uzavrano

  • Dokumenty11 087
  • Odsłony1 754 584
  • Obserwuję765
  • Rozmiar dokumentów11.3 GB
  • Ilość pobrań1 026 607

Catherine Coulter - Tajemnica dworu Rosehaven

Dodano: 7 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 7 lata temu
Rozmiar :1.3 MB
Rozszerzenie:pdf

Catherine Coulter - Tajemnica dworu Rosehaven.pdf

uzavrano EBooki C Catherine Coulter
Użytkownik uzavrano wgrał ten materiał 7 lata temu. Od tego czasu zobaczyło go już 19 osób, 27 z nich pobrało dokument.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 296 stron)

CATHERINE COULTER TAJEMNICA DWORU ROSEHAVEN

1 Początek lata 1277 roku, wschodnia Anglia zamek Oxborough - siedziba Fawke'a z Trentu, hrabiego Oxborough Ojciec jej nie lubił, ale przecież nigdy, przenigdy nie zrobiłby jej tego. Nawet gdy tak powtarzała sobie, że to nie może być prawda, nie mogła powstrzymać się od spoglądania na tego mężczyznę. Stał milczący, bez ruchu, a powietrze wokół niego zdawało się łagodnie wirować. Podświadomie wiedziała, że on nie wykona żadnego gestu, zanim nie oceni wszystkich obecnych w ogromnej sali zamku Oxborough. Dopiero wówczas zacznie działać. Miał mroczny wyraz twarzy, ale malował się na niej spokój. Ostre światło słoneczne, wpadające przez otwarte drzwi wielkiej sali, oświetlało jego nieruchomą sylwetkę. Przyglądała mu się ukryta w cieniu krętych kamiennych schodów. Nie chciała na niego patrzeć, nie chciała przyjąć do wiadomości, że w ogóle tu był, że przyjechał do Oxborough. Ale, niestety, był tu, i nie wyglądało na to, że ma zamiar wyjechać. Oczy miał tak błękitne, jak błękitne jest morze w promieniach ostrego porannego słońca, ale widać w nich było dojrzałość i doświadczenie, jakich człowiek w jego wieku nie powinien jeszcze mieć. Wzrok jego zdawał się nieobecny, jakby jakaś część jego osobowości miała pozostać dla innych niedostępna. Z miejsca, w którym stała, czuła jego siłę, determinację, butę i wyniosłość. W jej oczach wyglądał jak najlepszy przyjaciel samego diabła. Chociaż nie było wiatru, szary płaszcz z miękkiej tkaniny Falował wokół ciała mężczyzny. W gęstym, stojącym powietrzu czarny bicz, okręcony wokół jego nadgarstka, zdawał się szeptać jakieś słowa. Ale mężczyzna nic wykonał żadnego ruchu. Stał nieruchomy, spokojny, Czekał i obserwował. Bicz w ręku i ogromny miecz w pochwie przytroczonej do szerokiego skórzanego pasa były jego jedyną bronią. Ubrany był na szaro, nawet buty wykonano z miękkiej szarej skóry. Tunikę miał cynowoszarą, utkaną ze szlachetnej wełny, dopasowana koszulę o nieco jaśniejszym odcieniu, a rzemyki z szarej skory ściśle oplatały spodnie. Nic, ojciec nie mógł o tym myśleć. To na pewno nie był człowiek, którego sprowadził do Oxborough, by oddać mu ją za żonę. Hastings nie była zaniepokojona, Była przerażona. Ma wyjść za tego mężczyznę? On ma zostać jej mężem, panem i władcą? Nie, to z pewnością

nie len człowiek! Już bardziej prawdopodobne, że jest wysłannikiem Hadesu czy posłańcem z tajemniczej mrocznej krainy Avalonu. Czy ojciec naprawdę chciałby uczynić tego człowieka członkiem swego rodu? Zostawić mu włości, majątek? Przekazać tytuły, ponieważ córka była jedynym dzieckiem, które spłodził? Jedynym, i do tego dziewczynką, zupełnie bez znaczenia, jeśli chodzi o realizację jego planów. Z wyjątkiem małżeństwa. Z wyjątkiem związania jej z mężczyzną, który budził w niej śmiertelne przerażenie. Czy stary przyjaciel ojca Graelam de Moreton także chciał, by poślubiła właśnie tego mężczyznę? Lord Graelam był również jej przyjacielem. Pamiętała, jak bawił się z nią, podrzucał do góry, gdy miała nie więcej niż siedem lat. Był niemal członkiem rodziny. I on też pragnął, żeby ten typ został jej mężem?! To właśnie Graelam - w tej chwili wkraczający do ogromnej zamkowej sali powiedział, że ten mężczyzna jest godnym zaufania wojownikiem, szanowanym, poważanym, który honor ceni wyżej niż własne życie. Hastings nie bardzo wiedziała, co to znaczy. Naturalnie, nie powinna była tego słyszeć, ale dwa miesiące temu, skulona za krzesłem ojca, podsłuchała rozmowę. Teraz ojciec już nie siadywał przy stole, nie jadał obiadów w wielkiej sali, zajmując swe pięknie rzeźbione krzesło, obsługiwany przez pazia i giermka, prześcigających się w podawaniu panu najsmaczniejszych kąsków wołowiny. Teraz, leżąc w łóżku, małymi łykami popijał rosół i modlił się, żeby żołądek się nie zbuntował. Wydawało się, że płaszcz mężczyzny znowu się poruszył. Hastings z trudem powstrzymała okrzyk. Mieszkańcy Oxborough stali stłoczeni w wielkiej sali i przyglądali się obcemu, zastanawiając się, co będzie, kiedy zostanie ich panem. Czy okaże się porywczy i okrutny? Czy będzie na nich podnosił rękę, gdy mu się tylko spodoba? Czy będzie smagał batem, tak jak zrobił to jej ojciec, gdy dowiedział się, że matka zdradziła go z sokolnikiem? Hastings nienawidziła chłosty. Gdy płaszcz mężczyzny znów zafalował, rozległ się przenikliwy pisk. Hastings zasłoniła usta dłonią i skryła się w cieniu schodów. Mężczyzna wsunął pod płaszcz rękę w rękawicy i wyciągnął z zanadrza kudłate zwierzątko z puszystym ogonem. Zgromadzeni w wielkiej sali z sykiem wciągnęli powietrze. Czyżby stał przed nimi zaufany przyjaciel diabła? Och nie, nie, tylko nie to, nie kot! Była to jednak kuna. Zgrabna, o gęstym ciemnobrązowym futrze, ze śnieżnobiałą łatką pod brodą i na brzuchu. Hastings miała piękne futro uszyte z konich skór. Mogła pójść o zakład, że ta nigdy nie stanie się okryciem dla czyichś pleców. Pod opieką tego mężczyzny nic jej nie grozi. Ale po co takiemu wojownikowi kuna?!

Mężczyzna podniósł zwierzątko na wysokość twarzy, spojrzał mu w oczy, skinął głową, potem delikatnie wsunął z powrotem za pazuchę. Hastings uśmiechnęła się bezwiednie. Ten groźny z pozoru mąż nie mógł być naprawdę straszny, skoro przy sercu nosił ulubione zwierzątko. Graelam de Moreton stanął za obcym i poklepał go dłonią po plecach, tak jakby ten był tylko człowiekiem, po prostu zwykłym człowiekiem. Mężczyzna odwrócił się i uśmiechnął. Uśmiech całkowicie go zmienił. Wyglądał teraz bardzo zwyczajnie, po ludzku, ale już po chwili znowu przybrał poprzedni wygląd: kogoś obcego, tajemniczego, z drapieżną kuną za pazuchą. Obaj byli rosłymi mężami, wyższymi niż dąb, który Hastings zasadziła trzy lata temu. Zbyt potężni, zajmowali również zbyt dużo miejsca, przytłaczali wszystkich, którzy znaleźli się w pobliżu. A jednak nigdy nie bała się Graelama. Z historii, jakie opowiadał w jej dzieciństwie ojciec, wiedziała, że Graelam był wojownikiem, którego inni żołnierze omijali wielkim łukiem. Ojciec raz na własne oczy widział, jak Graelam jednym uderzeniem miecza przeciął człowieka na pół i z tą samą siłą zabił jeszcze trzech innych. Nigdy wcześniej nie przyszło jej do głowy, że człowiek w ogóle może przecinać na pół innych ludzi. - Graelam... - powiedział obcy. Glos miał głęboki i szorstki, przypominający dźwięk statku ocierającego się o nabrzeże podczas sztormu. - Jak to już. dawno leniu rąbnąłem pięścią w twoją paskudną gębę, tak że powaliłem cię na ziemię? Co u ciebie? - Jak najlepiej. Nie zasługuję na to, co mam, na całe to szczęście, którym Bóg mnie obdarza, ale codziennie mu za to dziękuję. I ostrzegam cię, nigdy w obecności mojej żony nie mów, że mam paskudną gębę. Jej się moja twarz podoba. Jest wprawdzie drobną kobietką, ale broni mnie jak lwica. - - To musi być wyjątkowa kobieta. Czy wiesz, dlaczego tu jestem? spytał przybyły. - Naturalnie - odparł Graelam de Moreton. - Szkoda, że Fawke z Trentu jest tak poważnie chory. Nie może zejść do wielkiej sali, by cię powitać. Powinna tu być Hastings i pozdrowić cię w imieniu ojca, ale jej nie widzę. Zjemy kolację, a polem zaprowadzę cię do Fawke'a. - Chciałbym zobaczyć się z nim już teraz. - Dobrze. Graelam skinął głową w stronę rządcy ojca, Torrica, tak chudego, iż Hastings kiedyś powiedziała, że zawsze gdy od morza wieje silny wiatr, boi się, że Torric połamie. Następnie Graelam ruchem ręki wskazał mężczyźnie, by ruszył w kierunku krętych kamiennych schodów, które prowadziły do komnat na córze. - Potem - powiedział - pewnie

