ROZDZIAŁ PIERWSZY
– Duz˙o o tym mys´lałem – powiedział George – i do-
szedłem do wniosku, z˙e powinnis´my sie˛ pobrac´.
Zoe Lambert maksymalnym wysiłkiem woli udało
sie˛ nie zakrztusic´ łykiem chardonnaya, kto´rego włas´nie
zacze˛ła pic´. Gdyby ktokolwiek inny złoz˙ył jej tak nie-
wiarygodna˛ propozycje˛, po prostu by ja˛ wys´miała.
George w przekrzywionym krawacie i z rozwich-
rzonymi bra˛zowymi włosami siedział naprzeciw niej
przy stoliku w winiarni. Był jej przyjacielem, jednym
z niewielu spos´ro´d kolego´w nauczycieli, ale nigdy nic
mie˛dzy nimi nie zaiskrzyło. Nawet gdyby Zoe przyszło
to kiedykolwiek do głowy, na mys´l o jego matce natych-
miast by jej przeszło. Z˙adna ewentualna kandydatka na
narzeczona˛George’a nie wytrzymywała tego lodowate-
go wzroku owdowiałej matki, kto´ra zrobiła sobie z syn-
ka posłusznego niewolnika.
– George – powiedziała delikatnie Zoe – chyba to nie
jest...
– Przeciez˙ – cia˛gna˛ł niezraz˙ony – be˛dzie ci trudno
teraz, kiedy zostałas´ sama. Byłas´ bardzo dzielna podczas
choroby twojej mamy, ale obecnie ja chciałbym sie˛ toba˛
zaopiekowac´, z˙ebys´ nie musiała sie˛ o nic martwic´.
,,Poza tym z˙eby mnie twoja matka, razem z moja˛
ciotka˛ Megan, nie otruła’’. – Zoe przypomniała sobie,
jak zachowała sie˛ ciotka na pogrzebie swojej siostry,
a matki Zoe, dwa tygodnie wczes´niej. Nie odezwała sie˛
w ogo´le do siostrzenicy, teraz swej jedynej krewnej,
i dota˛d sie˛ u niej nie pojawiła. Zoe odrzuciła od siebie te
nieprzyjemne wspomnienia i spytała:
– Czy chcesz powiedziec´, z˙e sie˛ we mnie zakocha-
łes´, George?
– No... bardzo cie˛ lubie˛ – w zakłopotaniu obracał
no´z˙ke˛ kieliszka – i bardzo cie˛ podziwiam i szanuje˛.
Ale nie jestem z tych, co to moga˛ oszalec´ z miłos´ci
– dodał niepewnie. – Mys´le˛, z˙e najwaz˙niejsze to byc´
przyjacio´łmi.
– Jestes´ bardzo miły i doceniam to, co powiedziałes´,
ale nie chciałabym teraz natychmiast decydowac´ o swo-
jej przyszłos´ci. Nie doszłam jeszcze do siebie po stracie
matki.
– Oczywis´cie, zdaje˛ sobie z tego sprawe˛. – George
nerwowo poklepał ja˛po dłoni. – I nie be˛de˛ cie˛ poganiał.
Ale obiecaj mi, z˙e o tym pomys´lisz, dobrze? Moge˛
czekac´, ile zechcesz.
– George, naprawde˛ na ciebie nie zasługuje˛ – od-
powiedziała Zoe na swa˛ pierwsza˛ propozycje˛ małz˙en´-
stwa.
Kiedy po´ł godziny po´z´niej wracała do domu wloka˛-
cym sie˛ autobusem, trudno jej było mys´lec´ o czyms´
innym, a przeciez˙ propozycja George’a była najmniej
pilnym i waz˙nym z jej obecnych problemo´w.
6 SARA CRAVEN
Trzy lata temu, po ukon´czeniu uniwersytetu, przyje-
chała tu do Astencombe, z˙eby zamieszkac´ z mama˛.
Domek nie był ich własnos´cia˛, tylko wynajmowały go
od niez˙yja˛cego juz˙ me˛z˙a ciotki Megan, Petera Arnolda.
Po jego s´mierci ciotka, chociaz˙ była bezdzietna i niez´le
sytuowana, nieustannie podwyz˙szała czynsz. Gina, mat-
ka Zoe, tez˙ wdowa, po´ki nie zachorowała, dorabiała do
renty po me˛z˙u malowaniem pejzaz˙y. Zoe nie planowała
po studiach powrotu do domu i szukania pracy w miejs-
cowej szkole. Chciała razem ze swoim chłopakiem
Mickiem pojez´dzic´ przez rok po s´wiecie, zarabiaja˛c po
drodze, gdzie sie˛ da. Przyjechała powiedziec´ o tym
mamie, ale zobaczyła, z˙e jest w kiepskiej formie, i po-
stanowiła z nia˛ zostac´. Zawiadomiła Micka w nadziei,
z˙e w imie˛ wielkiej miłos´ci zrezygnuje ze swoich pla-
no´w, ale on zmienił tylko towarzyszke˛ podro´z˙y. Wielka
miłos´c´ okazała sie˛ nietrwała i w cia˛gu kilku dni zostało
zaje˛te miejsce Zoe w jego sercu i ło´z˙ku.
Nie z˙ałowała jednak, z˙e była z mama˛, kiedy ta
dowiedziała sie˛ o chorobie, podczas kro´tkich okreso´w
remisji, i na szcze˛s´cie niedługiego czasu ostatecznego
pogorszenia. Gina do kon´ca zachowała optymizm i ciep-
ło i co´rka be˛dzie miała co wspominac´.
Zoe zakon´czyła jakis´ rozdział w z˙yciu i musiała sie˛
zastanowic´ co dalej. Miała wyposaz˙enie domu, a po
uprawomocnieniu sie˛ testamentu dostanie troche˛ pienie˛-
dzy po mamie. Jedno było pewne, z˙e ciotka Megan za
nia˛ nie zate˛skni, kiedy sie˛ sta˛d wyniesie.
Jak dwie siostry mogły byc´ tak ro´z˙ne? Ciotka była
7WILLA NA GRECKIEJ WYSPIE
wprawdzie dwanas´cie lat starsza, ale Zoe nigdy nie
widziała mie˛dzy nimi siostrzanej miłos´ci.
Megan była wyz˙sza, szczuplejsza i ciemniejsza niz˙
jej młodsza siostra i miała wiecznie niezadowolona˛
mine˛. Nie bardzo było wiadomo dlaczego, bo nigdy nie
musiała sie˛ martwic´ o pienia˛dze, miała sympatycznego,
bardzo lubianego me˛z˙a i pie˛kny dom za wysokim mu-
rem, kto´ry opuszczała jedynie, by przewodniczyc´ na
zebraniu jednej z licznych organizacji w okolicy. A jed-
nak wydawała sie˛ nieszcze˛s´liwa.
Nieche˛c´ do młodszej siostry przeniosła sie˛ ro´wniez˙
na siostrzenice˛, kto´ra jednak nauczyła sie˛ okazywac´
ciotce uprzejmos´c´ bez wzajemnos´ci.
Ida˛c teraz od autobusu, Zoe wdychała wcia˛z˙ jeszcze
ciepłe, pachna˛ce powietrze i postanowiła popracowac´
chwile˛ w ogrodzie, z˙eby odpocza˛c´ po egzaminach i za-
stanowic´ sie˛ nad swoja˛ przyszłos´cia˛. Nagle stane˛ła
jak wryta. Na białym płotku od frontu pojawiła sie˛
tablica ,,Na sprzedaz˙’’ z logo miejscowej agencji nie-
ruchomos´ci.
Gdy doszła do furtki, pojawiła sie˛ Adele, sa˛siadka
z domu obok.
– Wiedziałas´ o tym? – spytała. Kiedy Zoe przecza˛co
pokre˛ciła głowa˛, dodała: – Tak mys´lałam. Gdy dzis´ rano
sie˛ zainteresowałam, kiedy to stawiali, powiedzieli, z˙e
na polecenie włas´cicielki. Jest tam teraz – wskazała
głowa˛.
– Cholera, tego mi jeszcze trzeba – mrukne˛ła Zoe.
Megan Arnold stała w saloniku obok kominka, wpat-
8 SARA CRAVEN
rzona w wisza˛cy nad nim obraz olejny. Był to niezwykły
obraz jak na Gine˛ Lambert. Przedstawiał chyba jakis´
widok s´ro´dziemnomorski – białe marmurowe schody,
biegna˛ce wzdłuz˙ gładkiej, białej s´ciany, prowadza˛ce na
taras z balustrada˛, a na stopniach płatki ro´z˙owych kwia-
to´w. Na balustradzie, na tle ostro niebieskiego nieba
i lazurowego morza, wisiała ozdobna donica z ro´z˙owy-
mi, białymi i pa˛sowymi pelargoniami. Co dziwniejsze,
jak pamie˛tała Zoe, Lambertowie zawsze spe˛dzali waka-
cje w Anglii, na ogo´ł w Kornwalii lub Yorkshire, a to był
grecki pejzaz˙.
– Jestes´ nareszcie. – Ciotka obro´ciła sie˛ do niej.
– Bardzo po´z´no.
– Mielis´my zebranie pracowniko´w. Szkoda, z˙e mnie
ciocia nie zawiadomiła. – Zoe starała sie˛ uspokoic´.
– Czy napije sie˛ ciocia herbaty?
– Nie, to nie jest wizyta towarzyska. – Megan
Arnold usiadła w fotelu obok kominka. Była ubrana
jak zwykle w granatowa˛ plisowana˛ spo´dnice˛, grana-
towy robiony na drutach blezer, a pod nim miała
jasnoniebieska˛ bluzke˛. Siwieja˛ce włosy gładko zacze-
sała w kok. – Wystawiłam dom na sprzedaz˙ – cia˛g-
ne˛ła. – Agencja be˛dzie go od razu pokazywac´, wie˛c
musisz usuna˛c´ ten cały bałagan. – Wskazała na ksia˛z˙-
ki i bibeloty na po´łkach woko´ł kominka. – Be˛de˛
wdzie˛czna, jes´li siebie tez˙ usuniesz do kon´ca mie-
sia˛ca.
– Tak po prostu?
– A czego sie˛ spodziewałas´? Mo´j ma˛z˙ pozwolił
9WILLA NA GRECKIEJ WYSPIE
twojej matce na korzystanie z tego domu do kon´ca z˙ycia.
O tobie nie było mowy.
– Niczego sie˛ nie spodziewałam. Ale sa˛dziłam, z˙e
be˛de˛ miała chwile˛ wytchnienia.
– Uwaz˙am, z˙e miałas´ dosyc´ czasu. – Starsza pani
była nieporuszona. – W s´wietle prawa mieszkasz tu na
dziko. Powinnas´ sobie znalez´c´ jakis´ poko´j w samym
Bishops Cross, blisko pracy.
– Jeden poko´j to troche˛ mało. – Zoe pomys´lała, z˙e
George musiał cos´ wiedziec´ od matki albo podsłuchał jej
rozmowe˛ z przyjacio´łka˛, Megan Arnold. ,,Zamiast od-
grywac´ sir Galahada, mo´gł mnie uprzedzic´’’. – Nie
wszystkie meble stanowiły wyposaz˙enie tego domu
– starała sie˛ mo´wic´ spokojnie. – Chciałabym zabrac´
z soba˛ te, kto´re nalez˙ały do mojej matki oraz jej
ksia˛z˙ki i obrazy. – Postanowiła sie˛ przemo´c i wykazac´
dobra˛ wole˛. – Moz˙e ciocia chciałaby zatrzymac´ kto´rys´
na pamia˛tke˛? Moz˙e ten?
– Ohydny bohomaz – głos ciotki zadrz˙ał. – Nie
zniosłabym go w swoim domu.
– Dlaczego ciocia jej tak strasznie nienawidzi?
– O czym ty mo´wisz? Ja miałabym nienawidzic´ Giny,
najwspanialszej siostry? – Jej nagły s´miech zabrzmiał
jak pisk. – Co za bzdura. Nikt nie miał prawa jej
nienawidzic´. Cokolwiek by zrobiła, jakikolwiek grzech
by popełniła, wszyscy kochali ja˛ i wybaczali. Wszyscy.
