ziomek72

  • Dokumenty7 893
  • Odsłony2 248 086
  • Obserwuję984
  • Rozmiar dokumentów26.3 GB
  • Ilość pobrań1 302 991

Ellen G. White - Działalność Apostołów

Dodano: 9 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 9 lata temu
Rozmiar :1.2 MB
Rozszerzenie:pdf

Ellen G. White - Działalność Apostołów.pdf

ziomek72 EBooki EBOOK W White Ellen G
Użytkownik ziomek72 wgrał ten materiał 9 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 159 stron)

Ellen G. White Dzia alnos Aposto ówł ć ł (wydanie drugie – 1989r.) Wydawnictwo Znaki Czasu Warszawa 1

1. Boży zamiar wobec Kościoła Kościół jest przez Boga wybranym narzędziem dla ratowania ludzi. Został powołany do służenia i otrzymał misję ogłoszenia światu Dobrej Nowiny. Bóg od początku chciał przez Kościół objawić światu swoją pełnię i doskonałość. Członkowie Kościoła, których On sam wyprowadził z ciemności do cudownej Swojej światłości, mają ogłosić Jego chwałę. W Kościele przechowywane są bogactwa łaski Chrystusowej i tu za Jego pośrednictwem nawet „nadziemskie władze i zwierzchności w okręgach niebieskich” poznają ostateczną pełnię miłości Bożej (Efez. 3,10). W odniesieniu do Kościoła zapisane są w Piśmie Świętym liczne cudowne obietnice. „Mój dom będzie zwany domem modlitwy dla wszystkich ludów” (Iz. 56,7). „Nadto dam im i okolicę pagórka mego, błogosławieństwo, i spuszczać będę deszcz czasu swego, deszcze to błogosławieństwa będą.” „I wzbudzę im latorośl sławną, że nie będą więcej głosem niszczeni na ziemi, ani poniosą pohańbienia od pogan. I dowiedzą się, żem Ja Pan, Bóg ich, z nimi, a oni lud mój, dom izraelski, mówi panujący Pan. Ale wy owce moje, owce pastwiska mego, wyście lud mój, a Jam Bóg wasz, mówi panujący Pan” (Ezech. 34,26; Ezech. 34,29-31 BG). „Wy jesteście moimi świadkami – mówi Pan – i moimi sługami, których wybrałem, abyście poznali i wierzyli mi i zrozumieli, że to Ja jestem, że przede mną Boga nie stworzono i po mnie się go nie stworzy. Ja jedynie, Ja jestem Panem, a oprócz mnie nie ma wybawiciela. Ja zwiastowałem, wybawiłem i opowiadałem, a nie kto inny wśród was, i wy jesteście moimi świadkami – mówi Pan – a Ja jestem Bogiem”. „Ja, Pan, powołałem cię w sprawiedliwości i ująłem cię za rękę, strzegę cię i uczynię cię pośrednikiem przymierza z ludem, światłością dla narodów abyś otworzył oczy ślepym, wyprowadził więźniów z zamknięcia, z więzienia tych, którzy siedzą w ciemności” (Iz. 43,10-42; Iz. 42,6-7). „Tak mówi Pan: W czasie łaski wysłuchałem cię i w dniu zbawienia pomogłem ci: stworzyłem cię i ustanowiłem cię pośrednikiem przymierza z ludem, abyś podźwignął kraj, porozdzielał spustoszoną własność dziedziczną, abyś rzekł do więźniów: Wyjdźcie! A do tych, którzy siedzą w ciemności: Pokażcie się! Przy drogach będą się paść, a na wszystkich gołych wzgórzach będą ich pastwiska. Nie będą łaknąć ani pragnąć, nie dokuczy im gorący wiatr ni żar słoneczny, bo ten, który lituje się nad nimi, będzie ich prowadził i zawiedzie ich do krynicznych wód. Poprzez wszystkie moje góry utoruję drogę, a moje ścieżki będą podwyższone...” „Śpiewajcie radośnie, niebiosa, i wesel się, ziemio, i wy, góry, rozbrzmiewajcie radością, gdyż Pan pocieszył swój lud i zmiłował się nad jego biedakami! A jednak Syjon mówi: Pan mnie opuścił i Wszechmocny zapomniał o mnie. Czy kobieta może zapomnieć o swoim niemowlęciu i nie zlitować się nad dzieckiem swojego łona? A choćby nawet one zapomniały, jednak Ja ciebie nie zapomnę. Oto na moich dłoniach wyrysowałem cię, twoje mury stoją mi zawsze przed oczyma” (Iz. 49,8-16). Kościół jest Bożą fortecą, Jego miastem ucieczki zachowanym w zbuntowanym świecie. Każde wiarołomstwo Kościoła oznacza zdradę wobec Tego, który krwią swego jednorodzonego Syna odkupił ludzkość. Już od początku wierne dusze tworzyły na ziemi Kościół. Zawsze też Pan posiadał swoich strażników, którzy stawali się wiernym świadectwem dla pokoleń, w których żyli. Ich obowiązkiem było głoszenie ostrzegawczego poselstwa, a kiedy zmuszeni byli do złożenia broni, inni podejmowali ich dzieło. Bóg zawierając z nimi przymierze, połączył Kościół ziemski z Kościołem w niebie. Zesłał swoich aniołów ku usłudze Jego Kościołowi, tak, aby bramy piekieł nie zdołały pokonać Jego ludu. Przez stulecia prześladowań, konfliktów i ciemności, Bóg zachowywał Swój Kościół. Bez ostrzeżenia Pana, nie zagroziła mu ani jedna chmura, nie przeciwstawiła mu się żadna moc, której by Bóg nie przewidział. Wszystko spełniło się tak, jak przepowiedział. Pan nie opuścił Swego Kościoła, lecz w proroczych obietnicach i w słowach proroków natchnionych przez Jego Ducha przepowiedział wszystko co miało nadejść. Wszystkie Jego zamysły wypełniły się. Jego prawo jest ściśle związane z Jego tronem i żadna zła moc nie jest w stanie zniszczyć Kościoła Bożego. Prawda jest natchniona i strzeżona przez Boga, i to ona triumfalnie pokona wszelki sprzeciw. W ciągu długiego okresu duchowej ciemności, Kościół Boży podobny był do miasta zbudowanego na górze, w którym od wieków przez następujące po sobie pokolenia, rozwijały się czyste niebiańskie nauki. Mimo swej słabości i niedoskonałości, Kościół jest przedmiotem, któremu Bóg w szczególny sposób poświęca najwięcej uwagi. Jest on widownią Jego łaski, na której z radością objawia Pan Swoją moc przekształcającą serca. „Do czego przyrównamy Królestwo Boże, albo jakim podobieństwem je wyrazimy? – pytał Jezus” (Mar. 4,30). Między tym królestwem a królestwami świata, nie znalazł Jezus żadnego porównania. Na globie ziemskim nie było nic, co by można było z nim porównać. Świeckie państwa kierują się przewagą siły fizycznej, natomiast z królestwa Chrystusowego została usunięta wszelka broń cielesna i wszelki przymus. Królestwo to ma wywyższyć i uszlachetnić ludzkość. Kościół Boży jest siedzibą uświęconego życia; posiada różnorodne dary i został wyposażony 3

w moc Ducha Świętego. Członkowie jego mają znaleźć swoje szczęście w szczęściu tych, którym pomagają w uzyskaniu błogosławieństwa. Cudowne jest dzieło, które zamierza Pan wykonać przez Swój Kościół, aby było uwielbione Jego imię. W widzeniu o uzdrawiających wodach danym Ezechielowi zawarty jest obraz dzieła: „Te wody płyną w kierunku okręgu wschodniego i spływają w dół na step i wpadają do Morza, do wody zgniłej, która wtedy staje się zdrowa. I tylko potok popłynie, każda istota żywa i wszystko, od czego się ta, roi, będzie żyło; i będzie dużo ryb, bo gdy ta woda tam dotrze, wtedy będzie zdrowa, a wszystko żyć tam, dokąd tylko dotrze potok... Na obu brzegach potoku będą rosły różne drzewa owocowe: liść ich nie więdnie i owoc się nie wyczerpie: co miesiąc będą rodzić nowe owoce, gdyż woda, dla nich płynie ze świątyni. Owoc ich jest na pokarm, a liście ich na lekarstwo” (Ezech. 47,8-12). Od samego początku działał Bóg przez swój lud, aby przynieść światu błogosławieństwo. To dzięki mocy Bożej Józef stał się zdrojem życia dla starożytnego Egiptu: prawości Józefa, zachowane zostało życie całego narodu. Mędrcom babilońskim zaś uratował Bóg życie przez Daniela. Powyższe wydarzenia stanowią dla nas lekcję poglądową; pozwalają dojrzeć duchowe dobrodziejstwa ofiarowane światu dzięki łączności z Bogiem tych, którzy czcili Go jak Józef i Daniel. Każdy, w którego sercu mieszka Chrystus, każdy, kto chce Jego miłość oznajmić światu, jest współpracownikiem Bożym w błogosławieniu ludzkości: przyjąwszy od Zbawcy łaskę, się źródłem życia duchowego, jeśli udziela jej innym. Bóg wybrał Izraela, aby ten objawił ludziom Jego charakter i stał się dla świata źródłem zbawienia. Jemu zostały powierzone wyrocznie nieba – objawienie woli Bożej. Już we wczesnej historii Izraela narody świata przez zdrożne obyczaje utraciły znajomość Boga. „Dlatego, że poznawszy Boga, nie uwielbili go jako Boga i nie złożyli mu dziękczynienia, lecz nikczemnieli w myślach swoich, a ich nierozumne serce pogrążyło się w ciemności” (Rzym. 1,21). Lecz Bóg w swym miłosierdziu nie wytracił ich. Przez swój wybrany naród pragnął dać im kolejną możliwość poznania siebie. Dzięki naukom świątynnych służb, Chrystus miał być wywyższony przed wszystkimi narodami, a każdy, kto by spojrzał na Niego, miał żyć. Chrystus był fundamentem życia narodu żydowskiego. Cały system pierwowzorów i symboli był zwięzłym proroctwem ewangelii, obrazującym obietnicę przyszłego zbawienia. Izraelici jednak utracili przywilej reprezentowania Boga. Zapomnieli o Nim i zaniechali wypełniania swej świętej misji. Doznawane przez nich dobrodziejstwa nie przyniosły błogosławieństw światu. Wszystkie korzyści zużytkowali jedynie ku własnej chwale. Odcięli się od świata, aby uniknąć pokus. Ustanowione przez Boga zasady ich kontaktów z bałwochwalcami, które miały być przeszkodą w przyjmowaniu zwyczajów pogan, wykorzystali do wzniesienia przegrody między sobą a wszystkimi innymi narodami. Ograbili Boga ze służby, której od nich oczekiwał, a swoich bliźnich z religijnego kierownictwa i świętego przykładu. Kapłani i przywódcy tonęli w powodzi różnorakich ceremonii. Wystarczały im tylko ustawy religijne, dlatego nie byli w stanie udzielać innym żywych prawd nieba. Uważali swą własną sprawiedliwość za wystarczającą i nie pragnęli wnieść niczego nowego do swej religii. Przychylność Bożą wobec ludzi pojmowali jako wyłącznie własną zasługę za dobre uczynki, a nie jako ogólny dar dla ludzkości. Czynna dzięki miłości i uszlachetniająca duszę wiara nie mogła znaleźć miejsca w religii faryzeuszy, wzniesionej z ceremonii ludzkich ustaw. Pan rzekł o Izraelu: „A przecież to Ja zasadziłem cię jako szlachetną winorośl, cały szczep prawdziwy, a jakże mi się zmieniłaś na krzew zwyrodniały, na winorośl dziką!” (Jer. 2,21). „Izrael to bujny krzew winny, obficie owocujący. Im więcej miał owocu, tym więcej budował ołtarzy, im urodzajniejsza była jego ziemia, tym piękniejsze stawiał posągi” (Ozeasz 10,1). „Teraz więc, obywatele jeruzalemscy i mężowie judzcy, rozsądźcie między mną i między moją winnicą! Cóż jeszcze należało uczynić mojej winnicy, czego ja jej nie uczyniłem? Dlaczego oczekiwałem, że wyda szlachetne grona, a ona wydała złe owoce? Otóż teraz chcę wam ogłosić, co uczynię z moją winnicą: Rozbiorę jej płot, aby ją spasiono, rozwalę jej mur, aby ją zdeptano. Zniszczę ją doszczętnie: Nie będzie przycinana ani okopywana, ale porośnie cierniem i ostem, nadto nakażę obłokom, by na nią nie spuszczały deszczu. Zaiste, winnicą Pana Zastępów jest dom izraelski, a mężowie judzcy ulubioną jego latoroślą. Oczekiwał prawa, a oto – bezprawie; sprawiedliwości, a oto – krzyk” (Iz. 5,3-7). „Słabej nie wzmacnialiście, chorej nie leczyliście, skaleczonej nie opatrywaliście, zabłąkanej nie sprowadziliście z powrotem, zagubionej nie szukaliście, a nawet silną rządziliście gwałtem i surowo” (Ezech. 34,4). Przywódcy żydowscy uważali siebie za zbyt mądrych, aby potrzebować pouczeń, zbyt prawych, by potrzebować zbawienia, zbyt szanowanych, aby potrzebować czci pochodzącej od Chrystusa. Zbawiciel odwrócił się od nich, by powierzyć innym przywileje przez Izrael zlekceważone i dzieło, którym wzgardzili. Chwała Boża musi być odnowiona, Słowo Pana wywyższone. Królestwo Chrystusa musiało być założone na ziemi. Świat musiał usłyszeć wieść o zbawieniu, toteż wówczas Bóg powołał uczniów do wykonania pracy, która została zaniedbana przez żydowskich przywódców. 4

2. Przygotowanie dwunastu Dla przeprowadzenia swego dzieła, Chrystus nie obrał wykształconego i wymownego Sanhedrynu żydowskiego, a wybrał mężów pokornych i nieuczonych, by głosili prawdy, które miały poruszyć świat. Mężów tych pragnął nauczyć i przygotować do kierowania Kościołem, oni zaś mieli innych uczyć i wysyłać z poselstwem ewangelii. Dla zapewnienia powodzenia w tej pracy mieli być wyposażeni w moc Ducha Świętego, gdyż to nie siłą ludzką miała być głoszona ewangelia, lecz mocą Bożą. Największy nauczyciel, jakiego kiedykolwiek oglądał świat, prowadził Swych uczniów przez trzy i pół roku. Chrystus, przez osobisty kontakt – i współdziałanie, przygotowywał ich do swojej służby. Codziennie chodzili i rozmawiali z Nim, słyszeli słowa pociechy kierowane do spracowanych i umęczonych, widzieli przejawy Jego mocy uzdrawiającej i niosącej ulgę w cierpieniu. Czasem nauczał siedząc wśród nich na zboczu góry, czasem zaś tajemnice królestwa Bożego objawiał im nad brzegiem morza lub idąc drogami polnymi. Gdziekolwiek znalazł otwarte dla Boskiego poselstwa, tam rozwijał prawdy o drodze zbawienia. Swoim uczniom nie nakazywał czynienia tego czy tamtego, mówił tylko: „Pójdźcie za mną!” Udając się w drogę do miast i wsi zabierał ich ze sobą, aby mogli widzieć, jak naucza lud. Wędrowali z Nim na miejsca i dzieląc z Nim skromny posiłek byli, tak jak On, często głodni i zmęczeni. W tłoku ulicznym, nad brzegami jeziora, w odosobnieniu – wszędzie byli z Nim i widzieli Go w każdej chwili życia. Wybór dwunastu był pierwszym krokiem w organizacji Kościoła, który po odejściu Chrystusa miał prowadzić Jego dzieło na ziemi. O wyborze tym mówi Pismo Święte: „I wstąpił na górę, i wezwał tych, których sam chciał, a oni przyszli do niego. I powołał ich dwunastu, żeby z nim byli i żeby ich wysłać na zwiastowanie ewangelii” (Mar. 3,13-14). Co za wzruszający obraz: Majestat niebios otoczony dwunastoma wybranymi. Chrystus odłączył ich dla swojej sprawy. Zamierzał za pomocą tych słabszych ludzi, przez swoje Słowo i swego Ducha uczynić zbawienie osiągalne dla wszystkich. Bóg i aniołowie z radością i zadowoleniem spoglądali na tę scenę. Ojciec wiedział, że od mężów tych rozchodzić się będzie światło niebios, że słowa wypowiadane przez nich na świadectwo dla Jego Syna będą głoszone z pokolenia w pokolenie aż do końca czasu. Uczniowie mieli pójść jako świadkowie Chrystusa, ażeby oznajmić światu to, co widzieli i słyszeli od Niego; mieli współpracować z Bogiem w ratowaniu ludzi. Urząd ten był najważniejszą ze służb, do jakich kiedykolwiek powoływano ludzi, a przewyższał go tylko urząd samego Chrystusa. Jak w Starym Testamencie dwunastu patriarchów było przedstawicielami Izraela, tak dwunastu apostołów jest przedstawicielami Kościoła ewangelii. W czasie wykonywania swej ziemskiej służby Zbawiciel zaczął usuwać barierę jaka istniała między Żydami i poganami oraz głosić zbawienie wszystkim ludziom. Jezus, chociaż był Żydem, bez uprzedzeń przebywał z Samarytanami, burząc w ten sposób faryzeuszowskie zwyczaje Żydów w stosunkach z tym wzgardzonym narodem. Spał pod ich dachem, jadł przy ich stole i nauczał na ich ulicach. Zbawiciel pragnął wyjaśnić uczniom prawdę o zburzeniu „przegrody z muru nieprzyjaźni” między Izraelem a innymi narodami – prawdę, że „poganie są współdziedzicami” wraz z Żydami i że są „współuczestnikami obietnicy w Chrystusie Jezusie przez ewangelię” (Efez. 2,14; Efez. 3,6). Prawda ta została częściowo objawiona, kiedy Jezus wynagrodził wiarę setnika w Kafarnaum i gdy głosił ewangelię mieszkańcom Sychem, a jeszcze dobitniej, kiedy w czasie odwiedzin w Fenicji uzdrowił córkę niewiasty chananejskiej. Doświadczenia te pozwoliły uczniom zrozumieć, że wśród tych, których uważano za niegodnych zbawienia, znajdowało się wielu łaknących światła prawdy. Jezus chciał w ten sposób przybliżyć uczniom prawdę, że w Królestwie Bożym nie ma granic państwowych, ani podziałów na kasty; zatem Jego naśladowcy powinni pójść do wszystkich narodów niosąc im poselstwo miłości Zbawiciela. Uczniowie jednak nie od razu pojęli w całej pełni, że Bóg „z jednego pnia wywiódł też wszystkie narody ludzkie, aby mieszkały na całym obszarze ziemi, ustanowiwszy dla nich wyznaczone okresy czasu i granice ich zamieszkania, żeby szukały Boga, czy go może nie wyczują i nie znajdą, bo przecież nie jest On daleko od każdego z nas” (Dz. 17,26-27). Między tymi pierwszymi uczniami naznaczało się wiele różnic. Mieli oni stać się nauczycielami świata, przedstawiali zaś sobą zupełnie odmienne charaktery. Dla skutecznego prowadzenia dzieła, do którego zostali powołani, tak różni pod względem charakterów i zwyczajów mężowie musieli zdobyć jednolitość uczuć, myśli i działań. Tę jedność Jezus chciał im zapewnić przez zjednoczenie ich ze sobą. Pragnienie to znajduje wyraz w modlitwie do Ojca: „Aby wszyscy byli jedno, jak Ty, Ojcze, we mnie, a Ja w Tobie, aby i oni w nas jedno byli, aby świat uwierzył, że Ty mnie posłałeś.” „Ja w nich, a Ty we mnie, aby byli doskonali w jedności, żeby świat poznał, że Ty mnie posłałeś i że ich umiłowałeś, jak i mnie umiłowałeś” (Jan 12,21; Jan 12,23). Stałą modlitwą Jezusa była 5

