ziomek72

  • Dokumenty7 893
  • Odsłony2 152 937
  • Obserwuję933
  • Rozmiar dokumentów26.3 GB
  • Ilość pobrań1 241 681

Bolesna tajemnica - Schulze Dallas

Dodano: 8 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 8 lata temu
Rozmiar :285.6 KB
Rozszerzenie:pdf

Bolesna tajemnica - Schulze Dallas.pdf

ziomek72 EBooki EBOOK S Schulze Dallas
Użytkownik ziomek72 wgrał ten materiał 8 lata temu. Od tego czasu zobaczyło go już 106 osób, 81 z nich pobrało dokument.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 66 stron)

Dallas Schulze Bolesna tajemnica Tłumaczyła Grażyna Boniecka

Rozdział pierwszy Nie rozmawiali na temat dziecka. Nie spytał jej nawet o zdanie. Darcy Logan ponurym wzrokiem patrzyła przez okno samochodu na szarą ulicę, zalewaną przez deszcz. Szara i smutna pogoda odzwierciedlała jej nastrój. Nigdy wcześniej nie była w Waszyngtonie i nigdy wcześniej nie odczuwała podobnego żalu z powodu ogarniającej ją pustki Dookoła nie brakowało zieleni, to prawda, ale od ich przyjazdu, jej i Cullena, przez tydzień zauważyła zaledwie kilka promyków słońca. Padało, kiedy wylądowali, padało w czasie pogrzebu Susan Roberts i przez kolejne pięć dni. Przestała już wierzyć, że pogoda się zmieni. Oczywiście, pogoda wydawała się odpowiednia, zważywszy powód, dla którego tu się znaleźli. W wieku trzydziestu ośmiu lat zmarła na raka siostra Cullena, pozostawiając półroczną córeczkę. Darcy wzdrygnęła się. Nigdy nie poznała Susan, ale bardzo przeżywała jej śmierć, wyobrażając sobie, przez jaki koszmar musiała przejść ta kobieta. Żyła ze świadomością zbliżającego się końca, a jednocześnie karmiła, przewijała i usypiała swoje dziecko. Znów zerknęła na Cullena. Zdawała sobie sprawę, jak ciężko znosił śmierć siostry. Smutek nie znikał z jego twarzy, pod oczami pojawiły się sine cienie z niewyspania. Zresztą ona też nie spała już kilka nocy, właściwie od momentu, gdy w pokoju hotelowym Cullen powiedział jej, że Susan zostawiła mu pod opieką dziecko. Na początku nie chciała w to uwierzyć, ale gdy Cullen jasno dał jej do zrozumienia, że zamierza spełnić wolę siostry, ogarnęła ją panika i przestała się odzywać. – Jestem jej to winien – rzekł, zanim zdążyła wydusić z siebie jakikolwiek sprzeciw. – Nie podejmuj nieprzemyślanych decyzji – prosiła, zaskoczona swoim spokojnym głosem, bo przecież miała ochotę krzyczeć, że się nie godzi na obecność tego dziecka w ich życiu. – Nie muszę podejmować żadnych decyzji. Susan uczyniła mnie prawnym i jedynym opiekunem dziecka. Zaufała mi, wierząc, że zrobię dla jej córki wszystko, co będzie trzeba.

– To nie znaczy od razu, że ty masz ją wychowywać – tłumaczyła mu Darcy. – Susan wierzyła, że oczywiście ty najlepiej zadecydujesz o losie jej córeczki, ale to może oznaczać, że kto inny będzie się nią opiekować… – Nie ma nikogo innego. Darcy poczuła się jak zwierzę złapane w pułapkę. – A twoi rodzice? Susan mieszkała z nimi. Na pewno im ufała. Są dziadkami dziewczynki. Może byliby bardzo szczęśliwi, mogąc ją wychowywać? – Nie. – Cullen odwrócił się od okna pokoju hotelowego i spojrzał Darcy w oczy. – To nie wchodzi w grę. Zapewniam cię, że nie życzyłaby sobie, aby nasi rodzice zajęli się dzieckiem. To dlatego Susan przepisała na mnie prawa rodzicielskie, wiedziała, że nie dopuszczę do takiego rozwiązania. Darcy patrzyła na niego z przerażeniem. – Ale mówiłeś, że mieszkała z nimi… – Ponieważ utwierdzali ją w przekonaniu, że inaczej sobie nie poradzi – rzekł z goryczą. – Nie rozumiem. – Zrozumiesz, gdy poznasz moich rodziców. Nie jestem w stanie ci tego wytłumaczyć. – Podniósł z łóżka dżinsową kurtkę. – Chodźmy na obiad. Nie miała argumentów, żeby prowadzić dalszą dyskusję, podążyła więc za nim. Jedząc, nie czuła smaku, mogli jej podać nawet trociny, nie zrobiłoby to jej żadnej różnicy. To wszystko działo się wczoraj, a dzisiaj mieli odebrać siostrzenicę Cullena. Darcy wydawało się, że szczęście, którego zaznała w ciągu kilku ostatnich miesięcy, teraz legło w gruzach. – To tutaj – oznajmił beznamiętnym głosem. Zaparkował przy krawężniku. Spojrzała na dwupiętrowy, ładny dom z cegły, otoczony drzewami. Na drewnianym ganku stała wiklinowa kanapa na biegunach, wyłożona poduszkami w roślinne motywy. Bajkowo, pomyślała. Dlaczego Cullen patrzył w stronę domu przerażonym wzrokiem, jakby zobaczył co najmniej lej po bombie, a nie sielskie obejście?

Powstrzymywała chęć, żeby wyciągnąć rękę i pogładzić go po twarzy. Mimo że od ośmiu miesięcy byli kochankami i prawie od pięciu mieszkali razem, nie była pewna, czy ma prawo pocieszać go w bólu. Poznali się na przyjęciu organizowanym przez ich wspólnego przyjaciela. Pod koniec wieczoru Cullen przekonał ją, żeby umówiła się z nim na randkę. Przez ostatnie sześć lat konsekwentnie unikała nawet najbardziej niewinnych relacji z mężczyznami. Pomyślała, że zbyt długo była sama i pewnie dlatego nie potrafiła się mu oprzeć, zwłaszcza że on nie chciał pogodzić się z odmową. Już dawno nikomu nie udało się, tak jak jemu, rozśmieszyć ją i rozweselić. Zgodziła się z nim umówić, wmawiając sobie, że ta zgoda nie miała nic wspólnego z przyspieszonym biciem jej serca. Tydzień później znalazła się z nim w łóżku. A po trzech miesiącach, kiedy dowiedział się, że dom, w którym mieszkała, został przeznaczony do rozbiórki, zaproponował jej, żeby przeprowadziła się do niego. Odmówiła, bojąc się ponownie wiązać z kimś tak blisko. Ale Cullen przekonywał ją, mówiąc, że i tak weekendy spędzała w jego mieszkaniu, a często się zdarzało, że także w tygodniu zostawała u niego. Poza tym wspólne mieszkanie było tańsze. Akurat ten ostatni argument w ich przypadku wydawał się całkiem nieuzasadniony. Oboje nie mieli kłopotów finansowych. Cullen ze wspólnikiem prowadzili firmę budowlaną w Santa Barbara. Darcy natomiast może nie zbijała fortuny na stanowisku specjalisty do spraw kredytów w małym banku, ale zarabiała wystarczająco, żeby wieść wygodne życie. Wspólne mieszkanie nie wynikało więc z chęci oszczędzania. W końcu uległa. Cullen zdążył zająć ważne miejsce w jej sercu. Był jak ogień w zimną, śnieżną noc, nie potrafiła oprzeć się pokusie zbliżenia się do niego jeszcze bardziej, aby się ogrzać. Pięć miesięcy później ciągle, za każdym razem, gdy na niego patrzyła, czuła, że serce zaczyna jej szybciej bić. Domyślała się, że pewnie robił takie samo wrażenie na wszystkich innych kobietach od czasu, gdy tylko stał się młodzieńcem. Był bardzo przystojnym mężczyzną i na pewno miał duże powodzenie u kobiet. Darcy spojrzała na niego i starała się określić, co było w nim takiego, że robił na niej tak piorunujące wrażenie. Jego brązowe włosy były na tyle długie i gęste, że miała ochotę zanurzyć w nich palce i odgarnąć je do tyłu. Jasne niebieskie oczy wydawały się zawsze uśmiechać, nawet wtedy, gdy zachowywał powagę. A kiedy się uśmiechał, każda rozsądna i myśląca kobieta powinna jak najszybciej uciekać. Mimo że uważała się za rozsądną i myślącą, jakoś nigdy nie potrafiła uciec ani za daleko, ani za szybko, żeby nie wpaść w jego ramiona.

