ROZDZIAŁ PIERWSZY
Shannon Moriarty zerknęła na kartkę, którą trzyma
ła w dłoni, i znów na numer budynku. Dobrze trafiła.
I miała dokładnie trzy minuty, by dotrzeć na osiem
naste piętro na spotkanie z szanownym Burkiem Elli-
sonem Bishopem, jednym z najbardziej rozchwytywa
nych kawalerów w Chicago.
Skinąwszy uprzejmie głową, odźwierny wpuścił ją
do gmachu Bishop Heights i wskazał rząd wind, który
mi mogła wjechać do biura pana Bishopa. Nie zamie
rzała dać się onieśmielić złoceniom i marmurom ele
ganckiego holu. Zarzuciła na ramię skórzany plecaczek
i wkroczyła do jednej z kabin.
Tylko spokojnie. Przeszłaś niejedną taką rozmowę
w poszukiwaniu pracy, przykazała sobie w myślach. Ni
gdy jednak nie starała się o taką posadę.
Drzwi windy rozsunęły się na osiemnastym piętrze,
ukazując hol wysłany łososiowym chodnikiem, maho
niową ladę recepcji i olbrzymi napis złoconymi litera
mi: „Bishop Industries, Incorporated". Wzięła głęboki
Heidi Betts
oddech i podeszła do sekretarki, której uśmiech stop
niem promienności nieco przewyższał poziom .optymi
zmu Shannon.
- Czym mogę służyć? - spytała radosnym tonem.
- Nazywam się Shannon Moriarty. Jestem umówiona
na drugą z panem Bishopem.
Atrakcyjna brunetka w średnim wieku natychmiast
kiwnęła głową potwierdzająco.
- Pan Bishop czeka na panią. Proszę za mną.
Nie miała ani chwili na przygotowanie się - przy
pudrowanie nosa czy przyczesanie rozwianych wiatrem
włosów. Nagle poczuła zdenerwowanie i chętnie sko
rzystałaby z toalety, lecz energiczna sekretarka już ru
szyła długim, wyłożonym mahoniowymi panelami ko
rytarzem do obszernego gabinetu Bishopa.
Po przekroczeniu progu Shannon zamieniła się w
słup soli. Bała się zrobić choćby krok ze strachu, by cze
goś nie zniszczyć. Posadzka z czarnego marmuru lśniła
jak dno głębokiego kanionu w świetle księżyca. Każdy
gość musiał odnosić wrażenie, że będzie sunął w po
wietrzu nad przepaścią. Jedną ze ścian zajmował po
tężny przeszklony kredens, pełen różnokształtnych ka
rafek wypełnionych likierem o barwie jesiennych liści.
Przy drugiej ścianie stał szklany stolik do kawy i czarne
skórzane fotele.
Marmuru, chromu i szkła zużytego do urządzenia
Atrakcyjny kawaler
tego wnętrza wystarczyłoby na remont Kaplicy Syks-
tyńskiej. Biurko gospodarza również było ze szkła.
Uwagę Shannon przykuło wysokie oparcie skórza
nego fotela obracające się lekko w obie strony, jak gdy
by ktoś siedzący do niej tyłem rytmicznie się poruszał,
rozmawiając jednocześnie przez telefon. Ten ktoś bawił
się sznurem aparatu, to zawijając go wokół palca wska
zującego, to znów odwijając.
O Boże! Burkę Bishop we własnej osobie. Najbogat
szy człowiek w stanie Illinois, a może i w całej Amery
ce. Mężczyzna, na którego polują wszystkie niezamęż
ne kobiety ze śmietanki towarzyskiej Chicago, a także
kilka kobiet stanu niecałkiem wolnego, lecz ignorują
cych ten banalny fakt.
Zanim Shannon rzuciła się w panice do ucieczki,
a zaczęła rozważać taką opcję, Burkę Bishop odłożył
słuchawkę i obrócił się z fotelem przodem do biurka.
Szare oczy zmierzyły ją od stóp do głów.
Shannon zaczerwieniła się po uszy, a serce zatrzepota
ło jej w piersi jak spłoszony ptak. Liczne fotografie, które
oglądała w prasie, nie oddawały nadzwyczajnej atrakcyj
ności Bishopa. Miał czarne, krótko przycięte włosy, z któ
rych tylko jeden niesforny kosmyk sterczał nad czołem.
Elegancki garnitur od Armaniego koloru węgla drzewne
go leżał na nim jak ulał. Całości obrazu dopełniał dosko
nale dobrany, wielobarwny jedwabny krawat.
Heidi Betts
- Proszę usiąść, panno Moriarty.
Brzmienie niskiego, ciepłego, budzącego zaufanie
głosu sprawiło, że pod Shannon ugięfy się kolana. Osu
nęła się na jeden z chromowanych czarnych foteli przed
biurkiem, a plecak położyła na podłodze.
- Cieszę się, że panią widzę. - Otworzył gruby skoro
szyt leżący na blacie i przekartkował zawartość. - Po
zwoli pani, że powrócę do kilku szczegółowych kwestii,
które omawiała pani na spotkaniu z moimi lekarzami
i radcami prawnymi.
Przełknęła ślinę. Podczas pamiętnej długiej roz
mowy musiała odpowiedzieć na setki pytań. Spodzie
wała się, że spotkanie z Bishopem będzie wyglądać
podobnie, więc skinieniem głowy wyraziła akcepta
cję.
- Ma pani dwadzieścia sześć lat.
- Zgadza się - odpowiedziała, chociaż słowa biznes
mena były stwierdzeniem, nie pytaniem.
-Absolwentka liceum, obecnie studentka uniwer
sytetu Northeastern Illinois na kierunku pedagogika
wczesnodziecięca.
- Tak.
- Wzorowe wyniki badań lekarskich. Żadnych cho
rób, oprócz typowych dolegliwości dziecięcych.
-Tak.
Najwyraźniej zadowolony z odpowiedzi odłożył skc
Atrakcyjny kawaler
roszyt i wbił przenikliwy wzrok w rozmówczynię, aż
ścisnęło ją w żołądku.
- Chciałbym zadać kilka pytań osobistych, jeśli się
pani zgodzi.
- Oczywiście. - Nie śmiałaby odmówić informacji
przyszłemu pracodawcy.
- Co panią skłoniło do zainteresowania się ogłoszeniem
o poszukiwaniach matki zastępczej, panno Moriarty?
Nie tego pytania oczekiwała, lecz postawiła na
szczerość.
- Potrzebuję pieniędzy. - Kiedy nawet nie mrugnął
okiem, mówiła dalej: - Wiem, że to prozaiczny powód,
ale z pewnością woli pan usłyszeć prawdę niż górno
lotne kłamstwo.
- Na co potrzebne są pani pieniądze?
Wzięła głęboki oddech.
-Moja matka miała udar. Wyszła z tego, ale jest
w o wiele gorszej kondycji zarówno fizycznej, jak i psy
chicznej niż przed chorobą. Potrzebuje całodobowej
opieki. Przez pewien czas mieszkała ze mną, ale nie
mogę być przy niej dzień i noc. Mam przecież studia,
pracę. Matka nie chciała być dla mnie ciężarem. Posta
nowiła się przenieść do domu spokojnej starości, ale
nie zdaje sobie sprawy, ile to kosztuje.
- Prywatny pensjonat „Skowronek". - Bishop przy
wołał z pamięci nazwę ośrodka. - Wspominała jej pa-
Heidi Betts
ni o problemach finansowych związanych z pobytem
w takiej placówce?
- Skądże! - stwierdziła stanowczo. - Matka sądzi, że
płacę rachunki z jej oszczędności. Niestety, te pieniądze
już się skończyły. Na razie jest tam na kredyt, a ja się sta
ram wpłacać co miesiąc jak największą kwotę. Nie mogę
jednak zamartwiać matki szczegółami naszej ciężkiej sytu
acji finansowej. - Głos jej się załamał. Zamrugała powie
kami, by powstrzymać łzy. - Wychowywała mnie przez
tyle lat. Teraz na mnie kolej, żeby się nią zaopiekować.
Pokiwał głową ze zrozumieniem.
- Studiując, pracuje pani w dwóch miejscach: ja
ko recepcjonistka w kancelarii prawnej Benson&Tate,
a wieczorami jako kelnerka w restauracji „The Tavern".
Wzięła pani dwuletni urlop dziekański, żeby zająć się
matką po udarze.
Spuściła wzrok.
- Nalegała, żebym wróciła na uczelnię. Nie chce, że
bym poświęciła dla niej całe swoje życie.
-i gotowa jest pani przyjąć moją ofertę? W swoisty spo
sób poświęcić się, by opłacić pobyt matki w „Skowronku"?
Wyprostowała się w fotelu i z dumą uniosła pod
bródek.
- To moja matka. Zrobiłabym dla niej wszystko.
Wydatne usta Bishopa ułożyły się w coś w rodzaju
uśmiechu.
