ROZDZIAŁ PIERWSZY
Z pokładu kursującego między wyspami promu Laguna
Cay wydawała się zielona, egzotyczna - i boleśnie
znajoma. Boleśnie, ponieważ Abby miała nadzieję, że
być może to wspomnienia dodały jej ciepła, blasku
i barwy. Oczywiście było inaczej. W istocie roślinność
okazała się jeszcze bardziej dzika i bujna. Skąpana
w słońcu przystań była jaśniejącą bramą do czterdziestu
mil kwadratowych zielonego raju.
Jednak raju tylko w sensie geograficznym, poprawiła
się w myślach, nieświadomie zaciskając ręce na poręczy
statku. Z jej punktu widzenia wyspa była wszystkim,
lecz na pewno nie rajem. Opuściła Laguna Cay, przysię
gając, że nigdy tu nie wróci.
Nie dlatego, że miała wtedy jakikolwiek wybór,
przyznała niechętnie. Trzymając się ściśle faktów należało-
by dodać, że została wyrzucona z wyspy i łzy przesłaniały
jej ostatnie spojrzenia na Sandbar z okna dyrektorskiego
odrzutowca Jake'a. Postanowiła nigdy nie wrócić, ale
w tym czasie nie miała pojęcia, że sąd przyzna Jake'owi
opiekę nad Dominikiem.
Abby odetchnęła głęboko, puściła poręcz i wytarła
spocone ręce o dżinsową spódnicę. Muszę się uspokoić,
pomyślała, uświadamiając sobie, że już pozwoliła ponieść
się nerwom. Nie przyjeżdżała tu z własnej inicjatywy.
Julie ją zaprosiła.
Jej dłonie przylepiły się do cienkiego dżinsu, podciągając
wyżej spódnicę. Gdy pośpiesznie ją wygładzała, zorien
towała się, że obserwuje ją grupa odpoczywających na
rufie marynarzy. Normalnie nie przejęłaby się ich
5
NIEDYSKRECJA
spojrzeniami. Bóg świadkiem, że przywykła do wlepionych
w siebie oczu najróżniejszych ludzi, nie wyłączając tych,
których podniecało spoglądanie pożądliwym okiem na
każdą ładną kobietę. Dzisiaj jednak, gdy ledwo mogła
ukryć miotające nią uczucia, nie miała chęci komukolwiek
sprawiać przyjemność. Obrzuciła mężczyzn zimnym
spojrzeniem i zdecydowanym ruchem odwróciła się do
nich plecami.
Nie mogła jednak zignorować powodów, dla których
zwrócili na nią uwagę. Spojrzała na swój strój ich
oczami i odkryła jego braki. Obcisła dżinsowa spódniczka
ledwie sięgająca kolan, wydawała się dość skromna
jeszcze rano, w pokoju hotelowym w Nassau.
Wyglądając przez okno, widziała kobiety ubrane znacznie
krócej i w skąpych szortach. Jej ciemnoniebieska jedwabna
kamizela i dżinsowa spódnica wyglądały niemal konser
watywnie. Kłopot polegał na tym, że miała metr
siedemdziesiąt siedem wzrostu i mężczyźni z reguły
najpierw zauważali jej nogi. Teraz gorzko żałowała, że
nie zdecydowała się na spodnie.
Ale było tak gorąco i wilgotno. Wyspy Bahama
w czerwcu nie należały do jej ulubionych miejsc. Nie
nęcił jej też pomysł ponownego włożenia bawełnianych
spodni, które miała na sobie w czasie lotu z Londynu.
Oznaczało to, że wybór był ograniczony do szortów,
które zapakowała z myślą o pobycie w samym Sandbar,
dwóch spódnic i trzech sukienek, w tym sezonie znacznie
skróconych.
Uniosła do góry ramię i odsunęła dłonią włosy z karku,
beztrosko nieświadoma cudzych oczu, które ją obser
wowały. Jej ruchy podkreślały krągłość piersi, rysujących
się pod cienkim materiałem kamizeli, której poły rozchyliły
się, ukazując koronkowy staniczek. Chyba tylko cudem
mieściły się w nim rozkosznie bujne kształty Abby.
Kapitan promu znacząco wzniósł oczy na ten widok.
Zastanawiał się też, dlaczego ta piękna dama wracała na
wyspę. W końcu powody jej wyjazdu znane były wszem
NIEDYSKRECJA
i wobec. Musiało to mieć coś wspólnego z panem
Lowellem. Pamiętając jednak, jak Wielki Szef wyrzucił
ją, nie przypuszczał, by on właśnie wiedział cokolwiek
o jej przyjeździe. Chyba, że po tym, co się wydarzyło...
Zbliżali się już jednak do nabrzeża i kapitan przerwał
swe rozmyślania, gdyż niestety wprowadzenie promu do
przystani wymagało, by skupił na tym całą swą uwagę.
Parowiec, pływający między wyspami, był jedynym
publicznym środkiem transportu docierającym do Laguna
Cay, którą rafy koralowe strzegły przed nieproszonymi
gośćmi. Ani jeden hotel nie czekał na turystów, i nie
mieli oni prawa wjazdu. Każdy, kto schodził na ląd,
musiał udokumentować fakt, że jego przyjazd jest
oczekiwany. Ponieważ większość gości przylatywała
samolotem, który pilotował osobiście pan Lowell, kapitan
Rodrigues przewoził głównie zaopatrzenie.
Mimo to w małej przystani tłoczno było od łodzi
rybackich. Większość mieszkańców żyła z morza. Ryby,
złowione u wybrzeży Laguna Cay i pobliskich wysp
Abacos, sprzedawano w Nassau i na Wielkiej Bahamie.
Dzięki temu rybacy i ich rodziny żyli stosunkowo
dostatnio. Żyzna gleba i ciepły klimat pozwalały im
również na pewną samowystarczalność. Wszystko to
w połączeniu z dobrym zdrowiem mieszkańców było
miarą sukcesu gospodarczego Laguna Cay.
Oczywiście trzeba przyznać, że zanim Jake Lowell
piętnaście lat temu kupił wyspę, sprawy miały się inaczej.
Tubylcy byli dość zadowoleni, wegetując z dnia na dzień
i Jake'owi kilka lat zajęło przekonanie ich o konieczności
zmian. Ale Jake był mistrzem perswazji, z goryczą
pomyślała Abby. Pamiętała aż za dobrze jak przekonał
sędziego, aby jemu powierzył wychowanie jej syna.
Fakt, że Dominik był także jego synem, nie miał
znaczenia. Była matką dziecka. Jej należało przyznać to
prawo.
Czarne dłonie wyciągnęły się po liny, gdy prom dobił
do kamiennego nabrzeża. Abby nerwowo zaciskała ręce,
8 NIEDYSKRECJA
przygotowując się do zejścia na ląd. Miała jedną walizkę
- dowód optymizmu być może, ale nie mogła przecież
podróżować bez ubrania na zmianę - i miękką skórzaną
torbę, zawierającą dokumenty i pozostałe rzeczy osobiste.
- Pan Lowell spodziewa się pani?
Melodyjny głos kapitana Ridriguesa na chwilę przerwał
jej pełną niepokoju obserwację nabrzeża. Abby odwróciła
się i spojrzała na niego z uśmiechem, który, miała
nadzieję, dowodził jej pewności siebie.
- Tak, oczekują mnie - powiedziała prawie, ale nie
w pełni, odpowiadając na jego pytanie. - Dziękuję za
bardzo miły rejs. Był prawdziwą przyjemnością.
Kapitan Rodrigues odpowiedział uśmiechem na
uśmiech. Na jego ciemnej twarzy ozdobionej czarnymi,
usztywnionymi wąsami malował się zachwyt.
- Jestem szczęśliwy, że mogłem pani służyć - za
pewnił gładko. - Być może skorzysta pani ponownie
z naszych usług w drodze powrotnej.
Spuszczano trapy z wystającymi niczym żebra stop
niami. Abby pożegnała kapitana ruchem ręki i skierowała
się do zejścia, chociaż pośpiech nie był konieczny. Statek
przewoził tylko jeszcze jednego pasażera, a ponieważ
miał on znajomych wśród załogi, nie myślał nawet
o zejściu na ląd.
Ostrożnie schodząc na nabrzeże po trapie, Abby
pozwoliła oczom błądzić poza zwarty tłum ciekawskich.
Patrzyła na rzędy pomalowanych na różowo domostw
na zboczu wzgórza, wznoszącego się za portem. Koralowe
dachy pięły się schodkowo w górę. Tu i ówdzie widok
urozmaicały balkony z kutego żelaza i pnące wino. Upał
był tu bardziej odczuwalny, jakby uwięziony w otoczonej
skałami kotlinie, i odcięty od powiewu z morza. Abby
poczuła, że całe jej ciało pokrywa się kropelkami potu.
Gdzie jest Julie? Dręczyła się tym pytaniem, stawiając
pierwsze, po sześciu latach, kroki na wyspie. Siostra
Jake'a przyrzekła, że będzie tu na nią czekała. Chyba jej
nie zawiedzie.
NIEDYSKRECJA 9
Zobaczyła ciemnoskórego kapitana portu, idącego
w jej kierunku i serce w niej zamarło. Z rezygnacją
pomyślała, że kapitan Rodrigues musi wiedzieć, w jakim
pośpiechu kiedyś opuściła wyspę. Konieczność tłuma
czenia się przed nim była ostatnią rzeczą, której pragnęła.
I właśnie, kiedy odwracała się, żeby podziękować
marynarzowi, który przydźwigał jej walizkę na nabrzeże,
usłyszała tak wyczekiwany warkot silnika samochodo
wego. Obróciła się akurat na czas, aby zobaczyć jak
otwarty jeep pokonuje ostatnie metry zjazdu ze wzgórza
i przejeżdża przez rozstępujący się tłum, by zahamować
obok niej.
Młoda kobiety, wysiadająca z jeepa, była bez wątpienia
siostrą Jake'a. Miała te same ciemne włosy i oliwkową
cerę, tę samą szczupłą budowę i oszczędność w ruchach.
Ale na tym kończyło się podobieństwo. W przeciwieństwie
do wysokiego brata Julie była tylko średniego wzrostu.
Kanciastość, która jemu dodawała męskości, była
niepomiernie mniej atrakcyjna u kobiety. Jednak, mimo
wszystko, Julie była bardzo pociągająca, również dzięki
dobroci serca i żywej osobowości. Wraz z mężem,
Davidem Spannerem, zawsze byli dobrymi przyjaciółmi
Abby.
- Abby! - krzyknęła Julie, pokonując dzielącą je
odległość kilkoma krótkimi krokami. Bez wahania rzuciła
jej się na szyję. - Jak to wspaniale, że cię widzę!
Oczywiście musiałam się spóźnić! Ze mną tak zawsze,
prawda?
Abby odpowiedziała serdecznym uściskiem. Na widok
siostry Jake'a doznała prawie obezwładniającej ulgi.
Podróż była tak długa, pełna obaw, niepokoju i wątp
liwości, czy decydując się na przyjazd, postąpiła słusznie.
Powitanie Julie przekonało ją, że dobrze zrobiła, przyj
mując zaproszenie, a możliwość spotkania z Dominikiem
nabierała realnych kształtów.
- Jak to dobrze znów cię widzieć! - Abby odwzajemniła
powitanie, gdy Julie cofnęła się, żeby lepiej jej się
10 NIEDYSKRECJA
przyjrzeć. - Trochę bałam się, że nie 'zdążysz, a nie
uśmiechało mi się tłumaczenie powodów, dla których
przyjechałam, Andy Joseph'owi.
- Andy traktuje swe obowiązki zbyt poważnie - stwier
dziła Julie.
Kapitan portu, upewniwszy się, że na Abby istotnie
ktoś czeka, wracał do biura.
- Tak czy owak to teraz nieważne. Przyjechałam.
Pozwól, że ci się przyjrzę. Do licha! W ogóle się nie
zmieniłaś, wiesz o tym? Zapomniałam już, jaka jesteś
piękna. David oszalałby na twój widok!
- Wątpię - rzuciła oschle Abby i zrobiła naburmuszoną
minę, wiedząc, jak Julie i jej mąż byli sobie bliscy. - Co
u Davida? U Ruth i Penny?
- W porządku - beztrosko paplała Julie. - Dave
pracuje jeszcze więcej niż dawniej, a dziewczynki się
uczą. Penny jest w Miami, a Ruth w szkole z internatem
w Bostonie. Ma już dwanaście lat, wiesz? A Penny
prawie dziesięć.
- Naprawdę? - Abby była zaskoczona. - Ciągle
wyobrażam sobie, że są takie... no wiesz, jak ostatni raz
je widziałam,
- Wiem. Chyba wszyscy popełniają ten sam błąd
- przyznała Julie. - Chociaż w twoim przypadku nie
byłam daleka od prawdy.
Pochyliła się, by podnieść walizkę Abby i skinęła ręką
w stronę jeepa.
- Chodźmy. Tracimy czas, stojąc tu i gadając. Chyba
nie możesz się doczekać spotkania z Dominikiem.
Abby dźwignęła torbę i wdrapała się na przednie
siedzenie obok Julie. Ze względu na dłuższe nogi jazda
jeepem była dla niej mnie wygodna niż dla siostry
Jake'a. Za to nie czuła obecności żadnego mężczyzny,
który gapiłby się na jej odsłonięte uda, pomyślała,
rozluźniając się nieco. Z ulgą uświadomiła sobie, że
oddali się od ciekawskich oczu.
