ziomek72

  • Dokumenty7 893
  • Odsłony2 232 524
  • Obserwuję975
  • Rozmiar dokumentów26.3 GB
  • Ilość pobrań1 292 672

Całym sercem - Broadrick Annette

Dodano: 8 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 8 lata temu
Rozmiar :605.8 KB
Rozszerzenie:pdf

Całym sercem - Broadrick Annette.pdf

ziomek72 EBooki EBOOK B Broadrick Annette
Użytkownik ziomek72 wgrał ten materiał 8 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 151 stron)

ANNETTE BROADRICK Całym sercem

ROZDZIAŁ PIERWSZY - Czy to pani Hartman? - zapytał energiczny męski głos, kiedy Emily podniosła słuchawkę. - Tak, słucham. - Emily Hartman, zamieszkała przy 1402 Locust Street, Little Rock, Arkansas? W głosie pytającego brzmiało dziwne podniecenie. Spojrzała na swoją siostrę, Terri, która mieszkała tuż obok i przyszła ją odwiedzić, gdy zobaczyła, że Emily wróciła z pracy. Kiedy zadzwonił telefon, piły właśnie przy stole w kuchni kawę. - Kto dzwoni? - wyszeptała Terri, widząc malujące się na twarzy Emily zdziwienie. - Tak, tu Emily Hartman - powtórzyła, wzruszając ramionami. - Gratulacje, Emily! Tu Rockin' Robin ze stacji radiowej KLRA Little Rock - zawołał głos w słuchaw­ ce. - Mam dla ciebie wspaniałą wiadomość! Zdobyłaś główną nagrodę w naszym konkursie „Wygraj randkę z gwiazdą". Co ty na to, Emily? Pierwsze, co przyszło jej do głowy, to powiedzieć mu, że nie ogłuchła, ale ugryzła się w język. - Obawiam się, że to jakieś nieporozumienie. Nie wiem, co... - Wiem, że jesteś oszołomiona, Emily! - wrzasnął głos w słuchawce. - I nic dziwnego. Trzymaj się mocno i posłuchaj, jaką wspaniałą nagrodę wygrałaś - a wystarczyło, że wysłałaś do nas pocztówkę z nazwiskiem, adresem i numerem telefonu.

6 CAŁYM SERCEM - Ależ ja nie wysyłałam żadnej pocztówki. Ja nawet nie słucham... - Emily urwała, bo Terri zerwała się z krzesła i zaczęła machać rękami, starając się zwrócić jej uwagę. Najzupełniej jej się to udało, bo Emily zapomniała, co chciała powiedzieć. - Dzwonią ze stacji KLRA? Mówią, że wygrałaś? To nie do wiary! - wyszeptała Terri. Emily patrzyła na siostrę tak, jakby ta nagle dostała wysypki. - Rozumiesz, o co tu chodzi? - spytała, zakrywając dłonią słuchawkę. - Podałam na pocztówce twoje nazwisko, Emily. - Terri z trudem panowała nad podnieceniem w głosie. - Zapytaj o szczegóły. - Emily, słuchasz mnie? - odezwał się głos w słu­ chawce. - Na pewno to radość z wygranej oszołomiła cię na chwilę. - Tak, można tak powiedzieć - wykrztusiła wreszcie, patrząc na siostrę z rosnącym zdziwieniem. - A co ja właściwie wygrałam? - Pytasz, jakbyś nie słyszała o największym kon­ kursie promocyjnym w historii naszej stacji radiowej - roześmiał się rozentuzjazmowany Robin. - Droga Emily, wygrałaś wycieczkę do Las Vegas, gdzie zamieszkasz w najelegantszym hotelu. Będziesz miała do dyspozycji limuzynę z kierowcą i - tu zawiesił dramatycznie głos, żeby wzmóc napięcie - to, o czym marzy każda kobieta w naszym stanie! Spędzisz wieczór z Jeremym Jonesem! Emily mogła nie wiedzieć, kim jest Rockin' Robin, mogła nawet nie znać stacji radiowej KLRA, ale musiałaby chyba być ślepa i głucha, żeby nie słyszeć o Jeremym Jonesie. Pojawił się na rynku muzycznym przed dziesięcioma laty. Jeden jego utwór po drugim zajmował czołowe miejsca na listach przebojów, aż wreszcie Jones stał

CAŁYM SERCEM 7 się swego rodzaju atrakcją Las Vegas, występując tam regularnie. I to właśnie z nim ma spędzić wieczór? To jakaś pomyłka. - Przykro mi, ale ja nie mogę przyjąć... Terri wyrwała jej słuchawkę z ręki. - Cześć, Rockin'. Tu Terri Thompson, siostra Emily. Ona jest wstrząśnięta tą wiadomością. - Ode­ pchnęła Emily, gdy ta chciała odebrać jej słuchawkę. - Proszę mi powiedzieć, co Emily ma zrobić w związku z nagrodą, a ja już wszystkiego dopilnuję - powiedziała, patrząc na Emily tak, że nie ulegało wątpliwości, iż dotrzyma słowa. Być może jestem w szoku, powiedziała w duchu Emily, opadając na kuchenne krzesło. W każdym razie śnię. Ale Jeremy Jones nigdy dotąd nie pojawiał się w moich snach. Przyglądała się siostrze, która szybko notowała coś na rachunku telefonicznym. Od czasu do czasu Terri kiwała energicznie głową i odpowiadała twierdząco do słuchawki. To ożywienie było typowe dla Terri. Kiedyś Emily zazdrościła starszej siostrze, że ta potrafi z radością przyjmować wszystko, co jej się zdarza. Pięć lat różnicy wieku i skrajnie odmienne charaktery decy­ dowały o tym, że różniły się znacznie w swoim podejściu do życia. Terri i Emily były córkami stanowej osobistości politycznej i rosły w centrum publicznego zaintereso­ wania. Terri z lubością przyjmowała rozgłos. Zawsze łatwo nawiązywała kontakty z ludźmi. Lubiła słowne potyczki, zainteresowanie prasy, radia i telewizji. Emily - przeciwnie - nie cierpiała rozgłosu. Była nieśmiałym dzieckiem i nie lubiła, kiedy zadawano jej natarczywe pytania, kiedy błyskały światła fleszów, nie znosiła publicznych spekulacji na temat ich rodziny.

