Aby rozpocząć lekturę,
kliknij na taki przycisk ,
który da ci pełny dostęp do spisu treści książki.
Jeśli chcesz połączyć się z Portem Wydawniczym
LITERATURA.NET.PL
kliknij na logo poniżej.
ADAM MICKIEWICZ
KSIÊGI NARODU
POLSKIEGO
I
PIELGRZYMSTWA
POLSKIEGO
Tower Press 2000
Copyright by Tower Press, Gdañsk 2000
3
KSIÊGI NARODU POLSKIEGO
OD POCZ¥TKU ŒWIATA
A¯ DO UMÊCZENIA NARODU POLSKIEGO
Na pocz¹tku by³a wiara w jednego BOGA, i by³a Wolnoœæ na œwiecie. I nie by³o praw, tylko
wola BOGA, i nie by³o panów i niewolników, tylko patriarchowie i dzieci ich.
Ale potem ludzie wyrzekli siê BOGA jednego i naczynili sobie ba³wanów, i k³aniali siê im,
i zabijali na ich czeœæ krwawe. ofiary, i wojowali za czeœæ swoich ba³wanów.
Przeto BÓG zes³a³ na ba³wochwalców najwiêksz¹ karê, to jest niewolê.
I sta³a siê po³owa ludzi niewolnic¹ drugiej po³owy, chocia¿ wszyscy pochodzili od jednego
Ojca. Bo wyrzekli siê tego pochodzenia i wymyœlili sobie ró¿nych ojców; jeden rzek³, i¿ po-
chodzi od ziemi, a drugi od morza, a inni od innych.
A gdy tak wojuj¹c, jedni drugich brali w niewolê, wpadli wszyscy razem w niewolê Impera-
tora Rzymskiego.
Imperator Rzymski nazwa³ siebie BOGIEM i og³osi³, ¿e nie ma na œwiecie innego prawa, tyl-
ko jego wola; co on pochwali, to bêdzie nazywaæ siê cnot¹, a co on zgani, to bêdzie nazywaæ
siê zbrodni¹.
I znaleŸli siê Filozofowie, którzy dowodzili, i¿ Imperator, tak czyni¹c, dobrze czyni.
A Imperator Rzymski nie mia³ ani pod sob¹, ani nad sob¹ nic takiego, co by szanowa³.
I ziemia ca³a sta³a siê niewolnic¹, a nie by³o takiej niewoli nigdy na œwiecie, ani przedtem,
ani potem; oprócz w Rosji za dni naszych.
Bo i u Turków Su³tan musi szanowaæ prawo Mahometa, ani mo¿e go sam wyk³adaæ, ale s¹
na to ksiê¿a tureccy.
W Rosji zaœ Imperator jest g³ow¹ wiary, i w co ka¿e wierzyæ, w to wierzyæ musz¹.
I sta³o siê, i¿ gdy niewola wzmocni³a siê na œwiecie, nast¹pi³o przesilenie jej; jako przesile-
nie nocy w noc najd³u¿sz¹ i najciemniejsz¹, tak przesilenie niewoli w czasie niewolnictwa
rzymskiego.
W on czas przyszed³ na ziemiê syn Bo¿y, JEZUS CHRYSTUS. nauczaj¹c ludzi, i¿ wszyscy
s¹ braci¹ rodzon¹, dzieæmi jednego BOGA.
I ¿e ten jest wiêkszy miêdzy ludŸmi; kto im s³u¿y i kto poœwiêca siebie dla dobra ich. A im
kto lepszy, tym wiêcej poœwiêciæ powinien. A CHRYSTUS, bêd¹c najlepszym, mia³ dla nich
krew poœwiêciæ mêk¹ najboleœniejsz¹.
Wiêc uczy³ CHRYSTUS, ¿e nie jest szanowna na ziemi ani m¹droœæ ludzka, ani urz¹d, ani
bogactwo, ani korona, ale jedne tylko jest szanowne poœwiêcenie siê dla dobra ludzi.
I kto poœwiêca siebie dla drugich, znajdzie m¹droœæ i bogactwo, i koronê na ziemi, w niebie
i na ka¿dym miejscu.
4
A kto poœwiêca drugich dla siebie, aby mia³ m¹droœæ i urz¹d, i bogactwo, znajdzie g³upstwo
i nêdzê, i potêpienie na ziemi, w piekle i na ka¿dym miejscu.
I rzek³ na koniec CHRYSTUS: Kto pójdzie za mn¹, zbawion bêdzie, bo JA JESTEM
PRAWD¥ I SPRAWIEDLIWOŒCI¥.
A gdy tak naucza³ CHRYSTUS, przelêkli siê sêdziowie, którzy s¹dzili w imiê Imperatora
Rzymskiego; i rzekli: Wypêdziliœmy z ziemi sprawiedliwoœæ, a oto powraca; zabijmy j¹ i za-
grzebajmy w ziemiê.
Umêczyli tedy najœwiêtszego i najniewinniejszego z ludzi, z³o¿yli w grobie i wykrzyknêli: Nie
ma ju¿ sprawiedliwoœci i prawdy na ziemi, a któ¿ teraz powstanie przeciwko Imperatorowi
Rzymskiemu.
Ale wykrzyknêli g³upio, bo nie wiedzieli, i¿ pope³niwszy zbrodniê najwiêksz¹, ju¿ dope³nili
miary nieprawoœci swych; i skoñczy³a siê potêga ich wtenczas, kiedy najwiêcej cieszyli siê.
BO CHRYSTUS zmartwychwsta³ i wypêdziwszy Imperatorów zatkn¹³ krzy¿ swój na stolicy
ich; a wtenczas panowie uwolnili niewolników swoich i poznali w nich braci, a królowie,
pomazani w imiê BOGA, uznali nad sob¹ prawo Bo¿e, i wróci³a na ziemiê sprawiedliwoœæ.
A wszystkie narody, które uwierzy³y, czy to Niemcy, czy W³ochy, czy Francuzi, czy Polacy,
uwa¿ali siebie za jeden naród, i nazwano ten naród Chrzeœcijañstwem.
I królowie ró¿nych narodów uwa¿ali siê za braci, i szli pod jednym znakiem krzy¿a.
A kto by³ cz³owiekiem rycerskim, ten jecha³ wojowaæ pogany w Azji, aby Chrzeœcijany azja-
tyckie obroniæ i grób Zbawiciela odzyskaæ.
I nazywano tê wojnê w Azji wojn¹ krzy¿ow¹.
A chocia¿ Chrzeœcijanie wojowali nie dla s³awy ani dla zdobycia ziem, ani dla bogactw, ale
dla oswobodzenia Ziemi Œwiêtej, przecie¿ BÓG nagrodzi³ im za tê wojnê s³aw¹, ziemiami
i bogactwami, i m¹droœci¹. I Europa oœwieca³a siê, urz¹dza³a siê i bogaci³a siê. I nagrodzi³ j¹
BÓG za to, ¿e zrobi³a poœwiêcenie siê dla dobra drugich.
I Wolnoœæ w Europie rozszerza³a siê powoli, ale ci¹gle i porz¹dnie, od królów sz³a Wolnoœæ
do panów wielkich, a ci, bêd¹c wolnymi, rozlewali Wolnoœæ na szlachtê, a ze szlachty sz³a
Wolnoœæ na miasta, i wkrótce mia³a znijœæ na lud, i ca³e, Chrzeœcijañstwo mia³o byæ wolne,
a wszyscy Chrzeœcijanie, jak bracia, równi sobie.
Ale królowie zepsuli wszystko.
Bo królowie stali siê Ÿli i szatan wst¹pi³ w nich, i rzekli w sercach swych: Patrzmy, oto naro-
dy przychodz¹ do rozumu i do dostatków, i ¿yj¹ uczciwie, ¿e ich karaæ nie mo¿emy, i miecz
rdzewieje w rêkach naszych, a narody przychodz¹ do Wolnoœci, i w³adza nasza s³abieje, a sko-
ro dojrzej¹ i ca³kiem wolne bêd¹, w³adza nasza ustanie.
A królowie tak myœl¹c, myœlili g³upio, bo jeœli królowie s¹ ojcami narodów, tedy narody, jako
dzieci, dorastaj¹c wychodz¹ spod rózgi i opieki.
A przecie¿ jeœli ojcowie dobrzy s¹, dzieci doros³e i zupe³nie wolne nie wyrzekaj¹ siê ojców
swych, owszem, sêdziwszych jeszcze wiêcej szanuj¹ i kochaj¹.
Ale królowie chcieli byæ jako ojcowie dzicy w lasach mieszkaj¹cy, którzy dzieci swe zaprzê-
gaj¹ do wozów jako zwierzêta i przedaj¹ kupcom za niewolniki.
Rzekli wiêc królowie: Starajmy siê, aby narody zawsze by³y g³upie, a .tak nie poznaj¹ si³
swoich; i ¿eby siê k³óci³y z sob¹, a tak nie po³¹cz¹ siê z sob¹ przeciwko nam.
Zawo³ali tedy do ludzi rycerskich: Po co macie chodziæ do Ziemi Œwiêtej, daleko jest; bijcie siê
lepiej jedni z drugimi. A Filozofowie dowodzili zaraz, i¿ g³upstwem jest wojowaæ za wiarê.
5
Królowie tedy, wyrzek³szy siê CHRYSTUSA, porobili nowe bogi, ba³wany, i postawili je
przed obliczem narodów, i kazali im k³aniaæ siê i biæ siê za nie.
I tak zrobili królowie dla Francuzów ba³wana, i nazwali go Honor, a by³ to ten sam ba³wan,
który za czasów pogañskich nazywa³ siê cielcem z³otym.
Zaœ Hiszpanom zrobi³ król ba³wana, którego nazwa³ Preponderencj¹ polityczn¹ albo Influencj¹
polityczn¹, czyli moc¹ i w³adz¹, a by³ to ten sam ba³wan, który Asyryjczykowie czcili pod imie-
niem Baala, a Filistynowie pod imieniem Dagona, a Rzymianie pod imieniem Jowisza.
A zaœ Anglikom zrobi³ król ba³wana, którego nazwa³ Panowaniem na morzu i Handlem,
a by³ to ten sam ba³wan, który siê nazywa³ dawniej Mamonem.
A zaœ Niemcom zrobiono ba³wana, który siê nazywaj Brodsinn, czyli Dobrybyt, a by³ to ten
sam ba³wan, który siê nazywa³ dawniej Molochem i Komusem.
I k³ania³y siê ludy ba³wanom swoim.
I rzek³ król Francuzom: Powstañcie, a bijcie siê za Honor. Powstali wiêc i bili siê lat piêæset.
A król angielski rzek³: Powstañcie, a bijcie siê za Mamona. Powstali wiêc i bili siê przez lat
piêæset. A inne te¿ narody bi³y siê, ka¿dy za ba³wana swego.
I zapomnia³y narody, i¿ od jednego pochodz¹ Ojca, i rzek³ Anglik: Ojcem moim jest okrêt;
a matk¹ moj¹ para. Francuz zaœ rzek³: Ojcem moim jest l¹d, a matk¹ moj¹ bursa. A Nie-
miec rzek³: Ojcem moim jest warsztat, a matk¹ moj¹ knajpa.
I ci¿ sami ludzie, którzy mówili, ii g³upstwem jest biæ siê za wiarê przeciwko poganom, ci¿
sami ludzie bili siê za kawa³ papieru nazwanego traktatem, bili siê o port, o miasto, jako ch³o-
pi, którzy bij¹ siê tykami o granice ziemi, której nie posiadaj¹, a któr¹ ich panowie posiadaj¹.
I ci¿ sami ludzie, którzy mówili, i¿ g³upstwem jest iœæ w dalekie kraje na obronê bliŸnich, ci¿
sami ludzie p³ywali za morze z rozkazu królów i bili siê o faktori¹, o wór bawe³ny i o wór
pieprzu. I królowie przedawali ich za pieni¹dze w kraj zamorski.
I psu³y siê narody, tak ¿e spomiêdzy Niemców i W³ochów, i Francuzów, i Hiszpanów, jeden
tylko znalaz³ siê cz³owiek chrzeœcijanin, mêdrzec i rycerz. By³ rodem z Genui.
Ten namawia³, aby zaprzestano wojowaæ w domu, a raczej odzyskano grób Pañski i Azj¹,
która sta³a siê stepem, a mog³a byæ krajem ludnym i piêknym w rêku chrzeœcijañskich. Ale
wszyscy œmieli siê z owego Genueñczyka i rzekli: Œni mu siê, i g³upi jest.
Wiêc ów cz³owiek pobo¿ny pojecha³ sam na woje, a ¿e by³ sam i ubogi, wiêc chcia³ naprzód
odkryæ kraje, gdzie siê z³oto rodzi: i stamt¹d nabrawszy bogactwa, wojsko naj¹æ i Ziemiê
Œwiêt¹ odzyskaæ. Ale wszyscy s³ysz¹c to krzyknêli: Szalony jest.
Wszak¿e BÓG widzia³ dobre chêci jego i pob³ogos³awi³ mu; i ów cz³owiek odkry³ Amerykê,
która sta³a siê ziemi¹ wolnoœci, ziemi¹ œwiêt¹. Nazywa³ siê ów cz³owiek Krzysztof Kolumb,
i by³ ostatnim rycerzem krzy¿owym w Europie, i ostatni, który przedsiêwzi¹³ wyprawê dla
imienia Bo¿ego, a nie dla siebie.
Ale w Europie tymczasem mno¿y³o siê ba³wochwalstwo. A jako u poganów czczono naprzód
ró¿ne cnoty w postaci ba³wanów, a potem ró¿ne zbrodnie, a potem ludzie i bestie, a potem
drzewa, kamienie i ró¿ne figury nakreœlone, tak sta³o siê i w Europie.
Bo W³osi wymyœlili sobie ba³wana-boginiê, któr¹ nazwali Równowag¹ polityczn¹. A tego
ba³wana nie znali dawni poganie, a W³osi pierwsi zaprowadzili u siebie czeœæ jego i bij¹c siê
o niego os³abli, i zg³upieli, i wpadli w rêce tyranów.
Tedy królowie Europy widz¹c, i¿ czeœæ tej bogini Równowagi wycieñczy³a naród w³oski,
sprowadzili j¹ prêdko do pañstw swoich i rozszerzyli czeœæ jej, i kazali biæ siê za ni¹.
6
A¿ pruski król nakreœli³ ko³o i rzek³: Oto jest Bóg nowy. I k³aniano siê temu ko³u, i nazywa-
no tê czeœæ Zaokr¹gleniem politycznym.
I narody, stworzone na obraz Bo¿y, kazano uwa¿aæ jako kamienie i bry³y, i obcinaæ je, aby
jedno wa¿y³y jedne jak drugie. I pañstwo, ojczyznê ludzi, kazano uwa¿aæ jako sztukê mone-
ty, któr¹ dla okr¹g³oœci obcinano.
I znaleŸli siê Filozofowie, którzy pochwalili wszystko, co wymyœlili królowie.
A z tych mêdrców fa³szywych, kap³anów Baala i Molocha, i Równowagi, dwóch by³o najs³aw-
niejszych. Pierwszy nazywa³ siê Machiawel, co znaczy z greckiego: cz³owiek chciwy wojny;
i¿ jego nauka prowadzi³a do wojen ustawicznych. jakie by³y miêdzy poganami Grekami.
Drugi zaœ ¿yje dot¹d, i zowie siê Ancillon, co znaczy z laciñskiego: syn niewolnicy; i¿ jego
nauka prowadzi do niewoli, jaka by³a u ³acinników.
Na koniec w Europie ba³wochwalskiej nasta³o trzech królów : imiê pierwszego Fryderyk dru-
gi pruski, imiê drugiego Katarzyna druga rosyjska, imiê trzeciego Maria Teresa austriacka.
I by³a to trójca szatañska, przeciwna Trójcy Bo¿ej, i by³a niejako poœmiewiskiem i podrzyŸ-
nianiem wszystkiego, co jest œwiête.
Fryderyk, którego imiê znaczy przyjaciel pokoju, wynajdywa³ wojny i rozboje przez ca³e
¿ycie, i by³ jako szatan wiecznie dysz¹cy wojn¹, który by przez poœmiewisko nazwa³ siê
CHRYSTUSEM, Bogiem pokoju.
I ten Fryderyk na poœmiewisko dawnym zakonom rycerskim ustanowi³ zakon bezbo¿ny, czyli
order, któremu na poœmiewisko da³ has³o suum cuique, czyli oddaj ka¿demu, co jest jego;
a ten order nosili s³udzy jego, którzy cudz¹ w³asnoœæ zabierali i ³upili.
I ten Fryderyk na poœmiewisko m¹droœci napisa³ ksiêga któr¹ nazwa³ Anti-Machiawel, czyli
przeciwnik Machiawela, a sam czyni³ pod³ug nauki Machiawela.
Katarzyna zaœ znaczy po grecku czysta, a by³a najwszeteczniejsza z kobiet, i jakoby Wenera
bezwstydna, nazywaj¹ca siê czyst¹ dziewic¹.
I ta Katarzyna zebra³a Radê na ustanowienie praw, aby wyœmiaæ prawodawstwo, bo prawa
bliŸnich swoich wywróci³a i zniszczy³a.
I ta Katarzyna og³osi³a, i¿ broni wolnoœci sumienia, czyli tolerancji, aby wyœmiaæ wolnoœæ
sumienia, bo zmusi³a kilka milionów bliŸnich do odmienienia wiary.
Zaœ Maria Teresa nosi³a imiê najpokorniejszej i niepokalanej Matki Zbawiciela, aby wyœmiaæ
pokorê i œwiêtoœæ.
Bo by³a diablic¹ dumn¹ i prowadzi³a wojnê dla podbicia ziem cudzych.
I by³a bezbo¿n¹, bo modl¹c siê i spowiadaj¹c siê, zabra³a w niewolê kilka milionów bliŸnich.
Mia³a zaœ syna Józefa, który nosi³ imiê Patriarchy, który Patriarcha nie da³ siê uwieœæ ¿onie
Putyfara, i braci swoich, co go w niewolê zaprzedali, z niewoli uwolni³.
A ten Józef austriacki podwiód³ matkê w³asn¹ do z³ego, i braci Polaków, którzy cesarstwo
jego od niewoli tureckiej obronili, zabra³ w niewolê.
Imiona tych trzech królów, Fryderyka, Katarzyny i Marii Teresy, by³y to trzy bluŸnierstwa,
a ich ¿ycia trzy zbrodnie, a ich pamiêæ trzy przeklêctwa.
Tedy owa trójca widz¹c, i¿ jeszcze nie dosyæ narody g³upie i zepsute by³y, wyrobi³a nowego
ba³wana, najobrzydliwszego ze wszystkich, i nazwa³a tego ba³wana Interes, a tego ba³wana
nie znano u pogan dawnych.
I psu³y siê narody, tak ¿e spomiêdzy nich znalaz³ siê tylko jeden cz³owiek, obywatel i ¿o³-
nierz.
7
Ten namawia³, aby zaprzestano wojowaæ dla Interesu, a raczej broniono Wolnoœci bliŸnich;
i pojecha³ sam na wojnê, do ziemi wolnoœci, do Ameryki. Cz³owiek ten nazywa siê Lafayet-
te. I jest ostatni z ludzi dawnych europejskich, w którym jest jeszcze duch poœwiêcenia siê,
reszta ducha chrzeœcijañskiego.
Tymczasem k³ania³y siê Interesowi wszystkie narody. I rzekli królowie: Jeœli rozszerzymy
czeœæ tego ba³wana, tedy jak naród bije siê z narodem, tak potem biæ siê bêdzie miasto z mia-
stem, a potem cz³owiek z cz³owiekiem.
I zdziczej¹ znowu ludzie, a my znowu bêdziemy mieæ tak¹ w³adzê, jak¹ mieli niegdyœ królo-
wie dzicy, ba³wochwalscy, i jak¹ maj¹ teraz królowie murzyñscy i królowie kanibalscy, i¿
mog¹ zjadaæ poddanych swoich.
Ale jeden naród polski nie k³ania³ siê nowemu ba³wanowi i nie mia³ w mowie swojej wyrazu
na ochrzczenie go po polsku, równie jak na ochrzczenie czcicieli jego, którzy nazywaj¹ siê
z francuskiego egoistami.
Naród polski czci³ BOGA, wiedz¹c, i¿ kto czci BOGA, oddaje czeœæ wszystkiemu, co jest dobre.
By³ tedy naród polski od pocz¹tku do koñca wierny BOGU przodków swoich.
Jego królowie i ludzie rycerscy nigdy nie napastowali ¿adnego narodu wiernego, ale bronili
Chrzeœcijañstwo od pogan i barbarzyñców nios¹cych niewolê.
I sz³y króle polskie na obronê Chrzeœcijan w dalekie kraje, król W³adys³aw pod Warnê, a król
Jan pod Wiedeñ, na obronê wschodu i zachodu.
Nigdy zaœ króle i mê¿owie rycerscy nie zabierali ziem s¹siednich gwa³tem, ale przyjmowali
narody do braterstwa, wi¹¿¹c je z sob¹ dobrodziejstwem Wiary i Wolnoœci.
I nagrodzi³ im BÓG, bo wielki naród, Litwa, po³¹czy³ siê z Polsk¹, jako m¹¿ z ¿on¹, dwie du-
sze w jednym ciele. A nie by³o nigdy przedtem tego po³¹czenia narodów. Ale potem bêdzie.
Bo to po³¹czenie i o¿enienie Litwy z Polsk¹ jest figur¹ przysz³ego po³¹czenia wszystkich lu-
dów chrzeœcijañskich, w imiê Wiary i Wolnoœci.
I da³ BÓG królom polskim i rycerzom Wolnoœci, i¿ wszyscy nazywali siê braci¹, i najbogatsi,
i najubo¿si. A takiej Wolnoœci nie by³o nigdy przedtem. Ale potem bêdzie.
Król i mê¿owie rycerscy przyjmowali do braterstwa swego coraz wiêcej ludu; przyjmowali
ca³e pu³ki i ca³e pokolenia. I sta³a siê liczba braci wielka jako naród, i w ¿adnym narodzie
nie by³o tylu ludzi wolnych i braci¹ nazywaj¹cych siê jako w Polsce.
A na koniec król i rycerstwo dnia trzeciego maja umyœlili wszystkich Polaków zrobiæ braci¹,
naprzód mieszczan, a potem w³oœcian.
I nazywano braci œlacht¹, i¿ siê œlachcili, to jest zbratali z Lachami, lud¿mi wolnymi i równymi.
I chcieli zrobiæ, aby ka¿dy chrzeœcijanin w Polsce œlachci³ siê i nazywa³ siê œlachcicem, na
znak, ii powinien mieæ duszê œlachetn¹ i byæ zawsze gotowym umrzeæ za Wolnoœæ.
Jak zwano ka¿dego dawniej Ewangeli¹ przyjmuj¹cego Chrzeœcijaninem, na znak, i¿ gotów
krew przelaæ za Chrystusa.
Œlachectwo tedy mia³o byæ chrztem Wolnoœci, i ka¿dy, kto by gotów by³ umrzeæ za Wolnoœæ,
by³by ochrzcony z prawa i z miecza.
I rzek³a na koniec Polska: Ktokolwiek przyjdzie do mnie, bêdzie wolny i równy, gdy¿ ja je-
stem WOLNOή.
Ale królowie pos³yszawszy o tym zatrwo¿yli siê w sercach swych i rzekli: Wypêdziliœmy
z ziemi Wolnoœæ, a oto powraca w osobie Narodu sprawiedliwego, który nie k³ania siê ba³-
wanom naszym. PójdŸmy, zabijmy Naród ten. I uknowali miêdzy sob¹ zdradê.
8
I król pruski przyszed³, i uca³owa³ naród polski, i pozdrowi³ mówi¹c: Sprzymierzeñcze mój! -
a ju¿ go by³ przeda³ za trzydzieœci miast wielkopolskich, jak Judasz za trzydzieœci srebrników.
A dwaj drudzy królowie nucili siê i zwi¹zali naród polski. A Gal s¹dzi³ i rzek³: Zaprawdê nie
znajdujê winy w tym narodzie, i ¿ona moja Francja, kobieta lêkliwa, drêczona jest snami z³y-
mi; a wszak¿e weŸcie sobie, a umêczcie ten naród. I umy³ rêce.
A rz¹dca francuski rzek³: Nie mo¿emy krwi¹ nasz¹ ani pieniêdzmi tego niewinnego odkupy-
waæ, bo krew maja i pieni¹dz mój do mnie nale¿¹, a krew i pieni¹dz narodu mego do mego
narodu nale¿¹.
I wyrzek³ ten rz¹dca ostatnie bluŸnierstwo przeciwko CHRYSTUSOWI, bo CHRYSTUS
uczy³, i¿ krew syna cz³owieczego nale¿y do wszystkich braci ludzi.
A gdy wyrzek³ n¹dca s³owa te, tedy upad³y krzy¿e z wie¿ stolicy bezbo¿nej, bo znak CHRY-
STUSA ju¿ nie móg³ oœwiecaæ ludu, czcz¹cego ba³wana Interes.
