uzavrano

  • Dokumenty11 087
  • Odsłony1 760 091
  • Obserwuję767
  • Rozmiar dokumentów11.3 GB
  • Ilość pobrań1 028 938

Karl Michael Armer - Miasto - Labirynt

Dodano: 7 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 7 lata temu
Rozmiar :48.3 KB
Rozszerzenie:pdf

Karl Michael Armer - Miasto - Labirynt.pdf

uzavrano EBooki K Karl Michael Armer
Użytkownik uzavrano wgrał ten materiał 7 lata temu. Od tego czasu zobaczyło go już 10 osób, 20 z nich pobrało dokument.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 8 z dostępnych 8 stron)

Karl Michael Armer - Miasto - Labirynt Elektroniczna opowie mi osna�� � Oto jedna z tych na adowanych elektryczno ci nocy, kiedy wiatr wieje od� � � zachodu, a licznik Geigera tyka jak szalony. Powietrze, dostaj ce si do rodka� � � przez otwarte okno, jest ci kie i sprawia, e ciarki przechodz po sk rze. Druga� � � � nad ranem. Miasto jeszcze pi, a ja siedz przed monitorem i my l o tobie,� � � � Katarzyno. Wciskam klawisz i na ekranie pojawia si twoja twarz. M j Bo e, jaka jeste� � � � pi kna! Wpatruj si w ciebie tak d ugo, a zaczynaj zawi mi oczy. Odwracam� � � � � � � � wzrok i wtedy dostrzegam swoje odbicie w ciemnej szybie okiennej: s abo� o wietlon twarz i okulary odbijaj ce jasny prostok t ekranu. A w tym jasnym� � � � prostok cie jeste ty, Katarzyno. Drobna i nieskazitelna, jak zawsze.� � Kr c g ow to w lewo, to w prawo, a tw j obraz w druje po szk ach okular w.� � � � � � � � Odbicie odbicia zakodowanej pami ci. Trafne okre lenie. Odbitka z trzeciej r ki.� � � Nie pozosta o mi ju nic innego, odk d ci utraci em, odk d zagin a w ziemi� � � � � � � � niczyjej swoich elektronicznych marze .� Cholerne ta my RELEX.� Zu yte przyciski wydaj ciche trzaski pod moimi palcami, wykonuj cymi sw j� � � � precyzyjny taniec po klawiaturze. Zaczynasz si porusza , odchyla do ty u,� � � � twoja twarz jest tak niesko czenie mi kka.� � - Chod - szepcz twoje wargi. Powoli zdejmujesz przez g ow bluzeczk .� � � � � - Nie! Przerywam program. Nie, Katarzyno, nie mog ci tego zrobi . Nie uczyni z� � � ciebie bezbronnego obiektu w asnych pragnie . To, co w a nie ukaza o si na� � � � � � ekranie, nie wydarzy o si nigdy w rzeczywisto ci, to tylko uzewn trznienie� � � � mojej olbrzymiej t sknoty, fantazja, kt r tej samotnej, spoconej nocy� � � przekszta ci em w ruchome obrazy za pomoc wideosortera.� � � To ca kiem proste. Ka d daj c si wymy li scen mo na urzeczywistni� � � � � � � � � � � dzi ki elektronice. Masz wroga, kt rego nienawidzisz? aden problem. Mo esz go� � � � upokorzy , podda wymy lnym torturom, nawet zabi . Potrzebny ci jest tylko� � � � odpowiedni program - a jest ich pod dostatkiem - i zdj cie tego osobnika.� Wideosorter miesza jedno z drugim i potem mo esz ju zrobi ze swoim wrogiem to,� � � co ci si ywnie podoba. Wszystko rozgrywa si wprawdzie tylko na ekranie, ale� � � poniewa obecnie i tak odbieramy nasz rzeczywisto niemal wy cznie poprzez� � �� �� ekran, wydaje nam si , e odbywa si to naprawd . To tak jak stechnicyzowane� � � � czary voodoo: obraz twego wroga zostaje zaczarowany. Jeste panem� elektronicznych Zombie. Ty tak e jeste teraz takim Zombie, Katarzyno. yjesz po owicznie w� � � � fantastycznym wiecie programu ARCADIA, a mnie porzuci a , zostawi a samego.