błagalna prośba o to, aby Jego uczniowie mogli być poświęceni przez prawdę. Wiedział, że modlitwa ta będzie wysłuchana, gdyż zapewnił Go o tym Wszechmocny jeszcze przed założeniem świata. Wiedział, że ewangelia królewska będzie kazana wszystkim narodom na świadectwo, że prawda wyposażona w moc Ducha Świętego zwycięży w walce ze złem, a skrwawiony sztandar pewnego dnia triumfalnie zawiśnie nad głowami Jego naśladowców. Kiedy służba Chrystusa na ziemi dobiegała końca, wiedział, że dalsze prowadzenie dzieła będzie musiał pozostawić uczniom bez swego osobistego nadzoru: starał się dodać im otuchy i przygotować na przyszłe wydarzenia. Nie zwodził ich fałszywymi nadziejami. Czytając jakby z otwartej księgi powiedział co miało nadejść. Wiedział, że wkrótce zostanie zabrany i będzie musiał pozostawić ich jak owce między wilkami; wiedział, że będą musieli znosić prześladowanie, będą usuwani z synagog i wtrącani do więzień. Wiedział też, że niektórzy z nich dla świadectwa o Nim jako o Mesjaszu zostaną zabici. Niejedno też im przepowiedział rozmawiając o przyszłości w sposób jasny i pewny, aby w ciężkich godzinach mogli wspomnieć Jego słowa i wierząc w Niego jako Zbawiciela – doznawać wzmocnienia. Mówił też do nich słowami nadziei i otuchy: „Niechaj się nie trwoży serce wasze: wierzcie w Boga i we mnie wierzcie! W domu Ojca mego wiele jest mieszkań; gdyby było inaczej, byłbym wam powiedział. Idę przygotować wam miejsce. A jeśli pójdę i przygotuję wam miejsce, przyjdę znowu i wezmę was do siebie, abyście, gdzie Ja jestem i wy byli. I dokąd Ja idę, wiecie i drogę znacie” (Jan 14,1-4). Dla was przyszedłem na świat, dla was pracowałem. Odchodzę, lecz nadal będę działał dla was. Przyszedłem na świat, aby się wam objawić, abyście uwierzyli we mnie. Odchodzę do mego i waszego Ojca, aby wraz z Nim działać dla waszego dobra. „Zaprawdę, zaprawdę powiadam wam: Kto wierzy we mnie, ten także dokonywać będzie uczynków, które Ja czynię, i większe nad te czynić będzie: bo Ja idę do Ojca” (Jan 14,12). Mówiąc to Jezus nie twierdził, że uczniowie Jego będą wykonywali większe rzeczy niż On, lecz że dzieło ich będzie miało większy zasięg. Nie stosował tych słów tylko do tworzenia cudów, lecz w ogóle do wszystkiego, co czynić będą w mocy Ducha Świętego. „Gdy przyjdzie Pocieszyciel, którego Ja wam poślę od Ojca, Duch Prawdy, który od Ojca wychodzi, złoży świadectwo o mnie: a i wy składacie świadectwo, bo ze mną od początku jesteście” (Jan 15,26-27). Cudownie spełniły się te słowa! Po wylaniu Ducha Świętego uczniowie pałali tak wielką miłością do Niego i do tych, za których umarł, że ich słowa i modlitwy wzruszały wiele serc. Mówili w mocy Ducha i pod wpływem tej potęgi nawracały się tysiące. Jako przedstawiciele Chrystusa apostołowie musieli wywrzeć przed światem zdecydowane wrażenie. Fakt, że byli skromnymi ludźmi, nie mógł być przeszkodą w działaniu, lecz miał to działanie potęgować kierując myśli słuchaczy od nich do Chrystusa, który choć niewidzialny – współdziałał razem z nimi. Cudowne nauki apostołów, ich słowa otuchy i ufności miały przekonywać wszystkich, że nie działali swoją mocą, lecz w mocy Zbawiciela. Uniżając siebie mogli głosić, że Ten, którego Żydzi ukrzyżowali, jest Księciem żywota, Synem żywego Boga a oni w Jego imieniu wykonują to samo dzieło, które On wykonywał. Podczas swej ostatniej przed ukrzyżowaniem wieczornej rozmowy z uczniami, Zbawiciel nie wspomniał tych cierpień, które już doznał, ani tych, które jeszcze leżały przed Nim. Nie mówił o czekającej Go hańbie, lecz zwracał ich myśli do tego, co mogło wzmocnić ich wiarę i pozwoliło spoglądać na radość oczekującą zwycięzców. Jezus cieszył się myślą, że będzie w stanie uczynić i uczyni dla swych naśladowców więcej, niż obiecał: że z Niego wypływać będą uczucia miłości i współczucia, mogące oczyścić świątynię duszy i zrównać z sobą ludzi, a Jego prawda wyposażona w moc Ducha, będzie zwyciężać i zwycięży. „To powiedziałem wam, abyście we mnie pokój mieli. Na świecie ucisk mieć będziecie, ale ufajcie, Ja zwyciężyłem świat” (Jan 16,33). Chrystus w niczym nie upadł, ani się nie zniechęcił. Podobnie silną wiarę mieli okazać uczniowie działając tak, jak On działał, i polegając na Nim. Gdyby nawet przeszkody pozornie nie do pokonania miały zastąpić ich drogę, dzięki łasce Jego mieli iść naprzód, nie wątpiąc lecz oczekując wszystkiego. Chrystus wypełnił dzieło, które miał powierzone. Wybrał też tych, którzy mieli kontynuować Jego pracę wśród ludzi. I wtedy rzekł: „Uwielbiony jestem w nich. I już nie jestem na świecie, lecz oni są na świecie, a Ja do ciebie idę. Ojcze Święty, zachowaj w imieniu twoim tych, których mi dałeś, aby byli jedno, jak my”. „A nie tylko za nimi proszę, ale i za tymi, którzy przez ich słowo uwierzą we mnie. Aby wszyscy byli jedno, jak Ty, Ojcze, we mnie, a Ja w tobie, aby i oni w nas jedno byli, aby świat uwierzył, że Ty mnie posłałeś. A Ja dałem ich chwałę, którą mi dałeś, aby byli jedno, jak my jedno jesteśmy. Ja w nich, a Ty we mnie, aby byli doskonali w jedności, żeby świat poznał, że Ty mnie posłałeś i że ich umiłowałeś, jak i mnie umiłowałeś” (Jan 17,10-11; Jan 17,20-23). 6

3. Wielka misja Po śmierci Chrystusa uczniów ogarnęła nieomal rozpacz. Zhańbiono, osądzono i ukrzyżowano ich Mistrza a kapłani i przywódcy żydowscy szydzili głośno: „Innych ratował, a siebie samego ratować nie może; jest królem izraelskim, niech teraz zstąpi z krzyża; a uwierzymy w niego” (Mat. 27,42). Słońce nadziei uczniów zaszło i ciemna noc otoczyła biedne serca. Często powtarzali słowa: „A myśmy się spodziewali, że On odkupi Izraela” (Łuk. 24,21). Samotni i smutni wspominali Jego słowa: „Gdyż, jeśli się to na zielonym drzewie dzieje, co będzie na suchym?” (Łuk. 23,31). Jezus nie jednokrotnie próbował przygotować swych uczniów na przyszłe wydarzenia, ale oni nie starali się rozumieć tego, o czym do nich mówił. Dlatego też tak bardzo zaskoczyła ich śmierć Chrystusa; później zaś gdy wspominali przeszłość i widzieli skutki swej niewiary, napełnił ich wielki smutek. Gdy ukrzyżowano Zbawiciela, nie wierzyli w Jego zmartwychwstanie; wprawdzie mówił im wyraźnie, że nastąpi to trzeciego dnia, ale taki mieli w głowie zamęt, że nie wiedzieli, co miał na myśli. I ten brak zrozumienia był dla nich w czasie Jego śmierci przyczyną wielkiej beznadziejności. Bardzo gorzko się rozczarowali. Nie mieli wiary, która mogłaby przebić mrok, jakim szatan przesłonił im pole widzenia: wszystko zdawało się ciemne i tajemnicze. Iluż zmartwień oszczędziliby sobie, gdyby uwierzyli słowom Zbawcy! Przygnębieni, zrozpaczeni, pełni smutku uczniowie zebrali się na poddaszu i zamknęli drzwi z obawy przed podzieleniem losu ukochanego Nauczyciela. To właśnie tutaj Zbawiciel ukazał się im po swym zmartwychwstaniu. Czterdzieści dni przebywał Chrystus na ziemi, przygotowując Swoich uczniów do czekającego ich zadania oraz wyjaśniając to, czego dotychczas nie mogli pojąć. Mówił o przepowiedniach dotyczących swego powtórnego przyjścia, o odrzuceniu Go przez Żydów i swej śmierci wykazując, że każdy szczegół proroctw wypełnił się. Napominał ich, aby wypełniające się proroctwa uważali za potwierdzenie obietnicy otrzymania mocy, która towarzyszyć będzie ich przyszłemu działaniu. Czytamy o tym: ,,Wtedy otworzył im umysły, aby mogli zrozumieć Pisma. I rzekł im: Jest napisane, że Chrystus miał cierpieć i trzeciego dnia zmartwychwstać i że, począwszy od Jerozolimy, w imię jego ma być głoszone wszystkim narodom opamiętanie dla odpuszczenia grzechów. Wy jesteście świadkami tego” (Łuk. 24,45-48). Podczas tych dni, które Chrystus spędził ze swymi uczniami, zdobyli oni nowe doświadczenie. Słysząc swego ukochanego Mistrza objaśniającego Pisma w świetle minionych wydarzeń, utwierdzili w pełni swą wiarę w Niego i śmiało mogli powiedzieć: „Wiem, komu zawierzyłem” (II Tym. 1,12). Teraz zaczęli rozumieć rodzaj i zasięg swej działalności i pojęli, że musza ogłosić światu powierzone sobie prawdy. Mogli świadczyć i opowiadać całemu światu o wydarzeniach z życia Chrystusa, o Jego i zmartwychwstaniu, o proroctwach wskazujących na te zdarzenia, o tajemnicy planu zbawienia i o mocy Jezusa przebaczającej grzechy. Mieli głosić dobrą nowinę o pokoju i o zbawieniu przez pokutę i moc Zbawiciela. Przed swym wniebowstąpieniem Chrystus powierzył uczniom ich misję. Powiedział, że mają być wykonawcami Jego woli, w której on przekazuje światu skarby Życia wiecznego. Byliście – oświadczył im – świadkami Mego życia, Mego poświęcenia dla świata. Widzieliście Mój trud poniesiony dla Izraela. I chociaż naród Mój nie chciał przyjść do Mnie, aby otrzymać życie wieczne, chociaż jego kapłani i przywódcy postąpili ze Mną według własnej woli, choć odrzucili Mnie – będzie Izraelowi dana jeszcze możliwość przyjęcia Syna Bożego. Widzieliście, że z radością przyjmowałem wszystkich, którzy przychodzili, by wyznać Mi swoje grzechy. Kto przychodzi do Mnie, tego nie odepchnę. Wam uczniom Moim, przekazuję to poselstwo łaski. Ma być ono podane Żydom i poganom – najpierw jednak Izraelowi, a potem wszystkim narodom i ludom. Wszyscy, którzy wierzą mają być zgromadzeni w jeden Kościół. Zlecenie głoszenia ewangelii jest wielkim misyjnym przywilejem w królestwie Chrystusa. Uczniowie mieli gorliwie pracować dla dusz, dając wszystkim zaproszenie do skorzystania z łaski Bożej. Nie mieli czekać, aż ludzie przyjdą do nich, lecz sami mieli iść do ludzi z poselstwem Ewangelii. Pracować mięli w imieniu Chrystusa. Każde ich słowo i każdy ich czyn miały kierować uwagę na Jego imię jako źródło żywej mocy, przez którą grzesznicy mogą być zbawieni. Wiarę swą mieli ugruntować na Tym, który jest zdrojem łaski i siły. W Jego imieniu mieli kierować swe prośby do Ojca, by mogli otrzymać odpowiedź. Mieli chrzcić w imię Ojca, Syna i Ducha Świętego. Imię Chrystusa miało być ich łączącym motywem, znakiem wyróżniającym, wieżą jedności, miało być pełnomocnictwem dla działalności i źródłem powodzenia. Nic nie będzie w Jego królestwie uznane, co nie będzie nosiło Jego imienia i napisu. Gdy Chrystus powiedział uczniom, że mają pójść i w Jego imieniu zebrać wszystkich wierzących w jeden Kościół, dał im wyraźnie do zrozumienia, jak konieczne jest zachowanie prostoty. Im mniej będzie wystawności i 7

przepychu, tym większy stanie się ich wpływ ku dobremu. Mają przemawiać z taką samą prostotą, z jaką przemawiał Chrystus i mają wpajać swoim słuchaczom nauki, które przyjęli od Niego. Jezus uprzedzał, że praca ich nie będzie łatwa, że zło przeciwstawi się im z wielką siłą. Będą musieli walczyć z „nadziemskimi władzami, ze zwierzchnościami, z władcami tego świata ciemności, ze złymi duchami w okręgach niebieskich” (Efez. 6,12). Nie będą jednak walczyć samotnie, gdyż On będzie z nimi. Gdy wzrastać będą w wierze, osłoni ich tarcza Wszechmogącego. Nakazał im walczyć mężnie i wytrwale, gdyż ów Jedyny mocniejszy od aniołów, Wódz wojsk niebieskich, znajdować się będzie w ich szeregach. Jezus poczynił wszelkie przygotowania do spełnienia przez nich tego dzieła, a odpowiedzialność za jego rezultat wziął na Siebie. Jak długo będą posłuszni Jego słowom i działać będą w łączności z Nim, tak długo będzie się im szczęściło. Idźcie do wszystkich narodów – polecił im – idźcie do najdalej położonych zakątków świata i bądźcie pewni, że Ja tam również będę z wami. Pracujcie z wiarą i zaufaniem, gdyż Ja was nigdy nie opuszczę. Będę z wami zawsze, będę was prowadzić, wspierać, uświęcać, i obdarzać słowami, które zwrócą uwagę ludzi w kierunku niebios. Ofiara złożona przez Chrystusa za ludzkość była doskonała i zupełna. Warunek zbawienia został spełniony; dzieło, dla którego przyszedł na świat, zostało dokonane; Jezus objął królestwo odbierając je szatanowi i stał się dziedzicem wszechrzeczy. Znajduje się u tronu Bożego, aby był wielbiony przez zastępy niebieskie. Posiadając nieograniczone pełnomocnictwo dał Swym uczniom polecenie: „Idźcie tedy i czyńcie uczniami wszystkie narody, chrzcząc je w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego, ucząc je przestrzegać wszystkiego, co wam przy kazałem. A oto Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata” (Mat. 28,19-20). Zanim Jezus opuścił swych uczniów, raz jeszcze opisał im naturę swego królestwa. Przypomniał, co już dawniej im mówił, i wyjaśniał, że Jego zamiarem nie jest złożenie doczesnego królestwa na tym świecie. Nie był wyznaczony do panowania w charakterze ziemskiego monarchy na tronie Dawida. A gdy uczniowie zapytali: „Panie, czy w tym czasie odbudujesz królestwo Izraelowi?” Odpowiedział im: „Nie wasza to rzecz znać czasy i chwile, które Ojciec w mocy swojej ustanowił” (Dz. 1,6-7). Zbędną rzeczą było spoglądanie w przyszłość dalej, niż umożliwił im to Zbawiciel przez swoje objawienie; zadanie ich polegało na głoszeniu poselstwa ewangelii. Uczniowie mieli być pozbawieni widzialnej obecności Chrystusa, ale za to otrzymać mieli nowy dar mocy jako pieczęć na ich dziele – pełnię Ducha Świętego. „A oto Ja zsyłam na was obietnicę mojego Ojca. Wy zaś pozostańcie w mieście, aż zostaniecie przyobleczeni mocą z wysokości” (Łuk. 24,49). „Jan bowiem chrzcił wodą, ale wy po niewielu dniach będziecie ochrzczeni Duchem Świętym”. „Weźmiecie moc Ducha Świętego, kiedy zstąpi na was, i będziecie mi świadkami w Jerozolimie i w całej Judei, i w Samarii, i aż po krańce ziemi” (Dz. 1,5.8). Zbawiciel rozumiał, że żadne, nawet najlogiczniej przeprowadzone dowodzenie nie może zmiękczyć serc ani przebić pancerza świeckich myśli czy samolubstwa. Wiedział, że Jego uczniowie muszą otrzymać dar niebios i że Ewangelia tylko wtedy przyniesie owoce, gdy będzie głoszone przez serca, które stały się gorące, i usta, które stały się wymowne dzięki żywemu poznaniu Tego, który jest drogą, prawdą i życiem. Powierzone uczuciom dzieło będzie wymagało wielkich wysiłków, gdyż zło będzie z całą mocą się wzmagać przeciw nim. Siłami ciemności dowodzi gorliwy i zdecydowany wódz, a naśladowcy Chrystusa mogą walczyć o sprawiedliwość jedynie dzięki pomocy danej im przez Boga w postaci Ducha Świętego. Jezus polecił uczniom rozpoczęcie głoszenia Ewangelii od Jerozolimy. Miasto to było widownią zdumiewającej ofiary poniesionej przez Niego za ludzkość. Tam żył jako człowiek, chodził i rozmawiał z ludźmi, a tylko nieliczni poznali, jak bardzo niebo zbliżyło się ku ziemi. Tam został osądzony i ukrzyżowany. Tam znajdowali się ci, którzy potajemnie wierzyli, iż Jezus z Nazaretu jest Mesjaszem, i ci, którzy zostali oszukani przez kapłanów i przywódców. To im musiała być głoszona Ewangelia; to oni musieli usłyszeć wezwanie do pokuty i otrzymać wytłumaczenie tej cudownej prawdy, że jedynie przez Chrystusa można uzyskać przebaczenie grzechów. W czasie, gdy cala Jerozolima była poruszona wstrząsającymi wydarzeniami ostatnich tygodni, kazania uczniów musiały wywrzeć najgłębsze wrażenie. Za dni Swojej służby, Jezus stale wpajał im to, że w dziele uwolnienia świata z niewoli grzechu muszą zjednoczyć się z Nim. Gdy wysłał dwunastu, a potem siedemdziesięciu, by głosili królestwo Boże, nakazał im pamiętać o obowiązku udzielania innym tego, czego sam ich nauczył. Całą swą działalnością przygotowywał ich do osobistej pracy, która miała się rozwijać wraz ze wzrostem liczby pracowników, by wreszcie dosięgnąć najbardziej oddalonych części ziemi. W ostatnich słowach napominał swoich naśladowców, aby z ufnością przekazywali światu radosną wieść o zbawieniu. Gdy nadszedł już czas, by udał się do swego Ojca, Zbawiciel poprowadził uczniów aż do Betanii. Tu zatrzymał się, a wszyscy zgromadzili się wokół Niego a On rozłożywszy ręce błogosławił ich, jakby chciał ich zapewnić o troskliwej opiece, powoli wznosić się do góry. „I stało się, gdy ich błogosławił, że rozstał się z nimi” (Łuk. 24,51). Podczas gdy uczniowie spoglądali w górę, chcąc jak najdłużej widzieć swego odchodzącego Pana, był On witany przez szeregi radujących się aniołów. Wiodąc Go wyżej aniołowie śpiewali triumfując: „Królestwa ziemi, śpiewajcie 8