– Ona nie z˙yje – głos Zoe sie˛ załamał. – Jez˙eli
kiedykolwiek ciocie˛ skrzywdziła, na pewno niespecjal-
nie. I wie˛cej nie moz˙e tego zrobic´.
10 SARA CRAVEN
– Mylisz sie˛. – Megan uniosła brode˛. – Nigdy nie
była w stanie mnie urazic´, bo zawsze wiedziałam, jaka
naprawde˛ była. Nigdy mnie nie zmyliła jej buzia niewi-
nia˛tka. I miałam racje˛. – Zmieniła temat. – Ale to juz˙
przeszłos´c´, a trzeba mys´lec´ o przyszłos´ci. Na pocza˛tek
o sprzedaz˙y domu. – Wstała. – Chce˛ miec´ tu posprza˛ta-
ne, zanim przyjda˛pierwsi klienci. Najpierw to. – Zdje˛ła
ze s´ciany obraz ze schodami i pelargoniami i rzuciła nim
o podłoge˛, tuz˙ przed kominkiem. Rozległ sie˛ złowro´z˙b-
ny trzask.
– Rama – szepne˛ła Zoe i przykle˛kła obok obrazu.
– Złamana. Jak mogłas´? Nie miałas´ prawa go dotykac´.
– To jest mo´j dom i moge˛ robic´, co mi sie˛ podoba.
– Sie˛gne˛ła po torebke˛. – Reszta ma byc´ uprza˛tnie˛ta
do kon´ca tygodnia, a wszystkie dziury w tynku za-
gipsowane.
Zoe usłyszała trzas´nie˛cie drzwiami, a po chwili głos
Adele dochodza˛cy od kuchennych drzwi.
– Jeff został z dziec´mi. Usłyszałam, jak madame
wychodzi, wie˛c przyszłam sprawdzic´, czy jeszcze z˙y-
jesz.
– Czuje˛ sie˛, jakby po mnie pocia˛g przejechał. Az˙ mi
sie˛ wierzyc´ nie chce, z˙e moz˙na byc´ tak złos´liwym.
– Wstawie˛ wode˛ na herbate˛ – powiedziała sa˛siadka.
– Co sie˛ stało z tym obrazem?
– Rzuciła nim o podłoge˛. Zupełnie, jakby zwariowa-
ła. Nie jest to najlepsze dzieło mojej mamy i lez˙ało na
strychu, po´ki sie˛ tu nie sprowadziła, ale...
– Ja go zawsze lubiłam – rozmarzyła sie˛ Adele. – To
11WILLA NA GRECKIEJ WYSPIE
Grecja, prawda? Moja siostra ma zniz˙ki, wie˛c w ze-
szłym roku bylis´my na Krecie, a rok przedtem na
Korfu.
Zoe wzruszyła ramionami.
– Pewnie to Grecja, choc´ nigdy tam nie bylis´my. Mo´j
ojciec nie lubił upało´w. Zawsze chciałam ja˛o ten obraz
zapytac´ i nie zda˛z˙yłam.
– Kiedy cie˛ wyrzuca? – spytała Adele, gdy usiadły
z herbata˛ przy kuchennym stole.
– Musze˛ sie˛ wynies´c´ przed kon´cem miesia˛ca.
– Mys´lisz, z˙e ona naprawde˛ zwariowała?
– Chyba nie, tylko zachowuje sie˛ zupełnie niezrozu-
miale, gdy cos´ ma zwia˛zek z moja˛ matka˛.
– Moz˙e to niezupełnie jej wina – zacze˛ła sie˛ za-
stanawiac´ Adele. – Moja babcia pamie˛ta, jaka z niej była
miła, ukochana co´reczka rodzico´w, a potem urodziła sie˛
twoja matka. Ona stała sie˛ ich ulubienica˛ i w dodatku
była bardzo ładna.
– Pewnie masz racje˛, ale wydaje mi sie˛, z˙e chodzi
jeszcze o cos´ innego.
Adele dolała sobie herbaty do kubka.
– Poza tym jestes´ bardzo podobna do swojej mamy,
gdy była w twoim wieku, co jeszcze pogarsza sytuacje˛
– dodała. – Wie˛c co masz zamiar teraz zrobic´?
– Musze˛ znalez´c´ mieszkanie, nieumeblowane. Moz˙e
w pewnym sensie ciotka robi mi przysługe˛, bo moge˛
zacza˛c´ całkiem nowe z˙ycie, moz˙e zupełnie gdzie in-
dziej.
– Gdzie zła kro´lowa nie be˛dzie miała własnego
12 SARA CRAVEN
klucza – zaz˙artowała przyjacio´łka. – Be˛dzie mi ciebie
brakowało.
– To nie stanie sie˛ tak zaraz. W kontrakcie mam prze-
widziane wymo´wienie z wyprzedzeniem jednego semest-
ru. – Skon´czyły herbate˛ i Zoe wstawiła kubki do zlewu.
– Najpierw musze˛ gdzies´ przechowac´ rzeczy mamy, bo
po historii z tym obrazem wszystko jest tu moz˙liwe.
– Szkoda go. Zawsze lubiłam ten obraz. Wiesz co,
moz˙e zapakuj go, a jutro Jeff zawiezie go do oprawy.
Nie be˛dziesz z nim jez´dzic´ autobusem.
– To byłoby s´wietnie – ucieszyła sie˛ Zoe i poszła po
papier i sznurek.
– Zobacz, z tyłu jest podarty – zmartwiła sie˛ Adele,
pro´buja˛c wygładzic´ papierowa˛ podklejke˛, kiedy Zoe
wro´ciła. – Zaraz, cos´ tam jest w s´rodku – powiedziała,
wycia˛gne˛ła wypchana˛, stara˛ koperte˛ i podała ja˛ przyja-
cio´łce. – Nie otworzysz? Ja bym nie wytrzymała.
– Tak – odpowiedziała zamys´lona Zoe. – Ale jez˙eli
czekało to tak długo, to zastanawiam sie˛, czy moja
mama, bo przeciez˙ ona musiała włoz˙yc´ te˛ koperte˛,
chciała, z˙ebym ja˛ znalazła.
– Moz˙e o niej zapomniała?
– Jak mogłaby zapomniec´? Ten obraz wisiał cały
czas, odka˛d tu zamieszkała, nad kominkiem. Chciała to
zachowac´ w tajemnicy, a ja mys´lałam, z˙e nie mamy
tajemnic.
Adele poklepała ja˛ po plecach.
– Zostawie˛ cie˛ teraz, a ty zdecyduj, co zrobisz. Jez˙eli
chcesz zmienic´ rame˛, przynies´ do nas obraz.
13WILLA NA GRECKIEJ WYSPIE
Gdy Zoe została sama, zacze˛ła sie˛ wahac´, czy powin-
na otworzyc´ koperte˛. Nie było na niej napisu: ,,Dla
mojej co´rki’’ ani ,,Otworzyc´ po mojej s´mierci’’.
,,Czy powinnam, nie otwieraja˛c, wyrzucic´ koperte˛ do
s´mieci? Tylko wtedy be˛de˛ sie˛ nad tym zastanawiała do
kon´ca z˙ycia...’’ – pomys´lała.
Podje˛ła decyzje˛, rozdarła koperte˛ i wyje˛ła jej zawar-
tos´c´. Były tam jakies´ dokumenty i fotografie. Wzie˛ła do
re˛ki jeden z papiero´w napisany w obcym je˛zyku.
,,Po grecku – stwierdziła, przyjrzawszy sie˛ literom.
– Ska˛d mama to miała?’’.
Zacze˛ła ogla˛dac´ zdje˛cia. Były na nich jakies´ lokalne
scenki rodzajowe, wioska, stragany na targu, stara ko-
bieta prowadza˛ca osiołka. Jedno zdje˛cie było zupełnie
inne. Przedstawiało me˛z˙czyzne˛, w szortach i koszuli,
stoja˛cego na tle cypryso´w. Twarz miał nieco w cieniu,
ale instynkt jej podpowiadał, z˙e me˛z˙czyzna nie był
Anglikiem i us´miechał sie˛ do jej matki, kto´ra robiła
zdje˛cie. Sylwetka me˛z˙czyzny i emanuja˛ca z niego ener-
gia zupełnie nie przypominały ojca Zoe. Odwro´ciła
fotografie˛ w poszukiwaniu jakiegos´ podpisu czy daty,
ale nic nie znalazła.
Powoli zacze˛ła przegla˛dac´ pozostałe papiery, az˙ zna-
lazła cos´, co zapewne było tłumaczeniem greckich do-
kumento´w. Czytała, przerywała, az˙ zakre˛ciło jej sie˛
w głowie. Wynikało z tego, z˙e jest to akt darowizny,
przyznaja˛cy jej matce Ville˛ Danae w pobliz˙u miej-
scowos´ci Livassi na wyspie Thania.
Gina Lambert nigdy o tym prezencie nie wspominała
14 SARA CRAVEN
ani tym bardziej z niego nie korzystała. Najwidoczniej
nie chciała, aby o tym wiedziano.
Czy obraz przedstawiał jakies´ waz˙ne, ale tajemnicze
wspomnienia? Tak sie˛ Zoe wydawało, zwłaszcza kiedy
sobie zdała sprawe˛, z˙e nie został zawieszony za z˙ycia
ojca.
Przeczytała tłumaczenie aktu darowizny po raz trze-
ci. Nigdzie nie było nazwiska ofiarodawcy, chociaz˙
sa˛dziła, z˙e wyste˛puje w oryginale, oraz z˙adnych ograni-
czen´ prawa własnos´ci. Nieruchomos´c´ nalez˙ała do Giny,
kto´ra mogła ja˛ przekazac´ spadkobiercom lub sprzedac´.
Nie było jednak z˙adnego dowodu sprzedaz˙y, a wie˛c
prawdopodobnie Zoe została teraz włas´cicielka˛ willi na
greckiej wyspie.
Zacze˛ła drz˙ec´ ze zdenerwowania, wie˛c sie˛gne˛ła do
kredensu, w kto´rym jej matka trzymała napoleona, i na-
lała sobie spory kieliszek. Kiedy sie˛ uspokoiła, wzie˛ła
atlas i odnalazła wysepke˛ Thania na Morzu Jon´skim,
a na niej stolice˛ i jedyna˛ wie˛ksza˛ miejscowos´c´, Livassi.
Moz˙e siostra Adele, kto´ra pracuje w biurze turystycz-
nym, powie jej cos´ wie˛cej i doradzi, jak tam dojechac´.
Musi tam pojechac´ i zobaczyc´, czy willa Danae
jeszcze stoi.
,,Mam troche˛ zaoszcze˛dzonych pienie˛dzy – pomys´la-
ła – a przed soba˛letnie wakacje. Trudno o lepsza˛okazje˛.
Oczywis´cie, nie zatrzymam domu. Jes´li nadaje sie˛ do
mieszkania, to go sprzedam, jes´li nie, odjade˛, jak moja
matka. Oczywis´cie musze˛ nie tylko zobaczyc´ ten dom,
ale znalez´c´ odpowiedzi na kilka pytan´. Musze˛ poznac´
15WILLA NA GRECKIEJ WYSPIE
prawde˛, choc´by była bolesna. – Jeszcze raz spojrzała na
zdje˛cie przedstawiaja˛ce me˛z˙czyzne˛. Jaka była jego rola
w tej tajemniczej historii? – Znajde˛ go – postanowiła.
– Jakkolwiek, gdziekolwiek, za wszelka˛ cene˛’’.
