ziomek72

  • Dokumenty7 893
  • Odsłony2 153 364
  • Obserwuję933
  • Rozmiar dokumentów26.3 GB
  • Ilość pobrań1 241 850

McGuire Seanan - October Daye 01 - Rosemary and Rue [nieof]

Dodano: 8 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 8 lata temu
Rozmiar :1.7 MB
Rozszerzenie:pdf

McGuire Seanan - October Daye 01 - Rosemary and Rue [nieof].pdf

ziomek72 EBooki EBOOK 1.Różne
Użytkownik ziomek72 wgrał ten materiał 8 lata temu. Od tego czasu zobaczyło go już 249 osób, 152 z nich pobrało dokument.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 175 stron)

October 'Toby' Daye, Odmieniec która jest pół człowiekiem pół wróżką była outsiderką praktycznie od urodzenia. Po tym jak została pogrzebana przez oba jej światy Toby wyrzekła się świata wróżek wycofując się do swojego 'normalnego' życia. Niezbyt szczęśliwie dla niej świat wróżek miał co do tego inne plany Morderstwo Hrabiny Evening Winterrose wrzuca Toby z powrotem do świata wróżek. Nie mogąc oprzeć się klątwie rzuconej przez umierającą Evening, która zobowiązuje ją do zbadania tej śmierci Toby musi powrócić do dawnej pozycji rycerza i odnowić stare sojusze. Kiedy wstępuje z powrotem do społeczności wróżek i musi zmagać się z różnymi charakterami nie do końca dobrymi lub złymi i zdaje sobie sprawę ,że coś więcej niż jej własne życie zostanie utracone jeśli nie znajdzie zabójcy Evening tłumaczenie cuk-chomik

Rosemary and Rue October Daye, Book 1 Seanan McGuire (nieof. tłum. Chomik cuk-chomik)

Prolog 9 Czerwiec 1995 Telefon dzwonił. Ponownie. Odwróciłam swoją uwagę od wstecznego lusterka i zerknęłam na komórkę która brzęczała na fotelu pasażera obok torebki chipsów i kolorowanek Gilly. Nie minęło nawet dziesięć minut od ostatniego telefonu, a skoro były tylko trzy osoby które miały ten numer byłam całkiem pewna ,że wiem kto to. Miałam tą cholerną rzecz od miesiąca i już komplikowała mi życie — Niektóre rzeczy nigdy się nie zmienią — wymamrotałam wciskając guzik — Biuro Detektywistyczne Toby Daye , Toby Daye przy telefonie, o co chodzi tym razem Cliff? Nastąpiła długa, pełna zakłopotania pauza zanim mój narzeczony zapytał — Skąd wiedziałaś ,że to ja? — Stąd ,że jedynymi innymi osobami które korzystają z tego numeru są wujek Sylvester i panna Winters, a oni wiedzą ,że właśnie urządzam zasadzkę co oznacza aby nie dzwonić — nigdy nie byłam dobra w złoszczeniu się na Cliffa, słowa może były sarkastyczne i wyrażające rozdrażnienie ale ton był przepełniony uczuciem. Cóż mogę powiedzieć, mam miękkie serce jeśli chodzi o facetów ze świetnym tyłkiem którzy wiedzą jak zrobić makaron z serem i tolerują sześć godzin ulicy sezamkowej dziennie. Przerzucając telefon do lewej ręki poprawiłam lusterko aby nadal mieć front restauracji na widoku — Co tym razem? — Gilly chciała abym do ciebie zadzwonił i powiedział ci ,że cię kocha i ma nadzieję ,że wrócisz do domu na kolację, a i ,że powinnaś mieć ze sobą lody ,najlepiej czekoladowe Stłumiłam uśmiech — Obserwuje cię teraz jak dzwonisz prawda? — Lepiej w to uwierz, gdyby tak nie było zadzwoniłbym po prostu na informacje. Ale wiesz jaka ona jest, ma uszy jak królik — Cliff zachichotał. Nasze wzajemne uczucia były głębokie ale były niczym w porównaniu z tym co czuliśmy do naszej małej dziewczynki — To ma po tobie i twojej rodzinie wiesz — Jak większość dobrych rzeczy ale przyznaje się ten słuch ma rzeczywiście po mnie — powiedziałam walcząc z lusterkiem. Czy to jakaś postać czy odcisk palca? Nie mogłam tego stwierdzić, mężczyzna którego śledziłam był jak na razie poza moją ligą na tyle ,że mógłby przechadzać się nagi wzdłuż całkiem pustej ulicy i nadal nie byłabym go w stanie dostrzec Rezygnując z moich wysiłków poprawienia lusterka,wyciągnęłam ze schowka butelkę ze zraszaczem zawierającym zielonkawą wodę i spryskałam szkło Możecie nazwać to doświadczeniem możecie intuicją ale poznaje dobre zaklęcie 'nie patrz tutaj' kiedy je widzę. Bardzo dobre zaklęcie nie patrz tutaj musiałabym złamać bagienną wodą spowitą urokiem. To tego rodzaju sztuczka jaką wróżki czystej krwi pogardzają ponieważ jest poniekąd dostępna dla zwykłych ludzi Żebracy nie mogą być wybrańcami to ich motto ale tak naprawdę nie ma znaczenia czy rzucony urok był tani, ponieważ zadziałał i to tak szybko jak tylko woda uderzyła w lusterko ponieważ zaraz pojawiło się odbicie wysokiego, rudowłosego mężczyzny którego próbowałam namierzyć przez ostatnie sześć godzin stojącego na przeciwko restauracji. Parkingowy podprowadził elegancki sportowy samochód w tym charakterystycznym odcieniu czerwieni typowym dla drogich aut i pomadek używanych przez prostytutki Parkingowy mógł go zobaczyć, jednocześnie ja nie byłam w stanie, to oznaczało ,że blokował się tylko dla tego co pochodziło ze świata wróżek. Wiedział ,że jest śledzony — Cholera — wyszeptałam i upuściłam butelkę — Cliff, facet którego szukam właśnie wyszedł z restauracji, muszę kończyć. Powiedz Gilly ,że ją kocham i ,że obiecuje

wpaść po lody w drodze powrotnej do domu — A mnie nie kochasz? — zapytał z fałszywą nutą zranienia — Kocham cię bardziej niż bajki — powiedziałam ( nasze rytualne powiedzonko na do widzenia ) i rozłączyłam się, rzucając telefon na tylne siedzenie. Czas wziąć się do pracy Mężczyzna odebrał samochód, wsiadł do środka, odbił od krawężnika i włączył się do ruchu. Jego odjazdowy sportowy wóz wyróżniał się pośród dużej liczby zwyczajnych, codziennych pojazdów jak kardynał w stadzie gołębi . . . przynajmniej do momentu kiedy nie skręcił i nie zniknął, pozostawiając za sobą smród dymu i zgniłych pomarańczy. Zapach magii potrafi przebić się przez wszystko inne a skoro każda magiczna istota ma swój własny posmak jest to również swego rodzaju podpis. Zapach potwierdził ,że podążałam za Simonem Torquillim a nie jakimś podstawionym typkiem co było dobrą informacją z wyjątkiem tej części kiedy go zgubiłam Przeklinając, złapałam pojemnik z maścią wróżek z siedzenia obok mnie i rozsmarowałam ją wokół oczu do czasu aż nie zaczęła płynąć strużkami w dół moich policzków. Samochód pojawił się ponownie tuż przede mną w mglistym zarysie tak jakbym widziała go w wodzie — Nie zgubię cię ponownie ty dupku — wymamrotałam i wcisnęłam gaz Zaklęcie 'nie patrz tutaj' jest trudniejsze niż całkowita niewidzialność. Samochód Simona wciąż tam był i kierowcy wokół niego unikali go automatycznie, sprawiając ,że był bezpieczniejszy przed wszystkimi drogowymi zdarzeniami niż byłby jadąc normalnie bez rzucenia uroku. Ludzie (śmiertelnicy) widzieli go, po prostu nie byli w stanie tego potwierdzić. Jednocześnie w tym samym czasie każdy z domieszką krwi wróżek nie mógł go zobaczyć bez pomocy z zewnątrz. To była naprawdę niezła robota. Może i nawet podziwiałabym to gdyby nie ingerowało w moją pracę To było prawie ,że niesprawiedliwe. Moje własne zdolności ledwie wystarczały na rzucenie kilku uroków czy towarzyskich sztuczek podczas gdy mężczyzna przede mną ciągnął mnie przez całe miasto wypełnione ludźmi zachowując się jakby go wcale tam nie było. To właśnie taka genetyczna loteria wróżek. Jeśli jesteś wróżką czystej krwi dostajesz wszystko ale jeśli jesteś Odmieńcem no cóż wtedy trzeba mieć po prostu szczęście aby coś w ogóle dostać. Simon skręcił w złą stronę, w dół jednokierunkowej ulicy, korzystając ze swojej pół niewidzialności której ja nie posiadałam. Przeklinając ponownie, skręciłam moim własnym samochodem ostro w lewo, zaczynając manewr wzdłuż następnej przecznicy. Tak długo jak nie trafię na żadną zmianę świateł, będę w stanie go dogonić po drugiej stronie. Nie miałam zamiaru zawieść mojego zwierzchnika. Nie dzisiaj, nigdy. Nie jestem taką dziewczyną. Szczęście mi sprzyjało, na równi z ciągle pogłębiającą się wiedzą o ulicach San Francisco. Samochód Simona pojawił się w zasięgu wzroku jakieś ćwierć przecznicy przede mną. Zdjęłam nogę z gazu wpuszczając przed siebie kilka pojazdów aby uniknąć choćby cienia podejrzeń Potrzebowałam Simon tak zrelaksowanego jak to tylko możliwe. Od tego mogło zależeć życie ,a nawet dwa życia jeśli chodzi o ścisłość, żony i córki mojego zwierzchnika, lorda, księcia Sylwestra Torquilla, brata bliźniaka mężczyzny za którym podążałam. Zniknęły bez śladu trzy dni temu, z ziem Sylvestera, gdzie ochrona jest tak ścisła ,że nic nie miało prawa ich nawet dotknąć. Ale w jakiś sposób tak się stało i wszystko wskazywało na Simona. Nawet gdyby Sylvester nie był moim zwierzchnikiem, wzięłabym tą sprawę z powodu zaangażowanych w nią innych osób. Księżna Luna była jedną z najsłodszych, najbardziej egalitarnych* kobiet jakie kiedykolwiek znałam i jeszcze ich córka Rayseline

Acantha Torquill, znana również jako Raysel. Jako domniemana następczyni tronu największego księstwa w Królestwie Mgły bardzo łatwo mogła wyrosnąć na bardziej rozpieszczoną dziewczynkę niż niejedna księżniczka. Zamiast tego, wyrastała na tego rodzaju dziewczynkę która wspina się po drzewach, nie przejmuje błotem, fascynuje robakami, żabami i wszystkimi pełzającymi stworzeniami. Śmieje się tak jakby właśnie wymyśliła śmiech. Ma czerwono rude włosy swego ojca. I do cholery ma prawo aby dorosnąć Simon przyśpieszył ja zrobiłam to samo Jeśli chodzi o Cliffa to wiedział tyle ,że byłam w pracy przy standardowym przypadku porwania, kolejny leniwy tatuś który zrobił sobie wolne z dzieckiem które chwyciło złą stronę kija podczas rozwodu. Moja praca dla dworów wróżek uległa zmniejszeniu od kiedy przyszła na świat Gilly ale wciąż jednak tam byłam i miałam naprawdę niezłą praktykę w ukrywaniu tego. Prowadzenie firmy detektywistycznej bardzo mi w tym pomagało. Byłam w stanie wytłumaczyć prawie wszystko mówią ,że muszę pracować i przez większość czasu była to prawda. Z tym wyjątkiem ,że moje sprawy czasami bardziej przypominały bajki braci Grimm niż Magnum PI* Nie zostaje się rycerzem za nic, to tytuł na który trzeba zasłużyć albo poprzez wystarczająco długą służbę albo poprzez posiadanie umiejętności które ktoś naprawdę chce mieć na swoich usługach. Zawsze miałam talent do znajdowania tego czego chciałam się dowiedzieć i kiedy zauważył to Sylvester złapał mnie mówiąc ,że są gorsze rzeczy niż posiadanie detektywa na swojej liście płac Wyruszyłam i dowiedziałam się co jest grane. Nie jestem głupia, nie angażuje się. Jestem po prostu dobra w tym co robie Egalitarny — dążący do zrównania ludzi pod względem warunków życiowych Magnum PI — amerykański serial telewizyjny, opowiadający o przygodach Thomasa Magnuma, prywatnego detektywa Jeden ślad obrócił się w dwa, dwa w kilkanaście a wszystkie one prowadziły prosto do Simona Torquill. Wynajmował pokój w centrum San Francisco, na co dzień płacił gotówką. Miejsce to znajdowało się na ziemi należącej do królowej wróżek bez żadnych lokalnych lenników* którzy mogliby skompilować sytuację. Może to powinien być znak ,że coś jest nie tak jak trzeba, w końcu Simon powinien był być dużym graczem, rekinem w lokalnym podziemnym świecie wróżek. Powinien wiedzieć jak zatuszować swoje ślady. Nawet o tym nie pomyślałam. Byłam zbyt skupiona na sprowadzeniu Luny i Rayseline do domu Samochód Simona zmieniał pasy ruchu, przemieszczając się w kierunku parku Złote Wrota. Podążyłam za nim. Śledziłam Simona od trzech dni i gdybym nie wiedziała lepiej powiedziałabym ,że wpędziłam się w ślep zaułek. Ale zaginęła kobieta i mała dziewczynka i nie mieliśmy żadnych innych poszlak Znalezienie miejsca do zaparkowania w parku Złote Wrota nigdy nie jest łatwe, ale szczęście wydawało mi się sprzyjać bo Simon wtoczył się na miejsce dla niepełnosprawnych (pierwsze przestępstwo jakie widziałam ,że popełnia) i udało mi się wcisnąć za minivana, zajmując miejsce jakimś trzem rodzinką ,które prawdopodobnie krążą już przez godzinę próbując zaparkować. Trzymałam wzrok na Simonie, ignorując niegrzeczne gesty kierowane w moją stronę Zaklęcie nie patrz tutaj opadło kiedy tylko Simon wysiadł z samochodu strzepując nieistniejący brud ze swojego nieskazitelnego garnituru. Bezinteresownie rozejrzał się wokół i zaczął kierować w kierunku ogrodów botanicznych. Pozostałam w samochodzie aby dać mu wystarczającą przewagę a następnie skierowałam się za nim Simon przechadzał się po ogrodach jak mężczyzna który nie ma nic do ukrycia

