Probst Jennifer
Miłość o smaku cannoli
Miranda nawet nie pomyślała o tym, że może jeszcze kiedyś
spotkać Gavina Luciano. Po tym jak trzy lata temu zniknął, w
samym środku ich gorącego romansu, Miranda jest gotowa
wystawić mu słony rachunek... Zemsta jest najlepszym daniem
w miłosnym menu Mirandy.
Muzyka, podobnie jak książki, zmieniła mnie na lepsze.
Dziękuję wszystkim, którzy wypełniają świat pięknem, pod
każdą możliwą postacią.
Dla Franka - ikony, która nigdy nie straci nic ze swojej magii.
Zainspirowałeś młodą kobietę do marzeń
o miłości, pięknie, namiętności i życiu na sto procent. Żeby nie
tylko kosztować wina, ale spijać do dna wszystkie resztki.
Powinnam była wiedzieć, że najlepsze jeszcze przede mną.
i dla mojego męża, którego zawsze kochałam... od początku
do końca.
1
- Hej, Gavin, możesz przyjąć zamówienie ze stolika numer
trzy?
Gavin Luciano odwrócił się do młodszego brata, Brando,
który przestępował z nogi na nogę. W jego ciemnobrązowych
oczach widać było znajomą kombinację błagalnej prośby i
buntu.
-Mam sytuację kryzysową w kuchni, a ty chcesz, żebym bawił
się w kelnera? Chyba uzgodniliśmy już wcześniej, że to twój
obowiązek.
Wreszcie bunt wziął górę nad prośbą.
- Muszę wyjść do toalety. Gavin uniósł brew.
-Jestem przekonany, że goście przy stoliku numer trzy
wytrzymają jeszcze dziesięć sekund.
- Potem muszę zadzwonić do Tracey. Obiecałem jej, że
zadzwonię o szóstej.
-Hmm. Wiedziałem, że zawsze będę mógł liczyć na ciebie i
twoje romanse w porze największego ruchu w restauracji.
- Odczep się.
Gavin uśmiechnął się. Zastanawiał się, czy będzie w stanie
kiedykolwiek zawstydzić swojego brata.
- Wyślij jej SMS-a. Zajmę się twoim stolikiem, kiedy
będziesz w toalecie. Ale Tracey może poczekać jeszcze
godzinę.
Brando skrzywił się, ale postanowił, że nie będzie się stawiał.
Nie tym razem.
- W porządku. - Brando wybiegł z kuchni. Gavin próbował
sobie przypomnieć, czy kiedyś był w takim wieku, że każda
lubieżna myśl odciskała się piętnem na jego twarzy, a ciało
władało jego umysłem. Raczej nie. W każdym razie nie
przypominał sobie, by stawiał romantyczne popołudnie w
parku ponad sprawami zawodowymi. Był to zapewne powód,
dla którego rodzinny biznes podupadł. Ich ojciec nie miał
żadnego problemu z wywieszeniem na drzwiach tabliczki
„Pojechałem na ryby" - nawet w trakcie największego szczytu
w porze obiadowej.
Gavin potrząsnął głową. Zapowiadała się fatalna noc. Kolejny
kelner zadzwonił, by przekazać, że zachorował, a zwykle
zrównoważony kucharz podejrzewał, że jego żona ma romans.
Nie żałował dzisiaj pieprzu i innych przypraw, zupełnie jakby
wyobrażał sobie, że obsługuje kochanka swojej żony. Gavin
miał nadzieję, że większość klientów zamówiła danie dnia.
Strzępiel1
był
1
gatunek ryby tropikalnej z rodziny okoniokształtnych,
występującej w wodach oceanicznych (przyp. tłum.)
stosunkowo prosty w przygotowaniu i raczej trudno go było
zepsuć zbyt dużą ilością przypraw.
Gavin chciał właśnie ruszyć w stronę stolika numer trzy,
kiedy drogę zastąpił mu barman Dominik.
- Muszę wyjść na papierosa. Przejmiesz bar? Gavin zacisnął
zęby, starając się nie zapominać, że
jest tutaj po to, żeby uratować restaurację, a nie pozabijać
obsługę.
- Nie. Powiedziałem ci, jakie są nowe zasady. Możesz palić
tylko w trakcie przerw.
Dominik szarpnął się i poklepał go w ramię. Trudno jest
zgrywać szefa przed kimś, z kim się razem wychowywało.
-Daj spokój, stary. Zaraz tu zdechnę. Klienci będą zajęci przez
kilka kolejnych minut.
Gavin spojrzał na niego w taki sposób, od którego drżały
kolana wielu stażystom.
-Dominik, nie przeginaj. Wystarczy już, że robię za kelnera.
Nie stanę za barem. Jeśli nie chcesz, żebym cię zwolnił, wracaj
do pracy.
Mało brakowało, aby pod wpływem buntowniczego
spojrzenia barmana ogarnęło go poczucie winy. Mało
brakowało.
-Powinieneś odpuścić sobie i wyluzować, stary. -Dominik
powlókł się z powrotem za bar, wciąż ściskając w dłoni
papierosa. Nic dziwnego, że Mia Casa nigdy nie przynosiła
zysków. Gavinowi zostały trzy miesiące, żeby zawrócić
Titanica, a już nie miał ani jednej szalupy ratunkowej.
Wpompowanie ogromnych sum pieniędzy w remont pewnie by
pomogło, ale jeśli się nie ogarną
i nie zyskają doskonałych recenzji w prasie, sam Bóg nie
zdoła ich ocalić przed zderzeniem z górą lodową.
Ostatkiem sił powstrzymał się przed wzdrygnięciem, po czym
sięgnął do najgłębszych pokładów swojego stoickiego spokoju
i ruszył w stronę stolika numer trzy.
Wtedy ją zobaczył.
Zatrzymał się jak wryty i patrzył na nią błędnym wzrokiem.
Kłębiące się emocje uderzyły go jak pędzący pociąg towarowy
i przez krótką chwilę był w zupełnie innym czasie i miejscu.
Przed oczami przebiegła mu scena, w której widział ją po raz
ostatni, a którą starał się wyprzeć z głowy, odkąd wrócił do
domu.
Była z tym samym mężczyzną, z którym widział ją kilka
tygodni temu. Wspomnienie żałosnego szpiegowania
wywołanego zadurzeniem spowodowało, że poczuł mdłości,
lecz nie mógł przestać pożerać jej wzrokiem.
Kobieta zdjęła płaszcz i przerzuciła go przez oparcie krzesła.
Podniosła jedną rękę, by strzepnąć wilgoć z włosów, co
spowodowało, że kilka luźnych kosmyków uwolniło się spod
perfekcyjnie uczesanego francuskiego koka. Złotorude
pasemka ześlizgnęły się po jej karku i ramionach. Gavin
pamiętał, jak te same loki opadały jej na plecy dzikimi,
niesfornymi falami. Kiedyś czuł się jak ogień uwięziony w
satynie, kiedy nawlekał je na palce. Pojedyncza świeca na stole
zamigotała, rzucając blask na połyskującą perłowo nagą skórę
w głęboko wyciętej czarnej sukni.
Jadeitowo zielone oczy skrywała za parą modnych okularów
w czarnych oprawkach. I było w niej coś jesz-
cze - coś nieuchwytnego, czego Gavin nie potrafił jeszcze
zidentyfikować - zupełnie jakby otaczał ją mur z bijącym po
oczach napisem „Patrz, ale nie dotykaj".
Gavin był ciekaw, czy jej towarzysz zignorował ten sygnał.
Zastanawiało go też, czemu tak bardzo zaprząta sobie tym
głowę.
Kobieta sięgnęła po kartę i roześmiała się z czegoś, co
powiedział jej towarzysz. Dźwięk rozniósł się echem po całym
lokalu i chociaż ucichł zaraz wśród brzęku porcelany i szkła,
zdążył zagnieździć się na dnie żołądka Gavina i ścisnąć go
nieprzyjemnie. Tak mocno, że przypominał mu łyk starej,
leżakowanej whisky. Takiej z pazurem.
„Ze wszystkich knajp w mieście musiała wybrać akurat moją
- pomyślał. - Wcale bym się nie zdziwił, gdyby taper o imieniu
Sam zaczął grać »As Time Goes By2
«".
Gavin nabrał do płuc głęboki haust powietrza i zamarł na
chwilę, po czym ruszył w stronę stolika numer trzy.
Miranda Storme przeglądała kartę dań ze swobodą właściwą
ekspertowi. Jej umysł automatycznie rejestrował nazwy potraw
oraz ich ceny. Zastanowiła się, czy ma na tyle czasu, żeby
zamówić danie dnia.
- No, no, masz ten charakterystyczny wyraz twarzy.
2
ang., „W miarę upływu czasu" (przyp. tłum.)
Miranda podniosła wzrok.
- Jaki wyraz twarzy?
