RICHARD CASTLE
KRWAWY SZTORM
Thriller o Derricku Stormie
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Tego samego dnia, szesnaście kilometrów od Oksfordu, Anglia
Wydobywające się z silnika płomienie lizały podwozie vauxhalla i biegły niczym po
loncie petardy w kierunku benzyny tryskającej strumieniem z przedziurawionego baku
sedana.
Derrick Storm stał w odległości pięćdziesięciu metrów, gdy bak eksplodował, a
ogłuszający wybuch wyrzucił stalowy kadłub samochodu w powietrze, po czym pojazd
spadł
z trzaskiem na ziemię.
Zaledwie parę chwil wcześniej Storm celowo zjechał rozpędzonym vauxhallem z
drogi szybkiego ruchu i skierował go w kamienną ścianę opuszczonego gospodarstwa.
Siła
uderzenia sprawiła, że jego pasażerka, chorwacka jędza Antonia Nad, wyleciała przez
przednią szybę. W momencie zderzenia celowała w Storma ze swojego pistoletu. Teraz jej
martwe ciało leżało bezwładnie w trawie tuż obok płonącego samochodu.
Storm oszukał śmierć dzięki zapiętemu pasowi bezpieczeństwa, poduszce powietrznej,
strefie zgniotu w samochodzie, a także głupocie Nad, która nie zapięła swojego pasa i
założyła, że nikt nie będzie na tyle szalony, aby wjeżdżać w ścianę z szybkością stu
sześćdziesięciu kilometrów na godzinę.
Storm nie był jednak pewien, czy jego partnerka, agentka FBI April Showers, miała
tyle szczęścia co on.
Showers była pasażerką ściganego przez Storma mercedesa. Jego kierowca, Georgij
Lebiediew, miał zabrać Showers i rosyjskiego oligarchę do najbliższego szpitala na
oddział
ratunkowy. Showers została postrzelona w prawe ramię. Iwan Pietrow dostał kulę w
brzuch.
Zamiast jednak jechać na pogotowie, Lebiediew skierował samochód w przeciwnym
kierunku, skręcając ostatecznie z drogi szybkiego ruchu w polną ścieżkę i zatrzymując się
pod
kępą dębów.
- April! - krzyknął Storm, biegnąc w stronę sedana. Poruszał się tak szybko, jak mógł
to robić trzydziestolatek, który właśnie ocalał z wypadku samochodowego. Uginały się
pod
nim kolana. Ból przeszywał całe ciało. Z uszu wypływała krew. Był spocony i
przesiąknięty
smrodem paliwa i oleju silnikowego.
- April! - wrzasnął ponownie.
Krew.
Widział ją teraz wyraźnie, rozbryzganą na oknach wewnątrz mercedesa. Mocniej
zacisnął w dłoni półautomatyczny pistolet, który zabrał martwej Nad.
Na czyją krew patrzył? I dlaczego ktoś w środku pojazdu otworzył ogień do
współpasażera?
Ignorując świdrujący gwizd w uszach i wstrząs organizmu, Storm próbował cokolwiek
z tego zrozumieć. Olśniewająca, a teraz martwa Nad była szefową ochrony
odpowiedzialną za
bezpieczeństwo swojego bogatego szefa. Nawet w stanie oszołomienia Storm
wydedukował,
że Nad zdradziła Iwana Pietrowa. Tak samo jak Lebiediew, który był najbliższym i
najwierniejszym przyjacielem rannego Pietrowa. Złoto - w dużej ilości - uczyniło z nich
współczesnych Judaszów.
Storma nie obchodziło złoto. Chciał tylko ocalić Showers. Zakładając, że jeszcze żyła
i że krew, na którą teraz patrzył, nie należała do niej.
I chociaż wcześniej był w świetnej formie fizycznej, zanim dobiegł do sedana,
brakowało mu tchu. Złapał za klamkę samochodu, uniósł broń i szarpnięciem otworzył
drzwi
po stronie kierowcy.
Wypadła przez nie górna część ciała Lebiediewa. Brakowało połowy czaszki.
To wyjaśniało, skąd się wzięła krew.
Storm pochylił się i zajrzał do samochodu. Zobaczył Showers na siedzeniu pasażera, z
głową opartą o boczną szybę. W lewej ręce kurczowo ściskała glocka.
- April! - zawołał Storm.
Nie odpowiedziała.
Storm chwycił Lebiediewa za pasek, wypchnął jego martwe ciało z samochodu i
wsunął się na pokryte krwią siedzenie kierowcy. Dotknął szyi April i sprawdził puls. Był
bardzo słaby.
Dotyk jego palców sprawił, że Showers otworzyła oczy i posłała mu nikły uśmiech.
- Wiedziałam, że przyjdziesz po mnie - wyszeptała. - Wiedziałam, że Nad nie jest
wystarczająco sprytna, żeby cię zabić.
- Trzymaj się! Zabiorę cię do szpitala - powiedział Storm. Zerknął na tylne siedzenie i
spojrzał prosto w martwe oczy Pietrowa. Do postrzału w klatkę piersiową dołączyła teraz
dziura od kuli na czole Rosjanina.
Storm uruchomił silnik.
- Czekaj! - wyrzuciła z siebie Showers. - Telefon. Weź go!
- Jaki telefon?
- Lebiediewa.
Storm wysiadł z pojazdu i znalazł telefon w marynarce Lebiediewa. Ponieważ był na
zewnątrz samochodu, otworzył szybko tylne drzwiczki od strony pasażera i chwycił za
słoniowate nogi Pietrowa. Ktoś wpakował mu kulkę w stopę. Storm wyciągnął z
mercedesa
ważące ponad sto czterdzieści kilogramów ciało. Na skórzanym siedzeniu pozostały
smugi
rozmazanej krwi.
Dwóch przyjaciół na całe życie, teraz zabójca i ofiara, leżało obok siebie pod dębami.
Gdy usiadł z powrotem za kierownicą, wcisnął pedał gazu, co spowodowało, że sedan
wystrzelił spod drzew jak rakieta.
- April! Nie wolno ci zasnąć! - rzucił ostro. - Zachowaj przytomność!
- Jasna sprawa - odpowiedziała nieprzekonująco. Jej głos brzmiał jak automat.
Starając się dzielić uwagę między drogę wiodącą do Oksfordu a twarz Showers, Storm
obserwował, jak kobieta zamyka oczy, i wiedział, że istnieje ryzyko, że ją straci.
Wyciągnął
rękę, położył na jej nodze i lekko ścisnął.
Showers otwarła oczy.
- Ręce precz od towaru - powiedziała.
Dobrze. Wciąż miała poczucie humoru.
- Do twarzy ci z kulą - odparł.
Ale prawda była taka, że wyglądała bardzo kiepsko. Jej jasna skóra była przeraźliwie
blada, a na bluzce widniały plamy krwi. Organizm Showers doznał wstrząsu i to mogło ją
zabić. Musiał sprawić, żeby skupiła się na czymś, spróbować utrzymać ją w stanie
świadomości.
- Co tu się stało? - zapytał. - Kto do kogo strzelał?
- Lebiediew zastrzelił Pietrowa - wyszeptała. - Poszło o jakieś złoto.
Storm wiedział o złocie. Miało wartość sześćdziesięciu miliardów dolarów,
wywieziono je ze Związku Radzieckiego przed jego rozpadem. Ale nie powiedział tego
Showers. Agencja CIA nie chciała, aby FBI się o tym dowiedziało.
- April - mówił dalej - jeśli Lebiediew zabił Pietrowa, to kto strzelał do Lebiediewa?
Kto go zabił?
- Jestem zbyt zmęczona, żeby teraz mówić - jęknęła. - Później.
- Nie, April, teraz - powiedział stanowczo. - Ty zastrzeliłaś Lebiediewa czy Pietrow
go zabił?
- Ja. On chciał mnie zabić. I zrzucić na mnie winę za śmierć Pietrowa.
Postrzał w ramię unieruchomił jej prawą rękę. Jak udało jej się wymanewrować
Lebiediewa?
- Zabrał mojego glocka. Zastrzelił z niego Pietrowa - kontynuowała. Zauważył, że
mówiła zrywami, próbując się skoncentrować i oszczędzać oddech. - Położył sobie
mojego
glocka na kolanie. Wyjął swój pistolet. Miał zamiar mnie zastrzelić. Powiedzieć
wszystkim,
że to ja zabiłam Pietrowa. Była eksplozja. Hałas.
- To ja rozbiłem się o wiejski dom - wyjaśnił Storm. Ale nie był pewien, czy go
zrozumiała.
- Bardzo duży hałas. Lebiediew nie patrzył na mnie. Odwrócił głowę. Wtedy
sięgnęłam po mojego glocka. Lewą ręką - powiedziała, uśmiechając się. - Tego się nie
spodziewał. Odstrzeliłam mu twarz.
- Dlaczego kazałaś mi zabrać telefon Lebiediewa? - zapytał Storm.
- Złoto. Współrzędne. Aplikacja. Karta pamięci.
- Zastrzeliłaś go lewą ręką po tym, jak dowiedziałaś się, gdzie ukryte jest złoto! -
wykrzyknął. - Wspaniale! Jesteś naprawdę niesamowita.
- Mam swoje momenty. - Jej głowa chwiała się, gdy rzuciła mu spojrzenie spod na
wpół przymkniętych powiek.
-
ROZDZIAŁ DRUGI
Zainstalowany w mercedesie GPS skierował go na oddział ratunkowy szpitala im.
Johna Radcliffe’a we wschodniej części Oksfordu. Storm wpadł do budynku.
- Mam w samochodzie ofiarę postrzału! - ogłosił gromko. - Wykrwawia się. Jest w
szoku, ale przytomna!
Recepcjonistka złapała za telefon i w ciągu kilku sekund przez podwójne metalowe
drzwi wbiegła ekipa ratunkowa. Ratownik pchający nosze na kółkach biegł zaraz za
pielęgniarką z oddziału powypadkowego i asystentem lekarza. Cała trójka podążała za
Stormem do mercedesa, którego silnik wciąż pracował. Storm pomógł ratownikowi
przenieść
Showers na nosze, podczas gdy pielęgniarka i asystent już udzielali jej pomocy.
- Czy jest uczulona na jakieś leki? - spytała pielęgniarka.
- Nie wiem - odparł.
- Jak to się stało? - zapytała.
- Została postrzelona dziś rano w czasie wiecu w Oksfordzie.
- Mieliśmy już tu dzisiaj troje innych, którzy byli w tłumie. Czemu tak późno?
- Zgubiliśmy się.
Pielęgniarka zauważyła krew na szybach wewnątrz samochodu, a także na ubraniu
Storma.
- Zajmiemy się nią - powiedziała. - Musi pan wypełnić formularze.
Gdy przechodzili szybkim krokiem obok biurka recepcjonistki, Storm usłyszał, jak
pielęgniarka mówi:
- Zadzwoń po ochronę.
Zanim recepcjonistka zdołała podnieść słuchawkę telefonu, Storm podał jej służbową
wizytówkę Showers z logo FBI.
- Zostawiłem samochód na biegu - powiedział. - Zaraz wracam.
- Proszę zaczekać! - zawołała za nim. - Formularze…
Ale Storm już oddalał się szybko od szpitala.
W czasie jazdy zadzwonił do Jedidiaha Jonesa, szefa National Clandestine Service w
kwaterze głównej CIA w Langley w Wirginii.
- Postrzelili Showers - powiedział. - Zostawiłem ją na oddziale ratunkowym szpitala
Johna Radcliffe’a w Oksfordzie w Anglii. Musisz tam zadzwonić.
- FBI będzie w kontakcie ze szpitalem. Mają jej dane medyczne z akt osobowych -
odparł Jones. - Powiadomię naszą ambasadę w Londynie. Wyślą tam ludzi. A co z tobą?
- Tylko parę zadrapań.
Storm zdał relację z porannych wydarzeń podczas wiecu w Oksfordzie i późniejszych
pod dębami.
Jones słuchał, nie przerywając mu, a następnie powiedział:
- Najwyraźniej to Georgij Lebiediew był zdrajcą w obozie Pietrowa. Informował
prezydenta Rosji Olega Barkowskiego o wszystkim, co Pietrow robił.
Barkowski i Pietrow - niegdyś przyjaciele - zwrócili się przeciwko sobie po tym, jak
oligarcha publicznie skrytykował przywódcę na Kremlu. Wściekły Barkowski zmusił
Pietrowa do ucieczki z Rosji, a potem nasłał zabójców, aby zlikwidowali go w Anglii.
- To wszystko zaczyna teraz nabierać sensu - stwierdził Jones. - Prezydent Barkowski
musiał przekupić Lebiediewa. Ponieważ Pietrow ufał Lebiediewowi jak bratu, nie
podejrzewał, że ten zwróci się przeciw niemu.
- Jest jeszcze coś - powiedział Storm. - Showers dowiedziała się, gdzie jest ukryte
złoto.
- Naprawdę? Tylko Pietrow wiedział, gdzie ono jest, i nie chciał tego nikomu
zdradzić. Jak ona zdobyła tę informację?
- Sądząc po kuli w stopie Pietrowa, domyślam się, że Lebiediew wymusił to
wyznanie. Przypuszczalnie straszył rannego Pietrowa w zaparkowanym samochodzie.
Zagroził mu, że nie zawiezie go do szpitala, dopóki ten nie puści farby na temat złota. Gdy
Pietrow odmówił, Lebiediew udowodnił mu, że nie żartuje. Showers siedziała na
przednim
siedzeniu podczas całego zdarzenia i wszystko słyszała. Wyślę ci współrzędne wskazujące
miejsce ukrycia złota, gdy tylko pozbędę się tego samochodu.
- Skasuj je od razu, jak tylko mi je wyślesz - polecił Jones i dodał: - Potrzebujesz
kogoś do pozamiatania?
- Za późno - odparł Storm. - Jestem pewien, że eksplozja samochodu już przyciągnęła
niezły tłumek.
