xena92

  • Dokumenty207
  • Odsłony22 311
  • Obserwuję46
  • Rozmiar dokumentów309.3 MB
  • Ilość pobrań14 651

Probst Jennifer - Miłość o smaku cannoli

Dodano: 7 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 7 lata temu
Rozmiar :1.3 MB
Rozszerzenie:pdf

Probst Jennifer - Miłość o smaku cannoli.pdf

xena92 EBooki Probst Jennifer
Użytkownik xena92 wgrał ten materiał 7 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 300 stron)

Probst Jennifer Miłość o smaku cannoli Miranda nawet nie pomyślała o tym, że może jeszcze kiedyś spotkać Gavina Luciano. Po tym jak trzy lata temu zniknął, w samym środku ich gorącego romansu, Miranda jest gotowa wystawić mu słony rachunek... Zemsta jest najlepszym daniem w miłosnym menu Mirandy.

Muzyka, podobnie jak książki, zmieniła mnie na lepsze. Dziękuję wszystkim, którzy wypełniają świat pięknem, pod każdą możliwą postacią. Dla Franka - ikony, która nigdy nie straci nic ze swojej magii. Zainspirowałeś młodą kobietę do marzeń o miłości, pięknie, namiętności i życiu na sto procent. Żeby nie tylko kosztować wina, ale spijać do dna wszystkie resztki. Powinnam była wiedzieć, że najlepsze jeszcze przede mną. i dla mojego męża, którego zawsze kochałam... od początku do końca.

1 - Hej, Gavin, możesz przyjąć zamówienie ze stolika numer trzy? Gavin Luciano odwrócił się do młodszego brata, Brando, który przestępował z nogi na nogę. W jego ciemnobrązowych oczach widać było znajomą kombinację błagalnej prośby i buntu. -Mam sytuację kryzysową w kuchni, a ty chcesz, żebym bawił się w kelnera? Chyba uzgodniliśmy już wcześniej, że to twój obowiązek. Wreszcie bunt wziął górę nad prośbą. - Muszę wyjść do toalety. Gavin uniósł brew. -Jestem przekonany, że goście przy stoliku numer trzy wytrzymają jeszcze dziesięć sekund. - Potem muszę zadzwonić do Tracey. Obiecałem jej, że zadzwonię o szóstej. -Hmm. Wiedziałem, że zawsze będę mógł liczyć na ciebie i twoje romanse w porze największego ruchu w restauracji.

- Odczep się. Gavin uśmiechnął się. Zastanawiał się, czy będzie w stanie kiedykolwiek zawstydzić swojego brata. - Wyślij jej SMS-a. Zajmę się twoim stolikiem, kiedy będziesz w toalecie. Ale Tracey może poczekać jeszcze godzinę. Brando skrzywił się, ale postanowił, że nie będzie się stawiał. Nie tym razem. - W porządku. - Brando wybiegł z kuchni. Gavin próbował sobie przypomnieć, czy kiedyś był w takim wieku, że każda lubieżna myśl odciskała się piętnem na jego twarzy, a ciało władało jego umysłem. Raczej nie. W każdym razie nie przypominał sobie, by stawiał romantyczne popołudnie w parku ponad sprawami zawodowymi. Był to zapewne powód, dla którego rodzinny biznes podupadł. Ich ojciec nie miał żadnego problemu z wywieszeniem na drzwiach tabliczki „Pojechałem na ryby" - nawet w trakcie największego szczytu w porze obiadowej. Gavin potrząsnął głową. Zapowiadała się fatalna noc. Kolejny kelner zadzwonił, by przekazać, że zachorował, a zwykle zrównoważony kucharz podejrzewał, że jego żona ma romans. Nie żałował dzisiaj pieprzu i innych przypraw, zupełnie jakby wyobrażał sobie, że obsługuje kochanka swojej żony. Gavin miał nadzieję, że większość klientów zamówiła danie dnia. Strzępiel1 był 1 gatunek ryby tropikalnej z rodziny okoniokształtnych, występującej w wodach oceanicznych (przyp. tłum.)

