ziomek72

  • Dokumenty7 893
  • Odsłony2 248 086
  • Obserwuję984
  • Rozmiar dokumentów26.3 GB
  • Ilość pobrań1 302 991

Niegrzeczna dziewczynka - Thompson Lewis Vicki

Dodano: 8 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 8 lata temu
Rozmiar :621.2 KB
Rozszerzenie:pdf

Niegrzeczna dziewczynka - Thompson Lewis Vicki.pdf

ziomek72 EBooki EBOOK T Thompson Lewis Vicki
Użytkownik ziomek72 wgrał ten materiał 8 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 247 stron)

Vicki Lewis Thompson Niegrzeczna dziewczynka

Rozdział pierwszy ,,Dziewczęta! Dziewczęta! Dziewczęta!’’ Elektroniczny napis rozbłysnął kaskadą czerwonego światła. Po chwili nad wejściem do klubu pojawiła się nowa informacja: ,,Właśnie teraz na scenie!’’ Noah Garfield przeszedł obok lokalu, nie zwalniając kroku. Nie miał zamiaru wstępować do tego miejsca rozpusty. Nie byłby jednak prawdziwym facetem, gdyby w jego umyśle nie pojawiła się natychmiast wizja pięk- nych, półnagich kobiet, prężących się w zmysłowym tańcu. Była druga po południu, ale w Las Vegas nikt nie patrzył na zegarek. Wszystkie rozrywki były dostępne o dowolnej porze dnia i nocy. Każda rzecz związana z seksem od dziesięciu lat natychmiast przywodziła mu na myśl Keely. Sam nie mógł uwierzyć, że minęło już tyle czasu, odkąd za- szokowałacałe Saguaro Junction w Arizonie. On i miliony innych mężczyzn mieli okazję zobaczyć jej promienny uśmiech i całąresztę na rozkładówce magazynu ,,Macho’’.

Jako dziewiętnastolatka postanowiła pozować dla męs- kiego pisma w stroju Ewy. Taka właśnie była Keely Branscom. Noah często zastanawiał się, gdzie mogła się po- dziewać. Może miała już męża i trójkę dzieci? Keely jednak nie bardzo pasowała mu do takiego obrazka. Raczej występowała w klubie podobnym do tego, który właśnie minął. To z łatwością mógł sobie wyobrazić. Dzisiejszy wieczór kawalerski odbędzie się zapewne w jednym z takich miejsc. Noah nie cieszył się specjalnie na tę myśl. W przeciwieństwie do reszty zaproszonych mężczyzn, nie miał stałej partnerki. Oglądanie erotycz- nego tańca będzie dla niego raczej frustrującym doświad- czeniem. Jego buty wybijały równy rytm na płytach chodnika. Ostatni raz był tu pięć lat temu, gdy brał udział w rodeo. Pamiętał, że gdzieś w tej okolicy powinien znajdować się mały, przytulny bar. Żadnych tancerek ani głośnej muzy- ki, po prostu miejsce, gdzie można w spokoju napić się zimnego piwa. Ale teraz nie mógł go znaleźć. Liczył na to, że znajomy bar będzie dla niego kryjówką, gdy przygotowania do wesela nabiorą rozmachu. Był zadowolony, ba, nawet zaszczycony, że Brandon poprosił go, by został jego drużbą. Jednocześnie oznaczało to, że został sam na placu boju. Gdy tydzień dobiegnie końca, tylko on spośród kumpli z rodeo pozostanie kawalerem. Czarę goryczy dopełniał fakt, że Jonas, jego młodszy brat, właśnie się zaręczył. Spośród wszystkich kobiet na świecie musiał wybrać właśnie B.J., siostrę Keely. Noah też nie miał nic przeciwko małżeństwu. Tylko że cały swój czas poświęcał pracy na ranczu, a Saguaro Junction nie było miejscem pełnym wolnych kobiet.

Cóż, może teraz, kiedy Jonas się ustatkuje, Noah będzie miał możliwość poszukania sobie żony. Jednak na razie znajdował się w tym grzesznym mieście i czuł się szczególnie podatny na jego uroki. Tym bardziej że w Las Vegas można robić niemal wszystko. A to stanowczo zbyt wiele wolności, jak na jego gust. Już po kilku godzinach przesiąknął specyficzną atmosferą miasta. Hazard i eroty- ka bezwstydnie kusiły i mężczyzna czuł chęć robienia rzeczy, na które nigdy nie poważyłby się w swoim rodzinnym mieście. Przy Keely też się tak czuł, więc już dawno postanowił trzymać się od niej z daleka. Gdyby jeszcze tylko mógł wyrzucićz pamięci jej szelmowski uśmiech z rozkładówki ,,Macho’’, czułby się dużo pewniej. Lecz to miasto raczej nie pozwalało zblednąć wspomnieniu. Noah przystanął na skrzyżowaniu. Wokół siebie do- strzegł tylko sklepy z alkoholem, tytoniem i pamiątkami. Ani śladu jego baru. Pewnie splajtował, pomyślał i z wes- tchnieniem ruszył w drogę powrotną do hotelu. Tam, gdzie się zatrzymał, było kilka barów, lecz wszystkie wydawały mu się zbyt hałaśliwe i nowoczesne. Tęsknił za wytartymi stołkami i muzyką country, za miejscem takim, jak ,,Roundup Saloon’’ w rodzinnym Saguaro Junction. Pomyślał, że to żałosne, by trzydziestodwuletni facet tęsknił za domem, ale tak właśnie się czuł. Mógłby nawet czyścić stajnie, byle u siebie. Kochał swoje ranczo, tak jak jego ojciec i dziadek. Ta ziemia od pokoleń należała do rodziny Garfieldów i Noah czuł się tam najlepiej. Całkowicie pogrążył się w myślach i w ogóle nie zwracał uwagi na innych przechodniów. Dlatego dopiero po dłuższej chwili dotarło do niego, że rudzielec przed nim

