uzavrano

  • Dokumenty11 087
  • Odsłony1 742 088
  • Obserwuję758
  • Rozmiar dokumentów11.3 GB
  • Ilość pobrań1 020 160

Sidney Sheldon - Nic nie trwa wiecznie

Dodano: 7 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 7 lata temu
Rozmiar :1.8 MB
Rozszerzenie:pdf

Sidney Sheldon - Nic nie trwa wiecznie.pdf

uzavrano EBooki S Sidney Sheldon
Użytkownik uzavrano wgrał ten materiał 7 lata temu. Od tego czasu zobaczyło go już 47 osób, 47 z nich pobrało dokument.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 262 stron)

sidney sheldon Nic nie trwa wiecznie Przekład BARBARA ORŁOWSKA

Czego nie wyleczą medykamenty, to traktuje się nożem; kiedy i nóż nie pomoże, przypalamy żelazem. A jeśli i to nie poskutkuje, wtedy chorobę należy uznać za nieuleczalną. Hipokrates, około 480 roku p.n.e. Są trzy rodzaje ludzkich istot: mężczyźni, kobiety oraz lekarki. William Osler

Prolog San Francisco Wiosna1995 arl Andrews, dziekan Izby Adwokackiej, był wściekły. - Co tutaj się, do diabła, dzieje?! - wrzeszczał. - Mamy trzy lekarki, które mieszkają razem i pracują w tym samym szpitalu. Jedna z nich niemal doprowadziła do zamknięcia całego szpitala, druga za milion dolarów zabiła pacjenta, a trzecia została zamordowana. Andrews przerwał, by wziąć głęboki oddech. - 1 to w dodatku kobiety! Trzy cholerne lekarki! Media obchodzą się z nimi jak z jajkiem. Wszyscy o nich trąbią. Program Sześćdziesiąt minut poświęcił im całą audycję. Barbara Walters także się nimi zajęła. Nie można wziąć do ręki gazety lub czasopisma, żeby nie natknąć się na ich zdjęcia albo artykuł na ich temat. Założę się, że w Hollywood nakręcą o nich film i zrobią z tych dziwek prawdziwe bohaterki! I wcale się nie zdziwię, jeśli wydadzą znaczki pocztowe z ich wizerunkami, tak jak z Presleyem. Do diabła z nimi! - krzyknął i uderzył pięściąw fotografię kobiety widniejącą na okładce „Time'a". Podpis głosił: Doktor Paige Taylor - anioł miłosierdzia czy uczennica diabła? - Doktor Paige Taylor - Andrews powtórzył te słowa tonem pełnym obrzy- dzenia. Potem zwrócił się do Gusa Venable'a, swojego współpracownika. - Powierzam ci tę sprawę, Gus. Chcę najwyższego wymiaru kary. - Spokojna głowa - odparł Gus Venable. - Dopilnuję tego. Siedząc w sali sądowej i przyglądając się doktor Paige Taylor, Gus Venable pomyślał: ta kobieta wzbudza zaufanie. Potem uśmiechnął się do siebie i dodał w duchu: Ale to jeszcze nic nie znaczy. Doktor Taylor była wysoka i szczupła, w jej bladej twarzy piwne oczy wydawały się jeszcze ciemniejsze. Postronny obserwator uznałby japo prostu za atrakcyjną kobietę. Ktoś bardziej dociekliwy dostrzegłby coś więcej - to, że jest to ktoś o bogatej osobowości. Promieniowała z niej młodzieńcza ekscytacja z domieszką rezerwy, kobiecej przenikliwości i doświadczenia. Biła od niej prawość. Tak powinna wyglądać dziewczyna, pomyślał cynicznie Gus Venable, którą mężczyzna z dumą przyprowadziłby do domu, by przedstawić ją swojej matce. Jeśli oczywiście matka gustowałaby w morderczyniach zabijających z zimną krwią. Spojrzenie doktor Paige Taylor było jakby nieobecne. Pogrążona we włas- nych myślach błądziła wyobraźnią gdzieś daleko od chłodnej, bezosobowej sali sądowej, w której się teraz znalazła. Rozprawa odbywała się w szacownym, starym gmachu sądu w San Fran- cisco przy Bryant Street. Budynek, w którym mieściły się Sąd Najwyższy oraz więzienie stanowe, był ponurą wysoką sześciopiętrową budowlą z sza- rego kamienia. Ludzie wchodzący do środka dla zapewnienia bezpieczeń- stwa przechodzili przez bramkę wyposażoną w elektroniczne czujniki. Na drugim piętrze znajdował się Sąd Najwyższy. W sali numer 121, gdzie odby- wały się rozprawy dotyczące morderstw, ława sędziowska stała pod ścianą a za nią widniała amerykańska flaga. Po lewej stronie stała ława przysię- głych, pośrodku dwa stoły oddzielone od siebie przejściem, jeden dla oskar- życiela, drugi dla obrońcy. Salę wypełniali dziennikarze oraz widzowie, których przyciągały rozprawy dotyczące nieszczęśliwych wypadków i zbrodni. Ten proces zdawał się szczególnie spektakularny. Gus Venable, prokurator, przyciągał uwagę swoim wyglądem. Był postawny i wyniosły. Miał gęste siwe włosy, kozią bródkę i C

wytworne maniery właściciela plantacji z Południa. W rzeczywistości nigdy nawet nie był na Południu. Sprawiał wrażenie człowieka nieco roztargnionego, lecz jego ścisły umysł pracował jak komputer. Zarówno w lecie, jak i w zimie nosił biały garnitur i koszulę ze sztywnym, staroświeckim kołnierzykiem. Adwokat Paige Taylor, Alan Penn, stanowił całkowite przeciwieństwo Venable'a: był krzepkim, energicznym mężczyzną. Osiągnął pozycję, wy- grywając kilka spraw, które wydawały się całkiem beznadziejne. Spotykali się nie po raz pierwszy. Ich stosunki opierały się na wymuszo- nym szacunku i całkowitym braku zaufania. Ku zaskoczeniu Venable'a Alan Penn odwiedził go na tydzień przed rozpoczęciem procesu.

