1
Vera Cowie MADAME
1
Ciastka i widelec. - Chyba nie przyjechałeś mnie przekonywać, Ŝebym wróciła z tobą i trzymała go za rączkę?
Pamiętam z dawnych czasów, jaki okropny z niego pacjent. Nie zdąŜy połoŜyć się do łóŜka, a juŜ przekracza próg
znudzenia.
- Nie, to nie on mnie przysłał.
Chmurny nastrój Alex pogłębił się.
-Więc o co chodzi? Bo coś się stało, prawda? Wyczuwam złe wibracje, jak to wy. Amerykanie, nazywacie obrazowo.
Max ocenił w skupieniu ciastko.
- To był bardzo cięŜki wypadek. NajcięŜszy ze wszystkich.
Alex usiadła głęboko w fotelu oczekując najgorszego.
- Co z nim jest? Porsche to wyczynowy samochód. Jak szybko jechał? Sto mil na godzinę?
- Sto trzydzieści.
- O, mój BoŜe... - Zbladła.
- Jest w klinice. Na intensywnej terapii.
- W klinice? Ale chyba tylko ze względu na operację plastyczną? - Podniosła trwoŜnie głos. - Nie poparzył się?!
- Nie, ale jest w stanie śpiączki, sztucznie utrzymywany przy Ŝyciu. Realnie biorąc umarł, ale nie moŜna wyłączyć
urządzeń. To powód mojego przyjazdu. Chcę cię prosić, byś wróciła ze mną i przekonała matkę. Niech pozwoli
Chrisowi ostatecznie umrzeć.
Oblicze Alex było białe jak płótno, lecz zdobyła się na opanowanie głosu.
- Skoro ani raz w Ŝyciu nie wysiliła się na powaŜną rozmowę ze mną, co skłania cię do przypuszczenia, Ŝe wysłucha
mnie teraz?
- Mimo wszystko jesteś jej córką.
- Ku jej wiecznemu Ŝalowi.
- Alex, ona oszalała. Wiesz, jak ubóstwiała Chrisa. Kazała opróŜnić klinikę z pacjentów, sprowadziła wszystkich
specjalistów od urazów mózgu, jacy tylko byli dostępni, i nie opuszcza Chrisa ani na chwilę. Nie śpi, nie je...
- Jak długo to trwa?
- Tydzień. Dowiedziała się, Ŝe mózg nie funkcjonował juŜ w chwili włączenia urządzeń, ale nie chce uwierzyć
lekarzom. Problem w tym, Ŝe... Ŝe poza kilkoma siniakami twarz jest nietknięta. Ale ciemię trzasnęło jak skorupka
jajka. Rdzeń kręgowy to jedna miazga...
Zamknęła oczy. Max połoŜył jej rękę na ramieniu, uścisnął. Alex nie pozwalała sobie na okazywanie uczuć; wzięło
się to z dzieciństwa, podczas którego nieodmiennie wykorzystywano emocje dziecka przeciw niej.
- Ktoś musi przemówić jej do rozsądku, a ty jesteś jedyną osobą, która moŜe tego dokonać.
- Unikała mojego widoku przez całe Ŝycie. Spodziewasz się, Ŝe zmuszę ją do spojrzenia na mnie teraz, kiedy
przeŜywa coś tak strasznego? Zajmuję dokładnie ostatnią pozycję na liście osób, które chciałaby widzieć.
- Proszę cię, spróbuj ze względu na Chrisa. Skończ tę koszmarną farsę. Twój brat nie Ŝyje. Chcesz, Ŝeby latami jego
organizm był sztucznie pobudzany? śeby był Ŝywym trupem? To mama egzystencja. Zawsze kładłaś mu do głowy, Ŝeby
sięgał tylko po najlepsze.
Płyta skończyła się, łagodne dźwięki fortepianu zamilkły, lecz gospodyni i jej gość juŜ od dłuŜszej chwili nie
zwracali uwagi na muzykę. Ciszę zakłócał tylko trzask drewna w kominku i gwizd czajnika.
Alex podniosła się.
- Pytała o mnie?
Max jak zawsze odpowiedział prosto z mostu.
- Nie. - Gdy skierowała się do kuchni, dodał: - Ale rozsypuje się w oczach. Nie myśli o niczym, nie widzi niczego
poza ukochanym synem. Raison d’etre Evy Czerny to własny wygląd, ale nie spojrzała nawet w lustro. W pokoju
Chrisa nie wisi nic takiego. To chyba najlepiej świadczy o jej upadku ducha.
- Mimo to spodziewasz się, Ŝe zdołam skupić jej uwagę na sobie.
- Dobrze wiem, ile cierpień przysporzyła ci od chwili urodzenia, ale Eva Czerny to stworzenie irracjonalne. Jest po
prostu szansa, Ŝe doceni twoje przybycie.
- Nie ma cudów. - Alex poszła do kuchni zrobić herbatę.
- Muszę próbować kaŜdej moŜliwości i nawet bzdet mnie zadowoli.
- Ach, rozumiem. - W głosie Alex zabrzmiało szyderstwo.
- Nie o to mi chodziło i dobrze o tym wiesz! To tylko niezbyt fortunne wyraŜenie. Prawdę mówiąc, czasem podej-
rzewam twoją matkę o skrywany podziw dla ciebie. To, co masz, osiągnęłaś sama, podobnie jak ona, choć wasze
metody dzieli przepaść.
2
- Ale ona uwielbia właśnie Chrisa, mimo Ŝe nigdy niczego nie osiągnął. Za to moŜe go wszędzie pokazać i być z
niego dumna. Wyraźnie dała do zrozumienia, Ŝe mój wygląd napawa ją odrazą. Musiałam być wielkim ciosem dla jej
miłości własnej. Cesarzowa urody z dzieckiem wyglądającym jak córeczka Drakuli.
- To bzdura! Sama o tym wiesz! - gniewnie zareagował Max.
Alex przyniosła filiŜanki i czajniczek „Niebieska Italia” Spode’a. Podobnie jak matka, bardzo ceniła ładne przedmio-
ty. Herbata miała kolor ciemnego bursztynu, jaki Max lubił. ZauwaŜył, Ŝe ręce jej nie drŜały, gdy nalewała napar do
filiŜanek. Dzielna dziewczyna - pomyślał z dumą.
- Matka nie ma dla mnie czasu i nigdy go nie miała. Tak wygląda proza Ŝycia. Okazałam się złym produktem i wiesz,
jak postępuje z czymś takim. - Alex pociągnęła łyczek herbaty. - Dlaczego w gazetach nie było o tym ani słowa?
- Bo zakneblowała usta całej prasie, a przy dochodach, jakie gazety osiągają z reklamowania jej wyrobów, nie mają
odwagi się sprzeciwiać.
- Więc chyba naprawdę się przejęła. Pierwszy raz zrezygnowała z darmowej reklamy.
- Kiedy mówisz takie rzeczy, nie ulega wątpliwości, kto jest twoją matką.
- Ona tego nie akceptuje. I chcesz mnie wysłać, Ŝebym wydobyła od niej pozwolenie na śmierć jej uwielbianego
syna? Wiesz, co ona czuje do Chrisa. To przystojny, atrakcyjny męŜczyzna. W swoim uwielbieniu poszła przecieŜ tak
daleko, Ŝe jedną z najbardziej wziętych serii męskich kosmetyków ochrzciła jego imieniem - Krystos. Ja, jej zdaniem,
nadawałam się tylko do schowania w szafie. Nie będzie chciała się ze mną spotkać. Nie teraz. To się nie uda.
- Mój BoŜe, ale ty się w nią wrodziłaś! Ona teŜ nigdy nie zapomina i nie przebacza.
- Nawet ja nie jestem na to dość wielka. - Głos Alex był szorstki jak papier ścierny.
- Na litość boską, Alex! Świat jest pełen kobiet wysokich na pięć stóp dziesięć cali.
- Ale waŜących pięćdziesiąt funtów mniej. - I słodko dodała: - A przy okazji, jak Mora?
- Ma sesję zdjęciową na Seszelach. To jej ostatnie zadanie. - Max sięgnął po kolejne ciastko. - Twoja matka
zdecydowała, Ŝe Mora się opatrzyła i zaczynamy polowanie na następną „twarz”. Przynajmniej zajmowaliśmy się tym,
dopóki ta cała sprawa się nie wydarzyła. Teraz wszystko się zatrzymało. To powód mojego zmartwienia. Nikt nie jest
w stanie podjąć Ŝadnej decyzji. Eva Czerny Cosmetics utknęły na mieliźnie.
- To normalne, kiedy całym przedsiębiorstwem rządzi jeden człowiek. Nie stać cię na jakiś cud? Zwykle ci się to
udaje.
- Moje moŜliwości są ograniczone. Mam duŜe wpływy, lecz ostatnie zdanie zawsze naleŜy do twojej matki i niech
Bóg ma w opiece tego, kto spróbuje uzurpować sobie jej władzę. Ale trzeba coś zrobić. Muszę przywrócić ją do
działania.
- Wiedziałam, Ŝe niepokoi cię coś więcej niŜ los jednego człowieka.
- Niepokoję się, cholernie się niepokoję. Gdyby Chris miał kiedykolwiek szansę wyrwać się spod skrzydeł matki,
moŜe doszedłby do czegoś; zaczynało mu się to udawać, na tym polega cała tragedia, ale wszystko szlag trafił. Jestem
realistą, chyba wiesz. Mam do czynienia z faktami i nie mogę pogodzić się z tym, Ŝe obracające miliardami
przedsiębiorstwo utknęło i jest skazane na kaprys jednej kobiety. Robimy to, co musimy. Czy nie tak piszesz w tej
swojej ksiąŜce? Czy nie dlatego Jane Eyre zostawiła pana Rochestera? Uznała, Ŝe nie ma wyboru. Pchał ją potęŜny
instynkt samozachowawczy. Z drugiej strony Maggie Tulliver jedynie z rezygnacją akceptowała wszystko, co Ŝycie
przyniosło. Całkiem jasno dałaś do zrozumienia, która z tych kobiet miała rację, która była wierna samej sobie. CóŜ, ja
jestem wiemy sobie robiąc to, za co płaci mi twoja matka. Prędzej szlag mnie trafi, niŜ załoŜę ręce i będę się gapił, jak
z powodu bezwolności jednej kobiety rozpada się przedsiębiorstwo, które wcześniej odniosło wielki sukces i dawało
ogromny dochód. Jestem gotów uŜyć wszelkich środków, by przejrzała na oczy, i jeśli oznacza to, Ŝe muszę zaciągnąć
przed jej oblicze ciebie, niech i tak będzie. - Po tym krótkim kazaniu dokończył ciastko.
- Nie wiedziałam, Ŝe przeczytałeś moją ksiąŜkę - powiedziała po chwili Alex tonem głębokiego zadowolenia.
- Skończyłem ją podczas lotu. Co więcej, nie potrafiłem jej odłoŜyć. ZasłuŜyła na te wszystkie peany, jakie zebrała.
Nigdy wcześniej nie przyjrzałem się tym dwom damom literatury w sposób, w jaki ty je odmalowałaś.
Blada, koloru zsiadłego mleka twarz Alex pokryła się rumieńcem zadowolenia.
- Mam nadzieję, Ŝe będzie się sprzedawała po wieczne czasy.
Max podsunął filiŜankę prosząc o dolanie herbaty.
- Posłałaś matce egzemplarz?
- Chyba Ŝartujesz! Znasz jej dewizę. Kobieta nie musi być mądra, ale bezwzględnie musi być piękna. Piękno jest
prawdziwą potęgą. MęŜczyźni zawsze dadzą pięknej kobiecie wszystko, czego zapragnie.
- Eva jest mądra.
- I starannie to ukrywa.
- Dlatego Ŝe dysponuje czymś, co zawsze przewyŜsza mądrość wtedy, gdy w grę wchodzą męŜczyźni. To seksbom-
ba. Marilyn Monroe nie doczekała tego, co stało się udziałem twojej matki. Jest Ŝywym dowodem słów Szekspira: lata
3
nie wyczerpią ani uŜytek nie zepsuje...
- Moim zdaniem to dowodzi zepsucia, chociaŜ przynosi dochód - powiedziała z obrzydzeniem Alex. - Nie cierpię
tego wszystkiego, co cechuje matkę. Pod tą cukrową polewą nie ma nic ludzkiego, tylko tryby i śrubki. Rozumiem, Ŝe
jest załamana, wiem, ile Chris dla niej znaczył, ale traktowała go wyłącznie jak własność. Gdyby naprawdę go kochała,
pozwoliłaby mu umrzeć. Ona nie umie kochać nikogo poza sobą.
- Wiesz, tak się składa, Ŝe gdy zajrzę do skarbca pamięci, mam powody do zadowolenia. Jesteś mi dłuŜna, mała, za te
wszystkie lata, przez które podkładałem się za ciebie. Za przekonywanie Patsy, Ŝeby cię wypuściła z domu; za przeko-
nanie Evy, Ŝeby pozwoliła ci wyjechać do szkoły; za wyduszenie od niej pozwolenia na załoŜenie funduszu
opiekuńczego, z którego czerpałaś podczas nauki; za pomoc w dostaniu się tu, gdzie jesteś w tej chwili. Jestem twoim
głównym i jedynym wierzycielem i nie pozostaje mi nic innego, jak tylko zaŜądać spłaty długu. Moim zdaniem
dwadzieścia lat to długa karencja. - Uniósł wielką dłoń, gasząc protest Alex. - I nie mów, Ŝe nie wiem, o co proszę.
Wiem. Tak samo dobrze, jak wiem, czy jesteś do tego zdolna. - Zrobił pauzę. - I chociaŜ jesteś z tego powodu
zaŜenowana, wiem, co czujesz wobec Chrisa. Tak naprawdę, jest twoim ukochanym młodszym braciszkiem i zawsze
wiele dla ciebie znaczył, mam rację?
- Akceptował mnie taką, jaką jestem.
- I nie wahał się wykorzystywać cię, gdy robiło się gorąco. Coś się wydarzyło, mam rację?
- Szacowna Beatrice wystawia moją kandydaturę.
- Twoją ksiąŜkę?
- Tak. Studium kontrastów skierowało na mnie jupitery. Jeśli zwycięŜę, nagroda stanie się moją odskocznią do kate-
dry Mallory’ego. Będę profesorem, Max! - Alex brakowało tchu, tak była zachwycona i oszołomiona.
- I staniesz się cierniem w oku matki.
- Ona nie ma pojęcia o nagrodach uniwersyteckich. Jej zdaniem są nic niewarte. Chcę jej dla siebie, nie ze względu
na matkę.
- Kłamczucha - rzekł niewzruszenie Max. - Wszystko, co robisz, ma dowieść tego czy tamtego matce. - Uśmiechnął
się i powiedział szczerze: - Gratuluję. Ale w dalszym ciągu nie pojmuję, jaką stwarza to róŜnicę.
- AleŜ, oczywiście, Ŝe stwarza! Jestem doktor Alexandra Brent. Nikt nie wie, Ŝe moją matką jest Eva Czerny, kobieta,
która miała pięciu męŜów i Bóg wie ilu kochanków! Nasze światy wirują w róŜnych galaktykach i niech juŜ tak
zostanie.
Max milczał. Nic w tym zaskakującego - pomyślał. śycie w środowisku uniwersyteckim wymaga uczciwości,
obyczajności i wystrzegania się, jak ognia, skandali, a Eva Czerny jest osławioną, olśniewającą bohaterką gazet
ilustrowanych. Myślał o Evie, porównując ją z córką, do której nigdy się publicznie nie przyznała. Nie miał pojęcia o
jej imieniu, dopóki popychany ciekawością nie wkroczył do tego światka ukrytego pod okapem dachu, gdzie mieszkała
z guwernantką, panią Patterson, znaną jako Patsy. Coś w tym dziecku - a uwielbiał dzieci - poruszyło jego włoskie
sentymentalne serce i uŜywając wielkiego osobistego czaru zdołał ją ośmielić, skłonić do zwierzeń i niebawem odkrył
pod tą niezbyt pociągającą powierzchownością skarb. W wieku dziesięciu lat była wybitnie inteligentna, lecz aŜ do
bólu samotna. Guwernantka, osoba w średnim wieku, zapewniała jej jedyne towarzystwo, będąc wyłącznym źródłem
miłości, uczucia, za co mała w pełni się rewanŜowała, jednak pozostając boleśnie świadoma, Ŝe jej przyrodni brat
Christopher, uwielbiane dziecko, jest oczkiem w głowie matki.
Eva oszalała na punkcie syna od chwili jego urodzenia.
- Czy nie jest cudowny? Widzieliście kiedyś tak aksamitną skórę? A te oczy? Czy to nie najpiękniejsze stworzenie,
jakie kiedykolwiek Ŝyło na tym świecie? - pytała raz za razem kaŜdego, kto znalazł się w zasięgu głosu. - Jest tak
doskonały, Ŝe mogłabym go zjeść. - Tuliła go i okrywała pocałunkami, aŜ wyrywał się i uciekał.
I zjadła go - myślał teraz Max. - ZŜuła co do kawałeczka. A tymczasem Alex wiodła Ŝycie wyrzutka, przekonana
coraz bardziej, Ŝe została odtrącona z powodu braku urody.
- JuŜ wolałabym raczej nie Ŝyć niŜ być brzydka - miała w zwyczaju głosić Eva często dodając: - Jestem najwyŜszą
kapłanką religii urody. - I była obiektem kultu.
Jej samolubstwo było totalne. Nawet Christopherowi nie wolno było dotknąć matki, tylko patrzeć, gdy ubrana i
pomalowana szykowała się do wyjścia; jeśli leŜała w łóŜku, mógł pełzać po jedwabnej pościeli i dziubać okruchy ze
śniadaniowej tacy.
Max będąc z nią pewnego razu w łóŜku - poniewaŜ sprawował równieŜ obowiązki kochanka - zapytał świadom, Ŝe
moŜe sobie na to pozwolić:
- Co masz przeciwko Alex? Czy razi cię brak urody? W porządku, moŜe wygląda przeciętnie, ale jest nieprzeciętnie
inteligentna i ma wyróŜniającą się osobowość. Rozmowy z nią są wprost fascynujące.
- Do tego nadają się wszystkie przeciętniaczki, do rozmawiania.
- Ale chodzi nie tylko o to, prawda? Jest coś więcej...
4
Eva zwróciła się władczo ku niemu.
- Nie będziemy o tym rozmawiali. To nie twoja sprawa. Zrozum mnie dobrze, Max. Nie wolno ci nigdy więcej
wracać do tego tematu.
- Dobra, jak sobie Ŝyczysz - zgodził się potulnie.
Ale nie przestał o tym myśleć. Doszedł do wniosku, Ŝe w tym domu jest istna komnata Sinobrodego. Kto na przykład
jest ojcem małej? Co takiego uczynił, Ŝe jego córka jest wychowywana pokątnie? Porzucił matkę? Eva nigdy by do
tego nie dopuściła. PróŜność nie pozwalała jej wypuścić z rąk Ŝadnego męŜczyzny. To ona ich porzucała. Ale gdy Max
usiłował przeprowadzić wywiad, okazało się, Ŝe Eva zatarła ślady nad wyraz starannie. Nie potrafił dotrzeć głębiej niŜ
do roku 1960, kiedy stała się protegee niejakiego Henriego Beyle’a, szwajcarskiego przemysłowca. Dostarczył kapitał
załoŜycielski firmie, która z czasem zamieniła się w Eva Czerny Cosmetics, spółkę o miliardowej wartości.
Przesiewając słowa - a były ich tony - dostrzegł wyraźny brak faktów. Na przykład: gdzie się urodziła, z jakich
rodziców, kiedy, w jakiej klasie społecznej. Twierdziła, Ŝe pochodzi z austro-węgierskiego rodu i chętnie przyznawała
się do ucieczki po powstaniu budapeszteńskim w 1956 roku, ale nigdzie nie było dowodów na to, ile miała lat
opuszczając kraj rodzinny. Gdy Max zaczął dla niej pracować, pod koniec W roku, Henn Beyle nie Ŝył od kilku lat, a
Eva wyszła za mą; i owdowiała, gdyŜ Christopher Bingham IV, ojciec jej syna, zginał w niezwykłym wypadku
podczas gry w polo. Chris był wtedy czteroletnim dzieckiem. Nigdzie, ale to absolutnie nigdzie, nie było wzmianek o
dziesięcioletniej córce. Max postanowił wtrącić swoje trzy grosze. Gdy stał się prawą ręką Evy, zaczął spełniać rolę
opiekuna Alex i wreszcie udało mu się wyrwać ją z domu, którego atmosfera powoli, ale skutecznie ją dusiła.
Gdyby tylko było na odwrót - myślał po raz tysięczny - gdyby Alex miała urodę, a Chris rozum. Ale czy Ŝycie bywa
proste? Przez pierwsze trzynaście lat Alex nie rozmawiała z matką więcej niŜ kilkanaście razy; przez ostatnie siedem
nawet jej nie widziała. W oczach całego świata Eva Czerny miała tylko jedno dziecko - syna. Na protesty Maxa
wzruszała ramionami i odzywała się niecierpliwie:
- Jak mogę publicznie przyznać się do takiego dziecka? I to teraz, na tym etapie Ŝycia? Jak cesarzowa urody mogłaby
urodzić takie brzydkie kaczątko? ToŜ to byłoby zaprzeczeniem wszystkiego, co reprezentuję. Mówię kobietom, Ŝe
będą piękne, jeśli będą uŜywały moich kremów i mleczek. Popatrzą raz na tę dziewuchę i od razu zapytają: „Jakim
cudem na nią to nie podziałało?” Nie, Max, takie dziecko nie moŜe mi się podobać. Nigdy mi się nie podobało. Przede
wszystkim, nigdy go nie chciałam... Jeśli to powtórzysz to na własną zgubę. Zadbałam o nią, prawda? Ma zapewnione
wyŜywienie, przyzwoite ubranie i naukę. Ten fundusz, do załoŜenia którego mnie przekonałeś, zaspokaja wszystkie jej
potrzeby.
- Czy sumienie nigdy cię nie gryzie?
- Dlaczego? Powtarzam, zadbałam o nią. To wszystko. Nie Ŝyczę sobie dalszych rozmów na ten temat.
Max westchnął. Alex powiedziała z niepokojem:
- Wiem, Ŝe nigdy nie spłacę długu wdzięczności, jaki mam wobec ciebie, ale ty prosisz mnie o coś więcej. Prowadzę
własne Ŝycie i matki wcale nie obchodzi, jak mi się wiedzie. Wiem, co chcesz osiągnąć... Spojrzy na mnie raz i cała
stara antypatia przewaŜy smutek. NajeŜy kły i pazury. Czy chcesz zobaczyć moje blizny? - spytała z goryczą.
- Znam je wszystkie. To ja chuchałem na nie, dmuchałem i zakładałem plastry, pamiętasz?
- Więc jak moŜesz prosić mnie, Ŝebym znów wchodziła do jaskini lwa?
- Bo twój widok poruszy bestię, a przynajmniej napłynie jej ślina do ust. Tu w grę wchodzi coś więcej niŜ zwyczajne
odsunięcie się od świata jednej osoby. Mówimy o tysiącach miejsc pracy, milionach funtów i Ŝyciu na poziomie, do
którego przywykłaś.
- Daj jej czas - powiedziała szorstko Alex. - Dojdzie do siebie.
- Jest za późno. Najbardziej brak mi właśnie czasu. Niech rozejdzie się wieść, Ŝe Eva Czerny Cosmetics nie ma
wiatru w Ŝaglach, Ŝe Eva nie stoi juŜ za sterem i tłuszcza chętna do przejęcia firmy rzuci się i wykupi nas.
- Jak? Matka jest jedynym właścicielem.
- Padnie propozycja wykupu i ona po prostu zgodzi się na sprzedaŜ.
- Czy to takie straszne?
Na twarzy Maxa odmalowała się zgroza.
- Straszne? Firma to Eva Czerny. Spójrz, co się stało po śmierci Elizabeth Arden... i Heleny Rubinstein. Chcesz, Ŝeby
to samo spotkało Eva Czerny Cosmetics?
- Szczerzę mówiąc, kochanie, nic mnie to nie obchodzi - posłuŜyła się cytatem.
- A mnie tak i to bardzo. Image Eva Czerny Cosmetics jest wyjątkowy; Ŝadne inne przedsiębiorstwo nie prezentuje
się równie świetnie, nie panuje tak na rynku jak my. Jesteśmy firmą z klasą. Naszą jedyną konkurentką jest Estee
Lauder, bo ona gra w tej samej lidze. Zaharowałem się po łokcie, by wepchnąć firmę na szczyt i postaram się, by się
tam utrzymała. Wiem, Ŝe twoja matka robi show - całe jej Ŝycie to spektakl przy pękającej w szwach widowni - ale ani
5
mi się śni zamykać budę, dopóki Eva nie otrząśnie się z Ŝalu.
- Nie zamierzam wystąpić w roli dublerki.
- Nie przeszłabyś przesłuchania! Kiedy tylko ogłosi oficjalnie śmierć Chrisa, ludzie przyjmą ze zrozumieniem natu-
ralną zapaść, ale twoja matka zarządziła blokadę informacyjną. Te dziennikarskie hieny czyhające u bram kliniki nic
nie wiedzą, ale spekulują jak szalone. Rozeszły się plotki, Ŝe nasz krem do odświeŜania cery zawiódł kompletnie; Eva
dostała tak strasznej wysypki, Ŝe nie ma odwagi pokazać się ludziom. Klientki są niespokojne, kaŜdy chce się
dowiedzieć, dlaczego ona jest w klinice, jak cięŜko ranny jest jej syn... Co się, do diabła, dzieje?! Dlaczego klinika jest
zamknięta i wszystkich pacjentów wyekspediowano? Sytuacja jest powaŜna. Czy inaczej byłbym tu? Nie przesadzałem
mówiąc, Ŝe oszalała z Ŝalu... Zapanował chaos, co w przypadku takiego przedsiębiorstwa jak Eva Czerny Cosmetics
jest nie do pomyślenia. W naszym biznesie plotki to pocałunek śmierci.
- Nie mam matce nic do dania - stwierdziła Alex. - Ona ofiarowała mi dokładnie tyle samo.
- Nie martwisz się, Ŝe jest tak rozstrojona, Ŝe moŜe spróbować samobójstwa?
W spojrzeniu Alex pojawiła się bezbrzeŜna pogarda.
- Próbowała tego poprzednio... nie raz... i za kaŜdym razem to były wykalkulowane fiaska.
- Nie widziałaś jej.
- Nie chcę widzieć. Nie chcę być uŜyta jako drzazga, która ma ją tak rozdraŜnić, by przestała myśleć tylko o sobie. A
co zrobi, gdy wyjdzie na jaw, Ŝe ma trzydziestojednoletnią córkę? Podobno ma nie więcej niŜ czterdzieści pięć lat?
Mnie teŜ to nie przyniesie nic dobrego. Kandyduję do prestiŜowej nagrody. Jak będą wyglądały moje szansę, kiedy
wszystkie gazety roztrąbią na pierwszych stronach, Ŝe jestem bękartem Evy Czerny!
- To wcale nie jest pewne.
- CzyŜby? Tego słowa uŜyła Mary Brent, kiedy dostarczyła mnie matce: „Przyprowadzam ci twojego bękarta”.
Wyobraź to sobie na pierwszej stronie i w kolumnie z plotkami, a potem rozwaŜ moje szansę na Nagrodę Revesby’ego.
Muszę być czysta jak śnieg. Wiesz, jakie są uniwersytety.
- To wylęgarnie plotek. W takim razie, jak tłumaczysz moje odwiedziny?
- Łatwo. Jesteś kuratorem mojego funduszu.
- Nie kochankiem?
Alex uśmiechnęła się rozbawiona.
- Zawsze byłeś i zostaniesz moim najdroŜszym przyjacielem, Max, ale nie udawajmy, Ŝe kiedykolwiek moŜe zdarzyć
się coś więcej. Od kiedy to zacząłeś pokazywać się z kobietami, na widok których nie odwracają się wszystkie męskie
głowy?
- Chryste, ileŜ ciąŜy na sumieniu twojej matki!
- I właśnie dlatego mówię „nie”, bo oboje wiemy, Ŝe nie zaprząta sobie głowy takimi błahostkami jak sumienie. Do-
browolnie nie zamierzam poddawać się dalej takiemu traktowaniu, jakiego zaznawałam. Gdyby Chris Ŝył, cierpiał ból,
wiesz, Ŝe pomknęłabym tam jak strzała. Ale tu nie chodzi o pomoc Chrisowi, trzeba pomóc matce i prędzej mnie diabli
porwą, niŜ ruszę palcem! - Spojrzała mu prosto w oczy, równie uparta jak on przekonywający, a tylko Eva Czerny
przerastała go w tej dziedzinie.
Był bardzo pociągającym męŜczyzną; Alex nie była tego świadoma aŜ do pierwszej wizyty Maxa w Cambridge, gdy
wzbudził wiele, czasem nawet natrętnej ciekawości. Wtedy stało się jasne coś, co usłyszała kilka lat wcześniej. Jako
nastolatka czekała na niego w biurach firmy. Wybierali się na Madame Butterfly. W pobliŜu oczekiwała go grupa
oszałamiających modelek, wypatrujących szansy zostania „twarzą” Czerny. Rozmawiały o Maxie. Alex nie
zrozumiała, o co im szło, gdy jednogłośnie uznały, Ŝe jeśli chodzi o seks to Max Fabian jest super. Nieobyta i niewinna
zapytała go, i zdziwiła się, gdy najpierw się roześmiał, a potem rzekł rozbawiony:
- Chyba chodzi im o to, Ŝe jestem bardzo elegancki.
Ale chochliki, jakie miał w oczach, nie dawały jej spokoju. Dopiero później, widząc go to z jedną fantastyczną
modelką, to z drugą, wreszcie zrozumiała i mogła czuć się dumna, bo ich związek był zupełnie aseksualny.
Max był najlepszym przyjacielem Alex, a trwało to od chwili, gdy ukończyła dziesięć lat. Długo funkcjonował jako
wujcio Max, aŜ uznał, Ŝe zbyt wyrosła i wypada, by zaczęła zwracać się do niego po imieniu. Całe lata wielbiła go, aŜ
to uczucie rozwinęło się w głęboką i trwałą miłość będącą wyrazem prawdziwej przyjaźni. Jej braki - prawdziwe czy
wyimaginowane - kazały jej zadowalać się tą formą ich związku i nigdy nie poprosiła o więcej, chociaŜ w którymś
momencie uświadomiła sobie, Ŝe Max jest bardzo atrakcyjnym męŜczyzną. Nie był przystojny, rysy jego twarzy były
zbyt szorstkie, ale miał przyciągające uwagę oczy koloru ciemnej czekolady, rzęsy, za które kaŜda kobieta byłaby
gotowa oddać Ŝycie, i pieszczotliwy głos. Ciemna cera, stosownie do włoskiego pochodzenia - urodził się czterdzieści
trzy lata temu w nowojorskiej Małej Italii jako Massimo Fabiani - gładka, bladooliwkowa skóra latynosa połączona z
idealnie równymi zębami typowego Amerykanina i zmysłowe, mocno zarysowane usta. Był inteligentny i charakte-
ryzował go cięty język, ale kobiety zapamiętywały przede wszystkim jego oczy, uśmiech, wielkie, cudowne ciało;
6
przewyŜszał Alex o cztery cale. I był dla niej przede wszystkim ciepłym, kochającym, cierpliwym opiekunem, który
osuszał łzy, wysłuchiwał skarg, potajemnie kupował pomadki zabronione przez Patsy, od czasu do czasu wręczał
drobne upominki, zabierał do cyrku, na pantomimę i nigdy, ale to nigdy, nie zapominał o urodzinach. Nawet gdy
odkryła, Ŝe przez pewien czas był kochankiem matki, oziębienie stosunków trwało krótko.
- Byłem wtedy młodszy - wyjaśnił - i jak wszyscy męŜczyźni dałem się nabrać pozorom, które stwarzała.
Alex uwaŜała, Ŝe Max nie moŜe zrobić niczego niewłaściwego. Przez wszystkie lata znajomości zaznała od niego
tylko dobroci. Niemniej jednak nie miała złudzeń co do jego ambicji. Pozornie tylko adwokat matki w ciągu lat stał się
jej prawą ręką. Eva, która nie ufała nikomu, zaufała Maxowi. Udowodnił, Ŝe jest tego wart. Nigdy nie kłamał, nawet
gdyby miało to być z korzyścią dla innych, nie mówiąc juŜ o nim samym. Ale stały rozwój Eva Czerny Cosmetics
równie leŜał mu na sercu jak właścicielce oraz załoŜycielce firmy i to nie tylko dlatego, Ŝe w miarę upływu lat został
hojnie obdarowany opcjami zakupu akcji.
Max kochał swoją pracę i Alex nigdy nie widziała nic niestosownego w tym, Ŝe stuprocentowy męŜczyzna chętnie
obraca się w superkobiecej fabryce urody. Nie miał pomysłowości Evy - nie, geniuszu, pomyślała szczerze Alex - w
dziedzinie szminek, do których barwniki za kaŜdym razem matka tak długo mieszała i łączyła, aŜ jej nieomylny
instynkt podpowiadał, Ŝe to jest to; ani jej niewiarygodnego nosa do perfum, ani jej talentu do promocji, lecz był
najznakomitszym organizatorem. ChociaŜ ostatnie słowo zawsze naleŜało do Evy, bardzo często zostawiała Maxowi
wolną rękę w prowadzeniu na bieŜąco wielkiego przedsiębiorstwa. Ustalał harmonogramy produkcji i dostaw,
formułował umowy na wiosenne i jesienne promocje w sklepach, doglądał bezkonfliktowej, gładko toczącej się pracy
w fabrykach; jego przenikliwy umysł prawnika zawsze czujnie reagował na zbyt ekstrawaganckie plany, skłonność do
nadmiernej hiperbolizacji, której lubiła ulegać.
- Nie moŜesz tak powiedzieć - wyjaśniał cierpliwie. - To nieprawda.
- Ale kto się o tym dowie? Sprzedaję sny, Max. Kiedy to zrozumiesz?
- Sen skończy się, kiedy jakaś klientka uwierzy w twoje słowa jak w Biblię, a obietnice się nie spełnią. ZaskarŜy cię i
puści z torbami. Antyreklamy nie potrzeba nam teraz ani w przyszłości! Nie bądź taka dosłowna, uŜywaj aluzji. Niech
klientka sama wyciąga wnioski. Nie dawaj jej moŜliwości powiedzenia: „AleŜ w reklamie stało to czarno na białym”. -
I przeredagowywał tekst. Sugestia zajmowała miejsce zapewnienia.
Max umie być wymowny - napomniała siebie Alex, co potwierdziło się, gdy rzekł:
- Nie proszę cię, Ŝebyś zrobiła to dla matki. Proszę cię ze względu na Chrisa. Zrobiłby to samo dla ciebie. Tam trwa
koszmar; to coś jak te pogrzeby w Indiach, Ŝona wchodząca na stos Ŝałobny męŜa. Wiadomo, jaka jest twoja matka.
Wiem równie dobrze jak ty, do czego moŜe być zdolna. Ale musisz się zgodzić, Ŝe to byłaby potworna strata.
Wystarczy juŜ, Ŝe Chris musi umrzeć, nie pozwól matce pójść za nim.
- Ona tego nie zrobi. - Pogarda zabarwiła głos Alex ostrością. - Mam świadomość, Ŝe Chris był dla niej czymś
nadzwyczajnym, ale w gruncie rzeczy jedyną osobą, którą naprawdę kocha, jest ona sama. Gdy tylko pojmie, Ŝe nie
dostanie tego, czego pragnie, przepisze scenariusz na nowo. Och, na mój widok zrozumie wreszcie, Ŝe przegrała, ale
nie zamierzam opłacić tego własnym cierpieniem. Uprzejmie dziękuję, wycierpiałam się aŜ nadto. Dla matki kaŜda
przegrana jest osobistym afrontem i niech Bóg ma w swej opiece kaŜdego, na kogo padnie jej wzrok w chwili
niepowodzenia.
- Dasz sobie radę. Nie jesteś juŜ dzieckiem.
- Tam, gdzie chodzi o nią, zawsze będę dzieckiem. - Przerwała na chwilę. - A co z Pamelą? Myślałam, Ŝe potrafi
radzić sobie z matką.
- Eva zabroniła jej wejścia do kliniki.
Alex pokręciła z niesmakiem głową.
- Mówiłem - powiedział Max - oszalała z rozpaczy. Wini Pamelę za to, Ŝe obudziła w Chrisie namiętność do
szybkich samochodów.
- Oczywiście! Matka nigdy nie jest niczemu winna. Wygodnie zapomni o fakcie, Ŝe sama dała Chrisowi pierwszy
szybki wóz na szesnaste urodziny.
- Z Pamelą teŜ nie jest najlepiej. Bardzo kochała Chrisa. Była dla niego dobra. Zaczynał buntować się przeciwko
Evie. Dlatego ona teraz się mści. Czy wiesz, Ŝe Eva zablokowała mu wszystkie konta, kiedy związał się z Pamelą?
Myślała, Ŝe zmusi go tym do powrotu. Umknęło jej uwagi, Ŝe od chwili gdy Fritzie Bahisen rzucił Pamelę dla
małŜonki numer cztery. nie uskarŜała się na niedostatek. Stać ją na tuzin Chrisów.
- Matka nie była wściekła z powodu pieniędzy. Poszło o to, Ŝe dzięki Pameli Chris stał się twardszy. Nie spotykałam
się z nim na tyle często, by dać mu stałe oparcie; Pamelą tak. Zrobiła z niego męŜczyznę. Zawsze będę jej za to
wdzięczna. Chris był szczęśliwy przynajmniej przez ostatnie kilka lat Ŝycia.
- I teraz Pamelą nie moŜe nawet zobaczyć go po raz ostatni - nacisnął Max.
Alex napięła potęŜną szczękę.
7
- Nie wkładaj mi w tej sztuce kostiumu czarnego charakteru. Matka stosuje się tylko do własnych reguł i tworzy je na
bieŜąco.
- Nie jesteś czarnym charakterem, tylko kluczem. Chcę, Ŝebyś otworzyła kilkoro drzwi. Bóg wie, co się wtedy stanie,
ale ty jesteś niezniszczalna. Masz siłę, której brakowało Chrisowi. I przez cały czas masz moje poparcie.
- Na Boga, wymagasz ode mnie zbyt wiele. - Głębia uporu Alex sięgała dna rowu Pacyfiku.
- Nie proszę o więcej, niŜ moŜesz.
Był równie niewzruszony jak ona. Alex potrafiła działać onieśmielająco - wiedziała o tym - lecz Max był jedynym
człowiekiem, który onieśmielał ją. Zbyt dobrze mnie zna, lepiej niŜ ja sama - pomyślała czując się niewygodnie - i
czynił cuda dla mojego dobra. Jestem mu coś dłuŜna. Na przykład obecne Ŝycie.
- Potrzebuję ciszy i spokoju. - Chciała go przekonać i równocześnie zagłuszyć w sobie poczucie winy. - Ona poczę-
stuje mnie tym co zawsze. Lodowatym przyjęciem, jak je elegancko nazywasz. Myślałam, Ŝe mam wszystko za sobą i
juŜ nigdy nie będę musiała przez to przechodzić. Prowadzę tu wygodne Ŝycie. CięŜko pracowałam, by na nie zasłuŜyć.