stosunkowo prosty w przygotowaniu i raczej trudno go było zepsuć zbyt dużą ilością przypraw. Gavin chciał właśnie ruszyć w stronę stolika numer trzy, kiedy drogę zastąpił mu barman Dominik. - Muszę wyjść na papierosa. Przejmiesz bar? Gavin zacisnął zęby, starając się nie zapominać, że jest tutaj po to, żeby uratować restaurację, a nie pozabijać obsługę. - Nie. Powiedziałem ci, jakie są nowe zasady. Możesz palić tylko w trakcie przerw. Dominik szarpnął się i poklepał go w ramię. Trudno jest zgrywać szefa przed kimś, z kim się razem wychowywało. -Daj spokój, stary. Zaraz tu zdechnę. Klienci będą zajęci przez kilka kolejnych minut. Gavin spojrzał na niego w taki sposób, od którego drżały kolana wielu stażystom. -Dominik, nie przeginaj. Wystarczy już, że robię za kelnera. Nie stanę za barem. Jeśli nie chcesz, żebym cię zwolnił, wracaj do pracy. Mało brakowało, aby pod wpływem buntowniczego spojrzenia barmana ogarnęło go poczucie winy. Mało brakowało. -Powinieneś odpuścić sobie i wyluzować, stary. -Dominik powlókł się z powrotem za bar, wciąż ściskając w dłoni papierosa. Nic dziwnego, że Mia Casa nigdy nie przynosiła zysków. Gavinowi zostały trzy miesiące, żeby zawrócić Titanica, a już nie miał ani jednej szalupy ratunkowej. Wpompowanie ogromnych sum pieniędzy w remont pewnie by pomogło, ale jeśli się nie ogarną

i nie zyskają doskonałych recenzji w prasie, sam Bóg nie zdoła ich ocalić przed zderzeniem z górą lodową. Ostatkiem sił powstrzymał się przed wzdrygnięciem, po czym sięgnął do najgłębszych pokładów swojego stoickiego spokoju i ruszył w stronę stolika numer trzy. Wtedy ją zobaczył. Zatrzymał się jak wryty i patrzył na nią błędnym wzrokiem. Kłębiące się emocje uderzyły go jak pędzący pociąg towarowy i przez krótką chwilę był w zupełnie innym czasie i miejscu. Przed oczami przebiegła mu scena, w której widział ją po raz ostatni, a którą starał się wyprzeć z głowy, odkąd wrócił do domu. Była z tym samym mężczyzną, z którym widział ją kilka tygodni temu. Wspomnienie żałosnego szpiegowania wywołanego zadurzeniem spowodowało, że poczuł mdłości, lecz nie mógł przestać pożerać jej wzrokiem. Kobieta zdjęła płaszcz i przerzuciła go przez oparcie krzesła. Podniosła jedną rękę, by strzepnąć wilgoć z włosów, co spowodowało, że kilka luźnych kosmyków uwolniło się spod perfekcyjnie uczesanego francuskiego koka. Złotorude pasemka ześlizgnęły się po jej karku i ramionach. Gavin pamiętał, jak te same loki opadały jej na plecy dzikimi, niesfornymi falami. Kiedyś czuł się jak ogień uwięziony w satynie, kiedy nawlekał je na palce. Pojedyncza świeca na stole zamigotała, rzucając blask na połyskującą perłowo nagą skórę w głęboko wyciętej czarnej sukni. Jadeitowo zielone oczy skrywała za parą modnych okularów w czarnych oprawkach. I było w niej coś jesz-

cze - coś nieuchwytnego, czego Gavin nie potrafił jeszcze zidentyfikować - zupełnie jakby otaczał ją mur z bijącym po oczach napisem „Patrz, ale nie dotykaj". Gavin był ciekaw, czy jej towarzysz zignorował ten sygnał. Zastanawiało go też, czemu tak bardzo zaprząta sobie tym głowę. Kobieta sięgnęła po kartę i roześmiała się z czegoś, co powiedział jej towarzysz. Dźwięk rozniósł się echem po całym lokalu i chociaż ucichł zaraz wśród brzęku porcelany i szkła, zdążył zagnieździć się na dnie żołądka Gavina i ścisnąć go nieprzyjemnie. Tak mocno, że przypominał mu łyk starej, leżakowanej whisky. Takiej z pazurem. „Ze wszystkich knajp w mieście musiała wybrać akurat moją - pomyślał. - Wcale bym się nie zdziwił, gdyby taper o imieniu Sam zaczął grać »As Time Goes By2 «". Gavin nabrał do płuc głęboki haust powietrza i zamarł na chwilę, po czym ruszył w stronę stolika numer trzy. Miranda Storme przeglądała kartę dań ze swobodą właściwą ekspertowi. Jej umysł automatycznie rejestrował nazwy potraw oraz ich ceny. Zastanowiła się, czy ma na tyle czasu, żeby zamówić danie dnia. - No, no, masz ten charakterystyczny wyraz twarzy. 2 ang., „W miarę upływu czasu" (przyp. tłum.)

