uzavrano

  • Dokumenty11 087
  • Odsłony1 759 657
  • Obserwuję767
  • Rozmiar dokumentów11.3 GB
  • Ilość pobrań1 028 757

Rebecca Brandewyn - Wiem, że jesteś lwem

Dodano: 7 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 7 lata temu
Rozmiar :592.8 KB
Rozszerzenie:pdf

Rebecca Brandewyn - Wiem, że jesteś lwem.pdf

uzavrano EBooki R Rebecca Brandewyn
Użytkownik uzavrano wgrał ten materiał 7 lata temu. Od tego czasu zobaczyło go już 34 osób, 34 z nich pobrało dokument.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 89 stron)

Rebecca Brandewyne Wiem, Ŝe jesteś lwem

PROLOG Wymarzony dom w Chicago, stan Illinois; współcześnie. – Nie rozumiem! Co zamierzasz? – Sophia Westcott przyglądała się ze zdumieniem swemu diabelnie przystojnemu synowi. Nie wierzyła własnym uszom. Po chwili przyszło jej do głowy, Ŝe sobie z niej zaŜartował. Wybuchnęła śmiechem, ale pod jej bacznym spojrzeniem w oczach młodego męŜczyzny nie pojawiły się wcale radosne iskierki, a na wyrazistych ustach brakowało uśmiechu. Sophia przestała chichotać i nerwowym gestem splotła dłonie na kolanach. – Jordanie, chyba nie mówisz serio – dodała z obawą. – Mamo, zapewniam, Ŝe nigdy w Ŝyciu nie byłem równie powaŜny. – Jordan Westcott stał przez chwilę bez ruchu, a potem strzepnął niewidoczny pyłek z klapy szytego na miarę garnituru. Z uwagą przyglądał się starannie wypielęgnowanym paznokciom, jakby całkiem zapomniał o zmieszaniu matki i wuja, spowodowanym jego oświadczeniem sprzed kilku chwil. Jego najbliŜsi krewni siedzieli na cennej, dziewiętnastowiecznej kanapie obitej tkaniną koloru czerwonego wina, stanowiącej element wyposaŜenia luksusowego gabinetu w pomieszczeniach firmy Westcott International. – Postanowiłem zwiać do cyrku. – To największa niedorzeczność, jaką w Ŝyciu słyszałem – wysapał z oburzeniem Charles Westcott, próbując ukryć zakłopotanie i poczucie winy. – Coś ci powiem, Jordanie. Miałeś ostatnio zbyt wiele pracy. Przedwczesna śmierć ojca sprawiła, Ŝe musiałeś zarządzać rodzinną firmą, co zapewne było ponad twoje siły. Presja okazała się zbyt silna. To moja wina. Powinienem więcej ci pomagać. Niepotrzebnie się łudziłem, Ŝe wszystko pójdzie jak z płatka. Zbyt często wymykałem się wcześniej z pracy, by pograć w golfa. – Nie wiń siebie, wujku Charlesie – odparł Jordan cicho, lecz zdecydowanie. – Postępowałeś zgodnie ze wskazówkami lekarza, co ci się chwali. Wykazałeś sporo rozsądku. Poza tym wcale nie oczekuję, Ŝe przejdziesz na emeryturę, bym mógł sam o wszystkim decydować. Dobrze wiesz, Ŝe nie ma takiej potrzeby. Tworzyliście z ojcem najlepszy zarząd naszego przedsiębiorstwa, jaki moŜna sobie wymarzyć. Szczerze mówiąc, wszystko układa się tak wspaniale, Ŝe na co dzień czuję się jak zwykły figurant. – W głosie Jordana dało się słyszeć zniecierpliwienie.

Gdy Richard A. Westcott przed pięciu laty zginął w wypadku podczas lotu balonem, syn Jordan starał się przejąć jego obowiązki. Szybko się jednak przekonał, Ŝe codzienne sprawy przedsiębiorstwa idą gładko, a w biurowej pracy brak elementu ryzyka oraz mocnych wraŜeń. W trakcie szybkiej wspinaczki po szczeblach dyrektorskiej kariery zrozumiał, czemu ojciec tak chętnie kupował podupadłe firmy, by przekształcić je w zyskowne przedsiębiorstwa, i dlaczego podejmował niebezpieczne wyprawy. Udział w wyścigu balonów napełnionych gorącym powietrzem kosztował go Ŝycie. Jordan, podobnie jak ojciec, pragnął się czymś odznaczyć, pozostawić wyraźny ślad swego istnienia. Rodzinna firma Westcott International z siedzibą w Chicago miała własny biurowiec z widokiem na jezioro Michigan. Była obecnie tak potęŜna, zasobna i rozgałęziona, Ŝe tylko ogólnoświatowy kryzys ekonomiczny mógłby jej naprawdę zagrozić. Co więcej, Jordan rzadko kontaktował się bezpośrednio z poszczególnymi oddziałami przedsiębiorstwa. Kierował nimi za pośrednictwem telefonu, a dane czerpał ze sprawozdań regularnie spływających na jego biurko ustawione w luksusowym gabinecie. Miał całkowitą pewność, Ŝe trzymiesięczne wakacje, które sobie planował, nie wpłyną na stan rodzinnej firmy. Poza tym nie przepadnie bez wieści. W razie potrzeby będzie się moŜna z nim skontaktować przez telefon lub za pośrednictwem przenośnego komputera. – Nie jesteś Ŝadnym figurantem, synku – stwierdziła z naciskiem Sophia, oburzona takim posądzeniem, a zarazem nieco wystraszona, bo podobne słowa nie raz i nie dwa słyszała od świętej pamięci męŜa. Z jego oczu wyzierała wtedy tęsknota za przygodą. Ten sam blask rozświetlał dziś twarz syna. – Jesteś w firmie niezbędny, rodzina cię potrzebuje. Nie zachowuj się jak mały chłopiec. Jesteś dorosłym męŜczyzną. CiąŜy na tobie wielka odpowiedzialność. Moim zdaniem tylko Ŝartowałeś, mówiąc o pobycie w cyrku. – Nie, mamo. Gdybyś częściej kontaktowała się z dziadkiem, wiedziałabyś, o co mi chodzi – rzucił Jordan oskarŜycielskim tonem. Na policzkach Sophii pojawiły się ciemne rumieńce. – To nieuczciwe, synu – broniła się Ŝarliwie. – Wiesz, jak dumny i uparty jest dziadek. WciąŜ powtarza, Ŝe nie zamierza kompromitować mnie i klanu Westcottów. Obsesyjnie pragnął dla mnie Ŝycia w dostatku, a gdy to marzenie się spełniło, usiłuje zatrzeć wspomnienie o moim niskim rzekomo pochodzeniu. PrzecieŜ ja w ogóle się tym nie przejmuję! Nie ukrywałam nigdy, Ŝe w moich Ŝyłach płynie cygańska krew, a przyszłego męŜa poznałam, występując w cyrku,