Teraz się nie uśmiechał. Trzymając ciągle ręce na kierownicy, spoglądał przed siebie z zaciśniętymi ustami. Darcy zauważyła, że wcale nie patrzył na dom rodziców, miejsce, w którym dorastał, tylko gdzieś daleko w przestrzeń. – To bardzo ładny dom – powiedziała, nie mogąc znieść dłużej męczącej ciszy. – I bardzo przyjemna okolica, tyle tu zieleni i spokoju. – To doskonałe miejsce dla dziecka, chciała powiedzieć, ale powstrzymała się. – Jestem tu pierwszy raz od siedemnastu lat – rzekł i w końcu spojrzał na dom. – Gdy wychodziłem stąd po raz ostatni, przysiągłem, że nigdy już tu nie wrócę. Gorycz i wielki żal w jego głosie wstrząsnęły nią. Nigdy nie opowiadał o rodzicach, stąd wywnioskowała, że nie łączą ich silne więzy. Na pogrzebie Susan jej przypuszczenia potwierdziły się. Zamienił z rodzicami zaledwie kilka zdań. Ale ta gniewna gorycz, jaka w tej chwili go ogarnęła, przeraziła ją. – Domyślam się, że jest jakiś poważny konflikt między tobą a twoimi rodzicami – zaczęła niepewnie. – Ale od tamtej pory minęło tyle lat… – Siedemnaście lat… a jednak ciągle za mało. Nie zatrzymywałbym się tu, gdyby nie… Susan. – Z trudnością przechodziło mu przez gardło słowo „śmierć”, a także imię jego nieżyjącej siostry. Darcy współczującym gestem dotknęła jego dłoni, zaciśniętej na kierownicy. Po raz pierwszy wspólnie stali w obliczu jego osobistej tragedii i nie wiedziała, czy oczekiwał od niej wsparcia, czy raczej powinna zachowywać się powściągliwie. Do niedawna nawet nie miała pojęcia, że miał siostrę. Dowiedziała się o jej istnieniu pewnego ranka, kiedy obudził ich telefon i Cullen usłyszał tę tragiczną wiadomość. – Powinienem był po nią wrócić – wyrzucał sobie. – Dlaczego pozwoliłem jej tu zostać? – Nie była dzieckiem, Cullen. Była od ciebie cztery lata starsza. Skoro zdecydowała się mieszkać tutaj, co mogłeś zrobić? – Nie znasz Susan, ona nie jest… nie była – poprawił się – tak silna jak ty. Nie potrafiła walczyć o swoje prawa, wstawiała się za mną, ale dla siebie nigdy nic nie chciała. Silna jak ona? Boże, czy rzeczywiście uważał ją za silną kobietę? Pomyślała, że widocznie jest lepszą aktorką, niż myślała, skoro nie zauważy jak słaba była w rzeczywistości.

– Ale miała już trzydzieści osiem lat, Cullen. Na miłość boską, pracowała w świetlicy, zarabiała na siebie, nie musiała mieszkać z rodzicami. Gdyby chciała, to by się wyprowadziła. Cullen potrząsnął głową. Spojrzał na nią ponuro i ciężko westchnął. – Nie znasz moich rodziców – powtórzył i wysiadł z samochodu. Nerwowo zaczęła szarpać się z pasem bezpieczeństwa. Powinna z nim porozmawiać, zanim pójdzie do swoich rodziców. Odkąd dowiedziała się, jaka była ostatnia wola Susan, w myśli układała sobie słowa, które chciała mu powiedzieć. Oczywiście odpowiednie słowa, takie, żeby go nie urazić. Kiedy otworzył jej drzwiczki samochodu, akurat uporała się z pasem. Na zewnątrz siąpiło, trudno nawet było nazwać to deszczem. Gdy wysiadała, poczuła wilgoć na włosach. Podał jej rękę. Tak zawsze robił, odkąd się poznali. Na każdym kroku, kiedy potrzebowała, wyciągał do niej pomocną dłoń. Nie chciała tego stracić. A jeśli mu teraz powie to, co zamierzała, może stracić wiele, bardzo wiele. Może stracić Cullena. Położyła rękę na jego ramieniu i podniosła głowę, spoglądając mu w oczy. – Cullen, myślałam o całej nowej sytuacji – zaczęła spokojnym głosem. – Wiem, że chcesz spełnić życzenie Susan, ale czy nie rozważałeś, że może twoja siostrzenica powinna jednak zostać z waszymi rodzicami bez względu na twój konflikt z nimi? – spytała i widząc, że chce jej przerwać, szybko dodała: – Poza wszystkim, mimo że tobie nie układało się tutaj dobrze, to jest jedyny dom, jaki zna ta mała dziewczynka. Może nie powinno się jej stąd zabierać. Prawnik zapewniał, że twoi rodzice są gotowi wychowywać wnuczkę, tu jest pięknie, szkoły też na pewno są dobre i… Uciszył ją, kładąc palec na jej usta. – Wiem, Darcy, co chcesz mi powiedzieć. Nie przedyskutowaliśmy tego wspólnie, z pewnością to nie jest w porządku z mojej strony, że podjąłem decyzję, nie pytając cię o zdanie. Zrozum, że Susan przepisała prawa rodzicielskie na mnie i nie mogę wyjechać stąd bez Angie. – Próbuję się głośno zastanawiać, jakie rozwiązanie byłoby najlepsze dla dziecka – rzekła. Czuła, że się czerwieni. Kłamała, myślała tylko o sobie. Wiedziała, że jeśli dziecko zamieszka w jego domu, ona będzie musiała się wyprowadzić. – Jesteś przekonany, że nie powinna wychowywać się u dziadków? – Nie poznałaś jeszcze moich rodziców – rzekł zirytowany.

