uzavrano

  • Dokumenty11 087
  • Odsłony1 757 909
  • Obserwuję766
  • Rozmiar dokumentów11.3 GB
  • Ilość pobrań1 027 978

Erle Stanley Gardner - Sprawa podzielonego domu

Dodano: 7 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 7 lata temu
Rozmiar :1.0 MB
Rozszerzenie:pdf

Erle Stanley Gardner - Sprawa podzielonego domu.pdf

uzavrano EBooki E Erle Stanley Gardner
Użytkownik uzavrano wgrał ten materiał 7 lata temu. Od tego czasu zobaczyło go już 69 osób, 57 z nich pobrało dokument.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 211 stron)

Erle Stanley GARDNER Sprawa podzielonego domu Przełożyła Agnieszka Bihl ROZDZIAŁ PIERWSZY Perry Mason czytał orzeczenie Sądu Najwyższego. Podniósł wzrok, kiedy do biura weszła jego zaufana sekretarka, Della Street. Muszę stwierdzić, Delio, że ludzkie zachowanie może doprowadzić do niezliczonych komplikacji - powiedział. - Obrońca nigdy nie wie, jakie rewelacje odkryje. Tak jak na przykład w sprawie Edena Morleya - powiedziała Della, z leciutkim uśmieszkiem unoszącym kąciki warg. No właśnie - przytaknął Mason. - Albo... O kim mówiłaś, Delio? O Morleyem Edenie. Eden... Eden - powtarzał z namysłem Mason. - Nie pamiętam tej sprawy. O co w niej chodziło? Nie pamiętasz, bo jeszcze o niej nie słyszałeś. Eden czeka przed biurem. Wygląda na mocno zakłopotanego. A na czym polega jego kłopot? Pewna piękna kobieta przeciągnęła pięciorzędowe zasieki z kolczastego drutu przez środek jego domu. Mason spojrzał jej prosto w oczy. Czy to on cię nabiera, czy może ty mnie? Ani jedno, ani drugie. Przez środek jego domu biegnie przegroda z kolczastego drutu, a owa piękna kobieta mieszka po drugiej stronie zasieków. O ile dobrze zrozumiałam, ma wspaniałą figurę i lubi się opalać... Właśnie taka sytuacja dokładnie ilustruje to, co mówiłem - stwierdził Mason. - Koniecznie musimy usłyszeć całą historię z pierwszej ręki. Masz spotkanie za piętnaście minut - przypomniała mu Della. To oznacza, że mój klient chwilę poczeka. Musimy porozmawiać z Morleyem Edenem.

Della Street zniknęła za drzwiami prowadzącymi do poczekalni i po kilku sekundach wróciła, eskortując dość krępego trzydziestolatka, uśmiechniętego od ucha do ucha. - Pan Mason, pan Eden - dokonała prezentacji i usadowiła się na swoim krześle. Eden mocno potrząsnął ręką Masona. Miło mi pana poznać. Wiele o panu słyszałem i postanowiłem, że jeśli kiedykolwiek oskarżą mnie o morderstwo, przyjdę do pana. No a teraz wpakowałem się w prawdziwe kłopoty. Za piętnaście minut mam spotkanie. Może pan się streszczać, panie Eden? - rzekł adwokat. No jasne. Tyle że przeklnie mnie pan za moją głupotę i będzie pan miał stuprocentową rację. Sam się w to wszystko ubrałem. - Eden opadł na wskazane krzesło. - Cała sprawa byłaby nawet zabawna, gdyby nie była jednocześnie tak irytująca. Mason podsunął mu papierosa, wyjął drugiego dla siebie i zapalił. Niech pan mówi. No więc gość nazwiskiem Carson, Loring Carson, zaoferował mi teren pod zabudowę. Chodziło o dwie działki, które kupił, by potem z zyskiem odsprzedać. Miałem gotowy projekt domu, a ta ziemia była idealnie położona. Niech pan nie pyta, czy jestem architektem, bo nie jestem. Amator ze mnie. Lubię wymyślać różne rzeczy. Zainteresowałem się projektowaniem domów, kiedy poczytałem sobie magazyny ze zdjęciami nowoczesnych posiadłości - jak to się w nich super żyje i tak dalej. Carson jest przedsiębiorcą budowlanym. W zamian za kupno gruntu gotówką zaproponował mi tak korzystny układ, że nie mogłem się oprzeć. Miał mi na tych działkach w ciągu dziewięćdziesięciu dni postawić dom. Oczywiście, może mnie pan skląć, ale na pewno nie aż tak, jak ja siebie. Chciałem, żeby zaczęto budować mój dom. A Loring Carson chciał forsy - cieplutkiej gotówki wprost do rączki. Sprawdziłem szybko jego dokumenty i odkryłem, że część gruntu należy do niego, a druga do jego żony. Uznałem, że występuje również w imieniu współmałżonki, więc dobiłem targu, a on zaczął budowę. Teraz wiem, że za bardzo się pośpieszyłem. - Jeśli posiadłość Carsonów była wolna od obciążeń - wtrącił Mason - jakim cudem... Jego żona wniosła o rozwód.

Ale jeżeli teren był ich wspólną własnością, zarządza nim mąż, a skoro cena była odpowiednia.. W tym problem - przerwał Eden. - To nie była ich wspólna własność, w każdym razie połowa terenu nie była. Kupując grunt, Carson jedną z działek nabył za prywatne fundusze żony, natomiast za wspólne kupił drugą. Dość to zagmatwane. Sędzia orzekł, że jedna z działek jest prywatną własnością żony, a druga własnością wspólną, którą przyznał Loringowi Carsonowi. Czy ona nie protestowała, kiedy zaczęto budowę? - spytał Mason. To był mój błąd - przyznał Eden. - Dostałem od niej list w pachnącej kopercie, ostrzegający, że stawiam budynek na jej terenie. I co pan zrobił? Cóż, wtedy budowa już trwała. Zapytałem Carsona, dlaczego nie powiedział mi o rozwodzie, a on odparł, że nie ma się czym przejmować, że żona zdradzała go i miał na to dowody. Kazał ją śledzić detektywowi. Stwierdził, że kiedy przedstawi własne zarzuty, żona oklapnie jak przekłuty balon. Zapewniał, że mnie nie zawiedzie. Oczywiście, nie chciałem zawierzyć mu na słowo. Zażądałem rozmowy z detektywem. I rozmawiał pan? - zapytał Mason. Tak jest. Facet nazywa się Le Grandę Dayton.

