SHEPARD SARA
PRETTY LITTLE LIARS 08
POŻĄDANE
CZAS ZACZĄĆ PRZEDSTAWIENIE.
A.
Podejrzany o zabójstwo Ali czeka w areszcie na proces. Wydawać by się mogło, że Emily,
Spencer, Aria i Hanna wreszcie odetchną z ulgą. Jednak mama Alison składa publicznie
zaskakujące oświadczenie, które rzuca cień na całą sprawę.
Jakie mroczne tajemnice ukrywa rodzina DiLaurentisów?
SPÓJRZ JESZCZE RAZ
Mawiają, że obraz jest wart tysiąca słów. Kamera przemysłowa rejestruje piękną brunetkę, jak
wynosi biżuterię ze sklepu Tiffany'ego. Paparazzi przyłapuje żonatego reżysera na romansie z
młodą gwiazdką. Ale obraz nie powie ci, że ta dziewczyna tam pracuje i miała przenieść biżuterię
do biura szefa, a reżyser już miesiąc wcześniej złożył pozew rozwodowy.
A co ze zdjęciami rodzinnymi? Weźmy na przykład fotografię przedstawiającą mamę, tatę,
siostrę i brata, jak siedzą na ganku luksusowej wiktoriańskiej willi. Przyjrzyjcie się dokładniej. Tata
chyba trochę zmusza się do uśmiechu. Mama zezuje na lewo, na dom sąsiadów — a może po prostu
na są siad a. Brat ściska balustradę z całej siły, jakby chciał ją złamać. A siostra uśmiecha się
tajemniczo, jakby kryła jakiś smakowity sekret. Połowę podwórka rozorała już wielka koparka, a w
tle majaczy rozmazana sylwetka. Widać tylko burzę blond włosów i bladą cerę. To
chłopak... czy dziewczyna? A może to złudzenie wywołane przez światło albo ślad po palcach.
A może wszystko to, czego nie zauważyłyście na pierwszy rzut oka, znaczy o wiele więcej, niż
myślicie.
Czterem ślicznym dziewczynom z Rosewood wydaje się, że już wiedzą, co się wydarzyło tej
nocy, kiedy zginęła ich przyjaciółka. Sprawcę aresztowano, a sprawę zamknięto. Ale gdyby
sięgnęły jeszcze raz do swojej pamięci i spróbowały dostrzec to, co majaczy gdzieś na jej
peryferiach, gdyby zaufały swoim przeczuciom, choć nie potrafią jeszcze ich nazwać, a przede
wszystkim przyjrzały się bliżej ludziom, których mają tu ż pod nosem, to ten bardzo wyraźny obraz
mógłby się radykalnie zmienić. Gdyby wzięły kolejny głęboki oddech i spojrzały na zdjęcie jeszcze
raz, to może odkryłyby coś zdumiewającego, a może nawet przerażającego.
Prawda jest czasem dziwniejsza niż zmyślenie. Szczególnie w Rosewood.
Był mglisty czerwcowy wieczór, a księżyc nie pokazał się jeszcze na niebie. W ciemnym,
gęstym lesie grały koniki polne, a w okolicy pachniało azaliami, świecami o zapachu cytrynowym i
chlorowaną wodą z basenu. Nowiutkie luksusowe samochody stały w olbrzymich garażach. Jak
zawsze w Rosewood w stanie Pensylwania, eleganckim miasteczku pełnym stylowych domów,
oddalonym o czterdzieści kilometrów od Filadelfii, każde źdźbło trawy było na swoim miejscu, a
każdy robił to, co do niego należy. Prawie każdy.
Alison DiLaurentis, Spencer Hastings, Aria Montgomery, Emily Fields i Hanna Marin włączyły
wszystkie światła w małym domku na tyłach posiadłości Hastingsów, rozpoczynając całonocną
imprezę, która miała oficjalnie zakończyć siódmą klasę. Spencer szybko wrzuciła do kubła na
śmieci kilka butelek po piwie zostawionych przez jej siostrę Melissę i jej chłopaka lana Thomasa.
Spencer wyprosiła ich oboje z domku kilka minut wcześniej. Emily i Aria rzuciły w kąt swoje
torby, żółtą i kasztanową, obie marki LeSportsac, spakowane na całą noc. Hanna położyła się na
kanapie i łapczywie rzuciła się na resztki popcornu. Ali zamknęła i zaryglowała drzwi. Żadna z nich
nie usłyszała cichych kroków na wilgotnej trawie ani nie zauważyła, że okno zaparowało od
czyjegoś oddechu.
Pstryk.
— Dziewczyny - odezwała się Alison, przysiadając na oparciu skórzanej kanapy. - Mam
świetny pomysł. -Okno było zamknięte, ale szyba na tyle cienka, że jej słowa słychać było na
zewnątrz, pośród spokojnej, czerwcowej nocy. — Nauczyłam się, jak hipnotyzować ludzi. Mogę
was zahipnotyzować, wszystkie naraz.
Nastała długa cisza. Spencer skubała rąbek spódniczki do hokeja. Aria i Hanna spojrzały po
sobie z niepokojem.
-Proooszę - błagała Ali, składając dłonie jak do modlitwy. Rzuciła okiem na Emily. - Ty na
pewno dasz się zahipnotyzować, prawda?
— Mhm... - Emily drżał głos. — No cóż...
— Ja się zgadzam — wtrąciła się Hanna. Pstryk.
Wrr.
Pozostałe dziewczyny zgodziły się bez entuzjazmu. Czy miały inne wyjście? Ali była
najpopularniejszą dziewczyną w ich szkole, w Rosewood Day. Wszyscy chłopcy chcieli z nią
chodzić, wszystkie dziewczyny chciały być takie jak ona, wszyscy rodzice uważali ją za idealne
dziecko, a ona zawsze dostawała to, czego chciała. Jeszcze rok temu Spencer, Aria, Emily i Hanna
w najśmielszych marzeniach nie spodziewały się, że Ali wybierze je do swojej świty w czasie
szkolnej imprezy charytatywnej. Dzięki niej cztery szare myszki zmieniły się w najważniejsze
szkolne osobistości. Ali zabierała je na weekendowe wypady w góry Pocono, kupowała im
maseczki z glinki i dzięki niej zajmowały najlepszy stolik w stołówce. Ale zmuszała je też do
robienia rzeczy, na które nie miały najmniejszej ochoty. To ona wplątała je w sprawę Jenny, każąc
im przysiąc, że do końca życia dochowają tego przerażającego sekretu. Czasem czuły się jak
marionetki w rękach Ali.
Ostatnio Ali nie odbierała ich telefonów i zadawała się ze starszymi koleżankami z drużyny
hokeja. Właściwie interesowały ją tylko sekrety i ułomności przyjaciółek. Droczyła się z Arią,
przypominając jej na każdym kroku o romansie jej taty ze studentką. Wyśmiewała obsesję Hanny
na punkcie chrupek serowych i jej coraz szersze biodra. Drwiła z Emily, która się w niej zadurzyła.
Groziła, że powie wszystkim, że Spencer całowała się z chłopakiem swojej siostry. Wszystkie
miały poczucie, że ich przyjaźń z Ali przecieka im przez palce. W głębi duszy każda się
zastanawiała, czy po dzisiejszej imprezie nadal będą się przyjaźnić.
Pstryk. Ali pospiesznie zaczęła zapalać waniliowe świece zapalniczką Zippo i zasuwać rolety.
Kazała dziewczynom usiąść po turecku na okrągłym dywanie z frędzlami. Posłusznie wykonały
polecenie, choć wcale nie miały na to ochoty. A co, jeśli Ali faktycznie je zahipnotyzuje? Każda
skrywała jakiś wielki sekret, o którym wiedziała tylko Ali. Wcale nie chciały dzielić się tymi
tajemnicami z pozostałymi przyjaciółkami, a już na pewno nie z całym światem.
Ps t ry k .
Wrr.
Ali zaczęła powoli odliczać od stu do jednego. Mówiła ściszonym, kojącym głosem. Żadna z
dziewczyn nawet nie drgnęła. Ali na palcach przeszła przez salon, minęła wielkie biurko z
komputerem, pełne książek regały i malutką kuchnię. Jej przyjaciółki siedziały spokojnie, jak
skamieniałe. Żadna nie spojrzała w stronę okna. Żadna nie słyszała mechanicznego pstrykania
starego polaroida, który rejestrował je na rozmazanych zdjęciach, ani cichego warkotu, kiedy aparat
wypluwał na ziemię fotografie. W szparach między roletami było dostatecznie dużo miejsca, żeby
zrobić zdjęcie, na którym zmieściły się wszystkie.
Pstryk.
Wrr.
Kiedy Ali doliczyła do jednego, Spencer zerwała się na równe nogi i podbiegła do okna.
- Tu jest za ciemno - oznajmiła. Odsłoniła rolety, a do wnętrza wpadł snop światła. - Wolę, żeby
tu było jaśniej. Zresztą chyba nie tylko ja.
Ali spojrzała na przyjaciółki. Jej usta wykrzywił złośliwy uśmiech.
— Zasłoń! — rozkazała. Spencer przewróciła oczami. — Boże, weź na wstrzymanie. Ali
spojrzała przez odsłonięte okno. Na jej twarzy pojawił się cień przerażenia. Zauważyła kogoś?
Rozpoznała osobę za oknem? Wiedziała, co ją czeka?
Szybko odwróciła się do Spencer. Zacisnęła pięści.
— Uważasz, że to ja powinnam wziąć na wstrzymanie? P s t r yk. Z aparatu wysunęło się
kolejne zdjęcie. Z nicości wyłonił się obraz.
Spencer i Ali wpatrywały się w siebie przez chwilę. Pozostałe dziewczyny siedziały na
dywanie. Hanna i Emily kołysały się w przód i w tył, pogrążone w transie, ale Aria miała
półprzymknięte oczy. Obserwowała kłótnię Spencer i Ali, nie miała jednak siły, żeby
interweniować.
— Wyjdź! — rozkazała Spencer i pokazała ręką drzwi.
— Dobrze. — Ali wyszła na ganek, z całej siły zatrzaskując za sobą drzwi.
Ali przez chwilę stała za drzwiami, oddychając ciężko. Liście drzew szemrały lekko, jakby coś
szeptały. Lampa w kształcie starej latarni, wisząca nad wejściem, oświetlała połowę sylwetki
dziewczyny. Na twarzy miała grymas pełen goryczy i gniewu. Nie spojrzała z przestrachem za róg
domu. Nie wyczuła niebezpieczeństwa, które czaiło się tuż obok. Może to dlatego, że sama musiała
tak bardzo się starać, żeby nie wyszedł na jaw jej wielki sekret. Musiała się teraz z kimś spotkać. I
jak ognia unikać spotkania z kimś innym.
Po chwili ruszyła ścieżką. Kilka sekund później drzwi do domku znowu zamknęły się z
trzaskiem. Spencer wyszła i dogoniła ją przy granicy lasu. Choć rozmawiały cicho,
w ich głosach słychać było narastającą irytację. „Chcesz mi wszystko odebrać. Ale tego nie
dostaniesz. Przeczytałaś o tym w moim pamiętniku, tak? Myślałaś, że pocałunek z łanem był
szczególny, ale on mi mówił, że nawet nie wiedziałaś, jak się do tego zabrać".
Nagle rozległ się odgłos butów ślizgających się na mokrej trawie. I krzyk. A potem groźne
trzaśnięcie. I zduszony jęk przerażenia. Później zapadła cisza.
Aria wyszła na ganek i się rozejrzała.
- Ali!? - zawołała. Zaczęła się jej trząść dolna warga. Żadnej odpowiedzi. Aria czuła drżenie w
koniuszkach
palców. Może w głębi duszy czuła, że nie jest tu sama.
- Spencer!? - zawołała znowu Aria.
Wyciągnęła dłoń i dotknęła dzwoneczków - chciała usłyszeć ich kojący dźwięk. Odezwały się
melodyjnie.
Aria wróciła do domku w chwili, gdy obudziły się Hanna i Emily.
- Miałam przedziwny sen - wyszeptała Emily, przecierając oczy. - Ali wpadła do bardzo
głębokiej studni, a wokół rosły wielkie rośliny.
- Mnie się śniło to samo! - wykrzyknęła Hanna. Patrzyły na siebie z niedowierzaniem.
Spencer wróciła na ganek, zdezorientowana i poruszona.
- Gdzie Ali? - zapytały dziewczyny.
- Nie wiem - odparła Spencer nieobecnym głosem. Rozejrzała się. - Myślałam... zresztą sama
nie wiem.
W tym momencie ktoś już pozbierał wszystkie zdjęcia i schował je do kieszeni. Ale aparat
uruchomił się jeszcze raz, przez przypadek, a lampa błyskowa oświetliła czerwony siding domku.
Wysunęło się kolejne zdjęcie.
Pst r yk . Wrr. Dziewczyny patrzyły przez okno, drżąc ze strachu. Czy ktoś tam się czaił? Ali?
A może Melissa z łanem? Przecież dopiero co wyszli.
Panowała absolutna cisza. Minęły dwie sekundy. Pięć. Dziesięć. Nic nie zmąciło ciszy. „To
tylko wiatr", pomyślały. A może gałąź uderzyła w szybę i przesunęła się po niej, wydając taki
dźwięk, jak paznokieć drapiący kawałek styropianu.
— Chyba chcę iść do domu — oświadczyła Emily.
Dziewczyny wyszły razem z domku. Były wściekłe, zażenowane i wstrząśnięte. Ali je olała. Ich
przyjaźń się skończyła. Przeszły przez podwórko przy domu Spencer, nie przeczuwając nawet,
jakie straszne rzeczy jeszcze się wydarzą. Twarz zza okna też zniknęła. Ten ktoś podążył za Ali.
Maszyna ruszyła, uruchamiając łańcuch nieuniknionych wydarzeń. Za kilka godzin Ali miała już
nie żyć.
1
NA RUINACH DOMU
Spencer przetarła zapuchnięte od snu oczy i włożyła gofra do tostera. W kuchni jej rodzinnego
domu pachniało świeżo zaparzoną kawą, ciastem i cytrynowym płynem do pielęgnacji mebli. Dwa
labradory, Rufus i Beatrice, otoczyły ją, machając ogonami.
Na ekranie stojącego w rogu małego plazmowego telewizora pojawiła się czołówka
wiadomości. Reporterka w granatowym żakiecie od Burberry stała przed szefem policji w
Rosewood i siwowłosym mężczyzną w czarnym garniturze. Napis na dole ekranu głosił-.
„Morderstwa
w Rosewood".
- Mojego klienta niesłusznie oskarżono - oświadczył mężczyzna w garniturze. Był adwokatem z
urzędu reprezentującym Williama „Billy'ego" Forda i po raz pierwszy od aresztowania klienta
wypowiadał się publicznie na jego temat. - Jest zupełnie niewinny. Został wrobiony.
- No jasne - rzuciła Spencer.
Ręka trzęsła się jej nerwowo, kiedy nalewała kawę do kubka z napisem: „SZKOŁA
PODSTAWOWA W ROSEWOOD". Spencer nie miała najmniejszych wątpliwości, że to Billy
prawie cztery lata temu zabił jej najlepszą przyjaciółkę Alison DiLaurentis. A teraz zamordował też
Jennę Cavanaugh, niewidomą dziewczynę z klasy Spencer, a także najprawdopodobniej lana
Thomasa, byłego chłopaka Melissy, w którym podkochiwała się też Ali i którego wcześniej
posądzono o jej zabicie. Policjanci znaleźli w samochodzie Billy'ego zakrwawiony T-shirt należący
do lana, a teraz poszukiwali jego ciała, choć do tej pory nie natrafili na żadne ślady warte uwagi.
Na zewnątrz, na ślepej ulicy, przy której mieszkała Spencer, rozległ się warkot śmieciarki. W
ułamku sekundy ten sam warkot rozległ się z głośnika w telewizorze. Spencer weszła do salonu i
rozchyliła kotary w oknie wychodzącym na ulicę. Oczywiście, przy chodniku już zaparkowała
furgonetka z logo stacji telewizyjnej. Kamerzysta przechodził od jednej osoby do drugiej, a
towarzyszący mu pomocnik trzymający wielki mikrofon osłaniał się przed silnym wiatrem. Spencer
nawet z tej odległości widziała poruszające się usta reporterki, a z telewizora dobiegał jej głos.
Podwórko naprzeciwko domu Cavanaughów otoczono żółtą taśmą policyjną. Od kiedy
zamordowano Jennę, na podjeździe stało auto policyjne. Pies przewodnik Jenny, przysadzisty
owczarek niemiecki, wyglądał przez okno w salonie. Stał tak dzień i noc od kilku tygodni, jakby
czekał na powrót swojej pani.
Policja znalazła sztywne, martwe ciało Jenny w rowie za domem. Wedle doniesień medialnych
rodzice Jenny
przyjechali do domu w sobotę, żeby go opróżnić. Państwo Cavanaughowie usłyszeli dzikie,
nieustające szczekanie na tyłach swojej posiadłości. Pies Jenny stał przywiązany do drzewa, a
Jenna... zniknęła. Kiedy uwolnili psa, natychmiast popędził w stronę rowu wykopanego przez
hydraulików kilka dni wcześniej podczas naprawy pękniętej rury. Ale w środku znaleziono coś
więcej niż tylko nowo wstawioną rurę. Wyglądało to tak, jakby morderca c h ci a ł, żeby Jennę
znaleziono.
Anonimowy informator naprowadził policję na trop Billy'ego Forda. Policja oskarżyła Forda
również o zabicie Alison DiLaurentis. Wszystkie dowody na to wskazywały. Billy należał do ekipy,
która tego lata, kiedy zniknęła Ali, budowała altanę przy domu DiLaurentisów. Ali często skarżyła
się na to, że robotnicy gapią się na nią. Wtedy Spencer wydawało się, że to tylko przechwałki.
Teraz wiedziała już, co się naprawdę wydarzyło. Toster zabrzęczał, gdy wyskoczył z niego gorący
gofr, i Spencer powlokła się do kuchni. W telewizji nadawano już audycję ze studia, w którym przy
długim biurku siedziała ciemnowłosa prezenterka z wielkimi kolczykami w uszach.
— Policja znalazła w laptopie pana Forda mnóstwo zdjęć stanowiących niepodważalne dowody
przeciwko niemu — oznajmiła grobowym głosem. — Dowodzą one, że pan Ford obsesyjnie śledził
Alison DiLaurentis, Jennę Ca-vanaugh i cztery inne dziewczęta znane jako Kłamczuchy.
Na ekranie pojawiały się, jedno po drugim, stare zdjęcia Jenny i Ali. Wiele z nich wyglądało
tak, jakby zrobiono je z ukrycia, zza drzewa albo z samochodu. Potem pokazano zdjęcia Spencer,
Arii, Emily i Hanny, niektóre jeszcze z siódmej klasy, kiedy żyła Ali, inne bardziej
aktualne. Na jednym wszystkie cztery stały w ciemnych sukienkach i butach na obcasach,
czekając na rozpoczęcie procesu lana i wprowadzenie oskarżonego. Inne przedstawiało je przy
huśtawkach przed szkołą, ubrane w wełniane płaszcze, czapki i rękawiczki. To wtedy rozmawiały o
pojawieniu się nowego A. Spencer poczuła się nieswojo.
— W komputerze pana Forda znaleziono także zapisy wiadomości z pogróżkami, które
przesyłał czterem przyjaciółkom Alison — kontynuowała prezenterka.
Na ekranie pojawiło się zdjęcie wychodzącego z konfesjonału Darrena Wildena, a także seria
innych, znajomo wyglądających e-maili i zapisów czatów internetowych. Każda wiadomość była
podpisana tylko jedną literą — A. Od kiedy Billy'ego aresztowano, ani Spencer, ani żadna z jej
przyjaciółek nie dostała nawet jednego SMS-a od A.
Spencer napiła się kawy. Gorący napój parzył jej gardło, lecz ona ledwie to zauważyła. Nie
mogła uwierzyć w to, że nikomu nieznany Billy Ford stał za wszystkim. Spencer nie miała pojęcia,
dlaczego chciał je skrzywdzić.
— To nie pierwsze przestępstwo popełnione przez pana Forda — informowała prezenterka.
Spencer odstawiła kubek z kawą i spojrzała na telewizor. Na ekranie pojawił się film z
YouTube'a. Mimo złej jakości nagrania widać było na nim, jak Billy bije się z jakimś facetem w
czapeczce bejsbolowej z logo filadelfijskiej drużyny na parkingu przed supermarketem. Kiedy
przeciwnik Billy'ego upadł na ziemię, ten nadal go kopał. Spencer zakryła usta dłonią, wyobrażając
sobie, że mężczyzna tak samo skatował Ali.
— Tych zdjęć nie widziano nigdy wcześniej. Znaleziono je również w samochodzie pana Forda.
Na ekranie wyświetlono zamazane zdjęcie z polaroida. Spencer machinalnie nachyliła się do
przodu. Nie mogła uwierzyć własnym oczom. Zdjęcie przedstawiało wnętrze domku na tyłach
posiadłości jej rodziców. Domek został doszczętnie zniszczony w czasie pożaru,
najprawdopodobniej wywołanego przez Billy'ego w celu zatarcia śladów łączących go z
zamordowaniem Ali i lana. Na zdjęciu cztery dziewczyny siedziały ze spuszczonymi głowami na
okrągłym dywanie pośrodku pokoju. Nad nimi stała piąta, z uniesionymi w górę rękami. Następna
fotografia przedstawiała tę samą scenę, ale stojąca dziewczyna przesunęła się o krok w lewo. Na
następnym zdjęciu jedna z siedzących wcześniej dziewczyn stała koło okna. Spencer rozpoznała
blond włosy o popielatym odcieniu i podwiniętą spódniczkę do hokeja. Westchnęła. Patrzyła na
siebie samą sprzed lat. Zdjęcia zrobiono tej nocy, kiedy zaginęła Ali. Billy stał wtedy przed
domkiem i je obserwował.
A one niczego nie przeczu wały.
Usłyszała za sobą ciche kaszlnięcie. Odwróciła się. Przy kuchennym stole siedziała pani
Hastings ze wzrokiem wbitym w kubek pełen herbaty earl grey. Miała na sobie szare spodnie do
jogi, z małą dziurą na kolanie, przybrudzone białe skarpetki i za duże polo od Ralpha Laurena. Nie
umyła włosów, a do jej lewego policzka przy kleiły się jakieś okruchy. Zazwyczaj mama Spencer
nawet swoim psom nie pokazywała się bez idealnego makijażu i stroju.
— Mamo? — zapytała ostrożnie Spencer, zastanawiając się, czy mama też zauważyła
polaroidy.
Pani Hastings odwróciła się tak wolno, jakby poruszała się w wodzie.
— Cześć, Spence — przywitała się matowym głosem. A potem znowu spuściła wzrok i bez
słowa wpatrywała się w torebkę z herbatą, tonącą na dnie kubka.
Spencer włożyła do ust koniuszek małego, wymanikiurowanego paznokcia. Jakby było mało
nieszczęść, jej mama zachowywała się jak zombie... i to z winy Spencer. Gdyby tylko nie rozgłosiła
wszem wobec tej okropnej tajemnicy, którą przekazał jej Billy jako A. Poinformował ją o tym, że
pan Hastings miał romans z mamą Ali. Okazało się, że jej przyjaciółka była jej przyrodnią siostrą.
Gdyby Billy nie dał Spencer do zrozumienia, że jej mama wie i całej sprawie i że to ona zabiła Ali,
żeby ukarać męża, sekret nigdy nie wyszedłby na jaw. Ale kiedy Spencer wyjawiła prawdę mamie,
zorientowała się, że ona o niczym nie wiedziała i że to nie ona zabiła Ali. Potem pani Hastings
wyrzuciła męża z domu i właściwie wyłączyła się z życia.
Rozległo się znajome stukanie obcasów na mahoniowej podłodze. Siostra Spencer, Melissa,
weszła dumnie do kuchni otoczona chmurą zapachu Miss Dior. Miała na sobie jasnoniebieską
dzianinową sukienkę od Kate Spade i popielate buty na niskim obcasie. Jej blond włosy
podtrzymywała popielata opaska. Pod pachą niosła srebrny notatnik, a za ucho zatknęła pióro
Montblanc.
— Cześć, mamo! — przywitała się radośnie i pocałowała panią Hastings w czoło.
Na widok Spencer przestała się uśmiechać.
— Hej, Spence — rzuciła chłodno.
Spencer usiadła na najbliższym krześle. Wielkie, siostrzane uczucia, które pojawiły się między
nimi tej nocy, kiedy zginęła Jenna, trwały nie dłużej niż dwadzieścia cztery godziny. Teraz układało
im się jak dawniej, a Melissa obwiniała Spencer za zrujnowanie ich rodziny. Docinała
młodszej siostrze na każdym kroku i z typową dla siebie wyższością brała na swoje barki
wszystkie domowe obowiązki.
Melissa uniosła w górę notatnik.
- Idę do sklepu. Jakieś specjalne życzenia? — Mówiła do pani Hastings tak głośno, jakby mama
miała dziewięćdziesiąt lat i dawno temu straciła słuch.
- Ach, nie wiem - odparła niepewnie pani Hastings. Wpatrywała się w swoje otwarte dłonie,
jakby chciała z nich wyczytać jakieś mądre przesłanie na całe życie. — To wszystko bez sensu.
Jemy, jedzenie się kończy, a my robimy się znowu głodni. — Nagle wstała, westchnęła głośno i
powlokła się na górę do swojego pokoju.
Melissie drżała górna warga. Notatnik uderzał miarowo o jej biodro. Spojrzała na Spencer,
mrużąc oczy. Jej oczy krzyczały: „I popatrz, co narobiłaś!".
Spencer spojrzała przez wielkie okno wychodzące na tylne podwórko. Na ścieżce lśniły błękitne
tafle lodu. Ze spalonych drzew zwisały ostro zakończone sople. W miejscu gdzie dawniej stał
domek, znajdowało się teraz tylko poczerniałe rumowisko pokryte grubą warstwą popiołu. Na
fragmencie ściany młyna, który również zawalił się w czasie pożaru, widniał napis: „KŁAMIESZ".
Do oczu Spencer napłynęły łzy. Na widok zniszczonego w pożarze podwórka nachodziła ją
nagła chęć, by pobiec na górę, zamknąć się w swoim pokoju i skulić na łóżku. Zanim wyjawiła
mamie prawdę o romansie taty, jej relacje z rodzicami układały się doskonale. Po raz pierwszy od
dawna. A teraz czuła się tak jak wtedy, kiedy spróbowała lodów cappuccino domowej roboty z
cukierni w Hollis. Gdy tylko ich posmakowała, musiała natychmiast zjeść
wielką porcję. Po tym, jak zaznała życia w normalnej, kochającej rodzinie, nie potrafiła się
odnaleźć w toksycznym domu, pełnym złych emocji.
Telewizor wciąż hałasował. Na ekranie pojawiło się zdjęcie Ali. Melissa zatrzymała się i
zaczęła oglądać telewizję. Reporter właśnie relacjonował przebieg wydarzeń w dniu zaginięcia Ali.
