ROZDZIAŁ PIERWSZY
- Panie Ramsey?
Aksamitny głos recepcjonistki wyrwał Holta z zadumy.
Podniósł oczy znad strony gazety, w którą bezmyślnie się
wpatrywał.
- Słucham?
- Czy chciałby pan porozmawiać z innym projektantem?
- Nie - odpowiedział gorączkowo. - Muszę się spotkać
z panią Carlisle. Bardzo mi ją polecano. Ja... naprawdę chcę
pracować tylko z nią.
Młoda recepcjonistka uśmiechnęła się łagodnie.
- Nie ma sensu, by czekał pan całą więczność. Myślałam,
że pani Carlisle wróci do biura o wiele wcześniej. Może
wolałby pan się z nią spotkać w innym terminie?
- Nie, chętnie zaczekam - odpowiedział, chociaż w rze
czywistości było mu to bardzo nie na rękę. Cóż, sam był sobie
winien. Gdy tylko dowiedział się, że Megan Carlisle pracuje
w firmie NuWorld Kitchen Design, pod wpływem nagłego
impulsu natychmiast tu przyjechał. No i już od godziny bez
czynnie siedział na potwornie niewygodnym krześle, lecz
gotów był tak siedzieć aż do skutku, o ile tylko istniała szan
sa, że pani Carlisle wreszcie pojawi się w biurze. Niechętnie
się do tego przyznawał, lecz powodowała nim przede wszy
stkim ciekawość.
Czy Megan Carlisle jest, jak wynika z raportu prywatnego
detektywa, bogatą snobką? Dziwne, że w ogóle gdzieś pra
cuje. Być może znudziło ją chodzenie po sklepach i praca
charytatywna. Zresztą, najpewniej nie jest to prawdziwa pra
ca, lecz sposób na miłe spędzanie czasu. Rodzaj przechowal
ni dla rozwiedzionych paniuś z towarzystwa, które są zbyt
dorosłe, by nadal mieszkać z mamusią, ale i zbyt niezaradne,
by same się utrzymać. Właściciel NuWorld należał do wpły
wowych kręgów w Dallas. Być może zatrudnił Megan
Carlisle, by wyświadczyć uprzejmość jej matce, być może
zrobił to z innych powodów. W tej firmie mogła do woli
bawić się kolorowymi farbkami i udawać, że wykonuje sen
sowną robotę.
Widział ją tylko na jednym grupowym zdjęciu, do tego
bardzo niewyraźnym. Był ciekaw, czy Megan jest podobna
do Briana.
Bezlitosne teksańskie słońce prażyło przez szyby i w po
czekalni było parno, dlatego Holt rozluźnił kołnierzyk.
A może zawodziły go nerwy? Nawet przed samym sobą nie
chciał się do tego przyznać, chociaż miał powody, by się
denerwować. Po miesiącach poszukiwań wreszcie stanie twa
rzą w twarz z kobietą, która dała życie jego synowi. Nigdy
nie myślał o niej jako o matce Briana. Tylko Shelley, jego
żona, zasługiwała na to miano.
Otworzyły się frontowe drzwi i do poczekalni weszła ko
bieta. Obładowana była stertą katalogów i folderów, poza
tym dźwigała dużą czarną teczkę, a z jej ramion zsuwała się
torba.
- Co za ranek! - wykrzyknęła, spoglądając znad niebez
piecznie chwiejącego się stosu papierów. Holt zdołał zauwa
żyć tylko jej brązowe, aksamitne oczy, zerkające spod cie
mnej grzywki.
- Najpierw musiałam pojechać aż do Fort Worth, by po
kazać tej marudnej pani Aylesworth nowe projekty, z których
wciąż jest niezadowolona. Później była potworna kraksa na
autostradzie. Myślałam, że już nigdy...
Recepcjonistka chrząknęła i wskazała na Holta:
- Megan, ten pan chciałby się z tobą zobaczyć.
Spojrzała w jego stronę, a Holtowi zaschło w gardle.
Poczuł narastającą złość, ale uczuciu temu towarzyszyło
coś" jeszcze: nagła słabość w kolanach i ucisk w żołądku.
Nie, takich emocji się nie spodziewał i bardzo ich sobie nie
życzył.
Megan, przepraszając za spóźnienie, delikatnie się uśmie
chnęła i wyciągnęła ku niemu dłoń:
- Cześć, jestem Megan Carlisle.
Jednak gdy w powitalnym geście poruszyła ręką, misterna
równowaga skomplikowanej konstrukcji została zachwiana
i spiętrzone papiery z hukiem runęły na podłogę. Holt zdołał
pochwycić ostatni folder w chwili, gdy recepcjonistka rzuciła
się zza biurka na ratunek, mamrocząc przy tym coś pod
nosem.
Holt położył folder na szczycie powtórnie skonstruowanej
przez Megan piramidy i wreszcie ujął jej delikatną t ciepłą
dłoń.
- Jestem Holt Ramsey.
- Miło mi. Czy byłby pan tak uprzejmy i pomógł mi?
Nie czekając na odpowiedź, Megan podała mu dwa ol
brzymie katalogi, odsłaniając przy tym twarz, której był tak
ciekaw. Uważnie przyjrzał się jej rysom i całej postaci, szu
kając podobieństwa do Briana. Nie, ta postrzelona kobieta
w niczym nie przypominała jego wysokiego i kościstego sy
na. Miała zaledwie około metra pięćdziesięciu pięciu wzro
stu oraz figlarną twarz, a jej zgrabny nos usiany był piegami.
Włosy Briana były czarne, natomiast włosy Megan miały
odcień czekoladowobrązowy i powiewały we wszystkich
kierunkach, gdy prowadziła Holta do swego biura.
Usłyszeli głos doganiającej ich recepcjonistki:
- Megan, nie zabrałaś jeszcze tego!
Położyła plik różowych karteczek na szczycie niesionych
przez Holta katalogów i uśmiechając się przepraszająco,
wróciła za biurko.
- Proszę mi wybaczyć, ale mój pokój jest dość daleko.
Tam umieszcza się takich trutni jak ja, którzy nie zdobyli
jeszcze odpowiedniej pozycji. Pracuję tu dopiero od kilku
miesięcy. A więc, czym mogę panu służyć, panie... Och,
zapomniałam pana nazwiska.
- Ramsey.
Holt odpowiedział w najbardziej banalny sposób, choć
tysiące innych możliwości cisnęło mu się na usta. W tej
chwili pragnął bowiem tylko jednego, a mianowicie jeszcze
raz dotknąć Megan, by przekonać się, czy jej ciało jest na
prawdę aż tak gładkie i delikatne, jakim się wydawało pod
lawendowym, jedwabnym podkoszulkiem i idealnie dopaso
wanymi spodniami. Ubranie było skromne, lecz w dobrym
gatunku i w odpowiedni sposób podkreślało krągłości ciała
Megan.
Wygląd pani Carlisle kompletnie zaskoczył Holta. Spo
dziewał się ujrzeć kobietę wysoką i wyniosłą, przywykłą do
patrzenia z góry, która na wieść o tym, że jest poszukiwana
przez własnego syna, natychmiast skontaktuje się ze swoim
prawnikiem - tylko po to, żeby się zabezpieczyć przed wszel
ką odpowiedzialnością. Teraz jednak gdy Megan Carlisle
stała się osobą realną, nie mógł sobie nawet wyobrazić, by
w ogóle miała jakiegoś prawnika.
Cóż, wygląd może być zwodniczy. Holt nie zamierzał
zdradzać Megan prawdziwego powodu ich spotkania, dopóki
dobrze nie pozna jej charakteru. Nie pozwoli jej skontakto
wać się z Brianem, zanim się upewni, że Megan go nie
skrzywdzi. Chłopak wycierpiał już dostatecznie dużo
w swym krótkim życiu.
Megan, wciąż obładowana folderami, zatrzymała się
przed drzwiami do swojego biura. Otworzyła je nogą, a ło
kciem zapaliła światło.
- Proszę to położyć gdziekolwiek - powiedziała i zrzuci
ła stertę papierów na podłogę.
Holt poszedł w jej ślady, ponieważ nie miał innego wy
boru: każdy kąt małego pomieszczenia, nie wyłączając biur
ka, deski kreślarskiej, szafki, półek i krzeseł, zasłany był
papierzyskami. Ściany i drzwi oblepione były kartkami
z różnych katalogów. Ramsey oszczędził tylko karteczki
z wiadomościami dla Megan, kładąc je na biurku.
Megan beztrosko zdjęła z krzesła pudełko z kolorowymi
próbkami i usiadła, oddychając przy tym z ulgą.
- Och, proszę wszystko zrzucić na podłogę - powiedziała
uprzejmie, gdy zobaczyła, że Holt patrzy z irytacją na drugie
krzesło. - Przepraszam za wygląd tego miejsca. Przy takim
nawale pracy powinnam mieć trzy razy większe biuro z pół
kami sięgającymi do sufitu, ale niestety szef ma inne zdanie.
Poza tym świetnie się w tym bałaganie orientuję.
Holt opróżnił krzesło i usiadł. Poruszał się w zwolnionym
tempie, bo jego umysł zaprzątnięty był problemem, jak roz
począć rozmowę. Jednak nie miał wielkiego wyboru i posta
nowił udawać, że jest ogromnie zainteresowany nowym wy
strojem swojej kuchni.
- Mówiono mi, że kuchnie urządzone według pani pro
jektów są naprawdę świetne - powiedział, starając się usilnie,
by jego głos nie zdradzał żadnych emocji. - Ponieważ za-
mierzam wyremontować moją kuchnię, chciałbym do tego
celu wykorzystać pani talent.
Jej promienny uśmiech rozjaśnił całe pomieszczenie:
- Jeżeli dobrze rozumiem, ktoś mnie panu polecił? Kto
to był?
- Usłyszałem o pani na przyjęciu. Powiedziano mi, że
pani jest bardzo dobra w swoim fachu.
Z trudem opanował grymas podczas wypowiadania
tak wierutnego kłamstwa. Bo przecież Megan Carlisle by
ła tak bardzo zaskoczona faktem, że ktoś ją polecił, iż mogło
to oznaczać tylko jedno: w swoim zawodzie była nieudacz
nikiem.
- Och. świetnie się składa, bo nie mam jeszcze zbyt wielu
zamówień. Właśnie pracuję nad kilkoma projektami, ale
klienci są zadowoleni dopiero po skończeniu prac i po wy
jściu robotników. Do tej chwili całe to zamieszanie traktują
jak kataklizm... O Jezu, mam nadzieję, że właśnie w tej
chwili nie straciłam klienta?
- Nie podjąłem jeszcze ostatecznej decyzji. Najpierw
chciałbym poznać pani ofertę.
- Wspaniale! Mam teraz wolną godzinę, więc bierzmy się
do roboty.
Ze sterty papierów wyciągnęła oprawiony w skórę notat
nik, kosztowne pióro i kalkulator.
- Nazywa się pan Holt, prawda?
- Tak.
Nagle zamilkła, a jej pióro zawisło w powietrzu.
- Jestem głodna.
- Co takiego?
- Chce mi się jeść. Nic dziwnego, bo nadeszła pora mo
jego lunchu. Pan też zapewne jest głodny. Proponuję kanapki.