I w rezultacie tej rozmowy utwierdził się pan w zaufaniu do Carsona? Oczywiście? Wystarczyło mi jedno spojrzenie na dowody, by uznać, że ma rację jak wszyscy diabli. Więc po prostu zignorowałem list od jego żony, Vivian. I co się stało w sądzie? Carson przedstawił swoje zarzuty. Zaczęły się zeznania świadków i wtedy okazało się, że detektyw śledził niewłaściwą kobietę. Carson miał wskazać Daytonowi swoją żonę. Siedzieli obaj w samochodzie zaparkowanym przed budynkiem, gdzie jego żona brała udział w jakimś spotkaniu. Po pewnym czasie wszystkie kobiety wyszły razem, paplając i śmiejąc się. Carson powiedział: „Moja żona stoi na skraju chodnika, ta w zielonym kostiumie” i schylił głowę, żeby go nie zauważyła. Z tego, co mówił Dayton wynika, iż nie zauważył, że dwie kobiety były ubrane na zielono. Dayton patrzył na jedną, Carson na drugą. Detektyw śledził kobietę, która rzeczywiście miała romans. Zebrał mnóstwo dowodów i zapewnił, że ma dość materiału, by na mur beton wygrali sprawę w sądzie. Carson wniósł więc własne oskarżenie. Pozwoliłem mu kontynuować budowę. A kiedy zaczęto przesłuchiwać świadków, okazało się, że sam zapędził się w kozi róg. Sędzia prowadzący rozprawę przyznał mu jedną działkę i uznał, że druga jest wyłączną własnością jego żony, a ja wybudowałem dom na obu. Pomyślałem, że chodzi tu jedynie o wypłacenie dodatkowej forsy. Popełniłem błąd i gotów byłem za to zapłacić. Wysłałem swojego przedstawiciela do Vivian Carson. Mój agent przeprosił ją w moim imieniu za zamieszanie i wycenił jej własność... Ona natomiast uznała, że uknułem wszystko z jej mężem. Była wściekła jak diabli. Powiedziała mojemu agentowi, że mogę iść utopić się w jeziorze. Pomyślałem, że jeśli wprowadzę się do domu, który przecież jest moją własnością, dojdziemy jakoś do porozumienia. Jednak Vivian

Carson ma wojowniczą naturę. Wydębiła od sędziego zakaz wkraczania na jej teren i jej męża, osób z nim związanych. Kiedy wyjechałem na weekend, ściągnęła do domu geometrę, ekipę remontową i ślusarza. Wywiercili dziury dokładnie na linii podziału obu działek, przeciągnęli kolczasty drut przez pokoje i basen, i kiedy wróciłem, mieszkała w - jak to określiła - swojej części domu po jednej stronie ogrodzenia. Ja mogłem zamieszkać po drugiej. Wręczyła mi potwierdzoną kopię zakazu wejścia na jej teren i oświadczyła, że zamierza trzymać się go co do słowa. Jak nazywa się sędzia? - spytał Mason. Hewett L.Goodwin. To on przewodniczył sprawie rozwodowej. Mason zmarszczył brwi. - Bardzo dobrze znam sędziego Goodwina. Jest wyjątkowo skrupulatny. Stara się wydać takie orzeczenie, by zadowolić racje obu stron. Nużą go szczegóły techniczne. Cóż, tym razem spaprał robotę - zauważył Eden. Mason zastanowił się. Jest pan żonaty? - spytał. Klient potrząsnął głową. Byłem. Moja żona zmarła trzy lata temu. Po co panu taki ogromny dom tylko dla siebie? Niech mnie kule, jeśli wiem - przyznał Eden. - Lubię projektować różne rzeczy. Podoba mi się zabawa z ołówkiem i deską kreślarską. Zacząłem projektować dom, aż stało się to moją obsesją. Po prostu musiałem go zbudować i w nim zamieszkać. Kim pan jest z zawodu? Mógłby mnie pan nazwać strzelcem wyborowym na emeryturze. Dobrze sobie radziłem sprzedając i kupując. Lubię to robić. Kupię wszystko, co dobrze wygląda. I nigdy nie widział się pan z panią Carson, lecz załatwiał wszystko z jej mężem?

Zgadza się. Kiedy ją pan spotkał po raz pierwszy? Wczoraj. W niedzielę. Wróciłem po wyjeździe na weekend i zauważyłem ogrodzenie. Otworzyłem drzwi, wszedłem do środka i odkryłem, że cały dom został przedzielony kolczastym drutem. Drzwi do kuchni były otwarte i wtedy ją zobaczyłem - gotowała coś. Zachowywała się tak naturalnie, jakby to ona zbudowała ten dom. Pewnie stałem z rozdziawioną gębą. Wolno podeszła do ogrodzenia, pokazała potwierdzoną kopię zakazu wejścia, powiedziała, że skoro jesteśmy sąsiadami, wierzy, że postaram się jej jak najmniej przeszkadzać, a jako dżentelmen nie pogwałcę jej prywatności. Na koniec stwierdziła, że nie życzy sobie dalszej rozmowy i odeszła. „Sąsiedzi”! - wyrwało się Edenowi. - Powiem całemu światu, jacy z nas sąsiedzi. Żyjemy w wielkiej zażyłości. Kiedy wyszedłem nad basen, leżała tam w bikini i opalała się. A gdy dziś rano usiłowałem spać, parzyła kawę i ten zapach doprowadzał mnie do szaleństwa. Chciałem się napić, ale kuchnia znajduje się po jej stronie domu. I co się stało? - spytał Mason. Wstałem, a ona pewnie zorientowała się po mojej minie, że marzę o kawie. Spytała, czy bym się nie napił, powiedziałem, że owszem, więc podała mi filiżankę na spodku przez druty i zapytała, czy chcę śmietanki i cukru; stwierdziła, że to czysto sąsiedzki gest, zanim nie zadomowię się w swojej części willi, i że gdy już to zrobię, nie będzie ze mną rozmawiać. Mason uśmiechnął się. Panie Eden, to wszystko jest zbyt teatralne. Ona po prostu przygotowuje grunt, by zażądać wyższej ceny za swoją działkę. Tak też najpierw myślałem - zgodził się Eden. - Ale teraz nie jestem tego taki pewien. Ta kobieta jest szalona.