Andy Carson zmarszczył brwi.
- Chodzi mi o to krytyczne spojrzenie. Czy nie możemy zjeść
choćby jednego posiłku bez wyciągania od razu twojego
notesu? Zaszalejmy dziś. Zamówmy dwa talerze zwykłego
spaghetti z klopsikami i zapomnijmy o testowaniu talentów
szefa kuchni. Męczy mnie już to, że za każdym razem, gdy
podnoszę widelec do ust, czuję, że jestem w pracy.
Miranda roześmiała się.
-Andy, jesz za darmo, a ja nawet nie poprosiłam cię jeszcze,
żebyś napisał choć jeden artykuł.
- Mam to gdzieś. Wczoraj jadłem Big Maca i nie potrafiłem
się nim cieszyć, bo cały czas zastanawiałem się, co właściwie
jest w tym specjalnym sosie.
Miranda przygryzła wargi.
- Dobrze, skoro już byłeś na tyle miły i zgodziłeś się cierpieć
w moim towarzystwie w operze, zamówię nam spaghetti. We
włoskiej restauracji nie mogą go przecież schrzanić, ale
tymczasem możemy zrobić małe przedstawienie.
Mężczyzna z uśmiechem zamknął kartę dań.
- Doskonale. Poza tym przecież dzisiaj nie dokonujemy
oficjalnej recenzji, więc... co się stało? Wyglądasz, jakbyś
ujrzała ducha.
Miranda obserwowała mężczyznę zmierzającego w ich stronę
i czuła w uszach dziwny huk. Mężczyzna odmierzał długie
kroki, z tą samą bezwzględną deter-
minacją, jaką wykazywał przed laty. Między innymi to
właśnie sprawiło, że zakochała się w nim.
Dopóki nie posłużył się tą samą determinacją, żeby opuścić
jej życie.
- Cześć, Ruda.
Kiedy głęboki, grobowo niski głos dotarł do jej uszu, Miranda
z trudem powstrzymała drżenie. Powoli podniosła na niego
wzrok - była wdzięczna sobie za to, że zastygła w nieruchomej
pozie. Nie ugięła się pod jego stalowoniebieskim spojrzeniem,
mimo iż Gavin przeszywał ją wzrokiem, którym potrafił
zajrzeć na samo dno jej duszy. Kiedyś tak było. A ona
poprzysięgła sobie, że więcej nie popełni tego samego błędu.
-Witaj, Gavin. - Zachowała spokój w głosie, jak gdyby
spotykanie się z pierwszą miłością swojego życia było dla niej
czymś normalnym. - Jak się masz?
- Nieźle, dziękuję.
Uprzejma, banalna rozmowa wywoływała w niej dreszcze,
ale na usta nie cisnęły się żadne oryginalne słowa. Gavin zdjął
z niej swoje badawcze spojrzenie i przeniósł wzrok na
Andy'ego. Sprawiał wrażenie, jakby szukał w nim
potencjalnych słabości, które mógłby później wykorzystać na
swoją korzyść. Nad stolikiem zawisła dziwna cisza.
- Widzę, że się znacie - odezwał się Andy. Miranda zebrała się
w sobie.
-Andrew, przedstawiam ci Gavina Luciano. Gavin, to jest
Andrew Carson. - Mężczyźni wymienili skinienia głowy. -
Dawno temu Gavin i ja spotykaliśmy się.
Gavin był wtedy dobrze zapowiadającym się menedżerem w
agencji reklamowej. - Miranda zmusiła się do uśmiechu. -
Jestem pewna, że odniósł sukces.
- Odszedłem z agencji. Miranda odrzuciła głowę do tyłu.
- Odszedłeś?
- Tak. - Gavin zakołysał się na piętach z satysfakcją w oczach.
- Zmieniłem branżę.
- Co teraz robisz? - spytała Miranda.
Nieśmiały grymas ustąpił miejsca szerokiemu uśmiechowi.
Miranda wstrzymała oddech, obserwując, jak Gavin odsłania
przy tym dwa rzędy idealnie białych zębów. Był absolutnie
pewny siebie. Wyjątkowo arogancki. Druzgocąco męski.
- To - odparł krótko, wyciągając z kieszeni marynarki ołówek
i notes. - Mogę przyjąć państwa zamówienie?
Miranda zamrugała oczami. Delektowała się jego wyglądem,
na który składały się: czarny golf, spodnie w kolorze khaki i
sportowa marynarka.
- Jesteś kelnerem?
- Dzisiaj, owszem. Jestem właścicielem. To moja restauracja.
Mirandę ogarnęła fala wspomnień. Dobry Boże, wiedziała, że
Mia Casa brzmi jakoś znajomo. Jak mogła wybrać jego
rodzinną restaurację? Gavin ani razu nie zaprosił jej tu, gdy się
spotykali. Wiedziała tylko, że jego rodzina prowadzi włoską
knajpę na Manhattanie. Mia Casa była jednym z wielu takich
lokali.
Poczuła ścisk w żołądku.
- Zawsze mówiłeś, że nie chcesz mieć nic wspólnego z
rodzinnym biznesem.
Gavin zachmurzył się na krótką chwilę.
- Myliłem się. - Zniżył swój głos do intymnego szeptu, tak że
Mirandzie przebiegł po plecach dreszcz. -W wielu sprawach.
Kiedy Miranda podniosła rękę, żeby poprawić okulary na
nosie, zadrżała jej dłoń. Nie powinna była tu przychodzić.
Pogawędka z mężczyzną, który ją kiedyś rzucił, tylko zepsuje
jej apetyt. Wzięła głęboki oddech i z werwą zamknęła kartę
dań.
- To doprawdy intrygujące. Myślę, że oboje jesteśmy gotowi,
żeby zamówić kolację.
Andy oparł się na krześle i machnął ręką w powietrzu. Na
jego twarzy malowało się rosnące rozbawienie.
- Mirando, zamów za mnie. Wiesz, czego chcę. Kobieta z
wyraźną satysfakcją zauważyła, że Gavin
lekko zmarszczył brwi. Uwadze Pana Macho na pewno nie
uszło też, że kobieta zamawia jedzenie dla mężczyzny.
Miranda na moment dała się ponieść złej stronie swojej natury i
celowo nachyliła się w stronę Andy'ego, wsuwając swoją dłoń
w jego i bawiąc się jego palcami. Zszokowany wyraz jego
twarzy prawie zepsuł jej tę chwilę, ale w porę kopnęła go pod
stołem w kostkę, ignorując ten grymas.
- Kochanie, masz dzisiaj ochotę na coś tradycyjnego?
Mężczyzna nie odpowiedział, tylko zamrugał oczami. Po
chwili poczuł, jak jej obcas wbija mu się znowu w kostkę.
-Och, tak, skarbie. Z przyjemnością zjem coś klasycznego.
Profesjonalne wyszkolenie dało o sobie znać i Miranda
odprężyła się, zanurzając się w dobrze znajomy świat potraw.
- Myślę, że zaczniemy od kalmarów. Proszę podać do nich
bruschettę3
. Jako główne danie poprosimy spaghetti i klopsiki.
Jakie pan proponuje warzywa?
Czy Gavin skrzywił się, czy to tylko jej wyobraźnia płatała
figle?
- Dzisiaj serwujemy brokuły rabeĄ
. Ale ja osobiście polecam
sałatkę z pysznym domowym sosem.
- Pozostaniemy jednak przy brokułach.
-Nasza restauracja słynie z nadziewanych karczochów. Na
pewno przypadłyby państwu do gustu.
O tak, on naprawdę nie miał ochoty podać jej tych brokułów.
Miranda była już w tylu restauracjach, że wiedziała doskonale,
kiedy kelner próbuje wepchnąć jej określone potrawy. Poczuła,
jak w jej żyłach krąży dzika satysfakcja.
- Nie, dziękujemy.
Gavin przestąpił z nogi na nogę.
- Jak pani sobie życzy. A może mogę zaproponować
3
Rodzaj włoskiej przekąski w formie grzanki, posmarowanej
oliwą oraz świeżo startym czosnkiem i podawanej z różnymi
dodatkami, najczęściej z pomidorami i bazylią (przyp. tłum.)
4
Odmiana brokułu o lekko ostrym smaku, nazywana także
rapini lub brokułem chińskim (przyp. tłum.)
specjalne danie dnia? Kucharz przygotowywał je przez cały
wieczór. To coś naprawdę wyjątkowego. Chilijski strzępiel na
kołderce z polenty, podawany z...
- Nie, dziękujemy. Proszę nam przynieść dwa kieliszki
Chianti Riserva.
Postawa Gavina zdradzała frustrację. Był przyzwyczajony do
przejmowania kontroli - zarówno w sypialni, jak i poza nią. A
milczenie Andy'ego musiało doprowadzać go do szału.
- Może pani towarzysz się wypowie? - spytał. Andy wzruszył
ramionami.