8 CAŁYM SERCEM Z wiekiem stawała się coraz bardziej zamknięta starała się także ochronić swoją prywatność. Terri jako młoda dziewczyna wyszła za mąż za Mike'a Thompsona. Dalszą naukę uznała za stratę czasu, wolała poznawać życie. Natomiast Emily zawsze lubiła szkołę i stały rozkład zajęć. Wiedziała, czego od niej oczekiwano, i czerpała szczególne poczucie bezpieczeństwa z panującej tam rutyny. Mimo wszystkich różnic Terri i Emily były sobie bardzo bliskie. Emily wiedziała, że Terri ją kocha. Po śmierci rodziców to właśnie ona nalegała, by Emily zainwestowała część spadku w dom tuż obok domu jej i Mike'a. Gdy tylko dowiedziała się, że ich sąsiedzi mają się wyprowadzić, zadzwoniła do Emily, by przekonać ją o wszystkich zaletach mieszkania w po­ bliżu. Emily musiała przyznać, że nigdy nie żałowała tego kroku. Uwielbiała swoją czteroletnią siostrzenicę, Patti, i było jej milo, że Terri codziennie przychodziła do niej na kawę. Lubiła swoją pracę. Jeszcze w szkole odkryła kojące działanie rachunków, z ich obliczalnością i przewidy­ walnością. Teraz pracowała w dziale księgowości znanej w całym kraju firmy i czuła się tam jak ryba w wodzie. Jej życie było właśnie takie, jak chciała - przewidy­ walne i bezpieczne. Więc po jakie licho Terri wymyśliła ten cały konkurs z randką z Jeremym Jonesem w nagrodę? Co za absurd. Wieczór w towarzystwie kogoś, kto do tego stopnia kocha rozgłos, że chce uczestniczyć w tak idiotycznym pomyśle - była to ostatnia rzecz, na jaką miała ochotę. Emily patrzyła na Terri, gdy ta, skończywszy rozmowę, odłożyła słuchawkę i wydała okrzyk radości. - Wygrałaś! A ja nie wierzyłam. Żartem zgłosiłam cię do konkursu, naprawdę. Nawet mi się nie śniło,

CAŁYM SERCEM 9 że... - urwała nagle i spojrzała na siostrę, która przyglądała jej się z przerażeniem. - Daj spokój, Emily, czy nie jesteś ani trochę podekscytowana? Ja na twoim miejscu byłabym wniebowzięta. - Wierzę ci - rzuciła sucho Emily. - Jeśli wy­ tłumaczysz mi, o co tu chodzi, to może udzieli mi się trochę twojego entuzjazmu. Terri przerwała swój taniec radości i przez chwilę patrzyła na Emily, a potem westchnęła. - Raczej w to wątpię. - Mówiąc to, uśmiechnęła się ciepło do siostry. - Ale nie zamierzam tracić nadziei. Wiesz, czasem naprawdę się o ciebie martwię. - Dlaczego? - spytała zaskoczona Emily. - Bo pogrążyłaś się w takiej nudnej rutynie. Nie spotykasz innych ludzi, nie szukasz rozrywki. Wy­ starcza ci, że codziennie idziesz do pracy, a potem wracasz do domu. Wieczory i weekendy spędzasz czytając książkę, uprawiając ogródek albo opiekując się Patti. Jesteś za młoda na to, żeby zadowalać się takim życiem. Gdzie tu jest miejsce na radość? - spytała, patrząc z troską na Emily. - Tak się składa, że te zajęcia sprawiają mi radość. Nie pociągają mnie inne rozrywki, tak jak ciebie, Terri - odpowiedziała z uśmiechem Emily. - Nie ma w tym nic złego, z umiarem oczywiście. W gruncie rzeczy jest to wspaniały sposób spędzania czasu, ale jak się ma sześćdziesiątkę! Posłuchaj mnie. Musisz się trochę rozluźnić, zrobić coś zwariowanego. Czeka na ciebie cudowny świat. - Terri szeroko rozłożyła ręce. Emily uśmiechnęła się, widząc ten przesadny gest. - Nie sądzę, żeby świat czekał wyłącznie na mnie. Terri zamachała niecierpliwie ręką. - Wiesz przecież, co mam na myśli. Tak mało się o siebie troszczysz i bierzesz wszystko zbyt serio. Zawsze taka byłaś, nawet jako dziewczynka. Szkoła,

10 CAŁYM SERCEM i praca - podchodzisz do tego z taką zawziętością... Kiedy ty ostatnio miałaś randkę? Emily poczerwieniała. - Czy tak odpowiadasz mężczyźnie, który chce cię gdzieś zaprosić? - Nie wiem, jak ci to powiedzieć, Terri, ale nikt nie wali do moich drzwi, błagając, żebym się z nim umówiła - powiedziała z uśmiechem Emily. - Spójrzmy prawdzie w oczy. Nie jestem taka otwarta i bezpo­ średnia jak ty. Mężczyźni mnie nie dostrzegają. - Ależ oczywiście, że cię dostrzegają. Jesteś bardzo atrakcyjna, chociaż nie robisz nic, żeby podkreślić swoją urodę. Przez chwilę przyglądała się Emily tak, jakby oglądała obraz w muzeum. - Wiesz, masz piękne czarne włosy, które wspaniale kontrastują z twoją mleczną cerą. Zawsze zazdrościłam ci tego promiennego wyglądu. - Terri potarła niecier­ pliwie policzek. - Nie mów mi, że mężczyźni cię nie dostrzegają. Nie są przecież ślepi. - Pracuję z nimi na co dzień. Uwierz mi, żaden z nich się mną nie interesuje... - To dlatego, że ty ich nie zauważasz. Nie rozumiesz, że mężczyzna boi się odmowy, że trzeba mu dodać odwagi? Terri zmrużyła oczy, przyglądając się nadal Emily. - Z pewnością nie pomaga ci w tym sposób, w jaki się ubierasz. Emily spojrzała w dół, na spódnicę i bluzkę, którą nosiła pod żakietem. - A co złego w tym, jak się ubieram? - spytała. - Oczywiście, że nic - zapewniła ją pospiesznie Terri. - Zawsze wyglądasz bardzo profesjonalnie, ale przecież są jeszcze inne kolory, nie tylko czarny, szary i brązowy. Emily otworzyła szeroko oczy w udawanym zdu-

