ziomek72

  • Dokumenty7 893
  • Odsłony2 248 432
  • Obserwuję984
  • Rozmiar dokumentów26.3 GB
  • Ilość pobrań1 303 148

Nigdy nie zapomnę - Broadrick Annette

Dodano: 8 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 8 lata temu
Rozmiar :535.5 KB
Rozszerzenie:pdf

Nigdy nie zapomnę - Broadrick Annette.pdf

ziomek72 EBooki EBOOK B Broadrick Annette
Użytkownik ziomek72 wgrał ten materiał 8 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 150 stron)

Annette Broadrick Nigdy nie zapomnę

PROLOG Osiemnastoletni Joe Sanchez spojrzał w tanie lusterko, wiszące nad odrapaną komodą. Nie rozpoznawał tego fa­ ceta. No cóż, po raz pierwszy w życiu założył garnitur. Pracował kilka tygodni, by zarobić na wypożyczenie tego stroju na bal maturalny w mieście Santiago, małym te­ ksańskim miasteczku na granicy z Meksykiem. Uśmiechnął się. Co za dzień! Nie tylko wybierał się na bal maturalny, lecz ponadto towarzyszyć mu będzie Elena Maldonado. Wciąż nie mógł wyjść ze zdumienia, że zgodziła się z nim pójść. Przez ostatnie miesiące udzielała mu korepetycji z hi­ storii oraz z angielskiego i dzięki jej pomocy mógł być prawie pewien, że jednak skończy szkołę. Byłby pierwszą osobą w rodzinie ze średnim wykształceniem... A jeszcze nie tak dawno nigdy by mu nie przyszło do głowy, że do czegoś takiego dojdzie... - Hej, Sanchez! - krzyknął trener Torres po treningu futbolowym. - Weź prysznic i zajdź do mojego biura. Wiedział, co trener ma mu do powiedzenia. Był wrze­ sień, odbyły się pierwsze sprawdziany i nauczyciele mu­ sieli go poinformować, że Joe mocno opuścił się w nauce.

6 NIGDY NIE ZAPOMNĘ Od dwóch lat grał w reprezentacji szkoły. To wiele dla niego znaczyło. Trener Torres postawił go na obronie, bo był szybki i miał dobrą technikę. Lecz teraz to wszystko miało się skoń­ czyć, bo Joe był pewien, że zostanie wylany z drużyny. Wszedł do gabinetu trenera. - Sanchez - powiedział Torres swoim szorstkim tonem - zamierzasz pójść w ślady Alfreda? Joe zamrugał. Co miał z tym wspólnego jego starszy brat? Zerknął podejrzliwie na trenera. - O co panu chodzi? - Zdaje się, że niedługo po tym, jak przerwał naukę, wsadzili go za przemyt narkotyków. Ile ma teraz lat? - Dwadzieścia dwa. - A od pięciu to wpada do domu, to wraca do więzie­ nia, tak? - No i co z tego? - Ty też tak planujesz swoje życie? Joe wzruszył ramionami, natomiast trener w milczeniu się w niego wpatrywał. - Joe, zamierzam zaproponować ci inne życie - po­ wiedział w końcu Torres. - O ile sam tego zechcesz. Zaskoczony chłopak podniósł wzrok. - Jesteś inteligentny, Joe. Szybko się uczysz strategii. Masz instynkty przywódcze. Cała drużyna cię słucha. Po­ siadasz wszystko, żeby dać sobie w życiu radę, lecz brak ci odpowiedniej motywacji. - Twierdzi pan, że jestem leniwy? - spytał Joe z obra­ żoną miną. - Nie - uśmiechnął się trener. - Po prostu nie masz motywacji, a ja chciałbym pomóc ci to zmienić.

NIGDY NIE ZAPOMNĘ 7 - Jak? - Załatwiając ci w przyszłym roku sportowe stypen­ dium na studia. - Na studia? Dla mnie?! - Właśnie tak. Jeśli dalej będziesz robił postępy, w przyszłym roku mógłbyś już grać w drużynie uniwer­ syteckiej. Oczywiście pod jednym warunkiem, że popra­ wisz stopnie. - A, tak. - Joe oklapł. - Uważasz, że to niemożliwe? Joe tylko wzruszył ramionami. - He czasu poświęcasz na odrabianie lekcji? Chłopak odpowiedział kolejnym wzruszeniem ramion, lecz trener tym się nie przejął, tylko ciągnął nieubłaganie: - Za mało, o czym świadczą twoje oceny. Joe nadal nie zamierzał odpowiadać. - Nie wierzysz, że ci się uda, prawda? Joe pokręcił głową, nie podnosząc wzroku. - W takim razie ja bardziej w ciebie wierzę, niż ty. Znalazłem kogoś, kto chętnie ci pomoże podciągnąć się w nauce, jeżeli zechcesz. - Kto to taki? - Joe podniósł wzrok. - Elena Maldonado. Joe zmarszczył czoło. - Ta chuda okularnica z długimi włosami? - Właśnie ta. - Powiedziała, że pomoże mi w nauce? - roześmiał się Joe. - Pan chyba żartuje. Ona na nikogo nie zwraca uwagi. Taka cicha mysz. Chyłkiem wchodzi do klasy i przez cały czas robi notatki.