Bogu, grajcie Panu, Temu, który jeździ na niebiosach, Niebiosach odwiecznych... Uznajcie moc Boga! Majestat jego jest nad Izraelem, a moc jego w obłokach” (Psalm 68,33-35). A gdy uczniowie wciąż jeszcze spoglądali w niebo, „oto dwaj mężowie w białych szatach stanęli przy nich i rzekli: Mężowie galilejscy, czemu stoicie, patrząc w niebo? Ten Jezus, który od was został wzięty w górę do nieba, tak przyjdzie, jak go widzieliście idącego do nieba” (Dz. 1,10-11). Obietnicę powtórnego przyjścia Chrystusa mieli uczniowie wciąż świeżo zachowywać w pamięci. Ten sam Jezus, którego widzieli wstępującego do nieba, ma powrócić, by zabrać do siebie tych, którzy tu na ziemi poświęcili się Jego służbie. Ten sam głos, który powiedział: „Oto ja jestem z wami po wszystkie dni aż do końca świata” (Mat. 28,20), ma powitać ich w królestwie niebieskim. Jak w symbolicznej służbie najwyższy kapłan zdejmował szaty arcykapłańskie i służył w białym lnianym ubiorze zwykłego kapłana, tak Chrystus, zdjąwszy swoje Królewskie szaty, przyjął postać ludzką a będąc jednocześnie kapłanem, złożył ofiarę z samego siebie. I jak najwyższy kapłan po spełnieniu służby w miejscu najświętszym występował znowu przed oczekującym go ludem w szatach arcykapłańskich, tak Chrystus powróci ubrany w szaty tak olśniewającej bieli, „jak ich żaden farbiarz na ziemi wybielić nie zdoła” (Mar. 9,3). Przyjdzie we własnej swej wspaniałości i wspaniałości Ojca Swego, a wszystkie zastępy anielskie będą Mu towarzyszyć w tej drodze. Wtedy spełni się dana uczniom obietnica: „przyjdę znowu i wezmę was do siebie” (Jan 14,3). Tych, którzy Go kochali, czekali na Niego, ukoronuje chwałą, czcią i nieśmiertelnością. Sprawiedliwi umarli wstaną z grobów, a sprawiedliwi żyjący zostaną wraz z nimi uniesieni w powietrze na spotkanie Pana. Usłyszą oni głos Jezusa, słodszy od najpiękniejszej muzyki, która zabrzmiała w śmiertelnym uchu ludzkim, mówiący: „Pójdźcie, błogosławieni Ojca mego, odziedziczcie Królestwo, przygotowane dla was od założenia świata” (Mat. 25,34). Mogli więc uczniowie cieszyć się nadzieją powrotu swego Pana. Działalność Apostołów – Ellen G. White – (wydanie drugie – 1989r.) 4. Pięćdziesiątnica (Dz. 2,1-39) Gdy uczniowie wracali z góry Oliwnej do Jerozolimy, ludzie spodziewali się ujrzeć na ich twarzach troskę, zmieszanie i przygnębienie; tymczasem zobaczyli radość i zwycięstwo. Uczniowie nie opłakiwali zawiedzionych nadziei. Widzieli zmartwychwstałego Zbawiciela, a słowa pożegnalnej obietnicy rozbrzmiewały stale w ich uszach. Posłuszni nakazowi Chrystusa oczekiwali w Jerozolimie na przyrzeczone przez Ojca wylanie Decha Świętego. Nie czekali jednak bezczynnie, ale, jak mówi sprawozdanie; „byli zawsze w świątyni, chwaląc Boga” (Łuk. 24,53). Zbierali się, by w imieniu Jezusa przedkładać Ojcu swe prośby. Wiedzieli, że mają swego Przedstawiciela w niebie, Obrońcę przy tronie Boga. Z prawdziwą bojaźnią skłaniali się w modlitwie, pamiętając o zapewnieniu: „O cokolwiek byście prosili Ojca w imieniu moim, da wam. Dotąd o nic nie prosiliście w imieniu moim; proście, a weźmiecie, aby radość wasza była zupełna” (Jan 16,23-24). Coraz dalej sięgało ramię ich wiary, wsparte mocnym argumentem: „Jezus Chrystus, który umarł, więcej, zmartwychwstał, który jest po prawicy Boga, Ten przecież wstawia się za nami” (Rzym. 8,34). Oczekując spełnienia się obietnicy uczniowie w prawdziwej po korze serc, ze szczerą skruchą wyznawali swój brak wiary. Przypominali sobie nawzajem słowa Chrystusa wypowiedziane przed ukrzyżowaniem i pełniej rozumieli teraz ich znaczenie; zapomniane prawdy na nowo ożyły. Czynili sobie wymówki, że źle zrozumieli Zbawiciela. Jak w panoramie przesuwały, się przed nimi wydarzenia z Jego wspaniałego życia. Gdy rozmyślali nad Jego świętym, czystym życiem, czuli, że trud nie byłby za ciężki, żadna ofiara zbyt wielka, gdyby mogli nieść swym życiem świadectwo pełnego miłości charakteru Chrystusa. O, gdyby mogli raz jeszcze przeżyć ostatnie trzy lata, myśleli, jakże inaczej postąpiliby wówczas! Gdyby znów mogli chociaż zobaczyć swego Mistrza, jak żarliwie staraliby się udowodnić Mu swą głęboką miłość, jak szczerze wyraziliby swój żal za to, że zasmucali Go słowem lub niedowiarstwem! Jedyną jednak pociechę znajdowali w myśli, że wszystko im odpuszczono. Zdecydowali więc całkowicie zadośćuczynić za swą niewiarę śmiałym wyznawaniem Chrystusa przed światem. Z głębokim przejęciem modlili się uczniowie o gotowość występowania przed ludźmi, o możliwość mówienia przy codziennych zajęciach o tym, co przyprowadzałoby grzeszników do Zbawiciela. Zaniechawszy wszelkich rozbieżności, wszelkich dążeń do zdobycia przewagi nad pozostałymi, uczniowie stworzyli serdeczną jedność chrześcijańską. Przybliżali się wciąż bardziej do Boga i dzięki temu zrozumieli, jak wielkim jest ów posiadany przez nich przywilej tak bliskiego kontaktu z Chrystusem. Ale i smutek wypełniał ich serca, gdy przypominali sobie, jak często zasmucali Go powolnością swych myśli, swym brakiem zrozumienia dla nauk, jakich udzielał im dla ich własnego dobra. Tamte dni przygotowania były dla uczniów dniami gruntowne go badania serc. Zdawali sobie sprawę ze swych duchowych braków i błagali Pana o namaszczenie, które miało uzdolnić ich do dzieła ratowania dusz. Prosili o 9

błogosławieństwo nie tylko dla siebie, wzięli bowiem na siebie ciężar odpowiedzialności za zbawienie innych. Zrozumieli, że ewangelia musi być zaniesiona całemu światu i domagali się mocy, jaką przyrzekł im Jezus. W czasach patriarchalnych wpływ Ducha świętego objawiał się często w sposób bardzo widoczny, lecz nigdy w całkowitej pełni. Uczniowie posłuszni słowom Chrystusa prosili teraz o ten dar, a Zbawiciel wstawił się za nimi. On Sam domagał się tego daru Ducha, pragnąc przelać go na Swój lud. „A gdy nadszedł dzień Zielonych Świąt, byli wszyscy na jednym miejscu. I powstał nagle z nieba szum, jakby wiejącego gwałtownego wiatru, i napełnił cały dom, gdzie siedzieli”. Duch Święty w Swej pełni zstąpił na oczekujących i modlących się, tak iż każde serce objęło Jego działanie. Wiekuisty Pan w mocy objawił Siebie Swemu Kościołowi. Zdawało się, że dar ten jakoby przez wieki był wstrzymywany, a zesłany teraz rozradował niebiosa, że bogactwo łaski Ducha ofiarować mogli Kościołowi. I pod wpływem Ducha Świętego słowa skruchy i wyznań zmieszały się z pieśniami chwały za odpuszczone grzechy. Rozbrzmiewały słowa dziękczynienia i słowa proroctw. Całe niebo zbliżyło się ku ziemi, aby patrzeć i podziwiać niezrównaną mądrość i niepojętą miłość. Apostołowie w zachwycie zawołali: „Oto miłość!” i przyjęli ofiarowywany sobie dar. A co stało się później? Miecz Ducha świeżo zaostrzony mocą i skąpany w światłości niebios utorował sobie drogę wśród niewiary. W tym dniu nawróciły się tysiące. „Lepiej dla was, żebym Ja odszedł.” – powiedział Jezus do swych uczniów – „Bo jeśli nie odejdę, Pocieszyciel do was nie przyjdzie, jeśli zaś odejdę, poślę go do was. A On, gdy przyjdzie, przekona świat o grzechu i o sprawiedliwości, i o sądzie;” „Lecz gdy przyjdzie On, Duch Prawdy, wprowadzi was we wszelką prawdę, bo nie sam od siebie mówić będzie, lecz cokolwiek usłyszy, mówić będzie, i to, co ma przyjść, wara oznajmi” (Jan 16,7-8; Jan 16,13). Wniebowstąpienie Chrystusa było znakiem, że Jego naśladowcy otrzymają obiecane błogosławieństwo, na które mieli czekać zanim podejmą pracę, Chrystus, wszedłszy przez bramy niebieskie, posadzony został na tronie wśród uwielbienia aniołów. Po zakończeniu uroczystości w niebie Duch Święty w obfitych strumieniach zstąpił na uczniów, a Chrystus został obleczony prawdziwą chwałą, którą od wieczności posiadał u Ojca. Wylanie Ducha Świętego w Zielonych Świąt było powiadomieniem, że uroczyste przyjęcie Zbawiciela zostało dokonane. Zgodnie z danym przyrzeczeniem On z nieba Ducha Świętego Swym naśladowcom na znak, że jako Kapłan i Król otrzymał wszelką moc na niebie i na ziemi, że jest Jedynym Pomazańcem Swego narodu. „I ukazały się im języki jakby z ognia, które się rozdzieliły i usiadły na każdym z nich. I napełnieni zostali wszyscy Duchem Świętym, i zaczęli mówić innymi językami, tak jak im Duch poddawał”. Duch Święty przyjmując postać języków ognia, spoczął na zgromadzonych. Był to symbol udzielonego uczniom daru biegłego mówienia nieznanymi im poprzednio językami. Pojawienie się ognia oznaczało gorący zapał, z jakim apostołowie mieli pracować, a także moc mającą towarzyszyć ich pracy. „A przebywali w Jerozolimie Żydzi, mężowie nabożni, spośród wszystkich ludów, jakie są pod niebem”. W czasie rozproszenia Żydzi rozrzuceni zostali po całej zamieszkałej wówczas ziemi i nauczyli się na wygnaniu różnych języków. Wielu z nich właśnie znajdowało się wtedy w Jerozolimie, aby wziąć udział w odbywających się w tym uroczystościach religijnych. Każdy ze znanych języków miał wśród zgromadzonych swego przedstawiciela, owa zaś różnorodność była wielką przeszkodą w głoszeniu ewangelii; dlatego w cudowny sposób Bóg usunął ją z drogi apostołów. Duch Święty uczynił dla uczniów coś, czego by nie dokonali w ciągu całego swego życia. Mówiąc dobrze językami tych, dla których pracowali, mogli głosić prawdy Ewangelii poza granicami swego kraju. Cudowny ten dar stanowił wobec świata mocny dowód, że ich misja nosi pieczęć niebios. Od tego czasu słowa uczniów stały się czyste, proste i dokładne, zarówno w ich rodzimej mowie, jak i w innych językach. „Gdy więc powstał ten szum, zgromadził się tłum i zatrwożył się, bo każdy słyszał ich mówiących w swoim języku. I zdumieli się, i dziwili mówiąc: Czyż oto wszyscy ci, którzy tu mówią, nie są Galilejczykami? Jakże więc to jest, że słyszymy, każdy z nas, swój własny język, w którym urodziliśmy się?” Kapłani i przywódcy wpadli we wściekłość z powodu tego cudownego zdarzenia, lecz pohamowali swą złość z obawy przed gniewem ludu. Doprowadzili do śmierci Nazarejczyka, a oto stoją tu Jego słudzy, nieuczeni mężowie z Galilei, i opowiadają we wszystkich językach historię Jego życia i działalności. Zdecydowani wytłumaczyć ową zadziwiającą moc jakimiś naturalnymi przyczynami, kapłani zaczęli dowodzić, że uczniowie upili się młodym winem, przygotowanym na święta. Najmniej uświadomieni z obecnych brali tę sugestie za prawdziwe; bardziej rozumni jednak wiedzieli o ich niesłuszności, jak również i ci, którzy rozumieli owe różne języki i mogli potwierdzić ich dokładność w mowie uczniów. W odpowiedzi na oskarżenie kapłanów Piotr wykazał, że zdarzenie to jest ścisłym wypełnieniem proroctwa Joela, które przepowiedziało, że taka moc przyjdzie na ludzi, by przygotować ich do specjalnego dzieła. „Mężowie żydowscy i wy wszyscy, którzy mieszkacie w Jerozolimie! Niechże wam to będzie wiadome, dajcie też posłuch słowom moim... Albowiem ludzie ci nie są pijani, jak mniemacie, gdyż jest dopiero trzecia godzina dnia, ale tutaj jest to, co było zapowiedziane przez proroka Joela: „Stanie się w ostateczne dni, mówi Pan, że wyleję Ducha mego 10

na wszelkie ciało i prorokować będą synowie wasi i córki wasze, i młodzieńcy wasi widzenia mieć będą, a starcy wasi śnić będą sny; nawet i na sługi moje i służebnice moje wyleję w owych dniach Ducha mego i prorokować będą” (Dz. 2,14-18). Jasno i z mocą wygłosił Piotr świadectwo o śmierci i zmartwychwstaniu Chrystusa: „Mężowie izraelscy! Posłuchajcie tych słów: Jezusa Nazaretańskiego, męża, którego Bóg wśród was uwierzytelnił przez czyny niezwykłe, cuda i znaki, jakie Bóg przez niego między wami uczynił, jak to sami wiecie, ... tego wyście rękami bezbożnymi ukrzyżowali i zabili; ale Bóg go wzbudził, rozwiązawszy więzy śmierci, gdyż było rzeczą niemożliwą, aby przez nią był pokonany”. Dla udowodnienia swego twierdzenia Piotr nie powoływał się na nauki Chrystusa, ponieważ wiedział, że jego słuchacze są tak bardzo uprzedzeni, że słowa takie nie odniosą pożądanego skutku. Mówił im więc o Dawidzie, którego Żydzi czcili jako jednego z patriarchów swego narodu. „Dawid bowiem – rzekł – mówi o nim: Miałem Pana zawsze przed oczami mymi, gdyż jest po prawicy mojej, abym się nie zachwiał. Przeto rozweseliło się serce moje i rozradował się język mój, a nadto i ciało moje spoczywać będzie w nadziei, bo nie zostawisz duszy mojej w otchłani i nie dopuścisz, by święty twój oglądał skażenie...” „Mężowie bracia, wolno mi otwarcie mówić o patriarsze Dawidzie, że umarł i został pogrzebany, a jego grób jest u nas aż po dzień dzisiejszy. Będąc jednak prorokiem... mówił, przewidziawszy to, o zmartwychwstaniu Chrystusa, że nie pozostanie w otchłani ani ciało jego nie ujrzy skażenia. Tego to Jezusa wzbudził Bóg, czego my wszyscy świadkami jesteśmy.” Wydarzenie to jest godne największej uwagi. Przybyli tu ludzie ze wszystkich stron, aby usłyszeć uczniów świadczących o prawdzie, która jest w Jezusie. Ludzie ci przeciskają się i tłoczą, wypełniając świątynię. Obecni są też kapłani i starsi ludu. Ciągle jeszcze na twarzach ich widnieje posępny wyraz złości, w sercach kryje się wielka nienawiść do Chrystusa, ręce ich są wciąż splamione krwią ukrzyżowanego przez nich Odkupiciela świata. Myśleli, że znajdą apostołów napełnionych strachem przed silną ręką ucisku i zbrodni, a zobaczyli ich stojących bez lęku, napełnionych Duchem i opowiadających z mocą o boskości Jezusa z Nazaretu. Słyszeli ich nieustraszone oświadczenia, że to On, tak niedawno poniżony, wyśmiany, ubiczowany i ukrzyżowany przez okrutne ręce, jest Księciem życia, siedzącym teraz po prawicy Bożej. Niektórzy z nich, którzy słuchali i brali wcześniej czynny udział w skazaniu Chrystusa na śmierć, łączyli swe głosy wraz z głosami pospólstwa, żądając ukrzyżowania Go. Gdy Jezus i Barabasz stanęli przed ludem w sali sądowej, a Piłat zapytał: „Którego chcecie, abym wam wypuścił?” – zawołali: „Nie tego, ale Barabasza”. Gdy Piłat wydał im Chrystusa, mówiąc: „Weźcie go wy i ukrzyżujcie, ja bowiem winy w nim nie znajduję!” „Nie jestem winien krwi tego sprawiedliwego” – oni zawołali: „Krew jego na nas i na dzieci nasze” (Mat. 27,17; Jan 18,40; Mat. 27,24-25). (Jan 19,6). Teraz zaś usłyszeli od uczniów, że ukrzyżowany był Synem Bożym. Kapłani i przywódcy drżeli; strach ogarnął lud. „A gdy to usłyszeli byli poruszeni do głębi i rzekli do Piotra i pozostałych apostołów: „Co mamy czynić, mężowie bracia?” Wśród słuchających znajdowali się też pobożni Żydzi, których wiara była szczera. Moc towarzysząca słowom mówcy przekonała ich, że Jezus rzeczywiście był Mesjaszem. „A Piotr do nich: Opamiętajcie się i niechaj się każdy z was da ochrzcić w imię Jezusa Chrystusa na odpuszczenie grzechów waszych, a otrzymacie dar Ducha Świętego. Obietnica ta bowiem odnosi się do was i do dzieci waszych oraz do wszystkich, którzy są z dala, ilu ich Pan, Bóg nasz, powoła”. Piotr przekonywał tych, którzy chcieli go słuchać, że odrzucili Chrystusa, ponieważ zostali oszukani przez kapłanów i przełożonych, oraz że nigdy nie będą mogli przyjąć Mesjasza, jeżeli w dalszym ciągu będą pod ich wpływem, jeżeli nie odważą się uznać Chrystusa, zanim tamci tego nie uczynią. Ci wpływowi mężowie, zasłaniający się pobożnością, byli żądni ziemskich bogactw i zaszczytów, dlatego nie chcieli przyjść do Chrystusa, by otrzymać światło. Pod wpływem niebiańskich promieni przed oczami uczniów stanęły w blasku doskonałej prawdy teksty Pisma objaśniane przez Jezusa. Zasłona, która dotąd przeszkadzała im ujrzeć koniec rzeczy, została usunięta, i z doskonałą jasnością zrozumieli cel misji Chrystusa oraz naturę Jego królestwa. Z wielką mocą mogli mówić o Zbawcy; a gdy opowiedzieli słuchającym o planie zbawienia, wielu zostało przekonanych. Umysł ich odrzucił tradycję i przesądy wpajane przez kapłanów, przyjmowali zaś nauki Zbawiciela. „Ci więc, którzy przyjęli słowo jego, zostali ochrzczeni i pozyskanych zostało owego dnia około trzech tysięcy dusz” (Dz. 2,41). Przywódcy żydowscy przypuszczali, że dzieło Chrystusa skończy się z chwilą Jego śmierci. Zamiast tego byli świadkami cudownych wydarzeń dnia Pięćdziesiątnicy. Słyszeli uczniów mówiących o Chrystusie z nieznaną dotąd energią, a słowa ich potwierdzane były przez znaki i cuda. W Jerozolimie, twierdzy judaizmu, tysiące otwarcie wyznawały swą wiarę w Jezusa z Nazaretu jako Mesjasza. 11

