WYDAWNICTWO ALBATROS
ANDRZEJ KURYŁOWICZ
Wiktorii Wiedeńskiej 7/24, 02-954 Warszawa
Wydanie I
Skład: Laguna
Druk: WZDZ - Drukarnia Lega, Opole
Dla Natalie
W starożytności szczyt piramidy Cheopsa w
Gizie zdobiła olbrzymia kopuła wykonana ze
złota.
Zniknęła nagle w zamierzchłych czasach.
KOLEKCJA CUDÓW ŚWIATA
Tytuł zbioru dokumentów, zebranych przez
Kallimacha z Cyreny
bibliotekarza Biblioteki Aleksandryjskiej, zagi-
nionych w 48 r p.n.e.,
kiedy biblioteka została zniszczona.
SKULCIE SIĘ ZE STRACHU, KRZYCZCIE
Z ROZPACZY,
ŻAŁOŚNI ŚMIERTELNICY,
GDYŻ TEN, KTÓRY DAŁ WIELKĄ MOC,
TERAZ JĄ ODBIERZE.
JEŚLI BENBEN NIE ZOSTANIE UMIESZ-
CZONY W ŚWIĘTYM MIEJSCU
NA ŚWIĘTEJ ZIEMI, NA ŚWIĘTEJ WYSO-
KOŚCI,
W CIĄGU SIEDMIU WSCHODÓW SŁOŃ-
CA OD PRZYBYCIA PROROKA BOGA RE,
SIÓDMEGO DNIA W SAMO POŁUDNIE,
OGNIE NIEPRZEJEDNANEGO NISZCZY-
CIELA RE POCHŁONĄ NAS WSZYST-
KICH.
Licząca 4500 lat inskrypcja, odnaleziona na
szczycie piramidy Cheopsa w Gizie, w miej-
scu, gdzie znajdowała się złota kopuła.
POSIADŁEM WŁADZĘ I WIDZIAŁEM JEJ
MOC.
TERAZ WIEM JEDNO.
PROWADZI DO SZALEŃSTWA.
Aleksander Wielki
NAJWIĘKSZY POSĄG W DZIEJACH
Górował niczym bóstwo nad wejściem do
portu Mandraki, największego na wyspie Ro-
dos, tak jak dzisiaj Statua Wolności góruje nad
Nowym Jorkiem.
Ukończony w dwieście osiemdziesiątym dru-
gim roku przed naszą erą po dwunastu latach
budowy, był największym wykonanym z brązu
posągiem, jaki kiedykolwiek powstał. Wysoki
na ponad trzydzieści metrów, przyćmiewał
swym ogromem nawet największe okręty, któ-
re koło niego przepływały.
Posąg przybrał postać greckiego boga słońca,
Heliosa - muskularnego, potężnego, z wieńcem
laurowym na głowie i naszyjnikiem z wielkim
złotym wisiorem na szyi. W wysoko uniesionej
prawej ręce trzymał płonącą pochodnię.
Specjaliści wciąż się spierają czy wielka sta-
tua stała okrakiem nad wejściem do portu, czy
na końcu długiego falochronu, który stanowił-
by wówczas jej fundament. Tak czy inaczej wi-
dok posągu musiał w owych czasach robić
ogromne wrażenie.
Co ciekawe, obywatele Rodos budowali go
dla uczczenia zwycięstwa nad Antygonidami
(którzy oblegali wyspę Rodos przez równy
rok), ale za budowę posągu płacił Egipt, a kon-
kretnie dwaj faraonowie: Ptolemeusz 1 i jego
syn Ptolemeusz II.
Ludziom wykonanie tej rzeźby zajęło dwana-
ście lat, a natura potrzebowała sześćdziesięciu
sześciu, by obrócić posąg w ruinę.
Kiedy w dwieście dwudziestym szóstym roku
przed naszą erą trzęsienie ziemi poważnie
uszkodziło statuę, to znowu Egipt,
13
a konkretnie następny faraon Ptolemeusz III
zaoferował pomoc w odbudowie. Wyglądało to
tak, jakby Egipcjanom bardziej zależało na ko-
losie niż mieszkańcom Rodos.
W obawie przed bogami, którzy powalili ko-
losa, obywatele Rodos odrzucili ofertę Ptole-
meusza III. Fragmenty budowli pozostały ruiną
przez następne dziewięćset lat, do roku 654
n.e., kiedy to arabscy najeźdźcy zburzyli ją do
końca i rozprzedali w kawałkach.
