W listopadzie proponujemy
Harlequin Desire
KAWALER NA SPRZEDAŻ
Shawna Delacorte
•
BEZ SERCA
Kelly Jamison
*
CZUŁY i OBCY
Diana Palmer
•
POWRÓT MIŁOŚCI
Beverly Barton
Hiarlequin
DIANA PALMER
Czuły i obcy
Harlequin®
Toronto • Nowy Jork • Londyn
Amsterdam • Ateny • Budapeszt • Hamburg
Madryt • Mediolan • Paryż • Praga • Sofia • Sydney
Sztokholm • Tokio • Warszawa
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Fotel w samolocie był o wiele za niski dla postawne
go mężczyzny; pasażer ledwo się w nim mieścił. Na
dodatek siedząca obok dziewczyna rozłożyła wokół
siebie jakieś rupiecie. Zmierzył ją nieprzyjaznym spo
jrzeniem ciemnobrązowych oczu. Zarumieniła się,
spuściła wzrok, przełożyła ogromną torbę na drugą
stronę fotela i próbowała się uporać z pasami bezpie
czeństwa. Westchnął i zaczął ją obserwować. Na
pewno jest starą panną, pomyślał złośliwie. Kogóż
mogłyby zachwycić rozwichrzone, brunatne włosy
i oczy ukryte za drucianymi okularami. Obszerny biały
sweter, długa popielata spódnica i praktyczne szare
pantofle też nie dodawały dziewczynie uroku. Odwró
cił wzrok i rozglądał się z niesmakiem po wnętrzu
samolotu. Cholerne linie lotnicze, pomyślał ze złością.
Gdyby nie spóźnił się na wcześniejszy rejs, nie musiałby
tkwić w tym fotelu, ściśnięty niczym sardynka w pusz
ce. Na domiar złego ta mała czarownica jako sąsiadka.
Nigdy nie lubił kobiet, a teraz czuł do nich jeszcze
większą niechęć. San Antonio było odległe od meksykań
skiego Veracruz o kilkaset kilometrów. Będzie musiał
przez wiele godzin znosić towarzystwo tej dziwacznej
kobiety. Znowu spojrzał na nią gniewnie. Wyjęła z torby
stos książek. Na miłość boską, tylko tego brakowało!
Czy ta idiotka nie wie, że w samolocie jest luk bagażowy?
6 CZUŁY I OBCY
- Trzeba było zarezerwować na te szpargały do
datkowy fotel - burknął, zerkając na stertę roman
sów.
Dziewczyna niechętnie podniosła wzrok, onieśmie
lona trochę obecnością przystojnego, jasnowłosego
mężczyzny, który patrzył na nią z pogardą. Miał takie
ładne dłonie, wąskie, mocno opalone i na pewno
bardzo silne. Na jednej dostrzegła bliznę...
- Przepraszam - mruknęła. - Przyjechałam na
lotnisko w San Antonio bezpośrednio po spotkaniu
z autorką książki. Te... podpisane przez nią egzemp
larze dam w prezencie moim przyjaciołom po powrocie
z wakacji. Wolałam nie oddawać ich z resztą bagażu.
- Pewnie to bezcenne arcydzieła? - spytał z ironią,
zerkając wymownie na wypchaną torbę, którą dziew
czyna usiłowała wcisnąć pod fotel.
- Owszem, zdaniem niektórych osób - przyznała
dziwna pasażerka. Wyglądała z niepokojem przez
okno. Rozległ się warkot silników, a załoga samolotu
przystąpiła do rutynowej demonstracji sprzętu ratun
kowego. Zniecierpliwiony mężczyzna westchnął i zało
żył ręce na szerokiej piersi. Miał na sobie wymiętą
koszulę w kolorze khaki. Odchylił głowę i gapił się
bezmyślnie na stewardesę. Uroda tej dziewczyny nie
robiła na nim żadnego wrażenia. Od paru lat kobiety
wcale go nie obchodziły, chyba że ciało upominało się
o swoje prawa, co nie zdarzało się często. Parsknął
śmiechem i zerknął na urażoną sąsiadkę. Zastanawiał
się, czy wie, czego potrzebuje niekiedy mężczyzna,
i uznał, że to niemożliwe. Była pewnie cnotliwa niczym
zakonnica. Zdradzały ją płochliwe oczy i niespokojne
dłonie. Śliczne dłonie, pomyślał zaciskając usta. Dłu
gie, smukłe palce, nie lakierowane paznokcie. To były
CZUŁY I OBCY 7
ręce prawdziwej damy. Rozłościł się sam na siebie za
to, że się jej tak przygląda. Spojrzał na dziewczynę
nieprzyjaźnie.
Zauważyła to. Póki sąsiad okazywał irytację i pró
bował wyładować na niej swoją złość, wcale się nie
przejmowała, lecz w końcu uznała, że ma dość jego
pogardliwych spojrzeń. Odrzuciła dumnie głowę
i zmierzyła go wzrokiem. Spostrzegła nagle dziwny
błysk w ciemnych oczach mężczyzny. Odwrócił się do
niej bokiem i zaczął gapić się na stewardesę.
Ta niezwykła dziewczyna ma temperament, pomyś
lał. Kto by się tego spodziewał po osóbce pryncypial
nej i wstydliwej jak panienka. Zastanawiał się, czym się
zajmuje. Na pewno jest bibliotekarką. Tak, to by
tłumaczyło jej miłość do książek. A te romantyczne
powieści... Na pewno i jej marzy się jakiś mały
romansik. Mężczyźni to idioci, pomyślał, a oczy mu
pociemniały, nie zauważają tej uroczej dziewczyny,
a pociąga ich blichtr i krzykliwa elegancja kobiet
wyzwolonych.
Z boku dobiegł go cichutki szept. Miał doskonały
słuch i wkrótce zaczął rozróżniać wypowiadane gorą
czkowo słowa: „Zdrowaś Mario, łaskiś pełna.?." Nie
możliwe! Odwrócił się i popatrzył na nią szeroko
otwartymi ze zdumienia oczami. Czyżby naprawdę
była zakonnicą?
Napotkała jego pytający wzrok i w zakłopotaniu
przygryzła wargę.
- Przyzwyczajenie - szepnęła. - Moja najlepsza
przyjaciółka jest katoliczką. Nauczyła mnie odmawiać
różaniec. Modliłyśmy się podczas podróży. Szczerze
mówiąc - dodała po cichu - nie sądzę, żeby tam,
w kabinie, siedział jakiś pilot kierujący tą maszyną!
8 CZUŁY I OBCY
- Co pani powie? - spytał z lekkim rozbawieniem.
- Czy kiedykolwiek widział pan tam kogoś? - Przy
sunęła się do niego i wskazała głową kabinę. - Zawsze
ryglują drzwi. Gdyby nie mieli nic do ukrycia, to by ich
nie zamykali.
- Nie chcą, abyśmy się dowiedzieli, że samolotem
kieruje robot - wyjaśnił uśmiechając się mimo woli.
- Przypuszczam raczej, że pilot nie chciał lecieć,
więc został tu przyprowadzony siłą i przywiązany do
fotela. Załoga chce to przed nami ukryć. - Roześmiała
się cicho i jej twarz natychmiast zmieniła wyraz. Gdyby
ją odpowiednio umalować i ostrzyc, gdyby jej włosy
nie były tak rozwichrzone i niesforne, wyglądałaby
całkiem nieźle.
- Za dużo się pani tego naczytała - stwierdził
wskazując torbę z książkami.
- Istotnie, lubię marzyć - westchnęła. - Ale myślę,
że czasami potrzebne nam są marzenia. Nie pozwalają
rzeczywistości zbytnio się panoszyć.
- Wolę rzeczywistość - odparł. - Nie pozostawia
żadnych złudzeń, nie można się rozczarować.
- Pozostanę jednak przy moich złudzeniach.
Przyglądał się jej otwarcie. Duże, ładnie zarysowane
usta, prosty nos, szeroko rozstawione, jasnoszare
oczy, twarz w kształcie serca. I mocno zarysowany
podbródek, pomyślał uśmiechając się z ociąganiem.
- Dziwna z pani osóbka - powiedział.
- Dlaczego zaraz osóbka? - odparła. - Nie jestem
wcale taka mała. Mam sto sześćdziesiąt siedem centy
metrów wzrostu,
- A ja grubo ponad metr osiemdziesiąt. Przy mnie
wydaje się pani mała - oznajmił wzruszając ramiona
mi.
CZUŁY I OBCY 9
- Nie będę się z panem spierać - odparła z nie
śmiałym uśmiechem.
- Ma pani jakieś imię? - wypytywał ją żartobliwie.
- Danielle. Danielle St. Clair. Jestem właścicielką
księgarni w Greenville w Południowej Karolinie. -To
zajęcie świetnie do niej pasowało.
- Wszyscy mówią do mnie Dutch - odpowiedział
- ale w rzeczywistości nazywam się Eryk van Meer.
- Jest pan Holendrem?
- Moi rodzice mieszkali w Holandii - potwierdził
skinieniem głowy.
- Jak to dobrze mieć rodziców - odrzekła i nagle
posmutniała. - Byłam całkiem mała, gdy straciłam
moich. Nie mam nawet krewnych.
Oczy mężczyzny pociemniały gwałtownie. Odwró
cił głowę.
- Mam nadzieję, że dostaniemy tu jakiś posiłek
- stwierdził, zmieniając niespodziewanie temat. - Nic
nie jadłem od wczorajszego wieczora.
- Pan na pewno umiera z głodu! - wykrzyknęła
i zaczęła grzebać w torbie. Samolot szarpnął. Kołował
na pas startowy. -Mam ciasto. Po spotkaniu z pisarką
było przyjęcie. Zostało mi trochę. Nie zdążyłam wszys
tkiego zjeść. Może pan spróbuje? - zapytała wręczając
mu kawałek kokosowego placka.
- Nie, poczekam, aż podadzą coś do jedzenia na
pokładzie. Ale dziękuję pani. - Jego twarz rozjaśnił
uśmiech.
