ROZDZIAŁ PIERWSZY
No, wystawa jak marzenie.
Tania wyszła na zewna˛trz sklepu i z zadowole-
niem przygla˛dała sie˛ swojej pracy.
Maja˛c s´wiadomos´c´, z˙e wraz z kon´cem wakacji,
kto´ry miał nasta˛pic´ za dwa tygodnie, zacznie sie˛
gora˛czkowa gonitwa rodzico´w za butami dla
swych pociech, robiła wszystko, by nie stracic´ tak
wys´mienitej okazji.
Miała za soba˛ wielotygodniowy okres gora˛cz-
kowej pracy. Upo´r, z jakim walczyła z czasem
i okolicznos´ciami, zaskoczył nawet ja˛sama˛i co tu
duz˙o mo´wic´ – teraz rozpierała ja˛prawdziwa duma.
Tym bardziej z˙e w tym nowym dla siebie
okresie z˙ycia spotykała sie˛ dotychczas niemal
z samymi przeciwnos´ciami. A jes´li juz˙ ktos´ zaofe-
rował pomoc, okazywało sie˛, z˙e w istocie chciał
jedynie wykorzystac´ jej zaufanie do ludzi i brak
dos´wiadczenia.
Kiedy zas´ potrzebowała przynajmniej wsparcia
duchowego, trafiała na ludzi, kto´rzy starali sie˛
odwies´c´ ja˛ od plano´w, przekonuja˛c, z˙e pomysł
otwarcia sklepu z dziecie˛cym obuwiem to szalen´-
stwo. Zwłaszcza jes´li wybiera sie˛ na ten cel nie-
znane sobie niewielkie miasteczko w hrabstwie
Cheshire.
Tłumaczono, z˙e w dzisiejszych czasach zakupy
robi sie˛ w miejscach gwarantuja˛cych jak najszer-
szy wybo´r i szybkos´c´ obsługi, i dlatego wszyscy
jak jeden ma˛z˙ pe˛dza˛ do gigantycznych supermar-
keto´w.
Tania wysłuchiwała grzecznie wszystkich opi-
nii i robiła swoje, kierowana nie tyko intuicja˛, ale
takz˙e dos´wiadczeniem. Sama była matka˛ i wie-
działa, z˙e ilekroc´ chce wybrac´ buty dla swojej co´rki
Lucy, stroni od wielkich bezdusznych hal sklepo-
wych. Starała sie˛ znalez´c´ miejsce, gdzie uprzejmy
sprzedawca nie tylko znajdzie dla niej czas, ale
takz˙e posłuz˙y fachowa˛porada˛, zmierzy stope˛ dzie-
cka i omo´wi z nim wszystkie subtelnos´ci wygla˛du
buta, kto´re dorosłym wydaja˛ sie˛ nieistotne.
Co zas´ do decyzji o otwarciu sklepu, i to włas´nie
w cichym i spokojnym Appleford – wyboru doko-
nało za nia˛z˙ycie. Kilka miesie˛cy wczes´niej dowie-
działa sie˛ z wielkim zdumieniem, z˙e zupełnie
nieznana ciotka pozostawiła jej w testamencie cały
swo´j maja˛tek, kto´rego gło´wna˛cze˛s´c´ stanowił daw-
ny stary sklep sukienniczy w ro´wnie starej, lecz
pie˛knej kamienicy, włas´nie w Appleford, w hrab-
stwie Cheshire.
Z˙ycie nauczyło Tanie˛, z˙e jes´li opatrznos´c´ pod-
suwa szcze˛s´liwy los, trzeba go wykorzystac´ do
maksimum, bo okazja moz˙e sie˛ nie powto´rzyc´.
Wprawdzie mogła is´c´ za rada˛ doradco´w finan-
sowych ciotki i sprzedac´ dom, ale nie chodziło
tylko o pienia˛dze.
Przeniesienie sie˛ do odziedziczonej kamienicy
dawało Tani moz˙liwos´c´ ucieczki z wielkiego zgiełk-
liwego miasta i ciasnego komunalnego mieszka-
nia. Cieszyła sie˛, z˙e wreszcie moz˙e zostawic´ za
soba˛martwote˛ betonowej dzielnicy z jej anonimo-
wos´cia˛ i duszna˛ atmosfera˛.
Jes´li czasem nadal miała jakiekolwiek wa˛tp-
liwos´ci, czy dobrze robi, wystarczyło jedno spoj-
rzenie na Appleford, by natychmiast sie˛ rozwiały.
Chłone˛ła wzrokiem widok uroczego małego
miasteczka, jakby zawieszonego w przestrzeni
poza szalonym pe˛dem cywilizacji. Rozkoszowała
sie˛ otaczaja˛cymi Appleford połaciami s´wiez˙ej zie-
leni, czystym błe˛kitnym niebem, kto´re nie znało
wielkomiejskiego brudu, patrzyła na gromadki
dzieci bawia˛ce sie˛ beztrosko obok swoich do-
mko´w, tak jak zawsze marzyła o tym dla Lucy.
Wybo´r, co be˛dzie sie˛ znajdowało w odziedzi-
czonym po ciotce Sybil sklepie, był dosyc´ oczywi-
sty, jako z˙e włas´nie praca w sklepie obuwniczym
stanowiła jedyne zawodowe dos´wiadczenie Tani.
Choc´ sama decyzja przyszła Tani łatwo, jej
wykonanie wymagało wiele trudu i energii. Wie-
działa jednak, z˙e moz˙na przezwycie˛z˙yc´ kaz˙da˛
przeszkode˛, byle w swoje dzieło włoz˙yc´ maksi-
mum serca i pracy. Tak tez˙ zrobiła.
W cia˛gu po´ł roku, jaki ja˛dzielił od zdumiewaja˛-
cej wies´ci o spadku do uruchomienia sklepu, ukon´-
czyła kurs zarza˛dzania, na kto´rym nauczyła sie˛
podstawowych tajniko´w administracji. Dowie-
działa sie˛ takz˙e, jak sobie radzic´ z ro´z˙nej mas´ci
fachowcami, kto´rzy mieli jej pomagac´ w odremon-
towaniu mocno nadgryzionego ze˛bem czasu bu-
dynku, aby go przemienic´ w przepie˛kna˛ zabyt-
kowa˛ kamienice˛ ze staros´wieckim frontonem.
Tu włas´nie mies´cił sie˛ jej wymarzony sklep,
nowoczesny, ale zachowuja˛cy szlachetnos´c´ i du-
cha zabytku.