będziesz chciał poznać jego córkę. - Chyba powinienem. Kiedy obaj znikli już z jej pola widzenia, Hastings wzięła głęboki oddech. Przy łóżku ojca decydują się jej losy i przyszłość Oxborough. A może ten mężczyzna się nie zgodzi? Weszła do wielkiej sali. Donośnym głosem zwróciła się do stojących tam trzydziestu kilku osób: ten człowiek przyjechał zobaczyć się z lordem Fawke. Przygotujmy się do obiadu. „Ale kim on jest?” - słyszała ze wszystkich stron. Ludzie szeptali, zasłaniając sobie usta rękoma, jakby on mógł usłyszeć. Ich twarze na przemian wyrażały to nieposkromioną ciekawość, to pochmurniały z obawy. Przecież ten człowiek mógłby prowadzić wojnę przeciwko całemu światu i nikomu nie okazałby litości. To Severin z Langthorne, baron Louges - powiedziała głośno. - On, lord Graelam i ich ludzie zjedzą u nas obiad. MacDear, wróć, proszę, do kuchni i polewaj pieczeń wieprzową miętowym sosem. Alice, dopilnuj, żeby chleb był ciepły i chrupiący. Allen, przynieś to słodkie wino, które lord Graelam lubi. - Zamilkła. Wszyscy gapili się na nią pytającym wzrokiem. Uniosła ręce. - Przypuszczam, że lord Severin przyjechał, by mnie poślubić - dodała. Była szczerze zdziwiona, że absolutnie nikt, nawet pomywaczki w kuchni, nie wiedział, kim jest gość i po co przybył. Umiał widać trzymać swe zamiary w tajemnicy. Wiedziała, że niedawno wrócił z Francji i przekonał się, że jego starszy brat został zamordowany, posiadłość jest zrujnowana, a chłopstwo głoduje. Z dobytku nie zostało nic prócz pól spustoszonych przez grasujące w okolicy bandy. No tak. Przyjechał poślubić ją, dziedziczkę Oxborough. Domyśliła się tego, gdy ojciec pytał Graelama, co wie o tym człowieku, co o nim myśli, jak go ocenia. A Graelam wychwalał go pod niebiosa. Opowiadał, jak król Edward, kiedy razem byli w Ziemi Świętej, życzył sobie, by Severin jechał po jego prawicy podczas tych ostatnich walk z Saracenami. Severin na wałach Acre stal ramię w ramię z Edwardem. „Nazywają go Severinem” - słyszała. Potem, zacierając stwardniałe dłonie, Graelam dodał: „To Severin, Szary Wojownik”. - Severin przyjechał, Fawke. Fawke z Trentu, hrabia Oxborough chciałby lepiej widzieć młodego człowieka, ale mgła, która przesłaniała mu oczy, stała się jeszcze gęściejsza niż rano. Nie widział dobrze nawet twarzy swojej córki, co zresztą wcale go nie martwiło, ponieważ dziewczyna była tak podobna do matki, że patrząc na nią, odczuwał fizyczny ból, zbyt wiele bólu. A teraz jeszcze nadchodziła śmierć. Nie chciał jej, ale się z nią pogodził. W chwilach takich jak ta wręcz jej

pragnął, ale najpierw musiał załatwić tę sprawę. - Severin... - rzekł. Wiedział, że glos ma słaby i nienawidził się za to. Młody człowiek chwycił jego dłoń, uścisnął mocno, zdecydowanie, ale Fawke nie poczuł bólu. Czuł ciepło i siłę, więź przeszłości z przyszłością, przyszłością wielu pokoleń. Jego krew będzie płynęła w żyłach następnych pokoleń wojowników. - Poślubisz moją córkę? - Ożenię się z nią - odparł Severin. - I dziękuję, że to właśnie mnie wybrałeś. - Mówiłem ci, Severinie, że Hastings jest kobietą urodziwą. Będzie ci się podobała, tak jak i ty się jej spodobasz. Fawke z Trentu wyczuł, że młody mężczyzna skamieniał, słuchając jogo dalszych, wypowiadanych ledwie słyszalnym głosem słów, lecz mówił dalej: - Pragnę, Żebyś przyjął moje nazwisko. Nie mam syna, a nic chcę, żeby mój ród wygasł. Przekażę ci wszystkie włości, cały majątek, będziesz odbierał moją dziesięcinę, będziesz pańciu moich ludzi. Będziesz bronił trzech miast, zostaniesz właścicielem większości terenów w tych miastach, otrzymasz lenno jeszcze z trzech innych posiadłości. Jestem prawie tak bogaty jak król Edward, któremu powiedziałem, że zaledwie nieźle mi się wiedzie, ponieważ nie chcę, żeby nałożył na mnie większe podatki i żebym musiał zmniejszyć moją armię. No jak, poślubisz moją córkę? - Nie mogę przyjąć twojego nazwiska, Fawke z Trentu. - Severinie, nie musisz wyrzekać się własnego nazwiska - wyjaśnił Graelam. To nazwisko z tradycjami i nadal będziesz je dumnie nosił. Po prostu dodasz rodowe nazwisko Trent do własnego i tytuł hrabiowski do twojego obecnego tytułu. Zostaniesz Severinem z Langthorne - Trent, baronem Louges, hrabią Oxborough. Król Edward już wyraził zgodę i błogosławi waszemu związkowi. To powinno go zadowolić, pomyślał Fawke, żałując, iż nie widzi wyraźnie twarzy młodego mężczyzny. Lecz jego głos był głęboki, silny, a Graelam zapewniał, że Severin pochodzi ze zdrowego rodu. - Moja córka urodzi wiele dzieci. Jest zbudowana jak jej matka - powiedział. - Jest też młoda, ma zaledwie osiemnaście lal. Musisz mieć synów, Severinie, wielu synów. Dzięki nim oba nasze rody przetrwają. Severin nagle pomyślał o Marjorie. Doskonale pamiętał jej wspaniałe, srebrzyście błyszczące włosy, żywe błękitne oczy, lśniące, gdy się śmiała, i ciemniejące, prawie czarne w chwilach rozkoszy. Stopniowo jednak jej obraz stawał się coraz mniej wyraźny. Już dawno wydano ją za mąż. Była przeszłością, i nie pozwoli, by myśl o niej go prześladowała.