CAŁYM SERCEM 11 mieniu i przyjrzała się kolorowej, plażowej sukience, którą miała na sobie Terri. - Z pewnością ty mi powiesz, co się teraz nosi. Terri potrząsnęła głową, ale nie mogła ukryć uśmiechu. - W porządku, być może trochę przesadzam z wyborem kolorów moich ubrań, ale kolor jest bardzo ważny. Wpływa na humor, może rozweselić, pomaga się odprężyć. Pozwala podkreślić osobowość. - Moje ubranie właśnie podkreśla moją osobowość. - Z pewnością - westchnęła Terri. - Właśnie o tym mówię. Chcę, żebyś wyrwała się z tego szablonu i zaczęła trochę żyć. - I ty myślisz, że randka z Jeremym Jonesem mi w tym pomoże? - Z pewnością nie zaszkodzi, siostrzyczko. - Ter­ ri uśmiechnęła się. - Pomyśl tylko, co za okazja. Każda kobieta na świecie z rozkoszą zamieniłaby się z tobą po to tylko, żeby poznać Jeremy'ego Jonesa. - Świetnie, zatem pozwólmy komuś innemu jechać do Las Vegas. - Nie ma mowy. Wygrałaś i chcę, żebyś odebrała nagrodę. - Ale ja nie mogę. Mam pracę, a poza tym... - Może byś dała spokój tym głupim wymówkom? Każdy ma prawo do wakacji, a ty tak rzadko bierzesz wolne. Zresztą, nawet wtedy upierasz się, by wziąć Patti i jej poświęcasz większość czasu. Emily wiedziała z doświadczenia, że spieranie się z Terri to próżny trud. Jej siostra zawsze potrafiła zebrać wszystkie argumenty i rozprawić się z przeciw­ nikiem. - Z pewnością byłaś świetna na lekcjach retoryki - mruknęła. Terri spojrzała na nią zaskoczona.

12 CAŁYM SERCEM - Tak, zawsze je lubiłam, ale nie rozumiem, co to ma wspólnego z twoją wycieczką do Las Vegas. Emily westchnęła. - Właśnie że ma, i to wiele, Muszę przecież przekonać cię, że jestem zadowolona z życia i że nie wpadnę w depresję, jeśli nie spotkam się z Jeremym Jonesem. Inaczej zmusisz mnie, żebym się spakowała, i wyślesz do Las Vegas. Terri rozparła się w fotelu, skrzyżowała ramiona i twardo spojrzała w oczy Emily. - Dobrze. Wytłumacz mi, dlaczego nie chcesz tam pojechać. Emily przez kilka chwil patrzyła w milczeniu na siostrę. - Dlatego, że konkurs powinna była wygrać jakaś młoda dziewczyna... - zaczęła. - Ty jesteś młoda. - Terri, w grudniu kończę trzydzieści lat. Nie jestem już pierwszej młodości. - Ale nie można tego nazwać wiekiem emerytalnym. - Spodziewano się, że w konkursie wezmą udział nastolatki i młode kobiety... - Co za bzdura! Żadna nastolatka nie doceni talentu Jeremy'ego Jonesa. Ten człowiek to geniusz. Sam komponuje piosenki, gra na różnych instrumentach, a głos ma taki, że aż przechodzi cię dreszcz. To wspaniała okazja, żeby poznać kogoś tak niezwykłego. - Chyba gdzieś czytałam, że jest żonaty. - Być może. Ale czy to ważne? Na litość boską, nagrodą w tym konkursie jest wycieczka do Las Vegas, a nie ślub z Jeremym Jonesem. Masz tylko spędzić z nim wieczór. No wiesz... występy, kolacja, przyjęcie, tańce. - Wszystko to podczas jednego wieczoru? On musi mieć lepszą kondycję niż ja. - Emily! - Terri potrząsnęła głową z oburzeniem.

CAŁYM SERCEM 13 - Czasami zastanawiam się, po co w ogóle staram się ci pomóc. Emily z uśmiechem przyglądała się twarzy siostry. Piegowata, ruda Terri była znana w całym sąsiedztwie. Każdy miał okazję przekonać się o jej dobrym sercu i życzliwości. Emily wiedziała, jakie to szczęście mieć taką siostrę, ale nie mogła oprzeć się pokusie, żeby trochę się z nią podroczyć. - Dlaczego właśnie ja, Terri? Dlaczego nie podałaś nazwiska pani Goodman? Terri roześmiała się. - Ponieważ pana Goodmana trafiłby szlag, gdyby wygrała. Nie potrafiłaby go przekonać, że nie ma zamiaru romansować z Jeremym. Obie roześmiały się na te słowa. Nikt nie rozumiał, dlaczego ich sąsiad, leciwy pan Goodman, był aż tak zazdrosny o swoją też już niemłodą żonę. - Wybrałam ciebie, o najdroższa ze wszystkich sióstr, ponieważ cię kocham i życzę ci jak najlepiej. Będzie to dla ciebie świetna okazja, żeby spotkać nowych ludzi, poznać inny świat. Czy to cię nie pociąga? - spytała niemal błagalnym tonem. - Najdroższa ze wszystkich sióstr? - powtórzyła Emily. - Spójrzmy prawdzie w oczy, Terri. Jestem twoją jedyną siostrą i czasami zastanawiam się, czy tak jest naprawdę. Jesteśmy tak bardzo odmienne, że niemożliwe wydaje się, abyśmy były spokrewnione. - Oczywiście, że jesteśmy siostrami. Ja jestem podobna do mamy, a ty, niestety, przypominasz siostrę ojca, ciotkę Tabithę. Mam nadzieję, że nie zamierzasz spędzić życia tak, jak ona - sama z pięcioma kotami do towarzystwa. Musisz częściej dokądś chodzić, żeby się rozerwać, nauczyć się relaksować. - Nauczyć się relaksować? Ty uważasz wieczór z Jeremym Jonesem za relaks? Nie miałabym pojęcia, co robić, ani co powiedzieć w jego towarzystwie.