Wściekła się na męża, że chciał zrzucić na nią winę za rozkład małżeństwa i „zrujnował” - jak to ujmuje - jej reputację. Chce wyrównać z nim rachunki. Zapewne Loring Carson jest draniem, a ona może to udowodnić. Przecież chciał ją oskarżyć na podstawie fałszywych dowodów dostarczonych przez detektywa. Mason ściągnął usta. Pani Carson na pewno ma adwokata... Twierdzi, że nie. Że miała adwokata tylko na rozprawie rozwodowej, lecz jeżeli chodzi o należącą do niej ziemię sama prowadzi tę sprawę. Proponował jej pan określoną sumę za działkę? Proponowałem i zostałem zmieszany z błotem. A ona należy do kobiet, które wkładają bikini, by podkreślić swoją przewagę? I to jak! - wykrzyknął Eden. - Podobno była zawodową modelką. Nie mam pojęcia, jak taki Carson zdołał zaciągnąć ją do ołtarza. Ona ma klasę. Mason zerknął na Delię Street, która pochwyciła jego spojrzenie i uśmiechnęła się. Adwokat zerknął na zegarek. - Jak panu wspominałem, mam umówione spotkanie. Myślę, że powinienem obejrzeć posiadłość. Najpierw jednak chciałbym porozmawiać z sędzią Goodwinem. Może nakłonimy go do zmiany werdyktu, kiedy pozna fakty. Nie przypuszczam, by chciał pan mieszkać w swoim domu, póki... Eden zacisnął zdecydowanie szczęki. - I tu zamierzam zrobić Vivian Carson niespodziankę. Nie może wprowadzić się do mojego domu i pozbawić mnie mojej własności. Zamierzam ustawić w sypialni elektryczny grill. Zamiast kominka będę miał drugi, na węgiel. I będę smażył steki z cebulą - nic specjalnego, po prostu czasem coś sobie ugotuję. Ona musi przestrzegać diety, żeby zachować idealną figurę. Na pewno zapach

smażonej cebulki wprowadzi trochę zamieszania do jej diagramu z kaloriami. Della Street, przewracając strony notesu z umówionymi spotkaniami Masona, zauważyła: Możesz zająć się tą sprawą o każdej porze po dzisiejszym spotkaniu o czternastej trzydzieści. Nie wolno ci go odwołać, bo już raz to zrobiłeś. Całe popołudnie masz wolne. Chciałeś podyktować w tym czasie streszczenie sprawy McFarlane’a. Jak długo się jedzie do pana? - zapytał Mason. - Stąd - jakieś trzydzieści pięć minut. Adwokat spojrzał na zegarek. - Nie chcę, by umówiony klient na mnie czekał - stwierdził. - Proszę przejść z panną Street do sąsiedniego pokoju i narysować drogę do pańskiego domu. Postaram się wpaść do pana późnym popołudniem. Tymczasem, zadzwoń do sędziego Goodwina, Delio i sprawdź, czy możesz umówić mnie na spotkanie, gdy tylko wyjdzie z sali sądowej.

ROZDZIAŁ DRUGI Sędzia Goodwin skończył posiedzenie kilka minut przed czwartą po południu i w przedsionku swojego gabinetu zastał Perry Masona. - Witam, witam mecenasie. Co pana tutaj sprowadza? Zastanawiałem się, czego pan chce, odkąd pańska sekretarka zadzwoniła z prośbą o spotkanie. Moja praca dotyczy związków małżeńskich, tymczasem pan specjalizuje się w morderstwach. Co więc może nas łączyć? Mason uśmiechnął się i uścisnął dłoń sędziego. Cóż - powiedział - czasem alchemia miłości wiedzie od ślepego poświęcenia do morderczego szaleństwa. Niech pan wejdzie - przerwał mu sędzia Goodwin - i nie mówi tak fundamentalnych prawd z uśmiechem na ustach. Ruszył przodem i wskazał Masonowi krzesło. Pozbywszy się sędziowskiej togi, opadł z westchnieniem na fotel. Podsunął prawnikowi papierosa, sam zapalił i stwierdził: Przypuszczam, że pewna polaryzacja seksualnego magnetyzmu sprawia, że fizyczna bliskość przekształca się... No tak, przecież nie przyszedł pan dyskutować o tym, mimo że poruszył pan ten temat. Co pana trapi? Sprawa Vivian Carson przeciwko Loringowi Carsonowi. Pamięta ją pan? Wargi sędziego Goodwina rozciągnęły się w uśmiechu. Pamiętam bardzo dobrze. Wydał pan osobliwy wyrok. Doprawdy? A co w nim osobliwego? Zdecydował pan, że część majątku nieruchomego należy do Vivian Carson jako jej wyłączna własność, natomiast teren sąsiedni jest wspólną własnością małżonków, którą przyznał pan Loringowi Carsonowi.