Tak obfite żniwo duchowe zdumiało i uszczęśliwiło uczniów. Rozumieli że nie jest to wynik ich własnych usiłowań – oni tylko włączeni zostali w pracę innych. Od czasu upadku Adama Chrystus powierzał wybranym sługom nasiona Swego słowa, aby zasiewali je w serca ludzkie. I on również w czasie Swego pobytu na ziemi rozsiewał nasiona prawdy, a zrosił je swą własną krwią. Nawrócenia w dniu Pięćdziesiątnicy były skutkiem tego zasiewu, były żniwem pracy Chrystusa, ujawniającym potęgę Jego nauki. Argumenty samych apostołów, choć wyraźne i przekonywające, nie usunęłyby uprzedzeń. To Duch Święty wpływał na serca swą Boską mocą. Słowa apostołów, podobne do ostrych strzał Wszechmocnego, przekonywały ludzi o ich straszliwej winie odrzucenia i ukrzyżowania Pana chwały. W szkole Chrystusa uczniowie poczuli potrzebę posiadania Ducha. Pouczeni przez Niego, otrzymawszy całkowite przygotowanie, mogli podjąć dzieło swego życia. Nie byli już niewykształconymi ignorantami. Nie byli już grupą niezależnych, skłóconych ze sobą jednostek. Nie pokładali już nadziei w osiągnięciu świeckich wielkości. Stali się „jednomyślni”, było u nich „jedno serce i jedna dusza” (Dz. 2,46; Dz. 4,32). Chrystus wypełnił ich myśli, a celem ich było głoszenie Jego królestwa. Umysłem i charakterem stali się podobni do swego Mistrza, ludzie zaś „poznali ich też, że byli z Jezusem” (Dz. 4,13). Pięćdziesiątnica przyniosła im oświecenie niebios. Rozumieli teraz owe prawdy, których nie mogli pojąć, gdy Chrystus przebywał z nimi, i przyjmowali nauki Świętego Słowa z taką wiarą i pewnością, jakiej nigdy przedtem nie doznawali. Nie było to już tylko dla nich sprawą wiary; że Chrystus byt Synem Bożym. Oni wiedzieli, że – choć – ukryty w ludzkim ciele – był On naprawdę Mesjaszem, i opowiadali przed światem o swym doświadczeniu z tą pewnością, która przekonywała, ze Bóg był z nimi. Imię Jezusa wypowiadali z ufnością – czyż nie był ich Przyjacielem i Starszym Bratem? Zdobywszy ścisłą z Nim łączność, przebywali z Chrystusem w niebie. W jak pałające słowa ubierali swe myśli, gdy nieśli świadectwo o Nim! Serca ich pełne były życzliwości tak głębokiej i wszechogarniającej, że nagliły do pójścia aż na końce ziemi, by świadczyć o mocy Chrystusa. Napełnieni byli gorącym pragnieniem, by dalej prowadzić dzieło, które On rozpoczął. Zrozumieli wielkość swego długu wobec nieba i odpowiedzialności za swą pracę. Wzmocnieni darem Ducha Świętego wyruszyli pełni zapału, by pomnożyć zwycięstwo krzyża. Duch ożywił ich i przemawiał przez nich. Pokój Chrystusa widniał na ich obliczach. Poświęcili swe życie służbie dla Niego, a prawdziwe rysy ich twarzy mówiły o podjętych wyrzeczeniach. 5. Dar Ducha Chrystus kończył swe ziemskie usługiwanie, gdy dawał uczniom obietnice Ducha. Stał w cieniu krzyża z pełnym zrozumieniem ciężaru winy, jaki miał spocząć na Nim, jako Zbawicielu świata. Zanim złożył Siebie na ofiarę za grzech, pouczył Swych uczniów o najistotniejszym i doskonałym darze, jakim obdarować Swoich naśladowców – o darze udostępniającym nieograniczone źródła Jego łaski. „Ja prosić będę Ojca” – rzekł – „i da wam innego Pocieszyciela, aby był z wami na wieki – Ducha prawdy, którego świat przyjąć nie może, bo go nie widzi i nie zna; wy go znacie, bo przebywa wśród was i w was będzie” (Jan 14,16-17). Zbawiciel mówił tu o czasie, w którym Duch Święty miał przyjść jako Jego zastępca i wykonać potężne dzieło. Nagromadzonemu przez wieki złu miał stawić opór Boską mocą Duch Święty. Jaki był wynik wylania Ducha w dniu Pięćdziesiątnicy? Oto radosna wieść o zmartwychwstałym Zbawicielu zaniesiona została do najodleglejszych krain zamieszkałego świata. Gdy uczniowie głosili odkupiającą łaskę, serca poddawały się mocy tego poselstwa. Nawróceni przybyli do Kościoła ze wszystkich stron. Odstępcy nawracali się ponownie. Grzesznicy łączyli się z wierzącymi, by szukać drogocennej perły. Ci, którzy byli dotąd najbardziej zagorzałymi przeciwnikami Ewangelii, stawali się jej szermierzami. Spełniło się proroctwo: „W owym dniu ochroni Pan mieszkańców Jeruzalemu, tak że najsłabszy wśród nich będzie w owym dniu jak Dawid, a dom Dawida będzie jak Bóg, jak anioł Pana na ich czele” (Zach. 12,8). Każdy chrześcijanin widział w swym bracie objawy Boskiej miłości i życzliwości. Wszystkich objęło jedno pragnienie, jeden przedmiot gorliwego naśladowania przesłonił wszystkie inne; dążeniem wierzących było posiąść charakter Jezusa i pracować dla rozszerzenia Jego królestwa. „Apostołowie zaś składali z wielką mocą świadectwo o zmartwychwstaniu Pana Jezusa, a wielka łaska spoczywała na nich wszystkich” (Dz. 4,33). Pod wpływem tej działalności przyłączyli się do zboru wybrani mężowie, którzy, przyjąwszy słowo prawdy, poświęcili swe życie dziełu Bożemu i nieśli innym nadzieję napełniającą ich własne serca pokojem i radością. Żadne groźby nie potrafiły ich nastraszyć ani powstrzymać od pracy. Pan przemawiał przez nich i wędrowali z miejsca na miejsce głosząc Ewangelię ubogim i czyniąc cuda łaski Bożej. Tak potężnie działa Bóg, jeżeli ludzie poddają się wpływom Jego Ducha. 12

Obietnica zesłania Ducha Świętego nie ogranicza się do żadne go okresu czasu ani rasy. Chrystus oświadczył, że Boski wpływ Jego Ducha będzie aż do końca udziałem Jego naśladowców. Począwszy zatem od dnia Zielonych Świąt do dzisiejszego czasu Pocieszyciel zsyłany jest wszystkim, którzy całkowicie oddają się Panu i służeniu Mu. Do wszystkich, którzy przyjęli Chrystusa jako swego osobistego Zbawiciela, Duch Święty przyszedł jako doradca, przewodnik i świadek, jako ten, który uświęca. Im ściślej byli wierzący złączeni z Bogiem, tym wyraźniej i potężniej świadczyli o miłości swego Odkupiciela i Jego zbawiającej łasce. Ludzie, którzy w ciągu długich stuleci prześladowań i doświadczeń doznawali w wielkiej mierze obecności Ducha w swym życiu, byli dla świata i cudem. Oni to przed aniołami i ludźmi objawiali przekształcającą moc zbawczej miłości. Ci, którzy w Zielone Świątki zostali obdarowani mocą z wysokości, nie byli przez to wolni od dalszych pokus i doświadczeń. Wróg wielkiej prawdy wielokrotnie atakował tych którzy świadczyli o Prawdzie i sprawiedliwości, usiłując odebrać im ich chrześcijańskie doświadczenie. Musieli walczyć wszystkimi danymi im siłami, aby osiągnąć pełną miarę, dojrzałości w Chrystusie Jezusie. Codziennie prosili o nowy zasób łaski, by mogli coraz bardziej zbliżyć się do doskonałości. Pod działaniem Ducha Świętego nawet najsłabsi, doświadczając swą wiarę w Boga, uczyli się pomnażać powierzoną sobie moc i doznawali uświęcenia, oczyszczenia i uszlachetnienia. Gdy poddali się w pokorze wpływowi Ducha świętego, otrzymali pełnię Bóstwa i byli kształtowani na podobieństwo Boże. Upływ czasu nic nie zmienił w danej przez Chrystusa pożegnalnej obietnicy zesłania Ducha Świętego jako Jego przedstawiciela. Jeżeli obfitość łask Bożych nie spływa dziś na ziemię i ludzi, to nie z powodu ograniczeń ze strony Boga. Jeżeli wypełnienie tej obietnicy nie jest widzialne jako możliwe, to znaczy, że nie ceni się jej tak, jak to być powinno. Gdyby wszyscy pragnęli, wszyscy zostaliby napełnieni Duchem. Tam gdzie brak jest pragnienia Ducha Świętego, tam objawia się duchowa posucha, duchowa ciemność, duchowy upadek i śmierć. Dopóki rzeczy małej wartości zajmować będą naszą uwagę, brak będzie owej Boskiej mocy, choć ofiarowano ją w nieskończonej pełni, która konieczna jest dla rozwoju i pomyślności Kościoła i która pociąga za sobą wszystkie inne błogosławieństwa. Jeżeli to jest sposób, by otrzymać moc, dlaczego więc nie łakniemy daru Ducha, dlaczego nie jest to przedmiotem naszych rozmów, modlitw i kazań? Pan chętniej daje Ducha Świętego tym, którzy Mu służą, niż rodzice dzieciom swoim dobre podarunki. Każdy pracownik powinien prosić Boga o codzienny chrzest Ducha, o szczególną pomoc, o mądrość nieba, aby był w stanie mądrze planować i działać. Powinien prosić aby Bóg szczególnie obfitą miarą Swego Ducha obdarzył swych wybranych przedstawicieli na polu misyjnym. Obecność Ducha Świętego wśród pracowników Bożych nadawałaby głoszonej prawdzie mocy, jakiej nie mogłaby dostarczyć ani sława ani cześć tego świata. Gdziekolwiek znajdzie się poświęcony dla Boga pracownik, tam będzie z nim Duch Święty. Słowa wypowiedziane do uczniów dotyczą także i nas. Pocieszyciel należy do nas tak samo, jak należał do nich. Duch użycza w każdej potrzebie siły, która wspiera walczące, zmagające się dusze, otoczone nienawiścią świata i rozumiejące własne błędy i słabości. Kiedy kłopoty zaciemniają obraz naszej przyszłości, gdy czujemy się bezradni i samotni, wtedy w odpowiedzi na modlitwę wiary Duch Święty przynosi sercu pociechę. Jeżeli ktoś wśród nadzwyczajnych okoliczności wpada w duchową ekstazę, to nie znaczy, że jest chrześcijaninem. Świętość to nie uniesienie: to wewnętrzne poddanie się woli Bożej; to prowadzenie życia zgodnego z każdym słowem wychodzącym z ust Bożych; to wypełnienie woli naszego niebieskiego Ojca; to pokładanie ufności w Nim w czasie prób, tak w ciemnościach nocy, jak w świetle dnia; to prawdziwe, niepozorne kroczenie z wiarą; to poleganie z niekwestionowaną ufnością na Bogu i Jego miłości. Nie musimy umieć objaśniać, czym jest Duch Święty. Jezus powiada, że Duch jest Pocieszycielem; „Duch Prawdy, który od Ojca wychodzi”. Wyraźnie stwierdza, że Duch Święty, pracując nad wprowadzeniem ludzi we wszelką prawdę, „nie sam od siebie mówić będzie” (Jan 15,26; Jan 16,13). Natura Ducha Świętego stanowi tajemnicę; ludzie nie są w stanie wyjaśnić jej, gdyż Bóg im tego nie objawił. Ktoś mający dziwaczne poglądy mógłby zebrać teksty Pisma i oprzeć na nich ludzką interpretację, ale przyjęcie jej nie umocni Kościoła. Wobec tajemnic takich, zbyt głębokich dla umysłu ludzkiego, milczenie jest złotem. Działalność Ducha Świętego opisuje Jezus słowami: „A On, gdy przyjdzie, przekona świat o grzechu i o sprawiedliwości, i o sądzie” (Jan 16,8). To Duch Święty przekonuje o grzechu. Gdy grzesznik poddaje się pobudzającemu wpływowi Ducha, nakłoniony zostaje do pokuty i przekonuje się o ważności posłuszeństwa wobec Boskich żądań. Skruszonemu grzesznikowi, łaknącemu i pragnącemu sprawiedliwości, Duch Święty objawia Baranka Bożego, który gładzi grzechy świata. On „z mego weźmie i wam oznajmi” – powiedział Chrystus. „Nauczy was. wszystkiego i przypomni wam wszystko, co wam powiedziałem” (Jan 16,14; Jan 14,26). Duch jest dany jako moc ożywiająca, aby uczynić skutecznym zbawienie przyniesione przez śmierć naszego Zbawiciela. Bezustannie usiłuje zwrócić uwagę ludzi na wielką ofiarę spełnioną na krzyżu Golgoty, odkryć światu miłość Bożą i otworzyć dla przekonanej już duszy drogocenną zawartość Pism. 13

