ziomek72

  • Dokumenty7 893
  • Odsłony2 154 006
  • Obserwuję933
  • Rozmiar dokumentów26.3 GB
  • Ilość pobrań1 242 134

Lawoczkiny nad Pacyfikiem

Dodano: 8 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 8 lata temu
Rozmiar :2.2 MB
Rozszerzenie:pdf

Lawoczkiny nad Pacyfikiem.pdf

ziomek72 EBooki EBOOK S Seria ŻÓŁTY TYGRYS
Użytkownik ziomek72 wgrał ten materiał 8 lata temu. Od tego czasu zobaczyło go już 180 osób, 77 z nich pobrało dokument.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 76 stron)

WACŁAW MALTEN ŁAWOCZKINY NAD PACYFIKIEM | SCAN & OCR by blondi@mailplus.pl | 1 WYDAWNICTWO MINISTERSTWA OBRONY NARODOWEJ

„ŻÓŁTY TYGRYS“ 1979/06 W.Malten 2 Okładkę projektował Zygmunt Zaradkiewicz Redaktor Elżbieta Skrzyńska Redaktor techniczny Zofia Szymańska Scan & OCR blondi@mailplus.pl © Copyright by Wydawnictwo Ministerstwa Obrony Narodowej Warszawa 1979 r., Wydanie I SCAN & OCR by blondi@mailplus.pl 2009 ISBN 83-11-06298-6 Printed in Poland Nakład 240.000+333 egz. Objętość 5,03 ark. wyd. 4,25 ark. druk. Papier druk. sat. VII kl. rola 63 cm z Głuchołaskich Zakładów Papierniczych. Oddano do składu w listopadzie 1978 r. Druk ukończono w marcu 1979 r. w Wojskowych Zakładach Graficznych w Warszawie. Zam. nr 3836. Cena zł 7.- C-39

„ŻÓŁTY TYGRYS“ 1979/06 W.Malten 3 SPIS TREŚCI: ZAMYSŁY I SPEKULACJE.............................................................................4 ATAK O ŚWICIE ..............................................................................................8 „LATAJĄCE CZOŁGI” W AKCJI..................................................................16 UDERZENIE Z MORZA.................................................................................33 WŚRÓD SACHALIŃSKICH SOPEK .............................................................43 ŁAWOCZKINY NAD PACYFIKIEM ............................................................58 SZUMSZU — KURYLSKA IWO JIMA.........................................................69

„ŻÓŁTY TYGRYS“ 1979/06 W.Malten 4 ZAMYSŁY I SPEKULACJE W Europie zamilkły już działa. Hitlerowska Trzecia Rzesza, rzucona na kolana, podpisała, akt bezwarunkowej kapitulacji, a nad gruzami Berlina załopotały triumfalnie czerwone i biało-czerwone flagi, sławiąc potęgę Armii Radzieckiej i walczącego u jej boku ludowego Wojska Polskiego. Po blisko sześcioletnim koszmarze wojennym w Europie zapanował upragniony pokój, a wyniszczone przez hitlerowskiego „okupanta narody przystąpiły do odbudowy swoich krajów. Jednakże zakończenie działań wojennych na terytorium Europy nie oznaczało jeszcze zakończenia drugiej wojny światowej. Nadal bowiem toczyły się zacięte walki na azjatyckim Teatrze Działań Wojennych, gdzie trzeci uczestnik niesławnej osi Rzym—Berlin—Tokio, cesarstwo Japonii, stawiał zacięty opór nacierającym wojskom amerykańskim i angielskim. Zarówno Stany Zjednoczone, jak i Wielka Brytania zdawały sobie jasno sprawę z tego, że ostateczne pokonanie Japonii i zmuszenie jej do kapitulacji nie będzie zadaniem łatwym. Niewątpliwe osiągnięcia w walkach z Japończykami na bezmiarach Oceanu Spokojnego i szereg sukcesów odniesionych w Południowo- Wschodniej Azji, a także niedawne zdobycie wyspy Iwo Jima, niezwykle ważnej z punktu widzenia strategicznego, okupione zostały nieproporcjonalnie dużymi stratami. Teraz zaś alianci stanęli przed perspektywą dokonania inwazji na macierzyste wyspy Japonii, gdzie mieli zetknąć się już nie ze stosunkowo niewielkimi garnizonami, jak to było na Pacyfiku, lecz ze zorganizowaną obroną wyborowych, silnych i fanatycznie oddanych cesarzowi oddziałów, walczących do tego na własnej ziemi. Ówczesny minister obrony Stanów Zjednoczonych, Stimson, został poinformowany przez amerykański Sztab Generalny, że inwazję na wyspy japońskie można będzie rozpocząć dopiero wiosną 1946 roku, a ewentualna kapitulacja Japonii nie nastąpi wcześniej niż w połowie roku 1947. Plany Sztabu Generalnego zakładały, że w operacjach tych będzie musiało wziąć udział co najmniej pieć milionów żołnierzy amerykańskich, i z góry przewidywały, iż straty własne wyniosą około miliona żołnierzy, a więc sięgną niepokojącego wskaźnika dwudziestu procent. Równie poważny wskaźnik strat należało uwzględnić także dla innych oddziałów alianckich, które miały wziąć udział w inwazji na japońską metropolię. Tak wysoka ocena japońskiego potencjału militarnego wcale nie była przesadzona. Według danych wywiadu alianckiego siły zbrojne Japonii wiosną 1945 roku liczyły około siedmiu milionów żołnierzy, nie licząc rezerw, które mogły być zmobilizowane w stosunkowo krótkim czasie. Lotnictwo wojsk

„ŻÓŁTY TYGRYS“ 1979/06 W.Malten 5 lądowych i marynarki wojennej dysponowało ponad ośmioma tysiącami samolotów bojowych, które — zgodnie z przewidywaniami amerykańskich sztabowców — mogły zniszczyć z powietrza około dziesięciu amerykańskich i angielskich dywizji lądowych. Alianccy sztabowcy nie mieli też pewności, czy nawet po całkowitym opanowaniu wysp japońskich i rozbiciu znajdujących się tam wojsk inne armie japońskie, rozlokowane w podbitych -krajach kontynentu azjatyckiego, zechcą również złożyć broń. Odnosiło się to zwłaszcza do doborowej, liczącej blisko półtora miliona żołnierzy Armii Kwantuńskiej, okupującej terytoria Mandżurii i Korei. Armia ta otoczyła się całym łańcuchem potężnych rejonów umocnionych, wplecionych między naturalne przeszkody terenowe i naszpikowanych żelazo- betonowymi schronami bojowymi, które tworzyły nawzajem uzupełniający się system ogniowy. Czyż przełamanie tak potężnych umocnień nie będzie kosztowało nowych setek tysięcy zabitych? Trudności, przed którymi stanęli alianccy sztabowcy, piętrzyły się na każdym kroku. Widział je również minister obrony USA Stimson, który oceniając ówczesną sytuację militarną na Dalekim Wschodzie wiosną 1945 roku stwierdził: Dla zapewnienia pomyślnego przebiegu inwazji na Japonię pożądane jest podjęcie działań przeciw niej przez wojska radzieckie, gdyż ani blokadą, ani nalotami bombowymi nie można będzie doprowadzić Japończyków do kapitulacji. Było więc oczywiste, że tylko przystąpienie Związku Radzieckiego do wojny z Japonią mogło spowodować wcześniejsze jej zakończenie i uniknięcie olbrzymich strat wśród wojsk alianckich. I Związek Radziecki, świadom powagi sytuacji, wierny swoim humanitarnym ideałom, wobec permanentnego naruszania przez Japonię paktu o nieagresji i bezustannych prowokacji, przychylił się do usilnych próśb sojuszników i zdecydował się na przystąpienie do wojny z japońskimi militarystami. Formalnie akt ten nastąpił w dniu 11 lutego 1945 roku podczas konferencji jałtańskiej, kiedy to zawarto „Krymskie porozumienie trzech wielkich mocarstw dotyczące zagadnień Dalekiego Wschodu”. W swojej części wstępnej porozumienie to stwierdzało: Szefowie rządów trzech wielkich mocarstw — Związku Radzieckiego, Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej oraz Zjednoczonego Królestwa Wielkiej Brytanii i Północne) Irlandii — ustalili, iż w ciągu dwóch—trzech miesięcy po kapitvlacji Niemiec i zakończeniu wojny w Europie Związek Radziecki przystąpi do wojny z Japonią po stronie państw sprzymierzonych...

