uzavrano

  • Dokumenty11 087
  • Odsłony1 863 563
  • Obserwuję817
  • Rozmiar dokumentów11.3 GB
  • Ilość pobrań1 103 659

Carolyn G.Hart - Morderstwo według Agaty Christie

Dodano: 7 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 7 lata temu
Rozmiar :1.3 MB
Rozszerzenie:pdf

Carolyn G.Hart - Morderstwo według Agaty Christie.pdf

uzavrano EBooki C Carolyn G.Hart
Użytkownik uzavrano wgrał ten materiał 7 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 198 stron)

CAROLYN G. HART MORDERSTWO WEDŁUG AGATHY CHRISTIE (Tłumacz: JOLANTA BARTOSIK)

Ku czci Agathy Christie, Autorki najlepszych kryminałów na świecie. Dziękuję Barbarze D’Amato i Malice Domestic Mystery Convention za zgodę na wykorzystanie fragmentów “Szukamy skarbu z pomocą Agathy Christie”, napisanej przeze mnie i Barb dla Malice Domestic I, w kwietniu 1989. Dziękuję też Dorothy Cannell za to, że podzieliła się ze mną swoimi wspomnieniami z przyjęć pod gołym niebem; to ona podsuneła mi pomysły takie jak rzut kokosem czy łowienie z zawiązanymi oczami przedmiotów pływających w wodzie.

Osoby NEIL C. BLEDSOE Sarkastyczny, błyskotliwy, niesympatyczny; nieokrzesany krytyk szukający guza. VICTORIA SHAW Obdarzona cichym głosem, uprzejma kobieta, która nie zapomniała i nigdy nie zapomni. HENNY BRAWLEY Niezwykła czytelniczka kryminałów; niecierpliwie czeka na konferencję, na której chce pokazać wszystkim, jak wiele wie o Agacie Christie. KATHRYN HONEYCUTT O nikim nie chce myśleć źle; nawet o swoim bratanku, Neilu Bledsoe. JOHN BORDER STONE Z niecierpliwością czekał na konferencję, która całkowicie odmieniła jego losy. ANNIE LAURANCE DARLING Właścicielka najlepszej na wschód od Atlanty księgarni z kryminałami; pełna życia, uczuciowa, zdecydowana. INGRID SMITH Wspaniała sekretarka Annie, pomagająca jej w prowadzeniu księgarni “Śmierć na żądanie". Zawsze cierpliwa, czasem zgryźliwa. LAUREL DARLING ROETHKE Radosna, pełna niespodzianek, denerwująca teściowa Annie. Tym razem pełna entuzjazmu. EMMA CLYDE Znana autorka kryminałów, mieszkająca na Bro-ward's Rock. Podejrzewano ją o popełnienie prawdziwego morderstwa. NATALIE MARLOW Autorka “Tymi schodami w dół". Niezręczna, drażliwa, błyskotliwa. Jak gwałtowny jest jej gniew? FRANK SAULTER Komendant policji. Zamyślony, szczery, zmartwiony.

VINCE ELLIS Młody i energiczny redaktor “Island Gazette". BARB Sekretarka “Poufnych zadań", agencji udzielającej dobrych rad, kierowanej przez Maxa Darlinga. NATHAN HILLMAN Dyrektor naczelny i redaktor w wydawnictwie Hiliman Housc; stracił kogoś więcej niż tylko cenioną autorkę, kiedy Pnmela Gerrard Davis wzięła ślub z Neilem Bledsoe. DEREK DAVIS Winą za śmierć matki obciążał Bledsoe'a. MARGO WRIGHT A », iiiku literacka. Nigdy nie zapomni tego, co zrobił jej HIptInne, MAX DARLING Opanonowany, zrównoważony mąż Annie. Mężczyzna dojrzały i piekielnie seksowny. FLEUR CALLOWAY Dlaczego przestała pisać? Neila Bledsoe nie chce widzieć na oczy. JAMES BENTLEY Uczestnik konferencji. Przed księgarnią “Śmierć na żądanie" widział osobę, która strzelała, ale nie potrafił podać jej rysopisu. BILLY CAMERON Zastępca komendanta policji Saultera. Konferencja przysporzy mu wielu kłopotów. LADY GWENDOLYN TOMPKINS Razem z Annie organizuje konferencję. Jest aktualnie panującą w Anglii królową kryminałów. Żwawa, mądra, nieposkromiona. ED MERRITT Kierownik hotelu. Żąda, żeby te bezsensowne morderstwa wreszcie się skończyły! BRICE WILLARD POSEY Napuszony prokurator okręgowy. Nie potrafi się porozumieć z lady Gwendolyn. JEAN REINHARDT Tak wspomina książkę Stone'a, której żaden wydawca nie chciał wydać: “wszystkim

obcinał stopy!" DUANE WEBB Przyjaciel Ingrid. Powiedział Bledsoe'owi, żeby się odwalił. TERRY ABBOTT Mówi, że Stone miał tylko jeden problem: brakowało mu talentu.

I Wskazówka do odgadnięcia tytułu książki Agathy Christie: Strzeż się twarzy pełnej fałszu, Nie można ufać nikomu w tym cichym miejscu W wielkim umyśle rodzą się wielkie myśli. Neil Bledsoe był o sobie dobrego mniemania. Pomysł, który całkiem nieoczekiwanie przyszedł mu do głowy, był doskonały i mógł się przyczynić do rozwiązania wszystkich jego problemów. Gdzie się, u diabła, podziała ta broszurka? Zniecierpliwiony, Bledsoe wysypał na podłogę całą zawartość kosza na śmieci. Nie zwracał uwagi na popiół z cygar ani zgniecione w kulki kartki maszynowego papieru. Wreszcie znalazł to, czego szukał, i rozprostował pomięte strony. Dobry papier, porządny druk - nie poskąpiono pieniędzy. Na pierwszej stronie znalazł potrzebne informacje: Konferencja ku czci Agaty Christie. Zorganizowana z okazji setnej rocznicy urodzin Agaty Christie, najlepszej autorki powieści kryminalnych, odbędzie się w dniach 9-15 września w Palmetto House na Broward’s Rock Islan w Karolinie Południowej Organizatorkami konferencji są: Współczesna królowa angielskiej powieści kryminalnej, Lady Gwedoluyn Tompkins, Oraz właścicielka księgarni “Śmierć na żądanie”, Annie Laurance Darling Przyjadą wszyscy: te cholerne pisarki, redaktorzy, agenci literaccy i zniewieściali faceci, pisujący żałosne powieści detektywistyczne zamiast prawdziwych kryminałów ocieka- jących krwią i pełnych scen przyprawiających o mdłości. Neil schylił się, wyjął z pudełka cygaro i zapalił je. Przez chwilę obracał językiem gęsty dym, smakując spowijający go, prawdziwie męski zapach. Kobiety nienawidzą cygar. Dlatego on pali je wszędzie. Szczególnie chętnie w windach. Za każdym razem znajdzie się jakaś chuda wiedźma, która zwróci mu uwagę i popuka czerwonym paznokciem w tabliczkę informującą o zakazie palenia. Neil uwielbia mówić takim babom, gdzie mogą sobie tę tabliczkę wsadzić. Zakaz palenia to tylko głupi dowcip. Czy gdzieś znajdzie się osioł, który aresztowałby normalnego obywatela za palenie w niewłaściwym miejscu? Bledsoe przesunął nieco swoje potężne ciało, żeby spojrzeć na odbicie ciemnej twarzy w tym cholernym lusterku, które ustawiła tu Pamela. Tylko to po niej zostało. Oto twarz człowieka, z którym trzeba się liczyć. Opadające czarne brwi ściągnął w groźnym grymasie. Na rumianej, twardej jak rzemień skórze widać było wyraźne ślady po ospie. Nikt go nie pomyli z którymś z znie-wieściałych pisarzy.

Nienawidzą go. Nienawidzą go i boją się. Na miły Bóg, zepsuje im całą konferencję. Zaczął przerzucać kartki broszurki. Przyjęcie w ogrodzie, wykłady znanych pisarzy, angielskie kolacje, wystawa starych aut, zabawa w poszukiwanie skarbu, konkurs znajomości faktów z życia i twórczości Agathy Christie, bal, na który można przyjść przebranym za dowolną postać stworzoną przez Christie Spojrzał na nazwiska pisarzy, którzy zapowiedzieli swoje przybycie. Coś zabulgotało mu w piersiach, kiedy zaczął się śmiać. Psiakrew, nie mogło być lepiej. Na konferencji będą prawie wszyscy jego wrogowie. Już on się postara, żeby ci, którzy przyjeżdżając tam, nie byli jego nieprzyjaciółmi, szybko się nimi stali. Kartę uczestnika oraz formularz potrzebny do zarezerwowania sobie miejsca w hotelu znalazł na ostatniej stronie. Przytrzymał cygaro zębami i wykrzywił usta w nieprzyjemnym uśmiechu. Dużymi, czarnymi literami wypisał swoje nazwisko. Chryste! Rozpęta tam prawdziwe piekło.