- Proszę podać to, co zamówiła Miranda. Miranda mało nie
wybuchnęła śmiechem na widok
zaciśniętej szczęki swojego byłego kochanka. Posłała
Andy'emu zza stolika soczystego całusa.
-To wspaniale, że nie próbujesz przejąć nade mną kontroli.
Nie zawiodę cię, skarbie. Nigdy dotąd cię nie zawiodłam.
-To zabawne, kiedyś uwielbiałaś, jak mężczyzna miał nad
tobą przewagę. - Gavin zrobił krótką pauzę. -I wyrażałaś to
dość głośno, jeśli dobrze pamiętam.
Oddech uwiązł jej w gardle, kiedy przypomniała sobie, jak
przyciskał ją do ściany, podciągał jej spódnicę i sprawiał, że
błagała go, by to zrobił. Ścisnęła uda i odczekała chwilę, aż z
powrotem nabierze powietrza, po czym zmusiła się do
uśmiechu.
- Już nie. Deser sobie darujemy. Chcemy zdążyć na
przedstawienie o ósmej, w Met.
Gavin przerwał na moment notować.
- „La Traviata"?
Potarł kciukiem końcówkę ołówka - wolnym, miarowym
ruchem - Miranda pamiętała doskonale, jak w ten sam sposób
gładził jej nagą skórę, gdy w powietrzu unosiły się potężne
takty operowej muzyki. Przypominała sobie każdy ruch jego
ciała, kiedy kontrolował rytm, ignorując jej krzyki, podczas
dzikiej podróży do krainy namiętności. Razem szczytowali,
gdy muzyka osiągała apogeum miażdżącego crescendo.
Pamiętała, jak leżała później w jego ramionach, wpatrując się
w ogień trzaskający w kominku ze słodką świadomością, że
należy do niego. W myślach przeklęła chropawość swojego
głosu.
-Tak.
- Zawsze przepadałaś za operą. - Wzrok Gavina zatrzymał się
na jej twarzy, po czym ześlizgnął się w dół. - Pewne rzeczy
nigdy się nie zmieniają.
Miranda odwróciła wzrok i podała mu karty.
- Na razie to wszystko. Dziękuję.
- Zaraz podam przystawki. - Gavin odwrócił się i z gracją
odszedł w stronę kuchni.
Andy przełknął głośno.
-Rany, mam siniaki na nodze. Następnym razem przypomnij
mi, że mam odgrywać rolę twojego kocha-sia.
- Wybacz, Andy. To... skomplikowane. Mężczyzna
uśmiechnął się.
- Nie ma sprawy. W sumie, nieźle się bawiłem. Domyślam
się, że to ten facet, który wystawił cię do wiatru.
Jego słowa trafiły w jej wrażliwy punkt, wywołując kolejną
falę wspomnień.
- Owszem.
Andy nachylił się i niezręcznie poklepał Mirandę po ręce.
- Powiedzmy, że to jest właśnie ta chwila, kiedy moja żona
powiedziałaby kilka słów, żeby cię pocieszyć.
- Chcesz tego spróbować?
- Faceci są do kitu.
Miranda wydała z siebie stłumiony śmiech.
-Mnie nie musisz tego mówić. Ale dzięki niemu nauczyłam
się wiele o sobie. Teraz jestem silniejsza. -Może, jeśli będzie
częściej o tym mówić na głos, w końcu w to uwierzy.
Andy uniósł jedną brew.
- Tylko nie myl siły z zaprzeczeniem. Odcinanie się od uczuć
bynajmniej nie musi oznaczać siły.
- Zawsze ci powtarzałam, że powinieneś zostać psy-
choanalitykiem.
-To nie są moje słowa. Usłyszałem je od mojego psychiatry.
Miranda westchnęła.
-Może udziela zniżek grupowych. Po dzisiejszym wieczorze
przyda mi się terapia.
***
Miranda powstrzymała łzy napływające jej do oczu i sięgnęła
po szklankę z wodą. Niestety, szklanka okazała się pusta, więc
postanowiła napić się chianti. Ale alkohol tylko rozniecił
płomień tlący się na jej języku i nie zgasił buzującego w jej
wnętrzu ognia.
Andy wydawał się przeżywać to samo. Również sięgnął po
swoją szklankę z wodą.
- Jesteś pewna, że to nie ty go rzuciłaś, a on teraz szuka
zemsty?
Miranda zakrztusiła się winem.
- Czy jedzenie nie wydawało ci się zbyt pikantne?
- Kucharz nie żałował pieprzu ani czosnku. - Andy
zasygnalizował kelnerowi, żeby przyniósł jeszcze wodę. - A
brokuły były wprost straszne. Zjadłem je godzinę temu, a
wciąż przeżuwam w ustach ostatni kęs.
- Za to pieczywo było całkiem niezłe.
- Dobra, w takim razie dajmy im cztery gwiazdki. Miranda
roześmiała się. Jej przyjaciel nade wszystko
nienawidził włoskich restauracji, które go rozczarowywały.
-Nie marudź. Przed wyjściem zamówimy jeszcze cannoli5
.
Jedyną odpowiedzią Andy'ego było prychnięcie. Miranda
wstała od stolika.
- Weź rachunek, a ja w tym czasie skorzystam z toalety.
- Dobrze, spotkajmy się przed wejściem.
Miranda zastukała obcasami na parkiecie, idąc w stronę
łazienki, która znajdowała się na tyłach sali restauracyjnej.
Rozglądała się wokół, zwracając uwagę
5
Tradycyjny deser sycylijski w formie rurek z chrupiącego
ciasta, nadziewanych kremem z serka ricotta (przyp. tłum.)
na kombinację stylów z Nowego i Starego Świata.
Wystarczyło jedno spojrzenie w kierunku masywnego baru, by
zauważyć, że właściciele lokalu miotali się bezradnie między
tradycją a nowoczesnością. Miranda wyobraziła sobie
potężnego Gavina Luciano, który kierował tą restauracją
niczym kapitan pirackiego okrętu.
Umyła ręce i uważnie przejrzała się w lustrze. Drżącymi
dłońmi próbowała poprawić kilka kosmyków niesfornych
włosów. Opuściła ręce i spojrzała w lustro.
Trzy lata.
Jak długo czekała, łudząc się, że Gavin wróci, przyzna, że
zakochał się w niej i nadal chce z nią być?
Zbyt długo. W końcu zaczęła stawać się coraz silniejsza.
Zdała sobie sprawę, że on nie wróci, a ona musi stworzyć nowe
fundamenty swojego życia.
A teraz pojawił się, zupełnie znikąd.
Miranda wyprostowała się. Oczywiście, to nie ma żadnego
znaczenia. Zaraz wyjdzie stąd i już więcej go nie zobaczy. Pod
wpływem szoku straciła na chwilę kontrolę nad sobą - to
wszystko.
Otworzyła drzwi na oścież i ruszyła długim korytarzem w
stronę wyjścia.
- Mój Boże, Ruda, ależ ty świetnie wyglądasz. Miranda
zamarła, a potem odwróciła się powoli i stanęła twarzą w twarz
ze swoją przeszłością.
- Dzięki. Ty nie zmieniłeś się ani trochę.
Gavin zaśmiał się cicho i podszedł bliżej. Z jego ciała
emanowały fale męskiej energii, które wciągały ją jak dzika
topiel. Wzrok Gavina prześlizgnął się po jej twarzy, włosach,
po czym powędrował niżej.
- Gdyby powiedział mi to ktoś inny, potraktowałbym to jako
komplement. W twoich ustach zabrzmiało to podejrzanie.
Miranda z trudem zachowała spokój i dystans. -Jestem
przekonana, że moja opinia nie przyprawi cię o bezsenność.
Gavin uśmiechnął się leniwie.
- Nie o twoją opinię się martwię. Były inne rzeczy, które nie
dawały mi spać w nocy.
Słysząc to intymne wyznanie, Miranda otrząsnęła się.
- Muszę iść.
-Zaczekaj. - Gavin błyskawicznie wyciągnął rękę i złapał ją za
ramię. Przeszyła ją fala gorąca i Miranda cofnęła się,
wystraszona. Gavin zdawał się czuć jej rezerwę i zostawił jej
trochę wolnej przestrzeni. - Chcę z tobą porozmawiać.
- Nie mamy o czym rozmawiać. Gavin skrzywił się.
-Próbowałem się z tobą skontaktować. Naprawdę, wierz mi.
- Rozumiem. To chyba wszystko wyjaśnia. Dzięki za
wyjaśnienie nieporozumienia.
Gavin wypuścił głośno powietrze z płuc. -Mirando, do
cholery, wysłuchaj mnie. Chcę ci wszystko wyjaśnić. Miranda
potrząsnęła głową.
-Jesteś niesamowity. Naprawdę wydaje ci się, że wpadając na
mnie przypadkowo w knajpie, zdołasz oczyścić przeszłość
jednym drobnym, nic nieznaczą-
cym epizodem? Otóż, mam dla ciebie przykrą wiadomość.