Kiedy Duch Święty przekona kogoś o grzechu i przedstawi mu miernik sprawiedliwości, odciąga go od rzeczy tego świata i napełnia jego duszę pragnieniem świętości. „Wprowadzi was we wszelką prawdę” (Jan 16,13) – oświadczył Zbawiciel. Jeżeli ludzie pozwolą Mu nad sobą pracować, uświęcone zostanie całe ich istnienie. Duch kryje w ich duszach wszystko to, co Boskie. Jego moc tak jasno oświetli drogę życia, że nikt nie będzie już musiał błądzić. Od samego początku za pomocą Swego Świętego Ducha, działa Bóg przez ludzkie narzędzia, aby osiągnąć Swój zamiar dla dobra upadłej rasy. Uwidoczniło się to w życiu patriarchów. Za czasów Mojżesza Kościołowi na pustyni również dal Pan „swego dobrego ducha, aby ich pouczał” (Neh. 9,20). I za dni apostołów działał też dla Swego Kościoła przez moc Ducha Świętego. Ta siła, która wzmacniała patriarchów, dodawała wiary i odwagi Kalebowi i Jozuemu, uwieńczyła powodzeniem działalność Kościoła Apostolskiego, pomaga również wiernym dzieciom Bożym w każdym czasie. To dzięki mocy Ducha Świętego przez długie wieki ciemności, chrześcijańscy Waldensi przygotowywali drogę dla reformacji i ta sama moc pomagała staraniom szlachetnych mężów i niewiast, torujących drogę do zakładania dzisiejszych misji i tłumaczenia Biblii na języki i narzecza wszystkich narodów i ludów. Do Bóg używa Swego Kościoła, by oznajmić światu swój cel. I dzisiaj od miasta do miasta, od kraju do kraju, idą posłańcy Krzyża, by przygotować drogę dla powtórnego przyjścia Chrystusa. Sztandar prawa jest noszony wysoko. Duch Wszechmogącego porusza serca ludzkie i wszyscy, którzy odpowiedzą na Jego głos, staną się świadkami Boga i Jego prawdy. W wielu miejscach poświęceni mężowie i niewiasty udzielają światła rozjaśniającego innym drogę zbawienia przez Chrystusa. A jeśli pozwolą dalej świecić swemu światłu, jak czynili to ci, którzy w dniu Pięćdziesiątnicy otrzymali chrzest Ducha, przyjmą jeszcze więcej Jego mocy. W ten sposób ziemia oświetlana będzie chwałą Bożą. Istnieją jednak ludzie, którzy, zamiast mądrze wykorzystać obecnie nadarzające się sposobności, czekają bezczynnie na specjalne duchowe pokrzepienie, mające uzdolnić ich do niesienia światła innym. Zaniedbując swe obowiązki i przywileje, i pozwalając swemu światłu palić się słabo, oczekują czasu, kiedy bez jakiegokolwiek wysiłku z własnej strony będą przyjmowali szczególne błogosławieństwa, mające ich przekształcić i uzdolnić do służby. Prawdą jest, że kiedy dzieło Boże na ziemi będzie zbliżać się ku końcowi, najżarliwszym usiłowaniom poświęconych wiernych towarzyszyć będą znaki szczególnej życzliwości Bożej. Mówiąc o deszczu porannym i wieczornym, który na Wschodzie pada w czasie zasiewu i żniw, prorocy hebrajscy przepowiadali udzielenie Kościołowi Bożemu nadzwyczajnej łaski Ducha. Wylanie Ducha za dni apostołów było początkiem deszczu porannego, który wydal wspaniale owoce. Duch Święty pozostanie w prawdziwym Kościele aż do czasu końca. Na dni poprzedzające zakończeniem ziemskiego żniwa, obiecana jest szczególna duchowa łaska, która ma przygotować Kościół na przyjście Syna Człowieczego. To powtórne wylanie Ducha jest, jak deszcz wieczorny; chrześcijanie winni prosić Pana żniwa o ten właśnie „deszcz późnej pory deszczowej”. W odpowiedzi „Pan stwarza chmury burzowe i zsyła deszcz”. „I ześle wam, jak dawniej deszcz, deszcz jesienny i wiosenny” (Zach. 10,1; Joel 2,23). Jeżeli jednak członkowie Kościoła Bożego nie mają dziś żywej łączności ze zdrojem wszelkiego wzrostu duchowego, nie będą gotowi na czas żniw. Jeżeli nie zachowają lamp swoich czystych i palących się, nie doznają łaski w czasie szczególnej potrzeby. Tylko ci, którzy stale otrzymują świeży dopływ łaski, posiądą moc odpowiednią do ich codziennych potrzeb i zdolności zużytkowania tej mocy. Zamiast spoglądać na przyszły czas, który ma w cudowny sposób obdarzyć wierzących umiejętnością pozyskiwania dusz, oddają się dziś codziennie Bogu, aby uczynił z nich odpowiednie narzędzia dla Swego użytku. Wykorzystują każdy dzień, wszystkie nadarzające się sposobności, by służyć i świadczyć o Mistrzu, czy to w skromnym zakresie domu rodzinnego czy na polu działalności publicznej. Dla poświęconego pracownika cudowną pociechę stanowi świadomość, że nawet Sam Chrystus podczas swego ziemskiego życia codziennie prosił Ojca o nowy przypływ nieodzownej łaski, a po rozmowie z Bogiem szedł, by wzmacniać i błogosławić innych. Spójrz na Syna Bożego, pochylonego w modlitwie do Ojca! Chociaż jest Synem Bożym, modląc się wzmacnia Swą wiarę i czerpie z nieba moc przeciwstawiania się złu i pomagania ludziom, w ich ciężkiej doli. Jako nasz starszy Brat zna potrzeby tych, którzy na świecie pełnym grzechu i pokus chcą Mu służyć. Wie, że wysłannicy, których zamierza posłać są słabymi, błądzącymi ludźmi, dlatego wszystkim którzy stają do Jego służby, przyobiecuje Swą pomoc. Jego własny przykład jest najlepszym zapewnieniem, że gorliwe i ustawiczne błaganie Boga w wierze – wierze, która prowadzi do wewnętrznej zależności od Stworzyciela i niepodzielne oddanie się Jego dziełu – jest w stanie dostarczyć ludziom pomocy Ducha Świętego w walce z grzechem. Każdy pracownik naśladujący Jezusa będzie mógł przyjąć i wykorzystać tę moc, jaką Bóg obiecał swemu Kościołowi, aby żniwo świata dojrzało. Posłom Ewangelii, klęczącym przed Panem i odnawiającym swoje z Nim śluby, będzie Bóg każdego poranka udzielał Ducha Świętego, a oni, udając się do swoich codziennych obowiązków, będą pewni, że niewidzialna obecność Ducha Świętego pomoże im stać się „współpracownikami Bożymi”. 14

6. U bram świątyni (Dz. 3; Dz. 4,1-31) Uczniowie Chrystusa świadomi byli swej nieudolności więc w pokorze i z modlitwą łączyli swą słabość z Jego mocą, swoją niewiedzę z Jego mądrością, swoją ułomność z Jego sprawiedliwością i swoje ubóstwo z Jego niewyczerpanym bogactwem. Wzmocnieni i wyposażeni nie ociągali się iść naprzód w służbie Mistrza. Wkrótce po wylaniu Ducha Świętego i zaraz po żarliwej modlitwie Piotr i Jan wstępowali do świątyni na nabożeństwo. U bramy zwanej Piękną ujrzeli czterdziestoletniego. kalekę, którego życie od urodzenia było jednym pasmem bólu i cierpienia. Ten nieszczęśliwy człowiek od dawna pragnął zobaczyć Jezusa, aby być uzdrowionym, ale był pozbawiony wszelkiej pomocy i oddalony od terenu działalności Wielkiego Lekarza. Jego błagania skłoniły w końcu kilku przyjaciół do zaniesienia go przed bramę świątyni, lecz tam dowiedział się wkrótce, że Ten, w którym pokładał swą nadzieję, został w okrutny sposób zabity. Rozpacz kaleki wzbudziła współczucie tych, którzy widzieli, z jakim utęsknieniem spodziewał się doznać uzdrowienia od Jezusa, i dlatego zanosili go co dzień przed świątynię, aby przechodnie, wzruszeni jego niedolą, dawali mu datki na złagodzenie jego nędzy. Kiedy Piotr i Jan przechodzili obok, poprosił ich o jałmużnę. Uczniowie popatrzyli nań ze współczuciem i Piotr rzekł: „Spójrz na nas”. On zaś przyjrzał się im w nadziei, że coś od nich otrzyma. Wtedy Piotr powiedział: „Srebra i złota nie mamy”. Gdy kaleka usłyszał to przyznanie się Piotra do ubóstwa, twarz jego posmutniała; zaraz jednak rozjaśniła się nadzieją, gdy Piotr dodał: „Lecz co mam, to ci daję: W imieniu Jezusa Chrystusa Nazareńskiego, wstań i chodź!” „I ująwszy go za prawą rękę, podniósł go; natychmiast też wzmocniły się nogi jego i kostki, i zerwawszy się, stanął i chodził, i wszedł z nimi do świątyni, przechadzając się i podskakując, i chwaląc Boga. A cały lud widział go, jak chodził i chwalił Boga; poznali bowiem że to był ten, który dla jałmużny siadywał przy Bramie Pięknej świątyni; i ogarnęło ich zdumienie i oszołomienie z powodu tego, co mu się przydarzyło.” „A gdy się on trzymał Piotra i Jana, zbiegł się do nich cały lud zdumiony do przysionka, zwanego Salomonowym”. Ludzie byli zdziwieni, że uczniowie mogli dokonać cudu podobnego do tych, które czynił Jezus. Oto przed nimi był człowiek, który cierpiał kalectwo przez czterdzieści lat, a teraz radował się, używając wszystkich członków swego ciała, wolny od bólu i szczęśliwy w wierze w Jezusa. Gdy uczniowie spostrzegli zdumienie ludzi, Piotr zapytał: „Dlaczego się temu dziwicie i dlaczego się nam tak uważnie przypatrujecie, jakbyśmy to własną mocą albo pobożnością sprawili, że on chodzi?” Zapewnił ich, że uzdrowienie zostało dokonane w imieniu i przez zasługi Jezusa z Nazaretu, którego Bóg w budził z martwych. „Przez wiarę w imię jego wzmocniło jego imię tego, którego widzicie i znacie, wiara zaś przez niego wzbudzona dała mu zupełne zdrowie na oczach was wszystkich”. Apostołowie otwarcie mówili o wielkim grzechu Żydów, którzy odrzucili i zabili Księcia Żywota, lecz jednocześnie starali się, by nie doprowadzić swych słuchaczy do rozpaczy. Piotr powiedział: „Wy jednak zaparliście się Świętego i Sprawiedliwego, i prosiliście o ułaskawienie wam mordercy. I zabiliście Sprawcę życia, którego Bóg wzbudził z martwych, czego my świadkami jesteśmy”. „A te raz, bracia, wiem, że w nieświadomości działaliście, jak i wasi przełożeni; Bóg zaś wypełnił w ten sposób to, co zapowiedział przez usta wszystkich proroków, że jego Chrystus cierpieć będzie”. Piotr wyjaśnił, że Duch Święty wzywa ich do pokuty i nawrócenia się, i zapewnił, że nie ma innej nadziei na zbawienie, jak tylko łaskę Tego, którego ukrzyżowali. Jedynie przez wiarę w Niego grzechy ich mogą być przebaczone. „Przeto opamiętajcie i nawróćcie się” – wołał – „aby były zgładzone grzechy wasze, aby nadeszły od Pana czasy ochłody”. „Wy jesteście synami proroków i przymierza, które zawarł Bóg z ojcami waszymi, gdy mówił do Abrahama: A w potomstwie twoim błogosławione będą wszystkie narody ziemi. Wam to Bóg najpierw, wzbudziwszy Syna swego, posłał go, aby wam błogosławił, odwracając każdego z was od złości waszych”. W ten sposób uczniowie głosili zmartwychwstanie Chrystusa. Wielu spośród słuchaczy oczekiwało na to świadectwo, i słysząc je, uwierzyło. Przyszły im na pamięć słowa Chrystusa i stanęli po stronie tych, którzy przyjęli Ewangelię. Nasienie zasiane przez Zbawiciela wzeszło i przyniosło owoce. Kiedy uczniowie mówili jeszcze do ludu, „przystąpili do nich kapłani i dowódca straży świątynnej oraz saduceusze, oburzeni, iż nauczają lud i zwiastują zmartwychwstanie w Jezusie”. Po zmartwychwstaniu Jezusa kapłani roznieśli kłamliwą pogłoskę, że uczniowie wykradli Jego ciało w czasie, kiedy straż rzymska spała. Dlatego też nie można dziwić się ich niezadowoleniu, gdy słyszeli Piotra i Jana mówiących o zmartwychwstaniu Tego, którego zabili. Szczególnie saduceuszy ogarnął niepokój, bowiem czuli, że ich ulubiona nauka była w niebezpieczeństwie, a tym samym i ich dobre imię. Nowo nawróceni wzrastali liczebnie, faryzeusze i saduceusze zaś zgadzali się z tym, że jeżeli pozwolą tym nowym nauczycielom pracować bez przeszkód, własne ich wpływy będą bardziej zagrożone niż wtedy, kiedy Jezus 15

przebywał na ziemi. Przeto naczelnik straży świątynnej przy pomocy kilku saduceuszy zatrzymał Piotra i Jana w więzieniu, ponieważ na przesłuchanie w tym dniu było za późno. Wrogowie uczniów nie mogli pozbyć się przekonania, że Chrystus zmartwychwstał. Dowód był zbyt jaskrawy, aby wątpić. Niemniej jednak zawzięcie nie chcieli pokutować za swój straszliwy czyn, jaki popełnili krzyżując Chrystusa. Przywódcom żydowskim dano wiele dowodów, że uczniowie mówili i działali pod natchnieniem Bożym, ale oni uparcie sprzeciwiali się poselstwu prawdy. Chrystus nie przyszedł w sposób, którego się spodziewali i chociaż chwilami ogarniało ich przekonanie, że jest On Synem Bożym, zdławili w sobie to uczucie i ukrzyżowali Go. Bóg w swym miłosierdziu dał im dalsze jeszcze dowody i nawet w tej chwili udzielił im sposobności zwrócenia się do Niego. Posłał uczniów, aby powiedzieli im, że zabili Księcia Żywota i przez to straszliwe obwinienie znów wezwał ich do pokuty. Czując się jednak bezpiecznie we własnej sprawiedliwości, nauczyciele żydowscy wzbraniali się uznać, że mężowie oskarżający ich o ukrzyżowanie Chrystusa mówili pod wpływem Ducha Świętego. Ponieważ kapłani zbuntowali się przeciwko Chrystusowi, każdy akt oporu z ich strony stawał się nowym bodźcem do dalszego trwania na tej drodze. Upór ich był coraz bardziej zdecydowany. Nie chodzi o to, że nie mogli się poddać; mogli, ale nie chcieli. Zostali sami nie dlatego, że byli winni i zasłużyli na śmierć, nie dlatego, że doprowadzili do śmierci Syna Bożego byli odcięci od zbawienia, lecz dlatego, że stawili opór Bogu. Wciąż odrzucali światło nie chcąc widzieć usiłowań Ducha. Siły panujące nad dziećmi nieposłuszeństwa kierowały nimi i doprowadziły do złorzeczeń przeciw ludziom, przez których działał Bóg. Zjadliwość ich buntu wzmagała się z każdym dalszym aktem oporu przeciwko Bogu i poselstwu, którego głoszenie powierzył Swoim sługom. Z każdym dniem przywódcy żydowscy odnawiali swój opór odmową pokuty, dopomagając w ten sposób do zebrania tego, co zasiali. Gniew Boży nie kieruje się tylko dlatego przeciwko nie pokutującym grzesznikom, że zgrzeszyli, lecz również dlatego, że nawet wzywani do pokuty wolą trwać w uporze i dalej popełniać grzechy przeszłości, mimo udzielonego im światła. Gdyby przywódcy żydowscy poddali się przekonującej mocy Ducha Świętego, otrzymaliby przebaczenie; ale oni nie chcieli ustąpić. W podobny sposób grzesznik przez ciągle opieranie się dojdzie tam, gdzie Duch Święty nie może mieć na niego wpływu. Następnego dnia po uzdrowieniu kaleki Annasz, Kajfasz i inni świątynni dostojnicy przybyli na przesłuchanie i przyprowadzono przed nich więźniów. W tym samym pomieszczeniu i wobec niektórych z tych ludzi Piotr niegdyś haniebnie zaparł się swego Pana. Przypomniał to sobie dokładnie, gdy stanął na swej własnej rozprawie. Miał teraz możliwość okupienia swego tchórzostwa. Obecni, pamiętając rolę, jaką odegrał Piotr w czasie przesłuchania swego Mistrza, pochlebiali sobie, że i teraz zastraszą go groźbami więzienia i śmierci. Ale ten Piotr, który zaparł się Chrystusa w godzinie Jego największej potrzeby będąc impulsywnym i pewnym siebie, bardzo różnił się od Piotra stojącego obecnie w czasie śledztwa przed Sanhedrynem. Po swoim upadku nawrócił się. Nie był już dumnym i chełpliwym, lecz skromnym i niedowierzającym samemu sobie. Pełen Ducha Świętego, za pośrednictwem tej mocy zdecydowany był usunąć skazę swego wiarołomstwa, oddając cześć Temu, którego niegdyś się zaparł. Dotychczas kapłani unikali mówienia o ukrzyżowaniu i zmartwychwstaniu Jezusa. Teraz jednak dla osiągnięcia swego celu byli zmuszeni zapytać się oskarżonych, w jaki sposób uzdrowili chorego człowieka. „Jaką mocą albo w czyim imieniu to uczyniliście?” – zapytali. Z odwagą i w mocy Ducha Świętego oświadczył Piotr bez strachu: „To niech wam wszystkim i całemu ludowi izraelskiemu wiadomo będzie, że stało się to w imieniu Jezusa Chrystusa Nazareńskiego, którego wy ukrzyżowaliście, którego Bóg wzbudził z martwych; dzięki niemu ten oto stoi zdrów przed wami. On to jest owym kamieniem odrzuconym przez was, budujących. On stał się kamieniem węgielnym. I nie ma w nikim innym zbawienia; albowiem nie ma żadnego innego imienia pod niebem, danego ludziom, przez które moglibyśmy być zbawieni”. Przywódcy żydowscy zlękli się tak śmiałej obrony. Przypuszczali, że uczniów stawionych przed Sanhedrynem ogarnie strach i zmieszanie. Tymczasem świadkowie ci mówili tak, jak przemawiał Chrystus, z przekonywającą mocą, zmuszając swych przeciwników do milczenia. W głosie Piotra nie było ani śladu lęku, kiedy mówił o Chrystusie: „On to jest „kamieniem odrzuconym przez was, budujących. On stał się kamieniem węgielnym”. Piotr posłużył się tu symbolem, z którym kapłani byli obeznani. Prorocy mówili o odrzuconym kamieniu, a sam Chrystus, przemawiając pewnego razu do kapłanów i starszych, powiedział: „Czy nie czytaliście nigdy w Pismach: Kamień, który odrzucili budowniczowie, stał się kamieniem węgielnym; Pan to sprawił i to jest cudowne w oczach naszych? Dlatego powiadam wam, że Królestwo Boże zostanie wam zabrane, a dane narodowi, który będzie wydawał jego owoce. I kto by upadł na ten kamień, roztrzaska się, a na kogo by on upadł, zmiażdży go” (Mat. 21,42- 44). Kapłani przysłuchujący się nieustraszonym słowom apostołów zrozumieli, że oni „byli z Jezusem”. 16