Poradziła sobie nawet z bankiem ciotki, kto´ry –
wszak nie bez trudu – przyznał jej kredyt hipotecz-
ny na remont. W kon´cu z najwie˛ksza˛ starannos´cia˛
dobrała marki i fasony buto´w na sprzedaz˙ i pozo-
stawało tylko sie˛ modlic´, aby jej wszystkie wysiłki
nie poszły na marne.
Tym bardziej z˙e juz˙ zauwaz˙ała chwalebne sku-
tki decyzji o przeniesieniu sie˛ do miasteczka,
chociaz˙by na podstawie obserwacji co´rki. W poro´-
wnaniu z wymizerowanym, bladym dziewcza˛t-
kiem, kto´rym jeszcze niedawno była, Lucy z dnia
na dzien´ nabierała rumien´co´w na s´wiez˙ym, czys-
tym powietrzu prowincji. Rzecza˛ jednak ro´wnie
istotna˛ co zdrowie co´rki była zmiana otoczenia,
w kto´rym dorastała – uboga wielkomiejska dziel-
nica, w kto´rej dotychczas mieszkały, niosła dla
przeistaczaja˛cej sie˛ w nastolatke˛ dziewczynki sa-
me zagroz˙enia.
Z kolei dla Tani przeprowadzka do Aplleford
stanowiła pro´be˛ znalezienia spokoju, niemal sie-
lankowego miejsca, w kto´rym wszystko, nawet stres,
ma mniejszy wymiar. Moz˙liwe, z˙e cia˛gna˛ł ja˛ tutaj
jakis´ rodzaj atawizmu, poniewaz˙ sama wychowała
sie˛ w małym miasteczku.
Pewna˛zadre˛ w sercu stanowił fakt, z˙e nigdy nie
miała sposobnos´ci poznac´ swojej hojnej krewnej,
ale widac´ ciotka miała jakies´ waz˙ne powody, by
nie kontaktowac´ sie˛ z rodzina˛. Choc´ bardziej było
prawdopodobne, co sugerowano w miasteczku, z˙e
po prostu nic nie wiedziała o swoich krewnych
i dopiero przed s´miercia˛ zacze˛ła poszukiwania.
Było to o tyle smutne, z˙e gdyby ciotka ja˛ odna-
lazła, Tania nie dorastałaby w przekonaniu, z˙e jest
na s´wiecie sama. Nie musiałaby wychowywac´ sie˛
w zaste˛pczej rodzinie, do kto´rej trafiła, gdy oboje
rodzice zgine˛li w wypadku samochodowym.
Ta tragiczna zmiana, kto´ra uczyniła z niej,
jedynaczki i oczka w głowie rodzico´w, jedno z gro-
mady anonimowych dzieci w pozbawionej ciepła
rodzinie zaste˛pczej, zacze˛ła szybko zbierac´ swoje
pokłosie. Niedługo trwało, by z ufnego, pełnego
rados´ci dziecka Tania zmieniła sie˛ w zamknie˛tego
w sobie odludka.
Przez całe dorosłe z˙ycie starała sie˛ tamte dni wy-
rzucic´ z pamie˛ci. A jeszcze bardziej chciała zapo-
mniec´ o pierwszych dniach samodzielnos´ci, gdy
juz˙ jako osiemnastolatka została postawiona przed
wyborem, czy urodzic´ dziecko, czy usuna˛c´ cia˛z˙e˛.
Ojcem był włas´ciwie zupełnie obcy jej chłopak
o imieniu Tommy, poznany kto´regos´ wieczoru na
potan´co´wce. Ten chłopak włas´ciwie ja˛ zgwałcił,
wykorzystuja˛c jej łatwowiernos´c´ i zaufanie do lu-
dzi, kto´re, choc´ przytłumione z˙yciowym dos´wiad-
czeniem, cia˛gle szukało ujs´cia.
Jednakz˙e z ogromu barbarzyn´stwa jego poste˛p-
ku zdała sobie sprawe˛ duz˙o po´z´niej. Pocza˛tkowo
była zbyt zale˛kniona całym wydarzeniem, wal-
czyła z poczuciem winy i przekonaniem, z˙e to ona
jest wszystkiemu winna, wie˛c nikomu nie pisne˛ła
ani sło´wka. Tym bardziej z˙e choc´ mieszkała z trze-
ma innymi dziewczynami w mieszkaniu komunal-
nym, wszystkie miały na swoim koncie jakies´
dramatyczne, jes´li nie tragiczne dos´wiadczenia,
i nieskore były do zwierzen´ czy tez˙ ich wysłuchi-
wania.
Nie było tez˙ mowy, by Tania mogła szukac´
pomocy u sprawcy swojego nieszcze˛s´cia, bo jego
poste˛pek, zwierze˛ce wdarcie sie˛ siła˛ w jej dziew-
cze˛ca˛ intymnos´c´, na długo zostawiło w jej psychi-
ce niezasklepiona˛ rane˛. Sam pomysł, z˙e miałaby
go prosic´ o pomoc, czy choc´by z nim tylko
porozmawiac´, był dla niej nie do przyje˛cia. A tym
bardziej nie chciała zwia˛zywac´ sie˛ z nim na całe
z˙ycie.
Gdy w kon´cu pozbierała sie˛ na tyle, by odwaz˙yc´
sie˛ na wizyte˛ u lekarza, dowiedziała sie˛, z˙e moz˙e
jeszcze dokonac´ aborcji, ale decyzja musi zapas´c´
niemal natychmiast.
Choc´ była przybita perspektywa˛ samotnego
zmagania sie˛ z z˙yciem, choc´ targał nia˛ le˛k o przy-
szłos´c´, zdecydowała sie˛ utrzymac´ cia˛z˙e˛. A potem
powoli, jakby z ocia˛ganiem, narastało w niej zupeł-
nie inne uczucie, kto´re znalazło apogeum w chwili,
gdy us´miechnie˛ta połoz˙na podała jej do ra˛k zaro´-
z˙owiona˛ od gniewnego płaczu malen´ka˛ Lucy.
Od tego momentu wiedziała, z˙e jedno w jej
z˙yciu jest pewne – za nic na s´wiecie nie da sobie
wydrzec´ tej drobnej istotki, z˙e pos´wie˛ci wszystkie
siły, aby uczynic´ jej z˙ycie najszcze˛s´liwszym jak to
moz˙liwe.
Postanowienie, choc´ szczytne, oznaczało dla
młodziutkiej matki wiele wyrzeczen´ i trosk, wiele
cie˛z˙aro´w i upokorzen´. Jak na przykład wtedy, gdy
nie be˛da˛c w stanie zwia˛zac´ kon´ca z kon´cem,
musiała przyja˛c´ pomoc opieki społecznej, czy
potem, gdy szukała pracy i okazywało sie˛, z˙e bez
wykształcenia ma marne szanse na cos´ ciekawego.
