wotson

  • Dokumenty43 350
  • Odsłony2 222 001
  • Obserwuję1 467
  • Rozmiar dokumentów64.9 GB
  • Ilość pobrań1 772 894

Marion Chesney (jako M. C. Beaton) - Agatha Raisin 22 - Agatha Raisin i mroczny piknik

Dodano: 6 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 6 lata temu
Rozmiar :840.2 KB
Rozszerzenie:pdf

Moje dokumenty

Marion Chesney (jako M. C. Beaton) - Agatha Raisin 22 - Agatha Raisin i mroczny piknik.pdf

Użytkownik wotson wgrał ten materiał 6 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 233 stron)

W SERII KRYMINAŁÓW ukażą się: Tom 1 . Agatha Raisin i ciasto śmierci Tbm 2. Agatha Raisin i wredny weterynarz Tom 3. Agatha Raisin i zakopana ogrodniczka 'łom 4. Agatha Raisin i zmordowani piechurzy Tom 5. Agatha Raisin i śmiertelny ślub Tom 6. Agatha Raisin i koszmarni turyści Tom 7. Agatha Raisin i krwawe źródło Tom 8. Agatha Raisin i tajemnice salonu fryzjerskiego Tom 9. Agatha Raisin i martwa znachorka Tom 10. Agatha Raisin i przeklęta wieś Tom 11. Agatha Raisin i miłość z piekła rodem Tom 12. Agatha Raisin i zemsta topielicy Tom 13. Agatha Raisin i śmiertelna pokusa Tom 14. Agatha Raisin i nawiedzony dom Tom 15. Agatha Raisin i zabójczy taniec Tom 16. Agatha Raisin i perfekcyjna pani domu Tom 17. Agatha Raisin i upiorna plaża Tom 18. Agatha Raisin i mordercze święta Tom 19. Agatha Raisin i łyżka trucizny Tom 20. Agatha Raisin i śmierć przed ołtarzem Tom 21. Agatha Raisin i zwłoki w rabatkach Tom 22. Agatha Raisin i mroczny piknik Tom 23. Agatha Raisin i śmiertelne ukąszenie

SERIA KRYMINAŁÓW TOM 22 AGATHA RAISIN I MROCZNY PIKNIK M.C. BEATON T LR

Tytuł serii: Seria kryminałów Tytuł tomu: Agatka Raisin i mroczny piknik Tytuł oryginalny tomu: As the Pig Turns, An Agatka Raisin Mystery T LR

ROZDZIAŁ I Był koniec stycznia, wyjątkowo zimnego w tym roku. Wysokie drzewa po obu stronach drogi wznosiły nagie gałęzie ku ołowianemu niebu, błagając o nadejście wiosny. Wszyscy modlili się, żeby znowu nie spadł śnieg. Wydawało się, że wystarczą dodatkowe dwa centymetry białego puchu, by zamknięto drogi. Władze narzekały, że zabrakło soli do posypywania szos. Tymczasem wszystkie dojazdy do Carsely były bardzo strome, co sprawiało, że prowadzenie samochodu stało się ryzykowne. Znużona Agatha Raisin, skręcając w stronę rodzinnej wsi Carsely w Costwolds, gwałtownie się zatrzymała. Przed sobą ujrzała sznur samochodów i z westchnieniem zaciągnęła ręczny hamulec. O co, u licha, chodzi? Agatha niecierpliwie nacisnęła klakson. Młody mężczyzna w poobijanym fordzie wyraził swój gniew odpowiednim ruchem ręki. Przeklinając, Agatha wysiadła z auta, pomaszerowała w stronę młodzieńca i zastukała w szybę. Facet o ziemistej twarzy otworzył okno i warknął: — Czego? — Co tu się dzieje? — spytała. Mężczyzna zmierzył ją wzrokiem od góry do dołu. Zauważył drogi płaszcz oraz paciorkowate, oskarżające oczy. Usłyszał elegancki akcent. Rzucił jej gniewne spojrzenie. — Dziury — powiedział, wzruszając ramionami — Naprawiają drogę. T LR

— Jak długo to potrwa? — Żebym to ja wiedział — odburknął i zamknął okno. Agatha wściekła wróciła do samochodu. Sama skarżyła się do władz na zły stan nawierzchni, ale przecież były jeszcze dwie inne drogi prowadzące do wsi. Mogli przynajmniej na czas napraw ustawić znaki informujące o objazdach. Zastanawiała się, czy nie zawrócić. Jednak brak dostatecznych umiejętności w prowadzeniu samochodu odwiódł ją od tego pomysłu. Musiałaby wykonać zbyt wiele manewrów na stanowczo zbyt wąskiej drodze. Zaczęło jej kapać z nosa, więc sięgnęła do pudełka z chusteczkami jednorazowymi leżącego na siedzeniu. Ktoś zastukał w szybę. Agatha wyjrzała i zobaczyła pochylonego policjanta gapiącego się na nią. Był krępy i krzepki. Z twarzy o cerze z widocznymi porami oskarżająco spoglądały małe, świńskie oczka. Uchylając okno, Agatha zapytała: — Jak długo to potrwa, oficerze? — Potrwa, ile potrwa, proszę pani — odparł z ciężkim akcentem z Gloucestershire — Tymczasem dostaje pani mandat za zdjęcie rąk z kierownicy. — Za co? Czy pan zwariował? Po prostu czyściłam nos. Hamulec ręczny zaciągnięty. Tkwię tutaj... — Sześćdziesiąt funtów. — Prędzej zobaczymy się w piekle, niż zapłacę — ryknęła Agatha. Policjant wręczył jej mandat. — Do zobaczenia w sądzie. Agatha siedziała przez chwilę, trzęsąc się ze złości. Potem wzięła głęboki oddech i znów zastanowiła się, czy nie zawrócić. Niestety, pojazdy T LR

