xena92

  • Dokumenty207
  • Odsłony22 371
  • Obserwuję46
  • Rozmiar dokumentów309.3 MB
  • Ilość pobrań14 684

Ward J. R. - Tom 06 - Dziedzictwo Krwi

Dodano: 7 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 7 lata temu
Rozmiar :2.4 MB
Rozszerzenie:pdf

Ward J. R. - Tom 06 - Dziedzictwo Krwi.pdf

xena92 EBooki Bractwo czarnego sztyletu
Użytkownik xena92 wgrał ten materiał 7 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 428 stron)

- 1 -

- 2 - JJ .. RR .. WW aa rr dd DDzziieeddzziiccttwwoo KKrrwwii Seria Bractwo Czarnego Sztyletu 06

- 3 - SSPPIISS TTRREEŚŚCCII Streszczenie............................................................................................ - 6 - Od tłumaczki .......................................................................................... - 7 - Podziękowania ....................................................................................... - 9 - Glosariusz............................................................................................. - 10 - Prolog ................................................................................................... - 15 - Rozdział 1............................................................................................. - 18 - Rozdział 2............................................................................................. - 24 - Rozdział 3............................................................................................. - 32 - Rozdział 4............................................................................................. - 41 - Rozdział 5............................................................................................. - 48 - Rozdział 6............................................................................................. - 57 - Rozdział 7............................................................................................. - 67 - Rozdział 8............................................................................................. - 78 - Rozdział 9............................................................................................. - 88 - Rozdział 10........................................................................................... - 91 - Rozdział 11........................................................................................... - 99 - Rozdział 12......................................................................................... - 104 - Rozdział 13......................................................................................... - 112 - Rozdział 14......................................................................................... - 122 - Rozdział 15......................................................................................... - 130 - Rozdział 16......................................................................................... - 135 - Rozdział 17......................................................................................... - 144 - Rozdział 18......................................................................................... - 150 - Rozdział 19......................................................................................... - 160 - Rozdział 20......................................................................................... - 171 - Rozdział 21......................................................................................... - 178 -

- 4 - Rozdział 22......................................................................................... - 190 - Rozdział 23......................................................................................... - 197 - Rozdział 24......................................................................................... - 203 - Rozdział 25......................................................................................... - 213 - Rozdział 26......................................................................................... - 215 - Rozdział 27......................................................................................... - 223 - Rozdział 28......................................................................................... - 229 - Rozdział 29......................................................................................... - 242 - Rozdział 30......................................................................................... - 250 - Rozdział 31......................................................................................... - 258 - Rozdział 32......................................................................................... - 268 - Rozdział 33......................................................................................... - 272 - Rozdział 34......................................................................................... - 280 - Rozdział 35......................................................................................... - 292 - Rozdział 36......................................................................................... - 301 - Rozdział 37......................................................................................... - 313 - Rozdział 38......................................................................................... - 318 - Rozdział 39......................................................................................... - 322 - Rozdział 40......................................................................................... - 324 - Rozdział 41......................................................................................... - 331 - Rozdział 42......................................................................................... - 336 - Rozdział 43......................................................................................... - 347 - Rozdział 44......................................................................................... - 352 - Rozdział 45......................................................................................... - 360 - Rozdział 46......................................................................................... - 370 - Rozdział 47......................................................................................... - 378 - Rozdział 48......................................................................................... - 382 - Rozdział 49......................................................................................... - 390 - Rozdział 50......................................................................................... - 394 - Rozdział 51......................................................................................... - 398 -

- 5 - Rozdział 52......................................................................................... - 401 - Rozdział 53......................................................................................... - 406 - Rozdział 54......................................................................................... - 413 - Rozdział 55......................................................................................... - 418 - Rozdział 56......................................................................................... - 420 - Rozdział 57......................................................................................... - 422 -

- 6 - SSTTRREESSZZCCZZEENNIIEE Szósty tom kultowego cyklu powieściowego J.R. Ward. „Dziedzictwo krwi” to trzymająca w napięciu powieść grozy z fascynującym wątkiem miłosnym w tle. To barwna opowieść o bezlitosnej walce tajnego bractwa wampirów z ich odwiecznymi prześladowcami, rozgrywającej się w realiach współczesnej Ameryki. Po latach narzuconego sobie celibatu nieustraszony wojownik Bractwa - Furiath - poświęca się dla dobra rasy, przyjmując funkcję Najsamca. Od tej pory ma być odpowiedzialny za utrzymanie ciągłości rasy i zapewnienie Bractwu nowych wojowników. Jednak Furiath nieustannie odsuwa w czasie podjęcie nowych obowiązków i walcząc z demonami przeszłości, szuka ukojenia w narkotykach. Zakochuje się w Wybrance Cormii, ale nie potrafi się do tego przyznać. A skoro nie wywiązuje się z obowiązku prokreacji z Cormią, musi zaakceptować inną przysłaną mu dziewicę. Zdarzenia przybierają nieoczekiwany obrót… Tymczasem Bractwo ma coraz większe kłopoty. Ze szpitala w niejasnych okolicznościach zostaje uprowadzony młody wampir Lahser. Dochodzi też do serii brutalnych morderstw w domach wampirzej arystokracji…

- 7 - OODD TTŁŁUUMMAACCZZKKII W oryginale imiona wampirów tworzących Bractwo oddają cechy charakteru noszących je postaci. Zgodnie z wampirzą tradycją zawierają też literę „h”. By czytelnik polski, nieznający języka angielskiego, zrozumiał znaczenie tych imion, znaleźliśmy dla nich polskie ekwiwalenty (dodając oczywiście do każdego z nich literę „h”. I tak: Wrath (ang. wrath - gniew) to Ghrom (pol.) Thorment (torment - tortura) Tohrtur (pol.) Vishous (vicious - wredny) Vrhedny (pol.) Rhage (rage - gniew) - Rankohr (rankor staropolskie: gniew) Phury (fury - furia) Furiath (pol.) Zsadist (sadist - sadysta) Zbihr (pol.)