wygląda jak Keely. Był przekonany, że to wyobraźnia płata mu figle. Nie mógł się jednak oprzeć chęci przyjrzenia się kobiecie. Nie bał się, że zostanie przyłapany na nieeleganc- kim gapieniu się, bo rondo jego kowbojskiego kapelusza osłaniało oczy. Zdecydowanie przypomina Keely, pomyś- lał. Błękitne kwiaty na jej sukience wyglądały słodko i niewinnie, ale sama sukienka odsłaniała ramiona i kuszą- co opinała pośladki, by rozszerzając się ku dołowi, leniwie muskać nogi kobiety przy każdym jej kroku. Nieznajoma miała na nogach sandałki na wysokim obcasie, odsłaniają- ce jaskrawo pomalowane paznokcie. O tak, Keely mogła- by tak się ubrać. Oczywiście to nie może być Keely, upomniał się w myślach. Mimo że wygląda jak jej sobowtór. Te same usta, ten sam podbródek zdradzający zadziorność. Nie mógł dostrzec jej oczu, gdyż na kształtnym nosku miała okulary przeciwsłoneczne. Żadna z kobiet nie miała takich oczu, jak Keely. Ci którzy mówią, że zieleń to chłodny, uspokajający kolor, nie mają racji. Nie w przy- padku Keely. Swoim spojrzeniem mogła spalić mężczyz- nę. Niektórzy byli zdania, że sam diabeł rozniecił te iskierki w jej oczach. Każdy facet, który w nie spojrzał, był gotów zaprzedać swą duszę. Sobowtór Keely zatrzymał się przy klubie, który Noah minął w poszukiwaniu znajomego baru. To z pewnością nie była Keely, ale teraz musiał się upewnić, by móc spokojnie odejść. Kobieta spojrzała na nazwę lokalu i zaczęła szukać czegoś energicznie w swojej torebce. Po chwili, wyraźnie zniecierpliwiona, przesunęłaokularyna czubek głowy i od razu znalazła to, czego szukała. W jej zgrabnej dłoni

pojawił się mały notesik. Szybko sprawdziła adres i śmiało ruszyła do wejścia. – Przepraszam panią – odezwał się, by zatrzymać nieznajomą. – Która jest teraz godzina? – zapytał i poczuł, że kobieta pachnie malinowym balsamem do ciała, zupeł- nie jak Keely. – Jest piętnaście po dru... – zaczęła i urwała gwałtow- nie, gdy przeniosła spojrzenie znad zegarka na twarz mężczyzny. Zaskoczonawpatrywała się w niego, a Noah poczuł, że serce bije mu szybciej. Te oczy! – Noah? Noah Garfield, to naprawdę ty? – To ja – przytaknął z trudem. – Niemogę w to uwierzyć – powiedziała ze śmiechem. – Ty nie możesz uwierzyć? To ja nie mogę uwierzyć. Właśnie o tobie myślałem... – Nie powinienem tego mówić, zganił się w myślach, zanim zdążył dokończyć zdanie. – Naprawdę? – spytała z domyślnym uśmieszkiem. – Po tylu latach? Pochlebia mi to. Noach całą swoją uwagę skupił na ustach dziewczyny, które miały kolor dojrzałej brzoskwini. Musiała dopiero co nałożyć szminkę, pomyślał, bo jej usta błyszczały lekko, jakby były wilgotne. Keely uśmiechnęła się jeszcze szerzej. – To chyba nie ten napis przypomniał ci o mnie, co? – powiedziała, wskazując elektroniczne litery nad ich głowami. – Cóż, to właśnie jedna z tych rzeczy, o których lepiej zapomnieć– odezwał się, błyskawicznie pojmując, że ona, jak dawniej, wie co powiedzieć, by poczuł się nieswojo. – Widzę, że ty jednak nie zapomniałeś, prawda, Noah?

Ale nie szkodzi – dodała, gładząc go po ramieniu. – Nieco- dziennie się zdarza, by dziewczyna, którą goniłeś wokół stodoły, pozowała nago dla męskiego pisma. Ludzie w Saguaro Junction nie przywykli do takich spraw. Musiało ci to utkwić w pamięci. – Wydaje mi się, że większość mieszkańców już o tym zapomniała. To nie była cała prawda. Właściwie to wcale nie była prawda. Do tej pory wystarczyło wspomnieć Keely, by brwi sąsiadów wędrowały w górę. – Acou ciebie? – spytał, zmieniającniewygodny temat. – W porządku. – To dobrze. Noah pomyślał, że prowadzą niezbyt inteligentną rozmowę. Jasno widać, że dziewczynie świetnie się powodzi. Wygląda smakowicie, jest dobrze ubrana i nie przytyła przez te dziesięć lat ani o kilogram. – A jak ty się miewasz? – Dziękuję, dobrze – odparł Noah i zganił się w myś- lach za kolejną błyskotliwą odpowiedź. Przyglądał się zafascynowany wargom dziewczyny. Przez tę szminkę wyglądały, jakby je właśnie polizała. Zdecydowanie nie powinien gapić się na jej usta, ale oczy nie stanowiły bezpieczniejszego wyboru. Oczywiście, mógłby spojrzeć jeszcze niżej, tam gdzie pod kwiecistym materiałem jej piersi poruszały się w rytm oddechu. To chyba jednak nie najlepszy pomysł, zdecydował. Lepiej skoncentrować się na ustach, mimo że przypominały mu o ich pocałunku sprzed lat. – Co sprowadza cię do Las Vegas? – spytała Keely. Skupienie myśli zajęło mu dłuższą chwilę. A, tak, Brandon, przypomniał sobie w końcu.