Potem, gdy Lucy poszła do przedszkola, zacze˛ło
byc´ nieco lepiej, zwłaszcza z˙e Tania znalazła prace˛
na po´ł etatu w sklepie obuwniczym. Pozwoliło jej
to nie tylko na niezalez˙nos´c´ finansowa˛, ale takz˙e
na ponowny kontakt z ludz´mi. A wkro´tce takz˙e po-
jawiło sie˛ rosna˛ce poczucie zaufania we własne
siły, gdy sie˛ okazało, z˙e doskonale sobie radzi i sta-
je sie˛ fachowcem w swej dziedzinie.
Co nie zmieniało faktu, z˙e wynagrodzenie z tru-
dem starczało im na z˙ycie, wie˛c nawet nie było mo-
wy, by kupowac´ co´rce wymys´lne fatałaszki czy
rozpieszczac´ ja˛ prezentami.
Z bo´lem serca odziewała ja˛ w ubrania z drugiej
re˛ki, kto´re, choc´ zawsze idealnie czyste i wy-
prasowane, nie mogły udawac´ nowych, totez˙ Tania
marzyła o chwili, gdy be˛dzie mogła najzwyczaj-
niej w s´wiecie po´js´c´ z Lucy do sklepu i kupic´ jej co
dusza zapragnie. Na razie nie było co o tym marzyc´
i wielekroc´ cierpiała, widza˛c te˛skne spojrzenie
dziewczynki, jakim obrzucała lepiej ubrane kole-
z˙anki.
Wiedziała, z˙e jes´li nie zdarzy sie˛ cud, upłynie
wiele czasu, zanim be˛dzie mogła spełnic´ skromne
przeciez˙ marzenia co´rki.
Smutne pocieszenie stanowiła s´wiadomos´c´, z˙e
w ponurym gmaszysku z komunalnymi mieszka-
niami Tania nie była jedyna˛samotna˛matka˛. A na-
wet to, z˙e w przeciwien´stwie do wielu z nich
przynajmniej miała prace˛.
Wspo´lny los pomo´gł w zadzierzgnie˛ciu sie˛
przyjaz´ni z wieloma wspo´łlokatorkami i gdy do
Tani us´miechne˛ło sie˛ szcze˛s´cie, te szczere kontak-
ty z przyjacio´łkami, podobnie cie˛z˙ko dos´wiad-
czonymi przez z˙ycie, były włas´ciwie jedyna˛ rze-
cza˛, kto´ra˛ pozostawiała za soba˛ z z˙alem.
Ich opowies´ci były włas´ciwie takie same – tuła-
ły sie˛ z dziec´mi z ka˛ta w ka˛t, szukaja˛c lepszego z˙y-
cia i odrobiny ciepła. Wszystkie tez˙ ła˛czyła po-
dobna che˛c´, by ich dzieci miały lepsze z˙ycie niz˙
one same. Nie wszystkim jednak przydarzyło sie˛
tak oszałamiaja˛ce szcze˛s´cie jak Tani. Wiedziała
o tym i tym bardziej postanowiła, z˙e ten us´miech
losu wykorzysta do maksimum.
Co wcale nie znaczy, z˙e decyzja zerwania z do-
tychczasowym z˙yciem, nawet tak mizernym, przy-
szła jej łatwo. Tania wiedziała, z˙e od tej chwili be˛-
dzie zdana tyko na sama˛siebie. Z˙e w nowym miej-
scu nie be˛dzie absolutnie nikogo, kto mo´głby dac´
jej oparcie.
Ale ta obawa była niczym w poro´wnaniu ze
s´wiadomos´cia˛, ile ten krok w nowy niepewny
s´wiat moz˙e przynies´c´ dobrego małej Lucy.
Niekoniecznie w sensie materialnym – bo prze-
ciez˙ Tania nie miała pewnos´ci, czy jej pomysł ze
sklepem wypali – ile w sensie uchronienia co´rki
przed potencjalnymi zagroz˙eniami, jakie niosło ze
soba˛ mieszkanie w ubogiej dzielnicy wielkiego
miasta.
Juz˙ wkro´tce ten ryzykowny krok zacza˛ł przy-
nosic´ efekty nie tylko w odniesieniu do zdrowia
dziewczynki. Lucy wracała ze szkoły rozpromie-
niona, szczebiocza˛c ze zdziwieniem, z˙e w jej kla-
sie jest zaledwie dwudziestu ucznio´w, a nie omal
szes´c´dziesie˛ciu, jak w mies´cie. Co wie˛cej, tutaj
dzieci miały do dyspozycji boisko z całym moz˙-
liwym sprze˛tem sportowym. Podobało jej sie˛ tez˙,
z˙e nie musi sie˛ tłuc smrodliwymi ulicami rozkle-
kotanym szkolnym autobusem, poniewaz˙ szkołe˛
ma niemal pod nosem.
Tak, Tania była przekonana, z˙e podje˛ła słuszna˛
decyzje˛, mimo z˙e wielu osobom wydawała sie˛
ona dos´c´ ryzykowna i niekto´rzy przepowiadali jej
poraz˙ke˛. Moz˙e Tania nie była w stanie zapewnic´
Lucy emocjonalnego bezpieczen´stwa, jakie daje
pełny dom, z dwojgiem rodzico´w, ale miała zamiar
zrobic´ wszystko, z˙eby dac´ jej choc´by tego na-
miastke˛.
Zreszta˛ mimo swojego młodego wieku zda˛z˙yła
zauwaz˙yc´, z˙e samo małz˙en´stwo nie gwarantuje
automatycznie szcze˛s´cia, jes´li w domu brak poro-
zumienia i ciepła.
Miała tego s´wiez˙y przykład w osobie Nicholasa
Forbesa, prawnika jej zmarłej ciotki, a teraz jej
własnego.
Miał pie˛kna˛ z˙one˛, kto´ra była przyrodnia˛ siostra˛
bardzo zamoz˙nego i wpływowego lokalnego biz-
nesmena, dwo´jke˛ wspaniałych syno´w, kwitna˛ca˛
praktyke˛ i dom na przedmies´ciach. Jednakz˙e z tych
samych nieomylnych jak zwykle z´ro´deł szybkiej
i skutecznej informacji, jakim jest sa˛siedzka plot-
ka, Tania dowiedziała sie˛ ro´wniez˙, z˙e jego małz˙en´-
stwo nie uchodzi za szcze˛s´liwe.
