Drogi Czytelniku!
Sześć lat temu przystąpiłam do pisania czwartego romansu, którego
akcja rozgrywa się w czasach regencji. Gdy w końcu opuściłam świat
pisarskiej fantazji, ze zdziwieniem stwierdziłam, Ŝe moja opowieść
ma wszelkie cechy romansu historycznego - rozwiniętą fabułę,
bohaterów o złoŜonych psychologicznie charakterach, wątki przygo-
dowe i uczuciową intensywność. Jednak umowa jest umową, więc
skróciłam powieść o pięćdziesiąt stron i mój wyrozumiały wydawca
opublikował historię Rafę'a i Maggie jako b a r d z o długi romans
zatytułowany „The Controversial Countess". Mimo Ŝe ksiąŜka od-
niosła sukces, cały czas miałam nadzieję, Ŝe pewnego dnia zrobię z
niej prawdziwy romans historyczny.
Taki dzień nadszedł, kjedy wpadłam na pomysł napisania cyklu
o Upadłych Aniołach -młodych libertynach Ŝyjących w czasach
regencji.
Bez trudu wyobraziłam sobie tych buńczucznych, pełnych fantazji
młodzieńców jako przyjaciół Rafaela Whitbourne 'a, więc z radością
przepisałam i rozszerzyłam jego historię. W ten sposób powstały
„Płatki na wietrze", druga (po „Gromach i róŜach") ksiąŜka z
serii o Upadłych Aniołach
Jak wszystke moje ksiąŜki,ta jest opowieścią o ludziach pełnych
namiętności, frapujących przygodach i uzdrawiającej sile miłości.
Kiedy męŜczyzna dumny ze swej powściągliwości, spotyka kobietę,
która bez trudu przebija się przez ten pancerz obojętności
6 MARY Jo PUTNEY
i kiedy kobieta prowadząca ryzykowne, pełne niebezpieczeństw Ŝycie spotyka
męŜczyznę, którego nigdy nie przestała kochać - ich Ŝycie musi się zmienić.
Z przyjemnością powróciłam do opowieści o Rafie i Maggie, i pozwoliłam,
by ich Ŝarliwy, namiętny związek swobodnie się rozwinął. Wielką radość
sprawiło mi włączenie tej historii do cyklu o Upadłych Aniołach. Następna jest
ksiąŜka o Lucienie, „ Taniec na wietrze"; po niej opiszę losy Michaela. A
potem? CóŜ, przy okazji historii Rafe'a i Maggie pojawili się nowi, wspaniali
bohaterowie, których zanierzam opisać w kolejnym romansie historycznym.
Poza tym wydaje mi się, Ŝe Michael ma jeszcze jednego przyjaciela z
wojska...
Miłego czytania! Mam nadzieję, Ŝe lektura moich opowieści spodoba się
wam tak bardzo, jak mnie podoba się ich pisanie.
Mary Jo Putney
Co tu, u diabła, się dzieje?
Dziki wrzask rozwścieczonego męŜa Rafę rozpoznałby zawsze i
wszędzie. Westchnął. Teraz dojdzie do gwałtownej sceny małŜeń-
skiej, jednej z tych, których nie cierpiał najbardziej. Wypuszczając
z objęć ponętną damę, odwrócił się i spojrzał na męŜczyznę, który
jak burza wpadł do salonu. Był mniej więcej jego wzrostu i - podobnie
jak on - przekroczył juŜ trzydziestkę. W innych okolicznościach
sprawiałby zupełnie miłe wraŜenie, ale teraz wyglądał tak, jakby
chciał kogoś zamordować.
- David! - krzyknęła lady Jocelyn Kendal i z uśmiechem ruszyła
w stronę męŜa, lecz na widok jego wykrzywionej wściekłością
twarzy zatrzymała się przeraŜona. Zaległa pełna napięcia cisza.
Przerwał ją nowo przybyły, który odezwał się niskim, pełnym
tłumionej pasji głosem:
- Nie ulega wątpliwości, Ŝe oboje jesteście niemile zaskoczeni
moim przybyciem. Domyślam się, Ŝe to ksiąŜę Candoveru. A moŜe
nie tylko jemu ofiarowujesz swoje wdzięki?
Lady Jocelyn zadrŜała na te słowa, więc Rafę wyjaśnił spokojnym
tonem:
- Zgadza się, jestem księciem Candoveru. Obawiam się jednak, Ŝe
pana nie znam.
Opanowując się z widocznym trudem męŜczyzna warknął:
- Nazywam się Presteyne i jestem męŜem obecnej tu damy,
choć sądząc po tym, co zobaczyłem, nie będę nim długo. - Ponownie
obrzucił lady Jocelyn groźnym spojrzeniem. - Wybacz, Ŝe prze-
10 MARYJOPUTNEY
rwałem ci zabawę. Spakuję rzeczy i juŜ nigdy nie będę cię
niepokoił.
Po czym wyszedł trzaskając drzwiami z takim hukiem, Ŝe dom
zadrŜał w posadach. Rafę, szczerze powiedziawszy, ucieszył się z
takiego obrotu sprawy. Choć świetnie wiedział, jak w takiej
sytuacji powinien zachować się dŜentelmen, i nie omieszkałby
uczynić, co do niego naleŜało, to awantury ze zdradzanymi męŜami
nigdy nie naleŜały do przyjemnych.
Niestety, przykra scena wcale się nie zakończyła. Lady Jocelyn
usiadła w obitym atłasem fotelu i zaczęła rozpaczliwie szlochać.
Rafę przyglądał się jej z rosnącym rozdraŜnieniem. Wolał lekko
traktować swoje romanse, pragnął, by dostarczały przyjemności obu
stronom i kończyły się bez Ŝalu czy łez. Nie dotknąłby lady Jocelyn,
gdyby mu nie powiedziała, Ŝe jej małŜeństwo jest czystą formalnością.
Najwyraźniej kłamała.
- Twój mąŜ chyba nie uwaŜa, Ŝe to małŜeństwo z rozsądku
- powiedział chłodno.
Podniosła głowę i popatrzyła na Rafe'a nieprzytomnym wzrokiem,
jakby zapomniała o jego obecności.
- Co za grę prowadzisz? - Był coraz bardziej zirytowany. - Twój
mąŜ nie wygląda na męŜczyznę, którym moŜna manipulować, Ŝeby
wzbudzić w nim zazdrość. MoŜe cię zostawić albo skręcić ci kark,
ale nie podejmie takiej gry!,
- To nie była gra - powiedziała łamiącym się głosem. - Pró-
bowałam dojść, co kryje się na dnie mego serca. Dopiero teraz,
kiedy jest za późno, uświadomiłam sobie, jakim uczuciem darzę
Davida.
Widząc, jaka jest nieszczęśliwa, Rafę nie miał sumienia dłuŜej się
złościć. Kiedyś był taki sam, młody i zagubiony, i patrząc na jej
cierpienie, przypomniał sobie, ile bólu moŜe zadać miłość.
- Zaczynam podejrzewać, Ŝe pod tą zewnętrzną ogładą kryje się
wyjątkowo romantyczne serce - powiedział miękkim głosem. - Jeśli
to prawda, biegnij za swoim męŜem i uŜyj całego swego czaru, by go
przeprosić. Myślę, Ŝe ci się uda, przynajmniej tym razem. MęŜczyzna
wiele wybaczy tej, którą kocha. Tylko nie pozwól przyłapać się
w ramionach kolejnego adoratora. Wątpię, Ŝeby po raz drugi zdobył
się na wielkoduszność.
Oczy młodej kobiety rozszerzyły się ze zdumienia. Kiedy się
PŁATKI NA WIETRZE 11
odezwała, jej głos drŜał tak, jakby za chwilę miała wybuchnąć
śmiechem.
- Słyszałam, Ŝe w kaŜdej sytuacji potrafisz zachować zimną krew,
krąŜą juŜ na ten temat legendy, ale mimo wszystko jestem zaskoczona.
Myślę, Ŝe gdyby wszedł tu sam diabeł, ty zaproponowałbyś mu
partyjkę wista.
- Moja droga, nigdy nie graj w wista z diabłem. Oszukuje. - Rafę
uniósł do ust jej lodowato zimną dłoń i lekko pocałował na poŜeg-
nanie. - Gdyby twój mąŜ pozostał nieczuły na twe wdzięki, a miałabyś
ochotę na miły, niezobowiązujący romans, daj mi znać. - Puścił jej
rękę. - Wiesz, Ŝe niczego więcej nie moŜesz ode mnie oczekiwać.
Wiele lat temu oddałem serce komuś, kto je odrzucił i złamał, więc
serca juŜ nie mam. - Po tych słowach powinien wyjść, jednak gdy
spojrzał na śliczną dziewczęcą twarz, wyrwało mu się mimowolnie:
- Przypominasz mi dziewczynę, którą kiedyś znałem, ale nie
jesteś taka jak ona. śadna nie jest taka jak ona.
Odwrócił się i szybko wyszedł z domu. Na przeciwległym krańcu
Upper Brook czekała na niego kariolka. Wskoczył na kozioł i wziął lejce.
Ta cząstka Rafę'a, która zawsze naśmiewała się z jego próŜności,
zaczęła drwić z tego, jak świetnie „KsiąŜę" odegrał tę scenę. KsiąŜę
- tak Rafę nazywał w duchu siebie, jakim był dla świata. Przez lata
tworzył i doskonalił ten wizerunek. Jako KsiąŜę był wzorowym,
zawsze opanowanym angielskim dŜentelmenem i - sądząc po reakcji
publiczności - świetnie grał swoją rolę.
KaŜdy musi mieć jakieś hobby.
Gdy na rogu skręcił w Park Lane, zaniepokoiła go myśl, Ŝe
odsłonił się przed Jocelyn bardziej, niŜ powinien. Na szczęście to
mało prawdopodobne, Ŝeby dziewczyna opowiedziała komuś historię
ich romansu, a Rafę na pewno tego nie zrobi.
Zatrzymując powóz przed domem przy Berkeley Sąuare, pomyślał
posępnie, Ŝe znowu będzie musiał szukać kochanki. Od zakończenia
ostatniego romansu minęło juŜ wiele tygodni, a on wciąŜ nie mógł
znaleźć kobiety, która by mu odpowiadała. Zaczął się nawet za-
stanawiać, czy nie zrezygnować ze spotkań z uległymi męŜatkami
z własnej sfery i nie wziąć sobie utrzymanki. Jednak kobiety tego
pokroju na ogół były chciwe, niewykształcone, nierzadko chore, a
taka perspektywa nie bardzo go pociągała.
Dlatego ucieszył się, kiedy urocza Jocelyn Kendal dała mu do
12 MARY JO PUTNEY
zrozumienia, Ŝe zawarła małŜeństwo z rozsądku i chętnie wzięłaby
sobie kochanka. Zawsze ją podziwiał, lecz trzymał się od niej z
daleka, bo uwodzenie niewinnych dziewcząt było wbrew jego
zasadom. Podczas pobytu na wsi myślał o niej z pewną tęsknotą i
gdy tylko wrócił do Londynu, złoŜył jej wizytę. Niestety, w ciągu
tych paru tygodni Jocelyn stała się kochającą Ŝoną. Rafę musi szukać
szczęścia gdzie indziej.
Próbując się pocieszyć, pogratulował sobie w duchu, Ŝe uniknął
uciąŜliwego romansu. Trzeba nie mieć rozumu, Ŝeby wiązać się z tak
niepoprawną romantyczką. Prawdę powiedziawszy, dobrze wiedział,
co robi, ale pełna młodzieńczej świeŜości Jocelyn była najponętniejszą
kobietą, jaką spotkał od lat. Bardzo podobną do...
Natychmiast porzucił tę myśl. Głównym powodem jego wcześ-
niejszego powrotu do Londynu nie była chęć nawiązania flirtu, ale
wiadomość od przyjaciela, który wezwał go w sprawach słuŜbowych.
A profesja hrabiego Strathmore dawała gwarancję nadzwyczaj inte-
resującego zajęcia.
Arystokratyczne pochodzenie umoŜliwiało Rafe'owi obracanie się
w najwyŜszych sferach, dzięki czemu od wielu lat był przydatnym
członkiem szeroko rozgałęzionej siatki szpiegowskiej swego przyja-
ciela. Specjalnością Rafę'a było podróŜowanie w charakterze kuriera
wtedy, gdy oficjalne kanały okazywały się niewystarczająco poufne,
ale przeprowadził takŜe kilka dyskretnych dochodzeń wśród ludzi
bogatych i potęŜnych.
WjeŜdŜając powozem na podwórze, miał nadzieję, Ŝe tym razem
Lucien przygotował dla niego coś naprawdę absorbującego.
Lucien Fairchild patrzył z rozbawieniem, jak ksiąŜę Candoveru
szedł przez zatłoczony salon. Wysoki, ciemny i władczy był uosobie-
niem dumnego arystokraty i trudno było uwierzyć, iŜ jest tylko
aktorem, który wcielił się w tę rolę.
Poza tym miał wygląd amanta, nic więc dziwnego, Ŝe Ŝadna z
obecnych kobiet nie mogła oderwać od niego wzroku. Lucien
zaczął się zastanawiać, która będzie następna na długiej liście
podbojów przyjaciela. Nawet on sam, którego praca polegała na
zdobywaniu informacji, miał kłopoty z wyśledzeniem ewentualnej
kandydatki.
PŁATKI NA WIETRZE 13
Według obliczeń Luciena, Rafę, idąc przez salon, odstraszył swym
słynnym lodowatym spojrzeniem trzy nijakie damy, próbujące go
oczarować. Dopiero gdy podszedł do Luciena, na jego twarzy pojawił
się serdeczny uśmiech.
- Miło cię widzieć, Luce. Szkoda, Ŝe nie udało ci się przyjechać
latem do Bourne Castle.
- Ja teŜ Ŝałuję, lecz Whitehall przypominało istny dom wariatów.
- Lucien dał dyskretny znak męŜczyźnie stojącemu w drugim końcu
salonu, po czym rzekł: - Przejdźmy w jakieś spokojniejsze miejsce,
gdzie będziemy mogli porozmawiać. - Poprowadził Rafe'a do
gabinetu na tyłach domu.
Gdy obaj usiedli, Rafę wziął cygaro, którym poczęstował go
gpspodarz.
: - Domyślam się, Ŝe masz dla mnie jakąś tajną misję. - Zgadza się. -
Lucien podniósł świecę i od jej płomyka obaj przypalili cygara. - Co
byś powiedział na podróŜ do ParyŜa? - Świetny pomysł. - Rafę pykał
cygaro, dopóki nie zaczęło się rowno palić. - Ostatnio czuję się
znudzony.
- Tam nie będziesz się nudził. Wyjazd związany jest z pewną
damą, która lubi sprawiać kłopoty.
- To nawet lepiej. - Rafę zaciągnął się głęboko, po czym wolno
wypuścił dym kącikiem ust. - Będę musiał ją zabić czy pocałować?
Lucien zmarszczył brwi.
- Co do pierwszego, to z pewnością nie. A jeśli chodzi o drugie
- powiedział wzruszając ramionami - decyzję pozostawiam tobie.