Pozostaje jedna, tajemnicza kwestia.
Tydzień po tym, jak Rodyjczycy odrzucili
ofertę Ptolemeusza III odbudowy posągu, znik-
nęła głowa powalonego kolosa, a miała pięć
metrów wysokości.
Rodyjczycy podejrzewali, że została zabrana
przez egipski statek, który w tym czasie wypły-
nął z portu.
Głowy kolosa z Rodos nigdy już nie odnale-
ziono.
MOKRADŁA ANGAREB
PODNÓŻE GÓR W ETIOPII
PROWINCJA KASALA,
WSCHODNI SUDAN
14 MARCA 2006, GODZINA
16.55
6 DNI PRZED POJAWIE-
NIEM SIĘ TARTARU
Dziewięć pochylonych postaci pędziło bie-
giem przez rojące się od krokodyli bagno.
Właściwie nie mieli żadnych szans.
Przeciwników było ponad dwustu.
Ich tylko dziewięcioro.
Wróg miał potężne zaplecze techniczne i
wsparcie logistyczne: śmigłowce, reflektory do
pracy w nocy i wszelkiego rodzaju łodzie - ka-
nonierki, barki mieszkalne, trzy olbrzymie po-
głębiarki; należy również wspomnieć o prowi-
zorycznej tamie, którą zdołali wybudować.
Dziewięciu ludzi dysponowało tylko kilkoma
rzeczami niezbędnymi w kopalni.
Na dodatek odkryli właśnie, że pojawiła się
trzecia siła. Kolejni rywale, jeszcze liczniejsi i
bardziej bezwzględni, już zbliżali się do wzgó-
rza, byli tuż za nimi.
Jakkolwiek na to patrzeć, nie mieli szans.
Beznadziejna sprawa. Wrogowie przed nimi,
wrogowie za plecami.
Mimo to biegli dalej.
Musieli.
Musieli podjąć ostatnią rozpaczliwą próbę.
16
Ostatni rzut kośćmi.
Ostatnia nadzieja małej grupki narodów, któ-
re reprezentowali.
Ich bezpośredni przeciwnicy - koalicja naro-
dów europejskich - natrafili na północne wej-
ście do kopalni dwa dni temu i szybko posuwa-
li się naprzód systemem podziemnych koryta-
rzy.
Podsłuchany godzinę wcześniej przekaz ra-
diowy ujawnił, że siły paneuropejskie - francu-
scy żołnierze, niemieccy inżynierowie i włoski
szef misji - dotarły właśnie do ostatniego syfo-
nu po ich stronie kopalni, ostatniej przeszkody
dzielącej ich od celu. Kiedy go pokonają, znaj-
dą się w samej Wielkiej Grocie.
Szybko posuwali się naprzód.
Znaczyło to, że wiedzieli, jakie trudności
mogą napotkać w kopalni, i dobrze się przygo-
towali.
Koszmarne trudności - syfony.
Nie obeszło się bez ofiar - trzech członków
zespołu zginęło w makabrycznych okoliczno-
ściach, już pierwszego dnia wpadając w pułap-
kę. Mimo to szef europejskiej ekspedycji -
przysłany przez Watykan jezuita Francisco del
Piero nie pozwolił, by ich śmierć spowodowała
zwolnienie tempa prac.
Zdeterminowany, kompletnie pozbawiony
współczucia del Piero popędzał swoich ludzi.
Jeśli wziąć pod uwagę stawkę, ofiary były
wkalkulowane w to przedsięwzięcie.
Dziewięcioro ludzi pędziło przez mokradła
ku południowej stronie wzgórza. Głowy cho-
wali w ramionach, chroniąc się przed zacinają-
cym deszczem, nogami ubijali grząski grunt.
Biegli jak żołnierze, pochylone tułowie,
szybkie tempo, jeden za drugim, gęsiego. Mia-
rowo i z determinacją. Omijali zwieszające się
gałęzie, przeskakiwali błotniste bajora.
W rękach trzymali broń: MP-7, M-16, Stey-
ry-AUG. W przytwierdzonych do ud kaburach
- wszelkiego rodzaju broń krótką. Na plecach
nieśli różnych rozmiarów pakunki, zwoje lin,
sprzęt wspinaczkowy, stalowe rozpórki.
17
Nad ich głowami, ponad linią drzew z wdzię-
kiem szybował niewielki ptak.
Siedmiu z nich było prawdziwymi żołnierza-
mi. Elitarne jednostki. Siły specjalne. Każdy z
innego kraju.