Tuż za rogiem jest świetny barek.
Uniemożliwiając Holtowi jakikolwiek sprzeciw, zerwała
się z krzesła, zgarnęła różne drobiazgi do torebki i gestem
wskazała na drzwi, co oznaczało, że ma iść za nią. Było mu
to bardzo nie na rękę, ponieważ nie chciał, by ich spotkanie
nabrało towarzyskiego charakteru, jednak Megan nie pozo
stawiła mu wyboru.
- Co z wiadomościami dla pani? - przypomniał jej.
- Słucham? Ach tak, powinnam wreszcie je przejrzeć.
Najczęściej większość z nich pochodzi od różnych akwizy
torów, więc to nic pilnego.
Przez chwilę dość obojętnie przeglądała karteczki, gdy
jednak dotarła do ostatniej, na jej twarzy zagościł rzewny
uśmiech.
- Heather. Ciekawe, o co jej chodzi? - wyszeptała
Megan.
- Kto? - bezwiednie zapytał Holt.
- Nikt specjalny, po prostu przyjaciółka z lat szkolnych.
Od dawna nie miałam z nią kontaktu. Zadzwonię do niej
później.
Odłożyła karteczkę i nadal na pozór beztroska, ruszyła
w kierunku drzwi. Naprawdę jednak jej nastrój uległ gwał
townej zmianie. Holt ujrzał nową Megan, niepewną siebie
i bezbronną.
Megan obserwowała nowego klienta znad szklanki z mro
żoną herbatą. Miał ponad metr osiemdziesiąt wzrostu, zacze
sane do tyłu kasztanowe włosy i wysokie czoło. Spojrzenie
jego intensywnie ciemnoniebieskich oczu znamionowało in
teligencję. Nie był przystojny, miał na to zbyt ostre rysy, ale
emanował męskością. Pomimo nienagannych manier biła od
niego pierwotna siła i nieodparty erotyzm.
Ku jej zaskoczeniu, ta mieszanka bardzo ją pociągała.
Ponieważ ani razu nie wspomniał o żonie i nie nosił obrącz
ki, chyba był samotny. Gdy w biurze siedzieli twarzą
w twarz, choć usilnie starała się nie przekroczyć zasad pro
fesjonalnego zachowania, wyobraźnia spłatała jej figla. Już
od tak dawna - od zbyt dawna - nie podniecił jej widok
mężczyzny, dźwięk jego głosu, błysk w oczach.
Wiedziała jednak, jak bardzo niebezpieczne są takie ma
rzenia, dlatego zajęła się kanapką i postanowiła skierować
swoje myśli na inne tory. Na przykład na tę wiadomość od
Heather Shipman.
Heather była najlepszą szkolną przyjaciółką i powiernicą
Megan. Jej jedynej zwierzyła się, gdy zaszła w ciążę. Nieste
ty, Heather nie sprostała sytuacji, okazała małe zainteresowa
nie jej problemami. Również Megan nie była bez winy. Zroz
paczona i przepełniona żalem, odwróciła się od wszystkich
dawnych przyjaciół, uznała bowiem, że nikt z nich nie jest
w stanie jej zrozumieć.
Megan z nostalgią wpatrywała się w nabazgrane na różo
wej kartce imię utraconej przyjaciółki. Czego Heather może
od niej chcieć po prawie czternastu latach?
- Czy nie smakuje pani ta kanapka?
Głos Holta sprowadził Megan z obłoków na ziemię. To
na pozór niewinne pytanie zdawało się mieć jakiś niepokoją
cy podtekst.
- Kanapka jest wspaniała - odpowiedziała, uświadamia
jąc sobie, że już od dłuższego czasu przy stole panuje cisza.
Wykazała się złymi manierami. Holt był przecież jej klientem
i to ona powinna zabawiać go rozmową. - Po prostu się
zamyśliłam. Jeśli skończył pan już jeść, proszę przejrzeć te
broszury. Może coś pana zainteresuje.
Gdy Holt brał do ręki kolorowy folder, Megan przyjrzała
się jego dłoniom - silnym, lecz nie pozbawionym wdzięku,
z długimi palcami. Zastanawiała się, kim jest z zawodu.
Luźne spodnie khaki i niebieska koszula nie wyglądały na
strój odpowiedni do pracy. Być może dzisiaj miał wolny
dzień.
- Czy chodzi panu o coś tradycyjnego, czy też jest pan
zwolennikiem nowoczesnych koncepcji?
- Nie wiem - odpowiedział Holt szorstko. Na chybił tra
fił wskazał jedno ze zdjęć. - Może coś takiego? - Kierowany
instynktem, wybrał z katalogu najdroższą kuchnię. Była bar
dzo nowoczesna, utrzymana w biało-zielonej tonacji. - Ile
kosztuje coś takiego?
- Około pięćdziesięciu tysięcy dolarów - rzuciła od nie
chcenia Megan.
- To chyba nie jest dobry pomysł, by inwestować aż tyle
w mój dom. Te nakłady nigdy mi się nie zwrócą przy jego
sprzedaży.
- A więc planuje pan sprzedaż domu?
- Nie - odburknął Holt.
- No cóż, proszę się nie martwić - ciągnęła dalej nie
zrażona Megan. Miała już do czynienia z różnymi klientami.
- Mogę urządzić panu kuchnię w takim samym stylu, ale za
połowę ceny. Jestem w tym naprawdę dobra. Pana kuchnia
będzie wyglądała tak, jakby pan na nią wydał majątek. W za
leżności od powierzchni cena może być jeszcze niższa.
- To duża kuchnia - odpowiedział Holt. - Mam jeden
z tych starych domów w Lakewood.
- Cudownie! Te domy zawsze mi się podobały. Czy ku
chnia była już kiedyś przerabiana?
- Ostatnio w tysiąc dziewięćset czterdziestym roku.
- A więc naprawdę warto nad nią popracować. Kiedy
mogę do pana wpaść?
- Wpaść?
Dziwne, lecz Megan wydawało się, że w oczach Holta
dostrzegła panikę.
- Od tego powinniśmy zacząć - powiedziała. - Muszę
zrobić pomiary i szkice. Ile pieniędzy przeznaczył pan na
ten cel?
- Każda kwota poniżej pięćdziesięciu tysięcy dolarów
będzie do zaakceptowania - odpowiedział oschle.
Megan uśmiechnęła się.
- Rozumiem. Więc kiedy mogę przyjść, by zobaczyć ku
chnię?
Ponownie odniosła wrażenie, że Holt nie jest zachwycony
perspektywą goszczenia jej pod swoim dachem. Ciekawe,
dlaczego?
- W środę - odparł tonem nie znoszącym sprzeciwu. -
Pojutrze, o pierwszej.
Czuła, że jeśli nie zgodzi się na ten termin, Holt po
prostu wstanie od stolika i tyle go będzie widziała. Trudno,
przełoży inne spotkania, ale takiego klienta nie wypuści
z rąk. Duży kontrakt w Lakewood to było to! Jeżeli jej
się poszczęści, takie zamówienie może zadecydować o jej
karierze.
Holt dał jej swój prywatny adres, ale bez numeru telefonu.
- Jeżeli zechce pani odwołać spotkanie, proszę zadzwo
nić do pracy - powiedział, wręczając jej wizytówkę.
- „Hodowla i Sprzedaż Roślin Ram". Wiem, co to za
firma. Na wiosnę kupiłam w u was cebulki tulipanów i po
sadziłam je na patio, ale nigdy nie wzeszły.
- Prawdopodobnie nie trzymała ich pani dostatecznie
długo w lodówce.
- W lodówce? Po co miałabym to robić?
- Teksański klimat jest za ciepły dla tulipanów - wyjaśnił
takim tonem, jakby ogłaszał oczywistą prawdę. - W ten spo-
sób je oszukujemy, bo wydaje się im, że są owiewane przez
północne wiatry. Inaczej nie zakwitną.
- Naprawdę? Jak widać, każdego dnia uczymy się czegoś
nowego.
Ułożyła porządnie broszury i podała je Holtowi.
- Proszę je zabrać do domu. Pana żona na pewno będzie
miała coś do powiedzenia w sprawie nowej kuchni.
Oczekując na odpowiedź, Megan wstrzymała oddech, na
tomiast twarz Hołta stężała, jakby była wykuta z marmuru.
- Shelley zawsze marzyła o dużej, jasnej i nowocześnie
urządzonej kuchni. Gdy kupowaliśmy dom, planowaliśmy
liczne modernizacje, lecz cóż... nigdy do tego nie doszło.
- Więc najwyższy czas na zmiany - powiedziała Megan.
Była na siebie zła. Powinna przecież wiedzieć, że taki
atrakcyjny i dobrze prosperujący przedsiębiorca jak Holt
Ramsey nie może być wolny. To prawda, bardzo się jej spo
dobał, tak bardzo, że aż krew zaczęła szybciej krążyć w jej
żyłach. Lecz było w nim tak mało ciepła. Kiedyś w cyrku
podziwiała tygrysa - z pozoru obojętny, oswojony, lecz daj
mu tylko pretekst, a zatopi w tobie kły. Holt był do niego
podobny.
A poza tym wchodzenie w dwuznaczne układy z klientem
mogło jej zepsuć opinię w firmie. Zmusiła się do uśmiechu.
- Jestem pewna, że pani Ramsey będzie zachwycona fa
ktem, że zrobił pan pierwszy krok.
Holt wstał i taksująco spojrzał na Megan.
- Nie chcę wprowadzać pani w błąd. Shelley, moja żona,
zmarła dwa lata temu. Długo nie potrafiłem nawet myśleć
o realizacji naszych wspólnych planów. Ale ma pani rację,
już najwyższy czas. Do zobaczenia w środę.
Megan wzrokiem odprowadziła Holta. Była wściekła, że
wspomniała o jego żonie. Nie powinna być tak wścibska. To
straszne, gdy mężczyzna traci młodą żonę. Ciekawe, czy Holt
ma dzieci?
Miała nadzieję, że nowa i kosztowna kuchnia nie służyła
uczczeniu pamięci zmarłej Shelley. Nie potrafiłaby pracować
w atmosferze pełnej wspomnień. Sama dopiero niedawno
zdołała uporządkować swoje emocje, stłumić poczucie winy
i zwalczyć kompleks niższości. W przeciwieństwie do tego,
co okazywała na zewnątrz, była istotą zbyt kruchą, by brać
na swoje barki emocjonalne problemy innych ludzi.
Wsiadając do swego porsche Holt w duchu przeklinał za
równo obezwładniający upał, jak i własne zachowanie.
Wprawdzie Megan pierwsza wspomniała o jego żonie, lecz
to on pozwolił, by zwyczajna rozmowa zmieniła się w me
lodramat. Nadal cierpiał po stracie Shelley. Kochał ją od
dzieciństwa i jej śmierć w tak młodym wieku uważał za
okrutną niesprawiedliwość. Minęły jednak dwa lata. Najwy
ższy czas, by wszystko wróciło do normy.
To, w jaki sposób zareagował na Megan Carlisle, wymow
nie świadczyło o tym, że jego hormony znów zaczęły praco
wać normalnie. Nie mógł jednak dopuścić, by ta kobieta
zawładnęła jego uczuciami. Przecież porzuciła własne dziec
ko i nie zrobiła tego z biedy, tylko dla wygody. Oddała je do
adopcji, a sama, tak jakby nic się nie stało, nadal kształciła
się w drogich szkołach i brylowała w towarzystwie.
