zajac1705

  • Dokumenty1 204
  • Odsłony117 909
  • Obserwuję51
  • Rozmiar dokumentów8.3 GB
  • Ilość pobrań76 562

Norman Davies - Powstanie 44

Dodano: 5 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 5 lata temu
Rozmiar :7.2 MB
Rozszerzenie:pdf

Norman Davies - Powstanie 44.pdf

zajac1705 EBooki
Użytkownik zajac1705 wgrał ten materiał 5 lata temu. Od tego czasu zobaczyło go już 536 osób, 278 z nich pobrało dokument.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 959 stron)

PRZEKŁAD ELŻBIETA TABAK9WSKA WYDAWNICTW8 ZNAK KRAKÓW 2004

Tytuł oryginału Rising ’44. „The Battle for Warsaw” Copyright © by Norman Davies Three cartoons by David Low copyright © Atlantic Syndication. As I Please by George Orwell (copyright © George Orwell, 1944) by permission of Bill Hamilton as the Literary Executor of the Estate of the Late Sonia Brownell Orwell and Seeker & Warburg Ltd. Campo di Fiori (16 lines) from The Collected Poems 1931-1987 by Czesław Miłosz (Viking, 1988) copyright © Czesław Miłosz, 1988. Reproduced by permission of Penguin Books Ltd. The cover of Poland by WJ. Rose (Penguin Books, 1939) copyright © WJ. Rose, 1939. Ilustracje (z wyjątkiem wkładki III) pochodzą z wydania Macmillan Publishers Ltd, 2003 Opracowanie graficzne Witold Siemaszkiewicz Fotografia Autora na skrzydełku Joanna Plewińska-Potocka Weryfikacja historyczna Andrzej Krzysztof Kunert Konsultacja historyczna Agnieszka Cubała Paweł Kowal Krzysztof Szwagrzyk Zdzisław Zblewski Adiustacja Jadwiga Grellowa Julita Cisowska Korekta Barbara Gąsiorowska Urszula Horecka Indeks Artur Czesak Józef Kozak Redakcja techniczna Edward Leśniak Łamanie Irena Jagocha Opieka redakcyjna Anna Szulczyńska Współpraca Julita Cisowska Copyright © for the translation by Elżbieta Tabakowska Copyright © for the Polish edition by Wydawnictwo Znak, Kraków 2004 ISBN 83-240-0459-9 Zamówienia: Dział Handlowy, 30-105 Kraków, ul. Kościuszki 37 Bezpłatna infolinia: 0800-130-082 Zapraszamy do naszej księgarni internetowej: www.znak.com.pl

WARSZAWIE oraz wszystkim, którzy walczą z tyranią bez względu na wszystko

PRZEDMOWA DO WYDANIA POLSKIEGO Nigdy nie walczyłem w żadnej wojnie. Zgłosiłem się do służby w Królew­ skiej Marynarce, ale nigdy nie zostałem powołany. Prawdę mówiąc, nigdy nie miałem w ręce prawdziwego karabinu i nigdy nie strzelałem - nawet do królików czy bażantów. Wobec tego być może nie najlepiej się nadaję do roli historyka, który zajmuje się opisywaniem czynów i towarzyszących im emocji związanych z doniosłym wydarzeniem wojskowym. Czasem się za­ stanawiam, czy to właśnie nie moja własna nieświetna kariera niekomba­ tanta skłoniła mnie do bezkrytycznego podziwu dla młodych mężczyzn i ko­ biet z podziemnej Armii Krajowej, która stanęła przeciw regularnym siłom zbrojnym Trzeciej Rzeszy i która - trwając na polu walki dziesięciokrotnie dłużej, niż się spodziewano - dokonała jednego z najbardziej pamiętnych czynów w dziejach drugiej wojny światowej. Wiem natomiast, że gdybym jako chłopak w odpowiednim wieku zna­ lazł się w 1944 roku w Warszawie, to z całą pewnością byłbym wstąpił do Armii Krajowej. Do osiemnastego roku życia byłem aktywnym członkiem skautingu i wychowałem się w tym idealistycznym, romantycznym i religij­ nym i patriotycznym duchu, który był czymś powszechnym wśród skautów tamtego pokolenia. W czasie wojny byłbym szczęśliwym działaczem kon­ spiracji i niewiele się zastanawiając, wstąpiłbym razem z moimi rówieśnika­ mi do „Baszty” czy „Parasola”. Nie potrafię powiedzieć, czy miałbym dość siły psychicznej i fizycznej, aby przejść „próbę ogniową”. Ale przy mojej atletycznej budowie i naturze skłonnej do rywalizacji byłbym dobry w prze­ dzieraniu się przez ruiny i polowaniu na Niemców. Jednocześnie obawiam się jednak, że jako człowiek dość gwałtowny i mało praktyczny szybko bym się dał zabić. I właśnie z tego powodu szczególnie mnie wzrusza życie i le­ genda Krzysztofa Kamila Baczyńskiego. Często się mawia - i nie bez racji - że historycy powinni zachowywać emocjonalny dystans wobec tego, o czym piszą. Ale jest też prawdą, że hi­ storycy, którzy zachowują całkowity dystans i trzymają się z dala od opisy­

8 PRZEDMOWA DO WYDANIA POLSKIEGO wanych zdarzeń, są narażeni na niebezpieczeństwo braku świadomości mo­ ralnych dylematów i emocjonalnych cierpień innych ludzi. A takiego kon­ fliktu, jakim było Powstanie Warszawskie, nie da się w pełni opisać wyłącz­ nie w kategoriach akcji wojskowych i politycznych manewrów. Empatia i wy­ obraźnia są równie konieczne jak wyważone sądy. Jako Brytyjczyka szczególnie interesowało mnie to, co dotyczyło roli Wielkiej Brytanii. Im dłużej się zastanawiam nad wydarzeniami z 1944 roku, tym bardziej uświadamiam sobie niedociągnięcia Brytyjczyków (i Ameryka­ nów). I nabieram tym mocniejszego przekonania, że Powstanie Warszaw­ skie można właściwie ocenić tylko w kontekście sojuszu aliantów. Miałem coraz silniejsze wrażenie, że polscy historycy byli nazbyt skłonni albo prze­ rzucać całą winę na własną, polską stronę, albo dawać wiarę zbyt uprosz­ czonym teoriom na temat bezdusznej zdrady ze strony Zachodu. Ostatecz­ nie doszedłem do przekonania, że nikt z uczestników wydarzeń nie był bez winy, ale również że polscy przywódcy Powstania mieli słuszne powody do podejmowania wielu ze swoich kontrowersyjnych działań, a lwiej części igno­ rancji, niekompetencji i złej woli należy szukać gdzie indziej. Moją, analizę podsumowuję zatem stwierdzeniem, że „tragedia Powstania Warszawskiego była skutkiem ogólnego załamania w łonie Wielkiego Sojuszu”. Przede wszyst­ kim zaś, jako przedstawiciel narodu, który tak się chlubi zwycięstwem alian­ tów, miałem poczucie, że zbyt mało uznania i szacunku okazano służbie i ofierze lojalnego Sojusznika. Zbyt łatwo było krytykować tych, którzy prze­ grali, zbyt wygodnie było opinii publicznej Zachodu pławić się w fałszy­ wym blasku naszej nieomylności. Albowiem Polacy - bez własnej winy ­ dostali się w pułapkę nie tylko bezwzględnej przemocy Hitlera i Stalina, ale także sojuszu z Zachodem, który się okazał tak bardzo jednostronny. Od­ nieśliśmy znaczne korzyści z podjętych przez Polskę wojennych trudów. Natomiast Polska nie odniosła korzyści z trudów poniesionych przez nas. I to trzeba było powiedzieć. Po raz pierwszy usłyszałem o Powstaniu Warszawskim, kiedy z grupą brytyjskich studentów przyjechałem do Warszawy podczas ferii wielkanoc­ nych w 1962 roku. Pierwszego dnia pobytu pokazano nam Rynek Starego Miasta, który został świeżo odbudowany, i opowiedziano o jego zniszcze­ niu „w wyniku walk” i „podczas wojny”. Ktoś zażartował, że może te zre­ konstruowane budynki nie mają jeszcze nawet dziesięciu lat, ale wyglądają, jakby pochodziły z XV wieku. Tego samego dnia zaprowadzono nas do getta i pod pomnik Bohaterów Getta. Pewnie nam opowiadano o spaleniu getta, bo w pamięci utkwił mi pewien dziwny szczegół. Podniosłem z gruzów kawa­ łek nadpalonej kości i pomyślałem, że może to jest kość ludzka. Najwyraź­