– Jeden z moich kumpli się żeni. – Naprawdę? Znam go? – Raczej nie. Pochodzi z Wyoming. Kilka lat temu spotkaliśmy się na rodeo. Choć nigdy nie przyjechał na ranczo, utrzymywaliśmy kontakt. – To miłe – powiedziała, a w jej głosie dało się słyszeć nutki żalu, który szybko ukryła, pytając zaczepnie: – A jak to jest z tobą, Noah? Znalazłeś już swoją ranczerkę? – Nie – zaprzeczył krótko, dziwiąc się, że dziewczyna tak łatwo odnajduje jego wrażliwe punkty. – Byłem... zajęty. Noah zamyślił się. Ile powinien jej powiedzieć? To w końcu ona, z własnej woli, zerwała kontakt z dawnym życiem, Saguaro Junction, własnym ojcem i siostrą. Jednak mógłby podzielić się z nią paroma sprawami. To nikomu nie zaszkodzi. – Mój ojciec zmarł niedawno. – Och, tak mi przykro – powiedziała, a Noah dostrzegł prawdziwy smutek w jej oczach. – To był taki miły człowiek. – Dziękuję. To prawda. Był pewien, że do tej pory nigdy nie widział w jej oczach współczucia. Brawurę tak, równie często obiet- nicę, a raz, tej pamiętnej nocy, nawet pożądanie. Ale nigdy nie dostrzegł takiego łagodnego, czułego współ- czucia. Zawsze myślał, że jest twarda. Może jednak się mylił. Dziesięć lat temu nie pozwolił sobie na sprawdzenie jej determinacji i odwagi. Tak było bezpieczniej. Ale teraz był nieco starszy i mądrzejszy. Pomyślał, że mógł nie docenić paru cech Keely. Powinien był ją odszukać i upewnić się, czy dobrze się jej wiedzie.

– Więc teraz ty i Jonas zarządzacie ranczem? Dziś mógł już zgodzić się z tym twierdzeniem. B.J. miała w tym swój udział. Jeszcze pół roku temu jego brat uganiał się za spódniczkami, zamiast dbać o swoją ziemię, jak przystało na ranczera. – To właśnie druga rzecz, o której chciałem ci powie- dzieć – dodał. – Jonas niedługo się żeni. – Niemożliwe! A może musi? – spytała z porozumie- wawczym uśmiechem. – Nie o to chodzi. Żeni się z twoją siostrą. Na pięknej twarzy dziewczyny odmalowało się niedo- wierzanie, a zaraz potem wzruszająca bezradność. Od- wróciła spojrzenie. – Cóż – zaczęła i odchrząknęła, żeby pokryć zmiesza- nie. – Zawsze miała na niego ochotę, ale moim zdaniem popełnia błąd. – Jeszcze parę miesięcy temu zgodziłbym się z tobą, ale byłabyś zaskoczona, jak bardzo Jonas się zmienił. – Co za wstyd! – Tak się składa, że ja akurat się z tego cieszę. – Poczuł wzbierającą złość, która często dopadała go podczas rozmów z Keely. – A pewnie, że tak – zgodziła się z uśmiechem, który zapowiadał złośliwą odpowiedź. – Ty po prostu urodziłeś się stary. – Każdy musi kiedyś dorosnąć. Nawet ty – rzucił przez zaciśnięte zęby. – Ja nie, jeśli mam w tej kwestii coś do powiedzenia. A co do B.J. i Jonasa, to powinni najpierw skosztować życia. Wierzyć się nie chce, że chcą utknąć na ranczu. Nie mam zamiaru tego oglądać. – Nikt cię do tego nie zmusza.

To nie było ładne z jego strony i Noah dobrze o tym wiedział. Nie mógł jednak cofnąć wypowiedzianych słów i nie umiał też załagodzić ich znaczenia. Zrobiło mu się głupio, gdy dziewczyna posmutniała. – No, tak. Oczywiście, masz rację – powiedziała sztywno i z powrotem nasunęła na nos okulary przeciw- słoneczne. – A ojciec pewnie wciąż zrzędzi? Noah podziwiał ją za odwagę. Pytała o Archa, choć to właśnie z powodu ojca odeszła z miasteczka. Po incyden- cie z rozkładówką praktycznie wyrzucił ją z domu. W gniewie wypowiedział gorzkie słowa, choć nie tego chciał. Dziewiętnastoletnia Keely potraktowała je poważ- nie i odeszła. Żadne z nich nie potrafiło zapomnieć o urażonej dumie i spróbować naprawić stosunki. – Arch ma się dobrze – zapewnił ją łagodnie. – Zdro- wie mu dopisuje. – Nie dziwię się – parsknęła, ale zauważył, że jej napięcie nieco spadło. – On po prostu nie przyjmuje do wiadomości żadnej choroby. No dobrze. Pogadaliśmy sobie, ale teraz już muszę iść. Czeka mnie ważne spot- kanie – oznajmiła, prostując ramiona. Noah, zatopiony w rozmowie z Keely, prawie zapo- mniał, gdzie się znajdują. Zanim ją zatrzymał, miała zamiar wejść przecież do klubu. Zakiełkowało w nim dziwne podejrzenie. – Spotkanie? – spytał, starając się, by nie zdradził go ton głosu. – Mhm. Rozmowa. Poczuł skurcz w żołądku. Rozmowa o pracy. Znów przed oczamistanęło mu zdjęcie z rozkładówki pisma. Już wiedział, bez cienia wątpliwości, że Keely szukała tu pracy tancerki.