Lecz z drugiej strony, po powierzchownym poznaniu Me
gan, Holt mógłby przysiąc, że jest ona pozbawiona choćby
krzty egoizmu i złej woli. Przypominała mu słodkie i niewin
ne kociątko, z jedna tylko różnicą: Megan była nieprawdopo
dobnie seksowna. Do diabła, naprawdę podziałała na niego!
Nie, nie powinien nawet o tym myśleć, nie może nim
zawładnąć pożądanie. Musi tylko upewnić się, czy ta kobieta
będzie miała pozytywny wpływ na Briana i czy powinna się
z nim spotkać. Nic ponadto. Był zresztą przekonany że Me
gan, niezależnie od miłej powierzchowności, nie będzie
w stanie nawiązać trwałego kontaktu z chłopcem.
Gdy wchodził do swojego rozległego, kamiennego domu.
poczuł zapach dymu.
- Brian? - zawołał ostrym tonem.
- Jestem w kuchni, tato. Coś spaliłem.
Szczęśliwy, że dom nie stoi w płomieniach, Holt ruszył
do kuchni, gdzie zastał swego chudego, czternastoletniego
syna podczas zeskrobywania spalenizny z rondla.
- Próbowałem zrobić makaron z serem, wiesz, taki jak
przyrządzała mama, ale niespecjalnie mi się udało.
- Zdarza się. Dziwne, że nie włączył się alarm przeciw
pożarowy.
- Włączył się. Musiałem wyjąć baterie.
- Namocz ten garnek - zaproponował Holt.
- Chciałem tak zrobić, ale zawsze się wściekasz, kiedy
zostawiam naczynia w zlewie.
- Tym razem zrobię wyjątek. Wiesz, wolałbym, żebyś nie
uczył się gotować, gdy jesteś sam.
Holt nie obawiał się zostawiać Briana w domu bez opieki.
Już jako dziesięciolatek uchodził za poważnego, odpowie
dzialnego chłopca, i takim był w istocie. Lecz Holt lubił
czasami odgrywać rolę zatroskanego rodzica.
- Czy to znaczy, że pomógłbyś mi przy gotowaniu? - za
pytał Brian, z powątpiewaniem unosząc brew.
- Hm, raczej nie. Ale gdyby wybuchł pożar, pomógłbym
ci go ugasić.
Holt uważnym spojrzeniem ogarnął kuchnię. Rzeczywi
ście, nie wyglądała najlepiej. Tandetne, wielokrotnie malo
wane drewniane szafki, obecnie koloru beżowego, stare
i dziurawe niczym pole golfowe blaty, staromodny, obdrapa
ny i zardzewiały zlew. Lodówka w kolorze awokado pocho
dziła z nowszych czasów, to znaczy z lat siedemdziesiątych,
zaś działający wedle własnego uznania piec gazowy był z ro
ku czterdziestego piątego. Poddawany był on wprawdzie sta
łym kontrolom, mimo to istniało realne niebezpieczeństwo,
że któregoś dnia wybuchnie i wysadzi w powietrze cały dom.
Na koniec Holt spojrzał na podłogę, pokrytą popękanym,
szarym linoleum. Jedynymi oznakami nowoczesności były
kuchenka mikrofalowa, w której z Brianem gotowali wszy
stkie posiłki, oraz ekspres do kawy. Tak, najwyższy czas, by
to zmienić.
- Czy chcesz, bym przygotował ci lunch? - zapytał
Briana.
- Nie, dziękuję, sam potrafię podgrzać danie ze sklepu.
Biedny Brian. Holt rozumiał, jak bardzo brakuje mu wspa
niałych, południowych potraw jego matki, bo sam za nimi
tęsknił. Być może, gdy odnowią i urządzą kuchnię, wreszcie
z synem nabiorą ochoty do tego, by nauczyć się gotować.
- Tato - odezwał się Brian, gdy wrzucił stek do mikrofa
lówki - czy coś załatwiłeś? No wiesz, chodzi mi o moją
prawdziwą mamę.
Holt się obruszył.
- Twoją prawdziwą mamą była mama. To ona ciebie
pokochała i opiekowała się tobą, a geny i chromo...
- Tak, wiem o tym. Ale mnie chodzi o moją biologiczną
matkę.
Holt dobrze rozumiał Briana. Rozpaczliwie brakowało mu
matki i łudził się nadzieją, że jest ktoś, kto choć w nie
wielkim stopniu będzie mógł mu ją zastąpić. Chłopak czuł
się zagubiony, dlatego tak gorączkowo poszukiwał własnych
korzeni.
- Nie wiem, czy się nie rozczarujesz - powiedział Holt.
- Czy jakoś sobie ją wyobrażasz?
Twarz Briana spoważniała:
- Tato, nie jestem głupi. Prawdopodobnie była biedną
dziewczyną i nie chciała mieć dziecka. Ale mam nadzieję...
myślę, że ciężko jej było rozstać się ze mną. Chciałbym jej
powiedzieć, że nie mam do niej żalu. 1 że naprawdę ją rozu
miem. Koleżanka z mojej klasy, Ruthie Dell, jest w ciąży
i też zamierza oddać dziecko do adopcji. Chce mu zapewnić
lepsze życie. Nie miałbym nic przeciwko temu, by moja
matka była do niej podobna.
- Być może nie będzie się chciała z tobą zobaczyć.
- Wiem. Ale mimo to chcę ją odnaleźć. Myślę, że mama
by się temu nie sprzeciwiała.
Tak, Shelley na pewno poparłaby Briana w jego poszuki
waniach. Przecież to, co robił, nie było skierowane przeciwko
niej.
- Uczyniłem pewne postępy - ostrożnie powiedział Holt.
- Prywatny detektyw ma nadzieję, że już niedługo odnajdzie
twoją naturalną matkę. Ale niczego nie obiecywał.
Brian uśmiechnął się, głęboko poruszony.
Holt odpowiedział mu uśmiechem. Od śmierci Shelley
jego syn nie był niczym tak mocno przejęty. Boże, jak on
kochał tego dzieciaka. Prędzej umrze, niż pozwoli, by kto
kolwiek ponownie go skrzywdził.
ROZDZIAŁ DRUGI
Po odbyciu wszystkich spotkań Megan wróciła do biura
i zamknęła za sobą drzwi. Wreszcie mogła pozwolić sobie na
luksus i w samotności pomyśleć o swoim kliencie. „Holt
Ramsey" - jak zwyczajnie, a zarazem niepokojąco brzmiały
jego imię i nazwisko. Pasowały do niego idealnie. W podnie
ceniu myślała o czekającej ją pracy nad adaptacją kuchni
Holta. Jeżeli rzeczywiście była tak duża i stara, jak wynikało
to z jego słów, i jeżeli miał odpowiednie środki, Megan po
każe, co naprawdę potrafi. Ta kuchnia stanie się jej firmowym
znakiem.
Prawdę mówiąc jednak podniecała ją nie tyle perspektywa
ciekawej pracy, ile osoba klienta. Jasne, że nic się nie wyda
rzy. Nie ma takiej możliwości, bo ona na to nie pozwoli.
Jednak sama jego obecność wprawia jej ciało w drżenie...
Z dezaprobatą marszcząc nos, Megan rozejrzała się po
swoim biurze. Jaki bałagan! Do tej pory nie zwracała na to
uwagi, ponieważ z klientami na ogół spotykała się poza biu
rem. Ale Holt Ramsey tu był i na pewno odniósł jak najgor
sze wrażenie. Pewnie wydała mu się nieudacznicą, a nie
wznoszącą się na fali sukcesów świetną projektantką. Ale
przy takim nawale pracy trudno było utrzymać porządek.
Jednak musi coś z tym zrobić.
Przypomniała sobie o wiadomości od Heather. Ten roz-
dział życia już dawno zamknęła i powrót do niego napawał
ją strachem.
Ale dlaczego Heather zadzwoniła? Musi mieć jaki.< ważny
powód. Wiedząc, że ciekawość i tak zwycięży, wykręciła
numer.
- Halo? - usłyszała miły głos, w tle którego słychać było
płacz dziecka.
- Heather?
- Megan? O mój Boże, czy to naprawdę ty?
- Tak, to ja. Co u ciebie słychać?
Wypowiedzenie tych słów przyszło jej z trudem. A prze
cież kiedyś potrafiły godzinami plotkować przez telefon.
- U mnie wszystko w porządku, dziękuję. Megan, wiem,
że niespecjalnie masz ochotę na rozmowę ze mną. Rozumiem
to i nie mam pretensji, ale sprawa być może jest poważna.
Ktoś węszy za tobą. Był u mnie prywatny detektyw i wypy
tywał o ciebie. Twierdził, że szuka cię stary przyjaciel.
- W jakim celu?
Serce Megan zaczęło bić jak szalone.
- Nie chciał tego powiedzieć. Ale ode mnie niczego się
o tobie nie dowiedział.
Na usta Megan cisnęło się tysiąc pytań:
- Dlaczego... To znaczy, kto chciałby... czy tak trudno
mnie znaleźć?
- Widocznie tak. W książce telefonicznej nie ma twoich
danych. By zdobyć twój numer, musiałam zadzwonić do
twojej matki, ale ona na pewno nie podałaby go nikomu
obcemu.
Skąd matka znała jej numer? Ostatnio prawie się nie kon
taktowały.
- Słuchaj, a teraz najważniejsza sprawa: ten detektyw py
tał też o Daniela.
Megan nagle zabrakło powietrza. Daniel? Co on ma z tym
wspólnego?
- Wszyscy chcielibyśmy wiedzieć, gdzie on jest.
- Megan, ja naprawdę niczego nie powiedziałam. Ale
pomyślałam, że... Wiesz, mam numer telefonu tego detekty
wa. Może chciałabyś do niego zadzwonić? Nie wiem, jak ty
postąpisz, ale gdyby mnie ktoś szukał, chciałabym wiedzieć,
kto to taki i o co mu chodzi.
- Dobrze, podaj mi ten numer.
Megan zapisała numer na kartce i przyczepiła ją do ściany.
- Heather...
- Megan - jednocześnie powiedziała Heather. Obie za
milkły. Po chwili Heather znów się odezwała:
- Nigdy nie miałam okazji powiedzieć ci, jak bardzo jest
mi przykro...
- Nigdy nie dałam ci takiej możliwości - odrzekła Megan.
- Dlatego teraz chcę ci to powiedzieć. To straszne, że
Daniel opuścił cię w chwili, gdy straciłaś dziecko. Jak sobie
z tym poradziłaś?
- Kiepsko - odpowiedziała Megan i nerwowo się za
śmiała.
- Czy teraz jest już lepiej? Zawsze wierzyłam, że kiedyś
wszystko się jakoś ułoży. Co u ciebie?
- Nie najgorzej.
Megan zdziwiło to, że naprawdę tak uważała. Matka się
do niej nie odzywała, ojciec przed śmiercią ją wydziedzi
czył... Jedyne zadowolenie znalazła w pracy.