14 CAŁYM SERCEM - Wystarczyłoby tylko siedzieć i patrzeć na niego. Czy nie uważasz, że jest przystojny? - Nigdy się nad tym nie zastanawiałam. W oczach Terri pojawiła się czułość. Z rozmarzeniem spojrzała w okno. - A ja tak, i to często. Strasznie mi się podobają jego złociste włosy, ta grzywa, która opada mu na czoło. I te jego oczy... Kiedy występuje w telewizji, błyszczą tak, jakby odbijały się w nich wszystkie światła świata. A uśmiech! Mój Boże, gdyby on do mnie się tak uśmiechnął, miałby mnie u swoich stóp. - A co Mike na to, że podkochujesz się w gwiaz­ dorze? - Nie podkochuję się, możesz być pewna. - Terri roześmiała się. - Po prostu doceniam to, że jest przystojny, utalentowany i inteligentny. - Skąd wiesz, że jest inteligentny? Sądzisz tak na podstawie włosów nad czołem czy błysku w oczach? - dopytywała się Emily kpiącym tonem. - Czytałam długi wywiad z nim, opublikowany kilka miesięcy temu w poważny czasopiśmie - odparła z godnością Terri. - Był szczery i otwarty, a o swoim życiu i karierze mówił bardzo wnikliwie. Sławę traktował z przymrużeniem oka i powiedział wyraźnie, że uważa się przede wszystkim za kompozytora, a dopiero potem za piosenkarza. - Uśmiechnęła się, przypominając coś sobie. - Ma wspaniałe poczucie humoru. Na pewno bardzo ci się spodoba. - Jeśli w ogóle go kiedyś poznam. - Poznasz go na pewno. Sama wiesz, że mam rację, tylko jesteś zbyt uparta, żeby się do tego przyznać - stwierdziła, a potem rzuciła okiem na kalendarz, wiszący nad stołem i dodała: - No to kiedy się wybierzemy po zakupy? - Po jakie zakupy?

CAŁYM SERCEM 15 - Chyba nie polecisz do Las Vegas w tym swoim biurowym mundurku? Nie wypuściliby cię z samolotu. - Terri, ja się na to nie zgadzam - powiedziała Emily stanowczo. - Ale się zgodzisz - powiedziała Terri tonem starszej siostry. - I będziesz mi wdzięczna, że cię nakłoniłam do spróbowania szczęścia. Przekonasz się o tym. Jeremy Jones wstał od fortepianu, by rozprostować kości. Był zadowolony z melodii, którą skomponował do słów, jakie od tygodnia krążyły mu po głowie. Czasami miał już dość swojego talentu, ponieważ pomysły nie dawały mu spokoju, domagając się przelania na papier, a potem skomponowania do nich melodii. Teraz, kiedy uporał się z piosenką, będzie mógł trochę odpocząć. Wsunął ręce do kieszeni i podszedł do wielkiej szyby, która oddzielała jego domowe studio od starannie utrzymanego pola golfowego. Ten widok zawsze działał kojąco. Góry otaczające Las Vegas fascynowały go. Nieus­ tannie zmieniały kolor w zależności od tego, jak padało na nie światło. Emanowały nieskończonością, co pomagało Jeremy'emu patrzeć na życie z dystansem. Góry wydawały się wyrastać ponad blichtr i zbyt­ kowną wystawność centralnego bulwaru miasta. Z ich perspektywy zabawnie musi wyglądać tocząca się tu walka o władzę i o posiadanie. Czymże będą za pięćdziesiąt lat wszystkie te spiski i intrygi, polityko- wanie i kariery? Góry będą nadal milczącym świadkiem szalonej krzątaniny, z której ludzie najwyraźniej nie mają zamiaru rezygnować. - Jeremy, jest już dzisiejsza poczta. Chyba mamy osobę, która wygrała ten konkurs. Jeremy odwrócił się od okna i spojrzał na swego

16 CAŁYM SERCEM menedżera Henry'ego Taylora. Jego energią i entuz­ jazmem można było obdzielić dziesięć osób. W jego obecności Jeremy czuł się czasem tak, jakby porywała go trąba powietrzna. - Czy wygrałeś coś na loterii? - spytał nieuważnie. - Nie ja, a ty. A raczej ty jesteś wygraną, mamy też zwycięzcę. Jeremy usiadł nagle na krześle za biurkiem. Miał niejasne przeczucie, że nie spodoba mu się to, co zaraz usłyszy. - Ja jestem wygraną? Nie wiem, o czym mówisz. - Oczywiście, że wiesz. Mówiłem ci o wszystkim kilka tygodni temu, nie pamiętasz? To będzie znako­ mity chwyt reklamowy. Warto odświeżyć trochę twój wizerunek. Młode pokolenie na południu Stanów chce cię poznać. Jeremy oparł się o poręcz krzesła i energicznie potrząsnął głową. - Nigdy mi o tym nie wspominałeś. Henry przesunął ręką po przerzedzonych włosach, a potem opadł na krzesło naprzeciwko biurka Jere- my'ego. - Z pewnością musiałem... - urwał, widząc, że Jeremy wciąż potrząsa głową. - No dobrze. Prowa­ dzimy akcję reklamową w Little Rock i... - Dlaczego w Little Rock, Henry? Dlaczego nie w Chicago, Atlancie albo Dallas? - Ponieważ w dużych miastach jesteś wystarczająco popularny. Musimy wzmocnić twoją pozycję na prowincji, czy tego nie rozumiesz? Jeremy w milczeniu przyglądał się przez chwilę swojemu menedżerowi. Kilka lat temu Henry Taylor wyciągnął go z tarapatów, wkraczając w jego życie i rozwiązując kłopoty finansowe. Jeremy nie rozumiał świata biznesu ani przemysłu rozrywkowego. Znał się jedynie na muzyce. Dla niego liczyło się tylko granie