Atrakcyjny kawaler
- Zdaje sobie pani sprawę, że to zlecenie będzie
wymagać sporego zaangażowania czasowego z pani
strony?
Zadowolona, że rozmowa odchodzi od wątku choro
by matki, Shannon nieco się odprężyła, a nawet ośmie
liła się podnieść wzrok, ze zdumieniem dostrzegając na
obliczu milionera ślad ludzkich uczuć.
- Owszem, ale poza obowiązkiem regularnych badań
lekarskich zyskam możliwość powrotu do zajęć na stu
diach.
Nie wspomniała o cenie emocjonalnej, o wiele wyż
szej niż fizyczna, którą musiałaby zapłacić za dopeł
nienie warunków umowy. Gotowa była jednak wiele
znieść w imię zdrowia i szczęścia matki.
Zastanawiała się przez chwilę, zanim znów się odwa
żyła spojrzeć Bishopowi w oczy.
- Zamierzam ograniczyć liczbę godzin pracy i prze
znaczyć ten czas na studia, ale nie ma mowy o zrezyg
nowaniu z obu posad. Wszystkie pieniądze otrzymane
od pana przeznaczę na opłacenie opieki dla matki. Po
trafię sama się utrzymać.
W pokoju zapadła cisza. Mężczyzna skupił się na
przeanalizowaniu słów Shannon, a następnie powrócił
do kwestii intymnych.
- Proszę wybaczyć, że znów spytam o coś, co moi lu-
dzie już dokładnie zbadali. Nie jest pani obecnie za-
Heidi Betts
angażowana w związek z żadnym mężczyzną, prawda?
Nie prowadzi pani życia seksualnego?
- Nie - odparła szybko. - O to nie musi się pan mar
twić. - Zapomniała już o tej sferze, tak więc Bishop na
prawdę nie miał powodów do niepokoju.
Przyglądał jej się uważnie spod przymrużonych
powiek. Nie była klasyczną pięknością, wymalowa
ną, pewną siebie, taką jak dziesiątki kobiet, z którymi
się umawiał na randki, zanim zarobił pierwszy milion.
Stanowiła raczej przykład kobiety naturalnej, bezpre
tensjonalnej, która nie katowała włosów wymyślnymi
fryzurami i nosiła ubrania w stonowanych barwach,
kierując się wygodą, a nie modą.
Niesforne rude kędziory nasuwały Bishopowi miłe
skojarzenia z wesołymi płomieniami w kominku, zaś
piegowaty nosek aż się prosił, żeby go żartobliwie do
tknąć koniuszkiem palca, a może nawet koniuszkiem
języka, by sprawdzić, czy brązowe kropeczki smakują
jak cynamon.
Miała na sobie długą, wzorzystą bawełnianą spód
nicę i oliwkowy sweter sięgający do pół uda. Strój za
krywał zatem to, co dla każdego mężczyzny najbardziej
interesujące, lecz mimo to Burkę nie powstrzymał się
od kosmatych myśli o ponętnych kształtach ukrytych
pod spodem.
I tu powstał problem.
Atrakcyjny kawaler
Od rana zdążył odbyć spotkania z sześcioma kandy
datkami na matki zastępcze, a na popołudnie umówio
ny był z dwiema kolejnymi. Żadna z nich nie obudzi
ła w nim instynktu erotycznego, i to już od momentu
wkroczenia do gabinetu.
Gdy tylko usłyszał dźwięk klamki, nie przerywając
prowadzonej rozmowy telefonicznej, zerknął na drzwi
i, wystraszony siłą własnej reakcji na pojawienie się
panny Moriarty, natychmiast obrócił fotel oparciem do
wejścia, dając sobie czas na ochłonięcie.
Chociaż wśród wcześniejszych kandydatek pojawiły
się sobowtóry Julii Roberts i Meg Ryan, pozostał obo
jętny na ich wdzięki. Z Shannon Moriarty było inaczej.
Bez trudu potrafił ją sobie wyobrazić jako matkę swo
jego dziecka. Albo dzieci. Problem polegał na tym, że
z taką kobietą wolałby je począć w tradycyjny sposób.
Niedobrze. W jego życiu nie było teraz miejsca na
kobietę. Na projekty biznesowe - owszem. Tak właśnie
traktował to najnowsze przedsięwzięcie, jakim było po
szukiwanie matki dla dziecka, któremu przekaże swoje
geny. A po narodzinach potomka na pewien czas od
pocznie od biznesu i wejdzie w rolę ojca, takiego, jakie
go sam zawsze pragnął mieć, lecz nigdy nie miał.
Związać się z kobietą? Mieć żonę? Nie, dziękuję.
I oto Shannon właśnie wyznała, że interesuje ją tylko
strona finansowa, podobnie jak inne kobiety, które po-
Heidi Betts
znał w życiu. Chciały wydusić jak najwięcej z portfela
multimilionera, a najlepiej zdobyć najcenniejsze trofe
um-jego nazwisko.
Shannon nie zależało na usidleniu najatrakcyjniej
szego kawalera Chicago. Chciała jednak urodzić dzie
cko tegoż kawalera, aby zapewnić opiekę słabowitej
matce. Kierowały nią więc motywy szlachetniejsze niż
w przypadku jej konkurentek, lecz Burkę postanowił
skupić się na biznesowej stronie ich kontaktów i nie
zaglądać w dekolt panny Moriarty...
Odsunął fotel i wstał zza biurka. Shannon również
się podniosła i zarzuciła plecak na ramię. Bishop mi
mowolnie się uśmiechnął i z jego ust padło pytanie,
którego nie zadał żadnej z pozostałych kandydatek.
- Zje pani dzisiaj ze mną kolację?
Po południu spotkał się z ostatnimi kandydatkami
na liście, ale była to czysta formalność. Przeprowadza
jąc rutynowe wywiady, błądził myślami wokół Shan
non. Już wybrał matkę dla swojego dziecka.
Przechadzał się wzdłuż czarnej limuzyny zaparko
wanej pod domem Shannon. Poprosiła, żeby nie robił
sobie kłopotu i nie przychodził po nią do mieszkania.
Miała zejść o siódmej. O szóstej czterdzieści dziewięć
Bishop gotów był pomknąć po schodach na górę. Jak
na biznesmena byłoby to niezbyt profesjonalne zacho
wanie.
Atrakcyjny kawaler
A przecież w interesach nigdy nie tracił zimnej krwi.
Nigdy przed przejęciem innej firmy nie przemierzał
nerwowo korytarza tam i z powrotem. Cieszył się re
putacją twardego, chłodnego negocjatora. Nic nie bu
rzyło jego równowagi.
Zatrzymał się w pół kroku i zmarszczył czoło. Czym
się tak ekscytował? I dlaczego nie potrafił powściągnąć
emocji?
Z rękami w kieszeniach granatowych spodni, w nie
dbałej pozie, oparł się o karoserię. Swoje zdenerwo
wanie przypisał faktowi, że teraz gdy wybrał zastępczą
matkę, projekt biznesowy „Dziecko" zaczął nabierać re
alnych kształtów. I w dodatku ta dziwnie silna reakcja
na obecność Shannon...
Nagle pojawiła się za przeszklonymi drzwiami, z tą
samą torbą-plecakiem, z którą zdawała się nie rozsta
wać. Ubrana była w bluzkę koloru kości słoniowej, mar-
szczoną przy karczku i mankietach oraz wąską brązową
spódnicę do pół łydki. Rudobrązowe pukle spięła złotą
klamrą z tyłu głowy.
Na widok Bishopa uśmiechnęła się, nie promiennie
i nie od ucha od ucha, ale jednak w sposób, od którego
zrobiło mu się cieplej na sercu i nie tylko.
Odpowiedział uśmiechem i otworzył drzwi limuzyny.
- Dziękuję. - Onieśmielona siadła na siedzeniu obi
tym luksusową skórzaną tapicerką.
Heidi Betts
Wśliznął się za nią i zatrzasnął drzwi. Samochód ru
szył niemal natychmiast.
- Proszę się rozgościć. Jak się pani czuje?
Zerknęła na niego trochę spłoszona.
- W porządku. A pan?
Kiwnął głową.
- Ale chyba nie ma mi pani za złe tego zaproszenia?
- zagadnął, przechodząc do sedna sprawy.
Tą otwartością zbił ją z tropu, nie wiadomo zresztą
dlaczego. Tylko ktoś tak bezpośredni mógł dać ogłosze
nie o poszukiwaniu matki zastępczej dla swojego dzie
cka. Wywnioskowała to na podstawie rozmów z praw
nikami i lekarzami, a także z dociekliwych pytań, które
jej zadał osobiście.
Dopiero po chwili dotarł do niej sens słów Bishopa,
a wtedy pokręciła głową. Nie zmieniła zdania. Chciała
urodzić temu mężczyźnie dziecko na zamówienie.
Zanim odpowiedziała na ogłoszenie, sama również
zebrała informacje na temat „pracodawcy". Burkę Elli-
son Bishop uchodził za przyzwoitego człowieka. Jak się
zorientowała, nie miał szczęśliwego dzieciństwa i być
może chciał nadrobić te braki w następnym pokoleniu.