- Czy nigdy nie przyszło ci na myśl, Ŝe zagłębiając się w gaj Akademosa, kiedyś wylądujesz w prawdziwym lesie?
Tego, co prowadzisz, nie moŜna nazwać „Ŝyciem”. To egzystencja wybrana z uwagi na poczucie bezpieczeństwa. Do-
bra, w dzieciństwie nie miałaś, nazwijmy to, „prawa do zamieszkania”; nigdy nie wiedziałaś, czy postępujesz wła-
ściwie, czy teŜ twojej matce wpadnie coś do głowy i wyrzuci cię na bruk. Więc wybrałaś miłą, bezpieczną sadzawkę.
Wcale nie pytam o to, jak bardzo ci zaleŜy na stopniach uniwersyteckich. śycie to coś więcej niŜ uczenie się!
- Mnie ono się podoba! I poniewaŜ nie przynosi krzywdy tobie... ani nikomu innemu... nie rozumiem jakim prawem
je krytykujesz! Zrozum, jestem tu szczęśliwa! Wybrałam takie Ŝycie, a nie inne i nawet jeśli ci się nie podoba, wcale
nie masz prawa mówić, Ŝe jest złe! Robię to, co mi się podoba!
- W jakim celu? śeby zagrać na nosie matce? śeby powiedzieć: „MoŜe brak mi urody, ale za to mam rozum i
pergaminy, które to potwierdzają!” Masz duŜy krąg przyjaciół? Czy w ogóle umawiasz się z męŜczyznami? Czy w
ogóle masz jakiś związek z prawdziwym Ŝyciem? Diabła tam! Nic dziwnego, Ŝe podziwiasz E.M. Forstera! Ale on
przynajmniej obejrzał trochę świata, zanim odwrócił się do niego plecami!
Alex ogarnęła furia. Zbladła i skoczyła na równe nogi.
- Lepiej chyba, Ŝebyś się wyniósł.
- Dopiero, kiedy zgodzisz się wrócić ze mną.
- Nigdy!
- Więc zostaję. Będziesz musiała wezwać recepcjonistę, Ŝeby mnie wyrzucił.
Wiedziała, Ŝe mówi szczerze. Max nie rzucał stów na wiatr. Usiłowała go przekonać.
- Nie wiesz, o co prosisz!
- A ty znasz mnie na tyle, Ŝe nie powinnaś mówić takich głupstw.
Mrozili się wzrokiem. Alex dojrzała napięcie na jego twarzy i zrobiło się jej bardzo przykro. Jego ciemne oczy przy-
pominały kratery wulkanu, lecz równocześnie spoglądały straszliwie twardo i zimno. Ona była nieruchoma i blada.
- Robimy to, co musimy robić. - Głos miał tak samo twardy jak wyraz oczu. - Staram się uratować przedsiębiorstwo
przed pójściem na dno i twoją matkę przed popełnieniem kolosalnego kretynizmu, przy którym upiera się tylko
dlatego, by odegrać Medeą w stylu Actor’s Studio. Gdybym nie uwaŜał, Ŝe dopnę swego, nie traciłbym czasu prosząc
cię; po prostu jesteś jedynym kolcem, który ją ukłuje, a zaleŜy mi na tym, Ŝeby czuła ból, nie była sparaliŜowana
rozpaczą! Niech wróci do Ŝycia, szalona i despotyczna, a ty juŜ wiesz, kiedy trzeba będzie się przed nią ukryć.
- Dawniej dałabym wszystko, Ŝeby doprowadzić ją do szaleństwa - powiedziała znacznie spokojniej Alex. - Ale
nigdy mnie nie dostrzegała.
- Mam nadzieję, Ŝe kiedy zobaczysz ją tym razem, walniesz ją prosto między oczy.
- Mam ją dobić dobrocią? - spytała z krzywym uśmieszkiem.
- śadnych trupów. Nie na tym mi zaleŜy. - Max nadal miał w oczach wyraz cierpienia. Rzekł cicho: - PrzecieŜ
zawsze robiłem to, co dla ciebie najlepsze, prawda? - Alex kiwnęła głową. - Więc teraz proszę cię, Ŝebyś zrobiła coś
najlepszego dla mnie. Nie będziesz musiała się tam pętać. Tylko postaw ją na nogi. Ja załatwię resztę.
Alex westchnęła. W tym momencie Max wiedział, Ŝe ją przekonał. Liczył na jej ogromne poczucie wdzięczności,
którego pokłady wyrosły na przekonaniu, Ŝe nigdy niczego nie zawdzięczała matce.
- Muszę wrócić tu do poniedziałku.
- Załatwione. Mam samolot w Stansted. Jest gotów do startu. Samochód czeka na dole. Będziemy w Genewie za parę
godzin.
- Więc dlaczego kazałeś mi zamówić stolik u Leonarda?
Max wiedział, Ŝe to gałązka oliwna, i przyjął ją.
- Byłem gotów upić cię i porwać, gdybym musiał. - Wstał. Był jednym z niewielu męŜczyzn, przy których czuła się
drobna. - Jestem zobowiązany, mała. To wyrównuje wszystkie nasze długi.
8
Alex poszła do telefonu. Max usiadł. Rozluźnił się, poczuł ulgę. Wcale nie miał wątpliwości, Ŝe osiągnie swój cel, bo
znał Alex o wiele lepiej niŜ ona siebie, niemniej jednak poczuł ulgę. Wiedział, Ŝe Alex ma prawo obawiać się
spotkania z matką. Stan Evy nie pozwalał przewidzieć, co zrobi lub powie, choć Alex nie bez racji wspominała głęboki
chłód, jakim zawsze darzyła ją matka. Ale w tym momencie Eva doświadczała piekielnych katuszy. Mógł zrobić tylko
jedno. Jeśli Eva skieruje swój miotacz ognia na Alex, być w pobliŜu.
- JuŜ - powiedziała Alex wracając od telefonu. - Daj mi tylko kilka minut na wrzucenie czegoś do torby.
Alex przebrała się w nijaką szarą suknię, do tego podobny sweter polo, a na nogi wsunęła czółenka na calowym
obcasie. Ubierała się jak kobieta, która dobrze wie, Ŝe nie ma co marzyć o zwróceniu na siebie uwagi. Muszę z nią
pogadać - zdecydował Max. - Kiedy będzie po tym wszystkim...
TuŜ przed szóstą weszli na pokład odrzutowca firmy i niezwłocznie wystartowali. Max zamówił kanapki, lecz Alex
odmówiła poczęstunku. Nie rozmawiali wiele; on zajął się dokumentami wyjętymi z teczki i przeprowadził kilka roz-
mów telefonicznych, podczas gdy ona wyglądała przez okno, widząc własne odbicie, lecz nie zwracając na nie uwagi.
Uwzględniając róŜnicę czasu, była prawie dziewiąta wieczór, kiedy samochód oczekujący ich przy lotnisku minął
specjalnie otwartą bramę Czerny Clinic, która opiekowała się bardzo bogatymi i bardzo próŜnymi, oferując wszystkie
znane metody zachowania wiecznej młodości. Zwykle była oświetlona jak choinka, teraz spowijał ją mrok, a wewnątrz
panowała cisza. śadnego oŜywienia. Nawet klinika jest w Ŝałobie - pomyślała Alex, wchodząc do windy. Nigdzie
Ŝywej duszy.
Max szedł pierwszy długim korytarzem do podwójnych szklanych drzwi, za którymi paliło się światło. Z ręką na
gałce powiedział:
- Odwagi. Pamiętaj, nie jesteś juŜ dzieckiem.
Alex kiwnęła głową. Miała twarz bez wyrazu.
- Ja nie wejdę. Niech myśli, Ŝe to twój pomysł. Ale gdybyś potrzebowała pomocy, usłyszę cię. - PołoŜył dłoń na jej
ramieniu. Miała szerokość sporej klepki podłogowej. - W porządku?
Alex skinęła głową i Max otworzył drzwi.
Pokój był oświetlony tylko lampką wiszącą wprost nad łóŜkiem. Jej blask padał na leŜącą bez ruchu osobę, podłączo-
ną do maszynerii podtrzymującej Ŝycie, która warkotała, popiskiwała, mruczała i wzdychała. Zgarbiona postać przy
łóŜku nie drgnęła na szmer otwieranych drzwi. Alex stała wyczekująco w progu. Miała dość oleju w głowie, by nie
odzywać się pierwsza.
Postać siedziała bez ruchu, lecz napięcie, którym emanowała, było wprost namacalne. Alex nie musiała widzieć jej
oczu, by wiedzieć, Ŝe są utkwione w woskowej twarzy i Ŝe matka całą siłą woli pragnie przywrócić syna do Ŝycia.
Słychać było jedynie szum i szmer urządzeń.
Alex odchrząknęła, bo gdy spróbowała przemówić, poczuła, Ŝe ma wyschnięte gardło. Nabrała oddechu i wypowie-
działa słowo, którego nigdy poprzednio nie uŜyła.
- Mamo. - śadnej reakcji. Kolejną próbę podjęła silniejszym głosem. - Mamo, to ja, Alex.
Postać wyprostowała zgarbione ramiona. Rozpacz, którą wyraŜały, dałaby się zmierzyć z matematyczną
dokładnością. Powoli, jakby pracowała na zardzewiałych zawiasach, głowa o złocistorudych włosach odwróciła się i
Alex ujrzała w świetle lampy twarz matki.
Widywała ją we wszelkich wcieleniach. Przytłaczająca piękność, wyzbyta sztuczności uwodzicielka, czarująca pani
domu, przebiegła w robieniu interesów, pełna wdzięku gospodyni, lodowaty wróg - matka miała twarz na kaŜdą
okazję, lecz wstrząśnięta córka uświadomiła sobie, Ŝe teraz widzi nie maskę, lecz prawdziwą Evę Czerny niemal
sparaliŜowaną bólem. Alex ogarnęło głębokie onieśmielenie.
Zawsze widziała matkę wyśmienicie, wręcz idealnie zrobioną, prosto z linii montaŜowej, którą w jej przypadku była
toaletka. KaŜdy włos na swoim miejscu, Ŝadnej zmarszczki, bezbłędnie nałoŜone sztuczne rzęsy, wszelki efekt
wykalkulowany do najdrobniejszego szczegółu. Matka zawsze wydawała się taka sama. W ogóle nie przybywało jej lat
i chociaŜ Alex wiedziała, Ŝe to wynik liftingów zrobionych tuŜ przed momentem, w którym były konieczne, co
pozwalało uniknąć niekorzystnego porównania stanu sprzed i po zabiegu, niezmienna doskonałość sprawiała, Ŝe myśl
o starzeniu się Evy Czerny była czymś niedorzecznym. Teraz oniemiała Alex ujrzała kobietę zniszczoną nie tylko
przez czas, ale i przez rozpacz. Starą kobietę.
- Alex? - Głos teŜ był jak zardzewiały; zniszczony, dziwnie chrapliwy po wielu godzinach rozdzierającego szlochu,
ale pytająca nuta, która w nim zabrzmiała, sygnalizowała nie tylko zdumienie i zaskoczenie, lecz takŜe - co
doprowadziło do tym większej dezorientacji Alex - nadzieję. - Alex? - padło po raz drugi i teraz dało się słyszeć nie
tylko nadzieję, ale i zadowolenie. Było to tak dalekie od oczekiwań Alex, Ŝe aŜ niewiarygodne, lecz córka
wystarczająco dobrze mała Ŝrące działanie cierpienia, by rozpoznać, kiedy jest ono prawdziwe, a kiedy udawane. Jakby
potwierdzając szczerość uczuć, matka podniosła ręce do twarzy, zgięła się wpół i wybuchnęła rozpaczliwym szlochem,
krzyczącym o braku nadziei.
9
Litość dołączyła do ogromnego współczucia, lecz Alex nadal czuła w sobie lodowaty rdzeń zdrowego rozsądku.
Matka była wytrawną aktorką, geniuszem w pobudzaniu r
emocji, które potrafiły zaślepić lub zniewolić. A co z tymi
chwilami, w których ja płakałam? - pomyślała. - Czy cię to kiedyś ruszyło? Modliłam się właśnie o to, o zburzenie
twojej starannie wzniesionej barykady młodych kochanków, cudownych liftingów i sukni po pięćdziesiąt tysięcy
dolarów sztuka.
Dotarło do niej, Ŝe matka powtarza w kółko jedno słowo, raz za razem, głosem tak wyzutym z sił, tak błagalnym, aŜ
wstrząsającym.
- Wybacz mi, proszę... wybacz mi, proszę...
Alex przykuta do miejsca patrzyła wstrząśnięta i pełna niedowierzania, gdy matka oślepiona łzami, z wykrzywioną
twarzą, która niczego nie ukrywa, otwartymi ustami błagała o pomoc, szukając ręką oparcia krzesła. Wreszcie
chwiejnie powstała. Zrobiła niepewny krok, wyciągnęła dłonie w kierunku niemej, kompletnie oszołomionej córki i
kolejny raz odezwała się tym samym zdławionym głosem:
- Proszę... wybacz mi... Błagam cię, wybacz mi...
Osunęła się na podłogę.
2
Węgry, lata 1932- 1956
Urodziła się jako Anna Farkas, dziecko węgierskiej puszty, zbiorowiska zabudowań folwarcznych, chłopskich
chałup, spichlerzy, stajni i szop, które zajmowało środek wielkiej posiadłości, często rozrastając się do rozmiarów
wioski z własną szkołą i kościołem. Była szóstym i ostatnim dzieckiem Gyorgya Farkasa i jego Ŝony, równieŜ Anny,
potomków fornali, parobków, niewiele róŜniących się od niewolników, którzy przez pokolenia naleŜeli do szlacheckiej
rodziny władającej posiadłością i zamkiem będącym jej sercem. Majątek leŜał w zachodniej połaci Węgier, w regionie
Gyor-Sopron. NajbliŜszym miastem było Gyor, ale Anna miała dopiero siedem lat, kiedy w ogóle je ujrzała na oczy.
Było niedaleko granicy austriackiej. Cały region naleŜał kiedyś do Austrii, jako Ŝe Węgry były częścią cesarstwa
austro-węgierskiego.
Została zabrana do Gyor wraz z braćmi i siostrami na ślub najstarszej córki najmłodszej siostry matki, która wyszła
za mąŜ za człowieka wyŜszego stanu, robotnika kolejowego, co było niezwykłym wydarzeniem, gdyŜ ludzie z puszty
zwykli Ŝenić się między sobą. Anna była równocześnie przeraŜona i rozradowana. Do tej pory znała tylko bezkresne
pola; hałas, budynki, ludzie byli dla niej objawieniem. Ale naprawdę zmieniła jej Ŝycie pierwsza wizyta w kinie, w
którym wyświetlano musical z Fredem Astairem i Ginger Rogers. Ujrzała świat jak ze snu. Świat pięknych,
wytwornych kobiet, eleganckich męŜczyzn w bieli i czerni, którzy tańczyli i Ŝyli w pięknych domach, jeździli wielkimi
samochodami i jedli wyborne potrawy. Anna patrzyła jak zaczarowana. Wiedziała, Ŝe jakimś sposobem musi znaleźć
drogę do tego świata. Zapragnęła go z taką poŜądliwością, Ŝe nic innego się nie liczyło. Od tej chwili wszystko
podporządkowała temu jednemu celowi i wkradała się na teren zamku, skrycie zerkając przez rozjarzone okna na
męŜczyzn i kobiety, których widok potwierdzał wszystko to, co ujrzała na biało-czarnym ekranie. Kiedy kawalkada
samochodów przyjeŜdŜała z Budapesztu, Anna zawsze była blisko ukryta za drzewem czy krzakami i obserwowała,
słuchała, uczyła się.
Gdy matka, która spełniała w puszcie rolę akuszerki, jechała później do Gyor do połogu siostrzenicy, Anna błagała,
Ŝeby ją zabrać; obiecywała posłuszeństwo, wykonywanie kaŜdego polecenia, pracę, bieganie na posyłki, kaŜdą usługę,
byle tylko mogła pojechać do miasta. PoniewaŜ była najmłodsza, a jej uroda podbiła serca wszystkich za pierwszą
wizytą, matka się zgodziła. I mała Anna Ŝebrząc, choć groziło jej za to od matki lanie, poŜyczając stąd czy zowąd i
kradnąc co popadło, zdołała uzbierać te kilka monet niezbędnych na bilet do magicznego świata kina. Gdy wuj,
rozradowany przyjściem na świat pierwszego wnuka, pochwalił ją za zachowanie i zapytał, co chciałaby w nagrodę,
powiedziała z szeroko otwartymi oczami: „pójść do kina”. Zaśmiał się i oświadczył, Ŝe moŜe wybrać się z kuzynkami.
Znów obejrzała musical, kolejny obraz z Fredem i Ginger, i znów znalazła się w innym świecie.
Po powrocie do domu, do znienawidzonego Ŝycia, leŜała w łóŜku, które dzieliła z dwoma starszymi siostrami i
powtarzała w myślach kaŜdą scenę, kaŜdą piosenkę, kaŜdy taniec i kolejny raz przysięgała sobie, Ŝe pewnego dnia
zamieszka w tamtym świecie, daleko od cięŜkiej pracy, biedy, niewolniczego posłuszeństwa wobec władzy, której
nienawidziła. Nie cierpiała losu dziecka ubogich fornali, podziwiała ciotkę, która wspięła się na wyŜszy stopień dra-
biny społecznej pozbywając się stygmatu istoty najmarniejszej z marnych - mieszkańca puszty. Wiedziała, Ŝe jest inna
i to nie tylko z powodu wyglądu. Nic nie łączyło jej z ojcem i matką, którzy w wieku czterdziestu lat byli juŜ starcami,
pogardzała rodzeństwem za godzenie się z losem. Nie cierpiała pracy, którą była zmuszona wykonywać. śycie stało się
jeszcze gorsze z nadejściem wojny, ale wszystko zmieniło się nieporównanie z pojawieniem Rosjan. Jestem
przeznaczona do wyŜszych celów - taka była jej dewiza. - Moja uroda musi być wykorzystana, bo po co inaczej Bóg
by mnie taką stworzył? Jej uroda była niewątpliwie uderzająca.
Gdyby Gyorgy Farkas nie wiedział, dlaczego córka tak się róŜni od reszty rodziny, uwierzyłby, Ŝe Ŝona nie była mu
10
wierna, bo chociaŜ oboje mieli ciemną karnację, jak i piątka dzieci, Anna miała jasne, rudozłote włosy, oszałamiająco
jasną cerę i turkusowoniebieskie oczy o tak głębokim odcieniu, Ŝe męŜczyźni stawali jak wryci na jej widok. Jej
delikatne kości przykrywała dokładnie odpowiednia ilość ciała - jako dziecko nigdy nie była tłuścioszkiem - które
miało budzące zachwyt okrągłości. Miała drobne dłonie i stopy, a takŜe ochrypły, gardłowy głos, równie uwodzicielski
jak uśmiech. Jej zmysłowość rzucała na kolana na odległość tysiąca jardów. A wszystko to dlatego, Ŝe prababkę
uwiódł szlachcic goszczący na zamku, wykorzystując droit de seigneur rozpowszechnione na dziewiętnastowiecznych
Węgrzech. Dziecko, wynik tego zdarzenia, odziedziczyło wygląd po ojcu i przekazało je w genach wieśniaczce Annie
Farkas, tak Ŝe wyglądała jak arystokratka ze stosowną ilością pałek w herbie. Odziedziczyła równieŜ inteligencję
pradziada i chociaŜ przeszła minimalną edukację, uczyła się stale z kaŜdego dostępnego źródła. Przekopywała
śmietniki na tyłach zamku i w rzadkich okruchach wolnego- czasu poŜerała znalezione gazety i ksiąŜki. Miała równieŜ
wrodzone zdolności naśladowcze i przekonała się, Ŝe z łatwością moŜe powtórzyć głos, ton, gesty, mimikę.
Jednym z jej celów była ucieczka; planowała opuścić Węgry i znaleźć ten pieszczony promieniami słońca kraj, w
którym nigdy nie będzie głodu ani harówki, gdzie będzie mogła spocząć w wannie pełnej wonnej piany, a potem otulić
się w ciepły ręcznik podany rękami pokojówki. Lustro mówiło, Ŝe jej twarz to fortuna, lecz nigdy nie zdoła jej
wykorzystać, jeśli nie wyjedzie. Jednego była pewna - dokona tego dzięki męŜczyźnie lub męŜczyznom i kiedy miała
siedemnaście lat, jej szansa pojawiła się pod postacią sowieckiego komisarza, który przyjechał sprawdzić, dlaczego
posiadłość - zamieniona na kołchoz - nie dostarcza planowanej produkcji. Anna natychmiast zwróciła na niego uwagę;
co więcej, zauwaŜyła, Ŝe wywarła na nim wraŜenie.
Był od niej trzydzieści lat starszy i zupełnie nieatrakcyjny, ale przyjechał wielkim czarnym autem, które dowodziło
wysokiej partyjnej rangi, i roztaczał upajający aromat władzy. Kiedy wielkie czarne auto wracało do Budapesztu, Anna
w nim siedziała.
Miasto sprawiło jej pewien zawód. Spodziewała się drugiego Nowego Jorku. ChociaŜ mieszkanie w bloku, w którym
ją umieszczono, nie miało luksusowej kategorii, ku której zdecydowanie dąŜyła, był to duŜy krok naprzód w po-
równaniu z tym, do czego przywykła. Przede wszystkim miało wannę. Teraz (i przez resztę Ŝycia) potrafiła godzinami
rozkoszować się gorącą, pachnącą kąpielą (gdyŜ jej Rosjanin umiał zdobyć luksusowe artykuły niedostępne dla
Węgrów) i otulała się ciepłym, puszystym ręcznikiem. Mogła równieŜ dać upust swoim ogromnym seksualnym
apetytom, gdyŜ jej protektor był męŜczyzną lubiącym seks w dowolnych ilościach i chociaŜ okazał się - jak nauczyły ją
późniejsze doświadczenia - raczej chciwy niŜ szczodry, było to lepsze niŜ nic.
Miała pewne obawy, gdy po niecałych dwóch latach został przeniesiony na wyŜsze stanowisko do wschodnich
Niemiec, ale jego następca, człowiek całkowicie odmienny, z radością przejął utrzymankę i od niego nauczyła się
wielu rzeczy bardzo poŜytecznych w przyszłości.
Był człowiekiem kulturalnym, na progu czterdziestki. SłuŜył w sowieckiej słuŜbie dyplomatycznej w wielu krajach;
mówił po angielsku, francusku i włosku; został zesłany na Węgry za karę z powodu jakiegoś odstępstwa od partyjnych
dogmatów. Lubił muzykę - doskonale grał na fortepianie - i to on obdarzył ją imieniem, pod którym stała się sławna.
Zwykł Ŝartobliwie nazywać ją wieczną Evą, więc przyjęła to imię. Z nut, które leŜały na fortepianie, dodała „Czerny”.
Evą Czerny. Zwykła powtarzać to na głos przed lustrem, wyciągając władczo rękę do pocałunku. Brzmiało
odpowiednio. Kiedy nadejdzie właściwy czas - myślała, kiwając głową do odbicia w lustrze - stanę się tą osobą. Tak
będę nazywała się na Zachodzie. Kto skojarzy mnie z Anną Farkas? Nie mówiąc o tym nikomu, zdecydowała, Ŝe
zdobędzie dokumenty na to nazwisko. Musi się tylko dowiedzieć, jak to zrobić - i przez kogo.
Od swojego kulturalnego Rosjanina zdobyła równieŜ wiedzę o wykwintnych potrawach i winach; spędził kilka lat w
ParyŜu, pozornie jako przedstawiciel sowieckiej firmy, w rzeczywistości był szpiegiem. Udało mu się równieŜ zapre-
numerować dla niej kilka zachodnich czasopism i na jej prośbę nauczył ją kilku słów po angielsku. Podczas jego
nieobecności spędzała czas na nauce języka, wkuwaniu gramatyki, ćwiczeniach wymowy, chociaŜ przy nim była
czujna i rozśmieszała go swoją angielszczyzną. Nie miał pojęcia, Ŝe ta urocza, wspaniała dziewczyna, która przejawia
taki dziecięcy zapał do nauki, w niczym nie ustępuje bystrością umysłu nauczycielowi. Wystarczało mu to, Ŝe kiedy
wracał po całym dniu pracy, czekała na niego świeŜo wykąpana i ubrana w jedną z sukienek, które umiał dla niej
zdobyć, a które nigdy nie pojawiały się w Ŝadnym węgierskim sklepie; Ŝe zawsze miała chęć na seks, lecz bez trudu
potrafiła znaleźć sobie zajęcie, gdy miał coś do roboty, a równocześnie chętnie siedziała przy nim słuchając muzyki lub
opowieści o latach spędzonych na Zachodzie. Z dumą pokazywał ją w towarzystwie, gdyŜ wiedział, Ŝe jest obiektem
zazdrości, i z dumą patrzył, jak rozkwita, kierując ku niemu swój czar jak ku Ŝyciodajnemu słońcu. Wiele ją nauczył,
ale z pewnym zasobem wiedzy przyszła na świat.
Miała wrodzone wyczucie dobrego smaku; wiedziała dokładnie, jak osiągnąć korzystny wygląd. Miała styl. Nosiła
prostą sukienkę, którą jej kupił, demonstrując to coś nieuchwytnego, co Francuzi nazywają „szykiem”. Mogła włoŜyć
worek po mące, a wszyscy i tak by się za nią oglądali.
Miała równieŜ nadzwyczajne dłonie. Jej matka cierpiała na silne bóle głowy, ojciec na skurcze mięśni barków, ale
11
długie, pilne palce Anny zawsze potrafiły złagodzić ból. MasaŜu nauczyła ją babka ze strony ojca, którą nauczyła tego
jej matka. Zmarła, gdy Anna miała czternaście lat. Teraz Anna mogła wykorzystać te umiejętności, gdyŜ jej sowiecki
opiekun cierpiał na ostre skurcze mięśni, wynik nerwicy. Gdy tylko Annie udało się go wreszcie przekonać i dał sobie
rozmasować twarde jak Ŝelazo barki i zesztywniały kark, ze zdumieniem i wdzięcznością poczuł, jak mięśnie
odzyskują elastyczność.
- Masz ręce uzdrowicielki co się zowie - powiedział. - Osiągnęłaś w kwadrans coś, czego nie załatwiły wszystkie łoje
pobyty w klinikach krymskich.
To podsunęło jej pewien pomysł. Nadal za cel Ŝyciowy uznawała bogactwo i potęgę, i chociaŜ wiodła Ŝycie
utrzymanki, czasami - i to na tyle często, Ŝe była przekonana i powadze tych pragnień - wyobraŜała sobie, Ŝe to ona ma
pieniądze i władzę. Jeśli potrafiłaby dodać te elementy do swojej urody, powstałaby triada, przy pomocy której
podbiłaby świat, lecz tymczasem musiała się zadowolić tym, co miała, a Ŝe wszystko zdobywała poprzez męŜczyzn,
naleŜało wykorzystywać ich do osiągnięcia odpowiednich wpływów i panowania, by wreszcie wedrzeć się na szczyt. I
tak teŜ zdecydowała się zostać masaŜystką.
Rosjanie byli gorącymi zwolennikami masaŜu i kiedy tylko w kręgu, w którym poruszał się jej opiekun, rozeszła się
opowieść o jej „uzdrowicielskich” umiejętnościach, wkrótce pracy miała pod dostatkiem. Odwiedzała klientów w
mieszkaniach - czasami były to spore domy - i miała oczy i uszy szeroko otwarte. Przy tym zarabiała, bo jej Rosjanin
dobrodusznie pozwolił jej zatrzymać wszystkie uzyskane pieniądze.
Znalazła chemika - faktycznie biochemika - który zgodził się wytwarzać uŜywane przez nią wyciągi z ziół. Babka
wyjawiła jej sekret ich mieszania. Był Węgrem i początkowo okazywał wyłącznie lodowatą uprzejmość, poniewaŜ
była węgierską dziewczyną na usługach sowieckich panów, lecz gdy zapytała go, czy jest zainteresowany
wiadomościami, jakie zbierała podczas zabiegów, zmienił ton. Z tych samych źródeł dowiedziała się o istnieniu w
mieście zakonspirowanych organizacji, dąŜących do obalenia ciemięzców, i próbując zrozumieć postawę Laszlo
Kovacsa wobec niej, sprytnie doszła do wniosku, Ŝe tamte cele są mu bliskie. Stąd był juŜ tylko prosty krok do
wyznania, Ŝe została podsunięta Rosjaninowi przez pewnych ludzi - oczywiście, nie moŜe podać ich nazwisk - by
dowiedzieć się, ile tylko moŜliwe. Teraz podejmuje ryzyko i prosi go o pomoc nie tylko dlatego, Ŝe wyczuwa
wspólnotę ideałów, ale równieŜ dlatego, Ŝe jej stały łącznik został aresztowany i zniknął w kwaterze głównej AVO
przy ulicy Andrassyego. Niewielu z tych, którzy tam weszli, wyszło z powrotem.
- Dowiedziałam się wielu rzeczy. Część moŜe się przydać, część nie. Ale nie wiem, co zrobić z informacjami, skoro
nie mogę przekazać ich dalej. - Jej zagubienie sprawiało tak autentyczne wraŜenie, Ŝe Laszlo zgłosił meldunek swojej
grupie, która poleciła mu zadać kilka weryfikujących pytań. Jeśli odpowiedzi okaŜą się satysfakcjonujące, to kto wie...
Eva - tak nazywała siebie teraz w myślach, chociaŜ przedstawiła się Laszlo prawdziwym imieniem - potrafiła podać
im nazwiska; nazwiska ludzi, o których wiedziała, Ŝe zostali aresztowani i nie mogli zaprzeczyć jej wersji. Wiedziała,
kiedy zostali aresztowani i za co, a poniewaŜ byli tam i waŜni ludzie, udało się jej przekonać grupę Laszla, Ŝe nie jest
podwójną agentką, zwłaszcza gdy dostarczyła pewnych nadzwyczaj istotnych informacji. Poza tym uwiodła Laszla,
lecz zrobiła to w taki sposób, Ŝe był przekonany, Ŝe to on ją uwiódł. Był atrakcyjnym brzydalem; wysokim, dobrze
zbudowanym, z orlim nosem i pięknymi piwnymi oczami. W łóŜku okazał się wirtuozem. Poza tym był znakomitym
chemikiem. Gdy jeden z klientów Evy nabawił się dokuczliwej wysypki, sporządził krem, który usunął przypadłość w
pięć dni.
W tym czasie, w 1953 roku, doszedł do władzy Imre Nagy i zaprowadził o wiele bardziej liberalne rządy. Po raz
pierwszy od lat w sklepach pojawiły się kosmetyki, ale niskiej jakości. Sama Anna uŜywała kosmetyków Elizabeth
Arden, które jej Rosjanin przywoził z przypadkowych wypadów do Wiednia. I właśnie, gdy porównywała te drogie,
wysokiej jakości produkty z tym, co było do zdobycia na miejscu, wykluł się jej pomysł. Jak zwykła to dramatycznie
określać po latach, przeŜyła iluminację.
- Musimy wyprodukować nasze własne kosmetyki - rzekła podniecona do Laszla pewnego popołudnia. W domu
powiedziała, Ŝe idzie po świeŜą oliwę. Zawsze korzystała z tej wymówki. Było to między pierwszą a drugą, w porze
obiadowej, kiedy Laszlo zamykał swój mały sklepik; ten czas zawsze spędzali w łóŜku.
- Produkować własne kosmetyki..!
- Tak. Najpierw zrobisz analizę kremów i mleczek Elizabeth Arden, a potem skopiujemy je... z tym Ŝe mam kilka
pomysłów na ulepszenie.
- A skąd weźmiemy składniki?
- Laszlo, to kremy do twarzy, nieskomplikowane chemiczne związki. Podstawowe składniki szminki to olej olbretu,
substancji z głowy kaszalota, wosk pszczeli i lanolina z wełny owczej! Czy to takie trudne?
- Skąd się na tym znasz?
- Czytałam o tym - odparła zniecierpliwiona Eva. - Składniki koloryzujące otrzymuje się z podstawowych pigmentów
mineralnych: węgla drzewnego i róŜnych ochr. Czerwona ochra jest uŜywana od stuleci!
12
Siedział w milczeniu, zafascynowany, a ta delikatna jak kwiat kobieta mówiła mu dalej ze znajmością rzeczy o alko-
holu etylowym, siarczanie sodowym, rafinowanych alkoholach lanolinowych, białym wosku i parafinie, oleju z migda-
łów i wodzie róŜanej. Uświadomił sobie, Ŝe Eva jest ambitna; Ŝe za kobiecymi wdziękami kryje się stalowa
determinacja i chociaŜ potrafi wyglądać tak delikatnie jak piórkowe boa, w rzeczywistości jest twarda jak węglowa
stal. Szukała sposobu wybicia się, wiedziała dokładnie, dokąd zmierza i nawet na chwilę nie odrywała oczu od
obranego szlaku. Umiała zachować lodowaty spokój i z małpią zręcznością balansowała między sowieckimi władcami
Węgier a grupą Laszla, dla której szpiegowała.
- Jesteś znakomitym chemikiem - powtarzała. - Ale na początku mógłbyś wyprodukować bardzo proste kosmetyki.
Przede wszystkim krem nadający się do masaŜu i w ten sposób wykonywałabym dwie usługi równocześnie. Coś bar-
dzo łagodnego i w płynie, bo to nie moŜe doprowadzić do ściągania skóry i...
Uniósł rękę.
- A kiedy będę prowadził swój interes?
- Kiedy tylko nasz krem się przyjmie, będziesz mógł rzucić w kąt twój interes! Nie zarobisz pieniędzy na sprzedaŜy
oleju rycynowego, pigułek na przeczyszczenie i maści na porost włosów! Na kosmetyce moŜna zrobić fortunę. Czy
wiesz, Ŝe Elizabeth Arden jest multimilionerką, a zaczynała od zera? Tak samo było z Heleną Rubinstein. Ja będę
trzecia.
Laszlo znów popatrzył na śliczną kobietę, której oczy błyszczały fanatycznym blaskiem.
- Tak - powiedział - albo wcześniej umrzesz. Tu są Węgry, kochana. Za bardzo naczytałaś się zachodnich czasopism.
- Czy nie rozumiesz, Ŝe właśnie dlatego nam się uda? Z nich dowiedziałam się o pudrach, które tu są nie do dostania,
o kremach i mleczkach, o których Węgierki nigdy nie słyszały. To nasza szansa, Laszlo, musimy ją wykorzystać! Ty
będziesz producentem, a ja zajmę się sprzedaŜą. Wiesz, Ŝe nie ma takiej rzeczy, której nie potrafiłabym sprzedać!
- Jesteś jedyną znaną mi kobietą - zapewnił ją - która nie na słowa „niemoŜliwe”.
- Jestem tak pewna sukcesu, Ŝe będę sprzedawała tylko na zamówienie.
- Mówisz powaŜnie?
Eva wbiła w niego wzrok.
- Oczywiście. I tylko pomyśl, jeśli poszerzę klientelę, kto wie, jakie informacje zdobędę? Nawiązała ze mną kontakt
Ŝona wysokiego urzędnika ambasady Francji, która słyszała moich „uzdrowicielskich mocach”. Otworzy mi drzwi do
kręgów, o których ty moŜesz tylko marzyć i dowiem się rzeczy, o których nawet ci się nie śniło.
- Wiesz - rzekł z namysłem Laszlo - moŜe w tym coś jest...
Kremy od razu zdobyły powodzenie. Laszlo znał się na rzeczy i słuchając sugestii Evy - mówiła mu dokładnie, czego
chce - ulepszał zawartość słoiczków i buteleczek, które mu donosiła.
- Ten krem jest za cięŜki - mawiała. - Złe się rozprowadza i moŜna go tylko wklepywać; chcę, Ŝeby był lekki, lekki,
lekki! Jak kurze białko, prawie jak pianka. Potrafisz to zrobić? - Wyprodukował ziołowy tonik, do uŜytku po
dokładnym oczyszczeniu, który Eva ochrzciła „Poranna Rosa”; nie zawierał oczaru wirgińskiego, którego wtedy
powszechnie uŜywano, i nie szczypał.
Eva sprzedawała, sprzedawała i sprzedawała. Zaczynała od ofiarowywania darmowych próbek.
- Pani zawsze chwali moją skórę - mawiała - więc wzięłam ze sobą ten słoiczek. Tego kremu zawsze uŜywam. Jest
cudowny. Wiem, co mówię, bo sama go zrobiłam. Proszę spróbować. Nigdy nie sięgnie pani po nic innego.
Od sprzedaŜy produktów przeszła do uŜywania ich, jak to nazywały jej czasopisma facials, czyli mini-liftingach. Jej
oko nieomylnie oceniało kolory. Po serii eksperymentów, dodawania, ujmowania, mieszania, wypośrodkowywania,
stworzyła serię szminek o głębi koloru niespotykanej na Węgrzech i zaskakującej nawet cudzoziemskie klientki.
- Ta twoja szminka jest wspaniała - entuzjazmowała się Ŝona pewnego urzędnika ambasady Wielkiej Brytanii
oceniając w lustrze usta. - Co za kolor i głębia, a rozprowadza się idealnie. Jeszcze lepiej, nie ściera się. Biorę po
jednej z kaŜdego koloru.
Do 1956 roku jeszcze raz zmieniła opiekuna i chociaŜ z autentycznym Ŝalem rozstała się ze swoim kulturalnym
Rosjaninem, gdyŜ był bardzo uŜyteczny, z zadowoleniem wylądowała pod skrzydłami jeszcze młodszego męŜczyzny,
wyŜszego oficera AVO, znienawidzonej tajnej policji. Niebawem zaczęła czuć do niego odrazę. Był tak samo
przystojny jak próŜny. I był sadystą. Ale okazał się równieŜ arogancko nieostroŜny; rozmawiał otwarcie przez telefon
w jej obecności, kiedy ostentacyjnie czytała jedno ze swoich czasopism, a w rzeczywistości zapamiętywała kaŜde
słowo. Nic nie sprawiało mu większej przyjemności, jak poddać się jej zręcznym dłoniom; nauczył ją rzeczy, dzięki
którym zyskała później reputację mistrzyni seksu. Zaopatrzył ją w mały samochód i benzynę, więc mogła krąŜyć po
mieście od klientki do klientki. Zjawiała się atrakcyjna, sypiąca ekscytującymi ploteczkami. Stała się dobrze znana nie
tylko wśród Rosjan i węgierskich szych partyjnych, ale i w światku dyplomatycznym. Zarabiane pieniądze
zatrzymywała dla siebie, a wykorzystując znajomość z oficerem AVO, mogła zaopatrywać Laszla w wiadomości
13
grubego kalibru.
Ale przez cały czas wyczekiwała właściwego momentu; szansy, która wreszcie miała pojawić się na jej drodze.
Oczekiwała jej z wiarą zdobią poruszać góry. I 23 października 1956 roku ta szansa pojawiła się. Węgry powstały. Jej
kochanek zlekcewaŜył pogardliwie rozruchy:
- To tylko bezsilna hołota.
Ale Laszlo myślał inaczej:
- Wybiła nasza godzina - rzekł z uniesieniem. - Wolność jest blisko. Mam iść na Politechnikę. Moja grupa ma tam
kwaterę. Chodź ze mną,
- Nie - odparła Eva.
- Nie widzisz, co się dzieje? To rewolucja! Niedługo będziemy wolni.