9PRZEDMOWA DO WYDANIA POLSKIEGO niej byłem przerażony tym, czego się dowiadywałem. Ale najlepiej pamię­ tam swoją złość. Jak to możliwe, że ja, absolwent Wydziału Historii Nowo­ żytnej wielkiego uniwersytetu w Oksfordzie, mogłem o tym nie wiedzieć wcześniej ? Z pewnością zacząłem wtedy zadawać pytania i z pewnością dowiedziałem się podstawowych faktów o Powstaniu. W mojej pamięci utkwiły jeszcze dwa momenty. Po pierwsze, zapamiętałem, że nasza grupa szła wzdłuż jednej z ulic, dziś wiem, że to była Miodowa. Zbliżaliśmy się do skrzyżowania z Długą - tam gdzie blisko trzydzieści lat później stanął po­ mnik Powstania Warszawskiego - i wtedy nasza przewodniczka kazała nam spojrzeć na właz do kanału na środku skrzyżowania, ale zabroniła się za­ trzymywać, „bo się nam przyglądają”. Potem wyjaśniła, dlaczego ten wła­ śnie właz był taki ważny. Drugi moment nastąpił, kiedyśmy stali na skarpie na tyłach Krakowskiego Przedmieścia, patrząc na przeciwległy brzeg Wisły. Wydawało się, że prawy brzeg rzeki jest strasznie blisko. Przewodniczka powiedziała chyba: „Do tego miejsca doszli Rosjanie podczas Powstania”. Miało minąć dużo czasu, zanim w pełni zrozumiałem znaczenie jej słów. Gdy się spogląda wstecz, nie jest zbyt trudno zrozumieć, dlaczego w 1962 roku nie było łatwo o rzetelną informację na temat Powstania. Powstanie było wówczas mniej odległe w czasie, niż dziś oddalony jest wybór papieża Jana Pawła II czy powstanie Solidarności. A w Oksfordzie moi wykładowcy najwyraźniej uważali, że druga wojna światowa nie przeszła jeszcze w pełni do historii. Mój kurs „Historii Europy w XX wieku” kończył się na 1939 roku, a przełomowe dzieło mojego własnego nauczyciela, „Początki drugiej wojny światowej”1 , jeszcze nie było ukończone. W Polsce reżim Gomułki zdążył się już w pewnej mierze uwolnić od paranoi i odrzucić jedno czy drugie tabu. Ale jego surowa cenzura nie dopuszczała żadnej swobodnej dyskusji na takie tematy jak Powstanie; nie wolno było publicznie czcić pa- mięci Armii Krajowej; nie można też było podawać w wątpliwość postępo­ wania Związku Sowieckiego. Nieliczne dostępne opracowania na temat Po­ wstania, przeważnie dotyczące spraw wojskowych, nie były tłumaczone na użytek zagranicznych odbiorców. Ogólnie rzecz biorąc, historycy wciąż jesz­ cze uprawiali swoją profesję tak, jakby żyli w epoce sprzed Sołżenicyna i sprzed Holokaustu - kiedy historyczny krajobraz drugiej wojny światowej nie nabrał jeszcze definitywnych kształtów. Po powrocie z pierwszej podróży do Polski próbowałem zmniejszyć swoją ignorancję w sprawie Powstania Warszawskiego. Pamiętam, że prze- Zob. Alan John Percivale Taylor, The Origins ofthe Second WorldWar, London 1963.

10 PRZEDMOWA DO WYDANIA POLSKIEGO czytałem wspomnienia Churchilla z czasu wojny, które zawierają spory roz­ dział poświęcony wydarzeniom z 1944 roku. Jak można się było spodzie­ wać, Churchill bezgranicznie wychwalał męstwo powstańców, a mówiąc o postępowaniu Sowietów, powtórzył przymiotnik „złowrogie”, którego już raz wcześniej użył. Podał do wiadomości publicznej nawet gorzkie w tonie przesłanie od kobiet Warszawy, które mówiły światu, że „Polskę potrakto­ wano gorzej niż sojuszników Hitlera”. Natomiast nie przedstawił niestety żadnej krytycznej analizy polityki aliantów. Można się było tylko domyślać, że stało się coś bardzo niedobrego, ale nie sposób było się dowiedzieć co. Potem, kiedy lepiej poznałem Polaków w Londynie, uświadomiłem so­ bie, że spora ich grupa winą za upadek Powstania obarcza swoich własnych przywódców. Ten punkt widzenia stanowił dla mnie niespodziankę, ponie­ waż był w znacznym stopniu zbieżny z linią polityczną propagowaną przez reżim komunistyczny w Warszawie. W pewnym okresie pracowałem nad kilkoma tematami - chociaż nie nad Powstaniem - z doktorem Janem Cie­ chanowskim, wykształconym w Wielkiej Brytanii historykiem i autorem jed­ nego z niewielu napisanych po angielsku opracowań Powstania.; Doktor Ciechanowski, który sam brał udział w Powstaniu i przeszedł twardą szkołę wojny i wygnania, wykonał ogrom niezwykle ważnej pracy, badając w zbio­ rach archiwalnych w Londynie dokumenty dotyczące polityki i wewnętrz­ nych podziałów w łonie polskiego rządu z czasu wojny oraz formułując ca­ łościową interpretację kwestii jego odpowiedzialności za tragedię Warsza­ wy. Według tego scenariusza zarówno gabinetowi premiera Mikołajczyka, jak i przywódcom wojskowego podziemia zarzuca się nierealistyczne posta­ wy, które pociągnęły za sobą mylny osąd zarówno możliwości zachodnich aliantów, jak i potrzeby „współpracy” z Sowietami. Sam byłem świadkiem kilku gniewnych ataków, do których zostali sprowokowani rodacy doktora Ciechanowskiego, choć nie zawsze potrafiłem zrozumieć źródło ich gniewu czy zorientować się w alternatywach. Oczywiście i moje poglądy dojrzewały z biegiem lat. Trzeba przyznać, że doktor Ciechanowski reagował ze stoicyz­ mem, niezmiennie twierdząc, że warunkiem postępu w historycznym pojmo­ waniu wydarzeń są różnice zdań. Moje osobiste kontakty z byłymi powstańcami były do niedawna bar­ dzo nieliczne. Z wyjątkiem kuzynki mojej żony, Danuty, która służyła w ba­ talionie „Baszta”, a obecnie mieszka w Anglii, nikt z moich polskich powi­ nowatych nie brał udziału w Powstaniu. Dopóki celowo nie zbliżyłem się do rozmaitych stowarzyszeń zrzeszających byłych kombatantów w Polsce i w Wielkiej Brytanii, nie łączyły mnie z nimi żadne bliższe więzi. Ale jako członek świata akademickiego musiałem poznać byłych polskich żołnierzy,

