zajac1705

  • Dokumenty1 204
  • Odsłony117 909
  • Obserwuję51
  • Rozmiar dokumentów8.3 GB
  • Ilość pobrań76 562

Seks, sztuka i alkohol - Klim Andrzej

Dodano: 5 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 5 lata temu
Rozmiar :1.4 MB
Rozszerzenie:pdf

Seks, sztuka i alkohol - Klim Andrzej.pdf

zajac1705 EBooki
Użytkownik zajac1705 wgrał ten materiał 5 lata temu. Od tego czasu zobaczyło go już 132 osób, 94 z nich pobrało dokument.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 117 stron)

Tytuł: Seks, sztuka i alkohol. Życie towarzyskie lat 60. Autor: Andrzej Klim © Copyright for the text by Andrzej Klim, Warszawa 2013 © Copyright for the Polish edition by Dom Wydawniczy PWN Sp. z o.o., Warszawa 2013 Dyrektor wydawniczy: Monika Kalinowska Redaktor prowadzący: Dąbrówka Mirońska Redakcja: Joanna Egert-Romanowska Korekta: Elwira Wyszyńska Projekt okładki i stron tytułowych: Paweł Panczakiewicz / PANCZAKIEWICZ ART.DESIGN Produkcja: Marcin Zych Projekt graficzny wnętrza: Ewa Modlińska Skład i łamanie: Justyna Cwalina Fotoedycja: Katarzyna Kucharczuk Fotografia na okładce: Forum/Jerzy Michalski ISBN 978-83-7705-450-5 Dom Wydawniczy PWN Sp. z o.o. 02-460 Warszawa, ul. Gottlieba Daimlera 2 tel. 22 695 45 55 www.dwpwn.pl Wszelkie prawa zastrzeżone. Niniejsza publikacja ani jej żadna część nie może być kopiowana, zwielokrotniana i rozpowszechniana w jakikolwieksposób bez pisemnej zgody wydawcy. Książka, którą nabyłeś, jest dziełem twórcy i wydawcy. Prosimy, abyś przestrzegał praw, jakie im przysługują. Jej zawartość możesz udostępnić nieodpłatnie osobom bliskim lub osobiście znanym. Ale nie publikuj jej w internecie. Jeśli cytujesz jej fragmenty, nie zmieniaj ich treści i koniecznie zaznacz, czyje to dzieło. A kopiując jej część, rób to jedynie na użytek osobisty. Szanujmy cudzą własność i prawo. Więcej na www.legalnakultura.pl Polska Izba Książki Skład wersji elektronicznej: Virtualo Sp. z o.o.

SPIS TREŚCI Zamiast wstępu 1. Ale wkoło jest wesoło 2. Nie ma jakpompa 3. Pod papugami jest szeroko niklowany bar… 4. Ta nasza młodość 5. W co się bawić, w co się bawić? 6. W kawiarence Sułtan przed panią róża żółta 7. Gin, Celiny koleś, twardy gość… 8. Portugalczyku jaknóż bezlitosny, naciąłeś dziewcząt jakróż w kraju sosny… 9. Przychodzimy, odchodzimy… 10. Wiatr odnowy wiał, darowano resztę kar, znów się można było śmiać… 11. Cała sala śpiewa z nami! 12. No i jaktu nie jechać? 13. Jesteśmy na wczasach w tych góralskich lasach 14. Tupot białych mew o statku pokład… 15. Ach, co to był za ślub! 16. Jeżeli kochać, to nie indywidualnie 17. Po co babcię denerwować, niech się babcia cieszy 18. Szampana pijmy dziś do dna, panowie! Bibliografia Przypisy Źródła cytatów wykorzystanych w tytułach rozdziałów

Bożenie, Ignasiowi, Rodzicom: Marzennie i Edwardowi, Łucji, Henrykowi i Bartkowi – w podziękowaniu za cierpliwość – autor

ZA​MIAST WSTĘPU Świa​to​we życie, szum i gwar, Fe​erią neonów błysz​czy mlecz​ny bar! Porcję le​ni​wych zja​dam a la fo​ur​chet​te I syty, i szczęśliwy czuję się wnet! Właśnie wpłaciłem pierwszą z rat, Nową sy​reną jadę w wiel​ki świat, Mi​jając set​ki równie wy​twor​nych aut, Na bal spółdzielców czy działaczy raut! Wszyst​kie​go do​tknąć, wszyst​ko pra​wie wol​no zjeść mi, Każda ka​nap​ka war​ta chy​ba z pięć czter​dzieści, Tu wznoszę to​ast, ówdzie rzu​cam kil​ka zdań, W krąg cze​skie ko​lie i kre​acje pięknych pań! Cich​nie przyjęcie, cze​ka mnie W no​wym seg​men​cie ko​lo​ro​wy sen, Za​ma​wiam więc bu​dze​nie, wyłączam prąd, By ju​tro zno​wu ru​szyć w wiel​ki mon​de! Więc nie trze​ba, proszę państwa – co tu kryć – Robić kantów ani ba​dy​la​rzem być, Czyś ro​bot​nik, czy li​te​rat, czy też kmieć – Jeśli spoj​rzysz od​po​wied​nio – możesz mieć: Świa​to​we życie, przygód sto, Swe​ter z Ce​De​Tu, met​ka z PKO! Żubrówka równie do​bra, jakBlackand Whi​te I jakz Broad​wayu pro​gram – War​saw by ni​ght! Choć gwiazd z es​tra​dy śpie​wał chór, Że nie dla Cie​bie sa​mo​chodów sznur, Ty się z po​gardą krzy​wisz i prężysz tors – Inne ma zda​nie na ten te​mat ORS!

W południe kaw​ka – po niej le​piej się pra​cu​je, W krąg prze​mysławki eu​ro​pej​ski za​pach czu​jesz, Dys​kret​ny kel​ner na twój każdy gest się zgłasza, Wie​czo​rem PA​GART na sto im​prez cię za​pra​sza… Po co ci więcej? Taką masz Geo​gra​ficzną długość, słowiańską twarz, Więc się zachłyśnij aż do utra​ty tchu Świa​to​wym życiem ze mną właśnie tu! Świa​to​wym życiem ze mną właśnie tu! Woj​ciech Młynar​ski, Świa​to​we życie, frag​ment

K 1 ALE WKOŁO JEST WESOŁO… iedy Ma​ria Dąbrow​ska ob​ser​wo​wała na stołecz​nym Sta​dio​nie X-le​cia występy młodych lu​dzi z całego świa​ta w ra​mach V Świa​to​we​go Fe​sti​wa​lu Młodzieży i Stu​dentów, nie zda​- wała so​bie spra​wy z tego, że oto jest świad​kiem zalążka re​wo​lu​cji oby​cza​jo​wej w Pol​sce. Wiel​ka hu​ma​nist​ka za​no​to​wała w Dzien​ni​kach to, co ją za​fra​po​wało: „Sam sta​dion, z de​le​ga​cja​mi równie ko​lo​ro​wy​mi tak co do skóry, jak w stro​jach, też wyglądał nie​ludz​ko, jak za​cza​ro​wa​ne je​- zio​ro kołyszących się barw​nych fal. Słowem ludz​kość w cha​rak​te​rze or​na​men​tu, lecz or​na​men​tu cze​go? I skąd w człowie​ku bie​rze się po​trze​ba sta​wa​nia się or​na​men​tem?”[1]. Ta​kich prze​myśleń nie miało za​pew​ne trzy​dzieści tysięcy młodych lu​dzi ze 120 krajów, którzy przy​je​cha​li na przełomie lip​ca i sierp​nia 1955 roku do War​sza​wy przede wszyst​kim się bawić. Ci z Za​cho​du cie​- ka​wi byli lu​dzi z kra​ju zza „żela​znej kur​ty​ny”, ci ze Wscho​du – do cza​su fe​sti​wa​lu nie wie​dzie​li, jak sma​ku​je coca-cola, nie wie​dzie​li, jak za​uważyła po​et​ka Agniesz​ka Osiec​ka, że uli​ce pod​czas uro​czy​stości można de​ko​ro​wać różno​ko​lo​ro​wo, a nie tyl​ko na czer​wo​no[2]. Ja​cekKuroń mówi wprost, że fe​sti​wal miał dla pol​skiej młodzieży zna​cze​nie wręcz re​wo​lu​cyj​- ne, porówny​wal​ne z tym, ja​kie wy​warły na świa​do​mości po​li​tycz​nej Po​laków re​la​cje z życia naj​ważniej​szych pro​mi​nentów par​tyj​nych, ogłoszo​ne na fa​lach ra​dia Wol​na Eu​ro​pa przez zbiegłego na Zachód ube​ka Józefa Światło. „Przy​je​cha​li ze świa​ta ko​lo​ro​wi, młodzi lu​dzie, którzy tańczy​li, śmia​li się, byli go​to​wi dys​ku​to​wać na każdy te​mat, nie bali się żad​nych tabu. Fe​sti​wal (…) ujaw​nił całe zakłama​nie i fałsz tego sty​lu życia, który był lan​so​wa​ny jako postępowy. Oka​- zało się, że można być postępo​wym, a jed​no​cześnie bawić się życiem, nosić ko​lo​ro​we ubra​nia, słuchać jaz​zu, bawić się i ko​chać”[3]. Fe​sti​wal Młodzieży zro​bił wyłom w pol​skiej oby​cza​jo​wości w roku, w którym zmarł Al​bert Ein​ste​in, w Pra​dze stanął po​mnik Sta​li​na, Elvis Pre​sley wystąpił po raz pierw​szy w te​le​wi​zji, ostat​nie od​działy Ar​mii Czer​wo​nej opuściły Au​strię, a Ge​ne​ral Mo​tors jako pierw​sza ame​ry​- kańska kor​po​ra​cja osiągnął po​nad mi​liard do​larów zy​sku. W Pol​sce w tym cza​sie Adam Ha​ra​si​mo​wicz zo​stał zwy​cięzcą V Między​na​ro​do​we​go Kon​kur​- su Pia​ni​stycz​ne​go im. Fry​de​ry​ka Cho​pi​na, w War​sza​wie od​da​no do użytku Pałac Kul​tu​ry i Na​uki im. Józefa Sta​li​na, Uni​wer​sy​tet Po​znański prze​mia​no​wa​no na Uni​wer​sy​tet im. Ada​ma Mic​kie​wi​-

