ziomek72

  • Dokumenty7 893
  • Odsłony2 235 152
  • Obserwuję977
  • Rozmiar dokumentów26.3 GB
  • Ilość pobrań1 294 384

Siba Shakib - Nad Afganistanem Bóg już tylko płacze

Dodano: 8 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 8 lata temu
Rozmiar :1.1 MB
Rozszerzenie:pdf

Siba Shakib - Nad Afganistanem Bóg już tylko płacze.pdf

ziomek72 EBooki EBOOK 1.Różne
Użytkownik ziomek72 wgrał ten materiał 8 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 269 stron)

Nad Afganistanem Bóg już tylko płacze Historia Shirin-Gol Siba Shakib przełoźyta Anna Kryczyoska Warszawskie Wydawnictwo Literackie MUZA SA Tytuł oryginału: Nach Ąfghanistan kommt Gott nur noch zum Weinen Die Geschichte der Shirin-Gol Projekt okładki: Maryna Wiśniewska Redakcja: Łada Jurasz-Dudzik Redakcja techniczna: Agnieszka Kubiak Korekta: Magdalena Stachowicz Zdjęcie kobiety na okładce: Gamma/BE&W © 2001 by С Bertelsmann Verlag, Munchen, a division of Verlagsgruppe Random House GmbH © for the Polish edition by MUZA SA, Warszawa 2002, 2003 for the Polish translalkwaJiy Anna Kryczyoska ISBN 83-7319-415-0 Warszawskie Wydawnictwo Literackie MUZA SA Warszawa 2003 fc, 2>35/

Raheli Mojej Matce Wolnym Zniewolonym Peace can not be kept by force. It can only be achieved by understanding. ALBERT EINSTEIN "jd ou ?r ?r o o- o-N 3 гП) O) W O por dzi > o N się r- с 03 3 1 RTE eniu yuż *< s rt СЛ F H

И Щ. s • er cf І' T<» u !> % t Cj, o D fc •L V Ъ fc •c- г І Г о * 'l' °С °~ t &v t\ c u .§ ** P C* CT Ł ,c u u U Ł Х- -СГ L. <-• — Było wiele wojen, wielu zabitych. Aybanu poświęciła się dla pokoju. Została żoną mongolskiego przywódcy. Czy przynosisz nam wieści?

Tak, odrzecze Aybanu. ■ Rozpowiadajcie te słowa. Niech matki rodzą dzieci w nienawiści do wojny. Świat został zniszczony rękami bohaterów. Musimy go odbudowad. Grajcie pieśni radości, grajcie pieśni żałoby. Jak okiem sięgnąd, nie pozostał kamieo na kamieniu. Błogosławieni ci, którzy odbudują świat. Błogosławieni niosący kwitnącą ziemię. Bahram Beyzaie pisarz, reżyser Jak się wszystko zaczęto - Jak się nazywasz? - Shirin-Gol. - Czy to twoje dziecko? - Bale. Tak. - A to? - Bale. - Tamci chłopcy też? - Bale. - Obaj? To mają byd bracia?

- Tak, to moi synowie, Nawid i Nabi. Sama ich urodziłam. Chociaż Małek, urzędnik, nie dowierza kobiecie, przybija stempel na świstku papieru, pomiętym i wilgotnym od jej spoconych rąk. Czekała wiele godzin. - Idź na zaplecze - rozkazuje Małek, udając ważniaka. - Pokaż moim kolegom ten papier i powiedz im, że przysyła cię pan Małek, to nie będą robid problemów i dostaniesz swoją pszenicę. Worek dla męża, worek dla ciebie i po jednym dla każdego z dzieci. Zrozumiałaś? Po jednym dla każdego. Twarz kobiety jest zakryta, wszyta w woal siateczka zbyt gruba, by można było dostrzec wyraz oczu nieznajomej, a mimo to wyraźnie wyczuwam jej gniew, wstyd i poniżenie. Nie wiem, czy na mnie patrzy, ale na wszelki wypadek 9 uśmiecham się do niej, chcę okazad swoją sympatię, zaznaczyd, że jestem po jej stronie przeciw Maikowi. - Widziałaś ją? - Małek zwraca się do mnie, jakbyśmy byli przyjaciółmi, krewnymi albo przynajmniej powinowatymi: po jednej stronie my dwoje, po drugiej tłum petentów. Cofam się ze wstrętem, nie patrzę na niego. Przecież zdaje sobie sprawę, że tylko dzięki przypadkowi nie znalazł się po gorszej stronie rzeczywistości, wśród ludzi żebrzących o pszenicę; wśród tych, którzy potrzebują stempla, pozwolenia i cudzej łaski. Tym razem miał szczęście, dostał pracę i znalazł się w gronie uprzywilejowanych. Odkąd Organizacja Narodów Zjednoczonych utworzyła obóz przejściowy dla powracających z Iranu afgaoskich uchodźców, Małek zarabiał około sześddziesięciu dolarów tygodniowo. To najzupełniej wystarczało na utrzymanie rodziny Malka oraz jego brata, zwłaszcza że co najmniej raz w tygodniu jeden z przeznaczonych dla uchodźców worków pszenicy znikał z magazynu, by zostad sprzedany za niemałe pieniądze, które trafiały do kieszeni urzędnika. - Widziałaś ją? - Małek znowu udaje ważniaka.

- Widziałam - odpowiadam oschle, niby niezaintereso-wana przypadkiem Shirin- Gol, kobiety z zapoconą kartką i czworgiem dzieci, które wyglądają tak, jakby każde miało innego ojca. Mój towarzysz jest rozczarowany. Pożądliwośd w jego spojrzeniu ustępuje miejsca dziecięcej zaciętości. Mogę sobie doskonale wyobrazid, o czym chętnie by ze mną pogawędził, podczas gdy jego rodacy, w kurzu, oblani palącym słoocem, tłoczą się w nieskooczenie długiej kolejce, czekając, aż podstempluje ich talon na pszenicę. Zapewne chce mi wyjaśnid, że Shirin-Gol zwerbowała jakieś 1С) sieroty, aby dostad więcej pszenicy, niż się jej należy, a potem porzuci je na ulicy i on, Małek, będzie musiał się nimi zająd. Albo będzie twierdził, że nieszczęsna sprzedawała swoje ciało jak wiele innych afgaoskich kobiet i że dzieci pochodzą od różnych mężczyzn. Postanawiam go uprzedzid: - Panie Małek, przepraszam na chwilę. Strasznie tu gorąco i okropny wiatr, poszukam jakiegoś ocienionego miejsca. Dziękuję, że pozwolił mi pan przyjrzed się paoskiej pracy. - Przecież jeszcze niczego pani nie widziała - protestuje Małek. - Później tu wrócę - kłamię i znikam między błękitnymi namiotami z plastiku. Nie chcę, by wiedział, dokąd idę i z kim pragnę porozmawiad. Jak się obawiałam, po dzieciach, które wyglądały, jakby każde miało innych rodziców, nie ma już ani śladu, a ja zapomniałam przyjrzed się butom Shirin-Gol. Buty są tu jedynym znakiem charakterystycznym kobiet. Poza tym od stóp do głów okrywa je niebieski plisowany welon, wszystkie wyglądają jednakowo, zdają się pozbawione cech indywidualnych. Jak teraz odnajdę Shirin-Gol? W pobliżu aż się roi od błękitnych buąhras, które na wietrze to oblepiają szczupłe ciała kobiet, to wydymają się jak balony, jakby zaraz miały ulecied w górę i poszybowad. A ja uparcie próbuję rozpoznad ludzkie rysy twarzy pod woalami tych żywych zjaw. Niezdecydowana stoję pośrodku obozu i gapię się w próżnię. Mam dośd wszystkiego. Od półtora miesiąca znów jestem w Afganistanie, zmęczyłam się,

