Rozdział pierwszy
– Marge Whittier, to twoja szansa na wygranie
dziesięciu tysięcy dolarów. Jesteś gotowa?
Marge Whittier, czterdziestoośmioletnia nauczy-
cielka z Kansas City, babcia dwójki wnucząt, drgnęła
niespokojnie w fotelu. Oświetlały ją reflektory,
w uszach dudniła muzyka. Była bliska paniki.
– Tak, jestem gotowa.
– Powodzenia, Marge. Zegar ruszy przy pierwszej
odpowiedzi. Zaczynaj.
Zadrżała i wybrała numer szósty. Sześćdziesiąt se-
kund zaczęło się kurczyć, a napięcie rosło, kiedy
Marge i jej sławna partnerka wysilały umysły w po-
szukiwaniu prawidłowych odpowiedzi. Oczywiście
wiedziały, kto stworzył podwaliny psychoanalizy i ile
jardów mieści się w mili, ale jaki pierwiastek wchodzi
w skład wszystkich związków organicznych? Zapach-
niało klęską.
Marge zbladła, jej usta zadrżały. Była nauczycielką
angielskiego, interesowała się historią i filmem, ale
nauki przyrodnicze były jej obce. Popatrzyła błagalnie
na partnerkę, bardziej znaną ze swojej błyskotliwości
niż inteligencji. Mijały cenne sekundy. Nagle rozległ
się dźwięk dzwonka. Dziesięć tysięcy dolarów przeszło
Marge koło nosa.
Publiczność w studiu jęknęła rozczarowana.
– Przykro mi, Marge. – John Jay Johnson, wysoki
i elegancki gospodarz teleturnieju, położył rękę na
ramieniu nauczycielki. Jego głęboki, gardłowy głos
wyrażał idealną mieszankę rozczarowania i nadziei.
– Byłaś tak blisko zwycięstwa. Jednak dzięki ośmiu
prawidłowym odpowiedziom możesz dodać kolejne
osiemset dolarów do swojej wygranej. I to dużej
wygranej. – Uśmiechnął się do kamery. – Po przerwie
podamy państwu, ile dokładnie wygrała Marge oraz
jaka jest prawidłowa odpowiedź na ostatnie pytanie.
Zostańcie z nami.
Muzyka umilkła. John Jay nadal miał na obliczu
dobroduszny uśmiech. Wykorzystał dziewięćdziesię-
ciosekundową przerwę, żeby zbliżyć się do urodziwej
partnerki Marge.
– Nadęty dureń – mruknęła Johanna.
Niestety jego uroda i maniery sprawiały, że ,,Czas na
ciekawostki’’ utrzymywał się na wysokiej pozycji w ran-
kingach. Będąc producentką, traktowała Johna Jaya
jako element dekoracji. Zerknęła na zegarek, po czym
podeszła do przegranych. Uśmiechnęła się, wyraziła
współczucie, a potem pogratulowała. Na zakończenie
programu musiała mieć obie panie w zasięgu kamery.
– Wchodzimy za pięć sekund – oznajmiła i dała
znać, aby rozległy się oklaski i muzyka. – Już.
John Jay objął ramieniem Marge i ukazał w uśmie-
chu komplet kosztownych koronek. Kiedy asystent
6 Nora Roberts
reżysera wyłączył stoper, wyglądali jak szczęśliwa ro-
dzina.
– Koniec – oznajmił.
Kiki Wilson, partnerka Marge i gwiazda popular-
nego serialu telewizyjnego, rozmawiała jeszcze przez
chwilę z Marge po to, żeby nauczycielka dobrze ją
wspominała. Kiedy Kiki wstała i podeszła do Johna
Jaya, nadal uśmiechała się szeroko.
– Jeśli jeszcze raz zrobisz coś takiego, będziesz
potrzebował lekarza – odezwała się cicho.
John Jay odwzajemnił uśmiech. Wiedział, że chodzi
jej o sprytny, jak sam by to określił, manewr ręką, jaki
wykonał tuż przed przerwą.
– To wliczone w koszty – powiedział. – A co do tego
drinka, skarbie...
– Kiki? – Johanna zręcznie zabrała ją na stronę.
– Chciałam ci podziękować za to, że zgodziłaś się
wystąpić w naszym programie. Domyślam się, jak
bardzo jesteś zajęta.
Ciepły głos i łagodne usposobienie Johanny sprawi-
ły, że napięcie Kiki nieco zelżało.
– Podobało mi się tutaj. – Aktorka wyciągnęła
papierosa i postukała nim o papierośnicę. – To inte-
resujący teleturniej, a poza tym częste pokazywanie się
w telewizji nie zaszkodzi.
Chociaż Johanna nie paliła, nosiła ze sobą małą, złotą
zapalniczkę. Teraz wyjęła ją i przypaliła papierosa Kiki.
– Byłaś cudowna – powiedziała. – Mam nadzieję, że
jeszcze kiedyś u nas wystąpisz.
Kiki wypuściła dym z płuc i przyjrzała się Johannie.
Pomyślała, że ta kobieta zna się na swojej pracy, mimo
7Reguły gry
że wygląda jak fotomodelka reklamująca szampony
albo jogurt. Dzień był długi i męczący, ale jedzenie
dostarczone na kolację okazało się doskonałej jakości,
a publiczność w studiu nie szczędziła oklasków. Tak
czy inaczej agent Kiki powiedział jej, że ,,Czas na
ciekawostki’’ to najpopularniejszy teleturniej w tym
sezonie. Właśnie ze względu na to i na swoje poczucie
humoru Kiki uśmiechnęła się do Johanny.
– Być może. Macie dobrych ludzi, z jednym wy-
jątkiem.
Johanna nie musiała się odwracać, żeby domyślić się,
na kim spoczęło spojrzenie Kiki. Johna Jaya można było
albo pokochać, albo znienawidzić. Nie pozostawiał
miejsca na letnie uczucia.
– Muszę cię przeprosić za wszystkie kłopoty.
– Nie przejmuj się. W tym biznesie jest mnóstwo
palantów. – Kiki znowu przyjrzała się Johannie. Cie-
kawa uroda, uznała, nawet przy minimalnym maki-
jażu. – Dziwne, że nie masz na twarzy śladów pa-
zurów.
– Mam bardzo grubą skórę – uśmiechnęła się Jo-
hanna.
Każdy, kto ją znał, mógłby przytaknąć. Johanna
Patterson wyglądała delikatnie i świeżo, ale miała
energię Amazonki. Przez półtora roku harowała i wy-
kłócała się, żeby wprowadzić na antenę ,,Czas na
ciekawostki’’. Nie była nowicjuszką w przemyśle roz-
rywkowym i wiedziała, że tym światem nadal rządzą
mężczyzni.
To się kiedyś zmieni, ale Johanna była zbyt nie-
cierpliwa, żeby czekać, aż drzwi otworzą się same.
8 Nora Roberts
Kiedy czegoś naprawdę pragnęła, wyważała zamki,
chwytała za klamkę lub pukała, zależnie od okoliczno-
ści. Przemysł rozrywkowy nie miał przed nią tajemnic.
Znała się na robocie, rozumiała panujące układy, wie-
działa, czym jest umowa, kompromis i ustępstwo. Nic
nie miało znaczenia, byle tylko produkt końcowy był
najwyższej jakości.
Musiała schować dumę i kilka zasad do kieszeni, aby
uratować swój teleturniej. Na przykład na końcu pro-
gramu nie pojawiało się jej nazwisko, ale logo firmy jej
ojca: Carl W. Patterson Productions.
Jego poważali notable z sieci i jemu wierzyli, zaś ona
skrzętnie, choć ze skrywaną niechęcią, wykorzystywała
to, aby załatwiać sprawy po swojemu. Rodzinna współ-
praca nie była łatwa, trwała jednak już drugi rok.
Johanna, znając dobrze biznes i swojego ojca, zakładała,
że potrwa jeszcze jakiś czas.
Harowała bez opamiętania. Świetnie radziła sobie
z problemami, starannie dobierała współpracowników.
Była w szczególnej sytuacji, bowiem walczyła o sukces
nie po to, by zaistnieć w świecie i zapełnić konto. Pod
tym względem była niezależna. Toczyła jednak bój
o stawkę najwyższą: pragnęła zrealizować swoje marze-
nia i zyskać szacunek dla samej siebie.
Publiczność wyszła ze studia. Była ósma wieczorem,
minęła czternasta godzina pracy Johanny.
– Bill, masz taśmy? – Wzięła kopie programu od
montażysty. Jednego dnia zdołali nagrać aż pięć od-
cinków. Pięcioro sławnych gości, pięć kreacji Johna
Jaya, który za każdym razem przebierał się od stóp
do głów. Jego eleganckie garnitury i dopasowane do
9Reguły gry
nich krawaty odsyłano do krawca z Beverly Hills, który
wymieniał je na inne w zamian za reklamę.
John Jay skończył już swoją pracę, ale Johanna
dopiero zaczynała. Trzeba było obejrzeć taśmy, zmon-
tować je i idealnie zmieścić się w czasie. Johanna
doglądała wszystkiego. Musiała także przejrzeć pocztę,
spotkać się z szefem zespołu układającego pytania do
kolejnych odcinków, a także zapoznać się z nowymi
zawodnikami wybranymi przez kierownika castingu.
Skandale związane z teleturniejami w latach pięć-
dziesiątych należały do historii, ale nikt nie chciał
powtórki. Standardy były bardzo surowe, zasady i regu-
ły jasno określone. Johanna nigdy ich nie omijała,
osobiście sprawdzała każdy szczegół.
Kiedy uczestnicy pojawiali się na nagraniu, zajmo-
wali się nimi pracownicy, którzy oddzielali ich od reszty
ekipy, widowni i sławnych partnerów. Zabawiali ich,
uspokajali, trzymali z dala od programu, aż nadchodziła
ich kolej.
Pytania spoczywały w sejfie. Jedynie Johanna i jej
osobista asystentka znały szyfr.
Trzeba się też było zająć sławnymi gośćmi. Domaga-
li się ulubionych kwiatów i napojów w garderobach.