Jeszcze raz przyjrzał się klubowi. Z zadymionego wnętrza dochodziła hałaśliwa muzyka, przez którą właś- nie przebił się głośny męski śmiech. Noah miał szczerą nadzieję, że praca egzotycznej tancerki była dla niej stopniem w górę, a nie w dół. Ale niezależnie od tego, był pewien, że to zła droga. – Słuchaj, już jestem spóźniona, ale miło było cię spotkać. Co za zbieg okoliczności, prawda? Trzymaj się, Noah – powiedziała i zrobiła krok w stronę zaciem- nionego wejścia do lokalu. – Nie wchodź tam! – zawołał i zanim pomyślał, schwycił ją za ramię. – Dlaczego? – spytała szczerze zaskoczona Keely. – Musi być lepszy sposób zarabiania na życie – wy- rzucił bez namysłu. Zabrakło mu tchu, gdy poczuł ciepło i gładkość jej ramienia. Przypomniał sobie, że dziewczyna zawsze mia- ła cudowne ciało. A teraz zamierzała pokazywać je obcym mężczyznom. Wolną ręką znów odsunęła okulary na czubek głowy i spojrzała na niego zaskoczona. – W jaki sposób według ciebie zarabiam na życie? – Ja... nie wiem i prawdę mówiąc, nie chcę wiedzieć. Proszę tylko, żebyś nie szła na tę rozmowę. Bywałem w takich lokalach. Wiem, czego oczekuje się w nich od kobiety. – Ach, tak? – Niech to szlag, Keely – zaklął, puszczając jej ramię, jakby się sparzył. – Wiesz, o czym mówię. – Właśnie nie bardzo. Jeszcze nie przetrawiłam wizji Noaha Garfielda w barze z tańcem erotycznym. Czy ktoś zaciągnął cię tam podstępem?

– Nie! Poszedłem tam z własnej woli. Nie jestem świętym. Noah zaczynał się denerwować. Ta kobieta z pewnoś- cią wiedziała, jak mu dopiec. – Możliwe – zgodziła się z uśmieszkiem. – Słuchaj, Keely, parę lat temu sytuacja wyglądała inaczej. Podjęłaś decyzję i nikt nie był w stanie cię od niej odwieść. Ale teraz proszę cię, żebyś to ponownie roz- ważyła. Może spotkaliśmy się z jakiegoś powodu? Może już czas, żebyś pomyślała o jakimś innym zajęciu? Spojrzała mu prosto w oczy. Odczytał w nich roz- bawienie i niedowierzanie. – Upewnijmy się, że dobrze cię zrozumiałam. Zamiast pójść i kręcić gołym tyłkiem przed klientami mam prze- myśleć swoją decyzję i zawrócić z drogi grzechu? O to ci chodzi? – Nabijasz się ze mnie, ale tak. Mniej więcej o to mi chodzi. – Chcesz ocalić mnie przede mną samą? – spytała, a w jej oczach pojawiły się diabelskie iskierki. – Do diabła, Keely – zaklął, czując się tak, jakby ktoś przypalał go na wolnym ogniu. – Nie chodzi mi o to, że jest coś złego w zawodzie tancerki. Wiem, że uważasz mnie za pruderyjnego, ale to nieprawda. Wiem też, że lubisz łamać zasady. Ale czy nie jesteś na to za stara? Już dawno powinnaś stać się kimś innym. – Nawet nie mam trzydziestki! – Ale niewiele ci brakuje. – Jeszcze całe dziesięć miesięcy, ty draniu! – Widzisz, to idealny czas na zmiany. Zdecydowanie nie wyglądała na trzydzieści lat. Noah znał ją od dziecka, więc dokładnie wiedział, w jakim jest

wieku. Jednak ktoś obcy śmiało mógłby powiedzieć, że dopiero skończyła dwadzieścia lat. Jej gibkie ciało jeszcze przez wiele lat prezentowałoby się znakomicie na scenie, ale nie zamierzał jej tego mówić. Nie zamierzał nawet o tym myśleć. – A czym według ciebie powinnam się zająć? – Nie jestem pewien – oznajmił z wahaniem. – Trzeba nad tym pomyśleć. – A kiedy niby mielibyśmy się tym zająć? O ile pamiętam, w najbliższym czasie będziesz zajęty ślubem, a ja muszę z czegoś żyć. A więc tu tkwiło sedno. Jeśli gwałtownie szukała pracy, to pewnie jej sytuacja finansowa była kiepska. Nie mógł poradzić jej, żeby odpuściła sobie taniec erotyczny i zajęła się pracą kelnerki w jakimś barze. Po prostu wyśmiałaby go. Zresztą jedna pogawędka na rogu ulicy raczej nie zmieni jej stylu życia. – Długo już jesteś w Las Vegas? – spytał, jednocześnie zastanawiając się nad rozwiązaniem problemu. – Przyjechałam wczoraj. – Dobra. Rozumiem. Właśnie przyjechałaś i potrzebu- jesz pracy. Ale może mogłabyś wstrzymać się z decyzją do końca tygodnia, żebyśmy mieli czas porozmawiać? Mógł- bym pokrywać twoje wydatki przezkilka najbliższych dni. – Zapłaciłbyś za pokój i wyżywienie? To chyba nie najlepszy pomysł. – To może tak: odwołaj swoją rezerwację i przenieś się do mnie na weekend. Może to pozwoli ci zaoszczędzić parę groszy. Nie musiałabyś zaczynać pracy od jutra. – Chcesz, żebym dzieliła z tobą pokój? – zapytała, przyglądając mu się z zainteresowaniem. To spojrzenie przypomniało mu ich pocałunek w sto-