II Wskazówka do odgadnięcia tytułu książki Agathy Christie: Zadowolona, urocza, bogata Linnet. Najszczęśliwsza na świecie. A może nie? Victoria Shaw stała przy skrzynce na listy; w ręce trzymała kopertę. Serce waliło jej jak młotem od zbyt szybkiego marszu. Janice nalegała, żeby Victoria zrobiła sobie ogólne badania. Ale czy to ważne, ile razy uderzy jeszcze jej serce? Nie obchodzi jej to, od kiedy... Nie, nie, nie! Nie będzie o tym myślała. Nie i jeszcze raz nie! Słaba dłoń, trzymająca kopertę, zadrżała. Jeśli wyśle ten list, jeśli pojedzie na konferencję, może na nowo obudzić ból i zabójczą wściekłość, która drążyła jej duszę po śmierci Bryana. Nie, nie pozwoli na to! W ciągu kilku lat samotności nauczyła się jednego: myślami można kierować. Nie przyniosło to wprawdzie żadnej radości, ale okazało się skuteczne. Victoria musiała się tego nauczyć, żeby nie zwariować. Konferencja w jakiejś części będzie poświęcona również Bryanowi. Głównym tematem jest wprawdzie wkład Agathy Christie w rozwój literatury sensacyjnej, ale Bryan również znalazł się wśród autorów, o których będzie mowa, ponieważ i on wniósł wiele nowego do świata kryminałów. Będą podziwiali Bryana, będą go chwalili, będą rozmawiali o jego książkach... Yictoria usłyszała warkot samochodu listonosza. Z bijącym sercem wrzuciła list do skrzynki.

III Wskazówka do odgadnięcia tytułu książki Agathy Christie: Dziecięcy śmiech, na wodzie pływają jabłka; Zbyt dużo słów i dojdzie do morderstwa. Henny Brawley niespokojnie chodziła po gabinecie. Gdzie jest ta cholerna książka? Przed chwilą miała ją w ręku. Po całym pokoju porozrzucane były kartki, zapisane ładnym, czytelnym pismem Henny. Nie bacząc na późną porę - było już po północy - Henny radośnie gwizdała. Od lat nie bawi-ta się tak dobrze. Jest tutaj! Przesunęła książki Agahty Christie, wchodzące w skład niedawno na nowo oprawionego zbioru dzieł królowej kryminału, i wzięła do ręki najnowsze wydanie “Przewodnika po życiu i twórczości Agathy Christie" Dennisa Sandersa i Lena Lovallo. Tam znalazła to, czego szukała. Właściwą stronę zaznaczyła nową zakładką, którą dostała w “Śmierci na żądanie" - najlepszej księgarni na wyspie. Teraz gwizdała z wielką przyjemnością. Na niektóre z tych pytań nikt nie potrafi odpowiedzieć! Podbiegła do biurka i napisała: Kto podsunął Christie pomysł na “Śmierć lorda Edgware'a"? Na drugiej kartce, zatytułowanej “Odpowiedzi na pytania do konkursu znajomości faktów z życia Agathy Christie", Henny dopisała: Ruth Draper (1884-1956) zdobyła w Londynie sławę dzięki przedstawieniom, podczas których wcielała się w przeróżne postaci: od zrzędliwej żony po wieśniaczkę modlącą się w kościele. Zaintrygowana niezwykłymi umiejętnościami aktorki, Agatha Christie wymyśliła kolejną zawitą intrygę. Posapując z zadowolenia. Henny przeczytała wszystkie pytania. Konkurs na pewno będzie się cieszył dużym zainteresowaniem. Ciekawe, jak Emma Clyde da sobie radę. Henny nie zamierzała udowadniać, że wie o Agacie Christie więcej niż, mieszkająca na wyspie znana pisarka, ponieważ i tak nikt nie powinien w to wątpić. Jeśli chodzi o angielską autorkę, lady Gwendolyn Tompkins, to w ogóle trudno zrozumieć, dlaczego uchodzi ona za znawczynię twórczości Agathy. Henny nie była zazdrosna o lady Gwendolyn, która - Jako współorganizatorka - zajmie na konferencji ku czci Christie honorowe miejsce. Wcale nie. Zazdrość byłaby poniżająca. Ale kto, do diabła, włożył w organizację konferencji najwięcej pracy? Henny Brawley!

IV Wskazówka do odgadnięcia tytułu książki Agathy Christie: Gdzie Agnes Woddell była? Kogo lub co widziała? Kathryn Honeycutt nie wierzyła wprawdzie w astrologię, musiała jednak przyznać, że czasem zdarzają się niesamowite historie. Kathryn rzadko czytywała horoskopy. Dzisiaj akurat napisano: “otrzymasz nieoczekiwaną wiadomość". Potem przyszedł list od Neila z zaproszeniem na uroczyste obchody setnej rocznicy urodzin Agathy Christie. Kathryn nigdy by nie pomyślała, że Neil może się interesować taką konferencją. Zawsze szydził z książek Agathy Christie. Twierdził, że są napisane w stylu reklam na pudełkach płatków owsianych. Neil lubił wulgarne, krwawe, brutalne powieści. Dlaczego ludzie to czytają? Gdyby Kathryn interesowała się czymś takim, wystarczyłyby jej dostarczane przez codzienne gazety opisy gwałtów, cudzołóstwa, maltretowania kobiet. Jej to jednak nie interesowało. Agatha Christie to co innego! Stukając butami po wyłożonej płytkami ceramiczymi podłodze, Kathryn podeszła do pólek, zastawionych książkami Christie. Wyciągnęła rękę, żeby dotknąć złoconych liter na czarnych grzbietach. Ten kompletny zbiór dzieł Agathy dostała w prezencie bożonarodzeniowym od Neila. Czasem potrafił być wspaniałomyślny, chociaż Kathryn nie była pewna czystości jego motywów. Piękne wydanie. Rzecz jasna, stare książki również zatrzymała. Były dla niej jak przyjaciele. Do wielu z nich lubiła wracać ciągle na nowo. “Pamiętna śmierć"; komu przyszłoby do głowy, że Rosemary Burton popełniła samobójstwo? “N czy M?"; nie udało im się odsunąć Tuppence od śledztwa. Christie często powtarzała, że starsze panie dużo wiedzą i wiele potrafią zrozumieć, dlatego świat powinien korzystać z ich mądrości. Kathryn podniosła rękę i zwichrzyła swoje miękkie, mlecznobiałe włosy. Wiele osób mówiło jej, że przypomina Jane Marple. Była wysoka, szczupła, miała siwe włosy, błękitne oczy, różową cerę i lubiła robić na drutach mięciutkie sweterki dla dzieci. Z powodu tego podobieństwa najchętniej czytała te książki, których bohaterką jest Jane Marple, szczególnie zaś “Morderstwo na plebani!". Otworzyła broszurkę, którą Neil dołączył do listu, i podniosła ją do oczu. Ach, jaki wspaniały program! Będzie nawet bal kostiumowy. Kathryn przebierze się za pannę Marple. Zamyślona, zmarszczyła siwe brwi. Na tweed będzie za ciepło. Włoży letnią sukienkę. Będą herbatki, dyskusje zaproszonych gości, przyjadą znani pisarze. Cały tydzień spędzi w towarzystwie wielbicieli Agathy Christie i jej książek. Prawdziwy raj! Mimo że Neil też tam będzie. - Wstydziłabyś się, Kathryn! Często mówiła do siebie na głos. Zdarza się to osobom mieszkającym samotnie. - Biedny Neil. To nie jego wina, że jest taki, jaki jest. - Na jej spokojnej twarzy pojawił