8 NIGDY NIE ZAPOMNĘ - Być może dzięki jej notatkom uda ci się zrobić ma­ turę i dostać na studia, zamiast wylądować w jednej celi z bratem. Wybór należy do ciebie, przyjacielu. Joe za nic by się do tego nie przyznał, ale myśl o stu­ diach wprost go poraziła. Dzięki nim mógłby wyrwać się z biedy, zostać kimś, pomóc matce, która całe życie haro­ wała, by utrzymać jego i brata. - No to jak? - zapytał trener. - Zamierzasz popraco­ wać nad stopniami, żeby dalej grać? Jeśli tak, postaram się załatwić ci pełne stypendium. Tylko musisz na nie zasłużyć. - Jeśli jest pan pewien, że Elena się zgodzi pomóc mi w nauce, to postaram się poprawić stopnie - powiedział Joe łamiącym się głosem. - Dobry wybór, synu. - Torres uśmiechnął się. Dam jej znać, a szczegóły ustalicie sami. Joe wyszedł z gabinetu trenera kompletnie oszołomio­ ny. Wieczory zazwyczaj spędzał z kumplami na włóczeniu się po mieście i wszczynaniu awantur, lecz teraz nie będzie miał na to czasu. Uśmiechnął się na myśl o studiach. W głębi ducha wstydził się za Ala, chociaż nie obwi­ niał go. Nauka nie szła mu za dobrze, wreszcie porzu­ cił szkołę, mówiąc mamie, że ma na oku dobrą pra­ cę. Zapomniał tylko dodać, że nie była ona tak całkiem legalna. No cóż, blisko granicy jest wiele okazji do zaro­ bienia pieniędzy, niestety, ryzyko wpadki jest bardzo duże. Następnego dnia podczas lekcji obserwował Elenę. Przez cały czas miała spuszczony wzrok i ani razu nie

NIGDY NIE ZAPOMNĘ 9 spojrzała w jego stronę. Gdy szykowała się do wyjścia, Joe wreszcie zagadał do niej: - Cześć, Eleno. - Cześć. - Oblała się pąsem. - Trener mówił, że mogłabyś pomóc mi w nauce. Skinęła głową. - No to gdzie będziemy się uczyć, u ciebie czy u mnie? Gwałtownie podniosła głowę i wpatrzyła się w niego szeroko otwartymi oczami. - U mnie w domu to wykluczone. Mój tata nie lubi, jak przyprowadzam gości. Kłamała, ale świetnie ją rozumiał. Dowiedział się od chłopaków, że senor Maldonado wprawdzie rzadko kiedy pracował, za to bardzo często bywał w barach. Elena nie chciała, by Joe widział, jak jej ojciec wraca pijany do domu. Ale ona przynajmniej miała jakiegoś ojca. Jego zniknął, gdy Joe miał pięć lat. Ledwo go pamiętał. - Więc wolisz przyjść do mnie? - spytał niechętnie. Mieszkał w ohydnej ruderze, natomiast Elena w dużym i ładnym domu, który jej ojciec odziedziczył po rodzinie. - A może popracujemy w szkole? - spytała. - Mogli­ byśmy spotykać się w bibliotece albo w kawiarni. - Jasne - ucieszył się. - Kiedy zaczniemy? - A nie masz dziś treningu? - Kończymy o piątej. Potem możemy się umówić. - W porządku. - Pochyliła głowę. - Dzisiaj? - Dobrze.

10 NIGDY NIE ZAPOMNĘ Dopiero po kilku tygodniach wspólnej nauki Joe zdołał przebić się przez mur, którym Elena się otaczała. Odkrył, że ma miły charakter i wspaniałe poczucie humoru, jest delikatna i wrażliwa. Była za chuda, miała gęste, niesforne włosy i za duże okulary na nosie, ale umiała tak na niego spojrzeć, że serce zaczynało bić mu szybciej. Nie mógł pojąć, jak się jej to udawało. Wreszcie zaczął o niej fantazjować. Co by zrobiła, gdy­ by ją pocałował? Czy również marzy o wspólnej nocy? No cóż, Elena była pierwszą dziewczyną, dla której Joe przestał myśleć o futbolu i rozróbach z kumplami. A teraz, po wielu miesiącach, szli na swoją pierwszą randkę. Po raz ostami spojrzał w lustro i poszedł do pokoju, gdzie matka cerowała jedną z jego koszul. - Och, Joe, jakiś ty przystojny! - zawołała, przyciska­ jąc rękę do piersi. - Aż mi dech zaparło. Pochylił się i pocałował ją w policzek. - Dzięki. I cieszę się, że ubłagałaś wuja Pete'a, by mi pożyczył samochód. - Uważaj, abyś go nie uszkodził. - Przysięgam. Będę bardzo ostrożny. Oczywiście samochód był mocno leciwy, ale przynaj­ mniej miał koła. Przecież Joe nie mógł dopuścić, by Elena pieszo przybyła na bal. Zajechał pod jej dom. Był tu po raz pierwszy. Miał wiele powodów do zdenerwowania: jechał pożyczonym samochodem, udawał się na randkę z przyzwoitą dziew­ czyną, oraz za chwilę pozna jej rodziców.

