uzavrano

  • Dokumenty11 087
  • Odsłony1 759 657
  • Obserwuję767
  • Rozmiar dokumentów11.3 GB
  • Ilość pobrań1 028 757

David Brin - Opowiadanie - Te oczy

Dodano: 7 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 7 lata temu
Rozmiar :132.0 KB
Rozszerzenie:pdf

David Brin - Opowiadanie - Te oczy.pdf

uzavrano EBooki D David Brin
Użytkownik uzavrano wgrał ten materiał 7 lata temu. Od tego czasu zobaczyło go już 14 osób, 27 z nich pobrało dokument.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 16 z dostępnych 16 stron)

David Brin TE OCZY przełożył Krzysztof Sokołowski … więc chcecie porozmawiać o latających spodkach? Wspaniale! Tego się właśnie obawiałem! Tak to już bywa zawsze, kiedy Gadatliwy Larry szantażuje mnie tak długo, aż zgodzę się was dopieścić, wy cholerni, niedospani maniacy, a potem wieje na Bimini. Chce, żebym przez dwa tygodnie zadawał wam pytania na temat astronomii i kosmosu… no wiecie, czarne dziury i różne takie… ale pierwszej nocy wszyscy chcą się kłócić na temat tego cholernego UFO… Zaraz, zaraz, spokojnie… oczywiście, typowy ze mnie naukowiec, tkwiący w Wieży z Kości Słoniowej i marzący wyłącznie o Represjonowaniu Niepokornych Umysłów. Czego tylko sobie życzysz, przyjacielu. Przecież czujesz ten szlachetny pęd, w wyobraźni już ruszasz w bój, swobodny jeździec w walce przeciw zamaskowanemu establishmentowi? To się dziw. Ja też marzyłem o kontaktach z obcymi. Tak naprawdę to nawet teraz zajmuję się badaniami… Racja, SETI… Badania Pozaziemskiej Inteligencji… Nie, to nie to samo, co polować na UFO! Osobiście nie wierzę, by ziemię odwiedzili kiedyś jacyś goście z najmniejszymi pretensjami do inteligencji… Oczywiście, szanowny panie. Jasne, ma pan szufladę pełną udokumentowanych przypadków, a może nawet raz i drugi skontaktowali się z panem osobiście? Tak właśnie myślałem. Znamy się… moi przyjaciele próbowali studiować te “fenomeny”. Nad każdą relacją spędzali miesiące, a w końcu i tak okazywało się, że to balon meteorologiczny, samolot, albo piorun kulisty… Jasne, jasne… No właśnie, przyjaciele, ja widziałem piorun kulisty z bliska; mam bliznę na nosie i

stopione okulary, którymi mogę wam dowieść z jak bliska. Więc nie próbujcie mi tłumaczyć, że to mit jak te wasze cholerne latające spodki! *** Wszystkie nasze wysiłki tej nocy poświęciliśmy Anglii; koło Avebury wygniataliśmy złote zboże w równe płaskie kręgi. To wspaniała praca, lassa światła na morzu zbóż. Mamy tu wspaniałe kręgi. Jutro ludzie zobaczą je w gazetach i zaczną myśleć. A w górze, nad głowami, wisi nasza jasna łódź z eteru, oblana przychylnym jej światłem Matki- Księżyca. Smukły statek nosi na sobie gładki pancerz zaprojektoany tak, by okrywał go przed oczami śmiertelnych. Powinni nas widzieć. Ale niezbyt wyraźnie. Fyrfalcon wzywa nas nagle: - Krawędzie muszą się wyróżniać! Kręgi mają być doskonałe! Niech ci ich naukowcy bredzą o “prawach natury”! Zdobędziemy sobie rano nowych wyznawców. Kiedyś może nazywalibyśmy go “Królem”. Ale przystosowaliśmy się do dzisiejszych czasów. “Tak jest, kapitanie”, krzyknęliśmy i wzięliśmy się do roboty. Gryffinloch, nasza nasłuchiwaczka, mówi ze swej grzędy: “Gadają o nas w ludzkim radio! Chcecie posłuchać! ? Potwierdzamy, pełni radości. Nienawidzimy ludzkiej techniki bardziej od wszystkiego na tym świecie, ale kiedy służy nam, jest naczyniem przepełnionym słodką ironią. *** Pora na drugie pytanie, kolego. Czy wyznawcy UFO aż tak różnią się od nas, astronomów uzbrojonych w teleskopy, szukających znaków życia i przekonanych, że ono musi gdzieś tam być? I my, i oni, szukamy czegoś nowego; marzymy, by to coś znaleźć… A jednak… dzieli nas kwestia dowodów. Nauka - uczy by spodziewać się… by wymagać… czegoś poza wspaniałymi tajemniczymi cudami. Jaki jest pożytek z układanki, której nie sposób ułożyć?