- Przyszedłem, żeby wyświadczyć ci pewną przysługę. Gus pomyślał, że trzeba się strzec obrońców przynoszących dary. Co masz na myśli, Alan? - spytał. - Nie rozmawiałem jeszcze o tym z moją klientką, ale być może, jak przy- puszczam, uda mi się ją namówić, by przyznała się do winy: w ten sposób otrzyma niższy wymiar kary i oszczędzi stanowi kosztów rozprawy. - A więc chodzi o przyznanie się do winy i niższy wymiar kary? - Tak. Gus Venable rozejrzał się po biurku, szukając czegoś. - Nie mogę znaleźć tego cholernego kalendarza. Czy wiesz, który dziś jest? - Pierwszy czerwca. Czemu pytasz? - Przed chwilą pomyślałem, że może to już Boże Narodzenie, skoro pro- sisz o taki prezent. - Gus... Venable pochylił się na krześle. - Wiesz, Alan, w normalnych warunkach byłbym skłonny iść ci na rękę. Prawdę mówiąc, najchętniej łowiłbym teraz ryby na Alasce. Jednak moja odpowiedź brzmi: nie. Bronisz morderczyni, która z zimną krwią, dla pie- niędzy zabiła bezbronnego pacjenta. Będę domagał się kary śmierci. - Uważam, że ona jest niewinna i zamierzam... - Venable wybuchnął śmie- chem. - Nie uda ci się. Ani tobie, ani nikomu innemu. To sprawa już przesądzo- na. Twoja klientka jest winna. - Będzie winna dopiero wtedy, gdy stwierdzi to ława przysięgłych. - Zrobi to z pewnością - odparł Gus. Po wyjściu Alana Penna Venable stał przez chwilę na środku gabinetu, rozmyślając nad tym, co przed chwilą usłyszał. Penn przyszedł do niego, co było zapewne oznaką słabości adwokata. Obrońca zdawał sobie sprawę, że nie ma szans na wygraną. Gus Venable pomyślał o niezbitych dowodach, jakie posiadał, o świadkach, których zamierzał powołać, i poczuł się pew- nie. Doktor Paige Taylor zostanie skazana na śmierć przez zagazowanie. Nie było co do tego wątpliwości.

Wybranie przysięgłych nie było łatwe. Sprawa morderstwa przyciągała uwagę mediów od wielu miesięcy. Sposób, w jaki dokonano zabójstwa, wy- wołał falę agresji. Sędzią przewodniczącym była Vanessa Young, nieustępliwa, znakomita czarnoskóra prawniczka, o której chodziły słuchy, że zostanie powołana do Sądu Najwyższego Stanów Zjednoczonych. Nie miała cierpliwości do ad- wokatów i odznaczała się porywczym temperamentem. Wśród prawników San Francisco krążyło powiedzenie: „Jeśli twój klient jest winny, a ty chcesz, by ktoś się nad nim zlitował, trzymaj się z daleka od sędzi Young". Dzień przed rozpoczęciem rozprawy pani Young wezwała obrońcę i pro- kuratora do swojego gabinetu. - Panowie, ze względu na poważny charakter tego procesu musimy usta- lić pewne podstawowe zasady. Chcę ustalić reguły, aby mieć pewność, że obrońca prowadzi grę uczciwą. Jednak przestrzegam was obu przed próbą wykorzystania tego. Czy to jasne? - Oczywiście, Wysoki Sądzie. - Oczywiście, Wysoki Sądzie. Gus Venable kończył swoje pierwsze wystąpienie. - A więc, panie i panowie ławnicy, udowodnimy, ponad wszelką wątpli- wość, że doktor Paige Taylor zabiła pacjenta, Johna Cronina. 1 nie tylko popełniła morderstwo, ale zrobiła to dla pieniędzy... dużych pieniędzy. Zabiła Johna Cronina za milion dolarów. Zapewniam was, że kiedy zapoznacie się ze wszystkimi dowodami, bez trudu przekonacie się o winie doktor Paige Taylor, która popełniła morderstwo pierwszego stopnia. To wszystko, co chciałem powiedzieć, dziękuję. Ławnicy siedzieli w milczeniu, nieruchomo, lecz pełni oczekiwania. Gus Venable zwrócił się do sędzi: - Jeśli można, Wysoki Sądzie, chciałbym powołać pierwszego świadka oskarżenia, Gary'ego Williamsa. Kiedy świadek został zaprzysiężony, Gus Venable zadał pytanie: - Czy jest pan sanitariuszem w szpitalu okręgowym Embarcadero? - Zgadza się. - Czy pracował pan w zeszłym roku na oddziale trzecim, kiedy przywie- ziono tam Johna Cronina? - Tak. - Czy może nam pan powiedzieć, kto się nim zajmował? - Doktor Taylor.

- Jak określiłby pan stosunki panujące między doktor Taylor a Johnem Croninem? - Sprzeciw! -Alan Penn wstał. - Prokurator domaga się od świadka wy- ciągnięcia wniosku. - Podtrzymuję sprzeciw - odparła sędzia. - W takim razie wyrażę to w inny sposób. Czy słyszał pan rozmowę dok- tor Taylor z Johnem Croninem? - Oczywiście. Nic na to nie mogłem poradzić. Pracowałem cały czas na tym oddziale. - Czy określiłby pan te pogawędki jako przyjacielskie? - Nie, proszę pana. - Naprawdę? Dlaczego? - Pamiętam dzień, kiedy przywieziono pana Cronina i doktor Taylor za- częła go badać. Powiedział jej wtedy... - mężczyzna się zawahał. - Nie wiem, czy mogę powtórzyć takie słowa. - Oczywiście, panie Williams. Nie sądzę, żeby wsali znajdowali się nieletni. - No więc, powiedział, żeby trzymała swoje pieprzone ręce z dala od niego. - Powiedział coś takiego do doktor Taylor? - Tak, proszę pana. - Byłby pan uprzejmy powiedzieć sądowi, co jeszcze pan widział lub słyszał? - John Cronin zawsze mówił o doktor: „Ta suka". Nie chciał, żeby się do niego zbliżała. Za każdym razem, gdy wchodziła do jego pokoju, mówił: „Znowu idzie ta suka! albo Powiedz tej dziwce, żeby zostawiła mnie w spo- koju" lub też: „Czemu nie dadzą mi prawdziwego lekarza?" Gus Venable spojrzał wymownie na doktor Taylor. Oczy przysięgłych podążyły za jego wzrokiem. Venable pokiwał głową, nagle jakby posmut- niał, po czym zwrócił się do świadka: - Czy pan Cronin wyglądał na człowieka, który chciałby dać pani Taylor milion dolarów? Alan Penn wstał z miejsca. - Sprzeciw! To jest jeszcze raz pytanie o opinię. - Uchylam sprzeciw - rzekła sędzia Young. - Świadek może odpowie- dzieć na pytanie. Alan Penn spojrzał na Paige Taylor i usiadł z powrotem na krześle. -Ależ skąd. On jej szczerze nienawidził - odparł Williams.

