Nancy Taylor Rosenberg
SĘDZIA W MATNI
Interest of Justice
PrzełoŜyła: Renata Gorczyńska
Wydanie oryginalne: 1993
Wydanie polskie: 1995
Podziękowanie
Chciałabym podziękować wielu osobom, które pomogły mi w pracy nad tą powieścią.
Nade wszystko dziękuję świetnemu agentowi literackiemu i przyjacielowi Peterowi Millerowi
z PMA Literary and Fil Management za stałe poparcie i włoŜony wysiłek; dziękuję takŜe
Jennifer Robinson, równieŜ z PMA, która słuŜyła mi wielką pomocą. Jestem szczególnie
wdzięczna mojej redaktorce Michaeli Hamilton z wydawnictwa Dutton Signet za jej wiedzę i
inteligencję. Bez jej pomocy ksiąŜka nie miałaby tego kształtu, jaki ma obecnie. Pani Elaine
Koster i cały zespół wydawnictwa Penguin Books USA okazali mi wiele Ŝyczliwości.
Ponadto pragnę podziękować doktorowi George’owi Awadowi za jego fachowe rady z
dziedziny patologii. I na koniec przekazuję podziękowania pod adresem mojego cierpliwego i
pomocnego męŜa Jerry’ego oraz naszych wspaniałych dzieci: Blake’a, Chessly’ego, Hoyta,
Amy i Nancy. Pozwoliły one swojej mamie zostać pisarką i poświęcić się tej pracy, biorąc na
siebie wiele obowiązków. Nancy zasłuŜyła na dodatkowe podziękowanie, poniewaŜ
zrezygnowała z wakacji, by pomóc mi w końcowej redakcji powieści.
Rozdział I
Sędzia Lara Sanderstone miała pewien zwyczaj. Gdy intensywnie myślała o
skomplikowanym zagadnieniu prawnym lub gdy miała wydać orzeczenie, obracała się na
kręconym skórzanym fotelu w kierunku sztandaru amerykańskiego, stojącego po lewej stronie
jej mahoniowego biurka. Wierzyła, Ŝe z pasów i gwiazd spłynie na nią natchnienie. Co do
flagi kalifornijskiej, znajdującej się po prawej stronie, to nie uwaŜała, aby ten symbol mógł ją
zainspirować. Prawdę powiedziawszy, flaga kalifornijska nie mogła zainspirować nikogo, ale
takiej opinii nie naleŜało wyraŜać publicznie.
Wielu sędziów nie miało flagi w swoim gabinecie. Lara odziedziczyła ją po swoim
poprzedniku razem z umeblowaniem i całym gabinetem, a nawet z sekretarzem, gdy przed
dwoma laty powołano ją na stanowisko sędziego w Sądzie NajwyŜszym powiatu Orange.
Przez jedenaście lat była prokuratorem. W weekend poprzedzający ceremonię zaprzysięŜenia
przyjechała do gmachu sądu i z zapałem wyczyściła papierem ściernym, a następnie
zapokostowała zniszczony blat wspaniałego niegdyś biurka. Fotel nie nadawał się jednak do
reperacji. Sędzia, którego miejsce Lara zajęła, był otyłym męŜczyzną i spręŜyny pod jego
cięŜarem osiadły. Obiecano jej nowy fotel, ale jak dotychczas, nie doczekała się. Siedziała
więc jak w wiadrze.
Lara spojrzała na zegarek. Musiała zaraz wrócić na salę sądową. Po południu na
wokandzie był wniosek obrony zgłoszony przed właściwą rozprawą. Na ogół były to
rutynowe działania, odbywające się w niemal pustej sali. Niestety, jednak w tym wypadku
istniała groźba oddalenia oskarŜenia publicznego. Obrona przedstawiała swe argumenty juŜ
drugi dzień. Jej wniosek miał być rozstrzygnięty juŜ podczas wstępnego zapoznania się stron
ze sprawą, ale wówczas oskarŜonego reprezentował obrońca z urzędu, sprzyjający
prokuraturze i obarczony liczną klientelą. Teraz obrony podjął się Benjamin England,
stypendysta szacownej fundacji Rhodesa, uznany prawnik, który mógł się skupić wyłącznie
na jednej sprawie, nie uganiając się za innymi klientami.
Sprawa dotyczyła zgwałcenia i zamordowania 20-letniej Jessiki Van Horn. Dziewczyna
wracała na uniwersytet w Los Angeles swoją toyotą camry rocznik 1989 z weekendu
spędzonego w domu rodzinnym w Mission Viejo. Samochód znaleziono na poboczu
autostrady z przedziurawioną oponą. Dwumiesięczne poszukiwania ładnej blondynki
doprowadziły do odkrycia tragedii. Zbezczeszczone i rozkładające się ciało dziewczyny
znaleziono na polu w pobliŜu Oceanside, czterdzieści mil od miejsca, gdzie znajdował się jej
samochód. Wszyscy, którzy uczestniczyli w poszukiwaniu Jessiki, pragnęli wierzyć, Ŝe
dziewczyna Ŝyje. Gdy w końcu odnaleziono zwłoki, policjanci, reporterzy i okoliczni
mieszkańcy mieli wizerunek ofiary na zawsze utrwalony w pamięci: loki blond, nieśmiały
uśmiech, duŜe niebieskie oczy, bluzka obszyta koronką. Podobiznę studentki odbito bowiem i
rozdano w tysiącach ulotek.
Sędzia Sanderstone przestała kontemplować flagę. Przekręciła krzesło w prawo, w stronę
oprawionego w ramki zdjęcia swego pradziadka, wodza plemienia Irokezów. Lara
odziedziczyła po nim dumną postawę, wyraźne kości policzkowe, przenikliwe oczy i
inteligencję. Wpatrywała się w to zdjęcie, ilekroć szukała źródła siły wewnętrznej.
Sala była zatłoczona i gwarna. Zabrakło wolnych krzeseł, więc część reporterów
przykucnęła w przejściach z notatnikami w rękach. Obecnych było kilkunastu policjantów
niektórzy stawili się w mundurach, inni w cywilu.
Jeden z urzędników sądowych szepnął coś do asystenta szeryfa. Nadchodził sędzia.
Weszło dwóch straŜników, prowadząc w kierunku stolika obrońcy oskarŜonego – nieduŜego,
chudego męŜczyznę po trzydziestce. OskarŜony schylił głowę; zakute w kajdanki ręce
trzymał na wysokości twarzy. Ssał kciuk. Szedł małymi krokami, bo miał skute nogi. Brzęk
łańcuchów przywodził na myśl monstrualne amulety mające chronić od złego losu. Na
czubku głowy podsądny miał łysinę, na której zbierały się krople potu, widoczne w świetle
reflektorów. Ubrany był w Ŝółty kombinezon z napisem na plecach ARESZT POWIATU
ORANGE. Gdy usiadł koło obrońcy, na podium pojawił się urzędnik sądowy i zwrócił się do
zebranych:
– Proszę wstać. Rozpoczyna się posiedzenie Sądu NajwyŜszego powiatu Orange, wydział
dwudziesty piąty. Przewodniczy sędzia Lara Sanderstone.
Lara wkroczyła do sali sądowej bocznymi drzwiami. Mawiano, Ŝe jej delikatne rysy
wprowadzają w błąd: blada, gładka cera, usta jak u lalki, wyraźnie zarysowane kości
policzkowe, długie rzęsy widoczne za okularami. Czarne włosy ściągnięte gładko do tyłu i
spięte złotą klamrą, jedynym kobiecym atrybutem w męskim wyglądzie. PoniewaŜ jak na
sędziego była młoda – miała trzydzieści osiem lat – pragnęła zyskać na autorytecie stylem
bycia. Nie tak dawno ktoś zauwaŜył, Ŝe bardziej przypomina członkinię chóru parafialnego
niŜ sędziego.
Dwuskrzydłowe drzwi rozwarły się z hukiem. Pojawił się w nich Russ Mitchell, asystent
prokuratora okręgowego. Był jak zwykle spóźniony; ledwie skończył jedną rozprawę, juŜ
pędził na drugą. Podbiegł zdyszany do swego stolika i rzucił na blat cięŜką teczkę z aktami.
Poprawiając przekrzywiony krawat, spojrzał na ławę sędziowską.
Lara spojrzała na niego ostro, w jej głosie znać było zniecierpliwienie, gdy odezwała się z
przekąsem:
– Cieszę się, Ŝe pana widzę. Spóźnił się pan jak zwykle, rozpoczęliśmy więc juŜ
rozprawę. Damy panu kilka minut na zebranie myśli.
Gdy Mitchell gorączkowo przerzucał papiery, jej oczy spoczęły na rodzicach ofiary.
Oboje siedzieli w pierwszym rzędzie, jak papuŜki na pręcie. Mieli zastygłe twarze, trzymali
się za ręce. Sprawiali wraŜenie głuchych i ślepych na otoczenie. Patrzyli przed siebie
nieruchomym wzrokiem. Czekali na ogłoszenie wyroku.
Obok nich siedział dwudziestoletni chłopak ofiary. Lara pamiętała jego twarz z artykułów
w prasie. Miał na sobie czarny garnitur, prawdopodobnie ten sam, w którym poszedł na
pogrzeb dziewczyny. Spotykał się z nią przez trzy lata. Oboje byli studentami pierwszego
roku Uniwersytetu Kalifornijskiego i mieszkali razem w kawalerce niedaleko kampusu.
Chłopiec powiedział reporterom, Ŝe zbierał pieniądze na pierścionek zaręczynowy.
Prokurator spojrzał w kierunku ławy sędziowskiej. Był wreszcie gotowy.
– Naród przeciwko Hendersonowi – ogłosiła Lara bezzwłocznie, przejmując akta sprawy
od urzędnika sądowego. Czuła na sobie wzrok zgromadzonych. – Obrona nadal domaga się
niedopuszczenia materiałów dowodowych. Kontynuujemy. Pan, panie England, ma – jak
rozumiem – nowego świadka.
– Tak, Wysoki Sądzie – odparł England wstając. W jego ciemnych włosach widać juŜ
było nitki siwizny, ale był nadal przystojnym czterdziestotrzyletnim męŜczyzną o
młodzieńczych ruchach.
Po zaprzysięŜeniu świadek zajął miejsce na podium. Był w mundurze. Poprzedniego dnia
przysłuchiwał się zeznaniom policjantów, którzy aresztowali oskarŜonego. Lara była pewna,
Ŝe kłamali. Dzisiaj zanosiło się na to samo. Gdy powiedział, jak się nazywa i jakie pełni
stanowisko słuŜbowe w areszcie powiatu Orange, England wstał zza stołu i podszedł do
niego.
– Panie White, o której godzinie zobaczył pan oskarŜonego w nocy 15 czerwca?
– Myślę, Ŝe o trzeciej nad ranem. Moja słuŜba kończyła się właśnie o trzeciej. On był juŜ
w celi aresztanckiej i leŜał na pryczy.
– Aha – powiedział z namysłem England. – Czy był sam w celi?
– Tak jest.
– A co oskarŜony robił, gdy wszedł pan do celi?
– Spał.
– Spał? – powtórzył England, przekrzywiając głowę. Zwracając się do zgromadzonych,
podszedł do stołu i wziął coś stamtąd.
– Mmmyślę, Ŝe spał – dodał niepewnie straŜnik.
– Czy to moŜliwe, Ŝe był wówczas nieprzytomny? – England poruszył brwiami.
Oczy świadka były utkwione w przedmiotach, które England trzymał w garści. White
śledził je, gdy England wymachiwał rękami.
– MoŜliwe – odparł straŜnik. Następnie nachylił się nad mikrofonem i dodał: – Myślę, Ŝe
był pijany.
– Aha – powiedział England. – Zatem chciał go pan obudzić?
– Tak jest. PoniewaŜ nie reagował, zawołałem drugiego straŜnika i przenieśliśmy go do
innej celi.
– Jak go przenieśliście?
– Wzięliśmy go pod pachy.
– Czy zerknął pan na jego twarz niosąc, czy raczej ciągnąc go do celi?
– Jasne.
Świadek rozejrzał się po sali. Chciał napotkać wzrok policjantów lub kolegów
straŜników, by uzyskać od nich nieco moralnego wsparcia.
– I nie zauwaŜył pan ran na jego twarzy, podbitego i spuchniętego prawego oka?
– Nie przypominam sobie.
Prokurator kręcił się nerwowo na krześle, stukając długopisem w blat stołu.
England przygotowywał się do głównego ciosu; wszystko w nim wrzało. Lara wyczuła
napięcie w jego kolejnym pytaniu:
– Pewnie pan nie zauwaŜył, Ŝe oskarŜony miał złamaną lewą rękę?
– Nie – odparł straŜnik. Na jego czole zbierał się kroplisty pot.
– Panie White, czy choć przez chwilę pomyślał pan, Ŝe oskarŜony wymagał pomocy
lekarskiej, Ŝe w istocie stracił przytomność, a jego ręka była złamana, i to tak powaŜnie, Ŝe
całe ramię dyndało jak gumowa rura? PrzecieŜ musiał pan to zauwaŜyć?
– Nie – odpowiedział świadek. – Myślałem, Ŝe wdał się w bójkę w barze albo coś w tym
rodzaju. Do obowiązków oficera dyŜurnego naleŜy dopilnowanie, aby podejrzany miał
zapewnioną opiekę lekarską, jeśli tego wymagają okoliczności. Ja jestem tylko straŜnikiem.
England obrócił się w stronę świadka.
– Panie White, czy bił pan oskarŜonego? Czy to pan spowodował te urazy?
Świadek aŜ podskoczył z wraŜenia.
– Nie, nie podniosłem na niego ręki. Po prostu połoŜyłem go na pryczy i wyszedłem.
– No, to bardzo interesujące. Policjanci, którzy aresztowali oskarŜonego, zeznali wczoraj,
Ŝe – cytuję – „trochę go poturbowali” w trakcie wykonywania czynności słuŜbowych, ale Ŝe
nie było to nic groźnego. To znaczy, jak rozumiem, Ŝe nie złamali mu ręki. Skoro nie oni to
zrobili, odpowiedzialność spada na pana.
StraŜnik spurpurowiał. Na taki zarzut nie był przygotowany.
– Nic podobnego! Facet został przywieziony do aresztu juŜ ze złamaną ręką. Ja tego na
pewno nie zrobiłem!
Przez salę przebiegł szmer. Prokurator zbladł. England przystąpił do dalszego ataku.
– To znaczy, Ŝe pana zdaniem zrobili to policjanci, którzy aresztowali oskarŜonego? Tak?
I stało się to, zanim osadzono go w areszcie?
Świadek zamilkł. Spuścił oczy. W końcu wymamrotał:
– Tak myślę.
– A pan – England wskazał nań palcem – zostawił pan tego człowieka, rannego i
nieprzytomnego człowieka, własnemu losowi w celi, gdzie mógł w kaŜdej chwili umrzeć. A
dlaczego? Powiem panu: poniewaŜ kończyła się zmiana i chciał pan wrócić do domu bez
kłopotów. Nie chciało się panu zajmować papierkową robotą, wzywać medyków i zawracać
sobie głowy tymi wszystkimi czasochłonnymi czynnościami. Czy tak było, panie White?
StraŜnik spuścił głowę. Milczał.
– Wnoszę sprzeciw! – wykrzyknął prokurator. – On zastrasza świadka!
– Uznaję – powiedziała Lara.
– Nie mam więcej pytań, Wysoki Sądzie – odparł England siadając, wyraźnie
zadowolony z osiągniętego celu.
Lara spojrzała na prokuratora; czuła, jak nasila się jej skurcz w szyi. Pokręciła głową
kilka razy, by złagodzić ból.
– Świadek jest do pana dyspozycji, panie Mitchell.
StraŜnik pił duŜymi łykami wodę ze szklanki. Dwaj policjanci, którzy aresztowali
oskarŜonego, siedzieli w głębi sali. Ich spojrzenia miały ostrość sztyletów. White miał teraz
więcej powodów do obaw niŜ Benjamin England – pomyślała Lara. ZłoŜył zeznania
obciąŜające kolegów, jego przyszłość nie była zbyt róŜowa.
Prokurator wstał, poprawiając marynarkę. Przemawiał cicho, łagodnym głosem:
– Panie White, czy jest pan absolutnie pewien, Ŝe oskarŜony nie złamał sobie ręki na
skutek upadku z pryczy? Ze wstępnych zeznań wynika, Ŝe nie zauwaŜył pan Ŝadnych obraŜeń
ciała u oskarŜonego. Czy odwołuje pan te zeznania?
Tym razem oczy świadka i policjantów spotkały się. White podjął w końcu decyzję.
Chciał stąd jak najszybciej wyjść, mieć wszystko za sobą. Jako straŜnik więzienny nie umiał
sobie poradzić z krzyŜowym ogniem pytań. Był juŜ nimi udręczony.
– Tak, zauwaŜyłem jego rękę. Była złamana, kiedy wszedłem do celi.
– Czy jest pan tym razem absolutnie tego pewien? To znaczy, Ŝe pana poprzednie
zeznanie było fałszywe?
Mitchell odgarnął kosmyk z czoła i potrząsnął głową. Wiedział, Ŝe jest źle. Nie zdawał
sobie jednak sprawy, Ŝe jest aŜ tak źle.
– Tak – odpowiedział straŜnik mrugając powiekami. Pot skraplał się teraz na jego czole i
nad górną wargą. Kropelki spływały po policzkach.
Prokurator podjął ostatnią próbę ratunku:
– Panie White, czy jest moŜliwe, Ŝe oskarŜony spadł z pryczy przed pana nadejściem?
White zadumał się przez chwilę. Najwyraźniej postanowił w duchu, Ŝe nie będzie się
więcej plątał. Wszystko z siebie wyrzuci i w ten sposób oczyści się w oczach sądu, a takŜe
uspokoi własne sumienie.
– MoŜe i jest to moŜliwe, ale tak nie było. Wszyscy wiedzą, Ŝe został poturbowany przed
osadzeniem w areszcie. – Odchrząknął i dodał: – PrzecieŜ pan wie, Ŝe zgwałcił i zabił
dziewczynę.
Po wygłoszeniu tego zdania rozejrzał się po sali, jakby szukając zrozumienia w oczach
zebranych. Gdyby oni mieli taką okazje, teŜ dowaliliby mordercy, połamali mu kości,
pozwolili, aby wykrwawił się na śmierć.
Prokurator nie podejmował tematu. W istocie zapędził się za daleko i nie miał juŜ
odwrotu. ZauwaŜył, Ŝe England nie wyraził protestu po uwadze świadka, imputującej
niewątpliwą winę oskarŜonego.
– Nie mam więcej pytań, Wysoki Sądzie – powiedział i nie tyle usiadł, co zapadł się w
krzesło. Odwrócił się następnie w stronę rodziców ofiary i starał się spotkać ich wzrok.
Lara czuła, jak ból w jej karku narasta.