16 SARA CRAVEN
ROZDZIAŁ DRUGI
Nad drz˙a˛ca˛ powierzchnia˛ morza pojawiły sie˛ zarysy
wyspy Thania. Zoe, trzymaja˛c sie˛ re˛ka˛ barierki na
promie, wcia˛z˙ jeszcze nie mogła uwierzyc´, z˙e naprawde˛
to robi. Nie przyznała sie˛ nikomu, nawet Adele, co do
prawdziwego celu swojej wyprawy. Sprawe˛ tajemniczej
koperty zbagatelizowała, mo´wia˛c, z˙e to niewiele zna-
cza˛ce pamia˛tki, ale chciałaby pojechac´ na wyspe˛ spraw-
dzic´, co tak zauroczyło jej matke˛.
– Tylko nie daj sie˛ za bardzo zauroczyc´. – Przyjacio´ł-
ka sie˛ zas´miała. – I nie daj sie˛ poderwac´ jakiemus´
Adonisowi, bo chcemy cie˛ tu widziec´ z powrotem.
– Nie ma obawy.
Te˛ sama˛ wersje˛ opowiedziała siostrze Adele, kto´ra
pracowała w agencji turystycznej. Vanessa usiłowała ja˛
namo´wic´ na bardziej atrakcyjne miejsce.
– To nie jest wyspa dla turysto´w. Maja˛ tam domy
bogaci Aten´czycy, plaz˙e na ogo´ł sa˛prywatne i jest tylko
kilka małych hoteliko´w. Prom z Kefalonii kursuje dwa
razy na dobe˛.
– Włas´nie to mi odpowiada – Zoe dodała od nie-
chcenia. – Jest tam podobno hotel Stavros w Livassi.
Mogłabys´ mi tam cos´ zarezerwowac´?
– Zaraz sprawdze˛. – Postukała w klawiature˛. – O dzi-
wo, maja˛ wolne miejsca. Łazienka, taras z widokiem
na morze?
– Cudownie. – Zoe us´miechne˛ła sie˛.
Kiedy George dowiedział sie˛ o jej planach, nie krył
rozczarowania.
– Trzeba było mi powiedziec´, to pojechalibys´my
gdzies´ razem. Moja mama była dwa lata temu na wy-
cieczce Skarby Italii i była bardzo zadowolona. Mog-
libys´my zrobic´ tak samo.
– Dzie˛kuje˛, ale juz˙ postanowiłam. Zreszta˛ twoja
mama nie pozwoliłaby ci ze mna˛ jechac´ nawet wtedy,
gdybys´my byli małz˙en´stwem.
Zaczerwienił sie˛.
– Nie masz racji, Zoe. Mamusia wszystkim mo´wi, z˙e
che˛tnie juz˙ doczekałaby sie˛ wnuko´w.
,,Gdyby pojawiły sie˛ jakims´ nadprzyrodzonym spo-
sobem, bez udziału kobiety’’ – pomys´lała Zoe.
– Wie˛c doka˛d włas´ciwie jedziesz? – upewniał sie˛
George.
– A, tak z wyspy na wyspe˛, troche˛ tu, troche˛ tam.
Była pewna, z˙e gdyby sie˛ dowiedział, jeszcze przed
wieczorem wiedziałaby o tym mamus´ka, a zaraz potem
ciotka Megan. Swoja˛droga˛, szkoda, z˙e nie moz˙e z ciot-
ka˛ o tym porozmawiac´, bo ona na pewno cos´ wie.
Ostatnie dni przed wyjazdem były bardzo pracowite.
Opro´cz normalnego urwania głowy przed kon´cem roku
szkolnego Zoe musiała poszukac´ mieszkania i sie˛ prze-
prowadzic´. Poza tym złoz˙yła wypowiedzenie, o czym
18 SARA CRAVEN
nie powiedziała George’owi, i po powrocie z Grecji
be˛dzie pracowac´ tylko do Boz˙ego Narodzenia. Po´z´niej
poszuka pracy w innej okolicy.
,,Dosyc´ rozmys´lan´ – powiedziała sobie, sie˛gaja˛c do
torby turystycznej po butelke˛ z woda˛. Usłyszała szelest
papieru, co przypomniało jej o gło´wnym celu wyprawy.
– Byc´ moz˙e pierwotny włas´ciciel willi juz˙ dawno sie˛
rozmys´lił i cofna˛ł darowizne˛? Jes´li okaz˙e sie˛, z˙e ktos´
tam mieszka, be˛de˛ sie˛ po prostu cieszyc´ wakacjami i nie
be˛dzie z˙adnego nieszcze˛s´cia’’.
To wszystko razem i tak wydawało sie˛ bas´nia˛.
Port na wyspie Thania był bardzo mały i cumowały
w nim raczej łodzie z˙aglowe, a nie eleganckie jachty.
Miasteczko zbudowano na zboczu wzgo´rza, a rze˛dy
domko´w z czerwonymi dachami wygla˛dały, jakby mia-
ły sie˛ zsuna˛c´ do morza. Wzdłuz˙ wybrzez˙a cia˛gne˛ły sie˛
małe tawerny, a ws´ro´d nich stał dwupie˛trowy biały
budynek hotelu Stavros.
Było wczesne popołudnie i czuło sie˛ niesamowity
upał. Zoe ubrana w białe obcie˛te spodnie i granatowa˛
bluzeczke˛ bez re˛kawo´w splotła włosy w warkocz, kto´ry
wcisne˛ła pod lniany kapelusz. Na szcze˛s´cie pamie˛tała,
z˙eby posmarowac´ sie˛ kremem z wysokim filtrem prze-
ciwsłonecznym.
Zeszła z pokładu po chybotliwym trapie i wymachu-
ja˛c torba˛podro´z˙na˛, udała sie˛ wprost do hotelu. Pokonu-
ja˛c po dwa stopnie naraz, wspie˛ła sie˛ na taras, na kto´rym
stały stoliki i krzesła ws´ro´d donic z pelargoniami.
19WILLA NA GRECKIEJ WYSPIE
Z przyjemnos´cia˛głe˛boko odetchne˛ła w klimatyzowanej
recepcji, chwilowo pustej. Zaraz jednak pojawiła sie˛
w niej pulchna ruda dziewczyna, us´miechaja˛c sie˛ na
powitanie.
– Czes´c´ – powitała Zoe. – Pewnie panna Lambert? Ja
jestem Sherry.
– I jestes´ Angielka˛? Nie spodziewałam sie˛. – Zoe
rados´nie przywitała sie˛ z rodaczka˛.
– A ja nie spodziewałam sie˛ dwa lata temu, z˙e
poznam greckiego włas´ciciela hotelu i wyjde˛ za niego za
ma˛z˙. – Sie˛gne˛ła po klucz. – Zaprowadze˛ cie˛ do pokoju.
Zostaw torbe˛, Stavros zaraz przyjdzie i ja˛ przyniesie.
– Ten Stavros, od kto´rego został nazwany hotel?
– spytała Zoe, obliczaja˛c w mys´lach jego wiek.
– To jego bratanek – wyjas´niła Sherry. – Ale stryj to
niezły model, jeszcze teraz sie˛ ogla˛da za dziewczynami.
Mo´j Stavros przeja˛ł hotel, kiedy stryj pare˛ lat temu
przeszedł na emeryture˛. Teraz siada w cieniu, na placy-
ku, i do znudzenia gra w tryktraka.
– Wspaniałe z˙ycie – skomentowała Zoe, zapamie˛tu-
ja˛c wszystkie informacje.
– Jestes´my – powiedziała Sherry i wprowadziła Zoe
do chłodnego pokoju z oknami ocienionymi okienni-
cami.
Odsune˛ła cieniutkie zasłony i otworzyła okiennice.
Kremowe s´ciany pasowały kolorem do posadzki.
W pokoju znajdowała sie˛ wbudowana szafa i skromna
komoda obok ło´z˙ka z czys´ciutka˛biała˛pos´ciela˛i narzuta˛
w kolorze terakoty.
20 SARA CRAVEN
– Jest cudny – szczerze zachwyciła sie˛ Zoe.
– Jez˙eli be˛dziesz potrzebowała koca, w co wa˛tpie˛, to
powiedz. – Sherry otworzyła kolejne drzwi. – Tu masz
prysznic. Czy chcesz cos´ do picia? Zimne piwo czy
herbate˛ cytrynowa˛?
– Herbate˛, bardzo che˛tnie.
Zoe, gdy została sama, wyszła na balkon. Z przyjem-
nos´cia˛ stwierdziła, z˙e ma widok na port. Wiedziała juz˙
teraz, dlaczego jej matce tak bardzo sie˛ tu podobało,
niezalez˙nie od tego, co mogło sie˛ jej przydarzyc´.
Usłyszała pukanie do drzwi i pojawił sie˛ ciemno-
włosy i s´niady Stavros z jej bagaz˙em.
– Z˙ona pyta, czy chce pani herbate˛ w swoim pokoju,
czy zejdzie pani do naszego ogro´dka?
– Zejde˛ na do´ł, tylko sie˛ troche˛ rozpakuje˛.
Ogro´dek osłonie˛ty ge˛sta˛ winoros´la˛ znajdował sie˛ na
tyłach hotelu. Zoe usiadła w rogu i popijaja˛c herbate˛,
zastanawiała sie˛ nad planem działania. W kto´ryms´ mo-
mencie be˛dzie musiała odszukac´ stryja Stavrosa, bo
moz˙e zapamie˛tał jej matke˛.
Duz˙y, kudłaty pies, kto´ry wygla˛dał jak chodza˛cy
dywanik, wyłonił sie˛ z hotelu i podszedł do niej leniwym
krokiem, przyjacielsko merdaja˛c ogonem.
– Dobry piesek – powiedziała Zoe, gładza˛c go po
łbie i drapia˛c za uszami.
Chciałaby miec´ psa, gdy znajdzie mieszkanie. Mama
tez˙ bardzo chciała, ale ciotka stanowczo im zabroniła.
– Nie daj sie˛ zame˛czyc´ Archimedesowi – ostrzegła
Sherry, podchodza˛c z taca˛.
21WILLA NA GRECKIEJ WYSPIE
– Dlaczego go tak nazwalis´cie?
– Bo kiedys´ wszedł za Stavrosem do wanny i cała
łazienka sie˛ zalała.
– Skoro mowa o wodzie – zacze˛ła Zoe ze s´miechem
– to gdzie najlepiej popływac´?
Sherry zacze˛ła sie˛ zastanawiac´.
– Jest plaz˙a miejska. Gdy wyjdziesz z hotelu, to idz´
w lewo, ale bywa zatłoczona. Sa˛pie˛kne plaz˙e po drugiej
stronie wyspy, ale moz˙na tam dotrzec´ tylko ło´dka˛.
Czasami Stavros organizuje wyprawy, gdy sie˛ zbierze
kilku che˛tnych. A poza tym... – rozejrzała sie˛ dookoła
– nie wszyscy włas´ciciele okolicznych willi spe˛dzaja˛ tu
cały czas, wie˛c korzystamy pod ich nieobecnos´c´. Czego
oczy nie widza˛... – podsumowała rados´nie. – Tylko nie
mo´w Stavrosovi, bo be˛dzie miał pretensje. – Zniz˙yła
głos: – Jest tu w pobliz˙u pie˛kna zatoczka, niewykorzys-
tywana, bo nikt nigdy nie mieszkał w willi, do kto´rej
nalez˙y. Czasami tam chodze˛, ale Stavros marudzi, bo ma
fioła na punkcie własnos´ci.
Zoe poczuła, z˙e serce jej mocniej zabiło.
– Jez˙eli nikt tam nie mieszka, to wspaniale. Mogłabys´
mi powiedziec´, jak tam dojs´c´? A moz˙e willa ma jaka˛s´
nazwe˛?
– Villa Danae – odpowiedziała Sherry, odchodza˛c.
– Moz˙esz sta˛d łatwo dojs´c´ pieszo.
,,Nie tylko moge˛, ale na pewno po´jde˛ – pomys´lała
Zoe. – Ale jutro’’.
Deseczka w kształcie strzałki z ledwo widocznym
22 SARA CRAVEN
napisem ,,Villa Danae’’ cze˛s´ciowo nikła w wysokiej
trawie, jak uprzedzała Sherry. Zoe wyruszyła zaraz po
s´niadaniu. Mimo z˙e czekała na ten moment, teraz za-
cze˛ła sie˛ wahac´. Moz˙e zapomniec´ o przeszłos´ci i po
prostu korzystac´ z wakacji, kto´rych od dawna nie miała?