się uśmiech. - Może - mruknęła pod nosem - trochę się zmienił? Kathryn zawsze spodziewała się najlepszego. Jednak w przypadku Neila nie było to łatwe. Zawsze podejrzewała, iv celowo nie zamknął bramy owego wiosennego dnia, kiedy Foster wybiegł na ulicę i wpadł pod samochód. Ale to przecież niemożliwe, żeby ktoś, nawet tak zły jak Neil, poważył się na coś podobnego. Wszystkiemu winien jego straszny wygląd. Na rumianej twarzy Neila zawsze gości nieprzyjemny grymas. Nie powinno się go jednak sądzić po wyglądzie. Chociaż Jane Marple byłaby innego zdania. Kathryn westchnęła ciężko. Wygląda wprawdzie jak Jane, ale pod innymi względami jest bardziej podobna do Dolly Bantry, najbliższej przyjaciółki Jane. Poglądy panny Marple były bardzo surowe, wiktoriańskie. Dolly zaś, zajęta swoim ogrodem, nie miała czasu na poznawanie czarnej strony ludzkiej natury. Kathryn wydęła wargi. W zeszłym roku była bardzo zdziwiona, kiedy wyszło na jaw, że sympatyczny młody człowiek sprzedał jej sfałszowany znaczek. Neil był wściekły. Powiedział, że ciotka zasłużyła sobie na to. Kathryn spaliła znaczek... Od tego czasu zawsze sprawdzała autentyczność kupowanych okazów. Wspięła się na palce, żeby spojrzeć na zbiory zabezpieczone pod szkłem, stojące rzędem nad książkami Christie. Bez szkła powiększającego widziała tylko niewyraźne, roz- mazane linie i kolory. Henry Clay - biały kruk, nowy klejnot w kolekcji dziewiętnastowiecznych amerykańskich znaczków pocztowych. Ostatnio wiele czasu spędzała na oglądaniu swoich zbiorów przez szkło powiększające. Kathryn zatarła ręce. Książki i znaczki były dla niej źródłem wielu radości. Jej myśli snuły się swobodnie, jak złota rybka w słonecznym basenie. Mrużąc oczy, żeby lepiej widzieć, popatrzyła na książki. Ostatnio nawet w specjalnych okularach czytanie przychodziło jej z trudem. Mimo to, uśmiechając się lekko, sięgnęła po “Uśpione morderstwo".

V Wskazówka do odgadnięcia tytułu książki Agathy Christie: Na Bess Sedgwick spadła cała wina, Ale Poirot się na to nabrać nie da. John Border Stone wyglądał przez iluminator, kiedy samolot kołował nad lotniskiem. Palmy! Pierwszy raz w życiu widział palmy. Jak cudownie! A to dopiero początek. Będzie musiał odegrać swoją rolę - czym zwróci na siebie powszechną uwagę - a potem zostanie przedstawiony najlepszym redaktorom i wkroczy na drogę sukcesu i sławy. Tylko tego mu brakowało: okazji, żeby dać komuś do przeczytania swoje dzieło. Jeśli pokaże książkę dobremu redaktorowi, z pewnością zostanie opublikowana. To dziwne, że nikt nie chce z człowiekiem rozmawiać, dopóki nie ma swojego agenta. Skąd ktoś, kto jeszcze nic nie wydał, ma wziąć agenta? Wszyscy powtarzają to samo: musisz jeździć na konferencje pisarzy, umawiać się na spotkania z redaktorami i opowiadać im o swojej książce. Robił to nieraz. Nikt jednak nie chciał przeczytać “Księcia popiołów". John oddał się marzeniom. Na liście bestsellerów “New York Timesa" zajdzie wyżej od Toma Clancy'ego, będzie występował w programach telewizyjnych, będzie na ty ze znanymi dziennikarzami i tysiące wielbicieli będą polowały na jego autograf. Nagły wstrząs, kiedy samolot dotknął płyty lotniska, przywrócił go rzeczywistości: cudownej, niewiarygodnej, magicznej i podniecającej.

VI Wskazówka do odgadnięcia tytułu książki Agathy Christie: Zbyt dużo tych wypadków; Na pięknej twarzy chciwość nie wyryła śladów. Annie liczyła duże butelki szampana: ...cztery, pięć, sześć. Na pewno wystarczy. Obróciła się na pięcie i wybiegła z magazynu. - Ingrid! - Tak? Zaufana ekspedientka księgarni wyjmowała z pudełka plastikowe kieliszki do wina i ustawiała je na stole przykrytym czystym obrusem, jednocześnie próbując odpędzić od dekoracji zdobiącej środek stołu Agathę, sklepową kotkę. Mimo wysokiej ceny (240 dolarów), Annie nie potrafiła nie oprzeć pokusie kupienia woskowej repliki dekoracji stołu z amerykańskiego filmu “Dziesięciu Murzynków", nakręconego w 1945 roku, z Barrym Fitzgeraldem w roli sędziego Quincannona. Agatha zamachnęła się zwinną, czarna łapką na jedną z figurek. Ingrid podniosła kota i przestawiła go na barek, starając się uniknąć kontaktu z ostrymi pazurkami. - Widzisz, jakie ładne pudełeczko. No, Agatho, przecież lubisz pudełka. Wytworny czarny kot prychnął tylko, wyrażając w ten sposób swoje niezadowolenie. Stoły, zwykle rozstawione w przylegającej do księgarni kawiarence, ustawiono pod ścianą. Ułożono na nich książki Agathy Christie w takiej kolejności, w jakiej ukazywały się drukiem (pierwsza była “Tajemnicza historia w Styles" z 1920 roku, a ostatnie “Uśpione morderstwo" z roku 1946), oraz rozmaite pamiątki związane z niezwykle ciekawym i płodnym życiem królowej kryminałów. Krzesła również uprzątnięto i ustawiono w kącie magazynu, za wiaderkami z lodem, w których chłodziły się wielkie butle szampana. - Jak myślisz, czy nie zabraknie nam szampana? - spytała rozgorączkowana Annie. - Henny powiedziała, że zameldowało się już sto osób. Co będzie, jeśli wszyscy przyjadą? Annie przesunęła dłonią po gęstych, zmierzwionych włosach. Wszystko wydawało się proste, kiedy planowała tę konferencję. Czy może być coś przyjemniejszego od sobotniego szampana w “Śmierci na żądanie", wypitego za zdrowie tych, którzy nieco wcześniej przyjechali na rozpoczynającą się w niedzielę konferencję ku czci Agathy Christie, i dyskretne- go - Annie zignorowała prychnięcie, jakim skwitowała to słowo Ingrid - zaprezentowania znamienitym czytelnikom powieści kryminalnych (czyli takim, którzy za jednym zamachem potrafią wydać na książki setki dolarów) najlepszej księgarni na wschód od Atlanty? Najnowsze książki Peters, Elkinsa, Pickarda, Barnarda, Clark, Matery i Cannella już zostały ustawione w recepcji, gdzie będą kusiły przybywających, ale w głowie Annie nieustannie wirowały niespokojne myśli dotyczące różnych spraw, które trzeba załatwić w ostatniej chwili. Co będzie, jeśli jutro, w dniu wielkiego przyjęcia pod gołym niebem, zacznie padać deszcz? Czy drukarnia przysłała już program na wieczór? Czy wydrukowała wska-gówki dla

poszukiwaczy skarbu? Czy Billy Cameron, zastępca Franka Saultera, komendanta policji, podejmie się roli stróża nocnego w przeddzień wystawy stylowych samochodów? Czy Max przygotował główną nagrodę dla najlepszego poszukiwacza skarbu? Max! Annie obiecała swojemu niezwykle opanowanemu, cudownemu mężowi, że pobiega z nim dla zdrowia przed wieczornym przyjęciem. (“Nie chcę, żebyś jeszcze przed rozpoczęciem konferencji rozchorowała się ze zdenerwowania, skarbie".) Kochany Max, jest dla żony bardzo dobry. Można się od niego uczyć niewzruszonego spokoju, chociaż Annie czasem myśli, że niektórymi sprawami Max powinien się bardziej przejmować. Czy jest coś, co mogłoby go wytrącić z równowagi? Max... bieganie... drukarnia... Wielki Boże, szampan! Czy go wystarczy? Kupiła duże butelki, po półtora litra. Ile to będzie uncji? Annie nawet nie pró- bowała przeliczać. Z matematyką była na bakier. Załóżmy, że każdy wypije po dwa kieliszki... - Agatha, przestań - jęknęła Annie. Zdjęła czarną kotkę z dekoracji ustawionej na stole, zaniosła wyrywającego się zwierzaka na zaplecze i zamknęła drzwi. Potem obróciła się i zawołała: - Więcej szampana! Pospiesz się, Ingrid. Musisz kupić jeszcze co najmniej dwie duże butelki. - Ależ Annie, jestem pewna, że wystarczy nam to, co już mamy. Annie podeszła do bufetu i otworzyła następne pudło z kieliszkami. - Ja się tym zajmę. Pospiesz się, Ingrid. Co najmniej dwie. Nie, najlepiej kup trzy. Kiedy Ingrid wyszła, zadzwonił telefon, jakby tylko na to czekał. Annie spojrzała na francuski aparat ze złoconego brązu. Dostała go od Maxa. Czy mąż rzeczywiście myślał, że Annie spodoba się ten potwór w stylu rokoko? Cholerny aparat znów zadzwonił. Od pewnego czasu Annie obdarzała telefon mieszanymi uczuciami. Zaczęło się to w czasach, kiedy Laurel Darling Roethke, wówczas jeszcze przyszła teściowa Annie, zaczęła przyczyniać się do wzrostu dochodów MCI, wydzwaniając z pytaniami dotyczącymi szczegółów organizacji ślubu i przyjęcia weselnego swojego syna. Teraz, na szczęście, mają to już za sobą. Od blisko roku Annie jest żoną Maxa. Niestety, po ślubie Laurel nie przestała wydzwaniać, toteż Annie do dzisiaj nerwowo reaguje na dzwonek telefonu. Tym razem - w co samej Annie trudno było uwierzyć - pragnęła jednak, żeby to była Laurel, a nie lady Gwendolyn Tompkins. Gdyby tak samolot lady Gwendolyn został porwany i wylądował w Tybecie... Annie zawstydziła się tej myśli i pomodliła się w duchu, przepraszając Boga. Wystarczy, że samolot lady Gwendolyn zostanie porwany na kilka godzin, a potok niewiarygodnie skomplikowanych - chociaż zawsze bardzo radosnych - pomysłów na uatrakcyjnienie konferencji ustanie choć na trochę. Annie usłuchała syreniego śpiewu lady Gwendolyn, wychwalającej urok starych samochodów. Ale zorganizowanie tej wystawy okazało się bardzo trudne! Jeden z samochodów, sześcioosobowy mercedes-benz, przyjechał tu aż z Pasadeny. Annie podniosła słuchawkę. Odetchnęła, kiedy usłyszała głos jednej ze swoich klientek, która spytała, czy już przyszła najnowsza książka Eugene'a Izzi. Nie wiedziała ani o rozpoczynającej się wkrótce konferencji, ani o tym, że - ze względu na przygotowania do przyjęcia - w tę sobotę “Śmierć na żądanie" jest nieczynna.

