J.D. ROBB
POWTÓRKA ZE ŚMIERCI
Tytuł oryginału IMITATION IN DEATH
PROLOG
Pogoda była jak wściekła dziwka, której
złości nic nie jest w stanie złagodzić. Sierpień
przyniósł na spoconych plecach wrzesień, by
ten dusił Nowy Jork wilgotnym i cuchnącym
powietrzem.
Zdaniem Jacie Wooton lato 2059 roku było
zabójcze.
Dochodziła druga nad ranem. Z barów
wysypywali się klienci, by przed powrotem do
domu poszukać dodatkowych wraŜeń. Serce
nocy - tak lubiła określać porę, kiedy
przychodzili do niej ci, którzy mieli pieniądze
na zaspokojenie Ŝądzy.
Po tym, jak spieprzyła sobie Ŝyciorys
zabawą z nielegalnymi substancjami i kilkoma
odsiadkami, dostała licencję tylko na ulicę.
Teraz była czysta i znów chciała uczciwie
wspinać się po szczeblach kariery w zawodzie
prostytutki, aŜ na szczyt, między bogatych i
samotnych.
Na razie jednak musiała zarobić na
cholerne utrzymanie, tymczasem w taki upał
nikt nie miał ochoty na seks, a jeszcze mniej
na płacenie.
W ciągu ostatnich dwóch godzin spotkała
tylko kilka koleŜanek, które stwierdziły, Ŝe
klimat odbiera im ochotę na seks, a forsa
przestaje je interesować.
Jacie była profesjonalistką i za taką
uwaŜała się od ponad dwudziestu lat, kiedy to
po raz pierwszy zrobiła uŜytek ze swojej
licencji. Pociła się w upale, ale nie narzekała.
Podczas okresu próbnego na ulicy miała
gorsze chwile, lecz nie dala się złamać.
Nie upadnie. Na kolanach czy na plecach -
zaleŜnie od indywidualnych upodobań klienta
- będzie robić swoje.
Rób swoje, powtarzała sobie. Forsa do
banku. Maksymalne wykorzystanie czasu. Za
kilka miesięcy wróci do apartamentu na Park
Avenue, gdzie jest jej miejsce.
Czasami w głowie Jacie rodziła się obawa,
Ŝe moŜe trochę się postarzała i zrobiła zbyt
miękka jak na ulicę. Wtedy po prostu
blokowała tę myśl i mocniej koncentrowała się
na złapaniu kolejnego klienta. Tylko jeden
klient.
Poza tym wiedziała, Ŝe jeśli nie złapie dziś
jeszcze jednego klienta, po opłaceniu czynszu
nie zostanie jej nic na zabiegi upiększające. A
lekki retusz był jej bardzo potrzebny.
Nie to, Ŝeby nie była wciąŜ atrakcyjna,
powtarzała sobie w duchu, przechadzając się
pod latarnią między trzema ulicami, które
traktowała jak swój rewir w trzewiach miasta.
Nadal była w formie. MoŜe wymieni usługę na
butelkę wódki? Drink cholernie by się jej teraz
przydał. A wyglądała przecieŜ dobrze.
Zajebiście dobrze.
Prezentowała towar w lśniącym
opakowaniu. Ogniście czerwony gorset i
spódniczka mini ledwo zakrywająca pośladki.
Dopóki nie zaoszczędzi na wizytę u plastyka
ciała, musi nosić gorset podnoszący biust.
Natomiast z nóg zawsze była dumna. Długie i
zgrabne, co erotycznie podkreślały srebrne
sandałki z czubem i rzemykami sięgającymi
do kolan.
Sukinsyny nie dawały o sobie zapomnieć,
kiedy przechadzała się po ulicy, szukając
jeszcze jednego klienta.
Próbując ulŜyć obolałym stopom, oparła
się o latarnię, wypięła zalotnie biodro,
zmruŜyła zmęczone brązowe oczy i zajęła się
obserwowaniem opustoszałej ulicy. Powinnam
była włoŜyć srebrną perukę, pomyślała.
Faceci zawsze lecą na włosy. Tej nocy nie
była w stanie udźwignąć cięŜaru peruki. Po
prostu zaczesała do góry swoje naturalne
kruczoczarne włosy i podtrzymała je srebrną
siateczką w spreju.
Obok niej przejechała taksówka i kilka
samochodów. Choć przyjmowała zachęcające
pozy i wysyłała klasyczne sygnały
zapraszające, nikt nawet nie zwolnił.
Jeszcze dziesięć minut i na dziś koniec,
postanowiła. Jak jej zabraknie na czynsz, to
obciągnie laskę właścicielowi kamienicy.
Wyprostowała się i powoli, ze względu na
piekące stopy, ruszyła w stronę pokoiku, w
którym mieszkała. Ani na chwilę nie
zapominała o luksusowym apartamencie, jaki
kiedyś wynajmowała w Upper West Side, o
szafie pełnej pięknych ubrań, o notesie
pełnym adresów stałych klientów.
Nielegalne substancje, jak mawiała jej
kuratorka, to równia pochyła, a na dole zwykle
czeka ponura, nędzna śmierć.