- Graelam powiedział mi, że twoja córka ma na imię Hastings - rzekł do Fawke'a. - To trochę dziwne imię zarówno dla kobiety, jak i mężczyzny. Fawke próbował się uśmiechnąć, ale mięśnie twarzy odmówiły posłuszeństwa. Poczuł, że ogarnia go wielka słabość, że zaraz zapadnie w sen, a jednak udało mu się powiedzieć: - Wszystkie pierworodne córki w naszym rodzie noszą to imię dla upamiętnienia zwycięstwa nad Normanami i uczczenia naszego przodka, Damona z Trentu, który otrzymał ziemie od króla Wilhelma w podzięce za lojalność i męstwo oraz stuosobowy oddział, który wspomógł wojska Wilhelma. - Opuścił powieki. Wyglądał, jakby już nie żył. - Przyjdź do mnie, gdy będziesz gotowy do podjęcia decyzji. Nie zwlekaj - dodał ledwie słyszalnie. - Za dwie godziny. Graelam dał znak Severinowi, by wraz z nim opuścił izbę. Skinął głową kobiecie, która weszła i usiadła przy Fawke'u z Trentu, by czuwać nad nim podczas snu. - Jeśli uda się nam znaleźć Hastings, załatwimy sprawę w ciągu tych dwóch godzin - rzekł Graelam. - Zwykle zajmuje się w swoim ogrodzie ziołami. Musimy załatwić to jeszcze dzisiaj. Obawiam się, że Fawke nie dożyje ranka. - Jak sobie życzysz. Trist jest głodny. Nakarmię go, zanim obdarzę Hastings swoim nazwiskiem. - Severin włożył rękę za pazuchę i wyciągnął kunę. Podniósł zwierzątko do twarzy i potarł policzkiem miękkie futerko. - O nie, nie próbuj zjeść mojej rękawicy, Trist. Dam ci kawałek wieprzowiny. - Podniósł wzrok na Graelama. - Te zwierzęta jadają prawie wyłącznie szczury, myszy i kurczaki, ale kiedy w zeszłym roku zostałem pojmany w pobliżu Rouen i wtrącony do lochu Louisa z Mellifont, miał więcej szczurów, niż potrzeba do wykarmienia stada kun. Nawet nie musiał polować. Po prostu czekał, aż któryś podejdzie blisko, wtedy rzucał się na niego i zjadał. Gdy udało mi się uciec, Trist przestał jadać szczury. Obawiałem się, że zagłodzi się na śmierć, ale zdecydował się jeść jajka i wieprzowinę. Dziwne, ale przeżył i nawet przybiera na wadze. - Kilka minut temu wysunął głowę powiedział Graelam. - Wydawało mi się, że nie był zadowolony z pobytu w komnacie Fawke'a z Trentu. Szybko schował się z powrotem. - Pamięta zapach choroby i śmierci z lochu. Niewielu z nas uszło stamtąd z życiem. - No cóż, teraz za to może jeść tyle wieprzowiny, ile tylko chce. - Graelam zatrzymał się na chwilę na krętych kamiennych schodach. - Severinie, znam Fawke'a i Hastings prawie od dziesięciu lat. Hastings była mądrą dziewczynką i wyrosła na wspaniałą pannę. Zna się na ziołach, jest bystra i delikatna, zupełnie inna niż jej matka. Doskonale wywiąże się ze swej

roli dziedziczki Oxborough. Musisz dać mi słowo, że będziesz ją dobrze traktował. - Wystarczy, że ją poślubię - odrzekł Severin zimnym głosem. - Obronie ją przed tymi krwiożerczymi rabusiami, którzy tylko czekają na śmierć starego lorda, by napaść na gród i porwać ją, To wszystko, co mogę obiecać. No, jeszcze i to, że spłodzę z nią synów. - Gdyby nie małżeństwo z Hastings, musiałbyś stać się czyimś wasalem. Nadal byłbyś baronem Louges, ale musiałbyś patrzeć, jak twoja ziemia marnieje, bo nie ma kto na niej pracować. - Już zmarniała. - Będziesz miał pieniądze, by temu zaradzić. Gdy Hastings zostanie twoją żoną, dopilnuje wszystkiego w Oxborough, gdy ty będziesz odwiedzał swoje inne włości. - Moja matka nie była w stanie niczego dopilnować. Kiedy przybyłem do Langthorne, siedziała brudna i głodna, bała się wyjść na słońce. Chyba mnie nawet nie poznała. Jest obłąkana, Graelamie. Nie potrafiła utrzymać Langthorne. Nie potrafiła zrobić nic, tylko jęczała i tarzała się we własnych ekskrementach. Czemu miałbym po Hastings spodziewać się czegoś więcej? Po jakiejkolwiek kobiecie? Co miałeś na myśli, mówiąc, że jest inna niż jej matka? - Jej matka była niewierna. Fawke dowiedział się, że sypia z sokolnikiem. Zachłostał ją na śmierć. Hastings jest inna. - Przypomniał sobie dziewczynę, którą Severin chciał poślubić, tę Marjorie. Kiedyś dawno z wyraźną tęsknotą opowiadał 0 niej. Czy o niej miał również złe zdanie? - Zobaczymy... Severin był człowiekiem twardym, ale uczciwym, przynajmniej w stosunku do innych mężczyzn. Graelam wiedział, że nic więcej nie może zrobić. Tęsknił już za żoną i synami. Chciał wyjechać zaraz po ślubie tych dwojga. Miał cichą nadzieję, że Hastings zaakceptuje wybór ojca, chociaż, na dobrą sprawę, nie miało to większego znaczenia.

2 Zamek Sedgewick Richard de Luci popatrzył na poplamioną wymiocinami pościel swojej żony. Niechby to był całun, pomyślał. Kiedy ta przeklęta baba wreszcie umrze? Kobieta jęknęła, a ciało jej wygięło się w łuk. Ból wykrzywił jej zwiotczałą twarz. Otwierała i zamykała usta, z trudem łapiąc powietrze. Chciał ją udusić, ale obok niego stał ksiądz, a cztery służące kręciły się koło łóżka chorej. Również giermek nie opuszczał dusznej izby od trzech godzin. Richard wiedział, że Severin z Langthorne musi już zbliżać się do Oxborough. Wiedział o umowie i o tym, że król Edward Wyraził zgodę i udzielił błogosławieństwa. Ale gdyby Richard miał Hastings, nawet błogosławieństwo samego papieża nic by nie pomogło. Zwycięzcą będzie ten, który ją poślubi. Zacisnął pięści. Czemu nie wsypał całej porcji białego proszku do wina? Taka dawka powaliłaby ją natychmiast, zamiast spowodować - wymioty. Żona nie leżałaby w łóżku przez półtora dnia. Gdyby narzekała na smak wina, po prostu rozkazałby je wypić, a w razie potrzeby wlałby jej do gardła. Ale ona odmawiała jedną z tych swoich nie kończących się modlitw i sączyła napój, do którego wsypał cudowny biały proszek, wsunięty mu w rękę przez Cygankę. W zamian Richard dał jej czerwoną jedwabną chustkę, którą ofiarował żonie w dniu ślubu, siedem lal temu. Co będzie, jeśli ona nie umrze?! Zacisnął dłonie tak mocno, że aż mu kłykcie zbielały. Suka! Odszuka tę Cygankę i poderżnie jej gardło. Znowu jęknęła i pochyliła się do przodu. Nie ruszaj się, dziecko. Lady Joan, proszę leżeć spokojnie. - Ksiądz ułożył ją na łóżku. Teraz oddychała ciężko, próbując nabrać powietrza do płuc Richard miał nadzieję, że jej się nie uda. Że zadławi się na śmierć własnymi wymiocinami. „Cholera jasna, pospiesz się” - chciał wrzasnąć. Nagle okazało się, że Joan nie żyje. Ostatni haust powietrza uwiązł jej w gardle, usta pozostały lekko rozchylone, szeroko otwarte oczy utkwiła w twarzy męża. To już koniec, mój panie - powiedział ksiądz. Zamknął oczy lady Joan i usiłował zamknąć jej usta, ale wargi wciąż się rozchylały. Podniósł się i przykrył jej głowę prześcieradłem. - Już po wszystkim - dodał. - Biedna pani bardzo cierpiała z powodu nieżytu

żołądka, ale teraz jest już z Bogiem. Jej nieśmiertelna dusza uwolniła się od cielesnego bólu. Tak mi przykro, mój panie. Richard de Luci uświadomił sobie, że ksiądz oczekuje na jego słowa lub jakiś gest. Ale co miałby uczynić? Rzucić się na chude ciało zmarłej i jęczeć z rozpaczy? - Przygotujcie ją do pogrzebu i uprzątnijcie tę izbę - polecił służebnicom żony. Potem zmusił się i na chwilę pochylił głowę nad zmarłą, ale zaraz wybiegł z izby, tratując niemal swoją małą córeczkę, Eloise, która przykucnęła w pobliżu drzwi. Dziewczynka schowała się za krzesłem. Chociaż raz jej nie zauważył. Ta suka w końcu umarła! Był wolny. Przechodząc szybkim krokiem przez hol, krzyknął na ludzi. Miał tak niewielu rycerzy na swoich usługach, ale już niedługo będzie ich więcej, niż mógłby zliczyć. Musi się tylko pospieszyć. Ten przeklęty Severin z Langthorne pewnie jest już blisko, bardzo bliska Oxborough. W niespełna godzinę później Richard wyjechał z Zamku Sedgewick na koniu gotowym mknąć siedemnaście mil do zamku Oxborough na wybrzeżu Morza Północnego. Ma poślubić diabła w szarym płaszczu. Za dwie godziny. Musi więc wrócić do zamku, wziąć kąpiel i pozwolić ubrać się w tę piękną szafranową, cudnie haftowaną suknię jedwabną, którą Agnes przygotowywała dla niej, odkąd Hastings skończyła dwanaście lat. Nie, jeszcze nie teraz! Jechała na Marelli, swojej siwej klaczy z białą gwiazdą na czole. Zastanawiała się, czy ten mężczyzna, który zdawał się nie uznawać innych kolorów oprócz szarego, nie zechce odebrać jej Marelli. Nie używała siodła, na ruchliwy łeb klaczy założyła uzdę, zanim wyprowadziła ją ze stajni dobudowanej do grubego muru obronnego zewnętrznych obwarowań. Przejechała obok Beamisa, mistrza rzemiosła wojennego. Podlegało mu trzech rycerzy wraz z giermkami i pięćdziesięciu żołnierzy. Mieszkali w barakach wzniesionych wzdłuż murów. Beamis uniósł rękę w powitalnym geście. Miał zamiar ją zawołać, ale płatnerz Squibes przykuł jego uwagę. Hastings pozwoliła klaczy przebiec przez gromadę mężczyzn, kobiet i dzieci, a także zwierząt zgromadzonych na wałach. Lekko ścisnęła jej boki piętami, gdy przejeżdżała przez bramę z podniesioną kratą, wykutą w grubych na osiem stóp murach otaczających zamek. Brama prowadziła do zwodzonego mostu nad głęboką fosą wykopaną przez pradziadka Hastings przed stu laty. Tu był jeszcze jeden mur, już nie tak gruby jak mury przy zewnętrznych wałach. Dwie mile dalej, u ujścia wąskiej rzeki Marksby, wpadającej do Morza Północnego, leżało Oxborough, niewielkie miasto handlowe, bronione przez rycerzy z rodu Oxborough od ponad dwustu lat. Większość terenów należała do ojca. Za niecałe dwie godziny miasto stanie