- Zadzwonię do MI6 i każę FBI pociągnąć za sznurki w Scotland Yardzie. Mają u nas
dług. Ale najlepiej byłoby, jakbyś zniknął. Zaczekaj chwilę. - Jones rozłączył się na
niecałą
minutę. Gdy wrócił na linię, powiedział: - Około sześćdziesięciu pięciu kilometrów na
południe od Oksfordu znajduje się miasto o nazwie Newbury. Odbywa się tam operacja
amerykańskich sił powietrznych pod dowództwem 420 Dywizjonu Zaopatrzenia.
Zorganizuję
lot wojskowy, aby wywieźć cię z Anglii do Niemiec, a potem do domu. Najlepiej unikać
teraz
rejsów pasażerskich i kontroli paszportowych. Jak szybko możesz dotrzeć do Newbury?
- W niecałą godzinę, chyba że mnie zatrzymają.
- Nie daj się. A przynajmniej do czasu, gdy nie prześlesz mi tych współrzędnych.
Jones miał swoje priorytety. Najpierw złoto, dopiero potem Storm.
- Zadzwoń do mnie później i daj mi znać, co z April - powiedział Storm.
- April? To teraz twoja dziewczyna?
- Agentka Showers - poprawił się. - I nie jest moją dziewczyną. Jest moją partnerką.
- Jasne - potwierdził sceptycznie Jones.
- Dopilnuj, żeby ktoś przyjechał do tego szpitala.
Po skończonej rozmowie Storm skorzystał z zainstalowanego w mercedesie GPS-a,
aby skierować się do najbliższego centrum handlowego. Galeria Templars Square
znajdowała
się w odległości niecałych sześciu kilometrów. Zaparkował w garażu po przeciwnej
stronie
ulicy i wysiadł, zostawiając w samochodzie poplamioną krwią marynarkę. Storm nie
przejmował się śladami, jakie zostawia za sobą. Od czterech lat był martwy, w każdym
razie
oficjalnie. CIA pomogło mu „umrzeć” i zniknąć z powierzchni ziemi. Żył szczęśliwie i
spokojnie w Montanie do czasu, kiedy Jones wezwał go z powrotem z powodu sprawy,
która
miała być łatwym śledztwem dotyczącym porwania. Gdyby przedstawiciele Scotland
Yardu
albo Interpolu znaleźli w pokrwawionym mercedesie jakiekolwiek ślady, śledczy
zestawiliby
je z rejestrami żywych podejrzanych. Nikt nie szukał zabójcy na cmentarzu.
Storm przystanął na klatce schodowej na drugim piętrze parkingu podziemnego, aby
przejrzeć komórkę Lebiediewa. Znalazł aplikację geolokalizacyjną i przesłał Jonesowi
współrzędne. Przesłał je też na swój prywatny telefon, jako kopię zapasową. Zadowolony
skasował aplikację, ale zatrzymał telefon Lebiediewa, aby dostarczyć go technikom w
Langley. Nigdy nie wiadomo, co jeszcze mogło się na nim znajdować.
Po wyjściu z parkingu Storm wszedł do centrum handlowego i natychmiast udał się do
toalety, aby zmyć krew z dłoni. Miał ją też na spodniach, ale ponieważ były czarne, plamy
nie
rzucały się w oczy. Wyszedł z toalety, kupił nową parę spodni i koszulę w pobliskim
pawilonie z odzieżą, a następnie wrócił do męskiej toalety, aby się przebrać.
Gdy wyszedł na zewnątrz, przywołał ręką taksówkę stojącą na rogu ulic Crowell i
Hackmore.
- Dokąd? - zapytał taksówkarz.
- Baza lotnicza w Newbury.
- To kawał drogi, kolego - odpowiedział kierowca, patrząc na Storma z
zaciekawieniem.
- Pokłóciłem się właśnie z moją dziewczyną - improwizował Storm. - Nie odwiezie
mnie do bazy. To Irlandka, a jeśli się spóźnię, zapłacę głową.
- Ech, panienki… Czy jak wy je tam w Stanach nazywacie - odparł ze zrozumieniem
taksówkarz. - Narodowość nie ma znaczenia. One wszystkie są trochę zbzikowane.
Jedziemy
do Newbury.
Przejechali już jakieś półtora kilometra, gdy taksówkarz się rozgadał. Storm odchylił
głowę, wsparł ją na oparciu i zamknął oczy. Nie chciał rozmawiać.
- Słyszał pan o tej strzelaninie w Oksfordzie dziś rano, prawda? - spytał kierowca. -
Na każdym kanale o tym mówią. Trzech facetów zaczęło strzelać do jakiegoś Rosjanina
przemawiającego na wiecu. Są ranni.
- Czeka mnie dwunastogodzinna warta, a dziewczyna kopnęła mnie w jaja - odparł
Storm. - Nie chcę słuchać o problemach innych ludzi.
Taksówkarz zachichotał i zaproponował:
- To niech się pan w takim razie trochę prześpi, a ja będę prowadził.
Jakieś czterdzieści minut później taksówka podjechała pod bramę bazy lotniczej.
Storm zapłacił za kurs sześćdziesiąt dolarów i dodał kierowcy jeszcze dwudziestaka.
- Tak się składa, że moja irlandzka dziewczyna jest mężatką - wyjaśnił. - Chciałbym
mieć twarz, którą łatwo zapomnieć.
Kierowca schował banknoty do kieszeni.
- Wy, Jankesi, wszyscy wyglądacie dla mnie tak samo.
Godzinę później, gdy Storm już miał wsiadać na pokład samolotu, zadzwonił jego
telefon komórkowy.
- Jest już po operacji - usłyszał głos Jonesa. - Rokowania są dobre. Kiedy wylądujesz,
będzie na ciebie czekał samochód.
-
ROZDZIAŁ TRZECI
- Jaki dziś dzień?
To były pierwsze słowa, jakie wyszły z ust agentki Showers, gdy obudziła się z
narkozy.
- Przywieziono tu panią wczoraj rano - odparła pielęgniarka siedząca przy jej łóżku. -
Zaraz zawołam siostrę oddziałową. Jest pani znaną osobistością. Szkoda, że nie widziała
pani
tych wszystkich reporterów kręcących się tutaj, węszących w poszukiwaniu tematu.
Postawili
policjantów przed drzwiami, żeby trzymać pismaków z daleka. Zakazali mi z panią
rozmawiać, ale chcę, aby pani wiedziała, że bardzo się cieszę, że nic pani nie jest. I proszę
się
nie denerwować, nikomu nie powiem o pani facecie.
- Moim facecie?
- No tak, o Stevie - odparła pielęgniarka. - Nie jest pani facetem? To znaczy
domyśliłam się tego ze sposobu, w jaki pani cały czas o nim mówiła i wypowiadała jego
imię.
Ale proszę się nie przejmować. Wiele osób pod wpływem narkozy gada, jakby się szaleju
najedli.
- Co mówiłam? - zapytała Showers.
- Jak dla mnie to brzmiało trochę tak, jakby była pani napalona, wie pani, co mam na
myśli. Dlatego nie będę powtarzać.
- Jest pani pewna, że wymieniłam imię Steve?
- Och, nie tylko je pani wymieniła. Rumieniłam się, słuchając tego, ale ja nie jestem
od gadania.
Pielęgniarka biegiem wypadła z sali, zostawiając Showers, która usiłowała odświeżyć
sobie umysł. Wszystko wskazywało na to, że była w szpitalu, który - jak przypuszczała -
znajdował się w Oksfordzie. Jej prawe ramię było zabandażowane, na lewej ręce miała
podłączoną dożylną kroplówkę, a na monitorze wyświetlały się parametry jej funkcji
życiowych: puls, ciśnienie i temperatura ciała. Z boku wyczuła pilota i nacisnęła guzik,
który
z głośnym mechanicznym zgrzytem uniósł tylną część łóżka. Jej ramię natychmiast
przeszył
ból. Dudniło jej w głowie i musiała skorzystać z toalety.
Pielęgniarka wróciła ze starszą siwowłosą kobietą, za którą podążało dwóch mężczyzn
w garniturach. Jeden z nich miał w klapie amerykańską flagę.
- Nazywam się Rachel Smythe, jestem przełożoną pielęgniarek, a ci panowie są z
ambasady amerykańskiej - powiedziała. - Nalegali, żeby z panią porozmawiać. Czy czuje
się
pani na siłach?
- Kim jesteście? - zwróciła się Showers do mężczyzny z flagą w klapie.
- Agent specjalny FBI Douglas Cumerford - odparł, sięgając do kieszeni marynarki po
legitymację. - A to jest Thomas Gordon z Departamentu Stanu.
Gordon się nie wylegitymował i Showers natychmiast się domyśliła, że pracuje dla
CIA.
- Dziękuję, pani Smythe - odezwała się Showers do przełożonej. - Porozmawiam z
tymi dwoma dżentelmenami.
- Jak tylko ci panowie skończą, przyślę do pani lekarza - rzekła Smythe. - Jeśli będzie
pani czegoś potrzebować, proszę nacisnąć przycisk na pilocie. - Po czym razem z
pielęgniarką
opuściła pokój.
- Cieszę się, że jest pani przytomna - powiedział Cumerford. - Musimy przekazać pani
wytyczne, zanim policja oksfordzka i Scotland Yard uzyskają od pani oficjalne
oświadczenie.
Zabójstwo Iwana Pietrowa trafiło oczywiście na czołówki międzynarodowej prasy, zaś o
strzelaninie na wiecu uniwersyteckim trąbi całe BBC.
- Rozmawialiście o tym z Waszyngtonem? - zapytała Showers.
- Jestem w stałym kontakcie z dyrektorem, odkąd przywieziono panią do szpitala -
odparł Cumerford. - Przesyła pani życzenia szybkiego powrotu do zdrowia.
Gordon wyjął kopertę z kieszeni granatowej marynarki i wręczył ją Showers.
- Chcielibyśmy, żeby powiedziała to pani w oficjalnym oświadczeniu.
- Dyrektor to zaakceptował? - spytała.
- Tak - potwierdził Cumerford. - Ściśle rzecz biorąc, powiedział, żeby trzymała się
pani tekstu. Proszę mówić dokładnie to, co tu jest napisane, i nic poza tym. Będę pani
towarzyszył podczas wszystkich przesłuchań jako pani adwokat.
- Musi pani wiedzieć, jak ważne jest, aby powtórzyła pani dokładnie to, co zostało dla
pani przygotowane - powiedział Gordon.
- A jeśli coś mi się wyrwie? - zapytała Showers.
- Nie ma takiej możliwości - odparł Cumerford. - Brytyjskie media skrupulatnie zajęły
się przesłuchiwaniem świadków z tego wiecu, którzy powiedzieli reporterom, że trzech
mężczyzn zaczęło strzelać do Pietrowa i jego ochroniarzy. Dwóch napastników miało
pistolety maszynowe. Uśmiercili dwóch ochroniarzy Pietrowa, zaś trzeci strzelec
próbował
zabić Pietrowa, który właśnie zaczął przemawiać na wiecu protestacyjnym.
- Wszystko się zgadza - przytaknęła Showers.
- Świadkowie powiedzieli reporterom, że wyciągnęła pani swoją broń i zastrzeliła
napastnika, który znajdował się najbliżej pani - mówił dalej Cumerford. - W tym samym
czasie niezidentyfikowany mężczyzna skoczył na napastnika, który strzelał do Pietrowa, i
zabił go. Następnie użył pistoletu tego człowieka, aby zlikwidować trzeciego zabójcę, ale
wcześniej tamten wypalił ze swojej broni i postrzelił panią.
- To się też zgadza - potwierdziła Showers. - Z tą różnicą, że nie był to
niezidentyfikowany mężczyzna, tylko Steve Mason. Pracujemy razem. Ma upoważnienie
z
Departamentu Stanu.
- Panno Showers, jeśli chodzi o pana Masona, to jest z nim mały problem… - zaczął
Gordon.
- W najlepszym interesie agencji oraz naszego kraju leży, aby ten niezidentyfikowany
mężczyzna, który wczoraj pani pomógł, pozostał dokładnie tym, kim jest, czyli
niezidentyfikowanym mężczyzną - wszedł mu w słowo Cumerford. - Dyrektor wolałby,
żeby
nie wspominała pani nikomu o Stevie Masonie, nawet policji oksfordzkiej ani śledczemu
ze
Scotland Yardu, który będzie panią przesłuchiwać.
- Proszę przeczytać oświadczenie i się go trzymać - rzekł Gordon.
- Media wiedzą, że ten niezidentyfikowany mężczyzna pomógł pani wsiąść do
mercedesa, którym kierował Georgij Lebiediew, i że Pietrow został wepchnięty na tylne
siedzenie - dodał Cumerford. - Świadkowie opisali też dokładnie reporterom z BBC, jak
ten
tajemniczy człowiek wraz z szefową ochrony Pietrowa pojechali vauxhallem w ślad za
mercedesem. Ten samochód znaleziono później rozbity za miastem. Obok niego leżały
ciała
Pietrowa, Lebiediewa i Antonii Nad. Mercedesa namierzono w garażu parkingowym w
lokalnym centrum handlowym. Urzędnicy w szpitalu powiedzieli też prasie, że
niezidentyfikowany mężczyzna przywiózł panią do szpitala. Tabloidy nazywają go
Dobrym
Samarytaninem.
- Steve Mason, Dobry Samarytanin - powtórzyła Showers. - Spodoba mu się to
określenie.
- Niech pozostanie anonimowy - nalegał Gordon.
Showers przebiegła wzrokiem oświadczenie, które jej wręczył.
- Chcecie, abym powiedziała policji, że straciłam przytomność podczas jazdy
mercedesem i że nie przypominam sobie niczego, co się stało od momentu, kiedy
opuściłam
wiec, aż do dnia dzisiejszego, gdy obudziłam się po operacji.
- Zgadza się - potwierdził Cumerford.