stojące za nią akurat w tej chwili zdecydowały się zrobić to samo. Kiedy w końcu udało się jej wykonać odpowiedni manewr, zobaczyła, że kolejka samochodów, którą właśnie opuściła, zaczęła się poruszać. Zanim dojechała do swojej krytej strzechą chaty przy Lilac Lane, znów zaczął padać śnieg. Ci wszyscy cholerni eksperci i ich biadolenie na temat globalnego ocieplenia — pomyślała z goryczą Agatha. Kiedy otworzyła drzwi samochodu, wiatr porwał mandat, który dał jej policjant, i poniósł go, hen, do góry. Weszła do domu. Dwa koty, Hodge i Boswell, wybiegły, aby ją powitać, tak jak czyniły zawsze, gdy chciały dostać coś do jedzenia. Nakarmiła je, a sobie nalała dżinu z tonikiem. Potem zadzwonił detektyw sierżant Bill Wong, jej pierwszy prawdziwy przyjaciel. Agatha poskarżyła się na policjanta, który dał jej mandat za to, że czyściła nos. — To był Gary Beech — stwierdził Bill — Prawdziwy maniak. Wiesz, musimy wykazać się odpowiednią ilością interwencji, aby otrzymać awans. On jest zwariowany na tym punkcie. Pewnego razu matka dziewięciolatka, która mieszka przy ślepej uliczce w Mircesterze, narysowała kredą kwadraty na chodniku, aby syn mógł grać w klasy. Beech aresztował malca i oskarżył go o robienie graffiti. Dziecko miało przy sobie pistolet wodny i Gary przypisał mu posiadanie niebezpiecznej broni. Starego emeryta aresztował za terroryzm, bo niósł plakat z napisem: „Zabierzcie naszych chłopców z Afganistanu". — To co mam robić? — zapytała Agatha. — Prawdopodobnie jego pozew zostanie odrzucony przez sąd. Możesz ewentualnie zapłacić mandat. — Nigdy! — A jak interesy? — Niedobrze. Recesja daje się we znaki. Ludzie nie mają pieniędzy. T LR

Agatha wyjrzała przez kuchenne okno. — Psiakrew! Pada coraz bardziej gęsty śnieg. Żałuję, że nie zainwestowałam w zimowe opony albo napęd na cztery koła. Roy Silver przyjeżdża na weekend. Mam nadzieję, że do tej pory drogi będą przejezdne. Roy pracował dla Agathy, kiedy prowadziła firmę w Londynie, którą następnie sprzedała i przeszła na emeryturę, osiedlając się w Cotswolds. Po tym, jak rozwiązała kilka spraw o morderstwo, zdecydowała się założyć tutaj własną agencję detektywistyczną. Bill powiedział, że spróbuje wpaść do niej w weekend, po czym się rozłączył. Agatha zadzwoniła do swojego biura. Miała niewielki personel, który stanowili: Patrick Mulligan, emerytowany policjant, Phil Marshall, starszy mężczyzna z Carsely, młoda Toni Gilmour i sekretarka, pani Freedman. Jako przenikliwa kobieta interesu Agatha zorientowała się, że nadchodzi recesja dużo wcześniej niż większość ludzi i w porę postanowiła nie zatrudniać więcej osób. Jej sumienie niepokoił jednak jeden były pracownik. Inteligentny, młody detektyw przyjęty przez nią na staż kilka miesięcy wcześniej — Simon Black, który zakochał się w Toni. Bojąc się utraty pracownicy i przekonując samą siebie, że działa w jak najlepszej wierze, Agatha postanowiła ingerować w ten związek. Powiedziała Simonowi, że Toni jest za młoda na poważniejsze związki i by poczekał jakieś trzy lata. Panna Gilmour poczuła się zlekceważona i odwróciła się od Blacka. Ku przerażeniu Agathy, Simon odszedł, wstąpił do wojska i teraz walczył w Afganistanie. Telefon odebrała Toni. Poinformowała szefową, że pani Freedman i Phil poszli do domu. Nie chcieli dłużej czekać, obawiając się, że śnieg znów zacznie mocniej padać. Panna Gilmour, młoda, piękna blondynka, przypra- wiała często Agathę o uczucie zazdrości. Musiała jednak przyznać, że dziewczyna jest bystrym detektywem. T LR