11PRZEDMOWA DO WYDANIA POLSKIEGO którzy reprezentowali cały przekrój tej grupy, którzy mieli takie czy inne powiązania z Armią Krajową i którzy, podobnie jak ja, dołączyli do wspól­ noty akademickiej. Znaleźli się wśród nich profesor Irena Bellert, profesor Janusz Zawodny i profesor Wenceslas Wagner w Ameryce Północnej, dok­ tor Zbigniew Pełczyński w Anglii, profesor Jerzy Żubrzycki w Australii, pro­ fesor Jerzy Kłoczowski i profesor Władysław Bartoszewski w Polsce. Nie było trudno zgadnąć, że ich opinie i wspomnienia nie będą we wszystkich przypadkach takie same. Ale najbliższe były mi nieugięte poglądy profesora Bartoszewskiego „Teofila”. W tamtych latach napisałem o Powstaniu niewiele, a to, co pisałem, pisałem ostrożnie, ponieważ kierowała mną świadomość, że do zbadania i skoordynowania pozostaje wiele różnorodnych punktów widzenia. Stara­ łem się między innymi o to, aby wyrazić więcej podziwu i szacunku dla Armii Krajowej, niż byli skłonni wyrażać ci, którzy krytykowali jej dowództwo. Decyzję o stworzeniu głębszego studium o Powstaniu podjąłem dopie­ ro pod sam koniec lat dziewięćdziesiątych. Wyglądało bowiem na to, że ­ mimo dziesięciolecia, które minęło od upadku komunizmu - nikt nie kwapi się, aby przedstawić nową wizję Powstania w jego szerszym kontekście. Dostępnych było wiele nowych materiałów, pamiętników i dokumentów; zniknęły też dawniejsze ograniczenia. A mimo to nie pracowano nad żadną nową ogólną syntezą. W 1994 roku minęła pięćdziesiąta rocznica Powsta­ nia i wciąż nie ukazała się żadna obszerniejsza rewizja. Istniało niebezpie­ czeństwo, że rocznica sześćdziesiąta - praktycznie ostatnia większa okazja do uroczystości, w której mogłaby jeszcze wziąć udział znacząca grupa tych, którzy przeżyli - również minie i nie będzie dniem, w który można by zło­ żyć Powstaniu należny hołd. Prowadziłem badania, coraz więcej czytałem i moja ocena zmieniała się w miarę lektury. Na początku byłem skłonny przyjąć wiele z konwencjonal­ nego obrazu, w którym desperacka odwaga polskiego podziemia pozostaje w ostrym kontraście z krótkowzrocznością jego przywódców. Im więcej się dowiadywałem, tym wyraźniej dostrzegałem, że ten konwencjonalny obraz jest obrazem fałszywym, że zrodził się z bolesnego doświadczenia klęski, z diabolicznej propagandy komunistów, z niezdolności historyków do prze­ prowadzenia krytycznej analizy sojuszu aliantów. Dziś powiedziałbym, że Powstanie Warszawskie było wspaniałym zbrojnym zrywem, który przeszedł wszelkie oczekiwania, i że decyzja o jego rozpoczęciu - choć z konieczności ryzykowna - nie była lekkomyślna ani tym bardziej „zbrodnicza”. Ponadto chciałbym twierdzić, że chociaż Powstanie upadło, to jednak szczególnych przyczyn i konsekwencji jego upadku nie można było przewidzieć, a nie­

12 PRZEDMOWA DO WYDANIA POLSKIEGO wątpliwych pomyłek i błędnych ocen ze strony przywódców Powstania nie powinno się uważać za czynnik o decydującym znaczeniu. Siły zbrojne Pol- ski z czasu wojny nie walczyły w pełnej izolacji. Tworzyły część potężnej koalicji aliantów, która w 1944 roku stała u progu zwycięstwa. Wszyscy członkowie sojuszu mieli swoje prawa i swoje zobowiązania. Główną odpo­ wiedzialność za funkcjonowanie koalicji ponosiła jednak Wielka Trójka, która uporczywie starała się zatrzymać dla siebie prawo do tworzenia wszystkich strategicznych planów i przeprowadzania wszystkich poważniejszych debat wojskowych i politycznych. Swoje wnioski sformułowałem w innym miejscu tej książki (zob. Ra­ port przejściowy). Jednakże może warto podkreślić, że moim celem była nie tyle polemika z istniejącymi interpretacjami, ile stworzenie spójnej opowie­ ści: chciałem po prostu opowiedzieć tę historię tak, jak ją widzę. Szczegól­ nie ważne były dwa aspekty tego zadania. Po pierwsze, uważałem, że spra­ wą o podstawowym znaczeniu jest umieszczenie Powstania na tle długiej chronologii zdarzeń i uwzględnienie faktów, które nastąpiły przed rokiem 1944 i później. Główny trzon książki objął zatem okres od roku/1939 do roku 1956, z dość obszernym rozszerzeniem narracji na czas od roku 1956 do dziś. Po drugie, szybko doszedłem do przekonania, że podstawową wadą istniejących opracowań - zwłaszcza w przypadku polskich autorów - jest minimalizacja roli sojuszu aliantów, do którego przecież Polska należała, i kierowanie krytyki niemal wyłącznie przeciwko bezpośrednim polskim uczestnikom dramatu. W rezultacie przeanalizowałem wydarzenia i niedo­ ciągnięcia agend działających nie tylko w Berlinie i w Warszawie, ale także w Londynie, Waszyngtonie i Moskwie. Ostatecznie zdecydowałem, że pod­ stawowe pytanie, jakie należy postawić, brzmi nie „dlaczego powstańcy nie zdołali osiągnąć swoich celów?”, lecz „dlaczego w ciągu dwóch miesięcy wahań i deliberacji zwycięscy alianci nie zorganizowali pomocy?”. Oryginalne anglojęzyczne wydanie - Rising ’44 - ukazało się w wydawnic­ twie Macmillan w październiku 2003 roku. Wydanie amerykańskie ukaże się w maju lub czerwcu 2004 roku w wydawnictwie Viking Penguin - rów­ nocześnie z poprawionym wydaniem brytyjskim w miękkiej okładce. Nie­ miecki przekład - przygotowywany przez wydawnictwo Droemer Verlag ­ powinien trafić na rynek mniej więcej w tym samym czasie co tłumaczenie polskie przygotowywane przez Wydawnictwo Znak na sześćdziesiątą rocz­ nicę Powstania. Opowieść o Powstaniu niewątpliwie odbije się najmocniej­ szym i najszerszym echem w dwóch krajach - w Polsce i w Niemczech. Można uznać za szczęśliwy zbieg okoliczności to, że Polacy i Niemcy będą

