ziomek72

  • Dokumenty7 893
  • Odsłony2 154 006
  • Obserwuję933
  • Rozmiar dokumentów26.3 GB
  • Ilość pobrań1 242 134

Kreta w ogniu

Dodano: 8 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 8 lata temu
Rozmiar :1.0 MB
Rozszerzenie:pdf

Kreta w ogniu.pdf

ziomek72 EBooki EBOOK S Seria ŻÓŁTY TYGRYS
Użytkownik ziomek72 wgrał ten materiał 8 lata temu. Od tego czasu zobaczyło go już 117 osób, 76 z nich pobrało dokument.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 49 stron)

ROMAN RUNEK KRETA W OGNIU Okładkę projektował WITOLD CHMIELEWSKI Redaktor ELŻBIETA SKRZYŃSKA Redaktor techniczny ANNA LASOCKA Korektor IWONA TKACZ © Copyright by Wydawnictwo Ministerstwa Obrony Narodowej. Warszawa 1979. ISBN 83-11-06367-2 Wydanie II , Nakład 88000+200 egz. Objętość 4,89 ark. wyd. 4,0, ark. druk. Papier gazetowy 50 g rola 84 cm/32. Oddano do składania w maju 1988 r. Druk ukończono w grudniu 1988 r. w Wojskowych Zakładach Graficznych w Warszawie. Zam. nr 1451

PRELIMINARIA - Przypuszczalnie uzna pan to za herezję, ale nie podoba mi się nasza tradycyjna brytyjska organizacja dowodzenia - powiedział generał sir Archibald Wavell w czasie rozmowy, która odbywała się 5 listopada 1940 r. w jego sztabie w Kairze. - Dlaczego, sir? - zapytał szef sztabu, generał Smith. - A dlatego, że nazywam się Naczelnym Dowódcą Bliskowschodniego Teatru Działań Wojennych, w rzeczywistości zaś jestem tu tylko dowódcą wojsk lądowych. Wszystko co pływa, poczynając od kajaka, oraz artyleria nadbrzeżna podlega Naczelnemu Dowódcy Floty Śródziemnomorskiej, admirałowi Cunninghamowi. Wszystko co lata, poczynając od latawca, marszałkowi Longmore, Naczelnemu Dowódcy Lotnictwa na tym obszarze. Tymczasem każda podejmowana przeze mnie operacja wymaga nieuchronnie współdziałania z moimi dywizjami zarówno lotnictwa, jak i floty. Przy każdej okazji muszę więc zapraszać Cunninghama i Longmore'a na konferencję. Taka komitetowa procedura zabiera dużo czasu, a poza tym może prowadzić do tarć i nieporozumień. Co prawda dotychczas nie wystąpiły takie objawy, ale tylko dlatego, że obydwaj partnerzy są moimi osobistymi przyjaciółmi. No dobrze, a teraz proszę mi powiedzieć, co słychać z Grecją, a szczególnie z Kretą? - Wszystko zgodnie z pana rozkazami i z postanowieniami komitetu.. Już w dniu napadu włoskiego na Grecję, dwudziestego ósmego października, generał D'Albiac wraz z małym sztabem był w Atenach i tego samego dnia poleciały stąd do jego dyspozycji dwa dywizjony lotnictwa, bombowy i myśliwski. Na rozkaz Londynu Longmore ma stopniowo rozbudować lotnictwo D'Albiaca do siły ośmiu dywizjonów. Obawiam się, że wprowadzenie brytyjskich samolotów do walki przeciwko Włochom może sprowokować Niemców do wtargnięcia na Bałkany. - Niech się pan nie niepokoi, nasze lotnictwo ma na tę działalność błogosławieństwo Hitlera. - Jak to? - A tak, że mamy do czynienia z paradoksem. Grecja nie jest w stanie wojny z Niemcami i ostrożny premier Metaxas, zanim poprosił nas o lotnictwo, uzyskał zapewnienie ambasadora niemieckiego w Atenach, że obecność samolotów brytyjskich w Grecji i użycie ich przeciw Włochom nie będą uważane za casus belli. , - No, no - tylko pokiwał głową szef sztabu. - A co do Krety, to dwudziestego 'dziewiątego października wylądował w Sadzie brygadier Chappel ze sztabem i pierwszym z batalionów swojej czternastej brygady piechoty i do dziś flota przewiozła już pozostałe oddziały. Razem z ostatnim z nich wyjechał brygadier Tidbury, wyznaczony na dowódcę wszystkich jednostek brytyjskich na Krecie, czyli "Creforce". Poza tym admirał Cunningham wysłał do Chanii komandora nad zatokę Suda komandora Morse'a, razem z personelem, jako komendanta portu, oraz komandora lotnictwa marynarki Beamisha, także z personelem, w charakterze komendanta wszystkich lotnisk na Krecie. Również Longmore wydelegował tam przedstawiciela RAF kapitana Onwthera. Cały ten ruch odbywa się w nocy i rzekomo w największej tajemnicy , ale... już pierwszego listopada lotnictwo "osi" zbombardowało Sudę. - E, to był taki sobie sporadyczny nalot z Sycylii. A w ogóle tego, co się już znalazło na Krecie, na razie wystarczy, i bardzo dobrze, bo z pewnością odczujemy tu brak każdego odesłanego batalionu i samolotu. Wie pan lepiej ode mnie, że mamy na głowie trzy ogniska walki. Generał 0'Connor z dwiema dywizjami ma przeciwko sobie na granicy egipsko-libijskiej co najmniej pięć włoskich dywizji marszałka Grazianiego, który w odwodach trzyma drugie tyle. Na pograniczu Kenii i Etiopii generał Cunningham dysponuje praktycznie siłami dwóch dywizji, a w Somali genierał Platt ma zbieraninę nie osiągającą nawet rozmiarów dywizji. W odwodzie mamy dwie niekompletne dywizje oraz jedną dywizję brytyjską i polską brygadę karpacką w stanie organizacji. Czołgów, jak wiadomo, jest tyle

co kot napłakał: Chwalić Boga, jak dotąd nasze lotnictwo panuje na niebie Pustyni Zachodniej, czyli Egiptu Libii, no a flota Cunninghama to wielka potęga. Ile ona ma obecnie okrętów na Morzu Śródziemnym? - Cztery okręty liniowe, lotniskowiec, jedenaście krążowników, dwadzieścia siedem niszczycieli i dwadzieścia trzy okręty podwodne. - Istotnie, potęga. Nie zapominajmy jednak, że zarówno Cunningham, jak i Longmore opiekują się ponadto Maltą, a teraz przybyła im Grecja. Trzeba poza tym przez cały czas jednym okiem spoglądać na wiszystowską Syrię i niespokojny Irak. Zgadzam się jednak, że w obecnej sytuacji nie możemy dopuścić do tego, żeby jakaś głupia dywizja włoska nagle wylądowała na Krecie. Nie można więc wylewać łez z powodu brygady Chappela, zwłaszcza że Grecy zabrali z wyspy jedyną zmobilizowaną tam dywizję piechoty, pozostawiając tylko parę pojedynczych batalionów pospolitego ruszenia. - Oczywiście - potwierdził Smith. - Kreta jest niezbędna dla floty jako wysunięta baza do działań na Morzu Egejskim i na zachód, na Morzu Śródziemnym. Jest również niezbędna dla Longmore'a, który znajdzie tam dla swoich samolotów lotniska pośrednie pomiędzy Egiptem a Grecją. - Baza! Przez wielkie "B" - skrzywił się Wavell. - Właśnie nasz nieoceniony premier zapowiedział, że zatoka Suda ma się stać drugą Scapa Flow. Jakie tu może być porównanie do Scapa, portu wspaniale osłoniętego przez Orkady i rozbudowywanego od dziesiątków lat kosztem milionów funtów szterlingów? A tymczasem Kreta jest odległa o sześćset kilometrów od Egiptu, a Bóg wie ile tysięcy mil od Anglii. Nie ma na niej ani jednego kilometra kolei, ani jednego dźwigu w jej portach. I niby skąd mamy wziąć siły i środki do przerobienia Sudy na Scapa Flow? Jest to jedna z zupełnie niewykonalnych fantazji Churchilla, który najwidoczniej już zapomniał, że około roku temu niemiecki okręt po-dowodny spokojnie wszedł nawet do niedostępnej Scapa, storpedował liniowiec "Royal Oak", po czym cały i zdrowy wrócił do Kilonii. Dzięki uprzejmości ambasady niemieckiej w Atenach wiemy nawet, że porucznik Gunter Prien i cała załoga U-47 została udekorowana przez samego Hitlera. Od powyższej rozmowy upłynęły trzy miesiące. Był początek lutego, czyli środek zimy na Krecie, gdzie temperatura w ciągu dnia wynosiła "zaledwie" plus 15°C, a w nocy spadała "aż" do plus 7°. Tym niemniej szczyty gór Lefka Ori i Idi (o wysokości ponad 2500 m) nakryte były czapami śniegu. W takie to zimowe południe chorąży Wheaton wjeżdżał na motocyklu pomiędzy budynki zachodniego skraju Chanii. Na przebycie niecałych 20 km dzielących Maleme od Chanii zużył blisko godzinę z powodu fatalnego stanu jezdni na tej - nie tyle najlepszej, co jedynej - teoretycznie asfaltowej drodze, przebiegającej wzdłuż całego północnego wybrzeża wyspy. Na skrzyżowaniu ulic zobaczył mniej więcej pięćdziesięcioletniego jegomościa, ubranego w odróżnieniu od większości Kreteńczyków w normalny strój europejski. W szczególności na widok płaszcza, zupełnie niewątpliwego burburry, Wheaton stanął i zapytał: - Przepraszam, czy pan.-przypadkiem nie mówi po angielsku? - Przypadkiem mówię nie gorzej od pana - odpowiedział osobnik w burburry. - Jest pan pierwszym spotkanym tu Kreteńczy kiem, który tak dobrze zna mój język. - Ten język jest tak samo pański, jak i mój. Nazywam się Fortescue, jestem lekarzem i od dwudziestu lat mieszkam w Chanii. Czym mogę służyć, rodaku? - Czy może mi pan powiedzieć, jak mam znaleźć w tym mieście brytyjskie dowództwo "Creforce"? - Niech pan jedzie prosto, później skręci w lewo w piątą ulicę, która się nazywa Halidon i prowadzi do starego portu. Przed portem, po prawej" stronie, zobaczy pan dużą białą willę, a przed nią wartownika i to będzie wasza przeklęta "Creforce".

- Dlaczego "przeklęta"? - Dużo by mówić. Niech pan w powrotnej drodze wstąpi do tej winiarni, to chętnie z panem porozmawiam. Trafi pan? Wheaton trafił i po upływie pół godziny siedział już z doktorem przy szklance wina "Krassi". - Skąd się pan wziął na Krecie? - zapytał najpierw. - To długa historia. Ożeniłem się z Kretenką, odziedziczyłem praktykę po jej ojcu, mam tu pracę, dom, rodzinę i wrosłem w tę wyspę z korzeniami. - A dlaczego przeklina pan "Creforce"? - To bardzo proste. W Pustyni Zachodniej i w Grecji, czyli na północ i na południe od Krety, trwają dwie kampanie wojenne. Na razie, jak wiem z komunikatów radiowych, Wavell pobił Crazianiego, wziął sto trzydzieści tysięcy jeńców i wyrzucił Włochów na granicę Trypolitanii. Również w Grecji generał Papagos wymiótł wojaków Mussoliniego z powrotem do Albanii. Pomimo to nie jestem optymistą, w szczególności zaś brytyjska obecność na naszej wyspie nie wróży nic dobrego. - Dlaczego? - Bo z pewnością to nie jest koniec, a jak już w tej części świata zacznie się wojna, to niechybnie Kreta na tym ucierpi. Wynika to z jej położenia geograficznego i jest, niestety, wielokrotnie potwierdzone przez historię. Kreta przegradza morskie szlaki komunikacyjne pomiędzy Libią a Grecją, Turcją i Sycylią'. Inaczej: zamyka przejście z południowej części Morza Śródziemnego do jego akwenu zachodniego, jak i do Mórz: Kreteńskiego, Jońskie-go i Egejskiego. Kto chce panować nad tymi komunikacjami, ten musi trzymać Kretę. Z tego właśnie powodu już od czasów starożytnych naszą wyspę atakowały i okupowały wszystkie mocarstwa zainteresowane tym europejsko-azjatycko-afrykańskim "korkiem" komunikacyjnym. - A co do tego ma nasza obecność na wyspie? - Nie bądź pan dzieckiem. Kręcicie się tu jak śmiecie w przerębli. Skutek jest taki, że strona przeciwna od czasu do czasu bombarduje z powietrza Bogu ducha winną Chanie, Sudę i inne miejscowości. A niech się tylko naszym noga powinie w Grecji czy na Pustyni, to może pan być pewny, że Włosi będą usiłowali zainstalować się na Krecie. - Gwiżdżemy na Włochów. - Widzę, że gwiżdżecie. Mniej więcej co miesiąc odjeżdża do Egiptu dowódca "Creforce", a zastępuje go nowy generał. Z takiej ciągłości dowodzenia można wnioskować o powadze waszego stosunku do Krety. I rzeczywiście: ustawiliście nad zatoką parę dział przeciwlotniczych, ale nie robicie nic dla wzmocnienia obronności wyspy. Przysyłaliście tu jakieś dowództwa i trochę wojska, ale całe to bractwo spija tylko "Krassi" i nauczyło się tańczyć "pentozali". - Nie ma pan racji. U nas, na lotnisku pod Maleme, zbudowaliśmy schron dla dowództwa, postawiliśmy baraki dla naszego personelu i rozpoczęliśmy konstrukcję paru ukrytych hangarów. - No, a samo lotnisko?' - Z tym jest rzeczywiście gorzej, ale nie z naszej winy. Nie mamy, poza kilkoma samochodami ciężarowymi, żadnych maszyn. Dlatego też istotnie bardzo marne pasy startowe musimy wydłużać, rozszerzać i wyrównywać po prostu łopatami. Usiłujemy werbować w okolicznych wsiach chłopów, ale oni nie kwapią się do roboty. Ci zaś, których się uda namówić, są takimi pracownikami, jak ja na przykład popem prawosławnym. Zna ich pan lepiej ode mnie. Chcieliśmy, dla zasilenia transportu, kupić chociażby muły, ale okazało się, że Grecy wszystkie zarekwirowali i wywieźli do Albanii. A teraz dziękuję za wino i rozmowę, muszę wracać do Maleme.