Decyzja, żeby najpierw się postarać o dziecko zamiast
o żonę wydawała się dość dziwna, lecz Shannon czuła,
że Burkę będzie świetnym ojcem. Przeznaczał spore su
my na akcje charytatywne na rzecz dzieci. Widziała na-
Atrakcyjny kawaler
wet w wiadomościach telewizyjnych, że sam brał udział
w podobnych imprezach, bawił się z'dziećmi i nie uda
wał radości, jaką mu to sprawia.
Z drugiej zaś strony świadomość, że przeszła przez
sito selekcyjne, budziła w niej niepokój. Gdyby nie od
powiadała wymaganiom, Bishop nie zaprosiłby jej na
kolację, prawda? Była bardzo zdenerwowana. Nigdy
w życiu nie jechała limuzyną, ale stwierdziła, że szybko
przywykłaby do wygodnych siedzeń i klimatyzacji.
Po paru minutach zatrzymali się przed modną re
stauracją „Le Cirque". Na strzeżonym parkingu stały sa
me wystrzałowe samochody. Oczywiście słyszała o tym
ekskluzywnym lokalu, nawet jednak nie śniła, że kiedy
kolwiek się znajdzie wśród jego klienteli zamawiającej
wyszukane potrawy w niebotycznych cenach.
Burkę najwyraźniej nie przeżywał takich rozterek.
Szofer otworzył drzwi i pomógł Shannon przy wysiada
niu. Przez chwilę obserwowała eleganckich gości wcho
dzących do restauracji. Nagle poczuła na plecach ciepłą
dłoń. Zdobyła się na uśmiech.
- Chyba jestem nieodpowiednio ubrana.
Na tle mężczyzn w garniturach szytych na miarę i ko
biet w wieczorowych sukniach czuła się jak Kopciuszek.
- Skądże! - Minęli portiera. - A poza tym zamówi
łem stolik w zacisznym miejscu i nikt nie będzie się
nam przyglądał.
Heidi Betts
Mówiący z francuskim akcentem kierownik sali, zgię
ty wpół, przeprowadził ich przez wypełnioną po brzegi
gośćmi główną jadalnię do wydzielonego zakątka, w któ
rym stał tylko jeden stolik nakryty dla dwóch osób. Mi
mo początkowych oporów w atmosferze intymnego kąci
ka Shannon poczuła się swobodniej.
Usiadła plecami do ściany ozdobionej rzędem kwia
tów doniczkowych i paproci. Wielkie skórzane okładki
menu kryły listę dań, której nie powstydziłby się żaden
festiwal kuchni z czterech stron świata. Gdy Burkę za-
proponował, że ułoży jadłospis dla nich obojga, przy
stała na to z nadzieją, że żadne egzotyczne paskudztwo
nie wyląduje na jej talerzu. Kelner napełnił kieliszki
czerwonym winem i zniknął z zamówieniem.
- Ma pan jeszcze jakieś pytania?
Shannon spróbowała szlachetnego trunku.
- Sądzę, że mam pełny obraz pani stanu zdrowia i sy
tuacji życiowej.
- Wobec tego w jakim celu zaprosił mnie pan na ko
lację?
Na ustach mężczyzny pojawił się uśmiech. W zamy
śleniu przesunął palcem po nóżce kieliszka z winem.
- Bo chciałem. Czy z tego powodu odczuwa pani dys
komfort?
- Absolutnie - odparła szybko, po części wbrew so
bie. Trudno było się cieszyć pobytem w eleganckim lo-
Atrakcyjny kawaler
kalu, kiedy nieustannie się obawiała, że popełni jakąś
gafę. - Nie wiem tylko, jaki sens ma to zaproszenie,
skoro nie zamierza pan kontynuować wywiadu.
- Proszę zapomnieć o formalnościach. Dziś chciał
bym, żeby się pani odprężyła. Porozmawiamy, pozna
my się bliżej. Na początek proponuję, żebyśmy mówili
sobie po imieniu.
Roześmiała się cichutko i zawstydzona wbiła wzrok
w śnieżnobiały obrus.
- Czytał pan... czytałeś raporty wszystkich lekarzy
i adwokatów, którzy mnie przepytywali i badali od stóp
do głów. Cóż więcej mogę o sobie powiedzieć?
- Moi ludzie są bardzo skrupulatni - przyznał ze
szczyptą goryczy w głosie - ale to nie znaczy, że dzię
ki nim dobrze cię poznałem. Znam tylko twoją grupę
krwi, datę urodzenia i oceny szkolne od zerówki włącz
nie. Dziś natomiast chciałbym się dowiedzieć kilku rze
czy nieuwzględnionych w kwestionariuszach.
- Mianowicie?
- Twój ulubiony kolor, ulubiony smak lodów, pierw
szy zawód miłosny.
- Zgoda. - Nareszcie wiedziała, czego się spodziewać.
- Ale pod warunkiem, że ty też odpowiesz na kilka py
tań.
Zawahał się, lecz w jego oczach błysnęło rozbawie
nie.
Heidi Betts
- Umowa stoi.
Na stół wjechały przystawki. W przerwach między
pałaszowaniem przysmaków Shannon odpowiedziała
na pierwsze trzy pytania.
- Mój ulubiony kolor to zielony. We wszystkich od
cieniach, od miętowego po khaki. Uwielbiam lody mię-
towo-czekoladowe, a na drugim miejscu czekoladowe
z posypką orzechową. Po raz pierwszy złamał mi serce
Tommy Scottoline, w drugiej klasie, kiedy zaczął spę
dzać przerwy z Lucindą Merriweather. - Shannon po
słała Bishopowi łobuzerski uśmiech. - Lucy lubiła się
wspinać na ogrodzenie, gdy miała na sobie sukienkę.
Tommy ubezpieczał ją, na wypadek gdyby zaczęła spa
dać na ziemię. Teraz twoja kolej.
- Mam odpowiedzieć na te same pytania czy na in
ny zestaw? -
- Te same.
- Aha. Ulubiony kolor... chyba czarny. Za lodami nie
przepadam, ale gdybym musiał wybierać to waniliowe.
I nikt nigdy nie złamał mi serca.
Zdumiona Shannon zastygła z widelcem w powie
trzu. Powoli opuściła rękę.
- Nigdy?
- Nigdy. - Burkę nie przerwał jedzenia.
- Jak to? - Zdrowy rozsądek nakazywał przerwać drą
żenie tematu, ale kobieca ciekawość okazała się silniejsza.
Atrakcyjny kawaler
Preferencje kolorystyczne i smakowe rozmówcy nie
zaskoczyły jej. Widziała przecież gabinet, w którym
królowała czerń. Do drogich garniturów nie pasowały
by też lody na patyku. Ale jak zdołał przejść przez życie
bez żadnych urazów uczuciowych? Choćby zawiedzio
nej sympatii do koleżanki z piaskownicy, która zabrała
mu wiaderko?
Wzruszył ramionami.
- Nie sposób przeżyć zawodu miłosnego, jeśli się ni
gdy nie było zakochanym. Nie mam czasu na takie ba
nały.
Shannon ledwie powstrzymała się od śmiechu. Nie
bardzo wierzyła w szczerość tego wyznania.
- Według ciebie miłość jest czymś banalnym? To siła
napędowa losów świata!
- Dolar napędza świat - stwierdził krótko - a miłość
jest przereklamowana.
Otworzyła szeroko oczy.
- To dość cyniczny światopogląd. Nie wszystko ku
pisz za pieniądze.
Wydął ironicznie wargi.
- Owszem, wszystko, jeśli mam ich tyle, ile mam. Po
prostu uważam się za realistę.
Właściwie miał rację. Zamierzał użyć części tych pie
niędzy, aby kupić matkę dla swojego dziecka, a skoro
było go stać na coś takiego, to na wszystko mógł so-
Haldl Betts
bie pozwolić. Swoją drogą zrobiło jej się go żal. Jakże
puste było jego życie, jeśli nawet nie wierzył w miłość,
podczas gdy ona zdążyła poznać potęgę najpiękniejsze
go z uczuć. Istniało tyle typów miłości: między kobie
tą i mężczyzną, między matką i dziećmi, między przy
jaciółmi, do Boga, do ojczyzny... Shannon nie miała
pojęcia, czy Burkę doświadczył którejś z tych odmian
miłości, lecz była pewna, że jego sceptyczne nastawie
nie radykalnie zmieni się w chwili, gdy weźmie na rę
ce własne dziecko, bez względu na to, kim będzie jego
matka. Wtedy Bishop odkryje znaczenie prawdziwej,
bezwarunkowej miłości.
- Powinnaś się cieszyć, że przedkładam kwestie finan
sowe nad sferę tak płynną i nieokreśloną jak ludzkie uczu
cia. Dzięki temu staniesz się bardzo bogata.
