SUWOROW WIKTOR
GRU
RADZIECKI WYWIAD WOJSKOWY
Tłumaczyli: MACIEJ BOROWSKI I JAROSŁAW KOTARSKI
Wydanie polskie: 1999
Dla Tani
WSTĘP
Nie ma wątpliwości, które państwo na świecie dysponowało najpotężniejszym wywiadem
– był nim Związek Radziecki, a tą monstrualną organizacją nie mającą odpowiednika w
dziejach ludzkości był KGB, czyli Komitet Bezpieczeństwa Państwowego (Komitiet
Gosudarstwiennoj Biezopasnosti). W kwestii natomiast, kto dysponował drugą taką
organizacją, opinie specjalistów różnią się od siebie. Prawda, choć może się wydać dziwna,
jest następująca: krajem, który nią dysponował (i wciąż dysponuje) był również Związek
Radziecki, a organizacją tą był i jest GRU (Gławnoje Razwiedywatielnoje Uprawlenije –
Główny Zarząd Wywiadowczy Sztabu Generalnego).
Niniejsza książka została napisana, by uzasadnić tę opinię.
Pierwotnie była pomyślana jako materiał instruktażowy dla wąskiego kręgu specjalistów,
później poprawiłem ją tak, by nadawała się dla szerszego kręgu odbiorców. Poprawki
ograniczyły się głównie do usunięcia definicji i szczegółów technicznych, które nie były
czytelnikowi potrzebne, a zaciemniłyby jedynie ogólny obraz. Mimo tych zabiegów książka
może okazać się trudna w lekturze i, choć mogę za to przeprosić czytelników, nie mogę tego
zmienić. Aby poznać chorobę (a chęć poznania najczęściej spowodowana jest potrzebą
zwalczenia takowej) trzeba poznać zarówno objawy, jak i etiologię.
Jednym z pierwszych świadomych kłamstw, na jakie zdecydowali się komuniści, było
ogłoszenie, że organy bezpieczeństwa nowego państwa, czyli WCzK (Wsierusskaja
Czeriezwyczajnaja Kommissija po Borbie s Kontrrewoliucyjej i Sabotażem – Wszechrosyjska
Nadzwyczajna Komisja do Walki z Kontrrewolucją i Sabotażem), zostały stworzone 20
grudnia 1917 roku*
. Rewolucjoniści zrobili tak, by udowodnić, że masowe egzekucje, jakie
miały miejsce w ciągu pierwszych czterdziestu jeden dni ich władzy, nie były realizacją
planowanego ludobójstwa, lecz spontanicznymi aktami bezprawia, popełnionymi przez
jednostki.
Fałszywość tego twierdzenia jest łatwa do udowodnienia: wystarczy dokładnie poczytać
wydania bolszewickich gazet z owych pierwszych dni, które „wstrząsnęły światem”. Organy
*
Dla upamiętnienia tej daty (Dnia Czekistów) jeszcze w latach 80. funkcjonariusze KGB pobierali
wynagrodzenie 20. dnia każdego miesiąca.
bezpieczeństwa i przeprowadzane przez nie egzekucje istniały od pierwszych nawet nie dni, a
godzin egzystencji władzy radzieckiej, tak jak to wcześniej zostało zaplanowane.
Pierwszej nocy po ogłoszeniu światu narodzin najbardziej krwawej dyktatury w jego
dziejach, Lenin wyznaczył swych pełnomocników. Wśród nich był niejaki towarzysz A.
Ryków, mianowany szefem Ludowego Komisariatu Spraw Wewnętrznych, bardziej znanego
pod złowrogim skrótem NKWD (Narodnyj Kommissariat Wnutriennych Dieł). Jedną z
pierwszych decyzji nowo mianowanego szefa resortu spraw wewnętrznych, było zarządzenie
z 28 października 1917 roku powołujące Milicję Robotniczą.
W 1938 roku towarzysz Ryków, po procesie tzw. bloku prawicowców i trockistów, został
rozstrzelany, ale zdążył zapisać kilka krwawych stronic, zarówno w dziejach organów, jak i
władzy radzieckiej, o których wolałaby ona jak najszybciej zapomnieć. Z dwudziestu
mianowanych szefów tejże służby (czy organu, bo tak brzmiała pierwotna nazwa) trzech
usunięto ze stanowiska, jeden zmarł na posterunku, siedmiu zaś zostało powieszonych lub
rozstrzelanych po torturach, podczas których oprawcy wykazali tyleż pracowitości co
pomysłowości.
Największymi paradoksami w kontekście przebiegu tej nie kończącej się krwawej orgii są
następujące pytania: dlaczego najpotężniejsza na świecie organizacja przestępcza tak łatwo
pozwalała likwidować swych przywódców? Jakim cudem Biuro Polityczne mogło bezkarnie
robić z czekistami co tylko zechciało? Dlaczego to samo Politbiuro nie miało żadnych
kłopotów nie tylko z pozostałymi po przywódcach rodzinami, ale także z fizyczną likwidacją
całych mas młodych i obiecujących oficerów tychże organów? Gdzie leżał sekret
bezgranicznej siły Politbiura?
Odpowiedź jest prosta, a sposób stary jak świat i od początku tego świata skutecznie
stosowany. Sprowadza się do rzymskiej zasady: „dziel i rządź”. Na początku, by nie dzielić
się władzą, Lenin podzielił w Rosji wszystko co tylko dało się podzielić, a od jego czasów
kolejne pokolenia komunistów wiernie go naśladowały i skwapliwie wykonywały polecenia
nieśmiertelnego twórcy pierwszego państwa proletariackiego.
Całą strukturę zarządzania państwem powielono co najmniej dwukrotnie. Władza Rad
była także powielona. Jeśli ktoś odwiedził Rejonowy Komitet Partii, a potem Rejonowy
Komitet Wykonawczy, nie mógł nie zauważyć faktu, że te dwie odrębne instytucje miały
prawie identyczną strukturę i zajmowały się identycznymi problemami, często podejmując
przeciwstawne decyzje. Żadna z nich nie miała zaś uprawnień, aby decydować o
czymkolwiek samodzielnie.
Ten system istniał na wszystkich szczeblach i etapach podejmowania decyzji. Jeśli
przyjrzymy się naprawdę ważnym decyzjom podejmowanym przez przywódców radzieckich
(a publikowanym w gazetach) stwierdzimy, że każda z nich była podjęta zawsze na wspólnej
sesji KC partii i Rady Ministrów. Pisząc te słowa mam przed sobą wspólnie podjętą rezolucję
o dalszym wzroście jakości i poszerzeniu asortymentu produkowanych zabawek. Ani Rada
Ministrów gigantycznego państwa, ani Komitet Centralny rządzącej partii nie były w stanie (z
braku władzy i możliwości) podjąć tak ważnej decyzji samodzielnie. Sytuacja ta dotyczyła nie
tylko ministrów czy sekretarzy KC, ale wszystkich niższych szczebli zarządzania.
Na przykład jedynie wspólna decyzja Komitetu Centralnego Komunistycznej Partii danej
republiki i Rady Ministrów tejże republiki była ważna. Naturalnie nie mogły one rozpatrywać
tak istotnych kwestii jak jakość zabawek, ale zasada pozostaje taka sama: nie da się powziąć
samodzielnych decyzji w jakiejkolwiek sprawie. Władza w Związku Radzieckim była
zarówno w formie, jak i w treści zawsze podzielona i zdublowana, poczynając od planowania
podboju Kosmosu, a kończąc na pogrzebie szeregowego obywatela. Inaczej rzecz ujmując: od
produkcji papieru toaletowego do wodowania lodołamaczy o napędzie atomowym.
W dodatku poza organami władzy wykonawczej, które wydawały polecenia i pilnowały,
by były one wykonywane, istniały także Centralne Organy Kontroli, niezależne od władz
lokalnych. Podstawowym był naturalnie KGB, ale niezależnie od niego działały i inne, na
przykład niewinnie brzmiąca Inspekcja Robotniczo-Chłopska, będąca w istocie tajną policją
podległą członkowi Biura Politycznego, który miał prawie takie wpływy jak szef KGB.
Ministerstwo Spraw Wewnętrznych też nie spało, a nie podlegało ani KGB, ani Kontroli.
Poza tym istniał też Organ Centralny Prasy, którego wizyty w fabrykach wywoływały nie
mniejszą panikę i wściekłość jak wizyty Komisji do Zwalczania Kradzieży Mienia
Państwowego.
Z inicjatywy Lenina stało się sprawą tyle podstawową, co niezmienną, by każdy organ,
mający władzę oraz zdolność podejmowania decyzji, był zrównoważony przez istnienie innej,
równie zbiurokratyzowanej organizacji. Zasada ta miała zastosowanie nie tylko w kwestii
organów władzy: była gazeta „Prawda”, ale mieliśmy też „Izwiestia”. Istniał TASS*
, a obok
niego APN*
i to bynajmniej nie po to, by istniała konkurencja, ale by wszystko było
zdublowane. Zabieg ten pozwalał towarzyszom z Politbiura prowadzić znacznie spokojniejsze
życie, co w ich wieku miało niebagatelne znaczenie.
Kontrolowanie wszystkiego i wszystkich jest niemożliwe i dlatego właśnie tak istotne
było dublowanie dosłownie wszystkiego. Zawiść jest doskonałym stróżem – zawsze można
donieść na rywala, gdy ten ma przebłysk inspiracji albo jego zachowanie odbiega od ustalonej
normy, albo, co najgorsze, próbuje krytyki z punktu widzenia zdrowego rozsądku. Duplikacja
była podstawowym powodem przerażającej stagnacji we wszystkich dziedzinach życia, która
cechowała państwo i naród radziecki. Była też naturalnie powodem bezprecedensowej
stabilności reżimu. Powielając struktury państwa, Politbiuro było zdolne zneutralizować
jakiekolwiek próby rewolty.
*
TASS – Tielegrafnoje Agientstwo Sowietskowo Sojuza – Agencja Telegraficzna Związku Radzieckiego.
*
APN – Agientstwo Pieczati „Nowosti” – Agencja Prasowa „Nowosti”.
Tworzenie tego podwójnego systemu zaczęło się od powstania WCzK powołanej do
życia, by zrównoważyć rosnącą władzę Ludowego Komisariatu Spraw Wewnętrznych, czyli
ówczesnego MSW. W czasie całej spływającej krwią wojny domowej obie te organizacje
działały niezależnie, a nawet wręcz rywalizowały ze sobą. Ponieważ ich znaczenie ogromnie
wzrosło, Lenin musiał stworzyć jeszcze inny organ kontroli i wymierzania rewolucyjnej
sprawiedliwości: Rabkrin (Rabocze-Kriestianskaja Inspiekcija – Inspekcja Robotniczo-
Chłopska). Ten działający w latach 1920-1934 organ do dziś czeka na opis jego historii i
osiągnięć. Było to ukochanie dziecko Lenina, o którym pamiętał nawet na łożu śmierci.
Rabkrin nie był pomyślany jako organ represji wobec całego społeczeństwa, lecz jako
organizacja kontrolująca elitę bolszewików, a przede wszystkim WCzK i NKWD.
Macki CzK sięgały już poza granice kraju i przywódcy bolszewiccy musieli stworzyć
inną służbę zdolną zrównoważyć tę działalność. Ani bowiem NKWD, ani Rabkrin nie
nadawały się do tego celu. 21 października 1918 roku z rozkazu niestrudzonego Lenina
powołano do życia nową służbę wywiadowczą, przeznaczoną do działania wyłącznie poza
granicami kraju i całkowicie niezależną od WCzK. Nazwano ją dla dezinformacji Zarządem
Rejestrów Robotniczo-Chłopskiej Armii Czerwonej*
, w skrócie Registraupr (Registratielnoje
Uprawlenije). Do początku lat dziewięćdziesiątych organizacja ta nazywała się Głównym
Zarządem Wywiadowczym Sztabu Generalnego Armii Radzieckiej, znana była też w
klasyfikacji wojskowej jako Jednostka 44388.
Historia zna wiele przykładów podobnych struktur stworzonych przez reżimy rozmaitego
rodzaju. Najbardziej znane z nich powstały w Niemczech w czasach Hitlera – obowiązywały
w nich te same zasady podwójności: SA i SS, dywizje Wehrmachtu i Waffen SS, RSHA*
i
Abwehra*
.
To zwielokrotnienie struktur państwa może być wyjaśnione jedynie przez dążenie klasy
panującej do zagwarantowania stabilności reżimu. Istotne jest wyjaśnienie tej ostatniej
kwestii, aby można było zrozumieć rolę, jaką odgrywał radziecki wywiad wojskowy, oraz
powody, dla których GRU przez cały praktycznie okres historii Związku Radzieckiego
pozostał niezależny od KGB i jego poprzedników, pomimo wielokrotnych prób
podporządkowania go Komitetowi Bezpieczeństwa Państwowego.
*
W nazwie tej nie ma nic zaskakującego. Biuro wywiadu wojskowego Republiki Francuskiej długo nazywano
Wydziałem Statystyki Sztabu Generalnego, a strukturę wywiadowczą Cesarstwa Austro-Węgierskiego – Biurem
Ewidencji.
*
RSHA – Reichssicherheltshauptamt – Główny Urząd Bezpieczeństwa Rzeszy, centrala aparatu bezpieczeństwa
państwowego III Rzeczy, funkcjonowała w latach 1939-1945. RSHA podlegały m.in. wywiad i kontrwywiad
Służby Bezpieczeństwa SS (SD – Sicherheitsdienst) oraz policje: kryminalna – Kripo i polityczna – Gestapo.
*
Abwehra (wł. Abwehr) – wywiad armii niemieckiej utworzony w 1920 roku, w 1944 roku podporządkowany
Służbie Bezpieczeństwa SS.
Część pierwsza
Rozdział 1
TRIUMWIRAT
Partia, bezpieka i armia stanowiły triumwirat rządzący Związkiem Radzieckim.
Wszystkie pozostałe instytucje, niezależnie ile oficjalnie miały władzy, faktycznie zajmowały
pozycje wykonawcze i były podporządkowane któremuś z tej trójki. Żaden z tych trzech
członów nie miał też władzy absolutnej ani większej niż inne. Wszystkie były niezależne i
musiały dzielić się władzą z rywalami, choć żadnej ze stron się to nie podobało. Cały czas
trwała pomiędzy nimi walka, choć nie zawsze była ona widoczna dla obserwatora z zewnątrz.
Walka o wpływy, otwarte konfrontacje, tajne przymierza i ciągłe zdrady składały się na dzień
powszedni władców Związku Radzieckiego. Partia nie mogła istnieć bez aparatu
represjonującego ludność, a KGB nie miał racji bytu bez ciągłego podsycania
komunistycznego fanatyzmu i oszukiwania ludzi – a więc bez partii.
Zarówno KGB, jak i partia, uważały swoje zadania i istnienie za najważniejsze, a to co
robi druga strona za pomocnicze. Obie organizacje dążyły do uzyskania pełni władzy, ale
zdawały sobie sprawę, że nie mogą całkowicie pozbyć się drugiej strony, gdyż to oznaczałoby
samozagładę. Obie też potrzebowały armii, która występuje tu w roli tresowanego krokodyla
zapewniającego utrzymanie treserom.
W systemie triumwiratu armia była elementem najsilniejszym, ale zarazem, najmniej
docenianym. W przeciwieństwie do partii czy KGB, armia nigdy, nawet przez parę godzin,
nie rządziła państwem. Gdyby kiedykolwiek tak się stało, oznaczałoby to koniec zarówno
partii, jak i KGB, gdyż nie były one armii do niczego potrzebne.
Dla krokodyla naturalnym jest życie w bagnie i połykanie tego, na co ma ochotę. Istnienie
treserów jest stanem nienaturalnym, z czego obaj treserzy (KGB i partia) zdawali sobie
doskonale sprawę. Wiedzieli też, że pierwszą czynnością krokodyla, gdyby się uwolnił,
będzie rozprawienie się z treserami.
Powstaje wobec tego pytanie: dlaczego krokodyl nigdy nie miał ku temu okazji?
Powodem były silne cugle, które trzymała z jednej strony partia, a z drugiej KGB. Cugle
partii nazywały się Wydziałem Politycznym, a KGB Wydziałem Specjalnym. Każdy szczebel
dowodzenia i każda jednostka wojskowa były spenetrowane przez oba te wydziały, częściowo
jawnie, częściowo przez tajnych informatorów.
Za każdym razem gdy armia zaatakowała partię, a zdarzało się to dość często, poczynając
od lat dwudziestych, czekiści przystępowali do akcji i błyskawicznie opanowywali sytuację.
Z kolei, gdy armia zaatakowała KGB, co nastąpiło po śmierci Stalina, partia wkroczyła
do akcji, ratując bezpiekę.
Natomiast w sytuacji gdy KGB zaczął być za bardzo bezczelny i spiskował przeciwko
partii, ta ostatnia popuściła cugli i krokodyl przystąpił do dzieła. Wszystko jednak zostało tak
skalkulowane, by mógł ugryźć, ale nie zagryzł. Po takich incydentach życie na jakiś czas
wracało do normy i treserzy tak manipulowali krokodylem, aby żadne sprzeczne interesy czy
kłótnie nie przerodziły się w otwartą wojnę.
