ziomek72

  • Dokumenty7 893
  • Odsłony2 153 364
  • Obserwuję933
  • Rozmiar dokumentów26.3 GB
  • Ilość pobrań1 241 850

Lindsey Johanna - Rodzina Malory 07 - Uroczy nicpoń

Dodano: 8 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 8 lata temu
Rozmiar :1.5 MB
Rozszerzenie:pdf

Lindsey Johanna - Rodzina Malory 07 - Uroczy nicpoń.pdf

ziomek72 EBooki EBOOK 1.Różne
Użytkownik ziomek72 wgrał ten materiał 8 lata temu. Od tego czasu zobaczyło go już 1,673 osób, 1084 z nich pobrało dokument.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 333 stron)

Lindsey Johanna Uroczy nicpoń Scandalous PDF processed with CutePDF evaluation edition www.CutePDF.com Z netu - Irena PDF processed with CutePDF evaluation edition www.CutePDF.com

Lindsey Johanna Uroczy nicpoń Scandalous Z netu - Irena

Prolog Deszcz nie rozproszył fetoru ani nie przyniósł ochło­ dy. Upał i smród stały się nawet dokuczliwsze. W zauł­ ku piętrzyła się sterta śmieci - pudla, gnijące odpadki, skrzynki, potłuczone talerze i najróżniejsze niepotrzeb­ ne nikomu rupiecie. Kobieta i dziecko wczołgali się do jednej z większych skrzyń na brzegu stosu, żeby się tam ukryć. Dziecko nie wiedziało, dlaczego muszą się ukry­ wać, lecz wyczuwało strach kobiety. Ten strach cały czas czaił się na jej twarzy, w głosie, w drżeniu dłoni, którą trzymała rączkę dziecka, gdy włóczyli się alejkami, zawsze nocą, nigdy za dnia. Panna Jane - tak kazała się do siebie zwracać. Dziec­ ko sądziło, że to imię powinno być mu znajome, a jed­ nak nie było. Dziewczynka nie wiedziała również, jak ona sama ma na imię; kobieta wołała na nią Danny lass", widocznie więc tak się nazywała. Panna Jane nie była jej matką. Gdy Danny spytała o to, usłyszała: „Nie. Jestem twoją nianią", ale nigdy nie przyszło dziewczynce na myśl, by zapytać, kim jest nia­ nia, bo z odpowiedzi wywnioskowała, że powinna to wiedzieć. Panna Jane była z nią od samego początku, Lass (ang.) - panna, panienka (przyp. tłum.). 5 Scandalous Z netu - Irena

to znaczy odkąd sięgała pamięcią, czyli zaledwie od kil­ ku dni. Kiedy się ocknęła, leżała obok kobiety w uliczce, bardzo podobnej do tej; obie były zakrwawione i od tamtej chwili cały czas uciekały, kryjąc się w różnych zaułkach. W piersi panny Jane tkwił nóż i miała wiele kłutych ran. Kiedy odzyskała przytomność, zdołała wyciągnąć nóż, ale nie opatrzyła ran. Całą uwagę skupiła na dziew­ czynce - na tamowaniu krwi sączącej się z rany na jej potylicy oraz na ucieczce z miejsca, w którym się ock­ nęły. - Czemu się ukrywamy? - zapytała Danny w chwili, kiedy to sobie uświadomiła. - Żeby cię nie znalazł. - Kto? - Nie wiem, dziecko. Sądziłam, że to złodziej, który próbuje wszystkich pozabijać, aby pozbyć się świadków. Ale teraz nie jestem tego pewna. Za bardzo był zawzię­ ty, wyraźnie chciał ciebie znaleźć. Ale wyprowadzę cię stąd i obronię. Obiecuję, że więcej nie zrobi ci krzywdy. - Nie pamiętam, żeby ktoś mnie skrzywdził. - Danny lass, odzyskasz pamięć, teraz się tym nie przejmuj, choć miejmy nadzieję, że nie nastąpi to zbyt szybko. Prawdę mówiąc, to łaska boska, że chwilowo nic nie pamiętasz. Danny nie martwiło, że nie pamięta niczego sprzed widoku krwi. Była za mała, by się przejmować tym, co może nastąpić. Niepokoiła ją wyłącznie teraźniejszość: głód i niewygoda oraz to, że panna Jane nie obudziła się ze snu. Jej niania sądziła chyba, że w kupie śmieci piętrzą­ cych się wokół nich znajdą coś przydatnego, ale była jeszcze za słaba, by się rozejrzeć. Nocą wczołgały się do skrzyni i panna Jane przespała prawie cały dzień. Znowu zapadła noc, a ona wciąż spała. Danny po- 6 Scandalous Z netu - Irena

trzasnęła nią, lecz panna Jane się nie poruszyła. Była zimna i sztywna. Danny nie wiedziała, że niania nie żyje i że również stąd bierze się ten okropny fetor. W końcu Danny wypełzła ze skrzyni na deszcz, żeby dopóki pada, zmyć z siebie zakrzepłą krew. Nie lubiła brudu i dlatego uznała, że nie wolno jej do niego przy­ wyknąć. Dziwne, rozumiała takie proste rzeczy, a jedno­ cześnie nie wiedziała, skąd o tym wie. Pomyślała, że mogłaby pogrzebać w śmieciach, jak planowała panna Jane, ale nie była pewna, czego ma szukać, co by jej się przydało. W końcu zgromadziła parę przedmiotów, które wydały jej się godne uwagi - brudną szmacianą lalkę bez ręki, męski kapelusz osła­ niający oczy przed deszczem i wyszczerbiony talerz, a także brakującą rękę lalki. Wczoraj panna Jane wymieniła na jedzenie pierścio­ nek, który miała na palcu. To był jedyny raz, kiedy opu­ ściła kryjówkę za dnia, szczelnie owinięta szalem, żeby zakryć najgorsze z krwawych plam. Danny nie wiedziała, czy panna Jane ma więcej pierś­ cionków na wymianę, nie pomyślała, żeby sprawdzić. Wtedy właśnie jadły po raz ostatni. W śmieciach było podgniłe jedzenie, lecz mimo głodu nie ruszyła go. Na razie nie poddawała się desperacji, a zapach odpadków ją odrzucał. Prawdopodobnie w końcu umarłaby z głodu, skulo­ na w skrzyni obok zwłok panny Jane, czekając na jej przebudzenie. Ale w nocy usłyszała, że ktoś jeszcze grze­ bie w śmieciach. Gdy wyjrzała, natknęła się na młodą kobietę, a właściwie dziewczynę, która mogła mieć nie więcej niż dwanaście lat, ponieważ jednak była znacznie wyższa od niej, z początku wzięła ją za dorosłą. Dlatego w głosie Danny pobrzmiewał szacunek po­ mieszany z wahaniem, kiedy powiedziała: - Dobry wieczór pani. 7 Scandalous Z netu - Irena