cza (w setną rocz​nicę śmier​ci wiesz​cza) i po​wstał To​ta​li​za​tor Spor​to​wy. Nie​cały rok później, w mar​cu 1956 roku, zmarł w Mo​skwie Bo​lesław Bie​rut, I Se​kre​tarz KC PZPR (jakplot​ko​wała war​szaw​ska uli​ca, za​szko​dził mu „taj​ny re​fe​rat” I Se​kre​tarza KC KPZR Ni​- ki​ty Chrusz​czo​wa, wygłoszo​ny na zjeździe so​wiec​kich ko​mu​nistów, w którym obciążył Sta​li​na popełnio​ny​mi zbrod​nia​mi), a w czerw​cu w Po​zna​niu władza lu​do​wa wpro​wa​dziła w życie słowa pre​mie​ra Józefa Cy​ran​kie​wi​cza o odrąba​niu ręki, którą na ową władzę pod​niósłby ja​ki​kol​wieksza​- le​niec. I władza kazała strze​lać do ro​bot​ników, którzy wy​szli na uli​ce, aby upo​mnieć się o god​ność i swo​je pra​wa. Jed​nak pięć mie​sięcy później nastąpił pol​ski Paździer​nik – władzę jako I Se​kre​tarz KC PZPR objął zwol​nio​ny z od​osob​nie​nia Władysław Gomułka. En​tu​zjazm lu​dzi był ogrom​ny, Gomułka był sym​bo​lem od​no​wy, świat uważał go za cha​ry​zma​tycz​ne​go przywódcę. Niektórzy za​sta​na​- wia​li się jed​nak, dla​cze​go pre​mie​rem po​zo​stał Józef Cy​ran​kie​wicz. Od​po​wiedź przyszła bar​dzo szyb​ko – w roku 1964 w Ko​mi​te​cie Cen​tral​nym próżno byłoby szu​kać zwo​len​ników paździer​- nikowego kur​su. Zo​sta​li sami twar​dogłowi. Za​wie​dzio​ne​mu odejściem od re​wo​lu​cyj​nych zmian społeczeństwu władza zaczęła pod​su​wać sma​ko​wi​te kąski. A to miesz​ka​nie (co z tego, że mi​kro​sko​- pij​ne i ze ślepą kuch​nią, sko​ro wcześniej w znisz​czo​nym wojną kra​ju nie można było na​wet o tym po​ma​rzyć), a to ta​lon na sa​mochód (co praw​da sy​renkę, ale wcześniej dostępne były z rzad​ka wołgi i to tyl​ko dla niektórych). Lu​dzie zaczęli rozglądać się za tym, jakowe wy​ma​rzo​ne M3 wy​- po​sażyć, nie w głowie im była wal​ka o „so​cja​lizm z ludzką twarzą”. Kie​dy więc w 1962 roku Ta​- de​usz Różewicz opu​bli​ko​wał dra​mat Świad​ko​wie albo Na​sza mała sta​bi​li​za​cja, prze​nie​sie​nie tytułu na okres rządów Gomułki było tyl​ko kwe​stią cza​su. Jed​ni utożsa​mia​li pojęcie „sta​bi​li​za​cja” z za​sto​- jem, inni – od​czy​ty​wa​li po​zy​tyw​ne zna​cze​nie tego pojęcia, prze​szka​dzał im jed​nak przy​miot​nik „mała” ko​jarzący się z ni​skim po​zio​mem. Jako tako na​kar​mio​ne społeczeństwo, które nie mu​siało już stać w ko​lej​kach po pod​sta​wo​we ar​- ty​kuły, chciało się bawić. Szu​kało roz​ryw​ki in​nej niż do​tych​czas pre​fe​ro​wa​ne przez władze: tańce lu​do​we i pieśni ma​so​we, in​te​li​gent​nej, czer​piącej z wzorów za​chod​nich. Stąd wy​syp ka​ba​retów, fe​no​men Piw​ni​cy pod Ba​ra​na​mi i pol​skie​go big-be​atu. No i roz​kwitł naj​większy im​pre​zo​wicz w Pol​sce – te​le​wi​zja. Ale gdy społeczeństwo bawiło się, władza szy​ko​wała ko​lej​ny szok– an​ty​se​- micką akcję w 1968 roku, która oprócz tego, że skrzyw​dziła tysiące Po​laków po​cho​dze​nia żydow​- skie​go, zmu​szając ich do emi​gra​cji, była za​po​wie​dzią tego, co miało nastąpić za dwa lata – końca epo​ki „małej sta​bi​li​za​cji”. Na​deszły inne cza​sy i inne roz​ryw​ki…

P 2 NIE MA JAK POM​PA rzyjęcia, rau​ty, par​ty z bar​dziej lub mniej ofi​cjal​nych oka​zji gro​ma​dziły całą „war​szawkę” w miej​scach, w których trze​ba było się po​ka​zać, lub u osób, u których trze​ba było bywać, aby nie wypaść z to​wa​rzy​skie​go obie​gu. Szczy​tem ma​rzeń to​wa​rzy​skie​go war​szaw​skie​go high life’u w la​tach sześćdzie​siątych było za​- pro​sze​nie do udziału w przyjęciach dy​plo​ma​tycz​nych wy​da​wa​nych przez am​ba​sa​dy różnych krajów z oka​zji świąt na​ro​do​wych bądź wi​zyt zna​mie​ni​tych gości. Naj​większą war​tość miały za​- pro​sze​nia z am​ba​sad państw za​chod​nich: tam zja​wia​li się przed​sta​wi​cie​le to​wa​rzy​stwa i tego hołubio​ne​go przez władze PRL-u, i tego se​ko​wa​ne​go. Do placówek dy​plo​ma​tycz​nych krajów so​- cja​li​stycz​nych oso​by ne​gujące obo​wiązujący sys​tem świa​to​poglądowy nie były za​pra​sza​ne. W 1957 roku War​szawę od​wie​dził Ho Chi Minh, ko​mu​ni​stycz​ny przywódca Wiet​na​mu Północ​- ne​go. Na przyjęcie, które wydał on w daw​nym Pałacu Pry​ma​sow​skim przy Se​na​tor​skiej, za​pro​- szo​no oczy​wiście par​tyj​nych i państwo​wych działaczy (jeśli za​pra​sza​li dy​plo​ma​ci z brat​nich państw so​cja​li​stycz​nych, to w tej ko​lej​ności) oraz lu​mi​na​rzy życia kul​tu​ral​ne​go. Wśród tych ostat​nich po​ja​wił się pi​sarz, działacz i piesz​czoch PRL-owskiej władzy Ja​rosław Iwasz​kie​wicz z małżonką Anną. Przyjęcie pi​sarzowi i eks-dy​plo​ma​cie (przed wojną pra​co​wał przez pe​wien czas w pol​skim przed​sta​wi​ciel​stwie w Da​nii) nie przy​padło do gu​stu. „Przyjęcie nie było ładne. Oczy​wiście dla​te​go, że było cia​sno: jed​na tyl​ko sala służąca za​ra​zem za ja​dal​nię i salę do kon​- wer​sa​cji”[4] – za​no​to​wał pi​sarz. Iwasz​kie​wi​czo​wi nie po​do​bała się również roz​mo​wa z go​spo​da​- rzem przyjęcia. Na​zwał ją „ba​nalną” i „em​fa​tyczną”. Za​chwy​ciła go na​to​miast własna… żona (co wy​da​je się tym bar​dziej za​ska​kujące, że pre​fe​ren​cje ero​tycz​ne pi​sarza nie były ta​jem​nicą). „Wyglądała w tym całym to​wa​rzy​stwie, jak​by zeszła z księżyca. Nie pa​so​wała do tego całego do​brze odżywio​ne​go, or​dy​nar​ne​go ze​bra​nia, wyglądała tak ete​rycz​nie i za​ra​zem tak pięknie, że można było ją wziąć za anioła”. Ale Anna Iwasz​kie​wi​czo​wa namówiła męża na udział w rau​cie nie dla​te​go, aby być po​dzi​wianą w kre​acji au​tor​stwa Józe​fi​ny Jędrzej​cza​ko​wej, córki go​spo​dy​ni Iwasz​kie​wiczów na Sta​wi​sku, lecz li​czyła na spo​tka​nie tam Władysława Gomułki. To​wa​rzysz Wiesław jed​nakprzyjęcia swoją obec​nością nie za​szczy​cił. Być może dla​te​go, że I se​kre​tarz nie czuł się zbyt pew​nie na dy​plo​ma​tycz​nych sa​lo​nach. Po

War​sza​wie krążyła aneg​do​ta, trud​no stwier​dzić, czy praw​dzi​wa, ale ka​pi​tal​nie od​dająca men​tal​- ność Gomułki. Pod​czas przyjęcia w am​ba​sa​dzie fran​cu​skiej po​da​no jako jed​no z pierw​szych dań owo​ce mo​rza oraz misy z wodą z pla​stra​mi cy​try​ny prze​zna​czo​ne do umy​cia rąk. To​wa​rzysz Wiesław, będąc spra​gnio​ny, a nie znając ety​kie​ty, miał się owej wody po pro​stu napić. Po fak​cie dys​kret​nie mu wytłuma​czo​no, do cze​go owa woda z cy​tru​sa​mi służy. Kie​dy więc pod ko​niec przyjęcia wnie​sio​no poncz z pływającymi pla​stra​mi cy​trusów, Gomułka w wa​zie z na​pit​kiem umył ręce…[5] Iwasz​kie​wicz gry​ma​sił, że pod​czas dy​plo​ma​tycz​nych przyjęć bywa zwy​kle ten sam ze​staw gości. 8 czerw​ca 1961 roku, po rau​cie w am​ba​sa​dzie Szwaj​ca​rii, za​no​to​wał: „Adam Nagórski, Ta​- tar​kie​wi​czo​wie, Lo​rent​zo​wie, Szyf​ma​no​wie. Ktoś pew​nie za​pi​su​je w tej chwi​li: za​wsze ci sami Iwasz​kie​wiczowie. Za​dzi​wiająca trwałość » to​wa​rzy​stwa« mimo zmian ustrojów, wo​jen, prze​- kształce​nia się oby​czajów”[6]. Na​to​miast 26 paździer​ni​ka tego sa​me​go roku uczest​ni​czył w śnia​- da​niu wy​da​nym w pałacu w Jabłon​nie na cześć Elżbie​ty, królo​wej Belgów, i jej najmłod​szej córki, księżnicz​ki Ma​rie-Jose. Za​trzy​mały się w Pol​sce, wra​cając z wi​zy​ty w Chi​nach i ZSRR. Iwasz​kie​wicz znał już królową Elżbietę – był przez nią przyjęty pod​czas wi​zy​ty w Bel​gii, a w roku 1955, kie​dy królowa gościła w Pol​sce pod​czas V Między​na​ro​do​we​go Kon​kur​su Cho​pi​now​skie​go, pełnił ho​no​ry go​spo​da​rza i opie​ku​na do​stoj​ne​go gościa. Wte​dy to wydał na jej cześć w Sta​wi​sku śnia​da​nie („jak wszy​scy wiedzą, Iwasz​kie​wicz był sno​bem. Trze​ba było ko​mu​ni​zmu, żeby mógł gościć u sie​bie w domu na śnia​da​niu królową…”[7] – żar​to​wał po la​tach wiel​ki kom​po​zy​tor Wi​- told Lu​tosław​ski, biorący również udział w tym przyjęciu). Doszło wte​dy do popełnie​nia faux pax wo​bec za​sad za​cho​wa​nia się przy sto​le. Za​miast od​po​wied​nich sztućców do je​dze​nia ryby (sze​ro​- ki i tępy nóż), po​da​no dwa wi​del​ce. Królowa, która nie wie​działa, do cze​go mają służyć owe dwa wi​del​ce, nie za​czy​nała jeść ryby, cze​kając na od​po​wied​nie sztućce, a sko​ro gość ho​no​ro​wy nie za​czy​nał jeść, to ni​ko​mu przy sto​le nie wy​pa​dało…). Dwaj ad​wer​sa​rze: Ja​rosław Iwasz​kie​wicz i pu​bli​cy​sta oraz poseł i mu​zyk Ste​fan Ki​sie​lew​ski, uczest​ni​czy​li w tym sa​mym przyjęciu w am​ba​sa​dzie Fran​cji z oka​zji święta na​ro​do​we​go 14 lip​ca 1969 roku. W swo​ich dzien​ni​kach żaden nie wspo​mi​na, czy spo​tka​li się, obaj na​to​miast zgod​nie raut skry​ty​ko​wa​li. „Okrop​ne było przyjęcie, skąpe do nie​możliwości, z drzwia​mi do am​ba​sa​dy za​- mkniętymi na klucz i wszy​scy na wy​go​nie”[8] – za​no​to​wał Iwasz​kie​wicz. „Lu​dzi strasz​ne masy, przy​go​to​wa​li przyjęcie w ogro​dzie, a tu deszcz lał jak z ce​bra. Cze​ka​liśmy na wejście w ogo​nie bli​sko ki​lo​me​tro​wym, płasz​czy nie było gdzie kłaść, ist​na klęska żywiołowa”[9] – od​no​to​wał Ki​sie​- lew​ski. Obaj pa​no​wie wy​mie​niają za to długą listę zna​jo​mych, których tam spo​tka​li, oraz ofi​cje​li. Na pierw​szym miej​scu – pre​mie​ra Józefa Cy​ran​kie​wi​cza. Iwasz​kie​wicz ubo​le​wa, że Cy​ran​kie​- wicz go nie lubi i daje temu wy​raz za​cho​wa​niem, Ki​sie​lew​ski pod​kreśla zaś, że „rzecz ja​sna” nie ukłonił się Cy​ran​kie​wiczowi. Cy​ran​kie​wicz za to ukłonił się, i nie tyl​ko ukłonił, Kry​sty​nie Ma​- zurównie, ówcze​snej gwieździe pol​skie​go tańca no​wo​cze​sne​go. W am​ba​sa​dzie zna​lazła się jako part​ner​ka Krzysz​to​fa T. To​eplit​za, pu​bli​cy​sty i pi​sa​rza. „W ab​so​lut​nej ci​szy Cy​ran​kie​wicz, który szedł na cze​le, ro​zej​rzał się do​okoła, po czym pew​nym kro​kiem skie​ro​wał się po mu​ra​wie… tak, ku mnie! Podał mi rękę, skłonił się, jak​by do ucałowa​nia mo​jej uręka​wicz​nio​nej dłoni, a po bacz​- nym przyj​rze​niu się i wy​po​wie​dze​niu kil​ku banałów od​da​lił się, a z nim cała chma​ra ofi​- cjałów”[10] – wspo​mi​na Ma​zurówna. Cała „war​szaw​ka” obec​na na przyjęciu ko​men​to​wała za​- cho​wa​nie pre​mie​ra. Jed​ni mówili, że Cy​ran​kie​wicz po​my​lił Ma​zurównę z kimś in​nym, inni (to za​- pew​ne opi​nia „życz​li​wych” koleżanek), że tan​cer​ka miała być ko​lejną ofiarą łase​go na ko​bie​ce