„ŻÓŁTY TYGRYS“ 1979/06 W.Malten 6 W dalszej swej części zawarte w Jałcie porozumienie zapowiadało zwrócenie zagrabionych przez Japonię Wysp Kurylskich i Sachalinu południowego Związkowi Radzieckiemu, wyzwolenie spod japońskiego panowania Korei oraz utrzymanie status quo w Mongolskiej Republice Ludowej. Na specjalnej naradzie ekspertów wojskowych, którzy towarzyszyli w Jałcie szefom rządów wielkich mocarstw, przedstawiciel Związku Radzieckiego generał armii A. Antonow dokładnie poinformował swych partnerów o problemach związanych z wypełnieniem radzieckich zobowiązań wynikających z podpisanego porozumienia. W wystąpieniu swym generał Antonow szczególną uwagę zwrócił na olbrzymi wysiłek i wielkie trudności wynikające z konieczności przerzucenia ponad miliona żołnierzy wraz z niezbędnym sprzętem bojowym, amunicją i żywnością z frontu radziecko-niemieckiego na Daleki Wschód, a więc na odległość około dziesięciu tysięcy kilometrów. Na pytanie generała Marshalla, ile to zajmie czasu od momentu zakończenia działań wojennych w Europie, generał Antonow odparł: „Potrzeba nam będzie co najmniej trzech miesięcy”. Na konferencji jałtańskiej zatem przystąpienie ZSRR do wojny z Japonią zostało ostatecznie zadecydowane Anglo-amerykańscy przywódcy odetchnęli z ulgą. Liczyli bowiem po cichu również i na to. że udział Armii Radzieckiej w operacjach wojennych na Dalekim Wschodzie nie tylko zaoszczędzi milionowych strat wojskom alianckim, lecz odciągnie uwagę Związku Radzieckiego od spraw europejskich oraz poważnie osłabi go militarnie i ekonomicznie, a być może nawet doprowadzi do zupełnego wykrwawienia się jego wojsk na potężnych japońskich umocnieniach obronnych w Mandżurii, północnej Korei, na południowym Sachalinie i Wyspach Kurylskich. Nie zdawali sobie jednak w pełni sprawy z potęgi Armii Radzieckiej oraz nie doceniali hartu ducha, stopnia wyszkolenia i woli walki radzieckich żołnierzy, i dlatego też przypuszczali, że nawet po przystąpieniu Związku Radzieckiego, do wojny z Japonią potrwa ona jeszcze co najmniej przez rok. Ten z gruntu mylny pogląd panował również wśród sztabowców japońskich Wbrew oczywistym faktom liczyli oni nawet po cichu na ewentualny wybuch konfliktu zbrojnego pomiędzy Związkiem Radzieckim a Stanami Zjednoczonymi, a wtedy mogliby nareszcie zrealizować wymarzony „marsz na północ”1 A tymczasem Związek Radziecki, realizując swe sojusznicze zobowiązania, dokonywał nie znanych dotąd w historii przerzutów potężnych mas wojsk i sprzętu bojowego z europejskiego Teatru Działań Wojennych na Daleki Wschód. Rozpoczęto je natychmiast po rozbiciu przez 3 Front Białoruski zgrupowań wojsk hitlerowskich okrążonych w Prusach Wschodnich. Jednocześnie dotychczasowy 1 Plan agresji na Związek Radziecki, opracowany przez Sztab Generalny japońskich wojsk lądowych.

„ŻÓŁTY TYGRYS“ 1979/06 W.Malten 7 dowódca tego Frontu marszałek A Wasilewski został mianowany naczelnym dowódcą wojsk radzieckich na Dalekim Wschodzie. Zgodnie z radzieckim zamysłem strategiczno-operacyjnym wzdłuż granic Mandżurii, Korei i na Sachalinie utworzono trzy Fronty: Front Zabajkalski oraz 1 i 2 Fronty Dalekowschodnie. Działania bojowe tych Frontów miały wspierać z powietrza dywizje i korpusy 9, 10 i 12 armii lotniczych. Wyzwolenie południowego Sachalinu, Wysp Kurylskich oraz Korei zostało potraktowane osobno, jako połączona operacja lądowo-morsko-lotnicza, przy czym główną odpowiedzialność za przeprowadzenie i koordynowanie tej operacji ponosiła Flota Oceanu Spokojnego w odniesieniu do operacji koreańskiej oraz 2 Front Dalekowschodni w odniesieniu do operacji sachalińskiej i kurylskiej. Po raz pierwszy w tej wojnie radzieccy sztabowcy zastosowali taktykę wojny trójwymiarowej, to jest toczonej na morzu, w powietrzu i na lądzie jednocześnie dla osiągnięcia tego samego zamysłu operacyjnego. I tak dla przykładu wszystkie kolejne operacje 25 armii ogólnowojskowej w Korei, nacierającej wzdłuż wybrzeża Morza Japońskiego, były ściśle zsynchronizowane z wysadzeniem przez Flotę desantów morskich i uderzeniami lotnictwa Zarówno lotnictwo morskie, jak i okręty Floty wspierały ogniem radziecką piechotę walczącą na lądzie, zaś obecność w oddziałach lądowych oficerów naprowadzania lotnictwa i oficerów korygowania ognia okrętów wojennych znacznie zwielokrotniała efektywność działań radzieckich wojsk. O skuteczności działania okrętów wojennych i lotnictwa morskiego w tej trójwymiarowej wojnie niech świadczy fakt, że na 92 tytuły Bohatera Związku Radzieckiego, jakie zostały przyznane za wojnę z Japonią, aż 51 otrzymali marynarze Floty Oceanu Spokojnego i Amurskiej Flotylli Rzecznej, a z 16 „Bohaterów” przyznanych lotnikom wojskowym aż 15 otrzymali piloci lotnictwa morskiego. Im właśnie, morskim lotnikom, bohaterom w granatowych marynarskich mundurach, niniejszy tomik poświęcam.

„ŻÓŁTY TYGRYS“ 1979/06 W.Malten 8 ATAK O ŚWICIE Samoloty mknęły tuż nad falami. Zdawało się, że któryś z większych grzywaczy lada chwila dosięgnie ich skrzydeł lub porwie podczepione pod kadłubami obłe kształty torped. Dwadzieścia siedem wysmukłych samolotów Tu-2T pomalowanych na ochronne kolory chwilami niknęło w oparach unoszącego się nad powierzchnią wody całunu porannej mgiełki. Rozganiane śmigłami potężnych, blisko dwutysięcznokonnych silników warkocze mgły omiatały przeszklone kabiny samolotów torpedowych, utrudniając dodatkowo i tak już nie najlepszą widoczność. Piloci wypatrywali oczy aż do bólu, gdyż każdy błąd na tak małej wysokości, przy prędkości rzędu czterystu pięćdziesięciu kilometrów na godzinę, mógł zakończyć się tragicznie i nikt nie potrafiłby nigdy odszukać w bezmiarach morskiej otchłani miejsca ostatniego spoczynku samolotu i jego czteroosobowej załogi. — Towarzyszu pułkowniku! Za trzy minuty skręt w prawo na kurs trzysta dziesięć stopni — zabrzmiał w słuchawkach SPU2 głos nawigatora w regulaminowym meldunku. — Zrozumiałem, Tola. Za trzy minuty w prawo na trzysta dziesięć. A dobrze zliczyłeś pozycję? — Nie bój się, Michale Iwanowiczu! Wyjdziemy wprost na cypel półwyspu Komatsu — w głosie nawigatora wyraźnie drgała lekko urażona ambicja. — Wiem, wiem. Ja tylko tak. Na pewno wyprowadzisz nas jak po sznurku. Podpułkownik Burkin był tego pewien. Nawigatora znał jeszcze sprzed wojny, razem bowiem kończyli Szkołę Pilotów Morskich w Jejsku. Po zakończeniu szkolenia Burkina przydzielono do grupy pilotów szybkich bombowców typu SB, a Anatolija Tierieniewa, który wykazywał duże zdolności matematyczne, do grupy nawigatorów. Koleje losu trzykrotnie rozłączały i ponownie krzyżowały ich drogi. Burkin rozpoczął wojnę we Flocie Północnej. Już jako dowódcę klucza przeniesiono go do lotnictwa morskiego Floty Bałtyckiej. Tam po raz drugi spotkał się z Tierieniewem, który pełnił obowiązki nawigatora eskadry bombowej w 12 pułku bombowców nurkujących 6 morskiej brygady mieszanej. Następnie Tierieniewa przeniesiono do lotnictwa bombowego dalekiego zasięgu, a Burkina wciągnęło lotnictwo torpedowe. Koniec wojny z Niemcami zastał go w sanatorium, gdzie przebywał na rekonwalescencji po ranach odniesionych w ataku na hitlerowskie okręty w porcie kołobrzeskim. Wkrótce potem wezwano go do Zarządu Kadr 2 SPU — skrót od „samoliotnoje pieriegawornoje ustrojstwo” (rozmównica pokładowa).