A rz¹dca ten nazywa³ siê Kazimir Perier, imieniem s³awiañskim a nazwiskiem romañskim.
Imiê jego znaczy skaziciela, czyli zniszczyciela miru, to jest pokoju, a nazwisko znaczy od
s³owa perire albo périr: zgubiciela, czyli syna zguby. A imiê to i nazwisko jest antychrysto-
we. I bêdzie zarówno przeklête w pokoleniu s³awiañskim i w pokoleniu romañskim.
I rozerwa³ cz³owiek ten przymierze ludów, jako ów kap³an ¿ydowski rozerwa³ szatê sw¹, s³y-
sz¹c G£OS CHRYSTUSA.
I umêczono naród polski, i z³o¿ono w grobie, a królowie wykrzyknêli: Zabiliœmy i pochowa-
liœmy Wolnoœæ.
A wykrzyknêli g³upio, bo pope³niaj¹c ostatni¹ zbrodniê, dope³nili miary nieprawoœci swych,
i koñczy³a siê potêga ich wtenczas, kiedy siê najwiêcej cieszyli.
Bo naród polski nie umar³, cia³o jego le¿y w grobie, a dusza jego zst¹pi³a z ziemi, to jest z ¿y-
cia publicznego, do otch³ani, to jest do ¿ycia domowego ludów cierpi¹cych niewolê w kraju
i za krajem, aby widzieæ cierpienia ich.
A trzeciego dnia dusza wróci do cia³a, i naród zmartwychwstanie, i uwolni wszystkie ludy
Europy z niewoli.
I przesz³o ju¿ dni dwa; jeden dzieñ zaszed³ z pierwszym wziêciem Warszawy, a drugi dzieñ
zaszed³ z drugim wziêciem Warszawy, a trzeci dzieñ wnidzie, ale nie zajdzie.
A jako za zmartwychwstaniem CHRYSTUSA usta³y na ziemi ca³ej ofiary krwawe, tak za
zmartwychwstaniem narodu polskiego ustan¹ w Chrzeœcijañstwie wojny.
9
KSIÊGI PIELGRZYMSTWA POLSKIEGO
Dusz¹ narodu polskiego jest pielgrzymstwo polskie.
A ka¿dy Polak w pielgrzymstwie nie nazywa siê tu³aczem, bo tu³acz jest cz³owiek b³¹dz¹cy
bez celu.
Ani wygnañcem, bo wygnañcem jest cz³owiek wygnany wyrokiem urzêdu, a Polaka nie wy-
gna³ urz¹d jego.
Polak w pielgrzymstwie nie ma jeszcze imienia swego, ale bêdzie mu to imiê potem nadane,
jako i wyznawcom CHRYSTUSA imiê ich potem nadane by³o.
A tymczasem Polak nazywa siê pielgrzymem, i¿ uczyni³ œlub wêdrówki do ziemi œwiêtej,
Ojczyzny wolnej, œlubowa³ wêdrowaæ póty, a¿ j¹ znajdzie.
Ale naród polski nie jest bóstwem jak CHRYSTUS, wiêc dusza jego, pielgrzymuj¹c po ot-
ch³ani, zb³¹dziæ mo¿e, i by³by odwleczony powrót jej do cia³a i zmartwychwstanie.
Odczytujmy wiêc Ewangeli¹ CHRYSTUSA.
I te nauki i przypowieœci, które zebra³ Chrzeœcijanin pielgrzym z ust i pism Chrzeœcijan Pola-
ków, mêczenników i pielgrzymów.
I
P³ynê³y po morzu okrêty wielkie wojenne i statek jeden ma³y rybacki. A by³ czas burzliwy jesien-
ny; w tym czasie im okrêt wiêkszy, tym bezpieczniejszy, a im mniejszy, tym niebezpieczniejszy.
Rzekli wiêc ludzie z brzegu: B³ogos³awieni ¿eglarze okrêtów wielkich! biada ¿eglarzom
w statku rybackim czasu jesiennego!
Ale nie widzieli ludzie z brzegu, i¿ na okrêtach wielkich popili siê majtkowie i zbuntowali
siê, i pot³ukli narzêdzia, przez które sternik uwa¿a gwiazdy, i skruszyli iglicê ¿eglarsk¹ ma-
gnesow¹, wszak¿e okrêty zdawa³y siê na pozór równie potê¿ne jak pierwej.
Ale nie mog¹c widzieæ gwiazdy na niebie i nie maj¹c iglicy magnesowej, zb³¹dzi³y i potonê-
³y okrêty wielkie.
A statek rybacki, patrz¹c na niebo i na iglicê, nie zb³¹dzi³ i doszed³ brzegu, a chocia¿ rozbi³
siê przy brzegu, uratowali siê, ludzie i uratowali narzêdzia swe i iglicê sw¹. A okrêt znowu
odbuduj¹.
I pokaza³o siê, ¿e wielkoœæ i moc okrêtów dobre s¹, ale bez gwiazdy i kompasu niczym s¹.
A gwiazd¹ pielgrzymstwa jest wiara niebieska, a iglic¹ magnesow¹ jest mi³oœæ Ojczyzny.
Gwiazda œwieci dla wszystkich, a iglica kieruje zawsze na pó³noc. A wszak¿e z t¹ iglic¹ mo¿-
na ¿eglowaæ i na wschodzie, i na zachodzie, a bez niej i na morzu pó³nocnym przyjdzie b³¹d
i rozbicie.
Wiêc z wiar¹ i mi³oœci¹ wyp³ynie statek pielgrzymski polski, a bez wiary i mi³oœci ludy wo-
jenne i potê¿ne zab³¹dz¹ i rozbij¹ siê. A kto z nich wyratuje siê, nie odbuduje okrêtu.
10
II
Dlaczego¿ dane jest narodowi Waszemu dziedzictwo przysz³ej Wolnoœci œwiata?
Wiecie, i¿ cz³owiek, który ma kilku krewnych, nie zapisuje dziedzictwa temu, który jest naj-
silniejszy, ani temu, który jest najprzemyœlniejszy, ani temu, który najsmaczniej jada i najle-
piej pija.
Ale temu, który go najwiêcej kocha i mieszka przy nim, kiedy inni biegaj¹ za kuchni¹, zy-
skiem i zabaw¹.
Otó¿ i Waszemu narodowi dlatego zapisane jest dziedzictwo Wolnoœci.
Dlaczego¿ dana jest narodowi Waszemu moc zmartwychwstania?
Nie dlatego, ¿e naród Wasz by³ potê¿ny, bo Rzymianie potê¿niejsi byli, i umarli, a nie zmar-
twychwstaj¹.
Nie dlatego, ¿e Wasza rzeczpospolita by³a staro¿ytna i s³awna, bo Wenecja i Genua by³y sta-
ro¿ytniejsze i s³awniejsze, i umar³y, a nie zmartwychwstaj¹.
Nie dlatego, ¿e naród Wasz by³ oœwiecony naukami, bo Grecja, macka filozofów, umar³a i le-
¿a³a w grobie, a¿ zapomnia³a o wszystkich naukach, a kiedy sta³a siê prostakiem, oto zaczêta
ruszaæ siê.
I oœwiecone by³y królestwa: Westfalskie, W³oskie i Holenderskie, które widzieliœcie, ¿e po-
rodzi³y siê i poumiera³y, a nie zmartwychwstaj¹.
A Wy bêdziecie wzbudzeni z grobu, boœcie wierz¹cy, kochaj¹cy i nadziejê maj¹cy.
Wiecie, i¿ pierwszy umar³y, którego CHRYSTUS z grobu wzbudzi³, by³ £azarz.
I nie wzbudzi³ CHRYSTUS z grobu ani hetmana, ani filozofa, ani kupca, ale £azarza.
I powiada pismo, i¿ CHRYSTUS kocha³ go, i by³ to jeden cz³owiek, nad którym CHRYSTUS
p³aka³. A któ¿ jest teraz £azarzem miêdzy narodami?
III
Pielgrzymie polski, by³eœ bogaty, a oto cierpisz ubóstwo i nêdzê, abyœ pozna³, co jest ubó-
stwo i nêdza; a gdy wrócisz do kraju, abyœ rzek³: Ubodzy i nêdzarze wspó³dziedzicami mo-
imi s¹.
Pielgrzymie, stanowi³eœ prawa i mia³eœ prawo do korony, a oto na cudzej ziemi wyjêty jesteœ
spod opieki prawa, abyœ pozna³ bezprawie, a gdy wrócisz do kraju, abyœ wyrzek³: Cudzoziem-
cy razem ze mn¹ wspó³prawodawcami s¹.
Pielgrzymie, by³eœ uczony, a oto nauki, któreœ ceni³, sta³y ci siê nieu¿yteczne, a te, któreœ lek-
cewa¿y³, cenisz teraz, abyœ pozna³, co jest nauka œwiata tego, a gdy wrócisz do kraju, abyœ
rzek³: Prostaczkowie wspó³uczniami mymi s¹.
IV
Nie uciekajcie siê pod opiekê ksi¹¿¹t, urzêdników i mêdrków cudzoziemskich. G³upi jest, kto
w czasie burzliwym, kiedy chmury z piorunami ci¹gn¹, ucieka siê pod opiekê dêbów wiel-
kich albo puszcza siê na wodê wielk¹.
Ksi¹¿êta i urzêdy wieku tego s¹ to drzewa wielkie, a m¹droœæ wieku tego jest to woda wielka.
Nie myœlcie, aby urz¹d przez siê z³y by³ i nauka przez siê „ z³a by³a, ale je ludzie zepsuli.
Albowiem urz¹d wed³ug CHRYSTUSA by³ to krzy¿, na którym cz³owiek dobry dawa³ siê
przybijaæ i mêczyæ dla dobra drugich. Dlatego namaszczano króle jak kap³any, aby zlaæ na
nich ³askê potrzebn¹ do poœwiêcenia siê. A namiestnik CHRYSTUS: nazywa³ siê s³ug¹ s³ug.
11
A nauka pod³ug CHRYSTUSA mia³a byæ s³owem Bo¿ym, chlebem i zdrojem ¿ycia. Powie-
dzia³ CHRYSTUS: Cz³owiek nie tylko ¿yje chlebem, ale i s³owem.
A póki tak by³o, szanowano urz¹d i naukê. Ale potem ludzie podli zaczêli cisn¹æ siê do urzê-
du jako do ³o¿a ciep³ego, aby w nim spaæ, a cenili miejsce urzêdowania jako karczmê przy
drodze wedle dochodów jej.
A ludzie uczeni rozdawali zamiast chleba truciznê, i g³os ich sta³ siê jak szum m³ynów pustych,
w których nie by³o ju¿ zbo¿a wiary; a wiêc m³yny szumi¹, a nikt siê z nich nie nakarmi.
A Wy staliœcie siê kamieniem probierczym ksi¹¿¹t i mêdrców œwiata tego; bo w pielgrzym-
stwie Waszym aza nie wiêcej Wam pomagali ¿ebracy ni¿ ksi¹¿êta, a w bitwach Waszych v
wiêzieniach, i ubóstwie, aza nie wiêcej Was nakarmi³ pacierz ni¿eli nauka Voltaira i Hegla,
które s¹ jako trucizna, i nauka Guizota i Cousina, którzy s¹ jako m³yny puste?
I dlatego posz³y w pogardê urzêdy i m¹droœæ, bo cz³owieka pod³ego nazywaj¹ w Europie mi-
nisterialnym, to jest cz³owiekiem urzêdowym, a cz³owieka g³upiego nazywaj¹ doktrynerem,
to jest mêdrkiem.
By³o tak i za czasów przyjœcia CHRYSTUSA, i¿ publikan rzymski, to jest urzêdnik, znaczy³,
to samo co z³odziej; a prokonsul, to jest rz¹dca, znaczy³ to samo co ciemiê¿yciel; a faryeusz,
cz³owiek piœmienny ¿ydowski, znaczy³ to¿ samo co chytry; a sofista, czyli mêdrzec grecki,
znaczy³ to¿ samo co oszust. I to znaczenie zosta³o im a¿ do dnia dzisiejszego.
A od przyjœcia Waszego takie znaczenie bêd¹ mia³y w Chrzeœcijañstwie: s³owo roi i s³owo
lord, i slowo par, i s³owo minister, i s³owo profesor.
Ale Wy powo³ani jesteœcie, abyœcie wrócili do poszanowania w kraju Waszym i w ca³ym
Chrzeœcijañstwie urz¹d i naukê.
Albowiem starsi miêdzy Wami nie s¹ ci, którzy najspokojniej na starszeñstwie zasypiaj¹ i z
urzêdu swego bogac¹ siê. Ale ci, którzy najwiêcej troszcz¹ siê i najmniej œpi¹, a przeœlado-
wani s¹ i wyœmiewani gorzej ni¿ Wy, a ziemie wielkie i bogactwa porzucili, a który z nich
wpadnie w moc nieprzyjaciela, tedy mêczony jest sro¿ej ni¿ Wy.
A w innych krajach, kiedy nachodzi nieprzyjaciel i odmienia rz¹dy, tedy lud ginu i odzierany
jest, a urzêdnicy zawsze urzêduj¹ i mêdrkowie zawsze rozprawiaj¹, i wszystkim zarówno
s³u¿¹, i od wszystkich zarówno p³atni s¹.
A z Was, wiecie, i¿ którzy dobrzy byli senatorowie Wasi i pos³owie Wasi, i dowódcy Wasi,
tych imperator moskiewski nazywa najwinniejszymi; a których on nazywa najwinniejszymi,
ci s¹ najszanowniejsi, a których on zamêczy, ci bêd¹ œwiêci.
A m¹drzy miêdzy Wami nie s¹ ci, którzy wzbogacili siê przedaj¹c naukê sw¹, i nakupili so-
bie dóbr i domów, i zyskali od królów z³oto i ³aski.
Ale ci, którzy opowiadali Wam s³owo Wolnoœci, i cierpieli wiêzienia i bicia; a ci, którzy naj-
wiêcej ucierpieli, szanowni s¹, a ci, którzy œmierci¹ zapieczêtuj¹ naukê sw¹, œwiêci bêd¹.
Zaprawdê powiadam Wam, i¿ ca³a Europa musi nauczyæ siê od Was, kogo nazywaæ m¹drym.
Bo teraz urzêdy w Europie hañb¹ s¹, a nauka Europy g³upstwem jest.
A jeœli kto z Was powie: Oto jesteœmy pielgrzymowie bez broni, a jak¿e mamy odmieniaæ
porz¹dek w pañstwach wielkich i potê¿nych?
Tedy kto tak mówi, niech uwa¿y: i¿ cesarstwo rzymskie by³o wielkie jak œwiat, i Imperator
Rzymski by³ potê¿ny jak wszyscy królowie razem.
A oto CHRYSTUS pos³a³ przeciwko niemu dwunastu tylko ludzi prostaków, ale i¿ ludzie
mieli duch œwiêty, duch poœwiêcenia siê, wiêc zwojowali Imperatora.
12
A jeœli kto z Was powie: Jesteœmy ¿o³nierze, ludzie nieuczeni, a jak¿e mamy przegadaæ mê-
drców krain, które s¹ krainy najoœwieceñsze i najucywilizowañsze?
Tedy kto tak mówi, niech uwa¿y: i¿ mêdrcy ateñscy byli zwani najoœwieceñsi i najucywilizo-
wañsi, a pokonani s¹ s³owem Aposto³ów, bo gdy Aposto³owie zaczêli nauczaæ w imiê BOGA
i Wolnoœci, tedy lud opuœci³ mêdrców, a poszed³ za Aposto³ami.
V
Nieraz mówi¹ Wam, i¿ jesteœcie wpoœród narodów ucywilizowanych i macie od nich uczyæ
siê cywilizacji, ale wiedzcie, ¿e ci, którzy Wam mówi¹ o cywilizacji, sami nie rozumiej¹ co
mówi¹.
Wyraz cywilizacja znaczy³ obywatelstwo, od s³owa ³aciñskiego civis, obywatel. Obywatelem
zaœ nazywano cz³owieka, który poœwiêca³ siê za Ojczyznê sw¹, jako Scevola i Kurcjusz, i De-
cjusz, a poœwiêcenie siê takie nazywano obywatelstwem. By³a to cnota pogañska, mniej do-
skona³a ni¿eli cnota chrzeœcijañska, która ka¿e poœwiêcaæ siê nie tylko za Ojczyznê sw¹, ale
za wszystkich ludzi; wszak¿e by³a cnot¹.
Ale potem, w ba³wochwalczym pomiêszaniu jêzyków, nazwano cywilizacj¹ modne i wy-
kwintne ubiory, smaczn¹ kuchniê, wygodne karczmy, piêkne teatra i szerokie drogi.
Toæ nie tylko chrzeœcijanin, ale poganin rzymski, gdyby powsta³ z grobu i obaczy³ ludzi, któ-
rych teraz nazywaj¹ cywilizowanymi, tedy obruszy³by siê gniewem i zapyta³by, jakim prawem
nazywaj¹ siebie tytu³em, który pochodzi od s³owa civis, obywatel.
Nie dziwujcie siê wiêc tak bardzo narodom, które w dobrym bycie tyj¹, albo gospodarne
i rz¹dne s¹.
Bo je¿eli naród dobrze maj¹cy siê i dobrze jedz¹cy i pij¹cy ma byæ najwiêcej szanowany, tedy
szanujcie miêdzy sob¹ ludzi, którzy s¹ najtuczniejsi i najzdrowsi. Owó¿ i zwierzêta maj¹ te
przymioty; ale na cz³owieka to nie dosyæ.
A jeœli narody gospodarne maj¹ byæ najdoskonalsze, tedy mrówki przewy¿szaj¹ wszystkich
gospodarnoœci¹; ale na cz³owieka to nie dosyæ.
A jeœli narody rz¹dne maj¹ byæ doskona³e, tedy kto lepiej rz¹dzi siê jak pszczo³y; ale na cz³owie-
ka to nie dosyt. Albowiem cywilizacja, prawdziwie godna cz³owieka, musi byæ chrzeœcijañska.
Pewny obywatel mia³ kilku synów i wychowa³ ich pobo¿nie i cnotliwie w domu, a potem star-
szych, skoro z dzieciñstwa wyszli, pos³a³ do szko³y wielkiej.
Starsi tedy, bêd¹c cnotliwi i pilni, uczyli siê dobrze i zyskali poszanowanie u wszystkich, i do-
brze im siê wiod³o, i post¹pili znacznie w m¹droœci.
A widz¹c, i¿ im dzieje siê dobrze, wzbili siê w dumê i rzekli: Szanuj¹ nas ludzie, i s³usznie,
boœmy mêdrsi od wielu innych, i potrzeba, ¿ebyœmy lepiej od innych mieszkali i ubierali siê,
i œwiata u¿ywali.
Ale i¿ ojciec nie dosyæ dosy³a³ pieniêdzy, bo dosy³a³ w miarê potrzeb, a nie w miarê zbytku,
przestali wiêc zg³aszaæ siê do ojca, i pok³ócili siê z nim, i zaczêli sami staraæ siê o pieni¹dze,
sposobem naprzód godziwym, potem robi¹c d³ugi na rachunek dziedzictwa, i znaleŸli lichwia-
rza, który im hojnie dodawa³, przewiduj¹c ruinê ich. Potem, bêd¹c niespokojni i smutni, umy-
œlili pocieszaæ siê pijañstwem i rozpust¹ i mówili do siebie: Ojciec nas ostrzega³ o z³ych skut-
kach pijañstwa i rozpusty, ale mamy teraz swój rozum, spróbujmy, czy siê nie pocieszymy,
u¿ywaj¹c trunku i rozkoszy w miarê, jak przysta³o na ludzi rozumnych.
13
Ale potem stracili miarê i stali siê pijakami wielkimi i rozpustnikami, a dla dostania pieniê-
dzy oszustami. Lichwiarz zaœ, wyrobiwszy na nich wyrok s¹dowy i maj¹c ju¿ dziedzictwo
ich w rêku swych, nic im nie dawa³.
Wpadli wiêc w nêdzê, a ojciec dowiedziawszy siê wydziedziczy³ ich, i oddani s¹ lichwiarzo-
wi do wyrobku; a pracuj¹c przypominali przestrogi ojca i myœlili w sercu: szkoda, ¿eœmy go
nie s³uchali. Ale i¿ byli pyszni, nie chcieli pisaæ z przeproszeniem do ojca, który p³aka³ po
nich. I ci, co nie wstydzili siê ca³ego œwiata, wstydzili siê ³ajdaków, którzy w wiêzieniu pra-
cowali z nimi, i obawiali siê, aby ³ajdacy nie powiedzieli o nich, i¿ s³abego serca s¹ i p³acz¹,
i ojca przepraszaj¹. I tak pomarli.
I widz¹c to s¹siedzi, rzekli: Oto ci m³odzieñcy byli cnotliwi, póki siedzieli w domu, a jak siê
wyuczyli w szkole, stali siê tli; nauka tedy musi byæ z³¹ rzecz¹, chowajmy wiêc dzieci w g³up-
stwie.
Ale ojciec m¹dry by³ i nie zrazi³ siê tym, i pos³a³ m³odszych synów tak¿e do szko³y wielkiej,
ale kaza³ im braæ przyk³ad z braci starszych.
Wiêc m³odsi nie zapominali nigdy nauk ojca, i post¹pili równie jak starsi w naukach, a byli
zawsze cnotliwi i szanowani, i pokazali s¹siadom, i¿ nauka dobr¹ jest rzecz¹, a ojca zawsze
s³uchaæ trzeba.
Otó¿ Koœció³ chrzeœcijañski by³ owym ojcem, a dzieæmi starszymi byli Francuzi i Anglicy,
i Niemcy; a pieni¹dzem dobry byt i s³awa œwiatowa, a lichwiarz by³ diab³em; a m³odszymi
braæmi Polacy i Irlandczycy, i Belgowie, i inne narody wierz¹ce.
VI
Na jakich ludziach Ojczyzna Wasza najwiêksze pok³ada³a nadzieje i dot¹d pok³ada?
Nie na ludziach, którzy najpiêkniej ubierali siê i tañczyli, i najlepsz¹ mieli kuchniê; bo naj-
wiêksza czêœæ tych ludzi nic mia³a w sobie mi³oœci Ojczyzny.
Ani na ludziach, którzy dawniej wojny robili i wyuczyli siê najlepiej maszerowaæ, i szyko-
waæ, i rozprawiaæ o wojnie, i ksi¹¿ki wojenne pisaæ, bo wiêksza czêœæ tych ludzi nie mia³a
wiary w sprawê ojczyst¹.
Ale na ludziach, których nazywaliœcie dobrymi Polakami, pe³nych uczucia, tudzie¿ na poczci-
wych ¿o³nierzach, tudzie¿ na m³odzie¿y.
Otó¿ i œwiat jest jak Ojczyzna, a narody jak ludzie. Œwiat pok³ada nadziejê na narodach wie-
rz¹cych, pe³nych mi³oœci i nadziei.
Zaprawdê powiadam Wam: Nie Wy macie uczyæ siê cywilizacji od cudzoziemców, ale macie
uczyæ ich prawdziwej cywilizacji chrzeœcijañskiej.
Dobrze jest uczyæ siê rzemios³ i sztuk, i nauk; nie tylko u Europejczyków, ale i u Turków, i u
dzikich mo¿na nauczyæ s siê wiele rzeczy potrzebnych. Uczcie siê tedy, abyœcie ¿yli prac¹
w³asn¹, jako Aposto³owie ¿yli z ciesielstwa i tkactwa, i bednarstwa; ale nie zapominali, i¿ s¹
Aposto³ami, nauczycielami rzeczy wiêkszych ni¿ owe rzemios³a i sztuki, i nauki.
Nie spierajcie siê z cudzoziemcami rozumowaniem i gadaniem, bo wiecie, i¿ gadatliwi i krzy-
kliwi s¹ jako ch³opiêta w szkole, a najmêdrszy nauczyciel nie przegada jednego zuchwa³ego
i jêzyczliwego ch³opiêcia.
Uczcie wiêc przyk³adem, a na gadanie ich odpowiadajcie przypowieœciami Ewangelii CHRY-
STUSA i przypowieœciami Ksi¹g pielgrzymstwa.
14
VII
Powiedzia³ CHRYSTUS: Kto idzie za mn¹, niech opuœci i ojca swego, i matkê swoj¹, i od-
wa¿y duszê swoj¹.
Pielgrzym polski powiada: Kto idzie za Wolnoœci¹, niech opuœci ojczyznê i odwa¿y ¿ycie
swoje.
Bo kto siedzi w OjczyŸnie i cierpi niewolê, aby zachowa³ ¿ycie, ten straci Ojczyznê i ¿ycie;
a kto opuœci Ojczyznê, aby broni³ Wolnoœæ z nara¿eniem ¿ycia swego, ten obroni Ojczyznê
i bêdzie ¿yæ wiecznie.
Za dawnych czasów, kiedy zbudowano pierwsze miasto na ziemi, zdarzy³o siê, i¿ wszcz¹³ siê
w mieœcie onym po¿ar.