Miranda podniosła wzrok. - Jaki wyraz twarzy? Andy Carson zmarszczył brwi. - Chodzi mi o to krytyczne spojrzenie. Czy nie możemy zjeść choćby jednego posiłku bez wyciągania od razu twojego notesu? Zaszalejmy dziś. Zamówmy dwa talerze zwykłego spaghetti z klopsikami i zapomnijmy o testowaniu talentów szefa kuchni. Męczy mnie już to, że za każdym razem, gdy podnoszę widelec do ust, czuję, że jestem w pracy. Miranda roześmiała się. -Andy, jesz za darmo, a ja nawet nie poprosiłam cię jeszcze, żebyś napisał choć jeden artykuł. - Mam to gdzieś. Wczoraj jadłem Big Maca i nie potrafiłem się nim cieszyć, bo cały czas zastanawiałem się, co właściwie jest w tym specjalnym sosie. Miranda przygryzła wargi. - Dobrze, skoro już byłeś na tyle miły i zgodziłeś się cierpieć w moim towarzystwie w operze, zamówię nam spaghetti. We włoskiej restauracji nie mogą go przecież schrzanić, ale tymczasem możemy zrobić małe przedstawienie. Mężczyzna z uśmiechem zamknął kartę dań. - Doskonale. Poza tym przecież dzisiaj nie dokonujemy oficjalnej recenzji, więc... co się stało? Wyglądasz, jakbyś ujrzała ducha. Miranda obserwowała mężczyznę zmierzającego w ich stronę i czuła w uszach dziwny huk. Mężczyzna odmierzał długie kroki, z tą samą bezwzględną deter-

minacją, jaką wykazywał przed laty. Między innymi to właśnie sprawiło, że zakochała się w nim. Dopóki nie posłużył się tą samą determinacją, żeby opuścić jej życie. - Cześć, Ruda. Kiedy głęboki, grobowo niski głos dotarł do jej uszu, Miranda z trudem powstrzymała drżenie. Powoli podniosła na niego wzrok - była wdzięczna sobie za to, że zastygła w nieruchomej pozie. Nie ugięła się pod jego stalowoniebieskim spojrzeniem, mimo iż Gavin przeszywał ją wzrokiem, którym potrafił zajrzeć na samo dno jej duszy. Kiedyś tak było. A ona poprzysięgła sobie, że więcej nie popełni tego samego błędu. -Witaj, Gavin. - Zachowała spokój w głosie, jak gdyby spotykanie się z pierwszą miłością swojego życia było dla niej czymś normalnym. - Jak się masz? - Nieźle, dziękuję. Uprzejma, banalna rozmowa wywoływała w niej dreszcze, ale na usta nie cisnęły się żadne oryginalne słowa. Gavin zdjął z niej swoje badawcze spojrzenie i przeniósł wzrok na Andy'ego. Sprawiał wrażenie, jakby szukał w nim potencjalnych słabości, które mógłby później wykorzystać na swoją korzyść. Nad stolikiem zawisła dziwna cisza. - Widzę, że się znacie - odezwał się Andy. Miranda zebrała się w sobie. -Andrew, przedstawiam ci Gavina Luciano. Gavin, to jest Andrew Carson. - Mężczyźni wymienili skinienia głowy. - Dawno temu Gavin i ja spotykaliśmy się.

Gavin był wtedy dobrze zapowiadającym się menedżerem w agencji reklamowej. - Miranda zmusiła się do uśmiechu. - Jestem pewna, że odniósł sukces. - Odszedłem z agencji. Miranda odrzuciła głowę do tyłu. - Odszedłeś? - Tak. - Gavin zakołysał się na piętach z satysfakcją w oczach. - Zmieniłem branżę. - Co teraz robisz? - spytała Miranda. Nieśmiały grymas ustąpił miejsca szerokiemu uśmiechowi. Miranda wstrzymała oddech, obserwując, jak Gavin odsłania przy tym dwa rzędy idealnie białych zębów. Był absolutnie pewny siebie. Wyjątkowo arogancki. Druzgocąco męski. - To - odparł krótko, wyciągając z kieszeni marynarki ołówek i notes. - Mogę przyjąć państwa zamówienie? Miranda zamrugała oczami. Delektowała się jego wyglądem, na który składały się: czarny golf, spodnie w kolorze khaki i sportowa marynarka. - Jesteś kelnerem? - Dzisiaj, owszem. Jestem właścicielem. To moja restauracja. Mirandę ogarnęła fala wspomnień. Dobry Boże, wiedziała, że Mia Casa brzmi jakoś znajomo. Jak mogła wybrać jego rodzinną restaurację? Gavin ani razu nie zaprosił jej tu, gdy się spotykali. Wiedziała tylko, że jego rodzina prowadzi włoską knajpę na Manhattanie. Mia Casa była jednym z wielu takich lokali. Poczuła ścisk w żołądku. - Zawsze mówiłeś, że nie chcesz mieć nic wspólnego z rodzinnym biznesem. Gavin zachmurzył się na krótką chwilę. - Myliłem się. - Zniżył swój głos do intymnego szeptu, tak że Mirandzie przebiegł po plecach dreszcz. -W wielu sprawach.