- Nie powinnam jeść ciasta. Próbuję schudnąć,
ważę prawie o dziesięć kilogramów za dużo.
Przyjrzał się jej uważnie. Rzeczywiście miała niewie
lką nadwagę, ale nie była gruba, tylko przyjemnie
zaokrąglona. Chciał jej o tym powiedzieć, ale w samą
10 CZUŁY I OBCY
porę przypomniał sobie, że wszystkie kobiety to podłe
stworzenia, i ugryzł się w język. Miał dość własnych
kłopotów i nie zamierzał pocieszać starych panien.
Usadowił się wygodnie, zamknął oczy i przestał się
zajmować sąsiadką.
Lot do Veracruz przebiegł bez żadnych zakłóceń.
Dutch miał nadzieję, że wkrótce znajdzie się na
lotnisku i zapomni na zawsze o siedzącej obok dziew
czynie, ale widać nie było mu to pisane. Gdy tylko
samolot zakończył kołowanie, Danielle zerwała się
i stanęła w przejściu między fotelami. Sięgnęła po torbę
z książkami, która niespodziewanie pękła.
Niewiele brakowało, by Dutch wybuchnął śmie
chem, widząc przerażoną minę dziewczyny. Szybko
pozbierał książki, rzucił je na sąsiedni fotel i przyciąg
nął Dani do siebie, żeby nie stała na drodze tłoczącym
się w przejściu pasażerom.
- O Boże! - jęknęła, jakby los uwziął się na nią.
- Na pewno zapakowała pani do walizki zapasową
torbę. Wszyscy tak robią - rzekł pogodnie. Podróżni
kierowali się w stronę wyjścia. Wielkie, szare oczy
patrzyły na niego błagalnie i rozpaczliwie. Zapomniał
nagle, co chciał powiedzieć. Dani miała bardzo delika
tną cerę. Gotów był się założyć, że nie musi używać
żadnych upiększających kosmetyków.
- Zapasowa torba? - powtórzyła machinalnie.
- Oczywiście, zapasowa torba! - Uśmiechnęła się
i znowu wstała.
- Co pani chce zrobić? - wypytywał uprzejmie.
Wskazała ręką półkę na bagaż ponad jego głową.
-Poczekajmy, aż wszyscy wysiądą -zaproponował.
- Ja również położyłem tam swoje rzeczy. Chętnie
pomogę.
CZULV I OBCY 11
Odgarnęła kosmyki rozwichrzonych włosów.
- Gdy siedzę w domu, nie miewam takich kłopotów
- tłumaczyła się zmieszana. - W moim mieszkaniu
panuje zawsze idealny porządek, każdy drobiazg ma
swoje miejsce. Lecz gdy tylko wyjadę z Greenville, staję
się okropnie roztrzepana, wszystko leci mi z rąk i nie
potrafię dać sobie rady bez cudzej pomocy.
- Ze mną pani nie zginie - powiedział ze śmiechem.
- Czy ma pani rezerwację?
- Rezerwację? Aha, chodzi panu o hotel. Wybrałam
„Mirador".
-Ja też tam zamieszkam. -Przeznaczenie, pomyślał
ze smutnym uśmiechem. Podniosła głowę i spojrzała
na niego. Wyraz jej twarzy wprawił go w zakłopotanie.
Szare oczy wyrażały bezgraniczną ufność i nadzieję.
- Zna pan ten hotel? Właściwie chciałam zapytać,
czy był pan już w Veracruz - dodała niepewnie, żeby
nie pomyślał, że jest wścibska.
- Kilkakrotnie - odparł i rozejrzał się. - Przyjeż
dżam tu parę razy w roku, gdy potrzebuję trochę
odpoczynku. Możemy iść.
Zdjął z półki walizkę Danielle i pomógł jej znaleźć
zapasową torbę, spoglądając z kwaśną miną na wygo
dne, bawełniane nocne koszule i bieliznę. Zaczer
wieniła się okropnie, gdy z całkowitą obojętnością
przeszukiwał jej rzeczy. Starannie zapakowała książki
do torby.
Razem opuścili samolot. Była mu nieskończenie
wdzięczna. Bez trudu mógł to wyczytać z jej twarzy.
Miała ochotę go ucałować, bo, zamiast kpić, po prostu
się nią zaopiekował. Pomyśleć tylko, taki przystojny
mężczyzna pospieszył jej z pomocą!
- Przykro mi, że sprawiam tyle kłopotu - po-
12 CZUŁY I OBCY
wtarzała. Prawie biegła, żeby dotrzymać mu kroku,
gdy szli załatwić formalności paszportowe. Pochyliła
głowę i grzebała w torebce, szukając gorączkowo
dokumentów. Nie zauważyła pobłażliwego uśmiechu,
który złagodził na chwilę twarde rysy mężczyzny.
- To żaden kłopot - odparł. - Znalazła pani?
- Dziewczyna odetchnęła z ulgą, ściskając paszport
w dłoni.
- Dzięki Bogu, wreszcie mi się coś udało - powie
działa. - Nigdy jeszcze nie był mi potrzebny.
- Po raz pierwszy wyjechała pani za granicę?
- zapytał uprzejmie, gdy stanęli w kolejce.
- Rzadko opuszczam Greenville - przyznała.
- Skończyłam niedawno dwadzieścia sześć lat. Po
stanowiłam, że czas najwyższy zakosztować przygody,
nim będzie za późno.
- Dwadzieścia sześć lat to jeszcze nie starość
- oświadczył marszcząc brwi.
- Zgoda, ale i nie pierwsza młodość. - Odwróciła
wzrok. Z rezygnacją i spokojem pomyślała o wszyst
kich latach, które przeżyła w samotności.
- Ma pani kogoś? - zapytał, nie wiedząc dlaczego.
Zaskoczył go ironiczny uśmiech i zmęczone spo
jrzenie dziewczyny.
- Nawet już o tym nie marzę - powiedziała i przesu
nęła się dźwigając ogromną walizkę. Wpatrywał się
w nią, próbując zapanować nad sprzecznymi uczucia
mi. Dlaczego to takie ważne, że Danielle jest samotna?
Potrząsnął głową i odwrócił wzrok, chcąc się uwolnić
od jej uroku. Nic go nie obchodziły cudze sprawy.
Danielle podeszła do celników. Wkrótce dopełniła
wszystkich formalności. Zastanawiała się, czy powin
na czekać na przystojnego znajomego z samolotu, ale
CZUŁY I OBCY 13
uznała, że dość już miał z nią kłopotów. Autokar
należący do agencji turystycznej przewoził pasażerów
z lotniska do hotelu, lecz Danielle wolała pojechać
taksówką niż zatłoczonym autobusem. Po chwili usa
dowiła się w aucie z torbą pełną książek i ogromną
walizką.
- Hotel „Mirador" - poprosiła.
Kierowca uśmiechnął się, uruchomił silnik i wyje
chał na ulicę. Panował ogromny ruch. Żądna wspania
łych wrażeń i nowych przeżyć Dani rozglądała się
gorączkowo na wszystkie strony. Patrzyła na zachwy
cającą błękitem wód zatokę Campeche, na palmy,
piaszczystą plażę i eleganckie hotele. Veracruz zostało
założone na początku szesnastego wieku. Podobnie
jak w innych miastach z tamtej epoki budynki wznie
sione w czasach, kiedy grasowali tu piraci, sąsiadowały
z nowoczesnymi gmachami ery kosmicznej. Dani
miała wielką ochotę wyruszyć na wycieczkę zaraz po
przyjeździe, ale dokuczał jej upał, a poza tym zdawała
sobie sprawę, że niemądrze byłoby biegać po mieście,
póki się nie zaaklimatyzuje.
Kierowca zatrzymał się przed jednym z hoteli. Był
to biały, piętrowy budynek ozdobiony prześlicznymi
arkadami i kaskadami kwitnących roślin. Podróż
taksówką z lotniska trwała zaledwie kilka minut, lecz
opłata za kurs była zadziwiająco wysoka. Dani trochę
się przestraszyła. Dwadzieścia dolarów za kilkanaście
kilometrów? Ale może takie tu są obyczaje, pomyślała
i zapłaciła bez sprzeciwu. Kierowca uśmiechnął się
szeroko, uchyla kapelusza i odprowadził ją do recepcji.
Podała swoje nazwisko i czekała wstrzymując oddech.
Pokój był zarezerwowany. Na szczęście miała gdzie
mieszkać. Wakacje będą wspaniałe.
14 CZUŁY I OBCY
Pokój spodobał się Dani. Niestety, okna wychodzi
ły na miasto, a nie na piękną zatokę. Za niewiarygod
nie niską cenę nie mogła się jednak spodziewać luk
susowych warunków. Zdjęła sweter zdziwiona, że
wydawał się całkiem odpowiedni, gdy wsiadała do
samolotu. Ale w Stanach wiosna dopiero się za
czynała. Tutaj okazał się za ciepły. Powietrze w pokoju
było rozgrzane, mimo włączonej klimatyzacji. Popa
trzyła na miasto przez okno. Przyjechała do Meksyku.
Jej sen się ziścił. Oszczędzała i ciułała przez dwa lata,
żeby pojechać na egzotyczną wycieczkę, ale i tak
pieniędzy starczyło tylko na wyjazd poza sezonem.
Wtedy miała najwięcej pracy, ale Harriett Gaynor,
przyjaciółka Dani, która pracowała w księgarni jako
ekspedientka, pilnowała interesu pod jej nieobecność.
Jedź, namawiała cierpliwie, i ciesz się życiem przez
kilka dni.
Dani spojrzała w lustro i skrzywiła się. Ciesz się
życiem, łatwo powiedzieć. Co innego, gdyby była tak
urodziwa jak tamta stewardesa. Może wtedy jasno
włosy olbrzym nie odwracałby wzroku i okazałby jej
coś więcej niż tylko niechętne współczucie, które
czytała w jego ciemnych oczach.
