ziomek72

  • Dokumenty7 893
  • Odsłony2 235 152
  • Obserwuję977
  • Rozmiar dokumentów26.3 GB
  • Ilość pobrań1 294 384

Cassidy Carla - Prezent od losu

Dodano: 8 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 8 lata temu
Rozmiar :506.7 KB
Rozszerzenie:pdf

Cassidy Carla - Prezent od losu.pdf

ziomek72 EBooki EBOOK R romanse - kryminalki
Użytkownik ziomek72 wgrał ten materiał 8 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 231 stron)

Carla Cassidy Prezent od losu

Rozdział pierwszy Śniła mu się śmierć i zniszczenie, strzały z pis- toletów i ludzkie trupy. I zimne, oskarżycielskie spojrzenia zmarłych. Seth Greene usiadł na łóżku i automatycznie sięgnął po broń, której oczywiście nie miał przy sobie. Serce biło mu jak oszalałe, krew uderzyła do głowy, czuł znajomy przypływ adrenaliny. Oprzytomniał w sekundę i uświadomił sobie, że znajduje się w jednym z bezpieczniejszych miejsc na świecie i że tu grożą mu tylko złe sny. Odetchnął głęboko, wyraźnie już spokojniejszy. Przez sięgające od podłogi do sufitu okno ze wspaniałym widokiem na góry południowej Kali- fornii wpadało do pokoju światło księżyca. Seth wstał z łóżka z nadzieją, że patrząc na cudowny krajobraz, zapomni o złym śnie i wszyst- kim, co się z nim wiąże.

W Centrum Relaksu i Odnowy Biologicznej ze wszystkich okien można było cieszyć się widokiem dzikiej natury, zachwycać olbrzymimi sosnami, Oceanem Spokojnym, masywnymi szczytami gór. Nawet luksusowe zabudowania centrum harmonij- nie wtapiały się w ten nieskażony cywilizacją krajobraz. Stworzono to miejsce jako oazę spokoju i wypo- czynku dla agentów SPEAR, on jednak, choć przebywał tu już dwadzieścia cztery godziny, nie uspokoił sięani nie pozbył męczącegopoczucia winy. Odszedł od okna, włożył dżinsy, grubą flanelową koszulę i buty. Wiedział, że tej nocy już nie zaśnie, wyszedł więc z pokoju. Przeszedł długim, ciemnym korytarzem, aż zna- lazł drzwi, które wyprowadziły go na duży, wyłożo- ny płytami taras. Wciągnął do płuc rześkie oceaniczne powietrze z nadzieją, że rozluźni spięte mięśnie. Na próżno. Wspomnienie oskarżających twarzy zmarłych, prześladujące go we śnie i na jawie, ciągle sprawiało mu ból. Tam, skądpochodził, jestteraz zima. Sethodrzucił głowę do tyłu i zamknął oczy. Pokryty śniegiem Waszyngton, z budynkami błyszczącymi od szronu, obwieszonymi soplami, jest naprawdę piękny. Seth spojrzał w niebo. Od dawna nie był w Wa- szyngtonie. Od prawie dwóch lat. 6 Carla Cassidy

Kiedy zamknął oczy, ujrzał staromodną willę w Georgetown i kobietę o oczach koloru zielonego tajemniczego lasu, z grzywą lśniących, ciemnych włosów. Meghan. Przypomniał sobie, jak zanurzał dłonie w te wspaniałe włosy i namiętnie całował pełne, słodkie wargi. Przypomniał sobie, jak się kochali. Gwałtownie, namiętnie, nienasycenie. Zaklął pod nosem, wsparł się rękami o kamienną balustradę i spojrzał w rozciągającą się w dole ciemną, groźną przepaść. – Będziesz skakał? – odezwał się za nim niski, męski głos. Kiedy odwrócił się, ujrzał wpatrującego się w niego Eastona Kirby’ego, tak zwanego Easta, szefa centrum. – Myślałem, że lepiej mnie znasz – mruknął. – Nigdy się nie poddaję – dodał i znów spojrzał w przepaść. – Skąd wiedziałeś, że tu jestem? – Kiedy wieczorem zszedłeś na kolację, zauwa- żyłem, że jesteś zbyt zdenerwowany, by zasnąć. – East też stanął przy balustradzie. – Od kilku godzin leżałem z uchem przy podłodze. – W takiej pozycji trudno się kochać, co? – Seth zmusił się do żartu. East parsknął głębokim śmiechem zadowolone- go z życia mężczyzny. – Już ty się nie martw o nasze życie erotyczne. 7Prezent od losu