Zrobiłem to świadomie i w konkretnym celu. Niedawno - ciągnął Mason, obserwując twarz sędziego - wydał pan rozporządzenie zakazujące Loringowi Carsonowi, jego przedstawicielom i osobom z nim związanym wejścia na teren przyznany Vivian Carson jako jej prywatna własność. Goodwin uśmiechnął się. Rzeczywiście, dobrze to pamiętam. Sytuacja jest dość skomplikowana, panie sędzio, ponieważ mój klient, Morley Eden, kupił dom od Loringa Carsona. Budynek stoi na obu działkach. Po wydaniu sądowego zakazu wkraczania na jej teren, Vivian Carson kazała podzielić nieruchomość. Poprzewiercała otwory w całym domu i przez środek przeciągnęła kolczaste zasieki, dzieląc dom, grunt, a nawet basen. Przez kilka sekund sędzia palił w milczeniu, a potem uśmiechnął się szeroko. Naprawdę to zrobiła? Naprawdę. Co więcej, mieszka w swojej części domu, a Morley Eden - w swojej. Mają okazję wejść w naprawdę sąsiedzkie stosunki - zauważył sędzia. - Pomijając drut - uciął Mason. Goodwin zgniótł papierosa w popielniczce i z namysłem wydął usta. - Wiedząc, jak zależy panu na sprawiedliwym wyroku - podjął Mason - i jak niecierpliwią pana techniczne aspekty prawa, które niekiedy uniemożliwiają taki wyrok, chciałem sprawdzić, co spowodowało pańską decyzję i czy ewentualnie można by ją zmienić. W jaki sposób? - zapytał sędzia. Tak, by cała nieruchomość została przyznana Loringowi Carsonowi, a prawa Vivian Carson zachowano by, przyznać jej inną nieruchomość.

Mason - zaczął sędzia - pan wie, co myślę o prawie. Zna pan moje poczucie odpowiedzialności. Jako sędzia mam zdecydować, po której stronie leży prawda. Powiem panu coś w zaufaniu. Wiedziałem, jaka jest sytuacja, kiedy podpisywałem nakaz. Sam pan wie, że Morley Eden jest człowiekiem zamożnym, a do tego impulsywnym. Szanującym prawo, ale impulsywnym. Kiedy po raz pierwszy rozmawiał z Carsonem o posiadłości, usłyszał - z czego się cieszę - kilka niezgodnych z prawdą faktów o wierności swojej żony. Gdyby Eden był biedakiem, może inaczej rozpatrzyłbym tę sprawę. Lecz Loring Carson uznał, że ma sąd w kieszeni, że sąd nie ośmieli się nic uczynić, jedynie potwierdzi transakcję. Dowiódł, że jest zdecydowanym na wszystko draniem. Wynajął detektywa, który może i działał w dobrej wierze - a może nie, w każdym razie śledził niewłaściwą osobę. Zanim jednak stało się to jasne, dobre imię jego żony zostało podarte na strzępy. Oskarżenia przeciwko niej dostały się na czołówki gazet. Chwycili się ich plotkarze, którzy z całą pewnością przysporzyli Vivian Carson sporo nieprzyjemności. Mąż nie czuje żadnej skruchy. Twierdzi jedynie, że był to błąd detektywa i umywa od całej afery ręce. Cieszę się, że Eden chce oskarżyć Loringa Carsona o oszustwo. Mówiąc szczerze, z przyjemnością zobaczę, jak wypluwa z siebie te pieniądze. To nie takie proste - zauważył Mason. - Dom mojego klienta został zaprojektowany zgodnie z jego poleceniami. Przede wszystkim spodobał mu się sam teren. Może oskarżyć Carsona o oszustwo, ale chciałby mieszkać w swoim domu. Niech więc tam zamieszka. To jednak stawia go w kłopotliwej sytuacji wobec pani Carson. Może wykupić jej część. Niestety Vivian Carson jest uparta - wyjaśnił Mason.

-Nie chce sprzedać swojej części. Nie zrobi nic, by jej mężowi się upiekło i nie pomoże klientowi męża. - I wcale jej za to nie winię - orzekł sędzia Goodwin. - Obaj wiemy, Mason, że kiedy małżeństwo się rozpada, najczęściej po jednej stronie leży połowa winy, a jedna druga po drugiej. Może i mężczyzna pierwszy popełnia grzech, lecz gdy układa się między nimi coraz gorzej, kobieta odpłaca mu tym samym. Albo jeśli kobieta zaczyna zrzędzić, mężczyzna przestaje się nią interesować i zaczyna umawiać się z kimś na romantyczne randki. Nie jestem tak głupi ani naiwny, by wierzyć, że wina leży tylko po jednej stronie, bo dość miałem do czynienia z takimi przypadkami, by wiedzieć, że tak nie jest. Lecz wiem, że w tej sprawie Loring Carson jest draniem. To mocny w gębie i popędliwy typ oraz oszust, który zapędzony w kozi róg zaczyna kręcić. Nie tylko skrzywdził żonę i nie okazał żadnej skruchy, ale próbował nabrać sąd. Zniknęło zbyt dużo gotówki. On twierdzi, że przegrał sporo w Las Vegas. Według materiału dowodowego często tam jeździł. Interesował się jedną z hostess w kasynie, młodą kobietą nazwiskiem Genevieve Honcutt Hyde. Najwyraźniej wiązały go z nią intymne stosunki. Nie traktuję tego jako poważnego zarzutu, ponieważ w tym czasie jego małżeństwo zamieniło się już w potyczki psa z kotem. Nie sądzę jednak, że przegrał aż tyle, ile twierdzi. Uważam, że użył osławionej reputacji Las Vegas, by zataić wysokość swoich dochodów i że przez, ostatni rok wyciągał z konta olbrzymie sumy pieniędzy i gdzieś je ukrywał. Nie powiedziałbym tego nikomu, kogo nie szanuję i nie podziwiam. Natomiast tobie, Mason, zdradzę jedno: zamierzam pozwolić, by Morley Eden dopiekł Loringowi Carsonowi. Mason przyjrzał się uważnie sędziemu. - Zupełnie jakby pani Carson czytała w pańskich myślach.

