ziomek72

  • Dokumenty7 893
  • Odsłony2 229 090
  • Obserwuję974
  • Rozmiar dokumentów26.3 GB
  • Ilość pobrań1 289 816

Jesteś mi winna noc poślubną - Brown Sandra

Dodano: 8 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 8 lata temu
Rozmiar :453.3 KB
Rozszerzenie:pdf

Jesteś mi winna noc poślubną - Brown Sandra.pdf

ziomek72 EBooki EBOOK B Brown Sandra
Użytkownik ziomek72 wgrał ten materiał 8 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 54 stron)

ROZDZIAŁ PIERWSZY Denerwowała się. - Jesteś śmieszna - mówiła do siebie. Przestań. - Niestety, świadomość wewnętrznego niepokoju nie przyczyniła się do jego zniknięcia. A gdy ktoś na dodatek zaczyna mówić do siebie, to już z nim niewesoło. Jej spocone ręce drżały przy zamykaniu drzwi samochodu. Przejechała dłonią po jasnych włosach związanych na karku w kunsztowny węzeł - gdyby tak można było tym jednym gestem odpędzić lęk. Wzięła głęboki oddech i poszła w stronę Elks Lodge. Z budynku dochodziły niskie tony perkusji. Już w progu jej .oczy poraziło światło z wirującej u sufitu lustrzanej kuli. Śmiech i gwar ożywionych rozmów popłynęły ku niej jak fala. Zatrzymała się niepewnie u wejścia. - Dani! Wielkie nieba! To Dani! Dani Quinn! Siedząca za stołem kobieta zerwała się z miejsca i podbiegła do niej z otwartymi ramionami. Objęła Dani i przytuliła do bujnych piersi, które stanowiły przedmiot zazdrości wszystkich dziewcząt w klasie, a właściwie w całej szkole. Po serdecznym powitaniu właścicielka wydatnego biustu przyjrzała się Dani uważnie. - Na Boga, nie cierpię cię. Nie przytyłaś ani funta przez te dziesięć lat. Jesteś wspaniała. Wspaniała! Dani roześmiała się. - Cześć, Bulwa ... przepraszam, Rebecca. - Dla przyjaciół wciąż Bulwa! - To znaczy, że nadal lubisz frytki? Bulwa poklepała się po biodrach, których wymiary prześcignęły biust. - Nie widać? Roześmiały się i znów uścisnęły. - Nigdy się nie zmienisz, Bulwa. Cieszę się, że cię widzę. - Ja też, choć często oglądam cię w gazetach z Dallas. Miałam nadzieję, że dojrzę z bliska jakieś zmarszczki. - Przyjrzała się uważnie. - Nie, i ani śladu operacji kosmetycznej. Naturalna młodość i uroda, cholera. Trzymaj się z dala od Jerry'ego - zażartowała. - Wciąż jesteście razem? - Tak, bo kto inny mógłby ze mną wytrzymać? Jerry i Bulwa chodzili ze sobą od drugiej klasy. Dani zazdrościła im długiego, bezkonfliktowego związku. - Macie dzieci? - Czworo małych szatanów. Teraz są z opiekunką, więc mogę o nich zapomnieć na kilka godzin. - Wróciła na miejsce. - To kartka z twoim nazwiskiem, żebyś nie myślała, że o tobie zapomnieliśmy. Najpiękniejsza dziewczyna w klasie. Bulwa przyczepiła kartkę do jedwabnej sukienki przyjaciółki. - Zawstydzasz nas, Dani. Spójrz tylko na siebie i na nas. - Zmierzyła przyjaznym wzrokiem zgrabną sylwetkę Dani o talii podkreślonej szerokim plecionym paskiem z mosiężną klamrą. Badawczo spojrzała na pantofelki z wężowej skóry dopasowane do torebki. - NeimanMarcus, prawda? Zawsze wyglądałyśmy przy tobie jak zacofane prowincjuszki. - Czy powinnam była nosić dżinsy? Bulwa pogłaskała jej rękę. - Kochanie, klasa i wdzięk są niezależne od ubrania. Równie dobrze wyglądałabyś w worku pokutnym. - Zniżyła głos. - Widziałaś go już? Dani zwilżyła wargi i odwróciła wzrok. - Kogo? - Och, Dani, przecież dobrze wiesz. Logana. Nareszcie było po wszystkim. Nie musiała się już niczego obawiać. Od paru tygodni, odkąd dostała od Bulwy list zawiadamiający o klasowym spotkaniu, bała się usłyszeć to imię. A jednak teraz to przeżyła. - Logan? Nie, nie widziałam go ... zaczekaj, niech pomyślę ... od dziesięciu lat. Przyszedł? - Jasne. Nasz gospodarz, gwiazda reprezentacji szkolnej, bierze udział we wszystkim, co dzieje się w Hardwick. To najlepsza skrzynka kontaktowa. Pomógł mi spisać nazwiska wszystkich, gdy

urządzaliśmy ten zjazd. Dani sięgnęła drżącą dłonią do naszyjnika z malachitu, który miała na sobie. _ I jak? - Nie wierzyła, że oszuka Bulwę swoją udawaną obojętnością· _ Pytasz może, jak wygląda? - Rebecca roześmiała się. - Tak świetnie, iż ostrzegłam Jerry'ego, że jest trzech mężczyzn na świecie, dla których zaryzykowałabym dziesięć lat szczęśliwego małżeństwa za jedną wspólną noc. Dwaj z nich to Robert Redford i Richard Gere. Niestety, Logan zawsze uważał mnie za kumpla. - Chwyciła Dani za ramię i lekko popchnęła w stronę gości. - Idź, wypij jakiegoś drinka. Wiele osób chce cię zobaczyć. Potem pogadamy. Z początku nieśmiało, lecz później, w miarę rozpoznawania przyjaciół z klasy, Dani włączyła się do zabawy z rosnącym entuzjazmem. Odna: wiała stare znajomości, zdążyła wysłuchać różnych historii, które wydarzyły się w ciągu dziesięciu lat. - Dani, kochanie, napijesz się czegoś? - Klasowy Romeo, nie zmieniony nawet po trzech nie- udanych małżeństwach, zajął się nią z ochotą· - Whisky. Otworzył oczy ze zdumienia. - Nasza Dani wreszcie pozbyła się skrupułów! Słyszałem, że na Greenvill Avenue w Dallas naprawdę umieją tańczyć. Nauczysz nas jakichś nowych kroków? - Whisky i coca-cola, Al. Z lodem. - Dobrze - powiedział wyraźnie zbity z tropu. - Zaczekaj tutaj. Śmiejąc się spojrzała na kartkę, którą ktoś wsunął jej do ręki. Później mieli nagrodzić tego, kto najbardziej się zmienił lub został ojcem lub matką największej liczby dzieci albo przebył naj- dłuższą drogę na to spotkanie. - Na kogo głosujesz? Choć minęło dziesięć lat, natychmiast rozpoznała jego męski głos. Już wtedy osiągnął tę niską, dojrzałą barwę, gdyż jego właściciel był o dwa lata starszy od pozostałych osób w klasie. Boleśnie znajomy, prosto z jej marzeń. Podniosła głowę, spojrzała na niego i zamarła z wrażenia. Był jeszcze bardziej przystojny i atrakcyjny niż dawniej. Jego twarz, jakby wzięta z afisza reklamującego podróż po Skandynawii, dobrze zniosła upływ czasu. Lekkie zmarszczki w kącikach oczu i ust tylko dodawały mu uroku. Jasne włosy, jak zwykle rozczochrane i nie poddające się żadnym zabiegom, opadały na szerokie czoło. Gęste brwi ocieniały błękitne oczy, usta pozostały nadal zmysłowe. Dołek w brodzie nadawał mu wygląd skorego do ciągłych żartów łobuziaka. - Na kogo głosujesz? Jej serce biło jak oszalałe. Oczy przesłoniła mgła, wszystko wokół zaczęło falować i rozmazywać się, tylko postać Logana rysowała się zaska- kująco wyraźnie. _ Głosuję? W jakiej kategorii? _ "Największa niespodzianka - zobaczyć cię tutaj". - Przyglądał się jej badawczo. _ Myślałeś, że nie przyjadę? _ Nie wierzyłem, że starczy ci odwagi. Dani poczuła się dotknięta. Nim zdążyła odpowiedzieć, zjawił się Al, trzymając w ręce przepełnioną szklankę, z której wylewała się cola. _ 0, przepraszam, Dani. Cześć, Logan. _ Masz serwetkę? - spytała, strząsając z ręki krople coli. _ Serwetkę? - powtórzył bezmyślnie Al. - Och, nie. Logan sięgnął do kieszeni i wyjął białą złożoną chusteczkę· Podał ją Dani. _ Dziękuję - odpowiedziała sztywno, wytarła rękę i oddała chusteczkę· _ Miło cię widzieć, Al. Którą z żon dziś przyprowadziłeś? _ Bardzo śmieszne, Logan. - Al pociągnął whisky z ponurą miną. - Człowieku, oskubały mnie do cna. Płacę horrendalne alimenty. Dzieci potrzebują a to aparatów ortodontycznych, to znów lekcji tańca i Bóg wie jeszcze czego.

_ Tak to jest, gdy się próbuje zwiększyć zaludnienie stanu Teksas. - Współczucie Logana nie było szczere. - Ty miałeś lepszy pomysł. Kochaj i rzuć ... Cholera, przepraszam cię, Dani. W tej chwili pragnąła znaleźć się gdziekolwiek, byle nie tutaj. Było gorzej, niż przypuszczała. Ułożyła usta w wymuszony uśmiech. - W porządku, Al. - Tobie dobrze - ciągnął AI- pozostałeś kawalerem. Małżeństwo to cios między oczy. - Małżeństwo czy rozwód? - spytał Logan. - W moim przypadku wychodzi na jedno. - Logan roześmiał się, słysząc smutny głos kolegi; Dani mu zawtórowała. - Kochanie, usycham z pragnienia. - Rudowłosa kobieta przytuliła się do Logana i objęła go w pasie. Jej biały atłasowy kostium nie nadawał się na tego rodzaju przyjęcie. Obcisła marynarka ledwie mieściła wydatne piersi. Ich brodawki przeświecały przez cienki materiał, co wcale jej nie peszyło. Spojrzenia mężczyzn sprawiały jej satysfakcję· Logan władczym gestem otoczył odsłonięte ramiona rudowłosej. - Lana, przedstawiam ci Dani Quinn. Ala już znasz. - Cześć - powiedziała nachmurzona i zwróciła błyszczące oczy na swego partnera. - Kochanie, umieram z pragnienia. - Dobrze. - Gdy szli w stronę baru, Logan odwrócił się i rzucił przez ramię: - Później cię znajdę· _ Webster zawsze miał szczęście do kobiet - mruknął Al. Dani patrzyła na znikającą w tłumie parę· Logan był taki męski: szerokie ramiona zdawały się rozsadzać koszulę, zaś tors zwężał się ku wąskim biodrom. Na dodatek ten jego niedbały chód charakterystyczny dla rodowitych Teksań- czyków. Rozkołysane biodra, lekko ugięte kolana, pozorna ociężałość - wszystko to czyniło go niezwykle pociągającym. Poruszający się w ten sposób mężczyźni zwykle nosili obcisłe dżinsy. Spodnie Logana przylegały do ciała, opinając jędrne pośladki i długie smukłe uda. _ Nigdy nie mogłem tego pojąć. Głos Ala wyrwał ją z zamyślenia. - Czego? - Jak on mógł cię zostawić. _ To niezupełnie tak - odpowiedziała i zaciągnęła go na parkiet, chcąc uniknąć dalszej rozmowy na ten temat. Dyrektor Hardwick High School stał teraz przy mikrofonie. _ Macie dziś szczęście ... - Cofnął się szybko, gdy w głośnikach zapiszczało. Po chwili znowu zbliżył się do mikrofonu, niwecząc nadzieję swych byłych uczniów, że skończył wreszcie prze- mówienie. - Macie szczęście, bo wasi ulubieńcy, Logan Webster i Dani Quinn, są tu z nami. Chciałbym ich prosić, by poprowadzili następny taniec. Wasza klasa była chlubą szkoły. Bawcie się dobrze i pamiętajcie, że jesteście zawsze mile widziani w Hardwick High School. Wśród brzęku kieliszków i gwaru rozmów rozległy się kurtuazyjne oklaski. Połowa zebranych patrzyła wyczekująco na Logana, połowa na Dani. Każdy bowiem pamiętał, jak Logan i Dani tańczyli razem na zabawach. Dani spojrzała na Logana nonszalancko obejmującego swą partnerkę. W drugiej ręce trzymał butelkę piwa. Podniósł ją do ust, przechylił, pociągnął parę łyków i nie spuszczając wzroku z Dani, podał nadąsanej Lanie. Powolnym krokiem przeszedł przez parkiet i stanął tuż przed nią. - Zatańczysz, Dani? - Chyba nie mam wyboru. Uniosła podbródek z wyzywającym błyskiem w oczach. Dostrzegł tę zmianę i uśmiechnął się z zadowoleniem. Wszyscy zaczęli klaskać. - No, dalej! Zaczynajcie! - wołała wesoło Bulwa. Rozległy się gwizdy, gdy Logan przytulił ją do siebie. Trzymał ją tak jak dawniej, mocno obej.;