dole. Już jako szesnastolatka miała swoisty wpływ na mężczyzn. – Oczywiście tylko jako współlokatorka – dodał szyb- ko. – Ja prześpię się na kanapie, a ty zajmiesz łóżko. To nie jest próba uwiedzenia cię, Keely. – Na pewno? Już wiem, że nie jesteś święty i nie jesteśmy w Saguaro Junction. Nikt się nie dowie. A oboje wiemy, jaką jestem niegrzeczną dziewczynką. Noah poczuł uderzenie gorąca. – Właśnie takiego sposobu myślenia musisz unikać – pouczył ją. – Życie nie sprowadza się do seksu. – Więc zapraszasz mnie do siebie na weekend, ale nie chcesz pobaraszkować. Zamiast tego proponujesz mi coś w rodzaju doradztwa personalnego. Dobrze zrozumia- łam? – Właśnie tak – przytaknął. Oczywiście baraszkowanie z Keely miało nieodparty urok, a dziewczyna wyraźnie uważała, że właśnie do tego najlepiejsię nadaje, lecz on nie chciał utwierdzać jej w tym przekonaniu. – Pytałam cię już o żonę – zaczęła, marszcząc z niedo- wierzaniem brwi. – Ale może chodzi o stałą partnerkę? Bo wydaje mi się, że gdy się zdecydujesz na jakąś kobietę, to będziesz jej całkowicie wierny. – Nie, nie mam przyjaciółki – pokręcił przecząco głową i jednocześnie zdał sobie sprawę, że od wielu miesięcy nie był nawet na randce. – Noah, a może ty jesteś gejem? Mężczyzna mało się nie udławił. Kaszląc i prychając, wykrztusił gwałtowny sprzeciw. Keely kiwnęła tylko głową i zaczęła podsumowanie, odginając po kolei palce: – Nie jesteś z nikim związany, nie jesteś gejem i nie

chcesz się ze mną kochać, mimo że nikt poza nami by się o tym nie dowiedział. – Zgadza się. Oczywiście chciał się z nią kochać, ale pozwolił sobie na to małe kłamstwo dla dobra sprawy. – Więcmusiszbyćświętym, zesłanympoto,bypomóc zawrócić zbłąkanej owieczce. Dobrze, zgadzam się. – To wspaniale – powiedział z dużą, za dużą dozą pewności siebie. Faktycznie,tylko święty mógłby się jej oprzeć.Chociaż z drugiej strony, gdyby udało mu się utrzymać ręce przy sobie, może Keely nabrałaby więcej zaufania do siebie. A to było warte poświęcenia. Tym bardziej że jego brat żeni sięz jej siostrąi Keely wkrótcewejdzie do ich rodziny. – W takim razie powinniśmy pójść po twoje rzeczy. Daleko stąd do twojego hotelu? – Widzisz... Chodzi o to, że... – jąkała się zmartwiona. – No, zgubiono mój bagaż. Wiesz, takie rzeczy się zdarzają. Było gorzej, niż przypuszczał. Wymyśliła historyjkę o bagażu, bo pewnie zatrzymała się w jakimś podłym motelu i nie chciała, żeby się o tym dowiedział. Albo wstydziła się swoich rzeczy. Pewnie sukienka, którą miała na sobie, była jej najlepszym ubraniem. – Zatem nie ma sprawy. – Noah zdecydował, że dziewczyna tym bardziej potrzebuje jego pomocy. – Chodź- my do mojego hotelu. Gdy już tam dotrzemy, dam ci trochę pieniędzy, żebyś mogła kupić sobie najpotrzebniej- sze rzeczy. – Zobaczymy. Ale najpierw muszę wstąpić do klubu i odwołać spotkanie. Nie chcę zrobić złego wrażenia, na wypadek, gdybym jednak musiała tu wrócić.

– Pójdę z tobą. – Wolałabym, żebyś zaczekał tutaj – powiedziała ze śmiechem. – Nie rozumiem, dlaczego? – Cóż, w tej dzielnicy, jeśli za kobietą do takiego lokalu wchodzi mężczyzna, to ludzie mogą sądzić, że to jej opiekun. Oblał go zimny pot na myśl o tym, skąd mogła wiedzieć takie rzeczy. – Keely, błagam, powiedz mi, że ty nie... – Nie. Nigdy. Może jestem niegrzeczną dziewczynką, ale nie do tego stopnia. Noah odetchnął, jakby kamień spadł mu z serca. Przynajmniej na razie. Znów się zdenerwował i już otwierał usta, by kon- tynuować dyskusję, gdy powstrzymał go perlisty śmiech Keely. – Spokojnie, tylko żartowałam. Znasz mnie od dziec- ka. Wiesz, że uwielbiam się przekomarzać. Szczególnie z takimi ponurakami jak ty – powiedziała i machnęła dłonią. – Zaczekaj tu na mnie. Wrócę, zanim się obejrzysz. Noah patrzył, jak dziewczyna znika w zadymionym wnętrzu. Ach, ta Keely! Zawsze potrafiła wyprowadzić go z równowagi. Nagle zrozumiał, co zrobił. Zaprosił Keely Branscom do siebie na weekend! O czym on myślał? Ślub kumpla rozstroił go, a planowana wizyta w nocnym klubie sprowokowała głupie myśli. Teraz zaprosił sobie na kilka nocy najseksowniejszą ze znanych mu kobiet. Tak, to musi być wina atmosfery tego miasta.