Napisane jest o uczniach, będących przy przemienieniu Chrystusa, że przy końcu owego cudownego zdarzenia „nikogo nie widzieli, tylko Jezusa samego” (Mat. 17,8). „Jezusa samego” – słowa te zawierają tajemnicę życia i mocy, która cechowała historię wczesnego Kościoła. Gdy uczniowie po raz pierwszy usłyszeli słowa Chrystusa, czuli, że jest On im potrzebny. Szukali Go, znaleźli i poszli za Nim. Przebywali z Nim w świątyni, przy stole, na stoku góry, na polu. Byli z Nim jak uczniowie z nauczycielem i codziennie przyjmowali od Niego nauki wiecznej prawdy. Po wniebowstąpieniu Jezusa poczucie Bożej obecności, pełnej miłości i światła, wciąż im towarzyszyło. Była to osobista obecność. Jezus, Zbawiciel, który chodził, rozmawiał i modlił się z nimi, dodawał sercom ich otuchy i nadziei, został z poselstwem pokoju na ustach zabrany do nieba. Gdy anielski rydwan przyjął Go, doszły ich Jego słowa: „A oto Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata” (Mat. 28,20). I w ludzkiej postaci wstąpił Jezus do nieba. Wiedzieli, że znajdując się przed tronem Bożym wciąż był ich Przyjacielem i Zbawcą, że Jego współczucie było niezmienne, że zawsze będzie się utożsamiał z cierpiącą ludzkością. Wiedzieli, że ukazywał przed Bogiem zasługę Swojej krwi, zwracając uwagę na zranione ręce i nogi jako pamiętny znak ceny, jaką zapłacił za zbawionych. Ta myśl dodawała uczniom sił do znoszenia obelg dla Jego sprawy. Ich łączność z Nim była teraz serdeczniejszą niż wtedy, gdy osobiście przebywał z nimi. Teraz promieniowali światłością, miłością i mocą Chrystusa mieszkającego w nich, a ludzie, widząc to, zdumiewali się. Chrystus położył swoją pieczęć na słowach, które Piotr wypowiedział w jego obronie. Obok uczniów stal wiarygodny świadek, człowiek, cudownie uzdrowiony. Ukazanie się tego, który jeszcze kilka godzin temu był bezradnym kaleką, a teraz posiadał w pełni odzyskane-zdrowie, dodało wagi świadectwu słów Piotra. Kapłani i przywódcy milczeli. Nie potrafili zbić takiego dowodu, ale zdecydowani byli położyć kres działalności nauczycielskiej uczniów. Cud Chrystusa wieńczący wszystkie inne – wskrzeszenie Łazarza – przypieczętował postanowienie kapłanów zniweczenia słów Jezusa i Jego zadziwiających czynów, które szybko niszczyły ich wpływ na naród. Ukrzyżowali Go więc, tymczasem zaś tutaj otrzymali przekonywujący dowód, że nie udało się im położyć kresu czynieniu cudów w Jego imieniu ani głoszeniu oznajmionych Niego prawd. Uzdrowienie chromego i kazanie apostołów wzburzyło już całą Jerozolimę. Chcąc ukryć swoje zmieszanie, kapłani i przywódcy kazali wyprowadzić apostołów, aby naradzić się między sobą”. Zgodzili się wspólnie, że bezużyteczne byłoby, zaprzeczać uzdrowieniu chorego. Chętnie zatuszowaliby cud kłamstwem, ale było to niemożliwe, ponieważ dokonano go w biały dzień w obecności wielkiego tłumu, a wiadomość o tym dotarła do tysięcy ludzi. Uważali za konieczne powstrzymać działalność uczniów, w przeciwnym razie Jezus zyska wielu naśladowców, oni zaś wpadną w niełaskę, gdyż zostaną uznani winni śmierci Syna Bożego. Chociaż kapłani pragnęli zguby uczniów, nie odważyli się jednak na nic więcej, jak tylko na zagrożenie im najsurowszymi karami za dalsze mówienie lub działanie w imieniu Jezusa. Wezwawszy ich ponownie przed Sanhedryn, zakazali im nauczać i mówić w imieniu Jezusa. Lecz Piotr i Jan odpowiedzieli: „Czy słuszna to rzecz w obliczu Boga raczej was słuchać aniżeli Boga, sami osądźcie; my bowiem nie możemy nie mówić o tym, co widzieliśmy i słyszeliśmy”. Kapłani z przyjemnością ukaraliby tych mężów za ich niezachwianą wierność wobec swego świętego powołania, lecz obawiali się ludu, „wszyscy bowiem wysławiali Boga za to, co się stało”. Dlatego, powtórzywszy groźby i zakazy zwrócili apostołom wolność. W czasie, gdy Piotr i Jan byli w więzieniu, pozostali uczniowie, znając złość Żydów, modlili się bez ustanku za swych braci z obawy, by nie powtórzyło się okrucieństwo dokonane na Chrystusie. Skoro tylko apostołowie znaleźli się na wolności, odszukali resztę uczniów i opowiedzieli im o wyniku śledztwa. Radość wierzących była ogromna. „Ci zaś gdy to usłyszeli, podnieśli jednomyślnie głos do Boga i rzekli: Panie, Ty, któryś stworzył niebo i ziemię, i morze, i wszystko, co w nich jest, któryś powiedział przez Ducha Świętego ustami ojca naszego Dawida, sługi twego: Czemu wzburzyły się narody, a ludy myślały o próżnych rzeczach? Powstali królowie ziemscy i książęta zebrali się społem przeciw Panu i przeciw Chrystusowi jego. Zgromadzili się bowiem w tym mieście przeciwko świętemu Synowi twemu, Jezusowi, którego namaściłeś, Herod i Poncjusz Piłat z poganami i plemionami izraelskimi, aby uczynić wszystko, co twoja ręka i twój wyrok przedtem ustaliły, żeby się stało”. „A teraz, Panie, spójrz na pogróżki ich i dozwól sługom twoim, aby głosili z całą odwagą Słowo twoje, gdy Ty wyciągasz rękę, aby uzdrawiać i aby się działy znaki i cuda przez imię świętego Syna twego, Jezusa”. Uczniowie prosili, by mogło im być dodane więcej siły do wykonania pracy kaznodziejskiej; wiedzieli bowiem, że napotkają taki sam zdecydowany opór, na jaki napotykał Chrystus, gdy przebywał na ziemi. Gdy ich zgodne modlitwy wzbijały się w wierze do nieba, przyszła odpowiedź. Miejsce, na którym byli zgromadzeni, zatrzęsło się i napełnieni zostali raz jeszcze Duchem Świętym. Serca ich napełniła odwaga i odważnie poszli głosić Słowo Boże w Jerozolimie. „Apostołowie zaś składali z wielką mocą świadectwo o zmartwychwstaniu Pana Jezusa”, a Bóg w cudowny sposób błogosławił ich wysiłkom. 17

Podstawa, na której uczniowie stali tak nieustraszenie, że na rozkaz, by nie uczyli więcej w imieniu Jezusa, oświadczyli: „Czy słuszna to rzecz w obliczu Boga raczej was słuchać aniżeli Boga, sami osądźcie; my bowiem nie możemy nie mówić o tym, co widzieliśmy i słyszeliśmy”, była tą samą, którą starali się zachować zwolennicy Ewangelii w dniach reformacji. Kiedy w 1529 roku niemieccy książęta zebrali się na posiedzeniu sejmu w Spirze, przedłożone im zostało rozporządzenie cesarza, ograniczające wolność religijną i zabraniające wszelkiego dalszego krzewienia zasad reformatorskich. Zdawało się, że nadzieja świata zostanie zniweczona. Czy książęta mogą zaakceptować ten dekret? Czy wielkie rzesze przebywające jeszcze w ciemnościach pozostaną z dala od światła Ewangelii? Chodziło tu o następstwa o olbrzymim znaczeniu dla świata. Wyznawcy zreformowanej wiary powzięli jednomyślną decyzję: „Odrzucamy tę uchwałę. W sprawach sumienia większość nie ma przewagi” (Merle d'Aubigne, „Historia Reformacji”, t. 13, r. 5). W naszych czasach musimy również bronić niewzruszenie tej podstawy. Sztandar prawdy i wolności religijnej, który wysoko dzierżyli założyciele Kościoła ewangelicznego i świadkowie Boga w ciągu minionych stuleci, oddany został w tej ostatniej walce w nasze ręce. Odpowiedzialność za ten wielki dar spoczywa na tych, którym Bóg dał błogosławieństwo zrozumienia Jego Słowa. Słowo to muszą przyjąć jako najwyższy autorytet. Rządy ludzi musimy uznać jako Boże rozporządzenia i uczyć, że posłuszeństwo w sferze prawa wobec nich jest naszym świętym obowiązkiem. Ale gdy żądania władz sprzeciwiają się żądaniom Boga, musimy Boga słuchać raczej niż ludzi. Słowo Boże musi być uznane jako nadrzędne wobec ludzkich ustaw. Słowa: „Tak mówi Pan” nie są równorzędne z „Tak mówi Kościół” ani z „Tak mówi państwo”. Korona Chrystusa musi być wzniesiona wyżej niż diademy ziemskich władców. Bóg nie wymaga od nas, abyśmy się sprzeciwiali zwierzchnością. Powinniśmy starannie rozważyć wszystko, cokolwiek mamy mówić lub pisać, aby nie stwarzać pozorów, jako byśmy zajmowali wrogie stanowisko wobec prawa i porządku. Nie możemy mówić i robić niczego, co by zamykało nam niepotrzebnie drogę. Musimy iść naprzód w imię Chrystusa broniąc powierzonych nam prawd. Kiedy ktoś stara się zabronić nam naszej pracy, możemy powtórzyć za apostołami: „Czy słuszna to rzecz w obliczu Boga raczej was słuchać aniżeli Boga, sami osądźcie. My bowiem nie możemy nie mówić o tym, co widzieliśmy i słyszeliśmy.” 7. Ostrzeżenie przed obłudą (Dz. 4,32 – Dz. 5,11) Gdy uczniowie głosili w Jerozolimie prawdy ewangelii, Bóg powoływał świadków dla ich słów i wielu uwierzyło. Niejednego z pierwszych wierzących prześladowania ze strony Żydów rozłączyły z rodziną i przyjaciółmi, dlatego stało się konieczne zaopatrywanie ich w żywność i zabezpieczenie im dachu nad głową. Pismo stwierdza: „Nie było też między nimi nikogo, który by cierpiał niedostatek” i mówi o tym, jak zaspokajano potrzeby. Ci z wiernych, którzy mieli pieniądze i majątki, ofiarowywali je z radością, aby pomóc innym w krytycznym położeniu. Sprzedawali swoje domy lub gospodarstwa, pieniądze zaś składali u stóp apostołów. „I wydzielono każdemu, ile komu było potrzeba”. Szczodrość wierzących była skutkiem wylania Ducha Świętego. U nawróconych dla ewangelii „było jedno serce i jedna dusza”. Kierował nimi jeden wspólny cel – powodzenie powierzonej im misji; chciwość nie istniała w ich życiu. Miłość dla braci i dla podjętej sprawy była większa aniżeli miłość do pieniędzy i majątku. Uczynki ich świadczyły, że wyżej cenili dusze ludzkie niż ziemskie bogactwo. Tak będzie zawsze, gdy Duch Boży owładnie życiem człowieka. Wszyscy, których serca wypełnia miłość Chrystusa, pójdą za przykładem Tego, który ze względu na nas stał się-ubogim, abyśmy przez jego ubóstwo stali się bogaci. Wszystkie dary otrzymane z rąk Bożych jak pieniądze, czas i wpływy cenić będą tylko jako środek wspierania Ewangelii. Tak właściwie było we wczesnym Kościele. A gdy w dzisiejszym Kościele widać będzie, że jego członkowie dzięki mocy Ducha tracą przywiązanie do spraw tego świata i pragną poświęcić się, ażeby ich bliźni mogli usłyszeć dobrą nowinę, wtedy głoszone prawdy mieć będą ogromny wpływ na słuchających. Rażącym kontrastem wobec okazanej przez wiernych dobroczynności było zachowanie się Ananiasza i Safiry, których przypadek, opisany przez natchnione pióro, jest ciemną skazą w historii pierwszego zboru. Owi rzekomi uczniowie mieli wraz z innymi przywilej słuchania kazań apostołów. Razem z innymi wierzącymi byli obecni, kiedy po modlitwie apostołów „zatrzęsło się miejsce, na którym byli zebrani, i napełnieni zostali wszyscy Duchem Świętym” (Dz. 4,31). Pod wpływem głębokiego przeświadczenia i dzięki Duchowi Bożemu Ananiasz i Safira ślubowali ofiarować Panu dochód ze sprzedaży pewnej majętności. Potem jednak zasmucili Ducha Świętego ulegając chciwości. Zaczęli żałować swego przyrzeczenia i wkrótce stracili ów słodki wpływ błogosławieństwa, który ogrzewał ich serca pragnieniem uczynienia wielkiego dla sprawy 18

Chrystusa. Uznali, że byli zbyt nierozważni, że powinni jeszcze raz przemyśleć swoje postanowienie. Wspólnie omówili tę sprawę i zdecydowali się nie wypełnić swego ślubowania. Wiedzieli jednak, że ci, którzy sprzedali swe posiadłości, aby ulżyć nędzy biedniejszych braci, cieszyli się wśród wierzących wielkim poważaniem, więc wstydząc się przyznać, że ich samolubne dusze żałują tego, co tak wyraźnie przyobiecali Panu, postanowili rozmyślnie sprzedać swoją majętność i pozornie oddając cały zysk do wspólnej kasy, zatrzymać w rzeczywistości znaczną część dla siebie. W ten sposób chcieli zapewnić sobie utrzymanie ze wspólnych zasobów i jednocześnie zyskać głęboki szacunek swych braci. Ale Bóg nienawidzi obłudy i kłamstwa. Ananiasz i Safira po pełnili oszustwo w swym postępowaniu wobec Boga, okłamali Ducha Świętego i grzech ten spotkał się z szybkim i strasznym osądem. Do Ananiasza przychodzącego ze swoim darem rzekł Piotr: „Ananiaszu, czym to omotał szatan serce twoje, że okłamałeś Ducha Świętego i zachowałeś dla siebie część pieniędzy za rolę? Czyż póki ją miałeś, nie była twoją, a gdy została sprzedana, czy nie mogłeś rozporządzać pieniędzmi do woli? Cóż cię skłoniło do tego, żeś tę rzecz dopuścił do serca swego? Nie ludziom skłaniałeś, lecz Bogu. „Ananiasz zaś, słysząc te słowa, upadł i wyzionął ducha. I wielki strach ogarnął wszystkich, którzy to słyszeli”. „Czyż póki ją miałeś, nie była twoją?” – zapytał Piotr. Na Ananiasza nie wywierano żadnego nacisku, by zmusić go do ofiarowania swej majętności na rzecz ogółu. Postąpił według własnej woli. Próbując oszukać uczniów oszukał Wszechmocnego. „A po upływie około trzech godzin nadeszła i żona jego, nie wiedząc, co się stało. I odezwał się do niej Piotr: Powiedz mi, czy za taką cenę sprzedaliście rolę? Ona zaś rzekła: Tak jest, za taką. A Piotr do niej: Dlaczego zmówiliście się, by kusić Ducha Świętego? Oto nogi tych, którzy pogrzebali męża twego, są u drzwi i ciebie wyniosą. I upadla u nóg jego, i wyzionęła ducha. A gdy młodzieńcy weszli, znaleźli ją martwą, wynieśli i pogrzebali obok jej męża. I wielki strach ogarnął cały zbór i wszystkich, którzy to słyszeli”. Nieskończenie Mądry widział, że okazanie ostrego gniewu było konieczne, aby ustrzec młody Kościół od moralnego upadku. Liczba jego członków szybko powiększała się i Kościół znalazłby się w niebezpieczeństwie, gdyby przy tak gwałtownym wzroście przyłączano ludzi, którzy pod pretekstem służenia Bogu hołdowali mamonie. Sąd ten dowiódł, że ludzie nie mogą oszukać Boga, że dostrzeże On każdy ukryty w sercu grzech i nie da się z Siebie naśmiewać. Wydarzenie to miało posłużyć Kościołowi za upomnienie, skłonić go do unikania wykrętów i obłudy oraz ustrzec przed okradaniem Boga. Przykład nienawiści, z jaką Bóg odnosi się do chciwości, oszustwa i obłudy, miał być ostrzeżeniem nie tylko dla pierwszego zboru, ale i dla wszystkich przyszłych pokoleń. To chciwość i pragnienie zatrzymania części tego, co obiecali Bogu, doprowadziła Ananiasza i Safirę do oszustwa i obłudy. Bóg uzależnił głoszenie ewangelii od pracy i darów Swego ludu. Ochotne dary i dziesięcina stanowią skarbiec dzieła Pańskiego. Ze środków powierzonych człowiekowi Bóg wymaga pewnej części – jest nią dziesięcina. Pozostawił nam do uznania, czy złożymy jeszcze coś oprócz tego. Ale kiedy serce pobudzane jest przez Ducha Świętego i człowiek ślubuje złożenie pewnej sumy, odtąd przestaje ona być jego własnością. Obietnice tego rodzaju uczynione ludziom wydają się niekiedy nie obowiązujące, ale czyż nie są bardziej wiążące jako i uczynione Bogu? Czy obietnice naszego sumienia są mniej zobowiązujące niż pisemne umowy między ludźmi? Gdy Boskie światło, oświeca serce niezwykłą jasnością i mocą, przyrodzone samolubstwo traci moc, a jego miejsce zajmuje chęć wspomagania sprawy Bożej. Ale niech nikt nie myśli, że będzie mógł wypełnić swoje ślubowanie bez sprzeciwu ze strony szatana. On niechętnie patrzy na wznoszone na ziemi królestwo Zbawiciela. Sugeruje on, że przyrzeczona kwota jest zbyt wielka i że brak jej będzie przeszkadzał w zdobyciu majątku lub spełnieniu pragnień rodziny. To Bóg błogosławi ludzi dobrodziejstwami, aby byli w stanie wspierać Jego dzieło. On zsyła słońce i deszcz. On daje wzrost roślinom. On obdarza człowieka zdrowiem i umiejętnością zdobywania środków materialnych. Wszystkie błogosławieństwa pochodzą z Jego szczodrej dłoni. W zamian za to chce, aby mężczyźni i kobiety okazywali Mu swoją wdzięczność przez zwrot cząstki w postaci dziesięciny i darów - ofiar dziękczynnych, ofiar podnoszenia i ofiar za grzechy. Gdyby dziesięcina z wszystkich dochodów i dobrowolne dary wpływały do skarbnicy zgodnie z planem Bożym, byłoby dosyć środków na prowadzenie dzieła Pańskiego. Ale serca ludzkie zatwardza samolubstwo i kusi, niczym Ananiasza i Safirę, do zatrzymania części pieniędzy, do udawania, że czyni się zadość wymaganiom Bożym. Wielu rozrzutnie wydaje pieniądze na sprawianie sobie przyjemności. Folgując swym skłonnościom, przynoszą Bogu – w dodatku niechętnie – tylko skąpy dar. Zapominają, że pewnego dnia Bóg zażąda zdania pełnego rachunku z korzystania z Jego dóbr i nie będzie więcej przyjmował do Swego skarbca jałmużny, jak kiedyś nie przyjął daru Ananiasza i Safiry. Bóg chce, abyśmy z ciężkiej kary, która spotkała owych krzywoprzysięzców, nauczyli się, jak bardzo nienawidzi On i wszelką obłudą i oszustwem. Ananiasz i Safira okłamali Ducha Świętego twierdząc, że oddali wszystko, i przez to stracili życie doczesne i życzę wieczne. Ten sam Bóg, który ich ukarał, sądzi i dziś każde kłamstwo. Kłamliwe 19

