uzavrano

  • Dokumenty11 087
  • Odsłony1 759 657
  • Obserwuję767
  • Rozmiar dokumentów11.3 GB
  • Ilość pobrań1 028 757

Cykl-Gwiezdne Wojny - Młodzi Rycerze Jedi (06) Oblężenie Akademii Jedi (M) - Kevin J.An

Dodano: 7 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 7 lata temu
Rozmiar :681.7 KB
Rozszerzenie:pdf

Cykl-Gwiezdne Wojny - Młodzi Rycerze Jedi (06) Oblężenie Akademii Jedi (M) - Kevin J.An.pdf

uzavrano EBooki C Cykl-Gwiezdne Wojny
Użytkownik uzavrano wgrał ten materiał 7 lata temu. Od tego czasu zobaczyło go już 55 osób, 41 z nich pobrało dokument.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 144 stron)

STAR WARS lata Michael Reaves Darth Maul - łowca z mroku - 32 Terry Brooks Część I. Mroczne widmo - - 32 Greg Bear Planeta ycia - 29 R.A. Salvatore Część II. Atak klonów - 21,5 A.C. Crispin Rajska pułapka - 10...0 A.C. Crispin Gambit Hunów - 10...0 A.C. Crispin Świt Rebelii - 10...0 L. Neil Smith Lando Carlissian i Myśloharfa Sharów - 4 L. Neil Smith Lando Carlissian i Ogniowicher Oseona - 3 L. Neil Smith Lando Carlfssian i Gwiazdogrota Thon Boka - 3 Brian Daley Przygody Hana Solo - 2 George Lucas Nowa nadzieja 0 Kevin Andersen Opowieści z kantyny Mos Eisley 0...3 Peter Schweighofer (red.) Opowieści z Imperium 0...3 Peter Schweighofer, Craig Carey (red.) Opowieści z Nowej Republiki 0...3 Alan Dean Foster Spotkanie na Mimban 1 Donald F. Glut Imperium kontratakuje 3 Kevin Andersen Opowieści łowców nagród 3 Steve Perry Cienie Imperium 3, 5 K.W. Jeter Mandaloriańska zbroja 4 K.W. Jeter Spisek Xizora 4 K.W. Jeter Polowanie na łowcę 4 James Kahan Powrót Jedi 4 Kathy Tyers Pakt na Bakurze 4 Michael Stackpole X-wingi. Eskadra Łotrów 6,5...7 Dave Wolverton Ślub księ niczki Lei 8 Timothy Zahn Dziedzic Imperium 9 Timothy Zahn Ciemna Strona Mocy 9 Timothy Zahn Ostatni rozkaz 9 Kevin J. Anderson W poszukiwaniu Jedi 11 Kevin J. Anderson Liczeń Ciemnej Strony 11 Kevin J. Anderson Władcy Mocy 11

Michael Stackpole Ja, Jedi 11 Barbara Hambly Dzieci Jedi 12 Kevin J. Anderson Miecz Ciemności 12 Barbara Hambly Planeta zmierzchu 13 Vonda N. Mclntyre Kryształowa Gwiazda 14 Michael P. Kube-McDowell Przed burzą 16 Michael P. Kube-McDowell Tarcza kłamstw 16 Michael P. Kube-McDowell Próba tyrana 17 Kristine Kathryn Rusch Nowa Rebelia 17 Roger MacBride Allen Zasadzka na Korelii 18 Roger MacBride Allen Napaść na Selonif 18 Roger MacBride Allen Zwycięstwo na Centerpoint 18 Timothy Zahn Widmo przeszłości 19 Timothy Zahn Wizja przyszłości 19 Kevin J. Anderson, R. Moesta Spadkobiercy Mocy 23 Kevin J. Andersen, R. Moesta Akademia Ciemnej Strony 23 Kevin J. Anderson, R. Moesta Zagubieni 23 Kevin J. Anderson, R. Moesta Miecze świetlne 23 Kevin J. Anderson, R. Moesta Najciemniejszy rycerz 23 Kevin J. Anderson, R. Moesta Oblę enie Akademii Jedi 23 NOWA ERA JEDI R.A. Salvatore Wektor pierwszy 25 Michael Stackpole Mroczny przypływ I: Szturm 25 Michael Stackpole Mroczny przypływ II: Inwazja 25 James Luceno Agenci chaosu I: Próba bohatera 25 James Luceno Agenci chaosu II: Zmierzch Jedi 25 Troy Denning Gwiazda po gwieździe 25 Kathy Tyers Punkt równowagi 26 Greg Keyes Ostrze zwycięstwa I: Podbój 26 Greg Keyes Ostrze zwycięstwa II: Odrodzenie 26

ALBUMY, ENCYKLOPEDIE, PRZEWODNIKI Jonathan Bresman Gwiezdne Wojny: Część I. Mroczne widmo - album Lauren Bouzereau, Jody Duncan Gwiezdne Wojny: Część I. Mroczne widmo - jak powstawał film Pod redakcją Deborah Cali Gwiezdne Wojny: Imperium kontratakuje - album Pod redakcją Carol Titelman Gwiezdne Wojny: Nowa nadzieja - album Lawrence Kasdan, George Lucas Gwiezdne Wojny: Powrót Jedi - album Bill Slavicsek Gwiezdne Wojny - przewodnik encyklopedyczny Bill Smith Ilustrowany przewodnik po broniach i technice Gwiezdnych Wojen Praca zbiorowa Ilustrowany przewodnik po chronologii Gwiezdnych Wojen Daniel Wallace Ilustrowany przewodnik po planetach i księ ycach Gwiezdnych Wojen Andy Mangels Ilustrowany przewodnik po postaciach Gwiezdnych Wojen Praca zbiorowa Ilustrowany przewodnik po robotach i androidach Gwiezdnych Wojen Bill Smith Ilustrowany przewodnik po statkach, okrętach i pojazdach Gwiezdnych Wojen Kevin J. Anderson Ilustrowany wszechświat Gwiezdnych Wojen Ann Margaret Lewis Ilustrowany przewodnik po rasach obcych istot wszechświata Gwiezdnych Wojen Mark Cotta Vaz Gwiezdne Wojny: Cześć II. Atak klonów - album

KEVIN J. ANDERSON REBECCA MOESTA OBLĘ ENIE AKADEMII JEDI (Przeło ył Andrzej Syrzycki)