- 8 - Dedykuję: Tobie Byłeś prawdziwym dżentelmenem I wielkim pocieszycielem. Moje szczęście nosi twoje imię. Naprawdę na to zasługujesz.

- 9 - PPOODDZZIIĘĘKKOOWWAANNIIAA Wyrazy głębokiej wdzięczności dla czytelników serii Bractwa Czarnego Sztyletu i wielkie „hej” dla Cellies, internetowej grupy dyskusyjnej fanów. Wielkie dzięki dla Karen Solem, Kary Cesare, Claire Zion i Kary Welsh. S - Byte, Ventrue, Loop i Opal: dzięki za wszystko, co robicie z dobroci waszych serc! Nieustające podziękowania dla mojego Komitetu Wykonawczego: Sue Grafton, dr Jessiki Andersen, Betsey Vaughan. Wyrazy szacunku dla niezrównanej Suzanne Brockmann. DLB - Kocham cię i podziwiam. Całusy. Mama. NTM - przyjmij moją nieustanną miłość i wdzięczność. Jesteś prawdziwym arystokratą ducha. PS - czy istnieje cokolwiek, czego byś nie potrafił znaleźć? LeEllo Scott - daleko jeszcze? daleko jeszcze? daleko jeszcze? Pamiętaj - jeździmy z tempomatem, a bez Leżunshine nie ma nas. Uwielbiam cię, potworze. Kaylie - witaj na świecie, malutka. Twoja fantastyczna matka jest moją zdecydowaną idolką nie tylko dlatego, że dba o moje włosy. Bub - dzięki za „ubzdryngolony”! Ta książka nigdy by nie powstała bez mojego kochającego męża, który jest moim doradcą, aniołem stróżem i wizjonerem, mojej cudownej matki, za której miłość nigdy się w pełni nie odwdzięczę, moich krewnych (rodzonych i przyszywanych) i moich najdroższych przyjaciół. I, oczywiście, bez piękniejszej połowy WriterDoga.

- 10 - GGLLOOSSAARRIIUUSSZZ Ahstrux nohtrum - osobisty ochroniarz z uprawnieniami zabójcy. Funkcja z królewskiego nadania Bractwo czarnego sztyletu - tajna organizacja mistrzów sztuk walki, której zadaniem jest obrona wampirów przed Korporacją Reduktorów. Dzięki właściwemu doborowi genetycznemu członkowie Bractwa obdarzeni są potężnym ciałem i umysłem, oraz niecodzienną zdolnością regeneracji. Bractwo wyławia kandydatów na swoich członków, którzy nie są rodzonymi braćmi. Agresywni, pewni siebie a przy tym tajemniczy, trzymają się z dala od cywilów i nie utrzymują kontaktów z członkami pozostałych kast, o ile nie potrzebują się dokrwić. W świecie wampirów bracia cieszą się wielkim poważaniem. O ich wyczynach krążą legendy. Giną tylko od bardzo poważnych urazów; takich jak rany postrzałowe, cios w serce itp. Broniec - samiec wampirów, który ma partnerkę. Samce mogą mieć więcej, niż jedną partnerkę. Cerbher - kurator przydzielony z urzędu. Funkcja podlega gradacji; najwięcej uprawnień mają cerbherzy eremithek. Chcączka - okres płodności u samicy wampirów, zwykle trwa dwa dni i towarzyszy jej potężny apetyt seksualny. Pierwsza chcączka występuje około pięciu lat po przemianie, później pojawia się raz na dziesięć lat. Chcączka samicy wyczuwana jest przez wszystkie samce, które mają z nią kontakt. To niebezpieczny okres, w którym dochodzi do waśni i starć między rywalizującymi samcami, zwłaszcza jeśli samica nie ma partnera. Dhunhd - piekło. Ehros - wybranka kształcona w dziedzinie sztuki erotycznej i miłosnej. Eremithka - status przyznawany przez króla arystokratycznej samicy w odpowiedzi na suplikę jej rodziny. Eremithka podlega wyłącznie władzy cerbhera, zwykle najstarszego samca w domostwie. Cerbher ma prawo decydowania o jej postępowaniu, zwłaszcza ograniczania bądź całkowitego zakazu kontaktów ze światem zewnętrznym.

- 11 - Frathyr - zwrot używany pomiędzy mężczyznami na znak wzajemnej miłości i szacunku. W swobodnym tłumaczeniu: drogi przyjaciel. Glymeria - opiniodawcze kręgi arystokracji. Socjeta. Gwardh - osoba odpowiedzialna za wychowanie, ojciec chrzestny. Juchacz - wampir płci męskiej lub żeńskiej, który ma obowiązek karmić swoją krwią właściciela. Choć posiadanie juchaczy należy do ginących obyczajów, jest nadal praktyką legalną. Korporacja Reduktorów - organizacja zabójców powołana przez Omegę w celu eksterminacji rasy wampirów. Krwiczka - wampirzyca, która ma partnera seksualnego. Samice zwykle poprzestają na jednym partnerze, ponieważ samce mają silny instynkt terytorialny. Krypta - rytualne miejsce spotkań Bractwa Czarnego Sztyletu, wykorzystywane do ceremonii oraz przechowywania słoi z sercami reduktorów. W Krypcie odbywają się ceremonie przyjęcia do Bractwa i pogrzeby; tu również dyscyplinuje się nieposłusznych członków Bractwa. Wstęp przysługuje jedynie członkom Bractwa, Pani Kronik i inicjowanym adeptom. Lilan - pieszczotliwie: ukochany, ukochana. Mamanh - spieszczenie słowa: matka. Nalla - najdroższa, ukochana. Rodzaj męski: nallum. Normalsi - symphackie określenie wampirów niebędących symphatami. Nówka - dziewica. Omega - złowroga, tajemnicza postać dążąca do zagłady wampirów z powodu niechęci do Pani Kronik. Istota nadprzyrodzona, posiada zdolności magiczne, z wyjątkiem mocy tworzenia. Pani Kronik - duchowy autorytet, doradczyni królów, strażniczka świętych ksiąg wampirów, dawczyni przywilejów. Istota nadprzyrodzona, posiada wiele nadprzyrodzonych mocy. W jednorazowym akcie kreacji powołała do istnienia rasę wampirów.