Zupełnie dobrze sobie radzimy, możesz być cał- kiem spokojny. Biorąc pod uwagę fakt, że żona Easta, Alicia, była w piątym miesiącu ciąży, najwyraźniej rzeczy- wiście nieźle im to szło. I w dodatku perfekcyjnie kierowali centrum. Przez chwilę stali obok siebie w milczeniu, zapatrzeni w panujący dokoła mrok. Gdzieś nieda- leko w zaroślach pohukiwały ptaki, lekka bryza poruszała liście drzew, w oddali smętnie zawodził kojot. – Wszystko spieprzyłem. – Seth obrócił się i spojrzał w oczy Easta, szukając w nich potępienia. – Spieprzyłem i paru niezłych agentów za to zapłaciło. Widząc, że East wcale go nie ocenia i pewnie nie będzie, odetchnął z ulgą. – Ci faceci wiedzieli, że ryzykują i nie widzę powodu, byś to ty czuł się winny, że nie wyszło. – Po prostu realnie oceniam sytuację – mruknął Seth. – W agencji wszyscy najwyraźniej też tak to widzą, bo wysłali mnie tutaj. East znów parsknął śmiechem. – Pierwszy raz słyszę, że ktoś pobyt tutaj uważa za karę. – Kiedy poczuł na sobie wzrok Setha, spoważniał. – Jonasz przysłał cię tu po to, żebyś spojrzał na sprawy z właściwej perspektywy, żebyś odpoczął i zebrał myśli przed kolejnym zadaniem. 8 Carla Cassidy

– Co Jonasz ci o tym wszystkim powiedział? – Na wspomnienie człowieka, za którego oddałby życie, a którego nigdy osobiście nie spotkał, Seth poczuł dziwny skurcz żołądka. Jonasz był szefem SPEAR, tajnej agencji rządo- wej, na której rozkazy Seth działa już od wielu lat... która nadaje sens jego życiu... dla której poświęcił życie i za którą, gdyby było to konieczne, gotów jest je oddać. W odpowiedzi na pytanie Setha East wzruszył ramionami. – Znasz Jonasza... nigdy nie był rozmowny. Stwierdził tylko, że akcja o tyle była udana, że to SPEAR jest teraz w posiadaniu broni, którą zamie- rzał zdobyć Simon. Na myśl o człowieku, który chciał zniszczyć nie tylko Jonasza, ale i SPEAR, Seth z dezaprobatą zmarszczył brwi. – Jasne, mamy broń, ale Simon zwiał... a razem z nim ponad trzysta kilogramów heroiny. – Znów ogarnął go gniew i wyrzuty sumienia. Cholera, to była jego operacja. Jak to się stało, że nie wypaliła? – Trzysta kilo – gwizdnął East. – O astronomicz- nej wartości rynkowej. – Nawet mi nie przypominaj. Znów obaj zamilkli. Seth wpatrywał się w ciem- ność, ale nie mógł pozbyć się niespokojnych myśli. Bardzo starał się to jednak ukryć. 9Prezent od losu

– Chyba sobie trochę połażę rano – rzekł, choć na taki bezpośredni kontakt z naturą nie miał zbyt wielkiej ochoty. East z wyraźną aprobatą kiwnął głową. – Na kłopoty nie ma jak świeże powietrze i gimnastyka. Seth zmusił się do ziewnięcia. – Chcę ruszyć przed świtem, więc chyba wrócę do łóżka i spróbuję się jeszcze trochę zdrzemnąć. East znów kiwnął głową. – Seth, jeśli chciałbyś porozmawiać, to wiesz, że na Alicię i na mnie zawsze możesz liczyć. – Dzięki, East – Seth poklepał go po ramieniu. – Dam sobie radę. – Nie czekając na odpowiedź, czując na plecach jego wzrok, Seth opuścił taras. Gdyjużznalazłsięwswoimpokoju,usiadłnałóżku i znów oddał się rozmyślaniom. Zabici agenci... góra narkotyków... i Simon. I znów ten gniew, złość i żal. Siedział tak ponad godzinę, czekając aż East i jego żona mocno zasną. Na szczęście po przyjeździe jeszcze się nie rozpakował i w niewielkiej czarnej torbie stojącej przy drzwiach miał wszystko, czego potrzebował do życia, łącznie z dwoma kompletami fałszywych dokumentów. Niestety, niepotrzebnych. Wiedział, że nie będzie mógł z nich skorzystać. Nie może pozwolić, by ktokolwiek, a szczególnie ci, którzy go w nie zaopatrzyli, wiedzieli, gdzie jest i co robi. 10 Carla Cassidy