Z trudem przełknęła ślinę. Nagle straciła apetyt. Od
łożyła sztućce.
- Czy to znaczy, że podjąłeś już decyzję? - spytała,
nerwowo mnąc rąbek serwetki.
- Podjąłem decyzję, zanim wyszłaś dziś rano z gabi
netu. Chciałbym, żebyś to właśnie ty była matką zastęp
czą dla mojego dziecka. Gratulacje, mamusiu.
ROZDZIAŁ DRUGI
Minęło kilka tygodni od obwieszczenia przez Bisho-
pa pamiętnej decyzji o wyborze Shannon na matkę za
stępczą dla swojego dziecka. W tym czasie widywała go
rzadko i na krótko, aczkolwiek sekretarka dzwoniła wie
le razy z zaproszeniem od pracodawcy na kolację. Shan
non, pełna obaw o najbliższą przyszłość, odrzucała jed
nak wszystkie propozycje Burkea i z ulgą przyjęła fakt, że
nie wywierał na nią nacisków osobiście.
Szczerze mówiąc, chciała z nim spędzać tylko tyle
czasu, ile to konieczne. Najlepiej w towarzystwie osób
trzecich. Gra szła o wielką stawkę: zdrowie matki, za
pewnienie jej opieki, pieniądze obiecane za urodzenie
dziecka i... może nie jej serce, lecz z pewnością rozsą
dek i zdrowe zmysły.
Musiała przyznać, że Burkę Ellison Bishop był dla
niej zbyt przystojny. Raczej nie znajdowała się w orbi
cie jego zainteresowań. Na pewno nie.
Ale ich jedyną wspólną kolację Burkę zamienił bar
dziej w randkę niż w spotkanie biznesowe. Nie dziwiła
Heldl Betts
się, że gazety i kolorowe tygodniki uważały go za jed
ną z najlepszych partii w Chicago. Biły od niego czar
i charyzma. Gdyby nie zachowała ostrożności, ten czar
mógłby zadziałać i na nią. I wpadłaby w kłopoty.
Kontrakt, który podpisała, w jednoznaczny sposób
pozbawiał ją wszelkich praw do dziecka, które miała
powić. Rozumiała potrzebę tak ścisłych obwarowań
umowy i w pełni się z nimi zgadzała. Zgłębiła temat
i wiedziała, że zrzeczenie się praw do maleńkiej istotki,
która będzie dojrzewać w jej ciele przez dziewięć mie
sięcy, będzie jednym z najtrudniejszych problemów
w jej życiu. Podejrzewała wręcz, że rany w jej psychice
nigdy się nie zabliźnią. Świadomość, że Burkę będzie
dobrym ojcem i że zapewni dziecku wspaniałe warunki
rozwoju, pomagała znosić ból. Gdyby dała się ponieść
fascynacji urokiem Bishopa, miałaby większe kłopoty
z przecięciem więzów łączących ją z dzieckiem,
Wzdychając, poprawiła -szpitalną" koszulę, która
wciąż zsuwała jej się z ramion. Siedziała na skraju ko
zetki w gabinecie lekarskim, czekając, aż specjalista
przyniesie probówkę z nasieniem Burke'a i nastąpi pró
ba zapłodnienia. Lekarze ostrzegali, że pierwsza próba
nie zawsze kończy się sukcesem, lecz Burkę się tym nie
przejmował. Pieniądze nie stanowiły przeszkody i stać
go było na każdą liczbę prób, aby osiągnąć cel.
Shannon nigdy nie przepadała za corocznymi wizyta-
Atrakcyjny kawaler
mi kontrolnymi u ginekologa, lecz okazały się one bułką
z masłem w porównaniu z tym, co musiała przejść w cią
gu ostatnich kilku miesięcy. Na widok fotela ginekolo
gicznego robiło jej się niedobrze.
I kiedy już rozważała natychmiastową ucieczkę z ga
binetu, wkroczył lekarz.
- Dzień dobry, panno Moriarty. Gotowa na wielką
chwilę?
Wzięła głęboki oddech, aby zapanować nad dresz
czem, który przeszył ją na myśl o sztucznym zapłod
nieniu i o dziecku, które będzie się w niej rozwijało na
sprzedaż obcemu mężczyźnie.
- Zgłaszam pełną gotowość - stwierdziła z wymuszo
nym uśmiechem.
Uśmiech zamarł jej na ustach w momencie, gdy uj
rzała Burke'a wchodzącego do gabinetu z pielęgniarką.
Miał na sobie garnitur barwy węgla drzewnego i krawat
w prążki. Przez ramię przewiesił płaszcz.
Odruchowo zacisnęła uda. Czekający ją zabieg nie
należał do najprzyjemniejszych, a cóż dopiero perspek
tywa obecności przy tym Bishopa!
Zostawił płaszcz na oparciu krzesła i zerknął na nią
z zatroskaniem.
- Chyba nie masz nic przeciwko temu, że będę śle
dził przebieg zabiegu? Mogę zostać?
Jej ciało pokryło się zimnym potem. W innych oko-
Heldl Betts
licznościach czar, prezencja i zachowanie Bishopa zro
biłyby na niej wielkie wrażenie tak jak na każdej ko
biecie stanu wolnego w Chicago i w całym Illinois.
Czy uległaby pociągowi do tak atrakcyjnego mężczy
zny, to inna kwestia. Była zapracowaną, znerwicowaną
studentką, a Burkę, bogaty, wpływowy przedsiębiorca,
nigdy nawet nie spojrzałby na kogoś takiego jak ona.
Nie ulega jednak wątpliwości, że fascynacja erotyczna
człowiekiem, z którym połączył ją związek biznesowy,
znacznie skomplikowałaby sytuację.
Mimo wszystko nie znalazła w sobie siły, by go po
prosić o wyjście z gabinetu na czas dokonywania aktu
poczęcia jego dziecka.
Położyła się na fotelu ginekologicznym. Lekarz
z pielęgniarką przygotowywali instrumenty. Czuła, że
jest czerwona jak burak. Na szczęście podczas zabiegu
Burkę stał u wezgłowia fotela. Była mu za to wdzięczna.
W pokoju zapadła cisza przerywana tylko lakoniczny
mi poleceniami lekarza. Po kilku minutach wyprosto
wał się i odetchnął głęboko.
- Zrobione. Jeśli szczęście nam dopisze, osiągniemy
sukces za pierwszym razem i nie będziecie musieli tu
wracać.
- Dziękuję, doktorze. - Burkę zaczekał, aż lekarz
zdejmie lateksowe rękawiczki, i uścisnął mu rękę.
Ginekolog wygłosił krótką listę zaleceń. Wniosek był
Atrakcyjny kawaler
taki, że muszą się uzbroić w cierpliwość i zdać się na
mądrość natury. Za miesiąc Shannon powinna się zgło
sić na wizytę kontrolną i ewentualne powtórzenie za
biegu, gdyby pierwsze podejście nie przyniosło rezulta
tu. Do tego czasu mogła prowadzić dotychczasowy tryb
życia i niczym się nie przejmować.
Z kliniki wyszli razem. Na parkingu czekał samo
chód Bishopa z szoferem.
- Mam nadzieję, że nie przysporzyłem ci dyskomfor
tu psychicznego podczas zabiegu.
Podnosząc kołnierz ciepłego płaszcza, wzruszyła ra
mionami i odwróciła wzrok.
- Sądzę, że tego typu sytuacja zawsze jest nieprzy
jemna, bez względu na to, kto przebywa w gabinecie.
Poza tym przecież chodzi o twoje dziecko. - Mimowol
nie położyła dłoń na brzuchu, choć oboje wiedzieli, że
za wcześnie na wyrokowanie, czy zaszła w ciążę. - Za
pewne - dodała z nutą ironii w głosie - miałeś prawo
być obecny przy tej procedurze.
- Być może, niemniej jednak bardzo ci dziękuję. Za
chowywałaś się z wielką godnością - ciągnął wątek, nie
krępując się obecnością szofera, który stał przy otwar
tych drzwiach czarnego sedana w gotowości na sygnał
pracodawcy.
Po raz pierwszy odkąd wyszli z gabinetu, ośmieli
ła się podnieść głowę i spojrzeć w szare oczy Bishopa.
Heidi Betts
I tak jak zawsze, kiedy to robiła, poczuła rozchodzące
się po ciele dziwne ciepło.
- Hojnie mi płacisz za godne zachowanie - stwier
dziła cicho.
Niezręcznie było jej mówić o pieniądzach, lecz w ten
sposób, pomijając aspekt intymno-medyczny ich kon
taktów, przypomniała im obojgu, a zwłaszcza sobie, że
transakcja ma charakter biznesowy.
Wielokrotnie wyobrażała sobie, jak Burkę wygląda
nago. Pod koszulą krył się bez wątpienia szeroki, mu
skularny tors. Kształt ust Bishopa pozwalał się spo
dziewać namiętnych pocałunków. Jaki byłby dotyk je
go dłoni na jej skórze? Delikatny czy szorstki jak papier
ścierny? Raczej delikatny, chyba że spędzał weekendy
w szkole drwali.