Rozdział drugi Keely zawsze była impulsywna. Tym razem mogła się nieźle ubawić. Zamierzała zburzyć rycerski plan Noaha. Byłoby śmiesznie, gdyby zamiast sprowadzić ją na dobrą drogę, sam zboczył na manowce. Tylko nie rozumiała, dlaczego nagle poczuła się niepewnie. Prawdopodobnie to wiadomość o ślubie Jonasa i B.J. tak na nią wpłynęła. Przyzwyczajenie się do tej myśli zajmie jej sporo czasu. Tak, to nagła wieść o ich ślubie tak ją rozstroiła. Przecież nie mogło chodzić o to, że wciąż podkochuje się w Noahu. Uwiedzenie go w Las Vegas będzie cudowną zemstą za tę noc sprzed lat. Musiała tylko upewnić się, że tamto głupie uczucie ma już za sobą. Na pewno tak. Nie może być inaczej. Otrząsnęła się z tych myśli, gdy tylko weszła do pustawego klubu. Na scenie tańczyła młoda blondynka. Nie, to nie ta. Dziewczyna, z którą miała przeprowadzić wywiad, była brunetką. – Czy życzy sobie pani stolik? – usłyszała pytanie szczupłego mężczyzny w bardzo obcisłych spodniach.

– Nie, dziękuję. Nazywam się Keely Branscomi jestem umówiona z Suzanne. – Och! – Młody człowiek wyraźnie się ożywił. – To pani jest tą reporterką z ,,Attitude’’. Suz jest na zapleczu. Proszę usiąść. Zaraz ją zawołam. Keely usadowiła się przy najbliższym stoliku. To może zająć nieco więcej czasu, niż planowała. Bez wątpienia Noah pomyśli, że w tajemnicy przed nim zdecydowała się jednak na pracę w klubie. Nie mogła jednak zachować się nieelegancko i wyjść bez rozmowy z Suzanne. Nagłośnienie w klubie nie było zbyt dobre, ale za to blondynka na scenie była wspaniałą tancerką. Keely doliczyła się pięciu mężczyzn. Wszyscy utkwili wzrok w dziewczynie. Keely chciałaby mieć pewność, że po- dziwiali jej występ, lecz po latach dziennikarskiej pracy dla ,,Attitude’’ wiedziała, że widzą jedynie jej rozkołysane piersi. – Pani Branscom? Kobieta oderwała wzrok od sceny i zobaczyła, że przy jej stoliku stoi zgrabna brunetka. – Suzanne? – Tak, to ja – przytaknęła dziewczyna i wyciągnęła dłoń na powitanie. – Mów mi Kelly – powiedziała, starając się prze- krzyczeć głośną muzykę. – Słuchaj, okazało się, że jednak nie mogę przeprowadzić teraz z tobą wywiadu. Może mogłybyśmy go przełożyć? – Myślę,żetak –pokiwałagłowąSuzannei nachyliłasię nadreporterką,by lepiej słyszećjej słowa.– Problemw tym, żezbliżamisięterminegzaminui większość wolnegoczasu spędzam z podręcznikami. A dziś mam występ. – Rozumiem.

Keely była zadowolona, że nie musi robić wywiadu w tych warunkach. Dostałaby tylko koszmarnej migreny. Nie mogła sobie tylko uświadomić, kiedy właściwie przestała lubić głośną muzykę. Gorączkowo zastanawiała się, jak pogodzić wywiad z Suzanne z planami dotyczącymi Noaha. Prawdopodob- nie dziś wieczorem on będzie zajęty ślubnymi przygoto- waniami. Może wtedy Keely zdoła umówić się z Suzanne. – Czy masz przerwę w czasie występu? – Jasne – prawie krzycząc, przytaknęła Suzanne. – Tuż przed jedenastą! – Czy będziesz się w tym czasie uczyć? – Nie! To tylko piętnaście minut – odkrzyknęła dzie- wczyna. – Jeśli chcesz, to możemy wtedy porozmawiać. – Joy też chciałaby udzielić wywiadu – powiedziała Suzanne, wskazując dziewczynę na scenie. – Nie wybiera się na studia,jak ja, ale idzie do szkoły dla wizażystek. Czy to się liczy? – Oczywiście. Każda, która tańczy, żeby zarobić na naukę, pasuje do mojego artykułu. – Super. To ona jest teraz na scenie – wyjaśniła Suzanne i mimo woli zaczęła kołysać się w rytm nowej piosenki. – Joy świetnie tańczy. – Tak, to prawda. – A ten facet przy barze, to jej chłopak. Zupełnie odlotowy. Keely dostrzegła tylko jednego mężczyznę przy barze i nie zauważyła w nim nic ciekawego. Może dlatego, że nie przepadała za ogolonymi głowami i licznymi kol- czykami. A luźne portki też nie przydawały mu uroku. Dla niej wyglądał raczej jak chłopiec niż mężczyzna.