� � � � � Dlaczego to zrobi a ? Wiem, pomi dzy nami istnia olbrzymi, groteskowy problem,� � � � ale przecie mogli my si z nim upora . Ty natomiast uciek a w ten wiat k i� � � � � � � �� las w, wiat, w kt rym zawsze wieci s o ce, ptaszki wierkaj , drzewa szumi na� � � � � � � � � wietrze i nie istnieje co takiego jak nienawi .� �� Pi kna jest ARCADIA, to prawda, powinna jednak wiedzie , jak bardzo mi� � � ciebie brak. Ale tu gor co! Moje my li kr po g owie, jak da karuzeli. P dz wko o,� � ��� � � � � ci gle tylko wko o, nie id do przodu. Musz z kim porozmawia . Mo e Aleksandra� � � � � � � jeszcze nie pi.�

Ale kiedy wchodz do jej pokoju, widz od razu, e nic z tej rozmowy nie� � � b dzie. Aleksandra le y p asko na swoim okr g ym, szykownym super o u, z he mem� � � � � � � � kontaktowym na g owie i b ogim u miechem marzyciela programu RELEX na twarzy.� � � Jest teraz gdzie bardzo daleko, w innym yciu.� � Powinienem by to przewidzie . Ostatnio by a raczej niedost pna. Z pewno ci� � � � � � woli syntetyczne przygody, pompowane do jej g owy przez komputer RELEX, od� rzeczywisto ci.� Wodz wzrokiem po naszym obszernym mieszkaniu, w kt rym cicho pomrukuje� � urz dzenie klimatyzacyjne, przenosz go na wysokie okna, zajmuj ce ca wysoko� � � �� �� ciany. O wietlone wie owce miasta wznosz si ku niebu jak pi kne pomniki. Na� � � � � � najwy szym wierzcho ku wie y, miga kr cy woko o, czerwony sygna wietlny i� � � ��� � � � oblewa r owym blaskiem przeci gaj ce za nim chmury. Ca e miasto pogr one jest w� � � � �� elektronicznym nie. Czasem wydaje mi si , e jestem jedynym, kt ry czuwa noc w� � � � � tym wielkim mie cie - i wiadomo ta daje mi osobliwe poczucie smutku i� � �� samotno ci.� Aleksandra poj kuje przez sen. Wygl da na to, e w tym widmowym wiecie,� � � � powsta ym w jej g owie ze sterowanych przez komputer elektrycznych impuls w,� � � rozgrywa si w a nie co dramatycznego. Patrz na pust pow ok programu RELEX,� � � � � � � � jaki w a nie prze ywa. "Caryca Katarzyna i jej pu k przyboczny". Ci gle ten sam� � � � � kicz! Wybiera tylko takie programy, w kt rych mo e by Kleopatr , Messalin lub� � � � � Lukrecj Borgi . Oto, czego jej trzeba: luksusu, w adzy i m czyzn.� � � � Do luksusu przywi zywa a zawsze najwi ksz wag . Byle tylko adnych niewyg d,� � � � � � � a tym bardziej b lu! Nie zdoby a si nawet na dziewi ciomiesi czn ci , aby� � � � � � ��� mie w asne dziecko. Tu po zap odnieniu powierzy a donoszenie ci y zast pczej� � � � � �� � matce. Idealne rozwi zanie. Bardzo wygodne. Nie chodzi o tu przecie o nic� � � powa nego, jak na przyk ad wyb r garderoby lub fryzjera, lecz tylko o dziecko.� � � � Uci liwy, aczkolwiek drobny nabytek, nie wymagaj cy wi kszego po wi cenia.�� � � � � I w a nie dlatego nie nazw ci nigdy matk . Dla mnie pozostaniesz na zawsze� � � � � Aleksandr , on mojego ojca.� � � Ale dzisiejszej nocy porozmawia bym ch tnie nawet z tob , c , kiedy ty� � � � udaremni a to w sobie tylko w a ciwy spos b. - Nie ma nic wa niejszego ni� � � � � � � rodzina - odzywam si na g os, aby przerwa t cholern cisz . - W a nie to� � � � � � � � ciep o, poczucie bezpiecze stwa; dzi ki temu staje si na nogi.