Pozostałe dwie osoby to cywile. Starszy to
długobrody profesor Maximilian T. Epper,
pseudonim Mistrz.
Pseudonimy wojskowych brzmiały nieco
groźniej: Myśliwy, Szaman, Łucznik, Krwawa
Mary, Saladyn, Matador, Bandyta.
Co ciekawe, podczas tej misji otrzymali zu-
pełnie nowe pseudonimy: Drwal, Miś Kędzie-
rzawy, Długi, Księżniczka Zoe, Kubuś Pucha-
tek, Noddy, Wielkouchy.
Tak nazwał ich dziewiąty członek zespołu -
dziesięcioletnia dziewczynka.
Wzgórze, do którego się zbliżali, było ostat-
nim wzniesieniem długiego pasma ciągnącego
się aż do granicy sudańsko-etiopskiej.
Z tych gór w Etiopii płynęła do Sudanu rzeka
Angareb. Na okolicznych mokradłach jej wody
zwolniły bieg, by ruszyć dalej przez terytorium
Sudanu i ostatecznie zasilić nurty Nilu.
Stałym mieszkańcem tych mokradeł był cie-
szący się złą sławą krokodyl nilowy. Osiągają-
cy długość sześciu metrów, krokodyl nilowy
jest znany ze swej przebiegłości i zaciekłych
ataków. To najbardziej rozsmakowany w ludz-
kim mięsie gatunek krokodyli. Rocznie zabija
ponad trzysta osób.
Podczas gdy dziewięcioro ludzi zbliżało się
do wzgórza od południa, ich rywale z Unii Eu-
ropejskiej założyli na północy bazę, która wy-
glądała jak pływające miasto. Okręty dowodze-
nia, pływające kantyny, łodzie-baraki, łodzie
zabezpieczenia naszpikowane bronią, cała ta
flotylla była połączona siecią mostów pontono-
wych. Dzioby wszystkich łodzi zwrócone były
w kierunku centralnego punktu ich operacji:
potężnej kasetonowej tamy, zbudowanej na
północnym zboczu góry.
Był to, trzeba przyznać, szczyt mistrzostwa -
sto metrów długości, dwanaście wysokości,
lekko zaokrąglona tama retencyjna zatrzymy-
wała wodę z mokradeł, aby odsłonić kwad-
ratowe, wykute w skale wejście u podstawy
wzgórza, dwanaście metrów poniżej linii wody.
Artyzm, z jakim wykonano kamienne wej-
ście, zapierał dech w piersiach.
Egipskie hieroglify pokrywały każdy centy-
metr kwadratowy
19
jego obramowania, ale szczególną uwagę przy-
kuwał kamień nadproża, zwieńczający portal.
Zdobił go glif często znajdowany w grobow-
cach faraonów.
Dwie postacie ze skrępowanymi z tyłu ręka-
mi, przywiązane do laski zwieńczonej szakala
głową Anubisa, egipskiego boga podziemi. Oto
co świat zmarłych oferował rabusiom - zwią-
zanie się z Anubisem po wsze czasy. Niezbyt
miły sposób na spędzenie wieczności.
Przekaz był czytelny: nie wchodzić.
Budowla wewnątrz góry była starą kopalnią,
sięgającą czasów Ptolemeusza I, czyli około
roku 300 p.n.e.
W czasach świetności Egiptu Sudan był zna-
ny jako Nubia, to słowo pochodziło z egipskie-
go określenia złota: nub.
Nubia - Złota Kraina.
I taka rzeczywiście była. To właśnie z Nubii
starożytni Egipcjanie czerpali złoto na budowę
swoich świątyń i skarbców.
Ze źródeł odnalezionych w Aleksandrii wy-
nika, że w tej kopalni złoża złota wyczerpały
się w ciągu siedemdziesięciu lat od ich odkry-
cia. Wkrótce przeistoczyła się w miejsce wydo-
bycia rzadkiej kopaliny - diorytu. Kiedy i dio-
ryt się skończył, faraon Ptolemeusz III postano-
wił przeznaczyć ją do bardzo specyficznego
celu.
Wysłał swojego najlepszego architekta, Im-
hotepa V, wraz z grupą około dwóch tysięcy
ludzi.
Trzy lata pracowali nad tym projektem w ab-
solutnej tajemnicy.