Zamknął torbę i cichutko, zwinnie jak kot, wymknął się na korytarz. Na palcach ruszył w kie- runku odwrotnym niż poprzednio. Wolał nie wychodzić frontowym drzwiami, wy- brał więc mało używane kuchenne. Kiedy je ot- worzył, zawahał się i stanął w progu. Co zwycięży – poczucie obowiązku czy chęć zemsty? Wiedział, że kiedy przejdzie przez ten próg, zostanie to potraktowane jako ucieczka. Choć nie był pewien, jakie reperkusje to za sobą pociągnie, na pewno zostanie uznany za zbiega. Teraz wolał jednak o tym nie myśleć. Przede wszystkim musi się stąd wydostać. Czuł, że jeszcze jedna chwila spędzona w tej ciszy i spokoju po prostu go zabije. Przywykł do działania i miał już gotowy plan. Bez dalszego wahania zamknął za sobą drzwi i zniknął w ciemnościach. Szybkim krokiem od- dalał się coraz bardziej od budynku; ciemne dżinsy i bluza stanowiły znakomity kamuflaż. Musiał rozwiązać kilka podstawowych prob- lemów. Na pewno wcześniej czy później Simon sprzeda te trzysta kilogramów heroiny za gotówkę i kupi za nią jeszcze więcej broni i amunicji, które użyje, by dalej niszczyć Jonasza i agencję SPEAR. Seth znał tylko jedną osobę, której bystra in- teligencja, wrodzony spryt i znajomość komputera 11Prezent od losu

pomoże mu znaleźć Simona i zaginione narkotyki. Tą osobą była Meghan, jego była żona. Oczywiście, zanim będzie mógł poprosić Meg o pomoc, musi ją namówić, by w ogóle zechciała się z nim spotkać i porozmawiać. A to może być dużo trudniejsze, niż znalezienie przebiegłego zdrajcy Simona. Meghan Greene wierzyła w kojącą moc rytua- łów. Przed kolacją, choćby nie wiem jak późno ją jadła, zawsze wypijała kieliszek wina. Mimo zmęczenia i późnej pory zawsze przed pójściem spać wcierała w nogi i łokcie balsam do rąk. I każdego dnia przed wyjściem z pracy za- kładała pokrowiec na monitor komputera, a szklany blat biurka czyściła dokładnie płynem do szyb. I tym razem było tak samo. Spryskała szkło, przetarła szmatką i odsunęła się, żeby ocenić rezul- tat swych starań. – Jak już tu skończysz, to może i mojemu poświęcisz chwilkę? – zaproponował Mark Lath- rop, mijając ją z filiżanką kawy. – Popatrz, jakie brudne. – Nie ma mowy – odparła Meghan, z pogardą patrząc na biurko kolegi. Walały się na nim puste opakowania po jedzeniu na wynos, brudne kubki po kawie, talerz z trzydniowymi eklerami, a po- krywający je kurz pewnie nie zmieściłby się w jed- 12 Carla Cassidy

nym worku odkurzacza. – Na to nawet cała drużyna sprzątaczek nie wystarczy. Ale mogę ci polecić całkiem niezłą firmę. – Ha, ha – odparł sucho Mark. Opadł na fotel i przyjrzał jej się uważnie. – Masz jakieś ciekawe plany na weekend? – Jasne, razem z ukochanym nareszcie trochę pobędziemy razem. – Meghan skończyła czysz- czenie, z satysfakcją oceniła rezultat swojej pracy i schowała płyn do szafki. – A, właśnie, jak tam Kirk? – Mark odsunął talerz z ciastkami i położył nogi na biurku. – Jest cudowny – uśmiechnęła się Meghan i spojrzała na zegarek. – Ale jeśli natychmiast stąd nie wyjdę, za chwilę będzie umierał z głodu. – Szybko narzuciła płaszcz i sięgnęła po torebkę. – Rozumiem, to do jutra. Wywieś, z łaski swojej, po drodze tabliczkę ,,Zamknięte’’. Meghan zrobiła, co kazał i wyszła przed zbudo- wany z czerwonej cegły porządnie zniszczony bu- dynek. Z przyjemnością opuszczała Agencję Po- średnictwa Pracy Lathorpa, której właścicielem był Mark. Choć na pozór działali jako jedna z wielu firm zajmujących się pośrednictwem w znajdowa- niu pracy, w rzeczywistości ich biuro należało do amerykańskiej supertajnej agencji SPEAR. Z powodu zwyczajnych o tej porze w Waszyng- tonie korków do położonego niedaleko żłobka 13Prezent od losu