44 lata przed Nową nadzieją UCZEŃ JEDI 33 lata przed Nową nadzieją Maska kłamstw Darth Maul: łowca z mroku 32 lata przed Nową nadzieją Gwiezdne Wojny Część I Mroczne widmo 29 lat przed Nową nadzieją Planeta ycia Nadciągająca burza 22 lata przed Nową nadzieją Gwiezdne Wojny Część II. Atak klonów 20 lat przed Nową nadzieją Gwiezdne Wojny Część III 10-8 lat przed Nową nadzieją TRYLOGIA HANA SOLO Rajska pułapka Gambit Huttów Świt Rebelii 5-2 lata przed Nową nadzieją PRZYGODY LANDA CALRISSIANA Lando Calrissian i Myśloharfa Sharów Lando Calrissian i Ogniowicher Oseona Lando Calrissian i Gwiazdogrota Thon Boka PRZYGODY HANA SOLO Han Solo na Krańcu Gwiazd Zemsta Hana Solo

Han Solo i utracona fortuna Rok 0 Gwiezdne Wojny, Część IV. Nowa nadzieja Gwiezdne Wojny Część IV. Nowa nadzieja 0-3 lata po Nowej nadziei Opowieść z kantyny Mos Eisley Spotkanie na Mimban 3 lata po Nowej nadziei Gwiezdne Wojny Część V. Imperium kontratakuje Opowieści łowców nagród 3,5 roku po Nowej nadziei Cienie Imperium 4 lata po Nowej nadziei Gwiezdne Wojny Część VI. Powrót Jedi Pakt na Bakurze Opowieści z pałacu Hutta Jabby WOJNY ŁOWCÓW NAGRÓD Mandaloriańska zbroja Spisek Xizora Polowanie na łowcę 6,5-7,5 roku po Nowej nadziei X-WINGI Eskadra Łotrów Ryzyko Wedge'a Pułapka z Krytos Wojna o Bactę

Eskadra Widm elazna Pięść Dowódca Solo 8 lat po Nowej nadziei Ślub księ niczki Leii 9 lat po Nowej nadziei X-WINGI: Zemsta Isard TRYLOGIA THRAWNA Dziedzic Imperium Ciemna Strona Mocy Ostatni rozkaz 11 lat po Nowej nadziei Ja, Jedi TRYLOGIA AKADEMIA JEDI W poszukiwaniu Jedi Uczeń Ciemnej Strony Władcy Mocy 12-13 lat po Nowej nadziei Dzieci Jedi Miecz Ciemności Planeta zmierzchu X-WINGI: Gwiezdne myśliwce z Adumara 14 lat po Nowej nadziei Kryształowa Gwiazda 16-17 lat po Nowej nadziei Trylogia KRYZYS CZARNEJ FLOTY Przed burzą Tarcza kłamstw Próba tyrana

17 lat po Nowej nadziei Nowa Rebelia 18 lat po Nowej nadziei TRYLOGIA KORELIAŃSKA Zasadzka na Korelii Napaść na Selonii Zwycięstwo na Centerpoint 19 lat po Nowej nadziei Duologia RĘKA THRAWNA Widmo przeszłości Wizja przyszłości 22 lata po Nowej nadziei NAJMŁODSI RYCERZE JEDI Złota kula Świat Lyric Obietnice Wyprawa Anakina Forteca Vadera Ostrze Kenobiego 23-24 lata po Nowej nadziei MŁODZI RYCERZE JEDI Spadkobiercy Mocy Akademia Ciemnej Strony Zagubieni Miecze świetlne Najciemniejszy rycerz Oblę enie Akademii Jedi Okruchy Alderaana Sojusz Ró norodności

Mania wielkości Nagroda Jedi Zaraza Imperatora Powrotna Ord Mantell Tarapaty w Mieście w Chmurach Kryzys w Crystal Reef 25-30 lat po Nowej nadziei NOWA ERA JEDI Wektor pierwszy Mroczny przypływ I: Szturm Mroczny przypływ II: Inwazja Agenci chaosu I: Próba bohatera Agenci chaosu II: Pora ka Jedi Punkt równowagi Ostrze zwycięstwa I: Podbój Ostrze zwycięstwa II: Odrodzenie Gwiazda po gwieździe

ROZDZIAŁ 1 W niepewnym świetle budzącego się poranka Jaina obserwowała, jak jej wuj, Luke Skywalker, powoli manewruje „Ścigaczem Cieni”. Przyglądała się, jak przelatuje przez otwarte wrota hangaru mieszczącego lądowisko, urządzone na najni szym poziomie wielkiej świątyni. Młodzi rycerze Jedi powrócili z rodzimej planety Wookiech, Kashyyyku, ale ojciec dziewczyny, Han Solo, i jego przyjaciel Chewbacca, nie zabawili na Yavinie Cztery wystarczająco długo, by mieć czas na ukrycie statku. Wiedzieli, e Akademia Ciemnej Strony sposobi się do walki, i nie mogli pozwolić sobie na marnowanie czasu. Jaina niemal nie mogła uwierzyć, e zaledwie przed dwoma dniami Kashyyyk został zaatakowany przez oddział imperialnych ołnierzy. Dowodził nimi jej przyjaciel Zekk, słu ący obecnie Drugiemu Imperium i będący Ciemnym Jedi. Kiedy w ciemnościach, panujących wśród gęstego poszycia d ungli, stanęła oko w oko z ciemnowłosym młodzieńcem, ten ostrzegł ją, eby nie wracała na Yavin Cztery, poniewa księ yc zostanie niebawem zaatakowany przez wojska Akademii Ciemnej Strony. Jaina musiała uznać to ostrze enie za dowód, e chłopaka nadal obchodzi los, jaki mo e spotkać ją i jej brata bliźniaka, Jacena. Wszyscy wylądowali na Yavinie Cztery zaledwie przed kilkunastoma minutami. Dokonanie skoku przed nadprzestrzeń zabrało tak niewiele czasu, e nawet nie zdą yli się porządnie wyspać, tym bardziej e po stoczonej walce w ich krwi wcią jeszcze nie opadł poziom adrenaliny. Jaina miała wra enie, e wybuchnie, je eli szybko czegoś nie zrobi. Wiedziała, e tyle rzeczy czeka na zaplanowanie i przygotowanie. Jacen, stojący obok niej przy otwartych wrotach hangaru kryjącego lądowisko, szturchnął siostrę pod ebro. Kiedy Jaina odwróciła się ku niemu, spojrzała prosto w bursztynowe oczy, mające odcień koreliańskiej brandy. - Nie martw się, wszystko będzie w porządku - odezwał się chłopiec. - Wujek Luke dobrze wie, co robić. Wiele razy musiał odpierać ataki imperialnych oddziałów. - Pewnie, ju czuję się o wiele spokojniejsza - odparła Jaina, ani przez sekundę nie wierząc w to, co mówi. Jak zwykle, Jacen postanowił uciec się do jednego z ulubionych sposobów, mających skierować myśli siostry na inny temat, nie związany z niemal pewną walką. - Hej, opowiedzieć ci jakiś dowcip? - zapytał.