wdzięki po​li​ty​ka, ale przyj​rzał się jej z bli​ska i… zre​zy​gno​wał. W pamięci tan​cer​ki zo​stał jej spe​- cjal​nie na tę okazję przy​go​to​wa​ny strój (su​kien​ka z zasłony w ko​lo​ro​wy film​druk: na szyi ob​cisły gol​fik, gołe ra​mio​na, u dołu króciut​ka, de​kolt w tra​pez, ale na wy​so​kości brzu​cha po​ka​zujący pośrod​ku pępek, do tego czar​ne ręka​wicz​ki powyżej łokci i wiel​ki słomko​wy ka​pe​lusz z Paryża) oraz menu (oliw​ki – „fuj! wydały mi się obrzy​dli​we! zupełnie nie słod​kie!”, mi​kro​sko​pij​ne ka​na​- pecz​ki – „to już lep​sze mmm!” i pta​sie mlecz​ko „ach, ja​kie wspa​niałe! we​pchnęłam też, ile mogłam, do ko​ron​ko​wej to​re​becz​ki”[11]). Bywały i poważniej​sze dy​plo​ma​tycz​no-to​wa​rzy​skie skan​da​le. Ma​ria Dąbrow​ska spro​wo​ko​- wała taki pod​czas po​by​tu w roku 1956 w Sztok​hol​mie na ob​ra​dach Świa​to​wej Rady Po​ko​ju, jak określiła to sama pi​sar​ka: „sty​pie” ru​chu obrońców po​ko​ju – or​ga​ni​za​cji sku​piającej le​wi​- cujących ar​tystów i na​ukowców. Dąbrow​ska była człon​ki​nią pol​skiej de​le​ga​cji, na​to​miast w ra​- dziec​kiej uczest​ni​czyła pi​sar​ka Wan​da Wa​si​lew​ska, ko​mu​nist​ka, współtwórczy​ni ar​mii ge​ne​rała Ber​lin​ga, córka wiel​kie​go pol​skie​go po​li​ty​ka, pa​trio​ty i so​cja​li​sty Le​ona Wa​si​lew​skie​go, która jesz​- cze przed II wojną świa​tową jako oj​czyznę wy​brała so​wiecką Rosję. W ho​te​lu Carl​ton za​pla​no​- wa​no spo​tka​nie to​wa​rzy​skie, w którym, jak za​pew​nia​no Dąbrowską, mie​li uczest​ni​czyć tyl​ko pol​- scy de​le​ga​ci. Kie​dy pi​sar​ka przy​była do ho​te​lu, wziął ją pod rękę Ostap Dłuski, działacz Ru​chu Obrońców Po​ko​ju, py​tając: „Znasz Wandę Wa​si​lewską?”. Dąbrow​ska jej nie znała, a co ważniej​- sze – nie miała za​mia​ru po​zna​wać „tej re​ne​gat​ki” i, gwałtow​nie za​bie​rając rękę, dała temu wy​- raz. „Usłyszałam, bar​dzo zde​to​no​wa​na, że Anna [Ko​wal​ska, pi​sar​ka i bli​ska przy​ja​ciółka Dąbrow​- skiej – red.] mówi: » Zli​tuj się, Ma​ryj​ko« , a Iwasz​kie​wicz: » Właśnie – to Ja​sia [Bro​niew​ska – pi​- sar​ka, pierw​sza żona Władysława Bro​niew​skie​go, przy​ja​ciółka Wa​si​lewskiej – red.] to urządziła. Miała być tyl​ko pol​ska de​le​ga​cja« . W re​zul​ta​cie ko​la​cja odbyła się w na​stro​ju jak u Do​sto​jew​- skie​go. Wa​si​lew​ska sie​działa o dwa miej​sca ode mnie. Ja​rosław pił dużo i na​za​jutrz za​cho​ro​wał na ser​ce (a te​raz w War​sza​wie po​dob​no opo​wia​da, że to prze​ze mnie). (…) na​za​jutrz z sa​tys​fakcją stwier​dziłam, że miałam rację, uni​kając ze​tknięcia się z Wa​si​lewską”[12] – opi​su​je in​cy​dent Dąbrow​ska. Otóż pod​czas ob​rad ple​nar​nych do sto​li​ka pol​skiej de​le​ga​cji po​deszła właśnie Wa​si​- lew​ska i zwróciła się do Bro​niew​skiej: „Chodź na kawę. Co wy tu sie​dzi​cie w tej Be​re​zie. To prze​- cież jest praw​dzi​wa Be​re​za te se​sje”[13]. Te słowa – porówna​nie do sa​na​cyj​ne​go obo​zu od​osob​- nie​nia w Be​re​zie Kar​tu​skiej – ogrom​nie obu​rzyły Dąbrowską. Ofi​cjal​nym uro​czy​stościom, jak ju​bi​le​usze ar​tystów, to​wa​rzy​szyły spo​tka​nia to​wa​rzy​skie. Ich roz​mach zależał od uzna​nia, ja​kim bo​ha​te​ro​wie wy​da​rze​nia cie​szy​li się w oczach de​cy​dentów. Lu​cjan Rud​nic​ki, pi​sarz i działacz ru​chu ro​bot​ni​cze​go, 6 stycz​nia 1962 roku z oka​zji 80. uro​dzin do​- cze​kał się za​le​d​wie za​pro​sze​nia na her​batkę do Bel​we​de​ru. Wypił ją w to​wa​rzy​stwie ówcze​sne​go Prze​wod​niczącego Rady Państwa Alek​san​dra Za​wadz​kie​go i kil​ku par​tyj​nych no​ta​bli oraz ko​- legów po piórze, jakJe​rzy Pu​tra​ment, Władysław Bro​niew​ski i Ja​rosław Iwasz​kie​wicz. A Iwasz​kie​wicz, jako ulu​bie​niec PRL-owskich władz, uro​czyście ob​cho​dził 19 lu​te​go 1969 roku ju​bi​le​usz 75-le​cia uro​dzin. Naj​pierw do jego domu w Sta​wi​sku przy​je​cha​li naj​wyżsi państwo​wi i par​tyj​ni no​ta​ble oraz ofi​cje​le Związku Li​te​ratów Pol​skich. Otrzy​mał Złoty Me​dal imie​nia Fry​- de​ry​ka Jo​liot-Cu​rie przy​zna​ny przez Pre​zy​dium Świa​to​wej Rady Po​ko​ju, w której ak​tyw​nie działał od lat, cho​ciaż nie​wie​le z tego dla świa​to​we​go po​ko​ju wy​ni​kało. Na zakończe​nie uro​- czystości z kon​cer​tem wystąpiła wy​bit​na pia​nist​ka Bar​ba​ra Hes​se-Bu​kow​ska. Dru​ga część ob​- chodów odbyła się w bar​dziej re​pre​zen​ta​cyj​nym miej​scu – Bel​we​de​rze. Nie​zbyt życz​li​wy Iwasz​kie​wiczowi Ste​fan Ki​sie​lew​ski tak opi​sał je w swo​ich Dzien​ni​kach: „Ju​bi​le​usz sta​re​go błazna

