ziomek72

  • Dokumenty7 893
  • Odsłony2 235 152
  • Obserwuję977
  • Rozmiar dokumentów26.3 GB
  • Ilość pobrań1 294 384

Laurell K. Hamilton, Narcissus in Chains, Anita Blake 10

Dodano: 8 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 8 lata temu
Rozmiar :2.8 MB
Rozszerzenie:pdf

Laurell K. Hamilton, Narcissus in Chains, Anita Blake 10.pdf

ziomek72 EBooki EBOOK 1.Różne
Użytkownik ziomek72 wgrał ten materiał 8 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 524 stron)

1 LAURELL K. HAMILTON ANITA BLAKE: VAMPIRE HUNTER NOVEL 10 NARCYZ W OKOWACH ORG. NARCISSUS IN CHAINS Tłumaczenie: Bractwo Nieumarłych

2 Rozdział 1 Nadszedł czerwiec przynosząc swoim zwyczajem gorąco i zaduch. Jednak w nocy nadciągnął niecodzienny, zimny front przynosząc ochłodzenie i w samochodowym radiu można było usłyszeć o wyjątkowo niskich temperaturach. Było około 15 °C, niezbyt zimno, lecz po tygodniach 30 stopniowych upałów czuło się przeraźliwy chłód. Moja najlepsza przyjaciółka Ronnie Sims i ja, siedziałyśmy w moim dżipie, z opuszczonymi oknami, pozwalając by owiewał nas nietypowy chodny wiaterek. Ronnie przekroczyła dziś wieczorem trzydziestkę. Rozmawiałyśmy więc jak się teraz czuje, kiedy jest już „taaaka" stara i o innych babskich sprawach. Biorąc pod uwagę, że jest prywatnym detektywem, a ja wskrzeszam zmarłych była to całkiem zwyczajna rozmowa. Seks, faceci, przekroczenie trzydziestki, wampiry, wilkołaki. No wiesz, normalka. Mogłyśmy pójść do domu, ale jest coś intymnego w siedzeniu po ciemku w samochodzie, co sprawia, że chcesz zostać dłużej. Albo może to był przyjemny zapach wiosennego powietrza przenikającego przez okna jak pieszczota jakiegoś na wpół zapomnianego kochanka. – Ok. Więc on jest wilkołakiem. Nikt nie jest doskonały – powiedziała Ronnie – Umów się z nim, prześpij się z nim i wyjdź za niego. Oddaje głos na Richarda. – Wiem, że nie lubisz Jean-Claude'a. – Lubić go! – Jej ręce chwyciły klamkę od drzwi pasażera, ściskając tak mocno, że widziałam jak napinają się jej mięśnie ramion. Chyba liczyła do dziesięciu. – Gdybym zabijała tak łatwo, jak ty. Pozbyłabym się tego sukinsyna już dwa lata temu i twoje życie było by teraz dużo mniej skomplikowane. To ostatnie było częściowo prawdą. Ale... – Nie chcę, żeby umarł, Ronnie. – To wampir Anita, on już jest martwy. – Ronnie obróciła się i popatrzyła na mnie w ciemności. W blasku gwiazd jej jasno szare oczy wydawały się srebrne, a blond włosy prawie białe. W jej spojrzeniu widziałam wyraźne wsparcie dla mnie, ale cała twarz wyrażała tak wielką determinację, że aż patrzenie na nią było przerażające. Gdyby to moja twarz tak wyglądała, zaczęłabym się martwić czy nie zrobię czegoś głupiego jak na przykład zabicie Jean-Claude'a. Ale Ronnie nie była zabójcą. Owszem zabiła dwa razy, by ocalić moje życie. I jestem jej za to wdzięczna. Ale nie jest typem osoby, która może kogoś wytropić i z zimną krwią zabić. Nawet jeśli jest wampirem. Byłam tego świadoma, więc nie musiałam jej ostrzegać. – Kiedyś myślałam, że wiem kto jest martwy, a kto nie. – Potrząsnęłam głową – Ale granica nie jest wyraźnie określona. – Uwiódł cię. – Stwierdziła.

3 Odwróciłam wzrok od jej wściekłej twarzy i wpatrywałam się w foliowego łabędzia leżącego na moich kolanach. Deirdorfs i Hart gdzie jadłyśmy kolację znane są ze swoich torebek: foliowych zwierzątek. Nie mogłam nie zgodzić się z Ronnie i powoli zaczynałam być zmęczona zaprzeczaniem. W końcu powiedziałam. – Każdy facet uwodzi, na tym to polega. Ronnie uderzyła rękami w deskę rozdzielczą tak mocno, że musiało ją zaboleć, a mnie zaskoczyło. – Cholera, Anita to nie to samo! Zaczynałam być zła, a nie chciałam się wkurzać, nie na Ronnie. Zabrałam ją na kolację by poczuła się lepiej, nie żeby się kłócić. Louis Fane, jej chłopak był na konferencji poza miastem, nie było to dla niej przyjemne, podobnie jak przekroczenie trzydziestki. Starałam się więc poprawić jej humor, a tylko go pogorszyłam. – Posłuchaj, nie widziałam się ani z Jean-Claudem, ani z Richardem od sześciu miesięcy. Nie umawiam się z żadnym z nich, więc możemy pominąć wykład na temat etyki wampirów. – Teraz to niedorzeczność. – Co konkretnie? – Etyka wampirów, oczywiście. – To nie w porządku, – powiedziałam krzywiąc się. – Jesteś egzekutorką wampirów, Anita. To ty nauczyłaś mnie, iż nie są tylko ludźmi z kłami, że są potworami. Miałam dość. Otworzyłam drzwi samochodu i przesunęłam się na skraj fotela. Ronnie chwyciła mnie za ramie. – Anita, przepraszam. Przykro mi. Proszę nie bądź na mnie zła. Nie odwróciłam się. Siedziałam z nogami na zewnątrz auta, czując jak chłodne powietrze wlatuje do wnętrza. – Więc odpuść. Tylko o to mi chodzi. Ronnie pochyliła się i przytuliła mnie szybko od tyłu. – Przepraszam. To nie mój interes z kim sypiasz. Pozwoliłam się chwilę przytulać. – Rzeczywiście, nie twój. – Powiedziałam, potem odsunęłam się i wysiadłam. Moje buty na wysokim obcasie chrzęściły gdy szłam po żwirze na moim podjeździe.