� � � � Zatrzaskuj za sob drzwi i id z powrotem do swojego pokoju. Jest tu tak� � � ciep o, e momentalnie oblewa mnie pot. Ale to mi nie przeszkadza. Pocenie si ,� � � to przynajmniej oznaka ycia w tym wysterylizowanym wiecie. Z tego te powodu� � � nie w czam nigdy urz dzenia klimatyzacyjnego, co z kolei powstrzymuje�� � Aleksandr przed z o eniem wizyty w moim pokoju. Sama my l o tym, e mog aby si� � � � � � � spoci , jest dla niej nie do zniesienia, dla tej dobrze wychowanej pani de� Keyser, trawionej przez skryte pragnienia. O tym wszystkim zapominam jednak w chwili, kiedy wciskam przycisk sterowania, a na ekranie pojawia si znowu twoja twarz, Katarzyno. Jak zawsze, przeszywa� mnie s odkie uczucie b lu, przypominaj ce mi, e nie zobaczymy si ju nigdy i� � � � � � e przedtem by o nam ze sob bardzo dobrze. Przynajmniej nikt nie odbierze mi� � � tych wspomnie .� Nasza love story mia a do niezwyk y pocz tek. Kiedy spotka em ci po raz� �� � � � � pierwszy, mog a zapozna si jednocze nie z moim ciosem. Tym, co ci uderzy o,� � � � � � � by szinai, drewniany miecz samurajski stosowany w walce kendo.� Dzia o si to oko o p nocy w tej cz ci miasta, gdzie mieszcz si muzea i� � � � � � � gdzie zwyczajowo ju spotykali si o tej porze wojownicy. Wojownicy, czyli tacy� � wariaci jak ja, kt rzy nie chc da si og upi przez programy RELEX, lecz� � � � � � poszukuj prawdziwego ycia. Odnajduj je w a nie w walce, dlatego e tu� � � � � � wszystko jest prawdziwe: podniecenie, b l, krew.�

Policja nie zawraca sobie nami g owy, my za odbywamy o tej godzinie duch w,� � � pomi dzy gmachami muze w, nasze rytualne walki. My, odszczepie cy, psychopunki,� � � czerpi cy swoje uczucia nie z program w komputerowych lub narkotyk w, lecz ze� � � swojej w asnej adrenaliny.� Tamtej nocy w a nie przyby em na miejsce walki, kiedy nagle jaki typek� � � � zagrodzi mi drog kocim ruchem, sprawiaj cym wra enie szybkiego i jednocze nie� � � � � majestatycznie powolnego. Napastnik mia na sobie czarne, sk rzane ubranie,� � wywatowane w ramionach tak groteskowo, e wydawa o si , jakby by obdarzony� � � � skrzyd ami. W osy skrywa dziwaczny he m ze sk ry i stali, a oczy gin y pod� � � � � � czarnymi goglami. Miecz szinai trzyma zgodnie z rytua em: obur cz, wyci gn wszy� � � � � d onie przed siebie, ko cem ostrza pionowo ku g rze.� � � - I co? - zapyta .� - Zgoda - odpar em.� W nast pnej chwili nasze miecze zderzy y si ze szcz kiem. Sytuacja nie by a� � � � � weso a. Ju wkr tce zorientowa em si , e nigdy jeszcze nie mia em przed sob� � � � � � � � tak gro nego przeciwnika. Przez ca y czas by em w defensywie, a opadaj ce ku� � � � mnie drewniane ostrze miecza mog em odeprze dos ownie w ostatnim u amku� � � � sekundy. Kiedy zacz em nastawia si psychicznie na pora k , czarny samuraj�� � � � � potkn si o pust puszk po coli i na moment wypad z rytmu. Wykorzysta em t�� � � � � � � szans i z ca ej si y zada em cios. Przeciwnik run na ziemi . Walka by a� � � � �� � � zako czona.� W ten spos b pozna em ci , Katarzyno, gdy zaraz potem podnios a si z ziemi� � � � � � � i niech tnym gestem zdj a z g owy he m; przekona em si w wczas, e jeste� � � � � � � � � � najpi kniejsz dziewczyn , jak kiedykolwiek widzia em i zobacz w przysz o ci.� � � � � � � � - Mog abym posieka ci na drzazgi - powiedzia a gniewnie. M j Bo e, jak� � � � � � � pi kna by a w tym momencie.� � � Bez s owa skin em g ow .� �� � � Rozwi za a w ze na karku. Nieokie znana grzywa czarnych lok w zsun a ci si� � � � � � � � � na ramiona. Odrzuci a w osy do ty u, potrz saj c g ow w taki spos b, e� � � � � � � � � � my la em, i oszalej .