CAŁYM SERCEM 17 na rozmaitych instrumentach i pisanie piosenek. W ten sposób wyrażał siebie. Wiele mu zawdzięczał. Gdyby nie Henry, uczyłby gdzieś muzyki i grał swoje kompozycje na wieczorkach muzycznych. Przez te wszystkie wspólne lata Henry był zawsze uczciwy, aż do przesady i pilnował, aby nikt go nie wykorzystywał. Jeremy szanował go za wszystko, ale czasem zastanawiał się, jak to się dzieje, że Henry kieruje jego życiem. Właśnie tak jak teraz. - W porządku, Henry. Powiedz mi, co to za konkurs. - Jeremy uznał, że nie ma sensu się złościć, zanim nie dowie się czegoś więcej. - Jedna ze stacji radiowych ogłosiła konkurs, coś w rodzaju „wygraj randkę z gwiazdą". Nigdy nie uwierzysz, ile dostali listów! Coś niesamowitego. - „Wygraj randkę z gwiazdą"? - powtórzył Jeremy. - Czy chcesz powiedzieć, że muszę jechać do Little Rock, żeby tam komuś dotrzymywać towarzystwa? - Nic podobnego - zapewnił go pospiesznie Henry. - To ona tu przyleci. Jeremy pochylił się do przodu i patrzył na swojego menedżera z niedowierzaniem. - Mówisz, że jakaś kobieta przyjedzie taki szmat drogi z Little Rock do Las Vegas, żeby spędzić ze mną wieczór? - Właśnie tak. - Henry promieniał. - Czyś ty oszalał? - Jeremy zniżył lekko głos, ale słowa brzmiały wyraźnie. - Co w tym złego? - Entuzjazm Henry'ego stopniał. - Henry, wiesz przecież dobrze, że jestem w delikat- nej sytuacji, starając się odebrać Lindzie prawo do opieki nad Michelle. A ty rozkręcasz kampanię reklamową, ściągając mi tu jakąś kobietę? - Jeremy, przecież dla wszystkich będzie jasne, że to tylko chwyt reklamowy. Jakaś twoja młoda

18 CAŁYM SERCEM wielbicielka przyjedzie tutaj, zwabiona szansą zoba­ czenia Las Vegas i ciebie. Potem wróci do domu i opowie wszystkim przyjaciółkom, jaki jesteś wspa­ niały, a one kupią twoją najnowszą płytę. Jeremy znowu oparł się o krzesło. Tym razem zamknął oczy. Za dużo pracuje. Dwa występy co wieczór, przez sześć dni w tygodniu. A w ciągu dnia próby nowych piosenek i praca nad muzyką do filmu. Henry nie wiedział o filmie ani o tym, że Jeremy szuka w tym ucieczki. Nie wiedział, że Jeremy ma ochotę machnąć na wszystko ręką i wycofać się. Czuł się znużony. Był zmęczony pracą, walką z Lindą, ciągłym nadążaniem za nowymi stylami i modami. A teraz jeszcze ten konkurs. Powoli otworzył oczy i spojrzał na Henry'ego, który siedział naprzeciwko, niecierpliwie czekając na odpowiedź. - W porządku, Henry. Więc mówisz, że masz już zwyciężczynię? Łagodny ton Jeremy'ego dodał Henry'emu pewności siebie. Energicznie pokiwał głową. Z pliku listów, które trzymał, wybrał jedną kopertę. - Tak, jest nią Emily Hartman. Teraz musimy się zastanowić, jak to wszystko ułożyć. - Pewien jestem, że masz już jakiś pomysł. - Oczywiście - uśmiechnął się Henry. - Spotkasz się z nią na lotnisku w asyście fotoreporterów i telewizji. Przywitasz ją, wręczysz bukiet róż... - przerwał, bo wydawało mu się, że Jeremy coś powiedział. - Co mówisz? - Nic - mruknął Jeremy i machnął ręką. - Co dalej? - Zabierzemy ją na próbę przed koncertem, poka­ żemy jej miasto... - przerwał, widząc minę Jeremy'ego. - Coś ci się nie podoba? - A co jest do pokazywania w Las Vegas? Bulwar i kasyna?

CAŁYM SERCEM 19 - A czy to mało? Ona pewnie nigdy tu nie była. Ty się przyzwyczaiłeś, ale dla niej to będzie z pewnością ciekawe. - Mów dalej. Henry zajrzał do notatek. - Zafundujemy jej zabiegi kosmetyczne w salonie piękności, no wiesz, żeby dodać trochę szyku, może wybierzemy jej jakąś suknię, a potem... - zawiesił głos, podnosząc ręce do góry - wielkie wydarzenie, wieczór z tobą. - Z pewnością nie może się już doczekać - uśmiech­ nął się Jeremy. Henry pokiwał głową w zamyśleniu. - Tak, masz rację. Sprawimy jej taki wieczór Kopciuszka, że będzie o nim opowiadać swoim wnukom. Jestem pewien, że ta Emily Hartman nie może spać z wrażenia, że wygrała konkurs. Musi uważać się za najszczęśliwszą kobietę pod słońcem!