mując w talii. - Lana patrzy. - To co z tego, przecież to wolny taniec. Czuła na włosach jego oddech. Jej zmysły niczym zbudzone z długiego snu pragnęły doświadczyć wszystkiego, co je ominęło. Zdawała sobie spraw~, że patrzy na niego prowokująco. _ Dlaczego to miał być wolny taniec? _ Głupie pytanie, Dani. - Wzmocnił uścisk. - Mogę cię objąć. Sprawdzić, czy się zmieniłaś. - Pamiętasz? - Pamiętam. - I jaki wynik? - Są pewne zmiany tu i tam. _ Gdzie? - Uśmiechnęła się kokieteryjnie. _ Tu i tam. - Wymawiając te słowa, patrzył na jej piersi. Potem zachichotał. - Wstydzisz się? _ Nigdy tak do mnie nie mówiłeś. _ Wtedy byłem nieśmiałym chłopcem. Teraz jestem mężczyzną i mogę mówić to, co myślę· Po- dziwiam twoją dojrzałą figurę· - I tak nigdy nie dorównam Bulwie. Roześmiał się. _ Biedny Jerry. Przejdzie przez życie wiedząc, że każdy chłopak w klasie wyłaził ze skóry, by poderwać jego żonę· - Ty też to robiłeś? _ Chyba w ósmej klasie. Na moje zaloty Bulwa zareagowała uderzeniem w skroń. Przez tydzień widziałem gwiazdy i nie odważyłem się spróbować po raz drugi. Na parkiecie pojawiły się kolejne pary. - Ładnie wyglądasz, Dani. - Dziękuję za uznanie. - Nie kpij - syknął ze złością. - Nie prawię głupich i tanich komplementów. Jesteś jeszcze piękniejsza niż wtedyi dobrze wiesz, jak na mnie działasz. - Chcąc to okazać, przytuliłją mocniej. Muzyka umilkła. Próbowała uwolnić się z jego objęć, lecz jej nie puszczał. - Logan, nie ma muzyki - powiedziała słabym głosem. - Zaraz będą grać dalej. - Ale twoja dziewczyna ... - przypomniała, gdy dźwięki następnej ballady wypełniły salę. - Poczeka. Nic się nie stanie, nawet jeśli tego nie zrobi. - Nie masz o niej pochlebnego zdania. - Kiedy Lana wie, że będzie się dobrze bawić, można ją wynająć na całą noc - zakpił. - Czyli tak teraz wyglądają twoje układy z kobietami? - Oczywiście, przyjemnie i bez komplikacji. Co mam do stracenia? - Nic, poza szacunkiem dla samego siebie. Roześmiał się ochryple, lecz w jego oczach nie zauważyła rozbawienia. - Już dawno go straciłem, Dani. Kiedy ty ... - Logan, proszę cię, nie. Ton, jakim wypowiedziała jego imię, uspokoił go. Schyliła głowę i oparła o jego pierś. To zupełnie go rozbroiło. Gniew ustąpił miejsca pragnieniu, by mieć ją całą dla siebie, chronić i kochać. Zawsze tego chciał. Spojrzał na jej jasne i lśniące jak blask księżyca zmieszany z miodem włosy i zapragnął złożyć na nich pocałunek. Słyszał szelest sukni ocierającej się o jego ubranie, gdy kołysali się powoli w rytm muzyki. Pragnął ją zdjąć, by zobaczyć odcień opalonej skóry jej drobnego, sprężystego ciała. Perfumy, jakich używała, miały słodki, mocny, odurzający go zapach. Zapragnął dotknąć wargami jej diamentowych kolczyków, poczuć językiem aksamitną brzoskwiniową skórę· Chciał smakować

ją całą· Odszukał jej rękę. Palce Dani wśliznęły się swobodnie w jego dłoń, by zbadać odciski i zgrubienia skóry. - Nadal ciężko pracuję, Dani. - N a farmie rodziców? _ Niezupełnie. Ta sama ziemia, ale ... Jutro się przekonasz. Urządzamy tam piknik. - Mieszkasz z rodzicami? Potrząsnął głową· _ Wyjechali do miasta. Mają tam mały domek. _ Nieźle ci się powodzi. Czytałam o tobie w "Texas Monthly". Nigdy nie wątpiłam, że ci się powiedzie. _ Niestety, inni tak. Na przykład twoi rodzice - dodał z goryczą. Spuściła wzrok i to go rozgniewało. _ Powiedz, Dani, co by pomyśleli, gdyby zobaczyli nas teraz? W dalszym ciągu uważają, że ręce farmera są zbyt brudne, by cię dotykać? - To było dawno, Logan. Poza tym to nigdy nie miało dla mnie znaczenia. - Ależ miało - powiedział, pochylając się nad nią. - Gdy odkryliśmy karty, okazało się to bardzo istotne. - Chcę już iść. - Odepchnęła go zmuszając, by ją puścił. Zeszła z parkietu i odnalazła toaletę. Chciała pobyć parę chwil w samotności, nim ochłonie z emocji. Taniec z Loganem przypomniał jej cudowne, dawne chwile. Z jedną tylko różnicą - nie byli już parą zakochanych dzieci. Miłosny zawód odebrał im niewinność. Dani przestała być romantyczną dziewczyną, wierzącą w szczęśliwe zakończenie ich związku. Teraz stała się dojrzałą kobietą. Dawniej nie rozumiała porywów ciała, dziś wiedziała, czego chce. Pragnęła Logana. Problem w tym, że nie mogła go mieć. W tej chwili wydawało się to jeszcze mniej realne niż wtedy. Gdy się uspokoiła, opuściła toaletę i szła pustym korytarzem do sali tanecznej. Mijając drzwi po lewej stronie, odruchowo je otworzyła. Mieścił się tu przytulny magazyn i takim go zapamiętała. - Pokój finałowy. Odwróciła się gwałtownie i ujrzała stojącego za sobą Logana. Podszedł energicznym krokiem, niemal wepchnął ją do małego pomieszczenia i zamknął za sobą drzwi. _ Co powiedziałeś? - spytała bez tchu. _ Chłopcy tak go nazywali. Pokój finałowy. Zwabialiśmy tu nasze partnerki w czasie zabaw. Ciekawe, czy państwo Elk wiedzą, jaką historię ma ich magazyn? Uśmiechnęła się nieśmiało, mimo że zaschło jej w gardle, a serce tłukło się niespokojnie. _ Dziewczyny wiedziały, co tu robicie. _ Naprawdę? Tak też sądziliśmy i dzięki temu była jeszcze lepsza zabawa. - Zbliżył się o krok. Ściana za plecami odcinała jej odwrót. - Miło znów cię zobaczyć, Logan, ale właśnie wychodziłam i... - Czy pamiętasz, jak ostatni raz tu byliśmy? - Co z Laną? - O co chodzi? - spytał niecierpliwie. - Będzie cię szukać. - Nie. Dałem ją Alowi. - Podszedł bliżej. - Zapomnij o Lanie, o przyjęciu, o wszystkim. Pamiętasz nasze ostatnie spotkanie w tym miejscu? - Nie ... to znaczy, tak. Nie jestem pewna. Wychodzę, Logan. Dobranoc. Chwycił ją za ramię, gdy próbowała się koło niego prześliznąć, i przycisnął do ściany. - Ja wszystko pamiętam. Miałaś na sobie różową sukienkę z odsłoniętymi ramionami i koronkową falbaną. - Przeciągnął dłonią po jej piersiach. Westchnęła. Dotknięte przez mężczyznę ciało wysyłało sygnały alarmowe. - Miałaś perłowe kolczyki i naszyjnik. - Przesunął palcami po jej szyi. - Związałaś wówczas włosy, lecz wymykały się z nich loki i dotykały policzków, o, tutaj. -

Pociągnął lekko pasma włosów wokół jej twarzy, które wysunęły się z gładkiego uczesania i opadły na policzki. Wspomnienie powróciło z całą siłą, lecz nie przyznała się do tego. - Nie pamiętam. - Jestem pewien, że pamiętasz. Odwróciła się do ściany, ale to go nie powstrzymało. Przysunął się tak blisko, że poczuła na karku jego oddech. - Tańczyliśmy mocno przytuleni, prawie stopieni w jedno. Przyszliśmy tutaj i całowaliśmy się aż do bólu. Byłaś taka słodka i delikatna, nie mogłem się nasycić twoimi ustami. Chciałem, żebyś mnie dotknęła, więc uniosłaś moją koszulę i położyłaś dłonie na piersi. - Przestań, Logan. - Wtedy też tak mówiłaś. Gdy dotknąłem twych piersi, zaprotestowałaś, ale tak naprawdę nie chciałaś, bym przestał. Pieściłem cię, aż oboje zaczęliśmy płonąć. Pragnęłaś mnie tak jak ja ciebie. - Nie rób tego - błagała. Schyliła głowę, a on pocałował ją w kark. - Czemu nie? Chcę, żebyś pamiętała, jak bardzo byliśmy zakochani. - Pamiętam. - Tak? Więc czemu nie powiedziałaś rodzicom o naszym uczuciu? Odwróciła się gwałtownie. - Zrobiłam to! - Naturalnie nie dali się przekonać - warknął. - Wiesz, jak się czułem, gdy wybrałaś ich zamiast mnie? - Nie miałam żadnego wyboru. _ Mogłaś wybrać. Miałaś osiemnaście lat, byłaś pełnoletnia. - Nie mogłam! - krzyknęła. Słowa zdawały się pobrzmiewać w powietrzu przez długą chwilę· _ Wyjechałaś z nimi, ale teraz jesteś tu ze mną - powiedział powoli. Pochylił się nad nią· Błysk w niebieskich oczach przeraził ją, lecz próbowała udawać odważną. - Puść mnie, Logan. Nie jesteśmy już nastolatkami ściskającymi się ukradkiem w magazynie. - Masz rację, tylko że ja chcę od ciebie znacznie więcej niż parę pocałunków. - Próbowała się uwolnić, ale jego uścisk wcale nie zelżał. - Nię powinnaś była wracać, Dani, zanim nie zdecydo- wałaś się na zwrot długu. Strach chwycił ją za gardło. - Jakiego długu? Czego ode mnie chcesz? - Nie udawaj. Wiesz dobrze, czego chcę. - Pochylił się niżej i zbliżył usta do jej warg. - Jesteś mi winna noc poślubną· ROZDZIAŁ DRUGI Przez chwilę patrzyła na niego niezdolna do jakiegokolwiek ruchu. Gdy dotarła do niej treść wypowiedzianych słów, nie potrafiła logicznie myśleć. - Nie mówisz tego poważnie - szepnęła. - Oczywiście, że tak. W tej sprawie nie żartuję. Modliła się w duchu, by sobie poszedł. Wtulał się w nią tak mocno, że przez jej ciało przebiegały fale ciepła. Tęskniła za pieszczotami, o których przez tyle lat próbowała zapomnieć, ale on nie mógł się o tym dowiedzieć. - Logan, byliśmy dziećmi - rzekła poważnie. - Nastolatkami, owszem, ale nie dziećmi. Dzieci nie wiedzą, co robią, natomiast my wiedzieliśmy, Dani. Dobrze wiedzieliśmy, co robimy i że chcemy siebie nawzajem. Szukała odpowiedzi. Tę dyskusję prowadziła sama z sobą przez dziesięć lat i zawsze przegrywała. Czy z nim można wygrać? - No dobrze, lecz nie zdawaliśmy sobie sprawy ... - Gdybym chciał tylko cię posiąść, Dani, nie odmawiałbym sobie tego przez dwa lata, które spędziliśmy razem. - Wykrzywił usta w bolesnym uśmiechu. - Chodziłem z naj piękniejszą dziew- czyną w klasie, dla której każdy facet zrobiłby wszystko.