Niektórzy nie utrudniali Johannie życia, inni zachowy-
wały się nieznośnie tylko po to, żeby pokazać, jacy są
ważni. Było oczywiste, że brali udział w porannych
teleturniejach nie dla pieniędzy ani zabawy, lecz po to,
aby się pokazać, zaznaczyć, że liczą się w branży.
Na szczęście wielu z nich, niezależnie od innych
motywów, traktowało teleturniej jak świetną zabawę,
jednak większość wymagała opieki, nadskakiwania
10 Nora Roberts
i pochlebstw. A Johanna im to zapewniała, jako że
dzięki nim program utrzymywał się na antenie. Kiedy
ktoś dorasta wśród artystów i od kołyski ma do czynie-
nia z przemysłem rozrywkowym, mało co potrafi go
zdziwić.
– Johanno?
Niechętnie zrezygnowała z wizji gorącej kąpieli
i masażu stóp.
– Tak, Beth? – Wrzuciła taśmy do olbrzymiej torby
i poczekała na swoją asystentkę. Bethany Landman
była młoda, sprawna i energiczna. Teraz też wyglądała
tak, jakby za chwilę miała wyjść z siebie. – Tylko niech
to będzie dobra wiadomość. Potwornie bolą mnie
stopy.
– To bardzo dobra wiadomość. – Ciemnowłosa
Bethany stanowiła idealne przeciwieństwo chłodnej,
jasnowłosej Johanny. Ni stąd, ni zowąd zaczęła tańczyć.
– Mamy go!
– Kogo mamy i co z nim zrobimy?
– Sama Weavera. – Beth przygryzła dolną wargę
i uśmiechnęła się do Johanny. – Uff, mogę sobie
wyobrazić mnóstwo rzeczy, które chętnie bym z nim
zrobiła.
Fakt, że Bethany była na tyle niewinna, by ulegać
urokowi umięśnionego ciała i szorstkiej, męskiej urody,
sprawił, iż Johanna poczuła się stara i cyniczna. Co
gorsza miała wrażenie, że właśnie taka się urodziła.
O Samie Weaverze marzyły wszystkie kobiety. Johan-
na wprawdzie nie odmawiała mu talentu, ale już dawno
przestało na nią działać seksowne spojrzenie i bezczel-
ny uśmiech.
11Reguły gry
– Może podasz mi tę najbardziej prawdopodobną?
– Johanno, nie masz w sobie odrobiny romantyzmu.
– Nie, nie mam. Czy możemy o tym porozmawiać
w drodze, Beth? Chcę sprawdzić, czy wszystko w po-
rządku.
– Czytałaś, że Sam Weaver nakręcił swój pierwszy
film telewizyjny?
– Miniserial – poprawiła ją Johanna, kiedy skręciły
na studyjny korytarz.
– W reklamie nazywają to czterogodzinnym wido-
wiskiem filmowym.
– Kocham Hollywood.
Bethany zachichotała.
– Tak czy inaczej, zaryzykowałam i skontaktowa-
łam się z jego agentem. Ten film leci w naszej stacji.
Johanna otworzyła drzwi do studia i z lubością
głęboko odetchnęła. Mimo że w kalifornijskim mieście
Burbank powietrze dalekie było od świeżości, powitała
je z radością.
– Zaczynam rozumieć, o co chodzi.
– Wprawdzie agent nie chciał się do niczego zobo-
wiązywać, ale...
– Chyba spodoba mi się to ,,ale’’ – mruknęła.
– Dzwonili do mnie z zarządu. Chcą, żeby to zrobił.
Musimy puścić odcinki z Weaverem na tydzień przed
premierą filmu, i to dzień po dniu. Dzięki temu na
pewno go dostaniemy.
– Sam Weaver – mruknęła Johanna. Nie można
było zaprzeczyć, że bardzo pociągał kobiety. Był wyso-
ki, szczupły i przystojny w surowy, ale nienachalny
sposób. To jednak nie wszystko. Pięć czy sześć lat
12 Nora Roberts
wcześniej wystąpił w epizodzie i został zauważony. Od
tego czasu piął się do góry, ceniono go. Zapewne będzie
sprawiał kłopoty, ale jego występ mógł okazać się tego
wart. Pomyślała o milionach odbiorników telewizyj-
nych w całym kraju i o oglądalności. Tak, to będzie tego
warte.
– Dobra robota, Beth. Tylko trzeba to potwierdzić.
– To już pewne. – Bethany stała przy małym
mercedesie, do którego wsiadła Johanna. – Czy mnie
zwolnisz, jeśli zacznę się ślinić na jego widok?
– Z całą pewnością. – Johanna uśmiechnęła się.
– Do zobaczenia rano.
Błyskawicznie wyjechała z parkingu. Sam Weaver,
pomyślała. Niezła zdobycz. Naprawdę niezła.
Sam czuł się jak ryba z haczykiem w pysku i bardzo
mu się to nie podobało. Zatonął w zniszczonym fotelu
w biurze swojego agenta, wyciągnął długie nogi, a na
jego twarzy zagościł ten bolesny wyraz, który tak
uwielbiały kobiety.
– Boże drogi, Marv. Teleturniej? Może każesz mi
się przebrać za banana i wystąpić w reklamówce?
Marvin Jablonski pogryzał kandyzowane migdały,
czyli substytut papierosów. Przyznawał się do czterdzie-
stu trzech lat, co oznaczało, że jest o dziesięć lat starszy
od swojego klienta. Był schludny i ubrany z elegancją,
która świadczyła o zamożności i pewności siebie. Tak
samo ubierał się dawniej, gdy jego biuro składało się
z budki telefonicznej i aktówki, znał bowiem potęgę
pozorów. Wiedział również, że klient powinien czuć się
szczęśliwy i nie może dostrzec, że jest manipulowany.
13Reguły gry
– Sam, twoją największą wadą jest brak otwartości.
Ten urażony ton... Oto biedny, pełen poświęcenia
agent, który próbuje wywiązać się ze swoich obowiąz-
ków. Marv nie był biedny i nigdy się nie poświęcał, ale
to działało. Sam westchnął.
– Brak mi otwartości? A pamiętasz ten talk-show,
w którym zgodziłem się wystąpić?
W przyjemnym barytonie Sama pobrzmiewał akcent
z jego rodzinnej Wirginii, ale w Los Angeles aktor
wcale nie uchodził za poczciwego wiejskiego dżentel-
mena. Przeciwnie, sprawiał wrażenie kogoś, kto dobrze
zna życie i wie, czego chce.
Tak też uważał Marv. W innym wypadku sześć lat
temu ten wybredny i odnoszący sukcesy agent nie
zająłby się młodym aktorem. Jak lubił mawiać Marv,
instynkt jest równie ważny jak pożywne śniadanie.
– Promocja to część tego biznesu, Sam – zauważył.
– Przecież robię, co do mnie należy. Ale teleturniej?
Po to, by poprawić oglądalność ,,Róż’’, mam zgadywać,
co się kryje za bramką numer trzy?
– Skądże. W ,,Czasie na ciekawostki’’ nie ma żad-
nych bramek.
– Chwalmy Pana na wysokościach.
Marv nie przejął się tym sarkazmem, dysponował
bowiem tajną bronią. Odkrył bowiem i skrzętnie za-
chował dla siebie, że Samem Weaverem można łatwo
manipulować przy użyciu takich słów, jak ,,odpowie-
dzialność’’ i ,,zobowiązanie’’.
– To poprawi oglądalność, gdyż miliony telewizo-
rów przez pięć dni w tygodniu odbierają ten program.
Ludzie uwielbiają teleturnieje, Sam. Miliony telewizo-
14 Nora Roberts
rów... – powtórzył i uśmiechnął się szeroko. – Wiesz, co
wykazały badania? Większością domowych odbiorni-
ków rządzą kobiety. Te same kobiety, które kupują
gros produktów wytwarzanych przez sponsorów. A ten
gazowany napój, który jest głównym sponsorem ,,Róż’’,
reklamuje się także w ,,Ciekawostkach’’. To się spodo-
ba w naszej stacji. Wszystko zostaje w rodzinie.
– W porządku. – Sam zahaczył kciuki o kieszenie
dżinsów. – Ale obaj wiemy, że nie przyjąłem tej roli
w filmie telewizyjnym po to, żeby reklamować napoje
gazowane.
Marv uśmiechnął się i przejechał ręką po włosach.
Jego nowy tupecik był prawdziwym dziełem sztuki.
– No to dlaczego przyjąłeś tę rolę? – spytał.
– Bo scenariusz był świetny. Potrzeba było czterech
godzin, żeby właściwie pokazać tę historię. Film prze-
znaczony do kin, trwający najwyżej dwie godziny,
byłby barbarzyństwem.
– Więc wykorzystałeś telewizję. – Marv lekko ze-
tknął palce, jakby zamykał pułapkę. – Teraz telewizja
chce wykorzystać ciebie. To uczciwe, Sam.
Uczciwość była kolejnym słowem, do którego Sam
miał słabość.
Rzeczywiście poczuł się jak w pułapce. Zaklął,
a potem zapatrzył się w okno. Rachunek był prosty:
po latach posuchy i biedowania wreszcie się wybił,
a zawdzięczał to w dużej mierze Marvowi, który
zaryzykował i postawił na niego. Wiedział, co robi,
niemniej zaryzykował czas i pieniądze, a Sam już był
taki, że spłacał swoje długi. Lecz z drugiej strony
nienawidził robić z siebie głupca.
15Reguły gry
– Nie lubię teleturniejów ani gier – mruknął. – Chy-
ba że to ja ustanawiam reguły.
– Mówisz o polityce czy teleturniejach? – spytał.
– Nie widzę specjalnej różnicy.
W odpowiedzi Marv znowu się uśmiechnął.
– Twardy z ciebie facet, Sam.
Marv spojrzał Samowi w oczy. One właśnie przewa-
żyły, że zawarł kontrakt z kompletnie nieznanym
aktorem. Duże, niezwykle wyraziste, przenikliwe i elek-
tryzująco błękitne. Równie intrygująca była pociągła
twarz Sama i mocne usta. Broda była nie tyle wystająca,
co mocno wyrzeźbiona, zdolna do przyjęcia niejednego
ciosu. Nos był nieco krzywy, właśnie dlatego, że
przyjmował takie ciosy.