NIGDY NIE ZAPOMNĘ 11 Zapukał do drzwi. Otworzyły się natychmiast. Elena miała na sobie wąską czarną sukienkę, całkowi­ cie odsłaniającą ramiona i sięgającą aż do czubków pan­ tofelków na wysokich obcasach. Włosy upięła wysoko tak, by loki okalały jej twarz. A na nosie miała okulary. I wtedy Joe zrozumiał, że jest zakochany w Elenie Mal- donado. Elenie zaparło dech w piersiach, gdy zobaczyła Joego w drzwiach. Zawsze widywała go tylko w wytartych dżin­ sach i spłowiałych koszulach. Nie mogła uwierzyć, że dzisiaj wygląda tak elegancko. - Wejdź - powiedziała, odsuwając się od drzwi. Gdy przeszedł koło niej, poczuła zapach wody po go­ leniu. Nie miała pojęcia, że jej używał. Bała się, że zaraz ugną się pod nią nogi. Czyż nie byłoby głupio, gdyby padła w jego ramiona jeszcze przed wyjściem z domu? Miała wrażenie, że Joe rzucił na nią urok i zastanawiała się, czy to nie sen. Pójście na bal maturalny z Joe Sanchezem było dla Eleny czymś niezwykłym. Była to jej pierwsza prawdziwa randka w życiu. Oczywiście spotykali się często podczas korepetycji, potem Joe zaczynał jej towarzyszyć w czasie przerw, lecz Elena stanowczo odrzucała myśl, że to ma jakieś znaczenie. Jednak gdy zaprosił ją na bal, rozbudziły się w niej nadzieje. Była świadoma, że brak jej urody, nie wiedziała też, jak rozmawiać z rówieśnikami, którzy wydawali się tacy pewni siebie, dlatego na ogół milczała i nikomu nie patrzyła w oczy.

12 NIGDY NIE ZAPOMNĘ Gdy jednak trzy tygodnie temu Joe zaprosił ją na bal, coś się w niej przełamało. Po raz pierwszy poczuła się lubiana i atrakcyjna. Podniosła głowę i zaczęła się uśmie­ chać do kolegów, którzy szybko zaakceptowali jej nowe wcielenie. Nagle okazało się, że z wieloma osobami może sobie pogadać, czy choćby powygłupiać się na przerwach. Nadal oczywiście była nieśmiała i stonowana, ale przesta­ ła być zahukaną myszką. Gdy zapytano ją, z kim idzie na bal, oznajmiała, że z Joem Sanchezem i z satysfakcją stwierdziła, że wywo­ łało to duże wrażenie. Joe w szkolnej społeczności był kimś. Świetny sportowiec, a przy tym przystojny i nieco dziki, a więc niezwykle ekscytujący. Niejedna dziewczyna wzdychała do niego, on jednak nie umawiał się ze szkol­ nymi koleżankami, natomiast widywano go na mieście z kobietami o nieco dwuznacznej reputacji. Elena wiedziała, że z mamą wybrały w San Antonio piękną balową kreację, choć efekt psuły okulary, ale bez nich była prawie ślepa. Przestała się jednak nimi martwić, gdy ujrzała w oczach Joego szczery podziw. Więcej, bo wyglądał, jakby dostał po głowie. I tak się zachowywał. Przez cały wieczór zaborczo nie puszczał jej od siebie dalej niż na metr. Poczuła się nieprzyjemnie tylko raz, gdy w środku tań­ ca podeszli do nich trzej koledzy Joego i rzucili kilka niby żartobliwych uwag. Wprawdzie ona nie zrozumiała, o co im chodziło, jednak Joe wyraźnie się zdenerwował, a gdy zapytała go, w czym rzecz, tylko wzruszył ramionami i powiedział, ze jego kumple są za głupi, by się nimi przejmować.

NIGDY NIE ZAPOMNĘ 1.3 Dawno już porzucili szkołę, nie wiadomo więc, jakim cudem dostali się bal. Joe przyjaźnił się z nimi aż do ostatniej jesieni, kiedy to zmienił tryb życia i ostro zabrał się za naukę. Bardzo im się to nie spodobało, natomiast Joe coraz wyraźniej widział, że są to ludzie straceni. Mając mnóstwo czasu, z nudów prowokują różne awantury, a najpewniej przemyśliwują też jakieś poważniejsze prze­ stępstwa, by zdobywać łatwe pieniądze. Tylko patrzeć, jak wylądują za kratkami. Natomiast Joe był już innym człowiekiem. W zeszłym tygodniu trener Torres oznajmił mu, że dostał pełne sty­ pendium na Texas A&M University w College Station. Namówił go na studia wojskowe. Joe wiedział, że dzięki temu ostatecznie porzuci towarzystwo takich facetów. Gdy kumple znikli, Joe stał się milczący i zamyślony. Zaproponował Elenie, by wyszli z balu, a ona chętnie się zgodziła. Nie przywykła do tańca, zwłaszcza w butach na wysokich obcasach, które zresztą w samochodzie natych­ miast zdjęła. On także pozbył się krawata i rozpiął górny guzik ko­ szuli. Popatrzyli na siebie i wybuchnęli śmiechem. - Dobrze się bawiłam, Joe. Było świetnie. Dziękuję, że mnie zaprosiłeś. - Musisz już wracać do domu? - spytał, zerkając na zegarek. - Jeszcze nie - odparła. Jej mama wiedziała, że dla Eleny ten bal był życiową szansą. A co do taty... Wolałaby, żeby już spał, gdy wróci, a więc im później, tym lepiej. - Moglibyśmy się przejechać nad rzekę...