Kiedy Miranda podniosła rękę, żeby poprawić okulary na nosie, zadrżała jej dłoń. Nie powinna była tu przychodzić. Pogawędka z mężczyzną, który ją kiedyś rzucił, tylko zepsuje jej apetyt. Wzięła głęboki oddech i z werwą zamknęła kartę dań. - To doprawdy intrygujące. Myślę, że oboje jesteśmy gotowi, żeby zamówić kolację. Andy oparł się na krześle i machnął ręką w powietrzu. Na jego twarzy malowało się rosnące rozbawienie. - Mirando, zamów za mnie. Wiesz, czego chcę. Kobieta z wyraźną satysfakcją zauważyła, że Gavin lekko zmarszczył brwi. Uwadze Pana Macho na pewno nie uszło też, że kobieta zamawia jedzenie dla mężczyzny. Miranda na moment dała się ponieść złej stronie swojej natury i celowo nachyliła się w stronę Andy'ego, wsuwając swoją dłoń w jego i bawiąc się jego palcami. Zszokowany wyraz jego twarzy prawie zepsuł jej tę chwilę, ale w porę kopnęła go pod stołem w kostkę, ignorując ten grymas. - Kochanie, masz dzisiaj ochotę na coś tradycyjnego? Mężczyzna nie odpowiedział, tylko zamrugał oczami. Po chwili poczuł, jak jej obcas wbija mu się znowu w kostkę.

-Och, tak, skarbie. Z przyjemnością zjem coś klasycznego. Profesjonalne wyszkolenie dało o sobie znać i Miranda odprężyła się, zanurzając się w dobrze znajomy świat potraw. - Myślę, że zaczniemy od kalmarów. Proszę podać do nich bruschettę3 . Jako główne danie poprosimy spaghetti i klopsiki. Jakie pan proponuje warzywa? Czy Gavin skrzywił się, czy to tylko jej wyobraźnia płatała figle? - Dzisiaj serwujemy brokuły rabeĄ . Ale ja osobiście polecam sałatkę z pysznym domowym sosem. - Pozostaniemy jednak przy brokułach. -Nasza restauracja słynie z nadziewanych karczochów. Na pewno przypadłyby państwu do gustu. O tak, on naprawdę nie miał ochoty podać jej tych brokułów. Miranda była już w tylu restauracjach, że wiedziała doskonale, kiedy kelner próbuje wepchnąć jej określone potrawy. Poczuła, jak w jej żyłach krąży dzika satysfakcja. - Nie, dziękujemy. Gavin przestąpił z nogi na nogę. - Jak pani sobie życzy. A może mogę zaproponować 3 Rodzaj włoskiej przekąski w formie grzanki, posmarowanej oliwą oraz świeżo startym czosnkiem i podawanej z różnymi dodatkami, najczęściej z pomidorami i bazylią (przyp. tłum.) 4 Odmiana brokułu o lekko ostrym smaku, nazywana także rapini lub brokułem chińskim (przyp. tłum.)

