uzavrano

  • Dokumenty11 087
  • Odsłony1 760 091
  • Obserwuję767
  • Rozmiar dokumentów11.3 GB
  • Ilość pobrań1 028 938

Dean R. Koontz - Dom śmierci

Dodano: 7 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 7 lata temu
Rozmiar :2.9 MB
Rozszerzenie:pdf

Dean R. Koontz - Dom śmierci.pdf

uzavrano EBooki D Dean R. Koontz
Użytkownik uzavrano wgrał ten materiał 7 lata temu. Od tego czasu zobaczyło go już 141 osób, 117 z nich pobrało dokument.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 579 stron)

Więcej Darmowych Ebooków na: www.FrikShare.pl

Wydanie elektroniczne

DEAN KO​ONTZ Je​den z naj​po​pu​lar​niej​szych współ​cze​snych au​to​rów ame​ry​- kań​skich, le​gi​ty​mu​ją​cy się im​po​nu​ją​cą licz​bą 450 mi​lio​nów sprze​da​nych eg​zem​pla​rzy ksią​żek. Ka​rie​rę li​te​rac​ką roz​po​czął w wie​ku 20 lat, star​tu​jąc w kon​kur​sie na opo​wia​da​nie zor​ga​- ni​zo​wa​nym przez Atlan​tic Mon​th​ly. Po ukoń​cze​niu stu​diów pra​co​wał jako na​uczy​ciel, jed​no​cze​śnie spo​ro pu​bli​ko​wał, głów​nie z ob​sza​ru scien​ce fic​tion i hor​ro​ru. Na​le​ży do pi​sa​- rzy nie​zwy​kle płod​nych: jego do​ro​bek to kil​ka​dzie​siąt po​wie​- ści oraz licz​ne opo​wia​da​nia wy​da​ne pod wła​snym na​zwi​- skiem i pa​ro​ma pseu​do​ni​ma​mi. W swo​im do​rob​ku ma m.in. ta​kie ty​tu​ły jak Szep​ty, Opie​ku​no​wie, In​ten​syw​ność, Prze​po​- wied​nia, Odd Tho​mas, Do​bry za​bój​ca, Pręd​kość, Mąż, Re​- cen​zja, Bez tchu, Co wie noc, Dom śmier​ci, Odd Apo​ca​lyp​- se i In​no​cen​ce. Wie​le z nich zo​sta​ło prze​nie​sio​nych na ekran te​le​wi​zyj​ny lub ki​no​wy. www.de​an​ko​ontz.com

Tego au​to​ra TRZY​NA​STU APO​STO​ŁÓW APO​KA​LIP​SA PRZE​PO​WIED​NIA PRĘD​KOŚĆ IN​WA​ZJA IN​TEN​SYW​NOŚĆ NIE​ZNA​JO​MI MĄŻ OCA​LO​NA NIE​ZNISZ​CZAL​NY DO​BRYZA​BÓJ​CA PÓŁ​NOC OSZU​KAĆ STRACH OCZYCIEM​NO​ŚCI ANIOŁ STRÓŻ TWO​JE SER​CE NA​LE​ŻYDO MNIE MA​SKA MROCZ​NE PO​PO​ŁU​DNIE ZŁE MIEJ​SCE SMO​CZE ŁZY RE​CEN​ZJA OPIE​KU​NO​WIE BEZ TCHU DOM ŚMIER​CI CO WIE NOC

NIE​WIN​NOŚĆ KĄ​TEM OKA W ŚWIE​TLE KSIĘ​ŻY​CA KLUCZ DO PÓŁ​NO​CY PIE​CZA​RA GRO​MÓW W MRO​KU NOCY OddTho​mas ODD THO​MAS DAR WI​DZE​NIA BRA​CI​SZEK ODD KIL​KA GO​DZIN PRZED ŚWI​TEM

