xena92

  • Dokumenty207
  • Odsłony22 184
  • Obserwuję46
  • Rozmiar dokumentów309.3 MB
  • Ilość pobrań14 608

Amber Kell - A Wizards Touch 04 - Elijah’s Ghost

Dodano: 7 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 7 lata temu
Rozmiar :2.0 MB
Rozszerzenie:pdf

Amber Kell - A Wizards Touch 04 - Elijah’s Ghost.pdf

xena92 EBooki Amber Kell Amber Kell A Wizards Touch
Użytkownik xena92 wgrał ten materiał 7 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 128 stron)

~ 1 ~

~ 2 ~ Rozdział 1 Elijah Trenton patrzył jak asystentka profesora unosi karty, które przełamywały rozwlekłe przemówienie Profesora Kalvina w krótkie, do zapamiętania punkty i wykresy. Nie znał jej imienia, ponieważ profesor nigdy jej nie przedstawił – jeszcze jeden minus przeciw tej napuszonej dupie w opinii Eliego. Eli doceniał całą jej pomoc, ponieważ lekcje Historii Zaklęć z pewnością nie były jedną z jego mocnych stron. Jego ojciec powiedziałby, że Eli nie ma w niczym mocnych stron. Eli szybko zapisał swoje skróty, jego ręka frunęła po papierze. Będzie mógł przeanalizować je później, gdy będzie miał więcej czasu, ale z doświadczenia wiedział, że jej notatki zawierają dużo więcej sensu niż rozwlekły wykład profesora. Profesor Kalvin czerpał wielką radość ze sprawdzania studentów ze znajomości najmniejszych szczegółów zamiast z szerszego zakresu ważnej historii. Eli nie znał ani jednego studenta, który cieszył się lekcjami. Niestety to był warunek wstępny do czegoś bardziej interesującego. Mógł stąd zwiać, ale wolał to już skończyć niż przechodzić przez to jeszcze raz. Poza tym, w klasie był dodatek w postaci Devina Stewartsona. Ten seksowny mężczyzna siedział dwa rzędy przed Elim na prawo. Eli spędzał dużo czasu na ignorowaniu profesora i wpatrywaniu się w zachwycające trojaczki. To po prostu nie było sprawiedliwe, że było ich trzech. Usłyszał w kampusie, że Dan związał się z czarodziejem ognia, a Dean był hetero – więc to zostawiało mu Devina, jako jego jedyną opcję. Nie, żeby to miało znaczenie – zawsze ciągnęło go bardziej do Devina niż do jego braci. Radosna osobowość Devina pociągała Eliego. Może dlatego, że Eli nie miał żywiołowej osobowości, a urok Devina przemawiał do niego. - Jeśli będziesz wpatrywał się w niego jeszcze bardziej, wypalisz mu dziurę z tyłu głowy – szepnął Porter. - Zamknij się. – Eli trącił żartobliwe swojego przyjaciela w ramię. Profesor posłał im dziwne spojrzenie, ale dalej prowadził swój nudny wykład.

~ 3 ~ Eli zwrócił uwagę na asystentkę. Nie poruszyła się, by wziąć następną kartę. Zamiast tego zamarła, jakby słuchając czegoś, czego nikt inny nie mógł usłyszeć. Jej oczy się powiększyły i przyszpiliła Eliego przerażonym spojrzeniem. - Schyl się! – krzyknęła. Nigdy wcześniej się nie odezwała, ale jej przerażenie przeniosło się na Eliego, jakby wstrzyknęła to bezpośrednio do jego żył. Bez wahania, rzucił pióro i wśliznął się pod biurko. - Co ty robisz? – wyszeptał Porter. Porter zerknął na ukrywającego się pod biurkiem Eliego, jego blond włosy opadły na zaciekawione brązowe oczy. Porter był najlepszym przyjacielem Eliego i ogólnie był skłonny iść w ślady Eliego, nawet wtedy, gdyby nie wiedział, o co chodzi. Eli złapał marynarkę Portera, szarpnął go pod biurko i krzyknął. - Wszyscy na ziemię! - Cholera! – zawołał Porter, gdy spadł na podłogę. – Wpakujesz się w kłopoty. Spróbował wstać, ale Eli trzymał mocny uścisk na koszuli przyjaciela, zatrzymując go przy boku Eliego. - Zostań. – Nie wiedział, co się dzieje, ale coś nadchodziło, coś złego. Mógł wyczuć to w swoich kościach. - Panie Trenton, czy jest jakiś powód, dlaczego jesteś pod biurku? – zapytał profesor swoim wolnym, oschłym głosem. Jego dźwięk zawsze przywodził Eliemu na myśl obraz zeschniętych spadających liści i zombie. Dziwne połączenie, ale nie zamierzał przyznawać się do swoich dziwacznych marzeń. Czasami jego mózg nagle zmieniał myślenie. Eli nie wysunął się spod biurka, by odpowiedzieć, nawet jeśli było całkowicie niesprawiedliwe to, że nauczyciel nawet nie zapytał o Portera. Porter unikał odpowiedzialności za wszystko, podczas gdy profesor komentował każde działanie Eliego. Zastanawiał się czy jego ojciec rozmawiał z profesorem. Każda zła obsesja nauczyciela na tle Eliego była zazwyczaj wynikiem ingerencji jego ojca. Conrad Trenton miał zwyczaj przewalać się przez ludzi i nie przejmować się niczyimi obawami, tylko swoimi własnymi i czasami tych starszego brata Eliego.

~ 4 ~ Ciśnienie w powietrzu podniosło włoski na ramionach Eliego w mrowiejących wybuchach elektryczności. - Nie czujecie tego? Wszyscy pod biurka! – krzyknął. Trzymał swoje białe od uścisku palce na koszuli Portera, nie pozwalając przyjacielowi nawet podnieść głowy. Eli odprężył się trochę, gdy zobaczył, że Devin posłuchał jego rady. Nie wiedział, co nadchodzi, ale nie zniósłby, gdyby jego miłość została zraniona. Eli zacisnął zęby, kiedy wściekła magia zalała pokój. Elektryczność trzasnęła i strzeliła przez powietrze, uderzając w biurka i ludzi z jednakowym zapałem. Krzyki zaświdrowały w uszach Eliego i ciche brzęczenie zadrgało w dół jego kręgosłupa. Niezdolny wstać i spojrzeć, Eli zacisnął mocno oczy. Połączony smród palącego się ciała i ozonu przypalił jego nos, i sprawił, że jego żołądek zagroził rewoltą. Studenci nadal krzyczeli, gdy paskudne trzaski energii znajdowały nowe miejsca do uderzenia. Nie ośmielając się spojrzeć, Eli i Porter pozostali nieruchomo na podłodze, dopóki jedynymi dźwiękami nie były jęki rannych i oszalałe kwilenie innych studentów. Gdy wszystkie elektryczne dźwięki zniknęły, Eli otworzył oczy. Studenci w rzędzie przed nim patrzyli na niego spod swoich biurek. - Zostańcie schowani! – Eli podniósł głowę, by szybko rozejrzeć się po sali. Profesor Kalvin wciąż leżał na podłodze, a wielu studentów płakało łamiącym się głosem, oglądając swoje rany. Jasnowłosa asystentka skinęła na Eliego, że bezpiecznie jest wstać. Zastanawiał się jak uniknęła zranienia. W ogóle się nie ukryła, a mimo to w cudowny sposób nie miała żadnych uszkodzeń. Wielu innych nie miało tyle szczęścia. - Porter, możesz już wstać – powiedział Eli, zwalniając swój uścisk. Porter ostrożnie wysunął się spod biurka. Spojrzenie Eliego prześliznęło się do Devina, który uśmiechnął się do niego i pokazał dwa uniesione kciuki. Bicie serca Eliego uspokoiło się od szaleńczego walenia do swojego zwykłego stałego rytmu. Nikt, na kim mu zależało, nie został ranny. Napięcie zelżało wzdłuż jego kręgosłupa, kiedy ruszył do przodu sali, by sprawdzić, co z profesorem. Nauczyciel leżał na podłodze, jego twarz była spokojna, ale piorun zrobił dziurę w jego koszuli i wypalił miejsce, gdzie powinno być serce profesora Kalvina. Nigdy więcej już nie wygłosi swojego nudnego wykładu. Wina zalała Eliego. Biedny profesor nie zrobił mu żadnej prawdziwej krzywdy, a jednak ani trochę nie był zmartwiony jego