Mały, zwrotny jeep sprawnie wspinał się krętą drogą
NIEDYSKRECJA 11
i oddalał od portu. Z dużą niecierpliwością Abby
oczekiwała spotkania z synem. Ostatni raz widziała go
dziewięć miesięcy temu. Jake odwołał jego przyjazd na
ferie zimowe za pośrednictwem swoich prawników.
Powiadomił ją, że Dominik jest przeziębiony, i zmiana
klimatu nie jest wskazana. Oczywiście Abby była
rozczarowana, ale akurat tak się złożyło, że miała wtedy
jechać do Indii. Początkowo nie chciała opuścić Londynu
w obawie, że Jake zmieni zdanie. W końcu Marcia
wytłumaczyła jej, że postąpiłaby nierozsądnie, rezygnując
z wyjazdu.
- No i jak się czuje? - spytała, zwracając się do Julie.
- Dominik? - Julie wzruszyła ramionami. - Dobrze.
- Chodzi mi o Jake'a - odparła Abby spokojnie.
Nienawidziła się za to, że skurcz chwycił ją za gardło,
gdy wypowiadała jego imię. - Mówiłaś... mówiłaś przecież,
że zasłabł i zawieźli go do szpitala. Czy to poważna
sprawa?
Julie oblizała wargi. Abby doznała nieodpartego
wrażenia, że siostra Jake'a jest zdenerwowana. Dlaczego?
Nagle przyszło jej do głowy, że wszystko to było
podstępem, aby ją tu sprowadzić.
- Na pewno zasłabł? - spytała pośpiesznie, nim Julie
mogła odpowiedzieć. - To nie jest tylko...
- Ależ tak, zasłabł rzeczywiście - Julie zerknęła na
Abby. Na jej twarzy malowało się napięcie. - Lekarze
mówią, że to zmęczenie, stres... jak wolisz.... Od kiedy...
od ślubu z Eve zapracowywał się na śmierć. Oczywiście
nikogo nie chciał słuchać. Zresztą znasz Jake'a.
Czy rzeczywiście go znała? Abby westchnęła.
- Ale przez telefon powiedziałaś, że Eve... no wiesz,
że jej nie ma
Bolało nawet, kiedy tylko wspominała o niej. Bolało,
kiedy myślała, że Jake ożenił się ledwo parę tygodni po
tym, jak urodziła ich syna.
- Tak - powiedziała Julie, tym razem z większą pewnością
siebie. To już dawno skończone. Dlatego zadzwoniłam.
12 NIEDYSKRECJA
Jake w szpitalu, w domu tylko służba. Dominik po
trzebował matki.
Abby zaczerpnęła powietrza i odwróciła się, żeby
popatrzeć na okolicę. Jej zdenerwowanie wzrosło na
myśl o tym, że za niecały kwadrans znów zobaczy syna.
Miała nadzieję, że jej nie zapomniał.
Poniżej, pod sterczącymi skałami plaża okalała morze.
W tym miejscu trasa wiodła wzdłuż urwiska, a potem
ponownie wiła się w dół do przylądka, gdzie zaczynała
się droga do Sandbar. Kręty trakt biegł przez plątaninę
zarośli. Zwarte szpalery hibiscusa rozsiewały wokół
delikatną woń.
- Czasem zastanawiam się, po co Jake w ogóle
się z nią ożenił? - głos Julie niestety znów skierował
myśli Abby na powód jej przyjazdu. - Wydaje mi
się, że jej nie kochał. W każdym razie nie wyglądał
na zakochanego.
- Czyżby? - Abby czuła, że musi coś powiedzieć.
Wiedziała, dlaczego Jake ożenił się z Eve. A przynajmniej
myślała, że wie. Mając żonę, mógł łatwiej przekonać
sędziego, że prowadzi ustalibilizowany tryb życia. Abby
nie mogła powiedzieć tego o sobie. Na dodatek Jake
legitymował się krociowym majątkiem.
- Jednak - ciągnęła, widząc, że musi stawić czoła
zaistniałej sytuacji - nadal nie powiedziałaś, jak on się
czuje. Jak długo pozostanie w szpitalu? Czy będzie
potrzebował fachowej opieki po powrocie do domu?
Nabrzmiała cisza, która zapanowała po tych słowach,
była kolejną próbą dla nerwów Abby. Pełna niepokoju,
słyszała jedynie cichy pomruk fal, uderzających o przy
lądek i własne, przyśpieszone bicie serca. Przez parę
sekund Julie nie odzywała się. W końcu zebrała odwagę,
by spojrzeć w pełne niedowierzania oczy Abby, która
już dokładnie wiedziała, co usłyszy.
- On nie jest w szpitalu, prawda? - spytała cichym,
zimnym głosem i z bólem dodała: - Julie, jak mogłaś?
- Zaraz, zaraz, nie denerwuj się.
NIEDYSKRECJA 13
- Dlaczego mam się nie denerwować. Czy on wie, że
tu jestem?
- Nie, ale Abby, wszystko jest inaczej, niż myślisz
- Julie patrzyła na drogę, zaciskając palce na kierownicy.
- Był w szpitalu. Do wczorajszego popołudnia. Nie
miałam więc możliwości zadzwonić do ciebie do hotelu
w Nassau i powiedzieć, żebyś nie przyjeżdżała. Właściwie
jeszcze powinien być w szpitalu.
Jak po zejściu z promu na ląd, Abby poczuła,
że jest cała zlana potem. Tym razem wrażenie było
stokrotnie silniejsze. Mój Boże, pomyślała, a tak cze
kałam na spotkanie z Dominikiem. Zamiast niego
zobaczy Jake'a. Jej powrót może wywołać w nim
takie uczucie, że będzie miała dużo szczęścia, jeżeli
w ogóle obejrzy syna z daleka.
- Wyciągasz same błędne wnioski z tego, co mówię
- Julie była zakłopotana, widząc bladość Abby i krople
potu na jej górnej wardze. - Uspokój się proszę.
- Nie mogę - Abby pokiwała głową, gdy w pełni
dotarło do niej znaczenie tego, co powiedziała siostra
Jake'a. - Julie, przyjechałam, bo myślałam, że jestem
potrzebna Dominikowi. Jednak, jeśli jego ojciec wrócił
do domu...
- To co? - Julie wyraźnie żałowała, że w takiej
chwili musi prowadzić samochód. Abby zadrżała, wi
dząc, jak koła jeepa niebezpiecznie zbliżały się do
brzegu urwiska. - Jesteś matką Dominika. Chcesz,
żeby twojego syna wychowywała niania? Czy powinien
zapomnieć, że kiedykolwiek miał matkę?
- Skądże! - zdenerwowała się Abby. - Nigdy tego nie
chciałam i sama o tym wiesz.
- Więc cóż takiego złego zrobiłam?
- Nic, ale... - Abby nerwowo zagryzła dolną wargę.
- Jake nigdy nie pozwoli, abym tu pozostała.
- Wątpię, czy ma jakiś wybór, przynajmniej w tej
chwili - z żarliwością przekonywała ją Julie. - Wydaje
mi się, że nic nie rozumiesz. Jake nie może już dyktować
14 NIEDYSKRECJA
ci warunków. I nie zapominaj, że kiedy Eve tu nie ma,
sytuacja z prawnego punktu widzenia nie jest tak czarno
biała jak dawniej.
- O czym mówisz? - Abby utkwiła w niej wzrok.
Julie wzruszyła ramionami. Wyglądała teraz na trochę
zakłopotaną. W końcu Jake był jej bratem. Abby pomyś
lała, że mogła czuć się niezręcznie, spiskując za jego
plecami. Jej słowa musiały mieć jednak głębsze znaczenie
i po chwili Abby zaczęła rozumieć. Bladość zniknęła z jej
twarzy, a na jej miejsce pojawił się gorączkowy rumieniec.
Zagłębiła się w swoich myślach. Iskierka nadziei, tląca się
od momentu, gdy Julie zadzwoniła do Londynu, rozgorza
ła żywszym płomieniem. Czy to, że Eve odeszła, mogło
mieć coś wspólnego z odmową Jake'a na wyjazd syna do
Anglii na Boże Narodzenie? Czy przeziębienie Dominika,
jeżeli w ogóle był przeziębiony, było jedynie wygodną
wymówką, aby nie odkryła tej tajemnicy? Bez wątpienia
Dominik powiedziałby jej, że macocha nie mieszka już
w Sandbar. Mając taką broń w ręku, Abby mogłaby
zaryzykować kolejny atak.
- Dlaczego powiedziałaś, że Jake nie może dyktować
mi warunków? - spytała. - Jeżeli był w stanie wypisać
się ze szpitala...
- W Miami, owszem - zgodziła się Julie. Jeep
podskoczył na wybojach i zaczął powoli zjeżdżać w dół,
w stronę Zatoki Oleandrów - Powiedziałam jednak
również, że powinien być jeszcze w szpitalu. Naprawdę
powinien. Potrzebuje odpoczynku i spokoju, a od kiedy
wrócił do domu, prawie cały czas wisi przy telefonie. Jest
głupi, bo nie wolno mu tak ryzykować. Jeżeli nie będzie
uważał, dorobi się rzeczywiście poważnego ataku serca.
Abby wpatrzona w długi, kręty pas plaży, okalający
zatokę, raptownie odwróciła się w stronę Julie.
- Co powiedziałaś? - wykrztusiła - przecież podobno
tylko zasłabł w wyniku przepracowania i stresów.
Serce jej waliło jak młot. Wbiła wzrok w swoją
towarzyszkę.
NIEDYSKRECJA 15
- Julie, czy usiłujesz mi dać do zrozumienia, że miał
atak serca?! Mój Boże! Jak on się czuje?
Nie rozumiała dlaczego jest zdenerwowana, ale była
i to bardzo. Julie spojrzała na nią z troską.
- Wiesz... lekarze powiedzieli to mógł być łagodny
zawał - przyznała niechętnie. - Twierdzą, że to się teraz
zdarza bardzo często.
- Czy coś takiego w ogóle może istnieć?! - Aby nie
była przekonana. - Łagodny zawał! Julie, tu jedno
słowo przeczy drugiemu.
- Nie znam się na tym - Julie również sprawiała
wrażenie zdenerwowanej. - Wiem tylko, że był nie
przytomny, kiedy wzięto go do szpitala. Gdy poszłam
go odwiedzić, leżał na oddziale intensynej terapii.
- Kiedy to było?
- Pięć... sześć dni temu. Wtedy zadzwoniłam do ciebie.
- W ogóle mi nie powiedziałaś, że Jake miał atak serca!
- Sama nie wiedziałam. Zadzwoniłam, zanim cokol
wiek było wiadomo. Myślałam, że powinnam natychmiast
skontaktować się z tobą.
- Tak - Abby starała się uspokoić - tak, oczywiście.
W końcu Julie w niczym nie zawiniła. Nie mogła
ponosić odpowiedzialności za to, że Jake był nieobliczalny
i igrał ze swoim zdrowiem. Jej samej ta sprawa również
nie dotyczyła. Minęło już przecież prawie sześć lat, od
•kiedy się ostatni raz widzieli. To śmieszne, że tak się
teraz zdenerwowała. Jake wcale by tego nie docenił.
- W każdym razie, gdyby groził mu ponowny atak,
chyba nie wróciłby do domu? Jak myślisz? - pytała
Julie. Widać było, że potrzebuje duchowego wsparcia,
którego Abby nie mogła jej dać.
- Czy ktokolwiek mógłby go zatrzymać? - spytała
lakonicznie. Miała te same wątpliwości, co Julie.
- Musisz wobec tego dopilnować, żeby oszczędzał się
przez następne parę tygodni - Julie oznajmiła w końcu,
a Abby wstrzymała oddech, słysząc tak zaskakującą
propozycję.
16 NIEDYSKRECJA
- Ja?!
- Przecież wiesz, że ja nie mogę zostać — stwierdziła
Julie. - Dave dzwonił już parę razy i pytał, kiedy
wracam. Jak długo Jake był w szpitalu, nie mogłam
zostawić Dominika.
- Zadzwoniłaś więc do mnie, - Abby zaczęła się
zastanawiać, czy ten przyjazd był rzeczywiście tak dobrym
pomysłem. -Julie, ja pracuję. Mam teraz tydzień wolnego,
a później muszę wracać. We wrześniu prezentowane są
kolekcje jesienne, a przedtem czeka mnie jeszcze kil
kanaście sesji zdjęciowych.
Julie westchnęła głęboko.
- Wydawało mi się, że chętnie spędzisz trochę czasu
z Dominikiem.
- Ależ tak! - zapewniła ją Abby. - Miałam jednak
nadzieję, że pozwolisz mi zabrać go ze sobą.
- Do Anglii?
- A dokąd niby?
- Ale przecież tu jest jego dom.
- Tylko tak długo jak długo mieszka z Jake'iem
- powiedziała Abby stanowczo. Uświadomiła sobie, że
Julie jest jednak przede wszystkim siostrą Jake'a, a dopiero
później jej przyjaciółką. - Czy myślisz, że Jake by na to
pozwolił? Biorąc pod uwagę to, co powiedziałaś o jego
żonie?
- Jego byłej żonie. Rozwiedli się - poprawiła zwięźle
Julie. - Rzeczywiście. Wydaje mi się, że Jake nie chciałby,
żebyś zabrała jego syna do Anglii. To jest zresztą
problem, który sami będziecie musieli rozwiązać.