ROZDZIAŁ DRUGI - W co ja się wpakowałam? - spytała na głos samą siebie Emily w wieczór poprzedzający wyjazd do Las Vegas. Pokój był zasłany częściami garderoby. Nie mogła się zdecydować, co ze sobą zabrać. Terri znów dowiodła, że ma rację - wszystkie ubrania Emily wydawały się nudne i szare, zwłaszcza jak na jej wyobrażenia o Las Vegas. To prawda, że pojęcie o tym mieście miała raczej skromne. Kojarzyło jej się ono z szumem i gwarem, a także z atrakcyjnymi tancerkami rewiowymi i ludźmi szastającymi pienię­ dzmi. Czy ona będzie pasować do tej scenerii? W tych ubraniach czułaby się dobrze na zebraniu szkolnym, ale nie w kasynie. Przyglądając się krytycznie zawartości swojej szafy, pytała samą siebie, dlaczego właściwie zdecydowała się jechać. Chyba tylko dlatego, że łatwiej było zgodzić się, niż wymyślać coraz to nowe wykręty, ilekroć Terri wracała do tego tematu. Emily wiedziała, że gdyby odmówiła, naraziłaby się na wieczne wymówki. Przyznawała Terri rację, że jej życie jest monotonne. Tak naprawdę to miała ochotę wyrwać się z szarej codzienności i zwiedzić inne stany. Jednak nigdy nie przyszłoby jej do głowy, wybrać się do Las Vegas. A jeśli chodzi o wieczór w towarzystwie Jeremy'ego Jonesa... Emily spojrzała na wielki afisz, który Terri powiesiła w jej sypialni, by przekonać ją o urodzie gwiazdora.

CAŁYM SERCEM 21 Było to zbliżenie Jeremy'ego podczas koncertu, z mikrofonem w dłoni. Podeszła bliżej do ściany i przez chwilę wpatrywała się w zdjęcie. Jeremy był przystojny. Wyraz twarzy - przejęty, a mimo to zdradzający poczucie humoru - wydał się Emily intrygujący. Ciemne oczy były pełne wyrazu. Poczuła dziwny niepokój. Za dwadzieścia cztery godziny pozna tego człowieka. Co za szczególne uczucie! Poczuła się niemal jak oszustka. Jak mu wytłumaczy, że sama nie brała udziału w konkursie, że rzadko słucha jego piosenek i że daleko jej do bycia jego typową wielbicielką? Było już za późno, żeby się wycofać. Musi stawić czoło wszystkiemu, co się zdarzy. Spojrzała z niesmakiem na rozłożone wokół ubrania. Dlaczego uparcie odmawiała pójścia po zakupy? Teraz sama padła ofiarą głupiej ambicji. Nie miała wyboru, musiała spakować to, co ma, i wierzyć, że jakoś to będzie. Znalazła sukienkę, która wydawała się odpowiednia. Nie nosiła jej już od kilku lat. Miała klasyczny krój i ładny, kremowy kolor, ale nie było to nic oszałamia­ jącego. Wzruszyła ramionami. Nie ma wyboru - musi jej wystarczyć to, co ma. Spakowała walizkę, zamknęła ją i postawiła na podłodze. To byłoby wszystko. Teraz musi się trochę przespać. Któregoś dnia ona i Terri będą się śmiać z jej zdenerwowania, ale narazie nie widziała w tym nic zabawnego. Kiedy Emily wysiadła z samolotu i weszła do hali przylotów na lotnisku w Las Vegas, zaskoczył ją gwarny i rojny tłum. Nagle jakaś młoda kobieta krzyknęła podekscyto­ wanym głosem:

22 CAŁYM SERCEM - To Jeremy Jones! Ludzie odsunęli się na bok i Emily znalazła się w miejscu, z którego mogła obserwować to, co miało się zaraz wydarzyć. Długowłosa blondynka w krótkiej spódnicy pod­ biegła do mężczyzny, którego zdjęcie wisiało w jej pokoju przez ostatnie dwa tygodnie. Emily rozpoznała go bez trudu. Jeremy miał na sobie ciemne spodnie i czarną, jedwabną koszulę, której rozpięcie odsłaniało opaloną pierś. Stał tam i trzymał w ręku różę, a kiedy kobieta podbiegła do niego, podał ją jej i pochyliwszy się pocałował w policzek. Ona zarzuciła mu ręce na szyję. - Nie mogę w to uwierzyć! - powiedziała, patrząc na niego w zachwycie. - Kiedy wrócę do domu, nikt mi nie uwierzy, że spotkałam Jeremy'ego Jonesa, kiedy tylko wysiadłam z samolotu w Las Vegas. Popatrz, Judy, dał mi różę! - zawołała, odwracając się. Błysnęły flesze i kilka osób otoczyło ciasno piosen­ karza, zadając pytania jemu i kobiecie, która wciąż wisiała mu u szyi. - Czy to pani Hartman? - Emily usłyszała mimo zgiełku głos starszego mężczyzny. Zrozumiała, że całe to zamieszanie było przeznaczone dla niej. Serce w niej zamarło. Czego się właściwie spodziewała? Ta podróż to po prostu chwyt reklamowy, który ma przysporzyć piosenkarzowi popularności. Jak mogła być tak naiwna i oczekiwać, że będzie traktowana w sposób poważny? Emily stanęła z boku, ustępując drogi reszcie pasażerów wychodzących z samolotu i przyglądała się dalej komedii omyłek, jaka rozgrywała się na jej oczach. Jasnowłosa dziewczyna odwróciła się do starszego mężczyzny. - Nie znam żadnej Emily Hartman. Ja jestem Sally