~ 5 ~ śmiercią. Eli obiecał być lepszą osobą. Nie chciał być tym, który zostałby bez nikogo, komu na nim zależy, gdyby zginął. Nikt się nie odezwał, dopóki głos Devina nie przedarł się przez ciężkie milczenie. - Co to, do wszystkich diabłów, było? Eli wzruszył ramionami. - Prawdopodobnie uwolniła się czyjaś magia. To czasami się zdarzało, gdyby jakiś młody geniusz tracił kontrolę. Grupy bezpieczeństwa zaczynały zanikać w wielu starszych budynkach. Dyrektorka szkoły poprawiła ochronę w niektórych częściach kampusu, ale widocznie jeszcze nie zrobiła tego w tym, prawdopodobnie dlatego, że nie zaplanowano tu żadnych lekcji z aktywnymi magicznymi klasami. - Myślałem, że nie ma tu żadnych praktycznych zajęć – powiedział Devin, odzwierciedlając myśli Eliego. Eli wzruszył ramionami. Nie znał wszystkich zajęć, które odbywały się w tym budynku, ale coś się uwolniło. - Też tak myślałem, ale czyjaś magia musiała wyrwać się spod kontroli. Kiedy podszedł do biurka profesora, Eli sięgnął pod blat i nacisnął guzik awaryjny. Każda klasa została wyposażona w taki, w razie gdyby szkoła została przejęta albo studenci stali się czymś więcej niż nauczyciel mógł sobie poradzić. Eli wiedział, że jego naciśnięcie sprowadzi pomoc. Niektórzy studenci potrzebowali pomocy medycznej, a paru z nich było najwyraźniej w szoku, nie wspominając o tym, że coś trzeba było zrobić z ciałem profesora. Na szczęście nie wyglądało na to, by któryś ze studentów doznał śmiertelnych urazów. Po kilku sekundach, miękkie pyknięcie przesuwającego się powietrza poprzedziło dwóch mężczyzn w czerwonych szatach, którzy teleportowali się do sali. Zrobili szybką analizę, a potem zadzwonili po więcej wsparcia. Po kilku następnych minutach, lekarze i straż kampusu ciągle wpadali i wypadali z sali, zbierając informacje i próbki, by ustalić powód traumatycznego wydarzenia. Straż kampusu poprosiła wszystkich studentów o zostanie, dopóki nie zbiorą od wszystkich oświadczeń. Ostatnią osobą, którą przybyła, była dyrektor Candine. Po skonsultowaniu się z lekarzami, skinęła na Eliego i Portera, by wyszli z sali.

~ 6 ~ Eli westchnął. Tęsknił za swoim łóżkiem, i by zacząć dzień od początku. Gdyby tylko istniał magiczny przycisk przewijania. - Co tu się stało? – zapytała dyrektorka. Patrzyła prosto na Eliego, jakby miał coś wspólnego z tym elektrycznym atakiem. Eli wskazał na drzwiami. - Tędy zaczęły wpadać pioruny, które strzelały wokół sali zanim zniknęły. Zapytaj obojętnie kogo. Nie wiem, dlaczego to się stało, ale się stało. Inni patrzyli na niego, jakby były winny w jakimś sposób. Przyzwyczajony do bycia obwinianym o niemal wszystko, Eli nie miał zamiaru brać za to odpowiedzialności. Nie był zabójcą. Założył ramiona na piersi. Eli nie miał nic do ukrycia, ale nie chciał być również zastraszany. Dyrektorka Candine miał reputację uczciwej osoby – więc dlaczego wpatrywała się w niego, jakby zrobił coś złego? - Inni studenci mówią, że byłeś tym, który kazał im się schować. – Zwęziła oczy, jakby próbowała czytać w jego myślach. - Tak. – Nie było sensu zaprzeczać temu. Było z tuzin innych studentów, którzy wskazaliby na niego. - Skąd wiedziałeś, co robić? Jesteś jasnowidzem? W każdej innej szkole pomyślałby, że dyrektor jest sarkastyczny. Na tym uniwersytecie to mógł być prawdziwy warunek. - Nie, ma'am – odpowiedział Eli. – Wiedziałem tylko dlatego, że asystentka nauczyciela kazała mi się schować. Dlaczego nie zadawała tych pytań Porterowi? Zamiast tego, trzymała swoje spojrzenie na Elim, jakby był tam jedynym. Porter równie łatwo mógł opowiedzieć jej o incydencie. Żaden z nich nie wiedział za dużo. - Jaka asystentka? – zapytała Candine. - Nie znam jej imienia. Stoi na przedzie każdego wykładu i ułatwia zrozumienie lekcji, więc wiemy, o czym do diabła profesor mówi. Candine patrzyła na niego, jakby nigdy wcześniej w swoim życiu nie widziała Eliego.

~ 7 ~ - Eli, profesor Kalvin nie miał asystentki. - Miał, ona jest tam. – Eli wskazał miejsce, gdzie stała asystentka. Wyglądała na zagubioną, ściskając swoje karty. Jej oczy omiatały salę, jakby sprawdzała studentów, jednak nie zbliżyła się, by porozmawiać z którymkolwiek z nich bezpośrednio. Dziwne. - Nie widzę nikogo – sprzeczała się dyrektorka. Połyskujący blask pojawił się przy asystentce i Eli patrzył jak jego zmarły profesor przedstawia się jej. Dwójka uścisnęła sobie ręce i wymienili słowa, jednak zbyt cicho, aby Eli mógł usłyszeć. O, cholera. Eli właśnie zdał sobie sprawę, dlaczego nikt inny nie widział jego pomocnej pani. - Mniejsza o to. Myślę, że ona jest duchem. – Cała perspektywa Eliego się zmieniła. Mógł widzieć duchy. Kiedy to się zaczęło? Wstrząśnięty na swoją nową umiejętność, nawet nie spojrzał na Devina, gdy trojaczki klepały go po plecach w drodze do wyjścia za drzwi. W jego głowie zakręciło się na konsekwencje jego wizji. Miał magię nekromanty. Zdolność widzenia duchów była rzadką umiejętnością. Nie znał nikogo innego, kto miałby taką zdolność. Eli zadrżał, kiedy szok się utrwalił. Usta dyrektorki opadały, ale natychmiast je zamknęła. Jej szybkie otrząśnięcie się dodało jej kilka punktów w szacunku Eliego. - Myślę, że musimy ponownie ocenić twoje szkolenie, młodzieńcze. Żołądek Eli zatonął. Teraz, kiedy przyzwyczaił się już do swojego harmonogramu, wszystko miało się zmienić. Ale jak mógł odmówić? Miała rację. Gdyby naprawdę miał moce nekromanty, będzie potrzebował wyjątkowego szkolenia. Innego szkolenia. Niech to szlag! ***