Ty​tuł ory​gi​na​łu: 77 SHA​DOW STRE​ET Co​py​ri​ght © Dean Ko​ontz 2011 All ri​ghts re​se​rved Pu​bli​shed by ar​ran​ge​ment with Pra​va i Pre​vo​di and Len​nart Sane Agen​cy AB Po​lish edi​tion co​py​ri​ght © Wy​daw​nic​two Al​ba​tros A. Ku​ry​- ło​wicz 2013 Po​lish trans​la​tion co​py​ri​ght © Da​nu​ta Gór​ska 2013 Re​dak​cja: Be​ata Sła​ma Ilu​stra​cja na okład​ce: Ro​bert Spriggs/Shut​ter​stock Pro​jekt gra​ficz​ny okład​ki: An​drzej Ku​ry​ło​wicz ISBN 978-83-7885-129-5 Wydawca WYDAWNICTWO ALBATROS A. KURYŁOWICZ Hlonda 2a/25, 02-972 Warszawa www.wydawnictwoalbatros.com Niniejszy produkt jest objęty ochroną prawa autorskiego. Uzyskany dostęp upoważnia wyłącznie do prywatnego

użytku osobę, która wykupiła prawo dostępu. Wydawca informuje, że publiczne udostępnianie osobom trzecim, nieokreślonym adresatom lub w jakikolwiek inny sposób upowszechnianie, kopiowanie oraz przetwarzanie w technikach cyfrowych lub podobnych – jest nielegalne i podlega właściwym sankcjom. Skład wersji elektronicznej: Virtualo Sp. z o.o.

Spis treści O autorze Tego autora Dedykacja Motto CZĘŚĆ PIERWSZA Gdzie gromadzą się cienie 1 Północna winda 2 Pomieszczenie ochrony w suterenie 3 Basen w suterenie 4 Apartament 2-C 5 Apartament 1-C 6 Apartament 2-C 7 Apartament 1-A 8 Apartament 1-C

Jedno 9 Apartament 1-A 10 Pomieszczenie ochrony w suterenie 11 Apartament 2-F Jedno 12 Apartament 2-A 13 Apartament 2-D 14 Apartament 1-G 15 Apartament 1-A Jedno 16 Topper’s 17 Apartament 2-D 18 Apartament C 19 Apartament 1-G 20 Apartament 2-F Jedno 21 Tu i tam Jedno

22 Apartament 1-F 23 Apartament 2-H Jedno 24 Tu i tam Jedno CZĘŚĆ DRUGA Coś głęboko ukrytego 25 Topper’s 26 Tu i tam Jedno 27 Tu i tam Jedno 28 Topper’s 29 Tu i tam Jedno 30 Tu i tam Jedno 31 Tu i tam Jedno

32 Tu i tam Jedno 33 Tu i tam Jedno 34 Ulica Cieni 77 Przypisy

Stąd, z kra​ju sza​leń​stwa, dla Eda i Ca​rol Gor​ma​nów. Tam, w kra​inie ser​ca, z nie​zmien​nym uczu​ciem, po tych wszyst​kich la​tach.

O ciem​no, ciem​no, ciem​no Wszy​scy od​cho​dzą w ciem​- ność… T.S. ELIOT, East Co​ker1

CZĘŚĆ PIERWSZA Gdzie gromadzą się cienie — Jak​że wol​no cień peł​znie; lecz gdy ski​nę ręką, Jak pręd​ko cień opa​da. Jak pręd​ko! Jak pręd​ko! HI​LA​IRE BEL​LOC, For a Sun​dial