Chorąży kopnął starter i odjechał, podskakując na wybojach, zaś doktor Fortescue pozostał w Chanii i z upływem każdego tygodnia utwierdzał się w swoich pesymistycznych ocenach. Od listopada 1940 r. do kwietnia 1941 r. brytyjskimi jednostkami na Krecie dowodziło po kolei sześciu generałów i w związku z takim permanentnym przekazywaniem pałeczki nie można było dostrzec ani śladu jakiegoś postępu w pracach nad ulepszaniem obronności wyspy. W końcu marca natomiast - wraz ze wszystkimi mieszkańcami osiedli położonych nad zatoką Suda - doktor był świadkiem dramatu, na skutek którego zaczął rozważać, czy nie należałoby odesłać żony i dzieci do krewnych mieszkających w Aleksandrii. 26 marca wpadły mianowicie do zatoki z ogromną szybkością torpedowe ścigacze włoskie i wystrzeliły celne torpedy do stojącego na redzie brytyjskiego krążownika "York" oraz do zbiornikowca "Pery- kles". Tankowiec poszedł na dno, tak że tylko czubki masztów wyglądały nad lustro wody. "York" zdołał jeszcze dopłynąć do przybrzeżnej mielizny, na której osiadł, przechylony na jedną burtę. Uszkodzony, nie mógł już ani pływać, ani utrzymywać łączności z lotnictwem floty, co było jego głównym zadaniem, ale ciągle jeszcze mógł strzelać, toteż strzelał do ostatniego momentu bitwy o Kretę. Natomiast szóstka włoskich ścigaczy osłoniła się dymem i umknęła z zatoki, spod ognia dział "Yorka" i lądowej artylerii przeciwlotniczej. - Trzeba przyznać, że ci Włosi spisali się znakomicie - powiedział kilka dni później chorąży Whea-ton, z którym Fortescue spotykał się w Chanii od czasu do czasu. - Ale chyba pan już słyszał, że Cunnmgham odpłacił im za "York"? Dwudziestego ósmego marca w bitwie koło przylądka Matapan uszkodził największy włoski liniowiec "Vittorio Veneto" i utopił trzy krążowniki, wszystko razem kosztem jednego samolotu. Wie pan też prawdopodobnie, że nasz korpus ekspedycyjny jest już w Grecji? Doktor Fortescue nawet w najmniejszym stopniu nie ucieszył się tą ostatnią wiadomością. Podobny stosunek do tej sprawy wykazał jeszcze poprzednio sam generał Wavell, któremu decyzja Churchilla o wysłaniu wojsk brytyjskich do Grecji całkowicie zamąciła dotychczasowe plany. Ten grom z jasnego nieba spadł na głowę Naczelnego Dowódcy w pierwszej połowie lutego w jego kwaterze głównej w Kairze w momencie, kiedy właśnie wydawał sztabowi wytyczne do następnej operacji. - Poleciłem już generałowi 0'Connorowi, aby przejściowo zatrzymał się między Benghazi a Agedabią. Dziesiąta armia włoska jest zlikwidowana i nie zdoła się zregenerować. Zgrupowanie 0'Connora musi zaś odpocząć i uporządkować tyły, bo przecież w ciągu dwóch miesięcy przeszło osiemset kilometrów. Zamierzam zasilić "zgrupowanie cyrenajskie" brygadą czołgów, polską brygadą karpacką i dwiema dywizjami piechoty. Zaraz po dołączeniu tych wojsk do 0'Connora ma On uderzyć "na pewniaka", zdobyć Trypolis i dojść do granicy francuskiej Tunezji. Jakie będą pytania? -"Mam pytanie - zaczął kwatermistrz, generał Hutchinson, ale przerwał, ponieważ zapukano do drzwi i do gabinetu wszedł oficer oddziału operacyjnego, podpułkownik de Guingand. - Panie generale, przyleciał kurier z Londynu. Przywiózł dyrektywę Komitetu Szefów Sztabu oraz list od premiera. - Proszę o chwilę ciszy. Wavell otworzył koperty i zagłębił się w czytaniu. - Koniec z naszymi planami, panowie - rzekł po chwili. - Musimy wszystko odwrócić do góry- nogami. Wobec koncentracji wojsk niemieckich nad granicami Bułgarii i Jugosławii premier postanowił wysłać na pomoc Grekom korpus ekspedycyjny. W związku z tym po pierwsze: mamy przerwać ofensywę w Pustyni Zachodniej i tylko minimalnymi siłami ubezpieczyć port w Benghazi oraz całą "flankę egipską": Po drugie: skoncentrować w rejonie Aleksandrii możliwie najsilniejszy korpus ekspedycyjny, który w jak najkrótszym czasie ma być gotowy do transportu.

- Czy nie moglibyśmy najpierw wyrzucić Włochów z Afryki, a dopiero po tym wysłać wojsko do Grecji? - zapytał generał Smith. - Nie możemy. Zarówno dyrektywa, jak i list premiera są sformułowane w sposób wykluczający wszelką dyskusję. Ja też nie jestem szczęśliwy, generale. Premier odebrał nam perspektywę zwycięskiego zakończenia kampanii. Musimy zostawić sobie pod bokiem włoski cierń, który nie jest wprawdzie groźny, ale będzie nam doskwierał. Ód samego początku byłem przeciwnikiem wyprawy do Grecji, ale wojna jest narzędziem polityki i nie możemy jej prowadzić według własnego widzimisię. Dlatego też decyduję: po pierwsze, ubezpieczenie Benghazi oraz "flanki egipskiej" powierzyć cyrenajskiemu zgrupowaniu generała 0'Connora. Pozostanie w nim nowozelandzka dziewiąta dywizja piechoty i druga dywizja pancerna. Przedstawia ona, co prawda, wartość brygady, ale na razie wystarczy. Marszałek Longmore, według własnego uznania, pozostawi w rejonie Benghazi zgrupowanie lotnictwa dla wsparcia wojsk 0'Connora. Po drugie, pozostałe wielkie jednostki należy skoncentrować w najbliższym rejonie Aleksandrii. Dotyczy to dwóch dywizji australijskich, jednej nowozelandzkiej, polskiej brygady karpackiej, brygady pancernej, dwóch pułków artylerii pozadywizyjnej i służb. Proszę przystąpić do wydania rozkazów. Pytania? - Kto będzie dowódcą korpusu ekspedycyjnego? - Generał Maitland-Wilson. Dlatego też nazwiemy ten korpus zgrupowaniem "W". Piętnastego lutego generał Smith przyniósł do gabinetu Wavella projekty rozkazów, nad którymi jego sztab porządnie się napracował. Zastał tam, oprócz Naczelnego Dowódcy, bardzo zaaferowanego szefa oddziału wywiadowczego, generała Shearera. Wavell odebrał od szefa sztabu plik papierów, po czym - nie czytając ich - podarł na drobne kawałki i rzucił do kosza. - Jak mam to zrozumieć, sir? - zapytał zdumiony Smith. - A tak - i tu Wavell wskazał na Shearera - że w Trypolisie ląduje silny niemiecki korpus pancerny, którego czołowa dywizja jest już w styczności z wysuniętymi oddziałami 0'Connora pod Agedabią. Stwierdzono też bardzo poważne wzmocnienie lotnictwa nieprzyjacielskiego. Nastąpiła więc radykalna zmiana stosunku sił, wobec czego odwracam priorytety. Główne zadanie spada obecnie na barki zgrupowania cyrenajskiego, oczywiście kosztem zgrupowania "W". Na ekspedycję grecką pójdą: druga dywizja nowozelandzka Freyberga, szósta dywizja australijska Mackaya, brygada pancerna Charringtona, dwa pułki artylerii korpuśnej i niezbędne służby. Pozostałą dywizję australijską skierować natychmiast do zgrupowania 0'Connora, polską brygadę wrzucić do Tobruku, który uważam za zagrożony, a brytyjską szóstą dywizję piechoty, bez czternastej brygady piechoty, osadzić jako garnizon w Mersa Matruh. Kiedy po kilku godzinach szef sztabu znowu przyniósł rozkazy mające uruchomić "przetasowanie" wojsk, Wavell podpisał je, po czym zapytał: - Ilu naszych ludzi odejdzie ostatecznie do Grecji? - Razem z jednostkami służb, które już tam są, będzie w sumie trzydzieści sześć tysięcy wojska i dwadzieścia cztery tysiące personelu tyłów, służb i administracji. - Ależ to jest zupełnie karykaturalna proporcja "zębów" do "ogona"! - Wyniknęła ona z kalkulacji kwatermistrzostwa. Zechce pan generał wziąć pod uwagę, że korpus ma żyć i wojować w kraju nie tylko pozbawionym przemysłu, ale również komunikacji, przepraw, sieci łączności i tak dalej. - A swoją drogą nie zazdroszczę Wilsonowi - pokręcił głową obecny przy rozmowie generał Hutchinson.

ZGRUPOWANIE "W" ZMIENIA SIĘ W "CREFORCE" Dwudziestego szóstego kwietnia ewakuujący się indywidualnie kontradmirał Turle, morski attache przy brytyjskiej ambasadzie w Atenach, zupełnie przypadkiem natknął się na generała Wilsona pod Argos nad Zatoką Argolidzką na Peloponezie. Wielki i gruby dowódca zgrupowania "W", zwany popularnie "Jumbo", czyli "Słoń", oczekując na mający' go przewieźć na Kretę wodnosamolot, ukrył się w lasku oliwnym, a ponieważ było południe, w towarzystwie kontradmirała i paru oficerów sztabu zabrał się do spożycia improwizowanego lunchu. - I co? Diabli wzięli - powiedział "Jumbo", wychylając z apetytem łyk whisky. - Anp, wzięli - po.wtedział ponuro Turle. - Nie można przy tym powiedzieć, żeby nasza "przyjacielska pomoc" dla Grecji była skuteczna i długotrwała. - Kolejny niemiecki "blitzkrieg" - wmieszał się generał Stewart. - Od chwili kiedy Niemcy zaatakowali nas dziesiątego kwietnia, całe nasze działanie stało się jedynie i wyłącznie odwrotem. Już dwudziestego pierwszego Grecy skapitulowali na froncie Epiru, a generał Wavell rozmówił się w Atenach z królem greckim i z nowym premierem Tsouderosem i wydał1 rozkaz ewakuacji zgrupowania "W" na Kretę. Od tego dnia nasze dywizje, osłaniając się strażami tylnymi, maszerują częściowo do portów Attyki, głównie zaś do portów Peloponezu. Tak jak i my. - Attyka jest już odcięta od Peloponezu przez niemiecki desant spadochronowy, zrzucony dziś rano na Przesmyk Koryncki- poinformował Turle. - Większość moich wojsk jest już na Peloponezie - oznajmił spokojnie generał Wilson - a muszę powiedzieć, że jestem zbudowany postawą naszych żołnierzy. Trzymają się wręcz wspaniale i odgryzają Niemcom jak wilki. I to po czterystu pięćdziesięciu kilometrach nieustannego odwrotu, który jest z natury rzeczy wysoce demoralizującą formą działania! Ewakuacja rozpoczęła się trzy dni temu i większa część zgrupowania "W" jest już na Krecie. - Właśnie. Dlaczego na Krecie, a nie w Egipcie, gdzie wojska "osi", a głównie Niemcy, odebrały już całą Libię i oblegają Tobruk? - zapytał Stewart. .- Dlatego, że naszym następnym zadaniem będzie obrona Krety, i to "za wszelką cenę", jak napisał do Wavella Churchill. Część transportów ma zresztą iść wprost do Egiptu. , - Bardzo kategoryczne sformułowanie - zauważył kontradmirał Turle. - Z niektórych objawów można jednak wnioskować coś odmiennego. W odróżnieniu od premiera Naczelny Wódz brytyjskich sił zbrojnych, czyli londyński Komitet Szefów Sztabów, ocenia, że w najbliższej przyszłości. Kreta nie będzie zagrożona. - Jakie to są objawy? - Pierwszym jest dyrektywa Szefów Sztabów z osiemnastego kwietnia, odebrana przez Wavella w Atenach. Uderza w niej hierarchia postawionych mu zadań. Pierwsze: zwycięstwo w Libii. Drugie: ewakuacja sił zbrojnych z Grecji. Trzecie: zaopatrywanie Tobruku. A na końcu napisano dosłownie: "o Krecie będziemy myśleć później". Następnym objawem jest dyrektywa dotycząca ewakuacji z Grecji, adresowana przede wszystkim do admirała Cun- ninghama. Powiedziano w niej, że Kretę trzeba obecnie traktować jako "schronisko" dla wszystkich sił i środków, które uda się wywieźć z Grecji. Należy przy tym zastosować "dunkierkowską" procedurę ewakuacji. Chodzi mianowicie o zabranie z Grecji możliwie największej liczby ludzi kosztem całego ciężkiego sprzętu wojskowego. Oznacza to, że przed zaokrętowaniem należy porzucić, oczywiście zniszczoną, nie tylko całą artylerię i czołgi, ale również samochody, sprzęt radiotelegraficzny i zapasy amunicji. - Pierwsze: "zwycięstwo w Libii" - warknął Stewart. - Zorientowali się poniewczasie. A w lutym, kiedy to zwycięstwo było bardziej niż pewne, kazali Wavellowi stanąć i odebrali mu połowę sił na chimeryczną ekspedycję grecką. Można było z góry przewidzieć, że ta cała