PrzeŜyła, ale tkwiła w samym środku
nędzy.
Jeszcze sześć miesięcy, obiecywała
sobie. I wróci na szczyt.
ZauwaŜyła, Ŝe szedł w jej kierunku.
Bogaty, ekscentryczny, wyraźnie nietutejszy.
Nieczęsto spotyka się w tej okolicy facetów w
stroju wieczorowym. Ni mniej, ni więcej, tylko
w pelerynie i cylindrze! W ręku niósł czarną
teczkę.
Jacie uśmiechnęła się znacząco i
prowokacyjnie oparła dłoń na biodrze.
- Hej, kochanie. Jesteś taki elegancki,
moŜe urządzimy sobie małe przyjęcie?
Odwzajemnił uśmiech, pokazując równe
białe zęby.
- Co masz na myśli?
Jego głos pasował do stroju. WyŜsze
sfery, pomyślała z przyjemnością i nostalgią.
Styl, kultura.
- Co tylko zechcesz. Ty tu rządzisz.
- A więc przyjęcie prywatne, gdzieś w
pobliŜu. - Rozejrzał się wokół, po czym
wskazał wąską uliczkę. - Obawiam się, Ŝe nie
mam w tej chwili zbyt duŜo czasu.
Ulica oznaczała szybki numerek. Jacie to
odpowiadało. Jeśli dobrze się spisze,
moŜliwe, Ŝe dostanie przyzwoity napiwek.
Wystarczy na czynsz, biust i jeszcze zostanie,
planowała w duchu, kiedy szli w stronę uliczki.
- Nie jesteś stąd, prawda?
- Dlaczego tak uwaŜasz?
- Nie wyglądasz i nie mówisz jak ktoś stąd.
- Wzruszyła ramionami. W sumie to nie jej
interes. - Kochanie, powiedz, na co masz
ochotę, to od razu załatwimy sprawy
finansowe.
- Och, chcę wszystkiego.
Roześmiała się i sięgnęła dłonią do jego
krocza.
- Mmm, właśnie widzę. Wszystko
dostaniesz. - A potem będę mogła zdjąć te
przeklęte buty i strzelić sobie chłodnego
drinka, pomyślała.
Wymieniła stawkę, zawyŜając ją, jak tylko
się dało. Kiedy bez mrugnięcia okiem przystał
na wygórowaną cenę, przeklęła się w duchu
za brak odwagi.
- Pieniądze z góry - powiedziała. - Zapłać i
zaczynamy zabawę.
- Racja, najpierw zapłata.
Nie przestając się uśmiechać, obrócił ją
twarzą do ściany i mocnym szarpnięciem za
włosy odchylił do tyłu jej głowę. Jednym
zdecydowanym ruchem poderŜnął jej gardło,
Ŝeby nie krzyczała, i schował nóŜ pod
pelerynę. Otworzyła usta i przez chwilę
patrzyła na niego, po czym z rzęŜeniem
osunęła się po brudnej ścianie.
- A teraz zabawa - mruknął i zabrał się do
roboty.
ROZDZIAŁ 1
Za kaŜdym razem odkrywa się coś
nowego. Bez względu na to, ile razy ogląda
się rozlaną krew, ile razy widzi się ślady
masakry, jakiej człowiek dokonał na
człowieku, zawsze znajdzie się coś nowego.
Robią to okrutniej, z większą
bezwzględnością. Ich szaleństwo jest coraz
bardziej makabryczne. porucznik Eve Dallas
stała nad zmasakrowanymi zwłokami kobiety i
zastanawiała się, czy kiedyś trafi na bardziej
przeraŜający przypadek.
Stojący u wlotu ulicy dwaj mundurowi,
którzy znaleźli ciało, do tej pory nie mogli
opanować torsji. Odgłosy ich choroby niosły
się echem między budynkami. Stała przy
zwłokach i czekała, aŜ jej Ŝołądek się uspokoi.
Była gotowa, stopy i dłonie zabezpieczyła
zaraz po przybyciu.
Nie przypominała sobie, by kiedykolwiek w
Ŝyciu widziała tyle krwi. Nie, to na pewno
pierwszy raz. Lepiej, Ŝeby tak było.
Przykucnęła, otworzyła zestaw podręczny i
wyjęła identyfikator, by zdjąć odciski palców
ofiary. Wiedziała, Ŝe nie uniknie krwi, więc
przestała o tym rozmyślać. Podniosła
bezwładną rękę denatki i przycisnęła kciuk do
czytnika. - Ofiara to kobieta rasy kaukaskiej.
Ciało znaleziono około trzeciej trzydzieści.
Anonimowy informator zawiadomił lokalny
posterunek, na miejsce przybyło dwóch
oficerów. Po zdjęciu odcisku palca ofiara
została zidentyfikowana jako Wooton, Jacie,
lat czterdzieści jeden, licencjonowana kobieta
do towarzystwa, zamieszkała przy ulicy
Doyers 375. Odetchnęła kilka razy i mówiła
dalej: - Ofiara ma poderŜnięte gardło. Ślady
rozpryśniętej na budynku krwi wskazują, Ŝe
ranę zadano, kiedy kobieta stała oparta o jego
północną ścianę. Ofiara osunęła się na
ziemię, lub została połoŜona na chodniku
przez napastnika lub napastników, którzy
następnie...