i wa​ze​li​nia​rza Iwasz​kie​wi​cza od​by​wa się z wielką, ale okrop​nie prześmieszną pompą. Prześmieszną, bo ta​kie to gru​by​mi nićmi szy​te i ta​kie fałszy​we: na przyjęciu w Bel​we​de​rze ko​lek​- cja no​wych » przy​ja​ciół« pre​ze​sa: Pu​tra​ment, Gis​ges, Cent​kie​wicz, Ju​ran​dot, Przy​boś oraz oczy​- wiście Kraśko, Klisz​ko etc. Spy​chal​ski wysławia wkład sta​re​go do so​cja​li​zmu (koń by się uśmiał) i stwier​dza, że: » masy lu​do​we, nasz nowy już naród z roz​ma​chem twórczym kształtujący swój lep​szy so​cja​li​stycz​ny los, widzą w Ja​rosławie Iwasz​kie​wi​czu pi​sa​rza na​szych czasów, czasów wiel​kie​go przełomu w na​szej tysiąclet​niej hi​sto​rii, pi​sa​rza, który całym swo​im za​cnym życiem…« etc., etc. Pi​sarz, wzru​szo​nym oczy​wiście głosem, przyświad​cza, że póki sił, służyć będzie Pol​sce Lu​do​wej itd. Zupełna ko​me​dia, przy​po​mi​na się Zie​lo​ny Frak Fler​sa i Ca​il​la​ve​ta. Po​dob​no Tal​ley​rand jesz​cze na łożu śmier​ci wa​ze​li​no​wał się królowi. A jed​nakgdzieś na dnie ser​- ca sta​ry pedał żałować musi, że nie ma z nim Jur​ka, Pawła czy Jul​ka. A pi​sarz do​bry (choć nie​so​- cja​li​stycz​ny), tyle że świ​nia z nie​go sta​ra i takjuż zo​sta​nie. Ha!”[14]. Po War​sza​wie krążyła aneg​do​ta, że Związek Li​te​ratów Pol​skich po​sta​no​wił również urządzić ju​bi​le​uszową fetę An​to​nie​mu Słonim​skie​mu. Po​eta był jed​nak w niełasce u PRL-owskich władz. Lesław Bar​tel​ski, działacz ZLP, za​py​tał Słonim​skie​go, co sam za​in​te​re​so​wa​ny o tym sądzi. „Czy taki, jaki miał Ja​rosław z dzwo​na​mi, ar​ma​ta​mi i przyjęciem w Bel​we​de​rze?” – upew​niał się prze​- kor​nie Słonim​ski. Prze​rażony Bar​tel​ski zaczął się plątać w słowach: „Nie, nie…, taki skrom​niut​ki w na​szym związku, w tej sal​ce na piętrze”. „Niech się pan nie mar​twi, pa​nie Bar​tel​ski. Od​ma​- wiam” – za​mknął sprawę Słonim​ski. „Strasz​nie panu dziękuję” – ucie​szył się Bar​tel​ski[15]. Ja​rosław Iwasz​kie​wicz był dla gomułkow​skiej eki​py kimś, kogo war​to połech​tać ja​kimś „za​- szczy​tem” czy sy​ne​kurką, bo przy​da​wał się w mo​men​cie, gdy przed świa​tem trze​ba było się po​- chwa​lić czymś in​nym niż ko​lej​nym re​kor​dem w wy​do​by​ciu węgla czy ze​bra​nych kwin​ta​lach z hek​ta​ra. Za​wsze można było po​szczy​cić się przed świa​tem poetą, pro​za​ikiem, posłem i obrońcą po​ko​ju żyjącym z nie​zwy​kle in​te​li​gentną i świa​tową żoną Anną (z domu Lil​pop, córką jed​ne​go z naj​bar​dziej majętnych prze​mysłowców przed​wo​jen​nej Pol​ski; dla poślu​bie​nia Iwasz​kie​wicza ze​rwała na​rze​czeństwo z księciem Ra​dzi​wiłłem, mimo bi​sek​su​al​nych skłonności po​ety), miesz​- kających w pięknej wil​li w Sta​wi​sku w ma​low​ni​czej Pod​ko​wie Leśnej. Była więc gościem Sta​wi​- ska i królowa Belgów Elżbie​ta, i przed​wo​jen​ny przy​ja​ciel Iwasz​kie​wiczów, ge​nial​ny pia​ni​sta Ar​- tur Ru​bin​ste​in, i Jean Coc​te​au – fran​cu​ski pi​sarz, ma​larz i reżyser, i guru eg​zy​sten​cja​li​zmu Jean Paul Sar​tre z żoną Si​mo​ne de Be​au​vo​ir… Wi​zy​ta Coc​te​au w Sta​wi​sku (23 paździer​ni​ka 1960 roku) zaczęła się od zgrzy​tu: gość do​tarł o półto​rej go​dzi​ny później, niż był spo​dzie​wa​ny (wiozący go kie​row​ca zabłądził w dro​dze z Nie​bo​ro​wa), ale za​cho​wa​nie gościa, „był bar​dzo ser​decz​ny i bez cie​nia owej fran​cu​skiej fac​ti​ci​te”, za​tarło niezręczność to​wa​rzyską z początku wi​zy​ty. Coc​te​au pod​czas od​wie​dzin to​wa​rzy​szył m.in. jego ad​op​to​wa​ny syn, ak​tor Edu​ard Der​mit. Der​mit ser​- decz​nie roz​ba​wił to​wa​rzy​stwo swo​im za​sko​cze​niem co do sty​lu życia w War​sza​wie – przed przy​- jaz​dem był pe​wien, że po uli​cach sto​li​cy Pol​ski chodzą niedźwie​dzie[16]. Po​dob​nie do​brze czu​li się u Iwasz​kie​wiczów 30 czerw​ca 1962 roku Sar​tre i de Be​au​vo​ir. Iwasz​- kie​wicz, który cy​nicz​nie, ale skry​cie wy​kpi​wał ich za​an​gażowa​nie w świa​to​wy ruch na rzecz utrzy​ma​nia po​ko​ju, z sa​tys​fakcją za​no​to​wał: „sie​dzie​li bar​dzo długo i po​dob​no byli za​chwy​ce​- ni”[17]. To​wa​rzy​skim kon​tre​dan​sem oka​zały się uro​czy​stości po​grze​bo​we urządzo​ne w Te​atrze Pol​skim po śmier​ci wiel​kie​go ak​to​ra Alek​san​dra Ze​lwe​ro​wi​cza. Na okry​tym ki​rem ka​ta​fal​ku w holu gma​- chu przy Ka​ra​sia trum​na, przy ka​ta​fal​ku war​ta ho​no​ro​wa, z głośników płynie Marsz żałobny Cho​-

pi​na, na krześle przed ka​ta​fal​kiem wdo​wa przyj​mu​je kon​do​len​cje, a na dru​gim krześle nie​co da​- lej… dru​ga wdo​wa również przyj​mu​je kon​do​len​cje. Ze​lwe​ro​wicz ożenił się powtórnie na trzy lata przed śmier​cią z Ma​ryną, swoją se​kre​tarką z PWST. Jed​ni więc składa​li kon​do​len​cje jej. Inni, którzy nie lu​bi​li dru​giej żony, wyrażali współczu​cie po​przed​niej, Kry​sty​nie. Ci, którzy naj​bar​dziej nie​pew​nie od​na​leźli się w tej sy​tu​acji podwójne​go wdo​wieństwa, składa​li kon​do​len​cje oby​dwu wdo​wom[18].

„S 3 POD PA​PU​GA​MI JEST SZE​RO​KO NI​KLO​WA​NY BAR… PA​TiF był pełen i roz​chy​bo​ta​ny jakwesoła i brzyd​ka bar​ka na fa​lach pod​nie​co​ne​go oce​anu. Przy po​dej​rza​nej czy​stości sto​li​kach goście ubra​ni wie​czo​ro​wo lub w swe​try, sta​re wiatrówki i bez kra​watów, je​dli źle przyrządzo​ne po​tra​wy płucząc je stru​mie​nia​mi wódki. Ścia​ny, zdob​ne w bo​aze​rię z sze​ro​kich, ciem​nych li​stew, nosiły ślady odra​pań i za​cieków nad piękny​mi świecz​ni​ka​mi ze sta​rego brązu. Fa​cet w gru​bych oku​la​rach, mam​roczący coś bez prze​- rwy do sie​bie, grał Pe​ti​te fleur, po​wta​rzał re​fren nie​znośnie i ciągle zno​wu, trud​no było się zo​rien​- to​wać, czy uko​chał tę me​lo​dię, czy nie umiał nic in​ne​go. Zeszłowiecz​na li​to​gra​fia z da​ge​ro​ty​pu, pre​zen​tująca lu​mi​na​rzy stołecz​ne​go te​atru sprzed stu dzie​sięciu lat, wi​siała krzy​wo nad for​te​pia​- nem. Na bezład​nie usta​wio​nej prze​strze​ni tańczyły pary ob​rzu​cając się wza​jem​nie wy​mu​szo​ny​- mi czułościa​mi i hałaśliwą ser​decz​nością lu​dzi przy​zwy​cza​jo​nych do po​ka​zy​wa​nia się w za​mian za uzna​nie. W ge​stach ich i w in​to​na​cjach uno​sił się też jakiś pogłos obron​ne​go scep​ty​cy​zmu, da​- le​ki od ko​me​dianc​twa, prze​obrażający ak​tor​stwo w wa​lor nowy, po​wstały przez ka​ta​lizę, a może tyl​ko styk z roz​sia​ny​mi tu gęsto łysy​mi głowa​mi sta​rych, mądrych Żydów, z załupieżony​mi czasz​ka​mi męczących ka​bo​tynów o ge​nial​nych po​mysłach i płaski​mi fry​zur​ka​mi młodych, namiętnych kom​bi​na​torów – wszyst​kich tych reżyserów i ar​chi​tektów, sce​no​grafów i au​torów ra​- dio​wych, tekścia​rzy ka​ba​re​to​wych i speców od fil​mo​we​go mon​tażu, so​cjo​logów, rzeźbia​rzy, fa​- chowców od te​le​wi​zji, pro​jek​tantów ko​stiumów te​atral​nych i ar​tystów od ry​sun​ko​wych dow​- cipów – pełnych jadu i ma​rzeń, i wiecz​ne​go nie​do​sy​tu, który wy​zna​cza ich drogę i ciężkie wes​- tchnie​nia. Głowy te, a wśród nich wy​so​kie, uta​pi​ro​wa​ne koki, skąpe czu​pryn​ki, i na​wisłe kiście włosów – he​ba​no​we, zja​dli​wie rude, nie​zdro​wo fio​le​to​we lub z oksy​do​wa​nej pla​ty​ny – ob​ra​cały się na za​sa​dzie komórki światłoczułej: nowa twarz w wejściu więzła w grząskiej chwy​tli​wości na​- tych​miast for​mułowa​nych opi​nii. Czar tego spięcia był niepo​wta​rzalny – może tyl​ko wbie​gająca wśród hu​ra​ga​no​wej owa​cji na bo​isko eki​pa piłkar​ska od​czu​wa ta​kie upo​je​nie, nie​po​mna, że wy​nik me​czu jest nie do prze​wi​dze​nia”[19]. Tak kul​to​we miej​sce War​sza​wy lat sześćdzie​siątych, klu​bo​- wy lo​kal Sto​wa​rzy​sze​nia Pol​skich Ar​tystów Te​atral​nych i Fil​mo​wych, opi​sał Le​opold Tyr​mand w głośnej po​wieści z klu​czem Życie to​wa​rzy​skie i uczu​cio​we. Tam, w opa​rach wódki wy​pi​ja​nej przy szkla​nym ba​rze bądź na „ka​nap​ce” do trze​ciej nad ra​-