4 Ronnie chciała żebyśmy się wystroiły. W końcu to jej urodziny. Dopiero po obiedzie zorientowałam się jaki był jej szatański plan. Zmusiła mnie do założenia butów na obcasie i ładnej, czarnej, krótkiej spódnicy. Górą był rzeczywiście zapierający dech w piersiach top bez pleców. Kto się tak ubiera na wyjście? Nawet jeśli cena była w miarę rozsądna, to nadal była to mini i bluzka z odkrytymi plecami. Ronnie pomogła mi wybrać ten strój jakiś tydzień temu. Powinnam była się zorientować, że coś jest nie w porządku, gdy z miną niewiniątka powiedziała, że „tylko się razem wystroimy”. Oczywiście to był podstęp. W sklepie były również inne sukienki, które były dłuższe i przykrywały więcej ciała. Jednak żadna z nich nie mogła zasłonić kabury od pistoletu przy pasku. Wiem, ponieważ specjalnie zabrałam ją ze sobą, by się upewnić. Ronnie myśli, że jestem paranoikiem, ale ja nigdy nie wychodzę nieuzbrojona, gdy zapadnie zmierzch. Koniec i kropka. Spódnica była wystarczająco ciemna i obszerna, by ukryć fakt, że przy pasku miałam Firestara 9mm, a bluzka miała wystarczająco dużo materiału, by nikt nie mógł zauważyć pistoletu pod ubraniem. Wszystko co musiałam zrobić, to unieść dół topu do góry, by złapać za broń i móc jej użyć. To był najbardziej elegancki i jednocześnie wygodny strój jaki kiedykolwiek miałam. Przydałby się jeszcze w innym kolorze, wtedy miałabym już dwa. Urodzinowy plan Ronnie zakładał pójście do klubu. Tanecznego klubu. Nigdy nie chodzę do klubów i nigdy nie tańczę. Ale z nią poszłam. I tak wyciągnęła mnie na parkiet, głównie dlatego, że jej samotny taniec przyciągał zbyt wiele męskiej uwagi. Tańcząc razem utrzymywałyśmy potencjalnych Casanova na dystans. Choć mówienie, iż tańczyłam jest wielkim eufemizmem. Po prostu stałam i kołysałam się. Ronnie tańczyła. Tańczyła tak, jakby to miała być jej ostatnia noc na Ziemi i musiała zrobić użytek z każdego mięśnia. Było to spektakularne i trochę przerażające. Było w niej coś prawie zdesperowanego, jak gdyby moja przyjaciółka poczuła zimną dłoń czasu skradająca się coraz szybciej i szybciej. Albo to byłam tylko ja odkrywając moje braki pewności siebie. W tym roku obchodziłam dwudzieste szóste urodziny i szczerze oceniając mój dotychczasowy styl życia, nie mam się co martwić trzydziestką. Śmierć leczy wszystkie problemy. Cóż, większość z nich. W klubie był jeden człowiek, który chciał się przyłączyć do mnie zamiast do Ronnie. I nie rozumiem dlaczego. Ona była wysoką blondynką, tańczącą jakby uprawiała seks z muzyką. Ale on zaoferował drinka mnie. Cóż ja nie piję. Starał się zaprosić mnie do wolnego tańca. Odmówiłam i w końcu musiałam być niemiła. Ronnie radziła mi bym z nim zatańczyła, przynajmniej był człowiekiem. Stwierdziłam, iż jestem tu tylko i wyłącznie z powodu jej urodzin i że ona je wykorzystuje by mną manipulować. Ostatnią rzeczą, na zielonej ziemi Boga, jakiej potrzebuję to kolejny mężczyzna w moim życiu. Nie mam pojęcia co zrobić z tymi dwoma, których już mam. Fakt, że jeden z nich jest wampirzym Mistrzem, a drugi Ulfrikiem – królem wilkołaków, jest tylko częścią problemu. Ten fakt w pojedynkę powinien uświadomić jak głęboką dziurę kopię. A może już wykopałam? O tak, już wykopałam. Dokładnie to jestem w połowie drogi do Chin i nadal się pogrążam. Żyłam w celibacie od sześciu miesięcy. O ile się nie mylę oni też. Wszyscy czekali na mnie, aż się zdecyduję. Czekali na mój wybór lub decyzję, cokolwiek. Przez ostatnie pół roku

5 byłam jak skała, trzymałam się z dala od nich. Nie widziałam się z nimi. Nie oddzwaniałam na żadne telefony. Uciekłam w góry, gdy wydawało mi się, że poczułam zapach jednego z nich. Dlaczego zdecydowałam się na tak drastyczne kroki? Szczerze mówiąc, bo prawie za każdym razem gdy widziałam jednego z nich miałam ochotę rzucić się na niego i zaciągnąć do pierwszego lepszego łóżka. Pragnę ich obu, lecz muszę zdecydować którego kocham. Nadal nie wiem do kogo należy moje serce, ale postanowiłam, że najwyższy czas przestać się ukrywać. Muszę ich zobaczyć i postanowić co dalej z nami będzie. Dwa tygodnie temu zdecydowałam się wrócić. Był to dzień, w którym wykupiłam moją receptę na nową partię tabletek antykoncepcyjnych, i zaczęłam je brać ponownie. Naprawdę ostatnią rzeczą jakiej potrzebuję, to niespodziewana ciąża. To była pierwsza rzecz o której pomyślałam, gdy wspomniałam Jean-Claude'a i Richarda. Wrócić do antykoncepcji, to mówi jaki mieli na mnie wpływ. Trzeba być na pigułkach przez miesiąc, by być bezpiecznym, tak jak to jest tylko możliwe. Jeszcze cztery, pięć tygodni dla pewności. Wówczas zadzwonię. Może. Usłyszałam obcasy Ronnie na żwirze. – Anita, Anita, czekaj, nie gniewaj się Chodzi o to, że nie byłam zła na nią. Byłam zła na siebie. Zła, że przez te wszystkie miesiące wciąż nie potrafię zdecydować pomiędzy dwoma mężczyznami. Przystanęłam i czekałam skulona w mojej małej, czarnej spódnicy z foliowym łabędziem w dłoniach. Noc ochłodziła się wystarczająco, bym zaczęła myśleć o założeniu marynarki. Kiedy Ronnie mnie dogoniła zaczęłyśmy iść ponownie. – Nie jestem zła Ronnie, po prostu zmęczona. Zmęczona tobą, Dolphem, Zebrowskim, wszystkimi, którzy dokonują na mnie swoich cholernych osądów. Moje obcasy stukały gdy energicznie szłam po chodniku. Jean-Claude powiedział kiedyś, że mógłby powiedzieć czy jestem zła po samym odgłosie stukotu moich butów o podłogę. – Uważaj. Nosisz wyższe obcasy ode mnie. Ronnie miała 177cm co oznacza, że z obcasami miała prawie 181cm. Miałam na sobie 5cm obcasy które dawały mi 168cm. Mój trening znacznie się polepszył odkąd Ronnie i ja ćwiczymy razem. Telefon zaczął dzwonić gdy manipulowałam kluczami i resztkami zawiniętymi w folię. Na szczęście Ronnie wyręczyła mnie zabierając jedzenie i otwierając drzwi ramieniem. Pobiegłam do telefonu na moich wysokich obcasach zanim przypomniałam sobie, że przecież mam wolne. Oznaczało to, że cokolwiek wyjątkowego stało się o 2:05 rano to nie jest mój problem, nie przez następne dwa tygodnie. Jednak trudno się pozbyć starych nawyków, wcześniej zawsze musiałam być pod telefonem. Teraz stałam nad aparatem i pozwalałam mu dzwonić, słysząc jednocześnie łomotanie mojego serca. Planowałam zignorować go, ale... nadal stałam gotowa złapać za słuchawkę.

6 Hałas, dudnienie muzyki i męski głos. Nie poznałam muzyki, ale poznałam głos. – Anita tu Gregory. Nathaniel ma kłopoty. Gregory był jednym z lampartołaków, którymi zaopiekowałam się, gdy zabiłam ich alfę, ich przywódcę. Jako człowiek nie byłam najlepszą kandydatką do tego zadania, ale dopóki nie znajdę godnego zastępcy, lepsza ja niż nikt. Zmiennokształtni bez przywódcy, który będzie ich chronił szybko stają się ofiarami poniewieranymi przez silniejszych. Jeśli ktoś by ich skrzywdził, była by to moja wina. Więc działam jako ich obrońca, ale jest to zajęcie bardziej skomplikowane niż mi się kiedykolwiek śniło. Największym problemem był Nathaniel. Cała reszta jakoś odbudowała swoje życie od kiedy ich alfa został zabity, tylko nie Nathaniel. Miał bardzo ciężkie życie był wykorzystywany, gwałcony, poniewierany, dręczony. Był niewolnikiem seksu i bólu, jednym z niewielu naprawdę uległych, który poddawał się wszystkiemu, co ktoś miał fantazję mu zrobić. Nie spotkałam drugiej tak bezwolnej osoby, choć trzeba przyznać że moje grono znajomości było dość ograniczone. Przeklęłam cicho i podniosłam słuchawkę. – Jestem Gregory, co się stało tym razem? – Nawet dla mnie mój głos brzmiał na zmęczony i lekko zły. – Gdybym mógł, zadzwoniłbym do kogoś innego, ale jesteś tylko ty. – On również brzmiał na zmęczonego i złego. Świetnie. – Gdzie jest Elizabeth? Powinna dziś wieczorem być razem z Nathanielem. – W końcu zgodziłam się, że Nathaniel może chodzić do klubów dominacji i uległości, jeśli będzie mu towarzyszyć Elizabeth i jeszcze co najmniej jeden lampartołak. Dzisiaj nie było Elizabeth i na wszystko miał uważać Gregory. Jednak on nie jest wystarczająco silny, by chronić Nathaniela. Normalny uległy byłby bezpieczny w zwykłym klubie z kimś, kto umiałby powiedzieć „nie dzięki, nie jesteśmy zainteresowani". Ale Nathaniel jest jednym z tych rzadkich samo destruktywnych osób, które zgadzają się na wszystko nawet jeśli zabawa ma zawierać seks i ból w ekstremalnym wydaniu, co w konsekwencji jest dla niego bardzo, ale to bardzo bolesne. Zmiennokształtny jest w stanie przeżyć poważne, bardzo poważne uszkodzenia i nie mieć po nich najmniejszego śladu, ale wszystko ma swoje granice. Normalna osoba powie „dość " kiedy wie, że to dla niego zbyt dużo i zaczyna się dziać coś złego, ale Nathaniel sam nie potrafi tego określić. Miał więc specjalnego opiekuna, który powinien się upewnić, że nikt nie ma wobec niego złych zamiarów. Ale to nie wszystko. Dobry dominant ufa swojemu podległemu licząc, że ten powie kiedy obrażenia są zbyt poważne. Pokłada zaufanie, że zna on swoje własne ciało i ma wystarczająco dużo instynktu samozachowawczego, by powstrzymać go, gdy sprawy przybiorą negatywny obrót. Niestety Nathaniel go nie ma, co oznacza, że dominant mimo najszczerszych chęci może nie przestać ranić go nawet wtedy gdy powinien, bo chłopak nie powie mu by przestał. Ja również towarzyszyłam mu kilka razy. To był rodzaj mojej pracy jako jego Nimir- Ra, by przesłuchiwać potencjalnych... dominantów w łóżkowych zabawach. Byłam przekonana, że takie kluby podobne są do najniższych kręgów piekła, ale byłam miło