- 12 - Pierwsza Rodzina - królewska para wampirów z ewentualnym potomstwem. Pre - trans - młody wampir w okresie bezpośrednio poprzedzającym przemianę. Princeps - bardzo wysoki stopień w hierarchii wampirzej arystokracji; ustępuje rangą jedynie członkom Pierwszej Rodziny i Wybrankom Pani Kronik. Provodhyr - wpływowy osobnik piastujący wysokie stanowisko. Przedświtek - trzeci posiłek wampirów, odpowiednik kolacji w świecie ludzkim. Przemiana - przełomowy okres w życiu wampirów obojga płci, w którym osiągają dojrzałość. Odtąd muszą regularnie pić krew osobnika płci przeciwnej i nie mogą przebywać w świetle słonecznym. Przemiana zwykle występuje w wieku około dwudziestu pięciu lat. Niektóre wampiry, zwłaszcza samce, giną w trakcie przemiany. Wampiry przed przemianą są słabowite, nierozbudzone płciowo i niezdolne do dematerializacji. Psaniec - wampir należący do kasty sług. Psańce są posłuszne wielowiekowej tradycji, która dyktuje ich strój i maniery Mogą przebywać w świetle dziennym, za to starzeją się dość szybko. Średnia długość życia psańca wynosi około pięciuset lat. Samica psańca: psanka. Pyknąć - unicestwić Nieumarłego przez przebicie mu piersi; anihilacji towarzyszy charakterystyczne pyknięcie połączone z rozbłyskiem. Pyrokant - pięta achillesowa, słaby punkt lub niszcząca słabość danego osobnika. Natury wewnętrznej (np. nałóg) lub zewnętrznej (np. kochanek). Pomstha - odwet. Akt wymierzenia sprawiedliwości, zwykle przez samca związanego z poszkodowanym. Qhrih (St. Jęz.) - runa honorowej śmierci. Reduktor - członek Korporacji Reduktorów. Bezduszny humanoid, pogromca wampirów. Reduktorów można pozbawić życia wyłącznie przez przebicie piersi; w pozostałych wypadkach żyją wiecznie. Nie jedzą, nie piją, nie rozmnażają się. Z czasem tracą pigment we włosach, skórze i tęczówkach - są bezkrwiści, białowłosi, oczy mają bezbarwne. Pachną zasypką dla niemowląt.

- 13 - Do Korporacji wprowadzani przez Omegę, po rytualnej inicjacji wypatroszone serce przechowują w kamiennym słoju. Rundha - rytualna rywalizacja samców o samicę, z którą chcą się parzyć. Ryth - rytuał zwracania honoru proponowany przez stronę znieważającą. Znieważony wybiera dowolną broń i atakuje nieuzbrojonego adwersarza (samca lub samicę). Sadhomin - tytuł grzecznościowy używany w relacjach sado maso przez osobnika podległego wobec osobnika dominującego. Sroghi - określenie odnoszące się do sprawności męskiego członka. W tłumaczeniu dosłownym: podziwu godny, zasługujący na szlachetną samicę. Symphaci - odmiana rasy wampirów charakteryzująca się, między innymi, skłonnością i talentem do manipulowania uczuciami bliźnich; w ten sposób doładowują się energetycznie. Symphaci od stuleci są gatunkiem pogardzanym, w niektórych epokach przeznaczonym na odstrzał. Odmiana bliska wymarcia. Tolly - czuły zwrot. W wolnym przekładzie: moja miła; mój miły. Wampir - przedstawiciel gatunku odmiennego od Homo sapiens. Aby żyć, wampir musi pić krew osobnika płci przeciwnej. Ludzka krew utrzymuje wampiry przy życiu, jednak jej działanie jest krótkotrwałe. Po przemianie, która występuje około dwudziestego piątego roku życia, wampiry nie mogą przebywać na słońcu i regularnie muszą się dokrwić. Istota ludzka nie może zostać wampirem przez ukąszenie ani transfuzję krwi, spotyka się jednak rzadkie przypadki krzyżówki ras. Wampiry potrafią się dematerializować, ale wymaga to spokoju i koncentracji oraz braku większych obciążeń. Potrafią też wymazywać wspomnienia z pamięci krótkoterminowej człowieka. Niektóre wampiry umieją czytać w myślach. Średnia życia wampira wynosi ponad tysiąc lat; znaczna część osobników żyje o wiele dłużej. Wieczerza - pierwszy posiłek wampirów, odpowiednik śniadania w świecie ludzkim. Wybranki - samice wampirów chowane na służebnice Pani Kronik. Uchodzą za arystokrację, choć bardziej w hierarchii duchowej niżświeckiej. Z samcami nie mają prawie styczności, czasem jednak parzą się z wybranymi dla

- 14 - nich przez Panią Kronik braćmi, aby zapewnić liczebność kasty. Posiadają dar jasnowidzenia. W dawnych czasach karmiły swoją krwią członków Bractwa, którzy nie mieli własnych krwiczek, praktyka ta została jednak zarzucona. Zanikh - duchowa kraina, w której zmarłe wampiry pędzą życie wieczne w otoczeniu swoich bliskich. Zghubny brah - młodszy bliźniak, nosiciel klątwy. Zvidh - pole buforujące, maskujące realistyczną iluzją wybrany fragment terenu; fatamorgana. Zwyrth - martwy osobnik powracający z Zanikhu do świata żywych. Zwyrthy darzone są głębokim szacunkiem i podziwiane za bolesne doświadczenia.