„ŻÓŁTY TYGRYS“ 1979/06 W.Malten Lotniczych Marynarki Wojennej i zaproponowano objęcie dowództwa 52 pułku bombowo-torpedowego Floty Oceanu Spokojnego, wchodzącego w skład słynnej już 2 dywizji bombowo-torpedowej imienia N. A. Ostriakowa. Jakież było zdziwienie Burkina, gdy po przybyciu na lotnisko Terkowo pod Władywostokiem, gdzie stacjonował 52 pułk, jako jeden z pierwszych powitał go Tierieniew — w stopniu majora — i zameldował się w charakterze nawigatora pułku. Tupolev Tu-2, War Eagles Air Museum – 13 października 2000 r. 52 morski pułk bombowo-torpedowy szczycił się chlubnymi tradycjami bojowymi — uczestniczył już w wielu operacjach na Morzu Czarnym, gdzie skutecznie gromił jednostki hitlerowskiej Kriegsmarine i wciągniętych przez, swe faszystowskie rządy w sojusz z Trzecią Rzeszą państw bałkańskich. Po zakończeniu działań w basenie czarnomorskim wycofano go z frontu, uzupełniono stan osobowy i przerzucono na Daleki Wschód w rejon Władywostoku. Tam zaczęto wprowadzać do uzbrojenia pułku najnowocześniejsze wówczas samoloty bombowo-torpedowe — słynne Tu-2T konstrukcji A. N. Tupolewa. Była to morska wersja samolotu bombowego Tu-2, o całkowicie metalowej konstrukcji i chowanym podwoziu, wyposażona w dwa potężne — jak na ówczesny okres — silniki tłokowe typu M-82 o mocy 1850 koni mechanicznych każdy. Ich uzbrojenie również przedstawiało się imponująco: dwa działka kalibru 20 milimetrów w skrzydłach, trzy enkaemy kalibru 12,7 milimetra na stanowiskach ogniowych oraz dwie torpedy względnie tysiąc kilogramów bomb lub min. Tu-2 osiągał prawie „myśliwską” prędkość maksymalną 550 kilometrów na godzinę, jego pułap wynosił dziesięć kilometrów, zaś zasięg ponad dwa tysiące kilometrów, co czyniło 9

„ŻÓŁTY TYGRYS“ 1979/06 W.Malten 10 z niego zarówno doskonałą maszynę rozpoznawczą, jak i bombowiec dalekiego działania. Był to bez wątpienia jeden z najbardziej udanych średnich samolotów bombowych ostatniego okresu drugiej wojny światowej. Pod okiem podpułkownika Burkina piloci 52 pułku bombowo-torpedowego szybko opanowali technikę pilotowania samolotów nawet w najtrudniejszych warunkach meteorologicznych, a major Tierieniew wyuczył swoich nawigatorów orientacji według „bryzgu piany marskiej”, jak ochrzczono nawigację opartą na tak zwanej pozycji zliczonej. Gdy radzieckie Naczelne Dowództwo — wierne swym sojuszniczvm zobowiązaniom — wydało rozkaz rozpoczęcia działań zbrojnych przeciwko wojskom japońskim okupującym tereny Chin, Mandżurii, Korei, Sachalinu południowego i Wysp Kurylskich. 52 morski pułk bombowo-torpedowy znajdował się w pełnej gotowości bojowej. Otrzymany rozkaz operacyjny na dzień 9 sierpnia 1945 roku między innymi stwierdzał: ...w ścisłym współdziałaniu z 34 morskim pułkiem bombowców nurkujących, 37 morskim pułkiem szturmowym oraz 1 brygadą kutrów torpedowych zaatakować skrycie morską bazę wojenną i twierdzę Sejsin, zatopić znajdujące się w bazie okręty wojenne i statki transportowe oraz zablokować wyjście z portu, aby uniemożliwić w ten sposób przerzuty wojsk japońskich z wysp na kontynent i sparaliżować morskie linie zaopatrzenia Armii Kwantuńskiej... Zadanie było bardzo trudne. Baza morska i miasto Sejsin — drugie pod względem wielkości miasto w północnej Korei — zostało Bowiem przekształcone w potężną twierdzę, której garnizon liczył ponad cztery tysiące żołnierzy. Każdy większy budynek w mieście zaadaptowano do potrzeb obronnych, a samo miasto opasano podwójnym pierścieniem pól minowych, zasieków, przeszkód przeciwczołgowych itp. W pierścieniu tym wybudowano sto osiemdziesiąt żelazobetonowych schronów bojowych, tworzących wzajemnie uzupełniający się system ogniowy. W porcie bazowało dwadzieścia dziewięć japońskich okrętów wojennych i statków transportowych, w tym cztery niszczyciele i trzy okręty podwodne. Obronę powietrzną miasta i portu zapewniało blisko czterysta armat przeciwlotniczych różnego kalibru, a podejść od strony morza broniła potężna artyleria rozlokowana w specjalnych bunkrach na półwyspie Komatsu. Burkin dobrze o tym wszystkim wiedział, gdyż niejedną godzinę spędził wraz ze swymi chłopcami nad makietą portu Sejsin, ćwicząc na modelach różne profile ataku torpedowego. Wiedział też, że w pełni może polegać na pilotach i nawigatorach 52 pułku.

„ŻÓŁTY TYGRYS“ 1979/06 W.Malten 11 — Uwaga, skręt w prawo na kurs trzysta dziesięć stopni! — zabrzmią w słuchawkach SPU głos Tierieniewa. Burkin pomachał skrzydłami w lewo i w prawo, aby zwrócić uwagę pozostałych pilotów, że za chwilę trzeba wykonać manewr. Nie mógł tego uczynić przez radio, gdyż obowiązywało ścisłe przestrzeganie ciszy aż do chwili rozpoczęcia ataku. Prowadzący samolot pochylił się lekko na prawe skrzydło, a w ślad za nim powtórzyły ten manewr wszystkie pozostałe maszyny. Burkin uważnie obserwował wskazówkę busoli i położenie kulki w chyłomierzu, najmniejszy bowiem nawet ślizg po skrzydle mógł się zakończyć przymusową kąpielą. Wchodzili na kurs bojowy. Burkin jeszcze raz pomachał skrzydłami. Był to znak do rozwinięcia sie eskadr w szyk zwany schodami w prawo. — Za pięć minut nad celem — zameldował Tierieniew. — W porządku. Tola Utrzymujemy się dokładnie w nakazanym czasie — stwierdził Burkin, rzuciwszy okiem na zegarek pokładowy. — A jeśli jeszcze wyjdziemy dokładnie na cypel Komatsu, to ogłoszę cię królem nawigatorów całego lotnictwa morskiego na Oceanie Spokojnym — dodał żartobliwie. — Wyjdziemy dokładnie o dwa kilometry na południowy wschód od cypla, tak żeby ominąć baterie nadbrzeżnych dział przeciwlotniczych i ataki torpedowe przeprowadzać z prostej. Więc na razie możesz być zupełnie spokojny, Michale Iwanowiczu. Za to potem nie ręczę już za nic. Może być gorąco. W oddali coraz wyraźniej zaczęły rysować się szczyty pasma górskiego Czhongdzin—Si, u stóp którego leżał Sejsin. — Za trzy minuty jesteśmy nad celem! — Dobrze, Tolka. Włączaj urządzenia żyroskopowe torped! Tierieniew nacisnął przycisk przetwornicy, która uruchamiała żyroskopy w podwieszonych pod kadłubami samolotów torpedach. Była to zawsze dość delikatna operacja, bowiem musiała być przeprowadzona w ściśle określonym czasie Urządzenia żyroskopowe, utrzymujące torpedę dokładnie na osi jej zrzutu z samolotu, a więc na linii celowania, musiały rozkręcić się do kilkudziesięciu tysięcy obrotów na minutę Dopiero przy takiej prędkości obrotowej wytwarzały dostatecznie duży moment bezwładności, który za pomocą automatycznego urządzenia sterującego utrzymywał kilkusetkilogramową masę torpedy na stałym kursie. Wtedy też można było dokonać jej zrzutu. Ponieważ operacja uruchamiania urządzeń żyroskopowych trwała około stu sekund, co dla samolotu Tu-2T oznaczało przelecenie ponad dziesięciu kilometrów, trzeba było włączać je odpowiednio wcześniej. Po chwili na pulpicie nawigacyjnym zapaliły się dwie pomarańczowe lampki. Był to sygnał, że obroty żyroskopów osiągnęły właściwy poziom. W dwie sekundy później rozjarzyły się następne lampki, sygnalizując gotowość zespołów napędowych torped.