Jezu! Słodki Jezu!
- „którzy następnie dokonali okaleczenia,
usuwając jej narządy w okolicy miednicy.
Rany szyi i brzucha wskazują na uŜycie
ostrego narzędzia i duŜą precyzję.
Kiedy wyjęła rekorder i przyrządy
pomiarowe, mimo upału przeszły ją ciarki.
- Przepraszam - odezwała się za plecami
Peabody, jej asystentka. Eve nie musiała się
odwracać, by wiedzieć, Ŝe twarz Peabody jest
wciąŜ blada i błyszcząca od szoku i mdłości. -
Pani porucznik, tak mi przykro, Ŝe nie
wytrzymałam.
- Nie przejmuj się. Lepiej się czujesz?
- Ja... tak, juŜ dobrze, pani porucznik.
Eve kiwnęła głową, nie przerywając pracy.
Lojalna, opanowana i niezawodna Peabody
rzuciła okiem na to, co leŜało na chodniku,
pobladła jak kreda i zataczając się, wycofała
się na koniec ulicy, by zgodnie z rozkazem
Eve rzygać tam.
- Mam jej dane. To Jacie Wooton z
Doyers. Licencjonowana ' osoba do
towarzystwa. Sprawdź ją.
- W Ŝyciu nie widziałam czegoś
podobnego. Nigdy.
- Potrzebuję więcej danych. Peabody,
zabieraj się do roboty, zasłaniasz mi światło.
Peabody dobrze wiedziała, Ŝe niczego nie
zastania. Pani porucznik po prostu chciała
odwrócić jej uwagę. PoniewaŜ cały czas
kręciło jej się w głowie, nie zaprotestowała i
ruszyła w stronę wylotu uliczki.
Koszula słuŜbowego munduru była
całkiem mokra od potu, a gęste ciemne włosy
ukryte pod czapką zwilgotniały na skroniach.
Peabody miała sucho w gardle, głos jej drŜał,
ale natychmiast zabrała się do przeszukiwania
danych. Od czasu do czasu zerkała na
pracującą Eve.
Sprawna, dokładna, ktoś postronny
mógłby powiedzieć, Ŝe zimna. Peabody
jednak przez moment widziała na twarzy Eve
szok i przeraŜenie, a takŜe współczucie. Tyle
zdąŜyła zauwaŜyć, bo zaraz potem oczy
zaszły jej mgłą. „Zimna” to nie było dobre
określenie. Eve była raczej zdeterminowana.
Peabody spostrzegła, Ŝe Eve jest blada. I
nie była to tylko gra światła. Po prostu z jej
szczupłej twarzy odpłynęła krew.
W ciemnych oczach widać było skupienie.
Badała zmasakrowane zwłoki nawet nie
mrugając. Ręce poruszały się pewnie, buty
miała umazane we krwi.
Na plecach koszuli odznaczała się struŜka
potu, jednak Eve nie przerywała pracy.
Chciała jak najszybciej skończyć.
Kiedy się wyprostowała, Peabody ujrzała
wysoką, szczupłą kobietę w brudnych butach,
znoszonych dŜinsach i pięknej lnianej
marynarce. Miała mocno wystające kości
policzkowe, pełne usta, duŜe brązowe oczy i
krótkie ciemne włosy.
Peabody widziała nie tylko kobietę, ale
przede wszystkim policjantkę, która nigdy nie
odwraca wzroku od śmierci.
- Dallas...
- Peabody, moŜesz rzygać, ile chcesz, ale
nie zapaskudź mi miejsca zbrodni. Czego się
dowiedziałaś?
- Ofiara od dwudziestu dwóch lat mieszka
w Nowym Jorku. Poprzednio zameldowana
przy West Central Park. Przez ostatnich
osiemnaście miesięcy zamieszkiwała w tej
okolicy.
- Drobna zmiana standardu. Za co ją
przymknęli?
- Za nielegalne substancje. Trzy razy.
Straciła świetną licencję, siedziała sześć
miesięcy, potem odwyk, kurator, w końcu rok
temu dostała tymczasową licencję na ulicę.
- Sypnęła swojego dilera?
- Nie, pani porucznik.
- No, zobaczymy, co powiedzą badania
toksykologiczne, kiedy zbada ją koroner. Nie
sądzę, Ŝeby nasz Kuba był dilerem - Eve
podniosła kopertę, którą zostawiono na ciele.
Była specjalnie zabezpieczona, by krew nie
wsiąkała w papier.
Porucznik Eve Dallas, Nowojorska Policja,
głosił napis wykonany wyszukaną czcionką na
eleganckim kremowym papierze. Domyśliła
się, Ŝe to wydruk komputerowy. Gruby, cięŜki,
kosztowny papier, na jakim w wyŜszych
sferach drukuje się zaproszenia. Eve coś o
tym wiedziała, jej mąŜ wysyłał i dostawał
takich setki.