skąd zabrał mnie po krótkim i szalonym okresie narzeczeństwa. – Twarz Sophii nagle złagodniała. Pani Westcott z uśmiechem na ustach wspominała piękne chwile. – Dla Richarda byłam najbardziej niezwykłą i najodwaŜniejszą ze wszystkich kobiet, jakie znał. Chyba spodobałam mu się właśnie dlatego, Ŝe występowałam na trapezie. Wcale nie byłam podobna do bezbarwnych panien z dobrych domów. – Święte słowa, moja droga. – Charles uśmiechnął się szeroko. – Wszystkich męŜczyzn z naszej rodziny pociągały dziewczyny szalone, piękne i wyjątkowe. Nie szukamy Ŝon wśród królowych salonów. Kierujemy się tylko głosem serca. Moim zdaniem te szaleństwa stanowią przeciwwagę dla wyjątkowej ostroŜności w interesach. U Jordana doszła zapewne do głosu romantyczna cząstka jego natury i dlatego postanowił spędzić trochę czasu w cyrku twego ojca. – Nic z tych rzeczy, wujku. – Zirytowany Jordan zmarszczył gęste brwi. – Brak mi tej waszej skłonności do romantyzmu. MoŜe to, co powiem, zabrzmi chełpliwie, ale faktem jest, Ŝe uganiają się za mną piękne kobiety, z czasem okazuje się jednak, Ŝe prawdziwym wabikiem są dla nich moje pieniądze. Dlatego nie oszaleję na punkcie Ŝadnej zwariowanej ślicznotki. Skrzywił się na wspomnienie dziewczyny, z którą właśnie zerwał. Była modelką. Wyznała niedawno Jordanowi, Ŝe pragnie zostać aktorką. Miała nadzieję, Ŝe dzięki wpływom i funduszom narzeczonego zagra w kasowym filmie. – Mam tylko jeden cel: chcę, Ŝeby cyrk dziadka zaczął znów przynosić dochód – ciągnął młody męŜczyzna. – Gdybym zaproponował dziadkowi finansowe wsparcie, odmówiłby nawet wówczas, gdybym twierdził, Ŝe inwestuję kapitał, licząc na zyski. Odrzuciłby taką propozycję, twierdząc, Ŝe zrobiłem mu ją z litości. Ten uparciuch wzgardziłby moją krwawicą. Mama słusznie powiedziała, Ŝe jest dumny i zawzięty. Poza tym lepiej od innych zdaje sobie sprawę, jak trudno jest dziś przetrwać małemu cyrkowi. Nawet te duŜe muszą tworzyć spółki, by nie pozwolić się wyeliminować z rynku. Konkurencja jest ogromna. NamnoŜyło się tych rozrywek: koncerty, występy zespołów i grup teatralnych, rewie na lodzie. Wszyscy chcą zarobić. Chętnych do oglądania cyrkowych popisów jest znacznie mniej niŜ kiedyś i tak juŜ pozostanie. Przedsiębiorstwo dziadka nie jest konkurencyjne. – A po co mu teraz walka z konkurencją? – wypytywał zniecierpliwiony Charles. – Powinien był dawno temu sprzedać Cyrk Mistrzów, przejść na emeryturę i przez resztę Ŝycia cieszyć się rodzinnym szczęściem, zamiast stale wędrować po kraju. W jego wieku! Tylko nie myślcie sobie, Ŝe opieka nad nim

byłaby dla rodziny cięŜarem. To sama radość gościć go tutaj. – Och, Charles, dzięki za te słowa. Miło, Ŝe o tym wspomniałeś. – Wzruszona Sophia pogłaskała szwagra po ramieniu. – Niestety, obawiam się, Ŝe Jordan ma rację. Cyrk to Ŝyciowa pasja mojego ojca, artyści są dla niego jak rodzina. Dobrowolnie z tego nie zrezygnuje. Bóg mi świadkiem, Ŝe kontaktuję się z tatą znacznie częściej, niŜ twierdzi Jordan. Wiele razy usiłowałam przekonać go, by sprzedał cyrk i zamieszkał z nami. Nie chciał mnie nawet wysłuchać. A szkoda. Gdyby rozwaŜył wszystkie za i przeciw, chyba zgodziłby się na tę propozycję. Moim zdaniem... za bardzo się przejmuje losem pracowników, którym rzeczywiście trudno będzie znaleźć zatrudnienie w innych zespołach. Cyrk jest dla nich całym światem. Niektórzy przejęli zawód po rodzicach, a nawet dziadkach. Jordan miał rację, gdy mówił, Ŝe przedstawienia cyrkowe cieszą się teraz mniejszym zainteresowaniem niŜ przed laty. – To prawda – dodał rzeczowo Charles. – I dlatego powinieneś wziąć pod uwagę doświadczenie zdobyte w interesach. Trudno sprzedać produkt, na który nie ma popytu. Szanuję cię wprawdzie za dobre intencje, ale nie pojmuję, jak zamierzasz pomóc dziadkowi. – Znalazłem sposób – odparł natychmiast Jordan. – W rozmowie z nim powiedziałem, Ŝe, zdaniem lekarza, jestem przepracowany i dlatego potrzebny mi dłuŜszy urlop, bo mój układ nerwowy nie wytrzymuje ciągłej presji. – Szczerze mówiąc, to prawda – mruknął Charles i dodał nie bez poczucia winy: – Kiedy się nad tym zastanawiam, nie mogę sobie przypomnieć, kiedy ostatnio miałeś wakacje, Jordanie. ZasłuŜyłeś na odpoczynek i odrobinę rozrywki. Nie wiem, czemu Sophia i ja tak na ciebie napadliśmy, kiedy oznajmiłeś, Ŝe bierzesz urlop. Masz rację. Firma nie upadnie, jeśli wyjedziesz na parę tygodni, byłeś tylko odzywał się od czasu do czasu. Nie ma obawy, Ŝe serce pęknie mi z rozpaczy, jeśli opuszczę kilka golfowych rozgrywek. Jak zamierzasz ratować Cyrk Mistrzów? – Przez jakiś czas będę pracować dla dziadka jako pogromca lwów. – Jordan mrugnął do krewnych porozumiewawczo i uśmiechnął się radośnie, najwyraźniej uradowany takim obrotem spraw. – W cyrku taty nie ma lwów, mój drogi. – Sophia nie kryła rozbawienia. – JuŜ są. Dokładnie mówiąc: szesnaście lwów i lwic. Przed kilkoma tygodniami kupiłem je w Europie od właściciela likwidowanego właśnie cyrku. Przypłynęły juŜ statkiem do Stanów – wyjaśnił Jordan. – Umieściłem zwierzęta w jednym z opuszczonych magazynów firmy. W przerwie

obiadowej regularnie z nimi pracuję. Muszę powiedzieć nieskromnie, Ŝe doskonale sobie radzę. – Co tata na to powiedział? – dopytywała się zaniepokojona Sophia. – Nie obawiasz się, Ŝe dziennikarze będą pisać wierutne bzdury, gdy odkryją, Ŝe prezes dochodowego przedsiębiorstwa porzucił swoje obowiązki, by występować w ubogim cyrku? Jordanie, oni uznają... Dojdą do wniosku, Ŝe straciłeś rozum! Twój ojciec był wprawdzie szalony, ale nie do tego stopnia. PowaŜny człowiek interesu tak nie postępuje! Będziesz się musiał tłumaczyć przed akcjonariuszami. Mają prawo do wyjaśnień. – Mamo, nikogo nie powinno obchodzić, jak spędzam urlop. To moja sprawa. Poza tym milionerom wybacza się wszelkie ekstrawagancje. Mam prawo do kaprysów. Sama dobrze wiesz, Ŝe między Westcottami nigdy nie brakło oryginałów. Przypomnij sobie tylko, jak dziwaczne eskapady podejmował tata. Poza tym wcale nie zamierzam występować pod własnym nazwiskiem. Artysta cyrkowy powinien mieć efektowny pseudonim artystyczny. Pojawię się jako tajemniczy Kalif Khan, dzielny poszukiwacz przygód z afrykańskiej dŜungli i pustyń. Obiecuję tak dobrze grać swoją rolę, by nikt się nie domyślił, Ŝe w gruncie rzeczy jestem nudnym urzędasem wielkiej firmy. – Trudno cię uznać za nudnego urzędasa – odparła z irytacją Sophia. Nie wiedziała, czy się złościć, czy cieszyć, Ŝe syn jest tak pewny siebie. – Nie zapominaj, Ŝe tresura lwów to bardzo niebezpieczne zajęcie. – Zdaję sobie z tego sprawę, mamo, i obiecuję zachować ostroŜność, ale muszę pomóc dziadkowi. Sophia miała łzy w oczach. – Wiem, Ŝe wydaję się samolubna. Pamiętajcie jednak, Ŝe... straciłam Richarda i dlatego boję się o Jordana. – Nic mi nie grozi, mamo – rzucił uspokajająco Jordan. Podszedł do siedzącej na kanapie starszej pani i objął ją mocno. – Zapewne, ale wypadki chodzą po ludziach. Ojciec starał się wszystko przewidzieć. Nie muszę ci przypominać, jak się to skończyło. – To prawda, mamo, ale pamiętaj, Ŝe w kaŜdej chwili cegła moŜe człowiekowi spaść na głowę. Nic na to nie poradzisz. Stryj pospieszył bratankowi w sukurs. – Głowa do góry, Sophio. Chciałbym cię rozweselić. Chodź ze mną na obiad. Potem zapraszam cię na pola golfowe. MoŜesz prowadzić wózek i podawać mi kijki.

Dziś kończy się sezon. Po raz ostatni uporam się z osiemnastoma dołkami. – Mówisz serio, braciszku? – Sophia z niedowierzaniem popatrzyła na szwagra. Uśmiechała się lekko. – Chyba pamiętasz, Ŝe gdy byłam tam poprzednio, wózek stoczył się po zboczu i wylądował w strumyku obok trzynastego dołka. – To nie była twoja wina. Akumulator nawalił. Nie ma na to siły!