MATTHEW REILLY SIEDEM CUDÓW STAROŻYTNOŚCI Z angielskiego przełożył JERZY J. MALI- NOWSKI WARSZAWA 2007
Tytuł oryginału: SEVEN DEADLY WON- DERS Copyright © Karanadon Entertainment Pty Ltd. 2005 All rights reserved Copyright © for the Polish edition by Wydawnictwo Albatros A. Kuryłowicz 2007 Copyright © for the Polish translation by Jerzy J. Malinowski 2007 Redakcja: Jacek Ring Ilustracja na okładce: Jacek Kopalski Projekt graficzny okładki i serii: Andrzej Kury- łowicz ISBN 978-83-7359-407-4 Dystrybucja Firma Księgarska Jacek Olesiejuk Kolejowa 15/17, 01-217 Warszawa t./f. 022-535-0557, 022-721-3011/7007/7009 www.olesiejuk.pl www.merlin.pl www.ksiazki.wp.pl www.empik.com
WYDAWNICTWO ALBATROS ANDRZEJ KURYŁOWICZ Wiktorii Wiedeńskiej 7/24, 02-954 Warszawa Wydanie I Skład: Laguna Druk: WZDZ - Drukarnia Lega, Opole
Dla Natalie
W starożytności szczyt piramidy Cheopsa w Gizie zdobiła olbrzymia kopuła wykonana ze złota. Zniknęła nagle w zamierzchłych czasach.
KOLEKCJA CUDÓW ŚWIATA Tytuł zbioru dokumentów, zebranych przez Kallimacha z Cyreny bibliotekarza Biblioteki Aleksandryjskiej, zagi- nionych w 48 r p.n.e., kiedy biblioteka została zniszczona. SKULCIE SIĘ ZE STRACHU, KRZYCZCIE Z ROZPACZY, ŻAŁOŚNI ŚMIERTELNICY, GDYŻ TEN, KTÓRY DAŁ WIELKĄ MOC, TERAZ JĄ ODBIERZE. JEŚLI BENBEN NIE ZOSTANIE UMIESZ- CZONY W ŚWIĘTYM MIEJSCU NA ŚWIĘTEJ ZIEMI, NA ŚWIĘTEJ WYSO- KOŚCI, W CIĄGU SIEDMIU WSCHODÓW SŁOŃ- CA OD PRZYBYCIA PROROKA BOGA RE, SIÓDMEGO DNIA W SAMO POŁUDNIE, OGNIE NIEPRZEJEDNANEGO NISZCZY- CIELA RE POCHŁONĄ NAS WSZYST- KICH. Licząca 4500 lat inskrypcja, odnaleziona na szczycie piramidy Cheopsa w Gizie, w miej- scu, gdzie znajdowała się złota kopuła.
POSIADŁEM WŁADZĘ I WIDZIAŁEM JEJ MOC. TERAZ WIEM JEDNO. PROWADZI DO SZALEŃSTWA. Aleksander Wielki
NAJWIĘKSZY POSĄG W DZIEJACH Górował niczym bóstwo nad wejściem do portu Mandraki, największego na wyspie Ro- dos, tak jak dzisiaj Statua Wolności góruje nad Nowym Jorkiem. Ukończony w dwieście osiemdziesiątym dru- gim roku przed naszą erą po dwunastu latach budowy, był największym wykonanym z brązu posągiem, jaki kiedykolwiek powstał. Wysoki na ponad trzydzieści metrów, przyćmiewał swym ogromem nawet największe okręty, któ- re koło niego przepływały. Posąg przybrał postać greckiego boga słońca, Heliosa - muskularnego, potężnego, z wieńcem laurowym na głowie i naszyjnikiem z wielkim złotym wisiorem na szyi. W wysoko uniesionej prawej ręce trzymał płonącą pochodnię. Specjaliści wciąż się spierają czy wielka sta- tua stała okrakiem nad wejściem do portu, czy na końcu długiego falochronu, który stanowił- by wówczas jej fundament. Tak czy inaczej wi- dok posągu musiał w owych czasach robić ogromne wrażenie. Co ciekawe, obywatele Rodos budowali go dla uczczenia zwycięstwa nad Antygonidami
(którzy oblegali wyspę Rodos przez równy rok), ale za budowę posągu płacił Egipt, a kon- kretnie dwaj faraonowie: Ptolemeusz 1 i jego syn Ptolemeusz II. Ludziom wykonanie tej rzeźby zajęło dwana- ście lat, a natura potrzebowała sześćdziesięciu sześciu, by obrócić posąg w ruinę. Kiedy w dwieście dwudziestym szóstym roku przed naszą erą trzęsienie ziemi poważnie uszkodziło statuę, to znowu Egipt, 13
a konkretnie następny faraon Ptolemeusz III zaoferował pomoc w odbudowie. Wyglądało to tak, jakby Egipcjanom bardziej zależało na ko- losie niż mieszkańcom Rodos. W obawie przed bogami, którzy powalili ko- losa, obywatele Rodos odrzucili ofertę Ptole- meusza III. Fragmenty budowli pozostały ruiną przez następne dziewięćset lat, do roku 654 n.e., kiedy to arabscy najeźdźcy zburzyli ją do końca i rozprzedali w kawałkach. Pozostaje jedna, tajemnicza kwestia. Tydzień po tym, jak Rodyjczycy odrzucili ofertę Ptolemeusza III odbudowy posągu, znik- nęła głowa powalonego kolosa, a miała pięć metrów wysokości. Rodyjczycy podejrzewali, że została zabrana przez egipski statek, który w tym czasie wypły- nął z portu. Głowy kolosa z Rodos nigdy już nie odnale- ziono.