Zaczęła rozpakowywać torbę podróżną. Nie po
winna się łudzić. Pomógł jej tylko dlatego, że nie miał
innego wyjścia. Gdy rozsypała swoje bezcenne książki,
zatarasowała mu przejście. Westchnęła, sięgając po
bluzki i powiesiła je do szafy.
ROZDZIAŁ DRUGI
Późnym popołudniem Dani wybrała się na spacer.
Uradowana niczym mała dziewczynka wędrowała
ulicami wiekowego miasta. Przebrała się w dżinsy
i obszerną, cienką koszulę. Nie różniła się wyglądem
od innych turystów zwiedzających port. Bardzo ją
zaciekawił rząd straganów ciągnący się wzdłuż nad
morskiej promenady. Długo oglądała towary. Kupiła
sobie starannie wykonany srebrny krzyżyk inkrus
towany masą perłową. Słabo znała hiszpański, ale
dawała sobie radę, ponieważ większość sprzedawców
mówiła trochę po angielsku. Wszystko ją zachwycało
- prześliczne suknie we wszystkich kolorach tęczy,
chusty, kapelusze, torby, zwierzaki wyplatane ze sło
my, muszle. Podziwiała stare budynki wznoszące się
w pobliżu portu. Patrzyła na zatokę i próbowała sobie
wyobrazić, jak bywało tu w dawnych czasach, gdy
przybywali do miasta żądni przygód piraci. Nagle
stanął jej przed oczyma jasnowłosy olbrzym poznany
w samolocie. Tak właśnie powinien wyglądać pirat.
Jak Dutch o nich mówił? Korsarze? Wyobraziła go
sobie z nożem w garści. Uśmiechnęła się i poszła dalej
nabrzeżem, by obserwować rozładunek frachtowca.
Nigdy nie miała okazji przyjrzeć się statkom z bliska.
Greenville leżało w głębi lądu, daleko od oceanu. Dani
poznała dobrze okoliczne wzniesienia i nie zatrute
16 CZUŁY [ OBCY
przez fabryki wiejskie okolice. Statki były dla niej
czymś zupełnie nowym. Patrzyła na nie z przyjemnoś
cią. Zatopiła się w marzeniach i zupełnie straciła
poczucie czasu. Nie przyszło jej do głowy, że to
zaciekawienie może zwrócić czyjąś uwagę. Jeden z ro
botników portowych zaczął się na nią gapić. Za
kłopotana ruszyła w stronę grupy turystów. Samotna
kobieta była narażona na zaczepki, a Dani wcale nie
miała ochoty znaleźć się w kłopotliwej sytuacji.
Mrok zapadał nad cichnącymi ulicami Veracruz.
Nieznajomy nadal przyglądał się Dani. Zerknęła ką
tem oka i spotrzegła, że idzie za nią. O Boże, pomyślała
przestraszona, co ja teraz zrobię? Nie widziała w po
bliżu żadnego policjanta, a wśród turystów przeważali
starsi ludzie, którzy na pewno nie chcieli mieszać się do
cudzych spraw. Dani jęknęła w duchu, ścisnęła moc
niej torebkę i szybkim krokiem ruszyła w stronę
hotelu. Zrobiło się zupełnie pusto. Nadal słyszała
dobiegający z tyłu odgłos kroków: Jej serce uderzało
pospiesznie. A jeśli ten natręt napadnie ją i obrabuje?
Może pomyślał, że poszła do portu, żeby szukać
męskiego towarzystwa.
Przyspieszyła kroku, skręciła w najbliższą prze
cznicę i nagle znalazła się twarzą w twarz z innym
mężczyzną. Stanęła jak wryta i niewiele brakowało,
żeby krzyknęła, ale rozpoznała od razu jasną czup
rynę, połyskującą w ostatnich promieniach zachodzą
cego słońca.
Dutch patrzył na nią obojętnie. W jednej ręce
trzymał papierosa, drugą schował do kieszeni. Nadal
miał na sobie ubranie w stylu safari, w którym widziała
go w samolocie, a jednak wydawał się świeży i wypo
częty. Zastanawiała się, czy cokolwiek mogło wy-
CZUŁY I OBCY 17
prowadzić tego człowieka z równowagi. Cechowała go
szczególna pewność siebie, jakby poddano go najcięż
szym próbom; doskonale znał swoje możliwości.
Popatrzył w głąb ulicy ponad jej ramieniem. Wy
starczyło jedno spojrzenie, by zrozumiał, co się stało.
Oczy mu pociemniały.
- Veracruz to doskonałe miejsce do odpoczynku,
pod warunkiem że po zmierzchu unika się tej części
miasta - oznajmił uprzejmie, ale stanowczo. - Masz
wielbiciela.
- Tak, zauważyłam... - Chciała się obejrzeć, ale
Dutch pokręcił głową.
- Nie odwracaj się. Uzna, że go zachęcasz. -Wybu
chnął śmiechem i dodał: -Ma koło pięćdziesiątki i jest
łysy. A może specjalnie poszłaś do portu, żeby kogoś
poderwać? W takim razie zrób do niego oko i umów się
na randkę.
Żartował, ale Dani poczuła się urażona. Czy jego
zdaniem nie jest dość ładna, by się spodobać młodemu,
przystojnemu mężczyźnie?
- Wyobraź sobie, że po prostu zapomniałam, gdzie
jestem i straciłam poczucie czasu. Następnym razem
będę bardziej uważała. Przepraszam -odparła spokoj
nie i przeszła obok niego. Patrzył za nią, czując że
ogarnia go wściekłość. Skąd miał wiedzieć, że całkiem
poważnie potraktuje jego żart. Był na siebie zły,
ponieważ tego nie przewidział. Wymamrotał jakieś
przekleństwo i poszedł za dziewczyną.
D ani miała dość wrażeń jak na jeden dzień. Pobieg
ła do hotelu, nie czekając na windę wspięła się na
piętro, wpadła do pokoju i zamknęła drzwi na klucz.
Zastanawiała się, dlaczego tak postępuje. To nie jest
mężczyzna, który chciałby się uganiać za handlującą
18 CZUŁY I OBCY
książkami okułarnicą, powtarzała sobie. Nie zeszła
tego wieczora na kolację. Dutch na pewno by do niej
nie podszedł, ale czuła się zażenowana i nie chciała
ryzykować kolejnego spotkania. Zamówiła posiłek do
pokoju i z apetytem zjadła w samotności owoce morza.
Następnego ranka zeszła na śniadanie. Nie mogła
wiecznie unikać tego człowieka. Duma jej na to nie
pozwalała. Dutch siedział przy osobnym stoliku w po
bliżu okna i czytał gazetę. Prezentował się wspaniale,
chociaż miał na sobie zwykłe, białe spodnie i rozpiętą
koszulę w białe i czerwone paski. Przeciętny turysta.
Oderwał wzrok od gazety, jakby poczuł, że mu się
przygląda. Złapana na gorącym uczynku, zarumieniła się
ze wstydu. Dutch obdarzył ją wymuszonym uśmiechem
i zagłębił się w lekturze. Gdy wróciła do pokoju, nie
mogła sobie przypomnieć, co jadła na śniadanie. Przez
cały czas mimowolnie zerkała na niego kątem oka.
Postanowiła jak najlepiej wykorzystać czterodnio
wy urlop. Zamierzała wybrać się na plażę. Wyjęła
jednoczęściowy czarny kostium kąpielowy. Odgarnęła
rozwichrzone włosy i spojrzała w lustro. Oto za
chwycająco piękna kobieta, pomyślała z ironią. Trud
no się dziwić, że Dutch nie zwrócił na nią uwagi.
Z takim wyglądem nie skusiłaby nawet rekina. Nagle
podniosła słuchawkę, zadzwoniła do salonu piękności,
który mieścił się w hotelu, i umówiła się z fryzjerką.
Postanowiła obciąć włosy.
Jedna z klientek odwołała spotkanie i Dani mogła
być obsłużona natychmiast. Chwilę później siedziała
w fotelu, przyglądając się nowej fryzurze. Niesforne
kosmyki zostały starannie podcięte. Krótke loki ota
czały jej drobną twarzyczkę, opadając ku wielkim,
CZUŁY I OBCY 19
szarym oczom i nadając dziewczynie szelmowski wy
gląd. Uśmiechnęła się z zadowoleniem do swego
odbicia, zapłaciła i tanecznym krokiem wbiegła na
piętro. Włożyła kostium kąpielowy, lekko się umalo
wała (czego zazwyczaj nie robiła), a nawet skropiła się
perfumami. Wprawdzie nie wyglądała jak królowa
piękności, ale prezentowała się teraz o wiele lepiej.
Popatrzyła ze smutkiem na wydatny biust. Tu nie
pomoże żaden cud, powiedziała sobie i narzuciła na
kostium plażowe wdzianko. Jasna tkanina w lawendo
wym odcieniu doskonale ukrywała niedostatki figury. Do
plażowej torby, kupionej w hotelowym sklepie, wrzuciła
krem ochronny oraz duży ręcznik. Zmieniła okulary na
specjalne, przeciwsłoneczne, i poszła nad morze.
Było cudownie. Rozgrzany piasek, ciepło słońca
i monotonny szum wody sprawiły, że odprężyła się
całkowicie. Wyciągnęła się na ręczniku, oczarowana
pięknem zatoki i miasta pełnego zabytków.
W pewnej chwili poczuła czyjeś spojrzenie. Otworzyła
oczy, odwróciła głowę i ujrzała Dutcha spacerującego po
plaży z papierosem w dłoni. Jasne włosy lśniły w słońcu
jak białe złoto. Nie mogła oderwać od niego wzroku.
Mocno opalony tors i nogi mężczyzny porośnięte były
niezbyt gęstymi, kędzierzawymi, jasnymi włosami. Miał
na sobie tylko krótkie, drelichowe szorty i sandały, które
nosili prawie wszyscy plażowicze, by uniknąć przykrych
niespodzianek, gdyby na coś nadepnęli.
Odwróciła głowę. Nie chciała na niego patrzeć. Ten
zmysłowy mężczyzna mógłby bez trudu złamać serce
kobiecie tak niedoświadczonej jak ona. Na pewno
zauważył jej prostoduszność i nieźle się tym bawił,
pomyślała z goryczą.