- Owszem, Jacenie - odezwała się Tenel Ka, która podeszła i stanęła obok bliźniąt. - Uwa am, e trochę humoru mo e nam się przydać. Na ciele młodej wojowniczki z Dathomiry połyskiwała warstewka potu, jaka utworzyła się w ciągu ostatnich dziesięciu minut szybkiego biegu, mającego rzekomo „rozprostować mięśnie”, a w rzeczywistości przestawić myśli na inne tory. - W porządku, Jacenie. Mo esz strzelać - powiedziała Jaina udając, e przygotowuje się na najgorsze. Tenel Ka odgarnęła jedną ręką długie, zaplecione w warkocze złocistorude włosy. Dziewczyna straciła drugą rękę w następstwie nieszczęśliwego wypadku, jakiemu uległa podczas ćwiczeń w posługiwaniu się świetlnym mieczem, ale nie zgodziła się na zastąpienie jej syntetyczną protezą. Kiwnęła głową i spojrzała na Ja-cena. - Mo esz zacząć opowiadać ten dowcip. - Dobrze. Jaka to będzie pora, kiedy imperialny robot kroczący nadepnie na twój chronometr? - Jacen uniósł brwi i przez chwilę milczał, jakby czekał na odpowiedź. - Najwy sza, eby sprawić sobie nowy! Na czas, potrzebny na jedno uderzenie serca, zapadła śmiertelna cisza, po czym Tenel Ka kiwnęła głową i odezwała się powa nym tonem: - Dziękuję ci, Jacenie. Twój dowcip był... jak najbardziej na miejscu. Młoda wojowniczka nigdy się nie uśmiechała, ale Jainie się wydało, e tym razem w jej szarych jak granit oczach zauwa yła iskierki rozbawienia. Siostra Jacena wcią jeszcze jęczała, udając udrękę, kiedy z pokładu „Ścigacza Cieni” zszedł wujek Luke w towarzystwie młodego Wookiego, Lowbaccy. Doszedłszy do wniosku, e nie ma ani chwili do stracenia, Jaina pospieszyła ku nim. Widocznie mistrz Jedi musiał czuć to samo, poniewa kiedy Jacen i Tenel Ka podą yli śladami Jainy, zwrócił się do wszystkich młodych Jedi bez jakiegokolwiek wstępu. - Drugie Imperium musi poświęcić trochę czasu na zainstalowanie nowych urządzeń komputerowych, które ukradło z fabryki na Kashyyyku - powiedział. - Mo liwe, e zajmie to kilka dni, ale nie chcę niepotrzebnie ryzykować. Tionna i Raynar wyprawili się do świątyni nad jeziorem, gdzie zajmują się ćwiczeniami. Chciałbym, Lowie, ebyś poleciał tam swoim T-23 i powiedział im, eby z tobą wrócili. Musimy wszyscy się zająć opracowaniem planu walki. Lowbacca zaryczał na znak, e się zgadza, i pospieszył do niewielkiego skoczka, który dostał kiedyś w prezencie od swojego wuja, Chewbaccy. Przyczepiony do pasa młodego Wookiego zminiaturyzowany android-tłumacz Em Teedee natychmiast powiedział:

- Ale oczywiście, proszę pana. Pan Lowbacca z prawdziwą przyjemnością zajmie się wykonaniem pańskiego polecenia. Proszę uwa ać tę sprawę za załatwioną. Lowie poufałym warknięciem zganił małego androida za to, e pozwolił sobie na upiększenie jego wypowiedzi, po czym wspiął się do kabiny skoczka i zamknął owiewkę. Mistrz Jedi odwrócił się w stronę młodej wojowniczki z Dathomiry. - Tenel Ka, postaraj się zebrać tylu uczniów, ilu zdołasz, i zorganizuj im przyspieszony kurs obrony przed atakami terrorystów. Nie jestem pewien, do jakiej taktyki walki przeciwko nam zechce uciec się Akademia Ciemnej Strony, ale nie znam nikogo, kto mógłby lepiej ni ty nauczyć nas zasad partyzanckiej walki. - Ta-a, była wspaniała, kiedy walczyła ze skrytobójcami Bartokkami, którzy zaatakowali nas na Hapes - przypomniał Jacen. Jaina ze zdumieniem zauwa yła, e Tenel Ka się zarumieniła. Później dygnęła i odeszła, eby zająć się wykonaniem otrzymanego zadania. - A co z Jacenem i ze mną, wujku? - zapytała, nie potrafiąc opanować zniecierpliwienia. - Co my mamy robić? Tak e chcielibyśmy się na coś przydać. - Teraz, kiedy odleciał „Sokół Tysiąclecia”, musimy zainstalować i uruchomić nowe generatory pól siłowych, eby chroniły nas przed atakami z powietrza - odezwał się. mistrz Jedi. - Chodźcie ze mną. Najwa niejsze urządzenia, wytwarzające nowe ochronne pola akademii Jedi, zostały umieszczone na skraju d ungli porastającej przeciwległy brzeg rzeki. Mimo to o zasięgu i natę eniu pól mo na było decydować, przebywając w ośrodku łączności. Generatory, które niedawno przetransportował z Coruscant Han Solo, miały stanowić doraźny środek bezpieczeństwa, zapewniający ochronę do czasu, a Nowa Republika wymyśli skuteczny sposób obrony przed spodziewanym atakiem oddziałów Akademii Ciemnej Strony. - Hej, czy nie powinienem wysłać wiadomości mamie? - zapytał Jacen, zajmując miejsce za pulpitem konsolety. - Na razie nie, dopóki nie dowiemy się czegoś więcej - odparł Luke. - Twój tata i Chewbacca obiecali przed odlotem, e się z nią skontaktują, kiedy znajdą się w przestworzach. Leia jest teraz bardzo zajęta mobilizowaniem ołnierzy, którzy zało ą tu stałą bazę i będą chronili naszą akademię. Na razie jednak powinniśmy sami zrobić wszystko, co mo emy, eby jej strzec i bronić. Je eli chcesz pomóc, Jacenie, zajmij się sprawdzaniem kanałów telekomunikacyjnych o wszystkich mo liwych pasmach częstotliwości. Mo liwe, e uda ci się zarejestrować jakieś