wyprawa przyniesie tylko wstyd, straty i następną ewakuację bez śladu pożytku dla nikogo. Prócz Niemców. Punktualnie o godz. 21.30 wielki Sunderland siadł w zatoce u nabrzeża porciku Mili. Generałowie Wilson, Turle, Stewart i wszyscy towarzyszący im żołnierze wsiedli do samolotu. Przy wejściu stał bosman, który najpierw grzecznie salutował, a później odbierał od pasażerów bagaże i najspokojniej w świecie rzucał je do wody. pilot prawie do świtu czekał na przybywających jeszcze do portu żołnierzy, aż wreszcie załadował co najmniej 60 podróżnych, przekraczając dozwoloną normę. Z trudem oderwał się od wody, ale po godzinie lotu szczęśliwie posadził Sunderianda w zatoce Chanii. U nabrzeża powitał Wilsona generał piechoty morskiej, siódmy z rzędu dowódca "Creforce", Weston, przybyły do Chanii przed paroma dniami. Od razu zaprosił podróżnych na śniadanie do swojej mesy, a w czasie posiłku zaproponował Wilsonowi, aby przejął od niego dowództwo. - Nie mogę tego zrobić - odpowiedział Wilson. - Został pan przecież mianowany przez Naczelnego Dowódcę TDW. - Ale jest pan najstarszym stopniem generałem na wyspie i dowódcą tych żołnierzy, którzy od dwóch dni masowo przybywają z Grecji. W żadnym razie nie ośmieliłbym się na wydanie panu rozkazów ani na komenderowanie wojskami ponad jego głową. - Rozumiem pana sytuację. Rozwiążmy więc sprawę tak, że zorganizujemy duumwirat i będziemy dowodzić na spółkę -aż do rozstrzygnięcia zagadnienia przez Wavella. Na początek proszę mnie poinformować: jakie jednostki ma pan na Krecie, jakie zarządzenia wydał pan W stosunku do przybywających z Grecji żołnierzy i co pan przygotował na ich przyjęcie, a przędę wszystkim, gdzie kwateruje moje dowództwo zgrupowania "W"? - Dowództwo zgrupowania "W", poza osobą pana generała, w ogóle nie wylądowało na Krecie, tylko od razu odpłynęło do Egiptu, a razem z nim odjechał generał Mackay. Musimy więc wspólnie korzystać z pomocy mojego sztabu. Ponadto ewakuowano wprost do Egiptu szóstą brygadę piechoty z nowozelandzkiej drugiej dywizji piechoty, a w zamian za to bojowe wojsko przywieziono z Grecji setki robotników palestyńskich i cypryjskich. do jednostek wojsk lądowych na Krecie: już od pół roku stacjonuje tu dobra brytyjska czternasta brygada piechoty brygadiera Chappela, złożona z trzech regularnych batalionów. Brygadę tę przesunąłem do Iraklio, a nad zatoką Suda pozostawiłem na razie jeden jej oddział, to jest batalion strzelców walijskich. "Na razie", ponieważ zaczęła już przybywać z Port Saidu moja MNBDO. - Przepraszam, ale co znaczy ten skrót? - Rzeczywiście, w całym Imperium istnieje tylko ta jedna Marinę Naval Base Defence Organization.* - Jaki jest jej skład? - Jest to rodzaj brygady o bardzo złożonej strukturze organizacyjnej. Obejmuje ona dwie baterie trzycalowych armat przeciwlotniczych, jedną baterię lekkiej artylerii przeciwlotniczej, baterię artylerii nadbrzeżnej, baterię reflektorów, kompanię szturmową, kompanię łączności, kompanię transportową i szpital polowy. W sumie jest to bardziej artyleria obrony portu niż piechota, jakkolwiek wszyscy jej żołnierze, łącznie dwa tysiące, należą do elitarnego korpusu królewskiej piechoty morskiej. Muszę dodać, że w willi "Bella Kapina" mam pod opieką bardzo szczególną "jednostkę". Jest nią Jerzy II, król grecki, wraz ze swoim bratankiem, premierem i szczątkowym rządem, a w pobliżu osiedlił się sir Michael Palairet ze szczątkową ambasadą brytyjską * Jednostka obrony baz morskich (ang.).

i wcale nie szczątkową lady Palairet. A jeżeli już mowa o kłopotliwych osobach, to mamy na wyspie dobrych kilka tysięcy jeńców włoskich. Siedzą w obozach w górach i opiekują się nimi sami Grecy. - Nie utyją oni pod tą opieką. - Oj, nie utyją. A wracając do wojsk ewakuowanych z Grecji, to wystawiłem regulację ruchu, która kieruje Nowozelandczyków wzdłuż wybrzeża na zachód, a Australijczyków na wschód. Na zachodzie, w Platanias, znajduje się sztab brygadiera Hargesta. Na wschodzie, w Jeoriupolis, brygadiera Vaseya. Obydwaj zajmują się segregowaniem przybywających żołnierzy i odtwarzaniem macierzystych batalionów i brygad. Na przyjęcie przybyszów uruchomiliśmy kilka punktów wyżywienia. Jestem przy tym dosyć zaskoczony - kontynuował Weston - dobrym psychicznym stanem rozbitków. - A jak jest z dyscypliną? - Uważam, że nie najgorzej, chociaż nie idealnie, ale pamiętajmy, że to są ludzie z dominiów, tak zwani "żołnierze-wolni obywatele", mobilizowani w systemie milicyjnym. Słuchają rozkazów tylko swoich własnych oficerów i nie bardzo uznają nas, Anglików. Toteż pojedynczy żołnierze poszli indywidualnie, ale z karabinami, w góry, do wiosek, znęceni perspektywą napitku i damskiego towarzystwa. Wysyłam patrole żandarmów, ale jest ich niewielu, a ponadto brak środków transportu przydatnego w tych bezdrożach. Barwnym potwierdzeniem oceny, że dyscyplina nieco szwankowała, była przygoda księcia Piotra Greckiego, który w mundurze kapitana jadł właśnie obiad-w hoteliku przy rynku w Chanii. Po obiedzie wszedł do kawiarni, gdzie zobaczył trzech Australijczyków, którzy - z rewolwerami w ręku - ustawili pod ścianą, z rękoma do góry, wszystkich pożywiających się tam cywilów. - O co tu chodzi? - zapytał książę. - Aha, mówisz po angielsku! Jesteśmy ocalałymi rozbitkami z "Costa Rica . Przede wszystkim chcemy zastrzelić tego drania admirała, który gdzieś tu musi być. Po drugie, chcemy się wyspać, bo przemaszerowaliśmy przez całą Grecję i jesteśmy cholernie zmęczeni. Książę. Piotr wyraził całkowite zrozumienie dla "zmęczonych" (przy jawnym udziale wina) Australijczyków, podjął się zarezerwować dla nich sypialnię, poszedł do telefonu i połączył się z plutonem żandarmerii. - Jako Brytyjczycy nie mamy żadnych uprawnień w stosunku do Australijczyków - brzmiała odpowiedź. - Lepiej jednak przyjdźcie, ? zanim zacznie się strzelanina. Po chwili w drzwiach kawiarni ukazał się patrol żandarmów, biernie przyglądających się wydarzeniom. - Ach, to tak - powiedział przywódca. - Telefonowałeś po czerwone czapki. No to przyjrzyj się-dobrze! Australijczyk pokazał księciu nabój solidnego kalibru. - Zaraz będziesz miał kulę w brzuchu '- powiedział, po czym naładował rewolwer. Zanim jednak zdążył wystrzelić, członek domów królewskich greckiego i duńskiego dał szczupaka pod stół, waląc jednocześnie obydwiema nogami w podbrzusze napastnika, który z łoskotem przewrócił się na wznak. Pocisk przedziurawił ścianę, a na ten sygnał żandarmi puścili w ruch pałki gumowe i po chwili prowadzili już skutych awanturników do aresztu. Dwudziestego dziewiątego kwietnia wszedł do zatoki Suda ostatni okręt ewakuacyjny, krążownik "Ajax", na którym oprócz kilkuset żołnierzy przybył kontradmirał Baillie- Grohman, odpowiedzialny z ramienia floty za ewakuację zgrupowania "W", oraz generał Bernard Freyberg, dowódca nowozelandzkiej 2 DP. Generał ten zignorował otrzymany na Peloponezie rozkaz, że ma odlecieć na Kretę razem z Wilsonem, i wytrwał w Monevasii dosłownie do nadejścia Niemców, aby osobiście dopilnować zaokrętowania ostatniego rzutu swojej dywizji. Freyberg pozostał w ten sposób wierny swojej renomie, zdobytej jeszcze w I

wojnie światowej, dzięki której uzyskał u Churchilla przydomek "Salamandra" i możliwie najwyższe odznaczenia bojowe, a w szczególności Krzyż Wiktorii i trzykrotnie Order Wyjątkowej Zasługi. Generał nosił na skórze pokwitowanie ceny, jaką zapłacił za owe odznaczenia, w postaci dwudziestu siedmiu blizn, ale zwykł skromnie mawiać, że należy tę liczbę dzielić przez dwa, ponieważ każdy pocisk pozostawia ślad wlotowy i wylotowy. - Wynika z tego - powiedział kiedyś Churchill - że był pan trafiony trzynaście i pół raza. - Prawie że tak - odpowiedział Freyberg. - To pół to było płytkie pchnięcie bagnetem. Freyberg zamierzał wyjechać do Egiptu, aby tam zebrać, uzupełnić i uporządkować swoją nadwerężoną dywizję. Nie zdążył jednak tego zrobić, ponieważ 30 kwietnia przyleciał do Maleme Wavell i zwołał do Platanias odprawę dowódców i oficerów sztabów. Konferencja odbywała się na tarasie willi zajętej przez sztab brygadiera Hargesta. W ogrodzie pachniały perskie bzy, tuż pod tarasem rozciągała się plaża, a po drugiej stronie widniały zielone stoki 850--metrowego wzgórza Monodhendri., które sztabowcy zdążyli już ochrzcić mianem "Signal Hill" (znaczące wzgórze). Wavell był tęgim i profesjonalnie wykształconym generałem, ale zarazem... poetą (wydał nawet zbiór wierszy). Zachwycił się więc wiosennym krajobrazem i powiedział do witającego go Hargesta: - Jakież to piękne wzgórze! - Tak jest - Hargest na to. - Bardzo precyzyjne rozgraniczenie dwóch wycinków taktycznych. Pd tej towarzyskiej dygresji Naczelny Dowódca odwołał na stronę generała Wilsona,. a do rozmowy z nim był przygotowany przez dwie przesłanki. Po pierwsze, przez raport Wilsona, w którym "Jumbo" nad wyraz sceptycznie oceniał perspektywę obrony Krety, po drugie - miał w zanadrzu telegram Churchilla sugerujący, aby dowódcą "Creforce" mianować generała Freyberga. - "Jumbo" - zaczął Wavell - mam dla ciebie znacznie poważniejsze zadanie niż dowodzenie tą całą "Creforce". Jesteś mi koniecznie potrzebny w Kairze, chcę ci bowiem powierzyć opiekę nad wszystkimi sprawami Palestyny i Iraku. W tym momencie Wilsonowi spadł kamień z serca, czego jednak nie dał po sobie poznać, i odpowiedział z należytą godnością: - Wiesz, Archie, że jestem starym wojakiem, gotowym do wypełnienia nawet najtrudniejszych zadań. - To świetnie. Leć więc do Egiptu, gdzie dostaniesz szczegółowe informacje o sytuacji oraz moją dyrektywę operacyjną. Następnym rozmówcą był generał Freyberg. Wavell wziął go pod ramię i wyprowadził do ogrodu. - Generale - oznajmił - w kampanii greckiej pańska dywizja zachowywała się wręcz wspaniale, a było to przede wszystkim pańską osobistą zasługą. Wobec tego z pełnym zaufaniem mianuję pana dowódcą "Creforce" i stawiam panu zadanie bezwzględnego utrzymania wyspy w naszym ręku. Wiemy bowiem, że po upływie dwu - trzech tygodni należy oczekiwać natarcia niemieckiego. Trzeba się liczyć z desantem powietrznym co najmniej dywizji spadochroniarzy, a jednocześnie, lub ; zaraz po tym, z desantem morskim o sile dywizji piechoty. Nadarza się więc wyjątkowa okazja wybicia do nogi spadochroniarzy niemieckich, którzy przecież nie mają najmniejszych szans w bezpośrednim starciu z pańskimi Nowozelandczykami i Australijczykami. Będzie pan miał poza tym takie dobre wojsko, jak brygada Chappela i piechota morska Westona. - A co z desantem z morza? - zapytał Freyberg. - Flota Śródziemnomorska, szczególnie po zwycięstwie pod Matapan, w absolutny sposób panuje nad morskimi dostępami do Krety. Cunningham zapewnia, że utopi każdy statek, który