Czuła, że nie chciał kontynuować tej rozmowy. – A co z ojcem dziecka? – próbowała się jeszcze dowiedzieć. – Prawnik wyraźnie powiedział, że ojciec nie chce mieć nic wspólnego z dzieckiem. – Może teraz tak sądzi, a jeśli zmieni zdanie? – Jest żonaty i ma trójkę dzieci. W liście, który mi zostawiła Susan, prosiła, żebym nawet nie próbował kontaktować się z nim. Wie o dziecku, proponował pieniądze, ale nic poza tym. – Boże, jakie to straszne – westchnęła Darcy w przypływie współczucia. Pomyślała, że Susan rzeczywiście wiele wycierpiała. Cullen nie chciał zostawić dziecka z dziadkami, ojciec dziecka nie wyrażał zainteresowania, żeby zająć się własną córką. Co więc pozostało? – Nie bądź taka przygnębiona, kochanie – uśmiechnął się do niej. – Nie jestem – skłamała. Nie wiedziała, co malowało się na jej twarzy, ale pocieszała się, że Cullen na pewno nie odczytał ogarniającego ją niepokoju. Przez lata ćwiczyła, jak kontrolować wyraz twarzy, nauczyła się ukrywać prawdziwe emocje. Cokolwiek zobaczył w jej twarzy, wywołało to u niego nieśmiały uśmiech. Ten sam uśmiech, którym skusił ją do łóżka po tygodniowej znajomości. Pogłaskał ją po policzku. – Poradzimy sobie, Darcy, obiecuję. Kiedy tylko we troje znajdziemy się w Santa Barbara, będziemy mieli czas, żeby wszystko sobie poukładać. We troje? Nie spodobały się jej te słowa. Nie potrafiła zmusić się do uśmiechu, skinęła tylko głową. Wystarczyło to Cullenowi, bo pochylił się i pocałował ją w usta. – Dziękuję, że jesteś tu ze mną, najdroższa. Wziął ją za rękę i ruszyli w stronę domu. Darcy czuła się jak skazaniec, czekający na wyrok. Minione osiem miesięcy spędzone z Cullenem należały do najszczęśliwszych w jej życiu. A teraz, jeśli on nie zdecyduje się na zostawienie dziecka rodzicom, ich związek będzie musiał się rozpaść. Cullen wyczuwał napięcie Darcy, widział, że była przygnębiona. Z

pewnością zachował się nie w porządku, nie pytając jej o zdanie w tak ważnej sprawie. Powinni porozmawiać o miejscu dziecka w ich wspólnym życiu, o czekających ich zmianach, o tym, jak będą sobie radzić w nowej sytuacji. Powinien ją spytać, co czuje w związku z pojawieniem się dziecka w domu, który właśnie zaczęli wspólnie tworzyć. Powinien, ale bardzo powoli oswajał się z faktem, że jego siostra umarła, pozostawiając mu córeczkę. W jego ręce oddawała swój największy skarb. Nikt, nawet Darcy, nie mógł go powstrzymać przed spełnieniem woli Susan. Darcy zrozumie, wmawiał sobie. Gdy pozna jego rodziców, od razu pojmie, że nie miał innego wyjścia i będzie wiedziała, dlaczego nawet nie przyszło mu do głowy pytać jej o zdanie. Gdy wszedł na ganek, poczuł skurcz żołądka. Opuszczając dom, był przerażonym siedemnastolatkiem. Teraz miał trzydzieści cztery lata, prowadził dochodową firmę, miał oszczędności w banku. Dorobił się domu, dwóch samochodów i połowy jachtu. Odkąd był z Darcy, wiódł szczęśliwe życie osobiste. Pod każdym względem można go określić mianem człowieka sukcesu. Dlaczego teraz odczuwał ból i wyrzuty sumienia, stojąc przed drzwiami rodzinnego domu, jak gdyby zrobił coś złego? Takie uczucie towarzyszyło mu przez całe dzieciństwo, zostawił je tutaj, gdy odchodził. Ocknął się, gdy Darcy zaczęła nerwowo wyrywać mu swoją rękę, uświadamiając mu, że za mocno ją ściskał. – Przepraszam – wypuścił jej dłoń. – Jestem trochę spięty. – Oboje mamy za sobą ciężki tydzień – uspokajającym gestem dotknęła dłonią jego piersi. Widząc troskę w jej oczach, Cullen od razu się rozluźnił. Pogłaskał ją delikatnie po twarzy. Nawet po ośmiu miesiącach ciągle nie mógł uwierzyć, że naprawdę była z nim. Spodobała mu się od pierwszego wejrzenia. Wybrał się do znajomego na grilla, tylko dlatego, że nie miał nic lepszego do roboty, tłumacząc sobie, że w każdej chwili może stamtąd wyjść. Darcy stała na tle zachodzącego słońca, jej złote włosy wręcz poraziły go. Kiedy ujrzał uśmiech w błyszczących szarych oczach, wiedział, że musi ją poznać… Szybko otrząsnął się ze wspomnień i wrócił do rzeczywistości, do czekającego go zadania. Miał odebrać rodzicom dziecko Susan. Uśmiechnął się przelotnie do Darcy.

– Mam nadzieję, że nie będzie to długo trwało – rzekł. Nie zadzwonił, tylko zapukał w dębowe drzwi. Czując na sobie wzrok Darcy, domyślał się, że chciała mu zadać wiele pytań. Nigdy nie opowiadał jej o swojej rodzinie, nie miała pojęcia, jak się czuł, przyjeżdżając do domu rodziców. On też niewiele wiedział o jej rodzinie. Może powinien ją spytać… Odgłos kroków po drugiej strome drzwi wyrwał go z rozmyślań. Usłyszał stukot obcasów na wypolerowanej dębowej posadzce. Jego matka. Jedyna kobieta, jaką znał, która na co dzień po domu chodziła w butach na wysokich obcasach. Drzwi się otworzyły i stanął twarzą w twarz z matką. Niewiele się zmieniła. Może miała więcej siwych włosów, kilka zmarszczek na czole. Ale oczy pozostały te same, chłodno przyglądające się, oceniające go, szukające przewinienia. Takie jak wtedy, gdy był chłopcem. – Cullen, witaj – rzekła beznamiętnym głosem Meave Roberts. – Witaj – odparł. Był spięty. – Wejdź. – Patrząc niebieskimi oczami, takimi, jakie miał Cullen, zmierzyła wzrokiem Darcy. – Wejdźcie oboje. Darcy czuła napiętą atmosferę, kiedy przekroczyli próg domu. Od razu zauważyła, że rodzice nie czekali na Cullena z wystawnym przyjęciem. Dom był ładnie urządzony. Podłogi z jasnego dębu, kremowe ściany, delikatne akwarele na ścianach, wszystko tworzyło sterylną i spokojną atmosferę. Na pewno dziecko nie pasowało do tego wystroju wnętrza, pomyślała Darcy, a jej nadzieje, że Cullen będzie chciał powierzyć opiekę nad Angie rodzicom, jeszcze bardziej osłabły. – Nic się nie zmieniło – rzekł cicho, właściwie do siebie. – Lubimy z twoim ojcem nasz dom – powiedziała matka, odwracając głowę. – Nie widzimy powodu, żeby coś tu zmieniać. Pani Roberts poprowadziła ich do salonu, w którym również dominowały wyblakłe pastele. Na podłodze leżał miękki gruby dywan w płowym odcieniu. O Boże, przecież widać na nim każdy pyłek, pomyślała Darcy. Bała się spojrzeć za siebie, czy nie zostawiała śladów. – William, Cullen jest tutaj – poinformowała męża Meave równie obojętnym głosem, jakim przywitała syna.