Dwoje starszych ludzi siedziało nieruchomo. Byli jak skamieniali, siedzieli ramię przy
ramieniu, trzymając się za ręce. Wyglądali jak pomnik cierpienia odlany w brązie. Jeszcze nie
pojęli, co się wydarzyło na sali sądowej.
Z reakcji siedzącego obok dwudziestolatka wynikało natomiast, Ŝe do niego dotarło
wszystko.
– Dobrze więc – powiedziała Lara, patrząc na świadka. – Proszę wrócić na miejsce. –
Zwróciła się następnie do zgromadzonych: – Po piętnastominutowej przerwie ogłoszę
decyzję. Panie Mitchell, proszę do mego gabinetu.
Uderzyła lekko młotkiem i wstała zza ławy sędziowskiej. Gdy tylko zniknęła w drzwiach,
ścisnęła palcami skronie. Chciała strząsnąć z siebie ten koszmar. Czuła się tak, jakby ktoś
chlusnął jej w twarz Ŝrącym płynem.
Poszła szybkim krokiem do swego biura. Prokurator podąŜał tuŜ za nią. Lara zaczęła
mówić, nie oglądając się za siebie. W ten sposób doszli do pokoju, w którym siedział jej
sekretarz. Lara tylko skinęła mu głową.
– Czy ma pan zamiar skierować sprawę przeciwko Mandriano i Curtisowi? – zapytała
Mitchella, wymieniając nazwiska policjantów, którzy aresztowali oskarŜonego. Ci dwaj nie
tylko cięŜko go pobili, ale na dodatek popełnili krzywoprzysięstwo.
– Przyznam, Ŝe nie zdąŜyłem o tym pomyśleć – odparł prokurator. Był bardziej
pochłonięty aktem oskarŜenia, a raczej jego strzępami, niŜ sankcjami prawnymi wobec
policjantów.
W gabinecie Lara zajęła miejsce za biurkiem. Zdjęła gwałtownym ruchem okulary i
obróciła się w fotelu, by spojrzeć prosto w twarz młodemu prokuratorowi..
– Ci policjanci powinni odpowiadać przed sądem, otrzymać dymisję i – prawdę
powiedziawszy – naleŜałoby ich rozstrzelać. Nigdy jeszcze nie spotkałam się z tak
zapieprzoną sprawą.
Lara była tak wściekła, Ŝe trzęsły się jej ręce.
Prokuratorowi zadrgały mięśnie szczęk. Nie wykrztusił z siebie ani słowa. Było jasne, Ŝe
w trakcie wstępnych zeznań policjantów musiał być z siebie dumny. Teraz robił wraŜenie
pokonanego. W końcu wyjąkał:
– PrzecieŜ pani wie, Ŝe facet jest winny.
Lara nie odpowiedziała. Miała związane ręce. Nawet jeśli cynicznie odrzuciłaby wniosek
obrony o wykluczenie zeznania oskarŜonego, wyrok byłby uniewaŜniony w apelacji.
– Laik o tym wie. Nie moŜna bić oskarŜonego, a następnie powoływać się na wymuszone
na nim zeznania.
Lara obserwowała, jak prokurator kurczy się w krześle.
– Jeśli pani nie dopuści jego zeznania do materiału dowodowego, to leŜymy – odparł
Mitchell. – On o tym wie. – Ta uwaga, wypowiedziana oskarŜycielskim tonem, dotyczyła
obrońcy oskarŜonego. – Nasz główny świadek zmarł w zeszłym tygodniu. Bez tego
zeznania... no cóŜ, będziemy musieli faceta zwolnić.
Słowa prokuratora nie były dla Lary zaskoczeniem. Roztrząsali ten problem od trzech
tygodni. Mieli zarejestrowany na taśmie głos oskarŜonego, który jęcząc przyznał się do
zbrodni. Nagranie urywało się gwałtownie. Lara była pewna, Ŝe facet stracił w tym momencie
przytomność wskutek obraŜeń spowodowanych przez policjantów. Byli przydzieleni do tej
sprawy od początku, zbierali dane od rodziny ofiary. Obaj byli wytrawnymi oficerami
dochodzeniowymi, ojcami dorastających córek.
Po prostu ich poniosło.
Bez naocznych świadków i bez moŜliwości wykorzystania zeznania oskarŜonego
prokurator nie miał Ŝadnego atutu w ręku. Lara wezwała Mitchella do swego gabinetu jedynie
po to, aby w ciągu paru minut oboje mogli zaakceptować to, co nieuniknione, i publicznie
wystąpić we wspólnym froncie. Prokuratura będzie musiała wycofać obecne oskarŜenie i
dokonać przegrupowania sił. Gdyby akt oskarŜenia opierał się na tak słabych przesłankach,
rozprawa skończyłaby się uniewinnieniem, a to byłby koniec. Lepiej więc będzie, jeśli teraz
się go wycofa i jakimś cudem dostarczy więcej materiału dowodowego, by mieć
konkretniejsze podstawy. Największym problemem będzie jednak reakcja opinii publicznej.
No i fakt, Ŝe groźny morderca pozostanie na wolności, podczas gdy prokuratura ma zbierać
przeciwko niemu dalsze dowody. Lara obawiała się, Ŝe wybuch wściekłości skieruje się nie
przeciw prawdziwym sprawcom tego bezprawia – policjantom – lecz przeciwko niej.
– Czy jest pan gotów wycofać się dzisiaj?
Lara liczyła w duchu, Ŝe tak się nie stanie. Byłoby to fatalne. Dla niej oznaczałoby
konieczność odrzucenia zeznania oskarŜonego. W ciągu kilku godzin facet znajdzie się na
wolności.
– Nie wiem, England na pewno będzie naciskał na wycofanie aktu oskarŜenia... –
Prokurator pochylił się do przodu w krześle, a następnie uderzył plecami w oparcie, w geście
rozpaczy unosząc ręce: – Nie mamy Ŝadnych dowodów. Mamy gówno, wielkie gówno!
Lara wstała, zbierając się do powrotu na salę sądową. Mitchell udał się za nią.
Po wznowieniu sesji Lara, kurcząc się w fotelu pod brzemieniem własnych słów,
obwieściła:
– Po uwaŜnym zapoznaniu się ze sprawą wniosek obrony o niedopuszczenie
wymuszonego siłą zeznania oskarŜonego został przyjęty. – Spodziewając się gwałtownej
reakcji, rozejrzała się po sali. – Z dowodów przedstawionych w sądzie wynika, Ŝe oskarŜony
został cięŜko pobity, a zatem zeznanie wymuszono na nim siłą. Z tego powodu musimy je
oddalić.
England zerwał się z miejsca.
– Domagamy się wycofania całego aktu oskarŜenia, proszę Wysokiego Sądu. Bez tego
dowodu akt oskarŜenia przeciw mojemu klientowi nie ma Ŝadnych podstaw.
OskarŜony rozejrzał się martwym wzrokiem. Lara wyczytała w jego aktach, Ŝe podawano
mu leki psychotropowe. Zgiełk na sali wzmagał się z kaŜdą sekundą. Prokurator obrócił się i
tłumaczył coś rodzicom ofiary. Matka szlochała, ojciec tulił jej głowę do piersi. Szeptał jej
coś do ucha, głaszcząc po włosach. Usiłował ją pocieszyć. Chłopak ofiary zaniemówił z
wraŜenia i zerwał się z krzesła. Prokurator schwycił go za rękaw, zmuszając do powrotu na
miejsce.
Mitchell wstał i oznajmił:
– Wycofujemy oskarŜenie, Wysoki Sądzie.
W sali wybuchł zgiełk. OskarŜony rozglądał się wokół rozbieganym wzrokiem. Kogo
znowu zgwałci albo – nie daj BoŜe – zamorduje, w czasie gdy prokuratura będzie szukała
nowych dowodów przeciwko niemu? – myślała Lara. Czy to mu teraz chodzi po głowie? Czy
jest to chory na umyśle, udręczony człowiek, który nawet w tej chwili szykuje się do
następnej zbrodni i upatruje sobie nową ofiarę? Lara waliła młotkiem coraz głośniej. Wstała i
pochyliła się nad balustradą. StraŜnicy ruszyli w kierunku rodziców ofiary, bacznie ich
śledząc, a następnie pospieszyli w stronę oskarŜonego. Wreszcie gwar ucichł i Lara zajęła
miejsce.
– Proszę zaprotokołować, Ŝe oskarŜenie wycofano – orzekła z głośnym westchnieniem,
wpatrując się w dokumenty rozłoŜone przed sobą. – OskarŜony pozostanie w areszcie
tymczasowym, jednakŜe szeryf otrzyma instrukcje w sprawie jego zwolnienia. Kaucja
złoŜona przez oskarŜonego zostanie mu zwrócona. Na tym zamykam posiedzenie sądu.
Tym razem dała sobie spokój z młotkiem. I tak nikt by go nie usłyszał.
Reporterzy wybiegli z sali, przepychając się w przejściu, Ŝeby jak najszybciej dotrzeć do
redakcji.
Lara jakby przyrosła do fotela, wpatrując się w rodziców ofiary. Jej serce przepełniało
współczucie. Prokurator rozmawiał z nimi, siedząc obok na ławce. Kobieta ocierała
chusteczką oczy, potem wytarła nos. Zgromadzeni zbierali się do wyjścia, stenograf sądowy
składał swoją maszynę. Wszyscy policjanci zniknęli jeszcze przed ogłoszeniem werdyktu.
Nie byli głupi, pomyślała Lara. Wiedzieli, co ich czeka. Następnego dnia prokuratura wystąpi
przeciwko dwóm policjantom, którzy aresztowali oskarŜonego. Tymczasem asystent szeryfa
rozmawiał z jednym z urzędników. England zamykał teczkę. Wykonał powierzoną sobie
misję.
Nagle w kierunku Lary rzucił się chłopak zamordowanej dziewczyny. Miał twarz
zmienioną ze wściekłości.
– Jak pani mogła to zrobić? – krzyknął. – On ją zabił! Zgwałcił i zamordował! ZasłuŜył
na pobicie, zasłuŜył na śmierć! – CięŜko dyszał, miał purpurową twarz. Przywarł do oparcia
krzesła przed sobą. Jego oczy były ogromne, ziejące nienawiścią. Asystent szeryfa ruszył w
jego kierunku, a prokurator usiłował powstrzymać chłopaka. – Wypuściłaś go! – wył
narzeczony ofiary. – Ktoś powinien zabić ciebie... zgwałcić, udusić! Ty pieprzona suko! –
StraŜnik usadził chłopaka, dwaj inni pospieszyli mu na pomoc. Patrzyli, czy w jego rękach nie
pojawi się broń. – Ktoś powinien wytłuc całą twoją rodzinę... zarŜnąć... Wtedy wiedziałabyś,
ile znaczy sprawiedliwość i twoje głupie prawa. Co ja mam teraz zrobić, sam zabić
skurwysyna? Jaki z ciebie sędzia? Nie jesteś lepsza od niego!
Lara siedziała jak zamurowana, przejęta jego poczuciem niesprawiedliwości. Chłopak
oczekiwał od sądu, Ŝe pomści śmierć jego ukochanej. Tymczasem ci, po których się
spodziewał obrony prawa, podeptali je. StraŜnicy spojrzeli na Larę, pytając wzrokiem, co
mają robić. Wystarczyłoby jej skinienie głowy i nałoŜyliby chłopakowi kajdanki. Trzymali go
w uścisku, a on szarpał się i wyrywał. Z kącików ust ściekała mu ślina. Podbiegłby do niej i
rozerwał ją na strzępy gołymi rękami. Lara pokręciła przecząco głową; chłopak miał prawo
tak ostro reagować. Pchnęła drzwi i gdy znalazła się po drugiej stronie, oparła się o ścianę
korytarza. Oczy jej błyszczały, pierś unosiła się i opadała gwałtownie pod wpływem
nienawiści skierowanej przeciw niej z taką furią, Ŝe nadal czuła jej Ŝar. Lara rozejrzała się
wokół, ale wszystko rozmazywało się w czerwonej mgle. Pamięć podsuwała jej obraz
rozkładających się zwłok dziewczyny. Usiłowała go od siebie odsunąć.
Oderwała się wreszcie od ściany, poprawiła togę i ruszyła przed siebie. W ciągu
minionego weekendu wykryto dwadzieścia pięć zabójstw. Tylko w ciągu jednego weekendu,
pomyślała z rozpaczą. Miasto ginęło pod lawiną przemocy, a ona wypuściła jeszcze jednego
mordercę. Wspaniale, pomyślała z ironią pod swoim adresem. Tego właśnie pragnęła przez
całe Ŝycie: wypuszczać morderców, dawać im do rąk papiery gwarantujące wolność. Idąc do
gabinetu, zatrzymała się przy biurku swego sekretarza.
– Czy pani coś do mnie mówiła? – zapytał Phillip, odwracając się od komputera na
krześle obrotowym. Był to dobrze ułoŜony młody męŜczyzna przed trzydziestką, o nijakich
blond włosach i jasnoszarych oczach.
– Jakie masz plany na dziś wieczór, Phillip?
– Na wieczór? Mmam plany. Bo co? – zapytał niepewnie.
Lara przypatrywała się jego twarzy. Myślała o tym, Ŝe nie zdoła zjeść kolacji w
samotności ani wrócić do pustego domu. Pragnęła towarzystwa, rozmowy o byle czym, co
uwolniłoby ją od ponurych myśli. Ale zanim zdąŜyła zaproponować Phillipowi, aby poszedł z
nią do restauracji, ten ciągnął swoje:
– Jestem umówiony o dziewiątej. Ale jeśli trzeba coś przepisać, to zostanę dłuŜej.
Na jego twarz wystąpił rumieniec. Lara zastanawiała się, czy Phillip znalazł sobie nową
dziewczynę i czy w ogóle z kimś się spotyka. Nigdy o tym nie wspominał.
– Nie – powiedziała zmieniając zdanie. MoŜe znajdzie sobie innego towarzysza. Poczuła
się głupio, Ŝe pomyślała o zaproszeniu Phillipa na kolację. – Mniejsza o to. Idź do domu.
– Co się działo na sali? Co pani zdecydowała?
– Nie dopuściłam do włączenia zeznania. Prokurator wycofał oskarŜenie, więc Henderson
wyjdzie na wolność.
– BoŜe! – wykrzyknął Phillip. Uniósł w górę brwi i podparł podbródek rękami. – To
dlatego, Ŝe policjanci go pobili, tak? Ale oni przecieŜ ukarali tego faceta, no nie? Myślałem,
Ŝe im się to upiecze. Ta zbrodnia była ohydna. Wręcz trudno ich winić za to, co zrobili.
– Mam nadzieję, Ŝe wymierzanie kary sprawiło im przyjemność – odparła cierpko Lara. –
Będzie to pewnie jedyna kara, jaką Thomas Henderson otrzyma za swój czyn.
Mówiąc to weszła do gabinetu i zamknęła za sobą drzwi.
Rozdział II
Przez ponad godzinę Lara siedziała za biurkiem i wpatrywała się tępo w przestrzeń.
Zastanawiała się, czy zatelefonować do rodziców zamordowanej dziewczyny i wytłumaczyć
się przed nimi. Chciała wyjaśnić, Ŝe podejmując taką decyzję nie miała wręcz innego wyjścia.
Doszła jednak do wniosku, Ŝe byłby to niestosowny gest. Phillip odezwał się przez interkom:
– Mam na linii ludzi z „Daily News”. Chcą od pani oświadczenie w sprawie Hendersona.
– Powiedz im, Ŝe juŜ wyszłam – odparła Lara. Wiedziała, Ŝe tylko odwleka sprawę.
Następnego dnia będzie musiała przekazać coś prasie.
Powiesiła togę na wieszaku i wzięła torebkę. Następnie poŜegnała Phillipa i postanowiła
odwiedzić sędzię Irene Murdock. Przez otwarte drzwi Lara dojrzała głowę przyjaciółki
pochylonej nad biurkiem.
– Stale przy pracy – powiedziała, wchodząc do jej gabinetu.
– Och, Lara – odparła Irene. – Przestraszyłaś mnie.
Spojrzała na stojącą przed nią postać, zdjęła okulary i rzuciła je na stos papierów na
biurku.
Irene zbliŜała się do pięćdziesiątki, ale wiedzieli o tym nieliczni. Była wysoka i szczupła,
zgodnie z obowiązującymi wymogami dietetyki. Jeśli nie liczyć paru zmarszczek, które
ciągnęły się od kącików ust oraz w poprzek czoła, czas był dla niej łaskawy. Jej pastelowe
blond włosy ułoŜone były w miękkie kobiece loki, okalające pociągłą twarz. Na ustach lśniła
zawsze świeŜa szminka o odcieniu koralowym, ale najwaŜniejsze w jej fizjonomii były oczy.
Miały kolor szmaragdowy.
– Jak ci dziś poszło? – spytała Larę. – Myślę o sprawie Hendersona.
– Jeszcze do ciebie nie dotarło? – Lara postanowiła nie siadać. Oparła się o przeciwległą
ścianę. – Prokurator wycofał oskarŜenie. – Spojrzała na zegarek. Było po piątej. – Henderson
lada chwila wyjdzie na wolność. Będzie wolny jak ptak.
Irene nie odpowiedziała. Wszyscy przewidywali, Ŝe tak się to skończy. Siedziała,
obserwując twarz Lary. Miała od niej większe doświadczenie jako sędzia. Wielokrotnie jej
powtarzała, Ŝe obowiązkiem sędziego jest interpretowanie prawa i orzekanie zgodnie z jego
literą. Nie moŜna sobie pozwolić na zaangaŜowanie emocjonalne.
– To była cięŜka sprawa, Irene. Rodzice... krewni ofiary... Wręcz trudno sobie wyobrazić,
co oni teraz czują. Dziewczyna była taka młoda... I te cholerne gliny...
Irene przerwała jej:
– Słyszałaś o Westridge’u?
Charles Westridge był sędzią sądu w Los Angeles, znanym z ambicji i opanowania.
– Nie, powiedz!
– Skierował dziś oskarŜenie pod adresem szeryfa za pogwałcenie decyzji sądu i
przedterminowe wypuszczanie przestępców.
– Ale szeryf jest zobowiązany nakazem sądu do zwalniania więźniów i nieprzyjmowania
nowych, jeśli więzienia są przepełnione. Co Westridge chce przez to osiągnąć?
– MoŜe zainteresowanie prasy. Kto wie? Słyszałam, Ŝe chce objąć moje stanowisko, więc
w przyszłym roku staje do wyborów, jako kontrkandydat. Studiuje kaŜdy mój werdykt i
pewnie triumfuje, ilekroć przegrywam w apelacji.
Lara usiadła, kiwając z rezygnacją głową.
– Mamy wokół tyle problemów i na dodatek rzucamy się sobie nawzajem do gardeł.
