zajac1705

  • Dokumenty1 204
  • Odsłony130 206
  • Obserwuję54
  • Rozmiar dokumentów8.3 GB
  • Ilość pobrań81 972

Jack Higgins - Mroczna strona wyspy

Dodano: 5 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 5 lata temu
Rozmiar :879.9 KB
Rozszerzenie:pdf

Jack Higgins - Mroczna strona wyspy.pdf

zajac1705 EBooki
Użytkownik zajac1705 wgrał ten materiał 5 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 185 stron)

Generated by Foxit PDF Creator © Foxit Software http://www.foxitsoftware.com For evaluation only.

Generated by Foxit PDF Creator © Foxit Software http://www.foxitsoftware.com For evaluation only.

Tytuł oryginału THE DARK SIDE OF ISLAND Ilustracja na okładce STEVE CRISP Okładkę projektował ADAM OLCHOWTK Redaktor LUCYNA LEWANDOWSKA Redaktor techniczny JANUSZ FESTUR Copyright © 1963 by Harry Patterson For the Polish edition Copyright © 1992 by Wydawnictwo MIZAR Sp. z o.o. ISBN 83-85309-20-9 Wydawnictwo MIZAR Sp. z o.o. Warszawa 1992. Wydanie I Skład: Zakład Fototype w Milanówku Druk i oprawa: Zakłady Wydawniczo-Poligraficzne „Concordia" w Rudzie Śląskiej Generated by Foxit PDF Creator © Foxit Software http://www.foxitsoftware.com For evaluation only.

Dla Ruth Generated by Foxit PDF Creator © Foxit Software http://www.foxitsoftware.com For evaluation only.

CZĘŚĆ PIERWSZA DŁUGI POWRÓT Generated by Foxit PDF Creator © Foxit Software http://www.foxitsoftware.com For evaluation only.

1 NA KYROS NIC SIĘ NIE ZMIENIA Rozebrany do pasa Lomax le ał zlany potem na wąskiej koi w dusznej kabinie i wpatrywał się w brud- ny, łuszczący się sufit. Gdy patrzyło się nań dosyć długo, stawał się cał- kiem wierną mapą Morza Egejskiego. Lomax zjechał w dół wyimaginowanej mapy, od Aten przez Cyklady do większej masy lądu, która miała przedstawiać Kretę, tam jednak, gdzie powinno się znajdować Kyros, była tylko pusta przestrzeń morza. Z jakiegoś powodu sprawiło to, e poczuł się nieswojo i opuścił nogi na podłogę. Wstał, chlusnął wodą do porysowanej miednicy stojącej pod lustrem obok koi i zmył z siebie pot. Miał muskularne ramiona, ciało opalone na brąz i sprawne, więc brzydka pomarszczona blizna po starej ranie od kuli pod lewą piersią wyglądała jakoś ponuro i nie na miejscu. Kiedy się wycierał, z miski spoglądał na niego jakiś nieznajomy mę czyzna o skórze mocno naciągniętej na wystających kościach policzkowych i ciemnych, smutnych oczach. 9 Generated by Foxit PDF Creator © Foxit Software http://www.foxitsoftware.com For evaluation only.

W momencie gdy sięgał po koszulę, drzwi kajuty otworzyły się i zajrzał steward. — Kyros za pół godziny, panie Lomax — rzucił po grecku. Drzwi zamknęły się za nim i Lomax po raz pierwszy poczuł lekkie podniecenie. Nało ył lnianą marynarkę i wyszedł na pokład. Gdy stanął przy balustradzie, patrząc jak Kyros wyrasta stopniowo z morza, ze sterówki wynurzył się kapitan Papademos i przystanął obok niego. Był to silnie zbudowany mę czyzna, prawie czarny od słońca, z twarzą pooraną zmarszczkami. Przyło ył zapałkę do swojej fajki. — Jest lekka mgła od upału, ale jeśli przyjrzy się pan dobrze, zobaczy pan w oddali Kretę. Niezły widok, co? — To za mało powiedziane — odparł Lomax. — Byłem wszędzie, gdzie eglarz jest w stanie dotrzeć — ciągnął Papademos. — I na koniec od- kryłem, e podró uję w kółko. — Czy wszyscy tego nie robimy? — Lomax wyjął papierosa i kapitan podał mu ogień. — Jak na Anglika, włada pan świetnie greckim. Nigdy nie słyszałem obcokrajowca mówiącego nim tak dobrze. Był pan ju tu kiedyś? Lomax skinął głową. — Dawno temu. Przed powodzią. Przez chwilę Papademos wyglądał na zdezorien- towanego, ale zaraz twarz mu się rozjaśniła. — Rozumiem. Był pan na wyspach w czasie wojny. — Zgadza się. Działałem głównie na Krecie, pra- cowałem z EOK. — O! — Papademos pokiwał głową. — To były 10 Generated by Foxit PDF Creator © Foxit Software http://www.foxitsoftware.com For evaluation only.