Pot zrosił jej czoło. Teraz jednak nie był oznaką za
wstydzenia. Odgarnęła z twarzy potargane wiatrem
włosy i zarzuciła torbę na ramię.
- Muszę iść.
- Pozwól, że cię podwiozę do domu.
Jeden gest i szofer otworzył tylne drzwi auta.
Zerknęła kątem oka na luksusowe wnętrze. Wie
działa, że przyjęcie propozycji Bishopa byłoby wielkim
błędem. Sam na sam w zamkniętej przestrzeni przez
nieokreślony czas? Nie, nie, nie. Ale jak wytrwać w tej
decyzji?
Heidi Betts Atrakcyjny kawaler 3
ROZDZIAŁ PIERWSZY Shannon Moriarty zerknęła na kartkę, którą trzyma ła w dłoni, i znów na numer budynku. Dobrze trafiła. I miała dokładnie trzy minuty, by dotrzeć na osiem naste piętro na spotkanie z szanownym Burkiem Elli- sonem Bishopem, jednym z najbardziej rozchwytywa nych kawalerów w Chicago. Skinąwszy uprzejmie głową, odźwierny wpuścił ją do gmachu Bishop Heights i wskazał rząd wind, który mi mogła wjechać do biura pana Bishopa. Nie zamie rzała dać się onieśmielić złoceniom i marmurom ele ganckiego holu. Zarzuciła na ramię skórzany plecaczek i wkroczyła do jednej z kabin. Tylko spokojnie. Przeszłaś niejedną taką rozmowę w poszukiwaniu pracy, przykazała sobie w myślach. Ni gdy jednak nie starała się o taką posadę. Drzwi windy rozsunęły się na osiemnastym piętrze, ukazując hol wysłany łososiowym chodnikiem, maho niową ladę recepcji i olbrzymi napis złoconymi litera mi: „Bishop Industries, Incorporated". Wzięła głęboki
Heidi Betts oddech i podeszła do sekretarki, której uśmiech stop niem promienności nieco przewyższał poziom .optymi zmu Shannon. - Czym mogę służyć? - spytała radosnym tonem. - Nazywam się Shannon Moriarty. Jestem umówiona na drugą z panem Bishopem. Atrakcyjna brunetka w średnim wieku natychmiast kiwnęła głową potwierdzająco. - Pan Bishop czeka na panią. Proszę za mną. Nie miała ani chwili na przygotowanie się - przy pudrowanie nosa czy przyczesanie rozwianych wiatrem włosów. Nagle poczuła zdenerwowanie i chętnie sko rzystałaby z toalety, lecz energiczna sekretarka już ru szyła długim, wyłożonym mahoniowymi panelami ko rytarzem do obszernego gabinetu Bishopa. Po przekroczeniu progu Shannon zamieniła się w słup soli. Bała się zrobić choćby krok ze strachu, by cze goś nie zniszczyć. Posadzka z czarnego marmuru lśniła jak dno głębokiego kanionu w świetle księżyca. Każdy gość musiał odnosić wrażenie, że będzie sunął w po wietrzu nad przepaścią. Jedną ze ścian zajmował po tężny przeszklony kredens, pełen różnokształtnych ka rafek wypełnionych likierem o barwie jesiennych liści. Przy drugiej ścianie stał szklany stolik do kawy i czarne skórzane fotele. Marmuru, chromu i szkła zużytego do urządzenia
Atrakcyjny kawaler tego wnętrza wystarczyłoby na remont Kaplicy Syks- tyńskiej. Biurko gospodarza również było ze szkła. Uwagę Shannon przykuło wysokie oparcie skórza nego fotela obracające się lekko w obie strony, jak gdy by ktoś siedzący do niej tyłem rytmicznie się poruszał, rozmawiając jednocześnie przez telefon. Ten ktoś bawił się sznurem aparatu, to zawijając go wokół palca wska zującego, to znów odwijając. O Boże! Burkę Bishop we własnej osobie. Najbogat szy człowiek w stanie Illinois, a może i w całej Amery ce. Mężczyzna, na którego polują wszystkie niezamęż ne kobiety ze śmietanki towarzyskiej Chicago, a także kilka kobiet stanu niecałkiem wolnego, lecz ignorują cych ten banalny fakt. Zanim Shannon rzuciła się w panice do ucieczki, a zaczęła rozważać taką opcję, Burkę Bishop odłożył słuchawkę i obrócił się z fotelem przodem do biurka. Szare oczy zmierzyły ją od stóp do głów. Shannon zaczerwieniła się po uszy, a serce zatrzepota ło jej w piersi jak spłoszony ptak. Liczne fotografie, które oglądała w prasie, nie oddawały nadzwyczajnej atrakcyj ności Bishopa. Miał czarne, krótko przycięte włosy, z któ rych tylko jeden niesforny kosmyk sterczał nad czołem. Elegancki garnitur od Armaniego koloru węgla drzewne go leżał na nim jak ulał. Całości obrazu dopełniał dosko nale dobrany, wielobarwny jedwabny krawat.
Heidi Betts - Proszę usiąść, panno Moriarty. Brzmienie niskiego, ciepłego, budzącego zaufanie głosu sprawiło, że pod Shannon ugięfy się kolana. Osu nęła się na jeden z chromowanych czarnych foteli przed biurkiem, a plecak położyła na podłodze. - Cieszę się, że panią widzę. - Otworzył gruby skoro szyt leżący na blacie i przekartkował zawartość. - Po zwoli pani, że powrócę do kilku szczegółowych kwestii, które omawiała pani na spotkaniu z moimi lekarzami i radcami prawnymi. Przełknęła ślinę. Podczas pamiętnej długiej roz mowy musiała odpowiedzieć na setki pytań. Spodzie wała się, że spotkanie z Bishopem będzie wyglądać podobnie, więc skinieniem głowy wyraziła akcepta cję. - Ma pani dwadzieścia sześć lat. - Zgadza się - odpowiedziała, chociaż słowa biznes mena były stwierdzeniem, nie pytaniem. -Absolwentka liceum, obecnie studentka uniwer sytetu Northeastern Illinois na kierunku pedagogika wczesnodziecięca. - Tak. - Wzorowe wyniki badań lekarskich. Żadnych cho rób, oprócz typowych dolegliwości dziecięcych. -Tak. Najwyraźniej zadowolony z odpowiedzi odłożył skc
Atrakcyjny kawaler roszyt i wbił przenikliwy wzrok w rozmówczynię, aż ścisnęło ją w żołądku. - Chciałbym zadać kilka pytań osobistych, jeśli się pani zgodzi. - Oczywiście. - Nie śmiałaby odmówić informacji przyszłemu pracodawcy. - Co panią skłoniło do zainteresowania się ogłoszeniem o poszukiwaniach matki zastępczej, panno Moriarty? Nie tego pytania oczekiwała, lecz postawiła na szczerość. - Potrzebuję pieniędzy. - Kiedy nawet nie mrugnął okiem, mówiła dalej: - Wiem, że to prozaiczny powód, ale z pewnością woli pan usłyszeć prawdę niż górno lotne kłamstwo. - Na co potrzebne są pani pieniądze? Wzięła głęboki oddech. -Moja matka miała udar. Wyszła z tego, ale jest w o wiele gorszej kondycji zarówno fizycznej, jak i psy chicznej niż przed chorobą. Potrzebuje całodobowej opieki. Przez pewien czas mieszkała ze mną, ale nie mogę być przy niej dzień i noc. Mam przecież studia, pracę. Matka nie chciała być dla mnie ciężarem. Posta nowiła się przenieść do domu spokojnej starości, ale nie zdaje sobie sprawy, ile to kosztuje. - Prywatny pensjonat „Skowronek". - Bishop przy wołał z pamięci nazwę ośrodka. - Wspominała jej pa-
Heidi Betts ni o problemach finansowych związanych z pobytem w takiej placówce? - Skądże! - stwierdziła stanowczo. - Matka sądzi, że płacę rachunki z jej oszczędności. Niestety, te pieniądze już się skończyły. Na razie jest tam na kredyt, a ja się sta ram wpłacać co miesiąc jak największą kwotę. Nie mogę jednak zamartwiać matki szczegółami naszej ciężkiej sytu acji finansowej. - Głos jej się załamał. Zamrugała powie kami, by powstrzymać łzy. - Wychowywała mnie przez tyle lat. Teraz na mnie kolej, żeby się nią zaopiekować. Pokiwał głową ze zrozumieniem. - Studiując, pracuje pani w dwóch miejscach: ja ko recepcjonistka w kancelarii prawnej Benson&Tate, a wieczorami jako kelnerka w restauracji „The Tavern". Wzięła pani dwuletni urlop dziekański, żeby zająć się matką po udarze. Spuściła wzrok. - Nalegała, żebym wróciła na uczelnię. Nie chce, że bym poświęciła dla niej całe swoje życie. -i gotowa jest pani przyjąć moją ofertę? W swoisty spo sób poświęcić się, by opłacić pobyt matki w „Skowronku"? Wyprostowała się w fotelu i z dumą uniosła pod bródek. - To moja matka. Zrobiłabym dla niej wszystko. Wydatne usta Bishopa ułożyły się w coś w rodzaju uśmiechu.