Sięgnęła po woreczek z drugim dowodem
rzeczowym i jeszcze raz przeczytała notatkę.
Witam, Pani Porucznik.
Podoba się to Pani? Wiem, ze przez cale
lato była Pani bardzo zajęta, od dawna
podziwiam Pani osiągnięcia. Nie znam
odpowiedniejszej osoby wśród oficerów policji
naszego pięknego miasta, z którą chciałbym
wejść w układ, mam nadzieję, bardzo intymny.
Oto próbka moich moŜliwości. Co Pani o
tym myśli?
Liczę na długą i owocną współpracę.
Kuba
- Zaraz ci powiem, co myślę. Kuba, jesteś
chorym sukinsynem. Oznaczyć i do worka -
rzuciła, ostatni raz zerkając na ulicę. -
Zabójstwo.
Mieszkanie Wooton znajdowało się na
czwartym piętrze jednego z tych budynków,
które wyrosły jak grzyby po deszczu tuŜ po
wojnach miejskich, by dać tymczasowe
schronienie uciekinierom. Większość bloków
wybudowano w biednych dzielnicach miasta i
zewsząd słychać było głosy domagające się
ich wyburzenia. Władze wciąŜ się wahały, czy
wysiedlić płacące minimalny czynsz
licencjonowane osoby do towarzystwa,
narkomanów, dilerów i pracującą biedotę, i
wyburzyć prowizoryczne blokowiska, czy
raczej zainwestować w remont. Podczas gdy
odpowiedzialne słuŜby się namyślały, budynki
popadały w ruinę i nikt nawet palcem nie
kiwnął, by je ratować.
Eve była pewna, Ŝe sytuacja się nie
zmieni, dopóki któryś z bloków nie zawali się
razem z mieszkańcami. Dopiero wtedy
ojcowie miasta się ockną.
Zanim to jednak nastąpi, okolica jeszcze
długo będzie idealnym miejscem dla pechowej
dziwki.
Jej mieszkanie przypominało małe duszne
pudełko z miniaturową ślepą kuchnią i
mikroskopijną kabiną słuŜącą jako łazienka.
Za wschodnim oknem rozciągał się widok na
ścianę identycznego budynku.
Przez cienkie ściany słychać było
dramatyczne chrapanie dobiegające od
sąsiadów.
Mimo niesprzyjających warunków Jacie
utrzymywała w mieszkaniu porządek, co
więcej, zdołała nadać mu nawet coś w rodzaju
stylu. Meble były tanie, ale kolorowe. Nie stać
jej było na ekrany, ale w oknach wisiały
falbaniaste firanki. Na rozkładanej sofie leŜała
równo ułoŜona pościel z jakościowej bawełny.
Pewnie pamiątka z lepszych czasów,
pomyślała Eve. Na stole leŜał tani model
łącza, obok stała złoŜona z elementów
komoda, na której Jacie trzymała przeróŜne
narzędzia przydatne w zawodzie: kosmetyki,
perfumy, peruki, tandetną biŜuterię i
zmywalne tatuaŜe. W szufladach znajdowały
się głównie stroje słuŜbowe, ale wśród
uniformów prostytutki Eve zauwaŜyła kilka
bardziej klasycznych ubrań, które
prawdopodobnie nosiła po pracy.
W jednej szufladzie znalazła spory zapas
leków na receptę, w tym pół butelki kropli na
wytrzeźwienie i jedno całe opakowanie na
zapas. Zestaw uzupełniały stojące w kuchni
dwie butelki wódki i jedna bimbru.
Eve nie znalazła w mieszkaniu
nielegalnych substancji, co mogło oznaczać,
Ŝe Jacie przerzuciła się z narkotyków na
alkohol.
Podeszła do łącza i sprawdziła połączenia
z ostatnich trzech dni. Jacie kontaktowała się
ze swoją kuratorką w sprawie przedłuŜenia
licencji. Potem dzwonił właściciel mieszkania z
pytaniem o zaległy czynsz. Jacie nie odebrała
i nie zdąŜyła oddzwonić. Trzecia rozmowa z
plastykiem ciała dotyczyła stawek za zabiegi.
śadnych plotek z koleŜankami.
Eve przejrzała finanse. Okazało się, Ŝe
Jacie skrupulatnie wszystko notowała.
Przywiązywała uwagę do forsy. Robiła swoje,
pieniądze wpłacała do banku, ale i tak
większość inwestowała w biznes. W tym
zawodzie koszty utrzymania są wysokie,
dumała Eve. Stroje, kosmetyki, włosy, zabiegi
upiększające sporo kosztują.
Przywykła dobrze wyglądać, uznała Eve.
Robiła wszystko, by utrzymać formę. Poczucie
własnej wartości oparte na wyglądzie, którego
podstawą był seksapil, niezbędny, by
sprzedawać swoje ciało i dzięki temu zarobić
na utrzymanie wyglądu.
Eve pomyślała, Ŝe to bardzo smutne
błędne koło.