Dutch zauważył, że odwróciła głowę, i poczuł złość.
20 CZUŁY I OBCY
Czemu ta dziewczyna wpatruje się w niego ze smut
kiem i dziecięcą tęsknotą? Odebrała mu spokój. Zmru
żył oczy. Czyżby zmieniła fryzurę? Było jej z tym do
twarzy, ale dlaczego, u licha, włożyła na siebie tyle
ciuchów? Wygląda jak ryba owinięta w gazetę. Wolał
by oglądać Dani bez tych szmat zasłaniających ją od
szyi do talii. Zmarszczył brwi. Może jest płaska jak
deska i nie chce, żeby zwracano na to uwagę. Czy
naprawdę nie rozumie, że takie maskowanie tylko
podkreśla niedostatki figury?
Zmierzył dziewczynę krytycznym spojrzeniem.
Miała zgrabne, długie nogi. Przymknął oczy i zaczął ją
obserwować. Zauważył, że miała szczupłe biodra
i wąską talię. Resztę przykrywało wdzianko. Twier
dziła, że powinna schudnąć, lecz chyba bezpodstawnie.
Uznał, że ma doskonałą figurę.
Po cóż mi taka kobieta, przekonywał samego siebie.
Mimo pozorów to z pewnością pozbawiona wszelkich
skrupułów kokietka, szukająca kolejnej ofiary. Czy on
nigdy nie zmądrzeje? Czy już zapomniał, jaką cenę
przyszło mu zapłacić za jedyną wielką miłość? Wielka
miłość, powtórzył z goryczą. Nieprawda. To było
fatalne zauroczenie, które kosztowało go wszystko, co
miał najdroższego. Stracił rodzinę i widoki na przy
szłość, przepadły oszczędności rodziców...
Uważnie obserwował Dani i uśmiechał się drwiąco.
Jednak była inna. Nie znał dotąd takich kobiet.
Zrozumiał wreszcie, że go zaciekawiła. Pragnął od
kryć, na czym polega jej niezwykły urok.
Był niedaleko. Widziała go kątem oka. Z każdym
jego krokiem serce przerażonej dziewczyny biło coraz
mocniej. Proszę, nie podchodź, błagała w duchu,
zaciskając mocno powieki, odejdź stąd. Nie budź we
CZUŁY I OBCY 21
mnie nadziei. Nie zbliżaj się. Przy tobie moja wola
słabnie, a przecież nie mogę sobie na to pozwolić.
-W tym stroju trudno ci się będzie opalić- zauważył
wskazując obszerne wdzianko i wyciągnął się obok na
ręczniku. Leżał oparty na łokciu. Poczuła ciepło
emanujące z jego ciała i zapach drogiej wody po goleniu.
- Nie zamierzam przesadzać z opalaniem - wy
krztusiła.
- Nadal złościsz się na mnie o to, co powiedziałem
wczoraj wieczorem? - zapytał z uśmiechem.
- Owszem, trochę - przyznała szczerze. Dutch
pochylił się i zdjął jej z nosa przeciwsłoneczne okulary.
Poczuła się jakby obnażona i całkiem bezbronna. Był
człowiekiem bywałym i nieustępliwym. To rzucało się
w oczy. Dlatego budził w niej ogromny lęk.
- Nie kpiłem z ciebie. Po prostu rzadko rozmawiam
z kobietami i nie umiem z nimi postępować - rzekł
cicho. - Od dawna obywam się bez ich towarzystwa.
-1 nie cierpisz ich - zauważyła.
Rzucił na nią gniewne spojrzenie. Przyglądał się jej
ustom.
- Robię wyjątki. Sypiam z kilkoma. - Roześmiał się,
widząc rumieńce na policzkach dziewczyny. - Nie
próbuj mi wmawiać, że czujesz się zakłopotana. Wi
działem twoje książki. Nie wątpię, że wszystko zostało
w nich dokładnie opisane.
- Jest inaczej, niż myślisz - zaprzeczyła.
- Urocza dama z Południa -mruknął, przyglądając
się Dani. Rzadko spotykał istoty tak wrażliwe i bez
bronne. Za ową subtelnością kryła się jednak praw
dziwa siła. Nieśmiałość Dani go nie zwiodła. Pod
świadomie czuł, że dziewczyna jest równie nieugięta
jak on sam. - Boisz się mnie?
22 CZUŁY I OBCY
- Tak. Mało wiem... o mężczyznach - odparła
cicho. - Niewiele miałam z nimi do czynienia.
- Zawsze odpowiadasz tak szczerze? - zapytał
mimochodem. Odkrył na jej nosie kilka piegów.
- Nie lubię być oszukiwana - odparła - dlatego
nigdy nie próbuję zwodzić innych.
-Nie czyń drugiemu, co tobie niemiło?-Dotknąłjej
ciemnych włosów. Lśniły w słońcu. Przesunął między
palcami kosmyk miękki jak kocie futerko i delikatny
niczym jedwab. - Podoba mi się twoja nowa fryzura.
- Za gorąco na długie włosy... - Dani poczuła lęk.
Nikt jej jeszcze tak nie dotykał. Ten mężczyzna
o niezwykłym uroku i sile przyciągał ją niczym magnes,
a zarazem budził prawdziwy niepokój. Był tak blisko,
że mógłby bez trudu dotknąć ręką jej ciała. Czuła się
przy nim jak nastolatka. Powróciła słodka tęsknota,
której Dani nie zaznała od lat. Niespokojne oczekiwa
nie mieszało się z obawą i pożądaniem.
-Dlaczego to włożyłaś? - zapytał i dotknął guzików
obszernego wdzianka. - Z konieczności?
-Nie... tylko... -wyjąkała. Zabrakło jej tchu. Była
tak roztrzęsiona, że prawie zapomniała, jak się nazywa.
- W takim razie zdejmij je - odparł po cichu. - Chcę
zobaczyć, jak wyglądasz.
Dokładnie takie same słowa znalazła w ostatniej
książce ulubionej autorki. Czytała tę scenę z wypieka
mi na policzkach. Teraz sama ją przeżywała i drżała,
patrząc w ciemne oczy Dutcha. Zapomniała, po co
włożyła tę obszerną bluzkę. Wpatrywała się w jego
twarz, a on zręcznie rozpiął guziki. Zsunął wdzianko
z ramion dziewczyny i nagle widok, który ujrzał,
zaparł mu dech w piersiach. Zarumieniła się, onie
śmielona niczym młoda panienka.
CZUŁY I OBCY 23
- Po co włożyłaś ten ciuch? - powtórzył pytanie,
spoglądając jej w oczy. Wierciła się niespokojnie.
- Wiesz, mam wrażenie... mężczyźni gapią się na
mnie.
- O rany, wcale mnie to nie dziwi. Wyglądasz
cudownie!
Nikt jej dotąd nie powiedział takiego komplementu.
Podniosła oczy, pewna że z niej kpi, ale się pomyliła.
- To dlatego ciągle nosisz takie szerokie bluzki
i swetry? - wypytywał.
- Mężczyźni zakładają, że kobieta... hojnie ob
darowana przez naturę na pewno źle się prowadzi
- westchnęła. - Wstydzę się, gdy na mnie patrzą.
- Podejrzewałem, że jesteś płaska jak deska - przy
pomniał sobie z uśmiechem.
- Wcale nie - wymamrotała. -Musiałam wyglądać
dziwacznie.
-Nie przejmuj się. -Przez kilka chwil patrzył na nią
z uśmiechem, a potem ułożył się wygodnie na plecach.
- Przepędzę natrętnych wielbicieli.
Natychmiast poczuła się zagrożona. Niepokój po
wrócił. Czy Dutch spodziewa się jakiejś nagrody za tę
opiekę? Popatrzyła z lękiem na odpoczywającego
mężczyznę.
- Nie będziesz miała wobec mnie żadnych zobowią
zań - mruknął nie otwierając oczu. - Potrzebny mi
odpoczynek, a nie szalona przygoda miłosna.
-Ja natomiast nie mam bladego pojęcia, co powin
nam zrobić, żeby ją wreszcie przeżyć - westchnęła
żałośnie.
- Jesteś dziewicą? - zapytał z prostotą.
- Owszem.
- Niewiele dziewczyn czeka tak długo.
24 CZUŁY I OBCY
- Marzy mi się zakończenie jak z bajki: żyli razem
długo i szczęśliwie.
- Domyśliłem się tego, gdy zobaczyłem twoje
książki - odparł z uśmiechem. Przeciągnął się. Zafascy
nowana Dani patrzyła na potężne mięśnie rysujące się
pod opaloną skórą. Nie mogła od nich oczu oderwać.
Napotkał jej zachwycone spojrzenie. Gotów był się
założyć o roczne zarobki, że nie zaznała dotąd nawet
niewinnych pieszczot. Zaczął się nagle zastanawiać, co
by to było, gdyby Dani dała się porwać namiętności,
gdyby jej szare oczy rozjaśnił blask, gdyby leżała przy
nim odprężona i ufna. Zmarszczył brwi. Odkąd rozstał
się z tamtą suką, niewiele czasu poświęcał kobietom.
Niekiedy spotykał się z którąś, a potem szybko o niej
zapominał. Wiedział jednak, że czasem bywa inaczej.
Niespieszne, pełne wzajemnej czułości zaloty. Nagle
do tego zatęsknił. Chciał pieścić łagodną kobietę, obok
której leżał, i uczyć ją miłości. Wyobraził sobie, że
delikatne palce błądzą po jego ciele. Reakcja była
równie natychmiastowa, co nieoczekiwana.
Odwrócił się na brzuch, na wpół oszołomiony
gwałtownym pożądaniem. Cóż to za czarownica?
Przyglądał się jej z uwagą. Czy zdawała sobie sprawę,
co czuł przed chwilą? Niemożliwe, zdecydował. Była
tak niewinna, że natychmiast zarumieniłaby się po
uszy, Z pewnością nie widziała nigdy podnieconego
mężczyzny. Uśmiechnął się, gdy spojrzała na niego ze
zdumieniem.