7 zaskoczona. Więcej propozycji seksualnych można dostać w normalnym barze w sobotnią noc. W tych klubach wszyscy byli bardzo ostrożni, nie chcieli się narzucać czy w jakikolwiek sposób być nachalnym. To była mała społeczność i jeśli miałeś reputację odrażającego typa mogłeś znaleźć się na czarnej liście i nikt nie chciałby się z tobą zabawić. Ludzie w tych miejscach byli naprawdę w porządku, gdy im powiedziałam, że nie mam ochoty się bawić, zostawili mnie w spokoju. Wyjątek stanowili turyści, którzy byli pozerami, niespecjalnie tu pasującymi, woleli stroić się i bywać w klubach. Nie znali zasad i nie kłopotali się tym, by o nie zapytać. Prawdopodobnie myśleli, że jak kobieta przyjdzie do miejsca takiego jak to, jest gotowa zrobić wszystko. Szybko przekonałam ich jak bardzo się mylą. Jednakże, musiałam przestać chodzić z Nathanielem. Inne lampartołaki powiedziały, że ja roztaczam tak dominujący nastrój, że nikt inny do nas nie podejdzie, nie będzie chciał ze mną konkurować. Chociaż mieliśmy mnóstwo ofert zabawy we trójkę w każdym możliwym rodzaju. Czułam się jakbym potrzebowała transparentu „Nie, nie chcę mieć trójosobowej zabawy w niewolnictwo z tobą. Dzięki za zaproszenie, ale nie" Elizabeth podobno była dominantą, ale nie na tyle, by zając się Nathanielem i spróbować iść z nim … na randkę – Elizabeth wyszła, – powiedział Gregory – Bez Nathaniela? – Tak – Tak więc właśnie smażę mój bekon – stwierdziłam. – Co? – Jestem wściekła na Elizabeth. – Będzie dobrze – rzekł. – Jak może być dobrze, Gregory? Wszyscy zapewnialiście mnie, że te kluby były bezpieczne. Trochę niewoli, trochę światła i pogrywania. Wszyscy przekonywali mnie, że nie mogę w nieskończoność trzymać Nathaniela od tego z daleka. Powiedziałeś, że mają sposoby monitorowania obszaru, więc nikt nie zostanie skrzywdzony. Właśnie to mówiliście mi ty, Zane i Cherry. Cholera sama widziałam. Kamery ochrony są wszędzie i jest bezpieczniej niż na którejś z moich randek, więc co u licha mogło pójść nie tak? – Nie mogliśmy tego przewidzieć – powiedział. – Po prostu przejdź do końca tej historii, ta gra wstępna zaczyna być nudna. Zapadła cisza na dłużej niż powinna, słychać było tylko zbyt głośną muzykę.

8 – Gregory jesteś tam jeszcze? – Gregory jest niedysponowany. – Powiedział męski głos. – Kto mówi? – Jestem Marco jeśli ci to pomoże, chociaż wątpię – Jego głos był z amerykańskim akcentem, ale miał lekko nietypowe brzmienie. – Nowy w mieście? – zapytałam – Coś tak jakby. – powiedział. – Serdecznie witamy. Zdecydowanie powinieneś wejść na wzgórze, jest z niego bardzo piękny widok. Ale co twój przyjazd ma wspólnego ze mną i moimi podopiecznymi. – Z początku nie wiedzieliśmy, że to zwierze należy do ciebie. Nie był tym na którego polowaliśmy, ale skoro już go złapaliśmy myślę, że zostawimy go dla siebie. – Nie możecie go zatrzymać. – Powiedziałam. – Więc przyjedź tu i weź go sobie, jeśli dasz radę. – Powiedzenie groźby tak dziwnie spokojnym głosem skuteczne mnie przeraziło. Tam nie było żadnego gniewu, nic osobistego. Tylko biznes. A ja nie miałam zielonego pojęcia o co chodzi. – Oddaj słuchawkę Gregoremu. – Nie sądzę. Świetnie się bawi z moimi przyjaciółmi. – Skąd mam wiedzieć, że wciąż żyje? – Mój głos był równie beznamiętny, jak jego. Jeszcze nic nie czułam, to było zbyt zaskakujące, nieoczekiwane. Czułam się jak w środku jakiegoś filmu. – Żaden z nich nie jest jeszcze martwy. – powiedział mężczyzna. – Skąd mam to wiedzieć? Na chwilę zapadła cisza, po czym zapytał. – Z jakimi ludźmi masz do czynienia, że pierwszą rzeczą o którą pytasz jest, czy ich nie zabiliśmy? – To był dla mnie ciężki rok. A teraz daj mi Gregorego do słuchawki, ponieważ dopóki nie jestem pewna, że oni wciąż żyją, negocjacje stoją w martwym punkcie. – Skąd wiesz, że prowadzimy negocjacje? – Zapytał Marco. – To chyba intuicja. – Jesteś bezpośrednia.

9 – Nie masz pojęcia jak bezpośrednia potrafię być Marco. Daj mi Gregorego. Muzyka wypełniła ciszę, ale oprócz niej nie było słychać żadnych innych dźwięków. – Gregory, Gregory jesteś tam? Jest tam ktokolwiek? – Cholera pomyślałam. – Obawiam się, że twój kotek nie chce dla nas krzyczeć. Nie pozwala mu na to jego duma, tak myślę. – Przyłóż słuchawkę do jego ucha i pozwól mi z nim porozmawiać. – Jak sobie życzysz. Więcej głośnej muzyki. Mówiłam tak jakbym była pewna, że Gregory słucha. – Gregory, muszę wiedzieć czy żyjesz. Czy Nathaniel i cała reszta żyją. Mów do mnie Gregory. Jego głos brzmiał jakby mówił z wielkim trudem przez zaciśnięte zęby. – Taaak. – Co tak, wszyscy żyją? – Taak. – Co oni ci zrobili? Usłyszałam wrzask w telefonie, który podniósł mi włoski na karku i wywołał gęsią skórkę na ramionach. Nagle dźwięk się urwał. – Gregory, Gregory! Zaczęłam wołać próbując przekrzyczeć muzykę, ale nikt nie odpowiadał. W końcu Marco wrócił na linię. – Wszyscy wciąż żyją. Jeden z nich na którego wołają Nathaniel to bardzo ładny, młody mężczyzna, ze swoimi długimi kasztanowymi włosami i tak wyjątkowymi fiołkowymi oczami. Taki śliczny, szkoda by było psuć takie piękno. Oczywiście ten drugi też jest przystojny, blondyn z niebieskimi oczami. Ktoś powiedział mi, że obaj pracują jako striptizerzy. Czy to prawda? Już nie byłam zdrętwiała ze strachu, byłam przerażona i wściekła. I nadal nie miałam pojęcia, co tu się dzieje. Mój głos zabrzmiał prawie że spokojnie. – Tak, to prawda. Jesteś nowy w mieście, więc mnie nie znasz. Jednak, wierz mi nie chcesz poznać. – Może i nie, ale mój alfa chce. Ach, polityka zmiennokształtnych. Nienawidzę polityki zmiennokształtnych.