Spencer zagryzła dolną wargę. Do tej pory nie rozmawiała z Melissą o tym, że Ali była ich
przyrodnią siostrą. Teraz, kiedy Spencer wiedziała już, że była spokrewniona z Ali, jej życie
przewróciło się do góry nogami. Przez długi czas Spencer trochę nienawidziła Ali, która próbowała
kontrolować każde jej posunięcie i odkrywała wszystkie jej tajemnice. Wszystkie te niesnaski
przestały się jednak liczyć. Spencer chciała tylko cofnąć się w czasie do tamtego wieczoru i
uratować Ali przed Billym.
Teraz na ekranie pokazało się ujęcie długiego, wysokiego stołu, przy którym siedziało kilku
dziennikarzy i zastanawiało się wspólnie, jak potoczą się dalej losy Billy'ego.
— Dziś nikomu nie można już ufać! — wykrzyknęła kobieta o śniadej cerze, w wiśniowym
kostiumie. — Żadne dziecko nie jest bezpieczne.
— Zaraz, zaraz — ciemnoskóry mężczyzna z bródką próbował uspokoić swoich rozmówców.
— Może powinniśmy dać szansę panu Fordowi. Człowiek jest niewinny, dopóki nie udowodni się
mu winy, prawda?
Melissa podniosła z kuchennego stołu czarną skórzaną torbę od Gucciego.
— Nie rozumiem, czemu marnują czas na takie rozmowy — rzuciła lodowatym tonem. —
Zasłużył na to, żeby nie wyjrzeć z piekła.
Spencer spojrzała na siostrę z ukosa. To była kolejna dziwna zmiana w domu Hastingsów.
Niespodziewanie Melissa bez cienia wątpliwości, wręcz fanatycznie wierzyła w to, że Billy był
mordercą. Kiedy tylko słyszała, że ktoś śmie wątpić w jego winę, wpadała w szał.
- Pójdzie siedzieć - upewniła ją Spencer. - To oczywiste.
— No i dobrze.
Melissa odwróciła się, wyjęła kluczyki do mercedesa z ceramicznej miski stojącej obok
telefonu, zapięła kurtkę od Marca Jacobsa, kupioną tydzień wcześniej w Sak-sie - bo najwyraźniej
rozpad rodziny nie poruszył jej aż tak bardzo, żeby straciła ochotę na zakupy - i wyszła, trzaskając
drzwiami.
Dziennikarze nadal rozprawiali o losie Billy'ego, a Spencer podeszła do okna i patrzyła, jak
siostra odjeżdża sprzed domu. Melissa posła jej uśmiech tak niepokojący, że Spencer przeszły
ciarki.
Z jakiegoś powodu Melissa wyglądała tak, jakby... jej ulżyło.
2
GŁĘBOKO SKRYWANE SEKRETY
Aria Montgomery i jej chłopak Noel Kahn wysiedli z samochodu i szli przytuleni w kierunku
głównego wejścia do szkoły. Kiedy tylko weszli do środka, ogarnęła ich fala ciepłego powietrza,
jednak na widok wystawy przy drzwiach do auli Aria zesztywniała. Na długim stole przysuniętym
do ściany stało zdjęcie Jenny Cavanaugh.
Porcelanowa cera Jenny lśniła, a jej usta miały naturalny, karminowy kolor. Uśmiechała się
lekko. Olbrzymie ciemne okulary od Gucciego zakrywały jej okaleczone oczy. Nad zdjęciem
umieszczono wykonany ze złotej folii napis: „Tęsknimy za tobą, Jenno". Wokół stały mniejsze
fotografie, kwiaty, pamiątki i podarunki. Ktoś położył nawet obok zdjęcia paczkę marlboro ultra
light, choć Jenna z pewnością nie należała do dziewczyn, które po kryjomu popalałyby papierosy.
Aria jęknęła cicho. Słyszała, że szkoła miała zamiar upamiętnić Jennę, to jednak wydawało się
jej takie... tanie.
— Cholera — wyszeptał Noel. — Że też musieliśmy wejść akurat tędy.
Oczy Arii napełniły się łzami. Przecież jeszcze niedawno, w czasie imprezy u Noela, widziała
Jennę żywą, patrzyła, jak świetnie się bawiła w towarzystwie Mai St. Germain. A niedługo
później... To, co się stało później, było tak przerażające, że Aria nie chciała nawet o tym myśleć.
Wiedziała, że powinna czuć ulgę, bo złapano mordercę Jenny. Rozwiązano zagadkę morderstwa Ali
i skończyły się pogróżki od A. Ale co się stało, to się nie odstanie. Zabito niewinną dziewczynę.
Aria mimowolnie zastanawiała się, czy z pomocą przyjaciółek mogła zapobiec śmierci Jenny.
Kiedy jeszcze Billy pisał do nich jako A., przysłał Emily zdjęcie Ali i Jenny z okresu ich
dzieciństwa. Potem skierował Emily do domu Jenny, która właśnie wtedy kłóciła się z Jasonem
DiLaurentisem. Najwyraźniej Billy sugerował, kto będzie jego następną ofiarą. Poza tym niedawno
Jenna kręciła się wokół domu Arii, jakby chciała o czymś z nią porozmawiać. Kiedy Aria ją
zawołała, Jenna zbladła i szybko się oddaliła. Może przeczuwała, że Billy chce ją skrzywdzić? Czy
Aria powinna się zorientować, że coś jest nie tak?
Jakaś drugoklasistka położyła czerwoną różę na ołtarzyku upamiętniającym Jennę. Aria
zamknęła oczy. Czy na każdym kroku coś musiało jej przypominać o tym, co zrobił Billy? Rano
oglądała w telewizji program, w którym prezentowano serię polaroidów wykonanych przez
Billy'ego w czasie ich imprezy w siódmej klasie. Trudno uwierzyć, że tak bardzo się do nich
zbliżył. W czasie śniadania, ślęcząc nad miseczką z płatkami śniadaniowymi,
raz po raz wracała pamięcią do tamtego momentu, próbując przypomnieć sobie wszystkie
szczegóły. Czy słyszała jakieś niepokojące hałasy na ganku albo podejrzane szmery za oknem? Czy
czuła na sobie pełen nienawiści wzrok kogoś, kto stał na zewnątrz? Nie potrafiła sobie niczego
przypomnieć.
Aria oparła się o ścianę po drugiej stronie korytarza. Kilku chłopców z drużyny wioślarskiej
zebrało się wokół czyjegoś iPhone'a, śmiejąc się z aplikacji, która wydawała dźwięk wody
spuszczanej w toalecie. Sean Ackard i Kirsten Cullen porównywali odpowiedzi w zadaniu
domowym z matematyki. Jennifer Thatcher i Jennings Silver całowali się nieopodal ołtarzyka
Jenny. Jennifer uderzyła biodrem w stół i przewróciło się małe zdjęcie w złotej ramce.
Aria z trudem oddychała. Podeszła do stołu i poprawiła fotografię. Jennifer i Jennings oderwali
się od siebie i spojrzeli na Arię ze skruchą.
— Trochę szacunku — warknęła do nich Aria. Noel położył jej dłoń na ramieniu.
— Chodź — powiedział cicho. — Zabieram cię stąd. Wyprowadził ją z holu. Skręcili w boczny
korytarz.
Przy szafkach stali uczniowie szkoły, którzy wieszali kurtki i wyciągali książki. Na drugim
końcu korytarza Rekinie Głosy, chór śpiewający a cappella, ćwiczył I Heard It Through the
Grapevine przed zbliżającym się koncertem. Obok fontanny brat Arii, Mike, bił się na żarty z
Masonem Byersem.
Aria podeszła do swojej szafki i wstukała kod.
— Jakby wszyscy już zapomnieli, co się wydarzyło — wymamrotała.
— Może właśnie tak sobie z tym radzą — cicho powiedział Noel. Położył dłoń na jej ramieniu.
— Musimy jakoś odciągnąć cię od tych czarnych myśli.
Aria zdjęła płaszcz w pepitkę, kupiony w sklepie z używaną odzieżą w Filadelfii, i powiesiła na
haczyku w szafce.
— Co masz na myśli?
— Zrobimy, co tylko zechcesz.
Aria z wdzięcznością przytuliła go do siebie. Noel pachniał gumą miętową i odświeżaczem
powietrza o zapachu lukrecji, który wisiał w jego cadillacu escalade.
— Gdybyś zaprosił mnie dziś do Clio, nie odmówiłabym.
Clio było nową, uroczą kafejką, otwartą niedawno w centrum Rosewood. Gorącą czekoladę
podawano tam w filiżankach wielkości czapeczki bejsbolowej.
— Mówisz, masz — odparł Noel. Ale po chwili skrzywił się i zamknął oczy. — Zaraz. Dziś nie
mogę. Idę na spotkanie grupy wsparcia.
Aria ze zrozumieniem pokiwała głową. Starszy brat Noela popełnił samobójstwo, a Noel
chodził na grupową terapię dla osób, które straciły kogoś bliskiego. Kiedy Aria i jej przyjaciółki
zobaczyły ducha Ali w tę noc, gdy spłonął las w pobliżu domu Spencer, Aria skontaktowała się z
medium, które przekazało jej, że A l i z a bi ł a Ali. Dlatego Aria zastanawiała się, czy Ali
przypadkiem nie popełniła samobójstwa.
— Pomaga ci to? — zapytała.
— Chyba tak. Zaczekaj... — Noel pstryknął palcami na widok plakatu wiszącego na
przeciwległej ścianie. — Może tam pójdziemy?
Pokazał na jaskraworóżowy plakat przedstawiający czarne sylwetki tańczących dzieci.
Przypominał bardzo
popularne reklamy iPoda. Tylko że zamiast iPodów nano i touch dzieci trzymały w rękach małe
serca. Ognistoczerwony napis namawiał: „ZNAJDŹ MIŁOŚĆ NA BALU WALENTYNKOWYM.
W NAJBLIŻSZĄ SOBOTĘ".
— Co ty na to? — Noel zrobił tak słodką minę, że Aria nie potrafiłaby mu odmówić. —
Pójdziesz ze mną?
— Och! — westchnęła.
Tak naprawdę miała ogromną ochotę pójść na tę imprezę, od kiedy Teagan Scott, śliczny
licealista, zaprosił na nią Ali w siódmej klasie. Aria z przyjaciółkami pomagały Ali w
przygotowaniach, jakby była Kopciuszkiem wybierającym się na bal. Hanna miała za zadanie
zrobić Ali fryzurę, Emily pomogła jej włożyć sukienkę z tiulu, a Aria dostąpiła zaszczytu zapięcia
na szyi Ali diamentowego wisiorka pożyczonego od pani DiLaurentis na tę specjalną okazję. Potem
Ali chwaliła się wszystkim, jaki piękny bukiecik nosiła na nadgarstku, jaką super muzykę grał DJ i
jak fotograf robiący zdjęcia tańczącym parom nie odstępował jej na krok, powtarzając jej, że jest
najpiękniejszą dziewczyną na balu. Jak zwykle.
Aria spojrzała nieśmiało na Noela.
— Może być fajnie.
— Na pewno będzie fajnie — poprawił ją Noel. — Obiecuję. — Jego lodowato błękitne oczy
stały się w jednej chwili łagodne. — Poza tym słyszałem, że właśnie organizowana jest nowa grupa
pomocy dla osób w żałobie. Może chcesz się do niej przyłączyć?
— Ach, nie wiem — odparła wymijająco Aria. Usunęła się z drogi Gemmie Curran, która
próbowała wcisnąć do szafki futerał na skrzypce. — Nie mam przekonania do terapii grupowej.
— Zastanów się — poradził jej Noel. Nachylił się, cmoknął Arię w policzek i odszedł. Aria
patrzyła za nim, kiedy zniknął na schodach. Wiedziała, że terapia grupowa w niczym jej nie
pomoże. Już kiedyś z przyjaciółkami uczestniczyły w takich sesjach. W styczniu spotykały się z
terapeutką o imieniu Marion, próbując pogodzić się z utratą Ali, ale to tylko wpędziło je w jeszcze
większą obsesję.
Tak naprawdę wciąż dręczyły ją pewne pytania dotyczące całej sprawy i nie potrafiła opędzić
się od tych myśli. Zastanawiało ją na przykład to, skąd Billy wiedział aż tyle na temat jej i jej
przyjaciółek. Znał nawet największe sekrety rodziny Spencer. I dlaczego kiedy zapytała na
cmentarzu Jasona DiLaurentisa o to, czy był pacjentem szpitala psychiatrycznego, odpowiedział:
„Aria, nic nie rozumiesz". Niby c zego nie rozumiała? Przecież miały dowody na to, że Jason leczył
się w klinice Radley, gdzie obecnie mieścił się luksusowy hotel. Emily znalazła jego nazwisko w
szpitalnym rejestrze.
Aria zatrzasnęła drzwi szafki. Kiedy ruszyła korytarzem, w oddali rozległ się znajomy chichot,
taki sam, jaki co chwila słyszała, od kiedy zaczęły przychodzić wiadomości od A. Rozejrzała się z
bijącym sercem. Tłum się przerzedził, bo wszyscy spieszyli się na lekcje. Nikt nie zwracał na nią
uwagi.
Trzęsącymi się dłońmi sięgnęła po torbę ze skóry jaka i wyciągnęła telefon. Otworzyła skrzynkę
odbiorczą, ale nie dostała żadnych nowych wiadomości. Żadnych wskazówek od A. Westchnęła. To
oczywiste, że nie dostała żadnego SMS-a od A. Billy'ego aresztowano. A wszystkie podpowiadane
przez niego tropy prowadziły donikąd. Zagadkę
rozwiązano. Nie było sensu łamać sobie głowy nad wszystkimi elementami, które nie pasowały
do układanki. Aria wrzuciła telefon z powrotem do torby i wytarła spocone dłonie o żakiet. „A. już
nie wróci", powiedziała do siebie w myślach. Może jak zacznie to powtarzać, w końcu w to
uwierzy.
3
HANNA I MIKE - IDEALNA PARA
Hanna Marin siedziała w rogu szkolnej kafeterii, czekając na swojego chłopaka Mike'a
Montgomery'ego. Oboje nie mieli już lekcji, więc umówili się na małą randkę. Hanna przeglądała
najnowszy katalog Victoria's Secret, zaznaczając niektóre strony. Razem z Mikiem uwielbiali
wybierać modelki z najbardziej sztucznie wyglądającym biustem. Kiedyś Hanna bawiła się tak z
Moną Vanderwaal, swoją najlepszą przyjaciółką, która okazała się niebezpieczną wariatką, ale z
Mikiem grało się o niebo lepiej. Uwielbiała ich wspólne zabawy. Większość facetów, z którymi
kiedyś się umawiała, udawała świętoszków, którzy nie spojrzeliby na półnagą dziewczynę, albo
uważała, że wyśmiewanie innych to czysta złośliwość. A co najważniejsze, Mike jako członek
szkolnej drużyny lacrosse, cieszył się ogromną popularnością, większą nawet niż Sean Ackard,
który zachowywał się jak niedoszły kaznodzieja, od kiedy zerwał z Arią i na nowo zapisał się do
Klubu Dziewic.
Odezwał się iPhone Hanny. Wyciągnęła go z różowego skórzanego pokrowca. Odczytała e-
maila od Jessiki Barnes, dziennikarki z lokalnej gazety. Próbowała sprowokować Hannę do
wypowiedzi, którą mogłaby zacytować w kolejnym artykuliku na temat Billy'ego Forda.
Co sądzisz o wypowiedzi prawnika Billyego, który twierdzi, ze Billy jest niewinny? Jak
zareagowałaś na widok polaroidów przedstawiających ciebie i twoje przyjaciółki tej nocy, gdy
zaginęła Alison? Napisz na Twitterze!
Hanna skasowała wiadomość, nie odpowiadając. Przecież to absurd twierdzić, że Billy nie
popełnił zarzucanych mu zbrodni. Każdy prawnik musiał dobrze mówić o swoim kliencie, choćby
przyszło mu bronić największego łotra na świecie.
Hanna nie miała zamiaru komentować tych ohydnych, rozmazanych polaroidów z tamtej
feralnej nocy. Wolałaby już nigdy nie wspominać tamtego wieczoru. Kiedy tylko przypominała
sobie o zamordowaniu Ali, lana i Jenny, o tym, że Billy śledził ją i jej przyjaciółki, serce zaczynało
jej bić tak szybko, jak beat w utworze techno. A gdyby policja nie złapała Billy'ego? Czy Hanna
jako następna poszłaby pod nóż?
Spojrzała na korytarz, modląc się w duchu, by Mike się pospieszył. Kilku uczniów stało
opartych o szafki i wpatrywało się w ekrany telefonów komórkowych. Jakiś drugoklasista o
wiewiórczych rysach zapisywał coś na dłoni, pewnie robił ściągę na następną lekcję. Naomi
Zeigler,
Riley Wolfe i przyszła przyrodnia siostra Hanny, Kate Randall, stały przed olejnym portretem
Marcusa Wellingtona, jednego z założycieli szkoły. Śmiały się z czegoś, jednak Hanna nie
wiedziała z czego. Wszystkie trzy miały lśniące włosy, spódniczki skrócone siedem centymetrów
nad kolano, takie same mokasyny od Toda i wzorzyste rajstopy od J. Crew.
Hanna wygładziła nową szafirową bluzkę od Nanette Lepore, kupioną dzień wcześniej w jej
ulubionym butiku w centrum handlowym. Wygładziła też dłonią swoje idealnie proste, kasztanowe
włosy. Rano poszła do spa Fermata na prostowanie włosów. Wyglądała idealnie i szykownie. Nikt
nie pomyślałby, że spędziła choć jeden dzień w klinice psychiatrycznej. A już na pewno nie
wyglądała na dziewczynę dręczoną przez szaloną współlokatorkę Iris ani na osobę wsadzoną za
kratki na kilka godzin, co miało miejsce dwa tygodnie wcześniej. Takiej dziewczyny nie
odrzuciłoby żadne towarzystwo i na pewno nikt by jej nie wyśmiewał.
Ale perfekcyjny wygląd nie mógł wymazać z jej pamięci wszystkich tych wydarzeń. Tata
Hanny ostrzegł Kate, że napyta sobie biedy, jeśli piśnie choć słowo na temat pobytu Hanny w
klinice psychiatrycznej Zacisze Addison-Stevens. To Billy jako A. zdołał przekonać pana Marina,
że wysłanie tam Hanny to najlepszy sposób na poradzenie sobie z jej szokiem pourazowym.
Wszystko się zmieniło, kiedy zdjęcie Hanny w klinice ukazało się w plotkarskim czasopiśmie
„People". Wycieczka do wariatkowa w jednej chwili zamieniła Hannę w persona non grata, którą
po powrocie do Rosewood natychmiast wykluczono ze szkolnej elity. Niedługo później ktoś napisał
wodoodpornym
flamastrem na jej szafce: „ŚWIRUSKA". Potem dostała na Facebooku zaproszenie do grona
znajomych od kogoś o nazwisku Hanna Świruska Marin. Oczywiście, Hanna Swiruska Marin nie
miała żadnych znajomych.
Kiedy poskarżyła się tacie — bo czuła, że to wszystko sprawka Kate — on tylko wzruszył
ramionami i odparł:
— Nie mogę was zmusić, żebyście się polubiły. Hanna wstała, wygładziła ubranie i zaczęła
przeciskać
się przez tłum. Do Naomi, Riley i Kate dołączyli Mason Byers i James Freed. Ku zaskoczeniu
Hanny obok stał też Mike.
— To nieprawda — protestował.
Na twarzy i szyi wyszły mu różowe plamy.
— Skoro tak twierdzisz. — Mason przewrócił oczami. — Przecież widzę, że to twoja szafka. —
Pokazał ekran telefonu Naomi, Kate i Riley. Wszystkie jak na komendę zaczęły jęczeć i piszczeć.
Hanna ścisnęła dłoń Mike'a.
— Co się stało?
Mike patrzył na nią szeroko otwartymi szarymi oczami.
— Ktoś przysłał Masonowi zdjęcie mojej szafki ze sprzętem do lacrosse — wyznał nieśmiało
Mike. — Ale to nie moje rzeczy. Przysięgam.
— No jasne, obesrańcu — drażnił się James.
— Obesraniec — zawtórowała mu Naomi. Wszyscy zachichotali.
— Jakie rzeczy? — Hanna rzuciła okiem na Naomi, Riley i Kate. Wciąż się gapiły na ekran
telefonu Masona. -Jakie rzeczy nie należą do Mike'a? — powtórzyła z naciskiem.
— Ktoś tu ma mały problem z obesranym tyłkiem — pisnęła radośnie Riley.
Chłopcy z drużyny lacrosse poszturchiwali się ze śmiechem.
— Na pewno nie ja — bronił się Mike. — Ktoś mnie wrobił.
— Wrobił? Chyba „się porobił" — parsknął śmiechem Mason.
Wszyscy znowu zachichotali, a Hanna wyrwała Masonowi telefon z ręki. Zdjęcie przedstawiało
wnętrze szafki w szatni drużyny lacrosse. Hanna rozpoznała wiszącą na haczyku i należącą do
Mike'a niebieską bluzę z kapturem od Ralpha Laurena. Na górnej półce stał pluszowy kogucik
sprzedawany z płatkami kukurydzianymi, który zawsze przynosił Mike'owi szczęście. Na samym
przedzie wisiały bokserki od D&G ze śladami w... strategicznym miejscu.
Powoli wysunęła swoją dłoń z dłoni Mike'a i zrobiła krok w tył.
— Nawet nie mam takich bokserek. — Mike uderzał palcem w ekran, próbując skasować
zdjęcie.
Naomi skrzywiła się z niesmakiem.
— Yyy, Mason, Obesraniec dotknął twojego telefonu!
— Trzeba go zdezynfekować! — wykrzyknął James. Mason zabrał Hannie swój telefon i
trzymał go ostrożnie palcem wskazującym i kciukiem.
— Fuj. Pełno na nim bakterii kałowych!
— Bakterie kałowe! — powtórzyły dziewczyny jak echo. W rogu kilka wysokich,
tyczkowatych pierwszoklasistek o blond włosach zaczęło szeptać i pokazywać sobie
grupkę palcami. Jedna wyjęła telefon i zrobiła im zdjęcie. Hanna spojrzała na Masona z
nieskrywanym gniewem.
- Kto ci to przysłał?
Mason włożył ręce do kieszeni prążkowanych spodni od garnituru.
- Jakiś zatroskany obywatel. Nie rozpoznałem numeru.
Hanna spojrzała na wiszący na ścianie plakat anonsujący zbliżające się dni kuchni francuskiej.
Wydawało się jej, że plakat zaczyna falować i zmieniać kształt. To wiadomość w stylu A. Tylko że
to Billy był A... a on siedział w więzieniu.
- Wierzysz mi, prawda? - Mike znowu wziął Hannę za rękę.
- Fuj! Trzymają się za ręce! — Riley szturchnęła Naomi łokciem. - Obesraniec znalazł
dziewczynę, której nie przeszkadzają jego brudne majty!
- Pasują do siebie jak ulał - chichotała Kate. - Obesraniec i Swiruska!
Cała grupa wybuchła gromkim śmiechem.
- Nie jestem żadną świruską - broniła się Hanna, choć łamał się jej głos.
Ale śmiech nie ucichł. Hanna rozejrzała się bezradnie. Kilka osób zaczęło się na nich gapić.
Nawet praktykant prowadzący lekcje geografii wyjrzał z sali i spojrzał na nich z rozbawieniem i
zaciekawieniem.
- Chodźmy stąd - szepnął Mike Hannie do ucha. Odwrócił się na pięcie i odszedł szybkim
krokiem. But
mu się rozsznurował, ale Mike nawet się nie zatrzymał, żeby go zawiązać. Hanna chciała iść za
nim, nie mogła jednak zrobić kroku, jakby nogi wrosły jej w wypolerowaną marmurową posadzkę.
Chichot narastał.
Czuła się gorzej niż wtedy, gdy w piątej klasie Ali, Naomi i Riley na WF-ie nazywały ją
„tłustym klopsem" i co chwila dźgały palcami w miękki brzuch. Czuła się nawet gorzej niż wtedy,
gdy Mona Vanderwaal, którą uważała za swoją najlepszą przyjaciółkę, przysłała jej o sześć
numerów za małą sukienkę, każąc się w nią ubrać na jej przyjęcie urodzinowe. Kiedy tylko weszła
na salę balową, sukienka pękła w szwach i wszyscy zobaczyli tyłek Hanny. Mike miał być
popularny. I ona też. A teraz oboje stali się... dziwadłami.
Hanna wyszła z korytarza przed budynek. Mroźne, lutowe powietrze szczypało ją w nos. Wiatr
powiewał flagami na masztach stojących na szkolnym podwórku. Już nie były opuszczone do
połowy masztu, ale kilka osób położyło pod nimi kwiaty ku pamięci Jenny i Ali. Na parkingu i przy
krawężniku ustawiały się autobusy, które miały za chwilę zacząć rozwozić uczniów do domu. Kilka
kruków przycupnęło pod wierzbą o powykręcanych gałęziach. Za wysokim krzewem przemknął
jakiś cień.
Hanna poczuła na ramionach gęsią skórkę. Przed oczami stanęło jej zdjęcie, które
opublikowano w „People". Szalona współlokatorka Hanny, Iris, zrobiła je w sekretnym pokoju na
poddaszu, którego ściany ozdobione były rysunkami i bazgrołami dawnych pacjentów. Na
fotografii Hanna zobaczyła nad swoją głową, tuż obok twarzy, wielki portret, który niewątpliwie
przedstawiał Ali. Dziewczyna na rysunku wyglądała niepokojąco... ale była żywa. Ali narysowana
na ścianie zdawała się mówić: „Wiem coś, czego ty nie wiesz. I mam swoje tajemnice".
Ktoś położył jej dłoń na ramieniu. Odwróciła się z cichym okrzykiem. Spłoszona Emily Fields
zrobiła kilka kroków w tył, zasłaniając twarz dłońmi.
— Przepraszam! Hanna przeczesała palcami włosy. Oddychała ciężko. — B o ż e — jęknęła. - Ni
g dy wi ę c e j tak nie rób. — Szukałam cię — wyjaśniła zdyszana Emily. — Wezwano mnie do
sekretariatu. Dzwoniła mama Ali.
— Pani DiLaurentis? — Hanna zmarszczyła nos. — Nie mogła poczekać na koniec zajęć?
Emily nerwowo zaciskała dłonie.
— W ich domu zaraz będzie konferencja prasowa. Pani DiLaurentis chce, żebyśmy wszystkie
na niej się zjawiły. Ma nam coś do powiedzenia.
Hanna poczuła na plecach zimny pot.
— Co to ma znaczyć?
— Nie wiem. — Emily patrzyła na nią swoimi ogromnymi oczami. Na bladej skórze miała
mnóstwo piegów. — Lepiej tam jedźmy. Zaraz się zacznie.