pozwalając sobie nawet na to aby przystanąć i podziwiać miejscowe ozdobne jezioro, spoglądając na łabędzie które pływały po wodzie jak statki handlowe po spokojnym morzu. Już kiedy byłam gotowa aby trochę się wycofać i lepiej ukryć, zaczął znowu się poruszać, wychodząc z ogrodów i kierując się na plac. Podążałam za nim do końca ścieżki, chcąc zobaczyć dokąd zmierza Kierował się do Japońskich Herbacianych Ogrodów. Zawahałam się Park Złote Wrota jest jest podzielony na dziesiątki maleńkich terenów lennych (niektóre nie większe niż pojedyncze drzewo) a ich granice są ściśle egzekwowane. Lennik — właściciel dóbr nadanych mu przez prawo ( w tym wypadku władcę) Herbaciane Ogrody są w posiadaniu starej przyjaciółki rodziny, Rusałki imieniem Lily. Mogłam liczyć na jej wsparcie gdybym go potrzebowała, ale jakoś nigdy nie było wielkiej miłości pomiędzy nią a szlachtą. Może bardziej istotne było to ,że było tylko jedno wyjście. Simon mógł wejść ale nie mógł wyjść To był właśnie problem. Simon Torquill zawsze wydawał mi się być aroganckim palantem, wiele osób było skłonnych przyznać ,że był zły ale nigdy nie wydawał się być szczególnie głupi. Musiał wiedzieć ,że Sylvester będzie podejrzewał go o porwanie Luny i Rayseline i co stanie się z nim jeśli podejrzenia jego brata się potwierdzą. Więc dlaczego szedł w ten ślepy zaułek? Gdyby to była jakakolwiek inna sprawa to byłby punkt w którym bym się z niej wycofała. Nie jestem idiotką i nie mam życzenia śmieci. Ale to nie była żadna normalna sprawa. Mój przyjaciel i zwierzchnik płakał w samotności na swoim opuszczonym wzgórzu za kobietą którą znałam i szanowałam przez całe moje życie i małą dziewczynką której wplątywałam we włosy kwiaty, które zaginęły Nie było mowy abym mogła się z tego wycofać, nie kiedy to mogła być jedyna szansa aby je odnaleźć Cofnęłam się do cienia rzucanego przez krzaki, kucnęłam aby przejechać palcami poprzez wilgotną trawę. Moja własna magia wzrastała wokół mnie, posmak miedzi i ściętej trawy wisiał w powietrzu do momentu kiedy zaklęcie nie było gotowe i zasygnalizowało to z prawie bezdźwięcznym kliknięciem. Śruba bólu przeszyła mi skronie. Magia Odmieńców ma swoje ograniczenia, a te ograniczenia ujawniają się wtedy kiedy próbujesz posunąć się za daleko. Zmiksowałam bagienną wodę którą spowiłam urokiem, przygotowałam sobie ludzkie zauroczenie a teraz próbowałam zastosować na sobie zaklęcie 'nie patrz tutaj'. Złożenie tego wszystkiego do kupy dawało właśnie to za daleko Ból był warty bezpieczeństwa jakie zapewniała niewidoczność. Przypomniałam sobie o tym kiedy wyprostowałam się z grymasem na twarzy, wytarłam palce w nogawki dżinsów i podążyłam za Simonem do Herbacianych Ogrodów Zaklęcie działało na tyle dobrze ,że dziewczyna w budce z biletami spojrzała przeze mnie kiedy ją mijałam. Turyści z aparatami fotograficznymi zrobili dokładnie to samo. Stłumiłam dreszcze. Całkowicie wyszłam z ludzkiego świata i dopóki zaklęcie nie opadnie nikt nie będzie wiedział ,że tu byłam. Część terenu wchodząca w skład Herbacianych Ogrodów była wąska na tyle ,że trzymała Simona z dala od mego wzroku co oznaczało ,że musiałam trzymać się tuż za nim , znacznie bliżej Zmniejszyłam dystans pomiędzy nami, ufając mojej podstawowej iluzji ,że mnie ukryje Czym bardziej ktoś jest potężny, tym mniej czasu spędza na poszukiwaniu niewielkiej nic nie znaczącej magii. Sztuczki Odmieńców są najbardziej prymitywne ze wszystkich. Mogłam się założyć ,że Simon mógł przejrzeć mnie całkowicie ale ponieważ moje iluzję były zbyt nieznaczące aby stanowić zagrożenie w ogóle nie próbował ich szukać

Simon chodził przez dobre dwadzieścia minut zanim przystanął przy wejściu na kolebkowaty, księżycowy mostek który był bramą do domostwa Lily w świecie wróżek. Cofnęłam się wchodząc za japoński klon karłowaty. Nie mogłam ryzykować podejścia bliżej, to już byłoby kuszenie losu, iluzja czy też nie. Będę po prostu musiała poczekać, on też wydawał się na coś czekać. Trzymał ręce w kieszeniach i spoglądał na wodę, perfekcyjny obrazek turysty podziwiającego nasze miasto. Zmusiłam się do zachowania bezczynności i oczekiwania na jego działanie — Simon! — zawołał rozbawiony kobiecy głos. Odwrócił się nagle z uśmiechem. Wykonałam dokładnie ten sam gest, w poszukiwaniu źródła głosu i zamarłam Wyglądała jak każda inna nastoletnia dziewczyna, ubrana w dopasowane ciuchy, czarne włosy niezwiązane spływały jej kaskadą aż do bioder. Znałam jej imię. Oleander de Merelands, dziewięćset lat okrucieństwa i okropności zapakowanych w ślicznym małym opakowaniu które dla każdego śmiertelnika wyglądałoby na szesnastolatkę. W połowie Tuatha de Dannan w połowie Peri, całkowicie niebezpieczna istota. Peri zawsze były rasą która rozkoszowała się zadawaniem i dostarczaniem bólu, nie są one zbyt towarzyskie, unikaj ich a będą unikały ciebie. Rasa Tuatha, z drugiej strony rozkoszuje się towarzystwem innych. Oleander swoje zamiłowanie do krzywdzenia ludzi przejęła ze strony jej natury Peri a swoją gotowość do wyszukiwania ich w celu czynienie tego pierwszego ze strony natury Tuatha. Plotki umiejscawiały ją za co najmniej połową zabójstw popełnionych w ciągu ostatnich kilku stuleci. Nakazy wraz z nagrodą za jej głowę znajdowały się w co najmniej w połowie różnych królestw których nazwy byłam w stanie wymienić. Druga połowa jeszcze po prostu nie dopełniła tych formalności — Wspaniale cię widzieć moja droga — Simon wpadł w jej ramiona i złożył na jej ustach pocałunek który sprawił ,że wielu przechodzących turystów rumieniło się i z zawstydzeniem odwracało wzrok, zażenowanych tym co według nich było schadzką zboczeńca z jego nastoletnią dziewczyną. Gdyby tylko wiedzieli. Bracia Torquill mają zaledwie pięćset lat, jeśli ktoś był tu w niestosownym wieku to tylko Simon. Przyłożyłam dłoń do ust wstrząśnięta z powodów które nie miały nic wspólnego z wiekiem. Zawsze krążyły różne plotki, ale nikt tak naprawdę nie był w stanie udowodnić bezpośredniego powiązania pomiędzy Simonem i podziemnym światem wróżek. To ,że zobaczyłam go z Oleander zmieniało wszystko Muszę się skontaktować z Sylvestrem. Muszę mu powiedzieć. Zaczęłam się wycofywać, przygotowując się do ucieczki — To już robi się nudne skarbie — Oleander poinformowała Simona, wydymając usta w sposób który byłby całkiem ładny gdyby nie skrywana za nim złość — Skończysz to? — Oczywiście kochanie — podniósł głowę, spoglądając za drzewo za którym przykucnęłam prosto w moje oczy — Możesz już wyjść, jesteśmy gotowi — Na dąb i jesion — zasyczałam wycofując się do tyłu, a przynajmniej to próbowałam zrobić. Taki był rozkaz jaki wydałam swoim nogą, które nagle przestały wykonywać moje rozkazy. Upadłam na kolana, próbowałam się podnieść ale nie mogłam, nie mogłam zrobić niczego Lily, gdzie jesteś? Pomyślałam z desperacją. Ona była panią Herbacianych Ogrodów, to było jej lenno, jej domostwo. Do tej pory powinna była już tutaj być, mobilizować swoją służbę i przyjść mi z pomocą, ale nie mogłam jej nigdzie dostrzec. Nie było nawet pixie na drzewach. Turyści śmiertelnicy spoglądali na nas w taki sam sposób w jaki spoglądali na powietrze. Nigdy wcześniej w całym swoim życiu nie czułam się bardziej wystraszona i samotna