Zaskoczyła dziewczynę. - Co ty tu robisz na tym deszczu, lass? - Skąd znasz moje imię? - Hę? - Mam na imię Dannilass. Chichot. - Raczej znam jego połowę, kotku. Mieszkasz gdzieś w pobliżu? - Nie. Nie sądzę. - A gdzie twoja mama? - Chyba już nie mam mamy - wyznała Danny. - A twoja rodzina? Krewni? Za ładnie wyglądasz, żeby chodzić sama. Z kim jesteś? - Z panną Jane. - No, nareszcie! - Dziewczyna się rozpromieniła. - A gdzie ona? Danny wskazała na skrzynię. Dziewczyna popatrzyła z powątpiewaniem. Potem zajrzała do niej, a następnie wczołgała się do środka. Danny wolała tam nie wcho­ dzić, więc się nie poruszyła. Zapach na wysypisku był o wiele przyjemniejszy. Gdy dziewczyna wróciła, wzdrygnęła się i wzięła głę­ boki oddech Potem przykucnęła przed Jane i posłała jej słaby uśmiech. - Biedactwo, nie masz nikogo więcej? - Była ze mną, kiedy się obudziłam. Obie zostałyśmy ranne. Powiedziała, że przez ranę na głowie opuściła mnie pamięć, ale któregoś dnia powróci. Od tamtej chwili ukrywałyśmy się przed człowiekiem, który nas poranił. - Hmm, paskudna sprawa. Chyba mogłabym cię za­ brać ze sobą, chociaż właściwie nie mamy domu, jeste­ śmy po prostu kupą dzieciaków, jak ty, bez rodziców, którzy by o nas dbali. Radzimy sobie, jak umiemy najle­ piej. Zarabiamy na utrzymanie, nawet maluchy w two- 8 Scandalous Z netu - Irena

im wieku zarabiają. Chłopcy obrabiają kieszenie. Dziew­ czynki też próbują, dopóki nie dorosną na tyle, by za­ rabiać miedziaki na plecach, co ja też pewnie wkrótce będę robić, jeżeli ten łajdak, Dagger, mnie zmusi. Odraza towarzysząca ostatnim słowom dziewczyny sprawiła, że Danny zapytała: - Czy to zła praca? - Najgorsza z możliwych, kotku, musowo dostaje się francy i umiera młodo, ale Daggera nic to nie obchodzi, bo ma z tego pieniądze. - W takim razie nie chcę tak pracować. Zostanę tutaj, dziękuję. - Nie możesz... - zaczęła dziewczyna, po czym oży­ wiona dodała: - Wiesz co, mam pomysł. Szkoda, że nie mogę sama tak zrobić, ale wtedy nie wiedziałam tego, co teraz wiem. Dla mnie za późno, ale dla ciebie, nie - nie, jeśli będą myśleć, że jesteś chłopcem. - Ale ja jestem dziewczynką. - Jasne, że jesteś, lecz możemy ci znaleźć jakieś port­ ki, obciąć włosy i... - Zachichotała. - Wcale nie musimy im nic mówić. Zobaczą cię w portkach i z miejsca wezmą za chłopca. To będzie jak zabawa w przebieranki. Na pewno będziesz się dobrze bawić, zobaczysz. I będziesz mogła sama zdecydować, czym się zajmiesz, kiedy do­ rośniesz, zamiast usłyszeć, że jest dla ciebie tylko jed­ na robota, skoro jesteś dziewczyną. Co ty na to? Zga­ dzasz się? - Nie sądzę, żebym potrafiła się bawić w przebieran­ ki, ale mogę spróbować, proszę pani. Dziewczyna przewróciła oczami. - Danny, ty za gładko gadasz. Nie potrafisz inaczej? Danny już miała ją poczęstować kolejnym „nie są­ dzę", ale zmieniła zamiar i zmieszana pokręciła prze­ cząco głową. - W takim razie nie odzywaj się, dopóki nie za- 9 Scandalous Z netu - Irena

czniesz mówić jak ja. Nie chcemy, żebyś swoją mową zwracała na siebie uwagę. Nie bój się, będę cię uczyć. - Czy panna Jane będzie mogła pójść z nami, kiedy się lepiej poczuje? Dziewczyna westchnęła. - Ona nie żyje. Za dużo ran. Wygląda na to, że nigdy się nie zamknęły. Nakryłam ją tym dużym szalem - no, nie płacz. Masz teraz mnie, zajmę się tobą. Scandalous Z netu - Irena