Otworzyły się drzwi i do pokoju wszedł ciemnowłosy męŜczyzna.
Rafę wstał i podał mu rękę.
- Nicholas! Nie wiedziałem, Ŝe jesteś w Londynie.
- Przyjechaliśmy z Clare dzisiaj w nocy. - Uścisnąwszy dłoń
gospodarza, hrabia Aberdare opadł niedbale na fotel.
Rafę patrzył na przyjaciela.
- Świetnie wyglądasz - zauwaŜył.
- MałŜeństwo to cudowna rzecz. - Nicholas uśmiechnął się
złośliwie. - Ty teŜ powinieneś znaleźć sobie Ŝonę.
Tym razem w głosie Rafę'a zabrzmiała udawana słodycz.
- Wspaniały pomysł. Czyją Ŝonę proponujesz?
Gdy przyjaciel przestał się śmiać, Rafę sprytnie zmienił temat:
- Wierzę, Ŝe mój chrześniak teŜ się dobrze miewa.
14 MARY JO PUTNEY
Na twarzy Nicholasa natychmiast odmalowała się duma świeŜo
upieczonego ojca; zaślepiony ojcowskimi uczuciami z nie skrywaną
radością opowiadał o zadziwiającym rozwoju małego Kenricka.
MęŜczyźni siedzący w gabinecie stanowili trzy czwarte grupy,
którą we wcześniejszych, szalonych latach nazwano Upadłymi Anio-
łami. Zaprzyjaźnili się podczas studiów w Eton i nadal czuli się ze
sobą swobodnie jak bracia, nawet jeśli od ich kolejnych spotkań
upływały lata. Brakowało tylko hrabiego Michaela Kenyona, który
był sąsiadem Nicholasa w Walii. Kiedy juŜ wyraŜono odpowiedni
podziw dla osiągnięć dziecka, Rafę rzekł:
- Czy Michael przyjechał z tobą i Upadli Aniołowie mogą się
spotkać w komplecie?
- On jeszcze nie moŜe podróŜować. Ale jego rekonwalescencja
przebiega w zadziwiająco szybkim tempie i wkrótce będzie jak nowo
narodzony, zostanie mu tylko parę blizn. - Nicholas zachichotał.
- Clare koniecznie chciała sama go pielęgnować. I choć Michael się
opierał, postawiła na swoim. Sądzę, Ŝe moja uparta Ŝonka jest jedyną
osobą na świecie, której udało się zatrzymać Michaela w łóŜku
wystarczająco długo, by go wyleczyć. Doszedłem do wniosku, Ŝe
powinna odpocząć, więc przywiozłem ją tutaj.
- Michael wrócił do wojska, gdy tylko Napoleon uciekł z Elby
- z goryczą rzekł Lucien. - Skoro Francuzi nie zdołali go zabić
w Hiszpanii, musiał im dać jeszcze jedną szansę pod Waterloo.
- Michael nigdy nie mógł sobie odmówić udziału w wielkiej bitwie,
a Wellington potrzebował kaŜdego doświadczonego oficera - wyjaśnił
Rafę. - Mam tylko nadzieję, Ŝe tym razem wojna zakończyła się na
dobre. Nawet od Michaela szczęście mogłoby się w końcu odwrócić.
Te słowa przypomniały Lucienowi o celu ich spotkania.
- Skoro obaj tu jesteście, przejdę do rzeczy. Poprosiłem Ni
cholasa, by przyłączył się do nas, bo podczas swych podróŜy
na kontynent parokrotnie współpracował z kobietą, o której juŜ
ci wspomniałem, Rafę.
Dwaj pozostali męŜczyźni wymienili zaskoczone spojrzenia.
- Nicholas, zawsze podejrzewałem, Ŝe pomagasz Lucienowi pod
czas swych wędrówek po Europie - powiedział Rafę.
Nicholas rzucił Lucienowi rozbawione spojrzenie.
- Ach, więc Rafe'a teŜ wciągnąłeś do tej słuŜby? Oczywiście,
trzymałeś to w tajemnicy, nie pozwalając, byśmy dowiedzieli się
PŁATKI NA WIETRZE 15
o sobie nawzajem. Jestem zaskoczony, Ŝe teraz rozmawiasz z nami
dwoma. CzyŜbyśmy nagle stali się godni twego zaufania? Choć
Lucien wiedział, Ŝe to tylko Ŝarty, najeŜył się.
- Tego wymaga roztropność. W mojej pracy nikomu nie naleŜy
mówić więcej niŜ to konieczne. Złamałem dzisiaj tę zasadę, poniewaŜ
moŜesz wiedzieć coś, co pomoŜe Rafe'owi.
- Domyślam się, Ŝe dama, o której mowa, jest twoją agentką
powiedział Rafę. - Jakie kłopoty sprawia?
Lucien zawahał się, nie wiedząc, od czego najlepiej zacząć
wyjaśnienia.
- Zakładam, Ŝe śledzisz przebieg konferencji pokojowej w ParyŜu -
powiedział w końcu.
- Tak, ale niezbyt uwaŜnie. Czy większości kwestii nie ustalono na
kongresie w Wiedniu?
- I tak, i nie. Rok temu państwa sojusznicze były gotowe
uznać, Ŝe Napoleon doprowadził do wybuchu wojen, chcąc za-
spokoić swe osobiste ambicje, więc porozumienie zawarte w Wie-
dniu było dość umiarkowane. - Lucien wyjął z ust cygaro i wpatrzył
się w rozŜarzony koniuszek. - Wszystko byłoby dobrze, gdyby
Napoleon został na wygnaniu, lecz jego powrót do Francji i bitwa
pod Waterloo przysporzyły kłopotów dyplomatom. DuŜa część
narodu francuskiego popiera cesarza, więc przedstawiciele państw
sojuszniczych są teraz Ŝądni krwi. Francja zostanie potraktowana
o wiele surowiej, niŜ byłoby to w wypadku, gdyby Napoleon nie
wymknął się na swoje Sto Dni.
- Wszyscy to wiedzą. - Rafę strącił popiół z cygara. - Na czym
polega moja rola?
- Przez kilka miesięcy, do czasu zawarcia nowych układów,
będzie się toczyła straszliwa, tajna walka o wpływy - wyjaśnił
Lucien. - Niewiele trzeba, by zakłócić przebieg negocjacji, a nawet
doprowadzić do wybuchu nowej wojny. Zdobywanie informacji jest
szalenie waŜne. Niestety, moja nieoceniona agentka, Maggie, chce
się wycofać i opuścić ParyŜ tak szybko, jak to moŜliwe, jeszcze
przed zakończeniem konferencji.
- Zaproponuj jej więcej pieniędzy.
- JuŜ to zrobiliśmy. Nie jest zainteresowana. Mam nadzieję, Ŝe
uda ci się ją namówić, by zmieniła zdanie i została w ParyŜu
przynajmniej do końca konferencji.
16 MARY JO PUTNEY
- Ach, więc wracamy do całowania - z rozbawieniem w oczach
rzekł Rafę. - Rozumiem, Ŝe chcesz, bym złoŜył swój honor na
ołtarzu brytyjskich interesów.
- Jestem pewien, Ŝe na tym się nie kończy twój dar przekonywania
- odparł Lucien obojętnym tonem. - W końcu jesteś księciem, moŜe
schlebi jej to, Ŝe posyłamy cię do Francji, byś z nią porozmawiał.
A moŜe odwołasz się do jej patriotyzmu.
Rafę nastroszył brwi.
- Skoro masz tak wysokie mniemanie o moim męskim czarze,
to czy nie prościej by było, Ŝeby któryś z przebywających w
ParyŜu dyplomatów - ktoś, kto z tobą współpracuje - zajął się tą
kobietą?
- Niestety, mam powód uwaŜać, Ŝe jeden z członków naszej
delegacji jest... niepewny. Tajna informacja wydostała się z ambasady
brytyjskiej i mieliśmy przez to kłopoty. - Lucien nachmurzył się.
- MoŜe przesadzam i nie była to zdrada, lecz zwykłe zaniedbanie.
Jednak ta misja jest zbyt waŜna, by ryzykować przekazywanie
informacji niepewnymi kanałami.
- Mam wraŜenie, Ŝe powodem twego zmartwienia nie jest zwykła
kłótnia dyplomatów - rzekł Rafę.
- Czy to aŜ tak oczywiste? - kwaśnym tonem odparł Lucien.
- Masz rację, otrzymuję niepokojące raporty, z których wynika, Ŝe
zawiązano spisek mający na celu utrudnienie, a moŜe nawet udarem
nienie negocjacji pokojowych.
Rafę obracał cygaro w palcach, próbując sobie wyobrazić, co
musiałoby się wydarzyć, Ŝeby w obradach zapanował chaos.
- Czy ten spisek ma doprowadzić do zamachu na czyjeś Ŝycie?
Wszyscy władcy krajów sprzymierzonych, z wyjątkiem brytyjskiego
księcia regenta, przebywają w ParyŜu razem z czołowymi europej
skimi dyplomatami. Zabójstwo któregokolwiek z nich byłoby klęską.
Lucien wydmuchał w powietrze kółko dymu, które ułoŜyło się nad
jego czołem w odrobinę niesamowitą aureolę.
- No właśnie. - Westchnął. - Obym był fałszywym prorokiem,
lecz coś mi podpowiada, Ŝe czekają nas powaŜne kłopoty.
- Kto jest zamachowcem, a kto jego celem?
- Gdybym to wiedział, nie musiałbym teraz z wami rozmawiać
- odparł ponurym głosem. - Doszły mnie tylko niewyraźne pogłoski
z kilku róŜnych źródeł. Jest tam zbyt wiele wrogich frakcji i zbyt
PŁATKI NA WIETRZE 17
wiele moŜliwych celów. Dlatego takie waŜne jest zdobycie dalszych
informacji.
- Słyszałam, Ŝe zeszłej zimy podjęto w ParyŜu próbę zamachu na
Wellingtona - odezwał się Nicholas. - Czy i tym razem moŜe
chodzić o niego?
- To jedna z moich najgorszych obaw - odparł Lucien. - Po
zwycięstwie pod Waterloo uchodzi za najznakomitszego człowieka
w Europie. Bóg jeden wie, co by się stało, gdyby go zabito.
Rafę ze smutkiem rozwaŜył słowa przyjaciela.
- I dlatego chcesz, Ŝebym nakłonił twoją agentkę do zbierania i
przesyłania ci informacji, dopóki spisek nie zostanie odkryty albo
konferencja się nie skończy.
- W rzeczy samej.
- Opowiedz mi o niej. Jest Francuzką?
Lucien skrzywił się.
- Intryga się wikła. Poznałem Maggie przez kogoś i prawie nic
nie wiem o jej przeszłości, ale zawsze uwaŜałem ją za Brytyjkę.
Mówi i wygląda jak Angielka. Nigdy jej o to nie wypytywałem, bo
dl« mnie liczyło się tylko to, Ŝe nienawidziła Napoleona i traktowała
swoją pracę jak osobistą krucjatę. Jej informacje zawsze były najlepsze
i nigdy nie dała mi teŜ powodu, by jej nie ufać.
- Lecz w końcu wydarzyło się coś, co podwaŜyło twoje zaufanie
- rzekł Rafę. Wyczuł w głosie przyjaciela ukrytą rezerwę.
- WciąŜ trudno mi uwierzyć, by Maggie mogła nas zdradzić, ale
nie wiem, czy mogę polegać na swojej ocenie. Ona potrafi przekonać
męŜczyznę do wszystkiego, między innymi dlatego jest taka skutecz-
na. - Lucien zmarszczył brwi. - Sytuacja jest zbyt powaŜna, by
cokolwiek uwaŜać za pewnik, takŜe jej lojalność. Napoleon jest juŜ
w drodze na Świętą Helenę, więc moŜe Maggie zbija fortunę,
sprzedając brytyjskie tajemnice naszym sojusznikom. Pewnie spieszno
jej opuścić ParyŜ, bo zarobiła mnóstwo pieniędzy, działając na dwie
albo trzy strony i chce uciec, zanim zostanie złapana.
- Czy są jakieś dowody jej zdrady?
- Jak mówiłem, zawsze uwaŜałem Maggie za Angielkę. - Lucien
zerknął na Nicholasa. - Znałeś ją jako Marię Berger. W ostatnim
liście wspominałeś o niej, pamiętasz? Dla zachowania dyskrecji nie
wymieniałeś nazwiska, pisałeś „Austriaczka, z ktora pracowałeś w
ParyŜu".
18 MARY JO PUTNEY
Nicholas ze zdumioną miną wyprostował się w fotelu.
- Chcesz powiedzieć, Ŝe Maria jest Angielką? Trudno mi w to
uwierzyć. Nie tylko jej niemiecki był bez skazy, zachowywała się
i poruszała jak typowa Austriaczka.
- Coraz gorzej. - Lucien nie mógł ukryć rozbawienia. - Z ciekawo-
ści spytałem o nią kilku męŜczyzn, z którymi wcześniej współ-
pracowała. Francuski rojalista twierdzi, Ŝe jest Francuzką, Prusak
mówi, Ŝe urodziła się w Berlinie, a Włoch gotów jest przysiąc na
grób swojej matki, Ŝe nasza agentka pochodzi z Florencji.
Rafę nie mógł się powstrzymać od śmiechu.
- Więc nie jesteś juŜ pewien, dla kogo pracuje ta dama, jeśli
rzeczywiście moŜna ją nazwać damą.
- Jest damą, to nie ulega najmniejszej wątpliwości - warknął
Lucien. - Tylko czyją?
Rafę'a zdziwiła gwałtowna reakcja przyjaciela. Lucien nigdy nie był
sentymentalny, gdy w grę wchodziła praca. Łagodnym tonem spytał:
- Co mam zrobić, jeśli odkryję, Ŝe zdradza Brytyjczyków? Zgła
dzić ją po cichu?
Nie będąc pewnym, czy to Ŝart, Lucien rzucił Rafę'owi ostre
spojrzenie.
- Jak juŜ mówiłem, tu nie chodzi o morderstwo. Jeśli jest
nielojalna, po prostu poinformuj o tym ministra spraw zagranicznych.
Castlereagh przestanie polegać na tym, co ona mówi, i moŜe będzie
chciał ją wykorzystać do przekazywania fałszywych informacji jej
pozostałym zwierzchnikom.
- Sprawdźmy, czy dobrze zrozumiałem, na czym polega moja
rola - rzekł Rafę. - Chcesz, Ŝebym odnalazł tę damę i przekonał ją,
by wykorzystała swe talenty do wykrycia kaŜdego spisku, który
moŜe zostać uknuty. Na dodatek, muszę się upewnić, czy jest wobec
nas lojalna, a gdybym nabrał jakichkolwiek podejrzeń, mam ostrzec
przewodniczącego brytyjskiej delegacji, by nie starczanych przez
nią informacjach. Zgadza się?
- Co do joty. Ale musisz działać szybko. PoniewaŜ negocjacje nie
potrwają długo, spiskowcy będą musieli wkrótce uderzyć. - Lucien
spojrzał na Nicholasa, który przysłuchiwał się w milczeniu.