MOKRADŁA ANGAREB
PODNÓŻE GÓR W ETIOPII PROWINCJA KASALA, WSCHODNI SUDAN 14 MARCA 2006, GODZINA 16.55 6 DNI PRZED POJAWIE- NIEM SIĘ TARTARU Dziewięć pochylonych postaci pędziło bie- giem przez rojące się od krokodyli bagno. Właściwie nie mieli żadnych szans. Przeciwników było ponad dwustu. Ich tylko dziewięcioro. Wróg miał potężne zaplecze techniczne i wsparcie logistyczne: śmigłowce, reflektory do pracy w nocy i wszelkiego rodzaju łodzie - ka- nonierki, barki mieszkalne, trzy olbrzymie po- głębiarki; należy również wspomnieć o prowi- zorycznej tamie, którą zdołali wybudować. Dziewięciu ludzi dysponowało tylko kilkoma rzeczami niezbędnymi w kopalni. Na dodatek odkryli właśnie, że pojawiła się trzecia siła. Kolejni rywale, jeszcze liczniejsi i bardziej bezwzględni, już zbliżali się do wzgó- rza, byli tuż za nimi. Jakkolwiek na to patrzeć, nie mieli szans. Beznadziejna sprawa. Wrogowie przed nimi, wrogowie za plecami.
Mimo to biegli dalej. Musieli. Musieli podjąć ostatnią rozpaczliwą próbę. 16
Ostatni rzut kośćmi. Ostatnia nadzieja małej grupki narodów, któ- re reprezentowali. Ich bezpośredni przeciwnicy - koalicja naro- dów europejskich - natrafili na północne wej- ście do kopalni dwa dni temu i szybko posuwa- li się naprzód systemem podziemnych koryta- rzy. Podsłuchany godzinę wcześniej przekaz ra- diowy ujawnił, że siły paneuropejskie - francu- scy żołnierze, niemieccy inżynierowie i włoski szef misji - dotarły właśnie do ostatniego syfo- nu po ich stronie kopalni, ostatniej przeszkody dzielącej ich od celu. Kiedy go pokonają, znaj- dą się w samej Wielkiej Grocie. Szybko posuwali się naprzód. Znaczyło to, że wiedzieli, jakie trudności mogą napotkać w kopalni, i dobrze się przygo- towali. Koszmarne trudności - syfony. Nie obeszło się bez ofiar - trzech członków zespołu zginęło w makabrycznych okoliczno- ściach, już pierwszego dnia wpadając w pułap- kę. Mimo to szef europejskiej ekspedycji - przysłany przez Watykan jezuita Francisco del Piero nie pozwolił, by ich śmierć spowodowała zwolnienie tempa prac.
