~ 2 ~
Rozdział 1
Jaynell Marley patrzył jak wysokie lwy oskrzydlają drzwi i wypuścił oddech, który
wstrzymywał. Studenci biegali w górę i w dół po schodach, spiesząc się do klas albo
gdziekolwiek tam chodzili zajęci studenci. Był tu, gdzie chciał jego ojciec, w ostatniej
prośbie umierającego człowieka, który dał Jay’owi wszystko, w tym jego własne życie.
Chociaż nie chciał tu być, Jay nie mógł sprzeciwić się życzeniom swego ojca.
Nerwy strzelały niczym odbijające się rykoszetem kule rozprzestrzeniające się w
jego orgazmie, kiedy zdał sobie sprawę, że będzie jednym z tych studentów. W wieku
dwudziestu czterech lat, Jay był starszy od większości studentów pierwszego roku w
Akademii Czarodziejów Mayell, ale życie wciąż dawało mu nowe wyzwania, by mógł
zacząć formalne szkolenie, aż do teraz.
- Zgubiłeś się?
- Hmmm. – Jay otrząsnął się ze swoich myśli, by zobaczyć stojącą przed nim
dziewczynę w jego wieku z pytającymi oczami.
- Zgubiłeś się? Wyglądasz tak, jakbyś nie był pewny, gdzie masz iść.
- Do biura dyrektora szkoły. Muszę iść do biura dyrektora szkoły – powiedział Jay.
Chociaż dobrze wiedział, gdzie ma iść, nie zaszkodzi jak ktoś mu pokaże.
- Jestem Lira – powiedziała, podając rękę. – Jestem na drugim roku. Przeniosłeś się?
- Jestem Jaynell. Nie. Nie przeniosłem się. Późno zaczynam. Choroba w rodzinie.
- Oh. – Jej twarz odzwierciedliła współczucie, ale nie skomentowała tego dalej. Z
doświadczenia Jay wiedział, że większość ludzi nie wiedziała, co powiedzieć. – Chodź
ze mną. Zabiorę cię do dyrektora Vreela. On jest naprawdę niezwykły. Polubisz go.
Jay miał nadzieję, że to prawda. Zawsze był zdenerwowany na myśl o spotkaniu z
osobami sprawującymi władzę, więc spędził całe swoje życie z prywatnymi
nauczycielami. Pierwszy raz przyszedł do miejsca edukacji grupowej. Przyznać trzeba,
że edukacja była zagwarantowana w ekskluzywnym czarodziejskim collegu, ale to
wciąż nie było to jeden na jednego nauczanie, do którego był przyzwyczajony.
~ 3 ~
Nerwowo podążając za przyjazną dziewczyną, Jay wspiął się po długich schodach,
na chwilę rozpraszając się, gdy lwie oczy zaświeciły się na niebiesko.
- Dlaczego one świecą? – zapytał Jay wskazując na lwy.
Lira zmarszczyła brwi.
- O czym ty mówisz? One nie świecą.
Może to była po prostu jedna z tych rzeczy, które tylko on widział. Nie byłoby to po
raz pierwszy.
- Chyba coś sobie wyobraziłem.
Tyle, że wiedział, iż nie. Lira wyglądała na zadowoloną z tego wyjaśnienia i nadal
prowadziła go przez marmurowe sale do błyszczących drewnianych drzwi.
- Proszę bardzo.
- Dzięki.
Z małym uśmiechem, Jay otworzył drzwi i przeszedł przez nie. Za dużym
drewnianym biurkiem siedział krasnal. Jej szara skóra połyskiwała matowo przy
naturalnym świetle słonecznym. Mógł powiedzieć, że jest kobietą dzięki kolczykowi w
jej lewym uchu, do tego wskazując sparowaną kobietą. Mężczyźni nosili je w prawym
uchu.
Jay ukłonił się krótko przed recepcjonistką i powiedział w doskonałym krasnalskim.
- Jestem umówiony na spotkanie z twoim Panem.
Większość ludzi nie wiedziała, że krasnale pracują tylko dla swoich panów. Aby
móc pozostać z dala od swoich wzgórz, musieli być posiadani. Wolne krasnale były
dozwolone tylko pod ziemią z powodu ich agresji. Ich gniew mógł być kontrolowany
tylko przez tego, kto je posiadał. To był duży honor być posiadanym i, co dziwne,
posiadany krasnal miał większy statusu w swoim plemieniu niż wolny.
Oczy krasnala zaiskrzyły się, gdy dostrzegła Jaya.
- Witam. Musisz być panem Marley’em. Ktoś dobrze cię wyszkolił. Mówisz pięknie
po krasnalsku. Powiem mojemu Panu, że możesz opuścić naukę języka krasnalskiego.
O jedne zajęcia mniej do nauki.
Jay ponownie się ukłonił.
~ 4 ~
- Doceniam twoją pomoc.
Mała istota uśmiechnęła się promiennie, błyskając swoimi spiczastymi zębami w
przerażająco ostrym uśmiechu.
- Serdecznie witamy, przyjacielu krasnali. Wchodź od razu.
Jay uśmiechnął się i ruszył do drzwi wskazanych przez krasnala. Nie przejmując się
pukaniem, otworzył drzwi i wszedł.
Wysoki, chudy mężczyzna z długimi białymi włosami siedział za srebrzystym
metalicznym biurkiem. Kiwnął Jay’owi głową, gdy ten wszedł do pokoju.
- Dzień dobry, panie Jay. Miło cię widzieć. Moja sekretarka powiedziała mi
wspaniałe rzeczy o tobie.
Krasnal musiał mieć telepatyczną więź ze swoim panem. Jay zdał sobie sprawę, że
cała jego rozmowa była prawdopodobnie przekazywana temu białowłosemu człowiek,
kiedy miała miejsce.
- To miłe z jej strony.
- Rzeczywiście. – Czarodziej przyszpilił Jaya spojrzeniem. – Ona nie lubi zbyt
wielu ludzi, więc zawsze jestem zafascynowany, gdy od razu kogoś polubi.
To nie było pytanie, więc Jay zachował milczenie. Nie chciał przerywać
dziekanowi.
- A teraz siadaj i przejrzymy twój harmonogram.
Jay przysiadł na krawędzi prostego, drewnianego krzesła, a jego nerwy zawirowały
wokół jego żołądka niczym tornado.
Czarodziej przesunął jakieś papiery na swoim biurku.
- Widzę, że miałeś udzielane prywatne lekcje, więc nie mam żadnych wyników
dotyczących twojego talentu. Będziesz musiał spotkać się z egzaminatorami, by
sprawdzili, w czym wykazujesz największe talenty. Masz zaplanowane swoje testy
talentu na jutro w południe. Dzisiaj, możesz rozgościć się w swoim pokoju i oswoić z
kampusem.
- A te lwy na zewnątrz od frontu?
~ 5 ~
- Widziałeś to, prawda? – Dyrektor posłał mu przyjacielski uśmiech. – System
bezpieczeństwa.
- Ach. – Jay kiwnął głową. Wciąż kiwał głową, dopóki w końcu nie został
wyprawiony z biura z numerem pokoju, mapą i harmonogramem nauki.
***
Jay udzielił krasnalowi pełnego szacunku kiwnięcia głową w drodze do wyjścia i
otrzymał w zamian kolejny ostro-uzębiony uśmiech. Ukrywając dreszcz, wyszedł z
pokoju. Patrząc w swój plan, skierował się tam, gdzie jak myślał powinien być jego
akademik.
Jego pokój był na drugim piętrze i, z dźwięku muzyki dochodzącej zza drzwi, nie
był pusty.
Jay niepewnie zapukał do drzwi.
Wychynęła zmierzwiona blond głowa, w połowie elfia, jeśli Jay mógł to ocenić.
- Hej. Musisz być nowym dzieciakiem.
- Jestem Jay.
- Kevin. Miło cię poznać, wchodź.
Jay wszedł do dużego pokoju. Z ustawionymi pięcioma łóżkami i z biurkami
pomiędzy nimi.
Trzech ciemnowłosych chłopaków, identycznych w wyglądzie, wpatrywało się w
niego błyszczącymi niebieskimi oczami.
- To trojaczki Stewartson. Devin, Dean i Dan. My po prostu nazywamy ich
wszystkich D.
- Panowie. – Jay prześwietlił ich swoją magią i zapisał ich różnice w swojej
pamięci. Nie chciał się zaplątać nazywając ich niewłaściwymi imionami. Imiona były
ważne i niosły moc.
- Gdzie twoje rzeczy? – zapytał Dean, potrząsając swoją ciemną kudłatą głową na
puste ręce Jaya.
~ 6 ~
- Oh. Tutaj. – Jay wyciągnął kartkę papieru z kieszeni. Rozłożywszy papier, położył
go na jedynym pustym łóżku w pokoju.
Wszyscy czterej wpatrzyli się w obrazek drewnianej skrzyni.
- Zabawne, kolego – powiedział Kevin. – Ale, naprawdę, gdzie twoje rzeczy.
- Nigdy nie widzieliście zaklęcia kompresji? – Jay przesunął swoim prawym palcem
wskazujący przez zdjęcie. – Ujawnij się.
Błysk fioletowej błyskawicy trzasnął w pokoju i pełnej wielkości waliza pojawiła
się na łóżku Jaya.
- Wow. – Devin wpatrywał się w bagaż, jakby mógł go ugryźć. – Jak to zrobiłeś?
Jay wzruszył ramionami.
- Użyłem magii, by skompresować mój bagaż, dopóki nie stał się cienkim papierem.
- Człowieku, to jest zaawansowana magia. Jesteś pewny, że jesteś pierwszakiem?
- Miałem dużo prywatnych lekcji – przyznał się Jay. – Mój ojciec nie lubił jak
przebywałem z dala od niego przez dłuższy czas.
Wszystkie cztery pary oczu gapiły się na niego, jakby uczynił cud.
- Myślę, że możesz odstawać od reszty nas – powiedział Dan.
Jay miał nadzieję, że jego nowi współlokatorzy nie zaczną myśleć, że lubił się
popisywać. Nie wiedział, czego uczyli w publicznych szkołach, więc w żaden sposób
nie mógł ocenić normalnego poziom doświadczeń i magicznej mocy. Jego ojciec nie
mógł znieść separacji, nie do czasu aż związał swoją magię z Jayem, ale nie sądził, by
musiał wdawać się w te szczegóły.
- W takim razie, może rozłożysz swoje rzeczy, a potem zabierzemy cię na pizzę? –
zapytał Kevin z uśmiechem.
Jay tak naprawdę nie chciał iść na pizzę, ale wiedział, że chłopaki próbują sprawić,
by poczuł się mile widziany.
- Chciałbym. Dzięki.
Szybko wyciągnął swoją odzież i włożył wszystko do komody przeznaczonej dla
niego. Na wierzchu ułożył starannie w stos swoje książki.
~ 7 ~
- Spójrzcie na to – powiedział Dean, podnosząc księgę zaklęć. – Jest w niej autograf
Michaela Dragonspawna.
- Wow, znasz go? – zapytał Dan.
Jay nie wiedział, dlaczego to jest taka wielka sprawa, ale pomyślał, że najlepiej
będzie jak wyzna prawdę.
- Był jednym z moich prywatnych nauczycieli.
- To musiało być niewiarygodne – powiedział Dean, ostrożnie odkładając księgę z
powrotem na kredens, jakby obawiał się ją uszkodzić.
Jay kiwnął głową.
- Był dobrym nauczycielem. Nie wiedziałem, że jest sławny, dopiero później.
- Wow. Możesz opowiedzieć nam wszystko przy obiedzie – oznajmił Kevin.
Jay wzruszył ramionami.
- Proszę bardzo.
***
Bar z pizzą był najwyraźniej ulubionym miejscem szkolnego tłumu. Jay widział jak
wielu studentów robi drugorzędne zaklęcia przy stołach, jednocześnie zajadając pizzę.
Jego współlokatorzy zajęli pierwszy stolik, jaki znaleźli. Podeszła kobieta krasnal i
zapytała, czego chcą się napić.
Jay automatycznie odpowiedział w krasnalskim.
- Poproszę napój gazowany.
Ponura twarz krasnala rozjaśniła się.
- Naprawdę dobrze mówisz po krasnalsku.
- Dziękuję. Mój ojciec uczył mnie jak ważne jest nauczyć się języków wszystkich
ludzi. Dzisiaj jest mój pierwszy dzień tutaj – przyznał się Jay.
- Witamy. Dzisiaj pizza dla ciebie i twoich przyjaciół jest na koszt firmy.
~ 8 ~
Jay na siedząco złożył tradycyjny krasnalski ukłon wdzięczności.
- Dziękuję w imieniu nas wszystkich.
- Zaraz będę z powrotem z waszymi pizzami.
Mały krasnal zniknął.
- Co jej powiedziałeś? – zapytał Kevin.
Jay patrzył na nich zdziwiony.
- Żaden z was nie mówi po krasnalsku?