Jego syn! Abby zacisnęła usta i skupiła całą uwagę na
krajobrazie, który roztaczał się wokół. Lowellowie zawsze
będą uważali Dominika za syna tylko Jake'a. Jakby
w ogóle nie pamiętali, że przez dziewięć miesięcy chodziła
z nim w ciąży i to ona cierpiała przy porodzie. Była
w końcu jego matką.
Droga biegła teraz po równym terenie. Palmy z pie
rzastymi liśćmi okalały wybrzeże. Przyjemny powiew
NIEDYSKRECJA 17
dolatywał od morza, mieniącego się całą gamą kolorów
od granatu do najjaśniejszej zieleni. Na płyciźnie brodziły
mewy, a czaple zanurzały w wodzie głowy, poszukując
pokarmu. Nieco dalej rozciągało się królestwo krabów.
Tam też nawet niedoświadczony rybak mógł złowić
wspaniałe okazy ryb.
Abby chciała uniknąć wspomnień, ale im były bliżej
domu Jake'a, tym bardziej stawało się to niemożliwe.
Chodzili przecież tutaj na spacery we dnie i w nocy.
Wypływali aż do rafy, gdzie pokazywał jej dziesiątki
gatunków egzotycznych ryb, pływających między żywymi
koralami. Jake zabrał ją nawet na polowanie na grubą
rybę, ale nie spodobał jej się połów olbrzymiej makairy
czy tuńczyka, zamieszkujących głębsze wody, tylko dla
dreszczyka emocji i chęci pochwalenia się własnymi
wyczynami.
Abby odpędziła od siebie wspomnienia, które nadal
burzyły spokój jej ducha. Spojrzała na pagórkowaty
teren pola golfowego, które Jake kazał urządzić głównie
z myślą o gościach. Sam nie grał, a przynajmniej nie
grał, kiedy jeszcze tu mieszkała, poprawiła się w myślach.
W Sandbar pomyślano o tym, by dogodzić wszelkim
gustom i zapewnić wszystkie formy odpoczynku. Przy
pomniała sobie ogromny basen, korty tenisowe, murek
do gry w sąuasha i salę gimnastyczną z przyległą sauną.
Przyszło jej teraz do głowy, że właściwie Jake powinien
być bardzo sprawny fizycznie. Kłopot polegał na tym,
że zbyt wiele czasu poświęcał zarabianiu pieniędzy i miał
go za mało, by je wydawać. Nawet w pierwszych dniach
ich znajomości nie pozwolił sobie na odpoczynek od
ciągłych rozmów telefonicznych związanych z interesami.
Już widać było Sandbar. Przestronna, piętrowa rezyden
cja, którą Jake zbudował, gdy zarobił pierwszy milion,
wznosiła się na trawiastym wzgórzu. Rozciągał się z niego
widok na leniwe wody Zatoki Oleandrów. Nikt już nie
pamiętał, kto nadał nazwę tej pełnej uroku zatoce, ale
było sprawą oczywistą, czym się kierował. Okolicę
. II
18 NIEDYSKRECJA
porastał dziki gąszcz oleandrów pokrytych kwiatami we
wszelkich odcieniach różu, czerwieni i bieli. Ich skórzaste
liście wchłaniały z powietrza wilgoć i wydzielały własny,
niepowtarzalny zapach.
- Nie zrobiłabyś.... znaczy się, nie powiesz nic, co by
go wyprowadziło z równowagi?
Najwyraźniej Julie była też zdenerwowana. Abby
widziała jej zbielałe palce, którymi mocno ściskała
kierownicę. Przypuszczała, że Julie miała pewność co do
słuszności swojego postępowania, kiedy jeszcze spotkanie
jej brata z byłą żoną wydawało się odległą perspektywą.
Bez wątpienia spodziewała się, że Abby zaplanuje dłuższy
pobyt w Sandbar i będzie mnóstwo czasu na właściwe
naświetlenie faktów. Sytuacja zmieniła się całkowicie
i Abby podejrzewała, że Julie żałuje swojej decyzji,
podjętej pod wpływem impulsu. Jake nie był już
w szpitalu, skąd wypisał się na długo przed zalecanym
terminem. Abby natomiast rozważała możliwość wyjazdu
Dominika do Anglii.
- Nie martw się - uspokajała ją Abby. - Nie
powiem nic, co by zagroziło jego zdrowiu. - Mocno
zagryzła dolną wargę. - Chyba wszystko i tak zależy
od Jake'a, prawda? Od tego jak zareaguje kiedy mnie
zobaczy.
Julie odetchnęła głęboko.
- Chyba tak. O Boże, mam nadzieję, że twój przyjazd
nie spowoduje drugiego ataku. Dlaczego nie został dłużej
w szpitalu?!
Abby pomyślała to samo, ale było już za późno, by
cokolwiek zmienić. Poza tym tylko minuty dzieliły ją od
spotkania z synem. Nikt nie mógł oczekiwać, że teraz się
wycofa.
Żelazna brama prowadząca do Sanbar była szeroko
otwarta. Tego popołudnia stary Zeke Samuels pielił
rabatki zaraz przy wjeździe. Kiedy jeep go mijał,
wyprostował plecy i spojrzał na nie. Uniósł łopatę
w geście powitania. Julie zacisnęła usta i przyśpieszyła.
NIEDYSKRECJA 19
- Byłoby cudem, gdyby Jake nie dowiedział się o na
szym przyjeździe, zanim się pojawimy - wymamrotała,
gwałtownie skręcając, by wyminąć kota o gładkiej, czarnej
sierści, który wybiegł na drogę. - Uciekaj Minerwa!
- krzyknęła i ciągnęła dalej normalnym głosem. - Tutaj nie
potrzeba telefonu. Poczta pantoflowa działa równie szyb
ko. Jestem pewna, że już jedno z wnucząt Zeke'a zdołało
dobiec do domu z wiadomością, że jesteśmy. Na ile znam
Melindę, udało jej się rozpaplać o tym wszystkim wkoło.
- Melinda! - Abby pokiwała głową. - Ona jeszcze tu
jest?
Pochodząca z Indii Zachodnich gosposia Jake'a
wydawała się stara już wtedy, kiedy Abby pierwszy raz
przyjechała na Laguna Cay.
- Czy wyobrażasz sobie, że pozwoliłaby komuś innemu
zająć swoje miejsce? - mówiła Julie, zadowolona, że
mogła na chwilę zmienić temat. - W dalszym ciągu tu
jest, chociaż jej córka Rosabelle przejęła większość
obowiązków.
- Rosabelle?
- Tak. Znasz ją?
- Nie jestem pewna. Melinda miała tak liczną rodzinę
- Abby zmarszczyła brwi.
- Prawda? - Julie pozwoliła sobie na lekki uśmiech.
- Pamiętasz? Jake pozwolił mi wziąć Ruby i Teresę do
mojego domu na Florydzie. Obie wyszły za mąż i mają
już własne rodziny, a Melinda może dodać paru
prawnuków do swojej kolekcji.
Abby również się uśmiechnęła, ale poczucie beztroski
trwało ledwie chwilę. Zza szpaleru palm i innych
tropikalnych drzew, odgradzających dom od drogi,
wyłaniały się kremowe ściany Sandbar. Napięcie wróciło
na samą myśl o tym, co ją czeka.
Było późne popołudnie i cienie kładły się nad pię
trową rezydencją, której okiennice właśnie otworzono,
gdyż upał już zelżał. Egzotyczne krzewy pięły się
po ścianach, oplatając werandę i sięgając w górę,
20 NIEDYSKRECJA
aż po metalowe balustrady balkonów. W tej części
domu znajdowały się pokoje gościnne, biblioteka,
gabinet Jake'a i pomieszczenia biurowe. Willę zbu-
dowano w stylu hiszpańskim, wokół wewnętrznego
dziedzińca, dzięki czemu większość pokojów na parterze
miała okna od strony chłodnego, wyłożonego kaflami
podwórza. Abby pamiętała, że z tyłu, za domem,
rozciągał się wspaniały widok na Zatokę Oleandrów.
Kiedyś, wraz z Jake'iem, zajmowali główny apartament
na pierwszym piętrze. Z ocienionego balkonu widać
było połyskujące w słońcu wody zatoki. Przypomniała
sobie również łóżko, idealnie pasujące do tego otoczenia
- duże, wspaniałe i niebywale wygodne.
Julie zatrzymała jeepa obok domu w miejscu, gdzie na
wyblakłą kamienną ścieżkę padł cień rozłożystego,
obsypanego kwiatami drzewa różanego. Kiedy wyłączyła
silnik, ciszę mącił jedynie łopot skrzydeł wypłoszonych
z gniazd gołębi i monotonne brzęczenie owadów.
Abby usiłowała zapanować nad nerwami. Zastanawiała
się, czy Jake usłyszał przyjazd jeepa. Zapewne tak.
- A więc jesteśmy - stwierdziła Julie zupełnie niepo
trzebnie. Wysunęła się z samochodu i sięgnęła po walizkę
Abby, leżącą na tylnym siedzeniu. - Ciekawe czy Sara
obudziła już Dominika z popołudniowej drzemki?
- Sara? Abby przełknęła nerwowo ślinę.
- To jeszcze jedna wnuczka Melindy - wyjaśniła
Julie. - Przejęła obowiązki niani Dominika, kiedy panna
Napier zrezygnowała. Nie wiedziałaś o tym?
- Nie. - Abby pokręciła głową. - Panna Napier
odeszła?!
Wydawało się to niemożliwe. Jake zatrudnił tę za
twardziałą starą pannę przez ekskluzywną agencję
w Londynie. To ona towarzyszyła Dominikowi, kiedy
przyjeżdżał do Anglii odwiedzić matkę.
- Wiesz, po odejściu Eve chyba nie czuła się dobrze,
mieszkając pod jednym dachem z Jake'iem - opowiadała
Julie, tłumiąc uśmiech. - Nie wiem, może myślała, że
NIEDYSKRECJA 21
Jake rzuci się na nią. W każdym razie poprosiła
o unieważnienie umowy.
- O Boże! - Abby ogarnęło rozbawienie, mimo
napiętych nerwów. Sam pomysł, że zaawansowana
wiekiem niania mogłaby uwieść Jake'a wydawał się
wręcz absurdalny.
- Wiem, co myślisz - Julie zachichotała. - Dziwię się,
że Jake nic ci o tym nie powiedział.
- Ja też - Abby nie mogła odpędzić myśli, że był to
jeszcze jeden powód, dlaczego Dominik nie mógł
przyjechać do Anglii na Boże Narodzenie.
Przerwała swoje rozmyślania i wstrzymała oddech,
słysząc kroki na ścieżce okalającej dom. Uspokoiła się
nieco, gdy zmieniły się w plaśnięcia bosych stóp o kamien
ny podjazd. Nadchodzący mężczyzna definitywnie nie
był ojcem jej dziecka, ale miał znajomą twarz.
- Joseph, jak się cieszę, że to ty - wykrztusiła Julie,
zdradzając tym samym, że jest równie zdenerwowana co
Abby. - Zabierz rzeczy na pierwsze piętro. Rosa później
ci powie, gdzie należy je zanieść.
- Tak, proszę pani - Joseph schylił się, by podnieść
Walizkę i torbę Abby. Dopiero wtedy ją poznał. - Ależ
to panna Abby! - wykrzyknął upuszczając walizkę. Jego
czarne usta rozchyliły się radośnie ukazując wspaniałe
białe zęby. Przestąpił porzucony bagaż i podszedł, aby
się przywitać. - To ci dopiero widok! Mały Dominik
ucieszy się, kiedy zobaczy, że pani przyjechała.
- Mam nadzieję.
Na pierwszy rzut oka widać było, że Abby jest
zdenerwowana. Otarła kropelki potu z górnej wargi,
kolejny raz żałując, że tu wróciła. Zdążyła już zapomnieć,
jak spokojne było życie w Sandbar. Wytrąciło ją też
z równowagi bezceremonialne zachowanie Josepha, który
nigdy nie dbał o konwenanse. Jej też nie zależało na
utrzymaniu dystansu między sobą a służbą. Tym razem
jednak Joseph mógł okazać nieco powściągliwości. Chyba
wszyscy w domu słyszeli jego hałaśliwe powitanie.
22 NIEDYSKRECJA
- Poczta pantoflowa nie działa jednak tak skutecznie,
jak myślałam - wymamrotała Julie.
W końcu Abby wyzwoliła się z uścisku Josepha
i spojrzała na siostrę Jake'a.
- Chodźmy - rzuciła Julie, ruszając ścieżką, którą
przyszedł Joseph. - Równie dobrze możemy iść tędy.
Chyba trafiłyśmy na porę popołudniowego odpoczynku
Jake'a.
Obciągając spódnicę najniżej jak mogła, Abby podążyła
kamienną dróżką za Julie. Spoza żywopłotu z jałowców
wyłaniały się korty tenisowe, murek do gry w squash
i sala gimnastyczna. Położone niżej od domu były
niewidoczne z dziedzińca i werandy. Za domem znajdował
się owalny basen z mieniącą się w słońcu wodą. Otaczały
go obrośnięte winem przebieralnie, każda wyposażona
w prysznic i toaletkę. Mimo tych udogodnień zawsze
z Jake'em pływali w morzu. Przypomniała sobie przy-
brzeżne płycizny, zwane przez miejscową ludność „baja-
mar".