Powstali niektórzy ludzie i spojrzeli w okno, a widz¹c ogieñ bardzo daleko, poszli znowu
spaæ, i usnêli.
A drudzy, widz¹c ogieñ bli¿ej, stali we drzwiach i mówili: Bêdziemy gasiæ, kiedy ogieñ do
nas przyjdzie.
Ale ogieñ wzmóg³ siê bardzo i po¿ar³ domy tych, którzy we drzwiach stali, a tych, którzy
spali, po¿ar³ z domami ich. Byli zaœ niektórzy ludzie poczciwi; ci widz¹c ogieñ wybiegli z do-
mów swych i ratowali bliskie s¹siady; ale i¿ ma³o by³o poczciwych, uratowaæ nie mogli.
A gdy miasto zgorza³o, oni poczciwi ludzie z s¹siadami odbudowali je, i pomaga³ im lud ca-
³ej okolicy, i stanê³o miasto wiêksze i piêkniejsze ni¿ pierwsze.
Ale owych, co nie byli u po¿aru, a tylko we drzwiach domów swych stali, z miasta wypêdzo-
no. I pomarli g³odem.
W mieœcie zaœ ustanowiono takie prawo, i¿ w czasie po¿aru wszyscy z wod¹, z drabinami i z ha-
kami do ognia biec musz¹ albo wyznacz¹ osobne ludzie, którzy noc¹ czuwa, a ogieñ gasiæ bêd¹.
I prawo takie i porz¹dek odt¹d w miastach nasta³o, i ludzie spali spokojnie.
Miastem owym jest Europa, ogniem nieprzyjaciel jej, despotyzm, a ludzie œpi¹cy s¹ Niemcy,
a ludzie we drzwiach stoj¹cy Francuzi i Anglicy, a ludzie poczciwi Polacy.
VIII
Za dawnych czasów byli w Anglii gospodarze, maj¹cy wielkie stada byd³a i trzody owiec.
Ale wilcy wpadali czêsto na pole ich i czynili szkodê. Wziêli wiêc strzelby i psy, odpêdzali
i zabijali zwierza, ale zwierz, odpêdzony jedn¹ stron¹, powraca³ drug¹, a na miejscu jednego
zabitego rodzi³o siê dziesiêæ. A gospodarze na polowaniu ustawicznym zubo¿eli, trzymaj¹c
wiele psów i kupuj¹c broñ. Stada ich i trzody ich zniszcza³y.
A¿ drudzy gospodarze, mêdrsi, rzekli: PójdŸmy dalej za zwierzem, a¿ do lasu, a wytêpim go
w gnieŸdzie jego. Ale wilcy przyszli znowu z drugich lasów, i owi gospodarze zubo¿eli,
i trzody potracili.
Zubo¿awszy poszli do s¹siadów i rzekli: Zbierzmy ca³y lud, polujmy rok ca³y, a¿ wyg³adzim
wilki na ca³ej wyspie: ho Anglia jest wysp¹.
Poszli tedy i polowali, a¿ wytêpili zwierza co do jednego; potem z³o¿yli broñ, rozpuœcili psiar-
niê, a barany ich pas¹ siê bez pasterza od owych czasów a¿ do dziœ dnia.
IX
Zaœ w kraju w³oskim by³ powiat bardzo ¿yzny w oliwê i ry¿, ale niezdrowy, bo latem przy-
chodzi³o nañ powietrze, zwane malaria, które febrê œmierteln¹ przynosi.
15
Ludzie owego powiatu jedni kadzili w domach swych ³o¿¹c wielkie pieni¹dze na kadzid³o,
drudzy budowali parkany od zachodu, sk¹d mór przychodzi³, inni uciekali w niezdrow¹ porê.
a¿ wszyscy wymarli, i sta³ siê powiat ten pusty, a po gajach oliwnych i polach ry¿owych cho-
dzi³y dzikie œwinie.
I przysz³a malaria do drugiego powiatu, i zaczêli znowu ludzie kadziæ siê i ucieka³, a¿ zna-
laz³ siê cz³owiek m¹dry i rzek³ im: Z³e powietrze rodzi siê daleko od was, w bagnie, o mil
piêædziesi¹t st¹d, pójdŸcie wiêc, osuszcie bagno spuszczaj¹c wodê; a jeœli sami od z³ego po-
wietrza pomrzecie, zostan¹ dzieci wasze w dziedzictwie waszym, a powiat was b³ogos³awiæ
bêdzie.
Ale owi ludnie lenili siê iœæ daleko i obawiali siê œmierci, wiêc wkrótce pomarli w ³o¿ach
swych. Z³e powietrze idzie dalej i zajê³o ju¿ dziesiêæ powiatów.
Bo kto nie wyjdzie z domu, aby z³o znaleŸæ i z oblicza ziemi wyg³adziæ, do tego z³o samo
przyjdzie i stanie przed obliczem jego.
X
Pamiêtajcie, ¿e jesteœcie wpoœród cudzoziemców jako trzoda wœród wilków i jako obóz
w kraju nieprzyjacielskim, a bêdzie miêdzy wami zgoda.
Ci, co niezgodni, s¹ jak barany, które siê od³¹czaj¹ od trzody, bo nie czuj¹ wilka; albo jak
¿o³nierze, którzy od³¹czaj¹ siê od obozu, bo nie widz¹ nieprzyjaciela; a gdyby czuli i widzie-
li, byliby w kupie.
A nieprzyjacielem Waszym jest nie tylko trójca szatañska, ale wszyscy, którzy czyni¹ i mó-
wi¹ w imiê trójcy tej, a tych liczba jest wielka miêdzy cudzoziemcami, czcicieli Mocy i Rów-
nowagi, i Ko³a, i Interesu.
Nie wszyscy jesteœcie równie dobrzy, ale gorszy z Was lepszy jest ni¿ dobry cudzoziemiec;
bo ka¿dy z Was ma ducha poœwiêcenia siê.
Ale jeœli niektórzy z Was ró¿ni¹ siê od drugich, tedy dlatego, i¿ przybrali suknie cudzoziem-
skie: jedni w³o¿yli czerwone czapki francuskie, a drudzy gronostaje angielskie, a drudzy togi
i birety niemieckie. A dzieci przebranych czêsto matka w³asna nie pozna.
Ale skoro ubior¹ siê wszyscy w czamary polskie, i poznaj¹ siê wszyscy, i usiêd¹ na kolanach
matki, a ona wszystkich zarówno uœciœnie.
Nie wyszukujcie ustawicznie w przesz³oœci b³êdów i grzechów. Wiecie, i¿ ksi¹dz na spowie-
dzi zakazuje ludziom o przesz³ych grzechach myœleæ, a tym bardziej z drugimi gadaæ, bo ta-
kie myœli i gadania znowu do grzechu prowadz¹.
Nie krzyczcie: Oto na tym cz³owieku taka plama jest, muszê j¹ pokazaæ; oto ten cz³owiek
pope³ni³ taki a taki wystêpek. B¹dŸcie pewni, i¿ znajd¹ siê ludzie, których obowi¹zkiem bê-
dzie te brudy wygrzebywaæ; i sêdziowie, do których nale¿eæ bêdzie s¹d; i kat, który ukarze.
Jeœli idziecie przez miasto, a wszak¿e nie czyœcicie bruku, widz¹c œmiecie; a jeœli spotkacie
z³odzieja z³owionego, nie spieszycie siê ci¹gn¹æ go na szubienicê. S¹ inni ludzie, do których
to nale¿y.
A na tych ludziach nigdy nie zabraknie; bo gdy zabrak³o niedawno kata w jednym mieœcie
francuskim, tedy poda³o siê zaraz trzystu szeœædziesiêciu szeœciu kandydatów.
Mówi¹c o przesz³oœci, jeœli powtarzacie: Oto w tej bitwie zrobiono taki b³¹d, a w owej bi-
twie taki b³¹d, a w tym marszu taki b³¹d dobrze to jest, ale nie myœlcie, ¿eœcie bardzo rozum-
ni; bo ³atwo widzieæ niedostatki, a trudno zalety.
16
Jeœli na obrazie jest plama czarna albo w obrazie dziura, tedy lada g³upi postrze¿e je; ale za-
lety obrazu widzi tylko znawca.
Ludzie dobrzy s¹dz¹ zaczynaj¹c od dobrej strony.
Gotuj¹c siê do przysz³oœci, potrzeba wracaæ siê myœl¹ w przesz³oœæ, ale o tyle tylko, o ile
cz³owiek gotuj¹cy siê do przeskoczenia rowu wraca siê w ty³, aby siê tym lepiej rozpêdziæ.
XI
Jesteœcie miêdzy cudzoziemcami jako rozbitkowie na brzegu cudzym.
Onego czasu rozbi³ siê okrêt; wszak¿e czêœæ ludzi wyp³ynê³a na brzeg cudzy.
Byli zaœ miêdzy tymi, co wyp³ynêli, ¿o³nierze i majtkowie, ludzie morscy, i rzemieœlnicy,
i uczeni pisz¹cy ksi¹¿ki.
Wszyscy narzekali i chcieli do Ojczyzny wróciæ; i weszli w radê.
Lud brzegu onego nie dawa³ im okrêtu ani ³odzi, a bêd¹c chciwy, nie dawa³ im drzewa bez
pieniêdzy.
Poszli tedy do lasu i zaczêli opatrywaæ drzewa i rozprawia, wiele tych drzew potrzeba i jaki okrêt
zbudowaæ, czy podobny do dawnego, czy nowym kszta³tem, czy fregatê, czy bryg, czy kuter.
Tymczasem ludzie owego brzegu przybiegli na odg³os k³ótni i wygnali rozbitków z lasu.
Zaczêli wiêc narzekaæ; i weszli w radê.
Mówili jedni, i¿ przyczyn¹ rozbicia by³ sternik, i chcieli go zabiæ, ale by³ uton¹³; drudzy skar-
¿yli majtków, ale mieli tylko kilku ludzi morskich, i zabiwszy ich, nie mieliby z kim p³yn¹æ,
wiêc ich tylko ³ajali i ur¹gali siê nad nimi.
Niektórzy wywodzili, i¿ rozbicie przysz³o z wiatrem pó³nocnym, inni sk³adali je na wiatr za-
chodni, inni obwiniali ska³ê podwodn¹. I sta³a siê miêdzy nimi k³ótnia wielka, trwa³a zaœ rok
ca³y, a nic nie uradzono.
Rzekli wiêc: RozejdŸmy siê, a szukajmy sposobu do ¿ycia. Wiêc cieœle poszli budowaæ domy,
a mularze murowaæ, a uczeni ksi¹¿ki pisaæ cudzoziemcom, ka¿dy rzemieœlnik wedle rzemio-
s³a swego.
I sta³o siê, ¿e wszyscy têsknili do Ojczyzny; a jedni nie umieli budowaæ wedle rozkazania
budowniczych cudzoziemskich, a drudzy nie umieli pisma onych ludzi.
Narzekali wiêc; i weszli znowu w radê.
I znalaz³ siê miêdzy nimi cz³owiek prosty, który dot¹d milcza³, bo by³ cichy; ten rzek³ im:
Pracuj¹c i ¿ywi¹c siê, zapominacie, ¿e musimy powracaæ do Ojczyzny; a nie powrócimy, tyl-
ko okrêtem i po morzu. Niech wiêc ka¿dy z was buduje i muruje, i pisze ale razem niech ka¿-
dy kupi siekierê, a uczy siê p³ywaæ.
Zaœ ludzie morscy, którzy miêdzy nami s¹, niech wywiedz¹ siê o morzu i o brzegach tutej-
szych, i o wiatrach.
A gdy ju¿ bêdziem gotowi, pójdziemy do lasu i zbudujem prêdko okrêt, nim siê obejrz¹ lu-
dzie brzegu tego. A jeœli zechc¹ nam wstrêt czyniæ, tedy maj¹c siekiery, obronimy siê.
Rzekli wiêc: Obierzmy sternika.
Jedni chcieli starego, drudzy m³odego; mularze innego, uczeni innego. I trwa³a ta k³ótnia pó³
roku, i nic nie postanowili. Natenczas rzek³ im ów cz³owiek prosty: Obierzcie naprzód cie-
œlê, który by wam prêdko okrêt zbudowa³, a zbudujcie tymczasem kszta³tem dawnym, bo nie
mamy czasu nowego próbowaæ. A gdy wsi¹dziemy i wyp³yniemy, zbierzemy ludzi, którzy
miêdzy nami s¹ ludzie morscy, i ka¿emy im obraæ spomiêdzy siebie sternika.
17
Ludzie morscy, równie jak my, nie zechc¹ uton¹æ; wiêc dobrze wybior¹.
A jeœliby i wtenczas by³a miêdzy nami k³ótnia, tedy skoñczy siê, bo mocniejsi s³abszych albo
powi¹¿¹, albo w morze wrzuc¹; a póki jesteœmy na tym brzegu, k³ótnia nigdy nie skoñczy siê, bo
nam nie wolno ani zabijaæ drugich, ani wi¹zaæ. Zrobili ci tak, jak im radzi³, i wyp³ynêli szczêœliwie.
XII
W radach Waszych i zmowach nie naœladujcie ba³wochwalców.
Bo niektórzy z Was zaczynali rady i zmowy, i spiski, do których trzeba m¹droœci i zgody, za-
czynali przy obiadach i wieczerzach, od jedzenia i od picia.
A któ¿ kiedy widzia³, aby brzuch pe³ny dawa³ m¹droœæ, i g³owa pijana zgodê; aby z miêsa i z wina
wskrzesiæ Ojczyzno; I dlatego zmowy i spiski takie nie udaj¹ siê, bo jaki pocz¹tek, taki koniec.
A lekarze wiedz¹, i¿ dzieciê poczête z ojca, który siê ob¿ar³ i opi³, g³upie jest i nied³ugo ¿yje.
Przeto i Wy zaczynajcie radê i zmowê obyczajem przodków, id¹c na mszê i do komunii; a co
wtenczas uradzicie, m¹dre bêdzie.
I nie widziano nigdy, i¿by ludzie byli niezgodni dnia tego, kiedy przystêpowali pobo¿nie do
komunii, i aby dnia tego byli lêkliwi.
Wchodz¹c na radê albo zmowê, upokorzcie siê przed oczyma Waszymi, albowiem bez poko-
ry nie ma zgody.
St¹d nie mówi siê do ludzi: podnieœcie siê do zgody, ale: sk³oñcie siê do zgody.
A kto chce zwi¹zaæ wierzcho³ki drzew, musi je nachyliæ: nachylcie wiêc rozumy Wasze,
a zwi¹¿¹ siê.
W uroczystoœciach Waszych nie naœladujcie ba³wochwalców. Albowiem ba³wochwalcy, miê-
dzy którymi ¿yjecie, obchodz¹ œwiêta narodowe, weso³e czy smutne, zawsze jednym sposo-
bem, to jest jedzeniem i piciem; stó³ jest o³tarzem ich, a brzuch Bogiem ich.
Wy zaœ obchodŸcie œwiêta Wasze narodowe: Œwiêto Powstania i Œwiêto Grochowskie, i Œwiêto
Wawru, obchodŸcie obyczajem przodków Waszych, id¹c z rana do koœcio³a i poszcz¹c dzieñ ca³y.
A pieni¹dze, oszczêdzone dnia tego od gêby Waszej, dajcie Starszym na karmienie matki
Ojczyzny. A takiego obchodu ani urz¹d ¿aden nie zabroni, ani potrzeba na taki obchód naj-
mowaæ domy wielkie i schodziæ siê gromadnie na rynkach.
Nie naœladujcie ba³wochwalców w ubiorach Waszych.
Bo ba³wochwalcy, miêdzy którymi ¿yjecie, urz¹d chc¹ zrobiæ szanownym nie przez poœwiê-
cenie siê, ale przez ubiór; i czepiaj¹ na siebie purpurê i gronostaje, i wstêgi, i ordery; i s¹ jako
nierz¹dnice, które siê biel¹ i ró¿uj¹, i stroj¹, i im brzydsze, tym piêkniej ubieraj¹ siê.
Wy noœcie czamary powstañskie, i starsi, i m³odsi; bo wszyscy jesteœcie ¿o³nierzami powsta-
nia Ojczyzny. Czamar¹ zaœ nazywa siê po polsku strój, w który ubierano umieraj¹cego.
A wielu z Was umrze w stroju powstañskim. Wszyscy zaœ niech bêd¹ gotowi umrzeæ.
Któ¿ nie pozna pod czamar¹ powstañsk¹ Mê¿a, co zwyciêsko ¿y³ pod Wawrem; i Mê¿a, co
zwyciê¿y³ pod Stoczkiem; i Mê¿a, co wyprowadzi³ wojsko z Litwy; i Mê¿a, który prowadzi³
pu³k Wo³yñski; i Mê¿a, który powiedzia³ w dniach powstania: M³odzieñcy, róbcie, coœcie za-
myœlili, idŸcie, a walczcie; i M³odzieñców, którzy pierwsi wygnali tyrana; i Mê¿a, który wy-
rzek³ pierwszy: Precz z Miko³ajem! Wiadome s¹ na œwiecie imiona ich.
A któ¿ wie, jak siê nazywa król neapolitañski, i sardyñski, chocia¿ purpurê nosz¹? Kto zna
imiona synów królewskich w innych krajach; i imiona marsza³ków i wodzów, nosz¹cych bu-
³awy i wstêgi? Nikt o nich nie wie.
18
A o innych wiedz¹ tylko dlatego, i¿ znaczni s¹ wielk¹ z³oœci¹ i g³upstwem; jako w miastecz-
ku wiedz¹ imiê s³awnego rozbójnika i s³awnego z³odzieja, i s³awnego kuglarza, i wariata, któ-
ry w³óczy siê po ulicach i lud œmieszy.
A taka s³awa jest cara Miko³aja i carzyka Don Migela, i carzyka Modeny, i wielu królów i mi-
nistrów, których znacie. Noœcie wiêc czamary powstañskie.
Kto zaœ ma potrzebê wzi¹æ strój inny, dro¿szy, i staje mu na to, niech tak post¹pi: jeœli suknia
kosztuje talarów dziesiêæ, niech kupiwszy sukniê z³o¿y drugie talarów dziesiêæ na odziewa-
nie Ojczyzny. To¿ sarno zrobicie i ze straw¹, i z mieszkaniem, które ma byæ ¿o³nierskie; a co
jest dro¿sze nad ¿o³nierskie, od tego podatek dobrowolny z³ó¿cie.
A wszak¿e nie patrzcie drugich, jak jadaj¹ i ubieraj¹ siê, i mieszkaj¹, tylko patrzcie samych siebie;
albowiem napisana jest ta rada nie dlatego, abyœcie pod³ug niej s¹dzili drugich, ale samych siebie.
Bo dla drugich b¹dŸcie ³agodni, a dla siebie surowi. A pod³ug tego, jak drugich s¹dzicie, sami
bêdziecie s¹dzeni.
Uwa¿cie jeszcze tê tajemnicê:
I¿ kto bardzo surowie potêpi bliŸniego za b³¹d jaki, albo za lêkliwoœæ, albo za opiesza³oœæ,
albo za niesta³oœæ, tedy sam pewnie w ten b³¹d wpadnie i s¹dzony bêdzie od drugich.
Jest to tajemnica, któr¹ pewien pobo¿ny Polak odkry³, Wam obwieszcza.
Na tchórza najsro¿ej nastaj¹ tchórze, na z³odzieja z³odzieje. a z wariata najg³oœniej œmiej¹ siê
drudzy wariaci.
A cz³owiek rozumny i odwa¿ny w mowach pob³a¿aj¹cy jest; wszak¿e jeœli Zwierzchnikiem
jest i Sêdzi¹, i lud mu da miecz w rêce, wtenczas surowy jest, i s¹dzi i karze pod³ug sumie-
nia; albowiem przez usta jego wyrokuje lud ca³y, a mieczem jego zabija rêka ludu.
A cz³owiek pró¿ny surowy jest w mowach, póki fest prostym cz³owiekiem; a gdy zostanie
Starszym ludu i Sêdzi¹, natenczas wydaje siê nikczemnoœæ jego, bo lêkliwy jest i pob³a¿aj¹-
cy, a nie s¹dzi wedle serca ludu, ale wedle przyjaŸni swych i nienawiœci swych.
Jeœli o kim powiesz nies³usznie: zdrajc¹ jest, albo powiesz nies³usznie: szpiegiem jest, tedy
b¹dŸ pewien, i¿ o tobie to¿ samo mówi¹ inni, w tej¿e samej chwili.
Nie rozró¿niajcie siê miêdzy sob¹ mówi¹c: Ja jestem ze starej s³u¿by, a ty jesteœ z nowej s³u¿-
by; ja by³em pod Grochowem i Ostro³êk¹, a ty pod Ostro³êk¹ tylko; ja by³em ¿o³nierzem, a ty
powstañcem; ja Litwin, a ty Mazur.
Którzy tak mówi¹, niech przeczytaj¹ ewangeli¹ o robotnikach, którzy wyszli do winnicy, jed-
ni wezwani rano, drudzy w po³udnie, a inni wieczorem, a wszyscy równ¹ wziêli zap³atê. A ci,
co wczeœniej przyszli, zazdroœcili póŸniejszym; Pan zaœ rzek³: Zazdroœnicy, a có¿ wam do
tego, byleœcie sami wziêli tê zap³atê?
Znajdziecie wiele dzieci ¿o³nierskich u cudzoziemców, a dzieci powstañców s¹ tylko u Was.
Litwin i Mazur bracia s¹; czy¿ k³óc¹ siê bracia o to, i¿ jednemu na imiê W³adys³aw, drugie-
mu Witowt? Nazwisko ich jedne jest: nazwisko Polaków.
XIII
Nie spierajcie siê o zas³ugi Wasze i o pierwszeñstwo, i o znaki.
Do pewnego miasta szturmowali ¿o³nierze mê¿ni, i postawiono na murze drabinê, a wojsko
krzyknê³o: Kto pierwszy postawi nogi na murze, bêdzie mia³ znak wielki wojskowy.
Przybieg³a pierwsza rota, a i¿ ka¿dy chcia³ pierwszy wst¹piæ na szczeble, zaczêli siê odpy-
chaæ i obalili drabinê. i pobici s¹ z murów.
19
Postawiono wiêc drug¹ drabinê, i nadbieg³a druga rota, a który najpierwej wskoczy³ na szcze-
ble, puszczono go, a drudzy postêpowali za nim.
Ale pierwszy ¿o³nierz w pó³ drabiny straci³ si³ê i zatrzyma³ siê, drugim zawalaj¹c drogê.
A wiêc nastêpuj¹cy ¿o³nierz targa³ siê z nim i oderwa³ go, i w dó³ rzuci³, i innych zepchn¹³;
zrobi³o siê zamieszanie wielkie, i wszyscy pobici s¹.
A¿ postawiono trzeci¹ drabinê, i wbieg³a trzecia rota; pierwszy ¿o³nierz dosta³ ranê i iœæ da-
lej nie chcia³. Ale nastêpuj¹cy po nim by³ m¹¿ silny i ogromny, wiêc nic nie mówi¹c porwa³
go i niós³ przed sob¹, i zastawia³ siê nim jak tarcz¹, i postawi³ go na murze; za czym wbiegli
inni porz¹dkiem i miasto zdobyli.
A wojsko potem wesz³o w radê i chcia³o daæ znak wielki owemu ¿o³nierzowi silnemu. On
zaœ tak im mówi³:
Bracia ¿o³nierze, okrzyknêliœcie, i¿ kto pierwszy na murze nogi postawi, znak weŸmie, a oto
jest ¿o³nierz ranny, który stan¹³ przede mn¹; on tedy znak weŸmie. Przez niego BÓG miasto
zdoby³.
Nie wa¿cie go lekce, mówi¹c, i¿ tylko prêdkoœci nóg winien pierwsze miejsce, bo i prêdkoœæ
jest przymiot w ¿o³nierzu, jako sita i mêstwo.
Nie mówcie, i¿ on nic nie sprawi³; bo gdyby go nie raniono przede mn¹, tedy ja odniós³bym
tê ranê, i mo¿e byœmy miasta dziœ nie wziêli. A ten, kto zas³ania, równy temu, kto walczy;
i tarcz ma równ¹ cenê jak miecz. Znaku nie potrzebujê, bo wszyscy wiedz¹, com zrobi³.
BÓG daje zwyciêstwo, u¿ywaj¹c prêdkoœci jednego, mêstwa drugiego, si³y trzeciego; a skoro
cz³owiek zrêczny lub silny, zamiast nieœæ w górê towarzysza s³abszego, str¹ca go, tedy robi
zamieszanie i klêskê; a jeœli chwali siê z zas³ugi swej, zasiewa niezgodê.
XIV
Niech ka¿dy sk³ada talent swój OjczyŸnie, jako dar w skarbonê tajemnie, i nie mówi¹c, wiele
z³o¿y³. Przyjdzie czas, ¿e siê karbom nape³ni, a Pan Bóg zapisuje, ile ka¿dy z³o¿y³.