„ŻÓŁTY TYGRYS“ 1979/06 W.Malten 12 — Cel przed nami za minutę. — Sam widzę, Tolka Z porannych mgieł coraz wyraźniej wynurzały się zarysy portu w Sejsinie i wysunięte w zatokę Sejsin-man falochrony. Po chwili można było już odróżnić nawe,t poszczególne okręty wojenne i statki transportowe. Utrzymywanie ciszy radiowej nie miało już najmniejszego sensu, gdyż i tak za kilka chwil radzieckie samoloty mogły zostać dostrzeżone przez Japończyków. Burkin wcisnął przycisk radiostacji pokładowej i nieco zemocjonowanym głosem rzucił do mikrofonu: — Uwaga, wszystkie delfiny! Ja delfin jeden. Atakujemy według wariantu podstawowego. Przypominam: pierwszą torpedą niszczyć statki transportowe, drugą cele według własnego uznania. Po ataku odejście w lewo dla pierwszej i trzeciej, a w prawo dla drugiej eskadry. Teraz już całą uwagę Burkina pochłaniał celownik optyczny, siatkę którego zaczął wypełniać pękaty kształt japońskiego statku transportowego, przycumowanego do nadbrzeża Chokodo. — Ma chyba z sześć tysięcy ton — mruknął pilot sam do siebie. — Ten będzie nasz! — rzekł przez SPU do Tierieniewa. — Na takiego nie żal nawet obydwu torped, żeby było na pewniaka. No, trzymaj się, Tolka! Atakujemy! Gdy sylwetka transportowca wypełniła całkowicie celownik, a w jego krzyżu znalazło się śródokręcie, Burkin energicznie nacisnął przycisk zrzutu lewej, a za chwilę prawej torpedy. Nie musiał nawet patrzeć na lampki sygnalizujące dokonanie zrzutu, gdyż uwolniony od blisko półtora' tonowego ciężaru samolot aż podskoczył do góry. — Lewa torpeda poszła! — zameldował regulaminowo przedni strzelec. — Prawa też poszła! Jeszcze torpedy nie dotknęły powierzchni wody, gdy Burkin przesunął, energicznie obie dźwignie gazu do przodu i zadarł maszynę do góry w ostro podciągniętym skręcie. Prowadził go teraz na wyczucie, gdyż głowę miał przez cały czas zwróconą w prawo, śledząc błyskawicznie sunące po wodzie pieniste ślady W parę sekund potem pierwsza smuga dotknęła kadłuba statku i wykwitła pomarańczowym błyskiem eksplozji. — Dostał, dostał! — podnieconym głosem krzyknął tylny strzelec. W tej samej chwili następny potężny błysk potwierdził, że i druga torpeda dosięgła celu. — Przechyla się, przechyla się! — nadal pełnymi emocji głosem meldował tylny strzelec. — Towarzyszu dowódco, przełamał się na pół. Tonie! Tonie! Teraz, z wysokości około pięciuset metrów, Burkin miał doskonałe pole widzenia. Z uznaniem obserwował błyski kolejnych eksplozji i czarne kłęby wznoszącego się dymu. Sytuacja jednak szybko się zmieniła, gdyż Japończycy otrząsnęli się z zaskoczenia, i teraz powietrze zagęściło się obłokami wybuchów artylerii przeciwlotniczej.

„ŻÓŁTY TYGRYS“ 1979/06 W.Malten 13 Tymczasem do ataku ruszyła druga eskadra. Jej samoloty kolejno zrzucały śmiercionośne cygara, które znacząc swą trasę pienistym warkoczem zmierzały ku kolejnym statkom i osiągnąwszy cel rozdzierały ich kadłuby. Krążąc nad zatoką Sejsin-man Burkin dostrzegł nagle, iż nie atakowane dotąd niszczyciele japońskie ruszyły ze swego miejsca i plując ogniem ze wszystkich dział przeciwlotniczych zaczęły wychodzić w morze. Ponieważ bazowały one tuż przy półwyspie Komatsu, a więc po północno- wschodniej stronie portu, atakujące samoloty drugiej eskadry nie mogły ich widzieć w blaskach coraz wyżej wznoszącego się słońca. Musiała więc zająć się nimi trzecia eskadra. — Delfin dziewiętnaście, ja delfin jeden — rzucił w mikrofon Burkin. — Japońskie niszczyciele wychodzą w morze wzdłuż wybrzeża Komatsu. Dla was zadanie: pierwszym i drugim kluczem zaatakować okręty! Trzeci klucz niech zwiększy wysokość i czeka na trawersie półwyspu Komatsu poza zasięgiem artylerii. Gdyby któremuś z okrętów udało się wyrwać na pełne morze, zaatakować i zniszczyć! Odpalać od razu po dwie torpedy w odstępach sekundowych. I przy celowaniu pamiętać o poprawkach, bo te niszczyciele szybko chodzą! Po kilkudziesięciu sekundach pierwsza trójka samolotów trzeciej eskadry wykonała ostry skręt w prawo, rozsypała się w luźny szyk i pomknęła w kierunku niszczycieli. Burkin widział wyraźnie, jak powierzchnię morza zaczęły ponownie przecinać szybko przemieszczające się białawe krechy. Japończycy jednak widocznie zauważyli atak, gdyż ich okręty nagle mocno położyły się na burty w ostrym manewrze przeciwtorpedowym Było już jednak za późno, bowiem w kilka chwil potem dwa idące w przodzie niszczyciele rozświetliły się jaskrawym płomieniem, a z ich wnętrza zaczęły wydobywać się ,kłęby czarnego dymu. Pilot trzeciego samolotu chciał zaatakować na pewniaka i zbytnio zbliżył się do japońskiego niszczyciela Któryś z pocisków przeciwlotniczych trafił widocznie bezpośrednio w głowicę torpedy, bo potworny wybuch rozniósł maszynę na strzępy. Teraz do ataku pomknął drugi klucz i wkrótce potem uniosły się w górę dwa kolejne słupy dymu. — Delfin dwadzieścia trzy, ja delfin jeden. Dla ciebie zadanie: dobić japońskie niszczyciele! Uważajcie tylko na ogień pelotek z półwyspu Komatsu! — rozkazał Burkin ostatniemu kluczowi trzeciej eskadry. W sześć minut później po japońskich niszczycielach nie było śladu, a nad zatoką Sejsin-man unosiła się chmura gęstego czarnego dymu. Rozkaz został wykonany, można było wracać do domu. — Uwaga, wszystkie delfiny! Zbiórka eskadrami na wysokości tysiąca metrów z kursem zero trzydzieści! Po zbiórce sformować szyk bojowy i meldować straty.