nem, kie​dy to le​gen​dar​ny por​tier pan Fra​nio Król (lub jego zmien​nikpan Adam) zga​sze​niem i za​- pa​le​niem światła dawał znać, że czas już kończyć, ba​wio​no się. Jak wspo​mi​na ak​tor i pio​sen​karz Boh​dan Łazu​ka, w jed​nej z trzech sal Klu​bu, „w narożnym sa​lo​ni​ku od​by​wały się – co so​bo​ta – nor​mal​ne dan​se, przy for​te​pia​nie na wpół oślepły ta​per młócił przed​wo​jen​ne tan​ga, zastępował go dla uwspółcześnie​nia re​per​tu​aru Zdzi​sio Ma​kla​kie​wicz, Fre​da El​ka​na dała się cza​sa​mi namówić na jaz​zo​wy szla​gier, wśród tańczących wyróżniał się Je​rzy Pas​sen​dor​fer z małżonką, kon​ku​ro​wał z nim Mie​czysław Woj​nic​ki, do​ga​dy​wał Prut​kow​ski, plątał się między no​ga​mi Woj​tek Ra​jew​ski, zaś Zo​sia Gra​bińska psuła wszyst​ko in​to​nując swój bo​jo​wy re​fren: Jest War​sza​wa!”[20]. Ma​kla​kie​wicz jest łączo​ny w parę to​wa​rzyską z Ja​nem Hi​mils​ba​chem, bo za​wo​do​we kon​tak​ty opi​nia pu​blicz​na z reguły przekłada na pry​wat​ne. Tym​cza​sem… „Grając ra​zem, Ma​klaki Hi​mils​bach nie lu​bi​li się zbyt​nio i na przykład w SPA​TiF-ie ra​zem by​- wa​li rzad​ko. Ma​klak uważał, że Ja​nek go kom​pro​mi​tu​je, a Ja​nek istot​nie jak przy​cho​dził, to prze​- ważnie kończyło się to skan​da​lem i szla​ba​nem”[21] – opo​wia​da by​wal​czy​ni klu​bu, ak​tor​ka Zo​fia Czer​wińska. W SPA​TiF-ie plot​ko​wa​no i ro​man​so​wa​no. „SPA​TiF to była wte​dy taka en​kla​wa. Wszy​scy sie​dzie​li w ku​pie. Ge​ne​ral​nie pa​no​wała at​mos​- fe​ra ro​man​so​wa, ale sno​bi​stycz​na. Nie wy​pa​dało się prze​spać z kimś, z kim nie wy​pa​dało”[22] – wspo​mi​na da​lej tam​tej​sze zwy​cza​je Zo​fia Czer​wińska. W klu​bie za​le​wa​no wódką smak porażki, wzno​szo​no to​a​sty za suk​ce​sy. Po pre​mie​rze sztu​ki nie​- zwy​kle po​pu​lar​nej sa​ty​rycz​ki Mag​da​le​ny Sa​mo​zwa​niec Ho​tel Bel​le Vue w maju 1958 roku cały zespół i au​tor​ka święto​wa​li tam suk​ces. Pre​mie​ra była uda​na. Sztu​ka co praw​da słaba, ale „war​- szaw​ka” po la​tach so​cre​ali​zmu chciała się bawić i oglądać na sce​nie piękne ak​tor​ki w pe​niu​arach, a nie trak​to​rzyst​ki w ku​faj​kach. Za​ba​wa w klu​bie była tak przed​nia, że au​tor​ka bawiła się po pew​- nym cza​sie… boso. Na pre​mierę kupiła bo​wiem nowe buty, ale oka​zały się zbyt cia​sne. Za​ba​wa była jed​nak tak do​bra, że bo​ha​ter​ka wie​czo​ru za​miast wrócić do domu, po​sta​no​wiła kon​ty​nu​ować ją bez obu​wia[23]. W SPA​TiF-ie in​try​go​wa​no i po​cie​sza​no się. Tu​taj usta​la​no ob​sa​dy do spek​ta​kli te​atral​nych i fil​- mo​wych. Tak o pomyśle ob​sa​dze​nia go w roli Azji Tu​haj​be​jo​wi​cza do​wie​dział się Da​niel Ol​- brych​ski. „Jak zwy​kle wzięliśmy się z Hof​f​ma​nem [Je​rzym, reżyse​rem – red.]. Obaj lu​bi​liśmy ta​kie siłowa​nie się. (…) Nie je​stem pe​wien, ale Hof​f​man chy​ba wówczas wy​grał. Wy​chodząc, złapał mnie przy kon​tu​arze w szat​ni i po​wie​dział, po swo​je​mu zaciągając i za​ci​skając zęby: » Bra​- cie ko​cha​ny! Dla Waj​dy to ty możesz być ty​po​wy Słowia​nin, dla Ant​cza​ka ty​po​wy Skan​dy​naw, a ja po pro​stu chlapnę cie​bie na czar​no i ty u mnie będziesz Azja. Za​stanów się« . I wy​szedł”[24] – wspo​mi​na ak​tor. Ol​brych​ski pro​po​zycję Hof​f​ma​na złożoną w tak nie​ty​po​wy sposób przyjął i zo​stał słyn​nym Tu​haj​be​jo​wi​czem w Panu Wołody​jow​skim. Na „angaż w fil​mie” początkujący reżyse​rzy pod​ry​wa​li w SPA​TiF-ie młode ak​tor​ki po szkołach. Co bar​dziej doświad​czo​ne pytały o tytuł fil​mu i kie​dy słyszały, że na przykład Popiół i dia​ment, od​po​wia​dały: „A w tym! To już sześć razy grałam”[25]. Kto chciał za​ist​nieć w świe​cie te​atral​no-fil​mo​wo-te​le​wi​zyj​nym, mu​siał tu​taj bywać. Jak wspo​mi​na pi​sarz Ja​nusz Głowac​ki: „W SPA​TiF-ie dys​ku​to​wało się He​ideg​ge​ra i ak​tu​al​ny kurs do​- la​ra, szan​se od​zy​ska​nia nie​pod​ległości i na​pi​cia nie​roz​cieńczo​ne​go jarzębia​ku, zro​bie​nia do​bre​go fil​mu i okra​dze​nia bo​ga​te​go Szwe​da przy ba​rze. Przy​cho​dzi​li tu ak​to​rzy i la​dacz​ni​ce, reżyse​rzy i prości al​ko​ho​li​cy, pi​sarze reżimo​wi i opo​zy​cyj​ni, za którymi sunęli taj​nia​cy”[26].

W SPA​TiF-e spo​ty​ka​no się także, aby w mo​men​tach tra​gicz​nych nie być sa​me​mu. 8 stycz​nia 1967 roku na Dwor​cu Głównym we Wrocławiu zginął pod kołami pociągu Zby​szekCy​bul​ski. Cy​- bul​ski, który wpa​dał do SPA​TiF-u „na chwilę”, a zo​sta​wał, za​ga​daw​szy się, kil​ka go​dzin. „Tego dnia, w którym do​wie​dzie​liśmy się o śmier​ci Zbysz​ka, i ci, którzy nie pili, i ci, którzy lu​bi​li się napić – wszy​scy byli pi​ja​ni. Ciem​na, za​dy​mio​na sala, a w niej gru​pa smut​nych, przygnębio​nych lu​dzi. At​mos​ferę prze​sy​cił nie​dosłyszal​ny szloch. Na pew​no głośno łkał Fra​nio Król, szat​niarz w SPA​TiF-ie, przy​ja​ciel ak​torów”[27] – wspo​mi​na Zo​fia Czer​wińska. Ak​tor Ta​de​usz Ross o szat​nia​rzu Fra​niu mówi, że znał wszyst​kich, „był uczyn​ny, ta​jem​ni​czo życz​li​wy i za​wsze miał do​la​ry do sprze​da​nia. (…) Od Fra​nia można się było za​wsze do​wie​dzieć, kto jest aku​rat w SPA​TiF-ie, kto był i wy​szedł, a kto jesz​cze przyj​dzie. A także co można do​bre​go zjeść, co świeże, co mniej świeże, kto z kim ak​tu​al​nie sy​pia, a kto już prze​stał, kto się ku komu ma, kto kogo lubi, kto jest po​dej​rza​ny lub ma ja​kie kon​tak​ty i takda​lej, i takda​lej…”[28]. Na mar​gi​ne​- sie, niektóre da​nia z klu​bo​we​go menu miały własne nie​ofi​cjal​ne na​zwy, np. ta​tar z jed​nym ja​jem to „in​wa​li​da”, a „lor​ne​ta” to dwie set​ki wódki… Fra​nio pro​wa​dził nie​le​gal​ny sa​lon gier ha​zar​do​wych pod ladą szat​ni i był al​ko​ho​li​kiem wpa​- dającym co pe​wien czas w ciąg al​ko​ho​lo​wy. Ra​to​wał go zwy​kle Ry​szard Pie​tru​ski, który opie​ko​- wał się klu​bem z ra​mie​nia sto​wa​rzy​sze​nia. Już po śmier​ci Fra​nia oka​zało się, co po​dej​rze​wała spo​ra gru​pa by​walców, że był kon​fi​den​tem SB. „Jed​nak był bar​dzo sym​pa​tycz​ny, nie​by​wa​le dys​kret​ny, a było co ukry​wać, i dow​cip​ny i nig​- dy nie po​zwo​lił so​bie na po​ufałość, na​wet jeśli wie​dział o kimś coś bar​dzo kom​pro​mi​- tującego”[29] – opo​wia​da Zo​fia Czer​wińska. Jego zmien​nik, Adaś, był całko​wi​tym prze​ci​wieństwem Fra​nia – ab​so​lut​nie od​izo​lo​wa​ny, miły i uprzej​my, ale nie można było ni​cze​go z nim załatwić. „Był taki dow​cip: Jaka jest różnica między ka​pi​ta​li​zmem a so​cja​li​zmem? Taka jak między Fra​- niem a Ada​siem”[30] – wspo​mi​na ak​tor​ka. Do południa lo​kal nie wyróżniał się szczególnie w porówna​niu do in​nych war​szaw​skich re​stau​- ra​cji. Ak​to​rzy i fil​mow​cy z ro​dzi​na​mi wpa​da​li tu​taj na obiad klu​bo​wy, czy​li taki, do którego dopłacał SPA​TiF. Sporą grupą klientów byli o tej po​rze eme​ry​to​wa​ni ak​to​rzy. Kel​ner​ki nie prze​- pa​dały za tymi gośćmi, gdyż nie da​wa​li na​piwków. Dla​te​go lubiły drażnić ich nie​win​nym po​zor​- nie py​ta​niem, cho​ciaż do​sko​na​le znały twa​rze tych stałych by​walców: „Czy jest pan człon​kiem SPA​TiF-u?”. Następował wówczas wy​buch złości i za​pew​nień gościa, z kim to on na sce​nie nie występował wte​dy, kie​dy owej kel​ner​ki jesz​cze na świe​cie nie było… Kel​ner​ki rządziły również wie​czo​rem. Jed​na z nich, po​su​nięta już nie​co w la​tach, ale ob​da​rzo​na ob​fi​tym biu​stem, na tę oko​licz​ność zwa​na „Cy​co​fo​nem”, po​tra​fiła po​wie​dzieć pod​pi​te​mu gościo​- wi: „To​bie wódki już nie po​dam”, a na​wet za​brać mu sprzed nosa pełny kie​li​szek. W połowie lat sześćdzie​siątych nastąpiła jed​nak wy​mia​na kel​ne​rek – oka​zało się, że „Cy​co​fon” z koleżan​ka​mi oszu​ki​wały, sprze​dając klien​tom klu​bu własną wódkę. Do SPA​TiF-u przyjęto młode kel​ner​ki, które, jaksię oka​zało, szyb​ko od​na​lazły się nie tyl​ko za​wo​do​wo, lecz także to​wa​rzy​sko. „Z jedną z nich, śliczną Basią, ożenił się sam Je​rzy Du​szyński [były mąż Han​ki Bie​lic​kiej, pierw​szy amant po​wo​jen​ne​go kina – red.] (byłam na ślu​bie). W jakiś czas po​tem Wieńczysław Gliński [po​pu​lar​ny ak​tor – red.] ożenił się z Zosią, a wiel​ki pol​ski bo​ha​ter z Dy​wi​zjo​nu 303, ge​ne​rał Skal​ski, ożenił się z bar​manką Kry​sią. Trze​ba uczci​wie przy​znać, że dziew​czy​ny te były tego war​- te i sta​no​wiły pod​porę moc​no wie​ko​wych panów”[31] ‒ za​zna​cza Czer​wińska.