się więc własnością Severina z Langthorne. Mury okalające miasto nie były tak grube jak te wokół zamku, ale otaczały ogromny teren. Zaraz za nimi rósł pas drzew, potem droga łagodnie opadała, prowadząc do miasta. Powietrze było czyste i słodkie. Hastings nie chciała odwiedzać nikogo ze swych przyjaciół, nie zamierzała z nikim rozmawiać, ale musiała się zatrzymać, gdy niedaleko stanowisk łuczników Ellen, córka piekarza Thomasa, zamachała do niej energicznie. - Chłodno dzisiaj - powiedziała, klepiąc Marellę po pysku. - Tata mówi, że wieczorem znad morza nadciągnie burza. - Nie wiedziałam, że twój ojciec wychylił nos z pieca - odparła Hastings, a Ellen uprzejmie się roześmiała. Była urodziwą szesnastolatką z ładnymi zębami i jasną kar - nacją. - Wychodzi, żeby kichnąć, gdy wymiecie cały popiół z pieców. Czy dzisiaj jest twój ślub, Hastings? - Tak - odparła Hastings. Jeszcze godzinę temu nikt nic nie wiedział. Teraz wiedziała Ellen, a to znaczy, że wszyscy w Oxborough byli już powiadomieni. - Słyszałam, że on wygląda wspaniale. Ten mężczyzna, który ubiera się tylko na szaro. Pewnie jest przystojny i elegancki, jak przystało na wielkiego wojownika. Hastings uśmiechnęła się. Patrzyła, jak żona złotnika chlusnęła pomyjami z górnego okna, słyszała czyjeś przekleństwo. - Muszę wracać. Nie mam czasu - powiedziała po chwili. - To pędź, Hastings - odparła Ellen i odsunęła się. Hastings jechała wzdłuż długiego muru, machała ręką do ludzi swojego ojca, stojących wysoko na wałach. Puściła konia w dół, w kierunku wybrzeża. Woda w morzu była ciemna i niespokojna; fale uderzały w skupisko czarnych skał u stóp zamku Oxborough. Powietrze było tak ostre, że prawie raniło płuca. Sól, którą było przesycone, paliła skórę. Wiatr rozwiewał włosy dziewczyny i smagał jej policzki. Kilka osób przechadzało się nad morzem, biegły ku wodzie, gdy fala oddalała się od brzegu, tylko po to, by uciekać na suchy piasek, gdy znowu się zbliżała. Ostrygojady, kuliki i brodźce krwawodziobe skrzeczały i krążyły nad jej głową. Zapomniała zabrać dla nich resztki jedzenia. Musiała wracać. Naprawdę nie było już czasu. Głęboko wciągnęła powietrze, zastanawiając się, kiedy znowu będzie mogła tu przyjechać i cieszyć się uczuciem wolności płynącym od morza, czuć w płucach słone powietrze, słuchać wiatru wyjącego między skałami.

Tuggle wziął lejce, gdy Hastings zsunęła się z grzbietu Marelli. Swoim niskim, ciepłym głosem powiedział: - Pan jest gotowy. Ciebie nie było, ale nie złościł się ani nie klął, mówił cichym głosem, a i tak każdy wiedział, że nie jest zadowolony. Zapytał lorda Graelama, czy może wolałaś uciec, niż go poślubić. Lord Graelam zapewnił go, że nie jesteś idiotką. - Dlaczego komuś przychodzi do głowy, że uciekłabym z własnego domu? Dziękuję, Tuggle. Proszę, wytrzyj dobrze Marellę. Czyżby za nią tęsknił, dostrzegł jej nieobecność? Miała trochę czasu dla siebie, prawie godzinę. Zebrała spódnicę w rękę i pobiegła w kierunku drewnianych drzwi, prowadzących do wielkiej sali zamkowej. Były szeroko otwarte, żeby wpuścić trochę ciepła. Wsunęła się do środka i zatrzymała na chwilę, by przyzwyczaić oczy do panującego wewnątrz mroku. Stał dokładnie na wprost niej, jakby wiedział, że wejdzie w tej właśnie chwili. Dłonie w rękawicach wsparł na biodrach. - To ty jesteś Hastings z Trentu, dziewczyna, z którą mam się ożenić? Myślała, że połknie własny język. W głowie miała pustkę, była zdumiona i przerażona ostrością jego niskiego, zimnego głosu. Nagle kuna wystawiła łepek zza jego pazuchy. Hastings bezwiednie uśmiechnęła się i wyciągnęła rękę. - Daj spokój, on nie zawsze jest przyjaźnie nastawiony. Może cię ugryźć. Ale Trist nie ugryzł dziewczyny, która wkrótce miała zostać żoną jego pana. Podniósł wyżej łepek, gdy głaskała miękkie, gęste futro, bielutkie pod brodą. Potem, równie nagle jak wyjrzał, skrył się za pazuchą Severina. - Jestem Hastings - oznajmiła. Strach gdzieś prysnął. Jeśli takie małe zwierzątko się go nie bało, ona też nie powinna. - A ty jesteś Severin z Langthorne. Ojciec wybrał cię na mojego męża. - Tak. Śmierdzisz koniem, masz brudną suknię, twoje włosy wyglądają, jakby ktoś cię poczochrał, a potem byle jak próbował uczesać. Idź do swojej komnaty i zrób coś z sobą. Ceremonia zaślubin odbędzie się przy łożu twojego ojca, gdy tylko będziesz gotowa. - Po tych słowach odwrócił się na pięcie. - Bardzo było mi miło cię poznać! - krzyknęła za nim. - Może poprosisz lorda Graelama, by cię nauczył, jak należy zachowywać się wobec dam? Zatrzymał się i stał przez chwilę, nawet nie drgnąwszy, a potem powoli odwrócił się i spojrzał na nią. - Najpierw musisz udowodnić, że nie jesteś taka jak twoja matka. Dopiero wtedy będę traktował cię jak damę. Teraz idź. Twój widok nie cieszy moich oczu. - Znów się odwrócił.

Serce biło jej jak młotem. Aż tu nagle kuna wysunęła łepek zza kołnierza Severina. Gapiła się na nią, przekręcając główkę w prawo i lewo. Wyglądała tak zabawnie, że Hastings roześmiała się. Severin odwrócił się błyskawicznie i przeszył ją wzrokiem. - Twój widok również mnie nie cieszy - powiedziała. Odrzuciła na plecy długi warkocz i zaczęła wchodzić po oświetlonych słońcem stopniach. - Nie lubię szarego! - krzyknęła, gdy zapewne już nie mógł jej słyszeć. Rozległ się śmiech. Czyżby śmiał się Severin z Langthorne? Nie, to był Graelam de Moreton. Stała przy łożu ojca, który leżał z zamkniętymi oczami, oddychając szybko, płytko. - Ojcze, jestem. Już czas. Spojrzał na nią. Drgnął i krzyknął: - Jesteś tu, och, Janet! Jesteś. Jak się tu znalazłaś? Jak?! - Jestem Hastings, ojcze, nie Janet. Jestem jej córką. Twoją córką. Oblał go pot, blade ciało stało się lepkie. Oddychał ciężko. Hastings wiedziała, że przez zamglone oczy nie może dobrze jej widzieć. Z bławatków, nazywanych przez znachorów uśmierzaczem bólu, zrobiła napar do przemywania mu oczu. To przyniosło choremu chwilową ulgę, ale nie poprawiło zdolności widzenia. Wzrok miał nadal przyćmiony mleczną mgłą, z każdym dniem widział gorzej. Odwrócił się do ściany, nie powiedziawszy słowa. Hastings nie odrywała od niego oczu. - Ojciec Carreg już przyszedł - rzekł stojący obok niej Graelam de Moreton. - A czy pan młody już jest? - spytała. - Tak, jestem tu. Odwróciła się i ujrzała, że jest ubrany tak samo jak poprzednio, na szaro. Odłożył tylko bicz i miecz. Kuna ułożyła mu się na ramionach, gdzie wyglądała jak puszysty kołnierz. - Teraz wyglądasz lepiej - orzekł, patrząc jej prosto w twarz, potem przesunął wzrok na jej piersi i jeszcze niżej, na brzuch. - Nie chcę - powiedziała do Graelama, skubiąc palcami rękaw jego aksamitnego kubraka. - Naprawdę nie chcę! Ja go nie znam. Kim on jest? Jaki on jest? Czy naprawdę nie ma innego wyjścia? - Zwracaj się do mnie, pani, ponieważ za kilka minut będziesz do mnie należeć. Staniesz się moja, tak jak i wszystko inne, nawet suknia, którą nosisz, i buty, które masz na nogach. - Ale ja cię nie znam! Wolałabym trochę poczekać. - Wiesz, że to niemożliwe. - Wzruszył ramionami. - Musimy się pobrać, zanim twój