Zreszta˛ sam Nicholas dos´c´ szybko jej to wyja-
wił, zanim zda˛z˙yła zaoponowac´. Trzymała sie˛ za-
sady, by nie wchodzic´ w niczyje prywatne sprawy,
a poza tym uwaz˙ała, z˙e wtajemniczanie w swoje
relacje z partnerem oso´b trzecich jest szczytem
nielojalnos´ci. Chyba z˙e te osoby sa˛terapeutami ro-
dzinnymi, co w przypadku Tani z pewnos´cia˛ nie
wchodziło w gre˛.
Była ostroz˙na takz˙e z innych wzgle˛do´w. Ledwie
znała Nicholasa i nie chciała sie˛ dac´ wcia˛gna˛c´
w jego problemy. Owszem, jako prawnik wykazał
sie˛ sumiennos´cia˛ i wiedza˛, co wie˛cej – doradzał
jej w wielu drobnych sprawach niekoniecznie zwia˛-
zanych ze swoja˛ profesja˛.
Przyjmowała to z wdzie˛cznos´cia˛, bo przy tak
zupełnie dla niej nowym wyzwaniu, jakim było
organizowanie własnej firmy, liczyła sie˛ kaz˙da
cenna rada. Poza tym wspierał ja˛ duchowo, doda-
wał otuchy i sił, co w sytuacji, gdy nie znała
w miasteczku z˙ywej duszy, było bardzo cenne.
Pomys´lała nawet, z˙e mimo swojej niepotrzebnej
paplaniny na temat własnego małz˙en´stwa Nicholas
burzy jej dotychczasowy, niezbyt sympatyczny wi-
zerunek me˛z˙czyzn. Z jednym zastrzez˙eniem – mi-
mo wad lubiła Nicholasa, ale jako człowieka. Jako
me˛z˙czyzna w z˙aden sposo´b jej nie pocia˛gał.
Zreszta˛ nie ma sie˛ co oszukiwac´ – nie znała
z˙adnego me˛z˙czyzny, kto´ry by ja˛przyprawił o szyb-
sze bicie serca. Pocia˛g do przeciwnej płci został jej
w sposo´b brutalny wybity z głowy przed dziesie˛-
cioma laty przez nieokrzesanego adoratora, niemal
gwałciciela, i na razie nie miała ochoty nic w tej
materii zmieniac´. Choc´, jak na inteligentna˛kobiete˛
przystało, wiedziała, z˙e nie wszyscy me˛z˙czyz´ni sa˛
podobni do ojca Lucy. Moz˙liwe, z˙e nawet ktos´ taki
jak on z biegiem czasu wydoros´lał i zma˛drzał na
tyle, by zdac´ sobie sprawe˛ ze swego niecnego u-
czynku. Na razie jednak jej ciało pozostawało cał-
kowicie oboje˛tne na me˛ski powab.
Starała sie˛ jednak, by jej uprzedzenia w z˙aden
sposo´b nie wpłyne˛ły na rozwo´j emocjonalny co´rki
i jej stosunek do me˛z˙czyzn, bo nie chciała zasiac´
w Lucy z˙adnych szkodliwych uprzedzen´.
Instynkt i miłos´c´ macierzyn´ska nakazywały jej
chronic´ co´rke˛ przed wszystkimi niegodziwos´cia-
mi, kto´rych sama dos´wiadczyła, a jednoczes´nie
zaszczepiac´ jej pewnos´c´ siebie, zaufanie we włas-
ne siły i wolnos´c´ wyboru. Takz˙e wtedy, gdy
w odpowiednim czasie zechce stworzyc´ zdrowy
emocjonalnie i fizycznie zwia˛zek z wybranym
me˛z˙czyzna˛.
To, o czym zawsze marzyła dla Lucy, zawierało
sie˛ w kilku prostych słowach: szcze˛s´cie w z˙yciu
prywatnym i zawodowym oraz poczucie bezpie-
czen´stwa.
Walczyła o to, by dziewczynka w z˙aden sposo´b
nie czuła sie˛ gorsza tylko ze wzgle˛du na swoja˛
płec´. Wychowywała ja˛ w poczuciu szacunku do
własnych zalet, a przede wszystkim chciała jej
wpoic´ poczucie pewnos´ci siebie płyna˛ce z przeko-
nania, z˙e nigdy od nikogo nie musi byc´ zalez˙na
– ani materialnie, ani uczuciowo.
Lucy z pewnos´cia˛chłone˛ła taki model od matki,
ale takz˙e w szkole. Była dzieckiem bystrym, kto´re
o wiele lepiej sobie radziło w mniejszej grupie
ucznio´w, gdzie siła˛ rzeczy mogła liczyc´ na wie˛k-
sza˛uwage˛ nauczycieli i dostrzez˙enie jej indywidu-
alnych potrzeb.
W odro´z˙nieniu do matki, kto´ra relacje z ludz´mi
nawia˛zywała niełatwo, Lucy szybko sie˛ zaprzyjaz´-
niała. Tania nie miała zatem obaw, z˙e w nowym
s´rodowisku Lucy poczuje sie˛ osamotniona, i jej
przypuszczenia sie˛ sprawdziły.
Juz˙ wkro´tce Lucy zaprzyjaz´niła sie˛ z dziew-
czynka˛ w swoim wieku, Susan Fielding, kto´rej
rodzice prowadzili w pobliz˙u sklep z artykułami
domowymi i warsztat usług dekoratorskich. To
włas´nie ojciec Susan poradził sobie w kon´cu z ta-
petowaniem pochyłych sufito´w w mieszkaniu Ta-
ni, kto´rych nikt inny nawet nie chciał tkna˛c´.
Ann i Tom Fieldingowie byli wyja˛tkowo sym-
patycznym małz˙en´stwem pod czterdziestke˛. Susan
była najmłodsza z rodzen´stwa, a rodziny dopełnia-
ło jej dwo´ch starszych braci. Choc´ Tania ze zwykła˛
sobie rezerwa˛odnosiła sie˛ do Toma, z Ann bardzo
szybko sie˛ zaprzyjaz´niła.
Oboje Fieldingowie wychodzili z siebie, z˙eby
Tania jak najszybciej poczuła sie˛ cze˛s´cia˛ lokalnej
społecznos´ci, nie szcze˛dza˛c jej jednoczes´nie ma˛d-
rych rad dotycza˛cych firmy. Słowem, starali sie˛,
jak mogli, aby Lucy i Tania czuły sie˛ w nowym
miejscu jak w domu.