- Nie wiedziałam, że tak się poświęcałeś _ rzekła sarkastycznie. - Po prostu chciałem być z tobą za wszelką cenę. - Więc dlaczego robisz mi teraz wyrzuty? Doprowadzała go do ostateczności. - Bo chcę, żebyś zrozumiała, że nie ożeniłem się z tobą dla seksu. Kochałem cię, cholera. Ścisnął jej ramię. - Gdy uciekliśmy, by szukać sędziego pokoju, nie chodziło mi wcale o noc poślubną. Myślałem o naszym wspólnym życiu. Uczestniczyłem w tej ceremonii, traktując bardzo poważnie przyrzeczenie, jakie sobie składaliśmy. To nie była dla mnie tylko czcza formułka, która miała zalegalizować pójście z tobą do łóżka. To znaczyło o wiele więcej. Oddychał ciężko. - Czy wiesz, jakie to uczucie zostać aresztowanym? Na Boga, Dani, postaw się na moim miejscu. Spróbuj sobie wyobrazić, jakie to upokarzające. Wspomnienie czerwonych i niebieskich świateł, hałasu i zamieszania, gniewu na twarzy rodziców i upokorzenia Logana podziałało na nią i osunęła się w jego ramiona. - Przecież ja czułam to samo. Skoro tak dobrze wszystko pamiętasz, przypomnisz sobie zapewne, jak krzyczałam, gdy ciągnęli cię do samochodu, i błagałam, by nie robili tobie krzywdy. - Widziałem tylko, że rodzice pocieszali ciebie, tak jakbym cię uprowadził czy wyrządził jakąś krzywdę. - Mieli podstawy do niepokoju. Nasza ucieczka 22 była rzeczywiście nieodpowiedzialnym wybrykiem. - Więc wybaczyłaś ojcu, że kazał mnie aresztować za kradzież twego samochodu? - Nie, nie - zaprzeczyła żałośnie. - To było podłe z jego strony, ale nie widział innego sposobu, by nas powstrzYmać. - Cóż, sposób okazał się niezwykle skuteczny. - Puścił jej ramiona. - Wycofał co prawda oskarżenie, lecz spędziłem kilka nocy w areszcie, podczas gdy oni zabrali cię do Dallas, by unie- ważnić nasz ślub. Wspomnienie tych strasznych dni powróciło nagle. Płakała, błagała, groziła odejściem, a nawet samobójstwem, jeżeli nie pozwolą jej zobaczyć się z Loganem. Rodzice pozostali niewzfUszeni. "On nie jest dla ciebie" - twierdzili. "Unieszczęśliwi cię. Nie zapewni ci poziomu życia, do jakiego przywykłaś." Nie był w ich typie. Popadła na długie miesiące w całkowitą apatię. - Pojechałem do Dallas, gdzie udało mi się zobaczyć z twoim ojcem - ciągnął Logan. - Byłaś wtedy z matką w Europie. Powiedział, że żałujesz tego, co zrobiłaś, i nie chcesz mnie już nigdy widzieć. - Nigdy tego nie mówiłam - odpowiedziała szczerze. - A do wyjazdu zostałam zmuszona. Spędziłyśmy tam pół roku. Po powrocie zrozumiałam, że to beznadziejne. Znów wziął ją za ramiona i lekko potrząsnął. - Nie było beznadziejne, nim się nie poddałaś. Gdybyś tylko ostrzej z nimi walczyła ... - Nie mogłam. To byli moi rodzice. - A ja byłem twoim mężem. Miałem pannę młodą, Dani, lecz nie żonę. Chcę dostać to, co mi się należy. Próbowała się uwolnić z jego objęć, na co jej niespodziewanie pozwolił. - To niemożliwe. Roześmiał się lekko i musnął palcem jej dolną wargę· - Tak uważasz? Jesteśmy parą zdrowych, dojrzałych, pasujących do siebie ludzi. Odsunęła jego ręce. - Skąd wiesz, że nadal do siebie pasujemy? - Czuję to - stwierdził z pewnością siebie, która ją rozzłościła. - Nie pojechałbym za tobą do Dallas, lecz teraz jesteś u mnie. Wszystko, co wkracza na moje terytorium, uważam za swoje. - To brzmi jak groźba. - Bo to jest groźba. Albo obietnica, zależy, jak na to spojrzysz. - Dla mnie to czcze pogróżki, Logan. Wieczorem wracam do Dallas. Chwycił medalion na jej szyi i pociągnął. Wygięła głowę do tyłu. Jego usta znalazły się blisko jej

warg. - Chcesz znów okazać się tchórzem? Nie wierzę, Dani. Puścił ją. - Do jutra. - Cofnął się o parę kroków, uśmiechając się przy tym bezczelnie, po czym wyszedł, zamykając drzwi. - Cholera! Dani cisnęła torebkę na łóżko w pokoju hotelowym i sama rzuciła się obok niej. Leżąc na plecach, zdjęła pantofle. Patrzyła w sufit, wspominając pożegnalny uśmiech Logana. Biła pięściami w materac. "Ze wszystkich aroganckich ..." Ale jej wściekłość nie była szczera i Dani dobrze o tym wiedziała. Był arogancki, pewny siebie i jednocześnie wesoły i wielkoduszny. Domyślała się, że chciał ją zranić, niby w odwecie za przeszłość. Wiedziała jednak, że nie potrafiłby nikogo rozmyślnie skrzywdzić. I z tych właśnie powodów wciąż go kochała. ,,0 Boże, co mam robić?" Czyżby powrót do Hardwick okazał się błędem? Wielokrotnie przekonywała samą siebie, że nie powinna jechać na to spotkanie. Ciągnęła ją tam przemożna siła, masochistyczne wprost pragnienie zobaczenia, jak on wygląda, jak potoczyło się jego życie. Artykuły w prasie nie wspominały wprawdzie o pani Webster i dzieciach, lecz obawiała się, czy nie zastanie go szczęśliwie żonatego. Chyba oszalałaby z bólu. Najlepszym wyjściem z sytuacji, w której się znalazła, byłby wyjazd. Jeśli to zrobi, wówczas zawiedzie wielu ludzi, którzy na nią postawili podczas ze brania komitetu, gdzie omawiano plany na weekend. _ Nie będzie mnie w piątek - oznajmiła Dani. - Jadę do Hardwick na spotkanie mojej dawnej klasy po dziesięciu latach. - Hardwick? - przewodnicząca nadstawiła uszu. - To we wschodnim Teksasie, prawda? - Trzy godziny jazdy samochodem. Mój ojciec miał tam kiedyś tartak. Pani Meneffee podeszła do biurka, otworzyła szufladę i wyjęła z niej mapę. Studiowała ją przez chwilę, po czym oznajmiła z ożywieniem: - Tak myślałam, Dani. Niedaleko Hardwick znajduje się ziemia, którą chcemy kupić, by urządzić tam obóz. Jej właściciel mieszka w tym mieście. _ Przerzucała szybko kartki notesu. - O, mam. 1.0gan Webster. Hodowca bydła, duży majątek. Kupił tę ziemię kilka lat temu, ale jeszcze jej nie zagospodarował. Napisaliśmy do niego w nadziei, że nam ją sprzeda. Nie otrzymaliśmy jednak odpowiedzi. Dani była jedną z założycielek Towarzystwa Przyjaciół Dzieci, mającego na celu zwiększenie funduszy na pomoc dzieciom niepełnosprawnym. Od dawna marzyła o zorganizowaniu dla nich obozu letniego, gdzie mogłyby wypoczywać i bawić się. - Znasz go? - spytała pani Meneffee. - Tak. - Odchrząknęła. - Słyszałam o nim. - Czy mogłabyś do niego zadzwonić, gdy tam będziesz? Może zdołasz go namówić do sprzedaży tej ziemi. Kobieta nalegała, aż w końcu wymusiła na Dani obietnicę, że spotka się z Websterem podczas pobytu w Hardwick. - Muszę z nim porozmawiać - powiedziała do swego odbicia w lustrze, gdy zaczęła się rozbierać. - Choć nie wygląda mi na specjalnie hojnego. Chciał tylko brać, nie dawać, a to, co chciał wziąć ... Wkładając szlafrok, zerknęła na leżącą na stole kopertę. Podeszła i wyjęła z niej broszurę, którą ze sobą przywiozła. Z licznych fotografii patrzyły na nią dzieci. Serce ścisnęło się jej z żalu. Ta praca była ważna, znacznie ważniejsza od problemów osobistych. Własne troski wydały jej się małe w porównaniu z trudnościami, z jakimi borykają się na co dzień te dzieci i ich rodziny.

Gasząc światło, wiedziała już, że pojedzie jutro do domu Logana. Na szczęście Bulwa dała jej mapę· Obiecała porozmawiać z Loganem w sprawie ziemi. Co więcej, złożyła przed laty pewne ślubo- wanie. I nic, nawet groźby Logana nie powstrzymają jej od wypełnienia go. - Nie cierpię cię, wiesz. - Bulwa chrupała chipsy. Roześmiana Dani siedziała naprzeciw niej przy ogrodowym stoliku ze szklanym blatem. Frędzle kolorowego parasola powiewały na ciepłym, letnim wietrze. - Spójrz na siebie. Nie pocisz się. Ona jest chyba nie z tego świata - stwierdziła Bulwa scenicznym szeptem do męża. - Kto jest nie z tego świata? - Logan stanął za Bulwą w chwili, gdy mówiła te słowa. - Dani. Nie poci się. Nigdy nie ma rozczochranych włosów, a właśnie pływała. Gdy ja wychodzę z basenu, wyglądam jak słoń morski. Ona wyłania się z wody jak baśniowa rusałka. Logan ugiął kolana, by dojrzeć Dani pod parasolem. - Wygląda dość apetycznie - powiedział miękko. Dani zarumieniła się pod słomkowym kapeluszem, a ciemne szkła jej słonecznych okularów ukryły spuszczone powieki. Gorące spojrzenie Logana parzyło jej ciało osłonięte plażową sukienką· - Czy mogłabyś mi pożyczyć swoje smukłe ciało na dzisiejsze popołudnie? - spytała Bulwa. Dani wdzięczna za przerwanie niezręcznej ciszy spytała żartobliwie: - I co byś z nim zrobiła? - Biegałabym nago po plaży. Logan gwizdnął i pochylił się, obejmując Bulwę. Szepnął lubieżnie do jej ucha: - Twoje ciało równie dobrze nadawałoby się do tego. Byłoby wspaniale zobaczyć cię wśród piasku i fal. Wyku- piłbym miejsce w pierwszym rzędzie. Bulwa otworzyła szeroko oczy. - Naprawdę? Coś takiego - po tylu latach dowiaduję się, że Logan Webster pożądał mojego ciała! Logan uśmiechnął się zniewalająco. - Wiele razy. _ Jerry, słyszysz go? Czy te słowa wzbudzają twoją zazdrość? - spytała Bulwa męża. _ Jeszcze jaką. - pociągnął łyk ze swej szklanki. Siedzący przy sąsiednich stolikach zaczęli się śmiać. Jerry ciągnął dalej łagodnym głosem: - Nie mogę powiesić każdego faceta, który się za tobą oglądał, Bulwa. Nie dziwię się im, skoro się z tobą ożeniłem. _ Ale ... ale zawsze mówiłeś, że moje - zrobiła ruch ręką - moje, no wiesz, nie miały nic wspólnego z twoim uczuciem do mnie. _ Kłamałem. - Jerry uśmiechnął się z zażenowaniem. _ Jerry Perkins! To dlatego zawsze chciałeś siedzieć obok mnie w autokarze sportowym? Odpowiedział jej znaczącym uśmiechem. - No cóż, ja nigdy ... _ Owszem, ty też - przypomniał Jerry, mrugając bezwstydnie. - Wiele razy. Zaczęła się śmiać. _ Ja też, prawda? Uwielbiałam każdą taką chwilę i nadal uwielbiam. _ Mieliśmy świetny ubaw, gdy nasi liderzy wracali autokarem z meczów rozgrywanych poza miastem - rzekł jeden z byłych klasowych spor- towców. _ To były chwile, co? Przodowali Jerry i Bulwa. _ Oraz Logan i Dani. - Jasne. Websterowi zawsze się udawało zająć miejsce z tyłu. - Zresztą zawsze się do siebie kleili aż do znudzenia. Spojrzenia Logana i Dani spotkaly się nad stołem. - Pamiętacie zawody w całowaniu w drodze z Lampasas? - Francuskie pocałunki, inne się nie liczyly _ przypomniała Bulwa. - Kto wygrał? - A jak myślicie? Logan i Dani. Oni mogli całować się bez końca, podczas gdy inni przerywali, by