Idąc w ślad za Julie, skręciła za róg domu. Wewnętrzny
dziedziniec otaczały arkady. Podziwiała grę świateł i cieni
na posadzce werandy, ułożonej z włoskich kafli. Donice
z kwitnącymi krzewami tworzyły wyraźnie odcinające
się od tła barwne plamy. Na środku dziedzińca znajdowała
się fontanna. Biły z niej strumienie chłodnej wody, które
spływały do rzeźbionego, kamiennego zbiornika. Nic się
nie zmieniło. Serce Abby ścisnęło się z bólu na widok
tak dobrze znanych jej miejsc.
- Pięknie tu prawda? - rzuciła Julie retoryczne
pytanie, widząc uczucia, malujące się na twarzy przy
jaciółki. - Całe szczęście, że nikt nie wyszedł nam
na przeciw. Czy chcesz najpierw pójść do swego pokoju
i odświeżyć się?
Abby właśnie miała powiedzieć, że o niczym innym
nie marzy, gdy spostrzegła cień, przesuwający się za
kolumnadą. Na myśl o tym, kto to mógł być, ugięły się
pod nią kolana i poczuła suchość w gardle.
NIEDYSKRECJA 23
- Julie - szepnęła nerwowo, ale Julie już przechodziła
przez ukwiecony dziedziniec, nieświadoma tego, że ktoś
ją obserwuje.
- Idziesz czy nie? - spytała zniecierpliwona. Odwróciła
się do Abby, która zdołała jedynie rzucić jej ostrzegawcze
spojrzenie. Z cienia wyłonił się ciemno ubrany mężczyzna.
Abby znieruchomiała. I tak szła bardzo powoli, ale jej
nagła, nienaturalna sztywność nareszcie uświadomiła
Julie, że coś jest nie w porządku. Zwolniła kroku i,
marszcząc brwi, z natężeniem wpatrywała się w kolum
nadę. Raptownie stanęła, rozpoznając brata.
Bo to właśnie był on. Przeczucia Abby sprawdziły się.
Ich oczy spotkały się, gdy tak stali po przeciwnych
stronach dziedzińca. Nie miała pojęcia, co czuł. Dla niej
jednak było to równie wstrząsające przeżycie jak to, gdy
spojrzał na nią po raz pierwszy w czasie przyjęcia na
Manhattanie, prawie osiem lat temu. Był to dopiero
początek jej kariery modelki i właśnie podróż do Nowego
Jorku dała jej poznać smak sukcesu. Teraz, jak i wtedy,
ogarnęła ją fala pożądania i poczuła się przeraźliwie
bezbronna. Zauważyła jedną tylko różnicę - nie miała
już u swego boku Maxa.
Kiedy pierwsze zaskoczenie minęło, bliżej przyjrzała
się Jake'owi, stojącemu ledwie parę metrów od niej.
Spędziła z nim dwa lata i z łatwością dostrzegła wyraźne
zmiany. Pamiętała, że był wyższy od niej o sześć do
ośmiu centymetrów tak, że rozmawiając z nim patrzyła
w górę, co nie zdarzało jej się zbyt często. Nigdy jednak
nie był tak chudy i wynędzniały. Zapadnięte policzki
sprawiały, że jego twarz wydawała się jeszcze bardziej
koścista. Włosy, niegdyś ciemne, bujne i równo przycięte
nad kołnierzykiem, były teraz zbyt długie i przysypane
siwizną. Okalały szczupłą twarz, podkreślając jej bladość.
Choć to śmieszne, nie spodziewała się, że choroba
zostawi na nim swoje piętno. Zmienił się jednak i to
niepokojąco. Natychmiast zapomniała o wszystkich
wątpliwościach, jakie miała w związku z przyjazdem.
ROZDZIAŁ DRUGI
- Jake! - pierwsza odezwała się Julie. Opanowała
zdenerwowanie i podeszła do niego - Co, co tutaj
robisz? Myślałam, że odpoczywasz?
- Co pozwoliłoby przemycić tę kobietę do mojego
domu bez mojej wiedzy, tak? - w głosie Jake'a nie
wyczuwało się złości.
Abby poczuła niemal ból, słysząc jak mówi, nisko
i nieco chrapliwie - jak dawniej.
- Zastanawiałem się, gdzie cię poniosło Julie. Rosa
powiedziała mi, że gdzieś pojechałaś jeepem.
- Tak, pojechałam.. - Julie usiłowała się bronić - Nie
miałam zamiaru przemycać Abby do domu...
- Ale nie powiedziałaś mi, że przyjeżdża - Jake
stwierdził ze spokojem. - Domyślam się, że ty ją
sprowadziłaś. Czy Dominik wie, że Abby tu jest?
- Ależ skąd - Julie zaczęła niespokojnie. Abby doszła
do wniosku, że musi jej przyjść z pomocą.
- Julie uważała, że postępuje słusznie, Jake - powie
działa. Z ulgą zauważyła, że mimo wewnętrznego
rozdygotania, w jej głosie słychać było pewność siebie.
- Byłeś w szpitalu i nie wiedziała, kiedy wyjdziesz. Sama
nie mogła wrócić do siebie, bo Dominik zostałby bez
opieki.
- Dominik ma nianię - gwałtownie przerwał jej Jake.
- Nie musiałaś zmieniać swoich planów i spieszyć się
tutaj na łeb na szyję. Świetnie dajemy sobie radę bez ciebie.
Abby zacisnęła pięści tak, że paznokcie wbiły jej się
w ciało. Zmroziło ją spojrzenie Jake'a. Powoli i bez
żenady oceniał jej wygląd. Przynajmniej jego spojrzenie
24
NIEDYSKRECJA 25
nie zmieniło się, pomyślała. Zaledwie cień smutku krył
się w kocich oczach Jake'a, jak dawniej pełnych blasku.
Przedtem też tak na nią patrzył. Skutek był zawsze
piorunujący. Teraz z pełną świadomością robił to samo,
chociaż nigdy by się do tego nie przyznał. Co więcej,
Abby zauważyła, że nie utracił nic ze swojej niepokojącej
męskości. Nikt prócz Jake'a nie wzbudzał w niej
podobnych uczuć. Jadąc tu postanowiła, że swoje
postępowanie uzależni od tego, jak ją będzie traktował.
Teraz kusiło ją, by sprawdzić, jak daleko może się
posunąć.
- Zapominasz - powiedziała z irytującym zadowole
niem, patrząc mu w oczy - że Dominik jest również
moim synem. Jeżeli w domu nie było ojca, ani - jak
słyszę - macochy, by się nim zająć to jest chyba absolutnie
oczywiste, że do mnie należało zwrócić się o pomoc.
- Nie ma w tym nic oczywistego - ostro odparował
Jake, wywołując protesty siostry. - No dobrze, przep
raszam. Ale przyjechałaś niepotrzebnie. Jak widzisz
wróciłem i Dominik nie jest zaniedbany.
Abby przyjęła jego słowa ze spokojem. Po raz pierwszy
czuła, że rozmawiają jak równy z równym i było to
podniecające przeżycie.
- Julie mówiła mi, że rozstałeś się z Eve - rzuciła.
Przez jego twarz przebiegło nerwowe drżenie. - Wielka
szkoda. Nic mi o tym nie powiedziałaś.
- To ciebie w ogóle nie dotyczy - skwitował Jake.
- Nie zgadzam się z tobą - ciągnęła Abby z kurtuazją.
- Powinieneś mnie był poinformować.
- Dlaczego? - Jake strząsnął dłoń, którą Julie położyła
mu na ramieniu, by go uspokoić. - Mój rozwód nie
może cię interesować. Nie byłaś w żaden sposób
zaangażowana w tę sprawę.
- Ależ byłam - sprostowała Abby słodkim głosem.
- Zapewne wiedziałeś, że mój adwokat byłby niezwykle
poruszony tą wiadomością. A może miałeś zamiar ożenić
się, zanim cokolwiek mogłabym zrobić?
26 NIEDYSKRECJA
- Ty suko!
- Drań - z satysfakcją zrewanżowała się Abby. Julie
wstrzymała oddech.
- Jake! Abby! - krzyknęła w końcu, obrzucając
ich groźnym spojrzeniem - Czy nie możemy przy
najmniej wejść do środka i tam kontynuować tę roz
mowę.
- Nie ma o czym dyskutować - powiedział Jake
bezbarwnym głosem.
Przeczesał włosy ręką, a Abby nie omieszkała zauważyć
jej drżenia. Jego dłoń zsunęła się na kark, rozchylając
kołnierzyk ciemnoniebieskiej koszuli. Z odsłoniętą,
wychudłą szyją Jake wyglądał na bardziej bezbronnego
niż w najśmielszych wyobrażeniach Abby. Zachwiało to
n a moment jej pewność siebie. Mój Boże, nie chcę go
przecież denerwować, pomyślała zakłopotana.
- Mamusiu, mamusiu.
Abby przerwała swoje rozmyślania. Odwróciła się
i zobaczyła małego chłopca, który pędził wzdłuż werandy
w ich kierunku. Goniła go ciemnoskóra dziewczyna,
która usiłowała go zatrzymać, ale było już za późno.
Króciutkie białe szorty i podkoszulka podkreślały
jeszcze opaleniznę ramion i nóg, która dawała mu
zdrowy wygląd. Nie tak dawno podobne wrażenie
sprawiał Jake. Dominik rzucił się Abby na szyję. Uniosła
go do góry, przytulając mocno do siebie. Nie chciała, by
syn zobaczył, że jej oczy napełniły się łzami. Kochała go
tak bardzo, że nawet w ten sposób nie mogła mu zepsuć
radości z ich spotkania.
- Dlaczego nie wiedziałem, że przyjeżdżasz? - spytał.
Odsunął się, by ją lepiej widzieć.
- Tatusiu - obrócił się w jej ramionach, by móc
spojrzeć na ojca. - Czy wiedziałeś, że mama przyjeżdża?
Dlaczego ja nic o tym nie wiedziałem?
- Nikt nie wiedział, kochanie - stanowczo powiedziała
Abby, nie zwracając uwagi na ponury wygląd Jake'a.
- Chciałam zrobić niespodziankę - wszystkim - dodała,
NIEDYSKRECJA 27
zuchwale spoglądając na Jake'a. - Jestem szczęśliwa, że
się cieszysz, widząc mnie. Ja też cieszę się, widząc ciebie.
- Może wejdziemy do środka - zaproponowała Julie,
patrząc błagalnie na brata. - Powinieneś teraz od
poczywać.
Cichym głosem, aby tylko on usłyszał dodała:
- Nie spodziewaj się, że Abby wyjedzie dziś wieczorem.
Mimo tych zabiegów jej słowa dotarły zarówno do
Abby, jak i Dominika. Chłopiec wysunął się z ramion
matki, by podejść do ojca". W jego oczach malował się
niepokój.
- Mamusia już nie wyjedzie? - upewniał się płaczliwie.
Po jego radości nie zostało już nawet śladu. Jak każde
pięcioletnie dziecko bez trudu przechodził od śmiechu
do łez.
- Nie - odpowiedział po chwili. Abby przyjrzała mu
się badawczo, ale w jego wzroku nie było nic prócz
obojętności. - Nie, twoja matka jeszcze jakiś czas tu
zostanie.
Obudził ją szum oceanu. I chyba zegar biologiczny,
dający znać, że w Anglii zbliżało się już południe. Tu, na
Laguna Cay, była ledwie szósta trzydzieści. Ciszę zakłócał
stłumiony huk spienionych fal rozbijających się o rafę.
Abby spuściła nogi z łóżka i przez chwilę siedziała
wyprostowana z odrzuconą do tyłu głową. Pragnęła
w pełni uświadomić sobie, gdzie jest i co tu robi.
Cudownie chłodne powietrze orzeźwiło ją na tyle, że
wstała i poczłapała do okna.
O tej porze dnia powietrze było zachwycające. Dopiero
południowy upał nasycał je wilgocią. Na razie powiew
wiatru niósł ze sobą woń kwiatów i zapach morza.
Pogoda przypominała czerwiec w Londynie, lecz nie
czuło się spalin, a brak wielkomiejskiego tłumu dawał
poczucie swobody.
Abby zaczynała się aklimatyzować, chociaż ledwo dwa
dni temu wyjechała z Anglii. W czasie rejsu promem
28 NIEDYSKRECJA
opaliła się nieco i teraz oceniała rozmiar szkód wyrządzo
nych przez słońce. Już więcej nie mogła sobie pozwolić na
podobną lekkomyślność. Jej agentka na pewno nie ucie
szyłaby się na wiadomość o tym. Marcia zaplanowała
bowiem jej udział w pokazach kolekcji zimowych. Abby
nie mogła więc zbyt długo przebywać na słońcu. Skóry
i futra nie prezentowały się dobrze przy opaleniźnie.
Z drugiej strony nic tak dobrze nie wpływało na jej
samopoczucie jak leniwe wygrzewanie się w słońcu. Po
prostu musiała smarować się grubo kremem z filtrem
słonecznym i w ten sposób, przy odrobinie wysiłku,
uniknie kłopotów.
Delikatny powiew uniósł nieco jej krótką bawełnianą
koszulkę. Chłód sprawił, że zaczęła przestępować z nogi
na nogę. Słońce było jeszcze nisko na niebie i wkrótce
poczuła, że dygocze z zimna.
Już miała wracać do pokoju, gdy zobaczyła Jake'a.
Za basenem otoczonym kwitnącymi krzakami, piaszczysty
teren opadał w kierunku morza. Plaża okalająca zatokę
miała kształt sierpa. Rosło na niej kilka palm, które
teraz kołysały się na wietrze i rzucały wydłużone cienie.