— Jakie sprawy mamy niezałatwione? — zapytała. — Dwa cudzołóstwa, cztery zbłąkane zwierzaki i dwoje zaginionych nastolatków. Agatha westchnęła. — Wydaje się, że nie tak dawno temu przysięgałam sobie, że nie wezmę sprawy żadnych futrzaków. Ale, niestety, potrzebujemy pieniędzy. — To jest łatwa kasa — burknęła Toni — Ludzie nawet nie pomyślą o sprawdzeniu w schronisku dla zwierząt. Idę tam ze zdjęciami, które mi dają, odszukuję i zabieram bestie, po czym dzwonię do szczęśliwych właścicieli, a potem każę płacić. — Roy przyjeżdża na weekend i może wpadnie też Bill. Masz ochotę przyłączyć się do nas, a ja wynajdę nam jakieś interesujące zajęcie? — zapytała Agatha. — Niestety, mam randkę. — Z kim? — Z Paulem Finlayem. — Jak go poznałaś? Toni miała ochotę powiedzieć szefowej, aby pilnowała swego nosa, ale odparła niechętnie: — Chodziłam wieczorami na lekcje francuskiego, bo w pracy było spokojnie. On jest wykładowcą. — Ile ma lat? — dopytywała Agatha. — Muszę iść. Dzwoni drugi telefon. — Toni szybko zakończyła rozmowę. Agatha była zmartwiona. Jej młodziutka pracownica miała słabość do starszych mężczyzn i już kiedyś wpadła przez to w kłopoty. T LR

Doris Simpson, dbająca o porządek w chacie, zostawiła na kuchennym stole lokalną gazetę. Agatha zaczęła ją przeglądać, aby zobaczyć, czy znajdzie jakieś weekendowe rozrywki. Nagle jej wzrok padł na notatkę o tym, co ma się wydarzyć w Winter Parva, wiosce oddalonej o jakieś dwadzieścia mil. Agatha była tam tylko raz. To turystyczna miejscowość ze sklepami z pamiątkami, średniowiecznym rynkiem i chatami krytymi strzechą. Artykuł mówił, że ponieważ miejscowe sklepy nie miały się tak dobrze, jak zazwyczaj w okresie Bożego Narodzenia, rada parafialna planowała wzbudzić zainteresowanie wsią, organizując w styczniu uroczyste, grupowe pieczenie prosiaka. Mieszkańców wsi przekonywano, aby ubrali się w starodawne kostiumy. Tancerze mieli występować razem z miejscową orkiestrą dętą i chórem. Spodziewano się, że na tę imprezę przybędą dwa autobusy z chińskimi turystami. To jest to — pomyślała Agatha — jeśli śnieg nie zablokuje dojazdu. Zrobiła się głodna. Poszperała w zamrażarce, aby znaleźć coś do odgrzania w mikrofalówce. Nagle zgasły wszystkie światła. Odcięto prąd. Na szczęście Agatha przypomniała sobie, że w pubie o nazwie Czerwony Lew mają agregat prądotwórczy. Przebrała się w spodnie, kozaczki i kurtkę z futrzanym kapturem i wyruszyła na poszukiwanie obiadu. Pub był pełny. Agatha podeszła do baru i zamówiła lazanie, frytki oraz piwo i rozejrzała się za wolnym stolikiem. Nagle, ku własnemu zdumieniu, zobaczyła swoją przyjaciółkę, panią Bloxby, która siedziała samotnie w rogu, wpatrując się ponuro w mały kieliszek sherry. Pośpieszyła do niej, zastanawiając się, co też się mogło stać. Żona pastora nigdy nie przychodziła do pubu, chyba że organizowana była jakaś specjalna zbiórka funduszy. Pani Bloxby miała siwe włosy wymykające się ze staromodnego koka. Na jej zazwyczaj miłej twarzy widać było zmęczenie. Miała T LR

sfatygowaną tweedową kurtkę na spranym swetrze, kardigan i tweedową spódnicę. Nieważne, w co jest ubrana — pomyślała Agatha — pani Bloxby zawsze wygląda jak dama. Tradycją Stowarzyszenia Pań z Carsely, do którego obie należały, było mówienie do siebie po nazwisku. — Jakie to dziwne spotkać panią tutaj — zagadnęła Agatha. — A gdzie pastor? — Nie wiem i nie obchodzi mnie to — odparła pani Bloxby — Proszę siadać, pani Raisin. Agatha usiadła naprzeciwko niej. — Co się dzieje? Wydawało się, że pastorowa ożywiła się i uśmiechnęła słabo. — To naprawdę nic ważnego. Zamierza pani tutaj jeść? Kelnerka postawiła przed Agathą zamówione danie. — Oczywiście. A coś z tym nie tak? — Agatha zagłębiła widelec w jedzeniu. Pani Bloxby pomyślała, że jej przyjaciółka ma kubki smakowe sępa. A jednak Agacie czasami udawało się sprawić, że pastorowa czuła się gorsza. Agatha, chociaż była po pięćdziesiątce, promieniała zdrowiem, a jej fachowo ufarbowane błyszczące brązowe włosy lśniły jak jedwab. — Niemożliwe, żeby nic się nie stało — powiedziała Agatha, sięgając po butelkę z keczupem. — To prawdopodobnie moja wyobraźnia — stwierdziła ponuro pani Bloxby. T LR