- Co cię tak śmieszy? - zapytała nieśmiało.
- Naprawdę chcesz wiedzieć? -mruknął z poważną
miną.
Położyła się na brzuchu i podparła łokciami. Stu
diowała ostre rysy twarzy mężczyzny i słabo widoczną
W listopadzie proponujemy Harlequin Desire KAWALER NA SPRZEDAŻ Shawna Delacorte • BEZ SERCA Kelly Jamison * CZUŁY i OBCY Diana Palmer • POWRÓT MIŁOŚCI Beverly Barton Hiarlequin
DIANA PALMER Czuły i obcy Harlequin® Toronto • Nowy Jork • Londyn Amsterdam • Ateny • Budapeszt • Hamburg Madryt • Mediolan • Paryż • Praga • Sofia • Sydney Sztokholm • Tokio • Warszawa
Tytuł oryginału: The Tender Stranger Pierwsze wydanie: Silhouette Books, 1985 Przekład: Weronika Żółtowska Redakcja: Mira Weber Korekta: Maria-Teresa Grabowska Maria Kaniewska © 1985 by Diana Palmer © for the Polish edition by Arlekin - Wydawnictwo Harlequin Enterprises sp. z o.o.. Warszawa 1993 Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie. Wydanie niniejsze zostało opublikowane w porozumieniu z Harlequin Enterprises B.V. Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne. Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych - żywych i umarłych -jest całkowicie przypadkowe. Znak firmowy wydawnictwa Harlequin i znak serii Harlequin Desire są zastrzeżone. Skład i łamanie: COMPTEXT, Warszawa Printed in Germany by ELSNERDRUCK ISBN 83-7070-252-X Indeks 391999
ROZDZIAŁ PIERWSZY Fotel w samolocie był o wiele za niski dla postawne go mężczyzny; pasażer ledwo się w nim mieścił. Na dodatek siedząca obok dziewczyna rozłożyła wokół siebie jakieś rupiecie. Zmierzył ją nieprzyjaznym spo jrzeniem ciemnobrązowych oczu. Zarumieniła się, spuściła wzrok, przełożyła ogromną torbę na drugą stronę fotela i próbowała się uporać z pasami bezpie czeństwa. Westchnął i zaczął ją obserwować. Na pewno jest starą panną, pomyślał złośliwie. Kogóż mogłyby zachwycić rozwichrzone, brunatne włosy i oczy ukryte za drucianymi okularami. Obszerny biały sweter, długa popielata spódnica i praktyczne szare pantofle też nie dodawały dziewczynie uroku. Odwró cił wzrok i rozglądał się z niesmakiem po wnętrzu samolotu. Cholerne linie lotnicze, pomyślał ze złością. Gdyby nie spóźnił się na wcześniejszy rejs, nie musiałby tkwić w tym fotelu, ściśnięty niczym sardynka w pusz ce. Na domiar złego ta mała czarownica jako sąsiadka. Nigdy nie lubił kobiet, a teraz czuł do nich jeszcze większą niechęć. San Antonio było odległe od meksykań skiego Veracruz o kilkaset kilometrów. Będzie musiał przez wiele godzin znosić towarzystwo tej dziwacznej kobiety. Znowu spojrzał na nią gniewnie. Wyjęła z torby stos książek. Na miłość boską, tylko tego brakowało! Czy ta idiotka nie wie, że w samolocie jest luk bagażowy?
6 CZUŁY I OBCY - Trzeba było zarezerwować na te szpargały do datkowy fotel - burknął, zerkając na stertę roman sów. Dziewczyna niechętnie podniosła wzrok, onieśmie lona trochę obecnością przystojnego, jasnowłosego mężczyzny, który patrzył na nią z pogardą. Miał takie ładne dłonie, wąskie, mocno opalone i na pewno bardzo silne. Na jednej dostrzegła bliznę... - Przepraszam - mruknęła. - Przyjechałam na lotnisko w San Antonio bezpośrednio po spotkaniu z autorką książki. Te... podpisane przez nią egzemp larze dam w prezencie moim przyjaciołom po powrocie z wakacji. Wolałam nie oddawać ich z resztą bagażu. - Pewnie to bezcenne arcydzieła? - spytał z ironią, zerkając wymownie na wypchaną torbę, którą dziew czyna usiłowała wcisnąć pod fotel. - Owszem, zdaniem niektórych osób - przyznała dziwna pasażerka. Wyglądała z niepokojem przez okno. Rozległ się warkot silników, a załoga samolotu przystąpiła do rutynowej demonstracji sprzętu ratun kowego. Zniecierpliwiony mężczyzna westchnął i zało żył ręce na szerokiej piersi. Miał na sobie wymiętą koszulę w kolorze khaki. Odchylił głowę i gapił się bezmyślnie na stewardesę. Uroda tej dziewczyny nie robiła na nim żadnego wrażenia. Od paru lat kobiety wcale go nie obchodziły, chyba że ciało upominało się o swoje prawa, co nie zdarzało się często. Parsknął śmiechem i zerknął na urażoną sąsiadkę. Zastanawiał się, czy wie, czego potrzebuje niekiedy mężczyzna, i uznał, że to niemożliwe. Była pewnie cnotliwa niczym zakonnica. Zdradzały ją płochliwe oczy i niespokojne dłonie. Śliczne dłonie, pomyślał zaciskając usta. Dłu gie, smukłe palce, nie lakierowane paznokcie. To były
CZUŁY I OBCY 7 ręce prawdziwej damy. Rozłościł się sam na siebie za to, że się jej tak przygląda. Spojrzał na dziewczynę nieprzyjaźnie. Zauważyła to. Póki sąsiad okazywał irytację i pró bował wyładować na niej swoją złość, wcale się nie przejmowała, lecz w końcu uznała, że ma dość jego pogardliwych spojrzeń. Odrzuciła dumnie głowę i zmierzyła go wzrokiem. Spostrzegła nagle dziwny błysk w ciemnych oczach mężczyzny. Odwrócił się do niej bokiem i zaczął gapić się na stewardesę. Ta niezwykła dziewczyna ma temperament, pomyś lał. Kto by się tego spodziewał po osóbce pryncypial nej i wstydliwej jak panienka. Zastanawiał się, czym się zajmuje. Na pewno jest bibliotekarką. Tak, to by tłumaczyło jej miłość do książek. A te romantyczne powieści... Na pewno i jej marzy się jakiś mały romansik. Mężczyźni to idioci, pomyślał, a oczy mu pociemniały, nie zauważają tej uroczej dziewczyny, a pociąga ich blichtr i krzykliwa elegancja kobiet wyzwolonych. Z boku dobiegł go cichutki szept. Miał doskonały słuch i wkrótce zaczął rozróżniać wypowiadane gorą czkowo słowa: „Zdrowaś Mario, łaskiś pełna.?." Nie możliwe! Odwrócił się i popatrzył na nią szeroko otwartymi ze zdumienia oczami. Czyżby naprawdę była zakonnicą? Napotkała jego pytający wzrok i w zakłopotaniu przygryzła wargę. - Przyzwyczajenie - szepnęła. - Moja najlepsza przyjaciółka jest katoliczką. Nauczyła mnie odmawiać różaniec. Modliłyśmy się podczas podróży. Szczerze mówiąc - dodała po cichu - nie sądzę, żeby tam, w kabinie, siedział jakiś pilot kierujący tą maszyną!
8 CZUŁY I OBCY - Co pani powie? - spytał z lekkim rozbawieniem. - Czy kiedykolwiek widział pan tam kogoś? - Przy sunęła się do niego i wskazała głową kabinę. - Zawsze ryglują drzwi. Gdyby nie mieli nic do ukrycia, to by ich nie zamykali. - Nie chcą, abyśmy się dowiedzieli, że samolotem kieruje robot - wyjaśnił uśmiechając się mimo woli. - Przypuszczam raczej, że pilot nie chciał lecieć, więc został tu przyprowadzony siłą i przywiązany do fotela. Załoga chce to przed nami ukryć. - Roześmiała się cicho i jej twarz natychmiast zmieniła wyraz. Gdyby ją odpowiednio umalować i ostrzyc, gdyby jej włosy nie były tak rozwichrzone i niesforne, wyglądałaby całkiem nieźle. - Za dużo się pani tego naczytała - stwierdził wskazując torbę z książkami. - Istotnie, lubię marzyć - westchnęła. - Ale myślę, że czasami potrzebne nam są marzenia. Nie pozwalają rzeczywistości zbytnio się panoszyć. - Wolę rzeczywistość - odparł. - Nie pozostawia żadnych złudzeń, nie można się rozczarować. - Pozostanę jednak przy moich złudzeniach. Przyglądał się jej otwarcie. Duże, ładnie zarysowane usta, prosty nos, szeroko rozstawione, jasnoszare oczy, twarz w kształcie serca. I mocno zarysowany podbródek, pomyślał uśmiechając się z ociąganiem. - Dziwna z pani osóbka - powiedział. - Dlaczego zaraz osóbka? - odparła. - Nie jestem wcale taka mała. Mam sto sześćdziesiąt siedem centy metrów wzrostu, - A ja grubo ponad metr osiemdziesiąt. Przy mnie wydaje się pani mała - oznajmił wzruszając ramiona mi.