Słońce Kalifornii spaliło skórę Sama na ciemny brąz
i dodało mu drobnych zmarszczek, na widok których
drżą kobiety, wyobrażając sobie doświadczenia, które
je wyżłobiły. W twarzy Sama kryła się tajemnica
ekscytująca kobiety, a także twardość, zaskarbiająca
mu przychylność mężczyzn. Miał ciemne włosy, na tyle
długie, że kręciły się na wszystkie strony.
Nie była to twarz, której zdjęcie mogłoby się znaleźć
na ścianie w pokoju nastolatki, ale właśnie takie oblicza
nawiedzały kobiety w najskrytszych snach.
– Jaki mam wybór? – spytał w końcu Sam.
– Właściwie żadnego. – Marv doszedł do wniosku,
że nadszedł czas na prawdę. – Umowa zobowiązuje cię
do promocji. Oczywiście moglibyśmy się z tego wy-
plątać, ale fatalnie by to zaważyło na przyszłych stosun-
kach. Szefowie stacji mają dobrą pamięć. Dużo byś na
tym stracił.
16 Nora Roberts
Sam miał gdzieś, co jest dobre dla niego, a co nie.
Film był jednak ważny.
– Kiedy?
– Za dwa tygodnie. Będziesz musiał na to zarezer-
wować cały dzień.
– Tak. – Kiedyś szansę wystąpienia w teleturnieju
potraktowałby jak dar niebios. – Marv... – Zatrzymał się
przy drzwiach. – Jeśli zrobię z siebie głupca, odkleję ci
te włosy od czaszki.
Dziwne, że dwoje ludzi mogło załatwiać swoje
interesy w tym samym budynku, a jednak nigdy się nie
spotkać. Sam niezbyt często jeździł z Malibu do biura
swojego agenta. Teraz, gdy jego kariera nabierała
rozmachu, zajęty był próbami, spotkaniami albo kręce-
niem filmów. Kiedy trafiało mu się kilka wolnych
tygodni, nie marnował ich na walkę z korkami w Los
Angeles, ani też nie zamykał się w pełnych przepychu
ścianach Century City. Wolał samotnię swojego rancza.
Johanna z kolei codziennie jeździła do swojego biura
w Century City. Od dwóch lat nie wzięła urlopu
i poświęcała swojemu programowi około sześćdziesię-
ciu godzin tygodniowo. Gdyby ktokolwiek nazwał ją
pracoholiczką, wzruszyłaby tylko ramionami. Praca to
nie choroba, tylko środek do osiągnięcia celu. Przynaj-
mniej tak uważała Johanna. Całkowite poświęcenie
i długi dzień pracy przyniosły jej sukces. Robiła wszyst-
ko, aby nikt nie oskarżył jej o to, że wykorzystuje
pozycję ojca.
Biuro zajmowane przez zespół ,,Czasu na cieka-
wostki’’ było wygodne, lecz za małe. Gabinet Johanny
17Reguły gry
był na tyle duży, aby nie dostała w nim klaustrofobii i na
tyle praktyczny, żeby nazwać go miejscem pracy.
Johanna pojawiała się tu o wpół do dziewiątej rano,
wychodziła na lunch jedynie wtedy, kiedy miała się
z kimś spotkać, po czym pracowała tak długo, aż
wypełniła cały plan dnia. Oddana bez reszty, niczym
matka swemu dziecku, ,,Ciekawostkom’’, opracowała
zarazem konspekt teleturnieju słowotwórczego. Jesz-
cze trochę i będzie mogła przedstawić go zarządowi
stacji.
Teraz przeglądała pytania do następnych odcinków
,,Ciekawostek’’. Musiała niemal dotykać nosem kar-
tek, bo nie chciała nosić szkieł do czytania.
– Johanno?
– Hm? Wiedziałaś, że Howdy Doody miał brata
bliźniaka?
– Tak blisko nigdy ze sobą nie byliśmy – powiedzia-
ła Bethany.
– Nazywał się Double Doody – poinformowała ją
Johanna. – To dobre pytanie na końcówkę. Widziałaś
dzisiejszy program?
– Prawie cały.
– Naprawdę uważam, że powinniśmy znowu na-
mówić do współpracy Hanka Lomana. Gwiazdy teleno-
wel bardzo poprawiają oglądalność.
– Skoro już mowa o gwiazdach... – Bethany położyła
na biurku Johanny stos papierów. – Tu jest umowa dla
Sama Weavera. Pomyślałam, że będziesz chciała ją
przejrzeć, zanim zaniosę ją do jego agenta.
– Dobrze. – Znalazła umowę i zbliżyła ją do oczu.
– Wyślijmy mu taśmę z programem.
18 Nora Roberts
– Czy mam dostarczyć owoce i ser do garderoby, jak
zawsze?
– Uhm. Naprawiono automat do kawy?
– Przed chwilą.
– Świetnie. – Zerknęła na zegarek. Zwykły, z czar-
nym skórzanym paskiem. Ten z brylantami, który
w zeszłym roku wybrała na jej urodziny sekretarka ojca,
wciąż leżał w swoim pudełku. – Idź na lunch. Ja się tym
zajmę.
– Johanno, znowu zapominasz, jak to jest zwalać
obowiązki na innych.
– Nie, po prostu tym razem biorę je na siebie.
– Wycelowała pilotem w telewizor. Pojawiły się obraz
i dźwięk. – Czy wciąż spotykasz się z tym ambitnym
scenarzystą?
– Jak tylko mam czas.
Johanna wzruszyła ramionami i włożyła na siebie
żakiet.
– To lepiej się pośpiesz. Dziś po południu mamy
burzę mózgów w związku z konkursem dla telewidzów.
Chcę, żeby się odbył w przyszłym miesiącu. – Podnios-
ła umowy i wsunęła je oraz kasetę do skórzanej teczki.
– I przypomnij mi, żebym wykręciła rękę Johnowi
Jayowi, dobrze? Znowu obciążył program kosztami
skrzynki szampana.
– Bardzo chętnie. – Bethany zapisała polecenie
drukowanymi literami.
Johanna zachichotała i otworzyła drzwi.
– Wyniki castingu o trzeciej – ciągnęła. – Żona
Randy’ego, wiesz, technika, trafiła do szpitala na
jakąś drobną operację. Wyślij jej kwiaty. – Johanna
19Reguły gry
uśmiechnęła się do asystentki. – I kto powiedział, że
nie umiem wysługiwać się innymi?
Jadąc windą, nadal uśmiechała się do siebie. Miała
szczęście, że pracuje dla niej Beth, choć nie potrwa to
długo. Asystentka była inteligentna i utalentowana,
więc szybko awansuje. Z nią też tak było. Na razie
jednak Beth i inni starannie dobrani członkowie ze-
społu wspomagają ją, by na dobre zaistniała w telewi-
zyjnej branży.
Gdyby tylko udało się jej przepchnąć nowy projekt...
Potem wzięłaby się za film, taki z żywą akcją i rozbudo-
wanym wątkiem miłosnym. Miała już pomysł na scena-
riusz. Musiała też doprowadzić do tego, by ,,Ciekawost-
ki’’ były nadawane w godzinach wieczornych. No
i najważniejsze: finalizowała trwające od pięciu lat
prace nad założeniem własnej firmy producenckiej.
Winda zatrzymała się. Johanna przygładziła włosy
i obciągnęła poły żakietu. Wiedziała, że profesjonalny
i znamionujący energię wygląd jest równie ważny jak
talent.
Ruszyła w kierunku biura Jablonskiego. Agent miał
rozmach. Na korytarzu stały olbrzymie chińskie urny
wypełnione piórami i wachlarzami, obok lśniła mosięż-
na rzeźba, która chyba miała przedstawiać męski tors.
Dywan był niewiarygodnie biały, a szerokie fotele
z czarnej i czerwonej skóry stały obok szklanych
stolików. Czasopisma i świeże gazety ułożono w schlud-
ne stosy. Wynikało z tego, że Jablonski często każe
swoim klientom czekać.
W recepcji siedziała atrakcyjna brunetka emablowa-
na przez Sama Weavera. Johanna lekko uniosła brew.
20 Nora Roberts
Nie była zdumiona tym, że aktor flirtuje z dziew-
czyną. Po takich mężczyznach niczego innego nie
można się spodziewać. W końcu jej ojciec też roman-
sował z każdą sekretarką, recepcjonistką i asystentką,
z jaką przyszło mu pracować.
Zdumiała się natomiast tym, że Sam Weaver lepiej
wyglądał na żywo niż na ekranie. To wielka rzadkość
wśród aktorów.
Robił wrażenie.
Pasowały do niego obcisłe dżinsy i zwykła koszula
w kratę. Żadnego złota, żadnych brylantów. Po co
mu one, gdy potrafił tak patrzeć na kobiety, jak
na ową recepcjonistkę?
– Jest piękna, Glorio. – Sam pochylił się nad zdję-
ciami, które pokazywała mu dziewczyna. Wyglądało to
tak, jakby szeptał czułe słówka. – Szczęściara.
– Dziś skończyła pół roku. – Uśmiechnęła się do
fotografii swojej córeczki, a następnie do Sama. – Cu-
downie, że pan Jablonski pozwolił mi na tak długi urlop
macierzyński. Oczywiście cieszę się, że wróciłam do
pracy, ale już za nią tęsknię.
– Wygląda tak jak ty.
Gloria zaczerwieniła się z dumy i radości.
– Naprawdę?
– Pewnie. Spójrz tu. – Sam postukał lekko w brodę
Glorii. – I oczy. – Nie był tak po prostu uprzejmy,
przepadał bowiem za dziećmi. – Założę się, że masz
przy niej co robić.
– Nie uwierzyłbyś... – Młoda matka szykowała się
do dłuższej opowieści o swoim dziecku, szczęśliwie
jednak uniosła wzrok. Zawstydzona, szybko wsunęła
21Reguły gry
zdjęcia do szuflady. Pan Jablonski był wyrozumiały
i hojny, ale pewnie by się nie ucieszył, że pierwszy
dzień w pracy spędzała na chwaleniu się zdjęciami
swojej córeczki.
– Dzień dobry – powiedziała. – Czym mogę służyć?
Johanna lekko skinęła jej głową i przeszła przez
pomieszczenie. Kiedy to zrobiła, Sam odwrócił się od
biurka i spojrzał na nią. Nie wytrzeszczył szeroko oczu,
ale mało brakowało.