1 Jeremy Malory wielokrotnie bywał w obskurnych ta­ wernach, ale ta chyba nie miała sobie równych. Nic dziw­ nego, skoro znajdowała się na obrzeżach bodaj jednego z najgorszych londyńskich slumsów, okolicy zamieszka­ nej przez złodziei, rzezimieszków, prostytutki i bandy zdziczałych sierot-uliczników, z których niewątpliwie wyrośnie kolejne pokolenie londyńskich przestępców. Prawdę mówiąc, Jeremy nie odważyłby się wejść w głąb tej dzielnicy. Gdyby to uczynił, jego rodzina naj­ pewniej nigdy już by go nie ujrzała. Nieświadomy niczego gość, który zajrzał do tawerny na obrzeżach siedliska złodziei, po paru drinkach miał opróżnione kieszenie, a jeśli był na tyle głupi, żeby zatrzymać się tu na nocleg, tracił wszystko z ubraniem włącznie. Jeremy zapłacił za pokój. Co więcej, szczodrze sypnął monetami, gdy stawiał kolejkę nielicznym klientom, uda­ jąc przy tym naiwnego poczciwca. Celowo stwarzał po­ zory sprzyjające rabunkowi - ograbieniu siebie same­ go. Przyszedł tu ze swym przyjacielem Percym, żeby schwytać złodzieja. O dziwo, Percy Alden choć raz trzymał usta na kłód­ kę. Był z natury gadułą, w dodatku lekkoduchem, a je­ go milczenie podczas tej dziwnej eskapady wynikało ze zdenerwowania. Zrozumiałe. Jeremy w takim miejscu mógł czuć się jak u siebie w domu, bo urodził się i do- 11 Scandalous Z netu - Irena

rastał w tawernie, do czasu aż jako szesnastolatka przy­ padkiem odnalazł go ojciec. Percy wywodził się z ary­ stokracji. Percy przypadł Jeremy'emu w spadku, kiedy jego dwaj najlepsi druhowie, Nicholas Eden oraz rodzony kuzyn Jeremy'ego, Derek Malory, postanowili się ustat­ kować i pozwolili zaobrączkować. A ponieważ Derek wziął Jeremy'ego pod skrzydła, gdy obaj wraz z ojcem wrócili do Londynu po długiej rozłące z rodziną, oczy­ wiste było, że Percy uznał Jeremy'ego za swego najlep­ szego kompana do hulanek na mieście. Jeremy'emu to nie przeszkadzało. Po ośmiu latach do­ trzymywania Percy'emu towarzystwa darzył go względ­ ną sympatią. Gdyby tak nie było, z pewnością by nie zaproponował, że pomoże mu wybrnąć z ciężkiego po­ łożenia po ostatnim wybryku. W ubiegły weekend pod­ czas spotkania przy kartach w domu lorda Crandle'a je­ den z hazardzistów, przyjaciół pana domu, doszczętnie oskubał Percy'ego. Stracił trzy tysiące funtów, powóz i aż dwie cenne rodzinne pamiątki. Współtowarzysze tak go spoiii, że nie pamiętał o tym aż do następnego dnia, kiedy jeden z gości, składając mu wyrazy współ­ czucia, przedstawił przebieg wydarzeń. Nic dziwnego, że Percy był załamany. Utrata pienię­ dzy i powozu stanowiła zasłużoną karę za naiwność, ale pierścienie to zupełnie inna sprawa. Jeden, bardzo stary, był rodowym sygnetem, drugi, niezwykle cenny ze względu na kamienie, od pięciu pokoleń należał do ro­ dziny Percy'emu nigdy nie przyszłoby do głowy, żeby je zastawić. Gracze musieli go omamić, podjudzić, pod­ stępnie sprowokować do wrzucenia ich do puli. Teraz wszystko stało się własnością lorda Johna Hed- dingsa. Percy o mało nie wyszedł z siebie, kiedy ten nie zgodził się odsprzedać mu pierścieni. Lord nie potrze­ bował pieniędzy. Ani też powozu. A pierścienie trakto- 12 Scandalous Z netu - Irena

wał zapewne jako trofea, dowód swych karcianych talen­ tów, lub, co bardziej prawdopodobne, jako świadectwo szulerskich umiejętności, lecz Jeremy nie mógł tego udo­ wodnić, skoro nie widział ich gry. Gdyby Heddings był przyzwoitym człowiekiem, odesłałby Percy'ego do łóżka, zamiast go poić i zgo­ dzić się na zastawienie klejnotów. Jeśli byłby uczciwy, pozwoliłby mu je odkupić. Percy chciał nawet dać za nie więcej, niż były warte. Przecież nie należał do bied­ nych, bo po śmierci ojca przypadł mu w spadku cały majątek. Niestety, Heddings nie zamierzał zachować się przy­ zwoicie. Rozzłoszczony naleganiem Percy'ego, stał się w końcu bardzo agresywny i zagroził mu poturbowa­ niem, jeśli nie przestanie go nachodzić. To z kolei tak rozjuszyło Jeremy'ego, że zaproponował inne rozwiąza­ nie. W dodatku Percy był przekonany, że matka wszyst­ ko odkryje. Unikał jej od tamtego wieczoru, żeby nie za­ uważyła braku pierścieni na palcach. Odkąd, kilka godzin temu, wycofali się do pokoju na piętrze tawerny, trzykrotnie próbowano ich okraść. Za każdym razem spartaczono robotę i po ostatnim nieuda­ nym podejściu Percy wpadł w rozpacz, że nie znajdą złodzieja, który wykona ich plan. Jeremy nie tracił na­ dziei. Trzy próby w ciągu dwóch godzin oznaczały, że zanim nastanie ranek, będzie ich o wiele więcej. Znowu ktoś otworzył drzwi. W pokoju było ciemno. Także na korytarzu nie paliło się światło. Jeśli ten zło­ dziej okaże się dobrym fachowcem, nie będzie potrzebo­ wał światła; poczeka, aż wzrok oswoi się z ciemnością. Kroki, trochę za głośne. Błysk zapałki. Jeremy westchnął i jednym zwinnym ruchem pod­ niósł się z krzesła przy drzwiach, gdzie trzymał straż. Poruszał się ciszej od złodzieja, niespodziewanie zastę­ pując mu drogę. W porównaniu z drobnym rabusiem 13 Scandalous Z netu - Irena