Czasami udawało się im wymierzyć krokodylowi parę kopniaków, a jeśli nie było już
wyjścia, zgodnie napuścić go na kogoś innego, zwanego „agresorem”.
Żadna z pozostałych instytucji państwowych nie odgrywała decydującej roli w tym
przedstawieniu – mogła jedynie pełnić funkcje pomocnicze: dostarczać żywności treserom i
krokodylowi, brać udział w galowych przedstawieniach czy zbierać gotówkę od przerażonych
widzów.
Mózgiem krokodyla był Sztab Generalny Armii Radzieckiej, a jego oczami i uszami –
wywiad wojskowy. GRU stanowił część Sztabu Generalnego, czyli część mózgu, która
analizuje to, co widzą oczy oraz słyszą uszy, która może skoncentrować te zmysły na
najbardziej interesujących je obiektach. Wprawdzie krokodyl nie może zerwać się z cugli,
jednak Sztab Generalny oraz GRU, aż do dzisiaj, są praktycznie niezależne od jakiejkolwiek
zewnętrznej kontroli.
Powodem tego stanu rzeczy są doświadczenia zdobyte przez partię i to za cenę
ogromnych kosztów. W okresie poprzedzającym II wojnę światową partia tak dokładnie
nadzorowała Sztab Generalny, a czekiści tak dokładnie go „sprawdzali”, że Sztab Generalny
utracił całkowicie zdolność sprawnego funkcjonowania. Rezultatem tego było przejściowe
zatracenie przez potężnego krokodyla możliwości myślenia, szybkości reakcji czy prób
jakiegokolwiek samodzielnego działania. Przez to system jako całość znalazł się na skraju
katastrofy, gdyż armia, poddana „idealnej” kontroli, praktycznie straciła zdolność
prowadzenia walki.
Partia wyciągnęła z tej nauczki właściwą lekcję: nie może mieszać się w pracę mózgu,
nawet jeśli nie myśli on zgodnie z wytycznymi tejże partii. Partia i KGB wolały z powodów
czysto praktycznych utrzymywać pod kontrolą ciało, a nie umysł czy zmysły krokodyla.
Rozdział 2
HISTORIA
Radziecki wywiad wojskowy*
stanowił integralną część armii; dlatego też historia GRU
może być rozpatrywana tylko w kontekście historii armii i ciągłego konfliktu pomiędzy
armią, partią i bezpieką.
Od chwili sformowania pierwszych jednostek Armii Czerwonej powstawały w ramach
ich sztabów niewielkie grupy wywiadowcze, częstokroć bez rozkazów z góry. W miarę
formowania się wojska w brygady, korpusy czy armie, formowały się wraz z nimi struktury
wywiadu, które przyjęły postać wydziałów wywiadowczych poszczególnych sztabów.
Na przykład szef wydziału wywiadowczego w sztabie korpusu dysponował własną
jednostką wywiadowczą, a oprócz tego nadzorował działanie szefów analogicznych
wydziałów w sztabach dywizji wchodzących w skład korpusu. Z kolei szef wydziału
wywiadowczego sztabu każdej dywizji miał własną jednostkę wywiadu i kierował oraz
nadzorował działalność szefów wywiadu brygad tworzących tę dywizję.
13 czerwca 1918 roku sformowano po raz pierwszy w dziejach Armii Czerwonej związek
strategiczny: front. Otrzymał on nazwę Frontu Wschodniego, a w jego skład wchodziło pięć
armii i Flotylla Wołżańska. Tego samego dnia utworzono Wydział Rejestracyjny (tj.
wywiadowczy) frontu. Podlegali mu szefowie wydziałów wywiadowczych sztabów
wszystkich pięciu armii oraz Flotylli Wołżańskiej, zaś szef wywiadu frontu dysponował
oprócz tego samolotami zwiadowczymi, kilkoma szwadronami kawalerii i – co najważniejsze
– własną agenturą. Ta ostatnia pierwotnie oparta była na podziemnej strukturze bolszewików i
innych partii, które ich wpierały. Agentura rozrastała się w miarę posuwania się frontu; a
przed jego nadejściem grupy agentów przeprowadzały rozmaite akcje dywersyjne na tyłach
przeciwników.
Wkrótce powstały też inne fronty: Południowy, Ukraiński, Północny, Turkiestański,
Kaukaski, Zachodni, Południowo-Wschodni i Północno-Wschodni. Wywiad każdego z nich
*
Rosyjskiego słowa razwiedka nie da się dokładnie przetłumaczyć na żaden obcy język. Ma ono bardziej
szerokie znaczenie zawierające wszystko, co rozumie się pod określeniami: „zwiad”, ”zbieranie informacji”,
„szpiegostwo” – praktycznie oznacza to wszelkie sposoby pozyskiwania i przetwarzania informacji o aktualnym
czy też potencjalnym nieprzyjacielu.
został zorganizowany w dokładnie ten sam sposób. Oprócz frontów istniały samodzielnie
działające armie, które także posiadały własny wywiad.
Wiosną 1918 roku powołano też do życia nowy rodzaj służby wywiadowczej: służbę
dywersyjną, podległą, podobnie jak inne, szefom wywiadów czy to frontu, czy armii, czasem
nawet dywizji. Nazwano ją „kawalerią specjalnego przeznaczenia”. Członków nowej służby
rekrutowano z grona najlepszych kawalerzystów danej formacji, których następnie
przebierano w mundury wroga i zalecano głębokie wypady na tyły przeciwnika w celu
zbierania informacji, schwytania języka (zwłaszcza oficerów sztabowych), a czasem do
niszczenia określonych celów – zazwyczaj sztabów.
Liczba i rozmiary takich oddziałów stale rosły – w 1920 roku, w czasie wojny z Polską,
oprócz samodzielnych pułków i szwadronów podległych szefom wywiadów niższego
szczebla, istniała także brygada kawalerii do zadań specjalnych w sile ponad 2.000 szabli.
Wszyscy spec-kawalerzyści ubrani byli w polskie mundury. Wiele lat później takie oddziały
zyskały miano Specnazu, w późniejszych czasach nadawane wszystkim jednostkom
specjalnym GRU.
Od początku swego istnienia wywiad wojskowy był solą w oku i głównym rywalem
WCzK, która posiadała własną agenturę centralną oraz lokalne siatki wywiadowcze i
zazdrośnie strzegła swego prawa do nich. Czekiści nie mogli pogodzić się z tym, że ktoś poza
nimi ma podobną agenturę czy oddziały specjalnego przeznaczenia. Różnica w przypadku
tych ostatnich polegała głównie na tym, że oddziały specjalne WCzK (Osnaz)
przeprowadzały akcje na własnych tyłach, eliminując obywateli niezadowolonych z reżimu
komunistycznego.
Podczas wojny domowej CzK dążyła do zjednoczenia wszystkich oddziałów specjalnych
pod swoją komendą i wiadomo o kilkunastu próbach przejęcia przez nią organów wywiadu
wojskowego. W trakcie jednej z nich, 10 lipca 1918 roku, czekiści rozstrzelali szefostwo
Wydziału Rejestracyjnego sztabu Frontu Wschodniego, który istniał zaledwie dwadzieścia
siedem dni, wraz z całym sztabem frontu i jego dowódcą M. Murawiewem, który próbował
ratować swoich oficerów wywiadu. Jego następca I. Vatsetis nie miał własnego wywiadu, a o
informacje mógł jedynie grzecznie prosić czekistów, zdając sobie sprawę z ich podejścia do
osób, które nie przypadły im do gustu. (Rozstrzelali go w końcu i tak, ale znacznie później).
Naturalną koleją rzeczy, po przejęciu agentury zlikwidowanego sztabu CzK zleciła jej
własne zadania, a te, które zlecało dowództwo frontu, były odsuwane na dalszy plan, co w
efekcie omal nie doprowadziło do całkowitego rozbicia Frontu Wschodniego. Jeśli wywiad i
sztab są rozdzielone, przypomina to do złudzenia sytuację osoby ślepej i głuchej – nawet jeśli
otrzyma ona od innych zmysłów informacje o zagrożeniu i tak reakcja będzie powolna, a
ruchy nieprecyzyjne. Ludowy komisarz do spraw Armii Trocki po tej jednej próbie miał dość
i postawił Leninowi ultimatum: albo dostaje niezależny wywiad, albo niech wojsku
przewodzi towarzysz Dzierżyński.
Lenin zdawał sobie sprawę z potęgi CzK, ale wiedział także, że możliwości tej służby są
nadzwyczaj jednostronne, dlatego też zakazał Feliksowi Edmundowiczowi mieszania się do
spraw wywiadu wojskowego. Czekiści nie zrezygnowali jednak z prób połknięcia wywiadu
wojskowego, choć już nie na taką, jak opisano, skalę.
Pod koniec 1918 roku zakończono organizację struktury wywiadu wojskowego od
szczebla pułku do szczebla frontu i jedynym sztabem, który nie posiadał własnej służby
wywiadowczej, był Sztab Polowy Armii Czerwonej (dopiero później przemianowany został
na Generalny). Sytuacja ta powodowała znaczne osłabienie Sztabu, który musiał opierać się
na wiadomościach z drugiej ręki, powodowała również całkowity brak koordynacji prac
wywiadów frontów. Wywiad wojskowy przyjął strukturę piramidy, tyle że brak w niej było
wierzchołka. Stojący na czele Armii Czerwonej Lew Trocki kilkakrotnie zwracał Leninowi
uwagę na potrzebę stworzenia brakującego ogniwa, na co ten nie zgadzał się, wiedząc że
oznaczałoby to zbyt silne wzmocnienie pozycji Trockiego.
Na początku jesieni sytuacja komunistów gwałtownie się pogorszyła, kompletny rozkład,
i tak osłabionej wojną, gospodarki oraz narastające niezadowolenie społeczeństwa stawały się
coraz realniejszą groźbą. Wybuchały zbrojne powstania; miała miejsce próba zamachu na
Lenina – słowem wszystko zaczęło się walić. Aby uratować reżim, sięgnięto po desperackie
środki: nawet w najmniejszych miejscowościach brano zakładników, którzy byli
rozstrzeliwani przy jakichkolwiek objawach niezadowolenia ze strony miejscowej ludności.
Dzięki masowym egzekucjom komunistom udało się utrzymać przy władzy, ale powstał
kolejny problem: spuszczona ze smyczy i pijana krwią „czerezwyczajka” wymknęła się spod
kontroli partii. W Twerze wraz z zakładnikami rozstrzelano całą górę partyjną, która
wcześniej naraziła się czekistom.
Stabilność władzy była ponownie zagrożona, tym razem znacznie poważniej. Lenin, nie
wyleczony całkowicie z ran zdanych podczas zamachu, znów objął codzienne rządy i, nie
mogąc zaprzestać terroru, spróbował go opanować. Jednym z kroków jakie podjął w tym celu
było upoważnienie przedstawicieli komitetów partii wszystkich szczebli do brania udziału w
sądach nad aresztowanymi bolszewikami. Bolszewik nie mógł był uznany winnym, jeśli
dwóch członków komitetu zeznawało na jego korzyść.
Lenin w końcu przyznał rację także Trockiemu i 21 października 1918 roku podpisał
dekret, na mocy którego utworzono organ nadrzędny wywiadu wojskowego nazwany
Zarządem Rejestrów – tak narodził się późniejszy GRU.
Registraupr ani nie zmniejszył, ani nie zwiększył znaczenia wywiadów frontów czy armii,
po prostu skoordynował ich działania. Niezależnie zaczął tworzyć nową agenturę, która
działała na całym świecie, bez względu na to czy w danych krajach istniały już struktury
wywiadu wojskowego (na przykład frontu), czy też nie.
Organizacja utworzona w 1918 roku praktycznie niezmieniona przetrwała do dnia
dzisiejszego wraz z podstawowymi zasadami, jakie wówczas ustalono:
1. Każdy sztab musi mieć własny wydział wywiadowczy.
2. Wydziały wywiadowcze sztabów podlegają bezpośrednio analogicznym wydziałom
sztabów jednostek nadrzędnych.
3. Siatki wywiadowcze muszą komponować się w jedną całość, tak by siatka armii
stanowiła część siatki wywiadu Sztabu Generalnego i siatki frontu (w czasach pokoju okręgu
wojskowego lub grupy armii) czy floty.
4. Działalność dywersyjna jest zawsze mniej ważna od zbierania informacji, choć każda
większa jednostka musi dysponować własną grupą dywersyjną (Specnaz). Grupa ta zawsze
podlega wydziałowi wywiadowczemu sztabu danej jednostki.
5. Wywiad wojskowy musi być niezależny od organów bezpieczeństwa państwowego i
ich wywiadu – ta zasada jest najważniejsza.
Od 1918 roku każda z tych pięciu zasad była przynajmniej raz złamana, ale za każdym
razem wracano do pierwotnego wzorca, który okazał się najskuteczniejszy.
Utworzenie Registraupru było ze strony Lenina nie tylko reakcją na szaleństwa WCzK,
ale także wyrazem zaufania dla Trockiego, choć naturalnie w ograniczonym zakresie.
Broń jaką Lenin przekazał Trockiemu w postaci Registraupru miała wbudowany
bezpiecznik w osobie Simona Iwanowicza Arałowa, który został szefem wywiadu
wojskowego, a przyszedł wprost z WCzK i nadal pozostał członkiem władz tejże instytucji.
Krok ten do dziś wprawia wielu badaczy w zdumienie. Powód był prosty – dodatkowe
zabezpieczenie: jako były czekista, Arałow nie mógł liczyć na pełne zaufanie nowych
podwładnych, a zostając szefem Registraupru stał się automatycznie rywalem niedawnych
współpracowników, jak też i byłej firmy.
Lenin skalkulował ten krok doskonale, gdyż w ten sposób osoba skupiająca w swoim
ręku tak wielką władzę, nie mogła liczyć ani na WCzK, ani na zaufanie Armii Czerwonej,
która, z drugiej strony, nie mogła wykorzystać Arałowa do walki przeciwko partii czy WCzK.
Kalkulacje Lenina potwierdziły się nadzwyczaj szybko: wiosną 1919 roku wzmocniona
wewnętrznie armia pod dowództwem Trockiego otwarcie wystąpiła przeciwko mieszaniu się
partii w jej sprawy. Już w marcu, na VIII zjeździe partii grupa delegatów, tzw. opozycja
wojskowa, zażądała de facto uniezależnienia armii od wpływów partii. W tych czasach wolno
było jeszcze wyrażać własne opinie na zjazdach partyjnych i ponad 100 delegatów z 269
poparło propozycje wojskowych. Ponieważ nie wszyscy delegaci byli obecni, partia i CzK
nagle stwierdziły, że mogą znaleźć się w mniejszości.
Brakowało jedynie paru głosów, by zapewnić całkowite i legalne zwycięstwo armii, ale
delegaci z szeregów wywiadu wojskowego, znając już ciężką rękę Arałowa, zachowali
neutralność, czekając na jego wystąpienie. Gdy Arałow skrytykował opozycję wojskową, jak
jeden mąż głosowali na rzecz partii. W ostatecznym głosowaniu armia uzyskała 95 głosów, co
było oczywistą porażką, i nauczyła się jednego: w starciu z partią nigdy nie należy liczyć na
własny wywiad.
Opozycja rozpierzchła się, a potem dobrała się do niej WCzK – aresztowania i egzekucje
dopełniły upokorzenia armii, co też nie pozostało bez wpływu na wywiad: 13 maja
rozstrzelano cały personel wydziału wywiadowczego sztabu 7. Armii. To od tej pory datuje
się praktycznie otwarta wojna pomiędzy tymi służbami. Lenin był uszczęśliwiony i tak
powstała niepisana zasada: wywiad wojskowy był i jest częścią armii, ale jego szef może być
mianowany jedynie spośród starszych oficerów WCzK (potem GPU, OGPU, NKWD, NKGB,
MGB, MWD i wreszcie KGB). Tę zasadę także kilkakrotnie łamano, ale partia zawsze
zdążyła na czas naprawić błąd.
W tym samym czasie agentura Registraupru została wzmocniona w błyskawicznym, aż
niewiarygodnym tempie. Złożyło się na to kilka powodów: po pierwsze, w Rosji po rewolucji
(i to tylko w guberniach centralnych) znalazło się ponad cztery miliony obcokrajowców –
Niemców, Austriaków, Węgrów, Polaków, Koreańczyków i wielu innych. W większości
byłych jeńców wojennych, z których ponad trzysta tysięcy ochotniczo zgłosiło się do Armii
Czerwonej. Nie trzeba było ich do niczego zmuszać: byli to fanatyczni komuniści i
wystarczyło krótkie przeszkolenie, by wysłać ich do ojczyzny jako agentów Registraupru.
Po drugie, Moskwa po rewolucji stała się mekką komunizmu, a po utworzeniu
Kominternu*
zaczęli się tam zjeżdżać komuniści z całego świata.
Otwarcie zaś głoszonym celem Kominternu było zniszczenie kapitalizmu wszelkimi
dostępnymi środkami. Jednym z nich była pełna pomoc ze strony radzieckiego wywiadu,
który w zamian uzyskał doskonałą możliwość pozyskiwania agentów. Co więcej, Komintern
polecił, by komuniści wszystkich krajów pomagali radzieckiemu wywiadowi jak i gdzie się
da, co zaowocowało napływem kolejnych tysięcy ochotników.