Teraz szeryf, to bez sensu. Przysięgam, Irene, odnoszę wraŜenie, Ŝe cały ten system się
rozpada. Chodzimy po gruzach. Przemoc, korupcja, zawiłości prawa... – Lara zamilkła, ale po
chwili ciągnęła myśl: – Z kaŜdym dniem jest coraz gorzej i po prostu jesteśmy bezsilni. Nie
moŜna tego powstrzymać. Oczywiście, policjanci postąpili jak kretyni bijąc Hendersona, ale
oni teŜ mają nerwy napięte do ostateczności. Czy jesteśmy jeszcze cywilizowani? Nie jestem
pewna, czy to moŜna nazwać cywilizacją.
Irene spojrzała w punkt nad głową Lary.
– Mówisz tak, jakbyś wieściła zagładę. – Spuściła wzrok i uśmiechnęła się. – Jest źle. Ale
nawet wtedy, gdy ma nastąpić koniec świata, droga Laro, ktoś musi ferować wyroki.
– Racja. – Lara teŜ spróbowała się uśmiechnąć. – Wolałabym, aby to nie było moim
obowiązkiem. Przejdźmy jednak do lŜejszych tematów – dodała. – Nie poszłabyś ze mną na
kolację? Pewnie juŜ macie z Johnem inne plany, ale...
Irene nacisnęła guzik w telefonie. Gdy czekała na automatyczne połączenie z męŜem,
zwróciła się do Lary:
– Jeśli nie ma go w domu, to z rozkoszą wybiorę się z tobą. Prawdę powiedziawszy,
umieram z głodu. Nie jadłam dziś obiadu. – Po paru chwilach odezwał się jej własny głos na
taśmie automatycznej sekretarki. Irene zostawiła wiadomość męŜowi, szanowanemu
lekarzowi, i odwiesiła słuchawkę. – Johnny za duŜo pracuje, Lara. Nie mam pojęcia dlaczego.
W zeszłym roku obiecał mi, Ŝe nie będzie spędzał tyle czasu poza domem i Ŝe przekaŜe
większość pacjentów swemu nowemu partnerowi, ale rzadko pojawia się w domu przed ósmą
wieczorem. On jest...
Niespodziewanie Irene zamilkła. Nie miała zwyczaju rozprawiać o prywatnym Ŝyciu,
nawet w obecności bliskich przyjaciół.
Lara zauwaŜyła wyraz zatroskania na twarzy przyjaciółki. John Murdock przekroczył
sześćdziesiątkę i Irene stale się o niego martwiła. W jego rodzinie było wiele przypadków
raka. Ojciec i dziadek Johna zmarli na raka, takŜe liczni wujowie, a w zeszłym roku ofiarą tej
choroby padł jego brat. ChociaŜ Irene była opoką pod względem charakteru i przekonań, to
jednak nie mogła uwolnić się od złych przeczuć. Obawiała się, Ŝe teraz przyszedł czas na jej
męŜa. UwaŜano, Ŝe Irene jest ostra i wymagająca. Zazwyczaj uŜywała czułych słów w
rodzaju „kochanie, moja droga, złotko”, ale Lara wiedziała, Ŝe jej przyjaciółka wyrobiła w
sobie ten nawyk, aby złagodzić wrodzoną oschłość.
Jej mąŜ był łagodny jak baranek – miły, ciepły człowiek. Irene górowała nad nim
wzrostem, szczególnie gdy wkładała pantofle na obcasach. Nigdy nie było wątpliwości, kto w
tej rodzinie jest męŜczyzną, pomyślała Lara.
Irene zamknęła teczkę z dokumentami i wstała, by sięgnąć po aktówkę i torebkę.
Następnie zgasiła światło i wyszła stanowczym krokiem. Lara musiała ją niemal gonić.
– Pomyślałam, Ŝe moŜemy coś zjeść w „Big Boyu” Boba – powiedziała. – Co ty na to?
To dwa kroki stąd i mają tam doskonale dania dnia.
– Kochana Laro – odparła Irene z uśmiechem, odwracając się do przyjaciółki. – Jesteś
niemoŜliwa. Nie, nie będę jadła w „Big Boyu” Boba. Jeśli upierasz się przy podłym Ŝarciu
pływającym w tłuszczu, to obawiam się, Ŝe będziesz jadła sama. Nie pojmuję, jak moŜesz
lubić coś takiego. To naprawdę nie mieści mi się w głowie.
– Dobrze, dobrze – szybko wycofała się Lara. – Chodźmy wobec tego do tej nowej
restauracji rybnej. To niedaleko, na tej samej ulicy.
– Brzmi lepiej. Prowadź.
Kilka minut potem obie wsiadły do swoich samochodów i wyjechały z podziemnego
garaŜu.
Choć było juŜ późno, Lara ciągle nie spała. Przewracała się w łóŜku od wielu godzin.
Szczegóły sprawy Hendersona nie dawały jej spokoju. Najpierw słyszała ujadanie teriera
sąsiadów. Potem dołączyły inne psy w sąsiedztwie. Lara wstrzymała oddech i wsłuchiwała się
w odgłosy nocy. Podciągnęła kołdrę pod brodę i wpatrywała się w sufit. Mieszkała w
spokojnej dzielnicy Irvine, ale jako kobieta Ŝyjąca samotnie, dobrze znała wszystkie normalne
dźwięki: syreny karetek i wozów policyjnych pędzących po pobliskiej szosie, wizg
przelatujących odrzutowców, samochód sąsiadów, wracających do domu po przyjęciu, i
charakterystyczny zgrzyt ich bramy do garaŜu. Ale kiedy pies zaczynał szczekać, znaczyło to
zazwyczaj, Ŝe ktoś obcy kręci się w pobliŜu.
Nagle usłyszała ciche pukanie do drzwi wejściowych.
Pukanie zamieniło się w walenie. Lara spojrzała na zegarek i stwierdziła, Ŝe jest juŜ po
pierwszej. Postanowiła zadzwonić na policję i sięgnęła po słuchawkę. W tym jednak
momencie usłyszała, Ŝe ktoś woła ją po imieniu. Była parna letnia noc i Lara zostawiła okno
sypialni uchylone, Ŝeby wpuścić trochę świeŜego powietrza.
– Lara, to ja, Ivory. Otwórz!
Lara nałoŜyła szlafrok i pobiegła boso do drzwi, nadsłuchując. Zastanawiała się, czy
przypadkiem nie uległa iluzji.
– Lara, otwórz. Proszę, otwórz drzwi. To ja, Ivory!
Lara odblokowała system alarmowy i przekręciła zamki. Znalazła się twarzą w twarz ze
swoją młodszą siostrą.
– Kochanie – powiedziała, obejmując ją w progu – co się stało? – Odgarnęła kosmyk z
twarzy siostry i spojrzała, czy nie ma śladów pobicia. – Sam znów cię uderzył?
Ivory nadal oglądała się za siebie, śledząc ruch na ulicy, jej pierś falowała, oddech był
krótki, jak po biegu.
– Nie, nie... to nie Sam. Ktoś mnie ściga, Lara. Zamknij drzwi. Szybko!
Lara zatrzasnęła drzwi i zasunęła zasuwy, jednocześnie uruchamiając alarm. Jej serce teŜ
zaczęło mocno bić.
– Kto? Gdzie jest Sam?
Ivory była napięta, jej oczy były rozbiegane.
– Nie mogę ci powiedzieć. Muszę zadzwonić do Sama. Pozwól mi skorzystać z telefonu.
– Zaraz, chwileczkę – odparła Lara, ponownie obejmując siostrę. – Powiedz, co się
dzieje. Jeśli ktoś cię śledzi albo chce cię skrzywdzić, moŜemy go schwytać. Czy zapamiętałaś
markę jego samochodu? Podaj mi opis.
Lara ruszyła w kierunku telefonu.
– Mowy nie ma – powiedziała Ivory. – Nie mam zamiaru wzywać głupich glin.
Siadając na sofie, wyrwała siostrze aparat telefoniczny.
Lara patrzyła na nią, myśląc, jaka z niej śliczna dziewczyna, nawet teraz, kiedy jest
przestraszona i zdenerwowana. Była niezwykle piękną brunetką o wijących się włosach, do
ramion, okalających jej niemal doskonały owal. Oczy Lary były szare, a Ivory – intensywnie
niebieskie. JednakŜe najbardziej uderzająca była jej cera. Po prostu nieskazitelna.
– Sam – Ivory mówiła do słuchawki – jestem u Lary. Przyjedź tu szybko i zabierz mnie
stąd. Coś się stało. Ktoś mnie śledził. – Zamilkła, a potem podniosła ton o oktawę: –
Powiedziałam, Ŝe nie ruszę się stąd, póki nie przyjedziesz tu po mnie. Nie, nie pojadę sama do
domu. Nic mnie nie obchodzi, która jest godzina.
Rzuciła słuchawkę na widełki.
Lara zapaliła światło w pokoju i usiadła na kanapie obok siostry.
– A teraz – odezwała się zdecydowanym głosem – powiedz mi, co się dzieje. Czy chodzi
o pieniądze?
– Sam po mnie przyjedzie – odparła wymijająco Ivory, unikając wzroku siostry. – Będzie
tu za dwadzieścia minut.
Lara czuła, jak gniew i frustracja rosną w niej z kaŜdą minutą. Była zawsze tą, która
chroniła Ivory, nie pozwalała jej skrzywdzić. Nawet w dzieciństwie, choć róŜnica wieku
między nimi była niewielka, Ivory zwracała się zawsze do Lary o pomoc. Ale odkąd wyszła
za mąŜ za Sama Perkinsa, wszystko się zmieniło.
– Ivory, musisz mi powiedzieć, co się z tobą dzieje. Czy nie rozumiesz, Ŝe lękam się o
ciebie? Nie moŜesz walić do moich drzwi po nocy i krzyczeć, Ŝe ktoś cię śledzi, a potem
odmawiać wszelkich wyjaśnień.
Ivory wstała i zaczęła krąŜyć po pokoju.
– Nie mogę powiedzieć – rzekła z naciskiem. Gwałtownie pokręciła głową, aŜ jej włosy
zawirowały. Wpatrywała się przy tym w siostrę. – Nie martw się, dobra? – warknęła. – Nie
przyjdę tu więcej i nie będę ci zawracać głowy. Nawet do ciebie nie zatelefonuję. MoŜesz
zapomnieć, Ŝe masz siostrę.
Lara zasłoniła twarz dłońmi i przez palce spojrzała na Ivory.
– Nigdy nie powiedziałam, abyś do mnie nie telefonowała lub nie przychodziła. Ivory,
jesteś niesprawiedliwa. PrzecieŜ cię kocham. To przez Sama, prawda? Wszystko przez Sama.
– Nie mieszaj w to Sama. Zawsze go poniŜasz i opowiadasz, jakim jest idiotą. Lara, to
mój mąŜ. – Zaczęła dziko wymachiwać rękami. – Popatrz na siebie, na całe swoje Ŝycie.
Chcesz, Ŝebym skończyła tak jak ty, sama, bez Ŝadnego faceta, Ŝyjąca tylko dla pracy, dla
kariery? Sam i ja mamy tym razem wielkie moŜliwości. Jak tylko zarobimy dość forsy,
wyprowadzimy się stąd i zaczniemy wszystko od nowa.
Lara postanowiła dać się jej wygadać. KaŜde ich spotkanie kończyło się awanturą.
Bardzo chciała naprawić stosunki, pomóc siostrze w skierowaniu Ŝycia na właściwe tory.
– A co z twoim dzieckiem, Ivory? Co z Joshem? Nie moŜesz go pozbawić przyjaciół,
zmusić do przenosin. Całe Ŝycie mieszkał w tym domu. Stracił ojca. I co będzie z
lombardem? Powiedziałaś, Ŝe jeśli poŜyczę wam pieniądze na kupno lombardu, poradzicie
sobie. Teraz chcesz się wynieść, a na dodatek nie spłaciliście mi ani jednej raty z poŜyczki.
Ivory, chyba zdajesz sobie sprawę, Ŝe ja teŜ mam zobowiązania finansowe.
– Josh ma się doskonale... po prostu świetnie. Co cię to zresztą obchodzi? Nie widziałaś
go od lat.
To był długi dzień. Lara była wyczerpana i nie chciała Ŝadnych awantur. Ale sprawa
Josha była draŜliwa i jej opanowanie z kaŜdą sekundą malało.
– A dlaczego, droga Ivory, nie widziałam Josha od lat? – odpaliła. Padła na kanapę i z
bezsilności wbiła sobie paznokcie w ramię. – Dlatego, Ŝe nie pozwalasz mi widywać się z
moim siostrzeńcem. Wrogo go do mnie nastawiłaś bez Ŝadnego powodu. – Oddychała
szybko, jej szare oczy płonęły. – Myślałam, Ŝe zgodnie z umową poŜyczę wam pieniądze na
lombard i zapomnimy o przeszłości. No i kto nie dotrzymał obietnicy?
– Ty! – Ivory wypluła z siebie to słowo, histerycznie krąŜąc po pokoju. – To ty chciałaś
mi odebrać dziecko. Moja własna pieprzona siostra chciała mi ukraść moje własne dziecko.
Wiesz, co Sam powiedział? śe chciałaś mnie przekupić tymi pieniędzmi, Ŝeby połoŜyć swoje
łapy na Joshu i odebrać mi go, poniewaŜ jesteś bezdzietna.
Ivory wybiegła do sypialni i przez Ŝaluzje wypatrywała czegoś za oknem. Po chwili
wróciła do pokoju.
Lara osunęła się na kanapę. Cokolwiek robiła, rezultat był zawsze taki sam.
– JuŜ to omawiałyśmy z milion razy. Gdy Charley zginął, zaczęłaś pić, brać kokainę,
sprowadzać sobie facetów do domu. Nigdy nie chciałam ci odebrać Josha, tylko niepokoiłam
się o niego.
Lara tak się kiedyś obawiała o swego siostrzeńca, Ŝe zagroziła, iŜ zadzwoni do opieki
społecznej, jeśli Ivory nie weźmie się w garść. Chciała jedynie zastosować terapię szokową,
uświadomić siostrze, co ryzykuje, zachowując się tak nieobliczalnie, ale Ivory nigdy jej tego
nie przebaczyła.
Nagle zauwaŜyła strój Ivory. Czy taka była najnowsza moda? Jej siostra wyglądała jak
dziwka, jak ulicznica. Gdy wyszła za mąŜ za Sama, Lara miała nadzieję, Ŝe wizyty w barach
się skończą. Za Ŝycia swego pierwszego męŜa Ivory była szczęśliwą Ŝoną i matką. Lara
wiedziała, Ŝe rozpacz moŜe zniszczyć nawet najodporniejszych, a Ivory do takich nie
naleŜała, ale jej upadek był straszny. Lara doszła do wniosku, Ŝe Ŝycie starło się z jej siostrą i
ją pokonało. Ivory była dzieckiem w ciele kobiety. Gdy jeszcze chodziła do szkoły,
stwierdzono, Ŝe ma powaŜne trudności z nauką, a jej rozwój emocjonalny i umysłowy
pozostawał daleko w tyle za rozwojem fizycznym. W bardzo przychylnej, cieplarnianej
atmosferze Ivory mogła przetrwać. Ale samotna albo pod fatalnym wpływem męŜczyzn w
rodzaju Sama, sprowadzała na siebie kłopoty. A kiedy miesza się alkohol z narkotykami,
wszystko zmierza do katastrofy.
Lara zwróciła nagle uwagę na piersi siostry i oczy wyszły jej z orbit. Ivory miała zawsze
duŜy biust, znacznie obfitszy niŜ Lara, ale teraz wyglądała jak Dolly Parton. Siostry nie
widziały się od kilku miesięcy. W tym czasie Ivory musiała sobie zrobić operację. ToŜ to
kompletny absurd! Oboje stale domagali się od Lary pieniędzy, twierdząc, Ŝe nie mają na
spłatę domu i na Ŝycie, a teraz Ivory ma silikonowe cyce.
– Jeśli postanowiłaś wszystko ukryć przede mną, to chociaŜ powiedz, dlaczego jesteś tak
ubrana – powiedziała Lara. Jej oczy zwęziły się. – I kiedy powiększyłaś sobie piersi?
– Odpieprz się, Lara. Jak chcesz, Ŝebym się ubierała? Tak jak ty? Nigdy nie miałaś gustu.
Popatrz na swoje kłaki. Nic dziwnego, Ŝe nie masz Ŝadnego faceta. Jesteś po prostu
zazdrosna. Sam tak twierdzi. On mówi, Ŝe zawsze byłaś o mnie zazdrosna.
Larę ogarnęła niepohamowana wściekłość. Ivory była niedojrzała i głupia, ale tym razem
pozwoliła sobie na zbyt wiele. Nie mogła tego dłuŜej znieść.
– Wzięłaś ode mnie pieniądze – wrzasnęła, trzęsąc się ze złości. – Zabroniłaś mi się
widywać z Joshem, a teraz wszystko wydałaś na operację plastyczną i Bóg wie na co jeszcze!
– Lara, jesteś suką. Zimną suką. Nie jesteś juŜ tym człowiekiem, którym byłaś. Jesteś bez
serca. Zamieniłaś się w kamień. – Ivory podeszła do siostry, stanęła przed nią twarzą w twarz.
Zionęła papierosami i piwem. – Nie chcę cię więcej widzieć. Rozumiesz?
Lara stała z rękami wyprostowanymi wzdłuŜ ciała. Starała się opanować gniew, ale przez
cały dzień walczyła z przeciwnościami. Gdziekolwiek się zwróciła, cokolwiek zrobiła,
wszystko obracało się przeciwko niej. Tu jednak była we własnym domu i miała przed sobą
istotę z tej samej krwi i kości.
– Ivory, skończmy z tym...
Umilkła. Ktoś stukał do drzwi.
Ivory wyraźnie się oŜywiła. Pobiegła do drzwi i odsunęła zasuwy, czekając, aŜ Lara
odblokuje alarm. W chwilę potem otworzyła szeroko drzwi i rzuciła się w ramiona męŜa.
– Och, Sam, nareszcie! – wykrzyknęła. Wzięła go za rękę i wyprowadziła na zewnątrz,
gdzie zaczęła mu coś szeptać, zawzięcie gestykulując.
Lara próbowała ich podsłuchać, ale nic do niej nie dochodziło. Podeszła do drzwi, aby je
zamknąć i wreszcie wrócić do łóŜka. Marzyła o kilku godzinach snu, choćby o drzemce do
świtu.
W progu pojawił się Sam Perkins. Lara wycofała się do środka.
Ciemne potargane włosy spadały mu na kołnierzyk. ChociaŜ był dopiero po trzydziestce,
twarz miał pobruŜdŜoną; znać było na niej lata pijaństwa i hulaszczego trybu Ŝycia. Był
ubrany w pogniecioną, czerwoną koszulkę polo i znoszone dŜinsy. Do paska miał
przytroczony pęk chyba piętnastu kluczy. Był na swój sposób atrakcyjny. Dla Ivory był po
prostu przystojny. MoŜna się było z nią zgodzić, pod warunkiem, Ŝe patrzyłoby się na niego
w przyćmionym świetle baru i po pięciu kieliszkach. Dla Lary był to zwykły drań. ChociaŜ
stała od niego o parę metrów, czuła zionący od niego alkohol. Sam ścisnął dłonie, aŜ
zatrzeszczały stawy, i napręŜył bicepsy. Na jego ramieniu wyłonił się spod rękawa napis
EASY RIDER. Ale ten facet nie był wcale łatwy.