4 BLOND NIESPODZIANKA
Kiedy zimowe słońce chowało się za horyzont, Emily siedziała na fotelu dla pasażera w priusie
Hanny i patrzyła na Lancaster Avenue, którą właśnie jechały. Zmierzały do Yarmouth, gdzie
mieszkali państwo DiLaurentisowie. Tam miały już czekać na nie Spencer i Aria.
— Skręć w prawo — powiedziała Emily, czytając wskazówki od pani DiLaurentis.
Wjechały w boczną ulicę. Wyglądała tak, jakby kiedyś wzdłuż niej leżała farma, z zielonymi
wzgórzami, polami i łąkami pełnymi zwierząt, ale właściciel rozparcelował grunt na równe działki,
na których teraz stały olbrzymie domy. Każdy miał kamienną fasadę, czarne okiennice, a na
podwórkach rosły dopiero co zasadzone japońskie miłorzęby.
Nietrudno było znaleźć dom DiLaurentisów. Zebrał się przed nim spory tłum kamerzystów,
dziennikarzy i producentów telewizyjnych, a pośrodku podwórka stała wysoka
mównica. Na ganku w szeregu stali policjanci z groźnie wyglądającymi czarnymi pistoletami
przy pasach. W tłumie, oprócz dziennikarzy, kręciło się mnóstwo ciekawskich gapiów. Emily
zauważyła Lanie ller i Gemmę Curran, dwie koleżanki z drużyny pływackiej, wyczekujące pod
wysoką sekwoją. Siostra Spencer, Melissa, stała oparta o swojego mercedesa.
— Nieźle — wyszeptała Emily.
Wieści rozeszły się błyskawicznie. Pewnie za chwilę miało wydarzyć się coś bardzo ważnego.
Emily zatrzasnęła drzwi do samochodu i razem z Hanną weszła w tłum. Zapomniała rękawiczek
i palce już jej zdrętwiały z zimna. Od śmierci Jenny nie potrafiła pozbierać myśli, prawie nie spała i
mało jadła.
-Em?
Emily odwróciła się, dając Hannie znak, że zaraz do niej dołączy. Maya St. Germain stała za
Emily, tuż obok chłopca w czapce z logo drużyny futbolowej z Filadelfii. Pod czarnym wełnianym
płaszczem Maya miała bluzkę w pasy z dekoltem w łódkę, czarne dżinsy i czarne skórzane botki.
Czarne, kręcone włosy spięła szylkretową spinką, a usta pomalowała wiśniowym błyszczykiem.
Emily poczuła od niej zapach gumy bananowej i natychmiast przypomniała sobie ich pierwszy
pocałunek.
— Hej - przywitała się Emily z rezerwą w głosie. Właściwie ich relacje popsuły się na dobre.
Stało się
to w chwili, kiedy Maya przyłapała Emily na pocałunku z inną dziewczyną.
Mai trzęsła się dolna warga. Po chwili wybuchła płaczem.
— Przepraszam — szepnęła, zakrywając twarz dłońmi. -To takie trudne. Nie mogę uwierzyć, że
Jenna...
Emily poczuła ukłucie wyrzutów sumienia. Ostatnio często widywała Mayę w towarzystwie
Jenny. Przechadzały się szkolnym korytarzem, zjawiały się w atrium w centrum handlowym, a
nawet przyszły na konkurs skoków do wody, w którym brały udział koleżanki z drużyny Emily.
Emily zauważyła kątem oka, że w oknie domu DiLau-rentisów coś się poruszyło, jakby ktoś
rozchylił zasłonę, a potem błyskawicznie ją zasunął. Przez chwilę zastanawiała się, czy to nie Jason.
Ale w tej samej chwili dostrzegła go obok mównicy, jak pisał SMS-a.
Odwróciła się do Mai, która właśnie wyciągała z plecaka moro plastikową torebkę z
supermarketu.
— Chciałam ci to oddać — powiedziała Maya. - Robotnicy sprzątający po pożarze znaleźli to i
myśleli, że należy do mnie, ale przypomniało mi się, że widziałam to kiedyś w twoim pokoju.
Emily sięgnęła do torebki i wyciągnęła z niej różową skórzaną portmonetkę. Z przodu widniała
wykaligrafowana litera „E", a zamek miał jasnoróżowy kolor.
— O Boże — wyszeptała.
Tę portmonetkę dostała od Ali w szóstej klasie. Zaraz po rozprawie lana Emily zakopała ją w
ogrodzie Spencer, razem z innymi pamiątkami po Ali. Terapeutka poradziła jej i jej przyjaciółkom,
żeby za pomocą takiego rytuału wreszcie odcięły się od śmierci Ali. Jednak Emily i tak tęskniła za
portmonetką.
— Dzięki. — Przycisnęła pamiątkę do piersi.
— Nie ma sprawy. — Maya zamknęła plecak i zarzuciła go na ramię. — Muszę lecieć. Rodzina
na mnie czeka.
Pokazała ręką na tłum. Państwo St. Germain stali przy skrzynce na listy DiLaurentisów.
Wyglądali na nieco zagubionych.
— Cześć. Emily się odwróciła. Tuż przy metalowych zaporach zauważyła Spencer, Arię i
Hannę. Od pogrzebu Jenny nie spotkała się z wszystkimi przyjaciółkami naraz. Odpędziła od siebie
strach i zaczęła przeciskać się przez tłum. Po chwili dotarła do dziewczyn.
— Cześć — przywitała się ledwie dosłyszalnym głosem. Spencer spojrzała na nią z
niepokojem.
— Cześć.
Aria i Hanna tylko wzruszyły ramionami.
— Jak się macie? — zapytała Emily.
Aria przesunęła dłonią po frędzlach swojego długiego, czarnego szala. Hanna bez słowa gapiła
się w ekran iPhone'a. Spencer zagryzła dolną wargę. Żadna z nich nie wyglądała tak, jakby cieszyła
się ze spotkania. Emily obracała w dłoniach portmonetkę z różowej skóry w nadziei, że któraś z
dziewczyn rozpozna pamiątkę. Miała ogromną ochotę porozmawiać z nimi o Ali, ale po śmierci
Jenny nad relacjami całej czwórki zaciążyło poczucie winy. Tak samo stało się po śmierci Ali. Po
prostu łatwiej było ignorować się nawzajem, niż wspólnie snuć wspomnienia o tych przerażających
wydarzeniach.
— Jak myślicie, o co chodzi? — Emily jeszcze raz spróbowała nawiązać rozmowę.
Aria wyciągnęła tubkę z wiśniowym błyszczykiem ChapStick i posmarowała nim usta.
— To do ciebie zadzwoniła pani DiLaurentis. Nie powiedziała ci?
Emily pokręciła głową.
— Tak szybko się rozłączyła, że nawet nie zdążyłam zapytać.
— Może zamierza skomentować informacje o niewinności Billy'ego. — Hanna oparła się o
metalową zaporę, która zakołysała się lekko.
Aria zatrzęsła się z zimna.
— Ponoć ten prawnik chce wstrzymać proces, bo wokół domu Jenny nie znaleziono ani jednego
śladu buta Billy'ego. Nie ma żadnych dowodów na jego obecność na miejscu zbrodni.
— To niedorzeczne — powiedziała Spencer. — Miał nasze zdjęcia i to on wysyłał wiadomości
jako A...
— Ale ja się trochę zdziwiłam, kiedy okazało się, że to on zabił — wyznała Aria ściszonym
głosem. Skubała wyschniętą skórkę na kciuku. — Zjawił się znikąd.
Wiatr powiał mocniej, przynosząc przyprawiający o mdłości zapach krowiego łajna z pobliskiej
farmy. Emily uważała, że Aria ma rację. Była pewna, że Ali zabił ktoś znajomy, ktoś z jej
otoczenia. Ten cały Billy był typem spod ciemnej gwiazdy, który jakimś cudem wszedł w
posiadanie wszystkich informacji na ich temat. Emily wiedziała, że to wcale nie takie trudne. Mona
Vanderwaal poznała mnóstwo mrocznych sekretów całej czwórki tylko dzięki lekturze
znalezionego pamiętnika Ali.
— Może. — W głosie Hanny słychać było przerażenie. — Ale to na pewno on. Mam nadzieję,
że już nigdy nie wyjdzie na wolność.
Mikrofon na mównicy zatrzeszczał i Emily uniosła głowę. Z domu wyszła pani DiLaurentis,
ubrana w elegancką czarną sukienkę, brązową etolę z norek i czarne buty na wysokich obcasach. W
dłoni kurczowo ściskała plik karteczek. Obok stał jej mąż, który teraz wydawał się Emily jeszcze
chudszy, a jego nos jeszcze bardziej haczykowaty.
W tłumie policjantów dziewczyna dostrzegła też inspektora Darrena Wildena, z rękami
założonymi na piersi. Może i Wilden nie zabił tej amiszki, z którą się spotykał, ale i tak
zachowywał się podejrzanie. Nie wierzył w istnienie nowego A., nawet kiedy dziewczyny pokazały
mu kolejne SMS-y z pogróżkami. I uparcie nie przyjmował do wiadomości, że podczas pożaru
widziały w lesie żywą Ali. Co więcej, kazał im przysiąc, że już nigdy nie wspomną o tym
wydarzeniu.
Wrzawa ucichła. Błysnęły flesze aparatów.
— Kręcimy — szepnął jakiś kamerzysta stojący obok Emily.
Pani DiLaurentis uśmiechnęła się niewyraźnie.
— Dziękuję za przybycie — powiedziała. — Cztery ostatnie lata to dla mojej rodziny trudny,
bolesny czas, ale otrzymaliśmy też wiele wsparcia. Chcę, żeby wszyscy wiedzieli, że dobrze sobie
radzimy i z ulgą przyjęliśmy wiadomość, że możemy wreszcie zostawić za sobą sprawę morderstwa
naszej córki.
Tu i ówdzie rozległy się oklaski. Mama Ali mówiła dalej:
— W Rosewood dwie śliczne i niewinne dziewczyny zginęły w tragicznych okolicznościach.
Chcę, byśmy wszyscy uczcili chwilą ciszy pamięć obu zamordowanych ofiar, mojej córki i Jenny
Cavanaugh.
W tłumie odsziikała wzrokiem rodziców Jenny, którzy stali na uboczu, pod wielkim dębem,
próbując nie zwracać na siebie uwagi reporterów. Pani Cavanaugh miała mocno zaciśnięte usta,
jakby z całych sił próbowała powstrzymać się od płaczu. Jej mąż nie odrywał wzroku od leżącego
na ziemi sreberka po gumie do żucia.
Emily w tłumie usłyszała ciche łkanie. Po chwili rozległo się krakanie wron. Mocny wiatr ze
świstem buszował w koronach drzew. W oknie domu DiLaurentisów znowu zauważyła jakiś ruch.
Pani DiLaurentis chrząknęła.
- Nie tylko z tego powodu zwołaliśmy tę konferencję prasową. - Mama Ali czytała z karteczek
trzymanych w ręku. - Od bardzo dawna, przede wszystkim ze względu na nasze bezpieczeństwo,
nasza rodzina kryła pewną tajemnicę. Najwyższy czas, by wyjawić prawdę.
Emily nagle poczuła kamień w żołądku. Jaką znowu prawd ę ?
Pani DiLaurentis trzęsła się dolna warga. Wzięła kilka głębokich oddechów.
- A prawda jest taka, że mamy jeszcze jedno dziecko, które nie dorastało w naszym domu z
powodu... - pani DiLaurentis zamilkła na moment i nerwowo podrapała się w nos — ... problemów
zdrowotnych.
W tłumie rozległ się szmer. Emily zakręciło się w głowie. C o powiedziała pani DiLaurentis?
Emily chwyciła dłoń Arii, która mocno ją ścisnęła.
Pani DiLaurentis musiała teraz przekrzykiwać narastające szepty.
- Nasza córka opuściła niedawno szpital, bo wróciła do zdrowia, ale nie chcieliśmy informować
opinii publicznej o jej istnieniu, póki morderca jej siostry nie znajdzie się za kratkami. Dzięki
inspektorowi Wildenowi i jego zespołowi teraz stało się to możliwe.
Odwróciła się do Wildena i z uznaniem skinęła głową w jego stronę. On skromnie spuścił
wzrok. Kilka osób
zaklaskało. Emily poczuła w ustach smak kanapki z masłem orzechowym i miodem, którą jadła
na śniadanie. C ór ka?
- Nadszedł czas, by ją państwu przedstawić.
Pani DiLaurentis odwróciła się w stronę domu i wykonała w jego kierunku przyzywający gest.
Otworzyły się frontowe drzwi. Stanęła w nich dziewczyna.
Emily wypuściła z dłoni różową portmonetkę.
— Co ta k ieg o!? - wykrzyknęła Aria i puściła dłoń Emily.
Spencer chwyciła ramię Emily, a Hanna straciła równowagę i oparła się o zaporę.
Dziewczyna stojąca na ganku miała blond włosy, porcelanową cerę i twarz w kształcie serca. Jej
przepastne, błękitne oczy natychmiast odszukały w tłumie Emily. Dziewczyna spojrzała Emily
prosto w twarz i puściła do niej oko. Emily czuła, że traci panowanie nad swoim ciałem.
— Ali? — wyszeptała.
Pani DiLaurentis nachyliła się do mikrofonu.
- Przedstawiam państwu Courtney - oznajmiła. - To bliźniacza siostra Alison.
5
A JUŻ MYŚLAŁAŚ, ŻE TO OSTATNIA REWELACJA
Szepty przerodziły się w krzyki, a flesze błyskały jeden po drugim. Wiele osób zaczęło
gorączkowo pisać SMS-y.
- Bliźniaczka? - zapytała z niedowierzaniem Spencer. Nie mogła opanować drżenia rąk.
- O Boże - wymamrotała Aria, przyciskając dłonie do czoła.
Emily nie mogła oderwać wzroku od dziewczyny stojącej na ganku, jakby nie wierzyła, że
naprawdę istnieje. Hanna przylgnęła do ramienia Emily. Wiele osób odwróciło się i spojrzało na
Arię, Emily, Spencer i Hannę.
- W i e d z ia ł y o tym? - rozległ się czyjś szept.
Serce Spencer biło tak szybko, jak koliber macha skrzydełkami. Ona o niczym n i e w ied z i ał
a . Ali zataiła przed nią mnóstwo rzeczy. Nie powiedziała jej ani o swoim sekretnym związku z
łanem, ani o skrywanej przyjaźni
z Jenną, ani nie wyjaśniła, dlaczego w szóstej klasie zerwała nagle kontakty z Naomi i Riley i
zaprzyjaźniła się ze Spencer i pozostałymi dziewczynami. Jednak ukrywana siostra bliźniaczka biła
na głowę wszystkie inne sekrety Ali.
Wpatrywała się w dziewczynę stojącą na ganku. Bliźniacza siostra Ali była wysoka, miała o ton
ciemniejsze włosy i nieco bardziej pociągłą twarz, ale poza tym wyglądała kropka w kropkę jak ich
dawna przyjaciółka. Miała na sobie czarne legginsy, czarne baleriny, obszerną koszulę w niebieskie
prążki i doskonale skrojony biały żakiet. Szyję owinęła pasiastym szalem, a włosy upięła w kok. Ze
swoimi kształtnymi ustami i szafirowymi oczami wyglądała jak francuska modelka.
Kątem oka Spencer zauważyła swoją siostrę, która machała do kogoś w tłumie. Melissa minęła
policyjną zaporę i podeszła prosto do Jasona DiLaurentisa. Kiedy wyszeptała mu coś na ucho, on
zbladł, odwrócił się do niej i coś jej odpowiedział.
Spencer ogarnął dziwny niepokój. Po co Melissa tu przyjechała? I co robiła? Ostatni raz jej
siostra rozmawiała z Jasonem w liceum.
Potem Melissa wyciągnęła szyję i zaczęła się przyglądać Courtney, która poczuła na sobie jej
wzrok i zamarła. Uśmiech zniknął z jej twarzy.
Co tu się, do diabła, dzieje?
-Co pani sądzi o wypowiedzi adwokata, który twierdzi, że jego klient, William Ford, jest
niewinny? - zawołał jakiś głos z tłumu, wyrywając Spencer z zamyślenia. Pytanie zadała
jasnowłosa dziennikarka stojąca w pierwszym rzędzie.
Pani DiLaurentis spojrzała na nią z niesmakiem. — Uważam, że to skandal. Zgromadzone
dowody świadczą niezbicie o jego winie.
Spencer znowu powędrowała wzrokiem w stronę Courtney. Nie mogła pozbierać myśli. To
wszystko nie mieściło się jej w głowie. Courtney spojrzała jej prosto w oczy, a potem przyjrzała się
badawczo pozostałym dziewczynom. Kiedy już zwróciła na siebie ich uwagę, gestem wskazała na
boczne drzwi prowadzące do domu.
Emily zesztywniała zaskoczona.
— Czy ona chce, żebyśmy...?
— To niemożliwe — odparła Spencer. — Nawet nas nie zna.
Courtney nachyliła się w stronę swojej mamy i szepnęła jej coś na ucho. Pani DiLaurentis
kiwnęła głową i uśmiechnęła się do tłumu.
— Moja córka jest trochę zmęczona. Chce wrócić do domu i odpocząć.
Courtney ruszyła w stronę drzwi frontowych. Zanim zniknęła w domu, odwróciła się i spojrzała
na dziewczyny spod uniesionych brwi.
— Idziemy? — zapytała z wahaniem Hanna.
— N ie ! — gorączkowo zaprotestowała Aria.
— Tak! — odezwała się Emily dokładnie w tej samej chwili.
Spencer przygryzła paznokieć małego palca.
— Chyba powinnyśmy się dowiedzieć, czego od nas chce. — Chwyciła Arię za ramię. —
Chodźmy.
Chyłkiem przemknęły wzdłuż bocznej ściany domu, schyliły głowy, chowając się za wysokim
krzewem, i weszły do środka przez czerwone drzwi.
W olbrzymiej kuchni pachniało goździkami, oliwą z oliwek i odświeżaczem powietrza. Jedno z
krzeseł stało odsunięte od stołu, jakby przed chwilą ktoś na nim siedział. Spencer rozpoznała zestaw
słojów na mąkę, cukier i przyprawy, który stał również w dawnym domu DiLaurentisów. Na
lodówce wisiała przypięta magnesem lista zakupów. Dżem. Ogórki kiszone. Francuskie pieczywo.
Kiedy Courtney pokazała się w korytarzu, na jej znajomo wyglądającej twarzy pojawił się
niewyraźny uśmiech. Pod Spencer ugięły się nogi. Aria pisnęła cichutko.
— Nie gryzę, przysięgam — uspokoiła je Courtney. Miała niski i zmysłowy głos, taki sam jak
Ali. — Chciałam porozmawiać z wami na osobności, zanim rozpęta się tu piekło.
Spencer zebrała dłońmi włosy w kucyk. Nie mogła oderwać wzroku od Courtney. Wydawało
się jej, że Ali wyczołgała się z dołu przy swoim starym domu, pokryła się nową skórą i wróciła do
życia, cała i zdrowa.
Dziewczyny patrzyły po sobie szeroko otwartymi oczami. Godzina na zegarze kuchenki
mikrofalowej zmieniła się z 5.59 na 4.00.
Courtney wzięła z kuchennego blatu wielką miskę pełną precelków i podeszła do dziewczyn.
— Byłyście najlepszymi przyjaciółkami mojej siostry, tak? Spencer, Emily, Hanna i Aria? —
Po kolei pokazała na każdą z nich palcem.
— Tak — odparła Spencer, zaciskając dłonie wokół oparcia plecionego krzesła.
Przypomniało się jej, jak w szóstej klasie razem z Arią, Hanną i Emily przyszły na podwórko
Ali, żeby wykraść jej kawałek sztandaru szkoły podczas gry w kapsułę czasu.
Ali wyszła na ganek w różowym T-shircie i butach na koturnie i przyłapała je na gorącym
uczynku. Kiedy powiedziała im, że się spóźniły, bo ktoś już ukradł jej zdobycz, pokazała palcem na
Spencer i zapytała:
— Ty jesteś Spencer, tak?
Potem kazała każdej się przedstawić, udając, że dziewczyna tak popularna jak ona nie musi
pamiętać niczyich imion. To był pierwszy raz, kiedy Ali się do nich odezwała. Tydzień później
wybrała je do grona swoich najbliższych przyjaciółek.
— Ali mi o was opowiadała.
Courtney podsunęła dziewczynom pod nos miskę z precelkami, ale żadna ich nie tknęła.
Spencer nie mogłaby niczego przełknąć. Jej żołądek nagle się skurczył.
— Ale o mnie wam nie opowiadała?
— N-nie — odparła Emily zachrypniętym głosem. — Ani słowa.
— To pewnie jesteście w szoku — powiedziała Courtney.
Spencer wpatrywała się w podstawkę pod szklankę z napisem „CZAS NA MARTINI!"
wykonanym starą czcionką, chyba z lat pięćdziesiątych.
— Gdzie byłaś do tej pory? W szpitalu? — zapytała Aria. Courtney bynajmniej nie wyglądała
na chorą. Jej cera
zdawała się promieniować wewnętrznym blaskiem. Jej blond włosy lśniły jak po zabiegu
głębokiego odżywiania. Kiedy Spencer przyjrzała się bacznie twarzy Courtney, zdała sobie sprawę,
że ta dziewczyna, podobnie jak Ali, była jej przyrodnią siostrą. Nagle dostrzegła uderzające
podobieństwo między Courtney i panem Hastingsem... a także Melissą... i sobą. Courtney, tak jak
tata, miała długie, smukłe palce i guzikowaty nos, błękitne oczy Melissy
i taki sam pieprzyk jak Spencer na prawym policzku. Nana Hastings miała taki sam pieprzyk.
Spencer nie mogła wyjść ze zdumienia, że za życia Ali nie dostrzegła tych wspólnych cech. Ale
przecież wtedy nie miała powodu, żeby ich szukać.
Courtney w zamyśleniu pogryzała precelki. Jej chrupanie rozbrzmiewało w kuchni.
— Tak jakby. Przebywałam w miejscu o nazwie Radley. Potem przerobili je na hotel czy coś w
tym guście, więc przeniesiono mnie do ośrodka o nazwie Zacisze Addison- Stevens.
Wypowiedziała tę nazwę, parodiując arystokratyczny brytyjski akcent i wywracając oczami.
Spencer zszokowana spojrzała na przyjaciółki. Oczywiście. To nie Jason DiLaurentis przebywał
w szpitalu Radley, tylko Courtney. Jego imię widniało w rejestrze, bo odwiedzał siostrę. A Hanna
twierdziła, że jej współlokatorka z Zacisza, Iris, narysowała w tajnym pokoju portret Ali. Ale Iris
znała pewnie Courtney, a nie Ali.
— Więc... miałaś... problemy psychiczne? — zapytała ostrożnie Aria.
Courtney wymierzyła w Arię precelkiem niczym nożem.
— W takich klinikach leczy się nie tylko choroby psychiczne — warknęła.
— Och. — Aria spurpurowiała. — Przepraszam. Nie wiedziałam.
Courtney wzruszyła ramionami i wbiła wzrok w miskę z precelkami. Spencer miała nadzieję, że
dowie się od niej więcej na temat wydarzeń tej nocy, kiedy wybuchł pożar. Ale Courtney milczała.
Po chwili podniosła głowę.
— Nic się nie stało. Przepraszam, że uciekłam wtedy, w czasie pożaru. Musiałam was nieźle...
przestraszyć.
— O Boże, to byłaś ty! — wykrzyknęła Hanna. Spencer przesunęła palcem wzdłuż krawędzi
błękitnej
płóciennej podstawki pod talerz. Teraz wszystko wydawało się logiczne. To Courtney spotkały
w lesie w czasie pożaru, a nie ducha Ali. Niczego nie zmyśliły. Nie miały zbiorowej halucynacji.
Emily nachyliła się, a blond włosy o rudawym odcieniu zasłoniły jej twarz.
— Co tam robiłaś?
Courtney przysunęła swoje krzesło do stołu.
— Dostałam SMS-a, pewnie od Billy'ego, że muszę zobaczyć coś w lesie. — Courtney zrobiła
taką minę, jakby czuła się winna. — Miałam nie wychodzić z domu, ale autor wiadomości
twierdził, że pomoże mi rozwiązać tajemnicę morderstwa Ali. Kiedy weszłam do lasu, wybuchł
pożar. Myślałam, że umrę... ale Aria mnie uratowała. — Dotknęła nadgarstka Arii. - Tak przy
okazji, dziękuję.
Aria otworzyła usta, jednak nie wydobył się z nich żaden dźwięk.
— Jak ci się udało stamtąd tak szybko uciec? — pytała dalej Emily.
Courtney starła z wargi kryształki soli.
— Zadzwoniłam na komisariat policji. Pracuje tam przyjaciel naszej rodziny.
Na zewnątrz rozległ się pisk sprzęgającego mikrofonu. Konferencja prasowa jeszcze się nie
skończyła. Spencer spojrzała na Arię, Emily i Hannę. Nie miała wątpliwości, o jakiego „przyjaciela
rodziny" chodziło. To by wyjaśniało, dlaczego nie widziały go w noc pożaru. Wyjaśniałoby
także, dlaczego zabronił im rozpowiadać, że widziały Ali w lesie. Musiał chronić siostrę Ali.
— Wilden. — Emily zacisnęła mocno zęby. — Nie powinnaś mu ufać. To wilk w owczej
skórze.
Courtney rozparła się na krześle i zachichotała wyraźnie rozbawiona.
— Wyluzuj, Zabójco.
Spencer poczuła ciarki na plecach. Z a b ó j c o? W ten sposób Ali zwracała się do Emily.
Courtney dowiedziała się o tym od siostry?
Zanim zdążyły cokolwiek powiedzieć, w holu pokazała się pani DiLaurentis. Kiedy zobaczyła
całą grupę, uśmiechnęła się szeroko.
— Dzięki, że przyszłyście. To dla nas bardzo ważne. Pani DiLaurentis podeszła do Courtney i
położyła jej
dłoń na ramieniu. Miała długie, idealnie ukształtowane paznokcie pociągnięte klasycznym,
czerwonym lakierem od Chanel.
— Kochanie, wybacz, ale jakiś dziennikarz ze stacji MSNBC chce ci zadać kilka pytań.
Przyjechał aż z Nowego Jorku...
— No dobra — jęknęła Courtney i wstała.
— Policja z Rosewood też chce z tobą porozmawiać — dodała pani DiLaurentis. Wzięła w
dłonie twarz córki i wygładziła jej brwi. — O tej nocy, kiedy wybuchł pożar.
— Z nowu? — westchnęła teatralnie Courtney, wyrywając się mamie. — Wolę porozmawiać z
dziennikarzami. Są zabawniejsi.
Odwróciła się do dziewczyn, które jak skamieniałe siedziały nadal przy stole.
— Wpadajcie, kiedy tylko macie ochotę — powiedziała, uśmiechając się. — Dla was drzwi są
zawsze otwarte. Aha! — Wyciągnęła z kieszeni dżinsów nową, zalaminowaną legitymację szkolną
z napisanym wielkimi czerwonymi literami nazwiskiem COURTNEY DILAURENTIS. -Chodzę do
Rosewood Day! — wykrzyknęła. — Zobaczymy się jutro w szkole.