Do miejsca dla świadków podszedł doktor Arthur Kane. Gus Venable spytał go: - Doktorze Kane, miał pan dyżur, kiedy odkryto, że John Cronin został zamordo... - Venable urwał w pół słowa i zerknął na sędzię - ...zabity przez wprowadzenie insuliny do krwiobiegu. - Tak. - I później zorientował się pan, że zrobiła to doktor Taylor? - Zgadza się. - Doktorze Kane, pokażę panu oficjalne, lekarskie świadectwo zgonu podpisane przez doktor Taylor. - Venable wyciągnął kartkę i wręczył ją Kane'owi. - Czy mógłby pan przeczytać to głośno? Kane zaczął czytać: - John Cronin. Przyczyna śmierci: ustanie oddychania, zatrzymanie akcji serca spowodowane zatorem płuc. - A jak to brzmi w zwykłym języku? - Chodzi o to, że pacjent zmarł na atak serca. - I ten dokument został podpisany przez doktor Taylor? - Tak. - Panie Kane, czy to była prawdziwa przyczyna śmierci Johna Cronina? - Nie. Śmierć spowodowało wstrzyknięcie insuliny. - A więc doktor Taylor podała śmiertelną dawkę insuliny, a potem napi- sała nieprawdziwy raport? - Tak. - I doniósł pan o tym administratorowi szpitala, doktorowi Wallace'owi, który z kolei powiadomił władze? - Owszem. To był mój obowiązek - odparł Kane z godnością. - Jestem lekarzem. Uważam, że nie powinno się odbierać życia żadnej ludzkiej isto- cie bez względu na okoliczności. Kolejnym świadkiem była wdowa po Johnie Croninie. Hazel Cronin mia- ła prawie czterdziestkę, błyszczące rude włosy i kształtną figurę, którą pod- kreślał krój prostej czarnej sukienki. - Wiem, jak bolesne jest to dla pani - rzekł Gus Venable - ale muszę prosić panią o opisanie ławie przysięgłych swoich stosunków ze zmarłym mężem. Wdowa otarła oczy wielką koronkową chusteczką. - Nasze małżeństwo było udane. John był wspaniałym człowiekiem. Czę sto mi powtarzał, że tylko dzięki mnie jest naprawdę szczęśliwy.

- Jak długo była pani żoną Johna Cronina? - Dwa lata, lecz John zawsze mówił, że były to dwa lata spędzone w raju. - Pani Cronin, czy mąż kiedykolwiek rozmawiał z panią o doktor Tay- lor? Czy mówił, że jest wspaniałą lekarką, że bardzo mu pomagała lub też że bardzo ją lubi? - Nigdy mi o niej nie wspominał. - Nigdy? - Nie, nigdy. - A czy John kiedykolwiek rozważał możliwość pominięcia pani i pani braci w testamencie? - Nie, nigdy. Był najbardziej szczodrym człowiekiem pod słońcem. Za- wsze mi powtarzał, że mogę mieć wszystko, a kiedy on umrze... -jej głos się załamał - ...kiedy umrze, zostanę bogatą kobietą i... - Nie mogła już dalej mówić. - Piętnaście minut przerwy - zarządziła sędzia Young. Jasona Curtisa, siedzącego w tylnych rzędach, zalewała złość. Nie mógł uwierzyć w to, co świadkowie mówili o Paige. To kobieta, którą kocham - pomyślał. Kobieta, z którą mam się ożenić. Zaraz po aresztowaniu Paige Jason Curtis odwiedził ją w celi. - Wygramy tę sprawę - zapewniał ją. - Załatwię ci najlepszego adwokata w kraju. Jason od razu pomyślał o Alanie Pennie i złożył mu wizytę. - Śledziłem tę sprawę w gazetach - rzekł adwokat. - Prasa już uznała panią Taylor za winną zamordowana Johna Cronina dla pieniędzy. Co wię- cej, ona sama się do tego przyznaje. - Znam ją - odparł Jason Curtis. - Proszę mi wierzyć, to niemożliwe, żeby Paige zrobiła coś takiego. - Skoro sama przyznaje, że go zabiła - rzekł Penn - mamy do czynienia z eutanazją. Zabójstwo z litości jest niezgodne z prawem panującym w Kali- fornii i w wielu innych stanach, ale wywołuje sprzeczne uczucia. Oczywiś- cie mógłbym zrobić z pani Taylor współczującą Florence Nightingale słu- chającą podszeptów z nieba i tak dalej, problem jednak w tym, że pańska ukochana zabiła pacjenta, który zapisał jej w testamencie milion dolarów. Co było pierwsze, jajko czy kura? Czy dowiedziała się o tych pieniądzach, zanim go zabiła, czy później? - Paige nic nie wiedziała o milionie dolarów - rzekł Jason z przekonaniem. Penn odparł wymijająco:

- W porządku. Był to więc szczęśliwy zbieg okoliczności. Prokurator oskarżył ją o popełnienie morderstwa pierwszego stopnia i domaga się dla niej kary śmierci. - Czy zajmie się pan tą sprawą? Penn się zawahał. Było oczywiste, że Jason Curtis wierzy w doktor Tay- lor. Tak jak Samson wierzył w Dalilę, pomyślał Penn i spojrzał na Jasona. - Zastanawiam się, czy ten facet też maczał w tym palce. Jason czekał na odpowiedź. - Wezmę tę sprawę, ale musi pan wiedzieć, że nie będzie łatwa. Wątpię, czy ją wygramy. Stwierdzenie Alana Penna nie brzmiało zbyt optymistycznie. Gdy następnego ranka wznowiono rozprawę, Gus Venable powołał kilku kolejnych świadków. Przesłuchiwano właśnie pielęgniarkę. - Słyszałam, jak John Cronin mówił: „Wiem, że umrę na stole operacyj- nym. Zabijesz mnie. Mam nadzieję, że oskarżacie o morderstwo". Następnie zeznawał adwokat, Roderick Pelham. Gus Venable spytał go: - Kiedy powiedział pan pani Taylor o milionie dolarów zapisanym przez Johna Cronina, jak wtedy zareagowała? - Powiedziała coś takiego: To nieetyczne. On był moim pacjentem. - Przyznała, że było to nieetyczne? - Tak. - Ale zgodziła się wziąć pieniądze? - O tak, jak najbardziej. Świadka przesłuchiwał teraz Alan Penn. - Panie Pelham, czy doktor Taylor spodziewała się pańskiej wizyty? - Nie, to znaczy... - Czy wcześniej zadzwonił pan do niej i oznajmił, że John Cronin zosta- wił jej milion dolarów? - Nie. - A więc poinformował ją pan o tym bezpośrednio? - Tak. - I widział pan jej reakcję? - Owszem. - Jak się zachowała, kiedy powiedział pan jej o pieniądzach?