wyczerpałam. Wielkiego wysiłku wymaga nawet zaczerpnięcie oddechu, bo wicher nie ustaje, niesie z sobą tumany kurzu, rozgrzane w słoocu powietrze parzy gardło. Prawdziwa ze mnie memme. No i cóż z tego? Nie chcę już słuchad opowieści / / o ludziach, którzy nie mają nic, bo wyzbyli się wszystkiego, nawet strachu, głodu, bólu, nędzy, biedy i chorób, a na koniec resztek nadziei, że może jeszcze jakoś to będzie. Może rzeczywiście powinnam poszukad jakiegoś cienia. Albo pustego namiotu, w którym mogłabym się położyd i zdrzemnąd. Ale czy nie lepiej byłoby wsiąśd na jedną z ciężarówek, które przywożą uchodźców, i podjechad do granicy? Jeszcze dziś znalazłabym się w w Iranie, gdzie się urodziłam i wychowałam i gdzie czeka na mnie wygodny zachodni świat luksusu. Tymczasem, niezdolna do uczynienia chodby jednego kroku, stoję w miejscu, ciało mam z ołowiu. Słooce praży niemiłosiernie, a ja ogarniam wszystko niewidzącym wzrokiem. Nagle z odrętwienia wytrąca mnie głos, dobywający się spod błękitnego woalu: - La-elah-ha-el-allah. Czego ode mnie chcesz?! To moje dzieci. Zostaw nas w spokoju, w imię Allaha! Reaguję z opóźnieniem. Dopiero po chwili słyszę, jak mój własny głos mówi: - Bardzo panią przepraszam. Na więcej mnie nie stad, ledwo mogę oderwad zdrętwiały język od podniebienia. Przez moment wpatruję się w niebieski welon, aż wreszcie dodaję: - Ja tylko tak sobie stoję. Nie pracuję dla ONZ ani żadnej innej organizacji. Przyjechałam sama, bo... Bo co? Bo chciałam zobaczyd, sfilmowad i opisad wasze nieszczęście? Bo my, ludzie Zachodu, przekonujemy się, iż mamy czujące serce już tylko wtedy, gdy oglądamy cierpienie tego odległego świata? A może sądzę, że mogłabym wam

pomóc, opowiadając, jak potworny los was spotkał? Bo los okazał się szczególnie okrutny dla tych spośród was, które wasz bóg obdarzył płcią żeoską... / 2 - Czy dobrze się czujesz? - pyta woal. Ręka, która się z niego wynurza, podciąga mój rękaw i opiera się na moim ramieniu. Niewiarygodne! Stoję pośrodku pustyni, patrząc, jak tysiące ludzi i zwierząt tłoczą się na ciężarówkach, a ta kobieta pyta, czy to ja dobrze się czuję! Otaczają mnie ludzie powracający z kraju, który nigdy nie był ich, do kraju, który nigdy nim się nie stanie. Życie tych kobiet, dzieci i mężczyzn jest tylko ciągłą ucieczką. Wielu z nich pogrzebało swe córki, synów, ojców, matki, mężów, żony, siostry i braci. Nie mają domów ani chodby miejsca, w którym mogliby jeśd albo spad. Niektórym dzieciom została tylko jedna ręka lub noga, inne nie mają wcale rąk ani nóg. Wszyscy są wychudzeni i niemrawi, chorzy, niedożywieni, tylko skóra i kości. Kobiety wolałyby umrzed, niż jeszcze raz oglądad śmierd własnego dziecka. - Tak myślałam - mówi Shirin-Gol spokojnie, a jej głos działa na mnie kojąco jak balsam. - Co myślałaś? - Ja jeszcze nie doszłam do siebie. - Że nie należysz do żadnej organizacji charytatywnej. Mówisz naszym językiem. Co tu robisz? Jej mocna dłoo wciąż spoczywa na moim ramieniu. Kobieta kuca i skłania mnie do kucnięcia na piaszczystej ziemi. - Piszę książkę - odpowiadam. Układam sobie w głowie standardowe wyjaśnienia: usiłuję dostrzec jej oczy przez misterną siateczkę woali. Książkę o Afganistanie, o nas?; ludzie zwykle mnie-wyśmiewali. O kraju, w którym nie ma nic prócz głodu, nędzy, wojny i trupów?! Co o tym można napisad? I kto to przeczyta? Ale zamiast tego Shirin-Gol mówi:

13 - Ja też umiem czytad. Jak jeszcze byli tu Rosjanie, chodziłam do szkoły i nauczyłam się czytad. Oprócz podręczników przeczytałam już trzy i pół prawdziwej książki. Pierwszą sama sobie kupiłam, drugą dała mi w prezencie nauczycielka, z trzeciej została tylko połowa. Znalazłam ją w ruinach stolicy po bombardowaniu. Szkoda, że nie było drugiej połowy, to była ładna historia, chciałabym wiedzied, jak się skooczyła: o dziewczynce, która... Zresztą już sama dokładnie nie pamiętam. Czwartą książkę podarowała mi przyjaciółka, jedyna prawdziwa przyjaciółka, jaką miałam. Była lekarką. Poznałam ją w jednej z wielu wsi, w których mieszkaliśmy, a potem pracowałam dla niej. Niebieski woal Shirin-Gol spogląda na mnie i doznaję wrażenia, że czyta we mnie, rozumie mnie bez słów. W koocu cofa rękę. Na moim ramieniu pozostaje mała plamka wilgoci. Nie wycieram jej, osuszy ją słooce. - Piszesz książkę - mówi Shirin-Gol, a błękitna materia nawet nie drgnie. Uśmiecham się do niej. - Chcesz, żebym opowiedziała ci moją historię? - pyta woal. - Chcesz ją opisad? To pytanie brzmi jak ostrzeżenie albo nawet groźba. Nieoczekiwanie dla samej siebie potakuję. Tymczasem moje spojrzenie wędruje w dal, ku ciężarówkom wiozącym zakurzonych Afgaoczyków z Iranu, aby wyplud ich pośrodku plastikowego obozu, a moje myśli błądzą bez celu. Shirin--Gol ujmuje mnie pod brodę, zwraca ku sobie, tak bym musiała na nią patrzed, i jeszcze raz pyta: - Chcesz ją opisad? Dopiero później zrozumiem, że ona już wtedy wiedziała, że ta chwila, ten dzieo, kiedy zgodziłam się wysłuchad Ы jej i jej historii, połączy nas na długo, może nawet na zawsze. Cieszę się, że powiedziałam „tak".

Shirin-Gol wydaje się inna od pozostałych kobiet, które poznałam w Afganistanie. Jest jak drzewo; jak silna, strzelista topola, co trwa wśród huraganu i burzy, wszystko widzi, wszystko rozumie, wszystko wie i opowie. Żadna inna afgaoska kobieta nie mówiła tak chętnie, otwarcie i szczerze o swoim życiu, a zwłaszcza o swoim mężu. Shirin-Gol opowiada o wszystkim, co tylko pamięta; precyzyjnie, ze szczegółami, jakby chciała ocalid przynajmniej swoją historię, kiedy sama umrze. Pytania nie przeszkadzają jej ani nie pomagają. Ma własny rytm, własne tempo i na własny sposób opowiada historię własnego życia. Jej słowa są jak pogoda: raz porywcze niczym burza, raz delikatne niby lekka bryza; czasem rozgrzewają serce jak wiosenny promieo, czasem rozpalają jak słooce pustyni; czasem studzą zmysły jak zimny prysznic, a czasem spadają jak ulewa i stają się rwącą rzeką, która porywa z sobą wszystko, co jej stanie na drodze. Historia Shirin-Gol nie jest niezwykła, opowiada o zupełnie zwyczajnym koszmarze, jaki przeżyły i przeżywają tysiące Afganek i Afgaoczyków. Obóz, gdzie spotkałyśmy się po raz pierwszy, miasta, wsie i cały kraj wypełniają kobiety, dzieci i mężczyźni, którzy jak Shirin-Gol nie chcą stracid nadziei, jak ona uciekają z miejsca na miejsce, uparcie wierząc, że wszystko będzie dobrze. Bo na początku zawsze wydaje się, że jeszcze może byd dobrze. - . , , , >r _ i' - I ' , ' ■ -■ *, ! i«»T Słodki Kwiat i siostra ze znamieniem Prawie każde afgaoskie imię ma określone znaczenie. Shirin-Gol znaczy „słodki kwiat". Ale tylko niepoprawny marzyciel rodem z Zachodu mógłby powziąd

mniemanie, iż matka Shirin-Gol przy narodzinach córki zobaczyła kwiat, poczuła jego woo albo chod pomyślała o kwiatach. Wydając na świat swe dziewiąte dziecko i piątą córkę, matka Słodkiego Kwiatu, jak każda rodząca, przeżywała z pewnością straszne katusze i zapewne zastanawiała się, jak zdoła wykarmid kolejne niemowlę, bo jej ciało opadło z sił, a piersi zwiotczały. I gdy wyciągnęła już dziecko ze swego ciała i spojrzała na nie, pewnie ucieszyła się, że to tylko córka, bo syn wymagałby jeszcze więcej pokarmu i troski. Musiałaby częściej nosid go na rękach, urządzid przyjęcie z okazji jego narodzin, zarżnąd jagnię, zdobyd pieniądze na obrzezanie chłopca, a potem posyład go do mułły, żeby uczył się Koranu. Ale tym razem Allan okazał się wielkoduszny i obdarował ją córką. Właściwie zawsze był wielkoduszny wobec matki Shirin-Gol. Najpierw włożył do jej łona syna, sprawiając, że jej mąż mógł poczud się prawdziwym mężczyzną i nie wybił /6 żonie zębów ani nie odesłał jej do domu ojca. Zaraz potem została obdarowana drugim synem, a później trzecim; dla wszelkiej pewności. Następnie Allah zatroszczył się o matkę trzech synów i trzy razy z rzędu pobłogosławił ją dziewczynką. W ten sposób wreszcie zyskała pomoc w opieraniu i karmieniu męskich członków rodziny, w pracy w polu, przy pieczeniu chleba, szyciu, pasieniu owiec, dojeniu krów, gotowaniu, wiązaniu dywanów i całej reszcie zajęd gospodarskich. Potem urodziła jeszcze dwóch chłopców, a ojciec Shirin-Gol zarżnął dla każdego owieczkę, obaj zostali też obrzezani, ale przynajmniej nie musieli chodzid do mułły: wystarczyło, że trzej starsi synowie poznali Koran. Dopiero w rok po tych dwóch mniej ważnych chłopcach pojawiła się Shirin-Gol. Dla ojca nie była to ani zła, ani dobra nowina. Dla matki dobra. Shirin-Gol była spokojnym dzieckiem i wiodła spokojne życie. Przeważnie zostawiano ją w spokoju. Siadywała w cieniu lepianki, przyglądając się, jak matka, ojciec i starsze rodzeostwo obrabiają niewielkie poletko, doją nieliczne owce, poją