Była piękna. Do tego przywykł. Z pozoru nie różniła
się od szczupłych i długonogich kalifornijskich blondy-
nek, które krążyły po plażach i ozdabiały lśniące
okładki pism. Miała złocistą skórę i sięgające ramion
ciemnoblond włosy. Jej twarz była owalna, o klasycz-
nym kształcie, wystających kościach policzkowych i peł-
nych ustach, a oczy, delikatnie podkreślone różowofio-
letowym cieniem, lśniły jak błękit górskiego jeziora.
Była seksowna. Subtelnie seksowna. Do tego także
przywykł. Ale było coś w jej ruchach, spojrzeniu,
wyrazie twarzy... po prostu było w niej coś, co czyniło ją
wyjątkową.
Ubrana była w długi, luźny żakiet i prostą spódnicę,
a wąskie stopy zakrywały kremowe buty na płaskim
obcasie.
Nawet na niego nie spojrzała. I dobrze, bo dzięki
temu mógł spokojnie napawać się jej widokiem. Zaraz
i tak go rozpozna, a wtedy czar pryśnie.
– Mam przesyłkę dla pana Jablonskiego – oznaj-
miła.
Jej głos też był idealny. Delikatny, łagodny, dosyć
chłodny.
22 Nora Roberts
– Z przyjemnością mu ją dostarczę. – Gloria uśmiech-
nęła się.
Johanna nie spojrzała na Sama, chociaż wiedziała, że
się jej przygląda.
– To umowy dla Weavera, a także taśma z ,,Cieka-
wostkami’’. – Wyjęła papiery i kasetę z torby.
– Ale...
– Zanieśje, Glorio –rzucił szybkoSam.–Poczekam.
Gloria odchrząknęła.
– No dobrze. Chwileczkę. – Wyszła na korytarz.
– Pracuje pani przy tym teleturnieju? – spytał
ją Sam.
– Tak. – Johanna uśmiechnęła się najbardziej obo-
jętnym ze swoich uśmiechów. – Jest pan fanem,
panie...?
Nie rozpoznała go. Sam najpierw się zdumiał, potem
zaniepokoił, wreszcie uznał, że to nawet zabawne.
Uśmiechnął się.
– Mów mi Sam. – Chwycił ją za rękę.
– Johanna. – Uścisnęła jego dłoń. Sam swoim za-
chowaniem zawstydził ją, poczuła się małostkowa. Już
miała mu wszystko wyjaśnić, kiedy nagle zdała sobie
sprawę, że nie puścił jej dłoni. Miał twarde i silne ręce.
Podobnie jak twarz, jak głos.
Musi się pilnować. Dlaczego tak reaguje na tego
faceta? Nadal będzie więc udawać, że go nie poznaje,
a potem zrzuci na niego winę.
– Pracujesz dla pana Jablonskiego?
Sam znowu się uśmiechnął. To był taki specjalny
uśmiech, który ostrzegał kobiety, by nie czuły się
bezpiecznie.
23Reguły gry
– W pewnym sensie. Czym się zajmujesz w pro-
gramie?
– Tym i owym – odparła całkiem szczerze. – Nie
będę cię zatrzymywać.
– Nie mam nic przeciwko temu. – Puścił jednak jej
rękę, gdyż Johanna zaczęła się szarpać. – Masz ochotę
na lunch?
Uniosła brew. Przed chwilą zalecał się do brunetki,
teraz zapraszał na lunch kobietę, którą dopiero co
poznał. Typowe.
– Przykro mi, jestem już zajęta.
– Na jak długo?
– Na długo. – Johanna spojrzała na Glorię.
– Pan Jablonski podpisze umowy i zwróci je pani
Patterson jutro po południu.
– Dziękuję. – Johanna zamknęła teczkę i ruszyła do
wyjścia, lecz Sam położył rękę na jej ramieniu. Od-
wróciła się.
– Do zobaczenia.
Uśmiechnęła się do niego obojętnie i odeszła. Chi-
chotała, kiedy dotarła do wind.
Sam obserwował ją, dopóki nie skręciła za róg.
– Wiesz, Glorio – powiedziała z zadumie – chyba
jednak będę się dobrze bawił podczas tego teleturnieju.
24 Nora Roberts
Rozdział drugi
W dniu nagrania Johanna zawsze pojawiała się na
planie o dziewiątej. Oczywiście ufała swojej ekipie, ale
sobie jeszcze bardziej. Była spokojna dopiero wtedy,
kiedy wszystko sprawdziła osobiście.
Uczestnicy teleturnieju zapraszani byli na pierw-
szą, ale i tak większość z nich pojawiała się wcześ-
niej, by gapić się w sufit i nerwowo obgryzać paznok-
cie. Natomiast znani goście z zasady pojawiali się
punktualnie o pierwszej.
John Jay przychodził o drugiej i zaczynał dzień pracy
od narzekania na swoje garnitury. Następnie zamykał
się w garderobie i dalej się dąsał, aż wreszcie szedł na
makijaż. Kiedy był już ubrany, upudrowany i uczesany,
ożywiał się, gotów błyszczeć przed kamerami. Johanna
programowo ignorowała jego tak zwany artystyczny
temperament, a resztę tolerowała. No cóż, cieszył się
olbrzymią popularnością. To dla niego przed studiem
ustawiały się kolejki po bilety na nagrania.
Johanna robiła swoje i sprawdzała, jak spisali się inni.
Przez lata pracy stało się to jej obsesją. W południe
przełknęła coś, co przypominało sałatkę z krewetek.
Nagranie zaczynało się o trzeciej i z bożą pomocą miało
się skończyć po ósmej.
Nie poświęciła Samowi Weaverowi żadnej myśli.
Tak sobie przynajmniej powtarzała.
Uznała, że kiedy się pojawi, odda go w ręce Bethany.
Jej asystentka się ucieszy, a ona będzie miała ten obiekt
żeńskich westchnień z głowy.
Liczyła, że Weaver sobie poradzi. Pytania były na
ogół zabawne, ale nie zawsze łatwe. Znani goście nieraz
uskarżali się, że nie potrafią na nie odpowiedzieć, przez
co wychodzą na głupców. Johanna pilnowała, żeby
w każdym zestawie znalazły się zarówno pytania banal-
ne, zabawne, jak i te trudniejsze.
Nie będzie jej winą, jeśli okaże się, że Sam Weaver
ma pusto w głowie. I tak wystarczy, że się uśmiechnie,
a natychmiast zyska przychylność widowni.
Przypomniała sobie, jak uśmiechał się do niej, kiedy
spytała, czy pracuje dla Jablonskiego. To wystarczało,
żeby każda kobieta poczuła się wniebowzięta, a widow-
nia miękła jak wosk. Rzecz jasna ona była odporna na
ten uśmiech.
– Sprawdź dzwonek – powiedziała do dźwiękowca
i stanęła na środku planu. Rozległ się żywy, wesoły
dzwonek oznajmiający zwycięstwo. – I brzęczyk. – Za-
brzmiał płaski dźwięk na znak porażki. – Zapal światła
oświetlające zwycięzcę.
Gdy rozbłysły reflektory, pokiwała z zadowoleniem
głową.
– Zawodnicy?
– Ulokowani w osobnych garderobach. – Bethany
zerknęła na plan. – Mamy księgowego z ubiegłego
26 Nora Roberts
tygodnia. Wygrał trzy programy pod rząd. Jest jeszcze
gospodyni domowa z Ohio, przyjechała z wizytą do
siostry. Zdenerwowana jak diabli.
– Dobrze, pomóż Dotty ją uspokoić. Ja zerknę na
garderoby.
Johanna wyszła na korytarz. Obok Sama, znanym
gościem programu była Marsha Tuckett, sympatyczna,
matkująca wszystkim osoba, która już trzeci rok z rzędu
grała w popularnym serialu. Johanna pomyślała, że to
dobry kontrast dla Weavera. Upewniła się, że na stoliku
znalazły się świeże róże i mnóstwo gazowanej wody
z lodem. Zadowolona, że wszystko jest w porządku,
przeszła przez wąski korytarz do kolejnego pomiesz-
czenia.
Ponieważ uznała, że róże nie pasują do Sama Weave-
ra, zdecydowała się na paprotkę ustawioną w kącie
pokoju. Sprawdziła światła, poprawiła poduszki na
wąskiej sofie i upewniła się, czy przyniesiono czyste
ręczniki. Zadumana wzięłą miętówkę ze stołu i wrzuci-
ła ją do ust, po czym odwróciła się, żeby wyjść.
Sam stał w drzwiach.
– Witaj ponownie. – I tak zamierzał jej poszukać,
nie przypuszczał jednak, że będzie miał tyle szczęś-
cia. Wszedł do pokoju i postawił swoją torbę na
krześle.
Johanna wepchnęła cukierka w policzek. Garderoba
była mała, ale nigdy dotąd nie czuła się w niej jak
w pułapce.
– Pan Weaver. – Uśmiechnęła się swoim najbar-
dziej oficjalnym uśmiechem i wyciągnęła rękę.
– Sam. Zapomniałaś? – Ujął jej dłoń i podszedł tak
27Reguły gry
blisko, że poczuła się niepewnie. Oboje wiedzieli, że to
nie przypadek.
– No tak, Sam. Wszyscy bardzo się cieszymy, że do
nas dołączyłeś. Zaraz skończymy przegląd. Daj mi znać,
jeśli będziesz czegoś potrzebował. – Ze zdumieniem
zerknęła na drzwi. – Jesteś sam?
– A miałem kogoś przyprowadzić?
– Nie. – Gdzie się podziała jego sekretarka, jego
asystentka, jego goniec, czyli jego obecna kochanka?
– Według instrukcji będę potrzebował tylko pięciu
strojów. Nieoficjalnych. Czy to nada się na początek?
Przyjrzała się granatowemu pulowerowi i szarym
spodniom.
– Dobrze wyglądasz.
Sam był pewien, że od początku wiedziała, kim jest.