� � � � Machinalnie, nie zdaj c sobie nawet z tego sprawy, uformowa em swoje my li w� � � s owa:� - Jeste liczna - powiedzia em. Roze mia a si . - Wiem o tym.� � � � � � � I to dope ni o miary. Odk d si gn pami ci , czu em zawsze przewag nad� � � � � � � � � innymi - opr cz ojca. Teraz jednak patrzy em w twoje mglistoszare oczy i� � wiedzia em, e od tego momentu czeka mnie walka. Oto moje wyzwanie.� � Chyba jednak i ty dostrzeg a we mnie co , co robi o na tobie wra enie, gdy� � � � � � od tego czasu widywali my si cz ciej. Spotykali my si zawsze w tym samym� � � � � miejscu, ale nie nudzili my si nigdy. Zreszt nie mieli my wyboru: nie by o ju� � � � � � prawie kawiar , kin czy dyskotek. yli my w widmowym mie cie. Ca a Ziemia jest� � � � � tak widmow planet . Pracuj wy cznie maszyny i kilka niepoprawnych typ w.� � � � �� � Reszta ludzko ci sp dza ycie na marzeniach, pod dyktando program w RELEX.� � � � Rozmawiali my i o tym.� - Pr bowa a kiedy ? - zapyta em. - Jeden raz - powiedzia a .� � � � � � � - I co? Przyjemnie by o?� - Przyjemnie - twoje oczy spogl da y teraz agodnie. - Cudownie. By am w� � � � programie ARCADIA. By o tak spokojnie, idyllicznie. Najch tniej zosta abym tam� � � na zawsze.

- To dlaczego nie pr bowa a tam wr ci ?� � � � � - Poniewa jestem zwolenniczk prostych rozwi za - wyja ni a . Potem� � � � � � � spojrza a na mnie i przez d u sz chwil nie odrywa a wzroku. - A poza tym nie� � � � � � � � musz si odurza , aby by szcz liw .� � � � � � Spos b, w jaki to powiedzia a , nape ni mnie dum .� � � � � � A kilka tygodni p niej uda a si znowu do ARCADII. Och, Katarzyno! Moje� � � � palce ta cz znowu po lepkiej od potu klawiaturze. Cyfrowe zdj cia, jedno po� � � drugim, ukazuj si na ekranie i znikaj z powrotem. S to wy cznie twoje� � � � �� zdj cia, ca y elektroniczny album. Ja za siedz , patrz i marz .� � � � � � Potem wszystko mija. Siedz w bezruchu przed pustym ekranem i nie wiem, co� mam robi . Jak zwykle w takich wypadkach pozostaje mi tylko jedno: porozmawia z� � ojcem, kt rego kocham jeszcze w tym samym stopniu, co przed czterema laty, kiedy� umar .� Wprowadzam p at pami ci i aktywizuj program. Ekran rozja nia si ponownie,� � � � � ukazuje si na nim twarz mojego ojca. U miecha si do mnie, jak gdyby m g mnie� � � � � naprawd dojrze .� � - Och, wizyta - m wi. - Zaraz zgadn . Czy to ty, Robin? Czuj fal ciep a w� � � � � okolicy serca. Chwilowo zapominam, e w rzeczywisto ci nie rozmawiam wcale z� � ojcem, lecz z zakodowanym elektronicznie modelem osobowo ci.� - Tak, tato - m wi . - To ja, Robin.� � Kiwa g ow . - To adnie, e znowu znalaz e dla mnie troch czasu. Jaki mamy� � � � � � � dzi dzie ?� � - Dziesi ty sierpnia 2022.� - Och, gratuluj . A wi c uko czy e w a nie siedemna cie lat - potrz sa� � � � � � � � � g ow . - M j Bo e, ale ten czas leci! Pami tam jeszcze, jak mia e dwana cie� � � � � � � � � lat dwa tygodnie temu - urywa i marszczy brwi. Przez chwil sprawia wra enie� � bezradnego, jak gdyby jego program zawiera jaki koszmar. - Bzdura! Jakie dwa� � tygodnie! Chcia em oczywi cie powiedzie cztery lata temu. Hmm, a wi c jeste� � � � � ju prawie doros y. Szkoda, e nie mog ci teraz zobaczy .� � � � � � - Tak - m wi - rzeczywi cie szkoda, e nie mo esz mnie widzie - g os mam� � � � � � � troch ochryp y.� � M j ojciec jest uczuciowy nawet jako elektroniczna kopia.