dotarła dopiero po półgodzinie. Szybko wbiegła do pełnej rozbawionych dzieci sali, w której Kirk spędzał całe dnie. – Przepraszam za spóźnienie – rzuciła Harriet Winslowe, siwowłosej opiekunce, którą wszystkie dzieci nazywały babcią Harry. – Cześć, maleńki – z szeroko rozpostartymi ramionami powitała syn- ka, który z uśmiechem na słodkiej pyzatej buzi już dreptał w jej stronę. – Mama. – Chłopczyk rzucił się jej w objęcia i piszczał z radości, kiedy całowała jego słodkie, pulchne policzki. – Grzeczny był? – spytała. – Jak zwykle. Nigdy nie miałam tak pogodnego dziecka. – Harriet łagodnie się uśmiechnęła. – Tak, rzeczywiście jest wesoły – roześmiała się Meghan. – I rośnie jak na drożdżach. – Tak to już z nimi jest. Ubierając małego w kurtkę i czapkę, Meghan gawędziła z Harriet o pogodzie i nieuchronnie zbliżającym się Bożym Narodzeniu. – Dzięki, Harriet – powiedziała, kiedy synek był już gotów do wyjścia. – Do jutra. Po kilku minutach Kirk siedział przypięty w fo- teliku, a Meghan jechała w stronę Georgetown. Droga nie trwała długo, ale jak zawsze, kiedy zaparkowała przed domem, Kirk spał jak zabity. W ciągu dnia nie dawał się namówić nawet na 14 Carla Cassidy

krótką drzemkę, ale co wieczór zasypiał w samo- chodzie i spał dobrą godzinę. Ostrożnie wyjęła go z auta i wzięła na ręce. Natychmiast wtulił się w nią z ufnością, a ona wdychała jego zapach z wielkim wzruszeniem i miłością. Najsłodszy zapach na świecie. Zrobiła dwa kroki w stronę domu i nagle się zatrzymała. Ktoś siedział na jej frontowym ganku. Ewidentnie mężczyzna. Wysiliła wzrok, żałując, że nie ma wolnej ręki i nie może poprawić zsuwają- cych się z nosa okularów. Niech diabli wezmą tę jej krótkowzroczność. W tej samej chwili mężczyzna wstał i dobrywzrok nie był jej już potrzebny. Tylko jeden człowiek na świecie promieniował taką pewnością siebie. Seth. Automatycznie mocniej objęła synka. I poczuła złość. Co on tu robi? Obiecał, naprawdę obiecał, że nigdy się do niej nie odezwie, że nie będzie chciał się zobaczyć. Należał do jej przeszłości i tam powinien pozostać. Przecież jej to obiecał. Kiedy podeszła bliżej, zobaczyła go wyraźniej. Wcześniej jego włosy zawsze prosiły się o fryzjera i teraz nic się nie zmieniło. Gęste ciemnobrązowe opadały na kołnierz kurtki. Choć niemodnie długie i raczej potargane, idealnie pasowały do jego zapie- rającej dech urody. 15Prezent od losu

Kirk jęknął, jakby przez sen protestował przeciw jej zbyt mocnemu uściskowi. Wyprostowała ramio- na i ze ściśniętym żołądkiem ruszyła ku schodkom. – Cześć – przywitał ją skinięciem głowy. Zanim zdążyła odpowiedzieć, na sąsiednim gan- ku pojawiła się sąsiadka, pani Columbus. W jed- nym ze swoich licznych fartuchów, tym razem we wszystkich kolorach tęczy. – Hej, hej, Meghan – zawołała wesoło. – Próbo- wałam namówić twojego przyjaciela, żeby wszedł do środka i zaczekał na ciebie w cieple. – To nie jest mój przyjaciel – mruknęła przez zęby Meghan. – Ale dziękuję. Starsza pani nie ruszała się z miejsca, jakby spodziewała się, że Meghan przedstawi jej tego przystojnego mężczyznę. Ona jednak najwyraźniej nie miała takiego zamiaru. Pani Columbus postała jeszcze chwilę, wyraźnie płonąc z ciekawości, w końcu zniknęła za swoimi drzwiami, mrucząc coś pod nosem. Podczastejkrótkiej wymianyzdańSethani drgnął. Meghan weszła po trzech wiodących na ganek schodkach i celowo go ignorując, otworzyła drzwi. – Muszę z tobą porozmawiać, Meghan. Odwróciła się i spojrzała na niego ze złością. – Przecież się umawialiśmy. – Owszem. Ale moja sytuacja uległa zmianie. –Sethpatrzyłteraznaśpiącewjejramionachdziecko. 16 Carla Cassidy