- Cieszę się. - Płacz dziecka przybierał na sile. - Słuchaj,
muszę już kończyć. Odezwij się czasem. Może pójdziemy
kiedyś na lunch.
Heather powiedziała to tonem, który zdradzał, że sama nie
wierzy we własne słowa.
- Odezwę się - odparła szczerze Megan. Dopiero teraz,
po latach, zrozumiała, jak bardzo skrzywdziła samą siebie,
zrywając kontakty z Heather.
Odłożyła słuchawkę. Po jej twarzy spływały łzy. Prawie
oszalała z rozpaczy, gdy po stracie dziecka wróciła do Dallas
i dowiedziała się, że Daniel wraz z ojcem wyprowadził się
z miasta, nie pozostawiając adresu. Jedynie u Heather mogła
znaleźć pomoc w tych tragicznych chwilach, ale zamiast tego
zamknęła się w swojej skorupie, niezdolna z nikim dzielić
swego bólu.
Przywołała się do porządku i wykręciła numer podany jej
przez Heather. Czekając na połączenie, myślami znów po
wróciła do Holta Ramseya. Czy miał coś wspólnego z tą
sprawą? Pojawił się tak nagle w jej życiu, ale czy był to
przypadek? Twierdził wprawdzie, że ktoś mu o niej wspo
mniał podczas przyjęcia, ale zabrzmiało to fałszywie. Poza
tym tak naprawdę nie wydawał się zbytnio zainteresowany
modernizacją swojej kuchni. Wreszcie uzyskała połączenie.
- Mówi Megan Carlisle - przedstawiła się energicznym
tonem. - Podobno pan mnie poszukuje. Czy mogę wiedzieć,
z jakiego powodu?
Po drugiej stronie zapanowała długa cisza.
- Nie wiem, z jakiego powodu. Wynajęto mnie, bym pa
nią odnalazł. Za to mi zapłacono, a reszta mnie nie obchodzi.
Czy ta odpowiedź panią zadowala?
- Kto pana wynajął?
- Tego nie mogę powiedzieć. Ochrona praw klienta sama
pani rozumie.
Rozmowa została przerwana.
Megan pogrążyła się w zadumie. Kto jej szukał i po co?
W jej życiu był tylko jeden tajemniczy okres, gdy jako cię
żarna nastolatka została wywieziona do Oklahomy, by uro-
dzić tam dziecko. Nikt ze starych znajomych nie miał powo
du, by jej szukać. Jej matka z nią nie rozmawiała, ale wie
działa, gdzie ją znaleźć. Podobnie jej były mąż.
Być może chodzi o pieniądze. Jej ojciec, Cramer Carlisle
w chwili śmierci był multimilionerem. Być może ktoś fałszy
wie sądził, że Megan odziedziczyła lwią część rodzinnej
fortuny i chciał ją na coś naciągnąć.
Ale ten „ktoś" srodze się rozczaruje. Ojciec ją wydziedzi
czył, a matka prędzej zapisze majątek swoim kotom, niż da
jej choćby centa. A wszystko dlatego, że Megan odważyła
się rozwieść z notorycznie zdradzającym ją mężem. Lecz
tego męża wybrali jej rodzice...
Megan postanowiła sprawdzić, czy Holt Ramsey ma coś
wspólnego z tą sprawą.
Holt przeklinał swego pecha. Ze wszystkich możliwych
terminów Brian na chorobę wybrał właśnie środę, czyli dzień
odwiedzin Megan. Zamiast więc trenować z drużyną piłkar
ską, z powodu paskudnego przeziębienia chłopak musiał zo
stać w domu.
Niestety, Megan była nieuchwytna i nie udało mu się prze
łożyć spotkania. Holt zaniósł więc Brianowi mnóstwo gier
komputerowych do jego pokoju na górze, mając nadzieję, że
to zniechęci chłopca do schodzenia na parter.
Punktualnie o pierwszej Megan zadzwoniła do drzwi.
Weszła do środka świeża niczym morski wiatr. Włosy miała
związane, ubrana była w białą spódniczkę i kwięcisty płó
cienny żakiet. Jak zwykle dźwigała katalogi i próbki. Holt
zaczął się zastanawiać, czy zawsze chodzi obładowana jak
tragarz.
- Cześć! - przywitała go energicznie i rozejrzała się do
okoła. - Wspaniały dom.
- Hm - z zakłopotaniem mruknął Holt. Krępowała go
myśl, że Megan spojrzy na jego dom oczami Shelley, która
marzyła o przebudowie ich rezydencji. Po śmierci żony te
plany upadły, a Holt nie był pewien, czy jest przygotowany
na bolesne wspomnienia.
- Tędy idzie się do kuchni.
- Jaki cudowny żyrandol - powiedziała Megan, gdy
przechodzili przez salon. - Wie pan, po kilku przeróbkach to
miejsce może wyglądać jak pałac. Moja firma zajmuje się
tylko kuchniami, ale jeżeli pana to interesuje, mogę panu
doradzić, co można by zmienić w całym domu.
- Dorabia sobie pani na boku? - Holt miał nadzieję, że
wreszcie odkrył ciemną stronę charakteru Megan. Ona jednak
potrząsnęła głową:
- Nic podobnego, zrobię to za darmo, a przy okazji może
czegoś nowego się nauczę. Wie pan. patrzę na domy jak
malarz na czyste płótna.
Holt nie zareagował na jej propozycję. Nawet jeśli posta
nowi odnowić dom, nie zaangażuje Megan Carlisle, bo wtedy
mogłaby bezkarnie zaglądać we wszystkie kąty i spotykać się
z Brianem bez wiedzy Holta. A przecież tutaj to on dyktuje
warunki.
Gdy dotarli do kuchni, Megan zaniemówiła. Holt pomy
ślał, że przeraził ją wygląd pomieszczenia, gdy jednak spo
jrzał na jej wyrazistą twarz, zrozumiał, że jest zachwycona.
- Och, panie Ramsey, to jest po prostu...
- Koszmar? - podpowiedział jej.
- Ależ skąd! Ta kuchnia stwarza tyle wspaniałych możli
wości. Takie wielkie okna, wysokie sufity, to istny skarb!
Gdy tylko skończę projekt, będą tu mogły pracować jedno
cześnie trzy ekipy. Czy dużo pan gotuje? Może zatrudnia pan
kucharkę?
- W ogóle nie gotuję.
Megan spojrzała na niego podejrzliwie.
- Czy traktuje mnie pan poważnie? - zapytała ostrym
tonem. - Jeżeli nie jest pan zainteresowany moją ofertą, pro
szę mi to powiedzieć od razu.
- Jestem zainteresowany - zapewnił ją Holt. I chyba nie
kłamał. Zaczynał pojmować, że tak bardzo przyzwyczaił się
do obskurnej kuchni, iż przestał dostrzegać jej brzydotę.
Megan uśmiechnęła się:
- Więc bierzmy się do roboty.
Wyjęła taśmę, papier do szkicowania i kalkulator. Holt
śledził każdy jej ruch. Gdy podnosiła ręce, jedwabna bluzka
podkreślała kształt jej piersi. Jej nogi... Jak taka filigranowa
kobieta może mieć aż tak długie nogi? Holtem zawładnęły
niebezpieczne emocje.
Ukończywszy pomiary, Megan zabrała się do szkicowania
szczegółowego planu. Holt usiadł naprzeciwko niej, przy
starym stole z wiśniowego drewna, który niegdyś należał do
jego babki. Gdy chodził do szkoły, lubił przy nim odrabiać
lekcje, a teraz Megan na pewno zechce go wyrzucić, bo
będzie zagracał nowoczesne wnętrze.
- Na niektórych folderach napisałam pana nazwisko. Pro
szę je przejrzeć, może coś się panu spodoba.
Holt przejrzał broszury i ze zdziwieniem stwierdził, że
Megan Carlisle naprawdę jest dobra w swoim fachu.
- Gdzie się pani tego wszystkiego nauczyła?
- Mam dyplom projektanta wnętrz, ale tak naprawdę za
wodu nauczyłam się w NuWorld. Właściciel, pan Nelson, dał
mi szansę, a ja nieustannie podnoszę swoje kwalifikacje. Do
tej pory dostawałam jednak na ogół niewielkie, niezbyt cie
kawe zlecenia, na które nikt inny nie miał ochoty. Ale to
zamówienie... Wreszcie pokażę, na co mnie naprawdę stać.
Holt przełknął ślinę. Po tym, co Megan teraz powiedziała,
będzie mu trudno cofnąć zlecenie. Naprawdę znalazł się
w bardzo niezręcznej sytuacji. Dalej więc grał rolę wymaga
jącego klienta.
- Czy przedtem pani nigdzie nie pracowała?
- Nie. Oczywiście wiem, że to dziwne, gdy ktoś rozpo
czyna karierę zawodową w wieku trzydziestu jeden lat, ale
podczas studiów wyszłam za mąż, a Darren nie chciał, bym
pracowała. Zaraz po rozwodzie wróciłam na studia i doryw
czo pracowałam, by je opłacić. Ale to się nie liczy.
Holt zaniemówił. Przecież rodzina Megan zarobiła milio
ny na ropie naftowej! Wprawdzie jej ojciec zmarł kilka lat
temu, jednak matka nadal często pojawiała się w kronikach
towarzyskich. Dlaczego więc Megan musiała pracować, by
zarobić na studia? Z trudem się powstrzymał, by jej o to nie
zapytać, ale wówczas by się zdradził, że świetnie orientuje
się w jej rodzinnych sprawach. A przecież były to poufne
informacje, potajemnie uzyskane od detektywa. Ale jedno
było pewne: Megan okazała się zupełnie inną osobą, niż to
sobie do tej pory wyobrażał.
- Muszę jeszcze zmierzyć te szafki. Czy ma pan drabinę?
- Zaraz przyniosę ją z garażu.
Megan zakończyła szkicowanie planu. Jakie wspaniałe
zamówienie! Nie mogła się doczekać chwili, kiedy wreszcie
w biurze zasiądzie przy komputerze.
- Tato, hej, tato! - Niespodziewany okrzyk przywrócił ją
do rzeczywistości.
A zatem pan Ramsey ma dzieci. Głos był tak naglący, że
Megan postanowiła sprawdzić, skąd dochodzi. Chyba z góry.
Weszła na piętro, gdzie było wiele drzwi, ale tylko jedne
otwarte.
W pokoju, w łóżku, leżał chłopiec. Miał mocno zaczer-
wieniony nos, a na podłodze walały się zużyte chusteczki,
widome oznaki ciężkiego przeziębienia. Jaki ładny, pomyśla
ła Megan. Ale nie tylko uroda chłopca ją zaintrygowała,
bowiem w jego rysach dostrzegła coś znajomego.
Zdziwiony, wpatrywał się w nią dużymi, orzechowo-
brązowymi oczami.
- Kim pani jest?
Megan uśmiechnęła się.
- Jestem projektantką. Przyszłam tu, by obejrzeć waszą
kuchnię i zrobić projekt.
- Aha. A gdzie jest tata?
- Poszedł do garażu po drabinę. Czy czegoś potrze
bujesz?
- Jestem głodny. Tata obiecał, że zamówi mi coś meksy
kańskiego.
- Meksykańskie jedzenie? Przecież jesteś chory.
