Feehan Christine
Mrok 03
Mroczny blask
Przekład
KATARZYNA PRZYBYŚ-PREISKORN
Alexandria, młoda graficzka komputerowa, była gotowa poświęcić
wszystko, by chronić swojego osieroconego małego brata. Ale gdy oboje
napotkali niewypowiedziane zło ukryte we mgle spowijającej San Francisco,
mogła tylko błagać o ratunek... I oto z mroku wyłonił się Aidan - potężniejszy
i bardziej tajemniczy od wszystkich istot nocy. Czy jednak ów nieśmiertelny
Karpatianin jest wybawcą, czy potworem? Zbawieniem czy grzechem? I czy
Alexandria ulegnie dzikiej, niesamowitej uwodzicielskiej mocy Aidana i siłą
swej miłości wypełni jego pusty świat tęczą barw?
I
Joshua, to bardzo ważne spotkanie w sprawie pracy - upominała
Alexandria Houton swojego młodszego brata, parkując wiekowego
volkswagena na przestronnym placu na tyłach restauracji. Dotknęła
dłonią jego loków i zajrzała w jasne oczy. Natychmiast ogarnęła ją fala
miłości, odpędzając strach i frustrację. Uśmiechnęła się. - Jesteś już taki
duży, Josh. Nie wiem, dlaczego się powtarzam. Ale to moja jedyna
szansa, żeby zdobyć wymarzoną pracę. Wiesz, że bardzo tego
potrzebujemy, prawda?
- Jasne, Alex. Nie martw się. Poczekam tu na ciebie, będę się bawił
ciężarówką. - Chłopiec uśmiechnął się do ukochanej siostry, która
zastępowała mu rodziców od czasu, kiedy zginęli w wypadku, na krótko
przed jego drugimi urodzinami.
- Szkoda, że opiekunka dała taką plamę. Była... ehm... chora.
- Pijana - poprawił ją z powagą, zbierając z siedzenia zabawki i plecak.
- Gdzie, u licha, usłyszałeś coś takiego? - spytała zaniepokojona, że
sześciolatek już wie, co znaczy pijany. Wysiadła z samochodu i starannie
otrzepała swoją jedyną elegancką garsonkę. Kosztowała ją całą
miesięczną pensję, ale była niezbędną inwestycją. Alexandria nie
wyglądała na swoje dwadzieścia trzy lata i koniecznie potrzebowała
pewności siebie, jaką daje kosztowne, eleganckie ubranie.
- Słyszałem, jak mówiłaś jej, żeby poszła do domu, bo jest pijana i nie
może się mną opiekować - odparł Josh, tuląc do siebie ulubioną
zniszczoną wywrotkę.
Przecież specjalnie kazała mu iść do swojego pokoju. A on wymknął
się, żeby podsłuchiwać. Doskonale wiedział, że informacje, zdaniem
Alexandrii przeznaczone tylko dla dorosłych, zwykle bywają bezcenne.
Mimo wszystko nie mogła powstrzymać uśmiechu na widok jego
przekornej, łobuzerskiej miny.
- Gumowe ucho, hę? Spojrzał na nią potulnie.
- No już dobrze, koleżko. Sami sobie lepiej poradzimy - stwierdziła z
pewnością siebie, której wcale nie czuła. Wynajmowali mieszkanie w
szczurzej norze - w pensjonacie zamieszkanym głównie przez prostytutki,
alkoholików i narkomanów. Alexandria bała się o przyszłość brata.
Wszystko zależało od tego spotkania.
Thomas Ivan, geniusz i twórca fantastycznych, bestsellerowych gier
wideo i komputerowych o wampirach i demonach, szukał nowego
grafika. Pojawiał się na okładkach wszystkich liczących się magazynów.
Portfolio szkiców Alexandrii zainteresowało go na tyle, że zechciał
umówić się na spotkanie. Wiedziała, że ma talent; oby tylko Ivan nie
osądził jej po młodzieńczym wyglądzie. Przecież rywalizowała z
wieloma doświadczonymi projektantami.
Wyjęła z samochodu swoje cienkie portfolio i wzięła Jo-shuę za rękę.
- To może trochę potrwać. Kanapki masz w plecaku, pamiętasz?
Skinął głową, aż jedwabiste loki podskoczyły mu na czole.
Złapała go mocniej za rękę. Był dla niej wszystkim - jej jedyną
rodziną, powodem, dla którego tak mocno walczyła, żeby mieć lepsze
mieszkanie, lepsze życie. Joshua był inteligentnym, wrażliwym,
współczującym dzieckiem. Zasługiwał na wszystko co w życiu dobre i
zamierzała mu to zapewnić.
Zaprowadziła go na tyły restauracji, gdzie rósł zagajnik i wiła się
ścieżka aż do urwiska nad oceanem.
- Nie chodź na skały. Są bardzo niebezpieczne. Mogą się osunąć spod
nóg. Albo się potkniesz i polecisz.
- Wiem, już mi mówiłaś. - W jego głosie zabrzmiała nuta
zniecierpliwienia. - Znam zasady, Alex.
- Henry jest gdzieś tutaj. Będzie miał na ciebie oko.
Henry, bezdomny staruszek z ich sąsiedztwa, często sypiał w tym
zagajniku. Alexandria często dawała mu jedzenie i drobniaki, a co
ważniejsze - szacunek. W zamian za to wyświadczał jej drobne przysługi.
Pomachała ręką wysokiemu, przygarbionemu mężczyźnie, który
kuśtykał w ich stronę.
- Cześć, Henry. To miło, że zgodziłeś się mi pomóc.
- Miałaś szczęście, że wcześniej spotkaliśmy się w sklepie. Chciałem
zanocować pod mostem. - Rozejrzał się uważnie wyblakłymi niebieskimi
oczyma. - Ostatnio działy się tu różne dziwne rzeczy.
- Gangi? - zapytała z niepokojem. Nie chciała narażać Joshui na
niebezpieczeństwo.
Henry pokręcił głową.
- Nic z tych rzeczy. Gliny nie pozwoliłyby na coś takiego w tej
okolicy. Dlatego tu sypiam. Zresztą, gdyby wiedzieli, mnie też by stąd
wyrzucili.
- Więc co właściwie się tu dzieje? Joshua pociągnął ją za spódnicę.
- Spóźnisz się w końcu na to spotkanie, Alex. Damy sobie radę z
Henrym - oznajmił stanowczo, wyczuwając jej kłopot. Usiadł po turecku
pod sklepieniem drzew, na skałce tuż obok ścieżki.
Kolana Henry'ego zatrzeszczały, gdy siadał obok Joshui.
- Tak jest. Idź już, Alex. - Machnął sękatą ręką. - A my pobawimy się
tą fantastyczną wywrotką, prawda, młody człowieku?
Alexandria przygryzła wargę, nagle niezdecydowana. Może to źle, że
zostawia Joshuę pod opieką tego wyniszczonego, cierpiącego na
reumatyzm starca?
- Alex? - Joshua chyba wychwycił jej wahanie, bo popatrzył na nią z
wyraźnie urażoną męską dumą.
Westchnęła. Przez to ciężkie życie Josh był zbyt dorosły na swój wiek.
Niestety, miał rację: to naprawdę ważne spotkanie. Od niego zależy
przecież jego przyszłość.
- Dzięki, Henry. Jestem zobowiązana. Potrzebuję tej pracy. - Pochyliła
się, żeby pocałować Joshuę. - Kocham cię, koleżko. Uważaj na siebie.
- Kocham cię, Alex. Uważaj na siebie - odpowiedział jak echo.
Znajome słowa uspokoiły ją, więc ruszyła z powrotem pomiędzy
cyprysami, obeszła kuchnię i skierowała się na schody prowadzące na
taras nad urwiskiem. Restauracja była znana z widoku na fale, które
rozbijały się poniżej. Wiatr zmagał się z jej włosami uczesanymi w niski
kok, rozpylając na nie sól i kropelki morskiej wody. Alexandria
zatrzymała się przed bogato rzeźbionymi drzwiami, odetchnęła głęboko i
weszła do środka, emanując pewnością siebie, choć w żołądku ssało ją ze
zdenerwowania.
Łagodna muzyka, kryształowe żyrandole i dżungla pięknych roślin
dawały wrażenie, jakby się wkraczało w inny świat. Sala była podzielona
na zaciszne zakątki, oświetlone migotliwym, intymnym blaskiem ognia
płonącego w ogromnym kominku.
Uśmiechnęła się do maitre.
- Jestem umówiona z panem Ivanem. Już przyjechał?
- Proszę tędy. - Mężczyzna spojrzał na nią z aprobatą.
Gdy piękna Alexandria Houton podeszła do stolika, Thomas Ivan
zakrztusił się whisky. Często zapraszał kobiety do tej przytulnej
restauracji, ale ta dziewczyna biła je na głowę. Była drobna i szczupła, ale
miała kształtną figurę i fantastyczne nogi. Duże szafirowe oczy lśniły
spod długich rzęs; wargi były pełne i seksowne. Złociste włosy zwinięte
w surowy kok podkreślały klasyczne rysy twarzy i wysokie kości
policzkowe. Goście odwracali za nią głowy. Chyba nie zdawała sobie
sprawy z tego, jakie wywołała zamieszanie. Nawet maitre zachowywał
się, jakby eskortował księżniczkę. Ta kobieta naprawdę miała w sobie coś
wyjątkowego.
Thomas zakaszlał, żeby oczyścić gardło i wydobyć z siebie głos.
Wstał, uścisnął jej dłoń i pogratulował sobie w duchu szczęścia. Ta
cudowna młoda istota go potrzebowała. Starszy od niej o dobrych
piętnaście lat, z pieniędzmi, wpływami i sławą, mógł wynieść ją na
szczyty kariery. I zamierzał wykorzystać wszelkie przyjemne
możliwości, jakie dawała mu ta korzystna pozycja.
- Miło mi pana poznać, panie Ivan - powiedziała miękko. Jej
melodyjny głos pieścił jego skórę jak dotyk jedwabistych opuszków
palców.
- Mnie również. - Przytrzymał jej dłoń chwilę dłużej niż trzeba.
Słodka niewinność w oczach dziewczyny sprawiała, że naturalna
zmysłowość wydawała się jeszcze bardziej prowokacyjna. Zapragnął jej
szaleńczo i postanowił ją mieć.
Alexandria splotła dłonie, żeby drżenie nie zdradziło jej
zdenerwowania. Nie mogła uwierzyć, że właśnie siedzi z takim
wspaniałym mężczyzną jak Thomas Ivan. A co więcej, jest kandydatką
do współpracy przy jego następnym projekcie. To jej życiowa szansa.
Ivan milczał, wpatrując się w nią z uwagą, więc szybko zastanowiła się,
co powiedzieć.
- Piękna restauracja. Często pan tu bywa? Thomasowi podskoczyło
serce. Zainteresowała się nim
jako mężczyzną? Z jakiego innego powodu zadałaby takie pytanie?
Może i wygląda na chłodną i zdystansowaną, nawet dość wyniosłą, ale
chce wyłowić jakieś informacje o jego prywatnym życiu. Uniósł brew i
posłał jej wyćwiczony uśmiech, który zawsze zapierał im dech w
piersiach.
- To moja ulubiona restauracja.
Alexandrii nie spodobał się błysk samozadowolenia w jego oczach,
ale odpowiedziała uśmiechem.
- Przyniosłam kilka szkiców. Pomysły, rysunki do wątku pana
następnej gry. Mam w głowie wyraźny obraz tego, co pan opisuje. Wiem,
że Don Michaels pracował przy Nocnych jastrzębiach. Jest bardzo dobry,
ale wydaje mi się, że nie do końca uchwycił pana wizję. Dostrzegam w
niej zdecydowanie więcej szczegółów i o wiele większy potencjał.
Wykręciła palce pod stołem, ale sprawiała wrażenie zupełnie
spokojnej.
Thomas był zaskoczony. Miała rację. Michaels to facet z dużym
nazwiskiem i równie dużym ego, ale nigdy w pełni nie zrozumiał jego
wizji. Thomasa rozdrażnił jednak profesjonalizm tej dziewczyny. Była
taka zimna i niedotykalska. Chciała rozmawiać tylko o interesach.
Kobiety zwykle same pchały mu się na kolana.
Alexandria widziała irytację malującą się na jego twarzy. Wbiła
paznokcie w dłonie. Co zrobiła źle? Chyba za ostro wystartowała.
Wytworny mężczyzna o reputacji playboya na pewno woli bardziej
kobiece zachowanie. Potrzebowała tej pracy, więc nie może już na
początku go rozzłościć. Odrobina flirtu chyba nie zaszkodzi? Ivan był
bogatym, przystojnym kawalerem, dokładnie takim, z jakim powinna się
związać. Westchnęła w duchu. Jeszcze nikt tak naprawdę jej nie zauro-
czył. Przez jakiś czas tłumaczyła to tym, że po prostu mężczyźni w
okolicy są nieodpowiedni, że ma zbyt wiele obowiązków związanych z
Joshuą. Potem uznała, że chyba jest oziębła. Ale jeśli trzeba, może
udawać.
Uwaga Thomasa potwierdziła, że ma rację.
- Nie powinniśmy psuć kolacji rozmowami o interesach, prawda? -
powiedział z uroczym uśmiechem.
Zamrugała, żeby odpędzić wizerunek barrakudy i pozwoliła, by na
wargi wypłynął jej słodki, zalotny uśmieszek. To będzie długi wieczór.