� - No c , trudno - m wi z uderzaj c weso o ci w g osie. - Czy m g bym co� � � � � � � � � � � dla ciebie zrobi , Robinie?� Nie wiem, od czego zacz . Niezdecydowanie przesuwam r k po plastykowej�� � � obudowie komputera. - Gdyby by tu teraz przy mnie - mamrocz . - Przecie jestem przy tobie.� � � � - To prawda, ale... - waham si przez chwil - ale nie tak naprawd . Wiesz,� � � co mam na my li. I nie rozwijasz si dalej. W a nie dlatego stajesz mi si obcy.� � � � � Opracowa e ten program, kt ry ci przedstawia, cztery lata temu, na dwa� � � � tygodnie przed... twoj mierci . To program perfekcyjny, ale nie przyjmuje nic� � � nowego. Wszystko, o czym m wi ci dzi , zostaje wprowadzone do pami ci� � � � tymczasowej, a nast pnym razem okazuje si , e nic z tego nie zapami ta e .� � � � � � Ci gle musz opowiada ci od pocz tku, co wydarzy o si na wiecie. Za ka dym� � � � � � � � razem my lisz, e mam dwana cie lat. To bardzo utrudnia sytuacj .� � � � - Rozumiem - u miecha si . - Istnieje program, jakiego nie uda o mi si� � � �

umie ci na rynku. Dzi ki niemu mo na wprowadza uzupe nienia do istniej cego� � � � � � � programu dowoln ilo razy i to za pomoc dynamicznego sprz enia zwrotnego� �� � � pomi dzy poszczeg lnymi cz ciami, to znaczy...� � � Wyg asza d ugi wyk ad, z kt rego wynika, e dzi ki temu programowi o nazwie� � � � � � MERGER mog wprowadzi do jego modelu osobowo ci jako do wiadczenie ka d� � � � � � przeprowadzon z nim rozmow .� � To robi na mnie wra enie.� - Wspaniale - m wi . - Nic dziwnego, e to w a nie ty opracowa e pierwszy� � � � � � � program RELEX. Z pos pn min potakuje. - Tak, ale teraz my l , e nie powinienem by si za� � � � � � � � to bra .� Do diab a, ma racj ! Gdyby nie te nieszcz sne programy, Katarzyna nadal� � � by aby przy mnie. Ale jemu chodzi oczywi cie o co innego. Chcia przez to� � � � powiedzie , e mimo woli zniszczy nasz cywilizacj .� � � � � RELEX to skr t. Ca a nazwa brzmi: Real Life Experience. Kiedy program RELEX� � zostaje wprowadzony do systemu nerwowego cz owieka, delikwent prze ywa� � wydarzenia tak, jak gdyby odbywa y si w rzeczywisto ci. To tak jak w kinie,� � � tylko e tu uczestniczy si w tym samemu. Mo esz na przyk ad nie tylko patrze� � � � � na Roberta de Niro, ale sta si nim. Albo Sylwestrem Stallone. Lub Tarzanem.� � Albo nawet Marilyn. Jest to oczywi cie pi kniejsze ni prawdziwe ycie. I w ten spos b wszyscy� � � � � ulegli urokowi program w RELEX. Z op akanymi skutkami.� � - Robin. Nikomu nie zale y ju na tym, aby zarabia pieni dze. Przecie program RELEX,� � � � � w kt rym mo na y w nieprawdopodobnym luksusie jako multimilioner, jest o wiele� � � � lepszy. Nikt nie wyje d a na urlop. RELEX zapewnia wymarzony urlop z dostaw do� � � domu, a raczej: z dostaw do m zgu. Nikt nie my li o tym, aby si zakocha , nikt� � � � � nie chodzi do restauracji, aby zje co dobrego. Wszystko dzi ki programowi�� � � RELEX, tyle e w spos b bardziej doskona y. Ludzie nie mog si ju bez tego� � � � � � oby , marnotrawi ycie w b ogich marzeniach oferowanych przez RELEX. A wiat w� � � � � tym czasie ulega zag adzie.� - Robinie - czy mnie s yszysz? Otrz sam si z nat oku my li.� � � � � - Przepraszam. Bardzo mi przykro. My la em o programie RELEX. Jeden� � wynalazek, a jak bardzo zmieni wiat. A trudno w to uwierzy .� � � � Ojciec wzdycha. - Przecie nie chcia em tego.