Rozdział 1 Cyrk Mistrzów Miasteczko na Środkowym Zachodzie Współcześnie Mistral St. Michel z westchnieniem popatrzyła na swoje odbicie w zniszczonym lustrze stojącym na toaletce w jej przyczepie mieszkalnej. śadne kosmetyki tu nie pomogą, myślała ponuro. śaden cudowny specyfik nie zrobi z niej olśniewającej piękności. Blada cera, dość regularne rysy, ale pyszczek jak u kota, oczy wielkie, zielone i skośne, zadarty nos, twarz w kształcie serca, nieproporcjonalnie duŜe usta, płowe włosy koloru lwiej sierści. Dziewczyna nie miała pojęcia, gdzie się podzieje, jeśli Nicabar Danior będzie zmuszony zlikwidować swój cyrk. Mistral z niepokojem zastanawiała się nad przyszłością. Artystka cyrkowa o wybitnej urodzie wszędzie znajdzie pracę. Mistral nie myślałaby z obawą o kontrakcie w innym cyrku, gdyby mogła uchodzić za królową piękności. WoltyŜerki i akrobatki nie miały juŜ takiego wzięcia jak dawniej. Nowe, znacznie bardziej widowiskowe i niebezpieczne pokazy stanowiły dla jej cyrkowych popisów groźną konkurencję, bo przynosiły większe dochody. śadna z dwu uprawianych dyscyplin nie gwarantowała dziewczynie zatrudnienia. Mistral z ponurą miną pomyślała o pracy za kulisami, przy szyciu kostiumów i sprzątaniu areny. Zawsze istniała taka moŜliwość, ale Ŝycie straciłoby wówczas prawdziwy urok i zabrakłoby w nim elementu ryzyka. Z drugiej strony jednak potrzebowała stałego dochodu. To nie mogła być mała sumka, skoro miała wystarczyć na opiekę nad biednym Nicabarem, właścicielem Cyrku Mistrzów. Stary dyrektor był dla dziewczyny jak członek rodziny. Rodziców, którzy byli trzecim pokoleniem cyrkowców, straciła w dzieciństwie. Zdarzył im się wypadek podczas występu na trapezie. Występowali tego wieczoru bez ochronnej siatki. Nie miała krewnych, więc od tamtej pory wychowywał ją Nicabar, choć nie ciąŜyła na nim Ŝadna odpowiedzialność za córkę tragicznie zmarłych pracowników. Choćby z tego powodu Mistral nie mogła teraz zostawić starzejącego się opiekuna, w gruncie rzeczy jednak chodziło o to, Ŝe nawet gdyby Nicabar był jej rodzonym dziadkiem, nie mogłaby go bardziej kochać. Mistral zdawała sobie sprawę, Ŝe starszy pan stara się oszczędzić jej zmartwień i dlatego ukrywa, Ŝe mają kłopoty finansowe. Nie była wścibska z natury, ale gdy poprzedniego dnia jak zwykle przyszła do cyrkowej przyczepy swego przybranego

dziadka na skromne śniadanie, od razu spostrzegła na biurku intrygujący, oficjalny list. Spojrzenie przyciągał znak firmowy odcinający się wyraźnie od bieli dobrego papieru. Ukradkiem przeczytała kilka wersów i zorientowała się, Ŝe to oferta kupna złoŜona przez dyrekcję duŜego cyrku, który był znany z tego, Ŝe wykupił paru liczących się konkurentów. PowaŜnie zaniepokojona, od razu zapytała starszego pana, w czym rzecz. Nicabar pospiesznie rzucił list do szuflady, mamrocząc, Ŝe to sprawa bez znaczenia i nie ma się czym przejmować. – Nieprawda, dziadku. Doskonale o tym wiesz! – zirytowała się Mistral. – Bruno Grivaldi to pozbawiony skrupułów podły łajdak. Wiadomo, Ŝe starannie kalkuluje kaŜde posunięcie. Wszystkim w naszej branŜy wiadomo, w jaki sposób zdołał wywindować tak wysoko swój Cyrk Tropików. Bez najmniejszych wyrzutów sumienia postępuje wedle swego widzimisię. Niszczy konkurencję, nie cofając się przed bezprawiem. Dziadku, musimy zadzwonić na policję i złoŜyć doniesienie. – Czego miałoby dotyczyć? – zapytał starszy pan, kiwając głową. Skwitował pobłaŜliwym uśmiechem tę zapalczywą chęć obrony jego interesów i osoby. – Korzystnej oferty kupna złoŜonej mi przez pana Grivaldiego? – Nie w tym rzecz, dziadku. PrzecieŜ on cię próbuje... zastraszyć! – Jak, Mistral, dziecinko ty moja? CzyŜby zagroził wprost, Ŝe mnie zamorduje, pobije, spali mi przyczepy? Nic z tych rzeczy. Jest na to zbyt sprytny. Pisze tylko, Ŝe dla małych cyrków walczących o przetrwanie nastały cięŜkie czasy. Czy moŜna się w tym dopatrywać groźby? Stwierdza fakt, nic więcej. – Tak, dziadku, ale wiesz, Ŝe to zawoalowane ostrzeŜenie. Jeśli nie sprzedasz cyrku, będziesz miał przez tego człowieka powaŜne kłopoty – oznajmiła Mistral. – MoŜe tak. – Nicabar wzruszył ramionami. – MoŜe nie. Trudno przewidzieć, co chodzi po głowie Bninowi Grivaldiemu. Zresztą, wbrew opinii wielu ludzi, nie uwaŜam go wcale za wielkiego spryciarza. Gdyby rzeczywiście nim był, nie zajmowałby się moim skromnym cyrkiem. Ma ogromny zespół. – Ale brak w nim mistrzów! Nikt w branŜy nie moŜe się równać z naszymi artystami! Ten twój pan Grivaldi na pewno jest tego świadomy, bo w przeciwnym razie w ogóle by się nami nie zajmował. Moim zdaniem ludzie słusznie mówią, Ŝe to drań. Dziadku, posłuchaj mojej rady i zawiadom policję! – To nic nie da. Mam inny pomysł. Zwołam zebranie i powiem wszystkim

pracownikom o naszych podejrzeniach. Niech mają oczy i uszy otwarte. Będziesz spokojniejsza, moje dziecko? – Trochę. Lepsze to niŜ nic. – Mistral westchnęła. Była wściekła na tego uroczego, ale upartego człowieka. Nicabar zawsze robił, co chciał, a gdy podjął decyzję, nie było sposobu, Ŝeby go skłonić do jej zmiany. Rzadko myślał źle o innych. Policję z kolei cechowała nadmierna ostroŜność. Mistral zdawała sobie sprawę, Ŝe dopiero gdy Bruno Grivaldi podpali dziadkowi przyczepy, zawoalowane groźby zostaną wzięte pod uwagę. Wkrótce okazało się, Ŝe upór Nicabara w sprawie oferty konkurenta to nie wszystko. Przybrany dziadek miał dla Mistral niespodziankę. – Jeszcze jedno – rzucił po chwili milczenia. – Pan Grivaldi nie postawi na swoim, bo akcje Cyrku Mistrzów szybko pójdą w górę. Podpisałem umowę, która otwiera przed nami wspaniałe perspektywy. – Słucham? – wykrzyknęła zdumiona Mistral i spojrzała na dziadka podejrzliwie. – CóŜ to za umowa? PrzecieŜ ledwie wiąŜemy koniec z końcem. AngaŜujesz nowych artystów, choć wiesz, Ŝe nas na to nie stać? – Nie ma powodu do obaw, kochanie. Wszystko jest załatwione. Kalif Khan i jego pokaz tresury lwów znacznie zwiększą nasze wpływy. – O BoŜe! Dziadku, czy ty jesteś przy zdrowych zmysłach? Nie mamy gotówki na zakup klatek. Nasza sytuacja finansowa nie pozwala na zaciągnięcie kredytu. Za co kupimy kratę ochronną, by oddzielić arenę od widowni? Nawet gdyby się udało znaleźć na to pieniądze, jak wykarmimy wielkie koty? Za co wynająć dla nich opiekunów? Kim jest ten... Kalif Khan? Pierwszy raz o nim słyszę! Dziadku drogi, co ty knujesz? Mam nadzieję, Ŝe nie zrobiłeś Ŝadnego głupstwa i nie podpisałeś z tym pogromcą finalnego kontraktu. W przeciwnym razie utonąłbyś w długach. Nie stać cię na utrzymywanie stada dzikich zwierząt. – Dość tego, Mistral – rzucił surowo starszy pan. Nadrabiał miną. – Wierz mi, nie ma powodu do obaw. Mam swoje lata, ale nie jestem zdziecinniałym staruszkiem... przynajmniej na razie. Kalif Khan przyjechał... z Europy. Dlatego o nim nie słyszałaś. Pracował w cyrku, który został wykupiony przez większego konkurenta. Tamci mieli swego pogromcę lwów i dlatego nie podpisali umowy z Kalifem, który przysłał mi depeszę z ofertą stałej współpracy. Chciał przyjechać do Stanów i pracować w Cyrku Mistrzów. Znam go... od dziecka, Mistral. Nie mogłem odmówić. Tylko nie myśl, Ŝe Kalif wykorzystuje naszą długoletnią przyjaźń, Ŝeby sobie załatwić posadę. Latami pracował wytrwale, sporo