14 NIGDY NIE ZAPOMNĘ Jej serce zaczęło bić jak oszalałe. Nad Rio Grande jeździły młode pary, które szukały ustronnego miejsca, o czym Elena wiedziała oczywiście tylko z opowieści. - Jeśli nie chcesz, to w porządku - dodał Joe, zdepry­ mowany przedłużającą się ciszą. - Jedźmy tam - powiedziała cicho dziewczyna. - Wspaniale. Nagłe ośmielony, pochylił się i delikatnie ją pocałował. Gdy usłyszała oszalały rytm jego serca, tak samo gwał­ towny jak jej, nabrała dziwnej pewności siebie. Joe długo patrzył jej w oczy, wreszcie zapalił silnik. Gdy dojechali na miejsce, zrozumiała, dlaczego to miejsce cieszyło się taką popularnością. Było położone znacznie wyżej niż reszta okolicy, a w dali było widać światła Santiago. Było tu sporo innych samochodów, ale Joe zaparkował w miejscu niewidocznym dla innych. Zapanowała cisza. Otworzyli okna, wpuszczając lekki wietrzyk. Joe odsunął fotel do tyłu i zdjął marynarkę. - Ja... nigdy tu z nikim nie byłem - powiedział z na­ pięciem w głosie. - Naprawdę? - Potraktowała to jako żart. - Myślałam, że taka gwiazda futbolu jak ty przyjeżdża tu w każdy weekend. Rozpiął jeszcze jeden guzik koszuli. - To właśnie przez futbol byłem zajęty całą jesień, a potem większość czasu spędzałem na nauce. A ty? - Mnie nauka też zajmuje mnóstwo czasu. - Ale chyba nie cały. Czy już tu kiedyś byłaś? Nie mogła się powstrzymać od śmiechu.

NIGDY NIE ZAPOMNĘ 15 - Kto by tu przyjechał z kimś takim jak ja! - A co w tym śmiesznego? Wzruszyła ramionami. - Może tego nie zauważyłeś, ale nie należę do najbar­ dziej rozrywanych dziewczyn w szkole. - A mogłabyś. - Co takiego? - Gdybyś była mniej sztywna i bardziej towarzyska. Chociaż ostatnio widywałem cię w kawiarni z innymi dziewczynami. Zdaje się, że cię lubią. - Chyba tak. - Dotąd nie zastanawiała się, co o niej myślą. - Bardzo się cieszę, że cię poznałem bliżej, Eleno. - Objął ją ramieniem. - Dzięki tobie zacząłem inaczej myśleć o życiu. Jesteś taka ambitna... Chcesz iść na studia i coś osiągnąć. - A to oznacza, że będę musiała przez cały czas pra­ cować, bo inaczej nie zarobię na czesne. - Wszyscy musimy. Wiesz, jeszcze niedawno w ogóle nie wierzyłem, bym mógł zostać studentem. Zawdzięczam to tobie, no i trenerowi Torresowi. Właśnie się dowiedzia­ łem, że przyjęli mnie do A&M. - Och, Joe, to cudownie! - To naprawdę niesamowite. Przecież kilka miesięcy temu zupełnie o tym nie myślałem. Byłem pewny, że zo­ stanę tutaj i będę marnował czas na głupstwa jak moi kumple. - Cieszę się, że zmieniłeś zdanie. - Ostrożnie musnęła palcem jego policzek. - I cieszę się, że jesteśmy przyja­ ciółmi.

16 NIGDY NIE ZAPOMNĘ Ujął jej dłoń i ucałował czubki palców. - A co z tobą? Wiesz, co zrobisz po ukończeniu szkoły? - Przyjęli mnie na uniwersytet w Waszyngtonie. Za­ proponowali stypendium i zapomogi, a mama odłożyła dla mnie trochę pieniędzy. Ujął w dłonie jej twarz i popatrzył na nią poważnie. - Chcę, byśmy byli czymś więcej, niż przyjaciółmi, Eleno. - Naprawdę? - Tak - odpowiedział i pocałował ją dużo pewniej i namiętniej, niż sobie na to pozwolił za pierwszym razem. Elena nigdy dotąd tak się nie czuła. Jej rozsądek gdzieś się rozpłynął, pozostały tylko uczucia. Gdy pocałunek do­ biegł końca, oboje ciężko oddychali. Było za ciemno, by mogła dostrzec twarz Joego, ale pod dłonią czuła gwał­ towne bicie jego serca, więc wiedziała, że jest równie poruszony jak ona. - Nie ma tu dużo miejsca, kierownica przeszkadza i w ogóle. Wolisz się przenieść do tyłu? Gdy skinęła głową, odchylił fotel i pomógł jej przejść na tylny fotel. Potem zrobił to samo. Rozłożył się w poprzek siedzeń, po czym pociągnął Elenę na siebie. Pieścił ją i całował, i zachęcał, by robiła z nim to samo. Jego koszula i góra jej sukienki tylko im przeszkadzały. Pociągnął za suwak, a dziewczyna pośpie­ sznie rozpięła guziki koszuli i ściągnęła ją z Joego. Wre­ szcie rozpiął jej stanik, by nic ich już nie dzieliło. Poczuła się jak w niebie, gdy Joe dotknął jej piersi. Był delikatny i czuły, a ona pragnęła doznawać coraz to no­ wych, dotąd zupełnie jej nieznanych wrażeń.