Z drugiej strony, jes´li po powrocie spojrzy na nowo
oprawiony obraz mamy, be˛dzie na siebie ws´ciekła, z˙e
zmarnowała okazje˛.
Ruszyła wie˛c niewyraz´na˛ s´ciez˙ka˛ prowadza˛ca˛ w do´ł
ws´ro´d drzew oliwkowych. Mimo z˙e było jeszcze wczes´-
nie, czuła juz˙ upał, wie˛c miło sie˛ szło w ich srebrzystym
cieniu.
Zoe ubrana była w powiewna˛ sukienke˛ plaz˙owa˛,
załoz˙ona˛ na bikini, a włosy spie˛ła w luz´ny kok na
czubku głowy. Pokonała ostry zakre˛t i zobaczyła naj-
pierw s´wiez˙a˛zielen´ trawy z kolorowymi plamami kwia-
to´w, a zaraz potem w s´rodku ogrodu biały dom.
Stane˛ła i odruchowo zacisne˛ła dłon´ na pasku od
torby. Tuz˙ przed nia˛połyskiwała turkusowa woda base-
nu, z kto´rego szerokie, niskie schody prowadziły do
rozsuwanych szklanych drzwi. Za nimi widac´ było
niewysokie pomieszczenie, jakby atrium, z marmurowa˛
podłoga˛, ros´linami i białymi ogrodowymi fotelikami
i lez˙ankami.
Nie chciała byc´ intruzem, ale nie mogła sie˛ po-
wstrzymac´, z˙eby nie wejs´c´ na schody i nie spro´bowac´
otworzyc´ szklanych drzwi. Niestety, były zamknie˛te.
Obro´ciła sie˛ troche˛ i stane˛ła jak wryta. Stała u sto´p
naste˛pnych schodo´w, tak znajomych, z˙e wsze˛dzie by
23WILLA NA GRECKIEJ WYSPIE
je rozpoznała. Jasne stopnie pokryte płatkami prowadzi-
ły na taras. Na balustradzie wisiała donica z pelar-
goniami, a wszystko kontrastowało na tle lazurowego
morza.
Zoe uspokoiła sie˛ i ostroz˙nie weszła na taras, kto´ry
rozcia˛gał sie˛ na cała˛ długos´c´ domu. Po jego drugiej
stronie kolejne schody prowadziły w do´ł, a s´ciez˙ka
ws´ro´d cypryso´w na po´łokra˛gła˛ piaszczysta˛ plaz˙e˛.
Parter domu był zupełnie niedoste˛pny. Ale co sobie
włas´ciwie wyobraz˙ała, z˙e ktos´ go udoste˛pni do zwiedza-
nia? Trzeba było po´js´c´ do adwokata i wyjas´nic´ prawne
aspekty całej sprawy.
Obeszła dom i znalazła gło´wne wejs´cie, solidne drew-
niane drzwi, obok kto´rych pie˛ły sie˛ delikatne ro´z˙e, od
lekko kremowych po mocno herbaciane. Nie wiedza˛c
dlaczego, wycia˛gne˛ła re˛ke˛ i dotkne˛ła jednego pa˛czka
jakby na szcze˛s´cie. Po´z´niej spro´bowała nacisna˛c´ cie˛z˙ka˛,
kuta˛ klamke˛ i drzwi, o dziwo, otworzyły sie˛ cicho, na
dobrze naoliwionych zawiasach. Wie˛c jednak willa Da-
nae ja˛ powitała.
Weszła i przez chwile˛ nasłuchiwała jakiegos´ odgłosu
ludzkiej obecnos´ci. Cisza. Stała w duz˙ym holu, z kto´re-
go prowadziły schody na galeryjke˛. Z jednej strony wi-
dac´ było szklana˛ s´ciane˛ atrium, po drugiej drzwi pro-
wadza˛ce do długiego pokoju. Woko´ł pustego kominka
ustawiono fotele i kanapy, a w duz˙ej wne˛ce stał sto´ł
jadalny i krzesła.
Wszystko było w nieskazitelnym stanie. Widac´ było,
z˙e nikt nigdy nie opierał sie˛ na poduszkach, nie palił
24 SARA CRAVEN
w kominku, nie siedział przy stole. Po stronie atrium
znajdowała sie˛ w pełni wyposaz˙ona kuchnia, z kto´rej
wchodziło sie˛ do naste˛pnych pomieszczen´. Wydawało
sie˛, jakby czas tu sie˛ zatrzymał i wszystko czekało na
jakies´ czarodziejskie przebudzenie.
Zoe wzie˛ła głe˛boki oddech i ruszyła na pie˛tro, za-
skoczona, z˙e chodzi na paluszkach. Najpierw weszła do
gło´wnej sypialni z zamknie˛tymi okiennicami. Otworzy-
ła je, z˙eby obejrzec´ poko´j. Miał morelowe s´ciany i posa-
dzke˛ w kolorze kos´ci słoniowej. W tym samym kolorze
była jedwabna narzuta na ło´z˙ku i firanki z woalu.
W łazience znajdowała sie˛ kabina prysznicowa, na
toaletce lez˙ały przybory toaletowe, a na po´łkach puszys-
te re˛czniki. Wszystko, jak w zakle˛tym pałacu, czekało
na ksie˛z˙niczke˛. Jak długo?
Zoe wyszła na balkon i podziwiaja˛c widok na sa˛sied-
nie wyspy na Morzu Jon´skim, wdychała odurzaja˛cy
zapach ro´z˙.
,,Czy to naprawde˛ moz˙e byc´ moje?’’ – mys´lała.
W tym momencie zdała sobie sprawe˛, z˙e nie jest
sama. Ktos´ był na tarasie. Wychyliła sie˛ z balkonu. Jakis´
me˛z˙czyzna odwro´cony plecami niespiesznie usuwał
zwie˛dnie˛te kwiaty.
,,Ogrodnik – pomys´lała z ulga˛. – Zapewne ktos´
z ekipy, kto´ra utrzymywała wille˛ Danae w nienagannym
stanie’’.
Był wysoki, miał kre˛cone ciemne włosy, szerokie,
opalone plecy, wa˛skie biodra i długie, umie˛s´nione nogi.
Ubrany był tylko w stare białe szorty.
25WILLA NA GRECKIEJ WYSPIE
,,Prawdziwy Adonis’’ – pomys´lała i westchne˛ła.
Poniewaz˙ widziała go tylko z tyłu, mogło sie˛ okazac´,
z˙e ma zeza, krzywy nos i sie˛ s´lini, ale jakos´ nie wydawa-
ło sie˛ to moz˙liwe. Zreszta˛ najwaz˙niejsze teraz było
wydostac´ sie˛ sta˛d tak, z˙eby jej nie zauwaz˙ył, a nie
zastanawiac´ sie˛ nad uroda˛ ogrodnika.
Wycofała sie˛ z powrotem do pokoju, zamkne˛ła okna
i wydało jej sie˛, z˙e narobiła hałasu, ale było to złudzenie.
Skoro nic sie˛ nie wydarzyło, postanowiła szybko zbiec
po schodach w nadziei, z˙e on be˛dzie jeszcze zaje˛ty na
tarasie, z dala od drzwi wejs´ciowych. W ten sposo´b uda
jej sie˛ znikna˛c´ w gaju oliwnym.
Dalej niech adwokat dowiaduje sie˛, czy willa Danae
nalez˙y do Zoe.
Zda˛z˙yła pokonac´ trzy stopnie i zobaczyła, z˙e nie jest
sama. Zamarła na jego widok. Stał oparty o pore˛cz
u dołu schodo´w, pewny siebie, lekko us´miechnie˛ty.
W pierwszej chwili chciała sie˛ cofna˛c´, ale instynkt jej
podpowiedział, z˙e jedyna droga ucieczki znajduje sie˛
przed nia˛. Jednoczes´nie zauwaz˙ała co innego: tak jak
przypuszczała, me˛z˙czyzna stoja˛cy o kilka kroko´w od
niej był niezwykle przystojny, choc´ nie miał specjalnie
regularnych ryso´w. Była pewna, z˙e kobieta, kto´ra raz
spojrzy w jego oczy, be˛dzie chciała to robic´ zawsze.
– Kalimera – powiedział cicho.
Pomys´lała, z˙e moz˙e jakos´ wyjdzie z honorem. Wy-
cia˛gne˛ła re˛ce przed siebie i zas´miała sie˛ przepraszaja˛co.
– Nie rozumiem, przepraszam. Nie mo´wie˛ po grecku.
Wzruszył ramionami.
26 SARA CRAVEN
– Wie˛c be˛dziemy mo´wic´ po angielsku, nie ma prob-
lemu. Co pani tu robi?
– Nie jestem złodziejem – odparła szybko.
– Rzeczywis´cie – zgodził sie˛. – Nie ma tu nic takie-
go,co moz˙na by łatwo ukras´c´ albo ukryc´ – dodał, patrza˛c
na jej cienka˛sukienke˛ i torbe˛ z materiału. – Wie˛c pytam
jeszcze raz, z jakiego powodu pani sie˛ tu znalazła?
– Ktos´ mi mo´wił, z˙e jest w okolicy dom na sprzedaz˙
– zaimprowizowała. – Pomys´lałam, z˙e to ten, bo jest
zupełnie pusty.
– Nie, to nie ten – odpowiedział i spojrzał ironicznie.
– Nikt nie mo´gł pani tego powiedziec´.
– I nie sa˛dzi pan, z˙e włas´ciciel mo´gł wystawic´ go na
sprzedaz˙, nic panu nie mo´wia˛c?
– Nie, to tez˙ niemoz˙liwe.
– W kaz˙dym razie, to cudowny dom. – Uniosła
głowe˛. – Moz˙e włas´ciciel byłby skłonny go wynaja˛c´.
– Nie ma pani gdzie sie˛ podziac´? – Unio´sł brwi
w zdumieniu.
– Oczywis´cie, z˙e mam, ale to tak pie˛kna wyspa, z˙e
moz˙e przyjechałabym w przyszłos´ci na dłuz˙ej.
– Kiedy pani przyjechała? – Skrzywił sie˛. – Wczo-
raj?
– Nie trzeba duz˙o czasu, z˙eby znalez´c´ cos´ pie˛knego
– odpowiedziała wymijaja˛co – i zapragna˛c´, z˙eby pobyt
trwał dłuz˙ej.
Zmierzył ja˛ od sto´p do gło´w i powoli powiedział:
– Przynajmniej w tym sie˛ zgadzamy – i rozes´miał
sie˛.
27WILLA NA GRECKIEJ WYSPIE
Z˙ałowała teraz, z˙e nie siedzi z powrotem przy swoim
stoliku, kon´cza˛c s´niadanie, i nie planuje czegos´ mniej
ryzykownego, na przykład przedpołudnia na miejskiej
plaz˙y. Nie czuła sie˛ bezpieczna.
– Powiem pani, jak ja oceniam te˛ sytuacje˛ – powie-
dział, pozornie od niechcenia. – Zatrzymała sie˛ pani
w hotelu Stavrosa, a jego z˙ona opowiedziała pani o za-
toczce nalez˙a˛cej do tego domu, w kto´rej moz˙na przyjem-
nie popływac´. Ona sama przychodzi tu czasami i mys´li,
z˙e nikt o tym nie wie. Pani jak typowa kobieta nie mogła
powstrzymac´ ciekawos´ci i weszła do s´rodka domu,
skoro drzwi były otwarte.
Zoe, niestety, sie˛ zaczerwieniła.
– To prawda do pewnego stopnia. Zaciekawiło mnie,
z˙e dom jest pusty, bo moz˙e rzeczywis´cie interesowałoby
mnie jego nabycie.
– Mo´wiłem juz˙, z˙e nie jest na sprzedaz˙.
– Nie be˛de˛ o tym rozmawiac´ z panem. Czy włas´-
ciciel jest w tej chwili na wyspie?