Niektórzy z nich są do dziś znani z podręczników historii: Richard Sorge*
(Niemiec),
Karl Ramm*
(Niemiec), Otto Kuusinen*
(Fin), Sandor Rado*
(Węgier) – tysiące innych, nie
poznanych z nazwiska, pracowało równie sumiennie, ale ominęła ich sława. Wszyscy starali
*
Komintern – Kommunisticzeskij Internocjonał – (tzw. III Międzynarodówka) zrzeszał partie komunistyczne
różnych krajów. Powstał na początku 1919 roku, jego siedzibą była Moskwa, a pierwszym przewodniczącym G.
Zinowjew – członek Politbiura RKP(b). Komintern był organizacją zdominowaną przez radzieckich
komunistów, z czasem przekształconą w oupozyturę wywiadów ZSRR. Skompromitowany poparciem
udzielanym III Rzeszy (lata 1935-1940) oraz współpracą z RSHA i Abwehrą został – decyzją Stalina –
rozwiązany w 1943 roku.
*
Sorge Richard – w latach 1929-1932 rezydent radzieckiego wywiadu wojskowego w Chinach. W 1933 roku
przeniesiony – decyzją szefa Razwiedupru Jana Bierzina – do Japonii, gdzie stanął na czele nielegalnej
rezydentury (krypt. „Ramsey”). R. Sorge informował m.in. o szczegółach niemieckich przygotowań do ataku na
ZSRR. Rozpracowany przez Kamei-Tai (jap. wywiad), kontrwywiad i służby bezpieczeństwa, aresztowany w
1941 roku. Stracony 7 listopada 1944 roku.
*
Ramm Karl (Klaus Selman) – pseudonim Paul; oficer nielegalnej rezydentury Razwiedupru w Szanghaju (lata
30.). Współpracował z R. Sorge. Odwołany do Moskwy i rozstrzelany w 1938 roku.
*
Kuusinen Otto – funkcjonariusz Kominternu; w latach 20. kierował jego Wydziałem Łączności
Międzynarodowej stanowiącym ekspozyturę wywiadów Związku Radzieckiego. Po wybuchu radziecko-fińskiej
„wojny zimowej” (1939-1940) stał na czele fińskiego tzw. rządu rewolucyjnego. Zmarł w 1964 roku.
*
Rado Sandor – aktywista Kominternu; od 1935 roku związany z Razwieduprem. W okresie II wojny światowej
kierował rozgałęzioną siecią agenturalną w Szwajcarii (krypt. „Dora”). Jeden z najznakomitszych
wywiadowców wszechczasów. GRU „wynagrodził” Sandora Rado dziesięcioletnim pobytem w radzieckich
więzieniach. W 1955 roku osiedlił się w Budapeszcie, gdzie zmarł w roku 1981.
się jak mogli wypełniać polecenia radzieckiego wywiadu.
Po trzecie, w wyniku rewolucji na całym świecie rozproszyły się miliony rosyjskich
emigrantów i każdy oficer wywiadu po podstawowym kursie językowym mógł się swobodnie
poruszać po Europie, nie zwracając na siebie niczyjej uwagi.
Zewnętrzne czynniki także sprzyjały bolszewikom – po Wielkiej Wojnie świat wyraźnie
polubił nowy ustrój, partie komunistyczne były prężne i zjednoczone, a na Węgrzech i w
Niemczech wybuchły nawet rewolucje. Hiszpania, Francja i Chiny także doświadczyły prób
ustanowienia w nich nowego ustroju. Wywiad radziecki skrzętnie wykorzystywał sprzyjający
klimat.
Wojna światowa pozostawiła po sobie wielką spuściznę rozpaczy: świat jaki ludzie znali
legł w gruzach i wielu straciło nadzieję czy dawne ideały. Bieda i depresja to czynnik
sprzyjający werbunkowi agentów. W jednej z pierwszych instrukcji Registraupru można
przeczytać co następuje: „Jeśli potrzebny jest agent pomocniczy (czyli radiotelegrafista,
właściciel lokalu czy punktu przesyłowego) należy szukać przystojnego mężczyzny, który na
wojnie utracił rękę czy nogę”.
Ostatnim, acz nie mniej ważnym czynnikiem był fakt, że Rosja zawsze miała zbyt wiele
złota. Po rewolucji góry tego kruszcu, pochodzącego od milionów ofiar nowej władzy,
znalazły się w rękach bolszewików. Do tego dodać należy planowe plądrowanie cerkwi i
monastyrów jak kraj długi i szeroki, a te od zawsze słynęły z bogactwa. Samo zdjęcie złota z
kopuł co większych świątyń dało pokaźną ilość kruszcu. Dewizą tego rabunku było: „Na
potrzeby Rewolucji Światowej”, a to znaczyło: „Na potrzeby szpiegostwa”.
Pierwsi agenci pracowali bez żadnego doświadczenia, popełniając ogromną liczbę
błędów, a wywiad wojskowy zanotował na swoim koncie masę porażek. Dziś może się wydać
śmieszny skuteczny wówczas sposób sprawdzania podejrzanych przez oficerów
kontrwywiadów Litwy, Łotwy i Estonii: kazali delikwentowi zawiązać krawat, jeśli podawał
się za uciekiniera z Rosji z takim zawodem jak: inżynier, lekarz lub oficer. W ciągu tylko
1920 roku tą metodą zdemaskowano ponad czterdziestu agentów na terytorium tych trzech
państw.
Lecz GRU nigdy nie przejmował się porażkami – przyjęto zasadę, że skoro nie można iść
na jakość, pójdzie się na ilość. Założenie było proste: jeśli jeden agent na stu wysłanych okaże
się utalentowany i nadrobi wrodzoną inteligencją braki w wyszkoleniu, to całkowicie
wystarczy. Nikt też nie przejmował się zdemaskowanymi agentami – niech się sami
wygrzebują z tarapatów. Polityka kraju była jasna od samego początku: Związek Radziecki
nigdy nie przyzna się, że ktoś jest agentem wywiadu radzieckiego.
Ten masowy atak był wysoce efektywny – z tysięcy wysłanych agentów parunastu
zdobyło cenne informacje oraz pomoc zagranicznych komunistów. Do pracy wywiadu
wojskowego oprócz ilości powoli zaczęła wkradać się jakość.
Jednym z najbardziej błyskotliwych sukcesów było stworzenie tzw. Interesu
Mraczkowskiego albo, jak to oficjalnie określano, Sieci Komercyjnych Usług. Jaków
Mraczkowski (jego brat Siergiej, rozstrzelany w 1936 roku, był wówczas członkiem Komitetu
Centralnego) został wysłany do Niemiec z kapitałem pozwalającym na otwarcie niewielkiego
sklepu. Okazało się, że ten oficer wywiadu ma wybitny talent do interesów: w ciągu pięciu lat
przekształcił sklepik w fabrykę, a potem pod fikcyjnymi nazwiskami i za środki wywiadu
wojskowego kupił kilka fabryk we Francji, Anglii, USA, Chinach i Kanadzie.
Po mniej więcej dziesięciu latach od jego wyjazdu przedsięwzięcie zaczęło przynosić
dochody liczone w milionach dolarów. Było to główne źródło „czystych” pieniędzy, które
mogły zostać użyte do finansowania najrozmaitszych operacji wywiadu wojskowego, których
nie można było w jakikolwiek sposób powiązać ze Związkiem Radzieckim. Poza tym, jego
fabryki były dobrym miejscem do legalizacji nowo przerzuconych oficerów, którzy byli już
znacznie lepiej wyszkoleni. W swych podróżach znajdowali w przedsiębiorstwach
Mraczkowskiego nie tylko wsparcie, ale też legalne referencje, które można było zawsze
sprawdzić. Zabezpieczenie zaś firm było tak dobre, że nigdy nie zdarzyła się wpadka któregoś
z oficerów. Sam Mraczkowski podróżował po świecie kupując nowe firmy i całkowicie
legalnie wchodził w posiadanie patentów i licencji, które naturalnie automatycznie trafiały do
Moskwy*
Tymczasem stosunki z czekistami doszły do granicy, za którą pozostawała już tylko
otwarta wojna. Partia doskonale na tym wychodziła, podsycając jeszcze nienawiść między
oboma przeciwnikami, a kolejny konflikt wisiał na włosku. Wybuchł wiosną 1920 roku.
Zarówno Lenin, jak i Trocki uważali się za wybitnych myślicieli, teoretyków i praktyków
o głębokiej wiedzy, tak w dziedzinie militarnej, jak i politycznej. Naturalnie żaden nie
zwracał nawet najmniejszej uwagi na opracowany materiał wywiadowczy – obaj domagali
się, by przedstawić im informacje „surowe”, tj. przed ich opracowaniem, i sami wyciągali
wnioski, analizując je na bazie doktryny marksistowskiej. Problem polegał na tym, że
marksizm dokładnie i precyzyjnie przepowiedział, że w Europie wybuchnie ostatnia w
dziejach ludzkości wojna, która przekształci się w światową rewolucję, po której nastąpi złoty
wiek klasy pracującej. Pięknie, tylko dwa lata wcześniej zakończyła się wojna, a jakoś nic nie
wskazywało na rychły wybuch rewolucji. Pozostały więc dwie możliwości: ogłosić, że
doktryna jest błędna albo przenieść rewolucję poza granice Rosji.
Przywódcy Rosji Radzieckiej zdecydowali się jednomyślnie na to drugie rozwiązanie, a
pierwszym krajem, do którego miano wprowadzić nowy ład, była Polska. Oceny wywiadu
zostały zignorowane i zbrojna napaść na sąsiada zakończyła się totalną klęską, wobec czego
Lenin i Trocki zaczęli na gwałt szukać winnego (bo przecież oni, wielcy myśliciele, nie mogli
*
Podczas wojny domowej w Hiszpanii Mraczkowski (Wladimir Goriew) był oficerem sztabu Jana Bierzina,
oficjalnie pełniąc funkcję attache wojskowego radzieckiej ambasady w Madrycie. O jego wszechstronnych
zdolnościach świadczy to, że był faktycznym organizatorem obrony stolicy Hiszpanii. Wezwany do Moskwy w
1938 roku. W uznaniu zasług Mraczkowskiego dla sprawy Rewolucji Światowej przewodniczący Prezydium
Rady Najwyższej ZSRR Kalinin osobiście wręczył mu Order Lenina. Dwa dni po tej uroczystości nastąpił kres
kariery Mraczkowskiego – został aresztowany i niebawem rozstrzelany.
być winni).
Jedynym prawdopodobnym wytłumaczeniem było zwalenie winy na wywiad, toteż Lenin
ogłosił członkom partii że: „klęsce winny jest wywiad, który nie dopełnił swoich
obowiązków”. Ponieważ nawet w wysokich kręgach partyjnej biurokracji nikt nie słyszał o
istnieniu Registraupru, wszyscy powiadomieni doszli do wniosku, że winni są czekiści, do
których niechęć nawet przed wojną 1920 roku była wyraźnie widoczna.
Po przemówieniu Lenina autorytet WCzK legł w gruzach, a Dzierżyński wywołał skandal
na Kremlu, domagając się wyjaśnień od Politbiura. Aby nie wyjść na durnia i uspokoić
wiernego Feliksa Edmundowicza, Lenin zezwolił mu na czystkę w Zarządzie Rejestrów.
Miała ona miejsce w listopadzie 1920 roku, kiedy rozstrzelano setki oficerów wywiadu
wojskowego.
Do tego momentu nie było potrzeby informowania kogokolwiek o działalności
Registraupru, teraz najwyżsi funkcjonariusze reżimu dowiedzieli się, bo musieli, o istnieniu
centrali wywiadu wojskowego.
Wywiad wojskowy pozbierał się po czystce nadzwyczaj szybko, głównie dzięki temu, że
agentura oraz oficerowie przebywający za granicą nie zostali nią objęci i to z całkiem
rozsądnych powodów. Ani Leninowi, ani Trockiemu nie zależało na rozstrzeliwaniu
przebywających za granicą, nie dlatego, że byli niewinni, ale przede wszystkim dlatego, że
ich śmierć nie miałaby żadnego wpływu na rozgrywki w łonie władzy, gdyż o ich istnieniu
nie wiedzieli nawet członkowie Komitetu Centralnego. Innym powodem szybkiego dojścia do
siebie wywiadu wojskowego było zachowanie w nienaruszonym stanie struktur wywiadu w
okręgach wojskowych – czystka dotyczyła jedynie ich sztabów.
Pod koniec wojny domowej fronty zostały przemianowane na okręgi wojskowe, ale ani
struktura dowodzenia, ani kadra nie uległy zasadniczym zmianom. Wydział Rejestrów nadal
wchodził w skład sztabu każdego okręgu i w czasach pokoju zajmował się tym samym co
poprzednio w czasach wojny. W momencie czystki istniało piętnaście okręgów i dwie floty, i
każdy z wydziałów, niezależnie od pozostałych, prowadził wytężoną pracę wywiadowczą.
Dodać należy, że istniały dwa rodzaje okręgów wojskowych – przygraniczne i
wewnętrzne. Na wypadek wojny każdy miał inne zadania, ale każdy miał też własny wywiad,
który nigdy nie próżnował. W czasie pokoju centra wywiadowcze okręgów wewnętrznych
lokowano w pobliżu granicy dla łatwiejszego działania. Na przykład w 1920 roku agenci
Okręgu Moskiewskiego operowali w Polsce, na Litwie i w Finlandii.
Po 1927 roku zaczął się rozkwit radzieckiego wywiadu wojskowego – był to bowiem rok,
w którym uchwalono pierwszy plan pięcioletni, którego celem (jak zresztą wszystkich
pięciolatek) był wzrost potencjału militarnego Kraju Rad. Plan zakładał stworzenie i szybki
rozwój przemysłu zbrojeniowego, tak by wszystkie rodzaje uzbrojenia można było
wyprodukować w kraju. Związek Radziecki postawił sobie za cel utworzenie najpotężniejszej
armii na świecie, a przywódcy chcieli dysponować nie tylko nowoczesną bronią w dużych
ilościach, ale chcieli też, by była ona najlepsza i to od zaraz. Na ten cel przeznaczono
niesamowite ilości pieniędzy – praktycznie całe rezerwy złota, jakie były w posiadaniu, oraz
wszystko, co dało się sprzedać na zachodnich giełdach: zboże, drewno, obrazy Rembrandta
czy kolekcję znaczków Mikołaja II.
Rezydenci wywiadu wojskowego otrzymali grube spisy technologii militarnej, którą mieli
ukraść na Zachodzie. Były tam między innymi: wyposażenie bombowców i myśliwców,
działa przeciwpancerne i przeciwlotnicze, haubice i moździerze, plany okrętów podwodnych i
kutrów torpedowych, silniki czołgowe, technologia wyrobu aluminium i gwintowania luf. W
tym też czasie ukształtowała się kolejna „tradycja” GRU: kradzież podobnych technologii z
kilku różnych państw, po czym wybieranie najlepszej z nich.
Dlatego też na początku 1930 roku Razwiedupr wykradł plany torped jednocześnie we
Włoszech, Francji, USA, Niemczech i Anglii. Trudno się dziwić, że powstała później
radziecka torpeda, nie dość, że została opracowana w bardzo krótkim czasie, to była również
najwyższej jakości.
Dodać do tego należy, że nikt poważnie nie brał radzieckich wysiłków militarnych, a
komuniści na całym świecie wprost opętani byli chęcią pomocy radzieckiemu wywiadowi. W
dodatku rezydenci mieli mnóstwo pieniędzy, a Wielki Kryzys rzucił w ich objęcia tysiące
ludzi obawiających się utraty swych miejsc pracy. Na początku lat trzydziestych Razwiedupr
osiągnął bezprecedensową pozycję – nic nie znaczył we własnym kraju, niewiele na
politycznej arenie świata, ale w czystym szpiegostwie był największą i najskuteczniejszą
organizacją na świecie, z którą OGPU nawet nie mogło się równać. Budżet Razwiedupru był
kilkakrotnie większy niż budżet konkurencji.
System werbunku i prowadzenia agentów, jaki do dzisiaj pozostaje w użyciu, został
opracowany w końcu lat dwudziestych. W siatce bezpośrednio podległej GRU werbunkiem i
prowadzeniem agentów zajmują się albo „nielegalni” tj. kadrowi pracownicy GRU wysłani za
granicę z fałszywymi papierami i udający obywateli innych krajów, albo też oficerowie GRU
oficjalnie piastujący stanowiska dyplomatów czy przedstawicieli handlowych rozmaitych
firm. W siatkach podległych okręgom wojskowym lub flotom werbunek odbywał się (i dalej
się odbywa) z terytorium Rosji. Oficerowie wyjeżdżają za granicę w bardzo rzadkich
przypadkach; zawsze na krótko i zawsze z podrobionymi papierami. Zanim nastąpiło
oficjalne uznanie Rosji Radzieckiej jako państwa, największy nacisk kładziono na
„nielegalnych”, potem do rezydentur „nielegalnych” doszły rezydentury placówkowe
usytuowane w ambasadach.
Obie te grupy, czyli „nielegalni” i rezydentury placówkowe, zwykle działają niezależnie,
ale przed II wojną światową łączność „nielegalnych” z Centralą przechodziła głównie przez
rezydentury placówkowe. Był to poważny błąd, gdyż w momencie przystąpienia do wojny
placówki dyplomatyczne zostały zlikwidowane, bądź znalazły się pod dokładną kontrolą
lokalnych kontrwywiadów.