- Każecie mi zataić przed śledczymi to, co widziałam wewnątrz mercedesa. Nie
chcecie, żebym zeznała, jak to się stało, że zarówno Pietrow, jak i Lebiediew nie żyją -
mówiła Showers.
- Nie może się pani na ten temat wypowiadać, bo była pani nieprzytomna - rzekł
Gordon stanowczo. - Proszę użyć tego sformułowania, a ułatwi pani wszystkim życie.
- Jak wyjaśnicie śmierć Pietrowa i Lebiediewa? - zapytała Showers.
- Nie mamy zamiaru jej wyjaśniać - odparł Gordon.
- Nie musimy rozwiązywać tej sprawy, agentko Showers - dodał Cumerford. - Te
zgony nie są problemem FBI. Proszę złożyć lokalnym władzom swoje oświadczenie.
Naszym
priorytetem jest wydostać panią z Anglii, gdy tylko pani to zrobi.
- Zanim policja zdoła zweryfikować moje zeznania. Pracownicy Scotland Yardu nie są
głupi - odparła. - Gdy zidentyfikują vauxhalla, będą wiedzieli, że to Steve Mason go
wynajął.
- Naprawdę? - spytał ją Gordon. - Była tam pani z nim?
Showers zdała sobie sprawę, że nie było jej na lotnisku, gdy wynajmował samochód.
- Ale gdzieś muszą być jakieś jego zdjęcia - powiedziała. - Jesteśmy w starej dobrej
Anglii, z kamerami bezpieczeństwa na każdym rogu ulicy. Choćby tu, na pogotowiu - na
pewno mają jego zdjęcia, gdy mnie tu wprowadzał.
- Wydaje mi się, że tutejsza kamera oraz tamte na zewnątrz centrum handlowego
uległy wczoraj awarii - uśmiechnął się Gordon. - Zdarza się.
Showers w końcu zrozumiała. Jedidiah Jones czynił cuda.
Przez cały czas pobytu Storma i Showers w Anglii tylko dwa razy widziano ich razem.
Raz, gdy złożyli wizytę w rezydencji księcia Madisonu, aby przesłuchać Pietrowa i
Lebiediewa, przy czym obaj już nie żyli, i drugi raz, kiedy się upili w lokalnym pubie w
Londynie. Nawet gdyby współtowarzysze hulanki w pubie rozpoznali Showers z BBC i
zadzwonili na policję, mogliby tylko powiedzieć, że piła z przystojnym Jankesem o
brązowych włosach i brązowych oczach, który miał jakieś trzydzieści parę lat. Ten opis
pasował praktycznie do każdego. Poza tym do czasu, gdy ktoś zawiadomi policję, ona
będzie
już w Stanach.
- Dajmy prasie brytyjskiej i lokalnym glinom szansę na przedstawienie wiarygodnej
historii - powiedział Gordon.
- Mówi się, że za morderstwem Pietrowa stoi prezydent Rosji Barkowski - wtrącił
Cumerford. - Oczywiście on temu zaprzecza. Ale jest głównym celem mediów, nie zaś
FBI
czy żadna inna agencja amerykańska. Dlatego im mniej pani powie, tym lepiej. Proszę
zachować wyjaśnienia na później, kiedy będzie pani zdawała relację w Waszyngtonie.
- A kiedy to nastąpi?
- Na dole czeka miejscowy detektyw i śledczy ze Scotland Yardu, którzy chcą panią
przesłuchać - powiedział Cumerford. - Wpuścimy ich. Złoży im pani oświadczenie. Gdy
tylko
je usłyszą i lekarz wyrazi zgodę na wypis, podwieziemy panią ambulansem na specjalny
lot
do domu. Zostałem wyznaczony, aby pani towarzyszyć.
- Będę potrzebowała paru minut, żeby skorzystać z łazienki - odparła. - A potem
skłamię śledczym.
Cumerford i Gordon wymienili między sobą nerwowe spojrzenia.
Spodziewali się, że Showers weźmie udział w tej grze. Od chwili kiedy zaczęła pracę
w FBI, April wiedziała, że w kręgach rządowych takie rzeczy się zdarzają i że któregoś
dnia
ona zostanie poproszona o kłamstwo. Miała jednak nadzieję, że to nigdy nie nastąpi.
Kiedy po
raz pierwszy spotkała tajemniczego Steve’a Masona, który twierdził, że jest prywatnym
detektywem, Showers przeprowadziła własne śledztwo na jego temat. Nigdzie nie było o
nim
żadnych informacji - ani ważnego prawa jazdy, ani uprawnień do prowadzenia
działalności
jako prywatny detektyw. Zawsze wiedziała, że Steve Mason to nie jest jego prawdziwe
nazwisko. To była bajeczka CIA. Zaś Steve Mason był wystarczająco ostrożny, aby nie
dawać jej żadnych wskazówek, które mogłyby pomóc jej ustalić jego prawdziwą
tożsamość.
Do momentu gdy nie przylecieli do Londynu. Dopóki nie poszli na długi wieczorny
spacer,
który skończył się w pubie, gdzie opróżnili dość sporo kieliszków z whisky i kufli z
piwem.
Opowiedziała mu o swoim ojcu, policjancie stanowym z Wirginii, który poległ na
posterunku
po tym, jak zatrzymał i zastrzelił dwóch naćpanych bandziorów, którzy porwali i zgwałcili
dziesięcioletnią dziewczynkę. Jej ojciec ocalił życie tamtej dziewczynce. Dla Showers jej
ojciec był bohaterem, a kiedy zapytała Storma o jego ojca, wreszcie się odsłonił. „Mój
ojciec
był agentem FBI” - powiedział.
Jeśli to była prawda, miała już coś na początek. Gdy tylko wróci do Waszyngtonu,
rozpocznie śledztwo. To tylko jedna informacja, ale było od czego zacząć. Jedidiah Jones
siłą
wpakował Steve’a Masona w jej życie. I sądząc z długiego języka, gdy była pod wpływem
narkozy, Mason wtargnął też do jej podświadomości.
Najwyższy czas zatem, aby dowiedzieć się, kim naprawdę jest ten tajemniczy
mężczyzna.
-
ROZDZIAŁ CZWARTY
Na twarzy Clary Strike gościł uśmiech. Był piękny letni poranek, jedli śniadanie w
kafejce na ulicy w Nowym Jorku. Storm był dość pechowym prywatnym detektywem,
który
usiłował wymknąć się wierzycielom. Poprzedniej nocy o mało nie zginął. Zaglądał przez
okno przyczepy na obskurnym kempingu, potajemnie nagrywając zdradzającego
małżonka w
kompromitującej sytuacji. Cztery miesiące zajęło Stormowi namierzenie Jeffersona
Grouta,
ale Storm był wytrwały, chociaż nie przyniosło mu to wielkiej satysfakcji. Tęsknił za
lepszą
klientelą, płacącą więcej niż małżonkowie, którym przyprawiano rogi. Na kempingu
zauważyło go dwóch wieśniaków, którzy zaczęli do niego strzelać. Wściekły Grout też
dwukrotnie do niego wypalił. Ale Stormowi udało się uciec. Następnego ranka w jego
życie
wkroczyła Clara Strike, pojawiając się w jego biurze z seksownym uśmiechem na twarzy i
kuszącą propozycją. Przy śniadaniu wyjaśniła mu, że Grout był w rzeczywistości agentem
CIA, który się zbuntował. Agencja szukała go ponad rok. Zaimponował jej fakt, że Storm
odnalazł Grouta, mimo że agencji się to nie udawało. Grout był szkolony, aby - jak to
określiła - „tańczyć między kroplami deszczu”. Poprosiła Storma o pomoc i podsunęła mu
nieoznakowaną kopertę wypełnioną banknotami studolarowymi. Tamtego ranka był
bardzo
naiwny. Wziął od niej pieniądze i żartobliwie poprosił ją o pigułkę z trucizną, kamerę
szpiegowską, długopis będący pistoletem i niewidzialny odrzutowiec. Roześmiała się. Jej
uśmiech wciąż go prześladował. Cały czas czuł zapach jej perfum. Teraz patrzył jej prosto
w
twarz. Poranna bryza targała włosy kobiety. Zarumieniła się. Wstał od kawiarnianego
stolika i
podszedł do niej. Nachylił się i mocno ją pocałował. Kiedy podniósł wzrok, spojrzał
prosto w
jej oczy - tylko że to nie były oczy Clary Strike. To była agentka April Showers.
Koła wojskowego transportowca uderzyły o pas lotniska, wyrywając Storma z
drzemki. Śnił. Clara Strike. April Showers.
Przetarł zmęczone oczy i wyczuł na podbródku kilkudniowy zarost.
To Clara Strike przedstawiła go Jedidiahowi Jonesowi, i to Jones zrobił z niego kogoś
więcej niż prywatnego detektywa. Jones zwerbował go jako kontraktowego tajnego
agenta.
Łowcę ludzi. To Jones wysłał go do Tangieru, gdzie Storm został ciężko ranny i niemal
pożegnał się ze światem, leżąc na zimnej posadzce w kałuży własnej krwi. Tangier okazał
się
pułapką. Ktoś w agencji doniósł o tajnej operacji.
Czarny lincoln czekający na pasie do kołowania zawiózł go błyskawicznie do kwatery
głównej CIA.
- Wyglądasz do dupy - przywitał go Jones, kiedy Storm ulokował się na znajomym
fotelu na wprost biurka asa wywiadu.
- Również miło cię widzieć - zrewanżował się Storm.
Jones zamknął jasnoczerwoną teczkę oznaczoną napisem „PROJEKT MIDAS”.
- W Londynie było gorąco, ale wykonałeś zadanie. Znalazłeś złoto.
- Tak naprawdę to April Showers zdobyła dla ciebie te współrzędne - przypomniał mu
Storm. - I prawie kosztowało ją to życie.
- To wszystko jest częścią gry - odparł Jones. - Jest dużą dziewczynką.
- Łatwo ci mówić, kiedy twój tyłek spoczywa bezpiecznie za biurkiem.
- Myślisz, że dorobiłem się tej ładnej twarzy, pracując jako gryzipiórek? - zarechotał
Jones.
To była prawda. Nos Jonesa był złamany tyle razy, że nawet najlepszy chirurg
plastyczny nie był w stanie go poskładać.
- Do rzeczy - powiedział Jones. - Zanim wyjechałeś do Londynu, mówiłem ci, że
oprócz ciebie są jeszcze inni, którzy zniknęli z powierzchni ziemi. Agencja pomogła paru
osobom „umrzeć”. Inni rozpłynęli się w naszej wersji programu ochrony świadków. -
Jones
stuknął palcem w teczkę projektu Midas. - Od czasu do czasu opłaca się wezwać naszych
agentów „Z lub M”, aby wykonali misję, która pozostanie całkowicie nie do wyśledzenia
przez naszą agencję albo rząd.
- Z lub M?
- Zaginiony lub Martwy.
- Kto wymyśla takie rzeczy? - zapytał Storm.
Jones zignorował jego pytanie i mówił dalej:
- Nie chcemy, aby ktokolwiek mógł powiązać próbę wydobycia sześćdziesięciu
miliardów w złocie i innych metalach szlachetnych, które kiedyś należały do Partii
Komunistycznej, z agencją albo Białym Domem.
- Rozumiem - odrzekł Storm. - Rozmawialiśmy o tym, zanim poleciałem do Londynu.
Technicznie złoto należy do komunistów, którzy nadal kręcą się po całej Rosji, a
ktokolwiek
wyprawi się po ten skarb, według prawa międzynarodowego będzie działał jako pirat.
- Takie stanowisko mógłby przyjąć sąd międzynarodowy - potwierdził Jones. - Sądzę
jednak, że dobry prawnik mógłby argumentować, że przywódcy KGB ukradli złoto, każąc
żołnierzom wywieźć je potajemnie z Moskwy pod osłoną nocy, zanim cały kraj się
rozpadł.
W 1991 roku Związek Radziecki przestał istnieć jako legalne państwo, a w ślad za nim
rozwiązano Partię Komunistyczną, zaś złoto padło łupem KGB, więc tak naprawdę w tym
momencie nie należy ono do nikogo.
- Nie wydaje mi się, żeby Kreml wyznawał zasadę, że kto znalazł, to jego, a kto
zgubił, to przepadło. Zwłaszcza jeśli chodzi o sześćdziesiąt miliardów.
- I zwłaszcza kiedy państwem rządzi prezydent Barkowski, który ma dostęp do broni
nuklearnej i aż się rwie do walki - dodał Jones. - Dlatego właśnie rząd amerykański oraz
nasza agencja nie mają zamiaru się do tego mieszać. Nie będziemy wyprawiać się po
złoto,
nawet jeśli agentka Showers odkryła, gdzie ono jest ukryte.
Storm popatrzył Jonesowi w oczy i powiedział:
- To jest wersja oficjalna, prawda?
- Zgadza się. Oficjalnie nas to nie interesuje. Ale wysyłam po złoto ciebie i troje
innych agentów Z lub M.
- A jeśli odmówię?
- Możesz to zrobić - odparł Jones. - Możesz wrócić do Montany. Możesz znowu być
bezimiennym nikim, który spędza całe dnie na zarzucaniu wędki i rozpamiętywaniu
dawnych
przygód, marnując swoje życie i talenty.
- W twoich ustach brzmi to zachęcająco - powiedział Storm.
- Daj spokój, Storm, najwyższy czas, żebyś stanął twarzą w twarz z rzeczywistością. A
prawda jest taka, że nie jesteś kimś, kto potrafi żyć w cieniu. Potrzebujesz walki,
podniecenia,
przypływu adrenaliny. Poza tym w głębi serca się przejmujesz - nie chodzi tylko o
pomaganie
ludziom, ale także o twój kraj. Wobec takich osób jak agentka April Showers możesz
przybierać maskę twardziela, ale mnie nie oszukasz. Clara Strike też to widziała. Dlatego
kazałem jej cię zwerbować, żebyś pracował dla nas. I dlatego teraz cię potrzebuję.
Storm zastanowił się nad słowami Jonesa. Wszystko to była prawda.