- Opierając się na doświadczeniach, jakie wyniosłeś ze współpracy
z Marią Bergen, mógłbyś podsunąć jakiś pomysł?
- CóŜ, niewątpliwie jest najpiękniejszym szpiegiem w Europie
PŁATKI NA WIETRZE 19
- zaczął Nicholas i mówił dalej, przedstawiając własną ocenę kobiety,
jednak dyskusja, która potem nastąpiła, nie przyniosła Ŝadnych
nowych pomysłów. W końcu Rafę powiedział:
- Właściwie nie mamy o niej Ŝadnych informacji, a te, które
udało nam się zebrać, są sprzeczne. Nie ulega wątpliwości, Ŝe ta
twoja Maggie jest wspaniałą aktorką. Będę musiał zdać się na
wyczucie, mam tylko nadzieję, Ŝe nie oprze się moim męskim
sztuczkom.
- Kiedy będziesz mógł wyjechać? - spytał Lucien Rafę'a, gdy juŜ
wstali.
- Pojutrze. Najpiękniejszy szpieg w Europie to bardzo podniecająca
perspektywa. - Z błyskiem w oku Rafę zgasił cygaro. - Przyrzekam,
Ŝe uczynię co w mej mocy dla króla i ojczyzny.
Wszyscy wrócili do salonu i wmieszali się w tłum gości. Zaba-
wiwszy wystarczająco długo, by swą wizytą nie wzbudzić niczyich
podejrzeń, Rafę juŜ miał wychodzić, kiedy nagle przypomniał sobie,
Ŝe nie spytał, jak wygląda piękna Maggie. Lucien gdzieś zniknął,
Rafę ruszył więc na poszukiwanie Nicholasa.
Zobaczył przyjaciela, jak wchodzi do oddzielonej kotarą alkowy,
i pospieszył za nim. Jednak gdy odchylił zasłonę, zatrzymał się nagle
ściskając w ręce brzeg materii.
W mrocznej alkowie Nicholas i jego Ŝona Clare trzymali się w
objęciach. Nie całowali się; gdyby chodziło o pocałunek, Rafę
uśmiechnąłby się i odszedł dyskretnie. Scena była o wiele bardziej
niewinna i moŜe dlatego wyprowadziła go z równowagi.
Clare i Nicholas stali z zamkniętymi oczami, jego ramiona
obejmowały ją w talii, jej czoło opierało się o jego policzek. Ten
obraz dwojga ludzi w pozie pełnego zaufania i zrozumienia o wiele
lepiej świadczył o wzajemnej zaŜyłości niŜ najgorętszy uścisk.
Nie zauwaŜyli go, więc ze ściągniętą twarzą wycofał się bez słowa.
Niedobrze jest zbytnio zazdrościć przyjaciołom.
Po dniu gorączkowych przygotowań ksiąŜę Candoveru był gotów
do drogi. Będzie podróŜował szybko - weźmie tylko jeden powóz,
lokaja i ubrania, które dadzą naleŜyte wyobraŜenie o jego pozycji
w najmodniejszej europejskiej stolicy.
20 MARY JO PUTNEY
Gdy zegar wybił północ, usiadł z kieliszkiem brandy w bibliotece
i zaczął przeglądać korespondencję. Na spodzie pokaźnego stosu
znalazł liścik od lady Jocelyn Kendal. A raczej lady Presteyne; musi
przestać uŜywać jej panieńskiego nazwiska, skoro jest męŜatką.
Jocelyn dziękowała Rafę'owi za dobrą radę, jaką okazały się prze-
prosiny męŜa, wychwalała pod niebiosa małŜeńskie szczęście i radziła
mu, by jak najszybciej się oŜenił.
Uśmiechnął się lekko, zadowolony, Ŝe wszystko dobrze się skoń-
czyło. Jocelyn miała śliczną buzię, znamienite nazwisko i wielką
fortunę. Była teŜ bardzo miłą dziewczyną. Jeśli oboje z lordem
Presteyne są niepoprawnymi romantykami, to moŜe do końca Ŝycia
będą ze sobą szczęśliwi, chociaŜ Rafę miał co do tego pewne
wątpliwości. Wzniósłszy za nich toast, wychylił do dna kieliszek i
roztrzaskał go o kominek.
Słowa toastu popłynęły z głębi serca, jednak patrząc na rozbite
szkło, uśmiechnął się krzywo. Tego rodzaju ekspresja uczuć nie
była w jego stylu. MęŜczyzna znany ze swego taktu powinien być
bardziej opanowany. No cóŜ, o jeden kryształowy kieliszek mniej.
Ponownie nalał sobie brandy, usiadł w bujanym fotelu i rozejrzał
się po bibliotece. Była pięknie zaprojektowana i urządzona z włoskim
przepychem. Miał ogromny dom, ale ten pokój lubił najbardziej.
Wieczory tu spędzane działały na niego kojąco. Więc dlaczego, u
diabła, dziś czuł się taki przygnębiony?
Ze znuŜeniem uświadomił sobie, Ŝe jedynym lekarstwem na ponury
nastrój jest poddanie się mu. Jocelyn nie była powodem jego smutku;
gdyby naprawdę jej pragnął, po prostu poprosiłby ją o rękę.
Zburzyła jego spokój, bo przypomniała mu Margot - piękną,
zdradziecką Margot, która od kilkunastu lat nie dawała znaku Ŝycia.
Podobieństwo fizyczne między kobietami było niewielkie, jednak
obie miały pogodne, Ŝywe umysły, którym trudno było się oprzeć. Za
kaŜdym razem, gdy był z Jocelyn, łapał się na tym, Ŝe wspomina
Margot. Zawróciła mu w głowie jak Ŝadna inna - a poniewaŜ nigdy
nie będzie juŜ taki młody, nie ma co liczyć na podobną namiętność
w przyszłości.
Popijając brandy, usiłował obiektywnie ocenić Margot Ashton,
lecz nie mógł się zdobyć na bezstronność wobec swej pierwszej
miłości. Pierwszej i ostatniej. W gruncie rzeczy tamto doświadczenie
PŁATKI NA WIETRZE 21
raz na zawsze uleczyło go z romantycznych iluzji. Ale wtedy iluzja
wydawała mu się bardzo prawdziwa.
Margot nie była najpiękniejszą kobietą, jaką znał, a z pewnością
nie najbogatszą ani najlepiej urodzoną. Miała jednak w sobie mnóstwo
ciepła, uroku i tryskała niespoŜytą energią.
Opadły go gorzkie, a zarazem słodkie wspomnienia. Ich pierwsze
spotkanie; pierwszy nieśmiały, cudowny pocałunek; długie godziny
spędzane nad szachownicą, kiedy ceremonialne ruchy maskowały
głębszą, bardziej namiętną grę; i wreszcie rozmowę z nieco zabaw-
nym pułkownikiem Ashtonem, gdy z wahaniem poprosił o rękę jego
córki.
Najlepiej zapamiętał pewien poranek, kiedy umówili się na konną
przejaŜdŜkę w Hyde Parku. MŜył deszcz, gdy jechał truchtem przez
ciche ulice Mayfair, ale ledwo znalazł się w parku, niebo wypogodziło
się i nad miastem rozbłysł łuk barwnej tęczy. Kiedy przyglądał się jej
z zachwytem, Margot na swej srebmoszarej klaczy niczym królewna
I bajki wyłoniła się z mgły kłębiącej się u podnóŜa tęczy. Zaśmiała
|ię i wyciągnęła do niego rękę. Taką ją zapamiętał: prawdziwy skarb
Ha końcu tęczy. I choć wiedział, Ŝe ten zaczarowany obraz jest tylko
Sztuczką, jaką spłatała mu pogoda i promienie światła, to przecieŜ
jakŜe dobrze współgrał z jego uczuciami.
Dwa tygodnie później ich romans się skończył, a wraz z nim
rozwiały się złudzenia.
Świadomość, Ŝe to on sam - zaślepiony zazdrością i gniewem -
doprowadził do zerwania zaręczyn, budziła jego największy Ŝal.
Gdyby w wieku dwudziestu jeden lat był tak opanowany jak teraz,
gdyby potrafił pogodzić się z jej kłamstwem, mogliby pozostać
przyjaciółmi przez wszystkie późniejsze lata.
RozwaŜywszy wszystko, doszedł do wniosku, Ŝe najbardziej brakuje
mu jej towarzystwa. Zdawał sobie sprawę, Ŝe czas upiększył wspo-
mnienia, gdyŜ Ŝadna kobieta nie mogła być obiektem takiego
poŜądania, jakie w myślach malowała jego pamięć. Nigdy jednak nie
przestało mu brakować ich wspólnego śmiechu czy spojrzenia
dziwnych, ciągle zmieniających kolor oczu, które biegło ku niemu
z taką miłością, Ŝe gotów był zapomnieć o całym świecie.
Ocknął się z zadumy, gdy nóŜka kieliszka trzasnęła mu w dłoni
i poraniła palce, a alkohol wylał się na kolana. Spojrzawszy nie-
przytomnym wzrokiem na pobrudzone spodnie, wstał z fotela. Nie
22 MARY Jo PUTNEY
miał pojęcia, Ŝe te nóŜki są takie kruche. Majordomus będzie bardzo
niezadowolony, kiedy odkryje, Ŝe dwa kryształowe kieliszki ubyły
z kompletu.
Ruszył na górę do swojej sypialni. Wieczór przed cięŜką podróŜą
to nie najlepsza pora na melancholijne wspomnienia. Czas na
spoczynek - jutro skoro świt rusza w drogę.
Mimo Ŝe flakon z perfumami przeleciał tuŜ obok jego skroni,
Robert Anderson nawet nie próbował się uchylić. Wiedział, Ŝe
Maggie nigdy nie chybia i tak naprawdę wcale nie chce zrobić mu
krzywdy. Ona tylko... jak by tu powiedzieć... przesyła mu wiadomość.
Jak zwykle kierowała się rozsądkiem: flakon pełen był tanich perfum,
które dostała od skąpego Bawarczyka o złym guście.
Robin uśmiechnął się do swojej towarzyszki. Jej wspaniałe piersi
falowały gwałtownie, a z oczu sypały się iskry; dzisiaj jej źrenice
wydawały się szare, bo miała na sobie srebrzystą suknię.
- Dlaczego nie chcesz spotkać się z tym księciem, którego przysłał
ci hrabia Strathmore? Powinno ci pochlebiać, Ŝe ministerstwo spraw
zagranicznych tak się interesuje twoją osobą.
W odpowiedzi zaczęła go obrzucać włoskimi przekleństwami.
Przechylił na bok głowę i przysłuchiwał się jej krytycznie. Kiedy juŜ
się wyzłościła, rzekł:
- Bardzo pomysłowe, Maggie, kochanie, ale wypadłaś z roli, a to
do ciebie niepodobne. Magda, hrabina Janos, na pewno klęłaby po
węgiersku.
- Po włosku idzie mi duŜo lepiej - odpowiedziała wyniośle. -
Poza tym, dobrze wiesz, Ŝe przestaję grać wyłącznie wtedy, kiedy
jestem z tobą. - Pełna arystokratycznej dumy mina zamieniła się w
szelmowski uśmiech. - Nie myśl, Ŝe tak łatwo zmienisz temat.
Jeszcze nie skończyliśmy rozmawiać o znamienitym księciu Can-
doveru.
24 MAR Y JO PUTNEY
- Niech ci będzie. - Robin przyjrzał się dokładnie swojej towa
rzyszce. Znali się od dawna i choć nie łączyły ich juŜ intymne
stosunki, to nadal byli przyjaciółmi. Zdziwił go więc jej wybuch.
Nigdy nie wpadała w gniew, nawet gdy przez dwa lata grała rolę
humorzastej węgierskiej arystokratki. - Co masz przeciwko księciu?
Maggie usiadła przed toaletką, wzięła do ręki szczotkę oprawioną
w kość słoniową i zaczęła rozczesywać spływające na ramiona
jasnokasztanowe loki. Patrząc groźnie w lustro rzekła:
- Jest ograniczonym zarozumialcem.
- CzyŜby nie docenił w pełni twoich wdzięków? - z zaintereso-
waniem spytał Robin. - Dziwne. Uchodzi za znawcę kobiet. Nie
wierzę, Ŝe mógłby zignorować tak smaczny kąsek.
- Robin, nie jestem niczyim smacznym kąskiem! Rozpustnicy to
najwięksi zarozumialcy na świecie. PoboŜni hipokryci, wiem z do-
świadczenia. - Szarpnęła wściekle kokardę, którą miała we włosach.
- I nie próbuj wywołać kolejnej kłótni, dopóki nie załatwimy tej
sprawy. Nie zgadzam się na jakiekolwiek kontakty z księciem
Candoveru, tak jak nie zgadzam się na dalsze szpiegowanie. Ten
rozdział mojego Ŝycia uwaŜam za zamknięty i nikt - ani ty, ani
ksiąŜę, ani hrabia Strathmore - nie zmieni mojej decyzji. Gdy tylko
załatwię swoje sprawy, wyjeŜdŜam z ParyŜa.
Robin podszedł i stanął za nią. Wyjąwszy z jej ręki szczotkę, zaczął
przeciągać nią delikatnie po gęstych, ciemnozłocistych włosach. To
dziwne: byJi ze sobą zŜyci jak mąŜ z Ŝoną, choć nigdy się nie pobrali.
Zawsze lubił czesać jej włosy. Wydzielały delikatny zapach drewna
sandałowego, który przypominał mu lata, kiedy byli młodymi namiętny-
mi kochankami i paroma śmiałymi pomysłami rzucili wyzwanie światu.
Maggie z kamienną twarzą patrzyła w lustro. Jej oczy były teraz
zimnoszare i juŜ nie sypały iskier. Po kilku minutach czesania
zaczęła się odpręŜać.
- Czy Candover uczynił coś strasznego? - spytał cicho Robin.
- Jeśli spotkanie z nim ma cię zdenerwować, to juŜ ani słowem o tym
nie wspomnę.
- Zachował się dość podle, ale było to dawno temu i spotkanie
z nim nie wytrąciłoby mnie z równowagi. - Dobierała starannie słowa
wiedząc, Ŝe Robin, jak zawsze, będzie doszukiwał się w nich jakiegoś
ukrytego znaczenia. - Po prostu nie chcę, by jeszcze jeden męŜczyzna
zadręczał mnie prośbami, bym nadal robiła to, czego nie chcę robić.
PŁATKI NA WIETRZE 25
Robin spojrzał w lustro i napotkał wzrok Maggie.
- MoŜe więc choć raz się z nim spotkasz i wszystko wyjaśnisz.
Jeśli chcesz się zemścić za krzywdy, które ci kiedyś wyrządził, to
wystarczy, Ŝe zrobisz się na bóstwo. Oszaleje z poŜądania, a wtedy
ty spokojnie odrzucisz jego prośbę.
- Nie jestem pewna, czy to zadziała - powiedziała oschle.
- Rozstaliśmy się w mało przyjaznej atmosferze.
- To bez znaczenia. Pewnie od tamtej pory prześladują go lubieŜne
myśli. Połowie europejskich dyplomatów wymknęły się z ust tajem
nice państwowe, kiedy próbowali zdobyć choć jeden twój uśmiech.