Puściła po raz kolejny oko i zniknęła, zostawiając osłupiałe dziewczyny.
6
KONIEC ZE ŚWIRUSKĄ
Następnego ranka Hanna szła z parkingu do głównego wejścia do szkoły, przed którym
zaparkowały furgonetki stacji telewizyjnych Channel 6, Channel 8 i CNN. Reporterzy czaili się za
krzakami jak lwy czekające na żer. Hanna wygładziła swoje kasztanowe włosy, przygotowując się
na zmasowany atak pytań.
Stojący obok dziennikarz przez chwilę patrzył na nią, a potem odwrócił się do pozostałych.
— Fałszywy alarm! — krzyknął. — To tylko jedna z tych Kłamczuch.
Hanna poczuła się urażona. Jak to „ t yl k o jedna z Kłamczuch"? Co to miało znaczyć, do
diabła? Czy nikt nie miał zamiaru zapytać Hannę, co sądzi na temat tajemniczej bliźniaczki Ali?
Nikt nie zapyta jej, co sądzi o Biłbym i jego domniemanej niewinności? A może przy okazji ktoś ją
przeprosi za to, że jeszcze do niedawna w mediach obrzucano ją błotem?
Odwróciła się wyniośle. Co tam. I tak nie chciała być w telewizji. Kamera każdemu dodaje pięć
kilo.
Gruby operator mikrofonu na wysięgniku gorączkowo tłumaczył coś komuś przez
krótkofalówkę. Jakaś dziennikarka zamknęła klapkę telefonu komórkowego.
— Na parking wjechała Courtney DiLaurentis!
Reporterzy i kamerzyści hurmem ruszyli na tyły szkoły.
Hanna nie potrafiła ukryć swojego poruszenia. Courtney. Trudno było uwierzyć, że istnieje
naprawdę. Przez kilka godzin po wyjściu z kuchni DiLaurentisów wydawało się jej, że zza rogu
zaraz wyskoczy jakiś prezenter telewizyjny, oznajmiając, że cała sprawa była tylko jednym wielkim
dowcipem, a Hannę filmowano z ukrytej kamery.
Dlaczego Ali nigdy nie powiedziała im o swojej siostrze? Nigdy nie zdradziła im tego sekretu.
Ani w czasie całonocnych imprez, ani w czasie spotkań między lekcjami, ani w czasie wycieczki w
góry Pocono, ani wtedy, gdy grały w jedną ze swoich ulubionych gier — prawda czy wyzwanie.
Czy Hanna nie powinna nabrać podejrzeń, gdy Ali chciała udawać, że wszystkie są pięcioracz-kami
rozdzielonymi po urodzeniu? Albo kiedy zobaczyła portret Ali — czyli Courtney - na ścianie w
Zaciszu. A może Ali próbowała przekazać jej zaszyfrowaną informację za każdym razem, kiedy
wzdychając, mówiła do Hanny: „Masz ogromne szczęście, że jesteś jedynaczką".
Hanna minęła grupkę kujonów z pierwszej klasy, oglądających — zapewne po raz setny -
odcinek serialu Glee na iPhonie, i weszła do szkoły przez główne wejście. Wnętrze wyglądało jak
sklep papierniczy po ataku bombowym. Na ścianach wisiało milion aniołków z białego papieru,
czerwonych chorągiewek w kształcie serc i girland ze
złotej folii. Jak co roku, tuż przy wejściu do auli ustawiono trzy olbrzymie serca z karmelu. Na
pierwszym widniał wykaligrafowany napis: „ZNAJDZIESZ MIŁOŚĆ". Na drugim sercu napisano:
„NA BALU WALENTYNKOWYM". A na ostatnim: „W NAJBLIŻSZĄ SOBOTĘ". Kawałek
trzeciego serca został odgryziony, zapewne przez mysz, która zakradła się do magazynu, gdzie
przez resztę roku przechowywano serca. W wielkim wiklinowym koszu leżały różowe ulotki
informujące o szczegółach dotyczących imprezy. Na cześć świętego Walentego wszyscy uczestnicy
balu musieli włożyć coś czerwonego, różowego albo białego. Dotyczyło to również chłopców. Z
powodu niedawnej tragedii dochody ze sprzedaży biletów miały wesprzeć założoną właśnie
fundację imienia Jenny Cavanaugh, organizację sponsorującą szkolenie psów przewodników
niewidomych. Hanna zauważyła też ze zdumieniem, że po ołtarzyku upamiętniającym Jennę nie
było już dziś śladu. Albo administracja szkoły otrzymała zbyt wiele skarg i zażaleń, bo ołtarzyk
mógł psuć uczniom nastrój, albo pojawienie się Courtney zupełnie odwróciło uwagę wszystkich od
śmierci Jenny.
Z kafeterii dobiegał gromki śmiech. Hanna zajrzała do środka i zobaczyła Naomi, Riley i Kate
przy stoliku z wykafelkowanym blatem, pijące aromatyczne herbaty ziołowe i zajadające ciepłe
maślane bułeczki z żurawiną. Razem z nimi siedziała czwarta dziewczyna. Miała twarz w kształcie
serca i olbrzymie błękitne oczy.
Spieniacz do mleka w ekspresie do kawy syknął groźnie, a Hanna podskoczyła przerażona.
Poczuła się tak, jakby nagle cofnęła się w czasie do szóstej klasy, kiedy Naomi, Riley i Ali były
nierozłączne. Oczywiście, to nie
Ali siedziała ramię w ramię z Naomi i Riley, jakby przyjaźniły się od urodzenia. To była
Courtney.
Hanna podeszła do nich, ale kiedy już miała usiąść na pustym krześle, Naomi rzuciła na nie
swoją wielką torbę od Hermesa. Obok niej Riley ułożyła swój zielony neseser od Kate Spade, a na
górze Kate położyła swoją nabijaną ćwiekami torbę od Foley + Corinna. Torby ułożone jedna na
drugiej wyglądały jak obronna fortyfikacja. Zdezorientowana Courtney przycisnęła do piersi swój
bordowy neseser.
— Przykro mi, Świrusko - rzuciła Naomi lodowatym tonem. — To miejsce jest zajęte.
— Nie jestem świruską. — Hanna zmrużyła oczy. Courtney nie wiedziała, jak na to
zareagować. Hanna
zastanawiała się, czy słowo „świruska" uważała za obelgę. Przecież i ona spędziła sporo czasu
w klinikach psychiatrycznych.
— Jak nie jesteś świruską — droczyła się Kate — to czemu zeszłej nocy tak się darłaś przez
sen?
Dziewczyny parsknęły śmiechem. Hanna zagryzła policzek. Gdyby tylko mogła to nagrać za
pomocą telefonu i pokazać tacie. Ale czy jego by to w ogóle obeszło? Po konferencji prasowej
oczekiwała, że przyjdzie do jej pokoju i pogada z nią o tym, co się stało. Kiedyś tata zawsze
rozmawiał z nią o jej problemach: kiedy Hanny nie przyjęto do drużyny młodszych cheerleaderek,
kiedy martwiła się, że Sean Ackard nigdy nie zwróci na nią uwagi, i kiedy rodzice postanowili się
rozwieść. Ale tym razem nikt nie zapukał do jej drzwi. Pan Marin spędził wieczór w swoim
gabinecie, najwyraźniej zupełnie nieświadomy tego, że Hanna ma na głowie tyle zmartwień.
— Idź usiąść obok Obesrańca — szydziła Riley. Dziewczyny zarechotały złośliwie. — Już na
ciebie czeka! — Pokazała ręką na drugi koniec sali.
Hanna spojrzała tam, gdzie wymierzony był kościsty palec tej wiedźmy Riley. Mike siedział
skulony przy stoliku niedaleko drzwi do łazienki i pił kawę z wysokiego papierowego kubka, ze
wzrokiem wbitym w jakąś karteczkę. Wyglądał jak szczeniak, który w czasie spaceru zgubił
swojego pana. Hanna spojrzała na niego z ciężkim sercem. Zeszłego wieczoru przysłał Hannie kilka
SMS-ów. Miała zamiar mu odpisać, ale jakoś się nie złożyło. Nie wiedziała, co napisać. Przecież to,
że bokserki na zdjęciu nie należały do niego, nie miało najmniejszego znaczenia. Wszyscy wierzyli,
że są jego. Tak jak nikt nie miał wątpliwości, że ona jest świruską. A gdy w Rosewood Day
przylgnęła do kogoś jakaś łatka, to nie sposób było się jej pozbyć. W siódmej klasie Ali wymyśliła
dla Petera Graysona przezwisko Kartofel, bo miał duży nos, i cała szkoła do dziś tak go nazywała.
Mike podniósł głowę i zauważył Hannę. Uśmiechnął się do niej radośnie i pomachał jej różową
ulotką. Widniał na niej napis: „BAL WALENTYNKOWY W ROSEWOOD DAY".
Miała ochotę podejść do Mike'a, ale wiedziała dobrze, że jeśli usiądzie obok niego — a
szczególnie jeśli przyjmie jego zaproszenie na bal walentynkowy — to na zawsze zostanie
Świruską. Nikt nie uwierzyłby, że jej krótka wycieczka do Zacisza była tylko nic nieznaczącym
epizodem. Zmieniłoby się na zawsze jej miejsce w szkolnej hierarchii. Już nigdy jej nazwisko nie
znalazłoby się na liście VIP-ów żadnej domowej imprezy i nikt nie zaprosiłby
jej do współpracy przy organizacji studniówki. A był to jedyny komitet organizacyjny, który
liczył się w Rosewood Day. Już nigdy nie pojechałaby wiosną na Jamajkę czy St. Lucia w
towarzystwie szkolnej elity, co oznaczało, że nie znalazłoby się dla niej miejsce w domku na plaży
w Miami w czasie czerwcowej szkolnej wycieczki. Sasha, ekspedientka w Szyku, przestałaby
wybierać dla niej najlepsze ubrania, jej fryzjer już nigdy nie zapisałby jej w ostatniej chwili na
pasemka i przycinanie końcówek, a ona w ciągu jednej nocy zamieniłaby się z powrotem w tamtą,
nielubianą Hannę. W mgnieniu oka przytyłaby dwadzieścia kilo, doktor Huston założyłby jej z
powrotem aparat na zęby, wróciłaby jej wada wzroku, zoperowana laserowo za ogromne pieniądze,
a dna już do końca życia nosiłaby grube okulary w drucianych oprawkach, które upodobniłyby ją
do Harry'ego Pottera.
Nie mogła do tego dopuścić. Od kiedy Ali wyniosła ją na piedestał, Hanna przyrzekła sobie, że
nigdy, przenigdy nie stanie się znowu taką ofiarą losu jak kiedyś.
Hanna wzięła głęboki oddech.
- Wybacz, Obesrańcu. - Poczuła się tak, jakby to ktoś inny wypowiadał te słowa wysokim
głosem, który wcale nie brzmiał jak jej głos. - Nie powinnam się zbliżać. Boję się zarazków. — Na
jej twarzy pojawił się złośliwy uśmieszek.
Mike otworzył usta. Zbladł jak ściana, jakby właśnie zobaczył ducha. Może był to Wredny
Duch Przeszłości. Hanna odwróciła się i spojrzała prosto w twarze Naomi, Kate, Riley i Courtney.
Miała ochotę krzyczeć: „Widzicie!?". Była zdolna do poświęceń. Zasługiwała na t o, żeby stanowić
część tej grupy.
Naomi wstała i otrzepała dłonie z okruchów bułeczki. — Wybacz, Han. Nawet jeśli nie zadajesz
się z obesrańcami, to i tak jesteś świruską.
Otuliła szyję jedwabnym szalem i gestem pokazała pozostałym dziewczynom, że powinny już
iść. Courtney siedziała przy stole jeszcze przez chwilę, wpatrując się w Hannę swoimi błękitnymi
oczami.
— Ładnie ci w tej fryzurze — powiedziała wreszcie. Hanna machinalnie przygładziła włosy.
Wyglądały tak
jak zawsze, idealnie wyprostowane i ułożone za pomocą specjalnego lakieru z odżywką. Znowu
przypomniał się jej rysunek wykonany przez Iris na ścianie pokoju na poddaszu. Courtney miała na
nim olbrzymie hipnotyzujące oczy. Poczuła ciarki na plecach.
— Mhm, dzięki — wymamrotała pod nosem. Courtney patrzyła na nią jeszcze przez chwilę z
dziwnym uśmieszkiem na ustach.
— Nie ma za co — odparła.
Potem zarzuciła na ramię torebkę i dołączyła do swoich nowych koleżanek.
7
NOEL KAHN - JEDNOOSOBOWY KOMITET POWITALNY
Kilka godzin później, w czasie trzeciej lekcji, Aria powlokła się ciężkim krokiem do sali
biologicznej. Na ścianach wisiały plakaty przedstawiające wszystkie objawy chorób wenerycznych,
katastrofalne skutki zażywania narkotyków i szkody, jakie wyrządza cerze nałogowe palenie. Z tyłu
stała także wielka i ciężka klucha z żółtego wosku, która rzekomo imitowała jeden kilogram tkanki
tłuszczowej w ludzkim organizmie. Obok wisiał diagram obrazujący kolejne fazy rozwojowe płodu
w macicy. Meredith, przyszywana macocha Arii, była w dwudziestym piątym tygodniu ciąży i
zgodnie z tą tabelą płód miał teraz rozmiar korzenia brukwi. K t o b y pomy ś lał !
Aria napiła się kawy z termicznego kubka. Nadal zamawiała kawę w ziarnach z niewielkiej
palarni w Rejkiawiku, gdzie kiedyś mieszkała z rodziną. Sama przesyłka kosztowała majątek, ale
to, co podawali w Starbucksie,
nie nadawało się do picia. Aria zajęła miejsce, a po chwili sala zaczęła się zapełniać. Usłyszała
obok stuknięcie i podniosła wzrok.
— Hej. — W ławce obok usiadł Noel.
Aria nie spodziewała się go tu spotkać. Miał przecież wolną lekcję, którą zazwyczaj spędzał na
siłowni.
— Jak się masz? — zapytał i badawczo przyjrzał się Arii. Aria wzruszyła ramionami, bo sama
nie wiedziała, co
odpowiedzieć na to pytanie. Jeszcze raz napiła się kawy. Przeczuwała, o co chce ją zapytać
Noel. Wszyscy mieli dziś to pytanie na końcu języka.
— Rozmawiałaś już z... no wiesz, Courtney? — Zawahał się, jakby bał się wymówić jej imię.
Aria przygryzła paznokieć kciuka.
— Tak, przez chwilę. I mam nadzieję, że to był pierwszy i ostatni raz.
Noel spojrzał na nią ze zdumieniem.
— No co? — warknęła Aria.
— Po prostu... — Noel urwał i w milczeniu obracał w palcach breloczek w kształcie butelki
wódki, przyczepiony do zamka błyskawicznego w plecaku. — Myślałem, że się z nią zaprzyjaźnisz,
w końcu to siostra Ali.
Aria się odwróciła i zaczęła oglądać kolorowy plakat przedstawiający piramidę żywieniową. Jej
ojciec Byron powiedział dokładnie to samo w czasie kolacji zeszłego wieczoru. Uważał, że jego
córka powinna choćby spróbować zaprzyjaźnić się z Courtney, bo to mogłoby jej pomóc pogodzić
się wreszcie ze śmiercią Ali. Aria nie miała najmniejszych wątpliwości, że taką samą radę
usłyszałaby od swojej mamy Elli. Ale ostatnio starała się unikać jej towarzystwa. Kiedy do niej
dzwoniła, zawsze istniało
niebezpieczeństwo, że odbierze nowy partner mamy Xavier, z którym miała na pieńku.
Właściwie Aria sama nie wiedziała, jak powinna zareagować na nagłe pojawienie się Courtney.
Siostra Ali stała na ganku i machała do tłumu. DiLaurentisowie ukrywali ją przez tyle lat, nie
mówiąc nikomu o jej istnieniu. Dziennikarze spijali każde słowo z ust pani DiLaurentis. W środku
tego cyrku Aria dostrzegła Jasona DiLauren-tisa. Przytakiwał każdemu zdaniu wypowiadanemu
przez własną matkę, a jego oczy lśniły tak, jakby poddano go praniu mózgu. W jednej chwili
wyparowały wszystkie ciepłe uczucia, jakie Aria żywiła jeszcze do Jasona. Nie wyobrażała sobie
nawet, że cała jego rodzina to banda takich popaprańców.
Otworzyła książkę do biologii i udawała, że uważnie czyta rozdział poświęcony fotosyntezie.
Czuła na sobie wyczekujący wzrok Noela.
— Dziwnie się czuję w jej towarzystwie — powiedziała wreszcie, nie podnosząc wzroku znad
książki. — Ciągle nachodzą mnie wspomnienia o Ali, jej zniknięciu i śmierci.
Noel nachylił się do niej. Stara drewniana ławka zaskrzypiała.
— Ale Courtney też przeszła piekło. Może mogłybyście sobie pomóc. Razem łatwiej byłoby
wam sobie z tym poradzić. Wiem, że nie wierzysz w terapię grupową, ale może rozmowa z nią by
ci pomogła.
Aria ścisnęła koniuszek nosa. To właśnie pojawienie się Courtney stanowiło wystarczający
powód, by wybrać się na terapię grupową.
W sali nagle zawrzało. Aria podniosła głowę. Wokół rozległy się gorączkowe szepty. Kiedy
pani Ives, nauczycielka
biologii, odsunęła się od wejścia, Aria struchlała. W drzwiach stała Courtney we własnej
osobie.
Pani Ives wskazała Courtney jedyne wolne miejsce w klasie, czyli — jak ż e by i n a czej — to
obok Arii. Kiedy Courtney szła na swoje miejsce, kołysząc biodrami, z lekko falującymi włosami,
nikt nie mógł oderwać od niej wzroku. Phi Templeton zrobiła jej nawet ukradkiem zdjęcie
telefonem komórkowym.
— Wygląda dokładnie jak Ali — syknęła Imogen Smith. Courtney zauważyła Arię i
uśmiechnęła się do niej.
— Cześć. Miło zobaczyć jakąś przyjazną twarz.
— H-hej — wyjąkała Aria.
Jakoś nie wydawało się jej, żeby w tej chwili miała zbyt przyjazny wyraz twarzy.
Courtney zajęła miejsce obok niej, zawiesiła ciemno-różową torbę na oparciu krzesła i z
przedniej kieszeni wyciągnęła zeszyt i fioletowe pióro. Zeszyt był podpisany jej imieniem
wykaligrafowanym pękatymi literami. Nawet charakter pisma miała identyczny jak Ali.
Arii chciało się krzyczeć. Miała tego wszystkiego serdecznie dość. Ali nie ż y ł a.
Noel odwrócił się i posłał Courtney szeroki uśmiech.
— Jestem Noel — wyciągnął rękę, a Courtney ją uścisnęła. — Pierwszy dzień w szkole? —
dodał, jakby nie wiedział.
— Aha. — Courtney zrobiła taki gest, jakby ocierała pot z czoła. — Ta szkoła jest naprawdę
dziwna. Nigdy nie uczyłam się w miejscu, gdzie większość zajęć odbywa się w stodołach!
„Bo nigdy nie chodziłaś do normalnej szkoły!", pomyślała Aria, wbijając koniuszek
automatycznego ołówka w szparę w blacie ławki.
Noel pokiwał entuzjastycznie głową, a jego oczy błysnęły jak lampki we fliperze.
— Tak, kiedyś w tym miejscu była wielka farma. Przynajmniej usunęli stąd bydło!
Courtney zachichotała, jakby właśnie usłyszała najzabawniejszy żart pod słońcem. Lekko
odwróciła się w stronę Noela. Ali robiła tak samo, gdy na horyzoncie pojawiał się chłopak, który jej
się podobał. W ten sposób zaznaczała swoje terytorium. Czy Courtney zrobiła to naumyślnie? A
może po prostu bliźniaczki nawet w takich rzeczach były podobne? Aria miała cichą nadzieję, że
Noel poinformuje Courtney, że chodzi z Arią, ale on tylko posłał jej wyniosłe spojrzenie, jakby
chciał powiedzieć: „Widzisz? Ona wcale nie jest takim potworem".
Nagle do Arii powróciła fala gorzkich wspomnień, które od dawna starała się wymazać z
pamięci. Teraz wydawały się jej takie wyraźne. W siódmej klasie Aria przyznała się Ali, że bardzo
się jej podoba Noel. Ali obiecała, że pogada z Noelem i dowie się, co on sądzi o Arii. Ale po
rozmowie z nim Ali powiedziała jej:
— W domu Noela wydarzyło się coś... dziwnego. Opowiadałam mu o tobie, a on powiedział, że
lubi cię, ale jako koleżankę. Dodał jeszcze, że to ja mu się podobam. I prawdę mówiąc, on też mi
się podoba. Ale nie zacznę z nim chodzić, jeśli ty tego nie chcesz.
Aria poczuła się tak, jakby ktoś wyrwał jej serce z piersi i pokroił na milion kawałków.
— Nie mam nic przeciwko — odparła natychmiast.
Bo niby co miała odpowiedzieć? Przecież i tak nie miała szans w konkurencji z Ali.
Ali poszła na dwie randki z Noelem. Na pierwszej obejrzeli jakiś film dla dziewczyn, który
wybrała Ali. Na drugiej Noel przez kilka godzin cierpliwie czekał, aż Ali przymierzy wszystkie
ubrania w Saksie. A potem, zupełnie niespodziewanie, Ali zerwała z Noelem, bo poznała kogoś
innego. Kogoś starszego. Pewnie lana.
Teraz tamta historia się powtarzała. Czy dawne uczucia Noela do Ali rozpalą się ponownie na
widok jej sobowtóra?
Courtney i Noel wyśmiewali się w najlepsze z pracowni w stodole, w której odbywały się
warsztaty dziennikarskie. W budynku nadal znajdował się zabytkowy strych, na którym dawniej
przechowywano siano, a w środku stało koryto dla świń. Aria chrząknęła znacząco.
— Noel, właśnie się zastanawiałam, jak się ubrać na bal walentynkowy - powiedziała. -
Włożysz smoking czy garnitur?
Noel, któremu Aria przerwała w pół zdania, wyglądał na zbitego z tropu.
— Hm, zazwyczaj chłopaki wkładają garnitury.
— Super — zaszczebiotała Aria.
Nie spuszczała wzroku z Courtney, żeby się upewnić, że zrozumiała intencje Arii. Ale
Courtney, zamiast pilnować swego nosa, pokazała palcem na coś, co zauważyła w należącej do Arii
torbie ze skóry jaka.
— O! Nadal się w to bawisz?
Aria spojrzała na torbę. Z jednej kieszeni wystawał kłębek białej wełny i dwa drewniane druty.
Podniosła torbę z podłogi i przycisnęła do piersi. Nadal si ę w to b awisz? Dlaczego Courtney tak
dziwnie sformułowała to pytanie?
— Siostra opowiadała mi kiedyś, że lubisz robótki ręczne — wyjaśniła Courtney, jakby czytała
w myślach Arii. — Pokazała mi nawet moherowy stanik, który dla niej zrobiłaś.
— Och — Arii trząsł się głos.
W sali zapachniało tuszem z wodoodpornego flamastra i potem. Courtney wpatrywała się w
Arię z miną niewiniątka i się uśmiechała, ale Aria nie potrafiła odwzajemnić uśmiechu. O c zy m j e
s z cze Ali jej opowiedziała?
O tym, że przed spotkaniem z Ali Aria była żałosną samotnicą? Że beznadziejnie zakochała się
na zabój w Noelu? A może Ali opowiedziała jej nawet, że przyłapały Byrona i Meredith, jak
całowali się w samochodzie na parkingu. Ali bardzo spodobała się ta historia. W ciągu ostatnich
tygodni przed zniknięciem tylko o tym rozmawiała z Arią.
Aria zaczęła dygotać. Nie potrafiła udawać, że to, co się działo na jej oczach, było zupełnie
normalne. Kiedy zadźwięczał jej telefon, o mało nie zemdlała z przerażenia. Na ekranie zobaczyła
nagłówek z serwisu informacyjnego CNN, który głosił: „ Czy Billy Ford naprawdę ma alibi? ".
Kawa, którą właśnie wypiła, podeszła jej do gardła. Kiedy podniosła wzrok, zauważyła, że
Courtney również przeczytała ostatnie doniesienie. Zbladła i otworzyła szeroko oczy. Przez ułamek
sekundy wyglądała tak, jakby miała zamiar wyrwać Arii telefon z ręki.
Ale przerażenie natychmiast zniknęło z jej twarzy.
8
I NIE WÓDŹ NAS NA POKUSZENIE...
Gdy Emily szła na lekcję WF-u, Aria ją dogoniła i chwyciła za ramię.
— Spójrz.
Podsunęła Emily ekran telefonu pod nos. Na ekranie była wiadomość z ostatniego dziennika
telewizyjnego.
— Kolejny punkt zwrotny w toczącej się właśnie sprawie oskarżonego o morderstwo Williama
Forda!... — krzyczał do mikrofonu rozgorączkowany reporter.
Na ekranie pojawiło się ujęcie parkingu przed dużym sklepem.
— Mieszkaniec Florydy twierdzi, że spotkał pana Forda pod tym supermarketem piętnastego
stycznia, a więc tego samego dnia, w którym Kłamczuchy odkryły zwłoki lana Thomasa w lesie w
Rosewood - wyjaśnił głos z offu. — Świadek chce pozostać anonimowy, w trakcie spotkania doszło
bowiem do sprzedaży narkotyków. Jeśli jednak śledczy ustalą wiarygodność alibi pana Forda,
najprawdopodobniej zostanie on uwolniony od zarzutu zamordowania Thomasa.
Na horyzoncie pojawił się pan Owens, najsurowszy z nauczycieli od WF-u, więc Aria szybko
włożyła telefon do kieszeni. W szkole w czasie lekcji nie wolno było używać komórek. Kiedy
nauczyciel zniknął za rogiem, Aria jeszcze raz odtworzyła nagranie.
— Jak to możliwe? — wyszeptała z grobową miną. — Jeśli w chwili śmierci lana Billy
przebywał na Florydzie, to ktoś inny musiał zrobić te zdjęcia, śledzić nas i przysyłać nam
wiadomości jako A.
Emily zagryzła nerwowo wargę.
— To nie ma najmniejszego sensu. To jakiś kłamca. Może dostał pieniądze za to, że
opowiedział tę historyjkę policji.
— A skąd Billy wziął na to pieniądze? Nie stać go nawet na prawnika — przypomniała Aria.
Przez chwilę stały w milczeniu. Obok nich przebiegło dwóch chłopaków z drużyny zapaśniczej,
którzy uwielbiali bawić się w berka na szkolnym korytarzu. Nagranie z wiadomości się skończyło,
a na ekranie pojawiły się linki do dwóch kolejnych filmików. Jeden odsyłał do rekonstrukcji
zdarzeń tego wieczoru, kiedy zamordowano Jennę. Drugi dotyczył Courtney DiLaurentis. Emily z
twarzą pełną smutku i niepewności wpatrywała się w zdjęcie Courtney. „Ali nas okłamała",
pomyślała, a serce rozpadło się jej na tysiąc kawałków. Ali nie wtajemniczyła ani jednej ze swoich
przyjaciółek w wiele sekretów dotyczących jej życia. Jakby w ogóle się nie przyjaźniły.