odłoŜył, mądrze inwestował i teraz na tym korzysta. Dorobił się własnego stada lwów i lwic. Zobowiązał się zapewnić im paszę i opiekę. W zamian za to oprócz pensji będzie otrzymywał procent od wpływów za bilety. Moim zdaniem to uczciwa propozycja. – Z drugiej strony jeśli widownia się nie zapełni, twój znajomy niewiele zarobi, lwy będą głodne, a więc groźne i nieprzewidywalne. – Kalif zna naszą sytuację i potrafi znaleźć wyjście. Mistral, nie będziemy więcej o tym dyskutować. Skoro mi ufasz, powinnaś wierzyć Kalifowi. Łatwo ci mówić, pomyślała ze złością Mistral. Prędzej zaufałaby jadowitemu węŜowi. Szósty zmysł podpowiadał jej, Ŝe Kalif Khan nie jest tym, za kogo się podaje, a jej biedny, stary dziadunio pozwala się wodzić za nos, choć twierdzi, Ŝe panuje nad sytuacją. Nagle przemknęła jej przez głowę pewna myśl. A jeśli ten pogromca lwów to człowiek nasłany przez Bruna Grivaldiego! To całkiem prawdopodobne. Jaki inny powód mógł skłonić dobrze prosperującego artystę, by przyłączył się do małego, nieco podupadłego cyrku? Wkrótce dziadek się przekona, Ŝe popełnił błąd, stwierdziła zirytowana Mistral. Postanowiła obserwować tajemniczego Kalifa Khana. Gdy jego matactwa wyjdą na jaw, będzie ich gorzko Ŝałował.

Rozdział 2 Lwy, tygrysy i niedźwiedzie Gdy na parkingu otaczającym namiot Cyrku Mistrzów zrobił się ruch, Mistral siedziała właśnie przy toaletce w swojej przyczepie. Zaniepokojona dobiegającym z zewnątrz hałasem, zerwała się na równe nogi, skoczyła do drzwi i otworzyła je szeroko. Wcale by się nie zdziwiła na widok ludzi wynajętych przez Grivaldiego. W kaŜdej chwili jacyś dranie mogli zrobić ich cyrkowi paskudną niespodziankę. Spodziewała się zobaczyć szarŜę zawziętych najemników, a tymczasem jej oczom ukazała się ogromna cięŜarówka na szesnastu kołach, hamująca majestatycznie przy wjeździe na parking. Na bocznej ścianie kontenera tuŜ pod znakiem i nazwą Cyrku Mistrzów widniał napis wykonany nieco mniejszymi literami: Niezrównany Kalif Khan, mistrzowski pogromca lwów. Mistral nie wierzyła własnym oczom, ale to nie wielkość nowiutkiej cięŜarówki wprawiła ją w osłupienie, choć tego rodzaju pojazd nie pasował do skromnych rozmiarów Cyrku Mistrzów. Piorunujące wraŜenie zrobił na dziewczynie przystojny kierowca cięŜarówki, który wyłączył silnik, otworzył drzwi i wyskoczył z szoferki. W innym czasie i miejscu moŜna by uznać tego męŜczyznę za władcę pustynnych Beduinów, za przywykłego do posłuchu arabskiego szejka. Takie skojarzenia pojawiły się w umyśle zbitej z tropu Mistral na widok urodziwego przybysza. Miał prawie metr dziewięćdziesiąt centymetrów wzrostu. Muskulatury z pewnością mogłyby mu pozazdrościć lwy, które poskramiał. Czuło się drzemiącą w nim moc. Męska uroda od razu rzucała się w oczy, a ciemna, potargana czupryna łudząco przypominała lwią grzywę. Zaczesane do tyłu włosy odsłaniały twarz o regularnych rysach i mocno zaznaczonych kościach policzkowych; szare oczy patrzyły spod krzaczastych brwi; do tego wąski nos, zmysłowe usta i lśniące, białe zęby. MęŜczyzna poruszał się jak polujący drapieŜnik – pewnie, ale z gracją. Pod cienkim, bawełnianym podkoszulkiem pręŜyły się mięśnie. Mistral ze zdumieniem stwierdziła, Ŝe na widok nieznajomego ogarnęło ją dziwne i nie znane dotąd uczucie. Nogi się pod nią ugięły, a zarazem ogarnęła ją dziwna błogość. Spojrzenie zdumionych zielonych oczu prześliznęło się po muskularnej sylwetce. MęŜczyzna miał na sobie niebieskie dŜinsy podkreślające wąską talię i

biodra, a takŜe mocne uda i łydki. Kalif Khan był tajemniczą postacią, ale nie ulegało wątpliwości, Ŝe nie stroni od wysiłku fizycznego. Pewnie nie miał pod skórą ani grama tłuszczu. Mógłby się zmierzyć z kaŜdym spośród wielkich kotów i byłby niebezpiecznym przeciwnikiem. Mistral zmruŜyła oczy, gdy przypomniała sobie, Ŝe niedawno podejrzewała nowego pogromcę lwów o konszachty z Brunem Grivaldim i świadome działanie na szkodę Cyrku Mistrzów. Natychmiast opuściła swoją przyczepę i ruszyła w stronę ogromnej cięŜarówki, obok której stał jej dziadek, witający Kalifa Khana tak serdecznie, jakby rzeczywiście przyjaźnili się od lat. Tak przynajmniej twierdził starszy pan. Roześmiani męŜczyźni głośno dyskutowali, przekrzykując się nawzajem. Gdy Mistral podeszła bliŜej, dostrzegła w oczach Nicabara łzy radości. Ten widok sprawił, Ŝe serce zamarło jej w piersi. Do tej pory była przekonana, Ŝe ma wyłączność na jego ciepłe uczucia. Teraz odkryła, Ŝe pogromca lwów z wielu powodów stanowi dla niej zagroŜenie. – Ach, otóŜ i Mistral! Doskonale, Ŝe się zjawiłaś, kochanie. Chodź do nas – ponaglał z uśmiechem Nicabar, radośnie machając ręką do przybranej wnuczki, jakby nie zwrócił uwagi na jej spojrzenie pełne niepokoju i podejrzliwości. – Chciałbym ci przedstawić Kalifa Khana, mego drogiego... przyjaciela. Szczerze mówiąc, jest dla mnie niczym wnuk. – Ciemne oczy spojrzały na Jordana porozumiewawczo. Obu męŜczyznom najwyraźniej sprawiało przyjemność, Ŝe wiedzą, kim jest w istocie tajemniczy Kalif Khan. – CzyŜby? – rzuciła wrogo Mistral. Nie ukrywała, Ŝe przyjmuje te wyjaśnienia z niechęcią i lekcewaŜeniem. – W takim razie zrobiłby dobry uczynek, gdyby zadał sobie nieco trudu i odezwał się czasem do ciebie, dziadku. Kartka z Europy byłaby dowodem, Ŝe wasza przyjaźń mimo oddalenia i rozmaitych trudności przeszła jednak zwycięsko próbę czasu! Słowa i zachowanie Mistral szybko uświadomiły Jordanowi, co ta dziewczyna o nim myśli. – W dwudziestym wieku korespondencja jest tylko jedną z wielu metod utrzymywania kontaktu. Mamy na przykład telefony, faksy i pocztę elektroniczną – odparł chłodno. Przestał się uśmiechać i z powagą obserwował dziewczynę, która spoglądała na niego pogardliwie, jakby miała do czynienia z odraŜającym typem, którego trzeba się natychmiast pozbyć z cyrku. Za kogo ta pannica się uwaŜa? Zaciekawiony Jordan patrzył na nią ze złością i zainteresowaniem. Ledwie się znali. Czemu nie zdobyła się na odrobinę