- To tylko przeziębienie. Poza tym nie mam chyba wy
boru. Tata okropnie gotuje.
- A na co miałbyś ochotę, gdybyś spotkał prawdziwą
kucharkę? - spontanicznie zapytała Megan.
- No... nie wiem.
- Co powiesz na rosół i grzanki z serem? Tym karmiła
mnie niania, gdy byłam chora.
Chłopiec spojrzał na nią ze zdumieniem i opadł na podu
szkę:
- Prawdziwe jedzenie w tym domu? Tak żartować z cho
rego to okrucieństwo.
Roześmiała się. Jaki sympatyczny dzieciak! Miał zbyt
kanciaste rysy i zbyt wydatny nos, lecz za kilka lat złamie
niejedno kobiece serce. Naprawdę przypomina jej kogoś.
Tylko kogo? No jasne, to takie oczywiste! Chłopak jest po
dobny do Holta.
KAREN LEABO Szczęście raz się uśmiecha
ROZDZIAŁ PIERWSZY - Panie Ramsey? Aksamitny głos recepcjonistki wyrwał Holta z zadumy. Podniósł oczy znad strony gazety, w którą bezmyślnie się wpatrywał. - Słucham? - Czy chciałby pan porozmawiać z innym projektantem? - Nie - odpowiedział gorączkowo. - Muszę się spotkać z panią Carlisle. Bardzo mi ją polecano. Ja... naprawdę chcę pracować tylko z nią. Młoda recepcjonistka uśmiechnęła się łagodnie. - Nie ma sensu, by czekał pan całą więczność. Myślałam, że pani Carlisle wróci do biura o wiele wcześniej. Może wolałby pan się z nią spotkać w innym terminie? - Nie, chętnie zaczekam - odpowiedział, chociaż w rze czywistości było mu to bardzo nie na rękę. Cóż, sam był sobie winien. Gdy tylko dowiedział się, że Megan Carlisle pracuje w firmie NuWorld Kitchen Design, pod wpływem nagłego impulsu natychmiast tu przyjechał. No i już od godziny bez czynnie siedział na potwornie niewygodnym krześle, lecz gotów był tak siedzieć aż do skutku, o ile tylko istniała szan sa, że pani Carlisle wreszcie pojawi się w biurze. Niechętnie się do tego przyznawał, lecz powodowała nim przede wszy stkim ciekawość. Czy Megan Carlisle jest, jak wynika z raportu prywatnego
detektywa, bogatą snobką? Dziwne, że w ogóle gdzieś pra cuje. Być może znudziło ją chodzenie po sklepach i praca charytatywna. Zresztą, najpewniej nie jest to prawdziwa pra ca, lecz sposób na miłe spędzanie czasu. Rodzaj przechowal ni dla rozwiedzionych paniuś z towarzystwa, które są zbyt dorosłe, by nadal mieszkać z mamusią, ale i zbyt niezaradne, by same się utrzymać. Właściciel NuWorld należał do wpły wowych kręgów w Dallas. Być może zatrudnił Megan Carlisle, by wyświadczyć uprzejmość jej matce, być może zrobił to z innych powodów. W tej firmie mogła do woli bawić się kolorowymi farbkami i udawać, że wykonuje sen sowną robotę. Widział ją tylko na jednym grupowym zdjęciu, do tego bardzo niewyraźnym. Był ciekaw, czy Megan jest podobna do Briana. Bezlitosne teksańskie słońce prażyło przez szyby i w po czekalni było parno, dlatego Holt rozluźnił kołnierzyk. A może zawodziły go nerwy? Nawet przed samym sobą nie chciał się do tego przyznać, chociaż miał powody, by się denerwować. Po miesiącach poszukiwań wreszcie stanie twa rzą w twarz z kobietą, która dała życie jego synowi. Nigdy nie myślał o niej jako o matce Briana. Tylko Shelley, jego żona, zasługiwała na to miano. Otworzyły się frontowe drzwi i do poczekalni weszła ko bieta. Obładowana była stertą katalogów i folderów, poza tym dźwigała dużą czarną teczkę, a z jej ramion zsuwała się torba. - Co za ranek! - wykrzyknęła, spoglądając znad niebez piecznie chwiejącego się stosu papierów. Holt zdołał zauwa żyć tylko jej brązowe, aksamitne oczy, zerkające spod cie mnej grzywki.
- Najpierw musiałam pojechać aż do Fort Worth, by po kazać tej marudnej pani Aylesworth nowe projekty, z których wciąż jest niezadowolona. Później była potworna kraksa na autostradzie. Myślałam, że już nigdy... Recepcjonistka chrząknęła i wskazała na Holta: - Megan, ten pan chciałby się z tobą zobaczyć. Spojrzała w jego stronę, a Holtowi zaschło w gardle. Poczuł narastającą złość, ale uczuciu temu towarzyszyło coś" jeszcze: nagła słabość w kolanach i ucisk w żołądku. Nie, takich emocji się nie spodziewał i bardzo ich sobie nie życzył. Megan, przepraszając za spóźnienie, delikatnie się uśmie chnęła i wyciągnęła ku niemu dłoń: - Cześć, jestem Megan Carlisle. Jednak gdy w powitalnym geście poruszyła ręką, misterna równowaga skomplikowanej konstrukcji została zachwiana i spiętrzone papiery z hukiem runęły na podłogę. Holt zdołał pochwycić ostatni folder w chwili, gdy recepcjonistka rzuciła się zza biurka na ratunek, mamrocząc przy tym coś pod nosem. Holt położył folder na szczycie powtórnie skonstruowanej przez Megan piramidy i wreszcie ujął jej delikatną t ciepłą dłoń. - Jestem Holt Ramsey. - Miło mi. Czy byłby pan tak uprzejmy i pomógł mi? Nie czekając na odpowiedź, Megan podała mu dwa ol brzymie katalogi, odsłaniając przy tym twarz, której był tak ciekaw. Uważnie przyjrzał się jej rysom i całej postaci, szu kając podobieństwa do Briana. Nie, ta postrzelona kobieta w niczym nie przypominała jego wysokiego i kościstego sy na. Miała zaledwie około metra pięćdziesięciu pięciu wzro stu oraz figlarną twarz, a jej zgrabny nos usiany był piegami.
Włosy Briana były czarne, natomiast włosy Megan miały odcień czekoladowobrązowy i powiewały we wszystkich kierunkach, gdy prowadziła Holta do swego biura. Usłyszeli głos doganiającej ich recepcjonistki: - Megan, nie zabrałaś jeszcze tego! Położyła plik różowych karteczek na szczycie niesionych przez Holta katalogów i uśmiechając się przepraszająco, wróciła za biurko. - Proszę mi wybaczyć, ale mój pokój jest dość daleko. Tam umieszcza się takich trutni jak ja, którzy nie zdobyli jeszcze odpowiedniej pozycji. Pracuję tu dopiero od kilku miesięcy. A więc, czym mogę panu służyć, panie... Och, zapomniałam pana nazwiska. - Ramsey. Holt odpowiedział w najbardziej banalny sposób, choć tysiące innych możliwości cisnęło mu się na usta. W tej chwili pragnął bowiem tylko jednego, a mianowicie jeszcze raz dotknąć Megan, by przekonać się, czy jej ciało jest na prawdę aż tak gładkie i delikatne, jakim się wydawało pod lawendowym, jedwabnym podkoszulkiem i idealnie dopaso wanymi spodniami. Ubranie było skromne, lecz w dobrym gatunku i w odpowiedni sposób podkreślało krągłości ciała Megan. Wygląd pani Carlisle kompletnie zaskoczył Holta. Spo dziewał się ujrzeć kobietę wysoką i wyniosłą, przywykłą do patrzenia z góry, która na wieść o tym, że jest poszukiwana przez własnego syna, natychmiast skontaktuje się ze swoim prawnikiem - tylko po to, żeby się zabezpieczyć przed wszel ką odpowiedzialnością. Teraz jednak gdy Megan Carlisle stała się osobą realną, nie mógł sobie nawet wyobrazić, by w ogóle miała jakiegoś prawnika. Cóż, wygląd może być zwodniczy. Holt nie zamierzał
zdradzać Megan prawdziwego powodu ich spotkania, dopóki dobrze nie pozna jej charakteru. Nie pozwoli jej skontakto wać się z Brianem, zanim się upewni, że Megan go nie skrzywdzi. Chłopak wycierpiał już dostatecznie dużo w swym krótkim życiu. Megan, wciąż obładowana folderami, zatrzymała się przed drzwiami do swojego biura. Otworzyła je nogą, a ło kciem zapaliła światło. - Proszę to położyć gdziekolwiek - powiedziała i zrzuci ła stertę papierów na podłogę. Holt poszedł w jej ślady, ponieważ nie miał innego wy boru: każdy kąt małego pomieszczenia, nie wyłączając biur ka, deski kreślarskiej, szafki, półek i krzeseł, zasłany był papierzyskami. Ściany i drzwi oblepione były kartkami z różnych katalogów. Ramsey oszczędził tylko karteczki z wiadomościami dla Megan, kładąc je na biurku. Megan beztrosko zdjęła z krzesła pudełko z kolorowymi próbkami i usiadła, oddychając przy tym z ulgą. - Och, proszę wszystko zrzucić na podłogę - powiedziała uprzejmie, gdy zobaczyła, że Holt patrzy z irytacją na drugie krzesło. - Przepraszam za wygląd tego miejsca. Przy takim nawale pracy powinnam mieć trzy razy większe biuro z pół kami sięgającymi do sufitu, ale niestety szef ma inne zdanie. Poza tym świetnie się w tym bałaganie orientuję. Holt opróżnił krzesło i usiadł. Poruszał się w zwolnionym tempie, bo jego umysł zaprzątnięty był problemem, jak roz począć rozmowę. Jednak nie miał wielkiego wyboru i posta nowił udawać, że jest ogromnie zainteresowany nowym wy strojem swojej kuchni. - Mówiono mi, że kuchnie urządzone według pani pro jektów są naprawdę świetne - powiedział, starając się usilnie, by jego głos nie zdradzał żadnych emocji. - Ponieważ za-
mierzam wyremontować moją kuchnię, chciałbym do tego celu wykorzystać pani talent. Jej promienny uśmiech rozjaśnił całe pomieszczenie: - Jeżeli dobrze rozumiem, ktoś mnie panu polecił? Kto to był? - Usłyszałem o pani na przyjęciu. Powiedziano mi, że pani jest bardzo dobra w swoim fachu. Z trudem opanował grymas podczas wypowiadania tak wierutnego kłamstwa. Bo przecież Megan Carlisle by ła tak bardzo zaskoczona faktem, że ktoś ją polecił, iż mogło to oznaczać tylko jedno: w swoim zawodzie była nieudacz nikiem. - Och. świetnie się składa, bo nie mam jeszcze zbyt wielu zamówień. Właśnie pracuję nad kilkoma projektami, ale klienci są zadowoleni dopiero po skończeniu prac i po wy jściu robotników. Do tej chwili całe to zamieszanie traktują jak kataklizm... O Jezu, mam nadzieję, że właśnie w tej chwili nie straciłam klienta? - Nie podjąłem jeszcze ostatecznej decyzji. Najpierw chciałbym poznać pani ofertę. - Wspaniale! Mam teraz wolną godzinę, więc bierzmy się do roboty. Ze sterty papierów wyciągnęła oprawiony w skórę notat nik, kosztowne pióro i kalkulator. - Nazywa się pan Holt, prawda? - Tak. Nagle zamilkła, a jej pióro zawisło w powietrzu. - Jestem głodna. - Co takiego? - Chce mi się jeść. Nic dziwnego, bo nadeszła pora mo jego lunchu. Pan też zapewne jest głodny. Proponuję kanapki. Tuż za rogiem jest świetny barek.