- No więc... wydawała się zdziwiona, ale... - Dziękuję, panie Pelham. To wszystko. Rozprawa trwała już cztery tygodnie. Widzowie i reporterzy z zaintereso- waniem obserwowali prokuratora i obrońcę. Gus Venable ubierał się na bia- ło, a Alan Penn na czarno. Obaj poruszali się po sali rozpraw jak gracze w żywych szachach: Paige Taylor zaś była pionkiem do stracenia. Gus Venable energicznie zatarł ręce. - Jeśli Wysoki Sąd pozwoli, chciałbym wezwać na świadka Almę Rogers. Gdy świadek został zaprzysiężony, Venable spytał: - Pani Rogers, czym się pani zajmuje? - Jestem panną Rogers. - Och, przepraszam. - Pracuję w agencji turystycznej Corniche. - Czy pani agencja organizuje wycieczki do różnych krajów, rezerwuje miejsca w hotelach i pełni inne tego typu usługi dla klientów? - Tak, proszę pana. - Chciałbym, żeby przyjrzała się pani oskarżonej. Czy widziała ją pani wcześniej? - O tak. Przyszła do naszego biura dwa lub trzy lata temu. - W jakiej sprawie? - Powiedziała, że interesuje ją podróż do Londynu i Paryża i, jak mi się wydaje, do Wenecji. - Czy pytała o zwykłą wycieczkę zbiorową? - O nie. Chciała, żeby wszystko było najwyższej klasy, samoloty i hotele. Pamiętam też, że wspominała o wynajęciu jachtu. Po sali przebiegł szmer. Gus Venable podszedł do swojego stolika i wziął stamtąd kilka folderów. - Policja znalazła te broszury w mieszkaniu doktor Taylor. Są to programy wycieczek do Paryża Londynu i Wenecji proponujące drogie hotele i linie lotnicze. Mamy tutaj także podane ceny wynajęcia prywatnych jachtów. W sali rozległy się głośne pomruki. Prokurator otworzył jedną z broszur. - Oto lista jachtów do wynajęcia - przeczytał głośno: - „Christina"... dwadzieścia sześć tysięcy dolarów za tydzień plus paliwo i inne potrzebne rzeczy... „Resolute Time"... dwadzieścia cztery i pół tysiąca dolarów za ty- dzień... - Yenable zawiesił na chwilę głos i uniósł wzrok. - Przy jachcie „Lucky Dream" widnieje znaczek. Paige Taylor wybrała i zaznaczyła jacht za dwadzieścia siedem tysięcy trzysta. Choć jeszcze wtedy nie wybrała ofia- ry. A więc mamy pierwszy dowód rzeczowy - stwierdził i odwrócił się do Alana Penna z uśmiechem. Penn spojrzał na Paige. Z pobladłą twarzą spo- glądała na stół. - Świadek jest do pana dyspozycji - rzekł Venable. Penn wstał, zastanawiając się gorączkowo nad pytaniem. - Jak idą obecnie interesy w agencji, panno Rogers? - Przepraszam, nie rozumiem. - Pytałem, jak idą interesy. Czy agencja turystyczna Corniche jest duża? - O tak, całkiem spora. - Pewnie sporo klientów przychodzi pytać o wycieczki? - Owszem. - Ilu? Pięć, sześć osób na dzień? - O nie! - odparła oburzonym głosem. - Około pięćdziesięciu osób dziennie. - Pięćdziesiąt osób dziennie?! - zawołał ze zdumieniem Penn. - A roz- mowa, o której mówiliśmy, miała miejsce dwa albo trzy lata temu. Jeśli po- mnoży pani pięćdziesiąt przez dziewięćset, da to liczbę czterdziestu pięciu tysięcy osób. - Pewnie tak.

- 1 ze wszystkich tych osób pamięta pani doktor Taylor? Jak to możliwe? - Ona i jej dwie przyjaciółki były tak bardzo podekscytowane podróżą do Europy. Pomyślałam, że to wspaniałe. Wyglądały jak nastolatki. O tak, zapa- miętałam je bardzo dobrze, zwłaszcza dlatego, że nie wyglądały na osoby, które mogą pozwolić sobie na wynajęcie jachtu. - Rozumiem. Czy każdy, kto przychodzi i prosi o foldery, wybiera się w podróż? - Oczywiście, że nie, ale... - Doktor Taylor nie zarezerwowała żadnego miejsca zgadza się? - Tak. W każdym razie nie u nas... - Ani nigdzie indziej. Chciała tylko przejrzeć parę broszur. - No tak. Ona... - To nie to samo co prawdziwa podróż do Paryża czy Londynu, prawda? - Owszem, ale... - Dziękuję. Jest pani wolna. Venable zwrócił się do sędzi Young: - Chciałbym wezwać na świadka doktora Benjamina Wallace'a...

- Doktorze Wallace, kieruje pan administracją okręgowego szpitala Embarcadero? - Tak. - A więc zna pan doktor Taylor? - Oczywiście. - Czy był pan zdziwiony, że doktor Taylor została oskarżona o morder- stwo? Penn wstał. - Sprzeciw, Wysoki Sądzie. Odpowiedź pana Wallace'a nie będzie miała nic wspólnego z tematem rozprawy. - Chciałbym wyjaśnić - przerwał Venable - że może okazać się to istot- ne, jeżeli pozwoli mi pan... - Zobaczmy, co z tego wyniknie - rzekła sędzia Young. - Ale proszę do rzeczy, panie Venable. - Spróbuję zadać to pytanie w inny sposób - ciągnął Venable. - Doktorze Wallace, każdy lekarz zobowiązany jest złożyć przysięgę Hipokratesa, czy tak? - Owszem. - A fragment tej przysięgi brzmi - prokurator zaczął czytać z kartki trzy- manej w ręce: - Będę powstrzymywał się od oszustwa i korupcji... Zgadza się? - Tak. - Czy doktor Taylor zrobiła w przeszłości coś takiego, co wskazywałoby, że może złamać przysięgę Hipokratesa? - Sprzeciw. - Oddalam sprzeciw. - Tak, zdarzyło się coś takiego. - Proszę nam o tym opowiedzieć. - Doktor Taylor zdecydowała, że pewien pacjent potrzebuje transfuzji krwi. Jego rodzina nie zgadzała się na to. - I co się stało? - Doktor Taylor mimo wszystko przetoczyła mu krew. - Czy było to legalne? - Najzupełniej nielegalne. W każdym razie nie bez zezwolenia sądu. - Zatem jak doktor Taylor to zrobiła? - Uzyskała później pozwolenie i zmieniła na nim datę. - A więc uczyniła coś niezgodnego z prawem i sfałszowała dokumenty, by to ukryć? - Tak.