Pokręciła głową, gdy Ivan chciał nalać jej wina. Zabrała się do sałatki z
krewetek i zaczęła lekką pogawędkę - dzięki takim rozmowom jej rzadkie
randki bywały udane. Ivan pochylił się ku niej i stale dotykał jej dłoni,
gdy chciał podkreślić jakąś wypowiedź.
Raz udało jej się wymknąć, żeby sprawdzić, jak tam Joshua. Chłopiec
grał z Henrym w pokera talią wymiętych kart, w promieniach
zachodzącego słońca.
Henry posłał jej niewinny uśmiech, z wdzięcznością przyjął
przemycone jedzenie i odesłał ją lekkim machnięciem ręki.
- Świetnie sobie radzimy, Alex. Idź zdobywać tę ważną pracę -
nakazał.
- Uczysz go hazardu? - spytała z udawaną surowością. Obaj zaśmiali
się przekornie. Z trudem powstrzymała się, by nie przytulić braciszka.
- Henry mówi, że tym graniem mógłbym ci pomóc, bo zawsze
wygrywam - oświadczył z dumą Joshua. - I że nie musiałabyś się już
więcej przymilać do żadnego drania.
Alexandria zagryzła wargi, by ukryć rozbawienie i ogarniającą ją falę
uczucia.
- No cóż, dopóki się całkiem nie wyszkolisz, ja będę się zajmować
zarabianiem. Dlatego lepiej wrócę na kolację. Jeśli zmarzniecie, w
bagażniku jest koc. - Dała bratu kluczyki. -Tylko ich dobrze pilnuj. Jeśli
je zgubisz, będziemy tu nocować razem z Henrym.
- Ale czad! - W błękitnych oczach malca zatańczyła radość.
- Bardzo bombowo. Więc uważaj na siebie - ostrzegła. -Wrócę
najszybciej, jak będę mogła, ale z tym facetem nie jest łatwo. Chyba
myśli, że zaliczy wielką noc. - Skrzywiła się.
Henry potrząsnął sękatą pięścią.
- Jak będzie ci robił jakieś problemy, przyślij go do mnie.
- Dzięki, Henry. Zachowujcie się grzecznie, chłopcy, a ja jeszcze
popracuję. - Odwróciła się i ruszyła w stronę restauracji.
Wiatr powiał mocniej, niosąc zapach morza i drobiny piany. Sącząca
się mgła spowijała drzewa melancholijnym całunem. Alexandria
zadygotała, rozcierając dłońmi ramiona. Właściwie nie było zimno, ale
mglista i tajemnicza atmosfera sprawiła, że poczuła się nieswojo.
Pokręciła głową, żeby pozbyć się wrażenia, że za każdym drzewem
czai się coś złego. Nie wiedzieć czemu, tego wieczoru była dziwnie
podenerwowana. Pewnie z powodu rozmowy. Musiała zdobyć tę pracę.
Przeszła przez restaurację, lawirując w dżungli doniczkowych roślin i
zwisających pnączy.
Ivan szybko się podniósł i odsunął dla niej krzesło. Doskonale zdawał
sobie sprawę, że zazdroszczą mu wszyscy mężczyźni na sali. Alexandria
Houton miała w sobie niezwykłą magię, która kojarzyła mu się z
gorącymi nocami i nieokiełznaną namiętnością.
Przesunął palcami po jej ramieniu.
- Jest ci zimno - powiedział lekko zachrypniętym głosem. Przy niej
czuł się jak niezdarny uczniak. A ona była chłodna i wyniosła niczym
niedosiężna syrena, która obserwuje, jak on się wije.
- Wracając z toalety, wyszłam na chwilę na dwór. Taka piękna noc.
Nie mogłam się oprzeć, by nie popatrzyć na ocean. Jest trochę
wzburzony.
W jej oczach kryło się tysiące sekretów; długie rzęsy po-
wstrzymywały wszelkie emocje. Thomas z trudem przełknął ślinę i
odwrócił wzrok. Powinien się opanować. Sięgnął głęboko do swoich
zasobów słynnego uroku i zaczął opowiadać zabawne historyjki, żeby
zainteresować i oczarować dziewczynę.
Alexandria bardzo starała się słuchać jego monologu, ale nie mogła
skoncentrować się na anegdotkach o tym, jak zrobił błyskotliwą karierę,
opowieściach o jego licznych obowiązkach społecznych i o znużeniu
kobietami, które bez przerwy uganiają się za jego pieniędzmi. Stawała się
coraz bardziej niespokojna, do tego stopnia, że dłonie zaczęły jej drżeć.
W pewnym momencie przeszył ją dreszcz przerażenia, a jego lodowate
palce zacisnęły się jej na gardle. Wrażenie było tak rzeczywiste, że aż
podniosła dłoń do szyi, żeby sprawdzić, co się dzieje.
- Przecież musisz wypić choć mały kieliszek wina. To doskonały
rocznik - nalegał Thomas, podnosząc butelkę i z powrotem skupiając na
sobie jej uwagę.
- Nie, dziękuję. Bardzo rzadko piję alkohol - powtórzyła po raz trzeci.
Z trudem pohamowała się, by nie spytać Thomasa, czy on przypadkiem
nie ma problemów ze słuchem. Nie zamierzała mącić umysłu alkoholem
podczas tak ważnej dla niej rozmowy. Poza tym nigdy nie piła, kiedy
prowadziła
samochód, i nigdy przy bracie. Już i tak widział za dużo ludzi na gazie
w ich pensjonacie.
Uśmiechnęła się, by złagodzić swoje słowa. Gdy kelner sprzątnął
nakrycia, zdecydowanie sięgnęła po swoje portfolio.
Ivan westchnął głośno. Zwykle na tym etapie kobiety zaczynały mu
nadskakiwać. Ale Alexandria wydawała się uodporniona na jego wdzięki
i wciąż pozostawała poza zasięgiem. Intrygowała go coraz bardziej i
musiał ją mieć. Wyczuwał, że praca u niego jest dla niej niezwykle
ważna, i wykorzysta to, jeśli będzie musiał. Był pewny, że w tej kobiecie
jest płomień ukryty za tym miłym uśmiechem i chłodem szafirowych
oczu i nie mógł się doczekać gorącej nocy, parującej od namiętności.
Ale w chwili, gdy zobaczył jej szkice, zapomniał o zaspokajaniu
swojego ego i pożądania. Alexandria uchwyciła wizje jego wyobraźni
lepiej, niż on sam potrafił je wyrazić słowami. Poczuł przypływ emocji i
niemal zaczął ślinić się nad jej niesamowitymi rysunkami. Dokładnie
kogoś takiego potrzebował do pracy nad nową grą. Była fantastyczna,
przerażająca i trudna, ale nie wątpił, że rozniesie konkurencję w pył.
Potrzebował właśnie takiego świeżego, kreatywnego podejścia.
- To tylko szkice na szybko - powiedziała cicho. - Bez animacji, ale
mam nadzieję, że rozumie pan ideę.
Widząc, z jaką aprobatą Tomas Ivan oglądał jej prace, zapomniała, że
niespecjalnie go polubiła.
- Masz wielki talent do szczegółów. Fantastyczną wyobraźnię. I
technikę. Kiedy na to patrzę, zdaje mi się, że czytałaś mi w myślach.
Naprawdę udało ci się tu uchwycić wrażenie lotu. - Wskazał na kartkę.
Był wyraźnie zafascynowany, że potrafiła oddać uczucie pustki w
żołądku samymi rysunkami. Czego zdoła dokonać, mając do dyspozycji
jego imponujący zestaw komputerów i programów graficznych?
Zapatrzył się w jedną ze scen - jakby działa się naprawdę. Jakby
dziewczyna po prostu zrobiła zdjęcie wampira toczącego brutalną bitwę.
Rysunek był tak realistyczny, że aż przerażający. Wszystkie szkice
idealnie oddawały jego myśl
i natychmiast stworzyły między nimi dwojgiem więź, której przez
cały wieczór nie zdołał nawiązać.
Alexandria nagle poczuła lekkie muśnięcie jego palców na swojej
dłoni. Uświadomiła sobie, jaki jest silny, barczysty i przystojny. Serce
zabiło jej z nadzieją. Czyżby w końcu ktoś zaczął pociągać ją fizycznie?
Zdumiewające, jak bardzo wspólne upodobania potrafią zbliżyć ludzi. Z
dumą obserwowała Thomasa, który otwarcie podziwiał ilustracje
przedstawiające twory jego wyobraźni.
Ale nagle przez restaurację przeszedł zimny powiew skażony złem.
Pełzł po skórze Alexandrii jak robaki po zwłokach. Ze wstrętem odchyliła
się na krześle, blada i drżąca. Rozejrzała się uważnie. Nikt poza nią nie
zauważył gęstniejącego powietrza i cuchnącego odoru zła. Wokół
rozbrzmiewał śmiech i gwar. Ten zwyczajny klimat powinien ją
uspokoić, a jednak zadygotała mocniej. Czuła, jak pot perli jej się na
czole i spływa w dolinkę między piersiami. Serce waliło jej jak młotem.
Thomas Ivan był zbyt zajęty przeglądaniem szkiców, by zauważyć jej
niepokój. Nadal mruczał pochwały. Siedział z pochyloną głową i cieszył
oczy rysunkami.
Działo się coś złego. Bardzo złego. Alexandria to wiedziała, jak
zawsze. Wiedziała dokładnie, w którym momencie zginęli jej rodzice.
Wiedziała, gdy w pobliżu popełniono okrutną zbrodnię. Wiedziała, kto
jest dilerem narkotyków; wiedziała, kto kłamie. Po prostu wiedziała. A
teraz, gdy wszyscy inni goście dobrze się bawili, wiedziała, że w pobliżu
czai się zło, coś niewyobrażalnie niegodziwego.
Powoli, ostrożnie przebiegła wzrokiem po przestronnej sali. Wszyscy
jedli i rozmawiali w najlepsze. Trzy kobiety przy stoliku obok
zaśmiewały się w głos i wznosiły toasty. Alexandrii zaschło w ustach, a
serce o mało nie wyskoczyło z piersi. Nie była w stanie odezwać się
słowem ani nawet drgnąć. Dosłownie zamarła z przerażenia. Na ścianie
za Thomasem Iva-nem pojawił się mroczny cień i zaczął rozprzestrzeniać
się po całej sali; nikt nie zauważył ohydnego widma, które wyciągnęło
szpony ku niej i ku trzem kobietom, które rozmawiały
z takim ożywieniem. Ona siedziała bez ruchu, wsłuchując się w
straszliwy szept w swojej głowie, delikatny jak muśnięcie skrzydeł
nietoperza, a jednak rozkazujący z niesłychaną siłą.
Chodź do mnie. Bądź ze mną. Nakarm mnie. Chodź do mnie.
Te słowa uderzały w nią, wbijając się w czaszkę jak odłamki szkła.
Szpony postaci na ścianie rozwarły się, wyciągnęły i przywołały
Alexandrię gestem.
Z prawej strony skrzypnęło krzesło, przerywając czar. Zamrugała, a
cień zblakł, pozostawiając po sobie tylko echo maniackiego śmiechu.
Znowu mogła się poruszać, więc odwróciła głowę, bo obok zgrzytnęły
dwa kolejne odsuwane krzesła. Trzy kobiety przy sąsiednim stoliku
wstały jednocześnie, rzuciły pieniądze na stół i nagle, w zupełnej ciszy,
ruszyły do wyjścia.
Alexandria chciała krzyknąć, żeby zawróciły. Nie wiedziała dlaczego,
ale naprawdę otworzyła usta, żeby to zrobić. Poczuła ucisk w gardle i
zaczęła walczyć o powietrze.
- Alexandrio! - Thomas poderwał się błyskawicznie, żeby jej pomóc.
Twarz miała szarą jak popiół, kropelki potu zwilżyły jej czoło. - Co ci
jest?
Zaczęła na oślep zgarniać rysunki do teczki, ale ręce tak jej drżały, że
kartki rozsypały się na stół i na podłogę.
- Przepraszam, panie Ivan, muszę wyjść. - Wstała tak gwałtownie, że o
mało go nie znokautowała. Umysł miała otępiały i ciężki, jakby
oblepiony złem, które przed chwilą umknęło. Zaburczało jej w brzuchu.
- Źle się czujesz, Alexandrio. Odwiozę cię do domu. -Ivan starał się
jednocześnie pozbierać cenne szkice i podtrzymać ją pod ramię.
Wyrwała mu się, myśląc tylko o tym, by natychmiast wybiec do
Joshui. Czymkolwiek było zło, które skradało się w ciemnościach, tym
kobietom, Henry'emu i Joshui groziło wielkie niebezpieczeństwo. Zło
znalazło się na zewnątrz. Z tyłu za restauracją. Czuła jego obecność jak
czarną skazę na duszy.
Odwróciła się i wybiegła, nie zwracając uwagi na zdziwione
spojrzenia i zaskoczenie Thomasa Ivana. Potknęła się na schodach,
zaczepiła o coś brzegiem spódnicy i usłyszała trzask prutego materiału.
Przeszyły ją ból i przerażenie. Czuła, jakby coś wybuchło w jej piersi, a
rozdarte serce krwawiło. Uczucie było tak realne, że przycisnęła dłoń do
piersi, a potem spojrzała na nią, spodziewając się, że zobaczy czerwoną
plamę. Nic. Więc to krew kogoś innego. Ktoś jest ranny - albo jeszcze
gorzej.