„ŻÓŁTY TYGRYS“ 1979/06 W.Malten 14 Tylni strzelcy niech mają oczy otwarte, bo w każdej chwili mogą się zjawić japońskie myśliwce! Gdy samoloty torpedowe zaczęły odchodzić w stronę morza, formując się ponownie w eskadry, Burkin zauważył w dole idące szykiem torowym okręty. — Patrz, Tola! — powiedział do nawigatora. —' Idzie druga zmiana. To desantowcy. Przetarliśmy im drogę, a resztę załatwią Iły i „peszki”. — Towarzyszu dowódco! — rozległ się nagle w słuchawkach SPU głos trzeciego strzelca. — Samoloty z lewej strony, u góry. Burkin z niepokojem spojrzał w lewo do góry, lecz po chwili roześmiał się, poznając tęponose sylwetki. — Czegoś się tak przestraszył? Przecież to nasze Ławoczkiny. Na pewno idą w osłonie „garbatych” z 12 dywizji szturmowej. No, zaczęła się „metodyka działań bojowych”, bo oni będą już niszczyć poszczególne cele, a jak ich znam, zrobią to dokładnie. Tola, podawaj kurs do domu! Swoje zrobiliśmy i pora wracać do bazy... * Atak samolotów 52 pułku bombowo-torpedowego lotnictwa morskiego na bazę Sejsin rozpoczął chlubny szlak bojowy całej Floty Oceanu Spokojnego. Jej działania, zwłaszcza w rejonach wybrzeży północnej Korei, charakteryzowały się nadzwyczaj ścisłym zharmonizowaniem wszelkich akcji morskich z operacjami lądowymi prowadzonymi przez wojska 1 Frontu Dalekowschodniego oraz bojową działalnością lotnictwa. Już 8 sierpnia 1945 roku dowódca Floty Oceanu Spokojnego admirał I. S. Jumaszew otrzymał dyrektywę Naczelnego Dowództwa, która nakazywała wprowadzenie gotowości bojowej numer jeden i wyznaczała Flocie rejon działań bojowych. Rozciągał się on na olbrzymim obszarze ograniczonym z jednej strony linią brzegową kontynentu, a z drugiej — umowną linią ciągnącą się wzdłuż wschodniego wybrzeża Kamczatki poprzez trawers Wysp Kurylskich i cieśninę La Perouse'a, a następnie przecinającą środkową część Morza Japońskiego i skręcającą ku wybrzeżom Korei wzdłuż trzydziestego ósmego równoleżnika. Tego samego dnia późnym wieczorem dwanaście radzieckich okrętów podwodnych wyszło w morze w celu zajęcia pozycji bojowej w Cieśninie Tatarskiej i na Morzu Japońskim. Rozpoczęto również stawianie zagród minowych na podejściach do Władywostoku, Władimiru, Pietropawłowska i innych portów radzieckich. Szczególne zadania postawione zostały lotnictwa morskiemu, którym dowodził generał lejtnant P. N. Lemieszko. W skład tego lotnictwa wchodziły trzy jednorodne i jedna mieszana dywizja lotnicza oraz cztery samodzielne pułki, a mianowicie: 12 morska dywizja szturmowa w składzie dwóch pułków (37 i 26), 2 dywizja bombowo-torpedowa im N. A. Ostriakowa również w składzie dwóch

„ŻÓŁTY TYGRYS“ 1979/06 W.Malten 15 pułków (4 i 52), 16 morska dywizja myśliwska w składzie trzech pułków (6. 19 i 61), 15 morska dywizja mieszana w dość nietypowym składzie jednego pułku myśliwskiego (42), jednego szturmowego (56) oraz dwóch samodzielnych eskadr bombowej (33) i rozpoznawczej (71), cztery samodzielne morskie pułki rozpoznawcze (16. 48, 50 i 115), w tym jeden (16) samodzielny morski pułk rozpoznawczy dalekiego zasięgu. Już od pierwszych godzin natarcia wojsk radzieckich na umocnione rejony Armii Kwantuńskiej radzieckie lotnictwo morskie wykazało dużą aktywno ć Na trzv tylko porty północnokoreańskie — Juki, Rasin i Sejsin — które stanowiły główne bazy zaopatrzenia Armii Kwantuńskięj drogą morską, radzieccy lotnicy w dniach 9 i 10 sierpnia wykonali 616 samolotolotów, zatapiając ponad 25 statków transportowych oraz 4 okręty wojenne i znacznie osłabiając możliwości obronne tych portów, a także niszcząc lub poważnie uszkadzając nadbrzeżne urządzenia portowe i przeładunkowe. Jednocześnie z atakami lotniczym uderzenia na porty i bazy morskie północnej Korei wykonały okręty 1 brygady kutrów torpedowych dowodzonej przez kapitana drugiej rangi P. F. Kuchtę. Cechą charakterystyczną tych operacji było ścisłe współdziałanie jednostek marynarki z lotnictwem, możliwe dzięki zamontowaniu na okrętach dodatkowych radiostacji, pracujących na falach sieci dowodzenia powietrznego, i zapewnieniu w ten sposób bezpośredniej łączności z samolotami.

„ŻÓŁTY TYGRYS“ 1979/06 W.Malten „LATAJĄCE CZOŁGI” W AKCJI W polowej sali odpraw 12 dywizji szturmowej lotnictwa morskiego, bazującej na lotnisku Dunino pod Kraskinem, panowało wyraźne ożywienie. Pocztą pantoflową, tą najsprawniejszą chyba ze wszystkich poczt na świecie, rozeszła się wiadomość, że szykuje się nowa, tym razem zmasowana akcja bojowa na japońskie porty i bazy wojenne. Wszyscy z niecierpliwością czekali na potwierdzenie tej wiadomości. Większość pilotów stanowili bowiem młodzi komsomolcy, których klęska hitlerowskich Niemiec zastała jeszcze na szkolnych lotniskach oficerskich szkół lotniczych. Ponieważ nie udało się im zdążyć na front, z tym większą wiec pasją wykonywali teraz loty szkolno-bojowe. aby do mistrzostwa doprowadzić technikę pilotażu oraz umiejętność atakowania i niszczenia celów. Latali przecież w większości na najdoskonalszych wówczas samolotach szturmowych typu Ił-10. których prędkość maksymalna niewiele ustępowała prędkości japońskich samolotów myśliwskich, a groźne uzbrojenie rakietowa miało się wkrótce stać postrachem japońskich żołnierzy, tak jak było postrachem hitlerowskiego Wehrmachtu. Avia B.33 (licencyjny Ił-10) w Muzeum Lotnictwa Polskiego w Krakowie. 16

