Korekta: Anna Sidorek
Projekt typograficzny i łamanie: Mariusz Brusiewicz
Wydanie pierwsze, Warszawa 2010
Wydawnictwo Egmont Polska Sp. z o.o.
ul. Dzielna 60, 01–029 Warszawa
tel. 0 22 838 41 00
www.egmont.pl/ksiazki
ISBN 978–83–237–3414–7
Druk: Zakład Graficzny COLONEL, Kraków
Zabrania się kopiowania i wykorzystywania treści
zawartych w dokumencie.
Dokument jest zabezpieczony przed kopiow3a niem,
dozwolone jest natomiast drukowanie.
Jeśli znalazłeś błąd – powiadom mnie o tym.
Dziękuję za uszanow anie mojej pracy – Hartigan.
CO TO JEST CHERUB?
CHERUB to komórka brytyjskiego wywiadu zatrudniająca
agentów
w wieku od dziesięciu do siedemnastu lat. Wszyscy
cherubini są
sierotami zabranymi z domów dziecka i wyszkolonymi na
profesjonalnych szpiegów. Mieszkają w tajnym kampusie
ukrytym
na angielskiej prowincji.
JAKI POŻYTEK MA WYWIAD Z DZIECI?
Całkiem spory. Ponieważ nikt nie podejrzewa dzieci o
udział w
tajnych operacjach szpiegowskich, mogą sobie pozwolić
na znacznie
więcej niż dorośli agenci.
KIM SĄ BOHATEROWIE?
W kampusie CHERUBA mieszka około trzystu dzieci.
Głównym
bohaterem opowieści jest szesnastoletni JAMES
ADAMS, ceniony
agent, mający na koncie kilka udanych misji. Pochodząca z
Australii
DANA SMITH jest jego dziewczyną. Do kręgu jego
najbliższych
znajomych należą: BRUCE NORRIS, KERRY CHANG i
SHAKEEL
DAJANI. Siostra Jamesa LAURA ADAMS ma trzynaście
lat i cieszy
się reputacją jednej z najlepszych agentek CHERUBA. Jej
najbliższymi przyjaciółmi są BETHANY PARKER oraz
GREG
RATHBONE, znany jako RAT.
4
PERSONELCHERUBA
Utrzymujący rozległe tereny, specjalistyczne instalacje
treningowe
oraz siedzibę łączącą funkcje szkoły, internatu i centrum
dowodzenia CHERUB w istocie zatrudnia więcej
dorosłych
pracowników niż nieletnich agentów. Są wśród nich
kucharze,
ogrodnicy,
nauczyciele,
trenerzy,
pielęgniarki,
psychiatrzy,
koordynatorzy i specjaliści misji. Szefem CHERUBA jest
Zara Asker.
K0D KOSZULKOWY
Rangę cherubina można rozpoznać po kolorze koszulki,
jaką nosi w
kampusie. Pomarańczowe są dla gości. Czerwone noszą
dzieci, które
mieszkają i uczą się w kampusie, ale są jeszcze za małe,
by zostać
agentami (minimalny wiek to dziesięć lat). Niebieskie są
dla
nieszczęśników przechodzących torturę studniowego
szkolenia
podstawowego. Szara koszulka oznacza agenta
uprawnionego do
udziału w operacjach. Granatowa jest nagrodą za
wyjątkową
skuteczność podczas akcji. Laura i James noszą koszulki
czarne,
przyznawane za znakomite wyniki podczas licznych
operacji.
Agenci, którzy zakończyli służbę, otrzymują koszulki
białe, jakie
nosi także część kadry.
5
1. MARSZ
Anarchistyczna organizacja znana jako Street Action
Group (w skrócie
SAG) po raz pierwszy dała o sobie znać latem 2003 r.,
kiedy jej przywódca
Chris Bradford wtargnął na trybunę podczas
demonstracji przeciwko
wojnie w Iraku w londyńskim Hyde Parku. Bradford
nakłaniał pokojowo
nastawiony tłum do ataku na funkcjonariuszy policji, po
czym podpalił
słomiane kukły wyobrażające premiera Tony'ego Blaira
oraz prezydenta
Stanów Zjednoczonych George'a W. Busha.
W 2006 r. SAG miał już rzeszę oddanych zwolenników i
był
wystarczająco silny, by organizować własne protesty
antyrządowe.