- 15 - PPRROOLLOOGG Dwadzieścia pięć lat, trzy miesiące, cztery dni, jedenaście godzin, osiem minut i trzydzieści cztery sekundy temu... Czas, o dziwo, wcale nie był nieskończonym korowodem roztapiających się w wieczności sekund. Czas, wyjąwszy chwilę obecną, był płynny, plastyczny Można go było urabiać jak glinę. Omegę zalała wdzięczność. Gdyby nie elastyczność czasu, nie trzymałby nowo narodzonego syna w ramionach. Jakie to dziwne. Nigdy nie marzył o dzieciach, a przecież był w siódmym niebie. - Matka nie żyje? - spytał, kiedy nadreduktor pojawił się na schodach. Zabawna rzecz: gdyby spytał nadreduktora, który to rok, tamten odparłby, że 1983. I, w pewnym sensie, miałby rację. - Zmarła w połogu - potwierdził nadreduktor. - U wampirów to normalka. To jedna z ich nielicznych zalet. - Która, akurat w tym przypadku, była mu bardzo na rękę. Byłby skończonym niewdzięcznikiem, zabijając samicę po tym, jak mu oddała nieocenioną przysługę. - Co mam zrobić z jej ciałem? Omega patrzył z rozczuleniem, jak synek chwyta go za kciuk. Mały był bardzo silny. - Niesamowite. - Co? Nie potrafił ubrać swoich uczuć w słowa. Właściwie nigdy siebie nie podejrzewał o jakiekolwiek uczucia. Jego syn miał być tarczą ochronną w wojnie z wampirami, strategią zapewniającą przeżycie Omegi. W jego zamyśle chłopak miał być ognistym mieczem, który wytępi barbarzyńską rasę wampirów, nim Destruktor unicestwi Omegę, wchłaniając go kawałek po kawałku. Na razie sprawy toczyły się zgodnie z planem, począwszy od uprowadzenia samicy wampirów i zapłodnienia jej przez Omegę, aż po narodziny chłopca. Poczuł nagle, że wcale nie ma ochoty rozstawać się z dzieckiem. To młode na jego rękach jawiło mu się jako jakiś cud, wyłom w zaklętym kręgu.

- 16 - Choć Omega, w odróżnieniu od jego siostry, nie posiadał daru tworzenia, jednak miał zdolność rozmnażania się. Nie był w stanie powołać do życia całej rasy, niemniej mógł reprodukować swoje geny. Właśnie skorzystał ze swego daru. - Mistrzu? - Nadreduktor przywołał go do rzeczywistości. Cholernie nie miał ochoty rozstawać się z małym, ale plan wymagał, żeby jego syn żył pośród nieprzyjaciół, wychował się jako jeden z nich. Dlatego musiał poznać ich język, kulturę i obyczaje. A także ich siedziby, aby pewnego dnia mógł ich wyrżnąć w pień. Niechętnie oddał dziecko nadreduktorowi. - Zostaw go przed tamtym domem zgromadzeń, którego nigdy nie pozwalałem ci tknąć. Owiń go w coś i podrzuć, a potem wracaj do mnie, żebym cię mógł zabrać do siebie. - I wykończyć - dodał w myślach. Nie zamierzał ryzykować żadnych błędów ani przecieków. Nadreduktor wyraźnie starał się podlizać Omedze, co w innych okolicznościach mogłoby go ująć, teraz jednak akurat słońce wzeszło nad polami kukurydzy wokół Caldwell. Na pięterku zasyczały pierwsze płomienie, po chwili pożar rozszalał się na dobre. Zapach spalenizny wskazywał, że ciało samicy trawi ogień, pochłaniając również zakrwawione wyrko. I bardzo dobrze. Należy walczyć z brudem, zwłaszcza w nowiutkim wiejskim domku, zbudowanym specjalnie na okoliczność narodzin syna. - Idź i spraw się, jak trzeba - rozkazał. Nadreduktor wyszedł z noworodkiem. Patrząc na zamykające się drzwi, Omega poczuł bolesną tęsknotę za swoim synem. Na szczęście znał remedium na tę chandrę. Uniósł się w powietrze i katapultował w materialnej postaci do tej samej izby w wiejskim domku dwadzieścia parę lat później. Podróżując w czasie, obserwował gwałtowne starzenie się pokoju. Tapeta zblakła, a potem odpadła niechlujnymi płatami, meble koślawiły się i dziadziały w miarę długoletniego zużycia. Śnieżnobiały sufit zżółkł i zszarzał, jakby w pomieszczeniu kopciły pokolenia palaczy. Spaczone deski podłogi w sieni odstawały od ścian. Z głębi domu dobiegały dwa gniewne ludzkie głosy Omega skierował lot w stronę odrapanej kuchni, która raptem parę sekund wcześniej lśniła nowością i czystością. Jego nagle pojawienie się w kuchni przerwało kłótnię mężczyzny z kobietą. Zamarli w osłupieniu. Przystąpił do rutynowego oczyszczenia domku z niepożądanych świadków.

- 17 - Jego syn miał powrócić do rodzinnej chaty. Marzył o tym, żeby go ujrzeć. A potem użyć. Z otępiałym znużeniem obserwował, jak zło podnosi głowę w jego wnętrzu. Myślał o swojej siostrze, która według własnego widzimisię z dostępnych surowców powołała do istnienia nowy gatunek na Ziemi. Była z siebie taka dumna... Ich ojciec też był z niej dumny. Omega zaczął zabijać wampiry, żeby obojgu zrobić na złość, ale wkrótce zorientował się, że zło go syci. Ojciec mógł mu naskoczyć. Omega szybko się zorientował, że jego niecne postępki - ba, samo jego istnienie - stanowiło taoistyczne dopełnienie szlachetnej natury jego siostry. Równoważenie przeciwieństw było naczelną dewizą jego siostry, uzasadnieniem istnienia Omegi, misją ich rodu z dziada pradziada. Fundamentalnym prawem, na którym zasadzała się cała rzeczywistość. Tak więc kiedy Omega kwitł, Pani Kronik cierpiała. Opłakiwała śmierć każdego egzemplarza stworzonego przez nią gatunku, o czym Omega doskonale wiedział. Jak to brat - zawsze umiał wyczuć, co się dzieje w serduszku siostry. Teraz jednak zaczynał ją rozumieć. Kiedy myślał o swoim synu, który porabiał Bóg wie co, martwił się o chłopaka. Miał nadzieję, że przez dwadzieścia parę lat nie brakło mu niczego. Cokolwiek by mówić, był rodzicem, a rodzice zawsze martwią się o swoje potomstwo. Czy jesteś sługą dobra, czy zła, zawsze chcesz jak najlepiej dla istnienia, które powołałeś do życia. Omega z zaskoczeniem odkrył, że mimo różnic mają z siostrą coś wspólnego... Oboje trzęsą się o swoje dziatki. Zerknął na zwłoki pary, którą przed chwilą wykasował. Niestety, fakt, że ich dążenia z siostrą były podobne, wróżył poważny konflikt interesów.