William odsłonił twarz, odkładając gazetę, i wstał z krzesła. Darcy od razu zauważyła duże podobieństwo między ojcem i synem. Mieli takie same rysy twarzy. Taki sam kolor włosów, który ciągle jeszcze przebijał przez siwiznę starszego pana, oczy również niebieskie, choć jaśniejsze u Williama niż u Cullena i jego matki. Oczy Cullena wydawały się jednak zawsze iskrzyć, a usta drgać w uśmiechu, natomiast patrząc na kamienną twarz jego ojca, nie potrafiła sobie wyobrazić śmiejącego się Williama. – Witaj, Cullen – rzekł oschle ojciec. – Ojcze – równie zimno zareagował Cullen – to jest Darcy Logan, Darcy przedstawiam ci moich rodziców. Darcy wymamrotała słowa powitania, czując na sobie świdrujące oczy Williama. – Czy jesteś konkubiną mojego syna? – zapytała bezceremonialnie Meave, zwracając się do Darcy takim tonem, jakby chciała wiedzieć, czy lubi grzanki z dżemem. Konkubiną? Darcy spojrzała na nią zaskoczona. To jeszcze używa się takich określeń? Nie wiedziała, jak zareagować. Cullen wziął ją za rękę i uścisnął. Chciał ją ostrzec czy podtrzymać na duchu? – Mieszkamy razem od pięciu miesięcy – odparł Cullen. – Nie wydaje mi się jednak, żeby mogło to was obchodzić. – Myślę, że mamy prawo wiedzieć, do jakiego domu chcesz zabrać naszą wnuczkę – rzekła matka, zaciskając usta. – Nie macie żadnych praw – odpowiedział spokojnym głosem. – Susan przepisała wyłącznie na mnie prawa rodzicielskie. – Gdyby dłużej pożyła, na pewno zmieniłaby zdanie – odezwał się William. – Zaczęła zdawać sobie sprawę, jak ciężki grzech popełniła, rodząc nieślubne dziecko. – Nie wątpię, że pomogliście wpędzić ją w poczucie winy. Na pewno zadbaliście o to, żeby w każdej minucie każdego dnia pamiętała, jak wielkie popełniła przestępstwo. – W przeciwieństwie do ciebie Susan przynajmniej starała się wierzyć, jak ważna jest moralna postawa – powiedział ojciec, zerkając na Darcy.

No tak, skoro była konkubiną… Boże, naprawdę tak ją określili, pomyślała ciągle zszokowana Darcy. – Gdzie jest dziecko? – ostro spytał Cullen. Choć starał się panować nad swoimi emocjami, w jego głosie dało się słyszeć złość. – Na górze – Meave spojrzała na męża. – Uważamy, że będzie lepiej, jeśli Angie zostanie z nami. Jesteś teraz w takiej sytuacji, która uniemożliwia ci wychowywanie dziecka… – Znieście ją na dół. – Chociaż nie prosiliśmy się o taki ciężar, czujemy, że naszym obowiązkiem jest… – Zamierzasz znieść ją na dół, czy mam sam iść na górę? Lodowaty ton Cullena uciszył matkę. Wyglądał bardzo groźnie. Darcy miała nadzieję, że nigdy nie zwróci się do niej w taki sposób. – Nie mów do matki takim tonem – ostrzegł go ojciec. – Zdecydowaliśmy, że dziecko zostanie z nami. Jeśli chcesz… – Nic mnie nie obchodzi, co zdecydowaliście, do cholery! – wyrzucił z siebie Cullen głosem pełnym nienawiści. – To mnie Susan uczyniła opiekunem prawnym dziewczynki! Jeśli chcecie dochodzić swoich racji, to idźcie do sądu! – Widzę, że nic się nie zmieniłeś od czasu, kiedy byłeś chłopcem – surowym tonem stwierdził William. – Ciągle ponoszą cię emocje i ciągle podejmujesz bezmyślne decyzje. – Chcesz powiedzieć, ojcze, że nie jestem wyzuty z uczuć i nie mam serca z lodu, jak wy oboje. Twoją uwagę traktuję jak komplement. – Myślisz tylko o sobie. Nawet nie zastanowiłeś się, co będzie najlepsze dla dziecka. Jeśli zostanie z nami, zapewnimy jej takie wychowanie, że wyrośnie na porządną kobietę, odróżniającą dobro od zła, wiedzącą… – Żyjącą bez miłości i bez poczucia własnej wartości- przerwał mu syn. – Zniewolicie ją tak samo jak Susan. Próbowaliście zrobić to także ze mną. Miałem szczęście, że Susan mnie kochała i namówiła do ucieczki, zanim zniszczyliście mnie, tak jak ją. – Zrobił krok do przodu, był wyższy o jakieś pięć centymetrów od ojca. – A teraz, czy zamierzacie znieść dziecko na dół, czy mam przeszukać cały dom, żeby ją znaleźć?

Cullen nie podnosił głosu. Nie musiał. Pioruny, jakie sypał wzrokiem wystarczały. Darcy położyła rękę na jego ramieniu, bojąc się, że zaraz uderzy ojca. Poczuła jego napięte mięśnie. Cisza się przedłużała. Pierwszy odwrócił się William. – Przynieś ją – polecił żonie. Meave zagryzła wargi. Spojrzała na Cullena ze złością. Co to za ludzie, że są w stanie z taką nienawiścią traktować swojego syna, a zmarłą przed kilkoma dniami córkę nazywają grzesznicą? Gdzie podział się smutek towarzyszący zazwyczaj stracie bliskiej osoby? Jak mogą nazywać osierocone dziecko ciężarem? Przeszedł ją dreszcz, zapięła marynarkę. Wydawało jej się, że jest tu zimniej niż na zewnątrz. Meave wolnym krokiem ruszyła w stronę drzwi, jej bladoniebieska sukienka prawie nie drgnęła na jej sylwetce. Była tak samo sztywna, bezduszna i uporządkowana jak cały ten dom, przeszło przez myśl Darcy. Teraz nie dziwiła się już, że Cullen tak od razu zdecydował się na opiekę nad dzieckiem. Jakie życie czekałoby to maleństwo w sterylnym i ascetycznym domu? Spędziła tu zaledwie dziesięć minut, a już zdążyła przemarznąć do szpiku kości. Oczekiwali w milczeniu na powrót matki Cullena. Napięcie, które rosło między ojcem i synem nie pasowało do tak bezbarwnego pomieszczenia. Przyglądając się im, Darcy dochodziła do wniosku, że rodzice Cullena nie byli zdolni do żadnych uczuć. Chyba, żeby uznać nieskazitelność za uczucie. Usłyszała stukot obcasów w korytarzu, po chwili do pokoju weszła Meave z zawiniątkiem w ręku. Darcy nagle poczuła ściśnięcie w gardle. Zsunęła rękę z ramienia Cullena. Ruszył w kierunku matki. Meave wahała się przez chwilę, spojrzała na syna, ich oczy spotkały się. Surowy wzrok Cullena przekonał ją, że dalszy opór nie ma sensu. Z niechęcią oddała mu niemowlę. Cullen nie pokazał po sobie żadnego zmieszania, którego spodziewała się Darcy po niedoświadczonym „tatusiu”. Może trochę niezdarnie, ale pewnie trzymał dziecko na rękach. Zauważyła, że kiedy starał się zsunąć z twarzy dziecka kocyk, jego ręka lekko drżała. Wujek i siostrzenica patrzyli na siebie identycznymi niebieskimi oczami. Dziewczynka wyciągnęła małą rączkę i zamachała nią w powietrzu. Zagruchała na powitanie.