Jasne, jestem i będę spokojny. Ale nie przestanę wymagać od ; Wszechświata, by miał choć odrobinę sensu! *** Ten chłopak prowadzi nawet szybciej niżby chciał, prześlizguje się beztrosko przez zakręty tylko po to, by zaimponować siedzącej tuż koło niego dziewczynie. Nie musi się aż tak starać! Ma dziewczynę na widelcu! Dziewczyna podjęła decyzję kiedy noc była jeszcze młoda, a teraz siedzi na fotelu pasażera udając, że to ją nic nie obchodzi. Słupy telefoniczne migają jej w oczach w rytmie szaleńczo bijącego serca. Kabriolet pnie się w górę, zalany księżycowym blaskiem. Nagie kolano dziewczyny muska rękę chłopca; chłopiec wrzuca wyższy bieg. Kaszle, walcząc z siłą starszą niż jego gatunek i skręca niemal zbyt późno; samochód dosłownie frunie ponad przepaścią! Czuję ich. Pożądanie już go ogłupiło. Oczekiwanie ogłupiło ją. Nie wiedzą, że się zbliżamy. Samochód wjeżdża pod skalny nawis. Chłopak hamuje i obraca się ku dziewczynie. Dziewnicza z nim igra, krótko; wie jak go podniecić. Nic w tym fascynującego, nic trudnego. Nadlatujemy zza ich pleców; cieszy nas to zwykłe, proste pożądanie. Cofamy się, kryjemy tuż pod skalnym nawisem i posuwamy się wzdłuż niego aż znajdujemy się pod ich samochodem. Włączamy pulsujące światła - najwspanialszą szatę naszego statku. Wzlatujemy. Nikt im nigdy nie uwierzy. Lecz zasiano dziś więcej niż jeden gatunek nasienia. *** Jest .takie powiedzenie, które tu doskonale pasuje! “Brak dowodów nie jest dowodem braku”. No tak, SETI nie złapał sygnałów z tych kilku badanych przez nas gwiazd, ale to nie oznacza przecież, że nikogo tam nie ma!

…No… Jasne. Jeśli pan nalega, to samo możemy odnieść do UFO …tylko, że przecież SETI badała ten nieogarniony Wszechświat szukając fal radiowych; prawdziwe polowanie na igłę w stogu siana., o ile trudniej jest wyjaśnić brak jakichkolwiek uczciwych dowodów na lądowanie UFO na naszej Ziemi? W końcu to maleńka planetka. Jeśli były tu jakieś stworki, jeśli przybyły tak dawno jak twierdzą niektórzy ludzie, to czemu, do cholery, nie zostawiły nic do zbadania, dlaczego brak nam jakiś artefaktów o oczywiście kosmicznym pochodzeniu! Żebyśmy chociaż znaleźć, powiedzmy, marsjański odpowiednik butelki po Coca-Coli! *** Lecimy teraz nad wschodnią Kanadą, mamy patrol… tworzymy mikroskopijne czasowe singularności w przypadkowo wybranych domach i kradniemy portfele, kluczyki do samochodów, domowe drobiazgi. W międzyczasie niektórzy z nas sięgają w głąb snów śpiących kobiet i mężczyzn; tych, którzy najlepiej poddają się snom. Pracujemy, a Gryffinloch nagłaśnia audycję radiową. Bawi nas ta idiotyczna naukowa gadanina o “przedmiotach pozostawionych przez obcych”. Co za idiotyzm! Nie tworzymy w twardej, nieustępliwej materii! Nigdy w życiu nie trzymałem w dłoni butelki po Coca-coli. Nie możemy dotknąć czegoś, co zrodziło się w płomieniu. Na- vet te ludzkie dzieci, które kradniemy, by wychować między linami, cierpią stykając się z utajonym ogniem w szkle i metalu. Człowiek wybudował swą próżną, nową cywilizację wokół czegoś tak nędznego! I po co? Przecież miał nas! Czy żelazo potrafi rozgrzać kogoś tak, jak my? Ciekawi nas inne ciepło. To, które rozpala serca. *** Tak, jasne… Dla tych z was, którzy nie czytają magazynu Enąuirer, wyjaśniam: słuchacz pyta mnie o najsłynniejszą z opowieści na temat UFO… opowieść o statku, który miał rozbić