– Nie – odpowiedział. – W Atenach.
Kusiło ja˛, z˙eby mu pomachac´ dokumentem własno-
s´ci i powiedziec´, z˙e sie˛ myli, ale nadejdzie taki moment
i pierwszym zwrotem, jakiego sie˛ nauczy po grecku,
be˛dzie: ,,Zwalniam pana’’.
– Szkoda, ale chyba ktos´ moz˙e mi powiedziec´, jak
sie˛ z nim skontaktowac´.
– Oczywis´cie. Zawsze moz˙na zapytac´ mnie – mo´wił
z powaz˙na˛ mina˛, ale z jego głosu wyczuwała, z˙e ja˛
przejrzał.
28 SARA CRAVEN
Sara Craven Willa na greckiej wyspie
ROZDZIAŁ PIERWSZY – Duz˙o o tym mys´lałem – powiedział George – i do- szedłem do wniosku, z˙e powinnis´my sie˛ pobrac´. Zoe Lambert maksymalnym wysiłkiem woli udało sie˛ nie zakrztusic´ łykiem chardonnaya, kto´rego włas´nie zacze˛ła pic´. Gdyby ktokolwiek inny złoz˙ył jej tak nie- wiarygodna˛ propozycje˛, po prostu by ja˛ wys´miała. George w przekrzywionym krawacie i z rozwich- rzonymi bra˛zowymi włosami siedział naprzeciw niej przy stoliku w winiarni. Był jej przyjacielem, jednym z niewielu spos´ro´d kolego´w nauczycieli, ale nigdy nic mie˛dzy nimi nie zaiskrzyło. Nawet gdyby Zoe przyszło to kiedykolwiek do głowy, na mys´l o jego matce natych- miast by jej przeszło. Z˙adna ewentualna kandydatka na narzeczona˛George’a nie wytrzymywała tego lodowate- go wzroku owdowiałej matki, kto´ra zrobiła sobie z syn- ka posłusznego niewolnika. – George – powiedziała delikatnie Zoe – chyba to nie jest... – Przeciez˙ – cia˛gna˛ł niezraz˙ony – be˛dzie ci trudno teraz, kiedy zostałas´ sama. Byłas´ bardzo dzielna podczas choroby twojej mamy, ale obecnie ja chciałbym sie˛ toba˛ zaopiekowac´, z˙ebys´ nie musiała sie˛ o nic martwic´.
,,Poza tym z˙eby mnie twoja matka, razem z moja˛ ciotka˛ Megan, nie otruła’’. – Zoe przypomniała sobie, jak zachowała sie˛ ciotka na pogrzebie swojej siostry, a matki Zoe, dwa tygodnie wczes´niej. Nie odezwała sie˛ w ogo´le do siostrzenicy, teraz swej jedynej krewnej, i dota˛d sie˛ u niej nie pojawiła. Zoe odrzuciła od siebie te nieprzyjemne wspomnienia i spytała: – Czy chcesz powiedziec´, z˙e sie˛ we mnie zakocha- łes´, George? – No... bardzo cie˛ lubie˛ – w zakłopotaniu obracał no´z˙ke˛ kieliszka – i bardzo cie˛ podziwiam i szanuje˛. Ale nie jestem z tych, co to moga˛ oszalec´ z miłos´ci – dodał niepewnie. – Mys´le˛, z˙e najwaz˙niejsze to byc´ przyjacio´łmi. – Jestes´ bardzo miły i doceniam to, co powiedziałes´, ale nie chciałabym teraz natychmiast decydowac´ o swo- jej przyszłos´ci. Nie doszłam jeszcze do siebie po stracie matki. – Oczywis´cie, zdaje˛ sobie z tego sprawe˛. – George nerwowo poklepał ja˛po dłoni. – I nie be˛de˛ cie˛ poganiał. Ale obiecaj mi, z˙e o tym pomys´lisz, dobrze? Moge˛ czekac´, ile zechcesz. – George, naprawde˛ na ciebie nie zasługuje˛ – od- powiedziała Zoe na swa˛ pierwsza˛ propozycje˛ małz˙en´- stwa. Kiedy po´ł godziny po´z´niej wracała do domu wloka˛- cym sie˛ autobusem, trudno jej było mys´lec´ o czyms´ innym, a przeciez˙ propozycja George’a była najmniej pilnym i waz˙nym z jej obecnych problemo´w. 6 SARA CRAVEN
Trzy lata temu, po ukon´czeniu uniwersytetu, przyje- chała tu do Astencombe, z˙eby zamieszkac´ z mama˛. Domek nie był ich własnos´cia˛, tylko wynajmowały go od niez˙yja˛cego juz˙ me˛z˙a ciotki Megan, Petera Arnolda. Po jego s´mierci ciotka, chociaz˙ była bezdzietna i niez´le sytuowana, nieustannie podwyz˙szała czynsz. Gina, mat- ka Zoe, tez˙ wdowa, po´ki nie zachorowała, dorabiała do renty po me˛z˙u malowaniem pejzaz˙y. Zoe nie planowała po studiach powrotu do domu i szukania pracy w miejs- cowej szkole. Chciała razem ze swoim chłopakiem Mickiem pojez´dzic´ przez rok po s´wiecie, zarabiaja˛c po drodze, gdzie sie˛ da. Przyjechała powiedziec´ o tym mamie, ale zobaczyła, z˙e jest w kiepskiej formie, i po- stanowiła z nia˛ zostac´. Zawiadomiła Micka w nadziei, z˙e w imie˛ wielkiej miłos´ci zrezygnuje ze swoich pla- no´w, ale on zmienił tylko towarzyszke˛ podro´z˙y. Wielka miłos´c´ okazała sie˛ nietrwała i w cia˛gu kilku dni zostało zaje˛te miejsce Zoe w jego sercu i ło´z˙ku. Nie z˙ałowała jednak, z˙e była z mama˛, kiedy ta dowiedziała sie˛ o chorobie, podczas kro´tkich okreso´w remisji, i na szcze˛s´cie niedługiego czasu ostatecznego pogorszenia. Gina do kon´ca zachowała optymizm i ciep- ło i co´rka be˛dzie miała co wspominac´. Zoe zakon´czyła jakis´ rozdział w z˙yciu i musiała sie˛ zastanowic´ co dalej. Miała wyposaz˙enie domu, a po uprawomocnieniu sie˛ testamentu dostanie troche˛ pienie˛- dzy po mamie. Jedno było pewne, z˙e ciotka Megan za nia˛ nie zate˛skni, kiedy sie˛ sta˛d wyniesie. Jak dwie siostry mogły byc´ tak ro´z˙ne? Ciotka była 7WILLA NA GRECKIEJ WYSPIE
wprawdzie dwanas´cie lat starsza, ale Zoe nigdy nie widziała mie˛dzy nimi siostrzanej miłos´ci. Megan była wyz˙sza, szczuplejsza i ciemniejsza niz˙ jej młodsza siostra i miała wiecznie niezadowolona˛ mine˛. Nie bardzo było wiadomo dlaczego, bo nigdy nie musiała sie˛ martwic´ o pienia˛dze, miała sympatycznego, bardzo lubianego me˛z˙a i pie˛kny dom za wysokim mu- rem, kto´ry opuszczała jedynie, by przewodniczyc´ na zebraniu jednej z licznych organizacji w okolicy. A jed- nak wydawała sie˛ nieszcze˛s´liwa. Nieche˛c´ do młodszej siostry przeniosła sie˛ ro´wniez˙ na siostrzenice˛, kto´ra jednak nauczyła sie˛ okazywac´ ciotce uprzejmos´c´ bez wzajemnos´ci. Ida˛c teraz od autobusu, Zoe wdychała wcia˛z˙ jeszcze ciepłe, pachna˛ce powietrze i postanowiła popracowac´ chwile˛ w ogrodzie, z˙eby odpocza˛c´ po egzaminach i za- stanowic´ sie˛ nad swoja˛ przyszłos´cia˛. Nagle stane˛ła jak wryta. Na białym płotku od frontu pojawiła sie˛ tablica ,,Na sprzedaz˙’’ z logo miejscowej agencji nie- ruchomos´ci. Gdy doszła do furtki, pojawiła sie˛ Adele, sa˛siadka z domu obok. – Wiedziałas´ o tym? – spytała. Kiedy Zoe przecza˛co pokre˛ciła głowa˛, dodała: – Tak mys´lałam. Gdy dzis´ rano sie˛ zainteresowałam, kiedy to stawiali, powiedzieli, z˙e na polecenie włas´cicielki. Jest tam teraz – wskazała głowa˛. – Cholera, tego mi jeszcze trzeba – mrukne˛ła Zoe. Megan Arnold stała w saloniku obok kominka, wpat- 8 SARA CRAVEN
rzona w wisza˛cy nad nim obraz olejny. Był to niezwykły obraz jak na Gine˛ Lambert. Przedstawiał chyba jakis´ widok s´ro´dziemnomorski – białe marmurowe schody, biegna˛ce wzdłuz˙ gładkiej, białej s´ciany, prowadza˛ce na taras z balustrada˛, a na stopniach płatki ro´z˙owych kwia- to´w. Na balustradzie, na tle ostro niebieskiego nieba i lazurowego morza, wisiała ozdobna donica z ro´z˙owy- mi, białymi i pa˛sowymi pelargoniami. Co dziwniejsze, jak pamie˛tała Zoe, Lambertowie zawsze spe˛dzali waka- cje w Anglii, na ogo´ł w Kornwalii lub Yorkshire, a to był grecki pejzaz˙. – Jestes´ nareszcie. – Ciotka obro´ciła sie˛ do niej. – Bardzo po´z´no. – Mielis´my zebranie pracowniko´w. Szkoda, z˙e mnie ciocia nie zawiadomiła. – Zoe starała sie˛ uspokoic´. – Czy napije sie˛ ciocia herbaty? – Nie, to nie jest wizyta towarzyska. – Megan Arnold usiadła w fotelu obok kominka. Była ubrana jak zwykle w granatowa˛ plisowana˛ spo´dnice˛, grana- towy robiony na drutach blezer, a pod nim miała jasnoniebieska˛ bluzke˛. Siwieja˛ce włosy gładko zacze- sała w kok. – Wystawiłam dom na sprzedaz˙ – cia˛g- ne˛ła. – Agencja be˛dzie go od razu pokazywac´, wie˛c musisz usuna˛c´ ten cały bałagan. – Wskazała na ksia˛z˙- ki i bibeloty na po´łkach woko´ł kominka. – Be˛de˛ wdzie˛czna, jes´li siebie tez˙ usuniesz do kon´ca mie- sia˛ca. – Tak po prostu? – A czego sie˛ spodziewałas´? Mo´j ma˛z˙ pozwolił 9WILLA NA GRECKIEJ WYSPIE
twojej matce na korzystanie z tego domu do kon´ca z˙ycia. O tobie nie było mowy. – Niczego sie˛ nie spodziewałam. Ale sa˛dziłam, z˙e be˛de˛ miała chwile˛ wytchnienia. – Uwaz˙am, z˙e miałas´ dosyc´ czasu. – Starsza pani była nieporuszona. – W s´wietle prawa mieszkasz tu na dziko. Powinnas´ sobie znalez´c´ jakis´ poko´j w samym Bishops Cross, blisko pracy. – Jeden poko´j to troche˛ mało. – Zoe pomys´lała, z˙e George musiał cos´ wiedziec´ od matki albo podsłuchał jej rozmowe˛ z przyjacio´łka˛, Megan Arnold. ,,Zamiast od- grywac´ sir Galahada, mo´gł mnie uprzedzic´’’. – Nie wszystkie meble stanowiły wyposaz˙enie tego domu – starała sie˛ mo´wic´ spokojnie. – Chciałabym zabrac´ z soba˛ te, kto´re nalez˙ały do mojej matki oraz jej ksia˛z˙ki i obrazy. – Postanowiła sie˛ przemo´c i wykazac´ dobra˛ wole˛. – Moz˙e ciocia chciałaby zatrzymac´ kto´rys´ na pamia˛tke˛? Moz˙e ten? – Ohydny bohomaz – głos ciotki zadrz˙ał. – Nie zniosłabym go w swoim domu. – Dlaczego ciocia jej tak strasznie nienawidzi? – O czym ty mo´wisz? Ja miałabym nienawidzic´ Giny, najwspanialszej siostry? – Jej nagły s´miech zabrzmiał jak pisk. – Co za bzdura. Nikt nie miał prawa jej nienawidzic´. Cokolwiek by zrobiła, jakikolwiek grzech by popełniła, wszyscy kochali ja˛ i wybaczali. Wszyscy. – Ona nie z˙yje – głos Zoe sie˛ załamał. – Jez˙eli kiedykolwiek ciocie˛ skrzywdziła, na pewno niespecjal- nie. I wie˛cej nie moz˙e tego zrobic´. 10 SARA CRAVEN