Tak myślicie - powiedziała w duchu Eva, wiedząc znacznie więcej od niego. - Ale to szansa na moją wolność.
Dlatego odezwała się chytrze:
- Mogę przynieść więcej poŜytku, robiąc to, co do tej pory. Przekazując informacje. Ktoś musi to robić. Jeśli cię tu
nie będzie, musisz zadbać o innego łącznika.
- Ale tu będzie bardzo niebezpiecznie!
- Na Politechnice teŜ będzie bardzo niebezpiecznie.
- Kiedy tylko Zachód przyjdzie nam z pomocą...
- Oczywiście, wtedy to co innego, ale do tej pory chyba najlepiej zachowam się udając, Ŝe nie mam nic wspólnego z
powstaniem. Jestem tylko małą Anią Farkas, która ma zręczne ręce i magiczne napary. Kto miałby mnie podejrzewać?
Laszlo dostrzegł słuszność tych propozycji. Powstańcom była potrzebna kaŜda pomoc, ale tam, gdzie chodziło o
pomoc samemu sobie, nikt nie dorównywał Evie. Ich związek dawał mu przyjemność, Eva była atrakcyjną kobietą, ale
Laszlo w przeciwieństwie do innych męŜczyzn dostrzegł pod tą przyprawiającą o zawrót głowy fasadą absolutny brak
serca. Wiedział, Ŝe w gruncie rzeczy najwaŜniejsza dla Evy jest ona sama, nie to, co stanie się z Węgrami. Bez
względu na to, co nastąpi, zwycięstwo czy klęska, ona da sobie radę. Cokolwiek zamierzała, a wiedział, Ŝe jest zdolna
do wszystkiego, by zaspokoić swoje ambicje, nic jej nie zatrzyma. No cóŜ - pomyślał - czy ja nie jestem gotów zabijać,
by zrealizować moje ambicje?
- W porządku - rzekł. - Zapewnię ci łącznika. Dostaniesz wiadomość, kto to będzie. Ale bądź ostroŜna. Wynik
powstania jest sprawą otwartą; wiadomo jedynie, Ŝe poleje się krew.
- Zawsze jestem ostroŜna - przypomniała mu, obejmując szczupłymi ramionami jego szyję. - Teraz cieszmy się sobą
po raz ostatni, zanim się rozstaniemy...
- Mam nadzieję, Ŝe nie na długo.
Twoja nadzieja nie jest moja nadzieją - pomyślała Eva. - To nasze ostateczne poŜegnanie. Nie tylko z tobą, ale i z
Węgrami. Moje przeznaczenie mnie wzywa.
Pracowała tak długo, jak tylko na ulicach było bezpiecznie; gdy zamieniły się w pola bitewne, pokryte gruzem, zata-
rasowane płonącymi czołgami - i od czasu do czasu płonącymi trupami - porzuciła mieszkanie i schroniła się w skle-
piku, który wyglądał, jakby był zamknięty na głucho. Laszlo dał jej klucze „na przechowanie”. Od tygodnia nie spoty-
kała się ze swoim kochankiem z AVO, ale poniewaŜ teraz na ulicach Budapesztu rządził lud, znienawidzona tajna po-
licja była ścigana bezlitośnie i mordowana na kaŜdym kroku. Eva obawiała się tylko pozostawienia po sobie jakiegoś
śladu, który w przyszłości mógłby jej zaszkodzić. Planowała zniknięcie Anny Farkas, która zostałaby uznana za zabitą.
Ludzie byli grzebani tam, gdzie dosięgła ich kula, nie było czasu na ceremonie pogrzebowe, formalności. Awoszy
zwykle wieszano, po czym półŜywych obracano głową w dół nad ogniskami. Nie było to gorsze niŜ los, jaki zgotowali
tysiącom męczenników w straszliwej kwaterze przy ulicy Andrassyego. Eva nie współczuła im; jak zawsze
najwaŜniejsze było dla niej własne bezpieczeństwo. Kręcąc się po mieście była świadkiem kilku obrzydliwych scen,
jakie spotkały kochanki awoszy; nie mogła dopuścić, by tłum potraktował ją podobnie. Podczas codziennych wizyt w
sklepiku zgromadziła zapas Ŝywności; przynosiła ją w walizce, którą później zostawiła, poniewaŜ zamierzała
wykorzystać ją następnie do innego celu. Od dawna stała tam wąska prycza, bo Laszlo często do późna w nocy
sporządzał pilnie potrzebne dostawy, była bieŜąca woda i mały prymus. Eva wzięła równieŜ ze sobą przenośne radio.
Z zewnątrz sklep wyglądał na nieczynny i zawsze pamiętała o tym, by małe okienko wychodzące na tylną uliczkę
było zamknięte i miało spuszczoną Ŝaluzję.
Po rozgoszczeniu się w sklepiku przystąpiła do produkcji swoich wyrobów. Zgromadzoną ilością wypełniła zapas
słoiczków i buteleczek. Dokładnie wiedziała, w jakich proporcjach łączyć składniki i jak je mieszać, bo uwaŜnie
przyglądała się pracy Laszla. Zakończyła działalność dopiero wtedy, gdy walizka została wypchana do pełna. Była
bardzo cięŜka, lecz Eva bezwzględnie zamierzała zabrać ją ze sobą. Ta walizka zawierała jej przyszłość.
Izolacja jej nie przeszkadzała; oznaczała bezpieczeństwo. Pewnego razu ktoś załomotał do drzwi, ale Eva zachowała
14
- milczenie i zostawiono ją w spokoju. Co zdumiewające, w mieście obyło się bez grabieŜy. Eva słuchała komunikatów
radia Wolna Europa i dowiadywała się o gwałtownym pogarszaniu sytuacji. Czuła tylko znieciecierpliwienie i
wyczekiwała zwieńczenia wydarzeń. Ale była szczęśliwa. Mogła spędzać całe godziny na pielęgnowaniu twarzy i
włosów, manikiurze. Brakowało jej jedynie wanny; mogła się myć tylko pod bieŜącą wodą, ale po namyśle doszła do
wniosku, Ŝe nawet umywalka z gorącą wodą jest lepsza niŜ to, co miała przez pierwsze siedemnaście lat Ŝycia. A gdy
tylko znajdzie się na Zachodzie... Och, jakie będzie robiła sobie kąpiele, jakie pachnidła będzie wlewała do wanny,
jakimi gorącymi, pachnącymi ręcznikami będzie się owijała, jakie olejki będzie wcierała w ciało. Będzie miała to
wszystko. Wszystko, o czym marzyła od tak dawna, było teraz - przy pewnej dozie szczęścia - sprawą kilku dni.
Nie przejmowała się losem Węgier; polityka jej nie interesowała. śaden rząd nie zrobił niczego dla swych podwład-
nych, dbał tylko o siebie, a wystarczająco wiele nauczyła się od swoich sowieckich wielbicieli, by wiedzieć, Ŝe
uwolnienie się z rosyjskiego uścisku to senne marzenie. Potwierdziła się słuszność decyzji opuszczenia Gyor-Sopron i
przyjazdu do Budapesztu. Wszystko to było częścią jej przeznaczenia, w które święcie wierzyła, jak i w stare
powiedzenie, Ŝe Bóg pomaga tym, którzy sobie sami pomagają... we wszystkim. Nie czuła lojalności wobec ojczyzny
ani wobec rodaków; od dziecka miała oczy skierowane na Zachód. Nic, nawet to chylące się ku upadkowi powstanie,
nie mogło zmienić jej zamiaru.
I tak pewnego przedpołudnia, po wysłuchaniu ostatnich wiadomości Wolnej Europy, przygotowała się do wyjazdu.
Rozstrzygające bitwy toczyły się wzdłuŜ i wszerz Węgier; krąŜyły plotki o interwencji sowieckiej na wielką skalę; Bu-
dapeszt był w stanie anarchii.
- Czas się zbierać - westchnęła z zadowoleniem. Cały dzień strawiła na farbowaniu włosów, które stały się matowo-
brązowe. Zmieniła wygląd. Twarz pokryła białym matowym podkładem, źle dobranym i o mącznym odcieniu, nie
nałoŜyła szminki, cienia do powiek ani róŜu. Zresztą zawsze skąpo uŜywała tych kosmetyków. Włosy rozwichrzyła jak
wronie gniazdo i dopełniła efektu wkładając okulary w złotych oprawkach ukradzione z domu klientki. Szkła optyczne
zastąpiła „zerówkami”. Przebrała się w zakupione ubranie. Zgrzebna, nie dopasowana sukienka, grube skarpety,
brzydkie, sznurowane buty, obwisły płaszcz z taniego, przypominającego koc materiału w kolorze Ŝałosnej szarości.
Jestem nie do rozpoznania - pomyślała uszczęśliwiona.
Dochodziła północ, gdy opuściła sklepik, zamykając za sobą starannie drzwi. Usunęła wszelkie ślady swojej
bytności. W ruinach rozsiała torby z pustymi puszkami, kartonami, papierami. Pozbyła się równieŜ pustej butelki po
farbie do włosów i kluczy Laszla. Sądząc po tym, co słyszała przez radio, wątpliwe było, aby kiedykolwiek otworzył z
powrotem sklepik.
Dźwigając cenną walizę podąŜała naprzeciw swojemu przeznaczeniu. Trwało to powoli, bo bagaŜ waŜył tonę,
musiała często przystawać i masować spuchnięte dłonie. Szła krętym szlakiem, przewaŜnie zaułkami i tylnymi
uliczkami, ale zbliŜała się do celu w równym tempie. Bez ceregieli przechodziła nad trupami, pokonywała barykady z
płyt chodnikowych, mijała porwane przewody tramwajowe, zaśmiecone ulice, nieliczne wypalone czołgi. W pewnej
chwili, gdy przecinała opuszczony plac, zatrzymała się i przyjrzała osmalonej twarzy funkcjonariusza AVO
zwisającego z drzewa głową w dół. Nie był to jej kochanek, ale ten z powodzeniem mógł wisieć gdzie indziej. Musiała
zerwać wszelkie więzy łączące ją z Węgrami.
Laszlo nie dawał znaku Ŝycia od tygodnia i była przekonana, Ŝe on równieŜ nie okaŜe się zagroŜeniem dla jej
przyszłości. NajwaŜniejsze było zniknięcie Anny Farkas z powierzchni ziemi. Kiedy dotarła do celu, odczekała, aŜ
mogła bezpiecznie wejść. Wiedziała, Ŝe hotel Duna był przepełniony zagranicznymi korespondentami. Wśród wielu
twarzy szukała męŜczyzny poznanego w domu urzędnika banku państwowego, którego Ŝona była jedną z jej
pierwszych klientek. Eva lekko flirtowała z tym męŜczyzną, ale starannie unikała nadmiernej zaŜyłości, choć
równocześnie dała mu przełomie do zrozumienia, Ŝe jest kimś więcej niŜ tylko „kosmetyczką”, jak nazywał jej zajęcie.
Teraz rzuciła się do niego łkając histerycznie. Nie rozpoznał jej i był zdumiony, dopóki nie szepnęła:
- To ja, Anna Farkas.
- Anna! Mój BoŜe, co ty z sobą zrobiłaś?
- To było konieczne... nie masz pojęcia... proszę, pozwól, Ŝe ci wytłumaczę.
Widząc w tym materiał do korespondencji, zaprosił ją do baru. Tam przedstawiła mu swoją wcześniej starannie przy-
gotowaną opowieść. Anna twierdziła, Ŝe jest podwójną agentką. Pod przebraniem kosmetyczki poruszała się po
mieście i zbierała informacje. Początkowo umieszczono ją przy Rosjaninie, potem przy awoszu, ale bojownicy o
wolność uwaŜali ją za zapatrzoną w Sowietów dziwkę i teraz, po zaginięciu Laszla, nie było nikogo, kto mógłby
oczyścić jej imię, powiedzieć prawdę, dlaczego mimo groŜącego jej niebezpieczeństwa tak postępowała.
- Widziałam, co robiono z innymi kobietami, które chodziły z Rosjanami i awoszami... mnie czeka to samo, jeśli
mnie złapią. Nie mam nikogo innego, do kogo mogłabym się zwrócić.
- Kto poradził ci, Ŝebyś przyszła do mnie? - spytał dziennikarz.
- Laszlo. Powiedział, Ŝe mi pomoŜesz. MoŜe ty wiesz, co się z nim stało?
15
Pokręcił głową.
- Nie, przykro mi. Wiem tylko, Ŝe wszystko się wali. Rosjanie zbliŜają się, mają wielką przewagę i niech Bóg strzeŜe
Węgry, kiedy tylko tu dotrą. Sam czekam na rozkaz wyjazdu.
- Proszę, zabierz mnie ze sobą... błagam cię... inaczej jestem trupem.
- Zrobię, co będę mógł, ale nic nie obiecuję. Jeśli chcesz, moŜesz tu zostać. Mam dwuosobowy apartament...
- Och, dziękuję ci, dziękuję... - Ucałowała go w rękę.
Gdy wrócił do baru, padły pytania:
- Kto to był? Co to za postać?!
- Biedny dzieciak, który wpakował się po szyję w bagno; udawała panienkę dawnych władców i wyciągała, ile się
dało informacji. Kolejny dowód, Ŝe to całe powstanie nie wybuchło ni z tego, ni z owego.
- Dzieciak! Ma w najlepszym razie czterdziestkę.
- Charakteryzacja, wierz mi, gdybyś zobaczył ją bez tego przebrania, dech by ci zaparło.
Eva natomiast odetchnęła, zostając w jego pokoju do chwili przeprowadzki wszystkich brytyjskich korespondentów
na bezpieczny teren ambasady Wielkiej Brytanii. Korespondent wytłumaczył jej obecność urzędnikowi i pozwolono jej
zostać, chociaŜ poselstwo było zatłoczone.
I tam kolejny raz los się do niej uśmiechnął. Wśród ukrywających się w ambasadzie, pracujących lub czekających
ludzi wyszukała znaną jej twarz Węgra zatrudnionego przy wydawaniu dokumentów wyjazdowych. Faktycznie był
rosyjskim szpiegiem i jedną z najgrubszych ryb czarnego rynku; Eva zaopatrywała się u niego wielokrotnie. Teraz -
pomyślała - on kupi coś ode mnie; milczenie za świeŜe dokumenty, w tym najwaŜniejsze, pozwolenie na opuszczenie
kraju, wystawione na nazwisko Eva Czerny.
Nie miała Ŝadnych kłopotów.
- Jedno słowo i po tobie - powiedziała.
OdgraŜał się, szydził, Ŝe sama jest nie lepsza, ale chłodno powiedziała, Ŝe jest podwójną agentką, o czym
Brytyjczycy wiedzą, natomiast nie mają pojęcia, czy on jest sowieckim szpiegiem, czy teŜ handlarzem
czarnorynkowym. Wystarczy słówko komu trzeba...
Po czterech dniach konwój składający się z czterech samochodów osobowych i cięŜarówki opuścił poselstwo i
skierował się do Wiednia. Tam miał zabrać Ŝywność i wrócić do Budapesztu. W trzecim aucie jechali Eva i
korespondent.
Gdy tylko znaleźli się za austriacką granicą, uklękła i ucałowała ziemię. Potem uściskała swych wybawców i gorącz-
kowo im podziękowała.
- Bóg odpłaci wam za waszą dobroć... - Odciągnęła na bok dziennikarza, obdarzyła go spojrzeniem swoich cudow-
nych oczu - bez okularów - i powiedziała: - Kiedy będziesz opisywał moją historię... a wiem, Ŝe to zrobisz... błagam
cię, nie uŜywaj mojego nazwiska. Długi czas będę musiała się ukrywać; jeśli dowiedzieliby się, gdzie jestem, nie
daliby mi spokoju. Opowiedz moją historię. Nie mam nic przeciwko temu. Niech świat dowie się, co spotkało mój
kraj, ale powiedz tylko, Ŝe jestem zwyczajną węgierską dziewczyną.
- Trudno by cię tak nazwać - powiedział wzruszony korespondent. - Jesteś niezwykłą i bardzo odwaŜną dziewczyną.
Tak, opiszę twoją historię, ale nie uŜyję twojego imienia. Obiecuję.
Jej historia opisana przez dziennikarza ukazała się pod tytułem: „Prawdziwa węgierska bohaterka”. Posłał Evie
gazetę. Przeczytała opowieść, uśmiechnęła się z satysfakcją, gazetę spaliła.
3
Szwajcaria, rok 1988
Jak ona się ma? - spytał Max, gdy Alex weszła do wielkiego salonu willi stojącej nad Jeziorem Genewskim.
- WciąŜ śpi.
- A bardziej konkretnie... ja ty się masz?
- WciąŜ nie mogę się pozbierać. Spodziewałam się po niej wszystkiego tylko nie „przebacz mi”.
- Mówiłem ci. To nie ta sama Eva Czerny.
Alex przysiadła na jednej z bliźniaczych sof przy wielkim kominku.
- To przypomina jakieś religijne nawrócenie.
- Wiesz, sam byłem wychowany w wierze i wydaje mi się, Ŝe twoja matka była ochrzczona. Zdrowo boi się ognia
piekielnego i wiecznego potępienia. MoŜe gdy siedziała sama w tamtym pokoju, wszystkie stare grzechy stanęły jej
przed oczami.
- Nigdy nie słyszałam, by chodziła do kościoła.
- Twoją matkę otacza wiele niewiadomych.
Podał jej filiŜankę kawy. Czarny płyn stał się beŜowy, kiedy Alex wlała śmietankę.
- W kaŜdym razie, twój przyjazd nie poszedł na mamę. - W głosie Maxa zabrzmiała satysfakcja. Hojnie osłodził
16
swoją kawę.
- Skąd to wraŜenie, Ŝe czeka mnie o wiele więcej, niŜ się ego spodziewam? - spytała samą siebie Alex.
- Chodzi ci o tę prośbę o wybaczenie?
- Ona coś knuje. Od kiedy to Eva Czerny wątpi w słuszność swoich postępków? IleŜ to razy słyszeliśmy ją
obwieszczającą:
- Mam posłannictwo do spełnienia i nic... nic... mnie nie powstrzyma” - Alex wiernie odegrała matkę dającą wielkie
przedstawienie. - Jeśli chciała, bym jej przebaczyła, dlaczego nie poprosiła mnie o przyjazd? Mam niesamowite
uczucie, Ŝe...
- śe co?
- CóŜ, moŜe to świństwo, co powiem, ale wydaje mi się, Ŝe widzę aktorkę w jakiejś roli. To po prostu nie przystaje do
jej charakteru. Sama myśl o moim istnieniu napawa ją obrzydzeniem, więc dlaczego akurat mnie poprosiła o wyba-
czenie. Myślę, Ŝe przechodzi jedną ze swoich pokazowych faz. Wiesz, Ŝe jest kameleonem, a mimo to zawsze uka-
zywała mi tylko maskę wypraną z emocji. W kaŜdym razie jej magazyn emocji opróŜnił się do cna i prawdopodobnie
zapadnie w jeden ze swoich, jak to nazywał Chris, snów stulecia. O ile wiem, najdłuŜszy trwał trzy dni.
- To jej metoda na zebranie sił. ZuŜywa straszliwe ilości emocji, gdy wchodzi na najwyŜsze obroty.
- Dałeś komunikat dla prasy?
- Tak. Od tej pory telefon oszalał. Nie dopuszczam do niej nikogo. W komunikacie oświadczono, Ŝe jest w głębokim
szoku.
- TeŜ tak uwaŜam. Ale co się z nią naprawdę stało, Max? To nie ma sensu.
- A ty upierasz się, Ŝeby wszystko miało sens?
- Wszystko musi dziać się z jakiegoś powodu - powiedziała stanowczo Alex.
- Więc dlaczego wątpisz w szczerość uczuć matki?
- Ona jest zupełnie niezdolna do odczuwania wyrzutów sumienia. Niezachwianie wierzy w absolutną słuszność
wszystkiego, co robi.
- Nie zastanawiałaś się nad moŜliwością, Ŝe coś drgnęło w jej sercu?
- Zastanowiłabym się, gdyby miała serce.
- Mógłbym wymienić kilku męŜczyzn, dla których zdobyła się na szaleństwo.
- Mylisz serce z popędem seksualnym.
- Kochała Chrisa.
- Okazywała miłość w zabawny sposób. Według niej kochać to znaczy posiadać i dominować.
- To pomyśl o tym, Ŝe utraciła swoją najcenniejszą własność. Śmierć róŜnie uderza w ludzi, a po raz pierwszy jestem
świadkiem, Ŝe uderzyła twoją matkę.
- Nie widziałeś jej po śmierci ojca Chrisa. To było pełnospektaklowe przedstawienie Trojanek. Miotała się po domu
jak szalejący upiór, darła na sobie ubranie... O ile pamiętam, to był bardzo powiewny szlafroczek z czerwonego
szyfonu. Usiłowała rzucić się do jeziora, a kiedy jej to udaremniono, usiłowała podciąć sobie Ŝyły. Patsy opowiadała
mi, Ŝe działy się dantejskie sceny.
- Więc myślisz, Ŝe skoro tym razem brak teatralnych gestów, jest nieszczera? CóŜ, daj sobie powiedzieć, Ŝe po tym,
jak usłyszała o Chrisie... Jonesy jej to przekazał, bo mnie nie było na miejscu... nie odezwała się słowem. Podobno
skamieniała i powiedziała tylko: „Zabierzcie mnie do mojego syna”. Od tej pory nawet Jonesy’owi trudno było się do
niej dostać.
- Jest dwadzieścia lat starsza. Czas i wiek narzuciły jej inny styl gry.
- Chryste, czasem masz serce z kamienia. Nic cię nie ruszy.
Alex zarumieniła się, ale pozostała niewzruszona.
- Nie obraŜaj mojej inteligencji wywodami o nawróceniu przy łoŜu umierającego. Jeśli chcesz, bym uwierzyła, Ŝe
matka zamieniła się z Szawła w Pawła, tracisz czas.
- Czemu nie? Wiesz, Ŝe jest arcymanipulatorem; ludzi, zdarzeń, przypadków... Ŝycia... dla swoich własnych celów, a
jeśli chodzi o przebiegłość, mogłaby napisać podręcznik na ten temat, ale pomijasz jeden istotny fakt: nawet Evy
Czerny nie stać na manipulowanie śmiercią. MoŜe to uświadomiło jej nieuniknioność własnego końca, moŜe
zrozumiała, Ŝe musi poszukać zgody z pewnymi ludźmi. Popatrz na swoją matkę w świetle, w którym starałem ci się ją
pokazać. MoŜe zobaczysz kobietę przeraŜoną starością, samotnością, utratą jedynej osoby, z którą stosunki nie były
pozbawione miłości; kobietę zmuszoną do konfrontacji z samą sobą, z Ŝyciem, które wiodła i z czynami, które
popełniła. MoŜe wtedy jej prośba o wybaczenie wcale nie wyda ci się tak dziwna. - Oparł się wygodniej o kanapę. -
Poza tym musisz pamiętać, Ŝe twoja matka jest stworzeniem rządzącym się emocjami.
- Oczywiście, w przeciwieństwie do mnie.
- CzyŜby? Jesteś jak ten Niemiec, który na dźwięk słowa „Kultura” wyciągał rewolwer. Hasłem, na które ty się
17
otworzysz, jest uczucie. Odkąd tylko wycofałaś się w głąb tego twojego umysłu, ciułałaś najmniejsze drobiny siebie
jak Ŝebrak. Twoja matka robiła róŜne rzeczy, ale nigdy nie skąpiła siebie.
- Tylko dawała!
- Ach tak? Więc ty nie jesteś egoistką, tak?
- Po której jesteś stronie? - spytała rozwścieczona Alex.
- Jak zwykle, po swojej - odparł nieporuszony Max. - Na dzisiaj uwaŜam, Ŝe przede wszystkim naleŜy trzymać się
zasady: „wszystkie wątpliwości na niekorzyść oskarŜonego...” Tak, o co chodzi, Jacques?
Kamerdyner wszedł po dyskretnym pukaniu.
- Sir, Seszele na linii. Chciał pan rozmawiać.
- Przełącz tutaj, dobrze? Nie... - zwrócił się do Alex. - I Nie musisz wychodzić. Chcę tylko powiedzieć Morze o po-
grzebie.
Oddalił się w głąb drugiego pokoju do ślicznego bureau de plat, na którym stał telefon. Alex usłyszała, jak mówi:
- Cześć, skarbie... - Potem jego głos opadł do niewyraźnego mruczenia.
Alex nalała sobie kieliszek armagnaku. Potrzebowała alkoholu. Zerknęła równieŜ na maleńkie, znakomite
herbatniczki, i które zawsze podawano do kawy w domach Evy Czerny, ale powstrzymała się przed łakomstwem.
Skończyłoby się nie na jednym, ale na półtuzinie, a myśl o szczupłym, eleganckim ciele Mory Haynes przypomniała
jej niemile o własnym cięŜarze i objętości.
Mora i Max Ŝyli razem juŜ od kilku lat. Alex pewnego razu spytała go, dlaczego, na Boga, nie oŜeni się z tą
dziewczyną, na co odparł słodko: „Bo zgadzam się ze starym Samuelem Butlerem: «Bandyta Ŝąda pieniędzy albo
Ŝycia; kobieta jednego i drugiego»”. I Alex tak zaskoczył Butler w ustach Maxa, Ŝe nie zakwestionowała tej
odpowiedzi. Taraz zastanawiała się znowu, dlaczego Max nie oŜenił się z Morą. Przez prawie sześć lat była „kobietą”
Evy Czerny; elegancka, bogata, z niezachwianą pozycją, poruszała się w świecie pieniądza i luksusu, prezentując
idealny smak i taki sam pedikiur. Mora pasowała do wielkiego świata, bo się w nim urodziła. Właściwe szkoły,
właściwy adres, właściwy mąŜ, idealny kucharz i takiŜ dekorator wnętrz. Szkoda jedynie, Ŝe małŜonek Mory zachował
się bardzo niewłaściwie i została bez pensa przy duszy, gdy popełnił samobójstwo doprowadziwszy do bankructwa
rodzinny interes. Max przyszedł z nią do Evy i rzekł: „Oto twoja «twarz», Evo”. Zaakceptowała ten wybór po jednym
spojrzeniu. Mora mogła teraz wrócić do dawnego stylu Ŝycia, kształcić dzieci - oczywiście było ich dwoje, róŜnej płci -
w odpowiednich szkołach i odkładać spore oszczędności, gdyŜ Max zadbał, by w jej kontrakcie figurowała klauzula
uzaleŜniająca wielkość honorariów od wysokości sprzedaŜy. Alex przyłapała się na rozwaŜaniach, czy wobec dzieci
Mory Max jest in loco parentis, skoro przyjął tę rolę wobec niej, chociaŜ był zaledwie trzynaście lat starszy.
Alex była zagubiona w myślach, Max nadal rozmawiał przez telefon, gdy otworzyły się drzwi i weszła Pamela
Bradley. Była ubrana w czerń; prostą oszałamiającą czerń. Na szyi miała długi sznur pereł. Tycjanowskie włosy upięła
wysoko, odsłaniając twarz, wyborną linię pobródka i profil godny awersu monety.
- Kawy? - zapytała z uśmiechem Alex. - Czy drinka?
- MoŜe trochę koniaku...
Alex napełniła kieliszek. Pamela wzięła go i podziękowała.
- Przykro mi, Ŝe cię tak długo nie wpuszczano - rzekła Alex.
Pamela upiła koniaku.
- Ma nietkniętą twarz - powiedziała. - Wygląda, jakby właśnie zasnął.
Alex nie odezwała się. Mimo dziesięcioletniej róŜnicy wieku Pamela i Chris kochali się głęboko. Gdyby Ŝył,
zdobyłby się na odwagę i powiedział matce, Ŝe zamierza się z nią oŜenić. Wszystko to było jasne dla Alex, cóŜ więc
mogła powiedzieć.
- Czy wybrałaś datę pogrzebu? - spytała Pamela.
- To nie ode mnie zaleŜy.
- Jak się ma twoja matka?
- Nadal śpi.
- Ale to juŜ trwa prawie dobę.
- Nic niezwykłego po crise de nerfs.
- Czy to było to? - spytała Pamela. Wyjęła papierosy. - Wiesz, zamierzam być na pogrzebie - ostrzegła.
- Masz wszelkie prawo.
- Wątpię, czy ona się zgodzi.
- Nie wiem, co zrobi - przyznała szczerze Alex. - Nie jest sobą.
- Którą sobą?
- śadną.
18
- Widziałaś film Trzy oblicza Ewy? Twoja matka ma trzydzieści trzy.
- Sądzę, Ŝe zobaczysz ją taką, jakiej do tej pory nie widziałaś - wymruczała Alex.
- Rozpaczająca matka?
- Ona naprawdę kochała Chrisa.
- Uwielbiała dominować nad nim. Nienawidziła go, gdy postępował wbrew jej poleceniom. I nie cierpiała mnie. -
Zrobiła pauzę. - Biorąc wszystko pod uwagę, myślę, Ŝe zachowałaś się wspaniale, przyjeŜdŜając tu. Wiem co dzieli
ciebie i Evę.
- Pole minowe - powiedziała krótko Alex.
- Przy okazji, gratuluję ksiąŜki. Miała znakomitą recenzję w „Sunday Times”.
- Dziękuję.
- Chris zbierał się, Ŝeby do ciebie napisać... - Pamela uśmiechnęła się. - Wiesz, jaki był... - Przygryzła wargę.
- Tak. Zawsze na zbieraniu się kończyło.
- Ale chciał, wiesz... Kiedy twoja matka wyszła za tamtego Argentyńczyka, po tym jak przysięgła Chrisowi, Ŝe wcale
tego nie zrobi, powiedział, Ŝe więcej się do niej nie odezwie. Dlatego odegrała tę próbę samobójstwa... Mówię
„odegrała” bo Noel Coward to przy niej szczeniak. I wiesz, co Chris od niej usłyszał, gdy tylko „została znaleziona” na
czas? Zrobił to tylko dlatego, Ŝe ja się przy tym uparłam. Powiedziała:
„Wiedziałam, Ŝe się przyczołgasz. Potrzebujesz mnie i zawsze będziesz mnie potrzebował”. Nigdy nie widziałam go
tak wściekłego... chciał, Ŝebyśmy wyjechali gdziekolwiek i wzięli ślub, ale ja doradzałam ostroŜność... Myliłam się.
Powinnam powiedzieć: „Do diabła z konsekwencjami”, nawet jeśliby miały przybrać postać Evy Czerny.
Siedziały w milczeniu do powrotu Maxa.
- Mora zjawi się jutro późnym wieczorem - rzekł. Pochylił się i ucałował Pamelę w pachnący policzek. - Cześć. Jak
się masz?
- Trzymam się na słowo honoru.
- No cóŜ, nie moŜemy nic zrobić, dopóki Eva nie wróci stamtąd, dokąd się udała, więc ogłaszam koniec długiego,
cięŜkiego dnia.
Gdy wyszedł, Pamela rzekła:
- Cała moja przyszłość to będzie jeden nie kończący się, cięŜki dzień. - Mocno zaciągnęła się papierosem. Trzęsły się
jej ręce. Pamela była silną kobietą, zwykle wyjątkowo pewną siebie. Uroda słuŜyła jej za osłonę, lecz Alex wiedziała,
Ŝe za tą piękną fasadą była w rozsypce. - Ciągle myślę „gdybym tylko”. Gdybym tylko zrobiła to, co Chris chciał -
wyszła za niego - i gdybyśmy wyjechali, najdalej jak się dało od jego matki. Ty wyjechałaś.
- Tylko dlatego, Ŝe to odpowiadało jej celom.
Pamela poczuła, Ŝe teraz ma okazję do wyjaśnienia sprawy, która zawsze ją intrygowała:
- Dlaczego ona cię nie lubi?
- Nie odpowiadam jej zapotrzebowaniom.
- Ani ja.
- Ciebie uwaŜała za zagroŜenie; mnie za afront.
- AleŜ to śmieszne. Jesteś wykładowcą college’u, opublikowałaś trzy ksiąŜki - ostatnia spotkała się z ogólnym
uznaniem - i masz zaledwie trzydziestkę! To aŜ nadto powodów do dumy.
- Nie chodzi o to, kim jestem, ale o to, jaka jestem - rzekła Alex.
- Chodzi ci o brak urody? - To było stwierdzenie, nie oskarŜenie. Alex wzruszyła ramionami. - Ona ma... nazwijmy
to... odbicie na tym punkcie. Moim zdaniem bezsensownie.
- Matka decyduje, co ma sens, a co nie, i jej decyzje naleŜy przyjmować bez szemrania. Całe Ŝycie poświęciła
urodzie, zarobiła na tym majątek i jest z nią utoŜsamiana. Gdzie nie spojrzysz, po jej nazwisku pada tytuł „cesarzowa
urody” i ona traktuje go bardzo, ale to bardzo powaŜnie.
- To nadal nie tłumaczy, dlaczego postawiła krzyŜyk na córce, która nie dorosła do jej standardów.
- To twoja opinia. Nie jej.
Pamela rzekła po chwili milczenia:
- Czy wiesz, Ŝe Chris planował podjęcie nauki?
- Nie.
- Przygotowywał się od miesięcy. Znalazłam mu korepetytora. Sugerowałam, by cię poprosił, ale według niego
bezpieczniej było wybrać osobę nie znaną matce. Zrobiłaby się podejrzliwa, gdybyście utrzymywali stały kontakt.
- To prawda. UwaŜała, Ŝe mam zły wpływ.
- Jak ja.
- I kogo wybraliście? - spytała z zainteresowaniem Alex.
- Profesora z Yale. Nazywa się Gavin Craig.
19
- Tego ekonomistę? Słyszałam o nim.
- Tak, spodobał się Chrisowi. Dobrze mu szło. Gavin był przekonany, Ŝe Chris dostanie się na Harvard.
- Byłaś dobra dla Chrisa - powiedziała ciepło Alex.
- On był dla mnie dobry. Och, wiem, Ŝe ludzie dziwili się bardzo róŜnicy wieku między nami, ale nie dbałam o to.
Chris był dla mnie odpowiednim... jedynym odpowiednim męŜczyzną, jakiego miałam. Kiedy mój były rzucił mnie dla
numeru czwartego, myślałam, Ŝe mam dosyć męŜczyzn. Byłam bardzo rozgoryczona. Chris zmienił to wszystko. Był taki
słodki... - Załamał się jej głos i ukryła twarz w dłoniach. Alex ujrzała łzy kapiące na czarną matową krepę. - Gdyby
tylko nie wyjechał tym samochodem... Mówiłam mu, Ŝe siadanie za kierownicą, kiedy jest zły, to najgorsza rzecz, jaką
moŜe zrobić.
- Zły?
- Właśnie wstał od telefonu po godzinnej rozmowie z matką. Był zupełnie roztrzęsiony... Wiedziałam, o co mu
chodzi: chciał rozładować gniew. Przy niej nigdy sobie na to nie pozwalał. Nie był pewny swoich racji.
- Co nabroił tym razem?
- Och, to była jakaś mała niesubordynacja... ale Eva groziła, Ŝe wyciągnie najsroŜsze konsekwencje, jeśli Chris nie
zaprzęgnie się do kieratu i nie będzie robił tego, co ona kaŜe. Chodziło o naukę interesu.
- Chris czuł obrzydzenie do wszystkiego, co wiązało się z interesami matki.
- Wiem. Ale ona była na to głucha. Jak zwykle liczyło się to, co ona chce.
- A więc - powiedziała powoli Alex - Chris był zły, kiedy wyjechał nowym Porschem.
- Był wściekły. Szalony i zrozpaczony. Och, Alex, czasem był tak zrozpaczony... „Ona mnie poŜera”, mówił o matce.
Jeśli udawało mu się zrobić coś jak trzeba, nigdy nie był chwalony, ale te tyrady, gdy zrobił coś źle... Doszło do tego,
Ŝe musiał wzywać lekarza, który pisał usprawiedliwienie, kiedy Chris był zbyt chory, by podróŜować i nie mógł
przyjechać na jej wezwanie. Jedno z jej przedstawień skończyło się u niego autentyczną chorobą. Zęby ją rozbroić,
miał tylko jeden sposób - flirtowanie. - Pamela zadrŜała. - To było okropne, chore, prawie kazirodcze.
- Często myślałam sobie - rzekła beznamiętnie Alex - Ŝe matka dlatego sięga po tak młodych kochanków, bo w jakiś
sposób zastępują jej Chrisa.
Topazowe oczy Pameli spotkały się z oczami Alex.
- Oczywiście... - powiedziała twardym, zimnym głosem. - Ostatnio wszyscy byli mniej więcej w jego wieku. - Nie
spuszczała wzroku z Alex. - Zdumiało mnie, Ŝe wróciłaś.
- Zostałam przymuszona.
- Przez Maxa? Zrobiłabyś dla niego wszystko?
- Mam wobec niego dług wdzięczności - wyjaśniła zwyczajnie Alex. - Gdyby nie wzgląd na Maxa... - wzruszyła
ramionami.
Pamela pochyliła się i połoŜyła Alex dłoń na kolanie.
- Cieszę się, Ŝe to zrobiłaś. Te maszyny, do których Chris był podpięty... to było potworne, ale nie mogłam się tam
dostać... Gdybym spróbowała, miano wezwać policję. Ona ‘ wydała takie instrukcje. - Zastanowiła się: - Co takiego jej
powiedziałaś?
- Nic. Nie miałam okazji. Powiedziałam tylko moje imię.
Ona odwróciła się, zobaczyła mnie i padła na podłogę.
- Dziwne - skwitowała Pamela.
Nie całkiem - pomyślała Alex, która wreszcie znalazła wytłumaczenie matczynej prośby o wybaczenie. - Matka ma
poczucie winy, z którego ktoś musi ją rozgrzeszyć. Ja nadaję się do tego lepiej niŜ ktokolwiek inny, ale jej i tak jest
obojętne to, co przez nią wycierpiałam. Chris wziął swoją ostatnią, fatalnie szybką zabawkę, by wyładować gniew w
jedyny znany mu sposób. Być moŜe gniew go zaślepił, być moŜe źle ocenił szybkość czy odległość. A być moŜe zrobił
to celowo, ale to nie zgadzało się z tym, co Pamela przed chwilą powiedziała o jego powrocie do nauki. Niemniej
jednak coś, gdzieś, nie pasowało. A Alex lubiła rozwiązywać krzyŜówki.
Miała racjonalny umysł, bo wychowała ją kobieta o racjonalnym nastawieniu. Poza tym głęboko nie ufała emocjom,
roztrwoniwszy swoje na bezowocne poszukiwania, które i zajęły większość Ŝycia. Absolutnie zgadzała się z ulubioną
bohaterką z George’a Eliota, Ŝe: „łatwiej tłumić emocje, niŜ naraŜać się na konsekwencje pobłaŜania im”. Było to coś,
o czym jej matka nigdy nie słyszała - jak zresztą i o samym Eliocie. Wiadomo było, Ŝe jej podwładni brali środki
uspokajające przed spotkaniem z Evą Czerny. Dopóki Alex nie usunęła matki ze swojego Ŝycia i umysłu, teŜ
przechodziła kryzysy, więc teraz ukrywała uczucia za maską niewzruszoności, która przeszła w zimną rezerwę.
- Dlaczego matka mnie nie lubi? - pytała dawniej Patsy czując zamęt w głowie. - Co ja takiego zrobiłam?