Alan Penn spojrzał ze złością na Paige. Zastanawiał się: Co jeszcze ta kobieta przede mną ukryła? Jeśli widzowie spodziewali się, że dostrzegana twarzy Paige Taylor jaki- kolwiek wyraz zdradzający jej uczucia, z pewnością się rozczarowali. Ta kobieta jest zimna jak lód, pomyślał jeden z przysięgłych, starszy męż- czyzna. Gus Venable odwrócił się w stronę ławy sędziowskiej. - Wysoki Sądzie, jak Wysoki Sąd wie, jednym ze świadków, których chcia- łem powołać, jest doktor Lawrence Barker. Niestety, wciąż nie czuje się do- brze i nie mógł stawić się w sądzie. Zamiast niego chciałbym teraz przesłu- chać kilku pracowników szpitala, którzy pracowali z doktorem Barkerem. Penn wstał. - Protestuję. Nie widzę związku. Doktor Barker nie przyszedł, więc... - Wysoki Sądzie - przerwał mu Venable - zapewniam, że pytania jakie mam do wspomnianych świadków, sąjak najbardziej związane z zeznaniami, które usły- szeliśmy wcześniej. Nawiązują także do kompetencji oskarżonej jako lekarza. Sędzia Young odparła sceptycznie: - Zobaczymy. Może pan przywołać swoich świadków. - Dziękuję. Gus Venable zwrócił się do pomocnika: - Chciałbym wezwać na świadka doktora Matthew Petersona. Do miejsca dla świadków zbliżył się elegancki, starszy mężczyzna. Złożył przysięgę i usiadł. Gus Venable spytał go: - Doktorze Peterson, od jak dawna pracuje pan w szpitalu Embarcadero? - Od ośmiu lat. - A jaka jest pana specjalność? - Kardiochirurgia. - Czy podczas lat spędzonych w owym szpitalu miał pan okazję praco- wać z doktorem Lawrence'em Barkerem? - O tak. Wiele razy. - Jaką ma pan o nim opinię? - Taką samą jak wszyscy. Doktor Barker jest najlepszym kardiochirur- giem na świecie, oprócz może DeBakeya i Cooleya. - Czy był pan obecny w sali operacyjnej tego ranka, gdy doktor Taylor operowała pacjenta nazwiskiem... - Venable udawał, że przegląda papiery ...Lance Kelly?

Ton głosu świadka się zmienił. - Tak, byłem tam - odparł. - Czy mógłby opisać pan, co tam się wtedy działo? Doktor Peterson odrzekł z ociąganiem: - Mieliśmy problemy. Obawialiśmy się, że pacjent nie przeżyje. - Co dokładnie się wydarzyło? - Praca serca ustała. Próbowaliśmy go reanimować i... - Czy posłano po doktora Barkera? - Tak. - Czy przyszedł do sali operacyjnej, gdy operacja jeszcze trwała? - Tak. Jednak było już za późno, by cokolwiek zrobić. Nie udało nam się uratować pacjenta. - Czy doktor Barker powiedział coś wtedy do pani Taylor? - Wszyscy byliśmy bardzo zdenerwowani i... - Pytałem, czy doktor Barker powiedział coś doktor Taylor? - Owszem. - Co to było takiego? Zapadła cisza. Na zewnątrz rozległ się grzmot, jak głos z nieba. Chwilę później rozpętała się burza. Krople deszczu zaczęły bębnić o dach. - Doktor Barker powiedział: „Zabiłaś go". W sali zawrzało. Sędzia Young uderzyła młotkiem w stół. - Cisza! Osoby obecne proszone są o spokój. Jeśli jeszcze raz powtórzą się takie hałasy, wszyscy zostaną zmuszeni do opuszczenia sali. Gus Venable czekał, aż wrzawa ucichnie. Gdy wszyscy zamilkli, spytał: - Czy jest pan pewien, że doktor Barker powiedział coś takiego do pani Taylor? - Tak. - Stwierdził pan wcześniej, że doktor Barker to wielki autorytet w spra- wach medycznych? - Jak najbardziej. - Dziękuję. To wszystko, doktorze. - Venable zwrócił się do Penna. - Świadek jest do pańskiej dyspozycji. Penn wstał i podszedł bliżej. - Doktorze Peterson, nigdy nie przyglądałem się operacji, ale przypusz- czam, że wywołuje ogromne napięcie, zwłaszcza jeśli jest to coś tak poważ- nego jak operacja serca. - To prawda. - Ile osób znajduje się wtedy w sali? Trzy czy cztery?

- Och, nie. Co najmniej sześć lub więcej. - Naprawdę? - Tak. Zwykle jest dwóch chirurgów, jeden asystent, czasami dwóch anes- tezjologów, jedna instrumentariuszka oraz pielęgniarka obsługująca apara- turę. - Rozumiem. Zatem panuje tam hałas i podniecenie. Ludzie wydają so- bie polecenia i tak dalej. - Tak. - Słyszałem, że często włącza się podczas operacji muzykę. - Owszem, dosyć często. - Kiedy wszedł doktor Barker i zobaczył, że Lance Kelly umiera, praw- dopodobnie powstało jeszcze większe zamieszanie? - Wszyscy byli bardzo zajęci, próbując uratować pacjenta. - I robili wiele hałasu? - Zgadza się. - I podczas całej tej wrzawy i grającej muzyki mógł usłyszeć pan, jak doktor Barker mówił do pani Taylor, że zabiła pacjenta? W całym tym za- mieszaniu mógł pan przecież się pomylić, nieprawdaż? - Niestety nie, proszę pana. Nie mogłem się pomylić. - Dlaczego jest pan tego taki pewien? Doktor Peterson westchnął. - Ponieważ stałem tuż przy doktorze Barkerze, kiedy to mówił. Penn musiał dać za wygraną. - Nie mam więcej pytań - powiedział. Sprawa zaczynała się komplikować, a on nic nie mógł na to poradzić. W dodatku wyglądało na to, że może być jeszcze gorzej. Do miejsca dla świadków podeszła Denise Berty. - Jest pani pielęgniarką w okręgowym szpitalu Embarcadero? - Tak. - Jak długo tam pani pracuje? - Pięć lat. - Czy słyszała pani kiedykolwiek rozmowę doktor Taylor z doktorem Barkerem? - Pewnie. Wiele razy. - Czy może pani przytoczyć parę przykładów? Pielęgniarka spojrzała na doktor Taylor i się zawahała. - Doktor Barker potrafił używać bardzo ostrych słów...