uprzejmości? Zachowywała się wręcz opryskliwie. To było dla Jordana całkiem nowe doświadczenie. Zwykle kobiety odnosiły się do niego całkiem inaczej. Nie mógł się przed nimi opędzić. Fortuna i władza prezesa finansowego imperium przyciągały je niczym magnes. Zaniepokojona Mistral zaborczym gestem chwyciła ramię dziadka, jakby się obawiała, Ŝe Jordan zrobi staruszkowi krzywdę albo go jej odbierze. Nicabar machinalnie gładził jej dłoń. – Kalifie, poznaj Mistral. To moja wnuczka – stwierdził z dumą. – Obawiam się, Ŝe jej maniery pozostawiają wiele do Ŝyczenia. Zwykle jest bardziej uprzejma. Szczerze mówiąc... ma powody do niepokoju, bo Cyrkowi Mistrzów nie brak ostatnio kłopotów, a Mistral ogromnie się tym przejmuje. Chce oszczędzić mi zmartwień. – Tak sądziłem. – Jordan popatrzył z uwagą na dziewczynę, która zadrŜała pod jego spojrzeniem. Była zakłopotana, ale to nie wszystko. Ogarnęło ją dziwne uczucie; czuła suchość w ustach, a jej strwoŜone serce kołatało jak oszalałe. Jordan przyglądał się ukradkiem swojej rozmówczyni. Nagle zdał sobie sprawę, Ŝe dziewczyna jest bardzo urodziwa, choć nie przypomina klasycznych piękności z okładek pism kobiecych. Długie, płowe włosy o złocistym połysku, skośne zielone oczy i twarz w kształcie serca upodabniały ją raczej do lwic, które przywiózł ogromną cięŜarówką. Podobnie jak wielkie kocury potrzebowała Ŝelaznej ręki. Jordan poczuł dziwny dreszcz. Uświadomił sobie nagle, Ŝe ta młoda kobieta nie ma pojęcia, kim jest w istocie gość jej dziadka. Skąd miała wiedzieć, Ŝe rozmawia z milionerem i prezesem ogromnego przedsiębiorstwa? Wierzyła święcie, Ŝe stoi przed nią Kalif Khan, znakomity pogromca lwów. Takiej okazji nie moŜna zmarnować! Mistral z niedowierzaniem i zdumieniem patrzyła, jak na zmysłowych ustach Jordana pojawia się złośliwy uśmiech. Czarne oczy rozjaśnił dziwny blask. Badawcze spojrzenie gościa sprawiło, Ŝe Mistral zadrŜała po raz drugi. Ten męŜczyzna wyraźnie uznał jej aroganckie uwagi za zachętę do współzawodnictwa. W milczeniu przygryzła wargę i skarciła się za głupotę. CóŜ osiągnęła, zachowując się opryskliwie? Niepotrzebnie zaintrygowała Kalifa, a ponadto wzbudziła jego czujność. Zachowała się jak idiotka! Jeśli naprawdę został wynajęty przez Bruna Grivaldiego, od tej chwili będzie się miał przed nią na baczności. Co gorsza, kiedy na nią patrzył, odnosiła wraŜenie, Ŝe jest naga. Rozbierał ją wzrokiem! Jordan nadal uśmiechał się złośliwie, jakby wiedział, Ŝe Mistral czuje się

uraŜona i zakłopotana. Był tak bezczelny, Ŝe niespodziewanie wyciągnął do niej rękę. – Miło cię znów widzieć, Mistral. Chyba powinniśmy mówić sobie po imieniu – oznajmił śmiało. – Poznałem cię przed laty. Potem ciągle słyszałem o przybranej wnuczce Nicabara. WyobraŜałem ją sobie jako małą sierotkę o smutnych oczach. Dopiero dziś odkryłem, Ŝe to dorosła dziewczyna, której nie brak tupetu i pewności siebie. MoŜna by pomyśleć, Ŝe Jordan, zamiast wyciągnąć dłoń na powitanie, rzucił Mistral rękawicę. Instynktownie uniosła ramię, jakby chciała spoliczkować ironicznie uśmiechniętego przystojniaka. Opanowała się jednak I uścisnęła podaną dłoń. Nie była przygotowana na wstrząs, który nastąpił, kiedy ich ręce się zetknęły. Na litość, boską, co się z nią dzieje? Ze złością karciła się za głupotę. Całkiem moŜliwe, Ŝe ten facet zjawił się u nich, by doprowadzić do upadku Cyrk Mistrzów, a ona stoi jak słup, wydana na pastwę nie znanej jej dotąd burzy zmysłów. Daremnie próbowała cofnąć rękę. Czuła się tak, jakby wsunęła dłoń w płomienie. Skóra paliła ją Ŝywym ogniem, który ogarniał ramię, bark, całe ciało. – Dziadek chyba panu wyjaśnił, wedle jakich zasad funkcjonuje Cyrk Mistrzów – powiedziała rzeczowo i chłodno. – Na wypadek gdyby pozostały jakieś wątpliwości, chciałabym uprzedzić, Ŝe na co dzień to ja zarządzam cyrkiem, natomiast dziadek zajmuje się całością finansów, inwestycjami i tak dalej. – Tak, jestem tego świadomy. – Jordan uśmiechnął się tajemniczo. Wyobraził sobie Mistral St. Michel ubraną w garnitur od Versace’a, z elegancką skórzaną teczką. Był przekonany, Ŝe ta dziewczyna z pewnością czułaby się wśród rekinów finansjery jak u siebie w domu. Gotów był postawić ostatniego dolara, Ŝe mimo przejściowych trudności jego obecna szefowa zarządza małym przedsiębiorstwem bez zarzutu. Była piękna i dumna jak lwica, a wszystkie swoje obowiązki wypełniała nienagannie, chociaŜ nie było to łatwe. Z pewnością Ŝadne potknięcie ani przewinienie nie uszłoby jej uwagi. Poza tym kochała Nicabara równie mocno jak on i postanowiła borykać się z codziennymi kłopotami, byle uchronić przed nimi przybranego dziadka. Przez moment kusiło Jordana, by wyznać Mistral, kim naprawdę jest, ale po namyśle dosyć niechętnie zrezygnował z tego zamiaru. Za mało wiedział o pannie St. Michel. Do niedawna w ogóle nie pamiętał o jej istnieniu. Była jeszcze dzieckiem, gdy jako nastolatek spędzał letnie wakacje w dziadkowym Cyrku Mistrzów. Uczył się wówczas z powodzeniem niemal wszystkich dziedzin sztuki cyrkowej. Miał

rzetelne podstawy i dlatego bez trudu wszedł w rolę pogromcy lwów. Kiedy po raz pierwszy stanął oko w oko z wielkimi kotami, nogi trzęsły mu się ze strachu, ale szybko przywykł do wielkiej klatki na arenie i płowych drapieŜników. Niedawno zaczął trenować z dzikimi kotami w pustym magazynie swojej firmy i sytuacja się powtórzyła, ale człowiek i zwierzęta szybko doszli do porozumienia. – Gdzie nas zakwaterujesz. Mistral? – zapytał przyjaźnie, mimochodem dając do zrozumienia, Ŝe uwaŜa dziewczynę za swoją szefową i nie zamierza kwestionować jej decyzji, o ile, rzecz jasna, ona zechce go o nich powiadomić. – Proszę samemu wybrać odpowiednie miejsce, panie Khan. – Mistral wskazała pustawy parking wokół cyrkowego namiotu. Powiedziała to z wyszukaną uprzejmością, jakby chciała dać przybyszowi do zrozumienia, Ŝe zdaje sobie sprawę, jakie trudności moŜe spowodować jego obecność, i nie da się oczarować pięknymi słówkami. Chętnie rzuciłaby kilka złośliwości, ale na szczęście ugryzła się w język. Bez poŜegnania odeszła do swojej przyczepy, zostawiając Jordana sam na sam z dziadkiem. – Nie zwracaj na nią uwagi – rzucił pobłaŜliwie Nicabar, szczerze ubawiony pełną emocji wymianą zdań między dwojgiem młodych ludzi. – Mistral lęka się o mnie i o Cyrk Mistrzów. UwaŜa, Ŝe firmy nie stać na twoje honoraria i utrzymanie stada wielkich kotów. Co gorsza, dziewczyna podejrzewa, Ŝe jesteś szpiegiem nasłanym przez Bruna Grivaldiego. – O kim mówisz, dziadku? – zainteresował się Jordan. Miał wraŜenie, Ŝe słyszał juŜ to nazwisko. Nicabar przedstawił krótko sytuację i wspomniał o przestrogach Mistral. – Dziadku, czemu wcześniej mi o tym nie powiedziałeś? – zawołał Jordan, marszcząc czoło. – PoniewaŜ ty i Sophia zaczęlibyście się wtrącać, czego wolałem uniknąć. Mimo podeszłego wieku potrafię sam dbać o swoje sprawy. Znasz Sophię. Na pewno od razu wynajęłaby ochroniarzy, by pilnowali mnie i cyrku! Okropna perspektywa! To byłoby dla nas upokarzające, Jordanie. My, ludzie cyrku, przywykliśmy dbać o siebie nawzajem. Zawsze tak było. Z tego powodu przygarnąłem Mistral, gdy jej rodzice zginęli w wypadku, a teraz moja wychowanka troszczy się o mnie i o firmę. Obawiam się, Ŝe mimo dobrych chęci nie zdołasz uwolnić jej od brzemienia odpowiedzialności, którą dobrowolnie wzięła na swoje barki. Młoda dziewczyna powinna uŜywać Ŝycia, zamiast opiekować się starym człowiekiem i realizować jego marzenia. Teraz, gdy się do nas przyłączyłeś, jestem spokojniejszy o byt i bezpieczeństwo mojej przybranej