specjalne danie dnia? Kucharz przygotowywał je przez cały wieczór. To coś naprawdę wyjątkowego. Chilijski strzępiel na kołderce z polenty, podawany z... - Nie, dziękujemy. Proszę nam przynieść dwa kieliszki Chianti Riserva. Postawa Gavina zdradzała frustrację. Był przyzwyczajony do przejmowania kontroli - zarówno w sypialni, jak i poza nią. A milczenie Andy'ego musiało doprowadzać go do szału. - Może pani towarzysz się wypowie? - spytał. Andy wzruszył ramionami. - Proszę podać to, co zamówiła Miranda. Miranda mało nie wybuchnęła śmiechem na widok zaciśniętej szczęki swojego byłego kochanka. Posłała Andy'emu zza stolika soczystego całusa. -To wspaniale, że nie próbujesz przejąć nade mną kontroli. Nie zawiodę cię, skarbie. Nigdy dotąd cię nie zawiodłam. -To zabawne, kiedyś uwielbiałaś, jak mężczyzna miał nad tobą przewagę. - Gavin zrobił krótką pauzę. -I wyrażałaś to dość głośno, jeśli dobrze pamiętam. Oddech uwiązł jej w gardle, kiedy przypomniała sobie, jak przyciskał ją do ściany, podciągał jej spódnicę i sprawiał, że błagała go, by to zrobił. Ścisnęła uda i odczekała chwilę, aż z powrotem nabierze powietrza, po czym zmusiła się do uśmiechu. - Już nie. Deser sobie darujemy. Chcemy zdążyć na przedstawienie o ósmej, w Met. Gavin przerwał na moment notować. - „La Traviata"?

Potarł kciukiem końcówkę ołówka - wolnym, miarowym ruchem - Miranda pamiętała doskonale, jak w ten sam sposób gładził jej nagą skórę, gdy w powietrzu unosiły się potężne takty operowej muzyki. Przypominała sobie każdy ruch jego ciała, kiedy kontrolował rytm, ignorując jej krzyki, podczas dzikiej podróży do krainy namiętności. Razem szczytowali, gdy muzyka osiągała apogeum miażdżącego crescendo. Pamiętała, jak leżała później w jego ramionach, wpatrując się w ogień trzaskający w kominku ze słodką świadomością, że należy do niego. W myślach przeklęła chropawość swojego głosu. -Tak. - Zawsze przepadałaś za operą. - Wzrok Gavina zatrzymał się na jej twarzy, po czym ześlizgnął się w dół. - Pewne rzeczy nigdy się nie zmieniają. Miranda odwróciła wzrok i podała mu karty. - Na razie to wszystko. Dziękuję. - Zaraz podam przystawki. - Gavin odwrócił się i z gracją odszedł w stronę kuchni. Andy przełknął głośno. -Rany, mam siniaki na nodze. Następnym razem przypomnij mi, że mam odgrywać rolę twojego kocha-sia. - Wybacz, Andy. To... skomplikowane. Mężczyzna uśmiechnął się. - Nie ma sprawy. W sumie, nieźle się bawiłem. Domyślam się, że to ten facet, który wystawił cię do wiatru. Jego słowa trafiły w jej wrażliwy punkt, wywołując kolejną falę wspomnień.

- Owszem. Andy nachylił się i niezręcznie poklepał Mirandę po ręce. - Powiedzmy, że to jest właśnie ta chwila, kiedy moja żona powiedziałaby kilka słów, żeby cię pocieszyć. - Chcesz tego spróbować? - Faceci są do kitu. Miranda wydała z siebie stłumiony śmiech. -Mnie nie musisz tego mówić. Ale dzięki niemu nauczyłam się wiele o sobie. Teraz jestem silniejsza. -Może, jeśli będzie częściej o tym mówić na głos, w końcu w to uwierzy. Andy uniósł jedną brew. - Tylko nie myl siły z zaprzeczeniem. Odcinanie się od uczuć bynajmniej nie musi oznaczać siły. - Zawsze ci powtarzałam, że powinieneś zostać psy- choanalitykiem. -To nie są moje słowa. Usłyszałem je od mojego psychiatry. Miranda westchnęła. -Może udziela zniżek grupowych. Po dzisiejszym wieczorze przyda mi się terapia. *** Miranda powstrzymała łzy napływające jej do oczu i sięgnęła po szklankę z wodą. Niestety, szklanka okazała się pusta, więc postanowiła napić się chianti. Ale alkohol tylko rozniecił płomień tlący się na jej języku i nie zgasił buzującego w jej wnętrzu ognia.