Zaintrygowało go to. Zauważył też, że teraz nie czuła
się przy nim swobodnie. Nad tym także należałoby się
zastanowić. Wziął miętówkę i oparł się biodrem o toa-
letkę. Dzięki temu znalazł się bliżej Johanny. Zauwa-
żył, że starła się jej szminka. Uznał, że pełne i niepoma-
lowane usta są bardzo apetyczne.
– Obejrzałem taśmę, którą mi przyniosłaś.
– To dobrze. Będziesz się lepiej bawił, skoro już
znasz zasady. Rozgość się. – Mówiła z profesjonalnym
chłodem. Lata praktyki. Chciała się jednak stąd wydo-
stać, i to szybko. – Zaraz przyjdzie ktoś z ekipy, żeby cię
zaprowadzić na makijaż.
– Czytałem też napisy końcowe. – Zablokował
drzwi ręką. – Zauważyłem, że producentką wykonaw-
czą jest Johanna Patterson. To ty?
– Tak. – Cholera, zaczynała się niepokoić. Nie
28 Nora Roberts
Nora Roberts Reguły gry
Rozdział pierwszy – Marge Whittier, to twoja szansa na wygranie dziesięciu tysięcy dolarów. Jesteś gotowa? Marge Whittier, czterdziestoośmioletnia nauczy- cielka z Kansas City, babcia dwójki wnucząt, drgnęła niespokojnie w fotelu. Oświetlały ją reflektory, w uszach dudniła muzyka. Była bliska paniki. – Tak, jestem gotowa. – Powodzenia, Marge. Zegar ruszy przy pierwszej odpowiedzi. Zaczynaj. Zadrżała i wybrała numer szósty. Sześćdziesiąt se- kund zaczęło się kurczyć, a napięcie rosło, kiedy Marge i jej sławna partnerka wysilały umysły w po- szukiwaniu prawidłowych odpowiedzi. Oczywiście wiedziały, kto stworzył podwaliny psychoanalizy i ile jardów mieści się w mili, ale jaki pierwiastek wchodzi w skład wszystkich związków organicznych? Zapach- niało klęską. Marge zbladła, jej usta zadrżały. Była nauczycielką angielskiego, interesowała się historią i filmem, ale nauki przyrodnicze były jej obce. Popatrzyła błagalnie na partnerkę, bardziej znaną ze swojej błyskotliwości
niż inteligencji. Mijały cenne sekundy. Nagle rozległ się dźwięk dzwonka. Dziesięć tysięcy dolarów przeszło Marge koło nosa. Publiczność w studiu jęknęła rozczarowana. – Przykro mi, Marge. – John Jay Johnson, wysoki i elegancki gospodarz teleturnieju, położył rękę na ramieniu nauczycielki. Jego głęboki, gardłowy głos wyrażał idealną mieszankę rozczarowania i nadziei. – Byłaś tak blisko zwycięstwa. Jednak dzięki ośmiu prawidłowym odpowiedziom możesz dodać kolejne osiemset dolarów do swojej wygranej. I to dużej wygranej. – Uśmiechnął się do kamery. – Po przerwie podamy państwu, ile dokładnie wygrała Marge oraz jaka jest prawidłowa odpowiedź na ostatnie pytanie. Zostańcie z nami. Muzyka umilkła. John Jay nadal miał na obliczu dobroduszny uśmiech. Wykorzystał dziewięćdziesię- ciosekundową przerwę, żeby zbliżyć się do urodziwej partnerki Marge. – Nadęty dureń – mruknęła Johanna. Niestety jego uroda i maniery sprawiały, że ,,Czas na ciekawostki’’ utrzymywał się na wysokiej pozycji w ran- kingach. Będąc producentką, traktowała Johna Jaya jako element dekoracji. Zerknęła na zegarek, po czym podeszła do przegranych. Uśmiechnęła się, wyraziła współczucie, a potem pogratulowała. Na zakończenie programu musiała mieć obie panie w zasięgu kamery. – Wchodzimy za pięć sekund – oznajmiła i dała znać, aby rozległy się oklaski i muzyka. – Już. John Jay objął ramieniem Marge i ukazał w uśmie- chu komplet kosztownych koronek. Kiedy asystent 6 Nora Roberts
reżysera wyłączył stoper, wyglądali jak szczęśliwa ro- dzina. – Koniec – oznajmił. Kiki Wilson, partnerka Marge i gwiazda popular- nego serialu telewizyjnego, rozmawiała jeszcze przez chwilę z Marge po to, żeby nauczycielka dobrze ją wspominała. Kiedy Kiki wstała i podeszła do Johna Jaya, nadal uśmiechała się szeroko. – Jeśli jeszcze raz zrobisz coś takiego, będziesz potrzebował lekarza – odezwała się cicho. John Jay odwzajemnił uśmiech. Wiedział, że chodzi jej o sprytny, jak sam by to określił, manewr ręką, jaki wykonał tuż przed przerwą. – To wliczone w koszty – powiedział. – A co do tego drinka, skarbie... – Kiki? – Johanna zręcznie zabrała ją na stronę. – Chciałam ci podziękować za to, że zgodziłaś się wystąpić w naszym programie. Domyślam się, jak bardzo jesteś zajęta. Ciepły głos i łagodne usposobienie Johanny sprawi- ły, że napięcie Kiki nieco zelżało. – Podobało mi się tutaj. – Aktorka wyciągnęła papierosa i postukała nim o papierośnicę. – To inte- resujący teleturniej, a poza tym częste pokazywanie się w telewizji nie zaszkodzi. Chociaż Johanna nie paliła, nosiła ze sobą małą, złotą zapalniczkę. Teraz wyjęła ją i przypaliła papierosa Kiki. – Byłaś cudowna – powiedziała. – Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś u nas wystąpisz. Kiki wypuściła dym z płuc i przyjrzała się Johannie. Pomyślała, że ta kobieta zna się na swojej pracy, mimo 7Reguły gry
że wygląda jak fotomodelka reklamująca szampony albo jogurt. Dzień był długi i męczący, ale jedzenie dostarczone na kolację okazało się doskonałej jakości, a publiczność w studiu nie szczędziła oklasków. Tak czy inaczej agent Kiki powiedział jej, że ,,Czas na ciekawostki’’ to najpopularniejszy teleturniej w tym sezonie. Właśnie ze względu na to i na swoje poczucie humoru Kiki uśmiechnęła się do Johanny. – Być może. Macie dobrych ludzi, z jednym wy- jątkiem. Johanna nie musiała się odwracać, żeby domyślić się, na kim spoczęło spojrzenie Kiki. Johna Jaya można było albo pokochać, albo znienawidzić. Nie pozostawiał miejsca na letnie uczucia. – Muszę cię przeprosić za wszystkie kłopoty. – Nie przejmuj się. W tym biznesie jest mnóstwo palantów. – Kiki znowu przyjrzała się Johannie. Cie- kawa uroda, uznała, nawet przy minimalnym maki- jażu. – Dziwne, że nie masz na twarzy śladów pa- zurów. – Mam bardzo grubą skórę – uśmiechnęła się Jo- hanna. Każdy, kto ją znał, mógłby przytaknąć. Johanna Patterson wyglądała delikatnie i świeżo, ale miała energię Amazonki. Przez półtora roku harowała i wy- kłócała się, żeby wprowadzić na antenę ,,Czas na ciekawostki’’. Nie była nowicjuszką w przemyśle roz- rywkowym i wiedziała, że tym światem nadal rządzą mężczyzni. To się kiedyś zmieni, ale Johanna była zbyt nie- cierpliwa, żeby czekać, aż drzwi otworzą się same. 8 Nora Roberts
Kiedy czegoś naprawdę pragnęła, wyważała zamki, chwytała za klamkę lub pukała, zależnie od okoliczno- ści. Przemysł rozrywkowy nie miał przed nią tajemnic. Znała się na robocie, rozumiała panujące układy, wie- działa, czym jest umowa, kompromis i ustępstwo. Nic nie miało znaczenia, byle tylko produkt końcowy był najwyższej jakości. Musiała schować dumę i kilka zasad do kieszeni, aby uratować swój teleturniej. Na przykład na końcu pro- gramu nie pojawiało się jej nazwisko, ale logo firmy jej ojca: Carl W. Patterson Productions. Jego poważali notable z sieci i jemu wierzyli, zaś ona skrzętnie, choć ze skrywaną niechęcią, wykorzystywała to, aby załatwiać sprawy po swojemu. Rodzinna współ- praca nie była łatwa, trwała jednak już drugi rok. Johanna, znając dobrze biznes i swojego ojca, zakładała, że potrwa jeszcze jakiś czas. Harowała bez opamiętania. Świetnie radziła sobie z problemami, starannie dobierała współpracowników. Była w szczególnej sytuacji, bowiem walczyła o sukces nie po to, by zaistnieć w świecie i zapełnić konto. Pod tym względem była niezależna. Toczyła jednak bój o stawkę najwyższą: pragnęła zrealizować swoje marze- nia i zyskać szacunek dla samej siebie. Publiczność wyszła ze studia. Była ósma wieczorem, minęła czternasta godzina pracy Johanny. – Bill, masz taśmy? – Wzięła kopie programu od montażysty. Jednego dnia zdołali nagrać aż pięć od- cinków. Pięcioro sławnych gości, pięć kreacji Johna Jaya, który za każdym razem przebierał się od stóp do głów. Jego eleganckie garnitury i dopasowane do 9Reguły gry