Uśmiech Simona był prawie ciepły kiedy przyklęknął, umieszczając swoją dłoń pod moim podbródkiem i unosząc go dopóki nasze oczy się nie spotkały. Próbowałam się szarpać aby znaleźć jakiś sposób ,żeby na niego nie patrzeć ale nie mogłam zmusić się do wykonania żadnego ruchu — Witaj moja droga — powiedział — Czy podobał ci się nasz mały spacer? — Idź do diabła — powiedziałam przez zaciśnięte zęby Oleander roześmiała się — Och, jest zadziorna — jej spojrzenie pociemniało, nastrój zmienił się w ułamku sekundy — Niech za to zapłaci — Oczywiście — przysuwając się bliżej Simon złożył pocałunek na moim czole i wyszeptał — Dopilnuję aby ktoś znalazł twój samochód za tydzień albo dwa, kiedy już będą gotowi porzucić nadzieję. Nie chciałabyś aby twoja rodzina zbyt długo na ciebie czekała prawda? Gdybym mogła zaczęłabym krzyczeć. Wszystko co mogłam zrobić to warknąć przez zaciśnięte zęby, oddech nadszedł mocno i szybko kiedy ogarnęła mnie panika. Muszę się stąd wydostać. Cliff i Gilly na mnie czekali i musiałam się stąd wydostać, po prostu nie wiedziałam jak. Nie byłam nawet w stanie zrzucić z siebie zaklęcia 'nie patrz tutaj' które teraz gwarantowało ,że nikt nie zobaczy co się dzieje. Byłam zbyt mocno związana przez magie Simona Simon wstał kładąc dłonie na czubku mojej głowy popychając mnie w dół, szepcząc i wykonując drugą ręką gesty których nie mogłam zobaczyć Po raz ostatni podjęłam próbę aby się odsunąć. Oleander znowu wybuchnęła śmiechem który brzmiał zimno i jakby z oddali, tak jakby był filtrowany poprzez ściany lodu. Bez żadnego ostrzeżenia czy czegokolwiek zapomniałam jak się oddycha Każda magia sprawia ból. Transformacja boli bardziej niż cokolwiek innego na świecie. Sapałam próbując złapać oddech i wyrwać się z czaru Simona. Moja własna skromna magia ustępowała i poczułam jak się wypaczam i zmieniam formując się jak świeca pozostawiona zbyt długo na słońcu Jego zaklęcie wiążące straciło na mocy kiedy przemiana przeszła w ostatnia fazę i opadłam na ścieżkę, skrzela z wysiłkiem szukające kolejnego oddechu, szukające czegokolwiek co utrzymałoby mnie przy życiu jeszcze przez kilka sekund Moje oczy płonęły tak ,że ledwie mogłam się skupić, ale wciąż widziałam Simona, na skraju mojej wizji. Uśmiechał się a Oleander śmiała się w głos. Byli dumni z tego co mi robili. Oberonie pomóż mi, byli z tego dumni — Hej! — krzyknął jakiś głos — Co wy tam robicie? — Wtedy silne dłonie znalazły się pode mną, podnosząc mnie z drewna i wkładając w dół do wody. Pośpieszyłam w głębiny z dala od powietrza, z obawy powodowanej moją własną egzystencją. Instynkty kierujące moim nowym ciałem pchały mnie w kierunku zimnej ciemności pod trzcinami kiedy wciąż próbowałam spowodować aby moja głowa przestała się obracać. Wszystkie inne karpie koi obserwowały z kompletnym brakiem zainteresowania i od razu zapominały ,że tam byłam. Ryby już takie są Wszystkie ryby takie są i dzięki Simonowi byłam teraz jedną z nich. Zmusiłam się do wypłynięcia na powierzchnię szukając pomocy której jednak tam nie znalazłam. Simon i Oleander zniknęli. Byłam załatwiona, tak samo jakbym była martwa i już więcej nie musieli się o mnie martwić. Ryba którą się stałam całkowicie mnie przejęła, jak tusz przesiąkający przez papier i kiedy pociągnęła mnie w dół nic już tak naprawdę się nie liczyło. Ani Sylvester ani Luna, ani Cliff, czekający przez wieczność aż wrócę do domu. Ani moje imię, ani twarz ani to kim naprawdę byłam. Nawet moja mała dziewczynka. Była tylko woda i błogosławiona ciemność która teraz była moim domem jedynym jaki będę znała przez następne czternaście lat.

1 23 Grudnia 2009 14 lat, 6 miesięcy później Grudzień nadszedł do San Francisco zrywami, jak gość który nie był pewny czy chce pozostać. Niebo było błękitne w jednej minucie i zachmurzone w następnej, turyści byli przegrzani lub drżeli w swoich zapakowanych do walizek częściach garderoby podczas gdy mieszkańcy zamieniali swetry na podkoszulki w czasie jednego pojedynczego popołudnia. To tutaj normalne. Okolica zatoki znajduje się w stanie prawie całkowitej wiosny, kiedy to kolory wzgórz ( brązowy z dużą szansą na ognistą czerwień w lecie i zielony w zimie) są jedyną prawdziwą różnicą pomiędzy porami roku Było w pół do siódmej rano i sklep spożywczy Safeway na ulicy Mission (nigdy nie działo się tutaj nic w nocy, bez względu na to jak bardzo by się tego chciało) był praktycznie opustoszały. Zwyczajowa fala pijaków i dzieciaków wracających z klubów przetoczyła się już wcześniej i teraz wszystko co mieliśmy to asortyment rannych ptaszków, pracowników wracających z nocnej zmiany i bezdomnych szukających ciepłego miejsca do spędzenia zimnej końcówki nocy. W cichym, bezsłownym porozumieniu ja i bezdomni ignorowaliśmy się na wzajem. Tak długo jak nie przyznawałam ,że mogę ich zobaczyć, nie mogłam poprosić ich o wyjście i oboje unikaliśmy tym samym kłopotów Jestem całkiem dobra w ignorowaniu rzeczy których nie chcę zobaczyć. Możecie to nazwać umiejętnością nabytą. Zdecydowanie jest to umiejętność nad którą cały czas pracuje — Papier czy plastik proszę pani?— zapytałam nie zawracając sobie głowy ukryciem zmęczenia które można było usłyszeć w moim głosie. Za pół godziny moja zmiana dobiegnie końca pozostawiając mi akurat wystarczającą ilość czasu aby dotrzeć do domu zanim wzejdzie słońce — Plastik będzie wystarczający kochanie — powiedziała kobieta okupująca moje stanowisko. Przeczesując dłonią przez oleiste czarne loki, gestem wskazała na moją plakietkę z imieniem — Czy to naprawdę imię jakie nadali ci Twoi rodzice? Przyklejając uśmiech do twarzy zaczęłam pakować jej zakupy automatycznie z taką łatwością jaka przychodzi wraz z wieloletnią praktyką — Tak jest — kupowała sześć litrów lodów i dwunastopak dietetycznej coli — Hipisi co? Nie, wróżka i jej mąż irlandzki księgowy. Ale to było niemożliwe do wyjaśnienia więc tylko pokiwałam głową — Razem będzie 18,53 Wyjęła swoją Visę z chrząknięciem i ledwie zaczekała aż maszyna zrobi swoje, złapała zakupy i skierowała się do drzwi — Dobrej nocy kochanie — Pani również — zawołałam wyrywając jej paragon z kasy — Zapomniała pani Za późno, już jej nie było. Zgniotłam paragon i wrzuciłam go do mojego śmietnika, opierając się o taśmę oddzielającą moje stanowisko od następnego. Mogła przyjść później i poskarżyć się u mojego kierownika ,że nie dostała paragonu jeśli tylko będzie miała na to ochotę. Z moim szczęściem będzie miała na to ochotę a ja pozostanę z kolejnym wpisem do moich pracowniczych akt. Było to dokładnie to czego nie potrzebowałam. To była moja trzecia praca od kiedy wyrwałam się na wolność ze stawu, dwie pierwsze były skrajną porażką, głównie dzięki moim limitowanym godzinom pracy, ogólnemu braku świadomości kulturowej i kompletnemu nierozumieniu nowoczesnej technologii. Kto by przypuszczał ,że trzeba aż tak dużej wiedzy komputerowej aby pracować na nocną zmianę w 7-Eleven* ? Nie ja, to na pewno. Od czasu aż moja niezdolność do zrestartowania komputera załatwiła mi zwolnienie praca na nocną zmianę w spożywczaku może i nie była moją ostatnią szansą ale na pewno tak to odczuwałam. Przynajmniej w Safeway, był kierownik

który naprawiał zepsute rzeczy Nigdzie nie widziałam moich kolegów współpracowników. Prawdopodobnie ukrywali się znowu w magazynie, paląc. Juan ma podobno doskonałą marihuanę i ufa mi ,że poradzę sobie ze sklepem Nie przejmowałam się tym, nie przyjęłam tej pracy dlatego ,że chciałam nawiązać jakieś przyjaźnie. Przyjęłam ją ponieważ chciałam aby zostawiono mnie w spokoju. Stado pixie krążyło przy wyświetlaczu reklamowym tuż obok zewnętrznych drzwi fruwając w szerokich kręgach podczas gdy ich zwiadowca obserwował poszukując oznak zagrożenia. Odziani w skrawki płótna i kawałki papieru i uzbrojeni w wykałaczki naprawdę wyglądali jakby byli gotowi iść na wojnę przeciwko nadgniłym winogronom i gruszkom 7-Eleven — sieć sklepów dyskontowych Oparłam łokcie na taśmie i podparłam nimi podbródek obserwując. Generalnie pixie jakoś bardzo mnie nie interesują. Są ładne ale zdziczałe i atakują kiedy się je sprowokuje. Może nie brzmi to jak jakieś specjalne zagrożenie, zwłaszcza biorąc pod uwagę ,że średni pixie ma jakieś cztery cale i waży trzy uncje i to wtedy kiedy jest przemoczony do suchej nitki. Są jak myszy ze skrzydełkami i kciukami z wyjątkiem tego ,że myszy nie chodzą zwykle uzbrojone w noże zrobione z rozbitych po piwie butelek i domowej roboty włócznie które mogą być unurzane w różnych również domowej roboty truciznach. Jednocześnie podziwiałam sposób w jaki się dostosowały. Miały całą społeczność która kwitła tutaj wewnątrz tego sklepu spożywczego i nikt oprócz mnie o tym nie wiedział Oprócz mnie i tej części wróżek z San Francisco która wybrała akurat ten sklep na robienie zakupów. Ja wybrałam ten sklep umyślnie dlatego ,że znajdował się z dala od miejsc w których pojawiali się ludzie których znałam z mojego innego życia. Nie rozważyłam faktu ,że niektórzy z nich mogą pojawić się tutaj szukając właśnie mnie — Czy ta kasa jest czynna? Głos był szorstki i znajomy na tyle aby wyrwać mnie z moich rozmyślań. Szarpnęłam się do tyłu, jedno ramię odskoczyło w tył na tyle gwałtownie,że uderzyłam podbródkiem w przenośnik. Bezskutecznie próbując odzyskać strzępy mojej godności, zabroniłam sobie mentalnie rozcierać bolące miejsce. Wyprostowałam się i nakleiłam na twarz uśmiech obracając się w kierunku źródła głosu i odpowiedziałam — Tak proszę pana, proszę wyciągnąć zakupy na taśmę Mężczyzna na końcu taśmy wpatrywał się we mnie z troską widoczną na jego twarzy — Toby, czy to nie bolało? Zmusiłam mój uśmiech do pozostania na miejscu. Nie było to łatwe. Przez zęby powiedziałam — Przyłożę na to później lód. Czy może pan wyjąć zakupy? Mężczyzna westchnął zaczynając wypakowywać zawartość swojego wózka — Wciąż będziemy to robić? Naprawdę miałem nadzieję ,że już z tym skończyliśmy, na pewno nie chcesz tego zrobić? Mogę na ciebie zaczekać, mogłabyś pójść ze mną do domu po zmianie. Idę do pracy na noc i Stacy chciałaby cię zobaczyć. Pewnie zrobiłaby nawet naleśniki gdybym do niej zadzwonił i powiedział ,że przyjdziesz Nie odpowiedziałam mu, zajmując się przeciąganiem jego zakupów przez skaner. Wykonywałam tą pracę wystarczająco długo i nie musiałam jakoś specjalnie koncentrować się na takim prostym zadaniu. To była akurat dobra rzecz, ponieważ nie odebrał mojego braku odpowiedzi jako sygnału do zamknięcia się, wciąż gadał, próbując przyciągnąć moje zainteresowanie podczas gdy ja skupiałam się na kasowaniu i pakowaniu jego zakupów Pewnego razu (nie jest to moje ulubione wyrażenie) pozwoliłam sobie na przyznanie ,że mężczyzna stojący teraz przed moją kasa miał imię, Mitch Brown. Dorastaliśmy razem