„ŻÓŁTY TYGRYS“ 1979/06 W.Malten 17 Cały 26 morski pułk szturmowy był już wyposażony w te wspaniałe maszyny, natomiast 37 pułk miał ich tylko dwanaście. Dwie pozostałe eskadry 37 pułku posiadały jeszcze, co prawda, szturmowce starszego typu 11-2 model 3, ale były one zmodernizowane i uzbrojone w dwa działka kalibru 37 milimetrów, co zapewniało im — w połączeniu z ośmioma pociskami rakietowymi kalibru 132 milimetry — niezwykle dużą siłę ognia. Dowódca drugiej eskadry 37 morskiego pułku szturmowego kapitan Woronin, doświadczony już pilot z blisko trzyletnim stażem frontowym, z lekkim rozbawieniem przysłuchiwał się wojowniczym rozmowom podległych sobie pilotów. Cieszył go ich zapał do walki, ale wiedział dobrze z własnego doświadczenia, że wojna to nie zabawa w Indian, że jest ona okrutna i zbiera zawsze krwawe żniwo. — Towarzyszu kapitanie, rozsądźcie nasz spór — zwrócił się do niego dowódca klucza, młodszy lejtnant Janko, jeden z najstarszych stażem pilotów z tak zwanego komsomolskiego zaciągu. — A jaki to spór? — zapytał Woronin udając, że nie słyszał dość ożywionej wymiany zdań pomiędzy pilotami. — Ja twierdzę, że dowództwo rzuci nas do akcji na porty koreańskie, a Safonow dowodzi, że będziemy wspierać 25 armię atakującą Chuncziński Rejon Umocniony. — A ty co, uważasz, że wspieranie piechoty to coś gorszego? — Nie, towarzyszu kapitanie, ale my przecież jesteśmy szturmowcami morskimi, więc powinniśmy atakować cele morskie. — Jeszcze się ich naatakujesz, nie gorączkuj się... Woronin nie dokończył, gdyż w tej chwili w drzwiach pojawiła się sylwetka dowódcy 12 dywizji szturmowej pułkownika Bartaszewa. Wszyscy obecni poderwali się, przyjmując postawę zasadniczą. Za Bartaszewem na salę weszli oficerowie sztabu dywizji: zastępca do spraw politycznych pułkownik Krawczenko, szef wydziału operacyjno-rozpoznawczego major Tałanin, szef sekcji meteorologicznej kapitan Zajcew, dowódca 37 pułku szturmowego major Barbaszinow i dowódca 26 pułku szturmowego major Nikołajew. Przyjąwszy regulaminowy meldunek od szefa sztabu dywizji podpułkownika Ziulina Bartaszew wraz z towarzyszącymi mu oficerami zasiadł za długim stołem. Nastąpiła chwila pełnej oczekiwania ciszy. Dowódca dywizji wyciągnął opatrzoną pieczęciami lakow-mi kopertę i wyjął z niej kilka arkuszy papieru. Następnie wstał i chrząknąwszy lekko zaczął nieco uroczystym głosem: — Towarzysze! Zgodnie z dyrektywą operacyjną dowództwa lotnictwa morskiego Floty Oceanu Spokojnego na 12 dywizję szturmową nałożony został zaszczytny obowiązek wykonania zmasowanego uderzenia na północnokoreaiiski port Rasin, który jest jedną z głównych baz zaopatrzenia drogą morską Armii

„ŻÓŁTY TYGRYS“ 1979/06 W.Malten 18 Kwantuńskiej. Nasze zadanie: zdecydowanym atakiem obezwładnić japońską obronę przeciwlotniczą portu i miasta, zatopić znajdujące się w porcie statki oraz zniszczyć urządzenia portowe. W związku z powyższym rozkazałem, aby zastosować maksymalny wariant uzbrojenia bombowo-rakietowego. Atakować kluczami i precyzyjnie zrzucać bomby na cele. Potem dopiero rozpocząć szturmowanie eresami3 i ogniem broni pokładowej. Pułkownik Bartaszew przerwał na chwilę, a następnie zwrócił się do majora Nikołajewa: — Wam, Aleksy Miehajłowiczu, powierzam zadanie obezwładnienia japońskiej obrony przeciwlotniczej w porcie i w mieście Rasin. Wy zaś, Michaile Nikanonowiczu — polecił majorowi Barbaszinowowi — zaatakujecie statki w porcie i nadbrzeżne urządzenia portowe i przeładunkowe. Uważajcie na nasze kutry torpedowe, gdyż równolegle z nami atak na port wykonują okręty 1 brygady kutrów torpedowych. Będziecie mieli z nimi bezpośrednią łączność radiową, bo na każdym kutrze zamontowano radiostację pracującą w sieci dowodzenia powietrznego, a na kutrach dowódczych znajdują się przedstawiciele lotnictwa morskiego, którzy będą pełnili również funkcje oficerów naprowadzania. Ich kryptonim: morsy. Osłonę powietrzną zapewniają nam Ławoczkiny 19 i 61 morskich pułków myśliwskich ze składu 16 dywizji myśliwskiej Floty. Ich kryptonim: jaskółki. Miejsce spotkania z osłoną myśliwską nad Kraskinem. Port Juki omijamy w odległości dziesięciu kilometrów od wschodu, bo tam będzie „pracować” 10 dywizja bombowców nurkujących. Po minięciu trawersu Juki 26 pułk na hasło „Sungari” skręca w prawo i atakuje Rasin od strony lądu, 37 pułk natomiast wykona uderzenie na port od morza. Całością akcji dowodzę osobiście. Mój kryptonim: sokół jeden. Kryptonimy pułków — bez zmian. Moje miejsce będzie na czele 37 pułku przy pierwszym ataku, a potem na wysokości pięciuset metrów nad zatoką. Czy wszystko jasne? Są pytania? Pytań nie było. Teoretycznie wszystko było jasner należało po prostu wykonać zadanie; zniszczyć wroga i wrócić do bazy Dopiero praktyka bojowa mogła zweryfikować prawidłowość przewidywań i założeń teoretycznych. Pułkownik Bartaszew zamienił jeszcze po cichu kilka słów z zastępcą do spraw politycznych i znów zwrócił się do zgromadzonych pilotów: - — I ja, i nasz komisarz jesteśmy głęboko przekonani, że piloci i strzelcy pokładowi naszej dywizji z honorem wykonają postawione zadanie. A teraz — dodał spoglądając na zegarek — podaję czas dowódczy: jest dokładnie godzina czwarta piętnaście. Macie dwadzieścia minut na opracowanie trasy, a potem do maszyn! Gotowość do startu wyznaczam na godzinę czwartą pięćdziesiąt. 3 Eresy — skrót od „rieaktiwnyje snariady” (pociski rakietowe).

„ŻÓŁTY TYGRYS“ 1979/06 W.Malten 19 Bartaszew podniósł się i w towarzystwie pułkownika Krawczenki opuścił salę, na której natychmiast ponownie zapanował ożywiony gwar młodzieńczych głosów. * Lotnisko Dunino wypełniał potworny ryk dziesiątków tysięcy koni mechanicznych. Co chwila pary obciążonych bombami stalowych maszyn ruszały do przodu, początkowo nieco niezdarnie, jakby ociężale i niechętnie, lecz w miarę nabierania prędkości na rozbiegu coraz lżej i, można by rzec, coraz bardziej elegancko. Dopiero u samego końca pasa odrywały się od ziemi, lecz piloci świadomie dusili je nadal do dołu, aby nabrały takiej prędkości, przy której można by już było rozpocząć bezpieczne wznoszenie. Większość samolotów miała bowiem maksymalne obciążenie bombowe — dwie bomby stupięćdziesięciokilowe i dwie stukilowe — przy których zbyt wczesne oderwanie przy starcie albo rozpoczęcie wznoszenia na zbyt małej prędkości mogły zakończyć się tragedią. Wreszcie przyszła kolej na eskadrę kapitana Woronina Kapitan ustawił skok śmigła na minimum i płynnym ruchem zaczął przesuwać dźwignię gazu do przodu, odpychając jednocześnie z całej siły drążek sterowy od siebie, aby jak najwcześniej unieść ogon samolotu i przyspieszyć w ten sposób jego rozbieg. Iljuszyn zaczai coraz prędzej toczyć się po murawie lotniska, głodno stukając amortyzatorami przeciążonego podwozia. Gdy tylko oderwał się. od ziemi, Woronin natychmiast przesunął dźwignię podwozia do góry. Zielone lampki zgasły i rozległ się dość głośny świst — to zadziałały podnośniki chowające golenie do gondoli. Za chwilę dwa szybko następujące po sobie stuknięcia dały znać, że podwozie zatrzasnęło się na zamkach gondol, co potwierdziły dwie czerwone lampki, które natychmiast zapaliły się na tablicy przyrządów. Teraz już tylko rzut oka na prędkościomierz i lekki ruch drążka na siebie. Maszyna znalazła się na torze wznoszenia. Woronin zredukował nieco obroty silnika i zaciążył Śmigło, a następnie wcisnął przycisk SPU. — Jak tam, Szarkin, wszystko w porządku? — zapytał tylnego strzelca. — W porządku, towarzyszu kapitanie. Klucz Janki już cały w powietrzu, a z klucza Safonowa startuje ostatnia para. Po dalszych kilkudziesięciu sekundach cała eskadra Woronina była już w powietrzu. Zgodnie z planem zbiórki po tak zwanym zmiennym kręgu wszystkie samoloty zajęły ustalone pozycje w nakazanym szyku bojowym. Wkrótce potem cała dywizja zebrała się nad Kraskinem i skierowała na południowy zachód. W powietrzu znajdowało się sześćdziesiąt pięć samolotów, urzutowanych w osiem grup po osiem maszyn w każdej. Tylko pierwsza grupa 37 pułku liczyła dziewięć