zaczerpnąć powietrza. Wszyscy się roześmiali - oprócz tych dwojga, którzy wciąż na siebie patrzyli. - Kto jeszcze brał w tym udział? Aha, Janey i P.J. - Gdzie jest Janey? Myślałem, że tu będzie. - Mieszka w Beaumont. Urodziła właśnie trzecie dziecko, więc nie mogła przyjechać. - P.J. mieszka w Kalifornii, otworzył praktykę adwokacką. Ożenił się. Jego żona też jest pra- wnikiem. - Żartujesz? Słowa przepływaly obok Dani i Logana, nie zakłócając ich wzrokowego kontaktu. - Pamiętacie BiJJy'ego Clyde'a ... jak on się nazywał? - Winslow. - Właśnie, Billy Clyde Winslow. Wstąpił do wojska. Wyjechał do Kambodży i niedawno wrócił zupełnie nie do poznania - wrak człowieka. - Narkotyki? - Tak sądzę. Logan patrzył na usta Dani. Czuła, jak uważnie studiuje je - nabrzmiałe pod tym palącym spojrze- niem. Sarna też przyglądała się jego wargom i dołkowi w brodzie, wspominała wieczory w autokarze sportowym. Chłodny wiatr dmuchał wtedy przez szyby, lecz nie czuła go wcale. Tulili się do siebie pod jego kurtką, całując do utraty tchu. Pieścił jej ciało, aż stawało się gorące i bolesne. Z niechęcią witali granicę miasta, pragnąc, by jazda nigdy się nie skończyła. Gdy żegnali się przed jej domem, była podniecona i pełna tęsknoty. Patrząc na niego w tej chwili, przeżywała wszystko od nowa. - Logan? . Głos Lany wydał się Dani nieprzyjemnym zgrzytem. - Al chce mnie natrzeć olejkiem do opalania. Nie wiesz, gdzie go zostawiłam? Miała na sobie szydełkowe bikini, które więcej odsłaniało niż przykrywało. Cienki złoty łańcuszek przylegał kusząco do bioder, tworząc ornament w kształcie ust tuż nad wzgórkiem łonowym. Logan patrzył na nią jak na intruza. Oficjalnie była jego dziewczyną na weekend, teraz pragnął, by szybko zniknęła. Jeśli zamierzała wzbudzić zazdrość Logana, narzucając się biednemu Alowi, traciła czas. Nie chciał jednak być niegrzeczny. - Nie wiem, Lana. Sprawdź w przebieralni. _ Gdy się odwrócił, Dani przeprosiła towarzystwo i poszła w stronę domu. Weszła do dużej kuchni, zdjęła kapelusz i okulary przeciwsłoneczne. Przyłożyła dłonie do rozpa- lonych policzków, próbując je nieco ochłodzić. Rozglądała się po pomieszczeniu, które ją zachwyciło, podobnie jak reszta domu. Dziesięć lat temu wiedziała tylko w przybliżeniu, gdzie znajduje się farma Webstera, choć Logan nigdy jej tam nie zabrał. Ogromny dom zbudowany z kamienia i drewna cedrowego był cudem architektury. Podzwrot- nikowe rośliny i bujne kwiatowe grządki otaczaJy basen i przebieralnię. Za stajnią i innymi budyn- kami gospodarczymi rozpościeraJy się zielone pastwiska, przechodzące w gęsty sosnowy las. Pamiętała, jak Logan mówił jej, iż farma jego rodziców zajmuje zaledwie kilka akrów. Z tego, co zauważyła, widać było, że dokupił sporo okolicznej ziemi, zburzył stary dom i założył tu swoje własne królestwo. Wnętrze było piękne. Posadzki wyłożone dywanami łączyły otwarte pokoje. Nowoczesne, wygodne meble, obite naturalnymi tkan"inami, czyniły wnętrza przytulnymi mimo wysokich sufi- tów. W słonecznej kuchni panował teraz bałagan, albowiem po przyjęciu zostało mnóstwo śmieci. Dani zaczęła je wrzucać do dużego plastykowego worka. - To musi być dla ciebie nowość. Spoglądając przez ramię, ujrzała stojącego w drzwiach Logana. - Nie bardzo rozumiem, co masz na myśli. - Sprzątanie. Nie masz służącej, która robi to za ciebie? Zagryzła wargi, by powstrzymać cisnącą się na usta odpowiedź. W ciągu całego dnia ani przez chwilę nie byli sami. Teraz, gdy nadarzyła się ku temu okazja, umyśnie ją ranił, lecz musi to

wytrzymać. Miała misję do spełnienia i zamierzała przekonać do niej lepszą część Loganowego ,ja". Zaczęła płukać w zlewie szklanki i wkładać je do zmywarki. - Nie, nie mam służącej. Mieszkam sama w maJym mieszkaniu. Praca domowa nie zajmuje mi dużo czasu, więc po co mi pomoc? - Nie masz służącej. Mieszkasz w małym mieszkaniu. Jeździsz skromnym buickiem. - Podszedł i schylił się nad nią; obcisłe spodnie podkreślaJy kształt jego ciała. - Czy twój były mąż nie płaci alimentów? Podniosła głowę, a jej ręce znieruchomiaJy. Ze szklanki, którą trzymała, prysnęło na podłogę parę kropel wody. Nie przypuszczała, że wie o jej małżeństwie. To nie jego sprawa i zamierzała mu to właśnie dobitnie powiedzieć. Widząc jego złośliwy uśmiech, postanowiła jednak, że nie da się sprowokować. Gdy schyliła się, by włożyć szklankę do zmywarki, niechcący dotknęła biodrem jego twardego uda. - Nie chciałam. Nie chciałam od niego niczego. Nawet jego nazwiska. - Twoje małżeństwa nie są trwałe, prawda? Czy ten drugi frajer chociaż przespał się z tobą, nim uciekłaś? Zamknęła zmywarkę i odwróciła się do niego. Zacisnęła pięści, wbijając w ciało paznokcie. Hamując z trudem gniew, powiedziała: - Moje małżeństwo ... - Które? - To prawdziwe. - Nasze było prawdziwe. - Dobrze, wobec tego to drugie - okazało się wielką pomyłką. - Słyszałem, że miał w Turtle Creek dom wart pięć milionów dolarów, kolekcję starych teksaskich monet, członkostwo w najlepszych klubach i królestwo naftowe, które mogło wzbudzić zazdrość arabskiego szejka. To właśnie do ciebie pasuje, Dani, czyż nie? Zranił ją do żywego. Naprawdę tak o niej myślał? Zmarszczyła brwi i z trudem otworzyła usta. - Pójdę już - oznajmiła cicho i odwróciła się, by odejść. Chwycił ją lekko za przegub dłoni i przyciągnął do siebie. - Przepraszam, to było podłe. - Stała wciąż odwrócona tyłem. Przesunął palce na jej ramię i lekko je uścisnął. :.... Dani, spójrz na mnie. - Odwróciła się, ukazując załzawione oczy. - Przepraszam. _ Nie jesteś w porządku, Logan. Innych traktujesz życzliwie, zaś ranisz tylko mnie. _ Wiesz, dlaczego - odrzekł cicho. - Nie zmienimy przeszłości. - Chcę spróbować. Jego błękitne oczy były tak pełne żaru, że musiała odwrócić głowę, by nie stopnieć pod ich pa- lącym spojrzeniem. Podniosła wzrok dopiero wtedy, gdy usłyszała cichy śmiech. _ Nie martw się. Nie będę dochodził swych mężowskich praw siłą. Szczególnie wobec takiego audytorium. - Ruchem głowy wskazał na patio, gdzie pozostali goście świetnie się bawili, najwyraźniej nie odczuwając specjalnie ich nieobecności. - Chodź, wiem, gdzie moglibyśmy spokojnie porozmawiać. - Pociągnął ją w stronę drzwi. - Dokąd idziemy? _ Tam, gdzie nikt nie będzie nas podsłuchiwał. A nawet jeśli przypadkiem coś usłyszą, nie powtórzą tego. Supernowoczesny, świetnie utrzymany budynek trudno było nazwać stajnią. Logan otworzył wielkie drzwi i nim zorientowała się, co robi, wziął ją na ręce i wniósł do środka. - Co robisz? _ Nie jesteś odpowiednio ubrana na zwiedzanie stajni. Nie chciałbym, byś natknęła się na jakąś "niespodziankę". - Spojrzał na jej stopy w sandałach z cieniutkich rzemyków. - Nie przesadzaj, tu jest czyściej niż w niejednym domu. Nie próbowała się uwolnić. Czuła na plecach jego silne, twarde ramię. Drugą ręką obejmował jej odsłonięte nogi. Zarzuciła mu lekko ręce na szyję. Ich twarze były bardzo blisko siebie. - Nie jestem zbyt ciężka? - spytała. Dotykała go piersiami i sprawiało jej to przyjemność.

- Nigdy nie byłaś. Szedł teraz głównym przejściem, zatrzymując się przed każdym boksem i pokazując jej stojące tam konie. Gdy doszli do końca, postawił ją na skrzyni i cofnął się. - Co o nich sądzisz? - Nie ukrywał dumy ze swoich koni. - Są piękne. "Boże, to ona jest piękna" - pomyślał. Słońce wpadające przez małe okienko oświetlało jej mokre włosy, związane po kąpieli w koński ogon. Pyłki unoszące się w słonecznych smugach tańczyły wokół niej, zdając się zachwycać jej urodą. Skórę miała niemal przezroczystą, wyglądała jak prześwietlona słońcem. Uśmiechali się, ciesząc swoim widokiem. Dani zauważyła jednak zmarszczkę między jego brwiami. - Przed chwilą się uśmiechałeś. Teraz marszczysz brwi. - Co stało się z twoim małżeństwem, Dani? Wzdychając oparła się o ścianę. - Był taki, jakiego pragnęli rodzice. - Domyślam się. A ty? - Ja czułam się okropnie nieszczęśliwa i rozbita, z kolei on wesoły i czarujący. Myślałam, że rozrywki, jakie mi zapewniał, będą lekarstwem na moją depresję· - Nie były? - Nie. - Dlatego się rozwiodłaś? - Tak, i z wielu innych powodów. - Ton, jakim wypowiedziała te słowa, ucinał dalszą rozmowę· _ Byłaś odtąd sama? - Starał się, by jego głos zabrzmiał obojętnie, lecz nie zdołał jej oszukać. - Jesteś ciekaw, czy miałam innych mężczyzn? Nie. A może teraz odwrócimy to pytanie? Jego oczy zabłysły, po czym przybrały zimny wyraz. Odwrócił głowę· - Jestem mężczyzną, Dani. - I to cię tłumaczy? Jesteś mężczyzną, więc masz prawo do erotycznych przygód? - Widząc, jak wzrusza ramionami, westchnęła. - Nieważne. Wiem o twoich seksualnych wybrykach. Koledzy z klasy, którzy nadal tu mieszkają, informują mnie na bieżąco. _ Nie wierz we wszystko, co słyszysz. Większość z tego to plotki. - Oparte na faktach? - Oparte na faktach - przyznał niechętnie. Przyglądała mu się przez chwilę· _ Lubisz siebie takiego, jakim teraz jesteś, prawda, Logan? Rozważał przez chwilę jej słowa, po czym odrzekł: - Tak. Domyślam się, że powinienem mieć wyrzuty sumienia, iż jestem dumny ze swoich osiągnięć, lecz ja nie odczuwam czegoś takiego. Nic nigdy nie przyszło mi łatwo. Stał przed nią gniewny. - Byłem o dwa lata starszy od wszystkich w klasie, ale czy wiesz dlaczego? Ponieważ jako chłopak musiałem często zostawać w domu i pracować, bo czasami nie mieliśmy co jeść. Opuszczałem szkołę i nauczyciele przetrzymali mnie dwa lata, bym mógł nadrobić zaległości. Musiałem zostać dobrym sportowcem, dobrym uczniem, musiałem zdobyć uznanie. Jako biedak nie miałbym życia. Gdy ty chodziłaś na studenckie bale i prywatki, ja pracowałem, żeby opłacić studia i móc posyłać pieniądze do domu. Zrobiłem dyplom po pięciu latach. Gdy wróciłem, chciałem stać się kimś. - Nie musiałeś niczego udowadniać, Logan. Zawsze byłeś nieprzeciętną osobą. Potrząsnął z uporem głową. - Lecz nigdy kimś wystarczająco dobrym. Nie byłem dość dobry, by dostać kobietę, którą kochałem. - Nagłym ruchem uniósł do góry jej podbródek. - Pamiętasz tartak, który twój ojciec sprzedał przed wyjazdem do Dallas? Teraz ja jestem jego właścicielem i mam dwa razy większy dochód niż on. To dlatego przenieśliście się tutaj, prawda? Żeby twój ojciec mógł rozwinąć nową działalność?