CZUŁY I OBCY 9 - Nie będę się z panem spierać - odparła z nie śmiałym uśmiechem. - Ma pani jakieś imię? - wypytywał ją żartobliwie. - Danielle. Danielle St. Clair. Jestem właścicielką księgarni w Greenville w Południowej Karolinie. -To zajęcie świetnie do niej pasowało. - Wszyscy mówią do mnie Dutch - odpowiedział - ale w rzeczywistości nazywam się Eryk van Meer. - Jest pan Holendrem? - Moi rodzice mieszkali w Holandii - potwierdził skinieniem głowy. - Jak to dobrze mieć rodziców - odrzekła i nagle posmutniała. - Byłam całkiem mała, gdy straciłam moich. Nie mam nawet krewnych. Oczy mężczyzny pociemniały gwałtownie. Odwró cił głowę. - Mam nadzieję, że dostaniemy tu jakiś posiłek - stwierdził, zmieniając niespodziewanie temat. - Nic nie jadłem od wczorajszego wieczora. - Pan na pewno umiera z głodu! - wykrzyknęła i zaczęła grzebać w torbie. Samolot szarpnął. Kołował na pas startowy. -Mam ciasto. Po spotkaniu z pisarką było przyjęcie. Zostało mi trochę. Nie zdążyłam wszys tkiego zjeść. Może pan spróbuje? - zapytała wręczając mu kawałek kokosowego placka. - Nie, poczekam, aż podadzą coś do jedzenia na pokładzie. Ale dziękuję pani. - Jego twarz rozjaśnił uśmiech. - Nie powinnam jeść ciasta. Próbuję schudnąć, ważę prawie o dziesięć kilogramów za dużo. Przyjrzał się jej uważnie. Rzeczywiście miała niewie lką nadwagę, ale nie była gruba, tylko przyjemnie zaokrąglona. Chciał jej o tym powiedzieć, ale w samą
10 CZUŁY I OBCY porę przypomniał sobie, że wszystkie kobiety to podłe stworzenia, i ugryzł się w język. Miał dość własnych kłopotów i nie zamierzał pocieszać starych panien. Usadowił się wygodnie, zamknął oczy i przestał się zajmować sąsiadką. Lot do Veracruz przebiegł bez żadnych zakłóceń. Dutch miał nadzieję, że wkrótce znajdzie się na lotnisku i zapomni na zawsze o siedzącej obok dziew czynie, ale widać nie było mu to pisane. Gdy tylko samolot zakończył kołowanie, Danielle zerwała się i stanęła w przejściu między fotelami. Sięgnęła po torbę z książkami, która niespodziewanie pękła. Niewiele brakowało, by Dutch wybuchnął śmie chem, widząc przerażoną minę dziewczyny. Szybko pozbierał książki, rzucił je na sąsiedni fotel i przyciąg nął Dani do siebie, żeby nie stała na drodze tłoczącym się w przejściu pasażerom. - O Boże! - jęknęła, jakby los uwziął się na nią. - Na pewno zapakowała pani do walizki zapasową torbę. Wszyscy tak robią - rzekł pogodnie. Podróżni kierowali się w stronę wyjścia. Wielkie, szare oczy patrzyły na niego błagalnie i rozpaczliwie. Zapomniał nagle, co chciał powiedzieć. Dani miała bardzo delika tną cerę. Gotów był się założyć, że nie musi używać żadnych upiększających kosmetyków. - Zapasowa torba? - powtórzyła machinalnie. - Oczywiście, zapasowa torba! - Uśmiechnęła się i znowu wstała. - Co pani chce zrobić? - wypytywał uprzejmie. Wskazała ręką półkę na bagaż ponad jego głową. -Poczekajmy, aż wszyscy wysiądą -zaproponował. - Ja również położyłem tam swoje rzeczy. Chętnie pomogę.
CZULV I OBCY 11 Odgarnęła kosmyki rozwichrzonych włosów. - Gdy siedzę w domu, nie miewam takich kłopotów - tłumaczyła się zmieszana. - W moim mieszkaniu panuje zawsze idealny porządek, każdy drobiazg ma swoje miejsce. Lecz gdy tylko wyjadę z Greenville, staję się okropnie roztrzepana, wszystko leci mi z rąk i nie potrafię dać sobie rady bez cudzej pomocy. - Ze mną pani nie zginie - powiedział ze śmiechem. - Czy ma pani rezerwację? - Rezerwację? Aha, chodzi panu o hotel. Wybrałam „Mirador". -Ja też tam zamieszkam. -Przeznaczenie, pomyślał ze smutnym uśmiechem. Podniosła głowę i spojrzała na niego. Wyraz jej twarzy wprawił go w zakłopotanie. Szare oczy wyrażały bezgraniczną ufność i nadzieję. - Zna pan ten hotel? Właściwie chciałam zapytać, czy był pan już w Veracruz - dodała niepewnie, żeby nie pomyślał, że jest wścibska. - Kilkakrotnie - odparł i rozejrzał się. - Przyjeż dżam tu parę razy w roku, gdy potrzebuję trochę odpoczynku. Możemy iść. Zdjął z półki walizkę Danielle i pomógł jej znaleźć zapasową torbę, spoglądając z kwaśną miną na wygo dne, bawełniane nocne koszule i bieliznę. Zaczer wieniła się okropnie, gdy z całkowitą obojętnością przeszukiwał jej rzeczy. Starannie zapakowała książki do torby. Razem opuścili samolot. Była mu nieskończenie wdzięczna. Bez trudu mógł to wyczytać z jej twarzy. Miała ochotę go ucałować, bo, zamiast kpić, po prostu się nią zaopiekował. Pomyśleć tylko, taki przystojny mężczyzna pospieszył jej z pomocą! - Przykro mi, że sprawiam tyle kłopotu - po-
12 CZUŁY I OBCY wtarzała. Prawie biegła, żeby dotrzymać mu kroku, gdy szli załatwić formalności paszportowe. Pochyliła głowę i grzebała w torebce, szukając gorączkowo dokumentów. Nie zauważyła pobłażliwego uśmiechu, który złagodził na chwilę twarde rysy mężczyzny. - To żaden kłopot - odparł. - Znalazła pani? - Dziewczyna odetchnęła z ulgą, ściskając paszport w dłoni. - Dzięki Bogu, wreszcie mi się coś udało - powie działa. - Nigdy jeszcze nie był mi potrzebny. - Po raz pierwszy wyjechała pani za granicę? - zapytał uprzejmie, gdy stanęli w kolejce. - Rzadko opuszczam Greenville - przyznała. - Skończyłam niedawno dwadzieścia sześć lat. Po stanowiłam, że czas najwyższy zakosztować przygody, nim będzie za późno. - Dwadzieścia sześć lat to jeszcze nie starość - oświadczył marszcząc brwi. - Zgoda, ale i nie pierwsza młodość. - Odwróciła wzrok. Z rezygnacją i spokojem pomyślała o wszyst kich latach, które przeżyła w samotności. - Ma pani kogoś? - zapytał, nie wiedząc dlaczego. Zaskoczył go ironiczny uśmiech i zmęczone spo jrzenie dziewczyny. - Nawet już o tym nie marzę - powiedziała i przesu nęła się dźwigając ogromną walizkę. Wpatrywał się w nią, próbując zapanować nad sprzecznymi uczucia mi. Dlaczego to takie ważne, że Danielle jest samotna? Potrząsnął głową i odwrócił wzrok, chcąc się uwolnić od jej uroku. Nic go nie obchodziły cudze sprawy. Danielle podeszła do celników. Wkrótce dopełniła wszystkich formalności. Zastanawiała się, czy powin na czekać na przystojnego znajomego z samolotu, ale
CZUŁY I OBCY 13 uznała, że dość już miał z nią kłopotów. Autokar należący do agencji turystycznej przewoził pasażerów z lotniska do hotelu, lecz Danielle wolała pojechać taksówką niż zatłoczonym autobusem. Po chwili usa dowiła się w aucie z torbą pełną książek i ogromną walizką. - Hotel „Mirador" - poprosiła. Kierowca uśmiechnął się, uruchomił silnik i wyje chał na ulicę. Panował ogromny ruch. Żądna wspania łych wrażeń i nowych przeżyć Dani rozglądała się gorączkowo na wszystkie strony. Patrzyła na zachwy cającą błękitem wód zatokę Campeche, na palmy, piaszczystą plażę i eleganckie hotele. Veracruz zostało założone na początku szesnastego wieku. Podobnie jak w innych miastach z tamtej epoki budynki wznie sione w czasach, kiedy grasowali tu piraci, sąsiadowały z nowoczesnymi gmachami ery kosmicznej. Dani miała wielką ochotę wyruszyć na wycieczkę zaraz po przyjeździe, ale dokuczał jej upał, a poza tym zdawała sobie sprawę, że niemądrze byłoby biegać po mieście, póki się nie zaaklimatyzuje. Kierowca zatrzymał się przed jednym z hoteli. Był to biały, piętrowy budynek ozdobiony prześlicznymi arkadami i kaskadami kwitnących roślin. Podróż taksówką z lotniska trwała zaledwie kilka minut, lecz opłata za kurs była zadziwiająco wysoka. Dani trochę się przestraszyła. Dwadzieścia dolarów za kilkanaście kilometrów? Ale może takie tu są obyczaje, pomyślała i zapłaciła bez sprzeciwu. Kierowca uśmiechnął się szeroko, uchyla kapelusza i odprowadził ją do recepcji. Podała swoje nazwisko i czekała wstrzymując oddech. Pokój był zarezerwowany. Na szczęście miała gdzie mieszkać. Wakacje będą wspaniałe.
14 CZUŁY I OBCY Pokój spodobał się Dani. Niestety, okna wychodzi ły na miasto, a nie na piękną zatokę. Za niewiarygod nie niską cenę nie mogła się jednak spodziewać luk susowych warunków. Zdjęła sweter zdziwiona, że wydawał się całkiem odpowiedni, gdy wsiadała do samolotu. Ale w Stanach wiosna dopiero się za czynała. Tutaj okazał się za ciepły. Powietrze w pokoju było rozgrzane, mimo włączonej klimatyzacji. Popa trzyła na miasto przez okno. Przyjechała do Meksyku. Jej sen się ziścił. Oszczędzała i ciułała przez dwa lata, żeby pojechać na egzotyczną wycieczkę, ale i tak pieniędzy starczyło tylko na wyjazd poza sezonem. Wtedy miała najwięcej pracy, ale Harriett Gaynor, przyjaciółka Dani, która pracowała w księgarni jako ekspedientka, pilnowała interesu pod jej nieobecność. Jedź, namawiała cierpliwie, i ciesz się życiem przez kilka dni. Dani spojrzała w lustro i skrzywiła się. Ciesz się życiem, łatwo powiedzieć. Co innego, gdyby była tak urodziwa jak tamta stewardesa. Może wtedy jasno włosy olbrzym nie odwracałby wzroku i okazałby jej coś więcej niż tylko niechętne współczucie, które czytała w jego ciemnych oczach. Zaczęła rozpakowywać torbę podróżną. Nie po winna się łudzić. Pomógł jej tylko dlatego, że nie miał innego wyjścia. Gdy rozsypała swoje bezcenne książki, zatarasowała mu przejście. Westchnęła, sięgając po bluzki i powiesiła je do szafy.