- Nic, zupełnie nic. Twoja matka poświęciła się urodzie. Wierzy, Ŝe bez względu na to, kim jesteś, liczy się wygląd, a
my wiemy, Ŝe to nieprawda, czyŜ nie tak? Pamiętasz, jak czytałyśmy Adama Bede: „Nie ma bezpośredniego związku
między rzęsami i moralnością” i „PrzewaŜnie kobiece oko pierwsze odkrywa moralne braki ukryte za »lubymi
20
podstępami« urody.
- Czy to dlatego nigdy mnie nie dostrzega? Dlatego, Ŝe nie jestem piękna? Dlatego, Ŝe nie jestem podstępna?
- Twoja matka widzi tylko samą siebie, ale prześlepia jedno. Uroda nie trwa wiecznie. Pewnego dnia uświadomi
sobie to i wpadnie w straszliwe tarapaty.
Czy Max ma rację? - zastanawiała się później Alex, przygotowując się do spania. - Czy matka wreszcie uświadomiła
sobie, Ŝe nie młodnieje, chociaŜby nie wiadomo jak się starała? Czy to nie dlatego otaczała się coraz młodszymi
kochankami, a nie ze względu na Chrisa?
Do Evy stosowało się to, co jedna z ulubionych postaci Alex, pani Poyser z Adama Bede Eliota, rzekła o pewnej
ślicznotce: „Jest nie lepsza od pawia, który paraduje po murze i rozkłada ogon, kiedy słońce świeci. Choćby wszystkie
ludzie w parafii umierały, jej nic nie zmusi, Ŝeby wejrzała w siebie”. Czy śmierć Chrisa w końcu zmusiła Evę Czerny,
„Ŝeby wejrzała w siebie”? Czy wreszcie dostała za swoje? A moŜe chodziło o grozę wiecznego potępienia? CzyŜ nie
była ochrzczona w obrządku katolickim? Wiele w jej przeszłości było niejasności, ale Alex pamiętała wraŜenia innych
ludzi na temat matki. Babka ze strony ojca uwaŜała ją za bardzo złą kobietę, samolubną do szpiku kości i próŜną za
sześciu Ani źdźbła chrześcijańskiej pokory, pełno fumów i fochów Węgierska arystokratka! Akurat! Raczej dziwka
chciwa na pieniądze i władzę! Gorszą od niej trudno sobie wyobrazić. Nie moŜna jej ufać, bo wykończy cię przy
pierwszej sposobności. Ale przyjdzie dzień, Ŝe będzie się smaŜyć w piekle, zapamiętaj moje słowa”. Czy to dlatego tak
się bała? - zastanawiała się Alex. - Bo bała się, tego jestem
- CóŜ - zdecydowała, kładąc się w znanym sobie, wąskim łóŜku pod belkami dachu, otoczona ksiąŜkami i duchami
dzieciństwa - nic nie zaszkodzi się dowiedzieć. Jestem wykładowcą, badaczem, nieprawda? Więc weź się za badanie
Alex, weź...
4
Wiedeń i Londyn, lata 1956- 1957
Eva dotarła do Wiednia i nie miała najmniejszego zamiaru stać się kolejną liczbą w księgach jednego z wielu obozów
uchodźców. Aby dopełnił się następny etap wielkiego planu, musiała mieć swobodę poruszania się po mieście i unikać
ziomków, przez których mogła być rozpoznana. Poszła do zaprzyjaźnionego dziennikarza.
- Boję się iść do obozu - powiedziała. - Wiem, Ŝe są tam tacy, którzy tylko udają uchodźców. Naprawdę to agenci,
przekazujący na Węgry listy uciekinierów. Mogę uniknąć nieszczęścia tylko w jeden sposób: znikając w mieście i
stając się jedną z jego mieszkanek.
PoniewaŜ kaŜdy poddany jej czarowi przysiągłby, Ŝe krowy fruwają, bez kłopotu omotała dziennikarza.
- Mam pieniądze - oświadczyła z dumą - zaoszczędziłam, ile się tylko dało, bo zamierzam rozwinąć interes. Stać
mnie na zapłatę. Gdybyś tylko potrafił znaleźć mi gdzieś pokoik...
Udał się do starego przyjaciela ze studiów: nieśmiałego, unikającego ludzi czterdziestoletniego starego kawalera
nazwiskiem John Brent, który uczył języka angielskiego w jednej z wielu prywatnych uczelni Wiednia. Brent
zajmował skromne mieszkanie na najwyŜszym piętrze dawnej rezydencji szlacheckiej rodziny. Były tam trzy pokoje,
kuchnia i łazienka: sypialnia, salonik i gabinet, z którego prowadziło osobne wyjście na klatkę schodową.
Korespondent zasugerował, Ŝe byłaby to idealna kryjówka dla Evy. John początkowo wysuwał obiekcje. Skrupulatnie
przestrzegający obowiązujących norm obyczajowych męŜczyzna obawiał się skandalu. Był rok 1956 i linie
demarkacyjne dzielące obie płci były mocno zarysowane. Jego niepokoje ustąpiły po zobaczeniu Evy.
- Nie wygląda na podwójną agentkę - stwierdził z mieszaniną ulgi i niewiary na widok szaro odzianej, pękatej osóbki,
zerkającej nerwowo zza szkieł. Nie naleŜało się obawiać ludzkiego gadania.
- Pewnie dlatego jej się udawało? - zapytał dziennikarz, tłumiąc śmiech na myśl o szoku, jaki przeŜyje John, gdy
tylko Eva zdecyduje, Ŝe bezpiecznie moŜe zrzucić przebranie.
I tak wprowadziła się do małego pokoju. Był skromnie umeblowany, co jednak z czasem moŜna było poprawić. Za
ścianą mieścił się salonik, z którym z kolei sąsiadowała sypialnia Johna. Byli więc na tyle oddałem, by rozwiać jego
starokawalerskie skrupuły. Eva miała własny klucz. John nie musiał się z nią widywać, z wyjątkiem dnia pobierania
czynszu.
Tak było przez parę tygodni. Prawie o niej zapomniał, bo nigdy nie korzystała z łazienki, dopóki nie wyszedł do
pracy, aŜ do pewnego popołudnia, gdy wrócił do domu wcześniej. Z okazji jakiegoś święta kościelnego w szkole
ogłoszono wolne pół dnia. Zamykał drzwi wejściowe, gdy usłyszał otwierające się drzwi łazienki. Odwrócił się i ujrzał
nie znaną mu kobietę o oszałamiającej urodzie i nieodpartej zmysłowości, o twarzy, na widok której serce zamierało w
piersiach, otoczonej chmurą rudozłotych włosów. Dopiero, gdy śmiejąc się gardłowo, rzekła: „Widzę, Ŝe mnie nie
poznajesz”, zrozumiał, z kim ma do czynienia. Zrobiła przed nim piruet i sukienka uniosła się, odsłaniając cudownie
kształtne nogi. Talię zgodnie z wymogami mody ścisnęła szerokim paskiem, sweterek polo przylegał ciasno do
pełnych, sterczących piersi. W oczach miała iskierki, a jej czarujący, chrapliwy śmiech spowił go jak niewidzialne,
lecz niezrywalne nitki. Po raz pierwszy w Ŝyciu John Brent zakochał się. Od pierwszego wejrzenia, po uszy, ślepo, jak
21
sztubak. Nigdy przedtem nie poznał takiej kobiety, widział je jedynie w ramionach innych męŜczyzn. Teraz, kiedy
rzekła: „Jesteś wstrząśnięty moim widokiem... chodź, wytłumaczę ci”, dał się zaprowadzić na kanapę, usadzić i
wysłuchał jej opowieści. Jego zniewolenie wzrosło, a zdumienie dorównywało podziwowi. I gdy przechyliwszy
główkę, jak jakiś bystry ptaszek, powiedziała: „Chodźmy na miasto uczcić moje wyzwolenie”, jego szczęście nie miało
granic. Teraz to inni męŜczyźni patrzyli na niego. Zachłystywał się tym jak winem, które uparła się zamówić.
Podczas kolacji słuchał urzeczony opowieści ojej planach. Po powrocie do domu pokazała mu swój zapas środków
do pielęgnacji urody.
- Od chwili, w której zobaczyłam, co moŜna kupić w Wiedniu, uświadomiłam sobie, Ŝe ich wygląd nie jest tak
zachęcający jak wyroby sławnych firm... Musiałam poprzestać na tym, co było dostępne... ale to, co jest w środku, jest
równie dobre, jeśli nie lepsze, i kiedy tylko zarobię odpowiednią ilość pieniędzy, zaraz zamówię całą nową linię
specjalnie zaprojektowanych pojemniczków. Tu, w Wiedniu, moŜliwości zakupu są o niebo większe, to całkiem inny
świat. Na pewno jesteś tak przyzwyczajony do tej obfitości, Ŝe nie potrafisz zrozumieć, co to znaczy dla kogoś, kto
wyrastał wśród okropnego ubóstwa.
Podała mu wystarczającą ilość informacji, by zaspokoić jego apetyt. Wszystkie były nieprawdziwe. Powiedziała, Ŝe
urodziła się w Budapeszcie, jej ojciec był chemikiem i to on wymyślił receptury, na których opierały się kosmetyki.
Zmarł pół roku przed powstaniem. „Dzięki Bogu, bo pękłoby mu serce, gdyby zobaczył, co się stało z moim
nieszczęśliwym krajem”. Miała dwanaście lat, gdy umarła matka. Od tej pory sama prowadziła dom i pomagała ojcu w
sklepie. To ona wpadła na pomysł rozszerzenia interesu o sprzedaŜ kosmetyków, gdy tylko stało się to moŜliwe. „I tak
dobrze nam szło... Teraz wszystko się zawaliło, sklep jest zniszczony, wszystko przepadło, poza tymi słoiczkami i
buteleczkami. Są tak dobre jak kaŜde inne i pewnego dnia doprowadzę do tego, Ŝe Eva Czerny stanie się tak samo
znaną firmą jak Elizabeth Arden”.
John był pełen podziwu dla tak Ŝelaznej determinacji. Wydawało się, Ŝe wielkie plany przerastają tę małą osóbkę, ale
trudno było odmówić jej ambicji i zanim pozwoliła mu pójść spać, był tak samo przekonany o szansach jej sukcesu jak
ona. IleŜ dokonała do tej pory! ChociaŜ mówiła z czarującym akcentem, jej angielski był płynny i ogłosiła, Ŝe zamierza
nauczyć się niemieckiego. „PrzecieŜ będzie mi potrzebny”. John, który zrobił doktorat na wydziale jeŜyków współ-
czesnych Uniwersytetu Londyńskiego, był pod wraŜeniem.
Pierwszych klientów zdobyła przez Johna. Zabrał ją na wieczorek dla rodziców uczniów i zdumiał wszystkich towa-
rzystwem takiej zachwycającej piękności, on, uwaŜany za „miłego człowieka, dobrego nauczyciela, ale okropnego nu-
dziarza”! Tam Eva wzięła się do pracy. Kobiety były skłonne do pobłaŜliwości, po tym jak piórka (nastroszone na
widok tego cudu i efektu, jaki wywarł na panach) opadły, bo Eva w ogóle nie zwracała uwagi na męskie spojrzenia i
wzbudzaną fascynację. Jej uśmiechy i uwaga były skupione na Johnie, co stwarzało wraŜenie, Ŝe on i tylko on cieszy
się jej zainteresowaniem, a gdy dała jasno do zrozumienia, Ŝe Wieli den jest tylko przystankiem na drodze ku jej
przeznaczeniu - t Stanom Zjednoczonym - wśród pań zapanowało niepisane H porozumienie, Ŝe w ich interesie leŜy
zrobienie wszystkiego, co moŜliwe, aby ten wyjazd odbył się raczej wcześniej m niŜ później. Poza tym, oferowała
darmową pierwszą konsultację.
Eva pierwsze tygodnie po przyjeździe spędziła poznając konkurencję, kupując próbki, oceniając je, odwiedzając salo-
ny piękności i sprawdzając ich ofertę, zapamiętując rzeczy warte przyszłego uŜytku. Chodziła wszędzie w przebraniu i
nie proponowano jej Ŝadnych zabiegów, więc tylko skromnie pytała o ceny i zakres usług. W ten sposób z pierwszej
ręki wiedziała, ile moŜe Ŝądać.
Kiedy zdobyła juŜ klientki, odwiedzała je w domach, nosząc ze sobą małą, zakupioną wcześniej torbę - wyglądała jak
lekarski sakwojaŜ, ale była jasnoczerwonego koloru i miała z boku złotymi literami wypisane nazwisko Evy - i
pokazywała, na co stać jej czarodziejskie palce. Szczere dąŜenie do doskonałości i osiągane wyniki wkrótce doprowa-
dziły do tego, Ŝe fama o niej rozeszła się szeroko pocztą pantoflową. Wymogiem mody stało się wzywanie „tej małej
Węgierki”, by zrobiła pani domu twarz przed proszonym obiadem, galowym przedstawieniem w operze, przyjęciem
wydawanym przez któregoś z aliantów - nadal liczących się w mieście. śony zagranicznych wojskowych polecały ją
sobie nawzajem.
Nie minął początek 1957 roku, a stała się dobrze znana. Z czasopism otrzymywanych od brytyjskich, amerykańskich
i francuskich klientek - odmawiała jakichkolwiek kontaktów z Rosjanami, lecz nie ze względów, które automatycznie
przychodziły ludziom na myśl - dowiedziała się wiele o przemyśle kosmetycznym, a z wyglądu, pałaców, willi i
wystawnych apartamentów dowiedziała się jeszcze więcej. PoniewaŜ do swoich klientek zaliczała kilka kobiet
noszących historyczne i wysoko notowane w hierarchii towarzyskiej nazwiska, przyjrzała się, jak Ŝyje arystokracja
wiedeńska. UwaŜała, by nie być zbyt nachalna, ale i nie kryła ciekawości. Po przyjeździe do Anglii - co miało być
odskocznią przed wyruszeniem do Stanów Zjednoczonych - zamierzała podawać w rubryce „pochodzenie” austro-
węgierskie, dlatego teŜ uczyła się niemieckiego z austriackim akcentem, a nie Hochdeutsche, którym posługiwał się
John. Był pełen zdumienia dla postępów. „Masz naturalny talent do języków - skomplementował ją. - Czasem to się
22
zdarza. Ale twój akcent jest wprost niewiarygodny”.
Nie przyznała mu się do tego, Ŝe ma wrodzony talent do naśladowania. Z łatwością podchwytywała sposoby
zachowania kobiet, którym świadczyła usługi. Jakiś gest, czasem intonacja, pewność siebie, którą zapewniało
odpowiednie nazwisko i nietknięta fortuna. Czekając w przedpokojach na wezwanie obserwowała otoczenie:
przyglądała się bacznie meblom, kwiatom - zawsze świeŜym, zawsze pięknie ułoŜonym - obrazom, dywanom. Nawet
zaglądała do jadalni szykowanych na wielkie przyjęcia i zapamiętywała przygotowanie stołu, ilość kieliszków i
sztućców, karteczki z nazwiskami, te drobne sprawy, które razem wzięte tworzyły wielką całość absolutnie comme il
faut. Słuchała klientki wydającej takie czy inne polecenie pokojówce i potem w zaciszu swojego lichego pokoiku
ćwiczyła tak długo, aŜ potrafiła rzucać rozkazy jak osoba urodzona do ich wydawania. Na pytania o środowisko, w
którym wyrosła, odpowiadała udawanym lękiem przed przeszłością władną zniszczyć teraźniejszość. Robiła to tak
udatnie, Ŝe kobiety zaczęły ją wielbić. „To takie dzielne stworzonko - usłyszała pewną Amerykankę rozmawiającą z
przyjaciółką - a tymi rączkami potrafi czynić cuda. Kiedy wspomnę fortunę, którą wydałam na Elizabeth Arden...”
A gdy wyczerpała zapasy i potrzebowała chemika do ich uzupełnienia, nie miała kłopotu ze znalezieniem odpowied-
niego specjalisty, bo jedna z klientek wyszła za właściciela dobrze znanej firmy farmakologicznej i Evie wystarczyło
tylko go poprosić. Na widok „małej węgierskiej uchodźczyni” nie tylko chętnie podał Evie nazwisko chemika, ale sam
oddał się pod jej rozkazy, co z oburzeniem (i z Ŝalem, którego nigdy nie ujawniła) odrzuciła. Jeden błędny ruch i
kobiety sprzysięgłyby się przeciw niej. Tam, gdzie chodziło o jej ambicje, umiała spojrzeć perspektywicznie. Chemik
znał się na rzeczy i chętnie wziął udział w grze „ja coś tobie, ty mnie” obciąŜając Evę wyłącznie kosztami uŜywanych
składników. Płaciła mu równieŜ za dobieranie składników wzbogacających produkty innych firm. Osiągał głębszy i
trwalszy kolor, piankową lekkość kremu, jedwabistą gładkość mleczka. I te ulepszone produkty pakował do specjalnie
zaprojektowanych słoiczków, na tyle przezroczystych, Ŝe ujawniały nieskalaną klarowność specyfiku, ale subtelnie
zamglonych, co sugerowało kosztowną zawartość. Emanowały blaskiem pod maleńkimi, złotymi nakrętkami. Na ety-
kietce było jej nazwisko - inny przyjaciel Johna, nauczyciel kaligrafii, wyrysował je wyrazistym, niemal aroganckim
pismem. Wyglądało jak podpis; czarne litery na białym tle. Na projekt opakowania wydała wszystkie zarobione grosze,
ale uznała to za dobrą inwestycję. Wkrótce odzyska te pieniądze.
Wtedy spadło na nią nieszczęście. Pewnej nocy przeglądała kalendarzyk, sprawdzając wizyty, gdy nagle uświadomiła
sobie coś i w panice przekartkowała go wstecz. Policzyła. Kalendarz frunął w powietrze i razem z nim poleciało wul-
garne węgierskie przekleństwo. Była w ciąŜy. Oznaczało to niewygodę, nieszczęście, katastrofę. Skupiona obsesyjnie
na jednym celu, zlekcewaŜyła ostrzeŜenia, jakie słało ciało. Poszła do łazienki i zwaŜyła się. Przybyła pięć funtów.
Piersi powiększyły się i stały wraŜliwsze na dotyk; gorzej, róŜowe jak lukier sutki nabrały bladokawowego koloru.
Wściekała się, Ŝe nie ma porannych wymiotów - tylko tego zabrakło do kompletu objawów; nigdy w Ŝyciu nie czuła
się lepiej - ale fakt faktem: była w trzecim miesiącu ciąŜy. Idiotko! Kretynko! - obrzucała się przekleństwami. - O
czym ty myślałaś? Oczywiście, dziecko poczęła z Laszlem. Niemniej jednak to nie powinno się zdarzyć. Nie
powinnam mu się oddać tego ostatniego razu... ale zabezpieczyłam się jak zwykle (wzięła prysznic; to wszystko, co
mogła zrobić na Węgrzech w tych czasach). Najwyraźniej w tym jednym, katastrofalnym wypadku na nic się to zdało.
Znów zaczęła kląć. Sypały się rynsztokowe wyzwiska. Dziecko było ostatnią rzeczą, na której jej zaleŜało. Nie lubiła
dzieci, nie zamierzała ich mieć. Nigdy. Co teraz robić? To mogło zrujnować jej plany. Urodzenie dziecka Laszla
Kovacsa nie wchodziło w rachubę. Wykreśliła tamtego męŜczyznę ze swojego Ŝycia. Nie zamierzała dzień po dniu
mieć przed oczami Ŝywe wspomnienie kogoś, o kogo juŜ nie dbała, kogo nie chciała pamiętać. Muszę po prostu
znaleźć lekarza, który zrobi skrobankę - pomyślała. - Ale jak go znajdę? I przez kogo? Muszę być bardzo, bardzo
ostroŜna... I potrzebuję pieniędzy, którymi nie ;będę wtedy mogła pokryć innych wydatków. Rozwścieczona tłukła
pięściami w poduszkę. LeŜała potem z suchymi oczami, kalkulując chłodno, gdy usłyszała wchodzącego Johna. Wrócił
z opery. Nudziła ją, dlatego nie wybrała się z nim. Nie ma co go pytać o radę - pomyślała. - To seksualne i niewiniątko,
zahamowany purytanin. Pewna myśl wpadła jej do głowy. Wyprostowała się jak struna. A gdyby... To oznaczało
zmianę planu, ale potrafiłaby to pogodzić. I wiązały się , z tym niewątpliwe korzyści. Wstała. Oczy świeciły się jej z
oŜywienia. Chodziła po pokoju, planowała, wyznaczała sobie cele, podejmowała decyzje.
John robił sobie kawę, gdy przez cienką ścianę oddzielającą kuchnię od pokoju Evy usłyszał rozpaczliwe,
rozdzierające łkanie. Jakby tłumiła szloch, wciskając twarz w poduszkę. Natychmiast zapukał do drzwi.
- Eva, dobrze się czujesz?
- Odejdź, odejdź... - zawodziła.
- Słyszałem, Ŝe płaczesz. Czy się coś stało? Źle się czujesz?
Po kolejnej odprawie nastąpił wybuch rozpaczliwego łkania. Wtedy zrobił coś, na co nie odwaŜył się nigdy dotąd;
wszedł do jej pokoju. LeŜała rozciągnięta na posłaniu, z twarzą w poduszce, a jej drobnym ciałem wstrząsał tak
spazmatyczny szloch, Ŝe wąskie łóŜko się trzęsło.
- Eva! - Podszedł szybkim krokiem. PołoŜył rękę na jej ramieniu. - O co chodzi? Dlaczego tak płaczesz?
23
- Stało się coś najokropniejszego... najokropniejszego, co mogło mi się przytrafić!
Poczuł, jak serce staje mu w piersiach.
- Rozpoznano cię?
- Nie... jeszcze gorzej.
- Gorzej? - Zbaraniał. Poprzednio nie potrafiła pozbyć się lęku, Ŝe zostanie wywieziona z powrotem na Węgry. Co
mogło być gorszego? - Nie rozumiem - powiedział bezradnie.
- Jak mógłbyś? Jesteś taki miły i przyzwoity.
John w swojej naiwności nadal nie mógł się połapać.
- Miałaś złą passę w interesach? Straciłaś jakieś klientki?
- Nie chodzi o stratę, ale o coś, co mi przybyło... coś, czego nie chcę i z czym nie umiem sobie poradzić... coś tak
strasznego, Ŝe wstydzę się ci o tym powiedzieć... - Histeryczne łkanie stało się głośniejsze.
- Nie ma takiej rzeczy, której mogłabyś się wstydzić - rzekł zdecydowanie. - Występek jest obcy twojej naturze.
- Nie chodzi o to, co ja zrobiłam... ale o to, co mi zrobiono...
- Zrobiono? - Był tak niewinny, Ŝe nadal nie kojarzył, o czym mowa.
Eva oderwała wykrzywioną wściekłością twarz od poduszki.
- Zostałam zgwałcona! - prawie wrzasnęła. - Tej nocy, gdy szłam do hotelu Duna... jeden awosz złapał mnie w
zaułku i zgwałcił... i teraz jestem w ciąŜy! - Łkała tak rozpaczliwie, Ŝe przestraszył się reakcji innych lokatorów. Nawet
w szoku myślał kategoriami wszczepionymi przez matkę. - Nie zdradziłam tego nikomu... jak mogłabym? Coś
takiego... Byłam tak zawstydzona... tak... poniŜona... i teraz wszyscy się dowiedzą... jestem skończona, napiętnowana,
wiem, Ŝe tak... - Uniosła drŜącą dłoń i wskazała na niego: - Widzisz... nawet ty... - Znów ukryła twarz w poduszce.
- No cóŜ... oczywiście... to wstrząsające, znaczy, gwałt...
Przełknął ślinę. Słyszał o takich rzeczach, ale absolutnie nie potrafił ich pojąć. Rosjanie wyprawiali podobne
bezeceństwa w Berlinie, mówili mu o tym jego niemieccy znajomi, ale nigdy nie zetknął się z tym tak blisko... tak
osobiście. Od jakiegoś czasu po raz pierwszy w Ŝyciu marzył o kochaniu się z kobietą i to Eva była obiektem jego
wyobraŜeń, chociaŜ godził się z faktem, Ŝe na marzeniach się skończy. Jego erotyczne doświadczenia składały się z
jednego kontaktu z prostytutką, co zaaranŜowali koledzy z baraków podczas słuŜby w ochronie cywilnej (ze słuŜby
wojskowej został zwolniony po tym, jak się okazało, Ŝe cierpi na cięŜką, psychosomatyczną astmę). Było to tak
wstrętne, tak Ŝenujące, Ŝe nigdy więcej nie ośmielił się zbliŜyć do kobiety, ale poniewaŜ jego wraŜliwość erotyczną
bezwzględnie wykastrowała matka, religijna fanatyczka, bez trudu zaakceptował wymuszony celibat. Fizyczne braki
nie pozostawały bez wpływu na jego nieśmiałość. Był o wiele za chudy jak na swoje sześć stóp wzrostu i zaczął łysieć
zaraz po ukończeniu dwudziestego roku Ŝycia. Jego nieśmiałość miała wymiar niemal patologiczny. Eva była pierwszą
kobietą - nie licząc matki - z którą nawiązał jakikolwiek kontakt. Był tak wniebowzięty i pochlebiony, Ŝe równie
piękne, pociągające stworzenie wybrało go na przyjaciela, Ŝe Ŝył w stanie ciągłego rozedrgania. Ucieczka spod
matczynych skrzydeł do Wiednia wymagała od niego zebrania całej odwagi, choć i tak musiał okroić wymarzony
trzyletni okres do jednego marnego roku, gdyŜ matka postawiła swoje wściekłe weto, lecz teraz wykrzesał kolejną
porcję śmiałości pytając:
- Oczywiście, Ŝe jestem... wytrącony z równowagi, ale tylko dlatego, Ŝe przydarzyło ci się coś tak strasznego.
- Nie masz pojęcia, czym były te ostatnie dni w Budapeszcie... nikt nie pojmie, jakie potwory wyległy na ulice... ale
byłam zdesperowana... musiałam zaryzykować ucieczkę... i najbardziej gorzkie jest to, Ŝe byłam blisko celu, gdy się to
wydarzyło... zaszedł mnie od tyłu, złapał rękami za szyję, zaciągnął w zaułek... to było koszmarne... poniŜające i bola-
ło, och, jak bolało...
Tak, jak było to jej zamiarem, John uwierzył, Ŝe jest dziewicą. Był tak wstrząśnięty, Ŝe nie myślał, co robi. Siadł na
łóŜku, wziął Evę w ramiona. Jej ciało drŜało konwulsyjnie, ale było tak uległe, och, jak uległe i ciepłe, a jej włosy,
które miał tuŜ przy twarzy, pachniały tak rozkosznie, były tak jedwabiste...
- Spokojnie, spokojnie - koił wzburzenie. - Wszystko w porządku, jestem tu, nie płacz, nie jesteś sama, wiesz, Ŝe
zrobię, co będziesz chciała...
- Naprawdę? - odsunęła się. Łzy ciekły ze szklistych oczu. - Wiesz, ja nie mam pojęcia, jak załatwić te sprawy.
- Jakie sprawy?
- No... Ŝeby... - Umknęła wzrokiem, jakby zbyt zaŜenowana, by spoglądać mu w twarz. - Jak... pozbyć się ciąŜy.
John zesztywniał.
- Aborcja! - Wszystkie matczyne prania mózgu skumulowały się w jeden wybuch: - To morderstwo!
- No, to ja muszę umrzeć, bo w Ŝadnym wypadku nie mogę mieć tego dziecka. Nie jestem zamęŜna, a kto uwierzy, Ŝe
zostałam zgwałcona? Zapytają, dlaczego nic nie powiedziałam, pomyślą, Ŝe kłamię, bo...
- Bo co? - zapytał John, nadal dysząc oburzeniem.
- Nic - odparła takim tonem, Ŝe zgodnie z jej oczekiwaniem zapytał:
24
- Jak to nic? Jeśli mam ci pomóc, muszę wiedzieć wszystko.
Eva odwróciła głowę.
- Bo jesteśmy przyjaciółmi - wyszeptała.
John oniemiał.
- Ty zawsze widzisz w ludziach to co najlepsze, ale ja wiem, jacy potrafią być wstrętni - powiedziała złamanym
głosem Eva. Uwielbiają dostrzegać najgorsze w sytuacji, która jest chociaŜ trochę... podejrzana. Nie rozumiesz tego?
Jesteś moim bliskim przyjacielem, mieszkamy w tym samym domu...
- Nie ośmielą się! - wykrztusił czerwony jak burak.
- Ośmielą - rozpaczała Eva. Zerknęła na twarz Johna i następne zdanie było jak sztylet wbity w serce po rękojeść. -
Ty nie słyszysz tego co ja podczas wizyt u klientek; złośliwych plotek, śmiechów...
John zrobił się jeszcze czerwieńszy. Nie potrafił znieść jednego - szyderstw. Wycierpiał się ich za dwoje. Zamieniły
jego dzieciństwo w koszmar. Jaki dwunastolatek był odbierany ze szkoły przez matkę? Jakiemu dwunastolatkowi
matka zrobiła wściekłą scenę dowiedziawszy się, Ŝe na lekcji biologii został zaznajomiony z całym procesem
rozmnaŜania? „To grzech, grzech i zło uczyć dzieci takich brudów! - głosiła z patosem. - Nie pozwolę na to!” I
narobiła takiego zamieszania, Ŝe od tej pory cierpiał katusze i zyskał przezwisko „maminsynka”.
Wychowała go w wierze, Ŝe seks to coś brudnego. W domu atakowała kaŜdy pyłek z maniakalnym zacietrzewieniem
osoby, dla której czystość jest bliźniaczą siostrą świętości, Postarała się odgrodzić syna od ohydnego seksu, tego wcie-
lonego zła. Jak zdołałaby pojąć, Ŝe Bóg, którego imieniem posługiwała się na kaŜdym kroku, mógł urządzić świat w
ten sposób, Ŝe te niewiarygodnie obsceniczne uczynki były konieczne dla zapewnienia ciągłości gatunków? John, który
jako dziecko zastanawiał się, dlaczego nie ma braci ani sióstr, jako dorosły człowiek zastanawiał się, jak został
poczęty, biorąc pod uwagę postawę matki i pokorną akceptację, z jaką ojciec przyjmował kaŜdy jej werdykt. On sam
nie mógł przeczytać ksiąŜki, dopóki matka nie udzieliła pozwolenia; jeśli szli do kina, najpierw upewniała się, Ŝe nie
zobaczy nic gorszącego, a gdy zbliŜył się do wieku dojrzewania, przekazała mu tak obrazową relację o chorobach
wenerycznych, Ŝe przez wiele lat omijał ze zgrozą płeć przeciwną.
Teraz na myśl o ludziach chichoczących za plecami poczuł znowu jątrzący ból, od którego wywracał się Ŝołądek.
Sądził, Ŝe to wraŜenie nigdy nie powróci. A juŜ nie w Wiedniu...
- Stracę interes - szlochała Eva. - śadna z moich pań nie będzie chciała więcej widzieć mnie u siebie w domu. Panna
z dzieckiem! Dlatego pomyślałam o aborcji... jeśli nie zrobię czegoś, jestem zrujnowana!
- Nie, nie jesteś - powiedział ze spokojem John, poniewaŜ wpadł na niewiarygodnie zuchwały pomysł.
- Jestem! Nawet na Węgrzech dziewczyna, która spotyka się z męŜczyzną przed ślubem, jest omijana z daleka.
- Właśnie dlatego nie będziesz zrujnowana - powiedział John. - Wyjdziesz za mąŜ. Za mnie.
Eva kryła twarz w dłoniach. Teraz wciągnęła szybki oddech, nie z powodu wstrząsu, jakiego doznała, słysząc te
słowa, ale przeŜywając chwilę satysfakcji. Powoli opuściła ręce, odsłaniając oblicze rozjaśnione radością.
- Och, to będzie... - I skuliła się. Potrząsnęła przecząco głową. - Nie mogę tego zrobić. To byłoby koszmarnie
nieuczciwe.
- Chcesz powiedzieć, Ŝe wyszłabyś za mnie? - John był tak wniebowzięty, Ŝe prawie się jąkał.
- Bez wahania - powiedziała Eva. - Jesteś miły, łagodny, cierpliwy, wyrozumiały i opiekujesz się mną. - Westchnęła
omdlewająco. - IleŜ czasu upłynęło od chwili, kiedy ktoś się mną opiekował. Od śmierci ojca nie było nikogo takiego...
ale nie mogę cię o to prosić. - Wzięła jego rękę, uniosła do ust. - Dziękuję ci, dziękuję ci gorąco, Ŝe byłeś gotów się ze
mną oŜenić.
- Weźmiemy ślub - odrzekł zdecydowanie John. - Pragnąłem tego całym sercem, ale nigdy nawet nie marzyłem, Ŝe
mogłoby się ziścić. Pokochałem cię od chwili, w której wyszłaś z tej łazienki, ale kobiety, które wyglądają jak ty,
nawet nie wiedzą, Ŝe tacy męŜczyźni jak ja istnieją. PrzecieŜ mogłabyś mieć kaŜdego męŜczyznę, jakiego byś
zapragnęła... - PołoŜył ręce na jej ramionach. - Będę dumny, mogąc wziąć cię za Ŝonę. Dumny i zaszczycony.
- Ale... dziecko...
- Tym zajmiemy się, gdy przyjdzie czas.
Eva opuściła wzrok.
- Ale ja go nie chcę - szepnęła. - Musisz to zrozumieć... Nic na to nie poradzę, czuję do niego tylko nienawiść...
- Jesteś wytrącona z równowagi - uspokajał ją John.
Znał paru męŜczyzn, kolegów z uczelni, którzy, gdy tylko dziecko przyszło na świat, nie posiadali się z dumy,
chociaŜ obnosili ponure miny usłyszawszy kolejny raz od Ŝony, Ŝe jest w ciąŜy. Czy jakakolwiek kobieta moŜe nie
kochać swojego dziecka? - zastanawiał się, pewny w swojej naiwności, Ŝe skoro tylko Eva weźmie maleństwo w
ramiona, wszelka wrogość spowodowana nieszczęśliwymi okolicznościami poczęcia przejdzie wkrótce w miłość. CzyŜ
nie słyszał, jak matka wiele razy mówiła to samo? „Taka jest wola boska - powtarzała jakiejś kobiecie, która znalazła
się w kropce i biadoliła nie wiedząc, jak sobie poradzi z jeszcze jedną gębą do wyŜywienia. - Takie są Jego wyroki i
25
konsekwencje pobłaŜania cielesnym zachciankom. Odpowiedzialność spoczywa na tobie i radź sobie, jak umiesz.
Dziecko jest niewinne i całe Ŝycie musisz się o nie troszczyć”.
Tak - pomyślał - to dziecko jest naprawdę niewinne. To nie jego wina i musimy zadbać, by nigdy nie poznało
prawdy.
- Jeszcze przyjdzie czas, Ŝe je pokochasz - rzekł z przekonaniem. - Masz w sobie wiele miłości, Evo. Przypomnij
sobie, jak kochałaś tamtą psinę. Poruszyłaś niebo i ziemię, by zapewnić jej dobry dom, gdy właściciel nie pozwolił jej
tu trzymać.
John przyłapał ją na tym, jak brała na ręce szczeniaka leŜącego na progu. Chciała go wyrzucić na ulicę, ale
natychmiast przeszła do czułego głaskania. Z rozkoszą pozbyłaby się śmierdzącego, wrzaskliwego stworzenia. Jednak i
tym razem los sprowadził Johna, by stał się świadkiem tej sceny - pomyślała.
- Jeśli jesteś tego pewien - rzekła, pozwalając nadziei pokonać zwątpienie w głosie.
- Jestem o tym święcie przekonany.
Zanim John opuścił jej pokój, postanowili, Ŝe wezmą cichy ślub, gdy tylko przyszły małŜonek przeprowadzi
niezbędne przygotowania.
Eva oparła się o drzwi z uśmieszkiem zadowolenia. Wszystko poszło zgodnie z planem. Pojawi się w Anglii jako
Ŝona brytyjskiego obywatela. Jej nazwisko zostanie dodane do jego w cennym, niebieskim paszporcie. Gdy tylko
usadowi się pewnie na nowym gruncie, łatwo otrzyma własny dokument. Oznaczało to zmianę planów, ale nie na
długo - na tyle, by urodzić dziecko, a gdy tylko John poczuje wobec niego to, co z taką pewnością siebie przepowiadał
jej, zostawi mu dziecko i odejdzie.
- Nigdy nie spodziewałem się, Ŝe będę miał własne dziecko - wyznał. - A to będzie nasze. NiewaŜne, jak zostało
poczęte. Nie będziemy o tym myśleć, uznamy je za twoje i moje. Tak będą myśleli ludzie, prawda?
Był prawie rozweselony, aŜ do chwili, w której zapytała go o matkę. Mieszkał razem z nią i był całkowicie pod jej
pantoflem.
- Będzie... zaskoczona - przyznał ostroŜnie, nie mówiąc prawdy o tym, jak zareaguje na synową. I jak zareagowałaby
zawsze. - Ale gdy cię zobaczy... - ChociaŜ bardzo starał się zachować uśmiech, poczuł, jak znika mu z twarzy.
Wiedział, co nastąpi. Eva odpowiadała dokładnie matczynemu wyobraŜeniu wszetecznicy babilońskiej.
Tylko Ŝe Eva nie była wszetecznicą... Była śliczną, młodą dziewczyną, która przeszła straszliwe koleje losu. Będzie z
niej cudowna matka - pomyślał sentymentalnie - i kto wie..? Za rok lub dwa moŜe znów będzie matką... Poczuł rumie-
niec, ale był równieŜ świadom nowego, dziwnego uczucia. Dopiero po jakimś czasie zrozumiał, Ŝe jest szczęśliwy.
Eva Czerny stała się panią Johnową Brent po krótkiej, cywilnej ceremonii. Udając niewiedzę, chociaŜ wcześniej
sprawdziła kaŜdy szczegół, zdała się we wszystkim na niego, zgadzała na kaŜdą propozycję, którą wysuwał rozgrzany
radosnym zapałem, i wręczyła mu zestaw dokumentów identyfikacyjnych zdobyty dzięki szantaŜowi. Zanim wraz ze
świeŜo poślubionym małŜonkiem weszła na pokład samolotu British European Airways, który miał zabrać ich do
Londynu, jej nazwisko znalazło się obok jego w solidnym, nienagannym brytyjskim paszporcie dającym właścicielowi
pewność siebie. Autobusem przyjechali do stacji Victoria i stamtąd metrem do South Wimbledon, skąd wzięli taksów-
kę. John był spięty, zdenerwowany, palił papierosa za papierosem, co świadczyło, Ŝe ma nerwy w strzępkach. Gdy
skręcili w niepozorną, wysadzaną drzewami ślepą uliczkę, poprosił:
- Moja matka nie pochwala palenia, więc nie mów jej o tym, dobrze?
- Zrobię wszystko, czego sobie zaŜyczysz - odparła Eva, i uściskiem ręki dodając mu pewności siebie. Po praniu
mózgu, jakie mu urządziła, był przekonany, Ŝe sam wpadł na pomysł ukrycia ciąŜy.
- Kiedy tylko się zainstalujemy, moŜemy jej o tym powiedzieć - postanowiła uprzednio.
- W wersji dla matki dziecko jest moje - dodał wtedy John.