– Mylisz sie˛. – Megan uniosła brode˛. – Nigdy nie była w stanie mnie urazic´, bo zawsze wiedziałam, jaka naprawde˛ była. Nigdy mnie nie zmyliła jej buzia niewi- nia˛tka. I miałam racje˛. – Zmieniła temat. – Ale to juz˙ przeszłos´c´, a trzeba mys´lec´ o przyszłos´ci. Na pocza˛tek o sprzedaz˙y domu. – Wstała. – Chce˛ miec´ tu posprza˛ta- ne, zanim przyjda˛pierwsi klienci. Najpierw to. – Zdje˛ła ze s´ciany obraz ze schodami i pelargoniami i rzuciła nim o podłoge˛, tuz˙ przed kominkiem. Rozległ sie˛ złowro´z˙b- ny trzask. – Rama – szepne˛ła Zoe i przykle˛kła obok obrazu. – Złamana. Jak mogłas´? Nie miałas´ prawa go dotykac´. – To jest mo´j dom i moge˛ robic´, co mi sie˛ podoba. – Sie˛gne˛ła po torebke˛. – Reszta ma byc´ uprza˛tnie˛ta do kon´ca tygodnia, a wszystkie dziury w tynku za- gipsowane. Zoe usłyszała trzas´nie˛cie drzwiami, a po chwili głos Adele dochodza˛cy od kuchennych drzwi. – Jeff został z dziec´mi. Usłyszałam, jak madame wychodzi, wie˛c przyszłam sprawdzic´, czy jeszcze z˙y- jesz. – Czuje˛ sie˛, jakby po mnie pocia˛g przejechał. Az˙ mi sie˛ wierzyc´ nie chce, z˙e moz˙na byc´ tak złos´liwym. – Wstawie˛ wode˛ na herbate˛ – powiedziała sa˛siadka. – Co sie˛ stało z tym obrazem? – Rzuciła nim o podłoge˛. Zupełnie, jakby zwariowa- ła. Nie jest to najlepsze dzieło mojej mamy i lez˙ało na strychu, po´ki sie˛ tu nie sprowadziła, ale... – Ja go zawsze lubiłam – rozmarzyła sie˛ Adele. – To 11WILLA NA GRECKIEJ WYSPIE
Grecja, prawda? Moja siostra ma zniz˙ki, wie˛c w ze- szłym roku bylis´my na Krecie, a rok przedtem na Korfu. Zoe wzruszyła ramionami. – Pewnie to Grecja, choc´ nigdy tam nie bylis´my. Mo´j ojciec nie lubił upało´w. Zawsze chciałam ja˛o ten obraz zapytac´ i nie zda˛z˙yłam. – Kiedy cie˛ wyrzuca? – spytała Adele, gdy usiadły z herbata˛ przy kuchennym stole. – Musze˛ sie˛ wynies´c´ przed kon´cem miesia˛ca. – Mys´lisz, z˙e ona naprawde˛ zwariowała? – Chyba nie, tylko zachowuje sie˛ zupełnie niezrozu- miale, gdy cos´ ma zwia˛zek z moja˛ matka˛. – Moz˙e to niezupełnie jej wina – zacze˛ła sie˛ za- stanawiac´ Adele. – Moja babcia pamie˛ta, jaka z niej była miła, ukochana co´reczka rodzico´w, a potem urodziła sie˛ twoja matka. Ona stała sie˛ ich ulubienica˛ i w dodatku była bardzo ładna. – Pewnie masz racje˛, ale wydaje mi sie˛, z˙e chodzi jeszcze o cos´ innego. Adele dolała sobie herbaty do kubka. – Poza tym jestes´ bardzo podobna do swojej mamy, gdy była w twoim wieku, co jeszcze pogarsza sytuacje˛ – dodała. – Wie˛c co masz zamiar teraz zrobic´? – Musze˛ znalez´c´ mieszkanie, nieumeblowane. Moz˙e w pewnym sensie ciotka robi mi przysługe˛, bo moge˛ zacza˛c´ całkiem nowe z˙ycie, moz˙e zupełnie gdzie in- dziej. – Gdzie zła kro´lowa nie be˛dzie miała własnego 12 SARA CRAVEN
klucza – zaz˙artowała przyjacio´łka. – Be˛dzie mi ciebie brakowało. – To nie stanie sie˛ tak zaraz. W kontrakcie mam prze- widziane wymo´wienie z wyprzedzeniem jednego semest- ru. – Skon´czyły herbate˛ i Zoe wstawiła kubki do zlewu. – Najpierw musze˛ gdzies´ przechowac´ rzeczy mamy, bo po historii z tym obrazem wszystko jest tu moz˙liwe. – Szkoda go. Zawsze lubiłam ten obraz. Wiesz co, moz˙e zapakuj go, a jutro Jeff zawiezie go do oprawy. Nie be˛dziesz z nim jez´dzic´ autobusem. – To byłoby s´wietnie – ucieszyła sie˛ Zoe i poszła po papier i sznurek. – Zobacz, z tyłu jest podarty – zmartwiła sie˛ Adele, pro´buja˛c wygładzic´ papierowa˛ podklejke˛, kiedy Zoe wro´ciła. – Zaraz, cos´ tam jest w s´rodku – powiedziała, wycia˛gne˛ła wypchana˛, stara˛ koperte˛ i podała ja˛ przyja- cio´łce. – Nie otworzysz? Ja bym nie wytrzymała. – Tak – odpowiedziała zamys´lona Zoe. – Ale jez˙eli czekało to tak długo, to zastanawiam sie˛, czy moja mama, bo przeciez˙ ona musiała włoz˙yc´ te˛ koperte˛, chciała, z˙ebym ja˛ znalazła. – Moz˙e o niej zapomniała? – Jak mogłaby zapomniec´? Ten obraz wisiał cały czas, odka˛d tu zamieszkała, nad kominkiem. Chciała to zachowac´ w tajemnicy, a ja mys´lałam, z˙e nie mamy tajemnic. Adele poklepała ja˛ po plecach. – Zostawie˛ cie˛ teraz, a ty zdecyduj, co zrobisz. Jez˙eli chcesz zmienic´ rame˛, przynies´ do nas obraz. 13WILLA NA GRECKIEJ WYSPIE
Gdy Zoe została sama, zacze˛ła sie˛ wahac´, czy powin- na otworzyc´ koperte˛. Nie było na niej napisu: ,,Dla mojej co´rki’’ ani ,,Otworzyc´ po mojej s´mierci’’. ,,Czy powinnam, nie otwieraja˛c, wyrzucic´ koperte˛ do s´mieci? Tylko wtedy be˛de˛ sie˛ nad tym zastanawiała do kon´ca z˙ycia...’’ – pomys´lała. Podje˛ła decyzje˛, rozdarła koperte˛ i wyje˛ła jej zawar- tos´c´. Były tam jakies´ dokumenty i fotografie. Wzie˛ła do re˛ki jeden z papiero´w napisany w obcym je˛zyku. ,,Po grecku – stwierdziła, przyjrzawszy sie˛ literom. – Ska˛d mama to miała?’’. Zacze˛ła ogla˛dac´ zdje˛cia. Były na nich jakies´ lokalne scenki rodzajowe, wioska, stragany na targu, stara ko- bieta prowadza˛ca osiołka. Jedno zdje˛cie było zupełnie inne. Przedstawiało me˛z˙czyzne˛, w szortach i koszuli, stoja˛cego na tle cypryso´w. Twarz miał nieco w cieniu, ale instynkt jej podpowiadał, z˙e me˛z˙czyzna nie był Anglikiem i us´miechał sie˛ do jej matki, kto´ra robiła zdje˛cie. Sylwetka me˛z˙czyzny i emanuja˛ca z niego ener- gia zupełnie nie przypominały ojca Zoe. Odwro´ciła fotografie˛ w poszukiwaniu jakiegos´ podpisu czy daty, ale nic nie znalazła. Powoli zacze˛ła przegla˛dac´ pozostałe papiery, az˙ zna- lazła cos´, co zapewne było tłumaczeniem greckich do- kumento´w. Czytała, przerywała, az˙ zakre˛ciło jej sie˛ w głowie. Wynikało z tego, z˙e jest to akt darowizny, przyznaja˛cy jej matce Ville˛ Danae w pobliz˙u miej- scowos´ci Livassi na wyspie Thania. Gina Lambert nigdy o tym prezencie nie wspominała 14 SARA CRAVEN
ani tym bardziej z niego nie korzystała. Najwidoczniej nie chciała, aby o tym wiedziano. Czy obraz przedstawiał jakies´ waz˙ne, ale tajemnicze wspomnienia? Tak sie˛ Zoe wydawało, zwłaszcza kiedy sobie zdała sprawe˛, z˙e nie został zawieszony za z˙ycia ojca. Przeczytała tłumaczenie aktu darowizny po raz trze- ci. Nigdzie nie było nazwiska ofiarodawcy, chociaz˙ sa˛dziła, z˙e wyste˛puje w oryginale, oraz z˙adnych ograni- czen´ prawa własnos´ci. Nieruchomos´c´ nalez˙ała do Giny, kto´ra mogła ja˛ przekazac´ spadkobiercom lub sprzedac´. Nie było jednak z˙adnego dowodu sprzedaz˙y, a wie˛c prawdopodobnie Zoe została teraz włas´cicielka˛ willi na greckiej wyspie. Zacze˛ła drz˙ec´ ze zdenerwowania, wie˛c sie˛gne˛ła do kredensu, w kto´rym jej matka trzymała napoleona, i na- lała sobie spory kieliszek. Kiedy sie˛ uspokoiła, wzie˛ła atlas i odnalazła wysepke˛ Thania na Morzu Jon´skim, a na niej stolice˛ i jedyna˛ wie˛ksza˛ miejscowos´c´, Livassi. Moz˙e siostra Adele, kto´ra pracuje w biurze turystycz- nym, powie jej cos´ wie˛cej i doradzi, jak tam dojechac´. Musi tam pojechac´ i zobaczyc´, czy willa Danae jeszcze stoi. ,,Mam troche˛ zaoszcze˛dzonych pienie˛dzy – pomys´la- ła – a przed soba˛letnie wakacje. Trudno o lepsza˛okazje˛. Oczywis´cie, nie zatrzymam domu. Jes´li nadaje sie˛ do mieszkania, to go sprzedam, jes´li nie, odjade˛, jak moja matka. Oczywis´cie musze˛ nie tylko zobaczyc´ ten dom, ale znalez´c´ odpowiedzi na kilka pytan´. Musze˛ poznac´ 15WILLA NA GRECKIEJ WYSPIE
prawde˛, choc´by była bolesna. – Jeszcze raz spojrzała na zdje˛cie przedstawiaja˛ce me˛z˙czyzne˛. Jaka była jego rola w tej tajemniczej historii? – Znajde˛ go – postanowiła. – Jakkolwiek, gdziekolwiek, za wszelka˛ cene˛’’. 16 SARA CRAVEN
ROZDZIAŁ DRUGI Nad drz˙a˛ca˛ powierzchnia˛ morza pojawiły sie˛ zarysy wyspy Thania. Zoe, trzymaja˛c sie˛ re˛ka˛ barierki na promie, wcia˛z˙ jeszcze nie mogła uwierzyc´, z˙e naprawde˛ to robi. Nie przyznała sie˛ nikomu, nawet Adele, co do prawdziwego celu swojej wyprawy. Sprawe˛ tajemniczej koperty zbagatelizowała, mo´wia˛c, z˙e to niewiele zna- cza˛ce pamia˛tki, ale chciałaby pojechac´ na wyspe˛ spraw- dzic´, co tak zauroczyło jej matke˛. – Tylko nie daj sie˛ za bardzo zauroczyc´. – Przyjacio´ł- ka sie˛ zas´miała. – I nie daj sie˛ poderwac´ jakiemus´ Adonisowi, bo chcemy cie˛ tu widziec´ z powrotem. – Nie ma obawy. Te˛ sama˛ wersje˛ opowiedziała siostrze Adele, kto´ra pracowała w agencji turystycznej. Vanessa usiłowała ja˛ namo´wic´ na bardziej atrakcyjne miejsce. – To nie jest wyspa dla turysto´w. Maja˛ tam domy bogaci Aten´czycy, plaz˙e na ogo´ł sa˛prywatne i jest tylko kilka małych hoteliko´w. Prom z Kefalonii kursuje dwa razy na dobe˛. – Włas´nie to mi odpowiada – Zoe dodała od nie- chcenia. – Jest tam podobno hotel Stavros w Livassi. Mogłabys´ mi tam cos´ zarezerwowac´?