Dom Fieldingo´w miał wejs´cia z dwo´ch przeciw-
nych stron. Na dole mies´cił sie˛ sklep i pracownia,
a na go´rze znajdowało sie˛ obszerne mieszkanie,
w kto´rym doszedł do głosu artystyczny talent Ann.
Tania z zachwytem ogla˛dała łazienke˛, kto´rej s´cia-
ny wygla˛dały jak wyłoz˙one marmurem. Ann wzru-
szyła ramionami, tłumacza˛c, z˙e kaz˙dy by tak po-
trafił, ale pokras´niała z zadowolenia.
Posesja Fieldingo´w, podobnie jak kamienica
Tani, miała na tyłach spory ogro´d, ale w przeci-
wien´stwie do ge˛stego dzikiego ga˛szczu, kto´ry na
razie u Tani panoszył sie˛ w najlepsze, ich ogro´d był
prawdziwym okazem kunsztu ogrodniczego pani
domu. Starannie wypiele˛gnowany i podzielony na
foremne fragmenty ro´z˙nia˛ce sie˛ od siebie układem
ros´linnos´ci i charakterem, przypominał miniaturo-
wy ogro´d botaniczny. Ale było w nim miejsce
takz˙e dla pospolitego warzywniaka, na widok
kto´rego Tanie˛ az˙ s´wierzbiły re˛ce.
Teraz Lucy siedziała włas´nie u Fieldingo´w,
a Tania starała sie˛ wykorzystac´ jak najlepiej czas.
Zakon´czyła dekoracje˛ wystawy, poprawiaja˛c w o-
statniej chwili sztuczna˛ gała˛z´ z udrapowanego
materiału i spadaja˛ca˛ z niej chmare˛ złotych i rdza-
wych lis´ci, niechybny znak nadchodza˛cej jesieni
i subtelne przypomnienie, z˙e czas na nowe ciepłe
buty.
Spojrzała na zegarek. O rety! Juz˙ tak po´z´no?
Lucy pomys´li, z˙e ma wyrodna˛ matke˛. Poza tym
Ann zaprosiła je na podwieczorek. Tania pewnie
nie przyje˛łaby zaproszenia ze wzgle˛du na mase˛
pracy, ale nie chciała po raz kolejny ryzykowac´, z˙e
po południu odwiedzi ja˛Nicholas Forbes, tak jak to
zrobił poprzedniego dnia. Ni sta˛d, ni zowa˛d wpadł
z niezapowiedziana˛ wizyta˛pod pozorem omo´wie-
nia jakichs´ waz˙nych spraw formalnych, kto´rych
jednakz˙e nie mo´gł sobie przypomniec´.
Znajomos´c´ z nim zaczynała nieco Tani cia˛z˙yc´.
Moz˙e od momentu, gdy kiedys´ zauwaz˙yła, jak
nieco zbyt długo i nieco zbyt uporczywie taksuje
jej figure˛.
W wieku dwudziestu dziewie˛ciu lat juz˙ dawno
nie przypominała niedos´wiadczonej dzieweczki
z czaso´w, gdy zaznała pierwszego, jakz˙e gorz-
kiego i brutalnego kontaktu seksualnego. Pierw-
szego i jak dota˛d jedynego – włas´nie z powodu
tamtego bo´lu i poniz˙enia, kto´rego w z˙aden sposo´b
nie mogła przez tyle lat wyrzucic´ z pamie˛ci.
Od tego czasu seks przestał dla niej dosłownie
istniec´, stał sie˛ pustym słowem, za kto´rym nie kryły
sie˛ z˙adne doznania, a juz˙ na pewno nie te przyjem-
ne. Me˛z˙czyz´ni w ogo´le na nia˛nie działali i nie miała
ochoty ani zamiaru tego zmieniac´, a tym, kto´rzy
jednak pro´bowali, szybko i ostro wybijała ten po-
mysł z głowy.
Tym bardziej denerwowało ja˛ zachowanie Ni-
cholasa Forbesa, bo przeciez˙ był z˙onaty. W dodat-
ku miał za z˙one˛ tak elegancka˛ i wypiele˛gnowana˛
dame˛ jak Clarissa, przy kto´rej Tania, w swoich
dz˙insach i T-shircie, z nieumalowanymi paznok-
ciami, wygla˛dała jak Kopciuszek.
Tania nie potrafiła inaczej wytłumaczyc´ jego
zainteresowania swoja˛ osoba˛ jak jedynie faktem,
z˙e jako samotna kobieta stanowi potencjalnie łat-
wy ka˛sek dla spragnionych wraz˙en´ me˛z˙czyzn.
Podobnych sytuacji, gdy me˛z˙czyz´ni starali sie˛
wykorzystac´ fakt, z˙e jest niezame˛z˙na, mogłaby
wyliczyc´ wiele: namolny nauczyciel, kto´ry wpro-
sił sie˛ do niej pod pozorem pomocy w nauce; szef
w pracy, kto´ry pokazuja˛c jej, jak mierzyc´ buty,
przesuwał dłonie wzdłuz˙ jej łydek. Tabuny innych,
tak zwanych szanowanych obywateli, pozornie
oddanych swoim z˙onom i rodzinom, kto´rzy jedy-
nie szukali okazji, by znalez´c´ sobie na boku nie-
ucia˛z˙liwa˛ kochanke˛.
Moz˙liwe, z˙e w przypadku Forbesa nie chodziło
tylko o to. Tania widziała kiedys´ Clarisse˛, powab-
na˛ blondynke˛ w typie amerykan´skiej seksbomby,
kto´rej pie˛kno szpecił jednakz˙e jakis´ rys infantyliz-
mu i manieryzm w zachowaniu, jak u rozpieszczo-
nego dziecka.
Trudno powiedziec´, by uje˛ła Tanie˛ takz˙e swoim
zachowaniem – po raz pierwszy spotkały sie˛ w sy-
tuacji, gdy pani Forbes wpadła do sklepu Tani po
me˛z˙a, omawiaja˛cego ze swoja˛nowa˛klientka˛spra-
wy firmy, i zupełnie ignoruja˛c Tanie˛, nada˛sanym
głosem małej dziewczynki zaz˙a˛dała, z˙eby natych-
miast z nia˛ wyszedł.
Tania zastanawiała sie˛, czy Clarissie kiedykol-
wiek czegos´ w z˙yciu brakowało. Cały jej wygla˛d,
ubranie od najdroz˙szych projektanto´w mody, kos-
metyki, cera, całe jej zachowanie mo´wiło, z˙e od
zawsze przyzwyczajona jest do hołdo´w, do otrzy-
mywania wszystkiego, czego zapragnie. Jej jedy-
nym zaje˛ciem zas´ jest dbałos´c´ o siebie i swoje
potrzeby.