A może jednak wysyłała im jakieś ukryte sygnały? Trudno było nie zauważyć, że Ali ma
obsesję na punkcie
bliźniąt. Pewnego razu wybrała się tylko z Emily na zakupy do Ardmore i w każdym sklepie
mówiła ekspedientkom, że przyszła ze swoją siostrą bliźniaczką. Chciała sprawdzić, jak ludzie
zareagują na tę informację. Poza tym zawsze z zachwytem mówiła o tym, że Emily i jej siostra
Carolyn są do siebie podobne jak dwie krople wody.
— Nikt was nigdy nie wziął za bliźniaczki? — zadawała bez końca to samo pytanie. — Pewnie
nawet bliscy was z sobą mylą.
Aria zauważyła, że Emily wpatruje się w twarz Courtney na ekranie. Dotknęła nadgarstka
przyjaciółki.
— Uważaj.
Emily wyrwała się nagle z zamyślenia.
— O co ci chodzi?
Aria wydęła usta. Grupa dziewcząt w strojach cheer-leaderek przemaszerowała korytarzem,
ćwicząc zbiorowy gest powitania.
SHEPARD SARA PRETTY LITTLE LIARS 08 POŻĄDANE CZAS ZACZĄĆ PRZEDSTAWIENIE. A. Podejrzany o zabójstwo Ali czeka w areszcie na proces. Wydawać by się mogło, że Emily, Spencer, Aria i Hanna wreszcie odetchną z ulgą. Jednak mama Alison składa publicznie zaskakujące oświadczenie, które rzuca cień na całą sprawę. Jakie mroczne tajemnice ukrywa rodzina DiLaurentisów? SPÓJRZ JESZCZE RAZ Mawiają, że obraz jest wart tysiąca słów. Kamera przemysłowa rejestruje piękną brunetkę, jak wynosi biżuterię ze sklepu Tiffany'ego. Paparazzi przyłapuje żonatego reżysera na romansie z młodą gwiazdką. Ale obraz nie powie ci, że ta dziewczyna tam pracuje i miała przenieść biżuterię do biura szefa, a reżyser już miesiąc wcześniej złożył pozew rozwodowy. A co ze zdjęciami rodzinnymi? Weźmy na przykład fotografię przedstawiającą mamę, tatę, siostrę i brata, jak siedzą na ganku luksusowej wiktoriańskiej willi. Przyjrzyjcie się dokładniej. Tata chyba trochę zmusza się do uśmiechu. Mama zezuje na lewo, na dom sąsiadów — a może po prostu na są siad a. Brat ściska balustradę z całej siły, jakby chciał ją złamać. A siostra uśmiecha się tajemniczo, jakby kryła jakiś smakowity sekret. Połowę podwórka rozorała już wielka koparka, a w tle majaczy rozmazana sylwetka. Widać tylko burzę blond włosów i bladą cerę. To chłopak... czy dziewczyna? A może to złudzenie wywołane przez światło albo ślad po palcach. A może wszystko to, czego nie zauważyłyście na pierwszy rzut oka, znaczy o wiele więcej, niż myślicie. Czterem ślicznym dziewczynom z Rosewood wydaje się, że już wiedzą, co się wydarzyło tej nocy, kiedy zginęła ich przyjaciółka. Sprawcę aresztowano, a sprawę zamknięto. Ale gdyby sięgnęły jeszcze raz do swojej pamięci i spróbowały dostrzec to, co majaczy gdzieś na jej peryferiach, gdyby zaufały swoim przeczuciom, choć nie potrafią jeszcze ich nazwać, a przede wszystkim przyjrzały się bliżej ludziom, których mają tu ż pod nosem, to ten bardzo wyraźny obraz mógłby się radykalnie zmienić. Gdyby wzięły kolejny głęboki oddech i spojrzały na zdjęcie jeszcze raz, to może odkryłyby coś zdumiewającego, a może nawet przerażającego. Prawda jest czasem dziwniejsza niż zmyślenie. Szczególnie w Rosewood. Był mglisty czerwcowy wieczór, a księżyc nie pokazał się jeszcze na niebie. W ciemnym, gęstym lesie grały koniki polne, a w okolicy pachniało azaliami, świecami o zapachu cytrynowym i chlorowaną wodą z basenu. Nowiutkie luksusowe samochody stały w olbrzymich garażach. Jak
zawsze w Rosewood w stanie Pensylwania, eleganckim miasteczku pełnym stylowych domów, oddalonym o czterdzieści kilometrów od Filadelfii, każde źdźbło trawy było na swoim miejscu, a każdy robił to, co do niego należy. Prawie każdy. Alison DiLaurentis, Spencer Hastings, Aria Montgomery, Emily Fields i Hanna Marin włączyły wszystkie światła w małym domku na tyłach posiadłości Hastingsów, rozpoczynając całonocną imprezę, która miała oficjalnie zakończyć siódmą klasę. Spencer szybko wrzuciła do kubła na śmieci kilka butelek po piwie zostawionych przez jej siostrę Melissę i jej chłopaka lana Thomasa. Spencer wyprosiła ich oboje z domku kilka minut wcześniej. Emily i Aria rzuciły w kąt swoje torby, żółtą i kasztanową, obie marki LeSportsac, spakowane na całą noc. Hanna położyła się na kanapie i łapczywie rzuciła się na resztki popcornu. Ali zamknęła i zaryglowała drzwi. Żadna z nich nie usłyszała cichych kroków na wilgotnej trawie ani nie zauważyła, że okno zaparowało od czyjegoś oddechu. Pstryk. — Dziewczyny - odezwała się Alison, przysiadając na oparciu skórzanej kanapy. - Mam świetny pomysł. -Okno było zamknięte, ale szyba na tyle cienka, że jej słowa słychać było na zewnątrz, pośród spokojnej, czerwcowej nocy. — Nauczyłam się, jak hipnotyzować ludzi. Mogę was zahipnotyzować, wszystkie naraz. Nastała długa cisza. Spencer skubała rąbek spódniczki do hokeja. Aria i Hanna spojrzały po sobie z niepokojem. -Proooszę - błagała Ali, składając dłonie jak do modlitwy. Rzuciła okiem na Emily. - Ty na pewno dasz się zahipnotyzować, prawda? — Mhm... - Emily drżał głos. — No cóż... — Ja się zgadzam — wtrąciła się Hanna. Pstryk. Wrr. Pozostałe dziewczyny zgodziły się bez entuzjazmu. Czy miały inne wyjście? Ali była najpopularniejszą dziewczyną w ich szkole, w Rosewood Day. Wszyscy chłopcy chcieli z nią chodzić, wszystkie dziewczyny chciały być takie jak ona, wszyscy rodzice uważali ją za idealne dziecko, a ona zawsze dostawała to, czego chciała. Jeszcze rok temu Spencer, Aria, Emily i Hanna w najśmielszych marzeniach nie spodziewały się, że Ali wybierze je do swojej świty w czasie szkolnej imprezy charytatywnej. Dzięki niej cztery szare myszki zmieniły się w najważniejsze szkolne osobistości. Ali zabierała je na weekendowe wypady w góry Pocono, kupowała im maseczki z glinki i dzięki niej zajmowały najlepszy stolik w stołówce. Ale zmuszała je też do robienia rzeczy, na które nie miały najmniejszej ochoty. To ona wplątała je w sprawę Jenny, każąc im przysiąc, że do końca życia dochowają tego przerażającego sekretu. Czasem czuły się jak marionetki w rękach Ali. Ostatnio Ali nie odbierała ich telefonów i zadawała się ze starszymi koleżankami z drużyny hokeja. Właściwie interesowały ją tylko sekrety i ułomności przyjaciółek. Droczyła się z Arią, przypominając jej na każdym kroku o romansie jej taty ze studentką. Wyśmiewała obsesję Hanny na punkcie chrupek serowych i jej coraz szersze biodra. Drwiła z Emily, która się w niej zadurzyła. Groziła, że powie wszystkim, że Spencer całowała się z chłopakiem swojej siostry. Wszystkie miały poczucie, że ich przyjaźń z Ali przecieka im przez palce. W głębi duszy każda się zastanawiała, czy po dzisiejszej imprezie nadal będą się przyjaźnić. Pstryk. Ali pospiesznie zaczęła zapalać waniliowe świece zapalniczką Zippo i zasuwać rolety. Kazała dziewczynom usiąść po turecku na okrągłym dywanie z frędzlami. Posłusznie wykonały polecenie, choć wcale nie miały na to ochoty. A co, jeśli Ali faktycznie je zahipnotyzuje? Każda skrywała jakiś wielki sekret, o którym wiedziała tylko Ali. Wcale nie chciały dzielić się tymi tajemnicami z pozostałymi przyjaciółkami, a już na pewno nie z całym światem. Ps t ry k . Wrr. Ali zaczęła powoli odliczać od stu do jednego. Mówiła ściszonym, kojącym głosem. Żadna z dziewczyn nawet nie drgnęła. Ali na palcach przeszła przez salon, minęła wielkie biurko z komputerem, pełne książek regały i malutką kuchnię. Jej przyjaciółki siedziały spokojnie, jak
skamieniałe. Żadna nie spojrzała w stronę okna. Żadna nie słyszała mechanicznego pstrykania starego polaroida, który rejestrował je na rozmazanych zdjęciach, ani cichego warkotu, kiedy aparat wypluwał na ziemię fotografie. W szparach między roletami było dostatecznie dużo miejsca, żeby zrobić zdjęcie, na którym zmieściły się wszystkie. Pstryk. Wrr. Kiedy Ali doliczyła do jednego, Spencer zerwała się na równe nogi i podbiegła do okna. - Tu jest za ciemno - oznajmiła. Odsłoniła rolety, a do wnętrza wpadł snop światła. - Wolę, żeby tu było jaśniej. Zresztą chyba nie tylko ja. Ali spojrzała na przyjaciółki. Jej usta wykrzywił złośliwy uśmiech. — Zasłoń! — rozkazała. Spencer przewróciła oczami. — Boże, weź na wstrzymanie. Ali spojrzała przez odsłonięte okno. Na jej twarzy pojawił się cień przerażenia. Zauważyła kogoś? Rozpoznała osobę za oknem? Wiedziała, co ją czeka? Szybko odwróciła się do Spencer. Zacisnęła pięści. — Uważasz, że to ja powinnam wziąć na wstrzymanie? P s t r yk. Z aparatu wysunęło się kolejne zdjęcie. Z nicości wyłonił się obraz. Spencer i Ali wpatrywały się w siebie przez chwilę. Pozostałe dziewczyny siedziały na dywanie. Hanna i Emily kołysały się w przód i w tył, pogrążone w transie, ale Aria miała półprzymknięte oczy. Obserwowała kłótnię Spencer i Ali, nie miała jednak siły, żeby interweniować. — Wyjdź! — rozkazała Spencer i pokazała ręką drzwi. — Dobrze. — Ali wyszła na ganek, z całej siły zatrzaskując za sobą drzwi. Ali przez chwilę stała za drzwiami, oddychając ciężko. Liście drzew szemrały lekko, jakby coś szeptały. Lampa w kształcie starej latarni, wisząca nad wejściem, oświetlała połowę sylwetki dziewczyny. Na twarzy miała grymas pełen goryczy i gniewu. Nie spojrzała z przestrachem za róg domu. Nie wyczuła niebezpieczeństwa, które czaiło się tuż obok. Może to dlatego, że sama musiała tak bardzo się starać, żeby nie wyszedł na jaw jej wielki sekret. Musiała się teraz z kimś spotkać. I jak ognia unikać spotkania z kimś innym. Po chwili ruszyła ścieżką. Kilka sekund później drzwi do domku znowu zamknęły się z trzaskiem. Spencer wyszła i dogoniła ją przy granicy lasu. Choć rozmawiały cicho, w ich głosach słychać było narastającą irytację. „Chcesz mi wszystko odebrać. Ale tego nie dostaniesz. Przeczytałaś o tym w moim pamiętniku, tak? Myślałaś, że pocałunek z łanem był szczególny, ale on mi mówił, że nawet nie wiedziałaś, jak się do tego zabrać". Nagle rozległ się odgłos butów ślizgających się na mokrej trawie. I krzyk. A potem groźne trzaśnięcie. I zduszony jęk przerażenia. Później zapadła cisza. Aria wyszła na ganek i się rozejrzała. - Ali!? - zawołała. Zaczęła się jej trząść dolna warga. Żadnej odpowiedzi. Aria czuła drżenie w koniuszkach palców. Może w głębi duszy czuła, że nie jest tu sama. - Spencer!? - zawołała znowu Aria. Wyciągnęła dłoń i dotknęła dzwoneczków - chciała usłyszeć ich kojący dźwięk. Odezwały się melodyjnie. Aria wróciła do domku w chwili, gdy obudziły się Hanna i Emily. - Miałam przedziwny sen - wyszeptała Emily, przecierając oczy. - Ali wpadła do bardzo głębokiej studni, a wokół rosły wielkie rośliny. - Mnie się śniło to samo! - wykrzyknęła Hanna. Patrzyły na siebie z niedowierzaniem. Spencer wróciła na ganek, zdezorientowana i poruszona. - Gdzie Ali? - zapytały dziewczyny. - Nie wiem - odparła Spencer nieobecnym głosem. Rozejrzała się. - Myślałam... zresztą sama nie wiem. W tym momencie ktoś już pozbierał wszystkie zdjęcia i schował je do kieszeni. Ale aparat uruchomił się jeszcze raz, przez przypadek, a lampa błyskowa oświetliła czerwony siding domku.
Wysunęło się kolejne zdjęcie. Pst r yk . Wrr. Dziewczyny patrzyły przez okno, drżąc ze strachu. Czy ktoś tam się czaił? Ali? A może Melissa z łanem? Przecież dopiero co wyszli. Panowała absolutna cisza. Minęły dwie sekundy. Pięć. Dziesięć. Nic nie zmąciło ciszy. „To tylko wiatr", pomyślały. A może gałąź uderzyła w szybę i przesunęła się po niej, wydając taki dźwięk, jak paznokieć drapiący kawałek styropianu. — Chyba chcę iść do domu — oświadczyła Emily. Dziewczyny wyszły razem z domku. Były wściekłe, zażenowane i wstrząśnięte. Ali je olała. Ich przyjaźń się skończyła. Przeszły przez podwórko przy domu Spencer, nie przeczuwając nawet, jakie straszne rzeczy jeszcze się wydarzą. Twarz zza okna też zniknęła. Ten ktoś podążył za Ali. Maszyna ruszyła, uruchamiając łańcuch nieuniknionych wydarzeń. Za kilka godzin Ali miała już nie żyć. 1 NA RUINACH DOMU Spencer przetarła zapuchnięte od snu oczy i włożyła gofra do tostera. W kuchni jej rodzinnego domu pachniało świeżo zaparzoną kawą, ciastem i cytrynowym płynem do pielęgnacji mebli. Dwa labradory, Rufus i Beatrice, otoczyły ją, machając ogonami. Na ekranie stojącego w rogu małego plazmowego telewizora pojawiła się czołówka wiadomości. Reporterka w granatowym żakiecie od Burberry stała przed szefem policji w Rosewood i siwowłosym mężczyzną w czarnym garniturze. Napis na dole ekranu głosił-. „Morderstwa w Rosewood". - Mojego klienta niesłusznie oskarżono - oświadczył mężczyzna w garniturze. Był adwokatem z urzędu reprezentującym Williama „Billy'ego" Forda i po raz pierwszy od aresztowania klienta wypowiadał się publicznie na jego temat. - Jest zupełnie niewinny. Został wrobiony. - No jasne - rzuciła Spencer. Ręka trzęsła się jej nerwowo, kiedy nalewała kawę do kubka z napisem: „SZKOŁA PODSTAWOWA W ROSEWOOD". Spencer nie miała najmniejszych wątpliwości, że to Billy prawie cztery lata temu zabił jej najlepszą przyjaciółkę Alison DiLaurentis. A teraz zamordował też Jennę Cavanaugh, niewidomą dziewczynę z klasy Spencer, a także najprawdopodobniej lana Thomasa, byłego chłopaka Melissy, w którym podkochiwała się też Ali i którego wcześniej posądzono o jej zabicie. Policjanci znaleźli w samochodzie Billy'ego zakrwawiony T-shirt należący do lana, a teraz poszukiwali jego ciała, choć do tej pory nie natrafili na żadne ślady warte uwagi. Na zewnątrz, na ślepej ulicy, przy której mieszkała Spencer, rozległ się warkot śmieciarki. W ułamku sekundy ten sam warkot rozległ się z głośnika w telewizorze. Spencer weszła do salonu i rozchyliła kotary w oknie wychodzącym na ulicę. Oczywiście, przy chodniku już zaparkowała furgonetka z logo stacji telewizyjnej. Kamerzysta przechodził od jednej osoby do drugiej, a towarzyszący mu pomocnik trzymający wielki mikrofon osłaniał się przed silnym wiatrem. Spencer nawet z tej odległości widziała poruszające się usta reporterki, a z telewizora dobiegał jej głos. Podwórko naprzeciwko domu Cavanaughów otoczono żółtą taśmą policyjną. Od kiedy zamordowano Jennę, na podjeździe stało auto policyjne. Pies przewodnik Jenny, przysadzisty owczarek niemiecki, wyglądał przez okno w salonie. Stał tak dzień i noc od kilku tygodni, jakby czekał na powrót swojej pani. Policja znalazła sztywne, martwe ciało Jenny w rowie za domem. Wedle doniesień medialnych rodzice Jenny przyjechali do domu w sobotę, żeby go opróżnić. Państwo Cavanaughowie usłyszeli dzikie, nieustające szczekanie na tyłach swojej posiadłości. Pies Jenny stał przywiązany do drzewa, a Jenna... zniknęła. Kiedy uwolnili psa, natychmiast popędził w stronę rowu wykopanego przez
hydraulików kilka dni wcześniej podczas naprawy pękniętej rury. Ale w środku znaleziono coś więcej niż tylko nowo wstawioną rurę. Wyglądało to tak, jakby morderca c h ci a ł, żeby Jennę znaleziono. Anonimowy informator naprowadził policję na trop Billy'ego Forda. Policja oskarżyła Forda również o zabicie Alison DiLaurentis. Wszystkie dowody na to wskazywały. Billy należał do ekipy, która tego lata, kiedy zniknęła Ali, budowała altanę przy domu DiLaurentisów. Ali często skarżyła się na to, że robotnicy gapią się na nią. Wtedy Spencer wydawało się, że to tylko przechwałki. Teraz wiedziała już, co się naprawdę wydarzyło. Toster zabrzęczał, gdy wyskoczył z niego gorący gofr, i Spencer powlokła się do kuchni. W telewizji nadawano już audycję ze studia, w którym przy długim biurku siedziała ciemnowłosa prezenterka z wielkimi kolczykami w uszach. — Policja znalazła w laptopie pana Forda mnóstwo zdjęć stanowiących niepodważalne dowody przeciwko niemu — oznajmiła grobowym głosem. — Dowodzą one, że pan Ford obsesyjnie śledził Alison DiLaurentis, Jennę Ca-vanaugh i cztery inne dziewczęta znane jako Kłamczuchy. Na ekranie pojawiały się, jedno po drugim, stare zdjęcia Jenny i Ali. Wiele z nich wyglądało tak, jakby zrobiono je z ukrycia, zza drzewa albo z samochodu. Potem pokazano zdjęcia Spencer, Arii, Emily i Hanny, niektóre jeszcze z siódmej klasy, kiedy żyła Ali, inne bardziej aktualne. Na jednym wszystkie cztery stały w ciemnych sukienkach i butach na obcasach, czekając na rozpoczęcie procesu lana i wprowadzenie oskarżonego. Inne przedstawiało je przy huśtawkach przed szkołą, ubrane w wełniane płaszcze, czapki i rękawiczki. To wtedy rozmawiały o pojawieniu się nowego A. Spencer poczuła się nieswojo. — W komputerze pana Forda znaleziono także zapisy wiadomości z pogróżkami, które przesyłał czterem przyjaciółkom Alison — kontynuowała prezenterka. Na ekranie pojawiło się zdjęcie wychodzącego z konfesjonału Darrena Wildena, a także seria innych, znajomo wyglądających e-maili i zapisów czatów internetowych. Każda wiadomość była podpisana tylko jedną literą — A. Od kiedy Billy'ego aresztowano, ani Spencer, ani żadna z jej przyjaciółek nie dostała nawet jednego SMS-a od A. Spencer napiła się kawy. Gorący napój parzył jej gardło, lecz ona ledwie to zauważyła. Nie mogła uwierzyć w to, że nikomu nieznany Billy Ford stał za wszystkim. Spencer nie miała pojęcia, dlaczego chciał je skrzywdzić. — To nie pierwsze przestępstwo popełnione przez pana Forda — informowała prezenterka. Spencer odstawiła kubek z kawą i spojrzała na telewizor. Na ekranie pojawił się film z YouTube'a. Mimo złej jakości nagrania widać było na nim, jak Billy bije się z jakimś facetem w czapeczce bejsbolowej z logo filadelfijskiej drużyny na parkingu przed supermarketem. Kiedy przeciwnik Billy'ego upadł na ziemię, ten nadal go kopał. Spencer zakryła usta dłonią, wyobrażając sobie, że mężczyzna tak samo skatował Ali. — Tych zdjęć nie widziano nigdy wcześniej. Znaleziono je również w samochodzie pana Forda. Na ekranie wyświetlono zamazane zdjęcie z polaroida. Spencer machinalnie nachyliła się do przodu. Nie mogła uwierzyć własnym oczom. Zdjęcie przedstawiało wnętrze domku na tyłach posiadłości jej rodziców. Domek został doszczętnie zniszczony w czasie pożaru, najprawdopodobniej wywołanego przez Billy'ego w celu zatarcia śladów łączących go z zamordowaniem Ali i lana. Na zdjęciu cztery dziewczyny siedziały ze spuszczonymi głowami na okrągłym dywanie pośrodku pokoju. Nad nimi stała piąta, z uniesionymi w górę rękami. Następna fotografia przedstawiała tę samą scenę, ale stojąca dziewczyna przesunęła się o krok w lewo. Na następnym zdjęciu jedna z siedzących wcześniej dziewczyn stała koło okna. Spencer rozpoznała blond włosy o popielatym odcieniu i podwiniętą spódniczkę do hokeja. Westchnęła. Patrzyła na siebie samą sprzed lat. Zdjęcia zrobiono tej nocy, kiedy zaginęła Ali. Billy stał wtedy przed domkiem i je obserwował. A one niczego nie przeczu wały. Usłyszała za sobą ciche kaszlnięcie. Odwróciła się. Przy kuchennym stole siedziała pani Hastings ze wzrokiem wbitym w kubek pełen herbaty earl grey. Miała na sobie szare spodnie do jogi, z małą dziurą na kolanie, przybrudzone białe skarpetki i za duże polo od Ralpha Laurena. Nie