osła, zamiatają kurz, wiążą dywany, przynoszą jedzenie, pieką chleb, co dzieo od nowa podtrzymują rodzinny byt. Siostra ze znamieniem na policzku każdego ranka sadzała Shirin-Gol za progiem chaty, wręczając jej kromkę chleba. Jedyną powinnością Shirin-Gol było siedzied cicho, obserwowad i uczyd się, na czym polega życie dziewczynek: miały nie wyróżniad się, pracowad i słuchad poleceo mężczyzn. Gdy pewnego dnia, skooczywszy dwa lata, Shirin-Gol po raz pierwszy stanęła na własnych nogach, wyszła ze zrobiła kilka kroków i podeszła do siostry /7 З- з. % у. о «g, 5, &.S. З *• я о ze znamieniem, która w kucki prała bieliznę przed chatą. Shirin-Gol zanurzyła palec w mydlanym oku, dostała po łapach, nasiusiała na ziemię i została przez siostrę odniesiona z powrotem na miejsce. Allah obserwował wszystko z góry i naraz przypomniał sobie, że już od dwóch lat zaniedbał matkę Shirin-Gol i pozostawił jej łono bezpłodnym. Zaraz też postanowił naprawid niedopatrzenie. Zanim Shirin-Gol skooczyła trzeci rok życia, pod jej dziecinną opiekę oddano dwóch braciszków naraz. Od tej pory była nimi nieustannie zajęta. Kolejny moment, kiedy Shirin-Gol znów podniosła oczy i rozejrzała się po świecie, to dzieo, w którym bliźniacy postawili pierwsze samodzielne kroki. Jeden wyruszył z prawa w lewo, drugi z lewa w prawo. Zderzyli się głowami, przewrócili i zapłakali, wołając na pomoc siostrę. I w tej właśnie chwili wybuchła rakieta; pierwsza, ale zgoła nie ostatnia, którą usłyszed miała Shirin-Gol. Bliźniacy zamilkli,

przerażeni poraczkowali do opiekunki i ukryli główki w jej spódnicy. Matka ze strachem rozejrzała się wokół, bracia przybiegli z pola, siostry piszczały, a ojciec zrobił zatroskaną minę i powiedział jakby do siebie: - To znaczy, że Rosjanie rzeczywiście już tu są. - Rosjanie? A kim oni są? Sąsiadami? Dlaczego do nas przyszli? Czego od nas chcą? Przecież my niczego nie mamy - powiedziała matka podniesionym i piskliwym głosem. Ojciec spojrzał na synów i rzekł: - Musimy uciekad w góry. Przedtem okupowali nas i rozstrzygali o naszym losie Anglicy, a teraz nastaną Rosjanie. Przedtem Anglicy patrzyli pożądliwym okiem na nasze żony i córki, teraz będą to robid Rosjanie. Anglicy zbezcześcili nasz kraj i naszą religię, pozbawili nas wszelkich /8 praw i władzy, odebrali nam wolnośd i zbrukali ojczystą ziemię, teraz kolej na Rosjan. Nie mamy wyboru, nadszedł czas, by przyłączyd się do mudżahedinów i ruszyd na wojnę, chodby i do ostatniej kropli krwi. To były ostatnie słowa ojca, które pamięta Shirin-Gol. Potem on i bracia wstali, pomodlili się, ojciec dał każdemu z synów broo oraz amunicję i zniknął z domu i z życia Shirin-Gol, zwalniając mnóstwo miejsca: do jedzenia, siedzenia, bawienia bliźniaków, iskania wszy, przędzenia wełny, szycia, wiązania dywanów, rozdrabniania cukru, mielenia ziaren, do rozmawiania o wojnie, rannych, poległych i o Rosjanach, do rozpościerania mat i koców na noc. Odtąd Shirin-Gol i bliźniacy nie spali już w kącie za paleniskiem, dostawali więcej jedzenia i mogli się częściej odzywad. Tylko wybuchy rakiet i bomb oraz salwy wystrzałów przypominały im o braciach i o ojcu, którzy pojawiali się coraz rzadziej i na krótko, by zaraz znów zniknąd w górach. Shirin-Gol zbierała właśnie na polu ostatnie, malutkie kat-chalou, kartofle, gdy spostrzegła dziwnego przechodnia. Na ramionach niósł on innego mężczyznę,

całego we krwi. Kiedy odwrócił się ku niej, poznała starszego brata i uśmiechnęła się na powitanie. On także się uśmiechnął i powiedział: - Dlaczego nie nakryłaś głowy? I znikł za ich lepianką. Z chaty wyszła matka, jej twarz była całkiem biała. Ma-dar. matka. A więc matka- bez-rumieoców stanęła przed domem i opierając gliniany dzban na brzuchu, poruszyła ustami, ale Shirin-Gol nie słyszała słów, bo matka straciła również głos. Shirin-Gol zamarła i patrzyła na matkę, niemą i bladą, rozmyślając, kto odebrał madar głos i rumieoce. IQ I gdy Shirin-Gol zastanawiała się, czy to sprawka zakrwawionego, czy też madar, wstając ze snu, zapomniała włożyd głosu i rumieoca, matka-bez-rumieoców-i-bez- głosu z całych sił cisnęła dzbanem o ziemię. Już po głosie. Już po rumieocach. Już po dzbanie. Dziewczynka wzięła bliźniaków za ręce, odwróciła się, i nie patrząc na matkę-bez- rumieoców-bez-głosu-i-bez--dzbana, ruszyła z powrotem na pole malutkich katchalou, które siedzą pod ziemią i dobrze im tam, bo chłodno i nie ma matki, która ciska glinianymi dzbankami. Nocą przyszli jeszcze inni mężczyźni, znajomi i nieznajomi, ojciec i bracia. Shirin- Gol usłyszała, że kopią za chatą dół, poszła tam i patrzyła, jak kładą do środka zakrwawionego, którego przyniósł jej brat, i jak zasypują dół. Zapłakali, zarzucili strzelby i kałasznikowy na plecy i znikli w ciemnościach nocy. Następnego dnia przy zasypanym dole siedziała już tylko matka. Owinięta w czarną chustę, kiwała się tam i z powrotem, jakby coś ją bolało, łkała i zawodziła. Nie przestała nawet, kiedy Shirin-Gol przyniosła jej świeżo zaparzonej herbaty. Shirin-Gol podziękowała Allahowi, że madar odzyskała głos, odmówiła krótką modlitwę, prosząc, by wróciły jej także rumieoce i żeby madar nie wkładała czarnej chusty, bo może straciła nos i oczy. Ale gdyby nie miała ust, nie mogłaby