Więcej Darmowych Ebooków na: www.FrikShare.pl 1 Północna winda Earl Blan​don, były se​na​tor USA, w ten czwar​tek wró​cił do domu o dru​giej pięt​na​ście nad ra​nem, pi​ja​ny i roz​go​ry​czo​ny, z no​wym ta​tu​ażem: dwo​ma wul​gar​ny​mi sło​wa​mi wy​pi​sa​ny​mi nie​bie​ski​mi dru​ko​wa​ny​mi li​te​ra​mi na środ​ko​wym pal​cu pra​- wej dło​ni. Wczo​raj wie​czo​rem, w ba​rze, po​ka​zał ten wy​pro​- sto​wa​ny pa​lec in​ne​mu klien​to​wi, któ​ry nie znał an​giel​skie​go i przy​je​chał z ja​kie​goś za​py​zia​łe​go kra​iku Trze​cie​go Świa​ta, gdzie naj​wi​docz​niej nie ro​zu​mia​no zna​cze​nia tego ob​raź​li​we​- go ge​stu, cho​ciaż hol​ly​wo​odz​cy gwiaz​do​rzy de​mon​stro​wa​li go w nie​zli​czo​nych fil​mach. Ów nie​okrze​sa​ny cu​dzo​zie​miec myl​nie wziął unie​sio​ny pa​lec za życz​li​we po​wi​ta​nie i w od​po​- wie​dzi tyl​ko ki​wał gło​wą z uśmie​chem. Fru​stra​cja wy​mio​tła Ear​la z baru pro​sto do po​bli​skie​go sa​lo​nu ta​tu​ażu, gdzie wbrew ra​dom mi​strza igły po raz pierw​szy w wie​ku pięć​dzie​- się​ciu ośmiu lat ozdo​bił swo​je cia​ło. Earl wkro​czył ener​gicz​nie fron​to​wy​mi drzwia​mi do we​sty​-

bu​lu eks​klu​zyw​ne​go apar​ta​men​tow​ca Pen​dle​ton. Noc​ny por​- tier, Nor​man Fi​xxer, przy​wi​tał go po na​zwi​sku. Nor​man sie​- dział na stoł​ku za kon​tu​arem re​cep​cji po le​wej stro​nie, ma​jąc przed sobą otwar​tą książ​kę. Wy​glą​dał jak ku​kieł​ka brzu​cho​- mów​cy: szkli​ste, wy​trzesz​czo​ne nie​bie​skie oczy, wy​ra​zi​ste ma​rio​net​ko​we zmarszcz​ki na twa​rzy przy​po​mi​na​ją​ce bli​zny, gło​wa prze​chy​lo​na pod dzi​wacz​nym ką​tem. Ubra​ny w czar​ny gar​ni​tur, wy​kroch​ma​lo​ną bia​łą ko​szu​lę i czar​ną musz​kę, z pe​- dan​tycz​nie zło​żo​ną bia​łą chu​s​tecz​ką roz​kwi​ta​ją​cą w bu​to​nier​- ce, był prze​sad​nie wy​stro​jo​ny w po​rów​na​niu z po​zo​sta​ły​mi dwo​ma por​tie​ra​mi, pra​cu​ją​cy​mi na wcze​śniej​szych zmia​nach. Earl Blan​don nie lu​bił Nor​ma​na. Nie ufał mu. Por​tier za bar​- dzo się sta​rał. Był zbyt uprzej​my. Earl nie ufał uprzej​mym lu​- dziom, któ​rzy za bar​dzo się sta​ra​ją. Tacy za​wsze coś ukry​wa​- li. Cza​sa​mi oka​zy​wa​ło się, że są agen​ta​mi FBI, cho​ciaż uda​- wa​li lob​by​stów z wa​liz​ka​mi peł​ny​mi pie​nię​dzy, ży​wią​cych na​- boż​ny sza​cu​nek dla wła​dzy se​na​to​ra. Earl nie po​dej​rze​wał, że Nor​man Fi​xxer jest agen​tem FBI w prze​bra​niu, ale z pew​no​- ścią miał coś do ukry​cia. Na jego po​wi​ta​nie Earl od​po​wie​dział tyl​ko zmarsz​cze​niem brwi. Miał ocho​tę pod​nieść świe​żo ozdo​bio​ny środ​ko​wy pa​- lec, ale się po​wstrzy​mał. Nie war​to ob​ra​żać por​tie​ra. Za​czną gi​nąć li​sty. Gar​ni​tur, któ​ry miał wró​cić z pral​ni w śro​dę wie​- czo​rem, zo​sta​nie do​star​czo​ny do apar​ta​men​tu ty​dzień póź​- niej. Po​pla​mio​ny je​dze​niem. Cho​ciaż z przy​jem​no​ścią po​ka​- zał​by pa​lec Nor​ma​no​wi, w ra​mach prze​pro​sin mu​siał​by chy​-