- Tak. Ale to stara historia. Bardzo się cieszę z twojego sukcesu, Logan, choć nie jestem nim zaskoczona. Od dawna zapowiadałeś się na człowieka interesu. - Tylko nie na odpowiedniego męża dla mojej żony. - To nie ja tak myślałam, lecz moi rodzice. - Ale posłuchałaś ich! - krzyknął. - Byłam przerażona tym, co zrobiliśmy. Tak, wtedy ich posłuchałam. - Och, Dani. - Zbliżył się i przyciągnął jej głowę do swej piersi. Pochylił się, muskając odsłonięte plecy. - Jak mogę cię winić za to, co zrobiłaś? Byłaś przecież tylko sobą. Nie znałaś biedy. Dla ciebie normalne było chodzenie na bale i zrobienie dyplomu z psychologii, który na nic ci się nie przyda. - Przydaje się - mruknęła, lecz zdawał się jej nie słyszeć. - Zrozum mnie. - Podniósł jej głowę. - Musiałem oszczędzać i walczyć o wszystko, co zdobyłem. - Pocałował ją lekko. - Wciąż walczę· Ich usta złączyły się w namiętnym pocałunku. ROZDZIAŁ TRZECI To było wspaniałe. Pocałunek. Jego usta, gorące i twarde, a przy tym jakże delikatne, muskały łagodnie jej wargi. Nie ogolony podbródek łaskotał ją. Zapach wody kolońskiej mieszał się z aromatem rozgrzanego siana. Czuła się mała i bezbronna w zetknięciu z jego silnym, muskularnym ciałem. Drażnił jej usta lekkimi muśnięciami języka. - Jesteś słodka, Dani. Tak dawno cię nie całowałem. - Zbyt dawno. - Pozwól mi więc znów cię smakować. - Logan. Otworzył jej wargi mocnym pchnięciem języka i wsunął go głęboko. Zatraciła się w tym pocałunku. Jej ręce błądziły nieśmiało po jego ramionach, aż natrafiły na gęstwinę włosów na karku i zaczęły ją delikatnie burzyć. Jęknął z rozkoszy. Chwycił ją w talii i zdjął ze skrzyni. Zaledwie dotknęła stopami ziemi, przy- ciągnął ją bliżej. Jedną ręką objął biodra i przycisnął je do swego ciała. Oddychała urywanie przez lekko rozchylone usta. Muskał jej twarz szybkimi pocałunkami. - Powiedz, że jest ci dobrze - szepnął. - Dobrze mi. Znów ją pocałował, otaczając jej usta gorącymi wargami. Był śmiały i nienasycony, a gdy w końcu podniósł głowę, wiedziała, że to więcej niż pocałunek. Kochał ją ustami. - Nie całowałeś mnie tak dziesięć lat temu - zamruczała. - Nie śmiałbym. - Ocierał się o nią powolnymi ruchami, aż westchnęła z rozkoszy. - Dlaczego? - Bo wtedy nie mógłbym się powstrzymać. - A teraz? - Niczego nie obiecuję. Znów ją pocałował, lecz drżenie jego głosu ostrzegało przed niebezpieczeństwem. Odwróciła głowę i trafił ustami poniżej ucha. - Lepiej ... och, Logan ... chodźmy stąd. Ludzie będą się dziwić. - Nie zwracaj na nich uwagi - szepnął niecierpliwie. - Zostań jeszcze przez chwilę ze mną. - Nie mogę ... Ja... . Powstrzymał jej protest pocałunkiem. Czy powinna zaczynać coś, czego nie będzie mogła kontynuować? Gdyby miała choć trochę rozumu, wsiadłaby do samochodu i wróciła do Dallas, nie myśląc więcej o tym człowieku. Ale jego pocałunki i pieszczoty odbierały jej cały rozsądek. Chciała zostać. Poza tym nie roz- mawiała z nim jeszcze w sprawie ziemi. "Jesteś głupia, Dani" - wyrzucała sobie, gdy Logan gładził jej nagie plecy i tulił ją, jakby chciał

ochronić. Ukryła twarz w rozpięciu jego koszuli. Złote kręcone włosy łaskotały ją w usta. Pachniał i smakował jak letnie powietrze. Miała istotny powód, by zostać. Obiecała porozmawiać z nim o ziemi, którą chciało kupić To- warzystwo. Czy nie było to wystarczające usprawiedliwienie? Może tak, a może nie. Właściwie po co szukać usprawiedliwienia? Chciała zostać i tyle. Pieścił wargami jej szyję. - Zostaniesz ze mną? - spytał. Odchyliła się i spojrzała mu prosto w oczy. Czubkiem palca dotknęła śmiesznego dołka w podbródku. - Zostanę ... ale tylko na chwilę. - No, jak idzie? - Bulwa usiadła obok Dani na ogrodowym krześle. - Niby co? Oczarował ją widok Logana grającego w siatkówkę· Popołudniowe słońce rzucało blask na jego spoconą, opaloną skórę i lśniło we włosach przypominających teraz złoty hełm. Poruszał się z gracją, czym wzbudzał zachwyt, i Dani cieszyła się, że ogromny kapelusz i okulary przeciwsłone- czne pozwalają ukryć podziw, jaki w niej budzi. - Jak idzie? - powtórzyła Bulwa, patrząc badawczo na przyjaciółkę. Pochyliła się i pomachała jej dłonią przed oczami. Dani zamrugała i odwróciła się. - Czy wasze wzajemne kontakty znów się ożywiły? Dani zarumieniła się. - Ja ... my ... - Nieważne - mruknęła Bulwa. - Nigdy nie opowiedziałaś mi ani jednego pikantnego epizodu z waszych randek. Jeśli umrę, zanim Logan mnie pocałuje, naturalnie w zastępstwie, będzie to twoja wina. Dani roześmiała się i powróciła do oglądania meczu. Logan patrzył na nią. Nie zauważył piłki, która przeleciała mu nad głową, toteż koledzy z zespołu musieli przywołać go do porządku. - Nigdy się po tym nie pozbierał - rzekła Bulwa obojętnie. Dani odwróciła się gwałtownie. - Po czym? - Po zdarzeniu, jakie miało miejsce w parę dni po rozdaniu dyplomów. Dani zbladła. - Wiesz o tym? Bulwa pogłaskała ją uspokajająco. - Nie denerwuj się. Jestem jedyną osobą, która wie o waszej ucieczce i o tym, co się stało później. - Logan ci powiedział? - Zupełnie przypadkowo. Przyjechał do domu na Boże Narodzenie i zaprosiliśmy go na obiad. Całkiem nieświadomie pokazałam mu wycinek prasowy informujący o twoim ślubie. Lgan wyglądał, jak gdyby chciał zrzucić na podłogę moją wspaniałą zastawę. Obawiałam się też o nasze nowe meble. Wtedy opowiedział nam, używając niezbyt cenzuralnych słów, co się wydarzyło tamtego wieczoru. Wzięła przyjaciółkę za rękę i uścisnęła ją· - Znam Logana Webstera od wielu lat, ale nigdy nie widziałam go w takim stanie. W naszym domu zaczął pić i chyba trwało to kolejne trzy dni. Po skończeniu studiów i powrocie do Hardwick pracował jak niewolnik. Chciał mieć dużo pieniędzy. Jerry i ja myśleliśmy, że to ze względu na ciebie. Był twardszy, niż sądziliśmy, wiesz? Nie taki beztroski chłopak, za jakiego wszyscy go uważali. Tak czy inaczej, baliśmy się potem wspomnieć o tobie w jego obecności do czasu planowania zjazdu. Wówczas zainteresował się, czy miałam od ciebie jakieś wieści i czy przyje- dziesz. Dani słuchała ze ściśniętym sercem. Czy Bulwa sugerowała, że złamała mu serce? Nie wyglądał na człowieka, który długo opłakuje utratę kobiety. Patrzyła na wyskok Logana do piłki. Znała go, lecz teraz oglądała nowymi oczami.

Jego ciało fascynowało ją i niepokoiło, odkąd jako szesnastolatka kibicowała mu w meczach koszykówki. Wciąż zaintrygowana, lecz już bez uczucia lęku, jaki budziła w niej odmienność płci, chciała zbadać go cal po calu, odkryć każdy skrawek jego ciała, dotknąć go i posmakować. Żadel) inny mężczyzna nie budził w niej takich pragnień. Lecz ile kobiet tak samo jak ona pożądało Logana? Spojrzała na brzeg basenu. Al i Lana pieścili się na ławce, nie przejmując się obecnością innych gości. - Jestem pewna, że nawet jeśli cierpiał, to niedługo - powiedziała Dani. - Jego gwałtowna reakcja na wieść o moim małżeństwie wypływała bardziej z gniewu i zranionej dumy, niż żalu za utraconą miłością. Ile kobiet pokroju Lany koiło zadany przeze mnie ból? Bulwa spojrzała na Lanę i Ala. - Nie sposób policzyć - odrzekła bezbarwnie. Dani gwałtownie odwróciła głowę, zdumiona jej bezpośredniością. Przyjaciółka uśmiechnęła się. - Myślałaś, że złagodzę ten cios, prawda? Nic z tego. Miał wiele kobiet, właśnie takich jak Lana, ale żadnej z nich nie traktował poważnie. Był z każdą przez miesiąc czy dwa, po czym je porzucał. Ludzie różnie to komentowali, lecz Jerry i ja wiedzieliśmy, że w jego życiu istniała tylko jedna kobieta. Ty, kochanie. - Wspaniałe przyjęcie, Bulwa. - Al podszedł do nich z Laną uczepioną do niego jak bluszcz. Lana i ja musimy już iść. - Najwyższy czas - rzekła Bulwa nieuprzejmie. - To stawało się już żenujące. Al wyglądał na zmartwionego; Lana na zadowoloną z siebie. - Miło było cię zobaczyć, Dani - powiedział. Może zadzwonię, gdy przyjadę kiedyś do Dallas. - Chodź, kochanie - zagruchała Lana, ciągnąc go za rękę. - Idziemy. - Zaproś mnie na następny ślub albo rozwód. Wszystko jedno - zawołała za nimi Bulwa. - Co ona miała na myśli, kochanie? - Nic ważnego, Lana. Chodź, kochanie, tam stoi mój samochód. Pozostali goście, po wymianie adresów i obietnic, że będą utrzymywać ze sobą kontakt do następnego spotkania, zaczęli się zbierać do odjazdu. Zmęczeni, lecz bardzo zadowoleni z udanej imprezy, brązowi od słońca szli powoli do swoich samochodów. - Nie musisz tego robić, Bulwa - powiedział Logan. Zbierała właśnie na tacę resztki jedzenia i brudne naczynia, by zanieść je do domu. - Użyczyłeś nam swego domu, więc chcę ci przynajmniej pomóc w ocaleniu go od dewastacji. Jako jednoosobowy komitet organizacyjny tej imprezy czuję się odpowiedzialna za wszystkie szkody. - Spojrzała na męża, który rozsiadł się w hamaku, dopijając drinka. - Jerry, chodź mi pomóc. - Chyba mówiłaś o jednoosobowym komitecie - droczył się z nią. - Lepiej byś się ruszył, mój panie. - Stanęła przed nim w wojowniczej pozie, wspierając dłonie na biodrach. - Wciąż jestem wściekła, że wo..; bec wszystkich żartowałeś z moich piersi. Jerry wstał z hamaka i objął żonę serdecznie, próbując skraść całusa. - Och, Bulwa, od kiedy to jest twój powód do zmartwień? Nim się zorientował, znalazł się w basenie. Pozostała trójka wybuchnęła śmiechem, widząc jego minę, gdy gramolił się na brzeg. - Jeszcze cię dostanę, Bulwa - pogroził. - Dajesz słowo? Wkrótce zdołali jakoś uporządkować patio i kuchnię. Przed odjazdem Bulwa uścisnęła Dani. - Odezwij się od czasu do czasu. - Dobrze. Bulwa spojrzała wyzywająco na Logana. - Trzymaj ją za słowo. - Postaram się. Po ich odjeździe zapanowała głucha cisza. Letnia noc była spokojna. Dani położyła na miejsce poduszki, które ktoś zdjął z kanapy, i ułożyła przy kominku w salonie. Usłyszała ciche kroki Logana. - Głodna? Potrząsnęła głową.

- Po tych wszystkich nachos*? Nie. - Napijesz się? - Odpowiedział na własne pytanie, przedrzeźniając ją: - Po tych wszystkich margaritas**? - Pieścił kciukiem jej nadgarstek. - Upiłaś się? - Trochę - przyznała z uśmiechem. - Ja też. - Przyciągnął ją bliżej. - Ale nie tequillą· Pocałował ją z czułością. * nachos - potrawa meksykańska. ** margaritas - koktajl z tequllii. - Popływamy? - Wolałabym tu zostać. Przyjemnie było patrzeć na jej uśmiech i czuć dotyk piersi. Jej ciało ... - Chodź. Mam coś lepszego. Poprowadził ją przed dom z powrotem do patio. Przeszli po kamiennych płytach do przebieralni. Księżyc wraz z błyszczącymi gwiazdami rzucał srebrzyste światło i spowijał wszystko w tajemniczym blasku. Za przebieralnią stał wysoki płot. Logan przeszedł przez niego, wyjął klucz i otworzył furtkę. Dał Dani znak, by poszła za nim. - Gorąca kąpiel! - wykrzyknęła z zachwytem. Woda bulgotała i pieniła się w drewnianej wannie, zapraszając do wspólnej zabawy. - Podoba ci się? - Co za pytanie! Czemu nie zaprosiłeś tu gości? - Nie ma mowy. Zarezerwowane dla specjalnych osób. - Położył dłonie na jej ramionach i pocałował ją w szyję. - Pomóc ci w czymś? spytał, bawiąc się zapięciem jej kostiumu. Nie potrzebowała pomocy, lecz nie odrzuciła jej. Długo rozpinał zatrzaski zręcznymi palcami. - Setki razy marzyłem, żeby cię ubierać i rozbierać. Jeszcze jeden mały mężowski obowiązek, którego nigdy nie mogłem wypełnić. W samych słowach o rozpinaniu sukienki nie było nic dwuznacznego, lecz pod wpływem tonu, jakim Loganje wypowiedział, zrobiło jej się gorąco. Delektował się tą prostą czynnością, w końcu opuścił powoli ramiączka i sukienka opadła do stóp Dani, zostawiając ją w błękitnym bikini. Zdjął wstążkę, którą związała koński ogon; włosy rozsypały się na ramiona. Były takie, jak pamiętał - jedwabiste, gęste i piękne. - Bałem się, że je ścięłaś. Potrząsnęła głową; włosy przesypywały się i lśniły między jego palcami. - Nie, nie mogłabym się na to zdobyć. Zanurzył twarz w miękkiej gęstwinie. - Cieszę się. To twoja chluba. Czy chcesz jeszcze coś zdjąć, nim wejdziesz? W tym momencie przypomniała sobie rzucone jej wyzwanie o nocy poślubnej. A więc chodziło mu tylko o spłatę długu. Ale ona miała jeszcze w sobie dość dumy, by nie poZwolić się w ten sposób wykorzystać. Odsunęła się od niego łagodnie, odwróciła i uśmiechnęła prowokująco. - Tak. Sandały. Uśmiechnął się krzywo. - Prawdę mówiąc, nie chodziło mi o sandały. Usiadła na brzegu wanny, odpięła skórzane rzemyki wokół kostek i zdjęła buty. Potem zanurzyła się w kipiącą wodę. Wieczorne powietrze było chłodne i przyjemne. - Och, Logan, to niewiarygodne uczucie. Podszedł do ściany i przytłumił światło. Dani przypominała teraz tańczącą nimfę wodną. Przekręcił drugi wyłącznik i nastrojowa muzyka wypełniła małe pomieszczenie, tworząc niepowtarzalny nastrój. - Piętnaście minut? - spytał, ustawiając zegar podgrzewacza. Uniosła głowę i spojrzała na niego rozmarzonym wzrokiem. - Co najmniej. Patrzyli na siebie i czuła, że jej krew zaczyna wrzeć podobnie jak otaczająca woda. Przyglądał jej