– Cześć, malutka – rzekł oczarowany Cullen. Mała Angie okazała się dużo mądrzejsza, niż można się było spodziewać po sześciomiesięcznej istotce, i żeby szybko przekonać do siebie wujka, uśmiechnęła się do niego, pokazując dwa małe ząbki. Cullen też się uśmiechnął. Darcy bezsilnie patrzyła, jak serce jej ukochanego zostało złapane w sidła małych rączek dziecka.

Rozdział drugi – Jesteś pewna, że jest jej wystarczająco ciepło? – po raz kolejny w ciągu dwudziestu minut, odkąd wyjechali od rodziców, zadał to samo pytanie Cullen. – Jest owinięta w kocyk, poza tym włączyłam ogrzewanie. Na zewnątrz trochę siąpi, ale nie jest zimno. Jesteśmy w Seattle, a nie na Syberii. – Przepraszam – uśmiechnął się z zażenowaniem Cullen. – Pytam, bo ona jest taka malutka i bezbronna. – Zazwyczaj wszystkie niemowlęta są takie – odparła i włączyła kierunkowskaz, żeby skręcić na parking supermarketu. Musieli zrobić podstawowe zakupy dla Angie, kupić jedzenie i pieluchy. Z ubrankami mogli poczekać do powrotu do Santa Barbara. W sklepie szybko znaleźli regał z jedzeniem dla dzieci, ale patrząc na szeroki wybór produktów, Cullen w pierwszej chwili zgłupiał, a potem wpadł w panikę. Darcy zrobiło się go żal, więc szybko wybrała i wrzuciła do koszyka mleko w proszku i zupki, starając się nie zwracać uwagi na zawiniątko w rękach Cullena. A okazało się to trudniejsze, niż się spodziewała. Przy kasie chciał oddać jej dziecko, żeby wyjąć portfel. – Nie! – zareagowała gwałtownie. Spojrzał na nią zdezorientowany. – Mam książeczkę czekową na wierzchu, zapłacę – rzekła, siląc się na uśmiech. – W porządku – zgodził się, choć ciągle spoglądał na nią pytającym wzrokiem. Jego uwagę odwróciła kasjerka, która zaczęła szczebiotać do dziecka i Angie natychmiast uśmiechnęła się do niej od ucha do ucha. Kobieta rozpływała się w zachwytach. Cullen patrzył z dumą na dziecko. Darcy odwróciła głowę. Nie chciała, aby dostrzegł wyraz jej twarzy. Kiedy znaleźli się w hotelu, czuła, że gula w jej żołądku urosła do rozmiarów piłki do koszykówki. Marzyła, żeby zamknąć się w łazience i zanurzyć w gorącej

wodzie. Gdy napomknęła o swoim zamiarze Culleno-wi, spojrzał na nią i poprosił błagalnym głosem, żeby nie opuszczała go w tak dramatycznej chwili. W końcu prowadził firmę budowlaną, a nie przedszkole, przypomniała sobie. Skąd miał wiedzieć, jak zająć się dzieckiem? – Myślę, że się zmoczyła – rzekł i zrobił bezradny gest dłonią. – Niemowlętom zdarza się to dość często. Kupiliśmy duży zapas jednorazowych pieluch – wyciągnęła opakowanie z torby i położyła na łóżku. Miał punkt u niej za to, że nie poprosił jej o przewinięcie dziecka. Zaniósł Angie na łóżko, położył i zaczął odwijać z koca. Darcy zamierzała w tym czasie napełnić sobie wannę, ale jakoś nie potrafiła się ruszyć, tylko cały czas obserwowała go. Dłonie Cullena wydawały się ogromne, kiedy odpinał zatrzaski i usiłował zdjąć z Angie różowy kombinezon. Gdy tylko oswobodził nogi dziecka, dziewczynka zaczęła energicznie kopać i wymachiwać rękami w powietrzu. Po chwili otworzyła buzię i bardzo głośno krzyknęła. Cullen jak oparzony odskoczył od niej. Miał bardzo wystraszoną minę. – Co jest? Myślisz, że coś ją zabolało? – Nic złego się nie stało, ona tylko chce ci przypomnieć o swojej obecności. – Jakbym jej nie zauważał – wymamrotał, podchodząc powoli do dziecka. Zabrał się do tego nieporadnie, ale w końcu udało mu się zdjąć jej plastikowe majtki i usunąć mokrą pieluchę. Angie kopała coraz mocniej, jakby podobało jej się, że jest naga. Wyciągnął czystą pieluchę z opakowania, które podsunęła mu Darcy. Starał się założyć ją dziecku, ale Angie niemożliwie wierzgała nogami. Spojrzał na Darcy z nadzieją, że może mu podpowie, jak zapanować nad sześciomiesięczną energiczną dziewczynką, ale Darcy tylko wzruszyła ramionami. Kilka minut później, po wielu nieudanych próbach, zirytowany robił kolejne podejście. Angie uśmiechała się do niego, wierzgając nogami i gaworząc zawzięcie, jakby chciała powiedzieć: – A widzisz? Wygrałam! Darcy nie wiedziała, czy ma się śmiać, czy mu współczuć. Mimo że w

pokoju było raczej chłodno, widać było, że Cullen zdążył się już spocić, usiłując poradzić sobie z Angie. – Pozwól, że spróbuję – podeszła do niego i wyciągnęła rękę po pieluchę. – Myślę, że nie chce ich nosić – rzekł zrezygnowany Cullen. – Ona tylko sprawdza, kto tu jest szefem – rozłożyła pieluszkę obok dziecka. – Ona nim jest – odparł zrezygnowany. – Czy zamierzasz dać się terroryzować przez maleństwo, które nie waży nawet siedmiu kilo? – Chyba tak. – Tchórz. – Spojrzała na Angie, która wesoło machała rączkami i gruchała. Darcy nie potrafiła się powstrzymać, żeby się do niej nie uśmiechnąć. Nagle poczuła, jakby otworzyła się w niej klapka od dawna zamknięta. Przecież miała zachować dystans, nie powinna się angażować, napominała siebie w myślach. – Twój wujek jest tchórzem- rzekła do dziecka. – Wyobraź sobie, że taki duży człowiek jak on chce pozwolić, żeby rządziło nim takie maleństwo jak ty. Angie piszczała i wierzgała, gdy Darcy chwyciła jej nóżki w jedną rękę, a drugą wsunęła pod pupę pieluszkę. Po chwili niemowlę było przewinięte i ubrane w śpioszki. – Jak ty to zrobiłaś? – spytał podejrzliwie, jakby przeoczył jakiś ważny szczegół tej skomplikowanej operacji. – Musisz tylko pamiętać, żeby przewijać zdecydowanymi ruchami, no i… że to ty jesteś silniejszy od niej. – Bałem się, że zrobię jej krzywdę – przyznał, patrząc z czułością na siostrzenicę. – Nie tak łatwo. Niemowlęta są dużo wytrzymalsze niż… – urwała. Słowa stanęły jej w gardle. – Niż sądzę – dokończył za nią, nie zauważając jej zmieszania. – Masz rację. No tak, muszą być silne, w końcu gdyby było inaczej, to na kogo wyrastaliby ludzie? Na słabeuszy? Mam jednak taki nieuzasadniony lęk… przecież jest taka drobniutka. – Pochylił się i pozwolił, żeby Angie chwyciła go za palec. – Patrz, jakie ma malutkie paluszki, a widziałaś jej stopki?