– Zaraz sprawdze˛. – Postukała w klawiature˛. – O dzi- wo, maja˛ wolne miejsca. Łazienka, taras z widokiem na morze? – Cudownie. – Zoe us´miechne˛ła sie˛. Kiedy George dowiedział sie˛ o jej planach, nie krył rozczarowania. – Trzeba było mi powiedziec´, to pojechalibys´my gdzies´ razem. Moja mama była dwa lata temu na wy- cieczce Skarby Italii i była bardzo zadowolona. Mog- libys´my zrobic´ tak samo. – Dzie˛kuje˛, ale juz˙ postanowiłam. Zreszta˛ twoja mama nie pozwoliłaby ci ze mna˛ jechac´ nawet wtedy, gdybys´my byli małz˙en´stwem. Zaczerwienił sie˛. – Nie masz racji, Zoe. Mamusia wszystkim mo´wi, z˙e che˛tnie juz˙ doczekałaby sie˛ wnuko´w. ,,Gdyby pojawiły sie˛ jakims´ nadprzyrodzonym spo- sobem, bez udziału kobiety’’ – pomys´lała Zoe. – Wie˛c doka˛d włas´ciwie jedziesz? – upewniał sie˛ George. – A, tak z wyspy na wyspe˛, troche˛ tu, troche˛ tam. Była pewna, z˙e gdyby sie˛ dowiedział, jeszcze przed wieczorem wiedziałaby o tym mamus´ka, a zaraz potem ciotka Megan. Swoja˛droga˛, szkoda, z˙e nie moz˙e z ciot- ka˛ o tym porozmawiac´, bo ona na pewno cos´ wie. Ostatnie dni przed wyjazdem były bardzo pracowite. Opro´cz normalnego urwania głowy przed kon´cem roku szkolnego Zoe musiała poszukac´ mieszkania i sie˛ prze- prowadzic´. Poza tym złoz˙yła wypowiedzenie, o czym 18 SARA CRAVEN
nie powiedziała George’owi, i po powrocie z Grecji be˛dzie pracowac´ tylko do Boz˙ego Narodzenia. Po´z´niej poszuka pracy w innej okolicy. ,,Dosyc´ rozmys´lan´ – powiedziała sobie, sie˛gaja˛c do torby turystycznej po butelke˛ z woda˛. Usłyszała szelest papieru, co przypomniało jej o gło´wnym celu wyprawy. – Byc´ moz˙e pierwotny włas´ciciel willi juz˙ dawno sie˛ rozmys´lił i cofna˛ł darowizne˛? Jes´li okaz˙e sie˛, z˙e ktos´ tam mieszka, be˛de˛ sie˛ po prostu cieszyc´ wakacjami i nie be˛dzie z˙adnego nieszcze˛s´cia’’. To wszystko razem i tak wydawało sie˛ bas´nia˛. Port na wyspie Thania był bardzo mały i cumowały w nim raczej łodzie z˙aglowe, a nie eleganckie jachty. Miasteczko zbudowano na zboczu wzgo´rza, a rze˛dy domko´w z czerwonymi dachami wygla˛dały, jakby mia- ły sie˛ zsuna˛c´ do morza. Wzdłuz˙ wybrzez˙a cia˛gne˛ły sie˛ małe tawerny, a ws´ro´d nich stał dwupie˛trowy biały budynek hotelu Stavros. Było wczesne popołudnie i czuło sie˛ niesamowity upał. Zoe ubrana w białe obcie˛te spodnie i granatowa˛ bluzeczke˛ bez re˛kawo´w splotła włosy w warkocz, kto´ry wcisne˛ła pod lniany kapelusz. Na szcze˛s´cie pamie˛tała, z˙eby posmarowac´ sie˛ kremem z wysokim filtrem prze- ciwsłonecznym. Zeszła z pokładu po chybotliwym trapie i wymachu- ja˛c torba˛podro´z˙na˛, udała sie˛ wprost do hotelu. Pokonu- ja˛c po dwa stopnie naraz, wspie˛ła sie˛ na taras, na kto´rym stały stoliki i krzesła ws´ro´d donic z pelargoniami. 19WILLA NA GRECKIEJ WYSPIE
Z przyjemnos´cia˛głe˛boko odetchne˛ła w klimatyzowanej recepcji, chwilowo pustej. Zaraz jednak pojawiła sie˛ w niej pulchna ruda dziewczyna, us´miechaja˛c sie˛ na powitanie. – Czes´c´ – powitała Zoe. – Pewnie panna Lambert? Ja jestem Sherry. – I jestes´ Angielka˛? Nie spodziewałam sie˛. – Zoe rados´nie przywitała sie˛ z rodaczka˛. – A ja nie spodziewałam sie˛ dwa lata temu, z˙e poznam greckiego włas´ciciela hotelu i wyjde˛ za niego za ma˛z˙. – Sie˛gne˛ła po klucz. – Zaprowadze˛ cie˛ do pokoju. Zostaw torbe˛, Stavros zaraz przyjdzie i ja˛ przyniesie. – Ten Stavros, od kto´rego został nazwany hotel? – spytała Zoe, obliczaja˛c w mys´lach jego wiek. – To jego bratanek – wyjas´niła Sherry. – Ale stryj to niezły model, jeszcze teraz sie˛ ogla˛da za dziewczynami. Mo´j Stavros przeja˛ł hotel, kiedy stryj pare˛ lat temu przeszedł na emeryture˛. Teraz siada w cieniu, na placy- ku, i do znudzenia gra w tryktraka. – Wspaniałe z˙ycie – skomentowała Zoe, zapamie˛tu- ja˛c wszystkie informacje. – Jestes´my – powiedziała Sherry i wprowadziła Zoe do chłodnego pokoju z oknami ocienionymi okienni- cami. Odsune˛ła cieniutkie zasłony i otworzyła okiennice. Kremowe s´ciany pasowały kolorem do posadzki. W pokoju znajdowała sie˛ wbudowana szafa i skromna komoda obok ło´z˙ka z czys´ciutka˛biała˛pos´ciela˛i narzuta˛ w kolorze terakoty. 20 SARA CRAVEN
– Jest cudny – szczerze zachwyciła sie˛ Zoe. – Jez˙eli be˛dziesz potrzebowała koca, w co wa˛tpie˛, to powiedz. – Sherry otworzyła kolejne drzwi. – Tu masz prysznic. Czy chcesz cos´ do picia? Zimne piwo czy herbate˛ cytrynowa˛? – Herbate˛, bardzo che˛tnie. Zoe, gdy została sama, wyszła na balkon. Z przyjem- nos´cia˛ stwierdziła, z˙e ma widok na port. Wiedziała juz˙ teraz, dlaczego jej matce tak bardzo sie˛ tu podobało, niezalez˙nie od tego, co mogło sie˛ jej przydarzyc´. Usłyszała pukanie do drzwi i pojawił sie˛ ciemno- włosy i s´niady Stavros z jej bagaz˙em. – Z˙ona pyta, czy chce pani herbate˛ w swoim pokoju, czy zejdzie pani do naszego ogro´dka? – Zejde˛ na do´ł, tylko sie˛ troche˛ rozpakuje˛. Ogro´dek osłonie˛ty ge˛sta˛ winoros´la˛ znajdował sie˛ na tyłach hotelu. Zoe usiadła w rogu i popijaja˛c herbate˛, zastanawiała sie˛ nad planem działania. W kto´ryms´ mo- mencie be˛dzie musiała odszukac´ stryja Stavrosa, bo moz˙e zapamie˛tał jej matke˛. Duz˙y, kudłaty pies, kto´ry wygla˛dał jak chodza˛cy dywanik, wyłonił sie˛ z hotelu i podszedł do niej leniwym krokiem, przyjacielsko merdaja˛c ogonem. – Dobry piesek – powiedziała Zoe, gładza˛c go po łbie i drapia˛c za uszami. Chciałaby miec´ psa, gdy znajdzie mieszkanie. Mama tez˙ bardzo chciała, ale ciotka stanowczo im zabroniła. – Nie daj sie˛ zame˛czyc´ Archimedesowi – ostrzegła Sherry, podchodza˛c z taca˛. 21WILLA NA GRECKIEJ WYSPIE
– Dlaczego go tak nazwalis´cie? – Bo kiedys´ wszedł za Stavrosem do wanny i cała łazienka sie˛ zalała. – Skoro mowa o wodzie – zacze˛ła Zoe ze s´miechem – to gdzie najlepiej popływac´? Sherry zacze˛ła sie˛ zastanawiac´. – Jest plaz˙a miejska. Gdy wyjdziesz z hotelu, to idz´ w lewo, ale bywa zatłoczona. Sa˛pie˛kne plaz˙e po drugiej stronie wyspy, ale moz˙na tam dotrzec´ tylko ło´dka˛. Czasami Stavros organizuje wyprawy, gdy sie˛ zbierze kilku che˛tnych. A poza tym... – rozejrzała sie˛ dookoła – nie wszyscy włas´ciciele okolicznych willi spe˛dzaja˛ tu cały czas, wie˛c korzystamy pod ich nieobecnos´c´. Czego oczy nie widza˛... – podsumowała rados´nie. – Tylko nie mo´w Stavrosovi, bo be˛dzie miał pretensje. – Zniz˙yła głos: – Jest tu w pobliz˙u pie˛kna zatoczka, niewykorzys- tywana, bo nikt nigdy nie mieszkał w willi, do kto´rej nalez˙y. Czasami tam chodze˛, ale Stavros marudzi, bo ma fioła na punkcie własnos´ci. Zoe poczuła, z˙e serce jej mocniej zabiło. – Jez˙eli nikt tam nie mieszka, to wspaniale. Mogłabys´ mi powiedziec´, jak tam dojs´c´? A moz˙e willa ma jaka˛s´ nazwe˛? – Villa Danae – odpowiedziała Sherry, odchodza˛c. – Moz˙esz sta˛d łatwo dojs´c´ pieszo. ,,Nie tylko moge˛, ale na pewno po´jde˛ – pomys´lała Zoe. – Ale jutro’’. Deseczka w kształcie strzałki z ledwo widocznym 22 SARA CRAVEN
napisem ,,Villa Danae’’ cze˛s´ciowo nikła w wysokiej trawie, jak uprzedzała Sherry. Zoe wyruszyła zaraz po s´niadaniu. Mimo z˙e czekała na ten moment, teraz za- cze˛ła sie˛ wahac´. Moz˙e zapomniec´ o przeszłos´ci i po prostu korzystac´ z wakacji, kto´rych od dawna nie miała? Z drugiej strony, jes´li po powrocie spojrzy na nowo oprawiony obraz mamy, be˛dzie na siebie ws´ciekła, z˙e zmarnowała okazje˛. Ruszyła wie˛c niewyraz´na˛ s´ciez˙ka˛ prowadza˛ca˛ w do´ł ws´ro´d drzew oliwkowych. Mimo z˙e było jeszcze wczes´- nie, czuła juz˙ upał, wie˛c miło sie˛ szło w ich srebrzystym cieniu. Zoe ubrana była w powiewna˛ sukienke˛ plaz˙owa˛, załoz˙ona˛ na bikini, a włosy spie˛ła w luz´ny kok na czubku głowy. Pokonała ostry zakre˛t i zobaczyła naj- pierw s´wiez˙a˛zielen´ trawy z kolorowymi plamami kwia- to´w, a zaraz potem w s´rodku ogrodu biały dom. Stane˛ła i odruchowo zacisne˛ła dłon´ na pasku od torby. Tuz˙ przed nia˛połyskiwała turkusowa woda base- nu, z kto´rego szerokie, niskie schody prowadziły do rozsuwanych szklanych drzwi. Za nimi widac´ było niewysokie pomieszczenie, jakby atrium, z marmurowa˛ podłoga˛, ros´linami i białymi ogrodowymi fotelikami i lez˙ankami. Nie chciała byc´ intruzem, ale nie mogła sie˛ po- wstrzymac´, z˙eby nie wejs´c´ na schody i nie spro´bowac´ otworzyc´ szklanych drzwi. Niestety, były zamknie˛te. Obro´ciła sie˛ troche˛ i stane˛ła jak wryta. Stała u sto´p naste˛pnych schodo´w, tak znajomych, z˙e wsze˛dzie by 23WILLA NA GRECKIEJ WYSPIE