Abby cofnęła się gwałtownie, czując przyśpieszone
tętno w skroniach. Jak długo mógł tam być, zastanawiała
się. Co robił? Czy widział ją? Czy pomyślał, że go
obserwuje? A może jej obecność rzeczywiście była mu
całkowicie obojętna?
Westchnęła głęboko. Zobaczyła go teraz po raz pierwszy
od czasu, gdy rozstali się na werandzie zeszłego popołud
nia. Potem Dominik nie spuszczał jej z oka. Uparł się,
że musi towarzyszyć mu w poszukiwaniach Rosabelle,
pełniącej funkcje gosposi. Teoretycznie była nią Melinda,
ale tą większość obowiązków scedowała na córkę.
Tak się złożyło, że Abby nie mogła przywitać się
z Melindą. Rosabelle, przez domowników zwana Rosą,
powiedziała jej, że matka pojechała w odwiedziny do
jednej z zamężnych córek, która mieszkała w odległej
części wyspy. Miała wrócić dopiero po kolacji.
ANNE MATHER Niedyskrecja
ROZDZIAŁ PIERWSZY Z pokładu kursującego między wyspami promu Laguna Cay wydawała się zielona, egzotyczna - i boleśnie znajoma. Boleśnie, ponieważ Abby miała nadzieję, że być może to wspomnienia dodały jej ciepła, blasku i barwy. Oczywiście było inaczej. W istocie roślinność okazała się jeszcze bardziej dzika i bujna. Skąpana w słońcu przystań była jaśniejącą bramą do czterdziestu mil kwadratowych zielonego raju. Jednak raju tylko w sensie geograficznym, poprawiła się w myślach, nieświadomie zaciskając ręce na poręczy statku. Z jej punktu widzenia wyspa była wszystkim, lecz na pewno nie rajem. Opuściła Laguna Cay, przysię gając, że nigdy tu nie wróci. Nie dlatego, że miała wtedy jakikolwiek wybór, przyznała niechętnie. Trzymając się ściśle faktów należało- by dodać, że została wyrzucona z wyspy i łzy przesłaniały jej ostatnie spojrzenia na Sandbar z okna dyrektorskiego odrzutowca Jake'a. Postanowiła nigdy nie wrócić, ale w tym czasie nie miała pojęcia, że sąd przyzna Jake'owi opiekę nad Dominikiem. Abby odetchnęła głęboko, puściła poręcz i wytarła spocone ręce o dżinsową spódnicę. Muszę się uspokoić, pomyślała, uświadamiając sobie, że już pozwoliła ponieść się nerwom. Nie przyjeżdżała tu z własnej inicjatywy. Julie ją zaprosiła. Jej dłonie przylepiły się do cienkiego dżinsu, podciągając wyżej spódnicę. Gdy pośpiesznie ją wygładzała, zorien towała się, że obserwuje ją grupa odpoczywających na rufie marynarzy. Normalnie nie przejęłaby się ich 5
NIEDYSKRECJA spojrzeniami. Bóg świadkiem, że przywykła do wlepionych w siebie oczu najróżniejszych ludzi, nie wyłączając tych, których podniecało spoglądanie pożądliwym okiem na każdą ładną kobietę. Dzisiaj jednak, gdy ledwo mogła ukryć miotające nią uczucia, nie miała chęci komukolwiek sprawiać przyjemność. Obrzuciła mężczyzn zimnym spojrzeniem i zdecydowanym ruchem odwróciła się do nich plecami. Nie mogła jednak zignorować powodów, dla których zwrócili na nią uwagę. Spojrzała na swój strój ich oczami i odkryła jego braki. Obcisła dżinsowa spódniczka ledwie sięgająca kolan, wydawała się dość skromna jeszcze rano, w pokoju hotelowym w Nassau. Wyglądając przez okno, widziała kobiety ubrane znacznie krócej i w skąpych szortach. Jej ciemnoniebieska jedwabna kamizela i dżinsowa spódnica wyglądały niemal konser watywnie. Kłopot polegał na tym, że miała metr siedemdziesiąt siedem wzrostu i mężczyźni z reguły najpierw zauważali jej nogi. Teraz gorzko żałowała, że nie zdecydowała się na spodnie. Ale było tak gorąco i wilgotno. Wyspy Bahama w czerwcu nie należały do jej ulubionych miejsc. Nie nęcił jej też pomysł ponownego włożenia bawełnianych spodni, które miała na sobie w czasie lotu z Londynu. Oznaczało to, że wybór był ograniczony do szortów, które zapakowała z myślą o pobycie w samym Sandbar, dwóch spódnic i trzech sukienek, w tym sezonie znacznie skróconych. Uniosła do góry ramię i odsunęła dłonią włosy z karku, beztrosko nieświadoma cudzych oczu, które ją obser wowały. Jej ruchy podkreślały krągłość piersi, rysujących się pod cienkim materiałem kamizeli, której poły rozchyliły się, ukazując koronkowy staniczek. Chyba tylko cudem mieściły się w nim rozkosznie bujne kształty Abby. Kapitan promu znacząco wzniósł oczy na ten widok. Zastanawiał się też, dlaczego ta piękna dama wracała na wyspę. W końcu powody jej wyjazdu znane były wszem
NIEDYSKRECJA i wobec. Musiało to mieć coś wspólnego z panem Lowellem. Pamiętając jednak, jak Wielki Szef wyrzucił ją, nie przypuszczał, by on właśnie wiedział cokolwiek o jej przyjeździe. Chyba, że po tym, co się wydarzyło... Zbliżali się już jednak do nabrzeża i kapitan przerwał swe rozmyślania, gdyż niestety wprowadzenie promu do przystani wymagało, by skupił na tym całą swą uwagę. Parowiec, pływający między wyspami, był jedynym publicznym środkiem transportu docierającym do Laguna Cay, którą rafy koralowe strzegły przed nieproszonymi gośćmi. Ani jeden hotel nie czekał na turystów, i nie mieli oni prawa wjazdu. Każdy, kto schodził na ląd, musiał udokumentować fakt, że jego przyjazd jest oczekiwany. Ponieważ większość gości przylatywała samolotem, który pilotował osobiście pan Lowell, kapitan Rodrigues przewoził głównie zaopatrzenie. Mimo to w małej przystani tłoczno było od łodzi rybackich. Większość mieszkańców żyła z morza. Ryby, złowione u wybrzeży Laguna Cay i pobliskich wysp Abacos, sprzedawano w Nassau i na Wielkiej Bahamie. Dzięki temu rybacy i ich rodziny żyli stosunkowo dostatnio. Żyzna gleba i ciepły klimat pozwalały im również na pewną samowystarczalność. Wszystko to w połączeniu z dobrym zdrowiem mieszkańców było miarą sukcesu gospodarczego Laguna Cay. Oczywiście trzeba przyznać, że zanim Jake Lowell piętnaście lat temu kupił wyspę, sprawy miały się inaczej. Tubylcy byli dość zadowoleni, wegetując z dnia na dzień i Jake'owi kilka lat zajęło przekonanie ich o konieczności zmian. Ale Jake był mistrzem perswazji, z goryczą pomyślała Abby. Pamiętała aż za dobrze jak przekonał sędziego, aby jemu powierzył wychowanie jej syna. Fakt, że Dominik był także jego synem, nie miał znaczenia. Była matką dziecka. Jej należało przyznać to prawo. Czarne dłonie wyciągnęły się po liny, gdy prom dobił do kamiennego nabrzeża. Abby nerwowo zaciskała ręce,
8 NIEDYSKRECJA przygotowując się do zejścia na ląd. Miała jedną walizkę - dowód optymizmu być może, ale nie mogła przecież podróżować bez ubrania na zmianę - i miękką skórzaną torbę, zawierającą dokumenty i pozostałe rzeczy osobiste. - Pan Lowell spodziewa się pani? Melodyjny głos kapitana Ridriguesa na chwilę przerwał jej pełną niepokoju obserwację nabrzeża. Abby odwróciła się i spojrzała na niego z uśmiechem, który, miała nadzieję, dowodził jej pewności siebie. - Tak, oczekują mnie - powiedziała prawie, ale nie w pełni, odpowiadając na jego pytanie. - Dziękuję za bardzo miły rejs. Był prawdziwą przyjemnością. Kapitan Rodrigues odpowiedział uśmiechem na uśmiech. Na jego ciemnej twarzy ozdobionej czarnymi, usztywnionymi wąsami malował się zachwyt. - Jestem szczęśliwy, że mogłem pani służyć - za pewnił gładko. - Być może skorzysta pani ponownie z naszych usług w drodze powrotnej. Spuszczano trapy z wystającymi niczym żebra stop niami. Abby pożegnała kapitana ruchem ręki i skierowała się do zejścia, chociaż pośpiech nie był konieczny. Statek przewoził tylko jeszcze jednego pasażera, a ponieważ miał on znajomych wśród załogi, nie myślał nawet o zejściu na ląd. Ostrożnie schodząc na nabrzeże po trapie, Abby pozwoliła oczom błądzić poza zwarty tłum ciekawskich. Patrzyła na rzędy pomalowanych na różowo domostw na zboczu wzgórza, wznoszącego się za portem. Koralowe dachy pięły się schodkowo w górę. Tu i ówdzie widok urozmaicały balkony z kutego żelaza i pnące wino. Upał był tu bardziej odczuwalny, jakby uwięziony w otoczonej skałami kotlinie, i odcięty od powiewu z morza. Abby poczuła, że całe jej ciało pokrywa się kropelkami potu. Gdzie jest Julie? Dręczyła się tym pytaniem, stawiając pierwsze, po sześciu latach, kroki na wyspie. Siostra Jake'a przyrzekła, że będzie tu na nią czekała. Chyba jej nie zawiedzie.
NIEDYSKRECJA 9 Zobaczyła ciemnoskórego kapitana portu, idącego w jej kierunku i serce w niej zamarło. Z rezygnacją pomyślała, że kapitan Rodrigues musi wiedzieć, w jakim pośpiechu kiedyś opuściła wyspę. Konieczność tłuma czenia się przed nim była ostatnią rzeczą, której pragnęła. I właśnie, kiedy odwracała się, żeby podziękować marynarzowi, który przydźwigał jej walizkę na nabrzeże, usłyszała tak wyczekiwany warkot silnika samochodo wego. Obróciła się akurat na czas, aby zobaczyć jak otwarty jeep pokonuje ostatnie metry zjazdu ze wzgórza i przejeżdża przez rozstępujący się tłum, by zahamować obok niej. Młoda kobiety, wysiadająca z jeepa, była bez wątpienia siostrą Jake'a. Miała te same ciemne włosy i oliwkową cerę, tę samą szczupłą budowę i oszczędność w ruchach. Ale na tym kończyło się podobieństwo. W przeciwieństwie do wysokiego brata Julie była tylko średniego wzrostu. Kanciastość, która jemu dodawała męskości, była niepomiernie mniej atrakcyjna u kobiety. Jednak, mimo wszystko, Julie była bardzo pociągająca, również dzięki dobroci serca i żywej osobowości. Wraz z mężem, Davidem Spannerem, zawsze byli dobrymi przyjaciółmi Abby. - Abby! - krzyknęła Julie, pokonując dzielącą je odległość kilkoma krótkimi krokami. Bez wahania rzuciła jej się na szyję. - Jak to wspaniale, że cię widzę! Oczywiście musiałam się spóźnić! Ze mną tak zawsze, prawda? Abby odpowiedziała serdecznym uściskiem. Na widok siostry Jake'a doznała prawie obezwładniającej ulgi. Podróż była tak długa, pełna obaw, niepokoju i wątp liwości, czy decydując się na przyjazd, postąpiła słusznie. Powitanie Julie przekonało ją, że dobrze zrobiła, przyj mując zaproszenie, a możliwość spotkania z Dominikiem nabierała realnych kształtów. - Jak to dobrze znów cię widzieć! - Abby odwzajemniła powitanie, gdy Julie cofnęła się, żeby lepiej jej się
10 NIEDYSKRECJA przyjrzeć. - Trochę bałam się, że nie 'zdążysz, a nie uśmiechało mi się tłumaczenie powodów, dla których przyjechałam, Andy Joseph'owi. - Andy traktuje swe obowiązki zbyt poważnie - stwier dziła Julie. Kapitan portu, upewniwszy się, że na Abby istotnie ktoś czeka, wracał do biura. - Tak czy owak to teraz nieważne. Przyjechałam. Pozwól, że ci się przyjrzę. Do licha! W ogóle się nie zmieniłaś, wiesz o tym? Zapomniałam już, jaka jesteś piękna. David oszalałby na twój widok! - Wątpię - rzuciła oschle Abby i zrobiła naburmuszoną minę, wiedząc, jak Julie i jej mąż byli sobie bliscy. - Co u Davida? U Ruth i Penny? - W porządku - beztrosko paplała Julie. - Dave pracuje jeszcze więcej niż dawniej, a dziewczynki się uczą. Penny jest w Miami, a Ruth w szkole z internatem w Bostonie. Ma już dwanaście lat, wiesz? A Penny prawie dziesięć. - Naprawdę? - Abby była zaskoczona. - Ciągle wyobrażam sobie, że są takie... no wiesz, jak ostatni raz je widziałam, - Wiem. Chyba wszyscy popełniają ten sam błąd - przyznała Julie. - Chociaż w twoim przypadku nie byłam daleka od prawdy. Pochyliła się, by podnieść walizkę Abby i skinęła ręką w stronę jeepa. - Chodźmy. Tracimy czas, stojąc tu i gadając. Chyba nie możesz się doczekać spotkania z Dominikiem. Abby dźwignęła torbę i wdrapała się na przednie siedzenie obok Julie. Ze względu na dłuższe nogi jazda jeepem była dla niej mnie wygodna niż dla siostry Jake'a. Za to nie czuła obecności żadnego mężczyzny, który gapiłby się na jej odsłonięte uda, pomyślała, rozluźniając się nieco. Z ulgą uświadomiła sobie, że oddali się od ciekawskich oczu. Mały, zwrotny jeep sprawnie wspinał się krętą drogą
NIEDYSKRECJA 11 i oddalał od portu. Z dużą niecierpliwością Abby oczekiwała spotkania z synem. Ostatni raz widziała go dziewięć miesięcy temu. Jake odwołał jego przyjazd na ferie zimowe za pośrednictwem swoich prawników. Powiadomił ją, że Dominik jest przeziębiony, i zmiana klimatu nie jest wskazana. Oczywiście Abby była rozczarowana, ale akurat tak się złożyło, że miała wtedy jechać do Indii. Początkowo nie chciała opuścić Londynu w obawie, że Jake zmieni zdanie. W końcu Marcia wytłumaczyła jej, że postąpiłaby nierozsądnie, rezygnując z wyjazdu. - No i jak się czuje? - spytała, zwracając się do Julie. - Dominik? - Julie wzruszyła ramionami. - Dobrze. - Chodzi mi o Jake'a - odparła Abby spokojnie. Nienawidziła się za to, że skurcz chwycił ją za gardło, gdy wypowiadała jego imię. - Mówiłaś... mówiłaś przecież, że zasłabł i zawieźli go do szpitala. Czy to poważna sprawa? Julie oblizała wargi. Abby doznała nieodpartego wrażenia, że siostra Jake'a jest zdenerwowana. Dlaczego? Nagle przyszło jej do głowy, że wszystko to było podstępem, aby ją tu sprowadzić. - Na pewno zasłabł? - spytała pośpiesznie, nim Julie mogła odpowiedzieć. - To nie jest tylko... - Ależ tak, zasłabł rzeczywiście - Julie zerknęła na Abby. Na jej twarzy malowało się napięcie. - Lekarze mówią, że to zmęczenie, stres... jak wolisz.... Od kiedy... od ślubu z Eve zapracowywał się na śmierć. Oczywiście nikogo nie chciał słuchać. Zresztą znasz Jake'a. Czy rzeczywiście go znała? Abby westchnęła. - Ale przez telefon powiedziałaś, że Eve... no wiesz, że jej nie ma Bolało nawet, kiedy tylko wspominała o niej. Bolało, kiedy myślała, że Jake ożenił się ledwo parę tygodni po tym, jak urodziła ich syna. - Tak - powiedziała Julie, tym razem z większą pewnością siebie. To już dawno skończone. Dlatego zadzwoniłam.