Bo? - spytał sędzia Goodwin. Wykorzystuje sytuację do granic możliwości. Włożyła np. wyjątkowo skąpe bikini i opalała się po swojej stronie basenu, kiedy mój klient oglądał kolczasty drut. I pański klient ma jakieś obiekcje? - zapytał z uśmiechem Goodwin. Cóż, na pewno sytuacja jest niezręczna. Dla kogo? Dla obu stron. Vivian Carson jest bardzo atrakcyjną kobietą. Zanim wyszła za mąż, odnosiła sukcesy jako modelka. Na pewno widziano ją wcześniej w bikini. Wątpię, żeby była zakłopotana. Może chodzi jej o to, by samotnemu mężczyźnie trawa po jej stronie ogrodzenia wydała się bardziej zielona - rzucił Mason. Bardzo możliwe - zgodził się sędzia - ale powinniśmy unikać nieporozumień. Jeśli pański klient wsadzi choćby palec przez ogrodzenie lub przekroczy linię podziału, sąd uzna to za pogwałcenie zakazu wkraczania na teren pani Carson. W końcu pana klient jest beneficjantem Loringa Carsona. Dochodzi swych praw na mocy umowy z Carsonem. Mówiąc szczerze i nieoficjalnie, chciałbym, by Carson wpakował się w poważne tarapaty, ponieważ wtedy wypluje z siebie forsę. Myślę, że ukrył część majątku, oszukał urząd podatkowy i okłamał żonę co do wysokości swoich dochodów. Jej raczej nie stać na wynajęcie detektywów, którzy dokopaliby się do faktów. Za to, jeśli pański klient się wścieknie, wytoczy sprawę Carsonowi i wtedy odnajdziemy gotówkę. Otworzę sprawę o podział majątku i powtórnie podzielę wspólną własność małżonków. Może i nie jest to postępowanie zgodne z literą prawa, ale na pewno zgadza się z zasadami psychologii. Nauczy Loringa Carsona, że w sprawach finansowych nic może wykołowąć, sądu i śmiać się z tego.

-Sytuacja jest intrygująca - ocenił Mason, popatrując bystro na Goodwina. - Kiedy dorwą się do niej reporterzy, zrobią materiał na pierwszą stronę. Sędzia skinął głową, a potem uśmiechnął się. Cholera! - rzucił Mason. - Pan to wszystko spreparował. Wiedział pan, co się stanie, i teraz siedzi pan sobie wygodnie i dobrze się bawi. Gdy jako sędzia rozpatruję konkretną sprawę, staram się sprawiedliwie rozsądzić obie strony. Mogę wydać wyrok, ale to tylko świstek papieru. W tej sprawie jednak wydałem orzeczenie, które powinno przynieść wymierny efekt. Mason wstał z krzesła. Dobrze, Wysoki Sądzie - powiedział z ukłonem. - Nieoficjalnie powiem tylko, że pański wyrok wywołał piekielną awanturę. Jeśli oczekuje pan, że wyrażę skruchę, Mason, będzie pan czekał w tym gabinecie dłużej, niż ja zamierzam w nim pozostać.

ROZDZIAŁ TRZECI Mason zadzwonił do swojego biura, a kiedy zgłosiła się telefonistka z centrali, powiedział: - Chciałbym mówić z Delią Street. Chwilę później na linii odezwała się sekretarka. Sędzia Goodwin współczuje naszemu klientowi - zaczął Mason - ale jeśli chodzi o podjętą decyzję, jest twardy jak skała. Uważa Carsona za oszusta i znalazł idealny sposób, by go dopaść. Spodziewa się, że Morley Eden przepuści go przez wyżymaczkę. A więc? - zapytała Della. A więc wyjeżdżam i obejrzę tę posiadłość - odparł Mason. - Dzwonię tylko, żeby ci powiedzieć, że nie musisz dłużej czekać. Czy nie za późno na taką wizytę? Co masz na myśli? - Modelka w bikini na pewno skończyła się już opalać. Mason roześmiał się. Może przebrała się w obcisłą jak rękawiczka suknię koktajlową. Cudownie - stwierdziła Della. - Możesz zacząć sąsiedzką pogawędkę przy drinkach serwowanych przez kolczaste zasieki. Uważaj, żeby się nie podrapać. Będę uważał - obiecał Mason. - Zamknij biuro na noc i zadzwoń do Edena, że jestem w drodze. Za pomocą mapki, którą Eden narysował Delii, Mason dotarł wreszcie do drogi wijącej się w stronę wzgórz. Kończyła się na płaskowyżu, a dalej otwierał się widok na niewielką kotlinkę zabarwioną czerwonymi promieniami zachodzącego słońca. Dom był długi, niski, kryty sztucznie spatynowanymi gontami. Wyglądał, jakby był naprawdę stary i idealnie wpasował się w otoczenie.

Podjazd dzielił kolczasty drut, przymocowany do betonowego słupa stojącego pośrodku drogi. Mason pojechał lewą stroną. Zauważył, że parking, którego większa część leżała po prawej stronie ogrodzenia, zapełniały samochody. Gdy zatrzymał wóz pod szerokimi, półkolistymi schodami wiodącymi do głównego wejścia, drzwi otworzył Morley Eden. Najwyraźniej obserwował podjazd. Wyszedł na przestronny ganek, by przywitać prawnika. Może pan wierzyć lub nie - odezwał się - ale one urządziły przyjęcie. W życiu nie widział pan czegoś bardziej podłego. A co jest nie tak? Nie ma ani jednego mężczyzny, tylko stadko pięknych kobiet. Oceniając po wyglądzie, wszystkie są modelkami. Idealne figury, obcisłe suknie oblepiające ciało jak skórka parówkę. Rozmawiały z panem? - zapytał Mason. Skąd! Pewnie czekają, aż sam przełamię lody. Przełamie pan lody i wyląduje w wiezieniu - ostrzegł adwokat. - To wyszukana pułapka. Technicznie biorąc, dochodzi pan swych praw na mocy umowy z Carsonem. Obejmuje więc pana zakaz wkraczania na teren posiadłości jego żony, jak wszystkich przedstawicieli lub beneficjentów Loringa Carsona. Jeśli w jakikolwiek sposób naruszy pan ten zakaz, przypieką pana żywcem. Dlatego Vivian Carson urządziła ten kuszący pokaz kobiecego piękna. Spodziewa się, że zachęci pana do przejęcia inicjatywy i przekroczenia linii podziału. Tyle sam zrozumiałem - obruszył się Eden. - Ale takich tortur żaden mężczyzna nie wytrzyma zbyt długo. Niech się pan wymelduje i zamieszka w hotelu - doradził Mason. Eden zacisnął szczęki.