– Nie Ŝyczę sobie, abyś denerwowała moją Ŝonę – wycedził przez zaciśnięte zęby,
zaŜółcone nikotyną. – Mamy cię dosyć. MoŜesz być wielkim sędzią, ale jeśli o nas chodzi,
jesteś pierdolonym zerem. Masz! – krzyknął, rzucając na podłogę zwitek banknotów. – To
twoja spłata. Zadowolona?
– Wynoś się z mego domu! – wrzasnęła Lara. – I nigdy juŜ nie proś, abym cię kryła, bo
więcej tego nie zrobię.
Spojrzała na leŜące banknoty; w większości jednodolarówki. Sam był jej dłuŜny ponad
sto tysięcy i teraz rzucił jej dziesięć – liczyła w myślach – nie, dwanaście dolarów.
Ivory stała obok męŜa, zarzuciwszy mu rękę na plecy. Jej silikonowe piersi wymykały się
spod głęboko wyciętej trykotowej koszulki.
– Nie chcemy twoich pieniędzy – oświadczyła z dumą. – Będziemy mieli mnóstwo
własnych. I to bardzo szybko.
Lara z trudem powstrzymała łzy. PrzecieŜ nie moŜe pozwolić, aby ten drań krzywdził jej
rodzinę, jej siostrę. Zanim umarła ich matka, Lara obiecała jej, Ŝe zaopiekuje się Ivory,
zapewni byt siostrze i Joshowi. Ale teraz oboje znajdowali się poza zasięgiem jej wpływów.
– Wynoście się z mojego domu! – krzyknęła.
– Chodźmy, mała, dajmy pospać starej pannie. Wygląda tak, jakby bardzo potrzebowała
odpoczynku.
Sam pociągnął Ivory za ramię i oboje skierowali się w stronę drzwi. Ivory w ostatnim
momencie obejrzała się. Oczy sióstr spotkały się i zegar stanął. Lara wpatrywała się ze
smutkiem w młodszą siostrę. ZauwaŜyła, Ŝe jej wargi poruszyły się, ale nie padło Ŝadne
słowo. Przez chwilę było tak, jakby na twarzy Ivory dostrzegła przeszłość, jakby obie właśnie
szły do domu ze szkoły, małe dziewczynki z buziami rumianymi jak jabłuszka.
Usłyszała z opóźnieniem śmiech Sama. Zagrzmiał w ciszy i zegar zaczął znowu tykać,
szybciej niŜ przedtem. Drzwi zatrzasnęły się z hukiem i oboje zniknęli.
Rozdział III
Minęły trzy tygodnie od zwolnienia Thomasa Hendersona z aresztu. Dzięki Bogu, Ŝe ten
potwór przebywał tak krótko na wolności myślała Lara, wracając do biura po przerwie
obiadowej, O ile było jej wiadomo, nikogo w tym czasie nie zgwałcił ani nie zamordował.
Tego ranka Russ Mitchell zatelefonował do niej z wiadomością, Ŝe Henderson został
umieszczony w stanowym szpitalu psychiatrycznym w Camarillo. MoŜe wreszcie będzie
mogła spędzić spokojną noc, a nie jak zwykle zasypiać z trudem o drugiej i budzić się po
dwóch godzinach.
Prokuratura nadal nie zgromadziła niezbitych dowodów przeciw niemu. Natrafiono
wprawdzie na pracownika stacji benzynowej, który widział Hendersona razem z ofiarą, ale
ten 20-letni męŜczyzna okazał się fatalnym świadkiem. Nie mógł sobie przypomnieć ani daty,
ani godziny tego wydarzenia. Sprawiał wraŜenie, Ŝe z trudem pamięta, jak się nazywa. Na
razie trzeba się było tego trzymać i czekać na rozwój wypadków.
ChociaŜ oskarŜony dobrowolnie zgłosił się do szpitala i mógł stamtąd wyjść, kiedy
chciał, juŜ sam fakt, Ŝe był pod kluczem i Ŝe faszerowano go potęŜnymi dawkami leków
psychotropowych, sprawiał wszystkim zainteresowanym wielką ulgę.
Prasa była bezlitosna. Dziennikarze zmieszali obu policjantów z błotem i obarczyli winą
za wymuszenie biciem zeznań oskarŜonego, co połoŜyło całą sprawę. Zostali zawieszeni w
czynnościach słuŜbowych. Groził im proces. Kiedyś taka sprawa mogła sama przyschnąć, ale
teraz panowała inna atmosfera. Jeszcze było głośno o Rodneyu Kingu, znanym całemu światu
kierowcy, brutalnie pobitym przez policję. Historia ta wywołała zamieszki w śródmieściu Los
Angeles. Wściekły tłum podpalał budynki, oddawał się ślepym i bezsensownym aktom
przemocy. Niektóre dzielnice zostały zrównane z ziemią.
Lara podniosła wzrok i spostrzegła Irene Murdock zmierzającą w jej kierunku.
– Czy idziesz mi na spotkanie? – spytała.
– PokaŜę ci coś – odpowiedziała Irene, tłumiąc chichot. – Pod warunkiem, Ŝe potraktujesz
to z odpowiednim dystansem i poczuciem humoru.
Lara zauwaŜyła gazetę w rękach przyjaciółki. Był to numer sensacyjnego pisemka
„National Tattler”.
– Co tam masz? – spytała, ale Irene schowała gazetę za siebie.
– Obiecaj, Ŝe nie będziesz się tym przejmowała, dobrze?
– Obiecuję. PokaŜ.
Główny tytuł zapowiadał historię o koniu z ludzką twarzą. Zdjęcie przedstawiało
przedziwnego stwora.
– Zabawne. Czy o to ci chodziło?
– Strona trzecia, Lara – odparła Irene. Przestała chichotać.
Na stronie trzeciej zamieszczono zdjęcie Lary z podpisem: „Sędzia zwalnia groźnego
gwałciciela i mordercę, wykorzystując kruczek prawny”.
– Hej – krzyknęła Lara – jestem gwiazdą! Wlepię sobie ten wycinek do księgi
pamiątkowej.
Artykuł wcale nie był śmieszny. Pismo zawierało niewiarygodne sensacje i wierutne
kłamstwa, ale miało miliony czytelników.
Irene odsunęła kosmyk włosów z czoła i połoŜyła dłoń na ramieniu przyjaciółki.
– Myślę, Ŝe nie powinnam była ci tego pokazywać, kochanie. Pomyślałam sobie, nie
wiem dlaczego, Ŝe to śmieszne. Jasne, całe to piśmidło jest kretyńskie. Popatrz na główny
artykuł. Uwierzyłabyś komuś, kto wypisuje takie brednie?
Lara spojrzała w szmaragdowe oczy przyjaciółki.
– Irene, to prawda. Zwolniłam go, poniewaŜ podczas śledztwa naruszono jego prawo jako
oskarŜonego.
– Hej – odparła Irene, podchodząc bliŜej i obejmując Larę. – Niejednemu prawnikowi się
to zdarzyło. Nie przejmuj się tak.
– Tak, tak – odparła cicho Lara, uśmiechając się do Irene. – Dziękuję, Ŝe pokazałaś mi ten
artykuł. Lepiej dowiedzieć się od ciebie niŜ od gapiów w supermarkecie.
Lara stała, uśmiechając się nienaturalnie, póki Irene nie odwróciła się i nie odeszła w głąb
korytarza. Wtedy dopiero jej uśmiech znikł. Wróciła do biura.
Zakończyła właśnie jeden proces, ale nie przydzielono jej następnego. Takie przerwy
zdarzały się rzadko. Po oddaleniu sprawy przeciw Hendersonowi Lara nie miała zajęcia.
Przewodniczący sądu Leo Evergreen zlecił jej wobec tego wszystkie te sprawy, w których
trzeba było podjąć decyzję, czy doszło do przestępstwa. Lara miała teŜ zastępować kolegów
w okresie letnich urlopów. Takie obowiązki nazywano w branŜy „zoo”.
Przechodząc obok Phillipa, skinęła głową w jego kierunku. Sekretarz miał słuchawki na
uszach i pisał na komputerze. Przynajmniej na to wyglądało. Lara cofnęła się kilka kroków i
spojrzała na ekran monitora. Kiedyś wykryła, Ŝe zajmował się grą komputerową. Tym razem
na ekranie ukazywały się litery. Niewykluczone, Ŝe pisał referat, bo nadal studiował prawo.
Lara weszła do gabinetu i trzasnęła drzwiami. Ten gest przyniósł jej ulgę, chociaŜ Phillip
i tak nic nie słyszał. Siadając poczuła, jak jej pośladki zapadają się w dziurę. Ten kraj mógłby
jej zafundować przynajmniej poduszkę, pomyślała. Postanowiła jednak nie poddawać się
frustracji. Było to bezproduktywne zajęcie. Powiedziała sobie, Ŝe przez kilka tygodni nie
będzie robiła zakupów w supermarkecie, póki sprawa Hendersona nie przycichnie. Irene
miała rację, nie ma się czym przejmować. Zresztą w supermarkecie Lara kupowała niemal
wyłącznie dania mroŜone, które podgrzewała w kuchence mikrofalowej. Nigdy nie nauczyła
się gotować i nie miała do tego zdolności. Jadła wyłącznie w celu przetrwania. OdŜywiała się
hamburgerami i meksykańskimi zapiekankami, nie przywiązując wagi do tego, co je. Na
dodatek nie tyła. MoŜe dlatego jej eks-mąŜ rozwiódł się z nią – zamyśliła się. Pewnie liczył
na domowe obiady.
W przerwach między rozprawami pracownicy mogli pójść na kawę, ale sędziowie
zazwyczaj pracowali. Studiowali notatki i orzeczenia, czytali raporty opiekunów z urzędu o
podopiecznych wypuszczonych warunkowo na wolność, telefonowali, naradzali się z
prokuratorami. Jeśli działali szybko, udawało się im skoczyć do toalety. Lara rozejrzała się po
swoim gabinecie obudowanym regałami, na których piętrzyły się ksiąŜki z dziedziny prawa.
ChociaŜ nadal nie kupiono jej nowego fotela, całe biuro niedawno odremontowano. Było
poniekąd sympatyczniejsze od jej mieszkania. Na podłodze leŜał dywan koloru wrzosowego,
dwa nabijane ćwiekami fotele ze skóry stały po przeciwnej stronie biurka, a w rogu – stół
konferencyjny, przy którym pracowała, gdy miała na głowie skomplikowaną sprawę. Musiała
jednak zaakceptować sztuczne światło, bo gabinet nie miał okna. Nie znosiła Ŝyrandoli i
silnych Ŝarówek. Na jej biurku stały dwie bliźniacze lampy z zielonymi kloszami z plastiku.
Kupiła je za własne pieniądze. Nadawały one wnętrzu szczególny charakter. Stwarzały niemal
surrealistyczną atmosferę, gdy rzucały długie cienie na ściany i na twarze siedzących
naprzeciwko niej osób. Dzięki nim gabinet Lary bardziej przypominał bibliotekę w
zamoŜnym domu niŜ biuro sędziego.
Lara otworzyła grubą teczkę i natychmiast ją zamknęła. Przygotowywała się do waŜnej
rozprawy, która miała się zacząć w najbliŜszy poniedziałek, ale zanim mogła poświęcić się
temu bez reszty, musiała uregulować rachunki. Wyjęła ksiąŜeczkę czekową i zamyśliła się
nad sprawą Adamsa. Był to kolejny cierń w systemie sprawiedliwości. Gdy Lara była jeszcze
prokuratorem, przydzielano jej najpowaŜniejsze sprawy. Sprawiało jej to satysfakcję.
JednakŜe gdy dochodziło do konfliktów, prokuratura znajdywała wielu chłopców do bicia.
Podczas pełnienia poprzedniej funkcji Lara niekiedy przeklinała sędziów. Teraz trafiła kosa
na kamień.
Jedyną osobą, na której mogłaby się wyładować, był Leo Evergreen. On zlecał jej
wszystkie sprawy. Był jej szefem i uosobieniem perfekcji. Jego orzeczenia były nienaganne, a
wiedza – zdawać się mogło – niewyczerpana. Złoszczenie się na Leo Evergreena było
bezsensowne. Większość spraw, jakie przydzielił Larze, była doskonale przygotowana i nie
budząca wątpliwości. Jeśli Leo coś jej doradzał, miało to zawsze swoje podstawy.
Krótko mówiąc, Leo Evergreen był jednym z najświatlejszych męŜczyzn, jakich Lara
znała. To dzięki niemu Sąd NajwyŜszy powiatu Orange miał najlepszą opinię nie tylko w
wyŜszych instancjach, ale takŜe w całym stanie. Leo mógł z łatwością ubiegać się o
stanowisko w Sądzie Apelacyjnym lub gdziekolwiek indziej, ale wolał pozostać tutaj. Lara
słyszała, Ŝe był mocno zakorzeniony na swoim terenie. Przyzwyczaił się. Któregoś razu
powiedział jej, Ŝe nigdy by się nie wyniósł z powiatu Orange. UwaŜał, Ŝe to jedno z
najpiękniejszych miejsc na ziemi. Pod wieloma względami Lara zgadzała się z jego opinią.
Bez wątpienia, było tu pięknie.
Powiat Orange rozciąga się na południe od granicy miasta Los Angeles. Gmach sądu
znajduje się w kompleksie budynków rządowych w Santa Ana, niedaleko Anaheim i
Disneylandu, znaku firmowego tych okolic. Ludność Irvine, Newport, Laguna Beach i
Mission Viejo składa się w większości z białych protestantów i yuppies, jeŜdŜących głównie
BMW i małymi mercedesami, co ma świadczyć, Ŝe ich posiadacze znajdują się na dobrej
drodze do zdobycia fortuny.
Za Mission Viejo, tuŜ nad oceanem, leŜy spokojna osada rybacka Dana Point, z uroczym
portem. Dalej na południe wyrastają San Juan Capistrano i San Clemente – miejscowości, w
których zachował się oryginalny koloryt hiszpański. Do dawnej misji hiszpańskiej w San Juan
Capistrano jaskółki powracały kaŜdego roku, ale kilka lat temu odleciały, by więcej się nie
pojawić. Lara pomyślała, Ŝe ptaki pojmują to, z czego nie chcą zdać sobie sprawy ludzie
budujący tam wielkie domy: Los Angeles rozrasta się we wszystkich kierunkach, a wraz z
nim rozlewa się fala przestępczości.
Kilometry półpustych plaŜ ciągną się u stóp potęŜnych gmachów ze szkła i metalu, gdzie
mieszczą się wielkie firmy technologiczne. Godzina jazdy samochodem dzieli powiat Orange
od Los Angeles, ale powietrze jest tu nieco chłodniejsze i czystsze, przesiąknięte zapachem
soli morskiej. Uliczne gangi, crack i wszelkiego rodzaju przestępczość pienią się w Santa
Ana, Anaheim i Costa Mesa, ale w innych miastach powiatu jest jeszcze w miarę bezpiecznie.
Ludzie noszą na co dzień szorty, koszulki polo i jeŜdŜą kabrioletami. Jest to kalifornijska
prowincja wygodna do Ŝycia.
W gabinecie Lara nie zdjęła togi. Lubiła ją. Była dla niej symbolem sprawiedliwości.
Zakładając ją kaŜdego ranka – zazwyczaj na białą bluzkę i czarną spódnicę – czuła jej cięŜar.
Było to brzemię odpowiedzialności, jaką na siebie brała. Dla niej ten zawód nie wiązał się ani
z zarobkami, ani z przywilejami. Lara ceniła sobie przede wszystkim satysfakcję, poczucie
misji, świadomość, Ŝe jej praca jest waŜna społecznie. Była idealistyczna, uparta i
impulsywna. Niektórzy mieli ją za wariatkę, która nadal przestrzega wartości, jakie juŜ nie
istnieją: rozsądnych i uczciwych rozwiązań w obłąkanym i okrutnym świecie. MoŜe mieli
rację.
Lara rzuciła stertę rachunków na stos papierów pokrywających blat biurka i zaczęła
podliczać na kalkulatorze kolumny cyfr. Jej pensja wynosiła dziewięćdziesiąt dziewięć
tysięcy dolarów rocznie. Na początku wydawało się to fortuną, ale po zapłaceniu podatków,
składki na fundusz emerytalny, ubezpieczenia nie zostawało z tej duŜej sumy aŜ tak wiele. No
i mieszkała w południowej Kalifornii, gdzie koszty utrzymania są bardzo wysokie. Skromny
dom kosztował tu nawet trzysta tysięcy dolarów, podczas gdy za taki sam na Środkowym
Zachodzie płaciło się osiemdziesiąt lub dziewięćdziesiąt. Poza tym w Los Angeles wszyscy
mieli drogie samochody, nawet jeśli mieszkali w barakach. Nie sposób udawać biedaka, gdy
się zarabia prawie sto tysięcy, niemniej standard Ŝycia Lary był daleki od luksusu. Zawsze
była urzędnikiem państwowym, podczas gdy inni sędziowie – posiadacze eleganckich willi w
ekskluzywnych dzielnicach oraz domów letniskowych w Palm Springs – mieli za sobą
złotodajne praktyki adwokackie. Lara wzięła stypendium zwrotne na pokrycie kosztów
studiów; dopiero niedawno skończyła je spłacać. Jej rodzice byli prostymi ludźmi, musiała
więc sama płacić za naukę.
Przeglądając ksiąŜeczkę czekową, Lara odnotowała wzrokiem wszystkie czeki wypisane
na nazwisko Ivory w ciągu dwóch ostatnich lat i skrzywiła się. Będzie musiała się poŜegnać z
kontem oszczędnościowym – pomyślała. Nie odłoŜy teŜ w tym roku pieniędzy na fundusz
emerytalny. Policzyła równieŜ wydatki, jakie poniosła w związku z kredytem dla Sama na
kupno lombardu. Była przekonana, Ŝe nie zobaczy ani centa z tej sumy.
Przyszła jej nagle pewna myśl do głowy i wystukała piórem numer telefonu sekretarki
sędziego Evergreena.
– Louise, czy szef jest u siebie? Mówi Lara Sanderstone.
– Chwileczkę, łączę.
– Lara – w słuchawce rozległ się głos starszego pana. – Właśnie myślałem o tobie. Czy
moŜesz do mnie zajrzeć?
– Leo, dzwonię, Ŝeby się dowiedzieć, jak się czujesz – odparła miękko Lara. – Słyszałam,
Ŝe w zeszłym tygodniu chorowałeś na grypę.
– JakŜe to miło z twojej strony, Ŝe troszczysz się o mnie, jest juŜ o wiele lepiej. Proszę,
wstąp do mego gabinetu. Chciałbym z tobą porozmawiać.