— Zawsze miała pani dobry instynkt. Niech pani mówi — rozkazała Agatha. Pastorowa wstrząsająco zaszlochała, tak jak robi to dziecko po długotrwałym płaczu. — Myślę, że Alf ma romans. Kapie pani keczup. — Och, przepraszam — Agatha odłożyła ociekającą keczupem frytkę na talerz — Pani mąż ma romans? Bzdura! — Ma pani rację. Jestem głupia. — Nie, nie. Nie powinnam była tego mówić. Chciałam powiedzieć, kto by go chciał? — zauważyła Agatha ze swoim zwykłym brakiem taktu. Jej przyjaciółka się najeżyła. — Musi pani wiedzieć, że jako pastor tej parafii Alf często jest celem drapieżnych pań. — Więc dlaczego sądzi pani, że on ma romans? Szminka na koloratce? — Nic takiego. Ale on wymyka się bez koloratki i nie mówi mi, gdzie idzie. — Czy kupił ostatnio jakąś' nową bieliznę? — Nie, ja kupuję mu bieliznę. — Proszę posłuchać. Dowiem się, o co chodzi. Na rachunek firmy. — Och, niech pani tego nie robi. Jeśli zorientuje się, że go pani śledzi, będzie wściekły. — Nie zobaczy mnie. Przypadkiem jestem bardzo dobrym detektywem. — Proszę nic nie robić w tej sprawie — powiedziała poważnie pani Bloxby. — Przyrzeka pani? — Przyrzekam — zgodziła się Agatha i w dziecinny sposób skrzyżowała palce za plecami. T LR

W nocy ciepły wiatr z zachodu rozpuścił śnieg, który zamienił się w śniegowe błoto. Potem znów zrobiło się chłodniej i drogi zamarzły, tworząc lodowiska. Następnego dnia Agatha obudziła się w kiepskim nastroju. Jak do licha wydostanie się ze wsi? Małym pocieszeniem był fakt, że przywrócono dopływ prądu. Kiedy jadła swoje zwykłe śniadanie składające się samej kawy i papierosów, z końca alejki doszedł do niej dziwny dźwięk. Odgłos, którego nie słyszała od dłużnego czasu. Włożyła kozaczki oraz palto i wybiegła z domu. Piaskarka niezdarnie pokonywała drogę przez wieś, posypując jezdnię piaskiem i solą. Agatha pospiesznie wróciła do chaty, by nałożyć makijaż i ciuchy. Właśnie wyjeżdżała z Lilac Lane, kiedy na drodze przed sobą rozpoznała auto pastora. — Tylko rzucę okiem. To nikomu nie zaszkodzi — zapewniała sama siebie. Pozwoliła, aby samochód pastora ją minął i podążyła jego śladem. Pan Bloxby pojechał do pobliskiej wsi Ancombe. Zostawił auto na dziedzińcu dużego katolickiego kościoła pod wezwaniem św. Marii. Zaciekawiona Agatha zaparkowała na drodze i poszła w górę podjazdu, minęła nagrobki i weszła do świątyni. W półmroku rozpoznała chudą sylwetkę pastora idącego do spowiedzi. Muszę wiedzieć, co on mówi — denerwowała się. Zdjęła buty i na palcach poszła w kierunku konfesjonału, w którym zniknął pastor. Przyłożyła ucho i słuchała. — Co pani tu robi? — nagle ktoś ryknął tubalnym głosem. T LR

Na Agacie spoczęło przerażone spojrzenie mężczyzny, który właśnie wszedł do kościoła. Ona sama szybko zamknęła oczy i gwałtownie osunęła się na podłogę. Konfesjonał otworzył się i wyszli z niego obaj duchowni. — Co się dzieje? — zapytał piskliwym głosem ksiądz. Agatha otworzyła oczy. — Co się stało? — zapytała słabym głosem — Zakręciło mi się w głowie, a zobaczyłam, jak pan Bloxby tu wchodzi, więc chciałam go poprosić o pomoc. — Ona podsłuchiwała! — naskarżył chudy, skwaszony mężczyzna. — Znam tę kobietę — powiedział pastor — Pani Raisin, niech pani wyjdzie ze mną na zewnątrz. Agatha się podniosła. Nikt jej nie pomógł. Włożyła buty i nieszczęśliwa poszła za panem Bloxby. Na zewnątrz pastor warknął: — Niech pani wsiądzie do mojego samochodu, pani Raisin. Musi mi pani coś wyjaśnić. Grzecznie usiadła na siedzeniu pasażera. Zaczął siąpić delikatny deszcz. — Teraz — powiedział pan Bloxby — niech się pani wytłumaczy, straszna kobieto. Pastor nigdy nie lubił Agathy i nie mógł zrozumieć sympatii, jaką żywiła do niej jego żona. Ona nigdy więcej nie odezwie się do mnie — pomyślała ze smutkiem Agatha, kiedy zdała sobie sprawę, że będzie musiała powiedzieć prawdę. — Chodzi o to, Alf... mogę mówić do pana Alf? — Nie. T LR