się w Nowym Meksyku tuż po zakończeniu drugiej wojny światowej. Przez czterdzieści lat “oni” studiowali ten statek, ukryty w Bazie Wojsk Lotniczych Wright-Paterson. Ludzie, czy w zwykłych, szarych obywatelach krew nie wrze aż do dziś! Oto mamy Te Obrzydliwe Władze, po raz kolejny nie dopuszczające nas do swych sekretów! Momencik, kolego. Załóżmy, że mamy tu to, co pozostało z rewelacyjnego nadprzestrzennego statku kosmicznego gości z Algerdeberon Szesnaście. Czy ty sam dostrzegasz dziś rewelacyjne technologie rodem z Ohio, przypominające jakieś, choćby najprostsze, techniki kosmiczne? No, może oprócz automatycznych kas w supermarketach, niech ci będzie. Daj spokój, czyżby nasz budżet wyglądał tak jak wygląda, gdyby. . Ach, tak. Top secret, tajemnica państwowa? No, to mam ” kolejne pytanie. Jak myślisz, kto przez ten cały czas studiował w sekrecie statek Obcych? …rządowi inżynierowie? Jasne, jasne. A czy ty kiedyś w ogóle spotkałeś inżyniera, przyjacielu? To nie pozbawiony twarzy robot z jakiegoś kretyńskiego filmu; przynajmniej większość z nich wygląda zupełnie inaczej. To inteligentni Amerykanie jak ty i ja; mają żony, mężów i dzieci… Ile tysięcy inżynierów pracowałoby nad tym statkiem Obcych od 1948 roku? Wyobraź sobie wszystkich tych staruszków grających w golfa, grzebiących w silnikach samochodów, występujących na balach dobroczynnych… i w każdej chwili walczących z pokusą wychlapania dziennikarzom najlepszego materiału wszechczasów! Każdy z nich? W dzisiejszej Ameryce? Daj spokój, przyjacielu. Dajmy sobie spokój z tą bzdurą z hangaru 18 i wróćmy do UFO, o to przynajmniej warto się kłócić! *** Marzę o tym, by spaść z nieba i pokazać temu radiowemu “naukowcowi” co to naprawdę znaczy dowód. Zwarzę mleko, które stawiają na progu jego domu i sprawię, że w nocy będzie

cierpiał koszmary. Sprawię, że zginie mu portfel i długopisy. Sprawię… Nic nie sprawię. Dziś już jest nas za mało; me stać nas na samobójcze ryzyko. Nie mam najmniejszej chęci, by nasze złote statki znikły jak rosa w świetle poranka. Fyrfalcon zdecydował: Mogą nas zobaczyć tylko ci, którzy są w stanie nas zobaczyć. Mogą nas zobaczyć tylko ci mający giętkie umysły; umysły wykształcone w starej szkole… Spojrzałem na surową, nierówną powierzchnię Księżyca. Miejsce naszego wygnania, nasz azyl. I nawet tam ścigają nas oni, ci Nowi Ludzie. Przezroczysta ściana ektoplazy pozostaje po tych z nas, którzy odważyli się stanąć im na drodze. Nauczyliśmy się wiele tego dnia… nauczono nas, że astronauci w ni- czym nie przypominają dawnych argonautów. . Oczy, oczy ich astronautów promieniowały szalonym, sceptycznym blaskiem i nikt się mu nie oparł… *** Najwyraźniej nasz następny rozmówca pragnie powiedzieć coś o gościach, którzy odwiedzili nas przed wiekami. Doskonale. Dokupuję. Pogadajmy o tych “bogach” w ich słynnych “rydwanach”. Ach tak, nauczyli starożytnych Egipcjan budować piramidy? Rany Julek, zmusili peruwiańskich Inków do wydrapania na skalistej równinie tych ich postaci? Żeby statki kosmiczne mogły sobie znaleźć lądowiska, tak? Moim zdaniem można by w to nawet wierzyć… do chwili, gdy zapytasz się, człowieku, po co? Po jaką cholerę komuś potrzebne były takie lądowiska? Przecież mógłby mieć więcej! Czemu nie otworzyć maleńkiej politechniki i czemu nie nauczyć naszych przodków jak mieszać cement? Kilka lekcji elektroniki i moglibyśmy stworzyć lampy łukowe i radar, przeprowadzający Ich statki przez wszystko, od deszczu do szarańczy!!!