Uniemożliwiając Holtowi jakikolwiek sprzeciw, zerwała się z krzesła, zgarnęła różne drobiazgi do torebki i gestem wskazała na drzwi, co oznaczało, że ma iść za nią. Było mu to bardzo nie na rękę, ponieważ nie chciał, by ich spotkanie nabrało towarzyskiego charakteru, jednak Megan nie pozo stawiła mu wyboru. - Co z wiadomościami dla pani? - przypomniał jej. - Słucham? Ach tak, powinnam wreszcie je przejrzeć. Najczęściej większość z nich pochodzi od różnych akwizy torów, więc to nic pilnego. Przez chwilę dość obojętnie przeglądała karteczki, gdy jednak dotarła do ostatniej, na jej twarzy zagościł rzewny uśmiech. - Heather. Ciekawe, o co jej chodzi? - wyszeptała Megan. - Kto? - bezwiednie zapytał Holt. - Nikt specjalny, po prostu przyjaciółka z lat szkolnych. Od dawna nie miałam z nią kontaktu. Zadzwonię do niej później. Odłożyła karteczkę i nadal na pozór beztroska, ruszyła w kierunku drzwi. Naprawdę jednak jej nastrój uległ gwał townej zmianie. Holt ujrzał nową Megan, niepewną siebie i bezbronną. Megan obserwowała nowego klienta znad szklanki z mro żoną herbatą. Miał ponad metr osiemdziesiąt wzrostu, zacze sane do tyłu kasztanowe włosy i wysokie czoło. Spojrzenie jego intensywnie ciemnoniebieskich oczu znamionowało in teligencję. Nie był przystojny, miał na to zbyt ostre rysy, ale emanował męskością. Pomimo nienagannych manier biła od niego pierwotna siła i nieodparty erotyzm. Ku jej zaskoczeniu, ta mieszanka bardzo ją pociągała.
Ponieważ ani razu nie wspomniał o żonie i nie nosił obrącz ki, chyba był samotny. Gdy w biurze siedzieli twarzą w twarz, choć usilnie starała się nie przekroczyć zasad pro fesjonalnego zachowania, wyobraźnia spłatała jej figla. Już od tak dawna - od zbyt dawna - nie podniecił jej widok mężczyzny, dźwięk jego głosu, błysk w oczach. Wiedziała jednak, jak bardzo niebezpieczne są takie ma rzenia, dlatego zajęła się kanapką i postanowiła skierować swoje myśli na inne tory. Na przykład na tę wiadomość od Heather Shipman. Heather była najlepszą szkolną przyjaciółką i powiernicą Megan. Jej jedynej zwierzyła się, gdy zaszła w ciążę. Nieste ty, Heather nie sprostała sytuacji, okazała małe zainteresowa nie jej problemami. Również Megan nie była bez winy. Zroz paczona i przepełniona żalem, odwróciła się od wszystkich dawnych przyjaciół, uznała bowiem, że nikt z nich nie jest w stanie jej zrozumieć. Megan z nostalgią wpatrywała się w nabazgrane na różo wej kartce imię utraconej przyjaciółki. Czego Heather może od niej chcieć po prawie czternastu latach? - Czy nie smakuje pani ta kanapka? Głos Holta sprowadził Megan z obłoków na ziemię. To na pozór niewinne pytanie zdawało się mieć jakiś niepokoją cy podtekst. - Kanapka jest wspaniała - odpowiedziała, uświadamia jąc sobie, że już od dłuższego czasu przy stole panuje cisza. Wykazała się złymi manierami. Holt był przecież jej klientem i to ona powinna zabawiać go rozmową. - Po prostu się zamyśliłam. Jeśli skończył pan już jeść, proszę przejrzeć te broszury. Może coś pana zainteresuje. Gdy Holt brał do ręki kolorowy folder, Megan przyjrzała się jego dłoniom - silnym, lecz nie pozbawionym wdzięku,
z długimi palcami. Zastanawiała się, kim jest z zawodu. Luźne spodnie khaki i niebieska koszula nie wyglądały na strój odpowiedni do pracy. Być może dzisiaj miał wolny dzień. - Czy chodzi panu o coś tradycyjnego, czy też jest pan zwolennikiem nowoczesnych koncepcji? - Nie wiem - odpowiedział Holt szorstko. Na chybił tra fił wskazał jedno ze zdjęć. - Może coś takiego? - Kierowany instynktem, wybrał z katalogu najdroższą kuchnię. Była bar dzo nowoczesna, utrzymana w biało-zielonej tonacji. - Ile kosztuje coś takiego? - Około pięćdziesięciu tysięcy dolarów - rzuciła od nie chcenia Megan. - To chyba nie jest dobry pomysł, by inwestować aż tyle w mój dom. Te nakłady nigdy mi się nie zwrócą przy jego sprzedaży. - A więc planuje pan sprzedaż domu? - Nie - odburknął Holt. - No cóż, proszę się nie martwić - ciągnęła dalej nie zrażona Megan. Miała już do czynienia z różnymi klientami. - Mogę urządzić panu kuchnię w takim samym stylu, ale za połowę ceny. Jestem w tym naprawdę dobra. Pana kuchnia będzie wyglądała tak, jakby pan na nią wydał majątek. W za leżności od powierzchni cena może być jeszcze niższa. - To duża kuchnia - odpowiedział Holt. - Mam jeden z tych starych domów w Lakewood. - Cudownie! Te domy zawsze mi się podobały. Czy ku chnia była już kiedyś przerabiana? - Ostatnio w tysiąc dziewięćset czterdziestym roku. - A więc naprawdę warto nad nią popracować. Kiedy mogę do pana wpaść? - Wpaść?
Dziwne, lecz Megan wydawało się, że w oczach Holta dostrzegła panikę. - Od tego powinniśmy zacząć - powiedziała. - Muszę zrobić pomiary i szkice. Ile pieniędzy przeznaczył pan na ten cel? - Każda kwota poniżej pięćdziesięciu tysięcy dolarów będzie do zaakceptowania - odpowiedział oschle. Megan uśmiechnęła się. - Rozumiem. Więc kiedy mogę przyjść, by zobaczyć ku chnię? Ponownie odniosła wrażenie, że Holt nie jest zachwycony perspektywą goszczenia jej pod swoim dachem. Ciekawe, dlaczego? - W środę - odparł tonem nie znoszącym sprzeciwu. - Pojutrze, o pierwszej. Czuła, że jeśli nie zgodzi się na ten termin, Holt po prostu wstanie od stolika i tyle go będzie widziała. Trudno, przełoży inne spotkania, ale takiego klienta nie wypuści z rąk. Duży kontrakt w Lakewood to było to! Jeżeli jej się poszczęści, takie zamówienie może zadecydować o jej karierze. Holt dał jej swój prywatny adres, ale bez numeru telefonu. - Jeżeli zechce pani odwołać spotkanie, proszę zadzwo nić do pracy - powiedział, wręczając jej wizytówkę. - „Hodowla i Sprzedaż Roślin Ram". Wiem, co to za firma. Na wiosnę kupiłam w u was cebulki tulipanów i po sadziłam je na patio, ale nigdy nie wzeszły. - Prawdopodobnie nie trzymała ich pani dostatecznie długo w lodówce. - W lodówce? Po co miałabym to robić? - Teksański klimat jest za ciepły dla tulipanów - wyjaśnił takim tonem, jakby ogłaszał oczywistą prawdę. - W ten spo-
sób je oszukujemy, bo wydaje się im, że są owiewane przez północne wiatry. Inaczej nie zakwitną. - Naprawdę? Jak widać, każdego dnia uczymy się czegoś nowego. Ułożyła porządnie broszury i podała je Holtowi. - Proszę je zabrać do domu. Pana żona na pewno będzie miała coś do powiedzenia w sprawie nowej kuchni. Oczekując na odpowiedź, Megan wstrzymała oddech, na tomiast twarz Hołta stężała, jakby była wykuta z marmuru. - Shelley zawsze marzyła o dużej, jasnej i nowocześnie urządzonej kuchni. Gdy kupowaliśmy dom, planowaliśmy liczne modernizacje, lecz cóż... nigdy do tego nie doszło. - Więc najwyższy czas na zmiany - powiedziała Megan. Była na siebie zła. Powinna przecież wiedzieć, że taki atrakcyjny i dobrze prosperujący przedsiębiorca jak Holt Ramsey nie może być wolny. To prawda, bardzo się jej spo dobał, tak bardzo, że aż krew zaczęła szybciej krążyć w jej żyłach. Lecz było w nim tak mało ciepła. Kiedyś w cyrku podziwiała tygrysa - z pozoru obojętny, oswojony, lecz daj mu tylko pretekst, a zatopi w tobie kły. Holt był do niego podobny. A poza tym wchodzenie w dwuznaczne układy z klientem mogło jej zepsuć opinię w firmie. Zmusiła się do uśmiechu. - Jestem pewna, że pani Ramsey będzie zachwycona fa ktem, że zrobił pan pierwszy krok. Holt wstał i taksująco spojrzał na Megan. - Nie chcę wprowadzać pani w błąd. Shelley, moja żona, zmarła dwa lata temu. Długo nie potrafiłem nawet myśleć o realizacji naszych wspólnych planów. Ale ma pani rację, już najwyższy czas. Do zobaczenia w środę. Megan wzrokiem odprowadziła Holta. Była wściekła, że wspomniała o jego żonie. Nie powinna być tak wścibska. To
straszne, gdy mężczyzna traci młodą żonę. Ciekawe, czy Holt ma dzieci? Miała nadzieję, że nowa i kosztowna kuchnia nie służyła uczczeniu pamięci zmarłej Shelley. Nie potrafiłaby pracować w atmosferze pełnej wspomnień. Sama dopiero niedawno zdołała uporządkować swoje emocje, stłumić poczucie winy i zwalczyć kompleks niższości. W przeciwieństwie do tego, co okazywała na zewnątrz, była istotą zbyt kruchą, by brać na swoje barki emocjonalne problemy innych ludzi. Wsiadając do swego porsche Holt w duchu przeklinał za równo obezwładniający upał, jak i własne zachowanie. Wprawdzie Megan pierwsza wspomniała o jego żonie, lecz to on pozwolił, by zwyczajna rozmowa zmieniła się w me lodramat. Nadal cierpiał po stracie Shelley. Kochał ją od dzieciństwa i jej śmierć w tak młodym wieku uważał za okrutną niesprawiedliwość. Minęły jednak dwa lata. Najwy ższy czas, by wszystko wróciło do normy. To, w jaki sposób zareagował na Megan Carlisle, wymow nie świadczyło o tym, że jego hormony znów zaczęły praco wać normalnie. Nie mógł jednak dopuścić, by ta kobieta zawładnęła jego uczuciami. Przecież porzuciła własne dziec ko i nie zrobiła tego z biedy, tylko dla wygody. Oddała je do adopcji, a sama, tak jakby nic się nie stało, nadal kształciła się w drogich szkołach i brylowała w towarzystwie. Lecz z drugiej strony, po powierzchownym poznaniu Me gan, Holt mógłby przysiąc, że jest ona pozbawiona choćby krzty egoizmu i złej woli. Przypominała mu słodkie i niewin ne kociątko, z jedna tylko różnicą: Megan była nieprawdopo dobnie seksowna. Do diabła, naprawdę podziałała na niego! Nie, nie powinien nawet o tym myśleć, nie może nim zawładnąć pożądanie. Musi tylko upewnić się, czy ta kobieta