wnuczki. – Nie dopuszczę, Ŝeby coś złego spotkało tę dziewczynę... i cyrk. Masz na to moje słowo, dziadku. – Jordana ogarnęła wściekłość, kiedy się dowiedział, Ŝe Bruno Grivaldi próbował zastraszyć jego dziadka, by skłonić starszego pana do sprzedania Cyrku Mistrzów. Istniało realne niebezpieczeństwo, Ŝe pozbawiony skrupułów właściciel Cyrku Tropików moŜe zrobić krzywdę Nicabarowi, Mistral i całemu zespołowi. W obecności matki i wuja Jordan nadrabiał miną, ale sam miał wątpliwości, czy pomysł spędzenia paru letnich miesięcy w cyrku dziadka nie jest nadmierną ekstrawagancją, teraz jednak był zadowolony, Ŝe się na to zdecydował. Na szczęście znał wielu drani pokroju Grivaldiego oraz jego zauszników. Umiał przewidzieć kolejne posunięcia tych krętaczy i udaremnić ich knowania!

Rozdział 3 Pod obserwacją Mistral wróciła do przyczepy, zatrzasnęła drzwi i przekręciła klucz w zamku. Po raz pierwszy w Ŝyciu była tak zbita z tropu. Odczuwała złość i wstyd. Jak się okazało, wybiegła na parking tylko po to, by zrobić z siebie kompletną idiotkę. Nie dała Kalifowi Ŝadnych szans. Nim się odezwał, wystawiła mu cenzurkę. Rozmawiała z gościem, jakby stał przed nią złodziej podkradający zapasy z cyrkowego magazynu. Nie miała pojęcia, co ją napadło. Jedynym usprawiedliwieniem mogła być ciągła nerwowość wywołana lękiem o przyszłe losy Cyrku Mistrzów. Zawoalowane groźby Bruna Grivaldiego sprawiły, Ŝe w kaŜdym ciemnym kącie spodziewała się ujrzeć jego popleczników. A jeśli myliła się co do Kalifa? MoŜe błędnie oceniła jego intencje? Przez koronkowe firanki zawieszone w oknie przyczepy obserwowała pogromcę lwów, krzątającego się wokół ogromnej cięŜarówki. Kalif przemawiał czule do zwierząt, wołał je po imieniu, szturchał przyjaźnie odwaŜniejsze, uspokajał płochliwe. Raz po raz wsuwał rękę między Ŝelazne pręty klatek i głaskał wielkie koty po miękkich uszach. Wśród zwierząt przewaŜały lwice, wyraźnie przywiązane do opiekuna. Mistral zastanawiała się mimo woli, czy Kalif jest Ŝonaty. Nic na to nie wskazywało. Gdyby miał Ŝonę, Nicabar pewnie by o niej wspomniał. Poza tym Kalif przyjechał sam. Nie moŜna, rzecz jasna, wykluczyć, Ŝe gdzieś w Europie czekała na niego pani Khan oraz gromada dzieciaków. Być moŜe postanowił zjawić się w Ameryce bez rodziny, chociaŜ Mistral nie uwaŜała tej wersji za prawdopodobną. – A cóŜ ci do tego, moja droga, czy Kalif Khan jest Ŝonaty? – mruknęła do siebie zirytowana dziewczyna. Racja, pomyślała. To jej nie powinno interesować. Nie potrzebowała męŜczyzny, który narobiłby bałaganu w jej przyczepie, roztrwonił oszczędności, odarł ją z marzeń, a w najgorszym razie posunął się nawet do rękoczynów. Nicabar miał rację. Powinna skupić się na zdobywaniu wykształcenia, by coś w Ŝyciu osiągnąć. Kariera cyrkowca trwa krótko. Mistral zdawała sobie sprawę, Ŝe wkrótce miną jej najlepsze lata. Jak długo jeszcze będzie mogła bez szkody dla zdrowia podskakiwać na końskim grzbiecie albo pod kopułą namiotu wykonywać ewolucje

na trapezie? Z czasem zrobi się za stara na akrobatkę i woltyŜerkę – o ile wcześniej nie skręci karku. Mogła rzecz jasna przejąć z czasem obowiązki Nicabara, prowadzić konferansjerkę w czasie występów i kierować zespołem, lecz perspektywy Cyrku Mistrzów nie były najlepsze. Wpływy ledwie wystarczały na spłatę długów. Jedno większe niepowodzenie finansowe groziło całkowitą katastrofą. Poza tym Mistral wiedziała, Ŝe Nicabar ma córkę i wnuka. Zapewne nie byliby zadowoleni, gdyby obca kobieta przejęła Cyrk Mistrzów, który mieli po nim odziedziczyć. Gdy starszy pan zdecyduje się w końcu przejść na emeryturę, rodzina prawdopodobnie sprzeda cyrk. Mistral od dawna zdawała sobie z tego sprawę i dlatego starała się uzupełnić chaotyczną edukację zdobytą w trakcie nieustannych wędrówek. W tym celu czytała wszystko, co jej wpadło w ręce. Choć oficjalnie skończyła tylko szkołę średnią, była wykształcona lepiej niŜ wielu absolwentów uniwersytetu. Od Nicabara uczyła się tajników zarządzania małym przedsiębiorstwem. Jeszcze kilka lat praktyki i będzie mogła wykonywać taką pracę całkiem samodzielnie. Gdyby przyszło jej wówczas poŜegnać się z cyrkiem, z pewnością znalazłaby dobrą pracę na kierowniczym stanowisku. Na razie jednak było na to za wcześnie, a poślubienie kolegi z areny utrudniłoby realizację ambitnych planów na przyszłość. Mistral potrafiła sama zadbać o własne sprawy. Teraz jednak mimo woli zerkała przez okno na Kalifa. Przyszło jej nagle do głowy, Ŝe to niesprawiedliwe, by zwykły śmiertelnik był tak urodziwy. Nie spotkała dotąd równie przystojnego męŜczyzny. Co gorsza, ten facet emanował osobliwym urokiem. Przyciągał uwagę, jak na dorodnego samca przystało. Tajemniczy magnetyzm sprawił, Ŝe gdy wymienili uścisk dłoni, Mistral stanęła w pąsach. Czuła, Ŝe płonie. Machinalnie dotknęła palcami ust, jakby oczekiwała, Ŝe dłoń nadal pulsuje tamtym Ŝarem, ale skóra była chłodna niczym tchnienie wiatru poruszającego koronkową firanką. Zapamiętała pieszczotę gładkiej, męskiej dłoni o starannie wypielęgnowanych paznokciach. To nie były ręce cyrkowca. Mistral zawsze miała szorstką skórę i sporo odcisków. Ściskała wodze lub drąŜki trapezu, pomagała w rozciąganiu ochronnej siatki, czyściła końskie boksy; dziesiątki codziennych powinności ciąŜących na artystach zatrudnionych w małym cyrku. Przykładali ręki do wszystkiego, co się działo na arenie i w jej pobliŜu zgodnie z zasadą: Ŝadna praca nie hańbi. Mistral zacisnęła pięści.