jako dzieci w Letnich krainach, ostatnim z krajów wróżek, miejscu które istnieje po drugiej stronie każdego lustra i poza każdą zasłoną mgły. Oboje byliśmy Odmieńcami, mieszaniną ludzkiej krwi z najdziwniejszymi istotami, rusałką i hobbitem w jego przypadku, Daoine Sidhe w moim. Byliśmy mniej więcej w tym samym wieku i oboje zmagaliśmy się aby dowiedzieć się kim mogliśmy być, żyjąc w świecie który w niczym nie przypomniał tego w którym rozpoczęliśmy nasze życie. Naturalne było ,że ograniczaliśmy swoje towarzystwo do siebie nawzajem i innych Odmieńców którzy stawali nam na drodze ( Kerry, pół hobbit pół trzpiotka, Julie pół Cait Sidhe same kłopoty i Stacy która miała słabą krew. Stacy, moja najlepsza przyjaciółka i jego późniejsza żona) — To będzie 26,15 — powiedziałam spoglądając do góry Mitch westchnął, odsuwając pozbawione koloru blond włosy z czoła — Toby . . . — Gotówka czy karta? Mitch przerwał na chwilę zanim westchnął ponownie i wyciągnął portfel — Nie możesz robić tego w nieskończoność, wiesz — powiedział podając mi pieniądze — 3,85 reszta — odpowiedziałam, kładąc paragon i resztę pomiędzy nami — Dziękujemy za odwiedzenie Safeway — Masz mój numer — powiedział, biorąc resztę i wrzucając ją do kieszeni nawet na nią nie spoglądając — Zadzwoń kiedy będziesz gotowa. Proszę. Zadzwoń do nas Wtedy zniknął, zmierzając w kierunku wyjścia z szerokimi ramionami zaciśniętymi sztywno i siatkami pełnymi zakupów które jakoś skarłowaciały przez rozmiar jego dłoni. Hobbici są zazwyczaj maleńkimi ludźmi, ale w przypadku Mitcha, jego ludzkie geny zwyciężyły. Jego postura naprawdę mogła wprawić w kompleksy. Stacy ma zaledwie 5 stóp i 3 cale. Nigdy nie zrozumiałam tak do końca jak ci dwoje skończyli i funkcjonowali razem ale jakoś musieli to zrobić ponieważ mieli jedno dziecko jeszcze przed moim zniknięciem i dodatkowo czwórkę w czasie kiedy mnie nie było. Nie chciałam znać szczegółów. Mitch powiedział mi o tym w taki sam sposób w jaki mówił mi też o innych rzeczach o których nie chciałam nic wiedzieć. Próbował wrzucić mnie z powrotem do mojego życia kiedy wszystko czego ja chciałam to od niego uciec Ich najstarsza córka Cassandra jest w prawie tym samym wieku co Gillian. Ta myśl wystarczyła aby pogrążyć jeszcze bardzie mój i tak już kiepski nastrój. Zamknęłam kasę szybkim, automatycznym gestem, zamykając ją na klucz tak aby nikt nie mógł się do niej dostać. Nie żeby było się o co martwić (frontowa część sklepu była opustoszała za wyjątkiem mnie i pixie) ale nie obchodziło mnie to. Musiałam wyjść Trójka z moich współpracowników znajdowała się z tyłu, usadowiona wokół ekspresu do kawy jak sępy wokół padliny. Ledwie spojrzeli w górę kiedy wpadłam tam, szarpnięciem zdejmując uniform przez głowę i rzucając go razem z moją imienną tabliczką — Coś nie tak October? — to był Pete, kierownik nocnej zmiany. Kiedy mówił do swoich podwładnych zawsze starał się brzmieć współczująco i z troską jednak przez większość czasu brzmiał po prostu na znudzonego — Kobiece sprawy — powiedziałam, obracając się do niego twarzą. Zrobił automatyczny krok w tył — Wiem ,że moja zmiana kończy się dopiero za piętnaście minut ale jutro jest mój wolny dzień i nie miałam dzisiaj żadnej przerwy, czy mogę — Idź do domu, dokończę za ciebie — jego mrukowaty ton ledwie ukrył jego przerażenie. Oczywiste było ,że obawiał się ,że jeśli zostanę dłużej zacznę zagłębiać się w szczegóły mojej kobiecej dolegliwości Lepiej nie kusić losu. Kopniakiem zdjęłam moje firmowe buty i wrzuciłam je do szafki, wyciągnęłam płaszcz i trampki, włożyłam je gwałtownie i wypadłam przez drzwi nie

dając Petowi szansy na zmianę zdania Zrobiłam jeszcze trzy długie kroki mijając moich zdezorientowanych współpracowników i byłam wolna, skręcając w przerażająco zimną alejkę tuż za sklepem. Drzwi zamknęły się z trzaskiem tuż za mną i wszystko zostało zredukowane do mlecznej, wodnisto szarej poświaty podświetlonej przez światło oddalonych lamp ulicznych. Mgła rozpościerała się praktycznie od momentu kiedy zaczęła się moja zmiana, sprawiając ,że nie sposób było dostrzec nic ponad kilka stóp w żadnym kierunku. Drżąc wsunęłam dłonie do kieszeni. Kiedy już robi się zimno w San Francisco to robi się naprawdę zimno. Jako mały bonus już czułam wilgoć osadzającą się na moich włosach i skórze. Moje buty i nogawki spodni będą przemoczone na długo przed tym zanim dotrę do domu — Ughhh — wymamrotałam i odwróciłam się kierując do początku alejki. Kiedy już zalazłam się na ulicy, rozpoczęłam długi, w większości pod górę spacer do domu. Gdybym została do końca zmiany pojechałabym autobusem, ale spotkanie z Mitchem rozbiło mnie na tyle ,że spacer do domu na pewno lepiej mi zrobi Chłód trochę odpuścił kiedy zaczęłam wspinać się podchodząc pod pierwsze wzgórze znajdujące się pomiędzy mną a moim miejscem przeznaczenia, wysiłek zapewniający ciepło którego tak desperacko potrzebowałam. Zerknęłam na zegarek, były jeszcze jakieś 33 minuty do świtu. To była wystarczająca ilość czasu Nie zwalniałam, nie przystawałam nie robiłam niczego, tylko szłam. Świt nie tylko niszczy niewielkie zaklęcia a to oznacza każde zaklęcie i zauroczenie jakie jestem w stanie rzucić, jak na przykład iluzję która pozwala mi przebywać pośród ludzi. Gorzej świt pozbawia mnie wszelkiej władzy nad ciałem i rozstraja zdrowotnie przynajmniej chwilowo. Gdybym znalazła się w jakimś widocznym, otwartym miejscu kiedy wschodzi słońce, prawdopodobnie znalazłabym swoje zdjęcie na okładce tabloidu jeszcze przed południem. Wciąż jednak był jeszcze czas, oczywiście jeśli nic nie stanie mi na przeszkodzie. Ulica skręcała kiedy poruszałam się w górę wzgórza, prowadząc mnie przez powoli powstający poranek. Trzymałam ręce w kieszeniach i szłam starając skupić się na dotarciu do domu, a nie myśleć o Mitchu wracającym do swojej rodziny ani o niczym innym. Całe to rozmyślanie tylko sprawiało ,że przypominałam sobie co straciłam Wszędzie było cicho, z wyjątkiem dobiegającego z oddali ruchu pojazdów na autostradzie Zadrżałam i przyśpieszyłam, kierując się w dół ulicy w kierunku dzielnicy która pachniała jak nadgniłe owoce i słodki rozkład. Czarny koń stanął przy krawężniku w głębszej części cienia, zapach odpadków maskował jego charakterystyczny krwawo wodorostowy zapach. Jego oczy były czerwone a spojrzenie które mi posłały było zapraszające, obiecując dzikie przygody i fantastyczne przyjemności gdybym tylko wskoczyła na jego grzbiet. Machnęłam na niego jedną ręką i poszłam dalej Tylko idiota zaufałby Kelpie* tak blisko wody. Kelpie — nadnaturalny, wodny zmieniający kształty koń Wskoczenie na jego grzbiet z tym roztaczającymi się wszędzie w powietrzu zapachem oceanu byłoby szybkim i bolesnym sposobem na popełnienie samobójstwa a ja nie jestem zbytnią fanką bólu Kelpie zrobił kilka kroków do przodu, oczy mu błyszczały. Niezależnie od tego jak mocno próbowałam zaprzeczyć istnieniu krainy wróżek, ignorowanie zagrożenia nie sprawi ,że się go pozbędę. Westchnęłam i przystanęłam, zakładając ramiona — Jesteś pewny ,że chcesz to zrobić? Kontynuował natarcie Jasne. Będzie potrzebne bardziej bezpośrednie podejście. Rozłożyłam ramiona,

odrzuciłam włosy do tyłu i opuściłam iluzję ukrywającą kształt moich uszu. Ostrożnie tak aby nie pokazać wyczerpania w moim głosie zapytałam — Jesteś naprawdę pewny? Kelpie są mądrzejsze niż konie i rozpoznają zagrożenie kiedy je widzą. To prawda ,że jestem tylko Odmieńcem, ale najwyraźniej będę musiała zmierzyć się z Kelpie, sama, w mglistą noc, na odległość splunięcia od wody. Mógł liczyć na moją gotowość bazującą na mojej brawurze. Zrobiłam krok w tył, obnażając imponujące kły — Kontynuuj — powiedziałam. To wydawało się być ostatnią kroplą przepełniającą czarę. Kelpie parsknął, tak jakby chciał powiedzieć ,że gdzieś indziej w mieście musi być jakaś łatwiejsza zwierzyna i zrobił kolejny krok w tył blednąc we mgłę dopóki nie zniknął jakby w ogóle go tu nie było. Kamuflaż to pierwsza i najlepsza obrona myśliwego. Stałam tam przez kilka minut, czekając aż się pojawi, zanim wśliznęłam dłonie z powrotem do kieszeni i ponownie zaczęłam iść, tym razem trochę szybciej Kelpie może i zniknął ale nie było nic co powstrzymałoby go od powrotu z większą liczbą przyjaciół. Więcej niż jeden to byłoby więcej niż byłam w stanie zrobić przy pomocy mojego blefu Dostrzeganie Kelpie na ulicach San Francisco jest irytujące i trochę wytrącające z równowagi ale ogólnie nie ma się o co martwić. Mają swoje iluzję które ukrywają je kiedy muszą pozostać w ukryciu i nawet ja jestem w stanie poradzić sobie z Kelpie — gryzą jeśli podejdzie się zbyt blisko ale nie są niebezpieczne jeśli odmówisz sobie przejażdżki na ich grzbiecie. Nie ma niczego złego w kilku potworach skrywających się w cieniu. Przypominają mi tylko to od czego odeszłam. Moje imię ma ten sam efekt i to dlatego nigdy nie zmieniłam go na coś bardziej normalnego. Moja matka była czym była a ja jestem czym jestem dzięki niej, a ona uważała ,że imię October* było całkiem normalne dla małej dziewczynki nawet takiej która urodziła się w 1952 w czasie apogeum ludzkiego konserwatyzmu. Jeśli przypadkiem nazwisko tej dziewczynki brzmiało Daye* cóż to nawet lepiej! Niebo robiło się coraz jaśniejsze, moje spotkanie z Kelpie spowolniło mnie na tyle ,że zdryfowałam na niebezpieczne terytorium. Przyśpieszyłam. Przyłapanie mnie na zewnątrz przez wschód słońca nie zabije mnie (wschód jest bolesny, ale nie śmiertelny) ale wschód oznacza również masowy wzrost w przemieszczaniu się ludzkiej populacji, a ostatnią rzeczą jakiej potrzebowałam to ktoś kto zdecyduje ,że potrzebuje pomocy medycznej kiedy opadnie moja iluzja. Wyglądałam bardziej jak człowiek niż większość Odmieńców ale bardziej nie liczy się na pełnej ludzi ulicy miasta Światła uliczne po nade mną zamrugały i zgasły, posyłając mi ostateczne ostrzeżenie o nadchodzącym poranku. Czas uciekał. Podnosząc wyżej kołnierz mojego płaszcza zaczęłam biec. Nie żeby mi to jakoś szczególnie pomogło. Wciąż byłam kilka przecznic od mojego mieszkania a światło poruszało się o wiele szybciej a niżeli ja. Nie ma mowy aby udało mi się zdążyć Wąska alejka rozciągała się pomiędzy dwoma budynkami około pół przecznicy do przodu. Zmuszając się do ostatniego wysiłku i przyśpieszenia popędziłam do wlotu alejki i dałam nura do środka, przemieszczając się tak daleko jak tylko mogłam zanim wzrastający nacisk świtu zmusił mnie do zatrzymania i osunięcie się pod ścianą Czułam jak rozlewa się on po całym mieście, zrzucając wszystkie niewielkie iluzję i małe zaklęcia rzucone w nocy. Wtedy światło uderzyło w alejkę zamieniając moje osunięcie się w prawie omdlenie, przestałam myśleć o wszystkim bardziej skomplikowanym niż wykonanie kolejnego oddechu Nie ma niczego przyjemnego w tym w jaki sposób słońce wpływa na wróżki. Żeby było jeszcze nawet bardziej nie w porządku, Odmieńcy mają gorzej niż wróżki czystej krwi,