– Jest boski – oznajmiła Suzanne, gapiąc się na niego w zachwycie. Keely przeniosła spojrzenie z chłopaka na Suzanne i uświadomiła sobie, że do takiej właśnie publiczności kieruje swe artykuły. Powinna się bardziej postarać. – Rzeczywiście, wygląda nieźle – powiedziała, choć z pewnością nie było to właściwe określenie. – Cóż, Suzanne, muszę już iść. Zatem do zobaczenia wieczorem – powiedziała. – Może Joy też przyjdzie – oznajmiła Suzanne. – Dobrze. Dzięki – odparła Kelly i pożegnała się z dziewczyną. Wyszła z klubu. Noah spacerował ulicą i wyglądał na spiętego. Gdy ją spostrzegł, usztywnił się jeszcze bardziej i ruszył w jej kierunku. – Już zaczynałem się martwić. – Przepraszam. Długo nie mogłam znaleźć właściwej osoby. Dopiero teraz Keely doceniła w pełni wygląd Noaha. Może nie ubiera się najmodniej, ale dla niej to klasyka. Wyrosła, podziwiając sposób, w jaki kowbojska koszula leży na męskich barkach i jak dopasowane dżinsy opinają co bardziej interesujące części męskiej anatomii. Na tym polu Noah mógł pokonać większość męż- czyzn.W młodościKeely marzyła,by móc zgłębić zagadkę jego dżinsów. Noah miał ciało wprost stworzone do grzechu. Jednak kiedy tamtej nocy w stodole próbowała go skusić, odtrącił ją i to niezbyt łagodnie. Całe lata próbowała się z tym pogodzić, przy każdej sposob- ności ukazując mu, co stracił. Jednak Noah nie dał się złamać. Od tamtej pamiętnej nocy nauczyła się wielu rzeczy

o mężczyznach. Teraz zaś miała dzielić z nim hotelowy pokój. Nie mogła przegapić takiej okazji. – Wiesz, tak sobie myślałem... – zaczął poważnym tonem. Uniosła wzrok, starając się wyglądać niewinnie. Mu- siał przyłapać ją na lustrowaniu swojej sylwetki. Powinna być ostrożniejsza. Niektórzy mężczyźni uwielbiali spoj- rzenia kobiet. Jednak Noah pod ich wpływem najwyraź- niej robił się nerwowy. Znów nasunęła na nos okulary przeciwsłoneczne. – O czym? – spytała lekkim tonem. – A może wynajmiemy ci pokój na tym samym piętrze, co mój? Byłoby ci wygodniej. O tak, z pewnością przyłapał ją na gapieniu się. Musi działać natychmiast. – Nic z tego, skarbie! I tak już czuję się jak uboga krewna. Może w ogóle zapomnimy o całej sprawie. – Nie, nie – powiedział z westchnieniem. – Chodź. Mój hotel jest niedaleko stąd. Więc zatrzymał się niemal w samym centrum Las Vegas.Też chciałaby tu pomieszkać, ale redakcja wynajęła dla niej pokój w mniej kosztownym hotelu na przedmieś- ciach. Może kiedy Noah będzie zajęty, ona zdoła wrócić do siebie i zabrać kilka drobiazgów. – Wiesz, na czym polega twój problem? Ty po prostu za dużo myślisz. – Być może. Ale to i tak lepiej, niż nie myśleć wcale. – Aj, to przytyk do mnie, czyż nie? Nie obrażę się. Jeśli chodzi o rozsądek, w skali od jeden do dziesięciu dałabym sobie minus piętnaście, tobie natomiast przyznałabym plus trzydzieści. – Przesadzasz – zaprotestował.

– Wcale nie! Wspaniale było tak po prostu iść i przekomarzać się z Noahem. Nie przy każdym mężczyźnie mogła czuć się drobna i delikatna z powodu swego wzrostu i biustu, którym hojnie obdarzyła ją natura. Jednak postura Noaha dawała jej ten komfort. A może jednak wciąż podkochuję się w Noahu, wystraszyła się nie na żarty. – Jeśli jestem tak straszliwie rozsądny, to dlaczego ujeżdżam byki na rodeo? – Też się nad tym zastanawiałam. Może jest jednak w tobie odrobina szaleństwa. – A widzisz – powiedział zadowolony z siebie. – Jeśli chcę, mogę zdobyć się na wszystko. – Cóż, kiedy twoje... szaleństwo trwa zaledwie osiem sekund. To niezbyt długo. – Żebyś wiedziała, że długo. Kiedy jesteś w środku akcji, osiem sekund to cała wieczność. – Doprawdy? Mam nadzieję, że nie odnosi się to do twojej sztuki miłości. Twoje przyjaciółki mogłyby czuć się zawiedzione. – Mówiliśmy o czymś zupełnie innym – zaprotes- tował Noah, czerwieniąc się. – Czyżby? Był taki słodki, kiedy się rumienił. Ludzie, z którymi przebywała w Los Angeles, nie dawali się tak łatwo zawstydzić. – Cóż. W każdym razie ja nie mówiłem i ty dobrze o tym wiesz – powiedział, nasuwając głębiej kapelusz na oczy. I tak to cud, że w ogóle rozmawiali na ten temat. Właśnie taki był cel Keely. Nie miała tylko pewności, czy to droczenie się z Noahem nie obróci się przeciw niej.