- Na paskudnym drzewie uwiła sobie
całkiem przytulne gniazdko - skomentowała
Eve. - Nie ma połączeń ani korespondencji od
Ŝadnego Kuby. W zasadzie w ogóle nie
kontaktowała się z facetami. Miała męŜa lub
konkubenta?
- Nie, pani porucznik.
- Pogadamy z jej kuratorką. MoŜe miała
kogoś bliskiego, choć prawdę mówiąc nie
sądzę, Ŝebyśmy się czegoś dowiedziały.
J.D. ROBB POWTÓRKA ZE ŚMIERCI Tytuł oryginału IMITATION IN DEATH
PROLOG Pogoda była jak wściekła dziwka, której złości nic nie jest w stanie złagodzić. Sierpień przyniósł na spoconych plecach wrzesień, by ten dusił Nowy Jork wilgotnym i cuchnącym powietrzem. Zdaniem Jacie Wooton lato 2059 roku było zabójcze. Dochodziła druga nad ranem. Z barów wysypywali się klienci, by przed powrotem do domu poszukać dodatkowych wraŜeń. Serce nocy - tak lubiła określać porę, kiedy przychodzili do niej ci, którzy mieli pieniądze na zaspokojenie Ŝądzy. Po tym, jak spieprzyła sobie Ŝyciorys zabawą z nielegalnymi substancjami i kilkoma odsiadkami, dostała licencję tylko na ulicę. Teraz była czysta i znów chciała uczciwie
wspinać się po szczeblach kariery w zawodzie prostytutki, aŜ na szczyt, między bogatych i samotnych. Na razie jednak musiała zarobić na cholerne utrzymanie, tymczasem w taki upał nikt nie miał ochoty na seks, a jeszcze mniej na płacenie. W ciągu ostatnich dwóch godzin spotkała tylko kilka koleŜanek, które stwierdziły, Ŝe klimat odbiera im ochotę na seks, a forsa przestaje je interesować. Jacie była profesjonalistką i za taką uwaŜała się od ponad dwudziestu lat, kiedy to po raz pierwszy zrobiła uŜytek ze swojej licencji. Pociła się w upale, ale nie narzekała. Podczas okresu próbnego na ulicy miała gorsze chwile, lecz nie dala się złamać.
Nie upadnie. Na kolanach czy na plecach - zaleŜnie od indywidualnych upodobań klienta - będzie robić swoje. Rób swoje, powtarzała sobie. Forsa do banku. Maksymalne wykorzystanie czasu. Za kilka miesięcy wróci do apartamentu na Park Avenue, gdzie jest jej miejsce. Czasami w głowie Jacie rodziła się obawa, Ŝe moŜe trochę się postarzała i zrobiła zbyt miękka jak na ulicę. Wtedy po prostu blokowała tę myśl i mocniej koncentrowała się na złapaniu kolejnego klienta. Tylko jeden klient. Poza tym wiedziała, Ŝe jeśli nie złapie dziś jeszcze jednego klienta, po opłaceniu czynszu nie zostanie jej nic na zabiegi upiększające. A lekki retusz był jej bardzo potrzebny.
Nie to, Ŝeby nie była wciąŜ atrakcyjna, powtarzała sobie w duchu, przechadzając się pod latarnią między trzema ulicami, które traktowała jak swój rewir w trzewiach miasta. Nadal była w formie. MoŜe wymieni usługę na butelkę wódki? Drink cholernie by się jej teraz przydał. A wyglądała przecieŜ dobrze. Zajebiście dobrze. Prezentowała towar w lśniącym opakowaniu. Ogniście czerwony gorset i spódniczka mini ledwo zakrywająca pośladki. Dopóki nie zaoszczędzi na wizytę u plastyka ciała, musi nosić gorset podnoszący biust. Natomiast z nóg zawsze była dumna. Długie i zgrabne, co erotycznie podkreślały srebrne sandałki z czubem i rzemykami sięgającymi do kolan.
Sukinsyny nie dawały o sobie zapomnieć, kiedy przechadzała się po ulicy, szukając jeszcze jednego klienta. Próbując ulŜyć obolałym stopom, oparła się o latarnię, wypięła zalotnie biodro, zmruŜyła zmęczone brązowe oczy i zajęła się obserwowaniem opustoszałej ulicy. Powinnam była włoŜyć srebrną perukę, pomyślała. Faceci zawsze lecą na włosy. Tej nocy nie była w stanie udźwignąć cięŜaru peruki. Po prostu zaczesała do góry swoje naturalne kruczoczarne włosy i podtrzymała je srebrną siateczką w spreju. Obok niej przejechała taksówka i kilka samochodów. Choć przyjmowała zachęcające pozy i wysyłała klasyczne sygnały zapraszające, nikt nawet nie zwolnił.