Wywiad okręgów wojskowych, jako że zawsze działał niezależnie od obu tych siatek,
praktycznie nie poniósł strat w związku z wybuchem wojny. Stopniowo dała się też zauważyć
tendencja w działalności tej części wywiadu, by w jak najmniejszym stopniu wykorzystywać
radzieckich oficerów wysyłanych za granicę. Agentów werbowano i prowadzono z terenu
Rosji albo któregoś z sąsiednich krajów przy pomocy agentów już wcześniej zwerbowanych,
co pozostało do dziś jedną z podstawowych zasad działalności GRU.
Z werbunkiem w owych przedwojennych czasach wiąże się dość specyficzna historia,
której aspekt moralny pozostaje wciąż aktualny. Wtedy werbunek zajmował niewiele czasu i
wysiłku: Komintern decydował i od ręki kilkunastu albo i kilkuset komunistów stawało się
radzieckimi agentami.
Wywiad wojskowy, nauczony pierwszymi wpadkami, żądał zawsze, by wyznaczeni
ostentacyjnie rezygnowali z przynależności do partii komunistycznej, co większość
akceptowała bez protestów. W końcu stanowiło to tylko kamuflaż – manewr, by pomóc
pokonać wroga klasowego. Czasami jednak zdarzały się przypadki bardziej upartych czy
fanatycznych komunistów. Grupa postępowych inteligentów w Niemczech nie miała nic
przeciwko zostaniu agentami wywiadu wojskowego, ale tylko pod warunkiem zostania
członkami partii. Żądanie nie było trudne do zrealizowania: wypisano tuzin nowych
legitymacji partyjnych i na rutynowym spotkaniu oficer prowadzący – pracownik ambasady
radzieckiej w Berlinie – poinformował przywódcę grupy, że żądanie zostało spełnione i
pogratulował przyjęcia w szeregi partii, dodając, że sam towarzysz Stalin podpisał ich
legitymacje oraz, że w drodze wyjątku zostali oni przyjęci bez okresu kandydackiego.
Oczywiście, ze względu na okoliczności, ich legitymacje będą przechowywane w archiwum
Komitetu Centralnego WKP(b).
Na tę wieść grupa zdwoiła wydajność, następnie odmówiła przyjęcia wynagrodzenia,
jakie jej się według obowiązujących stawek należało, ba, regularnie wpłacała oficerowi
prowadzącemu równowartość składek partyjnych. Członkowie grupy regularnie też wręczali
deklaracje o zarobkach i całą resztę papierów wymaganych od normalnych członków.
Zajmowało to sporo czasu w trakcie ryzykownych spotkań, ale ponieważ Niemcy pracowali z
doskonałymi wynikami, nie chciano ich zrażać.
Parę lat później Gestapo wpadło na trop tej siatki, ale agenci zdołali uciec do Austrii,
następnie do Szwajcarii i w końcu via Francja do Hiszpanii, gdzie toczyła się wojna domowa.
Z Hiszpanii zostali przewiezieni do Moskwy, gdzie czekała ich przykra niespodzianka:
okazało się, że nikt nigdy nie wypełnił ich legitymacji partyjnych i w ogóle nikt o nich nie
słyszał. Wywiad wojskowy założył naturalnie, że agenci nigdy do Rosji nie dotrą, toteż
zamiast zawracać sobie głowę załatwianiem oficjalnego członkostwa (co wiązało się z masą
papierkowej roboty) poszedł prostszą drogą i ograniczył się do poinformowania ich o
spełnieniu żądań, czyli dokonano klasycznego oszustwa.
Agenci po przybyciu do Kraju Rad i stwierdzeniu, jak się mają sprawy, ogłosili strajk
głodowy i zażądali spotkania z szefostwem Razwiedupru.
Spotkanie odbyło się i wywiad spróbował pomóc im w zasileniu szeregów partii,
oczywiście, po okresie kandydackim. I tu zaczęły się problemy: obcokrajowcy mogli być
bowiem przyjęci tylko przez Komitet Centralny, gdzie postawiono im zwyczajowe pytania:
„Byliście członkami partii komunistycznej?”, „Dlaczego opuściliście jej szeregi?”. Fanatycy
powiedzieli naturalnie jak było, czym zaprzepaścili własne szansę – oddanie bowiem własnej
legitymacji partyjnej uważane było za grzech śmiertelny i KC odrzucił ich apelacje. Wobec
tego Niemcy ogłosili kolejny strajk głodowy i zażądali widzenia ze Stalinem. W tym
momencie wyczerpała się cierpliwość NKWD, które zaproponowało „pomoc” w rozwiązaniu
tej nieprzyjemnej kwestii i wyłącznie dzięki interwencji wywiadu wojskowego Niemcy nie
dostali się w łapy czekistów. Wylądowali natomiast w piwnicach Razwiedupru, który też miał
dość tej zabawy.
Tymczasem gwałtownie zmieniła się sytuacja polityczna: Hitler i Stalin stali się
najlepszymi przyjaciółmi, a komuniści wprost pokochali narodowych socjalistów.
Wymieniono podarki – Stalin dostał najnowsze niemieckie samoloty objęte ścisłą tajemnicą
wobec reszty świata: Bf 109, Ju 87, Do 17, He 111, a nawet Bf 110. W zamian wydano
Hitlerowi niemieckich komunistów, którzy schronili się w Związku Radzieckim. Kalkulacja
Hitlera była prosta: w tak krótkim czasie jaki pozostał do wybuchu wojny Rosjanie nie zdążą
uruchomić produkcji skopiowanych maszyn, za to on raz na zawsze pozbędzie się
przeciwników politycznych. Dla Stalina interes też był doskonały: za najnowsze niemieckie
samoloty pozbywał się kłopotliwych – i teraz już niepotrzebnych – niemieckich komunistów.
Oprócz szeregowych członków KPD w skład „prezentu” wchodzili członkowie KC KPD,
wydawcy naczelnych organów prasowych oraz członkowie Biura Politycznego KPD. Zamiast
transportować więźniów do Niemiec, zaproszono Gestapo na gościnną egzekucję pod
Moskwą. To się nazywa współpraca.
Interes nie dotyczył jednak naszych znajomych siedzących w celach wywiadu
wojskowego
– zbyt dużo wiedzieli, by można było ich wydać. Ambasadę niemiecką poinformowano,
że zaginęli w Hiszpanii i nigdy do Moskwy nie dotarli. Niemcy zachowali się
dyplomatycznie: nie poddali tej informacji w wątpliwość, ale zaproponowali jeszcze jeden
samolot na dotychczasowych warunkach – bodajże Ju 88. Na swoje nieszczęście prawie
równocześnie byli agenci ogłosili kolejny strajk głodowy, co ostatecznie przesądziło o ich
losie.
Zdecydowano się na kompromis: przyznano, że cudownie odnalezieni agenci są w
Moskwie i zaproponowano wspólną egzekucję, z tym, że Niemcy nie mieli prawa nawet
porozmawiać z rodakami. Gestapo przystało na propozycję – zidentyfikowano i
sfotografowano każdego niemieckiego agenta, a potem, wśród maskujących gwizdów
parowozów, rozstrzelano ich koło bunkrów węglowych elektrowni Kaszerskiej. Następnie
wspólne ekipy Razwiedupru, Komitetu Centralnego i Gestapo spaliły ciała w piecach
elektrowni.
Niemieccy komuniści popełnili trzy błędy: 1. Zbyt szybko uwierzyli w obietnice.
2. Zbyt mocno nalegali, by dotrzymano danego im słowa.
3. Nie wiedzieli, że jeśli ktoś zaoferuje odpowiednio wysoką cenę za głowę agenta
(niezależnie jak byłby dobry), GRU sprzeda go bez wahania.
Tymczasem partia pod światłym przewodnictwem Stalina musiała spojrzeć prawdzie w
oczy. Dotarło do niej, że nigdzie, w żadnej warstwie społecznej nie jest specjalnie popularna.
Wobec tego podjęto decyzję, by w całym kraju przeprowadzić czystkę i pozbyć się
faktycznych i domniemanych dysydentów – dziś nie ulega najmniejszej wątpliwości, że
Wielka Czystka została starannie zaplanowana i przygotowana. Według zeznań członka
Komitetu Centralnego Awtorchanowa pierwsze decyzje o masowych represjach zapadły 13
maja 1935 roku, a planowano, o czym trzeba pamiętać, posunięcia na lata 1937-1938.
Przez prawie dwa lata Komisja Specjalna przygotowywała jeden z najkrwawszych
rozdziałów w historii ludzkości. Jej członkami byli: Stalin, Żdanow, Jeżów, Szkiriatow,
Malenkow i Wyszyński. Ciekawostką jest, że do tego grona nie dołączył ówczesny szef
NKWD, Jagoda. Było to posunięcie rozsądne, gdyż przed masakrą społeczeństwa partia
zajęła się oczyszczeniem narzędzia całej operacji, czyli NKWD. „Czyszczenie” rozpoczęto po
cichu w 1935 roku i z początku dotyczyło tylko rezydentur zagranicznych. Żeby nikogo nie
uprzedzać, rzecz cała odbywała się bez rozgłosu i sądów, a wykonawcą był, naturalnie,
Razwiedupr.
W 1935 roku Jan Karłowicz Bierzin, szef Razwiedupru, wraz z grupą zaufanych
współpracowników wybrał się w podróż po Dalekim Wschodzie (wyposażony w specjalne
pełnomocnictwa). Wydano tajne nominacje na podstawie których wpierw Józef
Stanisławowicz Unszlicht potem T. Uricki działali jako szefowie Razwiedupru w Moskwie,
ale żaden rozkaz nie usuwał z tego stanowiska Bierzina. Czyli nominacje te były zasłoną na
czas dłuższej nieobecności właściwego szefa wywiadu wojskowego. Podczas podróży Bierzin
i jego ludzie cicho i metodycznie likwidowali „nielegalnych” NKWD, a w następnym roku
pojawili się w Hiszpanii.
Oficjalnie Bierzin był głównym doradcą rządu republikańskiego i przyznać należy, że na
tym stanowisku przejawiał niezwykłą aktywność. Po pierwsze, udało mu się skierować uwagę
rządu hiszpańskiego na sprawy, na których zależało Moskwie, po drugie, osobiście kierował z
Hiszpanii wszystkimi ważniejszymi operacjami zagranicznymi wywiadu wojskowego. Po
trzecie – w tym czasie w Hiszpanii przebywał też szef INO NKWD*
, Abram Aronowicz
Słucki, który również osobiście nadzorował działalność swych agentów.
Nieprawdopodobnym jest, aby nie podejrzewał on Bierzina o jakieś powiązania z
*
INO – Inostrannyj Otdieł – Wydział Zagraniczny (kolejno: WCzK, GPU, OGPU i NKWD), w latach 1921-
1943 centrala radzieckiego wywiadu zagranicznego.
tajemniczymi zniknięciami swoich podwładnych; z dowodów, jakie do dziś dotrwały, jasno
wynika, że do starć między nimi dochodziło codziennie, a co ciekawsze praktyka
wykazywała, że ważniejszy był Bierzin.
W końcu września 1936 roku dotychczasowy szef NKWD, Jagoda, został usunięty ze
stanowiska, a szefem mianowano sekretarza Komitetu Centralnego, Jeżowa, który rozpoczął
największą czystkę w dziejach NKWD. Do tego nie potrzebował już zachowania tajemnicy i
pomocy ze strony wywiadu wojskowego.
Zginęło ponad trzy tysiące oficerów, w tym Jagoda i Słucki, tego ostatniego otruto
podobno w gabinecie zastępcy Jeżowa, Michaiła Frynowskiego.
Kiedy tylko partia w osobie Jeżowa i przy pomocy Razwiedupru zakończyła czystkę w
NKWD, przyszła kolej na armię. Czystka w wojsku zaczęła się od likwidacji Sztabu
Generalnego i całkowitego rozbicia Razwiedupru. Wśród pierwszych ofiar znaleźli się:
marszałek Związku Radzieckiego Tuchaczewski, komand-armi Jakir i Uborewicz oraz
komkor Putna – attache wojskowy w Londynie. Jak należało oczekiwać, wszyscy attache
wojskowi byli oficerami wywiadu wojskowego, ale Putna był kimś więcej – do momentu
skierowania go do dyplomacji był zastępcą szefa Razwiedupru.
Czystkę tę przeprowadzał naturalnie NKWD, dając upust nagromadzonej od lat
nienawiści. Pierwszy zginął Uricki, a potem ruszyła lawina. Teraz z kolei lotne ekipy NKWD
jeździły po świecie, mordując „nielegalnych” Razwiedupru, jak też oficerów obu służb,
którzy odmówili powrotu do Rosji na pewną śmierć. Do końca 1937 roku Razwiedupr
faktycznie przestał istnieć – wymordowano nawet kucharzy i gońców. Bierzin po powrocie z
Hiszpanii musiał zaczynać praktycznie od zera.
W 1938 roku, dzięki specjalnym wysiłkom Kominternu (zwłaszcza w Hiszpanii, gdzie
skorzystano z okazji, jaką stwarzała obecność tzw. brygad międzynarodowych) Razwiedupr
odzyskał nieco siły, a na początku lata rozpoczął ożywioną działalność, ale kolejna czystka,
poprzedzająca drugą falę terroru, zniszczyła zupełnie wywiad wojskowy. Tym razem wśród
ofiar znalazł się również Bierzin, jeden z najsprytniejszych i osiągających najlepsze wyniki
szefów w historii GRU. Oznaczało to automatycznie kolejną czystkę w całym wywiadzie
wojskowym na wszystkich szczeblach – tu karuzela śmierci przeszła dwukrotnie.
W latach poprzedzających wybuch II wojny światowej w zachodnich okręgach
wojskowych stworzono bazę do walki partyzanckiej, na wypadek gdyby wróg zajął te
obszary. Skrytki z radiostacjami, magazyny broni, podziemne kompleksy kwater, a nawet
szpitale polowe, były gotowe i pełne zapasów. Wszystko to zostało zniszczone wraz z
tysiącami wyszkolonych sabotażystów, których albo zabito, albo wysłano do łagrów.
Wywiad wojskowy przestał istnieć; wojsko i przemysł zbrojeniowy poniosły straty
większe niż w wojnie 1920 roku. Ale Jeżów popełnił kardynalny błąd: 29 lipca 1938 roku, po
egzekucji Bierzina, zajął jego miejsce.
Następnego poranka Stalin zamiast dwóch raportów: Razwiedupru i NKWD, otrzymał
tylko jeden. Wymowa tego faktu była oczywista: pojawił się monopol na działalność
wywiadowczą, a Stalin utracił możliwość równoważenia wpływów NKWD, czyli kontrola
nad radzieckim wywiadem zaczęła mu się wymykać z rak. Tego samego dnia podjął więc
kroki, które doprowadziły do usunięcia i egzekucji Jeżowa.
Zimą 1939-1940 miał miejsce skandal jakich mało: Armia Czerwona licząca ponad cztery
miliony żołnierzy nie była w stanie przełamać oporu wojsk fińskich liczących dwadzieścia
siedem tysięcy ludzi. Przyczyny „wykryto” natychmiast:
1. Mróz (zimą 1941 roku analogiczne tłumaczenie się dowództwa armii niemieckiej
zostało jednogłośnie zignorowane).
2. Wywiad.
We wszystkich radzieckich opracowaniach historycznych (które musiały, oczywiście,
przed publikacją otrzymać zgodę właściwego wydziału Komitetu Centralnego) do dziś
podawane są te dwa powody: mrozy i zły wywiad. Partia zapomniała dodać, że w latach
1937-1939 radziecki wywiad wojskowy praktycznie nie istniał i to na wyraźne życzenie
partii.
Po skandalu fińskim Stalin nie zarządził czystki w wywiadzie wojskowym, częściowo
dlatego, że nie było co „czyścić”, a częściowo dlatego, że nie zgadzał się z oficjalną analizą
wojny fińsko-radzieckiej. Proskurow i jego sztab zostali rozstrzelani nieco później, i to z
zupełnie innego powodu – Proskurow uważał bowiem, że pakt z Hitlerem to głupota. W
czerwcu 1940 roku szefem Razwiedupru został mianowany generał Filip Golikow i pod jego
kierownictwem Razwiedupr błyskawicznie wrócił do roli skutecznej służby wywiadowczej.
O tym okresie krążyło i nadal krąży masa spekulacji: czy wywiad wojskowy znał plany
niemieckiego sztabu? Najlepszą odpowiedzią są losy Golikowa: siedmiu poprzedzających go
na tym stanowisku i dwóch jego następców zostało zamordowanych, gdy pełnili obowiązki
szefów GRU, a on przeżył, ba, został marszałkiem Związku Radzieckiego i zastępcą Stalina
do spraw personalnych. Przywódcy polityczni mogą podjąć złe decyzje, nawet jeśli dysponują
doskonałymi danymi wywiadu, ale tylko durnie winią za to wywiad. A Stalinowi wszystko
można zarzucić, tylko nie to, że był durniem...