Zagryzła wargę tak mocno, że przecięła skórę. To prawdziwy ból, i jej.
Dzięki niemu mogła się skupić i biec dalej. Istota, która wybrała się na
łowy, właśnie kogoś zabiła. Alexandria poczuła zapach krwi i
przenikliwe wibracje - następstwo przemocy. Modliła się, żeby to nie był
Joshua. Łkając, popędziła wąską ścieżką wokół budynku. Nie mogła
przecież stracić brata. Dlaczego zostawiła go samego, tylko pod opieką
słabego starca?
Wtedy zauważyła tę mgłę. Gęstą. Zawiesistą jak zupa. Pojawiła się
między drzewami jak niesamowita biała ściana. Alexandria nie widziała
własnych stóp. Z trudem przedzierała się przez nią, jakby szła po
wydmach. Nie mogła wciągnąć powietrza do płuc. Chciała zawołać
Joshuę, ale instynkt kazał jej milczeć. Kimkolwiek był ten szaleniec,
zadawanie bólu i przerażanie sprawiało mu przyjemność. To go
nakręcało, działało jak narkotyk. Nie wolno jej pobudzać tego
makabrycznego głodu.
Z trudem znajdując drogę wśród drzew, potknęła się o czyjeś ciało.
- Boże! - wykrztusiła, modląc się, żeby to nie był jej brat. Pochyliła się
i w tej samej chwili dostrzegła, że zwłoki są duże. Zimne i nieruchome
leżały na ziemi jak żałosna kupka starych szmat.
- Henry! - Żal wezbrał jej w gardle, gdy ujęła mężczyznę za ramię,
żeby przewrócić go na plecy.
Z jeszcze większym przerażeniem zobaczyła rozdartą pierś. Ktoś
dosłownie wyrwał mu serce. Leżało nieruchome.
Z trudem odsunęła się na bok, uklękła i zwymiotowała. Na szyi Henry
miał straszne szramy, jak po pazurach dzikiego zwierzęcia.
W jej umyśle rozległ się okrutny śmiech. Wytarła usta wierzchem
dłoni. Ten zwyrodniały szaleniec nie może dostać Joshui. Z determinacją,
kierując się instynktem, ruszyła w stronę urwiska. Fale z hukiem rozbijały
się o ostre krawędzie skał, a wiatr huczał w gałęziach drzew tak głośno, że
nic innego nie było słychać.
Nie widząc, nie słysząc, z trudem brnęła przed siebie, ale coś ciągnęło
ją w stronę obłąkanego mordercy. Wydawało jej się, że on wie o jej
nadejściu i czeka. Był przekonany, że ją kontroluje i wzywa do siebie siłą
woli.
Choć wiał porywisty wiatr, mgła tkwiła nieruchomo, ciężka i gęsta -
mimo to Alexandria dostrzegła kolejną, koszmarną scenę. Trzy kobiety z
restauracji powoli, jak we śnie kroczyły nad urwisko. Jeszcze przed
chwilą siedziały obok niej, po prawej stronie. Wyszły tuż przed nią.
Widać było, że są w transie i z zachwytem wpatrują się w postać
mężczyzny na skraju skały.
Był wysoki i szczupły. Otaczała go aura siły i mocy. Twarz miał
piękną jak Adonis, długie do ramion falowane włosy. Uśmiechnął się,
obnażając bardzo białe zęby.
Jak u drapieżnika. Gdy ta myśl pojawiła się w jej głowie, zniknęła
iluzja piękna. Zauważyła krew na rękach potwora. Na zębach i na
brodzie. Powitalny uśmiech był grymasem, który obnażał ostre kły. Oczy
wpatrzone w trzy kobiety wyglądały jak czarne dziury, jarzące się w
ciemnościach krwistym blaskiem.
Kobiety uśmiechały się i wyciągały do niego ręce. Gdy podeszły
bliżej, mężczyzna wskazał na ziemię. Posłuszne rozkazowi uklękły, a
potem zaczęły wić się zmysłowo, jęcząc i zdzierając z siebie ubranie.
Mgła na chwilę przesłoniła obleśny widok, a gdy znów się rozwiała,
jedna z kobiet dotarła już do mężczyzny i tuliła się do jego kolan.
Rozdarła bluzkę, sugestywnie głaskała się po nagich piersiach i ocierała o
niego,
błagając, by ją wziął i wykorzystał. Druga przyłączyła się do nich;
objęła potwora w talii i gapiła się na niego prowokacyjnie.
Alexandria już chciała odwrócić się od koszmaru, który niewątpliwie
czekał pozbawione woli kobiety, ale kątem oka dostrzegła Joshuę -
powoli kroczył w stronę mężczyzny. Miała wrażenie, że brat w ogóle nie
dostrzega tych kobiet. Nie patrzył na boki, tylko parł przed siebie jak we
śnie.
Trans. Hipnotyczny trans. Serce znów załomotało Alexandria Zabójca
zahipnotyzował te kobiety i Joshuę. Przyszli na jego wezwanie jak
pozbawione rozumu owce. Jej umysł próbował odgadnąć, co to za
sztuczka, gdy biegła, żeby chwycić chłopca, zanim dotrze do mordercy.
Na szczęście szedł bardzo powoli, jakby stawiał opór sile, która go
ciągnęła.
Choć gęsta mgła przesłaniała jej postać, Alexandria poczuła na sobie
wzrok tych wrogich, niesamowitych oczu, gdy potwór zwrócił ku niej
głowę płynnym, gadzim ruchem.
Gdy wpatrywał się w nią przez zawiesiste opary, czuła w czaszce bicie
skrzydeł nietoperza, a odłamki szkła kłuły ją raz za razem. Miękki,
uwodzicielski głos uparcie szeptał do niej w myślach. Nie zwracając
uwagi na pulsujący ból, skupiła się na tym, by dotrzeć do Joshui. Nie
zamierzała dać potworowi satysfakcji i okazać, że ją rani.
Złapała chłopca za koszulę, ale on szedł dalej. Zaparła się mocno w
ziemię i zatrzymała brata. Objęła go ramionami i popatrzyła wprost na
potwora, który był kilka metrów od nich. Stał na samym brzegu urwiska,
a bezwolne kobiety przymilały się do niego, mrucząc i dopominając się o
jego uwagę. Nawet ich nie dostrzegał. Koncentrował się tylko na
Alexandria Uśmiechnął się do niej, obnażając kły.
Zadygotała na widok krwi Henry'ego na jego wargach i zębach. Ten
szaleniec zabił miłego, nieszkodliwego staruszka.
- Chodź do mnie. - Wyciągnął rękę.
Jego głos przeszył ciało dziewczyny, zmuszając ją, by usłuchała.
Gwałtownie zamrugała, żeby dobrze widzieć plamy krwi na jego rękach i
szponach długich jak sztylety. Gdy
wpatrywała się w nie ze skupieniem, głos potwora tracił
uwodzicielskie piękno i zmieniał się w jazgotliwe charczenie.
- Nic z tego. Zostaw nas. Zabieram Joshuę. Nie dostaniesz go - odparła
stanowczo, prostując się i rzucając mu wyzywające spojrzenie.
Z roztargnieniem popieścił jedną z kobiet zakrwawioną ręką.
- Dołącz do mnie. Popatrz, one tak mnie pragną. Podziwiają.
- Oszukuj się dalej. - Spróbowała się cofnąć. Joshua opierał się z
całych sił. Objęła go mocniej, by nie wyrwał jej się z objęć, ale gdy
pociągnęła go do tyłu, zaczął się z nią szarpać. Musiała się zatrzymać.
Potwór uniósł brew.
- Nie wierzysz mi? - Zwrócił się do jednej z kobiet. -Chodź tu, moja
droga. Chcę, żebyś dla mnie umarła. - Machnął ręką za siebie.
Ku przerażeniu Alexandrii kobieta polizała wyciągniętą dłoń, a
potem, uśmiechając się i płaszcząc, poczołgała się w stronę krawędzi.
- Nie! - wrzasnęła Alexandria, ale kobieta już spadała w pustkę, na
spotkanie chciwych fal i ostrych skał u podnóża urwiska.
Gdy Alexandria jęknęła z przerażenia, mężczyzna chwycił drugą
kobietę za włosy, pocałował ją w usta, przechylił do tyłu i zatopił ohydne
kły w jej szyi.
Sceny, jakie tworzyła, ilustrując horrory Thomasa Ivana, rozgrywały
się teraz na żywo przed jej oczami. Mężczyzna nasycił się krwią
spływającą z szyi, a potem odrzucił kobietę na bok, za krawędź, jak pustą
muszlę, znalezioną na plaży. Ostentacyjnie oblizał grubym, ohydnym
jęzorem splamione krwią wargi.
Alexandria uświadomiła sobie, że w kółko szepce modlitwę, aż do
utraty tchu. Ta istota była niewyobrażalnie niebezpieczna i szalona.
Mocniej objęła Joshuę i go podniosła.
Chłopczyk kopał ją, wyrywał się, warczał i szczerzył zęby. Udało jej
się cofnąć o metr, ale potem musiała postawić brata
na ziemi. Stanął bez ruchu i tkwił tak, jak długo nie próbowała go
odciągnąć od celu.
Potwór znowu podniósł głowę i oblizał palce ze szkaradnym
uśmiechem.
- Widzisz? Zrobią dla mnie wszystko. Uwielbiają mnie. Prawda,
kotku? - Postawił na nogi ostatnią z trzech kobiet. Natychmiast się
przytuliła. Ocierała się o niego całym ciałem, pieszcząc go i głaszcząc. -
Bardzo chcesz mnie zadowolić, czyż nie?
Kobieta zaczęła go całować po szyi, po brzuchu, a potem niżej i niżej.
Rozpięła mu spodnie. Pogłaskał ją po szyi.
- Widzisz, jaką mam moc? A ty jesteś tą, której szukałem, żeby się
podzielić moją potęgą.
- Ta kobieta wcale cię nie uwielbia - sprzeciwiła się Alexandria. -
Posłużyłeś się hipnozą, żeby ją sobie podporządkować. Pozbawiłeś ją
woli. I to nazywasz mocą? - Wypowiedziała te słowa z największą
pogardą, na jaką mogła się zdobyć.
Z pyska kreatury wydobył się niski, morderczy syk, ale uśmiech nie
zniknął.
- Chyba masz rację. Ta jest bezużyteczna.
Wciąż się uśmiechając, wciąż wpatrując się w oczy Alexandra, ujął
głowę kobiety w dłonie i mocno przekręcił.
Głośny trzask przeszył ciało Alexandra. Trzęsła się tak, że zęby jej
szczękały. Potwór jedną ręką niedbale trzymał bezwładne ciało za
krawędzią urwiska. Zwisło jak szmaciana lalka, z głową opadającą pod
dziwnym kątem. Jeszcze przed chwilą piękna kobieta, a teraz pusta,
bezużyteczna skorupa. Pozbył się jej, po prostu otwierając palce.
Pozwolił, by wpadła w zgłodniałe, spienione fale.
- Teraz masz mnie tylko dla siebie - powiedział cicho. -Chodź do
mnie.
Gwałtownie pokręciła głową.
- Nie ja. Nie przyjdę do ciebie. Widzę cię takim, jaki jesteś, a nie
takim, jaki ukazałeś się tym biedaczkom.
- Przyjdziesz do mnie, i to z własnej woli. Jesteś moją wybranką.
Szukałem kogoś takiego na całym świecie. Musisz
do mnie przyjść. - Jego głos był cichy, ale z poświstem ostrzeżenia,
sykiem rozkazu.
Próbowała się cofnąć o krok, ale nagle Joshua zaczął gryźć, warczeć,
kopać i wyrywać się z całych sił. Musiała się znowu zatrzymać i złapać go
mocniej, żeby jej nie uciekł.
- Jesteś chory. Potrzebujesz pomocy. Lekarza. Ja ci nic nie pomogę. -
Rozpaczliwie szukała drogi ucieczki z tego koszmaru, modląc się, żeby
ktoś wreszcie nadszedł. Jakiś ochroniarz. Ktokolwiek.
- Nie masz pojęcia, kim jestem.
Jej umysł prawie zdrętwiał ze strachu. Pracując nad szkicami dla
Thomasa Ivana, dużo czytała i wnikliwie badała starodawne legendy o
wampirach. Stojący przed nią potwór był ucieleśnieniem tamtych
legendarnych postaci. Żywił się krwią i za pomocą hipnozy zmuszał
bezradne ofiary do spełniania jego niecnych rozkazów. Wzięła głęboki
oddech, aby się uspokoić i spróbować wrócić do rzeczywistości. To przez
tę mgłę, wiatr, mroczną, bezgwiezdną noc i niesamowity huk fal u
podnóża urwiska zaczęły jej przychodzić do głowy takie
nieprawdopodobne pomysły. To na pewno socj opata z XXI wieku, a nie
legendarna postać. Musi zachować zdrowy rozsądek i nie pozwolić, by
koszmarne przeżycia tej nocy zawładnęły jej wyobraźnią.
- Zdaje mi się, że wiem, kim chcesz się wydawać - odparła spokojnie.
- Tak naprawdę jesteś tylko okrutnym mordercą.
Roześmiał się cicho i okropnie, jakby ktoś przesunął paznokciami po
tablicy. Alexandria niemal poczuła lodowate palce na skórze.
- Jesteś dzieckiem, które nie chce zaakceptować prawdy. - Uniósł rękę
i wezwał do siebie Joshuę, wpatrując się w twarz chłopca oczyma
błyszczącymi jak rozżarzone węgle.