ba po​dwo​ić zwy​cza​jo​wą bo​żo​na​ro​dze​nio​wą pre​mię. Z kon​se​kwent​nie zmarsz​czo​ny​mi brwia​mi Earl prze​mie​rzył mar​mu​ro​wą po​sadz​kę we​sty​bu​lu, kry​jąc w za​ci​śnię​tej pię​ści upięk​szo​ny pa​lec. Wszedł przez we​wnętrz​ne drzwi, któ​re Nor​man zdal​nie otwo​rzył, w holu skrę​cił w lewo i ob​li​zu​jąc się na myśl o kie​lisz​ku przed snem, ru​szył do pół​noc​nej win​- dy. Zaj​mo​wał apar​ta​ment na dru​gim, naj​wyż​szym pię​trze. Nie miał wi​do​ku na mia​sto, tyl​ko okna wy​cho​dzą​ce na dzie​dzi​- niec. Wpraw​dzie na tym pię​trze znaj​do​wa​ło się sie​dem in​- nych miesz​kań, lecz atrak​cyj​ne po​ło​że​nie uspra​wie​dli​wia​ło na​zy​wa​nie tego lo​ka​lu pen​tho​use’em, tym bar​dziej że mie​ścił się w pre​sti​żo​wym Pen​dle​to​nie. Nie​gdyś Earl po​sia​dał pię​- cio​akro​wy ma​ją​tek ziem​ski z re​zy​den​cją o sie​dem​na​stu po​ko​- jach. Sprze​dał go, po​dob​nie jak inne do​bra, żeby opła​cić ruj​- nu​ją​ce ho​no​ra​ria tych prze​klę​tych, za​kła​ma​nych ad​wo​ka​tów, tych krwio​pij​ców bez ser​ca i su​mie​nia, oby się sma​ży​li w pie​- kle. Drzwi win​dy się za​su​nę​ły i ka​bi​na ru​szy​ła w górę. Earl spo​glą​dał na ręcz​nie ma​lo​wa​ny fresk po​kry​wa​ją​cy ścia​ny po​nad bia​łą bo​aze​rią i roz​cią​ga​ją​cy się na su​fit: błę​kit​ne droz​- dy szy​bu​ją​ce ra​do​śnie po nie​bie wśród ob​ło​ków wy​zło​co​- nych słoń​cem. Nie​kie​dy, na przy​kład te​raz, pięk​no tej sce​ny i ra​dość pta​ków zda​wa​ły się wy​mu​szo​ne, iry​tu​ją​co na​tręt​ne, to​też Earl miał ocho​tę wziąć pusz​kę far​by w sprayu i za​ma​zać całą tę pa​no​ra​mę.