Zdeterminowany, kompletnie pozbawiony współczucia del Piero popędzał swoich ludzi. Jeśli wziąć pod uwagę stawkę, ofiary były wkalkulowane w to przedsięwzięcie. Dziewięcioro ludzi pędziło przez mokradła ku południowej stronie wzgórza. Głowy cho- wali w ramionach, chroniąc się przed zacinają- cym deszczem, nogami ubijali grząski grunt. Biegli jak żołnierze, pochylone tułowie, szybkie tempo, jeden za drugim, gęsiego. Mia- rowo i z determinacją. Omijali zwieszające się gałęzie, przeskakiwali błotniste bajora. W rękach trzymali broń: MP-7, M-16, Stey- ry-AUG. W przytwierdzonych do ud kaburach - wszelkiego rodzaju broń krótką. Na plecach nieśli różnych rozmiarów pakunki, zwoje lin, sprzęt wspinaczkowy, stalowe rozpórki. 17
Nad ich głowami, ponad linią drzew z wdzię- kiem szybował niewielki ptak. Siedmiu z nich było prawdziwymi żołnierza- mi. Elitarne jednostki. Siły specjalne. Każdy z innego kraju. Pozostałe dwie osoby to cywile. Starszy to długobrody profesor Maximilian T. Epper, pseudonim Mistrz. Pseudonimy wojskowych brzmiały nieco groźniej: Myśliwy, Szaman, Łucznik, Krwawa Mary, Saladyn, Matador, Bandyta. Co ciekawe, podczas tej misji otrzymali zu- pełnie nowe pseudonimy: Drwal, Miś Kędzie- rzawy, Długi, Księżniczka Zoe, Kubuś Pucha- tek, Noddy, Wielkouchy. Tak nazwał ich dziewiąty członek zespołu - dziesięcioletnia dziewczynka.
Wzgórze, do którego się zbliżali, było ostat- nim wzniesieniem długiego pasma ciągnącego się aż do granicy sudańsko-etiopskiej. Z tych gór w Etiopii płynęła do Sudanu rzeka Angareb. Na okolicznych mokradłach jej wody zwolniły bieg, by ruszyć dalej przez terytorium Sudanu i ostatecznie zasilić nurty Nilu. Stałym mieszkańcem tych mokradeł był cie- szący się złą sławą krokodyl nilowy. Osiągają- cy długość sześciu metrów, krokodyl nilowy jest znany ze swej przebiegłości i zaciekłych ataków. To najbardziej rozsmakowany w ludz- kim mięsie gatunek krokodyli. Rocznie zabija ponad trzysta osób. Podczas gdy dziewięcioro ludzi zbliżało się do wzgórza od południa, ich rywale z Unii Eu- ropejskiej założyli na północy bazę, która wy- glądała jak pływające miasto. Okręty dowodze- nia, pływające kantyny, łodzie-baraki, łodzie zabezpieczenia naszpikowane bronią, cała ta flotylla była połączona siecią mostów pontono- wych. Dzioby wszystkich łodzi zwrócone były w kierunku centralnego punktu ich operacji:
potężnej kasetonowej tamy, zbudowanej na północnym zboczu góry. Był to, trzeba przyznać, szczyt mistrzostwa - sto metrów długości, dwanaście wysokości, lekko zaokrąglona tama retencyjna zatrzymy- wała wodę z mokradeł, aby odsłonić kwad- ratowe, wykute w skale wejście u podstawy wzgórza, dwanaście metrów poniżej linii wody. Artyzm, z jakim wykonano kamienne wej- ście, zapierał dech w piersiach. Egipskie hieroglify pokrywały każdy centy- metr kwadratowy 19
jego obramowania, ale szczególną uwagę przy- kuwał kamień nadproża, zwieńczający portal. Zdobił go glif często znajdowany w grobow- cach faraonów. Dwie postacie ze skrępowanymi z tyłu ręka- mi, przywiązane do laski zwieńczonej szakala głową Anubisa, egipskiego boga podziemi. Oto co świat zmarłych oferował rabusiom - zwią- zanie się z Anubisem po wsze czasy. Niezbyt miły sposób na spędzenie wieczności. Przekaz był czytelny: nie wchodzić. Budowla wewnątrz góry była starą kopalnią, sięgającą czasów Ptolemeusza I, czyli około roku 300 p.n.e. W czasach świetności Egiptu Sudan był zna- ny jako Nubia, to słowo pochodziło z egipskie- go określenia złota: nub. Nubia - Złota Kraina. I taka rzeczywiście była. To właśnie z Nubii starożytni Egipcjanie czerpali złoto na budowę
swoich świątyń i skarbców. Ze źródeł odnalezionych w Aleksandrii wy- nika, że w tej kopalni złoża złota wyczerpały się w ciągu siedemdziesięciu lat od ich odkry- cia. Wkrótce przeistoczyła się w miejsce wydo- bycia rzadkiej kopaliny - diorytu. Kiedy i dio- ryt się skończył, faraon Ptolemeusz III postano- wił przeznaczyć ją do bardzo specyficznego celu. Wysłał swojego najlepszego architekta, Im- hotepa V, wraz z grupą około dwóch tysięcy ludzi. Trzy lata pracowali nad tym projektem w ab- solutnej tajemnicy.