PRZEDMOWA DO WYDANIA POLSKIEGO 13 czytać o tym najtragiczniejszym z konfliktów w momencie, gdy oba narody akurat staną się równorzędnymi partnerami w Unii Europejskiej. Z punktu widzenia autora pierwsze reakcje na Rising ’44 były bardziej niż zadowalające. Pozytywne recenzje ukazały się w niemal wszystkich waż­ niejszych brytyjskich gazetach i czasopismach, a także w wielu czołowych katalogach nowych książek. W powitalnej salwie na łamach „Sunday Telegraph” wybitny historyk wojskowości, sir Max Hastings, któremu zresztą nie zabrakło własnych pomysłów, zawarł wiele wylewnych pochwał. „Norman Davies wie o Pol­ sce więcej niż jakikolwiek inny historyk na Zachodzie - pisał. - Z tej wy­ bitnej książki przebija zarówno jego wiedza, jak i jego pasja. (...) Davies napisał wzruszającą elegię na cześć tamtych skazanych na zagładę roman­ tyków, którzy w 1944 roku walczyli z taką szlachetnością i z tak tragicz­ nym skutkiem. (...) Nieszczęściem Polaków było to, że byli znienawidzeni i przez Rosjan, i przez Niemców i że przyglądała im się obojętnie więk­ szość zachodnich aliantów”2 . Jak wielu innych recenzentów, Richard Overy, historyk współczesnych Niemiec, był niezbyt zadowolony z nazewniczych eksperymentów autora. Ale mimo to nazywa go „mistrzem narracji”3 . Angus MacQueen, filmowiec świetnie znający Europę Środkową, podkreśla „wielki cynizm polityczny wielkich mocarstw”, który „okazuje się przytłaczający w zestawieniu z idealiz­ mem bojowników polskiego ruchu oporu”4 . W „BBC History Magazine” Richard Vinen zauważył, że „książka Daviesa odwraca uwagę od Polaków” i wskazuje, że „Wielka Brytania, Stany Zjednoczone i Związek Sowiecki podejmowały decyzje, niewiele myśląc o kraju, który pierwszy przeciwsta­ wił się Hitlerowi”5 . Kilku kolejnych recenzentów podkreślało wątek zdrady. W wychodzą­ cym w Toronto „Globe and Mail” Diana Kuprel zamieściła artykuł zatytu­ łowany „Jak alianci zdradzili Warszawę”. Mówi w nim o „książce skrupu­ latnie udokumentowanej, wyważonej w ocenach i frapująco napisanej”6 . Pro­ fesor Shaltiel z Uniwersytetu Hebrajskiego w Jerozolimie nadał swojej recenzji tytuł „Wielka zdrada”. Nazywa w niej Powstanie „bolesną raną, która przez wiele lat była zakryta zasłoną milczenia”. Po czym konkluduje: „Książka 2 Max Hastings, „Sunday Telegraph” 19 października 2003. 3 Richard Overy, A City Up in Arms, „Literary Review” grudzień 2003/styczeń 2004. 4 Angus MacQueen, And at the Crossroads, „Guardian” 15 listopada 2003. 5 Richard Vinen, With Their Backs to the Wall, „BBC History Magazine” 1 stycznia 2004. 6 Diana Kuprel, How theAllies Betrayed Warsaw, „Globe and Mail” 7 lutego 2004.

14 PRZEDMOWA DO WYDANIA POLSKIEGO Daviesa stanowi dogłębny i znaczący wkład, zapowiadając być może nowy i fa­ scynujący kierunek badań nad drugą wojną światową i korzeniami zimnej woj­ ny”7 . W prawicowym „Daily Telegraph” Daniel Johnson opublikował recenzję pod tytułem „Zdradzeni przez Wielką Trójkę”. „Norman Davies - pisze John­ son - opowiada mroczną i wspaniałą historię z właściwą sobie sprawnością i kon­ trolowaną pasją”8 . Annę Applebaum, laureatka wielu nagród jako specjalistka w zakresie historii łagrów, pisze o „Wstydliwym sekrecie Polski”. „Jeśli potrafi­ cie - zachęca swoich czytelników na łamach jednej ze szkockich gazet - spró­ bujcie sobie wyobrazić powojenną Szkocję, w której bohaterów drugiej wojny światowej zamyka się w więzieniach, odmawia się im wojennych odznaczeń i wykreśla się ich nazwiska z kart podręczników do historii... A to właśnie jest podsumowaniem losu, jaki spotkał bohaterów Powstania Warszawskiego”9 . Innymi słowy, polski ruch oporu, który najpierw został opuszczony przez wo­ jennych sojuszników, potem został zdradzony przez współrodaków. Kilku komentatorów uznało Rising ’44 za książkę roku. Znaleźli się wśród nich profesor M.R.D. Foot, oficjalny historyk brytyjskiego Kierow­ nictwa Operacji Specjalnych (SOE), Antony Beevor, autor bestsellera Sta­ lingrad, oraz Simon Sebag Montefiore, czołowy specjalista zajmujący się postacią Stalina. Montefiore użył takich przymiotników jak „mistrzowski”, „przerażający”, „zniewalający” i „przejmujący” 10 . Natomiast - biorąc pod uwagę to, że przedmiotem Rising ’44 jest jedno z najbardziej bolesnych i kontrowersyjnych wydarzeń w najnowszej historii Polski - recenzji napisanych przez polskich historyków było naprawdę nie­ wiele. Adam Zamoyski, pisząc w „Spectatorze”, nie mógł sobie odmówić określenia eksperymentu Daviesa z pisownią polskich nazwisk pełnym wdzięku mianem „galimatias” („dog’s breakfast”). Z drugiej strony jednak, kończy on swoją recenzję wiele mówiącym wnioskiem: „Prawdziwa zasługa [tej książki] polega na tym, że wyjmuje ona Powstanie z zaściankowego polskiego kontek­ stu zagadki, czy było słuszne, czy nie, i lokuje je zdecydowanie w samym środku polityki alianckiej, gdzie jest jego prawdziwe miejsce” 11 . Według piszącego w „Financial Times” Stefana Wagstyla Davies przekonuje, że „to nie Polacy 7 Ari Shaltiel, The GreatBetrayal, „Haaretz” (TelAviv) 23 lutego 2004. 8 Daniel Johnson, Betrayed by the Big Three, „Daily Telegraph” 8 listopada 2003. 9 AnneApplebaum, Poland’sShamefulSecret, „Scotsman” 8 listopada 2003. 10 Books ofthe Year, „Daily Telegraph” 22 listopada 2003. Zob. też M.R.D. Foot, SOE. An Outline History ofthe Special Operations Executive 1940-1946, London 1984; AntonyBeevor,Stalingrad,London1998;SimonSebagMontefiore,Stalin. TheCourt ofthe Red Tsar, London 2003. 11 Adam Zamoyski, Solving the Polish Conundrum, „Spectator” 3 listopada 2003.