- Przypuszczam, że współrzędne, które przesłałem ci z komórki Lebiediewa, okazały
się prawidłowe? - zapytał.
Jones rozłożył na biurku powiększone zdjęcie satelitarne.
- Nie dowiemy się, czy tam jest złoto, dopóki nie będziemy mieli ludzi na miejscu -
powiedział. - Ale fragmenty pasują do układanki. - Wskazał na malutkie kółko, które
narysował na zdjęciu. - Współrzędne długości i szerokości geograficznej z komórki
Lebiediewa wskazują na tę lokalizację, jakieś dwadzieścia cztery kilometry od Doliny
Pięciu
Jaskiń w Uzbekistanie. To część pasma górskiego Molguzar na południe od regionu
dżyzackiego.
- Nie jest to modne miejsce dla amatorów podróży lotniczych - ocenił Storm.
- Uzbeckie jaskinie cieszą się sławą w krajach euroazjatyckich. Przez Uzbekistan
przebiegał Wielki Szlak Jedwabny, który łączył Europę z Chinami, i istnieje legenda,
według
której Aleksander Wielki ukrył w jaskini w tamtejszych górach ogromne ilości złota i
klejnotów.
- Taka ichnia wersja El Dorado? - upewnił się Storm.
- Zgadza się. Może KGB stwierdziło, że jeśli od czwartego wieku przed naszą erą
poszukiwacze złota nie byli w stanie znaleźć tam jakichkolwiek kosztowności, jest to
bezpieczne miejsce na ukrycie skarbu Związku Socjalistycznych Republik Radzieckich. -
Jones wskazał na poszarpaną linię na planie rozpoznawczym. - To jest stara, nieużywana
od
lat droga prowadząca przez las. Sądzimy, że żołnierze wykorzystali ciężarówki, aby
dowieźć
złoto w góry.
- I spodziewasz się, że ja wspólnie z garstką pozostałych agentów Z lub M
wyniesiemy stamtąd złoto o wartości sześćdziesięciu miliardów?
- Nie bądź głupi. Mamy pośredników w Kazachstanie, dysponujących flotą rosyjskich
śmigłowców Mi-26, najpotężniejszych na świecie, ale to, w jaki sposób wydostaniemy
złoto,
nie jest już twoim zmartwieniem - odparł Jones. - Ty i twoja ekipa macie tylko
zlokalizować
jaskinię, sprawdzić, czy jest tam złoto, po czym wynieść się stamtąd.
- Nie będziesz miał nic przeciwko temu, że zabierzemy kilka sztabek na pamiątkę? -
zapytał Storm. - Pamiętasz: kto znalazł, to jego.
- Iwan Pietrow powiedział mi, że złoto jest ukryte w kontenerach towarowych, które
wywieziono z Moskwy. Kontenery mają oznaczenie „Odpady toksyczne”, aby
powstrzymać
ciekawskich od zaglądania do środka. Kiedy znajdziesz jaskinię, masz sprawdzić
kontenery i
zaraz potem wracać do domu, z pustymi rękoma. Proste jak drut. - Jones wyjął z szuflady
biurka męski zegarek i rzucił go w stronę Storma, mówiąc: - Prezent.
- Niech zgadnę - powiedział Storm. - Wykrywacz złota?
- Nie.
- Promień laserowy, który przetnie kłódki kontenerów, gdy znajdziemy złoto?
- Nie.
- Sekretna broń, która…
- To jest zegarek - rzekł Jones.
Storm uniósł brew.
- No dobrze - uległ Jones. - To także urządzenie namierzające. Znajdę cię,
gdziekolwiek będziesz.
- Nie jestem pewien, czy chcę, żebyś mnie pilnował dwadzieścia cztery godziny na
dobę - odparł Storm.
- Jeśli wyciągniesz pokrętło, aby nastawić zegarek, wyśle on sygnał ratunkowy
oznaczający, że masz kłopoty i wzywasz pomocy. Natychmiast.
- Żadnej pigułki z trucizną? - zapytał Storm. Wsunął zegarek na rękę i zadał jeszcze
jedno pytanie: - A co, jeśli naprawdę będę musiał ustawić czas?
- Nie będziesz musiał. On się ustawia automatycznie, niezależnie od miejsca, w
którym się znajdujesz.
- Zegarek, który działa, i urządzenie namierzające. Co oni jeszcze wymyślą?
- Dla ciebie pigułkę z trucizną.
- Kogo jeszcze z tej teczki Z lub M wybrałeś do tej akcji? I czy im też dasz takie
zegarki?
- Spotkasz się z nimi później i nie, tylko ty dostałeś taki zegarek - odrzekł Jones, po
czym otworzył teczkę projektu Midas i wyjął z niej trzy fotografie, które podał Stormowi.
-
Pierwszy członek ekipy będzie używać imienia Dilja. To rodowita Uzbeczka. Po
oderwaniu
się jej kraju od dawnego Związku Radzieckiego weszli tam przedstawiciele islamskiego
dżihadu. Dilja była naszą tajną agentką. W zamian pomogliśmy jej zniknąć. Będzie ci
służyć
jako przewodnik i tłumaczka.
Fotografia przedstawiała kobietę o surowym spojrzeniu w wieku trzydziestu kilku lat,
z blizną o poszarpanych brzegach biegnącą wzdłuż lewego policzka.
- Dorobiła się tej blizny podczas przesłuchania przez urzędników państwowych -
wyjaśnił Jones. - Dramat polegał na tym, że w tamtym czasie pomagała w rzeczywistości
własnemu rządowi, ale nie mogła o tym nikomu powiedzieć. Pracowała po tej samej
stronie
barykady co ludzie, którzy ją zranili.
- I nie zdradziła się?
- Nie. Dilja to bardzo twarda kobieta.
Storm przyjrzał się drugiej fotografii. Przedstawiała ona niskiego mężczyznę o
okrągłej twarzy noszącego grube okulary.
- Zostanie ci przedstawiony jako Oskar. To rosyjski geolog.
- Były komuch? - zapytał Storm.
- Przypuszczalnie nadal nim jest, ale spodobały mu się dolary amerykańskie.
Dostarczył nam wielu informacji naukowych, zanim rozpadł się Związek Radziecki.
Widział
złoto i może potwierdzić, czy sztabki są tymi samymi, które wykradziono z Moskwy.
Na trzeciej fotografii był Amerykanin.
- Znasz tego agenta i on też cię rozpozna - powiedział Jones. - Podczas tej misji będzie
nosił imię Casper.
Storm rzeczywiście rozpoznał tego człowieka. Pracowali razem przed Tangierem.
Specjalnością Caspera było zabijanie.
- Jeśli będę z nim pracował, dowie się, że żyję - odezwał się Storm.
- A ty dowiesz się tego samego o nim. Nie wysyłałbym was razem, gdyby nie było to
absolutnie konieczne.
Silny i groźny Casper był typem człowieka, którego dobrze mieć przy sobie podczas
bójki w barze, ale którego nigdy nie przedstawiłoby się swoim rodzicom albo
dziewczynie.
- Wybrałeś Dilję na przewodnika - powiedział Storm. - Oskar jest naukowcem, który
może potwierdzić, że złoto jest autentyczne. Casper zabije każdego, kto wejdzie mu w
drogę.
Do czego mnie potrzebujesz? Ja jestem prywatnym detektywem. Zajmuję się tropieniem
ludzi.
- Chcę, żebyś obserwował tę trójkę - odrzekł Jones. - Do ciebie mam zaufanie. Gdy w
grę wchodzi taka ilość złota, nie jestem pewien pozostałych.
-
ROZDZIAŁ PIĄTY
- Jedziemy już ponad godzinę - odezwał się Cumerford. - Zatrzymajmy się na kawę.
- Proszę się tylko upewnić, że jest to miejsce, w którym nikt mnie nie rozpozna -
odparła Showers.
Wymknęli się ze szpitala Johna Radcliffe’a w Oksfordzie tuż po ósmej rano.
Początkowo plan był taki, że Showers zostanie wypisana, gdy tylko złoży oświadczenie
dla
lokalnej policji i Scotland Yardu. Funkcjonariusze FBI chcieli natychmiast wywieźć ją z
Anglii. Opiekujący się Showers lekarze zaprotestowali jednak, mówiąc, że to
niebezpieczne
wypisywać ją następnego dnia po operacji ramienia. Showers niechętnie zgodziła się
spędzić
w szpitalu jeszcze jedną dobę, ale nie mogła się już doczekać opuszczenia go.
Ubrała granatowe dżinsy, T-shirt, czapkę bejsbolową i założyła ciemne okulary.
Cumerford dopilnował, żeby ekipy telewizyjne i reporterzy czający się przed wejściem na
oddział ratunkowy szpitala dostali informację, że Showers zostanie zaraz wypisana.
Urzędnicy szpitala pospiesznie wsadzili pacjentkę do ambulansu, który pomknął w
kierunku
Londynu. Aby przynęta była jeszcze bardziej wiarygodna, agent CIA Thomas Gordon,
podający się za pracownika Departamentu Stanu, pojechał za ambulansem w samochodzie
należącym do ambasady Stanów Zjednoczonych, którym on i Cumerford przyjechali do
Oksfordu. Podczas gdy media ścigały jego i ambulans, Showers i Cumerford wymknęli
się
przez boczne drzwi szpitala do wynajętego samochodu. Opuścili Oksford niezauważeni.
A przynajmniej tak im się wydawało.
Showers nie udawała się do Londynu. Cumerford otrzymał polecenie z agencji, aby
zawieźć ją do bazy Królewskich Sił Lotniczych w Lakenheath, gdzie stacjonował
amerykański 48 Dywizjon Medyczny. Zorganizowano lot z personelem medycznym na
pokładzie, na wypadek gdyby miała nawrót choroby. Baza znajdowała się około stu
kilometrów na północ od Londynu, co było dodatkowym plusem. Do czasu, gdy
reporterzy
zdaliby sobie sprawę, że zostali oszukani, i ruszyliby do Lakenheath, Showers dawno już
by
tam nie było.
Kula strzaskała jej prawy obojczyk. Ale to wstrząs pourazowy o mało nie pozbawił jej
życia. Umarłaby, gdyby nie przywieziono jej do szpitala w ciągu „złotej godziny”, jak
służby
medyczne określają czas, w którym ofiara wypadku musi znaleźć się na stole
operacyjnym.
Prawe ramię miała unieruchomione na temblaku, była na środkach przeciwbólowych, ale
nie
odniosła żadnych trwałych uszkodzeń. Pozostanie jej natomiast brzydka blizna
przypominająca, że otarła się o śmierć.
- Nie muszę lecieć samolotem medycznym - protestowała.
- Waszyngton na to nalegał - odparł Cumerford. - Nie ma pani wyboru.
- Tak samo jak nie miałam wyboru, jeśli chodzi o moje oświadczenie - odrzekła.
- Wie pani, że Dobry Samarytanin dzwonił do szpitala, żeby dowiedzieć się o pani
stan zdrowia? - spytał Cumerford.
- Co takiego?
- Steve Mason, czy jak on tam się do diabła nazywa. Dostał wyraźne polecenie, żeby
nie ryzykować telefonu. Ale najwyraźniej to nie jest ktoś, kto lubi chodzić utartymi
ścieżkami.
- Nie, on się nie przejmuje zasadami - odrzekła April. - Dlaczego nikt mi nie
powiedział?
- Spała pani. Gdy nie połączono go z panią, powiedział chyba członkom personelu
szpitala kilka słów, które uraziły ich brytyjską dumę.
Showers z trudem ukryła uśmiech.
Kiedy dojeżdżali do skrzyżowania autostrad A14 i M11, Cumerford zauważył znak
drogowy, na którym widniały dwie pochylone żółte palmy na jaskrawoczerwonym tle.
- Anglicy nazywają to „dodatkowa stacja benzynowa przed nami” - wyjaśnił. -
Możemy tam pojechać i coś zjeść. Na terenie większości z tych stacji benzynowych
znajdują
się restauracje. To może być dla nas lepsze rozwiązanie niż zjechanie z autostrady i
odwiedzenie pubu, w którym ktoś mógłby panią rozpoznać.
- Przyjeżdżam do Anglii i na pożegnanie jem w McDonaldzie.
- Przez ostatnie dwa dni pani zdjęcia pojawiały się co godzinę w BBC - odrzekł
Cumerford. - Wydarzenie określono mianem „oksfordzkiej masakry”. Anglicy nie są
przyzwyczajeni do strzelanin, zwłaszcza podczas pokojowych demonstracji studenckich.
Cumerford wydawał się Showers przyzwoitym facetem. Był agentem specjalnym
jakieś pięć lat dłużej niż ona i ciężko pracował w Waszyngtonie, zanim wysłano go do
Londynu. To był komfortowy przydział zarezerwowany dla agentów FBI będących
wschodzącymi gwiazdami.
- Mógłbym zabić za filiżankę dobrej kawy - powiedział. - Brytyjczycy może wiedzą,
jak zrobić herbatę, ale nie mają pojęcia o parzeniu porządnej kawy. To jedyna rzecz, jakiej
mi
brakuje.
- Trochę boli mnie brzuch. Skorzystam tylko z toalety.
Zjechali z drogi A14 i Cumerford zaparkował przed głównym budynkiem stacji. To
była nowoczesna jednopiętrowa budowla o dużych szklanych oknach. W środku było pięć
restauracji typu fast food, łącznie z McDonaldem i KFC, ulokowanych w półkolistej
przestrzeni wypełnionej klientami.
- Też pójdę do łazienki, zanim zamówię kawę - powiedział Cumerford. - Gdy pani
skończy, spotkajmy się w restauracji. Tylko żebym nie musiał pani szukać. - Rzucił jej
uśmiech.