- Chłopie – powiedział Kevin. – Byłbym zaskoczony, gdyby ktokolwiek na
kampusie, kto nie jest krasnalem albo nie jest językoznawcą, umiał tak dobrze mówić
po krasnalsku. Wszyscy musimy poznać podstawy krasnalskiego, ale do diabła, nie
pamiętam więcej niż parę słów. No wiesz, słowa takie jak dziękuję czy proszę bardzo.
- Naprawdę?
- Naprawdę – powiedzieli jednym głosem wszyscy czterej.
- Hm. No więc, podziękowała mi za mówienie po krasnalsku i powiedziała, że zaraz
wróci z powrotem z darmową pizzą.
- Nie zamierzam już nigdy jeść pizzy bez ciebie – oznajmił Devin, mrugając oczami
z udawanym uwielbieniem.
Jay się roześmiał. Martwił się, że pomyślą, że znowu się popisuje.
Zadziorny rudzielec przeszedł obok nich.
- Cześć, Dan – powiedziała, machając ręką, gdy przeszła.
- To jest Dean – poprawił Jay, niewiele myśląc. Trojaczki wpatrzyły się w niego z
otwartymi ustami.
- Skąd to wiesz? – zapytał Kevin. – Oni są identyczni, Jay.
- Zewnętrznie z pewnością, ale wszyscy mają różny magiczny podpis.
- Tylko mistrzowie czarodzieje mogą widzieć magiczne podpisy – zaprotestował
Dan.
~ 9 ~
- Nie. – Jay potrząsnął głową. – To jest naprawdę łatwe. Proszę – wyciągnął rękę do
Kevina – połóż swoją rękę na moją.
Kevin przypatrywał się przez chwilę jego twarzy zanim umieścił swoją rękę na
Jaya.
- A teraz weź głęboki wdech i popatrz na trojaczki. Poprowadzę cię.
Kiedy Kevin oddychał, Jay owinął swoją magię z jego współlokatora. Blondyn
drgnął na chwilę.
- Jesteś naprawdę, naprawdę silny – powiedział Kevin zdyszanym głosem. Dobrze,
że Jay używał swojego najlżejszego dotyku.
- Skup się na trojaczkach.
Kevin zwrócił się do tria.
- Cholera. – Szarpnął rękę z dala od Jaya. – To właśnie zobaczyłeś?
Jay kiwnął głową.
- Co?
- Co zobaczyłeś?
- Jak wyglądaliśmy?
Oczy Kevina były rozszerzone i dyszał, by złapać oddech.
- To było, jakby różne kolorowe światła pływały wokół was. On ma rację.
Absolutnie nie wyglądacie podobnie pod powierzchnią. Dean ma więcej czerwonych
iskier wirujących wkoło, Dan ma więcej niebieskich, a Devin masz całkiem biały blask.
Krasnale pojawiły się znikąd i umieściły przed nimi na stole parujące, gorące pizze
wraz z dzbankami napojów. Jay podziękował im wszystkim w krasnalskim. Szybko
zniknęli z rozpromienionymi uśmiechami.
- Wspaniale wyglądają – powiedział Jay, wąchając. – Umieram z głodu.
Zjadł trzy kawałki zanim zdał sobie sprawę, że żaden z jego współlokatorów nie je.
Wpatrywali się… w niego.
- Co? – zapytał z pełnymi ustami.
- Jak potężny jesteś? – zapytał Dean.
~ 10 ~
Jay wzruszył ramionami.
- Jutro będą mnie testować.
***
- Kim jest ten nowy facet? – Grupa czterech dziewczyn podeszła do stołu i
wpatrywała się w Jaya, jakby nigdy wcześniej nie widziały mężczyzny. Jay przewrócił
oczami i złapał kolejny kawałek pizzy. Nie myślał, że jest tak głodny, ale pizza była
naprawdę dobra.
- To jest Jay – powiedział Kevin. – Jay, to są Lisa, Sara, Mara i Farra.
Jay kiwnął głową i wrócił do jedzenia. Nie pamiętał już, kiedy ostatni raz coś tak
bardzo mu smakowało. Chwilę zajęło mu uświadomienie sobie, że Lisa mówi coś do
niego.
- Przepraszam, mogłabyś powtórzyć?
Jej ładna twarz się zarumieniła.
- Pytałam czy miałbyś ochotę kiedyś wyjść.
Jay wytarł usta w serwetkę. Prawdopodobnie, najlepiej będzie jak postawi sprawę
jasno. Mając domowe nauczanie, Jay ogólnie czuł się niekomfortowo, gdy chodziło o
kobiety, które go zaczepiały, zwłaszcza że wolał mężczyzn.
- Lisa, zrobisz mi przysługę.
- Pewnie – powiedziała, pochylając się do przodu i ukazując swój dekolt.
- Mogłabyś puścić w obieg wiadomość, że wolę mężczyzn.
Lisa wyprostowała się.
- Masz na myśli…
- Jestem gejem, Lisa. Przykro mi.
- Oh. – Lisa zarumieniła się, ale potem kiwnęła głową. – Pewnie, mogę to zrobić.
Jay posłał jej sympatyczny uśmiech.
~ 11 ~
- Dzięki, Lisa. Bardzo mi schlebiło to, że myślałaś, iż jestem wart randki.
Lisa się roześmiała, a napięcie wyraźnie ją opuściło.
- Proszę bardzo. – Zniżyła głos. – Dopilnuję, by rozpuszczono tę wiadomość, tak
żeby inne kobiety nie miały takich samych pomysłów. Jesteś bardzo przystojny, wiesz.
- Dziękuję. – Tym razem to była kolej Jaya, by się zarumienić. Po wymianie jeszcze
kilku zdań pomiędzy dwoma grupkami, kobiety odeszły.
Jay popatrzył znad swojej pizzy, by znowu zobaczyć, że jego wszyscy czterej
współlokatorzy wpatrują się w niego.
- Co jest z waszą czwórką? Zawsze tak się wpatrujecie, jakbym był jakimś
dziwakiem.
- Ona jest najgorętszą dziewczyną w szkole – powiedział Dean z wybałuszonymi
oczami. – Próbowałem się z nią umówić od tygodni.
- Chcieć, żebym ci ją zorganizował?
Dean się roześmiał.
- Przypuszczam, że to dobrze, iż nie interesujesz się kobietami. Nie sądzę, żebym
mógł znieść konkurencję.
Jay poczuł ulgę widząc, że żaden z jego nowych współlokatorów nie wydawał się
mieć uprzedzeń do jego seksualności. To mogło stać się niezręczne, gdyby któryś z nich
miał uprzedzenia do gejów. Jay wzruszył ramionami. Po zjedzeniu pizzy, wymigał się,
że musi coś jeszcze zrobić. Wiedział, że potrzebuje swojej energii, jeśli miał wstać
wcześnie na swoje jutrzejsze testy.
- Złapię was później – powiedział, a potem się odwrócił i uderzył w górę. Chwilę
zabrało mu uświadomienie sobie, że góry prawdopodobnie nie noszą ciasnych dżinsów i
bawełnianych koszulek.
- Mam cię – powiedział głęboki głos nad nim i Jay spojrzał w najbardziej zielone
oczy, jakie kiedykolwiek widział, jasnozielone niczym letnia trawa.
Facet był zachwycający w ten mogę-urwać-twoją-głowę neandertalski sposób.
Mięśnie wybrzuszały się pod dopasowaną koszulką, do tego mężczyzna przewyższał
Jaya przynajmniej z piętnaście centymetrów ponad jego metr osiemdziesiąt. Jay oparł
~ 12 ~
się pragnieniu, by otrzeć się swoim szybko twardniejącym fiutem o tego faceta niczym
pies w rui. Wypuścił stłumiony jęk, gdy mężczyzna złapał go za ramiona i przytrzymał.
- C-cześć. – Zdolność mówienia Jaya całkowicie się ulotniła przed seksownością
mężczyzny przed nim.
- No cześć. – Zainteresowanie zaiskrzyło w błyszczących oczach faceta.
***
Thomas Sparks spojrzał w dół na mężczyznę w swoich ramionach i ledwie oparł się
pragnieniu zawycia. Magia prawie świeciła od tego człowieka, ale to jego brązowe oczy
z cętkami niebieskiego, najbardziej go urzekły. Thomas pochylił się i obwąchał szyję
mężczyzny. Seksowna istota przechyliła głowę do tyłu i pozwoliła mu na to.
Seks i magia wypełniły jego nozdrza, aż nie mógł powstrzymać pomruku, który
przetoczył się przez jego klatkę piersiową. Niezdolny się oprzeć, liznął długą linię
wzdłuż gładkiej szyi niezwykle seksownego mężczyzny. Zabrało mu chwilę
uświadomienie sobie, że dwie grupy ludzi próbowały rozdzielić go od zachwycającej
istoty w jego ramionach.
- Hej, człowieku, on nie miał zamiaru wpaść na ciebie. On jest nowy – powiedział
łagodnym głosem blondyn, jakby miał do czynienia z wariatem.
- Tom, musisz puścić tego ślicznego czarodzieja. – Jego młodszy brat, Larry,
szarpał za jego ramię.
Tom warknął. Jego wilk był bliski powierzchni i skłonny skrzywdzić każdego, kto
odciągał go od jego partnera.
Zobaczył, że jego sfora jest gotowa do interwencji i powalenia go, i że czarodzieje
wyciągają różdżki ze swoich kieszeni.
- Nie możemy odciągnąć go od czarodzieja. Może skrzywdzić tego faceta – mówił
jego najstarszy brat, James. – Nigdy go takiego nie widziałem. Może zdziczał.
- Nie zdziczałem. – Thomas warknął. – On jest moim partnerem.
Czarodziej drgnął w jego uścisku.
~ 13 ~
- Nie mogę być czyimś partnerem.
- Jesteś mój.
- Cholera. – Nie był pewny, która strona to powiedziała, ale był całkiem pewny, że
wszyscy ludzie wokół niego odzwierciedlali to odczucie.
- Przywieź go do sfory – powiedział James zrezygnowanym głosem.
- Nie mogę iść do sfory. Mam jutro testy – zaprotestował piękny czarodziej, jego
miękkie usta zacisnęły się w zaciętą linię.
- Dopilnuję, żebyś wrócił na czas – powiedział Thomas uspokajająco, głaszcząc
linię kręgosłupa czarodzieja.
Te olśniewające oczy przyszpiliły go spojrzeniem.
- Obiecaj.
- Ślubuję na moją duszę zmiennego. – Piękny czarodziej obserwował go przez
chwilę wzrokiem i Tom pomyślał, że może faktycznie bada jego duszę.
- W porządku. Powiedz Kevinowi, gdzie będę i jeśli nie wrócę, będzie wiedział,
gdzie zacząć szukać.
Thomas się roześmiał, ale nikt innym w tym miejscu się nie uśmiechnął, nawet
żaden z wilków. Dokładnie przeliterował swoją lokalizację czarodziejom. I nie chodziło
o to, że mogli ją znaleźć, nawet gdyby próbowali. Była ukryta, z wyjątkiem sfory i ich
partnerów.
Pochylając się, potarł policzkiem po jedwabistych włosach swojego partnera,
rozprzestrzeniając swój zapach po jego głowie.
- Chodźmy do domu. – Nie dając czarodziejowi szansy na wytoczenie żadnych
innych wymówek, właśnie miał poprowadzić go do drzwi, kiedy na widoku pojawiła się
para krasnali obładowana pizzami.
Wręczyli pudła jego braciom, zamieniając kilka słów w języku, który jak
przypuszczał było ich ojczystą mową, z cudownym czarodziejem, a potem zniknęli.
- Co oni powiedzieli? – zapytał James.
Czarodziej się zarumienił – czarująca rzecz, która niemal sprawiła, że zapomniał,
jakie było pytanie.
~ 14 ~
- Powiedzieli, że muszą mnie nakarmić, żebym zachował swoją wytrzymałość.
Thomas się zaśmiał.
- Mądre krasnale.
Wzmocnił uścisk na karku czarodzieja i wyprowadził go na zewnątrz do limuzyn.
- Wziąłeś limuzynę, by przyjechać po pizzę?
- Bierzemy limuzyny do wszystkiego. Potrzebujemy kogoś innego do prowadzenia,
w razie gdybyśmy niespodziewanie się zmienili.
Czarodziej kiwnął głową.
- To ma sens.
- Jak się nazywasz? – zapytał James. Thomas chciał trzasnąć się w twarz. To był
jego partner, a nie mógł zebrać dość komórek mózgowych, by zapytać tego mężczyznę
o jego imię.
- Jaynell Marley. Ludzie nazywają mnie Jay.
- Ja jestem Thomas Sparks i będę nazywał cię moim – warknął Thomas. Otworzył
drzwi limuzyny i wprowadził czarodzieja do pojazdu.
Gdy James spróbował wejść za nim, Thomas błysnął kłami.
- Nie chcesz mnie wyzwać, młodszy bracie.
Thomas poczuł jak wypełniła go moc, gdy zmuszał do odwrócenia wzroku swojego
brata, swojego alfę.
- Dzisiaj wyzwę każdego, kto spróbuje zabrać to, co moje.
- Cholera. Jego oczy świecą – wtrącił się Larry. – To musi być wpływ czarodzieja.