Atrakcyjny kawaler - Zdaje sobie pani sprawę, że to zlecenie będzie wymagać sporego zaangażowania czasowego z pani strony? Zadowolona, że rozmowa odchodzi od wątku choro by matki, Shannon nieco się odprężyła, a nawet ośmie liła się podnieść wzrok, ze zdumieniem dostrzegając na obliczu milionera ślad ludzkich uczuć. - Owszem, ale poza obowiązkiem regularnych badań lekarskich zyskam możliwość powrotu do zajęć na stu diach. Nie wspomniała o cenie emocjonalnej, o wiele wyż szej niż fizyczna, którą musiałaby zapłacić za dopeł nienie warunków umowy. Gotowa była jednak wiele znieść w imię zdrowia i szczęścia matki. Zastanawiała się przez chwilę, zanim znów się odwa żyła spojrzeć Bishopowi w oczy. - Zamierzam ograniczyć liczbę godzin pracy i prze znaczyć ten czas na studia, ale nie ma mowy o zrezyg nowaniu z obu posad. Wszystkie pieniądze otrzymane od pana przeznaczę na opłacenie opieki dla matki. Po trafię sama się utrzymać. W pokoju zapadła cisza. Mężczyzna skupił się na przeanalizowaniu słów Shannon, a następnie powrócił do kwestii intymnych. - Proszę wybaczyć, że znów spytam o coś, co moi lu- dzie już dokładnie zbadali. Nie jest pani obecnie za-
Heidi Betts angażowana w związek z żadnym mężczyzną, prawda? Nie prowadzi pani życia seksualnego? - Nie - odparła szybko. - O to nie musi się pan mar twić. - Zapomniała już o tej sferze, tak więc Bishop na prawdę nie miał powodów do niepokoju. Przyglądał jej się uważnie spod przymrużonych powiek. Nie była klasyczną pięknością, wymalowa ną, pewną siebie, taką jak dziesiątki kobiet, z którymi się umawiał na randki, zanim zarobił pierwszy milion. Stanowiła raczej przykład kobiety naturalnej, bezpre tensjonalnej, która nie katowała włosów wymyślnymi fryzurami i nosiła ubrania w stonowanych barwach, kierując się wygodą, a nie modą. Niesforne rude kędziory nasuwały Bishopowi miłe skojarzenia z wesołymi płomieniami w kominku, zaś piegowaty nosek aż się prosił, żeby go żartobliwie do tknąć koniuszkiem palca, a może nawet koniuszkiem języka, by sprawdzić, czy brązowe kropeczki smakują jak cynamon. Miała na sobie długą, wzorzystą bawełnianą spód nicę i oliwkowy sweter sięgający do pół uda. Strój za krywał zatem to, co dla każdego mężczyzny najbardziej interesujące, lecz mimo to Burkę nie powstrzymał się od kosmatych myśli o ponętnych kształtach ukrytych pod spodem. I tu powstał problem.
Atrakcyjny kawaler Od rana zdążył odbyć spotkania z sześcioma kandy datkami na matki zastępcze, a na popołudnie umówio ny był z dwiema kolejnymi. Żadna z nich nie obudzi ła w nim instynktu erotycznego, i to już od momentu wkroczenia do gabinetu. Gdy tylko usłyszał dźwięk klamki, nie przerywając prowadzonej rozmowy telefonicznej, zerknął na drzwi i, wystraszony siłą własnej reakcji na pojawienie się panny Moriarty, natychmiast obrócił fotel oparciem do wejścia, dając sobie czas na ochłonięcie. Chociaż wśród wcześniejszych kandydatek pojawiły się sobowtóry Julii Roberts i Meg Ryan, pozostał obo jętny na ich wdzięki. Z Shannon Moriarty było inaczej. Bez trudu potrafił ją sobie wyobrazić jako matkę swo jego dziecka. Albo dzieci. Problem polegał na tym, że z taką kobietą wolałby je począć w tradycyjny sposób. Niedobrze. W jego życiu nie było teraz miejsca na kobietę. Na projekty biznesowe - owszem. Tak właśnie traktował to najnowsze przedsięwzięcie, jakim było po szukiwanie matki dla dziecka, któremu przekaże swoje geny. A po narodzinach potomka na pewien czas od pocznie od biznesu i wejdzie w rolę ojca, takiego, jakie go sam zawsze pragnął mieć, lecz nigdy nie miał. Związać się z kobietą? Mieć żonę? Nie, dziękuję. I oto Shannon właśnie wyznała, że interesuje ją tylko strona finansowa, podobnie jak inne kobiety, które po-
Heidi Betts znał w życiu. Chciały wydusić jak najwięcej z portfela multimilionera, a najlepiej zdobyć najcenniejsze trofe um-jego nazwisko. Shannon nie zależało na usidleniu najatrakcyjniej szego kawalera Chicago. Chciała jednak urodzić dzie cko tegoż kawalera, aby zapewnić opiekę słabowitej matce. Kierowały nią więc motywy szlachetniejsze niż w przypadku jej konkurentek, lecz Burkę postanowił skupić się na biznesowej stronie ich kontaktów i nie zaglądać w dekolt panny Moriarty... Odsunął fotel i wstał zza biurka. Shannon również się podniosła i zarzuciła plecak na ramię. Bishop mi mowolnie się uśmiechnął i z jego ust padło pytanie, którego nie zadał żadnej z pozostałych kandydatek. - Zje pani dzisiaj ze mną kolację? Po południu spotkał się z ostatnimi kandydatkami na liście, ale była to czysta formalność. Przeprowadza jąc rutynowe wywiady, błądził myślami wokół Shan non. Już wybrał matkę dla swojego dziecka. Przechadzał się wzdłuż czarnej limuzyny zaparko wanej pod domem Shannon. Poprosiła, żeby nie robił sobie kłopotu i nie przychodził po nią do mieszkania. Miała zejść o siódmej. O szóstej czterdzieści dziewięć Bishop gotów był pomknąć po schodach na górę. Jak na biznesmena byłoby to niezbyt profesjonalne zacho wanie.
Atrakcyjny kawaler A przecież w interesach nigdy nie tracił zimnej krwi. Nigdy przed przejęciem innej firmy nie przemierzał nerwowo korytarza tam i z powrotem. Cieszył się re putacją twardego, chłodnego negocjatora. Nic nie bu rzyło jego równowagi. Zatrzymał się w pół kroku i zmarszczył czoło. Czym się tak ekscytował? I dlaczego nie potrafił powściągnąć emocji? Z rękami w kieszeniach granatowych spodni, w nie dbałej pozie, oparł się o karoserię. Swoje zdenerwo wanie przypisał faktowi, że teraz gdy wybrał zastępczą matkę, projekt biznesowy „Dziecko" zaczął nabierać re alnych kształtów. I w dodatku ta dziwnie silna reakcja na obecność Shannon... Nagle pojawiła się za przeszklonymi drzwiami, z tą samą torbą-plecakiem, z którą zdawała się nie rozsta wać. Ubrana była w bluzkę koloru kości słoniowej, mar- szczoną przy karczku i mankietach oraz wąską brązową spódnicę do pół łydki. Rudobrązowe pukle spięła złotą klamrą z tyłu głowy. Na widok Bishopa uśmiechnęła się, nie promiennie i nie od ucha od ucha, ale jednak w sposób, od którego zrobiło mu się cieplej na sercu i nie tylko. Odpowiedział uśmiechem i otworzył drzwi limuzyny. - Dziękuję. - Onieśmielona siadła na siedzeniu obi tym luksusową skórzaną tapicerką.