Toalety znajdowały się tuż na lewo od wejścia, kilka metrów od restauracji. Kiedy
Showers weszła do damskiej, zastała tam dwie dziewczyny myjące ręce nad rzędem
umywalek. Minęła je, podchodząc do pustej kabiny. Z trudem udało jej się rozpiąć
spodnie
lewą ręką. Walcząc z guzikiem i zamkiem błyskawicznym, zachichotała. Łatwiej jej było
lewą ręką zastrzelić człowieka, niż ściągnąć dżinsy. Gdy usiadła, usłyszała jak
dziewczyny
odchodzą od umywalek. W ciszy, jaka zapadła, wydała z siebie głośne westchnienie. Była
wyczerpana, ale przede wszystkim sfrustrowana, gdyż wiedziała, że kontuzja ramienia
wyeliminuje ją z akcji na jakiś czas. Osiągnęła cel, z jakim wysłano ją do Anglii:
rozwiązała
sprawę podwójnego morderstwa w Waszyngtonie. Mogła wyjaśnić swoim przełożonym,
że
Lebiediew i Nad zorganizowali porwanie Matthew Dulla i zabójstwo jego ojczyma,
senatora
RICHARD CASTLE KRWAWY SZTORM Thriller o Derricku Stormie ROZDZIAŁ PIERWSZY Tego samego dnia, szesnaście kilometrów od Oksfordu, Anglia Wydobywające się z silnika płomienie lizały podwozie vauxhalla i biegły niczym po loncie petardy w kierunku benzyny tryskającej strumieniem z przedziurawionego baku sedana.
Derrick Storm stał w odległości pięćdziesięciu metrów, gdy bak eksplodował, a ogłuszający wybuch wyrzucił stalowy kadłub samochodu w powietrze, po czym pojazd spadł z trzaskiem na ziemię. Zaledwie parę chwil wcześniej Storm celowo zjechał rozpędzonym vauxhallem z drogi szybkiego ruchu i skierował go w kamienną ścianę opuszczonego gospodarstwa. Siła uderzenia sprawiła, że jego pasażerka, chorwacka jędza Antonia Nad, wyleciała przez przednią szybę. W momencie zderzenia celowała w Storma ze swojego pistoletu. Teraz jej martwe ciało leżało bezwładnie w trawie tuż obok płonącego samochodu. Storm oszukał śmierć dzięki zapiętemu pasowi bezpieczeństwa, poduszce powietrznej, strefie zgniotu w samochodzie, a także głupocie Nad, która nie zapięła swojego pasa i założyła, że nikt nie będzie na tyle szalony, aby wjeżdżać w ścianę z szybkością stu sześćdziesięciu kilometrów na godzinę. Storm nie był jednak pewien, czy jego partnerka, agentka FBI April Showers, miała tyle szczęścia co on. Showers była pasażerką ściganego przez Storma mercedesa. Jego kierowca, Georgij Lebiediew, miał zabrać Showers i rosyjskiego oligarchę do najbliższego szpitala na oddział ratunkowy. Showers została postrzelona w prawe ramię. Iwan Pietrow dostał kulę w brzuch. Zamiast jednak jechać na pogotowie, Lebiediew skierował samochód w przeciwnym kierunku, skręcając ostatecznie z drogi szybkiego ruchu w polną ścieżkę i zatrzymując się pod kępą dębów. - April! - krzyknął Storm, biegnąc w stronę sedana. Poruszał się tak szybko, jak mógł to robić trzydziestolatek, który właśnie ocalał z wypadku samochodowego. Uginały się pod nim kolana. Ból przeszywał całe ciało. Z uszu wypływała krew. Był spocony i przesiąknięty smrodem paliwa i oleju silnikowego. - April! - wrzasnął ponownie. Krew. Widział ją teraz wyraźnie, rozbryzganą na oknach wewnątrz mercedesa. Mocniej
zacisnął w dłoni półautomatyczny pistolet, który zabrał martwej Nad. Na czyją krew patrzył? I dlaczego ktoś w środku pojazdu otworzył ogień do współpasażera? Ignorując świdrujący gwizd w uszach i wstrząs organizmu, Storm próbował cokolwiek z tego zrozumieć. Olśniewająca, a teraz martwa Nad była szefową ochrony odpowiedzialną za bezpieczeństwo swojego bogatego szefa. Nawet w stanie oszołomienia Storm wydedukował, że Nad zdradziła Iwana Pietrowa. Tak samo jak Lebiediew, który był najbliższym i najwierniejszym przyjacielem rannego Pietrowa. Złoto - w dużej ilości - uczyniło z nich współczesnych Judaszów. Storma nie obchodziło złoto. Chciał tylko ocalić Showers. Zakładając, że jeszcze żyła i że krew, na którą teraz patrzył, nie należała do niej. I chociaż wcześniej był w świetnej formie fizycznej, zanim dobiegł do sedana, brakowało mu tchu. Złapał za klamkę samochodu, uniósł broń i szarpnięciem otworzył drzwi po stronie kierowcy. Wypadła przez nie górna część ciała Lebiediewa. Brakowało połowy czaszki. To wyjaśniało, skąd się wzięła krew. Storm pochylił się i zajrzał do samochodu. Zobaczył Showers na siedzeniu pasażera, z głową opartą o boczną szybę. W lewej ręce kurczowo ściskała glocka. - April! - zawołał Storm. Nie odpowiedziała. Storm chwycił Lebiediewa za pasek, wypchnął jego martwe ciało z samochodu i wsunął się na pokryte krwią siedzenie kierowcy. Dotknął szyi April i sprawdził puls. Był bardzo słaby. Dotyk jego palców sprawił, że Showers otworzyła oczy i posłała mu nikły uśmiech. - Wiedziałam, że przyjdziesz po mnie - wyszeptała. - Wiedziałam, że Nad nie jest wystarczająco sprytna, żeby cię zabić. - Trzymaj się! Zabiorę cię do szpitala - powiedział Storm. Zerknął na tylne siedzenie i spojrzał prosto w martwe oczy Pietrowa. Do postrzału w klatkę piersiową dołączyła teraz dziura od kuli na czole Rosjanina. Storm uruchomił silnik.
- Czekaj! - wyrzuciła z siebie Showers. - Telefon. Weź go! - Jaki telefon? - Lebiediewa. Storm wysiadł z pojazdu i znalazł telefon w marynarce Lebiediewa. Ponieważ był na zewnątrz samochodu, otworzył szybko tylne drzwiczki od strony pasażera i chwycił za słoniowate nogi Pietrowa. Ktoś wpakował mu kulkę w stopę. Storm wyciągnął z mercedesa ważące ponad sto czterdzieści kilogramów ciało. Na skórzanym siedzeniu pozostały smugi rozmazanej krwi. Dwóch przyjaciół na całe życie, teraz zabójca i ofiara, leżało obok siebie pod dębami. Gdy usiadł z powrotem za kierownicą, wcisnął pedał gazu, co spowodowało, że sedan wystrzelił spod drzew jak rakieta. - April! Nie wolno ci zasnąć! - rzucił ostro. - Zachowaj przytomność! - Jasna sprawa - odpowiedziała nieprzekonująco. Jej głos brzmiał jak automat. Starając się dzielić uwagę między drogę wiodącą do Oksfordu a twarz Showers, Storm obserwował, jak kobieta zamyka oczy, i wiedział, że istnieje ryzyko, że ją straci. Wyciągnął rękę, położył na jej nodze i lekko ścisnął. Showers otwarła oczy. - Ręce precz od towaru - powiedziała. Dobrze. Wciąż miała poczucie humoru. - Do twarzy ci z kulą - odparł. Ale prawda była taka, że wyglądała bardzo kiepsko. Jej jasna skóra była przeraźliwie blada, a na bluzce widniały plamy krwi. Organizm Showers doznał wstrząsu i to mogło ją zabić. Musiał sprawić, żeby skupiła się na czymś, spróbować utrzymać ją w stanie świadomości. - Co tu się stało? - zapytał. - Kto do kogo strzelał? - Lebiediew zastrzelił Pietrowa - wyszeptała. - Poszło o jakieś złoto. Storm wiedział o złocie. Miało wartość sześćdziesięciu miliardów dolarów, wywieziono je ze Związku Radzieckiego przed jego rozpadem. Ale nie powiedział tego Showers. Agencja CIA nie chciała, aby FBI się o tym dowiedziało. - April - mówił dalej - jeśli Lebiediew zabił Pietrowa, to kto strzelał do Lebiediewa?
Kto go zabił? - Jestem zbyt zmęczona, żeby teraz mówić - jęknęła. - Później. - Nie, April, teraz - powiedział stanowczo. - Ty zastrzeliłaś Lebiediewa czy Pietrow go zabił? - Ja. On chciał mnie zabić. I zrzucić na mnie winę za śmierć Pietrowa. Postrzał w ramię unieruchomił jej prawą rękę. Jak udało jej się wymanewrować Lebiediewa? - Zabrał mojego glocka. Zastrzelił z niego Pietrowa - kontynuowała. Zauważył, że mówiła zrywami, próbując się skoncentrować i oszczędzać oddech. - Położył sobie mojego glocka na kolanie. Wyjął swój pistolet. Miał zamiar mnie zastrzelić. Powiedzieć wszystkim, że to ja zabiłam Pietrowa. Była eksplozja. Hałas. - To ja rozbiłem się o wiejski dom - wyjaśnił Storm. Ale nie był pewien, czy go zrozumiała. - Bardzo duży hałas. Lebiediew nie patrzył na mnie. Odwrócił głowę. Wtedy sięgnęłam po mojego glocka. Lewą ręką - powiedziała, uśmiechając się. - Tego się nie spodziewał. Odstrzeliłam mu twarz. - Dlaczego kazałaś mi zabrać telefon Lebiediewa? - zapytał Storm. - Złoto. Współrzędne. Aplikacja. Karta pamięci. - Zastrzeliłaś go lewą ręką po tym, jak dowiedziałaś się, gdzie ukryte jest złoto! - wykrzyknął. - Wspaniale! Jesteś naprawdę niesamowita. - Mam swoje momenty. - Jej głowa chwiała się, gdy rzuciła mu spojrzenie spod na wpół przymkniętych powiek. - ROZDZIAŁ DRUGI Zainstalowany w mercedesie GPS skierował go na oddział ratunkowy szpitala im. Johna Radcliffe’a we wschodniej części Oksfordu. Storm wpadł do budynku. - Mam w samochodzie ofiarę postrzału! - ogłosił gromko. - Wykrwawia się. Jest w szoku, ale przytomna! Recepcjonistka złapała za telefon i w ciągu kilku sekund przez podwójne metalowe drzwi wbiegła ekipa ratunkowa. Ratownik pchający nosze na kółkach biegł zaraz za pielęgniarką z oddziału powypadkowego i asystentem lekarza. Cała trójka podążała za
Stormem do mercedesa, którego silnik wciąż pracował. Storm pomógł ratownikowi przenieść Showers na nosze, podczas gdy pielęgniarka i asystent już udzielali jej pomocy. - Czy jest uczulona na jakieś leki? - spytała pielęgniarka. - Nie wiem - odparł. - Jak to się stało? - zapytała. - Została postrzelona dziś rano w czasie wiecu w Oksfordzie. - Mieliśmy już tu dzisiaj troje innych, którzy byli w tłumie. Czemu tak późno? - Zgubiliśmy się. Pielęgniarka zauważyła krew na szybach wewnątrz samochodu, a także na ubraniu Storma. - Zajmiemy się nią - powiedziała. - Musi pan wypełnić formularze. Gdy przechodzili szybkim krokiem obok biurka recepcjonistki, Storm usłyszał, jak pielęgniarka mówi: - Zadzwoń po ochronę. Zanim recepcjonistka zdołała podnieść słuchawkę telefonu, Storm podał jej służbową wizytówkę Showers z logo FBI. - Zostawiłem samochód na biegu - powiedział. - Zaraz wracam. - Proszę zaczekać! - zawołała za nim. - Formularze… Ale Storm już oddalał się szybko od szpitala. W czasie jazdy zadzwonił do Jedidiaha Jonesa, szefa National Clandestine Service w kwaterze głównej CIA w Langley w Wirginii. - Postrzelili Showers - powiedział. - Zostawiłem ją na oddziale ratunkowym szpitala Johna Radcliffe’a w Oksfordzie w Anglii. Musisz tam zadzwonić. - FBI będzie w kontakcie ze szpitalem. Mają jej dane medyczne z akt osobowych - odparł Jones. - Powiadomię naszą ambasadę w Londynie. Wyślą tam ludzi. A co z tobą? - Tylko parę zadrapań. Storm zdał relację z porannych wydarzeń podczas wiecu w Oksfordzie i późniejszych pod dębami. Jones słuchał, nie przerywając mu, a następnie powiedział: - Najwyraźniej to Georgij Lebiediew był zdrajcą w obozie Pietrowa. Informował prezydenta Rosji Olega Barkowskiego o wszystkim, co Pietrow robił. Barkowski i Pietrow - niegdyś przyjaciele - zwrócili się przeciwko sobie po tym, jak
oligarcha publicznie skrytykował przywódcę na Kremlu. Wściekły Barkowski zmusił Pietrowa do ucieczki z Rosji, a potem nasłał zabójców, aby zlikwidowali go w Anglii. - To wszystko zaczyna teraz nabierać sensu - stwierdził Jones. - Prezydent Barkowski musiał przekupić Lebiediewa. Ponieważ Pietrow ufał Lebiediewowi jak bratu, nie podejrzewał, że ten zwróci się przeciw niemu. - Jest jeszcze coś - powiedział Storm. - Showers dowiedziała się, gdzie jest ukryte złoto. - Naprawdę? Tylko Pietrow wiedział, gdzie ono jest, i nie chciał tego nikomu zdradzić. Jak ona zdobyła tę informację? - Sądząc po kuli w stopie Pietrowa, domyślam się, że Lebiediew wymusił to wyznanie. Przypuszczalnie straszył rannego Pietrowa w zaparkowanym samochodzie. Zagroził mu, że nie zawiezie go do szpitala, dopóki ten nie puści farby na temat złota. Gdy Pietrow odmówił, Lebiediew udowodnił mu, że nie żartuje. Showers siedziała na przednim siedzeniu podczas całego zdarzenia i wszystko słyszała. Wyślę ci współrzędne wskazujące miejsce ukrycia złota, gdy tylko pozbędę się tego samochodu. - Skasuj je od razu, jak tylko mi je wyślesz - polecił Jones i dodał: - Potrzebujesz kogoś do pozamiatania? - Za późno - odparł Storm. - Jestem pewien, że eksplozja samochodu już przyciągnęła niezły tłumek. - Zadzwonię do MI6 i każę FBI pociągnąć za sznurki w Scotland Yardzie. Mają u nas dług. Ale najlepiej byłoby, jakbyś zniknął. Zaczekaj chwilę. - Jones rozłączył się na niecałą minutę. Gdy wrócił na linię, powiedział: - Około sześćdziesięciu pięciu kilometrów na południe od Oksfordu znajduje się miasto o nazwie Newbury. Odbywa się tam operacja amerykańskich sił powietrznych pod dowództwem 420 Dywizjonu Zaopatrzenia. Zorganizuję lot wojskowy, aby wywieźć cię z Anglii do Niemiec, a potem do domu. Najlepiej unikać teraz rejsów pasażerskich i kontroli paszportowych. Jak szybko możesz dotrzeć do Newbury? - W niecałą godzinę, chyba że mnie zatrzymają. - Nie daj się. A przynajmniej do czasu, gdy nie prześlesz mi tych współrzędnych. Jones miał swoje priorytety. Najpierw złoto, dopiero potem Storm.