Ale jeœli chwaliæ siê bêdziecie, i¿ tyle a tyle z³o¿yliœcie, tedy wyœmiej¹ Was ludzie i poznaj¹,
¿eœcie dawali talent Wasz tylko dla chluby.
Zas³uga dla Ojczyzny jest jako proch.
Kto proch szeroko rozsypie i podpali, zrobi ma³y b³ysk, bez mocy i huku, i skutku.
Ale kto proch zakopie g³êboko i podpali, tedy wywróci ziemiê i mur z hukiem i skutkiem, a ludzie
mówiæ bêd¹: Zaiste by³o tam wiele prochu; chocia¿ by³o niewiele, ale w zakopaniu g³êbokim.
Przeto¿ i zas³uga g³êboko schowana poka¿e siê s³awnie; a kto j¹ tak schowa, ¿e siê na tym
œwiecie nigdy nie poka¿e, tedy uka¿e siê w wiecznoœci, i huk jej bêdzie nieskoñczony, i blask
jej nigdy nie gasn¹cy; i skutek jej na wieki.
Zas³uga dla Ojczyzny jest jako ziarno; kto obnosi to ziarno w rêku i wszystkim pokazuje
wo³aj¹c: Oto jest ziarno wielkie tedy wysuszy je i nic z niego nie otrzyma
Ale kto zakopie ziarno w ziemiê, a czeka cierpliwie kilka tygodni, tedy ziarno wyda roœlinê.
Ale kto schowa ziarno w k³osie na rok przysz³y, na ¿ycie s przysz³e, ten otrzyma ziarn sto;
a z tych stu tysi¹ce tysiêcy. A przeto, im kto d³u¿ej czeka nagrody, tym wiêksz¹ weŸmie; a kto
jej tu nie weŸmie, tam weŸmie najwiêksz¹.
A có¿ mówiæ o ludziach, którzy skar¿¹ siê mówi¹c: Waleczni byliœmy, a nie mamy starszeñ-
stwa i znaku! A czy¿ walczyliœcie dla starszeñstwa i znaku? Kto dla starszeñstwa i znaku
walczy, niech idzie do Moskala.
20
A có¿ mówiæ o ludziach; którzy skar¿¹ siê mówi¹c: Oto ten, który stoi na prawo, lêkliwy jest,
a wzi¹³ znak, oto ten, który stoi na lewo, niem¹dry jest, a wzi¹³ starszeñstwo! A czyli¿ ¿o³nierz
dobry, bieg¹c na nieprzyjaciela, ogl¹da siê na prawo, na lewo? Nie ogl¹da siê, ale naprzód idzie.
Bo kto ogl¹da siê na prawo i na lewo, tchórz jest. Ogl¹daæ siê i ogl¹daæ jest rzecz Naczelnika.
A có¿ mówiæ o ludziach, którzy skar¿¹ siê mówi¹c: Naczelnik nasz pomyli³ siê, daj¹c znaki,
wybieraj¹c na starszeñstwo ludzi z³ych. Bo widzi ka¿dy ³atwo wadê w Naczelniku, a nic:
widzi przymiotu; i widzi zasiê w sobie przymiot, a nie widzi wady. A czêsto to dobre, które
jest w Naczelniku, potrzebniejsze jest dla dobra narodu ni¿eli to dobre, które w nas jest.
Albo¿ nie wiecie, i¿ CHRYSTUS BÓG wybra³ miêdzy dwunastu Aposto³ów jednego zdraj-
cê; tedy Naczelnik cz³owiek, jeœli miêdzy dwunastu wybierze piêciu z³ych do urzêdu i do
znaku, doskona³y jest.
A miêdzy Aposto³ami Jan Œwiêty by³ najwiêcej kochany, chocia¿ najm³odszy i nie mia³ ¿ad-
nego osobnego urzêdu; ani by³ namiestnikiem jak Piotr, ani przeznaczony do powo³ania na-
rodów jak Pawe³, ani podskarbim jak ,Judasz.
A przecie¿ Jan jeden przepowiedzia³ przysz³oœæ w Apokalipsie, i nazwany jest Or³em, i ko-
niec jego tajemniczy jest i wielu myœli, i¿ on nie umar³, ale dot¹d ¿yje; a tego nie myœli o ¿ad-
nym Apostole.
Otó¿ widzicie, i¿ zas³uga bez urzêdu sta³a siê okazalsz¹ na wieki.
XV
Jesteœcie miêdzy cudzoziemcami jako gospodarze szukaj¹c: goœci i spraszaj¹cy ich na ucztê
Swobody do domu swego.
Pewny gospodarz g³upi spraszaj¹c goœci pokazywa³ im naprzód w domu swoim miejsca, gdzie
zrzucaj¹ œmieci, i inne miejsca brudne, tak i¿ ckliwoœæ obudzi³ i nikt potem nie chcia³ siadaæ
do sto³u jego.
Ale gospodarz rozumny prowadzi goœci czystym przysionkiem do izby biesiadnej: Miejsca
na œmiecie i brudy w ka¿dym domu s¹, ale zakryte od oczu.
S¹ miêdzy Wami, którzy mówi¹c cudzoziemcom o Ojczymie swej, zaczynaj¹ od tego, co w jej
prawach i ustanowieniach niedoskona³e by³o i niedobre; drudzy zaœ zaczynaj¹ od tego, co
piêkne i naprzód godne widzenia. Powiedzcie¿ teraz, którzy z nich s¹ g³upi gospodarze, a któ-
rzy rozumni? I którzy goœci do domu zaprosz¹?
Nie miotajcie pere³ przed wieprze; nie wszystkim cudzoziemcom gadajcie o wielkich rze-
czach, które poczyni³ naród Wasz dla dobra œwiata, bo jedni Wam nie uwierz¹, a drudzy Was
nie zrozumiej¹, a¿ siê nawróc¹.
Pewien chrzeœcijanin mieszka³ pod lasem, bêd¹c gajowym. Ten ujrza³, i¿ zbójca wykrada siê
z lasu i d¹¿y ku karczmie, w której mieszkali ¯ydzi, aby ich pobi³ i odar³. Rozbójnik rzek³ do
gajowego: PójdŸmy razem na ¯ydy, a podzielim siê ³upem ich.
Gajowy mia³ w rêku strzelbê, ale tylko nabit¹ œrutem na ptaszki, przecie¿ rzuci³ siê na rozbójni-
ka i rani³ go, sam zaœ by³ mocniej zraniony, i porwali siê za barki, i bili siê d³ugo, a¿ rozbójnik
obali³ gajowego i podepta³, i myœli³, i¿ go zabi³. Ale sam bêd¹c zraniona nie móg³ dla ujœcia
krwi iœæ na rozbój i wróci³ do lasu. Gajowy zaœ zawlók³ siê do karczmy dla ratunku.
I rzek³ ¯ydom: Oto spotka³em mê¿a rozbójnika i odpêdzi³em go, i zrani³em, ale skoro wyle-
czy siê, wróci; a jeœli tu nie wróci, tedy pójdzie ³upiæ inne ¯ydy po karczmach. Wstañcie wiêc;
21
pojmajcie go i zwi¹¿cie; a jeœli boicie siê, pomó¿cie mnie; rozbójnik jest m¹¿ du¿ej rêki, ale
i¿ os³abiony, po¿yjem go.
¯ydzi zaœ widzieli z karczmy, co siê sta³o, i wiedzieli, ¿e ich obroni³; ale obawiali siê, aby
nie prosi³ zap³aty.
Wiêc udali wielkie zadziwienie, pytaj¹c, sk¹d przychodzi i czego ¿¹da; starsi dali mu wódki
i chleba, a bachury p³aka³y, niby z litoœci.
I rzekli wszyscy: Nie wierzymy, aby rozbójnik chcia³ nas zabijaæ; bywa³ tu u nas dawniej i pi³
wódkê, a nic nam z³ego nie zrobi³.
Odpowiedzia³ im gajowy: Jeœli tu by³, tym gorzej dla was, bo obejrza³ dom wasz i skrzynie
wasze, i obaczy³, ¿e w domu mieszkaj¹ ¯ydzi, to jest lêkliwego i s³abego serca naród.
Na to rzekli znowu ¯ydzi: Nie bluŸñ na naród nasz; albo¿ nie z niego, nie z naszego narodu
by³ Dawid, który zabi³ Goliata, i Samson, najmocniejszy z ludzi?
Odpowiedzia³ im gajowy: Cz³owiek jestem w ksiêgach nie uczony, s³ysza³em od plebana, ¿e
ów Dawid i Samson pomarli i nie powstan¹; radŸcie wiêc o sobie.
Rzekli wiec ¯ydzi: Nie nasza rzecz lasy ze zbójców oczyszczaæ, jest na to urz¹d i wojsko; idŸ,
a powiedz im. Odpowiedzia³ gajowy: Broni¹c was, nie pyta³em urzêdu i nie czeka³em na wojsko.
Rzekli mu ¯ydzi: Broni³eœ sam siebie.
Odpowiedzia³ im gajowy: Mog³em w¿dy pomagaæ rozbójnikowi ³upu was albo iœæ z daleka
za nim i milczeæ, a podzieli³by siê ze mn¹ dobrem waszym. Mog³em te¿ z domu nie wy-
chodziæ.
Rzekli mu ¯ydzi: Broni³eœ nas, bo spodziewa³eœ siê zap³aty. Jako¿ daliœmy tobie wódki i chle-
ba, i opatrzyliœmy ranê, i damy ci jeszcze talar bity.
Odpowiedzia³ im gajowy: Zap³aty waszej nie chcê, a za chleb i wódkê, i leki odeszlê pieni¹-
dze, skoro wrócê do domu mego. Rzekli mu znowu ¯ydzi: Bi³eœ siê ze zbójc¹, bo wiemy, ¿eœ
cz³owiek k³ótliwy i lubisz bój, i szukasz po lesie zwierza.
Odpowiedzia³ im gajowy: Gdybym szed³ na bój, uzbroi³bym siê lepiej, wzi¹³bym kule i ta-
sak; wyszed³bym albo piewej, albo potem; a widzieliœcie, ¿em nie wyszed³ ani pierwej, ani
potem, ale w tê samê chwilê, kiedy ujrza³em mê¿a rozbójnika id¹cego na was.
Wiêc ¯ydzi zadziwili siê bardzo i rzekli: Powiedz tedy, . a przyznaj siê, dlaczegoœ to zrobi³,
co zrobi³eœ; i jakie by³y myœli twe, bo cz³owiek dziwny jesteœ!
Odpowiedzia³ gajowy: Tego jednego wam nie powiem, a choæbym powiedzia³, nie zrozumie-
cie, bo inny jest rozum ¿ydowski, a inny chrzeœcijañski; ale gdybyœcie siê nawrócili do Chrze-
œcijañstwa, zrozumielibyœcie sami postêpowanie moje, nie potrzebuj¹c pytaæ siê mnie. I to
rzek³szy wyszed³ od nich.
Id¹c zaœ jêcza³ dla ran.
A ¯ydzi mówili miêdzy sob¹: Chlubi siê, ¿e jest mê¿ny, a jêczy; rany jego nie s¹ ciê¿kie, i tyl-
ko jêczy, aby nam straszy³ dzieci.
Wiedzieli ¯ydowie, i¿ ciê¿ko raniony by³, ale czuli, i¿ Ÿle zrobili, a chcieli sami w siebie
wmówiæ, ¿e nic z³ego nie zrobili. I gadali g³oœno, aby sumnienie swe zag³uszyæ.
XVI
Jesteœcie w ziemi cudzej wœród bezprawia jako podró¿ni, którzy w kraju nieznanym wpadn¹
w jamê.
Do jamy wilczej wpad³o kilku podró¿nych. Byli miêdzy nimi panowie, s³udzy i przewodnik.
22
A skoro ujrzeli siê na dnie jamy, zmierzyli j¹ oczyma i choæ nic do siebie nie mówili, zgadli,
co trzeba by³o robiæ.
Stan¹³ tedy na dnie jamy jeden z nich, najsilniejszy i najgrubszy, a drugi wst¹pi³ mu na barki,
a trzeci drugiemu wst¹pi³ te¿ na barki, a ostatniemu na barki wst¹pi³ przewodnik.
Tak robi¹c drabinê, nie uwa¿ali, kto pan, kto s³uga; ale os¹dzili sami siebie po tuszy i szero-
koœci barków.
Os¹dzili te¿, i¿ najwy¿ej trzeba stawiæ przewodnika i najpierwej z jamy wysadziæ, i¿ zna³
drogi i miejsca i najrychlej znalaz³by pomoc.
A gdy przewodnik wyszed³, czekali w milczeniu; posilaj¹c siê pokarmem, który mieli w sa-
kwach, obdzielaj¹c ka¿dego wedle g³odu jego.
Niektórzy lêkali siê, aby przewodnik nie zostawi³ ich tam, ale nic nie mówili, ¹by towa-
rzyszom serca nie psuæ, i rzekli w sercu tylko: Jeœli nas zdradzi, bêdziemy mieli czas na-
rzekaæ.
Po krótkiej chwili przewodnik ludzi sprowadzi³ i podró¿nych wyci¹gn¹³, i do wsi odwiód³.
Wiêc milcz¹c po¿egnali siê; i myœlili podró¿ni: Przewodnik g³upi jest, ale i¿ zb³¹dzi³ z g³up-
stwa, a nie ze z³ej woli, i mia³ dosyæ strachu, puœæmy go w pokoju; wszak¿e drugi raz lepiej
wybierajmy przewodnika.
Przewodnik zaœ myœli³: Zb³¹dzi³em, o ma³o co nie zgubi³em tych oto poczciwych ludzi, drugi
raz nie podejmê siê nigdy przewodnictwa.
I trwa³o miêdzy tymi ludŸmi od czasu wpadnienia a¿ do czasu wyjœcia g³uche milczenie.
Nastêpnego roku wpadli do tej¿e jamy podró¿ni drudzy z drugim przewodnikiem, i umyœlili
tym¿e sposobem ratowaæ siê.
Ale by³ spór, kogo postawi¹ na dole, bo panowie nie chcieli s³ug dŸwigaæ na barkach, a s³u-
dzy obawiali siê, aby panowie wyszed³szy nie zostawili ich.
Wszyscy zaœ obawiali siê wypuœciæ przewodnika, bo go w gniewie za b³¹d ³ajali i bili; mu-
sia³ im tedy zakl¹æ siê przysiêg¹ wielk¹, i¿ powróci.
Skoro wyszed³, pomyœli³ sobie: •li to ludzie s¹ i coœ na mnie knuj¹, bo mi nie wierzyli; zo-
stawiê ich tam w jamie. Szed³ wiêc do domu swego.
A podró¿ni kilka dni marli g³odem; a¿ przypadkiem trafili na nich ludzie i wyci¹gnêli ich.
Ledwie wyszli na wolnoœæ, jedni chcieli puszczaæ siê dalej w drogê, drudzy szukaæ i karaæ
niewiernego przewodnika. K³ócili siê wiêc z sob¹ i roz³¹czyli.
Zapalczywsi szli, kln¹c i gro¿¹c przewodnikowi; i sta³o siê, i¿ im nikt nie chcia³ przewodni-
czyæ, ani na proœby, ani za pieni¹dze.
Przewodnik zaœ ów niewierny kl¹³ i krzycza³, ¿e nic nie winien, ¿e owi ludzie sami zb³¹dzili;
a na dowód, i¿ dobrze zna drogi, podj¹³ siê innych prowadziæ. I sta³o siê, i¿ by³ znowu innym
przyczyn¹ nieszczêœcia.
I trwa³a od czasu wpadnienia ich a¿ do czasu wyjœcia ich ci¹g³a k³ótnia.
XVII
Jesteœcie w pielgrzymstwie Waszym na ziemi cudzej, jako by³ lud Bo¿y na puszczy.
Strze¿cie siê w pielgrzymstwie utyskiwania i narzekania, i pow¹tpiewania. Grzechy to s¹.
Wiecie, i¿ gdy lud Bo¿y wraca³ do ziemi przodków, do Ziemi Œwiêtej. tedy pielgrzymowa³
w puszczy, a wielu z ludu Bo¿ego têskni³o i mówi³o: Wróæmy do Egiptu; bêdziemy tam w zie-
mi niewoli, ale bêdziemy mieli obfitoœæ miêsa i cybuli.
23
I powiada Pismo Œwiête, i¿ BÓG obra¿ony przed³u¿y³ pielgrzymkê narodu, a¿ dopóki wszyscy
ci, którzy têsknili, nie wymarli na puszczy; bo ¿aden z nich nie mia³ ujrzeæ Ziemi Œwiêtej.
Wiecie, i¿ byli drudzy miêdzy ludem Bo¿ym, którzy nie ufali prorokom swym i mówili: A jak¿e
zdobêdziem ziemiê przodków, kiedy mamy przeciw sobie króle mocne, i ludy, jako ludy olbrzymów?
I powiada Pismo Œwiête, i¿ BÓG, obra¿ony tym niedowiarstwem, przed³u¿y³ znowu piel-
grzymkê narodu, a¿ wszyscy ci, którzy w¹tpili, pomarli na puszczy; bo ¿aden z nich nie mia³
ujrzeæ Ziemi Œwiêtej.
A nie tylko ci, którzy g³oœno narzekali i w¹tpili, ale i ci, którzy w sercach swych narzekali
i w¹tpili, pomarli tak¿e; bo czyta BÓG w sercach jako w ksi¹¿ce otwartej, chocia¿ dla dru-
gich zamkniêta jest.
Przeto¿ strzelcie siê grzechu narzekania i w¹tpienia, abyœcie nie przed³u¿yli dni pielgrzym-
stwa Waszego.
A jako w obozie ludu wybranego byli ludzie zaraŸliwi, choruj¹cy na leprê, czyli tr¹d, tak
i miêdzy Wami trafiaj¹ siê ludzie zaraŸliwi, to jest Ÿli Polacy; od tych uciekajcie, bo nad tr¹d
zaraŸliwsza choroba ich. Po tych znakach zaœ poznacie chorobê ich:
Cz³owiek zaraŸliwy nie wierzy w zmartwychwstanie Polski, chocia¿ bi³ siê o nie i pielgrzy-
muje o nie.
A choroba jego pokazuje siê w s³owach takich: Wiedzia³em, ¿e powstanie by³o g³upstwem,
ale bi³em siê walecznie za sprawê powstania, jako dobry ¿o³nierz; wiem, i¿ niepodobieñ-
stwem jest odzyskaæ Polskê, ale pielgrzymujê, jako cz³owiek honorowy.
Skoro pos³yszycie takie s³owa, uciekajcie zatkn¹wszy uszy, i donieœcie starszym; a starsi na-
tychmiast cz³owieka zaraŸliwego z³o¿¹ z urzêdu, jeœli jest urzêdnikiem, i zdejm¹ z niego cza-
marê, i ka¿¹ mu namyœlaæ siê w domu przez pewn¹ liczbê dni.
A po tej liczbie dni obacz¹, czy siê wyleczy³ i czy wst¹pi³a weñ wiara i ³aska ; a jeœli siê wyle-
czy³ i wyrzeka siê grzechu, tedy og³osz¹ go czystym, i przyjêty bêdzie znowu do pielgrzymstwa.
Jeœli zaœ chory te¿ same s³owa co pierwej mówiæ bêdzie, tedy starsi napiêtnuj¹ go og³aszaj¹c,
i¿ jest nieczysty. I wszyscy od niego uciekaæ maj¹, od widoku jego i od s³ów jego; bo ani jest
dobry ¿o³nierz, ani cz³owiek honorowy, ale g³upiec i z³oœnik.
Bo jeœli w bitwach szed³ na ogieñ, tedy i koñ, na którym siedzia³ krakus i bód³ go ostrogami,
i koñ, który wióz³ armatê pod biczem furmana, szed³ w ogieñ; a mo¿na¿ nazywaæ konia do-
brym ¿o³nierzem?
A jeœli zaraŸliwiec mówi, i¿ bije siê dla honoru, tedy i oficer moskiewski mówi, i¿ bije siê
dla honoru; i W³och, który mœci siê zabijaj¹c sztyletem rywala swego, mówi, ¿e mœci siê za
honor; a có¿ znaczy g³upi ba³wochwalczy honor taki?
Zaprawdê mówiê Wam, i¿ ¿o³nierz, który walczy bez wiary w dobroæ sprawy swojej, zwie-
rzem jest ; a dowódca, który prowadzi na bój bez wiary w sprawê swoj¹, rozbójnikiem jest.
Cz³owiek zaraŸliwy bije siê w polu i zabija dwóch nieprzyjació³, a wróciwszy do namiotu,
psuje serca ¿o³nierzy i zabija dziesiêciu swoich na duszy.
Jest on podobny do cz³owieka, który chodzi do koœcio³a i klêczy, a .wróciwszy do domu,
œmieje siê przed dzieæmi z BOGA i z Wiary.
A niech siê nie t³umaczy mówi¹c, i¿ co innego jest postêpowanie i czyn, a co innego myœl
i mowa; bo przeciwko OjczyŸnie mo¿na ciê¿ko grzeszyæ mow¹ i myœl¹, a ka¿dy z tych grze-
chów nie ujdzie kary swej.
Te s¹ ostro¿noœci przeciwko zaraŸliwym w pielgrzymstwie polskim.
24
XVIII
Jesteœcie wœród cudzoziemców jako Aposto³owie wœród ba³wochwalców.
Nie obruszajcie siê tak bardzo na ba³wochwalców, bijcie ich s³owem, a inni ich pobij¹ mie-
czem; a ci, co ich pobij¹, s¹ ¯ydzi, czyli ludzie starego zakonu, którzy czcz¹ Wszechmoc-
noœæ ludu i Równoœæ, i Wolnoœæ. Oni nienawidz¹ ba³wochwalców, a nie maj¹ mi³oœci ku bliŸ-
nim, i zes³ani s¹ na wytêpienie ba³wochwalców Chananejczyków.
I pokrusz¹ ba³wany ich, a ba³wochwalców bêd¹ s¹dziæ prawem Moj¿esza i Jozuego, i Robe-
spierra i Saint-Justa, wytêpiaj¹c od starego do ss¹cego dziecka, od bydlêcia do szczeniêcia.
Bo Bóg ich, który siê nazywa Wszechmocnoœæ ludu, jest sprawiedliwy, ale gniewny i trawi¹-
cy jak ogieñ.
A jako miêdzy ¯ydami w stolicy ich powsta³ CHRYSTUS i zakon Jego, tak w stolicach libe-
ralistów europejskich powstanie zakon Wasz, nowy zakon poœwiêcenia siê i mi³oœci.
Albowiem Anglia i Francja s¹ jako Izrael i Juda. Jeœli tedy pos³yszycie liberalistów swarz¹-
cych siê o dwie Izby, i o Izbê dziedziczn¹, i o Izbê wybieraln¹, i o sposób wybierania, i o za-
p³atê dla króla, i o wolnoœæ druku, nie dziwujcie siê m¹droœci ich, jest to m¹droœæ starego
zakonu.
S¹ to Faryzeusze i Saduceusze, którzy k³óc¹ siê o tref i o koszer; a nie rozumiej¹, co to jest
kochaæ i umrzeæ za prawdê. I kiedy s³ysz¹ Was, przyby³ych z pó³nocy, mówi¹cych o Bogu i o
Wolnoœci, tedy gniewaj¹ siê i wo³aj¹ jak doktory na CHRYSTUSA, wo³aj¹c: A sk¹d mu tyle
nauki, synowi cieœli? a jakie móg³ prorok urodziæ siê w Nazarecie? a jak on œmie nas uczyæ,
starych doktorów?
A kiedy mówi¹ o wojnie Waszej dla zbawienia narodów, nie przecz¹, i¿ dobrze zrobiliœcie,
ale powiadaj¹, i¿ niewczeœnie, jako doktorowie wyrzucali CHRYSTUSOWI, i¿ w szabas
œmia³ ludzi uzdrawiaæ, i krzyczeli: Godzili siê w szabas uzdrawiaæ? Godzili siê w czasie
pokoju europejskiego z Rosj¹ wojowaæ?
A jeœli daj¹ ja³mu¿nê wdowom i sierotom Wolnoœci, wdowom i sierotom hiszpañskim, portu-
galskim, w³oskim i polskim, tedy daj¹ g³oœno, w Izbach, jako czynili Faryzeusze.
A jeœli daj¹ OjczyŸnie swojej, tedy rozprawiaj¹, ile pod³ug zakonu, czyli konstytucji, daæ
maj¹.
A Wasz zakon inny jest, bo Wy mówicie: Wszystko, co nasze jest, Ojczyzny jest; wszystko,
co naszej Ojczyzny jest, wolnych ludów jest.
Anglicy, którzy kochaj¹ Wolnoœæ wed³ug starego zakonu, powiadaj¹: Odbierzmy Francuzom
morze, jak Izrael odbiera³ miasta od Judy; a Francuzi starozakonni mówi¹: Odbierzmy Niem-
com ziemie nadreñskie; a Niemcy mówi¹: Odbierzmy zaœ Francuzom ziemie nadreñskie,
i tym podobnie. Przeto¿ powiadam Wam, i¿ g³upi s¹ i zara¿aj¹ siê ba³wochwalstwem, czci¹
Baala i Molocha, i Równowagi.