wargi są dlań obrzydliwością. Oświadcza, że do miasta świętego „nie wejdzie... nikt, kto czyni obrzydliwość i kłamie” (Obj. 21,27). Niech prawda przemawia do nas. Nie odnośmy się do niej z machnięciem ręki lub niepełnym zrozumieniem. Niech stanie się częścią naszego życia. Bawić się prawdą i ukrywać pod nią nasze własne samolubne cele, znaczy ponieść w wiary. „Stójcie tedy, opasawszy biodra swoje prawdą” (Efez. 6,14). Kto mówi nieprawdę, sprzedaje swoją duszę za nic. Kłamstwo może pozornie w razie potrzeby posłużyć mu, może w interesach przynieść mu korzyść, jakiej nie udało się zyskać drogą rzetelną, ale w końcu kłamca sam nikomu nie będzie mógł ufać. Będąc samemu oszustem nie będzie miał zaufania do słów innych. W przypadku Ananiasza i Safiry grzech oszustwa został szybko ukarany. Ten sam grzech powtarzał się często w późniejszej historii Kościoła, popełnia się go i w obecnym czasie. Chociaż nie towarzyszą mu widoczne objawy niezadowolenia Bożego, jednak w oczach Pana nie jest mniej znienawidzony niż za dni apostołów. Otrzymaliśmy ostrzeżenie. Bóg objawił wyraźnie swą odrazę do tego grzechu, a więc wszyscy oddając się obłudzie i chciwości mogą być pewni, że gubią swe własne dusze. 8. Przed Sanhedrynem (Dz. 5,12-42) Krzyż, który był narzędziem hańby i męki, przyniósł światu nadzieję i zbawienie. Uczniowie byli tylko prostymi ludźmi, nie mieli ani bogactw, ani żadnej innej broni prócz Słowa Bożego. Szli jednak naprzód wzmocnieni w Chrystusie i opowiadali cudowną historię żłóbka i krzyża, triumfując nad wszelkimi przeciwnościami. Bez ziemskich zaszczytów uznani byli jednak bohaterami wiary. Z ich ust płynęły Boskie słowa, które wstrząsnęły światem. W Jerozolimie, gdzie istniało największe uprzedzenie i głoszono najbardziej zawile poglądy o Tym, którego ukrzyżowano jako złoczyńcę, uczniowie wypowiadali bez lęku słowa życia, mówiąc Żydom o pracy i misji Chrystusa, o Jego ukrzyżowaniu, zmartwychwstaniu i wniebowstąpieniu. Kapłani i przełożeni żydowscy z podziwem przysłuchiwali się jasnemu i śmiałemu świadectwu apostołów. Moc zmartwychwstałego Zbawiciela rzeczywiście spoczywała na uczniach, a pracy ich towarzyszyły znaki i cuda, które pomnażały codziennie liczbę wierzących. Na ulice, którymi mieli przechodzić apostołowie, „wynoszono chorych i kładziono na noszach i łożach, aby przynajmniej cień przechodzącego Piotra mógł paść na którego z nich”. Przyprowadzono też dręczonych przez duchy nieczyste. Tłumy gromadziły się wokół nich, a ci, którzy zostali uzdrowieni, zanosili dziękczynne modlitwy do Boga i chwalili imię Zbawiciela. Kapłani i przywódcy spostrzegli, że Chrystus został wyniesiony ponad nich. Kiedy saduceusze, którzy nie wierzyli w zmartwychwstanie, usłyszeli apostołów oświadczających, że Chrystus powstał z martwych, wpadli we wściekłość rozumiejąc, że jeśli pozwoli się apostołom głosić o zmartwychwstaniu Zbawiciela i dokonywać cudów w Jego imieniu, to nauka, że nie ma zmartwychwstania, zostanie odrzucona przez wszystkich, a sekta saduceuszy przestanie istnieć. Faryzeuszy natomiast ogarnęła złość, gdy spostrzegli, że nauka uczniów podważa ceremonii żydowskiej i służby ofiarnej. Wszystkie dotychczasowe wysiłki zmierzające do stłumienia tej nowej nauki były daremne, teraz jednakże saduceusze i faryzeusze zdecydowali się powstrzymać działalność uczniów, dowodziła bowiem ich winy za śmierć Chrystusa. Uniesieni oburzeniem, wyciągnęli swe gniewne dłonie przeciw Piotrowi i Janowi wtrącając ich do publicznego więzienia. Przywódcy narodu, żydowskiego nie wypełnili zamiaru Bożego względem Jego wybranego ludu. Ci, którym powierzył Pan prawdę, okazali się niegodni Jego zaufania, wybrał zatem innych do spełnienia swego dzieła. W swym zaślepieniu wodzowie ci użyli teraz pełnej swej władzy w tym, co nazywali sprawiedliwym oburzeniem wobec tych, którzy nie uznawali ich złudnych doktryn. Nie chcieli dopuścić możliwości, że nie rozumieją Słowa lub że niewłaściwie interpretują Pisma. Działali jak ludzie, którzy stracili rozum. Jakim prawem – mówili – wolno tym nauczycielom, prostym rybakom, głosić ludowi zasady przeciwne naszym doktrynom? A ponieważ byli zdecydowani stłumić te nauki, uwięzili tych, którzy je prezentowali.' Uczniowie jednak nie dali się takim traktowaniem ani zastraszyć, ani załamać. Duch Święty przywiódł im na pamięć słowa Chrystusa: „Nie jest sługa większy nad pana swego. Jeśli mnie prześladowali i was prześladować będą; jeśli słowo moje zachowali i wasze zachowywać będą. A to wszystko uczynią wam dla imienia mego, bo nie znają tego, który mnie posiał”. „Wyłączać was będą z synagogi, więcej, nadchodzi godzina, gdy każdy, kto was zabije, mniemał, że spełnia służbę Bożą”. „Lecz to wam powiedziałem, abyście, gdy przyjdzie ich godzina wspomnieli na to, że Ja wam powiedziałem, a tego wam na początku nie mówiłem, bo byłem z wami” (Jan 15,20-21; Jan 16,2.4). 20

Pan niebios, możny władca wszechświata, wziął sprawę uwięzionych uczniów w swoje ręce, gdyż ludzie walczyli przeciw Jego dziełu. W nocy anioł Pański otworzył drzwi więzienia i rzekł do uczniów: „Idźcie, a wystąpiwszy, głoście ludowi w świątyni wszystkie te słowa, które darzą życiem”. Rozkaz ten był wyraźnie sprzeczny z zakazem przywódców żydowskich, ale czyż apostołowie powiedzieli: Nie możemy tego uczynić bez zasięgnięcia rady władz i bez ich pozwolenia? Nie; Bóg rzekł: „Idźcie!”, a oni posłuchali. „Usłyszawszy to, weszli z brzaskiem dnia do świątyni i nauczali”. Kiedy Piotr i Jan pojawili się wśród wiernych i opowiedzieli, jak anioł przeprowadził ich obok żołnierzy strzegących więzienia i jak polecił im na nowo podjąć przerwane dzieło, bracia byli zdumieni i uradowani. W międzyczasie arcykapłan i jego otoczenie „zwołali Radę Najwyższą, to jest całą starszyznę synów Izraela”. Kapłani i przełożeni postanowili obwinić uczniów o zamiar wywołania powstania, oskarżyć ich o zamordowanie Ananiasza i Safiry oraz o sprzysięganie się przeciwko autorytetowi kapłaństwa. Żywili nadzieję, że uda im się podburzyć pospólstwo, które weźmie sprawę w swoje ręce i obejdzie się z uczniami tak, jak z Jezusem. Wiedzieli jednak, że wielu z nich, którzy nie przyjęli nauki Chrystusa, ma dosyć despotycznego panowania przywódców żydowskich i pragnie zmiany. Obawiali się, że jeżeli ci niezadowoleni przyjmą prawdy głoszone przez apostołów, uznając Jezusa za Mesjasza, wówczas oburzenie całego narodu skieruje się przeciwko jego religijnym przywódcom, którym przypisana zostanie odpowiedzialność za śmierć Chrystusa. Zdecydowali się podjąć surowe środki, aby temu zapobiec. Jakże więc wielkie było ich zdumienie, gdy na rozkaz, by przyprowadzono więźniów, doniesiono im, że drzwi więzienia są zamknięte i straż czuwa przed nimi, lecz więźniów nigdzie nie można znaleźć. Wtem przyszła zadziwiająca wiadomość: „Mężowie, których wtrąciliście do więzienia, znajdują się w świątyni i nauczają lud. Wówczas dowódca straży poszedł ze sługami i przyprowadził ich bez użycia siły; obawiali się bowiem ludu, aby ich nie ukamienowano”. Aczkolwiek w cudowny sposób zostali ocaleni z więzienia, apostołowie nie byli wolni od przesłuchania i kary. Chrystus, będąc jeszcze wśród nich, powiedział: „Ale wy miejcie się na baczności: Będą was wydawać sądom, a w synagogach będziecie bici; postawią was też przed namiestnikami i królami z mego powodu, abyście złożyli świadectwo przed nimi” (Mar. 13,9). Posyłając anioły, by ich uwolnił, dał im Bóg dowód swojej miłości i zapewnił o swojej przy nich obecności. Teraz przyszła ich kolej na cierpienie za Tego, którego ewangelię głosili. W historii proroków i apostołów jest wiele szlachetnych przykładów lojalności wobec Boga. Świadkowie Chrystusa woleli raczej cierpieć więzienia, tortury, a nawet śmierć, niż złamać przykazanie Boże. Zapis pozostawiony przez Piotra i Jana mówi, jak i inne Pisma, o bohaterstwie. Gdy po raz drugi stanęli przed ludźmi, którzy w widoczny sposób zmierzali do ich zgładzenia, nie było widać lęku czy wahania ani w ich postawie, ani w słowach. A kiedy arcykapłan powiedział: „Nakazaliśmy wam surowo, abyście w tym imieniu nie uczyli, a oto napełniliście nauką waszą Jerozolimę i chcecie ściągnąć na nas krew tego człowieka”. Piotr odrzekł: „Trzeba bardziej słuchać Boga niż ludzi”. Oto anioł z nieba uwolnił ich z więzienia i kazał im nauczać w świątyni, wykonując więc jego polecenie posłuszni byli rozkazowi Bożemu. Uważali, że tak postępować powinni za wszelką cenę. Wtedy na uczniów zstąpił duch natchnienia. Oskarżeni stali się oskarżycielami i zarzucili członkom Rady zamordowanie Chrystusa. „Bóg ojców naszych – mówił Piotr – wzbudził Jezusa, którego wy zgładziliście, zawiesiwszy na drzewie, Tego wywyższył Bóg prawicą swoją jako Wodza i Zbawiciela, aby dać Izraelowi możność upamiętania się i odpuszczenia grzechów. A my jesteśmy świadkami tych rzeczy, a także Duch Święty, którego Bóg dał tym, którzy mu są posłuszni”. Żydów te słowa tak rozzłościły, że postanowili wziąć prawo w swoje ręce i bez dalszego przesłuchiwania oraz bez zgody rzymskich władz zgładzić więźniów. Wciąż winni krwi Chrystusa chcieli teraz splamić swe ręce krwią Jego uczniów. Ale był w Radzie jeden człowiek, który w słowach uczniów rozpoznał głos Boży. Był to Gamaliel, faryzeusz o dobrej sławie, człowiek uczony i na wysokim stanowisku. Trzeźwy umysł mówił mu, że gwałtowny czyn, zamierzony przez kapłanów, pociągnąłby za sobą straszliwe konsekwencje. Zanim zwrócił się do zebranych, polecił, by wyprowadzono więźniów. Wiedział dobrze, z kim ma do czynienia; zdawał sobie sprawę, że morderców Chrystusa trudno będzie powstrzymać od wykonania powziętego zamiaru. Potem z wielką rozwagą i spokojem rzekł: „Mężowie izraelscy, rozważcie dobrze, co chcecie z tymi ludźmi uczynić. Albowiem nie tak dawno wystąpił Teudas, podając siebie za nie byle kogo, do którego przyłączyło się około czterystu mężów; gdy on został zabity, wszyscy, którzy do niego przystali, rozproszyli się i zniknęli. Po nim wystąpił w czasie spisu Juda Galilejczyk i pociągnął lud za sobą; ale i on zginął, a wszyscy, którzy do niego przystali, poszli w rozsypkę. Toteż teraz, co się tyczy tej sprawy, powiadam wam: Odstąpcie od tych ludzi i zaniechajcie ich; jeśli bowiem to postanowienie albo ta sprawa jest z ludzi, wniwecz się obróci; Jeśli jednak jest z Boga, nie zdołacie ich zniszczyć, a przy tym mogłoby się okazać, że walczycie z Bogiem”. 21

Kapłani zmuszeni byli uznać słuszność tego wywodu i przyznali rację Gamalielowi. Nie mogli jednak stłumić swego uprzedzenia i nienawiści. Dopiero po wymierzeniu chłosty i wydaniu ponownego zakazu przemawiania w imieniu Jezusa pod groźbą utraty życia wypuścili apostołów. „A oni odchodzili sprzed oblicza Rady Najwyższej radując się, że zostali uznani za godnych znosić zniewagę dla imienia jego. Nie przestawali też codziennie w świątyni i po domach nauczać i zwiastować dobrą nowinę o Chrystusie Jezusie”. Na krótko przed Swym ukrzyżowaniem Chrystus przekazał uczniom testament pokoju: „Pokój zostawiam wam, mój pokój daję wam; nie jak świat daje, Ja wam daję. Niech się nie trwoży serce wasze i niech się nie lęka” (Jan 14,27). Pokoju tego nie zdobywa się przez uległość wobec świata. Chrystus nigdy nie okupywał pokoju ugodą ze złem. Pokój, jaki zostawił swoim uczniom był wewnętrznym raczej niż zewnętrznym i miał pozostać z Jego świadkami na zawsze, nawet w czasie walk i trudności. Chrystus powiedział o Sobie: „Nie mniemajcie, że przyszedłem, przynieść pokój na ziemię; nie przyszedłem przynieść pokój, ale miecz” (Mat. 10,34). Choć był Księciem Pokoju, stał się przyczyną podziału. Ten, który przyszedł ogłosić radosną nowinę, wzbudzić nadzieję i pogodę w sercach dzieci ludzkich, rozpoczął walkę zadającą głębokie rany i rozpalającą w sercach ludzkich gwałtowne namiętności. Ostrzegał swoich naśladowców: „Na świecie ucisk mieć będziecie”. „Podniosą na was swe ręce i prześladować was będą i wydawać do synagog i więzień, i wodzić przed królów i namiestników dla imienia mego. A będą was wydawać i rodzice, i bracia, i krewni, i przyjaciele, i zabijać niektórych z .was” (Jan 16,33; Łuk. 21,12; Łuk. 21,16; Łuk. 21,17). Proroctwo to wypełniło się w znaczący sposób. Każda obelga, wyrzut i okrucieństwo, do obmyślenia których szatan mógł namawiać ludzkie serca, zostały skierowane na naśladowców Jezusa. I tak dziać się będzie też w przyszłości, ponieważ cielesne serce jest wrogie prawu Bożemu i nie podda się jego rozkazom. Dziś świat nie jest w zgodzie z zasadami Chrystusa bardziej niż za dni apostołów. Ta sama nienawiść pobudza do wołania: „Ukrzyżuj, ukrzyżuj!” Ta sama nienawiść prowadzi do prześladowania uczniów – ona wciąż istnieje w dzieciach nieposłuszeństwa. Ten sam duch, który w wiekach ciemności wydawał mężczyzn i kobiety do więzień, na wygnanie, na śmierć, który obmyślał przerażające tortury Inkwizycji, który zaplanował i dokonał masakry w noc św. Bartłomieja i który rozniecił ogień stosów – trwa wciąż w tym dziele wraz z szatańską energią nieodrodzonych serc. Historia prawdy była zawsze dziejami walki między złem i prawością. Ewangelia niesiona była w świat zawsze mimo sprzeciwu, niebezpieczeństwa, strat i cierpienia. Ci, którzy w przeszłości znosili prześladowanie dla sprawy Chrystusa czerpali moc ze społeczności z Bogiem, z Duchem Świętym i z Chrystusem. Obelgi i prześladowania odrywały wielu od ziemskich przyjaciół, lecz nigdy od miłości Chrystusa. Dusza targana pokusami nie jest miłowana tkliwiej przez Zbawiciela, niż wtedy, gdy cierpi dla prawdy. „Ja miłować go będę” – mówi Chrystus – „i objawię mu samego siebie” (Jan 14,21). Jeżeli wierzący stają z powodu prawdy przed ziemskim trybunałem, Chrystus staje u ich boku. Zamkniętym za murami więzienia Chrystus się objawia i rozwesela ich serca swoją miłością. Kto ponosi śmierć dla Chrystusa, temu Zbawiciel mówi: Choć mogą zabić ciało, duszy jednak nie mogą zaszkodzić. „Ufajcie, Ja zwyciężyłem świat”. „Nie bój się, bom Ja z tobą, nie lękaj się, bom Ja Bogiem twoim! Wzmocnię cię, a dam ci pomoc, podeprę cię prawicą sprawiedliwości swojej” (Jan 16,33; Iz. 41,10). „Ci, którzy ufają Panu, są jak góra Syjon, która się nie chwieje, lecz trwa wiecznie. Jak Jeruzalem otaczają góry, tak Pan otacza lud swój teraz i na wieki”. „Z ucisku i gwałtu wyzwoli ich życie, bo krew ich jest droga w oczach jego” (Psalm 125,1-2; Psalm 72,14). „Pan Zastępów będzie ich osłaniał... W owym dniu da im Pan, ich Bóg, zwycięstwo, będzie pasł swój lud jak trzodę. Doprawdy, jak klejnoty diademu będą błyszczeć nad jego krajem” (Zach. 9,15-16). 9. Siedmiu diakonów (Dz. 6,1-7) „A w owym czasie, gdy liczba uczniów wzrastała, wszczęło się szemranie hellenistów przeciw Żydom, że zaniedbywano ich wdowy przy codziennym usługiwaniu”. Wczesny Kościół składał się z wielu warstw społecznych i z różnych narodowości. W czasie wylania Ducha Świętego w dzień Pięćdziesiątnicy „przebywali w Jerozolimie Żydzi, mężowie nabożni, spośród wszystkich ludów, jakie są pod niebem” (Dz. 2,5). Wśród zgromadzonych w Jerozolimie wiernych znajdowali się również Żydzi uważani powszechnie za Greków. Między nimi a Żydami z Palestyny trwała od dłuższego czasu nieufność, a nawet konflikt. Serca nawróconych dzięki działalności apostołów złagodniały i złączyły się dzięki chrześcijańskiej miłości. Mimo dawnych uprzedzeń obcowali teraz w zupełnej zgodzie. Szatan wiedział, że gdy ta zgoda będzie utrzymana, nie 22