się badawczo spod gęstych brwi. Patrzyła jak zahipnotyzowana, gdy sięgnął do guzika przy szortach. Rozpiął je, ukazując kępkę włosów otaczającą pępek. Potem rozsunął zamek. Nie czuła już zmęczenia, jej serce biło gwał- townie. On nie może. Nie zrobi tego. A jednak zsunął szorty z bioder. Leżały teraz u jego stóp. Był nagi. Wyglądał wspaniale. - Nie wstydzę się ciebie, Dani - powiedział spokojnie, widząc jej zmieszanie. - Chcę, byś na mnie patrzyła, poznawała. Jestem twoim mężem, pamiętasz? - Byłeś moim mężem - sprostowała szorstko. - Tylko formalnie. Jego ciało, równie aksamitne jak głos, wśliznęło się do wody, która wchłaniała je cal po calu, zwilżając złote włosy, Dani była zafascynowana jego urodą do tego stopnia, że chciała położyć na nim dłonie i płakać. - Wciąż uważam cię za swoją żonę, Dani.- Przyciągnął ją do siebie, a łagodne zetknięcie ich ciał wyzwoliło w niej łańcuch reakcji, których jeszcze nie znała. - To było dawno. Zbyt wiele się od tamtego czasu wydarzyło. - Chcę tylko tego, co mi się prawnie należy. Otoczył ją władczymi ramionami i zbliżył usta do jej warg. Przyklęknął, pociągnął ją za sobą. Głaskał jej plecy, biodra i uda. Objęła go w pasie nogami. Tonęła, lecz nie w wodzie. Pogrążała ją namiętność. Czuła się bezsilna wobec żądań swego ciała. By utrzymać równowagę, chwyciła go za włosy, gdy pochylił się i muskał wargami jej szyję. - Logan, proszę, zaczekaj. - Zbyt długo czekałem. Zdjął górę jej bikini, która momentalnie znikła w wodzie. Jęknął z rozkoszy, a Dani mimowolnie mu zawtórowała, gdy ich piersi zetknęły się. Wczepiła się mocniej w jego włosy, bo odnalazł jej pierś i zaczął pieścić. Pocierał wargami sutek, dopóki nie nabrzmiał. Wtedy otworzył usta i otoczył go, ssąc i muskając językiem. Czuła, że staje się gotowa do miłości. Tylko że to nie była miłość, a pożądanie, więc jeśli teraz go nie powstrzyma, zaraz będzie za późno. - Logan ... - Pragnę cię, Dani. - Ścisnął jej pośladki. - Nie tak - jęknęła. Nie słyszał jej. Pociągnęła go boleśnie za włosy, aż podniósł głowę. - Nie, Logan - błagała. Pochylony nad nią oddychał chrapliwie. - Dlaczego, Dani? - Nie chcę być nagrodą pocieszenia. - Przecież ty też mnie pragniesz. Nie próbuj zaprzeczać, czuję to. Wbiła paznokcie w jego barki, próbując nie stracić panowania nad sobą. - To stało się zbyt szybko. Nie wiedziałam, co czujesz. - Dobrze, więc teraz wiesz. W co ty się ze mną bawisz, Dani? - To nie jest zabawa. - Tylko co? Wiedziałaś, czego chcę. Przez cały dzień dawałaś mi podstawy, bym uwierzył, że się zgadzasz. Po co więc tu przyszłaś? Czemu nie pojechałaś do Dallas? Rozpaczliwie szukając wyjaśnienia, szepnęła: - Muszę z tobą porozmawiać w sprawie ziemi. Takiej odpowiedzi z pewnością nie oczekiwał. Zdziwiony odchylił głowę i zamrugał gwałtownie oczami. Zwolnił uścisk. Klęczała teraz przed nim z rękamI skrzyżowanymi na piersiach. - Co powiedziałaś? - Był wyraźnie zaskoczony. Dani zwilżyła nerwowo usta. Moment nie był odpowiedni na podjęcie tematu i dobrze o tym. wiedziała, lecz nie miała wyboru. Zabrakło jej odwagi, by odłożyć wyjaśnienia na później. - Ja ... działam w komitecie Towarzystwa Przyjaciół Dzieci. Może o nim słyszałeś. - Przerwała, patrząc na niego z wyczekującym uśmiechem, lecz nie złagodniał. - Mów dalej. - Zbieramy pieniądze na pomoc dzieciom upośledzonym umysłowo i fizycznie. Chcemy kupić teren

z przeznaczeniem na obóz letni dla nich. Twoja posiadłość w Hancock Country świetnie nadaje się do tego celu. Nasza przewodnicząca, pani Meneffee, napisała do ciebie w tej sprawie parę tygodni temu. Ponieważ i tak miałam tu przyjechać, zaproponowałam, że pomówię z tobą o tym. - Przełknęła z trudem ślinę. Jaka jest twoja odpowiedź? Zgadzasz się? Przez chwilę stał nieruchorno. Gorąca woda i ich nagość wydały mu się w tej chwili niesmacznym żartem. Nagle krzyknął i wyskoczył z wanny. Schylił się i chwycił ją za włosy. Kipiał z wściekłości. - To znaczy, że przez cały dzień głaskałaś mnie, w przenośni i dosłownie, jedynie żeby poprosić o darowiznę? - Nie! - Ja tak to odbieram. - Jak mogłeś coś takiego pomyśleć? - A co innego według ciebie mogłem pomyśleć? Niech to szlag trafi! Chwycił ręcznik i owinął się nim, niedbale podwijając końce. Zdenerwowany chodził wzdłuż ogrodzenia. - Sam nie wiem, dlaczego jestem taki zaskoczony. Przecież czegoś takiego mogłem się po tobie spodziewać, skoro nawet przysięga małżeńska niewiele dla ciebie znaczy. Dani, czy istnieje w two- im życiu coś naprawdę drogiego i świętego? "Tak! - chciała krzyknąć - Ślubowanie, którego nigdy nie zrozumiesz, Webster". Ale nie będzie mu tego wyjaśniać, ponieważ posądził ją o wyrachowanie. Zmusiła się do spokojnej odpowiedzi: - Nasza praca jest bardzo ważna, Logan. - Nie przeczę, Dani. Wścieka mnie tylko, że damy z towarzystwa, takie jak ty, chcą manipulować ludźmi. - Nie jestem damą z towarzystwa. - Czytam gazety, Dani, i często widuję cię na zdjęciach z tych wszystkich balów, pokazów mody i turniejów golfowych, z których dochód idzie na waszą działalność. Odnoszę wrażenie, że więcej dla ciebie znaczą fotografie w prasie niż dzieło, które wspierasz. - Jesteś snobem, Logan, wstrętnym, stukniętym snobem. Czy myślisz, że tylko biedni ludzie mają monopol na miłosierdzie? Nie zważając na jej słowa, mówił dalej: - Na czym polega twoja praca - na współzawodnictwie z przyjaciółkami; która z was zdobędzie najwięcej pieniędzy? Może zbierasz dotacje jak skalpy i wieszasz przy swoich skórzanych paskach od Gucciego? Jak daleko się posuwasz, by zdobyć darowizny, Dani? - Tak daleko, jak trzeba - odpowiedziała. - Właśnie miałem tego przykład. - Spojrzał znacząco na jej piersi. - Co cię powstrzymało: strach czy sumienie? Czy mam obciąć kosmyk włosów, abyś mogła przekonać przyjaciół, jak bardzo potrafisz się poświęcać? - Zapomnij o tym, Logan. Wyjeżdżam. Próbowała go ominąć, lecz chwycił ją i potrząsnął za ramiona. - Chcesz mieć tę ziemię, Dani? - Powiedziałam - zapomnij o tym. - Pytałem cię o coś. Odpowiedz! - Tak. Sprzedasz ją? - Nie. - Upokorzona walczyła z nim, by się uwolnić. Jej wysiłki nie zdały się na nic, sprawiły tylko, że znalazła się jeszcze bliżej mężczyzny. Ale dam ci ją. Zamarła z wrażenia i podniosła wzrok. -Dasz mi ją? - Nie za darmo. - Myślałam, że ... - Nie chodzi o pieniądze. Wiesz, czego chcę wzammn. Zrozumiała nagle i otworzyła usta.

- Chodzi ci... - O noc poślubną - dokończył. - O jedną noc z tobą. Czy ofiarujesz samą siebie na tak ważny dla ciebie cel? O Boże. Nie wiedział, co mówi. Setki twarzy migały jej przed oczami - twarzy, których nie mogła skojarzyć z imionami. Pięknych, brzydkich, smutnych. Wpatrzonych w nią z nadzieją. Przyrzekła im pomoc. Liczono na nią. Ale ... Spędzić noc z Loganem. Jedną noc. Czy będzie umiała od niego odejść po tej nocy? Musi. Nie ma wyboru. Jedna noc. Z Loganem. Spojrzała na niego. Czekał spokojnie na odpowiedź, nie zdradzając żadnych emocji. Dla niego to dobry interes - niech więc dostanie to, czego chce, w zamian za to, czego chce ona. Jednak dla niej będzie to przede wszystkim noc miłosna. Pozna wreszcie miłość Logana, siłę i pewność jego ramion. Przez jedną noc w życiu zatraci się w jego pieszczotach, usłyszy czułe słowa i pocżuje, jak stają się jednością. - Dobrze - odparła spokojnie. - W porządku. Jedna noc ze mną za akt własności ziemi. Czuła, jak opada z niego napięcie, bo przygarnął ją do siebie, muskając oddechem jej twarz. - Przypieczętujemy tę umowę pocałunkiem. Jej usta rozwarły się bez oporu pod naciskiem jego warg. Muskał je leniwie językiem, pieścił i drażnił. Ręcznik spadł mu z bioder, lecz wcale tego nie zauważył. Przylgnął do niej całym ciałem. Wziął ją lekko w ramiona i przeniósł przez patio do ciemnego domu. W milczeniu wszedł na schody. Jego spojrzenie, tak inne od tego sprzed paru chwil, obiecywało i kusiło. Paliło jej twarz, szyję i piersi. Zaniósł ją do obszernej sypialni i położył na szerokim łóżku przykrytym miękką kapą. Zaczął namiętnie całować Dani. Zdjął dół jej bikini; leżała teraz pod nim naga. Całował jej piersi i sunął dłońmi wzdłuż łydek i ud. Czuła je blisko, coraz bliżej miejsca tak bardzo pragnącego pieszczoty. Wygięła się w łuk na spotkanie obietnicy, którą miało spełnić jego ciało. Nieoczekiwanie Logan zdjął jej ramiona ze swej szyi i wyprostował się. - Dobranoc, Dani. Poderwała się gwałtownie i usiadła na łóżku. - Co to wszystko znaczy? Niedawno mówiłeś, że ... noc poślubna ... - Och, nie mam ochoty z niej zrezygnować. Nie określiliśmy jednak limitu czasu, jaki mamy do dyspozycji. Na razie ... zostaniesz ze mną· - Co ty sobie wyobrażasz? Najak długo? Wzruszył ramionami. - Dopóki nie będę w nastroju. - Zamknął za sobą drzwi. ROZDZIAŁ CZWARTY Gryzła palce ze złości, przeklinała, chodziła po pokoju ... aż w końcu usnęła. Była zbyt dumna, by wyjechać. I zbyt dumna, by domagać się, żeby Logan zwolnił ją z tej śmie- sznej "transakcji", którą wymyślił. Zgodziła się na nią świadomie i nikogo prócz siebie nie mogła winić. Słońce świeciło już, kiedy się obudziła. Wstała i zaczęła szukać czegoś do ubrania. Miała na sobie tylko majtki od kostiumu. Nie chciała, by wąski pasek materiału stanowił jej jedyne odzienie na wypadek spotkania z Loganem. W przylegającej do pokoju komfortowej łazience znalazła płaszcz kąpielowy wiszący na drzwiach. Od razu poczuła się pewniej, gdy go włożyła. Odrzuciła do tyłu włosy i uniosła wojowniczo podbródek. Wyszła na korytarz. W powietrzu unosił się kuszący zapach śniadania, zeszła więc na dół do słonecznej kuchni. Logan siedział przy okrągłym stole. Na podłodze pod krzesłem poniewierały się strzępy gazety, stanowiącej niedzielny dodatek miejscowego dziennika. Pił w roztargnieniu kawę, opierając bose stopy o stojące naprzeciw krzesło. Miał na sobie postrzępione szorty i podkoszulek pamiętający lepsze dni. Jego podbródek ocieniał jednodniowy zarost. Włosy nie były uczesane.