Znisz​czył​by ma​lo​wi​dło, gdy​by nie ka​me​ry ochro​ny w win​- dzie i ko​ry​ta​rzu. Ale za​rząd wspól​no​ty miesz​ka​nio​wej tyl​ko od​no​wił​by fresk i ka​zał mu za​pła​cić. Earl nie otrzy​my​wał już du​żych sum pie​nię​dzy w tecz​kach, wa​liz​kach, gru​bych ko​- per​tach, pa​pie​ro​wych tor​bach na za​ku​py, pu​deł​kach na pącz​ki albo przy​kle​jo​nych do ciał kosz​tow​nych pro​sty​tu​tek, któ​re nie mia​ły na so​bie nic poza skó​rza​ny​mi tren​cza​mi. Ostat​nio zbyt czę​sto na​bie​rał chęt​ki, żeby coś znisz​czyć, jed​- nak usil​nie sta​rał się opa​no​wać, bo nie za​mie​rzał wy​lą​do​wać w przy​tuł​ku. Za​mknął oczy, żeby nie pa​trzeć na ki​czo​wa​te pta​ki opro​- mie​nio​ne słoń​cem. Lecz kie​dy na pierw​szym pię​trze tem​pe​ra​- tu​ra spa​dła na​gle o ja​kieś dzie​sięć stop​ni, czym prę​dzej uniósł po​wie​ki i ro​zej​rzał się za​sko​czo​ny. Nie zo​ba​czył iry​tu​- ją​ce​go fre​sku. Bra​ko​wa​ło ka​me​ry ochro​ny. Bia​ła bo​aze​ria zni​- kła. Zni​kła też mar​mu​ro​wa po​sadz​ka. Krąż​ki nie​prze​zro​czy​ste​- go ma​te​ria​łu, osa​dzo​ne w su​fi​cie z nie​rdzew​nej sta​li, rzu​ca​ły błę​kit​ne świa​tło. Rów​nież ścia​ny, drzwi i pod​ło​ga były z nie​- rdzew​nej szczot​ko​wa​nej sta​li. Za​nim za​ma​ry​no​wa​ny w mar​ti​ni mózg Ear​la Blan​do​na przy​jął do wia​do​mo​ści trans​for​ma​cję win​dy, ka​bi​na prze​sta​ła się wzno​sić… i ru​nę​ła w dół. Żo​łą​dek by​łe​go se​na​to​ra pod​je​- chał do góry, a po​tem opadł. Earl za​to​czył się na boki, chwy​- cił się po​rę​czy i ja​koś utrzy​mał się na no​gach. Ka​bi​na nie ko​ły​sa​ła się i nie drga​ła. Żad​ne​go skrzy​pie​nia ka​bli. Żad​ne​go szczę​ka​nia prze​ciw​wa​gi. Żad​ne​go ter​ko​tu kó​-

łek to​czą​cych się po na​sma​ro​wa​nych pro​wad​ni​cach. Sta​lo​we pu​dło opa​da​ło gład​ko i ci​cho, z szyb​ko​ścią eks​pre​so​wej win​- dy. Przed​tem w ka​bi​nie na pra​wo od drzwi znaj​do​wał się pa​nel z przy​ci​ska​mi: S, P, 1, 2. Te​raz przy​ci​ski za​czy​na​ły się od 2, po​tem 1, P, S i zno​wu i aż do 30. Na​wet gdy​by Earl był trzeź​- wy, za​krę​ci​ło​by mu się w gło​wie. W mia​rę jak ka​bi​na opa​da​ła, za​pa​la​ły się co​raz wyż​sze nu​me​ry: 7, 8, 9. Z pew​no​ścią nie po​my​lił kie​run​ków ru​chu. Pod​ło​ga jak​by ucie​ka​ła mu spod stóp. Poza tym Pen​dle​ton miał tyl​ko czte​ry po​zio​my: su​te​re​- nę, par​ter i dwa pię​tra. Przy​ci​ski na pa​ne​lu ozna​cza​ły wi​docz​- nie pod​ziem​ne po​zio​my, pod su​te​re​ną. Ale to bez sen​su. W tymbu​dyn​ku była tyl​ko jed​na su​te​re​- na, je​den po​ziom pod​ziem​ny, nie trzy​dzie​ści albo trzy​dzie​ści je​den. Więc to już nie jest Pen​dle​ton. Co mia​ło jesz​cze mniej sen​- su. Wca​le nie mia​ło sen​su. Może to mu się przy​śni​ło? Al​ko​ho​lo​wy kosz​mar. Lecz ża​den sen nie był​by taki wy​ra​zi​sty, tak in​ten​syw​nie fi​zycz​ny. Ser​ce mu wa​li​ło. Krew pul​so​wa​ła w skro​niach. Kwa​śny re​fuks pa​lił w gar​dle. Kie​dy Earl spró​bo​wał prze​- łknąć żółć, z wy​sił​ku łzy na​pły​nę​ły mu do oczu i za​ćmi​ły wzrok. Otarł łzy rę​ka​wem ma​ry​nar​ki. Za​mru​gał, pa​trząc na ta​bli​cę z przy​ci​ska​mi: 13, 14, 15… Spa​ni​ko​wa​ny pod wpły​wemna​głe​go, in​tu​icyj​ne​go prze​ko​-