Andy wydawał się przeżywać to samo. Również sięgnął po swoją szklankę z wodą. - Jesteś pewna, że to nie ty go rzuciłaś, a on teraz szuka zemsty? Miranda zakrztusiła się winem. - Czy jedzenie nie wydawało ci się zbyt pikantne? - Kucharz nie żałował pieprzu ani czosnku. - Andy zasygnalizował kelnerowi, żeby przyniósł jeszcze wodę. - A brokuły były wprost straszne. Zjadłem je godzinę temu, a wciąż przeżuwam w ustach ostatni kęs. - Za to pieczywo było całkiem niezłe. - Dobra, w takim razie dajmy im cztery gwiazdki. Miranda roześmiała się. Jej przyjaciel nade wszystko nienawidził włoskich restauracji, które go rozczarowywały. -Nie marudź. Przed wyjściem zamówimy jeszcze cannoli5 . Jedyną odpowiedzią Andy'ego było prychnięcie. Miranda wstała od stolika. - Weź rachunek, a ja w tym czasie skorzystam z toalety. - Dobrze, spotkajmy się przed wejściem. Miranda zastukała obcasami na parkiecie, idąc w stronę łazienki, która znajdowała się na tyłach sali restauracyjnej. Rozglądała się wokół, zwracając uwagę 5 Tradycyjny deser sycylijski w formie rurek z chrupiącego ciasta, nadziewanych kremem z serka ricotta (przyp. tłum.)

na kombinację stylów z Nowego i Starego Świata. Wystarczyło jedno spojrzenie w kierunku masywnego baru, by zauważyć, że właściciele lokalu miotali się bezradnie między tradycją a nowoczesnością. Miranda wyobraziła sobie potężnego Gavina Luciano, który kierował tą restauracją niczym kapitan pirackiego okrętu. Umyła ręce i uważnie przejrzała się w lustrze. Drżącymi dłońmi próbowała poprawić kilka kosmyków niesfornych włosów. Opuściła ręce i spojrzała w lustro. Trzy lata. Jak długo czekała, łudząc się, że Gavin wróci, przyzna, że zakochał się w niej i nadal chce z nią być? Zbyt długo. W końcu zaczęła stawać się coraz silniejsza. Zdała sobie sprawę, że on nie wróci, a ona musi stworzyć nowe fundamenty swojego życia. A teraz pojawił się, zupełnie znikąd. Miranda wyprostowała się. Oczywiście, to nie ma żadnego znaczenia. Zaraz wyjdzie stąd i już więcej go nie zobaczy. Pod wpływem szoku straciła na chwilę kontrolę nad sobą - to wszystko. Otworzyła drzwi na oścież i ruszyła długim korytarzem w stronę wyjścia. - Mój Boże, Ruda, ależ ty świetnie wyglądasz. Miranda zamarła, a potem odwróciła się powoli i stanęła twarzą w twarz ze swoją przeszłością. - Dzięki. Ty nie zmieniłeś się ani trochę. Gavin zaśmiał się cicho i podszedł bliżej. Z jego ciała emanowały fale męskiej energii, które wciągały ją jak dzika topiel. Wzrok Gavina prześlizgnął się po jej twarzy, włosach, po czym powędrował niżej.

- Gdyby powiedział mi to ktoś inny, potraktowałbym to jako komplement. W twoich ustach zabrzmiało to podejrzanie. Miranda z trudem zachowała spokój i dystans. -Jestem przekonana, że moja opinia nie przyprawi cię o bezsenność. Gavin uśmiechnął się leniwie. - Nie o twoją opinię się martwię. Były inne rzeczy, które nie dawały mi spać w nocy. Słysząc to intymne wyznanie, Miranda otrząsnęła się. - Muszę iść. -Zaczekaj. - Gavin błyskawicznie wyciągnął rękę i złapał ją za ramię. Przeszyła ją fala gorąca i Miranda cofnęła się, wystraszona. Gavin zdawał się czuć jej rezerwę i zostawił jej trochę wolnej przestrzeni. - Chcę z tobą porozmawiać. - Nie mamy o czym rozmawiać. Gavin skrzywił się. -Próbowałem się z tobą skontaktować. Naprawdę, wierz mi. - Rozumiem. To chyba wszystko wyjaśnia. Dzięki za wyjaśnienie nieporozumienia. Gavin wypuścił głośno powietrze z płuc. -Mirando, do cholery, wysłuchaj mnie. Chcę ci wszystko wyjaśnić. Miranda potrząsnęła głową. -Jesteś niesamowity. Naprawdę wydaje ci się, że wpadając na mnie przypadkowo w knajpie, zdołasz oczyścić przeszłość jednym drobnym, nic nieznaczą-