Jeszcze dziesięć minut i na dziś koniec, postanowiła. Jak jej zabraknie na czynsz, to obciągnie laskę właścicielowi kamienicy. Wyprostowała się i powoli, ze względu na piekące stopy, ruszyła w stronę pokoiku, w którym mieszkała. Ani na chwilę nie zapominała o luksusowym apartamencie, jaki kiedyś wynajmowała w Upper West Side, o szafie pełnej pięknych ubrań, o notesie pełnym adresów stałych klientów. Nielegalne substancje, jak mawiała jej kuratorka, to równia pochyła, a na dole zwykle czeka ponura, nędzna śmierć. PrzeŜyła, ale tkwiła w samym środku nędzy. Jeszcze sześć miesięcy, obiecywała sobie. I wróci na szczyt.
ZauwaŜyła, Ŝe szedł w jej kierunku. Bogaty, ekscentryczny, wyraźnie nietutejszy. Nieczęsto spotyka się w tej okolicy facetów w stroju wieczorowym. Ni mniej, ni więcej, tylko w pelerynie i cylindrze! W ręku niósł czarną teczkę. Jacie uśmiechnęła się znacząco i prowokacyjnie oparła dłoń na biodrze. - Hej, kochanie. Jesteś taki elegancki, moŜe urządzimy sobie małe przyjęcie? Odwzajemnił uśmiech, pokazując równe białe zęby. - Co masz na myśli? Jego głos pasował do stroju. WyŜsze sfery, pomyślała z przyjemnością i nostalgią. Styl, kultura. - Co tylko zechcesz. Ty tu rządzisz.
- A więc przyjęcie prywatne, gdzieś w pobliŜu. - Rozejrzał się wokół, po czym wskazał wąską uliczkę. - Obawiam się, Ŝe nie mam w tej chwili zbyt duŜo czasu. Ulica oznaczała szybki numerek. Jacie to odpowiadało. Jeśli dobrze się spisze, moŜliwe, Ŝe dostanie przyzwoity napiwek. Wystarczy na czynsz, biust i jeszcze zostanie, planowała w duchu, kiedy szli w stronę uliczki. - Nie jesteś stąd, prawda? - Dlaczego tak uwaŜasz? - Nie wyglądasz i nie mówisz jak ktoś stąd. - Wzruszyła ramionami. W sumie to nie jej interes. - Kochanie, powiedz, na co masz ochotę, to od razu załatwimy sprawy finansowe. - Och, chcę wszystkiego.
Roześmiała się i sięgnęła dłonią do jego krocza. - Mmm, właśnie widzę. Wszystko dostaniesz. - A potem będę mogła zdjąć te przeklęte buty i strzelić sobie chłodnego drinka, pomyślała. Wymieniła stawkę, zawyŜając ją, jak tylko się dało. Kiedy bez mrugnięcia okiem przystał na wygórowaną cenę, przeklęła się w duchu za brak odwagi. - Pieniądze z góry - powiedziała. - Zapłać i zaczynamy zabawę. - Racja, najpierw zapłata. Nie przestając się uśmiechać, obrócił ją twarzą do ściany i mocnym szarpnięciem za włosy odchylił do tyłu jej głowę. Jednym zdecydowanym ruchem poderŜnął jej gardło, Ŝeby nie krzyczała, i schował nóŜ pod
pelerynę. Otworzyła usta i przez chwilę patrzyła na niego, po czym z rzęŜeniem osunęła się po brudnej ścianie. - A teraz zabawa - mruknął i zabrał się do roboty.
ROZDZIAŁ 1 Za kaŜdym razem odkrywa się coś nowego. Bez względu na to, ile razy ogląda się rozlaną krew, ile razy widzi się ślady masakry, jakiej człowiek dokonał na człowieku, zawsze znajdzie się coś nowego. Robią to okrutniej, z większą bezwzględnością. Ich szaleństwo jest coraz bardziej makabryczne. porucznik Eve Dallas stała nad zmasakrowanymi zwłokami kobiety i zastanawiała się, czy kiedyś trafi na bardziej przeraŜający przypadek. Stojący u wlotu ulicy dwaj mundurowi, którzy znaleźli ciało, do tej pory nie mogli opanować torsji. Odgłosy ich choroby niosły się echem między budynkami. Stała przy zwłokach i czekała, aŜ jej Ŝołądek się uspokoi.