Albowiem porty i morza, i l¹dy s¹ dziedzictwem ludów wolnych. Albo¿ k³óci siê Litwin z Po-
lakiem o granice Niemna, i o Grodno, i o Bia³ystok? Przeto¿ powiadam Wam, i¿ Francuz
i Niemiec, i Moskal musz¹ byæ jako Polak i Litwin.
Wszed³ do domu opustosza³ego cz³owiek dziki, z ¿on¹ i z dzieæmi. A widz¹c okna rzek³:
Przez to okno bêdzie patrzeæ ¿ona moja, a przez drugie ja sam, a przez trzecie mój syn. Pa-
trzyli wiêc, a kiedy odchodzili od okien, zas³aniali je obyczajem ludzi dzikich, aby œwiat³o
do .nich nale¿¹ce innym nie dosta³o siê. A reszta rodziny okien nie mia³a.
Aby rozpocząć lekturę, kliknij na taki przycisk , który da ci pełny dostęp do spisu treści książki. Jeśli chcesz połączyć się z Portem Wydawniczym LITERATURA.NET.PL kliknij na logo poniżej.
ADAM MICKIEWICZ KSIÊGI NARODU POLSKIEGO I PIELGRZYMSTWA POLSKIEGO
Tower Press 2000 Copyright by Tower Press, Gdañsk 2000
3 KSIÊGI NARODU POLSKIEGO OD POCZ¥TKU ŒWIATA A¯ DO UMÊCZENIA NARODU POLSKIEGO Na pocz¹tku by³a wiara w jednego BOGA, i by³a Wolnoœæ na œwiecie. I nie by³o praw, tylko wola BOGA, i nie by³o panów i niewolników, tylko patriarchowie i dzieci ich. Ale potem ludzie wyrzekli siê BOGA jednego i naczynili sobie ba³wanów, i k³aniali siê im, i zabijali na ich czeœæ krwawe. ofiary, i wojowali za czeœæ swoich ba³wanów. Przeto BÓG zes³a³ na ba³wochwalców najwiêksz¹ karê, to jest niewolê. I sta³a siê po³owa ludzi niewolnic¹ drugiej po³owy, chocia¿ wszyscy pochodzili od jednego Ojca. Bo wyrzekli siê tego pochodzenia i wymyœlili sobie ró¿nych ojców; jeden rzek³, i¿ po- chodzi od ziemi, a drugi od morza, a inni od innych. A gdy tak wojuj¹c, jedni drugich brali w niewolê, wpadli wszyscy razem w niewolê Impera- tora Rzymskiego. Imperator Rzymski nazwa³ siebie BOGIEM i og³osi³, ¿e nie ma na œwiecie innego prawa, tyl- ko jego wola; co on pochwali, to bêdzie nazywaæ siê cnot¹, a co on zgani, to bêdzie nazywaæ siê zbrodni¹. I znaleŸli siê Filozofowie, którzy dowodzili, i¿ Imperator, tak czyni¹c, dobrze czyni. A Imperator Rzymski nie mia³ ani pod sob¹, ani nad sob¹ nic takiego, co by szanowa³. I ziemia ca³a sta³a siê niewolnic¹, a nie by³o takiej niewoli nigdy na œwiecie, ani przedtem, ani potem; oprócz w Rosji za dni naszych. Bo i u Turków Su³tan musi szanowaæ prawo Mahometa, ani mo¿e go sam wyk³adaæ, ale s¹ na to ksiê¿a tureccy. W Rosji zaœ Imperator jest g³ow¹ wiary, i w co ka¿e wierzyæ, w to wierzyæ musz¹. I sta³o siê, i¿ gdy niewola wzmocni³a siê na œwiecie, nast¹pi³o przesilenie jej; jako przesile- nie nocy w noc najd³u¿sz¹ i najciemniejsz¹, tak przesilenie niewoli w czasie niewolnictwa rzymskiego. W on czas przyszed³ na ziemiê syn Bo¿y, JEZUS CHRYSTUS. nauczaj¹c ludzi, i¿ wszyscy s¹ braci¹ rodzon¹, dzieæmi jednego BOGA. I ¿e ten jest wiêkszy miêdzy ludŸmi; kto im s³u¿y i kto poœwiêca siebie dla dobra ich. A im kto lepszy, tym wiêcej poœwiêciæ powinien. A CHRYSTUS, bêd¹c najlepszym, mia³ dla nich krew poœwiêciæ mêk¹ najboleœniejsz¹. Wiêc uczy³ CHRYSTUS, ¿e nie jest szanowna na ziemi ani m¹droœæ ludzka, ani urz¹d, ani bogactwo, ani korona, ale jedne tylko jest szanowne poœwiêcenie siê dla dobra ludzi. I kto poœwiêca siebie dla drugich, znajdzie m¹droœæ i bogactwo, i koronê na ziemi, w niebie i na ka¿dym miejscu.
4 A kto poœwiêca drugich dla siebie, aby mia³ m¹droœæ i urz¹d, i bogactwo, znajdzie g³upstwo i nêdzê, i potêpienie na ziemi, w piekle i na ka¿dym miejscu. I rzek³ na koniec CHRYSTUS: Kto pójdzie za mn¹, zbawion bêdzie, bo JA JESTEM PRAWD¥ I SPRAWIEDLIWOŒCI¥. A gdy tak naucza³ CHRYSTUS, przelêkli siê sêdziowie, którzy s¹dzili w imiê Imperatora Rzymskiego; i rzekli: Wypêdziliœmy z ziemi sprawiedliwoœæ, a oto powraca; zabijmy j¹ i za- grzebajmy w ziemiê. Umêczyli tedy najœwiêtszego i najniewinniejszego z ludzi, z³o¿yli w grobie i wykrzyknêli: Nie ma ju¿ sprawiedliwoœci i prawdy na ziemi, a któ¿ teraz powstanie przeciwko Imperatorowi Rzymskiemu. Ale wykrzyknêli g³upio, bo nie wiedzieli, i¿ pope³niwszy zbrodniê najwiêksz¹, ju¿ dope³nili miary nieprawoœci swych; i skoñczy³a siê potêga ich wtenczas, kiedy najwiêcej cieszyli siê. BO CHRYSTUS zmartwychwsta³ i wypêdziwszy Imperatorów zatkn¹³ krzy¿ swój na stolicy ich; a wtenczas panowie uwolnili niewolników swoich i poznali w nich braci, a królowie, pomazani w imiê BOGA, uznali nad sob¹ prawo Bo¿e, i wróci³a na ziemiê sprawiedliwoœæ. A wszystkie narody, które uwierzy³y, czy to Niemcy, czy W³ochy, czy Francuzi, czy Polacy, uwa¿ali siebie za jeden naród, i nazwano ten naród Chrzeœcijañstwem. I królowie ró¿nych narodów uwa¿ali siê za braci, i szli pod jednym znakiem krzy¿a. A kto by³ cz³owiekiem rycerskim, ten jecha³ wojowaæ pogany w Azji, aby Chrzeœcijany azja- tyckie obroniæ i grób Zbawiciela odzyskaæ. I nazywano tê wojnê w Azji wojn¹ krzy¿ow¹. A chocia¿ Chrzeœcijanie wojowali nie dla s³awy ani dla zdobycia ziem, ani dla bogactw, ale dla oswobodzenia Ziemi Œwiêtej, przecie¿ BÓG nagrodzi³ im za tê wojnê s³aw¹, ziemiami i bogactwami, i m¹droœci¹. I Europa oœwieca³a siê, urz¹dza³a siê i bogaci³a siê. I nagrodzi³ j¹ BÓG za to, ¿e zrobi³a poœwiêcenie siê dla dobra drugich. I Wolnoœæ w Europie rozszerza³a siê powoli, ale ci¹gle i porz¹dnie, od królów sz³a Wolnoœæ do panów wielkich, a ci, bêd¹c wolnymi, rozlewali Wolnoœæ na szlachtê, a ze szlachty sz³a Wolnoœæ na miasta, i wkrótce mia³a znijœæ na lud, i ca³e, Chrzeœcijañstwo mia³o byæ wolne, a wszyscy Chrzeœcijanie, jak bracia, równi sobie. Ale królowie zepsuli wszystko. Bo królowie stali siê Ÿli i szatan wst¹pi³ w nich, i rzekli w sercach swych: Patrzmy, oto naro- dy przychodz¹ do rozumu i do dostatków, i ¿yj¹ uczciwie, ¿e ich karaæ nie mo¿emy, i miecz rdzewieje w rêkach naszych, a narody przychodz¹ do Wolnoœci, i w³adza nasza s³abieje, a sko- ro dojrzej¹ i ca³kiem wolne bêd¹, w³adza nasza ustanie. A królowie tak myœl¹c, myœlili g³upio, bo jeœli królowie s¹ ojcami narodów, tedy narody, jako dzieci, dorastaj¹c wychodz¹ spod rózgi i opieki. A przecie¿ jeœli ojcowie dobrzy s¹, dzieci doros³e i zupe³nie wolne nie wyrzekaj¹ siê ojców swych, owszem, sêdziwszych jeszcze wiêcej szanuj¹ i kochaj¹. Ale królowie chcieli byæ jako ojcowie dzicy w lasach mieszkaj¹cy, którzy dzieci swe zaprzê- gaj¹ do wozów jako zwierzêta i przedaj¹ kupcom za niewolniki. Rzekli wiêc królowie: Starajmy siê, aby narody zawsze by³y g³upie, a .tak nie poznaj¹ si³ swoich; i ¿eby siê k³óci³y z sob¹, a tak nie po³¹cz¹ siê z sob¹ przeciwko nam. Zawo³ali tedy do ludzi rycerskich: Po co macie chodziæ do Ziemi Œwiêtej, daleko jest; bijcie siê lepiej jedni z drugimi. A Filozofowie dowodzili zaraz, i¿ g³upstwem jest wojowaæ za wiarê.
5 Królowie tedy, wyrzek³szy siê CHRYSTUSA, porobili nowe bogi, ba³wany, i postawili je przed obliczem narodów, i kazali im k³aniaæ siê i biæ siê za nie. I tak zrobili królowie dla Francuzów ba³wana, i nazwali go Honor, a by³ to ten sam ba³wan, który za czasów pogañskich nazywa³ siê cielcem z³otym. Zaœ Hiszpanom zrobi³ król ba³wana, którego nazwa³ Preponderencj¹ polityczn¹ albo Influencj¹ polityczn¹, czyli moc¹ i w³adz¹, a by³ to ten sam ba³wan, który Asyryjczykowie czcili pod imie- niem Baala, a Filistynowie pod imieniem Dagona, a Rzymianie pod imieniem Jowisza. A zaœ Anglikom zrobi³ król ba³wana, którego nazwa³ Panowaniem na morzu i Handlem, a by³ to ten sam ba³wan, który siê nazywa³ dawniej Mamonem. A zaœ Niemcom zrobiono ba³wana, który siê nazywaj Brodsinn, czyli Dobrybyt, a by³ to ten sam ba³wan, który siê nazywa³ dawniej Molochem i Komusem. I k³ania³y siê ludy ba³wanom swoim. I rzek³ król Francuzom: Powstañcie, a bijcie siê za Honor. Powstali wiêc i bili siê lat piêæset. A król angielski rzek³: Powstañcie, a bijcie siê za Mamona. Powstali wiêc i bili siê przez lat piêæset. A inne te¿ narody bi³y siê, ka¿dy za ba³wana swego. I zapomnia³y narody, i¿ od jednego pochodz¹ Ojca, i rzek³ Anglik: Ojcem moim jest okrêt; a matk¹ moj¹ para. Francuz zaœ rzek³: Ojcem moim jest l¹d, a matk¹ moj¹ bursa. A Nie- miec rzek³: Ojcem moim jest warsztat, a matk¹ moj¹ knajpa. I ci¿ sami ludzie, którzy mówili, ii g³upstwem jest biæ siê za wiarê przeciwko poganom, ci¿ sami ludzie bili siê za kawa³ papieru nazwanego traktatem, bili siê o port, o miasto, jako ch³o- pi, którzy bij¹ siê tykami o granice ziemi, której nie posiadaj¹, a któr¹ ich panowie posiadaj¹. I ci¿ sami ludzie, którzy mówili, i¿ g³upstwem jest iœæ w dalekie kraje na obronê bliŸnich, ci¿ sami ludzie p³ywali za morze z rozkazu królów i bili siê o faktori¹, o wór bawe³ny i o wór pieprzu. I królowie przedawali ich za pieni¹dze w kraj zamorski. I psu³y siê narody, tak ¿e spomiêdzy Niemców i W³ochów, i Francuzów, i Hiszpanów, jeden tylko znalaz³ siê cz³owiek chrzeœcijanin, mêdrzec i rycerz. By³ rodem z Genui. Ten namawia³, aby zaprzestano wojowaæ w domu, a raczej odzyskano grób Pañski i Azj¹, która sta³a siê stepem, a mog³a byæ krajem ludnym i piêknym w rêku chrzeœcijañskich. Ale wszyscy œmieli siê z owego Genueñczyka i rzekli: Œni mu siê, i g³upi jest. Wiêc ów cz³owiek pobo¿ny pojecha³ sam na woje, a ¿e by³ sam i ubogi, wiêc chcia³ naprzód odkryæ kraje, gdzie siê z³oto rodzi: i stamt¹d nabrawszy bogactwa, wojsko naj¹æ i Ziemiê Œwiêt¹ odzyskaæ. Ale wszyscy s³ysz¹c to krzyknêli: Szalony jest. Wszak¿e BÓG widzia³ dobre chêci jego i pob³ogos³awi³ mu; i ów cz³owiek odkry³ Amerykê, która sta³a siê ziemi¹ wolnoœci, ziemi¹ œwiêt¹. Nazywa³ siê ów cz³owiek Krzysztof Kolumb, i by³ ostatnim rycerzem krzy¿owym w Europie, i ostatni, który przedsiêwzi¹³ wyprawê dla imienia Bo¿ego, a nie dla siebie. Ale w Europie tymczasem mno¿y³o siê ba³wochwalstwo. A jako u poganów czczono naprzód ró¿ne cnoty w postaci ba³wanów, a potem ró¿ne zbrodnie, a potem ludzie i bestie, a potem drzewa, kamienie i ró¿ne figury nakreœlone, tak sta³o siê i w Europie. Bo W³osi wymyœlili sobie ba³wana-boginiê, któr¹ nazwali Równowag¹ polityczn¹. A tego ba³wana nie znali dawni poganie, a W³osi pierwsi zaprowadzili u siebie czeœæ jego i bij¹c siê o niego os³abli, i zg³upieli, i wpadli w rêce tyranów. Tedy królowie Europy widz¹c, i¿ czeœæ tej bogini Równowagi wycieñczy³a naród w³oski, sprowadzili j¹ prêdko do pañstw swoich i rozszerzyli czeœæ jej, i kazali biæ siê za ni¹.
6 A¿ pruski król nakreœli³ ko³o i rzek³: Oto jest Bóg nowy. I k³aniano siê temu ko³u, i nazywa- no tê czeœæ Zaokr¹gleniem politycznym. I narody, stworzone na obraz Bo¿y, kazano uwa¿aæ jako kamienie i bry³y, i obcinaæ je, aby jedno wa¿y³y jedne jak drugie. I pañstwo, ojczyznê ludzi, kazano uwa¿aæ jako sztukê mone- ty, któr¹ dla okr¹g³oœci obcinano. I znaleŸli siê Filozofowie, którzy pochwalili wszystko, co wymyœlili królowie. A z tych mêdrców fa³szywych, kap³anów Baala i Molocha, i Równowagi, dwóch by³o najs³aw- niejszych. Pierwszy nazywa³ siê Machiawel, co znaczy z greckiego: cz³owiek chciwy wojny; i¿ jego nauka prowadzi³a do wojen ustawicznych. jakie by³y miêdzy poganami Grekami. Drugi zaœ ¿yje dot¹d, i zowie siê Ancillon, co znaczy z laciñskiego: syn niewolnicy; i¿ jego nauka prowadzi do niewoli, jaka by³a u ³acinników. Na koniec w Europie ba³wochwalskiej nasta³o trzech królów : imiê pierwszego Fryderyk dru- gi pruski, imiê drugiego Katarzyna druga rosyjska, imiê trzeciego Maria Teresa austriacka. I by³a to trójca szatañska, przeciwna Trójcy Bo¿ej, i by³a niejako poœmiewiskiem i podrzyŸ- nianiem wszystkiego, co jest œwiête. Fryderyk, którego imiê znaczy przyjaciel pokoju, wynajdywa³ wojny i rozboje przez ca³e ¿ycie, i by³ jako szatan wiecznie dysz¹cy wojn¹, który by przez poœmiewisko nazwa³ siê CHRYSTUSEM, Bogiem pokoju. I ten Fryderyk na poœmiewisko dawnym zakonom rycerskim ustanowi³ zakon bezbo¿ny, czyli order, któremu na poœmiewisko da³ has³o suum cuique, czyli oddaj ka¿demu, co jest jego; a ten order nosili s³udzy jego, którzy cudz¹ w³asnoœæ zabierali i ³upili. I ten Fryderyk na poœmiewisko m¹droœci napisa³ ksiêga któr¹ nazwa³ Anti-Machiawel, czyli przeciwnik Machiawela, a sam czyni³ pod³ug nauki Machiawela. Katarzyna zaœ znaczy po grecku czysta, a by³a najwszeteczniejsza z kobiet, i jakoby Wenera bezwstydna, nazywaj¹ca siê czyst¹ dziewic¹. I ta Katarzyna zebra³a Radê na ustanowienie praw, aby wyœmiaæ prawodawstwo, bo prawa bliŸnich swoich wywróci³a i zniszczy³a. I ta Katarzyna og³osi³a, i¿ broni wolnoœci sumienia, czyli tolerancji, aby wyœmiaæ wolnoœæ sumienia, bo zmusi³a kilka milionów bliŸnich do odmienienia wiary. Zaœ Maria Teresa nosi³a imiê najpokorniejszej i niepokalanej Matki Zbawiciela, aby wyœmiaæ pokorê i œwiêtoœæ. Bo by³a diablic¹ dumn¹ i prowadzi³a wojnê dla podbicia ziem cudzych. I by³a bezbo¿n¹, bo modl¹c siê i spowiadaj¹c siê, zabra³a w niewolê kilka milionów bliŸnich. Mia³a zaœ syna Józefa, który nosi³ imiê Patriarchy, który Patriarcha nie da³ siê uwieœæ ¿onie Putyfara, i braci swoich, co go w niewolê zaprzedali, z niewoli uwolni³. A ten Józef austriacki podwiód³ matkê w³asn¹ do z³ego, i braci Polaków, którzy cesarstwo jego od niewoli tureckiej obronili, zabra³ w niewolê. Imiona tych trzech królów, Fryderyka, Katarzyny i Marii Teresy, by³y to trzy bluŸnierstwa, a ich ¿ycia trzy zbrodnie, a ich pamiêæ trzy przeklêctwa. Tedy owa trójca widz¹c, i¿ jeszcze nie dosyæ narody g³upie i zepsute by³y, wyrobi³a nowego ba³wana, najobrzydliwszego ze wszystkich, i nazwa³a tego ba³wana Interes, a tego ba³wana nie znano u pogan dawnych. I psu³y siê narody, tak ¿e spomiêdzy nich znalaz³ siê tylko jeden cz³owiek, obywatel i ¿o³- nierz.
7 Ten namawia³, aby zaprzestano wojowaæ dla Interesu, a raczej broniono Wolnoœci bliŸnich; i pojecha³ sam na wojnê, do ziemi wolnoœci, do Ameryki. Cz³owiek ten nazywa siê Lafayet- te. I jest ostatni z ludzi dawnych europejskich, w którym jest jeszcze duch poœwiêcenia siê, reszta ducha chrzeœcijañskiego. Tymczasem k³ania³y siê Interesowi wszystkie narody. I rzekli królowie: Jeœli rozszerzymy czeœæ tego ba³wana, tedy jak naród bije siê z narodem, tak potem biæ siê bêdzie miasto z mia- stem, a potem cz³owiek z cz³owiekiem. I zdziczej¹ znowu ludzie, a my znowu bêdziemy mieæ tak¹ w³adzê, jak¹ mieli niegdyœ królo- wie dzicy, ba³wochwalscy, i jak¹ maj¹ teraz królowie murzyñscy i królowie kanibalscy, i¿ mog¹ zjadaæ poddanych swoich. Ale jeden naród polski nie k³ania³ siê nowemu ba³wanowi i nie mia³ w mowie swojej wyrazu na ochrzczenie go po polsku, równie jak na ochrzczenie czcicieli jego, którzy nazywaj¹ siê z francuskiego egoistami. Naród polski czci³ BOGA, wiedz¹c, i¿ kto czci BOGA, oddaje czeœæ wszystkiemu, co jest dobre. By³ tedy naród polski od pocz¹tku do koñca wierny BOGU przodków swoich. Jego królowie i ludzie rycerscy nigdy nie napastowali ¿adnego narodu wiernego, ale bronili Chrzeœcijañstwo od pogan i barbarzyñców nios¹cych niewolê. I sz³y króle polskie na obronê Chrzeœcijan w dalekie kraje, król W³adys³aw pod Warnê, a król Jan pod Wiedeñ, na obronê wschodu i zachodu. Nigdy zaœ króle i mê¿owie rycerscy nie zabierali ziem s¹siednich gwa³tem, ale przyjmowali narody do braterstwa, wi¹¿¹c je z sob¹ dobrodziejstwem Wiary i Wolnoœci. I nagrodzi³ im BÓG, bo wielki naród, Litwa, po³¹czy³ siê z Polsk¹, jako m¹¿ z ¿on¹, dwie du- sze w jednym ciele. A nie by³o nigdy przedtem tego po³¹czenia narodów. Ale potem bêdzie. Bo to po³¹czenie i o¿enienie Litwy z Polsk¹ jest figur¹ przysz³ego po³¹czenia wszystkich lu- dów chrzeœcijañskich, w imiê Wiary i Wolnoœci. I da³ BÓG królom polskim i rycerzom Wolnoœci, i¿ wszyscy nazywali siê braci¹, i najbogatsi, i najubo¿si. A takiej Wolnoœci nie by³o nigdy przedtem. Ale potem bêdzie. Król i mê¿owie rycerscy przyjmowali do braterstwa swego coraz wiêcej ludu; przyjmowali ca³e pu³ki i ca³e pokolenia. I sta³a siê liczba braci wielka jako naród, i w ¿adnym narodzie nie by³o tylu ludzi wolnych i braci¹ nazywaj¹cych siê jako w Polsce. A na koniec król i rycerstwo dnia trzeciego maja umyœlili wszystkich Polaków zrobiæ braci¹, naprzód mieszczan, a potem w³oœcian. I nazywano braci œlacht¹, i¿ siê œlachcili, to jest zbratali z Lachami, lud¿mi wolnymi i równymi. I chcieli zrobiæ, aby ka¿dy chrzeœcijanin w Polsce œlachci³ siê i nazywa³ siê œlachcicem, na znak, ii powinien mieæ duszê œlachetn¹ i byæ zawsze gotowym umrzeæ za Wolnoœæ. Jak zwano ka¿dego dawniej Ewangeli¹ przyjmuj¹cego Chrzeœcijaninem, na znak, i¿ gotów krew przelaæ za Chrystusa. Œlachectwo tedy mia³o byæ chrztem Wolnoœci, i ka¿dy, kto by gotów by³ umrzeæ za Wolnoœæ, by³by ochrzcony z prawa i z miecza. I rzek³a na koniec Polska: Ktokolwiek przyjdzie do mnie, bêdzie wolny i równy, gdy¿ ja je- stem WOLNOŒÆ. Ale królowie pos³yszawszy o tym zatrwo¿yli siê w sercach swych i rzekli: Wypêdziliœmy z ziemi Wolnoœæ, a oto powraca w osobie Narodu sprawiedliwego, który nie k³ania siê ba³- wanom naszym. PójdŸmy, zabijmy Naród ten. I uknowali miêdzy sob¹ zdradê.