Annie wyjmowała ostatni plastikowy kieliszek, kiedy telefon znów zadzwonił. Wczoraj lady Gwendolyn telefonowała trzy razy. Annie bez trudu rozpoznawała głos angielskiej pisarki, pełen zapału, radości i dobrego humoru. Opanowawszy gwałtowną niechęć, podniosła słuchawkę. - Tu “Śmierć na żądanie", słucham. Jak to dobrze, że telefony nie potrafią przekazywać obrazów powstających w naszej wyobraźni. Annie bowiem wyobrażała sobie znaną angielską pisarkę związaną i zakneblowaną (ale żywą), uwięzioną w najgłębszych zakamarkach lochów gdzieś we Francji. W słuchawce odezwał się głos dyrektora hotelu. Słychać w nim było źle skrywaną urazę. - Pani Darling, rozumiem, że chce pani urządzić wszystko jak należy, ale to nie jest Anglia. Gdzie pani znajdzie sprzęt do wędzenia śledzi? - Proszę się nie martwić. Jutro będzie na miejscu. Chyba że (Annie nie chciała się pozbawiać iskry nadziei) jakiś szaleniec porwie samolot lady Gwendolyn. Byłaby to ostatnia akcja nieszczęśnika. Annie była pewna, że lady Gwendolyn szybko namówiłaby niegodziwca do poświęcenia reszty życia badaniom nad sposobem uszczęśliwienia ludzkości. - Jutro - głos dyrektora hotelu brzmiał ponuro. - Wszystko przywiezie lady Gwendolyn Tompkins. Współorganizatorka konferencji. Dostarczy też przepisy. Wyjaśni Lionelowi, jak należy przygotować angielskie potrawy. - Lionel jest najsłynniejszym szefem kuchni w całym Łów Country. Jego zupa z piżmianu, krabów i krewetek jest już wręcz legendarna. Zupa z samic kraba z prawdziwą śmietanką - cudowna. Potrafi gotować ostrygi w szampanie... - Jestem przekonana, że lady Gwendolyn i Lionel znajdą wspólny język. Dziękuję za telefon. Annie odłożyła słuchawkę, rzuciła okiem na zegar i wyjęła ostatni kieliszek. Chwyciła puste pudełka, pobiegła z nimi na zaplecze, wcisnęła je tam, nogą odpychając Agathę, prychającą i obnażającą ostre ząbki, szybko zatrzasnęła drzwi i odwróciła się, żeby jeszcze raz rzucić okiem na pokój, przygotowany na przyjęcie gości. Słyszała swój szybki, głośny oddech. Uspokój się - pomyślała. Wszystko będzie dobrze. Musi być dobrze. Lady Gwendolyn przyjedzie dopiero jutro. Tę wiadomość Annie usłyszała pod koniec wczorajszej rozmowy. - Strasznie mi przykro, że nie będę na tym wspaniałym przyjęciu, Annie. Wiesz, możesz podać kawior. To zawsze stanowi atrakcję wieczoru. Pamiętam, kiedy pierwszy raz w życiu spróbowałam kawioru. Było to podczas podróży na Bałkany. Byłam jeszcze dziewczynką. Może dlatego zawsze lubiłam “Tajemnicę rezydencji »Chimneys«". Agatha żartowała sobie z sytuacji na Bałkanach. Mam kilka nowych pomysłów na naszą uroczystość. Co powiesz na dziewczęta w jasnych, pastelowych sukienkach? Tańcząc, przejdą przez pokój. Dziewczęta, oczywiście. Nie sukienki. To nadałoby uroczystości wiosenną lekkość. Chociaż nie mamy już wiosny. A może wystawa zwierząt? Dzieci przyniosłyby swoich ulubieńców. To mogłoby być zabawne. Towarzyskie psy, uparte koty... Zgodzisz się ze mną, że koty są najbardziej upartymi zwierzętami pod słońcem? Czuję się niezręcznie, nazywając koty zwierzętami. Mogę się założyć, że mój Książę Władysław obraziłby się o to. Tak łatwo go urazić. Jest bardzo wyniosły. O czym to ja mówiłam? Ano właśnie, o wystawie zwierząt...

Annie nie wyraziła zgody na wystawę zwierząt. Pisarka, wcale nie zrażona, bez sprzeciwu przyjęła odmowę. - Oczywiście, oczywiście. Rozumiem, że trudno byłoby to zorganizować. Aligatory rzeczywiście komplikują sytuację. Nasze przyjęcie w ogrodzie i tak będzie udane. Przyjadę w sobotę, żeby z wybiciem trzeciej rozpocząć przyjęcie. Agatha bardzo lubiła takie imprezy. U nas, rzecz jasna, organizuje się je na terenie wielkich posiadłości, a nie w hotelach. Ale trzeba się zadowolić tym, co się ma. Pomodlę się, żeby nie padało, ale gdyby nawet miało padać, rozłożymy parasole i nie poddamy się. Jakie to szczęście, że jutro będzie dopiero jutro. Dość już trosk, jak na jeden dzień. Annie uśmiechnęła się do swoich myśli. Wszystko jest na właściwym miejscu. “Śmierć na żądanie" nigdy nie wyglądała piękniej, wystawa nigdy nie była bardziej pociągająca. Pamiątki po największej pisarce wszech czasów, ustawione to tu, to tam, są naprawdę ciekawe. Było tu urocze zdjęcie, przedstawiające młodą Agathę Mary Ciarissę Miller, poważną dziewczynę o wielkich oczach i długich, kręconych włosach. Był rysunek Ashfield - rozpa- dającego się powoli domu w Torquay, w którym Agatha spędziła dzieciństwo i który przez całe życie wspominała z miłością. Były niektóre z jej ulubionych książek z dzieciństwa: “Przygody Herr Baby'ego" Molesworth, “Przygoda przyjeżdża pociągiem" Edith Nesbit, “Małe kobietki" i “Mali mężczyźni" Louisy May Alcott. Były fragmenty notatek, które Christie zrobiła, przygotowując się do egzaminu dla aptekarzy podczas I wojny światowej. “GENCJANA: z wyglądu przypomina rosyjską czekoladę. WYCIĄG ZE SPORYSZU: śmierdzi zepsutym mięsem. KOLODIUM: pachnie jak eter; biały osad wokół korka". Praca w aptece obudziła w Christie Zainteresowanie truciznami... i trucicielami. Wielka drewniana deska surfingowa z lat dwudziestych przypominała o wspaniałych miesięcznych wakacjach w 1922 roku, które Agatha spędziła na Hawajach ze swoim pierwszym mężem, Archiem Christie. To były spokojne dni. Christie rozwiedli się sześć lat później. Na kalendarzu z 1930 roku zakreślono na czerwono datę jedenastego września. Tego dnia Agatha wyszła za mąż za Maxa Mallowana, młodego archeologa, którego poznała w 1929 roku, podczas drugich odwiedzin u sir Leonarda Wooleya, kierującego wykopaliskami w Ur. Był plakat do filmu “Świadek oskarżenia" z tajemniczą, niezapomnianą twarzą Marleny Dietrich. Była też torba pełna jabłek, ulubionych owoców Ariadny Oliver, i wyblakłe zdjęcie kursującego po Nilu parowca S. S. Karnak. Christie opisała go w swojej trzydziestej książce - “Śmierć na Nilu". Był to jej ulubiony kryminał spośród tych, których akcja rozgrywa się poza granicami kraju. Była również kopia dokumentów znalezionych w grobie niedaleko Luksoru - listy napisane przed wiekami przez egipskiego właściciela ziemskiego, doglądającego pobliskiego grobu, które stały się inspiracją “Zakończeniem jest śmierć". Annie sapnęła z zadowoleniem i spojrzała na ścianę. Obrazy są piękne. Z pewnością wszystkich uczestników konferencji zainteresuje zwyczaj kultywowany w “Śmierci na żą- danie": co miesiąc na ścianie pojawiają się nowe obrazy ilustrujące znane powieści sensacyjne. Pierwsza osoba, która poprawnie odgadnie autorów i tytuły, otrzymuje w nagrodę książkę i darmową kawę. (Nagrodą jest coś z aktualności, oczywiście. Annie nie jest aż tak hojna, żeby oddać za darmo na przykład pierwsze wydanie “Dee Goong An i trzy tajemnicze morderstwa wyjaśnione przez sędziego Dee" Roberta Hansa van Guilka z nakładu liczącego tysiąc dwieście