Kulminacją tychże stał się marsz Letnia Zadyma, jaki w
lipcu przeszedł
przez centrum Birmingham. Zniszczono wówczas tuziny
samochodów,
zdemolowano witryny sklepowe, ponad trzydzieścioro
manifestantów
zostało aresztowanych, a jedną policjantkę raniono
nożem.
W ciągu następnych miesięcy zapadły wyroki więzienia
dla kilkorga
prominentnych członków Sag-u zaangażowanych w
organizację zamieszek.
Obecność licznych oddziałów policji wszędzie tam, gdzie
SAG planował
swoje wystąpienia, czyniła inicjowanie agresywnych
protestów coraz
trudniejszym.
Chris Bradford był mocno rozgoryczony z powodu, jak to
nazywał,
ucisku establishmentu i agent MIS wysłany z misją
infiltracji Sag-u
6
dokonał wstrząsającego odkrycia – Bradford podjął
próbę zdobycia broni i
materiałów do produkcji bomb w celu przeistoczenia
Sag-u w organizację
terrorystyczną.
(Wyjątek z wprowadzenia do zadania
dla Jamesa Adamsa, październik 2007 r.).
Był dwudziesty pierwszy grudnia, ostatni piątek przed
Gwiazdką. Na tle purpurowego nieba kołysały się sznury
kolorowych świateł rozwieszonych pomiędzy
wiktoriańskimi
latarniami nad zamkniętą dla samochodów londyńską
ulicą. Puby
wokół stacji metra Covent Garden pękały w szwach, aw
wejściach
biur dygotały z zimna grupki urzędników, którzy
wyskoczyli na
papierosa. Nastoletnie dzieciaki przyciskały czoła do
witryn
sklepów pozostających daleko poza ich zasięgiem
finansowym, zaś
The Body Shop był pełen mężczyzn o nieszczęśliwym
wyglądzie
szukających prezentów w ostatniej chwili.
Zakupowicze i klienci pubów na ogół obojętnie omijali
ustawioną
na ulicy prostokątną zagrodę z metalowych przenośnych
barier,
choć niektórzy dostrzegali ironię zawartą w scenie, w
której dwa
tuziny policjantów w odblaskowych kamizelkach zwierały
szeregi
przeciwko trzynaściorgu demonstrantów za barierami.
James Adams należał do owej trzynastki. Szesnastolatek
miał na
sobie obszerną wojskową kurtkę i
dwudziestoczterooczkowe
martensy. Boki głowy miał ostrzyżone na zero, a na jej
środku jeżył
się postrzępiony zielony irokez ciągnący się od czoła aż
do kołnierza
kurtki. James zacierał dłonie, zmarznięte mimo rękawic,
ignorując
nieprzyjazne spojrzenia policjantów.
Chris Bradford stał trzy metry dalej. Potężnie zbudowany,
z
niechlujną strzechą rudych włosów na głowie, ubrany w
workowatą
bluzę z kapturem, którą nosił puchową podszewką na
zewnątrz,
szczerzył zęby do dwóch wycelowanych weń kamer.
Jedną z nich
ściskał w dłoni policjant obchodzący wokół zagrodę z
7
protestującymi. Druga kamera była znacznie bardziej
imponującą
bestią i spoczywała na ramieniu operatora z BBC.
Przymocowana do
niej potężna lampa świeciła Bradfordowi prosto w twarz.
– A zatem, panie Bradford – zagaił Simon Jett, reporter
BBC. Spod
kołnierza jego płaszcza wyzierał węzeł jedwabnego
szalika, a z dłoni
sterczał mikrofon. – Dzisiejsza frekwencja musiała pana
mocno
rozczarować. Wiele osób twierdzi, że Street Action Group
ciągnie
ostatkiem sił.
Zielone oczy Bradforda omal nie wyskoczyły z orbit.
Łopatowate
dłonie rozczapierzyły się i lekko uniosły, jakby chciały
złapać
reportera za klapy.
– Kto tak twierdzi? – zawarczał anarchista. – Znasz pan
jakieś
nazwiska? Adresy? To zawsze są pewne źródła, ale kto to
jest? Ja
wam powiem kto: to ludzie, którzy robią w gacie ze
strachu przed
nami.