10 – Dlaczego? Lampartołaki nie stanowią dla nikogo zagrożenia. – My nie musimy znać powodów, robimy co nam każą nawet jeśli przyjdzie nam przy tym umrzeć. Porywacz poeta, jak orzeźwiające. – Czego chcesz, Marco? – Mój alfa chce byś tu przybyła i uratowała swoje koty, jeśli potrafisz. – W którym klubie jesteście? – Narcyz w Okowach. – Powiedział i rozłączył się. Rozdział 2 – Kurwa! – Co się stało? – Zapytała Ronie. Prawie o niej zapomniałam. Ona nie należała do tej części mojego życia, lecz teraz tu była. Opierała się o meble kuchenne, przyglądając się mojej twarzy i wyglądała na zmartwioną. – Ja się tym zajmę. Ronnie chwyciła mnie za ramię. – Mówiłaś mi, że chcesz odzyskać swoich przyjaciół, że nie będziesz nas więcej od siebie odpychać. Naprawdę tak myślisz, czy była to tylko czcza gadanina? Wzięłam głęboki oddech i wypuściłam powietrze. A potem powiedziałam jej wszystko co usłyszałam przez telefon. – Naprawdę nie masz pojęcia o co może chodzić? – Zapytała. – Nie, nie mam. – To dziwne. Zwykle takie rzeczy narastają powoli, nie spadają jak grom z jasnego nieba. Pokiwałam głową. – Wiem. – Czy twój telefon zapamiętuje numer, który do ciebie dzwoni. – Co nam to da? – Pozwoli ci sprawdzić czy naprawdę są w tym klubie, czy to tylko pułapka na ciebie. – Więc nie jesteś tylko ładną buzią? Ronnie uśmiechnęła się.

11 – Jestem z wykształcenia detektywem. Znam się na takich rzeczach. – Chociaż bardzo się starała, uśmiech nie dotarł do jej oczu. Wykręciłam numer, wydawało się że telefon dzwoni wiecznie, aż wreszcie usłyszałam jakiś obcy męski głos. – Tak? – Czy to klub Narcissus in Chains? – Tak, kto mówi? – Muszę porozmawiać z Gregorym. – Nie znam żadnego Gregorego. – Kto mówi? – Zapytałam – To automat telefoniczny. Po prostu go odebrałem. – Powiedział i się rozłączył. Wygląda na to, że tej nocy mam do tego szczęście. – To był zwykły automat telefoniczny w klubie. – Cóż, przynajmniej wiesz, gdzie są. – Wiesz gdzie jest ten klub? Ronnie potrząsnęła przecząco głową. – Nie jest w moim typie. – Moim też nie. W rzeczywistości jedyni klubowicze, których znałam osobiście, byli w środku i czekali na uratowanie. Kto jeszcze może wiedzieć gdzie jest ten klub i orientować się jaką ma reputację? Nie mogłam ufać zapewnieniom lampartołaków, że to bezpieczne miejsce. Widocznie byli w błędzie. Tylko jedno imię przychodziło mi do głowy. Tylko jedna osoba którą znam mogła wiedzieć gdzie znajduje się klub Narcissus in Chains i jakie będę miała kłopoty kiedy już wejdę do środka. Jean-Claude. Ponieważ miałam do czynienia z polityką zmiennokształtnych, pewien sens może mieć zadzwonienie do Richarda, z nim będącym wilkołakiem i całą tą resztą. Ale zmiennokształtni wyznawali zasadę, by każdy trzymał się swojego klanu. Jeden rodzaj zwierząt rzadko przekraczał granice by pomóc innemu. Frustrujące, ale prawdziwe. Wyjątkiem był traktat między wilkołakami, a szczurołakami, lecz wszyscy inni byli pozostawieni samym sobie kłóciliby się i wykrwawiali między sobą. Och, oczywiście jeśli jakieś małe grupy wymykały się z pod kontroli i przyciągały zbyt dużo uwagi policji, wilki i szczury dyscyplinowały ich, jednak nie zdarzało się to zbyt często, nikt nie chciałby wtrącać się w ich prywatne sprawy. To był jeden z powodów dla których wciąż byłam niańką lampartołaków.

12 Ponadto, Richard nie wiedział więcej niż ja o kulturze dominacji i uległości, może nawet wiedział mniej. Jeśli chcesz dowiedzieć się czegoś o różnych seksualnych upodobaniach, zdecydowanie właściwą osobą jest Jean-Claude. Sam może nie bierze w nich udziału, ale świetnie orientuje się kto, z kim, gdzie i w jaki sposób. Albo przynajmniej taką mam nadzieję. Gdyby w grę wchodziło tylko moje życie prawdopodobnie nie zadzwoniłabym do żadnego z moich chłopców, ale jeśli ja zginę, wówczas nie zostanie nikt, kto uratowałby Nathaniela i resztę. A to jest nie do zaakceptowania. Ronnie stukała swoimi wysokimi obcasami. – Nie zabrałam swojej broni, ale jestem pewna, że masz jakąś wolną. Pokręciłam głową – Nie, nie idziesz. Gniew w jej oczach sprawił, że nabrały koloru chmur burzowych. – Do diabła, a właśnie że pójdę. – Ronnie tam będą zmiennokształtni, a ty jesteś tylko człowiekiem. – Tak jak i ty. – Przez wampirze znaki Jean-Claude'a jestem kimś więcej. Ja mogę przyjąć obrażenia, które ciebie by zabiły. – Nie możesz tam iść sama. – Powiedziała. Skrzyżowała ręce na piersi, a jej twarz wyrażała jednocześnie złość i upór. – Wcale nie planuję iść sama. – To dla tego, że nie jestem zabójcą, prawda? – Zabijanie nie jest dla ciebie łatwe Ronnie, to nie wstyd, ale nie mogę cię zabrać do bandy zmiennokształtnych, nie wiedząc czy będziesz potrafiła strzelać, by zabić gdy zajdzie taka potrzeba. Chwyciłam ją za ramiona. Ale pozostała sztywna i zła pod moim dotykiem. – Gdybym cię straciła, to zabiłoby jakąś część mnie, Ronnie. A gdybyś umarła z mojego powodu jeszcze większa część mnie by ucierpiała. Z tymi ludźmi nie możesz się zawahać, nie możesz traktować ich jakby byli zwykłymi ludźmi. Jeśli tak zrobisz, umrzesz. – Dzwoń na policję. Odeszłam kawałek od niej. – Nie. – Cholera Anita, cholera jasna.