PRZEDMOWA DO WYDANIA POLSKIEGO 15 ponosili główną odpowiedzialność za tragedię, ale Wielki Sojusz Wielkiej Brytanii, Ameryki i Związku Sowieckiego”. Wagstyl dodaje również, że „Da­ vies niemal zbyt ostro przedstawia swoją sprawę” 12 . Natomiast pułkownik Przemysław Szudek w recenzji zamieszczonej w „Tygodniu Polskim” nie szczę­ dzi najwyższych pochwał. „Łatwo jest stwierdzić i opisać jego [Daviesa] za­ sługi dla Polski i dla jej najnowszych dziejów. Z największą stanowczością należy tu podkreślić jeszcze większą jego zasługę dla historii powszechnej”13 . Nie wszyscy polscy czytelnicy zgodzą się z taką oceną. Prawdę mówiąc, wydaje się wątpliwe, aby udało się osiągnąć jakikolwiek powszechny kon­ sensus, dopóki wielu czytelników nie przeczyta, starannie nie przetrawi i nie przedyskutuje tej książki w jej polskim wydaniu. Materiał źródłowy na temat Powstania jest ogromny. Dotarłem do kilkuna­ stu ogólnych opracowań - każde prezentowało jakiś własny punkt widzenia i miało swoje szczególne słabości. W katalogu oksfordzkiej Bodleian Libra­ ry widnieje siedemdziesiąt pięć pozycji. Są wśród nich negatywne interpre­ tacje i pozytywne relacje, ale tylko nieliczne traktują wszystkich uczestni­ ków zdarzeń z jednakową dozą sceptycyzmu14 . Istnieje także mnóstwo lite­ ratury specjalistycznej, której autorzy zajmują się wszystkim - od aspektów dyplomatycznych i wojskowych po konstrukcję barykad, organizację pod­ ziemnych służb bezpieczeństwa czy losy poszczególnych jednostek. Nie brak też memuarów i dzienników, publikowanych i niepublikowanych. Od upad­ ku reżimu komunistycznego w 1990 roku weterani Powstania mogą swo­ bodnie wydawać własne czasopisma - należy tu wymienić zwłaszcza mie­ sięcznik „Biuletyn Informacyjny”; wiele wysiłku włożono w opracowanie zbiorów dokumentów, kronik i encyklopedii15 . 12 Stefan Wagstyl, Fighting Talk, „Financial Times” 8 listopada 2003. 13 Przemysław A. Szudek, Zdrada, „Tydzień Polski” 6 grudnia 2003. 14 Wstępnej bibliografii angielskiej należy szukać w komputerowym systemie informacji bibliotek oksfordzkich (OLIS) pod hasłem „Warsaw Rising”, http://library.ox.ac.uk. 15 Wśród najnowszej generacji prac źródłowych na temat Powstania, napisanych niemal wyłącznie po polsku, są takie opracowania, jak: Andrzej Krzysztof Kunert, Rzeczpo­ spolita Walcząca. Powstanie Warszawskie 1944. Kalendarium, Warszawa 1994; tenże, Słownik biograficzny konspiracji warszawskiej 1939-1944, t. 1-3, Warszawa 1987-1991, i Wielka ilustrowana encyklopedia Powstania Warszawskiego, Warszawa 1997-2002. Kopalnią informacji jest praca Władysława Bartoszewskiego Dni walczącej stolicy. Kronika Powstania Warszawskiego, Warszawa 1989. Zbiór materiałów konferencyj­ nych pod redakcją Zygmunta Mańkowskiego i Jerzego Swiccha Powstanie Warszaw­ skie w historiografii i literaturze 1944-1994, Lublin 1996, zawiera szczególnie cenne przeglądy wielu pozycji najnowszej historiografii i literatury.

16 PRZEDMOWA DO WYDANIA POLSKIEGO Bardziej problematyczne są źródła archiwalne. Przez wiele lat systema­ tyczną publikacją dokumentów zajmowano się jedynie za granicą, zwłasz­ cza w Instytucie Polskim i w Studium Polski Podziemnej w Londynie. Wiele materiałów dotyczących kwestii dyplomatycznych i wojskowych można także znaleźć w brytyjskim Public Record Office (National Archives), w Imperial War Museum, w National Archives w Waszyngtonie i w Bundesarchiv w Ber­ linie. Ale liczne zbiory o fundamentalnym znaczeniu nadal pozostają zupeł­ nie niedostępne lub w najlepszym wypadku są dostępne jedynie częściowo. Na przykład archiwa brytyjskiego wywiadu, które kiedyś pozwolą na wielo­ stronny wgląd w wydarzenia z 1944 roku, na przełomie wieków wciąż jesz­ cze były w dziewięćdziesięciu pięciu procentach niedostępne. Dokumenty powojennych polskich służb bezpieczeństwa, które mają istotne znaczenie dla zrozumienia mechanizmów stalinowskich represji, są dopiero teraz z wol­ na udostępniane. A co najgorsze po chwilowej obietnicy wprowadzenia bar­ dziej liberalnej polityki wciąż jeszcze nie ma pełnego dostępu do archiwów sowieckich w Moskwie. Niewielką liczbę wybranych dokumentów opubliko­ wano w latach dziewięćdziesiątych. Pełni determinacji zagraniczni, badacze, działając przy pomocy „lokalnych czynników”, mogą sobie jednak zapewnić ograniczony dostęp do niektórych źródeł. Jednak na początku XXI wieku podstawowe dokumenty dotyczące decyzji Stalina podejmowanych w 1944 roku wciąż jeszcze nie zostały publicznie udostępnione. Choćby z tego powo­ du nie mam wątpliwości, że ostateczne naukowe opracowanie Powstania War­ szawskiego nadal czeka na swojego autora. Jak pisałem przy kilku okazjach, historycy z konieczności stają się czę­ ścią swoich historii. Czas, w którym piszą, nieuchronnie wywiera wpływ na to, co piszą. Pod tym względem historia sojuszu aliantów, który nie zdołał wypełnić swoich zobowiązań, nie jest może całkowicie pozbawiona związ­ ków z teraźniejszością. Większość ludzi myśli o dobrej książce historycznej tak, jak się myśli o do­ brej powieści: w kategoriach linearnego rozwoju wydarzeń. Zaczynają pod­ róż - przez dżunglę, na szczyt góry, wzdłuż jakiejś trasy albo gdziekolwiek indziej - podziwiając mijane krajobrazy, przeżywając kolejne przygody i niespodzianki, ale zawsze zdążając wytrwale do jakiegoś wybranego celu. W którymś momencie - lepiej wcześniej niż później - docierają do kulmina­ cyjnego punktu dramatu - może to być rozwód Henryka VIII, zabójstwo Abrahama Lincolna, okrążenie armii niemieckiej pod Stalingradem czy jesz­ cze coś innego - a potem zmierzają ku rozwiązaniu akcji. Takie intelektual­ ne przeżycie dostarcza wiele satysfakcji.