� � - Oczywi cie, tato, nie chcia e tego. Nikt nie by bardziej przera ony� � � � � konsekwencjami tego wynalazku, ni ty sam. To zmartwienie zabi o ci ,� � � nie wiadomie sam siebie skaza e na kar mierci.� � � � � Usi uje zmieni temat.� � - Jak si maj twoi przyjaciele? - pyta. - Co z Mickiem?� � - Nie yje. Kalifornijska ruletka.� - Kalifornijska ruletka? - Tak. Istnieje kilka drobnych firm, kt re wbudowuj w swoje programy� � zabezpieczenie przed pirackimi pr bami kopiowania. Urz dzenie niszczy komputer,� � ale jednocze nie intruza. Huk, wielki wybuch, rozumiesz? Tak jakby eksplozja� bomby atomowej w g owie. Oficjalnie nazywaj to mierci m zgu. S tacy, dla� � � � � �

kt rych kopiowanie sta o si pr b m stwa. Prze czaj na kopiowanie, w amuj� � � � � � �� � � � si do programu i czekaj , czy wybuchnie. Je eli prze yj , staj si wielkimi� � � � � � � bohaterami, je eli nie, to... pok j ich neuronom!� � - Czego bardziej zwariowanego nie s ysza em od dawna! - Ojciec nie ukrywa� � � nawet swego ogromnego zdziwienia. - Czy by ycie znaczy o dla nich tak ma o?� � � � - A czym jest ycie, tato? To tylko elektryczne impulsy w g owie, m wi ce� � � � nam, co jest rzeczywisto ci . A mo e by zupe nie inaczej. Mo e si mylimy. Mo e� � � � � � � � jeste my programami z zakodowanymi iluzjami ycia. Mo e to wszystko, co tu� � � widzimy - szerokim gestem obejmuj pok j, ca e miasto, noc i gwiazdy - mo e to� � � � wszystko jest tylko programem z ma ej, srebrnej dyskietki, tylko e jeszcze si� � � w tym nie po apali my?� � - Przesta ! - krzyczy ojciec. - Przesta !� � Naprawd go przerazi em. Czy by uwierzy w te moje idiotyczne pomys y? Czy by� � � � � � uwa a , e to jest mo liwe? Czuj zimny dreszcz przebiegaj cy mi po krzy u.� � � � � � � - Wybacz - m wi . - Jestem teraz tak sko owacia y, e nie mo na nawet ze mn� � � � � � � porozmawia . W a ciwie chcia em ci prosi o rad w sprawie Katarzyny, ale...� � � � � � � - Kto to jest Katarzyna? - No - odpowiadam - tego si nie da wyja ni tak po prostu. Mo e innym razem.� � � � - Nachylam si nad pulpitem i wy czam program. Nie wiem nawet, dlaczego to� �� zrobi em. Po prostu taki impuls.� I znowu jestem sam w tym gor cym pokoju. Sam ze wspomnieniami o tobie,� Katarzyno. By a zawsze pe na niespodzianek. Up yn o sze tygodni naszej znajomo ci,� � � � � �� � zanim zaprosi a mnie do siebie do domu. Tw j spos b bycia, narzucanie innym� � � � swojej woli, pewno siebie - wszystko to przemawia o za tym, e pochodzisz z�� � � jakiego bogatego domu. A potem sta em w tym twoim miesznym, ma ym, zagraconym� � � � mieszkaniu, w ponurym domu czynszowym w pobli u dworca kolejowego, a ty� wskaza a na oci a , korpulentn kobiet i powiedzia a : "To moja matka.� � � �� � � � � Zarabia pieni dze jako zast pcza matka. M j ojciec porzuci nas."� � � � Nie by y to takie stosunki rodzinne, jakich si spodziewa em. Zast pcza� � � � matka. Ten zaw d nie cieszy si szczeg lnym powa aniem. Ale ja nie zwraca em na� � � � � � to uwagi. Nie wiem dlaczego, ale twoja matka spodoba a mi si od pierwszego� � wejrzenia. Podoba o mi si r wnie twoje ma e mieszkanie, dawa o bowiem poczucie� � � � � � ciep a. Panowa tu dobry klimat.