…Co? Pojawili się, żeby nam pomóc? No, to wielkie dzięki, wy cholerni bogowie! Dzięki wam za to, że nie wspomnieliście o spłukiwanych toaletach, prasie drukarskiej, demokracji i mikrobiologicznej teorii chorób! Dzięki wam za to, że zapomnieliście o ekologii i musieliśmy prawie zrujnować tę naszą Ziemię nim skapowaliśmy o co chodzi. Niech was diabli… gdyby tylko któryś z was pokazał nam, jak wytworzyć proste soczewki, to z resztą poradzilibyśmy sobie sami! Ilu nieszczęść, wynikających z prostej niewiedzy, mogliśmy uniknąć dzięki wam… Macie ochotę, by przypisać Obcym takie osiągnięcia człowieka jak architektura i poezja, fizyka i empatia? Ośmielę się stwierdzić, że obrażacie naszych nieszczęsnych przodków, co to wygrzebali się z błota, a pięli w górę krok i spadali dwa, i osiągnęli tyle, że możemy wreszcie po nich sprzątać i patrzeć Wszechświatowi w twarz… nie, przyjaciele. Jeśli kiedyś Ziemię odwiedzili obcy, to nie zawdzięczamy im nic. O co chodzi?… I ty też, przyjacielu!… Nie, nic nie mówiłem. Nie mam ochoty z tobą rozmawiać! Jeśli chcesz czcić durnych, kretyńskich bogów z latających spodków, to twoja sprawa! Mamy kogoś na linii… *** Chociaż zaledwie rozumiemy zasady, bardzo lubimy ten współczesny wynalazek człowieka, radio. Radio jest jak starożytny ogień, zapraszający do plotek, do opowieści. Ale dziś wścieka mnie ten gość! Jego głos rozrywa fale powietrza palcami logiki ostrzejszymi od szkła, twardszymi od żelaza. Pyta, dlaczego nie uczyliśmy ich rzeczy użytecznych; tych ludzi, którzy byli jak wosk w naszych rękach! Niewdzięczny łotr! Czym są sztuki, jakieś szkiełka, w porównaniu z tym, co ofiarowaliśmy niegdyś ludzkości! Dar spojrzenia poza widzialne! Poczucie tajemnicy! Strach! Niech jedna noc wydaje się trwać wiek - i prosty wieśniak za nic będzie miał grozę plagi i suszy!

Musimy zwalczyć to szaleństwo, nim nowy sposób myślenia wyzwoli ludzkość, wydobędzie ją z zasięgu naszych ramion. Nim ludzie nauczą się obchodzić bez nas. Nasz kapitan jest zbyt ostrożny. Wymykam się w szalupie ratunkowej i wkrótce znajduję samotnego podróżnika na pustej szosie. Oślepiam go moimi światłami i wplatani mu w sen obrazy podróży do dalekich gwiazd. Z zapałem bada “gwiezdną mapę”, którą mu pokazałem, zapamiętuje wzory opon na bagnie i wierzy, że jest w nich zaklęta tajemnica Wszechświata. Nie muszę nawet starać się o oryginalność. Od lat tak karmiliśmy naszych wyznawców, dopiero środki przekazu Nowej Ery pomogły nam w rozprzestrzenianiu naszych wierzeń. W jego oczach dostrzegam niezachwianą wiarę i oddalam się,. To dobra noc. Tę noc wypełnia stara magia. Nie po raz pierwszy lecę przed siebie, zapładniając zieloną planetę tajemnicami, których potrzebuje najbardziej. Powinniśmy walczyć z zarazą pozbawiającą ludzi tego, co należy się im z urodzenia. Powinniśmy zaspakajać najgłębiej -ukryty głód człowieka. I nasz własny głód. *** Nie, nie, proszę pani, ja z chęcią porozmawiam jeszcze o UFO. Ten wieczór i tak możemy spisać na straty. Ale mam zamiar was teraz zaskoczyć. Mam zamiar powiedzieć wam, że jako naukowiec nie mogę z pełnym przekonaniem stwierdzić, że UFO nie istnieje. Akceptuję tę nieprawdopodobną możliwość, że wokół nas dzieje się coś dziwnego. Być może rzeczywiście istnieją gdzieś jakieś dziwne istotki, które objawiają się na Ziemi by przestawiać drogowskazy i powodować przerwy w dopływie elektryczności. Może nawet porywają ludzi i zabierają ich na przejażdżki po Wszechświecie? Jeden problem: dlaczego nikt z was, twierdzących, że spotkał się z istotami z gwiazd;