8 I król pruski przyszed³, i uca³owa³ naród polski, i pozdrowi³ mówi¹c: Sprzymierzeñcze mój! - a ju¿ go by³ przeda³ za trzydzieœci miast wielkopolskich, jak Judasz za trzydzieœci srebrników. A dwaj drudzy królowie nucili siê i zwi¹zali naród polski. A Gal s¹dzi³ i rzek³: Zaprawdê nie znajdujê winy w tym narodzie, i ¿ona moja Francja, kobieta lêkliwa, drêczona jest snami z³y- mi; a wszak¿e weŸcie sobie, a umêczcie ten naród. I umy³ rêce. A rz¹dca francuski rzek³: Nie mo¿emy krwi¹ nasz¹ ani pieniêdzmi tego niewinnego odkupy- waæ, bo krew maja i pieni¹dz mój do mnie nale¿¹, a krew i pieni¹dz narodu mego do mego narodu nale¿¹. I wyrzek³ ten rz¹dca ostatnie bluŸnierstwo przeciwko CHRYSTUSOWI, bo CHRYSTUS uczy³, i¿ krew syna cz³owieczego nale¿y do wszystkich braci ludzi. A gdy wyrzek³ n¹dca s³owa te, tedy upad³y krzy¿e z wie¿ stolicy bezbo¿nej, bo znak CHRY- STUSA ju¿ nie móg³ oœwiecaæ ludu, czcz¹cego ba³wana Interes. A rz¹dca ten nazywa³ siê Kazimir Perier, imieniem s³awiañskim a nazwiskiem romañskim. Imiê jego znaczy skaziciela, czyli zniszczyciela miru, to jest pokoju, a nazwisko znaczy od s³owa perire albo périr: zgubiciela, czyli syna zguby. A imiê to i nazwisko jest antychrysto- we. I bêdzie zarówno przeklête w pokoleniu s³awiañskim i w pokoleniu romañskim. I rozerwa³ cz³owiek ten przymierze ludów, jako ów kap³an ¿ydowski rozerwa³ szatê sw¹, s³y- sz¹c G£OS CHRYSTUSA. I umêczono naród polski, i z³o¿ono w grobie, a królowie wykrzyknêli: Zabiliœmy i pochowa- liœmy Wolnoœæ. A wykrzyknêli g³upio, bo pope³niaj¹c ostatni¹ zbrodniê, dope³nili miary nieprawoœci swych, i koñczy³a siê potêga ich wtenczas, kiedy siê najwiêcej cieszyli. Bo naród polski nie umar³, cia³o jego le¿y w grobie, a dusza jego zst¹pi³a z ziemi, to jest z ¿y- cia publicznego, do otch³ani, to jest do ¿ycia domowego ludów cierpi¹cych niewolê w kraju i za krajem, aby widzieæ cierpienia ich. A trzeciego dnia dusza wróci do cia³a, i naród zmartwychwstanie, i uwolni wszystkie ludy Europy z niewoli. I przesz³o ju¿ dni dwa; jeden dzieñ zaszed³ z pierwszym wziêciem Warszawy, a drugi dzieñ zaszed³ z drugim wziêciem Warszawy, a trzeci dzieñ wnidzie, ale nie zajdzie. A jako za zmartwychwstaniem CHRYSTUSA usta³y na ziemi ca³ej ofiary krwawe, tak za zmartwychwstaniem narodu polskiego ustan¹ w Chrzeœcijañstwie wojny.
9 KSIÊGI PIELGRZYMSTWA POLSKIEGO Dusz¹ narodu polskiego jest pielgrzymstwo polskie. A ka¿dy Polak w pielgrzymstwie nie nazywa siê tu³aczem, bo tu³acz jest cz³owiek b³¹dz¹cy bez celu. Ani wygnañcem, bo wygnañcem jest cz³owiek wygnany wyrokiem urzêdu, a Polaka nie wy- gna³ urz¹d jego. Polak w pielgrzymstwie nie ma jeszcze imienia swego, ale bêdzie mu to imiê potem nadane, jako i wyznawcom CHRYSTUSA imiê ich potem nadane by³o. A tymczasem Polak nazywa siê pielgrzymem, i¿ uczyni³ œlub wêdrówki do ziemi œwiêtej, Ojczyzny wolnej, œlubowa³ wêdrowaæ póty, a¿ j¹ znajdzie. Ale naród polski nie jest bóstwem jak CHRYSTUS, wiêc dusza jego, pielgrzymuj¹c po ot- ch³ani, zb³¹dziæ mo¿e, i by³by odwleczony powrót jej do cia³a i zmartwychwstanie. Odczytujmy wiêc Ewangeli¹ CHRYSTUSA. I te nauki i przypowieœci, które zebra³ Chrzeœcijanin pielgrzym z ust i pism Chrzeœcijan Pola- ków, mêczenników i pielgrzymów. I P³ynê³y po morzu okrêty wielkie wojenne i statek jeden ma³y rybacki. A by³ czas burzliwy jesien- ny; w tym czasie im okrêt wiêkszy, tym bezpieczniejszy, a im mniejszy, tym niebezpieczniejszy. Rzekli wiêc ludzie z brzegu: B³ogos³awieni ¿eglarze okrêtów wielkich! biada ¿eglarzom w statku rybackim czasu jesiennego! Ale nie widzieli ludzie z brzegu, i¿ na okrêtach wielkich popili siê majtkowie i zbuntowali siê, i pot³ukli narzêdzia, przez które sternik uwa¿a gwiazdy, i skruszyli iglicê ¿eglarsk¹ ma- gnesow¹, wszak¿e okrêty zdawa³y siê na pozór równie potê¿ne jak pierwej. Ale nie mog¹c widzieæ gwiazdy na niebie i nie maj¹c iglicy magnesowej, zb³¹dzi³y i potonê- ³y okrêty wielkie. A statek rybacki, patrz¹c na niebo i na iglicê, nie zb³¹dzi³ i doszed³ brzegu, a chocia¿ rozbi³ siê przy brzegu, uratowali siê, ludzie i uratowali narzêdzia swe i iglicê sw¹. A okrêt znowu odbuduj¹. I pokaza³o siê, ¿e wielkoœæ i moc okrêtów dobre s¹, ale bez gwiazdy i kompasu niczym s¹. A gwiazd¹ pielgrzymstwa jest wiara niebieska, a iglic¹ magnesow¹ jest mi³oœæ Ojczyzny. Gwiazda œwieci dla wszystkich, a iglica kieruje zawsze na pó³noc. A wszak¿e z t¹ iglic¹ mo¿- na ¿eglowaæ i na wschodzie, i na zachodzie, a bez niej i na morzu pó³nocnym przyjdzie b³¹d i rozbicie. Wiêc z wiar¹ i mi³oœci¹ wyp³ynie statek pielgrzymski polski, a bez wiary i mi³oœci ludy wo- jenne i potê¿ne zab³¹dz¹ i rozbij¹ siê. A kto z nich wyratuje siê, nie odbuduje okrêtu.
10 II Dlaczego¿ dane jest narodowi Waszemu dziedzictwo przysz³ej Wolnoœci œwiata? Wiecie, i¿ cz³owiek, który ma kilku krewnych, nie zapisuje dziedzictwa temu, który jest naj- silniejszy, ani temu, który jest najprzemyœlniejszy, ani temu, który najsmaczniej jada i najle- piej pija. Ale temu, który go najwiêcej kocha i mieszka przy nim, kiedy inni biegaj¹ za kuchni¹, zy- skiem i zabaw¹. Otó¿ i Waszemu narodowi dlatego zapisane jest dziedzictwo Wolnoœci. Dlaczego¿ dana jest narodowi Waszemu moc zmartwychwstania? Nie dlatego, ¿e naród Wasz by³ potê¿ny, bo Rzymianie potê¿niejsi byli, i umarli, a nie zmar- twychwstaj¹. Nie dlatego, ¿e Wasza rzeczpospolita by³a staro¿ytna i s³awna, bo Wenecja i Genua by³y sta- ro¿ytniejsze i s³awniejsze, i umar³y, a nie zmartwychwstaj¹. Nie dlatego, ¿e naród Wasz by³ oœwiecony naukami, bo Grecja, macka filozofów, umar³a i le- ¿a³a w grobie, a¿ zapomnia³a o wszystkich naukach, a kiedy sta³a siê prostakiem, oto zaczêta ruszaæ siê. I oœwiecone by³y królestwa: Westfalskie, W³oskie i Holenderskie, które widzieliœcie, ¿e po- rodzi³y siê i poumiera³y, a nie zmartwychwstaj¹. A Wy bêdziecie wzbudzeni z grobu, boœcie wierz¹cy, kochaj¹cy i nadziejê maj¹cy. Wiecie, i¿ pierwszy umar³y, którego CHRYSTUS z grobu wzbudzi³, by³ £azarz. I nie wzbudzi³ CHRYSTUS z grobu ani hetmana, ani filozofa, ani kupca, ale £azarza. I powiada pismo, i¿ CHRYSTUS kocha³ go, i by³ to jeden cz³owiek, nad którym CHRYSTUS p³aka³. A któ¿ jest teraz £azarzem miêdzy narodami? III Pielgrzymie polski, by³eœ bogaty, a oto cierpisz ubóstwo i nêdzê, abyœ pozna³, co jest ubó- stwo i nêdza; a gdy wrócisz do kraju, abyœ rzek³: Ubodzy i nêdzarze wspó³dziedzicami mo- imi s¹. Pielgrzymie, stanowi³eœ prawa i mia³eœ prawo do korony, a oto na cudzej ziemi wyjêty jesteœ spod opieki prawa, abyœ pozna³ bezprawie, a gdy wrócisz do kraju, abyœ wyrzek³: Cudzoziem- cy razem ze mn¹ wspó³prawodawcami s¹. Pielgrzymie, by³eœ uczony, a oto nauki, któreœ ceni³, sta³y ci siê nieu¿yteczne, a te, któreœ lek- cewa¿y³, cenisz teraz, abyœ pozna³, co jest nauka œwiata tego, a gdy wrócisz do kraju, abyœ rzek³: Prostaczkowie wspó³uczniami mymi s¹. IV Nie uciekajcie siê pod opiekê ksi¹¿¹t, urzêdników i mêdrków cudzoziemskich. G³upi jest, kto w czasie burzliwym, kiedy chmury z piorunami ci¹gn¹, ucieka siê pod opiekê dêbów wiel- kich albo puszcza siê na wodê wielk¹. Ksi¹¿êta i urzêdy wieku tego s¹ to drzewa wielkie, a m¹droœæ wieku tego jest to woda wielka. Nie myœlcie, aby urz¹d przez siê z³y by³ i nauka przez siê „ z³a by³a, ale je ludzie zepsuli. Albowiem urz¹d wed³ug CHRYSTUSA by³ to krzy¿, na którym cz³owiek dobry dawa³ siê przybijaæ i mêczyæ dla dobra drugich. Dlatego namaszczano króle jak kap³any, aby zlaæ na nich ³askê potrzebn¹ do poœwiêcenia siê. A namiestnik CHRYSTUS: nazywa³ siê s³ug¹ s³ug.
11 A nauka pod³ug CHRYSTUSA mia³a byæ s³owem Bo¿ym, chlebem i zdrojem ¿ycia. Powie- dzia³ CHRYSTUS: Cz³owiek nie tylko ¿yje chlebem, ale i s³owem. A póki tak by³o, szanowano urz¹d i naukê. Ale potem ludzie podli zaczêli cisn¹æ siê do urzê- du jako do ³o¿a ciep³ego, aby w nim spaæ, a cenili miejsce urzêdowania jako karczmê przy drodze wedle dochodów jej. A ludzie uczeni rozdawali zamiast chleba truciznê, i g³os ich sta³ siê jak szum m³ynów pustych, w których nie by³o ju¿ zbo¿a wiary; a wiêc m³yny szumi¹, a nikt siê z nich nie nakarmi. A Wy staliœcie siê kamieniem probierczym ksi¹¿¹t i mêdrców œwiata tego; bo w pielgrzym- stwie Waszym aza nie wiêcej Wam pomagali ¿ebracy ni¿ ksi¹¿êta, a w bitwach Waszych v wiêzieniach, i ubóstwie, aza nie wiêcej Was nakarmi³ pacierz ni¿eli nauka Voltaira i Hegla, które s¹ jako trucizna, i nauka Guizota i Cousina, którzy s¹ jako m³yny puste? I dlatego posz³y w pogardê urzêdy i m¹droœæ, bo cz³owieka pod³ego nazywaj¹ w Europie mi- nisterialnym, to jest cz³owiekiem urzêdowym, a cz³owieka g³upiego nazywaj¹ doktrynerem, to jest mêdrkiem. By³o tak i za czasów przyjœcia CHRYSTUSA, i¿ publikan rzymski, to jest urzêdnik, znaczy³, to samo co z³odziej; a prokonsul, to jest rz¹dca, znaczy³ to samo co ciemiê¿yciel; a faryeusz, cz³owiek piœmienny ¿ydowski, znaczy³ to¿ samo co chytry; a sofista, czyli mêdrzec grecki, znaczy³ to¿ samo co oszust. I to znaczenie zosta³o im a¿ do dnia dzisiejszego. A od przyjœcia Waszego takie znaczenie bêd¹ mia³y w Chrzeœcijañstwie: s³owo roi i s³owo lord, i slowo par, i s³owo minister, i s³owo profesor. Ale Wy powo³ani jesteœcie, abyœcie wrócili do poszanowania w kraju Waszym i w ca³ym Chrzeœcijañstwie urz¹d i naukê. Albowiem starsi miêdzy Wami nie s¹ ci, którzy najspokojniej na starszeñstwie zasypiaj¹ i z urzêdu swego bogac¹ siê. Ale ci, którzy najwiêcej troszcz¹ siê i najmniej œpi¹, a przeœlado- wani s¹ i wyœmiewani gorzej ni¿ Wy, a ziemie wielkie i bogactwa porzucili, a który z nich wpadnie w moc nieprzyjaciela, tedy mêczony jest sro¿ej ni¿ Wy. A w innych krajach, kiedy nachodzi nieprzyjaciel i odmienia rz¹dy, tedy lud ginu i odzierany jest, a urzêdnicy zawsze urzêduj¹ i mêdrkowie zawsze rozprawiaj¹, i wszystkim zarówno s³u¿¹, i od wszystkich zarówno p³atni s¹. A z Was, wiecie, i¿ którzy dobrzy byli senatorowie Wasi i pos³owie Wasi, i dowódcy Wasi, tych imperator moskiewski nazywa najwinniejszymi; a których on nazywa najwinniejszymi, ci s¹ najszanowniejsi, a których on zamêczy, ci bêd¹ œwiêci. A m¹drzy miêdzy Wami nie s¹ ci, którzy wzbogacili siê przedaj¹c naukê sw¹, i nakupili so- bie dóbr i domów, i zyskali od królów z³oto i ³aski. Ale ci, którzy opowiadali Wam s³owo Wolnoœci, i cierpieli wiêzienia i bicia; a ci, którzy naj- wiêcej ucierpieli, szanowni s¹, a ci, którzy œmierci¹ zapieczêtuj¹ naukê sw¹, œwiêci bêd¹. Zaprawdê powiadam Wam, i¿ ca³a Europa musi nauczyæ siê od Was, kogo nazywaæ m¹drym. Bo teraz urzêdy w Europie hañb¹ s¹, a nauka Europy g³upstwem jest. A jeœli kto z Was powie: Oto jesteœmy pielgrzymowie bez broni, a jak¿e mamy odmieniaæ porz¹dek w pañstwach wielkich i potê¿nych? Tedy kto tak mówi, niech uwa¿y: i¿ cesarstwo rzymskie by³o wielkie jak œwiat, i Imperator Rzymski by³ potê¿ny jak wszyscy królowie razem. A oto CHRYSTUS pos³a³ przeciwko niemu dwunastu tylko ludzi prostaków, ale i¿ ludzie mieli duch œwiêty, duch poœwiêcenia siê, wiêc zwojowali Imperatora.
12 A jeœli kto z Was powie: Jesteœmy ¿o³nierze, ludzie nieuczeni, a jak¿e mamy przegadaæ mê- drców krain, które s¹ krainy najoœwieceñsze i najucywilizowañsze? Tedy kto tak mówi, niech uwa¿y: i¿ mêdrcy ateñscy byli zwani najoœwieceñsi i najucywilizo- wañsi, a pokonani s¹ s³owem Aposto³ów, bo gdy Aposto³owie zaczêli nauczaæ w imiê BOGA i Wolnoœci, tedy lud opuœci³ mêdrców, a poszed³ za Aposto³ami. V Nieraz mówi¹ Wam, i¿ jesteœcie wpoœród narodów ucywilizowanych i macie od nich uczyæ siê cywilizacji, ale wiedzcie, ¿e ci, którzy Wam mówi¹ o cywilizacji, sami nie rozumiej¹ co mówi¹. Wyraz cywilizacja znaczy³ obywatelstwo, od s³owa ³aciñskiego civis, obywatel. Obywatelem zaœ nazywano cz³owieka, który poœwiêca³ siê za Ojczyznê sw¹, jako Scevola i Kurcjusz, i De- cjusz, a poœwiêcenie siê takie nazywano obywatelstwem. By³a to cnota pogañska, mniej do- skona³a ni¿eli cnota chrzeœcijañska, która ka¿e poœwiêcaæ siê nie tylko za Ojczyznê sw¹, ale za wszystkich ludzi; wszak¿e by³a cnot¹. Ale potem, w ba³wochwalczym pomiêszaniu jêzyków, nazwano cywilizacj¹ modne i wy- kwintne ubiory, smaczn¹ kuchniê, wygodne karczmy, piêkne teatra i szerokie drogi. Toæ nie tylko chrzeœcijanin, ale poganin rzymski, gdyby powsta³ z grobu i obaczy³ ludzi, któ- rych teraz nazywaj¹ cywilizowanymi, tedy obruszy³by siê gniewem i zapyta³by, jakim prawem nazywaj¹ siebie tytu³em, który pochodzi od s³owa civis, obywatel. Nie dziwujcie siê wiêc tak bardzo narodom, które w dobrym bycie tyj¹, albo gospodarne i rz¹dne s¹. Bo je¿eli naród dobrze maj¹cy siê i dobrze jedz¹cy i pij¹cy ma byæ najwiêcej szanowany, tedy szanujcie miêdzy sob¹ ludzi, którzy s¹ najtuczniejsi i najzdrowsi. Owó¿ i zwierzêta maj¹ te przymioty; ale na cz³owieka to nie dosyæ. A jeœli narody gospodarne maj¹ byæ najdoskonalsze, tedy mrówki przewy¿szaj¹ wszystkich gospodarnoœci¹; ale na cz³owieka to nie dosyæ. A jeœli narody rz¹dne maj¹ byæ doskona³e, tedy kto lepiej rz¹dzi siê jak pszczo³y; ale na cz³owie- ka to nie dosyt. Albowiem cywilizacja, prawdziwie godna cz³owieka, musi byæ chrzeœcijañska. Pewny obywatel mia³ kilku synów i wychowa³ ich pobo¿nie i cnotliwie w domu, a potem star- szych, skoro z dzieciñstwa wyszli, pos³a³ do szko³y wielkiej. Starsi tedy, bêd¹c cnotliwi i pilni, uczyli siê dobrze i zyskali poszanowanie u wszystkich, i do- brze im siê wiod³o, i post¹pili znacznie w m¹droœci. A widz¹c, i¿ im dzieje siê dobrze, wzbili siê w dumê i rzekli: Szanuj¹ nas ludzie, i s³usznie, boœmy mêdrsi od wielu innych, i potrzeba, ¿ebyœmy lepiej od innych mieszkali i ubierali siê, i œwiata u¿ywali. Ale i¿ ojciec nie dosyæ dosy³a³ pieniêdzy, bo dosy³a³ w miarê potrzeb, a nie w miarê zbytku, przestali wiêc zg³aszaæ siê do ojca, i pok³ócili siê z nim, i zaczêli sami staraæ siê o pieni¹dze, sposobem naprzód godziwym, potem robi¹c d³ugi na rachunek dziedzictwa, i znaleŸli lichwia- rza, który im hojnie dodawa³, przewiduj¹c ruinê ich. Potem, bêd¹c niespokojni i smutni, umy- œlili pocieszaæ siê pijañstwem i rozpust¹ i mówili do siebie: Ojciec nas ostrzega³ o z³ych skut- kach pijañstwa i rozpusty, ale mamy teraz swój rozum, spróbujmy, czy siê nie pocieszymy, u¿ywaj¹c trunku i rozkoszy w miarê, jak przysta³o na ludzi rozumnych.
13 Ale potem stracili miarê i stali siê pijakami wielkimi i rozpustnikami, a dla dostania pieniê- dzy oszustami. Lichwiarz zaœ, wyrobiwszy na nich wyrok s¹dowy i maj¹c ju¿ dziedzictwo ich w rêku swych, nic im nie dawa³. Wpadli wiêc w nêdzê, a ojciec dowiedziawszy siê wydziedziczy³ ich, i oddani s¹ lichwiarzo- wi do wyrobku; a pracuj¹c przypominali przestrogi ojca i myœlili w sercu: szkoda, ¿eœmy go nie s³uchali. Ale i¿ byli pyszni, nie chcieli pisaæ z przeproszeniem do ojca, który p³aka³ po nich. I ci, co nie wstydzili siê ca³ego œwiata, wstydzili siê ³ajdaków, którzy w wiêzieniu pra- cowali z nimi, i obawiali siê, aby ³ajdacy nie powiedzieli o nich, i¿ s³abego serca s¹ i p³acz¹, i ojca przepraszaj¹. I tak pomarli. I widz¹c to s¹siedzi, rzekli: Oto ci m³odzieñcy byli cnotliwi, póki siedzieli w domu, a jak siê wyuczyli w szkole, stali siê tli; nauka tedy musi byæ z³¹ rzecz¹, chowajmy wiêc dzieci w g³up- stwie. Ale ojciec m¹dry by³ i nie zrazi³ siê tym, i pos³a³ m³odszych synów tak¿e do szko³y wielkiej, ale kaza³ im braæ przyk³ad z braci starszych. Wiêc m³odsi nie zapominali nigdy nauk ojca, i post¹pili równie jak starsi w naukach, a byli zawsze cnotliwi i szanowani, i pokazali s¹siadom, i¿ nauka dobr¹ jest rzecz¹, a ojca zawsze s³uchaæ trzeba. Otó¿ Koœció³ chrzeœcijañski by³ owym ojcem, a dzieæmi starszymi byli Francuzi i Anglicy, i Niemcy; a pieni¹dzem dobry byt i s³awa œwiatowa, a lichwiarz by³ diab³em; a m³odszymi braæmi Polacy i Irlandczycy, i Belgowie, i inne narody wierz¹ce. VI Na jakich ludziach Ojczyzna Wasza najwiêksze pok³ada³a nadzieje i dot¹d pok³ada? Nie na ludziach, którzy najpiêkniej ubierali siê i tañczyli, i najlepsz¹ mieli kuchniê; bo naj- wiêksza czêœæ tych ludzi nic mia³a w sobie mi³oœci Ojczyzny. Ani na ludziach, którzy dawniej wojny robili i wyuczyli siê najlepiej maszerowaæ, i szyko- waæ, i rozprawiaæ o wojnie, i ksi¹¿ki wojenne pisaæ, bo wiêksza czêœæ tych ludzi nie mia³a wiary w sprawê ojczyst¹. Ale na ludziach, których nazywaliœcie dobrymi Polakami, pe³nych uczucia, tudzie¿ na poczci- wych ¿o³nierzach, tudzie¿ na m³odzie¿y. Otó¿ i œwiat jest jak Ojczyzna, a narody jak ludzie. Œwiat pok³ada nadziejê na narodach wie- rz¹cych, pe³nych mi³oœci i nadziei. Zaprawdê powiadam Wam: Nie Wy macie uczyæ siê cywilizacji od cudzoziemców, ale macie uczyæ ich prawdziwej cywilizacji chrzeœcijañskiej. Dobrze jest uczyæ siê rzemios³ i sztuk, i nauk; nie tylko u Europejczyków, ale i u Turków, i u dzikich mo¿na nauczyæ s siê wiele rzeczy potrzebnych. Uczcie siê tedy, abyœcie ¿yli prac¹ w³asn¹, jako Aposto³owie ¿yli z ciesielstwa i tkactwa, i bednarstwa; ale nie zapominali, i¿ s¹ Aposto³ami, nauczycielami rzeczy wiêkszych ni¿ owe rzemios³a i sztuki, i nauki. Nie spierajcie siê z cudzoziemcami rozumowaniem i gadaniem, bo wiecie, i¿ gadatliwi i krzy- kliwi s¹ jako ch³opiêta w szkole, a najmêdrszy nauczyciel nie przegada jednego zuchwa³ego i jêzyczliwego ch³opiêcia. Uczcie wiêc przyk³adem, a na gadanie ich odpowiadajcie przypowieœciami Ewangelii CHRY- STUSA i przypowieœciami Ksi¹g pielgrzymstwa.