– Chodzi o to, że tak naprawdę nie mam pojęcia, jakim jesteś kochankiem – ciągnęła tonem zwykłej pogawędki. – Masz bardzo konserwatywne poglądy, a teraz jeszcze mówisz mi, że osiem sekund to cała wieczność. Chyba nie myślisz, że to dość czasu, by... – Oczywiście, że nie! – wykrzyknął, a lekki róż na jego policzkach ustąpił miejsca gustownej purpurze. Keely już zapomniała, jak on ślicznie się złości. – To już lepiej. Dobrze, że sobie z tego zdajesz sprawę, bo większość kobiet potrzebuje dużo więcej czasu niż mężczyźni, żeby osiągnąć... – Wiem o tym! A teraz, proszę, zmieńmy temat. – Jasne. Nie ma sprawy. Zawsze uwielbiała go drażnić. Teraz też sprawiało jej to dużą przyjemność. Zbyt dużą. Lepiej byłoby porzucić cały ten pomysł. Ale wtedy nigdy nie dowie się, czy potrafi złamać opór Noaha. – Dzięki – westchnął z nieukrywaną ulgą. – O, popatrz. Drogeria. Może wstąpimy tu na minut- kę, żebym mogła kupić sobie parę drobiazgów? Jestem pewna, że w hotelowym sklepiku będą dużo droższe. – Oczywiście, to żaden problem – przytaknął, wdzięcz- ny, że czekają go tylko nieszkodliwe zakupy. – Pewnie potrzebujesz szczoteczki do zębów i... innych rzeczy. – Przede wszystkim całej butli balsamu do ciała. Już zapomniałam,jakpustynnepowietrzewysuszamiskórę.Na ranczumusiałamsię niemal kąpaćw balsamie,pamiętasz? – Raczej nie. – Och, z pewnością pamiętasz. Nawet kiedyś mi to wytknąłeś, gdy smarowałamsię wieczorem na werandzie. Powiedziałeś, że jeśli zaraz nie przestanę, to w nocy wyślizgnę się z łóżka i wyląduję na podłodze.

– Hm. – Niestety, kapelusz nie dał już naciągnąć się niżej. – Wprost uwielbiam balsam o zapachu malin, ale mogą go tu nie mieć – powiedziała i ukradkiem zerknęła, czy jej słowa dotarły do Noaha. Dwa lata temu pisała artykuł o zapachu jako o afrody- zjaku.Wszyscy mężczyźni potwierdzili ten pogląd. Więk- szość z nich dokładnie pamiętała, czym pachniały ich kochanki. Wymieniali cynamon, zapach konwalii, a na- wet czekolady. Liczyła na to, że Noah również kojarzy jej zapach. Odkąd skończyła piętnaście lat, używała malino- wego balsamu. Jeśli nie uda jej się go kupić w drogerii, jakoś przemyci go ze swojego hotelu. Jednak jej głównym celem nie był malinowy balsam. Już nie mogła doczekać się reakcji Noaha na planowany zakup. Noahjuż nieraz był w tarapatachi zawsze udawało mu się wyjść cało. Uchwycił się tej nadziei, gdy wędrując za Keely między sklepowymi półkami, poczuł zapach malin. Przed oczamistanął mu jak żywy obraz dziewczyny na werandzie. Miała na sobie kusą piżamkę i kołysała się na starej huśtawce z butelką balsamu do ciała. Żeby się do niej zbliżyć, wymyślił jakąś historyjkę o wężu. Keely nie była z tych, które uciekają z krzykiem na samą myśl o wężu. Podczas gdy on przeszukiwał z latarką zarośla, ona spokojnie wcierała ten gęsty, pachnący płyn w nagie uda. Noah był bliski postradania zmysłów. Niewiele wtedy rozmawiali, ale dokładnie pamiętał cyka- nie świerszczy i skrzypienie huśtawki. Od razu skojarzyły mu się ze skrzypieniem sprężyn łóżka, uginających się pod ciężarem dwóch ciał, splecionych w miłosnym uścisku.

Od tej pory nie mógł spokojnie jeść malin. Nawet ich zapach przypominał mu Keely delikatnie masującą sobie wewnętrzną stronę ud. Nie raz spoglądała wymownie na rozporek jego spodni, zadowolona ze swej nowej mocy. Gdy skończyła szesnaście lat i dopadła go w stodole, też tak pachniała. Nawet smakowała jak maliny. Noah często zastanawiał się, czy była wtedy dziewicą. Nawet jeśli tak, to pewnie nie pozostała nią długo po tym, jak on ją odrzucił. Tamtej nocy prawdopodobnie stracił szansę zostania jej pierwszym mężczyzną. Niełatwo mu było odmówić, szczególnie że nie wyglądała ani nie zachowywała się jak szesnastolatka. Jednak mimo oszałamiających doznań i malinowej mgły pocałunku zdołał przypomnieć sobie, że Keely ma szesnaście lat. Uciekł wtedy ze stodoły poganiany jej wyzwiskami. Wtedy myślał, że była po prostu wściekła. Jednak potem doszedł do wniosku, że mogła być bardziej zraniona niż zła. Tym bardziej że on nawet nie zatrosz- czył się o miłe zakończenie pocałunku. Nagle ją odepchnął i zostawił samą pośrodku ciemnej stodoły. Nie myślał wtedy o czułościach. Raczej o tym, by uchronić się przed uczynieniem czegoś, co później nie dawałoby mu spokoju. Boże, jak bardzo jej wtedy pragnął! Nie mógł jednak zawieść ani rozczarować dwóch ufających mu ojców. Po tym incydencie szukał ucieczki w rodeo. W ciągu trzech kolejnych lat rzadko bywał w domu, lecz w czasie tych wizyt z łatwością zauważył, że Keely stała się symbolemseksuw miasteczku.Najpierw nie chciał zostać jej pierwszym kochankiem, apotem nie chciał być jednym z wielu, choć boleśnie jej pragnął. Teraz jest starszy i powinien lepiej nad sobą panować. Jednak gdy szukała wśród półek malinowego balsamu do