na​nia, że zjeż​dża do miej​sca rów​nie ta​jem​ni​cze​go co prze​ra​ża​- ją​ce​go, Earl pu​ścił po​ręcz. Prze​szedł przez ka​bi​nę i po​szu​kał na pa​ne​lu gu​zi​ka „Stop”. Nie zna​lazł. Win​da mi​ja​ła już po​ziom dwu​dzie​sty trze​ci. Earl moc​no przy​ci​snął kciu​kiem gu​zik z licz​bą 26, ale ka​bi​na nie sta​nę​ła, na​wet nie zwol​ni​ła, do​pó​ki nie do​tar​ła do po​zio​mu dwu​dzie​- ste​go dzie​wią​te​go. Wte​dy za​ha​mo​wa​ła gład​ko i szyb​ko, z lek​kim sy​kiem, przy​po​mi​na​ją​cym syk pły​nu hy​drau​licz​ne​go sprę​ża​ne​go w cy​lin​drach, po czym za​trzy​ma​ła się trzy​dzie​ści pię​ter pod zie​mią. Otrzeź​wio​ny przez nad​na​tu​ral​ny strach – cho​ciaż sam nie wie​dział, cze​go się boi – Earl cof​nął się od drzwi i z głu​chym ło​mo​temude​rzył ple​ca​mi w tyl​ną ścia​nę ka​bi​ny. W swo​jej chlub​nej prze​szło​ści, jako czło​nek Se​nac​kiej Ko​- mi​sji Sił Zbroj​nych, Earl uczest​ni​czył kie​dyś w spo​tka​niu w bun​krze głę​bo​ko pod Bia​łym Do​mem, gdzie pew​ne​go dnia pre​zy​dent mógł​by prze​trwać nu​kle​ar​ny ho​lo​caust. Tam​ten schron był ja​sny i czy​sty, ale spra​wiał wra​że​nie bar​dziej zło​- wiesz​cze niż cmen​tarz w nocy. Na po​cząt​ku ka​rie​ry, jako sta​- no​wy usta​wo​daw​ca, Earl nie​kie​dy od​wie​dzał cmen​ta​rze, po​- nie​waż uwa​żał, że w ta​kich sa​mot​nych miej​scach nikt nie po​- wsta​nie z gro​bu, z pro​chu i zie​mi, żeby do​nieść o przy​ję​ciu ła​pów​ki. Ta ci​cha win​da wy​da​wa​ła się dużo bar​dziej zło​- wiesz​cza niż pre​zy​denc​ki schron. Cze​kał, aż drzwi się otwo​rzą. Cze​kał i cze​kał.

Nig​dy w ży​ciu nie był tchó​rzem. Na od​wrót, to jego się lę​- ka​no. Dziw​ne, że po​zwo​lił się tak na​gle i cał​ko​wi​cie ster​ro​ry​- zo​wać. Ale ro​zu​miał, co go do​pro​wa​dzi​ło do tego ża​ło​sne​go sta​nu: ze​tknię​cie z czymś nad​przy​ro​dzo​nym. Jako zde​kla​ro​wa​ny ma​te​ria​li​sta, Earl wie​rzył tyl​ko w to, co mógł zo​ba​czyć, usły​szeć, po​wą​chać, po​sma​ko​wać, cze​go mógł do​tknąć. Nie ufał ni​ko​mu prócz sie​bie i ni​ko​go nie po​- trze​bo​wał. Wie​rzył w po​tę​gę wła​sne​go umy​słu, w swój po​- nad​prze​cięt​ny spryt, któ​ry po​ma​gał mu się wy​wi​nąć z każ​dej opre​sji. Wo​bec zja​wisk nad​przy​ro​dzo​nych był bez​bron​ny. Wstrzą​sa​ły nim dresz​cze tak gwał​tow​ne, że nie​mal sły​szał kle​ko​ta​nie wła​snych ko​ści. Pró​bo​wał za​ci​snąć pię​ści, ale ze stra​chu tak osłabł, że nie dał rady. Pod​niósł ręce i wpa​tru​jąc się w swo​je pal​ce, siłą woli pró​bo​wał je zmu​sić, żeby się za​ci​- snę​ły. Wy​trzeź​wiał już do​sta​tecz​nie, żeby zro​zu​mieć, że sło​wa wy​ta​tu​owa​ne na środ​ko​wym pal​cu pra​wej ręki wca​le nie po​- mo​gły​by ciem​nia​ko​wi w ba​rze po​jąć znie​wa​gi. Ten wsiok z Trze​cie​go Świa​ta pew​nie nie umiał też czy​tać po an​giel​sku. – Idio​ta – mruk​nął Earl Blan​don pod wła​snym ad​re​sem, bar​dziej niż kie​dy​kol​wiek skłon​ny do ni​skiej sa​mo​oce​ny. Drzwi win​dy się roz​su​nę​ły i po​więk​szo​na pro​sta​ta Ear​la za​ci​snę​ła się znacz​nie moc​niej niż pię​ści. O mało nie zlał się w ga​cie. Za otwar​ty​mi drzwia​mi znaj​do​wa​ła się tyl​ko ciem​ność tak