niezwykłe sygnały, które oka ą się później zaszyfrowanymi imperialnymi meldunkami. A ty, Jaino, włącz generatory i upewnij się, e wszystko funkcjonuje prawidłowo. - Właśnie się tym zajmuję, wujku Luke’u - odparła dziewczyna, szczerząc zęby w uśmiechu, ale nie odchodząc od stanowiska kontrolnego. - Pola siłowe mają największe mo liwe natę enie. Chyba powinnam teraz sprawdzić, czy wszystko działa, jak nale y, choćby po to, by wiedzieć, czy nasza obrona nie ma jakichś luk. Jacen nało ył słuchawki i zaczął przeszukiwać kanały nale ące do ró nych pasm częstotliwości. Ledwie zaczął, usłyszał głośny trzask, po którym w słuchawkach rozległ się dobrze znany głos: - ...proszę o zgodę na lądowanie i tak dalej - to, co zwykle. Tu „Piorunochron”. Za chwilę ląduję. - Hej, zaczekaj! - krzyknął Jacen do mikrofonu, omal nie wpadając w panikę. - Nie mo esz lądować... To znaczy, musimy wyłączyć najpierw ochronne pola. Daj mi tylko minutę, Peckhumie, dobrze? - Ochronne pola? Jakie pola? - rozległ się głos starego pilota. -Ja i „Piorunochron” zaopatrujemy Yavin Cztery od wielu lat, ale nigdy przedtem nie musieliśmy się martwić o adne pola. - Wytłumaczę ci wszystko, kiedy spotkamy się na lądowisku -odparł Jacen. - Na razie zaczekaj z lądowaniem. - Czy będę musiał podać jakiś kod, eby wylądować? - zaniepokoił się Peckhum. - Kiedy odlatywałem z Coruscant, nikt nie powiedział mi niczego na temat adnego kodu. Nikt nie poinformował, e macie tu jakieś pola. Jacen uniósł głowę i popatrzył na Luke’a. - To stary Peckhum - powiedział. - Przyleciał „Piorunochronem”. Czy musi znać jakiś kod, eby wylądować? Mistrz Jedi pokręcił głową, po czym gestem polecił Jainie, eby wyłączyła generatory siłowego pola. Dziewczyna przygryzła dolną wargę i pochyliła się nad pulpitem konsolety. Po minucie oznajmiła: - To powinno załatwić całą sprawę. Wyłączyłam generatory ochronnego pola. Teraz, kiedy pole zanikło, z jakiegoś powodu Jacen poczuł, e świerzbi go skóra pleców. Miał wra enie, e jest całkowicie bezbronny. - W porządku, Peckhumie - oświadczył. - Teraz mo esz lądować. Tylko pospiesz się, ebyśmy mogli ponownie włączyć zasilanie generatorów.

Kiedy weteran przestworzy w końcu zszedł z pokładu wysłu onego, pokiereszowanego towarowego transportowca, Jacen stwierdził, e stary pilot wygląda dokładnie tak samo jak wówczas, kiedy widział go ostatnio. Chłopiec zwrócił uwagę na bladą cerę, długie proste włosy, pooraną siecią zmarszczek twarz i wymięty, zniszczony lotniczy kombinezon. - Witaj, Peckhumie - powiedział. - Pomogę ci wnieść towary do środka. Musimy się pospieszyć, bo inaczej nie zdą ymy, zanim zaatakują nas imperialni ołnierze. - Imperialni ołnierze? - Siwowłosy mę czyzna podrapał się po głowie. - Czy właśnie dlatego otoczyliście akademię siłowymi polami? Jesteśmy atakowani? - Na razie wszystko w porządku - uspokoił go Jacen, chocia trochę się niecierpliwił, pragnąc jak najszybciej rozładować „Piorunochron”. - Pola zostały znów włączone. Po prostu ich nie widzisz. Stary pilot uniósł głowę i wyciągnął szyję, usiłując przeniknąć spojrzeniem warstwę białawej mgiełki, unoszącej się nad porośniętym d unglą księ ycem. - Kto chce was zaatakować? - zapytał po chwili. - No có , słyszeliśmy pogłoski... pochodzące z wiarygodnego źródła - zaczął chłopiec, ale urwał, jakby się zawahał. - Dowiedzieliśmy się o tym od Zekka. To on dowodził grupą szturmowców, którzy napadli na Kashyyyk... na fabrykę, gdzie wytwarzano komputerowe podzespoły. Później ostrzegł Jainę, e naszą uczelnię zamierza zaatakować Akademia Ciemnej Strony. Lepiej wejdźmy do środka. Stary Peckhum, wyraźnie zaniepokojony, popatrzył na Jacena. Mę czyzna traktował kilkunastoletniego Zekka jak własnego syna. Obaj mieszkali przez pewien czas razem w jednym z opuszczonych lokali, znajdującym się kilka poziomów pod powierzchnią Coruscant... dopóki Zekk nie został porwany przez funkcjonariuszy imperialnej uczelni. Jacen ponownie poczuł, e po jego plecach przebiegły dobrze znane dreszcze. W tej samej sekundzie Peckhum szepnął: - Za późno. - Uniósł rękę i skierował palec w niebo. - Ju przylecieli.

ROZDZIAŁ 2 Naczelnik Akademii Ciemnej Strony Brakiss, mistrz wszystkich nowych Ciemnych Jedi, stał na stanowisku obserwacyjnym, urządzonym w najwy szej iglicy gwiezdnej stacji, i spoglądał w dół, na niepozorną szmaragdowozieloną plamkę księ yca porośniętego gęstą d unglą. Niedługo miał stoczyć decydującą bitwę, w trakcie której Yavin Cztery i znajdująca się na nim akademia Jedi zostaną zmia d one przez potęgę Drugiego Imperium. A przynajmniej powinno tak się stać. Krętymi korytarzami imperialnej uczelni spieszyli szturmowcy, aby zająć wyznaczone stanowiska bojowe. Niedawno przeszkoleni piloci myśliwców typu TIE sprawdzali stan maszyn, a gorliwi uczniowie, marzący o tym, aby zostać Ciemnymi Jedi, przygotowywali się do walki, która musiała się zakończyć pierwszym wielkim sukcesem. Rozstrzygająca bitwa miała się rozpocząć równoczesnym atakiem dwóch oddziałów, dowodzonych przez Tamith Kai, najpotę niejszą wiedźmę, nale ącą do nowego zakonu Sióstr Nocy, i ulubieńca Brakissa, ciemnowłosego Zekka. Entuzjazm, jaki wykazywał młodzieniec, pragnący zapewnić sobie lepszą przyszłość, pomógł funkcjonariuszom Akademii namówić go do przejścia na ciemną stronę. Mistrz Ciemnych Jedi zamknął oczy i głęboko zaciągnął się regenerowanym powietrzem, które z cichym szumem wpadało przez otwory wentylacyjne. Czuł, jak za plecami powiewają fałdy jego srebrzystego płaszcza. Chocia był sam, uświadamiał sobie, e gorączka przygotowań udziela się wszystkim osobom, przebywającym w naszpikowanej iglicami gwiezdnej stacji. Wyczuwał, jak narasta podniecenie, a wraz z nim ochota do walki. Odbierał strzępki krzy ujących się myśli i orientował się, jakimi uczuciami darzą imperialni ołnierze wielkiego wodza, Imperatora Palpatine’a. Uzmysłowił sobie, e i oni czują pewien niepokój, kiedy myślą o zbli ającej się chwili ataku, ale na myśl o tym lekko się uśmiechnął. Lęk powinien sprawić, e staną do walki silniejsi i zręczniejsi, ale tak e ostro niejsi... chocia nie do takiego stopnia, aby sparali owała ich trwoga. Brakiss od dawna marzył o pokonaniu Luke’a Skywalkera. Kiedyś, przed wielu laty, przeniknął do akademii Jedi jako imperialny szpieg, zamierzający poznać tajniki stosowanych przez Nową Republikę metod nauczania. Później miał poinformować o nich garstkę ludzi, wcią jeszcze dochowujących wierności pokonanemu Imperium. Nie zdołał jednak wywieść w pole mistrza Jedi. Luke Skywalker, który od razu zorientował się, co knuje nowy uczeń,