Dla mnie to już nie ma żadnego znaczenia.
- Jesteś rozgniewana. Rozumiem to. Miranda roześmiała się.
- Nie jestem rozgniewana. Ani smutna. Moje uczucia są
ambiwalentne. Pozostawiłam to, co nas łączyło, daleko w tyle i
nie mam potrzeby do tego wracać.
- Dla niego? - Gavin wskazał kciukiem drugi koniec
korytarza. - Dla tego faceta?
Miranda otworzyła szeroko usta ze zdziwienia.
- Nie wierzę, że zadałeś to pytanie.
- Nie wydaje mi się, żeby to był odpowiedni mężczyzna dla
ciebie - stwierdził Gavin.
-Ty oszalałeś. Nie zamierzam zostawać tu choćby minutę
dłużej i wysłuchiwać tych bzdur. Spóźnimy się do opery.
Tym razem Gavin powstrzymał ją, przyciskając do ściany.
Mirandę otoczył znajomy zapach cytryny i przypraw. Choć w
głowie słyszała głos, który krzyczał do niej, że przecież go
nienawidzi, jej ciało cały czas pamiętało go jako kochanka. Jej
sutki naprężyły się pod wełnianym materiałem czarnej
sukienki, a między nogami poczuła płynny ogień. Seksualna
energia zawirowała i wypełniła powietrze między nimi.
- Puść mnie - wyszeptała.
- Mirando, to, co było między nami, nie zniknęło. To wciąż tu
jest.
Miranda przyjrzała się jego arogancko wysuniętej do przodu
szczęce, krzywiźnie jego dolnej wargi
i rzymskiemu nosowi, który był znakiem rozpoznawczym
Gavina. Jego usta zatrzymały się kilka centymetrów od jej ust,
a jego ciepły oddech pieścił delikatnie jej wargi.
- Czego ty ode mnie chcesz? - spytała. - Kolejnych gierek?
Nie mam ochoty wsiadać znowu do karuzeli uczuć i
namiętności. Znajdź sobie inną partnerkę do tej zabawy.
Gavin podniósł jej policzek kciukiem. Coś skrywanego
głęboko w niej obudziło się do życia, kiedy Miranda ujrzała na
jego twarzy huśtawkę emocji. Żal. Ból. Pożądanie.
- Boże, przebacz mi, że tak cię skrzywdziłem - powiedział
Gavin.
- Puść mnie. - Jej głos zadrżał.
- Trzy lata temu popełniłem błąd. Nie chcę go powtórzyć.
- Ty arogancki sukin... - Miranda zamilkła, starając się
odzyskać nad sobą kontrolę. - Nie obchodzi mnie, czego
chcesz.
Gavin dotknął opuszkiem kciuka jej dolnej wargi, a ona
ujrzała w jego oczach blask determinacji i nieustępliwości.
Serce stanęło jej na moment. Wstrzymała oddech i czekała, aż
to powie.
-Miałem zamiar dać ci spokój. - Gavin uśmiechnął się
autoironicznie. - Ale teraz nie mogę. Muszę ci wyjaśnić,
dlaczego odszedłem.
Mijały kolejne sekundy. Z kuchni dobiegał brzęk porcelany i
szkła. Na szczęście po chwili Mirandę ogarnęło zobojętnienie.
Popatrzyła bez emocji na mężczyznę,
który zostawił ją bez pożegnania. Jego wyjaśnienia stały się
nieaktualne. Teraz było już za późno.
Miranda odepchnęła jego rękę i przycisnęła mu ją do piersi.
Gavin wycofał się, a ona wyminęła go. W długim korytarzu
zapadła cisza. Wreszcie Miranda wyprostowała się i rzekła
głosem pozbawionym emocji:
- Żegnaj, Gavinie.
Po tych słowach odwróciła się i odeszła.
Najwyższy czas, żeby Gavin ujrzał jej plecy i doświadczył
uczucia odrzucenia. Jego bezgraniczna arogancja pozbawiła ją
tchu, a jej zdrowy rozsądek ustąpił, zamieniając ją w
stereotypowy obraz zmęczonej, odrzuconej kobiety. Z każdym
krokiem, przybliżającym ją do stolika, przy którym siedziała,
jej gniew narastał i odzierał ją z pancerza, który z takim trudem
udało jej się odbudować.
Gavin pewnie myślał, że dobra wymówka sprawi, że ona
przebaczy mu wszystko, co zrobił. Zawsze wszystko
przychodziło mu zbyt łatwo - czy dotyczyło to kobiet, seksu,
czy miłości. Co poczuje, kiedy doświadczy prawdziwej straty?
Czy zrobi mu się przykro?
W żołądku Mirandy pulsował słodki ból. Żałowała, że nie
może dać mu solidnej lekcji poniżenia, na którą zasłużył.
Wstrzymała oddech i zebrała się w sobie. Nie pozwoli, żeby
ten mężczyzna zepsuł jej wieczór. Dni, które przez niego
straciła, wystarczyłoby, żeby obdzielić całą wieczność.
Miranda wyszła z restauracji, nie oglądając się za siebie.
2
Kobieta na scenie wysunęła się bardziej na środek. Rozłożyła
ramiona szeroko, w geście poddania się, akceptacji i siły.
Głosem delikatnym niczym pajęcza sieć diwa zapraszała
słuchaczy, by towarzyszyli jej w podróży, otworzyli swoje
serca i dusze na ten krótki moment; aby dzielili z nią ból i
radość życia. Nagle jej głos wzbił się na wyżyny i odbił się
echem od ścian opery, kiedy kobieta wyzwała bogów na ostatni
pojedynek. Muzyka stała się jej tarczą, pulsującą potężną
energią, a słuchacze wstrzymali oddech w oczekiwaniu na finał
tej bitwy. Znali wprawdzie zakończenie, a mimo to jakiś cichy
głos nadziei kazał im czekać. Być może tym razem miłość
pokona wszystko. Nawet śmierć.
Ostatnie dźwięki arii wzbiły się w powietrze, kiedy
śpiewaczka stawiła czoło swojemu losowi. Przez krótką chwilę
Miranda wierzyła, że kobieta zwycięży. Lecz ona upadła na
deski sceny i w tym momencie opadła kurtyna.
Miranda zachłysnęła się kipiącym od gniewu oddechem.
Burza oklasków ukoiła ją. Otarła łzę spływającą po policzku i
pozostała na swoim miejscu. Wiele lat temu przysięgła sobie,
że nie będzie więcej płakać z powodu tego, co wydarzyło się w
jej życiu, ale tym razem pozwoliła sobie na odrobinę słabości.
Łzy w operze były czymś powszechnie akceptowanym.
- Wszystko w porządku?
Miranda z uśmiechem odwróciła się do Andy'ego.
- Nic mi nie jest. Mam nadzieję, że się nie wynudziłeś.
Jej przyjaciel podniósł kaszmirowy płaszcz, kiedy w operze
zapłonęły światła.
- Było nieźle - odparł szorstko.
Miranda wślizgnęła się w swój jaskrawozielony płaszcz
przeciwdeszczowy.
- Za każdym razem, gdy oglądam „Traviatę", mam nadzieję,
że zakończenie będzie inne. Nie przyszło ci do głowy... -
Miranda zamilkła na widok charakterystycznych śladów
wilgoci na policzku przyjaciela. - Andy, ty płakałeś.
Jej towarzysz prychnął pogardliwie i odwrócił się do niej
plecami.
- Nie bądź śmieszna. Prawdziwi faceci nie płaczą.
Miranda roześmiała się i ruszyła za nim w kierunku wyjścia z
budynku Metropolitan Opera. Kapiące od przepychu żyrandole
migotały nad głowami tłumu ludzi, którzy schodzili wystawną
klatką schodową. Dywan w kolorze czerwonego wina tłumił
ich kroki.
- „Liar, liar, pants on fire"6
- zanuciła na głos. - Podobało ci się
i płakałeś. Przyznaj się albo powiem Elaine, że łkałeś jak
dziecko i zrobiłeś scenę w operze.
- Musiał ci zaszkodzić sos do makaronu - odciął się Andy.
Miranda zmarszczyła się, kiedy mroźne nowojorskie
powietrze uderzyło w nią z całą mocą.
Andy postawił sobie wysoko klapy marynarki i powiedział:
- Tak czy inaczej, przestań mnie rozpraszać. Nie
powiedziałaś, o czym chciał z tobą rozmawiać twój chłopak.
- Były chłopak - poprawiła go Miranda, zaciskając mocniej
pasek, kiedy zmierzali do podziemnego garażu, w którym
znajdował się parking.
- Sprawiał wrażenie, jakby chciał wrócić do tego romansu. O
co chodzi?