Heidi Betts Wśliznął się za nią i zatrzasnął drzwi. Samochód ru szył niemal natychmiast. - Proszę się rozgościć. Jak się pani czuje? Zerknęła na niego trochę spłoszona. - W porządku. A pan? Kiwnął głową. - Ale chyba nie ma mi pani za złe tego zaproszenia? - zagadnął, przechodząc do sedna sprawy. Tą otwartością zbił ją z tropu, nie wiadomo zresztą dlaczego. Tylko ktoś tak bezpośredni mógł dać ogłosze nie o poszukiwaniu matki zastępczej dla swojego dzie cka. Wywnioskowała to na podstawie rozmów z praw nikami i lekarzami, a także z dociekliwych pytań, które jej zadał osobiście. Dopiero po chwili dotarł do niej sens słów Bishopa, a wtedy pokręciła głową. Nie zmieniła zdania. Chciała urodzić temu mężczyźnie dziecko na zamówienie. Zanim odpowiedziała na ogłoszenie, sama również zebrała informacje na temat „pracodawcy". Burkę Elli- son Bishop uchodził za przyzwoitego człowieka. Jak się zorientowała, nie miał szczęśliwego dzieciństwa i być może chciał nadrobić te braki w następnym pokoleniu. Decyzja, żeby najpierw się postarać o dziecko zamiast o żonę wydawała się dość dziwna, lecz Shannon czuła, że Burkę będzie świetnym ojcem. Przeznaczał spore su my na akcje charytatywne na rzecz dzieci. Widziała na-
Atrakcyjny kawaler wet w wiadomościach telewizyjnych, że sam brał udział w podobnych imprezach, bawił się z'dziećmi i nie uda wał radości, jaką mu to sprawia. Z drugiej zaś strony świadomość, że przeszła przez sito selekcyjne, budziła w niej niepokój. Gdyby nie od powiadała wymaganiom, Bishop nie zaprosiłby jej na kolację, prawda? Była bardzo zdenerwowana. Nigdy w życiu nie jechała limuzyną, ale stwierdziła, że szybko przywykłaby do wygodnych siedzeń i klimatyzacji. Po paru minutach zatrzymali się przed modną re stauracją „Le Cirque". Na strzeżonym parkingu stały sa me wystrzałowe samochody. Oczywiście słyszała o tym ekskluzywnym lokalu, nawet jednak nie śniła, że kiedy kolwiek się znajdzie wśród jego klienteli zamawiającej wyszukane potrawy w niebotycznych cenach. Burkę najwyraźniej nie przeżywał takich rozterek. Szofer otworzył drzwi i pomógł Shannon przy wysiada niu. Przez chwilę obserwowała eleganckich gości wcho dzących do restauracji. Nagle poczuła na plecach ciepłą dłoń. Zdobyła się na uśmiech. - Chyba jestem nieodpowiednio ubrana. Na tle mężczyzn w garniturach szytych na miarę i ko biet w wieczorowych sukniach czuła się jak Kopciuszek. - Skądże! - Minęli portiera. - A poza tym zamówi łem stolik w zacisznym miejscu i nikt nie będzie się nam przyglądał.
Heidi Betts Mówiący z francuskim akcentem kierownik sali, zgię ty wpół, przeprowadził ich przez wypełnioną po brzegi gośćmi główną jadalnię do wydzielonego zakątka, w któ rym stał tylko jeden stolik nakryty dla dwóch osób. Mi mo początkowych oporów w atmosferze intymnego kąci ka Shannon poczuła się swobodniej. Usiadła plecami do ściany ozdobionej rzędem kwia tów doniczkowych i paproci. Wielkie skórzane okładki menu kryły listę dań, której nie powstydziłby się żaden festiwal kuchni z czterech stron świata. Gdy Burkę za- proponował, że ułoży jadłospis dla nich obojga, przy stała na to z nadzieją, że żadne egzotyczne paskudztwo nie wyląduje na jej talerzu. Kelner napełnił kieliszki czerwonym winem i zniknął z zamówieniem. - Ma pan jeszcze jakieś pytania? Shannon spróbowała szlachetnego trunku. - Sądzę, że mam pełny obraz pani stanu zdrowia i sy tuacji życiowej. - Wobec tego w jakim celu zaprosił mnie pan na ko lację? Na ustach mężczyzny pojawił się uśmiech. W zamy śleniu przesunął palcem po nóżce kieliszka z winem. - Bo chciałem. Czy z tego powodu odczuwa pani dys komfort? - Absolutnie - odparła szybko, po części wbrew so bie. Trudno było się cieszyć pobytem w eleganckim lo-
Atrakcyjny kawaler kalu, kiedy nieustannie się obawiała, że popełni jakąś gafę. - Nie wiem tylko, jaki sens ma to zaproszenie, skoro nie zamierza pan kontynuować wywiadu. - Proszę zapomnieć o formalnościach. Dziś chciał bym, żeby się pani odprężyła. Porozmawiamy, pozna my się bliżej. Na początek proponuję, żebyśmy mówili sobie po imieniu. Roześmiała się cichutko i zawstydzona wbiła wzrok w śnieżnobiały obrus. - Czytał pan... czytałeś raporty wszystkich lekarzy i adwokatów, którzy mnie przepytywali i badali od stóp do głów. Cóż więcej mogę o sobie powiedzieć? - Moi ludzie są bardzo skrupulatni - przyznał ze szczyptą goryczy w głosie - ale to nie znaczy, że dzię ki nim dobrze cię poznałem. Znam tylko twoją grupę krwi, datę urodzenia i oceny szkolne od zerówki włącz nie. Dziś natomiast chciałbym się dowiedzieć kilku rze czy nieuwzględnionych w kwestionariuszach. - Mianowicie? - Twój ulubiony kolor, ulubiony smak lodów, pierw szy zawód miłosny. - Zgoda. - Nareszcie wiedziała, czego się spodziewać. - Ale pod warunkiem, że ty też odpowiesz na kilka py tań. Zawahał się, lecz w jego oczach błysnęło rozbawie nie.
Heidi Betts - Umowa stoi. Na stół wjechały przystawki. W przerwach między pałaszowaniem przysmaków Shannon odpowiedziała na pierwsze trzy pytania. - Mój ulubiony kolor to zielony. We wszystkich od cieniach, od miętowego po khaki. Uwielbiam lody mię- towo-czekoladowe, a na drugim miejscu czekoladowe z posypką orzechową. Po raz pierwszy złamał mi serce Tommy Scottoline, w drugiej klasie, kiedy zaczął spę dzać przerwy z Lucindą Merriweather. - Shannon po słała Bishopowi łobuzerski uśmiech. - Lucy lubiła się wspinać na ogrodzenie, gdy miała na sobie sukienkę. Tommy ubezpieczał ją, na wypadek gdyby zaczęła spa dać na ziemię. Teraz twoja kolej. - Mam odpowiedzieć na te same pytania czy na in ny zestaw? - - Te same. - Aha. Ulubiony kolor... chyba czarny. Za lodami nie przepadam, ale gdybym musiał wybierać to waniliowe. I nikt nigdy nie złamał mi serca. Zdumiona Shannon zastygła z widelcem w powie trzu. Powoli opuściła rękę. - Nigdy? - Nigdy. - Burkę nie przerwał jedzenia. - Jak to? - Zdrowy rozsądek nakazywał przerwać drą żenie tematu, ale kobieca ciekawość okazała się silniejsza.
Atrakcyjny kawaler Preferencje kolorystyczne i smakowe rozmówcy nie zaskoczyły jej. Widziała przecież gabinet, w którym królowała czerń. Do drogich garniturów nie pasowały by też lody na patyku. Ale jak zdołał przejść przez życie bez żadnych urazów uczuciowych? Choćby zawiedzio nej sympatii do koleżanki z piaskownicy, która zabrała mu wiaderko? Wzruszył ramionami. - Nie sposób przeżyć zawodu miłosnego, jeśli się ni gdy nie było zakochanym. Nie mam czasu na takie ba nały. Shannon ledwie powstrzymała się od śmiechu. Nie bardzo wierzyła w szczerość tego wyznania. - Według ciebie miłość jest czymś banalnym? To siła napędowa losów świata! - Dolar napędza świat - stwierdził krótko - a miłość jest przereklamowana. Otworzyła szeroko oczy. - To dość cyniczny światopogląd. Nie wszystko ku pisz za pieniądze. Wydął ironicznie wargi. - Owszem, wszystko, jeśli mam ich tyle, ile mam. Po prostu uważam się za realistę. Właściwie miał rację. Zamierzał użyć części tych pie niędzy, aby kupić matkę dla swojego dziecka, a skoro było go stać na coś takiego, to na wszystko mógł so-
Haldl Betts bie pozwolić. Swoją drogą zrobiło jej się go żal. Jakże puste było jego życie, jeśli nawet nie wierzył w miłość, podczas gdy ona zdążyła poznać potęgę najpiękniejsze go z uczuć. Istniało tyle typów miłości: między kobie tą i mężczyzną, między matką i dziećmi, między przy jaciółmi, do Boga, do ojczyzny... Shannon nie miała pojęcia, czy Burkę doświadczył którejś z tych odmian miłości, lecz była pewna, że jego sceptyczne nastawie nie radykalnie zmieni się w chwili, gdy weźmie na rę ce własne dziecko, bez względu na to, kim będzie jego matka. Wtedy Bishop odkryje znaczenie prawdziwej, bezwarunkowej miłości. - Powinnaś się cieszyć, że przedkładam kwestie finan sowe nad sferę tak płynną i nieokreśloną jak ludzkie uczu cia. Dzięki temu staniesz się bardzo bogata. Z trudem przełknęła ślinę. Nagle straciła apetyt. Od łożyła sztućce. - Czy to znaczy, że podjąłeś już decyzję? - spytała, nerwowo mnąc rąbek serwetki. - Podjąłem decyzję, zanim wyszłaś dziś rano z gabi netu. Chciałbym, żebyś to właśnie ty była matką zastęp czą dla mojego dziecka. Gratulacje, mamusiu.