— Trudno. Wczoraj wieczorem spotkałam w pubie pańską żonę i ona płakała. Myśli, że pan ma romans. — To absurd... chociaż, jak się nad tym zastanowić, to przez te wszystkie lata musiałem odstraszyć kilka kochliwych parafianek. — Przyrzekłam się nie wtrącać — wydukała Agatha. — Co w pani przypadku oznacza tyle, co przyrzec, że nie będzie pani oddychać. — Zgadza się! Jednak zapomnę o poczuciu winy i zapytam: co, u licha, robił pan w konfesjonale katolickiego kościoła? — Potrzebowałem duchowego przewodnictwa. — Niech pan nie mówi, że stracił pan wiarę! — Nic podobnego. Wie pani, że w naszej posłudze używamy Modlitewnika Powszechnego i Biblii Króla Jakuba? Agatha nie miała pojęcia, ale powiedziała, że wie. — To są najpiękniejsze dzieła literackie, na równi z utworami Szekspira. Biskup nakazał mi unowocześnić ich przekład. A ja po prostu nie potrafię. Czułem, że muszę zdjąć z siebie ten ciężar i zwrócić się do księdza innego wyznania. — Dlaczego nie powiedział pan o tym żonie? — Musiałem zmagać się z własnym sumieniem. Nawet myślałem o przystąpieniu do Kościoła katolickiego. — I złożyłby pan przysięgę celibatu? — Watykan deklaruje ustanowienie przepisów dla takich jak ja. — Nie rozmawiał pan z żoną? — Wolę sam zmagać się ze sprawami duchowymi. T LR

Agatha nagle dostrzegła wyjście z kłopotów. Rzuciła mu chytre spojrzenie swoich niedźwiedzich oczu: — Mogę panu pomóc. — Droga pani! Proszę się nie wygłupiać. — Niech pan zamilknie i posłucha. Biskup nie sprzeciwi się życzeniom parafian. Cała wieś podpisze petycję, żeby wszystko zostało jak do tej pory, i wyśle się ją do biskupa. To łatwe. Zrobię to dla pana pod warunkiem, że nie powie pan pani Bloxby, że mam z tym coś wspólnego. Załatwię to w miejscowym sklepie. Wszyscy robią tam zakupy, gdy jest brzydka pogoda. Powiem pani Tutchell, nowej właścicielce, żeby mówiła, że to jej pomysł. Pan zacznie teraz mówić o tym w całej wsi, zaczynając od żony. Oczywiście, jeśli piśnie pan słówko o moim zaangażowaniu w tę sprawę, zostanie pan ze wszystkim sam, kolego. — Dlaczego nie powiedziałeś mi wcześniej? — zapytała żałośnie pani Bloxby pół godziny później, wysłuchawszy wyjaśnień męża. — Początkowo chciałem sam poradzić sobie z problemem, ale wspomniałem o tym w sklepie w drodze do domu. Mieszkańcy wsi wesprą mnie i wyślą petycję do biskupa. — Czy pani Raisin miała z tym coś wspólnego? — Oczywiście, że nie — odparł pastor, odwracając się do kominka. To tylko białe kłamstwo, Boże — zapewnił swego Stwórcę. — Możesz sobie wyobrazić mnie proszącego ją o pomoc? Przez resztę dnia Agatha była zajęta chodzeniem od drzwi do drzwi i zachęcaniem do poparcia pastora i podpisywania petycji w miejscowym sklepie. Większość mieszkańców wsi to przybysze, którzy chodzili do ko- ścioła tylko w Boże Narodzenie i Wielkanoc, ale chętnie godzili się robić „właściwe rzeczy", jak to określiła pewna otyła gospodyni. T LR

Późnym wieczorem Agatha skierowała się do biura. Toni właśnie wychodziła z wysokim, sprawiającym wrażenie bogatego mężczyzną. — To jest Paul Finlay — przedstawiła go Toni. — A oto wspaniała pani detektyw — powiedział Paul z irytująco protekcjonalną miną. Był dobrze po trzydziestce, jak zgadywała Agatha. Miał przystojną twarz i iskrzące się dowcipem oczy, które mówiły, że ich właściciel ma poczucie humoru. — Wychodzimy na kolację — powiedziała szybko Toni — Do widzenia. — Poczekajcie chwilę — poprosiła Agatha — Roy przyjeżdża w piątek wieczorem, a w sobotę idziemy na pieczonego prosiaka do Winter Parva. Może poszlibyście z nami? Przyjdźcie do mnie, a zabiorę was moim samo- chodem, bo parkowanie będzie utrudnione. — Pieczony prosiak? — zachichotał Paul. — Jakie oryginalne. Oczywiście będziemy. — Świetnie. Zaczyna się o szóstej, ale chciałabym być tam trochę wcześniej — poinformowała Agatha — Wpadnijcie koło czwartej na drinka, a potem pojedziemy. Agatha stała i patrzyła, jak odchodzą. Szczupła Toni wydawała się drobna i delikatna przy wysokiej sylwetce Paula. — W ogóle do niej nie pasuje. Co za buc — powiedziała Agatha, a przechodząca obok kobieta rzuciła jej nerwowe spojrzenie. Przejrzawszy sprawy biurowe, Agatha wyruszyła do domu. Właśnie zbliżała się do Lilac Lane, kiedy zablokował ją policyjny samochód. Nacisnęła hamulce i spojrzała w boczne lusterko. Ujrzała niezdarną sylwetkę policjanta, który dał jej mandat za czyszczenie nosa. Kiedy się zbliżył, opuściła szybę. T LR