To wersja dla wszystkich, nie tylko dla twojej matki - pomyślała Eva.
- Nie sądź, Ŝe matka to trudna kobieta - powiedział teraz. Oczywiście, jego roztrzęsienie świadczyło o czymś wręcz
przeciwnym. - Chodzi tylko o to, Ŝe przywiązuje wielką wagę do pozorów. - Uśmiechnął się prosząco. - Przekonasz
się, Ŝe to bardzo brytyjska cecha.
Ale Eva nie miała Ŝadnych wątpliwości, bo w manipulowaniu ludźmi nie miała sobie równych. Gdy tylko zobaczyła
Mary Brent, natychmiast wiedziała, Ŝe teściowa nie pozwoli jej podjąć pracy. Była wysoka jak jej syn, truposzowato
chuda, z kościstą twarzą, zapadniętymi wargami, szpakowatymi włosami upiętymi jak u straŜniczki więziennej. Nosiła
rozbawioną gustu sukienkę w kwiatowy wzór w kolorze zwiędłych fiołków, jej patykowate odnóŜa okrywały grube
szare pończochy, na nogach miała praktyczne sznurowane buty. Było oczywiste, Ŝe w jej rozumieniu moda to brudne
słowo. Obejrzała dokładnie szarą flanelową sukienkę Evy (kopię Diora), wąską w talii i rozkloszowaną, kapelusik za-
tknięty na rudozłotych włosach, zauwaŜyła złote kolczyki w uszach. Zacisnęła wargi. Nie zrobiła Ŝadnego wysiłku, by
uściskać synową, gdy juŜ nadstawiła wpadnięty policzek i syn dziubnął ją nerwowo. Jedynie skinęła głową i odwróciła
1 Vera Cowie MADAME 1 Ciastka i widelec. - Chyba nie przyjechałeś mnie przekonywać, Ŝebym wróciła z tobą i trzymała go za rączkę? Pamiętam z dawnych czasów, jaki okropny z niego pacjent. Nie zdąŜy połoŜyć się do łóŜka, a juŜ przekracza próg znudzenia. - Nie, to nie on mnie przysłał. Chmurny nastrój Alex pogłębił się. -Więc o co chodzi? Bo coś się stało, prawda? Wyczuwam złe wibracje, jak to wy. Amerykanie, nazywacie obrazowo. Max ocenił w skupieniu ciastko. - To był bardzo cięŜki wypadek. NajcięŜszy ze wszystkich. Alex usiadła głęboko w fotelu oczekując najgorszego. - Co z nim jest? Porsche to wyczynowy samochód. Jak szybko jechał? Sto mil na godzinę? - Sto trzydzieści. - O, mój BoŜe... - Zbladła. - Jest w klinice. Na intensywnej terapii. - W klinice? Ale chyba tylko ze względu na operację plastyczną? - Podniosła trwoŜnie głos. - Nie poparzył się?! - Nie, ale jest w stanie śpiączki, sztucznie utrzymywany przy Ŝyciu. Realnie biorąc umarł, ale nie moŜna wyłączyć urządzeń. To powód mojego przyjazdu. Chcę cię prosić, byś wróciła ze mną i przekonała matkę. Niech pozwoli Chrisowi ostatecznie umrzeć. Oblicze Alex było białe jak płótno, lecz zdobyła się na opanowanie głosu. - Skoro ani raz w Ŝyciu nie wysiliła się na powaŜną rozmowę ze mną, co skłania cię do przypuszczenia, Ŝe wysłucha mnie teraz? - Mimo wszystko jesteś jej córką. - Ku jej wiecznemu Ŝalowi. - Alex, ona oszalała. Wiesz, jak ubóstwiała Chrisa. Kazała opróŜnić klinikę z pacjentów, sprowadziła wszystkich specjalistów od urazów mózgu, jacy tylko byli dostępni, i nie opuszcza Chrisa ani na chwilę. Nie śpi, nie je... - Jak długo to trwa? - Tydzień. Dowiedziała się, Ŝe mózg nie funkcjonował juŜ w chwili włączenia urządzeń, ale nie chce uwierzyć lekarzom. Problem w tym, Ŝe... Ŝe poza kilkoma siniakami twarz jest nietknięta. Ale ciemię trzasnęło jak skorupka jajka. Rdzeń kręgowy to jedna miazga... Zamknęła oczy. Max połoŜył jej rękę na ramieniu, uścisnął. Alex nie pozwalała sobie na okazywanie uczuć; wzięło się to z dzieciństwa, podczas którego nieodmiennie wykorzystywano emocje dziecka przeciw niej. - Ktoś musi przemówić jej do rozsądku, a ty jesteś jedyną osobą, która moŜe tego dokonać. - Unikała mojego widoku przez całe Ŝycie. Spodziewasz się, Ŝe zmuszę ją do spojrzenia na mnie teraz, kiedy przeŜywa coś tak strasznego? Zajmuję dokładnie ostatnią pozycję na liście osób, które chciałaby widzieć. - Proszę cię, spróbuj ze względu na Chrisa. Skończ tę koszmarną farsę. Twój brat nie Ŝyje. Chcesz, Ŝeby latami jego organizm był sztucznie pobudzany? śeby był Ŝywym trupem? To mama egzystencja. Zawsze kładłaś mu do głowy, Ŝeby sięgał tylko po najlepsze. Płyta skończyła się, łagodne dźwięki fortepianu zamilkły, lecz gospodyni i jej gość juŜ od dłuŜszej chwili nie zwracali uwagi na muzykę. Ciszę zakłócał tylko trzask drewna w kominku i gwizd czajnika. Alex podniosła się. - Pytała o mnie? Max jak zawsze odpowiedział prosto z mostu. - Nie. - Gdy skierowała się do kuchni, dodał: - Ale rozsypuje się w oczach. Nie myśli o niczym, nie widzi niczego poza ukochanym synem. Raison d’etre Evy Czerny to własny wygląd, ale nie spojrzała nawet w lustro. W pokoju Chrisa nie wisi nic takiego. To chyba najlepiej świadczy o jej upadku ducha. - Mimo to spodziewasz się, Ŝe zdołam skupić jej uwagę na sobie. - Dobrze wiem, ile cierpień przysporzyła ci od chwili urodzenia, ale Eva Czerny to stworzenie irracjonalne. Jest po prostu szansa, Ŝe doceni twoje przybycie. - Nie ma cudów. - Alex poszła do kuchni zrobić herbatę. - Muszę próbować kaŜdej moŜliwości i nawet bzdet mnie zadowoli. - Ach, rozumiem. - W głosie Alex zabrzmiało szyderstwo. - Nie o to mi chodziło i dobrze o tym wiesz! To tylko niezbyt fortunne wyraŜenie. Prawdę mówiąc, czasem podej- rzewam twoją matkę o skrywany podziw dla ciebie. To, co masz, osiągnęłaś sama, podobnie jak ona, choć wasze metody dzieli przepaść.
2 - Ale ona uwielbia właśnie Chrisa, mimo Ŝe nigdy niczego nie osiągnął. Za to moŜe go wszędzie pokazać i być z niego dumna. Wyraźnie dała do zrozumienia, Ŝe mój wygląd napawa ją odrazą. Musiałam być wielkim ciosem dla jej miłości własnej. Cesarzowa urody z dzieckiem wyglądającym jak córeczka Drakuli. - To bzdura! Sama o tym wiesz! - gniewnie zareagował Max. Alex przyniosła filiŜanki i czajniczek „Niebieska Italia” Spode’a. Podobnie jak matka, bardzo ceniła ładne przedmio- ty. Herbata miała kolor ciemnego bursztynu, jaki Max lubił. ZauwaŜył, Ŝe ręce jej nie drŜały, gdy nalewała napar do filiŜanek. Dzielna dziewczyna - pomyślał z dumą. - Matka nie ma dla mnie czasu i nigdy go nie miała. Tak wygląda proza Ŝycia. Okazałam się złym produktem i wiesz, jak postępuje z czymś takim. - Alex pociągnęła łyczek herbaty. - Dlaczego w gazetach nie było o tym ani słowa? - Bo zakneblowała usta całej prasie, a przy dochodach, jakie gazety osiągają z reklamowania jej wyrobów, nie mają odwagi się sprzeciwiać. - Więc chyba naprawdę się przejęła. Pierwszy raz zrezygnowała z darmowej reklamy. - Kiedy mówisz takie rzeczy, nie ulega wątpliwości, kto jest twoją matką. - Ona tego nie akceptuje. I chcesz mnie wysłać, Ŝebym wydobyła od niej pozwolenie na śmierć jej uwielbianego syna? Wiesz, co ona czuje do Chrisa. To przystojny, atrakcyjny męŜczyzna. W swoim uwielbieniu poszła przecieŜ tak daleko, Ŝe jedną z najbardziej wziętych serii męskich kosmetyków ochrzciła jego imieniem - Krystos. Ja, jej zdaniem, nadawałam się tylko do schowania w szafie. Nie będzie chciała się ze mną spotkać. Nie teraz. To się nie uda. - Mój BoŜe, ale ty się w nią wrodziłaś! Ona teŜ nigdy nie zapomina i nie przebacza. - Nawet ja nie jestem na to dość wielka. - Głos Alex był szorstki jak papier ścierny. - Na litość boską, Alex! Świat jest pełen kobiet wysokich na pięć stóp dziesięć cali. - Ale waŜących pięćdziesiąt funtów mniej. - I słodko dodała: - A przy okazji, jak Mora? - Ma sesję zdjęciową na Seszelach. To jej ostatnie zadanie. - Max sięgnął po kolejne ciastko. - Twoja matka zdecydowała, Ŝe Mora się opatrzyła i zaczynamy polowanie na następną „twarz”. Przynajmniej zajmowaliśmy się tym, dopóki ta cała sprawa się nie wydarzyła. Teraz wszystko się zatrzymało. To powód mojego zmartwienia. Nikt nie jest w stanie podjąć Ŝadnej decyzji. Eva Czerny Cosmetics utknęły na mieliźnie. - To normalne, kiedy całym przedsiębiorstwem rządzi jeden człowiek. Nie stać cię na jakiś cud? Zwykle ci się to udaje. - Moje moŜliwości są ograniczone. Mam duŜe wpływy, lecz ostatnie zdanie zawsze naleŜy do twojej matki i niech Bóg ma w opiece tego, kto spróbuje uzurpować sobie jej władzę. Ale trzeba coś zrobić. Muszę przywrócić ją do działania. - Wiedziałam, Ŝe niepokoi cię coś więcej niŜ los jednego człowieka. - Niepokoję się, cholernie się niepokoję. Gdyby Chris miał kiedykolwiek szansę wyrwać się spod skrzydeł matki, moŜe doszedłby do czegoś; zaczynało mu się to udawać, na tym polega cała tragedia, ale wszystko szlag trafił. Jestem realistą, chyba wiesz. Mam do czynienia z faktami i nie mogę pogodzić się z tym, Ŝe obracające miliardami przedsiębiorstwo utknęło i jest skazane na kaprys jednej kobiety. Robimy to, co musimy. Czy nie tak piszesz w tej swojej ksiąŜce? Czy nie dlatego Jane Eyre zostawiła pana Rochestera? Uznała, Ŝe nie ma wyboru. Pchał ją potęŜny instynkt samozachowawczy. Z drugiej strony Maggie Tulliver jedynie z rezygnacją akceptowała wszystko, co Ŝycie przyniosło. Całkiem jasno dałaś do zrozumienia, która z tych kobiet miała rację, która była wierna samej sobie. CóŜ, ja jestem wiemy sobie robiąc to, za co płaci mi twoja matka. Prędzej szlag mnie trafi, niŜ załoŜę ręce i będę się gapił, jak z powodu bezwolności jednej kobiety rozpada się przedsiębiorstwo, które wcześniej odniosło wielki sukces i dawało ogromny dochód. Jestem gotów uŜyć wszelkich środków, by przejrzała na oczy, i jeśli oznacza to, Ŝe muszę zaciągnąć przed jej oblicze ciebie, niech i tak będzie. - Po tym krótkim kazaniu dokończył ciastko. - Nie wiedziałam, Ŝe przeczytałeś moją ksiąŜkę - powiedziała po chwili Alex tonem głębokiego zadowolenia. - Skończyłem ją podczas lotu. Co więcej, nie potrafiłem jej odłoŜyć. ZasłuŜyła na te wszystkie peany, jakie zebrała. Nigdy wcześniej nie przyjrzałem się tym dwom damom literatury w sposób, w jaki ty je odmalowałaś. Blada, koloru zsiadłego mleka twarz Alex pokryła się rumieńcem zadowolenia. - Mam nadzieję, Ŝe będzie się sprzedawała po wieczne czasy. Max podsunął filiŜankę prosząc o dolanie herbaty. - Posłałaś matce egzemplarz? - Chyba Ŝartujesz! Znasz jej dewizę. Kobieta nie musi być mądra, ale bezwzględnie musi być piękna. Piękno jest prawdziwą potęgą. MęŜczyźni zawsze dadzą pięknej kobiecie wszystko, czego zapragnie. - Eva jest mądra. - I starannie to ukrywa. - Dlatego Ŝe dysponuje czymś, co zawsze przewyŜsza mądrość wtedy, gdy w grę wchodzą męŜczyźni. To seksbom- ba. Marilyn Monroe nie doczekała tego, co stało się udziałem twojej matki. Jest Ŝywym dowodem słów Szekspira: lata
3 nie wyczerpią ani uŜytek nie zepsuje... - Moim zdaniem to dowodzi zepsucia, chociaŜ przynosi dochód - powiedziała z obrzydzeniem Alex. - Nie cierpię tego wszystkiego, co cechuje matkę. Pod tą cukrową polewą nie ma nic ludzkiego, tylko tryby i śrubki. Rozumiem, Ŝe jest załamana, wiem, ile Chris dla niej znaczył, ale traktowała go wyłącznie jak własność. Gdyby naprawdę go kochała, pozwoliłaby mu umrzeć. Ona nie umie kochać nikogo poza sobą. - Wiesz, tak się składa, Ŝe gdy zajrzę do skarbca pamięci, mam powody do zadowolenia. Jesteś mi dłuŜna, mała, za te wszystkie lata, przez które podkładałem się za ciebie. Za przekonywanie Patsy, Ŝeby cię wypuściła z domu; za przeko- nanie Evy, Ŝeby pozwoliła ci wyjechać do szkoły; za wyduszenie od niej pozwolenia na załoŜenie funduszu opiekuńczego, z którego czerpałaś podczas nauki; za pomoc w dostaniu się tu, gdzie jesteś w tej chwili. Jestem twoim głównym i jedynym wierzycielem i nie pozostaje mi nic innego, jak tylko zaŜądać spłaty długu. Moim zdaniem dwadzieścia lat to długa karencja. - Uniósł wielką dłoń, gasząc protest Alex. - I nie mów, Ŝe nie wiem, o co proszę. Wiem. Tak samo dobrze, jak wiem, czy jesteś do tego zdolna. - Zrobił pauzę. - I chociaŜ jesteś z tego powodu zaŜenowana, wiem, co czujesz wobec Chrisa. Tak naprawdę, jest twoim ukochanym młodszym braciszkiem i zawsze wiele dla ciebie znaczył, mam rację? - Akceptował mnie taką, jaką jestem. - I nie wahał się wykorzystywać cię, gdy robiło się gorąco. Coś się wydarzyło, mam rację? - Szacowna Beatrice wystawia moją kandydaturę. - Twoją ksiąŜkę? - Tak. Studium kontrastów skierowało na mnie jupitery. Jeśli zwycięŜę, nagroda stanie się moją odskocznią do kate- dry Mallory’ego. Będę profesorem, Max! - Alex brakowało tchu, tak była zachwycona i oszołomiona. - I staniesz się cierniem w oku matki. - Ona nie ma pojęcia o nagrodach uniwersyteckich. Jej zdaniem są nic niewarte. Chcę jej dla siebie, nie ze względu na matkę. - Kłamczucha - rzekł niewzruszenie Max. - Wszystko, co robisz, ma dowieść tego czy tamtego matce. - Uśmiechnął się i powiedział szczerze: - Gratuluję. Ale w dalszym ciągu nie pojmuję, jaką stwarza to róŜnicę. - AleŜ, oczywiście, Ŝe stwarza! Jestem doktor Alexandra Brent. Nikt nie wie, Ŝe moją matką jest Eva Czerny, kobieta, która miała pięciu męŜów i Bóg wie ilu kochanków! Nasze światy wirują w róŜnych galaktykach i niech juŜ tak zostanie. Max milczał. Nic w tym zaskakującego - pomyślał. śycie w środowisku uniwersyteckim wymaga uczciwości, obyczajności i wystrzegania się, jak ognia, skandali, a Eva Czerny jest osławioną, olśniewającą bohaterką gazet ilustrowanych. Myślał o Evie, porównując ją z córką, do której nigdy się publicznie nie przyznała. Nie miał pojęcia o jej imieniu, dopóki popychany ciekawością nie wkroczył do tego światka ukrytego pod okapem dachu, gdzie mieszkała z guwernantką, panią Patterson, znaną jako Patsy. Coś w tym dziecku - a uwielbiał dzieci - poruszyło jego włoskie sentymentalne serce i uŜywając wielkiego osobistego czaru zdołał ją ośmielić, skłonić do zwierzeń i niebawem odkrył pod tą niezbyt pociągającą powierzchownością skarb. W wieku dziesięciu lat była wybitnie inteligentna, lecz aŜ do bólu samotna. Guwernantka, osoba w średnim wieku, zapewniała jej jedyne towarzystwo, będąc wyłącznym źródłem miłości, uczucia, za co mała w pełni się rewanŜowała, jednak pozostając boleśnie świadoma, Ŝe jej przyrodni brat Christopher, uwielbiane dziecko, jest oczkiem w głowie matki. Eva oszalała na punkcie syna od chwili jego urodzenia. - Czy nie jest cudowny? Widzieliście kiedyś tak aksamitną skórę? A te oczy? Czy to nie najpiękniejsze stworzenie, jakie kiedykolwiek Ŝyło na tym świecie? - pytała raz za razem kaŜdego, kto znalazł się w zasięgu głosu. - Jest tak doskonały, Ŝe mogłabym go zjeść. - Tuliła go i okrywała pocałunkami, aŜ wyrywał się i uciekał. I zjadła go - myślał teraz Max. - ZŜuła co do kawałeczka. A tymczasem Alex wiodła Ŝycie wyrzutka, przekonana coraz bardziej, Ŝe została odtrącona z powodu braku urody. - JuŜ wolałabym raczej nie Ŝyć niŜ być brzydka - miała w zwyczaju głosić Eva często dodając: - Jestem najwyŜszą kapłanką religii urody. - I była obiektem kultu. Jej samolubstwo było totalne. Nawet Christopherowi nie wolno było dotknąć matki, tylko patrzeć, gdy ubrana i pomalowana szykowała się do wyjścia; jeśli leŜała w łóŜku, mógł pełzać po jedwabnej pościeli i dziubać okruchy ze śniadaniowej tacy. Max będąc z nią pewnego razu w łóŜku - poniewaŜ sprawował równieŜ obowiązki kochanka - zapytał świadom, Ŝe moŜe sobie na to pozwolić: - Co masz przeciwko Alex? Czy razi cię brak urody? W porządku, moŜe wygląda przeciętnie, ale jest nieprzeciętnie inteligentna i ma wyróŜniającą się osobowość. Rozmowy z nią są wprost fascynujące. - Do tego nadają się wszystkie przeciętniaczki, do rozmawiania. - Ale chodzi nie tylko o to, prawda? Jest coś więcej...
4 Eva zwróciła się władczo ku niemu. - Nie będziemy o tym rozmawiali. To nie twoja sprawa. Zrozum mnie dobrze, Max. Nie wolno ci nigdy więcej wracać do tego tematu. - Dobra, jak sobie Ŝyczysz - zgodził się potulnie. Ale nie przestał o tym myśleć. Doszedł do wniosku, Ŝe w tym domu jest istna komnata Sinobrodego. Kto na przykład jest ojcem małej? Co takiego uczynił, Ŝe jego córka jest wychowywana pokątnie? Porzucił matkę? Eva nigdy by do tego nie dopuściła. PróŜność nie pozwalała jej wypuścić z rąk Ŝadnego męŜczyzny. To ona ich porzucała. Ale gdy Max usiłował przeprowadzić wywiad, okazało się, Ŝe Eva zatarła ślady nad wyraz starannie. Nie potrafił dotrzeć głębiej niŜ do roku 1960, kiedy stała się protegee niejakiego Henriego Beyle’a, szwajcarskiego przemysłowca. Dostarczył kapitał załoŜycielski firmie, która z czasem zamieniła się w Eva Czerny Cosmetics, spółkę o miliardowej wartości. Przesiewając słowa - a były ich tony - dostrzegł wyraźny brak faktów. Na przykład: gdzie się urodziła, z jakich rodziców, kiedy, w jakiej klasie społecznej. Twierdziła, Ŝe pochodzi z austro-węgierskiego rodu i chętnie przyznawała się do ucieczki po powstaniu budapeszteńskim w 1956 roku, ale nigdzie nie było dowodów na to, ile miała lat opuszczając kraj rodzinny. Gdy Max zaczął dla niej pracować, pod koniec W roku, Henn Beyle nie Ŝył od kilku lat, a Eva wyszła za mą; i owdowiała, gdyŜ Christopher Bingham IV, ojciec jej syna, zginał w niezwykłym wypadku podczas gry w polo. Chris był wtedy czteroletnim dzieckiem. Nigdzie, ale to absolutnie nigdzie, nie było wzmianek o dziesięcioletniej córce. Max postanowił wtrącić swoje trzy grosze. Gdy stał się prawą ręką Evy, zaczął spełniać rolę opiekuna Alex i wreszcie udało mu się wyrwać ją z domu, którego atmosfera powoli, ale skutecznie ją dusiła. Gdyby tylko było na odwrót - myślał po raz tysięczny - gdyby Alex miała urodę, a Chris rozum. Ale czy Ŝycie bywa proste? Przez pierwsze trzynaście lat Alex nie rozmawiała z matką więcej niŜ kilkanaście razy; przez ostatnie siedem nawet jej nie widziała. W oczach całego świata Eva Czerny miała tylko jedno dziecko - syna. Na protesty Maxa wzruszała ramionami i odzywała się niecierpliwie: - Jak mogę publicznie przyznać się do takiego dziecka? I to teraz, na tym etapie Ŝycia? Jak cesarzowa urody mogłaby urodzić takie brzydkie kaczątko? ToŜ to byłoby zaprzeczeniem wszystkiego, co reprezentuję. Mówię kobietom, Ŝe będą piękne, jeśli będą uŜywały moich kremów i mleczek. Popatrzą raz na tę dziewuchę i od razu zapytają: „Jakim cudem na nią to nie podziałało?” Nie, Max, takie dziecko nie moŜe mi się podobać. Nigdy mi się nie podobało. Przede wszystkim, nigdy go nie chciałam... Jeśli to powtórzysz to na własną zgubę. Zadbałam o nią, prawda? Ma zapewnione wyŜywienie, przyzwoite ubranie i naukę. Ten fundusz, do załoŜenia którego mnie przekonałeś, zaspokaja wszystkie jej potrzeby. - Czy sumienie nigdy cię nie gryzie? - Dlaczego? Powtarzam, zadbałam o nią. To wszystko. Nie Ŝyczę sobie dalszych rozmów na ten temat. Max westchnął. Alex powiedziała z niepokojem: - Wiem, Ŝe nigdy nie spłacę długu wdzięczności, jaki mam wobec ciebie, ale ty prosisz mnie o coś więcej. Prowadzę własne Ŝycie i matki wcale nie obchodzi, jak mi się wiedzie. Wiem, co chcesz osiągnąć... Spojrzy na mnie raz i cała stara antypatia przewaŜy smutek. NajeŜy kły i pazury. Czy chcesz zobaczyć moje blizny? - spytała z goryczą. - Znam je wszystkie. To ja chuchałem na nie, dmuchałem i zakładałem plastry, pamiętasz? - Więc jak moŜesz prosić mnie, Ŝebym znów wchodziła do jaskini lwa? - Bo twój widok poruszy bestię, a przynajmniej napłynie jej ślina do ust. Tu w grę wchodzi coś więcej niŜ zwyczajne odsunięcie się od świata jednej osoby. Mówimy o tysiącach miejsc pracy, milionach funtów i Ŝyciu na poziomie, do którego przywykłaś. - Daj jej czas - powiedziała szorstko Alex. - Dojdzie do siebie. - Jest za późno. Najbardziej brak mi właśnie czasu. Niech rozejdzie się wieść, Ŝe Eva Czerny Cosmetics nie ma wiatru w Ŝaglach, Ŝe Eva nie stoi juŜ za sterem i tłuszcza chętna do przejęcia firmy rzuci się i wykupi nas. - Jak? Matka jest jedynym właścicielem. - Padnie propozycja wykupu i ona po prostu zgodzi się na sprzedaŜ. - Czy to takie straszne? Na twarzy Maxa odmalowała się zgroza. - Straszne? Firma to Eva Czerny. Spójrz, co się stało po śmierci Elizabeth Arden... i Heleny Rubinstein. Chcesz, Ŝeby to samo spotkało Eva Czerny Cosmetics? - Szczerzę mówiąc, kochanie, nic mnie to nie obchodzi - posłuŜyła się cytatem. - A mnie tak i to bardzo. Image Eva Czerny Cosmetics jest wyjątkowy; Ŝadne inne przedsiębiorstwo nie prezentuje się równie świetnie, nie panuje tak na rynku jak my. Jesteśmy firmą z klasą. Naszą jedyną konkurentką jest Estee Lauder, bo ona gra w tej samej lidze. Zaharowałem się po łokcie, by wepchnąć firmę na szczyt i postaram się, by się tam utrzymała. Wiem, Ŝe twoja matka robi show - całe jej Ŝycie to spektakl przy pękającej w szwach widowni - ale ani
5 mi się śni zamykać budę, dopóki Eva nie otrząśnie się z Ŝalu. - Nie zamierzam wystąpić w roli dublerki. - Nie przeszłabyś przesłuchania! Kiedy tylko ogłosi oficjalnie śmierć Chrisa, ludzie przyjmą ze zrozumieniem natu- ralną zapaść, ale twoja matka zarządziła blokadę informacyjną. Te dziennikarskie hieny czyhające u bram kliniki nic nie wiedzą, ale spekulują jak szalone. Rozeszły się plotki, Ŝe nasz krem do odświeŜania cery zawiódł kompletnie; Eva dostała tak strasznej wysypki, Ŝe nie ma odwagi pokazać się ludziom. Klientki są niespokojne, kaŜdy chce się dowiedzieć, dlaczego ona jest w klinice, jak cięŜko ranny jest jej syn... Co się, do diabła, dzieje?! Dlaczego klinika jest zamknięta i wszystkich pacjentów wyekspediowano? Sytuacja jest powaŜna. Czy inaczej byłbym tu? Nie przesadzałem mówiąc, Ŝe oszalała z Ŝalu... Zapanował chaos, co w przypadku takiego przedsiębiorstwa jak Eva Czerny Cosmetics jest nie do pomyślenia. W naszym biznesie plotki to pocałunek śmierci. - Nie mam matce nic do dania - stwierdziła Alex. - Ona ofiarowała mi dokładnie tyle samo. - Nie martwisz się, Ŝe jest tak rozstrojona, Ŝe moŜe spróbować samobójstwa? W spojrzeniu Alex pojawiła się bezbrzeŜna pogarda. - Próbowała tego poprzednio... nie raz... i za kaŜdym razem to były wykalkulowane fiaska. - Nie widziałaś jej. - Nie chcę widzieć. Nie chcę być uŜyta jako drzazga, która ma ją tak rozdraŜnić, by przestała myśleć tylko o sobie. A co zrobi, gdy wyjdzie na jaw, Ŝe ma trzydziestojednoletnią córkę? Podobno ma nie więcej niŜ czterdzieści pięć lat? Mnie teŜ to nie przyniesie nic dobrego. Kandyduję do prestiŜowej nagrody. Jak będą wyglądały moje szansę, kiedy wszystkie gazety roztrąbią na pierwszych stronach, Ŝe jestem bękartem Evy Czerny! - To wcale nie jest pewne. - CzyŜby? Tego słowa uŜyła Mary Brent, kiedy dostarczyła mnie matce: „Przyprowadzam ci twojego bękarta”. Wyobraź to sobie na pierwszej stronie i w kolumnie z plotkami, a potem rozwaŜ moje szansę na Nagrodę Revesby’ego. Muszę być czysta jak śnieg. Wiesz, jakie są uniwersytety. - To wylęgarnie plotek. W takim razie, jak tłumaczysz moje odwiedziny? - Łatwo. Jesteś kuratorem mojego funduszu. - Nie kochankiem? Alex uśmiechnęła się rozbawiona. - Zawsze byłeś i zostaniesz moim najdroŜszym przyjacielem, Max, ale nie udawajmy, Ŝe kiedykolwiek moŜe zdarzyć się coś więcej. Od kiedy to zacząłeś pokazywać się z kobietami, na widok których nie odwracają się wszystkie męskie głowy? - Chryste, ileŜ ciąŜy na sumieniu twojej matki! - I właśnie dlatego mówię „nie”, bo oboje wiemy, Ŝe nie zaprząta sobie głowy takimi błahostkami jak sumienie. Do- browolnie nie zamierzam poddawać się dalej takiemu traktowaniu, jakiego zaznawałam. Gdyby Chris Ŝył, cierpiał ból, wiesz, Ŝe pomknęłabym tam jak strzała. Ale tu nie chodzi o pomoc Chrisowi, trzeba pomóc matce i prędzej mnie diabli porwą, niŜ ruszę palcem! - Spojrzała mu prosto w oczy, równie uparta jak on przekonywający, a tylko Eva Czerny przerastała go w tej dziedzinie. Był bardzo pociągającym męŜczyzną; Alex nie była tego świadoma aŜ do pierwszej wizyty Maxa w Cambridge, gdy wzbudził wiele, czasem nawet natrętnej ciekawości. Wtedy stało się jasne coś, co usłyszała kilka lat wcześniej. Jako nastolatka czekała na niego w biurach firmy. Wybierali się na Madame Butterfly. W pobliŜu oczekiwała go grupa oszałamiających modelek, wypatrujących szansy zostania „twarzą” Czerny. Rozmawiały o Maxie. Alex nie zrozumiała, o co im szło, gdy jednogłośnie uznały, Ŝe jeśli chodzi o seks to Max Fabian jest super. Nieobyta i niewinna zapytała go, i zdziwiła się, gdy najpierw się roześmiał, a potem rzekł rozbawiony: - Chyba chodzi im o to, Ŝe jestem bardzo elegancki. Ale chochliki, jakie miał w oczach, nie dawały jej spokoju. Dopiero później, widząc go to z jedną fantastyczną modelką, to z drugą, wreszcie zrozumiała i mogła czuć się dumna, bo ich związek był zupełnie aseksualny. Max był najlepszym przyjacielem Alex, a trwało to od chwili, gdy ukończyła dziesięć lat. Długo funkcjonował jako wujcio Max, aŜ uznał, Ŝe zbyt wyrosła i wypada, by zaczęła zwracać się do niego po imieniu. Całe lata wielbiła go, aŜ to uczucie rozwinęło się w głęboką i trwałą miłość będącą wyrazem prawdziwej przyjaźni. Jej braki - prawdziwe czy wyimaginowane - kazały jej zadowalać się tą formą ich związku i nigdy nie poprosiła o więcej, chociaŜ w którymś momencie uświadomiła sobie, Ŝe Max jest bardzo atrakcyjnym męŜczyzną. Nie był przystojny, rysy jego twarzy były zbyt szorstkie, ale miał przyciągające uwagę oczy koloru ciemnej czekolady, rzęsy, za które kaŜda kobieta byłaby gotowa oddać Ŝycie, i pieszczotliwy głos. Ciemna cera, stosownie do włoskiego pochodzenia - urodził się czterdzieści trzy lata temu w nowojorskiej Małej Italii jako Massimo Fabiani - gładka, bladooliwkowa skóra latynosa połączona z idealnie równymi zębami typowego Amerykanina i zmysłowe, mocno zarysowane usta. Był inteligentny i charakte- ryzował go cięty język, ale kobiety zapamiętywały przede wszystkim jego oczy, uśmiech, wielkie, cudowne ciało;
6 przewyŜszał Alex o cztery cale. I był dla niej przede wszystkim ciepłym, kochającym, cierpliwym opiekunem, który osuszał łzy, wysłuchiwał skarg, potajemnie kupował pomadki zabronione przez Patsy, od czasu do czasu wręczał drobne upominki, zabierał do cyrku, na pantomimę i nigdy, ale to nigdy, nie zapominał o urodzinach. Nawet gdy odkryła, Ŝe przez pewien czas był kochankiem matki, oziębienie stosunków trwało krótko. - Byłem wtedy młodszy - wyjaśnił - i jak wszyscy męŜczyźni dałem się nabrać pozorom, które stwarzała. Alex uwaŜała, Ŝe Max nie moŜe zrobić niczego niewłaściwego. Przez wszystkie lata znajomości zaznała od niego tylko dobroci. Niemniej jednak nie miała złudzeń co do jego ambicji. Pozornie tylko adwokat matki w ciągu lat stał się jej prawą ręką. Eva, która nie ufała nikomu, zaufała Maxowi. Udowodnił, Ŝe jest tego wart. Nigdy nie kłamał, nawet gdyby miało to być z korzyścią dla innych, nie mówiąc juŜ o nim samym. Ale stały rozwój Eva Czerny Cosmetics równie leŜał mu na sercu jak właścicielce oraz załoŜycielce firmy i to nie tylko dlatego, Ŝe w miarę upływu lat został hojnie obdarowany opcjami zakupu akcji. Max kochał swoją pracę i Alex nigdy nie widziała nic niestosownego w tym, Ŝe stuprocentowy męŜczyzna chętnie obraca się w superkobiecej fabryce urody. Nie miał pomysłowości Evy - nie, geniuszu, pomyślała szczerze Alex - w dziedzinie szminek, do których barwniki za kaŜdym razem matka tak długo mieszała i łączyła, aŜ jej nieomylny instynkt podpowiadał, Ŝe to jest to; ani jej niewiarygodnego nosa do perfum, ani jej talentu do promocji, lecz był najznakomitszym organizatorem. ChociaŜ ostatnie słowo zawsze naleŜało do Evy, bardzo często zostawiała Maxowi wolną rękę w prowadzeniu na bieŜąco wielkiego przedsiębiorstwa. Ustalał harmonogramy produkcji i dostaw, formułował umowy na wiosenne i jesienne promocje w sklepach, doglądał bezkonfliktowej, gładko toczącej się pracy w fabrykach; jego przenikliwy umysł prawnika zawsze czujnie reagował na zbyt ekstrawaganckie plany, skłonność do nadmiernej hiperbolizacji, której lubiła ulegać. - Nie moŜesz tak powiedzieć - wyjaśniał cierpliwie. - To nieprawda. - Ale kto się o tym dowie? Sprzedaję sny, Max. Kiedy to zrozumiesz? - Sen skończy się, kiedy jakaś klientka uwierzy w twoje słowa jak w Biblię, a obietnice się nie spełnią. ZaskarŜy cię i puści z torbami. Antyreklamy nie potrzeba nam teraz ani w przyszłości! Nie bądź taka dosłowna, uŜywaj aluzji. Niech klientka sama wyciąga wnioski. Nie dawaj jej moŜliwości powiedzenia: „AleŜ w reklamie stało to czarno na białym”. - I przeredagowywał tekst. Sugestia zajmowała miejsce zapewnienia. Max umie być wymowny - napomniała siebie Alex, co potwierdziło się, gdy rzekł: - Nie proszę cię, Ŝebyś zrobiła to dla matki. Proszę cię ze względu na Chrisa. Zrobiłby to samo dla ciebie. Tam trwa koszmar; to coś jak te pogrzeby w Indiach, Ŝona wchodząca na stos Ŝałobny męŜa. Wiadomo, jaka jest twoja matka. Wiem równie dobrze jak ty, do czego moŜe być zdolna. Ale musisz się zgodzić, Ŝe to byłaby potworna strata. Wystarczy juŜ, Ŝe Chris musi umrzeć, nie pozwól matce pójść za nim. - Ona tego nie zrobi. - Pogarda zabarwiła głos Alex ostrością. - Mam świadomość, Ŝe Chris był dla niej czymś nadzwyczajnym, ale w gruncie rzeczy jedyną osobą, którą naprawdę kocha, jest ona sama. Gdy tylko pojmie, Ŝe nie dostanie tego, czego pragnie, przepisze scenariusz na nowo. Och, na mój widok zrozumie wreszcie, Ŝe przegrała, ale nie zamierzam opłacić tego własnym cierpieniem. Uprzejmie dziękuję, wycierpiałam się aŜ nadto. Dla matki kaŜda przegrana jest osobistym afrontem i niech Bóg ma w swej opiece kaŜdego, na kogo padnie jej wzrok w chwili niepowodzenia. - Dasz sobie radę. Nie jesteś juŜ dzieckiem. - Tam, gdzie chodzi o nią, zawsze będę dzieckiem. - Przerwała na chwilę. - A co z Pamelą? Myślałam, Ŝe potrafi radzić sobie z matką. - Eva zabroniła jej wejścia do kliniki. Alex pokręciła z niesmakiem głową. - Mówiłem - powiedział Max - oszalała z rozpaczy. Wini Pamelę za to, Ŝe obudziła w Chrisie namiętność do szybkich samochodów. - Oczywiście! Matka nigdy nie jest niczemu winna. Wygodnie zapomni o fakcie, Ŝe sama dała Chrisowi pierwszy szybki wóz na szesnaste urodziny. - Z Pamelą teŜ nie jest najlepiej. Bardzo kochała Chrisa. Była dla niego dobra. Zaczynał buntować się przeciwko Evie. Dlatego ona teraz się mści. Czy wiesz, Ŝe Eva zablokowała mu wszystkie konta, kiedy związał się z Pamelą? Myślała, Ŝe zmusi go tym do powrotu. Umknęło jej uwagi, Ŝe od chwili gdy Fritzie Bahisen rzucił Pamelę dla małŜonki numer cztery. nie uskarŜała się na niedostatek. Stać ją na tuzin Chrisów. - Matka nie była wściekła z powodu pieniędzy. Poszło o to, Ŝe dzięki Pameli Chris stał się twardszy. Nie spotykałam się z nim na tyle często, by dać mu stałe oparcie; Pamelą tak. Zrobiła z niego męŜczyznę. Zawsze będę jej za to wdzięczna. Chris był szczęśliwy przynajmniej przez ostatnie kilka lat Ŝycia. - I teraz Pamelą nie moŜe nawet zobaczyć go po raz ostatni - nacisnął Max. Alex napięła potęŜną szczękę.