Kalif Khan nie miał zniszczonych dłoni. Z pewnością nie pracował fizycznie. Jak to moŜliwe? Zdumiona Mistral raz po raz zadawała sobie jedno pytanie. Tylko dwie odpowiedzi brzmiały prawdopodobnie: albo Kalif naprawdę oszukał Nicabara, albo ten ostatni celowo zataił przed Mistral waŜne informacje dotyczące gościa. Nie, to wykluczone. Mistral stanowczo odrzuciła drugie wyjaśnienie. Dziadek ukrywał czasami nie zapłacone rachunki, bo nie chciał jej martwić, ale z pewnością nie zataiłby przed nią istotnych faktów... chyba Ŝe miałby po temu szczególne powody. Pozostawała zatem pierwsza odpowiedź: pogromca lwów wodził za nos dziadka panny St. Michel. Kalif Khan... Dziwne imię i nazwisko, pomyślała zirytowana dziewczyna. Z pewnością nie jest prawdziwe. Mistral uŜywała dwu artystycznych pseudonimów; jednym posługiwała się jako akrobatka, drugi naleŜał do woltyŜerki. Zmiana fryzury i kostiumu pozwalała stworzyć cyrkową iluzję. Problem w tym, Ŝe męŜczyzna postawny i wysoki jak Kalif Khan nie mógł zmieniać wyglądu niczym kameleon. Rzadko spotykało się cyrkowców takiego wzrostu i postury. Pogromca lwów z takimi warunkami fizycznymi zwracał powszechną uwagę. Tym dziwniejsze było, Ŝe Mistral nie słyszała dotąd o tym artyście, chociaŜ potrafiła wymienić co najmniej tuzin innych, uchodzących w swojej dziedzinie za mistrzów. – Ten cały Kalif Khan to zwykły oszust. Nie będzie nam mydlił oczu! – stwierdziła głośno Mistral, znów kipiąc z wściekłości. – MoŜe jest podpalaczem, albo... płatnym mordercą. Ten łobuz Bruno Grivaldi wynajął Khana, Ŝeby puścił z dymem nasz cyrk albo nawet ukatrupił dziadka! O nie, przysięgła sobie w duchu, starając się opanować wzburzenie. NaleŜy zachować spokój i uwaŜnie wszystko obserwować. Tak jest bezpieczniej. To jedyny sposób, by się po cichu zorientować, co knuje ten Grivaldi i jak moŜe zagrozić Cyrkowi Mistrzów. Stary drań dowiódł wcześniej, Ŝe nie ma Ŝadnych skrupułów. Tym razem na wykonawcę ohydnego planu wybrał człowieka, o którym wiedział, Ŝe od lat cieszy się sympatią i zaufaniem jej dziadka. To jedyne logiczne wyjaśnienie, które tłumaczy, dlaczego kochany, stary Nicabar dał się tak łatwo oszukać. Będzie niepocieszony, gdy prawda wyjdzie na jaw! Serce Mistral ściskało się z Ŝalu na samą myśl o zawodzie, jaki przeŜyje dziadek. Zawsze był nazbyt przyjazny i ufny, na czym rzadko wychodził dobrze. Mimo to niechętnie podejrzewał bliźnich o złe zamiary. Dlatego przybrana wnuczka postanowiła nad nim czuwać. Mistral zaklęła szpetnie i zmusiła się, by odejść od okna. To naturalne, Ŝe

pogromca lwów bardzo się jej podoba. Niewiele wiedziała o męŜczyznach, a takich przystojniaków w ogóle dotąd nie spotykała. Trudno się dziwić, Ŝe straciła głowę. Facet był tak uwodzicielski i pociągający, Ŝe kaŜda salonowa lwica by na niego poleciała; co dopiero mówić o prowincjonalnej gąsce takiej jak Mistral. Teraz, kiedy podejrzenie, Ŝe Kalif Khan jest oszustem, stawało się coraz bardziej uzasadnione, łatwiej będzie o powściągliwość w okazywaniu emocji. Mistral postanowiła uwaŜnie obserwować nowego kolegę... i poprosić o to samo resztę zespołu. Prędzej czy później Kalif spróbuje coś zmalować, a wówczas zostanie przyłapany na gorącym uczynku. Dziadek będzie musiał zawiadomić policję, choćby się przed tym wzbraniał. Mistral czuła, Ŝe roznosi ją energia. Zabrała się z zapałem do sprzątania maleńkiego mieszkanka. Od czasu do czasu z uśmiechem na ustach wyobraŜała sobie Kalifa Khana zamkniętego w klatce – niczym jego lwy.

Rozdział 4 PraŜona kukurydza, fistaszki, cukrowa wata Na mocy zawartej przed wielu laty, niepisanej umowy Mistral gotowała codziennie obiad dla dziadka, a ten kaŜdego ranka szykował dla nich dwojga śniadanie. Tamto popołudnie niczym się właściwie nie róŜniło od innych – poza jednym: gdy Nicabar zjawił się u wnuczki, towarzyszył mu Kalif Khan. – Chyba nie masz nic przeciwko temu, kochanie, Ŝe poprosiłem Kalifa, by się do nas przyłączył? Zwykła uprzejmość tego wymagała, skoro biedak jest tu sam jak palec i nie zdąŜył się jeszcze z nikim zaprzyjaźnić. Gdybym go nie zaprosił, sam usiadłby do stołu, a to byłoby niewłaściwe, zwłaszcza Ŝe to jego pierwszy wieczór w naszej cyrkowej rodzince – wyjaśnił Nicabar. CóŜ mogła zrobić Mistral, by uniknąć towarzystwa pogromcy lwów? Mogła oczywiście zatrzasnąć mu przed nosem drzwi swojej przyczepy. Wprawdzie do tej pory nie miała zastrzeŜeń do gościnności swego dziadka i chętnie gotowała dla kolegów z zespołu, tym razem jednak przeklinała w duchu Nicabara, któremu nie przyszło do głowy zapytać, czy przybysz będzie u niej mile widziany. – Jeśli moja niespodziewana wizyta jest kłopotliwa, wrócę do siebie, Ŝeby coś przekąsić. – Jordan natychmiast spostrzegł, Ŝe Mistral nie jest zachwycona jego odwiedzinami. Ze zdumieniem stwierdził, Ŝe smutno mu się robi na myśl o wyraźnej niechęci, jaką Ŝywi dla niego ta dziewczyna. Uznała pewnie, Ŝe przez niego przybranemu dziadkowi stanie się krzywda. – Muszę tylko postawić dodatkowe nakrycie – odparła Mistral, zmuszając się do powitalnego uśmiechu. Powtarzała sobie, Ŝe uśpienie czujności Kalifa to jedyny sposób, by się dowiedzieć, co ten facet knuje. Dla dobra sprawy trzeba robić dobrą minę do złej gry. – Zapraszam do środka – powiedziała, otwierając szeroko drzwi. Gdy goście weszli do przyczepy, niewielkie pomieszczenie od razu wydało się mniejsze. Mistral odniosła wraŜenie, Ŝe temperatura w jej mieszkaniu podniosła się nagle o kilka stopni. Nawet Otto Wetzler, cyrkowy siłacz, nie dominował nad otoczeniem tak bardzo jak pogromca lwów. Kalif Khan przypominał Mistral zamkniętego w klatce drapieŜnego kota, odpoczywającego po codziennych trudach. – Proszę... siadajcie – wykrztusiła, ruchem ręki wskazując stół przymocowany do ściany i dwa krzesła. – Zaraz przyniosę dodatkowy talerz. Muszę wyłączyć kuchenkę.