zawodzid, więc wszystko jest w porządku i lepiej po prostu zapomnied o wczorajszej niemocie i bladości. - Co się stało? - spytała dziewczynka jakby nigdy nic. - A co się miało stad? - zachlipała madar, ściągając z głowy chustę, aby wypid łyk herbaty. I wtedy Shirin-Gol zobaczyła na własne oczy: przez noc włosy madar straciły kolor. 20 Bo Allah położył zakrwawionego w dole właśnie i tylko po to: aby madar straciła rumieoce, głos, gliniany dzban i kolor włosów; żeby jej matczyne serce pękło, a włosy osiwiały. Shirin-Gol nie zrozumiała wprawdzie powiązania tych wszystkich zaszłości, ale im dalej wędrowało słooce, by na koniec skryd się za horyzontem, tym więcej dowiadywała się o zakopanym mężczyźnie i o jego związku z matczynymi włosami. Otóż mężczyzna, którego jej brat przyniósł na ramionach i który teraz leżał w dole za chatą, jest męczennikiem, poległym w imię Proroka, Koranu i islamu. Słyszała już o męczennikach, ale wydawało jej się dotąd, iż mieszkają w raju, nie zaś w ziemnych dziurach. Jednak teraz zobaczyła przecież na własne oczy, że prawdziwy męczennik - shahid - leżał w dole za chatą. Potem dowiedziała się jeszcze, iż ów shahid nie będzie bynajmniej ostatnim w jej życiu i że zanim został męczennikiem, był normalnym człowiekiem, którego znała, należał nawet do jej rodziny, a dokładnie rzecz biorąc, był jednym z jej braci: drugim, którego podarował matce Allah, i pierwszym, którego zabrał z powrotem do siebie. Dlatego matka bardzo cierpi, co ją może zabije, i dlatego przez noc jej włosy stały się siwe. Shirin-Gol wzięła więc bliźniaków za ręce, usiadła przy zasypanym dole i naśladowała matkę oraz siostry; płakała, zaciskała powieki, pytała Allaha, dlaczego to wszystko robi, nie rozumiała. Najpierw daje matkom synów, do których się przywiązują i przyzwyczajają, potem sprawia, że mali synowie zmieniają się w dużych, przysyła Rosjan, a synów wysyła w góry, gdzie umierają i stają się shahid,

łamiąc matkom serce - a wszystko po to, żeby matki osiwiały. Byłoby przecież łatwiej, gdyby nie dawał im synów, tylko od razu siwe włosy. 2/ I jeśli zamierzałby zrobid to samo z Shirin-Gol, kiedy ona dorośnie, może sobie oszczędzid całego zachodu, bo ona nie chce harowad przy synach - sami bliźniacy przysparzali jej wystarczająco wiele trosk i obowiązków - ani nie chce cierpied, w razie gdyby Allah zdecydował się uczynid z jej dzieci shahid. A zapuchnięte od płaczu oczy i siwe włosy już całkiem sobie wyprasza. Niezbadane są wyroki boskie - mawiała odtąd najstarsza siostra Shirin-Gol każdego ranka. Czternastego dnia po śmierci brata uszminkowała usta, przyczerniła brwi i zeszła do wsi. - Dokąd idziesz? Czemu malujesz usta? Dlaczego nie nakryłaś głowy? Co ludzie powiedzą? Będą o tobie plotkowad. Plamisz honor ojca, naszych żywych braci i zmarłego brata-męczennika. W imię Proroka i islamu, przynosisz haobę i nieszczęście! Shirin-Gol powiedziała to i wiele innych rzeczy, których ją nauczono, ale siostra jej nie słuchała i wyszła. Wróciła dopiero nad ranem, z czterema kałasznikowami, skrzynką granatów i amunicji, czterema parami spodni, czterema hełmami i koniem, który to wszystko przyniósł. - Ilu ich było? - zapytała matka. - Czterech - odpowiedziała siostra, spuszczając wzrok. - Ja też chcę! - prosiła Shirin-Gol dwie najstarsze siostry, które od dwóch tygodni szminkowały usta i schodziły do wsi. - Wcale nie chcesz - powiedziała najstarsza, wyciągając nóż spod spódnicy. - Chyba że nie boisz się rozpruwad brzuchów rosyjskim żołnierzom - dodała, kładąc nóż na piersiach Shirin-Gol. 22

- Chcę iśd z wami! - zawołała Shirin-Gol, kiedy kilka tygodni później dwie najstarsze siostry oraz siostra ze znamieniem znów szykowały się do wyjścia. Tymczasem jej wolno było jedynie chodzid na pole, zamiatad podłogę, gotowad, spierad krew z siostrzanych spódnic, doglądad bliźniaków i pocieszad ich, kiedy znów zderzą się głowami. - Wystarczająco wcześnie będziesz do tego zmuszona - odpowiedziała siostra ze znamieniem. Przełknęła łzy, ucałowała Shirin-Gol w czoło, zakryła twarz chustą i wyszła. - Ale ja chcę teraz! - lamentowała Shirin-Gol nad miską z praniem, kiedy wieczorem siostry wróciły do domu. One jednak nie zwróciły na nią uwagi i cisnąwszy zakrwawione spódnice do mydlin, które opryskały Shirin-Gol od stóp do głów, ze znużonym westchnieniem przystąpiły do sortowania i chowania rosyjskich kałasznikowów, amunicji, granatów, min, butów, hełmów i reszty łupu. - Tym razem było tylko dwóch - powiedziała jedna z sióstr. - Zrobili się ostrożni - dopowiedziała druga. - Zwiedzieli się, że niebezpiecznie jest chodzid do wsi i polowad na afgaoskie kobiety. Allahowi niech będą dzięki. Przestraszyli się. Przestraszyli? Rosyjscy żołnierze? Wrogowie ojczyzny, Proroka, Koranu, islamu i wolności? Ci, którzy zamienili jej brata w męczennika w glinianym dole? Ci umundurowani mężczyźni w ciężkich butach, z bronią, z minami, oni mieliby się przestraszyd jej sióstr? To wszystko bajka. Chciały po prostu, żeby im zazdrościła. Pewnego dnia śledziła siostry z ukrycia i zobaczyła wszystko na własne oczy. Ale dopiero wiele lat później zrozumiała, że to nie była bajka. 23 Bracia, ojciec i inni mężczyźni z wioski poszli w góry walczyd z Rosjanami i żołnierzami rządu. Rosjanie przychodzili do wsi, plądrowali, rabowali, kradli, porywali kobiety i małe dziewczynki. Sami także byli jeszcze dziedmi, mieli osiemnaście, dziewiętnaście czy dwadzieścia lat i nie wiedzieli, czym jest życie, wojna, zabijanie, a już najmniej, co to znaczy zostad zabitym. Dwa dni wcześniej