13 – Ronnie, istnieją zasady i jedna z nich mówi, że nie mieszasz policji do spraw stada. Głównym powodem tej zasady było to, że policja patrzyła krzywym okiem się na walki o dominację, które kończyły się ziemią uściełaną trupami, jednak nie uważałam za konieczne informowanie o tym mojej przyjaciółki. – To głupia zasada. – Możliwe, ale to niczego nie zmienia, zmiennokształtni właśnie tak rozwiązują swoje problemy, nieważne jak to jest bezsensowne. Ronnie usiadła przy małym, dwuosobowym stoliku śniadaniowym umieszczonym na odrobinę wyższym podeście. – Więc, kto będzie ci towarzyszył? Richard? Dla niego zabijanie nie jest wcale łatwiejsze niż dla mnie. Była to tylko połowa prawdy, ale nie wyjaśniałam jej tego. – Nie. Potrzebuję za moimi plecami kogoś, kto zrobi co trzeba bez zmrużenia oka. Jej oczy stały się bardzo, bardzo ciemne z gniewu. – Jean-Claude. Powiedziała to w taki sposób, że jego imię zabrzmiało jak przekleństwo. Skinęłam głową. – Jesteś pewna, że nie zaplanował tego by przywrócić cię do jego życia, przepraszam bardzo śmierci? – On zna mnie zbyt dobrze, by wykorzystywać moich ludzi. Wie co bym mu zrobiła, gdyby ich skrzywdził. Zakłopotanie wymieszało się z gniewem łagodząc wyraz jej oczu i twarzy. – Nienawidzę go, ale wiem, że ty go kochasz. Czy naprawdę potrafiłabyś go zabić? Mogłabyś przystawić mu lufę do głowy i pociągnąć z spust? Popatrzyłam na nią i wiedziałam bez lustra, że moje oczy stają się całkiem puste i zimne. Trudno jest nadać brązowym oczom tak zimną barwę, ale ostatnio wiele nad tym pracowałam. Zobaczyłam coś bardzo podobnego do strachu w jej oczach. Nie wiem, czy bała się o mnie, czy mnie. Wolałabym to pierwsze od tego drugiego. – Mogłabyś to zrobić. Jezu, Anita. Znasz Jean-Claude'a dłużej niż ja Louiego. Ja bym nigdy nie mogła skrzywdzić Louiego, bez względu na to, co by zrobił. Wzruszyłam ramionami. – Myślę, że to mogło by mnie zniszczyć. Z pewnością nie żyłabym długo i szczęśliwie. Jeśli w ogóle bym to przeżyła. Najprawdopodobniej wampirze znaki spowodowałyby, że umarłabym razem z nim.

14 – Kolejny dobry powód by go nie zabijać. – Jeżeli to on był winny krzykowi Gregorego do telefonu, to będzie potrzebował lepszej motywacji do oddychania niż miłość, pożądanie, czy nawet moja możliwa śmierć. – Nie rozumiem tego Anita. Nie rozumiem tego wszystkiego. – Wiem. – Powiedziałam i pomyślałam sobie, że to jeden z powodów dlaczego nie potrafimy dostrzec w sobie tych samych osób jakimi byłyśmy kiedyś. Byłam już zmęczona wyjaśnianiem jej siebie, zmiany jaka we mnie zaszła i ciągłego usprawiedliwiania się. Jesteś moją przyjaciółką, najlepszą pomyślałam, jednak nie rozumiem cię, już nie. – Ronnie, nie mogę walczyć ramię w ramie ze zmiennokształtnymi i wampirami. Przegram w uczciwej walce. Jedynym sposobem by wygrać, ocalić moje lampartołaki, jest sprawić by inni się mnie bali. Bym była dla nich zagrożeniem. Jestem tak dobra, jak duże stanowię zagrożenie. – Więc pójdziesz tam i ich pozabijasz. – Wcale tak nie powiedziałam. – Ale tak zrobisz. – Postaram się tego uniknąć. Ronnie podciągnęła kolana pod brodę i objęła je ramionami. W jej rajstopach poszło oczko i by nie pruło się dalej nałożyła cieniutką warstewkę lakieru do paznokci. Zawsze trzyma w torebce małą buteleczkę na takie niespodziewane sytuacje. Ja miałam broń i nawet nie wzięłam torebki. – Jeśli cię aresztują, zadzwoń zapłacę kaucje. Pokręciłam głową. – Jeśli zostanę złapana miejscu publicznym za zabicie trzech lub więcej ludzi nie będzie mowy o żadnej kaucji. Prawdopodobnie policja nie skończy przesłuchiwać mnie przed świtem. – Jak możesz mówić o tym tak spokojnie Zaczęłam przypominać sobie dlaczego Ronnie i ja zaczęłyśmy się od siebie oddalać. Prawie identyczną rozmowę przeprowadziłam z Richardem, kiedy do miasta przybył zabójca by mnie uśmiercić. Dałam mu tą samą odpowiedź. – Histeria w niczym nie pomoże Ronnie. – Ale ty w ogóle nie jesteś wściekła. – Och, ja jestem zła Potrząsnęła głową.

15 – Nie, mam na myśli, że nie jesteś oburzona tym co się dzieje. Nie wyglądasz na zaskoczoną, nie jak... – Wzruszyła ramionami. – Nie jak powinnaś być. – Masz na myśli, że nie tak jak ty byś była. – Pomogłam jej. – Nie mam czasu na debaty filozofii moralnej. – Podniosłam słuchawkę. – Dzwonię do Jean-Claude'a. – Nadal będę cię nakłaniała do pozbycia się wampira i poślubienia Richarda, ale być może jest jeszcze jeden powód dlaczego nie możesz go zostawić. Wykręciłam numer Cyrku Potępieńców z pamięci, pozwalając mówić Ronnie do moich pleców. – Może nie jesteś skłonna zrezygnować z kochanka, który jest zimniejszy od ciebie. Telefon dzwonił. – W sypialni dla gości jest czysta pościel. Przepraszam, że nie będzie dzisiaj nocnych, babskich pogaduszek. Cały czas stałam do niej tyłem. Słyszałam jak stoi miętosząc w palcach skraj spódnicy i kiedy wychodzi z pokoju. Ciągle stałam tyłem do pokoju chociaż wiedziałam, że już wyszła. Dla żadnej z nas nie byłoby dobrze, gdyby zobaczyła mnie płaczącą. Rozdział 3 – Jean-Claude’a nie ma w Cyrku Potępieńców. Właściciel głosu w Cyrku, po drugiej stronie telefonu, nie poznawał mnie i nie uwierzył, że jestem Anita Blake, od czasu do czasu ukochana Jean-Claude’a. Zmuszona więc byłam do dzwonienia do jego pozostałych firm. Próbowałam w Grzesznych Rozkoszach, jego klubie ze striptizem, ale tam też go nie było. Próbowałam również w Dance Macabre, jego najnowszym przedsięwzięciu. Zaczęłam się jednak zastanawiać, czy Jean-Claude po prostu nie powiedział wszystkim by, kiedy zadzwonię, mówili, że go nie ma. Ta myśl nie dawała mi spokoju. Martwiłam się, że po tak długim czasie Richard powie mi w końcu bym poszła do diabła, bo ma już dość mojego niezdecydowania. Nigdy jednak nie przyszło mi na myśl, że Jean-Claude może przestać czekać na mnie. Skoro byłam tak pewna swoich uczuć do niego, dlaczego mój żołądek aż tak mocno się zaciskał, wraz z rosnącym we mnie poczuciem straty? To uczucie nie ma nic wspólnego z lampartołakami i ich problemami. To wszystko było związane ze mną i faktem, że nagle to straciłam. Jednak okazało się, że Jean-Claude był w Dance Macabre i odebrał mój telefon. Żołądek przestał mi się zaciskać i zaczęłam normalnie oddychać. Musiałam jednak utrzymać moje metafizyczne bariery na miejscu.