- I Robin sam uśmiechnął się szeroko. - WłóŜ tę zieloną suknię
balową, westchnij namiętnie, gdy odrzucisz jego prośbę, i z gracją
wyjdź z pokoju. Jestem pewien, Ŝe to zatruje mu spokój na co
najmniej miesiąc.
Przyjrzała się dokładnie swemu odbiciu. Choć miała w sobie to
coś, co doprowadzało męŜczyzn do szaleństwa, wcale nie była taka
pewna, czy Candover ulegnie jej czarowi. Co prawda, gniew i poŜą-
danie są ściśle ze sobą związane, a Rafael Whitbourne był naprawdę
wściekły podczas ich ostatniego spotkania...
Złośliwy uśmiech wykrzywił jej usta. Odrzuciła do tyłu głowę i
roześmiała się.
- Doskonale, Robin, wygrałeś. Spotkam się z tym komicznym
księciem. Jestem mu winna parę bezsennych nocy. Ale zaręczam ci,
Ŝe nie wpłynie to na zmianę mojej decyzji.
Robin pocałował ją w czubek głowy.
- Dobra dziewczyna.
Jeśli spotka się z Candoverem, to istniał cień szansy, Ŝe ksiąŜę
przekona ją, by jeszcze przez jakiś czas kontynuowała swą pracę. I
oby mu się udało, pomyślał.
Po wyjściu Robina Maggie nie od razu wezwała pokojówkę, by
pomogła jej dokończyć toaletę. SkrzyŜowała ręce na brzegu toaletki
i oparła o nie głowę; czuła się smutna i zmęczona. Głupio zrobiła,
zgadzając się na spotkanie z Rafe'em Whitbourne'em. On naprawdę
zachował się okropnie. Ale juŜ wtedy zrozumiała, Ŝe jego okrucień-
stwo wypływa z cierpienia, więc nawet nie mogła go znienawidzić.
Ani kochać. Ta Margot Ashton, która myślała, Ŝe słońce krąŜy
26 MARY JO PUTNEY
wokół pięknej głowy Rafe'a umarła kilkanaście lat temu. Narodziła
się Maggie, która przybierała postacie wielu róŜnych kobiet, aŜ w
końcu Robin wziął ją pod swoje skrzydła i nadał sens jej Ŝyciu.
Rafę Whitbourne stał się tylko wspomnieniem i nie miał nic
wspólnego z osobą, którą teraz była.
Miłość i nienawiść naprawdę są stronami tego samego medalu, bo
jedno i drugie uczucie oznacza troskę. Ich przeciwieństwem jest
obojętność. A skoro Rafę budził w Maggie jedynie obojętność, to
drobna zemsta niewarta była jej wysiłku.
Po prostu chciała zamknąć ten rozdział swego Ŝycia - miała dosyć
kłamstw, fałszywych adresów i donosicieli.
A przede wszystkim pragnęła wypełnić zadanie, z wykonaniem
którego zwlekała juŜ zbyt długo, a potem wrócić do domu, do
Anglii, której nie widziała od trzynastu lat. Znowu będzie musiała
zacząć wszystko od początku, tym razem bez pomocy Robina.
Będzie za nim tęskniła, lecz nawet tę tęsknotę przyjmie z ulgą; znali
się zbyt dobrze, by Maggie mogła zacząć nowe Ŝycie, mając go
blisko siebie.
Podniosła głowę i oparłszy podbródek o zaciśniętą pięść, po raz
kolejny przyjrzała się swemu odbiciu. Dzięki wystającym kościom
policzkowym mogła z powodzeniem udawać Madziarkę, zresztą
mówiła po węgiersku tak dobrze, Ŝe nikt nigdy nie wątpił w jej
pochodzenie. Ale jakie wraŜenie zrobi na Rafie Whitbournie po tylu
latach?
Kwaśny uśmiech wykrzywił jej usta - usta, którym poświęcono co
najmniej jedenaście Ŝałosnych wierszy. Niewątpliwie męŜczyźni nadal
potrafili wzbudzić w niej pewne emocje, nawet jeśli ich źródłem była
tylko próŜność. Przyjrzała się sobie krytycznie.
Zawsze uwaŜała, Ŝe jej urodzie brakuje tego klasycznego umiaru,
jaki cechuje naprawdę piękne kobiety. Miała za bardzo wystające
kości policzkowe, za szerokie usta, za duŜe oczy. Jakby natura w jej
przypadku okazała się zbyt hojna.
Zmieniła się przez te trzynaście lat, ale czy na gorsze? Zawsze
mogła się poszczycić piękną cerą, a poniewaŜ często jeździła konno
i duŜo tańczyła, zachowała smukłą sylwetkę. Choć jej kształty
nabrały pewnej krągłości, Ŝaden męŜczyzna na to nie narzekał. Z
pewnością włosy miała teraz ciemniejsze, jednak nie ciemno-
brunatnym, jak to się często dzieje z blond włosami, ale złociste,
PtATKlNA WIETRZE 27
niczym falujące łany pszenicy. W sumie, doszła do wniosku, wy-
glądała lepiej niŜ wtedy, kiedy była zaręczona z Rafe'em.
Pragnęłaby, Ŝeby Rafę był gruby i łysy, ale wiedziała, Ŝe to płonne
nadzieje. Ten przeklęty człowiek miał taki typ urody, Ŝe z wiekiem mógł
być tylko przystojniejszy. Inaczej rzecz się miała z jego charakterem.
JuŜ w wieku lat dwudziestu jeden szczycił się swoim bogactwem i
arystokratycznym pochodzeniem, więc od ich rozstania mógł zmienić
się tylko na gorsze. Jakim nieznośnym zarozumialcem musi być dzisiaj!
Kiedy zaczęła się ubierać do kolacji, pomyślała, Ŝe zabawnie
będzie popsuć mu to dobre samopoczucie. Mimo to nie mogła
•pozbyć się niepokoju. Towarzyszyło jej dziwne uczucie, Ŝe godząc
się na to spotkanie, popełnia błąd.
KsiąŜę Candoveru nie był w ParyŜu od 1803 roku, a wiele się tu
zmieniło. Stolica Francji, choć pokonana, wciąŜ była centrum Europy.
Czterech najwybitniejszych władców oraz dziesiątki pomniejszych
monarchów przyjechało, by wyciągnąć jak najwięcej korzyści z do-
gorywającego imperium Napoleona. Prusacy byli Ŝądni zemsty,
Rosjanie chcieli przyłączenia nowych ziem, Austriacy mieli nadzieję,
Ŝe cofną kalendarz do roku 1789, a Francuzi pragnęli uniknąć
masowych represji, jakie groziły im po szalonych i krwawych Stu
Dniach Napoleona.
Brytyjczycy, jak zwykle, próbowali grać rolę sprawiedliwych. Ich
starania przypominały mediacje między ustawionymi do walki bykami.
Choć było wielu władców, „król" zawsze oznaczał Ludwika XVIII,
Starzejącego się Burbona, który dzierŜył francuski tron niepewną
ręką. Natomiast „cesarz" zawsze oznaczał Bonapartego. Nawet pobity
i skazany cesarz wywierał większy wpływ na obrady niŜ ktokolwiek
z obecnych.
Rafę zatrzymał się w luksusowym hotelu, którego nazwa - zmie-
niana trzykrotnie w ciągu trzech miesięcy - była odzwierciedleniem
kolejnych układów politycznych. Aktualnie był to Hotel de la Paix,
gdyŜ pokój był celem większości frakcji.
Rafę miał akurat tyle czasu, Ŝeby się wykąpać i przebrać przed
pójściem na zorganizowany przez Austriaków bal, na którym miał
poznać Maggie. Ubrał się starannie, pamiętając, Ŝe ma oczarować
tajemniczą agentkę. Doświadczenie nauczyło go, Ŝe jeśli obdarzy
28 MARY JO PUTNEY
kobietę serdecznym uśmiechem i okaŜe jej szczere zainteresowanie,
dostanie od niej wszystko, co chce. Czasami damy oferowały o wiele
więcej, niŜ chciał przyjąć.
Gdy uznał, Ŝe wygląda jak prawdziwy ksiąŜę, pojechał na bal, na
który zaproszono moŜnych i sławnych z całej Europy. Wśród gości
znajdowali się nie tylko wszyscy monarchowie i dyplomaci, naj-
znamienitsze damy i lordowie, ale takŜe setki kurtyzan i łajdaków,
których zawsze ciągnęło do władzy.
Rafę przechadzał się po sali balowej, popijając szampana i witając
się ze znajomymi. Pod pozorną wesołością tego światowego towarzy-
stwa wyczuwało się niepokój. Obawy Luciena nie były bezpodstawne
- ParyŜ przypominał beczkę z prochem; wystarczy jedna iskra, by
cały kontynent znów stanął w ogniu.
Było juŜ dość późno, kiedy podszedł do niego młody, jasnowłosy
Anglik o smukłej, eleganckiej sylwetce.
- Dobry wieczór, wasza wysokość. Nazywam się Robert Anderson
i jestem członkiem brytyjskiej delegacji. Ktoś chciałby się z panem
zobaczyć. Czy zechciałby pan pójść za mną?
Anderson był niŜszy i młodszy od niego; Rafę odniósł wraŜenie,
Ŝe juŜ gdzieś widział tę twarz. Gdy torowali sobie przejście w tłumie
gości, przyglądał się ukradkiem swojemu przewodnikowi, zastana-
wiając się, czy to ten człowiek jest słabym ogniwem delegacji.
Anderson - tak przystojny, Ŝe niemal piękny - sprawiał wraŜenie
miłego tępaka. Jeśli w istocie był przebiegłym, niebezpiecznym
szpiegiem, dobrze to ukrywał.
Opuścili salę balową, weszli po schodach na górę i znaleźli się
w korytarzu, z szeregami drzwi po obu stronach. Anderson zatrzymał
się przed ostatnimi.
- KsiąŜę, hrabina czeka na pana.
- Zna pan tę damę?
- Spotkałem ją.
- Jaka ona jest?
Anderson zawahał się, po czym potrząsnął głową.
- Proszę samemu się przekonać. - Otwierając drzwi, dokonał
formalnej prezentacji. - Wasza miłość, niech mi wolno będzie
przedstawić Magdę, hrabinę Janos. - Skłoniwszy z szacunkiem
głowę, wyszedł.
Pojedynczy świecznik rzucał łagodne światło na niewielki, z prze-
tPŁATKI NA WIETRZE 29
pychem urządzony pokój. Spojrzenie Rafe'a natychmiast powęd-
rowało ku tajemniczej osobie, która stała przy oknie. Choć była
odwrócona do niego plecami, wiedział, Ŝe jest piękna, bo z jej pełnej
wdzięku postawy biła ogromna pewność siebie. ,, Gdy zaniknął
drzwi, odwróciła się do niego powolnym, prowokującym ruchem,
który pozwolił światłu świec prześliznąć i$ię po ponętnych
krągłosciach jej kształtów. Wachlarz z piór Zasłaniał jej prawie
całą twarz, a pukiel włosów koloru pszenicy opadał uroczo na
ramię. Promieniowała zmysłowością i Rafę zrozumiał, dlaczego
Lucien powiedział, Ŝe potrafi zmącić męski ,osąd. Gdy napinając
całe ciało bezwiednie zareagował na jej wdzięki, pomyślał z
podziwem, Ŝe Maggie świetnie zna i wykorzystuje siłę sugestii.
iv Jej dekolt był wystarczająco głęboki, by przykuć wzrok kaŜdego
męŜczyzny. Jeśli Rafę będzie musiał poświęcić honor, Ŝeby namówić
tę damę do dalszej pracy, zrobi to z wielką przyjemnością. ;•' -
Hrabino Janos, jestem księciem Candoveru. Nasz wspólny
fimajomy poprosił mnie, abym porozmawiał z panią w pewnej waŜnej
jsprawie. i;,j Jej oczy patrzyły na niego kpiąco znad wachlarza.
- Naprawdę? - wymruczała z węgierskim akcentem. - Pewnie
;jest ona waŜna dla pana i hrabiego Strathmore, monsieur le duc, ale
;«ie dla mnie. - Powoli opuściła wachlarz, odsłaniając wystające
[kości policzkowe, potem mały, prosty nosek. Miała kremową cerę,
iszerokie zmysłowe usta...
jś> Nagle Rafę przestał taksować ją wzrokiem, a jego serce wpadło
Iw szaleńczy rytm. Ludzie powiadają, Ŝe kaŜdy ma swojego sobowtóra
'A najprawdopodobniej właśnie spotkał jednego z nich. Patrzył na
jfisobę podobną jak dwie krople wody do Margot Ashton. i': Z trudem
zapanował nad sobą i spróbował porównać hrabinę ze Wspomnieniem
ukochanej. Ta kobieta miała około dwudziestu pięciu lat; Margot
miałaby dziś trzydzieści jeden, lecz moŜe wyglądać młodziej.
Hrabina była chyba wyŜsza od Margot, której wzrost nie odbiegał
od przeciętnej. Ale sposób bycia i Ŝywotność Margot sprawiały, Ŝe
wydawała się wyŜsza, niŜ była w istocie. Pamiętał, Ŝe kiedy pierwszy
raz ją całował, był zaskoczony, iŜ musi się tak bardzo pochylać...
Gwałtownie otrząsnął się ze wspomnień i jeszcze raz popatrzył na
30 MAR Y JO PUTNEY
stojącą przed nim kobietę. Jej oczy wydawały się zielone, a spojrzenie
obce i egzotyczne. Ale, pomyślał zaraz, miała na sobie zieloną
suknię, a kolor oczu Margot zmieniał się od szarego do zielonego,
współgrając z jej nastrojem i ubiorem.
Podobieństwo było uderzające, nie znalazł Ŝadnej róŜnicy, której
nie moŜna by przypisać upływowi czasu lub zawodnej pamięci.
Przyszła mu do głowy szalona myśl, Ŝe moŜe to Margot we własnej
osobie. Co prawda, krąŜyły pogłoski, Ŝe ona nie Ŝyje, ale przecieŜ
nikt nie miał co do tego pewności. Jeśli Margot przez te wszystkie
lata mieszkała na kontynencie, to moŜe juŜ w niczym nie przypominać
Angielki.
Jednak hrabina zachowywała się tak, jakby zobaczyła go po raz
pierwszy w Ŝyciu. Margot na pewno by go poznała, bo niewiele się
zmienił. A jeśli tak, to nie mógł uwierzyć, by nie powitała go stekiem
wyzwisk.
A ta dama stała nieruchomo, z lekkim uśmiechem na ustach.
Czekała, aŜ Rafę przyjrzy się jej dokładnie. Cisza trwała juŜ zbyt
długo, a poniewaŜ to on przyszedł prosić o przysługę, do niego
naleŜał następny ruch.
Przywołał na pomoc Księcia, który potrafił się znaleźć w kaŜdej
sytuacji. Skłoniwszy się głęboko, powiedział:
- Proszę mi wybaczyć, hrabino. Mówiono mi, Ŝe jest pani naj
piękniejszym szpiegiem w Europie, lecz Ŝaden opis nie jest w stanie
oddać pani urody.