cym epizodem? Otóż, mam dla ciebie przykrą wiadomość. Dla mnie to już nie ma żadnego znaczenia. - Jesteś rozgniewana. Rozumiem to. Miranda roześmiała się. - Nie jestem rozgniewana. Ani smutna. Moje uczucia są ambiwalentne. Pozostawiłam to, co nas łączyło, daleko w tyle i nie mam potrzeby do tego wracać. - Dla niego? - Gavin wskazał kciukiem drugi koniec korytarza. - Dla tego faceta? Miranda otworzyła szeroko usta ze zdziwienia. - Nie wierzę, że zadałeś to pytanie. - Nie wydaje mi się, żeby to był odpowiedni mężczyzna dla ciebie - stwierdził Gavin. -Ty oszalałeś. Nie zamierzam zostawać tu choćby minutę dłużej i wysłuchiwać tych bzdur. Spóźnimy się do opery. Tym razem Gavin powstrzymał ją, przyciskając do ściany. Mirandę otoczył znajomy zapach cytryny i przypraw. Choć w głowie słyszała głos, który krzyczał do niej, że przecież go nienawidzi, jej ciało cały czas pamiętało go jako kochanka. Jej sutki naprężyły się pod wełnianym materiałem czarnej sukienki, a między nogami poczuła płynny ogień. Seksualna energia zawirowała i wypełniła powietrze między nimi. - Puść mnie - wyszeptała. - Mirando, to, co było między nami, nie zniknęło. To wciąż tu jest. Miranda przyjrzała się jego arogancko wysuniętej do przodu szczęce, krzywiźnie jego dolnej wargi

i rzymskiemu nosowi, który był znakiem rozpoznawczym Gavina. Jego usta zatrzymały się kilka centymetrów od jej ust, a jego ciepły oddech pieścił delikatnie jej wargi. - Czego ty ode mnie chcesz? - spytała. - Kolejnych gierek? Nie mam ochoty wsiadać znowu do karuzeli uczuć i namiętności. Znajdź sobie inną partnerkę do tej zabawy. Gavin podniósł jej policzek kciukiem. Coś skrywanego głęboko w niej obudziło się do życia, kiedy Miranda ujrzała na jego twarzy huśtawkę emocji. Żal. Ból. Pożądanie. - Boże, przebacz mi, że tak cię skrzywdziłem - powiedział Gavin. - Puść mnie. - Jej głos zadrżał. - Trzy lata temu popełniłem błąd. Nie chcę go powtórzyć. - Ty arogancki sukin... - Miranda zamilkła, starając się odzyskać nad sobą kontrolę. - Nie obchodzi mnie, czego chcesz. Gavin dotknął opuszkiem kciuka jej dolnej wargi, a ona ujrzała w jego oczach blask determinacji i nieustępliwości. Serce stanęło jej na moment. Wstrzymała oddech i czekała, aż to powie. -Miałem zamiar dać ci spokój. - Gavin uśmiechnął się autoironicznie. - Ale teraz nie mogę. Muszę ci wyjaśnić, dlaczego odszedłem. Mijały kolejne sekundy. Z kuchni dobiegał brzęk porcelany i szkła. Na szczęście po chwili Mirandę ogarnęło zobojętnienie. Popatrzyła bez emocji na mężczyznę,

który zostawił ją bez pożegnania. Jego wyjaśnienia stały się nieaktualne. Teraz było już za późno. Miranda odepchnęła jego rękę i przycisnęła mu ją do piersi. Gavin wycofał się, a ona wyminęła go. W długim korytarzu zapadła cisza. Wreszcie Miranda wyprostowała się i rzekła głosem pozbawionym emocji: - Żegnaj, Gavinie. Po tych słowach odwróciła się i odeszła. Najwyższy czas, żeby Gavin ujrzał jej plecy i doświadczył uczucia odrzucenia. Jego bezgraniczna arogancja pozbawiła ją tchu, a jej zdrowy rozsądek ustąpił, zamieniając ją w stereotypowy obraz zmęczonej, odrzuconej kobiety. Z każdym krokiem, przybliżającym ją do stolika, przy którym siedziała, jej gniew narastał i odzierał ją z pancerza, który z takim trudem udało jej się odbudować. Gavin pewnie myślał, że dobra wymówka sprawi, że ona przebaczy mu wszystko, co zrobił. Zawsze wszystko przychodziło mu zbyt łatwo - czy dotyczyło to kobiet, seksu, czy miłości. Co poczuje, kiedy doświadczy prawdziwej straty? Czy zrobi mu się przykro? W żołądku Mirandy pulsował słodki ból. Żałowała, że nie może dać mu solidnej lekcji poniżenia, na którą zasłużył. Wstrzymała oddech i zebrała się w sobie. Nie pozwoli, żeby ten mężczyzna zepsuł jej wieczór. Dni, które przez niego straciła, wystarczyłoby, żeby obdzielić całą wieczność. Miranda wyszła z restauracji, nie oglądając się za siebie.