Wojna rozpoczęła się katastrofalną klęską Armii Czerwonej – w ciągu pierwszych godzin
Niemcy przejęli całkowicie inicjatywę strategiczną. Łączność z siatkami wywiadu została
przerwana i jedynym co pozostało to przenieść centralę Razwiedupru za granicę i odtworzyć
łączność. Takie właśnie zadanie otrzymał Golikow i przyznać należy, że wywiązał się z niego
równie błyskawicznie, jak i doskonale. Pojechał najpierw do Anglii, potem do USA i to bez
jakichś fałszywych papierów, a jako przewodniczący oficjalnej delegacji radzieckiej, by
uzyskać pomoc zbrojeniową tych państw. Rosjanie, jako sprzymierzeńcy, zyskali dojście do
fabryk i laboratoriów, do których od lat próbowali dotrzeć.
Ta historyczna pod wieloma względami wizyta rozpoczęła intensywną penetrację
angielskiego i amerykańskiego przemysłu zbrojeniowego. Golikow nawiązał też skuteczną
SUWOROW WIKTOR GRU RADZIECKI WYWIAD WOJSKOWY Tłumaczyli: MACIEJ BOROWSKI I JAROSŁAW KOTARSKI Wydanie polskie: 1999
Dla Tani
WSTĘP Nie ma wątpliwości, które państwo na świecie dysponowało najpotężniejszym wywiadem – był nim Związek Radziecki, a tą monstrualną organizacją nie mającą odpowiednika w dziejach ludzkości był KGB, czyli Komitet Bezpieczeństwa Państwowego (Komitiet Gosudarstwiennoj Biezopasnosti). W kwestii natomiast, kto dysponował drugą taką organizacją, opinie specjalistów różnią się od siebie. Prawda, choć może się wydać dziwna, jest następująca: krajem, który nią dysponował (i wciąż dysponuje) był również Związek Radziecki, a organizacją tą był i jest GRU (Gławnoje Razwiedywatielnoje Uprawlenije – Główny Zarząd Wywiadowczy Sztabu Generalnego). Niniejsza książka została napisana, by uzasadnić tę opinię. Pierwotnie była pomyślana jako materiał instruktażowy dla wąskiego kręgu specjalistów, później poprawiłem ją tak, by nadawała się dla szerszego kręgu odbiorców. Poprawki ograniczyły się głównie do usunięcia definicji i szczegółów technicznych, które nie były czytelnikowi potrzebne, a zaciemniłyby jedynie ogólny obraz. Mimo tych zabiegów książka może okazać się trudna w lekturze i, choć mogę za to przeprosić czytelników, nie mogę tego zmienić. Aby poznać chorobę (a chęć poznania najczęściej spowodowana jest potrzebą zwalczenia takowej) trzeba poznać zarówno objawy, jak i etiologię. Jednym z pierwszych świadomych kłamstw, na jakie zdecydowali się komuniści, było ogłoszenie, że organy bezpieczeństwa nowego państwa, czyli WCzK (Wsierusskaja Czeriezwyczajnaja Kommissija po Borbie s Kontrrewoliucyjej i Sabotażem – Wszechrosyjska Nadzwyczajna Komisja do Walki z Kontrrewolucją i Sabotażem), zostały stworzone 20 grudnia 1917 roku* . Rewolucjoniści zrobili tak, by udowodnić, że masowe egzekucje, jakie miały miejsce w ciągu pierwszych czterdziestu jeden dni ich władzy, nie były realizacją planowanego ludobójstwa, lecz spontanicznymi aktami bezprawia, popełnionymi przez jednostki. Fałszywość tego twierdzenia jest łatwa do udowodnienia: wystarczy dokładnie poczytać wydania bolszewickich gazet z owych pierwszych dni, które „wstrząsnęły światem”. Organy * Dla upamiętnienia tej daty (Dnia Czekistów) jeszcze w latach 80. funkcjonariusze KGB pobierali wynagrodzenie 20. dnia każdego miesiąca.
bezpieczeństwa i przeprowadzane przez nie egzekucje istniały od pierwszych nawet nie dni, a godzin egzystencji władzy radzieckiej, tak jak to wcześniej zostało zaplanowane. Pierwszej nocy po ogłoszeniu światu narodzin najbardziej krwawej dyktatury w jego dziejach, Lenin wyznaczył swych pełnomocników. Wśród nich był niejaki towarzysz A. Ryków, mianowany szefem Ludowego Komisariatu Spraw Wewnętrznych, bardziej znanego pod złowrogim skrótem NKWD (Narodnyj Kommissariat Wnutriennych Dieł). Jedną z pierwszych decyzji nowo mianowanego szefa resortu spraw wewnętrznych, było zarządzenie z 28 października 1917 roku powołujące Milicję Robotniczą. W 1938 roku towarzysz Ryków, po procesie tzw. bloku prawicowców i trockistów, został rozstrzelany, ale zdążył zapisać kilka krwawych stronic, zarówno w dziejach organów, jak i władzy radzieckiej, o których wolałaby ona jak najszybciej zapomnieć. Z dwudziestu mianowanych szefów tejże służby (czy organu, bo tak brzmiała pierwotna nazwa) trzech usunięto ze stanowiska, jeden zmarł na posterunku, siedmiu zaś zostało powieszonych lub rozstrzelanych po torturach, podczas których oprawcy wykazali tyleż pracowitości co pomysłowości. Największymi paradoksami w kontekście przebiegu tej nie kończącej się krwawej orgii są następujące pytania: dlaczego najpotężniejsza na świecie organizacja przestępcza tak łatwo pozwalała likwidować swych przywódców? Jakim cudem Biuro Polityczne mogło bezkarnie robić z czekistami co tylko zechciało? Dlaczego to samo Politbiuro nie miało żadnych kłopotów nie tylko z pozostałymi po przywódcach rodzinami, ale także z fizyczną likwidacją całych mas młodych i obiecujących oficerów tychże organów? Gdzie leżał sekret bezgranicznej siły Politbiura? Odpowiedź jest prosta, a sposób stary jak świat i od początku tego świata skutecznie stosowany. Sprowadza się do rzymskiej zasady: „dziel i rządź”. Na początku, by nie dzielić się władzą, Lenin podzielił w Rosji wszystko co tylko dało się podzielić, a od jego czasów kolejne pokolenia komunistów wiernie go naśladowały i skwapliwie wykonywały polecenia nieśmiertelnego twórcy pierwszego państwa proletariackiego. Całą strukturę zarządzania państwem powielono co najmniej dwukrotnie. Władza Rad była także powielona. Jeśli ktoś odwiedził Rejonowy Komitet Partii, a potem Rejonowy Komitet Wykonawczy, nie mógł nie zauważyć faktu, że te dwie odrębne instytucje miały prawie identyczną strukturę i zajmowały się identycznymi problemami, często podejmując przeciwstawne decyzje. Żadna z nich nie miała zaś uprawnień, aby decydować o czymkolwiek samodzielnie. Ten system istniał na wszystkich szczeblach i etapach podejmowania decyzji. Jeśli przyjrzymy się naprawdę ważnym decyzjom podejmowanym przez przywódców radzieckich (a publikowanym w gazetach) stwierdzimy, że każda z nich była podjęta zawsze na wspólnej sesji KC partii i Rady Ministrów. Pisząc te słowa mam przed sobą wspólnie podjętą rezolucję o dalszym wzroście jakości i poszerzeniu asortymentu produkowanych zabawek. Ani Rada
Ministrów gigantycznego państwa, ani Komitet Centralny rządzącej partii nie były w stanie (z braku władzy i możliwości) podjąć tak ważnej decyzji samodzielnie. Sytuacja ta dotyczyła nie tylko ministrów czy sekretarzy KC, ale wszystkich niższych szczebli zarządzania. Na przykład jedynie wspólna decyzja Komitetu Centralnego Komunistycznej Partii danej republiki i Rady Ministrów tejże republiki była ważna. Naturalnie nie mogły one rozpatrywać tak istotnych kwestii jak jakość zabawek, ale zasada pozostaje taka sama: nie da się powziąć samodzielnych decyzji w jakiejkolwiek sprawie. Władza w Związku Radzieckim była zarówno w formie, jak i w treści zawsze podzielona i zdublowana, poczynając od planowania podboju Kosmosu, a kończąc na pogrzebie szeregowego obywatela. Inaczej rzecz ujmując: od produkcji papieru toaletowego do wodowania lodołamaczy o napędzie atomowym. W dodatku poza organami władzy wykonawczej, które wydawały polecenia i pilnowały, by były one wykonywane, istniały także Centralne Organy Kontroli, niezależne od władz lokalnych. Podstawowym był naturalnie KGB, ale niezależnie od niego działały i inne, na przykład niewinnie brzmiąca Inspekcja Robotniczo-Chłopska, będąca w istocie tajną policją podległą członkowi Biura Politycznego, który miał prawie takie wpływy jak szef KGB. Ministerstwo Spraw Wewnętrznych też nie spało, a nie podlegało ani KGB, ani Kontroli. Poza tym istniał też Organ Centralny Prasy, którego wizyty w fabrykach wywoływały nie mniejszą panikę i wściekłość jak wizyty Komisji do Zwalczania Kradzieży Mienia Państwowego. Z inicjatywy Lenina stało się sprawą tyle podstawową, co niezmienną, by każdy organ, mający władzę oraz zdolność podejmowania decyzji, był zrównoważony przez istnienie innej, równie zbiurokratyzowanej organizacji. Zasada ta miała zastosowanie nie tylko w kwestii organów władzy: była gazeta „Prawda”, ale mieliśmy też „Izwiestia”. Istniał TASS* , a obok niego APN* i to bynajmniej nie po to, by istniała konkurencja, ale by wszystko było zdublowane. Zabieg ten pozwalał towarzyszom z Politbiura prowadzić znacznie spokojniejsze życie, co w ich wieku miało niebagatelne znaczenie. Kontrolowanie wszystkiego i wszystkich jest niemożliwe i dlatego właśnie tak istotne było dublowanie dosłownie wszystkiego. Zawiść jest doskonałym stróżem – zawsze można donieść na rywala, gdy ten ma przebłysk inspiracji albo jego zachowanie odbiega od ustalonej normy, albo, co najgorsze, próbuje krytyki z punktu widzenia zdrowego rozsądku. Duplikacja była podstawowym powodem przerażającej stagnacji we wszystkich dziedzinach życia, która cechowała państwo i naród radziecki. Była też naturalnie powodem bezprecedensowej stabilności reżimu. Powielając struktury państwa, Politbiuro było zdolne zneutralizować jakiekolwiek próby rewolty. * TASS – Tielegrafnoje Agientstwo Sowietskowo Sojuza – Agencja Telegraficzna Związku Radzieckiego. * APN – Agientstwo Pieczati „Nowosti” – Agencja Prasowa „Nowosti”.
Tworzenie tego podwójnego systemu zaczęło się od powstania WCzK powołanej do życia, by zrównoważyć rosnącą władzę Ludowego Komisariatu Spraw Wewnętrznych, czyli ówczesnego MSW. W czasie całej spływającej krwią wojny domowej obie te organizacje działały niezależnie, a nawet wręcz rywalizowały ze sobą. Ponieważ ich znaczenie ogromnie wzrosło, Lenin musiał stworzyć jeszcze inny organ kontroli i wymierzania rewolucyjnej sprawiedliwości: Rabkrin (Rabocze-Kriestianskaja Inspiekcija – Inspekcja Robotniczo- Chłopska). Ten działający w latach 1920-1934 organ do dziś czeka na opis jego historii i osiągnięć. Było to ukochanie dziecko Lenina, o którym pamiętał nawet na łożu śmierci.
Rabkrin nie był pomyślany jako organ represji wobec całego społeczeństwa, lecz jako organizacja kontrolująca elitę bolszewików, a przede wszystkim WCzK i NKWD. Macki CzK sięgały już poza granice kraju i przywódcy bolszewiccy musieli stworzyć inną służbę zdolną zrównoważyć tę działalność. Ani bowiem NKWD, ani Rabkrin nie nadawały się do tego celu. 21 października 1918 roku z rozkazu niestrudzonego Lenina powołano do życia nową służbę wywiadowczą, przeznaczoną do działania wyłącznie poza granicami kraju i całkowicie niezależną od WCzK. Nazwano ją dla dezinformacji Zarządem Rejestrów Robotniczo-Chłopskiej Armii Czerwonej* , w skrócie Registraupr (Registratielnoje Uprawlenije). Do początku lat dziewięćdziesiątych organizacja ta nazywała się Głównym Zarządem Wywiadowczym Sztabu Generalnego Armii Radzieckiej, znana była też w klasyfikacji wojskowej jako Jednostka 44388. Historia zna wiele przykładów podobnych struktur stworzonych przez reżimy rozmaitego rodzaju. Najbardziej znane z nich powstały w Niemczech w czasach Hitlera – obowiązywały w nich te same zasady podwójności: SA i SS, dywizje Wehrmachtu i Waffen SS, RSHA* i Abwehra* . To zwielokrotnienie struktur państwa może być wyjaśnione jedynie przez dążenie klasy panującej do zagwarantowania stabilności reżimu. Istotne jest wyjaśnienie tej ostatniej kwestii, aby można było zrozumieć rolę, jaką odgrywał radziecki wywiad wojskowy, oraz powody, dla których GRU przez cały praktycznie okres historii Związku Radzieckiego pozostał niezależny od KGB i jego poprzedników, pomimo wielokrotnych prób podporządkowania go Komitetowi Bezpieczeństwa Państwowego. * W nazwie tej nie ma nic zaskakującego. Biuro wywiadu wojskowego Republiki Francuskiej długo nazywano Wydziałem Statystyki Sztabu Generalnego, a strukturę wywiadowczą Cesarstwa Austro-Węgierskiego – Biurem Ewidencji. * RSHA – Reichssicherheltshauptamt – Główny Urząd Bezpieczeństwa Rzeszy, centrala aparatu bezpieczeństwa państwowego III Rzeczy, funkcjonowała w latach 1939-1945. RSHA podlegały m.in. wywiad i kontrwywiad Służby Bezpieczeństwa SS (SD – Sicherheitsdienst) oraz policje: kryminalna – Kripo i polityczna – Gestapo. * Abwehra (wł. Abwehr) – wywiad armii niemieckiej utworzony w 1920 roku, w 1944 roku podporządkowany Służbie Bezpieczeństwa SS.
Część pierwsza
Rozdział 1 TRIUMWIRAT Partia, bezpieka i armia stanowiły triumwirat rządzący Związkiem Radzieckim. Wszystkie pozostałe instytucje, niezależnie ile oficjalnie miały władzy, faktycznie zajmowały pozycje wykonawcze i były podporządkowane któremuś z tej trójki. Żaden z tych trzech członów nie miał też władzy absolutnej ani większej niż inne. Wszystkie były niezależne i musiały dzielić się władzą z rywalami, choć żadnej ze stron się to nie podobało. Cały czas trwała pomiędzy nimi walka, choć nie zawsze była ona widoczna dla obserwatora z zewnątrz. Walka o wpływy, otwarte konfrontacje, tajne przymierza i ciągłe zdrady składały się na dzień powszedni władców Związku Radzieckiego. Partia nie mogła istnieć bez aparatu represjonującego ludność, a KGB nie miał racji bytu bez ciągłego podsycania komunistycznego fanatyzmu i oszukiwania ludzi – a więc bez partii. Zarówno KGB, jak i partia, uważały swoje zadania i istnienie za najważniejsze, a to co robi druga strona za pomocnicze. Obie organizacje dążyły do uzyskania pełni władzy, ale zdawały sobie sprawę, że nie mogą całkowicie pozbyć się drugiej strony, gdyż to oznaczałoby samozagładę. Obie też potrzebowały armii, która występuje tu w roli tresowanego krokodyla zapewniającego utrzymanie treserom. W systemie triumwiratu armia była elementem najsilniejszym, ale zarazem, najmniej docenianym. W przeciwieństwie do partii czy KGB, armia nigdy, nawet przez parę godzin, nie rządziła państwem. Gdyby kiedykolwiek tak się stało, oznaczałoby to koniec zarówno partii, jak i KGB, gdyż nie były one armii do niczego potrzebne. Dla krokodyla naturalnym jest życie w bagnie i połykanie tego, na co ma ochotę. Istnienie treserów jest stanem nienaturalnym, z czego obaj treserzy (KGB i partia) zdawali sobie doskonale sprawę. Wiedzieli też, że pierwszą czynnością krokodyla, gdyby się uwolnił, będzie rozprawienie się z treserami. Powstaje wobec tego pytanie: dlaczego krokodyl nigdy nie miał ku temu okazji? Powodem były silne cugle, które trzymała z jednej strony partia, a z drugiej KGB. Cugle partii nazywały się Wydziałem Politycznym, a KGB Wydziałem Specjalnym. Każdy szczebel dowodzenia i każda jednostka wojskowa były spenetrowane przez oba te wydziały, częściowo
jawnie, częściowo przez tajnych informatorów. Za każdym razem gdy armia zaatakowała partię, a zdarzało się to dość często, poczynając od lat dwudziestych, czekiści przystępowali do akcji i błyskawicznie opanowywali sytuację. Z kolei, gdy armia zaatakowała KGB, co nastąpiło po śmierci Stalina, partia wkroczyła do akcji, ratując bezpiekę. Natomiast w sytuacji gdy KGB zaczął być za bardzo bezczelny i spiskował przeciwko partii, ta ostatnia popuściła cugli i krokodyl przystąpił do dzieła. Wszystko jednak zostało tak skalkulowane, by mógł ugryźć, ale nie zagryzł. Po takich incydentach życie na jakiś czas wracało do normy i treserzy tak manipulowali krokodylem, aby żadne sprzeczne interesy czy kłótnie nie przerodziły się w otwartą wojnę. Czasami udawało się im wymierzyć krokodylowi parę kopniaków, a jeśli nie było już wyjścia, zgodnie napuścić go na kogoś innego, zwanego „agresorem”. Żadna z pozostałych instytucji państwowych nie odgrywała decydującej roli w tym przedstawieniu – mogła jedynie pełnić funkcje pomocnicze: dostarczać żywności treserom i krokodylowi, brać udział w galowych przedstawieniach czy zbierać gotówkę od przerażonych widzów. Mózgiem krokodyla był Sztab Generalny Armii Radzieckiej, a jego oczami i uszami – wywiad wojskowy. GRU stanowił część Sztabu Generalnego, czyli część mózgu, która analizuje to, co widzą oczy oraz słyszą uszy, która może skoncentrować te zmysły na najbardziej interesujących je obiektach. Wprawdzie krokodyl nie może zerwać się z cugli, jednak Sztab Generalny oraz GRU, aż do dzisiaj, są praktycznie niezależne od jakiejkolwiek zewnętrznej kontroli. Powodem tego stanu rzeczy są doświadczenia zdobyte przez partię i to za cenę ogromnych kosztów. W okresie poprzedzającym II wojnę światową partia tak dokładnie nadzorowała Sztab Generalny, a czekiści tak dokładnie go „sprawdzali”, że Sztab Generalny utracił całkowicie zdolność sprawnego funkcjonowania. Rezultatem tego było przejściowe zatracenie przez potężnego krokodyla możliwości myślenia, szybkości reakcji czy prób jakiegokolwiek samodzielnego działania. Przez to system jako całość znalazł się na skraju katastrofy, gdyż armia, poddana „idealnej” kontroli, praktycznie straciła zdolność prowadzenia walki. Partia wyciągnęła z tej nauczki właściwą lekcję: nie może mieszać się w pracę mózgu, nawet jeśli nie myśli on zgodnie z wytycznymi tejże partii. Partia i KGB wolały z powodów czysto praktycznych utrzymywać pod kontrolą ciało, a nie umysł czy zmysły krokodyla.