Jak ona, Tania, samotna matka z dzieckiem,
urabiaja˛ca sobie re˛ce po łokcie, by zarobic´ na
podstawowe potrzeby, miała sie˛ ro´wnac´ z kims´
takim?
Mys´la˛c w ten sposo´b, Tania nie zdawała sobie
sprawy, jak bardzo sie˛ krzywdzi. A poniewaz˙ a-
wanse me˛z˙czyzn brała jedynie za pro´by wykorzys-
tania jej samotnos´ci, nie us´wiadamiała sobie, z˙e
były one w istocie pokornym hołdem składanym
jej niemal klasycznej urodzie.
Miała regularna˛ owalna˛ twarz o wysokich kos´-
ciach policzkowych, smukła˛ szyje˛ i pełne zmys-
łowe usta, kto´re wywoływały w me˛z˙czyznach
piorunuja˛cy efekt. Ro´wnie jak uroda, o jej atrak-
cyjnos´ci stanowił zupełny brak sztucznos´ci. Była
wre˛cz dziewcze˛co naturalna, co w kontras´cie z ko-
kieteria˛ wielu kobiet działało jak łyk s´wiez˙ej
wody. A unikaja˛c zaloto´w me˛z˙czyzn, Tania jedy-
nie podnosiła swa˛ atrakcyjnos´c´ i wzbudzała ich
fascynacje˛.
Nicholas Forbes jeszcze kilka razy starał sie˛
z nia˛ spotkac´ na bardziej przyjacielskiej stopie,
Tania jednak broniła sie˛ przed tym re˛kami i noga-
mi. Nie tylko dlatego z˙e teraz, gdy miała na głowie
otwarcie sklepu, liczyła kaz˙da˛ sekunde˛, ale takz˙e
dlatego, z˙e na tym etapie, gdy dopiero wszystkich
poznawała, nie miała zamiaru wzbudzac´ bezpod-
stawnych podejrzen´ czy plotek.
Poza tym wynurzenia Nicholasa na temat jego
z˙ycia małz˙en´skiego były dla niej mało interesuja˛ce
i po prostu kre˛puja˛ce, wie˛c dała mu wyraz´nie do
zrozumienia, z˙e dopuszcza z nim kontakt tylko na
zawodowej stopie.
Nie sa˛dziła tez˙, z˙e moz˙e kiedykolwiek zechciec´
zaprzyjaz´nic´ sie˛ z cała˛ rodzina˛ Nicholasa. Czuła,
z˙e Clarissa daleka jest od szukania z nia˛zaz˙yłos´ci,
podobnie jak jej, Tani, nie cia˛gne˛ło ani do Clarissy,
ani do Nicholasa. Odnosiła wraz˙enie, z˙e ich s´wiaty
zupełnie sie˛ rozmijaja˛. W tej opinii utwierdziła ja˛
rozmowa z Ann Fielding.
– Chodziłam z Nicholasem do szkoły – mo´wiła
Ann – i wiem, z˙e sie˛ mocno zmienił. Pewnie od-
krywa, z˙e s´lub z bogata˛ panna˛ to znowu nie taki
mio´d. Podejrzewam tez˙, z˙e nie wychodzi mu na
zdrowie s´wiadomos´c´, z˙e włas´ciwie cały jego inte-
res jest nakre˛cany znajomos´ciami szwagra, Jamesa
Warrena, kto´ry w dodatku nadal obsypuje Clarisse˛
go´rami złota, jakby cia˛gle chciał jej wynagrodzic´
to, co przeszła w dziecin´stwie.
– Co takiego jej sie˛ przytrafiło? – spytała z cie-
kawos´cia˛ Tania.
– Nie słyszałas´ jeszcze? – Ann rozsiadła sie˛
wygodniej. – Ojciec Jamesa i matka Clarissy po-
znali sie˛ jako wdowcy i wkro´tce zostali małz˙en´st-
wem. Z chwila˛ jednak, gdy na nowo poła˛czone
rodziny zacze˛ły sie˛ cieszyc´ z˙yciem, oboje zgine˛li
w wypadku w go´rach. Ponowna tragedia zupełnie
zdruzgotała Clarisse˛ i choc´ miała juz˙ wtedy dwa-
dzies´cia lat, bez pomocy przyrodniego brata pew-
nie nie umiałaby sie˛ podnies´c´.
– Mo´wisz o Warrenie? – upewniła sie˛ Tania.
– Włas´nie. James dosłownie zasta˛pił Clarissie
rodzico´w, opiekował sie˛ nia˛i spełniał wszystkie jej
zachcianki. I od tego czasu włas´ciwie nic sie˛ nie
zmieniło, mimo z˙e Clarissa ma własna˛ rodzine˛
i sama musi sie˛ opiekowac´ synami. James nie zda-
wał sobie sprawy, z˙e kre˛ci bicz na siebie. Clarissa
stała sie˛ w stosunku do niego zaborcza, ze wszyst-
kim i we wszystkim szuka jego rady i pomocy, jak
gdyby bez niego zawalił sie˛ jej s´wiat. Ze wspo´ł-
czuciem mys´le˛ o kobiecie, kto´ra˛ zainteresuje sie˛
James, bo Clarissa nie pozwoli, z˙eby stac´ sie˛
w z˙yciu brata postacia˛ numer dwa.
– Moz˙e taki układ mu odpowiada? – zastana-
wiała sie˛ Tania. – Wielu me˛z˙czyzn czuje sie˛ mile
połechtanych, kiedy uzalez˙niaja˛ od siebie kobiety
emocjonalnie czy finansowo.
– Owszem, bywaja˛tacy, ale James na pewno do
nich nie nalez˙y. Jest na to za inteligentny i zbyt
zro´wnowaz˙ony. – Ann pokre˛ciła głowa˛. – Mys´le˛,
z˙e po prostu zro´sł sie˛ juz˙ ze swoja˛ rola˛ opiekuna,
a moz˙e boi sie˛, z˙e gdyby sie˛ wycofał, to cały s´wiat
Clarissy zawaliłby sie˛ w gruzy. Moz˙e istnieje takie
niebezpieczen´stwo, ale powszechna jest tez˙ opinia,
z˙e Clarissa z rozmysłem wykorzystuje brata. A juz˙
na pewno wszyscy uz˙alaja˛ sie˛ nad Nicholasem, bo
ten nie ma łatwego z˙ycia. Włas´ciwie cia˛gle z˙yje
w cieniu wszechpote˛z˙nego szwagra i to na pewno
nie przysparza mu szacunku ani z˙ony, ani samego
siebie. Poza tym nie za bardzo moz˙e sie˛ buntowac´,
bo wie˛kszos´c´ kliento´w trafia do niego za pos´red-
nictwem Jamesa. Biedna chłopina.