Zanim Lara zdąŜyła powiedzieć, Ŝe za dziesięć minut musi wrócić na salę rozpraw, sędzia
odłoŜył słuchawkę. Schwyciła więc teczkę z dokumentami niezbędnymi na popołudniową
sesję i wybiegła z gabinetu.
– Proszę je zostawić – odezwał się Phillip. – Podrzucę na salę pani papiery razem z
innymi dokumentami.
– Nie – odparła Lara. – Muszę je jeszcze przejrzeć.
Otworzyła teczkę z aktami i idąc korytarzem zaczęła czytać leŜący na wierzchu
dokument.
Ludzie z prokuratury, obrońcy z urzędu i urzędnicy sądowi swobodnie krąŜyli
korytarzami po drugiej stronie sal sądowych, lecz po tej stronie nie wpuszczano nikogo. Za
zaryglowanymi drzwiami stali uzbrojeni straŜnicy, a w całym kompleksie, tam gdzie
Nancy Taylor Rosenberg SĘDZIA W MATNI Interest of Justice PrzełoŜyła: Renata Gorczyńska Wydanie oryginalne: 1993 Wydanie polskie: 1995
Podziękowanie Chciałabym podziękować wielu osobom, które pomogły mi w pracy nad tą powieścią. Nade wszystko dziękuję świetnemu agentowi literackiemu i przyjacielowi Peterowi Millerowi z PMA Literary and Fil Management za stałe poparcie i włoŜony wysiłek; dziękuję takŜe Jennifer Robinson, równieŜ z PMA, która słuŜyła mi wielką pomocą. Jestem szczególnie wdzięczna mojej redaktorce Michaeli Hamilton z wydawnictwa Dutton Signet za jej wiedzę i inteligencję. Bez jej pomocy ksiąŜka nie miałaby tego kształtu, jaki ma obecnie. Pani Elaine Koster i cały zespół wydawnictwa Penguin Books USA okazali mi wiele Ŝyczliwości. Ponadto pragnę podziękować doktorowi George’owi Awadowi za jego fachowe rady z dziedziny patologii. I na koniec przekazuję podziękowania pod adresem mojego cierpliwego i pomocnego męŜa Jerry’ego oraz naszych wspaniałych dzieci: Blake’a, Chessly’ego, Hoyta, Amy i Nancy. Pozwoliły one swojej mamie zostać pisarką i poświęcić się tej pracy, biorąc na siebie wiele obowiązków. Nancy zasłuŜyła na dodatkowe podziękowanie, poniewaŜ zrezygnowała z wakacji, by pomóc mi w końcowej redakcji powieści.
Rozdział I Sędzia Lara Sanderstone miała pewien zwyczaj. Gdy intensywnie myślała o skomplikowanym zagadnieniu prawnym lub gdy miała wydać orzeczenie, obracała się na kręconym skórzanym fotelu w kierunku sztandaru amerykańskiego, stojącego po lewej stronie jej mahoniowego biurka. Wierzyła, Ŝe z pasów i gwiazd spłynie na nią natchnienie. Co do flagi kalifornijskiej, znajdującej się po prawej stronie, to nie uwaŜała, aby ten symbol mógł ją zainspirować. Prawdę powiedziawszy, flaga kalifornijska nie mogła zainspirować nikogo, ale takiej opinii nie naleŜało wyraŜać publicznie. Wielu sędziów nie miało flagi w swoim gabinecie. Lara odziedziczyła ją po swoim poprzedniku razem z umeblowaniem i całym gabinetem, a nawet z sekretarzem, gdy przed dwoma laty powołano ją na stanowisko sędziego w Sądzie NajwyŜszym powiatu Orange. Przez jedenaście lat była prokuratorem. W weekend poprzedzający ceremonię zaprzysięŜenia przyjechała do gmachu sądu i z zapałem wyczyściła papierem ściernym, a następnie zapokostowała zniszczony blat wspaniałego niegdyś biurka. Fotel nie nadawał się jednak do reperacji. Sędzia, którego miejsce Lara zajęła, był otyłym męŜczyzną i spręŜyny pod jego cięŜarem osiadły. Obiecano jej nowy fotel, ale jak dotychczas, nie doczekała się. Siedziała więc jak w wiadrze. Lara spojrzała na zegarek. Musiała zaraz wrócić na salę sądową. Po południu na wokandzie był wniosek obrony zgłoszony przed właściwą rozprawą. Na ogół były to rutynowe działania, odbywające się w niemal pustej sali. Niestety, jednak w tym wypadku istniała groźba oddalenia oskarŜenia publicznego. Obrona przedstawiała swe argumenty juŜ drugi dzień. Jej wniosek miał być rozstrzygnięty juŜ podczas wstępnego zapoznania się stron ze sprawą, ale wówczas oskarŜonego reprezentował obrońca z urzędu, sprzyjający prokuraturze i obarczony liczną klientelą. Teraz obrony podjął się Benjamin England, stypendysta szacownej fundacji Rhodesa, uznany prawnik, który mógł się skupić wyłącznie na jednej sprawie, nie uganiając się za innymi klientami. Sprawa dotyczyła zgwałcenia i zamordowania 20-letniej Jessiki Van Horn. Dziewczyna wracała na uniwersytet w Los Angeles swoją toyotą camry rocznik 1989 z weekendu spędzonego w domu rodzinnym w Mission Viejo. Samochód znaleziono na poboczu
autostrady z przedziurawioną oponą. Dwumiesięczne poszukiwania ładnej blondynki doprowadziły do odkrycia tragedii. Zbezczeszczone i rozkładające się ciało dziewczyny znaleziono na polu w pobliŜu Oceanside, czterdzieści mil od miejsca, gdzie znajdował się jej samochód. Wszyscy, którzy uczestniczyli w poszukiwaniu Jessiki, pragnęli wierzyć, Ŝe dziewczyna Ŝyje. Gdy w końcu odnaleziono zwłoki, policjanci, reporterzy i okoliczni mieszkańcy mieli wizerunek ofiary na zawsze utrwalony w pamięci: loki blond, nieśmiały uśmiech, duŜe niebieskie oczy, bluzka obszyta koronką. Podobiznę studentki odbito bowiem i rozdano w tysiącach ulotek. Sędzia Sanderstone przestała kontemplować flagę. Przekręciła krzesło w prawo, w stronę oprawionego w ramki zdjęcia swego pradziadka, wodza plemienia Irokezów. Lara odziedziczyła po nim dumną postawę, wyraźne kości policzkowe, przenikliwe oczy i inteligencję. Wpatrywała się w to zdjęcie, ilekroć szukała źródła siły wewnętrznej. Sala była zatłoczona i gwarna. Zabrakło wolnych krzeseł, więc część reporterów przykucnęła w przejściach z notatnikami w rękach. Obecnych było kilkunastu policjantów niektórzy stawili się w mundurach, inni w cywilu. Jeden z urzędników sądowych szepnął coś do asystenta szeryfa. Nadchodził sędzia. Weszło dwóch straŜników, prowadząc w kierunku stolika obrońcy oskarŜonego – nieduŜego, chudego męŜczyznę po trzydziestce. OskarŜony schylił głowę; zakute w kajdanki ręce trzymał na wysokości twarzy. Ssał kciuk. Szedł małymi krokami, bo miał skute nogi. Brzęk łańcuchów przywodził na myśl monstrualne amulety mające chronić od złego losu. Na czubku głowy podsądny miał łysinę, na której zbierały się krople potu, widoczne w świetle reflektorów. Ubrany był w Ŝółty kombinezon z napisem na plecach ARESZT POWIATU ORANGE. Gdy usiadł koło obrońcy, na podium pojawił się urzędnik sądowy i zwrócił się do zebranych: – Proszę wstać. Rozpoczyna się posiedzenie Sądu NajwyŜszego powiatu Orange, wydział dwudziesty piąty. Przewodniczy sędzia Lara Sanderstone. Lara wkroczyła do sali sądowej bocznymi drzwiami. Mawiano, Ŝe jej delikatne rysy wprowadzają w błąd: blada, gładka cera, usta jak u lalki, wyraźnie zarysowane kości policzkowe, długie rzęsy widoczne za okularami. Czarne włosy ściągnięte gładko do tyłu i spięte złotą klamrą, jedynym kobiecym atrybutem w męskim wyglądzie. PoniewaŜ jak na sędziego była młoda – miała trzydzieści osiem lat – pragnęła zyskać na autorytecie stylem bycia. Nie tak dawno ktoś zauwaŜył, Ŝe bardziej przypomina członkinię chóru parafialnego niŜ sędziego. Dwuskrzydłowe drzwi rozwarły się z hukiem. Pojawił się w nich Russ Mitchell, asystent prokuratora okręgowego. Był jak zwykle spóźniony; ledwie skończył jedną rozprawę, juŜ pędził na drugą. Podbiegł zdyszany do swego stolika i rzucił na blat cięŜką teczkę z aktami. Poprawiając przekrzywiony krawat, spojrzał na ławę sędziowską.
Lara spojrzała na niego ostro, w jej głosie znać było zniecierpliwienie, gdy odezwała się z przekąsem: – Cieszę się, Ŝe pana widzę. Spóźnił się pan jak zwykle, rozpoczęliśmy więc juŜ rozprawę. Damy panu kilka minut na zebranie myśli. Gdy Mitchell gorączkowo przerzucał papiery, jej oczy spoczęły na rodzicach ofiary. Oboje siedzieli w pierwszym rzędzie, jak papuŜki na pręcie. Mieli zastygłe twarze, trzymali się za ręce. Sprawiali wraŜenie głuchych i ślepych na otoczenie. Patrzyli przed siebie nieruchomym wzrokiem. Czekali na ogłoszenie wyroku. Obok nich siedział dwudziestoletni chłopak ofiary. Lara pamiętała jego twarz z artykułów w prasie. Miał na sobie czarny garnitur, prawdopodobnie ten sam, w którym poszedł na pogrzeb dziewczyny. Spotykał się z nią przez trzy lata. Oboje byli studentami pierwszego roku Uniwersytetu Kalifornijskiego i mieszkali razem w kawalerce niedaleko kampusu. Chłopiec powiedział reporterom, Ŝe zbierał pieniądze na pierścionek zaręczynowy. Prokurator spojrzał w kierunku ławy sędziowskiej. Był wreszcie gotowy. – Naród przeciwko Hendersonowi – ogłosiła Lara bezzwłocznie, przejmując akta sprawy od urzędnika sądowego. Czuła na sobie wzrok zgromadzonych. – Obrona nadal domaga się niedopuszczenia materiałów dowodowych. Kontynuujemy. Pan, panie England, ma – jak rozumiem – nowego świadka. – Tak, Wysoki Sądzie – odparł England wstając. W jego ciemnych włosach widać juŜ było nitki siwizny, ale był nadal przystojnym czterdziestotrzyletnim męŜczyzną o młodzieńczych ruchach. Po zaprzysięŜeniu świadek zajął miejsce na podium. Był w mundurze. Poprzedniego dnia przysłuchiwał się zeznaniom policjantów, którzy aresztowali oskarŜonego. Lara była pewna, Ŝe kłamali. Dzisiaj zanosiło się na to samo. Gdy powiedział, jak się nazywa i jakie pełni stanowisko słuŜbowe w areszcie powiatu Orange, England wstał zza stołu i podszedł do niego. – Panie White, o której godzinie zobaczył pan oskarŜonego w nocy 15 czerwca? – Myślę, Ŝe o trzeciej nad ranem. Moja słuŜba kończyła się właśnie o trzeciej. On był juŜ w celi aresztanckiej i leŜał na pryczy. – Aha – powiedział z namysłem England. – Czy był sam w celi? – Tak jest. – A co oskarŜony robił, gdy wszedł pan do celi? – Spał. – Spał? – powtórzył England, przekrzywiając głowę. Zwracając się do zgromadzonych, podszedł do stołu i wziął coś stamtąd. – Mmmyślę, Ŝe spał – dodał niepewnie straŜnik. – Czy to moŜliwe, Ŝe był wówczas nieprzytomny? – England poruszył brwiami.
Oczy świadka były utkwione w przedmiotach, które England trzymał w garści. White śledził je, gdy England wymachiwał rękami. – MoŜliwe – odparł straŜnik. Następnie nachylił się nad mikrofonem i dodał: – Myślę, Ŝe był pijany. – Aha – powiedział England. – Zatem chciał go pan obudzić? – Tak jest. PoniewaŜ nie reagował, zawołałem drugiego straŜnika i przenieśliśmy go do innej celi. – Jak go przenieśliście? – Wzięliśmy go pod pachy. – Czy zerknął pan na jego twarz niosąc, czy raczej ciągnąc go do celi? – Jasne. Świadek rozejrzał się po sali. Chciał napotkać wzrok policjantów lub kolegów straŜników, by uzyskać od nich nieco moralnego wsparcia. – I nie zauwaŜył pan ran na jego twarzy, podbitego i spuchniętego prawego oka? – Nie przypominam sobie. Prokurator kręcił się nerwowo na krześle, stukając długopisem w blat stołu. England przygotowywał się do głównego ciosu; wszystko w nim wrzało. Lara wyczuła napięcie w jego kolejnym pytaniu: – Pewnie pan nie zauwaŜył, Ŝe oskarŜony miał złamaną lewą rękę? – Nie – odparł straŜnik. Na jego czole zbierał się kroplisty pot. – Panie White, czy choć przez chwilę pomyślał pan, Ŝe oskarŜony wymagał pomocy lekarskiej, Ŝe w istocie stracił przytomność, a jego ręka była złamana, i to tak powaŜnie, Ŝe całe ramię dyndało jak gumowa rura? PrzecieŜ musiał pan to zauwaŜyć? – Nie – odpowiedział świadek. – Myślałem, Ŝe wdał się w bójkę w barze albo coś w tym rodzaju. Do obowiązków oficera dyŜurnego naleŜy dopilnowanie, aby podejrzany miał zapewnioną opiekę lekarską, jeśli tego wymagają okoliczności. Ja jestem tylko straŜnikiem. England obrócił się w stronę świadka. – Panie White, czy bił pan oskarŜonego? Czy to pan spowodował te urazy? Świadek aŜ podskoczył z wraŜenia. – Nie, nie podniosłem na niego ręki. Po prostu połoŜyłem go na pryczy i wyszedłem. – No, to bardzo interesujące. Policjanci, którzy aresztowali oskarŜonego, zeznali wczoraj, Ŝe – cytuję – „trochę go poturbowali” w trakcie wykonywania czynności słuŜbowych, ale Ŝe nie było to nic groźnego. To znaczy, jak rozumiem, Ŝe nie złamali mu ręki. Skoro nie oni to zrobili, odpowiedzialność spada na pana. StraŜnik spurpurowiał. Na taki zarzut nie był przygotowany. – Nic podobnego! Facet został przywieziony do aresztu juŜ ze złamaną ręką. Ja tego na pewno nie zrobiłem! Przez salę przebiegł szmer. Prokurator zbladł. England przystąpił do dalszego ataku.
– To znaczy, Ŝe pana zdaniem zrobili to policjanci, którzy aresztowali oskarŜonego? Tak? I stało się to, zanim osadzono go w areszcie? Świadek zamilkł. Spuścił oczy. W końcu wymamrotał: – Tak myślę. – A pan – England wskazał nań palcem – zostawił pan tego człowieka, rannego i nieprzytomnego człowieka, własnemu losowi w celi, gdzie mógł w kaŜdej chwili umrzeć. A dlaczego? Powiem panu: poniewaŜ kończyła się zmiana i chciał pan wrócić do domu bez kłopotów. Nie chciało się panu zajmować papierkową robotą, wzywać medyków i zawracać sobie głowy tymi wszystkimi czasochłonnymi czynnościami. Czy tak było, panie White? StraŜnik spuścił głowę. Milczał. – Wnoszę sprzeciw! – wykrzyknął prokurator. – On zastrasza świadka! – Uznaję – powiedziała Lara. – Nie mam więcej pytań, Wysoki Sądzie – odparł England siadając, wyraźnie zadowolony z osiągniętego celu. Lara spojrzała na prokuratora; czuła, jak nasila się jej skurcz w szyi. Pokręciła głową kilka razy, by złagodzić ból. – Świadek jest do pana dyspozycji, panie Mitchell. StraŜnik pił duŜymi łykami wodę ze szklanki. Dwaj policjanci, którzy aresztowali oskarŜonego, siedzieli w głębi sali. Ich spojrzenia miały ostrość sztyletów. White miał teraz więcej powodów do obaw niŜ Benjamin England – pomyślała Lara. ZłoŜył zeznania obciąŜające kolegów, jego przyszłość nie była zbyt róŜowa. Prokurator wstał, poprawiając marynarkę. Przemawiał cicho, łagodnym głosem: – Panie White, czy jest pan absolutnie pewien, Ŝe oskarŜony nie złamał sobie ręki na skutek upadku z pryczy? Ze wstępnych zeznań wynika, Ŝe nie zauwaŜył pan Ŝadnych obraŜeń ciała u oskarŜonego. Czy odwołuje pan te zeznania? Tym razem oczy świadka i policjantów spotkały się. White podjął w końcu decyzję. Chciał stąd jak najszybciej wyjść, mieć wszystko za sobą. Jako straŜnik więzienny nie umiał sobie poradzić z krzyŜowym ogniem pytań. Był juŜ nimi udręczony. – Tak, zauwaŜyłem jego rękę. Była złamana, kiedy wszedłem do celi. – Czy jest pan tym razem absolutnie tego pewien? To znaczy, Ŝe pana poprzednie zeznanie było fałszywe? Mitchell odgarnął kosmyk z czoła i potrząsnął głową. Wiedział, Ŝe jest źle. Nie zdawał sobie jednak sprawy, Ŝe jest aŜ tak źle. – Tak – odpowiedział straŜnik mrugając powiekami. Pot skraplał się teraz na jego czole i nad górną wargą. Kropelki spływały po policzkach. Prokurator podjął ostatnią próbę ratunku: – Panie White, czy jest moŜliwe, Ŝe oskarŜony spadł z pryczy przed pana nadejściem?