Chłopczyk zaczął się szarpać, kopać i gryźć siostrę w ramiona, by
wyrwać się z jej objęć.
- Zostaw go! - Ostatkiem sił spróbowała przytrzymać dziecko, ale w
transie wywołanym przez mordercę stało się
tak silne, że wysunęło się jej z ramion i popędziło w stronę potwora na
urwisku, przypadło do jego kolan i patrzyło na niego z zachwytem.
2
Serce Alexandrii biło jak szalone. Wyprostowała się bardzo powoli.
W ustach zaschło jej z przerażenia na widok szponów zagłębiających się
w ramiona Joshui.
- Teraz już ze mną pójdziesz, prawda? - spytał szeptem potwór.
Uniosła drżący podbródek.
- I to nazywasz wolną wolą? - Nogi miała jak z waty, więc zrobiła
tylko kilka kroków w jego stronę i musiała się zatrzymać. - Jeśli będziesz
wykorzystywał Joshuę, żeby mnie kontrolować, nie może być mowy o
przyjściu do ciebie z własnej woli, prawda? - rzuciła mu wyzwanie.
Odpowiedziało jej powolne, długie syknięcie. Potwór chwycił Joshuę
za nogę i przytrzymał go nad przepaścią.
- Skoro tak bardzo cenisz wolność, może chcesz, żebym uwolnił
umysł tego dziecka spod mojego wpływu, żeby mogło swobodnie
obserwować wszystko, co się dzieje, i posłuchać naszej rozmowy? - Kły
kłapały i zgrzytały w takt słów wypowiadanych precyzyjnie, lodowatym
głosem.
Alexandria rzuciła się naprzód i znalazła się tuż obok monstrum,
wysilając się, by dosięgnąć brata.
- Boże, tylko nie to! Błagam, nie upuść go! Oddaj mi Joshuę! - Jej ból
i prawdziwy strach sprawiły widoczną przyjemność mordercy.
Zaśmiał się cicho, a Joshua nagle wrócił do życia i zaczął krzyczeć. Z
buzią wykrzywioną przerażeniem wzywał siostrę, wpatrując się w nią i
szukając u niej ratunku. Potwór
odpychał ją jedną ręką, a drugą bez wysiłku trzymał chłopca nad
przepaścią.
Zmusiła się, by stanąć przed nim w zupełnym bezruchu.
- Oddaj mi go. Nie jest ci potrzebny. To tylko dziecko.
- Wręcz przeciwnie, sądzę, że jest bardzo potrzebny... aby zapewnić
mi twoją współpracę.
Szaleniec uśmiechnął się do niej i przeniósł Joshuę we względnie
bezpieczne miejsce - nad krawędź urwiska. Machnął ręką; dziecko
przestało wyrywać się i krzyczeć, bo znów znalazło się pod demoniczną
władzą.
- Połączysz się ze mną i staniesz się tym, czym jestem. Razem
zdobędziemy moc, jakiej nie potrafisz sobie wyobrazić.
- Ale ja nigdy nie pragnęłam mocy - zaprotestowała, zbliżając się
coraz bardziej, by wyrwać mu chłopca. - Dlaczego twierdzisz, że szukałeś
kogoś takiego jak ja? Dopiero dziś wieczór dowiedziałeś się o moim
istnieniu. Nie wiesz nawet, jak mam na imię.
- Alexandria. Z łatwością mogę czytać w myślach Joshui. Uparcie
uważasz mnie za zwykłego śmiertelnika, ale zapewniam cię, że mam o
wiele większe możliwości.
- Więc kim jesteś? - Wstrzymała oddech, bojąc się tego, co usłyszy.
Zdawała sobie sprawę, że on jest kimś więcej niż tylko człowiekiem. Że
ma przed sobą potężną istotę z legend. Potrafił czytać w myślach, miał
władzę nad ludźmi, przyciągał swoje ofiary, nawet z dużej odległości.
Wyrwał serce Henry'emu. Widziała, jak skręcił kark jednej kobiecie i
wyssał krew drugiej. O tak, na pewno nie był człowiekiem.
- Jestem koszmarem głupich ludzi. Wampirem, który żywi się ich
krwią. Zostaniesz moją oblubienicą, będziesz dzieliła moją moc i moje
życie.
Powiedział to z powagą, a Alexandria nie wiedziała, czy ma płakać,
czy wybuchnąć histerycznym śmiechem. Nawet Thomas Ivan nie
napisałby bardziej niesamowitego dialogu. Potwór był całkowicie pewny
swego, a co gorsza, ona również zaczynała wierzyć w jego słowa.
- To... to nie jest mój styl życia - wykrztusiła szeptem, nie wierząc
własnym uszom. Zamiast błagać o życie Joshui i własne, daje taką
bzdurną odpowiedź. Ale jak miała zareagować na to szaleństwo?
- Myślisz, że pozwolę z siebie drwić? - Zacisnął palce na ramieniu
chłopca tak mocno, że prawie się ze sobą zetknęły.
Pokręciła głową, grając na zwłokę.
- Nie, mówiłam serio. Lubię słońce. Wampiry prowadzą nocne życie.
Rzadko piję nawet wino, nie wspominając o krwi. Ale znam bar, gdzie
znajdziesz mnóstwo dziewczyn szukających takich podniet. Ubierają się
na czarno, oddają cześć szatanowi i piją nawzajem swoją krew. Mnie to
nie interesuje. Jestem strasznie konserwatywna.
Jak można prowadzić taką dziwną rozmowę z seryjnym zabójcą?
Dlaczego nigdzie nie ma ochroniarzy? Czy nikt nie znalazł jeszcze zwłok
Henry'ego? Gdzie są wszyscy? Jak długo jeszcze musi gadać, żeby
zyskać na czasie?
Zaśmiał się cicho, przyprawiając Alexandrię o dreszcz.
- Nikt cię nie uratuje, moja miła. Nie zdołają się tu zbliżyć. Bez trudu
potrafię utrzymać ludzi na dystans, to tak samo łatwe, jak przyciągnięcie
ich do mnie.
- Dlaczego ja?
- Niewiele jest takich osób jak ty. Masz bardzo silny umysł, dlatego
nie mogę nim zawładnąć. I zdolności parapsychiczne, prawda? Właśnie
takich partnerek poszukuje mój rodzaj.
- Naprawdę? Fakt, czasami wiem o rzeczach, których inni nie
zauważają - przyznała, nerwowo przeczesując włosy. - Na przykład
wiedziałam o twojej obecności, jeśli to masz na myśli.
Zaraz pojawi się ktoś, kto ich uratuje. Thomas Ivan na pewno jej
szuka.
- Proszę cię, pozwól mi zabrać Joshuę do domu, w bezpieczne
miejsce. Nie potrzebujesz jego, tylko mnie. Daję ci słowo, że przyjdę tu
jutro wieczorem. Zresztą, jeśli jesteś tak potężny, z łatwością mnie
odnajdziesz, nawet jeśli nie wrócę.
Rozpaczliwie chciała dotknąć brata. Przerażało ją, że jest taki
bezwładny i bezsilny, ze szklanymi oczami. Pragnęła go wziąć w
ramiona, przytulić i sprawić, żeby był bezpieczny, żeby ten potwór nigdy
więcej go już nie mógł dotknąć. Najważniejsze to uratować Joshuę - nic
innego się nie liczy.
- Nie mogę cię spuścić z oczu. Inni też cię szukają. Muszę być blisko
ciebie, żeby cały czas cię chronić.
Potarła dłońmi pulsujące skronie. Ta kreaturą próbowała wedrzeć się
do jej umysłu. Ciągła walka, by ją powstrzymać, sprawiała Alexandrii
coraz większy ból.
- Niech pan posłucha... jak właściwie pan się nazywa?
- Postanowiliśmy być kulturalni i uprzejmi? - Śmiał się z niej
otwarcie.
- Tak. Tak będzie najlepiej. - Jej samokontrola rozpadała się w gruzy.
Dziewczyna doskonale o tym wiedziała. Musiała znaleźć sposób, by
odsunąć Joshuę od potwora. Brat musiał przeżyć za wszelką cenę. Z
determinacją wbiła paznokcie w dłonie i skupiła się na bólu, żeby myśli
się nie rozbiegły.
- W takim razie dobrze, zachowujmy się kulturalnie. Nazywam się
Paul Yohenstria. Pochodzę z Karpat. Może zauważyłaś mój akcent.
Nie mogła się powstrzymać i wyciągnęła dłonie w stronę brata.
- Proszę, niech pan odda mi Joshuę, panie Yohenstria. Przecież to
mały chłopiec.
- Pani chce zachować go przy życiu, a ja pragnę, żeby mi pani
towarzyszyła. Myślę, że uda nam się osiągnąć porozumienie. Jak pani
sądzi?
Alexandria opuściła ramiona. Była wyczerpana i przerażona; strasznie
bolała ją głowa. Jego obecność jakimś dziwnym sposobem potęgowała
złe samopoczucie, osłabiała jej obronę mentalnymi naciskami; głos w
głowie doprowadzał ją do szaleństwa nieustanną presją.
- Pójdę z panem. Proszę tylko zostawić tu mojego brata.
- Nie, kochanie. Nic z tego. Chodź do mnie.
Podeszła, ociągając się. Nie miała wyboru. Joshua był całym jej
życiem. Kochała go ponad wszystko. Gdyby odszedł, nic by jej nie
zostało. Gdy Yohenstria ją dotknął, poczuła mdłości. Splamione krwią
palce zacisnęły się na jej ramieniu. Widziała krew zaschniętą pod
długimi, podobnymi do sztyletów szponami. Krew Henry'ego. Puścił
Joshuę na ziemię, ale chłopiec osunął się bezwładnie i się nie ruszał.
- Nie musisz mnie trzymać. Chcę sprawdzić, co z Jo-shem - warknęła.
Kontakt z takim złem powodował, że jej żołądek się buntował. Bała się,
że zwymiotuje.
- Zostaw go na razie. - Jego palce zacisnęły się jak imadło. Przyciągnął
ją tak blisko, że ich ciała zetknęły się ze sobą.
Czuła jego odrażający oddech, cuchnący krwią i śmiercią. Skórę miał
oślizłą i zimną jak lód. Wyrywała się z jego objęć, starała się wyśliznąć,
choć wiedziała, że nie da rady. Pochylił się nad jej szyją. Uderzył ją
gorący, obrzydliwy oddech.
- Nie. O Boże, nie - szeptała, głos ją zawiódł. Gdyby potwór ją puścił,
upadłaby, bo kolana się pod nią uginały, ale trzymał mocno i pochylał się
coraz bliżej.
- Twój Bóg cię opuścił. - Zacisnął zęby na gardle dziewczyny.
Wbił je głęboko, a ból był tak straszny, że Alexandrii pociemniało w
oczach. Otoczył ją ramionami i karmił się jej krwią, połykał życiodajną
ciecz. Była drobna, więc o mało nie zgniótł jej w ramionach. Czuła, że kły
zatopione w jej ciele łączą ich dwoje mroczną, odrażającą więzią. Zrobiła
się słaba i ospała; jej serce biło nierówno i z trudem, a wampir pożywiał
się dalej. Powieki jej opadły i choć powtarzała sobie, że musi żyć dalej dla
Josha, przed oczyma zaczęły tańczyć jej czarne plamy; bezsilnie oparła
się o muskularnego napastnika.
Przechylił głowę, a krew sączyła mu się z kącika ust.
- Teraz ty musisz się napić, by żyć.
Rozdarł zębami przegub swojej ręki, przycisnął go do jej warg i
patrzył, jak jego skażona krew tryska prosto w jej usta.
Alexandria ostatkiem sił walczyła, by nie tknąć odrażającego płynu.
Próbowała odwrócić głowę i zacisnąć wargi, ale
wampir przytrzymał ją bez trudu i zmusił do picia. Głaskał ją po
gardle tak długo, aż konwulsyjnie przełknęła. Ale nie oddał jej tyle, ile
zabrał, żeby nie nabrała zbyt dużo sił i była bardziej podatna na jego
żądania.
Potem rzucił swoją ofiarę tuż obok jej brata i z triumfującą miną uniósł
twarz ku czarnemu, bezksiężycowemu niebu. Odnalazł ją. Jej krew była
gorąca i słodka, a ciało młode i silne. Da mu to, czego trzeba, by wróciły
emocje, by odzyskał uczucia. Zwycięsko zawył prosto w noc i potrząsnął
pięścią, rzucając wyzwanie Bogu. Rozmyślnie wydał swoją duszę na
pokuszenie i okazało się, że nic na tym nie stracił. Znalazł przeznaczoną
mu kobietę, a ona zawiedzie go do poprzedniego życia.
Poruszyła się słabo, instynktownie próbując odsunąć się od niego,
więc z powrotem skupił na niej uwagę. Podpełzła do Joshui i obronnie
przytuliła go do siebie. Wampir warknął z zazdrością. Wielu będzie jej
pragnęło, ale ona należy już tylko do niego. Nie zamierzał dzielić się nią z
nikim. W chwili gdy przemiana się zakończy i dziewczyna stanie się od
niego całkowicie zależna, przyjdzie do niego z własnej woli, pozbędzie
się tego szczeniaka. Złapał chłopca za koszulę i wyrwał go z objęć swojej
oblubienicy.