PRZEDMOWA DO WYDANIA POLSKIEGO 17 Jednakże w pewnym momencie uświadomiłem sobie, że model liniowy nie jest jedynym układem, który można przyjąć, aby osiągnąć zadowalające efekty. Różne rodzaje tematów wymagają różnych sposobów opisu. Pisząc książkę Serce Europy, która zawiera odniesienie wspomnień przeszłości do problemów teraźniejszości, zdecydowałem, że najlepiej będzie opowiedzieć o wydarzeniach w porządku, który jest odwróceniem chronologii16 . Jakiś czas później, kiedy stanąłem w obliczu ogromnego przedsięwzięcia, jakim było napisanie „oksfordzkiej historii Europy”, znów zdecydowałem, że ko­ nieczne będzie podjęcie pewnych radykalnych środków. Europa była pisana jednocześnie na trzech różnych płaszczyznach. Główny tekst istotnie stano­ wiła narracja prowadzona w porządku linearnym. Dwanaście ogromnych kroków przez kontynent wytyczyło drogę od przeszłości Europy z czasów prehistorycznych do końca XX wieku. Ale treść każdego z tych rozdziałów uzupełniłem o „migawki” i „kapsułki”. „Migawki” - samodzielne miniroz­ działy - poświęciłem przedstawieniu wybranych kluczowych momentów, dając czytelnikowi dokładniejszy obraz życia i spraw dotyczących określo­ nej epoki. Trzysta jeden inkrustujących tekst i umieszczonych w osobnych ramkach „kapsułek” poruszało trzysta jeden bardzo zróżnicowanych, bar­ dzo ekscentrycznych i egzotycznych szczegółowych zagadnień, stanowiąc ostry kontrast z uogólnieniami zawartymi w rozdziałach będących ich tłem i tworząc w ten sposób złudzenie pełnego ujęcia tematu17 . Ku swojej wielkiej uldze odkryłem, że ta stosunkowo skomplikowana struktura całości nie odstrasza moich czytelników. Przeciwnie - stwarza im możliwość wyboru własnej drogi podczas podróży przez labirynt, jakim jest historia Europy, daje szansę na zmianę i chwilę oddechu na wielu etapach tej długiej podróży i pozwala czasem zwolnić tempo lub czytać tekst na wyrywki wtedy, kiedy będą mieli na to ochotę. A zatem kiedy stanąłem wobec zadania opisu Powstania Warszawskie­ go, raz jeszcze zdecydowałem, że konwencjonalny linearny porządek narra­ cji nie będzie odpowiednią techniką. Temat był obcy dla anglojęzycznych czytelników, musiałem więc wprowadzić go w kilku stanowiących solidną podstawę rozdziałach wstępnych. W efekcie część pierwsza - Przed Powsta­ niem - mogłaby się okazać obszerniejsza, niż można by sobie życzyć, stano­ wiąc zagrożenie dla tempa lektury. Wyjściem było zacząć od dramatycznego 16 Zob. Norman Davies, Serce Europy. Krótka historia Polski, Londyn 1995. 17 Zob. Norman Davies, Europa. Rozprawa historyka z historią, tłum. Elżbieta Taba­ kowska, Kraków 1998.

18 PRZEDMOWA DO WYDANIA POLSKIEGO prologu, a potem napisać cztery równoległe rozdziały w porządku linio­ wym, ukazując w każdym z nich odmienną drogę prowadzącą do wybuchu Powstania 1 sierpnia 1944 roku. Czytelnik może - jeśli zechce - pójść każdą z tych tras po kolei, przyswajając sobie po drodze przebieg wydarzeń i do­ tyczące ich informacje. Opowieść będzie się przez cały czas skupiać na samym Powstaniu. Ale tu miałem do rozwiązania kolejny problem. Przeprowadziwszy rozmowy z wieloma uczestnikami Powstania i z ludźmi, którzy przeżyli tamte wyda­ rzenia, i przeczytawszy liczne osobiste wspomnienia, zgromadziłem masę fascynującego materiału wspomnieniowego, który z konieczności miał cha­ rakter subiektywny i anegdotyczny, ale mimo to rzucał prawdziwe i wymow­ ne światło na ludzkie dramaty, w jakie obfituje ta opowieść. Dałoby się wpleść część tych materiałów w główny tok narracji. Pamiętając jednak precedens, jakim była Europa, postanowiłem potraktować je odrębnie i umieścić ich fragmenty w kilkudziesięciu „kapsułkach”, które zawierają relacje naocz­ nych świadków zdarzeń i ukazują czyjeś jednostkowe spojrzenie na określo­ ny epizod. „Kapsułki” można czytać jednocześnie i w połączeniu z mojąwłas­ ną relacją historyka, ale można je też sobie wybierać przypadkowo, według indywidualnego gustu. Na ostatnią część książki - Po Powstaniu - składają się trzy chronolo­ giczne rozdziały, które prowadzą czytelnika przez okres od roku 1944 do dnia dzisiejszego. Miło mi powiedzieć, że każdy z nich został napisany we­ dług standardowego linearnego modelu. Po nich następuje zamykający ca­ łość Raport przejściowy. Winien jestem w tym miejscu słowa podziękowania wielu instytucjom i wielu osobom. Wśród instytucji chciałbym wymienić Ośrodek Karta w Warszawie, Studium Polski Podziemnej, Stowarzyszenie Kombatantów Armii Krajowej, Instytut Hoovera, Bibliotekę Roosevelta, Public Record Office (National Archives), Archiwum Państwowe Federacji Rosyjskiej, bibliotekę Wolfston College oraz Akademię Brytyjską. Ta ostatnia hojnie przyznała mi niewiel­ kie stypendium naukowe. Jeśli idzie o pojedyncze osoby, muszę tutaj wymienić mojego główne­ go asystenta naukowego Rogera Moorhouse’a, specjalnego doradcę An­ drzeja Suchcitza, a także licznych konsultantów, w tym dr. Andrzeja Krzysz­ tofa Kunerta, prof. Allison Millet MacCartney, Zbigniewa Stańczyka, dr. Krzysztofa Szwagrzyka, mgr Michaelę Todorową i Zbigniewą S. Sie­ maszkę. Cennej pomocy udzielili mi także prof. Andrzej Ajnenkiil, prof. Władysław Bartoszewski, Gili Beeston, Katarzyna Benda, Antony Beevor,