usiłował zawrócić go ze szlaku, wiodącego ku ciemnej stronie, i podkopać wiarę, jaką pokładał Brakiss w Drugim Imperium. Starał się go „nawrócić” - naczelnik Akademii Ciemnej Strony uśmiechał się pogardliwie, ilekroć przypominał sobie tamte chwile - ale osiągnął tylko tyle, e jego nowy uczeń uciekł. Poniewa jednak tak ochoczo zapuszczał się na manowce ciemnej strony, nauczył się przez te wszystkie lata tyle, e mógł powołać do ycia własną uczelnię, w której kształcił Ciemnych Jedi. A teraz wszystko zmierzało ku ostatecznej, rozstrzygającej konfrontacji. Naczelnik Akademii Ciemnej Strony nagle wyczuł, e powietrze obok niego zamigotało i zalśniło. Otworzył łagodne, anielsko piękne oczy i stwierdził, e iskry, na jakie spogląda, są zakłóceniami transmisji sygnału holograficznego. Po kilku sekundach pojawił się w tym miejscu wizerunek oblicza Imperatora. Głowa tajemniczego wielkiego wodza Drugiego Imperium unosiła się przed Brakissem w postaci gigantycznego hologramu. Osłonięta kapturem twarz Palpatine’a miała wysokość prawie dwóch metrów, a w mistrza Ciemnych Jedi wpatrywały się połyskujące ółte oczy, otoczone gęstą siecią głębokich, mrocznych zmarszczek. - Niecierpliwie oczekuję chwili, kiedy będę mógł ponownie objąć władzę, Brakissie - odezwał się Imperator. - A ja równie niecierpliwie czekam, kiedy będę mógł przekazać jaw twoje ręce, mój panie - odparł mę czyzna, pochylając głowę. Pamiętał, e niedawno Palpatine, któremu towarzyszyło czterech groźnych imperialnych stra ników, przyleciał specjalnym opancerzonym wahadłowcem do jego gwiezdnej stacji i zamieszkał w najokazalszej komnacie. Budzący grozę stra nicy, odziani w szkarłatne szaty, nie pozwolili jednak nikomu nawet spojrzeć na Imperatora, który przez cały czas pozostawał zamknięty w nieprzezroczystej izolacyjnej komorze. Ani razu nie ukazał się nikomu spośród wiernych poddanych, pełniących słu bę w Akademii Ciemnej Strony. Nie zechciał przyjąć na audiencji nawet jej naczelnika. Ilekroć przemawiał, zawsze pojawiał się w postaci hologramu. - Jesteśmy gotowi do ataku, mój panie - ciągnął tymczasem Brakiss. Odwa ył się unieść głowę i zerknąć na budzące strach oblicze wielkiego wodza. - Moi Ciemni Jedi gwarantują, e walka zakończy się zwycięstwem. - To dobrze, poniewa nie mam ochoty dłu ej czekać - odezwał się wizerunek Imperatora. - Pozostałe zmodernizowane okręty mojej floty wprawdzie jeszcze nie przyleciały, ale spodziewam się, e zjawią się w ciągu kilku najbli szych godzin. Właśnie w

tej chwili technicy instalują na ich pokładach nowe systemy komputerowe, które udało się nam zdobyć w trakcie ataku na Kashyyyk. Moi stra nicy meldują, e większość statków jest gotowa do walki, a kilka ostatnich osiągnie pełną gotowość bojową ju niedługo. Brakiss znów się pokłonił, a potem złączył palce jak do modlitwy. - Rozumiem, mój panie - powiedział. - Mo e jednak wykorzystajmy potęgę floty szturmowej do zaatakowania następnego celu, jakim z pewnością będą o wiele lepiej strze one światy, nale ące do Sojuszu Rebeliantów. Na Yavinie Cztery spotkamy się z oporem najwy ej kilku słabeuszy uwa ających się za rycerzy Jedi. Moi władający Mocą ołnierze rozprawią się z nimi bez trudu. Ukryta w cieniu kaptura twarz Imperatora przybrała sceptyczny wyraz. - Nie pozwól, Brakissie, eby zgubiła cię zbytnia pewność siebie - przestrzegł Imperator. Naczelnik Akademii Ciemnej Strony odpowiedział, wkładając w słowa jeszcze więcej zapału ni poprzednio. Pragnąc przekonać wielkiego wodza o słuszności własnych poglądów, pozwolił nawet ponieść się emocjom. - Kiedy atak na akademię Jedi zakończy się sukcesem, Drugie Imperium zacznie być uwa ane za coś więcej ni tylko garstkę piratów, napadających na bezbronne światy i kradnących niezbędne urządzenia - zaczął. - Naszym celem, mój panie, jest podbój galaktyki. Walka, którą niedługo stoczymy, będzie starciem dwóch filozofii ycia; zmaganiem się sił woli. Filozofii ycia Rebeliantów przeciwstawimy filozofię Imperium i dlatego moi uczniowie muszą stanąć do walki z uczniami Skywalkera. Rycerze Jedi stoczą bój z innymi rycerzami Jedi. Je eli się zgodzisz, mój panie, dojdzie do konfrontacji sił ciemności z siłami światłości. Oczywiście, nie zamierzamy rezygnować z nękania przeciwników strzałami myśliwców typu TIE, atakujących ich z powietrza, ale najwa niejsze zmagania będą miały charakter bezpośredni i osobisty - poniewa tak być musi! Nie mo emy się ograniczyć tylko do przełamania obrony! Musimy wydrzeć z tych wra ych serc przekonanie o wy szości ich stylu ycia. Brakiss przerwał i uśmiechnął się, uniósł głowę i spojrzał w iskrzące się ółte oczy Imperatora. - A kiedy, posługując się siłami ciemnej strony, odniesiemy nad nimi całkowite zwycięstwo, Rebelianci, którzy ocaleją, rozproszą się i ukryją, aby odtąd dr eć na samą myśl o dotychczasowym yciu. My zaś odzyskamy to, co nam się prawnie nale ało. Widoczne na gigantycznym hologramie oblicze Palpatine’a uczyniło nagle coś zatrwa ająco niezwykłego. Spękane, okolone głębokimi zmarszczkami wargi rozciągnęły się

w pełnym satysfakcji uśmiechu. - Bardzo dobrze, Brakissie - odezwał się Imperator. - A zatem niech się stanie, jak mówisz. Mo esz zaczynać atak, kiedy uznasz, e jesteś gotów.