~ 8 ~ - Nie mogę uwierzyć, że nigdy wcześniej tego nie zauważyłeś – powiedział później Porter, kiedy w końcu pozwolono im wrócić do ich pokoju w akademiku. – To znaczy, to jest wielka moc. Eli leżał na swoim łóżku naprzeciw swojego współlokatora, ale nie skomentował tego. Sufit zmienił się w coś o ogromnym znaczeniu, ponieważ Eli walczył, by poradzić sobie ze swoją nową wizją świata. Porter miał rację. Jaka osoba nie wiedziała, że może komunikować się ze zmarłymi? Przypuszczał, że jego ojciec miał rację – naprawdę był durniem, ale przynajmniej teraz był durniem z rzadką umiejętnością. Komunikowanie się ze zmarłymi wymagało dużych magicznych umiejętności. Eli nigdy nie myślał o sobie, jako o szczególnie potężnym, ani też nikt z reszty jego rodziny. Nie mógł przypomnieć sobie o żadnych nekromantach w swoim drzewie genealogicznym. Eli zaczął się śmiać. - Co w tym śmiesznego? – zapytał Porter, uśmiechając się. - Ojciec się wkurzy. Mam większą moc niż Fryderyk. Starszy brat Eliego był typowym wybijającym się pierworodnym. Zawsze rzucał tym Eliemu w twarz, że Eli ma mniej magii niż ktokolwiek inny w rodzinie. Fryderyk nie miał jednej specjalności, ale jego magiczne zdolności były silne. Ojciec miał plany, co do Fryderyka, by zajął polityczną pozycję, gdy będzie starszy. Ich ojciec nigdy nie czynił żadnych planów względem Eliego, oprócz tych by poszedł do szkoły. Prawdopodobnie myślał, że Eli wyleci, a wtedy mógłby powiedzieć wszystkim swoim potężnym przyjaciołom, że przynajmniej próbował pomóc swojemu młodszemu synowi. Dla ojca Eliego, opinia była bardziej ważna niż rzeczywistość. - Możesz mieć magię widzenia duchów, ale wciąż masz problemy z podstawowymi zaklęciami – przypomniał mu Porter. - Wiem. – Eli stracił trochę swojego entuzjazmu. – Myślisz, że widzenie duchów jest oznaką silniejszej magii, ale wolałbym mieć lepsze umiejętności w innych dziedzinach. Eli tak naprawdę nigdy nie celował w swoich studiach. Poszedł na magiczny uniwersytet tylko dlatego, że ojciec odmówił płacenia za jakiekolwiek inne studia. Jego synowie szli do uczelni, którą on ukończył, albo wcale. Eli prawdopodobnie zrobiłby lepiej studiując coś nie-magicznego, jak na przykład informatykę, wyplatanie koszy czy może wymyślanie poezji. Porter się roześmiał.

~ 9 ~ - Pamiętasz, gdy zrobiłeś tę kulę ognia i prawie spaliłeś klasę mikstur? Dobrze, że mają dobry system przeciwpożarowy. Eli zgromił wzrokiem swojego przyjaciela. - Skąd miałem wiedzieć, że włosy małpy były niezwykle świeże albo, że powinienem użyć włosa goryla zamiast szympansa? Czyżby małpi włos nie był małpim włosem? Powinny być odpowiednio opisane! - Tak, tak – powiedział sucho Porter. – Nie jestem pewny, czy goryle są uważane za małpy. Eli jęknął. - Nieważne. W tej chwili jestem zbyt bliski szaleństwa. Paniczne myśli kręciły się w jego głowie z oszałamiającą prędkością. Jak to wpłynie na jego szkolenie? Jego obecny harmonogram edukacyjny został stworzony dla tych, którzy albo planowali uczyć albo prowadzić badania dla potężniejszych czarodziejów. To było dość typowe w magicznych społecznościach, że ci, którzy nie potrafili wykonywać silnej magii, nauczali. Pukanie sprawiło, że obaj gwałtownie się wyprostowali. - Spodziewasz się kogoś? – zapytał Porter. Eli potrząsnął głową. Niechętny do przyznania się do swoich obaw, Eli zsunął się z łóżka, a potem podszedł i otworzył drzwi. Serce Eliego spróbowało podskoczyć do jego gardła niczym nadpobudliwa żaba. - Witam, pani dyrektor, ojcze. – Eli zrobił krok do tyłu, by wpuścić parę. To, co naprawdę chciał zrobić, to zatrzasnąć drzwi i je zabarykadować, ale oparł się temu pragnieniu - ledwie. Zobaczenie się z ojcem nigdy nie zwiastowało pozytywnych rzeczy w życiu Eliego. Dyrektorka Candine weszła do pokoju i się rozejrzała. - Witam, Elijah, chciałam sprawdzić, co z tobą, i jak się czujesz po swoim odkryciu z dzisiejszego popołudnia. To musiało być szokujące odkryć, że jesteś nekromantą. - Tak, było, ale mam się dobrze. – Już miał swój prywatny odlot, ale nie zamierzał dzielić się z nikim szczegółami, zwłaszcza nie z ojcem. Jego rodzic nigdy nie doceniał faktu, że normalni ludzie mają uczucia.