12 NIEDYSKRECJA Jake w szpitalu, w domu tylko służba. Dominik po trzebował matki. Abby zaczerpnęła powietrza i odwróciła się, żeby popatrzeć na okolicę. Jej zdenerwowanie wzrosło na myśl o tym, że za niecały kwadrans znów zobaczy syna. Miała nadzieję, że jej nie zapomniał. Poniżej, pod sterczącymi skałami plaża okalała morze. W tym miejscu trasa wiodła wzdłuż urwiska, a potem ponownie wiła się w dół do przylądka, gdzie zaczynała się droga do Sandbar. Kręty trakt biegł przez plątaninę zarośli. Zwarte szpalery hibiscusa rozsiewały wokół delikatną woń. - Czasem zastanawiam się, po co Jake w ogóle się z nią ożenił? - głos Julie niestety znów skierował myśli Abby na powód jej przyjazdu. - Wydaje mi się, że jej nie kochał. W każdym razie nie wyglądał na zakochanego. - Czyżby? - Abby czuła, że musi coś powiedzieć. Wiedziała, dlaczego Jake ożenił się z Eve. A przynajmniej myślała, że wie. Mając żonę, mógł łatwiej przekonać sędziego, że prowadzi ustalibilizowany tryb życia. Abby nie mogła powiedzieć tego o sobie. Na dodatek Jake legitymował się krociowym majątkiem. - Jednak - ciągnęła, widząc, że musi stawić czoła zaistniałej sytuacji - nadal nie powiedziałaś, jak on się czuje. Jak długo pozostanie w szpitalu? Czy będzie potrzebował fachowej opieki po powrocie do domu? Nabrzmiała cisza, która zapanowała po tych słowach, była kolejną próbą dla nerwów Abby. Pełna niepokoju, słyszała jedynie cichy pomruk fal, uderzających o przy lądek i własne, przyśpieszone bicie serca. Przez parę sekund Julie nie odzywała się. W końcu zebrała odwagę, by spojrzeć w pełne niedowierzania oczy Abby, która już dokładnie wiedziała, co usłyszy. - On nie jest w szpitalu, prawda? - spytała cichym, zimnym głosem i z bólem dodała: - Julie, jak mogłaś? - Zaraz, zaraz, nie denerwuj się.
NIEDYSKRECJA 13 - Dlaczego mam się nie denerwować. Czy on wie, że tu jestem? - Nie, ale Abby, wszystko jest inaczej, niż myślisz - Julie patrzyła na drogę, zaciskając palce na kierownicy. - Był w szpitalu. Do wczorajszego popołudnia. Nie miałam więc możliwości zadzwonić do ciebie do hotelu w Nassau i powiedzieć, żebyś nie przyjeżdżała. Właściwie jeszcze powinien być w szpitalu. Jak po zejściu z promu na ląd, Abby poczuła, że jest cała zlana potem. Tym razem wrażenie było stokrotnie silniejsze. Mój Boże, pomyślała, a tak cze kałam na spotkanie z Dominikiem. Zamiast niego zobaczy Jake'a. Jej powrót może wywołać w nim takie uczucie, że będzie miała dużo szczęścia, jeżeli w ogóle obejrzy syna z daleka. - Wyciągasz same błędne wnioski z tego, co mówię - Julie była zakłopotana, widząc bladość Abby i krople potu na jej górnej wardze. - Uspokój się proszę. - Nie mogę - Abby pokiwała głową, gdy w pełni dotarło do niej znaczenie tego, co powiedziała siostra Jake'a. - Julie, przyjechałam, bo myślałam, że jestem potrzebna Dominikowi. Jednak, jeśli jego ojciec wrócił do domu... - To co? - Julie wyraźnie żałowała, że w takiej chwili musi prowadzić samochód. Abby zadrżała, wi dząc, jak koła jeepa niebezpiecznie zbliżały się do brzegu urwiska. - Jesteś matką Dominika. Chcesz, żeby twojego syna wychowywała niania? Czy powinien zapomnieć, że kiedykolwiek miał matkę? - Skądże! - zdenerwowała się Abby. - Nigdy tego nie chciałam i sama o tym wiesz. - Więc cóż takiego złego zrobiłam? - Nic, ale... - Abby nerwowo zagryzła dolną wargę. - Jake nigdy nie pozwoli, abym tu pozostała. - Wątpię, czy ma jakiś wybór, przynajmniej w tej chwili - z żarliwością przekonywała ją Julie. - Wydaje mi się, że nic nie rozumiesz. Jake nie może już dyktować
14 NIEDYSKRECJA ci warunków. I nie zapominaj, że kiedy Eve tu nie ma, sytuacja z prawnego punktu widzenia nie jest tak czarno biała jak dawniej. - O czym mówisz? - Abby utkwiła w niej wzrok. Julie wzruszyła ramionami. Wyglądała teraz na trochę zakłopotaną. W końcu Jake był jej bratem. Abby pomyś lała, że mogła czuć się niezręcznie, spiskując za jego plecami. Jej słowa musiały mieć jednak głębsze znaczenie i po chwili Abby zaczęła rozumieć. Bladość zniknęła z jej twarzy, a na jej miejsce pojawił się gorączkowy rumieniec. Zagłębiła się w swoich myślach. Iskierka nadziei, tląca się od momentu, gdy Julie zadzwoniła do Londynu, rozgorza ła żywszym płomieniem. Czy to, że Eve odeszła, mogło mieć coś wspólnego z odmową Jake'a na wyjazd syna do Anglii na Boże Narodzenie? Czy przeziębienie Dominika, jeżeli w ogóle był przeziębiony, było jedynie wygodną wymówką, aby nie odkryła tej tajemnicy? Bez wątpienia Dominik powiedziałby jej, że macocha nie mieszka już w Sandbar. Mając taką broń w ręku, Abby mogłaby zaryzykować kolejny atak. - Dlaczego powiedziałaś, że Jake nie może dyktować mi warunków? - spytała. - Jeżeli był w stanie wypisać się ze szpitala... - W Miami, owszem - zgodziła się Julie. Jeep podskoczył na wybojach i zaczął powoli zjeżdżać w dół, w stronę Zatoki Oleandrów - Powiedziałam jednak również, że powinien być jeszcze w szpitalu. Naprawdę powinien. Potrzebuje odpoczynku i spokoju, a od kiedy wrócił do domu, prawie cały czas wisi przy telefonie. Jest głupi, bo nie wolno mu tak ryzykować. Jeżeli nie będzie uważał, dorobi się rzeczywiście poważnego ataku serca. Abby wpatrzona w długi, kręty pas plaży, okalający zatokę, raptownie odwróciła się w stronę Julie. - Co powiedziałaś? - wykrztusiła - przecież podobno tylko zasłabł w wyniku przepracowania i stresów. Serce jej waliło jak młot. Wbiła wzrok w swoją towarzyszkę.
NIEDYSKRECJA 15 - Julie, czy usiłujesz mi dać do zrozumienia, że miał atak serca?! Mój Boże! Jak on się czuje? Nie rozumiała dlaczego jest zdenerwowana, ale była i to bardzo. Julie spojrzała na nią z troską. - Wiesz... lekarze powiedzieli to mógł być łagodny zawał - przyznała niechętnie. - Twierdzą, że to się teraz zdarza bardzo często. - Czy coś takiego w ogóle może istnieć?! - Aby nie była przekonana. - Łagodny zawał! Julie, tu jedno słowo przeczy drugiemu. - Nie znam się na tym - Julie również sprawiała wrażenie zdenerwowanej. - Wiem tylko, że był nie przytomny, kiedy wzięto go do szpitala. Gdy poszłam go odwiedzić, leżał na oddziale intensynej terapii. - Kiedy to było? - Pięć... sześć dni temu. Wtedy zadzwoniłam do ciebie. - W ogóle mi nie powiedziałaś, że Jake miał atak serca! - Sama nie wiedziałam. Zadzwoniłam, zanim cokol wiek było wiadomo. Myślałam, że powinnam natychmiast skontaktować się z tobą. - Tak - Abby starała się uspokoić - tak, oczywiście. W końcu Julie w niczym nie zawiniła. Nie mogła ponosić odpowiedzialności za to, że Jake był nieobliczalny i igrał ze swoim zdrowiem. Jej samej ta sprawa również nie dotyczyła. Minęło już przecież prawie sześć lat, od •kiedy się ostatni raz widzieli. To śmieszne, że tak się teraz zdenerwowała. Jake wcale by tego nie docenił. - W każdym razie, gdyby groził mu ponowny atak, chyba nie wróciłby do domu? Jak myślisz? - pytała Julie. Widać było, że potrzebuje duchowego wsparcia, którego Abby nie mogła jej dać. - Czy ktokolwiek mógłby go zatrzymać? - spytała lakonicznie. Miała te same wątpliwości, co Julie. - Musisz wobec tego dopilnować, żeby oszczędzał się przez następne parę tygodni - Julie oznajmiła w końcu, a Abby wstrzymała oddech, słysząc tak zaskakującą propozycję.