by próbował dopłynąć do wyspy. Jednym słowem: opanowanie Krety jest dla Niemców zupełnie beznadziejnym przedsięwzięciem. Freyberg nie pozwolił się jednak oczarować świetlaną perspektywą, odmalowaną-przez Wavella, i odpowiedział z powagą: - Nie mogę, oczywiście, odmówić przyjęcia tej odpowiedzialnej funkcji. Niemniej jednak uważam za swój elementarny obowiązek zameldować, że w świetle realiów zupełnie nie podzielam optymizmu pana generała. Mamy istotnie dobrych żołnierzy. Są oni jednak bardzo słabo uzbrojeni i brakuje im najbardziej niezbędnego ekwipunku. Nie mają nie tylko łopatek, ale mało kto ma płaszcz, koc, menażkę. Działa, czołgi, samochody, radiostacje, ciężka broń piechoty, kuchnie polowe, wszystko to zostało w Grecji na rozkaz naszych przełożonych. W rezultacie: piechota może wojować tak, jak przeciwko Zulusom, karabinami i bagnetami, a to stanowczo za mało na Niemców. Abstrahuję już od tego, że do obrony wyspy brakuje co najmniej kompletnej brygady piechoty, ale przede wszystkim nie ma artylerii polowej, no i czołgów, czołgów, czołgów, a to jest najskuteczniejsze lekarstwo na spadochroniarzy i na desant z morza. Zupełny brak środków transportu wyklucza jakąkolwiek koncepcję manewru nie mówiąc o tym, że w tej chwili nawet dowódcy brygad jeżdżą na rowerach względnie chodzą piechotą. Flota Cunninghama panuje na morzu! - dorzucił po chwili. - Słusznie. Ale wyłącznie w nocy, kiedy nie działa lotnictwo niemieckie. Widzieliśmy na Peloponezie, jak, to lotnictwo tępiło okręty, które- zmarudziły do świtu w portach załadowczych. Niemiecki desant morski ma więc wszelkie szanse wylądowania, jeżeli przyjdzie za dnia, pod parasolem własnego lotnictwa. Chyba że zdołamy osłonić myśliwcami działanie naszej floty. Dlatego więc, i nie tyko dlatego, postulatem pierwszej pilności jest osadzenie na Krecie co najmniej dwóch dywizjonów Hurricane'ów, ze stuprocentową rezerwą sprzętu. W razie gdyby pan generał nie był w stanie uzupełnić przedstawionych braków, to muszę zameldować, że według mojej oceny decyzję o obronie Krety należałoby poddać rewizji. - Prawda leży zwykle pośrodku - rzekł na to Wavell. - Mój pogląd jest może zbyt różowy, ale za to pana przesadnie ponury. Niemniej jednak wchodzę w pana położenie i obiecuję, że podrzucę panu ile się da piechoty, artylerii, czołgów, ekwipunku i żywności. Podejmuję się też zobowiązać Cunninghama, aby w żadnym razie nie wpuścił na Kretę desantu morskiego, już od tej chwili może pan na to liczyć. Gorzej jest z lotnictwem. Przyduszę Longmore'a, ale nie mogę przyrzec nic konkretnego. Tymczasem niech pan położy nacisk na maskowanie, schrony i artylerię przeciwlotniczą. Niech pan poleci swojemu sztabowi sporządzić wykaz waszych postulatów. - Panie generale, przecież ja nie mam żadnego sztabu. Muszę go dopiero zorganizować. Szefem zamierzam mianować brygadiera Stewarta, który o tym jeszcze nie wie. - Obejdziemy się bez notatki. Wracam do Kairu i od razu zajmę się realizacją moich obietnic. Niech pan tymczasem obejmie dowództwo i zorganizuje obronę w taki sposób, żeby "jerries" połamali sobie zęby na Krecie. Powodzenia i do zobaczenia. Niezwłocznie po powrocie Wavella do Kairu okazało się, że w paru odległych od siebie rejonach jego teatru działań zarysowały się bardzo poważne kryzysy. W Pustyni Zachodniej czołgi Rommla dotarły już do granicy Egiptu. W Iraku wybuchła rewolta i wojska Raszida Alego obiegły brytyjski węzeł lotnisk w Habbanii. Jednocześnie petainowska administracja w Syrii zaangażowała się do współpracy z hitlerowcami. Pojawiła się w Damaszku silna "misja" wojskową niemiecka, a na lotniskach pierwsze samoloty niemieckie. Wszystko to razem absorbowało i tak bardzo ograniczone siły i środki Naczelnego Dowódcy. Dla Krety pozostawały tylko niezmiernie ubogie resztki. Generał Wavell miał jednak zwyczaj dotrzymywania obietnic i wobec tego "podrzucił" Freybergowi na Kretę 3 bataliony piechoty, zorganizowaną baterię haubic górskich oraz około 50 pojedynczych dział, 6 czołgów średnich i 16 tankietek.

Każdy z tych "prezentów" wypada omówić. Mianowicie: tylko jeden z batalionów piechoty przybył do 14 BP, do Iraklio, przed niemieckim atakiem. Drugi zdążył (też do Iraklio) na przedostatni dzień boju. Trzeci, wyładowany w Sudzie w nocy z 26 na 27 maja, mógł być już użyty jedynie do osłony odwrotu. Przysłane pojedyncze działa to wyłącznie zdobyczny sprzęt włoski lub francuski, a do tego bez przyrządów celowniczych. Kanonierzy Freyberga musieli najdziwniejszymi sposobami improwizować nieudolne namiastki tych urządzeń. Co do czołgów, to okazało się, iż podwładni Wavella wypchnęli na Kretę graty, nie nadające się prawie do użytku. Zarówno średnie M1, jak i tankietki były maszynami przestarzałymi nawet jak na rok 1941, a ich stan techniczny był wręcz rozpaczliwy. Wszystkie niedomagania ujawniały się stopniowo, w miarę wyładowywania i rozdzielania przybywającego wojska oraz sprzętu, a niektóre za późno, bo dopiero w czasie walki. CREFORCE" PRZYGOTOWUJE SIE DO WALKI Po odlocie Wavella generał Freyberg przeprowadził rekonesans terenu, odwiedził niektóre bataliony Nowozelandczyków i Australijczyków, po czym zwołał na 3 maja odprawę, która się odbyła w obranym przez niego nowym stanowisku dowodzenia, mieszczącym się w amfiladzie... pieczar, usytuowanych pomiędzy wzgórzami na północny wschód od Chanii. Generał rozpoczął odprawę od przekazania zebranym dowódcom zadania, postawionego "Creforce" przez Naczelnego Dowódcę, a następnie powiedział: - Nie wiem, czy wszyscy panowie zastanowili się nad topografią tej wyspy. Krótko mówiąc, byłoby o wiele łatwiej bronić Krety, gdyby się ją obróciło o sto osiemdziesiąt stopni. Nie możemy, niestety, zastosować tego prostego rozwiązania i musimy się pogodzić z nieprzyjemnymi realiami. Otóż: wyspa jest grzbietem górskim, spadającym stromo do morza na wybrzeżu południowym, "patrzącym" w kierunku naszej bazy egipskiej. Jest natomiast gościnnie otwarta ku północy, ku Peloponezowi, czyli ku Niemcom. Stoki górskie są tu łagodne, obfitują w doliny i wobec tego wszystkie porty Krety są położone właśnie na północy, nie mówiąc o licznych łatwo dostępnych plażach. Odległość od Peloponezu pozwala nawet myśliwcom niemieckim na rejsy nad Kretę i z powrotem. Nie mogą tego dokonać nasze samoloty z Egiptu czy ż Libii. Muszą uzupełnić paliwo na Krecie albo bazować na niej. Ograniczenia wynikające z odległości dotyczą nie tylko samolotów, ale i okrętów. Ponieważ na wybrzeżu południowym nie ma portów, każdy okręt idący do nas z Egiptu musi opływać Kretę dookoła, bądź od wschodu przez cieśninę Kasos, bądź raczej od zachodu przez cieśninę Kithira. Obydwie są pułapkami, leżą bowiem w promieniu zasięgu myśliwców i nurkowców niemieckich. Ich lotniska otaczają półkolem Kretę, to znaczy i cały akwen Morza Kreteńskiego. Obszar ten jest więc dostępny dla nas wyłącznie w nocy. Dla pełnej jasności trzeba pamiętać o prymitywnym stanie portów i o braku samochodów. A jak jest z dokerami, komandorze Morse? - Wszyscy miejscowi ulotnili się jak kamfora po pierwszym bombardowaniu, ale to niewielka szkoda. Major Torr zwerbował ze dwie setki zawodowych dokerów spośród Australijczyków. Pracują bardzo wydajnie i odważnie, ale pomimo tego wyładowanie odbywa się niezmiernie wolno z powodu nieustannych nalotów niemieckich. Prawie codziennie topią nam w zatoce jakiś statek nie mówiąc o tych, które giną w czasie rejsu. Dlatego też admirał Cunningham postanowił powierzyć cały dowóz na Kretę szybkim okrętom wojennym, którym jednak nie wolno pokazać się na zagrożonym obszarze w ciągu dnia. - Komandorze Beamish, dlaczego pańskie lotnictwo pozostawia Niemcom taką swobodę działania?

- Sir, to, co odziedziczyłem po D'Albiacu, nie zasługuje na nazwę aż "lotnictwa". Niedobitki z Grecji liczą obecnie sześć Gladiatorów, sześć Hurricane'ów i dziewięć Blenheimów. Liczby te z każdym dniem się zmniejszają, ponieważ Niemcy niszczą mi samoloty na lotniskach, a poza tym maszyny rozbijają się na fatalnych pasach startowych Maleme i Iraklio. Właściwie liczą się tylko Hurricane'y, ponieważ ani Gladiatory, ani Blenheimy nie mają najmniejszej szansy w spotkaniu z Messerschmittami. Piloci dokazują cudów waleczności i wytrzymałości fizycznej, ale są bezradni wobec trzydziestotrzykrotnej przewagi myśliwców niemieckich. - Istnieje perspektywa, że ta proporcja zmieni się na naszą korzyść - powiedział Freyberg już tylko dla podniesienia ducha podwładnych, jako że sam przestawał w to wierzyć. - W każdym razie trzeba poprawić skuteczność ognia naszej broni przeciwlotniczej i z całą surowością przestrzegać nakazów maskowania. Tymczasem wracam do oceny sytuacji. Wiemy, że- natarcie niemieckie na wyspę będzie miało postać desantu spadochronowego i morskiego. Celem ataków muszą więc być przede wszystkim lotniska i porty. Mamy tu dwa lotniska, Maleme i Iraklio, oraz namiastkę lądowiska w Retimno. istnieją też trzy liczące się porty: zatoka Suda, Retimno i Iraklio. W sumie te cztery nazw geograficzne same przez się wyznaczają punkty terenu, które musimy za wszelką cenę obronić, i nie tylko obronić, ale wytępić do nogi te siły przeciwnika, którym by się udało wylądować na Krecie. Generał Weston najwyraźniej wychodził z takich samych założeń i dlatego nie wprowadzam żadnych zasadniczych zmian w zapoczątkowanym przez niego podziale sił, to jest ogólnie mówiąc: Chappei w Iraklio, Australijczycy na wschód od Chanii, Nowozelandczycy na zachód, gros MNBDO w rejonie zatoki Suda. Niezwłocznie wydam na piśmie szczegółowy rozkaz operacyjny, w którym od razu uwzględnię i rozdzielę przyrzeczone siły i środki wzmocnienia "Creforce". Stewart, czy może pan powiedzieć, ile wojska i jakiego zebrało się na Krecie po zakończeniu ewakuacji z Grecji? - Obawiam się - odpowiedział brygadier Stewart - że dokładnej liczby nie będzie mógł ustalić aż do końca świata żaden historyk. Mogę jednak ze znacznym przybliżeniem zameldować, że ma pan generał pod swoimi rozkazami około szesnastu tysięcy Brytyjczyków, wliczam tu czternastą brygadę piechoty i MNBDO, sześć i pół tysiąca Australijczyków i prawie osiem tysięcy Nowozelandczyków. Jeżeli do tego dodać sześciuset żołnierzy lotnictwa, to mamy tu jakieś trzydzieści jeden tysięcy ludzi, w tym do dwudziestu pięciu tysięcy wyszkolonych żołnierzy liniowych. Grecki pułkownik Fiprakis ocenia, że możemy ponadto liczyć na około dziesięć tysięcy Greków, wśród nich Kreteńczyków: żandarmów, terytorialnych batalionów i partyzantów. - Mam wątpliwości, czy możemy poważnie liczyć na tych sprzymierzeńców - zauważył Freyberg. - Czy są pytania? - Tak jest - odpowiedział szef sztabu. - Aprobowane przez pana generała ugrupowanie "Creforce" jest czysto linearne. Brakuje w nim ruchliwego, centralnie umieszczonego odwodu, nadającego się do zadania uderzenia w obranym przez pana generała miejscu i momencie. - Piękna myśl, ale zupełnie niewykonalna w naszych konkretnych warunkach, na które składa się kilka elementów. Po pierwsze, długość pasa obrony. Mierzona od Maleme do Iraklio wynosi ona w linii powietrznej ponad sto dwadzieścia kilometrów. Po drugie, zupełny brak samochodów. Po trzecie, kompletne bezdroża, uniemożliwiające wszelki manewr nawet w przypadku, gdybyśmy dysponowali samochodami. Niemniej jednak pozostawię w swoim ręku odwód. Zastrzegam mianowicie do swojej dyspozycji jedną brygadę nowozelandzkiej drugiej dywizji piechoty, przeznaczoną do kontrmanewru w zachodnim pasie obrony. Ponadto każdy z poszczególnych dowódców rejonów obrony powinien zorganizować własny odwód, ponieważ najlepszym sposobem na bicie spadochroniarzy jest natychmiastowe, zdecydowane uderzenie wręcz. Wiemy już z Grecji, jak panicznie boją się Niemcy naszych gallipolijskich bagnetów. Nie ma więcej pytań? No to dziękuję i do roboty.