19PRZEDMOWA DO WYDANIA POLSKIEGO prof. Włodzimierz Bolecki, Krzysztof Bożejewicz, Alexander Boyd, Cathy Brocklehurst, prof. Włodzimierz Brus, Tadeusz Filipkowski, sir Max Hastings, prof. Jerzy Holzer, dr Polly Jones, prof. Leszek Kołakowski, dr Maria Ko­ rzeniewicz, Glenda Lane, Bolesław Mazur, Jan Nowak-Jeziorański, prof. Krystyna Orzechowska-Juzwenko, dr Zbigniew Pełczyński, Michael Schmidt, prof. Tomasz Strzembosz, Luba Winogradowa, Ken Wilson, Wanda Wypor­ ska i Michał Zarzycki. Ludzi, którzy zechcieli odpowiedzieć na moje prośby o informacje, przesłali mi swoje wspomnienia czy nawiązali ze mną korespondencję, jest niemal zbyt wielu, aby można było ich wszystkich w tym miejscu wymie­ nić. Kilku z nich już odeszło. Wszyscy zasłużyli sobie na moją wielką wdzięczność. Ich wkład - większy lub mniejszy - nadał książce szczególny i - mam nadzieję - autentyczny koloryt. Podziękowania zechcą przyjąć: Jerzy Adamski, Stanisław Aronson, Stanisław Barański, Wojciech Barań­ ski, Maria Bobrzyńska (z domu Peygert), Zbigniew Bokiewicz, dr Anna Borkiewicz-Celińska, Stanisław Brzosko, Marek Burdajewicz, Bogdan Celiński, Wiesław Chodorowski, Antoni Chomicki, Z. Drymulski, Jolanta Dzierżawska-Żaczkiewicz, Jacek Fedorowicz, Jerzy Wiesław Fiedler, Irena Findeisen (z domu Zieleniewska, obecnie Bellert), Anna Fraczek, Czesław Gawłowski, Maria Gałąska Giętka, Wacław Gluth-Nowowiejski, Zbigniew Grabiański, Lech A. Hałko, Jan Hoppe, Anna Jakubowska, o. Andrzej Ja­ nicki, Ryszard Kapuściński, Stanisław Karolkiewicz, Lucjan Kindlein, prof. Jerzy Kłoczowski, Adam Komorowski, Edward Kossoj, Bogusław Kozio­ rowski, Czesław Kwaśniewski, Wanda Lesisz-Gutowska, Stanisław Likier­ nik, Lech Lipiński, Jerzy Lunicz-Adamski, Irena Makowska, Halina Mar­ tinowa, Kamila Merwartowa, Wacław Micuta, Krystyna Mierzejewska, Zbigniew Mróz, Sebastian Niewiadomski, Zofia Nowiak, Andrzej Nowa­ kowski, Izabela Nowicka-Kuczyńska, Elżbieta Ostrowska, Feliks Ostrow­ ski, Mieczysław Pawłowski, Wiesław Polkowski, Waldemar Pomaski, Da­ nuta Przyszłasz, Zofia Radecka, Jan Rakowicz (Radajewski), Kazimierz Rakowski, Janina Randznerowa, Andrzej Rey, Janusz Rosikoń, Bogdan Rostropowicz, Anna Sadkowska, o. Piotr Sasin, Jan Sidorowicz, Stanisław Sieradzki, Lucjan Sikora, dr Krzysztof Stoliński, Tadeusz Sumiński, Tadeusz Marian Szwejczewski, prof. Jerzy Świderski, Bolesław Taborski, Tadeusz Tarnes, Nelli Turzańska-Szymborska, Helena Tyrankiewicz, Maria Umiń­ ska, prof. Wenceslas Wagner, Andrew Weiss, Danuta Wiśniowiecka-Wardle, Kazimierz Wołłk-Karaszewski, J.J. Wyszogrodzki, Janusz Henryk Zadar­ nowski, Krzysztof Zanussi, Hanna Zbirohowska-Kościa i prof. Jerzy Zu­ brzycki.

20 PRZEDMOWA DO WYDANIA POLSKIEGO Jak zwykle zamęt i chaos otaczający autora targanego męką twórczą i nękanego wiszącymi nad głową terminami wymaga niezwykłej wyrozu­ miałości ze strony przyjaciół, rodziny i wydawców. Za okazane zrozumie­ nie składam im stosowne przeprosiny i - ukończywszy pracę - dołączam pełen zażenowania uśmiech. Norman Davies Kraków, 6 kwietnia 2004

OD TŁUMACZKI Zamieszczanie w polskich wydaniach książek Normana Daviesa listów skie­ rowanych przez tłumaczkę do polskiego czytelnika stało się już swoistą tra­ dycją - jeśli piszę taki list i tym razem, to dlatego, że i tym razem praca nad polską wersją Powstania ’44 wykroczyła daleko poza przyjęte granice zwy­ kłych translatorskich zabiegów. W efekcie tekst, który oddajemy w ręce polskich czytelników, różni się dość znacznie od anglojęzycznego pierwo­ wzoru. Chciałabym się zatem z tych różnic wytłumaczyć. O sprawach bliskich Polakom - zarówno tym, którzy wydarzenia sierp­ nia 1944 roku oraz ich historyczny kontekst znają z bezpośredniego doświad­ czenia, jak i tym, którzy tę wiedzę zdobywali za pośrednictwem mniej lub bardziej formalnych przekazów - pisze Davies z myślą o anglojęzycznej pu­ bliczności, której wiedza o Powstaniu Warszawskim jest nieporównywalnie mniejsza. Stąd też konieczność odwoływania się do faktów - i kontekstów ­ które z punktu widzenia polskiego czytelnika mogą się często wydać banalnie oczywiste. Z drugiej strony jednak, angielski wydawca Powstańia... uznał (nie­ wątpliwie słusznie), że mnogość szczegółów - faktów dopełniających szeroką panoramę zdarzeń oraz drugoplanowych dramatis personae odgrywających rolę ich uczestników lub interpretatorów - utrudni anglojęzycznemu odbior­ cy śledzenie podstawowego ciągu zdarzeń i zrozumienie sensu ogólnego hi­ storycznego przekazu. Wobec tego w angielskim wydaniu Powstania... doko­ nano szeregu skrótów. Większość usuniętych fragmentów przywróciłam w pol- skim przekładzie, w porozumieniu z Autorem i posługując się oryginalnym tekstem. W rezultacie powstała książka obszerniejsza od anglojęzycznej. W pierwotnej wersji Powstania... Autor zastosował oryginalną strategię, podyktowaną uzasadnionym przekonaniem, że polskie nazwy i imiona włas­ ne oraz polska ortografia stanowią potężną barierę, która nie pozwala obco­ krajowcom w pełni docenić polskiej historii. Wynika to z oczywistej kulturo­ wej symetrii, bo gdyby - jak pisze Autor w którymś miejscu oryginalnej wersji swojej książki - „angielski nie był językiem światowym, którego uczą się setki milionów ludzi na całym świecie, taki sam problem powstałby w odniesieniu

22 OD TŁUMACZKI do anglojęzycznych nazw i angielskiej ortografii, która czasem bywa jeszcze trudniejsza do zgłębienia niż polska. Jeśli czytelnik nie jest w stanie właściwie przeczytać nazwy czy nazwiska, będzie mu je trudno zapamiętać. A jeśli nie zdoła zapamiętać nazwisk osób i nazw miejsc pojawiających się w narracji, to nie będzie mógł śledzić rozwoju akcji. Natomiast jeśli nie będzie mógł śledzić rozwoju akcji, to prawdopodobnie nie zrozumie jej interpretacji”. Wobec tego, pisząc anglojęzyczne Powstanie ’44 Davies starał się wprowadzać możliwie najmniej nazwisk i nazw miejscowych. Ponadto, wprowadzając na scenę wy­ darzeń kolejne postacie, pomijał ich rangi wojskowe lub sprawowane przez nich funkcje i urzędy: na przykład prezydent Raczkiewicz występuje po pro­ stu jako „Prezydent”, a generał Kazimierz Sosnkowski - na ogół po prostu jako „Naczelny Wódz”. Usuwa imiona; nazwiska często skraca do inicjałów; tłumaczy też na angielski większość nazw ulic - na przykład Krakowskie Przed­ mieście występuje jako „the Cracow Faubourg”, a Aleje Jerozolimskie jako „Jerusalem Avenue” - a pisownia nazw miejscowych pojawia się w angiel­ skiej transkrypcji: „Mokotov” zamiast „Mokotów”, „Jolibord” zamiast „Żo­ liborz”, „Lodź” zamiast „Łódź”. Przede wszystkim zaś, pisząc o polskim Pod­ ziemiu, Davies stosuje przełożone na angielski lub zmodyfikowane wersje pseudonimów i przydomków poszczególnych postaci. Zdając sobie sprawę, że - jak pisze - „ryzykuje oskarżenie o świętokradztwo ze strony swoich pol­ skich przyjaciół”, zamienia generała broni Tadeusza „Bora”-Komorowskiego na „generała Bora” (Boor), generała dywizji Leopolda Okulickiego na „Nie­ dźwiadka” (Bear Cub) a premiera StanisławaMikołajczykana „premieraMic­ ka”. Zmiany te tracą oczywiście sens w wydaniu polskojęzycznym i wobec tego w tłumaczeniu nie zostały uwzględnione. Natomiast (zwłaszcza w dra­ matycznej relacji z przebiegu Powstania w rozdziale V) postanowiliśmy, rezyg­ nując z nazwisk i tytułów (i w ten sposób być może znów narażając się na oskarżenia ze strony wielu polskich czytelników...), utrzymać pseudonimy z czasu wojny. Nie tylko dlatego, że pomagają odtworzyć konspiracyjną at­ mosferę podziemia i nadają relacji wewnętrzną perspektywę bezpośredniego uczestnika zdarzeń. Również dlatego, że są historycznie bardziej prawdziwe niż pełne określenia, na które składają się stopień wojskowy, imię, nazwisko i pseudonim. Jak pisze Davies, „prawie każdy, kto był w Warszawie w 1944 roku, wiedział, że »generał Bór« jest dowódcą Armii Krajowej, a »pułkownik Monter« - dowódcą Powstania. Ale mało kto - nawet w ich bliskim otocze­ niu -wiedział, kim naprawdę jest ten »generał Bór« czy »pułkownik Monter«”. W potocznym rozumieniu, „teraźniejszość” obejmuje to, co się właśnie dzieje i co jest nam bezpośrednio dostępne, natomiast „przeszłość” jest czymś niedostępnym, czymś, co istnieje już tylko w ludzkiej pamięci. „Przyszłość”