Rozdział 2 HISTORIA Radziecki wywiad wojskowy* stanowił integralną część armii; dlatego też historia GRU może być rozpatrywana tylko w kontekście historii armii i ciągłego konfliktu pomiędzy armią, partią i bezpieką. Od chwili sformowania pierwszych jednostek Armii Czerwonej powstawały w ramach ich sztabów niewielkie grupy wywiadowcze, częstokroć bez rozkazów z góry. W miarę formowania się wojska w brygady, korpusy czy armie, formowały się wraz z nimi struktury wywiadu, które przyjęły postać wydziałów wywiadowczych poszczególnych sztabów. Na przykład szef wydziału wywiadowczego w sztabie korpusu dysponował własną jednostką wywiadowczą, a oprócz tego nadzorował działanie szefów analogicznych wydziałów w sztabach dywizji wchodzących w skład korpusu. Z kolei szef wydziału wywiadowczego sztabu każdej dywizji miał własną jednostkę wywiadu i kierował oraz nadzorował działalność szefów wywiadu brygad tworzących tę dywizję. 13 czerwca 1918 roku sformowano po raz pierwszy w dziejach Armii Czerwonej związek strategiczny: front. Otrzymał on nazwę Frontu Wschodniego, a w jego skład wchodziło pięć armii i Flotylla Wołżańska. Tego samego dnia utworzono Wydział Rejestracyjny (tj. wywiadowczy) frontu. Podlegali mu szefowie wydziałów wywiadowczych sztabów wszystkich pięciu armii oraz Flotylli Wołżańskiej, zaś szef wywiadu frontu dysponował oprócz tego samolotami zwiadowczymi, kilkoma szwadronami kawalerii i – co najważniejsze – własną agenturą. Ta ostatnia pierwotnie oparta była na podziemnej strukturze bolszewików i innych partii, które ich wpierały. Agentura rozrastała się w miarę posuwania się frontu; a przed jego nadejściem grupy agentów przeprowadzały rozmaite akcje dywersyjne na tyłach przeciwników. Wkrótce powstały też inne fronty: Południowy, Ukraiński, Północny, Turkiestański, Kaukaski, Zachodni, Południowo-Wschodni i Północno-Wschodni. Wywiad każdego z nich * Rosyjskiego słowa razwiedka nie da się dokładnie przetłumaczyć na żaden obcy język. Ma ono bardziej szerokie znaczenie zawierające wszystko, co rozumie się pod określeniami: „zwiad”, ”zbieranie informacji”, „szpiegostwo” – praktycznie oznacza to wszelkie sposoby pozyskiwania i przetwarzania informacji o aktualnym czy też potencjalnym nieprzyjacielu.
został zorganizowany w dokładnie ten sam sposób. Oprócz frontów istniały samodzielnie działające armie, które także posiadały własny wywiad. Wiosną 1918 roku powołano też do życia nowy rodzaj służby wywiadowczej: służbę dywersyjną, podległą, podobnie jak inne, szefom wywiadów czy to frontu, czy armii, czasem nawet dywizji. Nazwano ją „kawalerią specjalnego przeznaczenia”. Członków nowej służby rekrutowano z grona najlepszych kawalerzystów danej formacji, których następnie przebierano w mundury wroga i zalecano głębokie wypady na tyły przeciwnika w celu zbierania informacji, schwytania języka (zwłaszcza oficerów sztabowych), a czasem do niszczenia określonych celów – zazwyczaj sztabów. Liczba i rozmiary takich oddziałów stale rosły – w 1920 roku, w czasie wojny z Polską, oprócz samodzielnych pułków i szwadronów podległych szefom wywiadów niższego szczebla, istniała także brygada kawalerii do zadań specjalnych w sile ponad 2.000 szabli. Wszyscy spec-kawalerzyści ubrani byli w polskie mundury. Wiele lat później takie oddziały zyskały miano Specnazu, w późniejszych czasach nadawane wszystkim jednostkom specjalnym GRU. Od początku swego istnienia wywiad wojskowy był solą w oku i głównym rywalem WCzK, która posiadała własną agenturę centralną oraz lokalne siatki wywiadowcze i zazdrośnie strzegła swego prawa do nich. Czekiści nie mogli pogodzić się z tym, że ktoś poza nimi ma podobną agenturę czy oddziały specjalnego przeznaczenia. Różnica w przypadku tych ostatnich polegała głównie na tym, że oddziały specjalne WCzK (Osnaz) przeprowadzały akcje na własnych tyłach, eliminując obywateli niezadowolonych z reżimu komunistycznego. Podczas wojny domowej CzK dążyła do zjednoczenia wszystkich oddziałów specjalnych pod swoją komendą i wiadomo o kilkunastu próbach przejęcia przez nią organów wywiadu wojskowego. W trakcie jednej z nich, 10 lipca 1918 roku, czekiści rozstrzelali szefostwo Wydziału Rejestracyjnego sztabu Frontu Wschodniego, który istniał zaledwie dwadzieścia siedem dni, wraz z całym sztabem frontu i jego dowódcą M. Murawiewem, który próbował ratować swoich oficerów wywiadu. Jego następca I. Vatsetis nie miał własnego wywiadu, a o informacje mógł jedynie grzecznie prosić czekistów, zdając sobie sprawę z ich podejścia do osób, które nie przypadły im do gustu. (Rozstrzelali go w końcu i tak, ale znacznie później). Naturalną koleją rzeczy, po przejęciu agentury zlikwidowanego sztabu CzK zleciła jej własne zadania, a te, które zlecało dowództwo frontu, były odsuwane na dalszy plan, co w efekcie omal nie doprowadziło do całkowitego rozbicia Frontu Wschodniego. Jeśli wywiad i sztab są rozdzielone, przypomina to do złudzenia sytuację osoby ślepej i głuchej – nawet jeśli otrzyma ona od innych zmysłów informacje o zagrożeniu i tak reakcja będzie powolna, a ruchy nieprecyzyjne. Ludowy komisarz do spraw Armii Trocki po tej jednej próbie miał dość i postawił Leninowi ultimatum: albo dostaje niezależny wywiad, albo niech wojsku przewodzi towarzysz Dzierżyński.
Lenin zdawał sobie sprawę z potęgi CzK, ale wiedział także, że możliwości tej służby są nadzwyczaj jednostronne, dlatego też zakazał Feliksowi Edmundowiczowi mieszania się do spraw wywiadu wojskowego. Czekiści nie zrezygnowali jednak z prób połknięcia wywiadu wojskowego, choć już nie na taką, jak opisano, skalę. Pod koniec 1918 roku zakończono organizację struktury wywiadu wojskowego od szczebla pułku do szczebla frontu i jedynym sztabem, który nie posiadał własnej służby wywiadowczej, był Sztab Polowy Armii Czerwonej (dopiero później przemianowany został na Generalny). Sytuacja ta powodowała znaczne osłabienie Sztabu, który musiał opierać się na wiadomościach z drugiej ręki, powodowała również całkowity brak koordynacji prac wywiadów frontów. Wywiad wojskowy przyjął strukturę piramidy, tyle że brak w niej było wierzchołka. Stojący na czele Armii Czerwonej Lew Trocki kilkakrotnie zwracał Leninowi uwagę na potrzebę stworzenia brakującego ogniwa, na co ten nie zgadzał się, wiedząc że oznaczałoby to zbyt silne wzmocnienie pozycji Trockiego. Na początku jesieni sytuacja komunistów gwałtownie się pogorszyła, kompletny rozkład, i tak osłabionej wojną, gospodarki oraz narastające niezadowolenie społeczeństwa stawały się coraz realniejszą groźbą. Wybuchały zbrojne powstania; miała miejsce próba zamachu na Lenina – słowem wszystko zaczęło się walić. Aby uratować reżim, sięgnięto po desperackie środki: nawet w najmniejszych miejscowościach brano zakładników, którzy byli rozstrzeliwani przy jakichkolwiek objawach niezadowolenia ze strony miejscowej ludności. Dzięki masowym egzekucjom komunistom udało się utrzymać przy władzy, ale powstał kolejny problem: spuszczona ze smyczy i pijana krwią „czerezwyczajka” wymknęła się spod kontroli partii. W Twerze wraz z zakładnikami rozstrzelano całą górę partyjną, która wcześniej naraziła się czekistom. Stabilność władzy była ponownie zagrożona, tym razem znacznie poważniej. Lenin, nie wyleczony całkowicie z ran zdanych podczas zamachu, znów objął codzienne rządy i, nie mogąc zaprzestać terroru, spróbował go opanować. Jednym z kroków jakie podjął w tym celu było upoważnienie przedstawicieli komitetów partii wszystkich szczebli do brania udziału w sądach nad aresztowanymi bolszewikami. Bolszewik nie mógł był uznany winnym, jeśli dwóch członków komitetu zeznawało na jego korzyść. Lenin w końcu przyznał rację także Trockiemu i 21 października 1918 roku podpisał dekret, na mocy którego utworzono organ nadrzędny wywiadu wojskowego nazwany Zarządem Rejestrów – tak narodził się późniejszy GRU. Registraupr ani nie zmniejszył, ani nie zwiększył znaczenia wywiadów frontów czy armii, po prostu skoordynował ich działania. Niezależnie zaczął tworzyć nową agenturę, która działała na całym świecie, bez względu na to czy w danych krajach istniały już struktury wywiadu wojskowego (na przykład frontu), czy też nie. Organizacja utworzona w 1918 roku praktycznie niezmieniona przetrwała do dnia dzisiejszego wraz z podstawowymi zasadami, jakie wówczas ustalono:
1. Każdy sztab musi mieć własny wydział wywiadowczy. 2. Wydziały wywiadowcze sztabów podlegają bezpośrednio analogicznym wydziałom sztabów jednostek nadrzędnych. 3. Siatki wywiadowcze muszą komponować się w jedną całość, tak by siatka armii stanowiła część siatki wywiadu Sztabu Generalnego i siatki frontu (w czasach pokoju okręgu wojskowego lub grupy armii) czy floty. 4. Działalność dywersyjna jest zawsze mniej ważna od zbierania informacji, choć każda większa jednostka musi dysponować własną grupą dywersyjną (Specnaz). Grupa ta zawsze podlega wydziałowi wywiadowczemu sztabu danej jednostki. 5. Wywiad wojskowy musi być niezależny od organów bezpieczeństwa państwowego i ich wywiadu – ta zasada jest najważniejsza. Od 1918 roku każda z tych pięciu zasad była przynajmniej raz złamana, ale za każdym razem wracano do pierwotnego wzorca, który okazał się najskuteczniejszy. Utworzenie Registraupru było ze strony Lenina nie tylko reakcją na szaleństwa WCzK, ale także wyrazem zaufania dla Trockiego, choć naturalnie w ograniczonym zakresie. Broń jaką Lenin przekazał Trockiemu w postaci Registraupru miała wbudowany bezpiecznik w osobie Simona Iwanowicza Arałowa, który został szefem wywiadu wojskowego, a przyszedł wprost z WCzK i nadal pozostał członkiem władz tejże instytucji. Krok ten do dziś wprawia wielu badaczy w zdumienie. Powód był prosty – dodatkowe zabezpieczenie: jako były czekista, Arałow nie mógł liczyć na pełne zaufanie nowych podwładnych, a zostając szefem Registraupru stał się automatycznie rywalem niedawnych współpracowników, jak też i byłej firmy. Lenin skalkulował ten krok doskonale, gdyż w ten sposób osoba skupiająca w swoim ręku tak wielką władzę, nie mogła liczyć ani na WCzK, ani na zaufanie Armii Czerwonej, która, z drugiej strony, nie mogła wykorzystać Arałowa do walki przeciwko partii czy WCzK. Kalkulacje Lenina potwierdziły się nadzwyczaj szybko: wiosną 1919 roku wzmocniona wewnętrznie armia pod dowództwem Trockiego otwarcie wystąpiła przeciwko mieszaniu się partii w jej sprawy. Już w marcu, na VIII zjeździe partii grupa delegatów, tzw. opozycja wojskowa, zażądała de facto uniezależnienia armii od wpływów partii. W tych czasach wolno było jeszcze wyrażać własne opinie na zjazdach partyjnych i ponad 100 delegatów z 269 poparło propozycje wojskowych. Ponieważ nie wszyscy delegaci byli obecni, partia i CzK nagle stwierdziły, że mogą znaleźć się w mniejszości. Brakowało jedynie paru głosów, by zapewnić całkowite i legalne zwycięstwo armii, ale delegaci z szeregów wywiadu wojskowego, znając już ciężką rękę Arałowa, zachowali neutralność, czekając na jego wystąpienie. Gdy Arałow skrytykował opozycję wojskową, jak jeden mąż głosowali na rzecz partii. W ostatecznym głosowaniu armia uzyskała 95 głosów, co było oczywistą porażką, i nauczyła się jednego: w starciu z partią nigdy nie należy liczyć na własny wywiad.