Alexandria z trudem usiadła, ale cały świat wirował wokół niej, tak że
zupełnie straciła orientację. Bezbłędnie jednak wyczuwała, gdzie jest
Josh. Wiedziała też, że nigdy nie zgodzi się, by podzielił jej los. Gdyby
ten zabójczy potwór rzeczywiście potrafił zmienić ją na swoje
podobieństwo, śmierć była o wiele lepszą alternatywą.
Bez ostrzeżenia rzuciła się naprzód. Chwyciła Joshuę i razem z nim
skoczyła z urwiska. Wiatr świstał wokół nich, morska piana piekła i
oczyszczała skórę. Fale wzniosły się wysoko na ich powitanie, wzywały
rodzeństwo do morskiego grobu, hucząc jak grzmoty o ostre krawędzie
skał tuż pod powierzchnią wody.
Poczuła szpony na skórze; nad nią szaleńczo biły skrzydła, a gorący,
cuchnący oddech oznaczał nadejście wroga.
Feehan Christine Mrok 03 Mroczny blask Przekład KATARZYNA PRZYBYŚ-PREISKORN Alexandria, młoda graficzka komputerowa, była gotowa poświęcić wszystko, by chronić swojego osieroconego małego brata. Ale gdy oboje napotkali niewypowiedziane zło ukryte we mgle spowijającej San Francisco, mogła tylko błagać o ratunek... I oto z mroku wyłonił się Aidan - potężniejszy i bardziej tajemniczy od wszystkich istot nocy. Czy jednak ów nieśmiertelny Karpatianin jest wybawcą, czy potworem? Zbawieniem czy grzechem? I czy Alexandria ulegnie dzikiej, niesamowitej uwodzicielskiej mocy Aidana i siłą swej miłości wypełni jego pusty świat tęczą barw?
I Joshua, to bardzo ważne spotkanie w sprawie pracy - upominała Alexandria Houton swojego młodszego brata, parkując wiekowego volkswagena na przestronnym placu na tyłach restauracji. Dotknęła dłonią jego loków i zajrzała w jasne oczy. Natychmiast ogarnęła ją fala miłości, odpędzając strach i frustrację. Uśmiechnęła się. - Jesteś już taki duży, Josh. Nie wiem, dlaczego się powtarzam. Ale to moja jedyna szansa, żeby zdobyć wymarzoną pracę. Wiesz, że bardzo tego potrzebujemy, prawda? - Jasne, Alex. Nie martw się. Poczekam tu na ciebie, będę się bawił ciężarówką. - Chłopiec uśmiechnął się do ukochanej siostry, która zastępowała mu rodziców od czasu, kiedy zginęli w wypadku, na krótko przed jego drugimi urodzinami. - Szkoda, że opiekunka dała taką plamę. Była... ehm... chora. - Pijana - poprawił ją z powagą, zbierając z siedzenia zabawki i plecak. - Gdzie, u licha, usłyszałeś coś takiego? - spytała zaniepokojona, że sześciolatek już wie, co znaczy pijany. Wysiadła z samochodu i starannie otrzepała swoją jedyną elegancką garsonkę. Kosztowała ją całą miesięczną pensję, ale była niezbędną inwestycją. Alexandria nie wyglądała na swoje dwadzieścia trzy lata i koniecznie potrzebowała pewności siebie, jaką daje kosztowne, eleganckie ubranie.
- Słyszałem, jak mówiłaś jej, żeby poszła do domu, bo jest pijana i nie może się mną opiekować - odparł Josh, tuląc do siebie ulubioną zniszczoną wywrotkę. Przecież specjalnie kazała mu iść do swojego pokoju. A on wymknął się, żeby podsłuchiwać. Doskonale wiedział, że informacje, zdaniem Alexandrii przeznaczone tylko dla dorosłych, zwykle bywają bezcenne. Mimo wszystko nie mogła powstrzymać uśmiechu na widok jego przekornej, łobuzerskiej miny. - Gumowe ucho, hę? Spojrzał na nią potulnie. - No już dobrze, koleżko. Sami sobie lepiej poradzimy - stwierdziła z pewnością siebie, której wcale nie czuła. Wynajmowali mieszkanie w szczurzej norze - w pensjonacie zamieszkanym głównie przez prostytutki, alkoholików i narkomanów. Alexandria bała się o przyszłość brata. Wszystko zależało od tego spotkania. Thomas Ivan, geniusz i twórca fantastycznych, bestsellerowych gier wideo i komputerowych o wampirach i demonach, szukał nowego grafika. Pojawiał się na okładkach wszystkich liczących się magazynów. Portfolio szkiców Alexandrii zainteresowało go na tyle, że zechciał umówić się na spotkanie. Wiedziała, że ma talent; oby tylko Ivan nie osądził jej po młodzieńczym wyglądzie. Przecież rywalizowała z wieloma doświadczonymi projektantami. Wyjęła z samochodu swoje cienkie portfolio i wzięła Jo-shuę za rękę. - To może trochę potrwać. Kanapki masz w plecaku, pamiętasz? Skinął głową, aż jedwabiste loki podskoczyły mu na czole. Złapała go mocniej za rękę. Był dla niej wszystkim - jej jedyną rodziną, powodem, dla którego tak mocno walczyła, żeby mieć lepsze mieszkanie, lepsze życie. Joshua był inteligentnym, wrażliwym, współczującym dzieckiem. Zasługiwał na wszystko co w życiu dobre i zamierzała mu to zapewnić. Zaprowadziła go na tyły restauracji, gdzie rósł zagajnik i wiła się ścieżka aż do urwiska nad oceanem.
- Nie chodź na skały. Są bardzo niebezpieczne. Mogą się osunąć spod nóg. Albo się potkniesz i polecisz. - Wiem, już mi mówiłaś. - W jego głosie zabrzmiała nuta zniecierpliwienia. - Znam zasady, Alex. - Henry jest gdzieś tutaj. Będzie miał na ciebie oko. Henry, bezdomny staruszek z ich sąsiedztwa, często sypiał w tym zagajniku. Alexandria często dawała mu jedzenie i drobniaki, a co ważniejsze - szacunek. W zamian za to wyświadczał jej drobne przysługi. Pomachała ręką wysokiemu, przygarbionemu mężczyźnie, który kuśtykał w ich stronę. - Cześć, Henry. To miło, że zgodziłeś się mi pomóc. - Miałaś szczęście, że wcześniej spotkaliśmy się w sklepie. Chciałem zanocować pod mostem. - Rozejrzał się uważnie wyblakłymi niebieskimi oczyma. - Ostatnio działy się tu różne dziwne rzeczy. - Gangi? - zapytała z niepokojem. Nie chciała narażać Joshui na niebezpieczeństwo. Henry pokręcił głową. - Nic z tych rzeczy. Gliny nie pozwoliłyby na coś takiego w tej okolicy. Dlatego tu sypiam. Zresztą, gdyby wiedzieli, mnie też by stąd wyrzucili. - Więc co właściwie się tu dzieje? Joshua pociągnął ją za spódnicę. - Spóźnisz się w końcu na to spotkanie, Alex. Damy sobie radę z Henrym - oznajmił stanowczo, wyczuwając jej kłopot. Usiadł po turecku pod sklepieniem drzew, na skałce tuż obok ścieżki. Kolana Henry'ego zatrzeszczały, gdy siadał obok Joshui. - Tak jest. Idź już, Alex. - Machnął sękatą ręką. - A my pobawimy się tą fantastyczną wywrotką, prawda, młody człowieku? Alexandria przygryzła wargę, nagle niezdecydowana. Może to źle, że zostawia Joshuę pod opieką tego wyniszczonego, cierpiącego na reumatyzm starca? - Alex? - Joshua chyba wychwycił jej wahanie, bo popatrzył na nią z wyraźnie urażoną męską dumą.
Westchnęła. Przez to ciężkie życie Josh był zbyt dorosły na swój wiek. Niestety, miał rację: to naprawdę ważne spotkanie. Od niego zależy przecież jego przyszłość. - Dzięki, Henry. Jestem zobowiązana. Potrzebuję tej pracy. - Pochyliła się, żeby pocałować Joshuę. - Kocham cię, koleżko. Uważaj na siebie. - Kocham cię, Alex. Uważaj na siebie - odpowiedział jak echo. Znajome słowa uspokoiły ją, więc ruszyła z powrotem pomiędzy cyprysami, obeszła kuchnię i skierowała się na schody prowadzące na taras nad urwiskiem. Restauracja była znana z widoku na fale, które rozbijały się poniżej. Wiatr zmagał się z jej włosami uczesanymi w niski kok, rozpylając na nie sól i kropelki morskiej wody. Alexandria zatrzymała się przed bogato rzeźbionymi drzwiami, odetchnęła głęboko i weszła do środka, emanując pewnością siebie, choć w żołądku ssało ją ze zdenerwowania. Łagodna muzyka, kryształowe żyrandole i dżungla pięknych roślin dawały wrażenie, jakby się wkraczało w inny świat. Sala była podzielona na zaciszne zakątki, oświetlone migotliwym, intymnym blaskiem ognia płonącego w ogromnym kominku. Uśmiechnęła się do maitre. - Jestem umówiona z panem Ivanem. Już przyjechał? - Proszę tędy. - Mężczyzna spojrzał na nią z aprobatą. Gdy piękna Alexandria Houton podeszła do stolika, Thomas Ivan zakrztusił się whisky. Często zapraszał kobiety do tej przytulnej restauracji, ale ta dziewczyna biła je na głowę. Była drobna i szczupła, ale miała kształtną figurę i fantastyczne nogi. Duże szafirowe oczy lśniły spod długich rzęs; wargi były pełne i seksowne. Złociste włosy zwinięte w surowy kok podkreślały klasyczne rysy twarzy i wysokie kości policzkowe. Goście odwracali za nią głowy. Chyba nie zdawała sobie sprawy z tego, jakie wywołała zamieszanie. Nawet maitre zachowywał się, jakby eskortował księżniczkę. Ta kobieta naprawdę miała w sobie coś wyjątkowego.
Thomas zakaszlał, żeby oczyścić gardło i wydobyć z siebie głos. Wstał, uścisnął jej dłoń i pogratulował sobie w duchu szczęścia. Ta cudowna młoda istota go potrzebowała. Starszy od niej o dobrych piętnaście lat, z pieniędzmi, wpływami i sławą, mógł wynieść ją na szczyty kariery. I zamierzał wykorzystać wszelkie przyjemne możliwości, jakie dawała mu ta korzystna pozycja. - Miło mi pana poznać, panie Ivan - powiedziała miękko. Jej melodyjny głos pieścił jego skórę jak dotyk jedwabistych opuszków palców. - Mnie również. - Przytrzymał jej dłoń chwilę dłużej niż trzeba. Słodka niewinność w oczach dziewczyny sprawiała, że naturalna zmysłowość wydawała się jeszcze bardziej prowokacyjna. Zapragnął jej szaleńczo i postanowił ją mieć. Alexandria splotła dłonie, żeby drżenie nie zdradziło jej zdenerwowania. Nie mogła uwierzyć, że właśnie siedzi z takim wspaniałym mężczyzną jak Thomas Ivan. A co więcej, jest kandydatką do współpracy przy jego następnym projekcie. To jej życiowa szansa. Ivan milczał, wpatrując się w nią z uwagą, więc szybko zastanowiła się, co powiedzieć. - Piękna restauracja. Często pan tu bywa? Thomasowi podskoczyło serce. Zainteresowała się nim jako mężczyzną? Z jakiego innego powodu zadałaby takie pytanie? Może i wygląda na chłodną i zdystansowaną, nawet dość wyniosłą, ale chce wyłowić jakieś informacje o jego prywatnym życiu. Uniósł brew i posłał jej wyćwiczony uśmiech, który zawsze zapierał im dech w piersiach. - To moja ulubiona restauracja. Alexandrii nie spodobał się błysk samozadowolenia w jego oczach, ale odpowiedziała uśmiechem. - Przyniosłam kilka szkiców. Pomysły, rysunki do wątku pana następnej gry. Mam w głowie wyraźny obraz tego, co pan opisuje. Wiem, że Don Michaels pracował przy Nocnych jastrzębiach. Jest bardzo dobry, ale wydaje mi się, że nie do końca uchwycił pana wizję. Dostrzegam w niej zdecydowanie więcej szczegółów i o wiele większy potencjał.
Wykręciła palce pod stołem, ale sprawiała wrażenie zupełnie spokojnej. Thomas był zaskoczony. Miała rację. Michaels to facet z dużym nazwiskiem i równie dużym ego, ale nigdy w pełni nie zrozumiał jego wizji. Thomasa rozdrażnił jednak profesjonalizm tej dziewczyny. Była taka zimna i niedotykalska. Chciała rozmawiać tylko o interesach. Kobiety zwykle same pchały mu się na kolana. Alexandria widziała irytację malującą się na jego twarzy. Wbiła paznokcie w dłonie. Co zrobiła źle? Chyba za ostro wystartowała. Wytworny mężczyzna o reputacji playboya na pewno woli bardziej kobiece zachowanie. Potrzebowała tej pracy, więc nie może już na początku go rozzłościć. Odrobina flirtu chyba nie zaszkodzi? Ivan był bogatym, przystojnym kawalerem, dokładnie takim, z jakim powinna się związać. Westchnęła w duchu. Jeszcze nikt tak naprawdę jej nie zauro- czył. Przez jakiś czas tłumaczyła to tym, że po prostu mężczyźni w okolicy są nieodpowiedni, że ma zbyt wiele obowiązków związanych z Joshuą. Potem uznała, że chyba jest oziębła. Ale jeśli trzeba, może udawać. Uwaga Thomasa potwierdziła, że ma rację. - Nie powinniśmy psuć kolacji rozmowami o interesach, prawda? - powiedział z uroczym uśmiechem. Zamrugała, żeby odpędzić wizerunek barrakudy i pozwoliła, by na wargi wypłynął jej słodki, zalotny uśmieszek. To będzie długi wieczór. Pokręciła głową, gdy Ivan chciał nalać jej wina. Zabrała się do sałatki z krewetek i zaczęła lekką pogawędkę - dzięki takim rozmowom jej rzadkie randki bywały udane. Ivan pochylił się ku niej i stale dotykał jej dłoni, gdy chciał podkreślić jakąś wypowiedź. Raz udało jej się wymknąć, żeby sprawdzić, jak tam Joshua. Chłopiec grał z Henrym w pokera talią wymiętych kart, w promieniach zachodzącego słońca. Henry posłał jej niewinny uśmiech, z wdzięcznością przyjął przemycone jedzenie i odesłał ją lekkim machnięciem ręki.