Wkrótce podam obiad. – Pobiegła do aneksu kuchennego, ale ukradkiem obserwowała Kalifa. Wiele wskazywało na to, Ŝe ten męŜczyzna jest poplecznikiem Grivaldiego w niecnych zamiarach doprowadzenia Cyrku Mistrzów do upadku. Mistral powinna się jednak domyślić, Ŝe nieświadomy zagroŜenia Nicabar w odruchu Ŝyczliwości zaprosi nowego kolegę na domowy obiad. Gdyby, zamiast kierować się uprzedzeniami, słuchała głosu rozsądku, przewidziałaby, Ŝe przyjdą goście. Zamiast gulaszu z wołowiny oraz surówki i francuskiego pieczywa przygotowałaby coś wykwintniejszego. Wiadomo, przez Ŝołądek do... Dlaczego właściwie miałaby zadawać sobie tyle trudu? Była wściekła. Mniejsza z tym, co Kalif myśli ojej talencie kulinarnym. Jeśli przygotowane potrawy nie będą mu smakowały, moŜe zjeść tłustego hamburgera w brudnej knajpie. Nie ma obawy, by jej Ŝyciową misją stało się zadowalanie aroganckiego pogromcy lwów. Wyciągnęła z szuflady grube rękawice, podniosła stojący na kuchence garnek i przelała jego zawartość do pięknej, ręcznie malowanej wazy. Kupiła ją w jednym z niezliczonych miasteczek, poznanych w czasie trwających latami cyrkowych wędrówek. Gdy na kolację przychodził dziadek albo ktoś z kolegów, po prostu stawiała garnek na stole, Ŝeby mniej było potem naczyń do zmywania. Tego popołudnia zaleŜało jej na odrobinie wytworności, czym zaskoczyła samą siebie. Nie miała pojęcia, czemu tak się stara. Pani domu przyglądała się ukradkiem nieproszonemu gościowi. Czyste ubranie; Ŝadnych plam ani smug. Chyba się przebrał. Ciuchy niby zwyczajne, a jednak wydały się Mistral kosztowne. Kalif w zwykłej koszuli wyglądał jak model z katalogu wytwornej konfekcji. DŜinsy gościa zostały przed włoŜeniem uprasowane. Buty z węŜowej skóry lśniły jak lustro. Wyglądały na całkiem nowe; Ŝadnych rys, fason idealny. Nicabar najwyraźniej wiedział, co mówi, kiedy zdradził, Ŝe Kalif przez wiele lat mądrze inwestował swoje oszczędności. A moŜe to Bruno Grivaldi hojnie wynagrodził pogromcę lwów za pomoc w swoich machinacjach? Mistral wyjęła z lodówki plastikową miskę pełną sałatki. PrzełoŜyła jej zawartość do ceramicznej salaterki pasującej do wazy. śałowała, Ŝe nie ma srebrnych łyŜek do nakładania potraw. Goście musieli zadowolić się plastikowymi. WłoŜyła bagietkę do koszyka i przed podaniem na stół odkroiła kilka kawałków, jak na ilustracji w czasopiśmie poświęconym domom, ogrodom i wytwornej kuchni. Przelała zaparzoną wcześniej herbatę do szklanego dzbanka, przygotowała cukier i pokroiła cytrynę.

– Wszystko gotowe – oznajmiła, siadając z gośćmi do stołu. – Pachnie wspaniale – stwierdził Jordan, gdy uniosła pokrywę wazy. Z lubością wdychał aromat przypraw. Jordan nie ukrywał, Ŝe mieszkanko panny St. Michel bardzo mu się podoba. Stół równieŜ był pięknie nakryty. Właścicielka domu na kółkach robiła wprawdzie zakupy na wyprzedaŜach i targach staroci, ale miała dobry gust. Ciągła tułaczka, napięcie psychiczne oraz cięŜka praca fizyczna powodowała często u cyrkowców skłonność do nieładu, a nawet do pewnego niechlujstwa. Mistral nie stosowała wobec siebie taryfy ulgowej. Ładnie, choć skromnie umeblowane mieszkanko w przyczepie było wymuskane jak przysłowiowa bombonierka. Stół nakryty czerwonym obrusem sięgającym podłogi, na wierzchu dopasowana kolorystycznie serweta wielkości dziecięcego kocyka; pośrodku stołu szklany wazon z bukietem róŜnokolorowych kwiatów. Gustowne talerze, sztućce z nierdzewnej stali, kolorowe szklanki, serwetki z czerwonej tkaniny. ZwaŜywszy na ograniczone fundusze, Mistral dokonała cudów. Jordan od razu się zorientował, Ŝe ta dziewczyna ma świetne wyczucie stylu. To wnętrze cechowała szlachetna prostota. Nie było tu zbędnych elementów ani ozdóbek. Jordan zastanawiał się mimo woli, czego mogłaby dokonać jasnowłosa piękność, gdyby miała na koncie bankowym tyle samo pieniędzy co on. – Gdyby dziadek mnie uprzedził, Ŝe będę miała gościa na obiedzie, przygotowałabym bardziej wyszukane potrawy – tłumaczyła się Mistral, napełniając talerze parującym gulaszem. – Na co dzień jadamy niezbyt wykwintne dania. – Darowała sobie uwagę, Ŝe na wymyślniejsze jedzenie po prostu ich nie stać. – To, co jest na stole, zupełnie wystarczy. – Jordan sięgnął po sałatkę i pieczywo. Nagle zdał sobie sprawę, Ŝe po całodniowej pracy fizycznej po prostu umiera z głodu. Wcześniej mu się to nie zdarzało. – Słuszna uwaga. Mistral doskonale gotuje – perorował Nicabar, dumny jak paw z przybranej wnuczki. – Ślicznie nakryłaś do stołu, kochanie. Jakby to był świąteczny obiad. Czy warto było zadawać sobie dla nas tyle trudu? Mistral musiała ugryźć się w język, bo w przeciwnym razie powiedziałaby dziadkowi kilka przykrych słów. Kochała staruszka, ale teraz miała ochotę kopnąć go pod stołem. Na policzkach miała ciemne rumieńce. Nie chciała, by Kalif Khan pomyślał, Ŝe przez wzgląd na niego starała się bardziej niŜ zwykle. – To Ŝaden kłopot, dziadku. Jestem dziś trochę zmęczona, więc pomyślałam, Ŝe

lepiej od razu postawię wszystko na stole, zamiast raz po raz biegać do kuchni. Dlatego jest trochę inaczej niŜ zwykle – kłamała jak z nut. – Doskonały pomysł. A gulasz jest znakomity. – Jordan spostrzegł wzburzenie dziewczyny wywołane słowami Nicabara. Zarumieniła się, jakby jej było wstyd. Albo nie lubiła, by robiono wokół jej osoby zbyt wiele zamieszania, lub, jako osoba z natury nieśmiała, wolała, Ŝeby jej oszczędzono komplementów. – Panie Khan, chciałam przeprosić, Ŝe potraktowałam dziś pana tak... szorstko – oznajmiła Mistral. – Obawiam się, Ŝe to nie było właściwe powitanie kolegi wchodzącego do zespołu Cyrku Mistrzów. Byłam... zdumiona, Ŝe się pan do nas przyłączył. Dziadek z pewnością wspomniał, Ŝe nasza gromadka z trudem walczy o przetrwanie... – A ty się niepokoiłaś, czy podołacie wydatkom związanym z utrzymaniem stada lwów oraz honorarium pogromcy – wpadł jej w słowo Jordan. – Niepotrzebnie. Sam się zawsze troszczę o moje zwierzęta, sam kupuję dla nich karmę. Nie potrafię inaczej. To moje stado. Nie jest własnością cyrku. Jestem odpowiedzialny za te stworzenia. – Doskonale to rozumiem. Z drugiej strony jednak przywykł pan do licznej widowni. W Europie cyrk od wieków jest popularną rozrywką i wciąŜ przyciąga tłumy widzów. Mimo wszystko zespół, z którym pan występował, rozpadł się na skutek marnej koniunktury. Jak nazywał się tamten cyrk? Nie mogę sobie przypomnieć. Chyba... Gwiazdozbiór? – Zodiak – poprawił Jordan. Kłamał wprawdzie z kamienną twarzą, ale wolałby rozmawiać o czymś innym. Nie lubił być przesłuchiwany. TeŜ sobie ta Mistral znalazła temat do rozmowy! Z drugiej strony jednak nie ona jedna w zespole Cyrku Mistrzów będzie wobec nowego kolegi tak podejrzliwa. Lepiej się przygotować na szczegółowe indagacje dotyczące jego zawodowej przeszłości. Jordan miał tylko nadzieję, Ŝe go nie rozszyfrują zbyt szybko, choć wcale nie był tego pewny, zwłaszcza gdy chodziło o Mistral. Skośne, zielone oczy lśniły blaskiem wrodzonej inteligencji. Niełatwo mu będzie wodzić za nos tę dziewczynę. Wyszedł na bufona i aroganta, zakładając, Ŝe absolwent renomowanego uniwersytetu i doświadczony pracownik dochodowego przedsiębiorstwa bez trudu wmówi poczciwym cyrkowcom wszystko, co zechce. Szybko się przekonał, Ŝe los nie zawsze obchodził się z nimi łaskawie, ale to wcale nie znaczy, Ŝe moŜna ich uznać za głupców i nieudaczników.