ojciec umrze. Jest wielu chciwych mężczyzn, którzy gotowi są porwać cię i zmusić do poślubienia. Będziesz bezpieczna tylko jako moja żona. Słyszała to już wiele razy, z wielu ust. Ojciec wspomniał na przykład o Richardzie de Luci. Ten naprawdę budził grozę. Spotkała go przypadkowo na turnieju dwa lata temu. - Richard de Luci jest żonaty - przypomniała. - On mi nie zagraża. - Żona go nie powstrzyma - powiedział Severin beznamiętnym, szorstkim głosem. - Poza tym sądzę, że ona już nie żyje. - Wychłostam cię, tak jak wychłostałem twoją matkę, jeśli nie zrobisz tego, co ci każę. No, prędzej. Czekam. Wszyscy spojrzeli na Fawke'a z Trentu. Udało mu się unieść i oprzeć na łokciu. Patrzył to na córkę, to na Severina z Langthorne. - Zaczynajcie. Mój koniec już bliski. Musicie się pobrać, by ratować włości i zapewnić ciągłość rodu. A ja w ogóle się nie liczę, pomyślała Hastings. Ojciec nie zwracał na nią uwagi od chwili, gdy zachłostał matkę na śmierć. Dzięki niani nie widziała tego, ale słyszała krzyki matki. Zwilżyła wargi językiem. - Jestem gotowa - oznajmiła. Wyciągnęła rękę, a Severin ujął jej dłoń. Ojciec Carreg sprawił się szybko. Gdy odczytywał łacińskie słowa z pergaminu, który sam sporządził, rzucał wzrokiem na Severina i Fawke'a z Trentu. W pewnym momencie przyspieszy! czytanie i Hastings uświadomiła sobie, że opuścił cześć tekstu. Lord wydał ostatnie tchnienie w chwili, gdy kapłan wygłaszał słowa błogosławieństwa. Duchowny odetchnął z ulgą i otarł pot z czoła. - Udzieliłem mu ostatniego namaszczenia - rzekł zwracając się do Hastings. - Teraz pomodlę się za jego duszę. Pożegnajcie się z nim. - No, to po wszystkim - powiedział Severin. Pochylił się i zamknął Fawke'owi oczy, które i tak od tygodni niewiele widziały. Hastings rozglądała się ze zdumieniem. Ojciec leżał martwy, a ona była zamężna. Co miała mu powiedzieć na pożegnanie? Dziękuję ci, ojcze, że wydałeś mnie za człowieka, który może okazać się równie gwałtowny jak ty? Delikatnie dotknęła palcami jego policzka i odsunęła się od łóżka Kuna poruszyła się, wyciągnęła, kudłatym ogonem przejechała Severinowi po twarzy. Potem zastygła w bezruchu a z jej gardła wydobywały się ciche popiskiwania. - To śmierć - powiedział Graelam. - Kuna boi się zapachu śmierci. - Dopilnuj, żeby ojca ubrano i przygotowano do pogrzebu - polecił Severin, zwracając się do Hastings. - Potem zejdź do wielkiej sali, zjemy obiad. Poproszę o jeszcze trochę

wieprzowiny dla Trista. Zdaje mi się, że smakuje mu mięso przygotowane przez waszego kucharza. - Mój panie, powiedziałem już ludziom, że od tej chwili jesteście Severinem z Langthorne - Trent, baronem Louges i hrabią Oxborough - powiadomił ojciec Carreg. - To, jak się nazywam, ma niewielkie znaczenie. Teraz jestem ich panem. To wystarczy. - Odwrócił się i wyszedł z sypialni. Kuna umilkła dopiero za drzwiami. - Ufam mu - powiedział Graelam i wziął Hastings w ramiona. - To porządny człowiek. - Ojciec nie żyje. - Tak, ale miał dobre życie, Hastings. Żył, jak chciał. Był moim przyjacielem. Będziemy go opłakiwać. - Czy muszę iść do łóżka z tym człowiekiem tej nocy, zaraz po śmierci ojca? - Nie. Porozmawiam z Severinem. Zostawi cię dzisiaj w spokoju. Ale pamiętaj, Hastings, musisz wypełnić swój obowiązek. On jest mężczyzną, wojownikiem, a teraz jeszcze panem Oxborough. Musi wpuścić w ciebie swoje nasienie, by przypieczętować wasz związek. Tak to już jest. Rozumiesz, prawda? - Lubię tę kunę. - O tak. Trist to przebiegła sztuka, jest mądrzejszy od wielu ludzi, których znam. Wszędzie jeździ z Severinem, który mówił mi, że pogłaskałaś Trista, a on cię nie ugryzł. Mnie przez całe miesiące nie pozwalał zbliżyć ręki do siebie. No dobrze. Teraz służące ubiorą Fawke'a do trumny, a my zejdziemy do wielkiej sali. To twoja weselna uczta. Niech tradycji stanie się zadość. - Ile lat ma Severin? - Jest młody. Ma ze dwadzieścia pięć lat, jak sądzę. Nie jest takim trzydziestojednoletnim staruchem jak ja. Hastings obejrzała się. Dwie kobiety przygotowywały się do mycia zwłok. - Żegnaj, ojcze - szepnęła i zwróciła się do Graelama: - Gdy byłam mała, matka mówiła mi, że ojciec cieszył się, kiedy się urodziłam, bo byłam pierworodną córką i mógł mnie nazwać Hastings. Ale nie miał synów. Myślę, że dlatego znienawidził mnie. - Chodź! - ponaglił ją Graelam, nie wiedząc, jak zareagować na te słowa.

3 Podczas długiego wieczoru kuna wielokrotnie spoglądała na Hastings, ale się do niej nie zbliżyła. Cały czas kręciła się blisko Severina, pozostając w zasięgu jego ręki. Hastings nie dawała po sobie poznać, że dobiegają ją ciche słowa rozmówców. Sączyła wino i wpatrywała się w groszek na swoim talerzu, gdy nagle Severin pochylił się ku niej. - Graelam mówi, że nie chcesz, abym się dzisiaj do ciebie zbliżał. - Były to pierwsze słowa, z którymi się do niej zwrócił od momentu krótkiej rozmowy po śmierci ojca. Zacisnęła palce na pucharze - cynowym, zimnym i tak szarym jak gruba opaska, którą Severin miał na ramieniu. Zastanawiała się, po co ją nosi. Nie umiała wyobrazić sobie, że ten obcy człowiek dotyka jej, posiada ją, bo ma do tego prawo. Wiedziała, że Severin może zrobić wszystko, co mu się tylko podoba. Był mężem; miał prawo do decydowania o życiu i śmierci swojej żony. Czyż ojciec nie zakatował matki? Ojciec Carreg pewnie go nawet za to nie zganił. - Tak - odparła w końcu. - Chcę zostać taka, jaka jestem tak długo, jak to tylko możliwe. - Zatem daję ci dzisiejszą noc. - Jutro odbędzie się pogrzeb ojca. Jutrzejsza noc to chyba również za wcześnie. - Jutro trzeba to zrobić. - Nie słyszę zapału w twym głosie... - Bo nie czuję go - odparł. Przeciągnął się i podrapał po szyi. - Jestem zmęczony. Ponaglałem ludzi i siebie, żeby przybyć do Oxborough za życia twojego ojca. Żeby ostudzić swe zapały, przespałem się po drodze z kilkoma dziewkami. Teraz, widząc ciebie, nie wierzę, byś potrafiła mnie rozpalić. Wielce prawdopodobne jest, że będziesz leżała, patrząc przed siebie pustym wzrokiem, zimna jak lód, a to dla mnie żadna przyjemność. Śpij w swoim łożu, Hastings. Ale jutro, bez względu na to, czy chcę cię brać, czy nie, to się musi stać. Niebezpieczeństwo nie minie, dopóki nie pozbawię cię dziewiczego wianka i nie zostawię nasienia w twoim łonie. Hastings popatrzyła na Trista, który ułożył się na ramieniu Severina - lśniący, z brzuszkiem pełnym jedzenia. - Jest gruby. - To prawda, za mało poluje. Jeszcze nie zapomniał ciężkich czasów w Rouen, ale