- Niech mnie szlag, jeżeli to zrobię! Będę walczył z nią tutaj, choćby potrwało to całą zimę. Niech pan wejdzie i sam to obejrzy. Przytrzymał drzwi. Mason wszedł do holu, przeszedł pod arkadą, którą można było oddzielić od wejścia, opuszczając ciężką kotarę, i po trzech stopniach wkroczył do salonu. Umeblowano go z przepychem. Dyskretne oświetlenie wypełniało wnętrze srebrzystą poświatą. Mniej więcej jedna trzecia pomieszczenia została oddzielona pięcioma liniami drutu, biegnącego z matematyczną precyzją przez środek pokoju. Powyżej zwisał rozciągnięty sznur. Po drugiej stronie ogrodzenia grupka kobiet, na pozór nieświadoma dziwacznosci otoczenia, popijała koktajle i rozmawiała wesoło. Ich głosy wznosiły się czasem do crescendo, co świadczyło, iż płyn w kieliszkach zawierał sporą domieszkę alkoholu. Żadna jakby nie zauważyła wejścia Masona. Nikt też nie zwrócił uwagi na Morleya Edena, który wskazał kobiety ręką. - Sam pan widzi - powiedział. Adwokat podszedł do drutu z kpiarskim uśmiechem na twarzy. Rozstawił szeroko nogi, wepchnął ręce głęboko do kieszeni marynarki i przyjrzał się przedstawieniu. Nagłe jedna z młodych kobiet, energiczna rudowłosa i niebieskooka piękność, zauważyła go, umilkła, nalała sobie podwójnego drinka i zbliżyła się do ogrodzenia. - No coś takiego! - zawołała. - Czy to nie Peny Mason, adwokat? Mason skinął głową. Pan tutaj! Cóż, na Boga, pan tu robi? W tej chwili doradzam klientowi - odparł Mason. - Czy wolno mi spytać, co pani tu robi? - Kończę drugi koktajl i zastanawiam się nad trzecim - powiedziała. - Muszę tylko poważnie rozpatrzyć tę kwestię, ponieważ, kiedy dobrze zatankuję, miewam problemy z odzyskaniem równowagi. A czy mogę spytać, jaka to okazja? Dobry Boże, nie mam pojęcia. Vivian kazała nam włożyć obcisłe sukienki i skąpą bieliznę. Podobno w drugiej części domu mieszka ktoś powiązany z jej mężem. Mamy donieść, gdyby próbował wejść na ten teren. Jak do tej pory nie próbował? - spytał prawnik. Roześmiała się.

Wieczór dopiero się zaczął. On... - Co ty tam robisz, Helen? - zapytała jedna z kobiet, podchodząc do ogrodzenia. Rudowłosa zachichotała. Rozmawiam z Perrym Masonem - wyjaśniła. Mówiłam, że nie wolno ci zaczynać żadnych rozmów. Och, wypuść trochę pary. Ostrzeżenia odnosiły się do faceta związanego z twoim byłym mężem. To jest Perry Mason, adwokat. Nie znasz go? Ja od lat jestem jego fanką. To dziwne, że właśnie pana spotkałam, panie Mason. Przypuszczam, że pani jest Vivian Carson? - zwrócił się adwokat do drugiej z kobiet. Przyjrzała mu się z namysłem i odrzekła: Zgadza się. Mogę spytać, co pan tu robi? Badam sytuację. No trudno. Helen wszystko popsuła. Ja... Zastawiła pani pułapkę? - wtrącił Mason, gdy się zawahała. Jej spojrzenie złagodniało. Mówiąc otwarcie, panie Mason - powiedziała - Ja... raczej nie zamierzam do niczego się przyznawać. Chciałem tylko zorientować się w sytuacji - wyjaśnił Mason. - Nie chcę omawiać czegokolwiek bez pani adwokata. Sama siebie reprezentuję. To zapewne oznacza, że moim

klientem jest głupiec, lecz mój adwokat nie pochwalał rzeczy, które zaplanowałam. Były aż tak złe? Nawet gorzej... Widzę, że pański klient zmierza w naszą stronę, mając nadzieję przyłączyć się do rozmowy. Radzę trzymać go z dala. Dlaczego? Już przełamała pani lody, częstując go kawą. Pamięta pani? Oczywiście, że pamiętam, i do pana prywatnej i wyłącznej wiadomości, panie Mason, to była cześć mojego planu. Nawet najbardziej zatwardziały grzesznik nie wytrzyma aromatu porannej kawy. Według prawa inicjatywa należy do mnie. Kiedy sama zechcę porozmawiać z pana klientem, porozmawiam z nim. Ale on nie może przejąć inicjatywy i odezwać się do mnie lub do moich gości. Kiedy zrobi coś więcej niż rzucanie pożądliwych spojrzeń w naszą stronę, oskarżę go o złamanie nakazu sądowego. Aż tak go pani nienawidzi? Aż tak nienawidzę mojego męża, a to jedyny sposób na wyrównanie z nim rachunków i zdobycie tego, czego chcę. Do Masona podszedł Morley Eden. Przepraszam cię, Peny, ale... Jeszcze chwilę - prawnik uciszył go ruchem dłoni. Pomyślałem - nie rezygnował Eden - że skoro ty się zaprzyjaźniłeś, mogę przynajmniej porozmawiać z tobą. Och, oczywiście, możesz rozmawiać ze mną - odparł Mason z błyskiem w oku. - To twój dom i leży na twoim terenie, tak więc możesz rozmawiać z każdym po tej stronie ogrodzenia. Przekaż tej młodej damie - zaczął Eden - że dopóki nie zostaną rozwiązane prawne komplikacje, chciałbym żyć z nią w zgodzie. Mason zwrócił się do pani Carson.