siedzieli jeszcze w koszarach w Kazachstanie, Leningradzie, w Mongolii albo w Uzbekistanie, siorbali barszcz z menażki i pisali listy do matek i narzeczonych, które obiecały zaczekad, aż chłopcy wrócą z wojska do domu i ożenią się z nimi. Apel zarządzono niespodziewanie jak zawsze. Trzeba było wciągad buty, zabrad plecak i karabin, amunicję i hełm, wszystko przytroczyd. Potem dudniącym krokiem do samolotu, lot w ciemnościach, nic nie widad, sądzili, że lecą na Syberię albo coś w tym rodzaju, żeby ładowad węgiel albo coś w tym rodzaju. - Wysiadad! Nie wiedzieli, gdzie są. Wokół tylko góry, bezlitośnie skaliste, niewiarygodnie wielkie. Pokryty śniegiem masyw Hindukuszu wznosił się wprost do nieba. Ile to jest siedem tysięcy metrów? Co znaczy mudżahedin? Czy wielu z nich kryje się w górach? Co oni nam zrobili, że musimy ich zabijad, dlaczego są wrogami narodu radzieckiego i socjalizmu? Ilu nieprzyjaciół już uśmierciliśmy, ilu jeszcze zostało i jak długo my będziemy musieli tu zostad? Dlaczego nie można wysład listu do matki? Haszysz i opium koiły wątpliwości, strach i głód. Afgao-skie dziewczyny o włosach jak jedwab, oczach jak węgiel i miękkich jak miąższ brzoskwini ustach z zębami białymi jak perły budziły pożądanie i pocieszały smutne serca 24 rosyjskich chłopców. To, czego nie dostali po dobroci, brali siłą: afgaoskie jedzenie, ubrania, pieniądze, kobiety, dziewczynki, honor afgaoskich mężów, ojców i braci, godnośd i dumę narodu, wiarę i ufnośd w Allaha. Rosyjscy chłopcy wypełniali rozkazy, pokonywali strach, dopełniali wojennych rytuałów, dodawali sobie odwagi, demonstrowali swą przewagę, potęgę i władzę. Napadali na wsie, porywali kobiety, gwałcili, odcinali piersi, rozpruwali ciężarne brzuchy, plask! - ciskali płody na ziemię. Odcinali dziecięce głowy, całowali dziewczęce usta, lizali brzuchy, miętosili piersi, zaspokajali żądze swych rosyjskich kutasów w dziewiczych łonach Afganek. Afgaoscy nauczyciele, chłopi, szewcy, rzeźnicy, piekarze, handlarze, uczniowie i studenci stali się partyzantami, odeszli w góry, zabijali, byli zabijani, podkładali miny, zanim sami weszli na jedną z nich, zarzynali rosyjskich żołnierzy, zanim sami zostali zarżnięci.

Złapawszy Rosjanina, Afgaoczycy „zdejmowali mu hełm": nacinali skórę wokół pasa i ściągali ją przez głowę. Obdartego ze skóry sadzali w słoocu, sprawiając afgao-skim muchom ucztę z czerwonego rosyjskiego mięsa. Rosyjska matka w Kazachstanie, Leningradzie, Mongolii albo Uzbekistanie odczuwała bolesny skurcz w sercu. Dwa tygodnie później przychodził list, potem oficer, dwóch żołnierzy i cynkowa trumna, której otwierania surowo zabroniono. Bo na wojnie dozwolone jest to, czego zabrania wiara i tradycja, prastare wartości i jednostkowa moralnośd, dozwolone są czyny, za które odpokutowad można jedynie śmiercią. Cnotliwe afgaoskie dziewczyny stały na rogu ulicy z odkrytymi głowami i czerwonymi wargami, czekając na Rosjan, którzy zajęli jedną z lepianek, palili zdobyczny haszysz, mąciło im się w głowach i chcieli już tylko jednego: 25 czarnookich śmieszek na rogu, których ciała nie dotknął ani nawet nie oglądał żaden mężczyzna. Shirin-Gol widziała to wszystko ze swej kryjówki na własne oczy i słyszała na własne uszy, lecz nie mogła uwierzyd. Rosyjscy żołnierze niebieskimi oczami wpatrywali się w niczym nieosłonięte twarze jej sióstr, chwytali je za ramiona, chciwie oblizywali ich wargi, rozpościerali ręce i kładli się na siostrzanych piersiach, obejmowali biodra, całowali szyje, przyciskali się do lędźwi, wzdychając coraz głośniej i głośniej, mamrocząc słowa, których Shirin--Gol nie rozumiała. Nagle rozległ się krzyk - krzyk śmierci, nie rozkoszy. Na ziemi leżał umundurowany Rosjanin z rozciętym brzuchem, wił się i rzucał, próbując wyrwad nóż ze swych wnętrzności, ale nie miał siły, wyciągał zakrwawioną rękę, próbując chwycid spódnicę siostry, jego błękitne rosyjskie oczy błagały o litośd i zostały wysłuchane. - Jesteś przecież tylko synem jakieś matki, która gdzieś na tej przeklętej przez Allaha ziemi czeka na powrót swego dziecka - powiedziała siostra, ocierając łzy z afgao-skich, czarnych jak węgle oczu. Pochyliła się nad konającym, wyciągnęła nóż z jego brzucha i skróciła cierpienie - jednym prędkim ciosem w gardło. Za wolnośd, za honor, za wiarę i żeby ocalid własne życie.

Jeszcze po dwudziestu i więcej latach wspomnienie nie znikło, ciężkie i czerwone jak krew przepełniało serce Shirin-Gol, nie pozwalając zapomnied. Od tamtej pory w głowie siostry ze znamieniem zamieszkały djin, złe duchy. Siostrzyczka siedzi gdzieś spokojnie, rozmawia, je, gotuje albo po prostu patrzy w dal, aż tu nagle jak nie zacznie dyszed, krzyczed, płakad, rwad włosy z głowy; na jej usta występuje żółta piana, zęby zgrzytają. 20 - Jeszcze jedna, co zwariowała przez wojnę - mówili ludzie. Również ojciec Shirin-Gol dowiedział się, co uczyniły jego córki dla honoru, ojczyzny, Proroka, Koranu i islamu. Rok w rok stawał się coraz bardziej milczący, aż wreszcie w ogóle przestał mówid. Nie odzywał się wcale i do nikogo. Nikomu też nie patrzył w oczy; ani córkom, ani synom, ani nawet żonie. ■ Naguska, szkoła i ulubione słowa Bliźniacy ciągle jeszcze siusiali w majtki, ssali pierś, chowali się w spódnicach starszej siostry i ciągle trzeba było ich karmid, chod mówili już pojedyncze słowa, a nawet zdania: chleb, woda, jeśd, Shirin-Gol, daj, zostaw mnie, nie, chodź, idź, zmęczony, na rączki i tak dalej. Tymczasem życie Shirin-Gol zmieniło się nie do poznania. Pierwsze promienie słooca oblały właśnie górę, u której stóp leżała jej rodzinna wioska, partyzanckie karabiny milczały, ojciec i Rosjanie byli w górach. Gdzieś w oddali zapiał kogut, jeden z bliźniaków wyprężył małe, zaspane ciałko i przytulił się do siostry, a drugi położył rączkę na jej policzku, gdy ogłuszający huk eksplozji przerwał sen Shirin-Gol i poranną ciszę. W następnej chwili niebo zawarczało i zahuczało, a potem zaroiło się od ogromnych żelaznych ptaków, jakich Shirin-Gol nigdy dotąd nie widziała. - Allah przysłał latające potwory, żeby ukarad nas za grzechy - powiedziała matka. - Jakie grzechy? - spytała Shirin-Gol.