- Z powodu twojego parowania, odstąpię i pojadę innym samochodem.
Tom próbował wyglądać na wdzięcznego, ale najbardziej opierał się pragnieniu
oderwania głowy swojego brata i zbicia go nią. Zmusił się, by uprzejme kiwnąć głową
swojemu bratu zanim wsiadł do limuzyny i wsunął się obok swojego partnera.
***
~ 15 ~
Jay zastanawiał się jak doszło do tego, że jadł pizzę, a potem został porwany przez
sforę wilkołaków. Nie, żeby się przejmował, jeśli tylko to obejmowało seks z tą
zachwycającą istotą obok niego.
- Zamierzamy uprawiać seks, prawda? – zapytał Jay, rumieniąc się.
- Absolutnie. – Thomas przesunął się po długim, skórzanym siedzeniu limuzyny.
Dzikie światełko zapaliło się w oczach zmiennego, kiedy zatrzymały się na Jayu tak,
jakby był najlepszą przyjemnością świata.
Pocałunek Thomasa był jak zostanie zanurzonym w piekle. Gorąco lizało Jaya
niczym żywe płomienie, czyniąc jego ciało twardym i potrzebującym. Jęcząc, Jay
przesunął się niespokojnie na siedzeniu, ocierając się o większego mężczyznę. Odczucie
twardego ciała nad nim był niemal wystarczające, by sprawić, że Jay dojdzie w swoich
spodniach. Jak oszalały, walczył by odepchnąć Thomasa.
- Co? – Thomas uniósł usta, wyraz jego twarzy był zaskoczony i lekko zraniony. –
Nie chcesz, żebym cię całował?
- Um. – Jay chciał uchwycić się swoich myśli, ale te rozproszyły się niczym liście
spadające z wiatrem. – Oh – jęknął, kiedy Thomas ugryzł jego szyję. Dreszcze potrzeby
przebiegły w górę i w dół kręgosłupa Jaya, sprawiając, jakby jego skóra była zbyt
ciasna dla jego ciała, a mrowienie tańczyło przez jego skórę.
Thomas liznął szyję Jaya swoim szorstkim językiem, wydzierając kwilenie z głębi
jego duszy.
- Proszę – błagał rozpaczliwie Jay, jego ręce trzymały się kurczowo Thomasa. W
namiętnej mgle, Jay był pewny, że mężczyzna nad nim jest jedyną rzeczą, która uziemia
go w rzeczywistości. Nic nie było ważniejsze w tej chwili niż smak, dotyk i zapach
Thomasa.
- Wszystko, co chcesz, mój jedyny. Cokolwiek.
- Dotykaj mnie – wysapał Jay, ocierając się ciałem o tego wspaniałego faceta obok
niego.
Thomas zanurzył głowę i wgryzł się w żyłę szyjną Jaya.
- Mój – warknął.
Jay krzyknął, a wilgoć rozlała się na przedzie jego spodni.
~ 16 ~
- Ja pieprzę.
- Oj, będę – powiedział Thomas, lekko przygryzając ucho Jaya. – Niestety, to będzie
musiało poczekać na później.
Po raz pierwszy, Jay zdał sobie sprawę, że limuzyna zwalnia.
Thomas posłał mu nieśmiały uśmiech, całkowicie odmienny od agresywnego
mężczyzny sprzed kilku chwil.
- Przepraszam, że sprawiłem, iż doszedłeś bez możliwości zmiany ubrania.
- To nie problem. – Jay machnął swoją ręką jednocześnie szepcząc słowa zaklęcia.
Zapach kwiatów wypełnił powietrze i spodnie Jaya były już czyste i wysuszone od
szybkiej trąby powietrznej, która nadeszła i zniknęła w kilka sekund.
Thomas błysnął swoimi kłami, jego oczy stały się dzikie.
- Co to było? – zapytał, kiedy bryza zanikła.
- Nie zamierzam wejść do grupy zmiennokształtnych zmoczony spermą – odparł Jay
z uśmiechem. – Przykro mi, jeśli nie lubisz czarów.
Thomas podniósł ręce w uspokajającym geście.
- Nie krytykowałem tego, kochanie. Tylko się tego nie spodziewałem. Nie jestem
przyzwyczajony do ludzi stosujących magię. Wilkołaki są magiczne, ale nie możemy
robić magii.
- Hm. – Jay nie wiedział, co powiedzieć. Nigdy nie przyszło mu do głowy, że magia
może być czymś dziwnym dla osoby, która mogła zmieniać się w całkowicie inne
stworzenie.
Zanim mógł podążyć tokiem tych pytań, limuzyna zupełnie się zatrzymała i
kierowca otworzyli drzwi.
Thomas wysiadł, odwrócił się i wyciągnął rękę, by pomóc wyjść Jaynellowi z
pojazdu.
- Nie jestem dziewczyną, wiesz.
- Nie kłóć się – warknął Thomas. – To jest w mojej naturze opiekować się moim
partnerem.
- Musimy omówić tę partnerską sprawę.
~ 17 ~
Jay właśnie uwolnił się od więzi swojego ojca. Nie miał zamiaru już nigdy być
związany z inną osobą. Spotykanie się oczywiście, może zamieszkanie razem, ale nie
wiązanie się.
- Nie ma nic do omawiania – powiedział Thomas marszcząc brwi. Jego wyraz
twarzy zachęcał Jaynella do sprzeczki.
Powstrzymując się od słów, których mógłby żałować, Jaynell pozwolił Thomasowi,
by pomógł mu wysiąść z samochodu.
Thomas zatrzymał swój uchwyt na ręce Jaya i zaprowadził go po schodach do
rozległej rezydencji.
To nie było to, czego się spodziewał po domu watahy.
Dom był wiktoriańską ohydą, która wyglądała bardziej na coś, gdzie mogły
zamieszkiwać wampiry, a nie stado wilków. Jego opinia się zmieniła jak tylko znalazł
się w środku. Jak na tak duże wnętrze, było tu przytulnie z wyściełanymi skórzanymi
meblami i naturalnymi drewnianymi posadzkami. Jay odwrócił swoją uwagę od
odsłoniętych krokwi, by zobaczyć tuzin wilków, w postaci mężczyzn, wpatrujących się
w niego z zadziwiającą intensywnością. Nieświadomie, przysunął się bliżej Thomasa,
chwytając jego rękę trochę mocniej.
Pomimo swoich początkowych nerwów, Jay nie odwrócił wzroku. Napotkał
spojrzenie każdego wilka swoim własnym. W swoim umyśle usłyszał cichą radę ojca.
Nigdy się nie cofaj. Jesteś wystarczająco silny, by równać się do każdego. Oczy
ostatniego mężczyzny, jakie napotkał, spiorunowały go. Rozpoznał go, jako brata
Thomasa. Cholera, on był prawdopodobnie alfą. Było już zbyt późno, by odwrócić
wzrok. Już, przypadkowo, wyzwał faceta. Słowa alfy potwierdziły jego myśli.
- Twój partner mnie wyzwał – powiedział alfa chropawym głosem.
Tom przechylił głowę Jaya do siebie, więc jego spojrzenie wypełniło się twarzą
wilkołaka.
- On jest moim partnerem – powiedział dumnie. – Jest potężnym człowiekiem sam
w sobie.
- Więc z nim przy twoim boku będziesz ubiegał się o bycie alfą? – zapytał nagląco
drugi wilkołak.
Tom oderwał spojrzenie od swojego pięknego partnera i zwrócił zdziwiony wzrok
na swojego brata.
~ 18 ~
- Nie, ale nie mogę prosić go, by był kimś innym niż jest. Zawsze będę zdawał się
na ciebie, ale on nie jest ze sfory. On jest Inny.
- Jego Inny tyłek zostanie stąd wykopany, jeśli nie nauczy się, gdzie jest jego
miejsce.
Tom zobaczył jak oczy Jaya błyszczą. Kiedy mniejszy mężczyzna zaczął gest, który
jak był pewny rzuci jego brata na jego tyłek, Tom szybko złapał rękę Jaya.
- Zabiorę go na górę – powiedział szybko. – Wrócimy na dół na obiad. – Zanim jego
alfa mógł się sprzeciwić, zaciągnął swojego partnera na górę. To będzie trudne zadanie,
powstrzymać swojego pięknego czarodzieja przed skrzywdzeniem jego brata. Ta myśl,
zarówno go rozbawiła jak i przeraziła aż do głębi.
- Poradziłbym sobie z nim. – Cicha pewność siebie w głosie jego partnera
powiedziała Tomowi, że zabrał Jaya z dala od swojego brata w samą porę.
Tom pociągnął Jaya po schodach i do swojego apartamentu. Zamknął za nimi drzwi
na klucz, żeby nikt im nie przeszkadzał. Prywatność nie była niczym szczególnym dla
kolegów z watahy, ale miał przeczucie, że jego czarodziej patrzyłby nieprzychylnym
okiem na wilka wchodzącego do ich sypialni, gdy będą w intymnej sytuacji. Bliskość
jego partnera i jego łóżka wystarczała, by całkowicie rozproszyć myśli Toma, a jego
kutas stwardniał i błagał o uwagę. Z dużym wysiłkiem skupił się na ich rozmowie.
- To nie byłoby dobre dla polityki watahy, gdybyś pobił mojego brata, nawet jeśli na
to zasłużył. – Tom przyciągnął bliżej swojego kochanka i dopadł do gardła Jaya,
odciskając smak swojego kochanka w swojej duszy. Już wiedział w tej chwili, że gdyby
żył tysiąc lat, nigdy nie zapomni smaku swojego partnera. – Muszę z nim pożyć jeszcze
jakiś czas – zamruczał przy szyi Jaya, niechętny złagodzić swój chwyt. – Wilk nie może
żyć bez swojej watahy. – Przyciągając Jaya bliżej, Tom przebiegł po słodkich ustach
Jaya swoim językiem, mając nadzieję powstrzymać swojego kochanka od zadawania
pytań.
Jay odchylił się do tyłu.
- Dlaczego on jest alfą?
- Ponieważ jest najstarszy – odparł Tom. Tak właśnie to działało w sforach, dopóki
najstarszy nie był zbyt słaby. Jego brat czasami mógł być dupkiem, ale nie był słaby.
- Jesteś silniejszy – powiedział Jay.
Tom wzruszył ramionami.
~ 19 ~
- Może, ale nie mam ambicji być alfą. – Wytłumaczenie, by jego partner zrozumiał
delikatne zawiłości watahy, mogło okazać się trudniejsze niż przewidywał. Trudno było
wyjaśnić obcemu coś, co było instynktowne dla wilka. – Musisz łaknąć władzy, by być
alfą. Chcieć poświęcić wszystko dla dobra watahy. James ma ten głód. Ja nigdy nie
chciałem być pierwszym wilkiem.
Tom zrobił krok w przód i odgarnął włosy Jaya z jego pięknej twarzy.
- Jedyną rzeczą, jaką kiedykolwiek pragnąłem, było znalezienie mojego
wymarzonego partnera i ustatkowanie się.
Uśmiech Jaya był szybki i promienny, podobny do błyskawicy, która oślepia i
zostawia ślad swojego blasku, wyryty w oczach.
- Więc teraz, kiedy mnie znalazłeś, twojego życie jest kompletne? – Głos
czarodzieja był przekorny, ale dla Toma to nie była zabawna sprawa.
Wziął ręce Jaya w swoje własne i spojrzał w piękne oczy swojego partnera.
- Tak. Teraz, kiedy cię spotkałem, moje życie jest kompletne.
Jay zarumienił się na ostry róż, co Tom uznał za absolutnie urocze.
Rozglądając się po pokoju, Jay jak oszalały próbował wymyśleć, co ma powiedzieć.
Sprawy stawały się zbyt poważne, zbyt szybkie. Jay był daleki od gotowości
ustatkowania się. Wolność była nowym, ciężko wygranym doświadczeniem i Jay
zamierzał uchwycić się tego tak długo jak mógł. Jednak, jedną rzeczą była świadomość,
że nie chciał wiązać się z inną osobą, a drugą powiedzenie tego temu mężczyźnie, który
czekał całe swoje życie na Jaya, by z nim przez nie przejść.
Tom posłał mu uśmiech, który wniósł nowe znaczenie słowu wilczy.
- Mogę wyczuć twoją panikę, mój partnerze. Nie martw się. Nie jestem jeszcze
całkiem gotowy, by zatrzymać cię dla siebie. Niewyuczony czarodziej może być
niebezpieczny i chcę, żebyś w pełni kontrolował swoje moce zanim staniesz się jednym
z watahy.
- Jednym z watahy? Stanę się wilkołakiem? – Jay nie mógł powstrzymać
panicznego tonu w swoim głosie. Miał dość na głowie bez zamartwiania się o stanie się
wilkiem.
Tom śmiał się przez dłuższy czas. No nie, łzy nie były konieczne.
~ 20 ~
- Nie możesz stać się wilkiem ani trochę bardziej niż ja mogę stać się czarodziejem.
Rodzisz się takim albo nie.