Wyglądał wspaniale. Gdy usłyszał jej kroki, odchylił róg trzymanej w ręku gazety. Spodziewała się drwin i ironicznego uśmieszku na jego twarzy. Nie przypuszczała, że rzuci gazetę - do tego dział sportowy - wstanie, podejdzie i weźmie ją w ramiona, mówiąc: - Dzień dobry, kochanie. Zbliżył usta do jej warg, żeby, jak oczekiwała, lekko pocałować ją na powitanie. Znów się myliła. Przywarł mocno do jej ust, otwierając je i wsuwając głęboko język. Zupełnie ją oszołomił. Spodziewała się, jeśli nie przelotnego całusa, to mocnego pocałunku zdobywcy, który przypie- czętowałby jego zwycięstwo. On zaś całował ją jak kochanek, czule i namiętnie. - Czy dobrze spałaś? Jego rzeczowy głos sprowadził ją na ziemię. Odsunęła się od niego, ściskając mocniej pasek płaszcza. - Nie, wcale dobrze nie spałam! - krzyknęła ze złością. - Logan, twoja gra jest nikczemna! Nie możesz mnie tu trzymać ... - To zabawne, gdy zaglądałem do ciebie, spałaś jak zabita. - Nie zwracając uwagi na jej opór, przyciągnął ją bliżej i połaskotał nosem w ucho. - Na dodatek - chrapiesz. - Nieprawda! - Kiedy to mi wcale nie przeszkadza. Podoba mi się, jak chrapiesz. Na pewno jesteś głodna. Śniadanie podgrzewa się w piekarniku. Kawa czy herbata? _ Kawa - odpowiedziała szorstko. - Ze śmietanką. Bez cukru. - Kto by przypuszczał - rzekł, odmierzając proporcje kawy i śmietanki - że po dziesięciu latach małżeństwa nie wiem, jaką pijasz kawę· Usiądź - poprosił, stawiając filiżankę na stole. - Nie chcę siadać, Logan. Chcę porozmawiać. - Nie możesz rozmawiać na siedząco? - Nie bądź taki miły - warknęła. - Nie mogę siedzieć przy stole naprzeciw ciebie i rozmawiać tak, jak gdyby nic się nie stało. - Przecież nic się nie stało - podkreślił. Uwierz mi, moje ciało jest pewne, że nic szczególnego się nie wydarzyło. Starała się nie zwracać uwagi na rumieniec, który zabarwił jej policzki. - Niezręcznie się czuję· - Z jakiego powodu? - Po pierwsze, nie mam nic na sobie. To stawia mnie w niekorzystnym położeniu. - Cóż, jeśli tylko o to chodzi. - Sięgnął do guzika przy spodenkach. - Też zdejmę ubranie i nie będziesz w tak nieko ... - Nie! - krzyknęła, wyciągając przed siebie rękę. Widząc jej reakcję, wygiął brwi w łuk, a lekki uśmiech zagościł na jego ustach. - Czy mógłbyś przynieść moje bagaże z samochodu? Chcę się ubrać. - Już dawno są na miejscu. Będziesz miała mnóstwo czasu na przebranie się po śniadaniu. Teraz usiądź. - Chcąc nie chcąc musiała go posłuchać. - Jesteś głodna? Umierała z głodu. - Nie. - Jego łagodna twarz spochmurniała, więc pospieszyła z wyjaśnieniem: - Ale ty się nie krępuj. Na ogół nie jadam śniadań. Otworzył piekarnik i wyjął dwa talerze z jajecznicą na bekonie. Gdy postawił je na stole, ślina napłynęła jej do ust. - Lubisz jagodzianki? - spytał, wyjmując podgrzewacz do pieczywa i stawiając go obok. Zignorowała to pytanie, zadając inne: - Sam to wszystko zrobiłeś? - Tylko jajecznicę i bekon, natomiast moja gospodyni upiekła jagodzianki. - Gospodyni? - Rzuciła mu łobuzerskie spojrzenie. - O ile pamiętam, nie masz dobrego zdania o osobach zatrudniających służące. - Jestem samotnym mężczyzną. Ponieważ nie mam żony - przerwał, by zaakcentować ostatnie słowo - która ze mną mieszka, muszę wynajmować kogoś, kto się o mnie zatroszczy. - Myślałam, że to zadanie Lany. - Chciała usłyszeć zaprzeczenie, lecz odpowiedzią był spokojny,

domyślny uśmiech. - Zazdrosna? - Oczywiście, że nie! Roześmiał się. - Tak. Jesteś zazdrosna. - Chwycił ją za poły płaszcza kąpielowego, podniósł z krzesła, przyciągnął do siebie i pocałował. - Za to lubię cię jeszcze bardziej. A teraz jedz. - A twoja gospodyni? - spytała z ustami pełnymi jedzenia. - Jak zareaguje, gdy zastanie nas tutaj? - Dałem jej parę dni urlopu. - Kiedy? - Zadzwoniłem dziś rano. - Skąd wiedziałeś, że zostanę? - Przecież chciałaś tego, prawda? - To nie jest kwestia chcenia. Ty ustaliłeś warunki transakcji. - Ty z kolei mogłaś odmówić, a nie zrobiłaś tego. Nie chciała okazać się zbyt uległa. - Mogę jeszcze zmienić zdanie. - Ale nie zmienisz. Zbyt ci zależy na tej ziemi. - Czy nie pomyślałeś, że mogę mieć inne zobowiązania? - Ktoś w Dallas czeka na twój powrót? Spuściła wzrok. Mogła skłamać i powiedzieć "tak", lecz cóż by jej z tego przyszło? I tak nie zamierzał jej stąd wypuścić. - Nie. Nikt. Odpowiedź ta zadowoliła go, lecz nie okazał tego po sobie. _ Świetnie poradziłaś sobie z tym jak na kogoś, kto nie był głodny i na ogół nie jada śniadań. _ Rozbawiony wskazał ruchem głowy jej pusty talerz. - Miałam większy apetyt, niż sądziłam przyznała ponuro. - Ja mam ogromny apetyt - rzekł stłumionym głosem. - Na ciebie. Poczuła na sobie lekkie dotknięcie warg. - Czy nigdy mnie nie pragnęłaś, Dani? Czy w ciągu tych dziesięciu lat ani razu nie pomyślałaś o naszych pocałunkach i rozpalonych ciałach? Delikatne muśnięcia jego ust odbierały jej zdolność myślenia, zdołała jednak wyszeptać: Parę razy. - A ja cały czas, dniem i nocą. Pamiętałem, że na pierwszych randkach nie całowałem cię, bo nie chciałem wystraszyć. Gdy to wreszcie zrobiłem, poczułem się jak w niebie, mimo że nie śmiałem otworzyć ust. Ale najcudowniejszy był dzień, kiedy po raz pierwszy językiem posmakowałem cię naprawdę. Jęczała cicho, co zachęciło go do dalszej akcji. Drażnił jej wargi, aż poddała się i zarzuciła mu ręce na szyję. Oddawała pocałunki, uczestnicząc wraz z nim w radości ponownego poznawania. - Podniecała mnie sama myśl o twoich pocałunach - mruknął. - Logan! - Nie udawaj zgorszonej. Powinnaś o tym wiedzieć. - Porządne dziewczyny nie myślą o takich sprawach. - Kłamiesz. Nie mogła powstrzymać śmiechu, wspominając wszystkie popołudnia, kiedy zamiast uczyć siet, rozmyślała o nie znanej męskości Logana. Zanurzył twarz między poły płaszcza i smakował językiem gładką skórę dekoltu. - Czy kiedykolwiek kochałaś się na kuchennym krześle zaraz po śniadaniu? - Nie - zaprzeczyła rozmarzonym głosem. - No więc, jeśli nie przestaniesz wiercić się na moich kolanach, zostaniesz do tego zmuszona. - Och! - krzyknęła, zrywając się gwałtownie. Jej policzki płonęły z gniewu i wstydu. - Nie. Ja ... - Chciałem cię tylko przestrzec - wstał i objął ją. - Nie mówiłem, że jest mi źle.

- Rozumiem. - Odsunęła się od niego i próbowała udawać, że w pełni panuje nad sytuacją· - Czy mam ci pomóc w zmywaniu? Z trudem stłumił śmiech, lecz przyjął pro pozycję równie poważnie, jak została wypowiedziana. - Byłbym ci wdzięczny. Dziękuję· Kiedy uporali się z naczyniami, zaprowadził ją na górę do pokoju znajdującego się naprzeciw sypialni, w której spała. - To apartament gospodarza - oznajmił. Pokój był ogromny, z wielkim łóżkiem przy ścianie i niezliczonymi półkami, na których znajdował się sprzęt video, zestaw stereofoniczny i książki. Przed mosiężnym kominkiem w rogu pokoju stały dwa krzesła. Za oknami zajmującymi całą ścianę roztaczał się widok na pastwisko i las sosnowy. - Co sądzisz o tym pokoju? J ej wzrok przyciągnęła futrzana narzuta na łóżku. Musiała przyznać, że tak jak inne rzeczy w pokoju, zdradzała dobry gust właściciela. - Jest... bardzo ładny. - Czyżbym słyszał w twoim głosie wahanie? - Uśmiechnął się. - Nie, naprawdę mi się podoba. Tylko - zatoczyła ręką łuk - jest taki duży. - Został zaprojektowany na dwie osoby. - Widzę - odrzekła spokojnie. - Tu jest twój bagaż. - Podniósł dwie walizki. - Wyjąłem klucz z twej torebki, by otworzyć samochód. Kładę go z powrotem. - Dziękuję. - Tylko tyle mogła powiedzieć, biorąc torebkę i idąc za nim. Zostawił jej rzeczy w pokoju gościnnym. - Wydaje mi się, że w łazience niczego nie brakuje, lecz jeśli nie będziesz mogła czegoś znaleźć, zawołaj mnie. - Dobrze. Miękki, gruby dywan pieścił jej bose stopy. Piersi nabrzmiały i sprawiały ból przy dotyku. Jej serce biło niespokojnie. A on zostawił ją samą. - Do diabła z nim i jego głupią grą - mruknęła do czterech ścian i poszła do łazienki. Gdy weźmie prysznic i ubierze si ę, powie mu wprost, co myśli o jego propozcyji, a potem wróci do Dallas. Lecz gdy weszła do łazienki, ujrzała ciężki kryształowy wazon wypełniony żółtymi rozkwitającymi pąkami róż. Obok leżała kartka: "Na twoim śpiącym ciele są niewiarygodnie wrażliwe miejsca." Ogarnęła ją fala gorąca. Spała nago, mając na sobie tylko wilgotny dół od bikini. Śniła o jego pocałunkach i pieszczotach. Czyżby te fantazje nie były snem, a rzeczywistością? Nawę zimny prysznic nie mógł jej orzeźwić. Rozsądek nakazywał jej, żeby się ubrać i jak najszybciej stąd wyje- chać. Ale gdy spojrzała na kwiaty i kartkę, westchnęła i wiedziała już, że zostanie, choćby miała tego żałować do końca życia. Usiadła przed toalęką ubrana w stanik i figi. Światła otaczające lustro sprzyjały robieniu makijażu. Zastanawiała się, ile kobiet, rozgrzanych i zadowolonych po nocy spędzonej z Loganem, przeglądało się w tym lustrze. Nie miała czasu na dalsze rozważania, bo nagle otworzyły się drzwi i wszedł uśmiechnięty Logan, ubrany tylko w slipy. Domyśliła się, że również brał prysznic. Miał wilgotną skórę i włosy. _ Powinieneś zapukać. - Odruchowo przykryła dłońmi ledwo mieszczące się w skąpym staniku piersi. _ Przepraszam. - Jego uśmiech mówił, że wyrzuty sumienia są ostatnią rzeczą, jaką w tej chwili odczuwa. - Tyle razy wyobrażałem sobie, że jesteśmy małżeństwem i ubieramy się razem, że wydawało mi się naturalne wejść bez pukania. Jednak w żadnym z moich marzeń nie próbowałaś się zakrywać. Na te słowa opuściła rękę i wzięła ołówek do brwi, chcąc rozpocząć makijaż. - Sądzę, że poważnie nurtuje cię pewien ukrywany problem psychologiczny. Widzę u ciebie wyraźną skłonność i upodobanie do zdejmowania ubrań i paradowania nago. - Mój głęboko ukryty problem psychologiczny, jak to określiłaś, wywodzi się stąd, że mieszkałem