dlaczego żaden z was nie przekazał nam nigdy niczego prawdziwego i niepotwarzalnego, czego nauka jeszcze by nie znała? Dołączam do naszej wspaniałej Łodzi Wszechświata, otaczającej srebrnym pyłem miejsce, które niegdyś nazywaliśmy domem. A teraz planeta ta drży od ciężaru ruchliwej, ciekawej, tęskniącej za czymś ludzkości. Tęskniącej… gdyby tylko ta ludzkość wiedziała, co otrzymali od nas jej przodkowie. I co moglibyśmy dać im, gdyby nam tylko pozwolili. Pozwolili? Własne myśli zawstydzają mnie. Kto dał robakom prawo, by na coś “pozwalały”? Niegdyś ludzie odwracali wzrok i drżeli ze strachu. A teraz ciemną stronę Ziemi rozjaśnia blask miast. Turyści i “badacze”, uzbrojeni w aparaty fotograficzne, zadeptują nawet chronione “parki narodowe”. Wieki minęły nim my, postaci z legend, kontaktowaliśmy się z innymi, braterskimi ludami. Już dawno temu nasi bracia uciekli przed okiem współczesnego człowieka lub zostali wdeptani w ziemię. Może… czy to być może, że z jakichś powodów ludzie są na nas wściekli? Lecz jest jeszcze inna, znacznie lepsza odpowiedź na tę całą, bzdurę z UFO. Przyjmijmy, że istnieje bardzo niewielka szansa… być może udokumentowane przypadki oznaczają, że rzeczywiście tu i ówdzie widziano małych srebrzystych ludzików w statkach kosmicznych. I co powiem? Nawet jeśli, to i tak nie znamy przypadku kontaktu z Obcą Inteligencją! Co to za zachowanie! Brzęczeć w uszy kierowcom wielkich ciężarówek, mordować bydło, wygniatać kręgi na polach pszenicy, porywać ludzi i wtykać im igły w mózg… Czy tak zacho wują się istoty inteligentne? Nie słyszałem, by ktoś kiedyś opisał to akurat tymi słowami. Być może niektórzy z was, podświadomie, rzeczywiście się nami niepokoją. A co najgorsze w tych ufoludkach… jeśli rzeczywiście istnieją, to nie chcą się z nami

kontaktować! …Co? Oni się nas boją? Nas, którzy dotarliśmy zaledwie do tego parszywego maleńkiego Księżyca i nie moglibyśmy dziś tam wrócić, nawet gdybyśmy chcieli? My wystraszyliśmy Obcych z Gwiazd? Ha, ha. A ja śmiertelnie boję się żółwi w zoo! *** Lecz my naprawdę boimy się was, wy prorocy nauki. Wychodzicie ze złych przesłanek. Nauczyłbym was czegoś, tak… ale gdybym spróbował, spłonąłbym na miejscu. *** Wiesz, co ci powiem, kolego? Zaryzykujmy eksperyment. Zakładasz, że ci Obcy są tak cholernie cwani, prawda? W rzeczywistości pewnie nawet słuchają mnie teraz. Minęło tyle czasu, tacy sprytni faceci z pewnością nauczyli się naszego języka, nie? Fajnie. Więc przez chwilę, zamiast do was, moi ludzcy słuchacze, przemówię do tej tajemnej publiki gdzieś na niebie. Słuchajcie mnie, małe zielone ludzki, słuchające mego głosu gdzieś tam w tych waszych wymyślnych statkach! Rzucam was wyzwanie! Wyjmijcie kosmiczne długopisy, podam wam numer telefonu do Jet Propulsion Laboratory w Pasadenie, Kalifornia. Możecie skorzystać z któregokolwiek z satelitów komunikacyjnych wiszących na naszym niebie. Z pewnością wystarczy wam na to oleju w głowie. Gotowi? Notujcie: numer kierunkowy: 818. A później: 354-6 1 60. Zapisaliście? Doskonale. Kiedy zgłosi się centrala JPL, poproście o “specjalną linię alfa” do mojego przyjaciela, doktora Michaela Kleina. Zapisaliście? Odezwie się automatyczna sekretarka, ale nie przejmujcie się. Będziecie musieli udowodnić, że nie należycie do grupy ludzkich dowcipnisiów, którzy nas teraz słuchają - do pijaków i narkomanów korzystających z okazji - więc mam do was prośbę: nagrajcie opis jakiegoś fenomenu, który sprawicie na niebie następnej nocy! Mikę obiecał, że codziennie sprawdzi nagrania, i znajdzie kogoś do obserwacji. Fenomen