umyła włosów, a do jej lewego policzka przy kleiły się jakieś okruchy. Zazwyczaj mama Spencer nawet swoim psom nie pokazywała się bez idealnego makijażu i stroju. — Mamo? — zapytała ostrożnie Spencer, zastanawiając się, czy mama też zauważyła polaroidy. Pani Hastings odwróciła się tak wolno, jakby poruszała się w wodzie. — Cześć, Spence — przywitała się matowym głosem. A potem znowu spuściła wzrok i bez słowa wpatrywała się w torebkę z herbatą, tonącą na dnie kubka. Spencer włożyła do ust koniuszek małego, wymanikiurowanego paznokcia. Jakby było mało nieszczęść, jej mama zachowywała się jak zombie... i to z winy Spencer. Gdyby tylko nie rozgłosiła wszem wobec tej okropnej tajemnicy, którą przekazał jej Billy jako A. Poinformował ją o tym, że pan Hastings miał romans z mamą Ali. Okazało się, że jej przyjaciółka była jej przyrodnią siostrą. Gdyby Billy nie dał Spencer do zrozumienia, że jej mama wie i całej sprawie i że to ona zabiła Ali, żeby ukarać męża, sekret nigdy nie wyszedłby na jaw. Ale kiedy Spencer wyjawiła prawdę mamie, zorientowała się, że ona o niczym nie wiedziała i że to nie ona zabiła Ali. Potem pani Hastings wyrzuciła męża z domu i właściwie wyłączyła się z życia. Rozległo się znajome stukanie obcasów na mahoniowej podłodze. Siostra Spencer, Melissa, weszła dumnie do kuchni otoczona chmurą zapachu Miss Dior. Miała na sobie jasnoniebieską dzianinową sukienkę od Kate Spade i popielate buty na niskim obcasie. Jej blond włosy podtrzymywała popielata opaska. Pod pachą niosła srebrny notatnik, a za ucho zatknęła pióro Montblanc. — Cześć, mamo! — przywitała się radośnie i pocałowała panią Hastings w czoło. Na widok Spencer przestała się uśmiechać. — Hej, Spence — rzuciła chłodno. Spencer usiadła na najbliższym krześle. Wielkie, siostrzane uczucia, które pojawiły się między nimi tej nocy, kiedy zginęła Jenna, trwały nie dłużej niż dwadzieścia cztery godziny. Teraz układało im się jak dawniej, a Melissa obwiniała Spencer za zrujnowanie ich rodziny. Docinała młodszej siostrze na każdym kroku i z typową dla siebie wyższością brała na swoje barki wszystkie domowe obowiązki. Melissa uniosła w górę notatnik. - Idę do sklepu. Jakieś specjalne życzenia? — Mówiła do pani Hastings tak głośno, jakby mama miała dziewięćdziesiąt lat i dawno temu straciła słuch. - Ach, nie wiem - odparła niepewnie pani Hastings. Wpatrywała się w swoje otwarte dłonie, jakby chciała z nich wyczytać jakieś mądre przesłanie na całe życie. — To wszystko bez sensu. Jemy, jedzenie się kończy, a my robimy się znowu głodni. — Nagle wstała, westchnęła głośno i powlokła się na górę do swojego pokoju. Melissie drżała górna warga. Notatnik uderzał miarowo o jej biodro. Spojrzała na Spencer, mrużąc oczy. Jej oczy krzyczały: „I popatrz, co narobiłaś!". Spencer spojrzała przez wielkie okno wychodzące na tylne podwórko. Na ścieżce lśniły błękitne tafle lodu. Ze spalonych drzew zwisały ostro zakończone sople. W miejscu gdzie dawniej stał domek, znajdowało się teraz tylko poczerniałe rumowisko pokryte grubą warstwą popiołu. Na fragmencie ściany młyna, który również zawalił się w czasie pożaru, widniał napis: „KŁAMIESZ". Do oczu Spencer napłynęły łzy. Na widok zniszczonego w pożarze podwórka nachodziła ją nagła chęć, by pobiec na górę, zamknąć się w swoim pokoju i skulić na łóżku. Zanim wyjawiła mamie prawdę o romansie taty, jej relacje z rodzicami układały się doskonale. Po raz pierwszy od dawna. A teraz czuła się tak jak wtedy, kiedy spróbowała lodów cappuccino domowej roboty z cukierni w Hollis. Gdy tylko ich posmakowała, musiała natychmiast zjeść wielką porcję. Po tym, jak zaznała życia w normalnej, kochającej rodzinie, nie potrafiła się odnaleźć w toksycznym domu, pełnym złych emocji. Telewizor wciąż hałasował. Na ekranie pojawiło się zdjęcie Ali. Melissa zatrzymała się i zaczęła oglądać telewizję. Reporter właśnie relacjonował przebieg wydarzeń w dniu zaginięcia Ali. Spencer zagryzła dolną wargę. Do tej pory nie rozmawiała z Melissą o tym, że Ali była ich przyrodnią siostrą. Teraz, kiedy Spencer wiedziała już, że była spokrewniona z Ali, jej życie
przewróciło się do góry nogami. Przez długi czas Spencer trochę nienawidziła Ali, która próbowała kontrolować każde jej posunięcie i odkrywała wszystkie jej tajemnice. Wszystkie te niesnaski przestały się jednak liczyć. Spencer chciała tylko cofnąć się w czasie do tamtego wieczoru i uratować Ali przed Billym. Teraz na ekranie pokazało się ujęcie długiego, wysokiego stołu, przy którym siedziało kilku dziennikarzy i zastanawiało się wspólnie, jak potoczą się dalej losy Billy'ego. — Dziś nikomu nie można już ufać! — wykrzyknęła kobieta o śniadej cerze, w wiśniowym kostiumie. — Żadne dziecko nie jest bezpieczne. — Zaraz, zaraz — ciemnoskóry mężczyzna z bródką próbował uspokoić swoich rozmówców. — Może powinniśmy dać szansę panu Fordowi. Człowiek jest niewinny, dopóki nie udowodni się mu winy, prawda? Melissa podniosła z kuchennego stołu czarną skórzaną torbę od Gucciego. — Nie rozumiem, czemu marnują czas na takie rozmowy — rzuciła lodowatym tonem. — Zasłużył na to, żeby nie wyjrzeć z piekła. Spencer spojrzała na siostrę z ukosa. To była kolejna dziwna zmiana w domu Hastingsów. Niespodziewanie Melissa bez cienia wątpliwości, wręcz fanatycznie wierzyła w to, że Billy był mordercą. Kiedy tylko słyszała, że ktoś śmie wątpić w jego winę, wpadała w szał. - Pójdzie siedzieć - upewniła ją Spencer. - To oczywiste. — No i dobrze. Melissa odwróciła się, wyjęła kluczyki do mercedesa z ceramicznej miski stojącej obok telefonu, zapięła kurtkę od Marca Jacobsa, kupioną tydzień wcześniej w Sak-sie - bo najwyraźniej rozpad rodziny nie poruszył jej aż tak bardzo, żeby straciła ochotę na zakupy - i wyszła, trzaskając drzwiami. Dziennikarze nadal rozprawiali o losie Billy'ego, a Spencer podeszła do okna i patrzyła, jak siostra odjeżdża sprzed domu. Melissa posła jej uśmiech tak niepokojący, że Spencer przeszły ciarki. Z jakiegoś powodu Melissa wyglądała tak, jakby... jej ulżyło. 2 GŁĘBOKO SKRYWANE SEKRETY Aria Montgomery i jej chłopak Noel Kahn wysiedli z samochodu i szli przytuleni w kierunku głównego wejścia do szkoły. Kiedy tylko weszli do środka, ogarnęła ich fala ciepłego powietrza, jednak na widok wystawy przy drzwiach do auli Aria zesztywniała. Na długim stole przysuniętym do ściany stało zdjęcie Jenny Cavanaugh. Porcelanowa cera Jenny lśniła, a jej usta miały naturalny, karminowy kolor. Uśmiechała się lekko. Olbrzymie ciemne okulary od Gucciego zakrywały jej okaleczone oczy. Nad zdjęciem umieszczono wykonany ze złotej folii napis: „Tęsknimy za tobą, Jenno". Wokół stały mniejsze fotografie, kwiaty, pamiątki i podarunki. Ktoś położył nawet obok zdjęcia paczkę marlboro ultra light, choć Jenna z pewnością nie należała do dziewczyn, które po kryjomu popalałyby papierosy. Aria jęknęła cicho. Słyszała, że szkoła miała zamiar upamiętnić Jennę, to jednak wydawało się jej takie... tanie. — Cholera — wyszeptał Noel. — Że też musieliśmy wejść akurat tędy. Oczy Arii napełniły się łzami. Przecież jeszcze niedawno, w czasie imprezy u Noela, widziała Jennę żywą, patrzyła, jak świetnie się bawiła w towarzystwie Mai St. Germain. A niedługo później... To, co się stało później, było tak przerażające, że Aria nie chciała nawet o tym myśleć. Wiedziała, że powinna czuć ulgę, bo złapano mordercę Jenny. Rozwiązano zagadkę morderstwa Ali i skończyły się pogróżki od A. Ale co się stało, to się nie odstanie. Zabito niewinną dziewczynę. Aria mimowolnie zastanawiała się, czy z pomocą przyjaciółek mogła zapobiec śmierci Jenny. Kiedy jeszcze Billy pisał do nich jako A., przysłał Emily zdjęcie Ali i Jenny z okresu ich
dzieciństwa. Potem skierował Emily do domu Jenny, która właśnie wtedy kłóciła się z Jasonem DiLaurentisem. Najwyraźniej Billy sugerował, kto będzie jego następną ofiarą. Poza tym niedawno Jenna kręciła się wokół domu Arii, jakby chciała o czymś z nią porozmawiać. Kiedy Aria ją zawołała, Jenna zbladła i szybko się oddaliła. Może przeczuwała, że Billy chce ją skrzywdzić? Czy Aria powinna się zorientować, że coś jest nie tak? Jakaś drugoklasistka położyła czerwoną różę na ołtarzyku upamiętniającym Jennę. Aria zamknęła oczy. Czy na każdym kroku coś musiało jej przypominać o tym, co zrobił Billy? Rano oglądała w telewizji program, w którym prezentowano serię polaroidów wykonanych przez Billy'ego w czasie ich imprezy w siódmej klasie. Trudno uwierzyć, że tak bardzo się do nich zbliżył. W czasie śniadania, ślęcząc nad miseczką z płatkami śniadaniowymi, raz po raz wracała pamięcią do tamtego momentu, próbując przypomnieć sobie wszystkie szczegóły. Czy słyszała jakieś niepokojące hałasy na ganku albo podejrzane szmery za oknem? Czy czuła na sobie pełen nienawiści wzrok kogoś, kto stał na zewnątrz? Nie potrafiła sobie niczego przypomnieć. Aria oparła się o ścianę po drugiej stronie korytarza. Kilku chłopców z drużyny wioślarskiej zebrało się wokół czyjegoś iPhone'a, śmiejąc się z aplikacji, która wydawała dźwięk wody spuszczanej w toalecie. Sean Ackard i Kirsten Cullen porównywali odpowiedzi w zadaniu domowym z matematyki. Jennifer Thatcher i Jennings Silver całowali się nieopodal ołtarzyka Jenny. Jennifer uderzyła biodrem w stół i przewróciło się małe zdjęcie w złotej ramce. Aria z trudem oddychała. Podeszła do stołu i poprawiła fotografię. Jennifer i Jennings oderwali się od siebie i spojrzeli na Arię ze skruchą. — Trochę szacunku — warknęła do nich Aria. Noel położył jej dłoń na ramieniu. — Chodź — powiedział cicho. — Zabieram cię stąd. Wyprowadził ją z holu. Skręcili w boczny korytarz. Przy szafkach stali uczniowie szkoły, którzy wieszali kurtki i wyciągali książki. Na drugim końcu korytarza Rekinie Głosy, chór śpiewający a cappella, ćwiczył I Heard It Through the Grapevine przed zbliżającym się koncertem. Obok fontanny brat Arii, Mike, bił się na żarty z Masonem Byersem. Aria podeszła do swojej szafki i wstukała kod. — Jakby wszyscy już zapomnieli, co się wydarzyło — wymamrotała. — Może właśnie tak sobie z tym radzą — cicho powiedział Noel. Położył dłoń na jej ramieniu. — Musimy jakoś odciągnąć cię od tych czarnych myśli. Aria zdjęła płaszcz w pepitkę, kupiony w sklepie z używaną odzieżą w Filadelfii, i powiesiła na haczyku w szafce. — Co masz na myśli? — Zrobimy, co tylko zechcesz. Aria z wdzięcznością przytuliła go do siebie. Noel pachniał gumą miętową i odświeżaczem powietrza o zapachu lukrecji, który wisiał w jego cadillacu escalade. — Gdybyś zaprosił mnie dziś do Clio, nie odmówiłabym. Clio było nową, uroczą kafejką, otwartą niedawno w centrum Rosewood. Gorącą czekoladę podawano tam w filiżankach wielkości czapeczki bejsbolowej. — Mówisz, masz — odparł Noel. Ale po chwili skrzywił się i zamknął oczy. — Zaraz. Dziś nie mogę. Idę na spotkanie grupy wsparcia. Aria ze zrozumieniem pokiwała głową. Starszy brat Noela popełnił samobójstwo, a Noel chodził na grupową terapię dla osób, które straciły kogoś bliskiego. Kiedy Aria i jej przyjaciółki zobaczyły ducha Ali w tę noc, gdy spłonął las w pobliżu domu Spencer, Aria skontaktowała się z medium, które przekazało jej, że A l i z a bi ł a Ali. Dlatego Aria zastanawiała się, czy Ali przypadkiem nie popełniła samobójstwa. — Pomaga ci to? — zapytała. — Chyba tak. Zaczekaj... — Noel pstryknął palcami na widok plakatu wiszącego na przeciwległej ścianie. — Może tam pójdziemy? Pokazał na jaskraworóżowy plakat przedstawiający czarne sylwetki tańczących dzieci.
Przypominał bardzo popularne reklamy iPoda. Tylko że zamiast iPodów nano i touch dzieci trzymały w rękach małe serca. Ognistoczerwony napis namawiał: „ZNAJDŹ MIŁOŚĆ NA BALU WALENTYNKOWYM. W NAJBLIŻSZĄ SOBOTĘ". — Co ty na to? — Noel zrobił tak słodką minę, że Aria nie potrafiłaby mu odmówić. — Pójdziesz ze mną? — Och! — westchnęła. Tak naprawdę miała ogromną ochotę pójść na tę imprezę, od kiedy Teagan Scott, śliczny licealista, zaprosił na nią Ali w siódmej klasie. Aria z przyjaciółkami pomagały Ali w przygotowaniach, jakby była Kopciuszkiem wybierającym się na bal. Hanna miała za zadanie zrobić Ali fryzurę, Emily pomogła jej włożyć sukienkę z tiulu, a Aria dostąpiła zaszczytu zapięcia na szyi Ali diamentowego wisiorka pożyczonego od pani DiLaurentis na tę specjalną okazję. Potem Ali chwaliła się wszystkim, jaki piękny bukiecik nosiła na nadgarstku, jaką super muzykę grał DJ i jak fotograf robiący zdjęcia tańczącym parom nie odstępował jej na krok, powtarzając jej, że jest najpiękniejszą dziewczyną na balu. Jak zwykle. Aria spojrzała nieśmiało na Noela. — Może być fajnie. — Na pewno będzie fajnie — poprawił ją Noel. — Obiecuję. — Jego lodowato błękitne oczy stały się w jednej chwili łagodne. — Poza tym słyszałem, że właśnie organizowana jest nowa grupa pomocy dla osób w żałobie. Może chcesz się do niej przyłączyć? — Ach, nie wiem — odparła wymijająco Aria. Usunęła się z drogi Gemmie Curran, która próbowała wcisnąć do szafki futerał na skrzypce. — Nie mam przekonania do terapii grupowej. — Zastanów się — poradził jej Noel. Nachylił się, cmoknął Arię w policzek i odszedł. Aria patrzyła za nim, kiedy zniknął na schodach. Wiedziała, że terapia grupowa w niczym jej nie pomoże. Już kiedyś z przyjaciółkami uczestniczyły w takich sesjach. W styczniu spotykały się z terapeutką o imieniu Marion, próbując pogodzić się z utratą Ali, ale to tylko wpędziło je w jeszcze większą obsesję. Tak naprawdę wciąż dręczyły ją pewne pytania dotyczące całej sprawy i nie potrafiła opędzić się od tych myśli. Zastanawiało ją na przykład to, skąd Billy wiedział aż tyle na temat jej i jej przyjaciółek. Znał nawet największe sekrety rodziny Spencer. I dlaczego kiedy zapytała na cmentarzu Jasona DiLaurentisa o to, czy był pacjentem szpitala psychiatrycznego, odpowiedział: „Aria, nic nie rozumiesz". Niby c zego nie rozumiała? Przecież miały dowody na to, że Jason leczył się w klinice Radley, gdzie obecnie mieścił się luksusowy hotel. Emily znalazła jego nazwisko w szpitalnym rejestrze. Aria zatrzasnęła drzwi szafki. Kiedy ruszyła korytarzem, w oddali rozległ się znajomy chichot, taki sam, jaki co chwila słyszała, od kiedy zaczęły przychodzić wiadomości od A. Rozejrzała się z bijącym sercem. Tłum się przerzedził, bo wszyscy spieszyli się na lekcje. Nikt nie zwracał na nią uwagi. Trzęsącymi się dłońmi sięgnęła po torbę ze skóry jaka i wyciągnęła telefon. Otworzyła skrzynkę odbiorczą, ale nie dostała żadnych nowych wiadomości. Żadnych wskazówek od A. Westchnęła. To oczywiste, że nie dostała żadnego SMS-a od A. Billy'ego aresztowano. A wszystkie podpowiadane przez niego tropy prowadziły donikąd. Zagadkę rozwiązano. Nie było sensu łamać sobie głowy nad wszystkimi elementami, które nie pasowały do układanki. Aria wrzuciła telefon z powrotem do torby i wytarła spocone dłonie o żakiet. „A. już nie wróci", powiedziała do siebie w myślach. Może jak zacznie to powtarzać, w końcu w to uwierzy. 3 HANNA I MIKE - IDEALNA PARA Hanna Marin siedziała w rogu szkolnej kafeterii, czekając na swojego chłopaka Mike'a
Montgomery'ego. Oboje nie mieli już lekcji, więc umówili się na małą randkę. Hanna przeglądała najnowszy katalog Victoria's Secret, zaznaczając niektóre strony. Razem z Mikiem uwielbiali wybierać modelki z najbardziej sztucznie wyglądającym biustem. Kiedyś Hanna bawiła się tak z Moną Vanderwaal, swoją najlepszą przyjaciółką, która okazała się niebezpieczną wariatką, ale z Mikiem grało się o niebo lepiej. Uwielbiała ich wspólne zabawy. Większość facetów, z którymi kiedyś się umawiała, udawała świętoszków, którzy nie spojrzeliby na półnagą dziewczynę, albo uważała, że wyśmiewanie innych to czysta złośliwość. A co najważniejsze, Mike jako członek szkolnej drużyny lacrosse, cieszył się ogromną popularnością, większą nawet niż Sean Ackard, który zachowywał się jak niedoszły kaznodzieja, od kiedy zerwał z Arią i na nowo zapisał się do Klubu Dziewic. Odezwał się iPhone Hanny. Wyciągnęła go z różowego skórzanego pokrowca. Odczytała e- maila od Jessiki Barnes, dziennikarki z lokalnej gazety. Próbowała sprowokować Hannę do wypowiedzi, którą mogłaby zacytować w kolejnym artykuliku na temat Billy'ego Forda. Co sądzisz o wypowiedzi prawnika Billyego, który twierdzi, ze Billy jest niewinny? Jak zareagowałaś na widok polaroidów przedstawiających ciebie i twoje przyjaciółki tej nocy, gdy zaginęła Alison? Napisz na Twitterze! Hanna skasowała wiadomość, nie odpowiadając. Przecież to absurd twierdzić, że Billy nie popełnił zarzucanych mu zbrodni. Każdy prawnik musiał dobrze mówić o swoim kliencie, choćby przyszło mu bronić największego łotra na świecie. Hanna nie miała zamiaru komentować tych ohydnych, rozmazanych polaroidów z tamtej feralnej nocy. Wolałaby już nigdy nie wspominać tamtego wieczoru. Kiedy tylko przypominała sobie o zamordowaniu Ali, lana i Jenny, o tym, że Billy śledził ją i jej przyjaciółki, serce zaczynało jej bić tak szybko, jak beat w utworze techno. A gdyby policja nie złapała Billy'ego? Czy Hanna jako następna poszłaby pod nóż? Spojrzała na korytarz, modląc się w duchu, by Mike się pospieszył. Kilku uczniów stało opartych o szafki i wpatrywało się w ekrany telefonów komórkowych. Jakiś drugoklasista o wiewiórczych rysach zapisywał coś na dłoni, pewnie robił ściągę na następną lekcję. Naomi Zeigler, Riley Wolfe i przyszła przyrodnia siostra Hanny, Kate Randall, stały przed olejnym portretem Marcusa Wellingtona, jednego z założycieli szkoły. Śmiały się z czegoś, jednak Hanna nie wiedziała z czego. Wszystkie trzy miały lśniące włosy, spódniczki skrócone siedem centymetrów nad kolano, takie same mokasyny od Toda i wzorzyste rajstopy od J. Crew. Hanna wygładziła nową szafirową bluzkę od Nanette Lepore, kupioną dzień wcześniej w jej ulubionym butiku w centrum handlowym. Wygładziła też dłonią swoje idealnie proste, kasztanowe włosy. Rano poszła do spa Fermata na prostowanie włosów. Wyglądała idealnie i szykownie. Nikt nie pomyślałby, że spędziła choć jeden dzień w klinice psychiatrycznej. A już na pewno nie wyglądała na dziewczynę dręczoną przez szaloną współlokatorkę Iris ani na osobę wsadzoną za kratki na kilka godzin, co miało miejsce dwa tygodnie wcześniej. Takiej dziewczyny nie odrzuciłoby żadne towarzystwo i na pewno nikt by jej nie wyśmiewał. Ale perfekcyjny wygląd nie mógł wymazać z jej pamięci wszystkich tych wydarzeń. Tata Hanny ostrzegł Kate, że napyta sobie biedy, jeśli piśnie choć słowo na temat pobytu Hanny w klinice psychiatrycznej Zacisze Addison-Stevens. To Billy jako A. zdołał przekonać pana Marina, że wysłanie tam Hanny to najlepszy sposób na poradzenie sobie z jej szokiem pourazowym. Wszystko się zmieniło, kiedy zdjęcie Hanny w klinice ukazało się w plotkarskim czasopiśmie „People". Wycieczka do wariatkowa w jednej chwili zamieniła Hannę w persona non grata, którą po powrocie do Rosewood natychmiast wykluczono ze szkolnej elity. Niedługo później ktoś napisał wodoodpornym flamastrem na jej szafce: „ŚWIRUSKA". Potem dostała na Facebooku zaproszenie do grona znajomych od kogoś o nazwisku Hanna Świruska Marin. Oczywiście, Hanna Swiruska Marin nie
miała żadnych znajomych. Kiedy poskarżyła się tacie — bo czuła, że to wszystko sprawka Kate — on tylko wzruszył ramionami i odparł: — Nie mogę was zmusić, żebyście się polubiły. Hanna wstała, wygładziła ubranie i zaczęła przeciskać się przez tłum. Do Naomi, Riley i Kate dołączyli Mason Byers i James Freed. Ku zaskoczeniu Hanny obok stał też Mike. — To nieprawda — protestował. Na twarzy i szyi wyszły mu różowe plamy. — Skoro tak twierdzisz. — Mason przewrócił oczami. — Przecież widzę, że to twoja szafka. — Pokazał ekran telefonu Naomi, Kate i Riley. Wszystkie jak na komendę zaczęły jęczeć i piszczeć. Hanna ścisnęła dłoń Mike'a. — Co się stało? Mike patrzył na nią szeroko otwartymi szarymi oczami. — Ktoś przysłał Masonowi zdjęcie mojej szafki ze sprzętem do lacrosse — wyznał nieśmiało Mike. — Ale to nie moje rzeczy. Przysięgam. — No jasne, obesrańcu — drażnił się James. — Obesraniec — zawtórowała mu Naomi. Wszyscy zachichotali. — Jakie rzeczy? — Hanna rzuciła okiem na Naomi, Riley i Kate. Wciąż się gapiły na ekran telefonu Masona. -Jakie rzeczy nie należą do Mike'a? — powtórzyła z naciskiem. — Ktoś tu ma mały problem z obesranym tyłkiem — pisnęła radośnie Riley. Chłopcy z drużyny lacrosse poszturchiwali się ze śmiechem. — Na pewno nie ja — bronił się Mike. — Ktoś mnie wrobił. — Wrobił? Chyba „się porobił" — parsknął śmiechem Mason. Wszyscy znowu zachichotali, a Hanna wyrwała Masonowi telefon z ręki. Zdjęcie przedstawiało wnętrze szafki w szatni drużyny lacrosse. Hanna rozpoznała wiszącą na haczyku i należącą do Mike'a niebieską bluzę z kapturem od Ralpha Laurena. Na górnej półce stał pluszowy kogucik sprzedawany z płatkami kukurydzianymi, który zawsze przynosił Mike'owi szczęście. Na samym przedzie wisiały bokserki od D&G ze śladami w... strategicznym miejscu. Powoli wysunęła swoją dłoń z dłoni Mike'a i zrobiła krok w tył. — Nawet nie mam takich bokserek. — Mike uderzał palcem w ekran, próbując skasować zdjęcie. Naomi skrzywiła się z niesmakiem. — Yyy, Mason, Obesraniec dotknął twojego telefonu! — Trzeba go zdezynfekować! — wykrzyknął James. Mason zabrał Hannie swój telefon i trzymał go ostrożnie palcem wskazującym i kciukiem. — Fuj. Pełno na nim bakterii kałowych! — Bakterie kałowe! — powtórzyły dziewczyny jak echo. W rogu kilka wysokich, tyczkowatych pierwszoklasistek o blond włosach zaczęło szeptać i pokazywać sobie grupkę palcami. Jedna wyjęła telefon i zrobiła im zdjęcie. Hanna spojrzała na Masona z nieskrywanym gniewem. - Kto ci to przysłał? Mason włożył ręce do kieszeni prążkowanych spodni od garnituru. - Jakiś zatroskany obywatel. Nie rozpoznałem numeru. Hanna spojrzała na wiszący na ścianie plakat anonsujący zbliżające się dni kuchni francuskiej. Wydawało się jej, że plakat zaczyna falować i zmieniać kształt. To wiadomość w stylu A. Tylko że to Billy był A... a on siedział w więzieniu. - Wierzysz mi, prawda? - Mike znowu wziął Hannę za rękę. - Fuj! Trzymają się za ręce! — Riley szturchnęła Naomi łokciem. - Obesraniec znalazł dziewczynę, której nie przeszkadzają jego brudne majty! - Pasują do siebie jak ulał - chichotała Kate. - Obesraniec i Swiruska! Cała grupa wybuchła gromkim śmiechem.