2 Kobieta na scenie wysunęła się bardziej na środek. Rozłożyła ramiona szeroko, w geście poddania się, akceptacji i siły. Głosem delikatnym niczym pajęcza sieć diwa zapraszała słuchaczy, by towarzyszyli jej w podróży, otworzyli swoje serca i dusze na ten krótki moment; aby dzielili z nią ból i radość życia. Nagle jej głos wzbił się na wyżyny i odbił się echem od ścian opery, kiedy kobieta wyzwała bogów na ostatni pojedynek. Muzyka stała się jej tarczą, pulsującą potężną energią, a słuchacze wstrzymali oddech w oczekiwaniu na finał tej bitwy. Znali wprawdzie zakończenie, a mimo to jakiś cichy głos nadziei kazał im czekać. Być może tym razem miłość pokona wszystko. Nawet śmierć. Ostatnie dźwięki arii wzbiły się w powietrze, kiedy śpiewaczka stawiła czoło swojemu losowi. Przez krótką chwilę Miranda wierzyła, że kobieta zwycięży. Lecz ona upadła na deski sceny i w tym momencie opadła kurtyna.

Miranda zachłysnęła się kipiącym od gniewu oddechem. Burza oklasków ukoiła ją. Otarła łzę spływającą po policzku i pozostała na swoim miejscu. Wiele lat temu przysięgła sobie, że nie będzie więcej płakać z powodu tego, co wydarzyło się w jej życiu, ale tym razem pozwoliła sobie na odrobinę słabości. Łzy w operze były czymś powszechnie akceptowanym. - Wszystko w porządku? Miranda z uśmiechem odwróciła się do Andy'ego. - Nic mi nie jest. Mam nadzieję, że się nie wynudziłeś. Jej przyjaciel podniósł kaszmirowy płaszcz, kiedy w operze zapłonęły światła. - Było nieźle - odparł szorstko. Miranda wślizgnęła się w swój jaskrawozielony płaszcz przeciwdeszczowy. - Za każdym razem, gdy oglądam „Traviatę", mam nadzieję, że zakończenie będzie inne. Nie przyszło ci do głowy... - Miranda zamilkła na widok charakterystycznych śladów wilgoci na policzku przyjaciela. - Andy, ty płakałeś. Jej towarzysz prychnął pogardliwie i odwrócił się do niej plecami. - Nie bądź śmieszna. Prawdziwi faceci nie płaczą. Miranda roześmiała się i ruszyła za nim w kierunku wyjścia z budynku Metropolitan Opera. Kapiące od przepychu żyrandole migotały nad głowami tłumu ludzi, którzy schodzili wystawną klatką schodową. Dywan w kolorze czerwonego wina tłumił ich kroki.

- „Liar, liar, pants on fire"6 - zanuciła na głos. - Podobało ci się i płakałeś. Przyznaj się albo powiem Elaine, że łkałeś jak dziecko i zrobiłeś scenę w operze. - Musiał ci zaszkodzić sos do makaronu - odciął się Andy. Miranda zmarszczyła się, kiedy mroźne nowojorskie powietrze uderzyło w nią z całą mocą. Andy postawił sobie wysoko klapy marynarki i powiedział: - Tak czy inaczej, przestań mnie rozpraszać. Nie powiedziałaś, o czym chciał z tobą rozmawiać twój chłopak. - Były chłopak - poprawiła go Miranda, zaciskając mocniej pasek, kiedy zmierzali do podziemnego garażu, w którym znajdował się parking. - Sprawiał wrażenie, jakby chciał wrócić do tego romansu. O co chodzi? Zignorowali migające czerwone światło i przebiegli przez ulicę, tuż przed maską pędzącej taksówki. Kierowca zatrąbił wściekle i wystawił przez okno środkowy palec, ale na Mirandzie nie zrobiło to żadnego wrażenia. Wiedziała dobrze, że kierowca nie zawahałby się przed potrąceniem jej, a potem pozostawieniem jej zwłok na ulicy. Boże, ależ ona uwielbiała tę bezwzględność wielkiego miasta. I to, co ono z nią zrobiło. Rozmowa, o której za wszelką cenę pragnęła zapomnieć, nie dawała jej spokoju. 6 ang., „Pleć, pleciugo, byle długo" (przyp. tłum.)