Jett
był
zachwycony.
Bradfordowskie
połączenie lekko
agresywnych zachowań i akcentu sprzedawcy z
warzywniaka
zawsze składało się na świetną telewizję.
– Zatem ilu demonstrantów spodziewał się pan tu dziś
ujrzeć?
Bradford ukradkiem zerknął na zegarek i odsłonił zęby w
nieszczerym uśmiechu.
– Kłopot w tym, że o trzeciej po południu większość
naszej załogi
wciąż jeszcze jest w łóżkach. Zdaje się, że ustawiłem
wymarsz
trochę za wcześnie.
Jett skinął głową z udawanym zrozumieniem.
– Mówi pan tak, jakby wcale się tym nie przejmował, ale
przecież
musi pan mieć poczucie, że SAG stracił wiatr w żaglach.
Zwłaszcza
jeśli porównać frekwencję na dzisiejszym proteście z
ponad tysiącem
demonstrantów, którzy wyszli na ulice Birmingham
ubiegłego lata.
Bradford złapał za plastikową koronę osłony obiektywu.
– Poczekamy, zobaczymy, panie BBC – zasyczał,
wystawiając
twarz prosto do kamery. – Nierówność rodzi nienawiść,
aw Wielkiej
8
Brytanii mamy dziś więcej nędzy i nierówności niż
kiedykolwiek.
Siedząc w swoich śliczniusich domkach i oglądając takich
jak ja na
swoich wypasionych trzydziestodwucalowych plazmach,
nie
dostrzegacie rewolucji rodzącej się na ulicach. Ale
zapamiętajcie
sobie moje słowa – niedługo was dorwiemy!
Jett ledwie zdołał powstrzymać uśmiech.
– Czy macie już plan? Kiedy mamy się spodziewać owej
rewolucji?
– Za miesiąc, za rok, kto wie? – Bradford wzruszył
ramionami. –
Sytuacja zmieni się radykalnie jeszcze przed końcem tej
dekady, ale
jeżeli ktoś ogląda wyłącznie te tendencyjne bzdety
wypluwane
przez BBC, dowie się o tym w momencie, kiedy moi
chłopcy wkopią
mu drzwi do domu.
Reporter kiwnął głową do kamery.
– Moim rozmówcą był Chris Bradford. Bardzo dziękuję
za
wypowiedź.
– A wsadź sobie ją gdzieś – wyszczerzył się szyderczo
Bradford,
kiedy operator zgasił lampę i zdjął wielką kamerę z
ramienia.
Przywódca Sag-u zignorował wysuniętą w jego stronę
dłoń Jetta i
wciskając głowę w ramiona, odszedł w stronę samotnej
kobiety
stojącej na przeciwnym końcu zagrody.
James usłyszał, jak Jett każe operatorowi nakręcić jeszcze
kilka
ujęć spoza barier. Policjant, który wypuszczał ekipę z
zagrody,
zapytał, kiedy relacja ukaże się w wiadomościach.
– Nie nastawiałbym się na to na pańskim miejscu –
odpowiedział
Jett. – Przysłali mnie tu na wypadek, gdyby coś się
zadziało, ale
przed wyjściem powiedziałem redaktorowi, że SAG to
przebrzmiała
sprawa.
– Mam nadzieję – westchnął policjant. – Ta dziewczyna z
Birmingham straciła mnóstwo krwi. Miała szczęście, że
przeżyła.
Jett pokiwał głową ze współczuciem.
– Proszę na siebie uważać, panie oficerze. I życzę
wesołych świąt.
9
– Ja panu również – uśmiechnął się policjant.
Widząc, że operator filmuje bariery i szeregi policjantów,
James
naciągnął kaptur na głowę tak, by zakrywał mu większą
część
twarzy. Agentom CHERUBA wpaja się odruch trzymania
się z dala
od mediów, a James dodatkowo zwiększył swoją
anonimowość,
opuszczając głowę i podnosząc do oczu telefon, by
wystukać
wiadomość dla Dany.
„MAM NADZIEJE, ZE JUZ CI LEPIEJ. ODEZWIJ SIE,
CZUJE SIE
SAMOTNY".
Wcisnął przycisk Wyślij i natychmiast tego pożałował.