cię kie czasy dla nas wszystkich. Ludzie na tych wys- pach nie zapomnieli, ile im Anglicy pomogli. Zaglądał pan tu od tego czasu? — Nigdy nie miałem na to ochoty. W ka dym razie zawsze wydawało mi się, e mam coś wa niejszego do roboty. Wie pan, jak to jest. — ycie, przyjacielu, chwyta nas za gardło. — Kapitan znowu pokiwał głową. — Ale siedemnaście lat to szmat czasu. Człowiek się zmienia. — Ka dy się zmienia — stwierdził Lomax. — Ma pan rację. Ale dlaczego Kyros? Znam lepsze miejsca. — Jest paru ludzi, których chciałbym odwiedzić, jeśli tam jeszcze mieszkają. Chciałbym zobaczyć, czy oni te się zmienili. Później pojadę na Kretę i Rodos. — Na Kyros nic się nie zmienia. — Papademos splunął w wodę. — Dziesięć lat pływam na tej trasie, a oni ciągle mnie traktują, jakbym był zad umiony. Lomax wzruszył ramionami. — Mo e po prostu nie lubią obcych. Papademos potrząsnął głową. — Oni nie lubią nikogo. Jest pan pewien, e ma tam przyjaciół? — Mam nadzieję. — Ja te . Bo je eli nie, to trafił pan nieszczególnie i będzie pan tam musiał tkwić przez tydzień, a znowu przypłynę. — Zaryzykuję. Papademos postukał fajką o balustradę, wytrząsając popiół. - Będziemy tu stać cztery godziny. Mo e by pan rozejrzał się szybko po wyspie, przez wzgląd na 11 Generated by Foxit PDF Creator © Foxit Software http://www.foxitsoftware.com For evaluation only.

dawne czasy, a potem popłynął ze mną dalej, na Kretę? Lepiej pana przyjmą w Heraklionie ni tutaj. Lomax pokręcił głową. — Za tydzień mo e skorzystam z tej propozycji, ale teraz nie. — Jak pan chce. — Papademos wzruszył ramiona- mi i wrócił do sterówki. Byli ju teraz blisko brzegu — wielki centralny szczyt wyspy wznosił się nad nimi na wysokość trzech tysięcy stóp. Gdy mały parowiec opływał zagięty cypel usiany białymi domami, na morze wypłynęła jednomasztowa caicąue z wydętym przez wiatr aglem. Przepłynęła tak blisko nich, e Lomax dojrzał wielkie oczy wymalowane po obu stronach dziobu. Człowiek przy rumplu pomachał niedbale, więc Lomax równie podniósł rękę. W tym momencie warkot silników zaczął słabnąć i zwolnili, by wpłynąć do zatoki. Na białym piasku le ały jaskrawo pomalowane caicques, a obok nich siedzieli w małych grupkach rybacy, naprawiając sieci. Dzieci pokrzykując ganiały się na płyciźnie. Lomax wrócił do kajuty i zaczął się pakować. Nie trwało to długo. Kiedy skończył, postawił płócienną torbę i przenośną maszynę do pisania na koi i wrócił na pokład. Przesuwali się ju wzdłu kamiennego mola. Po chwili silniki zatrzymały się. W ogromnym upale wszystko wydawało się dziwnie nieruchome. Na molo trzech starców drzemało w słońcu, a jakiś chłopak, z małym czarnym psem u boku, siedział z zarzuconą linką od wędki. 12 Generated by Foxit PDF Creator © Foxit Software http://www.foxitsoftware.com For evaluation only.