16 NIEDYSKRECJA - Ja?! - Przecież wiesz, że ja nie mogę zostać — stwierdziła Julie. - Dave dzwonił już parę razy i pytał, kiedy wracam. Jak długo Jake był w szpitalu, nie mogłam zostawić Dominika. - Zadzwoniłaś więc do mnie, - Abby zaczęła się zastanawiać, czy ten przyjazd był rzeczywiście tak dobrym pomysłem. -Julie, ja pracuję. Mam teraz tydzień wolnego, a później muszę wracać. We wrześniu prezentowane są kolekcje jesienne, a przedtem czeka mnie jeszcze kil kanaście sesji zdjęciowych. Julie westchnęła głęboko. - Wydawało mi się, że chętnie spędzisz trochę czasu z Dominikiem. - Ależ tak! - zapewniła ją Abby. - Miałam jednak nadzieję, że pozwolisz mi zabrać go ze sobą. - Do Anglii? - A dokąd niby? - Ale przecież tu jest jego dom. - Tylko tak długo jak długo mieszka z Jake'iem - powiedziała Abby stanowczo. Uświadomiła sobie, że Julie jest jednak przede wszystkim siostrą Jake'a, a dopiero później jej przyjaciółką. - Czy myślisz, że Jake by na to pozwolił? Biorąc pod uwagę to, co powiedziałaś o jego żonie? - Jego byłej żonie. Rozwiedli się - poprawiła zwięźle Julie. - Rzeczywiście. Wydaje mi się, że Jake nie chciałby, żebyś zabrała jego syna do Anglii. To jest zresztą problem, który sami będziecie musieli rozwiązać. Jego syn! Abby zacisnęła usta i skupiła całą uwagę na krajobrazie, który roztaczał się wokół. Lowellowie zawsze będą uważali Dominika za syna tylko Jake'a. Jakby w ogóle nie pamiętali, że przez dziewięć miesięcy chodziła z nim w ciąży i to ona cierpiała przy porodzie. Była w końcu jego matką. Droga biegła teraz po równym terenie. Palmy z pie rzastymi liśćmi okalały wybrzeże. Przyjemny powiew
NIEDYSKRECJA 17 dolatywał od morza, mieniącego się całą gamą kolorów od granatu do najjaśniejszej zieleni. Na płyciźnie brodziły mewy, a czaple zanurzały w wodzie głowy, poszukując pokarmu. Nieco dalej rozciągało się królestwo krabów. Tam też nawet niedoświadczony rybak mógł złowić wspaniałe okazy ryb. Abby chciała uniknąć wspomnień, ale im były bliżej domu Jake'a, tym bardziej stawało się to niemożliwe. Chodzili przecież tutaj na spacery we dnie i w nocy. Wypływali aż do rafy, gdzie pokazywał jej dziesiątki gatunków egzotycznych ryb, pływających między żywymi koralami. Jake zabrał ją nawet na polowanie na grubą rybę, ale nie spodobał jej się połów olbrzymiej makairy czy tuńczyka, zamieszkujących głębsze wody, tylko dla dreszczyka emocji i chęci pochwalenia się własnymi wyczynami. Abby odpędziła od siebie wspomnienia, które nadal burzyły spokój jej ducha. Spojrzała na pagórkowaty teren pola golfowego, które Jake kazał urządzić głównie z myślą o gościach. Sam nie grał, a przynajmniej nie grał, kiedy jeszcze tu mieszkała, poprawiła się w myślach. W Sandbar pomyślano o tym, by dogodzić wszelkim gustom i zapewnić wszystkie formy odpoczynku. Przy pomniała sobie ogromny basen, korty tenisowe, murek do gry w sąuasha i salę gimnastyczną z przyległą sauną. Przyszło jej teraz do głowy, że właściwie Jake powinien być bardzo sprawny fizycznie. Kłopot polegał na tym, że zbyt wiele czasu poświęcał zarabianiu pieniędzy i miał go za mało, by je wydawać. Nawet w pierwszych dniach ich znajomości nie pozwolił sobie na odpoczynek od ciągłych rozmów telefonicznych związanych z interesami. Już widać było Sandbar. Przestronna, piętrowa rezyden cja, którą Jake zbudował, gdy zarobił pierwszy milion, wznosiła się na trawiastym wzgórzu. Rozciągał się z niego widok na leniwe wody Zatoki Oleandrów. Nikt już nie pamiętał, kto nadał nazwę tej pełnej uroku zatoce, ale było sprawą oczywistą, czym się kierował. Okolicę
. II 18 NIEDYSKRECJA porastał dziki gąszcz oleandrów pokrytych kwiatami we wszelkich odcieniach różu, czerwieni i bieli. Ich skórzaste liście wchłaniały z powietrza wilgoć i wydzielały własny, niepowtarzalny zapach. - Nie zrobiłabyś.... znaczy się, nie powiesz nic, co by go wyprowadziło z równowagi? Najwyraźniej Julie była też zdenerwowana. Abby widziała jej zbielałe palce, którymi mocno ściskała kierownicę. Przypuszczała, że Julie miała pewność co do słuszności swojego postępowania, kiedy jeszcze spotkanie jej brata z byłą żoną wydawało się odległą perspektywą. Bez wątpienia spodziewała się, że Abby zaplanuje dłuższy pobyt w Sandbar i będzie mnóstwo czasu na właściwe naświetlenie faktów. Sytuacja zmieniła się całkowicie i Abby podejrzewała, że Julie żałuje swojej decyzji, podjętej pod wpływem impulsu. Jake nie był już w szpitalu, skąd wypisał się na długo przed zalecanym terminem. Abby natomiast rozważała możliwość wyjazdu Dominika do Anglii. - Nie martw się - uspokajała ją Abby. - Nie powiem nic, co by zagroziło jego zdrowiu. - Mocno zagryzła dolną wargę. - Chyba wszystko i tak zależy od Jake'a, prawda? Od tego jak zareaguje kiedy mnie zobaczy. Julie odetchnęła głęboko. - Chyba tak. O Boże, mam nadzieję, że twój przyjazd nie spowoduje drugiego ataku. Dlaczego nie został dłużej w szpitalu?! Abby pomyślała to samo, ale było już za późno, by cokolwiek zmienić. Poza tym tylko minuty dzieliły ją od spotkania z synem. Nikt nie mógł oczekiwać, że teraz się wycofa. Żelazna brama prowadząca do Sanbar była szeroko otwarta. Tego popołudnia stary Zeke Samuels pielił rabatki zaraz przy wjeździe. Kiedy jeep go mijał, wyprostował plecy i spojrzał na nie. Uniósł łopatę w geście powitania. Julie zacisnęła usta i przyśpieszyła.
NIEDYSKRECJA 19 - Byłoby cudem, gdyby Jake nie dowiedział się o na szym przyjeździe, zanim się pojawimy - wymamrotała, gwałtownie skręcając, by wyminąć kota o gładkiej, czarnej sierści, który wybiegł na drogę. - Uciekaj Minerwa! - krzyknęła i ciągnęła dalej normalnym głosem. - Tutaj nie potrzeba telefonu. Poczta pantoflowa działa równie szyb ko. Jestem pewna, że już jedno z wnucząt Zeke'a zdołało dobiec do domu z wiadomością, że jesteśmy. Na ile znam Melindę, udało jej się rozpaplać o tym wszystkim wkoło. - Melinda! - Abby pokiwała głową. - Ona jeszcze tu jest? Pochodząca z Indii Zachodnich gosposia Jake'a wydawała się stara już wtedy, kiedy Abby pierwszy raz przyjechała na Laguna Cay. - Czy wyobrażasz sobie, że pozwoliłaby komuś innemu zająć swoje miejsce? - mówiła Julie, zadowolona, że mogła na chwilę zmienić temat. - W dalszym ciągu tu jest, chociaż jej córka Rosabelle przejęła większość obowiązków. - Rosabelle? - Tak. Znasz ją? - Nie jestem pewna. Melinda miała tak liczną rodzinę - Abby zmarszczyła brwi. - Prawda? - Julie pozwoliła sobie na lekki uśmiech. - Pamiętasz? Jake pozwolił mi wziąć Ruby i Teresę do mojego domu na Florydzie. Obie wyszły za mąż i mają już własne rodziny, a Melinda może dodać paru prawnuków do swojej kolekcji. Abby również się uśmiechnęła, ale poczucie beztroski trwało ledwie chwilę. Zza szpaleru palm i innych tropikalnych drzew, odgradzających dom od drogi, wyłaniały się kremowe ściany Sandbar. Napięcie wróciło na samą myśl o tym, co ją czeka. Było późne popołudnie i cienie kładły się nad pię trową rezydencją, której okiennice właśnie otworzono, gdyż upał już zelżał. Egzotyczne krzewy pięły się po ścianach, oplatając werandę i sięgając w górę,
20 NIEDYSKRECJA aż po metalowe balustrady balkonów. W tej części domu znajdowały się pokoje gościnne, biblioteka, gabinet Jake'a i pomieszczenia biurowe. Willę zbu- dowano w stylu hiszpańskim, wokół wewnętrznego dziedzińca, dzięki czemu większość pokojów na parterze miała okna od strony chłodnego, wyłożonego kaflami podwórza. Abby pamiętała, że z tyłu, za domem, rozciągał się wspaniały widok na Zatokę Oleandrów. Kiedyś, wraz z Jake'iem, zajmowali główny apartament na pierwszym piętrze. Z ocienionego balkonu widać było połyskujące w słońcu wody zatoki. Przypomniała sobie również łóżko, idealnie pasujące do tego otoczenia - duże, wspaniałe i niebywale wygodne. Julie zatrzymała jeepa obok domu w miejscu, gdzie na wyblakłą kamienną ścieżkę padł cień rozłożystego, obsypanego kwiatami drzewa różanego. Kiedy wyłączyła silnik, ciszę mącił jedynie łopot skrzydeł wypłoszonych z gniazd gołębi i monotonne brzęczenie owadów. Abby usiłowała zapanować nad nerwami. Zastanawiała się, czy Jake usłyszał przyjazd jeepa. Zapewne tak. - A więc jesteśmy - stwierdziła Julie zupełnie niepo trzebnie. Wysunęła się z samochodu i sięgnęła po walizkę Abby, leżącą na tylnym siedzeniu. - Ciekawe czy Sara obudziła już Dominika z popołudniowej drzemki? - Sara? Abby przełknęła nerwowo ślinę. - To jeszcze jedna wnuczka Melindy - wyjaśniła Julie. - Przejęła obowiązki niani Dominika, kiedy panna Napier zrezygnowała. Nie wiedziałaś o tym? - Nie. - Abby pokręciła głową. - Panna Napier odeszła?! Wydawało się to niemożliwe. Jake zatrudnił tę za twardziałą starą pannę przez ekskluzywną agencję w Londynie. To ona towarzyszyła Dominikowi, kiedy przyjeżdżał do Anglii odwiedzić matkę. - Wiesz, po odejściu Eve chyba nie czuła się dobrze, mieszkając pod jednym dachem z Jake'iem - opowiadała Julie, tłumiąc uśmiech. - Nie wiem, może myślała, że
NIEDYSKRECJA 21 Jake rzuci się na nią. W każdym razie poprosiła o unieważnienie umowy. - O Boże! - Abby ogarnęło rozbawienie, mimo napiętych nerwów. Sam pomysł, że zaawansowana wiekiem niania mogłaby uwieść Jake'a wydawał się wręcz absurdalny. - Wiem, co myślisz - Julie zachichotała. - Dziwię się, że Jake nic ci o tym nie powiedział. - Ja też - Abby nie mogła odpędzić myśli, że był to jeszcze jeden powód, dlaczego Dominik nie mógł przyjechać do Anglii na Boże Narodzenie. Przerwała swoje rozmyślania i wstrzymała oddech, słysząc kroki na ścieżce okalającej dom. Uspokoiła się nieco, gdy zmieniły się w plaśnięcia bosych stóp o kamien ny podjazd. Nadchodzący mężczyzna definitywnie nie był ojcem jej dziecka, ale miał znajomą twarz. - Joseph, jak się cieszę, że to ty - wykrztusiła Julie, zdradzając tym samym, że jest równie zdenerwowana co Abby. - Zabierz rzeczy na pierwsze piętro. Rosa później ci powie, gdzie należy je zanieść. - Tak, proszę pani - Joseph schylił się, by podnieść Walizkę i torbę Abby. Dopiero wtedy ją poznał. - Ależ to panna Abby! - wykrzyknął upuszczając walizkę. Jego czarne usta rozchyliły się radośnie ukazując wspaniałe białe zęby. Przestąpił porzucony bagaż i podszedł, aby się przywitać. - To ci dopiero widok! Mały Dominik ucieszy się, kiedy zobaczy, że pani przyjechała. - Mam nadzieję. Na pierwszy rzut oka widać było, że Abby jest zdenerwowana. Otarła kropelki potu z górnej wargi, kolejny raz żałując, że tu wróciła. Zdążyła już zapomnieć, jak spokojne było życie w Sandbar. Wytrąciło ją też z równowagi bezceremonialne zachowanie Josepha, który nigdy nie dbał o konwenanse. Jej też nie zależało na utrzymaniu dystansu między sobą a służbą. Tym razem jednak Joseph mógł okazać nieco powściągliwości. Chyba wszyscy w domu słyszeli jego hałaśliwe powitanie.
22 NIEDYSKRECJA - Poczta pantoflowa nie działa jednak tak skutecznie, jak myślałam - wymamrotała Julie. W końcu Abby wyzwoliła się z uścisku Josepha i spojrzała na siostrę Jake'a. - Chodźmy - rzuciła Julie, ruszając ścieżką, którą przyszedł Joseph. - Równie dobrze możemy iść tędy. Chyba trafiłyśmy na porę popołudniowego odpoczynku Jake'a. Obciągając spódnicę najniżej jak mogła, Abby podążyła kamienną dróżką za Julie. Spoza żywopłotu z jałowców wyłaniały się korty tenisowe, murek do gry w squash i sala gimnastyczna. Położone niżej od domu były niewidoczne z dziedzińca i werandy. Za domem znajdował się owalny basen z mieniącą się w słońcu wodą. Otaczały go obrośnięte winem przebieralnie, każda wyposażona w prysznic i toaletkę. Mimo tych udogodnień zawsze z Jake'em pływali w morzu. Przypomniała sobie przy- brzeżne płycizny, zwane przez miejscową ludność „baja- mar". Idąc w ślad za Julie, skręciła za róg domu. Wewnętrzny dziedziniec otaczały arkady. Podziwiała grę świateł i cieni na posadzce werandy, ułożonej z włoskich kafli. Donice z kwitnącymi krzewami tworzyły wyraźnie odcinające się od tła barwne plamy. Na środku dziedzińca znajdowała się fontanna. Biły z niej strumienie chłodnej wody, które spływały do rzeźbionego, kamiennego zbiornika. Nic się nie zmieniło. Serce Abby ścisnęło się z bólu na widok tak dobrze znanych jej miejsc. - Pięknie tu prawda? - rzuciła Julie retoryczne pytanie, widząc uczucia, malujące się na twarzy przy jaciółki. - Całe szczęście, że nikt nie wyszedł nam na przeciw. Czy chcesz najpierw pójść do swego pokoju i odświeżyć się? Abby właśnie miała powiedzieć, że o niczym innym nie marzy, gdy spostrzegła cień, przesuwający się za kolumnadą. Na myśl o tym, kto to mógł być, ugięły się pod nią kolana i poczuła suchość w gardle.