Dana nie
odpowiedziała na jego ostatnią wiadomość, a tekst „czuję
się
samotny" brzmiał mazgajowato. James nic miał pojęcia,
czym mógł
ją wkurzyć, ale już od wielu dni zachowywała się
dziwnie.
Dwie metalowe bariery odsunięto, by otworzyć jedną
stronę
zagrody. Drobna pani inspektor dowodząca oddziałem
policji
weszła do środka.
– Jest wpół do czwartej! – zawołała na cały głos. – Już
czas! Jazda
na Downing Street!
Policjantka wiedziała, że została usłyszana, ale
demonstranci
zignorowali ją. Niewiele myśląc, wyrwała koledze
megafon i
krzyknęła jeszcze raz.
– Demonstrację zaplanowano na piętnastą piętnaście.
Dostaliście
już dodatkowy kwadrans na zbiórkę i każdy, kto
natychmiast nie
opuści punktu zbornego, zostanie aresztowany za
naruszenie
porządku publicznego. A teraz jazda mi stąd!
Bradford podszedł do policjantki i spojrzał na zegarek.
Błysnął
flesz – to jeden z fotoreporterów pstryknął zdjęcie
wielkiemu
mężczyźnie wiszącemu nad malutką kobietą w
odblaskowej kurtce i
z megafonem w dłoni.
– No co ty, słoneczko, zlituj się – powiedział Bradford,
uruchamiając cały swój urok osobisty i postukując palcem
w
szkiełko zegarka. – Czekamy jeszcze na paru kumpli.
Wysłałem już
10
kogoś na stację. Metro musi się spóźniać czy coś...
– Mieliście dość czasu – przerwała pani inspektor,
kategorycznie
potrząsając głową. – Moi ludzie chcą iść do domu.
Możecie
wymaszerować, rozejść się w spokoju albo odjechać stąd
w
policyjnej furgonetce. To, czego nie możecie, to dalej
marnować
naszego czasu.
Bradford splunął na chodnik, po czym odwrócił się w
stronę
swojego żałosnego zgromadzenia.
– Słyszeliście, co mówi miła pani. Zbieramy się, ludziska!
Flesz fotografa błysnął jeszcze raz, kiedy trzynaścioro
demonstrantów poczłapało z zagrody pomiędzy szpalery
odblaskowych
ebook from Hartigan GENERAŁ Robert Muchamore Tłumaczenie Bartłomiej Ulatowski EGMONT
2 Tytuł oryginalny serii: Cherub ebook: Tytuł oryginału: The General wydanie pierwsze – 10.2011 przez: Piotr „Hartigan” hartigan00@interia.pl http://chomikuj.pl/hartigan Copyright © 2008 Robert Muchamore First published in Great Britain 2008 by Hodder Children's Books www.cherubcampus.com © for the Polish edition by Egmont Polska Sp. z o.o., Warszawa 2010 Redakcja: Agnieszka Trzeszkowska
Korekta: Anna Sidorek Projekt typograficzny i łamanie: Mariusz Brusiewicz Wydanie pierwsze, Warszawa 2010 Wydawnictwo Egmont Polska Sp. z o.o. ul. Dzielna 60, 01–029 Warszawa tel. 0 22 838 41 00 www.egmont.pl/ksiazki ISBN 978–83–237–3414–7 Druk: Zakład Graficzny COLONEL, Kraków Zabrania się kopiowania i wykorzystywania treści zawartych w dokumencie. Dokument jest zabezpieczony przed kopiow3a niem, dozwolone jest natomiast drukowanie. Jeśli znalazłeś błąd – powiadom mnie o tym. Dziękuję za uszanow anie mojej pracy – Hartigan. CO TO JEST CHERUB?