NIGDY NIE ZAPOMNĘ 17 Następny pocałunek rozpalił ją zupełnie. Przesunął dło­ nią po jej udzie i dotarł do majteczek, a ona otarta się o niego, pragnąc więcej tej magii. Usłyszała, że Joe roz­ pina zamek od spodni i zrozumiała, że jeśli nie zaprote­ stuje, zaraz będą się kochać. Oczekiwała tego, pragnęła. Joe zsunął z niej majteczki. Nagłe wtargnięcie zaskoczyło ją, a potem sprawiło ból, więc zacisnęła uda, usiłując powstrzymać Joego, lecz było już za późno. Przycisnął ją do siebie tak mocno, że nie mogła się ruszyć. Dlaczego myślała, że chce się z nim kochać? To bolało. Był za duży. Próbowała się odsunąć, ale trzymał ręce na jej biodrach, wciąż napierając, aż w końcu poczuła w sobie jego nasienie. Joe opadł na fotel i uwolnił Elenę. Natychmiast odsunęła się od niego. Góra sukienki opadła aż do talii, spódnica owinęła się wokół bioder i ud. Nieporadnie próbowała zasłonić swoją nagość. Wtedy w oknie pojawiły się trzy latarki. Elena usłysza­ ła obrzydliwy, obleśny rechot i i szydercze, upokarzające słowa: - Joe, jednak strzeliłeś tego gola! - Wygrałeś zakład, cholera! Miałeś rację, trzeba było tylko dobrze podejść tę cnotkę-pieszczotkę i od razu roz­ łożyła giry. - Dobry jesteś! Na pierwszej randce napełniłeś jej zbiorniczek. Teraz już się nie opędzisz od tej pindulki, bo będzie chciała dubla za dublem. Przyznaj, maleńka, że męska fujarka lepsza od książek! - Cipulko, masz ładne cycuszki. Powiedz, kiedy nastę­ pna randka, to też przyjdziemy sobie pooglądać.

18 NIGDY NIE ZAPOMNĘ Joe gorączkowo starał się zasłonić przed intruzami Ele- nę, ale i tak zdołali zobaczyć jej obnażone piersi. Śmiali się, wrzeszczeli i prześcigali się w plugawych żartach. Szybko poprawił swoje ubranie i wyskoczył z samo­ chodu. Prześladowcy rozbiegli się, a Joe popędził za nimi. Elena była zdruzgotana. Założył się? Umówił się z nią... kochał się z nią... dla zakładu? Przedostała się na przednie siedzenie i skuliła się, cze­ kając, aż Joe wróci i odwiezie ją do domu. Jeśli przeżyje tę okropną noc, to nigdy, przenigdy już się do niego nie odezwie. Gdy wrócił, nie chciała na niego patrzeć, lecz gdy błys­ nęła lampka na suficie, kątem oka dostrzegła, że był brud­ ny i miał zadrapanie na policzku. W końcu westchnął i odezwał się. - Nie mogę uwierzyć, że to zrobili. Tak mi przykro. Byli pijani i wściekli, że z nimi zerwałem. Chcieli się na mnie odegrać, ale najbardziej ucierpiałaś ty. Powiedziałem im, co o nich myślę, pobiliśmy się... Nie rozumiem, jak mogłem się z nimi przyjaźnić. - Proszę, zabierz mnie do domu - szepnęła. - Oczywiście. - Ruszył. - Przepraszam, że tak się skończyła nasza randka. Nie odpowiedziała. Nie mogła. Powstrzymywała łzy, by nie upokorzyć się jeszcze bardziej. Jak tylko znaleźli się na podjeździe, powiedziała: - Zatrzymaj się. - Odprowadzę cię do... Reszty nie usłyszała, bo szybko zatrzasnęła za sobą drzwi i pobiegła do domu.

NIGDY NIE ZAPOMNĘ 19 Joe patrzył za nią bezradnie. Nigdy przedtem nie był w takiej sytuacji. Jasne, uprawiał seks z kilkoma dziew­ czynami, ale nie z miłości, lecz przy Elenie stracił pano­ wanie nad sobą. Zbyt bardzo jej pragnął... zbyt mocno ją kochał. Wiedział, że sprawił jej ból, bo to musiał być jej pierwszy raz. Ci kretyni wszystko zepsuli. Gdyby miał więcej czasu, wszystko by jej wyjaśnił, powiedział o swoich uczuciach, kim dla niego jest. Poczeka do poniedziałku i wtedy z nią porozmawia. Może już się uspokoi i będzie chciała go wysłuchać. Niestety, Joe już nigdy nie miał okazji porozmawiać z Eleną.