egzemplarzy podpisanych przez samego van Guilka, a sprzedających się po dziewięćset dolarów za egzemplarz, czy też pierwsze wydanie “Z dowodem w zębach" Dorothy L. Sayers, w cenie osiemset dolarów za egzemplarz.) We wrześniu pierwszy obraz przedstawiał starszego pana o kruczoczarnych włosach, jajowatej głowie, zielonych, kocich oczach i potężnych wąsiskach. Mężczyzna przyglądał się z uwagą mokrej plamie na dywanie w typowej dla angielskiego dworu sypialni. Drugi mężczyzna, wyglądający na wojskowego, nie spuszczał oczu z pierwszego. Łóżko było w nieładzie. W kominku dymił popiół. Przez okno widać było rabaty kwitnących róż. Na podłodze leżała mała lampka, kilka książek, zapałki i szczątki zmiażdżonej filiżanki. Na biurku leżała purpurowa teczka. W jej zamku tkwił kluczyk. Drzwi prowadzące na korytarz i drugie, znajdujące się w głębi, były zamknięte. Trzecie drzwi, łączące pokój z sąsiednią sypialnią, zostały wyłamane i zwisały smętnie na zawiasach. Na drugim obrazie widać było eleganckiego mężczyznę omiatającego ostatnim spojrzeniem gabinet, który właśnie opuścił. Mężczyzna trzymał w ręce skórzaną torbę. W gabi- necie stały krzesła obite granatową skórą, okrągły stolik z gazetami i periodykami, półki z książkami. Widać było też kominek. Część pokoju pozostawała jednak niewidoczna. Mężczyzna w zamyśleniu marszczył brwi. Korytarzem zbliżał się już lokaj o twarzy sprytnego pochlebcy. Annie lubiła tę książkę. Bardzo inteligentna intryga. Jedna z niepowtarzalnych bajeczek niezrównanej autorki. Książka, którą ilustrował trzeci obraz, jest bez wątpienia jedną z najbardziej niezwykłych w historii literatury kryminalnej. Zegar w jadalni wskazywał godzinę dziewiątą dwadzieścia dwie. Ósemka gości w wieczorowych strojach pobladła ze strachu; wszyscy - od stojącego przy kominku dżentelmena o siwych wąsach do młodego, dość przystojnego mężczyzny przy dużym francuskim oknie wychodzącym na taras, gdzie z wypiekami na twarzy, sztywno siedziała starsza pani. Rozlana kawa i poprzewracane filiżanki leżały tam, gdzie lokaj upuścił tacę. Czwarty obraz był bardzo ponury. Na podłodze skromnego saloniku leżało ciało starszej kobiety. Ktoś zadał jej od tyłu cios w głowę. Siwe włosy i dywan splamione były krwią. Szuflady biurka były powyciągane, przechowywane w nich dokumenty powyrzucano na podłogę. Blady młodzieniec o przerażonym i niezdecydowanym wyrazie twarzy stał niepewnie w drzwiach. Na mankiecie jego koszuli widać było ślady krwi. Nigdzie nie było narzędzia zbrodni. Na piątym obrazie starsza pani z napięciem wyglądała przez okno wagonu. W pociągu, jadącym sąsiednim torem w tę samą stronę, mężczyzna, odwrócony do patrzącej plecami, dusił kobietę. Annie poczuła nagłe podniecenie. Wszystko w “Śmierci na żądanie" jest przygotowane. Rzuciła okiem na zegarek (tandetny, z plastikowym paskiem; na sam dźwięk słowa “rolex" robiło się jej niedobrze). Dochodzi czwarta. Może zdąży pobiegać i - jeśli Max wróci wcześniej do domu - zakosztować innej wieczornej rozkoszy. Zgasiła światło i przeszła na zaplecze, zostawiając za sobą mroczny sklep. Zatrzymała się na chwilę, żeby pogłaskać Agathę. Nie przestraszyła się ostrzegawczego prychania. Nagle usłyszała delikatny dźwięk dzwonka zawieszonego nad drzwiami wejściowymi. Odwróciła się

przekonana, że to Ingrid. Usłyszała lekkie kroki. W powietrzu rozeszła się delikatna woń bzu. Annie zajrzała do sklepu. Cholera! Tylko tego brakowało! Przez wysokie, wychodzące na północ okna, wpadało skąpe światło. W jego promieniach Annie zobaczyła niejasną dla innych, ale dla niej całkiem zrozumiałą, pantomimę. Niezwykle piękna kobieta o złotawych, połyskujących księżycowym blaskiem włosach, niebieskich oczach - ciemnych i pełnych życia, jak głębiny północnego morza - i szla- chetnych rysach, które w wieku osiemdziesięciu lat pozostaną równie urocze jak w osiemnaste urodziny, siedziała w kucki (nawet w tej pozycji, skrępowana modną długą spódnicą, wyglądała uroczo) pośrodku wystawy poświęconej Agacie Christie. Przez chwilę złocista głowa pozostawała nieruchoma, jakby nasłuchiwała. Potem pochyliła się z wyraźnym zadowoleniem i elegancka, zdobna w pierścienie (przeważnie z szafirami) dłoń otworzyła torebkę. Annie chrząknęła. Szczupłe ramiona przybyłej wyprostowały się. Annie przekręciła wyłącznik i w jednej chwili światło zalało wszystkie zakątki “Śmierci na żądanie", wyławiając z mroku bufet z ustawionymi na nim kubeczkami, na których czerwonymi literami wypisano tytuły znanych kryminałów, sympatyczny kącik dla czytelników z wygodnymi wiklinowymi krzesłami, paprotki zwisające z rafiowych koszyków, mosiężne lampy o podstawach z onyksu i lekko połyskujące, gumowane półki z książkami, ustawione po przekątnej w najobszerniejszej części sklepu. Nie odwracając się, przybyła powiedziała niezapomnianym, matowym, śpiewnym głosem: - Moja droga Annie, wcale mnie nie dziwi, że czaisz się tu w ciemnościach. Po tych słowach, wcale nie zmieszana, pochyliła się nad torbą i zaczęła wyjmować z niej różne przedmioty. - Nie chcę ci przeszkadzać, ale przyszło mi do głowy kilka nowych pomysłów. Odrobina historii wzbogaca życie w każdym jego przejawie. Annie zrobiła kilka kroków naprzód, dzielnie walcząc z poczuciem nieuchronnej klęski. Nie, Laurel nie wygra! Tym razem nie. Stanęła obok teściowej i zaczęła mówić, z trudem nadając swojemu głosowi przyjemne brzmienie. - Wiem, Laurel, że chcesz jak najlepiej - Annie uznała, że mówiąc te słowa, dopełniła chrześcijańskiego obowiązku okazywania miłosierdzia - ale to jest wystawa na cześć Christie. Tylko Agathy Christie - dodała z naciskiem. Laurel podniosła na nią pełne wyrzutu spojrzenie. W bławatkowych oczach malowało się niedowierzanie, rozczarowanie i wielkie zdumienie. Bitwy podobne do tej obie kobiety staczały już wielokrotnie i na rozmaite sposoby. Annie miała ochotę powiedzieć: daj spokój, Laurel. Fakt, że jednak zachowała milczenie, uznała za dowód na to, iż ma wyraźne zadatki na świętą. - Wiesz przecież - powiedziała grobowym głosem, ignorując wymowne spojrzenie - że będziemy świętować setną rocznicę urodzin najlepszej autorki kryminałów. Książki Agathy Christie osiągnęły miliardowy nakład. Miliardowy, rozumiesz Laurel? Laurel uśmiechnęła się łagodnie. - Oczywiście - powiedziała i lekkim machnięciem ręki zbyła tę cyfrę. - Jednakże - dodała spokojnie - bez jajka nie byłoby kurczęcia. Chyba zgodzisz się ze mną?