CHERUB to komórka brytyjskiego wywiadu zatrudniająca agentów w wieku od dziesięciu do siedemnastu lat. Wszyscy cherubini są sierotami zabranymi z domów dziecka i wyszkolonymi na profesjonalnych szpiegów. Mieszkają w tajnym kampusie ukrytym na angielskiej prowincji. JAKI POŻYTEK MA WYWIAD Z DZIECI? Całkiem spory. Ponieważ nikt nie podejrzewa dzieci o udział w tajnych operacjach szpiegowskich, mogą sobie pozwolić na znacznie więcej niż dorośli agenci. KIM SĄ BOHATEROWIE? W kampusie CHERUBA mieszka około trzystu dzieci. Głównym bohaterem opowieści jest szesnastoletni JAMES
ADAMS, ceniony agent, mający na koncie kilka udanych misji. Pochodząca z Australii DANA SMITH jest jego dziewczyną. Do kręgu jego najbliższych znajomych należą: BRUCE NORRIS, KERRY CHANG i SHAKEEL DAJANI. Siostra Jamesa LAURA ADAMS ma trzynaście lat i cieszy się reputacją jednej z najlepszych agentek CHERUBA. Jej najbliższymi przyjaciółmi są BETHANY PARKER oraz GREG RATHBONE, znany jako RAT. 4 PERSONELCHERUBA Utrzymujący rozległe tereny, specjalistyczne instalacje treningowe oraz siedzibę łączącą funkcje szkoły, internatu i centrum
dowodzenia CHERUB w istocie zatrudnia więcej dorosłych pracowników niż nieletnich agentów. Są wśród nich kucharze, ogrodnicy, nauczyciele, trenerzy, pielęgniarki, psychiatrzy, koordynatorzy i specjaliści misji. Szefem CHERUBA jest Zara Asker. K0D KOSZULKOWY Rangę cherubina można rozpoznać po kolorze koszulki, jaką nosi w kampusie. Pomarańczowe są dla gości. Czerwone noszą dzieci, które mieszkają i uczą się w kampusie, ale są jeszcze za małe, by zostać
agentami (minimalny wiek to dziesięć lat). Niebieskie są dla nieszczęśników przechodzących torturę studniowego szkolenia podstawowego. Szara koszulka oznacza agenta uprawnionego do udziału w operacjach. Granatowa jest nagrodą za wyjątkową skuteczność podczas akcji. Laura i James noszą koszulki czarne, przyznawane za znakomite wyniki podczas licznych operacji. Agenci, którzy zakończyli służbę, otrzymują koszulki białe, jakie nosi także część kadry. 5 1. MARSZ Anarchistyczna organizacja znana jako Street Action Group (w skrócie
SAG) po raz pierwszy dała o sobie znać latem 2003 r., kiedy jej przywódca Chris Bradford wtargnął na trybunę podczas demonstracji przeciwko wojnie w Iraku w londyńskim Hyde Parku. Bradford nakłaniał pokojowo nastawiony tłum do ataku na funkcjonariuszy policji, po czym podpalił słomiane kukły wyobrażające premiera Tony'ego Blaira oraz prezydenta Stanów Zjednoczonych George'a W. Busha. W 2006 r. SAG miał już rzeszę oddanych zwolenników i był wystarczająco silny, by organizować własne protesty antyrządowe. Kulminacją tychże stał się marsz Letnia Zadyma, jaki w lipcu przeszedł przez centrum Birmingham. Zniszczono wówczas tuziny samochodów,
zdemolowano witryny sklepowe, ponad trzydzieścioro manifestantów zostało aresztowanych, a jedną policjantkę raniono nożem. W ciągu następnych miesięcy zapadły wyroki więzienia dla kilkorga prominentnych członków Sag-u zaangażowanych w organizację zamieszek. Obecność licznych oddziałów policji wszędzie tam, gdzie SAG planował swoje wystąpienia, czyniła inicjowanie agresywnych protestów coraz trudniejszym. Chris Bradford był mocno rozgoryczony z powodu, jak to nazywał, ucisku establishmentu i agent MIS wysłany z misją infiltracji Sag-u 6 dokonał wstrząsającego odkrycia – Bradford podjął