- Dlaczego "gallipolijskie" bagnety? - zapytał podpułkownik Andrew podpułkownika Dittmera, razem z którym wyszedł z odprawy. - Nie wiesz? Bojiasze "dominialne" dywizje zachowały z pierwszej wojny długie bagnety, te same, którymi dziurawiły Turków na półwyspie Gallipoli. - Nie wiadomo, kto kogo bardziej podziurawił na tym Gallipoli. Ale, swoją drogą, nasz stary jest niekonsekwentny. Dzisiaj każe natychmiast kontratakować, a jeszcze wczoraj pouczał żołnierzy/żeby się nie uganiali z bagnetami za spadochroniarzami, tylko spokojnie siedzieli zamaskowani na stanowiskach ogniowych i celnie strzelali. Bądź tu mądry! A tymczasem brygadier Stewart wezwał porucznika Coxa i rozkazał: - Niech pan weźmie papier i pióro. Podyktuję wytyczne do rozkazu operacyjnego. Będę mówił tak, jak gdybym głośno myślał, a wy mi z tego wysmażycie dokument według wszelkich reguł sztabowych. Gotowe? Zaczynam od zachodniego krańca wyspy. Pierwsze: Pomiędzy "rogami smoka" leży na tym krańcu rybacki porćik Kastelli. W miasteczku jest trochę greckich żandarmów i "pułk" terytorialny. To wystarczy. Dowódcą mianujemy majora Beddinga, trzeba mu dodać ze dwóch poruczników i paru podoficerów. Drugie: Odcinek Maleme - Galatas, pod rozkazami brygadiera Putticka z jego nowozelandzką drugą dywizją piechoty. Najbardziej zwartą, całkowicie odtworzoną piątą brygadę piechoty Hargesta, z dwoma czołgami Ml, ma przeznaczyć do obrony lotniska Maleme i wybrzeża w jego rejonie. Improwizowana dziesiąta brygada piechoty pułkownika Kippenbergera będzie broniła wzgórz dokoła Galatas oraz Doliny Więzienia, osłaniając od południa Chanie i pośrednio ubezpieczając skrzydło piątej brygady piechoty. Pomiędzy dziesiątą brygadą piechoty a zachodnim skrajem Chanii stanie czwarta brygada piechoty Inglisa, wzmocniona dziesięcioma tankietkami. Użycie tej brygady zastrzec do dyspozycji dowódcy "Creforce", z wyjątkiem dwudziestego batalionu, który będzie odwodem Putticka. Artylerię drugiej dywizji piechoty będzie stanowić dziesięć lekkich dział polowych, osiem haubic, dwanaście armat przeciwlotniczych i dwa działa nabrzeżne. Przerwał na moment, spojrzał na porucznika Coxa, który pilnie notował, i ciągnął dalej: - Trzecie: Odcinek Chania - Suda - Akrotiri, podlegający generałowi Westonowi. Będzie miał wojsko bardzo różnorodnej maści. Batalion walijski, batalion nowozelandzkich "rangersów", batalion grecki, szesnasty i siedemnasty (zbiorowe i słabe) bataliony australijskie, swoja własną (MNBDO) kompanię saperów i silną, także własną, artylerię, to jest cały piętnasty pułk artylerii nabrzeżnej i drugi pułk artylerii przeciwlotniczej, razem pięćdziesiąt dział plus bateria reflektorów. Czwarte: Odcinek Retimno - Jeoriupolis, brygadiera Vaseya. Sa-m Vasey z dwoma batalionami swojej australijskiej dziewiętnastej brygady piechoty, kompanią saperów, dwoma działami nabrzeżnymi, dwoma armatkami przeciwpancernymi i sześcioma działami lekkimi niech zostanie w Jeoriupolis. W Retimno osadzi pozostałe dwa bataliony, wzmacniając to zgrupowanie dwoma batalionami greckimi, dwoma czołgami M1 i ośmioma działami. Piąte: Iraklio; tu oczywiście pozostanie Chappel z trzema batalionami swojej czternastej brygady piechoty. Dodamy mu, jak tylko przybędzie z Egiptu, dobry batalion Szkotów. Tymczasem wzmocnimy go batalionem australijskim i trzema greckimi, a także dwoma czołgami M1 i sześcioma tankietkami. Z artylerii damy mu cztery działa nabrzeżne, trzynaście lekkich i piętnaście przeciwlotniczych. Ponadto: po całej wyspie pętają się grupki artylerzystów bez dział, lotników bez samolotów, marynarzy bez okrętów i temu podobne. Polecić dowódcom odcinków, aby ich zbierali i wykorzystali w takich formach organizacyjnych, jakie sami uznają za najlepsze. Czy wszystko zrozumiałe? - spytał na zakończenie. - Niech pan idzie do "gabinetu" operacyjnego i razem z majorem Savillem zrobi z tej notatki precyzyjny i jasny rozkaz. Macie na to dwie godziny.

PRZECIWNIK PRZYGOTOWUJE SIE DO WALKI Dwudziestego drugiego kwietnia, kiedy ostateczne opanowanie Grecji przez Niemców było już kwestią dni, do luksusowej willi w Semmeringu pod Wiedniem, w której zainstalował się naczelny dowódca niemieckiego lotnictwa, przyjechało dwóch dygnitarzy. Byli nimi wzmiankowany naczelny dowódca, opasły marszałek Rzeszy Hermann Göring, w operetkowym, skomponowanym przez siebie samego mundurze, od góry do dołu obwieszonym orderami, oraz raczej szczupły i skromnie wyglądający generał lotnictwa Kurt Student, dowódca 11 korpusu powietrznodesantowego. Ta dobrana para wracała z audiencji, udzielonej jej przez samego Hitlera, w jego polowym stanowisku dowodzenia, mieszczącym się w specjalnym pociągu, ukrytym w tunelu w pobliżu granicy austriacko-jugosłowiańskiej. W Semmeringu oczekiwał już; wezwany tam przez Göringa, dowódca 4 Floty Lotniczej, generał Aleksander Löhr. - Odnie"ś!iśmy pełny sukces - zaczął Góring. - Führer całkowicie zaaprobował nasz wniosek pomimo tego, że poprzednio w ogóle nie planował opanowania Krety i zamierzał zadowolić się dotarciem do południowego brzegu Peloponezu. Już "nasz" wniosek - pomyślał Löhr. - Jeszcze sześć godzin temu ten serdel w ogóle nie przypuszczał, że Kreta ma dla nas jakiekolwiek znaczenie. Głośno zaś powiedział: - Osobiście pozwalam sobie być zachwycony trafną decyzją führera. Jednostki sił zbrojnych, zorganizowane i dowodzone przez pana marszałka, zupełnie samodzielnie opanują obiekt geograficzny o bardzo ważnym znaczeniu strategicznym. Z chwilą zdobycia Krety odbierzemy Anglikom wszelką możliwość bombardowania .rumuńskich terenów ropo- nośnych w Ploesti. Jednocześnie ubezpieczymy ważną drogę wodną łączącą Dunaj, przez Dardanele i Kanał Koryncki, z adriatyckim wybrzeżem włoskim. Najważniejszym rezultatem będzie jednak osadzenie na Krecie naszego silnego lotnictwa, oznaczające koniec panowania floty brytyjskiej we wschodnim akwenie Morza Śródziemnego. Mało tego: lotnictwo to będzie mogło wydatnie wspierać ofensywę Rommla na Kair, Aleksandrię, Kanał Sueski. - Takie właśnie argumenty przedstawiłem führerowi, on zaś uznał je za słuszne i wobec tego rozkazał mi przeprowadzenie desantu na Krecie, nadając nawet od razu tej operacji kryptonim "Merkury" - rzekł Göring. - Generał Keitel przyrzekł, że lada dzień ukaże się dyrektywa Naczelnego Dowództwa, ale już w tej chwili mogę dać wam dość szczegółowe wytyczne. Trzeba bowiem, abyście natychmiast przystąpili nie tylko do teoretycznego planowania, ale i do budowy lotnisk, nadmorskich rejonów załadowczych i tak dalej. A więc krótko i węzłowato: najpóźniej do dwudziestego piątego maja należy całkowicie opanować Kretę. A oto wskazówki wykonawcze. Operacja rozpocznie się od desantu powietrznego i desantu morskiego. Pan, generale Löhr, jako dowódca Czwartej Floty Powietrznej odpowiada za przygotowanie i przeprowadzenie całego przedsięwzięcia. Będą panu podlegały dwa związki: jedenasty korpus powietrznodesantowy generała Kurta Studenta oraz ósmy korpus lotniczy generała Wolframa von Richthofena. Ósmy korpus jest "czysto" lotniczy. W przeddzień desantu będzie miał dwieście osiemdziesiąt bombowców, ponad sto pięćdziesiąt bombowców nurkujących Stuka, ponad dwieście myśliwców i pięćdziesiąt samolotów rozpoznawczych. Jedenasty korpus natomiast składa się z trzech różnych komponentów: spadochroniarzy, piechoty oraz własnego lotnictwa transportowego. Komponentem spadochronowym jest siódma dywizja spadochronowa generała Süssmana oraz samodzielny spadochronowy pułk szturmowy generała Meindla. Zwracam uwagę panów na fakt, że spadochroniarze są elitą Wehrmachtu, a pułk szturmowy elitą elit! Komu on to mówi? - pomyślał Student. - Przecież to ja dobierałem i szkoliłem spadochroniarzy. Ja organizowałem desanty na fortyfikacje i mosty holenderskie i belgijskie, ja skakałem z moimi spadochroniarzami rok temu w Holandii!

- Piechota - kontynuował Göring - to piąta dywizja górska generała Ringela. W razie potrzeby może zostać wzmocniona batalionem szóstej dywizji górskiej oraz czołgami z piątej dywizji pancernej. W komponencie transportowym jedenasty korpus dysponuje pięcioma setkami samolotów JU- 52 oraz osiemdziesięcioma szybowcami. Oczywiście większą część piątej dywizji górskiej trzeba będzie przewieźć na Kretę morzem, a w związku z tym feldmarszałek Keitel wyda rozkaz admirałowi akwenu południowo--wschodniego, Schusterowi, aby jak najbardziej lojalnie spełniał wszystkie postulaty pana generała. Z powierzchownego obliczenia zarysowuje się następujący przebieg operacji: trzonem uderzeniowym i naszym najmocniejszym atutem będzie dywizja Süssmana w składzie ponad dziesięciu tysięcy ludzi, którzy skoczą ze spadochronami, i wylądują na szybowcach. Po opanowaniu lotnisk przerzucimy mostem powietrznym pięć tysięcy strzelców górskich, a reszta ze sprzętem ciężkim, łącznie siedem tysięcy żołnierzy, osiągnie Kretę na statkach. Spadochroniarze skaczą pierwsi, aby jak najszybciej opanować lotniska i lądowiska, to podstawowy warunek powodzenia całej operacji. A teraz, natychmiast po zdobyciu przez nas Aten, proszę zainstalować tam swoje dowództwa i możliwie, najszybciej przedstawić mi kompletny plan operacji. Przez kilka następnych dni generał Löhr i generał Student analizowali oddzielnie wszystkie wchodzące w grę przesłanki planu, po czym spotkali się, już w Atenach, aby skonfrontować swoje wnioski. Okazało się wtedy, że koncepcje generałów były wręcz rozbieżne. Po długiej dyskusji, w której, oczywiście uczestniczył również generał von Richthofen, Löhr zakonkludował: - Generał Student jest nie tylko uznanym autorytetem, jeśli idzie o użycie desantów spadochronowych, ale ma za sobą pozytywne doświadczenia z kampanii czterdziestego roku. Nie chcę więc arbitralnie narzucać panu mojej koncepcji pomimo tego, że pańskie argumenty nie trafiają mi do przekonania. Pójdziemy więc do Göringa, bo ostatecznie to on odpowiada przed füihrerem za operację "Merkury". Niech rozstrzyga. - Jaki jest pana pogląd, Löhr? - zapytał Göring, kiedy już trzej generałowie stanęli przed jego okrągłym obliczem. - Podstawą mojego rozumowania jest stara niemiecka zasada koncentracji wysiłku w najważniejszym punkcie. Jestem więc zdania, że całość sił zarówno lotnictwa, jak desantu spadochronowego należy skupić na północno-zachodnim cyplu Krety, leżącym najbliżej Peloponezu. Myślę konkretnie o rejonie porciku Kastelli. Proponuję po potężnym przygotowaniu- lotniczym zrzucić na wspomniany wycinek terenu pułk szturmowy oraz całą siódmą dywizję spadochronową z zadaniem opanowania w pierwszych godzinach ataku obszernego przyczółka w rejonie Kastelli. Na ten przyczółek, częściowo samolotami, częściowo morzem, jak najszybciej przetransportować całą piątą dywizję górską. Byłaby to pierwsza faza operacji. Drugą fazę stanowiłoby natarcie, prowadzone w kierunku na wschód skupionymi siłami wszystkich spadochroniarzy i wszystkich strzelców górskich, przy pośrednim i bezpośrednim wsparciu całego lotnictwa. Celem natarcia ma być całkowite zniszczenie brytyjskiej załogi Krety, opanowanie wszystkich lotnisk i portów północnego wybrzeża, poczynając od Maleme i zatoki Suda, kończąc na Iraklio i wschodnim krańcu wyspy. Później nastąpiłaby trzecia faza, to jest oczyszczenie pozostałego terytorium wyspy i osadzenie garnizonów w taktycznie ważnych punktach. - Rozumiem - podsumował Göring. - Cały desant powietrzny i morski na zachodzie, a później konwencjonalne natarcie lądem ku wschodowi. Generał Student? - Podstawę mojej koncepcji - odpowiedział zapytany - stanowi sprawdzona już doktryna spadochroniarska streszczająca się do trzech nakazów: napaść, zaskoczyć, sparaliżować. Nie wyrzekam się oczywiście ani przygotowania, ani wsparcia lotniczego. Samo natarcie widzę