nich krawaty odsyłano do krawca z Beverly Hills, który wymieniał je na inne w zamian za reklamę. John Jay skończył już swoją pracę, ale Johanna dopiero zaczynała. Trzeba było obejrzeć taśmy, zmon- tować je i idealnie zmieścić się w czasie. Johanna doglądała wszystkiego. Musiała także przejrzeć pocztę, spotkać się z szefem zespołu układającego pytania do kolejnych odcinków, a także zapoznać się z nowymi zawodnikami wybranymi przez kierownika castingu. Skandale związane z teleturniejami w latach pięć- dziesiątych należały do historii, ale nikt nie chciał powtórki. Standardy były bardzo surowe, zasady i regu- ły jasno określone. Johanna nigdy ich nie omijała, osobiście sprawdzała każdy szczegół. Kiedy uczestnicy pojawiali się na nagraniu, zajmo- wali się nimi pracownicy, którzy oddzielali ich od reszty ekipy, widowni i sławnych partnerów. Zabawiali ich, uspokajali, trzymali z dala od programu, aż nadchodziła ich kolej. Pytania spoczywały w sejfie. Jedynie Johanna i jej osobista asystentka znały szyfr. Trzeba się też było zająć sławnymi gośćmi. Domaga- li się ulubionych kwiatów i napojów w garderobach. Niektórzy nie utrudniali Johannie życia, inni zachowy- wały się nieznośnie tylko po to, żeby pokazać, jacy są ważni. Było oczywiste, że brali udział w porannych teleturniejach nie dla pieniędzy ani zabawy, lecz po to, aby się pokazać, zaznaczyć, że liczą się w branży. Na szczęście wielu z nich, niezależnie od innych motywów, traktowało teleturniej jak świetną zabawę, jednak większość wymagała opieki, nadskakiwania 10 Nora Roberts
i pochlebstw. A Johanna im to zapewniała, jako że dzięki nim program utrzymywał się na antenie. Kiedy ktoś dorasta wśród artystów i od kołyski ma do czynie- nia z przemysłem rozrywkowym, mało co potrafi go zdziwić. – Johanno? Niechętnie zrezygnowała z wizji gorącej kąpieli i masażu stóp. – Tak, Beth? – Wrzuciła taśmy do olbrzymiej torby i poczekała na swoją asystentkę. Bethany Landman była młoda, sprawna i energiczna. Teraz też wyglądała tak, jakby za chwilę miała wyjść z siebie. – Tylko niech to będzie dobra wiadomość. Potwornie bolą mnie stopy. – To bardzo dobra wiadomość. – Ciemnowłosa Bethany stanowiła idealne przeciwieństwo chłodnej, jasnowłosej Johanny. Ni stąd, ni zowąd zaczęła tańczyć. – Mamy go! – Kogo mamy i co z nim zrobimy? – Sama Weavera. – Beth przygryzła dolną wargę i uśmiechnęła się do Johanny. – Uff, mogę sobie wyobrazić mnóstwo rzeczy, które chętnie bym z nim zrobiła. Fakt, że Bethany była na tyle niewinna, by ulegać urokowi umięśnionego ciała i szorstkiej, męskiej urody, sprawił, iż Johanna poczuła się stara i cyniczna. Co gorsza miała wrażenie, że właśnie taka się urodziła. O Samie Weaverze marzyły wszystkie kobiety. Johan- na wprawdzie nie odmawiała mu talentu, ale już dawno przestało na nią działać seksowne spojrzenie i bezczel- ny uśmiech. 11Reguły gry
– Może podasz mi tę najbardziej prawdopodobną? – Johanno, nie masz w sobie odrobiny romantyzmu. – Nie, nie mam. Czy możemy o tym porozmawiać w drodze, Beth? Chcę sprawdzić, czy wszystko w po- rządku. – Czytałaś, że Sam Weaver nakręcił swój pierwszy film telewizyjny? – Miniserial – poprawiła ją Johanna, kiedy skręciły na studyjny korytarz. – W reklamie nazywają to czterogodzinnym wido- wiskiem filmowym. – Kocham Hollywood. Bethany zachichotała. – Tak czy inaczej, zaryzykowałam i skontaktowa- łam się z jego agentem. Ten film leci w naszej stacji. Johanna otworzyła drzwi do studia i z lubością głęboko odetchnęła. Mimo że w kalifornijskim mieście Burbank powietrze dalekie było od świeżości, powitała je z radością. – Zaczynam rozumieć, o co chodzi. – Wprawdzie agent nie chciał się do niczego zobo- wiązywać, ale... – Chyba spodoba mi się to ,,ale’’ – mruknęła. – Dzwonili do mnie z zarządu. Chcą, żeby to zrobił. Musimy puścić odcinki z Weaverem na tydzień przed premierą filmu, i to dzień po dniu. Dzięki temu na pewno go dostaniemy. – Sam Weaver – mruknęła Johanna. Nie można było zaprzeczyć, że bardzo pociągał kobiety. Był wyso- ki, szczupły i przystojny w surowy, ale nienachalny sposób. To jednak nie wszystko. Pięć czy sześć lat 12 Nora Roberts
wcześniej wystąpił w epizodzie i został zauważony. Od tego czasu piął się do góry, ceniono go. Zapewne będzie sprawiał kłopoty, ale jego występ mógł okazać się tego wart. Pomyślała o milionach odbiorników telewizyj- nych w całym kraju i o oglądalności. Tak, to będzie tego warte. – Dobra robota, Beth. Tylko trzeba to potwierdzić. – To już pewne. – Bethany stała przy małym mercedesie, do którego wsiadła Johanna. – Czy mnie zwolnisz, jeśli zacznę się ślinić na jego widok? – Z całą pewnością. – Johanna uśmiechnęła się. – Do zobaczenia rano. Błyskawicznie wyjechała z parkingu. Sam Weaver, pomyślała. Niezła zdobycz. Naprawdę niezła. Sam czuł się jak ryba z haczykiem w pysku i bardzo mu się to nie podobało. Zatonął w zniszczonym fotelu w biurze swojego agenta, wyciągnął długie nogi, a na jego twarzy zagościł ten bolesny wyraz, który tak uwielbiały kobiety. – Boże drogi, Marv. Teleturniej? Może każesz mi się przebrać za banana i wystąpić w reklamówce? Marvin Jablonski pogryzał kandyzowane migdały, czyli substytut papierosów. Przyznawał się do czterdzie- stu trzech lat, co oznaczało, że jest o dziesięć lat starszy od swojego klienta. Był schludny i ubrany z elegancją, która świadczyła o zamożności i pewności siebie. Tak samo ubierał się dawniej, gdy jego biuro składało się z budki telefonicznej i aktówki, znał bowiem potęgę pozorów. Wiedział również, że klient powinien czuć się szczęśliwy i nie może dostrzec, że jest manipulowany. 13Reguły gry
– Sam, twoją największą wadą jest brak otwartości. Ten urażony ton... Oto biedny, pełen poświęcenia agent, który próbuje wywiązać się ze swoich obowiąz- ków. Marv nie był biedny i nigdy się nie poświęcał, ale to działało. Sam westchnął. – Brak mi otwartości? A pamiętasz ten talk-show, w którym zgodziłem się wystąpić? W przyjemnym barytonie Sama pobrzmiewał akcent z jego rodzinnej Wirginii, ale w Los Angeles aktor wcale nie uchodził za poczciwego wiejskiego dżentel- mena. Przeciwnie, sprawiał wrażenie kogoś, kto dobrze zna życie i wie, czego chce. Tak też uważał Marv. W innym wypadku sześć lat temu ten wybredny i odnoszący sukcesy agent nie zająłby się młodym aktorem. Jak lubił mawiać Marv, instynkt jest równie ważny jak pożywne śniadanie. – Promocja to część tego biznesu, Sam – zauważył. – Przecież robię, co do mnie należy. Ale teleturniej? Po to, by poprawić oglądalność ,,Róż’’, mam zgadywać, co się kryje za bramką numer trzy? – Skądże. W ,,Czasie na ciekawostki’’ nie ma żad- nych bramek. – Chwalmy Pana na wysokościach. Marv nie przejął się tym sarkazmem, dysponował bowiem tajną bronią. Odkrył bowiem i skrzętnie za- chował dla siebie, że Samem Weaverem można łatwo manipulować przy użyciu takich słów, jak ,,odpowie- dzialność’’ i ,,zobowiązanie’’. – To poprawi oglądalność, gdyż miliony telewizo- rów przez pięć dni w tygodniu odbierają ten program. Ludzie uwielbiają teleturnieje, Sam. Miliony telewizo- 14 Nora Roberts
rów... – powtórzył i uśmiechnął się szeroko. – Wiesz, co wykazały badania? Większością domowych odbiorni- ków rządzą kobiety. Te same kobiety, które kupują gros produktów wytwarzanych przez sponsorów. A ten gazowany napój, który jest głównym sponsorem ,,Róż’’, reklamuje się także w ,,Ciekawostkach’’. To się spodo- ba w naszej stacji. Wszystko zostaje w rodzinie. – W porządku. – Sam zahaczył kciuki o kieszenie dżinsów. – Ale obaj wiemy, że nie przyjąłem tej roli w filmie telewizyjnym po to, żeby reklamować napoje gazowane. Marv uśmiechnął się i przejechał ręką po włosach. Jego nowy tupecik był prawdziwym dziełem sztuki. – No to dlaczego przyjąłeś tę rolę? – spytał. – Bo scenariusz był świetny. Potrzeba było czterech godzin, żeby właściwie pokazać tę historię. Film prze- znaczony do kin, trwający najwyżej dwie godziny, byłby barbarzyństwem. – Więc wykorzystałeś telewizję. – Marv lekko ze- tknął palce, jakby zamykał pułapkę. – Teraz telewizja chce wykorzystać ciebie. To uczciwe, Sam. Uczciwość była kolejnym słowem, do którego Sam miał słabość. Rzeczywiście poczuł się jak w pułapce. Zaklął, a potem zapatrzył się w okno. Rachunek był prosty: po latach posuchy i biedowania wreszcie się wybił, a zawdzięczał to w dużej mierze Marvowi, który zaryzykował i postawił na niego. Wiedział, co robi, niemniej zaryzykował czas i pieniądze, a Sam już był taki, że spłacał swoje długi. Lecz z drugiej strony nienawidził robić z siebie głupca. 15Reguły gry