White zadumał się przez chwilę. Najwyraźniej postanowił w duchu, Ŝe nie będzie się więcej plątał. Wszystko z siebie wyrzuci i w ten sposób oczyści się w oczach sądu, a takŜe uspokoi własne sumienie. – MoŜe i jest to moŜliwe, ale tak nie było. Wszyscy wiedzą, Ŝe został poturbowany przed osadzeniem w areszcie. – Odchrząknął i dodał: – PrzecieŜ pan wie, Ŝe zgwałcił i zabił dziewczynę. Po wygłoszeniu tego zdania rozejrzał się po sali, jakby szukając zrozumienia w oczach zebranych. Gdyby oni mieli taką okazje, teŜ dowaliliby mordercy, połamali mu kości, pozwolili, aby wykrwawił się na śmierć. Prokurator nie podejmował tematu. W istocie zapędził się za daleko i nie miał juŜ odwrotu. ZauwaŜył, Ŝe England nie wyraził protestu po uwadze świadka, imputującej niewątpliwą winę oskarŜonego. – Nie mam więcej pytań, Wysoki Sądzie – powiedział i nie tyle usiadł, co zapadł się w krzesło. Odwrócił się następnie w stronę rodziców ofiary i starał się spotkać ich wzrok. Lara czuła, jak ból w jej karku narasta. Dwoje starszych ludzi siedziało nieruchomo. Byli jak skamieniali, siedzieli ramię przy ramieniu, trzymając się za ręce. Wyglądali jak pomnik cierpienia odlany w brązie. Jeszcze nie pojęli, co się wydarzyło na sali sądowej. Z reakcji siedzącego obok dwudziestolatka wynikało natomiast, Ŝe do niego dotarło wszystko. – Dobrze więc – powiedziała Lara, patrząc na świadka. – Proszę wrócić na miejsce. – Zwróciła się następnie do zgromadzonych: – Po piętnastominutowej przerwie ogłoszę decyzję. Panie Mitchell, proszę do mego gabinetu. Uderzyła lekko młotkiem i wstała zza ławy sędziowskiej. Gdy tylko zniknęła w drzwiach, ścisnęła palcami skronie. Chciała strząsnąć z siebie ten koszmar. Czuła się tak, jakby ktoś chlusnął jej w twarz Ŝrącym płynem. Poszła szybkim krokiem do swego biura. Prokurator podąŜał tuŜ za nią. Lara zaczęła mówić, nie oglądając się za siebie. W ten sposób doszli do pokoju, w którym siedział jej sekretarz. Lara tylko skinęła mu głową. – Czy ma pan zamiar skierować sprawę przeciwko Mandriano i Curtisowi? – zapytała Mitchella, wymieniając nazwiska policjantów, którzy aresztowali oskarŜonego. Ci dwaj nie tylko cięŜko go pobili, ale na dodatek popełnili krzywoprzysięstwo. – Przyznam, Ŝe nie zdąŜyłem o tym pomyśleć – odparł prokurator. Był bardziej pochłonięty aktem oskarŜenia, a raczej jego strzępami, niŜ sankcjami prawnymi wobec policjantów. W gabinecie Lara zajęła miejsce za biurkiem. Zdjęła gwałtownym ruchem okulary i obróciła się w fotelu, by spojrzeć prosto w twarz młodemu prokuratorowi..
– Ci policjanci powinni odpowiadać przed sądem, otrzymać dymisję i – prawdę powiedziawszy – naleŜałoby ich rozstrzelać. Nigdy jeszcze nie spotkałam się z tak zapieprzoną sprawą. Lara była tak wściekła, Ŝe trzęsły się jej ręce. Prokuratorowi zadrgały mięśnie szczęk. Nie wykrztusił z siebie ani słowa. Było jasne, Ŝe w trakcie wstępnych zeznań policjantów musiał być z siebie dumny. Teraz robił wraŜenie pokonanego. W końcu wyjąkał: – PrzecieŜ pani wie, Ŝe facet jest winny. Lara nie odpowiedziała. Miała związane ręce. Nawet jeśli cynicznie odrzuciłaby wniosek obrony o wykluczenie zeznania oskarŜonego, wyrok byłby uniewaŜniony w apelacji. – Laik o tym wie. Nie moŜna bić oskarŜonego, a następnie powoływać się na wymuszone na nim zeznania. Lara obserwowała, jak prokurator kurczy się w krześle. – Jeśli pani nie dopuści jego zeznania do materiału dowodowego, to leŜymy – odparł Mitchell. – On o tym wie. – Ta uwaga, wypowiedziana oskarŜycielskim tonem, dotyczyła obrońcy oskarŜonego. – Nasz główny świadek zmarł w zeszłym tygodniu. Bez tego zeznania... no cóŜ, będziemy musieli faceta zwolnić. Słowa prokuratora nie były dla Lary zaskoczeniem. Roztrząsali ten problem od trzech tygodni. Mieli zarejestrowany na taśmie głos oskarŜonego, który jęcząc przyznał się do zbrodni. Nagranie urywało się gwałtownie. Lara była pewna, Ŝe facet stracił w tym momencie przytomność wskutek obraŜeń spowodowanych przez policjantów. Byli przydzieleni do tej sprawy od początku, zbierali dane od rodziny ofiary. Obaj byli wytrawnymi oficerami dochodzeniowymi, ojcami dorastających córek. Po prostu ich poniosło. Bez naocznych świadków i bez moŜliwości wykorzystania zeznania oskarŜonego prokurator nie miał Ŝadnego atutu w ręku. Lara wezwała Mitchella do swego gabinetu jedynie po to, aby w ciągu paru minut oboje mogli zaakceptować to, co nieuniknione, i publicznie wystąpić we wspólnym froncie. Prokuratura będzie musiała wycofać obecne oskarŜenie i dokonać przegrupowania sił. Gdyby akt oskarŜenia opierał się na tak słabych przesłankach, rozprawa skończyłaby się uniewinnieniem, a to byłby koniec. Lepiej więc będzie, jeśli teraz się go wycofa i jakimś cudem dostarczy więcej materiału dowodowego, by mieć konkretniejsze podstawy. Największym problemem będzie jednak reakcja opinii publicznej. No i fakt, Ŝe groźny morderca pozostanie na wolności, podczas gdy prokuratura ma zbierać przeciwko niemu dalsze dowody. Lara obawiała się, Ŝe wybuch wściekłości skieruje się nie przeciw prawdziwym sprawcom tego bezprawia – policjantom – lecz przeciwko niej. – Czy jest pan gotów wycofać się dzisiaj?
Lara liczyła w duchu, Ŝe tak się nie stanie. Byłoby to fatalne. Dla niej oznaczałoby konieczność odrzucenia zeznania oskarŜonego. W ciągu kilku godzin facet znajdzie się na wolności. – Nie wiem, England na pewno będzie naciskał na wycofanie aktu oskarŜenia... – Prokurator pochylił się do przodu w krześle, a następnie uderzył plecami w oparcie, w geście rozpaczy unosząc ręce: – Nie mamy Ŝadnych dowodów. Mamy gówno, wielkie gówno! Lara wstała, zbierając się do powrotu na salę sądową. Mitchell udał się za nią. Po wznowieniu sesji Lara, kurcząc się w fotelu pod brzemieniem własnych słów, obwieściła: – Po uwaŜnym zapoznaniu się ze sprawą wniosek obrony o niedopuszczenie wymuszonego siłą zeznania oskarŜonego został przyjęty. – Spodziewając się gwałtownej reakcji, rozejrzała się po sali. – Z dowodów przedstawionych w sądzie wynika, Ŝe oskarŜony został cięŜko pobity, a zatem zeznanie wymuszono na nim siłą. Z tego powodu musimy je oddalić. England zerwał się z miejsca. – Domagamy się wycofania całego aktu oskarŜenia, proszę Wysokiego Sądu. Bez tego dowodu akt oskarŜenia przeciw mojemu klientowi nie ma Ŝadnych podstaw. OskarŜony rozejrzał się martwym wzrokiem. Lara wyczytała w jego aktach, Ŝe podawano mu leki psychotropowe. Zgiełk na sali wzmagał się z kaŜdą sekundą. Prokurator obrócił się i tłumaczył coś rodzicom ofiary. Matka szlochała, ojciec tulił jej głowę do piersi. Szeptał jej coś do ucha, głaszcząc po włosach. Usiłował ją pocieszyć. Chłopak ofiary zaniemówił z wraŜenia i zerwał się z krzesła. Prokurator schwycił go za rękaw, zmuszając do powrotu na miejsce. Mitchell wstał i oznajmił: – Wycofujemy oskarŜenie, Wysoki Sądzie. W sali wybuchł zgiełk. OskarŜony rozglądał się wokół rozbieganym wzrokiem. Kogo znowu zgwałci albo – nie daj BoŜe – zamorduje, w czasie gdy prokuratura będzie szukała nowych dowodów przeciwko niemu? – myślała Lara. Czy to mu teraz chodzi po głowie? Czy jest to chory na umyśle, udręczony człowiek, który nawet w tej chwili szykuje się do następnej zbrodni i upatruje sobie nową ofiarę? Lara waliła młotkiem coraz głośniej. Wstała i pochyliła się nad balustradą. StraŜnicy ruszyli w kierunku rodziców ofiary, bacznie ich śledząc, a następnie pospieszyli w stronę oskarŜonego. Wreszcie gwar ucichł i Lara zajęła miejsce. – Proszę zaprotokołować, Ŝe oskarŜenie wycofano – orzekła z głośnym westchnieniem, wpatrując się w dokumenty rozłoŜone przed sobą. – OskarŜony pozostanie w areszcie tymczasowym, jednakŜe szeryf otrzyma instrukcje w sprawie jego zwolnienia. Kaucja złoŜona przez oskarŜonego zostanie mu zwrócona. Na tym zamykam posiedzenie sądu. Tym razem dała sobie spokój z młotkiem. I tak nikt by go nie usłyszał.
Reporterzy wybiegli z sali, przepychając się w przejściu, Ŝeby jak najszybciej dotrzeć do redakcji. Lara jakby przyrosła do fotela, wpatrując się w rodziców ofiary. Jej serce przepełniało współczucie. Prokurator rozmawiał z nimi, siedząc obok na ławce. Kobieta ocierała chusteczką oczy, potem wytarła nos. Zgromadzeni zbierali się do wyjścia, stenograf sądowy składał swoją maszynę. Wszyscy policjanci zniknęli jeszcze przed ogłoszeniem werdyktu. Nie byli głupi, pomyślała Lara. Wiedzieli, co ich czeka. Następnego dnia prokuratura wystąpi przeciwko dwóm policjantom, którzy aresztowali oskarŜonego. Tymczasem asystent szeryfa rozmawiał z jednym z urzędników. England zamykał teczkę. Wykonał powierzoną sobie misję. Nagle w kierunku Lary rzucił się chłopak zamordowanej dziewczyny. Miał twarz zmienioną ze wściekłości. – Jak pani mogła to zrobić? – krzyknął. – On ją zabił! Zgwałcił i zamordował! ZasłuŜył na pobicie, zasłuŜył na śmierć! – CięŜko dyszał, miał purpurową twarz. Przywarł do oparcia krzesła przed sobą. Jego oczy były ogromne, ziejące nienawiścią. Asystent szeryfa ruszył w jego kierunku, a prokurator usiłował powstrzymać chłopaka. – Wypuściłaś go! – wył narzeczony ofiary. – Ktoś powinien zabić ciebie... zgwałcić, udusić! Ty pieprzona suko! – StraŜnik usadził chłopaka, dwaj inni pospieszyli mu na pomoc. Patrzyli, czy w jego rękach nie pojawi się broń. – Ktoś powinien wytłuc całą twoją rodzinę... zarŜnąć... Wtedy wiedziałabyś, ile znaczy sprawiedliwość i twoje głupie prawa. Co ja mam teraz zrobić, sam zabić skurwysyna? Jaki z ciebie sędzia? Nie jesteś lepsza od niego! Lara siedziała jak zamurowana, przejęta jego poczuciem niesprawiedliwości. Chłopak oczekiwał od sądu, Ŝe pomści śmierć jego ukochanej. Tymczasem ci, po których się spodziewał obrony prawa, podeptali je. StraŜnicy spojrzeli na Larę, pytając wzrokiem, co mają robić. Wystarczyłoby jej skinienie głowy i nałoŜyliby chłopakowi kajdanki. Trzymali go w uścisku, a on szarpał się i wyrywał. Z kącików ust ściekała mu ślina. Podbiegłby do niej i rozerwał ją na strzępy gołymi rękami. Lara pokręciła przecząco głową; chłopak miał prawo tak ostro reagować. Pchnęła drzwi i gdy znalazła się po drugiej stronie, oparła się o ścianę korytarza. Oczy jej błyszczały, pierś unosiła się i opadała gwałtownie pod wpływem nienawiści skierowanej przeciw niej z taką furią, Ŝe nadal czuła jej Ŝar. Lara rozejrzała się wokół, ale wszystko rozmazywało się w czerwonej mgle. Pamięć podsuwała jej obraz rozkładających się zwłok dziewczyny. Usiłowała go od siebie odsunąć. Oderwała się wreszcie od ściany, poprawiła togę i ruszyła przed siebie. W ciągu minionego weekendu wykryto dwadzieścia pięć zabójstw. Tylko w ciągu jednego weekendu, pomyślała z rozpaczą. Miasto ginęło pod lawiną przemocy, a ona wypuściła jeszcze jednego mordercę. Wspaniale, pomyślała z ironią pod swoim adresem. Tego właśnie pragnęła przez całe Ŝycie: wypuszczać morderców, dawać im do rąk papiery gwarantujące wolność. Idąc do gabinetu, zatrzymała się przy biurku swego sekretarza.
– Czy pani coś do mnie mówiła? – zapytał Phillip, odwracając się od komputera na krześle obrotowym. Był to dobrze ułoŜony młody męŜczyzna przed trzydziestką, o nijakich blond włosach i jasnoszarych oczach. – Jakie masz plany na dziś wieczór, Phillip? – Na wieczór? Mmam plany. Bo co? – zapytał niepewnie. Lara przypatrywała się jego twarzy. Myślała o tym, Ŝe nie zdoła zjeść kolacji w samotności ani wrócić do pustego domu. Pragnęła towarzystwa, rozmowy o byle czym, co uwolniłoby ją od ponurych myśli. Ale zanim zdąŜyła zaproponować Phillipowi, aby poszedł z nią do restauracji, ten ciągnął swoje: – Jestem umówiony o dziewiątej. Ale jeśli trzeba coś przepisać, to zostanę dłuŜej. Na jego twarz wystąpił rumieniec. Lara zastanawiała się, czy Phillip znalazł sobie nową dziewczynę i czy w ogóle z kimś się spotyka. Nigdy o tym nie wspominał. – Nie – powiedziała zmieniając zdanie. MoŜe znajdzie sobie innego towarzysza. Poczuła się głupio, Ŝe pomyślała o zaproszeniu Phillipa na kolację. – Mniejsza o to. Idź do domu. – Co się działo na sali? Co pani zdecydowała? – Nie dopuściłam do włączenia zeznania. Prokurator wycofał oskarŜenie, więc Henderson wyjdzie na wolność. – BoŜe! – wykrzyknął Phillip. Uniósł w górę brwi i podparł podbródek rękami. – To dlatego, Ŝe policjanci go pobili, tak? Ale oni przecieŜ ukarali tego faceta, no nie? Myślałem, Ŝe im się to upiecze. Ta zbrodnia była ohydna. Wręcz trudno ich winić za to, co zrobili. – Mam nadzieję, Ŝe wymierzanie kary sprawiło im przyjemność – odparła cierpko Lara. – Będzie to pewnie jedyna kara, jaką Thomas Henderson otrzyma za swój czyn. Mówiąc to weszła do gabinetu i zamknęła za sobą drzwi.
Rozdział II Przez ponad godzinę Lara siedziała za biurkiem i wpatrywała się tępo w przestrzeń. Zastanawiała się, czy zatelefonować do rodziców zamordowanej dziewczyny i wytłumaczyć się przed nimi. Chciała wyjaśnić, Ŝe podejmując taką decyzję nie miała wręcz innego wyjścia. Doszła jednak do wniosku, Ŝe byłby to niestosowny gest. Phillip odezwał się przez interkom: – Mam na linii ludzi z „Daily News”. Chcą od pani oświadczenie w sprawie Hendersona. – Powiedz im, Ŝe juŜ wyszłam – odparła Lara. Wiedziała, Ŝe tylko odwleka sprawę. Następnego dnia będzie musiała przekazać coś prasie. Powiesiła togę na wieszaku i wzięła torebkę. Następnie poŜegnała Phillipa i postanowiła odwiedzić sędzię Irene Murdock. Przez otwarte drzwi Lara dojrzała głowę przyjaciółki pochylonej nad biurkiem. – Stale przy pracy – powiedziała, wchodząc do jej gabinetu. – Och, Lara – odparła Irene. – Przestraszyłaś mnie. Spojrzała na stojącą przed nią postać, zdjęła okulary i rzuciła je na stos papierów na biurku. Irene zbliŜała się do pięćdziesiątki, ale wiedzieli o tym nieliczni. Była wysoka i szczupła, zgodnie z obowiązującymi wymogami dietetyki. Jeśli nie liczyć paru zmarszczek, które ciągnęły się od kącików ust oraz w poprzek czoła, czas był dla niej łaskawy. Jej pastelowe blond włosy ułoŜone były w miękkie kobiece loki, okalające pociągłą twarz. Na ustach lśniła zawsze świeŜa szminka o odcieniu koralowym, ale najwaŜniejsze w jej fizjonomii były oczy. Miały kolor szmaragdowy. – Jak ci dziś poszło? – spytała Larę. – Myślę o sprawie Hendersona. – Jeszcze do ciebie nie dotarło? – Lara postanowiła nie siadać. Oparła się o przeciwległą ścianę. – Prokurator wycofał oskarŜenie. – Spojrzała na zegarek. Było po piątej. – Henderson lada chwila wyjdzie na wolność. Będzie wolny jak ptak. Irene nie odpowiedziała. Wszyscy przewidywali, Ŝe tak się to skończy. Siedziała, obserwując twarz Lary. Miała od niej większe doświadczenie jako sędzia. Wielokrotnie jej powtarzała, Ŝe obowiązkiem sędziego jest interpretowanie prawa i orzekanie zgodnie z jego literą. Nie moŜna sobie pozwolić na zaangaŜowanie emocjonalne.