7 - Nie wkładaj mi w tej sztuce kostiumu czarnego charakteru. Matka stosuje się tylko do własnych reguł i tworzy je na bieŜąco. - Nie jesteś czarnym charakterem, tylko kluczem. Chcę, Ŝebyś otworzyła kilkoro drzwi. Bóg wie, co się wtedy stanie, ale ty jesteś niezniszczalna. Masz siłę, której brakowało Chrisowi. I przez cały czas masz moje poparcie. - Na Boga, wymagasz ode mnie zbyt wiele. - Głębia uporu Alex sięgała dna rowu Pacyfiku. - Nie proszę o więcej, niŜ moŜesz. Był równie niewzruszony jak ona. Alex potrafiła działać onieśmielająco - wiedziała o tym - lecz Max był jedynym człowiekiem, który onieśmielał ją. Zbyt dobrze mnie zna, lepiej niŜ ja sama - pomyślała czując się niewygodnie - i czynił cuda dla mojego dobra. Jestem mu coś dłuŜna. Na przykład obecne Ŝycie. - Potrzebuję ciszy i spokoju. - Chciała go przekonać i równocześnie zagłuszyć w sobie poczucie winy. - Ona poczę- stuje mnie tym co zawsze. Lodowatym przyjęciem, jak je elegancko nazywasz. Myślałam, Ŝe mam wszystko za sobą i juŜ nigdy nie będę musiała przez to przechodzić. Prowadzę tu wygodne Ŝycie. CięŜko pracowałam, by na nie zasłuŜyć. - Czy nigdy nie przyszło ci na myśl, Ŝe zagłębiając się w gaj Akademosa, kiedyś wylądujesz w prawdziwym lesie? Tego, co prowadzisz, nie moŜna nazwać „Ŝyciem”. To egzystencja wybrana z uwagi na poczucie bezpieczeństwa. Do- bra, w dzieciństwie nie miałaś, nazwijmy to, „prawa do zamieszkania”; nigdy nie wiedziałaś, czy postępujesz wła- ściwie, czy teŜ twojej matce wpadnie coś do głowy i wyrzuci cię na bruk. Więc wybrałaś miłą, bezpieczną sadzawkę. Wcale nie pytam o to, jak bardzo ci zaleŜy na stopniach uniwersyteckich. śycie to coś więcej niŜ uczenie się! - Mnie ono się podoba! I poniewaŜ nie przynosi krzywdy tobie... ani nikomu innemu... nie rozumiem jakim prawem je krytykujesz! Zrozum, jestem tu szczęśliwa! Wybrałam takie Ŝycie, a nie inne i nawet jeśli ci się nie podoba, wcale nie masz prawa mówić, Ŝe jest złe! Robię to, co mi się podoba! - W jakim celu? śeby zagrać na nosie matce? śeby powiedzieć: „MoŜe brak mi urody, ale za to mam rozum i pergaminy, które to potwierdzają!” Masz duŜy krąg przyjaciół? Czy w ogóle umawiasz się z męŜczyznami? Czy w ogóle masz jakiś związek z prawdziwym Ŝyciem? Diabła tam! Nic dziwnego, Ŝe podziwiasz E.M. Forstera! Ale on przynajmniej obejrzał trochę świata, zanim odwrócił się do niego plecami! Alex ogarnęła furia. Zbladła i skoczyła na równe nogi. - Lepiej chyba, Ŝebyś się wyniósł. - Dopiero, kiedy zgodzisz się wrócić ze mną. - Nigdy! - Więc zostaję. Będziesz musiała wezwać recepcjonistę, Ŝeby mnie wyrzucił. Wiedziała, Ŝe mówi szczerze. Max nie rzucał stów na wiatr. Usiłowała go przekonać. - Nie wiesz, o co prosisz! - A ty znasz mnie na tyle, Ŝe nie powinnaś mówić takich głupstw. Mrozili się wzrokiem. Alex dojrzała napięcie na jego twarzy i zrobiło się jej bardzo przykro. Jego ciemne oczy przy- pominały kratery wulkanu, lecz równocześnie spoglądały straszliwie twardo i zimno. Ona była nieruchoma i blada. - Robimy to, co musimy robić. - Głos miał tak samo twardy jak wyraz oczu. - Staram się uratować przedsiębiorstwo przed pójściem na dno i twoją matkę przed popełnieniem kolosalnego kretynizmu, przy którym upiera się tylko dlatego, by odegrać Medeą w stylu Actor’s Studio. Gdybym nie uwaŜał, Ŝe dopnę swego, nie traciłbym czasu prosząc cię; po prostu jesteś jedynym kolcem, który ją ukłuje, a zaleŜy mi na tym, Ŝeby czuła ból, nie była sparaliŜowana rozpaczą! Niech wróci do Ŝycia, szalona i despotyczna, a ty juŜ wiesz, kiedy trzeba będzie się przed nią ukryć. - Dawniej dałabym wszystko, Ŝeby doprowadzić ją do szaleństwa - powiedziała znacznie spokojniej Alex. - Ale nigdy mnie nie dostrzegała. - Mam nadzieję, Ŝe kiedy zobaczysz ją tym razem, walniesz ją prosto między oczy. - Mam ją dobić dobrocią? - spytała z krzywym uśmieszkiem. - śadnych trupów. Nie na tym mi zaleŜy. - Max nadal miał w oczach wyraz cierpienia. Rzekł cicho: - PrzecieŜ zawsze robiłem to, co dla ciebie najlepsze, prawda? - Alex kiwnęła głową. - Więc teraz proszę cię, Ŝebyś zrobiła coś najlepszego dla mnie. Nie będziesz musiała się tam pętać. Tylko postaw ją na nogi. Ja załatwię resztę. Alex westchnęła. W tym momencie Max wiedział, Ŝe ją przekonał. Liczył na jej ogromne poczucie wdzięczności, którego pokłady wyrosły na przekonaniu, Ŝe nigdy niczego nie zawdzięczała matce. - Muszę wrócić tu do poniedziałku. - Załatwione. Mam samolot w Stansted. Jest gotów do startu. Samochód czeka na dole. Będziemy w Genewie za parę godzin. - Więc dlaczego kazałeś mi zamówić stolik u Leonarda? Max wiedział, Ŝe to gałązka oliwna, i przyjął ją. - Byłem gotów upić cię i porwać, gdybym musiał. - Wstał. Był jednym z niewielu męŜczyzn, przy których czuła się drobna. - Jestem zobowiązany, mała. To wyrównuje wszystkie nasze długi.
8 Alex poszła do telefonu. Max usiadł. Rozluźnił się, poczuł ulgę. Wcale nie miał wątpliwości, Ŝe osiągnie swój cel, bo znał Alex o wiele lepiej niŜ ona siebie, niemniej jednak poczuł ulgę. Wiedział, Ŝe Alex ma prawo obawiać się spotkania z matką. Stan Evy nie pozwalał przewidzieć, co zrobi lub powie, choć Alex nie bez racji wspominała głęboki chłód, jakim zawsze darzyła ją matka. Ale w tym momencie Eva doświadczała piekielnych katuszy. Mógł zrobić tylko jedno. Jeśli Eva skieruje swój miotacz ognia na Alex, być w pobliŜu. - JuŜ - powiedziała Alex wracając od telefonu. - Daj mi tylko kilka minut na wrzucenie czegoś do torby. Alex przebrała się w nijaką szarą suknię, do tego podobny sweter polo, a na nogi wsunęła czółenka na calowym obcasie. Ubierała się jak kobieta, która dobrze wie, Ŝe nie ma co marzyć o zwróceniu na siebie uwagi. Muszę z nią pogadać - zdecydował Max. - Kiedy będzie po tym wszystkim... TuŜ przed szóstą weszli na pokład odrzutowca firmy i niezwłocznie wystartowali. Max zamówił kanapki, lecz Alex odmówiła poczęstunku. Nie rozmawiali wiele; on zajął się dokumentami wyjętymi z teczki i przeprowadził kilka roz- mów telefonicznych, podczas gdy ona wyglądała przez okno, widząc własne odbicie, lecz nie zwracając na nie uwagi. Uwzględniając róŜnicę czasu, była prawie dziewiąta wieczór, kiedy samochód oczekujący ich przy lotnisku minął specjalnie otwartą bramę Czerny Clinic, która opiekowała się bardzo bogatymi i bardzo próŜnymi, oferując wszystkie znane metody zachowania wiecznej młodości. Zwykle była oświetlona jak choinka, teraz spowijał ją mrok, a wewnątrz panowała cisza. śadnego oŜywienia. Nawet klinika jest w Ŝałobie - pomyślała Alex, wchodząc do windy. Nigdzie Ŝywej duszy. Max szedł pierwszy długim korytarzem do podwójnych szklanych drzwi, za którymi paliło się światło. Z ręką na gałce powiedział: - Odwagi. Pamiętaj, nie jesteś juŜ dzieckiem. Alex kiwnęła głową. Miała twarz bez wyrazu. - Ja nie wejdę. Niech myśli, Ŝe to twój pomysł. Ale gdybyś potrzebowała pomocy, usłyszę cię. - PołoŜył dłoń na jej ramieniu. Miała szerokość sporej klepki podłogowej. - W porządku? Alex skinęła głową i Max otworzył drzwi. Pokój był oświetlony tylko lampką wiszącą wprost nad łóŜkiem. Jej blask padał na leŜącą bez ruchu osobę, podłączo- ną do maszynerii podtrzymującej Ŝycie, która warkotała, popiskiwała, mruczała i wzdychała. Zgarbiona postać przy łóŜku nie drgnęła na szmer otwieranych drzwi. Alex stała wyczekująco w progu. Miała dość oleju w głowie, by nie odzywać się pierwsza. Postać siedziała bez ruchu, lecz napięcie, którym emanowała, było wprost namacalne. Alex nie musiała widzieć jej oczu, by wiedzieć, Ŝe są utkwione w woskowej twarzy i Ŝe matka całą siłą woli pragnie przywrócić syna do Ŝycia. Słychać było jedynie szum i szmer urządzeń. Alex odchrząknęła, bo gdy spróbowała przemówić, poczuła, Ŝe ma wyschnięte gardło. Nabrała oddechu i wypowie- działa słowo, którego nigdy poprzednio nie uŜyła. - Mamo. - śadnej reakcji. Kolejną próbę podjęła silniejszym głosem. - Mamo, to ja, Alex. Postać wyprostowała zgarbione ramiona. Rozpacz, którą wyraŜały, dałaby się zmierzyć z matematyczną dokładnością. Powoli, jakby pracowała na zardzewiałych zawiasach, głowa o złocistorudych włosach odwróciła się i Alex ujrzała w świetle lampy twarz matki. Widywała ją we wszelkich wcieleniach. Przytłaczająca piękność, wyzbyta sztuczności uwodzicielka, czarująca pani domu, przebiegła w robieniu interesów, pełna wdzięku gospodyni, lodowaty wróg - matka miała twarz na kaŜdą okazję, lecz wstrząśnięta córka uświadomiła sobie, Ŝe teraz widzi nie maskę, lecz prawdziwą Evę Czerny niemal sparaliŜowaną bólem. Alex ogarnęło głębokie onieśmielenie. Zawsze widziała matkę wyśmienicie, wręcz idealnie zrobioną, prosto z linii montaŜowej, którą w jej przypadku była toaletka. KaŜdy włos na swoim miejscu, Ŝadnej zmarszczki, bezbłędnie nałoŜone sztuczne rzęsy, wszelki efekt wykalkulowany do najdrobniejszego szczegółu. Matka zawsze wydawała się taka sama. W ogóle nie przybywało jej lat i chociaŜ Alex wiedziała, Ŝe to wynik liftingów zrobionych tuŜ przed momentem, w którym były konieczne, co pozwalało uniknąć niekorzystnego porównania stanu sprzed i po zabiegu, niezmienna doskonałość sprawiała, Ŝe myśl o starzeniu się Evy Czerny była czymś niedorzecznym. Teraz oniemiała Alex ujrzała kobietę zniszczoną nie tylko przez czas, ale i przez rozpacz. Starą kobietę. - Alex? - Głos teŜ był jak zardzewiały; zniszczony, dziwnie chrapliwy po wielu godzinach rozdzierającego szlochu, ale pytająca nuta, która w nim zabrzmiała, sygnalizowała nie tylko zdumienie i zaskoczenie, lecz takŜe - co doprowadziło do tym większej dezorientacji Alex - nadzieję. - Alex? - padło po raz drugi i teraz dało się słyszeć nie tylko nadzieję, ale i zadowolenie. Było to tak dalekie od oczekiwań Alex, Ŝe aŜ niewiarygodne, lecz córka wystarczająco dobrze mała Ŝrące działanie cierpienia, by rozpoznać, kiedy jest ono prawdziwe, a kiedy udawane. Jakby potwierdzając szczerość uczuć, matka podniosła ręce do twarzy, zgięła się wpół i wybuchnęła rozpaczliwym szlochem, krzyczącym o braku nadziei.
9 Litość dołączyła do ogromnego współczucia, lecz Alex nadal czuła w sobie lodowaty rdzeń zdrowego rozsądku. Matka była wytrawną aktorką, geniuszem w pobudzaniu r emocji, które potrafiły zaślepić lub zniewolić. A co z tymi chwilami, w których ja płakałam? - pomyślała. - Czy cię to kiedyś ruszyło? Modliłam się właśnie o to, o zburzenie twojej starannie wzniesionej barykady młodych kochanków, cudownych liftingów i sukni po pięćdziesiąt tysięcy dolarów sztuka. Dotarło do niej, Ŝe matka powtarza w kółko jedno słowo, raz za razem, głosem tak wyzutym z sił, tak błagalnym, aŜ wstrząsającym. - Wybacz mi, proszę... wybacz mi, proszę... Alex przykuta do miejsca patrzyła wstrząśnięta i pełna niedowierzania, gdy matka oślepiona łzami, z wykrzywioną twarzą, która niczego nie ukrywa, otwartymi ustami błagała o pomoc, szukając ręką oparcia krzesła. Wreszcie chwiejnie powstała. Zrobiła niepewny krok, wyciągnęła dłonie w kierunku niemej, kompletnie oszołomionej córki i kolejny raz odezwała się tym samym zdławionym głosem: - Proszę... wybacz mi... Błagam cię, wybacz mi... Osunęła się na podłogę. 2 Węgry, lata 1932- 1956 Urodziła się jako Anna Farkas, dziecko węgierskiej puszty, zbiorowiska zabudowań folwarcznych, chłopskich chałup, spichlerzy, stajni i szop, które zajmowało środek wielkiej posiadłości, często rozrastając się do rozmiarów wioski z własną szkołą i kościołem. Była szóstym i ostatnim dzieckiem Gyorgya Farkasa i jego Ŝony, równieŜ Anny, potomków fornali, parobków, niewiele róŜniących się od niewolników, którzy przez pokolenia naleŜeli do szlacheckiej rodziny władającej posiadłością i zamkiem będącym jej sercem. Majątek leŜał w zachodniej połaci Węgier, w regionie Gyor-Sopron. NajbliŜszym miastem było Gyor, ale Anna miała dopiero siedem lat, kiedy w ogóle je ujrzała na oczy. Było niedaleko granicy austriackiej. Cały region naleŜał kiedyś do Austrii, jako Ŝe Węgry były częścią cesarstwa austro-węgierskiego. Została zabrana do Gyor wraz z braćmi i siostrami na ślub najstarszej córki najmłodszej siostry matki, która wyszła za mąŜ za człowieka wyŜszego stanu, robotnika kolejowego, co było niezwykłym wydarzeniem, gdyŜ ludzie z puszty zwykli Ŝenić się między sobą. Anna była równocześnie przeraŜona i rozradowana. Do tej pory znała tylko bezkresne pola; hałas, budynki, ludzie byli dla niej objawieniem. Ale naprawdę zmieniła jej Ŝycie pierwsza wizyta w kinie, w którym wyświetlano musical z Fredem Astairem i Ginger Rogers. Ujrzała świat jak ze snu. Świat pięknych, wytwornych kobiet, eleganckich męŜczyzn w bieli i czerni, którzy tańczyli i Ŝyli w pięknych domach, jeździli wielkimi samochodami i jedli wyborne potrawy. Anna patrzyła jak zaczarowana. Wiedziała, Ŝe jakimś sposobem musi znaleźć drogę do tego świata. Zapragnęła go z taką poŜądliwością, Ŝe nic innego się nie liczyło. Od tej chwili wszystko podporządkowała temu jednemu celowi i wkradała się na teren zamku, skrycie zerkając przez rozjarzone okna na męŜczyzn i kobiety, których widok potwierdzał wszystko to, co ujrzała na biało-czarnym ekranie. Kiedy kawalkada samochodów przyjeŜdŜała z Budapesztu, Anna zawsze była blisko ukryta za drzewem czy krzakami i obserwowała, słuchała, uczyła się. Gdy matka, która spełniała w puszcie rolę akuszerki, jechała później do Gyor do połogu siostrzenicy, Anna błagała, Ŝeby ją zabrać; obiecywała posłuszeństwo, wykonywanie kaŜdego polecenia, pracę, bieganie na posyłki, kaŜdą usługę, byle tylko mogła pojechać do miasta. PoniewaŜ była najmłodsza, a jej uroda podbiła serca wszystkich za pierwszą wizytą, matka się zgodziła. I mała Anna Ŝebrząc, choć groziło jej za to od matki lanie, poŜyczając stąd czy zowąd i kradnąc co popadło, zdołała uzbierać te kilka monet niezbędnych na bilet do magicznego świata kina. Gdy wuj, rozradowany przyjściem na świat pierwszego wnuka, pochwalił ją za zachowanie i zapytał, co chciałaby w nagrodę, powiedziała z szeroko otwartymi oczami: „pójść do kina”. Zaśmiał się i oświadczył, Ŝe moŜe wybrać się z kuzynkami. Znów obejrzała musical, kolejny obraz z Fredem i Ginger, i znów znalazła się w innym świecie. Po powrocie do domu, do znienawidzonego Ŝycia, leŜała w łóŜku, które dzieliła z dwoma starszymi siostrami i powtarzała w myślach kaŜdą scenę, kaŜdą piosenkę, kaŜdy taniec i kolejny raz przysięgała sobie, Ŝe pewnego dnia zamieszka w tamtym świecie, daleko od cięŜkiej pracy, biedy, niewolniczego posłuszeństwa wobec władzy, której nienawidziła. Nie cierpiała losu dziecka ubogich fornali, podziwiała ciotkę, która wspięła się na wyŜszy stopień dra- biny społecznej pozbywając się stygmatu istoty najmarniejszej z marnych - mieszkańca puszty. Wiedziała, Ŝe jest inna i to nie tylko z powodu wyglądu. Nic nie łączyło jej z ojcem i matką, którzy w wieku czterdziestu lat byli juŜ starcami, pogardzała rodzeństwem za godzenie się z losem. Nie cierpiała pracy, którą była zmuszona wykonywać. śycie stało się jeszcze gorsze z nadejściem wojny, ale wszystko zmieniło się nieporównanie z pojawieniem Rosjan. Jestem przeznaczona do wyŜszych celów - taka była jej dewiza. - Moja uroda musi być wykorzystana, bo po co inaczej Bóg by mnie taką stworzył? Jej uroda była niewątpliwie uderzająca. Gdyby Gyorgy Farkas nie wiedział, dlaczego córka tak się róŜni od reszty rodziny, uwierzyłby, Ŝe Ŝona nie była mu
10 wierna, bo chociaŜ oboje mieli ciemną karnację, jak i piątka dzieci, Anna miała jasne, rudozłote włosy, oszałamiająco jasną cerę i turkusowoniebieskie oczy o tak głębokim odcieniu, Ŝe męŜczyźni stawali jak wryci na jej widok. Jej delikatne kości przykrywała dokładnie odpowiednia ilość ciała - jako dziecko nigdy nie była tłuścioszkiem - które miało budzące zachwyt okrągłości. Miała drobne dłonie i stopy, a takŜe ochrypły, gardłowy głos, równie uwodzicielski jak uśmiech. Jej zmysłowość rzucała na kolana na odległość tysiąca jardów. A wszystko to dlatego, Ŝe prababkę uwiódł szlachcic goszczący na zamku, wykorzystując droit de seigneur rozpowszechnione na dziewiętnastowiecznych Węgrzech. Dziecko, wynik tego zdarzenia, odziedziczyło wygląd po ojcu i przekazało je w genach wieśniaczce Annie Farkas, tak Ŝe wyglądała jak arystokratka ze stosowną ilością pałek w herbie. Odziedziczyła równieŜ inteligencję pradziada i chociaŜ przeszła minimalną edukację, uczyła się stale z kaŜdego dostępnego źródła. Przekopywała śmietniki na tyłach zamku i w rzadkich okruchach wolnego- czasu poŜerała znalezione gazety i ksiąŜki. Miała równieŜ wrodzone zdolności naśladowcze i przekonała się, Ŝe z łatwością moŜe powtórzyć głos, ton, gesty, mimikę. Jednym z jej celów była ucieczka; planowała opuścić Węgry i znaleźć ten pieszczony promieniami słońca kraj, w którym nigdy nie będzie głodu ani harówki, gdzie będzie mogła spocząć w wannie pełnej wonnej piany, a potem otulić się w ciepły ręcznik podany rękami pokojówki. Lustro mówiło, Ŝe jej twarz to fortuna, lecz nigdy nie zdoła jej wykorzystać, jeśli nie wyjedzie. Jednego była pewna - dokona tego dzięki męŜczyźnie lub męŜczyznom i kiedy miała siedemnaście lat, jej szansa pojawiła się pod postacią sowieckiego komisarza, który przyjechał sprawdzić, dlaczego posiadłość - zamieniona na kołchoz - nie dostarcza planowanej produkcji. Anna natychmiast zwróciła na niego uwagę; co więcej, zauwaŜyła, Ŝe wywarła na nim wraŜenie. Był od niej trzydzieści lat starszy i zupełnie nieatrakcyjny, ale przyjechał wielkim czarnym autem, które dowodziło wysokiej partyjnej rangi, i roztaczał upajający aromat władzy. Kiedy wielkie czarne auto wracało do Budapesztu, Anna w nim siedziała. Miasto sprawiło jej pewien zawód. Spodziewała się drugiego Nowego Jorku. ChociaŜ mieszkanie w bloku, w którym ją umieszczono, nie miało luksusowej kategorii, ku której zdecydowanie dąŜyła, był to duŜy krok naprzód w po- równaniu z tym, do czego przywykła. Przede wszystkim miało wannę. Teraz (i przez resztę Ŝycia) potrafiła godzinami rozkoszować się gorącą, pachnącą kąpielą (gdyŜ jej Rosjanin umiał zdobyć luksusowe artykuły niedostępne dla Węgrów) i otulała się ciepłym, puszystym ręcznikiem. Mogła równieŜ dać upust swoim ogromnym seksualnym apetytom, gdyŜ jej protektor był męŜczyzną lubiącym seks w dowolnych ilościach i chociaŜ okazał się - jak nauczyły ją późniejsze doświadczenia - raczej chciwy niŜ szczodry, było to lepsze niŜ nic. Miała pewne obawy, gdy po niecałych dwóch latach został przeniesiony na wyŜsze stanowisko do wschodnich Niemiec, ale jego następca, człowiek całkowicie odmienny, z radością przejął utrzymankę i od niego nauczyła się wielu rzeczy bardzo poŜytecznych w przyszłości. Był człowiekiem kulturalnym, na progu czterdziestki. SłuŜył w sowieckiej słuŜbie dyplomatycznej w wielu krajach; mówił po angielsku, francusku i włosku; został zesłany na Węgry za karę z powodu jakiegoś odstępstwa od partyjnych dogmatów. Lubił muzykę - doskonale grał na fortepianie - i to on obdarzył ją imieniem, pod którym stała się sławna. Zwykł Ŝartobliwie nazywać ją wieczną Evą, więc przyjęła to imię. Z nut, które leŜały na fortepianie, dodała „Czerny”. Evą Czerny. Zwykła powtarzać to na głos przed lustrem, wyciągając władczo rękę do pocałunku. Brzmiało odpowiednio. Kiedy nadejdzie właściwy czas - myślała, kiwając głową do odbicia w lustrze - stanę się tą osobą. Tak będę nazywała się na Zachodzie. Kto skojarzy mnie z Anną Farkas? Nie mówiąc o tym nikomu, zdecydowała, Ŝe zdobędzie dokumenty na to nazwisko. Musi się tylko dowiedzieć, jak to zrobić - i przez kogo. Od swojego kulturalnego Rosjanina zdobyła równieŜ wiedzę o wykwintnych potrawach i winach; spędził kilka lat w ParyŜu, pozornie jako przedstawiciel sowieckiej firmy, w rzeczywistości był szpiegiem. Udało mu się równieŜ zapre- numerować dla niej kilka zachodnich czasopism i na jej prośbę nauczył ją kilku słów po angielsku. Podczas jego nieobecności spędzała czas na nauce języka, wkuwaniu gramatyki, ćwiczeniach wymowy, chociaŜ przy nim była czujna i rozśmieszała go swoją angielszczyzną. Nie miał pojęcia, Ŝe ta urocza, wspaniała dziewczyna, która przejawia taki dziecięcy zapał do nauki, w niczym nie ustępuje bystrością umysłu nauczycielowi. Wystarczało mu to, Ŝe kiedy wracał po całym dniu pracy, czekała na niego świeŜo wykąpana i ubrana w jedną z sukienek, które umiał dla niej zdobyć, a które nigdy nie pojawiały się w Ŝadnym węgierskim sklepie; Ŝe zawsze miała chęć na seks, lecz bez trudu potrafiła znaleźć sobie zajęcie, gdy miał coś do roboty, a równocześnie chętnie siedziała przy nim słuchając muzyki lub opowieści o latach spędzonych na Zachodzie. Z dumą pokazywał ją w towarzystwie, gdyŜ wiedział, Ŝe jest obiektem zazdrości, i z dumą patrzył, jak rozkwita, kierując ku niemu swój czar jak ku Ŝyciodajnemu słońcu. Wiele ją nauczył, ale z pewnym zasobem wiedzy przyszła na świat. Miała wrodzone wyczucie dobrego smaku; wiedziała dokładnie, jak osiągnąć korzystny wygląd. Miała styl. Nosiła prostą sukienkę, którą jej kupił, demonstrując to coś nieuchwytnego, co Francuzi nazywają „szykiem”. Mogła włoŜyć worek po mące, a wszyscy i tak by się za nią oglądali. Miała równieŜ nadzwyczajne dłonie. Jej matka cierpiała na silne bóle głowy, ojciec na skurcze mięśni barków, ale
11 długie, pilne palce Anny zawsze potrafiły złagodzić ból. MasaŜu nauczyła ją babka ze strony ojca, którą nauczyła tego jej matka. Zmarła, gdy Anna miała czternaście lat. Teraz Anna mogła wykorzystać te umiejętności, gdyŜ jej sowiecki opiekun cierpiał na ostre skurcze mięśni, wynik nerwicy. Gdy tylko Annie udało się go wreszcie przekonać i dał sobie rozmasować twarde jak Ŝelazo barki i zesztywniały kark, ze zdumieniem i wdzięcznością poczuł, jak mięśnie odzyskują elastyczność. - Masz ręce uzdrowicielki co się zowie - powiedział. - Osiągnęłaś w kwadrans coś, czego nie załatwiły wszystkie łoje pobyty w klinikach krymskich. To podsunęło jej pewien pomysł. Nadal za cel Ŝyciowy uznawała bogactwo i potęgę, i chociaŜ wiodła Ŝycie utrzymanki, czasami - i to na tyle często, Ŝe była przekonana i powadze tych pragnień - wyobraŜała sobie, Ŝe to ona ma pieniądze i władzę. Jeśli potrafiłaby dodać te elementy do swojej urody, powstałaby triada, przy pomocy której podbiłaby świat, lecz tymczasem musiała się zadowolić tym, co miała, a Ŝe wszystko zdobywała poprzez męŜczyzn, naleŜało wykorzystywać ich do osiągnięcia odpowiednich wpływów i panowania, by wreszcie wedrzeć się na szczyt. I tak teŜ zdecydowała się zostać masaŜystką. Rosjanie byli gorącymi zwolennikami masaŜu i kiedy tylko w kręgu, w którym poruszał się jej opiekun, rozeszła się opowieść o jej „uzdrowicielskich” umiejętnościach, wkrótce pracy miała pod dostatkiem. Odwiedzała klientów w mieszkaniach - czasami były to spore domy - i miała oczy i uszy szeroko otwarte. Przy tym zarabiała, bo jej Rosjanin dobrodusznie pozwolił jej zatrzymać wszystkie uzyskane pieniądze. Znalazła chemika - faktycznie biochemika - który zgodził się wytwarzać uŜywane przez nią wyciągi z ziół. Babka wyjawiła jej sekret ich mieszania. Był Węgrem i początkowo okazywał wyłącznie lodowatą uprzejmość, poniewaŜ była węgierską dziewczyną na usługach sowieckich panów, lecz gdy zapytała go, czy jest zainteresowany wiadomościami, jakie zbierała podczas zabiegów, zmienił ton. Z tych samych źródeł dowiedziała się o istnieniu w mieście zakonspirowanych organizacji, dąŜących do obalenia ciemięzców, i próbując zrozumieć postawę Laszlo Kovacsa wobec niej, sprytnie doszła do wniosku, Ŝe tamte cele są mu bliskie. Stąd był juŜ tylko prosty krok do wyznania, Ŝe została podsunięta Rosjaninowi przez pewnych ludzi - oczywiście, nie moŜe podać ich nazwisk - by dowiedzieć się, ile tylko moŜliwe. Teraz podejmuje ryzyko i prosi go o pomoc nie tylko dlatego, Ŝe wyczuwa wspólnotę ideałów, ale równieŜ dlatego, Ŝe jej stały łącznik został aresztowany i zniknął w kwaterze głównej AVO przy ulicy Andrassyego. Niewielu z tych, którzy tam weszli, wyszło z powrotem. - Dowiedziałam się wielu rzeczy. Część moŜe się przydać, część nie. Ale nie wiem, co zrobić z informacjami, skoro nie mogę przekazać ich dalej. - Jej zagubienie sprawiało tak autentyczne wraŜenie, Ŝe Laszlo zgłosił meldunek swojej grupie, która poleciła mu zadać kilka weryfikujących pytań. Jeśli odpowiedzi okaŜą się satysfakcjonujące, to kto wie... Eva - tak nazywała siebie teraz w myślach, chociaŜ przedstawiła się Laszlo prawdziwym imieniem - potrafiła podać im nazwiska; nazwiska ludzi, o których wiedziała, Ŝe zostali aresztowani i nie mogli zaprzeczyć jej wersji. Wiedziała, kiedy zostali aresztowani i za co, a poniewaŜ byli tam i waŜni ludzie, udało się jej przekonać grupę Laszla, Ŝe nie jest podwójną agentką, zwłaszcza gdy dostarczyła pewnych nadzwyczaj istotnych informacji. Poza tym uwiodła Laszla, lecz zrobiła to w taki sposób, Ŝe był przekonany, Ŝe to on ją uwiódł. Był atrakcyjnym brzydalem; wysokim, dobrze zbudowanym, z orlim nosem i pięknymi piwnymi oczami. W łóŜku okazał się wirtuozem. Poza tym był znakomitym chemikiem. Gdy jeden z klientów Evy nabawił się dokuczliwej wysypki, sporządził krem, który usunął przypadłość w pięć dni. W tym czasie, w 1953 roku, doszedł do władzy Imre Nagy i zaprowadził o wiele bardziej liberalne rządy. Po raz pierwszy od lat w sklepach pojawiły się kosmetyki, ale niskiej jakości. Sama Anna uŜywała kosmetyków Elizabeth Arden, które jej Rosjanin przywoził z przypadkowych wypadów do Wiednia. I właśnie, gdy porównywała te drogie, wysokiej jakości produkty z tym, co było do zdobycia na miejscu, wykluł się jej pomysł. Jak zwykła to dramatycznie określać po latach, przeŜyła iluminację. - Musimy wyprodukować nasze własne kosmetyki - rzekła podniecona do Laszla pewnego popołudnia. W domu powiedziała, Ŝe idzie po świeŜą oliwę. Zawsze korzystała z tej wymówki. Było to między pierwszą a drugą, w porze obiadowej, kiedy Laszlo zamykał swój mały sklepik; ten czas zawsze spędzali w łóŜku. - Produkować własne kosmetyki..! - Tak. Najpierw zrobisz analizę kremów i mleczek Elizabeth Arden, a potem skopiujemy je... z tym Ŝe mam kilka pomysłów na ulepszenie. - A skąd weźmiemy składniki? - Laszlo, to kremy do twarzy, nieskomplikowane chemiczne związki. Podstawowe składniki szminki to olej olbretu, substancji z głowy kaszalota, wosk pszczeli i lanolina z wełny owczej! Czy to takie trudne? - Skąd się na tym znasz? - Czytałam o tym - odparła zniecierpliwiona Eva. - Składniki koloryzujące otrzymuje się z podstawowych pigmentów mineralnych: węgla drzewnego i róŜnych ochr. Czerwona ochra jest uŜywana od stuleci!