będzie lepiej. - Lord Graelam opowiedział mi o twojej niewoli i wyjaśnił, dlaczego Trist jada wieprzowinę. - Nie powinien. To nie twoja sprawa. - Najwyraźniej on jest innego zdania. Skoro zostaliśmy małżeństwem, czy nie powinniśmy wiedzieć o sobie więcej? Popatrzył na swój drewniany talerz, na którym leżała gruba pajda chleba z kawałkami mięsa. Gęsty sos zakrzepł. Dostrzegł, że ona również niewiele zjadła, ale nie obeszło go to. - Jeśli o mnie chodzi, to po prostu jesteś moją żoną. Należysz do mnie, a zatem będę cię bronił, tak jak będę bronił wszystkiego, co stanowi moją własność. Do tej pory należała do ojca. Trzymała się z dala, cichutko się krzątała, dbała o jego wygodę, ale była przecież również córką swojej matki i dlatego traktował ją z pogardą. Słyszała kiedyś, jak jedna z kobiet opowiadała damę Agnes, że matka Hastings klęła, gdy urodziła córkę, chociaż właśnie córce można było dać na imię Hastings, a tym samym zachować tradycję. Janet pragnęła dziedzica, ponieważ wiedziała, że Fawke zmusi ją do kolejnych ciąż, aż urodzi mu syna. Pokochała jednak córkę. Hastings była tego tak pewna jak niczego innego na świecie. Tak, matka kochała ją bardzo aż po kres swych dni. Hastings otrząsnęła się ze wspomnień. Spojrzała na męża, jeszcze jednego człowieka, dla którego jej bezpieczeństwo było tylko obowiązkiem. - Powiedziałeś, że spałeś z kobietami, zanim tu przyjechałeś. Nie rozumiem tego. Uniósł czarną brew. - A co tu rozumieć? Przecież jestem mężczyzną. Chciałem przy tobie zachować zimną krew. Ponieważ najedzona kuna leżała na jego ramieniu, a Hastings mogła nie bać się mężczyzny trzymającego ufne zwierzątko, powiedziała: - Kiedy miałam piętnaście lat, pocałował mnie syn złotnika. Podobało mi się to. Przypuszczam, że powinnam się nim nacieszyć, zanim za ciebie wyszłam. Ramię musiało mu drgnąć, ponieważ kuna uniosła łepek, gotowa natychmiast uskoczyć. Severin wziął głęboki oddech, uspokajająco pogładził łepek zwierzęcia. Kuna uspokoiła się. Nadział na nóż kawał wołowiny, przez chwilę patrzył na mięso, jakby zastanawiał się, czy nie jest zatrute, potem włożył je do ust. Żuł powoli. - Nie jesteś potulna, a żona powinna być taka. Będziesz siedziała cicho. Będziesz mi posłuszna. Nie będziesz kpiła ze mnie w żywe oczy, żeby mnie rozzłościć. - Nie kpię z ciebie, ja tylko żartuję. Być może jest trochę ironii w moich słowach, ale

nie zrozum mnie źle, mój panie. Zapewniano mnie, że jesteś silnym i sprawnym wojownikiem, godnym podziwu obrońcą. Zgadzam się z tym, zgadzam się nawet na to, żebyś był moim mężem, ponieważ nie mam wyboru. Nie będę jednak śmieciem, nie pozwolę się tak traktować. Nawet ojciec, który nie miał dla mnie żadnych ciepłych uczuć, tego po mnie nie oczekiwał. - Mąż to nie ojciec. Czuła się tak, jakby waliła głową w mur. - Nie - powiedziała cichym głosem. - Zapewne masz rację. - Nie płaczesz po śmierci ojca. - Płakałam nad nim przez ostatnie dwa miesiące. Nie potrafiłam go uratować. Mogłam tylko ulżyć jego cierpieniom, lecz on nie chciał przyjąć ode mnie niczego. - Naprawdę umiesz leczyć? - Czasem mi się udaje, a czasem choroba jest silniejsza i moje wysiłki idą na marne. Lord Graelam odchrząknął i uniósł się z krzesła. - Słuchajcie wszyscy. Wypijmy za nowych państwa Oxborough. Biesiadnicy wypili i radowali się, ale była to radość sztuczna. Nikt nie znał człowieka, który został nagle nowym panem. Większość zebranych, Hastings wiedziała o tym, niepokoiła się o nią. Nawet Beamis i rycerze jej ojca trzymali się na uboczu, chociaż zauważyła, że teraz czuli się nieco swobodniej wśród rycerzy Severina. Opuściła wielką salę najszybciej, jak się dało. Dzisiaj ostatnia noc wolności, ostatnia noc, którą ma dla siebie. Damę Agnes, niania matki Hastings i jej samej, towarzyszyła swej podopiecznej do małej komnaty sypialnej. - To wielka uprzejmość ze strony pana - powiedziała - że zostawia cię samą dzisiejszej nocy. Ale jutro, mój mały kwiatuszku, musisz się zgodzić, żeby cię wziął. Będę się modliła, by nie sprawił ci wielkiego bólu, ale wiadomo, za pierwszym razem zawsze trochę boli. Pamiętaj, by leżeć spokojnie. Pozwól mu zrobić, co do niego należy. Później porozmawiamy o innych sprawach. O jakich innych sprawach? - zastanawiała się Hastings. - Wiem, co zrobi - odparła. - Słyszałam, że niektóre kobiety nawet to lubią. Matka na pewno lubiła robić to z sokolnikiem; przecież chętnie chodziła do jego łoża. - Nie jesteś swoją matką. Ona czuła się nieszczęśliwa, a lord Fawke nie dał jej szansy, by okazała skruchę. To była wielka tragedia. - Matka chciała wrócić do ojca? Damę Agnes zacisnęła usta. - Matka nie żyje od wielu lat. Ojciec również zmarł. Nie czują już bólu. Powiedz mi,

Agnes, o co chodziło. Chyba powinnam wiedzieć. - Stój spokojnie - poprosiła stara kobieta. Hastings podniosła ręce i przesuwała się to w tę, to w inną stronę, aż Agnes zsunęła z niej cenną jedwabną szatę. - Zachowasz ją dla swojej córki - powiedziała. - Mnie już pewnie nie będzie. Kto uszyje jej ślubną szatę? - Na pewno ty! Z każdym dniem lepiej poznaję zioła. Zobaczysz, już niedługo potrafię wyleczyć zarazę, może nawet znajdę lek na starość. Damę Agnes uśmiechnęła się. Hastings lubiła jej uśmiech, chociaż stara kobieta prawie nie miała zębów. - Zostań taka, jaka jesteś, Hastings. Wprawdzie kobieta powinna się nagiąć do tego, czego po niej oczekują, o tym musisz pamiętać, ale mimo to może zachować cząstkę siebie dla siebie samej. O naszym nowym panu nic nie wiemy, ale przecież to tylko mężczyzna, a jak długo żyję, nigdy nie słyszałam, żeby jakiś mężczyzna potrafił długo ukrywać swój prawdziwy charakter. - Podoba mi się jego kuna. - Kuna... Dziwny towarzysz jak na rycerza. No, kwiatuszku, teraz pomogę ci założyć nocną szatę. Należała do twojej matki, a ja zachowałam ją dla ciebie. - Po co mam się w nią ubierać? On dziś nie przyjdzie. Dał słowo. - A tak, zapomniałam. To załóż zwykłą koszulę. Dobre dziecko. No, idź spać. Słyszysz? Nadciąga burza, a ty lubisz burze nadchodzące znad morza. Niech ci przyniesie dobre sny. Damę Agnes pochyliła się, przykryła Hastings ciepłym, wełnianym pledem pod samą brodę i pocałowała w policzek. Pogłaskała jej bujne włosy. - Jesteś śliczna. Masz piękne kasztanowe włosy; takie same miała twoja matka. A te cudne zielone oczy są chyba zieleńsze niż mchy w Pevensey Swamp. Zostałaś moją panią. Powiem służebnym, że odtąd, kiedy cię zobaczą, powinni złożyć ci ukłon, a nie wołać cię po imieniu, tak jak to robili od czasu, gdy byłaś maluśką kruszyną. Hastings uśmiechnęła się. Trudno było uwierzyć, że w ciągu paru godzin całe życie się zmieniło. W komnacie było ciemno. Deszcz walił w zamknięte drewniane okiennice, zasłaniające jedyne okno w izbie Hastings. Słuchała fal uderzających w odwieczne skały poniżej zamku. Na dobrą sprawę miała szczęście. Nie będzie musiała opuścić rodzinnego domu, jak większość dziewcząt, które wychodzą za mąż. Jest piękna. Tak, piękna. Ciekawe,