ponieważ mamy mniejsze bariery obronne Światło nie całkiem płonęło ale było bardzo blisko, wypełniając powietrze wokół mnie szarym cieniem umierającej magii. Trzymałam zamknięte oczy, zmuszając się do wykonywania wolnych, wyważonych oddechów kiedy odliczałam w dół chwile pomiędzy świtem a dniem October Daye — Październikowy dzień Kiedy nacisk świtu zelżał na tyle ,że mogłam się już poruszyć, wyprostowałam się z drżeniem nabierając powietrza i przesunęłam głębiej w drugi koniec alei. Następstwa wschodu słońca trwały przez co najmniej pięć minut ,najwyżej dziesięć ale większość zaklęć nie działa podczas tego czasu. To część tego dlaczego tak niebezpiecznie jest być na zewnątrz podczas świtu. Zagrożenie odkrycia zawsze gdzieś się wtedy czai i ryzykowanie nie jest raczej dobrym pomysłem Pomaga to ,że ludzie nie wierzą już we wróżki. Nawet ci ludzie którzy mówią ,że wierzą. Och pewnie może i wierzą w duszki z kreskówek i bezpłciowe fantastyczne istoty ale nie wierzą w rzeczywistość. Są ku temu powody i niektóre z nich są nawet całkiem dobre, ale są również powody dla których w ogóle kiedyś w nie wierzyli. Świt jest jednym z takich właśnie powodów Zrzuca on nasze zauroczenia, sprawia ,że łatwo nas zobaczyć i trudno temu zaprzeczyć, w końcu nawet najbardziej uparci ludzie zwykle wierzą w to co widzą swoimi własnymi oczami. Wystarczy jedna chwila nieuwagi ze strony świata wróżek, tylko jedna a wtedy... Wtedy przyjdzie żelazo i srebro i drzewo jarzębiny i spalanie i masowe groby po obu stronach. Na końcu i tak wszystko sprowadza się do spalania, a to ryzyko którego nigdy nie zamierzam podejmować. Może i bawię się w bycie człowiekiem ale to nie czyni mnie głupią Ludzie zaczęli przechodzić chodnikiem w oddali. Ludzie zawsze preferowali przeżywać swoje życie w świetle dnia. Kiedyś myślałam ,że ludzkie istoty słabo widzą w nocy i było tak dopóki nie dorosłam i nie stałam się bardziej cyniczna niż zdawałam sobie sprawę i nie uświadomiłam sobie ,że za dnia mają mniej rzeczy których mogą się obawiać. Iluzja nie utrzymuje się aż tak długo w biały dzień. Potwory nie mogą znaleźć tak wielu miejsc do ukrycia. Wróżkę łatwiej jest przyłapać i zdemaskować. Możesz być człowiekiem i być bezpiecznym w czasie dnia Coś zaszeleściło tuż za mną i zesztywniałam. Nie byłam sama — Wspaniale Najpierw zostałam złapana na zewnątrz tuż przed świtem, a teraz jeszcze dzieliłam tą alejkę z kimś kto mógł zobaczyć czym naprawdę byłam. Jeśli ten dzień jeszcze się poprawi zacznę krzyczeć Odwróciłam się stawiając kołnierz płaszcza wysoko po same policzki. Każdy kto przyjrzy się blisko będzie w stanie zauważyć ,że coś jest nie tak, ale alejka była ciemna i wąska i szczerze tego rodzaju osoby które spotyka się w ciemnych alejkach o świcie szukają raczej czegoś innego niż szpiczastych uszu — Halo? — spojrzałam w kierunku cienia Dwa zielone kręgi błysnęły w ciemności. Krzyknęłam, skoczyłam do tyłu i przycisnęłam się do ściany — Ja również życzę ci dobrego poranka, October — głos był rozbawiony, podkreślony chichotem który kojarzył mi się z gęstą śmietaną — Co się stało? Czy najładniejsza mała księżniczka przegapiła swoją karetę do domu? — Tybalt — powiedziałam, zamieniając zaskoczenie w niesmak. Wyprostowałam się — Nie podkradaj się tak do mnie

Cienie rozstąpiły się przepływając wokół mężczyzny który wyszedł z pomiędzy nich do alejki. Kiedy już przeszedł ześliznęły się z powrotem zamykając się bezproblemowo. Zawsze chciałam umieć to robić, ale w końcu Tybalt jest czystej krwi Cait Sidhe i może robić wiele rzeczy których ja nie mogę. Uśmiechnął się ironicznie kiedy na niego spojrzałam Nie jestem niska ale Tybalt jest jakieś sześć cali wyższy ode mnie co daje mu idealną wręcz wysokość do spoglądania na mnie z góry kiedy tylko ma na to ochotę. Ma tą specyficzną smukłą, muskularną budowę ciała którą można osiągnąć tylko uprawiając pewne określone ćwiczenia. Dla większości mężczyzn, oznacza to jogę i bieganie. W przypadku Tybalta oznacza to sprawowanie krwawej kontroli nad lokalnym dworem kotów. Został ich królem przez prawo krwi, utrzymał tą pozycję bijąc naprawdę ciężko każdego kto próbował mu ją odebrać. Cait Sidhe miały bardziej brutalne i bezpośrednie podejście do kwestii sukcesji niż większość jakichkolwiek innych wróżek Nawet w słabym świetle alejki mogłam dostrzec ciemniejsze pasam brązu podszywające jego skrócone, lekko potargane włosy, imitujące pręgowany futro. Jego oczy były zwężone, ale wiedziałam ,że gdybym tylko mogła je zobaczyć, byłby zielone, podzielone przez kocie szparki źrenic. Dodać to wszystko do skóry koloru kości słoniowej i mamy twarz jak z okładki kolorowego magazynu, nic dziwnego ,że wygląd Tybalta pozwala mu dogadywać się z mnóstwem ludzi. Jednak nie ze mną. Co nie oznacza ,że nie zauważyłam jak wygląda, ten mężczyzna jest praktycznie chodzącym seksapilem ale nie jestem na tyle głupia aby zrobić coś więcej niż tylko patrzeć. Nawet jeśli zadawałam się z wróżkami z mojej własnej nieprzymuszonej woli, przyglądałam mu się tylko wtedy kiedy byłam pewna ,że nie mógł mnie zobaczyć. Niektóre gry są zbyt niebezpieczne aby w nie grać — Ale tak łatwo jest się do ciebie podkraść — skrzyżował ramiona opierając się o ścianę — Powinnaś być zaszczycona ,że zawracam tym sobie głowę, skoro nie ma w tym żadnego wyzwania — Racja — odpowiedziałam sucho Tybalt nigdy nie czynił sekretu ze swojej pogardy generalnie dla wszystkich Odmieńców a w szczególności dla mnie. Nawet te 14 lat które spędziłam jako zaginiona i uznana za zmarłą nie mogło tego zmienić. Jeśli już to tylko pogorszyło to sprawę, ponieważ kiedy wróciłam, natychmiast usunęłam się ze wszystkich miejsc w których przyzwyczajony był ,że mnie znajdzie. Nienawiść do mnie nagle zaczęła wymagać trochę wysiłku — wysiłku który podejmował z irytującą wręcz przyjemnością. Z drugiej strony była to swego rodzaju ulga, ponieważ było to coś na co zawsze mogłam liczyć. Świt nadchodzi, księżyc zachodzi a Tybalt mnie nienawidzi Jego uśmiech poszerzył się ukazując końcówki ponadwymiarowych kłów — Może powinienem uczynić z tego moje hobby. To dałoby ci coś czego mogłabyś wyczekiwać — Mógłbyś zrobić sobie krzywdę w ten sposób Jeśli ta groźba go zaniepokoiła to wcale tego nie okazał. Wyszczerzył się tylko w uśmieszku — Czyżby? Jego słowa i ton były łagodne ale kryło się pod tym wszystkim ostrzeżenie mówiące mi ,że jeśli posunę się dalej to zrobię to na swoje własne ryzyko. W chwilach takich jak ta wydaje mi się ,że nie jest królem kotów tylko dlatego ,że jest taki przywiązany do swoich poddanych ale również ze sposobu w jaki bawi się z ludźmi. A ja oczywiście umieściłam się we wręcz idealnej pozycji aby się mną bawić, skoro nie mogłam domagać się ochrony od mojego zwierzchnika od kiedy wyrzekałam się

wszystkiego co związane z wróżkami — Prawdopodobnie nie — przyznałam, tak spokojnie jak tylko mogłam. Nie musiałam fundować sobie zranienia tylko dlatego ,że byłam nerwowa — Po prostu nie lubię kiedy ktoś się do mnie podkrada Doświadczenia z przeszłości powiedziały mi ,że był w stanie wyczuć mój strach, powiedziały mi również ,że towarzyszący mu gniew mógł całkiem dobrze przykryć ten zapach. Dobrze wiedzieć jak zrekompensować sobie własne słabości — Ubóstwiam ten kostium. Czym jesteś w tych czasach? Służącą? Sprzątaczką w jednej z tych szklanych wież? Tybalt przechylił głowę na bok obserwując mnie — Spodnie zawodzą jeśli chodzi o jakieś pochlebstwo ale bluzka jest wystarczająco lekka jak mgła — Ha, ha,ha — powiedziałam, przyciskając poły mojego płaszcza bliżej i krzyżując ramiona na piersiach. Zaczerwieniłam się tak bardzo jak tego nie chciałam. Drań. — Naprawdę, gdybyś tylko zrobiła coś z włosami być może udałoby ci się wspiąć się kilka kroków w górę drabiny społecznej. Rozumiem ,że w tych czasach jest coś co zwą 'nożyczkami', są bardzo zaawansowane pozwalają ci (proszę nie przejmuj się, obiecuję ,że to bezbolesne) skrócić włosy a nawet zrobić coś ponad standard Zarumieniłam się jeszcze bardziej — Czy przegapiłam ogłoszenie ,że dzisiaj dzień kpienia z Toby? — Nie bądź niemądra. Taki dzień jest co dzień. Ale jeśli chciałabyś podjąć nowy temat możemy porozmawiać o czymś innym. Na przykład, co sprowadza cię o tak nieprzyjemnej godzinie? Czy czułaś potrzebę odrobiny towarzystwa i wpadłaś obejrzeć wschód słońca z zacisza mojej prywatnej alei, w nadziei ,że się pokażę?— subtelnie podkreślił swoją zaborczość, obserwując mnie z terytorializmem który był o wiele bardziej intymny niż mi się podobało Nigdy mnie nie lubił i to się nie zmieniło, ale to jeszcze nie znaczyło ,że mógł czerpać jakąś przewrotną radość z mojego zakłopotania — Zostałam zaskoczona, Tybalt. Jestem tu tylko po to aby się ukryć i pójść do domu — miałam prawo być tu gdzie się znalazłam i on o tym wiedział. Reguły są regułami, a ta pochodziła prosto od samego Oberona, nie ma znaczenia na czyim terytorium się znajdujesz, możesz ukryć się przed nadejściem świtu A ta aleja nie jest bardziej Twoja niż moja dodałam w myślach. Powinieneś być w parku. Dwór kotów jest trudny do znalezienia czy dostrzeżenia, więc oficjalnie jest on częścią niezliczonej ilości terenów parku Złote Wrota. To była też prawdopodobnie część tego dlaczego kpił teraz ze mnie, przyłapałam go tak samo jak on przyłapał mnie Odpowiedzią Tybalta był niewielki uśmiech. Nie był szczęśliwy ,że go na tym przyłapałam. Poświęciłam moment na rozważenie czy mądrym było wkurzenie go podczas gdy utknęliśmy razem w tej alei i wzruszyłam ramionami. Było już za późno aby się cofnąć — Idę tam dokąd zabiera mnie pragnienie October, ty powinnaś już o tym wiedzieć. Wszystkie miejsca są moje a dzisiaj chciałem sprawdzić moją małą rybkę. Zobaczyć dokąd . . . płynie Ostatnie słowo było nieomal szeptem, gładkim i pełnym insynuacji. Zesztywniałam, zaciskając dłonie kiedy furia przebiła się przez mój strach jak terpentyna przez olejną farbę — To było nie potrzebne — Jeśli nie możesz znieść gorąca, może powinnaś wrócić z powrotem do stawu. Jego ton był tryumfalny. Wiedział ,że udało mu się mi dopiec ale w tym momencie w ogóle mnie to nie obchodziło. Wszystko na czym mi zależało to to ,żeby się zamknął tak żebym mogła zepchnąć wspomnienia do czarnej dziury podświadomości gdzie ich miejsce