12 Siedział w milczeniu, zafascynowany, a ta delikatna jak kwiat kobieta mówiła mu dalej ze znajmością rzeczy o alko- holu etylowym, siarczanie sodowym, rafinowanych alkoholach lanolinowych, białym wosku i parafinie, oleju z migda- łów i wodzie róŜanej. Uświadomił sobie, Ŝe Eva jest ambitna; Ŝe za kobiecymi wdziękami kryje się stalowa determinacja i chociaŜ potrafi wyglądać tak delikatnie jak piórkowe boa, w rzeczywistości jest twarda jak węglowa stal. Szukała sposobu wybicia się, wiedziała dokładnie, dokąd zmierza i nawet na chwilę nie odrywała oczu od obranego szlaku. Umiała zachować lodowaty spokój i z małpią zręcznością balansowała między sowieckimi władcami Węgier a grupą Laszla, dla której szpiegowała. - Jesteś znakomitym chemikiem - powtarzała. - Ale na początku mógłbyś wyprodukować bardzo proste kosmetyki. Przede wszystkim krem nadający się do masaŜu i w ten sposób wykonywałabym dwie usługi równocześnie. Coś bar- dzo łagodnego i w płynie, bo to nie moŜe doprowadzić do ściągania skóry i... Uniósł rękę. - A kiedy będę prowadził swój interes? - Kiedy tylko nasz krem się przyjmie, będziesz mógł rzucić w kąt twój interes! Nie zarobisz pieniędzy na sprzedaŜy oleju rycynowego, pigułek na przeczyszczenie i maści na porost włosów! Na kosmetyce moŜna zrobić fortunę. Czy wiesz, Ŝe Elizabeth Arden jest multimilionerką, a zaczynała od zera? Tak samo było z Heleną Rubinstein. Ja będę trzecia. Laszlo znów popatrzył na śliczną kobietę, której oczy błyszczały fanatycznym blaskiem. - Tak - powiedział - albo wcześniej umrzesz. Tu są Węgry, kochana. Za bardzo naczytałaś się zachodnich czasopism. - Czy nie rozumiesz, Ŝe właśnie dlatego nam się uda? Z nich dowiedziałam się o pudrach, które tu są nie do dostania, o kremach i mleczkach, o których Węgierki nigdy nie słyszały. To nasza szansa, Laszlo, musimy ją wykorzystać! Ty będziesz producentem, a ja zajmę się sprzedaŜą. Wiesz, Ŝe nie ma takiej rzeczy, której nie potrafiłabym sprzedać! - Jesteś jedyną znaną mi kobietą - zapewnił ją - która nie na słowa „niemoŜliwe”. - Jestem tak pewna sukcesu, Ŝe będę sprzedawała tylko na zamówienie. - Mówisz powaŜnie? Eva wbiła w niego wzrok. - Oczywiście. I tylko pomyśl, jeśli poszerzę klientelę, kto wie, jakie informacje zdobędę? Nawiązała ze mną kontakt Ŝona wysokiego urzędnika ambasady Francji, która słyszała moich „uzdrowicielskich mocach”. Otworzy mi drzwi do kręgów, o których ty moŜesz tylko marzyć i dowiem się rzeczy, o których nawet ci się nie śniło. - Wiesz - rzekł z namysłem Laszlo - moŜe w tym coś jest... Kremy od razu zdobyły powodzenie. Laszlo znał się na rzeczy i słuchając sugestii Evy - mówiła mu dokładnie, czego chce - ulepszał zawartość słoiczków i buteleczek, które mu donosiła. - Ten krem jest za cięŜki - mawiała. - Złe się rozprowadza i moŜna go tylko wklepywać; chcę, Ŝeby był lekki, lekki, lekki! Jak kurze białko, prawie jak pianka. Potrafisz to zrobić? - Wyprodukował ziołowy tonik, do uŜytku po dokładnym oczyszczeniu, który Eva ochrzciła „Poranna Rosa”; nie zawierał oczaru wirgińskiego, którego wtedy powszechnie uŜywano, i nie szczypał. Eva sprzedawała, sprzedawała i sprzedawała. Zaczynała od ofiarowywania darmowych próbek. - Pani zawsze chwali moją skórę - mawiała - więc wzięłam ze sobą ten słoiczek. Tego kremu zawsze uŜywam. Jest cudowny. Wiem, co mówię, bo sama go zrobiłam. Proszę spróbować. Nigdy nie sięgnie pani po nic innego. Od sprzedaŜy produktów przeszła do uŜywania ich, jak to nazywały jej czasopisma facials, czyli mini-liftingach. Jej oko nieomylnie oceniało kolory. Po serii eksperymentów, dodawania, ujmowania, mieszania, wypośrodkowywania, stworzyła serię szminek o głębi koloru niespotykanej na Węgrzech i zaskakującej nawet cudzoziemskie klientki. - Ta twoja szminka jest wspaniała - entuzjazmowała się Ŝona pewnego urzędnika ambasady Wielkiej Brytanii oceniając w lustrze usta. - Co za kolor i głębia, a rozprowadza się idealnie. Jeszcze lepiej, nie ściera się. Biorę po jednej z kaŜdego koloru. Do 1956 roku jeszcze raz zmieniła opiekuna i chociaŜ z autentycznym Ŝalem rozstała się ze swoim kulturalnym Rosjaninem, gdyŜ był bardzo uŜyteczny, z zadowoleniem wylądowała pod skrzydłami jeszcze młodszego męŜczyzny, wyŜszego oficera AVO, znienawidzonej tajnej policji. Niebawem zaczęła czuć do niego odrazę. Był tak samo przystojny jak próŜny. I był sadystą. Ale okazał się równieŜ arogancko nieostroŜny; rozmawiał otwarcie przez telefon w jej obecności, kiedy ostentacyjnie czytała jedno ze swoich czasopism, a w rzeczywistości zapamiętywała kaŜde słowo. Nic nie sprawiało mu większej przyjemności, jak poddać się jej zręcznym dłoniom; nauczył ją rzeczy, dzięki którym zyskała później reputację mistrzyni seksu. Zaopatrzył ją w mały samochód i benzynę, więc mogła krąŜyć po mieście od klientki do klientki. Zjawiała się atrakcyjna, sypiąca ekscytującymi ploteczkami. Stała się dobrze znana nie tylko wśród Rosjan i węgierskich szych partyjnych, ale i w światku dyplomatycznym. Zarabiane pieniądze zatrzymywała dla siebie, a wykorzystując znajomość z oficerem AVO, mogła zaopatrywać Laszla w wiadomości
13 grubego kalibru. Ale przez cały czas wyczekiwała właściwego momentu; szansy, która wreszcie miała pojawić się na jej drodze. Oczekiwała jej z wiarą zdobią poruszać góry. I 23 października 1956 roku ta szansa pojawiła się. Węgry powstały. Jej kochanek zlekcewaŜył pogardliwie rozruchy: - To tylko bezsilna hołota. Ale Laszlo myślał inaczej: - Wybiła nasza godzina - rzekł z uniesieniem. - Wolność jest blisko. Mam iść na Politechnikę. Moja grupa ma tam kwaterę. Chodź ze mną, - Nie - odparła Eva. - Nie widzisz, co się dzieje? To rewolucja! Niedługo będziemy wolni. Tak myślicie - powiedziała w duchu Eva, wiedząc znacznie więcej od niego. - Ale to szansa na moją wolność. Dlatego odezwała się chytrze: - Mogę przynieść więcej poŜytku, robiąc to, co do tej pory. Przekazując informacje. Ktoś musi to robić. Jeśli cię tu nie będzie, musisz zadbać o innego łącznika. - Ale tu będzie bardzo niebezpiecznie! - Na Politechnice teŜ będzie bardzo niebezpiecznie. - Kiedy tylko Zachód przyjdzie nam z pomocą... - Oczywiście, wtedy to co innego, ale do tej pory chyba najlepiej zachowam się udając, Ŝe nie mam nic wspólnego z powstaniem. Jestem tylko małą Anią Farkas, która ma zręczne ręce i magiczne napary. Kto miałby mnie podejrzewać? Laszlo dostrzegł słuszność tych propozycji. Powstańcom była potrzebna kaŜda pomoc, ale tam, gdzie chodziło o pomoc samemu sobie, nikt nie dorównywał Evie. Ich związek dawał mu przyjemność, Eva była atrakcyjną kobietą, ale Laszlo w przeciwieństwie do innych męŜczyzn dostrzegł pod tą przyprawiającą o zawrót głowy fasadą absolutny brak serca. Wiedział, Ŝe w gruncie rzeczy najwaŜniejsza dla Evy jest ona sama, nie to, co stanie się z Węgrami. Bez względu na to, co nastąpi, zwycięstwo czy klęska, ona da sobie radę. Cokolwiek zamierzała, a wiedział, Ŝe jest zdolna do wszystkiego, by zaspokoić swoje ambicje, nic jej nie zatrzyma. No cóŜ - pomyślał - czy ja nie jestem gotów zabijać, by zrealizować moje ambicje? - W porządku - rzekł. - Zapewnię ci łącznika. Dostaniesz wiadomość, kto to będzie. Ale bądź ostroŜna. Wynik powstania jest sprawą otwartą; wiadomo jedynie, Ŝe poleje się krew. - Zawsze jestem ostroŜna - przypomniała mu, obejmując szczupłymi ramionami jego szyję. - Teraz cieszmy się sobą po raz ostatni, zanim się rozstaniemy... - Mam nadzieję, Ŝe nie na długo. Twoja nadzieja nie jest moja nadzieją - pomyślała Eva. - To nasze ostateczne poŜegnanie. Nie tylko z tobą, ale i z Węgrami. Moje przeznaczenie mnie wzywa. Pracowała tak długo, jak tylko na ulicach było bezpiecznie; gdy zamieniły się w pola bitewne, pokryte gruzem, zata- rasowane płonącymi czołgami - i od czasu do czasu płonącymi trupami - porzuciła mieszkanie i schroniła się w skle- piku, który wyglądał, jakby był zamknięty na głucho. Laszlo dał jej klucze „na przechowanie”. Od tygodnia nie spoty- kała się ze swoim kochankiem z AVO, ale poniewaŜ teraz na ulicach Budapesztu rządził lud, znienawidzona tajna po- licja była ścigana bezlitośnie i mordowana na kaŜdym kroku. Eva obawiała się tylko pozostawienia po sobie jakiegoś śladu, który w przyszłości mógłby jej zaszkodzić. Planowała zniknięcie Anny Farkas, która zostałaby uznana za zabitą. Ludzie byli grzebani tam, gdzie dosięgła ich kula, nie było czasu na ceremonie pogrzebowe, formalności. Awoszy zwykle wieszano, po czym półŜywych obracano głową w dół nad ogniskami. Nie było to gorsze niŜ los, jaki zgotowali tysiącom męczenników w straszliwej kwaterze przy ulicy Andrassyego. Eva nie współczuła im; jak zawsze najwaŜniejsze było dla niej własne bezpieczeństwo. Kręcąc się po mieście była świadkiem kilku obrzydliwych scen, jakie spotkały kochanki awoszy; nie mogła dopuścić, by tłum potraktował ją podobnie. Podczas codziennych wizyt w sklepiku zgromadziła zapas Ŝywności; przynosiła ją w walizce, którą później zostawiła, poniewaŜ zamierzała wykorzystać ją następnie do innego celu. Od dawna stała tam wąska prycza, bo Laszlo często do późna w nocy sporządzał pilnie potrzebne dostawy, była bieŜąca woda i mały prymus. Eva wzięła równieŜ ze sobą przenośne radio. Z zewnątrz sklep wyglądał na nieczynny i zawsze pamiętała o tym, by małe okienko wychodzące na tylną uliczkę było zamknięte i miało spuszczoną Ŝaluzję. Po rozgoszczeniu się w sklepiku przystąpiła do produkcji swoich wyrobów. Zgromadzoną ilością wypełniła zapas słoiczków i buteleczek. Dokładnie wiedziała, w jakich proporcjach łączyć składniki i jak je mieszać, bo uwaŜnie przyglądała się pracy Laszla. Zakończyła działalność dopiero wtedy, gdy walizka została wypchana do pełna. Była bardzo cięŜka, lecz Eva bezwzględnie zamierzała zabrać ją ze sobą. Ta walizka zawierała jej przyszłość. Izolacja jej nie przeszkadzała; oznaczała bezpieczeństwo. Pewnego razu ktoś załomotał do drzwi, ale Eva zachowała
14 - milczenie i zostawiono ją w spokoju. Co zdumiewające, w mieście obyło się bez grabieŜy. Eva słuchała komunikatów radia Wolna Europa i dowiadywała się o gwałtownym pogarszaniu sytuacji. Czuła tylko znieciecierpliwienie i wyczekiwała zwieńczenia wydarzeń. Ale była szczęśliwa. Mogła spędzać całe godziny na pielęgnowaniu twarzy i włosów, manikiurze. Brakowało jej jedynie wanny; mogła się myć tylko pod bieŜącą wodą, ale po namyśle doszła do wniosku, Ŝe nawet umywalka z gorącą wodą jest lepsza niŜ to, co miała przez pierwsze siedemnaście lat Ŝycia. A gdy tylko znajdzie się na Zachodzie... Och, jakie będzie robiła sobie kąpiele, jakie pachnidła będzie wlewała do wanny, jakimi gorącymi, pachnącymi ręcznikami będzie się owijała, jakie olejki będzie wcierała w ciało. Będzie miała to wszystko. Wszystko, o czym marzyła od tak dawna, było teraz - przy pewnej dozie szczęścia - sprawą kilku dni. Nie przejmowała się losem Węgier; polityka jej nie interesowała. śaden rząd nie zrobił niczego dla swych podwład- nych, dbał tylko o siebie, a wystarczająco wiele nauczyła się od swoich sowieckich wielbicieli, by wiedzieć, Ŝe uwolnienie się z rosyjskiego uścisku to senne marzenie. Potwierdziła się słuszność decyzji opuszczenia Gyor-Sopron i przyjazdu do Budapesztu. Wszystko to było częścią jej przeznaczenia, w które święcie wierzyła, jak i w stare powiedzenie, Ŝe Bóg pomaga tym, którzy sobie sami pomagają... we wszystkim. Nie czuła lojalności wobec ojczyzny ani wobec rodaków; od dziecka miała oczy skierowane na Zachód. Nic, nawet to chylące się ku upadkowi powstanie, nie mogło zmienić jej zamiaru. I tak pewnego przedpołudnia, po wysłuchaniu ostatnich wiadomości Wolnej Europy, przygotowała się do wyjazdu. Rozstrzygające bitwy toczyły się wzdłuŜ i wszerz Węgier; krąŜyły plotki o interwencji sowieckiej na wielką skalę; Bu- dapeszt był w stanie anarchii. - Czas się zbierać - westchnęła z zadowoleniem. Cały dzień strawiła na farbowaniu włosów, które stały się matowo- brązowe. Zmieniła wygląd. Twarz pokryła białym matowym podkładem, źle dobranym i o mącznym odcieniu, nie nałoŜyła szminki, cienia do powiek ani róŜu. Zresztą zawsze skąpo uŜywała tych kosmetyków. Włosy rozwichrzyła jak wronie gniazdo i dopełniła efektu wkładając okulary w złotych oprawkach ukradzione z domu klientki. Szkła optyczne zastąpiła „zerówkami”. Przebrała się w zakupione ubranie. Zgrzebna, nie dopasowana sukienka, grube skarpety, brzydkie, sznurowane buty, obwisły płaszcz z taniego, przypominającego koc materiału w kolorze Ŝałosnej szarości. Jestem nie do rozpoznania - pomyślała uszczęśliwiona. Dochodziła północ, gdy opuściła sklepik, zamykając za sobą starannie drzwi. Usunęła wszelkie ślady swojej bytności. W ruinach rozsiała torby z pustymi puszkami, kartonami, papierami. Pozbyła się równieŜ pustej butelki po farbie do włosów i kluczy Laszla. Sądząc po tym, co słyszała przez radio, wątpliwe było, aby kiedykolwiek otworzył z powrotem sklepik. Dźwigając cenną walizę podąŜała naprzeciw swojemu przeznaczeniu. Trwało to powoli, bo bagaŜ waŜył tonę, musiała często przystawać i masować spuchnięte dłonie. Szła krętym szlakiem, przewaŜnie zaułkami i tylnymi uliczkami, ale zbliŜała się do celu w równym tempie. Bez ceregieli przechodziła nad trupami, pokonywała barykady z płyt chodnikowych, mijała porwane przewody tramwajowe, zaśmiecone ulice, nieliczne wypalone czołgi. W pewnej chwili, gdy przecinała opuszczony plac, zatrzymała się i przyjrzała osmalonej twarzy funkcjonariusza AVO zwisającego z drzewa głową w dół. Nie był to jej kochanek, ale ten z powodzeniem mógł wisieć gdzie indziej. Musiała zerwać wszelkie więzy łączące ją z Węgrami. Laszlo nie dawał znaku Ŝycia od tygodnia i była przekonana, Ŝe on równieŜ nie okaŜe się zagroŜeniem dla jej przyszłości. NajwaŜniejsze było zniknięcie Anny Farkas z powierzchni ziemi. Kiedy dotarła do celu, odczekała, aŜ mogła bezpiecznie wejść. Wiedziała, Ŝe hotel Duna był przepełniony zagranicznymi korespondentami. Wśród wielu twarzy szukała męŜczyzny poznanego w domu urzędnika banku państwowego, którego Ŝona była jedną z jej pierwszych klientek. Eva lekko flirtowała z tym męŜczyzną, ale starannie unikała nadmiernej zaŜyłości, choć równocześnie dała mu przełomie do zrozumienia, Ŝe jest kimś więcej niŜ tylko „kosmetyczką”, jak nazywał jej zajęcie. Teraz rzuciła się do niego łkając histerycznie. Nie rozpoznał jej i był zdumiony, dopóki nie szepnęła: - To ja, Anna Farkas. - Anna! Mój BoŜe, co ty z sobą zrobiłaś? - To było konieczne... nie masz pojęcia... proszę, pozwól, Ŝe ci wytłumaczę. Widząc w tym materiał do korespondencji, zaprosił ją do baru. Tam przedstawiła mu swoją wcześniej starannie przy- gotowaną opowieść. Anna twierdziła, Ŝe jest podwójną agentką. Pod przebraniem kosmetyczki poruszała się po mieście i zbierała informacje. Początkowo umieszczono ją przy Rosjaninie, potem przy awoszu, ale bojownicy o wolność uwaŜali ją za zapatrzoną w Sowietów dziwkę i teraz, po zaginięciu Laszla, nie było nikogo, kto mógłby oczyścić jej imię, powiedzieć prawdę, dlaczego mimo groŜącego jej niebezpieczeństwa tak postępowała. - Widziałam, co robiono z innymi kobietami, które chodziły z Rosjanami i awoszami... mnie czeka to samo, jeśli mnie złapią. Nie mam nikogo innego, do kogo mogłabym się zwrócić. - Kto poradził ci, Ŝebyś przyszła do mnie? - spytał dziennikarz. - Laszlo. Powiedział, Ŝe mi pomoŜesz. MoŜe ty wiesz, co się z nim stało?
15 Pokręcił głową. - Nie, przykro mi. Wiem tylko, Ŝe wszystko się wali. Rosjanie zbliŜają się, mają wielką przewagę i niech Bóg strzeŜe Węgry, kiedy tylko tu dotrą. Sam czekam na rozkaz wyjazdu. - Proszę, zabierz mnie ze sobą... błagam cię... inaczej jestem trupem. - Zrobię, co będę mógł, ale nic nie obiecuję. Jeśli chcesz, moŜesz tu zostać. Mam dwuosobowy apartament... - Och, dziękuję ci, dziękuję... - Ucałowała go w rękę. Gdy wrócił do baru, padły pytania: - Kto to był? Co to za postać?! - Biedny dzieciak, który wpakował się po szyję w bagno; udawała panienkę dawnych władców i wyciągała, ile się dało informacji. Kolejny dowód, Ŝe to całe powstanie nie wybuchło ni z tego, ni z owego. - Dzieciak! Ma w najlepszym razie czterdziestkę. - Charakteryzacja, wierz mi, gdybyś zobaczył ją bez tego przebrania, dech by ci zaparło. Eva natomiast odetchnęła, zostając w jego pokoju do chwili przeprowadzki wszystkich brytyjskich korespondentów na bezpieczny teren ambasady Wielkiej Brytanii. Korespondent wytłumaczył jej obecność urzędnikowi i pozwolono jej zostać, chociaŜ poselstwo było zatłoczone. I tam kolejny raz los się do niej uśmiechnął. Wśród ukrywających się w ambasadzie, pracujących lub czekających ludzi wyszukała znaną jej twarz Węgra zatrudnionego przy wydawaniu dokumentów wyjazdowych. Faktycznie był rosyjskim szpiegiem i jedną z najgrubszych ryb czarnego rynku; Eva zaopatrywała się u niego wielokrotnie. Teraz - pomyślała - on kupi coś ode mnie; milczenie za świeŜe dokumenty, w tym najwaŜniejsze, pozwolenie na opuszczenie kraju, wystawione na nazwisko Eva Czerny. Nie miała Ŝadnych kłopotów. - Jedno słowo i po tobie - powiedziała. OdgraŜał się, szydził, Ŝe sama jest nie lepsza, ale chłodno powiedziała, Ŝe jest podwójną agentką, o czym Brytyjczycy wiedzą, natomiast nie mają pojęcia, czy on jest sowieckim szpiegiem, czy teŜ handlarzem czarnorynkowym. Wystarczy słówko komu trzeba... Po czterech dniach konwój składający się z czterech samochodów osobowych i cięŜarówki opuścił poselstwo i skierował się do Wiednia. Tam miał zabrać Ŝywność i wrócić do Budapesztu. W trzecim aucie jechali Eva i korespondent. Gdy tylko znaleźli się za austriacką granicą, uklękła i ucałowała ziemię. Potem uściskała swych wybawców i gorącz- kowo im podziękowała. - Bóg odpłaci wam za waszą dobroć... - Odciągnęła na bok dziennikarza, obdarzyła go spojrzeniem swoich cudow- nych oczu - bez okularów - i powiedziała: - Kiedy będziesz opisywał moją historię... a wiem, Ŝe to zrobisz... błagam cię, nie uŜywaj mojego nazwiska. Długi czas będę musiała się ukrywać; jeśli dowiedzieliby się, gdzie jestem, nie daliby mi spokoju. Opowiedz moją historię. Nie mam nic przeciwko temu. Niech świat dowie się, co spotkało mój kraj, ale powiedz tylko, Ŝe jestem zwyczajną węgierską dziewczyną. - Trudno by cię tak nazwać - powiedział wzruszony korespondent. - Jesteś niezwykłą i bardzo odwaŜną dziewczyną. Tak, opiszę twoją historię, ale nie uŜyję twojego imienia. Obiecuję. Jej historia opisana przez dziennikarza ukazała się pod tytułem: „Prawdziwa węgierska bohaterka”. Posłał Evie gazetę. Przeczytała opowieść, uśmiechnęła się z satysfakcją, gazetę spaliła. 3 Szwajcaria, rok 1988 Jak ona się ma? - spytał Max, gdy Alex weszła do wielkiego salonu willi stojącej nad Jeziorem Genewskim. - WciąŜ śpi. - A bardziej konkretnie... ja ty się masz? - WciąŜ nie mogę się pozbierać. Spodziewałam się po niej wszystkiego tylko nie „przebacz mi”. - Mówiłem ci. To nie ta sama Eva Czerny. Alex przysiadła na jednej z bliźniaczych sof przy wielkim kominku. - To przypomina jakieś religijne nawrócenie. - Wiesz, sam byłem wychowany w wierze i wydaje mi się, Ŝe twoja matka była ochrzczona. Zdrowo boi się ognia piekielnego i wiecznego potępienia. MoŜe gdy siedziała sama w tamtym pokoju, wszystkie stare grzechy stanęły jej przed oczami. - Nigdy nie słyszałam, by chodziła do kościoła. - Twoją matkę otacza wiele niewiadomych. Podał jej filiŜankę kawy. Czarny płyn stał się beŜowy, kiedy Alex wlała śmietankę. - W kaŜdym razie, twój przyjazd nie poszedł na mamę. - W głosie Maxa zabrzmiała satysfakcja. Hojnie osłodził
16 swoją kawę. - Skąd to wraŜenie, Ŝe czeka mnie o wiele więcej, niŜ się ego spodziewam? - spytała samą siebie Alex. - Chodzi ci o tę prośbę o wybaczenie? - Ona coś knuje. Od kiedy to Eva Czerny wątpi w słuszność swoich postępków? IleŜ to razy słyszeliśmy ją obwieszczającą: - Mam posłannictwo do spełnienia i nic... nic... mnie nie powstrzyma” - Alex wiernie odegrała matkę dającą wielkie przedstawienie. - Jeśli chciała, bym jej przebaczyła, dlaczego nie poprosiła mnie o przyjazd? Mam niesamowite uczucie, Ŝe... - śe co? - CóŜ, moŜe to świństwo, co powiem, ale wydaje mi się, Ŝe widzę aktorkę w jakiejś roli. To po prostu nie przystaje do jej charakteru. Sama myśl o moim istnieniu napawa ją obrzydzeniem, więc dlaczego akurat mnie poprosiła o wyba- czenie. Myślę, Ŝe przechodzi jedną ze swoich pokazowych faz. Wiesz, Ŝe jest kameleonem, a mimo to zawsze uka- zywała mi tylko maskę wypraną z emocji. W kaŜdym razie jej magazyn emocji opróŜnił się do cna i prawdopodobnie zapadnie w jeden ze swoich, jak to nazywał Chris, snów stulecia. O ile wiem, najdłuŜszy trwał trzy dni. - To jej metoda na zebranie sił. ZuŜywa straszliwe ilości emocji, gdy wchodzi na najwyŜsze obroty. - Dałeś komunikat dla prasy? - Tak. Od tej pory telefon oszalał. Nie dopuszczam do niej nikogo. W komunikacie oświadczono, Ŝe jest w głębokim szoku. - TeŜ tak uwaŜam. Ale co się z nią naprawdę stało, Max? To nie ma sensu. - A ty upierasz się, Ŝeby wszystko miało sens? - Wszystko musi dziać się z jakiegoś powodu - powiedziała stanowczo Alex. - Więc dlaczego wątpisz w szczerość uczuć matki? - Ona jest zupełnie niezdolna do odczuwania wyrzutów sumienia. Niezachwianie wierzy w absolutną słuszność wszystkiego, co robi. - Nie zastanawiałaś się nad moŜliwością, Ŝe coś drgnęło w jej sercu? - Zastanowiłabym się, gdyby miała serce. - Mógłbym wymienić kilku męŜczyzn, dla których zdobyła się na szaleństwo. - Mylisz serce z popędem seksualnym. - Kochała Chrisa. - Okazywała miłość w zabawny sposób. Według niej kochać to znaczy posiadać i dominować. - To pomyśl o tym, Ŝe utraciła swoją najcenniejszą własność. Śmierć róŜnie uderza w ludzi, a po raz pierwszy jestem świadkiem, Ŝe uderzyła twoją matkę. - Nie widziałeś jej po śmierci ojca Chrisa. To było pełnospektaklowe przedstawienie Trojanek. Miotała się po domu jak szalejący upiór, darła na sobie ubranie... O ile pamiętam, to był bardzo powiewny szlafroczek z czerwonego szyfonu. Usiłowała rzucić się do jeziora, a kiedy jej to udaremniono, usiłowała podciąć sobie Ŝyły. Patsy opowiadała mi, Ŝe działy się dantejskie sceny. - Więc myślisz, Ŝe skoro tym razem brak teatralnych gestów, jest nieszczera? CóŜ, daj sobie powiedzieć, Ŝe po tym, jak usłyszała o Chrisie... Jonesy jej to przekazał, bo mnie nie było na miejscu... nie odezwała się słowem. Podobno skamieniała i powiedziała tylko: „Zabierzcie mnie do mojego syna”. Od tej pory nawet Jonesy’owi trudno było się do niej dostać. - Jest dwadzieścia lat starsza. Czas i wiek narzuciły jej inny styl gry. - Chryste, czasem masz serce z kamienia. Nic cię nie ruszy. Alex zarumieniła się, ale pozostała niewzruszona. - Nie obraŜaj mojej inteligencji wywodami o nawróceniu przy łoŜu umierającego. Jeśli chcesz, bym uwierzyła, Ŝe matka zamieniła się z Szawła w Pawła, tracisz czas. - Czemu nie? Wiesz, Ŝe jest arcymanipulatorem; ludzi, zdarzeń, przypadków... Ŝycia... dla swoich własnych celów, a jeśli chodzi o przebiegłość, mogłaby napisać podręcznik na ten temat, ale pomijasz jeden istotny fakt: nawet Evy Czerny nie stać na manipulowanie śmiercią. MoŜe to uświadomiło jej nieuniknioność własnego końca, moŜe zrozumiała, Ŝe musi poszukać zgody z pewnymi ludźmi. Popatrz na swoją matkę w świetle, w którym starałem ci się ją pokazać. MoŜe zobaczysz kobietę przeraŜoną starością, samotnością, utratą jedynej osoby, z którą stosunki nie były pozbawione miłości; kobietę zmuszoną do konfrontacji z samą sobą, z Ŝyciem, które wiodła i z czynami, które popełniła. MoŜe wtedy jej prośba o wybaczenie wcale nie wyda ci się tak dziwna. - Oparł się wygodniej o kanapę. - Poza tym musisz pamiętać, Ŝe twoja matka jest stworzeniem rządzącym się emocjami. - Oczywiście, w przeciwieństwie do mnie. - CzyŜby? Jesteś jak ten Niemiec, który na dźwięk słowa „Kultura” wyciągał rewolwer. Hasłem, na które ty się
17 otworzysz, jest uczucie. Odkąd tylko wycofałaś się w głąb tego twojego umysłu, ciułałaś najmniejsze drobiny siebie jak Ŝebrak. Twoja matka robiła róŜne rzeczy, ale nigdy nie skąpiła siebie. - Tylko dawała! - Ach tak? Więc ty nie jesteś egoistką, tak? - Po której jesteś stronie? - spytała rozwścieczona Alex. - Jak zwykle, po swojej - odparł nieporuszony Max. - Na dzisiaj uwaŜam, Ŝe przede wszystkim naleŜy trzymać się zasady: „wszystkie wątpliwości na niekorzyść oskarŜonego...” Tak, o co chodzi, Jacques? Kamerdyner wszedł po dyskretnym pukaniu. - Sir, Seszele na linii. Chciał pan rozmawiać. - Przełącz tutaj, dobrze? Nie... - zwrócił się do Alex. - I Nie musisz wychodzić. Chcę tylko powiedzieć Morze o po- grzebie. Oddalił się w głąb drugiego pokoju do ślicznego bureau de plat, na którym stał telefon. Alex usłyszała, jak mówi: - Cześć, skarbie... - Potem jego głos opadł do niewyraźnego mruczenia. Alex nalała sobie kieliszek armagnaku. Potrzebowała alkoholu. Zerknęła równieŜ na maleńkie, znakomite herbatniczki, i które zawsze podawano do kawy w domach Evy Czerny, ale powstrzymała się przed łakomstwem. Skończyłoby się nie na jednym, ale na półtuzinie, a myśl o szczupłym, eleganckim ciele Mory Haynes przypomniała jej niemile o własnym cięŜarze i objętości. Mora i Max Ŝyli razem juŜ od kilku lat. Alex pewnego razu spytała go, dlaczego, na Boga, nie oŜeni się z tą dziewczyną, na co odparł słodko: „Bo zgadzam się ze starym Samuelem Butlerem: «Bandyta Ŝąda pieniędzy albo Ŝycia; kobieta jednego i drugiego»”. I Alex tak zaskoczył Butler w ustach Maxa, Ŝe nie zakwestionowała tej odpowiedzi. Taraz zastanawiała się znowu, dlaczego Max nie oŜenił się z Morą. Przez prawie sześć lat była „kobietą” Evy Czerny; elegancka, bogata, z niezachwianą pozycją, poruszała się w świecie pieniądza i luksusu, prezentując idealny smak i taki sam pedikiur. Mora pasowała do wielkiego świata, bo się w nim urodziła. Właściwe szkoły, właściwy adres, właściwy mąŜ, idealny kucharz i takiŜ dekorator wnętrz. Szkoda jedynie, Ŝe małŜonek Mory zachował się bardzo niewłaściwie i została bez pensa przy duszy, gdy popełnił samobójstwo doprowadziwszy do bankructwa rodzinny interes. Max przyszedł z nią do Evy i rzekł: „Oto twoja «twarz», Evo”. Zaakceptowała ten wybór po jednym spojrzeniu. Mora mogła teraz wrócić do dawnego stylu Ŝycia, kształcić dzieci - oczywiście było ich dwoje, róŜnej płci - w odpowiednich szkołach i odkładać spore oszczędności, gdyŜ Max zadbał, by w jej kontrakcie figurowała klauzula uzaleŜniająca wielkość honorariów od wysokości sprzedaŜy. Alex przyłapała się na rozwaŜaniach, czy wobec dzieci Mory Max jest in loco parentis, skoro przyjął tę rolę wobec niej, chociaŜ był zaledwie trzynaście lat starszy. Alex była zagubiona w myślach, Max nadal rozmawiał przez telefon, gdy otworzyły się drzwi i weszła Pamela Bradley. Była ubrana w czerń; prostą oszałamiającą czerń. Na szyi miała długi sznur pereł. Tycjanowskie włosy upięła wysoko, odsłaniając twarz, wyborną linię pobródka i profil godny awersu monety. - Kawy? - zapytała z uśmiechem Alex. - Czy drinka? - MoŜe trochę koniaku... Alex napełniła kieliszek. Pamela wzięła go i podziękowała. - Przykro mi, Ŝe cię tak długo nie wpuszczano - rzekła Alex. Pamela upiła koniaku. - Ma nietkniętą twarz - powiedziała. - Wygląda, jakby właśnie zasnął. Alex nie odezwała się. Mimo dziesięcioletniej róŜnicy wieku Pamela i Chris kochali się głęboko. Gdyby Ŝył, zdobyłby się na odwagę i powiedział matce, Ŝe zamierza się z nią oŜenić. Wszystko to było jasne dla Alex, cóŜ więc mogła powiedzieć. - Czy wybrałaś datę pogrzebu? - spytała Pamela. - To nie ode mnie zaleŜy. - Jak się ma twoja matka? - Nadal śpi. - Ale to juŜ trwa prawie dobę. - Nic niezwykłego po crise de nerfs. - Czy to było to? - spytała Pamela. Wyjęła papierosy. - Wiesz, zamierzam być na pogrzebie - ostrzegła. - Masz wszelkie prawo. - Wątpię, czy ona się zgodzi. - Nie wiem, co zrobi - przyznała szczerze Alex. - Nie jest sobą. - Którą sobą? - śadną.
18 - Widziałaś film Trzy oblicza Ewy? Twoja matka ma trzydzieści trzy. - Sądzę, Ŝe zobaczysz ją taką, jakiej do tej pory nie widziałaś - wymruczała Alex. - Rozpaczająca matka? - Ona naprawdę kochała Chrisa. - Uwielbiała dominować nad nim. Nienawidziła go, gdy postępował wbrew jej poleceniom. I nie cierpiała mnie. - Zrobiła pauzę. - Biorąc wszystko pod uwagę, myślę, Ŝe zachowałaś się wspaniale, przyjeŜdŜając tu. Wiem co dzieli ciebie i Evę. - Pole minowe - powiedziała krótko Alex. - Przy okazji, gratuluję ksiąŜki. Miała znakomitą recenzję w „Sunday Times”. - Dziękuję. - Chris zbierał się, Ŝeby do ciebie napisać... - Pamela uśmiechnęła się. - Wiesz, jaki był... - Przygryzła wargę. - Tak. Zawsze na zbieraniu się kończyło. - Ale chciał, wiesz... Kiedy twoja matka wyszła za tamtego Argentyńczyka, po tym jak przysięgła Chrisowi, Ŝe wcale tego nie zrobi, powiedział, Ŝe więcej się do niej nie odezwie. Dlatego odegrała tę próbę samobójstwa... Mówię „odegrała” bo Noel Coward to przy niej szczeniak. I wiesz, co Chris od niej usłyszał, gdy tylko „została znaleziona” na czas? Zrobił to tylko dlatego, Ŝe ja się przy tym uparłam. Powiedziała: „Wiedziałam, Ŝe się przyczołgasz. Potrzebujesz mnie i zawsze będziesz mnie potrzebował”. Nigdy nie widziałam go tak wściekłego... chciał, Ŝebyśmy wyjechali gdziekolwiek i wzięli ślub, ale ja doradzałam ostroŜność... Myliłam się. Powinnam powiedzieć: „Do diabła z konsekwencjami”, nawet jeśliby miały przybrać postać Evy Czerny. Siedziały w milczeniu do powrotu Maxa. - Mora zjawi się jutro późnym wieczorem - rzekł. Pochylił się i ucałował Pamelę w pachnący policzek. - Cześć. Jak się masz? - Trzymam się na słowo honoru. - No cóŜ, nie moŜemy nic zrobić, dopóki Eva nie wróci stamtąd, dokąd się udała, więc ogłaszam koniec długiego, cięŜkiego dnia. Gdy wyszedł, Pamela rzekła: - Cała moja przyszłość to będzie jeden nie kończący się, cięŜki dzień. - Mocno zaciągnęła się papierosem. Trzęsły się jej ręce. Pamela była silną kobietą, zwykle wyjątkowo pewną siebie. Uroda słuŜyła jej za osłonę, lecz Alex wiedziała, Ŝe za tą piękną fasadą była w rozsypce. - Ciągle myślę „gdybym tylko”. Gdybym tylko zrobiła to, co Chris chciał - wyszła za niego - i gdybyśmy wyjechali, najdalej jak się dało od jego matki. Ty wyjechałaś. - Tylko dlatego, Ŝe to odpowiadało jej celom. Pamela poczuła, Ŝe teraz ma okazję do wyjaśnienia sprawy, która zawsze ją intrygowała: - Dlaczego ona cię nie lubi? - Nie odpowiadam jej zapotrzebowaniom. - Ani ja. - Ciebie uwaŜała za zagroŜenie; mnie za afront. - AleŜ to śmieszne. Jesteś wykładowcą college’u, opublikowałaś trzy ksiąŜki - ostatnia spotkała się z ogólnym uznaniem - i masz zaledwie trzydziestkę! To aŜ nadto powodów do dumy. - Nie chodzi o to, kim jestem, ale o to, jaka jestem - rzekła Alex. - Chodzi ci o brak urody? - To było stwierdzenie, nie oskarŜenie. Alex wzruszyła ramionami. - Ona ma... nazwijmy to... odbicie na tym punkcie. Moim zdaniem bezsensownie. - Matka decyduje, co ma sens, a co nie, i jej decyzje naleŜy przyjmować bez szemrania. Całe Ŝycie poświęciła urodzie, zarobiła na tym majątek i jest z nią utoŜsamiana. Gdzie nie spojrzysz, po jej nazwisku pada tytuł „cesarzowa urody” i ona traktuje go bardzo, ale to bardzo powaŜnie. - To nadal nie tłumaczy, dlaczego postawiła krzyŜyk na córce, która nie dorosła do jej standardów. - To twoja opinia. Nie jej. Pamela rzekła po chwili milczenia: - Czy wiesz, Ŝe Chris planował podjęcie nauki? - Nie. - Przygotowywał się od miesięcy. Znalazłam mu korepetytora. Sugerowałam, by cię poprosił, ale według niego bezpieczniej było wybrać osobę nie znaną matce. Zrobiłaby się podejrzliwa, gdybyście utrzymywali stały kontakt. - To prawda. UwaŜała, Ŝe mam zły wpływ. - Jak ja. - I kogo wybraliście? - spytała z zainteresowaniem Alex. - Profesora z Yale. Nazywa się Gavin Craig.