czy jej nowo poślubiony mąż też tak uważa? Prawdopodobnie wszystko mu jedno... Ostatnią myślą, zanim zapadła w sen, była myśl o kunie. Cichutko pochrapywała, z pyszczkiem wtulonym w dłoń Severina - potężną dłoń, twardą i silną, z czystymi paznokciami. Hastings zadrżała. * Poczuła, że ktoś ściąga z niej koc. Usłyszała oddech tuż przy swojej twarzy. Zlodowaciała. Czyjeś ręce jej dotykały, rozwiązywały wstążki koszuli. Otworzyła oczy. Przy wąskim łóżku paliła się świeca. - Obudziłaś się. To dobrze. Leż spokojnie, żebym mógł zdjąć ci koszulę - rzekł Severin. To nie sen. On naprawdę był w jej izbie sypialnej! - Co robisz?! Obiecałeś, że dzisiejszej nocy zostawisz mnie w spokoju. Nie odpowiedział. Hastings zaczęła się opierać, walczyła, po chwili z trudem złapała oddech. - Niech cię diabli, oszukałeś mnie! - Wyrwała mu się, ale zaraz znów chwycił ją za ramię i przyciągnął do siebie. Znowu wrzasnęła. - Kłamałeś! Przysięgałeś, że dzisiaj zostawisz mnie w spokoju. Ciągnął za tasiemki jej koszuli, ale szło mu niezdarnie. Wreszcie ryknął, złapał dłońmi delikatną tkaninę i rozerwał koszulę. Szelest rozdzieranego materiału splugawił małą izbę. Mruknął z uznaniem, gdy spojrzał na odsłonięte piersi żony. Odrzucił koc i oglądał całe jej ciało. Pochylił się, by ściągnąć z niej podartą koszulę. - Nie! - krzyknęła i zaczęła wierzgać nogami. Uderzyła go w pierś tak silnie, że zachwiał się i przez chwilę machał rękoma, by odzyskać równowagę. Widziała, że jest wściekły, nawet czuła tę wściekłość, i wiedziała, że nie będzie podobało się jej to, co zrobi. Zgwałci ją, teraz wiedziała na pewno! Zada jej ból! Pamiętała słowa niani, że powinna położyć się na plecach i pozwolić mu zrobić swoje, ale nie mogła. Zerwała się i uklękła na łóżku. Wyciągnęła ręce, by go odepchnąć. - Dlaczego mnie okłamałeś?! - Nie kłamałem. Wierzyłem w swoje słowa, ale wszystko się zmieniło. Teraz muszę to zrobić. Leż spokojnie. Przestań ze mną walczyć. - Leżał obok i trzymał ją w objęciach, ramieniem przyciskał jej piersi, nogę przełożył przez jej nogi. Odrzucił na boki koszulę, obnażając Hastings do pasa. Zamarł na chwilę. Potem rozsunął jej nogi. Czuła, jak dotyka jej, jak wsuwa w nią palce. Krzyknęła. Zaklął, głośno i szpetnie. Jeszcze raz spróbował wsunąć palce. Cofnęła się i znowu

zaczęła walczyć. Nagle dał jej spokój. Podszedł do małego stolika z wąskim lustrem. Popatrzył na słoiczki stojące na blacie. Wziął jeden, otworzył, powąchał i skinął głową. Hastings widziała, jak posmarował sobie palce mazidłem. Następnie wrócił do niej. O Boże, co on z tym zrobi?! Wepchnie jej to w gardło? Otruje ją, gdy już ma, co chciał? Ponieważ opierała się, to jest mu wszystko jedno, czy będzie żyła, czy umrze? Zerwała się z łóżka i pobiegła do drzwi. Słyszała, że ją przeklina, ale była szybka. Otworzyła drzwi na oścież i wybiegła na korytarz. Pod gołymi stopami czuła twarde, zimne kamienie. Wpadła na kogoś. Mocne ręce objęły ją wpół. - Hastings, uspokój się. To był lord Graelam. Potrząsnął nią, potem przytulił do siebie. Uświadomiła sobie, że jest prawie naga. Odsunęła się nieco, by spojrzeć na niego. Trzęsła się, w głowie miała pustkę. - Graelam, posłuchaj mnie! On kłamał. Przyszedł mnie zgwałcić. Nie możesz mu na to pozwolić! Przecież obiecał poczekać. Proszę... - Spokojnie - powiedział Graelam. Podniósł wzrok i zobaczył Severina, stojącego w otwartych drzwiach. - Chcesz ją skrzywdzić? Severin podniósł do góry rękę. - Spójrz, Graelam. Posmarowałem palce mazidłem, by łatwiej w nią wejść. Jest sucha jak pustynia saraceńska. Zrobił krok w jej kierunku. - Nie! - Wyrwała się z objęć Graelama, ale zaraz ją złapał. - Jesteś prawie naga, Hastings. Posłuchaj mnie. Idź z Severinem. On musi wziąć cię dziś. Dostaliśmy wiadomość, że jacyś ludzie, prawdopodobnie żołnierze de Luciego, są bardzo blisko Oxborough. Severin musi to zrobić. Pozwól mu. Nie będzie źle. Poczuła, że mąż otacza ją ramieniem. Podniósł ją. - Postaram się sprawić jej jak najmniejszy ból - powiedział przez ramię do Graelama. Zamknął drzwi kopniakiem, przekręcił klucz, zaniósł ją do łóżka i rzucił na nie. - Nie ruszaj się. Zrobię to szybko, jeśli tylko będziesz leżała spokojnie. Gdybyś próbowała się szamotać, będzie bardziej bolało. Spojrzała na niego, potem na jego dwa palce pokryte mazidłem. - Co będziesz robił...? - Słyszałaś, jak mówiłem Graelamowi, że jesteś sucha. Maść ułatwi mi wejście. Do cholery, czy nie wiesz, co muszę zrobić? - Wyjść z mojej komnaty! Nie pozwoliłam ci przyjść. Trzymam cię za słowo.

Ci ludzie nic mogą. wkroczyć do Oxborough. To forteca. Jeśli jesteś człowiekiem honoru, zostawisz mnie w spokoju. Usiadł na łóżku. - Posłuchaj mnie, moja pani. Jestem pewien, że to Richard de Luci stoi pod murami. Jego żona nie żyje, najpewniej zamordował ją, a teraz przybył, żeby cię porwać. Muszę przypieczętować nasz związek. Muszę zostawić w tobie nasienie. Mam na to tylko dzisiejszą noc. Jutro mogę już walczyć. Czy rozumiesz? Zaczęła myśleć jaśniej. Uspokoiła się. - Dlaczego nie powiedziałeś mi tego od razu, zamiast brać mnie siłą? - Powiedziałem, że muszę cię wziąć. - Wzruszył ramionami. Jesteś moją żoną. Po co miałbym ci cokolwiek wyjaśniać? Wpatrywał się w nią. Ojciec leżał okryły całunem w komnacie pod nimi. Richard de Luci się zbliżał. Nie było wyjścia. - Dobrze - powiedziała. - Nie będę już się broniła. Proszę tylko, żebyś nie darł na mnie ubrania. Mruknął COŚ poci nosem, potem ściągnął z niej koszulę i odrzucił na bok. - Jesteś naga. Nie masz ubrania, które mógłbym podrzeć. Rozsuń nogi. To było trudniejsze, niż myślała. Rozsunęła nogi. Zamknęła oczy. - Zegnij kolana. Zgięła. Wiedziała, że na nią patrzy, patrzy tam, gdzie nikt nigdy jej nic oglądał. Przełknęła ślinę. Poczuła dotyk jego palców. Poczuła, że wsuwa je w nią. Próbowała się nie ruszać, ale ciało wzbraniało się przed tym zimnym dotykiem. Boli... Dobrze sobie radzisz. Wytrzymasz. Zaraz będzie po wszystkim. Wyjął palce. - Trzymaj nogi rozsunięte. Teraz ja. Otworzyła oczy i zobaczyła, że odpina spodnie. Zobaczyła jego członka - był wielki, zbyt wielki. Resztkami mazidła posmarował członka. - Leż spokojnie, to wkrótce będzie po wszystkim. Położył się na niej. Wełniana tunika ocierała jej piersi, i to bolało. Rozsunął jej nogi jeszcze szerzej. Widziała, jak ujął w rękę członek i wepchnął go w nią. Próbowała się nie ruszać, ale nie mogła się powstrzymać. Nie mogła tego znieść. Wrzasnęła i szarpnęła się w tył. Położył dłoń płasko na jej brzuchu, zaklął i wszedł w nią. Krzyk uwiązł jej w gardle. Leżała jak martwa, a on unosił się i opadał nad nią. Wkrótce było po wszystkim; w tym względzie nie kłamał. Wydawał jakieś dziwne dźwięki, odrzucił głowę do tyłu, wbił się