próbę zdobycia broni i materiałów do produkcji bomb w celu przeistoczenia Sag-u w organizację terrorystyczną. (Wyjątek z wprowadzenia do zadania dla Jamesa Adamsa, październik 2007 r.). Był dwudziesty pierwszy grudnia, ostatni piątek przed Gwiazdką. Na tle purpurowego nieba kołysały się sznury kolorowych świateł rozwieszonych pomiędzy wiktoriańskimi latarniami nad zamkniętą dla samochodów londyńską ulicą. Puby wokół stacji metra Covent Garden pękały w szwach, aw wejściach biur dygotały z zimna grupki urzędników, którzy wyskoczyli na papierosa. Nastoletnie dzieciaki przyciskały czoła do witryn
sklepów pozostających daleko poza ich zasięgiem finansowym, zaś The Body Shop był pełen mężczyzn o nieszczęśliwym wyglądzie szukających prezentów w ostatniej chwili. Zakupowicze i klienci pubów na ogół obojętnie omijali ustawioną na ulicy prostokątną zagrodę z metalowych przenośnych barier, choć niektórzy dostrzegali ironię zawartą w scenie, w której dwa tuziny policjantów w odblaskowych kamizelkach zwierały szeregi przeciwko trzynaściorgu demonstrantów za barierami. James Adams należał do owej trzynastki. Szesnastolatek miał na sobie obszerną wojskową kurtkę i dwudziestoczterooczkowe martensy. Boki głowy miał ostrzyżone na zero, a na jej
środku jeżył się postrzępiony zielony irokez ciągnący się od czoła aż do kołnierza kurtki. James zacierał dłonie, zmarznięte mimo rękawic, ignorując nieprzyjazne spojrzenia policjantów. Chris Bradford stał trzy metry dalej. Potężnie zbudowany, z niechlujną strzechą rudych włosów na głowie, ubrany w workowatą bluzę z kapturem, którą nosił puchową podszewką na zewnątrz, szczerzył zęby do dwóch wycelowanych weń kamer. Jedną z nich ściskał w dłoni policjant obchodzący wokół zagrodę z 7 protestującymi. Druga kamera była znacznie bardziej imponującą
bestią i spoczywała na ramieniu operatora z BBC. Przymocowana do niej potężna lampa świeciła Bradfordowi prosto w twarz. – A zatem, panie Bradford – zagaił Simon Jett, reporter BBC. Spod kołnierza jego płaszcza wyzierał węzeł jedwabnego szalika, a z dłoni sterczał mikrofon. – Dzisiejsza frekwencja musiała pana mocno rozczarować. Wiele osób twierdzi, że Street Action Group ciągnie ostatkiem sił. Zielone oczy Bradforda omal nie wyskoczyły z orbit. Łopatowate dłonie rozczapierzyły się i lekko uniosły, jakby chciały złapać reportera za klapy. – Kto tak twierdzi? – zawarczał anarchista. – Znasz pan jakieś
nazwiska? Adresy? To zawsze są pewne źródła, ale kto to jest? Ja wam powiem kto: to ludzie, którzy robią w gacie ze strachu przed nami. Jett był zachwycony. Bradfordowskie połączenie lekko agresywnych zachowań i akcentu sprzedawcy z warzywniaka zawsze składało się na świetną telewizję. – Zatem ilu demonstrantów spodziewał się pan tu dziś ujrzeć? Bradford ukradkiem zerknął na zegarek i odsłonił zęby w nieszczerym uśmiechu.
– Kłopot w tym, że o trzeciej po południu większość naszej załogi wciąż jeszcze jest w łóżkach. Zdaje się, że ustawiłem wymarsz trochę za wcześnie. Jett skinął głową z udawanym zrozumieniem. – Mówi pan tak, jakby wcale się tym nie przejmował, ale przecież musi pan mieć poczucie, że SAG stracił wiatr w żaglach. Zwłaszcza jeśli porównać frekwencję na dzisiejszym proteście z ponad tysiącem demonstrantów, którzy wyszli na ulice Birmingham ubiegłego lata. Bradford złapał za plastikową koronę osłony obiektywu. – Poczekamy, zobaczymy, panie BBC – zasyczał, wystawiając twarz prosto do kamery. – Nierówność rodzi nienawiść, aw Wielkiej
8 Brytanii mamy dziś więcej nędzy i nierówności niż kiedykolwiek. Siedząc w swoich śliczniusich domkach i oglądając takich jak ja na swoich wypasionych trzydziestodwucalowych plazmach, nie dostrzegacie rewolucji rodzącej się na ulicach. Ale zapamiętajcie sobie moje słowa – niedługo was dorwiemy! Jett ledwie zdołał powstrzymać uśmiech. – Czy macie już plan? Kiedy mamy się spodziewać owej rewolucji? – Za miesiąc, za rok, kto wie? – Bradford wzruszył ramionami. – Sytuacja zmieni się radykalnie jeszcze przed końcem tej dekady, ale jeżeli ktoś ogląda wyłącznie te tendencyjne bzdety