Gdy steward wynurzył się z kajuty, niosąc torbę i maszynę Lomaxa, ze sterówki wyszedł Papademos. — Nie ma pan zbyt du o baga u — stwierdził. — Tak najłatwiej podró ować — odparł Lomax. — Co teraz? Po prostu schodzę z pokładu? Nikt nie chce oglądać moich dokumentów? Papademos wzruszył ramionami. — Jest tu sier ant policji o nazwisku Kytros, który zajmuje się tym wszystkim. Szybko się dowie, e pan tu jest. W tym czasie kilku marynarzy ustawiało ju schod- nię. Zało ywszy ciemne okulary, Lomax zszedł za stewardem. Wyjmując portfel, by dać mu napiwek, czuł na sobie ciekawe spojrzenia siedzących na molo staruszków. Chłopak łowiący ryby zwinął swoją linkę i kiedy steward wrócił na pokład, podbiegł do Lomaxa z psem u nóg. Miał mo e ze dwanaście lat i chudą buzię, z której bystro patrzyły ciemne, inteligentne oczy. Ubrany był w za du y sweter i połatane spodnie. Przez chwilę z ciekawością przyglądał się przybyszowi, po czym odezwał się wolno po angielsku: — Chce pan dobry hotel? Naprawdę dobrze się tam opiekują amerykańskimi turystami. — Dlaczego uwa asz mnie za Amerykanina? — spytał go Lomax po grecku. — Ciemne okulary. Wszyscy Amerykanie noszą ciemne okulary. — Chłopak instynktownie odparł w tym samym języku i nagle uniósł ze zdumieniem dłoń do ust. — Pan mówi po grecku tak dobrze jak ja! Skąd pan umie? 13 Generated by Foxit PDF Creator © Foxit Software http://www.foxitsoftware.com For evaluation only.

— Nie przejmuj się tym. Jak się nazywasz? — Yanni — powiedział chłopak. — Yanni Melos. Lomax wyjął z portfela banknot i uniósł go. — W porządku, Yanni. To będzie dla ciebie, jak dojdziemy do tego twojego hotelu, gdzie niby tak dobrze traktują Amerykanów. Lepiej, eby to był naprawdę najlepszy hotel. W brązowej twarzy Yanniego błysnęły zęby. — To jedyny w mieście, proszę pana. — Podniósł torbę i maszynę do pisania i ruszył naprzód, a Lomax za nim. Nic się nie zmieniło. Ani jedna cholerna rzecz. Nawet bunkier, zbudowany przez Niemców dla ochrony mola, stał wcią , choć beton kruszył się ju trochę na krawędziach. Brakowało jedynie niemiec- kich łodzi torpedowych w zatoce i hitlerowskiej flagi nad ratuszem. Chłopak prowadził pomiędzy wysokimi pobielony- mi domami, oddalając się od nabrze a. Raz czy dwa minęli kogoś siedzącego na progu, ale o tej porze ulice były wyludnione. Hotel zajmował jedną stronę malutkiego wybruko- wanego placu, z kościołem naprzeciwko. Na zewnątrz stało sporo drewnianych stolików, lecz nie było ad- nego klienta i Lomax domyślił się, e miejsce to o yje prawdopodobnie dopiero wieczorem. Wszedł za chłopcem do du ego pomieszczenia o ka- miennej podłodze i niskim suficie. Były tam równie stoły i krzesła, a w rogu bar z marmurowym blatem, za którym na drewnianych półkach stały butelki. Yanni poło ył torbę i maszynę na blacie, po czym zniknął w tylnych drzwiach. Po spiekocie na dworze 14 Generated by Foxit PDF Creator © Foxit Software http://www.foxitsoftware.com For evaluation only.

panował tu przyjemny chłód. Lomax oparł się o kon- tuar i czekał. Doszedł go cichy szmer rozmowy i zaraz potem dał się słyszeć jakiś dziewczęcy głos, wysoki i besztający: „Zawsze mnie okłamujesz!" Rozległ się odgłos ude- rzenia twarz i Yanni wpadł do sali z pochyloną głową, a za nim młoda dziewczyna w niebieskiej sukience i (białym fartuchu. Zatrzymała się nagle, gdy ujrzała Lomaxa. Chłopak uczynił dramatyczny gest. — No co, nie mówię prawdy? Dziewczyna — szesnasto- albo siedemnastoletnia — o ładnej, okrągłej twarzy, podeszła bli ej, wycierając mąkę z rąk w fartuch. Stanęła, patrząc na Lomaxa bezradnie, zaczerwieniona z zakłopotania. — W porządku — odezwał się. — Mówię po grecku. Na jej twarzy natychmiast pojawiła się ulga. — Musi mi pan wybaczyć, ale z Yanniego taki kłamczuch... Co mogę dla pana zrobić? — Chciałbym pokój. Yanni mówił mi, e to naj- lepszy hotel w mieście. — Wyglądała, jakby nie wiedziała, co powiedzieć, więc dodał łagodnie: — Rozumiem, e macie jakiś wolny? — O, tak — zapewniła go. — Po prostu trochę mnie pan zaskoczył. Rzadko mamy turystów na Ky- ros. Muszę wyprać pościel i przetrzepać materac. — Nie martw się tym — powiedział. — Nie ma pośpiechu. Wyjął z portfela banknot i wręczył go Yanniemu. Chłopak obejrzał go uwa nie i oczy mu się roz- szerzyły. Spojrzał tęsknie na otwarte drzwi, westchnął i niechętnie oddał pieniądze. 15 Generated by Foxit PDF Creator © Foxit Software http://www.foxitsoftware.com For evaluation only.