— Tybalt — powiedziałam i przerwałam aby ostrożnie dobrać słowa. Wschód słońca dobiegał końca, czułam jak magiczny potencjał wkradał się z powrotem w moją krew, prawie ,że niechętnie — Zamierzam udawać, że tego nie powiedziałeś i pójdę teraz. A ty nie będziesz za mną podążał. Zrozumiano? — Już uciekasz? — Odchodzę zanim zrobię coś czego obydwoje będziemy żałować. Sięgnęłam i złapałam garść cieni ze ściany alejki, formując je pomiędzy moimi dłońmi kiedy nakazałam im mnie ukryć. Tworzenie iluzji zawsze przychodzi mi łatwiej kiedy jestem zła. Nie wiem dlaczego, ponieważ nic innego nie działa w ten sposób. Wciąż jednak czasami wydaje mi się ,że mogę dokonać naprawdę dobrego uroku ukrycia tylko kiedy jestem tak wściekła ,że nie myślę i widzę jasno Tybalt nie zawracał sobie głowy odwracaniem wzroku kiedy zaokrągliłam końcówki uszu i nadałam moim oczom połysk ludzkiego niebieskiego odcienia. Moje włosy i skóra mogły zostać pozostawione w spokoju, co było naprawdę dobrą rzeczą, jest zbyt wiele kroków które trzeba wykonać aby uzyskać stabilne przebranie i żadne z nich nie są proste. Dzięki krwi mojego ojca, wyglądałam prawie całkiem ludzko. Ktoś kto zobaczy mnie bez mojej zwyczajowej maski może sobie pomyśleć ,że mam niezwykłą strukturę kości policzkowych, albo ,że jest coś nie tak z moimi oczami, ale na pewno nie pomyśli sobie Wróżka przechadza się ulicami San Francisco Dzięki mojej mamie jestem praktycznie niezdolna do podejmowania ryzyka Minęło dobre pięć minut zanim strząsnęłam trzymające się moich dłoni cienie i pozwoliłam im opaść, opierając się prawie niekontrolowanej chęci aby sapnąć z wysiłku. Zapach miedzi wisiał ciężko w powietrzu — Dobra robota! — powiedział Tybalt przyklaskując. Spojrzałam na niego. Uśmiechał się szczerząc kły — Mógłbym naprawdę uwierzyć ,że jesteś wyszkoloną małpką a nie tylko tylko jej gorszą połową — Znikam stad Tybalt — ruch uliczny wzmagał na sile kiedy miasto budziło się do życia — Ty powinieneś zrobić to samo — Doprawdy? A więc do widzenia, otwartej drogi, przyjaznego ognia i wszystkich rodzajów wiatru aby ci przewodziły Roześmiał się, tak jakby prosto ze swojego wnętrza. Rozległ się strzelający dźwięk kiedy powiew ciepłego powietrza pachnący piżmem i świeżą miętą spłynął na mnie pozostawiając brązowego, pręgowanego kocura w miejscu w którym jeszcze przed chwilą był Tybalt. Gdybym nie wiedziała lepiej to powiedziałabym ,że się uśmiechał Jeśli o mnie chodzi to wszystkie wróżki z rodzaju Cait Sidhe są królowymi dramatu i palantami. Tybalt nigdy nie wydawał się zainteresowany udowodnieniem mi ,że nie mam co do tego racji. — Dobry pomysł — powiedziałam — Ty idź w swoją stronę a ja pójdę w swoją Kot mrugnął i wstał, podkradając się aby otrzeć się o moje kostki. Wywinęłam jedną stopą z zamiarem kopnięcia go mniej więcej po środku, ale uniknął mojego podjętego wysiłku i oddalił się z wysoko podniesionym ogonem. Potrząsając głową obserwowałam go jak wtapiał się w cień z tyłu alei — Cholerny kot — wymamrotałam i wyszłam z alejki na ulicę alby odbyć resztę mojego długiego spaceru do domu 2 Mgła rozpłynęła się wraz z nadejściem świtu i resztę drogi przez miasto przeszłam bez żadnej iluzji. Nie był żadnych bajkowych postaci na ulicach wokół mnie. Jeśli

kopciuszek kiedykolwiek istniał, jej szklany pantofelek rozbił się pod ciężarem jej ciała a ona kulejąc i krwawiąc ze stopy wracała do domu Moje mieszkanie nie leży w najlepszym sąsiedztwie ale zaspokaja moje potrzeby, dach nie przecieka, zarządca nie zrzędzi a w czynsz jest wliczone miejsce parkingowe na którym mój samochód stoi całymi dniami, dzięki braku miejsc parkingowych na parkingu przed sklepem Safeway. Wcisnęłam kod przy frontowym wejściu, otworzyłam drzwi i poszłam wąską ścieżką prowadzącą do mojego budynku. Mieszkam na parterze i moje mieszkanie ma drzwi prowadzące do niego bezpośrednio z zewnątrz, oczywiście mam sąsiadów nad sobą i po lewej ale nie ma nikogo po mojej prawej tylko chodnik i trawa. Lubię mieć chociaż iluzję prywatności. To złudzenie nie było ostatnim. Jakiś nastolatek stał oparty w moich drzwiach, ręce wciśnięte głęboko w kieszenie, każdy centymetr jego ciała wyrażał niezadowolenie. Otoczka magi wokół niego widoczna już z połowy drogi oznaczała go jako wróżkę. W powietrzu wyczuwałam smak stali i wrzosu, iluzja ukazująca go jako człowieka została rzucona całkiem niedawno i na moim progu. Był tu już przed nadejściem świtu. Zawahałam się. Mogłam go zignorować i mieć nadzieję ,że uda mi się wejść do mojego mieszkania bez urządzania sceny. Mogłam też pójść do Starbuck na dole ulicy, zamówić kawę i mieć nadzieję, że sobie pójdzie. Albo sama mogłam się go pozbyć Nigdy nie wybierałam łatwych rozwiązań, nie wykazywałam też zamiłowania do nieproszonych gości. Mrużąc oczy, ruszyłam ścieżką w jego kierunku — W czym mogę ci pomóc? Podskoczył, odwracając się w moją stronę — Ja... ....co? — Pomóc ci. W czym mogę ci pomóc? Ponieważ stoisz pomiędzy mną a moim mieszkaniem a ja miałam nadzieje trochę się dzisiaj przespać — skrzyżowałam ramiona, nachmurzona Wiercił się. Sądząc po języku jego ciała, był dokładnie w wieku na który wyglądał, czyli miał jakieś 16, 17 lat. Jego włosy były blond puchem a jego oczy miały bardzo niebieski odcień. Ubrany był jakby zaraz miał mnie zapytać czy chce zaakceptować Jezusa Chrystusa jako mojego osobistego zbawiciela. Każde dziecko ubrane tak formalnie i stojące na moim ganku o świcie musiało być związane z jakąś oficjalną sprawą, a to tylko sprawiało ,że moje groźne spojrzenie jeszcze bardziej się pogłębiło. Wolałam unikać oficjalnych spraw. Wszystko czym się one kończyły to ranienie ludzi — Ja...... — wyjąkał. Potem tak jakby sam się upomniał bo wyprostował się, wypychając do przodu pierś i zadeklamował — Czy mam przywilej zwracania się do Lady Daye? — miał bardzo słaby akcent. Przed kimkolwiek teraz odpowiadał, zaczął życie gdzieś w pobliżu Toronto. — Nie — warknęłam, przepychając się obok niego i kierując do drzwi. Czerwone nitki które przechowywały moje zabezpieczające zaklęcia wciąż były przyczepione powyżej ramy drzwi, prawie niewidoczne we wczesnym porannym świetle. Świt uszkadzał zabezpieczenia, ale zwykle zajmowało trzy do czterech dni aby zniszczyć je całkowicie. Zaczęłam grzebać w poszukiwaniu klucza — Masz 'przywilej' zirytowania Toby Daye, która nie jest zainteresowana twoimi tytułami ani tym co sprzedajesz, odejdź , wkurzasz mnie — Więc jesteś Lady Daye? Z oczami utkwionymi w drzwiach powiedziałam — Byłam Sir Daye, kiedy jeszcze byłam czymkolwiek w ogóle — Jestem tutaj w imieniu księcia Sylvestera Torquilla z Cienistych Wzgórz, obrońcy.. — Odwróciłam się aby przerwać mu zanim wyrecytuje wszystkie tytuły i protektoraty

Sylvestra. Podniosłam dłoń sycząc — To ludzka dzielnica! Nie wiem co ci się wydaje ,że tu robisz i szczerze nic mnie to nie obchodzi, możesz zabrać swoją wiadomość i swoje 'w imieniu' z powrotem do Cienistych Wzgórz i powiedzieć Sylvestrowi ,że nadal nie jestem zainteresowana, w porządku? Dzieciak zamrugał, jakby nie miał zielonego pojęcia co powinien teraz powiedzieć. Moja reakcja nie pasowała do jego wizji świata z punktu widzenia dworzanina. Miałam tytuł, który jasno wyróżniał mnie za moje zasługi a nie był mi nadany przez grzeczność, skoro nalegałam na używanie Sir zamiast Lady. Odmieńcy z tytułami to taka rzadkość która jest bardzo często tematem różnych rozmów. Odmieńcy z tytułami na które sobie naprawdę zasłużyli są nawet jeszcze większą rzadkością z tego co wiedziałam byłam jedynym Odmieńcem który został rycerzem w ciągu ostatnich stu lat. Miałam swojego przywódce, i to nie nieskutecznego czy bezsilnego. Więc dlaczego odmawiałam przyjęcia od niego wiadomości? Powinnam skakać z radości ,że byłam pamiętana a nie zapomniana przez księcia — Być może źle mnie zrozumiałaś — zaczął z tego rodzaju przesadną troską która implikowała ,że rozmawiał z dzieckiem lub z wariatem — Mam wiadomość od księcia Torquilla, którą mam za zadanie — Słodka Lady Maeve strzeż mnie od idiotów — wymamrotałam, odwracając się z powrotem do drzwi i wkładając klucz do zamka. Zabezpieczenia rozbłysły wściekłą czerwienią — Wiem od kogo pochodzi twoja wiadomość, po prostu mnie to nie obchodzi. Powiedz Sylvestrowi.....powiedz mu co chcesz. Skończyłam z tamtym życiem, porzuciłam tamtą grę i nie będę słuchać żadnych więcej wiadomości Machnęłam wolną dłonią i rozbłysk zgasł zastąpiony przez zapach trawy i miedzi charakteryzujący moją magię. Dobrze. Nikt się nie włamał. Ktoś kto nie miał klucza mógł otworzyć drzwi bez łamania zabezpieczeń, ale nie bez opróżnienia, moich utkanych w nitkach wiszących nad drzwiami zaklęć a nawet najlepszy mistrz magi nie byłby w stanie zastąpić aromatu mojej magi dokładnie w ten sam sposób. Nie mogłabym pomylić jednego z zaklęć Tybalta i wziąć je za zaklęcie Sylwestra, to tak jakby pomylić świt z zachodem słońca. Taka jest prawdziwa jakość i wartość zabezpieczających zaklęć, nie utrzymują nikogo przed wejściem, ale powiedzą ci kto był w środku — Ale — — Ale nic, wracaj do domu, nie ma tu nic dla ciebie — otworzyłam drzwi i weszłam do środka — Książę — — Nie będzie cię obwiniał za nie dostarczenie tej wiadomości, zaufaj mi — przerwałam, nagle bardzo zmęczona i odwróciłam się w drzwiach twarzą do niego. Wyglądał na zagubionego. Prawie na tyle ,że zrobiło mi sie go żal — Jak długo jesteś na dworze Sylvestra? — Prawie rok — powiedział, zagubienie zmieniło się w nagłą ostrożność. Nie mogłam go za to winić. Nie byłam zbyt miła. — Prawie rok — powtórzyłam jak echo — Racja. To wyjaśnia dlaczego wyciągnąłeś najkrótszą słomkę, posłuchaj, jestem rycerzem na usługach jego książęcej mości. To prawda. Nie mogę zmusić go aby zwolnił mnie z przysięgi wierności. Ale do czasu aż wyda mi bezpośredni rozkaz, nie muszę go słuchać. Czy wysłał cię tutaj z bezpośrednim rozkazem? — dzieciak potrząsnął głową w milczeniu — Tak myślałam. Powiedz mu ,że doceniam to ,że o mnie myśli a doceniłabym jeszcze bardziej gdyby przestał — prawie ,że delikatnie zamknęłam mu drzwi przed nosem. Pukanie zaczęło się mniej niż minutę później, jęknęłam — Na korzeń i gałąź czy niektórzy ludzie nie chwytają przesłania? — Nie jestem zainteresowana! — krzyknęłam.