19 - Tego ekonomistę? Słyszałam o nim. - Tak, spodobał się Chrisowi. Dobrze mu szło. Gavin był przekonany, Ŝe Chris dostanie się na Harvard. - Byłaś dobra dla Chrisa - powiedziała ciepło Alex. - On był dla mnie dobry. Och, wiem, Ŝe ludzie dziwili się bardzo róŜnicy wieku między nami, ale nie dbałam o to. Chris był dla mnie odpowiednim... jedynym odpowiednim męŜczyzną, jakiego miałam. Kiedy mój były rzucił mnie dla numeru czwartego, myślałam, Ŝe mam dosyć męŜczyzn. Byłam bardzo rozgoryczona. Chris zmienił to wszystko. Był taki słodki... - Załamał się jej głos i ukryła twarz w dłoniach. Alex ujrzała łzy kapiące na czarną matową krepę. - Gdyby tylko nie wyjechał tym samochodem... Mówiłam mu, Ŝe siadanie za kierownicą, kiedy jest zły, to najgorsza rzecz, jaką moŜe zrobić. - Zły? - Właśnie wstał od telefonu po godzinnej rozmowie z matką. Był zupełnie roztrzęsiony... Wiedziałam, o co mu chodzi: chciał rozładować gniew. Przy niej nigdy sobie na to nie pozwalał. Nie był pewny swoich racji. - Co nabroił tym razem? - Och, to była jakaś mała niesubordynacja... ale Eva groziła, Ŝe wyciągnie najsroŜsze konsekwencje, jeśli Chris nie zaprzęgnie się do kieratu i nie będzie robił tego, co ona kaŜe. Chodziło o naukę interesu. - Chris czuł obrzydzenie do wszystkiego, co wiązało się z interesami matki. - Wiem. Ale ona była na to głucha. Jak zwykle liczyło się to, co ona chce. - A więc - powiedziała powoli Alex - Chris był zły, kiedy wyjechał nowym Porschem. - Był wściekły. Szalony i zrozpaczony. Och, Alex, czasem był tak zrozpaczony... „Ona mnie poŜera”, mówił o matce. Jeśli udawało mu się zrobić coś jak trzeba, nigdy nie był chwalony, ale te tyrady, gdy zrobił coś źle... Doszło do tego, Ŝe musiał wzywać lekarza, który pisał usprawiedliwienie, kiedy Chris był zbyt chory, by podróŜować i nie mógł przyjechać na jej wezwanie. Jedno z jej przedstawień skończyło się u niego autentyczną chorobą. Zęby ją rozbroić, miał tylko jeden sposób - flirtowanie. - Pamela zadrŜała. - To było okropne, chore, prawie kazirodcze. - Często myślałam sobie - rzekła beznamiętnie Alex - Ŝe matka dlatego sięga po tak młodych kochanków, bo w jakiś sposób zastępują jej Chrisa. Topazowe oczy Pameli spotkały się z oczami Alex. - Oczywiście... - powiedziała twardym, zimnym głosem. - Ostatnio wszyscy byli mniej więcej w jego wieku. - Nie spuszczała wzroku z Alex. - Zdumiało mnie, Ŝe wróciłaś. - Zostałam przymuszona. - Przez Maxa? Zrobiłabyś dla niego wszystko? - Mam wobec niego dług wdzięczności - wyjaśniła zwyczajnie Alex. - Gdyby nie wzgląd na Maxa... - wzruszyła ramionami. Pamela pochyliła się i połoŜyła Alex dłoń na kolanie. - Cieszę się, Ŝe to zrobiłaś. Te maszyny, do których Chris był podpięty... to było potworne, ale nie mogłam się tam dostać... Gdybym spróbowała, miano wezwać policję. Ona ‘ wydała takie instrukcje. - Zastanowiła się: - Co takiego jej powiedziałaś? - Nic. Nie miałam okazji. Powiedziałam tylko moje imię. Ona odwróciła się, zobaczyła mnie i padła na podłogę. - Dziwne - skwitowała Pamela. Nie całkiem - pomyślała Alex, która wreszcie znalazła wytłumaczenie matczynej prośby o wybaczenie. - Matka ma poczucie winy, z którego ktoś musi ją rozgrzeszyć. Ja nadaję się do tego lepiej niŜ ktokolwiek inny, ale jej i tak jest obojętne to, co przez nią wycierpiałam. Chris wziął swoją ostatnią, fatalnie szybką zabawkę, by wyładować gniew w jedyny znany mu sposób. Być moŜe gniew go zaślepił, być moŜe źle ocenił szybkość czy odległość. A być moŜe zrobił to celowo, ale to nie zgadzało się z tym, co Pamela przed chwilą powiedziała o jego powrocie do nauki. Niemniej jednak coś, gdzieś, nie pasowało. A Alex lubiła rozwiązywać krzyŜówki. Miała racjonalny umysł, bo wychowała ją kobieta o racjonalnym nastawieniu. Poza tym głęboko nie ufała emocjom, roztrwoniwszy swoje na bezowocne poszukiwania, które i zajęły większość Ŝycia. Absolutnie zgadzała się z ulubioną bohaterką z George’a Eliota, Ŝe: „łatwiej tłumić emocje, niŜ naraŜać się na konsekwencje pobłaŜania im”. Było to coś, o czym jej matka nigdy nie słyszała - jak zresztą i o samym Eliocie. Wiadomo było, Ŝe jej podwładni brali środki uspokajające przed spotkaniem z Evą Czerny. Dopóki Alex nie usunęła matki ze swojego Ŝycia i umysłu, teŜ przechodziła kryzysy, więc teraz ukrywała uczucia za maską niewzruszoności, która przeszła w zimną rezerwę. - Dlaczego matka mnie nie lubi? - pytała dawniej Patsy czując zamęt w głowie. - Co ja takiego zrobiłam? - Nic, zupełnie nic. Twoja matka poświęciła się urodzie. Wierzy, Ŝe bez względu na to, kim jesteś, liczy się wygląd, a my wiemy, Ŝe to nieprawda, czyŜ nie tak? Pamiętasz, jak czytałyśmy Adama Bede: „Nie ma bezpośredniego związku między rzęsami i moralnością” i „PrzewaŜnie kobiece oko pierwsze odkrywa moralne braki ukryte za »lubymi
20 podstępami« urody. - Czy to dlatego nigdy mnie nie dostrzega? Dlatego, Ŝe nie jestem piękna? Dlatego, Ŝe nie jestem podstępna? - Twoja matka widzi tylko samą siebie, ale prześlepia jedno. Uroda nie trwa wiecznie. Pewnego dnia uświadomi sobie to i wpadnie w straszliwe tarapaty. Czy Max ma rację? - zastanawiała się później Alex, przygotowując się do spania. - Czy matka wreszcie uświadomiła sobie, Ŝe nie młodnieje, chociaŜby nie wiadomo jak się starała? Czy to nie dlatego otaczała się coraz młodszymi kochankami, a nie ze względu na Chrisa? Do Evy stosowało się to, co jedna z ulubionych postaci Alex, pani Poyser z Adama Bede Eliota, rzekła o pewnej ślicznotce: „Jest nie lepsza od pawia, który paraduje po murze i rozkłada ogon, kiedy słońce świeci. Choćby wszystkie ludzie w parafii umierały, jej nic nie zmusi, Ŝeby wejrzała w siebie”. Czy śmierć Chrisa w końcu zmusiła Evę Czerny, „Ŝeby wejrzała w siebie”? Czy wreszcie dostała za swoje? A moŜe chodziło o grozę wiecznego potępienia? CzyŜ nie była ochrzczona w obrządku katolickim? Wiele w jej przeszłości było niejasności, ale Alex pamiętała wraŜenia innych ludzi na temat matki. Babka ze strony ojca uwaŜała ją za bardzo złą kobietę, samolubną do szpiku kości i próŜną za sześciu Ani źdźbła chrześcijańskiej pokory, pełno fumów i fochów Węgierska arystokratka! Akurat! Raczej dziwka chciwa na pieniądze i władzę! Gorszą od niej trudno sobie wyobrazić. Nie moŜna jej ufać, bo wykończy cię przy pierwszej sposobności. Ale przyjdzie dzień, Ŝe będzie się smaŜyć w piekle, zapamiętaj moje słowa”. Czy to dlatego tak się bała? - zastanawiała się Alex. - Bo bała się, tego jestem - CóŜ - zdecydowała, kładąc się w znanym sobie, wąskim łóŜku pod belkami dachu, otoczona ksiąŜkami i duchami dzieciństwa - nic nie zaszkodzi się dowiedzieć. Jestem wykładowcą, badaczem, nieprawda? Więc weź się za badanie Alex, weź... 4 Wiedeń i Londyn, lata 1956- 1957 Eva dotarła do Wiednia i nie miała najmniejszego zamiaru stać się kolejną liczbą w księgach jednego z wielu obozów uchodźców. Aby dopełnił się następny etap wielkiego planu, musiała mieć swobodę poruszania się po mieście i unikać ziomków, przez których mogła być rozpoznana. Poszła do zaprzyjaźnionego dziennikarza. - Boję się iść do obozu - powiedziała. - Wiem, Ŝe są tam tacy, którzy tylko udają uchodźców. Naprawdę to agenci, przekazujący na Węgry listy uciekinierów. Mogę uniknąć nieszczęścia tylko w jeden sposób: znikając w mieście i stając się jedną z jego mieszkanek. PoniewaŜ kaŜdy poddany jej czarowi przysiągłby, Ŝe krowy fruwają, bez kłopotu omotała dziennikarza. - Mam pieniądze - oświadczyła z dumą - zaoszczędziłam, ile się tylko dało, bo zamierzam rozwinąć interes. Stać mnie na zapłatę. Gdybyś tylko potrafił znaleźć mi gdzieś pokoik... Udał się do starego przyjaciela ze studiów: nieśmiałego, unikającego ludzi czterdziestoletniego starego kawalera nazwiskiem John Brent, który uczył języka angielskiego w jednej z wielu prywatnych uczelni Wiednia. Brent zajmował skromne mieszkanie na najwyŜszym piętrze dawnej rezydencji szlacheckiej rodziny. Były tam trzy pokoje, kuchnia i łazienka: sypialnia, salonik i gabinet, z którego prowadziło osobne wyjście na klatkę schodową. Korespondent zasugerował, Ŝe byłaby to idealna kryjówka dla Evy. John początkowo wysuwał obiekcje. Skrupulatnie przestrzegający obowiązujących norm obyczajowych męŜczyzna obawiał się skandalu. Był rok 1956 i linie demarkacyjne dzielące obie płci były mocno zarysowane. Jego niepokoje ustąpiły po zobaczeniu Evy. - Nie wygląda na podwójną agentkę - stwierdził z mieszaniną ulgi i niewiary na widok szaro odzianej, pękatej osóbki, zerkającej nerwowo zza szkieł. Nie naleŜało się obawiać ludzkiego gadania. - Pewnie dlatego jej się udawało? - zapytał dziennikarz, tłumiąc śmiech na myśl o szoku, jaki przeŜyje John, gdy tylko Eva zdecyduje, Ŝe bezpiecznie moŜe zrzucić przebranie. I tak wprowadziła się do małego pokoju. Był skromnie umeblowany, co jednak z czasem moŜna było poprawić. Za ścianą mieścił się salonik, z którym z kolei sąsiadowała sypialnia Johna. Byli więc na tyle oddałem, by rozwiać jego starokawalerskie skrupuły. Eva miała własny klucz. John nie musiał się z nią widywać, z wyjątkiem dnia pobierania czynszu. Tak było przez parę tygodni. Prawie o niej zapomniał, bo nigdy nie korzystała z łazienki, dopóki nie wyszedł do pracy, aŜ do pewnego popołudnia, gdy wrócił do domu wcześniej. Z okazji jakiegoś święta kościelnego w szkole ogłoszono wolne pół dnia. Zamykał drzwi wejściowe, gdy usłyszał otwierające się drzwi łazienki. Odwrócił się i ujrzał nie znaną mu kobietę o oszałamiającej urodzie i nieodpartej zmysłowości, o twarzy, na widok której serce zamierało w piersiach, otoczonej chmurą rudozłotych włosów. Dopiero, gdy śmiejąc się gardłowo, rzekła: „Widzę, Ŝe mnie nie poznajesz”, zrozumiał, z kim ma do czynienia. Zrobiła przed nim piruet i sukienka uniosła się, odsłaniając cudownie kształtne nogi. Talię zgodnie z wymogami mody ścisnęła szerokim paskiem, sweterek polo przylegał ciasno do pełnych, sterczących piersi. W oczach miała iskierki, a jej czarujący, chrapliwy śmiech spowił go jak niewidzialne, lecz niezrywalne nitki. Po raz pierwszy w Ŝyciu John Brent zakochał się. Od pierwszego wejrzenia, po uszy, ślepo, jak
21 sztubak. Nigdy przedtem nie poznał takiej kobiety, widział je jedynie w ramionach innych męŜczyzn. Teraz, kiedy rzekła: „Jesteś wstrząśnięty moim widokiem... chodź, wytłumaczę ci”, dał się zaprowadzić na kanapę, usadzić i wysłuchał jej opowieści. Jego zniewolenie wzrosło, a zdumienie dorównywało podziwowi. I gdy przechyliwszy główkę, jak jakiś bystry ptaszek, powiedziała: „Chodźmy na miasto uczcić moje wyzwolenie”, jego szczęście nie miało granic. Teraz to inni męŜczyźni patrzyli na niego. Zachłystywał się tym jak winem, które uparła się zamówić. Podczas kolacji słuchał urzeczony opowieści ojej planach. Po powrocie do domu pokazała mu swój zapas środków do pielęgnacji urody. - Od chwili, w której zobaczyłam, co moŜna kupić w Wiedniu, uświadomiłam sobie, Ŝe ich wygląd nie jest tak zachęcający jak wyroby sławnych firm... Musiałam poprzestać na tym, co było dostępne... ale to, co jest w środku, jest równie dobre, jeśli nie lepsze, i kiedy tylko zarobię odpowiednią ilość pieniędzy, zaraz zamówię całą nową linię specjalnie zaprojektowanych pojemniczków. Tu, w Wiedniu, moŜliwości zakupu są o niebo większe, to całkiem inny świat. Na pewno jesteś tak przyzwyczajony do tej obfitości, Ŝe nie potrafisz zrozumieć, co to znaczy dla kogoś, kto wyrastał wśród okropnego ubóstwa. Podała mu wystarczającą ilość informacji, by zaspokoić jego apetyt. Wszystkie były nieprawdziwe. Powiedziała, Ŝe urodziła się w Budapeszcie, jej ojciec był chemikiem i to on wymyślił receptury, na których opierały się kosmetyki. Zmarł pół roku przed powstaniem. „Dzięki Bogu, bo pękłoby mu serce, gdyby zobaczył, co się stało z moim nieszczęśliwym krajem”. Miała dwanaście lat, gdy umarła matka. Od tej pory sama prowadziła dom i pomagała ojcu w sklepie. To ona wpadła na pomysł rozszerzenia interesu o sprzedaŜ kosmetyków, gdy tylko stało się to moŜliwe. „I tak dobrze nam szło... Teraz wszystko się zawaliło, sklep jest zniszczony, wszystko przepadło, poza tymi słoiczkami i buteleczkami. Są tak dobre jak kaŜde inne i pewnego dnia doprowadzę do tego, Ŝe Eva Czerny stanie się tak samo znaną firmą jak Elizabeth Arden”. John był pełen podziwu dla tak Ŝelaznej determinacji. Wydawało się, Ŝe wielkie plany przerastają tę małą osóbkę, ale trudno było odmówić jej ambicji i zanim pozwoliła mu pójść spać, był tak samo przekonany o szansach jej sukcesu jak ona. IleŜ dokonała do tej pory! ChociaŜ mówiła z czarującym akcentem, jej angielski był płynny i ogłosiła, Ŝe zamierza nauczyć się niemieckiego. „PrzecieŜ będzie mi potrzebny”. John, który zrobił doktorat na wydziale jeŜyków współ- czesnych Uniwersytetu Londyńskiego, był pod wraŜeniem. Pierwszych klientów zdobyła przez Johna. Zabrał ją na wieczorek dla rodziców uczniów i zdumiał wszystkich towa- rzystwem takiej zachwycającej piękności, on, uwaŜany za „miłego człowieka, dobrego nauczyciela, ale okropnego nu- dziarza”! Tam Eva wzięła się do pracy. Kobiety były skłonne do pobłaŜliwości, po tym jak piórka (nastroszone na widok tego cudu i efektu, jaki wywarł na panach) opadły, bo Eva w ogóle nie zwracała uwagi na męskie spojrzenia i wzbudzaną fascynację. Jej uśmiechy i uwaga były skupione na Johnie, co stwarzało wraŜenie, Ŝe on i tylko on cieszy się jej zainteresowaniem, a gdy dała jasno do zrozumienia, Ŝe Wieli den jest tylko przystankiem na drodze ku jej przeznaczeniu - t Stanom Zjednoczonym - wśród pań zapanowało niepisane H porozumienie, Ŝe w ich interesie leŜy zrobienie wszystkiego, co moŜliwe, aby ten wyjazd odbył się raczej wcześniej m niŜ później. Poza tym, oferowała darmową pierwszą konsultację. Eva pierwsze tygodnie po przyjeździe spędziła poznając konkurencję, kupując próbki, oceniając je, odwiedzając salo- ny piękności i sprawdzając ich ofertę, zapamiętując rzeczy warte przyszłego uŜytku. Chodziła wszędzie w przebraniu i nie proponowano jej Ŝadnych zabiegów, więc tylko skromnie pytała o ceny i zakres usług. W ten sposób z pierwszej ręki wiedziała, ile moŜe Ŝądać. Kiedy zdobyła juŜ klientki, odwiedzała je w domach, nosząc ze sobą małą, zakupioną wcześniej torbę - wyglądała jak lekarski sakwojaŜ, ale była jasnoczerwonego koloru i miała z boku złotymi literami wypisane nazwisko Evy - i pokazywała, na co stać jej czarodziejskie palce. Szczere dąŜenie do doskonałości i osiągane wyniki wkrótce doprowa- dziły do tego, Ŝe fama o niej rozeszła się szeroko pocztą pantoflową. Wymogiem mody stało się wzywanie „tej małej Węgierki”, by zrobiła pani domu twarz przed proszonym obiadem, galowym przedstawieniem w operze, przyjęciem wydawanym przez któregoś z aliantów - nadal liczących się w mieście. śony zagranicznych wojskowych polecały ją sobie nawzajem. Nie minął początek 1957 roku, a stała się dobrze znana. Z czasopism otrzymywanych od brytyjskich, amerykańskich i francuskich klientek - odmawiała jakichkolwiek kontaktów z Rosjanami, lecz nie ze względów, które automatycznie przychodziły ludziom na myśl - dowiedziała się wiele o przemyśle kosmetycznym, a z wyglądu, pałaców, willi i wystawnych apartamentów dowiedziała się jeszcze więcej. PoniewaŜ do swoich klientek zaliczała kilka kobiet noszących historyczne i wysoko notowane w hierarchii towarzyskiej nazwiska, przyjrzała się, jak Ŝyje arystokracja wiedeńska. UwaŜała, by nie być zbyt nachalna, ale i nie kryła ciekawości. Po przyjeździe do Anglii - co miało być odskocznią przed wyruszeniem do Stanów Zjednoczonych - zamierzała podawać w rubryce „pochodzenie” austro- węgierskie, dlatego teŜ uczyła się niemieckiego z austriackim akcentem, a nie Hochdeutsche, którym posługiwał się John. Był pełen zdumienia dla postępów. „Masz naturalny talent do języków - skomplementował ją. - Czasem to się
22 zdarza. Ale twój akcent jest wprost niewiarygodny”. Nie przyznała mu się do tego, Ŝe ma wrodzony talent do naśladowania. Z łatwością podchwytywała sposoby zachowania kobiet, którym świadczyła usługi. Jakiś gest, czasem intonacja, pewność siebie, którą zapewniało odpowiednie nazwisko i nietknięta fortuna. Czekając w przedpokojach na wezwanie obserwowała otoczenie: przyglądała się bacznie meblom, kwiatom - zawsze świeŜym, zawsze pięknie ułoŜonym - obrazom, dywanom. Nawet zaglądała do jadalni szykowanych na wielkie przyjęcia i zapamiętywała przygotowanie stołu, ilość kieliszków i sztućców, karteczki z nazwiskami, te drobne sprawy, które razem wzięte tworzyły wielką całość absolutnie comme il faut. Słuchała klientki wydającej takie czy inne polecenie pokojówce i potem w zaciszu swojego lichego pokoiku ćwiczyła tak długo, aŜ potrafiła rzucać rozkazy jak osoba urodzona do ich wydawania. Na pytania o środowisko, w którym wyrosła, odpowiadała udawanym lękiem przed przeszłością władną zniszczyć teraźniejszość. Robiła to tak udatnie, Ŝe kobiety zaczęły ją wielbić. „To takie dzielne stworzonko - usłyszała pewną Amerykankę rozmawiającą z przyjaciółką - a tymi rączkami potrafi czynić cuda. Kiedy wspomnę fortunę, którą wydałam na Elizabeth Arden...” A gdy wyczerpała zapasy i potrzebowała chemika do ich uzupełnienia, nie miała kłopotu ze znalezieniem odpowied- niego specjalisty, bo jedna z klientek wyszła za właściciela dobrze znanej firmy farmakologicznej i Evie wystarczyło tylko go poprosić. Na widok „małej węgierskiej uchodźczyni” nie tylko chętnie podał Evie nazwisko chemika, ale sam oddał się pod jej rozkazy, co z oburzeniem (i z Ŝalem, którego nigdy nie ujawniła) odrzuciła. Jeden błędny ruch i kobiety sprzysięgłyby się przeciw niej. Tam, gdzie chodziło o jej ambicje, umiała spojrzeć perspektywicznie. Chemik znał się na rzeczy i chętnie wziął udział w grze „ja coś tobie, ty mnie” obciąŜając Evę wyłącznie kosztami uŜywanych składników. Płaciła mu równieŜ za dobieranie składników wzbogacających produkty innych firm. Osiągał głębszy i trwalszy kolor, piankową lekkość kremu, jedwabistą gładkość mleczka. I te ulepszone produkty pakował do specjalnie zaprojektowanych słoiczków, na tyle przezroczystych, Ŝe ujawniały nieskalaną klarowność specyfiku, ale subtelnie zamglonych, co sugerowało kosztowną zawartość. Emanowały blaskiem pod maleńkimi, złotymi nakrętkami. Na ety- kietce było jej nazwisko - inny przyjaciel Johna, nauczyciel kaligrafii, wyrysował je wyrazistym, niemal aroganckim pismem. Wyglądało jak podpis; czarne litery na białym tle. Na projekt opakowania wydała wszystkie zarobione grosze, ale uznała to za dobrą inwestycję. Wkrótce odzyska te pieniądze. Wtedy spadło na nią nieszczęście. Pewnej nocy przeglądała kalendarzyk, sprawdzając wizyty, gdy nagle uświadomiła sobie coś i w panice przekartkowała go wstecz. Policzyła. Kalendarz frunął w powietrze i razem z nim poleciało wul- garne węgierskie przekleństwo. Była w ciąŜy. Oznaczało to niewygodę, nieszczęście, katastrofę. Skupiona obsesyjnie na jednym celu, zlekcewaŜyła ostrzeŜenia, jakie słało ciało. Poszła do łazienki i zwaŜyła się. Przybyła pięć funtów. Piersi powiększyły się i stały wraŜliwsze na dotyk; gorzej, róŜowe jak lukier sutki nabrały bladokawowego koloru. Wściekała się, Ŝe nie ma porannych wymiotów - tylko tego zabrakło do kompletu objawów; nigdy w Ŝyciu nie czuła się lepiej - ale fakt faktem: była w trzecim miesiącu ciąŜy. Idiotko! Kretynko! - obrzucała się przekleństwami. - O czym ty myślałaś? Oczywiście, dziecko poczęła z Laszlem. Niemniej jednak to nie powinno się zdarzyć. Nie powinnam mu się oddać tego ostatniego razu... ale zabezpieczyłam się jak zwykle (wzięła prysznic; to wszystko, co mogła zrobić na Węgrzech w tych czasach). Najwyraźniej w tym jednym, katastrofalnym wypadku na nic się to zdało. Znów zaczęła kląć. Sypały się rynsztokowe wyzwiska. Dziecko było ostatnią rzeczą, na której jej zaleŜało. Nie lubiła dzieci, nie zamierzała ich mieć. Nigdy. Co teraz robić? To mogło zrujnować jej plany. Urodzenie dziecka Laszla Kovacsa nie wchodziło w rachubę. Wykreśliła tamtego męŜczyznę ze swojego Ŝycia. Nie zamierzała dzień po dniu mieć przed oczami Ŝywe wspomnienie kogoś, o kogo juŜ nie dbała, kogo nie chciała pamiętać. Muszę po prostu znaleźć lekarza, który zrobi skrobankę - pomyślała. - Ale jak go znajdę? I przez kogo? Muszę być bardzo, bardzo ostroŜna... I potrzebuję pieniędzy, którymi nie ;będę wtedy mogła pokryć innych wydatków. Rozwścieczona tłukła pięściami w poduszkę. LeŜała potem z suchymi oczami, kalkulując chłodno, gdy usłyszała wchodzącego Johna. Wrócił z opery. Nudziła ją, dlatego nie wybrała się z nim. Nie ma co go pytać o radę - pomyślała. - To seksualne i niewiniątko, zahamowany purytanin. Pewna myśl wpadła jej do głowy. Wyprostowała się jak struna. A gdyby... To oznaczało zmianę planu, ale potrafiłaby to pogodzić. I wiązały się , z tym niewątpliwe korzyści. Wstała. Oczy świeciły się jej z oŜywienia. Chodziła po pokoju, planowała, wyznaczała sobie cele, podejmowała decyzje. John robił sobie kawę, gdy przez cienką ścianę oddzielającą kuchnię od pokoju Evy usłyszał rozpaczliwe, rozdzierające łkanie. Jakby tłumiła szloch, wciskając twarz w poduszkę. Natychmiast zapukał do drzwi. - Eva, dobrze się czujesz? - Odejdź, odejdź... - zawodziła. - Słyszałem, Ŝe płaczesz. Czy się coś stało? Źle się czujesz? Po kolejnej odprawie nastąpił wybuch rozpaczliwego łkania. Wtedy zrobił coś, na co nie odwaŜył się nigdy dotąd; wszedł do jej pokoju. LeŜała rozciągnięta na posłaniu, z twarzą w poduszce, a jej drobnym ciałem wstrząsał tak spazmatyczny szloch, Ŝe wąskie łóŜko się trzęsło. - Eva! - Podszedł szybkim krokiem. PołoŜył rękę na jej ramieniu. - O co chodzi? Dlaczego tak płaczesz?
23 - Stało się coś najokropniejszego... najokropniejszego, co mogło mi się przytrafić! Poczuł, jak serce staje mu w piersiach. - Rozpoznano cię? - Nie... jeszcze gorzej. - Gorzej? - Zbaraniał. Poprzednio nie potrafiła pozbyć się lęku, Ŝe zostanie wywieziona z powrotem na Węgry. Co mogło być gorszego? - Nie rozumiem - powiedział bezradnie. - Jak mógłbyś? Jesteś taki miły i przyzwoity. John w swojej naiwności nadal nie mógł się połapać. - Miałaś złą passę w interesach? Straciłaś jakieś klientki? - Nie chodzi o stratę, ale o coś, co mi przybyło... coś, czego nie chcę i z czym nie umiem sobie poradzić... coś tak strasznego, Ŝe wstydzę się ci o tym powiedzieć... - Histeryczne łkanie stało się głośniejsze. - Nie ma takiej rzeczy, której mogłabyś się wstydzić - rzekł zdecydowanie. - Występek jest obcy twojej naturze. - Nie chodzi o to, co ja zrobiłam... ale o to, co mi zrobiono... - Zrobiono? - Był tak niewinny, Ŝe nadal nie kojarzył, o czym mowa. Eva oderwała wykrzywioną wściekłością twarz od poduszki. - Zostałam zgwałcona! - prawie wrzasnęła. - Tej nocy, gdy szłam do hotelu Duna... jeden awosz złapał mnie w zaułku i zgwałcił... i teraz jestem w ciąŜy! - Łkała tak rozpaczliwie, Ŝe przestraszył się reakcji innych lokatorów. Nawet w szoku myślał kategoriami wszczepionymi przez matkę. - Nie zdradziłam tego nikomu... jak mogłabym? Coś takiego... Byłam tak zawstydzona... tak... poniŜona... i teraz wszyscy się dowiedzą... jestem skończona, napiętnowana, wiem, Ŝe tak... - Uniosła drŜącą dłoń i wskazała na niego: - Widzisz... nawet ty... - Znów ukryła twarz w poduszce. - No cóŜ... oczywiście... to wstrząsające, znaczy, gwałt... Przełknął ślinę. Słyszał o takich rzeczach, ale absolutnie nie potrafił ich pojąć. Rosjanie wyprawiali podobne bezeceństwa w Berlinie, mówili mu o tym jego niemieccy znajomi, ale nigdy nie zetknął się z tym tak blisko... tak osobiście. Od jakiegoś czasu po raz pierwszy w Ŝyciu marzył o kochaniu się z kobietą i to Eva była obiektem jego wyobraŜeń, chociaŜ godził się z faktem, Ŝe na marzeniach się skończy. Jego erotyczne doświadczenia składały się z jednego kontaktu z prostytutką, co zaaranŜowali koledzy z baraków podczas słuŜby w ochronie cywilnej (ze słuŜby wojskowej został zwolniony po tym, jak się okazało, Ŝe cierpi na cięŜką, psychosomatyczną astmę). Było to tak wstrętne, tak Ŝenujące, Ŝe nigdy więcej nie ośmielił się zbliŜyć do kobiety, ale poniewaŜ jego wraŜliwość erotyczną bezwzględnie wykastrowała matka, religijna fanatyczka, bez trudu zaakceptował wymuszony celibat. Fizyczne braki nie pozostawały bez wpływu na jego nieśmiałość. Był o wiele za chudy jak na swoje sześć stóp wzrostu i zaczął łysieć zaraz po ukończeniu dwudziestego roku Ŝycia. Jego nieśmiałość miała wymiar niemal patologiczny. Eva była pierwszą kobietą - nie licząc matki - z którą nawiązał jakikolwiek kontakt. Był tak wniebowzięty i pochlebiony, Ŝe równie piękne, pociągające stworzenie wybrało go na przyjaciela, Ŝe Ŝył w stanie ciągłego rozedrgania. Ucieczka spod matczynych skrzydeł do Wiednia wymagała od niego zebrania całej odwagi, choć i tak musiał okroić wymarzony trzyletni okres do jednego marnego roku, gdyŜ matka postawiła swoje wściekłe weto, lecz teraz wykrzesał kolejną porcję śmiałości pytając: - Oczywiście, Ŝe jestem... wytrącony z równowagi, ale tylko dlatego, Ŝe przydarzyło ci się coś tak strasznego. - Nie masz pojęcia, czym były te ostatnie dni w Budapeszcie... nikt nie pojmie, jakie potwory wyległy na ulice... ale byłam zdesperowana... musiałam zaryzykować ucieczkę... i najbardziej gorzkie jest to, Ŝe byłam blisko celu, gdy się to wydarzyło... zaszedł mnie od tyłu, złapał rękami za szyję, zaciągnął w zaułek... to było koszmarne... poniŜające i bola- ło, och, jak bolało... Tak, jak było to jej zamiarem, John uwierzył, Ŝe jest dziewicą. Był tak wstrząśnięty, Ŝe nie myślał, co robi. Siadł na łóŜku, wziął Evę w ramiona. Jej ciało drŜało konwulsyjnie, ale było tak uległe, och, jak uległe i ciepłe, a jej włosy, które miał tuŜ przy twarzy, pachniały tak rozkosznie, były tak jedwabiste... - Spokojnie, spokojnie - koił wzburzenie. - Wszystko w porządku, jestem tu, nie płacz, nie jesteś sama, wiesz, Ŝe zrobię, co będziesz chciała... - Naprawdę? - odsunęła się. Łzy ciekły ze szklistych oczu. - Wiesz, ja nie mam pojęcia, jak załatwić te sprawy. - Jakie sprawy? - No... Ŝeby... - Umknęła wzrokiem, jakby zbyt zaŜenowana, by spoglądać mu w twarz. - Jak... pozbyć się ciąŜy. John zesztywniał. - Aborcja! - Wszystkie matczyne prania mózgu skumulowały się w jeden wybuch: - To morderstwo! - No, to ja muszę umrzeć, bo w Ŝadnym wypadku nie mogę mieć tego dziecka. Nie jestem zamęŜna, a kto uwierzy, Ŝe zostałam zgwałcona? Zapytają, dlaczego nic nie powiedziałam, pomyślą, Ŝe kłamię, bo... - Bo co? - zapytał John, nadal dysząc oburzeniem. - Nic - odparła takim tonem, Ŝe zgodnie z jej oczekiwaniem zapytał:
24 - Jak to nic? Jeśli mam ci pomóc, muszę wiedzieć wszystko. Eva odwróciła głowę. - Bo jesteśmy przyjaciółmi - wyszeptała. John oniemiał. - Ty zawsze widzisz w ludziach to co najlepsze, ale ja wiem, jacy potrafią być wstrętni - powiedziała złamanym głosem Eva. Uwielbiają dostrzegać najgorsze w sytuacji, która jest chociaŜ trochę... podejrzana. Nie rozumiesz tego? Jesteś moim bliskim przyjacielem, mieszkamy w tym samym domu... - Nie ośmielą się! - wykrztusił czerwony jak burak. - Ośmielą - rozpaczała Eva. Zerknęła na twarz Johna i następne zdanie było jak sztylet wbity w serce po rękojeść. - Ty nie słyszysz tego co ja podczas wizyt u klientek; złośliwych plotek, śmiechów... John zrobił się jeszcze czerwieńszy. Nie potrafił znieść jednego - szyderstw. Wycierpiał się ich za dwoje. Zamieniły jego dzieciństwo w koszmar. Jaki dwunastolatek był odbierany ze szkoły przez matkę? Jakiemu dwunastolatkowi matka zrobiła wściekłą scenę dowiedziawszy się, Ŝe na lekcji biologii został zaznajomiony z całym procesem rozmnaŜania? „To grzech, grzech i zło uczyć dzieci takich brudów! - głosiła z patosem. - Nie pozwolę na to!” I narobiła takiego zamieszania, Ŝe od tej pory cierpiał katusze i zyskał przezwisko „maminsynka”. Wychowała go w wierze, Ŝe seks to coś brudnego. W domu atakowała kaŜdy pyłek z maniakalnym zacietrzewieniem osoby, dla której czystość jest bliźniaczą siostrą świętości, Postarała się odgrodzić syna od ohydnego seksu, tego wcie- lonego zła. Jak zdołałaby pojąć, Ŝe Bóg, którego imieniem posługiwała się na kaŜdym kroku, mógł urządzić świat w ten sposób, Ŝe te niewiarygodnie obsceniczne uczynki były konieczne dla zapewnienia ciągłości gatunków? John, który jako dziecko zastanawiał się, dlaczego nie ma braci ani sióstr, jako dorosły człowiek zastanawiał się, jak został poczęty, biorąc pod uwagę postawę matki i pokorną akceptację, z jaką ojciec przyjmował kaŜdy jej werdykt. On sam nie mógł przeczytać ksiąŜki, dopóki matka nie udzieliła pozwolenia; jeśli szli do kina, najpierw upewniała się, Ŝe nie zobaczy nic gorszącego, a gdy zbliŜył się do wieku dojrzewania, przekazała mu tak obrazową relację o chorobach wenerycznych, Ŝe przez wiele lat omijał ze zgrozą płeć przeciwną. Teraz na myśl o ludziach chichoczących za plecami poczuł znowu jątrzący ból, od którego wywracał się Ŝołądek. Sądził, Ŝe to wraŜenie nigdy nie powróci. A juŜ nie w Wiedniu... - Stracę interes - szlochała Eva. - śadna z moich pań nie będzie chciała więcej widzieć mnie u siebie w domu. Panna z dzieckiem! Dlatego pomyślałam o aborcji... jeśli nie zrobię czegoś, jestem zrujnowana! - Nie, nie jesteś - powiedział ze spokojem John, poniewaŜ wpadł na niewiarygodnie zuchwały pomysł. - Jestem! Nawet na Węgrzech dziewczyna, która spotyka się z męŜczyzną przed ślubem, jest omijana z daleka. - Właśnie dlatego nie będziesz zrujnowana - powiedział John. - Wyjdziesz za mąŜ. Za mnie. Eva kryła twarz w dłoniach. Teraz wciągnęła szybki oddech, nie z powodu wstrząsu, jakiego doznała, słysząc te słowa, ale przeŜywając chwilę satysfakcji. Powoli opuściła ręce, odsłaniając oblicze rozjaśnione radością. - Och, to będzie... - I skuliła się. Potrząsnęła przecząco głową. - Nie mogę tego zrobić. To byłoby koszmarnie nieuczciwe. - Chcesz powiedzieć, Ŝe wyszłabyś za mnie? - John był tak wniebowzięty, Ŝe prawie się jąkał. - Bez wahania - powiedziała Eva. - Jesteś miły, łagodny, cierpliwy, wyrozumiały i opiekujesz się mną. - Westchnęła omdlewająco. - IleŜ czasu upłynęło od chwili, kiedy ktoś się mną opiekował. Od śmierci ojca nie było nikogo takiego... ale nie mogę cię o to prosić. - Wzięła jego rękę, uniosła do ust. - Dziękuję ci, dziękuję ci gorąco, Ŝe byłeś gotów się ze mną oŜenić. - Weźmiemy ślub - odrzekł zdecydowanie John. - Pragnąłem tego całym sercem, ale nigdy nawet nie marzyłem, Ŝe mogłoby się ziścić. Pokochałem cię od chwili, w której wyszłaś z tej łazienki, ale kobiety, które wyglądają jak ty, nawet nie wiedzą, Ŝe tacy męŜczyźni jak ja istnieją. PrzecieŜ mogłabyś mieć kaŜdego męŜczyznę, jakiego byś zapragnęła... - PołoŜył ręce na jej ramionach. - Będę dumny, mogąc wziąć cię za Ŝonę. Dumny i zaszczycony. - Ale... dziecko... - Tym zajmiemy się, gdy przyjdzie czas. Eva opuściła wzrok. - Ale ja go nie chcę - szepnęła. - Musisz to zrozumieć... Nic na to nie poradzę, czuję do niego tylko nienawiść... - Jesteś wytrącona z równowagi - uspokajał ją John. Znał paru męŜczyzn, kolegów z uczelni, którzy, gdy tylko dziecko przyszło na świat, nie posiadali się z dumy, chociaŜ obnosili ponure miny usłyszawszy kolejny raz od Ŝony, Ŝe jest w ciąŜy. Czy jakakolwiek kobieta moŜe nie kochać swojego dziecka? - zastanawiał się, pewny w swojej naiwności, Ŝe skoro tylko Eva weźmie maleństwo w ramiona, wszelka wrogość spowodowana nieszczęśliwymi okolicznościami poczęcia przejdzie wkrótce w miłość. CzyŜ nie słyszał, jak matka wiele razy mówiła to samo? „Taka jest wola boska - powtarzała jakiejś kobiecie, która znalazła się w kropce i biadoliła nie wiedząc, jak sobie poradzi z jeszcze jedną gębą do wyŜywienia. - Takie są Jego wyroki i
25 konsekwencje pobłaŜania cielesnym zachciankom. Odpowiedzialność spoczywa na tobie i radź sobie, jak umiesz. Dziecko jest niewinne i całe Ŝycie musisz się o nie troszczyć”. Tak - pomyślał - to dziecko jest naprawdę niewinne. To nie jego wina i musimy zadbać, by nigdy nie poznało prawdy. - Jeszcze przyjdzie czas, Ŝe je pokochasz - rzekł z przekonaniem. - Masz w sobie wiele miłości, Evo. Przypomnij sobie, jak kochałaś tamtą psinę. Poruszyłaś niebo i ziemię, by zapewnić jej dobry dom, gdy właściciel nie pozwolił jej tu trzymać. John przyłapał ją na tym, jak brała na ręce szczeniaka leŜącego na progu. Chciała go wyrzucić na ulicę, ale natychmiast przeszła do czułego głaskania. Z rozkoszą pozbyłaby się śmierdzącego, wrzaskliwego stworzenia. Jednak i tym razem los sprowadził Johna, by stał się świadkiem tej sceny - pomyślała. - Jeśli jesteś tego pewien - rzekła, pozwalając nadziei pokonać zwątpienie w głosie. - Jestem o tym święcie przekonany. Zanim John opuścił jej pokój, postanowili, Ŝe wezmą cichy ślub, gdy tylko przyszły małŜonek przeprowadzi niezbędne przygotowania. Eva oparła się o drzwi z uśmieszkiem zadowolenia. Wszystko poszło zgodnie z planem. Pojawi się w Anglii jako Ŝona brytyjskiego obywatela. Jej nazwisko zostanie dodane do jego w cennym, niebieskim paszporcie. Gdy tylko usadowi się pewnie na nowym gruncie, łatwo otrzyma własny dokument. Oznaczało to zmianę planów, ale nie na długo - na tyle, by urodzić dziecko, a gdy tylko John poczuje wobec niego to, co z taką pewnością siebie przepowiadał jej, zostawi mu dziecko i odejdzie. - Nigdy nie spodziewałem się, Ŝe będę miał własne dziecko - wyznał. - A to będzie nasze. NiewaŜne, jak zostało poczęte. Nie będziemy o tym myśleć, uznamy je za twoje i moje. Tak będą myśleli ludzie, prawda? Był prawie rozweselony, aŜ do chwili, w której zapytała go o matkę. Mieszkał razem z nią i był całkowicie pod jej pantoflem. - Będzie... zaskoczona - przyznał ostroŜnie, nie mówiąc prawdy o tym, jak zareaguje na synową. I jak zareagowałaby zawsze. - Ale gdy cię zobaczy... - ChociaŜ bardzo starał się zachować uśmiech, poczuł, jak znika mu z twarzy. Wiedział, co nastąpi. Eva odpowiadała dokładnie matczynemu wyobraŜeniu wszetecznicy babilońskiej. Tylko Ŝe Eva nie była wszetecznicą... Była śliczną, młodą dziewczyną, która przeszła straszliwe koleje losu. Będzie z niej cudowna matka - pomyślał sentymentalnie - i kto wie..? Za rok lub dwa moŜe znów będzie matką... Poczuł rumie- niec, ale był równieŜ świadom nowego, dziwnego uczucia. Dopiero po jakimś czasie zrozumiał, Ŝe jest szczęśliwy. Eva Czerny stała się panią Johnową Brent po krótkiej, cywilnej ceremonii. Udając niewiedzę, chociaŜ wcześniej sprawdziła kaŜdy szczegół, zdała się we wszystkim na niego, zgadzała na kaŜdą propozycję, którą wysuwał rozgrzany radosnym zapałem, i wręczyła mu zestaw dokumentów identyfikacyjnych zdobyty dzięki szantaŜowi. Zanim wraz ze świeŜo poślubionym małŜonkiem weszła na pokład samolotu British European Airways, który miał zabrać ich do Londynu, jej nazwisko znalazło się obok jego w solidnym, nienagannym brytyjskim paszporcie dającym właścicielowi pewność siebie. Autobusem przyjechali do stacji Victoria i stamtąd metrem do South Wimbledon, skąd wzięli taksów- kę. John był spięty, zdenerwowany, palił papierosa za papierosem, co świadczyło, Ŝe ma nerwy w strzępkach. Gdy skręcili w niepozorną, wysadzaną drzewami ślepą uliczkę, poprosił: - Moja matka nie pochwala palenia, więc nie mów jej o tym, dobrze? - Zrobię wszystko, czego sobie zaŜyczysz - odparła Eva, i uściskiem ręki dodając mu pewności siebie. Po praniu mózgu, jakie mu urządziła, był przekonany, Ŝe sam wpadł na pomysł ukrycia ciąŜy. - Kiedy tylko się zainstalujemy, moŜemy jej o tym powiedzieć - postanowiła uprzednio. - W wersji dla matki dziecko jest moje - dodał wtedy John. To wersja dla wszystkich, nie tylko dla twojej matki - pomyślała Eva. - Nie sądź, Ŝe matka to trudna kobieta - powiedział teraz. Oczywiście, jego roztrzęsienie świadczyło o czymś wręcz przeciwnym. - Chodzi tylko o to, Ŝe przywiązuje wielką wagę do pozorów. - Uśmiechnął się prosząco. - Przekonasz się, Ŝe to bardzo brytyjska cecha. Ale Eva nie miała Ŝadnych wątpliwości, bo w manipulowaniu ludźmi nie miała sobie równych. Gdy tylko zobaczyła Mary Brent, natychmiast wiedziała, Ŝe teściowa nie pozwoli jej podjąć pracy. Była wysoka jak jej syn, truposzowato chuda, z kościstą twarzą, zapadniętymi wargami, szpakowatymi włosami upiętymi jak u straŜniczki więziennej. Nosiła rozbawioną gustu sukienkę w kwiatowy wzór w kolorze zwiędłych fiołków, jej patykowate odnóŜa okrywały grube szare pończochy, na nogach miała praktyczne sznurowane buty. Było oczywiste, Ŝe w jej rozumieniu moda to brudne słowo. Obejrzała dokładnie szarą flanelową sukienkę Evy (kopię Diora), wąską w talii i rozkloszowaną, kapelusik za- tknięty na rudozłotych włosach, zauwaŜyła złote kolczyki w uszach. Zacisnęła wargi. Nie zrobiła Ŝadnego wysiłku, by uściskać synową, gdy juŜ nadstawiła wpadnięty policzek i syn dziubnął ją nerwowo. Jedynie skinęła głową i odwróciła