- To było tylko pytanie. – Jay wydął wargi. Pomimo, że jego ojciec miał
zakorzenione języki i kulturę w swoim mózgu od czasu narodzin, Jayowi przyszło do
głowy, że jego wiedza o wilkołakach była dziwnie pusta.
- Ahh. Chodź tutaj. – Tom zawinął swoje długie ramiona wokół Jaya. Zastanowił się
czy ta czyszcząca sprawa miałaby coś przeciw starciu kałuży jego spermy. Trudno było
powstrzymać swoje rozdrażnienie, gdy był przytulany jak ulubiony pluszowy miś. –
Wiesz, że nigdy nie śmiałbym się z ciebie, mój partnerze – powiedział Tom, jego
głęboki głos był niski i intymny przy uchu Jaya.
- Nie znamy się jeszcze nawzajem na tyle dobrze, by być świadomym tego, co
można albo nie można robić – powiedział Jay uszczypliwie.
Tom odsunął trochę Jaya, by móc spojrzeć w jego oczy.
- Nigdy nie zrobię niczego, co mogłoby cię skrzywdzić albo upokorzyć. To jest
moja obietnica od jednego partnera do drugiego.
- Czy większość wilkołaków znajduje swojego partnera? – To pytanie go gryzło.
Żaden z pozostałych wilków w holu nie wyglądał, jakby był sparowany, ale też żaden z
nich nie wyraził jakiegokolwiek sprzeciwu, gdy Thomas powiedział, że Jay jest jego
partnerem.
- Nie. – Uśmiech Toma był cudowny. Patrzył na Jaya, jakby znalazł najlepszy skarb.
– Większość wilkołaków nigdy nie znajduje tego jedynego im przeznaczonego. Ja
byłem jednym z tych szczęśliwców.
- Co sprawia, że myślisz, iż ja nie byłem tym szczęśliwcem? – Jay był zadowolony z
tego oświadczenia. To nie zobowiązało go do niczego, ale dało znać Tomowi, że Jay
uważał go za atrakcyjnego. Jay nie był całkiem gotowy, by pomóc Tomowi wybrać
zasłony, ale nie chciał też miażdżyć tego faceta, zwłaszcza jeśli w końcu mógłby
uprawiać gorący seks. Życie z ojcem hamowało go w więcej niż jeden sposób.
Tom obserwował swojego partnera przez dłuższą chwilę. Nie było wilkołaka w
sforze, który by nie był zazdrosny o niego w tym momencie. Nie tylko dlatego, że
znalazł swojego partnera, ale również dlatego, że Jay był niezwykle pociągającym
czarodziejem. Jego partner miał tak dużo mocy, że Tom czuł jak mrowi na jego skórze
niczym żywy elektryczny drut. Jak wiele z tego było częścią więzi parowania, a jak
~ 21 ~
wiele samego Jaya, Tom nie wiedział, ale chciał poświęcić następne sześćdziesiąt lat na
próbach wyjaśnienia tego.
Jay pochylił się do przodu i pocałował Toma, a nagła iskra wstrząsnęła każdą myślą
w jego mózgu. Gorąco spłynęło w dół jego kręgosłupa, kiedy kontakt usta-do-ust
rozprzestrzenił ciepło w jego ciele. Niechętnie, Tom przerwał połączenie.
- Nie możemy.
- Co to znaczy, że nie możemy? Oczywiście, że możemy. – Jay przeczesał ręką
włosy Toma i cholera prawie doszedł od tego kontaktu.
Uwielbiał być pieszczonym.
Nie! Musiał się skupić. Potrząsając głową, odsunął się od swojego kochanka. Tom
wziął głęboki wdech.
- Nie możemy uprawiać seksu, dopóki mi nie obiecasz, że będziesz mój na zawsze.
- Co! – Jay wstał. – Ale dopiero się spotkaliśmy! – wykrzyknął. – A ty obiecałeś. –
Wycelował oskarżająco palec w Thomasa.
Tom potrząsnął głową.
- Jeśli będę uprawiał z tobą seks, zostaniemy sparowani na całe życie, ponieważ
jesteś tym jedynym przeznaczonym, by być moim. Jednak, jeśli później zdecydujesz, że
już mnie nie chcesz, zostanę skazany na spędzenie reszty mojego życia w samotności.
Nie będę zdolny uprawiać seksu z nikim innym przez resztę mojego życia, ponieważ
moje ciało zawsze będzie tęsknić za twoim.
Jay zmarszczył brwi.
- A jeśli nie będziemy uprawiać seksu?
- Ostatecznie mogę dobrać się z innym niesparowanym wilkołakiem i, chociaż
zawsze będę tęsknił za tobą, mogę mieć w miarę normalne życie.
- Więc jeśli będziemy się pieprzyć, a potem cię rzucę, to dosłownie zrujnuję ci
życie.
Tom kiwnął głową.
- Tak.
Jay wypuścił drżący oddech.
~ 22 ~
- No cóż, tak długo jak nie będzie żadnego nacisku.
- Nie chciałem, żebyś czuł się źle – pospieszył wyjaśnić Tom. – Mówię ci to, byś
wiedział, dlaczego nie powinniśmy w tej chwili uprawiać seksu, a nie dlatego, że nie
jesteś dla mnie szaleńczo pociągający. Myślę, że jesteś najpiękniejszym mężczyzną,
jakiego kiedykolwiek widziałem. Mówię, że nie możemy uprawiać seksu w tej chwili,
ale kiedy to zrobimy, to będzie stałe i nigdy nie pozwolę ci odejść.
Jay patrzył przez chwilę na Toma, jego twarz była studium koncentracji.
- Ponieważ wyłożyłeś wszystkie swoje karty na stół, przypuszczam, że ja też
powinienem.
Bez ostrzeżenia, Jay zdjął swoją koszulę i się odwrócił.
Tom zassał oddech na ten widok.
Plecy Jaya były całkowicie pokryte różnymi symbolami. Symbolami wypalonymi
na jego skórze. Ktoś przypalał tego pięknego mężczyznę raz za razem. Thomas nawet
nie chciał myśleć, jak wiele bólu wywołały te powtarzające się piętna.
- Każdy czarodziej rodzi się z Wróżbitą, który się nim zajmuje, użytkownikiem
magii, który może odczytać przyszłość czarodzieja. Moja matka miała chore serce i
umarła przy moich narodzinach, przekazując swoją magię mnie. Wróżbita powiedział
mojemu ojcu, że umrę, z powodu magicznej choroby, jeśli nie wykona Obrzędu Stu
Płomieni. Zdeterminowany nie stracić mnie, tak jak stracił moją matkę, mój ojciec się
zgodził. Co trzy miesiące mojego życia, od czasu narodzin, mój ojciec znakował mnie
częścią swojej magii, wiążąc swoje siły witalne z moimi, żebym był dostatecznie silny,
by żyć. W wieku dwudziestu czterech lat, doszedłem do stu znaków i siły witalne
mojego ojca się wyczerpały.
- Na boginię. – Tom mruganiem powstrzymał łzy, kiedy myślał o ogromnym bólu,
jaki jego piękny partner musiał już znieść w swoim życiu. Wyciągnął rękę, by dotknąć
Jaynella, tylko po to, by czarodziej się cofnął. Jay odwrócił się do niego przodem, jego
twarz była tak smutna, że Tom prawie mógł poczuć jego ból drżący między nimi.
- To, co próbuję ci powiedzieć moją historią, to że dwie osoby już oddały swoje
życie, żebym ja mógł żyć. Zabiłoby mnie to, gdybyś miał być trzecią. Jestem złym
wyborem, Thomas. Wiem, że jesteś podekscytowany znalezieniem swojego partnera,
ale jestem niebezpieczny. Nie mam magicznej mocy jednej osoby. Mam magiczną siłę
trzech. Mogę stracić kontrolę i cię zabić.
~ 23 ~
Tom nie mógł już znieść rozdzielenia. Podszedł bliżej, zawijając ramiona wokół
swojego słodkiego partnera.
- Oni chętnie oddali swoje życie, ponieważ tego chcieli, Jay, nie dlatego, że ich
zmusiłeś. Wiesz, co ta historia mówi mnie?
Jay potrząsnął głową.
- Ta historia mówi mi, że miałeś dwoje niesamowitych rodziców, którzy wiedzieli,
że dorośniesz i zrobisz wielkie rzeczy. Chciałbym być osobą, która będzie stała u
twojego boku, kiedy będziesz je robił.
Tom pochylił się, całując Jaya w usta, zachowując uścisk słodkim i lekkim.
- Weźmiemy sprawy na spokojnie, mój partnerze. Chociaż bardzo pragnę
zatwierdzić cię i zatrzymać, jako mojego, nie chcę, żebyś został ze mną z obowiązku
czy litości. Gdy cię zatwierdzę, będzie to spowodowane tym, że sam postanowiłeś, iż
jestem tym jedynym dla ciebie, a nie dlatego, że chcesz oszczędzić mi życia w bólu. Nie
będę jeszcze jednym ciężarem na twojej duszy.
Z ostatnim uściskiem, puścił mężczyznę, który z pewnością trzymał już jego serce.
- Tylko obiecaj mi, że jak już zdecydujesz o naszym losie, nie pójdziesz do innego.
Mogę zrozumieć czekanie, ale mogę nie znieść tego, że będzie cię dotykał inny
mężczyzna. Nie chcę zostawiać kampusu zaścielonego ciałami obiecujących
czarodziejów.
Uśmiech, który dostał był zapierający dech w swojej słodkości.
- To mogę obiecać – powiedział Jay. – W tej chwili, po prostu chcę skoncentrować
się na moich studiach i zobaczymy, gdzie jesteśmy po jakimś czasie bycia razem.
Poszło nawet lepiej niż Tom miał nadzieję. Jego partner nie uciekł z krzykiem.
Uznał to za obiecujący początek.
- Chodźmy na dół i powiedzmy kierowcy, żeby zawiózł cię do domu. Słyszałem, że
masz wcześnie rano zajęcia.
- Jutro mam moje egzaminy wstępne – wyznał Jay z nieśmiałym uśmiechem. –
Muszę się dowiedzieć, od jakiego poziomu chcą, żebym zaczął.
- Jestem pewny, że dobrze ci pójdzie. – Przecież czy właśnie nie powiedział, że
posiada magię trzech osób?
~ 24 ~
Rozdział 2
Jaynell patrzył na trzech ludzi, którzy mieli go osądzić i prawie wszystkiego nie
odwołał. Gdyby nie obiecał ojcu, że wstąpi do tej szczególnej szkoły, mógłby stąd
odejść, ale nie mógł złamać obietnicy danej człowiekowi, który poświęcił mu życie.
- To jest wystarczająco łatwa prośba, młodzieńcze – powiedziała z kpiącym
uśmieszkiem siwowłosa czarownica, Meela. – Chcemy zobaczyć czy umiesz zmieszać
miksturę perswazji. Jeśli nie, wyślemy cię do początkujących tworzących mikstury.
Jaynell stworzył swoją pierwszą miksturę perswazji, gdy miał siedem lat, ale nie
widział potrzeby ujawniania tego faktu tym ludziom. Bez słowa, podszedł do stołu i
zgromadził potrzebne składniki. Gdy mikstura zmieniła się we właściwy fioletowy
kolor, podniósł kubek ubraną w rękawiczkę ręką i podszedł do rady.
- Wypij to – powiedział rudowłosy czarodziej, Syler, który siedział w środku obok
blondwłosej czarodziejki, która przedstawiła się, jako Pella. Syler miał zimne szare
oczy, które przypomniały Jayowi węża, którego zobaczył na wolności tuż przed tym jak
zjadł mysz.
- Nie.
Trzej czarodzieje spojrzeli na niego ze zdziwieniem.
Pella, wcześniej milcząca czarodziejka z tego tria, przemówiła.
- Dlaczego nie?
- Nie ma takiej siły w niebie i na ziemi, która zmusiłaby mnie do wypicia mikstury
perswazji przed trzema potężnymi magicznymi użytkownikami, które właśnie
spotkałem. – Instynkt Jaynella był silniejszy niż to.
- To jest częścią testu.
- W takim razie to jest test, by sprawdzić czy jestem idiotą – powiedział Jaynell, nie
ustępując.
Czarownica wybuchła śmiechem.
~ 25 ~
- Masz całkowitą rację. To jest test, by sprawdzić twoją siłę charakteru. Gdybyś
wypił miksturę, nie zdałbyś.
- Musieliśmy zobaczyć czy to było poprawne. Do tego, zgłosił się na ochotnika
jeden z twoich współlokatorów – powiedział Syler, machnąwszy ręką na boczne drzwi.
Jaynell był zaskoczony widząc jak jeden z trojaczków wchodzi do pokoju.
- Cześć, Dean.
Dean się uśmiechnął.
- Fajnie jest, że potrafisz odróżnić mnie od moich braci. To sprawia, że czuję jak
jedna osoba.
Jaynell się roześmiał.
- Jesteś jedyny na swój własny sposób.
- Jesteś gotowy do perswazji? – zapytał Syler. Teraz w oczach tego mężczyzny
pojawiła się odrobina humoru, którego brakowało tam wcześniej.