Opozycja rozpierzchła się, a potem dobrała się do niej WCzK – aresztowania i egzekucje dopełniły upokorzenia armii, co też nie pozostało bez wpływu na wywiad: 13 maja rozstrzelano cały personel wydziału wywiadowczego sztabu 7. Armii. To od tej pory datuje się praktycznie otwarta wojna pomiędzy tymi służbami. Lenin był uszczęśliwiony i tak powstała niepisana zasada: wywiad wojskowy był i jest częścią armii, ale jego szef może być mianowany jedynie spośród starszych oficerów WCzK (potem GPU, OGPU, NKWD, NKGB, MGB, MWD i wreszcie KGB). Tę zasadę także kilkakrotnie łamano, ale partia zawsze zdążyła na czas naprawić błąd. W tym samym czasie agentura Registraupru została wzmocniona w błyskawicznym, aż niewiarygodnym tempie. Złożyło się na to kilka powodów: po pierwsze, w Rosji po rewolucji (i to tylko w guberniach centralnych) znalazło się ponad cztery miliony obcokrajowców – Niemców, Austriaków, Węgrów, Polaków, Koreańczyków i wielu innych. W większości byłych jeńców wojennych, z których ponad trzysta tysięcy ochotniczo zgłosiło się do Armii Czerwonej. Nie trzeba było ich do niczego zmuszać: byli to fanatyczni komuniści i wystarczyło krótkie przeszkolenie, by wysłać ich do ojczyzny jako agentów Registraupru. Po drugie, Moskwa po rewolucji stała się mekką komunizmu, a po utworzeniu Kominternu* zaczęli się tam zjeżdżać komuniści z całego świata. Otwarcie zaś głoszonym celem Kominternu było zniszczenie kapitalizmu wszelkimi dostępnymi środkami. Jednym z nich była pełna pomoc ze strony radzieckiego wywiadu, który w zamian uzyskał doskonałą możliwość pozyskiwania agentów. Co więcej, Komintern polecił, by komuniści wszystkich krajów pomagali radzieckiemu wywiadowi jak i gdzie się da, co zaowocowało napływem kolejnych tysięcy ochotników. Niektórzy z nich są do dziś znani z podręczników historii: Richard Sorge* (Niemiec), Karl Ramm* (Niemiec), Otto Kuusinen* (Fin), Sandor Rado* (Węgier) – tysiące innych, nie poznanych z nazwiska, pracowało równie sumiennie, ale ominęła ich sława. Wszyscy starali * Komintern – Kommunisticzeskij Internocjonał – (tzw. III Międzynarodówka) zrzeszał partie komunistyczne różnych krajów. Powstał na początku 1919 roku, jego siedzibą była Moskwa, a pierwszym przewodniczącym G. Zinowjew – członek Politbiura RKP(b). Komintern był organizacją zdominowaną przez radzieckich komunistów, z czasem przekształconą w oupozyturę wywiadów ZSRR. Skompromitowany poparciem udzielanym III Rzeszy (lata 1935-1940) oraz współpracą z RSHA i Abwehrą został – decyzją Stalina – rozwiązany w 1943 roku. * Sorge Richard – w latach 1929-1932 rezydent radzieckiego wywiadu wojskowego w Chinach. W 1933 roku przeniesiony – decyzją szefa Razwiedupru Jana Bierzina – do Japonii, gdzie stanął na czele nielegalnej rezydentury (krypt. „Ramsey”). R. Sorge informował m.in. o szczegółach niemieckich przygotowań do ataku na ZSRR. Rozpracowany przez Kamei-Tai (jap. wywiad), kontrwywiad i służby bezpieczeństwa, aresztowany w 1941 roku. Stracony 7 listopada 1944 roku. * Ramm Karl (Klaus Selman) – pseudonim Paul; oficer nielegalnej rezydentury Razwiedupru w Szanghaju (lata 30.). Współpracował z R. Sorge. Odwołany do Moskwy i rozstrzelany w 1938 roku. * Kuusinen Otto – funkcjonariusz Kominternu; w latach 20. kierował jego Wydziałem Łączności Międzynarodowej stanowiącym ekspozyturę wywiadów Związku Radzieckiego. Po wybuchu radziecko-fińskiej „wojny zimowej” (1939-1940) stał na czele fińskiego tzw. rządu rewolucyjnego. Zmarł w 1964 roku. * Rado Sandor – aktywista Kominternu; od 1935 roku związany z Razwieduprem. W okresie II wojny światowej kierował rozgałęzioną siecią agenturalną w Szwajcarii (krypt. „Dora”). Jeden z najznakomitszych wywiadowców wszechczasów. GRU „wynagrodził” Sandora Rado dziesięcioletnim pobytem w radzieckich więzieniach. W 1955 roku osiedlił się w Budapeszcie, gdzie zmarł w roku 1981.
się jak mogli wypełniać polecenia radzieckiego wywiadu. Po trzecie, w wyniku rewolucji na całym świecie rozproszyły się miliony rosyjskich emigrantów i każdy oficer wywiadu po podstawowym kursie językowym mógł się swobodnie poruszać po Europie, nie zwracając na siebie niczyjej uwagi. Zewnętrzne czynniki także sprzyjały bolszewikom – po Wielkiej Wojnie świat wyraźnie polubił nowy ustrój, partie komunistyczne były prężne i zjednoczone, a na Węgrzech i w Niemczech wybuchły nawet rewolucje. Hiszpania, Francja i Chiny także doświadczyły prób ustanowienia w nich nowego ustroju. Wywiad radziecki skrzętnie wykorzystywał sprzyjający klimat. Wojna światowa pozostawiła po sobie wielką spuściznę rozpaczy: świat jaki ludzie znali legł w gruzach i wielu straciło nadzieję czy dawne ideały. Bieda i depresja to czynnik sprzyjający werbunkowi agentów. W jednej z pierwszych instrukcji Registraupru można przeczytać co następuje: „Jeśli potrzebny jest agent pomocniczy (czyli radiotelegrafista, właściciel lokalu czy punktu przesyłowego) należy szukać przystojnego mężczyzny, który na wojnie utracił rękę czy nogę”. Ostatnim, acz nie mniej ważnym czynnikiem był fakt, że Rosja zawsze miała zbyt wiele złota. Po rewolucji góry tego kruszcu, pochodzącego od milionów ofiar nowej władzy, znalazły się w rękach bolszewików. Do tego dodać należy planowe plądrowanie cerkwi i monastyrów jak kraj długi i szeroki, a te od zawsze słynęły z bogactwa. Samo zdjęcie złota z kopuł co większych świątyń dało pokaźną ilość kruszcu. Dewizą tego rabunku było: „Na potrzeby Rewolucji Światowej”, a to znaczyło: „Na potrzeby szpiegostwa”. Pierwsi agenci pracowali bez żadnego doświadczenia, popełniając ogromną liczbę błędów, a wywiad wojskowy zanotował na swoim koncie masę porażek. Dziś może się wydać śmieszny skuteczny wówczas sposób sprawdzania podejrzanych przez oficerów kontrwywiadów Litwy, Łotwy i Estonii: kazali delikwentowi zawiązać krawat, jeśli podawał się za uciekiniera z Rosji z takim zawodem jak: inżynier, lekarz lub oficer. W ciągu tylko 1920 roku tą metodą zdemaskowano ponad czterdziestu agentów na terytorium tych trzech państw. Lecz GRU nigdy nie przejmował się porażkami – przyjęto zasadę, że skoro nie można iść na jakość, pójdzie się na ilość. Założenie było proste: jeśli jeden agent na stu wysłanych okaże się utalentowany i nadrobi wrodzoną inteligencją braki w wyszkoleniu, to całkowicie wystarczy. Nikt też nie przejmował się zdemaskowanymi agentami – niech się sami wygrzebują z tarapatów. Polityka kraju była jasna od samego początku: Związek Radziecki nigdy nie przyzna się, że ktoś jest agentem wywiadu radzieckiego. Ten masowy atak był wysoce efektywny – z tysięcy wysłanych agentów parunastu zdobyło cenne informacje oraz pomoc zagranicznych komunistów. Do pracy wywiadu wojskowego oprócz ilości powoli zaczęła wkradać się jakość. Jednym z najbardziej błyskotliwych sukcesów było stworzenie tzw. Interesu
Mraczkowskiego albo, jak to oficjalnie określano, Sieci Komercyjnych Usług. Jaków Mraczkowski (jego brat Siergiej, rozstrzelany w 1936 roku, był wówczas członkiem Komitetu Centralnego) został wysłany do Niemiec z kapitałem pozwalającym na otwarcie niewielkiego sklepu. Okazało się, że ten oficer wywiadu ma wybitny talent do interesów: w ciągu pięciu lat przekształcił sklepik w fabrykę, a potem pod fikcyjnymi nazwiskami i za środki wywiadu wojskowego kupił kilka fabryk we Francji, Anglii, USA, Chinach i Kanadzie. Po mniej więcej dziesięciu latach od jego wyjazdu przedsięwzięcie zaczęło przynosić dochody liczone w milionach dolarów. Było to główne źródło „czystych” pieniędzy, które mogły zostać użyte do finansowania najrozmaitszych operacji wywiadu wojskowego, których nie można było w jakikolwiek sposób powiązać ze Związkiem Radzieckim. Poza tym, jego fabryki były dobrym miejscem do legalizacji nowo przerzuconych oficerów, którzy byli już znacznie lepiej wyszkoleni. W swych podróżach znajdowali w przedsiębiorstwach Mraczkowskiego nie tylko wsparcie, ale też legalne referencje, które można było zawsze sprawdzić. Zabezpieczenie zaś firm było tak dobre, że nigdy nie zdarzyła się wpadka któregoś z oficerów. Sam Mraczkowski podróżował po świecie kupując nowe firmy i całkowicie legalnie wchodził w posiadanie patentów i licencji, które naturalnie automatycznie trafiały do Moskwy* Tymczasem stosunki z czekistami doszły do granicy, za którą pozostawała już tylko otwarta wojna. Partia doskonale na tym wychodziła, podsycając jeszcze nienawiść między oboma przeciwnikami, a kolejny konflikt wisiał na włosku. Wybuchł wiosną 1920 roku. Zarówno Lenin, jak i Trocki uważali się za wybitnych myślicieli, teoretyków i praktyków o głębokiej wiedzy, tak w dziedzinie militarnej, jak i politycznej. Naturalnie żaden nie zwracał nawet najmniejszej uwagi na opracowany materiał wywiadowczy – obaj domagali się, by przedstawić im informacje „surowe”, tj. przed ich opracowaniem, i sami wyciągali wnioski, analizując je na bazie doktryny marksistowskiej. Problem polegał na tym, że marksizm dokładnie i precyzyjnie przepowiedział, że w Europie wybuchnie ostatnia w dziejach ludzkości wojna, która przekształci się w światową rewolucję, po której nastąpi złoty wiek klasy pracującej. Pięknie, tylko dwa lata wcześniej zakończyła się wojna, a jakoś nic nie wskazywało na rychły wybuch rewolucji. Pozostały więc dwie możliwości: ogłosić, że doktryna jest błędna albo przenieść rewolucję poza granice Rosji. Przywódcy Rosji Radzieckiej zdecydowali się jednomyślnie na to drugie rozwiązanie, a pierwszym krajem, do którego miano wprowadzić nowy ład, była Polska. Oceny wywiadu zostały zignorowane i zbrojna napaść na sąsiada zakończyła się totalną klęską, wobec czego Lenin i Trocki zaczęli na gwałt szukać winnego (bo przecież oni, wielcy myśliciele, nie mogli * Podczas wojny domowej w Hiszpanii Mraczkowski (Wladimir Goriew) był oficerem sztabu Jana Bierzina, oficjalnie pełniąc funkcję attache wojskowego radzieckiej ambasady w Madrycie. O jego wszechstronnych zdolnościach świadczy to, że był faktycznym organizatorem obrony stolicy Hiszpanii. Wezwany do Moskwy w 1938 roku. W uznaniu zasług Mraczkowskiego dla sprawy Rewolucji Światowej przewodniczący Prezydium Rady Najwyższej ZSRR Kalinin osobiście wręczył mu Order Lenina. Dwa dni po tej uroczystości nastąpił kres kariery Mraczkowskiego – został aresztowany i niebawem rozstrzelany.
być winni). Jedynym prawdopodobnym wytłumaczeniem było zwalenie winy na wywiad, toteż Lenin ogłosił członkom partii że: „klęsce winny jest wywiad, który nie dopełnił swoich obowiązków”. Ponieważ nawet w wysokich kręgach partyjnej biurokracji nikt nie słyszał o istnieniu Registraupru, wszyscy powiadomieni doszli do wniosku, że winni są czekiści, do których niechęć nawet przed wojną 1920 roku była wyraźnie widoczna. Po przemówieniu Lenina autorytet WCzK legł w gruzach, a Dzierżyński wywołał skandal na Kremlu, domagając się wyjaśnień od Politbiura. Aby nie wyjść na durnia i uspokoić wiernego Feliksa Edmundowicza, Lenin zezwolił mu na czystkę w Zarządzie Rejestrów. Miała ona miejsce w listopadzie 1920 roku, kiedy rozstrzelano setki oficerów wywiadu wojskowego. Do tego momentu nie było potrzeby informowania kogokolwiek o działalności Registraupru, teraz najwyżsi funkcjonariusze reżimu dowiedzieli się, bo musieli, o istnieniu centrali wywiadu wojskowego. Wywiad wojskowy pozbierał się po czystce nadzwyczaj szybko, głównie dzięki temu, że agentura oraz oficerowie przebywający za granicą nie zostali nią objęci i to z całkiem rozsądnych powodów. Ani Leninowi, ani Trockiemu nie zależało na rozstrzeliwaniu przebywających za granicą, nie dlatego, że byli niewinni, ale przede wszystkim dlatego, że ich śmierć nie miałaby żadnego wpływu na rozgrywki w łonie władzy, gdyż o ich istnieniu nie wiedzieli nawet członkowie Komitetu Centralnego. Innym powodem szybkiego dojścia do siebie wywiadu wojskowego było zachowanie w nienaruszonym stanie struktur wywiadu w okręgach wojskowych – czystka dotyczyła jedynie ich sztabów. Pod koniec wojny domowej fronty zostały przemianowane na okręgi wojskowe, ale ani struktura dowodzenia, ani kadra nie uległy zasadniczym zmianom. Wydział Rejestrów nadal wchodził w skład sztabu każdego okręgu i w czasach pokoju zajmował się tym samym co poprzednio w czasach wojny. W momencie czystki istniało piętnaście okręgów i dwie floty, i każdy z wydziałów, niezależnie od pozostałych, prowadził wytężoną pracę wywiadowczą. Dodać należy, że istniały dwa rodzaje okręgów wojskowych – przygraniczne i wewnętrzne. Na wypadek wojny każdy miał inne zadania, ale każdy miał też własny wywiad, który nigdy nie próżnował. W czasie pokoju centra wywiadowcze okręgów wewnętrznych lokowano w pobliżu granicy dla łatwiejszego działania. Na przykład w 1920 roku agenci Okręgu Moskiewskiego operowali w Polsce, na Litwie i w Finlandii. Po 1927 roku zaczął się rozkwit radzieckiego wywiadu wojskowego – był to bowiem rok, w którym uchwalono pierwszy plan pięcioletni, którego celem (jak zresztą wszystkich pięciolatek) był wzrost potencjału militarnego Kraju Rad. Plan zakładał stworzenie i szybki rozwój przemysłu zbrojeniowego, tak by wszystkie rodzaje uzbrojenia można było wyprodukować w kraju. Związek Radziecki postawił sobie za cel utworzenie najpotężniejszej armii na świecie, a przywódcy chcieli dysponować nie tylko nowoczesną bronią w dużych
ilościach, ale chcieli też, by była ona najlepsza i to od zaraz. Na ten cel przeznaczono niesamowite ilości pieniędzy – praktycznie całe rezerwy złota, jakie były w posiadaniu, oraz wszystko, co dało się sprzedać na zachodnich giełdach: zboże, drewno, obrazy Rembrandta czy kolekcję znaczków Mikołaja II. Rezydenci wywiadu wojskowego otrzymali grube spisy technologii militarnej, którą mieli ukraść na Zachodzie. Były tam między innymi: wyposażenie bombowców i myśliwców, działa przeciwpancerne i przeciwlotnicze, haubice i moździerze, plany okrętów podwodnych i kutrów torpedowych, silniki czołgowe, technologia wyrobu aluminium i gwintowania luf. W tym też czasie ukształtowała się kolejna „tradycja” GRU: kradzież podobnych technologii z kilku różnych państw, po czym wybieranie najlepszej z nich. Dlatego też na początku 1930 roku Razwiedupr wykradł plany torped jednocześnie we Włoszech, Francji, USA, Niemczech i Anglii. Trudno się dziwić, że powstała później radziecka torpeda, nie dość, że została opracowana w bardzo krótkim czasie, to była również najwyższej jakości. Dodać do tego należy, że nikt poważnie nie brał radzieckich wysiłków militarnych, a komuniści na całym świecie wprost opętani byli chęcią pomocy radzieckiemu wywiadowi. W dodatku rezydenci mieli mnóstwo pieniędzy, a Wielki Kryzys rzucił w ich objęcia tysiące ludzi obawiających się utraty swych miejsc pracy. Na początku lat trzydziestych Razwiedupr osiągnął bezprecedensową pozycję – nic nie znaczył we własnym kraju, niewiele na politycznej arenie świata, ale w czystym szpiegostwie był największą i najskuteczniejszą organizacją na świecie, z którą OGPU nawet nie mogło się równać. Budżet Razwiedupru był kilkakrotnie większy niż budżet konkurencji. System werbunku i prowadzenia agentów, jaki do dzisiaj pozostaje w użyciu, został opracowany w końcu lat dwudziestych. W siatce bezpośrednio podległej GRU werbunkiem i prowadzeniem agentów zajmują się albo „nielegalni” tj. kadrowi pracownicy GRU wysłani za granicę z fałszywymi papierami i udający obywateli innych krajów, albo też oficerowie GRU oficjalnie piastujący stanowiska dyplomatów czy przedstawicieli handlowych rozmaitych firm. W siatkach podległych okręgom wojskowym lub flotom werbunek odbywał się (i dalej się odbywa) z terytorium Rosji. Oficerowie wyjeżdżają za granicę w bardzo rzadkich przypadkach; zawsze na krótko i zawsze z podrobionymi papierami. Zanim nastąpiło oficjalne uznanie Rosji Radzieckiej jako państwa, największy nacisk kładziono na „nielegalnych”, potem do rezydentur „nielegalnych” doszły rezydentury placówkowe usytuowane w ambasadach. Obie te grupy, czyli „nielegalni” i rezydentury placówkowe, zwykle działają niezależnie, ale przed II wojną światową łączność „nielegalnych” z Centralą przechodziła głównie przez rezydentury placówkowe. Był to poważny błąd, gdyż w momencie przystąpienia do wojny placówki dyplomatyczne zostały zlikwidowane, bądź znalazły się pod dokładną kontrolą lokalnych kontrwywiadów.