był wysoki jak góra, tak że śmiertelnie przestraszony opryszek natychmiast rzucił się do ucieczki. Jeremy z rozmachem zamknął drzwi za intruzem. Na­ dal nie tracił nadziei. Mieli przed sobą całą noc. Złodzie­ je jeszcze nie dawali za wygraną. Jeśli zajdzie taka po­ trzeba, będzie tak długo przetrzymywał któregoś z nich, aż zgodzi się sprowadzić najlepszego spośród swoich kompanów. Percy natomiast szybko tracił nadzieję. Siedział na łóżku oparty plecami o ścianę, z odrazą myśląc o wsu­ nięciu się w pościel. Tymczasem Jeremy nalegał, żeby się położył i przynajmniej sprawiał wrażenie uśpionego. Ułożył się więc na wierzchu, bo nakrycie się kołdrą nie wchodziło w grę. - Musi być jakiś prostszy sposób na wynajęcie zło­ dzieja - marudził Percy. - Nie ma agencji do takich spraw? Jeremy pohamował śmiech. - Cierpliwości, stary. Ostrzegałem cię, że to może za­ jąć całą noc. - Należało się z tym zwrócić do twojego ojca - mruk­ nął Percy. - Co to ma znaczyć? - Nic, mój drogi, zupełnie nic. Jeremy bez słowa pokręcił głową. Trudno mieć do Percy'ego pretensje, iż wątpi, że on poradzi sobie sam z tym bałaganem. Przecież był od niego o dziewięć lat młodszy, poza tym Percy, jako gaduła nieumiejący do­ trzymać sekretu, nigdy nie poznał prawdy o jego wy­ chowaniu. Podczas pierwszych szesnastu lat życia, kiedy miesz­ kał i pracował w tawernie, rozwinął pewne talenty. Miał tak mocną głowę, że pijąc na równi z kompanami, po­ zostawał stosunkowo trzeźwy, kiedy oni leżeli już nie­ przytomni pod stołem. Umiał walczyć nieczysto, jeśli 14 Scandalous Z netu - Irena

tego wymagaty okoliczności. Potrafił bezbłędnie odróżnić prawdziwe zagrożenie od zaledwie niedogodnej sytuacji. Jego niekonwencjonalna edukacja nie zakończyła się wraz z chwilą odnalezienia przez ojca. W tamtym czasie James Malory, nieakceptowany przez swą liczną rodzi­ nę, wiódł na Karaibach beztroskie życie pirata czy raczej dżentelmena pirata, jak wolał siebie nazywać. A barwna załoga Jamesa wzięła jego syna pod swoje skrzydła i też nauczyła paru rzeczy, których chłopiec w jego wieku znać nie powinien. Ale Percy o tym wszystkim nie wiedział. Znał go za­ ledwie powierzchownie jako urokliwego nicponia, może już nie aż tak rozbisurmanionego w wieku dwudzie­ stu pięciu lat, ale nadal czarującego i tak niesamowicie przystojnego, że kiedy wchodził do salonu, wszystkie damy zakochiwały się w nim na zabój. Naturalnie oprócz tych z własnej rodziny. One zaledwie go adorowały. Jeremy odziedziczył wygląd po swym wuju Antho- nym i prawdę mówiąc, ktokolwiek widział go pierw­ szy raz, był gotów przysiąc, że jest synem Tony'ego, a nie Jamesa. Podobnie jak wuj był wysoki, barczysty i smukły w talii, o wąskich biodrach oraz długich nogach. Obaj mieli wyraziste, pełne usta, mocno zarysowane podbród­ ki, dumne orle nosy, smagłą cerę i kruczoczarne włosy. Najbardziej magnetyczne jednak były oczy, znak szczególny paru zaledwie członków rodu Malorych: czysto niebieskie, o ciężkich powiekach, nieco oriental­ nie skośne, w obwódce czarnych rzęs pod wyraźnymi łukami brwi. Cygańskie oczy, jak głosiła wieść, odzie­ dziczone po prababce Jeremy'ego, Anastasii Stephanoff, która, jak rodzina dopiero w zeszłym roku odkryła, była na wpół Cyganką. Anastasia tak oczarowała Christophe- ra Malory'ego, pierwszego markiza Haverston, że ożenił się z nią drugiego dnia znajomości. Lecz ta historia nie wyszła poza rodzinę. 15 Scandalous Z netu - Irena

Całkiem zrozumiałe, że Percy wolałby skorzystać z pomocy ojca Jeremy'ego. Czyż jego najlepszy przyja­ ciel, Derek, nie biegł do niego jak w dym, kiedy popadał w tarapaty? Percy mógł nie znać pirackiej przeszłości Ja­ mesa, lecz któż nie wiedział, że James Malory, zanim wyruszył na morze, należał do największych londyń­ skich zabijaków i naprawdę rzadko się trafiał śmiałek, który chciałby się z nim zmierzyć na ringu czy spotkać na udeptanej ziemi. Percy ułożył się na łóżku, pozorując sen. Pomamrotał trochę, powiercił się i teraz leżał względnie cicho, ocze­ kując na kolejnego intruza. Jeremy zastanawiał się, czy powinien wspomnieć, że tej sprawy ojciec by w najbliższym czasie nie rozwiązał, bo pomknął z wizytą do swego brata do Haverston tego samego dnia, gdy Jeremy dostał w prezencie nowy dom w mieście. Był przekonany, że ojciec posiedzi na wsi z tydzień lub dwa z obawy, że Jeremy będzie go ciągał ze sobą na zakupy mebli. Niewiele brakowało, a przeoczyłby sylwetkę skrada­ jącą się ku łóżku. Tym razem nie usłyszał otwierania ani zamykania drzwi, prawdę mówiąc: niczego nie słyszał. Gdyby osoby przebywające w pokoju naprawdę spały, intruz na pewno by ich nie przebudził. Jeremy uśmiechnął się pod nosem, po czym zapalił zapałkę i przybliżył ją do świecy na stoliku, który wcześ­ niej dosunął do krzesła. Oczy intruza natychmiast po­ mknęły ku niemu. Jeremy siedział bez ruchu w swo­ bodnej pozie. Złodziej nie wiedział, jak szybko potrafi zareagować, żeby odciąć mu drogę ucieczki, gdyby za­ szła taka potrzeba. On także zamarł, najwyraźniej zasko­ czony, że dał się złapać. - O, coś takiego. - Percy uniósł głowę. - Czyżby się nam w końcu poszczęściło? - Najwyraźniej - odparł Jeremy. - W ogóle go nie 16 Scandalous Z netu - Irena