Była gotowa, stopy i dłonie zabezpieczyła zaraz po przybyciu. Nie przypominała sobie, by kiedykolwiek w Ŝyciu widziała tyle krwi. Nie, to na pewno pierwszy raz. Lepiej, Ŝeby tak było. Przykucnęła, otworzyła zestaw podręczny i wyjęła identyfikator, by zdjąć odciski palców ofiary. Wiedziała, Ŝe nie uniknie krwi, więc przestała o tym rozmyślać. Podniosła bezwładną rękę denatki i przycisnęła kciuk do czytnika. - Ofiara to kobieta rasy kaukaskiej. Ciało znaleziono około trzeciej trzydzieści. Anonimowy informator zawiadomił lokalny posterunek, na miejsce przybyło dwóch oficerów. Po zdjęciu odcisku palca ofiara została zidentyfikowana jako Wooton, Jacie, lat czterdzieści jeden, licencjonowana kobieta do towarzystwa, zamieszkała przy ulicy
Doyers 375. Odetchnęła kilka razy i mówiła dalej: - Ofiara ma poderŜnięte gardło. Ślady rozpryśniętej na budynku krwi wskazują, Ŝe ranę zadano, kiedy kobieta stała oparta o jego północną ścianę. Ofiara osunęła się na ziemię, lub została połoŜona na chodniku przez napastnika lub napastników, którzy następnie... Jezu! Słodki Jezu! - „którzy następnie dokonali okaleczenia, usuwając jej narządy w okolicy miednicy. Rany szyi i brzucha wskazują na uŜycie ostrego narzędzia i duŜą precyzję. Kiedy wyjęła rekorder i przyrządy pomiarowe, mimo upału przeszły ją ciarki. - Przepraszam - odezwała się za plecami Peabody, jej asystentka. Eve nie musiała się odwracać, by wiedzieć, Ŝe twarz Peabody jest
wciąŜ blada i błyszcząca od szoku i mdłości. - Pani porucznik, tak mi przykro, Ŝe nie wytrzymałam. - Nie przejmuj się. Lepiej się czujesz? - Ja... tak, juŜ dobrze, pani porucznik. Eve kiwnęła głową, nie przerywając pracy. Lojalna, opanowana i niezawodna Peabody rzuciła okiem na to, co leŜało na chodniku, pobladła jak kreda i zataczając się, wycofała się na koniec ulicy, by zgodnie z rozkazem Eve rzygać tam. - Mam jej dane. To Jacie Wooton z Doyers. Licencjonowana ' osoba do towarzystwa. Sprawdź ją. - W Ŝyciu nie widziałam czegoś podobnego. Nigdy. - Potrzebuję więcej danych. Peabody, zabieraj się do roboty, zasłaniasz mi światło.
Peabody dobrze wiedziała, Ŝe niczego nie zastania. Pani porucznik po prostu chciała odwrócić jej uwagę. PoniewaŜ cały czas kręciło jej się w głowie, nie zaprotestowała i ruszyła w stronę wylotu uliczki. Koszula słuŜbowego munduru była całkiem mokra od potu, a gęste ciemne włosy ukryte pod czapką zwilgotniały na skroniach. Peabody miała sucho w gardle, głos jej drŜał, ale natychmiast zabrała się do przeszukiwania danych. Od czasu do czasu zerkała na pracującą Eve. Sprawna, dokładna, ktoś postronny mógłby powiedzieć, Ŝe zimna. Peabody jednak przez moment widziała na twarzy Eve szok i przeraŜenie, a takŜe współczucie. Tyle zdąŜyła zauwaŜyć, bo zaraz potem oczy
zaszły jej mgłą. „Zimna” to nie było dobre określenie. Eve była raczej zdeterminowana. Peabody spostrzegła, Ŝe Eve jest blada. I nie była to tylko gra światła. Po prostu z jej szczupłej twarzy odpłynęła krew. W ciemnych oczach widać było skupienie. Badała zmasakrowane zwłoki nawet nie mrugając. Ręce poruszały się pewnie, buty miała umazane we krwi. Na plecach koszuli odznaczała się struŜka potu, jednak Eve nie przerywała pracy. Chciała jak najszybciej skończyć. Kiedy się wyprostowała, Peabody ujrzała wysoką, szczupłą kobietę w brudnych butach, znoszonych dŜinsach i pięknej lnianej marynarce. Miała mocno wystające kości policzkowe, pełne usta, duŜe brązowe oczy i krótkie ciemne włosy.
Peabody widziała nie tylko kobietę, ale przede wszystkim policjantkę, która nigdy nie odwraca wzroku od śmierci. - Dallas... - Peabody, moŜesz rzygać, ile chcesz, ale nie zapaskudź mi miejsca zbrodni. Czego się dowiedziałaś? - Ofiara od dwudziestu dwóch lat mieszka w Nowym Jorku. Poprzednio zameldowana przy West Central Park. Przez ostatnich osiemnaście miesięcy zamieszkiwała w tej okolicy. - Drobna zmiana standardu. Za co ją przymknęli? - Za nielegalne substancje. Trzy razy. Straciła świetną licencję, siedziała sześć miesięcy, potem odwyk, kurator, w końcu rok temu dostała tymczasową licencję na ulicę.
- Sypnęła swojego dilera? - Nie, pani porucznik. - No, zobaczymy, co powiedzą badania toksykologiczne, kiedy zbada ją koroner. Nie sądzę, Ŝeby nasz Kuba był dilerem - Eve podniosła kopertę, którą zostawiono na ciele. Była specjalnie zabezpieczona, by krew nie wsiąkała w papier. Porucznik Eve Dallas, Nowojorska Policja, głosił napis wykonany wyszukaną czcionką na eleganckim kremowym papierze. Domyśliła się, Ŝe to wydruk komputerowy. Gruby, cięŜki, kosztowny papier, na jakim w wyŜszych sferach drukuje się zaproszenia. Eve coś o tym wiedziała, jej mąŜ wysyłał i dostawał takich setki. Sięgnęła po woreczek z drugim dowodem rzeczowym i jeszcze raz przeczytała notatkę.