- Nie pytałem o to, pani Berry. Prosiłem, żeby powtórzyła nam pani coś szczególnego, co doktor Barker mówił do pani Taylor. Pielęgniarka milczała przez dłuższą chwilę. - Raz powiedział, że ona jest niekompetentna i... Gus Venable udawał wielce zaskoczonego. - Słyszała pani, jak doktor Barker mówił, że pani Taylor jest niekompe- tentna? - Tak, proszę pana. Ale on zawsze... - Jakie jeszcze inne jego uwagi pani słyszała? Denise Berry ociągała się z odpowiedzią. - Naprawdę, nie pamiętam. - Panno Berry, zeznaje pani pod przysięgą. - No... raz słyszałam, jak powiedział... - tu pielęgniarka wymamrotała coś niezrozumiale. - Nie dosłyszeliśmy. Proszę głośniej. - Powiedział... że nie pozwoliłby doktor Taylor operować swojego psa. Zebranych aż zatkało. - Ale jestem pewna, że miał tylko na myśli... - Przypuszczam, że doktor Barker miał na myśli to, co powiedział. Oczy wszystkich skierowały się na Paige Taylor. Wyglądało na to, że prokurator zatriumfował. Jednakże Alan Penn cieszył się reputacją prawdziwego cudotwórcy. Teraz nadeszła jego kolej na zada- wanie pytań. Czy i tym razem znowu uda mu się wyczarować królika z cy- lindra? Paige Taylor stanęła na miejscu dla świadków i odpowiadała na pytania Alana Penna. Wszyscy czekali na tę chwilę. - John Cronin był pani pacjentem, prawda? - Tak. - Co pani czuła wobec niego? - Lubiłam go. Wiedział, że jest bardzo chory, ale dzielnie się trzymał. Miał operację z powodu guza serca. - Pani wykonywała tę operację? - Tak. - I co się okazało w trakcie operacji? - Kiedy otworzyliśmy jego klatkę piersiową, okazało się, że ma prze- rzuty.

- Innymi słowy, nowotwór rozprzestrzenił się po całym ciele. - Zgadza się. Przerzuty nastąpiły przez węzły chłonne. - To znaczy, że nie było dla niego żadnej nadziei? Żadne cuda nie przy- wróciłyby mu już zdrowia? - Żadne. - Johnowi Croninowi została podłączona kroplówka. - Tak jest. - Doktor Taylor, czy rozmyślnie, za pomocą silnej dawki insuliny, pozba- wiła pani życia Johna Cronina? -Tak. Na sali rozległ się nagle szum. Ona jest naprawdę twarda, pomyślał Gus Venable. Powiedziała to takim tonem, jakby chodziło o podanie filiżanki herbaty. - Czy zechciałaby pani powiedzieć sądowi, dlaczego pozbawiła pani życia Johna Cronina? - Bo prosił mnie o to. Błagał mnie. Wezwał mnie w środku nocy, gdyż straszliwe cierpiał. Lekarstwa, jakie mu podawaliśmy, przestały działać - odpowiadała pewnym głosem. - Powiedział, że nie chce się już dłużej mę- czyć. 1 tak umarłby za kilka dni. Błagał mnie, żeby stało się to wcześniej. 1 spełniłam jego życzenie. - Pani doktor, czy nie wahała się pani tego uczynić? Czy nie dręczy panią poczucie winy? Paige Taylor pokręciła przecząco głową. - Nie. Gdyby pan go widział... Po prostu nie było sensu, by dalej tak cierpiał. - W jaki sposób podała mu pani insulinę? - Wprowadziłamją do krwiobiegu. - Czy nie spowodowało to dodatkowego bólu? - Nie. Zwyczajnie zasnął. Gus Venable zerwał się na równe nogi. - Sprzeciw! To jest subiektywny opis zdarzenia! Sędzia Young zastukała młotkiem. - Panie Venable, proszę nie przeszkadzać. Miał pan już okazję zadać swoje pytania. Proszę usiąść. Oskarżyciel zerknął na ławę przysięgłych, pokręcił głową i usiadł. - Doktor Taylor, czy kiedy podawała pani insulinę Johnowi Croninowi, była pani świadoma, że zapisał pani w testamencie milion dolarów? - Nie. Byłam zaskoczona, kiedy się o tym dowiedziałam.

Kłamie jak najęta, pomyślał Gus Venable. - Czy rozmawiała pani przy jakiejś okazji z Johnem Croninem na temat pieniędzy albo podarunków? Lub czy prosiła go pani o cokolwiek? Na policzki Paige Taylor wystąpił nagły rumieniec. - Nigdy! - Ale była z nim pani w przyjaznych stosunkach? - Tak. Gdy pacjent jest śmiertelnie chory, to relacja pomiędzy nim a leka- rzem się zmienia. Rozmawialiśmy na temat jego problemów rodzinnych i oso- bistych. - Jednak nie miała pani powodu oczekiwać od niego czegokolwiek? - Nie. - Zostawił pani pieniądze, ponieważ nabrał do pani zaufania i szacunku. Dziękuję pani, doktor Taylor - rzekł Perm i zwrócił się do Venable'a. - Świa- dek jest do pana dyspozycji. Gdy Penn powrócił na swoje miejsce, Paige Taylor omiotła wzrokiem salę. Zobaczyła Jasona wyraźnie nadrabiającego miną. Obok niego ujrzała Ho- ney. Ktoś obcy siedział koło niej, na miejscu, które pewnie zajmowałaby Kat, gdyby jeszcze żyła... Ale nie ma już jej wśród nas, pomyślała Paige. Do jej śmierci także się przyczyniłam. Gus Venable wstał i z wolna podszedł do doktor Taylor. Rzucił okiem na sektor dla dziennikarzy. Nie można tam było wcisnąć szpilki, wszyscy re- porterzy pilnie notowali. Zaraz będziecie mieli o czym pisać, pomyślał Ve- nable. Stał przed oskarżoną dłuższą chwilę i wpatrywał się w Paige Taylor. Na- stępnie odezwał się spokojnym głosem: - Doktor Taylor... czy John Cronin był pierwszym pacjentem, którego zamordowała pani w szpitalu okręgowym Embarcadero? Alan Penn z wściekłością zerwał się z krzesła. - Wysoki Sądzie, ja...! Jednak sędzia Young miała już w ręku młotek. - Proszę o ciszę! - zawołała, uderzając w stół. - Nastąpi teraz piętnasto minutowa przerwa. Chcę z obydwoma panami porozmawiać w mojej kance- larii. Gdy obrońca i oskarżyciel znaleźli się w pokoju, sędzia Young rzekła do Gusa Venable'a: - Ma pan wykształcenie prawnicze, nieprawdaż, Gus? - Przepraszam. Ja...