— Chyba się pan pomylił, proszę pana. To za du o. Lomax zamknął dłoń chłopca na banknocie. — Nazwijmy to zapłatą z góry za twoje usługi. Mogę cię jeszcze potrzebować. Twarz Yanniego rozjaśnił uśmiech. — Jest pan moim przyjacielem. Mam nadzieję, e zostanie pan długo na Kyros. Zagwizdał na psa i wybiegł na plac. Lomax pod- niósł torbę i maszynę i odwrócił się do dziewczyny. — On jest niemo liwy — stwierdziła i ruszyła pobielonym korytarzem. — Wygląda na to, e mówi nieźle po angielsku. Skinęła głową. — Po tym, jak jego rodzice utonęli, mieszkał na Rodos u rodziny matki. Myślę, e nauczył się go od turystów. — Kto się nim teraz opiekuje? — Mieszka ze swoją babcią, ale ona nie mo e zbyt wiele dla niego zrobić. Jest za stara. Weszli po wąskich drewnianych schodach i skręcili na korytarz, który ciągnął się przez całą długość budynku. Dziewczyna przystanęła przed drzwiami na końcu. — To bardzo zwyczajny pokój — powiedziała. — Mam nadzieję, e pan to rozumie? Skinął głową. — To wszystko, czego potrzebuję. Otworzyła drzwi i weszła pierwsza. Umeblowanie było rzeczywiście niewyszukane — metalowe łó ko, umywalka i stara szafa. Tak, jak gdzie indziej w tym domu, ściany były pobielone, a drewniana podłoga wyfroterowana na wysoki połysk. I wszystko nie- skazitelnie czyste. 6 Generated by Foxit PDF Creator © Foxit Software http://www.foxitsoftware.com For evaluation only.

Lomax podszedł do okna i otworzywszy je wyjrzał ponad pokrytymi czerwoną dachówką dachami na zatokę. — Przecie tu jest wspaniale. Odwrócił się i zobaczył, e dziewczyna uśmiecha się uradowana. — Cieszy mnie, e się panu podoba. Jak długo pan tu zostanie? Wzruszył ramionami. — A do przybycia łodzi za tydzień. Mo e dłu ej, nie wiem jeszcze. Jak cię zwą? Zaczerwieniła się. — Nazywam się Anna Papas. Chciałby pan coś zjeść? Potrząsnął głową. — Teraz nie, Anno. Mo e później. Uśmiechnęła się z zakłopotaniem i cofnęła do drzwi. — W takim razie zostawię pana. Gdyby pan czegoś potrzebował, czegokolwiek, proszę mnie zawołać. Bę dę w kuchni. Kiedy drzwi zamknęły się za nią, zapalił papierosa i stanął w oknie. Kilka łodzi rybackich wracało z morza, dostrzegł te mały zardzewiały parowiec przycumowany do mola. Jakaś mewa zaskrzeczała przelatując nad dachami i nagle Lomax ucieszył się, e wrócił. 2 — Mroczna strona... Generated by Foxit PDF Creator © Foxit Software http://www.foxitsoftware.com For evaluation only.

2 MĘ CZYZNA O IMIENIU ALEXIAS Rozpakował się, a następnie umył, ogolił i zało ył czystą koszulę. Wkładał właśnie marynarkę, gdy roz- legło się pukanie do drzwi i wszedł niski łysiejący mę czyzna. Trzymał pod pachą grubą księgę o usztywnionym grzbiecie i uśmiechał się przymilnie, odsłaniając ze- psute zęby. — Proszę mi wybaczyć. Mam nadzieję, e nie przeszkadzam? Lomax od razu poczuł do niego niechęć, ale zdobył się na uśmiech. — Ani trochę. Niech pan wejdzie. — Jestem właścicielem hotelu, George Papas — przedstawił się niski mę czyzna. — Przepraszam, e nie było mnie, kiedy pan przyszedł. Rankami pracuję w moim gaju oliwnym. — Nic się nie stało. Pańska córka wspaniale się mną zajęła. — Dobra z niej dziewczyna — stwierdził Papas z dumą. Poło ył ksią kę na stole przy oknie i ot- worzywszy ją, wyjął pióro z wewnętrznej kieszeni 18 Generated by Foxit PDF Creator © Foxit Software http://www.foxitsoftware.com For evaluation only.