ROZDZIAŁ 3 Technicy Akademii Ciemnej Strony wyłączyli generatory maskującego pola i imperialna uczelnia przestała być niewidzialna. Kiedy naje ona spiczastymi iglicami obserwacyjnych wie gwiezdna stacja zbli yła się do Yavina Cztery, z jej hangaru wyleciały dwa specjalnie wyposa one myśliwce typu TIE. Nie oddalając się od siebie, cichaczem pogrą yły się w mgiełce atmosfery księ yca. Kadłuby maszyn pokryto specjalną substancją maskującą, uniemo liwiającą wykrycie za pomocą skanerów, a potę ne bliźniacze silniki jonowe zostały wyciszone. Pilotom zale ało na wykonaniu tajnego zadania, a nie na demonstracji siły. Na czele leciał komandor Orvak, a drugi myśliwiec typu TIE, pilotowany przez Dareba, osłaniał skrzydło i ogon maszyny dowódcy. Obaj piloci zatoczyli krąg wokół niewielkiego księ yca i zagłębili się w warstwy atmosfery. Następnie, lecąc po spirali, skierowali się nad równik. Starali się wypatrzyć ruiny prastarej świątyni, w której Skywalker urządził akademię Jedi. Orvak leciał pierwszy, ściskając drą ek sterowniczy dłońmi, ukrytymi w czarnych rękawiczkach. Wyczuwał delikatne dr enie silników imperialnej maszyny i odnosił wra enie, e siedzi na grzbiecie jakiegoś nie ujarzmionego pociągowego zwierzęcia. Leciał niezwykle skupiony, raz po raz czując, jak maszyna zbacza z kursu pod wpływem podmuchów wiatru czy unoszących się znad d ungli prądów ciepłego powietrza. - Wyrównaj lot - mruknął do siebie w pewnej chwili. Wykonanie zadania wymagało wyjątkowej precyzji i opanowania sztuki pilota u. Kiedy Akademia Ciemnej Strony zbli ała się w rejon Yavina, Orvak i inni niedawno przeszkoleni piloci maszyn typu TIE, starannie wybrani z grona młodocianych szturmowców, wielokrotnie ćwiczyli wszystkie szczegóły na specjalnych symulatorach. Tym razem nie chodziło jednak o ćwiczenia. Imperator liczył na to, e ich akcja zakończy się sukcesem. Gęstwina liści gigantycznych drzew Massassów w dole wyglądała jak splątany zielony kobierzec. Powyginane gałęzie wystawały nad powierzchnię oceanu zieleni niczym koszmarne szpony. Orvak obni ył lot maszyny i przez chwilę obserwował, jak podmuch gorących gazów wydechowych, wydobywających się z potę nych silników myśliwca, płoszy mieszkające pośród gałęzi drzew niewielkie stworzenia. Jego towarzysz włączył nadajnik komunikatora, umo liwiającego wysłanie

kierunkowego sygnału w niezwykle wąskim paśmie częstotliwości. Słowa pilota były następnie dekodowane i pozbawiane zniekształceń przez specjalny system deszyfrujący, zainstalowany na pokładzie maszyny Orvaka. - Moje czujniki dalekiego zasięgu wykrywają obecność energetycznego ochronnego pola - zameldował Dareb. - Generatory, wytwarzające to pole, znajdują się dokładnie tam, gdzie nam powiedziano. - Potwierdzam współrzędne celu - odezwał się Orvak, kierując usta w stronę mikrofonu umieszczonego w hełmie pilota. - Lord Brakiss, który spędził tu trochę czasu, miał okazję zapoznać się z rozmieszczeniem ró nych urządzeń akademii. Miejmy nadzieję, e od tamtych czasów Rebelianci niczego nie przenieśli w inne miejsce. - Dlaczego mieliby to zrobić? - zapytał Dareb. - Są zadowoleni z siebie i zaślepieni wiarą we własne siły, a my niedługo obna ymy ich głupotę. - Uwa aj tylko, ebyś nie obna ył własnej głupoty - skarcił go Orvak. - A teraz dosyć paplaniny. Kieruj się ku celowi. Niewidzialne pole siłowe osłaniało niczym czasza ochronnego parasola sektor d ungli, obejmujący odcinek rzeki i polanę, na której wznosiła się majestatyczna prastara piramida. W skrytości ducha Orvak liczył na to, e zanim ten dzień dobiegnie końca, wielki ziggurat zamieni się w dymiący stos kamieni. Zanim jednak Akademia Ciemnej Strony będzie mogła przystąpić do głównego ataku, Orvak i Dareb muszą wykonać tajne zadanie. Powinni uszkodzić generatory wytwarzające ochronne pole i w ten sposób umo liwić dokonanie dzieła zniszczenia. Komandor sprawdził wskazania pokładowych aparatów. Posługując się czujnikami wra liwymi na podczerwień i inne zakresy widma częstotliwości, widział śmiercionośne zmarszczki unoszącej się siłowej kopuły, jaka miała chronić akademię Jedi przed atakami z powietrza. Mimo to, zapewne z powodu wysokich drzew Massassów, pole nie zaczynało się przy samej ziemi, ale na poziomie jakichś pięciu metrów ponad wierzchołkiem gałęzi. Zaledwie pięć metrów dzieliło listowie od granicy warstwy śmiercionośnej energii, ale te pięć metrów stanowiło wystarczającą szczelinę, przez którą mógł przelecieć doświadczony pilot. Tu i ówdzie zwęglone, sczerniałe kikuty wystających konarów dowodziły, e czasami jednak stykały się one z krawędziami energetycznej kopuły. - Będzie ciasno - odezwał się Orvak, przerywając ciszę. - Jesteś gotów? - Czuję się tak, e mógłbym sam stawić czoło całemu Sojuszowi Rebeliantów - oświadczył Dareb. Jego dowódca postanowił nie reagować na ten przejaw zbytniej pewności siebie.