powinien być widoczny z Pasadeny o dziesiątej wieczorem i musi mieć zdecydowanie pozaziemski charakter. Możecie pomalować na czerwono kratery Księżyca lub zrobić coś równie dobitnego. I - oczywiście - jeśli uda się was zrobić coś odpowiednio “nieziemskiego” możecie przyjmować zakłady, że zawiśniemy na telefonach oczekując następnej rozmowy. *** Co za afront! Jeszcze nigdy żaden z tych szalonych nowych ludzi nie wyzwał nas tak otwarcie! Daliśmy się ponieść uczuciom przy pracy! Połowa stada leży martwa, a połowa uciekła w szaleńczej panice, nim Fyrfalcon rozkazał nam przerwać. Patrzymy na martwe zwierzęta. Farmer, właściciel tego stada, nie będzie zadziwiony naszą wizytą. Będzie wściekły. Przeklinamy cię, logiczny człowieku, człowieku nauki! Gdybyśmy tylko mogli, zwalilibyśmy wieże, z których brzmi twój głos. Satelity spadałyby z nieba jak gwiazdy! Z pewnością przerwalibyśmy ci te twoje jęki! Ale w naszej naturze leży słuchać, gdy się o nas mówi. Tak było zawsze. Tak będzie, jak długo żyje nasza rasa. *** Oto moje wyzwanie dla was, goście z gwiazd w platynowych zbrojach. Dokonajcie przekonywującej demonstracji, a JPL załatwi resztę! Mikę zdobędzie dla was wizy dyplomatyczne, załatwi lądowiska, wynajmie gliniarzy do ochrony, zgromadzi dziennikarzy, zorganizuje konferencje… czego tylko sobie życzycie! Zrobimy wszystko, by pierwszy kontakt był dla was doświadczeniem miłym i jak najwygodniejszym. Chcemy być eleganckimi gospodarzami. Chcemy się zaprzyjaźnić. Oprowadzić was po mieście. Ofiarujemy was wszystko, o co mogą prosić uczciwi goście. A jeśli nikt nie odpowie na to wyzwanie? Co to będzie znaczyło, no, kolego? Cóż, może to oznaczać, że UFO jest mitem! Z drugiej

strony, może ufoludki rzeczywiście istnieją i po prostu siedzą gdzieś w kącie; odrzucają to szczere zaproszenie. A jeśli tak, to przynajmniej ustaliliśmy sobie, kim są w rzeczywistości… obrzydliwymi sukinsynami, które kochają robić nam wodę z mózgu! I mogę już tylko powiedzieć: spadajcie z nieba, dupki! Zostawcie nas, żebyśmy wreszcie mogli swobodnie poszukać tam sobie kogoś, z kim warto będzie pogadać. No, tak. Właśnie w tej chwili nasz realizator, Ed, dał mi sygnał: nasza stacja musi nadać porcję reklam. Przepraszam cię, Ed. Chyba trochę mnie poniosło. Ale o tej godzinie, o trzeciej rano, moim zdaniem słucha nas akurat tylu ludzi, co potworków’ z latających talerzy. . *** Nasz Pan Marzeń, Sylphshank, zajął się dziś manipulacjami w oszołomionych przez sen umysłach ludzi. Opowiada nam o kobiecie, drzemiącej koło radia nadającego tę audycję. Gdy tylko mógł, przekazał w jej mózg obraz swej własnej twarzy! Kobieta właśnie się obudziła. Ma zdumiewający pomysł i, pod- niecona, dzwoni z nim do stacji radiowej! Wspaniale! To powinno rozwścieczyć tego parweniusza, naukowca. Kiedy kobieta powie mu już wszystko, powtórzymy przekaz jeszcze raz, i jeszcze raz, aż w końcu może ten człowieka będzie musiał zamilknąć. Przelecieliśmy nad Kalifornię, ojczyznę naszych najwierniejszych przyjaciół i najzacieklejszych wrogów. Jeden z odmień- ców - z urodzenia człowiek - użył ukradzionej lampy lutowniczej, by na równinie koło San Diego wypalić znaki “silników ładowniczych” i “wgniecenia”. Jest grupa wiernych, która poświęciła to pole swej religii. Często wynagradzamy ich podobnymi znakami. Nasze wielkie łodzie o długich dziobach suną nad dąbrowami, pozbawione substancji jak sama