16 Nienawidzę metafizyki. Biologia nadnaturalna nadal jest biologią. Metafizyka jest magią, a ja wciąż nie czuję się z nią komfortowo. Przez sześć miesięcy, gdy nie pracowałam, medytowałam, studiowałam z Marianne, uczyłam się magicznych rytuałów. Mogłam więc kontrolować dane mi przez Boga zdolności. A także blokować znaki łączące mnie z Richardem i Jean-Claudem. Aura jest jak twoja osobista ochrona, twoja indywidualna energia. Kiedy jesteś zdrowy zabezpiecza cię, jak skóra. Ale jak masz w niej dziury, do środka może się dostać infekcja. Moja aura ma dwie wyrwy – po jednej dla każdego z moich mężczyzn. Podejrzewam, że oni też mają takie dziury. Co nam wszystkim zagraża. Ja blokowałam moje dziury. Kilka tygodni temu sprzeciwiłam się pewnej paskudnej istocie, niedoszłemu bogu. Całkiem nowej kategorii, nawet jak dla mnie. Było to tak silne, że pozrywało wszystkie moje bariery, niwecząc całą moją staranną pracę i pozostawiając mnie, jak otwartą ranę. Tylko interwencja miejscowej wiedźmy uratowała mnie od pochłonięcia przez aurę. Nie miałam kolejnych sześciu miesięcy na utrzymywanie celibatu, medytację i ćwiczenie mojej cierpliwości. Wyrwy jednak wciąż pozostawały, a jedynym sposobem, by je wypełnić, było połączenie się z Jean-Claudem i Richardem. Tak przynajmniej powiedziała Marianne, a ja ufam jej tak, jak nikomu innemu. Przez telefon głos Jean-Claude’a uderzył we mnie, jak aksamitny policzek. Mój oddech uwiązł w gardle i nie mogłam nic zrobić. Czułam tylko przepływ jego głosu. Jego obecność. Jak coś żywego, omywającego skórę. Głos Jean-Claude’a zawsze był jego mocną stroną. Ale to było absurdalne. Działał poprzez telefon. Jak więc mogłabym spotkać się z nim osobiście i utrzymać moje bariery, nie mówiąc już o spokoju? – Wiem, że tam jesteś, ma petite. Zadzwoniłaś tylko po to, by usłyszeć mój głos? Było to bliższe prawdy, niż chciałam się przyznać. – Nie, nie. – Powiedziałam. Jednak wciąż nie mogłam zebrać myśli. Jego siła przytłaczała mnie. Wcześniej radziłam sobie z nią trochę lepiej. Częściej miałam okazję trenować opieranie się mu. Lecz przez ostatnie sześć miesięcy odzwyczaiłam się. Kiedy wciąż nic nie mówiłam, odezwał się ponownie, – Ma petite, czemu zawdzięczam ten zaszczyt? Dlaczego raczyłaś do mnie zadzwonić? Jego głos był łagodny, ale brzmiał w nim również cień czegoś innego. Być może wyrzutu. Zebrałam się w sobie próbując zabrzmieć jak inteligentny człowiek, a jest to jedna z tych rzeczy, która nie zawsze mi wychodzi. – Minęło sześć miesięcy... – Jestem tego świadom, ma petite. Znowu był protekcjonalny. Jak ja tego nienawidziłam. Za każdym razem, gdy się tak zachowywał, trochę się wkurzałam. Gniew zwykle pomaga mi oczyścić głowę. Przynajmniej troszkę. – Jeśli nie przestaniesz przeszkadzać, nie powiem ci, dlaczego dzwonię.

17 – Moje serce drży w oczekiwaniu. Chciałam się rozłączyć. Potrafił być takim dupkiem. Ale część mnie zgadzała się, że zasługuję na takie traktowanie. Nie pomagało mi to jednak, a jeszcze bardziej złościło. Zawsze się wkurzam, gdy myślę, że jestem w błędzie. Byłam tchórzem od miesięcy i nadal nim jestem. Bałam się być blisko niego. Bałam się tego, co mogłabym zrobić. Cholera Anita. Weź się w garść. – Sarkazm to moja działka. – A co jest moją specjalnością? – Mam zamiar poprosić cię o przysługę. – Naprawdę? – Powiedział to tak, jakby nie mógł w to uwierzyć. – Jean-Claude proszę, naprawdę proszę o pomoc, a nie robię tego często. – To rzeczywiście prawda. Więc cóż takiego ode mnie chcesz, ma petite. Wiesz, że o cokolwiek poprosisz, będzie twoje. Nieważne jak zły będę na ciebie. Nie skomentowałam tego, bo nie wiedziałam, co miałabym powiedzieć. – Znasz klub o nazwie Narcissus in Chains? Milczał przez sekundę lub dwie. Oui. – Możesz wyjaśnić mi, gdzie to jest i spotkać się tam ze mną? – Czy wiesz jakiego rodzaju jest to klub? – Tak. – Jesteś pewna? – To klub bondage, wiem. – O ile nie zmieniłaś się zbytnio w ciągu ostatnich sześciu miesięcy, ma petite, to nie jest on zgodny z twoimi upodobaniami. – Nie moimi, nie. – Twoje lampartołaki znowu źle się zachowują? – Coś tak jakby. – Powiedziałam i streściłam całą historię. – Nie znam tego Marco. – Nie sądziłam, że będziesz.

18 – Ale myślałaś, że będę wiedział gdzie jest ten klub? – Miałam nadzieję. – Spotkam się tam z tobą i z paroma moimi ludźmi. Chyba, że pozwolisz jedynie mi przybyć ci na ratunek? Teraz brzmiał tak, jakby się świetnie bawił. Było to lepsze, niż gdyby był zły. Tak myślę. – Przyprowadź kogo trzeba. – Ufasz mojej ocenie? – W tym przypadku, tak. – Ale nie we wszystkim? – Zapytał cicho. – Ja nikomu nie ufam we wszystkim, Jean-Claude. Westchnął. – Taka młoda, a taka... znużona. – Jestem cyniczna, nie znużona. – A jaka jest różnica, ma petite? – To ty jesteś znużony. Zaczął się śmiać. Ten dźwięk pieścił mnie, jak dotknięcie niewidzialnej ręki. To sprawiło, że pewne nisko położone części mojego ciała zacisnęły się. – Ach. – Powiedział. – To wiele wyjaśnia. – Po prostu daj mi te wskazówki. Proszę. – Dodałam proszę tylko i wyłącznie po to, by móc szybciej uporać się z tą sprawą. –Nie sądzę, by oni zbytnio skrzywdzili lampartołaki. Klub jest prowadzony przez zmiennokształtnych i gdy wyczują zbyt wiele krwi, mogą wziąć sprawy w swoje ręce. Jest to jeden z powodów, dlaczego Narcissus in Chains jest z dala od ludzkich domów, na skraju terenów należących do zmiennokształtnych. Twoje lampartołaki miały rację. To zazwyczaj jest bardzo bezpieczne miejsce. – Cóż, Gregory nie krzyczał, ponieważ czuł się bezpiecznie. – Prawdopodobnie nie, ale znam właściciela. Narcissus byłby bardzo zły, gdyby ktoś był nadgorliwy w jego klubie. – Narcissus. Nie znałam jego imienia. Cóż, znam mitologię grecką, ale nie słyszałam o nim.

19 – Wcale tego nie oczekuję. On raczej rzadko opuszcza swój klub. Zadzwonię do niego, by popilnował twoich kotów. Nie będzie ich ratował, ale upewni się, że nie będą dalej krzywdzone. – Ufasz, że Narcissus to zrobi? – Oui. Jean-Claude miał swoje wady, ale na ogół, gdy komuś ufał, można było na nim polegać. – Dobrze i dziękuję ci. – Cała przyjemność po mojej stronie. – Zaczerpnął powietrza i zapytał cicho. – Czy zadzwoniłabyś, gdybyś nie potrzebowała mojej pomocy? Czy kiedykolwiek zadzwoniłabyś? Obawiałam się, że któryś z nich zada to pytanie. Ale w końcu musiałam odpowiedzieć. – Odpowiem na twoje pytanie najlepiej jak potrafię, ale mam przeczucie, że będzie to długa rozmowa. A ja muszę wiedzieć, czy moi ludzie są bezpieczni, zanim zaczniemy analizować naszą zależność. – Zależność? Właśnie to nas łączy? – Jego głos był bardzo suchy. – Jean-Claude. – Nie, nie, ma petite. Już dzwonię do Narcissususa by upewnić się, że twoim kotom nic nie będzie, ale zrobię to, jeśli obiecasz, że kiedy oddzwonię, dokończymy tę rozmowę. – Obiecuję. – Trzymam cię za słowo. – W porządku. – Bardzo dobrze, ma petite, do usłyszenia . – Powiedział i rozłączył się. Odłożyłam słuchawkę i stałam. Czy to będzie bardzo tchórzliwe, jeśli zadzwonię do kogoś innego, kogokolwiek, by linia była zajęta i byśmy nie mogli przeprowadzić naszej małej rozmowy? Tak. Bardzo tchórzliwe. Ale kuszące. Nienawidzę rozmawiać o moim życiu prywatnym, zwłaszcza z osobami ściśle z nim związanymi. Miałam dokładnie tyle czasu, co na zmienienie spódniczki, gdy zadzwonił telefon. Podskoczyłam i poczułam serce w gardle. Naprawdę obawiałam się tej rozmowy. – Halo. – Powiedziałam. – Narcissus upewni się, że twoje koty są bezpieczne. A teraz, na czym to skończyliśmy? – Milczał przez jedno uderzenie serca. – Ach tak, czy kiedykolwiek zadzwoniłabyś, gdyby nie była potrzebna ci moja pomoc?