ROZDZIAŁ DRUGI Minęło kilka tygodni od obwieszczenia przez Bisho- pa pamiętnej decyzji o wyborze Shannon na matkę za stępczą dla swojego dziecka. W tym czasie widywała go rzadko i na krótko, aczkolwiek sekretarka dzwoniła wie le razy z zaproszeniem od pracodawcy na kolację. Shan non, pełna obaw o najbliższą przyszłość, odrzucała jed nak wszystkie propozycje Burkea i z ulgą przyjęła fakt, że nie wywierał na nią nacisków osobiście. Szczerze mówiąc, chciała z nim spędzać tylko tyle czasu, ile to konieczne. Najlepiej w towarzystwie osób trzecich. Gra szła o wielką stawkę: zdrowie matki, za pewnienie jej opieki, pieniądze obiecane za urodzenie dziecka i... może nie jej serce, lecz z pewnością rozsą dek i zdrowe zmysły. Musiała przyznać, że Burkę Ellison Bishop był dla niej zbyt przystojny. Raczej nie znajdowała się w orbi cie jego zainteresowań. Na pewno nie. Ale ich jedyną wspólną kolację Burkę zamienił bar dziej w randkę niż w spotkanie biznesowe. Nie dziwiła
Heldl Betts się, że gazety i kolorowe tygodniki uważały go za jed ną z najlepszych partii w Chicago. Biły od niego czar i charyzma. Gdyby nie zachowała ostrożności, ten czar mógłby zadziałać i na nią. I wpadłaby w kłopoty. Kontrakt, który podpisała, w jednoznaczny sposób pozbawiał ją wszelkich praw do dziecka, które miała powić. Rozumiała potrzebę tak ścisłych obwarowań umowy i w pełni się z nimi zgadzała. Zgłębiła temat i wiedziała, że zrzeczenie się praw do maleńkiej istotki, która będzie dojrzewać w jej ciele przez dziewięć mie sięcy, będzie jednym z najtrudniejszych problemów w jej życiu. Podejrzewała wręcz, że rany w jej psychice nigdy się nie zabliźnią. Świadomość, że Burkę będzie dobrym ojcem i że zapewni dziecku wspaniałe warunki rozwoju, pomagała znosić ból. Gdyby dała się ponieść fascynacji urokiem Bishopa, miałaby większe kłopoty z przecięciem więzów łączących ją z dzieckiem, Wzdychając, poprawiła -szpitalną" koszulę, która wciąż zsuwała jej się z ramion. Siedziała na skraju ko zetki w gabinecie lekarskim, czekając, aż specjalista przyniesie probówkę z nasieniem Burke'a i nastąpi pró ba zapłodnienia. Lekarze ostrzegali, że pierwsza próba nie zawsze kończy się sukcesem, lecz Burkę się tym nie przejmował. Pieniądze nie stanowiły przeszkody i stać go było na każdą liczbę prób, aby osiągnąć cel. Shannon nigdy nie przepadała za corocznymi wizyta-
Atrakcyjny kawaler mi kontrolnymi u ginekologa, lecz okazały się one bułką z masłem w porównaniu z tym, co musiała przejść w cią gu ostatnich kilku miesięcy. Na widok fotela ginekolo gicznego robiło jej się niedobrze. I kiedy już rozważała natychmiastową ucieczkę z ga binetu, wkroczył lekarz. - Dzień dobry, panno Moriarty. Gotowa na wielką chwilę? Wzięła głęboki oddech, aby zapanować nad dresz czem, który przeszył ją na myśl o sztucznym zapłod nieniu i o dziecku, które będzie się w niej rozwijało na sprzedaż obcemu mężczyźnie. - Zgłaszam pełną gotowość - stwierdziła z wymuszo nym uśmiechem. Uśmiech zamarł jej na ustach w momencie, gdy uj rzała Burke'a wchodzącego do gabinetu z pielęgniarką. Miał na sobie garnitur barwy węgla drzewnego i krawat w prążki. Przez ramię przewiesił płaszcz. Odruchowo zacisnęła uda. Czekający ją zabieg nie należał do najprzyjemniejszych, a cóż dopiero perspek tywa obecności przy tym Bishopa! Zostawił płaszcz na oparciu krzesła i zerknął na nią z zatroskaniem. - Chyba nie masz nic przeciwko temu, że będę śle dził przebieg zabiegu? Mogę zostać? Jej ciało pokryło się zimnym potem. W innych oko-
Heldl Betts licznościach czar, prezencja i zachowanie Bishopa zro biłyby na niej wielkie wrażenie tak jak na każdej ko biecie stanu wolnego w Chicago i w całym Illinois. Czy uległaby pociągowi do tak atrakcyjnego mężczy zny, to inna kwestia. Była zapracowaną, znerwicowaną studentką, a Burkę, bogaty, wpływowy przedsiębiorca, nigdy nawet nie spojrzałby na kogoś takiego jak ona. Nie ulega jednak wątpliwości, że fascynacja erotyczna człowiekiem, z którym połączył ją związek biznesowy, znacznie skomplikowałaby sytuację. Mimo wszystko nie znalazła w sobie siły, by go po prosić o wyjście z gabinetu na czas dokonywania aktu poczęcia jego dziecka. Położyła się na fotelu ginekologicznym. Lekarz z pielęgniarką przygotowywali instrumenty. Czuła, że jest czerwona jak burak. Na szczęście podczas zabiegu Burkę stał u wezgłowia fotela. Była mu za to wdzięczna. W pokoju zapadła cisza przerywana tylko lakoniczny mi poleceniami lekarza. Po kilku minutach wyprosto wał się i odetchnął głęboko. - Zrobione. Jeśli szczęście nam dopisze, osiągniemy sukces za pierwszym razem i nie będziecie musieli tu wracać. - Dziękuję, doktorze. - Burkę zaczekał, aż lekarz zdejmie lateksowe rękawiczki, i uścisnął mu rękę. Ginekolog wygłosił krótką listę zaleceń. Wniosek był
Atrakcyjny kawaler taki, że muszą się uzbroić w cierpliwość i zdać się na mądrość natury. Za miesiąc Shannon powinna się zgło sić na wizytę kontrolną i ewentualne powtórzenie za biegu, gdyby pierwsze podejście nie przyniosło rezulta tu. Do tego czasu mogła prowadzić dotychczasowy tryb życia i niczym się nie przejmować. Z kliniki wyszli razem. Na parkingu czekał samo chód Bishopa z szoferem. - Mam nadzieję, że nie przysporzyłem ci dyskomfor tu psychicznego podczas zabiegu. Podnosząc kołnierz ciepłego płaszcza, wzruszyła ra mionami i odwróciła wzrok. - Sądzę, że tego typu sytuacja zawsze jest nieprzy jemna, bez względu na to, kto przebywa w gabinecie. Poza tym przecież chodzi o twoje dziecko. - Mimowol nie położyła dłoń na brzuchu, choć oboje wiedzieli, że za wcześnie na wyrokowanie, czy zaszła w ciążę. - Za pewne - dodała z nutą ironii w głosie - miałeś prawo być obecny przy tej procedurze. - Być może, niemniej jednak bardzo ci dziękuję. Za chowywałaś się z wielką godnością - ciągnął wątek, nie krępując się obecnością szofera, który stał przy otwar tych drzwiach czarnego sedana w gotowości na sygnał pracodawcy. Po raz pierwszy odkąd wyszli z gabinetu, ośmieli ła się podnieść głowę i spojrzeć w szare oczy Bishopa.
Heidi Betts I tak jak zawsze, kiedy to robiła, poczuła rozchodzące się po ciele dziwne ciepło. - Hojnie mi płacisz za godne zachowanie - stwier dziła cicho. Niezręcznie było jej mówić o pieniądzach, lecz w ten sposób, pomijając aspekt intymno-medyczny ich kon taktów, przypomniała im obojgu, a zwłaszcza sobie, że transakcja ma charakter biznesowy. Wielokrotnie wyobrażała sobie, jak Burkę wygląda nago. Pod koszulą krył się bez wątpienia szeroki, mu skularny tors. Kształt ust Bishopa pozwalał się spo dziewać namiętnych pocałunków. Jaki byłby dotyk je go dłoni na jej skórze? Delikatny czy szorstki jak papier ścierny? Raczej delikatny, chyba że spędzał weekendy w szkole drwali. Pot zrosił jej czoło. Teraz jednak nie był oznaką za wstydzenia. Odgarnęła z twarzy potargane wiatrem włosy i zarzuciła torbę na ramię. - Muszę iść. - Pozwól, że cię podwiozę do domu. Jeden gest i szofer otworzył tylne drzwi auta. Zerknęła kątem oka na luksusowe wnętrze. Wie działa, że przyjęcie propozycji Bishopa byłoby wielkim błędem. Sam na sam w zamkniętej przestrzeni przez nieokreślony czas? Nie, nie, nie. Ale jak wytrwać w tej decyzji?