myśl. Niegdyś ich lśniące burty niewidoczne były dla ludzi. Teraz musimy chronić je przed ich strasznymi oczami. Te oczy, ach… *** No, wróciliśmy na antenę. Mówi profesor Don Liang w zastępstwie Gadatliwego Larry’ego, który wziął sobie tak potrzebne wakacje od was, wy maniacy w ciężkim stadium bezsenności. Chcecie pogadać o astronomii? O czarnych dziurach? O naturze wszechświata? No, to macie tu właściwego człowieka! O, kolejny telefon. Tak, proszę pani? Cholera… miałem nadzieję, że wyczerpaliśmy już ten temat… Co? Hmmm… kiedy już pani o tym wspomniała… no, to rzuca zupełnie nowe światło na zagadnienie. Rzeczywiście, dziwne, że Opisy tych naszych ufoludków są tak charakterystyczne i tak do siebie podobne. Gładkie, wysokie czoła. Wielkie oczy. Długie palce… *** Czy nie brzmi to państwu znajomo? I przyjrzyjmy się ich zachowaniu… drobne złośliwości, mistyczne półprawdy. . nie chcą spojrzeć w twarz uczciwemu człowiekowi… Tak, proszę pani, chyba wpadła pani na jakiś trop. Ufoludki to elfy! Nasza łódź z eteru drży. Głos mówi donośniej niż zwykle, rozprasza koncentrację. Czwórka nastolatków mruga oczami, wpatrującymi się w światła naszej łodzi. Światła odbijają się w ich twarzach. Mieliśmy ich w garści, lecz głos rozluźnił nasz uścisk. Zaniepokojona Gryffinloch mruczy: “Nie powinniśmy próbować tylu na raz”. . - Głos nas zmylił - odpowiada Fyrfalcon. - Uważajcie… - Któreś z nich się budzi! - krzyczę. Na trzech twarzach ciągle widać ekstazę; młodzi stoją nie myśląc, akceptując. Lecz czwarta twarz… z twarzy chudej dziewczyny-dziecka bije inny rodzaj blasku. Wstaje, oczy ma zwężone, usta próbują wypowiedzieć słowa. Połączony z jej umysłem odbieram wysiłek jaki podejmuje by widzieć. By

naprawdę widzieć! Na co patrzę? Rany. . jest przezroczyste, jakby naprawdę nigdy nie is… - Uciekajmy! - krzyczy Fyrfalcon, jak my oślepiony tym zabójczym wzrokiem. *** Późno już, lecz przyjmijmy sposób rozumowania słuchaczki i zobaczmy, dokąd nas zaprowadzi. Legendy mówią, że dawno, dawno temu świat dzieliły z nami elfy, krasnoludki i trolle… te wszystkie barwne duszki, którymi nasi przodkowie straszyli dzieci, żeby trzymały się z dala od lasów. Moja żona jest antropologiem i czytaliśmy naszym dzieciom bajki, które zebrała na całym świecie. Były zabawne, wzruszające, nawet zachwycające. Lecz po chwili zaczynasz dostrzegać: niewiele z tych magicznych stworków chciałbyś mieć za sąsiadów! Czasami piękne i podniecające, postaci z baśni są małoduszne, mają skłonności do tyranii i reagują histerycznie na jakąkolwiek sugestię podzielenia się swą wiedzą z nami, z biednymi ludźmi. Zawsze trzymają się z dala, za granicą nieznanego. W dawnych czasach oznaczało to: poza kręgiem światła z ogniska. I nagle coś się zmieniło. Ludzkość zaczęła rozszerzać krąg ogniska, a wszystkie magiczne bestie nadal tkwiły w mroku. Yeti i Wielka Stopa. Elfy i potwory z Loch Ness. Ciągle mówiono, że czyhają za kręgiem światła pochodni, latarki, sond i fotografii lotniczej… Być może działo się tak, bo były tylko produktami naszej przegrzanej wyobraźni. Ale ja spróbuję przedstawić inną hipotezę. Wyobraźmy sobie, że dawno, dawno temu takie stworzenia rzeczywiście żyły i rzeczywiście zachowywały się jak duszki z legend. Lecz pewnego dnia zaczęliśmy się od nich uwalniać, walczyć z ignorancją, odpychać ich coraz dalej i dalej by zyskać kontrolę nad życiem… *** Rozsypani w przestrzeni, kurczowo trzymając się szczątków łodzi, nawołujemy .się z dala… My, rozbitkowie.