marynarki. — Jeśli nie miałby pan nic przeciwko temu, proszę wpisać się do rejestru. Wymóg prawny, rozumie pan? Miejscowy sier ant policji jest bardzo drobiazgowy w tych sprawach. Lomax z zainteresowaniem przejrzał ksią kę. Osta- tni wpis został dokonany prawie rok wcześniej. Wziął do ręki pióro i w odpowiednich kolumnach umieścił swoje nazwisko, adres i narodowość. — Wygląda na to, e nie macie tu zbyt wielu gości. Papas wzruszył ramionami. — Kyros to spokojne miejsce, gdzie nie ma prawie nic, co mogłoby przyciągnąć turystów — zwłaszcza Amerykanów. — Tak się składa, e jestem Anglikiem — stwier- dził Lomax. — Mo e moje upodobania są prostsze. — Anglikiem! — Papas zmarszczył brwi. — Moja córka zapewniała mnie, e jest pan Amerykaninem. — Tak jej pewnie powiedział chłopak, który mnie tu przyprowadził. Tylko mieszkam w Ameryce. Czy to wa ne? — Nie, oczywiście, e nie. — Papas wyglądał na wyraźnie zaniepokojonego, gdy obracał rejestr, by przeczytać wpis. — Hugh Lomax, Kalifornia. Naro- dowość: Anglik — wymamrotał i nagle całym jego ciałem wstrząsnął gwałtowny spazm. Przez chwilę Lomax sądził, e gospodarz dostanie zaraz jakiegoś ataku. Wziął go za ramię, by zapro- wadzić do krzesła, ale Papas podskoczył jak oparzony. Jego twarz nabrała niezdrowego ółtego koloru i z wytrzeszczonymi oczami zaczął cofać się do drzwi. Na miłość boską, człowieku! — wykrzyknął Lomax. — Co się stało? 19 Generated by Foxit PDF Creator © Foxit Software http://www.foxitsoftware.com For evaluation only.

Papasowi udało się otworzyć drzwi jedną ręką, podczas gdy drugą prze egnał się mechanicznie. — Święta Matko Boska — wyszeptał i potykając się wypadł na korytarz. Lomax stał przez moment ze zmarszczonym czołem, po czym chwycił ksią kę i ruszył za nim. Kiedy wszedł do baru, Anna wycierała kieliszki. Podniosła na niego wzrok i uśmiechnęła się. — Coś panu podać? Potrząsnął głową, kładąc rejestr na kontuarze. — Twój ojciec zostawił to w moim pokoju. Chciał- bym zamienić z nim słowo, jeśli mo na. — Niestety, właśnie wyszedł — powiedziała. — Przed chwilą widziałam, jak przechodził przez plac. — Trudno. To mo e poczekać. Powiedz mi, czy jest jeszcze na nabrze u ta karczma zwana „Małą Łódką"? Kiedyś była własnością człowieka o nazwis- ku Alexias Pavlo. — Ciągle jest jego własnością — odparła. — Wszyscy znają Alexiasa. Jest w tym roku burmistrzem Kyros. — Zmarszczyła brwi ze zdziwieniem. — Ale skąd pan mo e wiedzieć o Alexiasie i „Małej Łódce"? — Przypomnij mi, ebym ci to kiedyś powiedział — rzucił i wyszedł na jaskrawe słońce. Gdy ruszył przez plac w stronę ulicy prowadzącej do zatoki, wynurzył się z niej Yanni i podbiegł do niego razem ze swoim wrzaskliwym psem. Miał na sobie szkarłatną koszulę, krótkie spodnie khaki i białe tenisówki. Zatrzymał się w odległości kilku kroków, rozpostarł ramiona i wykonał piruet. — Czy nie wyglądam pięknie? — Co to ma być? — spytał Lomax. 20 Generated by Foxit PDF Creator © Foxit Software http://www.foxitsoftware.com For evaluation only.