słyszałem. To nasz człowiek, a właściwie chłopak, z tego, co widzę. Złodziej ochłonął z wrażenia i sądząc po podejrzli­ wym spojrzeniu, jakim mierzył Jeremy'ego, nie był za­ chwycony tym, co usłyszał. Jeremy się nie przejął. Przede wszystkim przyjrzał się, czy wyrostek nie ma broni, lecz niczego nie zauważył. Naturalnie sam był uzbrojony; w kieszeniach płaszcza ukrył pistolety, więc to, że broni nie widzi, nie oznaczało, iż chłopak jej nie ma. Złodziejaszek przewyższał wzrostem swoich po­ przedników i był bardzo chudy, a sądząc po braku za­ rostu na policzkach, nie mógł mieć więcej niż jakieś pięt­ naście, szesnaście lat. Krótko obcięte popielatoblond włosy, tak jasne, że wydawały się bardziej białe niż blond, układały się w miękkie loki. Głowę przykrywał zdeformowany czarny kapelusz o dawno niemodnym fasonie. Miał płaszcz dżentelmena z ciemnozielonego aksamitu, niewątpliwie skradziony, a zszargany wygląd okrycia świadczył, że jego właściciel nierzadko w nim sypia. Spod spodu wystawała poszarzała biała koszula z kilkoma falbankami przy szyi. Stroju dopełniały czar­ ne długie spodnie, spod których wystawały nieobute stopy. Spryciarz; nic dziwnego, że poruszał się bezsze­ lestnie. Zapewne na ten dość ekstrawagancki, jak na złodzie­ ja, wygląd miała wpływ niezwykła uroda młodzień­ ca. Najwyraźniej otrząsnął się już z zaskoczenia. Jeremy co do sekundy przewidział, kiedy rzuci się do drzwi, i uprzedzając go, oparł się o nie, krzyżując ramiona na piersi. - Drogi chłopcze, nie chcesz chyba już nas opuścić. - Obdarzył go leniwym uśmiechem. - Nie usłyszałeś jesz­ cze naszej propozycji. Złodziej znowu wpatrywał się w niego z oniemiałą miną. Może zaskoczył go uśmiech Jeremy'ego lub, co 17 Scandalous Z netu - Irena

bardziej prawdopodobne, tempo, w jakim dopadł do drzwi. Percy pierwszy zwrócił na to uwagę. - A niech mnie, on się na ciebie gapi jak dziewczy­ na - jęknął. - Potrzebujemy faceta, nie dziecka. - Stary, wiek nie ma znaczenia - odparł Jeremy. - Liczą się umiejętności, cała reszta jest nieważna. Wyraźnie dotknięty młodzieniec spłonął rumieńcem i patrząc spode łba na Percy'ego, po raz pierwszy prze­ mówił: - Po prostu nigdy nie widziałem takiego ładnego bo­ gacza. Słowo „ładny" wywołało śmiech Percy'ego. Jeremy nie poczuł się rozbawiony. Ostatni człowiek, który na­ zwał go ładnym, stracił kilka zębów. - Uważaj, do kogo to mówisz, kiedy sam masz twarz jak dziewczyna - odpalił. - Prawda, że tak? - zgodził się z nim Percy. - Powi­ nieneś się postarać o zarost, dopóki głos nie opadnie ci o oktawę czy dwie. Chłopak znowu oblał się rumieńcem. - Nie wyrośnie... jeszcze nie - odparł ponuro. - Zda­ je się, mam piętnaście lat. Tyle że jestem wysoki na swój wiek. Być może Jeremy'emu zrobiłoby się żal chłopca, po­ nieważ owo „zdaje się" znaczyło, że nie był pewien, kiedy się urodził, co często miało miejsce w przypadku sierot, gdyby w tej samej chwili nie odnotował dwóch rzeczy. Chłopak zaczynał mówić falsetem, po czym ob­ niżał głos, jakby przechodził właśnie ten szczególny okres w życiu młodzieńców, kiedy ich głosy zyskują męską głębię. Z drugiej strony to opadanie głosu nie brzmiało naturalnie i wydawało się wystudiowane. Zresztą, kiedy dokładniej się przyjrzał, uznał, że chło­ pak nie jest zwyczajnie przystojny, tylko po prostu ślicz­ ny. Chociaż to samo można było powiedzieć o Jeremym, 18 Scandalous Z netu - Irena

kiedy był w podobnym wieku, a jego uroda miała zde­ cydowanie męski charakter. Tymczasem młodzieniec był urodziwy po kobiecemu. Miękko zarysowane policzki, pełne usta, lekko zadarty nos... lecz to nie wszystko. Linia podbródka była zbyt miękka, szyja za cienka, nawet chód go zdradzał przynajmniej przed mężczyzną, który znał się na kobietach tak dobrze jak Jeremy. Możliwe, że Jeremy nie wpadłby na to, przynajmniej nie tak szybko, gdyby jego własna macocha nie użyła podobnego przebrania, kiedy poznała ojca. Za wszelką cenę pragnęła wrócić do Ameryki i uznała, że jedynym wyjściem jest zamustrować się na statek w charakte­ rze chłopca okrętowego. Oczywiście James od samego początku wiedział, że nie ma do czynienia z młodzień­ cem, i świetnie się bawił podczas rozmowy, udając, że dał się wyprowadzić w pole. Jeremy mógł się mylić. Istniała taka możliwość. Jed­ nak rzadko się mylił, gdy w grę wchodziły kobiety. Nie było potrzeby demaskować dziewczyny. Jej spra­ wa, dlaczego pragnęła ukryć swą płeć. Może i trawiła go ciekawość, lecz dawno już odkrył, że cierpliwość zostaje wynagrodzona. Poza tym chciał od niej tylko jednego - jej umiejętności. - Jak cię zwą, młodzieńcze? - zapytał. - Nie twój cholerny interes. - Chyba jeszcze nie pojął, że mamy dla niego intrat­ ną propozycję - zauważył Percy. - Zastawiliście pułapkę... - Nie, chodzi tylko o możliwość zarobku - poprawił go Percy. - To pułapka - upierał się złodziej. - I niczego od was nie chcę. Jeremy uniósł brew. - Ani trochę nie jesteś ciekawy? - Nie - odparł złodziej z uporem. 19 Scandalous Z netu - Irena