- Pewnie. – Dean wzruszył ramionami. Wziął napój od Jaynella. – Chyba nie
zamierzasz sprawić, żebym tańczył jak kurczak albo coś w tym rodzaju, prawda?
- Nie. Zachowam to na później.
Dean się uśmiechnął.
- Dzięki.
Brunet wychylił miksturę, jakby to był drink i barman właśnie oświadczył, że to
ostatnia kolejka.
Jay patrzył jak oczy Deana się rozszerzają i wiedział, że mikstura zaczęła działać.
Członkowie komisji obserwowali to z zainteresowaniem.
- Mocna mikstura – powiedziała czarownica, patrząc na Deana.
- Dean, chcę, żebyś podskoczył na jednej nodze – powiedział Syler.
Dean stał tam, czekając.
- Dlaczego on się nie rusza? – zapytała Pella.
Czy ci ludzie żartują?
~ 1 ~
~ 2 ~ Rozdział 1 Jaynell Marley patrzył jak wysokie lwy oskrzydlają drzwi i wypuścił oddech, który wstrzymywał. Studenci biegali w górę i w dół po schodach, spiesząc się do klas albo gdziekolwiek tam chodzili zajęci studenci. Był tu, gdzie chciał jego ojciec, w ostatniej prośbie umierającego człowieka, który dał Jay’owi wszystko, w tym jego własne życie. Chociaż nie chciał tu być, Jay nie mógł sprzeciwić się życzeniom swego ojca. Nerwy strzelały niczym odbijające się rykoszetem kule rozprzestrzeniające się w jego orgazmie, kiedy zdał sobie sprawę, że będzie jednym z tych studentów. W wieku dwudziestu czterech lat, Jay był starszy od większości studentów pierwszego roku w Akademii Czarodziejów Mayell, ale życie wciąż dawało mu nowe wyzwania, by mógł zacząć formalne szkolenie, aż do teraz. - Zgubiłeś się? - Hmmm. – Jay otrząsnął się ze swoich myśli, by zobaczyć stojącą przed nim dziewczynę w jego wieku z pytającymi oczami. - Zgubiłeś się? Wyglądasz tak, jakbyś nie był pewny, gdzie masz iść. - Do biura dyrektora szkoły. Muszę iść do biura dyrektora szkoły – powiedział Jay. Chociaż dobrze wiedział, gdzie ma iść, nie zaszkodzi jak ktoś mu pokaże. - Jestem Lira – powiedziała, podając rękę. – Jestem na drugim roku. Przeniosłeś się? - Jestem Jaynell. Nie. Nie przeniosłem się. Późno zaczynam. Choroba w rodzinie. - Oh. – Jej twarz odzwierciedliła współczucie, ale nie skomentowała tego dalej. Z doświadczenia Jay wiedział, że większość ludzi nie wiedziała, co powiedzieć. – Chodź ze mną. Zabiorę cię do dyrektora Vreela. On jest naprawdę niezwykły. Polubisz go. Jay miał nadzieję, że to prawda. Zawsze był zdenerwowany na myśl o spotkaniu z osobami sprawującymi władzę, więc spędził całe swoje życie z prywatnymi nauczycielami. Pierwszy raz przyszedł do miejsca edukacji grupowej. Przyznać trzeba, że edukacja była zagwarantowana w ekskluzywnym czarodziejskim collegu, ale to wciąż nie było to jeden na jednego nauczanie, do którego był przyzwyczajony.
~ 3 ~ Nerwowo podążając za przyjazną dziewczyną, Jay wspiął się po długich schodach, na chwilę rozpraszając się, gdy lwie oczy zaświeciły się na niebiesko. - Dlaczego one świecą? – zapytał Jay wskazując na lwy. Lira zmarszczyła brwi. - O czym ty mówisz? One nie świecą. Może to była po prostu jedna z tych rzeczy, które tylko on widział. Nie byłoby to po raz pierwszy. - Chyba coś sobie wyobraziłem. Tyle, że wiedział, iż nie. Lira wyglądała na zadowoloną z tego wyjaśnienia i nadal prowadziła go przez marmurowe sale do błyszczących drewnianych drzwi. - Proszę bardzo. - Dzięki. Z małym uśmiechem, Jay otworzył drzwi i przeszedł przez nie. Za dużym drewnianym biurkiem siedział krasnal. Jej szara skóra połyskiwała matowo przy naturalnym świetle słonecznym. Mógł powiedzieć, że jest kobietą dzięki kolczykowi w jej lewym uchu, do tego wskazując sparowaną kobietą. Mężczyźni nosili je w prawym uchu. Jay ukłonił się krótko przed recepcjonistką i powiedział w doskonałym krasnalskim. - Jestem umówiony na spotkanie z twoim Panem. Większość ludzi nie wiedziała, że krasnale pracują tylko dla swoich panów. Aby móc pozostać z dala od swoich wzgórz, musieli być posiadani. Wolne krasnale były dozwolone tylko pod ziemią z powodu ich agresji. Ich gniew mógł być kontrolowany tylko przez tego, kto je posiadał. To był duży honor być posiadanym i, co dziwne, posiadany krasnal miał większy statusu w swoim plemieniu niż wolny. Oczy krasnala zaiskrzyły się, gdy dostrzegła Jaya. - Witam. Musisz być panem Marley’em. Ktoś dobrze cię wyszkolił. Mówisz pięknie po krasnalsku. Powiem mojemu Panu, że możesz opuścić naukę języka krasnalskiego. O jedne zajęcia mniej do nauki. Jay ponownie się ukłonił.
~ 4 ~ - Doceniam twoją pomoc. Mała istota uśmiechnęła się promiennie, błyskając swoimi spiczastymi zębami w przerażająco ostrym uśmiechu. - Serdecznie witamy, przyjacielu krasnali. Wchodź od razu. Jay uśmiechnął się i ruszył do drzwi wskazanych przez krasnala. Nie przejmując się pukaniem, otworzył drzwi i wszedł. Wysoki, chudy mężczyzna z długimi białymi włosami siedział za srebrzystym metalicznym biurkiem. Kiwnął Jay’owi głową, gdy ten wszedł do pokoju. - Dzień dobry, panie Jay. Miło cię widzieć. Moja sekretarka powiedziała mi wspaniałe rzeczy o tobie. Krasnal musiał mieć telepatyczną więź ze swoim panem. Jay zdał sobie sprawę, że cała jego rozmowa była prawdopodobnie przekazywana temu białowłosemu człowiek, kiedy miała miejsce. - To miłe z jej strony. - Rzeczywiście. – Czarodziej przyszpilił Jaya spojrzeniem. – Ona nie lubi zbyt wielu ludzi, więc zawsze jestem zafascynowany, gdy od razu kogoś polubi. To nie było pytanie, więc Jay zachował milczenie. Nie chciał przerywać dziekanowi. - A teraz siadaj i przejrzymy twój harmonogram. Jay przysiadł na krawędzi prostego, drewnianego krzesła, a jego nerwy zawirowały wokół jego żołądka niczym tornado. Czarodziej przesunął jakieś papiery na swoim biurku. - Widzę, że miałeś udzielane prywatne lekcje, więc nie mam żadnych wyników dotyczących twojego talentu. Będziesz musiał spotkać się z egzaminatorami, by sprawdzili, w czym wykazujesz największe talenty. Masz zaplanowane swoje testy talentu na jutro w południe. Dzisiaj, możesz rozgościć się w swoim pokoju i oswoić z kampusem. - A te lwy na zewnątrz od frontu?
~ 5 ~ - Widziałeś to, prawda? – Dyrektor posłał mu przyjacielski uśmiech. – System bezpieczeństwa. - Ach. – Jay kiwnął głową. Wciąż kiwał głową, dopóki w końcu nie został wyprawiony z biura z numerem pokoju, mapą i harmonogramem nauki. *** Jay udzielił krasnalowi pełnego szacunku kiwnięcia głową w drodze do wyjścia i otrzymał w zamian kolejny ostro-uzębiony uśmiech. Ukrywając dreszcz, wyszedł z pokoju. Patrząc w swój plan, skierował się tam, gdzie jak myślał powinien być jego akademik. Jego pokój był na drugim piętrze i, z dźwięku muzyki dochodzącej zza drzwi, nie był pusty. Jay niepewnie zapukał do drzwi. Wychynęła zmierzwiona blond głowa, w połowie elfia, jeśli Jay mógł to ocenić. - Hej. Musisz być nowym dzieciakiem. - Jestem Jay. - Kevin. Miło cię poznać, wchodź. Jay wszedł do dużego pokoju. Z ustawionymi pięcioma łóżkami i z biurkami pomiędzy nimi. Trzech ciemnowłosych chłopaków, identycznych w wyglądzie, wpatrywało się w niego błyszczącymi niebieskimi oczami. - To trojaczki Stewartson. Devin, Dean i Dan. My po prostu nazywamy ich wszystkich D. - Panowie. – Jay prześwietlił ich swoją magią i zapisał ich różnice w swojej pamięci. Nie chciał się zaplątać nazywając ich niewłaściwymi imionami. Imiona były ważne i niosły moc. - Gdzie twoje rzeczy? – zapytał Dean, potrząsając swoją ciemną kudłatą głową na puste ręce Jaya.
~ 6 ~ - Oh. Tutaj. – Jay wyciągnął kartkę papieru z kieszeni. Rozłożywszy papier, położył go na jedynym pustym łóżku w pokoju. Wszyscy czterej wpatrzyli się w obrazek drewnianej skrzyni. - Zabawne, kolego – powiedział Kevin. – Ale, naprawdę, gdzie twoje rzeczy. - Nigdy nie widzieliście zaklęcia kompresji? – Jay przesunął swoim prawym palcem wskazujący przez zdjęcie. – Ujawnij się. Błysk fioletowej błyskawicy trzasnął w pokoju i pełnej wielkości waliza pojawiła się na łóżku Jaya. - Wow. – Devin wpatrywał się w bagaż, jakby mógł go ugryźć. – Jak to zrobiłeś? Jay wzruszył ramionami. - Użyłem magii, by skompresować mój bagaż, dopóki nie stał się cienkim papierem. - Człowieku, to jest zaawansowana magia. Jesteś pewny, że jesteś pierwszakiem? - Miałem dużo prywatnych lekcji – przyznał się Jay. – Mój ojciec nie lubił jak przebywałem z dala od niego przez dłuższy czas. Wszystkie cztery pary oczu gapiły się na niego, jakby uczynił cud. - Myślę, że możesz odstawać od reszty nas – powiedział Dan. Jay miał nadzieję, że jego nowi współlokatorzy nie zaczną myśleć, że lubił się popisywać. Nie wiedział, czego uczyli w publicznych szkołach, więc w żaden sposób nie mógł ocenić normalnego poziom doświadczeń i magicznej mocy. Jego ojciec nie mógł znieść separacji, nie do czasu aż związał swoją magię z Jayem, ale nie sądził, by musiał wdawać się w te szczegóły. - W takim razie, może rozłożysz swoje rzeczy, a potem zabierzemy cię na pizzę? – zapytał Kevin z uśmiechem. Jay tak naprawdę nie chciał iść na pizzę, ale wiedział, że chłopaki próbują sprawić, by poczuł się mile widziany. - Chciałbym. Dzięki. Szybko wyciągnął swoją odzież i włożył wszystko do komody przeznaczonej dla niego. Na wierzchu ułożył starannie w stos swoje książki.
~ 7 ~ - Spójrzcie na to – powiedział Dean, podnosząc księgę zaklęć. – Jest w niej autograf Michaela Dragonspawna. - Wow, znasz go? – zapytał Dan. Jay nie wiedział, dlaczego to jest taka wielka sprawa, ale pomyślał, że najlepiej będzie jak wyzna prawdę. - Był jednym z moich prywatnych nauczycieli. - To musiało być niewiarygodne – powiedział Dean, ostrożnie odkładając księgę z powrotem na kredens, jakby obawiał się ją uszkodzić. Jay kiwnął głową. - Był dobrym nauczycielem. Nie wiedziałem, że jest sławny, dopiero później. - Wow. Możesz opowiedzieć nam wszystko przy obiedzie – oznajmił Kevin. Jay wzruszył ramionami. - Proszę bardzo. *** Bar z pizzą był najwyraźniej ulubionym miejscem szkolnego tłumu. Jay widział jak wielu studentów robi drugorzędne zaklęcia przy stołach, jednocześnie zajadając pizzę. Jego współlokatorzy zajęli pierwszy stolik, jaki znaleźli. Podeszła kobieta krasnal i zapytała, czego chcą się napić. Jay automatycznie odpowiedział w krasnalskim. - Poproszę napój gazowany. Ponura twarz krasnala rozjaśniła się. - Naprawdę dobrze mówisz po krasnalsku. - Dziękuję. Mój ojciec uczył mnie jak ważne jest nauczyć się języków wszystkich ludzi. Dzisiaj jest mój pierwszy dzień tutaj – przyznał się Jay. - Witamy. Dzisiaj pizza dla ciebie i twoich przyjaciół jest na koszt firmy.