Po tej rozmowie Tania nieco lepiej rozumiała
zachowanie prawnika. Co nie zmienia faktu, z˙e nie
mogła dopus´cic´ do wie˛kszej zaz˙yłos´ci mie˛dzy
nimi. Korciło ja˛, by zwierzyc´ sie˛ ze swych kłopo-
to´w Ann, ale mimo coraz wie˛kszego zaufania,
jakim darzyła nowa˛ przyjacio´łke˛, wolała na razie
nie poruszac´ zbyt osobistych wa˛tko´w.
Przyzwyczajenie, z˙e we wszystkich okolicznos´-
ciach i ze wszystkimi decyzjami jest zdana na
siebie, nadal było dominuja˛ce. Wiedziała, z˙e musi
nadal zachowywac´ dystans, z nadzieja˛, z˙e sprawy
z Nicholasem jakos´ naturalnie sie˛ ułoz˙a˛. A poza
tym sprawa˛ priorytetowa˛ jest nie pocieszanie cu-
dzego me˛z˙a, ale otwarcie sklepu, i na tym musi sie˛
skupic´.
Po poz˙egnaniu z Ann Tania przebiegła mys´-
lami, co juz˙ zostało zrobione i co jeszcze czeka na
swoja˛ kolej. Wne˛trze sklepu zostało niemal skon´-
czone, wystawa takz˙e. Dała ogłoszenie do lokalnej
prasy i pozostało tylko zadbac´ o jak najlepszy
asortyment, maja˛c na uwadze gusta zaro´wno bar-
dziej tradycyjne, jak i bardziej nowoczesne. A po-
tem powierzyc´ sie˛ opiece bogo´w.
Ostatnim taksuja˛cym spojrzeniem ogarne˛ła
swoja˛ dzisiejsza˛ prace˛ i włas´nie miała zamkna˛c´
sklep, gdy zauwaz˙yła, z˙e w jej strone˛ zmierza jakis´
me˛z˙czyzna.
Widza˛c jego twarz przecie˛ta˛ gniewnym gryma-
sem, Tania poczuła strach i w pierwszym odruchu
miała ochote˛ zatrzasna˛c´ mu drzwi przed nosem.
Ale przemogła sie˛ i spojrzała na niego uwaz˙nie.
Nigdy dota˛d nie widziała go na oczy. Był wy-
soki i postawny, ubrany niedbale, w wytarte dz˙insy
i bawełniana˛ koszulke˛. Włosy miał ciemne, potar-
gane, a na policzku brudny s´lad, chyba smaru, jak
gdyby dopiero co oderwał sie˛ od pracy w warsz-
tacie. Mimo jednak niedbałego wygla˛du było
w nim cos´, dzie˛ki czemu nie robił wraz˙enia roztar-
gnionego mechanika. Biła od niego spokojna pew-
nos´c´ siebie, co sprawiało, z˙e mimo złos´ci zacho-
wywał opanowanie.
– Przepraszam, ale sklep jest jeszcze zamknie˛ty
– oznajmiła Tania, staraja˛c sie˛, z˙eby głos jej nie
drz˙ał.
Z bliska potwierdziło sie˛ jej wraz˙enie, z˙e me˛z˙-
czyzna jest z jakiegos´ powodu zły. Gdy wbił w nia˛
wzrok, w jego chłodnych zielonych oczach pojawił
sie˛ zagadkowy błysk, natychmiast jednak przy-
oblekł twarz w ten sam grymas ws´ciekłos´ci, a na-
wet lekkiej pogardy. Tania nie na z˙arty poczuła sie˛
zdezorientowana i przestraszona.
Kto to jest i czego u licha chce?
– Widze˛ – odparł szorstkim i zduszonym gło-
sem, jakby z trudem hamuja˛c wybuch. – Ale nie
przyszedłem na zakupy, tylko z˙eby z pania˛ pomo´-
wic´.
– Dobrze... – odparła ostroz˙nie, staraja˛c sie˛
zyskac´ na czasie. – Ale moz˙e nie w tej chwili, bo
musze˛ odebrac´ co´rke˛ ze szkoły. Moz˙e sie˛ umo´wi-
my...
– No oczywis´cie! – przerwał jej sarkastyczny
okrzyk. – Wierze˛, z˙e taka forma spotkan´ z me˛z˙-
czyznami najbardziej by pani odpowiadała, pani
Carter.
– Nie rozumiem... – ba˛kne˛ła, zupełnie juz˙ zbita
z tropu.
– Po prosu widze˛, z˙e lubi sie˛ pani umawiac´ ze
wszystkimi – rzucił me˛z˙czyzna, ale natychmiast
dodał z jadem w głosie: – Sprawa jest prosta. Od
dzis´ ma pani zaprzestac´ wszelkich schadzek z mo-
im szwagrem.
– Co takiego?! – Tania miała nadzieje˛, z˙e sie˛
przesłyszała. Facet albo ja˛bierze za kogos´ innego,
albo oszalał. – Jakich schadzek?! O czym pan
mo´wi? Przykro mi, ale to z˙yczenia pod złym
adresem i...
Urwała nagle, widza˛c, jak me˛z˙czyzna sie˛ga do
kieszeni i wyjmuje z niej ksia˛z˙eczke˛ czekowa˛.
– Dobrze, dobrze. Ile? – spytał, a na jego twarzy
pokazał sie˛ wyraz skrajnej pogardy i obrzydzenia.
– Wystarczy dziesie˛c´ tysie˛cy funto´w?
– Dziesie˛c´ tysie˛cy... – powto´rzyła bezwiednie.
– Prosze˛ nie przecia˛gac´ struny. Wie˛cej i tak
pani nie zaoferuje˛.
– Nie wiem, o co panu chodzi, i nie chce˛
wiedziec´! – wybuchne˛ła w kon´cu, nie bacza˛c na
konsekwencje, gdyby jednak miała do czynienia
z szalen´cem. – Prosze˛ sie˛ sta˛d wynosic´, bo wezwe˛
policje˛!