„ŻÓŁTY TYGRYS“ 1979/06 W.Malten 20 samolotów, bowiem na jej czele leciał dowódca dywizji pułkownik Bartaszew, osobiście prowadzący całą wyprawę. Była to najbardziej „dowódcza” grupa, gdyż oprócz dowódcy dywizji znajdował się w niej dowódca 37 pułku major Barbaszinow oraz dowódca pierwszej eskadry kapitan Szewin. Woronin prowadził drugą grupę, lecącą około trzystu metrów za pierwszą. Kiedy w dole zamajaczyły pierwsze domy Kraskina, od północy pojawiły się drobne, szybko powiększające się punkciki, które wkrótce zamieniły się w pękate sylwetki Ławoczkinów. Osłona myśliwska zjawiła się punktualnie co do sekundy. Radzieckie myśliwce urzutowane były w trzy grupy. 19 pułk zapewniał osłonę bezpośrednią. Dwie eskadry ŁaSFN leciały jakieś dwieście metrów nad szturmowcami, zaś trzecia pięćset metrów wyżej, tworząc osłonę pośrednią. Cały 61 pułk stanowił osłonę uderzeniową, więc jego Ła-7 kręciły podniebny slalom na wysokości dwóch tysięcy metrów, pilnie przeglądając nieboskłon. A było się czego obawiać, gdyż niebo pokrywało mnóstwo cumulo-stratusów4 stanowiących idealne wprost kryjówki dla wrogich samolotów. Problem japońskiego lotnictwa myśliwskiego w Korei w ogóle spędzał sen z powiek i tak stale niedospanych sztabowców radzieckich. Znany przecież był obłędny fanatyzm, z jakim piloci, wychowywani w ślepym posłuszeństwie do wielkiego tenno5 i karmieni mitami o jego rzekomo boskim pochodzeniu, wykonywali każde polecenie wydane w jego imieniu. A przecież w Korei znajdowała się cała 5 armia lotnicza japońskich wojsk lądowych, licząca łącznie około sześciuset samolotów bojowych, w tym blisko połowę stanowiły samoloty myśliwskie typu Mitsubishi A6M5 „Zero-Sen” i Kawasaki Ki-61 „Hien”. Według nie potwierdzonych danych jeden z pułków lotniczych brygady myśliwskiej „Miecze Samurajów” wyposażony był w najnowocześniejsze wówczas japońskie samoloty myśliwsko-bombowe typu Nakajima Ki-84-4 „Hayate”. Wyposażone w potężny silnik o mocy 1900 koni mechanicznych, rozwijały prędkość maksymalną 685 kilometrów na godzinę i osiągały maksymalny pułap ponad 12 000 metrów, a ich uzbrojenie pokładowe składało się z dwóch działek kalibru 20 milimetrów i dwóch wukaemów kalibru 12,7 milimetra. Oprócz tego mogły zabierać dwie bomby o wagomiarze 250 kilogramów każda. Były to naprawdę groźne samoloty myśliwskie i tylko radzieckie Ła-7 mogły nawiązywać z nimi równorzędną walkę powietrzną, bo chociaż ustępowały im nieznacznie pod względem prędkości maksymalnej i pułapu, ale dysponując silniejszym uzbrojeniem w postaci trzech działek kalibru 20 milimetrów miały przewagę ogniową. 4 Cumulo-stratus — chmura kłębiasto-warstwowa. 5 Tenno — cesarz Japonii.

„ŻÓŁTY TYGRYS“ 1979/06 W.Malten 21 Doceniając zagrożenie ze strony japońskiego lotnictwa, radzieckie dowództwo przy planowaniu uderzeń bombowych i szturmowych na porty Korei północnej wiele uwagi poświęciło zapewnieniu atakującym samolotom odpowiedniej osłony myśliwskiej. Dlatego też i w nalocie na Rasin 12 morską dywizję szturmową osłaniały z powietrza aż dwa pełne pułki myśliwskie, co dawało zadowalający stosunek jednej maszyny osłony na każdy szturmowiec. Wreszcie dywizja znalazła się na trawersie portu Juki. Z daleka widać było ciemne dymy pożarów, gęste obłoczki wybuchów artylerii przeciwlotniczej i uwijające się między nimi małe sylwetki atakujących „peszek” z 10 dywizji bombowców nurkujących. — Kowalenko już pracuje — rzekł przez SPU Bartaszew do swego strzelca, majora Kortyszewa. Jeśli cała dywizja szturmowa wychodziła w powietrze, a na jej czele leciał osobiście dowódca, zgodnie z niepisaną tradycją stanowisko tylnego rtrzelca w jego samolocie zajmował zawsze pomocnik dowódcy dywizji do spraw strzelania powietrznego. Tak było i tym razem. — Sądząc z tych fajerwerków całkiem nieźle sobie poczynają, Makarze Własowiczu — odparł Kortyszew. — Wiadomo, przecież Kowalenko ma w swojej dywizji aż dwóch Bohaterów Związku Radzieckiego. No, ale czas już podać sygnał — powiedział Bartaszew i wcisnął przycisk radiostacji. — Uwaga, wszystkie jastrzębie! Tu sokół jeden. Wykonać sygnał „Sungari”! Powtarzam: wykonać sygnał „Sungari”! — Ja jastrząb jeden, zrozumiałem. Wykonuję „Sungari” — rozległ się w słuchawkach Bartaszewa nieco zniekształcony głos dowódcy 26 pułku szturmowego majora Nikołajewa. W chwilę potem cztery ostatnie grupy szyku powietrznego pochyliły się na prawe skrzydła i zaczęły oddalać w kierunku dobrze widocznego już pasma górskiego Hamgjong-Sanmek, od strony którego — zgodnie z założonym planem — 26 .pułk miał zaatakować Rasin. W ślad za nimi skręciły w prawo również i Ławoczkiny. Do celu pozostały już tylko cztery minuty lotu, a do punktu zmiany trasy i wejścia na kurs bojowy jedynie dwie. Bartaszew jeszcze raz spojrzał na przyrządy pokładowe. Wszystko było w porządku. Wysokościomierz wskazywał 400 metrów, wskazówka prędkościomierza leciutko drgała przy liczbie 420, a wariometr stał na zerze. Nadeszła pora zmiany kursu. — Uwaga, wszystkie sokoły, ja sokół jeden. Przygotować się do zwrotu! Po zwrocie rozluźnić szyk! Kolejne grupy Iłów w ślad za swoim dowódca rozpoczęły wykonywanie manewru i po chwili wszystkie znalazły się na kursie bojowym, formując kolejno szyk zwany schodami w prawo.