będzie miała pozytywny wpływ na Briana i czy powinna się z nim spotkać. Nic ponadto. Był zresztą przekonany że Me gan, niezależnie od miłej powierzchowności, nie będzie w stanie nawiązać trwałego kontaktu z chłopcem. Gdy wchodził do swojego rozległego, kamiennego domu. poczuł zapach dymu. - Brian? - zawołał ostrym tonem. - Jestem w kuchni, tato. Coś spaliłem. Szczęśliwy, że dom nie stoi w płomieniach, Holt ruszył do kuchni, gdzie zastał swego chudego, czternastoletniego syna podczas zeskrobywania spalenizny z rondla. - Próbowałem zrobić makaron z serem, wiesz, taki jak przyrządzała mama, ale niespecjalnie mi się udało. - Zdarza się. Dziwne, że nie włączył się alarm przeciw pożarowy. - Włączył się. Musiałem wyjąć baterie. - Namocz ten garnek - zaproponował Holt. - Chciałem tak zrobić, ale zawsze się wściekasz, kiedy zostawiam naczynia w zlewie. - Tym razem zrobię wyjątek. Wiesz, wolałbym, żebyś nie uczył się gotować, gdy jesteś sam. Holt nie obawiał się zostawiać Briana w domu bez opieki. Już jako dziesięciolatek uchodził za poważnego, odpowie dzialnego chłopca, i takim był w istocie. Lecz Holt lubił czasami odgrywać rolę zatroskanego rodzica. - Czy to znaczy, że pomógłbyś mi przy gotowaniu? - za pytał Brian, z powątpiewaniem unosząc brew. - Hm, raczej nie. Ale gdyby wybuchł pożar, pomógłbym ci go ugasić. Holt uważnym spojrzeniem ogarnął kuchnię. Rzeczywi ście, nie wyglądała najlepiej. Tandetne, wielokrotnie malo wane drewniane szafki, obecnie koloru beżowego, stare
i dziurawe niczym pole golfowe blaty, staromodny, obdrapa ny i zardzewiały zlew. Lodówka w kolorze awokado pocho dziła z nowszych czasów, to znaczy z lat siedemdziesiątych, zaś działający wedle własnego uznania piec gazowy był z ro ku czterdziestego piątego. Poddawany był on wprawdzie sta łym kontrolom, mimo to istniało realne niebezpieczeństwo, że któregoś dnia wybuchnie i wysadzi w powietrze cały dom. Na koniec Holt spojrzał na podłogę, pokrytą popękanym, szarym linoleum. Jedynymi oznakami nowoczesności były kuchenka mikrofalowa, w której z Brianem gotowali wszy stkie posiłki, oraz ekspres do kawy. Tak, najwyższy czas, by to zmienić. - Czy chcesz, bym przygotował ci lunch? - zapytał Briana. - Nie, dziękuję, sam potrafię podgrzać danie ze sklepu. Biedny Brian. Holt rozumiał, jak bardzo brakuje mu wspa niałych, południowych potraw jego matki, bo sam za nimi tęsknił. Być może, gdy odnowią i urządzą kuchnię, wreszcie z synem nabiorą ochoty do tego, by nauczyć się gotować. - Tato - odezwał się Brian, gdy wrzucił stek do mikrofa lówki - czy coś załatwiłeś? No wiesz, chodzi mi o moją prawdziwą mamę. Holt się obruszył. - Twoją prawdziwą mamą była mama. To ona ciebie pokochała i opiekowała się tobą, a geny i chromo... - Tak, wiem o tym. Ale mnie chodzi o moją biologiczną matkę. Holt dobrze rozumiał Briana. Rozpaczliwie brakowało mu matki i łudził się nadzieją, że jest ktoś, kto choć w nie wielkim stopniu będzie mógł mu ją zastąpić. Chłopak czuł się zagubiony, dlatego tak gorączkowo poszukiwał własnych korzeni.
- Nie wiem, czy się nie rozczarujesz - powiedział Holt. - Czy jakoś sobie ją wyobrażasz? Twarz Briana spoważniała: - Tato, nie jestem głupi. Prawdopodobnie była biedną dziewczyną i nie chciała mieć dziecka. Ale mam nadzieję... myślę, że ciężko jej było rozstać się ze mną. Chciałbym jej powiedzieć, że nie mam do niej żalu. 1 że naprawdę ją rozu miem. Koleżanka z mojej klasy, Ruthie Dell, jest w ciąży i też zamierza oddać dziecko do adopcji. Chce mu zapewnić lepsze życie. Nie miałbym nic przeciwko temu, by moja matka była do niej podobna. - Być może nie będzie się chciała z tobą zobaczyć. - Wiem. Ale mimo to chcę ją odnaleźć. Myślę, że mama by się temu nie sprzeciwiała. Tak, Shelley na pewno poparłaby Briana w jego poszuki waniach. Przecież to, co robił, nie było skierowane przeciwko niej. - Uczyniłem pewne postępy - ostrożnie powiedział Holt. - Prywatny detektyw ma nadzieję, że już niedługo odnajdzie twoją naturalną matkę. Ale niczego nie obiecywał. Brian uśmiechnął się, głęboko poruszony. Holt odpowiedział mu uśmiechem. Od śmierci Shelley jego syn nie był niczym tak mocno przejęty. Boże, jak on kochał tego dzieciaka. Prędzej umrze, niż pozwoli, by kto kolwiek ponownie go skrzywdził.
ROZDZIAŁ DRUGI Po odbyciu wszystkich spotkań Megan wróciła do biura i zamknęła za sobą drzwi. Wreszcie mogła pozwolić sobie na luksus i w samotności pomyśleć o swoim kliencie. „Holt Ramsey" - jak zwyczajnie, a zarazem niepokojąco brzmiały jego imię i nazwisko. Pasowały do niego idealnie. W podnie ceniu myślała o czekającej ją pracy nad adaptacją kuchni Holta. Jeżeli rzeczywiście była tak duża i stara, jak wynikało to z jego słów, i jeżeli miał odpowiednie środki, Megan po każe, co naprawdę potrafi. Ta kuchnia stanie się jej firmowym znakiem. Prawdę mówiąc jednak podniecała ją nie tyle perspektywa ciekawej pracy, ile osoba klienta. Jasne, że nic się nie wyda rzy. Nie ma takiej możliwości, bo ona na to nie pozwoli. Jednak sama jego obecność wprawia jej ciało w drżenie... Z dezaprobatą marszcząc nos, Megan rozejrzała się po swoim biurze. Jaki bałagan! Do tej pory nie zwracała na to uwagi, ponieważ z klientami na ogół spotykała się poza biu rem. Ale Holt Ramsey tu był i na pewno odniósł jak najgor sze wrażenie. Pewnie wydała mu się nieudacznicą, a nie wznoszącą się na fali sukcesów świetną projektantką. Ale przy takim nawale pracy trudno było utrzymać porządek. Jednak musi coś z tym zrobić. Przypomniała sobie o wiadomości od Heather. Ten roz-
dział życia już dawno zamknęła i powrót do niego napawał ją strachem. Ale dlaczego Heather zadzwoniła? Musi mieć jaki.< ważny powód. Wiedząc, że ciekawość i tak zwycięży, wykręciła numer. - Halo? - usłyszała miły głos, w tle którego słychać było płacz dziecka. - Heather? - Megan? O mój Boże, czy to naprawdę ty? - Tak, to ja. Co u ciebie słychać? Wypowiedzenie tych słów przyszło jej z trudem. A prze cież kiedyś potrafiły godzinami plotkować przez telefon. - U mnie wszystko w porządku, dziękuję. Megan, wiem, że niespecjalnie masz ochotę na rozmowę ze mną. Rozumiem to i nie mam pretensji, ale sprawa być może jest poważna. Ktoś węszy za tobą. Był u mnie prywatny detektyw i wypy tywał o ciebie. Twierdził, że szuka cię stary przyjaciel. - W jakim celu? Serce Megan zaczęło bić jak szalone. - Nie chciał tego powiedzieć. Ale ode mnie niczego się o tobie nie dowiedział. Na usta Megan cisnęło się tysiąc pytań: - Dlaczego... To znaczy, kto chciałby... czy tak trudno mnie znaleźć? - Widocznie tak. W książce telefonicznej nie ma twoich danych. By zdobyć twój numer, musiałam zadzwonić do twojej matki, ale ona na pewno nie podałaby go nikomu obcemu. Skąd matka znała jej numer? Ostatnio prawie się nie kon taktowały. - Słuchaj, a teraz najważniejsza sprawa: ten detektyw py tał też o Daniela.
Megan nagle zabrakło powietrza. Daniel? Co on ma z tym wspólnego? - Wszyscy chcielibyśmy wiedzieć, gdzie on jest. - Megan, ja naprawdę niczego nie powiedziałam. Ale pomyślałam, że... Wiesz, mam numer telefonu tego detekty wa. Może chciałabyś do niego zadzwonić? Nie wiem, jak ty postąpisz, ale gdyby mnie ktoś szukał, chciałabym wiedzieć, kto to taki i o co mu chodzi. - Dobrze, podaj mi ten numer. Megan zapisała numer na kartce i przyczepiła ją do ściany. - Heather... - Megan - jednocześnie powiedziała Heather. Obie za milkły. Po chwili Heather znów się odezwała: - Nigdy nie miałam okazji powiedzieć ci, jak bardzo jest mi przykro... - Nigdy nie dałam ci takiej możliwości - odrzekła Megan. - Dlatego teraz chcę ci to powiedzieć. To straszne, że Daniel opuścił cię w chwili, gdy straciłaś dziecko. Jak sobie z tym poradziłaś? - Kiepsko - odpowiedziała Megan i nerwowo się za śmiała. - Czy teraz jest już lepiej? Zawsze wierzyłam, że kiedyś wszystko się jakoś ułoży. Co u ciebie? - Nie najgorzej. Megan zdziwiło to, że naprawdę tak uważała. Matka się do niej nie odzywała, ojciec przed śmiercią ją wydziedzi czył... Jedyne zadowolenie znalazła w pracy. - Cieszę się. - Płacz dziecka przybierał na sile. - Słuchaj, muszę już kończyć. Odezwij się czasem. Może pójdziemy kiedyś na lunch. Heather powiedziała to tonem, który zdradzał, że sama nie wierzy we własne słowa.