— Co znowu? — zapytała. — Aparat do mierzenia szybkości wykazał, że jechała pani trzydzieści dwie mile na godzinę. A więc trzy punkty karne i mandat za przekroczenie prędkości. Agatha otworzyła usta, aby zakląć, ale wtedy prawdopodobnie dałby jej mandat za obrażanie oficera policji. Przystąpił do udzielania jej wykładu na temat niebezpieczeństwa przyśpieszania i Agatha wiedziała, że próbował wyprowadzić ją z równowagi, więc słuchała cierpliwie, dopóki nie skończył. Kiedy wreszcie odjechał, skierowała się do sklepu we wsi, gdzie poinformowała zainteresowanych słuchaczy o podłości policji w ogóle, a w szczególności jednego. — Mogłabym go zabić!— krzyczała Agatha. — Niech się powoli smaży na rożnie w piekle! Był mroźny piątkowy wieczór, kiedy Agatha spotkała się z Royem Silverem na dworcu w Moreton-in-Marsh. Ubrany był w czarne spodnie i czarny sweter, na którym nosił purpurową marynarkę z wplecionymi małymi złotymi elementami. Miał ogoloną na łyso głowę i Agatha niechętnie pomyślała, że jej przyjaciel wyglądał jak skrzyżowanie oskubanego kurczaka z kimś udającym się na casting, żeby dostać rolę komika. — Włącz ogrzewanie — polecił Roy, wsiadłszy do samochodu. — Zimno mi. — Nie dziwię się — powiedziała Agatha — Co z tą twoją łysą głową? — Taka moda — odpowiedział z rozdrażnieniem — i wzmacnia włosy. To tylko przejściowe. — Pożyczę ci jakieś ciepłe ubrania. T LR

— Twoje ubrania? — powiedział Roy uszczypliwie. — Wyglądałbym, jakbym nosił namiot. Mogłabyś włożyć dwóch takich jak ja w swoje ciuchy. — Nie jestem gruba — burknęła Agatha — To ty jesteś niezdrowo chudy. Charles zostawił jakieś swoje ubrania w gościnnym pokoju. Sir Charles Fraith często wykorzystywał chatę Agathy jak hotel. Roy odparł buntowniczo, że jego ubrania są odpowiednie. Kiedy dotarli do domu Agathy okazało, się, że znowu jest przerwa w dostawie prądu i dom był wyziębiony. Gdy Agatha rozpalała w kominku w salonie, Roy wieszał swoją cenną marynarkę w szafie w pokoju gościnnym, zastanawiając się, jak komuś mogła się nie podobać taka szałowa kreacja. Znalazł jeden z kaszmirowych swetrów Charlesa i go włożył. Kiedy dołączył do Agathy, ogień już palił się w kominku. — Jak długo trwa takie odcięcie prądu? — zapytał. — Zazwyczaj niedługo. Coś się dzieje z elektrownią, która obsługuje ten koniec wsi. — Jakieś plany na weekend? — Jedziemy jutro na pieczonego prosiaka do Winter Parva. — Nie ma mowy. Jestem wegetarianinem. — Od kiedy? Roy spojrzał na nią chytrze. — Od miesiąca. — Nie byłeś na diecie. Głodziłeś się — oskarżyła go Agatha — Mam steki na obiad. T LR

— Nie mógłbym tego tknąć. Pieczenie prosiaka? Masz na myśłi obracanie go na rożnie, jak na .filmach historycznych? — Tak. — Fuj, fuj, fuj, Agatho. Jestem zdegustowany. Ale następnego dnia, po tym, jak przybyli Toni i Paul, a kapryśna elektryczność została przywrócona, Roy postanowił, że wszystko będzie lepsze, niż zostać samemu w domu. Bill Wong zadzwonił, żeby powiedzieć, że nie zdoła przyjść. Akurat pili drinki, kiedy przyjechał Charles Fraith. Jak zwykle był wytwornie ubrany w elegancki, choć niezobowiązujący strój. Miał miłe rysy twarzy i dobrze ostrzyżone włosy. Agatha nigdy naprawdę nie wiedziała, co on o niej myśli. Poczęstował się whisky i przyłączył do rozmowy. Zapytał współczująco Roya, czy ma raka. Kiedy ten zaprzeczył, powiedział: — Chciałem ci wybaczyć, że włożyłeś mój sweter, ale skoro nie jesteś cierpiący, mogłeś mnie najpierw zapytać. — To ja mu powiedziałam, że może sobie coś pożyczyć — przyznała Agatha — Nie przedstawiłam ci Paula Finlaya. — Wujek Toni? — Nie, przyjaciel. Paul się najeżył. Akcent Charlesa świadczący o pochodzeniu z klasy wyższej wzbudził w nim najgorsze uczucia. Jego lekki akcent z Birminghamu stał się silniejszy, kiedy nagle zafundował im wszystkim tyradę na temat nieuczciwości brytyjskiego systemu klasowego i arystokracji, która żyła na koszt biedoty. Dzięki Bogu za Charlesa — pomyślała Agatha — Toni chyba widzi, co to za straszny człowiek. Jednak jej pracownica słuchała Paula z błyszczącymi oczami. T LR