W SPA​TiF-ie nie za​wsze było przy​jem​nie i nie wszy​scy goście byli mile wi​dzia​ni. Ste​fan Ki​- sie​lew​ski tak opi​sał pe​wien po​byt w tym klu​bie pod ko​niec lat sześćdzie​siątych: „[O]grom​nie się zmier​ziłem, bo przy​cze​pi​li się do mnie różni ubecz​ko​wie i » par​ty​zan​ci« pi​ja​ni w tru​pa, wo​bec cze​go obleśnie ser​decz​ni i ści​skający po​ro​zu​mie​waw​czo rękę, jak​by pro​si​li o » wy​ba​cze​nie« . Obrzydłe to, w do​dat​ku głupio cham​skie, bo nie przyj​dzie im do głowy, że ja się nimi po pro​stu nie in​te​re​suję, a do lo​ka​lu przy​chodzę popić i po​ga​dać z przy​ja​ciółmi”[32]. Ośrod​ka​mi życia to​wa​rzy​skie​go w klu​bie były kon​kret​ne sto​li​ki, przy których za​sia​da​li sta​li by​- wal​cy, a za​pro​sze​nie, aby się dosiąść, było trak​to​wa​ne jakza​szczyt. Sa​ty​ryk, ak​tor i kon​fe​ran​sjer własne​go ka​ba​re​tu Fri​ko, Józef Prut​kow​ski, miał sto​lik ozdo​bio​ny na​pi​sem „loża ge​ne​ral​ska”. Ge​ne​rałowie tam jed​nak nie by​wa​li, „ob​ja​wiał się przy nim ra​czej w to​wa​rzy​stwie czer​wo​nych od wódy pułkow​ników” oraz „gwiaz​dek spor​tu”, a wśród nich ku​lo​- mio​ta Władysława Ko​ma​ra, który w SPA​TiF-ie wsławił się wy​pi​ja​niem kok​taj​lu złożone​go z wy​- mie​sza​ne​go ku​rze​go rosołu z wódką[33]. Prut​kow​ski miał w zwy​cza​ju wołać na cały klub: „Puśćcie bąka!” kie​dy aku​rat wcho​dził ak​tor Hen​ryk Bąk. Pie​prz​ne ka​lam​bu​ry były jego spe​cjal​- nością. Na wi​dok przy​stoj​nej ko​bie​ty wchodzącej do lo​ka​lu wołał: „Ale dupa…” – i prze​nosząc wzrok na osobę to​wa​rzyszącą wchodzącej, kończył: – „…że z taką przy​szedł”. To on oznaj​miał swo​je przyjście o trzy​na​stej głośnym krzy​kiem: „Kie​row​ni​ku!!!!!”. Wte​dy zja​wiał się kie​row​nik klu​bu Władysław Si​do​row​ski, a na sto​le lądowały wódka i go​lon​ka. Goście, zwłasz​cza pa​nie, były uma​wia​ne na spo​tka​nie przy sto​li​ku co kwa​drans, aby uniknąć spo​tka​nia nie​lu​biących się osób. Prut​kow​ski miał stałą za​sadę co do po​by​tu w SPA​TiF-ie: wy​cho​dził najpóźniej o 14.30. Z ko​lei sa​- ty​rykJa​nusz „Mi​nio” Min​kie​wicz nig​dy nie za​czy​nał pić przed osiem​nastą. Sto​lik, przy którym sia​- dy​wa​li Min​kie​wicz (jako po​stać stała), ope​ra​tor i reżyser Sta​nisław Wohl, po​eta Adam Ważyk i dra​ma​to​pi​sarz oraz współredak​tor „Dia​lo​gu” Ka​zi​mierz Kor​cel​li, był usy​tu​owa​ny tuż przy wejściu do pierw​szej sali. Każdy, kto wcho​dził, po​zdra​wiał to to​wa​rzy​stwo. Pew​ne​go wie​czo​ru jed​na za drugą wkra​czały przy​stoj​ne pa​nie. Po którejś z ko​lei Adam Ważyk zdzi​wił się: „I pomyśleć, co one w nas widzą?”. Z przed​sta​wi​cie​lek płci pięknej pa​no​wie do​pusz​cza​li do sto​li​ka jako stałego gościa je​dy​nie po​- etkę Agnieszkę Osiecką. I właśnie pod​czas obec​ności Osiec​kiej do sto​li​ka do​siadł się nie​pro​szo​ny gość, młody człowiek z Pod​kar​pa​cia. Spe​szo​ny wy​mianą zdań, która aku​rat do​ty​czyła niu​ansów flek​sji bułgar​skiej, zaczął opo​wia​dać o swo​ich wy​czy​nach w Ta​trach. „– Młody człowie​ku, z te​- ma​ty​ki al​pej​skiej in​te​re​su​je mnie wyłącznie yeti” – ściął sa​mo​chwałę „Mi​nio”[34]. Do sto​li​ka bywała do​pusz​cza​na Zo​fia Czer​wińska, ale nie dla​te​go, że znała Min​kie​wi​cza jesz​cze z czasów, gdy oby​dwo​je pra​co​wa​li na Wy​brzeżu. Za​wdzięczała to cel​nej ripoście na tekst „Mi​- nia”. Kie​dy po raz pierw​szy ak​tor​ka weszła do war​szaw​skie​go SPA​TiF-u, Min​kie​wicz po​wie​dział na jej wi​dok: „Jak byłaś młoda, to mi się po​do​bałaś”. Ak​tor​ka odpo​wie​działa na​tych​miast: „To ty jesz​cze żyjesz?”, czym zdo​była so​bie uzna​nie sa​ty​ry​ka i miej​sce przy sto​li​ku[35]. Zna​na w tam​- tych cza​sach dzien​ni​kar​ka i gwiaz​da TVP Ire​na Dzie​dzic za​pew​nia, że i ona dostępowała tego za​- szczy​tu: „Mniej więcej około je​de​na​stej, kie​dy Min​kie​wicz mówił: » Nie pij trze​ciej her​ba​ty, prze​cież się upi​jesz…« , po​sta​na​wiałam wyjść. Wówczas Kor​cel​li ma​wiał: » Oto ko​bie​ta, którą by pół Pol​ski chciało od​pro​wa​dzić do domu. A my – nie« . Wzy​wa​li wówczas kogoś zna​jo​me​go i mówili: » od​pro​wa​dzisz tę panią do domu. I za​raz wrócisz. Miesz​ka nie​da​le​ko, wie​my, ile cza​su zaj​mie ci dro​ga tam i z po​wro​tem« ”[36]. Min​kie​wicz, który sam wy​pi​jał dzien​nie trzy czwar​te li​tra wódki, nie zno​sił pi​jaków i pil​no​wał,

żeby przy jego sto​li​ku nie stało pu​ste krzesło. W ten sposób unie​możli​wiał do​sia​da​nie się nie tyl​ko pi​jakom, lecz także każdemu, kto nie zo​stał do sto​li​ka za​pro​szo​ny. Prze​ko​nał się o tym Ja​nusz Głowac​ki, kie​dy przy​pro​wa​dził do SPA​TiF-u dzien​ni​ka​rza „New York Ti​me​sa”, Joh​na Darn​to​na. Po​nie​waż wszyst​kie sto​li​ki były zajęte, za​py​tał Min​kie​wicza, czy mogą się przy​siąść. „Mi​nio” od​- po​wie​dział: „Po​wiedz temu Ame​ry​ka​ni​no​wi, że jaknie przy​szedł w 1945, to niech te​raz spier​da​la”[37]. Nic dziw​ne​go więc, że sko​ro sto​li​ki były z reguły zaj​mo​wa​ne przez stałych by​walców, a wie​- czo​ra​mi do klu​bu scho​dziły się tłumy, zdo​by​cie wol​ne​go miej​sca sta​wało się nie lada wy​zwa​- niem. Reżyser Je​rzy Gru​za wspo​mi​na zda​rze​nie, którego w SPA​TiF-ie bo​ha​te​ra​mi byli ulu​bie​niec pu​blicz​ności Bo​gusław Ko​bie​la i jego żona Małgo​rza​ta, Gru​za właśnie oraz nie​zna​ny im mężczy​- zna. Gru​za sie​dział z Ko​bie​lami przy sto​li​ku, kie​dy pod​szedł do nich ów mężczy​zna i ukłonił się grzecz​nie. Siedzący przy sto​li​ku zro​zu​mie​li ów gest jako prośbę o za​bra​nie wol​ne​go krzesła, więc Ko​bie​la ski​nie​niem głowy wy​ra​ził zgodę. Ja​kie było ich zdzi​wie​nie, gdy ów nie​zna​jo​my złapał nie za krzesło, ale za sto​liki za​brał go na dru​gi ko​niec sali. „Zo​sta​liśmy jak idio​ci. Sie​dzie​liśmy na ka​na​pie wśród krze​seł bez sto​li​ka”[38] – opo​wia​da Gru​- za. Je​re​mi Przy​bo​ra, współtwórca le​gen​dar​ne​go Ka​ba​re​tu Star​szych Panów, uważał, że jego pierw​sza wi​zy​ta w SPA​TiF-ie była czymś w ro​dza​ju do​pusz​cze​nia do śro​do​wi​ska, które na​zwał Par​na​sem, a nastąpiła ona do​pie​ro po suk​ce​sie Ka​ba​re​tu. „Późno, bo późno pan wy​star​to​wał, ale za to tak, że muszę panu po​gra​tu​lo​wać” – po​wie​dział Przy​bo​rze na przy​wi​ta​nie Ja​nusz Min​kie​wicz i za​pro​po​no​wał wy​pi​cie bru​der​sza​ftu, co też pa​no​wie niezwłocznie uczy​ni​li. „Wy​pad​ki po​to​czyły się jak la​wi​na. Prze​cho​dziłem z rąk do rąk, po​da​wa​no mnie so​bie od sto​li​ka do sto​li​ka. Wpraw​dzie byli to na ogól lu​dzie nie​trzeźwi, a re​ak​cje lu​dzi nie​trzeźwych re​du​ko​wać należy do, po​wiedz​my, 30 pro​cent, żeby po​znać, jak by się za​cho​wa​li, gdy​by byli trzeźwi. Ale i ten pro​cent wy​star​- czyłby człowie​ko​wi, żeby od tego osłupiał, wpadł po​tem w stan zażeno​wa​nia, który to stan stop​- nio​wo, ale szyb​ko, prze​cho​dził w eu​fo​rię. Bo jak się za​cho​wać, gdy wy​bit​ny pla​styk przyklęka przede mną, twierdząc, że pocałuje mnie w rękę. Wiem, że słowa nie do​trzy​ma, a jed​nak od​ru​- cho​wo cho​wam prawą dłoń za sie​bie, a tu już ktoś inny – nie mniej sławny reżyser – ciągnie mnie za tę dłoń do swe​go sto​li​ka, przed​sta​wiając pięknej ko​bie​cie, która na moje na​zwi​sko re​agu​je słowa​mi: » Prze​cież wiem!« . I wpi​ja mi się w usta znie​nac​ka, a kie​dy za​czy​nam się od tego pocałunku uwal​niać, patrząc z nie​po​ko​jem na jej part​ne​ra, do​da​je: » Nim się nie przej​muj, on mnie zna« . Po​tem obo​je na​le​wają mi, wy​pi​jam, a tu już ktoś inny, sam Ta​de​usz Kon​wic​ki [pi​- sarz – red.] pod​cho​dzi i mówi: » Zupełnie in​a​czej so​bie pana wy​obrażałem. A tu patrzę – ele​gan​- cik, jak nie przy​mie​rzając Osęka [An​drzej, kry​tyk sztu​ki i dzien​ni​karz – red.]« . Czas przy sto​li​ku Kon​wic​kiego upłynął nam na roz​mo​wie, której zupełnie nie pamiętam, po​dob​nie jak tego, co działo się później”. Przy​bo​ra ucie​szył się bar​dzo z gra​tu​la​cji otrzy​ma​nych od (trzeźwego) An​to​- nie​go Słonim​skie​go (mu​siał to być więc piątek, bo Słonim​ski zaglądał do SPA​TiF-u w piątki), a przede wszyst​kim z aplau​zu, jaki wzbu​dził wśród in​te​li​gen​cji (i cóż z tego, że nie​trzeźwej), sko​ro do in​te​li​gen​cji Ka​ba​ret Star​szych Panów był skie​ro​wa​ny[39]. Nie​roz​wiązaną to​wa​rzyską ta​jem​nicą SPA​TiF-u było za​cho​wa​nie Ka​zi​mie​rza Rudz​kie​go, zna​- ne​go ak​to​ra i kon​fe​ran​sje​ra. Co pe​wien czas sia​dy​wał sa​mot​nie przy sto​li​ku, wyraźnie na kogoś cze​kając. Po kwa​dran​sie do sali wcho​dził sędzi​wy osob​nik o wyglądzie szla​go​na z su​mia​stym, si​- wym wąsem. Rozglądał się i od wejścia donośnie wołał: „Nie ma tu aby Rudz​kie​go?”. Ak​tor zry​-