- Zaczynamy - powiedział. Jeszcze bardziej obni ył lot swojego niewra liwego na sygnały skanerów myśliwca TIE, tak e kadłub niemal muskał gałęzie najwy szych drzew. Słyszał szmer i szelest liści, ocierających się o siebie i o skrzydła maszyny. W pewnej chwili wydało mu się, e powietrze przed dziobem migocze, i uznał to za znak, e zbli a się do granicy siłowego pola. Miał nadzieję, e jego czujniki się nie mylą. - Skup się na wykonaniu zadania - rozkazał podwładnemu. - Właściwa praca rozpocznie się dopiero wówczas, gdy znajdziemy się pod kopułą. Kiedy obie maszyny prześlizgiwały się pod krawędzią śmiercionośnego pola, Dareb raptownie skręcił, starając się uniknąć zderzenia z wystającą zaledwie metr ponad baldachim liści omszałą gałęzią, która niespodziewanie ukazała się przed dziobem jego statku. Młody pilot zboczył jednak za bardzo z kursu i zawadził skrajem sześciokątnego panelu skrzydła o inną gałąź, wskutek czego jego myśliwiec zaczął koziołkować. - Nie potrafię go opanować! - krzyknął do mikrofonu komunikatora. - Straciłem kontrolę nad sterami! Nie przestając wirować w locie, maszyna Dareba wbiła się w powierzchnią śmiercionośnego siłowego pola i eksplodowała, po czym zamieniła się w ognistą kulę. Tymczasem Orvak, zdecydowany wykonać powierzone zadanie, leciał dalej. Obejrzał się tylko raz, aby zerknąć przez rufowy iluminator na płonące szczątki maszyny Dareba, powoli znikające między konarami ogromnych drzew Massassów. Później zacisnął zęby i korzystając z ukrytej w hermie aparatury tlenowej, zaczerpnął głęboki haust powietrza. - Wszyscy jesteśmy tylko pionkami - powiedział, jakby zamierzał przekonać o tym samego siebie. - Tylko pionkami. Najwa niejsze jest zadanie. Muszę teraz skupić się na tym, eby je wykonać. Sam. Z wysiłkiem przełknął ślinę, uświadomiwszy sobie, e w tej chwili Rebelianci ju wiedzą o jego obecności. Nie wahając się ani chwili, skierował się ku ustronnej polanie, na której umieszczono generatory wytwarzające siłowe pole. Urządzenia przypominały zbiór ogromnych talerzy, do połowy zanurzonych w gęstym poszyciu d ungli i umieszczonych pośrodku pozbawionej roślinności przestrzeni, na której mógł osiąść małym imperialnym myśliwcem. W oddali majaczyła wielka piramida mieszcząca akademię Skywalkera. Orvak wyłączył wyciszone bliźniacze silniki jonowe, otworzył drzwiczki kabiny i zeskoczył na ziemię. Sięgnął do schowka, umieszczonego pod fotelem pilota, i wyciągnął

plecak, wypełniony urządzeniami i ładunkami wybuchowymi, które miały zapewnić mu zajęcie na resztę dnia... Później oddalił się od maszyny, ostro nie stawiając nogi na gąbczastej, porośniętej grubą warstwą mchu ziemi. Wydawało mu się, e dzika i przera ająca d ungla osacza go ze wszystkich stron naraz. Gdzieś z góry dolatywał skwierczący pomruk energetycznego pola, w którym stracił ycie jego kolega. W porównaniu ze sterylnie odka onymi pomieszczeniami Akademii Ciemnej Strony, Yavin Cztery sprawiał wra enie miejsca obrzydliwie tętniącego yciem. Na księ ycu roiło się od robaków, gadów i roślin wciskających się we wszystkie kąty, a tak e niewielkich gryzoni, owadów i dziwnych kąsających stworzeń, które widział dosłownie na ka dym kroku -kryły się chyba we wszystkich zakamarkach. Orvak tęsknił za idealnie czystymi, symetrycznie biegnącymi korytarzami Akademii Ciemnej Strony, gdzie jego podkute buty mogły donośnie dźwięczeć, kiedy stąpał po zimnych metalowych płytach. Tęsknił za wonią wpadającego przez otwory wentylacyjne regenerowanego powietrza. Tęsknił za pomieszczeniami, w których wszystkie starannie uło one przedmioty znajdowały się na wyznaczonych miejscach... Podobny ład zapanuje w Imperium, kiedy wreszcie odniesie ono zwycięstwo w walce z Rebeliantami. Cieszył się, e ma na dłoniach solidne skórzane rękawice, a na głowie herm, dzięki czemu mo e się nie obawiać zarazków, roznoszonych przez zwierzęta i owady yjące na tym zacofanym świecie. Podniósł plecak, kryjący materiały wybuchowe, a potem puścił się biegiem w stronę pomrukujących generatorów ochronnego pola. Wznosiły się nad nim - potę ne, ale nie chronione. Skazane na zagładę. Mimo i same generatory sprawiały wra enie zupełnie nowych, w pobli u rósł prawdziwy gąszcz przeplatających się łodyg dzikiej winorośli, gałęzi kolczastych krzewów i paproci. W miejscach, gdzie ktoś wycinał roślinność, pragnąc uzyskać dostęp do płyty, na której zainstalował generatory, Orvak dostrzegł połamane końce gałęzi i obcięte pędy. Mimo to niepokonana d ungla nie zamierzała się wycofywać z odebranego jej obszaru. Orvak pokręcił głową, nie mogąc się pogodzić z głupotą Rebeliantów. Kiedy dotarł do pulsujących i pomrukujących urządzeń, kucnął i rozejrzał się na boki. Spodziewał się, e w ka dej chwili mo e ujrzeć grupę rebelianckich obrońców. Otworzył plecak i wyjął dwa spośród sześciu potę nych termicznych detonatorów, stanowiących ładunki wybuchowe. Zamierzał umieścić je pod ogniwami energetycznymi, zasilającymi generatory. Dwa takie urządzenia powinny wystarczyć, aby unieszkodliwić siłowe pola chroniące akademię Skywalkera.

Pozostałe ładunki wybuchowe będą mu potrzebne do wykonania drugiej części zadania. Orvak uruchomił i zsynchronizował umieszczone na obudowach detonatorów urządzenia odmierzające upływ czasu. Później zdjął z przegubu przeprogramowany kompas i popatrzył na współrzędne, które wpisał do pamięci, zanim wystartował. Zanurkował i przedzierając się przez gąszcz roślinności, skierował się w stronę następnego celu. Znajdował się on w pewnej odległości od niego, na drugim brzegu rzeki, równie opanowanym przez dziewiczą d unglę. Była nim wielka świątynia. Przystanął tylko na krótką chwilę, eby przyciemnić szkła ochronnych gogli, zanim czasomierze detonatorów poka ą same zera. Po kilku sekundach usłyszał grzmot eksplozji. Łoskot niemal poraził jego uszy, a w niebo uniósł się słup ognia i dymu. Powoli przedzierał się przez gałęzie potę nych drzew Massassów. Zadowolony, Orvak pogratulował sobie pomyślnego wykonania pierwszej części zadania. Eksplozja okazała się naprawdę wspaniała. Bardzo widowiskowa. Wiedział wszak e, e teraz musi wywołać drugą, która powinna wyglądać jeszcze efektowniej.