- Szkoda. Z pułapkami jest tak, że nie można się z nich wydostać, dopóki nie zostanie się uwolnionym. Czy wyglądamy na takich, co cię wypuszczą? - Wyglądacie, jakbyście postradali rozum. Nie myś- lita chyba, że jestem sam? Przyjdą po mnie, jeżeli w porę nie wrócę. - Przyjdą? W odpowiedzi spotkało go gniewne spojrzenie. Jere- my lekceważąco wzruszył ramionami. Nie wątpił, że na­ leżała do szajki, do tej samej bandy, która systematycz­ nie wysyłała swoich ludzi, zawsze pojedynczo, aby okradali nieświadomych dżentelmenów, przybyłych nie­ opatrznie na ich terytorium. Jednocześnie nie sądził, że będą jej szukać. Bardziej interesuje ich zdobycie wypcha­ nej sakiewki niż ratowanie kompanów z opresji. Jeśli na­ tomiast dojdą do wniosku, że próba się nie udała, że ich człowiek został złapany, obity lub pożegnał się z życiem, w krótkim czasie przyślą następnego obwiesia. A to oznaczało, że wraz ze swą zdobyczą powinni się stąd zabierać, więc Jeremy uprzejmie poprosił: - Siadaj, młodzieńcze, wyjaśnię ci, czego się podjąłeś. - Niczego się nie podej... - Ależ tak. Kiedy wszedłeś tymi drzwiami, zdecydo­ wanie wyraziłeś zgodę. - To nie ten pokój - wykręcał się złodziej. - Nigdy nie zdarzyło ci się wejść przez pomyłkę do niewłaściwe­ go pokoju? - Niewątpliwie, ale zazwyczaj miałem buty na no­ gach - odparł szyderczo Jeremy. Znowu się zaczerwieniła i zaklęła siarczyście. Jeremy ziewnął. Ta zabawa w kotka i myszkę spra­ wiała mu przyjemność, ale nie zamierzał spędzić w ten sposób całej nocy. A od wiejskiego domu Heddingsa dzielił ich kawał drogi. 20 Scandalous Z netu - Irena

- Siadaj albo sam cię posadzę na tym krześle i... - rozkazał stanowczo. Nie musiał kończyć. Podbiegła do krzesła, a właści­ wie rzuciła się na nie. Najwyraźniej nie chciała ryzyko­ wać, żeby jej dotknął. Stłumił uśmiech, odchodząc od drzwi i stając przed nią. O dziwo, Percy wykazał odrobinę logiki. - Może byśmy wyjaśnili wszystko po drodze? Mamy już człowieka. Czy istnieje jakiś powód, żeby tkwić w tej norze choć minutę dłużej? - Racja. Znajdź mi coś do krępowania. - Hę? - Muszę go związać. Nie zauważyłeś, że nasz zło­ dziej na razie nie wykazuje chęci współpracy? W tej samej chwili „ich złodziej" rozpaczliwie rzucił się do drzwi. 2 Jeremy w porę przewidział, że dziewczyna ponowi próbę ucieczki. Wyczytał to w jej oczach, zanim po­ mknęła do drzwi. Znalazł się tam pierwszy, ale, za­ miast odciąć drogę uciekinierce, pochwycił ją, chcąc osta­ tecznie sprawdzić płeć. Miał rację. Ramiona zamknęły się na kobiecych piersiach, spłaszczonych co prawda, lecz rozpoznawalnych dotykiem. Nie stała spokojnie, pozwalając mu dokonać tego od­ krycia. Odwróciła się i, mój Boże, jeszcze lepiej, bo nadal tkwiła w jego objęciach. Ostatnią rzeczą, jakiej się tej nocy spodziewał, była dziewczyna wijąca się w jego ra­ mionach. Teraz, kiedy się przekonał, że ma do czynienia z dziewczyną, bawił się setnie. - Chyba powinienem sprawdzić, czy nie masz bro- 21 Scandalous Z netu - Irena

ni - powiedział, obniżając głos do chrapliwego szeptu. - Tak, niewątpliwie powinienem to zrobić. - Nie mam... - chciała zaprzeczyć, lecz z wrażenia zaparło jej dech, gdy jego ręce osunęły się na pośladki i tam już zostały. Zamiast, jak sugerował, obszukać ją, delikatnie za­ mknął dłonie na wypukłościach. Były jędrne, a zarazem miękkie i nagle zapragnął posunąć się dalej; naszła go ochota, by przywrzeć do niej, ściągnąć te idiotyczne port­ ki i sunąc palcami po nagiej skórze, wniknąć w wilgotne ciepło. Sytuaq'a niezwykle temu sprzyjała. Opanował się jednak, bo nie chciał, żeby dostrzegła, jakie zrobiła na nim wrażenie. - Czy to się nada? - odezwał się Percy, uświadamia­ jąc Jeremy'mu, że nie jest z dziewczyną sam na sam. Z westchnieniem wrócił do rzeczywistości i szorstko posadził złodziejkę na krześle. Pochylił się nad nią, przy­ trzymując oparcia i szepnął: - Siedź spokojnie, jeśli nie chcesz poczuć moich rąk na całym ciele. O mało nie wybuchnął śmiechem, widząc, że znieru­ chomiała. Tylko jej wściekłe spojrzenie obiecywało ze­ mstę. Podejrzewał, że jest do niej zdolna. Obejrzał się i dostrzegł, że Percy podarł prześcierad­ ło, czyniąc z niego wreszcie godny użytek, i czekał z pę­ kiem szarpi w dłoni. - Podaj mi je, doskonale spełnią swoje zadanie - stwierdził Jeremy. Powinien kazać Percy'emu ją związać, ale tego nie zro­ bił. Starał się nie dotykać dziewczyny więcej, niż wyma­ gała sytuacja, lecz trudno mu było się powstrzymać, bo uwielbiał kobiety. Krępując nadgarstki, zamknął w ręce jej dłonie. Poczuł, że są ciepłe i wilgotne ze strachu. Nie mogła wiedzieć, że nie zamierzają jej skrzywdzić, więc ta obawa była uzasadniona. Mógłby ją uspokoić, lecz 22 Scandalous Z netu - Irena