Zignorowali migające czerwone światło i przebiegli przez
ulicę, tuż przed maską pędzącej taksówki. Kierowca zatrąbił
wściekle i wystawił przez okno środkowy palec, ale na
Mirandzie nie zrobiło to żadnego wrażenia. Wiedziała dobrze,
że kierowca nie zawahałby się przed potrąceniem jej, a potem
pozostawieniem jej zwłok na ulicy. Boże, ależ ona uwielbiała
tę bezwzględność wielkiego miasta. I to, co ono z nią zrobiło.
Rozmowa, o której za wszelką cenę pragnęła zapomnieć, nie
dawała jej spokoju.
6
ang., „Pleć, pleciugo, byle długo" (przyp. tłum.)
Probst Jennifer Miłość o smaku cannoli Miranda nawet nie pomyślała o tym, że może jeszcze kiedyś spotkać Gavina Luciano. Po tym jak trzy lata temu zniknął, w samym środku ich gorącego romansu, Miranda jest gotowa wystawić mu słony rachunek... Zemsta jest najlepszym daniem w miłosnym menu Mirandy.
Muzyka, podobnie jak książki, zmieniła mnie na lepsze. Dziękuję wszystkim, którzy wypełniają świat pięknem, pod każdą możliwą postacią. Dla Franka - ikony, która nigdy nie straci nic ze swojej magii. Zainspirowałeś młodą kobietę do marzeń o miłości, pięknie, namiętności i życiu na sto procent. Żeby nie tylko kosztować wina, ale spijać do dna wszystkie resztki. Powinnam była wiedzieć, że najlepsze jeszcze przede mną. i dla mojego męża, którego zawsze kochałam... od początku do końca.
1 - Hej, Gavin, możesz przyjąć zamówienie ze stolika numer trzy? Gavin Luciano odwrócił się do młodszego brata, Brando, który przestępował z nogi na nogę. W jego ciemnobrązowych oczach widać było znajomą kombinację błagalnej prośby i buntu. -Mam sytuację kryzysową w kuchni, a ty chcesz, żebym bawił się w kelnera? Chyba uzgodniliśmy już wcześniej, że to twój obowiązek. Wreszcie bunt wziął górę nad prośbą. - Muszę wyjść do toalety. Gavin uniósł brew. -Jestem przekonany, że goście przy stoliku numer trzy wytrzymają jeszcze dziesięć sekund. - Potem muszę zadzwonić do Tracey. Obiecałem jej, że zadzwonię o szóstej. -Hmm. Wiedziałem, że zawsze będę mógł liczyć na ciebie i twoje romanse w porze największego ruchu w restauracji.
- Odczep się. Gavin uśmiechnął się. Zastanawiał się, czy będzie w stanie kiedykolwiek zawstydzić swojego brata. - Wyślij jej SMS-a. Zajmę się twoim stolikiem, kiedy będziesz w toalecie. Ale Tracey może poczekać jeszcze godzinę. Brando skrzywił się, ale postanowił, że nie będzie się stawiał. Nie tym razem. - W porządku. - Brando wybiegł z kuchni. Gavin próbował sobie przypomnieć, czy kiedyś był w takim wieku, że każda lubieżna myśl odciskała się piętnem na jego twarzy, a ciało władało jego umysłem. Raczej nie. W każdym razie nie przypominał sobie, by stawiał romantyczne popołudnie w parku ponad sprawami zawodowymi. Był to zapewne powód, dla którego rodzinny biznes podupadł. Ich ojciec nie miał żadnego problemu z wywieszeniem na drzwiach tabliczki „Pojechałem na ryby" - nawet w trakcie największego szczytu w porze obiadowej. Gavin potrząsnął głową. Zapowiadała się fatalna noc. Kolejny kelner zadzwonił, by przekazać, że zachorował, a zwykle zrównoważony kucharz podejrzewał, że jego żona ma romans. Nie żałował dzisiaj pieprzu i innych przypraw, zupełnie jakby wyobrażał sobie, że obsługuje kochanka swojej żony. Gavin miał nadzieję, że większość klientów zamówiła danie dnia. Strzępiel1 był 1 gatunek ryby tropikalnej z rodziny okoniokształtnych, występującej w wodach oceanicznych (przyp. tłum.)
stosunkowo prosty w przygotowaniu i raczej trudno go było zepsuć zbyt dużą ilością przypraw. Gavin chciał właśnie ruszyć w stronę stolika numer trzy, kiedy drogę zastąpił mu barman Dominik. - Muszę wyjść na papierosa. Przejmiesz bar? Gavin zacisnął zęby, starając się nie zapominać, że jest tutaj po to, żeby uratować restaurację, a nie pozabijać obsługę. - Nie. Powiedziałem ci, jakie są nowe zasady. Możesz palić tylko w trakcie przerw. Dominik szarpnął się i poklepał go w ramię. Trudno jest zgrywać szefa przed kimś, z kim się razem wychowywało. -Daj spokój, stary. Zaraz tu zdechnę. Klienci będą zajęci przez kilka kolejnych minut. Gavin spojrzał na niego w taki sposób, od którego drżały kolana wielu stażystom. -Dominik, nie przeginaj. Wystarczy już, że robię za kelnera. Nie stanę za barem. Jeśli nie chcesz, żebym cię zwolnił, wracaj do pracy. Mało brakowało, aby pod wpływem buntowniczego spojrzenia barmana ogarnęło go poczucie winy. Mało brakowało. -Powinieneś odpuścić sobie i wyluzować, stary. -Dominik powlókł się z powrotem za bar, wciąż ściskając w dłoni papierosa. Nic dziwnego, że Mia Casa nigdy nie przynosiła zysków. Gavinowi zostały trzy miesiące, żeby zawrócić Titanica, a już nie miał ani jednej szalupy ratunkowej. Wpompowanie ogromnych sum pieniędzy w remont pewnie by pomogło, ale jeśli się nie ogarną
i nie zyskają doskonałych recenzji w prasie, sam Bóg nie zdoła ich ocalić przed zderzeniem z górą lodową. Ostatkiem sił powstrzymał się przed wzdrygnięciem, po czym sięgnął do najgłębszych pokładów swojego stoickiego spokoju i ruszył w stronę stolika numer trzy. Wtedy ją zobaczył. Zatrzymał się jak wryty i patrzył na nią błędnym wzrokiem. Kłębiące się emocje uderzyły go jak pędzący pociąg towarowy i przez krótką chwilę był w zupełnie innym czasie i miejscu. Przed oczami przebiegła mu scena, w której widział ją po raz ostatni, a którą starał się wyprzeć z głowy, odkąd wrócił do domu. Była z tym samym mężczyzną, z którym widział ją kilka tygodni temu. Wspomnienie żałosnego szpiegowania wywołanego zadurzeniem spowodowało, że poczuł mdłości, lecz nie mógł przestać pożerać jej wzrokiem. Kobieta zdjęła płaszcz i przerzuciła go przez oparcie krzesła. Podniosła jedną rękę, by strzepnąć wilgoć z włosów, co spowodowało, że kilka luźnych kosmyków uwolniło się spod perfekcyjnie uczesanego francuskiego koka. Złotorude pasemka ześlizgnęły się po jej karku i ramionach. Gavin pamiętał, jak te same loki opadały jej na plecy dzikimi, niesfornymi falami. Kiedyś czuł się jak ogień uwięziony w satynie, kiedy nawlekał je na palce. Pojedyncza świeca na stole zamigotała, rzucając blask na połyskującą perłowo nagą skórę w głęboko wyciętej czarnej sukni. Jadeitowo zielone oczy skrywała za parą modnych okularów w czarnych oprawkach. I było w niej coś jesz-
cze - coś nieuchwytnego, czego Gavin nie potrafił jeszcze zidentyfikować - zupełnie jakby otaczał ją mur z bijącym po oczach napisem „Patrz, ale nie dotykaj". Gavin był ciekaw, czy jej towarzysz zignorował ten sygnał. Zastanawiało go też, czemu tak bardzo zaprząta sobie tym głowę. Kobieta sięgnęła po kartę i roześmiała się z czegoś, co powiedział jej towarzysz. Dźwięk rozniósł się echem po całym lokalu i chociaż ucichł zaraz wśród brzęku porcelany i szkła, zdążył zagnieździć się na dnie żołądka Gavina i ścisnąć go nieprzyjemnie. Tak mocno, że przypominał mu łyk starej, leżakowanej whisky. Takiej z pazurem. „Ze wszystkich knajp w mieście musiała wybrać akurat moją - pomyślał. - Wcale bym się nie zdziwił, gdyby taper o imieniu Sam zaczął grać »As Time Goes By2 «". Gavin nabrał do płuc głęboki haust powietrza i zamarł na chwilę, po czym ruszył w stronę stolika numer trzy. Miranda Storme przeglądała kartę dań ze swobodą właściwą ekspertowi. Jej umysł automatycznie rejestrował nazwy potraw oraz ich ceny. Zastanowiła się, czy ma na tyle czasu, żeby zamówić danie dnia. - No, no, masz ten charakterystyczny wyraz twarzy. 2 ang., „W miarę upływu czasu" (przyp. tłum.)