w małym domu z rodzicami, siostrą i bratem. Nie było zbyt wiele miejsca na skromność. Miała ochotę ugryźć się w język. Chcąc naprawić swoją gafę, powiedziała: - Kwiaty są piękne. - Tak samo jak ty, gdy śpisz. Z trudem przełknęła ślinę. - Więc ty ... no ... - Tak. Dotykałem cię wszędzie i zupełnie bezwstydnie. - Odsunął się od drzwi i podszedł do niej. Oparł świeżo wygolony podbródek o jej ramię, przytulił policzek do twarzy i patrzył na ich odbicie w lustrze oczyma pełnymi pożądania. - Czy moja nagość cię obraża? - Nie. Zupełnie nie. Uśmiechnął się z ulgą. - Cóż, twoja nadal mnie urzeka z taką samą siłą co dawniej. - Zsunął dłonie z jej ramion na piersi. - Jesteś ... jesteś cudowna, Dani. Koronkowy stanik nie zniechęcił go i z łatwością wyłuskał jej piersi. Ścisnął je delikatnie. Cał- kowicie wypełniały mu dłonie. Dani jak zauroczona śledziła palce głaszczące jej ciało. Powoli. Szybciej. Z góry na dół. Naokoło. Aż do całkowitego pobudzenia. Opuściła ramiona i opadła na jego pierś; zamknęła oczy i rozchyliła wargi, oddychając urywanie. Ołówek do brwi wysunął się z bezwładnych palców i upadł bezszelestnie na dywan. - Dobrze ci? - Tak. - Delikatniej? Mocniej? - Nie ... nie ... tak ... tak jak teraz. Szeptał do ucha nie słyszane nigdy słowa o jej piersiach. . - Delikatne, a jednocześnie macierzyńskie. Mogłabyś w jednej chwili skusić kochanka, a w następnej nakarmić dziecko. Nie mogąc już wytrzymać, zwróciła twarz do niego. Złączyli się w głębokim pocałunku, podczas gdy on wciąż ją pieścił dłońmi. Wtulił twarz w jej szyję. - Jesteś moją żoną, Dani. Słyszysz? Moją żoną. - Przez długą chwilę trzymał ją w mocnym uścisku, jakby bał się ją stracić. Gdy w końcu ją puścił, oboje milczeli zakłopotani tym wybuchem namiętności. Dani odwróciła się zmieszana do lustra i poprawiła bieliznę· Stał za nią, uśmiechając się lekko. Przyciskał do brzucha jej głowę i łaskotał podbródek, dopóki nie odważyła się spojrzeć w jego oczy w lustrze. - Dałem się ponieść emocjom - powiedział łagodnie. - Ubierz się teraz, żebyśmy się nie spóźnili. - Spóźnili? Czyżbyś miał jakiś plan na dzisiaj? - Jeśli się nie pospieszysz, nie zdążymy na jedenastą· - Dokąd się wybieramy? - Dziś jest niedziela. Idziemy do kościoła. Logan poprowadził ją główną nawą do trzeciego rzędu. - To moje stałe miejsce. Pozdrowił przechodzącego kościelnego, który uścisnął mu wylewnie dłoń i wręczył książeczkę z tekstami liturgicznymi. - Często tu przychodzisz? - W każdą niedzielę :- powiedział poważnie. - A ty nie chodzisz do kościoła? - Owszem, chodzę regularnie. Uniósł w lekkim uśmiechu kąciki ust. - Cieszę się, że wyznajesz pokrewne mi zasady. - Jesteś hipokrytą - szepnęła, obciągając spódnicę, by zakryć kolana. - Skąd ta myśl? - Ciekawe, co zebrani tu ludzie pomyśleliby o warunkach zaproponowanej przez ciebie transakcji? - Prawdopodobnie uznaliby mnie za bardzo pomysłowego faceta. - O tak! Szczególnie, gdyby wiedzieli, że nocowałam u ciebie! A może sąjuż przyzwyczajeni do

bywających u ciebie młodych dam i dlatego nikt się nie dziwi? Spojrzał na nią rozbawiony. - Szszsz, msza się zaczyna. Przyglądała mu się ukradkiem, kiedy stał obok niej. Był taki przystojny w granatowym garniturze skrojonym ręką świetnego krawca. Wystające mankiety białej, wykrochmalonej koszuli kontrastowały z opalonymi dłońmi. Pachniał mydłem, wodą kolońską i miętową pastą do zębów. Kiedy złożyli ręce do modlitwy, ogarnęło ją uniesienie, jakiego nigdy przedtem nie zaznała. Odkąd samochód szeryfa zabrał go z jej życia, co wieczór prosiła Boga o błogosławieństwo dla niego. Teraz wiedziała, że Logan zanosi do nieba te same modlitwy co ona. Po mszy przedstawił ją swoim znajomym. Nietrudno było dostrzec, iż cieszy się wielkim poważaniem. W drodze do samochodu zatrzymało ich troje hałaśliwych dzieci, które z entuzjazmem rzuciły się na Logana. Przywitał je radośnie. Bulwa podeszła do nich, trzymając czwarte dziecko na ręku. Jerry ze swoim poczciwym uśmiechem dreptał za nią jak posłuszny szczeniak. Po powitaniu Dani poznała imiona dzieci. - Czy zostaniesz dłużej, Dani? - spytała złośliwie Bulwa. - Zostanie - odparł za nią Logan, obejmując jej ramiona. - A gdzie się zatrzymasz? W motelu? - Do widzenia, Bulwa - rzucił Logan przez ramię. Dani chichotała. Nim doszli do samochodu, Jerry próbował umieścić rodzinę w swoim wozie. Bulwa protestowała, niemowlę wrzeszczało, a trójka starszych dzieci zabawiała się wymierzaniem sobie szturchańców. Logan i Dani śmiali się głośno, gdy samochód ruszał z miejsca. - Co robimy? Masz do wyboru - bufet w klubie lub sandwicze z tuńczykiem na moim basenie? - Sandwicze. - Będziesz musiała mi przy nich pomóc - ostrzegł. - To mnie nie przeraża. Popołudnie było pogodne. Nie pamiętała równie słonecznego pięknego dnia. Sałatkę z tuńczyka przyrządziła inaczej niż gospodyni, lecz Logan zapewniał ją, że bardzo mu smakuje. Po lekkim lunchu pływali i wygrzewali się w słońcu. Zdrzemnęła się; zbudziły ją dłonie nacierające jej uda olejkiem. - Żebyś się zanadto nie opaliła - powiedział, gdy uniosła głowę i spojrzała na niego. - Dziękuję· - Cała przyjemność po mojej stronie. Jej też było przyjemnie, gdy gładził jej skórę w sposób niezwykle zmysłowy. Dotykał sekretnych, wrażliwych sfer ciała, z których istnienia nie zdawała sobie dotąd sprawy. Nagle Logan zaklął i skoczył do basenu, by ochłonąć. Pocieszyła się, że on też cierpi i nie tylko jej ciało płonie z pożądania. O zachodzie słońca, gdy zeszła na dół po prysznicu, rozpalał właśnie węgiel w grillu na dworze. Opalone na brąz ciało prześwitywało przez cienką koszulę wsuniętą w szorty. - Masz ochotę na kebab? - spytał. - To brzmi wspaniale. - Ty jesteś wspaniała - powiedział ochrypłym głosem. Założyła luźną suknię koloru brzoskwini, która sięgała do kostek, lecz z przodu miała głębokie wycięcie. Cienki materiał podkreślał smukłą figurę. Jej włosy spadały do połowy pleców w miękkich, ciężkich pasmach i odsłaniały uszy przyozdobione wielkimi, złotymi kołami. W tym stroju przypominała mu jakąś pogańską kapłankę· - Ponadziewam mięso i warzywa, jeśli ugotujesz ryż. - Świetnie. Przygotowała też sałatkę i polała ją sosem z przyprawami, które znalazła w jego dobrze za- opatrzonej spiżarni. Zanurzyła palec w misce i oblizała go. Logan podszedł do niej: - Daj mi też spróbować. Bez słowa ponownie włożyła palec do miski i podniosła do jego ust. Zlizał delikatnie mieszaninę octu i oliwy. - Rewelacyjne - mruknął, przytrzymując jej rękę. Wysunął język i oblizał czubek jej palca, aż

poczuł delikatny smak skóry. Dani śledziła każdy jego ruch, lecz nie była przygotowana na to, co zrobił. Chwycił jej palec wargami i wessał w głąb ust. Kiedy w końcu puścił go, przyciągnął ją bliżej i wyszeptał do ucha: - To tylko przedsmak tego, co nas czeka, Dani. ROZDZIAŁ PIĄTY Podczas kolacji prowadzili banalną rozmowę. Choć próbowali zachowywać się naturalnie, dało się wyczuć panujące między nimi napięcie. - Nie jesteś już głodna? - spytał, wskazując na jej talerz. Ze zdumieniem stwierdziła, że zjadła prawie całą porcję, choć nie pamiętała smaku potrawy . - Nie. Pyszne. - Chcesz jeszcze wina? - Nie czekając na odpowiedź, przechylił schłodzoną butelkę i napełnił jej szklankę. - Weźmy to ze sobą na patio. - Logan, jak ślicznie! - krzyknęła, gdy wyszli przez szklane drzwi. Na powierzchni basenu lśniły dziesiątki świateł. - Podoba ci się? - Och, to ... piękne. Jak w bajce. - Małe migoczące płomyki wyglądały jak robaczki świętojańskie tańczące na lustrzanej tafli. Poprowadził ją na brzeg, usiadł, zdjął sandały i zanurzył stopy w wodzie. Dani zrobiła to samo, podwijając brzeg sukni powyżej kolan. Odwrócił się do niej i podniósł szklankę. - Za miesiąc miodowy po dziesięciu latach.Z uśmiechem trącili się szklankami i wypili po łyku doskonałego wina. - Wątpię, czy byłabyś taką odprężoną panną młodą dziesięć lat temu. Mu- siałbym poświęcić kilka nocy, nim zdołałbym cię przekonać do uroków aktu małżeńskiego. - Naprawdę tak o mnie myślałeś? - Czyżbym się mylił? - Wyobraź sobie, że tak. - Zdziwiony spojrzał na nią badawczo. - To znaczy, bałam się trochę, ale nie ciebie, tylko tego nieznanego. - Spuściła skromnie wzrok. - Utraty dziewictwa, bólu. Ale chciałam ... kochać się z tobą, Logan. - Z pewnością nie tak bardzo jak ja z tobą. Spojrzała na baśniową scenerię, którą przygotował na jej cześć. - Jeśli będziemy dłużej o tym rozmawiać, zaczniemy się kłócić, a tego bym nie chciała. Nie dzisiaj. Dzień był zbyt piękny. - Masz rację. Porozmawiajmy o czymś innym. - Zapadła długa cisza, w czasie której dopili WInO. - W twojej obecności nie mogę wymyślić innego tematu rozmowy.' Działasz na mnie tak, że chcę cię stale pieścić. - Nie jestem typem dziewczyny, która by to odwzajemniała w każdej chwili. - O, do diabła. - Wyglądał na zmieszanego. - Wciąż jeszcze? Spojrzała na jego usta i oczy jej zabłysły. - Jednak nie poddawaj się tak łatwo. Tylko takiej zachęty potrzebował. Wstał i pociągnął ją za sobą. Zaprowadził do hamaka i po raz drugi tego dnia wziął na kolana. Kładąc ręce na jej ramionach, przechylił ją lekko, aż znalazła się pod nim i objęła go nogami. - Wygodnie? Ujęła w dłonie jego głowę. Jej palce bawiły się złotymi włosami, potem ześliznęły się, by zbadać lekko wystające kości policzkowe, twardy zarys szczęki, długość nosa i dołek w brodzie. Gdy dotarła do ust, poczuła na palcach jego oddech. Dotknął wargami jej ust i zmusił, by się rozchyliły. Przesunął uważnie dłonią po jej ciele. Westchnął z zadowoleniem, gdy potwierdził swoje przypuszczenie. - Nie masz dziś stanika? - Nie.