je rozpoznała. Jasne stopnie pokryte płatkami prowadzi- ły na taras. Na balustradzie wisiała donica z pelar- goniami, a wszystko kontrastowało na tle lazurowego morza. Zoe uspokoiła sie˛ i ostroz˙nie weszła na taras, kto´ry rozcia˛gał sie˛ na cała˛ długos´c´ domu. Po jego drugiej stronie kolejne schody prowadziły w do´ł, a s´ciez˙ka ws´ro´d cypryso´w na po´łokra˛gła˛ piaszczysta˛ plaz˙e˛. Parter domu był zupełnie niedoste˛pny. Ale co sobie włas´ciwie wyobraz˙ała, z˙e ktos´ go udoste˛pni do zwiedza- nia? Trzeba było po´js´c´ do adwokata i wyjas´nic´ prawne aspekty całej sprawy. Obeszła dom i znalazła gło´wne wejs´cie, solidne drew- niane drzwi, obok kto´rych pie˛ły sie˛ delikatne ro´z˙e, od lekko kremowych po mocno herbaciane. Nie wiedza˛c dlaczego, wycia˛gne˛ła re˛ke˛ i dotkne˛ła jednego pa˛czka jakby na szcze˛s´cie. Po´z´niej spro´bowała nacisna˛c´ cie˛z˙ka˛, kuta˛ klamke˛ i drzwi, o dziwo, otworzyły sie˛ cicho, na dobrze naoliwionych zawiasach. Wie˛c jednak willa Da- nae ja˛ powitała. Weszła i przez chwile˛ nasłuchiwała jakiegos´ odgłosu ludzkiej obecnos´ci. Cisza. Stała w duz˙ym holu, z kto´re- go prowadziły schody na galeryjke˛. Z jednej strony wi- dac´ było szklana˛ s´ciane˛ atrium, po drugiej drzwi pro- wadza˛ce do długiego pokoju. Woko´ł pustego kominka ustawiono fotele i kanapy, a w duz˙ej wne˛ce stał sto´ł jadalny i krzesła. Wszystko było w nieskazitelnym stanie. Widac´ było, z˙e nikt nigdy nie opierał sie˛ na poduszkach, nie palił 24 SARA CRAVEN
w kominku, nie siedział przy stole. Po stronie atrium znajdowała sie˛ w pełni wyposaz˙ona kuchnia, z kto´rej wchodziło sie˛ do naste˛pnych pomieszczen´. Wydawało sie˛, jakby czas tu sie˛ zatrzymał i wszystko czekało na jakies´ czarodziejskie przebudzenie. Zoe wzie˛ła głe˛boki oddech i ruszyła na pie˛tro, za- skoczona, z˙e chodzi na paluszkach. Najpierw weszła do gło´wnej sypialni z zamknie˛tymi okiennicami. Otworzy- ła je, z˙eby obejrzec´ poko´j. Miał morelowe s´ciany i posa- dzke˛ w kolorze kos´ci słoniowej. W tym samym kolorze była jedwabna narzuta na ło´z˙ku i firanki z woalu. W łazience znajdowała sie˛ kabina prysznicowa, na toaletce lez˙ały przybory toaletowe, a na po´łkach puszys- te re˛czniki. Wszystko, jak w zakle˛tym pałacu, czekało na ksie˛z˙niczke˛. Jak długo? Zoe wyszła na balkon i podziwiaja˛c widok na sa˛sied- nie wyspy na Morzu Jon´skim, wdychała odurzaja˛cy zapach ro´z˙. ,,Czy to naprawde˛ moz˙e byc´ moje?’’ – mys´lała. W tym momencie zdała sobie sprawe˛, z˙e nie jest sama. Ktos´ był na tarasie. Wychyliła sie˛ z balkonu. Jakis´ me˛z˙czyzna odwro´cony plecami niespiesznie usuwał zwie˛dnie˛te kwiaty. ,,Ogrodnik – pomys´lała z ulga˛. – Zapewne ktos´ z ekipy, kto´ra utrzymywała wille˛ Danae w nienagannym stanie’’. Był wysoki, miał kre˛cone ciemne włosy, szerokie, opalone plecy, wa˛skie biodra i długie, umie˛s´nione nogi. Ubrany był tylko w stare białe szorty. 25WILLA NA GRECKIEJ WYSPIE
,,Prawdziwy Adonis’’ – pomys´lała i westchne˛ła. Poniewaz˙ widziała go tylko z tyłu, mogło sie˛ okazac´, z˙e ma zeza, krzywy nos i sie˛ s´lini, ale jakos´ nie wydawa- ło sie˛ to moz˙liwe. Zreszta˛ najwaz˙niejsze teraz było wydostac´ sie˛ sta˛d tak, z˙eby jej nie zauwaz˙ył, a nie zastanawiac´ sie˛ nad uroda˛ ogrodnika. Wycofała sie˛ z powrotem do pokoju, zamkne˛ła okna i wydało jej sie˛, z˙e narobiła hałasu, ale było to złudzenie. Skoro nic sie˛ nie wydarzyło, postanowiła szybko zbiec po schodach w nadziei, z˙e on be˛dzie jeszcze zaje˛ty na tarasie, z dala od drzwi wejs´ciowych. W ten sposo´b uda jej sie˛ znikna˛c´ w gaju oliwnym. Dalej niech adwokat dowiaduje sie˛, czy willa Danae nalez˙y do Zoe. Zda˛z˙yła pokonac´ trzy stopnie i zobaczyła, z˙e nie jest sama. Zamarła na jego widok. Stał oparty o pore˛cz u dołu schodo´w, pewny siebie, lekko us´miechnie˛ty. W pierwszej chwili chciała sie˛ cofna˛c´, ale instynkt jej podpowiedział, z˙e jedyna droga ucieczki znajduje sie˛ przed nia˛. Jednoczes´nie zauwaz˙ała co innego: tak jak przypuszczała, me˛z˙czyzna stoja˛cy o kilka kroko´w od niej był niezwykle przystojny, choc´ nie miał specjalnie regularnych ryso´w. Była pewna, z˙e kobieta, kto´ra raz spojrzy w jego oczy, be˛dzie chciała to robic´ zawsze. – Kalimera – powiedział cicho. Pomys´lała, z˙e moz˙e jakos´ wyjdzie z honorem. Wy- cia˛gne˛ła re˛ce przed siebie i zas´miała sie˛ przepraszaja˛co. – Nie rozumiem, przepraszam. Nie mo´wie˛ po grecku. Wzruszył ramionami. 26 SARA CRAVEN
– Wie˛c be˛dziemy mo´wic´ po angielsku, nie ma prob- lemu. Co pani tu robi? – Nie jestem złodziejem – odparła szybko. – Rzeczywis´cie – zgodził sie˛. – Nie ma tu nic takie- go,co moz˙na by łatwo ukras´c´ albo ukryc´ – dodał, patrza˛c na jej cienka˛sukienke˛ i torbe˛ z materiału. – Wie˛c pytam jeszcze raz, z jakiego powodu pani sie˛ tu znalazła? – Ktos´ mi mo´wił, z˙e jest w okolicy dom na sprzedaz˙ – zaimprowizowała. – Pomys´lałam, z˙e to ten, bo jest zupełnie pusty. – Nie, to nie ten – odpowiedział i spojrzał ironicznie. – Nikt nie mo´gł pani tego powiedziec´. – I nie sa˛dzi pan, z˙e włas´ciciel mo´gł wystawic´ go na sprzedaz˙, nic panu nie mo´wia˛c? – Nie, to tez˙ niemoz˙liwe. – W kaz˙dym razie, to cudowny dom. – Uniosła głowe˛. – Moz˙e włas´ciciel byłby skłonny go wynaja˛c´. – Nie ma pani gdzie sie˛ podziac´? – Unio´sł brwi w zdumieniu. – Oczywis´cie, z˙e mam, ale to tak pie˛kna wyspa, z˙e moz˙e przyjechałabym w przyszłos´ci na dłuz˙ej. – Kiedy pani przyjechała? – Skrzywił sie˛. – Wczo- raj? – Nie trzeba duz˙o czasu, z˙eby znalez´c´ cos´ pie˛knego – odpowiedziała wymijaja˛co – i zapragna˛c´, z˙eby pobyt trwał dłuz˙ej. Zmierzył ja˛ od sto´p do gło´w i powoli powiedział: – Przynajmniej w tym sie˛ zgadzamy – i rozes´miał sie˛. 27WILLA NA GRECKIEJ WYSPIE
Z˙ałowała teraz, z˙e nie siedzi z powrotem przy swoim stoliku, kon´cza˛c s´niadanie, i nie planuje czegos´ mniej ryzykownego, na przykład przedpołudnia na miejskiej plaz˙y. Nie czuła sie˛ bezpieczna. – Powiem pani, jak ja oceniam te˛ sytuacje˛ – powie- dział, pozornie od niechcenia. – Zatrzymała sie˛ pani w hotelu Stavrosa, a jego z˙ona opowiedziała pani o za- toczce nalez˙a˛cej do tego domu, w kto´rej moz˙na przyjem- nie popływac´. Ona sama przychodzi tu czasami i mys´li, z˙e nikt o tym nie wie. Pani jak typowa kobieta nie mogła powstrzymac´ ciekawos´ci i weszła do s´rodka domu, skoro drzwi były otwarte. Zoe, niestety, sie˛ zaczerwieniła. – To prawda do pewnego stopnia. Zaciekawiło mnie, z˙e dom jest pusty, bo moz˙e rzeczywis´cie interesowałoby mnie jego nabycie. – Mo´wiłem juz˙, z˙e nie jest na sprzedaz˙. – Nie be˛de˛ o tym rozmawiac´ z panem. Czy włas´- ciciel jest w tej chwili na wyspie? – Nie – odpowiedział. – W Atenach. Kusiło ja˛, z˙eby mu pomachac´ dokumentem własno- s´ci i powiedziec´, z˙e sie˛ myli, ale nadejdzie taki moment i pierwszym zwrotem, jakiego sie˛ nauczy po grecku, be˛dzie: ,,Zwalniam pana’’. – Szkoda, ale chyba ktos´ moz˙e mi powiedziec´, jak sie˛ z nim skontaktowac´. – Oczywis´cie. Zawsze moz˙na zapytac´ mnie – mo´wił z powaz˙na˛ mina˛, ale z jego głosu wyczuwała, z˙e ja˛ przejrzał. 28 SARA CRAVEN