~ 10 ~ Jego ojciec spojrzał z marsową miną na Eliego. Oczywiście nic innego oprócz obojętnej miny i spokojnej akceptacji jego wyższości nie było dozwolone przez Trentona. Dupek. - Natychmiast zostanie zmieniony twój harmonogram. Omówiłem już twoje nowe zajęcia z dyrektorką i doszliśmy do porozumienia. Pełen winy wyraz przemknął przez twarz dyrektorki, kiedy spojrzała na Eliego. Powstrzymał się od gniewnej odpowiedzi wiszącej na jego ustach. Oczywiście nigdy nie przyszłoby do głowy jego ojcu, by również Eliego włączyć w planowanie jego przyszłości. Eli miał robić to, co zadecydował jego ojciec. Tym razem poczuł nagłe uczucie współczucia dla Fryderyka… tyle że z tego, co Eli wiedział, jego brat był wdzięczny ojcu za mówieniu mu, co ma robić. Dlatego, że to oznaczało mniej myślenia z jego strony. Fryderyk nie mógł zrobić jednego złego kroku, jeśli ich ojciec nie kazał mu go zrobić. Żołądek Eliego zatonął. - Wciąż potrzebuję zajęć z Historii Magii – stwierdził. Nie zamierzał odpuścić jedynych zajęć, jakie dzielił z Devinem. Nie wiedział czy kiedykolwiek się zejdą, ale rozpaczliwie musiał przytrzymać się czegoś znajomego, podczas gdy wszystko inne w jego życiu się zmieniało. - Tak, tak. – Jego ojciec machnął swoją ręką, jakby odrzucał takie błahe sprawy. – Ale będziesz brał zwiększone zajęcia z magii wraz z twoimi podstawami. Wezwałem specjalistę, żeby poradził sobie z twoją nekromancją. - Poradził sobie? – To zabrzmiało tak, jakby miał chorobę, a nie moc. Eli potarł swoje czoło. Już czuł jak jego skronie pulsują. Kontakt z jego ojcem często wywoływał migreny. Jego ojciec uśmiechnął się z aprobatą do Eliego, a Eli po raz pierwszy stwierdził, że to się stało. - Jest tylko garstka nekromantów na świecie, Eli. Pragniemy, byś był szkolony przez najlepszego. Alstair Gorman jest liderem na tym polu. Będzie tu jutro. Zamierza zostać i osobiście szkolić cię przez miesiąc. Będziesz miał wolne popołudnia, by się z nim szkolić. - Dziękuję, sir. – Eli wiedział, że lepiej okazać trochę entuzjazmu. Nie wiedział czy polubi te zajęcia, ani tego osobliwego dupka nekromantę, ale przynajmniej jeden jasny

~ 11 ~ punkt z jego harmonogramu, widzenie Devina, nie został wykreślony. Gdyby nie mógł oglądać tego ciacha trzy razy w tygodniu, życie uniwersyteckie nie było nic warte. - Przyjdź rano do mojego biura i przejrzymy twój harmonogram – powiedziała dyrektorka. - Dobrze. – Jeśli nie polubi zajęć, był pewny, że zmieni je jeszcze raz. Gdyby zostawił wszystko swojemu ojcu, wylądowałby we wszystkich klasach dla geniuszy… i wyleciałby w ciągu miesiąca. Candine nie była złą osobą. Szczerze wydawała się troszczyć o studentów. Szkoda tylko, jak Eli słyszał, że jest zastępczym dyrektorem – nie chciała pracy na pełen etat. - Pomyślałem o przeniesieniu twojej kwatery do lepszej lokalizacji, ale trudno jest dostać kolejny pojedynczy pokój – powiedział ojciec Eliego, przyglądając się pokojowi ze wstrętem. Eli zastanawiał się, co jego ojciec myślał o Porterze. Nie chodziło o to, że chciał cały pokój dla siebie. Porter siedział milcząco przyglądając się wymianie zdań, jakby nie mieli z nim nic wspólnego. Dyrektorka wróciła do tematu rozmowy. - Będziesz brał lekcje Początków Nekromancji wraz ze swoim prywatnym nauczycielem. Może będziemy mogli dostać jakieś wskazówki od Alstaira, jak tylko się pojawi. Gratulacje z powodu twoich zdolności. – Dyrektorka potarła z radością swoje ręce. - Um, dziękuję. – Eli nie wiedział czy podobał mu się pomysł bycia tak specjalnym czy nie. Nie chciał uwagi. Nauczył się podczas dorastania, że bycie zauważonym nie zawsze było dobrą rzeczą. - Proszę bardzo, młodzieńcze. Teraz zostawię cię, żebyś porozmawiał ze swoim ojcem – powiedziała, jakby to było coś, czego Eli nie mógł się doczekać. Kiedy wychodziła, poklepała go po plecach, jakby zrobił coś niebywałego poprzez posiadanie zdolności nekromancji. Jego ojciec przyglądał się Eliemu z aprobatą w swoim złotym spojrzeniu. Po latach szukania uwagi swojego taty, teraz chciał, by ten człowiek po prostu odszedł. Z pewnością nie miał ochoty zajmować miejsca swojego brata w sympatii ojca. Ci dwaj zasługiwali na siebie. Szukający mocy i bezwzględni, ci dwaj ludzie mieli takie same

~ 12 ~ cele w życiu – wzięcie wszystkiego, co mogli dostać, i deptania po tylu ludziach, ile było to konieczne, by to dostać. Eli nie chciał mieć z nimi nic wspólnego. - Dziękuję za przybycie, ojcze. – Odgrzebał swoje maniery, ale nie mógł włożyć żadnego entuzjazmu w swoje słowa. Po latach lekceważenia, Eli wolał nieobecność ojca. Jego ojciec wzruszył ramionami. - Byłem już tu, by odwiedzić Fryderyka. I dobrze, bo inaczej mogliby kompletnie niewłaściwie pokierować twoją magią. Eli przygryzł wargę. Prawdopodobnie miałby na niej bliznę od zębów, gdyby ojciec zbyt często go odwiedzał. Nie wspominając o fakcie, że Eli nigdy nie dowiedziałby się, że jego ojciec był na kampusie, ponieważ na pewno nie wpadłby odwiedzić swojego młodszego syna. Porter prychnął ze wstrętem z drugiego końca pokoju. Eli odwrócił się na czas, by zauważyć jak jego przyjaciel przewraca oczami. - No cóż, dziękuję za wpadnięcie. Z zainteresowaniem zobaczę, co dyrektorka będzie dla mnie jutro miała. Jego ojciec kiwnął głową. - Oczekuję pełnego sprawozdania z twoich nowych zajęć. Powiedziałem Alstairowi, gdzie cię znaleźć. Jeśli będą jakieś problemy, da mi znać. Nie przejmując się pożegnaniem, ojciec Eliego obrócił się na pięcie i wyszedł. - Wow, co za zabawny facet – oznajmił Porter. – Jak widzę nie obchodzi go, że jesteś tym jedynym z problemami. Nie wiem jak możesz być takim świetnym kolesiem z takim ojcem. Eli wzruszył ramionami. Dawno temu przestał próbować rozszyfrować zachowanie ojca. Jeśli ten mężczyzna był dobrym rodzicem, byłby bardziej zaniepokojony zdrowiem psychicznym swojego dziecka. - Nigdy by mu nie przyszło do głowy, żeby się martwić. Skoro Alstair ma dobrą reputację, moja opinia i tak by się nie liczyła. – Rezygnacja wypełniła głos Eliego. Jego ojciec nigdy nie próbował ukryć swojej opinii o Elim. Eli miał robić to, co jest mu powiedziane i jak najmniej przeszkadzać swojemu ojcu. Jeśli Eli kiedykolwiek miałby dzieci, upewniłby się, by wiedziały, że są kochane i nie kłopotliwe.