natomiast jako jednoczesny desant spadochroniarzy, a w ślad za nimi piechoty transportowanej samolotami i morzem, na szerokim froncie. Rzuciłbym desant jednocześnie na siedem punktów, to jest na Kastelli, Maleme, Chanie, Jeoriupolis, Retimno, Iraklio i Askifou. Jestem zupełnie pewien, że jednoczesne zasypanie całego pasa obrony brytyjskiej chmarą naszych wojsk doprowadzi do natychmiastowego i całkowitego sparaliżowania systemu dowodzenia i obrony przeciwnika. - Von Richthofen? - Opowiadam się za koncepcją generała Löhra już choćby tylko z tej przyczyny, że moje samoloty nie będą w stanie przygotować natarcia i wesprzeć boju wojsk lądowych na tak szerokim froncie, jak to proponuje generał Student. - No, a pan, generale Jeschonnek? - zwrócił się Göring do swojego szefa sztabu. - Sądzę, że należy zastosować rozwiązanie kompromisowe, zbudowane na podstawie zredukowanej i rozłożonej w czasie propozycji generała Studenta. Zredukowanej o tyle, żeby atakować nie siedem, ale cztery najważniejsze punkty: Maleme; Chanie, Retimno i Iraklio, to jest lotniska, porty i dowództwa. Przez rozłożenie w czasie'rozumiem taką organizację operacji, aby przed południem dnia "T" zaatakować cele w zachodniej części wyspy, a po południu we wschodniej. Przedział czasu pozwoli generałowi von Richthofenowi skupić wysiłek całego ósmego korpusu najpierw na zachodzie, a później na wschodzie. Kiedy zaś przyjdzie wspierać lądowy bój na wyspie, skoncentruje swoje siły tam, gdzie zajdzie potrzeba. Sądzę, że przy zastosowaniu mojego projektu i Löhr będzie syty, i Student cały, a ucierpią tylko Brytyjczycy. - Generale - zapytał marszałek von Richthofena - czy przy manewrze rozłożonym w podobny sposób w czasie i przestrzeni zdoła pan przygotować i wesprzeć cztery ataki? - Tak jest, podołam - zapewnił dowódca 8 korpusu. - W takim razie - oznajmił Göring - oświadczam, że się całkowicie zgadzam z propozycją generała Jeschonnka, którą należy traktować jako moją dyrektywę operacyjną. Dziękuję i zapraszam panów na obiad. Na 11 maja generał Student zarządził odprawę wszystkich swoich podwładnych aż do szczebla dowódców batalionów włącznie. Odbyła się w wielkiej sali konferencyjnej hotelu "Grandę Bretagne", gdzie kwaterował i pracował sztab 11 korpusu powietrznodesantowego. . , Treść odprawy została następnego dnia potwierdzona w postaci rozkazu operacyjnego. Generał otworzył odprawę rodzajem zaprzysiężenia wszystkich uczestników na zachowanie najgłębszej tajemnicy. Nie wiedział przy tym, że wszystkie zaszyfrowane w systemie "Enigma" najbardziej tajne radiogramy niemieckie są odczytywane przez brytyjski kontrsystem "Ultra Secret" i przekazywane do wiadomości Wavella, a przez niego - bez podania źródła - do Freyberga.* - Zadanie postawione nam przez Naczelne Dowództwo - rozpoczął Student - brzmi: jedenasty korpus powietrznodesantowy przy wsparciu ósmego korpusu lotniczego opanuje Kretę jako bazę niezbędną do prowadzenia kampanii lotniczej we wschodnim basenie Morza Śródziemnego. Siły nieprzyjaciela przedstawiają się następująco: na Krecie schroniły się ewakuowane tam słabiutkie niedobitki dwóch czy trzech dywizji greckich i około jednej dywizji, złożonej z również ewakuowanych z Grecji niedobitków wojsk nowozelandzkich i australijskich, dowodzonych przez osławionego generała Freyberga. Ludność Krety jest na ogół w stosunku do nas przyjaźnie nastrojona. Istnieją tam nawet grupy partyzantów, gotowych walczyć przeciwko Brytyjczykom po naszej stronie. Będą się ujawniać w odpo- • Por. Władysław K o z a c z u k, Złamany szyfr, Warszawa 1986. wiedzi na ustalone hasło: "Major Bock". Generalna myśl przewodnia operacji "Merkury" jest taka: silne zgrupowania spadochroniarzy i strzelców opanują przez zaskoczenie wszystkie

lotniska i ważne portowe miasta na Krecie, stwarzając podstawę do przetransportowania na wyspę samolotami i statkami całości sił jedenastego korpusu, które w ostateczny sposób oczyszczą z nieprzyjaciela całe jej terytorium. Student przerwał na moment, popatrzył po twarzach zgromadzonych i za chwilę mówił dalej: - Wykonanie. Manewru dokonają trzy zgrupowania. Zachodniemu nadaję krypotnim "Kometa". Dowodzi nim generał Meindl. Skład: jego pułk szturmowy bez dwóch kompanii. Zadanie: opanować lotnisko Maleme, po czym atakować wzdłuż wybrzeża w kierunku wschodnim, współdziałając ze zgrupowaniem środkowym przy zdobywaniu Chanii i Sudy. Zgrupowanie "Kometa" desantuje przed południem dwudziestego maja. Środkowe zgrupowanie "Mars". Dowódca generał Süssman. Skład: siódma dywizja spadochronowa bez pierwszego pułku i batalionu drugiego pułku. W zamian dodaję dwie kompanie pułku szturmowego i pułk piątej dywizji górskiej. Zadanie: w pierwszej fazie, we współdziałaniu z grupą Meindla, opanować na swoim lewym skrzydle Chanie i Sudę. W drugiej fazie Retimno na prawym skrzydle. W związku z tym przed południem dwudziestego maja desantuje część zgrupowania, przeznaczona do ataku na Chanie i Sudę, to jest szturmowcy i siódma dywizja spadochronowa (bez pułku i batalionu). Wschodnia część zgrupowania, to jest drugi pułk spadochronowy bez batalionu, skoczy pod Retimno po południu dwudziestego maja. Z chwilą opanowania przez spadochroniarzy lądowiska pod tym miastem przyleci tam samolotami pułk piątej dywizji górskiej. Liczę na to, że po opanowaniu Retimno cała ta część zgrupowania generała Süssmana weźmie udział w boju o Chanie i Sudę. Wschodnie zgrupowanie "Orion". Dowodzi generał Ringel. Skład: jego austriacka piąta dywizja górska bez pułku, ale za to z batalionem czołgów oraz z pułkiem i batalionem, czyli czterema batalionami siódmej dywizji spadochronowej. Wytyczna do ataku jest taka: spadochroniarze skoczą w rejon Iraklio i tegoż dnia opanują istniejące tam lotnisko, na które zaraz przerzucimy samolotami część piątej dywizji górskiej. Pozostałe jednostki tej dywizji, jej artyleria oraz przydzielone czołgi przybędą morzem w trzecim rzucie do portu w Iraklio lub na wybraną-przez generała Ringela plażę w okolicy miasta. Od czternastego maja lotnictwo rozpocznie długofalowe "zmiękczanie" obrony wyspy, natomiast każdy desant, zarówno przedpołudniowy, jak i popołudniowy, będzie poprzedzony przez bardzo intensywne lokalne przygotowanie lotnicze. Stuki oraz Messerschmitty będą ponadto zastępować artylerię w czasie boju. A skoro mowa o lotnictwie, to oddaję głos dowódcy lotnictwa transportowego naszego korpusu. - Dla każdego jest zupełnie oczywiste - przemówił generał Conrad - że plan operacji jest złożony. Atakujemy cztery obiekty: Maleme i Chanie w pierwszej fazie, Retimno i Iraklio w drugiej. Poza tym każdy atak składa się z dwóch etapów: desantu szybowcowego i (lub) spadochronowego oraz przetransportowania samolotami strzelców górskich na lotniska opanowane w pierwszym etapie. Ponadto co najmniej w dwóch punktach nastąpi desant morski. Warunkiem powodzenia operacji jest więc punktualny i możliwie najlepiej przygotowany start z Grecji wszystkich trzech komponentów: spadochronowo- szybowcowego, transportowanego powietrzem i transportowanego morzem. Dla stworzenia podstawy organizacyjnej opracowaliśmy wspólnie z szefem sztabu, pułkownikiem Schlemmem, i admirałem Schusterem tabelę chronologiczną. Określa ona, bardzo precyzyjnie trzy grupy czynności: czas, miejsce i sposób "ożenienia" jednostek wojsk z jednostkami lotnictwa i floty; czas, miejsce i sposób załadowania wojsk; czas, miejsce i sposób desantu na Krecie. Skończyłem. Proszę o rozdanie tabel adresatom. - Dziękuję. Głos ma kwatermistrz korpusu - powiedział generał Student. Podpułkownik Seibt zamiast odpowiedzieć otworzył tekę i rozdał dowódcom kwatermistrzowski załącznik do rozkazu operacyjnego. - Sehr gut - zakończył dowódca korpusu. - Rozumiem, że pytania mogą się narodzić dopiero po przestudiowaniu przez panów obydwu dokumentów. Na razie więc do widzenia.

Uczestnicy odprawy stuknęli obcasami i rozeszli się. W sali pozostał - oprócz gospodarzy - szef sztabu 4 Floty Powietrznej, generał Korten. - Kurt - powiedział Korten do Studenta - zakładam się, że żadne z twoich zgrupowań nie będzie wojowało na Krecie w takim składzie, jaki dla niego przewidziałeś. - Niby dlaczego? - Bo mam przekonanie, że Jen "rozkład.jazdy" jest tak skomplikowany, że nie może "wystrzelić" w stu procentach. - A ja myślę, że jest prosty, jasny, logiczny i musi "wystrzelić". Przyjmuję zakład. Ile? - Sto marek. . - Przygotuj się na ten wydatek. Seibt, co ma oznaczać to kręcenie głową? - Kurz, panie generale. - Jaki znów kurz? - Na lotniskach. Jest ich siedem. Na żadnym nie ma porządnych pasów startowych. Goła ziemia. Nawet pojedynczy samolot wzbija ogromne tumany kurzu. A co będzie, kiedy jednocześnie będzie ich startować po sto i więcej? Próbowałem polewać wodą, a nawet olejem. Nie pomaga. Boję się, że muszą nastąpić opóźnienia w naszym "rozkładzie jazdy". - Bzdury. Trzymam zakład, Korten. W dniu 23 maja Student bez słowa wręczył Kortenowi stumarkowy banknot. PIERWSZY DZIEŃ BOJU O MALEME W ciągu paru tygodni, jakie minęły od wizyty Wavella, nastrój "Creforce" uległ znacznej poprawie. Minęło uczucie depresji po odwrocie i ewakuacji, żołnierzy ujęto w ramy organizacyjne i w karby dyscypliny, polepszyły się warunki bytowania. Generał Freyberg również otrząsnął się z pesymizmu, czego dowodem był jego meldunek do Wavella z 16 maja, zakończony słowami: "Wierzę, że przy pomocy floty utrzymamy Kretę". Sielankę mąciły jednak przybierające na sile ataki lotnictwa niemieckiego, skierowane głównie na port Sudy. 18 maja pośród zatoki sterczały już maszty 8 zatopionych statków. Tego samego dnia przyprowadzono do sztabu "Crefoce" dwóch zestrzelonych niemieckich lotników, wyłowionych z morza przez kreteńskich rybaków. Jeden z nich wygadał się przed zbawcami, że desant na Krecie nastąpi rano t 20 maja. Freyberg -zarządził oczywiście ostre pogotowie na ten dzień, a jednocześnie wezwał do siebie komandora Beamisha i powiedział mu: " - Pańskie ubogie lotnictwo robiło co mogło. Wiem, że piloci zestrzelili na pewno dwadzieścia trzy maszyny niemieckie, nie licząc dwudziestu "prawdopodobnych". Wiem też, że na obydwu lotniskach zostały w sumie trzy Hurricane'y i trzy Gladiatory. Nie chcę, aby te ostatnie samoloty zginęły razem z ich młodymi, walecznymi pilotami w pierwszych godzinach ataku. Niech je pan zaraz odeśle do Egiptu. - Rozkaz. Czy zamierza pan generał zniszczyć lotniska i czy mam wobec tego wycofać mój personel obsługi? - Nie. Oczekuję, że lotniska będą jeszcze potrzebne dla współdziałających z nami "egipskich" dywizjonów RAF. Freyberg nie domyślał się, że podejmując tę decyzję zasiał pierwsze ziarno klęski. A właśnie podpułkownik Andrew, dowódca 22 batalionu nowozelandzkiej 5 BP, od paru dni domagał się usunięcia z obrzeża lotniska Maleme namiotów i baraków zamieszkałych przez dowództwo i personel obsługi lotniska. Osiedle to fatalnie utrudniało ostrzał pasów startowych oraz bezpośrednią łączność między kompaniami. - Proszę mi przynajmniej podporządkować tych ludzi - przekonywał Andrew dowódcę dywizji. - Mogę ich przeszkolić i wykorzystać jako dodatkową kompanię piechoty, bo jest ich tam ze dwie setki. Przy okazji: elementarna logika wskazuje, że powinny mi podlegać dwa