ROZDZIAŁ PIERWSZY Jedenaście lat później Quantico, stan Wirginia, kwatera główna FBI. Stukot obcasów niósł się po korytarzu. Elena skrzywiła się. Miała ochotę iść na palcach. Zbliżała się dziewiąta rano. O tej właśnie porze miała stawić się na rozmowę. Nie znała drogi, bo przez ostatnie siedem lat pracowała jako analityk w zupełnie innej części budynku. Nie miała pojęcia, dlaczego kazano jej spotkać się z Douglasem Wil­ derem i jego grupą. W każdym razie zaciekawiło ją to. Agent specjalny Wilder był szefem grupy operacyjnej, natomiast ona byłą specjalistką od faktów, liczb i przetwa­ rzania danych. Na studiach w akademii jakoś sobie radziła z zadaniami operacyjnymi, ale poczuła wielką ulgę, gdy zaproponowano jej obecne stanowisko. Elena dawno temu odkryła, że czuje się dużo lepiej jako obserwator niż uczestnik. Lubiła przeczesywać informacje i wydobywać ukryty w nich porządek. Z chaosu pozornie niepowiązanych ze sobą elementów wyłuskiwała wiedzę o nielegalnych działaniach różnych grup przestępczych, działających na terenie całego kraju. Lubiła pracować sa­ motnie i jej szefowie to akceptowali, przekonali się bo­ wiem, że wtedy jest najbardziej efektywna. Dlatego Elena

NIGDY NIE ZAPOMNĘ 21 nie mogła zrozumieć, dlaczego agent Wilder stanowczo nalegał, by zjawiła się na dzisiejszym zebraniu. Miała kilka minut czasu, wstąpiła więc do toalety, by jeszcze raz zlustrować swój wygląd. Chciała wyglądać jak najbardziej profesjonalnie. Poradzisz sobie, powtarzała w duchu. Może w którymś z jej raportów znalazło się coś, co wymagało wyjaśnienia. Nie ma powodu do paniki. Była dobra w swojej pracy, tylko nie lubiła działać w grupie. Przyjrzała się swojemu odbiciu w lustrze, wyprosto­ wała kołnierz białej bluzki, poprawiła pasek czarnych spodni i strzepnęła niewidoczny pyłek z bawełnianego żakietu. Tylko jej włosy nie zgadzały się z wizerunkiem kom­ petentnej profesjonalistki, na którym tak jej zależało. Gę­ sta, falista grzywa zawsze była jej przekleństwem. Dzisiaj związała ją w niezbyt gładki węzeł na karku. Niestety, kosmyki już się wymykały i wiły wokół uszu. Poczuła, jak po plecach spływa jej kropla potu. Elena spojrzała w swoje zielone oczy, mrużąc je, by nabrały twardszego wyrazu, lecz nie pozwalały na to gę­ ste, długie rzęsy. Mówiono jej, że ma zmysłowe spojrze­ nie. Zmysłowe! To była ostatnia rzecz, jaką chciała od kogokolwiek usłyszeć. Wepchnęła niesforny lok za ucho i upewniła się, że nie ma śladów szminki na zębach. Czas było ruszać. Stanęła w otwartych drzwiach i rozejrzała się. Siedmiu agentów, sami mężczyźni, z których znała tylko Chrisa Simmonsa. Uśmiechnął się, najwyraźniej zaskoczony. Na­ lał kawy do filiżanki i podszedł do Eleny.

22 NIGDY NIE ZAPOMNĘ - A więc to ty jesteś ową tajemniczą ekspertką. Witaj w naszej części świata. - Podał jej filiżankę. A więc pamiętał, że rano nie może się obyć bez kawy. Szybko zanurzyła usta w życiodajnym płynie i odwzajem­ niła uśmiech. - Dzięki, Chris. Uratowałeś mi życie. - Szybko wypiła następny łyk. - Zawsze do usług. - Skinął głową. - Miło cię wi­ dzieć. Znajdź sobie jakieś krzesło. - Rozejrzał się po ty­ powej sali konferencyjnej. - Co cię sprowadza w te stro­ ny? Przecież was, geniuszy, z zasady trzymają z dala od nas, biednych fizycznych. Chris miał świetne wyniki w akademii, więc nie potrak­ towała jego przemowy poważnie. - Nie mam pojęcia - odparta, wzruszając ramionami. - Kazali przyjść, to przyszłam. Dowiedziałam się o tym dopiero wczoraj wieczorem - dodała z odrobiną wahania. Usiedli przy wielkim konferencyjnym stole. Zaprzyjaźnili się na akademii, a po jej ukończeniu na­ wet umawiali się na randki, lecz akurat to okazało się niewypałem. Lubili swoje towarzystwo, ale prawdziwy związek nie wchodził w rachubę. Lubiła urodę Chrisa i to, że chociaż pracę zawsze tra­ ktował poważnie, to siebie nigdy. Należał do tych nielicz­ nych kolegów, którzy pomagali jej w treningach. - Dawno się nie widzieliśmy, stęskniłem się za tobą. - Odchylił się na krześle. - Nie skoczyłabyś ze mną wie­ czorem do kina? - Chętnie, chyba że zebranie dotyczy jakiejś akcji i od razu cię gdzieś wyślą.

NIGDY NIE ZAPOMNĘ 23 Jeśli chodzi o Chrisa, było to bardzo prawdopodobne, zwykle bowiem działał w terenie i rzadko wpadał do cen­ trali. W tej chwili do pokoju wkroczył Douglas Wilder z gru­ bym skoroszytem i zasiadł u szczytu stołu. Doug Wilder był mężczyzną po pięćdziesiątce, wyso­ kim, siwiejącym i bardzo konkretnym. Rozejrzał się po zebranych i zauważył Elenę. - Dziękuję za przyjście, pani Maldonado. Wiem, że nie dano pani dużo czasu. - Szybko dokonał prezentacji po­ zostałych. Skinęła głową każdemu z agentów i skupiła się na Wil­ derze. - No dobrze, przejdźmy do rzeczy - zaczął. - Urząd do Spraw Imigracji i Naturalizacji prosił o pomoc w roz­ wiązaniu delikatnej sytuacji na granicy teksasko-meksy- kańskiej. Agenci jak na komendę wybuchnęli śmiechem. Jeden zapytał, czy dziś aby nie jest pierwszy kwietnia. A był środek maja. Elena wiedziała, że między poszczególnymi urzędami państwowymi panuje ostra rywalizacja i prośby o pomoc należały do rzadkości. Żadna agencja nie chciała się przy­ znać, że nie daje sobie rady z jakimś problemem. Również Wilder lekko się uśmiechnął. - Miło mi, że o tak wczesnej porze mogłem wam do­ starczyć tyle rozrywki. - Otworzył skoroszyt i rozdał po­ spinane kartki. - W zamian czeka was krótka lekcja histo­ rii, żebyście zrozumieli, z czym zmaga się rząd w tamtym rejonie.