- To nie ptaki ani potwory - powiedzieli starsi bracia - tylko rosyjskie śmigłowce, nazywają się antonowy. - Antonowy - powtórzyła Shirin-Gol. - Ładne imię. Szkoda, że są takie straszne i niedobre. 28 Z domu, który stał na skraju wsi, patrzyła, jak ziejące ogniem potwory o dźwięcznym imieniu przefruwają nad wioską, zawracają łukiem, a potem jeszcze bardziej zniżają lot, prawie muskając dachy, z głośnym łoskotem wypluwają pociski i sieją pożar. Po chwili wszystkie lepianki zmieniły się w ruinę, a ponad połowa ich mieszkaoców w męczenników. Shirin-Gol, bliźniacy, matka, najmłodszy ze starszych braci Shirin-Gol i jej trzy starsze siostry zgarnęli to, co mogli udźwignąd, i uciekli w góry. Stamtąd widzieli, jak przez wioskę przetoczyła się fala rosyjskich czołgów, ciężarówek, dżipów i piechurów, paląc i mordując wszystkich i wszystko. Wykopali w ziemi dół i ukryli w nim rosyjskie kałasznikowy, miny, hełmy i to, czego nie mogli z sobą zabrad. Shirin- Gol zastanawiała się, czy zakopane sprzęty też staną się męczennikami, lecz nie było czasu na odpowiedź. Popędziła za innymi na północ, w kierunku Kabulu. Gdzie jest Kabul? Dlaczego do Kabulu? Dlaczego nie na południe, wschód lub zachód ani z powrotem do wsi? Czemu nie odbudujemy domu? Dlaczego tak, a nie inaczej? - Milcz - nakazują bracia, ojciec, matka, kiedy Shirin--Gol pyta. - Milczcie - nakazuje Shirin-Gol, kiedy pytają bliźniacy. Hałas, smród i asfalt, domy z kamienia, wielkie jak góry, ludzie, którzy się spieszą, samochody w czarnych oparach dymu, brudne drzewa, kobiety z odkrytymi głowami, nagie ramiona dziewcząt, chłopcy wołający „głupie wsio-chy", najwyraźniej pod adresem rodziny Shirin-Gol. Ojciec nagle skurczył się i stał o wiele mniejszy niż w górach, ze wstydem spuszczał wzrok. Bracia podnosili kamienie, lecz po chwili opuszczali bezradnie ręce. Zawoalowane siostry po kryjomu strzelały oczami na prawo i lewo,

2Q a matka za karę trzepała je rozłożoną dłonią po ciemieniu: to Kabul, stolica. Rosjanie wprowadzili swoją administrację. Shirin-Gol znów nie mogła uwierzyd własnym oczom. Oto na wprost przed nią siedziała kobieta, Afganka, z tapirowanymi włosami, umalowana jakby była panną młodą, bez woalki. Jej ramiona, nogi i szyja były nagie, każdy mógł je oglądad, ona zaś nie spuszczała wzroku, bezczelnie patrzyła ojcu Shirin--Gol prosto w oczy, mówiła do niego, pokazując zęby i język, pytała o tysiąc rzeczy, które nie powinny jej obchodzid. W odpowiedzi otrzymywała tylko kłamstwa. Zawód? Rolnik. Nie, nigdy nie był w górach. Mudżahedin? Co to jest? Rosjanie? Dobrzy ludzie, pomagają ojczyźnie. Pieniądze? Nie ma. Własnośd? Żadnej. Prawdą było tylko to, że ani on, ani jego żona, ani żadne z dzieci nie potrafi czytad ani pisad. Wymalowana naguska wręczyła zmalałemu ojcu jakiś papier i powiedziała, że zgodnie z nowymi przepisami wszyscy mężczyźni, a więc także ojciec i bracia Shirin-Gol, muszą zgłosid się do najbliższej jednostki, a tam wcielą ich do zwycięskiej armii radzieckiej. Bo pierwszym obowiązkiem każdego afgaoskiego patrioty jest walka z wrogami paostwa, opozycjonistami. Drugim zaś obowiązkiem wszystkich Afgaoczyków, zarówno mężczyzn jak i kobiet, starych i młodych, jest wstąpid do czcigodnej i ukochanej, nowo powstałej partii ludowej. Poza tym prawo ustanowione przez nowy rząd mówi, że ten, kto chce dostad mieszkanie albo namiot, musi posład dzieci do szkoły. Kto chce jeśd, musi posyład dzieci do szkoły. Krótko mówiąc, kto nie chce iśd do więzienia, musi wstąpid do wojska i do partii, posład dzieci do szkoły oraz - zabronid żonie i córkom zakrywania twarzy w miejscach publicznych. 30 Shirin-Gol zakręciło się w głowie. Dobrze, że urzędniczka nie mogła widzied jej twarzy, bo zaraz wsadziłaby ją do więzienia. Dziewczynka była ciekawa, co też ojciec odpowie na te bezbożne i bezwstydne słowa. Ale ojciec nie powiedział nic, tylko wstał, przewracając krzesło, bo nie był przyzwyczajony do krzeseł, i zabrał się do wyjścia. Tak po prostu, nie ukarawszy naguski ani jedną obelgą za przerażającą