– A moja nie. – Chciała wejść do środka, ale Seth chwycił ją za ramię. – Meghan, to sprawa życia i śmierci. – Choć jego twarz była spokojna, a głos cichy, wyczuła, że jest zdenerwowany. – Jeśli mówimy o twoim życiu czy śmierci, to mnie to po prostu nie interesuje – odparła z wymu- szonym chłodem. – Proszę. Jego oczy, te hipnotyzujące zielone oczy, które kiedyś kojarzyły się jej z wiosną i obiecywały spełnienie wszystkich marzeń i cały świat, teraz były koloru wzburzonego morza. Chciała mu odmówić. Powiedzieć, że nic jej nie obchodzi, co on ma do powiedzenia. Jednak nigdy dotąd nie widziała go w takim stanie, nigdy nie było w jego oczach takiej desperacji i tyle bólu. Seth nigdy dotąd jej nie potrzebował, teraz jednak, patrząc na niego, czuła, że naprawdę jest mu potrzebna. Megan pomyślała, że powinna przy- najmniej go wysłuchać. Westchnęła i otworzyła przed nim drzwi. – Wejdź. Daję ci pięć minut. – Dziękuję – rzekł po prostu. Kiedywszedłzanią doholu,wskazałamukuchnię. – Zaczekaj tam. Zaraz wrócę. Zaniosła Kirka do jego pokoju, wyłożonego tapetą w tańczące misie. Ręce lekko jej drżały, 17Prezent od losu

kiedy wkładała dziecko do łóżeczka. Delikatnie, nie budząc go, zdjęła mu czapkę i kurtkę i przykryła kocem. Nawet nie drgnął. Przez chwilę stała nad nim i zastanawiała się, jakie to okoliczności sprowadziły Setha z powrotem pod jej dach. Minęły prawie dwa lata, odkąd odszedł, a niewiele ponad rok, odkąd poinfor- mowała go o istnieniu Kirka, a on zastosował się do jej życzenia, by trzymał się od syna z daleka. Dlaczego tu przyjechał? Czyżby nagle, mimo wszystko, postanowił być ojcem swojego dziecka? Patrzyła na śpiącego chłopca, na jego brązowe, potargane przez czapkę włoski, na pulchne policz- ki, zarumienione od snu. – Po moim trupie – szepnęła zdecydowanie. Mowy nie ma, by pozwoliła Sethowi wejść w życie Kirka. Nie pozwoli, by złamał mu serce, tak jak złamał jej przed prawie dwoma laty. Da mu pięć minut, by wytłumaczył, po co przyjechał, a potem każe odejść. Z tym postanowieniem opuściła pokój Kirka i poszła do kuchni. Seth spacerował w tę i z powrotem i w pierwszej chwili jej nie zauważył. Stanęła w progu i przy- glądała mu się uważnie, szukając ewentualnych zmian w jego wyglądzie. Miał metr osiemdziesiąt wzrostu i nadal ani grama tłuszczu. Dżinsy, jakby szyte na miarę, 18 Carla Cassidy

idealnie opinały jego szczupłe biodra i długie nogi. Zdjął kurtkę i miał teraz na sobie prosty czarny T-shirt, którego krótkie rękawy podkreślały umięś- nione ramiona. Fizycznie wyglądał dokładnie tak jak przed dwoma laty, kiedy mówili sobie do widzenia. Coś się jednak zmieniło, a co to było, zrozumiała dopiero kiedy stanął. Jego oczy. Nigdy nie było w nich takiego cierpienia i takiego bólu. – Zrobiłaśprzemeblowanie–zauważył,wskazując okrągły drewniany stół, który zastąpił nowoczesny mebel ze szklanym blatem, który kiedyś kupili. – Potrzebowałam zmiany. – Minęła go i ot- worzyła lodówkę. Wyjęła resztę zapiekanki z tuń- czykiem i wstawiła do piekarnika. Nie zamierzała zmieniać codziennego rytuału tylko dlatego, że pojawił się jej były mąż. Seth chodził jeszcze przez chwilę po kuchni, potem usiadł przy stole i zaczął palcami wystukiwać na jego blacie jakiś irytujący rytm. Meghan wyjęła puszkę kukurydzy, otworzyła ją i umieściła w garnku. – Dałam ci pięć minut – przypomniała. – Dwie z nich już minęły. Seth, wciąż spięty i znękany, chłopięcym gestem przeczesał palcami włosy. – Słyszałaś o tej akcji w Los Angeles? – To i owo – przyznała. – Byłeś tam? 19Prezent od losu