- 18 - RROOZZDDZZIIAAŁŁ 11 Nazgul powrócił. Furiath zamknął oczy i oparł głowę z powrotem o zagłówek łóżka. Diabła tam - powrócił. Nigdy nie odszedł. Rani mnie twoja małoduszność, kolego, skarcił go mroczny w jego głowie. Po tym wszystkim, co przeszliśmy razem? To prawda... wiele przeszli razem. To nazgul stał za jego wilczym apetytem na czerwony dymek, on i ten jego głos, mędzący wiecznie o tym, czego Furiath nie zrobił, co powinien był zrobić, co powinien był zrobić lepiej. Ciągle nie tak, ciągle za mało. I tak w kółko, do urzygu. Prawda się miała zaś tak, że jakby rodem z Władcy Pierścieni, pchnął Furiatha w objęcia czerwonego dymka, czy raczej dowiózł na tylnym siedzeniu spętanego jak wieprzka. Raczej na przednim zderzaku, kolego. Co prawda, to prawda. W wyobraźni Furiatha nazgul jawił się nieodmiennie na tle bojowiska z kości i czaszek. Sukinsyn dbał o to, by Furiath ani na chwilę nie zapomniał o swoich niedociągnięciach i porażkach, a jego monotonna tyrada wygłaszana nienagannym brytyjskim akcentem popychała go do odpalania blanta od blanta, żeby sobie nie wpakować do ust lufy własnej czterdziestki. Nie uratowałeś go. Nie uratowałeś ich. To twoja wina... twoja wina. Złotą zapalniczką przypalił kolejnego skręta. Na takich jak on mówiono w Starym Języku zghubny brah. Drugi bliźniak, ten zły. Jego przyjście na świat, trzy minuty po narodzinach Zbihra, było przekleństwem, które zakłóciło równowagę rodziny. Dwóch szlachetnie urodzonych, żywych synów to było zbyt wiele dobrego naraz, zatem nieuchronnie musiało dojść do wyrównania status quo: nie minęło wiele miesięcy, a starszy bliźniak został uprowadzony i sprzedany w niewolę, gdzie przez sto lat był poddawany najwymyślniejszym torturom. Zezwierzęceniu swojej Posiadaczki zawdzięczał blizny na twarzy, plecach, nadgarstkach i szyi i jeszcze straszliwsze obrażenia psychiki.

- 19 - Furiath wstrząsnął się. Ratując życie Zbihra, niewiele zdziałał, trzeba było dopiero magii Belli, żeby wskrzesić duszę bliźniaka. A teraz Bella sama jest w niebezpieczeństwie. Gdyby umarła... Wszystko wróciłoby do normy. W następnym pokoleniu równowaga zostałaby przywrócona, wciął się nazgul. Naprawdę jesteś pewien, że to właśnie twój bliźniak zasługuje na błogosławieństwo żywych narodzin? A może ty mógłbyś płodzić młode za młodym? A gdybyś tak jeszcze, przy okazji, zakosił mu jego krwiczkę? Furiath złapał pilot i pogłośnił Che gelida manina. Nic z tego. Nazgul też lubił Pucciniego. Wymachując jak wiatrak długimi ramionami, ruszył tanecznym krokiem, po pobojowisku, depcząc z chrzęstem kości zmarłych. Jego czarna wystrzępiona szata rozwiewała się jak grzywa znarowionego ogiera. Na zlewającym się z horyzontem szarym rumowisku nazgul wirował, zanosząc się śmiechem. Jeszcze. Chwila. A. Oszaleje. Furiath, nie odwracając głowy, sięgnął po leżącą na nocnym stoliku torbę czerwonego dymka i bibułki. Trafiał na pamięć, jak królik do swojej jamy. Kiedy nazgul zaczął podrygiwać w rytm arii z Carmen, Furiath, pykając blanta, rolował już na zapas dwa tłuste gibony - dwóch sprzymierzeńców, którzy mieli zapewnić jego nałogowi ciągłość. Dym, który wypuszczał z ust, pachniał kawą i czekoladą, jednak byłby gotów wyjarać oponę, byle zagłuszyć nazgula. Doszedł już do takiego stanu ducha, że bez wahania kurzyłby zgniłe obierki z dna kubła na śmieci, gdyby gwarantowało mu to parę chwil spokoju. Czyżby nasz związek zaczął się rozpadać?, zadrwił nazgul. Furiath skupił wzrok na rysunku, który szkicował od pół godziny. Rzucił okiem na całość, potem zanurzył piórko w srebrnym, rozchybotanym kałamarzu, który trzymał na materacu, przy nodze. Oleisty połysk tuszu przypominał krew wrogów jego rasy, reduktorów. Jednak na papierze tusz nabierał odcienia ciemnej rdzy, dalekiej od złowieszczej czerni. Co więcej, rudy odcień tuszu dokładnie odpowiadał barwie jaśniejszych pasemek w mahoniowych włosach Belli, którą właśnie szkicował z pamięci. Starannie wycieniował perfekcyjny kontur jej nosa, nakładając siateczkę delikatnych linii. Rysowanie piórkiem przypominało życie: Jeden nieostrożny ruch i po wszystkim. Psiakość, oko Belli nie za bardzo mu wyszło. Uważając, żeby nie zamazać nadgarstkiem świeżego tuszu, próbował pogłębić łuk dolnej powieki. Mimo kolejnych zgrabnych kresek na papierze czerpanym, oko wciąż nie chciało przypominać oka Belli.