- Świetnie sobie radzimy, Alex. Idź zdobywać tę ważną pracę - nakazał. - Uczysz go hazardu? - spytała z udawaną surowością. Obaj zaśmiali się przekornie. Z trudem powstrzymała się, by nie przytulić braciszka. - Henry mówi, że tym graniem mógłbym ci pomóc, bo zawsze wygrywam - oświadczył z dumą Joshua. - I że nie musiałabyś się już więcej przymilać do żadnego drania. Alexandria zagryzła wargi, by ukryć rozbawienie i ogarniającą ją falę uczucia. - No cóż, dopóki się całkiem nie wyszkolisz, ja będę się zajmować zarabianiem. Dlatego lepiej wrócę na kolację. Jeśli zmarzniecie, w bagażniku jest koc. - Dała bratu kluczyki. -Tylko ich dobrze pilnuj. Jeśli je zgubisz, będziemy tu nocować razem z Henrym. - Ale czad! - W błękitnych oczach malca zatańczyła radość. - Bardzo bombowo. Więc uważaj na siebie - ostrzegła. -Wrócę najszybciej, jak będę mogła, ale z tym facetem nie jest łatwo. Chyba myśli, że zaliczy wielką noc. - Skrzywiła się. Henry potrząsnął sękatą pięścią. - Jak będzie ci robił jakieś problemy, przyślij go do mnie. - Dzięki, Henry. Zachowujcie się grzecznie, chłopcy, a ja jeszcze popracuję. - Odwróciła się i ruszyła w stronę restauracji. Wiatr powiał mocniej, niosąc zapach morza i drobiny piany. Sącząca się mgła spowijała drzewa melancholijnym całunem. Alexandria zadygotała, rozcierając dłońmi ramiona. Właściwie nie było zimno, ale mglista i tajemnicza atmosfera sprawiła, że poczuła się nieswojo. Pokręciła głową, żeby pozbyć się wrażenia, że za każdym drzewem czai się coś złego. Nie wiedzieć czemu, tego wieczoru była dziwnie podenerwowana. Pewnie z powodu rozmowy. Musiała zdobyć tę pracę. Przeszła przez restaurację, lawirując w dżungli doniczkowych roślin i zwisających pnączy.
Ivan szybko się podniósł i odsunął dla niej krzesło. Doskonale zdawał sobie sprawę, że zazdroszczą mu wszyscy mężczyźni na sali. Alexandria Houton miała w sobie niezwykłą magię, która kojarzyła mu się z gorącymi nocami i nieokiełznaną namiętnością. Przesunął palcami po jej ramieniu. - Jest ci zimno - powiedział lekko zachrypniętym głosem. Przy niej czuł się jak niezdarny uczniak. A ona była chłodna i wyniosła niczym niedosiężna syrena, która obserwuje, jak on się wije. - Wracając z toalety, wyszłam na chwilę na dwór. Taka piękna noc. Nie mogłam się oprzeć, by nie popatrzyć na ocean. Jest trochę wzburzony. W jej oczach kryło się tysiące sekretów; długie rzęsy po- wstrzymywały wszelkie emocje. Thomas z trudem przełknął ślinę i odwrócił wzrok. Powinien się opanować. Sięgnął głęboko do swoich zasobów słynnego uroku i zaczął opowiadać zabawne historyjki, żeby zainteresować i oczarować dziewczynę. Alexandria bardzo starała się słuchać jego monologu, ale nie mogła skoncentrować się na anegdotkach o tym, jak zrobił błyskotliwą karierę, opowieściach o jego licznych obowiązkach społecznych i o znużeniu kobietami, które bez przerwy uganiają się za jego pieniędzmi. Stawała się coraz bardziej niespokojna, do tego stopnia, że dłonie zaczęły jej drżeć. W pewnym momencie przeszył ją dreszcz przerażenia, a jego lodowate palce zacisnęły się jej na gardle. Wrażenie było tak rzeczywiste, że aż podniosła dłoń do szyi, żeby sprawdzić, co się dzieje. - Przecież musisz wypić choć mały kieliszek wina. To doskonały rocznik - nalegał Thomas, podnosząc butelkę i z powrotem skupiając na sobie jej uwagę. - Nie, dziękuję. Bardzo rzadko piję alkohol - powtórzyła po raz trzeci. Z trudem pohamowała się, by nie spytać Thomasa, czy on przypadkiem nie ma problemów ze słuchem. Nie zamierzała mącić umysłu alkoholem podczas tak ważnej dla niej rozmowy. Poza tym nigdy nie piła, kiedy prowadziła
samochód, i nigdy przy bracie. Już i tak widział za dużo ludzi na gazie w ich pensjonacie. Uśmiechnęła się, by złagodzić swoje słowa. Gdy kelner sprzątnął nakrycia, zdecydowanie sięgnęła po swoje portfolio. Ivan westchnął głośno. Zwykle na tym etapie kobiety zaczynały mu nadskakiwać. Ale Alexandria wydawała się uodporniona na jego wdzięki i wciąż pozostawała poza zasięgiem. Intrygowała go coraz bardziej i musiał ją mieć. Wyczuwał, że praca u niego jest dla niej niezwykle ważna, i wykorzysta to, jeśli będzie musiał. Był pewny, że w tej kobiecie jest płomień ukryty za tym miłym uśmiechem i chłodem szafirowych oczu i nie mógł się doczekać gorącej nocy, parującej od namiętności. Ale w chwili, gdy zobaczył jej szkice, zapomniał o zaspokajaniu swojego ego i pożądania. Alexandria uchwyciła wizje jego wyobraźni lepiej, niż on sam potrafił je wyrazić słowami. Poczuł przypływ emocji i niemal zaczął ślinić się nad jej niesamowitymi rysunkami. Dokładnie kogoś takiego potrzebował do pracy nad nową grą. Była fantastyczna, przerażająca i trudna, ale nie wątpił, że rozniesie konkurencję w pył. Potrzebował właśnie takiego świeżego, kreatywnego podejścia. - To tylko szkice na szybko - powiedziała cicho. - Bez animacji, ale mam nadzieję, że rozumie pan ideę. Widząc, z jaką aprobatą Tomas Ivan oglądał jej prace, zapomniała, że niespecjalnie go polubiła. - Masz wielki talent do szczegółów. Fantastyczną wyobraźnię. I technikę. Kiedy na to patrzę, zdaje mi się, że czytałaś mi w myślach. Naprawdę udało ci się tu uchwycić wrażenie lotu. - Wskazał na kartkę. Był wyraźnie zafascynowany, że potrafiła oddać uczucie pustki w żołądku samymi rysunkami. Czego zdoła dokonać, mając do dyspozycji jego imponujący zestaw komputerów i programów graficznych? Zapatrzył się w jedną ze scen - jakby działa się naprawdę. Jakby dziewczyna po prostu zrobiła zdjęcie wampira toczącego brutalną bitwę. Rysunek był tak realistyczny, że aż przerażający. Wszystkie szkice idealnie oddawały jego myśl
i natychmiast stworzyły między nimi dwojgiem więź, której przez cały wieczór nie zdołał nawiązać. Alexandria nagle poczuła lekkie muśnięcie jego palców na swojej dłoni. Uświadomiła sobie, jaki jest silny, barczysty i przystojny. Serce zabiło jej z nadzieją. Czyżby w końcu ktoś zaczął pociągać ją fizycznie? Zdumiewające, jak bardzo wspólne upodobania potrafią zbliżyć ludzi. Z dumą obserwowała Thomasa, który otwarcie podziwiał ilustracje przedstawiające twory jego wyobraźni. Ale nagle przez restaurację przeszedł zimny powiew skażony złem. Pełzł po skórze Alexandrii jak robaki po zwłokach. Ze wstrętem odchyliła się na krześle, blada i drżąca. Rozejrzała się uważnie. Nikt poza nią nie zauważył gęstniejącego powietrza i cuchnącego odoru zła. Wokół rozbrzmiewał śmiech i gwar. Ten zwyczajny klimat powinien ją uspokoić, a jednak zadygotała mocniej. Czuła, jak pot perli jej się na czole i spływa w dolinkę między piersiami. Serce waliło jej jak młotem. Thomas Ivan był zbyt zajęty przeglądaniem szkiców, by zauważyć jej niepokój. Nadal mruczał pochwały. Siedział z pochyloną głową i cieszył oczy rysunkami. Działo się coś złego. Bardzo złego. Alexandria to wiedziała, jak zawsze. Wiedziała dokładnie, w którym momencie zginęli jej rodzice. Wiedziała, gdy w pobliżu popełniono okrutną zbrodnię. Wiedziała, kto jest dilerem narkotyków; wiedziała, kto kłamie. Po prostu wiedziała. A teraz, gdy wszyscy inni goście dobrze się bawili, wiedziała, że w pobliżu czai się zło, coś niewyobrażalnie niegodziwego. Powoli, ostrożnie przebiegła wzrokiem po przestronnej sali. Wszyscy jedli i rozmawiali w najlepsze. Trzy kobiety przy stoliku obok zaśmiewały się w głos i wznosiły toasty. Alexandrii zaschło w ustach, a serce o mało nie wyskoczyło z piersi. Nie była w stanie odezwać się słowem ani nawet drgnąć. Dosłownie zamarła z przerażenia. Na ścianie za Thomasem Iva-nem pojawił się mroczny cień i zaczął rozprzestrzeniać się po całej sali; nikt nie zauważył ohydnego widma, które wyciągnęło szpony ku niej i ku trzem kobietom, które rozmawiały
z takim ożywieniem. Ona siedziała bez ruchu, wsłuchując się w straszliwy szept w swojej głowie, delikatny jak muśnięcie skrzydeł nietoperza, a jednak rozkazujący z niesłychaną siłą. Chodź do mnie. Bądź ze mną. Nakarm mnie. Chodź do mnie. Te słowa uderzały w nią, wbijając się w czaszkę jak odłamki szkła. Szpony postaci na ścianie rozwarły się, wyciągnęły i przywołały Alexandrię gestem. Z prawej strony skrzypnęło krzesło, przerywając czar. Zamrugała, a cień zblakł, pozostawiając po sobie tylko echo maniackiego śmiechu. Znowu mogła się poruszać, więc odwróciła głowę, bo obok zgrzytnęły dwa kolejne odsuwane krzesła. Trzy kobiety przy sąsiednim stoliku wstały jednocześnie, rzuciły pieniądze na stół i nagle, w zupełnej ciszy, ruszyły do wyjścia. Alexandria chciała krzyknąć, żeby zawróciły. Nie wiedziała dlaczego, ale naprawdę otworzyła usta, żeby to zrobić. Poczuła ucisk w gardle i zaczęła walczyć o powietrze. - Alexandrio! - Thomas poderwał się błyskawicznie, żeby jej pomóc. Twarz miała szarą jak popiół, kropelki potu zwilżyły jej czoło. - Co ci jest? Zaczęła na oślep zgarniać rysunki do teczki, ale ręce tak jej drżały, że kartki rozsypały się na stół i na podłogę. - Przepraszam, panie Ivan, muszę wyjść. - Wstała tak gwałtownie, że o mało go nie znokautowała. Umysł miała otępiały i ciężki, jakby oblepiony złem, które przed chwilą umknęło. Zaburczało jej w brzuchu. - Źle się czujesz, Alexandrio. Odwiozę cię do domu. -Ivan starał się jednocześnie pozbierać cenne szkice i podtrzymać ją pod ramię. Wyrwała mu się, myśląc tylko o tym, by natychmiast wybiec do Joshui. Czymkolwiek było zło, które skradało się w ciemnościach, tym kobietom, Henry'emu i Joshui groziło wielkie niebezpieczeństwo. Zło znalazło się na zewnątrz. Z tyłu za restauracją. Czuła jego obecność jak czarną skazę na duszy.