- Zadzwoń do mnie później i daj mi znać, co z April - powiedział Storm. - April? To teraz twoja dziewczyna? - Agentka Showers - poprawił się. - I nie jest moją dziewczyną. Jest moją partnerką. - Jasne - potwierdził sceptycznie Jones. - Dopilnuj, żeby ktoś przyjechał do tego szpitala. Po skończonej rozmowie Storm skorzystał z zainstalowanego w mercedesie GPS-a, aby skierować się do najbliższego centrum handlowego. Galeria Templars Square znajdowała się w odległości niecałych sześciu kilometrów. Zaparkował w garażu po przeciwnej stronie ulicy i wysiadł, zostawiając w samochodzie poplamioną krwią marynarkę. Storm nie przejmował się śladami, jakie zostawia za sobą. Od czterech lat był martwy, w każdym razie oficjalnie. CIA pomogło mu „umrzeć” i zniknąć z powierzchni ziemi. Żył szczęśliwie i spokojnie w Montanie do czasu, kiedy Jones wezwał go z powrotem z powodu sprawy, która miała być łatwym śledztwem dotyczącym porwania. Gdyby przedstawiciele Scotland Yardu albo Interpolu znaleźli w pokrwawionym mercedesie jakiekolwiek ślady, śledczy zestawiliby je z rejestrami żywych podejrzanych. Nikt nie szukał zabójcy na cmentarzu. Storm przystanął na klatce schodowej na drugim piętrze parkingu podziemnego, aby przejrzeć komórkę Lebiediewa. Znalazł aplikację geolokalizacyjną i przesłał Jonesowi współrzędne. Przesłał je też na swój prywatny telefon, jako kopię zapasową. Zadowolony skasował aplikację, ale zatrzymał telefon Lebiediewa, aby dostarczyć go technikom w Langley. Nigdy nie wiadomo, co jeszcze mogło się na nim znajdować. Po wyjściu z parkingu Storm wszedł do centrum handlowego i natychmiast udał się do toalety, aby zmyć krew z dłoni. Miał ją też na spodniach, ale ponieważ były czarne, plamy nie rzucały się w oczy. Wyszedł z toalety, kupił nową parę spodni i koszulę w pobliskim pawilonie z odzieżą, a następnie wrócił do męskiej toalety, aby się przebrać. Gdy wyszedł na zewnątrz, przywołał ręką taksówkę stojącą na rogu ulic Crowell i Hackmore. - Dokąd? - zapytał taksówkarz.
- Baza lotnicza w Newbury. - To kawał drogi, kolego - odpowiedział kierowca, patrząc na Storma z zaciekawieniem. - Pokłóciłem się właśnie z moją dziewczyną - improwizował Storm. - Nie odwiezie mnie do bazy. To Irlandka, a jeśli się spóźnię, zapłacę głową. - Ech, panienki… Czy jak wy je tam w Stanach nazywacie - odparł ze zrozumieniem taksówkarz. - Narodowość nie ma znaczenia. One wszystkie są trochę zbzikowane. Jedziemy do Newbury. Przejechali już jakieś półtora kilometra, gdy taksówkarz się rozgadał. Storm odchylił głowę, wsparł ją na oparciu i zamknął oczy. Nie chciał rozmawiać. - Słyszał pan o tej strzelaninie w Oksfordzie dziś rano, prawda? - spytał kierowca. - Na każdym kanale o tym mówią. Trzech facetów zaczęło strzelać do jakiegoś Rosjanina przemawiającego na wiecu. Są ranni. - Czeka mnie dwunastogodzinna warta, a dziewczyna kopnęła mnie w jaja - odparł Storm. - Nie chcę słuchać o problemach innych ludzi. Taksówkarz zachichotał i zaproponował: - To niech się pan w takim razie trochę prześpi, a ja będę prowadził. Jakieś czterdzieści minut później taksówka podjechała pod bramę bazy lotniczej. Storm zapłacił za kurs sześćdziesiąt dolarów i dodał kierowcy jeszcze dwudziestaka. - Tak się składa, że moja irlandzka dziewczyna jest mężatką - wyjaśnił. - Chciałbym mieć twarz, którą łatwo zapomnieć. Kierowca schował banknoty do kieszeni. - Wy, Jankesi, wszyscy wyglądacie dla mnie tak samo. Godzinę później, gdy Storm już miał wsiadać na pokład samolotu, zadzwonił jego telefon komórkowy. - Jest już po operacji - usłyszał głos Jonesa. - Rokowania są dobre. Kiedy wylądujesz, będzie na ciebie czekał samochód. - ROZDZIAŁ TRZECI - Jaki dziś dzień? To były pierwsze słowa, jakie wyszły z ust agentki Showers, gdy obudziła się z narkozy.
- Przywieziono tu panią wczoraj rano - odparła pielęgniarka siedząca przy jej łóżku. - Zaraz zawołam siostrę oddziałową. Jest pani znaną osobistością. Szkoda, że nie widziała pani tych wszystkich reporterów kręcących się tutaj, węszących w poszukiwaniu tematu. Postawili policjantów przed drzwiami, żeby trzymać pismaków z daleka. Zakazali mi z panią rozmawiać, ale chcę, aby pani wiedziała, że bardzo się cieszę, że nic pani nie jest. I proszę się nie denerwować, nikomu nie powiem o pani facecie. - Moim facecie? - No tak, o Stevie - odparła pielęgniarka. - Nie jest pani facetem? To znaczy domyśliłam się tego ze sposobu, w jaki pani cały czas o nim mówiła i wypowiadała jego imię. Ale proszę się nie przejmować. Wiele osób pod wpływem narkozy gada, jakby się szaleju najedli. - Co mówiłam? - zapytała Showers. - Jak dla mnie to brzmiało trochę tak, jakby była pani napalona, wie pani, co mam na myśli. Dlatego nie będę powtarzać. - Jest pani pewna, że wymieniłam imię Steve? - Och, nie tylko je pani wymieniła. Rumieniłam się, słuchając tego, ale ja nie jestem od gadania. Pielęgniarka biegiem wypadła z sali, zostawiając Showers, która usiłowała odświeżyć sobie umysł. Wszystko wskazywało na to, że była w szpitalu, który - jak przypuszczała - znajdował się w Oksfordzie. Jej prawe ramię było zabandażowane, na lewej ręce miała podłączoną dożylną kroplówkę, a na monitorze wyświetlały się parametry jej funkcji życiowych: puls, ciśnienie i temperatura ciała. Z boku wyczuła pilota i nacisnęła guzik, który z głośnym mechanicznym zgrzytem uniósł tylną część łóżka. Jej ramię natychmiast przeszył ból. Dudniło jej w głowie i musiała skorzystać z toalety. Pielęgniarka wróciła ze starszą siwowłosą kobietą, za którą podążało dwóch mężczyzn w garniturach. Jeden z nich miał w klapie amerykańską flagę. - Nazywam się Rachel Smythe, jestem przełożoną pielęgniarek, a ci panowie są z ambasady amerykańskiej - powiedziała. - Nalegali, żeby z panią porozmawiać. Czy czuje
się pani na siłach? - Kim jesteście? - zwróciła się Showers do mężczyzny z flagą w klapie. - Agent specjalny FBI Douglas Cumerford - odparł, sięgając do kieszeni marynarki po legitymację. - A to jest Thomas Gordon z Departamentu Stanu. Gordon się nie wylegitymował i Showers natychmiast się domyśliła, że pracuje dla CIA. - Dziękuję, pani Smythe - odezwała się Showers do przełożonej. - Porozmawiam z tymi dwoma dżentelmenami. - Jak tylko ci panowie skończą, przyślę do pani lekarza - rzekła Smythe. - Jeśli będzie pani czegoś potrzebować, proszę nacisnąć przycisk na pilocie. - Po czym razem z pielęgniarką opuściła pokój. - Cieszę się, że jest pani przytomna - powiedział Cumerford. - Musimy przekazać pani wytyczne, zanim policja oksfordzka i Scotland Yard uzyskają od pani oficjalne oświadczenie. Zabójstwo Iwana Pietrowa trafiło oczywiście na czołówki międzynarodowej prasy, zaś o strzelaninie na wiecu uniwersyteckim trąbi całe BBC. - Rozmawialiście o tym z Waszyngtonem? - zapytała Showers. - Jestem w stałym kontakcie z dyrektorem, odkąd przywieziono panią do szpitala - odparł Cumerford. - Przesyła pani życzenia szybkiego powrotu do zdrowia. Gordon wyjął kopertę z kieszeni granatowej marynarki i wręczył ją Showers. - Chcielibyśmy, żeby powiedziała to pani w oficjalnym oświadczeniu. - Dyrektor to zaakceptował? - spytała. - Tak - potwierdził Cumerford. - Ściśle rzecz biorąc, powiedział, żeby trzymała się pani tekstu. Proszę mówić dokładnie to, co tu jest napisane, i nic poza tym. Będę pani towarzyszył podczas wszystkich przesłuchań jako pani adwokat. - Musi pani wiedzieć, jak ważne jest, aby powtórzyła pani dokładnie to, co zostało dla pani przygotowane - powiedział Gordon. - A jeśli coś mi się wyrwie? - zapytała Showers. - Nie ma takiej możliwości - odparł Cumerford. - Brytyjskie media skrupulatnie zajęły się przesłuchiwaniem świadków z tego wiecu, którzy powiedzieli reporterom, że trzech mężczyzn zaczęło strzelać do Pietrowa i jego ochroniarzy. Dwóch napastników miało
pistolety maszynowe. Uśmiercili dwóch ochroniarzy Pietrowa, zaś trzeci strzelec próbował zabić Pietrowa, który właśnie zaczął przemawiać na wiecu protestacyjnym. - Wszystko się zgadza - przytaknęła Showers. - Świadkowie powiedzieli reporterom, że wyciągnęła pani swoją broń i zastrzeliła napastnika, który znajdował się najbliżej pani - mówił dalej Cumerford. - W tym samym czasie niezidentyfikowany mężczyzna skoczył na napastnika, który strzelał do Pietrowa, i zabił go. Następnie użył pistoletu tego człowieka, aby zlikwidować trzeciego zabójcę, ale wcześniej tamten wypalił ze swojej broni i postrzelił panią. - To się też zgadza - potwierdziła Showers. - Z tą różnicą, że nie był to niezidentyfikowany mężczyzna, tylko Steve Mason. Pracujemy razem. Ma upoważnienie z Departamentu Stanu. - Panno Showers, jeśli chodzi o pana Masona, to jest z nim mały problem… - zaczął Gordon. - W najlepszym interesie agencji oraz naszego kraju leży, aby ten niezidentyfikowany mężczyzna, który wczoraj pani pomógł, pozostał dokładnie tym, kim jest, czyli niezidentyfikowanym mężczyzną - wszedł mu w słowo Cumerford. - Dyrektor wolałby, żeby nie wspominała pani nikomu o Stevie Masonie, nawet policji oksfordzkiej ani śledczemu ze Scotland Yardu, który będzie panią przesłuchiwać. - Proszę przeczytać oświadczenie i się go trzymać - rzekł Gordon. - Media wiedzą, że ten niezidentyfikowany mężczyzna pomógł pani wsiąść do mercedesa, którym kierował Georgij Lebiediew, i że Pietrow został wepchnięty na tylne siedzenie - dodał Cumerford. - Świadkowie opisali też dokładnie reporterom z BBC, jak ten tajemniczy człowiek wraz z szefową ochrony Pietrowa pojechali vauxhallem w ślad za mercedesem. Ten samochód znaleziono później rozbity za miastem. Obok niego leżały ciała Pietrowa, Lebiediewa i Antonii Nad. Mercedesa namierzono w garażu parkingowym w lokalnym centrum handlowym. Urzędnicy w szpitalu powiedzieli też prasie, że niezidentyfikowany mężczyzna przywiózł panią do szpitala. Tabloidy nazywają go Dobrym
Samarytaninem. - Steve Mason, Dobry Samarytanin - powtórzyła Showers. - Spodoba mu się to określenie. - Niech pozostanie anonimowy - nalegał Gordon. Showers przebiegła wzrokiem oświadczenie, które jej wręczył. - Chcecie, abym powiedziała policji, że straciłam przytomność podczas jazdy mercedesem i że nie przypominam sobie niczego, co się stało od momentu, kiedy opuściłam wiec, aż do dnia dzisiejszego, gdy obudziłam się po operacji. - Zgadza się - potwierdził Cumerford. - Każecie mi zataić przed śledczymi to, co widziałam wewnątrz mercedesa. Nie chcecie, żebym zeznała, jak to się stało, że zarówno Pietrow, jak i Lebiediew nie żyją - mówiła Showers. - Nie może się pani na ten temat wypowiadać, bo była pani nieprzytomna - rzekł Gordon stanowczo. - Proszę użyć tego sformułowania, a ułatwi pani wszystkim życie. - Jak wyjaśnicie śmierć Pietrowa i Lebiediewa? - zapytała Showers. - Nie mamy zamiaru jej wyjaśniać - odparł Gordon. - Nie musimy rozwiązywać tej sprawy, agentko Showers - dodał Cumerford. - Te zgony nie są problemem FBI. Proszę złożyć lokalnym władzom swoje oświadczenie. Naszym priorytetem jest wydostać panią z Anglii, gdy tylko pani to zrobi. - Zanim policja zdoła zweryfikować moje zeznania. Pracownicy Scotland Yardu nie są głupi - odparła. - Gdy zidentyfikują vauxhalla, będą wiedzieli, że to Steve Mason go wynajął. - Naprawdę? - spytał ją Gordon. - Była tam pani z nim? Showers zdała sobie sprawę, że nie było jej na lotnisku, gdy wynajmował samochód. - Ale gdzieś muszą być jakieś jego zdjęcia - powiedziała. - Jesteśmy w starej dobrej Anglii, z kamerami bezpieczeństwa na każdym rogu ulicy. Choćby tu, na pogotowiu - na pewno mają jego zdjęcia, gdy mnie tu wprowadzał. - Wydaje mi się, że tutejsza kamera oraz tamte na zewnątrz centrum handlowego uległy wczoraj awarii - uśmiechnął się Gordon. - Zdarza się. Showers w końcu zrozumiała. Jedidiah Jones czynił cuda. Przez cały czas pobytu Storma i Showers w Anglii tylko dwa razy widziano ich razem.