wał się od sto​li​ka, pod​bie​gał do szla​go​na z otwar​ty​mi ra​mio​na​mi i wołał: „Wuju! Wuju ko​cha​- ny!!!”. „Kaźmirz!!!” – od​krzy​ki​wał „wuj” i ser​decz​nie ści​skał Rudz​kie​go. Po czym obaj spożywa​- li za​kra​pianą ko​lację (Rudz​ki ra​czej jadł, a „wuj” ra​czej za​kra​piał). Po ko​lacji Rudz​ki od​pro​wa​dzał „wuja” do szat​ni i tam, jak później opo​wia​dał by​wal​com klu​bu wszyst​ko​wiedzący szat​niarz Fra​- nio, wkładał dys​kret​nie szla​go​no​wi do kie​sze​ni pal​ta wy​pchaną ko​pertę. Całe to przed​sta​wie​nie po​- wta​rzało się co pe​wien czas. Po co to przed​sta​wie​nie? Wszy​scy w SPA​TiF-ie za​cho​dzi​li w głowę, ale Rudz​ki nig​dy tego nie zdra​dził. Po​wszech​nie było wia​do​mo, że ak​tor po​cho​dził z zasłużonej ro​- dzi​ny księga​rzy, która jed​nakszla​chec​kich ko​no​ta​cji nie miała…[40] In​nym wy​da​rze​niem sze​ro​ko ko​men​to​wa​nym w SPA​TiF-ie był ręko​czyn, którego w klu​bie dopuścił się wiel​ki ak​tor Jan Świ​der​ski. Pobił kry​ty​ka Jana Kot​ta – ponoć re​cen​zja, zda​niem ak​tora, była nie dość po​chleb​na[41]. Po sy​gna​le Fra​nia o końcu za​ba​wy wkra​czały jed​nak ab​sur​dy PRL-u. Roz​ba​wio​ne to​wa​rzy​- stwo, chcąc kon​ty​nu​ować za​bawę, mu​siało udać się do któregoś z in​nych, nie​licz​nych czyn​nych jesz​cze lo​ka​li. Naj​bliżej, na od​cin​ku No​we​go Świa​tu między pla​cem Trzech Krzyży a Ale​ja​mi Je​ro​zo​lim​ski​mi, vis-à-vis „Białego Domu”, jakwar​sza​wia​cy na​zy​wa​li sie​dzibę KC PZPR, znaj​do​- wała się Me​lo​dia (daw​niej Pa​ra​dis). Było to ulu​bio​ne miej​sce na finał za​ba​wy ak​tor​ki Bar​ba​ry Wrze​sińskiej („ar​tyst​ki i sza​man​ki”, jakna​zwała ją Agniesz​ka Osiec​ka, a pry​wat​nie pierw​szej, ale tyl​ko trzy​mie​sięcznej, żony Boh​da​na Łazu​ki). Wrze​sińska pod ko​niec każdego wie​czo​ru spędza​ne​- go w SPA​TiF-ie rzu​cała hasło: „Do » Me​lo​dii« ! Do » Me​lo​dii« !”, i oto​czo​na wia​nusz​kiem mężczyzn szła do tej re​stau​ra​cji. Wśród nich, bywało, znaj​do​wał się i Ja​nusz Min​kie​wicz. Ale przy drzwiach do lo​ka​lu por​tier, który wpusz​czał wszyst​kich SPA​TiF-owców do Me​lo​dii, odciągał „Mi​nia” na bok i sta​now​czo stwier​dzał: „Pan re​dak​tor tu nie wej​dzie. To nie jest miej​sce dla pana re​dak​tora”. I Min​kie​wicz wra​cał chwiej​nym kro​kiem do domu na Sta​rym Mieście[42]. Zo​fia Czer​wińska miała kie​dyś okazję wra​cać po wi​zy​cie w Me​lo​dii do domu mi​li​cyjną nyską. Po pro​stu przed​sta​wi​cie​le władzy chcie​li być uprzej​mi i pod​wieźć ak​torkę. Czer​wińska wsiadła, ale sa​mochód nie ru​szał. „Prze​pra​sza​my, że cze​ka​my takdługo, ale bab​ce klo​ze​to​wej gdzieś ka​bu​ra od pi​sto​le​tu się za​po​- działa” – tłuma​czył się przed ak​torką sierżant[43]. Go​rzej, gdy przyszła fan​ta​zja, aby prze​mieścić się ze SPA​TiF-u do któregoś z da​lej położonych lo​ka​li. Pro​ble​mem oka​zy​wał się trans​port. Taksówki w cza​sach PRL-u były do​brem de​fi​cy​to​wym za dnia (w do​dat​ku to zwy​kle taksówkarz oznaj​miał, dokąd je​dzie, i za​bie​rał tych klientów, którzy chcie​li się do​stać w tamtą oko​licę), a w nocy wręcz nie​osiągal​nym. Te lukę w trans​por​cie wy​ko​rzy​sty​wa​li w War​sza​wie kie​row​cy miej​skich po​le​wa​czek, czyszczących nocą uli​ce mia​sta. Ocze​ki​wa​li na wy​chodzących i za od​po​wied​nią cenę wieźli w wy​bra​ne miej​sce. Za do​dat​kową opłatą włącza​li urządze​nie po​le​wające wodą jezd​nię. Wte​dy pod ko​lej​ny lo​kal lub pod miesz​ka​nie zajeżdżało się z fa​so​nem. Zwy​kle ta​kie wod​ne eks​tra​wa​gan​cje były po​wszech​ne na początku mie​siąca, później mu​siał wy​star​czyć sam prze​jazd. Pro​ble​mem, zwłasz​cza dla osób w sta​nie nie​trzeźwym, było do​sta​nie się do wy​so​ko umiesz​czo​nej szo​fer​ki – mieściło się tam czwo​ro pasażerów. Zo​fia Czer​wińska wspo​mi​na je​den ze szczególnych prze​jazdów. Po wyjściu ze SPA​TiF-u ra​- zem z bar​dzo po​pu​larną wówczas pio​sen​karką Da​nutą Rinn i ak​to​rem Ka​ro​lem Stępkow​skim wgra​mo​li​li się do owej szo​fer​ki i „zamówili” kurs na nie​da​le​ki Fok​sal, do lo​ka​lu Sto​wa​rzy​sze​nia Ar​chi​tektów Pol​skich.

– Tyl​ko niech pan leje! – za​ko​men​de​ro​wała Czer​wińska. – Nie będę lał! – od​po​wie​dział kie​row​ca. – Ja pana proszę, niech pan leje, tu je​dzie sama pani Rinn – na​ma​wiała Czer​wińska. – Ryn nie Ryn, nie będę lał! – padła sta​now​cza od​po​wiedź. – Dla​cze​go? – do​py​ty​wały się obie pa​nie. – Bo ja je​stem szczot​ka – padła od​po​wiedź[44]. *** Lo​ka​le śro​do​wisk twórczych działały także w in​nych dużych mia​stach. Nie wszyst​kie ob​rosły le​- gendą, jak war​szaw​ski SPA​TiF, ale i tam działy się rze​czy cie​ka​we i za​ska​kujące. W Trójmieście był to również SPA​TiF – w So​po​cie przy Mon​te Cas​si​no, zwa​ny z ra​cji cha​rak​te​ry​stycz​ne​go usy​- tu​owa​nia, „na pięter​ku”. Był to lo​kal prze​zna​czo​ny nie tyl​ko dla ak​torów. Przy jego po​wsta​wa​niu uczest​ni​czy​li również trójmiej​scy pla​sty​cy, na przykład Alek​san​der Kobz​dej pro​jek​to​wał do wnętrza ławki. „Spo​ty​ka​liśmy się po to, żeby po​roz​ma​wiać o sztu​ce, ale za​wsze to​wa​rzy​szyły temu nad​mier​- ne ilości al​ko​ho​lu, więc po pew​nym cza​sie wszyst​ko za​mie​niało się we wza​jem​ne wymówki, typu: » a wiesz, gdzie ja mam to two​je ma​lar​stwo?« ”[45] – opo​wia​da prof. Władysław Jac​kie​- wicz, wówczas dzie​kan Wy​działu Ma​lar​stwa Państwo​wej Wyższej Szkoły Sztuk Pla​stycz​nych, później​szy rek​tor. Było to tak nie​miłe, że pro​fe​sor po​sta​no​wił, przy​najm​niej przez pe​wien czas, prze​stać pić al​ko​hol i zo​stać abs​ty​nen​tem. „Początko​wo ko​le​dzy trak​to​wa​li to po​dejrz​li​wie, że jak nie piję, to może je​stem z ja​kie​goś » urzędu« i do​noszę. Ale szyb​ko prze​ko​na​li się, że nie. No i miało to dla nich dobrą stronę: wszy​scy pili, a ja byłem do odwożenia” – wspo​mi​na pro​fe​sor. Do SPA​TiF-u nie należało po pro​stu przyjść. Trze​ba było przy​być w ory​gi​nal​ny sposób – Zby​szek Cy​bul​ski i Bo​gu​mił Ko​bie​la zajeżdżali pod lo​kal na wspólnym mo​to​cy​klu, umo​ru​sa​ni, spóźnie​ni i z ogrom​nym hu​kiem, ale z fa​so​nem, tłumacząc spóźnie​nie tym, że „coś się tam ze​- psuło”, a stu​den​ci uczel​ni pla​stycz​nej ma​sze​ro​wa​li z dwor​ca ko​lej​ki w płasz​czach założonych tył na przód. Z ra​cji położenia lo​kalu na piętrze i tego, że pro​wa​dziły doń stro​me scho​dy, wcho​dze​nie, a zwłasz​cza opusz​cza​nie go po al​ko​ho​lo​wej kon​sump​cji nastręczały kłopotów. Od​czuł to na własnej skórze je​den z trójmiej​skich kry​tyków te​atral​nych. Pew​na ak​tor​ka Te​atru Wy​brzeże nie​- za​do​wo​lo​na z re​cen​zji, po pro​stu zrzu​ciła go ze schodów. So​poc​ki SPA​TiF miał i tę dobrą cechę, że gdy at​mos​fe​ra zro​biła się już zbyt gorąca, można było przejść się na molo i tam ostu​dzić gorące głowy. Po roz​sta​niu się z So​po​tem (PWSSP zo​stała prze​nie​sio​na do gdańskiej Zbro​jow​ni), pla​sty​cy nie za​nie​cha​li wi​zyt w ku​ror​cie i „na pięter​ku” choćby przy oka​zji wer​ni​saży w so​poc​kim Biu​rze Wy​- staw Ar​ty​stycz​nych. Nie​odłącznym ele​men​tem wer​ni​saży były bu​tel​ki wódki, które au​tor wy​sta​- wy mu​siał po​sta​wić na każdym sto​li​ku. Jej obec​ność, a zwłasz​cza nadużycie wywoływały cza​- sem skan​da​le to​wa​rzy​skie. Z salą wy​sta​wową bez​pośred​nio sąsia​do​wał ga​bi​net dy​rek​to​ra, który w znacz​nej części wypełniał ol​brzy​mi fi​lo​den​dron. Pod​czas jed​ne​go z wer​ni​saży, gdy drzwi do obu po​miesz​czeń były otwar​te, ma​larz Ka​zi​mierz Ostrow​ski, który lubił być skan​da​listą, po nadużyciu al​ko​ho​lu wspiął się na ową eg​zo​tyczną roślinę i krzyknął: „Kur​wy do domu!”. „Nikt się nie ru​szył” – kon​klu​du​je prof. Jac​kie​wicz.