Odwróciła się i wybiegła, nie zwracając uwagi na zdziwione spojrzenia i zaskoczenie Thomasa Ivana. Potknęła się na schodach, zaczepiła o coś brzegiem spódnicy i usłyszała trzask prutego materiału. Przeszyły ją ból i przerażenie. Czuła, jakby coś wybuchło w jej piersi, a rozdarte serce krwawiło. Uczucie było tak realne, że przycisnęła dłoń do piersi, a potem spojrzała na nią, spodziewając się, że zobaczy czerwoną plamę. Nic. Więc to krew kogoś innego. Ktoś jest ranny - albo jeszcze gorzej. Zagryzła wargę tak mocno, że przecięła skórę. To prawdziwy ból, i jej. Dzięki niemu mogła się skupić i biec dalej. Istota, która wybrała się na łowy, właśnie kogoś zabiła. Alexandria poczuła zapach krwi i przenikliwe wibracje - następstwo przemocy. Modliła się, żeby to nie był Joshua. Łkając, popędziła wąską ścieżką wokół budynku. Nie mogła przecież stracić brata. Dlaczego zostawiła go samego, tylko pod opieką słabego starca? Wtedy zauważyła tę mgłę. Gęstą. Zawiesistą jak zupa. Pojawiła się między drzewami jak niesamowita biała ściana. Alexandria nie widziała własnych stóp. Z trudem przedzierała się przez nią, jakby szła po wydmach. Nie mogła wciągnąć powietrza do płuc. Chciała zawołać Joshuę, ale instynkt kazał jej milczeć. Kimkolwiek był ten szaleniec, zadawanie bólu i przerażanie sprawiało mu przyjemność. To go nakręcało, działało jak narkotyk. Nie wolno jej pobudzać tego makabrycznego głodu. Z trudem znajdując drogę wśród drzew, potknęła się o czyjeś ciało. - Boże! - wykrztusiła, modląc się, żeby to nie był jej brat. Pochyliła się i w tej samej chwili dostrzegła, że zwłoki są duże. Zimne i nieruchome leżały na ziemi jak żałosna kupka starych szmat. - Henry! - Żal wezbrał jej w gardle, gdy ujęła mężczyznę za ramię, żeby przewrócić go na plecy. Z jeszcze większym przerażeniem zobaczyła rozdartą pierś. Ktoś dosłownie wyrwał mu serce. Leżało nieruchome.
Z trudem odsunęła się na bok, uklękła i zwymiotowała. Na szyi Henry miał straszne szramy, jak po pazurach dzikiego zwierzęcia. W jej umyśle rozległ się okrutny śmiech. Wytarła usta wierzchem dłoni. Ten zwyrodniały szaleniec nie może dostać Joshui. Z determinacją, kierując się instynktem, ruszyła w stronę urwiska. Fale z hukiem rozbijały się o ostre krawędzie skał, a wiatr huczał w gałęziach drzew tak głośno, że nic innego nie było słychać. Nie widząc, nie słysząc, z trudem brnęła przed siebie, ale coś ciągnęło ją w stronę obłąkanego mordercy. Wydawało jej się, że on wie o jej nadejściu i czeka. Był przekonany, że ją kontroluje i wzywa do siebie siłą woli. Choć wiał porywisty wiatr, mgła tkwiła nieruchomo, ciężka i gęsta - mimo to Alexandria dostrzegła kolejną, koszmarną scenę. Trzy kobiety z restauracji powoli, jak we śnie kroczyły nad urwisko. Jeszcze przed chwilą siedziały obok niej, po prawej stronie. Wyszły tuż przed nią. Widać było, że są w transie i z zachwytem wpatrują się w postać mężczyzny na skraju skały. Był wysoki i szczupły. Otaczała go aura siły i mocy. Twarz miał piękną jak Adonis, długie do ramion falowane włosy. Uśmiechnął się, obnażając bardzo białe zęby. Jak u drapieżnika. Gdy ta myśl pojawiła się w jej głowie, zniknęła iluzja piękna. Zauważyła krew na rękach potwora. Na zębach i na brodzie. Powitalny uśmiech był grymasem, który obnażał ostre kły. Oczy wpatrzone w trzy kobiety wyglądały jak czarne dziury, jarzące się w ciemnościach krwistym blaskiem. Kobiety uśmiechały się i wyciągały do niego ręce. Gdy podeszły bliżej, mężczyzna wskazał na ziemię. Posłuszne rozkazowi uklękły, a potem zaczęły wić się zmysłowo, jęcząc i zdzierając z siebie ubranie. Mgła na chwilę przesłoniła obleśny widok, a gdy znów się rozwiała, jedna z kobiet dotarła już do mężczyzny i tuliła się do jego kolan. Rozdarła bluzkę, sugestywnie głaskała się po nagich piersiach i ocierała o niego,
błagając, by ją wziął i wykorzystał. Druga przyłączyła się do nich; objęła potwora w talii i gapiła się na niego prowokacyjnie. Alexandria już chciała odwrócić się od koszmaru, który niewątpliwie czekał pozbawione woli kobiety, ale kątem oka dostrzegła Joshuę - powoli kroczył w stronę mężczyzny. Miała wrażenie, że brat w ogóle nie dostrzega tych kobiet. Nie patrzył na boki, tylko parł przed siebie jak we śnie. Trans. Hipnotyczny trans. Serce znów załomotało Alexandria Zabójca zahipnotyzował te kobiety i Joshuę. Przyszli na jego wezwanie jak pozbawione rozumu owce. Jej umysł próbował odgadnąć, co to za sztuczka, gdy biegła, żeby chwycić chłopca, zanim dotrze do mordercy. Na szczęście szedł bardzo powoli, jakby stawiał opór sile, która go ciągnęła. Choć gęsta mgła przesłaniała jej postać, Alexandria poczuła na sobie wzrok tych wrogich, niesamowitych oczu, gdy potwór zwrócił ku niej głowę płynnym, gadzim ruchem. Gdy wpatrywał się w nią przez zawiesiste opary, czuła w czaszce bicie skrzydeł nietoperza, a odłamki szkła kłuły ją raz za razem. Miękki, uwodzicielski głos uparcie szeptał do niej w myślach. Nie zwracając uwagi na pulsujący ból, skupiła się na tym, by dotrzeć do Joshui. Nie zamierzała dać potworowi satysfakcji i okazać, że ją rani. Złapała chłopca za koszulę, ale on szedł dalej. Zaparła się mocno w ziemię i zatrzymała brata. Objęła go ramionami i popatrzyła wprost na potwora, który był kilka metrów od nich. Stał na samym brzegu urwiska, a bezwolne kobiety przymilały się do niego, mrucząc i dopominając się o jego uwagę. Nawet ich nie dostrzegał. Koncentrował się tylko na Alexandria Uśmiechnął się do niej, obnażając kły. Zadygotała na widok krwi Henry'ego na jego wargach i zębach. Ten szaleniec zabił miłego, nieszkodliwego staruszka. - Chodź do mnie. - Wyciągnął rękę. Jego głos przeszył ciało dziewczyny, zmuszając ją, by usłuchała. Gwałtownie zamrugała, żeby dobrze widzieć plamy krwi na jego rękach i szponach długich jak sztylety. Gdy
wpatrywała się w nie ze skupieniem, głos potwora tracił uwodzicielskie piękno i zmieniał się w jazgotliwe charczenie. - Nic z tego. Zostaw nas. Zabieram Joshuę. Nie dostaniesz go - odparła stanowczo, prostując się i rzucając mu wyzywające spojrzenie. Z roztargnieniem popieścił jedną z kobiet zakrwawioną ręką. - Dołącz do mnie. Popatrz, one tak mnie pragną. Podziwiają. - Oszukuj się dalej. - Spróbowała się cofnąć. Joshua opierał się z całych sił. Objęła go mocniej, by nie wyrwał jej się z objęć, ale gdy pociągnęła go do tyłu, zaczął się z nią szarpać. Musiała się zatrzymać. Potwór uniósł brew. - Nie wierzysz mi? - Zwrócił się do jednej z kobiet. -Chodź tu, moja droga. Chcę, żebyś dla mnie umarła. - Machnął ręką za siebie. Ku przerażeniu Alexandrii kobieta polizała wyciągniętą dłoń, a potem, uśmiechając się i płaszcząc, poczołgała się w stronę krawędzi. - Nie! - wrzasnęła Alexandria, ale kobieta już spadała w pustkę, na spotkanie chciwych fal i ostrych skał u podnóża urwiska. Gdy Alexandria jęknęła z przerażenia, mężczyzna chwycił drugą kobietę za włosy, pocałował ją w usta, przechylił do tyłu i zatopił ohydne kły w jej szyi. Sceny, jakie tworzyła, ilustrując horrory Thomasa Ivana, rozgrywały się teraz na żywo przed jej oczami. Mężczyzna nasycił się krwią spływającą z szyi, a potem odrzucił kobietę na bok, za krawędź, jak pustą muszlę, znalezioną na plaży. Ostentacyjnie oblizał grubym, ohydnym jęzorem splamione krwią wargi. Alexandria uświadomiła sobie, że w kółko szepce modlitwę, aż do utraty tchu. Ta istota była niewyobrażalnie niebezpieczna i szalona. Mocniej objęła Joshuę i go podniosła. Chłopczyk kopał ją, wyrywał się, warczał i szczerzył zęby. Udało jej się cofnąć o metr, ale potem musiała postawić brata
na ziemi. Stanął bez ruchu i tkwił tak, jak długo nie próbowała go odciągnąć od celu. Potwór znowu podniósł głowę i oblizał palce ze szkaradnym uśmiechem. - Widzisz? Zrobią dla mnie wszystko. Uwielbiają mnie. Prawda, kotku? - Postawił na nogi ostatnią z trzech kobiet. Natychmiast się przytuliła. Ocierała się o niego całym ciałem, pieszcząc go i głaszcząc. - Bardzo chcesz mnie zadowolić, czyż nie? Kobieta zaczęła go całować po szyi, po brzuchu, a potem niżej i niżej. Rozpięła mu spodnie. Pogłaskał ją po szyi. - Widzisz, jaką mam moc? A ty jesteś tą, której szukałem, żeby się podzielić moją potęgą. - Ta kobieta wcale cię nie uwielbia - sprzeciwiła się Alexandria. - Posłużyłeś się hipnozą, żeby ją sobie podporządkować. Pozbawiłeś ją woli. I to nazywasz mocą? - Wypowiedziała te słowa z największą pogardą, na jaką mogła się zdobyć. Z pyska kreatury wydobył się niski, morderczy syk, ale uśmiech nie zniknął. - Chyba masz rację. Ta jest bezużyteczna. Wciąż się uśmiechając, wciąż wpatrując się w oczy Alexandra, ujął głowę kobiety w dłonie i mocno przekręcił. Głośny trzask przeszył ciało Alexandra. Trzęsła się tak, że zęby jej szczękały. Potwór jedną ręką niedbale trzymał bezwładne ciało za krawędzią urwiska. Zwisło jak szmaciana lalka, z głową opadającą pod dziwnym kątem. Jeszcze przed chwilą piękna kobieta, a teraz pusta, bezużyteczna skorupa. Pozbył się jej, po prostu otwierając palce. Pozwolił, by wpadła w zgłodniałe, spienione fale. - Teraz masz mnie tylko dla siebie - powiedział cicho. -Chodź do mnie. Gwałtownie pokręciła głową. - Nie ja. Nie przyjdę do ciebie. Widzę cię takim, jaki jesteś, a nie takim, jaki ukazałeś się tym biedaczkom. - Przyjdziesz do mnie, i to z własnej woli. Jesteś moją wybranką. Szukałem kogoś takiego na całym świecie. Musisz
do mnie przyjść. - Jego głos był cichy, ale z poświstem ostrzeżenia, sykiem rozkazu. Próbowała się cofnąć o krok, ale nagle Joshua zaczął gryźć, warczeć, kopać i wyrywać się z całych sił. Musiała się znowu zatrzymać i złapać go mocniej, żeby jej nie uciekł. - Jesteś chory. Potrzebujesz pomocy. Lekarza. Ja ci nic nie pomogę. - Rozpaczliwie szukała drogi ucieczki z tego koszmaru, modląc się, żeby ktoś wreszcie nadszedł. Jakiś ochroniarz. Ktokolwiek. - Nie masz pojęcia, kim jestem. Jej umysł prawie zdrętwiał ze strachu. Pracując nad szkicami dla Thomasa Ivana, dużo czytała i wnikliwie badała starodawne legendy o wampirach. Stojący przed nią potwór był ucieleśnieniem tamtych legendarnych postaci. Żywił się krwią i za pomocą hipnozy zmuszał bezradne ofiary do spełniania jego niecnych rozkazów. Wzięła głęboki oddech, aby się uspokoić i spróbować wrócić do rzeczywistości. To przez tę mgłę, wiatr, mroczną, bezgwiezdną noc i niesamowity huk fal u podnóża urwiska zaczęły jej przychodzić do głowy takie nieprawdopodobne pomysły. To na pewno socj opata z XXI wieku, a nie legendarna postać. Musi zachować zdrowy rozsądek i nie pozwolić, by koszmarne przeżycia tej nocy zawładnęły jej wyobraźnią. - Zdaje mi się, że wiem, kim chcesz się wydawać - odparła spokojnie. - Tak naprawdę jesteś tylko okrutnym mordercą. Roześmiał się cicho i okropnie, jakby ktoś przesunął paznokciami po tablicy. Alexandria niemal poczuła lodowate palce na skórze. - Jesteś dzieckiem, które nie chce zaakceptować prawdy. - Uniósł rękę i wezwał do siebie Joshuę, wpatrując się w twarz chłopca oczyma błyszczącymi jak rozżarzone węgle. Chłopczyk zaczął się szarpać, kopać i gryźć siostrę w ramiona, by wyrwać się z jej objęć. - Zostaw go! - Ostatkiem sił spróbowała przytrzymać dziecko, ale w transie wywołanym przez mordercę stało się
tak silne, że wysunęło się jej z ramion i popędziło w stronę potwora na urwisku, przypadło do jego kolan i patrzyło na niego z zachwytem. 2 Serce Alexandrii biło jak szalone. Wyprostowała się bardzo powoli. W ustach zaschło jej z przerażenia na widok szponów zagłębiających się w ramiona Joshui. - Teraz już ze mną pójdziesz, prawda? - spytał szeptem potwór. Uniosła drżący podbródek. - I to nazywasz wolną wolą? - Nogi miała jak z waty, więc zrobiła tylko kilka kroków w jego stronę i musiała się zatrzymać. - Jeśli będziesz wykorzystywał Joshuę, żeby mnie kontrolować, nie może być mowy o przyjściu do ciebie z własnej woli, prawda? - rzuciła mu wyzwanie. Odpowiedziało jej powolne, długie syknięcie. Potwór chwycił Joshuę za nogę i przytrzymał go nad przepaścią. - Skoro tak bardzo cenisz wolność, może chcesz, żebym uwolnił umysł tego dziecka spod mojego wpływu, żeby mogło swobodnie obserwować wszystko, co się dzieje, i posłuchać naszej rozmowy? - Kły kłapały i zgrzytały w takt słów wypowiadanych precyzyjnie, lodowatym głosem. Alexandria rzuciła się naprzód i znalazła się tuż obok monstrum, wysilając się, by dosięgnąć brata. - Boże, tylko nie to! Błagam, nie upuść go! Oddaj mi Joshuę! - Jej ból i prawdziwy strach sprawiły widoczną przyjemność mordercy. Zaśmiał się cicho, a Joshua nagle wrócił do życia i zaczął krzyczeć. Z buzią wykrzywioną przerażeniem wzywał siostrę, wpatrując się w nią i szukając u niej ratunku. Potwór
odpychał ją jedną ręką, a drugą bez wysiłku trzymał chłopca nad przepaścią. Zmusiła się, by stanąć przed nim w zupełnym bezruchu. - Oddaj mi go. Nie jest ci potrzebny. To tylko dziecko. - Wręcz przeciwnie, sądzę, że jest bardzo potrzebny... aby zapewnić mi twoją współpracę. Szaleniec uśmiechnął się do niej i przeniósł Joshuę we względnie bezpieczne miejsce - nad krawędź urwiska. Machnął ręką; dziecko przestało wyrywać się i krzyczeć, bo znów znalazło się pod demoniczną władzą. - Połączysz się ze mną i staniesz się tym, czym jestem. Razem zdobędziemy moc, jakiej nie potrafisz sobie wyobrazić. - Ale ja nigdy nie pragnęłam mocy - zaprotestowała, zbliżając się coraz bardziej, by wyrwać mu chłopca. - Dlaczego twierdzisz, że szukałeś kogoś takiego jak ja? Dopiero dziś wieczór dowiedziałeś się o moim istnieniu. Nie wiesz nawet, jak mam na imię. - Alexandria. Z łatwością mogę czytać w myślach Joshui. Uparcie uważasz mnie za zwykłego śmiertelnika, ale zapewniam cię, że mam o wiele większe możliwości. - Więc kim jesteś? - Wstrzymała oddech, bojąc się tego, co usłyszy. Zdawała sobie sprawę, że on jest kimś więcej niż tylko człowiekiem. Że ma przed sobą potężną istotę z legend. Potrafił czytać w myślach, miał władzę nad ludźmi, przyciągał swoje ofiary, nawet z dużej odległości. Wyrwał serce Henry'emu. Widziała, jak skręcił kark jednej kobiecie i wyssał krew drugiej. O tak, na pewno nie był człowiekiem. - Jestem koszmarem głupich ludzi. Wampirem, który żywi się ich krwią. Zostaniesz moją oblubienicą, będziesz dzieliła moją moc i moje życie. Powiedział to z powagą, a Alexandria nie wiedziała, czy ma płakać, czy wybuchnąć histerycznym śmiechem. Nawet Thomas Ivan nie napisałby bardziej niesamowitego dialogu. Potwór był całkowicie pewny swego, a co gorsza, ona również zaczynała wierzyć w jego słowa.