działa nadbrzeżne i dywizjon artylerii przeciwlotniczej, usadowione wewnątrz mojego ośrodka obrony. - Wykluczone - odpowiedział brygadier Puttick. - Lotnicy podlegają bezpośrednio generałowi Freybergowi, zaś owa artyleria należyto MNBDO Weston nie chce nikomu podporządkować swoich pododdziałów, a Freyberg obchodzi się z nim jak z zepsutym jajkiem. Weston jest bowiem starszym od niego generałem, przy tym Anglikiem i od początku chodzi nadęty, że Wavell oddał go pod rozkazy Nowozelandczyka. 50 Brygadier Hargest uznał, że dla wykonania zadania obrony lotniska Maleme przez jego 5 BP wystarczy trzymanie samego wschodniego skraju tego obiektu, na wschodnim brzegu wyschłej rzeki Tavronitis, i osadził tam tylko jeden batalion, właśnie 22. Podpułkownik Andrew ugrupował zaś swoje wojsko w taki sposób, że na samym lotnisku zasiadła kompania C, a na południe od niej, nad brzegiem Tavronitis, kompania D. Rozgraniczenie pomiędzy kompaniami pierwszego rzutu przebiegało przez środek wspomnianego osiedla lotniczego, a na ich styku powstał nie ostrzeliwany przez nikogo korytarz "martwego pola". W drugim rzucie, za kompanią D, na wzgórzu 107, podpułkownik Andrew rozmieścił kompanię A oraz własne stanowisko dowodzenia. W tym samym rejonie stanęły, zamaskowane - o ironio! - oliwnymi gałęziami dwa czołgi Ml. Spośród 40 tysięcy żołnierzy "Creforce" na panującym nad lotniskiem wzgórzu znalazło się zatem 140 bagnetów. Nieco dalej na południe okopała się na stoku pagórka kompania B, a nad brzegiem morza, za kompanią C, pomiędzy wioskami Maleme i Pirgos - zamieniona w wojsko liniowe - kompania dowodzenia. W sumie ośrodek obrony 22 batalionu podpułkownika Andrewa miał kształt zbliżony do pięcioboku. "Za plecami" czołowego batalionu, na południowy wschód od Pirgos, zajęły stanowiska dwa bataliony: 23 (ppłk Leckie) na północnym i 21 (ppłk Allen) na południowym skrzydle. W rejonie wsi Modion, nad morzem, Hargest postawił w roli piechoty słaby batalion saperów, a w Platanias, gdzie założył własne stanowisko dowodzenia, świetny 28 batalion Maorysów (ppłk Dittmer). Stanowisko to było odległe o 15 km od przedniego skraju obrony i znajdowało się za skrajnym prawym skrzydłem brygady, a nie - jakby należało - znacznie bliżej i w środku jej ugrupowania. Hitlerowcy byli punktualni. O godz. 6.45 dnia 20 maja stanowiska obronne Nowozelandczyków zostały gęsto obrzucone bombami. Pomimo imponujących efektów akustycznych i pirotechnicznych zadały one nieznaczne straty i w najmniejszym stopniu nie załamały ducha bojowego żołnierzy 5 BP. Jeszcze nie rozwiał się dym ostatniej bomby, kiedy ze świstem prujących powietrze skrzydeł zaczęły opadać na lotnisko Maleme i w koryto Tavronitis dziesiątki szybowców niemieckich. Część z nich roztrzaskiwała się przy lądowaniu. Część została od razu rozstrzelana na drzazgi ogniem Bofarsów i kaemów. Jednakże większość napastników ocalała i natychmiast zaatakowała wyznaczone im jeszcze w Grecji obiekty. Na( rejon obrony 5 BP spadł szturmowy pułk spadochronowy generała Meindla, który zamierzał opanować lotnisko przez koncentryczne uderzenie, idące jednocześnie od zachodu i od wschodu. Jako pierwszy lądował na szybowcach 1 batalion (bez kompanii) majora Kocha. - Pańskim zadaniem jest - rozkazał Kochowi Meindl 18 maja na odprawie - uchwycenie dogodnej podstawy taktycznej dla całego zachodniego zgrupowania pułku. Wyląduje pan i będzie atakował trzema grupami bojowymi. Lewa, północna, opanuje baterię armat przeciwlotniczych u ujścia Javronitis, po czym zdobędzie namioty i. baraki na wschodnim obrzeżu lotniska. Środkowa uchwyci most na rzece, weźmie udział w ataku na namioty, a później obydwie grupy bojowe razem z prawoskrzydłową, mającą najważniejsze zadania, winny wylądować po obydwu stronach wzgórza sto siedem, opanować je koncentrycznym atakiem od północnego i południowego zachodu i utrzymać aż do nadejścia

sił głównych. Z kierunku wschodniego uderzy bowiem na lotnisko zrzucony ze spadochronami trzeci batalion. Z kierunku zachodniego, w ślad za panem, będzie atakował czwarty batalion. Drugi batalion ubezpieczy od zachodu tyły pułku, a częścią sił zdobędzie Kastelli. Obydwa bataliony skoczą na zachodni brzeg Tavronitis, a ja osobiście z czwartym batalionem. Najlepiej powiódł się desant 2 i 4 batalionów, które skoczyły na zachodni brzeg Tavronitis i zebrały się jak na ćwiczeniach, nie spotykając w rejonie desantu ani jednego Nowozelandczyka. Częściowo udał się szybowcowy desant 1 batalionu. Zginęło wprawdzie i odniosło rany wielu strzelców - a wśród nich dowódca batalionu oraz wszyscy trzej dowódcy grup bojowych - uzyskano jednak niejakie sukcesy. Lewoskrzydłowa grupa zaskoczyła i wybiła 80 procent obsługi baterii przeciwlotniczej, kanonierzy nie mieli bowiem karabinów ani nawet granatów ręcznych. Środkowa opanowała most na Tavronitis i została powstrzymana dopiero na wschodnim brzegu. Prawoskrzydłową "zaczepiła się" o osławione osiedle lotnicze, ale utknęła u stóp wzgórza 107. Część mieszkańców osiedla chwyciła za broń i ostrzeliwując się wycofała się na wschód, część została wzięta do niewoli. Niemcy użyli jeńców jako tarczy przeciwko pociskom Nowozelandczyków, ci jednak nie wstrzymali ognia. . Natomiast ambitny plan koncentrycznego ataku na lotnisko został całkowicie przekreślony, gdyż stanowiący wschodnie ramię oskrzydlenia 3 batalion został wybity prawie do nogi łącznie, z dowódcą i wszystkimi oficerami. Strzelcy ci skoczyli bowiem na świetnie zamaskowane stanowiska batalionów drugiego rzutu, to jest 21, 23, i saperów, a nawet i Maorysów. Ofiarą ognia Boforsów padło od razu kilka samolotów transportowych, a do spadających z nieba spadochroniarzy Nowozelandczycy strzelali jak do kaczek. Sam podpułkownik Leckie zabił z rewolweru pięciu, a adiutant batalionu, kapitan Orwell, tylko dwóch, nie wstając za to wcale zza biurka. W samotne; fermie, w pobliżu ośrodka obrony 23 batalionu, mieścił się dywizyjny areszt. Odsiadywało tam karę względnie oczekiwało na wyrok kilkunastu awanturników. Na widok desantujących spadochroniarzy komendant aresztu, porucznik Roach, piorunem pootwierał wszystkie drzwi i wrzasnął: - Do broni, za broń, kierunek za mną, w tyraliery! Byli aresztanci, pomieszani z wartownikami, rzucili się na Niemców nie zważając, że zabijają zwiastunów "amnestii". Najgorszy los spotkał hitlerowców, którzy spadli na dachy i w uliczki wsi Maleme. Do żołnierzy nowozelandzkich przyłączyli się bowiem mieszkańcy wsi, szukający krwawego odwetu za kreteńską dywizję całkowicie zniszczoną w kampanii greckiej. Sam generał Meindl skoczył w koryto Tavronitis i prawie natychmiast dostał pocisk karabinowy najpierw w ramię, a potem w pierś. Ułożony w ukryciu wezwał do siebie oficera łączności z jedyną ocalałą radiostacją dowództwa. - Cóttsche - wystękał - zorganizuje pan w tym miejscu stanowisko dowodzenia. Ma pan zbierać i meldować mi wiadomości o sytuacji batalionów. Nawiąże pan łączność z korpusem. Niech pan tu wezwie majorów Gericke i Stenzlera. Pierwszy zameldował się Gericke, który dostał rozkaz wprowadzenia do ataku na lotnisko i wzgórze 107 swojego 4 batalionu. Stenzler zjawił się znacznie później. - Atak batalionów pierwszego i czwartego utknął gdzieś pośrodku lotniska, a straty są bardzo ciężkie - powiedział Meindl. - Wysłał pan kompanię do Kastelli? To niech pan zostawi jeszcze jedną do ubezpieczenia pułku od zachodu, a reszta niech atakuje. Powierzam panu dowodzenie pierwszym rzutem batalionów, to jest nad pierwszym, czwartym i oczywiście pańskim drugim, przy czym kierowanie całością pozostaje w moim ręku. Niech pan uporządkuje ten bałagan i stworzy wyraźny punkt ciężkości na południowym skrzydle. Musimy przed nocą wziąć to sto siedem.

Na wzgórzu 107 zaś podpułkownik Andrew skonstatował z zadowoleniem, że jego kompanie zdecydowanie powstrzymały pierwszy impet spadochroniarzy, tylko przeklęte osiedle wpadło w ręce hitlerowców i stało się dla 22 batalionu niebezpiecznym punktem, zagrażającym podważeniem całego systemu jego obrony. A właśnie natychmiast po desancie dominującym akcentem ataku stały się roje Messerschmittów i nurkujących )u 87. Pociski samolotów niszczyły i obezwładniały artylerię i moździerze Nowozelandczyków, przygważdżały do ziemi piechotę, rwały łączność i zupełnie wykluczały wszelki ruch na polu walki. Jednocześnie major Stenzler zabrał się do "uporządkowania bałaganu" i do reorganizacji natarcia strzelców, "których siły przedstawiały równowartość dwóch batalionów. Zarówno major, jak i jego podwładni w optymalny sposób wykorzystali wszystkie czynniki sprzyjające powodzeniu: współdziałanie z lotnictwem, organizację wsparcia przez ciężką broń piechoty, sukcesy osiągnięte poprzednio przez rzut szybowcowy oraz teren. Atakujące w taki sposób pododdziały poszukiwały słabych punktów w ugrupowaniu 22 batalionu, przesączały się pomiędzy rzadziutkimi gniazdami oporu, okrążały je i atakowały z tyłu. Powoli, krwawiąc, ale z fanatycznym uporem hitlerowcy wdzierali się na wschodni skraj lotniska i na stoki wzgórza. Około godz. 16 podpułkownik Andrew uznał, że jego batalionowi zagraża rozcięcie i zniszczenie i że nadszedł ,czas, aby dowódca brygady zorganizował kontratak. Wystrzelił więc biało-zielone rakiety, które - zgodnie z ustalonym kodem - sygnalizowały kryzysową sytuację. Linie telefoniczne łączące batalion z brygadą zostały w stu miejscach porwane przez bombardowanie, ale Andrew miał radiostację, za pomocą której udało się "złapać" brygadiera Hargesta. - Proszę, żeby Abel i Charlie wybrali się razem ze mną na wycieczkę, bo mi jest niedobrze - zainterpelował Andrew niezbyt chytrym "żargonem sztabowym". - To niemożliwe - odpowiedział mu równie "sekretnie" Hargest - Abel i Charlie mają pełne ręce roboty z deszczem, który i na nich pada. Radź sobie sam. Nie jest tak źle, jak ci się wydaje. Słuchający rozmowy oficer sztabu podniósł jedną brew. Dlaczego stary odmawia kontrataku? - pomyślał. - Już od dawna żaden "deszcz" nie pada ani na 21,'ani na 23 batalion, czyli na Abla i Charliego. Lotnictwo też się jakoś przerzedziło. Andrew natomiast radził sobie sam, jak mu kazano, i rzucił do kontrataku pluton porucznika Donalda, do którego dołączyło kilku ochotników z baterii plot. Taranem manewru miały być dwa czołgi, a wsparciem artyleryjskim ogień paru Boforsów. Poprzedzany przez czołgi pluton ruszył w dolinę, w kierunku mostu, ale jeden z wozów zawrócił od razu z powodu awarii. Drugi, zupełnie jakby był ślepy i głuchy (a był głuchy, bo bez radia), wpakował się pomiędzy Niemców pod most i utknął w jakiejś dziurze. Początkowo hitlerowców ogarnęło przerażenie, ze wszystkich stron rozległy się paniczne okrzyki: "Panzer!", jednakże po chwili ze zdumieniem skonstatowali, że ów "Panzer" był zupełnie nieszkodliwym potworem i zaczęli bić do niego ze wszystkich możliwych broni. Po chwili maszyna stanęła w płomieniach, a z plutonu Donalda wróciło na stanowiska wyjściowe trzech rannych żołnierzy. W atakujących wstąpił nowy duch i w paru miejscach wyraźnie posunęli się naprzód, podpułkownik Andrew popadł natomiast w przesadny pesymizm i ocenił, że z batalionu pozostało mu co najwyżej 200 żołnierzy, mających przed sobą i pomiędzy sobą przeważające siły przeciwnika. O godz. 18 zameldował więc brygadierowi, że jeżeli ma uniknąć zupełnego zniszczenia, to musi się wycofać. - Jeżeli musisz, to musisz - zgodził się Hargest, nie sprawdzając przy tym słuszności tego wniosku.