Pukanie nie ustawało. Klnąc pod nosem, zdjęłam płaszcz i rzuciłam go na oparcie mojej zmaltretowanej kanapy. To niewielkie dodatki czynią mieszkanie prawdziwym domem prawda? Pukanie nadal nie ustawało. Spojrzałam na drzwi, rozważając powiedzenie mu aby poszedł do diabła zanim potrząsnęłam głową i poszłam zamiast tego w głąb mieszkania. Sylvester miał dryg do inspirowania lojalności. Jeśli powiedział dzieciakowi ,że ma dostarczyć wiadomość, dzieciak zrobi co tylko w jego mocy aby to zrobić. Mogłoby być łatwiej po prostu otworzyć drzwi i pozwolić mu powiedzieć to co Sylvester uważał ,że musi zostać powiedziane, ale chodziło o to ,że nie chciałam tego zrobić. Tak długo jak nie słyszałam nie musiałam ryzykować ,że jak usłyszę mogę się tym przejąć. Sylvester próbował się ze mną skontaktować tak szybko jak tylko ktoś powiedział mu ,że jestem z powrotem. Wróciłam. Najpierw były to listy dostarczane przez przez pixie i różane gobliny. Następnie były to wiadomości przekazywane mi przez wspólnych znajomych. Jeśli posunął się do wysyłania posłańca musiał być naprawdę zdesperowany, ale wciąż nie chciałam nic o tym słyszeć. Co miał mi do powiedzenia? Przykro mi ,że spieprzyłaś tą jedną prostą rzecz o którą cię prosiłem i załatwiłaś sobie przemianę w rybę podczas gdy ja cierpiałem w samotności? Może i nie znalazłaś mojej rodziny ale hej, straciłaś swoją więc chyba wszystko się wyrównało? Nie dzięki. Mogę pławić się w poczuciu winy bez żadnej pomocy ze strony mojego zwierzchnika. Któregoś dnia Sylvester wyda mi rozkaz abym przed nim odpowiedziała, albo gorzej nakaże mi przybycie do Cienistych Wzgórz aby spotkać się z nim osobiście. Kiedy tak się stanie nie będę mogła być nieposłuszna, nawet jeśli próbuje odrzucić świat wróżek, on wciąż jest moim zwierzchnikiem i jego słowo jest prawem. Do tego czasu jestem wolna, mogę ignorować jego posłańców tak często jak tylko mam ochotę. Niech dzieciak wali w moje drzwi dopóki ktoś nie wezwie ochrony. Miałam zamiar się trochę przespać. Koty spały na kanapie na której narobiły prawdziwego bałaganu. Przeszłam obok nich, kierując się do wąskiego korytarza łączącego salon z kuchnią z resztą mieszkania gdzie była sypialnie. Światła w korytarzy były przepalone od kiedy się wprowadziłam ale nie był to problem, wróżki są zasadniczo stworzeniami nocy, i nawet Odmieńcy dobrze widzą w ciemności. Zostawiłam buty przy kuchennych drzwiach a koszulkę upuściłam na podłogę przed drzwiami dodatkowej sypialni. Utrzymanie ludzkiego zauroczenia podczas mojej nocnej zmiany było wyczerpujące i musiałam się przespać. Moja zmaltretowana automatyczna sekretarka stała na niskim stoliku przy drzwiach do mojej sypialni, migała teraz wściekłym czerwonym światłem. Prawdopodobnie kolejna wiadomość od Stacy, zapraszającej mnie abym wpadła na rodziną kolację, albo umówiła się z nią na kawę, lub po prostu odpowiedziała tak długo jak byłam gotowa się z nią zobaczyć i pozwolić jej poprawić sytuację. Nie mogłam się z tym mierzyć. Nie po tym spotkaniu z Mitchem i jego zaniepokojonych spojrzeniach i spotkaniu z Tybaltem w alejce, Sylvesterze wysyłającym żywy młotek do moich drzwi, czekającym na to aż pozwolę mu na siebie nakrzyczeć. Stacy mogła poczekać. Cholera jeśli będę miała szczęście, to może maszyna znowu się popsuje i zje taśmę zanim będę miała szansę aby ją odsłuchać Ściszyłam dźwięk dzwonka jednym ruchem palca i weszłam do sypialni, pozostawiając automatyczną sekretarkę migającą w pustym korytarzu. Zamknęłam drzwi Zsunęłam dżinsy, wzięłam moją zniszczoną kopię dzieł Szekspira ze stolika przy łóżku, zanim wpełzłam do niego. Moja zakładka widniała mniej więcej na środku Hamleta. Tekst był na tyle znajomy ,że ukoił mnie do snu i zasnęłam nawet tego nie zauważając, ześlizgując się prosto w sam środek snu. Sny zawsze zaczynają się w tym samym miejscu i zawsze zaczynają się tak dobrze,

w słonecznej kuchni w małym domku w Oakland w Californi, gdzie kobieta z białymi włosami piecze ciasteczka. Moja matka Amandine. Zawsze wiedziałam ,że nie była człowiekiem, to taka rzecz której nie możesz ukryć przed dzieckiem. Trochę więcej czasu zajęło mi dojście do tego ,że ja też nie byłam człowiekiem. Nazywali rodzinę mojej matki Tymi Łaskawymi, strażnikami ogrodów, kradnącymi dzieci..... w jej przypadku, zanim spotkała mojego ojca, asystenta sekretarza w miejscowym urzędzie. Udawanie ludzkiej nastolatki bawiło ją, i chyba kiedy masz zamiar żyć wiecznie, robisz co w twojej mocy aby jakoś te dni ci mijały. Arkany mechanizmów nowoczesnego handlu detalicznego nadawały się do tego na tyle dobrze aby zapewnić jej rozrywkę przynajmniej na jakiś czas. To było w 1950. Mówią ,że świat śmiertelników był wtedy prostszy, ale jak dla niej był wystarczająco skomplikowany. Tata nie był taki jak ona, i to przyciągało matkę do niego jak płomień ćmę. Zagrała pannę młodą ze świata wróżek lepiej ode mnie, mogła nosić iluzję bez przerwy, chowając szpiczaste uszy i pozbawione koloru oczy za ludzkim uśmiechem zanim ludzie wokół niej zdążyli mrugnąć. Nigdy nie została przyłapana przez świt, nie musiała wyszukiwać wymówki aby skorzystać z łazienki, gdzie próbowała umieścić na miejscu z powrotem swoją twarz. Wróżki kłamią, każda z nas a ona była najlepsza. Poznali się w 1951, pobrali trzy miesiące później, urodziła mnie w 52 w miesiącu po którym nadała mi imię. W Październiku. W moim śnie wykładała ciasteczka na stół i brała mnie na kolana, zjadałyśmy ciasteczka podczas gdy mieszkanie samo się sprzątało. Miotełka do kurzu i mop poruszały się po pomieszczeniu tak płynnie jak w kreskówkach Disney'a. Amandine była wtedy naprawdę moją matką, uśmiechała się tym czekoladowym uśmiechem, kiedy mnie trzymała, szczęśliwa ze swojej własnej wersji rzeczywistości. Nigdy wcześniej nie była panną młodą z krainy wróżek. To było dla niej jak nowa zabawa. Zabawa która dostarczała jej rozrywki, zabawa za której regułami skrupulatnie podążała, tak skrupulatnie ,że stało się to jej znakiem rozpoznawczym. Byli szczęśliwi. My byliśmy szczęśliwi. To było coś czego próbowałam się trzymać. Kiedyś byliśmy szczęśliwi. Trzymała mnie na kolanie i szczotkowała moje włosy, nauczyła mnie kochać Szekspira. Byliśmy rodziną. Nic nie mogło tego zmienić. Moja krew jednak doprowadziła do nieuchronnego końca Każdy Odmieniec jest inny. Niektórzy tacy jak ja, są stosunkowo słabi. Inni dostają praktycznie pełną magię wróżek ( czasami mocniejszą niż ich rodzice wróżki czystej krwi) i nie mogą sobie z tym poradzić. To ci o których szepcze się na dworach czystej krwi wróżek, ci którzy nie mają imienia, dopóki pożar przez nich wzniecony nie zostaje zgłoszony a szkody nie są podliczone. Uczyłam się tych historii kiedy byłam mała, najpierw od mamy kiedy kładła mnie spać a potem, kiedy wszystko uległo zmianie od tych którzy po mnie przyszli. Nie wiem kto poczuł większą ulgę kiedy dowiedzieliśmy się jak słabe są moje moce, moja matka czy ja Ale nawet słabi Odmieńcy potrafią być niebezpieczni. Mogą zostać ze swoimi ludzkimi rodzicami kiedy są na tyle młodzi ,że mogą utrzymać swoje zauroczenie przez cały czas, instynktownie, ale ta samokontrola i umiejętność zanika wraz z wiekiem i wybór musi zostać dokonany. Niektórzy Odmieńcy muszą dokonać Wyboru Odmieńców wcześnie w wieku 3 lat. Inni wytrzymują aż do wieku nastoletniego. Miałam siedem lat kiedy moja dziecięca magi zaczęła zawodzić Nie wiem skąd wiedzieli i nie wiem jak nas znaleźli, byłam w moim pokoju

wyprawiając herbaciane przyjęcie dla moich wypchanych pluszowych zwierzątek kiedy nagle oni też się tam pojawili, wychodząc z dziury powstałej w mojej ścianie, piękni i przerażający, tak bardzo ,że nie można było odwrócić wzroku. Spoglądanie na nich to było jak spoglądanie na słońce ale i tak to robiłam aż wydawało mi się ,że jeśli dalej będę to robić to oślepnę. Jeden z nich, mężczyzna z włosami koloru lisiego futra i pociągłą przyjazną twarzą ukląkł przede mną biorąc mnie za rękę — Witaj — powiedział — Nazywam się Sylvester Torquill. Jestem starym przyjacielem Twojej mamy. — Witaj — powiedziałam tak grzecznie jak tylko mogłam z wszechogarniającego podziwu — Jestem October Zaczął się śmiać niepewnie i powiedział — October, tak? Cóż October, mam do ciebie pytanie. To bardzo ważne pytanie więc musisz się zastanowić zanim odpowiesz. Możesz to dla mnie zrobić ? — Mogę spróbować — powiedziałam mrużąc oczy — Powiesz mi jeśli odpowiem źle? — Nie ma złych odpowiedzi, October. Tylko te właściwe — drzwi, prawdziwe drzwi otworzyły się i moja mama weszła do pokoju. Zamarła kiedy zobaczyła Sylvestera klęczącego przede mną, trzymającego mnie za rękę ale nie powiedziała słowa. Łzy zaczęły spływać po jej policzkach. Nigdy wcześniej nie widziałam jej ,żeby płakała — Mamusiu! — krzyknęłam, próbujące uwolnić dłonie aby pobiec do niej i powstrzymać te łzy Sylvester wzmocnił swój uścisk — October — wciąż się szarpałam — October, spójrz na mnie, będziesz mogła pójść do swojej mamy kiedy mi odpowiesz — ponuro pociągając nosem odwróciłam się twarzą do niego — Dobra dziewczynka, a teraz Czy jesteś ludzką dziewczynką, czy wróżką October? — Jestem taka jak mamusia, jestem taka jak mamusia — powiedziałam a on mnie puścił i pobiegłam do niej. Oplotła mnie ramionami, wciąż płacząc i nie powiedziała ani słowa. Nawet wtedy kiedy Sylvester przystanął aby pocałować ją w policzek i wyszeptać — Przykro mi Amandine — ani wtedy kiedy ten który mu towarzyszył złapał ją za ramiona i pociągnął ją i mnie przez dziurę w ścianie. Zamknęła się za nami, ale nie zanim nie dostrzegłam jak moja sypialnia stanęła w płomieniach, zacierając ślady naszego odejścia Moje ludzkie życie skończyło się w momencie w którym nas znaleźli, jedyne prawdziwe pytanie jakie pozostało to bez względu na to czy pójdę mieszkać w krainie wróżek czy dowiem się z pierwszej ręki jak zimna potrafi być nieśmiertelna życzliwość? Odmieńcy nie dorastają w ludzkim świecie, to bardzo proste. Jeśli wybrałabym pozostanie człowiekiem, wydarzyłby się jakiś wypadek, coś prostego, i moja matka pogrążona w żałobie zostałaby ze swoimi mężem w świecie śmiertelników. Zamiast tego wybrałam wróżki i tym samym skazałam ją na Letnie Krainy. To wtedy przestała być matką którą znałam, nie potrafiłam zapełnić tej pustki w jej sercu którą pozostawił po sobie mój ojciec a ona nigdy nawet nie pozwoliła mi spróbować. Czasami zastanawiam, się czy ci którzy wybierają śmieć nie podejmują właściwej decyzji. Nikt nie powiedział mi ,że bycie Odmieńcem będzie zniewagą albo tego ,że oznacza to życie w uwiezieniu pomiędzy światami, obserwując jak połowa Twojej rodziny umiera podczas gdy druga połowa żyje wiecznie, pozostawiając cię za sobą. Sama musiałam się tego dowiedzieć, na własnych doświadczeniach. Próbowałam walczyć, uwolnić się od tego snu, daleko od niespokojnych wspomnień mojego Wyboru Odmieńca naprawdę wierząc w to ,że będę w stanie się obudzić. Byłam w stanie znieść zasłabnięcie w pracy z niewyspania, mogłam pójść i porozmawiać z posłańcem Sylvestra, cokolwiek, zniosłabym prawie wszystko zamiast tego snu z mojego