20 – Kobieta, z którą się uczyłam... – Marianne. – Powiedział. – Tak, Marianne. W każdym razie powiedziała, że nie można blokować wyrw w aurze. Jedynym sposobem na ich załatanie jest użycie tych samych środków, które je otworzyły. Po drugiej stronie telefonu zapadła cisza i trwała tak długo, że zapytałam, – Jean- Claude, jesteś tam jeszcze? – Jestem. – Nie brzmisz zbyt radośnie. – Czy wiesz o czym mówisz Anito? – Zawsze kiedy używał mojego prawdziwego imienia to był zły znak. – Tak sądzę. – Chcę, by to było jasne między nami, ma petite. Nie chcę byś później przybiegała do mnie z płaczem, bo nie zrozumiałaś, jak mocno cię to z nami zwiąże. Jeśli pozwolisz Richardowi i mnie naprawdę nałożyć znaki na twoje... ciało, będziemy dzielić się naszymi aurami. Naszą energią. Naszą magią. – My już to robimy, Jean-Claude. – Tylko po części. To zaledwie skutki uboczne znaków. Gdy będą nałożone wszystkie, pozwoli nam to dzielić się wiedzą. Jeśli to zrobisz, nie będzie możliwe cofnięcie tego bez wielkiej szkody dla nas wszystkich. Tym razem była moja kolej na westchnienie. – Jak wielu wampirzych rywali próbowało podważyć twój autorytet, kiedy ja medytowałam? – Kilku. – Rzekł ostrożnie. – Założę się, że więcej niż kilku, ponieważ wyczuli, że twoja obrona nie jest kompletna. Miałeś kłopoty w unieszkodliwieniu ich bez zabijania, nieprawdaż? – Powiedzmy, że cieszę się z powodu braku poważnych rywali w tym roku. – Przegrałbyś beze mnie i Richarda. Stracił pozycję. Sam nie mogłeś się ochraniać bez możliwości połączenia z nami. To działało, gdy byłam razem z tobą w mieście. Dotykanie, po prostu bycie ze sobą, łączyło nasze moce potęgując je. I rozwiązywało problem. – Oui. – Powiedział cicho. – Nie wiedziałam Jean-Claude. Nie jestem pewna, czy to zrobiłoby jakąś różnicę, ale nie wiedziałam. Boże. Richard musiał być zdesperowany. On nie potrafi zabijać tak jak my. Jedynie jego blef powstrzymuje wilkołaki przed rozerwaniem się na strzępy, mając dwie ziejące dziury w jego najintymniejszej obronie... – pozwoliłam swojemu głosowi oddalać się,

21 ale wciąż pamiętam chłodne przerażenie, które poczułam, gdy zdałam sobie sprawę, jak bardzo nas wszystkich narażałam. – Richard ma trudności, ma petite. Ale każdy z nas ma tylko jedną szczelinę w naszej zbroi. Tą jedną, którą tylko ty możesz uleczyć. Zaczął łączyć swe siły ze mną. Tak jak powiedziałaś, jego blef jest dla niego bardzo ważny. – Ja nie wiedziałam i przepraszam za to. Wszystko o czym myślałam to to, jak jestem przerażona byciem tłamszoną przez was dwóch. Marianne powiedziała mi prawdę, gdy uznała, że jestem gotowa ją usłyszeć. – Nadal obawiasz się nas, ma petite? – Gdy pytał, jego głos był ostrożny, jak gdyby niósł przepełnioną filiżankę bardzo gorącego płynu w górę długich i wąskich schodów. Potrząsnęłam głową, ale zrozumiałam, że mnie nie widzi i powiedziałam, – Nie jestem odważna. Jestem bardzo przerażona. Przerażona, że jeśli to zrobię nie będzie odwrotu. Być może oszukuję się w sprawie wyboru. Decyzja została podjęta już dawno temu. Ale jakkolwiek rozwiążemy naszą sytuację, nie mogę pozwolić nam wszystkim chodzić z ziejącymi metafizycznymi ranami. Zbyt wiele osób może wyczuć tą słabość i wykorzystać ją. – Jak stwór, którego spotkałaś w Nowym Meksyku. – Powiedział głosem tak ostrożnym, jakiego jeszcze nigdy u niego nie słyszałam. – Tak. – Powiedziałam. – To znaczy, że tej nocy zgodzisz się na nałożenie przez nas ostatniego znaku, by zamknąć jak to barwnie ujęłaś, rany. – Jeśli to nie zagraża moim lampartom, to tak. Musimy to zrobić tak szybko, jak to tylko możliwe. Nienawidzę podejmować tak ważnych decyzji, ale jeśli jedno z nas ma zginąć, bo nie mogliśmy uszczelnić naszych dziur, trzeba się przemóc i zrobić to, co konieczne. Usłyszałam westchnienie, jakby jakieś wielkie napięcie opuściło go. – Nawet nie wiesz, jak długo czekałem, abyś zrozumiała to wszystko. – Mogłeś mi powiedzieć. – Nie uwierzyłabyś mi. Myślałabyś, że to kolejna sztuczka mająca bardziej związać cię ze mną. – Masz rację. Nie uwierzyłabym ci. – Czy Richard też się z nami spotka w klubie? Milczałam przez jedno uderzenie serca. – Nie, nie będę do niego dzwonić. – Dlaczego nie? To łatwiejsze zadanie dla zmiennokształtnego niż wampira.

22 – Przecież wiesz czemu. – Boisz się, że byłby zbyt delikatny, by zrobić to, co konieczne dla ratowania twoich lampartów. – Tak. – Możliwe. – Nie będziesz mnie zachęcał abym do niego zadzwoniła? – Dlaczego miałbym chcieć zaprosić swojego głównego rywala na nasz wspólny, mały wypad? To byłoby głupie. Mam wiele wad, ale głupota nie jest jedną z nich. To prawda. – Dobrze, daj mi wskazówki i spotkam się z tobą i twoimi ludźmi przed klubem. – Po pierwsze, ma petite, co masz na sobie? – Słucham? – Odzież, ma petite, jakie masz na sobie ubranie? – Czy to żart? Ponieważ nie mam czasu... – Nie pytam bez przyczyny, ma petite. Im szybciej odpowiesz, tym szybciej wyjdziemy. Chciałam się kłócić, ale jeśli Jean-Claude powiedział, że ma powód, tak prawdopodobnie jest. Więc powiedziałam mu jak jestem ubrana. – Zaskakujesz mnie, ma petite. Przy odrobinie wysiłku powinno wyjść całkiem dobrze. – Jakiego wysiłku? – Sugeruję, byś dodała inne buty do swojego stroju. Para, którą dla ciebie kupiłem, będzie świetnie pasować. – Nie będę nigdzie nosić dwunasto–centymetrowych szpilek, Jean-Claude. Skręcę kostkę. – Planowałem byś te buty nosiła tyko dla mnie, ma petite. A teraz myślałem o innych butach z mniejszymi obcasami, które kupiłem, gdy byłaś tak zła z powodu tamtych. – Och, a dlaczego mam zmieniać buty? – Ponieważ jesteś delikatnym kwiatem, a masz oczy policjantki. Zatem lepiej by było, gdybyś nosiła skórzane buty, a nie pantofle na wysokim obcasie. Byłoby lepiej, gdybyś