- 20 - Porażka, zważywszy na to, ile czasu w ciągu ostatnich u miesięcy strawił na szkicowaniu Belli. Nazgul nie przepuścił okazji, by palnąć mówkę, że to, co Furiath robi, jest niestosowne. Kto to widział zabawiać się rysowaniem ciężarnej krwiczki brata bliźniaka. Oj, nieładnie, kolego. Tylko skończony świntuch podkręca się samicą rodzonego brata Na pewno świetnie się z tym czujesz... Czy nazgul zawsze musi gadać z tym brytyjskim akcentem? Furiath wykonał kolejne pociągnięcie piórkiem i przekrzywił głowę, sprawdzając, czy nie pomoże zmiana kąt widzenia. Niestety. Wciąż do dupy, podobnie zresztą, jak włosy. Na rysunku ciemne, długie włosy Belli były upięte w kok, a jej policzki okalały pejsy. W rzeczywistości Bella zawsze nosiła włosy rozpuszczone. Mimo wszystko była jednak czarująca, a reszta jej twarzy była taka sama jak na wszystkich portretach. Pełne miłości spojrzenie kierowała w prawo, rzęsy miała podwinięte, w jej oczach czuło się ciepło i oddanie. Zbihr siadał w jadalni zawsze po jej prawej stronie, by w razie czego swobodnie móc wydobyć broń. Furiath pilnował, żeby na rysunkach Bella nie patrzyła na niego, zresztą w prawdziwym życiu nigdy nie przyciągał jej spojrzenia. Kochała się w jego bliźniaku, co go cieszyło choć pragnął jej całym sercem. Portret ukazywał Bellę od czubka koka aż do ramion. Nigdy nie rysował jej powiększającego się brzucha. Ciężarnych samic nie rysowało się od piersi w dół, żeby nie w wołać wilka z lasu. Samice często umierały w połogu, i spędzało Furiathowi sen z powiek. Leciutko pogładził portret Belli, starając się nie dotknąć nosa, na którym tusz jeszcze nie zasechł. Była śliczna chociaż jej oku wciąż było daleko do ideału, fryzurę miała zmyśloną, a usta nie tak pełne, jak w rzeczywistości. Portret skończony. Pora wziąć się za następny. Jeszcze tylko pęd bluszczu na ramieniu Belli. Pierwszy liść, giętka łodyga, następne liście, coraz więcej liści... pnącze powoli zakrywało szyję i podbródek Belli, wspinając się na usta, anektując policzki... Raz po raz zanurzał piórko w kałamarzu. Bluszcz stopniowo pochłaniał Bellę, kamuflując jej podobiznę, którą nakreślił w swym samczym, grzesznym zapamiętaniu, najtrudniej było zamalować nos. Odkładał to zawsze na koniec, bo czuł, że się dusi. Po pokryciu całego rysunku bluszczem, zmiął kartkę i cisnął przez pokój do mosiężnego kosza na śmieci.

- 21 - Jaki to miesiąc? Sierpień? Tak, sierpień, co by znaczyło, że, miała przed sobą jeszcze cały rok ciąży, o ile uda jej się donosić. Jak wiele samic przed nią, polegiwała już z obawy przed przedwczesnym porodem. Skiepował blanta i sięgnął po następnego, ale okazało, że tamte dwa, które przygotował przed chwilą, nie wiedzieć kiedy poszły z dymem. Wyprostował swoją zdrową nogę i odłożył na bok deskę do rysowania. Sięgnął po pakiet pierwszej pomocy: przezroczystą torebkę z czerwonym dymkiem, paczuszkę bibułek i złotą zapalniczkę. Błyskawicznie zrolował świeżego skręta. Zaciągając się, zerknął na poziom zioła. Cienko. Cieniutko. Na szczęście stalowe żaluzje zaczęły już podjeżdżać. Zapadła noc, której największym urokiem był brak słońca. Rezydencja Bractwa mogła się wreszcie rozhermetyzować on... udać się do Mordha. Do dilera. Wyprostował drugą nogę - tę bez łydki i stopy - i sięgnął po protezę. Przypiął ją pod prawym kolanem i wstał. Był ostro nastukany i poruszał się jak mucha w smole. Do okna miał chyba z kilometr, co mu nie przeszkadzało, bo widział przez miłą mgłę. Wydawało mu się, że unosi się w powietrzu. W rzeczywistości szedł na golasa przez pokój. Ogród w dole był skąpany w poświacie z werandowych okien biblioteki. To był wzorowy ogród na tyłach. Kwiaty tryskające zdrowiem, w sadzie jabłonie i grusze, wygrabione ścieżki, równo przystrzyżony żywopłot. W niczym nie przypominał ogrodu w domu jego dzieciństwa. Tuż pod oknem kwitły bujnie róże herbaciane, dumnie wznosząc mieniące się wszelkimi odcieniami pąki na ciernistych łodygach. Jego myśli poszybowały ku innej samicy. Wziął kolejnego bucha i pomyślał o tej, którą miał święte prawo rysować... Z którą prawo i obyczaj nakazywały nie poprzestawać na szkicowaniu. Z Wybranką Cormią. Jego pierwszą partnerką. Pierwszą z czterdziestu. Jasny gwint. Jak doszło do tego, że został Najsamcem Wybranek? A nie mówiłem?, wstrzelił się zgrabnie nazgul. Będziesz miał dzieci na pęczki, a każde z nich będzie miało przyjemność pochodzić od ojca, którego jedynym osiągnięciem jest dawanie dupy na każdym odcinku. Słuchał tego niechętnie, ale nie mógł odmówić nazgulowi racji. Nie odbył z Cormią godów, jak nakazuje obyczaj. Nie złożył przełożonej Wybranek wizyty po Tamtej Stronie. Nie poznał trzydziestu dziewięciu samic, które powinien przelecieć gwoli zapłodnienia.