wypluwane przez BBC, dowie się o tym w momencie, kiedy moi chłopcy wkopią mu drzwi do domu. Reporter kiwnął głową do kamery. – Moim rozmówcą był Chris Bradford. Bardzo dziękuję za wypowiedź. – A wsadź sobie ją gdzieś – wyszczerzył się szyderczo Bradford, kiedy operator zgasił lampę i zdjął wielką kamerę z ramienia. Przywódca Sag-u zignorował wysuniętą w jego stronę dłoń Jetta i wciskając głowę w ramiona, odszedł w stronę samotnej kobiety stojącej na przeciwnym końcu zagrody. James usłyszał, jak Jett każe operatorowi nakręcić jeszcze
kilka ujęć spoza barier. Policjant, który wypuszczał ekipę z zagrody, zapytał, kiedy relacja ukaże się w wiadomościach. – Nie nastawiałbym się na to na pańskim miejscu – odpowiedział Jett. – Przysłali mnie tu na wypadek, gdyby coś się zadziało, ale przed wyjściem powiedziałem redaktorowi, że SAG to przebrzmiała sprawa. – Mam nadzieję – westchnął policjant. – Ta dziewczyna z Birmingham straciła mnóstwo krwi. Miała szczęście, że przeżyła. Jett pokiwał głową ze współczuciem. – Proszę na siebie uważać, panie oficerze. I życzę wesołych świąt. 9
– Ja panu również – uśmiechnął się policjant. Widząc, że operator filmuje bariery i szeregi policjantów, James naciągnął kaptur na głowę tak, by zakrywał mu większą część twarzy. Agentom CHERUBA wpaja się odruch trzymania się z dala od mediów, a James dodatkowo zwiększył swoją anonimowość, opuszczając głowę i podnosząc do oczu telefon, by wystukać wiadomość dla Dany. „MAM NADZIEJE, ZE JUZ CI LEPIEJ. ODEZWIJ SIE, CZUJE SIE SAMOTNY". Wcisnął przycisk Wyślij i natychmiast tego pożałował. Dana nie odpowiedziała na jego ostatnią wiadomość, a tekst „czuję się
samotny" brzmiał mazgajowato. James nic miał pojęcia, czym mógł ją wkurzyć, ale już od wielu dni zachowywała się dziwnie. Dwie metalowe bariery odsunięto, by otworzyć jedną stronę zagrody. Drobna pani inspektor dowodząca oddziałem policji weszła do środka. – Jest wpół do czwartej! – zawołała na cały głos. – Już czas! Jazda na Downing Street! Policjantka wiedziała, że została usłyszana, ale demonstranci zignorowali ją. Niewiele myśląc, wyrwała koledze megafon i krzyknęła jeszcze raz. – Demonstrację zaplanowano na piętnastą piętnaście. Dostaliście
już dodatkowy kwadrans na zbiórkę i każdy, kto natychmiast nie opuści punktu zbornego, zostanie aresztowany za naruszenie porządku publicznego. A teraz jazda mi stąd! Bradford podszedł do policjantki i spojrzał na zegarek. Błysnął flesz – to jeden z fotoreporterów pstryknął zdjęcie wielkiemu mężczyźnie wiszącemu nad malutką kobietą w odblaskowej kurtce i z megafonem w dłoni. – No co ty, słoneczko, zlituj się – powiedział Bradford, uruchamiając cały swój urok osobisty i postukując palcem w szkiełko zegarka. – Czekamy jeszcze na paru kumpli. Wysłałem już 10
kogoś na stację. Metro musi się spóźniać czy coś... – Mieliście dość czasu – przerwała pani inspektor, kategorycznie potrząsając głową. – Moi ludzie chcą iść do domu. Możecie wymaszerować, rozejść się w spokoju albo odjechać stąd w policyjnej furgonetce. To, czego nie możecie, to dalej marnować naszego czasu. Bradford splunął na chodnik, po czym odwrócił się w stronę swojego żałosnego zgromadzenia. – Słyszeliście, co mówi miła pani. Zbieramy się, ludziska! Flesz fotografa błysnął jeszcze raz, kiedy trzynaścioro demonstrantów poczłapało z zagrody pomiędzy szpalery odblaskowych