14 VII Powiedzia³ CHRYSTUS: Kto idzie za mn¹, niech opuœci i ojca swego, i matkê swoj¹, i od- wa¿y duszê swoj¹. Pielgrzym polski powiada: Kto idzie za Wolnoœci¹, niech opuœci ojczyznê i odwa¿y ¿ycie swoje. Bo kto siedzi w OjczyŸnie i cierpi niewolê, aby zachowa³ ¿ycie, ten straci Ojczyznê i ¿ycie; a kto opuœci Ojczyznê, aby broni³ Wolnoœæ z nara¿eniem ¿ycia swego, ten obroni Ojczyznê i bêdzie ¿yæ wiecznie. Za dawnych czasów, kiedy zbudowano pierwsze miasto na ziemi, zdarzy³o siê, i¿ wszcz¹³ siê w mieœcie onym po¿ar. Powstali niektórzy ludzie i spojrzeli w okno, a widz¹c ogieñ bardzo daleko, poszli znowu spaæ, i usnêli. A drudzy, widz¹c ogieñ bli¿ej, stali we drzwiach i mówili: Bêdziemy gasiæ, kiedy ogieñ do nas przyjdzie. Ale ogieñ wzmóg³ siê bardzo i po¿ar³ domy tych, którzy we drzwiach stali, a tych, którzy spali, po¿ar³ z domami ich. Byli zaœ niektórzy ludzie poczciwi; ci widz¹c ogieñ wybiegli z do- mów swych i ratowali bliskie s¹siady; ale i¿ ma³o by³o poczciwych, uratowaæ nie mogli. A gdy miasto zgorza³o, oni poczciwi ludzie z s¹siadami odbudowali je, i pomaga³ im lud ca- ³ej okolicy, i stanê³o miasto wiêksze i piêkniejsze ni¿ pierwsze. Ale owych, co nie byli u po¿aru, a tylko we drzwiach domów swych stali, z miasta wypêdzo- no. I pomarli g³odem. W mieœcie zaœ ustanowiono takie prawo, i¿ w czasie po¿aru wszyscy z wod¹, z drabinami i z ha- kami do ognia biec musz¹ albo wyznacz¹ osobne ludzie, którzy noc¹ czuwa, a ogieñ gasiæ bêd¹. I prawo takie i porz¹dek odt¹d w miastach nasta³o, i ludzie spali spokojnie. Miastem owym jest Europa, ogniem nieprzyjaciel jej, despotyzm, a ludzie œpi¹cy s¹ Niemcy, a ludzie we drzwiach stoj¹cy Francuzi i Anglicy, a ludzie poczciwi Polacy. VIII Za dawnych czasów byli w Anglii gospodarze, maj¹cy wielkie stada byd³a i trzody owiec. Ale wilcy wpadali czêsto na pole ich i czynili szkodê. Wziêli wiêc strzelby i psy, odpêdzali i zabijali zwierza, ale zwierz, odpêdzony jedn¹ stron¹, powraca³ drug¹, a na miejscu jednego zabitego rodzi³o siê dziesiêæ. A gospodarze na polowaniu ustawicznym zubo¿eli, trzymaj¹c wiele psów i kupuj¹c broñ. Stada ich i trzody ich zniszcza³y. A¿ drudzy gospodarze, mêdrsi, rzekli: PójdŸmy dalej za zwierzem, a¿ do lasu, a wytêpim go w gnieŸdzie jego. Ale wilcy przyszli znowu z drugich lasów, i owi gospodarze zubo¿eli, i trzody potracili. Zubo¿awszy poszli do s¹siadów i rzekli: Zbierzmy ca³y lud, polujmy rok ca³y, a¿ wyg³adzim wilki na ca³ej wyspie: ho Anglia jest wysp¹. Poszli tedy i polowali, a¿ wytêpili zwierza co do jednego; potem z³o¿yli broñ, rozpuœcili psiar- niê, a barany ich pas¹ siê bez pasterza od owych czasów a¿ do dziœ dnia. IX Zaœ w kraju w³oskim by³ powiat bardzo ¿yzny w oliwê i ry¿, ale niezdrowy, bo latem przy- chodzi³o nañ powietrze, zwane malaria, które febrê œmierteln¹ przynosi.
15 Ludzie owego powiatu jedni kadzili w domach swych ³o¿¹c wielkie pieni¹dze na kadzid³o, drudzy budowali parkany od zachodu, sk¹d mór przychodzi³, inni uciekali w niezdrow¹ porê. a¿ wszyscy wymarli, i sta³ siê powiat ten pusty, a po gajach oliwnych i polach ry¿owych cho- dzi³y dzikie œwinie. I przysz³a malaria do drugiego powiatu, i zaczêli znowu ludzie kadziæ siê i ucieka³, a¿ zna- laz³ siê cz³owiek m¹dry i rzek³ im: Z³e powietrze rodzi siê daleko od was, w bagnie, o mil piêædziesi¹t st¹d, pójdŸcie wiêc, osuszcie bagno spuszczaj¹c wodê; a jeœli sami od z³ego po- wietrza pomrzecie, zostan¹ dzieci wasze w dziedzictwie waszym, a powiat was b³ogos³awiæ bêdzie. Ale owi ludnie lenili siê iœæ daleko i obawiali siê œmierci, wiêc wkrótce pomarli w ³o¿ach swych. Z³e powietrze idzie dalej i zajê³o ju¿ dziesiêæ powiatów. Bo kto nie wyjdzie z domu, aby z³o znaleŸæ i z oblicza ziemi wyg³adziæ, do tego z³o samo przyjdzie i stanie przed obliczem jego. X Pamiêtajcie, ¿e jesteœcie wpoœród cudzoziemców jako trzoda wœród wilków i jako obóz w kraju nieprzyjacielskim, a bêdzie miêdzy wami zgoda. Ci, co niezgodni, s¹ jak barany, które siê od³¹czaj¹ od trzody, bo nie czuj¹ wilka; albo jak ¿o³nierze, którzy od³¹czaj¹ siê od obozu, bo nie widz¹ nieprzyjaciela; a gdyby czuli i widzie- li, byliby w kupie. A nieprzyjacielem Waszym jest nie tylko trójca szatañska, ale wszyscy, którzy czyni¹ i mó- wi¹ w imiê trójcy tej, a tych liczba jest wielka miêdzy cudzoziemcami, czcicieli Mocy i Rów- nowagi, i Ko³a, i Interesu. Nie wszyscy jesteœcie równie dobrzy, ale gorszy z Was lepszy jest ni¿ dobry cudzoziemiec; bo ka¿dy z Was ma ducha poœwiêcenia siê. Ale jeœli niektórzy z Was ró¿ni¹ siê od drugich, tedy dlatego, i¿ przybrali suknie cudzoziem- skie: jedni w³o¿yli czerwone czapki francuskie, a drudzy gronostaje angielskie, a drudzy togi i birety niemieckie. A dzieci przebranych czêsto matka w³asna nie pozna. Ale skoro ubior¹ siê wszyscy w czamary polskie, i poznaj¹ siê wszyscy, i usiêd¹ na kolanach matki, a ona wszystkich zarówno uœciœnie. Nie wyszukujcie ustawicznie w przesz³oœci b³êdów i grzechów. Wiecie, i¿ ksi¹dz na spowie- dzi zakazuje ludziom o przesz³ych grzechach myœleæ, a tym bardziej z drugimi gadaæ, bo ta- kie myœli i gadania znowu do grzechu prowadz¹. Nie krzyczcie: Oto na tym cz³owieku taka plama jest, muszê j¹ pokazaæ; oto ten cz³owiek pope³ni³ taki a taki wystêpek. B¹dŸcie pewni, i¿ znajd¹ siê ludzie, których obowi¹zkiem bê- dzie te brudy wygrzebywaæ; i sêdziowie, do których nale¿eæ bêdzie s¹d; i kat, który ukarze. Jeœli idziecie przez miasto, a wszak¿e nie czyœcicie bruku, widz¹c œmiecie; a jeœli spotkacie z³odzieja z³owionego, nie spieszycie siê ci¹gn¹æ go na szubienicê. S¹ inni ludzie, do których to nale¿y. A na tych ludziach nigdy nie zabraknie; bo gdy zabrak³o niedawno kata w jednym mieœcie francuskim, tedy poda³o siê zaraz trzystu szeœædziesiêciu szeœciu kandydatów. Mówi¹c o przesz³oœci, jeœli powtarzacie: Oto w tej bitwie zrobiono taki b³¹d, a w owej bi- twie taki b³¹d, a w tym marszu taki b³¹d dobrze to jest, ale nie myœlcie, ¿eœcie bardzo rozum- ni; bo ³atwo widzieæ niedostatki, a trudno zalety.
16 Jeœli na obrazie jest plama czarna albo w obrazie dziura, tedy lada g³upi postrze¿e je; ale za- lety obrazu widzi tylko znawca. Ludzie dobrzy s¹dz¹ zaczynaj¹c od dobrej strony. Gotuj¹c siê do przysz³oœci, potrzeba wracaæ siê myœl¹ w przesz³oœæ, ale o tyle tylko, o ile cz³owiek gotuj¹cy siê do przeskoczenia rowu wraca siê w ty³, aby siê tym lepiej rozpêdziæ. XI Jesteœcie miêdzy cudzoziemcami jako rozbitkowie na brzegu cudzym. Onego czasu rozbi³ siê okrêt; wszak¿e czêœæ ludzi wyp³ynê³a na brzeg cudzy. Byli zaœ miêdzy tymi, co wyp³ynêli, ¿o³nierze i majtkowie, ludzie morscy, i rzemieœlnicy, i uczeni pisz¹cy ksi¹¿ki. Wszyscy narzekali i chcieli do Ojczyzny wróciæ; i weszli w radê. Lud brzegu onego nie dawa³ im okrêtu ani ³odzi, a bêd¹c chciwy, nie dawa³ im drzewa bez pieniêdzy. Poszli tedy do lasu i zaczêli opatrywaæ drzewa i rozprawia, wiele tych drzew potrzeba i jaki okrêt zbudowaæ, czy podobny do dawnego, czy nowym kszta³tem, czy fregatê, czy bryg, czy kuter. Tymczasem ludzie owego brzegu przybiegli na odg³os k³ótni i wygnali rozbitków z lasu. Zaczêli wiêc narzekaæ; i weszli w radê. Mówili jedni, i¿ przyczyn¹ rozbicia by³ sternik, i chcieli go zabiæ, ale by³ uton¹³; drudzy skar- ¿yli majtków, ale mieli tylko kilku ludzi morskich, i zabiwszy ich, nie mieliby z kim p³yn¹æ, wiêc ich tylko ³ajali i ur¹gali siê nad nimi. Niektórzy wywodzili, i¿ rozbicie przysz³o z wiatrem pó³nocnym, inni sk³adali je na wiatr za- chodni, inni obwiniali ska³ê podwodn¹. I sta³a siê miêdzy nimi k³ótnia wielka, trwa³a zaœ rok ca³y, a nic nie uradzono. Rzekli wiêc: RozejdŸmy siê, a szukajmy sposobu do ¿ycia. Wiêc cieœle poszli budowaæ domy, a mularze murowaæ, a uczeni ksi¹¿ki pisaæ cudzoziemcom, ka¿dy rzemieœlnik wedle rzemio- s³a swego. I sta³o siê, ¿e wszyscy têsknili do Ojczyzny; a jedni nie umieli budowaæ wedle rozkazania budowniczych cudzoziemskich, a drudzy nie umieli pisma onych ludzi. Narzekali wiêc; i weszli znowu w radê. I znalaz³ siê miêdzy nimi cz³owiek prosty, który dot¹d milcza³, bo by³ cichy; ten rzek³ im: Pracuj¹c i ¿ywi¹c siê, zapominacie, ¿e musimy powracaæ do Ojczyzny; a nie powrócimy, tyl- ko okrêtem i po morzu. Niech wiêc ka¿dy z was buduje i muruje, i pisze ale razem niech ka¿- dy kupi siekierê, a uczy siê p³ywaæ. Zaœ ludzie morscy, którzy miêdzy nami s¹, niech wywiedz¹ siê o morzu i o brzegach tutej- szych, i o wiatrach. A gdy ju¿ bêdziem gotowi, pójdziemy do lasu i zbudujem prêdko okrêt, nim siê obejrz¹ lu- dzie brzegu tego. A jeœli zechc¹ nam wstrêt czyniæ, tedy maj¹c siekiery, obronimy siê. Rzekli wiêc: Obierzmy sternika. Jedni chcieli starego, drudzy m³odego; mularze innego, uczeni innego. I trwa³a ta k³ótnia pó³ roku, i nic nie postanowili. Natenczas rzek³ im ów cz³owiek prosty: Obierzcie naprzód cie- œlê, który by wam prêdko okrêt zbudowa³, a zbudujcie tymczasem kszta³tem dawnym, bo nie mamy czasu nowego próbowaæ. A gdy wsi¹dziemy i wyp³yniemy, zbierzemy ludzi, którzy miêdzy nami s¹ ludzie morscy, i ka¿emy im obraæ spomiêdzy siebie sternika.
17 Ludzie morscy, równie jak my, nie zechc¹ uton¹æ; wiêc dobrze wybior¹. A jeœliby i wtenczas by³a miêdzy nami k³ótnia, tedy skoñczy siê, bo mocniejsi s³abszych albo powi¹¿¹, albo w morze wrzuc¹; a póki jesteœmy na tym brzegu, k³ótnia nigdy nie skoñczy siê, bo nam nie wolno ani zabijaæ drugich, ani wi¹zaæ. Zrobili ci tak, jak im radzi³, i wyp³ynêli szczêœliwie. XII W radach Waszych i zmowach nie naœladujcie ba³wochwalców. Bo niektórzy z Was zaczynali rady i zmowy, i spiski, do których trzeba m¹droœci i zgody, za- czynali przy obiadach i wieczerzach, od jedzenia i od picia. A któ¿ kiedy widzia³, aby brzuch pe³ny dawa³ m¹droœæ, i g³owa pijana zgodê; aby z miêsa i z wina wskrzesiæ Ojczyzno; I dlatego zmowy i spiski takie nie udaj¹ siê, bo jaki pocz¹tek, taki koniec. A lekarze wiedz¹, i¿ dzieciê poczête z ojca, który siê ob¿ar³ i opi³, g³upie jest i nied³ugo ¿yje. Przeto i Wy zaczynajcie radê i zmowê obyczajem przodków, id¹c na mszê i do komunii; a co wtenczas uradzicie, m¹dre bêdzie. I nie widziano nigdy, i¿by ludzie byli niezgodni dnia tego, kiedy przystêpowali pobo¿nie do komunii, i aby dnia tego byli lêkliwi. Wchodz¹c na radê albo zmowê, upokorzcie siê przed oczyma Waszymi, albowiem bez poko- ry nie ma zgody. St¹d nie mówi siê do ludzi: podnieœcie siê do zgody, ale: sk³oñcie siê do zgody. A kto chce zwi¹zaæ wierzcho³ki drzew, musi je nachyliæ: nachylcie wiêc rozumy Wasze, a zwi¹¿¹ siê. W uroczystoœciach Waszych nie naœladujcie ba³wochwalców. Albowiem ba³wochwalcy, miê- dzy którymi ¿yjecie, obchodz¹ œwiêta narodowe, weso³e czy smutne, zawsze jednym sposo- bem, to jest jedzeniem i piciem; stó³ jest o³tarzem ich, a brzuch Bogiem ich. Wy zaœ obchodŸcie œwiêta Wasze narodowe: Œwiêto Powstania i Œwiêto Grochowskie, i Œwiêto Wawru, obchodŸcie obyczajem przodków Waszych, id¹c z rana do koœcio³a i poszcz¹c dzieñ ca³y. A pieni¹dze, oszczêdzone dnia tego od gêby Waszej, dajcie Starszym na karmienie matki Ojczyzny. A takiego obchodu ani urz¹d ¿aden nie zabroni, ani potrzeba na taki obchód naj- mowaæ domy wielkie i schodziæ siê gromadnie na rynkach. Nie naœladujcie ba³wochwalców w ubiorach Waszych. Bo ba³wochwalcy, miêdzy którymi ¿yjecie, urz¹d chc¹ zrobiæ szanownym nie przez poœwiê- cenie siê, ale przez ubiór; i czepiaj¹ na siebie purpurê i gronostaje, i wstêgi, i ordery; i s¹ jako nierz¹dnice, które siê biel¹ i ró¿uj¹, i stroj¹, i im brzydsze, tym piêkniej ubieraj¹ siê. Wy noœcie czamary powstañskie, i starsi, i m³odsi; bo wszyscy jesteœcie ¿o³nierzami powsta- nia Ojczyzny. Czamar¹ zaœ nazywa siê po polsku strój, w który ubierano umieraj¹cego. A wielu z Was umrze w stroju powstañskim. Wszyscy zaœ niech bêd¹ gotowi umrzeæ. Któ¿ nie pozna pod czamar¹ powstañsk¹ Mê¿a, co zwyciêsko ¿y³ pod Wawrem; i Mê¿a, co zwyciê¿y³ pod Stoczkiem; i Mê¿a, co wyprowadzi³ wojsko z Litwy; i Mê¿a, który prowadzi³ pu³k Wo³yñski; i Mê¿a, który powiedzia³ w dniach powstania: M³odzieñcy, róbcie, coœcie za- myœlili, idŸcie, a walczcie; i M³odzieñców, którzy pierwsi wygnali tyrana; i Mê¿a, który wy- rzek³ pierwszy: Precz z Miko³ajem! Wiadome s¹ na œwiecie imiona ich. A któ¿ wie, jak siê nazywa król neapolitañski, i sardyñski, chocia¿ purpurê nosz¹? Kto zna imiona synów królewskich w innych krajach; i imiona marsza³ków i wodzów, nosz¹cych bu- ³awy i wstêgi? Nikt o nich nie wie.
18 A o innych wiedz¹ tylko dlatego, i¿ znaczni s¹ wielk¹ z³oœci¹ i g³upstwem; jako w miastecz- ku wiedz¹ imiê s³awnego rozbójnika i s³awnego z³odzieja, i s³awnego kuglarza, i wariata, któ- ry w³óczy siê po ulicach i lud œmieszy. A taka s³awa jest cara Miko³aja i carzyka Don Migela, i carzyka Modeny, i wielu królów i mi- nistrów, których znacie. Noœcie wiêc czamary powstañskie. Kto zaœ ma potrzebê wzi¹æ strój inny, dro¿szy, i staje mu na to, niech tak post¹pi: jeœli suknia kosztuje talarów dziesiêæ, niech kupiwszy sukniê z³o¿y drugie talarów dziesiêæ na odziewa- nie Ojczyzny. To¿ sarno zrobicie i ze straw¹, i z mieszkaniem, które ma byæ ¿o³nierskie; a co jest dro¿sze nad ¿o³nierskie, od tego podatek dobrowolny z³ó¿cie. A wszak¿e nie patrzcie drugich, jak jadaj¹ i ubieraj¹ siê, i mieszkaj¹, tylko patrzcie samych siebie; albowiem napisana jest ta rada nie dlatego, abyœcie pod³ug niej s¹dzili drugich, ale samych siebie. Bo dla drugich b¹dŸcie ³agodni, a dla siebie surowi. A pod³ug tego, jak drugich s¹dzicie, sami bêdziecie s¹dzeni. Uwa¿cie jeszcze tê tajemnicê: I¿ kto bardzo surowie potêpi bliŸniego za b³¹d jaki, albo za lêkliwoœæ, albo za opiesza³oœæ, albo za niesta³oœæ, tedy sam pewnie w ten b³¹d wpadnie i s¹dzony bêdzie od drugich. Jest to tajemnica, któr¹ pewien pobo¿ny Polak odkry³, Wam obwieszcza. Na tchórza najsro¿ej nastaj¹ tchórze, na z³odzieja z³odzieje. a z wariata najg³oœniej œmiej¹ siê drudzy wariaci. A cz³owiek rozumny i odwa¿ny w mowach pob³a¿aj¹cy jest; wszak¿e jeœli Zwierzchnikiem jest i Sêdzi¹, i lud mu da miecz w rêce, wtenczas surowy jest, i s¹dzi i karze pod³ug sumie- nia; albowiem przez usta jego wyrokuje lud ca³y, a mieczem jego zabija rêka ludu. A cz³owiek pró¿ny surowy jest w mowach, póki fest prostym cz³owiekiem; a gdy zostanie Starszym ludu i Sêdzi¹, natenczas wydaje siê nikczemnoœæ jego, bo lêkliwy jest i pob³a¿aj¹- cy, a nie s¹dzi wedle serca ludu, ale wedle przyjaŸni swych i nienawiœci swych. Jeœli o kim powiesz nies³usznie: zdrajc¹ jest, albo powiesz nies³usznie: szpiegiem jest, tedy b¹dŸ pewien, i¿ o tobie to¿ samo mówi¹ inni, w tej¿e samej chwili. Nie rozró¿niajcie siê miêdzy sob¹ mówi¹c: Ja jestem ze starej s³u¿by, a ty jesteœ z nowej s³u¿- by; ja by³em pod Grochowem i Ostro³êk¹, a ty pod Ostro³êk¹ tylko; ja by³em ¿o³nierzem, a ty powstañcem; ja Litwin, a ty Mazur. Którzy tak mówi¹, niech przeczytaj¹ ewangeli¹ o robotnikach, którzy wyszli do winnicy, jed- ni wezwani rano, drudzy w po³udnie, a inni wieczorem, a wszyscy równ¹ wziêli zap³atê. A ci, co wczeœniej przyszli, zazdroœcili póŸniejszym; Pan zaœ rzek³: Zazdroœnicy, a có¿ wam do tego, byleœcie sami wziêli tê zap³atê? Znajdziecie wiele dzieci ¿o³nierskich u cudzoziemców, a dzieci powstañców s¹ tylko u Was. Litwin i Mazur bracia s¹; czy¿ k³óc¹ siê bracia o to, i¿ jednemu na imiê W³adys³aw, drugie- mu Witowt? Nazwisko ich jedne jest: nazwisko Polaków. XIII Nie spierajcie siê o zas³ugi Wasze i o pierwszeñstwo, i o znaki. Do pewnego miasta szturmowali ¿o³nierze mê¿ni, i postawiono na murze drabinê, a wojsko krzyknê³o: Kto pierwszy postawi nogi na murze, bêdzie mia³ znak wielki wojskowy. Przybieg³a pierwsza rota, a i¿ ka¿dy chcia³ pierwszy wst¹piæ na szczeble, zaczêli siê odpy- chaæ i obalili drabinê. i pobici s¹ z murów.
19 Postawiono wiêc drug¹ drabinê, i nadbieg³a druga rota, a który najpierwej wskoczy³ na szcze- ble, puszczono go, a drudzy postêpowali za nim. Ale pierwszy ¿o³nierz w pó³ drabiny straci³ si³ê i zatrzyma³ siê, drugim zawalaj¹c drogê. A wiêc nastêpuj¹cy ¿o³nierz targa³ siê z nim i oderwa³ go, i w dó³ rzuci³, i innych zepchn¹³; zrobi³o siê zamieszanie wielkie, i wszyscy pobici s¹. A¿ postawiono trzeci¹ drabinê, i wbieg³a trzecia rota; pierwszy ¿o³nierz dosta³ ranê i iœæ da- lej nie chcia³. Ale nastêpuj¹cy po nim by³ m¹¿ silny i ogromny, wiêc nic nie mówi¹c porwa³ go i niós³ przed sob¹, i zastawia³ siê nim jak tarcz¹, i postawi³ go na murze; za czym wbiegli inni porz¹dkiem i miasto zdobyli. A wojsko potem wesz³o w radê i chcia³o daæ znak wielki owemu ¿o³nierzowi silnemu. On zaœ tak im mówi³: Bracia ¿o³nierze, okrzyknêliœcie, i¿ kto pierwszy na murze nogi postawi, znak weŸmie, a oto jest ¿o³nierz ranny, który stan¹³ przede mn¹; on tedy znak weŸmie. Przez niego BÓG miasto zdoby³. Nie wa¿cie go lekce, mówi¹c, i¿ tylko prêdkoœci nóg winien pierwsze miejsce, bo i prêdkoœæ jest przymiot w ¿o³nierzu, jako sita i mêstwo. Nie mówcie, i¿ on nic nie sprawi³; bo gdyby go nie raniono przede mn¹, tedy ja odniós³bym tê ranê, i mo¿e byœmy miasta dziœ nie wziêli. A ten, kto zas³ania, równy temu, kto walczy; i tarcz ma równ¹ cenê jak miecz. Znaku nie potrzebujê, bo wszyscy wiedz¹, com zrobi³. BÓG daje zwyciêstwo, u¿ywaj¹c prêdkoœci jednego, mêstwa drugiego, si³y trzeciego; a skoro cz³owiek zrêczny lub silny, zamiast nieœæ w górê towarzysza s³abszego, str¹ca go, tedy robi zamieszanie i klêskê; a jeœli chwali siê z zas³ugi swej, zasiewa niezgodê. XIV Niech ka¿dy sk³ada talent swój OjczyŸnie, jako dar w skarbonê tajemnie, i nie mówi¹c, wiele z³o¿y³. Przyjdzie czas, ¿e siê karbom nape³ni, a Pan Bóg zapisuje, ile ka¿dy z³o¿y³. Ale jeœli chwaliæ siê bêdziecie, i¿ tyle a tyle z³o¿yliœcie, tedy wyœmiej¹ Was ludzie i poznaj¹, ¿eœcie dawali talent Wasz tylko dla chluby. Zas³uga dla Ojczyzny jest jako proch. Kto proch szeroko rozsypie i podpali, zrobi ma³y b³ysk, bez mocy i huku, i skutku. Ale kto proch zakopie g³êboko i podpali, tedy wywróci ziemiê i mur z hukiem i skutkiem, a ludzie mówiæ bêd¹: Zaiste by³o tam wiele prochu; chocia¿ by³o niewiele, ale w zakopaniu g³êbokim. Przeto¿ i zas³uga g³êboko schowana poka¿e siê s³awnie; a kto j¹ tak schowa, ¿e siê na tym œwiecie nigdy nie poka¿e, tedy uka¿e siê w wiecznoœci, i huk jej bêdzie nieskoñczony, i blask jej nigdy nie gasn¹cy; i skutek jej na wieki. Zas³uga dla Ojczyzny jest jako ziarno; kto obnosi to ziarno w rêku i wszystkim pokazuje wo³aj¹c: Oto jest ziarno wielkie tedy wysuszy je i nic z niego nie otrzyma Ale kto zakopie ziarno w ziemiê, a czeka cierpliwie kilka tygodni, tedy ziarno wyda roœlinê. Ale kto schowa ziarno w k³osie na rok przysz³y, na ¿ycie s przysz³e, ten otrzyma ziarn sto; a z tych stu tysi¹ce tysiêcy. A przeto, im kto d³u¿ej czeka nagrody, tym wiêksz¹ weŸmie; a kto jej tu nie weŸmie, tam weŸmie najwiêksz¹. A có¿ mówiæ o ludziach, którzy skar¿¹ siê mówi¹c: Waleczni byliœmy, a nie mamy starszeñ- stwa i znaku! A czy¿ walczyliœcie dla starszeñstwa i znaku? Kto dla starszeñstwa i znaku walczy, niech idzie do Moskala.