Mój klient chce, bym zapewnił panią, że nie żywi urazy. Możesz jej także wyjaśnić - ciągnął Eden - że przyjemność, jaką czerpie samotny mężczyzna, oglądając młodą kobietę tak piękną jak pani Carson wypoczywającą przy basenie, więcej niż kompensuje niedogodności spowodowane drucianym ogrodzeniem pośrodku jego salonu. Możesz jej również przekazać, że jeśli tylko zechce zanurkować pod drutem i skorzystać z trampoliny po mojej stronie basenu, ugoszczę ją z radością. Vivian Carson zmierzyła go wzrokiem, po czym gwałtownie odwróciła się do Perry’ego: Chyba powinien pan poradzić swojemu klientowi, panie Mason, że każda próba zaprzyjaźnienia się z wrogiem będzie uznana za obrazę sądu. Proszę powiedzieć - wtrącił pośpiesznie Morley Eden - że nie uważam i nie chcę uważać jej za wroga. Doceniam to, co próbuje zrobić i rozumiem, że wyrządzono jej krzywdę. Vivian Carson odchodziła już, jednak na te słowa zwróciła się w ich stronę z wdziękiem tancerki. Wyciągnęła rękę między dwoma pasmami drutu i powiedziała: - Przepraszam, panie Eden. Dobry z pana człowiek. Chciałam utrudnić panu życie, a pan nadal jest miły. Eden uścisnął jej dłoń, mówiąc: Dziękuję, pani Carson. Myślę, że możemy podać sobie dłonie, jeżeli to pani ręka znajduje się po mojej stronie ogrodzenia. Właśnie tak - Vivian uśmiechnęła się. - Jednak pod wpływem impulsu zepsułam mój plan. Ostrzegam pana, panie Eden, że zamierzam dobrać się mojemu mężowi do skóry za to, co zrobił, a tak się składa, że znalazł się pan na linii ognia. Zakładam - wtrącił się Mason - że sąd nie zostanie powiadomiony o tej wymianie uprzejmości?

A jaki w tym sens? - spytała Vivian. - Zachowałam twarz. To ja przełamałam lody. Ma pan naprawdę miłych klientów, panie Mason. Jednak to ogrodzenie pozostanie i wierzę, że z czasem tak bardzo uprzykrzy się ono panu Edenowi, że przystąpi do zdecydowanych działań. Przetnie druty? - zapytał Mason. Nie ważne, co zrobi. Cokolwiek uczyni, będzie to pogwałceniem nakazu sądu, a kiedy skończy się nasz czasowy rozejm, panie Eden, ostrzegam, że każda próba zbliżenia się do moich przyjaciół po tej stronie drutu zostanie uznana za złamanie prawa. To kłopotliwa sytuacja - stwierdził Eden. - Rozumiem teraz męki Tantala. Jeszcze nic pan nie widział - powiedziała. - Niech pan poczeka... Och, niech pan tylko poczeka; Jakoś to przeżyję - obiecał Eden. Mój klient zamierza zainstalować elektryczne organy - wtrącił z powagą Mason. - Będzie często grał po nocach. Super! - oceniła Vivian Carson, a w jej oczach rozbłysły iskierki. - Ponieważ zamierzam brać lekcje gry na trąbce. Mój nauczyciel pracuje w orkiestrze. Powiedział, że może przychodzić tylko w nietypowych godzinach, a ja go zapewniłam, że nie ma problemu. Myślę - rzucił Eden, mrugając - że mam dobry plan: darujemy sobie muzykę, pani Carson, i zastąpimy ją młotami i szczypcami do drutu. To będą naprawdę młoty i szczypce - powiedziała, powtórnie podając rękę Edenowi. - Chodź, Helen. Helen przepchnęła dłoń przez druty. Wzywają mnie, panie Mason - powiedziała. - Naprawdę miło było pana poznać. Być może spotkamy się znowu, gdy zasieki nie będą tak ostre albo tak skutecznie patrolowane.

Chciałabym - zgodziła się. - Może razem moglibyśmy pokonać te zasieki. Może - powiedział Mason. Vivian Carson delikatnie, lecz zdecydowanie wzięła ją za rękę i pociągnęła w głąb pokoju. Mason zwrócił się do swojego klienta. Sędzia Goodwin chce zmusić Loringa Carsona do ujawnienia dochodów. Liczy na to, że oskarżysz go o oszustwo. A powinienem? - zapytał Eden. Według mnie powinieneś. W takim razie zaskarż go - zdecydował Eden. - Wytocz mu sprawę o wszystkie szkody, których rekompensaty możemy się domagać. Oby było ich jak najwięcej. Sprawy sądowe wymagają czasu i pieniędzy. Skróć czas. Mam pieniądze. Ruszaj do czynu... Zabrzmiał dzwonek przy drzwiach. Ktoś dzwoni - stwierdził Eden. - Proponuję, żebyś zasunął kotarę pod arkadą, nim otworzysz. - Tak zrobię. Jednak kotara nie wytłumi dźwięków. Mason usłyszał głos Vivian Carson. - Dobrze, dziewczęta. Teraz pokażemy pani Sterling bieliznę. Rozległy się oklaski. Ku środkowi salonu wystąpiła starsza kobieta i powiedziała: - Ostrzegam, że trudno mi cokolwiek sprzedać. Szukam rzeczy koronkowych, eleganckich i... pikantnych. Dwie młode kobiety wysunęły z rogu pokoju ruchomy podest, a potem przysunęły do niego stopnie. Vivian Carson włączyła reflektory, kierując je na środek podium. Na podest weszła modelka imieniem Helenę. - Czy mogę prosić o uwagę, dziewczęta? - powiedziała.