SPA​TiF w Łodzi przy Kościusz​ki opa​no​wa​li, co oczy​wi​ste, fil​mow​cy. Obo​wiązywała w nim za​sa​da, że po północy nie wpusz​cza się no​wych gości. Ale dla sław​nych osób było odstępstwo od tej reguły. Zresztą około pierw​szej w nocy lo​kal był już za​my​ka​ny i wte​dy pragnący dal​szej za​- ba​wy prze​no​si​li się do Ca​sa​no​vy. Reżyser Wi​told Lesz​czyński, który prze​niósł się tam pew​nej nocy w to​wa​rzy​stwie Woj​cie​cha Fry​kow​skie​go, ówcze​sne​go play​boya i syna jed​ne​go z naj​bo​- gat​szych pry​wa​cia​rzy w Pol​sce, wspo​mi​na, że po​czuł się tam wte​dy jak „Mu​rzyn w knaj​pie dla białych w RPA” – a to dla​te​go, że ogo​lił się na łyso i drażnił wyglądem gości Ca​sa​no​vy. Gro​ziło mu po​bi​cie, tyl​ko dzięki obec​ności Fry​kow​skie​go udało mu się wyjść z lo​kalu bez szwan​ku[46]. Ale w Łodzi fil​mow​cy szczególną es​tymą trak​to​wa​li ka​wiar​nię Ho​no​rat​ka, co cie​ka​we – lo​kal całko​wi​cie bez​al​ko​ho​lo​wy. Zresztą nie tyl​ko fil​mow​cy – lu​bi​li tam przy​cho​dzić przed​sta​wi​cie​le łódzkiej pa​le​stry, le​ka​rze, na​ukow​cy. Trochę dla​te​go, że Ho​no​rat​ka leżała w do​brym miej​scu, na tra​sie dwo​rzec–Grand Ho​tel. Można było zacząć dzień od do​brej kawy, zjeść na​prze​ciw​ko obiad, za​pra​wio​ny wódeczką, w Hal​ce, a wieczór skończyć w SPA​TiF-ie, Ca​sa​no​vie czy w Ma​li​no​wej w Ho​telu Grand. Ale równie ważna jak lo​kalizacja była at​mos​fe​ra ka​wiar​ni, o którą dba​li jej właści​ciel​ka Ste​fa​nia Bru​dzińska z mężem. Ho​no​rat​ka była czyn​na co​dzien​nie od 10 rano do 22, także w każdą nie​dzielę i święta. Sma​ko​szy, oprócz kawy, przy​ciągały zna​ko​mi​te cia​sta oraz sok z żura​wi​ny do​sko​nały na kaca. Pani Bru​dzińska „mat​ko​wała” swo​im gościom, oso​ba z zewnątrz tego „ho​no​rat​ko​we​go” świa​ta mogła się czuć jak in​truz. Wie​działa, kto jaką kawę pije, była punk​- tem kon​tak​to​wym dla śro​do​wi​ska fil​mo​we​go (w cza​sach de​fi​cy​tu te​le​fonów ta​kie miej​sce było bez​cen​ne), po​zwa​lała cza​sem na ro​bie​nie nie​win​nych dow​cipów. Reżyser Hen​ryk Klu​ba wspo​- mi​na, jak do​stał od kogoś jabłko, ugryzł, ale od razu zo​rien​to​wał się, że coś jest nie tak – cały owoc był na​szpi​ko​wa​ny zapałkami. Wy​ko​rzy​stał mo​ment, gdy per​ku​si​sta Ja​nusz Zyl​ber na chwilę wy​szedł, po​pro​sił właści​cielkę ka​wiar​ni, aby do​sy​pała soli do filiżanki mu​zy​ka. Po dłuższym na​- ma​wia​niu zgo​dziła się. Kie​dy Zyl​ber wrócił do sto​li​ka, filiżanka już stała. Po​mie​szał, wziął spo​ry łyk i nie po​wie​dział ani słowa. W tej chwi​li do ka​wiar​ni wpadł ktoś, krzycząc: „Jak mi się chce pić!”. Zyl​ber bez słowa pod​sunął mu swoją kawę…[47] W Kra​ko​wie naj​piękniej​szym wnętrzem chlu​bił się Klub Dzien​ni​ka​rzy Pod Gruszką – ba​ro​ko​- wa sala o prze​pięknych stiu​kach przy​ciągała jed​nak przede wszyst​kim nie miłośników ar​chi​tek​tu​- ry, lecz spra​gnio​ne al​ko​ho​lu i to​wa​rzy​stwa oso​by z branży. Klub był otwie​ra​ny o go​dzi​nie je​de​- na​stej i od razu po​ja​wia​li się sta​li by​wal​cy. Je​den ze sto​lików, na​zy​wa​ny sto​likiem „zbawców oj​- czy​zny”, był zaj​mo​wa​ny przez kra​kow​skich sa​ty​ryków: Bru​no​na Mie​cu​go​wa, Ma​ria​na Załuskie​- go, Wi​tol​da Ze​chen​te​ra, Ka​ro​la Szpal​skie​go, Bog​da​na Brze​zińskie​go i Lu​dwi​ka Je​rze​go Ker​na. Gościn​nie za​sia​da​li pi​sa​rze Ta​de​usz Kwiat​kow​ski, Ma​rian Romiński i Ta​de​usz Hołuj. To w klu​bie Pod Gruszką pe​wien ame​ry​kański dzien​ni​karz do​stał nie​po​ha​mo​wa​ne​go ata​ku śmie​chu, gdy za​in​- te​re​so​wał się bar​dzo ożywio​nym mężczyzną spędzającym czas przy ba​rze w to​wa​rzy​stwie pięknych ko​biet. Był to re​dak​tor Jan Kal​kow​ski z „Prze​kro​ju”, najsłyn​niej​szy pol​ski pro​pa​ga​tor trzeźwości, który właśnie, jak wytłuma​czo​no Ame​ry​ka​ni​no​wi, prze​pijał ho​no​ra​rium za cykl tekstów an​ty​al​ko​ho​lo​wych dru​ko​wa​nych w tym ty​go​dni​ku[48]. W Szcze​ci​nie miej​scem, gdzie spo​ty​ka​li się przed​sta​wi​cie​le śro​do​wisk twórczych, był Klub 13 Muz, któremu, według le​gen​dy, nazwę miał nadać sam Kon​stan​ty Il​de​fons Gałczyński. Miej​sce było szczególne, bo nie tyl​ko ak​to​rzy zbie​ra​li się tam po spek​ta​klu, aby od​re​ago​wać stres czy prze​- pro​wa​dzić próbę ka​ba​re​tu. „Tu na​wet kur​wy były wspa​niałe, cho​dziły na pre​mie​ry do te​atru, ko​- chały ar​tystów – dosłownie i w prze​nośni, i do​star​czały mia​stu więcej de​wiz niż za​trud​niająca kil​-

ka​naście tysięcy pra​cow​ników Stocz​nia”[49] – wspo​mi​na Jan Ma​cie​jew​ski, reżyser i dy​rek​tor Państwo​wych Te​atrów Dra​ma​tycz​nych. Częsty​mi gośćmi Klu​bu 13 Muz byli po​pu​lar​ni ak​to​rzy, pry​wat​nie wówczas małżeństwo miesz​kające w Szcze​ci​nie – Ma​ria Chwa​libóg i An​drzej Ko​pi​- czyński. „Jeżeli zda​rzał się wieczór, że nie było się w Klu​bie 13 Muz, to właści​wie cze​goś bra​ko​- wało, Muzy to był nasz dru​gi dom”[50] – opo​wia​da An​drzej Ko​pi​czyński. Na​wet pies Ko​pi​- czyńskich, Usu (rasa owczar​ko​po​dob​na), tak trak​to​wał 13 Muz. Szedł do Klu​bu, sia​dał koło Chwa​- libóg albo Ko​pi​czyńskie​go i cze​kał, kie​dy przyj​dzie czas po​wro​tu do domu. Pew​ne​go razu powrót oka​zał się trud​niej​szy niż zwy​kle: chwiejącego się na no​gach Ko​pi​czyńskie​go i jego podśpie​- wujących ko​legów za​trzy​mał pa​trol mi​li​cji. Władza jed​nak nie in​ter​we​nio​wała, bo za​trzy​mani stanęli na bacz​ność i odśpie​wa​li Ma​zur​ka Dąbrow​skie​go.

M 4 TA NA​SZA MŁODOŚĆ iej​sca​mi, gdzie kwitło życie to​wa​rzy​skie lat sześćdzie​siątych, były również klu​by stu​- denc​kie i jaz​zo​we. War​szaw​skie Hy​bry​dy, Sto​doła czy Me​dyk, gdański Żak, łódzkie Pod Siódem​ka​mi przy Piotr​kow​skiej 77… Pierw​sza sie​dzi​ba klu​bu Hy​bry​dy mieściła się przy Mo​ko​tow​skiej w pałacy​ku należącym nie​gdyś do Józefa Igna​ce​go Kra​szew​skie​go. Zresztą to od tytułu jed​nej z po​wieści Kra​szew​skie​go po​cho​dzi na​zwa klu​bu. Dzien​ni​karz Ce​za​ry Pra​sek tak wspo​mi​na klu​bową at​mos​ferę: „Cały klub, jak większość lo​ka​li tego typu w Pol​sce, był prze​- siąknięty kwaśnym za​pa​chem węgier​skie​go białego rie​slin​ga, który się ku​po​wało na kie​lisz​ki, lub grza​ne​go czer​wo​ne​go wina z ko​rze​nia​mi i po​da​wa​ne​go w szklan​kach. W Hy​bry​dach mieściły się czte​ry bu​fe​ty, dwie sale na górze, sześć na dole i dwie w piw​ni​cy. Stały tam pia​ni​no, drew​nia​ne becz​ki w cha​rak​te​rze sto​lików, na których paliły się świecz​ki. Ist​niała w Hy​bry​dach sala bi​lar​do​- wa, to w tam​tych cza​sach w Pol​sce praw​dzi​wa rzad​kość, po​dob​nie sale z sza​fa​mi grającymi”[51]. Ta​kie atrak​cje, a także kli​mat miej​sca, przy​ciągały tłumy. W każdy so​bot​ni wieczór na chod​ni​ku przed klu​bem usta​wiała się spo​ra ko​lej​ka. Cho​ciaż wstęp do klu​bu mie​li for​- mal​nie tyl​ko stu​den​ci i pra​cow​ni​cy wyższych uczel​ni, to jed​nak bawiło się tam spo​ro osób spo​za tego śro​do​wi​ska znających widać spo​so​by, aby prze​ko​nać do mniej ry​go​ry​stycz​ne​go sto​so​wa​nia prze​pisów pil​nujących wejścia. W po​wieści Życie to​wa​rzy​skie i uczu​cio​we gości Hy​bryd nie bez złośliwości spor​tre​to​wał Le​opold Tyr​mand: „Usty​li​zo​wa​ni na mod​nych efebów reżyse​rzy fil​mo​- wi i artyści fo​to​gra​fi​cy nie pierw​szej młodości, w ko​lo​ro​wych ko​szul​kach polo i pa​sia​stych ma​ry​- na​recz​kach o ob​wisłych ra​mio​nach, do​ko​ny​wa​li tu co wieczór przeglądu to​wa​ru rozłożone​go bez tchu na par​cia​nych fo​te​lach po odtańcze​niu ta​siem​co​wej im​pro​wi​za​cji in​spi​ro​wa​nej przez od​- ległe o pół glo​bu klu​by jaz​zo​we West Co​astu”[52]. Ów jaz​zo​wy kli​mat Hy​bryd two​rzy​li naj​lep​si wówczas pol​scy jazz​ma​ni: An​drzej Ku​ry​le​wicz, An​drzej Trza​skow​ski, Krzysz​tof Ko​me​da-Trzciński, Jan Zyl​ber. Pierw​szy kon​cert jaz​zo​wy w Hy​- brydach odbył się 1 lu​te​go 1957 roku. Jam ses​sions, obok stu​denc​kie​go te​atru, ka​ba​re​tu, klu​bu fil​- mo​we​go i wie​czorów po​etyc​kich, były poza wi​zytą w ba​rze i na par​kie​cie spo​so​bem na spędza​nie cza​su w klu​bie. „Do tańca przy​gry​wał tam wówczas zespól The Twi​sters, a jed​nym z pio​sen​ka​rzy ówcześnie występujących był Woj​ciech Gąssow​ski, który śpie​wał za​chod​nie stan​dar​dy po an​-