Znów pochyliła się nad torbą i z najwyższym szacunkiem wyjęła z niej kopię rękopisu. Była to kartka o rozmiarach 9 na 17 cm, zapisana drobnym, zwartym pismem. Laurel trzymała ją w dłoniach z taką czcią, jak kapłan podający do ucałowania święty obraz. - Czy Agatha osiągnęłaby coś, gdyby nie Edgar? Kto napisał pierwszą powieść kryminalną w historii literatury? Annie mruknęła w odpowiedzi: - A co z Vidocqiem? Co z Zadigiem Woltera? Laurel zaczęła wyjmować z torby dalsze przedmioty. Układała je półkolem na środku stołu. Oprócz reprodukcji pierwszej strony rękopisu “Zabójstwo przy rue Morgue" znalazły się tam: “Złoty żuk", kupka listów (“Wykradziony list") i (wreszcie coś, co zainteresowało Annie; skąd Laurel to wytrzasnęła?) egzemplarze miesięcznika “Snowden's Ladies' Companion" z lutego i grudnia 1842 roku oraz z lutego 1843 roku, w których zamieszczono “Tajemnicę Marii Roget" w trzech odcinkach. Na koniec, pomrukując z zadowolenia, Laurel ustawiła wśród tylu nie chcianych rzeczy tabliczkę z pięknie wykaligrafowanym napisem: “Na początku". Annie nie wiedziała jeszcze, że jej teściowa posiadła sztukę kaligrafii. - No, nie - jęknęła Annie. Laurel spojrzała czule na synową. - Moja droga, wszystko to świetnie tu pasuje. Nasz drogi Arthur Conan Doyle powiedział: “Edgar Allan Poe jest ojcem powieści kryminalnej". - Rzeczywiście - zgodziła się Annie. - Ale powiedział też: “Nie wyobrażam sobie, żeby którykolwiek z jego następców mógł odkryć w tej dziedzinie coś nowego". A jednak Agacie Christie się udało. Tylko ona potrafiła wymyslać tak doskonałe intrygi. Nawiasem mówiąc, Poe był straszliwym nudziarzem. T. S. Eliot miał rację, kiedy powiedział: “Trzeba przyznać, że Poe miał wybitny umysł; mnie się jednak wydaje, że był to umysł osoby bardzo utalentowanej, która jeszcze nie osiągnęła pełnoletności". Laurel żachnęła się i przycisnęła dłoń do piersi. Jej twarz, jasna jak kwiat magnolii, pobladła. Annie podeszła do stołu. W niebieskich oczach teściowej dostrzegła rozpaczliwą wolę zwycięstwa. Laurel zastąpiła Annie drogę. Młoda kobieta uśmiechnęła się z wysiłkiem. - Nie myślisz, Laurel, że Howard chętnie wzbogaciłby swoją kolekcję o te materiały związane z Poem? Najnowsza sympatia Laurel, mieszkający na wyspie właściciel wielu statków, multimilioner Howard Cahill, miał w swojej rezydencji bogatą galerię sztuki. Laurel przywitała zmianę taktyki łaskawym kiwnięciem głowy i przesunęła stopy tak, że stała teraz tuż przy stole. - To miło z twojej strony, że pomyślałaś o Howardzie. Właśnie postanowiliśmy, że będziemy zbierali pamiątki po Poem. Jeszcze w tym tygodniu Howard weźmie udział w aukcji w Nowym Jorku - matowy głos Laurel zmienił się w gardłowy szept. - Nie powiedziałabym o tym nikomu, tylko tobie, bo... Dokończyła, szepcząc synowej prosto do ucha. Annie owionął zapach bzu. Oddech Laurel łaskotał ją w szyję. - Ależ Laurel - powiedziała spokojnie - ciągle się słyszy, że ktoś odkrył egzemplarz “Tamer..." - Ćśśś! - przerwała jej Laurel, rozglądając się wokół, jakby w mroku cichej księgarni mógł się ukrywać jakiś wrogi kolekcjoner pamiątek po Poem. Annie miała ochotę ryknąć na całe gardło: “Tamerlana i inne wiersze". Powstrzymała

się jednak, głęboko zaczerpnęła powietrza i - ignorując pełen zachęty uśmiech Laurel - spróbowała innego sposobu. - Nie sądzisz, że lepiej będzie zorganizować specjalne sympozjum poświęcone Poemu? W przyszłym roku. Mogłabyś się zająć... Głośny łomot zatrząsł drzwiami “Śmierci na żądanie". Czasem po samym pukaniu można poznać, że w drzwiach stoi nieszczęście. Ktoś, kto tak puka, nie przychodzi bez powodu. Annie pobiegła do drzwi. Boże, może Palmetto House się spalił? Może osoba, która miała uświetnić bankiet swoim przemówieniem, została porwana i jest gdzieś w Maroku? Może linie lotnicze ogłosiły strajk, uniemożliwiając podróżowanie? Jednym ruchem szeroko otworzyła drzwi. Emma Clyde, amerykańska pisarka, która powołała do życia siedemdziesięcioletnią kobietę-detektywa nazwiskiem Marigold Rembrandt, często była porównywana do Agathy Christie. Teraz patrzyła na Annie tak, jakby młodej właścicielce księgarni udowodniono właśnie, że wykorzystywała seksualnie nieletnich i sprzedawała dzieciom narkotyki. - Annie Laurance Darling, do jasnej cholery, co ty wyczyniasz? Co chcesz przez to osiągnąć? - warknęła. Ceniona pisarka z Broward's Rock Island budziła strach nawet wtedy, kiedy starała się być urocza. Tego jednak dnia nawet nie próbowała udawać sympatycznej. Jej kwadratowa twarz wyglądała jak wyrąbana ciężkim toporem w granicie. Otyła, szeroka w ramionach, Emma przez cały rok niezmiennie nosiła obszerne, jaskrawe kaftany. Ten, który miała na sobie tego dnia, był w pomarańczowe i różowe poprzeczne pasy. Robił piorunujące wrażenie w zestawieniu z niezwykłą fryzurą: kolorowe (różowe, zielone i pomarańczowe) włosy były poskręcane w sterczące kędziorki. Mimo tego stroju Emma nie wydała się Annie śmieszna. Była straszna. Annie wiedziała, że Emmę przed kilku laty podejrzewano o to, że zepchnęła swego nie umiejącego pływać i o wiele młodszego od siebie, niewiernego drugiego męża z pokładu luksusowego jachtu “Marigold's Pleasure". W raportach policyjnych wydarzenie to odnotowano jako wypadek. W głębi serca Annie była jednak przekonana, że mistrzyni fikcyjnych morderstw w prawdziwym życiu była w nich równie biegła. - Co się stało? - spytała Annie z niechęcią. - Jeśli dobrze rozumiem, jeśli powiedziałaś mi prawdę - w głosie Emmy brzmiał oskarżycielski ton - to konferencja ku czci Agathy Christie miała zgromadzić konserwatywnych pisarzy, być okazją do wspólnej zabawy tych, którzy piszą i którzy czytają klasyczne powieści detektywistyczne. Annie rozluźniła napięte mięśnie. - Tak właśnie jest! Wielkie nieba, Emma, co cię tak zdenerwowało? Widziałaś przecież program. Będzie wspaniale. - Nie będzie! - Autorka wydęła usta w gniewnym grymasie. Jasnopomarańczowa pomadka pasowała odcieniem do gniewnych rumieńców, które wystąpiły jej na policzki. - Dla- czego mi nie powiedziałaś... Dlaczego nikomu nie powiedziałaś, że przyjedzie Neil Bledsoe? Nie wierzyłam własnym oczom, kiedy zobaczyłam jego nazwisko na jakimś druczku w rejestracji. - Zaczekaj! Nie mam pojęcia, o kim mówisz. Kto to jest Neil Bledsoe? Spojrzenie jasnych oczu Emmy było ostre jak skalpel. Jej policzki zaczęły powoli