Raz, gdy złożyli wizytę w rezydencji księcia Madisonu, aby przesłuchać Pietrowa i Lebiediewa, przy czym obaj już nie żyli, i drugi raz, kiedy się upili w lokalnym pubie w Londynie. Nawet gdyby współtowarzysze hulanki w pubie rozpoznali Showers z BBC i zadzwonili na policję, mogliby tylko powiedzieć, że piła z przystojnym Jankesem o brązowych włosach i brązowych oczach, który miał jakieś trzydzieści parę lat. Ten opis pasował praktycznie do każdego. Poza tym do czasu, gdy ktoś zawiadomi policję, ona będzie już w Stanach. - Dajmy prasie brytyjskiej i lokalnym glinom szansę na przedstawienie wiarygodnej historii - powiedział Gordon. - Mówi się, że za morderstwem Pietrowa stoi prezydent Rosji Barkowski - wtrącił Cumerford. - Oczywiście on temu zaprzecza. Ale jest głównym celem mediów, nie zaś FBI czy żadna inna agencja amerykańska. Dlatego im mniej pani powie, tym lepiej. Proszę zachować wyjaśnienia na później, kiedy będzie pani zdawała relację w Waszyngtonie. - A kiedy to nastąpi? - Na dole czeka miejscowy detektyw i śledczy ze Scotland Yardu, którzy chcą panią przesłuchać - powiedział Cumerford. - Wpuścimy ich. Złoży im pani oświadczenie. Gdy tylko je usłyszą i lekarz wyrazi zgodę na wypis, podwieziemy panią ambulansem na specjalny lot do domu. Zostałem wyznaczony, aby pani towarzyszyć. - Będę potrzebowała paru minut, żeby skorzystać z łazienki - odparła. - A potem skłamię śledczym. Cumerford i Gordon wymienili między sobą nerwowe spojrzenia. Spodziewali się, że Showers weźmie udział w tej grze. Od chwili kiedy zaczęła pracę w FBI, April wiedziała, że w kręgach rządowych takie rzeczy się zdarzają i że któregoś dnia ona zostanie poproszona o kłamstwo. Miała jednak nadzieję, że to nigdy nie nastąpi. Kiedy po raz pierwszy spotkała tajemniczego Steve’a Masona, który twierdził, że jest prywatnym detektywem, Showers przeprowadziła własne śledztwo na jego temat. Nigdzie nie było o nim żadnych informacji - ani ważnego prawa jazdy, ani uprawnień do prowadzenia działalności
jako prywatny detektyw. Zawsze wiedziała, że Steve Mason to nie jest jego prawdziwe nazwisko. To była bajeczka CIA. Zaś Steve Mason był wystarczająco ostrożny, aby nie dawać jej żadnych wskazówek, które mogłyby pomóc jej ustalić jego prawdziwą tożsamość. Do momentu gdy nie przylecieli do Londynu. Dopóki nie poszli na długi wieczorny spacer, który skończył się w pubie, gdzie opróżnili dość sporo kieliszków z whisky i kufli z piwem. Opowiedziała mu o swoim ojcu, policjancie stanowym z Wirginii, który poległ na posterunku po tym, jak zatrzymał i zastrzelił dwóch naćpanych bandziorów, którzy porwali i zgwałcili dziesięcioletnią dziewczynkę. Jej ojciec ocalił życie tamtej dziewczynce. Dla Showers jej ojciec był bohaterem, a kiedy zapytała Storma o jego ojca, wreszcie się odsłonił. „Mój ojciec był agentem FBI” - powiedział. Jeśli to była prawda, miała już coś na początek. Gdy tylko wróci do Waszyngtonu, rozpocznie śledztwo. To tylko jedna informacja, ale było od czego zacząć. Jedidiah Jones siłą wpakował Steve’a Masona w jej życie. I sądząc z długiego języka, gdy była pod wpływem narkozy, Mason wtargnął też do jej podświadomości. Najwyższy czas zatem, aby dowiedzieć się, kim naprawdę jest ten tajemniczy mężczyzna. - ROZDZIAŁ CZWARTY Na twarzy Clary Strike gościł uśmiech. Był piękny letni poranek, jedli śniadanie w kafejce na ulicy w Nowym Jorku. Storm był dość pechowym prywatnym detektywem, który usiłował wymknąć się wierzycielom. Poprzedniej nocy o mało nie zginął. Zaglądał przez okno przyczepy na obskurnym kempingu, potajemnie nagrywając zdradzającego małżonka w kompromitującej sytuacji. Cztery miesiące zajęło Stormowi namierzenie Jeffersona Grouta, ale Storm był wytrwały, chociaż nie przyniosło mu to wielkiej satysfakcji. Tęsknił za lepszą klientelą, płacącą więcej niż małżonkowie, którym przyprawiano rogi. Na kempingu
zauważyło go dwóch wieśniaków, którzy zaczęli do niego strzelać. Wściekły Grout też dwukrotnie do niego wypalił. Ale Stormowi udało się uciec. Następnego ranka w jego życie wkroczyła Clara Strike, pojawiając się w jego biurze z seksownym uśmiechem na twarzy i kuszącą propozycją. Przy śniadaniu wyjaśniła mu, że Grout był w rzeczywistości agentem CIA, który się zbuntował. Agencja szukała go ponad rok. Zaimponował jej fakt, że Storm odnalazł Grouta, mimo że agencji się to nie udawało. Grout był szkolony, aby - jak to określiła - „tańczyć między kroplami deszczu”. Poprosiła Storma o pomoc i podsunęła mu nieoznakowaną kopertę wypełnioną banknotami studolarowymi. Tamtego ranka był bardzo naiwny. Wziął od niej pieniądze i żartobliwie poprosił ją o pigułkę z trucizną, kamerę szpiegowską, długopis będący pistoletem i niewidzialny odrzutowiec. Roześmiała się. Jej uśmiech wciąż go prześladował. Cały czas czuł zapach jej perfum. Teraz patrzył jej prosto w twarz. Poranna bryza targała włosy kobiety. Zarumieniła się. Wstał od kawiarnianego stolika i podszedł do niej. Nachylił się i mocno ją pocałował. Kiedy podniósł wzrok, spojrzał prosto w jej oczy - tylko że to nie były oczy Clary Strike. To była agentka April Showers. Koła wojskowego transportowca uderzyły o pas lotniska, wyrywając Storma z drzemki. Śnił. Clara Strike. April Showers. Przetarł zmęczone oczy i wyczuł na podbródku kilkudniowy zarost. To Clara Strike przedstawiła go Jedidiahowi Jonesowi, i to Jones zrobił z niego kogoś więcej niż prywatnego detektywa. Jones zwerbował go jako kontraktowego tajnego agenta. Łowcę ludzi. To Jones wysłał go do Tangieru, gdzie Storm został ciężko ranny i niemal pożegnał się ze światem, leżąc na zimnej posadzce w kałuży własnej krwi. Tangier okazał się pułapką. Ktoś w agencji doniósł o tajnej operacji. Czarny lincoln czekający na pasie do kołowania zawiózł go błyskawicznie do kwatery głównej CIA. - Wyglądasz do dupy - przywitał go Jones, kiedy Storm ulokował się na znajomym fotelu na wprost biurka asa wywiadu. - Również miło cię widzieć - zrewanżował się Storm.
Jones zamknął jasnoczerwoną teczkę oznaczoną napisem „PROJEKT MIDAS”. - W Londynie było gorąco, ale wykonałeś zadanie. Znalazłeś złoto. - Tak naprawdę to April Showers zdobyła dla ciebie te współrzędne - przypomniał mu Storm. - I prawie kosztowało ją to życie. - To wszystko jest częścią gry - odparł Jones. - Jest dużą dziewczynką. - Łatwo ci mówić, kiedy twój tyłek spoczywa bezpiecznie za biurkiem. - Myślisz, że dorobiłem się tej ładnej twarzy, pracując jako gryzipiórek? - zarechotał Jones. To była prawda. Nos Jonesa był złamany tyle razy, że nawet najlepszy chirurg plastyczny nie był w stanie go poskładać. - Do rzeczy - powiedział Jones. - Zanim wyjechałeś do Londynu, mówiłem ci, że oprócz ciebie są jeszcze inni, którzy zniknęli z powierzchni ziemi. Agencja pomogła paru osobom „umrzeć”. Inni rozpłynęli się w naszej wersji programu ochrony świadków. - Jones stuknął palcem w teczkę projektu Midas. - Od czasu do czasu opłaca się wezwać naszych agentów „Z lub M”, aby wykonali misję, która pozostanie całkowicie nie do wyśledzenia przez naszą agencję albo rząd. - Z lub M? - Zaginiony lub Martwy. - Kto wymyśla takie rzeczy? - zapytał Storm. Jones zignorował jego pytanie i mówił dalej: - Nie chcemy, aby ktokolwiek mógł powiązać próbę wydobycia sześćdziesięciu miliardów w złocie i innych metalach szlachetnych, które kiedyś należały do Partii Komunistycznej, z agencją albo Białym Domem. - Rozumiem - odrzekł Storm. - Rozmawialiśmy o tym, zanim poleciałem do Londynu. Technicznie złoto należy do komunistów, którzy nadal kręcą się po całej Rosji, a ktokolwiek wyprawi się po ten skarb, według prawa międzynarodowego będzie działał jako pirat. - Takie stanowisko mógłby przyjąć sąd międzynarodowy - potwierdził Jones. - Sądzę jednak, że dobry prawnik mógłby argumentować, że przywódcy KGB ukradli złoto, każąc żołnierzom wywieźć je potajemnie z Moskwy pod osłoną nocy, zanim cały kraj się rozpadł. W 1991 roku Związek Radziecki przestał istnieć jako legalne państwo, a w ślad za nim
rozwiązano Partię Komunistyczną, zaś złoto padło łupem KGB, więc tak naprawdę w tym momencie nie należy ono do nikogo. - Nie wydaje mi się, żeby Kreml wyznawał zasadę, że kto znalazł, to jego, a kto zgubił, to przepadło. Zwłaszcza jeśli chodzi o sześćdziesiąt miliardów. - I zwłaszcza kiedy państwem rządzi prezydent Barkowski, który ma dostęp do broni nuklearnej i aż się rwie do walki - dodał Jones. - Dlatego właśnie rząd amerykański oraz nasza agencja nie mają zamiaru się do tego mieszać. Nie będziemy wyprawiać się po złoto, nawet jeśli agentka Showers odkryła, gdzie ono jest ukryte. Storm popatrzył Jonesowi w oczy i powiedział: - To jest wersja oficjalna, prawda? - Zgadza się. Oficjalnie nas to nie interesuje. Ale wysyłam po złoto ciebie i troje innych agentów Z lub M. - A jeśli odmówię? - Możesz to zrobić - odparł Jones. - Możesz wrócić do Montany. Możesz znowu być bezimiennym nikim, który spędza całe dnie na zarzucaniu wędki i rozpamiętywaniu dawnych przygód, marnując swoje życie i talenty. - W twoich ustach brzmi to zachęcająco - powiedział Storm. - Daj spokój, Storm, najwyższy czas, żebyś stanął twarzą w twarz z rzeczywistością. A prawda jest taka, że nie jesteś kimś, kto potrafi żyć w cieniu. Potrzebujesz walki, podniecenia, przypływu adrenaliny. Poza tym w głębi serca się przejmujesz - nie chodzi tylko o pomaganie ludziom, ale także o twój kraj. Wobec takich osób jak agentka April Showers możesz przybierać maskę twardziela, ale mnie nie oszukasz. Clara Strike też to widziała. Dlatego kazałem jej cię zwerbować, żebyś pracował dla nas. I dlatego teraz cię potrzebuję. Storm zastanowił się nad słowami Jonesa. Wszystko to była prawda. - Przypuszczam, że współrzędne, które przesłałem ci z komórki Lebiediewa, okazały się prawidłowe? - zapytał. Jones rozłożył na biurku powiększone zdjęcie satelitarne. - Nie dowiemy się, czy tam jest złoto, dopóki nie będziemy mieli ludzi na miejscu - powiedział. - Ale fragmenty pasują do układanki. - Wskazał na malutkie kółko, które