Wywiad okręgów wojskowych, jako że zawsze działał niezależnie od obu tych siatek, praktycznie nie poniósł strat w związku z wybuchem wojny. Stopniowo dała się też zauważyć tendencja w działalności tej części wywiadu, by w jak najmniejszym stopniu wykorzystywać radzieckich oficerów wysyłanych za granicę. Agentów werbowano i prowadzono z terenu Rosji albo któregoś z sąsiednich krajów przy pomocy agentów już wcześniej zwerbowanych, co pozostało do dziś jedną z podstawowych zasad działalności GRU. Z werbunkiem w owych przedwojennych czasach wiąże się dość specyficzna historia, której aspekt moralny pozostaje wciąż aktualny. Wtedy werbunek zajmował niewiele czasu i wysiłku: Komintern decydował i od ręki kilkunastu albo i kilkuset komunistów stawało się radzieckimi agentami. Wywiad wojskowy, nauczony pierwszymi wpadkami, żądał zawsze, by wyznaczeni ostentacyjnie rezygnowali z przynależności do partii komunistycznej, co większość akceptowała bez protestów. W końcu stanowiło to tylko kamuflaż – manewr, by pomóc pokonać wroga klasowego. Czasami jednak zdarzały się przypadki bardziej upartych czy fanatycznych komunistów. Grupa postępowych inteligentów w Niemczech nie miała nic przeciwko zostaniu agentami wywiadu wojskowego, ale tylko pod warunkiem zostania członkami partii. Żądanie nie było trudne do zrealizowania: wypisano tuzin nowych legitymacji partyjnych i na rutynowym spotkaniu oficer prowadzący – pracownik ambasady radzieckiej w Berlinie – poinformował przywódcę grupy, że żądanie zostało spełnione i pogratulował przyjęcia w szeregi partii, dodając, że sam towarzysz Stalin podpisał ich legitymacje oraz, że w drodze wyjątku zostali oni przyjęci bez okresu kandydackiego. Oczywiście, ze względu na okoliczności, ich legitymacje będą przechowywane w archiwum Komitetu Centralnego WKP(b). Na tę wieść grupa zdwoiła wydajność, następnie odmówiła przyjęcia wynagrodzenia, jakie jej się według obowiązujących stawek należało, ba, regularnie wpłacała oficerowi prowadzącemu równowartość składek partyjnych. Członkowie grupy regularnie też wręczali deklaracje o zarobkach i całą resztę papierów wymaganych od normalnych członków. Zajmowało to sporo czasu w trakcie ryzykownych spotkań, ale ponieważ Niemcy pracowali z doskonałymi wynikami, nie chciano ich zrażać. Parę lat później Gestapo wpadło na trop tej siatki, ale agenci zdołali uciec do Austrii, następnie do Szwajcarii i w końcu via Francja do Hiszpanii, gdzie toczyła się wojna domowa. Z Hiszpanii zostali przewiezieni do Moskwy, gdzie czekała ich przykra niespodzianka: okazało się, że nikt nigdy nie wypełnił ich legitymacji partyjnych i w ogóle nikt o nich nie słyszał. Wywiad wojskowy założył naturalnie, że agenci nigdy do Rosji nie dotrą, toteż zamiast zawracać sobie głowę załatwianiem oficjalnego członkostwa (co wiązało się z masą papierkowej roboty) poszedł prostszą drogą i ograniczył się do poinformowania ich o spełnieniu żądań, czyli dokonano klasycznego oszustwa. Agenci po przybyciu do Kraju Rad i stwierdzeniu, jak się mają sprawy, ogłosili strajk
głodowy i zażądali spotkania z szefostwem Razwiedupru. Spotkanie odbyło się i wywiad spróbował pomóc im w zasileniu szeregów partii, oczywiście, po okresie kandydackim. I tu zaczęły się problemy: obcokrajowcy mogli być bowiem przyjęci tylko przez Komitet Centralny, gdzie postawiono im zwyczajowe pytania: „Byliście członkami partii komunistycznej?”, „Dlaczego opuściliście jej szeregi?”. Fanatycy powiedzieli naturalnie jak było, czym zaprzepaścili własne szansę – oddanie bowiem własnej legitymacji partyjnej uważane było za grzech śmiertelny i KC odrzucił ich apelacje. Wobec tego Niemcy ogłosili kolejny strajk głodowy i zażądali widzenia ze Stalinem. W tym momencie wyczerpała się cierpliwość NKWD, które zaproponowało „pomoc” w rozwiązaniu tej nieprzyjemnej kwestii i wyłącznie dzięki interwencji wywiadu wojskowego Niemcy nie dostali się w łapy czekistów. Wylądowali natomiast w piwnicach Razwiedupru, który też miał dość tej zabawy. Tymczasem gwałtownie zmieniła się sytuacja polityczna: Hitler i Stalin stali się najlepszymi przyjaciółmi, a komuniści wprost pokochali narodowych socjalistów. Wymieniono podarki – Stalin dostał najnowsze niemieckie samoloty objęte ścisłą tajemnicą wobec reszty świata: Bf 109, Ju 87, Do 17, He 111, a nawet Bf 110. W zamian wydano Hitlerowi niemieckich komunistów, którzy schronili się w Związku Radzieckim. Kalkulacja Hitlera była prosta: w tak krótkim czasie jaki pozostał do wybuchu wojny Rosjanie nie zdążą uruchomić produkcji skopiowanych maszyn, za to on raz na zawsze pozbędzie się przeciwników politycznych. Dla Stalina interes też był doskonały: za najnowsze niemieckie samoloty pozbywał się kłopotliwych – i teraz już niepotrzebnych – niemieckich komunistów. Oprócz szeregowych członków KPD w skład „prezentu” wchodzili członkowie KC KPD, wydawcy naczelnych organów prasowych oraz członkowie Biura Politycznego KPD. Zamiast transportować więźniów do Niemiec, zaproszono Gestapo na gościnną egzekucję pod Moskwą. To się nazywa współpraca. Interes nie dotyczył jednak naszych znajomych siedzących w celach wywiadu wojskowego – zbyt dużo wiedzieli, by można było ich wydać. Ambasadę niemiecką poinformowano, że zaginęli w Hiszpanii i nigdy do Moskwy nie dotarli. Niemcy zachowali się dyplomatycznie: nie poddali tej informacji w wątpliwość, ale zaproponowali jeszcze jeden samolot na dotychczasowych warunkach – bodajże Ju 88. Na swoje nieszczęście prawie równocześnie byli agenci ogłosili kolejny strajk głodowy, co ostatecznie przesądziło o ich losie. Zdecydowano się na kompromis: przyznano, że cudownie odnalezieni agenci są w Moskwie i zaproponowano wspólną egzekucję, z tym, że Niemcy nie mieli prawa nawet porozmawiać z rodakami. Gestapo przystało na propozycję – zidentyfikowano i sfotografowano każdego niemieckiego agenta, a potem, wśród maskujących gwizdów parowozów, rozstrzelano ich koło bunkrów węglowych elektrowni Kaszerskiej. Następnie
wspólne ekipy Razwiedupru, Komitetu Centralnego i Gestapo spaliły ciała w piecach elektrowni. Niemieccy komuniści popełnili trzy błędy: 1. Zbyt szybko uwierzyli w obietnice. 2. Zbyt mocno nalegali, by dotrzymano danego im słowa. 3. Nie wiedzieli, że jeśli ktoś zaoferuje odpowiednio wysoką cenę za głowę agenta (niezależnie jak byłby dobry), GRU sprzeda go bez wahania. Tymczasem partia pod światłym przewodnictwem Stalina musiała spojrzeć prawdzie w oczy. Dotarło do niej, że nigdzie, w żadnej warstwie społecznej nie jest specjalnie popularna. Wobec tego podjęto decyzję, by w całym kraju przeprowadzić czystkę i pozbyć się faktycznych i domniemanych dysydentów – dziś nie ulega najmniejszej wątpliwości, że Wielka Czystka została starannie zaplanowana i przygotowana. Według zeznań członka Komitetu Centralnego Awtorchanowa pierwsze decyzje o masowych represjach zapadły 13 maja 1935 roku, a planowano, o czym trzeba pamiętać, posunięcia na lata 1937-1938. Przez prawie dwa lata Komisja Specjalna przygotowywała jeden z najkrwawszych rozdziałów w historii ludzkości. Jej członkami byli: Stalin, Żdanow, Jeżów, Szkiriatow, Malenkow i Wyszyński. Ciekawostką jest, że do tego grona nie dołączył ówczesny szef NKWD, Jagoda. Było to posunięcie rozsądne, gdyż przed masakrą społeczeństwa partia zajęła się oczyszczeniem narzędzia całej operacji, czyli NKWD. „Czyszczenie” rozpoczęto po cichu w 1935 roku i z początku dotyczyło tylko rezydentur zagranicznych. Żeby nikogo nie uprzedzać, rzecz cała odbywała się bez rozgłosu i sądów, a wykonawcą był, naturalnie, Razwiedupr. W 1935 roku Jan Karłowicz Bierzin, szef Razwiedupru, wraz z grupą zaufanych współpracowników wybrał się w podróż po Dalekim Wschodzie (wyposażony w specjalne pełnomocnictwa). Wydano tajne nominacje na podstawie których wpierw Józef Stanisławowicz Unszlicht potem T. Uricki działali jako szefowie Razwiedupru w Moskwie, ale żaden rozkaz nie usuwał z tego stanowiska Bierzina. Czyli nominacje te były zasłoną na czas dłuższej nieobecności właściwego szefa wywiadu wojskowego. Podczas podróży Bierzin i jego ludzie cicho i metodycznie likwidowali „nielegalnych” NKWD, a w następnym roku pojawili się w Hiszpanii. Oficjalnie Bierzin był głównym doradcą rządu republikańskiego i przyznać należy, że na tym stanowisku przejawiał niezwykłą aktywność. Po pierwsze, udało mu się skierować uwagę rządu hiszpańskiego na sprawy, na których zależało Moskwie, po drugie, osobiście kierował z Hiszpanii wszystkimi ważniejszymi operacjami zagranicznymi wywiadu wojskowego. Po trzecie – w tym czasie w Hiszpanii przebywał też szef INO NKWD* , Abram Aronowicz Słucki, który również osobiście nadzorował działalność swych agentów. Nieprawdopodobnym jest, aby nie podejrzewał on Bierzina o jakieś powiązania z * INO – Inostrannyj Otdieł – Wydział Zagraniczny (kolejno: WCzK, GPU, OGPU i NKWD), w latach 1921- 1943 centrala radzieckiego wywiadu zagranicznego.
tajemniczymi zniknięciami swoich podwładnych; z dowodów, jakie do dziś dotrwały, jasno wynika, że do starć między nimi dochodziło codziennie, a co ciekawsze praktyka wykazywała, że ważniejszy był Bierzin. W końcu września 1936 roku dotychczasowy szef NKWD, Jagoda, został usunięty ze stanowiska, a szefem mianowano sekretarza Komitetu Centralnego, Jeżowa, który rozpoczął największą czystkę w dziejach NKWD. Do tego nie potrzebował już zachowania tajemnicy i pomocy ze strony wywiadu wojskowego. Zginęło ponad trzy tysiące oficerów, w tym Jagoda i Słucki, tego ostatniego otruto podobno w gabinecie zastępcy Jeżowa, Michaiła Frynowskiego. Kiedy tylko partia w osobie Jeżowa i przy pomocy Razwiedupru zakończyła czystkę w NKWD, przyszła kolej na armię. Czystka w wojsku zaczęła się od likwidacji Sztabu Generalnego i całkowitego rozbicia Razwiedupru. Wśród pierwszych ofiar znaleźli się: marszałek Związku Radzieckiego Tuchaczewski, komand-armi Jakir i Uborewicz oraz komkor Putna – attache wojskowy w Londynie. Jak należało oczekiwać, wszyscy attache wojskowi byli oficerami wywiadu wojskowego, ale Putna był kimś więcej – do momentu skierowania go do dyplomacji był zastępcą szefa Razwiedupru. Czystkę tę przeprowadzał naturalnie NKWD, dając upust nagromadzonej od lat nienawiści. Pierwszy zginął Uricki, a potem ruszyła lawina. Teraz z kolei lotne ekipy NKWD jeździły po świecie, mordując „nielegalnych” Razwiedupru, jak też oficerów obu służb, którzy odmówili powrotu do Rosji na pewną śmierć. Do końca 1937 roku Razwiedupr faktycznie przestał istnieć – wymordowano nawet kucharzy i gońców. Bierzin po powrocie z Hiszpanii musiał zaczynać praktycznie od zera. W 1938 roku, dzięki specjalnym wysiłkom Kominternu (zwłaszcza w Hiszpanii, gdzie skorzystano z okazji, jaką stwarzała obecność tzw. brygad międzynarodowych) Razwiedupr odzyskał nieco siły, a na początku lata rozpoczął ożywioną działalność, ale kolejna czystka, poprzedzająca drugą falę terroru, zniszczyła zupełnie wywiad wojskowy. Tym razem wśród ofiar znalazł się również Bierzin, jeden z najsprytniejszych i osiągających najlepsze wyniki szefów w historii GRU. Oznaczało to automatycznie kolejną czystkę w całym wywiadzie wojskowym na wszystkich szczeblach – tu karuzela śmierci przeszła dwukrotnie. W latach poprzedzających wybuch II wojny światowej w zachodnich okręgach wojskowych stworzono bazę do walki partyzanckiej, na wypadek gdyby wróg zajął te obszary. Skrytki z radiostacjami, magazyny broni, podziemne kompleksy kwater, a nawet szpitale polowe, były gotowe i pełne zapasów. Wszystko to zostało zniszczone wraz z tysiącami wyszkolonych sabotażystów, których albo zabito, albo wysłano do łagrów. Wywiad wojskowy przestał istnieć; wojsko i przemysł zbrojeniowy poniosły straty większe niż w wojnie 1920 roku. Ale Jeżów popełnił kardynalny błąd: 29 lipca 1938 roku, po egzekucji Bierzina, zajął jego miejsce. Następnego poranka Stalin zamiast dwóch raportów: Razwiedupru i NKWD, otrzymał
tylko jeden. Wymowa tego faktu była oczywista: pojawił się monopol na działalność wywiadowczą, a Stalin utracił możliwość równoważenia wpływów NKWD, czyli kontrola nad radzieckim wywiadem zaczęła mu się wymykać z rak. Tego samego dnia podjął więc kroki, które doprowadziły do usunięcia i egzekucji Jeżowa. Zimą 1939-1940 miał miejsce skandal jakich mało: Armia Czerwona licząca ponad cztery miliony żołnierzy nie była w stanie przełamać oporu wojsk fińskich liczących dwadzieścia siedem tysięcy ludzi. Przyczyny „wykryto” natychmiast: 1. Mróz (zimą 1941 roku analogiczne tłumaczenie się dowództwa armii niemieckiej zostało jednogłośnie zignorowane). 2. Wywiad. We wszystkich radzieckich opracowaniach historycznych (które musiały, oczywiście, przed publikacją otrzymać zgodę właściwego wydziału Komitetu Centralnego) do dziś podawane są te dwa powody: mrozy i zły wywiad. Partia zapomniała dodać, że w latach 1937-1939 radziecki wywiad wojskowy praktycznie nie istniał i to na wyraźne życzenie partii. Po skandalu fińskim Stalin nie zarządził czystki w wywiadzie wojskowym, częściowo dlatego, że nie było co „czyścić”, a częściowo dlatego, że nie zgadzał się z oficjalną analizą wojny fińsko-radzieckiej. Proskurow i jego sztab zostali rozstrzelani nieco później, i to z zupełnie innego powodu – Proskurow uważał bowiem, że pakt z Hitlerem to głupota. W czerwcu 1940 roku szefem Razwiedupru został mianowany generał Filip Golikow i pod jego kierownictwem Razwiedupr błyskawicznie wrócił do roli skutecznej służby wywiadowczej. O tym okresie krążyło i nadal krąży masa spekulacji: czy wywiad wojskowy znał plany niemieckiego sztabu? Najlepszą odpowiedzią są losy Golikowa: siedmiu poprzedzających go na tym stanowisku i dwóch jego następców zostało zamordowanych, gdy pełnili obowiązki szefów GRU, a on przeżył, ba, został marszałkiem Związku Radzieckiego i zastępcą Stalina do spraw personalnych. Przywódcy polityczni mogą podjąć złe decyzje, nawet jeśli dysponują doskonałymi danymi wywiadu, ale tylko durnie winią za to wywiad. A Stalinowi wszystko można zarzucić, tylko nie to, że był durniem... Wojna rozpoczęła się katastrofalną klęską Armii Czerwonej – w ciągu pierwszych godzin Niemcy przejęli całkowicie inicjatywę strategiczną. Łączność z siatkami wywiadu została przerwana i jedynym co pozostało to przenieść centralę Razwiedupru za granicę i odtworzyć łączność. Takie właśnie zadanie otrzymał Golikow i przyznać należy, że wywiązał się z niego równie błyskawicznie, jak i doskonale. Pojechał najpierw do Anglii, potem do USA i to bez jakichś fałszywych papierów, a jako przewodniczący oficjalnej delegacji radzieckiej, by uzyskać pomoc zbrojeniową tych państw. Rosjanie, jako sprzymierzeńcy, zyskali dojście do fabryk i laboratoriów, do których od lat próbowali dotrzeć. Ta historyczna pod wieloma względami wizyta rozpoczęła intensywną penetrację angielskiego i amerykańskiego przemysłu zbrojeniowego. Golikow nawiązał też skuteczną