Charles poczekał, aż Paul zamilknie, i powiedział spokojnie: — Co za stek staromodnych bzdur. Kiedy ruszamy? — Skończcie swoje drinki — powiedziała Agatha — Chcę się upewnić, że znajdziemy miejsce do parkowania. Będzie nam trochę ciasno w moim samochodzie. — Ja wezmę Roya — zaoferował Charles. — Będziesz potrzebował kurtki — powiedziała Agatha do Roya — Znajdziesz moją w holu. Weź ją. — Mogę włożyć moją marynarkę. — Zamarzniesz. No już, idziemy. Kiedy jechali do Winter Parva, cienkie smużki mgły wiły się między drzewami rosnącymi wzdłuż drogi. Musieli zatrzymać się przed wioską, ponieważ wszystkie miejsca parkingowe we wsi były zajęte. Paul, pragnąc mieć Toni tylko dla siebie, powiedział, że pochodzą po sklepach i wrócą, kiedy zacznie się pieczenia prosiaka. Agatha, Charles i Roy poszli do najbliższego pubu, skryć się w cieple baru. — Trzeba coś zrobić z tym Paulem — powiedział Charles — Sądzę, że Toni jest jeszcze dziewicą i myśl o tym, że może je stracić z tym owłosionym nudziarzem jest straszna. — Może się jej oświadczy — odparł Roy. — Myślę, że jednak trochę powęszę — zakomunikowała Agatha — Założę się, że on jest albo był żonaty. Dlaczego Toni nie widzi, że jest takim nudziarzem? Jak może słuchać tych nonsensów o klasowym społeczeństwie? — Może to trafia w jej gust — powiedział Charles — Nie zapominaj, że została wychowana w dość prymitywnym otoczeniu. Może ona nie wie, T LR

gdzie przynależy w tym całym schemacie. Może być coś kuszącego w tej propagandzie. Gdzie, do diabła, ona go spotkała? — Na wieczorowych zajęciach z francuskiego — poinformowała ponuro Agatha. — On jest wykładowcą. Roy rozgląda! się po barze i przyglądał się ludziom ubranym w średniowieczne stroje. — Mogliśmy się przebrać — stwierdził żałośnie. Agatha spojrzała na zegarek. — Lepiej już chodźmy. Chcę zobaczyć, jak przygotowują tego prosiaka. Mgła gęstniała. Gdyby nie zaparkowane samochody, można by myśleć, że wieś powróciła do średniowiecza, ponieważ ubrani w kostiumy mieszkańcy wioski pojawiali się i znikali we mgle. Dwaj mężczyźni polewali olejem olbrzymiego prosiaka wiszącego na rożnie nad podściółką z płonącego węgla drzewnego. Niektórzy wieśniacy nieśli płonące pochodnie. Kiedy mgła nieco się podniosła, Agatha zobaczyła wyraźnie tatuaż na nodze świni. Było to serce przebite strzałą i biegnące po okręgu litery układające się w napis „Amy". Przebiegła wzrokiem przez całą długość prosięcia, aż do pulchnych nóg odciętych powyżej kolan. — Zatrzymajcie się! — krzyknęła co sił w płucach. Dwaj mężczyźni przestali obracać rożen i gapili się na nią. — Świnie nie mają tatuaży — powiedziała Agatha. Wszyscy przyjrzeli się bacznie rysunkowi na skórze. — Sądzę, że ktoś zrobił nam żart — odezwał się jeden z mężczyzn. Agatha wyjęła z torebki silną, małą latarkę i przyjrzała się głowie prosięcia. T LR

— Głowa jest przyszyta — oświadczyła — O, Boże! Myślę, że to są zwłoki mężczyzny. Wezwijcie policję. T LR