Yanni rozło ył ręce. — Skoro pracuję dla takiego bogatego i wa nego pana, muszę odpowiednio wyglądać. To moje najlep- sze rzeczy. — Dobrze mówisz — stwierdził Anglik. — Skąd je ukradłeś? — Nie ukradłem ich! — zawołał chłopak z oburze- niem. — Dostałem je od mojego bardzo dobrego przyjaciela. Najlepszego, jakiego mam. — W porządku, niech ci będzie. Ruszył wybrukowaną ulicą w stronę zatoki, a Yanni dreptał obok. — Dokąd chce pan najpierw iść? — Do miejsca zwanego „Małą Łódką". Oczy chłopca rozszerzyły się. — Nie, nie tam. To złe miejsce. Nie dla turystów. Dla rybaków. — To gdzie byś proponował? — spytał Lomax. — Do wielu innych miejsc. Po drugiej stronie wyspy jest romańska świątynia, ale musielibyśmy wynająć łódkę. To daleki spacer. — Coś jeszcze? — Na przykład grobowiec Achillesa. — Pochowali go tam, co? Yanni skinął głową. — Jasne. Ka dy o tym wie. — To musiał być kawał drogi z Troi. Chłopak zignorował tę uwagę. — Moglibyśmy jeszcze zwiedzić klasztor Świętego Antoniego, albo raczej to, co z niego zostało. Wysa dzili go w czasie wojny. - Tak słyszałem — powiedział Lomax i twarz mu pociemniała. 21 Generated by Foxit PDF Creator © Foxit Software http://www.foxitsoftware.com For evaluation only.

— Ale to oznaczałoby wspinanie się na górę. Pew- nie stwierdziłby pan, e jest na to za gorąco. — Rzeczywiście, myślę więc, e na razie pójdziemy do „Małej Łódki". — Jak pan chce. — Yanni wzruszył ze zniechęce- niem ramionami i poprowadził Lomaxa wzdłu na- brze a. Gospoda stała na rogu wąskiej alejki. Przed drzwiami chłopak zawahał się i spojrzał błagalnie na Anglika. — Niech mi pan pozwoli zaprowadzić się gdzieś indziej. Lomax zmierzwił ręką włosy chłopca. — Nie rób takiej zmartwionej miny. — Uśmiechnął się szeroko. — Powiedzieć ci tajemnicę? Ju tu kiedyś byłem. Zanim w ogóle o tobie myślano. Odwrócił się od oszołomionego Yanniego i zszedł po kamiennych stopniach w ciemny chłód „Małej łódki". W samym wejściu jakiś młody mę czyzna, roz- walony na krześle pod ścianą, śpiewał niskim głosem, delikatnie uderzając palcami w struny bouzouki. Rę- kawy jego koszuli w czerwono-zieloną kratę były starannie podwinięte, eby widać było napęczniałe bicepsy, a gęstwa kędzierzawych włosów opadała mu na tył kołnierzyka. Nie zadał sobie trudu, eby usunąć się z drogi Lomax — anonimowy w swych ciemnych okularach — spoglądał na niego przez chwilę, a następnie przeszedł nad wyciągniętymi nogami i wszedł do środka. Pierwszą osobą, jaką zobaczył, był kapitan Papa- 22 Generated by Foxit PDF Creator © Foxit Software http://www.foxitsoftware.com For evaluation only.

demos, siedzący samotnie w rogu i pijący czerwone wino. Lomax uniósł rękę w pozdrowieniu, lecz kapitan odwrócił wzrok. Wtedy Lomax uświadomił sobie ciekawy fakt. Wraz z Papademosem na sali było sześć osób, z czego cztery siedziały razem — jednak nikt nie rozmawiał. Za kontuarem stał niski ylasty mę czyzna o skórze opalonej na ciemny brąz. Prawa strona jego twarzy była zniekształcona przez brzydką bliznę, a oko przy- kryte czarną przepaską. Opierał się o ladę trzymając gazetę i zupełnie ignorował Lomaxa. Dziwne było to, e ręce dr ały mu, jakby znajdował się w stanie straszliwego napięcia. Lomax zdjął okulary. — Jest tu gdzieś Alexias Pavlo? — odezwał się. — Kto chce to wiedzieć? — spytał ochrypłym głosem mę czyzna za ladą. — Stary przyjaciel — odparł Anglik. — Ktoś z jego przeszłości. Z tyłu za nim grający na bouzouki uderzył ostatni, dramatyczny akord. Lomax odwrócił się powoli i zo- baczył, e wszyscy na niego patrzą, nawet Papademos, a zza krawędzi drzwi spogląda blada, przera ona twarz Yanniego. W cię kiej ciszy, jaka zaległa, wszyscy jakby przestali oddychać. Nagle jakiś człowiek wszedł przez paciorkową zasłonę, kryjącą drzwi z boku baru. W swoim czasie musiał być potę nym mę czyzną, teraz jednak biały garnitur zwisał na nim luźno, jak na wielkim szkielecie. Ruszył powoli do przodu, wy-raźnie utykając i opierając się cię ko na lasce. Jego gęste wąsy miały kolor stali. 23 Generated by Foxit PDF Creator © Foxit Software http://www.foxitsoftware.com For evaluation only.