odzyskiwać normalny kolor. - Nie zapraszałaś Neila Bledsoe? - Emma, wiesz przecież, jak to było. Tę konferencję przygotowałam tak samo jak wszystkie inne. Musiałam mieć jedno znane nazwisko; kogoś, kto będzie oficjalnym gospodarzem. Tą osobą jest lady Gwendolyn. Potem rozesłałam zaproszenia do różnych pisarzy i do księgarń sprzedających kryminały. Zgłaszający się zobowiązani byli wpłacić pięćdziesiąt dolarów zaliczki i wypełnić formularz, w którym zaznaczali, czy są czytelnikami, pisarzami, wydawcami, agentami literackimi czy kim tam jeszcze. Henny przejrzała formularze. Do pisarzy wysłała list z zapytaniem, czy mieliby ochotę wziąć udział w panelach. O udział w panelu poprosiła również wdowę po Bryanie Shaw, Victorię. Tylko Fleur Calloway, nasz gość honorowy, otrzymała specjalne zaproszenie. Nazwisko Calloway Annie wymówiła z wielkim szacunkiem. Wiedziała, że w jej wieku (w czerwcu skończyła dwadzieścia sześć lat) nie wypada już czcić bohaterów, ale Fleur Calloway... Ach! Annie uwielbia jej książki od dnia, kiedy - w wieku piętnastu lat - pierwszy raz wzięła jedną z nich do ręki. Teraz nie miała jednak czasu na wspominanie miłego dreszczyku podniecenia, z jakim przed kilkoma tygodniami przyjęła telefon od Fleur Calloway (Fleur Calloway!). Pisarka miała cichy, łagodny głos. Powiedziała, że jest jej bardzo przyjemnie, że jeszcze o niej pamiętają, chociaż od kilku lat nie napisała żadnej książki. Annie przerwała wówczas i zapewniła, że wszyscy uwielbiają jej książki i że te, których nakład jeszcze się nie wyczerpał, sprzedają się doskonale. - Fleur Calloway - powtórzyła Emma jakimś dziwnym głosem. - Boże! Zapomniałam, że ona przyjeżdża. Jezu!

VII Wskazówka do odgadnięcia tytułu książki Agathy Christie: Henrietta starała się, jak mogła, I omal nie straciła życia. Pulchna, silna dłoń Emmy spoczęła już na kierownicy jaguara, ale kobieta nie przekręcała kluczyka w stacyjce. Annie wierciła się na rozgrzanej skórze siedzenia. Wrzesień na Broward's Rock ma swoje uroki. Szalone tempo lata jest już nieco wolniejsze, ale dopóki wiatr nie zmieni kierunku - zwykle następuje to w drugiej połowie miesiąca - na wyspie jest parno jak w Houston czy Kalkucie. Emma otworzyła okna, ale pasażer na przednim siedzeniu i tak czuł się tu jak w gorącej kąpieli. Strużki potu spływające Annie po twarzy i po plecach łaskotały ją nieprzyjemnie. Emma obserwowała wielkie tropikalne motyle, unoszące się leniwie nad połyskliwą, szmaragdowozieloną maską samochodu. Rudawe skrzydła z czarnymi żyłkami w ostrym świetle słońca wyglądały wspaniale. - Piękne. I bardzo kruche. Nie potrafię zrozumieć tych, którzy je łapią i przypinają szpilkami do papierowych tablic. - Po chwili dodała surowym tonem: - Byłam wściekła, kiedy znaleziono je gdzieś w meksykańskiej dżungli. Zdaje się, że światu strasznie zależy na zniszczeniu resztek ukrytego piękna. - Motyle odleciały. - Fleur przypomina motyla w locie. - Dłoń Emmy wykonała delikatny ruch. Silnik obudził się, ryknął i jaguar wyjechał z wysypanego pokruszonymi muszlami parkingu na zapleczu portowych sklepów. - Do diabła z Neilem! Głos Emmy był suchy i pozbawiony emocji, ale Annie poczuła się tak, jakby ktoś wylał na nią wiadro zimnej wody. Emma wypowiedziała swoje przekleństwo z najwyższą powagą. Annie znała pisarkę już kilka lat, ale nigdy nie widziała jej tak wściekłej. - Emma, kto to jest ten Neil Bledsoe? Co on takiego zrobił? I co się może wydarzyć podczas wspaniałej konferencji, którą Annie przygotowywała prawie cały rok? Zimne niebieskie oczy spojrzały na Annie zagadkowo. Potem wróciły do obserwacji drogi. - Aż trudno uwierzyć, że nie słyszałaś o Neilu Bledsoe, Annie. Co prawda był już znany, zanim ty pojawiłaś się w tym środowisku. To człowiek, który zrobi wszystko, żeby jego nazwisko było znane. Na rynku wydawniczym zajmował się chyba wszystkim po kolei. Był wdawcą, agentem literackim, krytykiem. Nie próbował jeszcze pisania powieści. To jednak nie znaczy, że nie pisze innych rzeczy. Wychwala pod niebiosa książki pełne okrucieństwa. Uwielbia autorów bezlitośnie uśmiercających w swoich książkach dziesiątki ludzi. Jaguar pomknął do przodu, jakby go osa ugryzła. Annie złapała się klamki. - Powiedz mi, co on takiego zrobił? - Łatwiej byłoby powiedzieć, czego nie robił. Annie zaczęła coś mówić, ale Emma podniosła rękę i przerwała jej. W wielkim rubinie,

zdobiącym palec pisarki, odbijały się promienie słońca. - Dobrze, powiem, ale nie jestem pewna, czy potrafisz to zrozumieć. Do tego potrzeba większej wrażliwości - rzuciła Annie krótkie, przenikliwe spojrzenie. - Ty chyba nie jesteś osobą wrażliwą. Jesteś... - Przerwała i włączyła prawy kierunkowskaz, sygnalizując zamiar wjechania na asfaltową jezdnię, ocienioną dębami, z których bujne pnącza zwieszały swoje upiorne paluchy. Jaguar skręcił. - ...nastawiona do życia bojowo. Gdyby ktoś wszedł ci w drogę, kazałabyś mu się wypchać. - Znów rzuciła Annie krótkie, przenikliwe spojrzenie. - Brakuje ci bujnej wyobraźni. Nikt nie mógłby sterować twoimi myślami. Annie nie darowałaby tych krzywdzących słów, gdyby nie fakt, że za nic w świecie nie chciała Emmie przerywać. - Nie jesteś pisarką - stwierdziła Emma. Jaguar pędził sto kilometrów na godzinę. - Co byś zrobiła, gdyby ktoś ci powiedział, że “Śmierć na żądanie" jest niegustownie umeblowana, źle reklamowana i fatalnie prowadzona? Annie pomyślała o programie komputerowym, na bieżąco kontrolującym stan magazynu, o obrotowych półkach na zapleczu, o liczącej ponad tysiąc osób liście klientów, którzy są listownie informowani o wszystkich nowościach, i warknęła: - Pękłabym ze śmiechu. - Właśnie - Emma rozchyliła wargi w grymasie przypominającym uśmiech. - Odpowiedziałabyś agresją. Gdyby taka krytyka wyszła od twojego kolegi po fachu, pokazałabyś mu ogłoszenia, kolorowy wykres zysków, wszystkie nowości i listę stałych klientów. Annie kiwnęła głową. - Taka właśnie jesteś. Sprzedajesz książki, ale ich nie piszesz. Teraz spróbuj sobie wyobrazić, że jesteś znaną pisarką. Piszesz lekkie, ciekawe kryminały, które pozwalają szukającym ucieczki i obolałym ludziom schronić się na jakiś czas w czarodziejskim kręgu spokoju. Takich ludzi nie brakuje. Krótko mówiąc, jesteś Fleur Calloway. Co byś zrobiła, gdyby znany krytyk, którego artykuły czytają wszyscy liczący się w świecie kryminałów, zaczął wyśmiewać twoje książki, nazywać je romantycznym nudziarstwem i głupią dzieci- nadą? Uznałby je za przebrzmiałe? To straszne oskarżenie. Lepiej pisać książki nudne niż przebrzmiałe. Neil potraktowałby cię bezlitośnie. Uwielbiałby powtarzać, że “stworzone przez autorkę postaci są płaskie jak papier". Twierdziłby, że w swoich intrygach nieciekawie i nieudolnie naśladujesz Agathę Christie i piszesz bardzo nierówno. Oskarżałby cię o zbyt lekkie podejście do morderstwa. Emma lekko zahamowała, gdyż na jezdnię wyszła łania z białym ogonkiem i z dwójką młodych. Annie myślała. Samochód znów pędził z wielką prędkością. Przez uchylone okno w dachu wpadało gorące powietrze. Emma sama odpowiedziała na swoje pytanie. - Rozdarłabyś się na całe gardło. Wysłałabyś go do wszystkich diabłów. Wówczas ludzie uznaliby cię za użalającą się nad sobą nieszczęśnicę, a tego Amerykanie nie lubią. Nazwałabyś krytyka gnidą, kłamcą, oskarżyłabyś go o to, że specjalnie chce cię zniszczyć. Wtedy zaczęto by mówić, że jesteś histeryczką. Emma wyglądała na znużoną. Annie nic z tego nie rozumiała. - Kimkolwiek by ten Neil Bledsoe był, nie potrafi zaszkodzić Fleur Calloway. Wystarczy, że nie będzie zwracała na niego uwagi. Wcale jej nie zaszkodził. Jej książki do