– Tak – odparła Darcy spokojnym głosem. – To niewiarygodne, prawda? – Niewiarygodne – powtórzyła za nim. Spojrzał na nią z uśmiechem, ona też próbowała się uśmiechnąć, po czym odwróciła się i podeszła do telefonu. – Za chwilkę mała będzie głodna. Zadzwonię do recepcji. Muszę dowiedzieć się, gdzie możemy podgrzać mleko. – Tak, masz rację. Chcę też zadzwonić do Sary, żeby zrobiła nam zakupy na jutro rano. – Zakupy? Sara Randall była sekretarką Cullena. Darcy spotkała ją kilka razy i Sara zrobiła na niej bardzo miłe wrażenie. – No wiesz, wszystko, co potrzeba dziecku, łóżeczko, wózek, wanienka… Sara ma troje wnuków, myślę, że wie, co należy kupić. – Dobry pomysł – skomentowała i podniosła słuchawkę. No tak, kupowanie mebelków dziecięcych znajdowało się na liście ulubionych czynności Darcy, zaraz obok kanałowego leczenia zęba czy farbowania włosów na fioletowo. – Nie wiem, co bym począł bez Susan – rzekł zniżonym głosem Cullen, żeby nie obudzić dziecka, śpiącego w łóżeczku dostarczonym przez obsługę hotelową. – Tylko dzięki niej zniosłem dzieciństwo. Oboje leżeli w łóżku. Darcy czuła się wyczerpana zarówno fizycznie, jak i psychicznie. Nie mogła zasnąć. Zdawała sobie sprawę, że Cullen przeżywał to samo. – Musieliście być bardzo zżyci. – Patrzyła na jego profil, oświetlony przez światło księżyca przebijające się przez cienkie firanki. – To prawda. Myślę, że uciekłbym jeszcze wcześniej, gdyby nie ona. Nie chciałem zostawiać Susan, wiedziałem, że nie będzie chciała ze mną odejść. – Dlaczego? Jeśli cierpieliście oboje, dlaczego została? – Może zabrzmi to melodramatycznie, ale ubezwłasnowolnili ją psychicznie, żyła w wiecznym poczuciu winy – westchnął i podciągnął prześcieradło pod szyję. – Nie przypominam sobie, żeby kiedykolwiek rodzice nas pochwalili. Odkąd

pamiętam, zawsze mi powtarzali, że jestem nieudacznikiem i że muszę ciężko odpokutować swoje grzechy, żeby zasłużyć sobie na miłość Boga. Wtedy myślałem, że gdyby oni mnie kochali, to może czułbym także, że jestem kochany przez Boga bez względu na to, jaki jestem. – To niemożliwe, chyba jednak musieli cię kochać… jakoś tak na swój niedoskonały sposób – rzekła bez przekonania w głosie, przypominając sobie, z jaką chłodną, pogardliwą obojętnością patrzyli na niego dzisiaj. – Nie wydaje mi się. To zimni i bezduszni ludzie – mówił bez złości, stwierdzał smutne fakty. – Nigdy nas nie przytulali, nie powiedzieli, że coś dobrze zrobiliśmy. Jeśli przynosiliśmy ze szkoły złe oceny, wysyłali nas do pokoju i kazali pokutować za grzechy i nie odzywali się do nas przez tydzień. Gdy dostawaliśmy piątki, nic nie mówili. Myślę, że łatwiej byłoby znieść bicie, przynajmniej wyrażałoby to jakieś emocje. – Dojrzewałeś w samotności – rzekła ciepło Darcy, wyobrażając sobie ze smutkiem Cullena jako małego chłopca. – Susan miała cztery lata, gdy się urodziłem. Myślę, że bardzo pragnęła miłości. Opiekowała się mną od małego, zawsze była dumna, kiedy coś mi się udawało, pocieszała mnie, kiedy coś mi się nie powiodło. – Wspaniała siostra… – Była najlepsza i jedyna… – westchnął. – Kiedy wyjechałem z domu, pozostawaliśmy w kontakcie. Gdy udało mi się jako tako urządzić, zaproponowałem, żeby się do mnie przeniosła. Zawsze mnie jednak zbywała, więc nie nalegałem. – W jego głosie brzmiało wyraźne poczucie winy. – Cullen, nie potępiaj siebie za to, że Susan nie uciekła od rodziców – niepewnie położyła rękę na jego ramieniu. – Sama podjęła taką decyzję. – Chyba bała się ich zostawić albo nie chciała stać się intruzem w moim życiu. – Może, ale to ciągle był jej samodzielny wybór, pamiętaj o tym. Nie dręcz się tym, że nie przyjęła twojego zaproszenia, ani tym, że jej nie przekonałeś, aby opuściła rodziców. Zapanowało milczenie, miała nadzieję, że dotarły do niego jej słowa. Przecież nikt nie jest w stanie uszczęśliwić kogoś wbrew jego woli. – Ukryła przede mną fakt, że zachorowała – rzekł po chwili żałosnym tonem.

– Nie chciała cię martwić. – Gdybym wiedział, przyjechałbym, aby się nią opiekować. – Na pewno tak byś zrobił – delikatnie przysunęła się do niego. – Rozmawiałem z nią miesiąc temu. Gdy zapytałem ją, jak się czuje, odpowiedziała, że jest trochę zmęczona, to wszystko. Spieszyłem się na jakieś spotkanie i zapomniałem dodać, że ją kocham – nagle jego głos przybrał płaczliwy ton. – Wiedziała, Cullen, jestem pewna, że wiedziała… – Objęła ręką jego szyję i starała się go przytulić. W pierwszym momencie opierał się, ale po chwili sam objął ją ramieniem. Gładziła go po głowie, starała się tym współczującym gestem jakoś mu ulżyć. – Nie zdążyłem się z nią pożegnać – objął ją mocno. Zastanawiała się, czy mogła mu jakoś pomóc? Dopiero czas wygoi rany. Czasami nawet czas nie pomaga, pomyślała, i łzy napłynęły jej do oczu, uniosła się lekko i zerknęła na śpiące niemowlę. Po ciężkiej nocy obudzili się zmęczeni. Trudno było im zebrać się do wyjazdu, jednak musieli się spieszyć na lotnisko. Angie okazała się oczywiście rannym ptaszkiem, co manifestowała w sposób ostentacyjny. Niewiele mogli na to poradzić. Postanowili dzielnie znosić jej głośne protesty w czasie jazdy na lotnisko. Gdy znaleźli się na pokładzie samolotu, przestała płakać i wrócił jej humor. Po starcie, za radą Darcy, Cullen nakarmił dziecko. I jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki w czasie całego lotu ani razu nawet nie jęknęła. Kiedy Angie znalazła się w swoim nowym domu, piszczała na znak radości. Darcy też odetchnęła po tragicznym tygodniu. Mieszkanie wydawało się być rajem. Odwróciła twarz w stronę słońca, żeby się ogrzać. Ale nawet kalifornijskie promienie nie potrafiły jej uspokoić, gdy patrzyła na Cullena, trzymającego w ramionach dziecko. Ich oczy się spotkały i Darcy wysiliła się na uśmiech. Miał przed sobą ciężkie zadanie, nie dość, że cierpiał z powodu straty siostry, to jeszcze musiał się zająć niemowlęciem. Nie potrzebował dodatkowego napięcia, jakie wprowadziłby w jego życie manifestowany niepokój Darcy. Sara Randall zasłużyła sobie na dozgonną wdzięczność. Nie dość, że zrobiła wielkie zakupy i nie zapomniała o niczym, to jeszcze zajęła się dostarczeniem ich do domu i razem z Kielem, wspólnikiem Cullena, urządzili tu tymczasowy żłobek. Cullen zawsze zostawiał klucze w biurze, tak na wszelki wypadek. Teraz ten