� � Tego wieczoru wiedzia em, e obserwujesz mnie uwa nie. Poniewa przekona a� � � � � � si , e moja pozytywna reakcja by a szczera, oznacza o to, e zda em na pi tk� � � � � � � � tw j ostatni test. Od tej pory w naszej mi o ci nie by o adnych "je eli" i� � � � � � "ale". Odwiedza em was tak cz sto, jak tylko to by o mo liwe. Twoja matka mia a� � � � � wszystkie te cechy charakteru, kt re powinny posiada zast pcze matki. By a� � � � spokojna, zr wnowa ona i lubi a siedzie w domu. W ci gu swoich o miu ci y� � � � � � �� przeczyta a mn stwo ksi ek i umia a wspaniale opowiada .� � �� � � By to pi kny okres - a do tego strasznego wieczoru. Twoja matka� � � opowiedzia a w a nie kilka mia ych wspomnie z czas w swojej m odo ci - w XX� � � � � � � � � wieku ludzie nie byli tak konserwatywni jak dzi - i zatopiona w my lach macza a� � � wargi w fili ance z herbat .� � - Pos uchaj, Robinie - odezwa a si nagle - znam ci od d u szego czasu, ale� � � � � � wiem tylko, jak masz na imi . Jak ty si w a ciwie nazywasz?� � � � - Robin de Keyser - odpar em.�

Fili anka wypad a jej z r ki, herbata rozla a si , zostawiaj c na� � � � � � nie nobia ym obrusie ciemne plamy. Gdybym wlecia do pokoju przez okno jako� � � � duch, nie przerazi bym jej chyba bardziej.� - De Keyser - wyszepta a. - Czy to tw j ojciec wynalaz ten idiotyczny RELEX?� � � - Tak - odpowiedzia em niepewnie.� Skin a g ow . Dr c r k przesun a po twarzy, na moment przycisn a palce do� � � �� � � � � � opuszczonych powiek. - Id ju , Robinie - powiedzia a zm czonym g osem. - Id i nie wracaj tu� � � � � � nigdy. By em jak sparali owany. Krew uderzy a mi do g owy. - Ale co si sta o? -� � � � � � zapyta em. - Dlaczego?� Obrzuci a mnie wzrokiem, w kt rym miesza y si ze sob mi o i b l.� � � � � � �� � - Prosz ci , id ju - powt rzy a.� � � � � � A ty? Wzruszy a bezradnie ramionami i odprowadzi a mnie do drzwi. Na� � � � schodach obj li my si , zupe nie zdezorientowani, i przywarli my do siebie w� � � � � d ugim poca unku.� � To by nasz ostatni poca unek. Nast pnego dnia dowiedzia em si , e jeste� � � � � � � moj siostr .� � W a ciwie to wszystko by o jeszcze bardziej skomplikowane; nasz stopie� � � � pokrewie stwa nie mia jeszcze wtedy adnego okre lenia, tak by niezwyk y.� � � � � � Twoja matka by a w a nie t zast pcz matk , kt ra zamiast Aleksandry� � � � � � � � donosi a ci , wydaj c mnie na wiat. Urodzi a wi c nas ta sama kobieta, w� ��� � � � � pewnym sensie by em twoim starszym o rok bratem. Nie wiedzieli my jednak o tym,� � kiedy po czy o nas uczucie mi o ci. Jak wida , nie istnieje co tak�� � � � � � nieprawdopodobnego, aby nie mog o si kiedy wydarzy . Dla ciebie by to� � � � � prawdziwy cios. - Mi dzy nami wszystko sko czone - powiedzia a . - Jeste my rodze stwem.� � � � � � Pr bowa em ci uspokoi . - Tak naprawd nie jeste my ze sob spokrewnieni -� � � � � � � oponowa em. - Geny odziedziczy em po mojej matce, nie po twojej.� � Nie da a si jednak przekona . Obstawa a przy tym, e jeste my dzie mi tej� � � � � � � � � samej matki, a wi c nie powinni my si kocha . Od tej pory przesta em ci� � � � � � widywa . Od znajomych dowiedzia em si , e znalaz a ukojenie i spok j w� � � � � � � ARCADII. P aka em i kl em ile wlezie, ba em si o ciebie, wiedzia em bowiem, e� � �� � � � � kto cho raz zacznie z programami RELEX, ten jest sko czony. Sama my l o tym, e� � � � mog aby uzale ni si od RELEX - u tak jak Aleksandra, doprowadza a mnie do� � � � � � sza u.