- Czy widzi pan tu gdzieś namiot? - Słucham? Jej głos był teraz nasycony złośliwością: - Sąd to nie cyrk i nie zamierzam dopuścić, by kiedykolwiek w cyrk się zamienił. Dlaczego zadał pan tak oburzające pytanie? - Proszę mi wybaczyć. Sformułuję to pytanie jeszcze raz, bardziej oględ- nie... - Zrobi pan znacznie więcej! - warknęła sędzia Young. - Zmieni pan swoje nastawienie. Ostrzegam pana. Jeszcze jedno takie zagranie i odsunę pana od tej sprawy. - Tak jest, rozumiem. Kiedy wrócili na salę rozpraw, sędzia Young zwróciła się do przysięgłych: - Uchylam ostatnie pytanie oskarżyciela. - Następnie przemówiła do pro- kuratora: - Może pan kontynuować. Gus Venable podszedł do miejsca, z którego zeznawali świadkowie. - Doktor Taylor, zapewne była pani bardzo zaskoczona, gdy dowiedziała się, że człowiek, którego pani zamordowała, zostawił pani milion dolarów. Alan Penn się poderwał. - Sprzeciw! - Podtrzymany - stwierdziła sędzia Young i zwróciła się do Venable'a. - Wystawia pan na próbę moją cierpliwość. - Przepraszam, Wysoki Sądzie - rzekł Venable, odwracając się plecami do świadka. Potem z powrotem zwrócił się do Paige: - Zapewne była pani na bardzo przyjacielskiej stopie z pacjentem. Chyba rzadko się zdarza, by obcy człowiek zapisał komuś w spadku milion dolarów, prawda? Paige Taylor spąsowiała. - To były stosunki, które zwykle łączą lekarza z pacjentem. - A nie coś więcej? Mężczyzna z własnej woli zapomina o ukochanej żonie i rodzinie i przekazuje własny majątek obcej kobiecie... Wspominała pani o jakichś rozmowach na tematy osobiste... Sędzia nachyliła się i rzekła ostrzegawczym tonem: - Panie Venable... Prokurator uniósł dłonie w geście rezygnacji. Zwrócił się do oskarżonej: - A więc pani i John Cronin po prostu ucinaliście sobie przyjacielskie pogawędki. On zwierzał się z problemów osobistych, polubił panią i nabrał do pani zaufania. Czy tak było, pani doktor? - Owszem.

- 1 tylko za to dał pani milion dolarów? Paige rozejrzała się po sali. Nie odpowiedziała. Po prostu milczała. Venable ruszył w kierunku swojego stolika, a potem nagle znowu odwrócił się do oskarżonej. - Doktor Taylor, zeznała pani wcześniej, że nie wiedziała, iż John Cronin zamierza zostawić pani jakiekolwiek pieniądze czy też wykluczyć swoją ro- dzinę z testamentu. - To prawda. - Ile przeciętnie zarabia lekarz w takim szpitalu jak Embarcadero? Alan Penn powstał. - Sprzeciw! Nie wydaje mi się... - To właściwe pytanie. Oskarżona może odpowiedzieć. - Trzydzieści osiem tysięcy dolarów rocznie. Venable rzekł z ubolewaniem: - To niezbyt dużo jak na dzisiejsze czasy, nieprawdaż? Z tego potrąca się jeszcze podatki. Dużą część stanowią koszty utrzymania, wydatki na ubez- pieczenia. Nie zostaje wystarczająco dużo, by pozwolić sobie na luksusowe wakacje, na przykład podróż do Londynu, Paryża czy Wenecji, czyż nie? - Przypuszczam, że ma pan rację. - Nie planowałaby więc pani takiej wycieczki, wiedząc, że nie może so- bie na nią pozwolić. - Zgadza się. - Wysoki Sądzie... - wtrącił się Alan Penn. - Do czego pan zmierza, panie Venable? - zwróciła się do oskarżyciela sędzia Young. - Chcę jedynie wykazać, że oskarżona nie mogłaby planować drogiej wycieczki, gdyby nie wiedziała, że dostanie od kogoś pieniądze. - Jej odpowiedź zawiera wyjaśnienia w tej kwestii. Alan Penn zdawał sobie sprawę, że musi coś zrobić. Nie miał zbytnio serca do tej sprawy, ale podszedł do miejsca dla świadków pełen otuchy, jak człowiek, który wygrał właśnie na loterii. - Doktor Taylor, czy pamięta pani dzień, kiedy udała się pani do agencji turystycznej po broszury? - Tak. - Czy zamierzała pani pojechać do Europy lub wynająć jacht? - Oczywiście, że nie. To była tylko taka zabawa, marzenia niemożliwe do zrealizowania. Pomyślałam razem z moimi przyjaciółkami, że poprawi

nam to humor. Byłyśmy bardzo zmęczone... Wpadłyśmy na pomysł, żeby odwiedzić agencję turystyczną... - Paige zamilkła. Alan Penn spojrzał ukradkiem na przysięgłych. Ich twarze wyrażały nie- dowierzanie. Gus Venable ponownie zadawał pytania oskarżonej. - Doktor Taylor, czy zna pani doktora Lawrence'a Barkera? Paige ogarnęły nagle wspomnienia. „Zabiję Lawrence'a Barkera. Zrobię to powoli. Najpierw każę mu cierpieć... a potem go zabiję". - Owszem, znam go. - Jak dobrze? - W ciągu ostatnich dwóch lat często razem pracowaliśmy. - Czy pani zdaniem jest on kompetentnym lekarzem? Alan Penn zerwał się z miejsca. - Sprzeciwiam się, Wysoki Sądzie. Oskarżona... Jednak nim zdążył dokończyć, sędzia Young pozwoliła Paige odpowie- dzieć. - Więcej niż kompetentnym. Jest doskonałym lekarzem. Penn spoczął z powrotem na krześle, zbyt wstrząśnięty, by mówić. - Czy mogłaby pani coś jeszcze o nim powiedzieć? - Doktor Barker jest jednym z najsławniejszych kardiochirurgów na świe- cie. Ma prywatną praktykę, i mimo to poświęca trzy dni w tygodniu na pracę w szpitalu okręgowym. - A więc wysoko sobie pani ceni jego opinie w sprawach medycznych? - Tak. - Czy uważa pani, że byłby w stanie ocenić kompetencje innego lekarza? Penn miał nadzieję, że Paige odpowie: Nie wiem. Zawahała się. - Tak - odrzekła w końcu. Gus Venable odwrócił się w stronę przysięgłych. - Usłyszeliście państwo zeznanie oskarżonej, która ceni sobie opinie dok- tora Barkera na tematy medyczne. Mam nadzieję, że wzięła sobie do serca jego zdanie o własnych kompetencjach zawodowych... lub ich braku. Wściekły Alan Penn zerwał się na równe nogi. - Sprzeciw! - Podtrzymany. Było jednak już za późno. Nie mógł odwrócić tego, co już się stało.