Miranda podniosła wzrok. - Jaki wyraz twarzy? Andy Carson zmarszczył brwi. - Chodzi mi o to krytyczne spojrzenie. Czy nie możemy zjeść choćby jednego posiłku bez wyciągania od razu twojego notesu? Zaszalejmy dziś. Zamówmy dwa talerze zwykłego spaghetti z klopsikami i zapomnijmy o testowaniu talentów szefa kuchni. Męczy mnie już to, że za każdym razem, gdy podnoszę widelec do ust, czuję, że jestem w pracy. Miranda roześmiała się. -Andy, jesz za darmo, a ja nawet nie poprosiłam cię jeszcze, żebyś napisał choć jeden artykuł. - Mam to gdzieś. Wczoraj jadłem Big Maca i nie potrafiłem się nim cieszyć, bo cały czas zastanawiałem się, co właściwie jest w tym specjalnym sosie. Miranda przygryzła wargi. - Dobrze, skoro już byłeś na tyle miły i zgodziłeś się cierpieć w moim towarzystwie w operze, zamówię nam spaghetti. We włoskiej restauracji nie mogą go przecież schrzanić, ale tymczasem możemy zrobić małe przedstawienie. Mężczyzna z uśmiechem zamknął kartę dań. - Doskonale. Poza tym przecież dzisiaj nie dokonujemy oficjalnej recenzji, więc... co się stało? Wyglądasz, jakbyś ujrzała ducha. Miranda obserwowała mężczyznę zmierzającego w ich stronę i czuła w uszach dziwny huk. Mężczyzna odmierzał długie kroki, z tą samą bezwzględną deter-
minacją, jaką wykazywał przed laty. Między innymi to właśnie sprawiło, że zakochała się w nim. Dopóki nie posłużył się tą samą determinacją, żeby opuścić jej życie. - Cześć, Ruda. Kiedy głęboki, grobowo niski głos dotarł do jej uszu, Miranda z trudem powstrzymała drżenie. Powoli podniosła na niego wzrok - była wdzięczna sobie za to, że zastygła w nieruchomej pozie. Nie ugięła się pod jego stalowoniebieskim spojrzeniem, mimo iż Gavin przeszywał ją wzrokiem, którym potrafił zajrzeć na samo dno jej duszy. Kiedyś tak było. A ona poprzysięgła sobie, że więcej nie popełni tego samego błędu. -Witaj, Gavin. - Zachowała spokój w głosie, jak gdyby spotykanie się z pierwszą miłością swojego życia było dla niej czymś normalnym. - Jak się masz? - Nieźle, dziękuję. Uprzejma, banalna rozmowa wywoływała w niej dreszcze, ale na usta nie cisnęły się żadne oryginalne słowa. Gavin zdjął z niej swoje badawcze spojrzenie i przeniósł wzrok na Andy'ego. Sprawiał wrażenie, jakby szukał w nim potencjalnych słabości, które mógłby później wykorzystać na swoją korzyść. Nad stolikiem zawisła dziwna cisza. - Widzę, że się znacie - odezwał się Andy. Miranda zebrała się w sobie. -Andrew, przedstawiam ci Gavina Luciano. Gavin, to jest Andrew Carson. - Mężczyźni wymienili skinienia głowy. - Dawno temu Gavin i ja spotykaliśmy się.
Gavin był wtedy dobrze zapowiadającym się menedżerem w agencji reklamowej. - Miranda zmusiła się do uśmiechu. - Jestem pewna, że odniósł sukces. - Odszedłem z agencji. Miranda odrzuciła głowę do tyłu. - Odszedłeś? - Tak. - Gavin zakołysał się na piętach z satysfakcją w oczach. - Zmieniłem branżę. - Co teraz robisz? - spytała Miranda. Nieśmiały grymas ustąpił miejsca szerokiemu uśmiechowi. Miranda wstrzymała oddech, obserwując, jak Gavin odsłania przy tym dwa rzędy idealnie białych zębów. Był absolutnie pewny siebie. Wyjątkowo arogancki. Druzgocąco męski. - To - odparł krótko, wyciągając z kieszeni marynarki ołówek i notes. - Mogę przyjąć państwa zamówienie? Miranda zamrugała oczami. Delektowała się jego wyglądem, na który składały się: czarny golf, spodnie w kolorze khaki i sportowa marynarka. - Jesteś kelnerem? - Dzisiaj, owszem. Jestem właścicielem. To moja restauracja. Mirandę ogarnęła fala wspomnień. Dobry Boże, wiedziała, że Mia Casa brzmi jakoś znajomo. Jak mogła wybrać jego rodzinną restaurację? Gavin ani razu nie zaprosił jej tu, gdy się spotykali. Wiedziała tylko, że jego rodzina prowadzi włoską knajpę na Manhattanie. Mia Casa była jednym z wielu takich lokali. Poczuła ścisk w żołądku. - Zawsze mówiłeś, że nie chcesz mieć nic wspólnego z rodzinnym biznesem. Gavin zachmurzył się na krótką chwilę. - Myliłem się. - Zniżył swój głos do intymnego szeptu, tak że Mirandzie przebiegł po plecach dreszcz. -W wielu sprawach.
Kiedy Miranda podniosła rękę, żeby poprawić okulary na nosie, zadrżała jej dłoń. Nie powinna była tu przychodzić. Pogawędka z mężczyzną, który ją kiedyś rzucił, tylko zepsuje jej apetyt. Wzięła głęboki oddech i z werwą zamknęła kartę dań. - To doprawdy intrygujące. Myślę, że oboje jesteśmy gotowi, żeby zamówić kolację. Andy oparł się na krześle i machnął ręką w powietrzu. Na jego twarzy malowało się rosnące rozbawienie. - Mirando, zamów za mnie. Wiesz, czego chcę. Kobieta z wyraźną satysfakcją zauważyła, że Gavin lekko zmarszczył brwi. Uwadze Pana Macho na pewno nie uszło też, że kobieta zamawia jedzenie dla mężczyzny. Miranda na moment dała się ponieść złej stronie swojej natury i celowo nachyliła się w stronę Andy'ego, wsuwając swoją dłoń w jego i bawiąc się jego palcami. Zszokowany wyraz jego twarzy prawie zepsuł jej tę chwilę, ale w porę kopnęła go pod stołem w kostkę, ignorując ten grymas. - Kochanie, masz dzisiaj ochotę na coś tradycyjnego? Mężczyzna nie odpowiedział, tylko zamrugał oczami. Po chwili poczuł, jak jej obcas wbija mu się znowu w kostkę.
-Och, tak, skarbie. Z przyjemnością zjem coś klasycznego. Profesjonalne wyszkolenie dało o sobie znać i Miranda odprężyła się, zanurzając się w dobrze znajomy świat potraw. - Myślę, że zaczniemy od kalmarów. Proszę podać do nich bruschettę3 . Jako główne danie poprosimy spaghetti i klopsiki. Jakie pan proponuje warzywa? Czy Gavin skrzywił się, czy to tylko jej wyobraźnia płatała figle? - Dzisiaj serwujemy brokuły rabeĄ . Ale ja osobiście polecam sałatkę z pysznym domowym sosem. - Pozostaniemy jednak przy brokułach. -Nasza restauracja słynie z nadziewanych karczochów. Na pewno przypadłyby państwu do gustu. O tak, on naprawdę nie miał ochoty podać jej tych brokułów. Miranda była już w tylu restauracjach, że wiedziała doskonale, kiedy kelner próbuje wepchnąć jej określone potrawy. Poczuła, jak w jej żyłach krąży dzika satysfakcja. - Nie, dziękujemy. Gavin przestąpił z nogi na nogę. - Jak pani sobie życzy. A może mogę zaproponować 3 Rodzaj włoskiej przekąski w formie grzanki, posmarowanej oliwą oraz świeżo startym czosnkiem i podawanej z różnymi dodatkami, najczęściej z pomidorami i bazylią (przyp. tłum.) 4 Odmiana brokułu o lekko ostrym smaku, nazywana także rapini lub brokułem chińskim (przyp. tłum.)
specjalne danie dnia? Kucharz przygotowywał je przez cały wieczór. To coś naprawdę wyjątkowego. Chilijski strzępiel na kołderce z polenty, podawany z... - Nie, dziękujemy. Proszę nam przynieść dwa kieliszki Chianti Riserva. Postawa Gavina zdradzała frustrację. Był przyzwyczajony do przejmowania kontroli - zarówno w sypialni, jak i poza nią. A milczenie Andy'ego musiało doprowadzać go do szału. - Może pani towarzysz się wypowie? - spytał. Andy wzruszył ramionami. - Proszę podać to, co zamówiła Miranda. Miranda mało nie wybuchnęła śmiechem na widok zaciśniętej szczęki swojego byłego kochanka. Posłała Andy'emu zza stolika soczystego całusa. -To wspaniale, że nie próbujesz przejąć nade mną kontroli. Nie zawiodę cię, skarbie. Nigdy dotąd cię nie zawiodłam. -To zabawne, kiedyś uwielbiałaś, jak mężczyzna miał nad tobą przewagę. - Gavin zrobił krótką pauzę. -I wyrażałaś to dość głośno, jeśli dobrze pamiętam. Oddech uwiązł jej w gardle, kiedy przypomniała sobie, jak przyciskał ją do ściany, podciągał jej spódnicę i sprawiał, że błagała go, by to zrobił. Ścisnęła uda i odczekała chwilę, aż z powrotem nabierze powietrza, po czym zmusiła się do uśmiechu. - Już nie. Deser sobie darujemy. Chcemy zdążyć na przedstawienie o ósmej, w Met. Gavin przerwał na moment notować. - „La Traviata"?