NIEDYSKRECJA 23 - Julie - szepnęła nerwowo, ale Julie już przechodziła przez ukwiecony dziedziniec, nieświadoma tego, że ktoś ją obserwuje. - Idziesz czy nie? - spytała zniecierpliwona. Odwróciła się do Abby, która zdołała jedynie rzucić jej ostrzegawcze spojrzenie. Z cienia wyłonił się ciemno ubrany mężczyzna. Abby znieruchomiała. I tak szła bardzo powoli, ale jej nagła, nienaturalna sztywność nareszcie uświadomiła Julie, że coś jest nie w porządku. Zwolniła kroku i, marszcząc brwi, z natężeniem wpatrywała się w kolum nadę. Raptownie stanęła, rozpoznając brata. Bo to właśnie był on. Przeczucia Abby sprawdziły się. Ich oczy spotkały się, gdy tak stali po przeciwnych stronach dziedzińca. Nie miała pojęcia, co czuł. Dla niej jednak było to równie wstrząsające przeżycie jak to, gdy spojrzał na nią po raz pierwszy w czasie przyjęcia na Manhattanie, prawie osiem lat temu. Był to dopiero początek jej kariery modelki i właśnie podróż do Nowego Jorku dała jej poznać smak sukcesu. Teraz, jak i wtedy, ogarnęła ją fala pożądania i poczuła się przeraźliwie bezbronna. Zauważyła jedną tylko różnicę - nie miała już u swego boku Maxa. Kiedy pierwsze zaskoczenie minęło, bliżej przyjrzała się Jake'owi, stojącemu ledwie parę metrów od niej. Spędziła z nim dwa lata i z łatwością dostrzegła wyraźne zmiany. Pamiętała, że był wyższy od niej o sześć do ośmiu centymetrów tak, że rozmawiając z nim patrzyła w górę, co nie zdarzało jej się zbyt często. Nigdy jednak nie był tak chudy i wynędzniały. Zapadnięte policzki sprawiały, że jego twarz wydawała się jeszcze bardziej koścista. Włosy, niegdyś ciemne, bujne i równo przycięte nad kołnierzykiem, były teraz zbyt długie i przysypane siwizną. Okalały szczupłą twarz, podkreślając jej bladość. Choć to śmieszne, nie spodziewała się, że choroba zostawi na nim swoje piętno. Zmienił się jednak i to niepokojąco. Natychmiast zapomniała o wszystkich wątpliwościach, jakie miała w związku z przyjazdem.
ROZDZIAŁ DRUGI - Jake! - pierwsza odezwała się Julie. Opanowała zdenerwowanie i podeszła do niego - Co, co tutaj robisz? Myślałam, że odpoczywasz? - Co pozwoliłoby przemycić tę kobietę do mojego domu bez mojej wiedzy, tak? - w głosie Jake'a nie wyczuwało się złości. Abby poczuła niemal ból, słysząc jak mówi, nisko i nieco chrapliwie - jak dawniej. - Zastanawiałem się, gdzie cię poniosło Julie. Rosa powiedziała mi, że gdzieś pojechałaś jeepem. - Tak, pojechałam.. - Julie usiłowała się bronić - Nie miałam zamiaru przemycać Abby do domu... - Ale nie powiedziałaś mi, że przyjeżdża - Jake stwierdził ze spokojem. - Domyślam się, że ty ją sprowadziłaś. Czy Dominik wie, że Abby tu jest? - Ależ skąd - Julie zaczęła niespokojnie. Abby doszła do wniosku, że musi jej przyjść z pomocą. - Julie uważała, że postępuje słusznie, Jake - powie działa. Z ulgą zauważyła, że mimo wewnętrznego rozdygotania, w jej głosie słychać było pewność siebie. - Byłeś w szpitalu i nie wiedziała, kiedy wyjdziesz. Sama nie mogła wrócić do siebie, bo Dominik zostałby bez opieki. - Dominik ma nianię - gwałtownie przerwał jej Jake. - Nie musiałaś zmieniać swoich planów i spieszyć się tutaj na łeb na szyję. Świetnie dajemy sobie radę bez ciebie. Abby zacisnęła pięści tak, że paznokcie wbiły jej się w ciało. Zmroziło ją spojrzenie Jake'a. Powoli i bez żenady oceniał jej wygląd. Przynajmniej jego spojrzenie 24
NIEDYSKRECJA 25 nie zmieniło się, pomyślała. Zaledwie cień smutku krył się w kocich oczach Jake'a, jak dawniej pełnych blasku. Przedtem też tak na nią patrzył. Skutek był zawsze piorunujący. Teraz z pełną świadomością robił to samo, chociaż nigdy by się do tego nie przyznał. Co więcej, Abby zauważyła, że nie utracił nic ze swojej niepokojącej męskości. Nikt prócz Jake'a nie wzbudzał w niej podobnych uczuć. Jadąc tu postanowiła, że swoje postępowanie uzależni od tego, jak ją będzie traktował. Teraz kusiło ją, by sprawdzić, jak daleko może się posunąć. - Zapominasz - powiedziała z irytującym zadowole niem, patrząc mu w oczy - że Dominik jest również moim synem. Jeżeli w domu nie było ojca, ani - jak słyszę - macochy, by się nim zająć to jest chyba absolutnie oczywiste, że do mnie należało zwrócić się o pomoc. - Nie ma w tym nic oczywistego - ostro odparował Jake, wywołując protesty siostry. - No dobrze, przep raszam. Ale przyjechałaś niepotrzebnie. Jak widzisz wróciłem i Dominik nie jest zaniedbany. Abby przyjęła jego słowa ze spokojem. Po raz pierwszy czuła, że rozmawiają jak równy z równym i było to podniecające przeżycie. - Julie mówiła mi, że rozstałeś się z Eve - rzuciła. Przez jego twarz przebiegło nerwowe drżenie. - Wielka szkoda. Nic mi o tym nie powiedziałaś. - To ciebie w ogóle nie dotyczy - skwitował Jake. - Nie zgadzam się z tobą - ciągnęła Abby z kurtuazją. - Powinieneś mnie był poinformować. - Dlaczego? - Jake strząsnął dłoń, którą Julie położyła mu na ramieniu, by go uspokoić. - Mój rozwód nie może cię interesować. Nie byłaś w żaden sposób zaangażowana w tę sprawę. - Ależ byłam - sprostowała Abby słodkim głosem. - Zapewne wiedziałeś, że mój adwokat byłby niezwykle poruszony tą wiadomością. A może miałeś zamiar ożenić się, zanim cokolwiek mogłabym zrobić?
26 NIEDYSKRECJA - Ty suko! - Drań - z satysfakcją zrewanżowała się Abby. Julie wstrzymała oddech. - Jake! Abby! - krzyknęła w końcu, obrzucając ich groźnym spojrzeniem - Czy nie możemy przy najmniej wejść do środka i tam kontynuować tę roz mowę. - Nie ma o czym dyskutować - powiedział Jake bezbarwnym głosem. Przeczesał włosy ręką, a Abby nie omieszkała zauważyć jej drżenia. Jego dłoń zsunęła się na kark, rozchylając kołnierzyk ciemnoniebieskiej koszuli. Z odsłoniętą, wychudłą szyją Jake wyglądał na bardziej bezbronnego niż w najśmielszych wyobrażeniach Abby. Zachwiało to n a moment jej pewność siebie. Mój Boże, nie chcę go przecież denerwować, pomyślała zakłopotana. - Mamusiu, mamusiu. Abby przerwała swoje rozmyślania. Odwróciła się i zobaczyła małego chłopca, który pędził wzdłuż werandy w ich kierunku. Goniła go ciemnoskóra dziewczyna, która usiłowała go zatrzymać, ale było już za późno. Króciutkie białe szorty i podkoszulka podkreślały jeszcze opaleniznę ramion i nóg, która dawała mu zdrowy wygląd. Nie tak dawno podobne wrażenie sprawiał Jake. Dominik rzucił się Abby na szyję. Uniosła go do góry, przytulając mocno do siebie. Nie chciała, by syn zobaczył, że jej oczy napełniły się łzami. Kochała go tak bardzo, że nawet w ten sposób nie mogła mu zepsuć radości z ich spotkania. - Dlaczego nie wiedziałem, że przyjeżdżasz? - spytał. Odsunął się, by ją lepiej widzieć. - Tatusiu - obrócił się w jej ramionach, by móc spojrzeć na ojca. - Czy wiedziałeś, że mama przyjeżdża? Dlaczego ja nic o tym nie wiedziałem? - Nikt nie wiedział, kochanie - stanowczo powiedziała Abby, nie zwracając uwagi na ponury wygląd Jake'a. - Chciałam zrobić niespodziankę - wszystkim - dodała,
NIEDYSKRECJA 27 zuchwale spoglądając na Jake'a. - Jestem szczęśliwa, że się cieszysz, widząc mnie. Ja też cieszę się, widząc ciebie. - Może wejdziemy do środka - zaproponowała Julie, patrząc błagalnie na brata. - Powinieneś teraz od poczywać. Cichym głosem, aby tylko on usłyszał dodała: - Nie spodziewaj się, że Abby wyjedzie dziś wieczorem. Mimo tych zabiegów jej słowa dotarły zarówno do Abby, jak i Dominika. Chłopiec wysunął się z ramion matki, by podejść do ojca". W jego oczach malował się niepokój. - Mamusia już nie wyjedzie? - upewniał się płaczliwie. Po jego radości nie zostało już nawet śladu. Jak każde pięcioletnie dziecko bez trudu przechodził od śmiechu do łez. - Nie - odpowiedział po chwili. Abby przyjrzała mu się badawczo, ale w jego wzroku nie było nic prócz obojętności. - Nie, twoja matka jeszcze jakiś czas tu zostanie. Obudził ją szum oceanu. I chyba zegar biologiczny, dający znać, że w Anglii zbliżało się już południe. Tu, na Laguna Cay, była ledwie szósta trzydzieści. Ciszę zakłócał stłumiony huk spienionych fal rozbijających się o rafę. Abby spuściła nogi z łóżka i przez chwilę siedziała wyprostowana z odrzuconą do tyłu głową. Pragnęła w pełni uświadomić sobie, gdzie jest i co tu robi. Cudownie chłodne powietrze orzeźwiło ją na tyle, że wstała i poczłapała do okna. O tej porze dnia powietrze było zachwycające. Dopiero południowy upał nasycał je wilgocią. Na razie powiew wiatru niósł ze sobą woń kwiatów i zapach morza. Pogoda przypominała czerwiec w Londynie, lecz nie czuło się spalin, a brak wielkomiejskiego tłumu dawał poczucie swobody. Abby zaczynała się aklimatyzować, chociaż ledwo dwa dni temu wyjechała z Anglii. W czasie rejsu promem
28 NIEDYSKRECJA opaliła się nieco i teraz oceniała rozmiar szkód wyrządzo nych przez słońce. Już więcej nie mogła sobie pozwolić na podobną lekkomyślność. Jej agentka na pewno nie ucie szyłaby się na wiadomość o tym. Marcia zaplanowała bowiem jej udział w pokazach kolekcji zimowych. Abby nie mogła więc zbyt długo przebywać na słońcu. Skóry i futra nie prezentowały się dobrze przy opaleniźnie. Z drugiej strony nic tak dobrze nie wpływało na jej samopoczucie jak leniwe wygrzewanie się w słońcu. Po prostu musiała smarować się grubo kremem z filtrem słonecznym i w ten sposób, przy odrobinie wysiłku, uniknie kłopotów. Delikatny powiew uniósł nieco jej krótką bawełnianą koszulkę. Chłód sprawił, że zaczęła przestępować z nogi na nogę. Słońce było jeszcze nisko na niebie i wkrótce poczuła, że dygocze z zimna. Już miała wracać do pokoju, gdy zobaczyła Jake'a. Za basenem otoczonym kwitnącymi krzakami, piaszczysty teren opadał w kierunku morza. Plaża okalająca zatokę miała kształt sierpa. Rosło na niej kilka palm, które teraz kołysały się na wietrze i rzucały wydłużone cienie. Abby cofnęła się gwałtownie, czując przyśpieszone tętno w skroniach. Jak długo mógł tam być, zastanawiała się. Co robił? Czy widział ją? Czy pomyślał, że go obserwuje? A może jej obecność rzeczywiście była mu całkowicie obojętna? Westchnęła głęboko. Zobaczyła go teraz po raz pierwszy od czasu, gdy rozstali się na werandzie zeszłego popołud nia. Potem Dominik nie spuszczał jej z oka. Uparł się, że musi towarzyszyć mu w poszukiwaniach Rosabelle, pełniącej funkcje gosposi. Teoretycznie była nią Melinda, ale tą większość obowiązków scedowała na córkę. Tak się złożyło, że Abby nie mogła przywitać się z Melindą. Rosabelle, przez domowników zwana Rosą, powiedziała jej, że matka pojechała w odwiedziny do jednej z zamężnych córek, która mieszkała w odległej części wyspy. Miała wrócić dopiero po kolacji.