CAŁYM SERCEM 23 Sherman z Denton w stanie Teksas - mówiła, po czym spojrzała na Jeremy'ego. - Już jako mała dziewczynka byłam pana wielbicielką. Emily uśmiechnęła się, widząc zmieszanie Jere­ my'ego. Nie był taki stary. Mógł mieć około trzydziestu pięciu lat, ale młoda dama miała co najwyżej osiem­ naście lat. - Och, Henry. - Emily usłyszała, że zwrócił się do mężczyzny, który stał obok. - To musi być jakieś nieporozumienie. - Spróbował wyswobodzić się z objęć dziewczyny. - Przepraszam cię, Sally, ale wziąłem cię za kogoś innego. Sally zrobiła nadąsaną minkę. - A czy ja nie mogłabym jej zastąpić? - spytała nieśmiało. - Bardzo żałuję - uśmiechnął się, rozglądając wśród zgromadzonego tłumu - ale szukam Emily Hartman. Emily widziała, jak jego wzrok prześlizgnął się po jej twarzy i zrozumiała, że nigdy nie rozpoznałby jej w tłumie. Pomyślała, że skoro nie przyjechała do Las Vegas, aby bawić się w chowanego, musi odegrać kolejny akt tej farsy. - To ja jestem Emily Hartman - powiedziała spokojnie, podchodząc bliżej. Obaj mężczyźni odwrócili się i spojrzeli na nią. Emily z pewnością nie była osobą, jaką spodziewali się spotkać. Starszy pan kilka razy otworzył usta, zanim zdołał spytać: - Z Little Rock? - Zgadza się - skinęła głową. Jeremy był zupełnie zdezorientowany. Narwana nastolatka, która rzuciła mu się w ramiona, była mniej więcej taka, jak się spodziewał, natomiast ta nobliwie wyglądająca kobieta przeczyła wszystkim wyobrażeniom o jego wielbicielkach. Miała na sobie czarną bluzkę i kremowy kostium,

24 CAŁYM SERCEM który podkreślał jej smukłe kształty. Ciemne włosy były rozdzielone pośrodku przedziałkiem i związane z tyłu. Cerę miała jasną jak alabaster, a oczy tak intensywnie niebieskie, że aż szafirowe. I to miała być Emily Hartman? Wyglądała tak, jakby właśnie wystąpiła z zakonu. - Czy to pani jest Emily Hartman? - powtórzył z niedowierzaniem Henry. - Przecież już powiedziała, że jest, Henry - powie­ dział Jeremy i dodał, podchodząc bliżej: - Przepraszam za tę pomyłkę, ale widzi pani, myśleliśmy... - Dobrze wiem, co pan myślał, panie Jones - od­ powiedziała chłodno i spojrzała na grupkę przy­ glądających im się ludzi. Przypuszczam, że to wszystko - wskazała dłonią w stronę fotoreporterów i człowieka z kamerą wideo - z mojego powodu? Nie musi mówić takim cholernie znudzonym tonem, pomyślał Jeremy. Ostatecznie to ona chciała wygrać tę podróż i poznać mnie. - Tak, zgadza się. Chociaż nie spodziewaliśmy się spotkać kogoś takiego jak... - urwał, szukając taktownych słów, aby wyrazić to, co myślał. - Chciałem powiedzieć, że moje wielbicielki ubierają się trochę bardziej, och... - Tak, zapewne nie ubieram się w sposób typowy dla pana wielbicielek, panie Jones - wtrąciła, widząc, że brakuje mu słów. - Jednakże - spojrzała na dekolt jego koszuli, a potem na dłonie i pierścienie - myślę, że pan ma na sobie dość biżuterii za nas dwoje. Jeremy usłyszał, jak Henry sapnął z wrażenia. Oślepiały go flesze aparatów fotograficznych. Myślał tylko o tym, żeby się stąd wydostać. Najwyraźniej Emily Hartman nie była wcale zachwycona przywita­ niem. Nie miał pojęcia, o co jej chodzi, ale nie potrzebował tu żadnych awantur. - Wystarczy tych ceremonii - powiedział, starając

CAŁYM SERCEM 25 się ukryć irytację. - Witamy w Las Vegas. - Ujął ją za ramiona i zbliżył się do niej. Nagle zmienił zamiar i zamiast pocałować ją w policzek, przylgnął wargami do jej ust. Poczuł, jak zesztywniała, ale nie puścił jej, znajdując złośliwą przyjemność w zachowaniu, o któ­ rym wiedział, że może być obraźliwe. Wreszcie podniósł głowę i spojrzał jej w oczy - pociemniałe z zaskoczenia. Fascynowały go, zwłasz­ cza teraz, gdy błysnął w nich gniew. - Za kogo pan się uważa... - zaczęła, starając się cofnąć. Jeremy obrócił ją, otoczył ramieniem i ruszył w stronę wyjścia. - Proszę dać Henry'emu bilet, to odbierze pani bagaż i dostarczy go do hotelu. Tymczasem zabiorę panią na próbę. - Ale ja nie potrzebuję... - Sądziliśmy, że może się to pani spodobać. Henry postarał się też o to, żeby pokazano pani miasto, kiedy ja będę się przygotowywał do występów. Mówiąc to, Jeremy szedł przez halę tak szybko, że Emily musiała biec, aby za nim nadążyć. Jacyś ludzie machali do nich i wołali jego nazwisko, ale on był zajęty tyko nią. Kiedy wyszli z hali lotniska, podjechała limuzyna. Jeremy pomógł jej wsiąść do samochodu i szybko wskoczył do środka. Kiedy już usadowił się obok, obrzucił ją pytającym spojrzeniem i potrząsnął głową. - No więc, o co tu chodzi? Emily czuła, że kręci jej się trochę w głowie. Praktycznie przebiegła przez całe lotnisko i teraz z trudem łapała oddech. - A co pan ma na myśli? - Ależ droga pani, wolne żarty. Po co ten strój i fryzura zakonnicy? Co pani robi w Las Vegas? Strój i fryzura zakonnicy? Czy on sobie z niej