zdoła powstrzymać postępu prawdy Ewangelii. Przeto usiłował wykorzystać dawne sposoby myślenia w nadziei, że pomogą mu one wywołać niezgodę w Kościele. I stało się, że gdy liczba uczniów wzrastała szatan stopniowo wzbudzał podejrzliwość tych, którzy niegdyś mieli zwyczaj patrzeć zazdrosnym okiem na współbraci w wierze i wyszukiwać błędy u swoich duchowych przywódców, wtedy „wszczęło się szemranie hellenistów przeciwko Żydom”. Przyczyną niezadowolenia było rzekome zaniedbywanie wdów greckich przy codziennym podziale zapomóg. Choć czynienie jakiejkolwiek różnicy było przeciwne duchowi Ewangelii; mimo to udało się szatanowi wzbudzić nieufność. Trzeba było niezwłocznie usunąć wszelką przyczynę niezadowolenia, ażeby wróg nie triumfował w swych wysiłkach wywołania rozłamu wśród wierzących. Uczniowie Jezusa dożyli przełomowej chwili. Pod mądrym kierownictwem apostołów, współpracujących w mocy Ducha Świętego, powierzone im dzieło Ewangelii rozwijało się szybko. Kościół powiększał się nieustannie, przyrost zaś członków Kościoła nakładał na kierujących coraz większe ciężary. Żaden człowiek czy też grupa ludzi nie mogli sami podołać wszystkim sprawom, nie narażając przyszłej pomyślności Kościoła. Okazało się koniecznym przeprowadzić podział obowiązków wypełnianych dotąd tak wiernie przez nielicznych w pierwszym okresie istnienia Kościoła. Apostołowie byli zmuszeni podjąć ważne kroki w celu udoskonalenia porządku ewangelicznego w Kościele, kładąc na innych obowiązki, które dotychczas spełniali sami. Zwołali wierzących i pod kierownictwem Ducha Świętego przedłożyli plan lepszego wykorzystania wszystkich możliwości Kościoła. Apostołowie uznali, że nadszedł czas, aby duchowni przywódcy Kościoła zostali zwolnieni od obowiązku troszczenia się o biednych i inne podobne sprawy, a poświęcili się całkowicie ewangelii. „Upatrzcie tedy bracia” – powiedzieli – „spośród siebie siedmiu mężów, cieszących się zaufaniem, pełnych Ducha Świętego i mądrości, a ustanowimy ich, aby się zajęli tą sprawą. My zaś pilnować będziemy modlitwy i służby Słowa”. Rady tej usłuchano i uroczyście przez modlitwę o włożenie rąk odłączono siedmiu do pełnienia obowiązków diakonów. Powołanie siedmiu diakonów dla wykonania specjalnej pracy w Kościele Bożym okazało się wielkim błogosławieństwem. Diakoni troskliwie rozważali indywidualne potrzeby członków, jak również ogólne finansowe sprawy Kościoła, a przez mądre szafowanie i bogobojny przykład stali się wielką pomocą dla apostołów w łączeniu różnych interesów Kościoła w jedną całość. Pomyślne efekty wskazywały, że podjęcie tego kroku było zgodne z wolą Boga. „A słowo Boże rosło i poczet uczniów w Jerozolimie bardzo się pomnażał, także znaczna liczba kapłanów przyjmowała wiarę”. Takie żniwo dusz można było przypisać większej swobodzie działania apostołów, jak również zapałowi i mocy, z jaką pracowało siedmiu diakonów. Ordynowanie owych braci dla opieki nad ubogimi nie przeszkadzało w ich działalności nauczycielskiej. Przeciwnie, byli w pełni przygotowani do pouczania innych w prawdzie i pracowali gorliwie z wielkim oddaniem i powodzeniem. Pierwotnemu Kościołowi powierzono wciąż powiększające się dzieło – wszędzie, gdzie szczere dusze okazywały gotowość służenia Chrystusowi, umiał zorganizować ośrodki światła i błogosławieństwa. Ewangelia miała objąć całą ziemię, a posłowie krzyża nie mogli wypełnić tej misji bez trwania w chrześcijańskiej jedności. Świat musiał widzieć, że oni są jedno z Chrystusem w Bogu. Czyż ich Boski wódz nie prosił Ojca: „Zachowaj w imieniu twoim tych, których mi dałeś, aby byli jedno, jak my”? Czyż nie mówił o swoich uczniach: „Świat ich znienawidził, ponieważ nie są ze świata”? Czy nie błagał Ojca, aby „byli doskonali w jedności”, aby świat uwierzył, że Ty mnie posłałeś” (Jan 17,11; Jan 17,14; Jan 17,23; Jan 17,21). Ich życie duchowe i moc były zależne od bliskiego kontaktu z Tym, który zlecił im głoszenie Ewangelii. Uczniowie wiedzieli, że mogą spodziewać się pomocy Ducha Świętego i współdziałania aniołów niebieskich tylko wtedy, jeśli będą złączeni z Jezusem. Dopiero przy pomocy tych sił zdołają utworzyć jednolity front i zwyciężyć w walce przeciw mocom ciemności. Jeżeli będą pracowali w jedności, posłowie nieba będą torować im drogę. Serca będą przygotowane na przyjęcie prawdy i wielu zostanie zdobytych dla Chrystusa. Tak długo jak byliby w jedności, Kościół kroczyłby naprzód „piękny jak księżyc, promienny jak słońce, groźny jak hufce waleczne” (Pieśni 6,10). Nic nie mogłoby powstrzymać jego rozwoju. Kroczyłby od zwycięstwa do zwycięstwa, wypełniając chwalebnie Boskie zlecenie głoszenia światu Ewangelii. Organizacja zboru jerozolimskiego miała być wzorcem, dla innych organizacji zborowych wszędzie tam, gdzie posłowie prawdy zdobyliby nawróconych, dla Ewangelii. Ci, na których spoczywała odpowiedzialność za ogólny nadzór nad Kościołem, nie mieli panować nad dziedzictwem Bożym, lecz jako mądrzy pasterze paść mieli „trzodę Bożą”, i będąc „jako wzór dla trzody” (I Piotra 5,2-3). Diakonami mieli być mężowie cieszący się zaufaniem i pełni „Ducha Świętego i mądrości”. Mieli wspólnie stanąć po stronie prawości i wytrwać tam stanowczo i zdecydowanie. W ten sposób mieli wywierać jednolity wpływ na całą trzodę. Gdy później w różnych częściach świata łączono grupy wiernych w zbory, nadal doskonalono Kościelną organizację, ażeby zachować porządek i zgodność działania. Każdego członka napominano, aby dobrze wykonywał swoją część. Niektórzy przez Ducha Świętego obdarzeni zostali szczególnie. „Bóg ustanowił w Kościele najpierw 23

apostołów, po wtóre proroków, po trzecie nauczycieli, następnie moc czynienia cudów, potem daty uzdrawiania, niesienia pomocy, kierowania, różne języki” (I Kor. 12,28). Wszyscy oni jednak mieli pracować w zgodzie. „A różne są dary łaski, lecz Duch ten sam. I różne są posługi, lecz Pan ten sam. I różne są sposoby działania, lecz ten sam Bóg, który sprawia wszystko we wszystkich. A w każdym różnie przejawia się Duch ku wspólnemu pożytkowi. Jeden bowiem otrzymuje przez Ducha mowę mądrości, drugi przez tego samego Ducha mowę wiedzy, inny wiarę w tym samym Duchu, inny dar uzdrawiania w tym samym Duchu. Jeszcze inny dar czynienia cudów, inny dar proroctwa, inny dar rozróżniania duchów, inny różne rodzaje języków, inny wreszcie dar wykładania języków. Wszystko zaś sprawia jeden i ten Duch, rozdzielając każdemu poszczególnie, jak chce. Albowiem jak ciało jest jedno, a członków ma wiele, ale wszystkie członki ciała, chociaż ich jest wiele, tworzą jedno ciało, tak i Chrystus” (I Kor. 12,4-12). Poważna odpowiedzialność spoczywa na tych, którzy powołani są do kierowania Kościołem Bożym na ziemi. Kiedy w okresie teokracji Mojżesz usiłował samotnie dźwigać brzemię, pod ciężarem którego wcześniej czy później musiałby upaść, Jetro poradził mu przeprowadzenie mądrego podziału odpowiedzialności. „Ty sam stawaj przed Bogiem za lud” – rzekł – „ty sam przedkładaj te sprawy Bogu. Wdrażaj ich w przepisy, prawa i wskazuj drogę, po której mają chodzić, i czyny, które mają spełniać”. Ponadto doradził wyznaczyć pewnych mężów, jako „przełożonych nad tysiącem albo nad setką, albo nad pięćdziesiątką, albo nad dziesiątką”. Wybrać miał do tego „mężów dzielnych, bogobojnych, mężów godnych zaufania, nieprzekupnych”, „aby sądzili lud w każdym czasie” i tym samym uwolnili Mojżesza od niesienia odpowiedzialności za czuwanie nad licznymi drobnymi sprawami, które mogły być należycie uporządkowane przez poświęconych pomocników. Czas i siła tych, którzy za wolą Bożą piastują kierownicze stanowiska, powinny być poświęcone najważniejszym zagadnieniom wymagającym szczególnej mądrości i wielkiego serca. Nie jest słuszne powoływanie tych mężów do osadzania drobnych spraw, pod czas gdy inni są dobrze przygotowani do ich załatwienia. Jetro dał Mojżeszowi następującą radę: „Tobie zaś niech przedkładają każdą ważniejszą sprawę, a każdą pomniejszą sprawę niech rozsądzą sami; tak odciążysz siebie, a oni ponosić będą odpowiedzialność wraz z tobą. Jeżeli to uczynisz, to podołasz temu, co Bóg ci nakazuje, a również cały ten lud wróci w spokoju do swego miejsca”. Zgodnie z tą radą Mojżesz obrał „mężów dzielnych z całego Izraela i ustanowił ich naczelnikami nad ludem, przełożonymi nad tysiącem, przełożonymi setką, przełożonymi pięćdziesiątką i przełożonymi nad dziesiątką. I sądzili lud w każdym czasie; tylko sprawę trudniejszą przedkładali Mojżeszowi, a każdą sprawę mniejszą rozsądzali sami” (II Mojż. 18,19-26). Kiedy później Mojżesz wybierał siedemdziesięciu starszych, aby dzielili z nim odpowiedzialność kierowania, szukał skrupulatnie mężów posiadających godność, zdrowy sąd i doświadczenie. Pouczając ich w czasie ordynacji wspomniał niektóre przymioty, czyniące człowieka rozumnym kierownikiem w zborze. „W tym czasie nakazałem waszym sędziom: Wysłuchajcie waszych braci i rozsądzajcie sprawiedliwie w sprawach, jakie ktoś ma ze swym współplemieńcem lub z obcym przybyszem. Nie bądźcie stronniczy w sądzie, wysłuchajcie jednakowo małego i wielkiego, nie lękajcie się nikogo, gdyż sąd należy do Boga; sprawy zaś, które będą dla was zbyt trudne, mnie przedkładajcie, a ja się nimi zajmę” (V Mojż. 1,16-17). Pod koniec swego panowania król Dawid wydal ważne zlecenie tym, którzy za jego dni ponosili odpowiedzialność za dzieło Boże. „I zgromadził Dawid w Jeruzalemie wszystkich książąt izraelskich, książąt plemion, książąt oddziałów służących królowi i dowódców nad tysiącami, i setników, zarządców mienia i stad należących do króla, i jego synów, i dworzan, i rycerstwo, i wojowników” i zobowiązał ich uroczyście „na oczach całego Izraela, zgromadzenia Pańskiego, gdy słyszy Bóg nasz... Przestrzegajcie i wypełniajcie wszystkie przykazania Pana, Boga waszego” (I Kron. 28,1; I Kron. 28,8). Salomona, powołanego do piastowania niezmiernie odpowiedzialnego urzędu, napominał Dawid słowami: „A ty, Salomonie, synu mój, znaj Boga, ojca twojego, i służ mu z całego serca i z duszy ochotnej, gdyż Pan bada wszystkie serca i przenika wszystkie zamysły. Jeżeli go szukać będziesz, da ci się znaleźć, lecz jeżeli go opuścisz, odrzuci cię na wieki. Miej się więc na baczności, gdyż Pan ciebie wybrał. Zabierz się dzielnie do dzieła!” (I Kron. 28,9-10). Te same zasady pobożności i sprawiedliwości, które prowadziły wodzów ludu Bożego za czasów Mojżesza i Dawida, musiały być zachowane także przez tych, którym powierzony był nadzór nad nowo zorganizowanym Kościołem Ewangelii. Apostołowie wykorzystywali doskonały wzorzec Pism Starego Testamentu do ustanawiania odpowiednich mężów, którzy mieli kierować i porządkować sprawy w zborach. Istniała zasada, że ten, komu powierzono odpowiedzialne kierownicze stanowisko w zborze „włodarz Boży powinien być nienaganny, nie samowolny, nieskory do gniewu, nie oddający się pijaństwu, nie porywczy, nie chciwy brudnego zysku, ale gościnny, zamiłowany w tym, co dobre, roztropny, sprawiedliwy, pobożny, wstrzemięźliwy, trzymający się prawowiernej nauki, aby mógł udzielać zarówno napomnień w słowach zdrowej nauki, jak też dawać odpór tym, którzy jej się przeciwstawiają” (Tyt. 1,7-9). 24

Porządek przestrzegany w pierwszym zborze chrześcijańskim czynił możliwym stałe posuwanie się naprzód doskonale zdyscyplinowanej armii odzianej w zbroję Bożą. Wszystkie grupy wierzących, aczkolwiek rozproszone po rozległych obszarach, były członkami jednego ciała; działali wszyscy w zgodzie i jednomyślności. O ile w jakimś zborze, jak na przykład później w Antiochii i gdzie indziej, powstały niesnaski, a wierzący nie mogli dojść do porozumienia, nie dopuszczano do rozłamu w Kościele, lecz odwoływano się do decyzji powszechnego zgromadzenia wierzących, składającego się z przedstawicieli poszczególnych zborów, w których kierownicza odpowiedzialność spoczywała w pękach apostołów i starszych. W ten sposób jednomyślne działanie wszystkich przeciwstawiano wysiłkom szatana w atakowaniu odległych zborów, a tym samym udaremniano jego plany dążące do rozdzielenia i niszczenia. „Albowiem Bóg nie jest Bogiem nieporządku, ale pokoju. Jak we wszystkich zborach świętych” (I Kor. 14,33). Dziś żąda On tak samo jak wówczas przestrzegania porządku i systematyczności w załatwianiu spraw zborowych. Pragnie, by dzieło Jego prowadzone było dokładnie i skrupulatnie, aby mógł wycisnąć na nim swoją pieczęć. Chrześcijanin winien być zjednoczony z chrześcijaninem, zbór ze zborem. Narzędzie ludzkie ma współdziałać z Boskim, w każdym działaniu być poddane Duchowi Świętemu, i tak złączeni zwiastować mają światu radosną nowinę o łasce Bożej. 10. Pierwszy chrześcijański męczennik (Dz. 6,5-15; Dz. 7) Szczepan, pierwszy z siedmiu diakonów, był mężem o głębokiej pobożności i wielkiej wierze. Choć był Żydem z urodzenia, władał językiem greckim i znał doskonale obyczaje i sposób bycia Greków. Dlatego też mógł głosić Ewangelie w synagogach greckich Żydów. Działał energicznie dla sprawy Chrystusa i odważnie głosił swoją wiarę. Uczeni rabini i nauczyciele zakonu wdawali się z nim w publiczne dysputy, spodziewając się łatwego zwycięstwa. Ale „nie mogli sprostać mądrości i Duchowi, z którego natchnienia przemawiał”. Mówił nie tylko w mocy Ducha Świętego, lecz z jego mowy dawało się poznać, że badał proroctwa i orientował się we wszystkich sprawach zakonu. Umiejętnie bronił prawd, które reprezentował i zupełnie pokonywały swoich przeciwników. W nim to wypełniła się obietnica: „Weźcie więc to sobie do serca, by nie przygotowywać sobie naprzód obrony. Ja bowiem dam wam usta i mądrość, której nie będą mogli się oprzeć, ani jej odeprzeć wszyscy wasi przeciwnicy” (Łuk. 21,14-15). Kiedy kapłani i przywódcy ujrzeli moc towarzyszącą kazaniom Szczepana, zapałali wielką nienawiścią. Zamiast przyjąć dowody, które podawał, postanowili uciszyć go na zawsze, skazując na śmierć. Wiele już razy przekupywali władze rzymskie, aby oddawały prawo w ręce Żydów, aby nie przeszkadzały im w stosowaniu żydowskich zwyczajów przy przesłuchiwaniu, skazywaniu i wykonywaniu wyroków na więźniach. Wrogowie Szczepana nie wątpili, że i tym razem, bez narażania się, będą mogli postąpić podobnie. Postanowili ryzykować; schwytali Szczepana i przyprowadzili go przed Sanhedryn na przesłuchanie. Zwołani zostali uczeni Żydzi z okolicznych krajów, aby odeprzeć argumenty więźnia. Obecny był Saul z Tarsu i odgrywał wiodącą rolę w rozprawie ze Szczepanem. Z elokwencją i logiką godną rabina naświetlał sprawę, chcąc przekonać lud, że Szczepan głosi zwodnicze i niebezpieczne nauki. Lecz w osobie Szczepana spotkał kogoś, kto posiadał pełne zrozumienie planu w głoszeniu Ewangelii wśród innych narodów. Nie mogąc zdobyć przewagi nad bystrością, mądrością i rozwagą Szczepana, kapłani i przywódcy postanowili go przykładnie ukarać. Czyniąc zadość swej nienawiści i żądzy zemsty, chcieli równocześnie odstraszyć innych od przyjęcia jego wiary. Przekupiono świadków, którzy mieli fałszywie zeznać, że słyszeli z ust jego bluźniercze słowa przeciw świątyni i zakonowi. „Słyszeliśmy go bo wiem – utrzymywali – jak mówił, że ów Jezus Nazareński zburzy to miejsce i zmieni zwyczaje, jakie nam Mojżesz przekazał”. Gdy Szczepan stanął twarzą w twarz ze swymi sędziami, aby odpowiedzieć na zarzut bluźnierstwa, rysy jego rozjaśnił święty blask, i „wszyscy, którzy zasiedli w Radzie Najwyższej, utkwili w nim wzrok, ujrzeli jego oblicze niczym oblicze anielskie”. Wielu widzących tę światłość przeniknął dreszcz i zasłonili twarze, ale uparta niewiara i uprzedzenie przełożonych nie ustąpiły. Gdy zapytano Szczepana o prawdziwość postawionych mu za rzutów, swą obronę rozpoczął głosem czystym i doniosłym, rozbrzmiewającym echem w sali narad. W słowach, którym zgromadzeni przysłuchiwali się jak urzeczeni, prześledził historię wybranego ludu Bożego. Wykazał dokładną znajomość żydowskiej ekonomi zbawienia i jego duchowego znaczenia, które teraz objawił Chrystus. Powtórzył słowa Mojżesza, które przepowiadały Mesjasza: „Proroka jak ja wzbudzi Pan spośród braci waszych”. Wyznał swoją wierność wobec Boga i wobec wiary żydowskiej, równocześnie wykazując, że zakon, na którym Żydzi opierali zbawienie, nie mógł zachować Izraela od bałwochwalstwa. Powiązał Jezusa Chrystusa z całą historią Izraela. Wskazał na budowę świątyni przez Salomona i przypomniał słowa Salomona i Izajasza: „Ale Najwyższy nie mieszka w budowlach 25