Witam, Pani Porucznik. Podoba się to Pani? Wiem, ze przez cale lato była Pani bardzo zajęta, od dawna podziwiam Pani osiągnięcia. Nie znam odpowiedniejszej osoby wśród oficerów policji naszego pięknego miasta, z którą chciałbym wejść w układ, mam nadzieję, bardzo intymny. Oto próbka moich moŜliwości. Co Pani o tym myśli? Liczę na długą i owocną współpracę. Kuba - Zaraz ci powiem, co myślę. Kuba, jesteś chorym sukinsynem. Oznaczyć i do worka - rzuciła, ostatni raz zerkając na ulicę. - Zabójstwo. Mieszkanie Wooton znajdowało się na czwartym piętrze jednego z tych budynków, które wyrosły jak grzyby po deszczu tuŜ po
wojnach miejskich, by dać tymczasowe schronienie uciekinierom. Większość bloków wybudowano w biednych dzielnicach miasta i zewsząd słychać było głosy domagające się ich wyburzenia. Władze wciąŜ się wahały, czy wysiedlić płacące minimalny czynsz licencjonowane osoby do towarzystwa, narkomanów, dilerów i pracującą biedotę, i wyburzyć prowizoryczne blokowiska, czy raczej zainwestować w remont. Podczas gdy odpowiedzialne słuŜby się namyślały, budynki popadały w ruinę i nikt nawet palcem nie kiwnął, by je ratować. Eve była pewna, Ŝe sytuacja się nie zmieni, dopóki któryś z bloków nie zawali się razem z mieszkańcami. Dopiero wtedy ojcowie miasta się ockną.
Zanim to jednak nastąpi, okolica jeszcze długo będzie idealnym miejscem dla pechowej dziwki. Jej mieszkanie przypominało małe duszne pudełko z miniaturową ślepą kuchnią i mikroskopijną kabiną słuŜącą jako łazienka. Za wschodnim oknem rozciągał się widok na ścianę identycznego budynku. Przez cienkie ściany słychać było dramatyczne chrapanie dobiegające od sąsiadów. Mimo niesprzyjających warunków Jacie utrzymywała w mieszkaniu porządek, co więcej, zdołała nadać mu nawet coś w rodzaju stylu. Meble były tanie, ale kolorowe. Nie stać jej było na ekrany, ale w oknach wisiały falbaniaste firanki. Na rozkładanej sofie leŜała równo ułoŜona pościel z jakościowej bawełny.
Pewnie pamiątka z lepszych czasów, pomyślała Eve. Na stole leŜał tani model łącza, obok stała złoŜona z elementów komoda, na której Jacie trzymała przeróŜne narzędzia przydatne w zawodzie: kosmetyki, perfumy, peruki, tandetną biŜuterię i zmywalne tatuaŜe. W szufladach znajdowały się głównie stroje słuŜbowe, ale wśród uniformów prostytutki Eve zauwaŜyła kilka bardziej klasycznych ubrań, które prawdopodobnie nosiła po pracy. W jednej szufladzie znalazła spory zapas leków na receptę, w tym pół butelki kropli na wytrzeźwienie i jedno całe opakowanie na zapas. Zestaw uzupełniały stojące w kuchni dwie butelki wódki i jedna bimbru. Eve nie znalazła w mieszkaniu nielegalnych substancji, co mogło oznaczać,
Ŝe Jacie przerzuciła się z narkotyków na alkohol. Podeszła do łącza i sprawdziła połączenia z ostatnich trzech dni. Jacie kontaktowała się ze swoją kuratorką w sprawie przedłuŜenia licencji. Potem dzwonił właściciel mieszkania z pytaniem o zaległy czynsz. Jacie nie odebrała i nie zdąŜyła oddzwonić. Trzecia rozmowa z plastykiem ciała dotyczyła stawek za zabiegi. śadnych plotek z koleŜankami. Eve przejrzała finanse. Okazało się, Ŝe Jacie skrupulatnie wszystko notowała. Przywiązywała uwagę do forsy. Robiła swoje, pieniądze wpłacała do banku, ale i tak większość inwestowała w biznes. W tym zawodzie koszty utrzymania są wysokie, dumała Eve. Stroje, kosmetyki, włosy, zabiegi upiększające sporo kosztują.
Przywykła dobrze wyglądać, uznała Eve. Robiła wszystko, by utrzymać formę. Poczucie własnej wartości oparte na wyglądzie, którego podstawą był seksapil, niezbędny, by sprzedawać swoje ciało i dzięki temu zarobić na utrzymanie wyglądu. Eve pomyślała, Ŝe to bardzo smutne błędne koło. - Na paskudnym drzewie uwiła sobie całkiem przytulne gniazdko - skomentowała Eve. - Nie ma połączeń ani korespondencji od Ŝadnego Kuby. W zasadzie w ogóle nie kontaktowała się z facetami. Miała męŜa lub konkubenta? - Nie, pani porucznik. - Pogadamy z jej kuratorką. MoŜe miała kogoś bliskiego, choć prawdę mówiąc nie sądzę, Ŝebyśmy się czegoś dowiedziały.