- Odezwę się - odparła szczerze Megan. Dopiero teraz, po latach, zrozumiała, jak bardzo skrzywdziła samą siebie, zrywając kontakty z Heather. Odłożyła słuchawkę. Po jej twarzy spływały łzy. Prawie oszalała z rozpaczy, gdy po stracie dziecka wróciła do Dallas i dowiedziała się, że Daniel wraz z ojcem wyprowadził się z miasta, nie pozostawiając adresu. Jedynie u Heather mogła znaleźć pomoc w tych tragicznych chwilach, ale zamiast tego zamknęła się w swojej skorupie, niezdolna z nikim dzielić swego bólu. Przywołała się do porządku i wykręciła numer podany jej przez Heather. Czekając na połączenie, myślami znów po wróciła do Holta Ramseya. Czy miał coś wspólnego z tą sprawą? Pojawił się tak nagle w jej życiu, ale czy był to przypadek? Twierdził wprawdzie, że ktoś mu o niej wspo mniał podczas przyjęcia, ale zabrzmiało to fałszywie. Poza tym tak naprawdę nie wydawał się zbytnio zainteresowany modernizacją swojej kuchni. Wreszcie uzyskała połączenie. - Mówi Megan Carlisle - przedstawiła się energicznym tonem. - Podobno pan mnie poszukuje. Czy mogę wiedzieć, z jakiego powodu? Po drugiej stronie zapanowała długa cisza. - Nie wiem, z jakiego powodu. Wynajęto mnie, bym pa nią odnalazł. Za to mi zapłacono, a reszta mnie nie obchodzi. Czy ta odpowiedź panią zadowala? - Kto pana wynajął? - Tego nie mogę powiedzieć. Ochrona praw klienta sama pani rozumie. Rozmowa została przerwana. Megan pogrążyła się w zadumie. Kto jej szukał i po co? W jej życiu był tylko jeden tajemniczy okres, gdy jako cię żarna nastolatka została wywieziona do Oklahomy, by uro-
dzić tam dziecko. Nikt ze starych znajomych nie miał powo du, by jej szukać. Jej matka z nią nie rozmawiała, ale wie działa, gdzie ją znaleźć. Podobnie jej były mąż. Być może chodzi o pieniądze. Jej ojciec, Cramer Carlisle w chwili śmierci był multimilionerem. Być może ktoś fałszy wie sądził, że Megan odziedziczyła lwią część rodzinnej fortuny i chciał ją na coś naciągnąć. Ale ten „ktoś" srodze się rozczaruje. Ojciec ją wydziedzi czył, a matka prędzej zapisze majątek swoim kotom, niż da jej choćby centa. A wszystko dlatego, że Megan odważyła się rozwieść z notorycznie zdradzającym ją mężem. Lecz tego męża wybrali jej rodzice... Megan postanowiła sprawdzić, czy Holt Ramsey ma coś wspólnego z tą sprawą. Holt przeklinał swego pecha. Ze wszystkich możliwych terminów Brian na chorobę wybrał właśnie środę, czyli dzień odwiedzin Megan. Zamiast więc trenować z drużyną piłkar ską, z powodu paskudnego przeziębienia chłopak musiał zo stać w domu. Niestety, Megan była nieuchwytna i nie udało mu się prze łożyć spotkania. Holt zaniósł więc Brianowi mnóstwo gier komputerowych do jego pokoju na górze, mając nadzieję, że to zniechęci chłopca do schodzenia na parter. Punktualnie o pierwszej Megan zadzwoniła do drzwi. Weszła do środka świeża niczym morski wiatr. Włosy miała związane, ubrana była w białą spódniczkę i kwięcisty płó cienny żakiet. Jak zwykle dźwigała katalogi i próbki. Holt zaczął się zastanawiać, czy zawsze chodzi obładowana jak tragarz. - Cześć! - przywitała go energicznie i rozejrzała się do okoła. - Wspaniały dom.
- Hm - z zakłopotaniem mruknął Holt. Krępowała go myśl, że Megan spojrzy na jego dom oczami Shelley, która marzyła o przebudowie ich rezydencji. Po śmierci żony te plany upadły, a Holt nie był pewien, czy jest przygotowany na bolesne wspomnienia. - Tędy idzie się do kuchni. - Jaki cudowny żyrandol - powiedziała Megan, gdy przechodzili przez salon. - Wie pan, po kilku przeróbkach to miejsce może wyglądać jak pałac. Moja firma zajmuje się tylko kuchniami, ale jeżeli pana to interesuje, mogę panu doradzić, co można by zmienić w całym domu. - Dorabia sobie pani na boku? - Holt miał nadzieję, że wreszcie odkrył ciemną stronę charakteru Megan. Ona jednak potrząsnęła głową: - Nic podobnego, zrobię to za darmo, a przy okazji może czegoś nowego się nauczę. Wie pan. patrzę na domy jak malarz na czyste płótna. Holt nie zareagował na jej propozycję. Nawet jeśli posta nowi odnowić dom, nie zaangażuje Megan Carlisle, bo wtedy mogłaby bezkarnie zaglądać we wszystkie kąty i spotykać się z Brianem bez wiedzy Holta. A przecież tutaj to on dyktuje warunki. Gdy dotarli do kuchni, Megan zaniemówiła. Holt pomy ślał, że przeraził ją wygląd pomieszczenia, gdy jednak spo jrzał na jej wyrazistą twarz, zrozumiał, że jest zachwycona. - Och, panie Ramsey, to jest po prostu... - Koszmar? - podpowiedział jej. - Ależ skąd! Ta kuchnia stwarza tyle wspaniałych możli wości. Takie wielkie okna, wysokie sufity, to istny skarb! Gdy tylko skończę projekt, będą tu mogły pracować jedno cześnie trzy ekipy. Czy dużo pan gotuje? Może zatrudnia pan kucharkę?
- W ogóle nie gotuję. Megan spojrzała na niego podejrzliwie. - Czy traktuje mnie pan poważnie? - zapytała ostrym tonem. - Jeżeli nie jest pan zainteresowany moją ofertą, pro szę mi to powiedzieć od razu. - Jestem zainteresowany - zapewnił ją Holt. I chyba nie kłamał. Zaczynał pojmować, że tak bardzo przyzwyczaił się do obskurnej kuchni, iż przestał dostrzegać jej brzydotę. Megan uśmiechnęła się: - Więc bierzmy się do roboty. Wyjęła taśmę, papier do szkicowania i kalkulator. Holt śledził każdy jej ruch. Gdy podnosiła ręce, jedwabna bluzka podkreślała kształt jej piersi. Jej nogi... Jak taka filigranowa kobieta może mieć aż tak długie nogi? Holtem zawładnęły niebezpieczne emocje. Ukończywszy pomiary, Megan zabrała się do szkicowania szczegółowego planu. Holt usiadł naprzeciwko niej, przy starym stole z wiśniowego drewna, który niegdyś należał do jego babki. Gdy chodził do szkoły, lubił przy nim odrabiać lekcje, a teraz Megan na pewno zechce go wyrzucić, bo będzie zagracał nowoczesne wnętrze. - Na niektórych folderach napisałam pana nazwisko. Pro szę je przejrzeć, może coś się panu spodoba. Holt przejrzał broszury i ze zdziwieniem stwierdził, że Megan Carlisle naprawdę jest dobra w swoim fachu. - Gdzie się pani tego wszystkiego nauczyła? - Mam dyplom projektanta wnętrz, ale tak naprawdę za wodu nauczyłam się w NuWorld. Właściciel, pan Nelson, dał mi szansę, a ja nieustannie podnoszę swoje kwalifikacje. Do tej pory dostawałam jednak na ogół niewielkie, niezbyt cie kawe zlecenia, na które nikt inny nie miał ochoty. Ale to zamówienie... Wreszcie pokażę, na co mnie naprawdę stać.
Holt przełknął ślinę. Po tym, co Megan teraz powiedziała, będzie mu trudno cofnąć zlecenie. Naprawdę znalazł się w bardzo niezręcznej sytuacji. Dalej więc grał rolę wymaga jącego klienta. - Czy przedtem pani nigdzie nie pracowała? - Nie. Oczywiście wiem, że to dziwne, gdy ktoś rozpo czyna karierę zawodową w wieku trzydziestu jeden lat, ale podczas studiów wyszłam za mąż, a Darren nie chciał, bym pracowała. Zaraz po rozwodzie wróciłam na studia i doryw czo pracowałam, by je opłacić. Ale to się nie liczy. Holt zaniemówił. Przecież rodzina Megan zarobiła milio ny na ropie naftowej! Wprawdzie jej ojciec zmarł kilka lat temu, jednak matka nadal często pojawiała się w kronikach towarzyskich. Dlaczego więc Megan musiała pracować, by zarobić na studia? Z trudem się powstrzymał, by jej o to nie zapytać, ale wówczas by się zdradził, że świetnie orientuje się w jej rodzinnych sprawach. A przecież były to poufne informacje, potajemnie uzyskane od detektywa. Ale jedno było pewne: Megan okazała się zupełnie inną osobą, niż to sobie do tej pory wyobrażał. - Muszę jeszcze zmierzyć te szafki. Czy ma pan drabinę? - Zaraz przyniosę ją z garażu. Megan zakończyła szkicowanie planu. Jakie wspaniałe zamówienie! Nie mogła się doczekać chwili, kiedy wreszcie w biurze zasiądzie przy komputerze. - Tato, hej, tato! - Niespodziewany okrzyk przywrócił ją do rzeczywistości. A zatem pan Ramsey ma dzieci. Głos był tak naglący, że Megan postanowiła sprawdzić, skąd dochodzi. Chyba z góry. Weszła na piętro, gdzie było wiele drzwi, ale tylko jedne otwarte. W pokoju, w łóżku, leżał chłopiec. Miał mocno zaczer-
wieniony nos, a na podłodze walały się zużyte chusteczki, widome oznaki ciężkiego przeziębienia. Jaki ładny, pomyśla ła Megan. Ale nie tylko uroda chłopca ją zaintrygowała, bowiem w jego rysach dostrzegła coś znajomego. Zdziwiony, wpatrywał się w nią dużymi, orzechowo- brązowymi oczami. - Kim pani jest? Megan uśmiechnęła się. - Jestem projektantką. Przyszłam tu, by obejrzeć waszą kuchnię i zrobić projekt. - Aha. A gdzie jest tata? - Poszedł do garażu po drabinę. Czy czegoś potrze bujesz? - Jestem głodny. Tata obiecał, że zamówi mi coś meksy kańskiego. - Meksykańskie jedzenie? Przecież jesteś chory. - To tylko przeziębienie. Poza tym nie mam chyba wy boru. Tata okropnie gotuje. - A na co miałbyś ochotę, gdybyś spotkał prawdziwą kucharkę? - spontanicznie zapytała Megan. - No... nie wiem. - Co powiesz na rosół i grzanki z serem? Tym karmiła mnie niania, gdy byłam chora. Chłopiec spojrzał na nią ze zdumieniem i opadł na podu szkę: - Prawdziwe jedzenie w tym domu? Tak żartować z cho rego to okrucieństwo. Roześmiała się. Jaki sympatyczny dzieciak! Miał zbyt kanciaste rysy i zbyt wydatny nos, lecz za kilka lat złamie niejedno kobiece serce. Naprawdę przypomina jej kogoś. Tylko kogo? No jasne, to takie oczywiste! Chłopak jest po dobny do Holta.