dzieciństwa i wyboru którego nie chciałam dokonać. Prawie wszystko z wyjątkiem tego co dostałam. Ześliznęłam się z powrotem w te barwione złotem sny i z powrotem do stawu. Śniłam o tych czternastu latach które utraciłam z powodu zaklęcia Simona często, chociaż nie mam zbyt wielu szczegółów, moje wspomnienia z tego okresu są rozmyte przez zmarszczki wody i jest to prawdopodobnie dla mnie miłosierdzie. Kilka rzeczy utkwiło mi w pamięci ale niezbyt wiele, pierwszy dzień kiedy światło słoneczne zabarwiło wodę, ludzie przechodzący w pobliżu wąskiej ścieżki, gorączkowo krążąca powierzchnia wody dwa razy do roku chociaż nie wiedziałam z jakiego powodu. Nigdy nie widziałam żadnych pixie ale nie rozumiałam co oznacza ich nieobecność. Niewiele rozumiałam z niczego. Nawet pod postacią ryby ,świt sprawiał ,że płonęłam. Podpływałam do powierzchni wody każdego ranka, pozwalając aby światło uderzało w moje łuski i przez chwile, rzeczy prawie zaczęły nabierać sensu. Jakaś część mnie wiedziała, jakkolwiek mgliście by to nie było ,że coś było nie tak, i ta część rozumiała ,że świt mógł mnie uwolnić, jeśli tylko będę cierpliwa. Gdybym nie była w stanie trzymać się wiedzy ,że coś w tym świecie, w tym miejscu było nie w porządku, mogłabym zostać w tym stawie do śmierci. Być może wschód słońca zeskrobywał ze mnie zaklęcie, powoli raz za razem do momentu aż go nie przełamał. A może nie. Szansę na to ,że nigdy się nie dowiem były całkiem spore. Jedno co wiem na pewno to to ,że zaklęcie Simona puściło tuż przed świtem 11 Czerwca 2009 roku, dokładnie czternaście lat i dwa dni po tym jak zostało na mnie rzucone. Nie było żadnego ostrzeżenia. Zaklęcie nie zmusiło mnie do podpłynięcia do powierzchni czy też nie wyrzuciło mnie z wody jak jakąś Venus. Po prostu zaczęłam tonąć. Próbowałam odpychać się z dala od wody, łkając w bezsilności i próbując łapać powietrze. Zaklęcie uwolniło moje ciało ale wciąż trzymało mój umysł i nie mogłam zrozumieć co się działo. Świat był zły. Kolory które nie powinny normalnie istnieć i wszystko co widziałam majaczyło do mnie zamiast rozsunąć się właściwie na boki. Polegając na zdezorientowanym instynkcie wstałam i natychmiast upadłam do tyłu kiedy moje już chwiejne zrozumienie rzeczywistości odmówiło przyznania ,że mam nogi Niebo zbladło kiedy skuliłam się w odzie. Zimno w końcu wyprowadziło mnie na brzeg i jakoś udało mi się stanąć, nie zabijając się przy tym. Nie pamiętam jak udało mi się to zrobić. Szłam ścieżkami na na wpół zamarzniętych stopach, całkiem sama. Żadnego z normalnych mieszkańców Herbacianych Ogrodów tam nie było (żadnych pixie, nikogo) ale byłam zbyt zdezorientowana aby ich nieobecność uznać za dziwną. To przyjdzie dopiero później kiedy zacznę rozumieć co się stało. Wiele rzeczy spłynie na mnie później. W tej chwili wędrowałam przypadkowo, od czasu do czasu zatrzymując się lub potykając aby odkaszlnąć więcej wody. Nie znałam swojego imienia, ani tego gdzie byłam, ani czym byłam. Wiedziałam tylko tyle ,że staw mnie odrzucił i nie miałam dokąd pójść. Nie mogłam sobie przypomnieć innego życia. Co się teraz ze mną stanie skoro nie mogę wrócić do domu? W momencie w którym doszłam do bramy byłam już w stanie skrajnej paniki, gotowa uciekać przy najmniejszej nawet prowokacji. Ale wtedy lustro przy budce z biletami przykuło moją uwagę błyskiem i zawartym w nim obrazem To była zmęczona twarz, z końcówkami szpiczastych uszu które ledwie wystawały spomiędzy kudłatych, brązowych włosów. Jej skóra była jasna z powodu dekad z dala od słońca, rysy jej twarzy były zbyt ostre aby były piękne. Chociaż ludzie nazywali je interesującymi. Jej brwi podnosiły się wysoko, sprawiając ,że wyglądała na wiecznie zaskoczoną a jej oczy miały kolor zamglonej szarości. Gapiłam się. Znałam tą twarz. Zawsze znałam tą twarz bo to była moja twarz. Stałam tam, wciąż się gapiąc jak słońce skończyło się podnosić i świt uderzył we mnie, przynosząc prawdę o tym kim i czym byłam, padłam na ziemię z nieuniknionym

zrozumieniem tego co się stało. To było zbyt wiele. Zrobiłam jedyną rzecz jaką mogłam aby zatrzymać ból, zemdlałam. Lily nie pojawiła się podczas mojego powolnego pochodu przez jej domostwo, ale musiała tam być, ponieważ kiedy pracownik sprzątający znalazł mnie nagą na przeciwko butki z biletami wstępu do parku, bez żadnego dowodu identyfikacyjnego czy też powodu dla którego mogłam tam być nie zobaczył nic ponad ludzką kobietę która wyglądała jak ofiara jakiegoś brutalnego ataku. Zadzwonił na policję a oni przyjechali, pozbierali mnie do kupy i zabrali na posterunek aby mnie przesłuchać. Nie walczyłam z nimi. Szok to wspaniała rzecz Posterunek policji wyglądał praktycznie jak każdy inny posterunek który widziałam w swoim życiu, odrobinę smutny, trochę zużyty i poważnie potrzebujący czyszczenia parą. Nie dostrzegłam komputerów na biurkach czy daty na kalendarzu. Wciąż nie byłam przyzwyczajona do mojej dwunożności i większość mojej uwagi zabierało mi utrzymanie się w pionie. Energiczny oficer śledczy mężczyzna imieniem Paul Underwood, wezwany przez kogoś do oczyszczenia zadrapań na moich łokciach, dłoniach i kolanach i przyniósł mi jakieś ubrania. Byli na tyle uprzejmi ,że pozwolili mi ubrać się samej w łazience. Chyba kiedy nie masz przedmiotów osobistych czy też kieszeni w których mógłbyś coś ukryć, wydajesz się być w mniejszym stopniu prawdopodobnie niebezpiecznym przestępcą, a różne drobne urazy których nabawiłam się w trakcie mojej wędrówki przez ogród sprawiły ,że byli mi skłonni bardziej uwierzyć kiedy twierdziłam ,że zostałam napadnięta i zostawiana na pewną śmierć. Mój stan szoku pomógł mi brzmieć przekonywająco Dopiero teraz zaczęłam sobie zdawać sprawę z tego co zrobił mi Simon. Nie mogłam poradzić sobie z faktem ,że naprawdę przemienił mnie w rybę. Moje myśli były jak szczeniaki które goniły swoje własne ogony, złapane gdzieś pomiędzy lękiem i wściekłością. Myślałam ,że najgorsze już za mną. Nie miałam pojęcia ,że najgorsze dopiero przede mną albo tego jak okropne to będzie. Oficer Underwood napoił mnie kawą i nakarmił pączkami dopóki nie zaczęłam brzmieć z sensem a potem dał mi jakieś papierki do wypełnienie, imię, nazwisko, numer ubezpieczenia, adres, miejsce zatrudnienia, wszystkie standardowe pytania. Zabrał je kiedy skończyłam, prawdopodobnie aby dołączyć je do jakiś akt czy kartoteki. Wciąż standardowa procedura przynajmniej do momentu kiedy wrócił dziesięć minut później z mordem w oczach. — Co próbujesz wyciągnąć paniusiu? To moje imię to zrobiło. Znał je ponieważ został przydzielony do sprawy kiedy zniknęłam, spędził rok odwracając do góry nogami każdy kamień, przesłuchując świadków, nawet przeczesując to wielkie jezioro w parku Złote Wrota szukając mojego ciała i nie znajdując niczego, i nie uważał ,żeby to było z mojej strony bardzo zabawne, ani sprytne, podszywanie się pod martwą kobietę. Podał mi plik czystych kartek, nakazując wypełnić je właściwie, tym razem bez żadnych głupich żartów. Wydaje mi się ,że wtedy właśnie zrozumiałam jak wielkie mam kłopoty. Zwróciłam swoją uwagę na papiery i zabrałam się za wypełnianie, pierwsza korekta nadeszła zanim jeszcze zdążyłam dojść do rubryki z imieniem — Masz złą datę. Jest 11 Czerwiec 2009 a nie 1995 Chryste, paniusiu uważaj co piszesz Moje palce stężały, łamiąc ołówek na pół, wpatrywałam się w policjanta z szeroko otwartymi oczami, rozumiejąc powoli co się stało — Jak długo? — wyszeptałam — Co? — Jak długo mnie tam trzymał...och nie och nie na dąb i jesion — zamknęłam oczy,

pozwalając sobie zwiotczeć kiedy potworność tego wszystkiego walczyła aby we mnie wsiąknąć. Czternaście lat. Obawiałam się ,że zaklęcie trzymało ostatnie tygodnie, może nawet miesiące ale czternaście lat? To było zbyt dużo aby to ogarnąć umysłem. Ale nie miałam wyboru i od tego miejsca było już tylko gorzej. Wszystko zniknęło. Każda jedna rzecz którą zbudowałam, na którą pracowałam w świecie śmiertelników....wszystko zniknęło. Cliff sprzedał mój interes aby pokryć moje zobowiązania po tym jak wygasła moja licencja detektywa, po tym jak zniknęłam, siedem lat na liście zaginionych jest granicą dla ludzkiej egzystencji. Zawsze uważałam to za nieco ironiczne, w końcu siedem lat jest to również tradycyjny okres uwięzienia dla ludzi którym udaje się jakoś znaleźć drogę do Pustych Wzgórz. October Daye, spoczywaj w pokoju. Dzięki Oberonowi za Evening Winterrose, znaną jako Evelyn Winters w świecie śmiertelników. Była jedyną osobą z tych które znałam która nie zmieniła numeru telefonu przez te wszystkie lata. Użyłam jednego przydzielonego mi telefonu aby zadzwonić do niej i błagać aby po mnie przyjechała. Oczekiwałam ,że zacznie krzyczeć ale nie zrobiła tego. Po prostu przybyła na posterunek, potwierdziła kim byłam, i w jakiś sposób przekonała ich aby oddali mnie pod jej opiekę. Wtedy zabrała mnie do hotelu gdzie mogłam poukładać swoje myśli. Obie wiedziałyśmy ,że zabranie mnie do jej mieszkania nic by nie pomogło więc żadna z nas tego nie zasugerowała. Nie byłam gotowa aby wejść na włości kogoś innego Została ze mną przez cały dzień. Zamówiła pizze na kolację i zmusiła mnie do jedzenia, schowała książkę telefoniczną tak abym nie mogła znaleźć w niej Cliffa, powiadomiła także wszystkich innych lokalnych dostojników o moim powrocie. A kiedy zaszło słońce i w końcu zaczęłam płakać, wzięła mnie w ramiona i tuliła. Zawszę będę to pamiętać. Evening nigdy nie była miłą osobą ale trzymała mnie tak długo jak potrzebowałam i nigdy nie powiedziała słowa o moich łzach zalewających jej jedwabną bluzkę ani o tym jak wniosłam w jej życie całkowity chaos. Kiedy trzeba było robiła co trzeba. Po tym sprawy uległy poprawie. Wróżki czystej krwi w mieście były chętne do pomocy, tak bardzo jak tylko mogły, Odmieńcy chcieli pomóc nawet bardziej. Moja odmowa przyjęcia pomocy niejako związała im ręce, ale zrobili co mogli zanim pozostawili mnie samej sobie i swoim własnym decyzją. Evening zaoferowała ,że odnowi moją licencję, odmówiłam, już jechałam kiedyś tą drogą i nie przyniosła mi nic dobrego. Wydaje mi się ,że powiedzieli matce ,że wróciłam, ale nie byłam pewna czy to zrozumiała. Niewiele rozumiała w tych dniach. Spędzała czas wędrując po Letnich Krainach, nucąc pieśni których nikt inny nie był w stanie rozpoznać i pukając w drzwi których nikt inny nie widział. Na swój własny sposób, utraciła więcej czasu niż ja Evening powiedziała abym nie kontaktowała się z Cliffem dopóki nie będę gotowa, wytrzymałam dłużej niż sądziłam ,że mogę. Udało mi się odczekać prawie trzy dni, zanim do niego zadzwoniłam. Nie mogłam mu powiedzieć gdzie byłam ani co się stało, nie było sposobu aby powiedzieć zostałam zamieniona w rybę mężczyźnie który myśli ,że jesteś człowiekiem takim jak on, więc posłużyłam się sztampową amnezją po tym jak zostałam zaatakowana przez mężczyznę którego śledziłam, mówiąc ,że nie wiem co się działo. Nasz związek bazował na kłamstwach i on musiał chyba o tym wiedzieć, gdzieś tam w głębi. Może nie powinnam być zaskoczona kiedy się rozłączył, albo kiedy Gilly nie chciała mieć ze mną nic wspólnego. Ruszyli dalej beze mnie, wykreowali swoje własne nowe życie w którym nie było miejsca na powstałą z martwych która pozostawiła ich w żałobie na czternaście lat. Nie umiałam wytłumaczyć dlaczego zniknęłam, więc wszystko co nam pozostało to cisza która nie pozwalała na miłość. Wciąż dzwoniłam a oni wciąż nie chcieli ze mną rozmawiać.