- 22 - Zaciągnął się mocniej, a wyrzuty sumienia bombardowały go jak grad rozpalonych kamieni odpalanych celną dłonią nazgula. Ten to miał wprawę. Rzecz w tym, kolego, że jesteś łatwym celem i tyle. Cormia przynajmniej protestowała przeciwko swojemu przydziałowi obowiązków. Nie miała najmniejszej ochoty zostawać jego pierwszą partnerką, zmuszono ją do tego na siłę. W dniu rytuału miała zostać przywiązana za ręce i nogi do łoża obrzędowego jak jakieś zwierzę, a on miał sobie pofolgować. Brr. Na jej widok natychmiast przerzucił się na tryb awaryjny - miłosiernego samarytanina. Przywiózł ją do rezydencji Bractwa Czarnego Sztyletu i zainstalował w pokoju przylegającym do jego sypialni. Tradycja tradycją, ale nie zamierzał brać jej na siłę. Liczył na to, że jeśli będą mieli trochę czasu i przestrzeni, żeby się poznać, pójdzie im lepiej. Nic z tego. Cormia zadowalała się własnym towarzystwem, a on po staremu toczył codzienną walkę, żeby nie zapaść się w sobie. Przez pięć miesięcy nie przybliżyli się nawet o milimetr ani do siebie nawzajem, ani do łóżka. Cormia rzadko się odzywała i schodziła na dół tylko na posiłki, chodziła z pokoju tylko po książki z biblioteki. W długiej białej sukni bardziej przypominała pachnący delikatnie jaśminem cień niźli istotę z krwi i kości. Najgorsze w tym wszystkim było to, że ten stan rzeczy zupełnie mu odpowiadał. Sądził, że jest przy zdrowych zmysłach, kiedy podjął się zostać Najsamcem i zastąpić innego w obowiązkach rozpłodowca, ale rzeczywistość przerosła jego najśmielsze oczekiwania. Czterdzieści samic. Czter - dzieś - ci. Cztery, zero. Tak, musiał być w jakiejś zaćmie, kiedy się ofiarował na miejsce V. Bogiem a prawdą, podczas jedynej próby utraty dziewictwa nie spisał się, chociaż oddał się w ręce profesjonalistki. Niewykluczone jednak, że źródłem jego blokady właśnie fakt, że to była kurwa. No ale do kogo miał się, u diabła, zwrócić? Był dwustuletnim prawiczkiem, który nie miał o seksie pojęcia. Trudno mu było sobie jakoś wyobrazić, że dosiada wdzięczną, delikatną Cormię, kopulacja, ejakulacja, do widzenia i już gna do sanktuarium Wybranek, użyć sobie jak Bill Paxton w Trzy na jednego. Chyba mu odjebało, kiedy się na to zgodził. Mantem w ustach otworzył okno. Upojny aromat letniej nocy wsączył się do pokoju. Róże.

- 23 - Któregoś dnia zastał Cormię z różą w ręku. Musiała ją wyjąć z bukietu, który Fritz postawił w saloniku na piętrze. Siedziała, wytwornie kłoniąc głowę nad wazonem, z lawendowym kwiatem w smukłych palcach. Wąchała nabrzmiały pąk. Z jej jasnych włosów, jak zawsze upiętych z tyłu głowy, wysunęło się kilka delikatnych kosmyków pofalowanych z naturalnością płatków róży. Gdy zorientowała się, że na nią patrzy, podskoczyła, odłożyła różę i wybiegła bezszelestnie, zamykając drzwi za sobą. Zdawał sobie sprawę, że nie będzie mógł jej trzymać bez końca z dala od jej świata i bliskich. Najpierw jednak musieli odbyć rytualny stosunek, tak jak się zobowiązał, a Cormia, jakkolwiek początkowo zlękniona, tego właśnie oczekiwała po nim. Spojrzał na swoje biurko, na którym leżał masywny złoty wisior grawerowany antycznymi runami Starego Języka Wyglądał jak wielgachne wieczne pióro. Symboliczny naszyjnik Najsamca był nie tylko kluczem do wszystkich budowli po Tamtej Stronie, ale również obligował do opiek nad Wybrankami. Najsamce - im rasa wampirów zawdzięczała swoją siłę. Wisior znowu się rozdzwonił. Przełożona Wybranek go wzywa. Teoretycznie powinien śmignąć do swojego aktualnego domu, ergo - sanktuarium. Postanowił olać jej monit podobnie jak dwa poprzednie. Nie miał ochoty słuchać w kółko tej samej gadki, jak bardzo przegiął, migając się przez pięć miesięcy od dopełnieni; rytuału Najsamca. Biedna Cormia, zapuszkowana w gościnnym pokoju za ścianą, z dala od swoich siostrzyc, nie ma nawet do kogo ust otworzyć. Próbował zagaić do niej, ale wpadła w panikę. Wcale jej się nie dziwił. Cud, że nie oszalała, godzinami siedząc w samotności. Przydałby jej się jakiś przyjaciel. Jak każdemu zresztą. Nie każdy zasłużył sobie na przyjaciół, przyciął mu nazgul. Odsunął się od okna i ruszył do łazienki wziąć prysznic. Przystanął przy koszu na śmieci. Zgnieciony w kulę rysunek tymczasem trochę się rozwinął, odsłaniając gmatwaninę bluszczu. W pamięci mignął mu zabazgrany portret Belli z włosami upiętymi w kok i niesfornymi kosmykami na policzkach. Kosmykami pofalowanymi z naturalnością płatków róży. Zadumany wszedł do łazienki. Cormia była czarowna, ale... Wszyscy przyjęliby z wdzięcznością, gdybyś jej pragnął, skończył za niego nazgul. Wobec tego musisz unikać jak ognia tej opcji kolego, żeby nie zepsuć swojego wizerunku skończonego nieudacznika. Furiath podkręcił Pucciniego i puścił prysznic.