Percy miał rację - powinni opuścić to miejsce, zanim zja­ wi się kolejny złodziej, toteż wyjaśnienia musieli odło­ żyć na później. Następny był knebel. Nie bez przyjemności pochylił się blisko, żeby go zamocować węzłem na karku. Praw­ dopodobnie powinien związać jej ręce na plecach, lecz nie miał serca narażać dziewczyny na dodatkową nie­ wygodę. Co prawda mógł spodziewać się ciosu w żołą­ dek, kiedy znalazł się w zasięgu jej pięści, ale się nie przejął, bo w tej pozycji nie wykrzesałaby z siebie zbyt wiele siły. Natomiast nogi nie budziły zaufania. Gdyby kucnął, żeby związać je w kostkach, stworzyłby idealną okazję do kopniaka w zadek i dlatego wolał przysiąść na pod- łokietniku i przerzucić je sobie przez kolana. Z zakneb­ lowanych ust wyrwało się pojedyncze piśniecie, po czym ucichła i z powrotem znieruchomiała. Miała długie spodnie i skarpety, nie mógł więc dotknąć skóry. Nie­ mniej już sama obecność tych nóg na kolanach poruszy­ ła go bardziej, niż powinna. Zerknął na swojego jeńca, kiedy się uporał, i stwierdził, że oczy dziewczyny pło­ nęły; nie miała wątpliwości, że przejrzał jej przebranie. Nie patrzyła jednak na niego. Usiłowała oswobodzić ręce z więzów i niemal jej się udało. - Nie próbuj - odezwał się, kładąc dłoń na jej rękach. - Bo zamiast mego przyjaciela osobiście cię stąd wyniosę. - Co? Dlaczego ja? - jęknął Percy. - Jesteś znacznie silniejszy. Bez wstydu przyznaję. Szczególnie że to wi­ dać na pierwszy rzut oka. Jeremy'ego korciło, żeby wziąć dziewczynę na ręce, lecz musiał zachować zdrowy rozsądek. - Ponieważ jeden z nas musi dopilnować, aby nikt nie protestował, że opuszczamy to miejsce w towarzy­ stwie. A ty, drogi przyjacielu, choć dobrze sobie radzisz, wątpię, abyś czerpał z tego taką radość jak ja. 23 Scandalous Z netu - Irena

- Nie protestował? - powtórzył Percy nieco zagubiony. - Trudno uznać, że wszyscy trzej wychodzimy stąd ramię w ramię . - Racja! - przyznał pospiesznie Percy, nareszcie zro­ zumiawszy. - Nie wiem, o czym myślałem. O wiele le­ piej rozbijasz głowy. Jeremy powstrzymał śmiech, ponieważ uważał, że Percy najprawdopodobniej nie rozbił w życiu ani jednej. Nie natrafili na zbyt silny opór. Na dole pozostał je­ dynie karczmarz - zwalisty, odrażający chłop, który sa­ mym spojrzeniem mógł wzbudzić postrach. - Ej, nie wyjdzieta z tym bagażem - warknął. - Ten „bagaż" usiłował nas okraść - uciął Jeremy, siląc się na pokojowy ton. - No to go zabijta albo zostawta, ale straży go nie od­ dacie. Nie chcę, żeby mi tu węszyli. Jeremy ponowił próbę. - Dobry człowieku, nie zamierzamy mieszać w tę sprawę władzy. A ten bagaż wróci do rana w równie do­ brym stanie. Olbrzym wytoczył się zza baru, chcąc im zagrodzić drogę. - Mamy tu swoje zasady. Co jest, musi zostać, jeśli dobrze rozumieta. - Bardzo dobrze rozumiem. Ale tam, skąd pochodzę, też obowiązują zasady. Czasami nie ma potrzeby ich wy­ jaśniać - jeśli teraz ty dobrze rozumiesz. Zakładając, że obijanie tak wielkiej głowy na nic się nie zda, Jeremy wyciągnął jeden z pistoletów i przytknął go do twarzy karczmarza. Skutek był natychmiastowy. Mężczyzna podniósł ręce i zaczął się wycofywać. - Bystry z ciebie gość - pochwalił go Jeremy. - Dosta­ niesz z powrotem swojego złodzieja... - On nie jest mój - roztropnie zapewnił go krzepki karczmarz. 24 Scandalous Z netu - Irena