bezczelnośd. I wtedy stało się coś, w co Shirin-Gol już w żaden sposób nie mogła uwierzyd. Naguska podniosła się, wyciągnęła rękę i spojrzała ojcu w oczy. Trzymała rękę wyciągniętą tak długo, aż ten lekko dotknął jej swoją dłonią. Shirin- Gol wydała cichy okrzyk i natychmiast dostała od matki klapsa w potylicę. Pospiesznie ukryła bliźniaków pod chustą, aby przynajmniej oni nie widzieli tego zgorszenia. Lecz było już za późno: zobaczyli i dobrze wszystko zapamiętali. I jeszcze długo wspominali. - Szkoła?! - powiedział ojciec, kiedy znów znaleźli się na hałaśliwej i brudnej ulicy. Następnie splunął, a jego ślina nie wsiąkła w ziemię, tylko rozmazała się na twardym, szarym asfalcie. Shirin-Gol przyglądała się jej ciekawie, tymczasem ojciec ciągnął dalej: - Wojsko?! Nigdy! Wrócę w góry, a moje córki nigdy nie pójdą do szkoły. Diabelska instytucja! Ci niewierni chcą nas sponiewierad. Jak dziewczynki pójdą do szkoły, przewróci im się w głowach, staną się ciekawskie, przemądrzałe, chciwe, wymagające, kapryśne! Jaki mężczyzna zechce taką na żonę?! A chodzi tylko o to, Allah mi świadkiem, żeby sprowadzid nas na złą drogę, pozbawid godności i wiary, nakłaśd nam głupstw do głowy i zrobid z naszych córek takie, takie - tu ojciec nie mógł znaleźd słowa, ale kontynuował - moje córki mają się stad jak ta, ta... - aż wreszcie znalazł odpowiednie wyrażenie-ta KURWA?! Nigdy! 31 - Wstyd i haoba, niech Allach ukaże wszystkich niewiernych - mamrotała Shirin- Gol pod chustą i robiło jej się niedobrze na myśl, że miałaby pójśd do szkoły, by potem stad się taka jak naguska. A co to właściwie jest szkoła? A kurwa? Shirin-Gol zagryzła usta, zacisnęła powieki i pomodliła się do Allaha, żeby ustrzegł ją przed tym strasznym losem. Miała ochotę powiedzied coś w rodzaju: „Wolę umrzed, niż stad się podobna do tamtej" albo: „Pójdę z wami w góry i będę zabijad Rosjan", ale się powstrzymała, bo ojciec wydawał się zdenerwowany i z pewnością zarobiłaby kuksaoca za to, że ośmiela S'C bez pytania i publicznie zabierad głos.

Mieszkanie, do którego trafiła cała rodzina, miało kamienne, gładkie i chłodne ściany. Na jednej ze ścian znajdował się guzik. Po jego naciśnięciu pod sufitem rozbłyskała kula dająca więcej światła niż cztery lampy oliwne. W pokoju było dwoje drzwi, przez jedne wychodziło się na ulicę, drugie prowadziły do małego pomieszczenia z dziurą w podłodze i Shirin-Gol ze zgrozą dowiedziała się, że służy ono do załatwiania potrzeb fizjologicznych. Współczuła mieszkaocom miasta. To okropne; kobiety chodzą g°fe lub prawie gołe, ulice są tak twarde, że stopy bolą, ślina nie wsiąka w ziemię, śmierdzi, jest głośno, a na domiar złego trzeba załatwiad się we własnym domu - tam, gdzie się śpi, je i mieszka. Shirin-Gol stanęła w drzwiach, trzymając bliźniaków ze ręce, gotowa do odwrotu. Ale matka, zamiast szykowad się do drogi, rozesłała koce na zimnej, twardej podłodze, siostry rozpaliły mały ogieo, a bracia przynieśli wodę w kociołku, ktoś zrobił herbatę, rozpakował wyschnięty chleb. Kiedy zjedli, madar zgarnęła rzeczy do kąta, wszyscy raz dwa ułożyli się na ziemi i zasnęli. 32 W nocy Shirin-Gol miała sen. Śniła że bracia się pomylili i że rosyjskie śmigłowce nie były śmigłowcami, tylko cudownymi ptakami, i nie zrzucały pocisków. Z ich okrągłych brzuchów prosto na łąkę wyszły owieczki przeznaczone na prezent dla Shirin-Gol. Małe, białe owieczki z miękką, puszystą wełną, która łaskocze, kiedy je objąd. Małe, białe owieczki, które można zjeśd. Małe, białe owieczki, które zmienią się w duże owce i będą dawad mleko. Mleko można wypid albo zrobid z niego ser. Szkoda, że to tylko sen, pomyślała Shirin-Gol, kiedy się zbudziła. Trzeciego czy czwartego dnia pobytu w stolicy odwiedził ich nieznajomy w mundurze. Rozmawiał przed drzwiami z ojcem. Cztery dni później znów przyszedł jakiś umundurowany, tym razem nie rozmawiał, tylko krzyczał. Nocą Shirin-Gol w półśnie słyszała szepty i szmery, a kiedy się zbudziła, nie było już ani starszych braci, ani ojca, ani starszych sióstr, znikła nawet siostra ze znamieniem. Wszyscy wrócili w góry, żeby robid to, o czym Shirin-Gol nie wolno było z nikim rozmawiad, bo inaczej matka wyrwie jej język, a wielki Allah ześle na nią ślepotę.

Pewnego ranka ktoś zastukał w drzwi, Shirin-Gol zamarła. W progu stanęła kobieta w mundurze. Porozmawiała z matką, usiadła obok niej na podłodze, uśmiechnęła się, wzięła bliźniaków za ręce. Potem poprosiła Shirin-Gol, by jej towarzyszyła, pożegnała się grzecznie i wyprowadziła całą trójkę rodzeostwa na ulicę. Nie była tak goła jak tamta naguska, ale też ubrana inaczej niż matka Shirin- Gol, jej siostry, ona sama i wszystkie kobiety, które Shirin-Gol do tej pory znała. Ale przynajmniej zakrywała włosy chustką, twarz miała nieumalowaną, ramiona zakryte i sięgającą za 33 kolana spódnicę, nosiła rajstopy i buty na płaskim obcasie. Na ulicy głowę trzymała spuszczoną, nie patrzyła na mijanych mężczyzn, lecz ustępowała im z drogi, schodząc na stronę. Za każdym razem, gdy spojrzała na Shirin-Gol i bliźniaków, uśmiechała się przyjaźnie, ujmując im trochę pairicznego strachu. Powiedziała, że nazywa się Fauzieh, jest nauczycielką i że Shirin-Gol od tej pory będzie widywad ją codziennie. - To jest wasza szkoła, to jest klasa, uczniowie, możecie zostad w butach, zdejmij zasłonę z twarzy i usiądź na wolnym miejscu, nie, nie na podłodze, w ławce, to jest zeszyt, to jest książka i ołówek, to jest litera „S" - początek twojego imienia. S-h-i-r-i-n-G-o-1, Słodki Kwiat. W-o-j-n-a. M-u-d-ż-a-h-e-d-i-n. Nie, nie przyjaciel, wróg: wróg ludu i partii, i naszego czcigodnego rządu. - Mieszkamy w Kabulu, stolicy Afganistanu. Kabul ma trzy i pół tysiąca lat. Sto pięddziesiąt lat temu Brytyjczycy próbowali zdobyd nasz kraj, wiele razy próbowali i za każdym razem zostawali odparci przez dzielnych mężczyzn i kobiety z naszego narodu. Teraz przyszedł nam z pomocą miłujący wolnośd naród rosyjski. - Ten obrazek przedstawia czcigodnego prezydenta i ojca naszego wspaniałego narodu.