— Alexias — powiedział Lomax. — Alexias Pavlo. Tamten wolno pokręcił głową, jakby nie mógł uwierzyć świadectwu własnych oczu. — To rzeczywiście ty — wyszeptał. — Po tych wszystkich latach wróciłeś. Kiedy Papas mi powie dział, myślałem, e postradał zmysły. Niemcy mówili. e nie yjesz. Zasłona rozsunęła się ponownie i ukazał się George Papas. Twarz lśniła mu od potu i wyglądał na śmier- telnie przera onego. — To ja, Alexias — Lomax wyciągnął rękę. — Hugh Lomax... nie pamiętasz? Pavlo zignorował wyciągniętą rękę. — Pamiętam cię, Angliku. — Mięsień przy jego szczęce drgał. — Jak mógłbym cię zapomnieć? Jak ktokolwiek na tej wyspie mógłby cię zapomnieć? Nagle jego twarz wykrzywiła wściekłość. Usta ot- worzyły się, jak gdyby chciał coś powiedzieć, ale słowa uwięzły mu w gardle. Zamachnął się na oślep laską. Lomaxowi udało się odparować cios i skoczył do Pavlo, przyszpilając jego ręce do boków. Z tyłu jakieś krzesło przewróciło się z hukiem. Yanni krzyknął od drzwi ostrzegawczo. Gdy Lomax puścił Greka i chciał się odwrócić, jakieś muskularne ramię owinęło mu się wokół szyi, prawie go dusząc. Spróbował unieść ręce. ale były ju unieruchomione. Pociągnięto go do tyłu. Czterej mę czyźni, którzy siedzieli przedtem razem, rozło yli go na stole, trzymając niczym w imadle. Papademos wstał i ruszył do drzwi, lecz człowiek grający przedtem na bouzouki pokręcił lekko głową i kapitan usiadł z powrotem. 24 Generated by Foxit PDF Creator © Foxit Software http://www.foxitsoftware.com For evaluation only.

Grajek ostro nie oparł swój instrument o ścianę i podszedł do stołu. Przez chwilę wpatrywał się w Lo- maxa zimno, po czym nagle uderzył go mocno w twarz. Lomax usiłował się wyrwać, ale nie miało to adnego sensu. Pavlo odsunął gitarzystę na bok. — Nie, Dimitri, on jest mój. Podnieście mu głowę, ebym mógł go dobrze widzieć. Lomax poczuł nagle na twarzy zimną ślinę i obudził się w nim gniew. — Na miłość boską, Alexias, o co tu chodzi? — To całkiem proste — odparł Pavlo. — Chodzi o moją ułomną nogę i o twarz Nikolego. Jeśli chcesz więcej, zawsze jest jeszcze ojciec Dimitriego i wielu innych mę czyzn i kobiet, którzy zginęli w obozie koncentracyjnym w Fonchi. Nagle wszystko zaczęło nabierać jakiegoś szalonego sensu. — Uwa asz, e byłem za to odpowiedzialny? — spytał Lomax z niedowierzaniem. — Zostałeś osądzony i skazany dawno temu — stwierdził Pavlo. — Pozostał tylko wyrok do wyko- nania. — Z kamienną twarzą spojrzał na grajka. — Daj mi swój nó do patroszenia, Dimitri. Dimitri wyjął z kieszeni du y składany nó i podał mu. Pavlo nacisnął guzik i wyskoczyło sześciocalowe, ostre jak brzytwa ostrze. Lomax wierzgnął dziko, czując narastającą panikę. Zrobił ostatni rozpaczliwy wysiłek i zdołał wyswobo- dzić jedną rękę. Zamachnął się, wbijając pięść w naj- bli szą twarz, po chwili jednak znowu został przy- szpilony do stołu. Dłoń trzymająca nó dr ała lekko, ale w oczach 25 Generated by Foxit PDF Creator © Foxit Software http://www.foxitsoftware.com For evaluation only.