Potarł kciukiem końcówkę ołówka - wolnym, miarowym ruchem - Miranda pamiętała doskonale, jak w ten sam sposób gładził jej nagą skórę, gdy w powietrzu unosiły się potężne takty operowej muzyki. Przypominała sobie każdy ruch jego ciała, kiedy kontrolował rytm, ignorując jej krzyki, podczas dzikiej podróży do krainy namiętności. Razem szczytowali, gdy muzyka osiągała apogeum miażdżącego crescendo. Pamiętała, jak leżała później w jego ramionach, wpatrując się w ogień trzaskający w kominku ze słodką świadomością, że należy do niego. W myślach przeklęła chropawość swojego głosu. -Tak. - Zawsze przepadałaś za operą. - Wzrok Gavina zatrzymał się na jej twarzy, po czym ześlizgnął się w dół. - Pewne rzeczy nigdy się nie zmieniają. Miranda odwróciła wzrok i podała mu karty. - Na razie to wszystko. Dziękuję. - Zaraz podam przystawki. - Gavin odwrócił się i z gracją odszedł w stronę kuchni. Andy przełknął głośno. -Rany, mam siniaki na nodze. Następnym razem przypomnij mi, że mam odgrywać rolę twojego kocha-sia. - Wybacz, Andy. To... skomplikowane. Mężczyzna uśmiechnął się. - Nie ma sprawy. W sumie, nieźle się bawiłem. Domyślam się, że to ten facet, który wystawił cię do wiatru. Jego słowa trafiły w jej wrażliwy punkt, wywołując kolejną falę wspomnień.
- Owszem. Andy nachylił się i niezręcznie poklepał Mirandę po ręce. - Powiedzmy, że to jest właśnie ta chwila, kiedy moja żona powiedziałaby kilka słów, żeby cię pocieszyć. - Chcesz tego spróbować? - Faceci są do kitu. Miranda wydała z siebie stłumiony śmiech. -Mnie nie musisz tego mówić. Ale dzięki niemu nauczyłam się wiele o sobie. Teraz jestem silniejsza. -Może, jeśli będzie częściej o tym mówić na głos, w końcu w to uwierzy. Andy uniósł jedną brew. - Tylko nie myl siły z zaprzeczeniem. Odcinanie się od uczuć bynajmniej nie musi oznaczać siły. - Zawsze ci powtarzałam, że powinieneś zostać psy- choanalitykiem. -To nie są moje słowa. Usłyszałem je od mojego psychiatry. Miranda westchnęła. -Może udziela zniżek grupowych. Po dzisiejszym wieczorze przyda mi się terapia. *** Miranda powstrzymała łzy napływające jej do oczu i sięgnęła po szklankę z wodą. Niestety, szklanka okazała się pusta, więc postanowiła napić się chianti. Ale alkohol tylko rozniecił płomień tlący się na jej języku i nie zgasił buzującego w jej wnętrzu ognia.
Andy wydawał się przeżywać to samo. Również sięgnął po swoją szklankę z wodą. - Jesteś pewna, że to nie ty go rzuciłaś, a on teraz szuka zemsty? Miranda zakrztusiła się winem. - Czy jedzenie nie wydawało ci się zbyt pikantne? - Kucharz nie żałował pieprzu ani czosnku. - Andy zasygnalizował kelnerowi, żeby przyniósł jeszcze wodę. - A brokuły były wprost straszne. Zjadłem je godzinę temu, a wciąż przeżuwam w ustach ostatni kęs. - Za to pieczywo było całkiem niezłe. - Dobra, w takim razie dajmy im cztery gwiazdki. Miranda roześmiała się. Jej przyjaciel nade wszystko nienawidził włoskich restauracji, które go rozczarowywały. -Nie marudź. Przed wyjściem zamówimy jeszcze cannoli5 . Jedyną odpowiedzią Andy'ego było prychnięcie. Miranda wstała od stolika. - Weź rachunek, a ja w tym czasie skorzystam z toalety. - Dobrze, spotkajmy się przed wejściem. Miranda zastukała obcasami na parkiecie, idąc w stronę łazienki, która znajdowała się na tyłach sali restauracyjnej. Rozglądała się wokół, zwracając uwagę 5 Tradycyjny deser sycylijski w formie rurek z chrupiącego ciasta, nadziewanych kremem z serka ricotta (przyp. tłum.)
na kombinację stylów z Nowego i Starego Świata. Wystarczyło jedno spojrzenie w kierunku masywnego baru, by zauważyć, że właściciele lokalu miotali się bezradnie między tradycją a nowoczesnością. Miranda wyobraziła sobie potężnego Gavina Luciano, który kierował tą restauracją niczym kapitan pirackiego okrętu. Umyła ręce i uważnie przejrzała się w lustrze. Drżącymi dłońmi próbowała poprawić kilka kosmyków niesfornych włosów. Opuściła ręce i spojrzała w lustro. Trzy lata. Jak długo czekała, łudząc się, że Gavin wróci, przyzna, że zakochał się w niej i nadal chce z nią być? Zbyt długo. W końcu zaczęła stawać się coraz silniejsza. Zdała sobie sprawę, że on nie wróci, a ona musi stworzyć nowe fundamenty swojego życia. A teraz pojawił się, zupełnie znikąd. Miranda wyprostowała się. Oczywiście, to nie ma żadnego znaczenia. Zaraz wyjdzie stąd i już więcej go nie zobaczy. Pod wpływem szoku straciła na chwilę kontrolę nad sobą - to wszystko. Otworzyła drzwi na oścież i ruszyła długim korytarzem w stronę wyjścia. - Mój Boże, Ruda, ależ ty świetnie wyglądasz. Miranda zamarła, a potem odwróciła się powoli i stanęła twarzą w twarz ze swoją przeszłością. - Dzięki. Ty nie zmieniłeś się ani trochę. Gavin zaśmiał się cicho i podszedł bliżej. Z jego ciała emanowały fale męskiej energii, które wciągały ją jak dzika topiel. Wzrok Gavina prześlizgnął się po jej twarzy, włosach, po czym powędrował niżej.