- Nie jestem żadną świruską - broniła się Hanna, choć łamał się jej głos. Ale śmiech nie ucichł. Hanna rozejrzała się bezradnie. Kilka osób zaczęło się na nich gapić. Nawet praktykant prowadzący lekcje geografii wyjrzał z sali i spojrzał na nich z rozbawieniem i zaciekawieniem. - Chodźmy stąd - szepnął Mike Hannie do ucha. Odwrócił się na pięcie i odszedł szybkim krokiem. But mu się rozsznurował, ale Mike nawet się nie zatrzymał, żeby go zawiązać. Hanna chciała iść za nim, nie mogła jednak zrobić kroku, jakby nogi wrosły jej w wypolerowaną marmurową posadzkę. Chichot narastał. Czuła się gorzej niż wtedy, gdy w piątej klasie Ali, Naomi i Riley na WF-ie nazywały ją „tłustym klopsem" i co chwila dźgały palcami w miękki brzuch. Czuła się nawet gorzej niż wtedy, gdy Mona Vanderwaal, którą uważała za swoją najlepszą przyjaciółkę, przysłała jej o sześć numerów za małą sukienkę, każąc się w nią ubrać na jej przyjęcie urodzinowe. Kiedy tylko weszła na salę balową, sukienka pękła w szwach i wszyscy zobaczyli tyłek Hanny. Mike miał być popularny. I ona też. A teraz oboje stali się... dziwadłami. Hanna wyszła z korytarza przed budynek. Mroźne, lutowe powietrze szczypało ją w nos. Wiatr powiewał flagami na masztach stojących na szkolnym podwórku. Już nie były opuszczone do połowy masztu, ale kilka osób położyło pod nimi kwiaty ku pamięci Jenny i Ali. Na parkingu i przy krawężniku ustawiały się autobusy, które miały za chwilę zacząć rozwozić uczniów do domu. Kilka kruków przycupnęło pod wierzbą o powykręcanych gałęziach. Za wysokim krzewem przemknął jakiś cień. Hanna poczuła na ramionach gęsią skórkę. Przed oczami stanęło jej zdjęcie, które opublikowano w „People". Szalona współlokatorka Hanny, Iris, zrobiła je w sekretnym pokoju na poddaszu, którego ściany ozdobione były rysunkami i bazgrołami dawnych pacjentów. Na fotografii Hanna zobaczyła nad swoją głową, tuż obok twarzy, wielki portret, który niewątpliwie przedstawiał Ali. Dziewczyna na rysunku wyglądała niepokojąco... ale była żywa. Ali narysowana na ścianie zdawała się mówić: „Wiem coś, czego ty nie wiesz. I mam swoje tajemnice". Ktoś położył jej dłoń na ramieniu. Odwróciła się z cichym okrzykiem. Spłoszona Emily Fields zrobiła kilka kroków w tył, zasłaniając twarz dłońmi. — Przepraszam! Hanna przeczesała palcami włosy. Oddychała ciężko. — B o ż e — jęknęła. - Ni g dy wi ę c e j tak nie rób. — Szukałam cię — wyjaśniła zdyszana Emily. — Wezwano mnie do sekretariatu. Dzwoniła mama Ali. — Pani DiLaurentis? — Hanna zmarszczyła nos. — Nie mogła poczekać na koniec zajęć? Emily nerwowo zaciskała dłonie. — W ich domu zaraz będzie konferencja prasowa. Pani DiLaurentis chce, żebyśmy wszystkie na niej się zjawiły. Ma nam coś do powiedzenia. Hanna poczuła na plecach zimny pot. — Co to ma znaczyć? — Nie wiem. — Emily patrzyła na nią swoimi ogromnymi oczami. Na bladej skórze miała mnóstwo piegów. — Lepiej tam jedźmy. Zaraz się zacznie. 4 BLOND NIESPODZIANKA Kiedy zimowe słońce chowało się za horyzont, Emily siedziała na fotelu dla pasażera w priusie Hanny i patrzyła na Lancaster Avenue, którą właśnie jechały. Zmierzały do Yarmouth, gdzie mieszkali państwo DiLaurentisowie. Tam miały już czekać na nie Spencer i Aria. — Skręć w prawo — powiedziała Emily, czytając wskazówki od pani DiLaurentis. Wjechały w boczną ulicę. Wyglądała tak, jakby kiedyś wzdłuż niej leżała farma, z zielonymi wzgórzami, polami i łąkami pełnymi zwierząt, ale właściciel rozparcelował grunt na równe działki, na których teraz stały olbrzymie domy. Każdy miał kamienną fasadę, czarne okiennice, a na podwórkach rosły dopiero co zasadzone japońskie miłorzęby. Nietrudno było znaleźć dom DiLaurentisów. Zebrał się przed nim spory tłum kamerzystów,
dziennikarzy i producentów telewizyjnych, a pośrodku podwórka stała wysoka mównica. Na ganku w szeregu stali policjanci z groźnie wyglądającymi czarnymi pistoletami przy pasach. W tłumie, oprócz dziennikarzy, kręciło się mnóstwo ciekawskich gapiów. Emily zauważyła Lanie ller i Gemmę Curran, dwie koleżanki z drużyny pływackiej, wyczekujące pod wysoką sekwoją. Siostra Spencer, Melissa, stała oparta o swojego mercedesa. — Nieźle — wyszeptała Emily. Wieści rozeszły się błyskawicznie. Pewnie za chwilę miało wydarzyć się coś bardzo ważnego. Emily zatrzasnęła drzwi do samochodu i razem z Hanną weszła w tłum. Zapomniała rękawiczek i palce już jej zdrętwiały z zimna. Od śmierci Jenny nie potrafiła pozbierać myśli, prawie nie spała i mało jadła. -Em? Emily odwróciła się, dając Hannie znak, że zaraz do niej dołączy. Maya St. Germain stała za Emily, tuż obok chłopca w czapce z logo drużyny futbolowej z Filadelfii. Pod czarnym wełnianym płaszczem Maya miała bluzkę w pasy z dekoltem w łódkę, czarne dżinsy i czarne skórzane botki. Czarne, kręcone włosy spięła szylkretową spinką, a usta pomalowała wiśniowym błyszczykiem. Emily poczuła od niej zapach gumy bananowej i natychmiast przypomniała sobie ich pierwszy pocałunek. — Hej - przywitała się Emily z rezerwą w głosie. Właściwie ich relacje popsuły się na dobre. Stało się to w chwili, kiedy Maya przyłapała Emily na pocałunku z inną dziewczyną. Mai trzęsła się dolna warga. Po chwili wybuchła płaczem. — Przepraszam — szepnęła, zakrywając twarz dłońmi. -To takie trudne. Nie mogę uwierzyć, że Jenna... Emily poczuła ukłucie wyrzutów sumienia. Ostatnio często widywała Mayę w towarzystwie Jenny. Przechadzały się szkolnym korytarzem, zjawiały się w atrium w centrum handlowym, a nawet przyszły na konkurs skoków do wody, w którym brały udział koleżanki z drużyny Emily. Emily zauważyła kątem oka, że w oknie domu DiLau-rentisów coś się poruszyło, jakby ktoś rozchylił zasłonę, a potem błyskawicznie ją zasunął. Przez chwilę zastanawiała się, czy to nie Jason. Ale w tej samej chwili dostrzegła go obok mównicy, jak pisał SMS-a. Odwróciła się do Mai, która właśnie wyciągała z plecaka moro plastikową torebkę z supermarketu. — Chciałam ci to oddać — powiedziała Maya. - Robotnicy sprzątający po pożarze znaleźli to i myśleli, że należy do mnie, ale przypomniało mi się, że widziałam to kiedyś w twoim pokoju. Emily sięgnęła do torebki i wyciągnęła z niej różową skórzaną portmonetkę. Z przodu widniała wykaligrafowana litera „E", a zamek miał jasnoróżowy kolor. — O Boże — wyszeptała. Tę portmonetkę dostała od Ali w szóstej klasie. Zaraz po rozprawie lana Emily zakopała ją w ogrodzie Spencer, razem z innymi pamiątkami po Ali. Terapeutka poradziła jej i jej przyjaciółkom, żeby za pomocą takiego rytuału wreszcie odcięły się od śmierci Ali. Jednak Emily i tak tęskniła za portmonetką. — Dzięki. — Przycisnęła pamiątkę do piersi. — Nie ma sprawy. — Maya zamknęła plecak i zarzuciła go na ramię. — Muszę lecieć. Rodzina na mnie czeka. Pokazała ręką na tłum. Państwo St. Germain stali przy skrzynce na listy DiLaurentisów. Wyglądali na nieco zagubionych. — Cześć. Emily się odwróciła. Tuż przy metalowych zaporach zauważyła Spencer, Arię i Hannę. Od pogrzebu Jenny nie spotkała się z wszystkimi przyjaciółkami naraz. Odpędziła od siebie strach i zaczęła przeciskać się przez tłum. Po chwili dotarła do dziewczyn. — Cześć — przywitała się ledwie dosłyszalnym głosem. Spencer spojrzała na nią z niepokojem. — Cześć.
Aria i Hanna tylko wzruszyły ramionami. — Jak się macie? — zapytała Emily. Aria przesunęła dłonią po frędzlach swojego długiego, czarnego szala. Hanna bez słowa gapiła się w ekran iPhone'a. Spencer zagryzła dolną wargę. Żadna z nich nie wyglądała tak, jakby cieszyła się ze spotkania. Emily obracała w dłoniach portmonetkę z różowej skóry w nadziei, że któraś z dziewczyn rozpozna pamiątkę. Miała ogromną ochotę porozmawiać z nimi o Ali, ale po śmierci Jenny nad relacjami całej czwórki zaciążyło poczucie winy. Tak samo stało się po śmierci Ali. Po prostu łatwiej było ignorować się nawzajem, niż wspólnie snuć wspomnienia o tych przerażających wydarzeniach. — Jak myślicie, o co chodzi? — Emily jeszcze raz spróbowała nawiązać rozmowę. Aria wyciągnęła tubkę z wiśniowym błyszczykiem ChapStick i posmarowała nim usta. — To do ciebie zadzwoniła pani DiLaurentis. Nie powiedziała ci? Emily pokręciła głową. — Tak szybko się rozłączyła, że nawet nie zdążyłam zapytać. — Może zamierza skomentować informacje o niewinności Billy'ego. — Hanna oparła się o metalową zaporę, która zakołysała się lekko. Aria zatrzęsła się z zimna. — Ponoć ten prawnik chce wstrzymać proces, bo wokół domu Jenny nie znaleziono ani jednego śladu buta Billy'ego. Nie ma żadnych dowodów na jego obecność na miejscu zbrodni. — To niedorzeczne — powiedziała Spencer. — Miał nasze zdjęcia i to on wysyłał wiadomości jako A... — Ale ja się trochę zdziwiłam, kiedy okazało się, że to on zabił — wyznała Aria ściszonym głosem. Skubała wyschniętą skórkę na kciuku. — Zjawił się znikąd. Wiatr powiał mocniej, przynosząc przyprawiający o mdłości zapach krowiego łajna z pobliskiej farmy. Emily uważała, że Aria ma rację. Była pewna, że Ali zabił ktoś znajomy, ktoś z jej otoczenia. Ten cały Billy był typem spod ciemnej gwiazdy, który jakimś cudem wszedł w posiadanie wszystkich informacji na ich temat. Emily wiedziała, że to wcale nie takie trudne. Mona Vanderwaal poznała mnóstwo mrocznych sekretów całej czwórki tylko dzięki lekturze znalezionego pamiętnika Ali. — Może. — W głosie Hanny słychać było przerażenie. — Ale to na pewno on. Mam nadzieję, że już nigdy nie wyjdzie na wolność. Mikrofon na mównicy zatrzeszczał i Emily uniosła głowę. Z domu wyszła pani DiLaurentis, ubrana w elegancką czarną sukienkę, brązową etolę z norek i czarne buty na wysokich obcasach. W dłoni kurczowo ściskała plik karteczek. Obok stał jej mąż, który teraz wydawał się Emily jeszcze chudszy, a jego nos jeszcze bardziej haczykowaty. W tłumie policjantów dziewczyna dostrzegła też inspektora Darrena Wildena, z rękami założonymi na piersi. Może i Wilden nie zabił tej amiszki, z którą się spotykał, ale i tak zachowywał się podejrzanie. Nie wierzył w istnienie nowego A., nawet kiedy dziewczyny pokazały mu kolejne SMS-y z pogróżkami. I uparcie nie przyjmował do wiadomości, że podczas pożaru widziały w lesie żywą Ali. Co więcej, kazał im przysiąc, że już nigdy nie wspomną o tym wydarzeniu. Wrzawa ucichła. Błysnęły flesze aparatów. — Kręcimy — szepnął jakiś kamerzysta stojący obok Emily. Pani DiLaurentis uśmiechnęła się niewyraźnie. — Dziękuję za przybycie — powiedziała. — Cztery ostatnie lata to dla mojej rodziny trudny, bolesny czas, ale otrzymaliśmy też wiele wsparcia. Chcę, żeby wszyscy wiedzieli, że dobrze sobie radzimy i z ulgą przyjęliśmy wiadomość, że możemy wreszcie zostawić za sobą sprawę morderstwa naszej córki. Tu i ówdzie rozległy się oklaski. Mama Ali mówiła dalej: — W Rosewood dwie śliczne i niewinne dziewczyny zginęły w tragicznych okolicznościach. Chcę, byśmy wszyscy uczcili chwilą ciszy pamięć obu zamordowanych ofiar, mojej córki i Jenny Cavanaugh.
W tłumie odsziikała wzrokiem rodziców Jenny, którzy stali na uboczu, pod wielkim dębem, próbując nie zwracać na siebie uwagi reporterów. Pani Cavanaugh miała mocno zaciśnięte usta, jakby z całych sił próbowała powstrzymać się od płaczu. Jej mąż nie odrywał wzroku od leżącego na ziemi sreberka po gumie do żucia. Emily w tłumie usłyszała ciche łkanie. Po chwili rozległo się krakanie wron. Mocny wiatr ze świstem buszował w koronach drzew. W oknie domu DiLaurentisów znowu zauważyła jakiś ruch. Pani DiLaurentis chrząknęła. - Nie tylko z tego powodu zwołaliśmy tę konferencję prasową. - Mama Ali czytała z karteczek trzymanych w ręku. - Od bardzo dawna, przede wszystkim ze względu na nasze bezpieczeństwo, nasza rodzina kryła pewną tajemnicę. Najwyższy czas, by wyjawić prawdę. Emily nagle poczuła kamień w żołądku. Jaką znowu prawd ę ? Pani DiLaurentis trzęsła się dolna warga. Wzięła kilka głębokich oddechów. - A prawda jest taka, że mamy jeszcze jedno dziecko, które nie dorastało w naszym domu z powodu... - pani DiLaurentis zamilkła na moment i nerwowo podrapała się w nos — ... problemów zdrowotnych. W tłumie rozległ się szmer. Emily zakręciło się w głowie. C o powiedziała pani DiLaurentis? Emily chwyciła dłoń Arii, która mocno ją ścisnęła. Pani DiLaurentis musiała teraz przekrzykiwać narastające szepty. - Nasza córka opuściła niedawno szpital, bo wróciła do zdrowia, ale nie chcieliśmy informować opinii publicznej o jej istnieniu, póki morderca jej siostry nie znajdzie się za kratkami. Dzięki inspektorowi Wildenowi i jego zespołowi teraz stało się to możliwe. Odwróciła się do Wildena i z uznaniem skinęła głową w jego stronę. On skromnie spuścił wzrok. Kilka osób zaklaskało. Emily poczuła w ustach smak kanapki z masłem orzechowym i miodem, którą jadła na śniadanie. C ór ka? - Nadszedł czas, by ją państwu przedstawić. Pani DiLaurentis odwróciła się w stronę domu i wykonała w jego kierunku przyzywający gest. Otworzyły się frontowe drzwi. Stanęła w nich dziewczyna. Emily wypuściła z dłoni różową portmonetkę. — Co ta k ieg o!? - wykrzyknęła Aria i puściła dłoń Emily. Spencer chwyciła ramię Emily, a Hanna straciła równowagę i oparła się o zaporę. Dziewczyna stojąca na ganku miała blond włosy, porcelanową cerę i twarz w kształcie serca. Jej przepastne, błękitne oczy natychmiast odszukały w tłumie Emily. Dziewczyna spojrzała Emily prosto w twarz i puściła do niej oko. Emily czuła, że traci panowanie nad swoim ciałem. — Ali? — wyszeptała. Pani DiLaurentis nachyliła się do mikrofonu. - Przedstawiam państwu Courtney - oznajmiła. - To bliźniacza siostra Alison. 5 A JUŻ MYŚLAŁAŚ, ŻE TO OSTATNIA REWELACJA Szepty przerodziły się w krzyki, a flesze błyskały jeden po drugim. Wiele osób zaczęło gorączkowo pisać SMS-y. - Bliźniaczka? - zapytała z niedowierzaniem Spencer. Nie mogła opanować drżenia rąk. - O Boże - wymamrotała Aria, przyciskając dłonie do czoła. Emily nie mogła oderwać wzroku od dziewczyny stojącej na ganku, jakby nie wierzyła, że naprawdę istnieje. Hanna przylgnęła do ramienia Emily. Wiele osób odwróciło się i spojrzało na Arię, Emily, Spencer i Hannę. - W i e d z ia ł y o tym? - rozległ się czyjś szept. Serce Spencer biło tak szybko, jak koliber macha skrzydełkami. Ona o niczym n i e w ied z i ał
a . Ali zataiła przed nią mnóstwo rzeczy. Nie powiedziała jej ani o swoim sekretnym związku z łanem, ani o skrywanej przyjaźni z Jenną, ani nie wyjaśniła, dlaczego w szóstej klasie zerwała nagle kontakty z Naomi i Riley i zaprzyjaźniła się ze Spencer i pozostałymi dziewczynami. Jednak ukrywana siostra bliźniaczka biła na głowę wszystkie inne sekrety Ali. Wpatrywała się w dziewczynę stojącą na ganku. Bliźniacza siostra Ali była wysoka, miała o ton ciemniejsze włosy i nieco bardziej pociągłą twarz, ale poza tym wyglądała kropka w kropkę jak ich dawna przyjaciółka. Miała na sobie czarne legginsy, czarne baleriny, obszerną koszulę w niebieskie prążki i doskonale skrojony biały żakiet. Szyję owinęła pasiastym szalem, a włosy upięła w kok. Ze swoimi kształtnymi ustami i szafirowymi oczami wyglądała jak francuska modelka. Kątem oka Spencer zauważyła swoją siostrę, która machała do kogoś w tłumie. Melissa minęła policyjną zaporę i podeszła prosto do Jasona DiLaurentisa. Kiedy wyszeptała mu coś na ucho, on zbladł, odwrócił się do niej i coś jej odpowiedział. Spencer ogarnął dziwny niepokój. Po co Melissa tu przyjechała? I co robiła? Ostatni raz jej siostra rozmawiała z Jasonem w liceum. Potem Melissa wyciągnęła szyję i zaczęła się przyglądać Courtney, która poczuła na sobie jej wzrok i zamarła. Uśmiech zniknął z jej twarzy. Co tu się, do diabła, dzieje? -Co pani sądzi o wypowiedzi adwokata, który twierdzi, że jego klient, William Ford, jest niewinny? - zawołał jakiś głos z tłumu, wyrywając Spencer z zamyślenia. Pytanie zadała jasnowłosa dziennikarka stojąca w pierwszym rzędzie. Pani DiLaurentis spojrzała na nią z niesmakiem. — Uważam, że to skandal. Zgromadzone dowody świadczą niezbicie o jego winie. Spencer znowu powędrowała wzrokiem w stronę Courtney. Nie mogła pozbierać myśli. To wszystko nie mieściło się jej w głowie. Courtney spojrzała jej prosto w oczy, a potem przyjrzała się badawczo pozostałym dziewczynom. Kiedy już zwróciła na siebie ich uwagę, gestem wskazała na boczne drzwi prowadzące do domu. Emily zesztywniała zaskoczona. — Czy ona chce, żebyśmy...? — To niemożliwe — odparła Spencer. — Nawet nas nie zna. Courtney nachyliła się w stronę swojej mamy i szepnęła jej coś na ucho. Pani DiLaurentis kiwnęła głową i uśmiechnęła się do tłumu. — Moja córka jest trochę zmęczona. Chce wrócić do domu i odpocząć. Courtney ruszyła w stronę drzwi frontowych. Zanim zniknęła w domu, odwróciła się i spojrzała na dziewczyny spod uniesionych brwi. — Idziemy? — zapytała z wahaniem Hanna. — N ie ! — gorączkowo zaprotestowała Aria. — Tak! — odezwała się Emily dokładnie w tej samej chwili. Spencer przygryzła paznokieć małego palca. — Chyba powinnyśmy się dowiedzieć, czego od nas chce. — Chwyciła Arię za ramię. — Chodźmy. Chyłkiem przemknęły wzdłuż bocznej ściany domu, schyliły głowy, chowając się za wysokim krzewem, i weszły do środka przez czerwone drzwi. W olbrzymiej kuchni pachniało goździkami, oliwą z oliwek i odświeżaczem powietrza. Jedno z krzeseł stało odsunięte od stołu, jakby przed chwilą ktoś na nim siedział. Spencer rozpoznała zestaw słojów na mąkę, cukier i przyprawy, który stał również w dawnym domu DiLaurentisów. Na lodówce wisiała przypięta magnesem lista zakupów. Dżem. Ogórki kiszone. Francuskie pieczywo. Kiedy Courtney pokazała się w korytarzu, na jej znajomo wyglądającej twarzy pojawił się niewyraźny uśmiech. Pod Spencer ugięły się nogi. Aria pisnęła cichutko. — Nie gryzę, przysięgam — uspokoiła je Courtney. Miała niski i zmysłowy głos, taki sam jak Ali. — Chciałam porozmawiać z wami na osobności, zanim rozpęta się tu piekło.
Spencer zebrała dłońmi włosy w kucyk. Nie mogła oderwać wzroku od Courtney. Wydawało się jej, że Ali wyczołgała się z dołu przy swoim starym domu, pokryła się nową skórą i wróciła do życia, cała i zdrowa. Dziewczyny patrzyły po sobie szeroko otwartymi oczami. Godzina na zegarze kuchenki mikrofalowej zmieniła się z 5.59 na 4.00. Courtney wzięła z kuchennego blatu wielką miskę pełną precelków i podeszła do dziewczyn. — Byłyście najlepszymi przyjaciółkami mojej siostry, tak? Spencer, Emily, Hanna i Aria? — Po kolei pokazała na każdą z nich palcem. — Tak — odparła Spencer, zaciskając dłonie wokół oparcia plecionego krzesła. Przypomniało się jej, jak w szóstej klasie razem z Arią, Hanną i Emily przyszły na podwórko Ali, żeby wykraść jej kawałek sztandaru szkoły podczas gry w kapsułę czasu. Ali wyszła na ganek w różowym T-shircie i butach na koturnie i przyłapała je na gorącym uczynku. Kiedy powiedziała im, że się spóźniły, bo ktoś już ukradł jej zdobycz, pokazała palcem na Spencer i zapytała: — Ty jesteś Spencer, tak? Potem kazała każdej się przedstawić, udając, że dziewczyna tak popularna jak ona nie musi pamiętać niczyich imion. To był pierwszy raz, kiedy Ali się do nich odezwała. Tydzień później wybrała je do grona swoich najbliższych przyjaciółek. — Ali mi o was opowiadała. Courtney podsunęła dziewczynom pod nos miskę z precelkami, ale żadna ich nie tknęła. Spencer nie mogłaby niczego przełknąć. Jej żołądek nagle się skurczył. — Ale o mnie wam nie opowiadała? — N-nie — odparła Emily zachrypniętym głosem. — Ani słowa. — To pewnie jesteście w szoku — powiedziała Courtney. Spencer wpatrywała się w podstawkę pod szklankę z napisem „CZAS NA MARTINI!" wykonanym starą czcionką, chyba z lat pięćdziesiątych. — Gdzie byłaś do tej pory? W szpitalu? — zapytała Aria. Courtney bynajmniej nie wyglądała na chorą. Jej cera zdawała się promieniować wewnętrznym blaskiem. Jej blond włosy lśniły jak po zabiegu głębokiego odżywiania. Kiedy Spencer przyjrzała się bacznie twarzy Courtney, zdała sobie sprawę, że ta dziewczyna, podobnie jak Ali, była jej przyrodnią siostrą. Nagle dostrzegła uderzające podobieństwo między Courtney i panem Hastingsem... a także Melissą... i sobą. Courtney, tak jak tata, miała długie, smukłe palce i guzikowaty nos, błękitne oczy Melissy i taki sam pieprzyk jak Spencer na prawym policzku. Nana Hastings miała taki sam pieprzyk. Spencer nie mogła wyjść ze zdumienia, że za życia Ali nie dostrzegła tych wspólnych cech. Ale przecież wtedy nie miała powodu, żeby ich szukać. Courtney w zamyśleniu pogryzała precelki. Jej chrupanie rozbrzmiewało w kuchni. — Tak jakby. Przebywałam w miejscu o nazwie Radley. Potem przerobili je na hotel czy coś w tym guście, więc przeniesiono mnie do ośrodka o nazwie Zacisze Addison- Stevens. Wypowiedziała tę nazwę, parodiując arystokratyczny brytyjski akcent i wywracając oczami. Spencer zszokowana spojrzała na przyjaciółki. Oczywiście. To nie Jason DiLaurentis przebywał w szpitalu Radley, tylko Courtney. Jego imię widniało w rejestrze, bo odwiedzał siostrę. A Hanna twierdziła, że jej współlokatorka z Zacisza, Iris, narysowała w tajnym pokoju portret Ali. Ale Iris znała pewnie Courtney, a nie Ali. — Więc... miałaś... problemy psychiczne? — zapytała ostrożnie Aria. Courtney wymierzyła w Arię precelkiem niczym nożem. — W takich klinikach leczy się nie tylko choroby psychiczne — warknęła. — Och. — Aria spurpurowiała. — Przepraszam. Nie wiedziałam. Courtney wzruszyła ramionami i wbiła wzrok w miskę z precelkami. Spencer miała nadzieję, że dowie się od niej więcej na temat wydarzeń tej nocy, kiedy wybuchł pożar. Ale Courtney milczała. Po chwili podniosła głowę. — Nic się nie stało. Przepraszam, że uciekłam wtedy, w czasie pożaru. Musiałam was nieźle...