-Najpierw pokażę wam, co sama włożyłam. Chyba jest dostatecznie... pikantne. - Sięgnęła do zamka w sukience. Mason dostrzegł, że Vivian ukradkiem odsunęła się od gości; jej spojrzenie na sekundę pomknęło ku części pokoju okupowanej przez Morleya Edena. Adwokat, podchodząc do ogrodzenia, powiedział: Przykro mi, pani Carson, lecz ptaszek właśnie wyfrunął. O czym pan mówi? Morley Eden wyszedł. Morley Eden nie ma z tym nic wspólnego. Helenę spuściła sukienkę z ramion. Kreacja opadła na podłogę. Dziewczyna dała krok naprzód. Reflektory oświetliły jej wspaniałą figurę, osłoniętą jedynie idealnie dopasowanym kostiumem kąpielowym. - To numer trzynaście dwadzieścia sześć - rozległ się czyjś głos. - Proszę zwrócić uwagę na muszelkowy wzór wzdłuż dolnego kraju i... Z holu dobiegł niemożliwy do pomylenia z czymkolwiek odgłos uderzenia i upadającego ciała. Mason pośpiesznie odchylił kotarę. Na podłodze, rozciągnięty jak długi, leżał Morley Eden. Stał nad nim osobnik młodszy, mocno zbudowany, z twarzą wykrzywioną wściekłością. - Dlaczego... - jęknął Eden. - Kim... Ja... Zaczął zbierać się na nogi. Obcy mężczyzna przygotował się do ciosu. Chwileczkę - zawołał Mason. - Co się tu dzieje? Uderzył mnie - wyjaśnił Eden. I zamierzam uderzyć cię znowu - stwierdził intruz. - Wstawaj i przygotuj się. Perry stanął między nimi. - Zaczekajcie - powiedział. O co tu chodzi? - Ty trzymaj się od tego z dala - rzucił napastnik – chyba że też chcesz oberwać.

- Dobrze - powiedział Mason - jeżeli tak pan to traktuje, ja też chcę oberwać. Mężczyzna zmierzył wzrokiem ramiona adwokata i sylwetkę jakby wyciosaną z granitu, i zawahał się. Nagle wściekłość w jego oczach ustąpiła miejsca zdziwieniu: Ależ pan jest prawnikiem! - wykrzyknął. - To pan jest Perry Mason. Zgadza się. No więc, o co tu chodzi? Eden pozbierał się na nogi za plecami adwokata. - Niech mnie uderzy, kiedy się tego spodziewam - rzucił. - Niech mnie... Mason, wciąż stojąc między nimi, rzucił przez ramię: Uspokój się, Eden. Najpierw dowiemy się, w czym rzecz. Powiem ci, w czym rzecz - odparł Eden. - On myśli, że jestem Loringiem Carsonem i... A nie jesteś? - zawołał obcy. Ten człowiek nazywa się Morley Eden - wyjaśnił Mason. - A kim pan jest i czego pan chce? Morley Eden! Ale... co on tutaj robi? Kupił tę posiadłość od Loringa Carsona. Więc kim pan jest i czego pan chce? O rany, przepraszam. Znowu puściły mi nerwy. Też tak sądzę - zgodził się Mason. - Więc o co panu chodzi? Nazywam się Norbert Jennings. On wie, kim jestem. Znam pańskie nazwisko - powiedział Eden, przesuwając się tak, by osłonić Masona. Prawnik, widząc, że nic nie wskazuje na powrót ataku wrogości, zaproponował: - Wyjaśnijmy to. Co pana tu przywiodło, panie Jennings? - Pański klient wie - rzucił posępnie Jennings. Eden wyjaśnił: - Norbert Jennings to mężczyzna, którego Loring Carson wymienił jako kochanka żony.

Rozumiem - powiedział Mason. Nic pan nie rozumie - odparł Jennings. - Ten człowiek mnie zrujnował. On i ta jego cholerna blaszana odznaka, ten poroniony prywatny detektyw. Śledził pana? - zapytał Mason. Śledził Nadine Palmer - odparł Jennings. To była pomyłka - wtrącił się Eden. - Carson miał wskazać swoją żonę LeGrande Daytonowi, detektywowi. Ale detektyw pomylił się i uważał, że ma śledzić panią Palmer. Ot i cała historia - podsumował Jennings. - W moim życiu na pewno udało się im namieszać. A co się stało? - spytał Mason. Co się stało?! - powtórzył Jennings. - Rozsmarowali moje nazwisko we wszystkich kartotekach sądowych. Czy wymieniono je też w prasie? No jasne. Jestem osłem roku. Śmieją się ze mnie w klubie, na polu golfowym, wszędzie. Doszło do tego, że wolę nie wychodzić z domu. A mąż Nadine Palmer? Ona nie ma męża. Rozwiedli się - wyjaśnił Jennings. - Dobra, mamy się ku sobie. Spotykałem się z nią w różnych miejscach. Niech pan mi nie mówi, że nie powinienem, bo nie jestem w nastroju do wysłuchiwania kazań. Pan nie jest żonaty? - zapytał Mason. Nie. Więc czemu się pan rzuca? - Bo ten łobuz, Loring Carson, zrobił ze mnie pośmiewisko. Wystarczyło zostać przyłapanym. Rozeszło się, że umawiam się z Vivian Carson. Potem okazało się, że nie chodziło o nią, ale o Nadine Palmer. Zrobili z tego zabawną anegdotę, a nikt nie wychodzi cało z anegdot. Każdy śmieje się i współczuje kobiecie, a taka kobieta jak Nadine nie ścierpi współczucia. Przyszedłem tu powiedzieć Loringowi Carsonowi, jaki z niego drań. Ten facet otworzył drzwi, zapytał, kim jestem ja odpowiedziałem, a on oniemiał. Więc pewnie trafił mnie szlag. To znaczy naprawdę trafił mnie szlag. Puściły mi nerwy. Zaskoczyłeś mnie tym ciosem - wtrącił Eden. - Ty... Niczym cię nie zaskoczyłem - odparł Jennings. - Jeżeli podajesz kogoś jako współwinnego w sprawie rozwodowej, możesz spodziewać się, że oberwiesz w ucho. Ale ja nikogo nie podawałem.