zwyczaj okazał się bardzo przydatny. Zmęczona Darcy z wdzięcznością przywitała Sarę. Starsza pani wzięła na ręce Angie i nie przestawała się nią zachwycać. W całym zamieszaniu Darcy mogła odetchnąć i przez chwilę nie zmuszać się do radości. Nie zaprzeczała, że Angie jest cudowną małą dziewczynką, ale wolała tego nie zauważać. Powtarzała sobie w duchu, że musi przetrwać tę noc, następnego dnia pójdzie do pracy i na pewno się uspokoi. Każde spojrzenie na Angie wywoływało w niej bolesny skurcz. Potrzebowała czasu i dystansu, żeby przystosować się do nowej sytuacji, musiała na nowo poukładać sobie życie. Miała dwa wyjścia – albo przyzwyczaić się do obecności Angie w swoim życiu, w ich życiu, albo opuścić Cullena. W chwili obecnej nie czuła się na tyle silna, żeby odejść, musiała zatem znaleźć inne rozwiązanie. Kolejnej nocy po powrocie do domu, Darcy obudziła się nagle zlana potem, cała się trzęsła. Koszmar wyrwał ją ze snu, nie pamiętała dokładnie obrazów, ale pamiętała strach. Już dawno nie prześladował ją ten senny koszmar. Nigdy nie potrafiła sobie przypomnieć treści, jedynie słyszała przeraźliwy płacz dziecka. Usiadła na łóżku i ciężko oddychała. Zaspana, miała wrażenie, że sen ciągle trwa i przeraziła się. Dopiero po chwili dotarło do niej, że słyszała płacz Angie. Płakało prawdziwe dziecko, to nie senny koszmar. Odetchnęła. Angie nie przestawała płakać. Cullen poruszył się, ale się nie obudził. Położyła się z powrotem. Cullen zaraz wstanie i zajmie się małą, jak co noc od ich powrotu, pomyślała. Z każdą chwilą dziecko płakało żałośniej. Nie potrafiła dłużej tego znosić, zerwała się z łóżka i pobiegła do pokoju, gdzie spała dziewczynka. Mebelki Angie zmieniły pustą sypialnię w małe przedszkole. Ciężka dębowa komoda służyła za szafę na małe ubranka i jednocześnie za stół do przewijania. Obok łóżeczka stał wózek, jeżdżące krzesełko do karmienia i pudełko z zabawkami. Cullen zadbał, żeby niczego jej nie brakowało. Angie szlochała. Darcy podeszła do łóżeczka. Mała leżała na wznak, a po policzkach spływały jej łzy. – Co się stało, maleńka? – spytała ciepłym głosem. Na dźwięk jej głosu, Angie otworzyła oczka. Patrzyła przez chwilę na Darcy, jakby starała się ją rozpoznać. Odkąd mieszkała z nimi, Darcy starała się zachowywać dystans i nie zbliżać do dziecka. Zdecydowała, że tak będzie najlepiej dla wszystkich.

Do tej pory udawało się. Po prostu zawsze, gdy Angie wołała, Darcy udawała, że zajmuje się czymś innym, równie ważnym, i wtedy Cullen biegł do dziecka. Jeśli Cullen rozmawiał przez telefon, a Angie akurat wtedy zaczynała płakać, nigdy nie ignorowała jej wołania. Nie chciała, żeby Cullen pomyślał sobie, że ma awersję do jego siostrzenicy albo celowo manifestuje swoją niechęć. Nie chciała, by kwestionował jej uczucia wobec Angie czy dzieci w ogóle. Angie po chwili wyciągnęła rączki, prosząc w ten sposób, żeby ją podnieść, zagruchała, jakby chciała spytać: – Gdzie byłaś tak długo? Darcy zastanawiała się, czy Angie brała ją za matkę. Czy pamiętała Susan? Dziecko znowu zaszczebiotało, wyciągając ramiona z niecierpliwością. Darcy wahała się. Unikała brania jej na ręce. Przeżywała to ciężko. To naprawdę głupie. Jednak nie miałaby takich oporów, gdyby nie nosiła w swoich ramionach innego niemowlęcia… kilka lat temu. W zeszłym roku prawie wszystkie jej koleżanki z banku urodziły dzieci. Nie bała się ich brać na ręce, podziwiać, potrafiła odsunąć przykre wspomnienia na bok. Z Angie było inaczej. Mieszkała z nimi, miała zostać z Cullenem na zawsze. Darcy tak bardzo pragnęła przełamać się i zbliżyć do małej. Wiedziała, że zachowywała się głupio i była nie w porządku wobec obojga. Cullen był tak przejęty swoim niespodziewanym ojcostwem, że nawet nie zauważył jej dziwnego zachowania. Pozwolił swojemu wspólnikowi samodzielnie prowadzić firmę. Chciał przez jakiś czas poświęcić się wyłącznie opiece nad Angie. Ale gdy jego podniecenie osłabnie, przywyknie do nowej sytuacji, spostrzeże, że Darcy traktuje jego uroczą siostrzenicę jak jadowitego węża, którego można podziwiać tylko z daleka. Wtedy zacznie się niepokoić jej zachowaniem. I co wtedy mu powie? Że nie lubi dzieci? Czy zaryzykuje i wyzna mu prawdę, oczekując potępienia w jego oczach? Ściskało ją w gardle na samą myśl o tym. Uśmiech na buzi Angie zgasł i mała znowu zaczęła płakać. Darcy pomyślała ze współczuciem, że odkąd wrócili z Seattle, Cullen nie przespał ani jednej nocy. Pomoże mu, jeśli przewinie dziecko i ukołysze do snu. Musi to zrobić. Trzymała już ją wcześniej na rękach, więc nie zdziwiła się, że mała była dość ciężka. Czuła drżenie w całym ciele, gdy przytulała maleństwo do piersi. Zamknęła na chwilę oczy i starała się uspokoić. Próbowała oddalić od siebie

smutne wspomnienia. Położyła Angie na komodzie. Wmawiała w siebie, że przecież potrafi przewinąć dziecko i uśpić je, bez rozklejania się. Przecież nie trzeba się angażować uczuciowo, żeby zmienić pieluchę. Za kilka minut znajdzie się znowu przy boku Cullena i ogrzeje się, zasypiając w spokoju. Jak długo trwa przewijanie? Dłużej niż przewidywała, zwłaszcza gdy niemowlę bardziej jest zainteresowane kopaniem i wierceniem się niż suchą pieluszką. Kiedy Darcy usiłowała ściągnąć plastikowe majtki, Angie wyprostowała nóżki do góry i zaczęła machać rączkami. Po chwili walki Darcy, dumna z siebie, pozbyła się mokrej pieluchy. Angie śmiała się i gruchała. – Nie mów tylko, że starasz mi się pomóc – szepnęła. Wyjęła czystą pieluchę z opakowania. Angie kopała zawzięcie, ciesząc się, że jest naga i może się zaprezentować publiczności o pierwszej w nocy. A może po prostu tak wyrażała radość? Darcy uśmiechnęła się mimowolnie. To przyjemne być półrocznym brzdącem i niczym się nie martwić. Co prawda życie Angie nie zostało usłane różami… Osierocona w wieku kilku miesięcy… No tak, ale przecież miała Cullena, który przyszedł jej z pomocą… Ją też Cullen uratował, choć może nawet nie zdawał sobie z tego sprawy. Zanim go poznała, jej życie miało szary kolor i musiała przyznać, że w dużej mierze z własnego wyboru. Latami budowała wokół siebie mur, nie chciała nikogo do siebie dopuszczać, żeby uchronić się przed ponownym cierpieniem. Kiedy pojawił się Cullen, wydawał się nie zauważać tego muru albo po prostu postanowił przebić się przez niego. Znowu wprowadził w jej życie kolory. Czy zdawał sobie sprawę, jak jej pomógł? Czy wiedział, że zawdzięczała mu uczucia, które wcześniej w niej umarły? Stała się znowu otwarta na świat. – Jesteś szczęściarą, maleńka – rzekła do Angie. – Twój wujek to naprawdę niezwykły człowiek i masz duże szczęście, że znalazłaś się pod jego skrzydłami. Ja też jestem szczęściarą. Czy Cullen pozostanie z nią? Odsunęła od siebie rozterki i wzięła niemowlę na ręce. Pomimo zmęczenia, czuła się dobrze. Angie chyba nie zamierzała szybko zasnąć. Darcy uśmiechnęła