~ 13 ~ - Co zamierzasz zrobić? Eli wzruszył ramionami. - Sądzę, że muszę jutro wypróbować moje nowe zajęcia, spotkać się z tym nekromantą i mieć nadzieję, że nie dam się zabić. Obaj wiemy, że moje inne czary nie istnieją. Pokonają mnie kompletnie, jeśli wyślą mnie do jakiś zaawansowanych klas. Mógł nie chcieć przyjść do tej szkoły, ale chciał oblać jak najmniej. Porter położył rękę na każdym ramieniu Eliego i popatrzył mu prosto w oczy. - Będzie dobrze. Jeśli ktoś z tobą zadrze, będziesz mógł wezwać swój legion umarłych. Eli się roześmiał. - Jak dotąd, mój legion składa się z jednej zmarłej asystentki nauczyciela, która jak sądzę nie zamierza robić nic innego jak pomóc mi w moich studiach. - No cóż, legiony powinny być funkcjonalne – powiedział Porter praktycznym tonem. – Może będziesz mógł je zbudować jak tylko rozszyfrujesz, które z nich nie żyją. - Tak, to będzie skomplikowana część. – Odrobina rozpaczy, która zawsze pojawiała się w obecności jego ojca, zaczęła się rozpływać. Porter zawsze łagodził obawy Eliego. Gdyby zostawić go jego własnym myślom, rozczulałby się nad sobą przez resztę dnia. – Dzięki. Wiedział, że nie musi mówić, za co mu dziękuje, kiedy Porter kiwnął głową. - To moja praca, jako twojego przyjaciela – zapewnił go Porter. – Twój ojciec jest dupkiem. Nie powinieneś słuchać niczego, co ten człowiek ma do powiedzenia. - Devin ze mną rozmawiał – wyznał Eli. Padł na łóżko, uśmiechając się. Jakikolwiek kontakt z trojaczkami zawsze poprawiał mu nastrój. Im więcej obserwował Devina, tym więcej rzeczy mu się w nim podobało. - Oczywiście, że tak. Przecież uratowałeś jego śliczną buźkę od brutalnej elektrycznej burzy. Musiałby być kretynem, żeby ignorować cię po czymś takim. Jedno zauważyłem u trojaczków – to dobrzy faceci. - Prawdopodobnie muszę przestać o nim marzyć i skoncentrować się na moich studiach. – Może radziłby sobie lepiej na zajęciach, gdyby nie spędzał ich na

~ 14 ~ rozmyślaniu o jednym z trojaczków. Teraz będzie musiał pracować ciężej niż wcześniej. Nadążanie za nauką będzie pracą na pełny etat. Porter uśmiechnął się kpiąco. - A gdzie tu zabawa? Musisz stąd wyjść i eksperymentować. Mieć burzliwą młodość i tak dalej. - Zawsze słyszałem to powiedzenie. Co to naprawdę oznacza? - Um, no wiesz, wychodzić i szaleć, ponieważ zanim się obejrzysz będziesz nowożeńcem i pojawią się dzieci. – Porter machnął ręką w powietrzu, by wskazać ogromną ilość potomstwa, jaką Eli spłodzi. Wybuch śmiechu uciekł z Eliego. Chwycił się za boki i chichotał, dopóki łzy nie spłynęły po jego twarzy. Wytarł je wierzchem dłoni. Cholera, potrzebował uwolnienia. - Jestem całkiem pewny, że nie będę z nikim płodził dzieci, nigdy. - Tego nie wiesz. Możesz wynająć do tego surogatkę. Są różne rzeczy, jakie możesz teraz robić. Tak naprawdę, byłby ostrożny w wspominaniu o tym twojemu ojcu. On może marzyć o tym jak zapładniasz jakąś dziewczynę i masz super-nekromantów. Eli zadrżał. - Chciałbym kiedyś mieć dzieci, ale na pewno nie będę traktował ich tak jak mój tata traktował mnie. Wspomnienia zimnej rezydencji, w której dorastał, wysłały dreszcze w dół jego kręgosłupa. Nie wróci do domu. Po szkole uniezależni się. Nie dbał o to, czy będzie musiał pracować w fast foodzie i żywić się hamburgerami i frytkami. Pomysł dzieci z cudowną twarzą Devina przemknął przez jego umysł. Eli potrząsnął głową na głupotę swoich myśli. Musiał pomówić z Devinem zanim zacznie planować ich wspólną przyszłość. Może się nawet okazać, że nie pasują do siebie. - Hej, będziesz świetny. Jesteś potężnym nekromantą. Myślę, że większość twoich problemów było związanych z wolą. Mówiono ci przez całe życie, że nie masz dość magii, by być ważnym. Teraz wiemy, że to było kłamstwo. Powinieneś zobaczyć, co teraz możesz zrobić, kiedy wiesz, że jesteś silny.

~ 15 ~ Eli przetaczał przez chwilę ten pomysł w swojej głowie. Czarodziej angażował dużo magii, kiedy narzucał swoją wolę na jakiekolwiek zaklęcie, jakie rzucał. - Możesz mieć rację. Może, jeśli udoskonalę swoje umiejętności, będę mógł znaleźć zatrudnienie po szkole. Chciałbym mieć umiejętność, z których będę mógł wyżyć. – Eli nie ośmielił się mieć nadziei, że mógłby znaleźć robotę w magicznej społeczności, ale teraz to mogło być możliwe. Było więcej zapotrzebowania na nekromantów niż na istniejących prawdziwych czarodziejów, którzy mogli rozmawiać ze zmarłymi. Z wielu powodów ludzie chcieli rozmawiać z kochanymi zmarłymi, a gdyby Eli mógł zostać mostem między nimi, miałby duże zapotrzebowanie. - Myślę, że powinieneś kuć żelazo, póki gorące, i iść umówić się z Devinem. – Porter kiwnął porozumiewawczo głową. Usta Eliego opadły. - Naprawdę? – Nie mógł tego zrobić. Devin zjawił się w szkole kilka lat przed nim i emanował pewnością siebie. – A jesteśmy pewni, że on jest gejem? To znaczy, słyszałem pogłoski, że jest bi, ale nie jestem pewny. Nigdy wcześniej nie widziałem go z facetem. – A na pewno dość dużo obserwował Devina. - Jest. Słyszałem, jak rozmawiał kiedyś ze swoimi braćmi. Wiedziałem, że jesteś zainteresowany, więc zebrałem informacje. - Dzięki, ty szpiegu, doceniam to. Porter zawsze miał jakieś plotki o każdym na kampusie – większego plotkarza Eli nie znał. Dziwne, ponieważ nigdy nie widział, by Porter z kimkolwiek rozmawiał. Porter mógł być otwarty z Elim, ale wobec każdego innego był nieśmiały. - Myślisz, że będzie ze mną chodził? - Czemu nie? Jesteś słodki. To znaczy, nie mam słabości do rudzielców, ale masz ten świeży młodzieńczy urok, który niektórzy faceci chcieliby zrujnować. - Um, dzięki, tak myślę. Mam tylko nadzieję, że jestem atrakcyjny dla Devina. Nie w tym rzecz, że nigdy nie umówił się z mną i nie słyszałem, żeby trojaczki były nieśmiałe. Porter złapał nadgarstek Eliego, ściągnął go z łóżka i postawił.