ROZDZIAŁ 4 Lowie pilotował skoczka typu T-23, mając za pasa erów Tionnę i Raynara, wciśniętego w kąt za fotelami. Leciał w stronę akademii Jedi z największą szybkością. Niewielka maszyna niemal ocierała się o wierzchołki drzew, a tymczasem Lowbacca z pomocą Em Teedee wyjaśniał sytuację, jak najlepiej potrafił. - ...i właśnie dlatego pan Skywalker poprosił pana Lowbaccę o to, eby przetransportował was w takim pośpiechu - dokończył miniaturowy android. - Proszę, proszę - odezwał się cierpko Raynar. - Przypuszczam, e teraz, kiedy wróciliście, będziecie się uwa ali za bohaterów i zbawców akademii Jedi. Jestem pewien, e poradziłbym sobie równie dobrze, nawet wówczas, gdybyście nie zechcieli nam pomóc. Podczas gdy wy odlecieliście, by się bawić, ja intensywnie ćwiczyłem pod okiem Tionny. Słysząc kpiący ton głosu jasnowłosego chłopaka, Lowie mógł się domyślić, e Raynar nie jest zachwycony faktem, i bezceremonialnie wepchnięto go do rufowej części skoczka, w której nie miał dość miejsca na rozprostowanie fałd krzykliwego, ró nobarwnego ubrania. Rodzice chłopca byli kiedyś członkami królewskiego rodu, władającego Alderaanem, ale po unicestwieniu planety przez Gwiazdę Śmierci zostali bogatymi kupcami. Chłopiec nie przywykł do tego, aby komukolwiek ustępować najlepsze miejsce. - Nie masz racji, Raynarze - zganiła go Tionna. Srebrzystowłosa instruktorka Jedi zamrugała powiekami perłowych oczu. - Nikt nie poradzi sobie z przeciwnikiem, kiedy staje do walki sam, a je eli zamierzamy się odpowiednio przygotować, wszystkich czeka jeszcze mnóstwo pracy. A bez tych przygotowań mo emy przegrać walkę. Raynar prychnął pogardliwie, starając się rozprostować fałdy szaty. - Walki? - zapytał. - Nawet nie wiemy, czy dojdzie do jakiejkolwiek walki. Dlaczego mielibyśmy dawać wiarę słowom, wypowiedzianym przez jakiegoś młodocianego opryszka, który zdradził nas i przeszedł na ciemną stronę? Mo e skłamał, tylko w tym celu, ebyśmy przestali ćwiczyć i zajęli się przygotowaniami? W tej chwili zapewne się z nas wyśmiewa. Gniewne warknięcie Lowiego zagłuszyło nawet warkot silnika maszyny. - Pan Lowbacca pragnie zauwa yć - pospieszył z tłumaczeniem Em Teedee - e przez wiele lat Zekk był bliskim przyjacielem pana Jacena i pani Jainy. Raynar wydął wargi. - W takim razie Jacen i Jaina Solo powinni bardziej uwa ać, z kim się przyjaźnią - burknął.

- Ró nica miedzy przyjacielem a wrogiem nie zawsze jest taka du a, jak uwa asz - odezwała się stanowczo Tionna. - Czasami pomoc nadchodzi z najmniej oczekiwanej strony. Lowie nie wiedział, dlaczego, ale nagle wszystkie zmysły nakazały mu, eby leciał jeszcze szybciej. Mały skoczek zadygotał i przyspieszył, kiedy pilot obcią ył silniki do granic mo liwości, a nawet jeszcze bardziej. Prześlizgnął się między konarami drzew pod krawędzią śmiercionośnej energetycznej kopuły, która chroniła akademię Jedi przed atakami z przestworzy. - Hej, uwa aj na tę wielką gałąź! - krzyknął Raynar w tej samej sekundzie, kiedy Lowie zmienił kierunek lotu. - Zachowaj odwagę na czas, kiedy pojawi się Akademia Ciemnej Strony... o ile w ogóle się pojawi. Lowie z zadowoleniem się zorientował, e Tionna nie tylko zachowała spokój, ale nawet aprobowała sposób, w jaki pilotował małego skoczka. Popatrzył w niebo i dopiero wówczas zrozumiał, dlaczego poczuł coś, co kazało mu przyspieszyć. Głośno szczeknął, po czym wyciągnął rękę i pokazał naje ony lufami dział złowieszczy pierścień, niewyraźnie majaczący na niebie za mgiełką warstw atmosfery. - Pan Lowbacca mówi... - zaczął Em Teedee. - O rety! Wygląda na to, e Akademia Ciemnej Strony ju przyleciała! Raynar zamilkł, nie mając adnego innego powodu, by krytykować styl pilota u Lowiego. Wkrótce ciszę rozdarł donośny huk, po którym rozległy się odgłosy kilku eksplozji. Czujniki skoczka wskazywały, e migoczące pole siłowe nagle osłabło i zanikło. Lowie warknął, zamierzając podzielić się tą informacją z pozostałymi. Nie czekając, a usłyszy tłumaczenie miniaturowego androida, Tionna powiedziała: - Nadal myślę, e musimy wrócić do naszej akademii, ale powinniśmy zostawić skoczek w d ungli, na skraju polany. Coś mi mówi, e nie mo emy osadzać go na lądowisku obok świątyni ani ukrywać w hangarze. Oba miejsca mogą wkrótce zostać zaatakowane. - Instruktorka Jedi wyprostowała się na fotelu. - A zresztą, spójrzcie, atak ju się zaczął. Wielka świątynia Massassów przetrwała w niemal nie zmienionym stanie całe tysiąclecia. Masywne kamienne bloki, jakich u- yto do budowy jej ścian i pomieszczeń, wyglądały równie solidnie jak w dniu, kiedy je ustawiono. Mimo to Jaina, przebywająca w ośrodku łączności akademii Jedi, wyczuwała, e posadzkę przenika dziwne dr enie. Nagle na konsolecie generatora zasilającego ochronne pole rozjarzyły się alarmowe światła. - Coś się stało, wujku Luke’u - powiedziała. - Z d ungli doleciał odgłos eksplozji... O, nie! Nasza energetyczna osłona zanikła!