~ 8 ~ Jay na siedząco złożył tradycyjny krasnalski ukłon wdzięczności. - Dziękuję w imieniu nas wszystkich. - Zaraz będę z powrotem z waszymi pizzami. Mały krasnal zniknął. - Co jej powiedziałeś? – zapytał Kevin. Jay patrzył na nich zdziwiony. - Żaden z was nie mówi po krasnalsku? - Chłopie – powiedział Kevin. – Byłbym zaskoczony, gdyby ktokolwiek na kampusie, kto nie jest krasnalem albo nie jest językoznawcą, umiał tak dobrze mówić po krasnalsku. Wszyscy musimy poznać podstawy krasnalskiego, ale do diabła, nie pamiętam więcej niż parę słów. No wiesz, słowa takie jak dziękuję czy proszę bardzo. - Naprawdę? - Naprawdę – powiedzieli jednym głosem wszyscy czterej. - Hm. No więc, podziękowała mi za mówienie po krasnalsku i powiedziała, że zaraz wróci z powrotem z darmową pizzą. - Nie zamierzam już nigdy jeść pizzy bez ciebie – oznajmił Devin, mrugając oczami z udawanym uwielbieniem. Jay się roześmiał. Martwił się, że pomyślą, że znowu się popisuje. Zadziorny rudzielec przeszedł obok nich. - Cześć, Dan – powiedziała, machając ręką, gdy przeszła. - To jest Dean – poprawił Jay, niewiele myśląc. Trojaczki wpatrzyły się w niego z otwartymi ustami. - Skąd to wiesz? – zapytał Kevin. – Oni są identyczni, Jay. - Zewnętrznie z pewnością, ale wszyscy mają różny magiczny podpis. - Tylko mistrzowie czarodzieje mogą widzieć magiczne podpisy – zaprotestował Dan.
~ 9 ~ - Nie. – Jay potrząsnął głową. – To jest naprawdę łatwe. Proszę – wyciągnął rękę do Kevina – połóż swoją rękę na moją. Kevin przypatrywał się przez chwilę jego twarzy zanim umieścił swoją rękę na Jaya. - A teraz weź głęboki wdech i popatrz na trojaczki. Poprowadzę cię. Kiedy Kevin oddychał, Jay owinął swoją magię z jego współlokatora. Blondyn drgnął na chwilę. - Jesteś naprawdę, naprawdę silny – powiedział Kevin zdyszanym głosem. Dobrze, że Jay używał swojego najlżejszego dotyku. - Skup się na trojaczkach. Kevin zwrócił się do tria. - Cholera. – Szarpnął rękę z dala od Jaya. – To właśnie zobaczyłeś? Jay kiwnął głową. - Co? - Co zobaczyłeś? - Jak wyglądaliśmy? Oczy Kevina były rozszerzone i dyszał, by złapać oddech. - To było, jakby różne kolorowe światła pływały wokół was. On ma rację. Absolutnie nie wyglądacie podobnie pod powierzchnią. Dean ma więcej czerwonych iskier wirujących wkoło, Dan ma więcej niebieskich, a Devin masz całkiem biały blask. Krasnale pojawiły się znikąd i umieściły przed nimi na stole parujące, gorące pizze wraz z dzbankami napojów. Jay podziękował im wszystkim w krasnalskim. Szybko zniknęli z rozpromienionymi uśmiechami. - Wspaniale wyglądają – powiedział Jay, wąchając. – Umieram z głodu. Zjadł trzy kawałki zanim zdał sobie sprawę, że żaden z jego współlokatorów nie je. Wpatrywali się… w niego. - Co? – zapytał z pełnymi ustami. - Jak potężny jesteś? – zapytał Dean.
~ 10 ~ Jay wzruszył ramionami. - Jutro będą mnie testować. *** - Kim jest ten nowy facet? – Grupa czterech dziewczyn podeszła do stołu i wpatrywała się w Jaya, jakby nigdy wcześniej nie widziały mężczyzny. Jay przewrócił oczami i złapał kolejny kawałek pizzy. Nie myślał, że jest tak głodny, ale pizza była naprawdę dobra. - To jest Jay – powiedział Kevin. – Jay, to są Lisa, Sara, Mara i Farra. Jay kiwnął głową i wrócił do jedzenia. Nie pamiętał już, kiedy ostatni raz coś tak bardzo mu smakowało. Chwilę zajęło mu uświadomienie sobie, że Lisa mówi coś do niego. - Przepraszam, mogłabyś powtórzyć? Jej ładna twarz się zarumieniła. - Pytałam czy miałbyś ochotę kiedyś wyjść. Jay wytarł usta w serwetkę. Prawdopodobnie, najlepiej będzie jak postawi sprawę jasno. Mając domowe nauczanie, Jay ogólnie czuł się niekomfortowo, gdy chodziło o kobiety, które go zaczepiały, zwłaszcza że wolał mężczyzn. - Lisa, zrobisz mi przysługę. - Pewnie – powiedziała, pochylając się do przodu i ukazując swój dekolt. - Mogłabyś puścić w obieg wiadomość, że wolę mężczyzn. Lisa wyprostowała się. - Masz na myśli… - Jestem gejem, Lisa. Przykro mi. - Oh. – Lisa zarumieniła się, ale potem kiwnęła głową. – Pewnie, mogę to zrobić. Jay posłał jej sympatyczny uśmiech.
~ 11 ~ - Dzięki, Lisa. Bardzo mi schlebiło to, że myślałaś, iż jestem wart randki. Lisa się roześmiała, a napięcie wyraźnie ją opuściło. - Proszę bardzo. – Zniżyła głos. – Dopilnuję, by rozpuszczono tę wiadomość, tak żeby inne kobiety nie miały takich samych pomysłów. Jesteś bardzo przystojny, wiesz. - Dziękuję. – Tym razem to była kolej Jaya, by się zarumienić. Po wymianie jeszcze kilku zdań pomiędzy dwoma grupkami, kobiety odeszły. Jay popatrzył znad swojej pizzy, by znowu zobaczyć, że jego wszyscy czterej współlokatorzy wpatrują się w niego. - Co jest z waszą czwórką? Zawsze tak się wpatrujecie, jakbym był jakimś dziwakiem. - Ona jest najgorętszą dziewczyną w szkole – powiedział Dean z wybałuszonymi oczami. – Próbowałem się z nią umówić od tygodni. - Chcieć, żebym ci ją zorganizował? Dean się roześmiał. - Przypuszczam, że to dobrze, iż nie interesujesz się kobietami. Nie sądzę, żebym mógł znieść konkurencję. Jay poczuł ulgę widząc, że żaden z jego nowych współlokatorów nie wydawał się mieć uprzedzeń do jego seksualności. To mogło stać się niezręczne, gdyby któryś z nich miał uprzedzenia do gejów. Jay wzruszył ramionami. Po zjedzeniu pizzy, wymigał się, że musi coś jeszcze zrobić. Wiedział, że potrzebuje swojej energii, jeśli miał wstać wcześnie na swoje jutrzejsze testy. - Złapię was później – powiedział, a potem się odwrócił i uderzył w górę. Chwilę zabrało mu uświadomienie sobie, że góry prawdopodobnie nie noszą ciasnych dżinsów i bawełnianych koszulek. - Mam cię – powiedział głęboki głos nad nim i Jay spojrzał w najbardziej zielone oczy, jakie kiedykolwiek widział, jasnozielone niczym letnia trawa. Facet był zachwycający w ten mogę-urwać-twoją-głowę neandertalski sposób. Mięśnie wybrzuszały się pod dopasowaną koszulką, do tego mężczyzna przewyższał Jaya przynajmniej z piętnaście centymetrów ponad jego metr osiemdziesiąt. Jay oparł
~ 12 ~ się pragnieniu, by otrzeć się swoim szybko twardniejącym fiutem o tego faceta niczym pies w rui. Wypuścił stłumiony jęk, gdy mężczyzna złapał go za ramiona i przytrzymał. - C-cześć. – Zdolność mówienia Jaya całkowicie się ulotniła przed seksownością mężczyzny przed nim. - No cześć. – Zainteresowanie zaiskrzyło w błyszczących oczach faceta. *** Thomas Sparks spojrzał w dół na mężczyznę w swoich ramionach i ledwie oparł się pragnieniu zawycia. Magia prawie świeciła od tego człowieka, ale to jego brązowe oczy z cętkami niebieskiego, najbardziej go urzekły. Thomas pochylił się i obwąchał szyję mężczyzny. Seksowna istota przechyliła głowę do tyłu i pozwoliła mu na to. Seks i magia wypełniły jego nozdrza, aż nie mógł powstrzymać pomruku, który przetoczył się przez jego klatkę piersiową. Niezdolny się oprzeć, liznął długą linię wzdłuż gładkiej szyi niezwykle seksownego mężczyzny. Zabrało mu chwilę uświadomienie sobie, że dwie grupy ludzi próbowały rozdzielić go od zachwycającej istoty w jego ramionach. - Hej, człowieku, on nie miał zamiaru wpaść na ciebie. On jest nowy – powiedział łagodnym głosem blondyn, jakby miał do czynienia z wariatem. - Tom, musisz puścić tego ślicznego czarodzieja. – Jego młodszy brat, Larry, szarpał za jego ramię. Tom warknął. Jego wilk był bliski powierzchni i skłonny skrzywdzić każdego, kto odciągał go od jego partnera. Zobaczył, że jego sfora jest gotowa do interwencji i powalenia go, i że czarodzieje wyciągają różdżki ze swoich kieszeni. - Nie możemy odciągnąć go od czarodzieja. Może skrzywdzić tego faceta – mówił jego najstarszy brat, James. – Nigdy go takiego nie widziałem. Może zdziczał. - Nie zdziczałem. – Thomas warknął. – On jest moim partnerem. Czarodziej drgnął w jego uścisku.
~ 13 ~ - Nie mogę być czyimś partnerem. - Jesteś mój. - Cholera. – Nie był pewny, która strona to powiedziała, ale był całkiem pewny, że wszyscy ludzie wokół niego odzwierciedlali to odczucie. - Przywieź go do sfory – powiedział James zrezygnowanym głosem. - Nie mogę iść do sfory. Mam jutro testy – zaprotestował piękny czarodziej, jego miękkie usta zacisnęły się w zaciętą linię. - Dopilnuję, żebyś wrócił na czas – powiedział Thomas uspokajająco, głaszcząc linię kręgosłupa czarodzieja. Te olśniewające oczy przyszpiliły go spojrzeniem. - Obiecaj. - Ślubuję na moją duszę zmiennego. – Piękny czarodziej obserwował go przez chwilę wzrokiem i Tom pomyślał, że może faktycznie bada jego duszę. - W porządku. Powiedz Kevinowi, gdzie będę i jeśli nie wrócę, będzie wiedział, gdzie zacząć szukać. Thomas się roześmiał, ale nikt innym w tym miejscu się nie uśmiechnął, nawet żaden z wilków. Dokładnie przeliterował swoją lokalizację czarodziejom. I nie chodziło o to, że mogli ją znaleźć, nawet gdyby próbowali. Była ukryta, z wyjątkiem sfory i ich partnerów. Pochylając się, potarł policzkiem po jedwabistych włosach swojego partnera, rozprzestrzeniając swój zapach po jego głowie. - Chodźmy do domu. – Nie dając czarodziejowi szansy na wytoczenie żadnych innych wymówek, właśnie miał poprowadzić go do drzwi, kiedy na widoku pojawiła się para krasnali obładowana pizzami. Wręczyli pudła jego braciom, zamieniając kilka słów w języku, który jak przypuszczał było ich ojczystą mową, z cudownym czarodziejem, a potem zniknęli. - Co oni powiedzieli? – zapytał James. Czarodziej się zarumienił – czarująca rzecz, która niemal sprawiła, że zapomniał, jakie było pytanie.