ROZDZIAŁ DRUGI Późnym popołudniem Dani wybrała się na spacer. Uradowana niczym mała dziewczynka wędrowała ulicami wiekowego miasta. Przebrała się w dżinsy i obszerną, cienką koszulę. Nie różniła się wyglądem od innych turystów zwiedzających port. Bardzo ją zaciekawił rząd straganów ciągnący się wzdłuż nad morskiej promenady. Długo oglądała towary. Kupiła sobie starannie wykonany srebrny krzyżyk inkrus towany masą perłową. Słabo znała hiszpański, ale dawała sobie radę, ponieważ większość sprzedawców mówiła trochę po angielsku. Wszystko ją zachwycało - prześliczne suknie we wszystkich kolorach tęczy, chusty, kapelusze, torby, zwierzaki wyplatane ze sło my, muszle. Podziwiała stare budynki wznoszące się w pobliżu portu. Patrzyła na zatokę i próbowała sobie wyobrazić, jak bywało tu w dawnych czasach, gdy przybywali do miasta żądni przygód piraci. Nagle stanął jej przed oczyma jasnowłosy olbrzym poznany w samolocie. Tak właśnie powinien wyglądać pirat. Jak Dutch o nich mówił? Korsarze? Wyobraziła go sobie z nożem w garści. Uśmiechnęła się i poszła dalej nabrzeżem, by obserwować rozładunek frachtowca. Nigdy nie miała okazji przyjrzeć się statkom z bliska. Greenville leżało w głębi lądu, daleko od oceanu. Dani poznała dobrze okoliczne wzniesienia i nie zatrute
16 CZUŁY [ OBCY przez fabryki wiejskie okolice. Statki były dla niej czymś zupełnie nowym. Patrzyła na nie z przyjemnoś cią. Zatopiła się w marzeniach i zupełnie straciła poczucie czasu. Nie przyszło jej do głowy, że to zaciekawienie może zwrócić czyjąś uwagę. Jeden z ro botników portowych zaczął się na nią gapić. Za kłopotana ruszyła w stronę grupy turystów. Samotna kobieta była narażona na zaczepki, a Dani wcale nie miała ochoty znaleźć się w kłopotliwej sytuacji. Mrok zapadał nad cichnącymi ulicami Veracruz. Nieznajomy nadal przyglądał się Dani. Zerknęła ką tem oka i spotrzegła, że idzie za nią. O Boże, pomyślała przestraszona, co ja teraz zrobię? Nie widziała w po bliżu żadnego policjanta, a wśród turystów przeważali starsi ludzie, którzy na pewno nie chcieli mieszać się do cudzych spraw. Dani jęknęła w duchu, ścisnęła moc niej torebkę i szybkim krokiem ruszyła w stronę hotelu. Zrobiło się zupełnie pusto. Nadal słyszała dobiegający z tyłu odgłos kroków: Jej serce uderzało pospiesznie. A jeśli ten natręt napadnie ją i obrabuje? Może pomyślał, że poszła do portu, żeby szukać męskiego towarzystwa. Przyspieszyła kroku, skręciła w najbliższą prze cznicę i nagle znalazła się twarzą w twarz z innym mężczyzną. Stanęła jak wryta i niewiele brakowało, żeby krzyknęła, ale rozpoznała od razu jasną czup rynę, połyskującą w ostatnich promieniach zachodzą cego słońca. Dutch patrzył na nią obojętnie. W jednej ręce trzymał papierosa, drugą schował do kieszeni. Nadal miał na sobie ubranie w stylu safari, w którym widziała go w samolocie, a jednak wydawał się świeży i wypo częty. Zastanawiała się, czy cokolwiek mogło wy-
CZUŁY I OBCY 17 prowadzić tego człowieka z równowagi. Cechowała go szczególna pewność siebie, jakby poddano go najcięż szym próbom; doskonale znał swoje możliwości. Popatrzył w głąb ulicy ponad jej ramieniem. Wy starczyło jedno spojrzenie, by zrozumiał, co się stało. Oczy mu pociemniały. - Veracruz to doskonałe miejsce do odpoczynku, pod warunkiem że po zmierzchu unika się tej części miasta - oznajmił uprzejmie, ale stanowczo. - Masz wielbiciela. - Tak, zauważyłam... - Chciała się obejrzeć, ale Dutch pokręcił głową. - Nie odwracaj się. Uzna, że go zachęcasz. -Wybu chnął śmiechem i dodał: -Ma koło pięćdziesiątki i jest łysy. A może specjalnie poszłaś do portu, żeby kogoś poderwać? W takim razie zrób do niego oko i umów się na randkę. Żartował, ale Dani poczuła się urażona. Czy jego zdaniem nie jest dość ładna, by się spodobać młodemu, przystojnemu mężczyźnie? - Wyobraź sobie, że po prostu zapomniałam, gdzie jestem i straciłam poczucie czasu. Następnym razem będę bardziej uważała. Przepraszam -odparła spokoj nie i przeszła obok niego. Patrzył za nią, czując że ogarnia go wściekłość. Skąd miał wiedzieć, że całkiem poważnie potraktuje jego żart. Był na siebie zły, ponieważ tego nie przewidział. Wymamrotał jakieś przekleństwo i poszedł za dziewczyną. D ani miała dość wrażeń jak na jeden dzień. Pobieg ła do hotelu, nie czekając na windę wspięła się na piętro, wpadła do pokoju i zamknęła drzwi na klucz. Zastanawiała się, dlaczego tak postępuje. To nie jest mężczyzna, który chciałby się uganiać za handlującą
18 CZUŁY I OBCY książkami okułarnicą, powtarzała sobie. Nie zeszła tego wieczora na kolację. Dutch na pewno by do niej nie podszedł, ale czuła się zażenowana i nie chciała ryzykować kolejnego spotkania. Zamówiła posiłek do pokoju i z apetytem zjadła w samotności owoce morza. Następnego ranka zeszła na śniadanie. Nie mogła wiecznie unikać tego człowieka. Duma jej na to nie pozwalała. Dutch siedział przy osobnym stoliku w po bliżu okna i czytał gazetę. Prezentował się wspaniale, chociaż miał na sobie zwykłe, białe spodnie i rozpiętą koszulę w białe i czerwone paski. Przeciętny turysta. Oderwał wzrok od gazety, jakby poczuł, że mu się przygląda. Złapana na gorącym uczynku, zarumieniła się ze wstydu. Dutch obdarzył ją wymuszonym uśmiechem i zagłębił się w lekturze. Gdy wróciła do pokoju, nie mogła sobie przypomnieć, co jadła na śniadanie. Przez cały czas mimowolnie zerkała na niego kątem oka. Postanowiła jak najlepiej wykorzystać czterodnio wy urlop. Zamierzała wybrać się na plażę. Wyjęła jednoczęściowy czarny kostium kąpielowy. Odgarnęła rozwichrzone włosy i spojrzała w lustro. Oto za chwycająco piękna kobieta, pomyślała z ironią. Trud no się dziwić, że Dutch nie zwrócił na nią uwagi. Z takim wyglądem nie skusiłaby nawet rekina. Nagle podniosła słuchawkę, zadzwoniła do salonu piękności, który mieścił się w hotelu, i umówiła się z fryzjerką. Postanowiła obciąć włosy. Jedna z klientek odwołała spotkanie i Dani mogła być obsłużona natychmiast. Chwilę później siedziała w fotelu, przyglądając się nowej fryzurze. Niesforne kosmyki zostały starannie podcięte. Krótke loki ota czały jej drobną twarzyczkę, opadając ku wielkim,
CZUŁY I OBCY 19 szarym oczom i nadając dziewczynie szelmowski wy gląd. Uśmiechnęła się z zadowoleniem do swego odbicia, zapłaciła i tanecznym krokiem wbiegła na piętro. Włożyła kostium kąpielowy, lekko się umalo wała (czego zazwyczaj nie robiła), a nawet skropiła się perfumami. Wprawdzie nie wyglądała jak królowa piękności, ale prezentowała się teraz o wiele lepiej. Popatrzyła ze smutkiem na wydatny biust. Tu nie pomoże żaden cud, powiedziała sobie i narzuciła na kostium plażowe wdzianko. Jasna tkanina w lawendo wym odcieniu doskonale ukrywała niedostatki figury. Do plażowej torby, kupionej w hotelowym sklepie, wrzuciła krem ochronny oraz duży ręcznik. Zmieniła okulary na specjalne, przeciwsłoneczne, i poszła nad morze. Było cudownie. Rozgrzany piasek, ciepło słońca i monotonny szum wody sprawiły, że odprężyła się całkowicie. Wyciągnęła się na ręczniku, oczarowana pięknem zatoki i miasta pełnego zabytków. W pewnej chwili poczuła czyjeś spojrzenie. Otworzyła oczy, odwróciła głowę i ujrzała Dutcha spacerującego po plaży z papierosem w dłoni. Jasne włosy lśniły w słońcu jak białe złoto. Nie mogła oderwać od niego wzroku. Mocno opalony tors i nogi mężczyzny porośnięte były niezbyt gęstymi, kędzierzawymi, jasnymi włosami. Miał na sobie tylko krótkie, drelichowe szorty i sandały, które nosili prawie wszyscy plażowicze, by uniknąć przykrych niespodzianek, gdyby na coś nadepnęli. Odwróciła głowę. Nie chciała na niego patrzeć. Ten zmysłowy mężczyzna mógłby bez trudu złamać serce kobiecie tak niedoświadczonej jak ona. Na pewno zauważył jej prostoduszność i nieźle się tym bawił, pomyślała z goryczą. Dutch zauważył, że odwróciła głowę, i poczuł złość.