głębiej, potem zamarł w bezruchu. Po chwili stał nad nią, ciężko dysząc. Nie spojrzała na niego. Patrzyła na gobelin, wiszący na ścianie naprzeciwko wąskiego łóżka. Falował lekko, gdy silny podmuch wiatru uderzał w ściany wieży. Severin szybko, nierówno oddychał. - Teraz jesteś bezpieczna. - Bezpieczna? Potraktowałeś mnie jak dziewkę, a teraz trąbisz, że uczyniłeś mnie bezpieczną? - Odwróciła się i spojrzała na niego. Stał w tym samym miejscu, wciąż ciężko oddychając. Członek zwisał luźno, był błyszczący i mokry od jego nasienia i jej krwi. - Nienawidzę cię - powiedziała z naciskiem. - Jesteś jak zwierzę podczas rui. Nigdy ci tego nie zapomnę. Nigdy. Zaczął porządkować na sobie ubranie. - Zwierzę nie używa maści, żeby ułatwić sobie wejście. Oszczędziłem ci tyle bólu, ile tylko mogłem. Musiałem przebić błonę dziewiczą. Następnym razem nie będzie bolało. Użył maści. Musiała to przyznać. - Ze mnie zerwałeś ubranie, ale sam nawet butów nie zdjąłeś. Spojrzał na nią i wzruszył ramionami. - Chciałem, żeby jak najszybciej było po wszystkim. No, przykryj się. Nogi masz rozrzucone jak dziewka uliczna. Nie zmywaj z siebie mojego nasienia. Im prędzej będziesz nosiła dziecko, tym bezpieczniejsze będzie wszystko, co posiadam. - Po tych słowach pochylił się i podniósł klucz. Stojąc w otwartych drzwiach, odwrócił się do niej. - Jutro zostaniesz w wieży. Ja poszukam Richarda de Luci. Jeśli okaże się rozsądny, nie zabiję go. Ale obawiam się, że nie on jeden ci zagraża. Dopóki nie będziesz nosiła dziecka, nie będziesz bezpieczna. No tak, pomyślała. Biedny człowiek, poślubienie dziedziczki to dopiero los! Odszedł, słychać było głośny stukot jego butów na kamiennej posadzce. Leżała z nogami nadal szeroko rozrzuconymi. Czuła się porozdzierana w środku. Pomyślała, że ma prawo tak się czuć, bo przecież rozdarł jej błonę dziewiczą. Położyła dłoń na brzuchu. Nie była już sobą. Żadnej delikatności z jego strony, żadnych zalotów, ubiegania się o względy, tylko maść! Żadnego dobrego słowa. Była mężatką od sześciu godzin i już nienawidziła człowieka, który został jej mężem.

4 - Uciekła. Severin zamrugał powiekami, patrząc na starą kobietę. - Kto uciekł? - Hastings, moja pani, twoja żona. Uciekła. Co ty jej zrobiłeś? Nie ma jej w zamku. - Co się, u diabła, dzieje?! - Graelam szybkim krokiem podszedł do Severina. - Hastings uciekła? - Tak, lordzie Graelam. Na jej łóżku była krew, w miednicy woda z krwią. Lord złamał słowo. Dzisiaj pogrzeb jej ojca. Lord nie powinien jej tykać wczorajszej nocy. - Musiałem - powiedział Severin. - Richard de Luci się zbliża. Będzie próbował ją porwać. A ty mówisz, że uciekła! - Zaklął szpetnie. - Powinienem był ją zamknąć na klucz. Jeżeli spróbuje opuścić zamek, on ją porwie. Większej głupoty nie umiem sobie wyobrazić. - Nasadą dłoni uderzył się w czoło. - Spodziewać się po kobiecie, że zachowa się mądrze? Jestem głupcem. Uwierzyłem, że wszystko zrozumiała, że jest przerażona. No cóż, Graelam, muszę ją odnaleźć, zanim Richard de Luci ją dopadnie. Psiakrew! Wieczne potępienie! Dam jej za to! Nigdy więcej nie postąpi wbrew mojej woli. Graelam zwrócił się do damę Agnes. - Jest dopiero siódma. Sprawdziłaś, czy nie ma jej w innych komnatach? - Szukałam wszędzie. Jeśli nawet ktoś ją widział, to nic nie mówi. - Byłaś w jej ogrodzie z ziołami? - Nie, szukałam tylko w zamku. Pójdę do ogrodu. - Ja pójdę - powiedział Severin. - Przykazałem jej zostać w zamku. Musi nauczyć się posłuszeństwa. Ulżyło mu bardziej, niż chciał się do tego przyznać, gdy ujrzał ją na kolanach, odzianą w starą zieloną suknię, wilgotną od potu. Pracowała w ogrodzie otoczonym płotem, położonym obok niewielkiego sadu gruszowego. Wokół płotu kwitły kwiaty. Widział krwistoczerwone róże, wysokie, z ogromnymi pąkami, stokrotki z żółtymi środeczkami i śnieżnobiałymi płatkami. Było jeszcze wiele innych roślin, których nazw nie pamiętał. Grządki ziół były zadbane, różne gatunki rosły na prostokątnych poletkach, wszystkie wyglądały zdrowo, dorodnie, wiele można już by zbierać. Ze zdumieniem pokręcił głową. Kto dbał o ten ogródek? Burza przeszła. Poranne słońce było czyste, niebo bezchmurne. Hastings nie słyszała męża. Przy całym tym hałasie, który otaczał ją jak dzień długi, nie było w tym nic dziwnego.

Ale już wkrótce nauczy się go słyszeć. Zaraz zerwie się na nogi, spuści oczy, gotowa złożyć ukłon, kiedy podejdzie do niej blisko. Włosy miała splecione w warkocz odrzucony na plecy. Severin przekroczył niski płotek i stanął nad nią, rzucając na ziemię długi cień. Nie zwróciła na to uwagi. Hastings lubiła czuć wilgotną ziemię na dłoniach, widziała, że jej cenne zioła pięknie rosną. Na chwilę przysiadła na piętach i popatrzyła na grządkę kwitnącego rozmarynu. Przyjemność, jaką sprawiała jej praca w ogrodzie, tylko odrobinę złagodziła doznany nocą ból. Ból i złość na sposób, w jaki została potraktowana. To absurdalny wykręt, że Richard de Luci czyha pod murami Oxborough. Usłyszała ruch za sobą i nie przerywając swego zajęcia, powiedziała: - Czy to ty, Tuggle? Przyprowadź Marellę. Za jakąś godzinę chcę wyjechać. - Raczej nie. Odwróciła się tak szybko, że siadła z impetem na grządce. - To ty... - powiedziała. - Patrz, gdzie stąpasz. Nie połam rozmarynu! Odsunął się od kępki ziół. - Nic mnie nie obchodzi rozmaryn. Jaka to głupia nazwa, brzmi jak imię kobiety. Dlaczego niby ma być tak cenny? - Dodaje smaku wieprzowinie twojej kuny, łagodzi skurcze brzucha. Mężczyzna powinien pić go przez dziewięć dni, by odzyskać siły osłabione przez nadmierne folgowanie chuciom. Może miałbyś ochotę się napić? - Nie szydź ze mnie. - Przykucnął obok niej. - Te inne kobiety to było wiele dni temu. Ciebie wziąłem tylko raz. Z pewnością nie jestem wyczerpany. Powiedziałem ci, żebyś nigdzie nie wychodziła. - Nigdzie nie wyszłam. Rozejrzyj się. Dookoła są dziesiątki moich ludzi. - Moich ludzi. Teraz ja tu jestem panem. - Dobrze. Dookoła są dziesiątki ludzi, którzy podnieśliby wrzask pod niebiosa, gdyby ktokolwiek obcy się do mnie zbliżył. To prawda, pomyślał. Tutaj jest bezpieczna. Zresztą miał dla niej smakowitszy kąsek. - Myślałaś, że to Tuggle. Kazałaś przygotować klacz. Miałaś zamiar wyjechać, czyż nie? - Tak, ale na krótko i poprosiłabym Beamisa, by wysłał ze mną kilku swoich ludzi. Muszę zobaczyć się ze Znachorką, kobietą wielkiej mądrości, która mieszka głęboko w lasach Pevensey. Nauczyłam się od niej prawie wszystkiego, co umiem, ale nawet ona nie potrafiła pomóc mojemu ojcu.