26 CAŁYM SERCEM żartuje? To prawda, nie wygląda jak tancerka rewiowa z Las Vegas, ale w jej ubraniu nie ma nic śmiesznego. - Jestem tu na pańskie zaproszenie - odparła sztywno. - Bynajmniej. Nie mam nic wspólnego z całym tym zamieszaniem. - Zamieszaniem? - Z tym chwytem reklamowym, no wie pani, „wygraj randkę z gwiazdorem" i tak dalej. - Przyglądał jej się przez chwilę. - Dlaczego, u licha, ktoś taki jak pani wziął udział w tym konkursie? - Ktoś taki jak ja? - zapytała cicho. Uśmiechnął się. - Jestem pewien, że wolałaby pani siedzieć teraz w domu, robić na drutach i rozmawiać z kotem. Widmo ciotki Tabithy! Być może Terri miała rację. - Dla pańskiej wiadomości: nie robię na drutach ani nie mam kota. Wzruszył ramionami. - Tak sobie tylko powiedziałem. Nie wygląda pani na kogoś, kto bierze udział w konkursach. - Rzeczywiście, nie interesuje mnie to. - To już jakaś odpowiedź. Zatem, o co tu chodzi? Dlaczego podaje się pani za Emily Hartman? Emily czuła, jak wzbiera w niej gniew. Zawsze uważała się za osobę spokojną i zrównoważoną, więc uczucie to denerwowało ją. - Ja nikogo nie udaję. Nazywam się Emily Hartman. - Spojrzała na niego chłodno. - Czy życzy pan sobie zobaczyć mój dowód? - Dziękuję bardzo - powiedział lodowatym tonem. - Dlaczego przystąpiła pani do konkursu? - Nie zrobiłam tego. - Ach, nie? - To moja siostra mnie zgłosiła. - Dlaczego, na Boga?

CAŁYM SERCEM 27 - To dobre pytanie, panie Jones. Musiałby pan poznać Terri, żeby zrozumieć jej zamiary. Nie umiem wytłumaczyć tego tak, aby pan to pojął. Jeremy uśmiechnął się, przypominając sobie, że kiedyś miał nauczyciela, który mówił do niego tym samym, pouczającym tone. Skrzyżował ręce na pier­ siach i rozparł się wygodnie na siedzeniu. - Proszę spróbować - powiedział. Emily patrzyła na niego przez chwilę w milczeniu. Była zdenerwowana tym, że tak bardzo jej się podobał. Jego rozbawienie niepokoiło ją, czuła, że jest obiektem żartów, których nie mogła pojąć. - To nieważne. Podała moje nazwisko i wygrałam. - Dlaczego pani przyjechała? Z pewnością nie należy pani do moich wielbicielek. Spojrzała na niego zaskoczona. - Dlaczego pan tak mówi? - Nie jest pani w tym typie. - A jaki jest typ pana wielbicielki? Zastanawiał się przez chwilę, - Och, może jest bardziej rozluźniona. Trochę mniej oficjalna. To ktoś, kto nie traktuje siebie tak poważnie. - Już wiem, co pan o mnie myśli. - Szczerze mówiąc, nie mam pojęcia, co o pani myśleć. Wiem tylko, że muszę już być na próbie. Samochód zajechał przed wielkie kasyno. - Może pani iść ze mną lub pojechać do hotelu, jak pani sobie życzy. Emily była wstrząśnięta do głębi. Nie zdawała sobie dotąd sprawy, że jej nieśmiałość i brak obycia towarzyskiego ludzie biorą za wyniosłość i sztywność. Czy właśnie dlatego jej unikają? Czy naprawdę sprawia wrażenie aż tak nieprzystępnej? - Chciałabym pójść z panem na próbę - powiedziała spokojnie, szukając sposobu, aby się przed nim wytłumaczyć.

28 CAŁYM SERCEM - Jak pani sobie życzy - wzruszył ramionami. Wysiadł z samochodu i podał jej rękę. - Muszę się pospieszyć. Orkiestra czeka na mnie od pół godziny. Ich czas to mój pieniądz. Ujął ją za łokieć i poprowadził do drzwi. Emily nie była w stanie ogarnąć wszystkiego, co się działo w gigantycznej sali, przez którą szli. Olbrzymie żyrandole zwisały z ozdobnego sufitu, a pod nimi ludzie tłoczyli się wokół hałaśliwych automatów do gry i zielonych stolików karcianych. Jeremy skinął w stronę mężczyzny, który stał przed drzwiami do sali widowiskowej. - Jak leci, Erie? - Nie najgorzej, Jeremy, nie najgorzej. Wślizgnęli się do środka i Emily spostrzegła, że są w wielkiej sali, wypełnionej pustymi stolikami i krzes­ łami, nad którą górowała scena. Kurtyna była podniesiona, a kilka osób snuło się po scenie. Rozbrzmiewały dźwięki różnych instrumentów. - No, nareszcie jesteś! Już najwyższy czas, żebyś się zjawił - zawołał ktoś głośno ze sceny. Jeremy puścił jej ramię. - Proszę gdzieś tu usiąść. Zobaczymy się później. Pośród okrzyków wskoczył na scenę. Emily z zapar­ tym tchem przyglądała się popisom zawodowych muzyków. Była pod wrażeniem tego, ile wysiłku wkładali w każdą piosenkę. Pomimo swobody, z jaką traktowali się nawzajem, stanowili idealnie zgrany zespół. A obserwowanie Jeremy'ego Jonesa przy pracy było dla niej dużym zaskoczeniem. A czego właściwie się spodziewała? Przypuszczała, że będzie samolubny i arogancki. Czy nie tak właśnie się myśli o większości piosenkarzy? Sądziła, że jej uwaga na temat biżuterii obrazi go. Jeśli go to ubodło, nie okazał tego. Emily uświadomiła sobie, że zazdrości mu opanowania.