narysował na zdjęciu. - Współrzędne długości i szerokości geograficznej z komórki Lebiediewa wskazują na tę lokalizację, jakieś dwadzieścia cztery kilometry od Doliny Pięciu Jaskiń w Uzbekistanie. To część pasma górskiego Molguzar na południe od regionu dżyzackiego. - Nie jest to modne miejsce dla amatorów podróży lotniczych - ocenił Storm. - Uzbeckie jaskinie cieszą się sławą w krajach euroazjatyckich. Przez Uzbekistan przebiegał Wielki Szlak Jedwabny, który łączył Europę z Chinami, i istnieje legenda, według której Aleksander Wielki ukrył w jaskini w tamtejszych górach ogromne ilości złota i klejnotów. - Taka ichnia wersja El Dorado? - upewnił się Storm. - Zgadza się. Może KGB stwierdziło, że jeśli od czwartego wieku przed naszą erą poszukiwacze złota nie byli w stanie znaleźć tam jakichkolwiek kosztowności, jest to bezpieczne miejsce na ukrycie skarbu Związku Socjalistycznych Republik Radzieckich. - Jones wskazał na poszarpaną linię na planie rozpoznawczym. - To jest stara, nieużywana od lat droga prowadząca przez las. Sądzimy, że żołnierze wykorzystali ciężarówki, aby dowieźć złoto w góry. - I spodziewasz się, że ja wspólnie z garstką pozostałych agentów Z lub M wyniesiemy stamtąd złoto o wartości sześćdziesięciu miliardów? - Nie bądź głupi. Mamy pośredników w Kazachstanie, dysponujących flotą rosyjskich śmigłowców Mi-26, najpotężniejszych na świecie, ale to, w jaki sposób wydostaniemy złoto, nie jest już twoim zmartwieniem - odparł Jones. - Ty i twoja ekipa macie tylko zlokalizować jaskinię, sprawdzić, czy jest tam złoto, po czym wynieść się stamtąd. - Nie będziesz miał nic przeciwko temu, że zabierzemy kilka sztabek na pamiątkę? - zapytał Storm. - Pamiętasz: kto znalazł, to jego. - Iwan Pietrow powiedział mi, że złoto jest ukryte w kontenerach towarowych, które wywieziono z Moskwy. Kontenery mają oznaczenie „Odpady toksyczne”, aby powstrzymać ciekawskich od zaglądania do środka. Kiedy znajdziesz jaskinię, masz sprawdzić kontenery i
zaraz potem wracać do domu, z pustymi rękoma. Proste jak drut. - Jones wyjął z szuflady biurka męski zegarek i rzucił go w stronę Storma, mówiąc: - Prezent. - Niech zgadnę - powiedział Storm. - Wykrywacz złota? - Nie. - Promień laserowy, który przetnie kłódki kontenerów, gdy znajdziemy złoto? - Nie. - Sekretna broń, która… - To jest zegarek - rzekł Jones. Storm uniósł brew. - No dobrze - uległ Jones. - To także urządzenie namierzające. Znajdę cię, gdziekolwiek będziesz. - Nie jestem pewien, czy chcę, żebyś mnie pilnował dwadzieścia cztery godziny na dobę - odparł Storm. - Jeśli wyciągniesz pokrętło, aby nastawić zegarek, wyśle on sygnał ratunkowy oznaczający, że masz kłopoty i wzywasz pomocy. Natychmiast. - Żadnej pigułki z trucizną? - zapytał Storm. Wsunął zegarek na rękę i zadał jeszcze jedno pytanie: - A co, jeśli naprawdę będę musiał ustawić czas? - Nie będziesz musiał. On się ustawia automatycznie, niezależnie od miejsca, w którym się znajdujesz. - Zegarek, który działa, i urządzenie namierzające. Co oni jeszcze wymyślą? - Dla ciebie pigułkę z trucizną. - Kogo jeszcze z tej teczki Z lub M wybrałeś do tej akcji? I czy im też dasz takie zegarki? - Spotkasz się z nimi później i nie, tylko ty dostałeś taki zegarek - odrzekł Jones, po czym otworzył teczkę projektu Midas i wyjął z niej trzy fotografie, które podał Stormowi. - Pierwszy członek ekipy będzie używać imienia Dilja. To rodowita Uzbeczka. Po oderwaniu się jej kraju od dawnego Związku Radzieckiego weszli tam przedstawiciele islamskiego dżihadu. Dilja była naszą tajną agentką. W zamian pomogliśmy jej zniknąć. Będzie ci służyć jako przewodnik i tłumaczka. Fotografia przedstawiała kobietę o surowym spojrzeniu w wieku trzydziestu kilku lat,
z blizną o poszarpanych brzegach biegnącą wzdłuż lewego policzka. - Dorobiła się tej blizny podczas przesłuchania przez urzędników państwowych - wyjaśnił Jones. - Dramat polegał na tym, że w tamtym czasie pomagała w rzeczywistości własnemu rządowi, ale nie mogła o tym nikomu powiedzieć. Pracowała po tej samej stronie barykady co ludzie, którzy ją zranili. - I nie zdradziła się? - Nie. Dilja to bardzo twarda kobieta. Storm przyjrzał się drugiej fotografii. Przedstawiała ona niskiego mężczyznę o okrągłej twarzy noszącego grube okulary. - Zostanie ci przedstawiony jako Oskar. To rosyjski geolog. - Były komuch? - zapytał Storm. - Przypuszczalnie nadal nim jest, ale spodobały mu się dolary amerykańskie. Dostarczył nam wielu informacji naukowych, zanim rozpadł się Związek Radziecki. Widział złoto i może potwierdzić, czy sztabki są tymi samymi, które wykradziono z Moskwy. Na trzeciej fotografii był Amerykanin. - Znasz tego agenta i on też cię rozpozna - powiedział Jones. - Podczas tej misji będzie nosił imię Casper. Storm rzeczywiście rozpoznał tego człowieka. Pracowali razem przed Tangierem. Specjalnością Caspera było zabijanie. - Jeśli będę z nim pracował, dowie się, że żyję - odezwał się Storm. - A ty dowiesz się tego samego o nim. Nie wysyłałbym was razem, gdyby nie było to absolutnie konieczne. Silny i groźny Casper był typem człowieka, którego dobrze mieć przy sobie podczas bójki w barze, ale którego nigdy nie przedstawiłoby się swoim rodzicom albo dziewczynie. - Wybrałeś Dilję na przewodnika - powiedział Storm. - Oskar jest naukowcem, który może potwierdzić, że złoto jest autentyczne. Casper zabije każdego, kto wejdzie mu w drogę. Do czego mnie potrzebujesz? Ja jestem prywatnym detektywem. Zajmuję się tropieniem ludzi. - Chcę, żebyś obserwował tę trójkę - odrzekł Jones. - Do ciebie mam zaufanie. Gdy w
grę wchodzi taka ilość złota, nie jestem pewien pozostałych. - ROZDZIAŁ PIĄTY - Jedziemy już ponad godzinę - odezwał się Cumerford. - Zatrzymajmy się na kawę. - Proszę się tylko upewnić, że jest to miejsce, w którym nikt mnie nie rozpozna - odparła Showers. Wymknęli się ze szpitala Johna Radcliffe’a w Oksfordzie tuż po ósmej rano. Początkowo plan był taki, że Showers zostanie wypisana, gdy tylko złoży oświadczenie dla lokalnej policji i Scotland Yardu. Funkcjonariusze FBI chcieli natychmiast wywieźć ją z Anglii. Opiekujący się Showers lekarze zaprotestowali jednak, mówiąc, że to niebezpieczne wypisywać ją następnego dnia po operacji ramienia. Showers niechętnie zgodziła się spędzić w szpitalu jeszcze jedną dobę, ale nie mogła się już doczekać opuszczenia go. Ubrała granatowe dżinsy, T-shirt, czapkę bejsbolową i założyła ciemne okulary. Cumerford dopilnował, żeby ekipy telewizyjne i reporterzy czający się przed wejściem na oddział ratunkowy szpitala dostali informację, że Showers zostanie zaraz wypisana. Urzędnicy szpitala pospiesznie wsadzili pacjentkę do ambulansu, który pomknął w kierunku Londynu. Aby przynęta była jeszcze bardziej wiarygodna, agent CIA Thomas Gordon, podający się za pracownika Departamentu Stanu, pojechał za ambulansem w samochodzie należącym do ambasady Stanów Zjednoczonych, którym on i Cumerford przyjechali do Oksfordu. Podczas gdy media ścigały jego i ambulans, Showers i Cumerford wymknęli się przez boczne drzwi szpitala do wynajętego samochodu. Opuścili Oksford niezauważeni. A przynajmniej tak im się wydawało. Showers nie udawała się do Londynu. Cumerford otrzymał polecenie z agencji, aby zawieźć ją do bazy Królewskich Sił Lotniczych w Lakenheath, gdzie stacjonował amerykański 48 Dywizjon Medyczny. Zorganizowano lot z personelem medycznym na pokładzie, na wypadek gdyby miała nawrót choroby. Baza znajdowała się około stu kilometrów na północ od Londynu, co było dodatkowym plusem. Do czasu, gdy reporterzy zdaliby sobie sprawę, że zostali oszukani, i ruszyliby do Lakenheath, Showers dawno już
by tam nie było. Kula strzaskała jej prawy obojczyk. Ale to wstrząs pourazowy o mało nie pozbawił jej życia. Umarłaby, gdyby nie przywieziono jej do szpitala w ciągu „złotej godziny”, jak służby medyczne określają czas, w którym ofiara wypadku musi znaleźć się na stole operacyjnym. Prawe ramię miała unieruchomione na temblaku, była na środkach przeciwbólowych, ale nie odniosła żadnych trwałych uszkodzeń. Pozostanie jej natomiast brzydka blizna przypominająca, że otarła się o śmierć. - Nie muszę lecieć samolotem medycznym - protestowała. - Waszyngton na to nalegał - odparł Cumerford. - Nie ma pani wyboru. - Tak samo jak nie miałam wyboru, jeśli chodzi o moje oświadczenie - odrzekła. - Wie pani, że Dobry Samarytanin dzwonił do szpitala, żeby dowiedzieć się o pani stan zdrowia? - spytał Cumerford. - Co takiego? - Steve Mason, czy jak on tam się do diabła nazywa. Dostał wyraźne polecenie, żeby nie ryzykować telefonu. Ale najwyraźniej to nie jest ktoś, kto lubi chodzić utartymi ścieżkami. - Nie, on się nie przejmuje zasadami - odrzekła April. - Dlaczego nikt mi nie powiedział? - Spała pani. Gdy nie połączono go z panią, powiedział chyba członkom personelu szpitala kilka słów, które uraziły ich brytyjską dumę. Showers z trudem ukryła uśmiech. Kiedy dojeżdżali do skrzyżowania autostrad A14 i M11, Cumerford zauważył znak drogowy, na którym widniały dwie pochylone żółte palmy na jaskrawoczerwonym tle. - Anglicy nazywają to „dodatkowa stacja benzynowa przed nami” - wyjaśnił. - Możemy tam pojechać i coś zjeść. Na terenie większości z tych stacji benzynowych znajdują się restauracje. To może być dla nas lepsze rozwiązanie niż zjechanie z autostrady i odwiedzenie pubu, w którym ktoś mógłby panią rozpoznać. - Przyjeżdżam do Anglii i na pożegnanie jem w McDonaldzie.
- Przez ostatnie dwa dni pani zdjęcia pojawiały się co godzinę w BBC - odrzekł Cumerford. - Wydarzenie określono mianem „oksfordzkiej masakry”. Anglicy nie są przyzwyczajeni do strzelanin, zwłaszcza podczas pokojowych demonstracji studenckich. Cumerford wydawał się Showers przyzwoitym facetem. Był agentem specjalnym jakieś pięć lat dłużej niż ona i ciężko pracował w Waszyngtonie, zanim wysłano go do Londynu. To był komfortowy przydział zarezerwowany dla agentów FBI będących wschodzącymi gwiazdami. - Mógłbym zabić za filiżankę dobrej kawy - powiedział. - Brytyjczycy może wiedzą, jak zrobić herbatę, ale nie mają pojęcia o parzeniu porządnej kawy. To jedyna rzecz, jakiej mi brakuje. - Trochę boli mnie brzuch. Skorzystam tylko z toalety. Zjechali z drogi A14 i Cumerford zaparkował przed głównym budynkiem stacji. To była nowoczesna jednopiętrowa budowla o dużych szklanych oknach. W środku było pięć restauracji typu fast food, łącznie z McDonaldem i KFC, ulokowanych w półkolistej przestrzeni wypełnionej klientami. - Też pójdę do łazienki, zanim zamówię kawę - powiedział Cumerford. - Gdy pani skończy, spotkajmy się w restauracji. Tylko żebym nie musiał pani szukać. - Rzucił jej uśmiech. Toalety znajdowały się tuż na lewo od wejścia, kilka metrów od restauracji. Kiedy Showers weszła do damskiej, zastała tam dwie dziewczyny myjące ręce nad rzędem umywalek. Minęła je, podchodząc do pustej kabiny. Z trudem udało jej się rozpiąć spodnie lewą ręką. Walcząc z guzikiem i zamkiem błyskawicznym, zachichotała. Łatwiej jej było lewą ręką zastrzelić człowieka, niż ściągnąć dżinsy. Gdy usiadła, usłyszała jak dziewczyny odchodzą od umywalek. W ciszy, jaka zapadła, wydała z siebie głośne westchnienie. Była wyczerpana, ale przede wszystkim sfrustrowana, gdyż wiedziała, że kontuzja ramienia wyeliminuje ją z akcji na jakiś czas. Osiągnęła cel, z jakim wysłano ją do Anglii: rozwiązała sprawę podwójnego morderstwa w Waszyngtonie. Mogła wyjaśnić swoim przełożonym, że Lebiediew i Nad zorganizowali porwanie Matthew Dulla i zabójstwo jego ojczyma, senatora