- Gdyby powiedział mi to ktoś inny, potraktowałbym to jako komplement. W twoich ustach zabrzmiało to podejrzanie. Miranda z trudem zachowała spokój i dystans. -Jestem przekonana, że moja opinia nie przyprawi cię o bezsenność. Gavin uśmiechnął się leniwie. - Nie o twoją opinię się martwię. Były inne rzeczy, które nie dawały mi spać w nocy. Słysząc to intymne wyznanie, Miranda otrząsnęła się. - Muszę iść. -Zaczekaj. - Gavin błyskawicznie wyciągnął rękę i złapał ją za ramię. Przeszyła ją fala gorąca i Miranda cofnęła się, wystraszona. Gavin zdawał się czuć jej rezerwę i zostawił jej trochę wolnej przestrzeni. - Chcę z tobą porozmawiać. - Nie mamy o czym rozmawiać. Gavin skrzywił się. -Próbowałem się z tobą skontaktować. Naprawdę, wierz mi. - Rozumiem. To chyba wszystko wyjaśnia. Dzięki za wyjaśnienie nieporozumienia. Gavin wypuścił głośno powietrze z płuc. -Mirando, do cholery, wysłuchaj mnie. Chcę ci wszystko wyjaśnić. Miranda potrząsnęła głową. -Jesteś niesamowity. Naprawdę wydaje ci się, że wpadając na mnie przypadkowo w knajpie, zdołasz oczyścić przeszłość jednym drobnym, nic nieznaczą-
cym epizodem? Otóż, mam dla ciebie przykrą wiadomość. Dla mnie to już nie ma żadnego znaczenia. - Jesteś rozgniewana. Rozumiem to. Miranda roześmiała się. - Nie jestem rozgniewana. Ani smutna. Moje uczucia są ambiwalentne. Pozostawiłam to, co nas łączyło, daleko w tyle i nie mam potrzeby do tego wracać. - Dla niego? - Gavin wskazał kciukiem drugi koniec korytarza. - Dla tego faceta? Miranda otworzyła szeroko usta ze zdziwienia. - Nie wierzę, że zadałeś to pytanie. - Nie wydaje mi się, żeby to był odpowiedni mężczyzna dla ciebie - stwierdził Gavin. -Ty oszalałeś. Nie zamierzam zostawać tu choćby minutę dłużej i wysłuchiwać tych bzdur. Spóźnimy się do opery. Tym razem Gavin powstrzymał ją, przyciskając do ściany. Mirandę otoczył znajomy zapach cytryny i przypraw. Choć w głowie słyszała głos, który krzyczał do niej, że przecież go nienawidzi, jej ciało cały czas pamiętało go jako kochanka. Jej sutki naprężyły się pod wełnianym materiałem czarnej sukienki, a między nogami poczuła płynny ogień. Seksualna energia zawirowała i wypełniła powietrze między nimi. - Puść mnie - wyszeptała. - Mirando, to, co było między nami, nie zniknęło. To wciąż tu jest. Miranda przyjrzała się jego arogancko wysuniętej do przodu szczęce, krzywiźnie jego dolnej wargi
i rzymskiemu nosowi, który był znakiem rozpoznawczym Gavina. Jego usta zatrzymały się kilka centymetrów od jej ust, a jego ciepły oddech pieścił delikatnie jej wargi. - Czego ty ode mnie chcesz? - spytała. - Kolejnych gierek? Nie mam ochoty wsiadać znowu do karuzeli uczuć i namiętności. Znajdź sobie inną partnerkę do tej zabawy. Gavin podniósł jej policzek kciukiem. Coś skrywanego głęboko w niej obudziło się do życia, kiedy Miranda ujrzała na jego twarzy huśtawkę emocji. Żal. Ból. Pożądanie. - Boże, przebacz mi, że tak cię skrzywdziłem - powiedział Gavin. - Puść mnie. - Jej głos zadrżał. - Trzy lata temu popełniłem błąd. Nie chcę go powtórzyć. - Ty arogancki sukin... - Miranda zamilkła, starając się odzyskać nad sobą kontrolę. - Nie obchodzi mnie, czego chcesz. Gavin dotknął opuszkiem kciuka jej dolnej wargi, a ona ujrzała w jego oczach blask determinacji i nieustępliwości. Serce stanęło jej na moment. Wstrzymała oddech i czekała, aż to powie. -Miałem zamiar dać ci spokój. - Gavin uśmiechnął się autoironicznie. - Ale teraz nie mogę. Muszę ci wyjaśnić, dlaczego odszedłem. Mijały kolejne sekundy. Z kuchni dobiegał brzęk porcelany i szkła. Na szczęście po chwili Mirandę ogarnęło zobojętnienie. Popatrzyła bez emocji na mężczyznę,
który zostawił ją bez pożegnania. Jego wyjaśnienia stały się nieaktualne. Teraz było już za późno. Miranda odepchnęła jego rękę i przycisnęła mu ją do piersi. Gavin wycofał się, a ona wyminęła go. W długim korytarzu zapadła cisza. Wreszcie Miranda wyprostowała się i rzekła głosem pozbawionym emocji: - Żegnaj, Gavinie. Po tych słowach odwróciła się i odeszła. Najwyższy czas, żeby Gavin ujrzał jej plecy i doświadczył uczucia odrzucenia. Jego bezgraniczna arogancja pozbawiła ją tchu, a jej zdrowy rozsądek ustąpił, zamieniając ją w stereotypowy obraz zmęczonej, odrzuconej kobiety. Z każdym krokiem, przybliżającym ją do stolika, przy którym siedziała, jej gniew narastał i odzierał ją z pancerza, który z takim trudem udało jej się odbudować. Gavin pewnie myślał, że dobra wymówka sprawi, że ona przebaczy mu wszystko, co zrobił. Zawsze wszystko przychodziło mu zbyt łatwo - czy dotyczyło to kobiet, seksu, czy miłości. Co poczuje, kiedy doświadczy prawdziwej straty? Czy zrobi mu się przykro? W żołądku Mirandy pulsował słodki ból. Żałowała, że nie może dać mu solidnej lekcji poniżenia, na którą zasłużył. Wstrzymała oddech i zebrała się w sobie. Nie pozwoli, żeby ten mężczyzna zepsuł jej wieczór. Dni, które przez niego straciła, wystarczyłoby, żeby obdzielić całą wieczność. Miranda wyszła z restauracji, nie oglądając się za siebie.
2 Kobieta na scenie wysunęła się bardziej na środek. Rozłożyła ramiona szeroko, w geście poddania się, akceptacji i siły. Głosem delikatnym niczym pajęcza sieć diwa zapraszała słuchaczy, by towarzyszyli jej w podróży, otworzyli swoje serca i dusze na ten krótki moment; aby dzielili z nią ból i radość życia. Nagle jej głos wzbił się na wyżyny i odbił się echem od ścian opery, kiedy kobieta wyzwała bogów na ostatni pojedynek. Muzyka stała się jej tarczą, pulsującą potężną energią, a słuchacze wstrzymali oddech w oczekiwaniu na finał tej bitwy. Znali wprawdzie zakończenie, a mimo to jakiś cichy głos nadziei kazał im czekać. Być może tym razem miłość pokona wszystko. Nawet śmierć. Ostatnie dźwięki arii wzbiły się w powietrze, kiedy śpiewaczka stawiła czoło swojemu losowi. Przez krótką chwilę Miranda wierzyła, że kobieta zwycięży. Lecz ona upadła na deski sceny i w tym momencie opadła kurtyna.
Miranda zachłysnęła się kipiącym od gniewu oddechem. Burza oklasków ukoiła ją. Otarła łzę spływającą po policzku i pozostała na swoim miejscu. Wiele lat temu przysięgła sobie, że nie będzie więcej płakać z powodu tego, co wydarzyło się w jej życiu, ale tym razem pozwoliła sobie na odrobinę słabości. Łzy w operze były czymś powszechnie akceptowanym. - Wszystko w porządku? Miranda z uśmiechem odwróciła się do Andy'ego. - Nic mi nie jest. Mam nadzieję, że się nie wynudziłeś. Jej przyjaciel podniósł kaszmirowy płaszcz, kiedy w operze zapłonęły światła. - Było nieźle - odparł szorstko. Miranda wślizgnęła się w swój jaskrawozielony płaszcz przeciwdeszczowy. - Za każdym razem, gdy oglądam „Traviatę", mam nadzieję, że zakończenie będzie inne. Nie przyszło ci do głowy... - Miranda zamilkła na widok charakterystycznych śladów wilgoci na policzku przyjaciela. - Andy, ty płakałeś. Jej towarzysz prychnął pogardliwie i odwrócił się do niej plecami. - Nie bądź śmieszna. Prawdziwi faceci nie płaczą. Miranda roześmiała się i ruszyła za nim w kierunku wyjścia z budynku Metropolitan Opera. Kapiące od przepychu żyrandole migotały nad głowami tłumu ludzi, którzy schodzili wystawną klatką schodową. Dywan w kolorze czerwonego wina tłumił ich kroki.
- „Liar, liar, pants on fire"6 - zanuciła na głos. - Podobało ci się i płakałeś. Przyznaj się albo powiem Elaine, że łkałeś jak dziecko i zrobiłeś scenę w operze. - Musiał ci zaszkodzić sos do makaronu - odciął się Andy. Miranda zmarszczyła się, kiedy mroźne nowojorskie powietrze uderzyło w nią z całą mocą. Andy postawił sobie wysoko klapy marynarki i powiedział: - Tak czy inaczej, przestań mnie rozpraszać. Nie powiedziałaś, o czym chciał z tobą rozmawiać twój chłopak. - Były chłopak - poprawiła go Miranda, zaciskając mocniej pasek, kiedy zmierzali do podziemnego garażu, w którym znajdował się parking. - Sprawiał wrażenie, jakby chciał wrócić do tego romansu. O co chodzi? Zignorowali migające czerwone światło i przebiegli przez ulicę, tuż przed maską pędzącej taksówki. Kierowca zatrąbił wściekle i wystawił przez okno środkowy palec, ale na Mirandzie nie zrobiło to żadnego wrażenia. Wiedziała dobrze, że kierowca nie zawahałby się przed potrąceniem jej, a potem pozostawieniem jej zwłok na ulicy. Boże, ależ ona uwielbiała tę bezwzględność wielkiego miasta. I to, co ono z nią zrobiło. Rozmowa, o której za wszelką cenę pragnęła zapomnieć, nie dawała jej spokoju. 6 ang., „Pleć, pleciugo, byle długo" (przyp. tłum.)