– To była cięŜka sprawa, Irene. Rodzice... krewni ofiary... Wręcz trudno sobie wyobrazić, co oni teraz czują. Dziewczyna była taka młoda... I te cholerne gliny... Irene przerwała jej: – Słyszałaś o Westridge’u? Charles Westridge był sędzią sądu w Los Angeles, znanym z ambicji i opanowania. – Nie, powiedz! – Skierował dziś oskarŜenie pod adresem szeryfa za pogwałcenie decyzji sądu i przedterminowe wypuszczanie przestępców. – Ale szeryf jest zobowiązany nakazem sądu do zwalniania więźniów i nieprzyjmowania nowych, jeśli więzienia są przepełnione. Co Westridge chce przez to osiągnąć? – MoŜe zainteresowanie prasy. Kto wie? Słyszałam, Ŝe chce objąć moje stanowisko, więc w przyszłym roku staje do wyborów, jako kontrkandydat. Studiuje kaŜdy mój werdykt i pewnie triumfuje, ilekroć przegrywam w apelacji. Lara usiadła, kiwając z rezygnacją głową. – Mamy wokół tyle problemów i na dodatek rzucamy się sobie nawzajem do gardeł. Teraz szeryf, to bez sensu. Przysięgam, Irene, odnoszę wraŜenie, Ŝe cały ten system się rozpada. Chodzimy po gruzach. Przemoc, korupcja, zawiłości prawa... – Lara zamilkła, ale po chwili ciągnęła myśl: – Z kaŜdym dniem jest coraz gorzej i po prostu jesteśmy bezsilni. Nie moŜna tego powstrzymać. Oczywiście, policjanci postąpili jak kretyni bijąc Hendersona, ale oni teŜ mają nerwy napięte do ostateczności. Czy jesteśmy jeszcze cywilizowani? Nie jestem pewna, czy to moŜna nazwać cywilizacją. Irene spojrzała w punkt nad głową Lary. – Mówisz tak, jakbyś wieściła zagładę. – Spuściła wzrok i uśmiechnęła się. – Jest źle. Ale nawet wtedy, gdy ma nastąpić koniec świata, droga Laro, ktoś musi ferować wyroki. – Racja. – Lara teŜ spróbowała się uśmiechnąć. – Wolałabym, aby to nie było moim obowiązkiem. Przejdźmy jednak do lŜejszych tematów – dodała. – Nie poszłabyś ze mną na kolację? Pewnie juŜ macie z Johnem inne plany, ale... Irene nacisnęła guzik w telefonie. Gdy czekała na automatyczne połączenie z męŜem, zwróciła się do Lary: – Jeśli nie ma go w domu, to z rozkoszą wybiorę się z tobą. Prawdę powiedziawszy, umieram z głodu. Nie jadłam dziś obiadu. – Po paru chwilach odezwał się jej własny głos na taśmie automatycznej sekretarki. Irene zostawiła wiadomość męŜowi, szanowanemu lekarzowi, i odwiesiła słuchawkę. – Johnny za duŜo pracuje, Lara. Nie mam pojęcia dlaczego. W zeszłym roku obiecał mi, Ŝe nie będzie spędzał tyle czasu poza domem i Ŝe przekaŜe większość pacjentów swemu nowemu partnerowi, ale rzadko pojawia się w domu przed ósmą wieczorem. On jest... Niespodziewanie Irene zamilkła. Nie miała zwyczaju rozprawiać o prywatnym Ŝyciu, nawet w obecności bliskich przyjaciół.
Lara zauwaŜyła wyraz zatroskania na twarzy przyjaciółki. John Murdock przekroczył sześćdziesiątkę i Irene stale się o niego martwiła. W jego rodzinie było wiele przypadków raka. Ojciec i dziadek Johna zmarli na raka, takŜe liczni wujowie, a w zeszłym roku ofiarą tej choroby padł jego brat. ChociaŜ Irene była opoką pod względem charakteru i przekonań, to jednak nie mogła uwolnić się od złych przeczuć. Obawiała się, Ŝe teraz przyszedł czas na jej męŜa. UwaŜano, Ŝe Irene jest ostra i wymagająca. Zazwyczaj uŜywała czułych słów w rodzaju „kochanie, moja droga, złotko”, ale Lara wiedziała, Ŝe jej przyjaciółka wyrobiła w sobie ten nawyk, aby złagodzić wrodzoną oschłość. Jej mąŜ był łagodny jak baranek – miły, ciepły człowiek. Irene górowała nad nim wzrostem, szczególnie gdy wkładała pantofle na obcasach. Nigdy nie było wątpliwości, kto w tej rodzinie jest męŜczyzną, pomyślała Lara. Irene zamknęła teczkę z dokumentami i wstała, by sięgnąć po aktówkę i torebkę. Następnie zgasiła światło i wyszła stanowczym krokiem. Lara musiała ją niemal gonić. – Pomyślałam, Ŝe moŜemy coś zjeść w „Big Boyu” Boba – powiedziała. – Co ty na to? To dwa kroki stąd i mają tam doskonale dania dnia. – Kochana Laro – odparła Irene z uśmiechem, odwracając się do przyjaciółki. – Jesteś niemoŜliwa. Nie, nie będę jadła w „Big Boyu” Boba. Jeśli upierasz się przy podłym Ŝarciu pływającym w tłuszczu, to obawiam się, Ŝe będziesz jadła sama. Nie pojmuję, jak moŜesz lubić coś takiego. To naprawdę nie mieści mi się w głowie. – Dobrze, dobrze – szybko wycofała się Lara. – Chodźmy wobec tego do tej nowej restauracji rybnej. To niedaleko, na tej samej ulicy. – Brzmi lepiej. Prowadź. Kilka minut potem obie wsiadły do swoich samochodów i wyjechały z podziemnego garaŜu. Choć było juŜ późno, Lara ciągle nie spała. Przewracała się w łóŜku od wielu godzin. Szczegóły sprawy Hendersona nie dawały jej spokoju. Najpierw słyszała ujadanie teriera sąsiadów. Potem dołączyły inne psy w sąsiedztwie. Lara wstrzymała oddech i wsłuchiwała się w odgłosy nocy. Podciągnęła kołdrę pod brodę i wpatrywała się w sufit. Mieszkała w spokojnej dzielnicy Irvine, ale jako kobieta Ŝyjąca samotnie, dobrze znała wszystkie normalne dźwięki: syreny karetek i wozów policyjnych pędzących po pobliskiej szosie, wizg przelatujących odrzutowców, samochód sąsiadów, wracających do domu po przyjęciu, i charakterystyczny zgrzyt ich bramy do garaŜu. Ale kiedy pies zaczynał szczekać, znaczyło to zazwyczaj, Ŝe ktoś obcy kręci się w pobliŜu. Nagle usłyszała ciche pukanie do drzwi wejściowych. Pukanie zamieniło się w walenie. Lara spojrzała na zegarek i stwierdziła, Ŝe jest juŜ po pierwszej. Postanowiła zadzwonić na policję i sięgnęła po słuchawkę. W tym jednak
momencie usłyszała, Ŝe ktoś woła ją po imieniu. Była parna letnia noc i Lara zostawiła okno sypialni uchylone, Ŝeby wpuścić trochę świeŜego powietrza. – Lara, to ja, Ivory. Otwórz! Lara nałoŜyła szlafrok i pobiegła boso do drzwi, nadsłuchując. Zastanawiała się, czy przypadkiem nie uległa iluzji. – Lara, otwórz. Proszę, otwórz drzwi. To ja, Ivory! Lara odblokowała system alarmowy i przekręciła zamki. Znalazła się twarzą w twarz ze swoją młodszą siostrą. – Kochanie – powiedziała, obejmując ją w progu – co się stało? – Odgarnęła kosmyk z twarzy siostry i spojrzała, czy nie ma śladów pobicia. – Sam znów cię uderzył? Ivory nadal oglądała się za siebie, śledząc ruch na ulicy, jej pierś falowała, oddech był krótki, jak po biegu. – Nie, nie... to nie Sam. Ktoś mnie ściga, Lara. Zamknij drzwi. Szybko! Lara zatrzasnęła drzwi i zasunęła zasuwy, jednocześnie uruchamiając alarm. Jej serce teŜ zaczęło mocno bić. – Kto? Gdzie jest Sam? Ivory była napięta, jej oczy były rozbiegane. – Nie mogę ci powiedzieć. Muszę zadzwonić do Sama. Pozwól mi skorzystać z telefonu. – Zaraz, chwileczkę – odparła Lara, ponownie obejmując siostrę. – Powiedz, co się dzieje. Jeśli ktoś cię śledzi albo chce cię skrzywdzić, moŜemy go schwytać. Czy zapamiętałaś markę jego samochodu? Podaj mi opis. Lara ruszyła w kierunku telefonu. – Mowy nie ma – powiedziała Ivory. – Nie mam zamiaru wzywać głupich glin. Siadając na sofie, wyrwała siostrze aparat telefoniczny. Lara patrzyła na nią, myśląc, jaka z niej śliczna dziewczyna, nawet teraz, kiedy jest przestraszona i zdenerwowana. Była niezwykle piękną brunetką o wijących się włosach, do ramion, okalających jej niemal doskonały owal. Oczy Lary były szare, a Ivory – intensywnie niebieskie. JednakŜe najbardziej uderzająca była jej cera. Po prostu nieskazitelna. – Sam – Ivory mówiła do słuchawki – jestem u Lary. Przyjedź tu szybko i zabierz mnie stąd. Coś się stało. Ktoś mnie śledził. – Zamilkła, a potem podniosła ton o oktawę: – Powiedziałam, Ŝe nie ruszę się stąd, póki nie przyjedziesz tu po mnie. Nie, nie pojadę sama do domu. Nic mnie nie obchodzi, która jest godzina. Rzuciła słuchawkę na widełki. Lara zapaliła światło w pokoju i usiadła na kanapie obok siostry. – A teraz – odezwała się zdecydowanym głosem – powiedz mi, co się dzieje. Czy chodzi o pieniądze? – Sam po mnie przyjedzie – odparła wymijająco Ivory, unikając wzroku siostry. – Będzie tu za dwadzieścia minut.
Lara czuła, jak gniew i frustracja rosną w niej z kaŜdą minutą. Była zawsze tą, która chroniła Ivory, nie pozwalała jej skrzywdzić. Nawet w dzieciństwie, choć róŜnica wieku między nimi była niewielka, Ivory zwracała się zawsze do Lary o pomoc. Ale odkąd wyszła za mąŜ za Sama Perkinsa, wszystko się zmieniło. – Ivory, musisz mi powiedzieć, co się z tobą dzieje. Czy nie rozumiesz, Ŝe lękam się o ciebie? Nie moŜesz walić do moich drzwi po nocy i krzyczeć, Ŝe ktoś cię śledzi, a potem odmawiać wszelkich wyjaśnień. Ivory wstała i zaczęła krąŜyć po pokoju. – Nie mogę powiedzieć – rzekła z naciskiem. Gwałtownie pokręciła głową, aŜ jej włosy zawirowały. Wpatrywała się przy tym w siostrę. – Nie martw się, dobra? – warknęła. – Nie przyjdę tu więcej i nie będę ci zawracać głowy. Nawet do ciebie nie zatelefonuję. MoŜesz zapomnieć, Ŝe masz siostrę. Lara zasłoniła twarz dłońmi i przez palce spojrzała na Ivory. – Nigdy nie powiedziałam, abyś do mnie nie telefonowała lub nie przychodziła. Ivory, jesteś niesprawiedliwa. PrzecieŜ cię kocham. To przez Sama, prawda? Wszystko przez Sama. – Nie mieszaj w to Sama. Zawsze go poniŜasz i opowiadasz, jakim jest idiotą. Lara, to mój mąŜ. – Zaczęła dziko wymachiwać rękami. – Popatrz na siebie, na całe swoje Ŝycie. Chcesz, Ŝebym skończyła tak jak ty, sama, bez Ŝadnego faceta, Ŝyjąca tylko dla pracy, dla kariery? Sam i ja mamy tym razem wielkie moŜliwości. Jak tylko zarobimy dość forsy, wyprowadzimy się stąd i zaczniemy wszystko od nowa. Lara postanowiła dać się jej wygadać. KaŜde ich spotkanie kończyło się awanturą. Bardzo chciała naprawić stosunki, pomóc siostrze w skierowaniu Ŝycia na właściwe tory. – A co z twoim dzieckiem, Ivory? Co z Joshem? Nie moŜesz go pozbawić przyjaciół, zmusić do przenosin. Całe Ŝycie mieszkał w tym domu. Stracił ojca. I co będzie z lombardem? Powiedziałaś, Ŝe jeśli poŜyczę wam pieniądze na kupno lombardu, poradzicie sobie. Teraz chcesz się wynieść, a na dodatek nie spłaciliście mi ani jednej raty z poŜyczki. Ivory, chyba zdajesz sobie sprawę, Ŝe ja teŜ mam zobowiązania finansowe. – Josh ma się doskonale... po prostu świetnie. Co cię to zresztą obchodzi? Nie widziałaś go od lat. To był długi dzień. Lara była wyczerpana i nie chciała Ŝadnych awantur. Ale sprawa Josha była draŜliwa i jej opanowanie z kaŜdą sekundą malało. – A dlaczego, droga Ivory, nie widziałam Josha od lat? – odpaliła. Padła na kanapę i z bezsilności wbiła sobie paznokcie w ramię. – Dlatego, Ŝe nie pozwalasz mi widywać się z moim siostrzeńcem. Wrogo go do mnie nastawiłaś bez Ŝadnego powodu. – Oddychała szybko, jej szare oczy płonęły. – Myślałam, Ŝe zgodnie z umową poŜyczę wam pieniądze na lombard i zapomnimy o przeszłości. No i kto nie dotrzymał obietnicy? – Ty! – Ivory wypluła z siebie to słowo, histerycznie krąŜąc po pokoju. – To ty chciałaś mi odebrać dziecko. Moja własna pieprzona siostra chciała mi ukraść moje własne dziecko.
Wiesz, co Sam powiedział? śe chciałaś mnie przekupić tymi pieniędzmi, Ŝeby połoŜyć swoje łapy na Joshu i odebrać mi go, poniewaŜ jesteś bezdzietna. Ivory wybiegła do sypialni i przez Ŝaluzje wypatrywała czegoś za oknem. Po chwili wróciła do pokoju. Lara osunęła się na kanapę. Cokolwiek robiła, rezultat był zawsze taki sam. – JuŜ to omawiałyśmy z milion razy. Gdy Charley zginął, zaczęłaś pić, brać kokainę, sprowadzać sobie facetów do domu. Nigdy nie chciałam ci odebrać Josha, tylko niepokoiłam się o niego. Lara tak się kiedyś obawiała o swego siostrzeńca, Ŝe zagroziła, iŜ zadzwoni do opieki społecznej, jeśli Ivory nie weźmie się w garść. Chciała jedynie zastosować terapię szokową, uświadomić siostrze, co ryzykuje, zachowując się tak nieobliczalnie, ale Ivory nigdy jej tego nie przebaczyła. Nagle zauwaŜyła strój Ivory. Czy taka była najnowsza moda? Jej siostra wyglądała jak dziwka, jak ulicznica. Gdy wyszła za mąŜ za Sama, Lara miała nadzieję, Ŝe wizyty w barach się skończą. Za Ŝycia swego pierwszego męŜa Ivory była szczęśliwą Ŝoną i matką. Lara wiedziała, Ŝe rozpacz moŜe zniszczyć nawet najodporniejszych, a Ivory do takich nie naleŜała, ale jej upadek był straszny. Lara doszła do wniosku, Ŝe Ŝycie starło się z jej siostrą i ją pokonało. Ivory była dzieckiem w ciele kobiety. Gdy jeszcze chodziła do szkoły, stwierdzono, Ŝe ma powaŜne trudności z nauką, a jej rozwój emocjonalny i umysłowy pozostawał daleko w tyle za rozwojem fizycznym. W bardzo przychylnej, cieplarnianej atmosferze Ivory mogła przetrwać. Ale samotna albo pod fatalnym wpływem męŜczyzn w rodzaju Sama, sprowadzała na siebie kłopoty. A kiedy miesza się alkohol z narkotykami, wszystko zmierza do katastrofy. Lara zwróciła nagle uwagę na piersi siostry i oczy wyszły jej z orbit. Ivory miała zawsze duŜy biust, znacznie obfitszy niŜ Lara, ale teraz wyglądała jak Dolly Parton. Siostry nie widziały się od kilku miesięcy. W tym czasie Ivory musiała sobie zrobić operację. ToŜ to kompletny absurd! Oboje stale domagali się od Lary pieniędzy, twierdząc, Ŝe nie mają na spłatę domu i na Ŝycie, a teraz Ivory ma silikonowe cyce. – Jeśli postanowiłaś wszystko ukryć przede mną, to chociaŜ powiedz, dlaczego jesteś tak ubrana – powiedziała Lara. Jej oczy zwęziły się. – I kiedy powiększyłaś sobie piersi? – Odpieprz się, Lara. Jak chcesz, Ŝebym się ubierała? Tak jak ty? Nigdy nie miałaś gustu. Popatrz na swoje kłaki. Nic dziwnego, Ŝe nie masz Ŝadnego faceta. Jesteś po prostu zazdrosna. Sam tak twierdzi. On mówi, Ŝe zawsze byłaś o mnie zazdrosna. Larę ogarnęła niepohamowana wściekłość. Ivory była niedojrzała i głupia, ale tym razem pozwoliła sobie na zbyt wiele. Nie mogła tego dłuŜej znieść. – Wzięłaś ode mnie pieniądze – wrzasnęła, trzęsąc się ze złości. – Zabroniłaś mi się widywać z Joshem, a teraz wszystko wydałaś na operację plastyczną i Bóg wie na co jeszcze!
– Lara, jesteś suką. Zimną suką. Nie jesteś juŜ tym człowiekiem, którym byłaś. Jesteś bez serca. Zamieniłaś się w kamień. – Ivory podeszła do siostry, stanęła przed nią twarzą w twarz. Zionęła papierosami i piwem. – Nie chcę cię więcej widzieć. Rozumiesz? Lara stała z rękami wyprostowanymi wzdłuŜ ciała. Starała się opanować gniew, ale przez cały dzień walczyła z przeciwnościami. Gdziekolwiek się zwróciła, cokolwiek zrobiła, wszystko obracało się przeciwko niej. Tu jednak była we własnym domu i miała przed sobą istotę z tej samej krwi i kości. – Ivory, skończmy z tym... Umilkła. Ktoś stukał do drzwi. Ivory wyraźnie się oŜywiła. Pobiegła do drzwi i odsunęła zasuwy, czekając, aŜ Lara odblokuje alarm. W chwilę potem otworzyła szeroko drzwi i rzuciła się w ramiona męŜa. – Och, Sam, nareszcie! – wykrzyknęła. Wzięła go za rękę i wyprowadziła na zewnątrz, gdzie zaczęła mu coś szeptać, zawzięcie gestykulując. Lara próbowała ich podsłuchać, ale nic do niej nie dochodziło. Podeszła do drzwi, aby je zamknąć i wreszcie wrócić do łóŜka. Marzyła o kilku godzinach snu, choćby o drzemce do świtu. W progu pojawił się Sam Perkins. Lara wycofała się do środka. Ciemne potargane włosy spadały mu na kołnierzyk. ChociaŜ był dopiero po trzydziestce, twarz miał pobruŜdŜoną; znać było na niej lata pijaństwa i hulaszczego trybu Ŝycia. Był ubrany w pogniecioną, czerwoną koszulkę polo i znoszone dŜinsy. Do paska miał przytroczony pęk chyba piętnastu kluczy. Był na swój sposób atrakcyjny. Dla Ivory był po prostu przystojny. MoŜna się było z nią zgodzić, pod warunkiem, Ŝe patrzyłoby się na niego w przyćmionym świetle baru i po pięciu kieliszkach. Dla Lary był to zwykły drań. ChociaŜ stała od niego o parę metrów, czuła zionący od niego alkohol. Sam ścisnął dłonie, aŜ zatrzeszczały stawy, i napręŜył bicepsy. Na jego ramieniu wyłonił się spod rękawa napis EASY RIDER. Ale ten facet nie był wcale łatwy. – Nie Ŝyczę sobie, abyś denerwowała moją Ŝonę – wycedził przez zaciśnięte zęby, zaŜółcone nikotyną. – Mamy cię dosyć. MoŜesz być wielkim sędzią, ale jeśli o nas chodzi, jesteś pierdolonym zerem. Masz! – krzyknął, rzucając na podłogę zwitek banknotów. – To twoja spłata. Zadowolona? – Wynoś się z mego domu! – wrzasnęła Lara. – I nigdy juŜ nie proś, abym cię kryła, bo więcej tego nie zrobię. Spojrzała na leŜące banknoty; w większości jednodolarówki. Sam był jej dłuŜny ponad sto tysięcy i teraz rzucił jej dziesięć – liczyła w myślach – nie, dwanaście dolarów. Ivory stała obok męŜa, zarzuciwszy mu rękę na plecy. Jej silikonowe piersi wymykały się spod głęboko wyciętej trykotowej koszulki. – Nie chcemy twoich pieniędzy – oświadczyła z dumą. – Będziemy mieli mnóstwo własnych. I to bardzo szybko.