Zaśmiała się głośno, serdecznie. Jak Margot.
- Potrafi pan prawić komplementy, wasza miłość. Ja teŜ o panu
słyszałam.
- Nic złego, mam nadzieję. - Rafę doszedł do wniosku, Ŝe
najwyŜsza pora wykorzystać swój męski czar. Podchodząc do hrabiny,
uśmiechnął się i powiedział: - Oboje wiemy, po co tu jestem, to
powaŜna sprawa. Darujmy sobie dworską etykietę. Wolałbym, Ŝebyś
nazywała mnie po imieniu.
- To znaczy?
Jeśli to była gra, to trzeba przyznać, Ŝe Margot grała wyjątkowo
dobrze. Uśmiechając się z pewnym napięciem, uniósł jej dłoń i
pocałował.
- Rafael. Przyjaciele mówią do mnie Rafę.
Wyrwała rękę, jakby ją ugryzł.
Drogi Czytelniku! Sześć lat temu przystąpiłam do pisania czwartego romansu, którego akcja rozgrywa się w czasach regencji. Gdy w końcu opuściłam świat pisarskiej fantazji, ze zdziwieniem stwierdziłam, Ŝe moja opowieść ma wszelkie cechy romansu historycznego - rozwiniętą fabułę, bohaterów o złoŜonych psychologicznie charakterach, wątki przygo- dowe i uczuciową intensywność. Jednak umowa jest umową, więc skróciłam powieść o pięćdziesiąt stron i mój wyrozumiały wydawca opublikował historię Rafę'a i Maggie jako b a r d z o długi romans zatytułowany „The Controversial Countess". Mimo Ŝe ksiąŜka od- niosła sukces, cały czas miałam nadzieję, Ŝe pewnego dnia zrobię z niej prawdziwy romans historyczny. Taki dzień nadszedł, kjedy wpadłam na pomysł napisania cyklu o Upadłych Aniołach -młodych libertynach Ŝyjących w czasach regencji. Bez trudu wyobraziłam sobie tych buńczucznych, pełnych fantazji młodzieńców jako przyjaciół Rafaela Whitbourne 'a, więc z radością przepisałam i rozszerzyłam jego historię. W ten sposób powstały „Płatki na wietrze", druga (po „Gromach i róŜach") ksiąŜka z serii o Upadłych Aniołach Jak wszystke moje ksiąŜki,ta jest opowieścią o ludziach pełnych namiętności, frapujących przygodach i uzdrawiającej sile miłości. Kiedy męŜczyzna dumny ze swej powściągliwości, spotyka kobietę, która bez trudu przebija się przez ten pancerz obojętności
6 MARY Jo PUTNEY
i kiedy kobieta prowadząca ryzykowne, pełne niebezpieczeństw Ŝycie spotyka męŜczyznę, którego nigdy nie przestała kochać - ich Ŝycie musi się zmienić. Z przyjemnością powróciłam do opowieści o Rafie i Maggie, i pozwoliłam, by ich Ŝarliwy, namiętny związek swobodnie się rozwinął. Wielką radość sprawiło mi włączenie tej historii do cyklu o Upadłych Aniołach. Następna jest ksiąŜka o Lucienie, „ Taniec na wietrze"; po niej opiszę losy Michaela. A potem? CóŜ, przy okazji historii Rafe'a i Maggie pojawili się nowi, wspaniali bohaterowie, których zanierzam opisać w kolejnym romansie historycznym. Poza tym wydaje mi się, Ŝe Michael ma jeszcze jednego przyjaciela z wojska... Miłego czytania! Mam nadzieję, Ŝe lektura moich opowieści spodoba się wam tak bardzo, jak mnie podoba się ich pisanie. Mary Jo Putney
Co tu, u diabła, się dzieje? Dziki wrzask rozwścieczonego męŜa Rafę rozpoznałby zawsze i wszędzie. Westchnął. Teraz dojdzie do gwałtownej sceny małŜeń- skiej, jednej z tych, których nie cierpiał najbardziej. Wypuszczając z objęć ponętną damę, odwrócił się i spojrzał na męŜczyznę, który jak burza wpadł do salonu. Był mniej więcej jego wzrostu i - podobnie jak on - przekroczył juŜ trzydziestkę. W innych okolicznościach sprawiałby zupełnie miłe wraŜenie, ale teraz wyglądał tak, jakby chciał kogoś zamordować. - David! - krzyknęła lady Jocelyn Kendal i z uśmiechem ruszyła w stronę męŜa, lecz na widok jego wykrzywionej wściekłością twarzy zatrzymała się przeraŜona. Zaległa pełna napięcia cisza. Przerwał ją nowo przybyły, który odezwał się niskim, pełnym tłumionej pasji głosem: - Nie ulega wątpliwości, Ŝe oboje jesteście niemile zaskoczeni moim przybyciem. Domyślam się, Ŝe to ksiąŜę Candoveru. A moŜe nie tylko jemu ofiarowujesz swoje wdzięki? Lady Jocelyn zadrŜała na te słowa, więc Rafę wyjaśnił spokojnym tonem: - Zgadza się, jestem księciem Candoveru. Obawiam się jednak, Ŝe pana nie znam. Opanowując się z widocznym trudem męŜczyzna warknął: - Nazywam się Presteyne i jestem męŜem obecnej tu damy, choć sądząc po tym, co zobaczyłem, nie będę nim długo. - Ponownie obrzucił lady Jocelyn groźnym spojrzeniem. - Wybacz, Ŝe prze-
10 MARYJOPUTNEY rwałem ci zabawę. Spakuję rzeczy i juŜ nigdy nie będę cię niepokoił. Po czym wyszedł trzaskając drzwiami z takim hukiem, Ŝe dom zadrŜał w posadach. Rafę, szczerze powiedziawszy, ucieszył się z takiego obrotu sprawy. Choć świetnie wiedział, jak w takiej sytuacji powinien zachować się dŜentelmen, i nie omieszkałby uczynić, co do niego naleŜało, to awantury ze zdradzanymi męŜami nigdy nie naleŜały do przyjemnych. Niestety, przykra scena wcale się nie zakończyła. Lady Jocelyn usiadła w obitym atłasem fotelu i zaczęła rozpaczliwie szlochać. Rafę przyglądał się jej z rosnącym rozdraŜnieniem. Wolał lekko traktować swoje romanse, pragnął, by dostarczały przyjemności obu stronom i kończyły się bez Ŝalu czy łez. Nie dotknąłby lady Jocelyn, gdyby mu nie powiedziała, Ŝe jej małŜeństwo jest czystą formalnością. Najwyraźniej kłamała. - Twój mąŜ chyba nie uwaŜa, Ŝe to małŜeństwo z rozsądku - powiedział chłodno. Podniosła głowę i popatrzyła na Rafe'a nieprzytomnym wzrokiem, jakby zapomniała o jego obecności. - Co za grę prowadzisz? - Był coraz bardziej zirytowany. - Twój mąŜ nie wygląda na męŜczyznę, którym moŜna manipulować, Ŝeby wzbudzić w nim zazdrość. MoŜe cię zostawić albo skręcić ci kark, ale nie podejmie takiej gry!, - To nie była gra - powiedziała łamiącym się głosem. - Pró- bowałam dojść, co kryje się na dnie mego serca. Dopiero teraz, kiedy jest za późno, uświadomiłam sobie, jakim uczuciem darzę Davida. Widząc, jaka jest nieszczęśliwa, Rafę nie miał sumienia dłuŜej się złościć. Kiedyś był taki sam, młody i zagubiony, i patrząc na jej cierpienie, przypomniał sobie, ile bólu moŜe zadać miłość. - Zaczynam podejrzewać, Ŝe pod tą zewnętrzną ogładą kryje się wyjątkowo romantyczne serce - powiedział miękkim głosem. - Jeśli to prawda, biegnij za swoim męŜem i uŜyj całego swego czaru, by go przeprosić. Myślę, Ŝe ci się uda, przynajmniej tym razem. MęŜczyzna wiele wybaczy tej, którą kocha. Tylko nie pozwól przyłapać się w ramionach kolejnego adoratora. Wątpię, Ŝeby po raz drugi zdobył się na wielkoduszność. Oczy młodej kobiety rozszerzyły się ze zdumienia. Kiedy się
PŁATKI NA WIETRZE 11 odezwała, jej głos drŜał tak, jakby za chwilę miała wybuchnąć śmiechem. - Słyszałam, Ŝe w kaŜdej sytuacji potrafisz zachować zimną krew, krąŜą juŜ na ten temat legendy, ale mimo wszystko jestem zaskoczona. Myślę, Ŝe gdyby wszedł tu sam diabeł, ty zaproponowałbyś mu partyjkę wista. - Moja droga, nigdy nie graj w wista z diabłem. Oszukuje. - Rafę uniósł do ust jej lodowato zimną dłoń i lekko pocałował na poŜeg- nanie. - Gdyby twój mąŜ pozostał nieczuły na twe wdzięki, a miałabyś ochotę na miły, niezobowiązujący romans, daj mi znać. - Puścił jej rękę. - Wiesz, Ŝe niczego więcej nie moŜesz ode mnie oczekiwać. Wiele lat temu oddałem serce komuś, kto je odrzucił i złamał, więc serca juŜ nie mam. - Po tych słowach powinien wyjść, jednak gdy spojrzał na śliczną dziewczęcą twarz, wyrwało mu się mimowolnie: - Przypominasz mi dziewczynę, którą kiedyś znałem, ale nie jesteś taka jak ona. śadna nie jest taka jak ona. Odwrócił się i szybko wyszedł z domu. Na przeciwległym krańcu Upper Brook czekała na niego kariolka. Wskoczył na kozioł i wziął lejce. Ta cząstka Rafę'a, która zawsze naśmiewała się z jego próŜności, zaczęła drwić z tego, jak świetnie „KsiąŜę" odegrał tę scenę. KsiąŜę - tak Rafę nazywał w duchu siebie, jakim był dla świata. Przez lata tworzył i doskonalił ten wizerunek. Jako KsiąŜę był wzorowym, zawsze opanowanym angielskim dŜentelmenem i - sądząc po reakcji publiczności - świetnie grał swoją rolę. KaŜdy musi mieć jakieś hobby. Gdy na rogu skręcił w Park Lane, zaniepokoiła go myśl, Ŝe odsłonił się przed Jocelyn bardziej, niŜ powinien. Na szczęście to mało prawdopodobne, Ŝeby dziewczyna opowiedziała komuś historię ich romansu, a Rafę na pewno tego nie zrobi. Zatrzymując powóz przed domem przy Berkeley Sąuare, pomyślał posępnie, Ŝe znowu będzie musiał szukać kochanki. Od zakończenia ostatniego romansu minęło juŜ wiele tygodni, a on wciąŜ nie mógł znaleźć kobiety, która by mu odpowiadała. Zaczął się nawet za- stanawiać, czy nie zrezygnować ze spotkań z uległymi męŜatkami z własnej sfery i nie wziąć sobie utrzymanki. Jednak kobiety tego pokroju na ogół były chciwe, niewykształcone, nierzadko chore, a taka perspektywa nie bardzo go pociągała. Dlatego ucieszył się, kiedy urocza Jocelyn Kendal dała mu do
12 MARY JO PUTNEY zrozumienia, Ŝe zawarła małŜeństwo z rozsądku i chętnie wzięłaby sobie kochanka. Zawsze ją podziwiał, lecz trzymał się od niej z daleka, bo uwodzenie niewinnych dziewcząt było wbrew jego zasadom. Podczas pobytu na wsi myślał o niej z pewną tęsknotą i gdy tylko wrócił do Londynu, złoŜył jej wizytę. Niestety, w ciągu tych paru tygodni Jocelyn stała się kochającą Ŝoną. Rafę musi szukać szczęścia gdzie indziej. Próbując się pocieszyć, pogratulował sobie w duchu, Ŝe uniknął uciąŜliwego romansu. Trzeba nie mieć rozumu, Ŝeby wiązać się z tak niepoprawną romantyczką. Prawdę powiedziawszy, dobrze wiedział, co robi, ale pełna młodzieńczej świeŜości Jocelyn była najponętniejszą kobietą, jaką spotkał od lat. Bardzo podobną do... Natychmiast porzucił tę myśl. Głównym powodem jego wcześ- niejszego powrotu do Londynu nie była chęć nawiązania flirtu, ale wiadomość od przyjaciela, który wezwał go w sprawach słuŜbowych. A profesja hrabiego Strathmore dawała gwarancję nadzwyczaj inte- resującego zajęcia. Arystokratyczne pochodzenie umoŜliwiało Rafe'owi obracanie się w najwyŜszych sferach, dzięki czemu od wielu lat był przydatnym członkiem szeroko rozgałęzionej siatki szpiegowskiej swego przyja- ciela. Specjalnością Rafę'a było podróŜowanie w charakterze kuriera wtedy, gdy oficjalne kanały okazywały się niewystarczająco poufne, ale przeprowadził takŜe kilka dyskretnych dochodzeń wśród ludzi bogatych i potęŜnych. WjeŜdŜając powozem na podwórze, miał nadzieję, Ŝe tym razem Lucien przygotował dla niego coś naprawdę absorbującego. Lucien Fairchild patrzył z rozbawieniem, jak ksiąŜę Candoveru szedł przez zatłoczony salon. Wysoki, ciemny i władczy był uosobie- niem dumnego arystokraty i trudno było uwierzyć, iŜ jest tylko aktorem, który wcielił się w tę rolę. Poza tym miał wygląd amanta, nic więc dziwnego, Ŝe Ŝadna z obecnych kobiet nie mogła oderwać od niego wzroku. Lucien zaczął się zastanawiać, która będzie następna na długiej liście podbojów przyjaciela. Nawet on sam, którego praca polegała na zdobywaniu informacji, miał kłopoty z wyśledzeniem ewentualnej kandydatki.