~ 14 ~ - Powiedzieli, że muszą mnie nakarmić, żebym zachował swoją wytrzymałość. Thomas się zaśmiał. - Mądre krasnale. Wzmocnił uścisk na karku czarodzieja i wyprowadził go na zewnątrz do limuzyn. - Wziąłeś limuzynę, by przyjechać po pizzę? - Bierzemy limuzyny do wszystkiego. Potrzebujemy kogoś innego do prowadzenia, w razie gdybyśmy niespodziewanie się zmienili. Czarodziej kiwnął głową. - To ma sens. - Jak się nazywasz? – zapytał James. Thomas chciał trzasnąć się w twarz. To był jego partner, a nie mógł zebrać dość komórek mózgowych, by zapytać tego mężczyznę o jego imię. - Jaynell Marley. Ludzie nazywają mnie Jay. - Ja jestem Thomas Sparks i będę nazywał cię moim – warknął Thomas. Otworzył drzwi limuzyny i wprowadził czarodzieja do pojazdu. Gdy James spróbował wejść za nim, Thomas błysnął kłami. - Nie chcesz mnie wyzwać, młodszy bracie. Thomas poczuł jak wypełniła go moc, gdy zmuszał do odwrócenia wzroku swojego brata, swojego alfę. - Dzisiaj wyzwę każdego, kto spróbuje zabrać to, co moje. - Cholera. Jego oczy świecą – wtrącił się Larry. – To musi być wpływ czarodzieja. - Z powodu twojego parowania, odstąpię i pojadę innym samochodem. Tom próbował wyglądać na wdzięcznego, ale najbardziej opierał się pragnieniu oderwania głowy swojego brata i zbicia go nią. Zmusił się, by uprzejme kiwnąć głową swojemu bratu zanim wsiadł do limuzyny i wsunął się obok swojego partnera. ***
~ 15 ~ Jay zastanawiał się jak doszło do tego, że jadł pizzę, a potem został porwany przez sforę wilkołaków. Nie, żeby się przejmował, jeśli tylko to obejmowało seks z tą zachwycającą istotą obok niego. - Zamierzamy uprawiać seks, prawda? – zapytał Jay, rumieniąc się. - Absolutnie. – Thomas przesunął się po długim, skórzanym siedzeniu limuzyny. Dzikie światełko zapaliło się w oczach zmiennego, kiedy zatrzymały się na Jayu tak, jakby był najlepszą przyjemnością świata. Pocałunek Thomasa był jak zostanie zanurzonym w piekle. Gorąco lizało Jaya niczym żywe płomienie, czyniąc jego ciało twardym i potrzebującym. Jęcząc, Jay przesunął się niespokojnie na siedzeniu, ocierając się o większego mężczyznę. Odczucie twardego ciała nad nim był niemal wystarczające, by sprawić, że Jay dojdzie w swoich spodniach. Jak oszalały, walczył by odepchnąć Thomasa. - Co? – Thomas uniósł usta, wyraz jego twarzy był zaskoczony i lekko zraniony. – Nie chcesz, żebym cię całował? - Um. – Jay chciał uchwycić się swoich myśli, ale te rozproszyły się niczym liście spadające z wiatrem. – Oh – jęknął, kiedy Thomas ugryzł jego szyję. Dreszcze potrzeby przebiegły w górę i w dół kręgosłupa Jaya, sprawiając, jakby jego skóra była zbyt ciasna dla jego ciała, a mrowienie tańczyło przez jego skórę. Thomas liznął szyję Jaya swoim szorstkim językiem, wydzierając kwilenie z głębi jego duszy. - Proszę – błagał rozpaczliwie Jay, jego ręce trzymały się kurczowo Thomasa. W namiętnej mgle, Jay był pewny, że mężczyzna nad nim jest jedyną rzeczą, która uziemia go w rzeczywistości. Nic nie było ważniejsze w tej chwili niż smak, dotyk i zapach Thomasa. - Wszystko, co chcesz, mój jedyny. Cokolwiek. - Dotykaj mnie – wysapał Jay, ocierając się ciałem o tego wspaniałego faceta obok niego. Thomas zanurzył głowę i wgryzł się w żyłę szyjną Jaya. - Mój – warknął. Jay krzyknął, a wilgoć rozlała się na przedzie jego spodni.
~ 16 ~ - Ja pieprzę. - Oj, będę – powiedział Thomas, lekko przygryzając ucho Jaya. – Niestety, to będzie musiało poczekać na później. Po raz pierwszy, Jay zdał sobie sprawę, że limuzyna zwalnia. Thomas posłał mu nieśmiały uśmiech, całkowicie odmienny od agresywnego mężczyzny sprzed kilku chwil. - Przepraszam, że sprawiłem, iż doszedłeś bez możliwości zmiany ubrania. - To nie problem. – Jay machnął swoją ręką jednocześnie szepcząc słowa zaklęcia. Zapach kwiatów wypełnił powietrze i spodnie Jaya były już czyste i wysuszone od szybkiej trąby powietrznej, która nadeszła i zniknęła w kilka sekund. Thomas błysnął swoimi kłami, jego oczy stały się dzikie. - Co to było? – zapytał, kiedy bryza zanikła. - Nie zamierzam wejść do grupy zmiennokształtnych zmoczony spermą – odparł Jay z uśmiechem. – Przykro mi, jeśli nie lubisz czarów. Thomas podniósł ręce w uspokajającym geście. - Nie krytykowałem tego, kochanie. Tylko się tego nie spodziewałem. Nie jestem przyzwyczajony do ludzi stosujących magię. Wilkołaki są magiczne, ale nie możemy robić magii. - Hm. – Jay nie wiedział, co powiedzieć. Nigdy nie przyszło mu do głowy, że magia może być czymś dziwnym dla osoby, która mogła zmieniać się w całkowicie inne stworzenie. Zanim mógł podążyć tokiem tych pytań, limuzyna zupełnie się zatrzymała i kierowca otworzyli drzwi. Thomas wysiadł, odwrócił się i wyciągnął rękę, by pomóc wyjść Jaynellowi z pojazdu. - Nie jestem dziewczyną, wiesz. - Nie kłóć się – warknął Thomas. – To jest w mojej naturze opiekować się moim partnerem. - Musimy omówić tę partnerską sprawę.
~ 17 ~ Jay właśnie uwolnił się od więzi swojego ojca. Nie miał zamiaru już nigdy być związany z inną osobą. Spotykanie się oczywiście, może zamieszkanie razem, ale nie wiązanie się. - Nie ma nic do omawiania – powiedział Thomas marszcząc brwi. Jego wyraz twarzy zachęcał Jaynella do sprzeczki. Powstrzymując się od słów, których mógłby żałować, Jaynell pozwolił Thomasowi, by pomógł mu wysiąść z samochodu. Thomas zatrzymał swój uchwyt na ręce Jaya i zaprowadził go po schodach do rozległej rezydencji. To nie było to, czego się spodziewał po domu watahy. Dom był wiktoriańską ohydą, która wyglądała bardziej na coś, gdzie mogły zamieszkiwać wampiry, a nie stado wilków. Jego opinia się zmieniła jak tylko znalazł się w środku. Jak na tak duże wnętrze, było tu przytulnie z wyściełanymi skórzanymi meblami i naturalnymi drewnianymi posadzkami. Jay odwrócił swoją uwagę od odsłoniętych krokwi, by zobaczyć tuzin wilków, w postaci mężczyzn, wpatrujących się w niego z zadziwiającą intensywnością. Nieświadomie, przysunął się bliżej Thomasa, chwytając jego rękę trochę mocniej. Pomimo swoich początkowych nerwów, Jay nie odwrócił wzroku. Napotkał spojrzenie każdego wilka swoim własnym. W swoim umyśle usłyszał cichą radę ojca. Nigdy się nie cofaj. Jesteś wystarczająco silny, by równać się do każdego. Oczy ostatniego mężczyzny, jakie napotkał, spiorunowały go. Rozpoznał go, jako brata Thomasa. Cholera, on był prawdopodobnie alfą. Było już zbyt późno, by odwrócić wzrok. Już, przypadkowo, wyzwał faceta. Słowa alfy potwierdziły jego myśli. - Twój partner mnie wyzwał – powiedział alfa chropawym głosem. Tom przechylił głowę Jaya do siebie, więc jego spojrzenie wypełniło się twarzą wilkołaka. - On jest moim partnerem – powiedział dumnie. – Jest potężnym człowiekiem sam w sobie. - Więc z nim przy twoim boku będziesz ubiegał się o bycie alfą? – zapytał nagląco drugi wilkołak. Tom oderwał spojrzenie od swojego pięknego partnera i zwrócił zdziwiony wzrok na swojego brata.
~ 18 ~ - Nie, ale nie mogę prosić go, by był kimś innym niż jest. Zawsze będę zdawał się na ciebie, ale on nie jest ze sfory. On jest Inny. - Jego Inny tyłek zostanie stąd wykopany, jeśli nie nauczy się, gdzie jest jego miejsce. Tom zobaczył jak oczy Jaya błyszczą. Kiedy mniejszy mężczyzna zaczął gest, który jak był pewny rzuci jego brata na jego tyłek, Tom szybko złapał rękę Jaya. - Zabiorę go na górę – powiedział szybko. – Wrócimy na dół na obiad. – Zanim jego alfa mógł się sprzeciwić, zaciągnął swojego partnera na górę. To będzie trudne zadanie, powstrzymać swojego pięknego czarodzieja przed skrzywdzeniem jego brata. Ta myśl, zarówno go rozbawiła jak i przeraziła aż do głębi. - Poradziłbym sobie z nim. – Cicha pewność siebie w głosie jego partnera powiedziała Tomowi, że zabrał Jaya z dala od swojego brata w samą porę. Tom pociągnął Jaya po schodach i do swojego apartamentu. Zamknął za nimi drzwi na klucz, żeby nikt im nie przeszkadzał. Prywatność nie była niczym szczególnym dla kolegów z watahy, ale miał przeczucie, że jego czarodziej patrzyłby nieprzychylnym okiem na wilka wchodzącego do ich sypialni, gdy będą w intymnej sytuacji. Bliskość jego partnera i jego łóżka wystarczała, by całkowicie rozproszyć myśli Toma, a jego kutas stwardniał i błagał o uwagę. Z dużym wysiłkiem skupił się na ich rozmowie. - To nie byłoby dobre dla polityki watahy, gdybyś pobił mojego brata, nawet jeśli na to zasłużył. – Tom przyciągnął bliżej swojego kochanka i dopadł do gardła Jaya, odciskając smak swojego kochanka w swojej duszy. Już wiedział w tej chwili, że gdyby żył tysiąc lat, nigdy nie zapomni smaku swojego partnera. – Muszę z nim pożyć jeszcze jakiś czas – zamruczał przy szyi Jaya, niechętny złagodzić swój chwyt. – Wilk nie może żyć bez swojej watahy. – Przyciągając Jaya bliżej, Tom przebiegł po słodkich ustach Jaya swoim językiem, mając nadzieję powstrzymać swojego kochanka od zadawania pytań. Jay odchylił się do tyłu. - Dlaczego on jest alfą? - Ponieważ jest najstarszy – odparł Tom. Tak właśnie to działało w sforach, dopóki najstarszy nie był zbyt słaby. Jego brat czasami mógł być dupkiem, ale nie był słaby. - Jesteś silniejszy – powiedział Jay. Tom wzruszył ramionami.
~ 19 ~ - Może, ale nie mam ambicji być alfą. – Wytłumaczenie, by jego partner zrozumiał delikatne zawiłości watahy, mogło okazać się trudniejsze niż przewidywał. Trudno było wyjaśnić obcemu coś, co było instynktowne dla wilka. – Musisz łaknąć władzy, by być alfą. Chcieć poświęcić wszystko dla dobra watahy. James ma ten głód. Ja nigdy nie chciałem być pierwszym wilkiem. Tom zrobił krok w przód i odgarnął włosy Jaya z jego pięknej twarzy. - Jedyną rzeczą, jaką kiedykolwiek pragnąłem, było znalezienie mojego wymarzonego partnera i ustatkowanie się. Uśmiech Jaya był szybki i promienny, podobny do błyskawicy, która oślepia i zostawia ślad swojego blasku, wyryty w oczach. - Więc teraz, kiedy mnie znalazłeś, twojego życie jest kompletne? – Głos czarodzieja był przekorny, ale dla Toma to nie była zabawna sprawa. Wziął ręce Jaya w swoje własne i spojrzał w piękne oczy swojego partnera. - Tak. Teraz, kiedy cię spotkałem, moje życie jest kompletne. Jay zarumienił się na ostry róż, co Tom uznał za absolutnie urocze. Rozglądając się po pokoju, Jay jak oszalały próbował wymyśleć, co ma powiedzieć. Sprawy stawały się zbyt poważne, zbyt szybkie. Jay był daleki od gotowości ustatkowania się. Wolność była nowym, ciężko wygranym doświadczeniem i Jay zamierzał uchwycić się tego tak długo jak mógł. Jednak, jedną rzeczą była świadomość, że nie chciał wiązać się z inną osobą, a drugą powiedzenie tego temu mężczyźnie, który czekał całe swoje życie na Jaya, by z nim przez nie przejść. Tom posłał mu uśmiech, który wniósł nowe znaczenie słowu wilczy. - Mogę wyczuć twoją panikę, mój partnerze. Nie martw się. Nie jestem jeszcze całkiem gotowy, by zatrzymać cię dla siebie. Niewyuczony czarodziej może być niebezpieczny i chcę, żebyś w pełni kontrolował swoje moce zanim staniesz się jednym z watahy. - Jednym z watahy? Stanę się wilkołakiem? – Jay nie mógł powstrzymać panicznego tonu w swoim głosie. Miał dość na głowie bez zamartwiania się o stanie się wilkiem. Tom śmiał się przez dłuższy czas. No nie, łzy nie były konieczne.