~ 16 ~ - Idź. Zrób to teraz, dopóki wciąż myśli o tobie, jako facecie, który uchronił go przed zostaniem śmiertelnie porażonym prądem. Poza tym, co gorszego może zrobić? Powiedzieć nie? Eli przebiegł drżącą rękę przez włosy. - Poza kompletnym zdruzgotaniem mnie? Nic. Tłumaczenie: panda68

~ 17 ~ Rozdział 2 Devin przerzucił następną stronę swojej książki do matematyki. Równania wirowały wkoło, a jego umysł był skupiony na tym, co wydarzyło się wcześniej. Wyrzucił wspomnienia o zwęglonym profesorze. Bez ostrzeżenia Eliego, mógłby zostać usmażony i zmarłby jak profesor Kalvin. Devin siedział z przodu sali, a kilku będących tam studentów zostało oparzonych – ci, którzy nie posłuchali Eliego. Idioci. Każdy mógł usłyszeć rozpacz w głosie Eliego, kiedy kazał wszystkim się schować. Devin nie wiedział czy Eli był jasnowidzem, ale wiedział, że lepiej nie lekceważyć ostrzeżenia. Oczywiście, jeszcze bardziej wstrząsające było dowiedzenie się, że Eli jest nekromantą, a nie jasnowidzem. Kampus aż huczał od historii o duchu asystentki profesora widzianej przez Eliego. Studenci byli wstrząśnięci śmiercią nauczyciela, ale byli jeszcze bardziej zaskoczeni słysząc o prawdziwym nekromancie wśród nich. Devin zamierzał pójść jutro do biblioteki i zrobić małe poszukiwania. Nekromanci byli osobami o najmniej znanej specjalności, więc przy odrobinie szczęścia, kiedy następnym razem będzie rozmawiał z Elim, będzie mógł wykazać się jakąś wiedzą w tym temacie. Dean powiedział Devinowi, że widział jak Eli na niego patrzy. Devin próbował przyciągnąć uwagę zachwycającego rudzielca od tamtego czasu, ale wrodzona nieśmiałość Eliego uniemożliwiała mu nawiązanie kontaktu. Gdy wcześniej rozmawiał z Elim, pewność siebie Devina opuszczała go i jąkał się podczas mówienia. Będąc zazwyczaj spokojnym w towarzystwie mężczyzn i kobiet, dziwnym doświadczeniem było martwienie się, by nie powiedzieć czegoś niewłaściwego. Stresował się, by nie odstraszyć ślicznego rudzielca. W końcu, poklepał Eliego po ramieniu i pospiesznie odszedł, nie wypowiadając żadnych słów, które pragnął wyrzucić. Pukanie do jego drzwi odciągnęło uwagę Devina od książki. Wdzięczny za przerwę, pospieszył otworzyć drzwi. Może jeden z jego przyjaciół chciał pójść zjeść wczesny obiad albo co. - Eli! – Ręce Devina zwilgotniały. Spróbował subtelnie otrzeć je o spodnie. – Co ty tu robisz?

~ 18 ~ - Ja, um, chciałem porozmawiać z tobą, jeśli masz minutę. – Eli wepchnął ręce do kieszeni i przeniósł się z nogi na nogę. Devin zdał sobie sprawę, że rudzielec jest zdenerwowany. - Wejdź. Moi bracia i Farren są na zajęciach. - Więc to prawda, że Farren się tu wprowadził? – Eli obrzucił spojrzeniem wokół pokoju, obejmując wszystko swoimi niezwykłymi oczami. Devin mógł wyobrazić sobie wszystkie sytuacje, w których wpatrywanie się w oczy Eliego byłoby przyjemnym doświadczeniem. - Tak. – Brat Devina, Dan, całkowicie wpadł po uszy dla swojego partnera dżina. Oczywiście wszyscy wciąż myśleli, że Farren jest czarodziejem ognia, ale tak było lepiej. – Na szczęście mamy dwie oddzielne sypialnie, ponieważ nie muszę wiedzieć, dlaczego Farren wydobywa z siebie te odgłosy w nocy. Eli się roześmiał. - Taa, to byłoby straszne. Mam nadzieję, że mój starszy brat nigdy nie będzie uprawiał seksu. Sama myśl o nim, dokonującym reprodukcji, nie daje mi spać po nocy. – Zadrżał dramatycznie. - Mogę sobie wyobrazić. – Fryderyk nie zrobił dobrego wrażenia na Devinie, ani za pierwszym razem… ani za dziesiątym, kiedy spotkał brata Eliego. Miał kilka razy zajęcia z tym kretynem i nigdy nie mogli się dogadać. - Znasz Fryderyka? - Spotkałem go. Nie chcę cię urazić, ale jest niezłym kutasem. - Tak. Z pewnością spotkałeś Fryderyka. – Kpiący uśmiech wykrzywił twarz Eliego. – Ma skłonności do ścierania się z ludźmi w niewłaściwy sposób, przez mówienie i… oddychanie. Prawdopodobnie dlatego, że jest podobny do ojca. Obaj są napuszonymi dupkami. Devin nie wiedział, co na to powiedzieć. Kochał swoich braci z gorącą lojalnością. Nie wiedział jak by reagował, gdyby jeden z nich miał szorstką osobowość. - Chcesz się napić? - Nie. Niczego nie potrzebuję, dzięki. – Eli patrzył na podłogę, ściany, wszędzie tylko nie na Devina.

~ 19 ~ Devin uśmiechnął się do nieśmiałego mężczyzny. - Więc, o czym przyszedłeś ze mną porozmawiać? Tak a propos, jeszcze raz dziękuję za uratowanie mojego życia. – Devin wyrzucił te słowa, a potem się zarumienił. Zabrzmiał jak usychający z miłości idiota. Nie znał zbyt dobrze Eliego, by zachowywać się przed nim tak głupio. Jego reputacja gładkiego playboya znikała w obecności Eliego. - Nie wiemy na pewno, czy zostałbyś trafiony, ale w każdym razie nie ma za co. Jestem bardziej zakłopotany tym, że nie wiedziałem, iż asystentka nauczyciela jest duchem. Napięcie rozwinęło w piersi Devina. - Zechcesz usiąść? – Wskazał na kanapę. Pokój wypoczynkowy był wystarczający dla czterech, mieszkających tu mężczyzn, ale nagle wydał się zbyt mały. Devin zaczerpnął głęboki wdech. Zapach czegoś bogatego i ciemnego wypełnił jego nos. Podszedł bliżej. - Co robisz? - Fantastycznie pachniesz. – Dlaczego nigdy wcześniej nie zauważył zapachu Eliego? Teraz zrozumiał przymus wilków do wąchania swoich partnerów. Nie chodziło o to, że uważał Eliego za swojego partnera, ale z pewnością był kimś, z kim chciałby więcej się spotykać. - Um, dzięki. Słuchaj, chciałbyś czasami wyjść? Wypić kawę, iść na film albo coś takiego? Devin podszedł bliżej. Nie był pewny, czy Eli jest gejem, pomimo faktu, że jego bracia twierdzili, iż Eli patrzy na niego głodnym spojrzeniem. Obaj, Dan i Dean, zostali przeniesieni do innej klasy po dwóch sesjach z profesorem Kalvinem. Devin został, ponieważ nie chciał zostawiać Eliego. Musiał przyznać, że podobało mu zainteresowanie młodszego mężczyzny. Chociaż nie cierpiał na brak randek, spojrzenie Eliego miało takie miękkie, smutne wejrzenie, któremu Devin nie potrafił się oprzeć. Jednak, nie był w stanie podejść i porozmawiać z rudzielcem. - Z przyjemnością pójdę na kawę albo coś . – Zapasy w błocie na nago, tuzin fotek ciała, cokolwiek. Powąchał Eliego jeszcze raz, próbując być dyskretnym, ale ze zdziwionego spojrzenia, jakie otrzymał, wątpił, żey dobrze się krył.