24 NIGDY NIE ZAPOMNĘ Elena wiedziała, że Wilder nie zwykł gadać po próżnicy i gdy już coś mówił, uważnie go słuchano. Tak było rów­ nież teraz. - Podczas ostatnich kilku lat nasilił się ruch między Meksykiem i Stanami Zjednoczonymi, od Teksasu do Ka­ lifornii. Chociaż wzmocniono patrole graniczne, zbyt wie­ lu nielegalnych imigrantów i transportów z narkotykami przedostaje się do nas. Elena aż za dobrze wiedziała, o czym mówił Doug. Kiedyś Santiago było rolniczym miasteczkiem, wciąż na­ wiedzanym przez najemnych robotników. Pamiętała ich z czasów swego dzieciństwa. Teraz jednak, o czym wie­ działa od matki, problemem stali się nielegalni imigranci i przemyt narkotyków. - W ciągu ostatnich ośmiu miesięcy - ciągnął Wilder - duże ilości imigrantów i narkotyków zaniepokoiły Straż Graniczną, Urząd do Spraw Imigracji i Naturalizacji oraz Agencję Zwalczania Narkotyków. - I sądzą, że lepiej wykonamy ich robotę? - rzucił Sam Walters. Wilder popatrzył na niego spod krzaczastych brwi. - Poproszono nas, abyśmy ustalili, dlaczego, mimo tak dużego ruchu na zielonej granicy, nie zwiększa się liczba aresztowań. Dotyczy to wszystkich wymienionych urzę­ dów. Krążą plotki, że niektórzy agenci biorą łapówki, i jest to najbardziej prawdopodobne wyjaśnienie zaistniałej sy­ tuacji. Wczoraj dowiedziałem się, że musimy skierować tam nowych ludzi, nieznanych tamtejszym służbom. Nikt nie lubi myśleć o agentach, którzy przeszli na stronę wro­ ga, ale przecież wiemy, że tak się zdarza. Osobiście wy-

NIGDY NIE ZAPOMNĘ 25 brałem was do tego zadania. Dowiemy się, którzy agenci są w to wplątani i odpowiednio się nimi zajmiemy. - Ro­ zejrzał się po sali, by upewnić się, że wszyscy go zrozu­ mieli. - Rozdałem wam podstawowe materiały na temat działań podejmowanych do tej chwili przez wymienione służby. Poprosiłem też o listę podejrzanych, w tym osoby, które powinny być obserwowane przez zaufanych agen­ tów. - Wilder spojrzał na Elenę. - Z pewnością zastanawia się pani, dlaczego przydzielono panią do tej grupy. Była bardzo spięta od chwili, gdy zrozumiała, że nie ściągnięto jej tutaj w celu interpretacji danych. Douglas Wilder zamierzał wykorzystać ją w działaniach operacyj­ nych. Uśmiechnęła się, mając nadzieję, że ukryje to jej zdenerwowanie. - Owszem sir. Przyszło mi to do głowy. - Proszę spojrzeć na czternastą stronę, a zauważy pani, że wzrost działalności przestępczej ogranicza się do San­ tiago w stanie Teksas i jego okolic. Santiago znajduje się pomiędzy Rio Grande City oraz Laredo, na granicy teksa- sko-meksykańskiej. Jakieś osiemnaście miesięcy temu otwarto tam nowy most, mający usprawnić przewóz wy­ robów z meksykańskich fabryk do Stanów Zjednoczo­ nych. Wielu spośród podejrzanych wymienionych w ma­ teriałach mieszka w tej okolicy. - Rozejrzał się po pokoju. - Na szczęście okazało się, że w naszej agencji mamy tajną broń, panowie. Tak się bowiem składa, że Elena urodziła się i wychowała właśnie w Santiago. Jak tylko odkryłem - ciągnął Wilder - że mamy wyszkolonego agenta pochodzącego z tego rejonu, wiedziałem, że jeste­ śmy dwa kroki przed wszystkimi. Mamy agentkę znającą