– To był mój plan. Razem z Keshonem Grayem opracowaliśmy pułapkę na Simona. – Ale się wam wymknął – stwierdziła, siadając naprzeciwko niego przy stole. Seth skinął głową. W jego oczach dostrzegła nienawiść do człowieka, który zagrażał istnieniu SPEAR, do człowieka, o którym nie wiedział nic oprócz tego, że używa imienia Simon. – Tak, jakoś się draniowi udało. Na dodatek wziął coś ze sobą... trzysta kilogramów czystej heroiny. Meghan aż gwizdnęła. – Za takie pieniądze można nieźle narozrabiać. – Właśnie. – Znów przeczesał włosy. – Dlatego potrzebuję twojej pomocy. Jesteś mistrzynią w ko- rzystaniu z komputera. Umiesz dotrzeć do infor- macji, do których nikt inny się nie dostanie. Mo- żesz mi pomóc znaleźć Simona i ten towar. Nagle zdała sobie sprawę, że w chwili, kiedy ujrzała go siedzącego na swoim ganku, wbrew sobie samej poczuła nikłąiskierkęnadziei.Nadziei,żechce ją zobaczyć, stać się częścią jej życia i życia Kirka. Przezkilkakrótkichminutłudziła sięgłupiąnadzieją, że jest mu potrzebna jako kobieta, a okazało się, że tylko jako koleżanka agentka SPEAR. Jego słowa zgasiły ten płomyk nadziei i szybko przypomniała sobie wszystkie powody, dla których wyrzuciła go z życia swojego i Kirka. 20 Carla Cassidy

– Wiesz, że nie mogę tego zrobić – odparła chłodno.–Informacje,którychszukasz,sąściśletajne. – Ty masz do nich dostęp. – Owszem, ale jeśli ktokolwiek zorientuje się, co robię, pozbawią mnie tego dostępu albo wręcz wyrzucą. Seth uśmiechnął się tym swoim szczerym uśmie- chem, który kiedyś docierał do głębi jej serca. – Jesteśzbyt dobra, by dać się przyłapać. Zresztą nie po raz pierwszy robiłabyś dla mnie coś takiego. Meghan zmarszczyła brwi i spuściła wzrok. Wie- działa, o czym mówi. Kiedy go poznała, przy- dzielono go do ,,biura pośrednictwa pracy’’ na czas, aż wygoi się jego zraniona noga. Wtedy skorzystała ze swego komputera i umiejętności, by pomóc mu odnaleźć Raymonda Purly’ego, człowieka, który go postrzelił. Raymonda aresztowano i obecnie od- siadywał wyrok za handel narkotykami. W tamtym czasie Meghan pracowała z Sethem za dnia, a w nocy dzieliła z nim łóżko. Kochali się szaleńczo, dziko i cudownie, oddała mu swoje serce, swoją duszę i wszystkie marzenia związane z przyszłością... A on wziął jej serce, jej duszę, wszystkie marze- nia i... zniszczył je. – Meghan. – Jej imię w jego ustach zabrzmiało jak błaganie. Wyciągnął rękę i położył na jej dłoni. – Jesteś jedyną osobą, której mogę zaufać i jedyną, 21Prezent od losu

która może zdobyć informacje, których potrzebuję. Simon to niebezpieczny drań, a ponieważ ty też jesteś agentką SPEAR, jest groźny także dla ciebie. Meghanwyswobodziładłoń,wściekła, żenawetpo całym tym czasie jego dotyk wciąż tak na nią działa. Wstała i pomyślała, że powinna go nienawidzić za to, że w ogóle tu przyszedł, że jest mu potrzebna nie tak, jakby chciała. Pomyślała, że powinna przede wszystkim nienawidzić go za to, że przypomniał jej, jakim zagrożeniem dla SPEAR jest Simon. – Dobrze – powiedziała niechętnie. – Niczego nie obiecuję, ale zobaczę, co da się zrobić. – Super. – Po raz pierwszy, od kiedy się tu zjawił, zauważyła, że trochę się uspokoił. – Aha, mam do ciebie jeszcze jedną małą prośbę. Spojrzała na niego podejrzliwie. Nie dała się zwieść jego pozorną nonszalancją. – Jaką? – Wczoraj w nocy zbiegłem z Centrum Relaksu i Odnowy Biologicznej... wiesz, tego w górach... ze znanego ci hotelu ,,Kondor’’. Nie będziesz miała nic przeciwko temu, jeśli zatrzymam się u ciebie na kilka dni, prawda? W tej chwili z pokoju dziecinnego rozległ się krzyk Kirka, idealne odbicie tego, jaki chciała wydać ona. 22 Carla Cassidy