~ 20 ~ - Nie możesz stać się wilkiem ani trochę bardziej niż ja mogę stać się czarodziejem. Rodzisz się takim albo nie. - To było tylko pytanie. – Jay wydął wargi. Pomimo, że jego ojciec miał zakorzenione języki i kulturę w swoim mózgu od czasu narodzin, Jayowi przyszło do głowy, że jego wiedza o wilkołakach była dziwnie pusta. - Ahh. Chodź tutaj. – Tom zawinął swoje długie ramiona wokół Jaya. Zastanowił się czy ta czyszcząca sprawa miałaby coś przeciw starciu kałuży jego spermy. Trudno było powstrzymać swoje rozdrażnienie, gdy był przytulany jak ulubiony pluszowy miś. – Wiesz, że nigdy nie śmiałbym się z ciebie, mój partnerze – powiedział Tom, jego głęboki głos był niski i intymny przy uchu Jaya. - Nie znamy się jeszcze nawzajem na tyle dobrze, by być świadomym tego, co można albo nie można robić – powiedział Jay uszczypliwie. Tom odsunął trochę Jaya, by móc spojrzeć w jego oczy. - Nigdy nie zrobię niczego, co mogłoby cię skrzywdzić albo upokorzyć. To jest moja obietnica od jednego partnera do drugiego. - Czy większość wilkołaków znajduje swojego partnera? – To pytanie go gryzło. Żaden z pozostałych wilków w holu nie wyglądał, jakby był sparowany, ale też żaden z nich nie wyraził jakiegokolwiek sprzeciwu, gdy Thomas powiedział, że Jay jest jego partnerem. - Nie. – Uśmiech Toma był cudowny. Patrzył na Jaya, jakby znalazł najlepszy skarb. – Większość wilkołaków nigdy nie znajduje tego jedynego im przeznaczonego. Ja byłem jednym z tych szczęśliwców. - Co sprawia, że myślisz, iż ja nie byłem tym szczęśliwcem? – Jay był zadowolony z tego oświadczenia. To nie zobowiązało go do niczego, ale dało znać Tomowi, że Jay uważał go za atrakcyjnego. Jay nie był całkiem gotowy, by pomóc Tomowi wybrać zasłony, ale nie chciał też miażdżyć tego faceta, zwłaszcza jeśli w końcu mógłby uprawiać gorący seks. Życie z ojcem hamowało go w więcej niż jeden sposób. Tom obserwował swojego partnera przez dłuższą chwilę. Nie było wilkołaka w sforze, który by nie był zazdrosny o niego w tym momencie. Nie tylko dlatego, że znalazł swojego partnera, ale również dlatego, że Jay był niezwykle pociągającym czarodziejem. Jego partner miał tak dużo mocy, że Tom czuł jak mrowi na jego skórze niczym żywy elektryczny drut. Jak wiele z tego było częścią więzi parowania, a jak
~ 21 ~ wiele samego Jaya, Tom nie wiedział, ale chciał poświęcić następne sześćdziesiąt lat na próbach wyjaśnienia tego. Jay pochylił się do przodu i pocałował Toma, a nagła iskra wstrząsnęła każdą myślą w jego mózgu. Gorąco spłynęło w dół jego kręgosłupa, kiedy kontakt usta-do-ust rozprzestrzenił ciepło w jego ciele. Niechętnie, Tom przerwał połączenie. - Nie możemy. - Co to znaczy, że nie możemy? Oczywiście, że możemy. – Jay przeczesał ręką włosy Toma i cholera prawie doszedł od tego kontaktu. Uwielbiał być pieszczonym. Nie! Musiał się skupić. Potrząsając głową, odsunął się od swojego kochanka. Tom wziął głęboki wdech. - Nie możemy uprawiać seksu, dopóki mi nie obiecasz, że będziesz mój na zawsze. - Co! – Jay wstał. – Ale dopiero się spotkaliśmy! – wykrzyknął. – A ty obiecałeś. – Wycelował oskarżająco palec w Thomasa. Tom potrząsnął głową. - Jeśli będę uprawiał z tobą seks, zostaniemy sparowani na całe życie, ponieważ jesteś tym jedynym przeznaczonym, by być moim. Jednak, jeśli później zdecydujesz, że już mnie nie chcesz, zostanę skazany na spędzenie reszty mojego życia w samotności. Nie będę zdolny uprawiać seksu z nikim innym przez resztę mojego życia, ponieważ moje ciało zawsze będzie tęsknić za twoim. Jay zmarszczył brwi. - A jeśli nie będziemy uprawiać seksu? - Ostatecznie mogę dobrać się z innym niesparowanym wilkołakiem i, chociaż zawsze będę tęsknił za tobą, mogę mieć w miarę normalne życie. - Więc jeśli będziemy się pieprzyć, a potem cię rzucę, to dosłownie zrujnuję ci życie. Tom kiwnął głową. - Tak. Jay wypuścił drżący oddech.
~ 22 ~ - No cóż, tak długo jak nie będzie żadnego nacisku. - Nie chciałem, żebyś czuł się źle – pospieszył wyjaśnić Tom. – Mówię ci to, byś wiedział, dlaczego nie powinniśmy w tej chwili uprawiać seksu, a nie dlatego, że nie jesteś dla mnie szaleńczo pociągający. Myślę, że jesteś najpiękniejszym mężczyzną, jakiego kiedykolwiek widziałem. Mówię, że nie możemy uprawiać seksu w tej chwili, ale kiedy to zrobimy, to będzie stałe i nigdy nie pozwolę ci odejść. Jay patrzył przez chwilę na Toma, jego twarz była studium koncentracji. - Ponieważ wyłożyłeś wszystkie swoje karty na stół, przypuszczam, że ja też powinienem. Bez ostrzeżenia, Jay zdjął swoją koszulę i się odwrócił. Tom zassał oddech na ten widok. Plecy Jaya były całkowicie pokryte różnymi symbolami. Symbolami wypalonymi na jego skórze. Ktoś przypalał tego pięknego mężczyznę raz za razem. Thomas nawet nie chciał myśleć, jak wiele bólu wywołały te powtarzające się piętna. - Każdy czarodziej rodzi się z Wróżbitą, który się nim zajmuje, użytkownikiem magii, który może odczytać przyszłość czarodzieja. Moja matka miała chore serce i umarła przy moich narodzinach, przekazując swoją magię mnie. Wróżbita powiedział mojemu ojcu, że umrę, z powodu magicznej choroby, jeśli nie wykona Obrzędu Stu Płomieni. Zdeterminowany nie stracić mnie, tak jak stracił moją matkę, mój ojciec się zgodził. Co trzy miesiące mojego życia, od czasu narodzin, mój ojciec znakował mnie częścią swojej magii, wiążąc swoje siły witalne z moimi, żebym był dostatecznie silny, by żyć. W wieku dwudziestu czterech lat, doszedłem do stu znaków i siły witalne mojego ojca się wyczerpały. - Na boginię. – Tom mruganiem powstrzymał łzy, kiedy myślał o ogromnym bólu, jaki jego piękny partner musiał już znieść w swoim życiu. Wyciągnął rękę, by dotknąć Jaynella, tylko po to, by czarodziej się cofnął. Jay odwrócił się do niego przodem, jego twarz była tak smutna, że Tom prawie mógł poczuć jego ból drżący między nimi. - To, co próbuję ci powiedzieć moją historią, to że dwie osoby już oddały swoje życie, żebym ja mógł żyć. Zabiłoby mnie to, gdybyś miał być trzecią. Jestem złym wyborem, Thomas. Wiem, że jesteś podekscytowany znalezieniem swojego partnera, ale jestem niebezpieczny. Nie mam magicznej mocy jednej osoby. Mam magiczną siłę trzech. Mogę stracić kontrolę i cię zabić.
~ 23 ~ Tom nie mógł już znieść rozdzielenia. Podszedł bliżej, zawijając ramiona wokół swojego słodkiego partnera. - Oni chętnie oddali swoje życie, ponieważ tego chcieli, Jay, nie dlatego, że ich zmusiłeś. Wiesz, co ta historia mówi mnie? Jay potrząsnął głową. - Ta historia mówi mi, że miałeś dwoje niesamowitych rodziców, którzy wiedzieli, że dorośniesz i zrobisz wielkie rzeczy. Chciałbym być osobą, która będzie stała u twojego boku, kiedy będziesz je robił. Tom pochylił się, całując Jaya w usta, zachowując uścisk słodkim i lekkim. - Weźmiemy sprawy na spokojnie, mój partnerze. Chociaż bardzo pragnę zatwierdzić cię i zatrzymać, jako mojego, nie chcę, żebyś został ze mną z obowiązku czy litości. Gdy cię zatwierdzę, będzie to spowodowane tym, że sam postanowiłeś, iż jestem tym jedynym dla ciebie, a nie dlatego, że chcesz oszczędzić mi życia w bólu. Nie będę jeszcze jednym ciężarem na twojej duszy. Z ostatnim uściskiem, puścił mężczyznę, który z pewnością trzymał już jego serce. - Tylko obiecaj mi, że jak już zdecydujesz o naszym losie, nie pójdziesz do innego. Mogę zrozumieć czekanie, ale mogę nie znieść tego, że będzie cię dotykał inny mężczyzna. Nie chcę zostawiać kampusu zaścielonego ciałami obiecujących czarodziejów. Uśmiech, który dostał był zapierający dech w swojej słodkości. - To mogę obiecać – powiedział Jay. – W tej chwili, po prostu chcę skoncentrować się na moich studiach i zobaczymy, gdzie jesteśmy po jakimś czasie bycia razem. Poszło nawet lepiej niż Tom miał nadzieję. Jego partner nie uciekł z krzykiem. Uznał to za obiecujący początek. - Chodźmy na dół i powiedzmy kierowcy, żeby zawiózł cię do domu. Słyszałem, że masz wcześnie rano zajęcia. - Jutro mam moje egzaminy wstępne – wyznał Jay z nieśmiałym uśmiechem. – Muszę się dowiedzieć, od jakiego poziomu chcą, żebym zaczął. - Jestem pewny, że dobrze ci pójdzie. – Przecież czy właśnie nie powiedział, że posiada magię trzech osób?
~ 24 ~ Rozdział 2 Jaynell patrzył na trzech ludzi, którzy mieli go osądzić i prawie wszystkiego nie odwołał. Gdyby nie obiecał ojcu, że wstąpi do tej szczególnej szkoły, mógłby stąd odejść, ale nie mógł złamać obietnicy danej człowiekowi, który poświęcił mu życie. - To jest wystarczająco łatwa prośba, młodzieńcze – powiedziała z kpiącym uśmieszkiem siwowłosa czarownica, Meela. – Chcemy zobaczyć czy umiesz zmieszać miksturę perswazji. Jeśli nie, wyślemy cię do początkujących tworzących mikstury. Jaynell stworzył swoją pierwszą miksturę perswazji, gdy miał siedem lat, ale nie widział potrzeby ujawniania tego faktu tym ludziom. Bez słowa, podszedł do stołu i zgromadził potrzebne składniki. Gdy mikstura zmieniła się we właściwy fioletowy kolor, podniósł kubek ubraną w rękawiczkę ręką i podszedł do rady. - Wypij to – powiedział rudowłosy czarodziej, Syler, który siedział w środku obok blondwłosej czarodziejki, która przedstawiła się, jako Pella. Syler miał zimne szare oczy, które przypomniały Jayowi węża, którego zobaczył na wolności tuż przed tym jak zjadł mysz. - Nie. Trzej czarodzieje spojrzeli na niego ze zdziwieniem. Pella, wcześniej milcząca czarodziejka z tego tria, przemówiła. - Dlaczego nie? - Nie ma takiej siły w niebie i na ziemi, która zmusiłaby mnie do wypicia mikstury perswazji przed trzema potężnymi magicznymi użytkownikami, które właśnie spotkałem. – Instynkt Jaynella był silniejszy niż to. - To jest częścią testu. - W takim razie to jest test, by sprawdzić czy jestem idiotą – powiedział Jaynell, nie ustępując. Czarownica wybuchła śmiechem.
~ 25 ~ - Masz całkowitą rację. To jest test, by sprawdzić twoją siłę charakteru. Gdybyś wypił miksturę, nie zdałbyś. - Musieliśmy zobaczyć czy to było poprawne. Do tego, zgłosił się na ochotnika jeden z twoich współlokatorów – powiedział Syler, machnąwszy ręką na boczne drzwi. Jaynell był zaskoczony widząc jak jeden z trojaczków wchodzi do pokoju. - Cześć, Dean. Dean się uśmiechnął. - Fajnie jest, że potrafisz odróżnić mnie od moich braci. To sprawia, że czuję jak jedna osoba. Jaynell się roześmiał. - Jesteś jedyny na swój własny sposób. - Jesteś gotowy do perswazji? – zapytał Syler. Teraz w oczach tego mężczyzny pojawiła się odrobina humoru, którego brakowało tam wcześniej. - Pewnie. – Dean wzruszył ramionami. Wziął napój od Jaynella. – Chyba nie zamierzasz sprawić, żebym tańczył jak kurczak albo coś w tym rodzaju, prawda? - Nie. Zachowam to na później. Dean się uśmiechnął. - Dzięki. Brunet wychylił miksturę, jakby to był drink i barman właśnie oświadczył, że to ostatnia kolejka. Jay patrzył jak oczy Deana się rozszerzają i wiedział, że mikstura zaczęła działać. Członkowie komisji obserwowali to z zainteresowaniem. - Mocna mikstura – powiedziała czarownica, patrząc na Deana. - Dean, chcę, żebyś podskoczył na jednej nodze – powiedział Syler. Dean stał tam, czekając. - Dlaczego on się nie rusza? – zapytała Pella. Czy ci ludzie żartują?