– Nie lubię teleturniejów ani gier – mruknął. – Chy- ba że to ja ustanawiam reguły. – Mówisz o polityce czy teleturniejach? – spytał. – Nie widzę specjalnej różnicy. W odpowiedzi Marv znowu się uśmiechnął. – Twardy z ciebie facet, Sam. Marv spojrzał Samowi w oczy. One właśnie przewa- żyły, że zawarł kontrakt z kompletnie nieznanym aktorem. Duże, niezwykle wyraziste, przenikliwe i elek- tryzująco błękitne. Równie intrygująca była pociągła twarz Sama i mocne usta. Broda była nie tyle wystająca, co mocno wyrzeźbiona, zdolna do przyjęcia niejednego ciosu. Nos był nieco krzywy, właśnie dlatego, że przyjmował takie ciosy. Słońce Kalifornii spaliło skórę Sama na ciemny brąz i dodało mu drobnych zmarszczek, na widok których drżą kobiety, wyobrażając sobie doświadczenia, które je wyżłobiły. W twarzy Sama kryła się tajemnica ekscytująca kobiety, a także twardość, zaskarbiająca mu przychylność mężczyzn. Miał ciemne włosy, na tyle długie, że kręciły się na wszystkie strony. Nie była to twarz, której zdjęcie mogłoby się znaleźć na ścianie w pokoju nastolatki, ale właśnie takie oblicza nawiedzały kobiety w najskrytszych snach. – Jaki mam wybór? – spytał w końcu Sam. – Właściwie żadnego. – Marv doszedł do wniosku, że nadszedł czas na prawdę. – Umowa zobowiązuje cię do promocji. Oczywiście moglibyśmy się z tego wy- plątać, ale fatalnie by to zaważyło na przyszłych stosun- kach. Szefowie stacji mają dobrą pamięć. Dużo byś na tym stracił. 16 Nora Roberts
Sam miał gdzieś, co jest dobre dla niego, a co nie. Film był jednak ważny. – Kiedy? – Za dwa tygodnie. Będziesz musiał na to zarezer- wować cały dzień. – Tak. – Kiedyś szansę wystąpienia w teleturnieju potraktowałby jak dar niebios. – Marv... – Zatrzymał się przy drzwiach. – Jeśli zrobię z siebie głupca, odkleję ci te włosy od czaszki. Dziwne, że dwoje ludzi mogło załatwiać swoje interesy w tym samym budynku, a jednak nigdy się nie spotkać. Sam niezbyt często jeździł z Malibu do biura swojego agenta. Teraz, gdy jego kariera nabierała rozmachu, zajęty był próbami, spotkaniami albo kręce- niem filmów. Kiedy trafiało mu się kilka wolnych tygodni, nie marnował ich na walkę z korkami w Los Angeles, ani też nie zamykał się w pełnych przepychu ścianach Century City. Wolał samotnię swojego rancza. Johanna z kolei codziennie jeździła do swojego biura w Century City. Od dwóch lat nie wzięła urlopu i poświęcała swojemu programowi około sześćdziesię- ciu godzin tygodniowo. Gdyby ktokolwiek nazwał ją pracoholiczką, wzruszyłaby tylko ramionami. Praca to nie choroba, tylko środek do osiągnięcia celu. Przynaj- mniej tak uważała Johanna. Całkowite poświęcenie i długi dzień pracy przyniosły jej sukces. Robiła wszyst- ko, aby nikt nie oskarżył jej o to, że wykorzystuje pozycję ojca. Biuro zajmowane przez zespół ,,Czasu na cieka- wostki’’ było wygodne, lecz za małe. Gabinet Johanny 17Reguły gry
był na tyle duży, aby nie dostała w nim klaustrofobii i na tyle praktyczny, żeby nazwać go miejscem pracy. Johanna pojawiała się tu o wpół do dziewiątej rano, wychodziła na lunch jedynie wtedy, kiedy miała się z kimś spotkać, po czym pracowała tak długo, aż wypełniła cały plan dnia. Oddana bez reszty, niczym matka swemu dziecku, ,,Ciekawostkom’’, opracowała zarazem konspekt teleturnieju słowotwórczego. Jesz- cze trochę i będzie mogła przedstawić go zarządowi stacji. Teraz przeglądała pytania do następnych odcinków ,,Ciekawostek’’. Musiała niemal dotykać nosem kar- tek, bo nie chciała nosić szkieł do czytania. – Johanno? – Hm? Wiedziałaś, że Howdy Doody miał brata bliźniaka? – Tak blisko nigdy ze sobą nie byliśmy – powiedzia- ła Bethany. – Nazywał się Double Doody – poinformowała ją Johanna. – To dobre pytanie na końcówkę. Widziałaś dzisiejszy program? – Prawie cały. – Naprawdę uważam, że powinniśmy znowu na- mówić do współpracy Hanka Lomana. Gwiazdy teleno- wel bardzo poprawiają oglądalność. – Skoro już mowa o gwiazdach... – Bethany położyła na biurku Johanny stos papierów. – Tu jest umowa dla Sama Weavera. Pomyślałam, że będziesz chciała ją przejrzeć, zanim zaniosę ją do jego agenta. – Dobrze. – Znalazła umowę i zbliżyła ją do oczu. – Wyślijmy mu taśmę z programem. 18 Nora Roberts
– Czy mam dostarczyć owoce i ser do garderoby, jak zawsze? – Uhm. Naprawiono automat do kawy? – Przed chwilą. – Świetnie. – Zerknęła na zegarek. Zwykły, z czar- nym skórzanym paskiem. Ten z brylantami, który w zeszłym roku wybrała na jej urodziny sekretarka ojca, wciąż leżał w swoim pudełku. – Idź na lunch. Ja się tym zajmę. – Johanno, znowu zapominasz, jak to jest zwalać obowiązki na innych. – Nie, po prostu tym razem biorę je na siebie. – Wycelowała pilotem w telewizor. Pojawiły się obraz i dźwięk. – Czy wciąż spotykasz się z tym ambitnym scenarzystą? – Jak tylko mam czas. Johanna wzruszyła ramionami i włożyła na siebie żakiet. – To lepiej się pośpiesz. Dziś po południu mamy burzę mózgów w związku z konkursem dla telewidzów. Chcę, żeby się odbył w przyszłym miesiącu. – Podnios- ła umowy i wsunęła je oraz kasetę do skórzanej teczki. – I przypomnij mi, żebym wykręciła rękę Johnowi Jayowi, dobrze? Znowu obciążył program kosztami skrzynki szampana. – Bardzo chętnie. – Bethany zapisała polecenie drukowanymi literami. Johanna zachichotała i otworzyła drzwi. – Wyniki castingu o trzeciej – ciągnęła. – Żona Randy’ego, wiesz, technika, trafiła do szpitala na jakąś drobną operację. Wyślij jej kwiaty. – Johanna 19Reguły gry
uśmiechnęła się do asystentki. – I kto powiedział, że nie umiem wysługiwać się innymi? Jadąc windą, nadal uśmiechała się do siebie. Miała szczęście, że pracuje dla niej Beth, choć nie potrwa to długo. Asystentka była inteligentna i utalentowana, więc szybko awansuje. Z nią też tak było. Na razie jednak Beth i inni starannie dobrani członkowie ze- społu wspomagają ją, by na dobre zaistniała w telewi- zyjnej branży. Gdyby tylko udało się jej przepchnąć nowy projekt... Potem wzięłaby się za film, taki z żywą akcją i rozbudo- wanym wątkiem miłosnym. Miała już pomysł na scena- riusz. Musiała też doprowadzić do tego, by ,,Ciekawost- ki’’ były nadawane w godzinach wieczornych. No i najważniejsze: finalizowała trwające od pięciu lat prace nad założeniem własnej firmy producenckiej. Winda zatrzymała się. Johanna przygładziła włosy i obciągnęła poły żakietu. Wiedziała, że profesjonalny i znamionujący energię wygląd jest równie ważny jak talent. Ruszyła w kierunku biura Jablonskiego. Agent miał rozmach. Na korytarzu stały olbrzymie chińskie urny wypełnione piórami i wachlarzami, obok lśniła mosięż- na rzeźba, która chyba miała przedstawiać męski tors. Dywan był niewiarygodnie biały, a szerokie fotele z czarnej i czerwonej skóry stały obok szklanych stolików. Czasopisma i świeże gazety ułożono w schlud- ne stosy. Wynikało z tego, że Jablonski często każe swoim klientom czekać. W recepcji siedziała atrakcyjna brunetka emablowa- na przez Sama Weavera. Johanna lekko uniosła brew. 20 Nora Roberts
Nie była zdumiona tym, że aktor flirtuje z dziew- czyną. Po takich mężczyznach niczego innego nie można się spodziewać. W końcu jej ojciec też roman- sował z każdą sekretarką, recepcjonistką i asystentką, z jaką przyszło mu pracować. Zdumiała się natomiast tym, że Sam Weaver lepiej wyglądał na żywo niż na ekranie. To wielka rzadkość wśród aktorów. Robił wrażenie. Pasowały do niego obcisłe dżinsy i zwykła koszula w kratę. Żadnego złota, żadnych brylantów. Po co mu one, gdy potrafił tak patrzeć na kobiety, jak na ową recepcjonistkę? – Jest piękna, Glorio. – Sam pochylił się nad zdję- ciami, które pokazywała mu dziewczyna. Wyglądało to tak, jakby szeptał czułe słówka. – Szczęściara. – Dziś skończyła pół roku. – Uśmiechnęła się do fotografii swojej córeczki, a następnie do Sama. – Cu- downie, że pan Jablonski pozwolił mi na tak długi urlop macierzyński. Oczywiście cieszę się, że wróciłam do pracy, ale już za nią tęsknię. – Wygląda tak jak ty. Gloria zaczerwieniła się z dumy i radości. – Naprawdę? – Pewnie. Spójrz tu. – Sam postukał lekko w brodę Glorii. – I oczy. – Nie był tak po prostu uprzejmy, przepadał bowiem za dziećmi. – Założę się, że masz przy niej co robić. – Nie uwierzyłbyś... – Młoda matka szykowała się do dłuższej opowieści o swoim dziecku, szczęśliwie jednak uniosła wzrok. Zawstydzona, szybko wsunęła 21Reguły gry