Rozdział drugi Kiedy Meghan wyszła z kuchni, Seth westchnął głęboko i usiadł za stołem. Nie spodziewał się, że tak zareaguje na jej widok. W chwili, gdy wysiadła z auta i ujrzał jej błysz- czące, tańczące w popołudniowym słońcu ciemne loki, gwałtownie ogarnęły go wspomnienia daw- nych czasów. Kiedy się kochali, zawsze zanurzał palce w jej miękkich jak jedwab włosach. Uwielbiał ich dotyk. Zbladła na jego widok, piegi na jej alabastrowej skórze wyraźnie pociemniały. Gdyby przed laty ktoś mu powiedział, że w jakimś momencie jego życia pewna niesamowita, piegowata, czarnowłosa kobieta doprowadzi go do szaleństwa, roześmiałby się mu w twarz. A jednak tak właśnie się stało. Seth i Meghan mieli za sobą zwariowany tydzień

pełnego namiętności narzeczeństwa i siedem mie- sięcy małżeństwa, kiedy dopadła ich przykra rze- czywistość i oboje zrozumieli, że popełnili straszny błąd. Ile razy widział te piękne, zielone oczy zamglone pożądaniem, rozświetlone śmiechem, a potem, pod koniec ich związku, zasnute łzami? Seth odsunął krzesło i znów wstał. Zbyt niepoko- jące były te przeklęte, niechciane wspomnienia, by mógł usiedzieć na miejscu. Była częścią jego przeszłości i nie zjawił się tu po to, by cokolwiek naprawiać czy zmieniać de- cyzje, które oznaczały dla każdego z nich odręb- ne życie. Spacerując w tę i z powrotem, słyszał, jak rozmawia z Kirkiem. Z jego synem. Kiedy przyje- chała, mały ukrywał twarz w zagłębieniu jej szyi. Kiedy usłyszał, że Meghan wraca do kuchni, nie mógł się już doczekać, kiedy zobaczy to dziecko, które do tej pory, musiał przyznać ze wstydem, było dla niego czymś abstrakcyjnym. Od czternastu miesięcy, od dnia narodzin Kirka, świadomie odsuwał od siebie wszelkie myśli o nim. Tylko w ten sposób mógł wytrwać w obietnicy, jaką złożył Meghan, tej bolesnej obietnicy, że będzie trzymał się z daleka od swojego syna. Pierwszy pojawił się w progu właśnie Kirk, stąpając raczej niepewnie. Seth odruchowo przy- 24 Carla Cassidy

klęknął na jedno kolano i wyciągnął do niego ramiona. Chłopczyk zatrzymał się na jego widok. Z podejrzanie drżącą dolną wargą spojrzał pytająco na mamę. Meghan wzięła go na ręce, posadziła w foteliku i przypięła szelkami. Seth, dziwnie rozczarowany, że mały nie rzucił mu się w objęcia, wstał i bezrad- nie opuścił ręce. Ty idioto, skarcił się w duchu. A czego się spodziewałeś? Dzieciak nie ma pojęcia, kim jesteś. Dlaczego miałby się do ciebie tulić? Nie wie, że jesteś jego ojcem. Dla niego jesteś po prostu kimś obcym. Tylko obcym... i, jeśli Meghan nie zmieni zdania, obcym pozostaniesz do końca życia. – Seth, to nie jest najlepszy pomysł, żebyś tu zostawał – powiedziała Meghan. Podeszła do lo- dówki i wyjęła butelkę wina. Uniosła ją ku niemu, a on odmownie pokręcił głową. Kiedy napełniała kiełiszek, patrzył na Kirka. Seth usiadł na krześle obok niego. Obok swojego syna. Oczywiście mały miał oczy matki. Niesamo- wicie zielone. Patrzył teraz nimi na Setha z ostroż- nym zaciekawieniem. Jego włosy były proste i ciem- nobrązowe. Jak jego, nie jak Meghan. Także kwad- ratowa szczęka, prosty nos i ciemne brwi były jego, za to pełne wargi i kości policzkowe – Meghan. W sumie był bardzo atrakcyjnym połączeniem ojca i matki. 25Prezent od losu