dzisiaj się sprzedają. - Annie zmarszczyła brwi. - Zaczekaj - poprosiła. To prawda, myślała, że książki Calloway sprzedają się bardzo dobrze. Ale od dwunastu lat nie wydała nic nowego. - Czy to możliwe, żeby przestała pisać tylko z powodu złośliwych recenzji tego faceta? - Nie - powiedziała krótko Emma. - Sprawa wygląda jeszcze gorzej. O wiele gorzej. Przy wjeździe na teren Palmetto House stały omszałe kamienne słupy. Po obu stronach podjazdu rosły niskie palmy, charakterystyczne dla Karoliny Południowej. Annie bardzo lubiła Palmetto House, mimo że musiała wysłuchać niejednego peanu na jego cześć z ust swojej teściowej, w której widok drzwi z żaluzjami i wiatraków pod sufitem budził sentymentalne wspomnienia. Hotel był piękny. Annie nie mogła się doczekać chwili, kiedy uczestnicy konferencji zobaczą jeden z najpiękniejszych starych kurortów na Sea Islands. Dwupiętrowy hotel z jasnymi, zdobionymi sztukaterią ścianami i czerwonym dachem, z ocienionymi werandami, zalany teraz ostrym światłem słońca, wyglądał przytulnie jak bawełniany hamak rozwieszony w cieniu palmy. Podjazd prowadził pod elegancki portyk. Zbliżając się do zakrętu przed głównym wejściem, Emma nie zwolniła. Annie wiedziała, że pisarka skieruje się na parking, ukryty za dwoma rzędami pięknych amerykańskich sosen. Droga biegnąca pod portykiem używana była głównie przez przyjeżdżających gości. Przed wejściem stało już kilka samochodów, wśród których uwijali się wynoszący bagaże przybysze. - Co takiego zrobił Bledsoe? - powtórzyła zniecierpliwiona Annie. Patrzyła właśnie na Emmę i dlatego zauważyła zmianę wyrazu jej twarzy. Pisarka zmrużyła oczy, zacisnęła szczęki i gwałtownie skręciła w prawo. Jaguar wjechał na podjazd prowadzący przed drzwi hotelu. Zaskoczona nagłym manewrem Annie przechyliła się w lewo i przewróciłaby się, gdyby nie była przypięta pasami. Wszystko działo się tak szybko, że nawet nie zdążyła krzyknąć. Wiatr świstał w otwartych oknach. Samochód zwiększał prędkość. Przed nimi mężczyzna w białym tropikalnym garniturze pochylił się nad bagażnikiem wielkiego lincolna. Słysząc ryk silnika, odwrócił się i zasłonił rękami, jakby chciał się w ten sposób obronić przed gniewnym metalowym napastnikiem. Otworzył usta. Jaguar i wiatr hałasowały tak, że Annie sama nie wiedziała, czy krzyknęła, czy też nie. Wyprostowała ręce i oparła się mocno o deskę rozdzielczą. Samochód stanął kilkanaście centymetrów od bagażnika lincolna. Przez chwilę dygotał jeszcze. W miejscu, gdzie opony wbiły się w podłoże, uniósł się kłąb kurzu. Na prawo od Annie mężczyzna w białym garniturze podnosił się z ziemi. Przed chwilą bowiem rzucił się na klomb świeżo posadzonych nagietków, gniotąc jaskrawe kwiatki, i przeturlał się na ścieżkę wysypaną tłuczonymi muszlami. Jakaś ostra krawędź przecięła mu skórę. Na zaciśniętej szczęce pojawiła się krew. Siedząca na tylnym siedzeniu lincolna starsza pani odwróciła się i spojrzała na jaguara. Na jej twarzy malowało się prawdziwe przerażenie. - Przepraszam cię, Annie - powiedziała spokojnie Emma. Wyłączyła silnik i splotła dłonie na kierownicy. Nie znać było po niej żadnych emocji. W ciszy, która zapadła, gdy ucichł świst wiatru i ryk silnika, Annie słyszała własny oddech. Ręce drżały jej tak, że nie mogła odpiąć pasów bezpieczeństwa. - Emma, na miły Bóg, co się stało? Pedał gazu ci się zaciął? Emma zignorowała pytanie. Przyglądała się mężczyźnie, którego chyba tylko cudem

nie przejechała. Jego pierś unosiła się w ciężkim oddechu; płonącym wzrokiem wpatrywał się w sportowy samochód Emmy. Był wysoki, miał potężną klatkę piersiową i mocne nogi. Duża głowa z karykaturalnie krótką szyją wyglądała jak przyrośnięta bezpośrednio do szerokich ramion. Gęste, czarne brwi osłaniały gniewne, ciemne oczy i zbiegały się nad mięsistym nosem. Rumiana, pokryta śladami po ospie twarz, miała teraz niezdrowy, ziemisty odcień. Mężczyzna spuścił głowę. Wyglądał jak szarżujący byk. Obszedł samochód i zawołał do Emmy przez otwarte okno: - Dziwka! Wariatka! Co ty sobie, do diabła, myślisz... Nagle zamknął usta. Krew spływająca z policzka zawisła mu czerwoną kroplą na brodzie. Hebanowoczarne oczy nabrały nieprzeniknionego wyrazu. Dwie dłonie - brutalne, o szerokich kciukach i kostkach porośniętych włosami - zacisnęły się na szybie, tuż koło twarzy Emmy. Annie nie mogła oderwać od niego oczu. Nigdy jeszcze żaden mężczyzna nie wywarł na niej takiego wrażenia. Tak złego wrażenia. Od razu poczuła, że ten człowiek przez całe życie dąży tylko do zaspokojenia swoich kaprysów, nie interesując się tymi, którzy posłużą mu do osiągnięcia celu. Widać to było w zmysłowym grymasie warg, w pogardzie dla świata widocznej w jego oczach, w bezlitosnym chwycie wielkich dłoni. Annie była tego świadoma, ale mężczyzna pociągał ją. Współczesny Sinobrody. Można by się założyć, że ma wielkie powodzenie u kobiet. Otaczała go atmosfera pociągającej, nieokiełznanej, aroganckiej męskości. Emma przechyliła głowę i podniosła wzrok na stojącego obok mężczyznę. - Przepraszam, Neil - mruknęła. W jej głosie nie było żalu. Czarne oczy mężczyzny znów zalśniły. - Zawsze gotowa do podjęcia ryzyka, co? Pewnego dnia posuniesz się za daleko i skręcisz sobie kark. - Bardzo inteligentna uwaga, mój drogi - odparła Emma. - Nie lepsza od twoich recenzji. Na brodzie mężczyzny drgnął napięty mięsień, ale dopiero patrząc na dłonie zaciskające się na szybie, można było zrozumieć, jak bardzo go ubodła ta złośliwa uwaga. Po chwili jednak rozchylił wargi, ukazując w dzikim uśmiechu pożółkłe od nikotyny zęby. - W zeszłym tygodniu pisałem o pewnej książce. Myślałem wtedy o tobie, Emma. On był wielokrotnym mordercą. Zabijał złośliwe, wredne baby. Lubił ciąć je żywcem na kawałki. Nagrywał ich krzyki. Najpiękniejsze było to... Samochód ożył. Neil Bledsoe odskoczył w ostatniej chwili. Emma gwałtownie cofnęła. Annie najpierw rzuciło do przodu, potem wcisnęło w siedzenie. Kiedy samochód mijał lincolna, Annie rzuciła okiem na siedzącą w nim kobietę. Miała siwe włosy i przerażone niebieskie oczy; pomarszczoną dłonią zasłaniała usta. Szybki sportowy samochód pomknął, mijając inne, zaparkowane na poboczu, i nie zwalniając wziął zakręt, by zjechać na parking, gdzie wzbił tuman kurzu i w końcu zatrzymał się za rzędem sosen. Emma w milczeniu wyłączyła silnik. Pierwsza odezwała się Annie: - Następnym razem, kiedy będziesz chciała przejechać kogoś swoim samochodem, uprzedź najpierw pasażera. Starała się powstrzymać drżenie głosu. Emma nie odezwała się. Zręcznym ruchem