PŁATKI NA WIETRZE 13 Według obliczeń Luciena, Rafę, idąc przez salon, odstraszył swym słynnym lodowatym spojrzeniem trzy nijakie damy, próbujące go oczarować. Dopiero gdy podszedł do Luciena, na jego twarzy pojawił się serdeczny uśmiech. - Miło cię widzieć, Luce. Szkoda, Ŝe nie udało ci się przyjechać latem do Bourne Castle. - Ja teŜ Ŝałuję, lecz Whitehall przypominało istny dom wariatów. - Lucien dał dyskretny znak męŜczyźnie stojącemu w drugim końcu salonu, po czym rzekł: - Przejdźmy w jakieś spokojniejsze miejsce, gdzie będziemy mogli porozmawiać. - Poprowadził Rafe'a do gabinetu na tyłach domu. Gdy obaj usiedli, Rafę wziął cygaro, którym poczęstował go gpspodarz. : - Domyślam się, Ŝe masz dla mnie jakąś tajną misję. - Zgadza się. - Lucien podniósł świecę i od jej płomyka obaj przypalili cygara. - Co byś powiedział na podróŜ do ParyŜa? - Świetny pomysł. - Rafę pykał cygaro, dopóki nie zaczęło się rowno palić. - Ostatnio czuję się znudzony. - Tam nie będziesz się nudził. Wyjazd związany jest z pewną damą, która lubi sprawiać kłopoty. - To nawet lepiej. - Rafę zaciągnął się głęboko, po czym wolno wypuścił dym kącikiem ust. - Będę musiał ją zabić czy pocałować? Lucien zmarszczył brwi. - Co do pierwszego, to z pewnością nie. A jeśli chodzi o drugie - powiedział wzruszając ramionami - decyzję pozostawiam tobie. Otworzyły się drzwi i do pokoju wszedł ciemnowłosy męŜczyzna. Rafę wstał i podał mu rękę. - Nicholas! Nie wiedziałem, Ŝe jesteś w Londynie. - Przyjechaliśmy z Clare dzisiaj w nocy. - Uścisnąwszy dłoń gospodarza, hrabia Aberdare opadł niedbale na fotel. Rafę patrzył na przyjaciela. - Świetnie wyglądasz - zauwaŜył. - MałŜeństwo to cudowna rzecz. - Nicholas uśmiechnął się złośliwie. - Ty teŜ powinieneś znaleźć sobie Ŝonę. Tym razem w głosie Rafę'a zabrzmiała udawana słodycz. - Wspaniały pomysł. Czyją Ŝonę proponujesz? Gdy przyjaciel przestał się śmiać, Rafę sprytnie zmienił temat: - Wierzę, Ŝe mój chrześniak teŜ się dobrze miewa.
14 MARY JO PUTNEY Na twarzy Nicholasa natychmiast odmalowała się duma świeŜo upieczonego ojca; zaślepiony ojcowskimi uczuciami z nie skrywaną radością opowiadał o zadziwiającym rozwoju małego Kenricka. MęŜczyźni siedzący w gabinecie stanowili trzy czwarte grupy, którą we wcześniejszych, szalonych latach nazwano Upadłymi Anio- łami. Zaprzyjaźnili się podczas studiów w Eton i nadal czuli się ze sobą swobodnie jak bracia, nawet jeśli od ich kolejnych spotkań upływały lata. Brakowało tylko hrabiego Michaela Kenyona, który był sąsiadem Nicholasa w Walii. Kiedy juŜ wyraŜono odpowiedni podziw dla osiągnięć dziecka, Rafę rzekł: - Czy Michael przyjechał z tobą i Upadli Aniołowie mogą się spotkać w komplecie? - On jeszcze nie moŜe podróŜować. Ale jego rekonwalescencja przebiega w zadziwiająco szybkim tempie i wkrótce będzie jak nowo narodzony, zostanie mu tylko parę blizn. - Nicholas zachichotał. - Clare koniecznie chciała sama go pielęgnować. I choć Michael się opierał, postawiła na swoim. Sądzę, Ŝe moja uparta Ŝonka jest jedyną osobą na świecie, której udało się zatrzymać Michaela w łóŜku wystarczająco długo, by go wyleczyć. Doszedłem do wniosku, Ŝe powinna odpocząć, więc przywiozłem ją tutaj. - Michael wrócił do wojska, gdy tylko Napoleon uciekł z Elby - z goryczą rzekł Lucien. - Skoro Francuzi nie zdołali go zabić w Hiszpanii, musiał im dać jeszcze jedną szansę pod Waterloo. - Michael nigdy nie mógł sobie odmówić udziału w wielkiej bitwie, a Wellington potrzebował kaŜdego doświadczonego oficera - wyjaśnił Rafę. - Mam tylko nadzieję, Ŝe tym razem wojna zakończyła się na dobre. Nawet od Michaela szczęście mogłoby się w końcu odwrócić. Te słowa przypomniały Lucienowi o celu ich spotkania. - Skoro obaj tu jesteście, przejdę do rzeczy. Poprosiłem Ni cholasa, by przyłączył się do nas, bo podczas swych podróŜy na kontynent parokrotnie współpracował z kobietą, o której juŜ ci wspomniałem, Rafę. Dwaj pozostali męŜczyźni wymienili zaskoczone spojrzenia. - Nicholas, zawsze podejrzewałem, Ŝe pomagasz Lucienowi pod czas swych wędrówek po Europie - powiedział Rafę. Nicholas rzucił Lucienowi rozbawione spojrzenie. - Ach, więc Rafe'a teŜ wciągnąłeś do tej słuŜby? Oczywiście, trzymałeś to w tajemnicy, nie pozwalając, byśmy dowiedzieli się
PŁATKI NA WIETRZE 15 o sobie nawzajem. Jestem zaskoczony, Ŝe teraz rozmawiasz z nami dwoma. CzyŜbyśmy nagle stali się godni twego zaufania? Choć Lucien wiedział, Ŝe to tylko Ŝarty, najeŜył się. - Tego wymaga roztropność. W mojej pracy nikomu nie naleŜy mówić więcej niŜ to konieczne. Złamałem dzisiaj tę zasadę, poniewaŜ moŜesz wiedzieć coś, co pomoŜe Rafe'owi. - Domyślam się, Ŝe dama, o której mowa, jest twoją agentką powiedział Rafę. - Jakie kłopoty sprawia? Lucien zawahał się, nie wiedząc, od czego najlepiej zacząć wyjaśnienia. - Zakładam, Ŝe śledzisz przebieg konferencji pokojowej w ParyŜu - powiedział w końcu. - Tak, ale niezbyt uwaŜnie. Czy większości kwestii nie ustalono na kongresie w Wiedniu? - I tak, i nie. Rok temu państwa sojusznicze były gotowe uznać, Ŝe Napoleon doprowadził do wybuchu wojen, chcąc za- spokoić swe osobiste ambicje, więc porozumienie zawarte w Wie- dniu było dość umiarkowane. - Lucien wyjął z ust cygaro i wpatrzył się w rozŜarzony koniuszek. - Wszystko byłoby dobrze, gdyby Napoleon został na wygnaniu, lecz jego powrót do Francji i bitwa pod Waterloo przysporzyły kłopotów dyplomatom. DuŜa część narodu francuskiego popiera cesarza, więc przedstawiciele państw sojuszniczych są teraz Ŝądni krwi. Francja zostanie potraktowana o wiele surowiej, niŜ byłoby to w wypadku, gdyby Napoleon nie wymknął się na swoje Sto Dni. - Wszyscy to wiedzą. - Rafę strącił popiół z cygara. - Na czym polega moja rola? - Przez kilka miesięcy, do czasu zawarcia nowych układów, będzie się toczyła straszliwa, tajna walka o wpływy - wyjaśnił Lucien. - Niewiele trzeba, by zakłócić przebieg negocjacji, a nawet doprowadzić do wybuchu nowej wojny. Zdobywanie informacji jest szalenie waŜne. Niestety, moja nieoceniona agentka, Maggie, chce się wycofać i opuścić ParyŜ tak szybko, jak to moŜliwe, jeszcze przed zakończeniem konferencji. - Zaproponuj jej więcej pieniędzy. - JuŜ to zrobiliśmy. Nie jest zainteresowana. Mam nadzieję, Ŝe uda ci się ją namówić, by zmieniła zdanie i została w ParyŜu przynajmniej do końca konferencji.
16 MARY JO PUTNEY - Ach, więc wracamy do całowania - z rozbawieniem w oczach rzekł Rafę. - Rozumiem, Ŝe chcesz, bym złoŜył swój honor na ołtarzu brytyjskich interesów. - Jestem pewien, Ŝe na tym się nie kończy twój dar przekonywania - odparł Lucien obojętnym tonem. - W końcu jesteś księciem, moŜe schlebi jej to, Ŝe posyłamy cię do Francji, byś z nią porozmawiał. A moŜe odwołasz się do jej patriotyzmu. Rafę nastroszył brwi. - Skoro masz tak wysokie mniemanie o moim męskim czarze, to czy nie prościej by było, Ŝeby któryś z przebywających w ParyŜu dyplomatów - ktoś, kto z tobą współpracuje - zajął się tą kobietą? - Niestety, mam powód uwaŜać, Ŝe jeden z członków naszej delegacji jest... niepewny. Tajna informacja wydostała się z ambasady brytyjskiej i mieliśmy przez to kłopoty. - Lucien nachmurzył się. - MoŜe przesadzam i nie była to zdrada, lecz zwykłe zaniedbanie. Jednak ta misja jest zbyt waŜna, by ryzykować przekazywanie informacji niepewnymi kanałami. - Mam wraŜenie, Ŝe powodem twego zmartwienia nie jest zwykła kłótnia dyplomatów - rzekł Rafę. - Czy to aŜ tak oczywiste? - kwaśnym tonem odparł Lucien. - Masz rację, otrzymuję niepokojące raporty, z których wynika, Ŝe zawiązano spisek mający na celu utrudnienie, a moŜe nawet udarem nienie negocjacji pokojowych. Rafę obracał cygaro w palcach, próbując sobie wyobrazić, co musiałoby się wydarzyć, Ŝeby w obradach zapanował chaos. - Czy ten spisek ma doprowadzić do zamachu na czyjeś Ŝycie? Wszyscy władcy krajów sprzymierzonych, z wyjątkiem brytyjskiego księcia regenta, przebywają w ParyŜu razem z czołowymi europej skimi dyplomatami. Zabójstwo któregokolwiek z nich byłoby klęską. Lucien wydmuchał w powietrze kółko dymu, które ułoŜyło się nad jego czołem w odrobinę niesamowitą aureolę. - No właśnie. - Westchnął. - Obym był fałszywym prorokiem, lecz coś mi podpowiada, Ŝe czekają nas powaŜne kłopoty. - Kto jest zamachowcem, a kto jego celem? - Gdybym to wiedział, nie musiałbym teraz z wami rozmawiać - odparł ponurym głosem. - Doszły mnie tylko niewyraźne pogłoski z kilku róŜnych źródeł. Jest tam zbyt wiele wrogich frakcji i zbyt
PŁATKI NA WIETRZE 17 wiele moŜliwych celów. Dlatego takie waŜne jest zdobycie dalszych informacji. - Słyszałam, Ŝe zeszłej zimy podjęto w ParyŜu próbę zamachu na Wellingtona - odezwał się Nicholas. - Czy i tym razem moŜe chodzić o niego? - To jedna z moich najgorszych obaw - odparł Lucien. - Po zwycięstwie pod Waterloo uchodzi za najznakomitszego człowieka w Europie. Bóg jeden wie, co by się stało, gdyby go zabito. Rafę ze smutkiem rozwaŜył słowa przyjaciela. - I dlatego chcesz, Ŝebym nakłonił twoją agentkę do zbierania i przesyłania ci informacji, dopóki spisek nie zostanie odkryty albo konferencja się nie skończy. - W rzeczy samej. - Opowiedz mi o niej. Jest Francuzką? Lucien skrzywił się. - Intryga się wikła. Poznałem Maggie przez kogoś i prawie nic nie wiem o jej przeszłości, ale zawsze uwaŜałem ją za Brytyjkę. Mówi i wygląda jak Angielka. Nigdy jej o to nie wypytywałem, bo dl« mnie liczyło się tylko to, Ŝe nienawidziła Napoleona i traktowała swoją pracę jak osobistą krucjatę. Jej informacje zawsze były najlepsze i nigdy nie dała mi teŜ powodu, by jej nie ufać. - Lecz w końcu wydarzyło się coś, co podwaŜyło twoje zaufanie - rzekł Rafę. Wyczuł w głosie przyjaciela ukrytą rezerwę. - WciąŜ trudno mi uwierzyć, by Maggie mogła nas zdradzić, ale nie wiem, czy mogę polegać na swojej ocenie. Ona potrafi przekonać męŜczyznę do wszystkiego, między innymi dlatego jest taka skutecz- na. - Lucien zmarszczył brwi. - Sytuacja jest zbyt powaŜna, by cokolwiek uwaŜać za pewnik, takŜe jej lojalność. Napoleon jest juŜ w drodze na Świętą Helenę, więc moŜe Maggie zbija fortunę, sprzedając brytyjskie tajemnice naszym sojusznikom. Pewnie spieszno jej opuścić ParyŜ, bo zarobiła mnóstwo pieniędzy, działając na dwie albo trzy strony i chce uciec, zanim zostanie złapana. - Czy są jakieś dowody jej zdrady? - Jak mówiłem, zawsze uwaŜałem Maggie za Angielkę. - Lucien zerknął na Nicholasa. - Znałeś ją jako Marię Berger. W ostatnim liście wspominałeś o niej, pamiętasz? Dla zachowania dyskrecji nie wymieniałeś nazwiska, pisałeś „Austriaczka, z ktora pracowałeś w ParyŜu".