„ŻÓŁTY TYGRYS“ 1979/06 W.Malten 22 — Uwaga, wszystkie sokoły. Odbezpieczyć działka i zrzutniki bomb' Pierwszy atak bombowy przeprowadzać zgodnie z planem! Następne według decyzji dowódców grup. Uważać na własne kutry torpedowe, bo powinny już dochodzić do celu! Życzę szczęścia! A port Rasin widać było już coraz dokładniej. Uwagę Bartaszewa zwrócił duży statek stojący u nadbrzeża trzeciego basenu portowego. Jege sylwetka szybko rosła i pilot z zadowoleniem stwierdził, że jest to tankowiec o wyporności co najmniej ośmiu tysięcy ton. Był on nisko osadzony na wodzie, a więc komory statku wypełniało paliwo. — No, Alosza — rzekł do Kortyszewa — trzymaj się! Atakujemy. ' Iljuszyn Bartaszewa przechylił się gwałtownie aa lewe skrzydło. W wizjer celownika bombowego zaczął wchodzić kadłub tankowca, a gdy w środkowym krzyżu znalazło się śródokręcie, Bartaszew zwolnił bomby i natychmiast przesunął dźwignię gazu do przodu, ściągając jednocześnie mocno drążek na siebie i odciążając zupełnie śmigło. Szturmowiec, jak smagnięty biczem, zadarł nos i rycząc na maksymalnych obrotach zaczął się szybko wznosić do góry w ostro podciąganym zawrocie bojowym. Nagle na ciemnej sylwetce tankowca wykwitły cztery jaskrawopomarańczowe błyski, a w ślad za nimi buchnął w górę ciemny dym. — Cel trafiony — meldował przez SPU Kortyszew, który nawet w tak emocjonującej chwili nie stracił wrodzonej flegmatyczności. — Sam widzę — odparł Bartaszew. — A ty się lepiej przypatrz skrzydłom, zwłaszcza prawemu, bo coś mi stery dziwnie chodzą. Kortyszew prześliznął się wzrokiem po obu skrzydłach i stwierdził, że w ich poszyciu można naliczyć kilka ładnych dziur, zaś z prawej lotki zniknęła gdzieś część pokrycia. — Naliczyłem dziewięć dziur w skrzydłach, ale to nic groźnego. Gorzej jest z prawą lotką, bo część jej urwało. — Nie szkodzi, maszyna stucha sterów. No to odchodzimy w morze i zorientujemy się w ogólnej sytuacji. — Ojej, Makarze Wlasowiczu, nawet postrzelać mi nie daliście. — Mało się nastrzelałeś przez cztery lata wojny z Niemcami? Osiągnąwszy wysokość pięciuset metrów i znalazłszy się poza zasięgiem japońskiej artylerii przeciwlotniczej, Bartaszew z zadowoleniem obserwował akcje swoich szturmowców, które jak drapieżne ptaki rzucały się na kolejne cele, a coraz większa liczba bijących w niebo słupów czarnego dymu świadczyła o skuteczności ich ataków. — Nasza młodzież pokazuje, co potrafi — rozległ się w słuchawkach SPU głos Kortyszewa. — Starają się chłopcy. — Starają się, to widać — odparł Bartaszew.— Ale zobacz, jak gęsto w powietrzu od wybuchów pelotek Trzeba im trochę pomóc.

„ŻÓŁTY TYGRYS“ 1979/06 W.Malten 23 Bartaszew dodał gazu i wkrótce osiągnął wysokość 1200 metrów. Teraz miał już zapewnioną dobrą łączność z centralnym stanowiskiem dowodzenia lotnictwem morskim. — Amur, ja sokół jeden. Moim chłopcom bardzo, bardzo gorąco. Pozwólcie jaskółkom z dolnych pięter na szturmowanie stanowisk artylerii przeciwlotniczej. — Sokół jeden, tu Amur. Pozwalamy — zabrzmiał w słuchawkach głos dyżurnego operacyjnego centralnego stanowiska dowodzenia. Po chwili w eter popłynął rozkaz: — Jaąkólka trzy i jaskółka czternaście, tu Amur. Waszym grupom zezwalam na niską wojnę. Wasz cel: baterie artylerii przeciwlotniczej. Jaskółka trzydzieści trzy. Wasz zespół pozostaje na pułapie i nadal osłania. Bartaszew odetchnął z ulgą. * Kapitan Woronin prowadził drugą grupę szturmowców w skład której wchodziły klucze młodszego lejtnanta Janki i młodszego lejtnanta Safonowa. Obserwując gęstą zasłonę wybuchów artylerii przeciwlotniczej, mimo woli zadawał sobie pytanie: skąd Japończycy nabrali tyle armat? Wydawało się bowiem, iż każdy skrawek nadbrzeża dosłownie zieje ogniem. I chociaż szturmowce miały potężne stalowe pancerze, które dobrze chroniły przed odłamkami lub ogniem broni mniejszego kalibru, to jednak bezpośrednie trafienie pociskiem artyleryjskim — czego przy tak intensywnym ostrzale nie można było wykluczyć — mogło zakończyć się tragicznie. Widząc, że pierwsza grupa szturmowców zajęła się wielkim tankowcem, Woronin postanowił uderzyć na drugi basen portowy, w którym przycumowane były cztery japońskie statki transportowe i jeden dozorowiec. — Ja sokół dziesięć — rzucił do mikrofonu, poprawiając jednocześnie kurs o dziesięć stopni w prawo. — Nasz cel: statki i urządzenia portowe w drugim basenie. Ja biorę pierwszy statek z lewej W drugim zajściu atakować urządzenia nadbrzeżne. Atakujemy! Woronin pochylił samolot na skrzydło i z lekkim ślizgiem zaczął naprowadzać swój szturmowiec na cel. Po chwili pochłonęły go ciemne obłoki wybuchów, a po skrzydłach i kabinie zaczęły z głuchym łoskotem bębnić odłamki. Woronin tego jednak w ogóle nie słyszał Z oczami przywartymi do celownika optycznego czekał na moment, aż w krzyżu centralnym znajdzie się pokład statku. Wówczas zdecydowanym ruchem nacisnął zrzutniki bomb. Jego maszyna lekko podskoczyła, nagle uwolniona od blisko półtonowego ciężaru, i za chwilę z zadartym nosem pięła się do góry w ostrym skręcie. — Dostał, towarzyszu kapitanie. Obie bomby w celu — podnieconym głosem meldował tylny strzelec młodszy sierżant Karenin.

„ŻÓŁTY TYGRYS“ 1979/06 W.Malten 24 Woronin był najzupełniej pewny swego oka i ręki, ale dopiero teraz, gdy minęło napięcie emocjonalne towarzyszące nawet najbardziej wytrawnym pilotom w momencie rozpoczęcia ataku, zaczął słyszeć bębnienie odłamków po poszycia samolotu Ale walą! — pomyślał. — I to ma być ta sławiona przez prętów „kraina cichego poranku”? Niech diabli porwą takie ciche poranki! Wszedł z powrotem na pułap i szykując się do drugiego zajścia z uznaniem stwierdził, że z trzech statków buchają słupy dymu. Sam dozorowiec pozostał jednak nietknięty i nadal pluł ogniem. Woronin błyskawicznie obejrzał się dokoła i usiłował policzyć samoloty swojej grupy. Jednakże powietrze było tak gęsto usłane ciemnymi obłokami wybuchów artylerii, że z trudem dojrzał tylko trzy Iljuszyny. Nie było teraz czasu na dłuższe oglądanie się i po chwili' Woronin znurkował w kierunku dozorowca, ponownie zanurzając się w otchłań artyleryjskiego ognia W tej samej chwili w słuchawkach zabrzmiał czyjś zniekształcony głos: — Żegnajcie... giniemy... * Młodszego lejtnanta Jankę poniosła brawura. Wpatrzony w wizjer celownika, który błyskawicznie zaczął wypełniać się sylwetką drugiego transportowca, przeszedł w strome nurkowanie i dopiero gdy śródokręcie znalazło się dokładnie w środku krzyża, przycisnął zrzutniki bomb. Coś się jednak zacięło w mechanizmie zrzutu, uszkodzonym prawdopodobnie przez któryś z gęsto sypiących się odłamków, i wyczepila się tylko jedna bomba. Janko kilkakrotnie gorączkowo naciskał zrzutniki, ale bez skutku. Ponieważ ziemia była już bardzo blisko, zaczął z całej siły ściągać drążek na siebie, aby przejść z powrotem do stromego wznoszenia i przygotować się do wykonania drugiego zajścia. Jednak obciążony bombami samolot bardzo niechętnie piął się do góry. Pilot utrzymywał go prawie na szybkości krytycznej, aby jak najszybciej wyrwać sic spod morderczego ognia artylerii przeciwlotniczej. Nieszczęście przyszło nagle Maszyną targnęło gwałtownie, na masce silnika wykwitło kilka jaskrawych wybuchów i w chwilę potem owiewka kabiny rozleciała się w drzazgi. Trafili nas! — pomyślał Janko i w tym samym moment poczuł dziwne drętwienie w szyi. Sięgnął do niej ręką i z przerażeniem stwierdził, że cała jest umazana krwią. Jakby tego było mało, silnik nagle zakrztusił się, znowu załapał, przez chwilę jeszcze pracował równomiernie, a potem zaczął kaszleć i przerywać. Rzut oka na wskaźnik ciśnienia oleju i temperatury głowic powiedział pilotowi wszystko: któryś z pocisków rozerwał chłodnicę oleju i uszkodził instalację glikolową. Jeszcze chwila i silnik zatrze się zupełnie.