Młodzi ludzie przecierają teraz oczy, już przekonani, że byliśmy tylko halucynacją. Tak się zdarza, gdy ludzie postrzegają nas w pewien sposób. Sceptycznie. Rozlecieliśmy się jak liście, jak szczątki przerwanego snu. Być może wichry świata połączą kiedyś kilku z nas i zaczniemy wszystko od nowa. Na razie mogę tylko dryfować. I wspominać. Kilkanaście lat temu mieliśmy plan jak skończyć z tą plagą rozsądku. Kradliśmy ludzkie dzieci i przenosiliśmy je na pewną wyspę na południu. A w ludzkim świecie powodowaliśmy “incydenty”, na ekranach radarów pojawiały się nieistniejące samoloty; próbowaliśmy rozpocząć wielką wojnę. Niech ich szalony geniusz spali sam siebie we własnym ogniu, myśleliśmy. Niegdyś tak łatwo nam było sprowokować wojnę między ludźmi… Ale tym razem wszystko wyglądało inaczej. Być może takie było to ich nowe myślenie, a może po prostu dostrzegli przepaść? W każdym razie uniknęli wojny. Ogarnęła nas rozpacz. Rozpacz tak wielka, że zapomnieliśmy o wyspie. Kiedy w końcu polecieliśmy tam, dzieci nie żyły. Ci ludzie… jacy oni delikatni. Jakim cudem coś tak delikatnego jest tak potężne? Na dworze jest ciemno i wieje wiatr. Kontynuujmy tę opowieść o duchach aż do ostatecznych granic. Mówiliśmy o tym, jak baśniowe ludki wydawały się czyhać tuż za blaskiem płomienia, za granicą naszego wzroku. Skoro Ziemię znamy już teraz całkiem dobrze, nieliczne pozostałe opowieści mówią o śniegach Arktyki, o najgłębszych głębinach… i o Wszechświecie. Nie potrafię sobie wyobrazić, by te stworzenia obawiały się | naszej broni… widzieliście kiedyś myśliwego, wracającego z polowanie ze skalpem elfa u pasa? Mam taki pomysł… a co, jeśli wszystko się zmieniło bo myśmy się zmienili? Co, jeśli współcześni ludzie niszczą stworzenia z baśni przez samo to, że

zbytnio się do nich zbliżają? Śmiejecie się? Bardzo dobrze. Ale mimo wszystko, jaka to wspaniała hipoteza. W dzisiejszym świecie zuchy marzące o stopniu zwiadowcy ganiają po lesie zaglądając w kąty, które f nasi przesądni przodkowie pozostawiliby nietknięte. Zastanawialiście się kiedy, skąd ta zmiana? Być może to tylko ciekawość. A być może tropimy naturalnego wroga naszego gatunku! Być może dlatego w najdalszych zakątkach Ziemi szukamy Yeti i Nessie. Być może dlatego wyrywamy się w Kosmos! Być może jakąś częścią umysłu ciągle pamiętamy, jak potraktowali nas nasi baśniowi przyjaciele? Być może, podświadomie, szukamy zemsty! Potwory. Z naszej własnej planety wygnały nas te straszne, wodniostookie potwory. Eksperyment wyrwał się spod kontroli. Teraz one polują na nas. Jakże bym chciał, byśmy nigdy ich nie stworzyli! Chłopcy i dziewczęta, czas nam się skończył. Niezależnie od | tego, jak ich nazwiemy: elfami czy Obcymi, niezależnie od tego, czy istnieją, czy są kolejnym naszym ekstrawaganckim marzeniem, nie widzę powodu, by jeszcze poświęcać im czas. Jutro wieczorem zajmiemy się czymś bardziej interesującym… teorią Wielkiego Wybuchu, gwiazdami neutronowymi i naszym poszukiwaniem prawdziwie inteligentnego życia, które gdzieś tam musi przecież istnieć. A na razie, dobranoc państwu. I dzień dobry.