26 NIGDY NIE ZAPOMNĘ okolicę, mogącą poruszać się wśród miejscowych bez wzbudzania najmniejszych podejrzeń. - Uważnie rozej­ rzał się po obecnych. - Jakieś pytania? Nikt się nie odezwał. - Wszyscy będą pracować incognito, natomiast Elena zostanie wtyczką. Przekaże nam tyle informacji, ile się da, a my będziemy działać w okolicznych przygranicznych miasteczkach. Elena spędzi kilka miesięcy na spotkaniach ze starymi przyjaciółmi, sąsiadami i kolegami ze szkoły, jednocześnie zbierając jak najwięcej informacji. Liczymy, że zdoła się zbliżyć do niektórych osób, które naszym zdaniem stoją za przemytem narkotyków. Musimy też ustalić, którzy agenci współpracują z przemytnikami. - Ale czy nikt z nich nie wie, że ona pracuje dla rządu? - spytał ktoś. - Utrzymałam to przed rodziną w tajemnicy. - Doug wiedział o tym z dossier Eleny. - Są przekonani, że jestem księgową w małej firmie w Maryland. - Powie, że nowy właściciel zwolnił ją i dał hojną odprawę - wyjaśnił Wilder. - Dlatego Elena na jakiś czas wróci do domu, by zastanowić się, co zrobić ze swoim dalszym życiem. A teraz proszę przejrzeć listę podejrza­ nych o przemyt. Mieszkają w różnych miastach, od Brownsville do Laredo. Musicie wszystkie informacje wy­ kuć na blachę, macie ich poznać, jakby byli waszymi braćmi. Lub siostrami, bo na liście są też kobiety. Poczekał, aż wszyscy przejrzą odpowiednie strony. Ele­ na zauważyła kilka znajomych nazwisk. - Jest pewien problem sir. Mam działać w środku, jak więc będę się kontaktować z resztą?

NIGDY NIE ZAPOMNĘ 27 - Na szefa grupy wyznaczyłem Sama Waltersa, nato­ miast twoim bezpośrednim kontaktem będzie Chris Sim­ mons. Proponuję, żebyś regularnie wybierała się na zakupy do San Antonio, gdzie spotkasz się z Chrisem i złożysz mu raport. On z kolei będzie się kontaktował z Samem. - Wilder spojrzał na pozostałych. - Mamy nadzieję, że zobaczycie albo usłyszycie coś, co pozwoli przewidzieć czas następnego transportu. Waszą przykrywką będą różne firmy zajmujące się elektrycznością, telewizją kablową, gazem, telefonami. Dzięki temu będziecie mogli być wszędzie o każdej porze dnia i nocy. W razie czego coś po cichu popsujecie, by potem głośno to naprawiać. Mu­ sicie zrobić wszystko, by włączyć się w miejscową społe­ czność. Podzielicie się terenem wokół Santiago. W żad­ nym wypadku nie zadzierajcie z miejscowymi władzami, bo w razie kłopotów nie będziecie mogli ujawnić, kim naprawdę jesteście. Obserwacja, obserwacja, totalna ob­ serwacja, oto wasze zadanie. - Zamilkł i popatrzył na wszystkich po kolei. - Jakieś pytania? Elena przerzuciła kolejną stronę i zapatrzyła się na na­ zwisko widniejące na samej górze. Było tam też zdjęcie, dokładny rysopis i życiorys, ale ona nie mogła wyjść poza nazwisko i zdjęcie. Przez chwilę myślała, że ma halucy­ nacje. To nie może być prawda. Joseph Sanchez. Joe mieszkał w Santiago? Od kiedy? Nie wierzyła własnym oczom. Był wymieniony wśród podejrzanych. Przejrzała raport. Wiek: dwadzieścia dziewięć lat. W stopniu majora na własne życzenie odszedł z wojska. Obecne miejsce zamieszkania: Santiago, Teksas.

28 NIGDY NIE ZAPOMNĘ Swoimi czarnymi oczami bez wyrazu spoglądał z foto- frafii. Włosy miał znacznie krótsze niż przed laty, ale znamionujący upór podbródek i lekko zmarszczone czoło pozostały takie same. Nie mogła się mylić. Padały jakieś pytania, rozważano szczegóły akcji, jed­ nak do Eleny nic nie docierało. Słyszała tylko głuchy łomot swego rozszalałego serca. Już dawno wyrzuciła Joego Sancheza ze swoich myśli. Długo cierpiała po tym, co jej zrobił, ale wreszcie tamte wydarzenia stały się zamkniętą kartą. Gdy dorastała, była bardzo nieśmiała i nieufna wobec chłopców, bowiem bała się, że w głębi duszy są tacy sami jak jej ojciec: kłamliwi, nieodpowiedzialni i egoistyczni. Zbyt wiele razy słyszała płacz matki, zranionej postępowaniem męża, uroczego al­ koholika i bezczelnego łgarza. Aż wreszcie Elena zaufała Joemu. Uznała, że jest szlachetny, prawy i absolutnie wy­ jątkowy. Zawierzyła mu bez reszty i bez pamięci się w nim zakochała. A on okazał się nędzną kreaturą. Zranił ją w najboleś­ niejszy z możliwych sposobów, ohydnie zadrwił z jej mi­ łości i w straszliwie ją poniżył. W cyniczny sposób wy­ korzystał Elenę, a tak naprawdę zgwałcił ją, byle wygrać zakład z zapijaczonymi kumplami. Gdy Elena otrząsnęła się z rozpaczy, postanowiła, że w jej życiu nie zagości już żaden mężczyzna. Dopuszczała drobne flirty, ale o poważnych związkach nie było mowy, natomiast całą swą energię skupiła na zawodowej karierze. I oto teraz stanęła przed największym wyzwaniem. Miała wrócić w rodzinne strony jako osoba przegrana, która straciła pracę, co nie było zbyt miłe, oraz zbliżyć się