nie​prze​nik​nio​na, że wy​glą​da​ła jak roz​le​gła, bez​den​na ot​chłań, któ​rej nie mo​gło prze​nik​nąć błę​kit​ne świa​tło pa​da​ją​ce z win​- dy. W lo​do​wa​tej ci​szy gro​bow​ca Earl Blan​don stał nie​ru​cho​- mo, głu​chy te​raz na​wet na ło​mo​ta​nie wła​sne​go ser​ca, jak​by krew na​gle wy​schła mu w ży​łach. To była ci​sza na koń​cu świa​ta, gdzie nie ma po​wie​trza do od​dy​cha​nia, gdzie czas się za​trzy​mał. Nig​dy nie sły​szał cze​goś rów​nie prze​ra​ża​ją​ce​go – do​pó​ki z ciem​no​ści za otwar​ty​mi drzwia​mi nie do​biegł jesz​cze strasz​niej​szy dźwięk, świad​czą​cy o tym, że coś nad​cho​dzi. Szu​ra​nie, stu​ka​nie, stłu​mio​ne sze​le​sty: albo coś wiel​kie​go, prze​kra​cza​ją​ce​go gra​ni​ce wy​obraź​ni se​na​to​ra, par​ło do przo​- du śle​po, lecz upar​cie… albo nad​cią​ga​ła hor​da mniej​szych, lecz rów​nie ta​jem​ni​czych stwo​rzeń. Ciem​no​ści prze​szył ostry wrzask, nie​mal elek​tro​nicz​ny w bar​wie, lecz nie​wąt​pli​wie wy​- do​by​wa​ją​cy się z gar​dła ży​wej isto​ty, wy​ra​ża​ją​cy głód, po​żą​- da​nie albo żą​dzę krwi, ja​kąś gwał​tow​ną, pry​mi​tyw​ną po​trze​- bę. Pod wpły​wem pa​ni​ki Earl po​ko​nał pa​ra​liż i rzu​cił się do ta​- bli​cy z przy​ci​ska​mi, szu​ka​jąc tego, któ​ry za​my​ka drzwi. W każ​dej win​dzie był taki. Oprócz tej win​dy. Nie było przy​ci​- sków otwie​ra​nia ani za​my​ka​nia drzwi, ani alar​mu, ani te​le​fo​nu czy in​ter​ko​mu do kon​ser​wa​to​ra, tyl​ko nu​me​ry pię​ter, jak​by ta win​da nig​dy się nie psu​ła i nie wy​ma​ga​ła kon​ser​wa​cji. Ką​tem oka Earl do​strzegł, że coś ma​ja​czy w otwar​tych drzwiach. Kie​dy się od​wró​cił, my​ślał, że na ten wi​dok ser​ce mu sta​nie, ale nie cze​kał go taki ła​twy ko​niec.