Czując w sercu nieznane mu dotąd ciepło, Seth napawał się jego widokiem. Ojciec. Jestem jego ojcem. Dotarło to do niego po raz pierwszy. – Seth, słyszałeś mnie? Głos Meghan, zdecydowany, lekko poirytowa- ny, wyrwał go z tych rozmyślań. – Co takiego? Meghan wręczyła Kirkowi krakersa, potem z kieliszkiem wina usiadła przy stole. – Mówiłam, że moim zdaniem twój pobyt tutaj to nie najlepszy pomysł. – Masz rację. To prawdopodobnie nie jest naj- lepszy pomysł – zgodził się, ale zaraz szybko dodał – tyle tylko, że nie mam zupełnie dokąd pójść. Za okularami w drucianej oprawie jej spojrzenie było zimne i twarde. – Na pewno coś wymyślisz. – Gdyby tak było, teraz bym tutaj nie siedział. Tego możesz być pewna. Pochylił się lekko do przodu i w tej samej chwili poczuł jej zapach. Nigdy go nie zapomniał. Pach- niała egzotycznymi kwiatami i tajemniczymi zioła- mi. Po ich rozstaniu ten zapach długo go prze- śladował. – Potrzebne mi jakieś miejsce, w którym nikt mnie nie znajdzie. Muszę dojść do siebie, muszę znaleźć Simona. Pomyśl o tym, Meghan, wszyscy 26 Carla Cassidy

wiedzą, w jaki sposób się rozstaliśmy i nikomu nie wpadnie do głowy, by szukać mnie tutaj. – Seth uśmiechnął się gorzko. – To ostatnie miejsce na ziemi, gdzie ktokolwiek by się mnie spodziewał. Meghan zmarszczyła brwi i pociągnęła łyk wina. Jej wzrok nie był już taki twardy. Pojawiła się w nim niepewność i wahanie. Spojrzała na Kirka, potem z powrotem na Setha. Seth nie rezygnował. – Proszę cię, Meghan. To kwestia tylko paru dni. Przecież tyle ci potrzeba, żeby znaleźć po- trzebne mi informacje. Będę spał na kanapie. Nawet nie będziesz wiedziała, że tu jestem. Kirk, z buzią umazaną rozkruszonym krakersem, stukał rączkami o stolik. Meghan przez chwilę przyglądała mu się w za- myśleniu, potem znów spojrzała na Setha. – Trzy dni – powiedziała w końcu i wychyliła kieliszek do dna, jakby potrzebna jej była siła, jaka kryła się w winie. – Dzięki – Seth odetchnął z ulgą. Dopiero w tej chwili uświadomił sobie, jak ważna była dla niego jej odpowiedź. – Nie dziękuj – odparowała. – Zrozum, Seth, między nami nic się nie zmieniło. Nasza umowa nadal obowiązuje. Nie chcę cię w moim życiu, a już na pewno nie w życiu naszego Kirka. Wstała i wstawiła pusty kieliszek do zmywarki. 27Prezent od losu

W tej chwili zadzwonił dzwonek. Zaniepokojona spojrzała na Setha. – Może wcale nie jesteś tu tak bezpieczny, jak ci się wydaje. Jonasz wszędzie ma oczy i uszy. Może już wiedzą, że tu jesteś. – A więc otwórz i zobacz, kto to – odparł spokojnie Seth. Był pewien, że nikt nie wie, że tu jest. Nie kłamał, mówiąc, że jest to ostatnie miejsce, w któ- rym ktokolwiek z agencji mógłby go szukać. Wszyscy wiedzieli, w jaki sposób się rozstali. I jaką gorycz to rozstanie pozostawiło w obojgu. – Hop,hop.– Zzadrzwi rozległsięwysoki damski głos, a potem niecierpliwe stukanie. – Meghan, to ja. Meghan odetchnęła z ulgą. – To sąsiadka, pani Columbus. Poszła otworzyć, a on, odprężony, uśmiechnął się do Kirka, walcząc z chęcią, by wziąć go w ramio- na, poczuć jego zapach i dziecięce ciepło. Kirk obdarzył go nieśmiałym uśmiechem i wte- dy Seth zrozumiał, jak wielki popełnił błąd, godząc się trzymać z daleka od własnego syna. – Sama nie wiem, jak mogłam dopuścić, żeby zabrakło mi cukru. – Pani Columbus weszła przed Meghan do kuchni. Fartuch oblepiał jej potężne nogi, a twarz rozpromieniła się na widok Setha. – Lubię wieczorem wypić filiżankę herbaty, a nie przełknę jej bez choćby łyżeczki cukru. 28 Carla Cassidy