~ 20 ~ - Naprawdę? – Eli wydawał się teraz wypuścić parę, kiedy Devin faktycznie zgodził się z nim chodzić. Devin zacisnął pięści, by powstrzymać się od wyciągnięcia rąk i złapania Eliego. - Myślę, że powinniśmy się pocałować, by upewnić się, że pasujemy do siebie zanim zmarnujemy czas chodząc ze sobą, nie sądzisz? - Tak myślisz? - Absolutnie. - Dobrze, jeśli to oszczędzi czasu. – Oczy Eliego powiększyły się od udawanej niewinności, kiedy popatrzył na Devina. - Tak właśnie myślę. – Devin wziął prawą rękę Eliego i zaprowadził go do kanapy. – Usiądź i rozgość się. To może zabrać chwilkę. Eli się roześmiał. - Rozumiem. Czy to będzie długi eksperyment? - Być może, albo jestem optymistą. - Doceniam optymizm. - Daj mi znać, jeśli będę za szybki. – Devin nie chciał spłoszyć Eliego ani sprawić, by młodszy mężczyzna pomyślał, że wszystko, czego chce, to szybki numerek. Devin naprawdę chciał tylko pocałunku, ale też nie odrzuciłby czegoś innego, co Eli by zaoferował. Ten rudzielec pociągał go od miesięcy i nie chciał odstraszyć go od bliższych stosunków. To mogła być jego jedyna okazja, by zrobić dobre wrażenie. Eli usiadł się na kanapie i spojrzał na Devina, jego mina była niepewna. - Tylko się pocałujemy, tak? - Tak. Nie chodzi o to, że nie chciałbym zrobić więcej w pewnym momencie, ale najpierw powinniśmy poznać się nawzajem. – Devin nie mógł uwierzyć, że te słowa faktycznie wyszły z jego ust. Miał wiele spotkań w klubach, gdzie nawet nie poznał imienia faceta zanim ten mu obciągnął. Ale Eli był inny. Połączenie niewinności i głodu przemawiało do Devina i wiązało go w węzeł.

~ 21 ~ Usiadł przy Elim i przykrył jego policzek drżącą ręką. Zamykając oczy, Devin otarł się ustami o wargi Eliego, a to intymne spotkanie ust zaskwierczało w dół jego kręgosłupa, pomimo delikatności jego dotyku. Cichy jęk Eliego zachęcił Devina do poszukania większego kontaktu. Przesuwając językiem po wargach Eliego, błagał o wejście. Eli otworzył usta i pozwolił na poufałość, owijając w zamian swój język wzdłuż Devina. Devin wsunął palce we włosy Eliego i przechylił jego głowę. Odrobinę zmieniony kąt zwiększył ich kontakt. Devin jęknął, jego fiut nacisnął na zamek jego spodni, spragniony uwagi. I chociaż obiecał tylko pocałunek, jego ciało łaknęło więcej. Jego całe ciało napięło się od potrzeby. Palce Eliego prześliznęły się po jego plecach, roztapiając Devina i sprawiając, że przysunął się bliżej. Przytknąwszy ich torsy do siebie, przycisnął Eliego mocniej do poduszek, ciesząc się z kontaktu. Nagle rozległo się szybkie pukanie do drzwi. Devin jęknął. - Przepraszam… nigdzie nie idź. Pozwól mi pójść zobaczyć, kto to jest. Wycisnął pocałunek na policzku Eliego zanim wstał, kompletnie niezdolny do odejścia bez kolejnego dotyku. Czy nekromanci mogliby być też inkubami? Ponieważ teraz, kiedy dotknął i posmakował Eliego, Devin łaknął więcej. Otworzył drzwi, by znaleźć Mary Sue Banin po drugiej stronie. Ona i Devin zostali przyjaciółmi po tym jak wyznała, że bardzo zadurzyła się w Deanie. Ich dwójka próbowała wymyśleć jak sprawić, by Dean ją zauważył. Wciąż spustoszony po śmierci swojej dziewczyny, Dean nadal nie umawiał się na randki. Devin i Mary Sue knuli jak przerwać to zaklęcie na Deanie. - Hej, Devin, jesteśmy umówieni na wieczór? – zapytała pełna energii brunetka, wchodząc do pokoju. - O, cholera, zapomniałem o tym. – Skrzywił się, kiedy zdał sobie sprawę, że zapomniał o swojej obietnicy pomocy, by zeswatać ją z Deanem. – Tak, będę tam. Dean, Dan i Farren powinni się z nami spotkać. - Pójdę już – powiedział Eli. Devin odwrócił się, by zobaczyć rudzielca stojącego za nim. Eli błysnął Devinowi rozczarowanym spojrzeniem zanim skierował się do drzwi.

~ 22 ~ - Czekaj, Eli, nie musisz iść – oświadczył Devin nawet, jeśli usunął się z drogi. Piorunujące spojrzenie Eliego powinno spalić go na miejscu. Dobrze, że Eli nie był podobny do chłopaka Dana. Farren prawdopodobnie by go spalił. - P-porozmawiamy później – rzucił Eli przez ramię. - Okej, jeśli jesteś pewien. – Devin nie pozwoli Eliemu tak łatwo uciec. Na szczęście wiedział, gdzie Eli mieszka. Akademik nie był taki duży. Eli kiwnął głową. Posłał Devinowi niepewny uśmiech zanim obszedł jego i Mary Sue. - Przeszkodziłam w czymś? – Mary Sue obserwowała odejście Eliego, a zmarszczki pokryły jej gładkie czoło. Okręciła kosmyk włosów wokół palca, gdy kontemplowała plecy Eliego. - Tak. Ale nic, co nie można by naprawić. – Miał taką nadzieję. Gdyby tak po prostu zrujnował sprawy z Elim, nie wybaczyłby sobie tego tak szybko. - To dobrze. On jest słodki. Podrywałeś go? – Wskazała w kierunku, gdzie Eli poszedł. - Próbowałem, ale mi przerwałaś. – Devin pokazał swoje niezadowolenie. Gdyby przyszła kilka godzin później, może dostałby coś więcej niż pocałunek od tego skrytego nekromanty. - Przykro mi. – Jej oczy migotały rozbawieniem. - Nie, nie jest ci. – Nie mógł powstrzymać uciekającego z ust chichotu. – Złapię go później. Nie chcę, żeby myślał, że jestem niestały. – Wiedział, że plotki krążące po kampusie działają na jego niekorzyść. Eli prawdopodobnie wszystko słyszał o randkowej przeszłości Devina. - Jestem pewna, że będzie dobrze jak tylko wyjaśnisz mu, że nie uganiam się za tobą. Po stronie plusów, przynajmniej twój facet cię lubi. – Maria westchnęła. – Ja nie myślę, żeby Dean zamierzał kiedykolwiek mnie zauważyć. Devin nie wiedział, co powiedzieć, by poczuła się lepiej. Tak czy inaczej, Dean nie powiedział Devinowi o swoich uczuciach. - Spotkamy się w pizzerii i zobaczymy jak pójdzie. Twoi przyjaciele przyjdą? Mary Sue kiwnęła głową, jej loki podskoczyły gwałtownie.