20 CZUŁY I OBCY Czemu ta dziewczyna wpatruje się w niego ze smut kiem i dziecięcą tęsknotą? Odebrała mu spokój. Zmru żył oczy. Czyżby zmieniła fryzurę? Było jej z tym do twarzy, ale dlaczego, u licha, włożyła na siebie tyle ciuchów? Wygląda jak ryba owinięta w gazetę. Wolał by oglądać Dani bez tych szmat zasłaniających ją od szyi do talii. Zmarszczył brwi. Może jest płaska jak deska i nie chce, żeby zwracano na to uwagę. Czy naprawdę nie rozumie, że takie maskowanie tylko podkreśla niedostatki figury? Zmierzył dziewczynę krytycznym spojrzeniem. Miała zgrabne, długie nogi. Przymknął oczy i zaczął ją obserwować. Zauważył, że miała szczupłe biodra i wąską talię. Resztę przykrywało wdzianko. Twier dziła, że powinna schudnąć, lecz chyba bezpodstawnie. Uznał, że ma doskonałą figurę. Po cóż mi taka kobieta, przekonywał samego siebie. Mimo pozorów to z pewnością pozbawiona wszelkich skrupułów kokietka, szukająca kolejnej ofiary. Czy on nigdy nie zmądrzeje? Czy już zapomniał, jaką cenę przyszło mu zapłacić za jedyną wielką miłość? Wielka miłość, powtórzył z goryczą. Nieprawda. To było fatalne zauroczenie, które kosztowało go wszystko, co miał najdroższego. Stracił rodzinę i widoki na przy szłość, przepadły oszczędności rodziców... Uważnie obserwował Dani i uśmiechał się drwiąco. Jednak była inna. Nie znał dotąd takich kobiet. Zrozumiał wreszcie, że go zaciekawiła. Pragnął od kryć, na czym polega jej niezwykły urok. Był niedaleko. Widziała go kątem oka. Z każdym jego krokiem serce przerażonej dziewczyny biło coraz mocniej. Proszę, nie podchodź, błagała w duchu, zaciskając mocno powieki, odejdź stąd. Nie budź we
CZUŁY I OBCY 21 mnie nadziei. Nie zbliżaj się. Przy tobie moja wola słabnie, a przecież nie mogę sobie na to pozwolić. -W tym stroju trudno ci się będzie opalić- zauważył wskazując obszerne wdzianko i wyciągnął się obok na ręczniku. Leżał oparty na łokciu. Poczuła ciepło emanujące z jego ciała i zapach drogiej wody po goleniu. - Nie zamierzam przesadzać z opalaniem - wy krztusiła. - Nadal złościsz się na mnie o to, co powiedziałem wczoraj wieczorem? - zapytał z uśmiechem. - Owszem, trochę - przyznała szczerze. Dutch pochylił się i zdjął jej z nosa przeciwsłoneczne okulary. Poczuła się jakby obnażona i całkiem bezbronna. Był człowiekiem bywałym i nieustępliwym. To rzucało się w oczy. Dlatego budził w niej ogromny lęk. - Nie kpiłem z ciebie. Po prostu rzadko rozmawiam z kobietami i nie umiem z nimi postępować - rzekł cicho. - Od dawna obywam się bez ich towarzystwa. -1 nie cierpisz ich - zauważyła. Rzucił na nią gniewne spojrzenie. Przyglądał się jej ustom. - Robię wyjątki. Sypiam z kilkoma. - Roześmiał się, widząc rumieńce na policzkach dziewczyny. - Nie próbuj mi wmawiać, że czujesz się zakłopotana. Wi działem twoje książki. Nie wątpię, że wszystko zostało w nich dokładnie opisane. - Jest inaczej, niż myślisz - zaprzeczyła. - Urocza dama z Południa -mruknął, przyglądając się Dani. Rzadko spotykał istoty tak wrażliwe i bez bronne. Za ową subtelnością kryła się jednak praw dziwa siła. Nieśmiałość Dani go nie zwiodła. Pod świadomie czuł, że dziewczyna jest równie nieugięta jak on sam. - Boisz się mnie?
22 CZUŁY I OBCY - Tak. Mało wiem... o mężczyznach - odparła cicho. - Niewiele miałam z nimi do czynienia. - Zawsze odpowiadasz tak szczerze? - zapytał mimochodem. Odkrył na jej nosie kilka piegów. - Nie lubię być oszukiwana - odparła - dlatego nigdy nie próbuję zwodzić innych. -Nie czyń drugiemu, co tobie niemiło?-Dotknąłjej ciemnych włosów. Lśniły w słońcu. Przesunął między palcami kosmyk miękki jak kocie futerko i delikatny niczym jedwab. - Podoba mi się twoja nowa fryzura. - Za gorąco na długie włosy... - Dani poczuła lęk. Nikt jej jeszcze tak nie dotykał. Ten mężczyzna o niezwykłym uroku i sile przyciągał ją niczym magnes, a zarazem budził prawdziwy niepokój. Był tak blisko, że mógłby bez trudu dotknąć ręką jej ciała. Czuła się przy nim jak nastolatka. Powróciła słodka tęsknota, której Dani nie zaznała od lat. Niespokojne oczekiwa nie mieszało się z obawą i pożądaniem. -Dlaczego to włożyłaś? - zapytał i dotknął guzików obszernego wdzianka. - Z konieczności? -Nie... tylko... -wyjąkała. Zabrakło jej tchu. Była tak roztrzęsiona, że prawie zapomniała, jak się nazywa. - W takim razie zdejmij je - odparł po cichu. - Chcę zobaczyć, jak wyglądasz. Dokładnie takie same słowa znalazła w ostatniej książce ulubionej autorki. Czytała tę scenę z wypieka mi na policzkach. Teraz sama ją przeżywała i drżała, patrząc w ciemne oczy Dutcha. Zapomniała, po co włożyła tę obszerną bluzkę. Wpatrywała się w jego twarz, a on zręcznie rozpiął guziki. Zsunął wdzianko z ramion dziewczyny i nagle widok, który ujrzał, zaparł mu dech w piersiach. Zarumieniła się, onie śmielona niczym młoda panienka.
CZUŁY I OBCY 23 - Po co włożyłaś ten ciuch? - powtórzył pytanie, spoglądając jej w oczy. Wierciła się niespokojnie. - Wiesz, mam wrażenie... mężczyźni gapią się na mnie. - O rany, wcale mnie to nie dziwi. Wyglądasz cudownie! Nikt jej dotąd nie powiedział takiego komplementu. Podniosła oczy, pewna że z niej kpi, ale się pomyliła. - To dlatego ciągle nosisz takie szerokie bluzki i swetry? - wypytywał. - Mężczyźni zakładają, że kobieta... hojnie ob darowana przez naturę na pewno źle się prowadzi - westchnęła. - Wstydzę się, gdy na mnie patrzą. - Podejrzewałem, że jesteś płaska jak deska - przy pomniał sobie z uśmiechem. - Wcale nie - wymamrotała. -Musiałam wyglądać dziwacznie. -Nie przejmuj się. -Przez kilka chwil patrzył na nią z uśmiechem, a potem ułożył się wygodnie na plecach. - Przepędzę natrętnych wielbicieli. Natychmiast poczuła się zagrożona. Niepokój po wrócił. Czy Dutch spodziewa się jakiejś nagrody za tę opiekę? Popatrzyła z lękiem na odpoczywającego mężczyznę. - Nie będziesz miała wobec mnie żadnych zobowią zań - mruknął nie otwierając oczu. - Potrzebny mi odpoczynek, a nie szalona przygoda miłosna. -Ja natomiast nie mam bladego pojęcia, co powin nam zrobić, żeby ją wreszcie przeżyć - westchnęła żałośnie. - Jesteś dziewicą? - zapytał z prostotą. - Owszem. - Niewiele dziewczyn czeka tak długo.
24 CZUŁY I OBCY - Marzy mi się zakończenie jak z bajki: żyli razem długo i szczęśliwie. - Domyśliłem się tego, gdy zobaczyłem twoje książki - odparł z uśmiechem. Przeciągnął się. Zafascy nowana Dani patrzyła na potężne mięśnie rysujące się pod opaloną skórą. Nie mogła od nich oczu oderwać. Napotkał jej zachwycone spojrzenie. Gotów był się założyć o roczne zarobki, że nie zaznała dotąd nawet niewinnych pieszczot. Zaczął się nagle zastanawiać, co by to było, gdyby Dani dała się porwać namiętności, gdyby jej szare oczy rozjaśnił blask, gdyby leżała przy nim odprężona i ufna. Zmarszczył brwi. Odkąd rozstał się z tamtą suką, niewiele czasu poświęcał kobietom. Niekiedy spotykał się z którąś, a potem szybko o niej zapominał. Wiedział jednak, że czasem bywa inaczej. Niespieszne, pełne wzajemnej czułości zaloty. Nagle do tego zatęsknił. Chciał pieścić łagodną kobietę, obok której leżał, i uczyć ją miłości. Wyobraził sobie, że delikatne palce błądzą po jego ciele. Reakcja była równie natychmiastowa, co nieoczekiwana. Odwrócił się na brzuch, na wpół oszołomiony gwałtownym pożądaniem. Cóż to za czarownica? Przyglądał się jej z uwagą. Czy zdawała sobie sprawę, co czuł przed chwilą? Niemożliwe, zdecydował. Była tak niewinna, że natychmiast zarumieniłaby się po uszy, Z pewnością nie widziała nigdy podnieconego mężczyzny. Uśmiechnął się, gdy spojrzała na niego ze zdumieniem. - Co cię tak śmieszy? - zapytała nieśmiało. - Naprawdę chcesz wiedzieć? -mruknął z poważną miną. Położyła się na brzuchu i podparła łokciami. Stu diowała ostre rysy twarzy mężczyzny i słabo widoczną