Podczas następnej przerwy Alan Penn zaciągnął Jasona do toalety. - W co wy mnie, do diabła, wpakowaliście? - syknął wściekle. – John Cronin jej nienawidził, Barker też. Wymagam od swoich klientów, aby mó- wili mi prawdę, całą prawdę. Tylko w taki sposób mogę komukolwiek po- móc. Ale dla niej nic nie potrafię zrobić. Pana przyjaciółka sama wszystko psuje. Za każdym razem, gdy otwiera usta, wbija sobie gwóźdź do trumny. Ta cała pieprzona sprawa zaczyna się gmatwać... Tego popołudnia Jason Curtis poszedł odwiedzić Paige. - Doktor Taylor, ma pani gościa. Jason wszedł do celi. - Paige... Odwróciła się do niego, próbując powstrzymać łzy. - Sprawa wygląda fatalnie, prawda? - powiedziała. Jason uśmiechnął się z wysiłkiem. - Znasz powiedzenie: Ten się śmieje, kto się śmieje ostatni? - Jason, nie wierzysz w to, że zabiłam Johna Curtisa dla pieniędzy, praw- da? Chciałam tylko mu pomóc. - Wierzę ci - odparł Jason spokojnie. - Kocham cię. Wziął ją w ramiona. Nie chcę jej stracić, pomyślał. Tak bardzo mi na niej zależy. - Wszystko będzie w porządku. Obiecywałem, że nigdy cię nie opusz- czę. Paige przytuliła się do niego mocniej i pomyślała: Nic nie trwa wiecznie. Nic. Jak to się wszystko mogło stać... jak...?

Rozdział 1 San Francisco Lipiec 1990 ate Hunter. - Obecna. - Betty Lou Taft. - Jestem. - Paige Taylor. - Obecna. Grupę nowych lekarzy rozpoczynających pierwszy rok pracy stanowiły prawie same kobiety. Wszyscy zebrali się w olbrzymiej, ponurej sali okręgo- wego szpitala Embarcadero. Był to najstarszy szpital w San Francisco, jeden z najstarszych w kraju. Podczas trzęsienia ziemi w 1989 roku Bóg zrobił dowcip mieszkańcom San Francisco i ocalił szpital przed zburzeniem. Kompleks brzydkich budynków zajmujących trzy kwadratowe działki składał się z gmachów zbudowanych z cegły i kamienia, poszarzałych z upływem lat. W środku głównego gmachu, przy wejściu, znajdowała się przestronna poczekalnia z twardymi, drewnianymi ławkami dla pacjentów i odwiedzają- cych. Ściany łuszczyły się od zbyt wielu warstw farby, podłogi w koryta- rzach były zniszczone i nierówne. Zbyt wielu bowiem przejechało po nich pacjentów na wózkach, zbyt wielu przeszło ludzi podpierających się kulami. Szpital okręgowy Embarcadero stanowił miasto w mieście. Pracowało tu ponad dziewięć tysięcy ludzi, w tym czterystu lekarzy zatrudnionych na stałe, stu pięćdziesięciu na pół etatu, ośmiuset lekarzy zakładowych, trzy tysiące K

pielęgniarek oraz salowe, laboranci i personel techniczny. Na wyższych pię- trach znajdowało się dwanaście sal operacyjnych, magazyn, bank narządów, biuro centralnego zarządzania, trzy oddziały intensywnej terapii, oddział dla chorych na AIDS i ponad dwa tysiące łóżek. Tego dnia w lipcu, gdy przybyli nowi pracownicy, doktor Benjamin Wal- lace, dyrektor szpitala, powstał, by ich powitać. Był świetnym dyplomatą. Wysoki, imponujący mężczyzna o niewielkich zdolnościach, lecz dysponu- jący szczególnym urokiem, który zapewnił mu obecną pozycję. - Chciałbym powitać wszystkich nowych lekarzy. Przez pierwsze dwa lata studiów medycznych uczyliście się na ludzkich szczątkach. Podczas dwóch ostatnich lat pod nadzorem bardziej doświadczonych lekarzy leczyliś- cie chorych w szpitalu. Teraz sami będziecie troszczyć się o swoich pacjen- tów. To ogromna odpowiedzialność, wymagająca poświęcenia i wiedzy. Obrzucił wzrokiem audytorium. - Niektórzy z was zamierzają poświęcić się chirurgii. Inni chcą zostać internistami. Każdej z grup zostanie przydzielony jeden ze starszych stażem lekarzy, który objaśni dzienny rozkład zajęć. Od tej chwili wszystko, co bę- dziecie robić, stanie się sprawą życia i śmierci. Słuchacze wytężali uwagę, chłonęli każde słowo. - Embarcadero jest szpitalem okręgowym. Oznacza to, że przyjmujemy każdego, kto zapuka do naszych drzwi. Większość pacjentów to ludzie ubo- dzy. Przychodzą do nas, ponieważ nie mogą pozwolić sobie na prywatny szpi- tal. Sale na oddziale intensywnej terapii zajęte są dwadzieścia cztery godziny na dobę. Będziecie pracować ponad siły i dostaniecie niezbyt duże wynagro- dzenie. W prywatnym szpitalu w pierwszym roku pracy wykonywalibyście tylko rutynowe badania. Podczas drugiego roku pozwolono by wam podawać skalpel chirurgowi, a w trzecim roku moglibyście pod jego nadzorem wyko- nywać jakieś niezbyt trudne operacje. Tutaj nic takiego się nie zdarzy. Nasze motto brzmi: Miej oczy otwarte, pracuj i ucz się. Bardzo brakuje nam ludzi, a więc im szybciej nauczycie się operować, tym lepiej. Czy są jakieś pytania? W głowach młodych lekarzy kłębiły się tysiące pytań. - Nie ma żadnych? W porządku. Wasz pierwszy dzień oficjalnie zaczyna się jutro. Macie stawić się przy głównej recepcji rano o piątej trzydzieści. Życzę powodzenia! Odprawa dobiegła końca. Grupa osób ruszyła tłumnie w kierunku drzwi. Rozległ się szum podekscytowanych rozmów. W pewnej chwili trzy nie- znające się nawzajem młode lekarki znalazły się blisko siebie. - Bardzo tu dużo kobiet.