~ 23 ~ - Tak, zrekrutowałam kilku z nich, by byli moją przykrywką. Dean musi mnie zauważyć. - Dobrze. – Jeśli naprawdę chciała uwagi Deana, musiała zrobić coś więcej niż tylko ładnie wyglądać, ale Devin powstrzymał słowa, nie chcąc zranić uczuć Mary Sue. Atrakcyjna kobieta mogła zdobyć uznanie Deana, ale on nie będzie trzymał się kobiety, która nie przemówi do niego również psychicznie. Nie mógł uwierzyć, że dla tego zrezygnował z kolejnego możliwego pocałunku od urodziwego nekromanty. Mary Sue postukała palcem w swoją brodę. - Wpadniemy koło siódmej i zobaczymy czy mogę wyciągnąć Deana z jego rutyny. Może namówisz tego słodkiego studenta, żeby poszedł z tobą? A jaka jest jego specjalność? - Nekromancja. - Wow. – Oczy Mary Sue rozszerzyły się bardziej niż u animowanych postaci. – On jest słodki. Myślisz, że jest bi? - Nie. – Mógł pomagać Mary Sue z Deanem, ale nie ma mowy, żeby pomógł jej z Elijah. – On jest gejem. Devin nie wiedział czy Eli jest bi czy gejem czy oboma, ale wiedział, że pragnie go z niezwykłą obsesją. Mary Sue się uśmiechnęła. - Rozumiem jak jest. W takim razie będę trzymała z dala od niego swoje pazury. Chcesz, żebym rozpuściła plotkę, że nie jest do wzięcia? Zastanowił się nad tym przez ułamek sekundy, a potem potrząsnął głową. - Nie. Jeszcze nie. Ledwie zaczęliśmy rozmawiać. Może być trochę przedwcześnie rościć sobie prawa. – Chciał zatrzymać Eliego dla siebie, ale na razie nie chciał, żeby plotka o jego obsesji doszła do Eliego. Niech nekromanta myśli, że to on dyktuje warunki. Niektórzy faceci lubili myśleć, że to oni rządzą. Czy Eli myślał w ten sposób, nie wiedział, ale częścią zabawy podczas randek było poznawanie siebie. Musiał tylko przekonać Eliego, że jest warty wysiłku. - Więc daj mi znać. Zawsze chętnie pomogę współ poszukującemu miłości.

~ 24 ~ - Dobrze. – Pocałował Mary Sue w policzek, a potem przyglądał się jak odchodzi. Jaka szkoda, że nie czuł ani odrobiny seksualnej chemii między nimi. Była miłą dziewczyną, trochę agresywną jak na jego gust, ale dla jakiegoś szczęśliwego faceta będzie wspaniałą dziewczyną. Czy tym facetem będzie Dean to się okaże. Zamknął drzwi i wrócił do nauki. Jego umysł nadal wracał do myśli o Elim. Obraz ust nekromanty i jego niewiarygodnego smaku wybuchł w pamięci Devina i jęknął. Sfrustrowany, rzucił ołówkiem przez pokój i rozpaliła się w nim potrzeba. Jego fiut naparł na zamek, jakby próbował wydostać się na zewnątrz. Zdradzieckie ciało. Nigdy nie nauczy się magicznej kompozycji trzeciego poziomu zaklęcia ognia, jeśli się nie skoncentruje. Devin wstał, odpychając krzesło z większą siłą niż to było konieczne zanim pomaszerował do sypialni. Zamknął za sobą drzwi. Nie chciał, że Dean wszedł w momencie, kiedy będzie zajmował się swoim problemem. Myśli o Elim nie pomogły, by jego erekcja opadła. Będzie musiał się zaspokoić, jeśli zamierzał skończyć się uczyć. Devin nie mógł sobie przypomnieć, kiedy ostatni raz ktoś, ktokolwiek, ekscytował go tak jak Eli. Nie był nieśmiały w seksie, ale szukanie głębszych związków sprawiło, że Devin walczył w rojących się od rekinów wodach. Położywszy się na łóżku, rozpiął zamek. Jego fiut wyskoczył na wolność, szukając spełnienia. Devin westchnął, zadowolony, że tego ranka po raz pierwszy nie mógł znaleźć żadnej czystej bielizny. Po omacku złapał butelkę nawilżacza z szuflady. Odkręcił nakrętkę i wylał trochę na dłoń. Chwyciwszy swoją erekcję, zaczął przesuwać prawą ręką po fiucie. Twardy pręt zadrżał w jego uścisku. - Takkk – wysyczał Devin. Obrazy twarzy Eliego, po tym jak się pocałowali, przemykały przez jego głowę niczym w filmie. Łagodne oczy, jedwabiste usta, wszystko, co potrzebne, by utrzymać zafascynowanie Devina. Devin oblizał swoje wargi, wyobrażając sobie, że może smakować Eliego jeszcze raz. Zaczął nerwowy rytm – ściśnięcie i pompowanie, pompowanie i ściśnięcie. Niewiele czasu zabrało mu wytryśnięcie jego spełnienia. - Ahh – westchnął. Minuty mijały zanim bicie jego serca się uspokoiło i mógł złapać oddech. Orgazm zabrał trochę stresu, jaki czuł od czasu swojego otarcia się o śmierć. Nekromanta. Jakby to było spotykać się z facetem, który mógł rozmawiać z duchami? Z mężczyzną tak potężnym, że nie zdawał sobie sprawy, że duchy, które zobaczył, nie są rzeczywistymi ludźmi? Devin zawsze przypuszczał, że duchy pojawiają

~ 25 ~ się, jako wyblakłe figury, zarysy postaci tych, którymi byli za życia. Najwyraźniej to nie była prawda. Devin poczuł ukłucie opiekuńczości wobec młodszego studenta. Jako starszy, to był jego ostatni rok w szkole zanim zacznie swoją karierę zawodową. On i jego bracia planowali wejść do interesu razem. Jako potrójna siła, byli znacznie silniejsi połączeni razem niż każdy osobno. Jednak, chociaż bardzo kochał swoje rodzeństwo, tęsknił za swoim własnym kochankiem. Kiedy Dan znalazł Farrena, to uczucie tylko wzrosło. Gdyby Eli okazał się być jego partnerem duszy, czy nekromanta pasowałby do ich czwórki? Tylko czas mógł to powiedzieć. *** Eli otworzył drzwi do swojego pokoju, by znaleźć czekającego w środku Portera. - Jak poszło? – Porter usiadł, jego wyraz twarzy był tak podekscytowany jak u dziecka czekającego na bajkę do poduszki. - Zgodził się. – Eli się zarumienił, mimo że rozpacz prawie go dławiła. - I? - Pocałowaliśmy się. – Przygryzł wargę, jego żołądek się zakotłował. W sumie, okazało się, że ten dzień był pełen dramatycznych wzlotów i upadków. - Jak było? Eli westchnął. - Świetnie, a potem wpadła jego dziewczyna i zapytała czy nadal są umówieni. – Eli zmarszczył brwi, ponieważ ten incydent zmył radosne wspomnienie ich pocałunku. Był gotowy zrobić o wiele więcej, gdyby im nie przerwano. Gniew zachmurzył ciepłe brązowe oczy Portera. - Drań. Chcesz, żebym poszedł skopać mu dupę? Eli westchnął.