uzavrano

  • Dokumenty11 087
  • Odsłony1 755 908
  • Obserwuję765
  • Rozmiar dokumentów11.3 GB
  • Ilość pobrań1 027 150

Damian Adamowicz - Apokalipsa

Dodano: 7 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 7 lata temu
Rozmiar :89.7 KB
Rozszerzenie:pdf

Damian Adamowicz - Apokalipsa.pdf

uzavrano EBooki D Damian Adamowicz
Użytkownik uzavrano wgrał ten materiał 7 lata temu. Od tego czasu zobaczyło go już 34 osób, 25 z nich pobrało dokument.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 2 z dostępnych 2 stron)

Damian Adamowicz APOKALIPSA (?) Dzień Pierwszy. Szedł szybkim krokiem. Kurtka z celtem na plecach powiewała nonszalancko. W rękach ściskał kawałek polerowanego drewna, który przez niektórych używany był do gry w palanta tudzież basseballa. Dla niego było to narzędzie do innego nieco celu. Ogólnie rzecz biorąc zasady były takie same - należało silnie uderzyć, a następnie biec co sił w nogach. Różnica polegała na uderzanym przedmiocie. Dla niego idealna była głowa. Nieważne czyja. Teraz właśnie był w trakcie poszukiwań miejsca na boisko. I oczywiście przeciwnej drużyny. Dawno już nie grał, a rola kibica nie bardzo mu odpowiadała. Ulica była ciemna. Ostatnią sprawną latarnię zbił jakiś chuligan. W mdłym świetle gwiazd zobaczył - kogoś. To też był zawodnik. Dwie postacie rozpoczęły dziwny taniec. To zbliżały się do siebie, to oddalały, krążąc wokół niewidocznego środka. Nagle, obie jednocześnie, skoczyły i uderzyły. Głowy rozprysnęły się jak miażdżone arbuzy. Czyżby remis ? Z notatki służbowej : “Ciało (?) znaleziono (?) rano. (?) Brak śladów walki, czy (?) bytności innych osób (postronnych). (?) Prawdopodobnie samobójstwo. Brak świadków. (?) Śledztwo w toku. Dzień Ostatni. “Polska dla Polaków, nie Rumunów i żebraków” - okrzyki jeszcze długo rozbrzmiewały we wszystkich zakątkach miasta. Przybierały na sile, wraz ze wzrastającym natężeniem dźwięków dobiegających z drugiego krańca : “Precz z komuną, Precz z ” � . Gdzieniegdzie pojawiły się małe ogniska sporządzone 2 domowym sposobem z przewróconych samochodów. Ustawione w poprzek ulicy beczki ze smołą dymiły niemiłosiernie zakrywając cały krajobraz czarnymi kłębami. Od czasu do czasu słychać było serie z karabinów Kałasznikowa oraz pojedyncze strzały z makarowa. Gdzieś zaterkotał policyjny helikopter omiatając skłębiony tłum silnymi reflektorami. Z dachu sąsiedniego wieżowca ktoś wystrzelił rakietę ziemia-powietrze. Śmigłowiec dostał w ogon i

spiralnym lotem oddalił się na spotkanie ziemi. Tłum wrzasnął i zapalił się. Ktoś rzucił petardę, która strzeliła z wielkim hukiem, odwrotnie proporcjonalnym do skutku. Okrzyki, tak wcześniej powszechne, przycichły. Ludzie oszczędzali płuca i oddechy. Zresztą, ciężko się krzyczy w masce p-gaz. na twarzy. Jednak po pół godzinie regularne walki ustały. Wykruszyły się główne grupy uderzeniowe. niedobitki przemykały pod ścianami bloków mieszkalnych. Część kończyła właśnie demolować kolejny supermarket. Na parkingu poniewierały się opuszczone wózki na zakupy. W centrum miasta podniosła się kilkuminutowa wrzawa. Właśnie wyciągnięto na światło dzienne ostatni obiekt badań tutejszego uniwersytetu. Chwilę później w tym samym miejscu rozbłysło małe słoneczko. Które dość szybko, tj. w ułamku sekundy, przyjęło postać małego, acz szybko zwiększającego swoje rozmiary, muchomorka. Albo meduzy, jak powiedział poeta. Trochę dziwnie świecił, wszystko dziwnie świeciło. Gdyby ten blask nie oślepiał - dosłownie i w przenośni - można by powiedzieć, że jest południe. Ale za to problemy uleciały jak spłoszone motyle. Pozostały tylko ich cienie. Ważka unosiła się w bezruchu nad powierzchnią jeziora. Trwała tak przez mgnienie oka, skoczyła i zawisła w innym miejscu. Zaśpiewał jakiś ptak. Nagle zamilkł. Przestrzeń wypełniło dziwne dudnienie, które po chwili zamieniło się w przerażającą jasność. Ważka spłonęła w krótkim rozbłysku. To NATO odpowiedziało na atak na państwo stowarzyszone. Epilog. Przeraźliwie zimny wiatr unosił ze sobą drobniutkie cząsteczki pyłu. Przelatywał przez otwory w ruinach wypełniając przestrzeń jękliwym zawodzeniem. Podobno kiedyś tu było miasto, stolica jakiegoś państwa. Podobno. Dziś nie ma nikogo, kto mógłby to potwierdzić. Nie ma i więcej nie będzie. Bo po co ? Wszystko co było do zrobienia zostało z wielkim pietyzmem wykonane. Co prawda nikt nie może dokonać oceny tej działalności, ale przecież czerwone zachody słońca są takie piękne… 3 4