- To... to nie jest mój styl życia - wykrztusiła szeptem, nie wierząc własnym uszom. Zamiast błagać o życie Joshui i własne, daje taką bzdurną odpowiedź. Ale jak miała zareagować na to szaleństwo? - Myślisz, że pozwolę z siebie drwić? - Zacisnął palce na ramieniu chłopca tak mocno, że prawie się ze sobą zetknęły. Pokręciła głową, grając na zwłokę. - Nie, mówiłam serio. Lubię słońce. Wampiry prowadzą nocne życie. Rzadko piję nawet wino, nie wspominając o krwi. Ale znam bar, gdzie znajdziesz mnóstwo dziewczyn szukających takich podniet. Ubierają się na czarno, oddają cześć szatanowi i piją nawzajem swoją krew. Mnie to nie interesuje. Jestem strasznie konserwatywna. Jak można prowadzić taką dziwną rozmowę z seryjnym zabójcą? Dlaczego nigdzie nie ma ochroniarzy? Czy nikt nie znalazł jeszcze zwłok Henry'ego? Gdzie są wszyscy? Jak długo jeszcze musi gadać, żeby zyskać na czasie? Zaśmiał się cicho, przyprawiając Alexandrię o dreszcz. - Nikt cię nie uratuje, moja miła. Nie zdołają się tu zbliżyć. Bez trudu potrafię utrzymać ludzi na dystans, to tak samo łatwe, jak przyciągnięcie ich do mnie. - Dlaczego ja? - Niewiele jest takich osób jak ty. Masz bardzo silny umysł, dlatego nie mogę nim zawładnąć. I zdolności parapsychiczne, prawda? Właśnie takich partnerek poszukuje mój rodzaj. - Naprawdę? Fakt, czasami wiem o rzeczach, których inni nie zauważają - przyznała, nerwowo przeczesując włosy. - Na przykład wiedziałam o twojej obecności, jeśli to masz na myśli. Zaraz pojawi się ktoś, kto ich uratuje. Thomas Ivan na pewno jej szuka. - Proszę cię, pozwól mi zabrać Joshuę do domu, w bezpieczne miejsce. Nie potrzebujesz jego, tylko mnie. Daję ci słowo, że przyjdę tu jutro wieczorem. Zresztą, jeśli jesteś tak potężny, z łatwością mnie odnajdziesz, nawet jeśli nie wrócę.
Rozpaczliwie chciała dotknąć brata. Przerażało ją, że jest taki bezwładny i bezsilny, ze szklanymi oczami. Pragnęła go wziąć w ramiona, przytulić i sprawić, żeby był bezpieczny, żeby ten potwór nigdy więcej go już nie mógł dotknąć. Najważniejsze to uratować Joshuę - nic innego się nie liczy. - Nie mogę cię spuścić z oczu. Inni też cię szukają. Muszę być blisko ciebie, żeby cały czas cię chronić. Potarła dłońmi pulsujące skronie. Ta kreaturą próbowała wedrzeć się do jej umysłu. Ciągła walka, by ją powstrzymać, sprawiała Alexandrii coraz większy ból. - Niech pan posłucha... jak właściwie pan się nazywa? - Postanowiliśmy być kulturalni i uprzejmi? - Śmiał się z niej otwarcie. - Tak. Tak będzie najlepiej. - Jej samokontrola rozpadała się w gruzy. Dziewczyna doskonale o tym wiedziała. Musiała znaleźć sposób, by odsunąć Joshuę od potwora. Brat musiał przeżyć za wszelką cenę. Z determinacją wbiła paznokcie w dłonie i skupiła się na bólu, żeby myśli się nie rozbiegły. - W takim razie dobrze, zachowujmy się kulturalnie. Nazywam się Paul Yohenstria. Pochodzę z Karpat. Może zauważyłaś mój akcent. Nie mogła się powstrzymać i wyciągnęła dłonie w stronę brata. - Proszę, niech pan odda mi Joshuę, panie Yohenstria. Przecież to mały chłopiec. - Pani chce zachować go przy życiu, a ja pragnę, żeby mi pani towarzyszyła. Myślę, że uda nam się osiągnąć porozumienie. Jak pani sądzi? Alexandria opuściła ramiona. Była wyczerpana i przerażona; strasznie bolała ją głowa. Jego obecność jakimś dziwnym sposobem potęgowała złe samopoczucie, osłabiała jej obronę mentalnymi naciskami; głos w głowie doprowadzał ją do szaleństwa nieustanną presją. - Pójdę z panem. Proszę tylko zostawić tu mojego brata. - Nie, kochanie. Nic z tego. Chodź do mnie.
Podeszła, ociągając się. Nie miała wyboru. Joshua był całym jej życiem. Kochała go ponad wszystko. Gdyby odszedł, nic by jej nie zostało. Gdy Yohenstria ją dotknął, poczuła mdłości. Splamione krwią palce zacisnęły się na jej ramieniu. Widziała krew zaschniętą pod długimi, podobnymi do sztyletów szponami. Krew Henry'ego. Puścił Joshuę na ziemię, ale chłopiec osunął się bezwładnie i się nie ruszał. - Nie musisz mnie trzymać. Chcę sprawdzić, co z Jo-shem - warknęła. Kontakt z takim złem powodował, że jej żołądek się buntował. Bała się, że zwymiotuje. - Zostaw go na razie. - Jego palce zacisnęły się jak imadło. Przyciągnął ją tak blisko, że ich ciała zetknęły się ze sobą. Czuła jego odrażający oddech, cuchnący krwią i śmiercią. Skórę miał oślizłą i zimną jak lód. Wyrywała się z jego objęć, starała się wyśliznąć, choć wiedziała, że nie da rady. Pochylił się nad jej szyją. Uderzył ją gorący, obrzydliwy oddech. - Nie. O Boże, nie - szeptała, głos ją zawiódł. Gdyby potwór ją puścił, upadłaby, bo kolana się pod nią uginały, ale trzymał mocno i pochylał się coraz bliżej. - Twój Bóg cię opuścił. - Zacisnął zęby na gardle dziewczyny. Wbił je głęboko, a ból był tak straszny, że Alexandrii pociemniało w oczach. Otoczył ją ramionami i karmił się jej krwią, połykał życiodajną ciecz. Była drobna, więc o mało nie zgniótł jej w ramionach. Czuła, że kły zatopione w jej ciele łączą ich dwoje mroczną, odrażającą więzią. Zrobiła się słaba i ospała; jej serce biło nierówno i z trudem, a wampir pożywiał się dalej. Powieki jej opadły i choć powtarzała sobie, że musi żyć dalej dla Josha, przed oczyma zaczęły tańczyć jej czarne plamy; bezsilnie oparła się o muskularnego napastnika. Przechylił głowę, a krew sączyła mu się z kącika ust. - Teraz ty musisz się napić, by żyć. Rozdarł zębami przegub swojej ręki, przycisnął go do jej warg i patrzył, jak jego skażona krew tryska prosto w jej usta. Alexandria ostatkiem sił walczyła, by nie tknąć odrażającego płynu. Próbowała odwrócić głowę i zacisnąć wargi, ale
wampir przytrzymał ją bez trudu i zmusił do picia. Głaskał ją po gardle tak długo, aż konwulsyjnie przełknęła. Ale nie oddał jej tyle, ile zabrał, żeby nie nabrała zbyt dużo sił i była bardziej podatna na jego żądania. Potem rzucił swoją ofiarę tuż obok jej brata i z triumfującą miną uniósł twarz ku czarnemu, bezksiężycowemu niebu. Odnalazł ją. Jej krew była gorąca i słodka, a ciało młode i silne. Da mu to, czego trzeba, by wróciły emocje, by odzyskał uczucia. Zwycięsko zawył prosto w noc i potrząsnął pięścią, rzucając wyzwanie Bogu. Rozmyślnie wydał swoją duszę na pokuszenie i okazało się, że nic na tym nie stracił. Znalazł przeznaczoną mu kobietę, a ona zawiedzie go do poprzedniego życia. Poruszyła się słabo, instynktownie próbując odsunąć się od niego, więc z powrotem skupił na niej uwagę. Podpełzła do Joshui i obronnie przytuliła go do siebie. Wampir warknął z zazdrością. Wielu będzie jej pragnęło, ale ona należy już tylko do niego. Nie zamierzał dzielić się nią z nikim. W chwili gdy przemiana się zakończy i dziewczyna stanie się od niego całkowicie zależna, przyjdzie do niego z własnej woli, pozbędzie się tego szczeniaka. Złapał chłopca za koszulę i wyrwał go z objęć swojej oblubienicy. Alexandria z trudem usiadła, ale cały świat wirował wokół niej, tak że zupełnie straciła orientację. Bezbłędnie jednak wyczuwała, gdzie jest Josh. Wiedziała też, że nigdy nie zgodzi się, by podzielił jej los. Gdyby ten zabójczy potwór rzeczywiście potrafił zmienić ją na swoje podobieństwo, śmierć była o wiele lepszą alternatywą. Bez ostrzeżenia rzuciła się naprzód. Chwyciła Joshuę i razem z nim skoczyła z urwiska. Wiatr świstał wokół nich, morska piana piekła i oczyszczała skórę. Fale wzniosły się wysoko na ich powitanie, wzywały rodzeństwo do morskiego grobu, hucząc jak grzmoty o ostre krawędzie skał tuż pod powierzchnią wody. Poczuła szpony na skórze; nad nią szaleńczo biły skrzydła, a gorący, cuchnący oddech oznaczał nadejście wroga.