- Jak wolisz - odparł Jeremy w drodze do drzwi. - Wróci, gdy tylko zakończy z nami interesy. Nikt więcej nie próbował ich zatrzymać. Jedyną oso­ bą, jaką napotkali o tej późnej porze, była stara pijaczka, która miała dość rozumu, żeby zejść im z drogi, prze­ chodząc na drugą stronę ulicy. Percy ledwo łapał oddech, pokonawszy cztery przecz­ nice ze spętanym złodziejem przerzuconym przez ra­ mię. Z oczywistych powodów nie zostawili powozu przed tawerną, zresztą najpewniej już by go tam nie znaleźli. Cztery przecznice dalej okolica była bezpiecz­ niejsza i lepiej oświetlona, więc wybór miejsca okazał się słuszny, tylko odległość nieco za duża na taszcze­ nie złodzieja. Percy niezbyt delikatnie zrzucił swe brze­ mię na podłogę powozu, zbyt zmęczony, by się z nim cackać. Jeremy, wsiadając za nim, widział, że nie ma wyjścia - będzie jednak musiał dotknąć dziewczyny, wciągając ją na siedzenie. Pozwolił Percy'emu ją nieść, żeby uniknąć pokusy. Przecież poradziłby sobie z nieoczekiwanymi przeszkodami z dziewczyną na rękach. Powierzył zada­ nie Percy'emu, bo odkrył, jak działa na niego dotykanie dziewczyny. Patrzenie to inna sprawa. Na kobieciarzu takim jak on nie robiło większego wrażenia. Ale dotyk... był zbyt intymny, a intymność budziła zmysły. A przecież wcale nie pragnął tej dziewczyny. Owszem, była piękna, ale parała się złodziejstwem, prawdopo­ dobnie wychowała się w slumsach lub na ulicy. Jej ma­ niery musiały być znacznie poniżej poziomu, do jakie­ go przywykł, nie warto więc było zaprzątać sobie nią głowy. Nie miał jednak wyboru. Ten biedak Percy wyglądał na zupełnie wyczerpanego. Jeremy, zajęty roztrząsaniem swego dylematu, dopiero teraz zauważył, że powóz zbli­ żał się do rogatek, toteż upilnowanie zdobyczy nie po- 25 Scandalous Z netu - Irena

winno nastręczać trudności. Spokojnie mógł ją rozwią­ zać, aby resztę podróży odbyła, siedząc wygodnie na kanapce. Zaczął od stóp - jakże cholernie drobne! Następnie ręce. Knebla nie dotknął. Mogła sama go wyjąć, co też niezwłocznie uczyniła. Równie szybko wymierzyła mu cios, zrywając się z podłogi. Tego się nie spodziewał, chociaż powinien, bo już wcześniej spróbowała. Krzyki i wymyślanie, owszem, nawet wulgarne przekleństwa, ale żeby rzucić się jak mężczyzna... Naturalnie nie trafiła. Jeremy miał dobry refleks. Ce­ lowała w szczękę. Co prawda zdążył się uchylić, lecz pięść musnęła go po policzku i drasnęła ucho, które te­ raz piekło. Zanim zdążył ją odpowiednio potraktować, Percy oznajmił niezmiernie suchym tonem: - Mój drogi, jeśli masz zamiar zetrzeć go na miazgę, zrób to po cichu, bo planuję drzemać, dopóki nie doje­ dziemy na miejsce. W tej samej chwili złodziejka naparła na drzwi. Jere­ my chwycił ją za kołnierz i szarpnięciem posadził na ko­ lanach. - Spróbuj jeszcze raz, a spędzisz tu następnych kilka godzin - zagroził, opasując ją ramionami tak ciasno, że nie mogła uczynić najmniejszego ruchu. Chociaż nie miała szans się oswobodzić, nie zanie­ chała prób. Wiercenie się na jego kolanach było najgor­ szą rzeczą, jaką mogła zrobić. Nowa pozycja, nadto zmysłowa, prowokowała myśli o tym, co mógłby zro­ bić - nie, co by zrobił, gdyby byli sami. Powoli wy­ łuskałby ją z ubrania, zobaczył, w jaki sposób maskuje piersi, i wszedł w nią, pieszcząc ustami ramiona. Do li­ cha! Jeśli nie przestanie podrygiwać, kto wie, czy na ja­ kiś czas nie wyrzuci Percy'ego z powozu. 26 Scandalous Z netu - Irena

Musiała się zorientować, że jej wysiłki idą na manie, w tej samej chwili, gdy on już wiedział, że jeśli nie prze­ stanie się wić i podskakiwać, wywoła oczywistą reakcję. Wydała z siebie gardłowy okrzyk, który jemu wydał się bardziej namiętny niż gniewny, i wtedy ją puścił, jakby nagle opadł z sił. Dobry Boże, niemożliwe, żeby aż tak na niego działała! Musi wziąć się w garść. Znowu upadła na podłogę, lecz natychmiast się z niej zerwała i siadając na przeciwległej kanapce, poprawi­ ła klapy płaszcza i otrzepała nogawki spodni, ani na chwilę nie podnosząc na niego oczu, a jednocześnie czujnie bacząc, czy nie zaatakuje jej zgodnie z sugestią Percy'ego. Jeremy odczekał całe pięć minut; tyle czasu potrzebo­ wał na ochłonięcie, nie chcąc, aby zdradził go głos. Po­ tem wyciągnął nogi, krzyżując je w kostkach, odchylił się na oparcie i splótł ramiona na piersi. - Uspokój się, młodzieńcze - odezwał się. - Nic ci nie grozi. Oddasz nam małą przysługę i nieźle się na tym wzbogacisz. Czy można pragnąć czegoś więcej? - Odwieźcie mnie tam, skąd wzięliście, - To nie wchodzi w rachubę. Zadaliśmy sobie wiele trudu, żeby cię zdobyć. - Najpierw powinieneś zdobyć moją cholerną zgo­ dę... milordzie. Tytuł padł po chwili wahania, wymówiony z dużą dozą pogardy. Teraz, kiedy zyskała prawie pewność, że jej nie udu­ si, mierzyła go gniewnym spojrzeniem. Wolał nie wpa­ trywać się zanadto w te oczy, mając cichą nadzieję, że zwiodło go mdłe światło w tawernie. Jednak mała od­ ległość i blask latarni w powozie okazały się zgubne. Niesamowite oczy dziewczyny czyniły ją stokroć pięk­ niejszą. Ich ciemnoniebieska, a właściwie fiołkowa toń kontrastowała z burzą jasnozłotych loków. Rzęsy miała 27 Scandalous Z netu - Irena