23 pamiętała, że chcesz się dostać do klubu tak szybko, jak to tylko możliwe. Nikt ci nie pomoże odnaleźć lamparty, jeśli będziesz wyglądać jak osoba z zewnątrz. Zwłaszcza policjantka. – Nikt nigdy nie brał mnie za glinę. – Nie, ale zaczną cię uważać za coś, co pachnie bronią i śmiercią. Wyglądaj dziś nieszkodliwie, ma petite, aż nadejdzie czas, by być niebezpieczną. – Myślałam, że ten Narcissus to twój przyjaciel i wprowadzi nas do środka. – On nie jest moim przyjacielem i mówiłem ci, że klub jest na neutralnym terenie. Narcissus będzie pilnował, żeby twoje koty nie zostały poważnie ranne. Ale to wszystko. On nie pozwoli byś wpadła do jego świata, jak przysłowiowy słoń do składu porcelany. Nie pozwoli również na to, byśmy przyprowadzili ze sobą małą armię. On jest liderem hienołaków i tylko jego armia może wejść do środka. Wewnątrz nie ma Ulfrika lub Mistrza Miasta. Masz tylko swoją dominację i swoje ciało jako wsparcie. – Będę miała broń. – Powiedziałam. – Ale nie będzie ci wolno zabrać broni do górnych pokoi. – Co? – Zaufaj mi, znajdę sposób. Nie podobało mi się to wszystko. – Dlaczego zawsze, gdy proszę cię o pomoc, to nigdy nie można po prostu wbiec i zacząć strzelać? – A dlaczego jest tak, ma petite, że jeśli mnie nie zaprosisz, zwykle musisz biec i strzelać do wszystkiego co się rusza? – Punkt dla ciebie. – Jakie masz priorytety na tę noc? – Zapytał. Dobrze wiedziałam co ma na myśli. – Chcę by lampartołaki były bezpieczne. – A co, jeśli są skrzywdzone? – Chcę zemsty. – Bardziej niż ich bezpieczeństwa? – Nie, bezpieczeństwo na pierwszym miejscu. Zemsta jest luksusem. – Dobrze. A jeśli jeden lub więcej nie żyje?

24 – Nie chcę by którekolwiek z nas poszło do więzienia, ale w końcu, jeśli nie dziś, to zabiję ich innej nocy. Słuchałam siebie i wiedziałam, co to oznacza. – Nie ma w tobie litości, ma petite. – Mówisz to tak, jakby to była zła rzecz. – Nie, to jedynie spostrzeżenie. Stałam tam trzymając słuchawkę i czekałam, aż wreszcie będę zszokowana tym, co mówię. Ale nie byłam. Powiedziałam, – Nie chcę nikogo zabijać, jeśli nie będę musiała. – To nie jest prawda, ma petite. – Dobra, jeśli oni zabiją moich ludzi, ja również ich zabiję. Jednak zdecydowałam w Nowym Meksyku, że nie chcę być socjopatką, więc staram się postępować tak, jakbym nią nie była. Więc postarajmy się dzisiaj, aby było jak najmniej ofiar śmiertelnych. Okej? – Jak sobie życzysz. – Powiedział, a potem dodał. – Czy naprawdę uważasz, ze możesz zmienić swoją naturę, tylko tego pragnąc. – Pytasz, czy mogę przestać być socjopatką, skoro już nią jestem? Nastała chwila ciszy. – Myślę, że to jest właściwe pytanie. – Nie wiem, Jean-Claude, ale jeśli nie zawrócę na czas, wkrótce nie będzie już żadnego odwrotu. – Słyszę strach w twoim głosie, ma petite. – Tak, rzeczywiście. – Czego się boisz? – Boję się, że oddając się tobie i Richardowi zatracę samą siebie. Obawiam się, że będę musiała nas zabić, bo za dużo się zastanawiam. Obawiam się, że już jestem socjopatką i nie ma od tego odwrotu. Ronnie powiedziała, że jednym z powodów, dla którego nie potrafię się ustatkować z Richardem, jest moja potrzeba posiadania chłopaka, który byłby zimniejszy ode mnie. – Przykro mi, ma petite. Nie byłam pewna za co przeprasza, ale przyjęłam przeprosiny i tak. – Mi też. Powiedz jak dojechać do klubu. Spotkamy się tam.

25 Podał mi wskazówki. Przeczytałam mu je jeszcze raz, by sprawdzić, czy się zgadzają. Potem rozłączyliśmy się. Żadne z nas się nie pożegnało. Kiedyś, dawniej zakończylibyśmy rozmowę bardziej uczuciowo, słowami: je t'aime. Kocham cię. Dawno, dawno temu. Rozdział 4 Klub znajdował się nad rzeką po stronie Illinois, wraz z większością innych, podobnych klubów. Wampirom prowadzącym biznesy w St. Louis udało się ominąć prawo, by móc swobodnie rozwijać swoje interesy w mieście. Ale zmiennokształtni, by móc legalnie tworzyć swoje kluby, musieli przenieść się w okolice Illinois, omijając piekielne przepisy podziału przestrzennego. Niektóre problemy nie były spowodowane przepisami ani prawem. Zadziwiające ile trudności mogli znaleźć biurokraci, gdy nie chcieli klubu o wątpliwej reputacji w swoim pięknym mieście. Prawdopodobnie, gdyby wampiry nie przyciągały tak wielu turystów, znaleźliby również i na nich sposób. W końcu zaparkowałam samochód dwie przecznice od klubu. Oznaczało to, że musiałam przejść przez dzielnicę miasta, w której większość kobiet nie chce znaleźć się sama w ciemności. Oczywiście większość kobiet nie jest uzbrojona. Pistolet nie rozwiązuje wszystkich problemów, ale to dobry początek. Miałam także pochwy na noże wysoko wokół każdej łydki tak, że rękojeść wystawała z boku kolan. Mogłam więc szybko je wyciągnąć. Była duża szansa, że nabiłam sobie od nich siniaki na kolanach, ale bezpieczeństwo przede wszystkim. Oj, dobrze. Miałam także czarny pas w judo i robiłam postępy w Kenpo, czyli swego rodzaju karate, w którym potrzeba mniej siły, a więcej równowagi. Byłam przygotowana jak tylko się da, by przeżyć na obrzeżach wielkiego miasta. Oczywiście zwykle nie chodzę wyglądając jak przynęta. Moja spódnica była tak krótka, że nawet w butach, które sięgały mi do połowy uda, pozostawała między nimi 2,5 cm przerwa. W czasie jazdy miałam założoną kurtkę, ale zostawiłam ją w samochodzie, bo nie chciałam nosić jej wszędzie ze sobą przez całą noc. Byłam w wystarczająco wielu klubach by wiedzieć, że jakkolwiek wyglądają z zewnątrz, w środku i tak będzie gorąco. Więc gęsia skórka na moich nagich plecach i ramionach nie była ze strachu, ale z powodu zimnego, wilgotnego powietrza. Starałam się nie pocierać moich ramion, gdy szłam. I przynajmniej nie wyglądać na zmarzniętą i nieswoją. Buty miały pięciocentymetrowe obcasy, więc wygodnie się w nich chodziło. Ale nie były tak komfortowe, jak moje Nike. Ale jakie są? Jak na damskie buty nie takie złe. Był tylko jeden element ochrony, który bym dodała. Metafizyczne tarcze wstępują w różnych odmianach. Można chronić się używając niemal wszystkiego: metalu, skały, roślin, ognia, wody, wiatru, ziemi itp... Każdy ma inne tarcze, ponieważ to jest bardzo indywidualny wybór. Muszą działać na twój własny, specyficzny sposób myślenia. Mogą być dwie psychiczne tarcze wykorzystujące kamień, ale nie będą identyczne. Niektórzy ludzie po prostu wyobrażają sobie skałę, myślą o jej istocie i to wystarcza. Jeśli coś próbuje ich zaatakować są bezpieczni za myślą o kamieniu. Inna osoba może w wyobraźni zobaczyć ściany z kamienia, jak mur ogrodowy wokół starego domu. To zadziała w ten sam sposób.