20 A có¿ mówiæ o ludziach; którzy skar¿¹ siê mówi¹c: Oto ten, który stoi na prawo, lêkliwy jest, a wzi¹³ znak, oto ten, który stoi na lewo, niem¹dry jest, a wzi¹³ starszeñstwo! A czyli¿ ¿o³nierz dobry, bieg¹c na nieprzyjaciela, ogl¹da siê na prawo, na lewo? Nie ogl¹da siê, ale naprzód idzie. Bo kto ogl¹da siê na prawo i na lewo, tchórz jest. Ogl¹daæ siê i ogl¹daæ jest rzecz Naczelnika. A có¿ mówiæ o ludziach, którzy skar¿¹ siê mówi¹c: Naczelnik nasz pomyli³ siê, daj¹c znaki, wybieraj¹c na starszeñstwo ludzi z³ych. Bo widzi ka¿dy ³atwo wadê w Naczelniku, a nic: widzi przymiotu; i widzi zasiê w sobie przymiot, a nie widzi wady. A czêsto to dobre, które jest w Naczelniku, potrzebniejsze jest dla dobra narodu ni¿eli to dobre, które w nas jest. Albo¿ nie wiecie, i¿ CHRYSTUS BÓG wybra³ miêdzy dwunastu Aposto³ów jednego zdraj- cê; tedy Naczelnik cz³owiek, jeœli miêdzy dwunastu wybierze piêciu z³ych do urzêdu i do znaku, doskona³y jest. A miêdzy Aposto³ami Jan Œwiêty by³ najwiêcej kochany, chocia¿ najm³odszy i nie mia³ ¿ad- nego osobnego urzêdu; ani by³ namiestnikiem jak Piotr, ani przeznaczony do powo³ania na- rodów jak Pawe³, ani podskarbim jak ,Judasz. A przecie¿ Jan jeden przepowiedzia³ przysz³oœæ w Apokalipsie, i nazwany jest Or³em, i ko- niec jego tajemniczy jest i wielu myœli, i¿ on nie umar³, ale dot¹d ¿yje; a tego nie myœli o ¿ad- nym Apostole. Otó¿ widzicie, i¿ zas³uga bez urzêdu sta³a siê okazalsz¹ na wieki. XV Jesteœcie miêdzy cudzoziemcami jako gospodarze szukaj¹c: goœci i spraszaj¹cy ich na ucztê Swobody do domu swego. Pewny gospodarz g³upi spraszaj¹c goœci pokazywa³ im naprzód w domu swoim miejsca, gdzie zrzucaj¹ œmieci, i inne miejsca brudne, tak i¿ ckliwoœæ obudzi³ i nikt potem nie chcia³ siadaæ do sto³u jego. Ale gospodarz rozumny prowadzi goœci czystym przysionkiem do izby biesiadnej: Miejsca na œmiecie i brudy w ka¿dym domu s¹, ale zakryte od oczu. S¹ miêdzy Wami, którzy mówi¹c cudzoziemcom o Ojczymie swej, zaczynaj¹ od tego, co w jej prawach i ustanowieniach niedoskona³e by³o i niedobre; drudzy zaœ zaczynaj¹ od tego, co piêkne i naprzód godne widzenia. Powiedzcie¿ teraz, którzy z nich s¹ g³upi gospodarze, a któ- rzy rozumni? I którzy goœci do domu zaprosz¹? Nie miotajcie pere³ przed wieprze; nie wszystkim cudzoziemcom gadajcie o wielkich rze- czach, które poczyni³ naród Wasz dla dobra œwiata, bo jedni Wam nie uwierz¹, a drudzy Was nie zrozumiej¹, a¿ siê nawróc¹. Pewien chrzeœcijanin mieszka³ pod lasem, bêd¹c gajowym. Ten ujrza³, i¿ zbójca wykrada siê z lasu i d¹¿y ku karczmie, w której mieszkali ¯ydzi, aby ich pobi³ i odar³. Rozbójnik rzek³ do gajowego: PójdŸmy razem na ¯ydy, a podzielim siê ³upem ich. Gajowy mia³ w rêku strzelbê, ale tylko nabit¹ œrutem na ptaszki, przecie¿ rzuci³ siê na rozbójni- ka i rani³ go, sam zaœ by³ mocniej zraniony, i porwali siê za barki, i bili siê d³ugo, a¿ rozbójnik obali³ gajowego i podepta³, i myœli³, i¿ go zabi³. Ale sam bêd¹c zraniona nie móg³ dla ujœcia krwi iœæ na rozbój i wróci³ do lasu. Gajowy zaœ zawlók³ siê do karczmy dla ratunku. I rzek³ ¯ydom: Oto spotka³em mê¿a rozbójnika i odpêdzi³em go, i zrani³em, ale skoro wyle- czy siê, wróci; a jeœli tu nie wróci, tedy pójdzie ³upiæ inne ¯ydy po karczmach. Wstañcie wiêc;
21 pojmajcie go i zwi¹¿cie; a jeœli boicie siê, pomó¿cie mnie; rozbójnik jest m¹¿ du¿ej rêki, ale i¿ os³abiony, po¿yjem go. ¯ydzi zaœ widzieli z karczmy, co siê sta³o, i wiedzieli, ¿e ich obroni³; ale obawiali siê, aby nie prosi³ zap³aty. Wiêc udali wielkie zadziwienie, pytaj¹c, sk¹d przychodzi i czego ¿¹da; starsi dali mu wódki i chleba, a bachury p³aka³y, niby z litoœci. I rzekli wszyscy: Nie wierzymy, aby rozbójnik chcia³ nas zabijaæ; bywa³ tu u nas dawniej i pi³ wódkê, a nic nam z³ego nie zrobi³. Odpowiedzia³ im gajowy: Jeœli tu by³, tym gorzej dla was, bo obejrza³ dom wasz i skrzynie wasze, i obaczy³, ¿e w domu mieszkaj¹ ¯ydzi, to jest lêkliwego i s³abego serca naród. Na to rzekli znowu ¯ydzi: Nie bluŸñ na naród nasz; albo¿ nie z niego, nie z naszego narodu by³ Dawid, który zabi³ Goliata, i Samson, najmocniejszy z ludzi? Odpowiedzia³ im gajowy: Cz³owiek jestem w ksiêgach nie uczony, s³ysza³em od plebana, ¿e ów Dawid i Samson pomarli i nie powstan¹; radŸcie wiêc o sobie. Rzekli wiec ¯ydzi: Nie nasza rzecz lasy ze zbójców oczyszczaæ, jest na to urz¹d i wojsko; idŸ, a powiedz im. Odpowiedzia³ gajowy: Broni¹c was, nie pyta³em urzêdu i nie czeka³em na wojsko. Rzekli mu ¯ydzi: Broni³eœ sam siebie. Odpowiedzia³ im gajowy: Mog³em w¿dy pomagaæ rozbójnikowi ³upu was albo iœæ z daleka za nim i milczeæ, a podzieli³by siê ze mn¹ dobrem waszym. Mog³em te¿ z domu nie wy- chodziæ. Rzekli mu ¯ydzi: Broni³eœ nas, bo spodziewa³eœ siê zap³aty. Jako¿ daliœmy tobie wódki i chle- ba, i opatrzyliœmy ranê, i damy ci jeszcze talar bity. Odpowiedzia³ im gajowy: Zap³aty waszej nie chcê, a za chleb i wódkê, i leki odeszlê pieni¹- dze, skoro wrócê do domu mego. Rzekli mu znowu ¯ydzi: Bi³eœ siê ze zbójc¹, bo wiemy, ¿eœ cz³owiek k³ótliwy i lubisz bój, i szukasz po lesie zwierza. Odpowiedzia³ im gajowy: Gdybym szed³ na bój, uzbroi³bym siê lepiej, wzi¹³bym kule i ta- sak; wyszed³bym albo piewej, albo potem; a widzieliœcie, ¿em nie wyszed³ ani pierwej, ani potem, ale w tê samê chwilê, kiedy ujrza³em mê¿a rozbójnika id¹cego na was. Wiêc ¯ydzi zadziwili siê bardzo i rzekli: Powiedz tedy, . a przyznaj siê, dlaczegoœ to zrobi³, co zrobi³eœ; i jakie by³y myœli twe, bo cz³owiek dziwny jesteœ! Odpowiedzia³ gajowy: Tego jednego wam nie powiem, a choæbym powiedzia³, nie zrozumie- cie, bo inny jest rozum ¿ydowski, a inny chrzeœcijañski; ale gdybyœcie siê nawrócili do Chrze- œcijañstwa, zrozumielibyœcie sami postêpowanie moje, nie potrzebuj¹c pytaæ siê mnie. I to rzek³szy wyszed³ od nich. Id¹c zaœ jêcza³ dla ran. A ¯ydzi mówili miêdzy sob¹: Chlubi siê, ¿e jest mê¿ny, a jêczy; rany jego nie s¹ ciê¿kie, i tyl- ko jêczy, aby nam straszy³ dzieci. Wiedzieli ¯ydowie, i¿ ciê¿ko raniony by³, ale czuli, i¿ Ÿle zrobili, a chcieli sami w siebie wmówiæ, ¿e nic z³ego nie zrobili. I gadali g³oœno, aby sumnienie swe zag³uszyæ. XVI Jesteœcie w ziemi cudzej wœród bezprawia jako podró¿ni, którzy w kraju nieznanym wpadn¹ w jamê. Do jamy wilczej wpad³o kilku podró¿nych. Byli miêdzy nimi panowie, s³udzy i przewodnik.
22 A skoro ujrzeli siê na dnie jamy, zmierzyli j¹ oczyma i choæ nic do siebie nie mówili, zgadli, co trzeba by³o robiæ. Stan¹³ tedy na dnie jamy jeden z nich, najsilniejszy i najgrubszy, a drugi wst¹pi³ mu na barki, a trzeci drugiemu wst¹pi³ te¿ na barki, a ostatniemu na barki wst¹pi³ przewodnik. Tak robi¹c drabinê, nie uwa¿ali, kto pan, kto s³uga; ale os¹dzili sami siebie po tuszy i szero- koœci barków. Os¹dzili te¿, i¿ najwy¿ej trzeba stawiæ przewodnika i najpierwej z jamy wysadziæ, i¿ zna³ drogi i miejsca i najrychlej znalaz³by pomoc. A gdy przewodnik wyszed³, czekali w milczeniu; posilaj¹c siê pokarmem, który mieli w sa- kwach, obdzielaj¹c ka¿dego wedle g³odu jego. Niektórzy lêkali siê, aby przewodnik nie zostawi³ ich tam, ale nic nie mówili, ¹by towa- rzyszom serca nie psuæ, i rzekli w sercu tylko: Jeœli nas zdradzi, bêdziemy mieli czas na- rzekaæ. Po krótkiej chwili przewodnik ludzi sprowadzi³ i podró¿nych wyci¹gn¹³, i do wsi odwiód³. Wiêc milcz¹c po¿egnali siê; i myœlili podró¿ni: Przewodnik g³upi jest, ale i¿ zb³¹dzi³ z g³up- stwa, a nie ze z³ej woli, i mia³ dosyæ strachu, puœæmy go w pokoju; wszak¿e drugi raz lepiej wybierajmy przewodnika. Przewodnik zaœ myœli³: Zb³¹dzi³em, o ma³o co nie zgubi³em tych oto poczciwych ludzi, drugi raz nie podejmê siê nigdy przewodnictwa. I trwa³o miêdzy tymi ludŸmi od czasu wpadnienia a¿ do czasu wyjœcia g³uche milczenie. Nastêpnego roku wpadli do tej¿e jamy podró¿ni drudzy z drugim przewodnikiem, i umyœlili tym¿e sposobem ratowaæ siê. Ale by³ spór, kogo postawi¹ na dole, bo panowie nie chcieli s³ug dŸwigaæ na barkach, a s³u- dzy obawiali siê, aby panowie wyszed³szy nie zostawili ich. Wszyscy zaœ obawiali siê wypuœciæ przewodnika, bo go w gniewie za b³¹d ³ajali i bili; mu- sia³ im tedy zakl¹æ siê przysiêg¹ wielk¹, i¿ powróci. Skoro wyszed³, pomyœli³ sobie: •li to ludzie s¹ i coœ na mnie knuj¹, bo mi nie wierzyli; zo- stawiê ich tam w jamie. Szed³ wiêc do domu swego. A podró¿ni kilka dni marli g³odem; a¿ przypadkiem trafili na nich ludzie i wyci¹gnêli ich. Ledwie wyszli na wolnoœæ, jedni chcieli puszczaæ siê dalej w drogê, drudzy szukaæ i karaæ niewiernego przewodnika. K³ócili siê wiêc z sob¹ i roz³¹czyli. Zapalczywsi szli, kln¹c i gro¿¹c przewodnikowi; i sta³o siê, i¿ im nikt nie chcia³ przewodni- czyæ, ani na proœby, ani za pieni¹dze. Przewodnik zaœ ów niewierny kl¹³ i krzycza³, ¿e nic nie winien, ¿e owi ludzie sami zb³¹dzili; a na dowód, i¿ dobrze zna drogi, podj¹³ siê innych prowadziæ. I sta³o siê, i¿ by³ znowu innym przyczyn¹ nieszczêœcia. I trwa³a od czasu wpadnienia ich a¿ do czasu wyjœcia ich ci¹g³a k³ótnia. XVII Jesteœcie w pielgrzymstwie Waszym na ziemi cudzej, jako by³ lud Bo¿y na puszczy. Strze¿cie siê w pielgrzymstwie utyskiwania i narzekania, i pow¹tpiewania. Grzechy to s¹. Wiecie, i¿ gdy lud Bo¿y wraca³ do ziemi przodków, do Ziemi Œwiêtej. tedy pielgrzymowa³ w puszczy, a wielu z ludu Bo¿ego têskni³o i mówi³o: Wróæmy do Egiptu; bêdziemy tam w zie- mi niewoli, ale bêdziemy mieli obfitoœæ miêsa i cybuli.
23 I powiada Pismo Œwiête, i¿ BÓG obra¿ony przed³u¿y³ pielgrzymkê narodu, a¿ dopóki wszyscy ci, którzy têsknili, nie wymarli na puszczy; bo ¿aden z nich nie mia³ ujrzeæ Ziemi Œwiêtej. Wiecie, i¿ byli drudzy miêdzy ludem Bo¿ym, którzy nie ufali prorokom swym i mówili: A jak¿e zdobêdziem ziemiê przodków, kiedy mamy przeciw sobie króle mocne, i ludy, jako ludy olbrzymów? I powiada Pismo Œwiête, i¿ BÓG, obra¿ony tym niedowiarstwem, przed³u¿y³ znowu piel- grzymkê narodu, a¿ wszyscy ci, którzy w¹tpili, pomarli na puszczy; bo ¿aden z nich nie mia³ ujrzeæ Ziemi Œwiêtej. A nie tylko ci, którzy g³oœno narzekali i w¹tpili, ale i ci, którzy w sercach swych narzekali i w¹tpili, pomarli tak¿e; bo czyta BÓG w sercach jako w ksi¹¿ce otwartej, chocia¿ dla dru- gich zamkniêta jest. Przeto¿ strzelcie siê grzechu narzekania i w¹tpienia, abyœcie nie przed³u¿yli dni pielgrzym- stwa Waszego. A jako w obozie ludu wybranego byli ludzie zaraŸliwi, choruj¹cy na leprê, czyli tr¹d, tak i miêdzy Wami trafiaj¹ siê ludzie zaraŸliwi, to jest Ÿli Polacy; od tych uciekajcie, bo nad tr¹d zaraŸliwsza choroba ich. Po tych znakach zaœ poznacie chorobê ich: Cz³owiek zaraŸliwy nie wierzy w zmartwychwstanie Polski, chocia¿ bi³ siê o nie i pielgrzy- muje o nie. A choroba jego pokazuje siê w s³owach takich: Wiedzia³em, ¿e powstanie by³o g³upstwem, ale bi³em siê walecznie za sprawê powstania, jako dobry ¿o³nierz; wiem, i¿ niepodobieñ- stwem jest odzyskaæ Polskê, ale pielgrzymujê, jako cz³owiek honorowy. Skoro pos³yszycie takie s³owa, uciekajcie zatkn¹wszy uszy, i donieœcie starszym; a starsi na- tychmiast cz³owieka zaraŸliwego z³o¿¹ z urzêdu, jeœli jest urzêdnikiem, i zdejm¹ z niego cza- marê, i ka¿¹ mu namyœlaæ siê w domu przez pewn¹ liczbê dni. A po tej liczbie dni obacz¹, czy siê wyleczy³ i czy wst¹pi³a weñ wiara i ³aska ; a jeœli siê wyle- czy³ i wyrzeka siê grzechu, tedy og³osz¹ go czystym, i przyjêty bêdzie znowu do pielgrzymstwa. Jeœli zaœ chory te¿ same s³owa co pierwej mówiæ bêdzie, tedy starsi napiêtnuj¹ go og³aszaj¹c, i¿ jest nieczysty. I wszyscy od niego uciekaæ maj¹, od widoku jego i od s³ów jego; bo ani jest dobry ¿o³nierz, ani cz³owiek honorowy, ale g³upiec i z³oœnik. Bo jeœli w bitwach szed³ na ogieñ, tedy i koñ, na którym siedzia³ krakus i bód³ go ostrogami, i koñ, który wióz³ armatê pod biczem furmana, szed³ w ogieñ; a mo¿na¿ nazywaæ konia do- brym ¿o³nierzem? A jeœli zaraŸliwiec mówi, i¿ bije siê dla honoru, tedy i oficer moskiewski mówi, i¿ bije siê dla honoru; i W³och, który mœci siê zabijaj¹c sztyletem rywala swego, mówi, ¿e mœci siê za honor; a có¿ znaczy g³upi ba³wochwalczy honor taki? Zaprawdê mówiê Wam, i¿ ¿o³nierz, który walczy bez wiary w dobroæ sprawy swojej, zwie- rzem jest ; a dowódca, który prowadzi na bój bez wiary w sprawê swoj¹, rozbójnikiem jest. Cz³owiek zaraŸliwy bije siê w polu i zabija dwóch nieprzyjació³, a wróciwszy do namiotu, psuje serca ¿o³nierzy i zabija dziesiêciu swoich na duszy. Jest on podobny do cz³owieka, który chodzi do koœcio³a i klêczy, a .wróciwszy do domu, œmieje siê przed dzieæmi z BOGA i z Wiary. A niech siê nie t³umaczy mówi¹c, i¿ co innego jest postêpowanie i czyn, a co innego myœl i mowa; bo przeciwko OjczyŸnie mo¿na ciê¿ko grzeszyæ mow¹ i myœl¹, a ka¿dy z tych grze- chów nie ujdzie kary swej. Te s¹ ostro¿noœci przeciwko zaraŸliwym w pielgrzymstwie polskim.
24 XVIII Jesteœcie wœród cudzoziemców jako Aposto³owie wœród ba³wochwalców. Nie obruszajcie siê tak bardzo na ba³wochwalców, bijcie ich s³owem, a inni ich pobij¹ mie- czem; a ci, co ich pobij¹, s¹ ¯ydzi, czyli ludzie starego zakonu, którzy czcz¹ Wszechmoc- noœæ ludu i Równoœæ, i Wolnoœæ. Oni nienawidz¹ ba³wochwalców, a nie maj¹ mi³oœci ku bliŸ- nim, i zes³ani s¹ na wytêpienie ba³wochwalców Chananejczyków. I pokrusz¹ ba³wany ich, a ba³wochwalców bêd¹ s¹dziæ prawem Moj¿esza i Jozuego, i Robe- spierra i Saint-Justa, wytêpiaj¹c od starego do ss¹cego dziecka, od bydlêcia do szczeniêcia. Bo Bóg ich, który siê nazywa Wszechmocnoœæ ludu, jest sprawiedliwy, ale gniewny i trawi¹- cy jak ogieñ. A jako miêdzy ¯ydami w stolicy ich powsta³ CHRYSTUS i zakon Jego, tak w stolicach libe- ralistów europejskich powstanie zakon Wasz, nowy zakon poœwiêcenia siê i mi³oœci. Albowiem Anglia i Francja s¹ jako Izrael i Juda. Jeœli tedy pos³yszycie liberalistów swarz¹- cych siê o dwie Izby, i o Izbê dziedziczn¹, i o Izbê wybieraln¹, i o sposób wybierania, i o za- p³atê dla króla, i o wolnoœæ druku, nie dziwujcie siê m¹droœci ich, jest to m¹droœæ starego zakonu. S¹ to Faryzeusze i Saduceusze, którzy k³óc¹ siê o tref i o koszer; a nie rozumiej¹, co to jest kochaæ i umrzeæ za prawdê. I kiedy s³ysz¹ Was, przyby³ych z pó³nocy, mówi¹cych o Bogu i o Wolnoœci, tedy gniewaj¹ siê i wo³aj¹ jak doktory na CHRYSTUSA, wo³aj¹c: A sk¹d mu tyle nauki, synowi cieœli? a jakie móg³ prorok urodziæ siê w Nazarecie? a jak on œmie nas uczyæ, starych doktorów? A kiedy mówi¹ o wojnie Waszej dla zbawienia narodów, nie przecz¹, i¿ dobrze zrobiliœcie, ale powiadaj¹, i¿ niewczeœnie, jako doktorowie wyrzucali CHRYSTUSOWI, i¿ w szabas œmia³ ludzi uzdrawiaæ, i krzyczeli: Godzili siê w szabas uzdrawiaæ? Godzili siê w czasie pokoju europejskiego z Rosj¹ wojowaæ? A jeœli daj¹ ja³mu¿nê wdowom i sierotom Wolnoœci, wdowom i sierotom hiszpañskim, portu- galskim, w³oskim i polskim, tedy daj¹ g³oœno, w Izbach, jako czynili Faryzeusze. A jeœli daj¹ OjczyŸnie swojej, tedy rozprawiaj¹, ile pod³ug zakonu, czyli konstytucji, daæ maj¹. A Wasz zakon inny jest, bo Wy mówicie: Wszystko, co nasze jest, Ojczyzny jest; wszystko, co naszej Ojczyzny jest, wolnych ludów jest. Anglicy, którzy kochaj¹ Wolnoœæ wed³ug starego zakonu, powiadaj¹: Odbierzmy Francuzom morze, jak Izrael odbiera³ miasta od Judy; a Francuzi starozakonni mówi¹: Odbierzmy Niem- com ziemie nadreñskie; a Niemcy mówi¹: Odbierzmy zaœ Francuzom ziemie nadreñskie, i tym podobnie. Przeto¿ powiadam Wam, i¿ g³upi s¹ i zara¿aj¹ siê ba³wochwalstwem, czci¹ Baala i Molocha, i Równowagi. Albowiem porty i morza, i l¹dy s¹ dziedzictwem ludów wolnych. Albo¿ k³óci siê Litwin z Po- lakiem o granice Niemna, i o Grodno, i o Bia³ystok? Przeto¿ powiadam Wam, i¿ Francuz i Niemiec, i Moskal musz¹ byæ jako Polak i Litwin. Wszed³ do domu opustosza³ego cz³owiek dziki, z ¿on¹ i z dzieæmi. A widz¹c okna rzek³: Przez to okno bêdzie patrzeæ ¿ona moja, a przez drugie ja sam, a przez trzecie mój syn. Pa- trzyli wiêc, a kiedy odchodzili od okien, zas³aniali je obyczajem ludzi dzikich, aby œwiat³o do .nich nale¿¹ce innym nie dosta³o siê. A reszta rodziny okien nie mia³a.