- 24 - RROOZZDDZZIIAAŁŁ 22 Żaluzje podjechały w górę na noc. Cormia nie próżnowała w sypialni. Siedząc po turecku na orientalnym dywanie, wyławiała ziarna grochu z wypełnionej wodą kryształowej misy. Kiedy Fritz przyniósł jej misę, ziarna były twarde jak kamyczki, ale po namoczeniu okazały się zdatne do użytku. Wyłowiła jeden groszek, po czym sięgnęła po wykałaczkę z białego pudełeczka podpisanego alfabetem człowieków: WYKAŁACZKI SIMMONSA, 500 SZTUK. Wbiła wykałaczkę w ziarno grochu, następnie powtórzyła czynność z kolejną wykałaczką i ziarnem, formując kąt prosty. Z dwóch takich kątów zbudowała kwadrat, a następnie trójwymiarowy sześcian. Zadowolona dodała go do bliźniaczych sześcianów, domykając czworokątną podstawę konstrukcji o bokach długości półtora metra. Od tej chwili budowa miała posuwać się w górę przez dodawanie kolejnych ażurowych warstw. Wszystkie wykałaczki wyglądały tak samo, wszystkie groszki były identycznie zielone i okrągłe. Przypominały jej, skąd pochodzi. W znajdującym się poza czasem sanktuarium Wybranek jednakowość była cnotą, sprawą najwyższej wagi. Po tej stronie świat był niemożliwie zróżnicowany. Oko Cormii padło na wykałaczki w jadalni: odchodząc od stołu, brat Rankohr z bratem Butchem wyjmowali je z wysokiego, srebrnego pudełka. Nie wiedziała, co jej kazało pewnego wieczoru wziąć do pokoju kilka wykałaczek. Wsunęła jedną do ust i skrzywiła się: smak suchego drewna nie przypadł jej do gustu. Nie miała pomysłu, co z nimi dalej robić. Odłożyła je na nocny stolik i zaczęła układać rozmaite figury. Przyszedłszy posprzątać, Fritz, kamerdyner, zauważył jej zabawę i pojawił się wkrótce z wazą pęczniejącego w ciepłej wodzie groszku. Pokazał jej, jak się to robi: trzeba wbity między dwie wykałaczki groszek połączyć z bliźniaczym elementem i tak dalej, i tak dalej... a po chwili pojawi się coś ciekawego. Kiedy zorientowała się, że jej konstrukcje są coraz większe i ambitniejsze, zaczęła planować je z góry żeby uniknąć błędów. Z braku miejsca na biurku, przeniosła się z budową na podłogę. Zerknęła w projekt. Następne piętro budowli miało być mniejsze od poprzedniego, kolejne jeszcze mniejsze, a na nim miała stanąć wieża.

- 25 - Przydałoby się trochę koloru, pomyślała. Skąd go wziąć? Kolory - co za uczta dla oczu. Życie po tej stronie miało swoje minusy, za to jeden potężny plus: kolory. W sanktuarium Wybranek wszystko było białe: trawa, drzewa, świątynie, jadło i napoje, święte księgi... Czas - kolejna rzecz, do której musiała się przyzwyczaić. Po Tamtej Stronie nie było czasu. Istniał pewien rytm rytuałów, posiłków i ablucji, ale nie było dni i nocy ani odpowiedników godzin. Czas i istnienie miały charakter statyczny, podobnie jak powietrze, światło, widoki. Po tej stronie musiała nauczyć się minut, godzin, dni, tygodni, miesięcy i lat. Zegary i kalendarze odliczały upływ czasu, więc musiała nauczyć się je odczytywać, podobnie jak musiała przyswoić wiedzę o cyklach nieznanej rzeczywistości i jej mieszkańców. Na tarasie pojawił się psaniec z sekatorem. Szedł wzdłuż żywopłotu, przycinając gałązki do wielkiego czerwonego kubła. Przypomniała sobie białe trawniki sanktuarium. Białe drzewa, na których nie drgnął ani listek. Białe kwiaty w wiecznym rozkwicie. Świat Drugiej Strony jakby zastygł w pewnej Fazie, która jednak nie wykluczała ruchu. Wybranki żyły w wiecznym teraz, choć, niestety, starzały się i umierały. Obejrzała się przez ramię, patrząc na swoje biurko o niezapełnionych szufladach. Na politurowanym blacie leżał okolicznościowy pergamin, który Wybranka Amalya, jej przełożona, doręczyła jej osobiście na tę stronę. Obowiązkiem przełożonej było przekazywanie Wybrankom zwoju w dniu ich urodzin. Gdyby Cormia była po Tamtej Stronie, uczestniczyłaby również w ceremonii, rzecz jasna - zbiorowej. Obchodząca urodziny Wybranka nie była w żaden sposób wyróżniana, ponieważ po Tamtej Stronie nie uznawano jednostki, a tylko zbiorowość. Rozmyślanie o sobie czy o własnych sprawach uchodziło za herezję. Odkąd sięgała pamięcią, zawsze grzeszyła w skrytości ducha. Stale miała dziwne pomysły, oddawała się niedozwolonym rozrywkom, czuła nieprawomyślne - i niespełnione - pragnienia. Wsparła się dłonią o parapet. Szyba była cieńsza od jej małego palca, przejrzysta jak powietrze, jakby jej wcale nie było. Już od dłuższego czasu miała ochotę obejrzeć z bliska kwiaty w ogrodzie, ale powstrzymywało ją... właściwie nie wiadomo co. Przybywszy tutaj, w pierwszej chwili doznała przeciążenia bodźcami zmysłowymi. Po tej stronie istniało wiele nieznanych rzeczy, w rodzaju