� Rzeczywisto okaza a si jeszcze gorsza. Pewnego dnia uda a si do ARCADII�� � � � � � i ju nigdy nie wr ci a . Dobrowolnie przekroczy a t niewidzialn granic ,� � � � � � � � � staj c si elegrantem, czyli elektronicznym emigrantem. U ludzi� � niezr wnowa onych mo e si zdarzy , e moc wej ciowa programu osi ga punkt� � � � � � � � krytyczny, a wiat fantazji w g owie zaczyna y w asnym yciem. Nawet bez� � � � � � impuls w z komputera pozostaje si wtedy w wybranym uprzednio programie. wiat� � � programu RELEX zast puje rzeczywisto . Przeb kuje si ju o tym, e w tym� �� � � � � stadium jest si nie miertelnym, jako e posiada si ju wy cznie my li, cia o� � � � � �� � � jest iluzj . Wed ug mnie jest to jednak bzdura, gdy cia o pozostaje w naszym� � � � wiecie jak pusta pow oka. Kiedy ono umiera, ko czy si te nasz byt w wiecie� � � � � � RELEX - u. Ale tak naprawd , nikt nie wie, jak to w a ciwie jest.� � �

Ty te jeste teraz tylko tak pow ok , Katarzyno. Zgoda, mam zakodowan .� � � � � � symulacj osobowo ci, nigdy jednak jeszcze nie zaktywizowa em tego programu.� � � My l , e nie wytrzyma bym tego, gdyby jeszcze ty zacz a rozmawia ze mn przez� � � � � � � � ekran. Nie wiem ju , co robi . W czam elektroniczn muzyk medytacji, dopasowuj c� � �� � � � rytm muzyki do bicia mego serca. To dzia a na mnie zawsze uspokajaj co. Pozwalam� � si powoli unosi na harmonijnych wibracjach, dryfuj c w kierunku odleg ego� � � � horyzontu. I nagle przychodzi ol nienie. Jest wyj cie! Zintegruj model osobowo ci� � � � Katarzyny z programem MERGER mojego ojca w programie ARCADIA. Potem udam si� tam, poniewa wiem, e czeka na mnie gdzie w tamtym wiecie. I nigdy wi cej tu� � � � � nie wr c .� � Bez wahania przyst puj do dzia ania, wykonuj c niezb dne czynno ci. Podczas� � � � � � gdy komputer przeprowadza integracj danych, wstaj i podchodz do okna. Po raz� � � ostatni spogl dam na moje miasto noc - widok, jakiego nie ujrz ju nigdy. Z� � � � muzyk w tle to wszystko sprawia wra enie nierzeczywiste, jakby by o tylko� � � kadrem z filmu. A mo e to rzeczywi cie tylko projekcja? Kt to mo e wiedzie ? Rzeczywisto� � � � � �� jest dzi tak podziurawiona jak sito. Nie mo na ju na niczym polega . Ludzie� � � � prze ywaj przygody, jakich wcale nie prze ywali, fa szywa rzeczywisto jest� � � � �� bardziej prawdziwa ni ta prawdziwa. Zwierz ta w zoo zosta y wynalezione przez� � � technik w genetycznych, prezydent Stan w Zjednoczonych nazywa si John F.� � � Kennedy i jest programem komputerowym. Moja matka nie jest moj matk . M j� � � ojciec nie yje, ale w a nie z nim rozmawia em.� � � � Rzeczywisto to s owo pozbawione wszelkiej warto ci. Gra bez regu . Dlatego�� � � � ustal teraz moje w asne regu y. Nowy program ARCADIA jest gotowy do startu.� � � Wk adam he m kontaktowy. Przechodz mnie ciarki. Wie owce widoczne za oknem� � � � zaczynaj rozp ywa mi si w oczach.� � � � Bez wahania wciskam przycisk rozruchu i stoj ju na polnej drodze w ARCADII.� � Obok mnie z ocisto te any pszenicy faluj na wietrze. Droga wiedzie na� �� � � pag rek, zza kt rego wystaje wie a ko cielna. Gdzie w oddali stuka dzi cio .� � � � � � � Kolory s wyra ne, w powietrzu roznosi si zapach wilgotnej ziemi. Na zachodzie� � � przesuwaj si ciemne chmury. Ca y krajobraz spina podw jna t cza.� � � � � Oddycham g boko i wyruszam przed siebie, na spotkanie t czy. Wiem, e�� � � odnajd ci tam, Katarzyno.� � Prze o y Mieczyslaw Dutkiewicz� � �