zdjęcia do szuflady. Pan Jablonski był wyrozumiały i hojny, ale pewnie by się nie ucieszył, że pierwszy dzień w pracy spędzała na chwaleniu się zdjęciami swojej córeczki. – Dzień dobry – powiedziała. – Czym mogę służyć? Johanna lekko skinęła jej głową i przeszła przez pomieszczenie. Kiedy to zrobiła, Sam odwrócił się od biurka i spojrzał na nią. Nie wytrzeszczył szeroko oczu, ale mało brakowało. Była piękna. Do tego przywykł. Z pozoru nie różniła się od szczupłych i długonogich kalifornijskich blondy- nek, które krążyły po plażach i ozdabiały lśniące okładki pism. Miała złocistą skórę i sięgające ramion ciemnoblond włosy. Jej twarz była owalna, o klasycz- nym kształcie, wystających kościach policzkowych i peł- nych ustach, a oczy, delikatnie podkreślone różowofio- letowym cieniem, lśniły jak błękit górskiego jeziora. Była seksowna. Subtelnie seksowna. Do tego także przywykł. Ale było coś w jej ruchach, spojrzeniu, wyrazie twarzy... po prostu było w niej coś, co czyniło ją wyjątkową. Ubrana była w długi, luźny żakiet i prostą spódnicę, a wąskie stopy zakrywały kremowe buty na płaskim obcasie. Nawet na niego nie spojrzała. I dobrze, bo dzięki temu mógł spokojnie napawać się jej widokiem. Zaraz i tak go rozpozna, a wtedy czar pryśnie. – Mam przesyłkę dla pana Jablonskiego – oznaj- miła. Jej głos też był idealny. Delikatny, łagodny, dosyć chłodny. 22 Nora Roberts
– Z przyjemnością mu ją dostarczę. – Gloria uśmiech- nęła się. Johanna nie spojrzała na Sama, chociaż wiedziała, że się jej przygląda. – To umowy dla Weavera, a także taśma z ,,Cieka- wostkami’’. – Wyjęła papiery i kasetę z torby. – Ale... – Zanieśje, Glorio –rzucił szybkoSam.–Poczekam. Gloria odchrząknęła. – No dobrze. Chwileczkę. – Wyszła na korytarz. – Pracuje pani przy tym teleturnieju? – spytał ją Sam. – Tak. – Johanna uśmiechnęła się najbardziej obo- jętnym ze swoich uśmiechów. – Jest pan fanem, panie...? Nie rozpoznała go. Sam najpierw się zdumiał, potem zaniepokoił, wreszcie uznał, że to nawet zabawne. Uśmiechnął się. – Mów mi Sam. – Chwycił ją za rękę. – Johanna. – Uścisnęła jego dłoń. Sam swoim za- chowaniem zawstydził ją, poczuła się małostkowa. Już miała mu wszystko wyjaśnić, kiedy nagle zdała sobie sprawę, że nie puścił jej dłoni. Miał twarde i silne ręce. Podobnie jak twarz, jak głos. Musi się pilnować. Dlaczego tak reaguje na tego faceta? Nadal będzie więc udawać, że go nie poznaje, a potem zrzuci na niego winę. – Pracujesz dla pana Jablonskiego? Sam znowu się uśmiechnął. To był taki specjalny uśmiech, który ostrzegał kobiety, by nie czuły się bezpiecznie. 23Reguły gry
– W pewnym sensie. Czym się zajmujesz w pro- gramie? – Tym i owym – odparła całkiem szczerze. – Nie będę cię zatrzymywać. – Nie mam nic przeciwko temu. – Puścił jednak jej rękę, gdyż Johanna zaczęła się szarpać. – Masz ochotę na lunch? Uniosła brew. Przed chwilą zalecał się do brunetki, teraz zapraszał na lunch kobietę, którą dopiero co poznał. Typowe. – Przykro mi, jestem już zajęta. – Na jak długo? – Na długo. – Johanna spojrzała na Glorię. – Pan Jablonski podpisze umowy i zwróci je pani Patterson jutro po południu. – Dziękuję. – Johanna zamknęła teczkę i ruszyła do wyjścia, lecz Sam położył rękę na jej ramieniu. Od- wróciła się. – Do zobaczenia. Uśmiechnęła się do niego obojętnie i odeszła. Chi- chotała, kiedy dotarła do wind. Sam obserwował ją, dopóki nie skręciła za róg. – Wiesz, Glorio – powiedziała z zadumie – chyba jednak będę się dobrze bawił podczas tego teleturnieju. 24 Nora Roberts
Rozdział drugi W dniu nagrania Johanna zawsze pojawiała się na planie o dziewiątej. Oczywiście ufała swojej ekipie, ale sobie jeszcze bardziej. Była spokojna dopiero wtedy, kiedy wszystko sprawdziła osobiście. Uczestnicy teleturnieju zapraszani byli na pierw- szą, ale i tak większość z nich pojawiała się wcześ- niej, by gapić się w sufit i nerwowo obgryzać paznok- cie. Natomiast znani goście z zasady pojawiali się punktualnie o pierwszej. John Jay przychodził o drugiej i zaczynał dzień pracy od narzekania na swoje garnitury. Następnie zamykał się w garderobie i dalej się dąsał, aż wreszcie szedł na makijaż. Kiedy był już ubrany, upudrowany i uczesany, ożywiał się, gotów błyszczeć przed kamerami. Johanna programowo ignorowała jego tak zwany artystyczny temperament, a resztę tolerowała. No cóż, cieszył się olbrzymią popularnością. To dla niego przed studiem ustawiały się kolejki po bilety na nagrania. Johanna robiła swoje i sprawdzała, jak spisali się inni. Przez lata pracy stało się to jej obsesją. W południe przełknęła coś, co przypominało sałatkę z krewetek.
Nagranie zaczynało się o trzeciej i z bożą pomocą miało się skończyć po ósmej. Nie poświęciła Samowi Weaverowi żadnej myśli. Tak sobie przynajmniej powtarzała. Uznała, że kiedy się pojawi, odda go w ręce Bethany. Jej asystentka się ucieszy, a ona będzie miała ten obiekt żeńskich westchnień z głowy. Liczyła, że Weaver sobie poradzi. Pytania były na ogół zabawne, ale nie zawsze łatwe. Znani goście nieraz uskarżali się, że nie potrafią na nie odpowiedzieć, przez co wychodzą na głupców. Johanna pilnowała, żeby w każdym zestawie znalazły się zarówno pytania banal- ne, zabawne, jak i te trudniejsze. Nie będzie jej winą, jeśli okaże się, że Sam Weaver ma pusto w głowie. I tak wystarczy, że się uśmiechnie, a natychmiast zyska przychylność widowni. Przypomniała sobie, jak uśmiechał się do niej, kiedy spytała, czy pracuje dla Jablonskiego. To wystarczało, żeby każda kobieta poczuła się wniebowzięta, a widow- nia miękła jak wosk. Rzecz jasna ona była odporna na ten uśmiech. – Sprawdź dzwonek – powiedziała do dźwiękowca i stanęła na środku planu. Rozległ się żywy, wesoły dzwonek oznajmiający zwycięstwo. – I brzęczyk. – Za- brzmiał płaski dźwięk na znak porażki. – Zapal światła oświetlające zwycięzcę. Gdy rozbłysły reflektory, pokiwała z zadowoleniem głową. – Zawodnicy? – Ulokowani w osobnych garderobach. – Bethany zerknęła na plan. – Mamy księgowego z ubiegłego 26 Nora Roberts
tygodnia. Wygrał trzy programy pod rząd. Jest jeszcze gospodyni domowa z Ohio, przyjechała z wizytą do siostry. Zdenerwowana jak diabli. – Dobrze, pomóż Dotty ją uspokoić. Ja zerknę na garderoby. Johanna wyszła na korytarz. Obok Sama, znanym gościem programu była Marsha Tuckett, sympatyczna, matkująca wszystkim osoba, która już trzeci rok z rzędu grała w popularnym serialu. Johanna pomyślała, że to dobry kontrast dla Weavera. Upewniła się, że na stoliku znalazły się świeże róże i mnóstwo gazowanej wody z lodem. Zadowolona, że wszystko jest w porządku, przeszła przez wąski korytarz do kolejnego pomiesz- czenia. Ponieważ uznała, że róże nie pasują do Sama Weave- ra, zdecydowała się na paprotkę ustawioną w kącie pokoju. Sprawdziła światła, poprawiła poduszki na wąskiej sofie i upewniła się, czy przyniesiono czyste ręczniki. Zadumana wzięłą miętówkę ze stołu i wrzuci- ła ją do ust, po czym odwróciła się, żeby wyjść. Sam stał w drzwiach. – Witaj ponownie. – I tak zamierzał jej poszukać, nie przypuszczał jednak, że będzie miał tyle szczęś- cia. Wszedł do pokoju i postawił swoją torbę na krześle. Johanna wepchnęła cukierka w policzek. Garderoba była mała, ale nigdy dotąd nie czuła się w niej jak w pułapce. – Pan Weaver. – Uśmiechnęła się swoim najbar- dziej oficjalnym uśmiechem i wyciągnęła rękę. – Sam. Zapomniałaś? – Ujął jej dłoń i podszedł tak 27Reguły gry
blisko, że poczuła się niepewnie. Oboje wiedzieli, że to nie przypadek. – No tak, Sam. Wszyscy bardzo się cieszymy, że do nas dołączyłeś. Zaraz skończymy przegląd. Daj mi znać, jeśli będziesz czegoś potrzebował. – Ze zdumieniem zerknęła na drzwi. – Jesteś sam? – A miałem kogoś przyprowadzić? – Nie. – Gdzie się podziała jego sekretarka, jego asystentka, jego goniec, czyli jego obecna kochanka? – Według instrukcji będę potrzebował tylko pięciu strojów. Nieoficjalnych. Czy to nada się na początek? Przyjrzała się granatowemu pulowerowi i szarym spodniom. – Dobrze wyglądasz. Sam był pewien, że od początku wiedziała, kim jest. Zaintrygowało go to. Zauważył też, że teraz nie czuła się przy nim swobodnie. Nad tym także należałoby się zastanowić. Wziął miętówkę i oparł się biodrem o toa- letkę. Dzięki temu znalazł się bliżej Johanny. Zauwa- żył, że starła się jej szminka. Uznał, że pełne i niepoma- lowane usta są bardzo apetyczne. – Obejrzałem taśmę, którą mi przyniosłaś. – To dobrze. Będziesz się lepiej bawił, skoro już znasz zasady. Rozgość się. – Mówiła z profesjonalnym chłodem. Lata praktyki. Chciała się jednak stąd wydo- stać, i to szybko. – Zaraz przyjdzie ktoś z ekipy, żeby cię zaprowadzić na makijaż. – Czytałem też napisy końcowe. – Zablokował drzwi ręką. – Zauważyłem, że producentką wykonaw- czą jest Johanna Patterson. To ty? – Tak. – Cholera, zaczynała się niepokoić. Nie 28 Nora Roberts