23OD TŁUMACZKI wreszcie to coś, co dopiero się stanie; w odniesieniu do czasu, a do czasu historycznego w szczególności „przyszłość” jest nieskończona. Człowiek poj­ muje czas w tych trzech wymiarach, a każdy z nich wymaga odrębnego punk- tu odniesienia-własnej perspektywy. Wzajemne przenikanie się różnych cza­ sów i różnych perspektyw jest istotą narracji historycznej, a w kontekście prze­ kładu - jednym z podstawowych wyzwań stojących przed tłumaczem. W Powstaniu relacje czasowe są bardzo złożone. Pisząc swoją monografię z własnej perspektywy i „teraz”, a więc w 2002 roku, Autor opisuje historyczną przeszłość, a więc „cofa się” w czasie. Natomiast jego relacja z historycz­ nych wydarzeń roku 1944 jest dynamicznym reportażem, pisanym z perspek­ tywy bezpośredniego świadka lub uczestnika, a więc owe zdarzenia opisywa­ ne są tak, jak gdyby działy się „teraz”. Jednocześnie jednak zarówno opis, jak i oceny i interpretacje adresowane są do czytelnika, dla którego przeszłością będzie już nie tylko rok 1944 i lata wcześniejsze, ale także rok 2002 i roczni­ cowy rok 2004, będący w książce ważną historyczną cezurą. Mówiąc o Po­ wstaniu Warszawskim, Davies często przyjmuje perspektywę takiego właśnie przyszłego czytelnika. Wszystkie perspektywy i wszystkie wymiary czasu hi­ storycznego łączą się w tej książce i nawzajem przenikają - w efekcie powsta­ je pełna dynamizmu i emocji relacja, która jest jednocześnie wyważoną opo­ wieścią historyka, świadomego wagi, a zarazem ograniczeń historycznych prze­ kazów. I to właśnie starałam się oddać w przekładzie. Czasem za cenę potoczystej gładkości stylu. Albowiem każdy język ma własne sposoby wyra­ żania skomplikowanych relacji, które tworzą pojęciowy fundament historycz­ nych rozważań. Kiedyś zapytałam Profesora Daviesa, czy pisałby swoje książ­ ki inaczej, gdyby je pisał w języku, w którym nie istnieje czas present perfect (jak mówią gramatyki, wyrażający „czynności przeszłe, których skutki trwają do teraz”). To pytanie wciąż pozostaje bez odpowiedzi. Na koniec chciałabym podziękować wszystkim, którzy wspierali mnie swoją wiedzą i doświadczeniem, wnosząc własny niebagatelny wkład w udostępnie­ nie polskim czytelnikom książki tak dla nas wszystkich ważnej i potrzebnej. Podziękowania należą się przede wszystkim pani Annie Szulczyńskiej, która przez cały czas czuwała nade mną ze swoją żelazną łagodnością, panom An­ drzejowi Krzysztofowi Kunertowi i Zdzisławowi Zblewskiemu oraz pani Agnieszce Cubale i panu Pawłowi Kowalowi za cierpliwe i taktowne uzupeł­ nianie mojej wiedzy o Powstaniu, paniom Jadwidze Grellowej i Julicie Ci­ sowskiej za dyskretne prostowanie moich stylistycznych ścieżek. Za nieuchron­ ne translatorskie potknięcia ponoszę całą odpowiedzialność. E.T. Kraków, czerwiec 2004

TO 8 DE 1 503/XXX/999 1944. Nastrój letnich popołudni w Anglii z czasu wojny mógłby niejednego wprowadzić w błąd. Pogoda była wyjątkowo piękna. Na pełnych zieleni odległych przedmieściach Londynu łatwo było uwierzyć, że wojna i ci, któ­ rzy biorą w niej udział, są gdzieś bardzo, bardzo daleko. Świeciło słońce. Leniwie płynęły rozsypane po niebie obłoczki. Na połach i w ogrodach śpie­ wały ptaki. Za żywopłotami po obu stronach ścieżek prowadzących do podmiejskich stacji pasły się krowy. Chociaż czasem pojawiały się w pobliżu zabłąkane rakiety V-1, potężne bombardowania Blitzu były już tylko złym wspomnieniem. Zaciekłe wałki w Normandii toczyły się w bezpiecznej odleg­ łości po drugiej stronie Kanału; nawet nie było ich słychać. Jeszcze większe i jeszcze bardziej zaciekłe bitwy na europejskim froncie wschodnim staczano poza zasięgiem szczegółowych obserwacji i dokładnych raportów. O straszli­ wych masowych zbrodniach, jakie się dokonywały na wschodzie, donoszono ogólnikowo i te doniesienia niezbyt dobrze rozumiano. Nie niepokoiły ludz­ kich sumień. Po latach, w których ważyły się losy samej Wielkiej Brytanii, nastroje nieco zelżały. Sprawy aliantów wyglądały doskonale. Mówiąc o per­ spektywach kontynentu, mówiło się o nadchodzącym wyzwoleniu. Oglądany z zewnątrz, Barnes Lodge wyglądał zupełnie tak samo jak każdy inny angielski wiejski dom z epoki króla Edwarda. Zbudowano go z cegły i prawie w całości otynkowano na biało; miał pochyły dach z szarej dachówki; był kwadratowy i stał na trawniku, u szczytu stromego podjaz­ du, nad doliną rzeki Gade w hrabstwie Hertford. Dwanaście pokoi roz­ mieszczono na dwóch kondygnacjach wokół centralnie usytuowanej klatki schodowej. Były jasne, pełne powietrza i eleganckie dzięki wysokim ścia­ nom i ozdobionym stiukami sufitom; światło wpadało przez wielkie pod­ noszone okna, od frontu wychodzące na rozległy trawnik, a od tyłu na spo­ kojny wiejski krajobraz. Mieszkańcom zależało jednak na innych zaletach domu. Nie miał bli­ skich sąsiadów, mimo że był oddalony zaledwie o kilometr od głównej linii