przestraszyć. — O Boże, to byłaś ty! — wykrzyknęła Hanna. Spencer przesunęła palcem wzdłuż krawędzi błękitnej płóciennej podstawki pod talerz. Teraz wszystko wydawało się logiczne. To Courtney spotkały w lesie w czasie pożaru, a nie ducha Ali. Niczego nie zmyśliły. Nie miały zbiorowej halucynacji. Emily nachyliła się, a blond włosy o rudawym odcieniu zasłoniły jej twarz. — Co tam robiłaś? Courtney przysunęła swoje krzesło do stołu. — Dostałam SMS-a, pewnie od Billy'ego, że muszę zobaczyć coś w lesie. — Courtney zrobiła taką minę, jakby czuła się winna. — Miałam nie wychodzić z domu, ale autor wiadomości twierdził, że pomoże mi rozwiązać tajemnicę morderstwa Ali. Kiedy weszłam do lasu, wybuchł pożar. Myślałam, że umrę... ale Aria mnie uratowała. — Dotknęła nadgarstka Arii. - Tak przy okazji, dziękuję. Aria otworzyła usta, jednak nie wydobył się z nich żaden dźwięk. — Jak ci się udało stamtąd tak szybko uciec? — pytała dalej Emily. Courtney starła z wargi kryształki soli. — Zadzwoniłam na komisariat policji. Pracuje tam przyjaciel naszej rodziny. Na zewnątrz rozległ się pisk sprzęgającego mikrofonu. Konferencja prasowa jeszcze się nie skończyła. Spencer spojrzała na Arię, Emily i Hannę. Nie miała wątpliwości, o jakiego „przyjaciela rodziny" chodziło. To by wyjaśniało, dlaczego nie widziały go w noc pożaru. Wyjaśniałoby także, dlaczego zabronił im rozpowiadać, że widziały Ali w lesie. Musiał chronić siostrę Ali. — Wilden. — Emily zacisnęła mocno zęby. — Nie powinnaś mu ufać. To wilk w owczej skórze. Courtney rozparła się na krześle i zachichotała wyraźnie rozbawiona. — Wyluzuj, Zabójco. Spencer poczuła ciarki na plecach. Z a b ó j c o? W ten sposób Ali zwracała się do Emily. Courtney dowiedziała się o tym od siostry? Zanim zdążyły cokolwiek powiedzieć, w holu pokazała się pani DiLaurentis. Kiedy zobaczyła całą grupę, uśmiechnęła się szeroko. — Dzięki, że przyszłyście. To dla nas bardzo ważne. Pani DiLaurentis podeszła do Courtney i położyła jej dłoń na ramieniu. Miała długie, idealnie ukształtowane paznokcie pociągnięte klasycznym, czerwonym lakierem od Chanel. — Kochanie, wybacz, ale jakiś dziennikarz ze stacji MSNBC chce ci zadać kilka pytań. Przyjechał aż z Nowego Jorku... — No dobra — jęknęła Courtney i wstała. — Policja z Rosewood też chce z tobą porozmawiać — dodała pani DiLaurentis. Wzięła w dłonie twarz córki i wygładziła jej brwi. — O tej nocy, kiedy wybuchł pożar. — Z nowu? — westchnęła teatralnie Courtney, wyrywając się mamie. — Wolę porozmawiać z dziennikarzami. Są zabawniejsi. Odwróciła się do dziewczyn, które jak skamieniałe siedziały nadal przy stole. — Wpadajcie, kiedy tylko macie ochotę — powiedziała, uśmiechając się. — Dla was drzwi są zawsze otwarte. Aha! — Wyciągnęła z kieszeni dżinsów nową, zalaminowaną legitymację szkolną z napisanym wielkimi czerwonymi literami nazwiskiem COURTNEY DILAURENTIS. -Chodzę do Rosewood Day! — wykrzyknęła. — Zobaczymy się jutro w szkole. Puściła po raz kolejny oko i zniknęła, zostawiając osłupiałe dziewczyny. 6 KONIEC ZE ŚWIRUSKĄ Następnego ranka Hanna szła z parkingu do głównego wejścia do szkoły, przed którym
zaparkowały furgonetki stacji telewizyjnych Channel 6, Channel 8 i CNN. Reporterzy czaili się za krzakami jak lwy czekające na żer. Hanna wygładziła swoje kasztanowe włosy, przygotowując się na zmasowany atak pytań. Stojący obok dziennikarz przez chwilę patrzył na nią, a potem odwrócił się do pozostałych. — Fałszywy alarm! — krzyknął. — To tylko jedna z tych Kłamczuch. Hanna poczuła się urażona. Jak to „ t yl k o jedna z Kłamczuch"? Co to miało znaczyć, do diabła? Czy nikt nie miał zamiaru zapytać Hannę, co sądzi na temat tajemniczej bliźniaczki Ali? Nikt nie zapyta jej, co sądzi o Biłbym i jego domniemanej niewinności? A może przy okazji ktoś ją przeprosi za to, że jeszcze do niedawna w mediach obrzucano ją błotem? Odwróciła się wyniośle. Co tam. I tak nie chciała być w telewizji. Kamera każdemu dodaje pięć kilo. Gruby operator mikrofonu na wysięgniku gorączkowo tłumaczył coś komuś przez krótkofalówkę. Jakaś dziennikarka zamknęła klapkę telefonu komórkowego. — Na parking wjechała Courtney DiLaurentis! Reporterzy i kamerzyści hurmem ruszyli na tyły szkoły. Hanna nie potrafiła ukryć swojego poruszenia. Courtney. Trudno było uwierzyć, że istnieje naprawdę. Przez kilka godzin po wyjściu z kuchni DiLaurentisów wydawało się jej, że zza rogu zaraz wyskoczy jakiś prezenter telewizyjny, oznajmiając, że cała sprawa była tylko jednym wielkim dowcipem, a Hannę filmowano z ukrytej kamery. Dlaczego Ali nigdy nie powiedziała im o swojej siostrze? Nigdy nie zdradziła im tego sekretu. Ani w czasie całonocnych imprez, ani w czasie spotkań między lekcjami, ani w czasie wycieczki w góry Pocono, ani wtedy, gdy grały w jedną ze swoich ulubionych gier — prawda czy wyzwanie. Czy Hanna nie powinna nabrać podejrzeń, gdy Ali chciała udawać, że wszystkie są pięcioracz-kami rozdzielonymi po urodzeniu? Albo kiedy zobaczyła portret Ali — czyli Courtney - na ścianie w Zaciszu. A może Ali próbowała przekazać jej zaszyfrowaną informację za każdym razem, kiedy wzdychając, mówiła do Hanny: „Masz ogromne szczęście, że jesteś jedynaczką". Hanna minęła grupkę kujonów z pierwszej klasy, oglądających — zapewne po raz setny - odcinek serialu Glee na iPhonie, i weszła do szkoły przez główne wejście. Wnętrze wyglądało jak sklep papierniczy po ataku bombowym. Na ścianach wisiało milion aniołków z białego papieru, czerwonych chorągiewek w kształcie serc i girland ze złotej folii. Jak co roku, tuż przy wejściu do auli ustawiono trzy olbrzymie serca z karmelu. Na pierwszym widniał wykaligrafowany napis: „ZNAJDZIESZ MIŁOŚĆ". Na drugim sercu napisano: „NA BALU WALENTYNKOWYM". A na ostatnim: „W NAJBLIŻSZĄ SOBOTĘ". Kawałek trzeciego serca został odgryziony, zapewne przez mysz, która zakradła się do magazynu, gdzie przez resztę roku przechowywano serca. W wielkim wiklinowym koszu leżały różowe ulotki informujące o szczegółach dotyczących imprezy. Na cześć świętego Walentego wszyscy uczestnicy balu musieli włożyć coś czerwonego, różowego albo białego. Dotyczyło to również chłopców. Z powodu niedawnej tragedii dochody ze sprzedaży biletów miały wesprzeć założoną właśnie fundację imienia Jenny Cavanaugh, organizację sponsorującą szkolenie psów przewodników niewidomych. Hanna zauważyła też ze zdumieniem, że po ołtarzyku upamiętniającym Jennę nie było już dziś śladu. Albo administracja szkoły otrzymała zbyt wiele skarg i zażaleń, bo ołtarzyk mógł psuć uczniom nastrój, albo pojawienie się Courtney zupełnie odwróciło uwagę wszystkich od śmierci Jenny. Z kafeterii dobiegał gromki śmiech. Hanna zajrzała do środka i zobaczyła Naomi, Riley i Kate przy stoliku z wykafelkowanym blatem, pijące aromatyczne herbaty ziołowe i zajadające ciepłe maślane bułeczki z żurawiną. Razem z nimi siedziała czwarta dziewczyna. Miała twarz w kształcie serca i olbrzymie błękitne oczy. Spieniacz do mleka w ekspresie do kawy syknął groźnie, a Hanna podskoczyła przerażona. Poczuła się tak, jakby nagle cofnęła się w czasie do szóstej klasy, kiedy Naomi, Riley i Ali były nierozłączne. Oczywiście, to nie Ali siedziała ramię w ramię z Naomi i Riley, jakby przyjaźniły się od urodzenia. To była
Courtney. Hanna podeszła do nich, ale kiedy już miała usiąść na pustym krześle, Naomi rzuciła na nie swoją wielką torbę od Hermesa. Obok niej Riley ułożyła swój zielony neseser od Kate Spade, a na górze Kate położyła swoją nabijaną ćwiekami torbę od Foley + Corinna. Torby ułożone jedna na drugiej wyglądały jak obronna fortyfikacja. Zdezorientowana Courtney przycisnęła do piersi swój bordowy neseser. — Przykro mi, Świrusko - rzuciła Naomi lodowatym tonem. — To miejsce jest zajęte. — Nie jestem świruską. — Hanna zmrużyła oczy. Courtney nie wiedziała, jak na to zareagować. Hanna zastanawiała się, czy słowo „świruska" uważała za obelgę. Przecież i ona spędziła sporo czasu w klinikach psychiatrycznych. — Jak nie jesteś świruską — droczyła się Kate — to czemu zeszłej nocy tak się darłaś przez sen? Dziewczyny parsknęły śmiechem. Hanna zagryzła policzek. Gdyby tylko mogła to nagrać za pomocą telefonu i pokazać tacie. Ale czy jego by to w ogóle obeszło? Po konferencji prasowej oczekiwała, że przyjdzie do jej pokoju i pogada z nią o tym, co się stało. Kiedyś tata zawsze rozmawiał z nią o jej problemach: kiedy Hanny nie przyjęto do drużyny młodszych cheerleaderek, kiedy martwiła się, że Sean Ackard nigdy nie zwróci na nią uwagi, i kiedy rodzice postanowili się rozwieść. Ale tym razem nikt nie zapukał do jej drzwi. Pan Marin spędził wieczór w swoim gabinecie, najwyraźniej zupełnie nieświadomy tego, że Hanna ma na głowie tyle zmartwień. — Idź usiąść obok Obesrańca — szydziła Riley. Dziewczyny zarechotały złośliwie. — Już na ciebie czeka! — Pokazała ręką na drugi koniec sali. Hanna spojrzała tam, gdzie wymierzony był kościsty palec tej wiedźmy Riley. Mike siedział skulony przy stoliku niedaleko drzwi do łazienki i pił kawę z wysokiego papierowego kubka, ze wzrokiem wbitym w jakąś karteczkę. Wyglądał jak szczeniak, który w czasie spaceru zgubił swojego pana. Hanna spojrzała na niego z ciężkim sercem. Zeszłego wieczoru przysłał Hannie kilka SMS-ów. Miała zamiar mu odpisać, ale jakoś się nie złożyło. Nie wiedziała, co napisać. Przecież to, że bokserki na zdjęciu nie należały do niego, nie miało najmniejszego znaczenia. Wszyscy wierzyli, że są jego. Tak jak nikt nie miał wątpliwości, że ona jest świruską. A gdy w Rosewood Day przylgnęła do kogoś jakaś łatka, to nie sposób było się jej pozbyć. W siódmej klasie Ali wymyśliła dla Petera Graysona przezwisko Kartofel, bo miał duży nos, i cała szkoła do dziś tak go nazywała. Mike podniósł głowę i zauważył Hannę. Uśmiechnął się do niej radośnie i pomachał jej różową ulotką. Widniał na niej napis: „BAL WALENTYNKOWY W ROSEWOOD DAY". Miała ochotę podejść do Mike'a, ale wiedziała dobrze, że jeśli usiądzie obok niego — a szczególnie jeśli przyjmie jego zaproszenie na bal walentynkowy — to na zawsze zostanie Świruską. Nikt nie uwierzyłby, że jej krótka wycieczka do Zacisza była tylko nic nieznaczącym epizodem. Zmieniłoby się na zawsze jej miejsce w szkolnej hierarchii. Już nigdy jej nazwisko nie znalazłoby się na liście VIP-ów żadnej domowej imprezy i nikt nie zaprosiłby jej do współpracy przy organizacji studniówki. A był to jedyny komitet organizacyjny, który liczył się w Rosewood Day. Już nigdy nie pojechałaby wiosną na Jamajkę czy St. Lucia w towarzystwie szkolnej elity, co oznaczało, że nie znalazłoby się dla niej miejsce w domku na plaży w Miami w czasie czerwcowej szkolnej wycieczki. Sasha, ekspedientka w Szyku, przestałaby wybierać dla niej najlepsze ubrania, jej fryzjer już nigdy nie zapisałby jej w ostatniej chwili na pasemka i przycinanie końcówek, a ona w ciągu jednej nocy zamieniłaby się z powrotem w tamtą, nielubianą Hannę. W mgnieniu oka przytyłaby dwadzieścia kilo, doktor Huston założyłby jej z powrotem aparat na zęby, wróciłaby jej wada wzroku, zoperowana laserowo za ogromne pieniądze, a dna już do końca życia nosiłaby grube okulary w drucianych oprawkach, które upodobniłyby ją do Harry'ego Pottera. Nie mogła do tego dopuścić. Od kiedy Ali wyniosła ją na piedestał, Hanna przyrzekła sobie, że nigdy, przenigdy nie stanie się znowu taką ofiarą losu jak kiedyś. Hanna wzięła głęboki oddech. - Wybacz, Obesrańcu. - Poczuła się tak, jakby to ktoś inny wypowiadał te słowa wysokim
głosem, który wcale nie brzmiał jak jej głos. - Nie powinnam się zbliżać. Boję się zarazków. — Na jej twarzy pojawił się złośliwy uśmieszek. Mike otworzył usta. Zbladł jak ściana, jakby właśnie zobaczył ducha. Może był to Wredny Duch Przeszłości. Hanna odwróciła się i spojrzała prosto w twarze Naomi, Kate, Riley i Courtney. Miała ochotę krzyczeć: „Widzicie!?". Była zdolna do poświęceń. Zasługiwała na t o, żeby stanowić część tej grupy. Naomi wstała i otrzepała dłonie z okruchów bułeczki. — Wybacz, Han. Nawet jeśli nie zadajesz się z obesrańcami, to i tak jesteś świruską. Otuliła szyję jedwabnym szalem i gestem pokazała pozostałym dziewczynom, że powinny już iść. Courtney siedziała przy stole jeszcze przez chwilę, wpatrując się w Hannę swoimi błękitnymi oczami. — Ładnie ci w tej fryzurze — powiedziała wreszcie. Hanna machinalnie przygładziła włosy. Wyglądały tak jak zawsze, idealnie wyprostowane i ułożone za pomocą specjalnego lakieru z odżywką. Znowu przypomniał się jej rysunek wykonany przez Iris na ścianie pokoju na poddaszu. Courtney miała na nim olbrzymie hipnotyzujące oczy. Poczuła ciarki na plecach. — Mhm, dzięki — wymamrotała pod nosem. Courtney patrzyła na nią jeszcze przez chwilę z dziwnym uśmieszkiem na ustach. — Nie ma za co — odparła. Potem zarzuciła na ramię torebkę i dołączyła do swoich nowych koleżanek. 7 NOEL KAHN - JEDNOOSOBOWY KOMITET POWITALNY Kilka godzin później, w czasie trzeciej lekcji, Aria powlokła się ciężkim krokiem do sali biologicznej. Na ścianach wisiały plakaty przedstawiające wszystkie objawy chorób wenerycznych, katastrofalne skutki zażywania narkotyków i szkody, jakie wyrządza cerze nałogowe palenie. Z tyłu stała także wielka i ciężka klucha z żółtego wosku, która rzekomo imitowała jeden kilogram tkanki tłuszczowej w ludzkim organizmie. Obok wisiał diagram obrazujący kolejne fazy rozwojowe płodu w macicy. Meredith, przyszywana macocha Arii, była w dwudziestym piątym tygodniu ciąży i zgodnie z tą tabelą płód miał teraz rozmiar korzenia brukwi. K t o b y pomy ś lał ! Aria napiła się kawy z termicznego kubka. Nadal zamawiała kawę w ziarnach z niewielkiej palarni w Rejkiawiku, gdzie kiedyś mieszkała z rodziną. Sama przesyłka kosztowała majątek, ale to, co podawali w Starbucksie, nie nadawało się do picia. Aria zajęła miejsce, a po chwili sala zaczęła się zapełniać. Usłyszała obok stuknięcie i podniosła wzrok. — Hej. — W ławce obok usiadł Noel. Aria nie spodziewała się go tu spotkać. Miał przecież wolną lekcję, którą zazwyczaj spędzał na siłowni. — Jak się masz? — zapytał i badawczo przyjrzał się Arii. Aria wzruszyła ramionami, bo sama nie wiedziała, co odpowiedzieć na to pytanie. Jeszcze raz napiła się kawy. Przeczuwała, o co chce ją zapytać Noel. Wszyscy mieli dziś to pytanie na końcu języka. — Rozmawiałaś już z... no wiesz, Courtney? — Zawahał się, jakby bał się wymówić jej imię. Aria przygryzła paznokieć kciuka. — Tak, przez chwilę. I mam nadzieję, że to był pierwszy i ostatni raz. Noel spojrzał na nią ze zdumieniem. — No co? — warknęła Aria. — Po prostu... — Noel urwał i w milczeniu obracał w palcach breloczek w kształcie butelki
wódki, przyczepiony do zamka błyskawicznego w plecaku. — Myślałem, że się z nią zaprzyjaźnisz, w końcu to siostra Ali. Aria się odwróciła i zaczęła oglądać kolorowy plakat przedstawiający piramidę żywieniową. Jej ojciec Byron powiedział dokładnie to samo w czasie kolacji zeszłego wieczoru. Uważał, że jego córka powinna choćby spróbować zaprzyjaźnić się z Courtney, bo to mogłoby jej pomóc pogodzić się wreszcie ze śmiercią Ali. Aria nie miała najmniejszych wątpliwości, że taką samą radę usłyszałaby od swojej mamy Elli. Ale ostatnio starała się unikać jej towarzystwa. Kiedy do niej dzwoniła, zawsze istniało niebezpieczeństwo, że odbierze nowy partner mamy Xavier, z którym miała na pieńku. Właściwie Aria sama nie wiedziała, jak powinna zareagować na nagłe pojawienie się Courtney. Siostra Ali stała na ganku i machała do tłumu. DiLaurentisowie ukrywali ją przez tyle lat, nie mówiąc nikomu o jej istnieniu. Dziennikarze spijali każde słowo z ust pani DiLaurentis. W środku tego cyrku Aria dostrzegła Jasona DiLauren-tisa. Przytakiwał każdemu zdaniu wypowiadanemu przez własną matkę, a jego oczy lśniły tak, jakby poddano go praniu mózgu. W jednej chwili wyparowały wszystkie ciepłe uczucia, jakie Aria żywiła jeszcze do Jasona. Nie wyobrażała sobie nawet, że cała jego rodzina to banda takich popaprańców. Otworzyła książkę do biologii i udawała, że uważnie czyta rozdział poświęcony fotosyntezie. Czuła na sobie wyczekujący wzrok Noela. — Dziwnie się czuję w jej towarzystwie — powiedziała wreszcie, nie podnosząc wzroku znad książki. — Ciągle nachodzą mnie wspomnienia o Ali, jej zniknięciu i śmierci. Noel nachylił się do niej. Stara drewniana ławka zaskrzypiała. — Ale Courtney też przeszła piekło. Może mogłybyście sobie pomóc. Razem łatwiej byłoby wam sobie z tym poradzić. Wiem, że nie wierzysz w terapię grupową, ale może rozmowa z nią by ci pomogła. Aria ścisnęła koniuszek nosa. To właśnie pojawienie się Courtney stanowiło wystarczający powód, by wybrać się na terapię grupową. W sali nagle zawrzało. Aria podniosła głowę. Wokół rozległy się gorączkowe szepty. Kiedy pani Ives, nauczycielka biologii, odsunęła się od wejścia, Aria struchlała. W drzwiach stała Courtney we własnej osobie. Pani Ives wskazała Courtney jedyne wolne miejsce w klasie, czyli — jak ż e by i n a czej — to obok Arii. Kiedy Courtney szła na swoje miejsce, kołysząc biodrami, z lekko falującymi włosami, nikt nie mógł oderwać od niej wzroku. Phi Templeton zrobiła jej nawet ukradkiem zdjęcie telefonem komórkowym. — Wygląda dokładnie jak Ali — syknęła Imogen Smith. Courtney zauważyła Arię i uśmiechnęła się do niej. — Cześć. Miło zobaczyć jakąś przyjazną twarz. — H-hej — wyjąkała Aria. Jakoś nie wydawało się jej, żeby w tej chwili miała zbyt przyjazny wyraz twarzy. Courtney zajęła miejsce obok niej, zawiesiła ciemno-różową torbę na oparciu krzesła i z przedniej kieszeni wyciągnęła zeszyt i fioletowe pióro. Zeszyt był podpisany jej imieniem wykaligrafowanym pękatymi literami. Nawet charakter pisma miała identyczny jak Ali. Arii chciało się krzyczeć. Miała tego wszystkiego serdecznie dość. Ali nie ż y ł a. Noel odwrócił się i posłał Courtney szeroki uśmiech. — Jestem Noel — wyciągnął rękę, a Courtney ją uścisnęła. — Pierwszy dzień w szkole? — dodał, jakby nie wiedział. — Aha. — Courtney zrobiła taki gest, jakby ocierała pot z czoła. — Ta szkoła jest naprawdę dziwna. Nigdy nie uczyłam się w miejscu, gdzie większość zajęć odbywa się w stodołach! „Bo nigdy nie chodziłaś do normalnej szkoły!", pomyślała Aria, wbijając koniuszek automatycznego ołówka w szparę w blacie ławki. Noel pokiwał entuzjastycznie głową, a jego oczy błysnęły jak lampki we fliperze. — Tak, kiedyś w tym miejscu była wielka farma. Przynajmniej usunęli stąd bydło!
Courtney zachichotała, jakby właśnie usłyszała najzabawniejszy żart pod słońcem. Lekko odwróciła się w stronę Noela. Ali robiła tak samo, gdy na horyzoncie pojawiał się chłopak, który jej się podobał. W ten sposób zaznaczała swoje terytorium. Czy Courtney zrobiła to naumyślnie? A może po prostu bliźniaczki nawet w takich rzeczach były podobne? Aria miała cichą nadzieję, że Noel poinformuje Courtney, że chodzi z Arią, ale on tylko posłał jej wyniosłe spojrzenie, jakby chciał powiedzieć: „Widzisz? Ona wcale nie jest takim potworem". Nagle do Arii powróciła fala gorzkich wspomnień, które od dawna starała się wymazać z pamięci. Teraz wydawały się jej takie wyraźne. W siódmej klasie Aria przyznała się Ali, że bardzo się jej podoba Noel. Ali obiecała, że pogada z Noelem i dowie się, co on sądzi o Arii. Ale po rozmowie z nim Ali powiedziała jej: — W domu Noela wydarzyło się coś... dziwnego. Opowiadałam mu o tobie, a on powiedział, że lubi cię, ale jako koleżankę. Dodał jeszcze, że to ja mu się podobam. I prawdę mówiąc, on też mi się podoba. Ale nie zacznę z nim chodzić, jeśli ty tego nie chcesz. Aria poczuła się tak, jakby ktoś wyrwał jej serce z piersi i pokroił na milion kawałków. — Nie mam nic przeciwko — odparła natychmiast. Bo niby co miała odpowiedzieć? Przecież i tak nie miała szans w konkurencji z Ali. Ali poszła na dwie randki z Noelem. Na pierwszej obejrzeli jakiś film dla dziewczyn, który wybrała Ali. Na drugiej Noel przez kilka godzin cierpliwie czekał, aż Ali przymierzy wszystkie ubrania w Saksie. A potem, zupełnie niespodziewanie, Ali zerwała z Noelem, bo poznała kogoś innego. Kogoś starszego. Pewnie lana. Teraz tamta historia się powtarzała. Czy dawne uczucia Noela do Ali rozpalą się ponownie na widok jej sobowtóra? Courtney i Noel wyśmiewali się w najlepsze z pracowni w stodole, w której odbywały się warsztaty dziennikarskie. W budynku nadal znajdował się zabytkowy strych, na którym dawniej przechowywano siano, a w środku stało koryto dla świń. Aria chrząknęła znacząco. — Noel, właśnie się zastanawiałam, jak się ubrać na bal walentynkowy - powiedziała. - Włożysz smoking czy garnitur? Noel, któremu Aria przerwała w pół zdania, wyglądał na zbitego z tropu. — Hm, zazwyczaj chłopaki wkładają garnitury. — Super — zaszczebiotała Aria. Nie spuszczała wzroku z Courtney, żeby się upewnić, że zrozumiała intencje Arii. Ale Courtney, zamiast pilnować swego nosa, pokazała palcem na coś, co zauważyła w należącej do Arii torbie ze skóry jaka. — O! Nadal się w to bawisz? Aria spojrzała na torbę. Z jednej kieszeni wystawał kłębek białej wełny i dwa drewniane druty. Podniosła torbę z podłogi i przycisnęła do piersi. Nadal si ę w to b awisz? Dlaczego Courtney tak dziwnie sformułowała to pytanie? — Siostra opowiadała mi kiedyś, że lubisz robótki ręczne — wyjaśniła Courtney, jakby czytała w myślach Arii. — Pokazała mi nawet moherowy stanik, który dla niej zrobiłaś. — Och — Arii trząsł się głos. W sali zapachniało tuszem z wodoodpornego flamastra i potem. Courtney wpatrywała się w Arię z miną niewiniątka i się uśmiechała, ale Aria nie potrafiła odwzajemnić uśmiechu. O c zy m j e s z cze Ali jej opowiedziała? O tym, że przed spotkaniem z Ali Aria była żałosną samotnicą? Że beznadziejnie zakochała się na zabój w Noelu? A może Ali opowiedziała jej nawet, że przyłapały Byrona i Meredith, jak całowali się w samochodzie na parkingu. Ali bardzo spodobała się ta historia. W ciągu ostatnich tygodni przed zniknięciem tylko o tym rozmawiała z Arią. Aria zaczęła dygotać. Nie potrafiła udawać, że to, co się działo na jej oczach, było zupełnie normalne. Kiedy zadźwięczał jej telefon, o mało nie zemdlała z przerażenia. Na ekranie zobaczyła nagłówek z serwisu informacyjnego CNN, który głosił: „ Czy Billy Ford naprawdę ma alibi? ". Kawa, którą właśnie wypiła, podeszła jej do gardła. Kiedy podniosła wzrok, zauważyła, że Courtney również przeczytała ostatnie doniesienie. Zbladła i otworzyła szeroko oczy. Przez ułamek
sekundy wyglądała tak, jakby miała zamiar wyrwać Arii telefon z ręki. Ale przerażenie natychmiast zniknęło z jej twarzy. 8 I NIE WÓDŹ NAS NA POKUSZENIE... Gdy Emily szła na lekcję WF-u, Aria ją dogoniła i chwyciła za ramię. — Spójrz. Podsunęła Emily ekran telefonu pod nos. Na ekranie była wiadomość z ostatniego dziennika telewizyjnego. — Kolejny punkt zwrotny w toczącej się właśnie sprawie oskarżonego o morderstwo Williama Forda!... — krzyczał do mikrofonu rozgorączkowany reporter. Na ekranie pojawiło się ujęcie parkingu przed dużym sklepem. — Mieszkaniec Florydy twierdzi, że spotkał pana Forda pod tym supermarketem piętnastego stycznia, a więc tego samego dnia, w którym Kłamczuchy odkryły zwłoki lana Thomasa w lesie w Rosewood - wyjaśnił głos z offu. — Świadek chce pozostać anonimowy, w trakcie spotkania doszło bowiem do sprzedaży narkotyków. Jeśli jednak śledczy ustalą wiarygodność alibi pana Forda, najprawdopodobniej zostanie on uwolniony od zarzutu zamordowania Thomasa. Na horyzoncie pojawił się pan Owens, najsurowszy z nauczycieli od WF-u, więc Aria szybko włożyła telefon do kieszeni. W szkole w czasie lekcji nie wolno było używać komórek. Kiedy nauczyciel zniknął za rogiem, Aria jeszcze raz odtworzyła nagranie. — Jak to możliwe? — wyszeptała z grobową miną. — Jeśli w chwili śmierci lana Billy przebywał na Florydzie, to ktoś inny musiał zrobić te zdjęcia, śledzić nas i przysyłać nam wiadomości jako A. Emily zagryzła nerwowo wargę. — To nie ma najmniejszego sensu. To jakiś kłamca. Może dostał pieniądze za to, że opowiedział tę historyjkę policji. — A skąd Billy wziął na to pieniądze? Nie stać go nawet na prawnika — przypomniała Aria. Przez chwilę stały w milczeniu. Obok nich przebiegło dwóch chłopaków z drużyny zapaśniczej, którzy uwielbiali bawić się w berka na szkolnym korytarzu. Nagranie z wiadomości się skończyło, a na ekranie pojawiły się linki do dwóch kolejnych filmików. Jeden odsyłał do rekonstrukcji zdarzeń tego wieczoru, kiedy zamordowano Jennę. Drugi dotyczył Courtney DiLaurentis. Emily z twarzą pełną smutku i niepewności wpatrywała się w zdjęcie Courtney. „Ali nas okłamała", pomyślała, a serce rozpadło się jej na tysiąc kawałków. Ali nie wtajemniczyła ani jednej ze swoich przyjaciółek w wiele sekretów dotyczących jej życia. Jakby w ogóle się nie przyjaźniły. A może jednak wysyłała im jakieś ukryte sygnały? Trudno było nie zauważyć, że Ali ma obsesję na punkcie bliźniąt. Pewnego razu wybrała się tylko z Emily na zakupy do Ardmore i w każdym sklepie mówiła ekspedientkom, że przyszła ze swoją siostrą bliźniaczką. Chciała sprawdzić, jak ludzie zareagują na tę informację. Poza tym zawsze z zachwytem mówiła o tym, że Emily i jej siostra Carolyn są do siebie podobne jak dwie krople wody. — Nikt was nigdy nie wziął za bliźniaczki? — zadawała bez końca to samo pytanie. — Pewnie nawet bliscy was z sobą mylą. Aria zauważyła, że Emily wpatruje się w twarz Courtney na ekranie. Dotknęła nadgarstka przyjaciółki. — Uważaj. Emily wyrwała się nagle z zamyślenia. — O co ci chodzi? Aria wydęła usta. Grupa dziewcząt w strojach cheer-leaderek przemaszerowała korytarzem, ćwicząc zbiorowy gest powitania.