Andrew wydał więc kompaniom A i B rozkaz, aby po zapadnięciu ciemności stopniowo wycofały się na wysokość batalionów drugiego rzutu. - A co będzie z kompaniami C i D? - ośmielił się zapytać jego zastępca, major Leggat. - Majorze, nie potrzebuję doradców. Znam swoje obowiązki. Wysłałem gońców do rejonu stanowisk tych kompanii, aby zawiadomili niedobitków, jeżeli się tam jacyś znajdą. Nie przypuszczam, by dotarli. Jesteśmy przecież od nich odcięci. Zapadł wieczór; kompanie A i B zaczęły powoli się wycofywać zupełnie nie niepokojone przez nieprzyjaciela. Podpułkownik Andrew przybył na nowe stanowisko dowodzenia ostatni, ponieważ jeszcze ze dwie godziny pozostawał samotnie na wzgórzu, by się osobiście przekonać, że wszyscy jego żołnierze zdołali wycofać się z raczej urojonej matni. Nieco przed tym brygadiera Hargesta ruszyło sumienie. - Dawson - powiedział do szefa sztabu - musimy jednak jakoś wesprzeć dwudziesty drugi batalion. Niech pan wyśle do rejonu wzgórza sto siedem po jednej kompanii z dwudziestego trzeciego i dwudziestego ósmego batalionu. Andrew już będzie wiedział, co z nimi począć. Natomiast kompanie C i D, uznane przez podpułkownika Andrewa za zniszczone, poniosły wprawdzie straty, ale pozostawały na swoich stanowiskach długo w noc z 20 na 21 maja właściwie już nie atakowane. Nie miały pomiędzy sobą łączności (Niemcy w osiedlu!), ani nie wiedziały o odwrocie ze wzgórza 107. Dopiero przed świtem ich dowódcy - każdy oddzielnie - ze zdumieniem dowiedzieli się o tym fakcie i na własną rękę postanowili dołączyć do batalionu. Żołnierze zdjęli buty i powiesili je na szyjach, żeby nie pobudzić Niemców chrapiących głośno w swoich wnękach strzeleckich. W podobny sposób porucznik lotnictwa Ramsay wyprowadził dużą grupę mieszkańców osiedla lotniczego i kanonierów MNBDO, na czele których z własnej inicjatywy bronił się skutecznie na stoku 107. Około północy zgłosił się w sztabie brygady major Leggat, wysłany tam przez podpułkownika Andrewa. Ku zdumieniu majora Hargest wyszedł do niego w Piżamie, bardzo zaspany. - O co chodzi? - zapytał ziewając. - Przyszedłem zameldować, że musieliśmy oddać Niemcom lotnisko Maleme. Brygadier nie posiadał się ze zdziwienia. - Jak to: "oddać"? Przecież posłałem wam dwie kompanie. Andrew powinien był kontratakować! W tym miejscu wtrącił się szef sztabu: - Sir, o godzinie osiemnastej dał pan dwudziestemu drugiemu batalionowi zgodę na opuszczenie pozycji nad lotniskiem. Rozkaz o wysłaniu dwóch kompanii przekazałem około dwudziestej pierwszej. Wyruszyły po dwudziestej pierwszej i zanim dotarły do rejonu wzgórza sto siedem, spotkały wycofujące się kompanie dwudziestego drugiego batalionu, wobec czego wróciły tam, skąd wyszły. - Piękne wykonanie rozkazów - zapienił się Hargest. Jaki rozkaz, takie wykonanie - pomyślał Dawson, tymczasem jednak brygadier uspokoił się. - Właściwie to nie stało się nic katastrofalnego. Lotnisko w Maleme nie ma już poważnego znaczenia. O wiele groźniejszy od desantu spadochroniarzy jest desant morski i musimy oszczędzać siły do jego odparcia. Ja kładę się spać, a pan niech wraca do Andrewa i powie mu, że dobrze wojował. Leggat odsalutował z ponurą miną, myśląc: Czy ten stary bałwan nie mógł nam dać dwóch kompanii wtedy, kiedy go Andrew prosił? Czy nie mógł kontratakować wszystkimi siłami brygady? Zmietlibyśmy cały szturmowy pułk z powierzchni ziemi! A po przeciwnej stronie lotniska gorączkujący i osłabiony Meindl nie wiedział nawet, że Nowozelandczycy opuścili wzgórze 107. Wydał więc Stenzlerowi rozkaz, aby od świtu 21 maja kontynuował ataki na ten decydujący punkt.

- Tymczasem jednak - powiedział - najważniejszym zadaniem jest gotowość do stanowczego odparcia kontrataku nieprzyjaciela. Wierzę wprawdzie w męstwo naszych spadochroniarzy, ale są oni przemęczeni i po prostu głodni. Gonimy przy tym resztkami amunicji, toteż nie ukrywam, że z niepokojem oczekuję ataku Nowozelandczyków. Chciałbym, żeby już nadszedł świt, a z nim Messerschmitty. Göttsche, czy są wreszcie meldunki od trzeciego batalionu? - Milczą jak zaklęci, panie generale. - A od Miirbego z Kastelli? - Nic, panie generale. - Jak poszło Siissmanowi i Ringelowi? - Zdaje się, że korpus sam nic nie wie. - A niech to wszyscy diabli! PIERWSZY DZIEŃ BOJU O CALATAS Generałowi Süssmanowi poszło zaś najdosłowniej katastrofalnie. Parę minut po starcie jego szybowiec rozleciał się w powietrzu, a kadłub wraz z załogą roztrzaskał się o skały wyspy Egina. Dowódca 7 DSpad zamierzał lądować w Dolinie Więzienia, około 5 km na południowy zachód od Galatas, co wynikało z jego planu, podanego podwładnym na odprawie w dniu 18 maja. Powiedział wtedy: - Dywizja bierze udział w dwóch przedsięwzięciach. To, którym ja dowodzę, nazywa się "Mars"i odbywa się w dwóch fazach. Pierwsza rozpocznie się o świcie dwudziestego maja. Dowodzi pułkownik Heidrich. Będzie miał swój trzeci pułk spadochronowy wzmocniony dwiema grupami bojowymi pułku szturmowego na szybowcach. Zadanie: skoczyć na południe od Galatas i w ciągu dwudziestego maja opanować Chanie i Sudę. Atak poprzedzi przygotowanie lotnicze oraz napad szturmowców w dolinie Chanii i na półwyspie Akrotiri. Po desancie trzeciego pułku spadochronowego skoczy jeszcze w rejonie więzienia, do mojej dyspozycji, dywizyjny batalion saperów. Druga faza rozpocznie się po południu. Będzie to atak pułkownika Sturma z jego drugim pułkiem spadochronowym bez batalionu. Zadaniem Sturma jest opanowanie lotniska i portu w Retimno. Na lotnisku tym wyląduje, przerzucony samolotami transportowymi, osiemdziesiąty piąty pułk piątej dywizji górskiej, po czym całe to zgrupowanie będzie współdziałało ze zgrupowaniem Heidricha. Do zgrupowania wschodniego "Orion" odchodzą: pierwszy pułk spadochronowy i batalion drugiego pułku spadochronowego. Zgrupowaniem dowodzi generał Ringel, który też wyda rozkazy. Ja będę w rejonie trzeciego pułku spadochronowego. Moim zastępcą mianuję pułkownika Heidricha. Wykonać. - Wyjaśnij, proszę - zwrócił się Heidrich do Süssmana, kiedy zostali sami - po co wyrzucamy szybowce tak daleko przed czoło mojego pułku? - Ten napad powinien stać się ciężkim ciosem, wymierzonym w sam mózg przeciwnika - odpowiedział generał. - Grupa kapitana Altmanna jest wycelowana na maszt radiostacji, a grupa porucznika Gentza zniszczy baterię przeciwlotniczą u zachodniej nasady półwyspu. Mam wiadomość, że o-słania ona stanowisko dowodzenia Freyberga, na którego Gentz będzie polował. Nie spełniły się nadzieje Süssmana. Artyleria plot powitała nadciągające nad Akrotiri samoloty niemieckie skutecznym ogniem; rozpędziła je i zmusiła do przedwczesnego zwolnienia z holu szybowców Altmanna, które rozproszyły się po całym półwyspie. Po paru dniach wygłodniałe niedobitki same zgłosiły się do niewoli. 48 strzelców zginęło, a wśród 60 jeńców było 30 rannych. Strzelcy Gentza zaskoczyli i przejściowo opanowali baterię plot, natychmiast jednak kontratakował ich walijski batalion Westona z tankietkami 4 BP i w rezultacie porucznik

Gentz, w ciągu nocy z 20 na 21 maja, zdołał wyprowadzić do Doliny Więzienia 24 szturmowce. Lądowało ich 90. Jedynym konkretnym wynikiem napadu stał się rozkaz generała Freyberga, który - dosyć odruchowo -- oddał od razu 4 BP do dyspozycji brygadiera Putticka. Bataliony 3 pułku spadochronowego miały desantować w takich rejonach, aby od razu stworzyć ugrupowanie pozwalające na szybkie rozpoczęcie ataku na Chanie i Sudę. - Major Heilman z trzecim batalionem spełni rolę awangardy - brzmiał rozkaz pułkownika Heidricha. - Skoczy pomiędzy Galatas a Karatsos i opanuje te miejscowości wraz z przyległymi wzgórzami, stwarzając podstawę wyjściową dla ataku sił głównych. Będą to pierwszy i drugi bataliony desantujące w rejonie więzienia. Major Derpa z drugim batalionem na północ, a major von der Heydte z pierwszym na południe od drogi Alikianou-Chania. Desant ma być zwarty, zbiórka błyskawiczna, po czym obydwa bataliony razem uderzą na Chanie. W rzeczywistości samoloty transportowe zostały rozproszone przez artylerię plot tak, jak to było nad Akrotiri, i kompanie 2 i 3 batalionów skakały w bardzo od siebie odległych punktach. Dwie kompanie 3 batalionu spadły wprost na stanowiska obronne 10 BP i zostały w znacznym stopniu zniszczone. W największym porządku zebrał się dookoła więzienia tylko 1 batalion, który też niezwłocznie rozwinął się do ataku w kierunku Galatas. Do tego samego rejonu ściągnęła stopniowo część 2 batalionu, a sam Heidrich zainstalował stanowisko dowodzenia w obrębie więzienia. - Drugi batalion wyśle jedną kompanię pod Galatas na wzmocnienie Heilmana - rozkazał Heidrich. - Resztę batalionu zatrzymuję jako swój odwód. Von der Heydte i Heilman mają atakować i jak najszybciej opanować Galatas i otaczające wzgórza, bo siedzimy w kotlinie i nieprzyjaciel wręcz zagląda nam za kołnierze. Nieprzyjacielem tym był zaś nowozelandzki pułkownik Kippenberger, który poprzedniego dnia złożył dowódcy dywizji taki meldunek o sytuacji swojej 10 BP: - Na dobrą sprawę to ta zbieranina nie bardzo nawet zasługuje na nazwę brygady. Mam pod swoimi rozkazami: na północnym skrzydle^ od wybrzeża morskiego do wzgórz okalających Galatas, nowozelandzki kombinowany batalion podpułkownika Lewisa. Składa się z siedmiuset pięćdziesięciu żołnierzy, którzy nie mają pojęcia o boju piechoty, są to bowiem byli kanonierzy oraz żołnierze służb, na przykład kompania kierowców czy kompania "benzynowa". Na południe od baonu Lewisa, aż do starego fortu tureckiego, zajął stanowiska szósty batalion grecki pułkownika Gregorio. Jest to aż tysiąc czterystu ludzi, prawie wcale nie wyszkolonych i bardzo słabo uzbrojonych. Cała nadzieja w angielskim poruczniku Forresterze, który się zgłosił na ochotnika i zaproponował, że sam zajmie się tym batalionem. Podlega mi ponadto, choć .raczej teoretycznie, ósmy batalion grecki, wysunięty już poprzednio daleko na południe, aż do rejonu Alikianou. Tych dziewięciuset Greków nie ma jednak żadnego znaczenia dla systemu mojej obrony, mimo że bezwartościowego pułkownika Fiprakisa dubluje nasz wypróbowany major Wilson. Pomiędzy dwa bataliony greckie na północnym brzegu rezerwuaru Aghya postawiłem majora Russela z dywizjonem byłej kawalerii dywizyjnej. Nie są to wprawdzie piechurzy, jest ich tylko stu dziewięćdziesięciu, ale to bardzo wartościowa jednostka. - Co pan ma w odwodzie względnie w drugim rzucie obrony? - zapytał brygadier Puttick. - Mogę liczyć jedynie na dziewiętnasty nowozelandzki baon piechoty, rozwinięty poza szóstym baonem greckim na południowy wschód od Galatas. Nie jest to jednak mój batalion. Wchodzi w skład czwartej brygady piechoty, nie mogę go więc ruszyć bez zgody brygadiera I Inglisa. - Jak jest z ciężką bronią maszynową i artylerią?