Pavlo była zimna stanowczość. Zrobił krok do przodu unosząc broń, lecz w tym momencie jakiś głos od drzwi zawołał: — Rzuć to, Alexias! Wszyscy się odwrócili i Lomax poczuł, e ucisk na jego ramionach zel ał. W drzwiach stał sier ant policji w sfatygowanym, wypłowiałym mundurze khaki. Spod jego ramienia wyglądał Yanni. — Nie wtrącaj się do tego, Kytros — powiedział Pavlo. — Chyba mówiłem ci, ebyś rzucił nó — po- wtórzył spokojnie Kytros. — Nie chciałbym być zmu- szony prosić cię o to jeszcze raz. — Ale ty nie rozumiesz. To jest ten Anglik, który był tu w czasie wojny. Ten, który zdradził nas Niemcom. — Więc chcieliście zamordować go z zimną krwią? — spytał policjant. Mały Nikoli uczynił niecierpliwy gest. — To nie jest morderstwo. To sprawiedliwość. — Najwyraźniej mamy ró ne punkty widzenia. — Kytros spojrzał na Lomaxa. — Panie Lomax, proszę pójść ze mną. Anglik zrobił krok do przodu, ale Dimitri złapał go za ramię. — Nie, on tu zostaje! — zawołał ochryple. Kytros odpiął klapę kabury i wyjął rewolwer. Kiedy się odezwał, w jego głosie dźwięczała stal: — Pan Lomax idzie teraz ze mną. Byłbym zobo wiązany, Alexias, gdybyś nie zmuszał mnie do za strzelenia któregoś z twoich przyjaciół. Twarz Pavlo wykrzywiła się z wściekłości; wykona- 26 Generated by Foxit PDF Creator © Foxit Software http://www.foxitsoftware.com For evaluation only.

wszy półobrót, jednym gwałtownym ruchem wbił ostrze no a w stół. — W porządku, Kytros. Niech ci będzie, ale dopil nuj, eby ten człowiek znalazł się o czwartej na statku, gdy będzie odpływał. Jeśli nie, nie odpowiadam za to, co się mo e stać. Lomax chwiejnym krokiem minął sier anta i wy- szedł na słońce. Na chwilę musiał oprzeć się o ścianę, klatka piersiowa falowała mu cię ko i z trudem łapał oddech. Kytros poło ył dłoń na jego ramieniu. — Wszystko w porządku? Nic panu nie zrobili? Lomax potrząsnął głową. — Robię się po prostu trochę za stary do takich zabaw. — Wszyscy mo emy to sobie powiedzieć — stwier- dził Kytros. — Moje biuro jest zaraz za rogiem, byłbym rad, gdyby zechciał mi pan tam towarzyszyć. Gdy szli, Yanni pociągnął Lomaxa za rękę. — To ja sprowadziłem dla pana sier anta, panie Lomax. Dobrze zrobiłem? Lomax uśmiechnął się. — Uratowałeś mi ycie, synu. Yanni zmarszczył brwi. — Mówią, e jest pan złym człowiekiem, panie Lomax. — A ty co o mnie myślisz? — spytał Lomax. Chłopak uśmiechnął się. — Nie wygląda pan na złego człowieka. — Więc nadal jesteśmy przyjaciółmi? — Jasne. Zatrzymali się przed posterunkiem i Lomax po- klepał chłopca po głowie. 27 Generated by Foxit PDF Creator © Foxit Software http://www.foxitsoftware.com For evaluation only.

— Przez chwilę będę zajęty, Yanni. Wracaj do hotelu i czekaj na mnie. — Yanni odwrócił się nie chętnie, więc Lomax dodał: — Wszystko w porządku. Sier ant Kytros nie wsadzi mnie do więzienia. Mały gwizdnął na psa i pobiegli wzdłu nabrze a, a Lomax wszedł za Kytrosem po kamiennych schodach. W biurze stało biurko, kilka krzeseł i zdumiewająco nowa zielona szafka na akta. — Chłopiec najwyraźniej się do pana przywią zał. — Policjant zdjął czapkę i usiadł za biurkiem. — Szkoda, e nie zostanie pan tu dłu ej. Przydałoby mu się trochę dobrego wpływu. Lomax przysunął sobie krzesło. — Więc definitywnie wyje d am, tak? Kytros rozło ył ręce. — Panie Lomax, proszę być rozsądnym. Tam. w „Małej Łódce", mogło być nieprzyjemnie, a nie jestem w stanie zagwarantować panu, e to się nie powtórzy. Alexias Pavlo jest wa nym człowiekiem na Kyros. — Czy to czyni z niego Boga? Sier ant potrząsnął głową. — Nie musi być Bogiem, eby spowodować, by ktoś pewnej ciemnej nocy pchnął pana no em między ebra. — Alexias Pavlo, jakiego znałem siedemnaście lat temu, sam zabijał — zauwa ył Lomax. Kytros zignorował to. — Czy mógłbym zobaczyć pańskie dokumenty? — Lomax wyjął swoje papiery z wewnętrznej kieszeni i sier ant obejrzał je szybko. — Jaki jest cel pańskiej wizyty na wyspie? 28 Generated by Foxit PDF Creator © Foxit Software http://www.foxitsoftware.com For evaluation only.