18 MARY JO PUTNEY Nicholas ze zdumioną miną wyprostował się w fotelu. - Chcesz powiedzieć, Ŝe Maria jest Angielką? Trudno mi w to uwierzyć. Nie tylko jej niemiecki był bez skazy, zachowywała się i poruszała jak typowa Austriaczka. - Coraz gorzej. - Lucien nie mógł ukryć rozbawienia. - Z ciekawo- ści spytałem o nią kilku męŜczyzn, z którymi wcześniej współ- pracowała. Francuski rojalista twierdzi, Ŝe jest Francuzką, Prusak mówi, Ŝe urodziła się w Berlinie, a Włoch gotów jest przysiąc na grób swojej matki, Ŝe nasza agentka pochodzi z Florencji. Rafę nie mógł się powstrzymać od śmiechu. - Więc nie jesteś juŜ pewien, dla kogo pracuje ta dama, jeśli rzeczywiście moŜna ją nazwać damą. - Jest damą, to nie ulega najmniejszej wątpliwości - warknął Lucien. - Tylko czyją? Rafę'a zdziwiła gwałtowna reakcja przyjaciela. Lucien nigdy nie był sentymentalny, gdy w grę wchodziła praca. Łagodnym tonem spytał: - Co mam zrobić, jeśli odkryję, Ŝe zdradza Brytyjczyków? Zgła dzić ją po cichu? Nie będąc pewnym, czy to Ŝart, Lucien rzucił Rafę'owi ostre spojrzenie. - Jak juŜ mówiłem, tu nie chodzi o morderstwo. Jeśli jest nielojalna, po prostu poinformuj o tym ministra spraw zagranicznych. Castlereagh przestanie polegać na tym, co ona mówi, i moŜe będzie chciał ją wykorzystać do przekazywania fałszywych informacji jej pozostałym zwierzchnikom. - Sprawdźmy, czy dobrze zrozumiałem, na czym polega moja rola - rzekł Rafę. - Chcesz, Ŝebym odnalazł tę damę i przekonał ją, by wykorzystała swe talenty do wykrycia kaŜdego spisku, który moŜe zostać uknuty. Na dodatek, muszę się upewnić, czy jest wobec nas lojalna, a gdybym nabrał jakichkolwiek podejrzeń, mam ostrzec przewodniczącego brytyjskiej delegacji, by nie starczanych przez nią informacjach. Zgadza się? - Co do joty. Ale musisz działać szybko. PoniewaŜ negocjacje nie potrwają długo, spiskowcy będą musieli wkrótce uderzyć. - Lucien spojrzał na Nicholasa, który przysłuchiwał się w milczeniu. - Opierając się na doświadczeniach, jakie wyniosłeś ze współpracy z Marią Bergen, mógłbyś podsunąć jakiś pomysł? - CóŜ, niewątpliwie jest najpiękniejszym szpiegiem w Europie
PŁATKI NA WIETRZE 19 - zaczął Nicholas i mówił dalej, przedstawiając własną ocenę kobiety, jednak dyskusja, która potem nastąpiła, nie przyniosła Ŝadnych nowych pomysłów. W końcu Rafę powiedział: - Właściwie nie mamy o niej Ŝadnych informacji, a te, które udało nam się zebrać, są sprzeczne. Nie ulega wątpliwości, Ŝe ta twoja Maggie jest wspaniałą aktorką. Będę musiał zdać się na wyczucie, mam tylko nadzieję, Ŝe nie oprze się moim męskim sztuczkom. - Kiedy będziesz mógł wyjechać? - spytał Lucien Rafę'a, gdy juŜ wstali. - Pojutrze. Najpiękniejszy szpieg w Europie to bardzo podniecająca perspektywa. - Z błyskiem w oku Rafę zgasił cygaro. - Przyrzekam, Ŝe uczynię co w mej mocy dla króla i ojczyzny. Wszyscy wrócili do salonu i wmieszali się w tłum gości. Zaba- wiwszy wystarczająco długo, by swą wizytą nie wzbudzić niczyich podejrzeń, Rafę juŜ miał wychodzić, kiedy nagle przypomniał sobie, Ŝe nie spytał, jak wygląda piękna Maggie. Lucien gdzieś zniknął, Rafę ruszył więc na poszukiwanie Nicholasa. Zobaczył przyjaciela, jak wchodzi do oddzielonej kotarą alkowy, i pospieszył za nim. Jednak gdy odchylił zasłonę, zatrzymał się nagle ściskając w ręce brzeg materii. W mrocznej alkowie Nicholas i jego Ŝona Clare trzymali się w objęciach. Nie całowali się; gdyby chodziło o pocałunek, Rafę uśmiechnąłby się i odszedł dyskretnie. Scena była o wiele bardziej niewinna i moŜe dlatego wyprowadziła go z równowagi. Clare i Nicholas stali z zamkniętymi oczami, jego ramiona obejmowały ją w talii, jej czoło opierało się o jego policzek. Ten obraz dwojga ludzi w pozie pełnego zaufania i zrozumienia o wiele lepiej świadczył o wzajemnej zaŜyłości niŜ najgorętszy uścisk. Nie zauwaŜyli go, więc ze ściągniętą twarzą wycofał się bez słowa. Niedobrze jest zbytnio zazdrościć przyjaciołom. Po dniu gorączkowych przygotowań ksiąŜę Candoveru był gotów do drogi. Będzie podróŜował szybko - weźmie tylko jeden powóz, lokaja i ubrania, które dadzą naleŜyte wyobraŜenie o jego pozycji w najmodniejszej europejskiej stolicy.
20 MARY JO PUTNEY Gdy zegar wybił północ, usiadł z kieliszkiem brandy w bibliotece i zaczął przeglądać korespondencję. Na spodzie pokaźnego stosu znalazł liścik od lady Jocelyn Kendal. A raczej lady Presteyne; musi przestać uŜywać jej panieńskiego nazwiska, skoro jest męŜatką. Jocelyn dziękowała Rafę'owi za dobrą radę, jaką okazały się prze- prosiny męŜa, wychwalała pod niebiosa małŜeńskie szczęście i radziła mu, by jak najszybciej się oŜenił. Uśmiechnął się lekko, zadowolony, Ŝe wszystko dobrze się skoń- czyło. Jocelyn miała śliczną buzię, znamienite nazwisko i wielką fortunę. Była teŜ bardzo miłą dziewczyną. Jeśli oboje z lordem Presteyne są niepoprawnymi romantykami, to moŜe do końca Ŝycia będą ze sobą szczęśliwi, chociaŜ Rafę miał co do tego pewne wątpliwości. Wzniósłszy za nich toast, wychylił do dna kieliszek i roztrzaskał go o kominek. Słowa toastu popłynęły z głębi serca, jednak patrząc na rozbite szkło, uśmiechnął się krzywo. Tego rodzaju ekspresja uczuć nie była w jego stylu. MęŜczyzna znany ze swego taktu powinien być bardziej opanowany. No cóŜ, o jeden kryształowy kieliszek mniej. Ponownie nalał sobie brandy, usiadł w bujanym fotelu i rozejrzał się po bibliotece. Była pięknie zaprojektowana i urządzona z włoskim przepychem. Miał ogromny dom, ale ten pokój lubił najbardziej. Wieczory tu spędzane działały na niego kojąco. Więc dlaczego, u diabła, dziś czuł się taki przygnębiony? Ze znuŜeniem uświadomił sobie, Ŝe jedynym lekarstwem na ponury nastrój jest poddanie się mu. Jocelyn nie była powodem jego smutku; gdyby naprawdę jej pragnął, po prostu poprosiłby ją o rękę. Zburzyła jego spokój, bo przypomniała mu Margot - piękną, zdradziecką Margot, która od kilkunastu lat nie dawała znaku Ŝycia. Podobieństwo fizyczne między kobietami było niewielkie, jednak obie miały pogodne, Ŝywe umysły, którym trudno było się oprzeć. Za kaŜdym razem, gdy był z Jocelyn, łapał się na tym, Ŝe wspomina Margot. Zawróciła mu w głowie jak Ŝadna inna - a poniewaŜ nigdy nie będzie juŜ taki młody, nie ma co liczyć na podobną namiętność w przyszłości. Popijając brandy, usiłował obiektywnie ocenić Margot Ashton, lecz nie mógł się zdobyć na bezstronność wobec swej pierwszej miłości. Pierwszej i ostatniej. W gruncie rzeczy tamto doświadczenie
PŁATKI NA WIETRZE 21 raz na zawsze uleczyło go z romantycznych iluzji. Ale wtedy iluzja wydawała mu się bardzo prawdziwa. Margot nie była najpiękniejszą kobietą, jaką znał, a z pewnością nie najbogatszą ani najlepiej urodzoną. Miała jednak w sobie mnóstwo ciepła, uroku i tryskała niespoŜytą energią. Opadły go gorzkie, a zarazem słodkie wspomnienia. Ich pierwsze spotkanie; pierwszy nieśmiały, cudowny pocałunek; długie godziny spędzane nad szachownicą, kiedy ceremonialne ruchy maskowały głębszą, bardziej namiętną grę; i wreszcie rozmowę z nieco zabaw- nym pułkownikiem Ashtonem, gdy z wahaniem poprosił o rękę jego córki. Najlepiej zapamiętał pewien poranek, kiedy umówili się na konną przejaŜdŜkę w Hyde Parku. MŜył deszcz, gdy jechał truchtem przez ciche ulice Mayfair, ale ledwo znalazł się w parku, niebo wypogodziło się i nad miastem rozbłysł łuk barwnej tęczy. Kiedy przyglądał się jej z zachwytem, Margot na swej srebmoszarej klaczy niczym królewna I bajki wyłoniła się z mgły kłębiącej się u podnóŜa tęczy. Zaśmiała |ię i wyciągnęła do niego rękę. Taką ją zapamiętał: prawdziwy skarb Ha końcu tęczy. I choć wiedział, Ŝe ten zaczarowany obraz jest tylko Sztuczką, jaką spłatała mu pogoda i promienie światła, to przecieŜ jakŜe dobrze współgrał z jego uczuciami. Dwa tygodnie później ich romans się skończył, a wraz z nim rozwiały się złudzenia. Świadomość, Ŝe to on sam - zaślepiony zazdrością i gniewem - doprowadził do zerwania zaręczyn, budziła jego największy Ŝal. Gdyby w wieku dwudziestu jeden lat był tak opanowany jak teraz, gdyby potrafił pogodzić się z jej kłamstwem, mogliby pozostać przyjaciółmi przez wszystkie późniejsze lata. RozwaŜywszy wszystko, doszedł do wniosku, Ŝe najbardziej brakuje mu jej towarzystwa. Zdawał sobie sprawę, Ŝe czas upiększył wspo- mnienia, gdyŜ Ŝadna kobieta nie mogła być obiektem takiego poŜądania, jakie w myślach malowała jego pamięć. Nigdy jednak nie przestało mu brakować ich wspólnego śmiechu czy spojrzenia dziwnych, ciągle zmieniających kolor oczu, które biegło ku niemu z taką miłością, Ŝe gotów był zapomnieć o całym świecie. Ocknął się z zadumy, gdy nóŜka kieliszka trzasnęła mu w dłoni i poraniła palce, a alkohol wylał się na kolana. Spojrzawszy nie- przytomnym wzrokiem na pobrudzone spodnie, wstał z fotela. Nie
22 MARY Jo PUTNEY miał pojęcia, Ŝe te nóŜki są takie kruche. Majordomus będzie bardzo niezadowolony, kiedy odkryje, Ŝe dwa kryształowe kieliszki ubyły z kompletu. Ruszył na górę do swojej sypialni. Wieczór przed cięŜką podróŜą to nie najlepsza pora na melancholijne wspomnienia. Czas na spoczynek - jutro skoro świt rusza w drogę.
Mimo Ŝe flakon z perfumami przeleciał tuŜ obok jego skroni, Robert Anderson nawet nie próbował się uchylić. Wiedział, Ŝe Maggie nigdy nie chybia i tak naprawdę wcale nie chce zrobić mu krzywdy. Ona tylko... jak by tu powiedzieć... przesyła mu wiadomość. Jak zwykle kierowała się rozsądkiem: flakon pełen był tanich perfum, które dostała od skąpego Bawarczyka o złym guście. Robin uśmiechnął się do swojej towarzyszki. Jej wspaniałe piersi falowały gwałtownie, a z oczu sypały się iskry; dzisiaj jej źrenice wydawały się szare, bo miała na sobie srebrzystą suknię. - Dlaczego nie chcesz spotkać się z tym księciem, którego przysłał ci hrabia Strathmore? Powinno ci pochlebiać, Ŝe ministerstwo spraw zagranicznych tak się interesuje twoją osobą. W odpowiedzi zaczęła go obrzucać włoskimi przekleństwami. Przechylił na bok głowę i przysłuchiwał się jej krytycznie. Kiedy juŜ się wyzłościła, rzekł: - Bardzo pomysłowe, Maggie, kochanie, ale wypadłaś z roli, a to do ciebie niepodobne. Magda, hrabina Janos, na pewno klęłaby po węgiersku. - Po włosku idzie mi duŜo lepiej - odpowiedziała wyniośle. - Poza tym, dobrze wiesz, Ŝe przestaję grać wyłącznie wtedy, kiedy jestem z tobą. - Pełna arystokratycznej dumy mina zamieniła się w szelmowski uśmiech. - Nie myśl, Ŝe tak łatwo zmienisz temat. Jeszcze nie skończyliśmy rozmawiać o znamienitym księciu Can- doveru.
24 MAR Y JO PUTNEY - Niech ci będzie. - Robin przyjrzał się dokładnie swojej towa rzyszce. Znali się od dawna i choć nie łączyły ich juŜ intymne stosunki, to nadal byli przyjaciółmi. Zdziwił go więc jej wybuch. Nigdy nie wpadała w gniew, nawet gdy przez dwa lata grała rolę humorzastej węgierskiej arystokratki. - Co masz przeciwko księciu? Maggie usiadła przed toaletką, wzięła do ręki szczotkę oprawioną w kość słoniową i zaczęła rozczesywać spływające na ramiona jasnokasztanowe loki. Patrząc groźnie w lustro rzekła: - Jest ograniczonym zarozumialcem. - CzyŜby nie docenił w pełni twoich wdzięków? - z zaintereso- waniem spytał Robin. - Dziwne. Uchodzi za znawcę kobiet. Nie wierzę, Ŝe mógłby zignorować tak smaczny kąsek. - Robin, nie jestem niczyim smacznym kąskiem! Rozpustnicy to najwięksi zarozumialcy na świecie. PoboŜni hipokryci, wiem z do- świadczenia. - Szarpnęła wściekle kokardę, którą miała we włosach. - I nie próbuj wywołać kolejnej kłótni, dopóki nie załatwimy tej sprawy. Nie zgadzam się na jakiekolwiek kontakty z księciem Candoveru, tak jak nie zgadzam się na dalsze szpiegowanie. Ten rozdział mojego Ŝycia uwaŜam za zamknięty i nikt - ani ty, ani ksiąŜę, ani hrabia Strathmore - nie zmieni mojej decyzji. Gdy tylko załatwię swoje sprawy, wyjeŜdŜam z ParyŜa. Robin podszedł i stanął za nią. Wyjąwszy z jej ręki szczotkę, zaczął przeciągać nią delikatnie po gęstych, ciemnozłocistych włosach. To dziwne: byJi ze sobą zŜyci jak mąŜ z Ŝoną, choć nigdy się nie pobrali. Zawsze lubił czesać jej włosy. Wydzielały delikatny zapach drewna sandałowego, który przypominał mu lata, kiedy byli młodymi namiętny- mi kochankami i paroma śmiałymi pomysłami rzucili wyzwanie światu. Maggie z kamienną twarzą patrzyła w lustro. Jej oczy były teraz zimnoszare i juŜ nie sypały iskier. Po kilku minutach czesania zaczęła się odpręŜać. - Czy Candover uczynił coś strasznego? - spytał cicho Robin. - Jeśli spotkanie z nim ma cię zdenerwować, to juŜ ani słowem o tym nie wspomnę. - Zachował się dość podle, ale było to dawno temu i spotkanie z nim nie wytrąciłoby mnie z równowagi. - Dobierała starannie słowa wiedząc, Ŝe Robin, jak zawsze, będzie doszukiwał się w nich jakiegoś ukrytego znaczenia. - Po prostu nie chcę, by jeszcze jeden męŜczyzna zadręczał mnie prośbami, bym nadal robiła to, czego nie chcę robić.