Lara z trudem powstrzymała łzy. PrzecieŜ nie moŜe pozwolić, aby ten drań krzywdził jej rodzinę, jej siostrę. Zanim umarła ich matka, Lara obiecała jej, Ŝe zaopiekuje się Ivory, zapewni byt siostrze i Joshowi. Ale teraz oboje znajdowali się poza zasięgiem jej wpływów. – Wynoście się z mojego domu! – krzyknęła. – Chodźmy, mała, dajmy pospać starej pannie. Wygląda tak, jakby bardzo potrzebowała odpoczynku. Sam pociągnął Ivory za ramię i oboje skierowali się w stronę drzwi. Ivory w ostatnim momencie obejrzała się. Oczy sióstr spotkały się i zegar stanął. Lara wpatrywała się ze smutkiem w młodszą siostrę. ZauwaŜyła, Ŝe jej wargi poruszyły się, ale nie padło Ŝadne słowo. Przez chwilę było tak, jakby na twarzy Ivory dostrzegła przeszłość, jakby obie właśnie szły do domu ze szkoły, małe dziewczynki z buziami rumianymi jak jabłuszka. Usłyszała z opóźnieniem śmiech Sama. Zagrzmiał w ciszy i zegar zaczął znowu tykać, szybciej niŜ przedtem. Drzwi zatrzasnęły się z hukiem i oboje zniknęli.
Rozdział III Minęły trzy tygodnie od zwolnienia Thomasa Hendersona z aresztu. Dzięki Bogu, Ŝe ten potwór przebywał tak krótko na wolności myślała Lara, wracając do biura po przerwie obiadowej, O ile było jej wiadomo, nikogo w tym czasie nie zgwałcił ani nie zamordował. Tego ranka Russ Mitchell zatelefonował do niej z wiadomością, Ŝe Henderson został umieszczony w stanowym szpitalu psychiatrycznym w Camarillo. MoŜe wreszcie będzie mogła spędzić spokojną noc, a nie jak zwykle zasypiać z trudem o drugiej i budzić się po dwóch godzinach. Prokuratura nadal nie zgromadziła niezbitych dowodów przeciw niemu. Natrafiono wprawdzie na pracownika stacji benzynowej, który widział Hendersona razem z ofiarą, ale ten 20-letni męŜczyzna okazał się fatalnym świadkiem. Nie mógł sobie przypomnieć ani daty, ani godziny tego wydarzenia. Sprawiał wraŜenie, Ŝe z trudem pamięta, jak się nazywa. Na razie trzeba się było tego trzymać i czekać na rozwój wypadków. ChociaŜ oskarŜony dobrowolnie zgłosił się do szpitala i mógł stamtąd wyjść, kiedy chciał, juŜ sam fakt, Ŝe był pod kluczem i Ŝe faszerowano go potęŜnymi dawkami leków psychotropowych, sprawiał wszystkim zainteresowanym wielką ulgę. Prasa była bezlitosna. Dziennikarze zmieszali obu policjantów z błotem i obarczyli winą za wymuszenie biciem zeznań oskarŜonego, co połoŜyło całą sprawę. Zostali zawieszeni w czynnościach słuŜbowych. Groził im proces. Kiedyś taka sprawa mogła sama przyschnąć, ale teraz panowała inna atmosfera. Jeszcze było głośno o Rodneyu Kingu, znanym całemu światu kierowcy, brutalnie pobitym przez policję. Historia ta wywołała zamieszki w śródmieściu Los Angeles. Wściekły tłum podpalał budynki, oddawał się ślepym i bezsensownym aktom przemocy. Niektóre dzielnice zostały zrównane z ziemią. Lara podniosła wzrok i spostrzegła Irene Murdock zmierzającą w jej kierunku. – Czy idziesz mi na spotkanie? – spytała. – PokaŜę ci coś – odpowiedziała Irene, tłumiąc chichot. – Pod warunkiem, Ŝe potraktujesz to z odpowiednim dystansem i poczuciem humoru. Lara zauwaŜyła gazetę w rękach przyjaciółki. Był to numer sensacyjnego pisemka „National Tattler”.
– Co tam masz? – spytała, ale Irene schowała gazetę za siebie. – Obiecaj, Ŝe nie będziesz się tym przejmowała, dobrze? – Obiecuję. PokaŜ. Główny tytuł zapowiadał historię o koniu z ludzką twarzą. Zdjęcie przedstawiało przedziwnego stwora. – Zabawne. Czy o to ci chodziło? – Strona trzecia, Lara – odparła Irene. Przestała chichotać. Na stronie trzeciej zamieszczono zdjęcie Lary z podpisem: „Sędzia zwalnia groźnego gwałciciela i mordercę, wykorzystując kruczek prawny”. – Hej – krzyknęła Lara – jestem gwiazdą! Wlepię sobie ten wycinek do księgi pamiątkowej. Artykuł wcale nie był śmieszny. Pismo zawierało niewiarygodne sensacje i wierutne kłamstwa, ale miało miliony czytelników. Irene odsunęła kosmyk włosów z czoła i połoŜyła dłoń na ramieniu przyjaciółki. – Myślę, Ŝe nie powinnam była ci tego pokazywać, kochanie. Pomyślałam sobie, nie wiem dlaczego, Ŝe to śmieszne. Jasne, całe to piśmidło jest kretyńskie. Popatrz na główny artykuł. Uwierzyłabyś komuś, kto wypisuje takie brednie? Lara spojrzała w szmaragdowe oczy przyjaciółki. – Irene, to prawda. Zwolniłam go, poniewaŜ podczas śledztwa naruszono jego prawo jako oskarŜonego. – Hej – odparła Irene, podchodząc bliŜej i obejmując Larę. – Niejednemu prawnikowi się to zdarzyło. Nie przejmuj się tak. – Tak, tak – odparła cicho Lara, uśmiechając się do Irene. – Dziękuję, Ŝe pokazałaś mi ten artykuł. Lepiej dowiedzieć się od ciebie niŜ od gapiów w supermarkecie. Lara stała, uśmiechając się nienaturalnie, póki Irene nie odwróciła się i nie odeszła w głąb korytarza. Wtedy dopiero jej uśmiech znikł. Wróciła do biura. Zakończyła właśnie jeden proces, ale nie przydzielono jej następnego. Takie przerwy zdarzały się rzadko. Po oddaleniu sprawy przeciw Hendersonowi Lara nie miała zajęcia. Przewodniczący sądu Leo Evergreen zlecił jej wobec tego wszystkie te sprawy, w których trzeba było podjąć decyzję, czy doszło do przestępstwa. Lara miała teŜ zastępować kolegów w okresie letnich urlopów. Takie obowiązki nazywano w branŜy „zoo”. Przechodząc obok Phillipa, skinęła głową w jego kierunku. Sekretarz miał słuchawki na uszach i pisał na komputerze. Przynajmniej na to wyglądało. Lara cofnęła się kilka kroków i spojrzała na ekran monitora. Kiedyś wykryła, Ŝe zajmował się grą komputerową. Tym razem na ekranie ukazywały się litery. Niewykluczone, Ŝe pisał referat, bo nadal studiował prawo. Lara weszła do gabinetu i trzasnęła drzwiami. Ten gest przyniósł jej ulgę, chociaŜ Phillip i tak nic nie słyszał. Siadając poczuła, jak jej pośladki zapadają się w dziurę. Ten kraj mógłby
jej zafundować przynajmniej poduszkę, pomyślała. Postanowiła jednak nie poddawać się frustracji. Było to bezproduktywne zajęcie. Powiedziała sobie, Ŝe przez kilka tygodni nie będzie robiła zakupów w supermarkecie, póki sprawa Hendersona nie przycichnie. Irene miała rację, nie ma się czym przejmować. Zresztą w supermarkecie Lara kupowała niemal wyłącznie dania mroŜone, które podgrzewała w kuchence mikrofalowej. Nigdy nie nauczyła się gotować i nie miała do tego zdolności. Jadła wyłącznie w celu przetrwania. OdŜywiała się hamburgerami i meksykańskimi zapiekankami, nie przywiązując wagi do tego, co je. Na dodatek nie tyła. MoŜe dlatego jej eks-mąŜ rozwiódł się z nią – zamyśliła się. Pewnie liczył na domowe obiady. W przerwach między rozprawami pracownicy mogli pójść na kawę, ale sędziowie zazwyczaj pracowali. Studiowali notatki i orzeczenia, czytali raporty opiekunów z urzędu o podopiecznych wypuszczonych warunkowo na wolność, telefonowali, naradzali się z prokuratorami. Jeśli działali szybko, udawało się im skoczyć do toalety. Lara rozejrzała się po swoim gabinecie obudowanym regałami, na których piętrzyły się ksiąŜki z dziedziny prawa. ChociaŜ nadal nie kupiono jej nowego fotela, całe biuro niedawno odremontowano. Było poniekąd sympatyczniejsze od jej mieszkania. Na podłodze leŜał dywan koloru wrzosowego, dwa nabijane ćwiekami fotele ze skóry stały po przeciwnej stronie biurka, a w rogu – stół konferencyjny, przy którym pracowała, gdy miała na głowie skomplikowaną sprawę. Musiała jednak zaakceptować sztuczne światło, bo gabinet nie miał okna. Nie znosiła Ŝyrandoli i silnych Ŝarówek. Na jej biurku stały dwie bliźniacze lampy z zielonymi kloszami z plastiku. Kupiła je za własne pieniądze. Nadawały one wnętrzu szczególny charakter. Stwarzały niemal surrealistyczną atmosferę, gdy rzucały długie cienie na ściany i na twarze siedzących naprzeciwko niej osób. Dzięki nim gabinet Lary bardziej przypominał bibliotekę w zamoŜnym domu niŜ biuro sędziego. Lara otworzyła grubą teczkę i natychmiast ją zamknęła. Przygotowywała się do waŜnej rozprawy, która miała się zacząć w najbliŜszy poniedziałek, ale zanim mogła poświęcić się temu bez reszty, musiała uregulować rachunki. Wyjęła ksiąŜeczkę czekową i zamyśliła się nad sprawą Adamsa. Był to kolejny cierń w systemie sprawiedliwości. Gdy Lara była jeszcze prokuratorem, przydzielano jej najpowaŜniejsze sprawy. Sprawiało jej to satysfakcję. JednakŜe gdy dochodziło do konfliktów, prokuratura znajdywała wielu chłopców do bicia. Podczas pełnienia poprzedniej funkcji Lara niekiedy przeklinała sędziów. Teraz trafiła kosa na kamień. Jedyną osobą, na której mogłaby się wyładować, był Leo Evergreen. On zlecał jej wszystkie sprawy. Był jej szefem i uosobieniem perfekcji. Jego orzeczenia były nienaganne, a wiedza – zdawać się mogło – niewyczerpana. Złoszczenie się na Leo Evergreena było bezsensowne. Większość spraw, jakie przydzielił Larze, była doskonale przygotowana i nie budząca wątpliwości. Jeśli Leo coś jej doradzał, miało to zawsze swoje podstawy.
Krótko mówiąc, Leo Evergreen był jednym z najświatlejszych męŜczyzn, jakich Lara znała. To dzięki niemu Sąd NajwyŜszy powiatu Orange miał najlepszą opinię nie tylko w wyŜszych instancjach, ale takŜe w całym stanie. Leo mógł z łatwością ubiegać się o stanowisko w Sądzie Apelacyjnym lub gdziekolwiek indziej, ale wolał pozostać tutaj. Lara słyszała, Ŝe był mocno zakorzeniony na swoim terenie. Przyzwyczaił się. Któregoś razu powiedział jej, Ŝe nigdy by się nie wyniósł z powiatu Orange. UwaŜał, Ŝe to jedno z najpiękniejszych miejsc na ziemi. Pod wieloma względami Lara zgadzała się z jego opinią. Bez wątpienia, było tu pięknie. Powiat Orange rozciąga się na południe od granicy miasta Los Angeles. Gmach sądu znajduje się w kompleksie budynków rządowych w Santa Ana, niedaleko Anaheim i Disneylandu, znaku firmowego tych okolic. Ludność Irvine, Newport, Laguna Beach i Mission Viejo składa się w większości z białych protestantów i yuppies, jeŜdŜących głównie BMW i małymi mercedesami, co ma świadczyć, Ŝe ich posiadacze znajdują się na dobrej drodze do zdobycia fortuny. Za Mission Viejo, tuŜ nad oceanem, leŜy spokojna osada rybacka Dana Point, z uroczym portem. Dalej na południe wyrastają San Juan Capistrano i San Clemente – miejscowości, w których zachował się oryginalny koloryt hiszpański. Do dawnej misji hiszpańskiej w San Juan Capistrano jaskółki powracały kaŜdego roku, ale kilka lat temu odleciały, by więcej się nie pojawić. Lara pomyślała, Ŝe ptaki pojmują to, z czego nie chcą zdać sobie sprawy ludzie budujący tam wielkie domy: Los Angeles rozrasta się we wszystkich kierunkach, a wraz z nim rozlewa się fala przestępczości. Kilometry półpustych plaŜ ciągną się u stóp potęŜnych gmachów ze szkła i metalu, gdzie mieszczą się wielkie firmy technologiczne. Godzina jazdy samochodem dzieli powiat Orange od Los Angeles, ale powietrze jest tu nieco chłodniejsze i czystsze, przesiąknięte zapachem soli morskiej. Uliczne gangi, crack i wszelkiego rodzaju przestępczość pienią się w Santa Ana, Anaheim i Costa Mesa, ale w innych miastach powiatu jest jeszcze w miarę bezpiecznie. Ludzie noszą na co dzień szorty, koszulki polo i jeŜdŜą kabrioletami. Jest to kalifornijska prowincja wygodna do Ŝycia. W gabinecie Lara nie zdjęła togi. Lubiła ją. Była dla niej symbolem sprawiedliwości. Zakładając ją kaŜdego ranka – zazwyczaj na białą bluzkę i czarną spódnicę – czuła jej cięŜar. Było to brzemię odpowiedzialności, jaką na siebie brała. Dla niej ten zawód nie wiązał się ani z zarobkami, ani z przywilejami. Lara ceniła sobie przede wszystkim satysfakcję, poczucie misji, świadomość, Ŝe jej praca jest waŜna społecznie. Była idealistyczna, uparta i impulsywna. Niektórzy mieli ją za wariatkę, która nadal przestrzega wartości, jakie juŜ nie istnieją: rozsądnych i uczciwych rozwiązań w obłąkanym i okrutnym świecie. MoŜe mieli rację. Lara rzuciła stertę rachunków na stos papierów pokrywających blat biurka i zaczęła podliczać na kalkulatorze kolumny cyfr. Jej pensja wynosiła dziewięćdziesiąt dziewięć
tysięcy dolarów rocznie. Na początku wydawało się to fortuną, ale po zapłaceniu podatków, składki na fundusz emerytalny, ubezpieczenia nie zostawało z tej duŜej sumy aŜ tak wiele. No i mieszkała w południowej Kalifornii, gdzie koszty utrzymania są bardzo wysokie. Skromny dom kosztował tu nawet trzysta tysięcy dolarów, podczas gdy za taki sam na Środkowym Zachodzie płaciło się osiemdziesiąt lub dziewięćdziesiąt. Poza tym w Los Angeles wszyscy mieli drogie samochody, nawet jeśli mieszkali w barakach. Nie sposób udawać biedaka, gdy się zarabia prawie sto tysięcy, niemniej standard Ŝycia Lary był daleki od luksusu. Zawsze była urzędnikiem państwowym, podczas gdy inni sędziowie – posiadacze eleganckich willi w ekskluzywnych dzielnicach oraz domów letniskowych w Palm Springs – mieli za sobą złotodajne praktyki adwokackie. Lara wzięła stypendium zwrotne na pokrycie kosztów studiów; dopiero niedawno skończyła je spłacać. Jej rodzice byli prostymi ludźmi, musiała więc sama płacić za naukę. Przeglądając ksiąŜeczkę czekową, Lara odnotowała wzrokiem wszystkie czeki wypisane na nazwisko Ivory w ciągu dwóch ostatnich lat i skrzywiła się. Będzie musiała się poŜegnać z kontem oszczędnościowym – pomyślała. Nie odłoŜy teŜ w tym roku pieniędzy na fundusz emerytalny. Policzyła równieŜ wydatki, jakie poniosła w związku z kredytem dla Sama na kupno lombardu. Była przekonana, Ŝe nie zobaczy ani centa z tej sumy. Przyszła jej nagle pewna myśl do głowy i wystukała piórem numer telefonu sekretarki sędziego Evergreena. – Louise, czy szef jest u siebie? Mówi Lara Sanderstone. – Chwileczkę, łączę. – Lara – w słuchawce rozległ się głos starszego pana. – Właśnie myślałem o tobie. Czy moŜesz do mnie zajrzeć? – Leo, dzwonię, Ŝeby się dowiedzieć, jak się czujesz – odparła miękko Lara. – Słyszałam, Ŝe w zeszłym tygodniu chorowałeś na grypę. – JakŜe to miło z twojej strony, Ŝe troszczysz się o mnie, jest juŜ o wiele lepiej. Proszę, wstąp do mego gabinetu. Chciałbym z tobą porozmawiać. Zanim Lara zdąŜyła powiedzieć, Ŝe za dziesięć minut musi wrócić na salę rozpraw, sędzia odłoŜył słuchawkę. Schwyciła więc teczkę z dokumentami niezbędnymi na popołudniową sesję i wybiegła z gabinetu. – Proszę je zostawić – odezwał się Phillip. – Podrzucę na salę pani papiery razem z innymi dokumentami. – Nie – odparła Lara. – Muszę je jeszcze przejrzeć. Otworzyła teczkę z aktami i idąc korytarzem zaczęła czytać leŜący na wierzchu dokument. Ludzie z prokuratury, obrońcy z urzędu i urzędnicy sądowi swobodnie krąŜyli korytarzami po drugiej stronie sal sądowych, lecz po tej stronie nie wpuszczano nikogo. Za zaryglowanymi drzwiami stali uzbrojeni straŜnicy, a w całym kompleksie, tam gdzie