się do niej czule. – Jesteś niezłym uparciuszkiem – wymamrotała. Zaczęła kołysać ją w ramionach i cichutko nucić jakąś melodię. Powoli małe oczka zamykały się, ale po chwili znowu się otwierały. – Boisz się, że ominie cię coś ważnego, jeśli zaśniesz? Do rana nic się tu nie zmieni, zapewniam cię, możesz spać spokojnie. Kiedy tak ją nosiła i szeptała miłe słowa, zapomniała o swoich uprzedzeniach, o dystansie, który miała zachować. Czuła się zupełnie naturalnie. Pokój Angie jest bezpieczną przystanią, pomyślała. Nie tylko dla niej, ale i dla mnie. Zaczęła śpiewać dziecku kołysankę. Nagle wypełniła ją radość, że znowu trzyma w ramionach małą istotkę, już nie czuła tej strasznej pustki.

Rozdział trzeci Cullen stał w drzwiach z zachwyconą miną. Wydawało mu się, że nigdy wcześniej nie miał przed sobą tak pięknego widoku. Kobieta z dzieckiem. Darcy miała na sobie białą koszulkę sięgającą jej do połowy ud. Cullen nigdy nie potrafił pojąć, jak w podkoszulce można wyglądać tak seksownie. W ciągu minionych miesięcy doszedł do wniosku, że Darcy Logan nawet w worku wyglądałaby pociągająco. Ale wcale nie myślał teraz o seksie, przynajmniej nie tylko, poprawił się, wodząc wzrokiem po jej smukłych nogach. Do tej chwili nie zdawał sobie sprawy, jak pięknie może wyglądać kobieta trzymająca w ramionach dziecko. Czułość, z jaką patrzyła na Angie, wzruszała go do głębi. Wyglądała tak naturalnie, trzymając niemowlę. Cudowny obraz matki z dzieckiem na ręku. Przez moment ogarnął go smutek na myśl, że jego siostra już nigdy nie będzie utulać do snu swojej córeczki. Pocieszająca była jedynie świadomość, że jakaś część Susan na zawsze zostanie w małej Angie. Nie mógł wrócić siostrze życia, ale miał szansę spełnić nadzieje, jakie Susan w nim pokładała. Wychowa jej dziecko. Z pomocą Darcy, miał nadzieję. Zauważył, że do tej pory zachowywała dystans do dziecka i zastanawiał się, dlaczego. Czyżby się bała małej Angie? Starał się ją rozumieć. Angie stała się bardzo ważną osobą w jego życiu, Darcy nie musiała podzielać jego uczuć. Mówiła, że nie miała doświadczenia z dziećmi. Chociaż z pewnością dużo wiedziała, jak pielęgnować niemowlę. Przecież to ona nauczyła go przewijać, karmić i kąpać dziecko. Był bardzo wdzięczny jej za pomoc, ale nie przyszło mu do głowy spytać, skąd to wszystko umiała. Czasem tłumaczył to sobie wrodzonym instynktem macierzyńskim, który podobno ma każda kobieta, no, ale wątpił, żeby w genach przekazywana była wiedza, jak zmieniać pieluchy. Teraz nosiła Angie na rękach z taką wprawą, jakby robiła to od narodzin dziecka. Wielką radość sprawiało mu przyglądanie się jej i małej. Nagle zdał sobie sprawę, że pomimo wspólnego mieszkania, niewiele wiedział o Darcy. Zawsze byli tak zajęci, że zabrakło czasu na opowiadanie sobie historii z przeszłości. Może teraz powinien to zmienić? – Pięknie wyglądacie razem – rzekł cicho. Darcy aż podskoczyła i gwałtownie odwróciła się twarzą do niego, starając się nie rozbudzić dziecka. Światło było przyciemnione, ale przez chwilę wydawało mu się, że poczuła się winna z powodu tego, że została przyłapana na czymś, czego

sobie zabraniała. Ale poczucie winy, jeśli rzeczywiście takie było, znikło natychmiast. Jej twarz przybrała obojętny wyraz. – Tylko ją przewinęłam – rzekła spokojnym głosem. – Tylko? Ależ to wielka sztuka, której jeszcze tydzień temu nie umiałem. I sama wiesz, że nauka nie przyszła mi łatwo. Nigdy bym sobie nie poradził bez twojej pomocy. – Ale udało ci się, nie wyobrażam sobie, żeby mężczyzna, który buduje domy, nie potrafił poradzić sobie z taką drobnostką jak przewijanie – powiedziała z uznaniem. – Mury nie wierzgają, kiedy chce się ułożyć nową warstwę cegieł albo położyć dach – zauważył i roześmiał się ze swojego porównania. – Pierwszy raz, gdy starałem się ją przebrać, przysiągłbym, że miała sześć nóżek i machała nimi jednocześnie, każdą w inną stronę. Gdybyś nie przyszła mi z pomocą, pewnie ciągle byłbym w tamtym hotelu w Seattle, próbując zapanować nad sytuacją. – Jeślibyś oczekiwał, że przez chwilę Angie znieruchomieje, to rzeczywiście, mógłbyś tam jeszcze ciągle być – rzekła z uśmiechem i podeszła do łóżeczka. Cullen też podszedł, żeby zobaczyć, jak kładzie dziecko. – No, więc nauczyłem się, przyznaję. A gdzie ty się nauczyłaś zajmować dziećmi? – zapytał i zauważył, że Darcy nerwowo drgnęła. – Pracowałam dorywczo jako opiekunka – skłamała w końcu. – Zajmowałam się tym jako nastolatka. – Nie wiedziałem o tym. – Skąd miałeś wiedzieć? – wzruszyła ramionami. Jej ton był spokojny i zrównoważony, może więc tylko mu się wydawało, że spostrzegł w niej niepokój? Podciągnął różowy kocyk pod brodę Angie. – I tak go zaraz skopie – skomentowała Darcy z uśmiechem. – Wiem – pogładził dziecko palcem po policzku. – Jest taka malutka i bezradna – wyszeptał. – Odczuwam lęk, kiedy pomyślę, jak bardzo jest zależna ode mnie. To wzbudza we mnie niewytłumaczalny niepokój, nie wiem, czy wiesz, o co mi chodzi… – Wiem – rzekła chłodno.