PŁATKI NA WIETRZE 25 Robin spojrzał w lustro i napotkał wzrok Maggie. - MoŜe więc choć raz się z nim spotkasz i wszystko wyjaśnisz. Jeśli chcesz się zemścić za krzywdy, które ci kiedyś wyrządził, to wystarczy, Ŝe zrobisz się na bóstwo. Oszaleje z poŜądania, a wtedy ty spokojnie odrzucisz jego prośbę. - Nie jestem pewna, czy to zadziała - powiedziała oschle. - Rozstaliśmy się w mało przyjaznej atmosferze. - To bez znaczenia. Pewnie od tamtej pory prześladują go lubieŜne myśli. Połowie europejskich dyplomatów wymknęły się z ust tajem nice państwowe, kiedy próbowali zdobyć choć jeden twój uśmiech. - I Robin sam uśmiechnął się szeroko. - WłóŜ tę zieloną suknię balową, westchnij namiętnie, gdy odrzucisz jego prośbę, i z gracją wyjdź z pokoju. Jestem pewien, Ŝe to zatruje mu spokój na co najmniej miesiąc. Przyjrzała się dokładnie swemu odbiciu. Choć miała w sobie to coś, co doprowadzało męŜczyzn do szaleństwa, wcale nie była taka pewna, czy Candover ulegnie jej czarowi. Co prawda, gniew i poŜą- danie są ściśle ze sobą związane, a Rafael Whitbourne był naprawdę wściekły podczas ich ostatniego spotkania... Złośliwy uśmiech wykrzywił jej usta. Odrzuciła do tyłu głowę i roześmiała się. - Doskonale, Robin, wygrałeś. Spotkam się z tym komicznym księciem. Jestem mu winna parę bezsennych nocy. Ale zaręczam ci, Ŝe nie wpłynie to na zmianę mojej decyzji. Robin pocałował ją w czubek głowy. - Dobra dziewczyna. Jeśli spotka się z Candoverem, to istniał cień szansy, Ŝe ksiąŜę przekona ją, by jeszcze przez jakiś czas kontynuowała swą pracę. I oby mu się udało, pomyślał. Po wyjściu Robina Maggie nie od razu wezwała pokojówkę, by pomogła jej dokończyć toaletę. SkrzyŜowała ręce na brzegu toaletki i oparła o nie głowę; czuła się smutna i zmęczona. Głupio zrobiła, zgadzając się na spotkanie z Rafe'em Whitbourne'em. On naprawdę zachował się okropnie. Ale juŜ wtedy zrozumiała, Ŝe jego okrucień- stwo wypływa z cierpienia, więc nawet nie mogła go znienawidzić. Ani kochać. Ta Margot Ashton, która myślała, Ŝe słońce krąŜy
26 MARY JO PUTNEY wokół pięknej głowy Rafe'a umarła kilkanaście lat temu. Narodziła się Maggie, która przybierała postacie wielu róŜnych kobiet, aŜ w końcu Robin wziął ją pod swoje skrzydła i nadał sens jej Ŝyciu. Rafę Whitbourne stał się tylko wspomnieniem i nie miał nic wspólnego z osobą, którą teraz była. Miłość i nienawiść naprawdę są stronami tego samego medalu, bo jedno i drugie uczucie oznacza troskę. Ich przeciwieństwem jest obojętność. A skoro Rafę budził w Maggie jedynie obojętność, to drobna zemsta niewarta była jej wysiłku. Po prostu chciała zamknąć ten rozdział swego Ŝycia - miała dosyć kłamstw, fałszywych adresów i donosicieli. A przede wszystkim pragnęła wypełnić zadanie, z wykonaniem którego zwlekała juŜ zbyt długo, a potem wrócić do domu, do Anglii, której nie widziała od trzynastu lat. Znowu będzie musiała zacząć wszystko od początku, tym razem bez pomocy Robina. Będzie za nim tęskniła, lecz nawet tę tęsknotę przyjmie z ulgą; znali się zbyt dobrze, by Maggie mogła zacząć nowe Ŝycie, mając go blisko siebie. Podniosła głowę i oparłszy podbródek o zaciśniętą pięść, po raz kolejny przyjrzała się swemu odbiciu. Dzięki wystającym kościom policzkowym mogła z powodzeniem udawać Madziarkę, zresztą mówiła po węgiersku tak dobrze, Ŝe nikt nigdy nie wątpił w jej pochodzenie. Ale jakie wraŜenie zrobi na Rafie Whitbournie po tylu latach? Kwaśny uśmiech wykrzywił jej usta - usta, którym poświęcono co najmniej jedenaście Ŝałosnych wierszy. Niewątpliwie męŜczyźni nadal potrafili wzbudzić w niej pewne emocje, nawet jeśli ich źródłem była tylko próŜność. Przyjrzała się sobie krytycznie. Zawsze uwaŜała, Ŝe jej urodzie brakuje tego klasycznego umiaru, jaki cechuje naprawdę piękne kobiety. Miała za bardzo wystające kości policzkowe, za szerokie usta, za duŜe oczy. Jakby natura w jej przypadku okazała się zbyt hojna. Zmieniła się przez te trzynaście lat, ale czy na gorsze? Zawsze mogła się poszczycić piękną cerą, a poniewaŜ często jeździła konno i duŜo tańczyła, zachowała smukłą sylwetkę. Choć jej kształty nabrały pewnej krągłości, Ŝaden męŜczyzna na to nie narzekał. Z pewnością włosy miała teraz ciemniejsze, jednak nie ciemno- brunatnym, jak to się często dzieje z blond włosami, ale złociste,
PtATKlNA WIETRZE 27 niczym falujące łany pszenicy. W sumie, doszła do wniosku, wy- glądała lepiej niŜ wtedy, kiedy była zaręczona z Rafe'em. Pragnęłaby, Ŝeby Rafę był gruby i łysy, ale wiedziała, Ŝe to płonne nadzieje. Ten przeklęty człowiek miał taki typ urody, Ŝe z wiekiem mógł być tylko przystojniejszy. Inaczej rzecz się miała z jego charakterem. JuŜ w wieku lat dwudziestu jeden szczycił się swoim bogactwem i arystokratycznym pochodzeniem, więc od ich rozstania mógł zmienić się tylko na gorsze. Jakim nieznośnym zarozumialcem musi być dzisiaj! Kiedy zaczęła się ubierać do kolacji, pomyślała, Ŝe zabawnie będzie popsuć mu to dobre samopoczucie. Mimo to nie mogła •pozbyć się niepokoju. Towarzyszyło jej dziwne uczucie, Ŝe godząc się na to spotkanie, popełnia błąd. KsiąŜę Candoveru nie był w ParyŜu od 1803 roku, a wiele się tu zmieniło. Stolica Francji, choć pokonana, wciąŜ była centrum Europy. Czterech najwybitniejszych władców oraz dziesiątki pomniejszych monarchów przyjechało, by wyciągnąć jak najwięcej korzyści z do- gorywającego imperium Napoleona. Prusacy byli Ŝądni zemsty, Rosjanie chcieli przyłączenia nowych ziem, Austriacy mieli nadzieję, Ŝe cofną kalendarz do roku 1789, a Francuzi pragnęli uniknąć masowych represji, jakie groziły im po szalonych i krwawych Stu Dniach Napoleona. Brytyjczycy, jak zwykle, próbowali grać rolę sprawiedliwych. Ich starania przypominały mediacje między ustawionymi do walki bykami. Choć było wielu władców, „król" zawsze oznaczał Ludwika XVIII, Starzejącego się Burbona, który dzierŜył francuski tron niepewną ręką. Natomiast „cesarz" zawsze oznaczał Bonapartego. Nawet pobity i skazany cesarz wywierał większy wpływ na obrady niŜ ktokolwiek z obecnych. Rafę zatrzymał się w luksusowym hotelu, którego nazwa - zmie- niana trzykrotnie w ciągu trzech miesięcy - była odzwierciedleniem kolejnych układów politycznych. Aktualnie był to Hotel de la Paix, gdyŜ pokój był celem większości frakcji. Rafę miał akurat tyle czasu, Ŝeby się wykąpać i przebrać przed pójściem na zorganizowany przez Austriaków bal, na którym miał poznać Maggie. Ubrał się starannie, pamiętając, Ŝe ma oczarować tajemniczą agentkę. Doświadczenie nauczyło go, Ŝe jeśli obdarzy
28 MARY JO PUTNEY kobietę serdecznym uśmiechem i okaŜe jej szczere zainteresowanie, dostanie od niej wszystko, co chce. Czasami damy oferowały o wiele więcej, niŜ chciał przyjąć. Gdy uznał, Ŝe wygląda jak prawdziwy ksiąŜę, pojechał na bal, na który zaproszono moŜnych i sławnych z całej Europy. Wśród gości znajdowali się nie tylko wszyscy monarchowie i dyplomaci, naj- znamienitsze damy i lordowie, ale takŜe setki kurtyzan i łajdaków, których zawsze ciągnęło do władzy. Rafę przechadzał się po sali balowej, popijając szampana i witając się ze znajomymi. Pod pozorną wesołością tego światowego towarzy- stwa wyczuwało się niepokój. Obawy Luciena nie były bezpodstawne - ParyŜ przypominał beczkę z prochem; wystarczy jedna iskra, by cały kontynent znów stanął w ogniu. Było juŜ dość późno, kiedy podszedł do niego młody, jasnowłosy Anglik o smukłej, eleganckiej sylwetce. - Dobry wieczór, wasza wysokość. Nazywam się Robert Anderson i jestem członkiem brytyjskiej delegacji. Ktoś chciałby się z panem zobaczyć. Czy zechciałby pan pójść za mną? Anderson był niŜszy i młodszy od niego; Rafę odniósł wraŜenie, Ŝe juŜ gdzieś widział tę twarz. Gdy torowali sobie przejście w tłumie gości, przyglądał się ukradkiem swojemu przewodnikowi, zastana- wiając się, czy to ten człowiek jest słabym ogniwem delegacji. Anderson - tak przystojny, Ŝe niemal piękny - sprawiał wraŜenie miłego tępaka. Jeśli w istocie był przebiegłym, niebezpiecznym szpiegiem, dobrze to ukrywał. Opuścili salę balową, weszli po schodach na górę i znaleźli się w korytarzu, z szeregami drzwi po obu stronach. Anderson zatrzymał się przed ostatnimi. - KsiąŜę, hrabina czeka na pana. - Zna pan tę damę? - Spotkałem ją. - Jaka ona jest? Anderson zawahał się, po czym potrząsnął głową. - Proszę samemu się przekonać. - Otwierając drzwi, dokonał formalnej prezentacji. - Wasza miłość, niech mi wolno będzie przedstawić Magdę, hrabinę Janos. - Skłoniwszy z szacunkiem głowę, wyszedł. Pojedynczy świecznik rzucał łagodne światło na niewielki, z prze-
tPŁATKI NA WIETRZE 29 pychem urządzony pokój. Spojrzenie Rafe'a natychmiast powęd- rowało ku tajemniczej osobie, która stała przy oknie. Choć była odwrócona do niego plecami, wiedział, Ŝe jest piękna, bo z jej pełnej wdzięku postawy biła ogromna pewność siebie. ,, Gdy zaniknął drzwi, odwróciła się do niego powolnym, prowokującym ruchem, który pozwolił światłu świec prześliznąć i$ię po ponętnych krągłosciach jej kształtów. Wachlarz z piór Zasłaniał jej prawie całą twarz, a pukiel włosów koloru pszenicy opadał uroczo na ramię. Promieniowała zmysłowością i Rafę zrozumiał, dlaczego Lucien powiedział, Ŝe potrafi zmącić męski ,osąd. Gdy napinając całe ciało bezwiednie zareagował na jej wdzięki, pomyślał z podziwem, Ŝe Maggie świetnie zna i wykorzystuje siłę sugestii. iv Jej dekolt był wystarczająco głęboki, by przykuć wzrok kaŜdego męŜczyzny. Jeśli Rafę będzie musiał poświęcić honor, Ŝeby namówić tę damę do dalszej pracy, zrobi to z wielką przyjemnością. ;•' - Hrabino Janos, jestem księciem Candoveru. Nasz wspólny fimajomy poprosił mnie, abym porozmawiał z panią w pewnej waŜnej jsprawie. i;,j Jej oczy patrzyły na niego kpiąco znad wachlarza. - Naprawdę? - wymruczała z węgierskim akcentem. - Pewnie ;jest ona waŜna dla pana i hrabiego Strathmore, monsieur le duc, ale ;«ie dla mnie. - Powoli opuściła wachlarz, odsłaniając wystające [kości policzkowe, potem mały, prosty nosek. Miała kremową cerę, iszerokie zmysłowe usta... jś> Nagle Rafę przestał taksować ją wzrokiem, a jego serce wpadło Iw szaleńczy rytm. Ludzie powiadają, Ŝe kaŜdy ma swojego sobowtóra 'A najprawdopodobniej właśnie spotkał jednego z nich. Patrzył na jfisobę podobną jak dwie krople wody do Margot Ashton. i': Z trudem zapanował nad sobą i spróbował porównać hrabinę ze Wspomnieniem ukochanej. Ta kobieta miała około dwudziestu pięciu lat; Margot miałaby dziś trzydzieści jeden, lecz moŜe wyglądać młodziej. Hrabina była chyba wyŜsza od Margot, której wzrost nie odbiegał od przeciętnej. Ale sposób bycia i Ŝywotność Margot sprawiały, Ŝe wydawała się wyŜsza, niŜ była w istocie. Pamiętał, Ŝe kiedy pierwszy raz ją całował, był zaskoczony, iŜ musi się tak bardzo pochylać... Gwałtownie otrząsnął się ze wspomnień i jeszcze raz popatrzył na
30 MAR Y JO PUTNEY stojącą przed nim kobietę. Jej oczy wydawały się zielone, a spojrzenie obce i egzotyczne. Ale, pomyślał zaraz, miała na sobie zieloną suknię, a kolor oczu Margot zmieniał się od szarego do zielonego, współgrając z jej nastrojem i ubiorem. Podobieństwo było uderzające, nie znalazł Ŝadnej róŜnicy, której nie moŜna by przypisać upływowi czasu lub zawodnej pamięci. Przyszła mu do głowy szalona myśl, Ŝe moŜe to Margot we własnej osobie. Co prawda, krąŜyły pogłoski, Ŝe ona nie Ŝyje, ale przecieŜ nikt nie miał co do tego pewności. Jeśli Margot przez te wszystkie lata mieszkała na kontynencie, to moŜe juŜ w niczym nie przypominać Angielki. Jednak hrabina zachowywała się tak, jakby zobaczyła go po raz pierwszy w Ŝyciu. Margot na pewno by go poznała, bo niewiele się zmienił. A jeśli tak, to nie mógł uwierzyć, by nie powitała go stekiem wyzwisk. A ta dama stała nieruchomo, z lekkim uśmiechem na ustach. Czekała, aŜ Rafę przyjrzy się jej dokładnie. Cisza trwała juŜ zbyt długo, a poniewaŜ to on przyszedł prosić o przysługę, do niego naleŜał następny ruch. Przywołał na pomoc Księcia, który potrafił się znaleźć w kaŜdej sytuacji. Skłoniwszy się głęboko, powiedział: - Proszę mi wybaczyć, hrabino. Mówiono mi, Ŝe jest pani naj piękniejszym szpiegiem w Europie, lecz Ŝaden opis nie jest w stanie oddać pani urody. Zaśmiała się głośno, serdecznie. Jak Margot. - Potrafi pan prawić komplementy, wasza miłość. Ja teŜ o panu słyszałam. - Nic złego, mam nadzieję. - Rafę doszedł do wniosku, Ŝe najwyŜsza pora wykorzystać swój męski czar. Podchodząc do hrabiny, uśmiechnął się i powiedział: - Oboje wiemy, po co tu jestem, to powaŜna sprawa. Darujmy sobie dworską etykietę. Wolałbym, Ŝebyś nazywała mnie po imieniu. - To znaczy? Jeśli to była gra, to trzeba przyznać, Ŝe Margot grała wyjątkowo dobrze. Uśmiechając się z pewnym napięciem, uniósł jej dłoń i pocałował. - Rafael. Przyjaciele mówią do mnie Rafę. Wyrwała rękę, jakby ją ugryzł.