ROZDZIAŁ II Toni martwiła się i było jej zimno. Chciała przyłączyć się do innych, ale Paul powiedział, że chce zapytać ją o coś ważnego. Przeżyli właśnie pierwszą kłótnię. Posprzeczali się, ponieważ Toni nie chciała słuchać krytyki na temat Charlesa. Paul sięgnął do kieszeni po pierścionek, który dla niej kupił. Wtem przez mgłę doszedł do nich dźwięk policyjnych syren. Toni usłyszała szloch jakiejś kobiety. — To straszne. Chore. Morderstwo! Toni zerwała się na nogi. — Stało się coś złego. Muszę się dostać do Agathy. Jej zgrabna sylwetka w jasnoczerwonym płaszczu zniknęła we mgle. Przeklinając pod nosem, Paul wstał i poszedł za nią. Toni musiała przepychać się przez zgromadzony tłum. Policja otoczyła miejsce, w którym miano piec prosiaka. Dziewczyna przepychała się łokciami do przodu. W świetle ogniska i pochodni trzymanych przez wie- śniaków zobaczyła Agathę, Charlesa i Roya przesłuchiwanych przez inspektora Wilkesa. Bill Wong stał za nimi i rozmawiał przez telefon. Toni dała nura pod taśmę. Policjant ryknął, aby zawróciła, ale Bill spojrzał na niego i dał sygnał, żeby ją przepuścić. Paul próbował iść za nią, ale krzepki oficer zagrodził mu drogę. — Muszę przejść — powiedział Paul — Tam jest moja narzeczona. — Na rożnie? — zapytał policjant. T LR

— Nie, idioto. Ta blondynka, tam. — Czy nazwał mnie pan idiotą? — Nie, nie — zaprzeczył słabo Paul, wycofując się. Przesłuchanie ciągnęło się i ciągnęło. Agatha czuła się, jakby brała udział w jakimś horrorze. Pomyślała o swoim byłym mężu. Nie widziała go od tej nocy, kiedy to zobaczył Charlesa, który — jak sądził — oświadczał się jej. Istotnie, przyjaciel składał jej matrymonialne propozycje, ale Agatha przekonała go, że to nie ma sensu. Jednak słysząc, że James nadchodzi, poprosiła Charlesa, żeby ukląkł na jedno kolano, aby wyglądało to na prawdziwe oświadczyny. Makabryczne miejsce zbrodni zostało nagle oświetlone. Przybyła ekipa telewizyjna. — Rozłóżcie namiot nad ciałem — warknął Wilkes — Pani Raisin, chcę, aby pani i jej przyjaciele poszli na komendę policji i złożyli oficjalne zeznania. To znaczy, że pan też — powiedział, przytrzymując Roya, który chciał zanurkować pod taśmę i skierować się do prezentera telewizyjnego. Agatha zaproponowała, że ich zawiezie. Zauważyła Paula krzyczącego coś zza taśmy, ale nie powiedziała o tym Toni. Po godzinach dalszych przesłuchań na posterunku, wszyscy, bardzo już zmęczeni, podpisali swoje zeznania. Bill wyszedł z nimi do recepcji, a wtedy Agatha odciągnęła go na bok i szepnęła: — Zrób coś dla mnie. Toni ma nowego chłopaka. Nazywa się Paul Finlay, jest wykładowcą w Mircester College, prowadzi wieczorowe zajęcia z francuskiego. Jest dla niej za stary. Mógłbyś zajrzeć do policyjnych akt, czy nie ma tam coś na niego? — Mam pełne ręce roboty z tą sprawą. Och, nie gap się tak na mnie. Jak znajdę wolną chwilę, to spróbuję. T LR

Przez szklane drzwi Toni widziała czekającego Paula. — Wracasz z nami do chaty? — chciała wiedzieć Agatha. Toni pragnęła podyskutować o morderstwie — jeśli takie faktycznie miało miejsce. Być może ktoś wykradł ciało z grobu albo z kostnicy i zrobił makabryczny dowcip. I nagle poczuła, że nie chce tego wieczoru widzieć swojego narzeczonego. — Dołączę do was — zdecydowała — Powiedzcie Paulowi, że poszłam do domu. — Świetnie! To znaczy, w porządku — powiedziała pośpiesznie Agatha. Toni, znająca rozkład komendy, opuściła ją tylnymi drzwiami. Obeszła powoli budynek dookoła i zobaczyła, że nie ma przed nim Paula. Swój samochód zostawiła u Agathy. Przypuszczała, że Paula albo podwiozła policja, albo wziął taksówkę do Mircesteru. Chata Agathy była oblegana przez przedstawicieli prasy i telewizji, bowiem Roy obdzwonił wszystkie możliwe media. Uśmiechając się szeroko, stał teraz obok Agathy, zapomniawszy, że jest łysy. Podrzucał głową, jakby reklamował szampon do włosów. Kiedy później zobaczył się w telewizji, jęknął z przerażenia. Miał na twarzy głupkowaty uśmiech, a jego trzęsąca się czaszka sprawiała wrażenie, jakby nerwowo drżała. Agatha wydała krótkie oświadczenie. Przez tłum reporterów do szefowej próbowała dotrzeć Toni. — Toni, Toni! — wołało kilku reporterów, rozpoznając dziewczynę — Daj nam jakąś informację. Agatha rzuciła pracownicy złowrogie spojrzenie. Jej pięknej detektyw nie było, kiedy znaleziono ciało, więc nie zamierzała pozwolić okraść się z zainteresowania prasy. T LR