– I co im pani powie? – Me˛z˙czyzna sprawiał
wraz˙enie nieporuszonego jej wybuchem. – Z˙e
zaofiarowałem pani dziesie˛c´ tysie˛cy funto´w za
przyrzeczenie, z˙e nie be˛dzie pani niszczyła mał-
z˙en´stwa mojej siostry? Jeszcze pani usłyszy, z˙e
traktuje˛ pania˛ zbyt wspaniałomys´lnie. W naszym
mies´cie nie jest oboje˛tne, co robi sa˛siad, jakich
dopuszcza sie˛ nieprawos´ci! Dlatego nie ma co pani
liczyc´ na pobłaz˙anie, nawet policji. Daje˛ pani dobe˛
na przemys´lenie mojej propozycji. Z˙egnam.
Tania stała nieruchomo na progu sklepu, od-
prowadzaja˛c wzrokiem znikaja˛ca˛sylwetke˛. Z szo-
ku wyrwał ja˛ dopiero głos Ann Fielding, kto´ra
wpadła ze wzorem na zasłony.
– A czego´z˙ u ciebie szukał James Warren? –
spytała ze zdziwieniem. – Znany jest z tego, z˙e
interesuje sie˛ wszystkimi lokalnymi sprawami,
pewnie dlatego, z˙e pochodzi z rodziny załoz˙ycieli
miasteczka, ale... – Ann przerwała raptownie. –
Cos´ ty taka blada? Co sie˛ stało?
– Kto to był? Moz˙esz powto´rzyc´? – wykrztusiła
Tania.
– James Warren – odparła zdziwiona Ann. –
Szwagier Nicholasa Forbesa.
No tak, to wyjas´nia wszystko. Tania z niedowie-
rzaniem pokre˛ciła głowa˛. Jak on s´mie! Jak mu
mogło przyjs´c´ do głowy, z˙e z Nicholasem ła˛czy ja˛
cos´ wie˛cej niz˙ sprawy zawodowe. Jak mo´gł jej
imputowac´, z˙e ma romans z jego szwagrem i chce
rujnowac´ przyrodniej siostrze małz˙en´stwo!
Penny Jordan Szcze˛s´liwe dziedzictwo
ROZDZIAŁ PIERWSZY No, wystawa jak marzenie. Tania wyszła na zewna˛trz sklepu i z zadowole- niem przygla˛dała sie˛ swojej pracy. Maja˛c s´wiadomos´c´, z˙e wraz z kon´cem wakacji, kto´ry miał nasta˛pic´ za dwa tygodnie, zacznie sie˛ gora˛czkowa gonitwa rodzico´w za butami dla swych pociech, robiła wszystko, by nie stracic´ tak wys´mienitej okazji. Miała za soba˛ wielotygodniowy okres gora˛cz- kowej pracy. Upo´r, z jakim walczyła z czasem i okolicznos´ciami, zaskoczył nawet ja˛sama˛i co tu duz˙o mo´wic´ – teraz rozpierała ja˛prawdziwa duma. Tym bardziej z˙e w tym nowym dla siebie okresie z˙ycia spotykała sie˛ dotychczas niemal
z samymi przeciwnos´ciami. A jes´li juz˙ ktos´ zaofe- rował pomoc, okazywało sie˛, z˙e w istocie chciał jedynie wykorzystac´ jej zaufanie do ludzi i brak dos´wiadczenia. Kiedy zas´ potrzebowała przynajmniej wsparcia duchowego, trafiała na ludzi, kto´rzy starali sie˛ odwies´c´ ja˛ od plano´w, przekonuja˛c, z˙e pomysł otwarcia sklepu z dziecie˛cym obuwiem to szalen´- stwo. Zwłaszcza jes´li wybiera sie˛ na ten cel nie- znane sobie niewielkie miasteczko w hrabstwie Cheshire. Tłumaczono, z˙e w dzisiejszych czasach zakupy robi sie˛ w miejscach gwarantuja˛cych jak najszer- szy wybo´r i szybkos´c´ obsługi, i dlatego wszyscy jak jeden ma˛z˙ pe˛dza˛ do gigantycznych supermar- keto´w. Tania wysłuchiwała grzecznie wszystkich opi- nii i robiła swoje, kierowana nie tyko intuicja˛, ale takz˙e dos´wiadczeniem. Sama była matka˛ i wie- działa, z˙e ilekroc´ chce wybrac´ buty dla swojej co´rki Lucy, stroni od wielkich bezdusznych hal sklepo- wych. Starała sie˛ znalez´c´ miejsce, gdzie uprzejmy sprzedawca nie tylko znajdzie dla niej czas, ale takz˙e posłuz˙y fachowa˛porada˛, zmierzy stope˛ dzie- cka i omo´wi z nim wszystkie subtelnos´ci wygla˛du buta, kto´re dorosłym wydaja˛ sie˛ nieistotne. Co zas´ do decyzji o otwarciu sklepu, i to włas´nie w cichym i spokojnym Appleford – wyboru doko- nało za nia˛z˙ycie. Kilka miesie˛cy wczes´niej dowie-
działa sie˛ z wielkim zdumieniem, z˙e zupełnie nieznana ciotka pozostawiła jej w testamencie cały swo´j maja˛tek, kto´rego gło´wna˛cze˛s´c´ stanowił daw- ny stary sklep sukienniczy w ro´wnie starej, lecz pie˛knej kamienicy, włas´nie w Appleford, w hrab- stwie Cheshire. Z˙ycie nauczyło Tanie˛, z˙e jes´li opatrznos´c´ pod- suwa szcze˛s´liwy los, trzeba go wykorzystac´ do maksimum, bo okazja moz˙e sie˛ nie powto´rzyc´. Wprawdzie mogła is´c´ za rada˛ doradco´w finan- sowych ciotki i sprzedac´ dom, ale nie chodziło tylko o pienia˛dze. Przeniesienie sie˛ do odziedziczonej kamienicy dawało Tani moz˙liwos´c´ ucieczki z wielkiego zgiełk- liwego miasta i ciasnego komunalnego mieszka- nia. Cieszyła sie˛, z˙e wreszcie moz˙e zostawic´ za soba˛martwote˛ betonowej dzielnicy z jej anonimo- wos´cia˛ i duszna˛ atmosfera˛. Jes´li czasem nadal miała jakiekolwiek wa˛tp- liwos´ci, czy dobrze robi, wystarczyło jedno spoj- rzenie na Appleford, by natychmiast sie˛ rozwiały. Chłone˛ła wzrokiem widok uroczego małego miasteczka, jakby zawieszonego w przestrzeni poza szalonym pe˛dem cywilizacji. Rozkoszowała sie˛ otaczaja˛cymi Appleford połaciami s´wiez˙ej zie- leni, czystym błe˛kitnym niebem, kto´re nie znało wielkomiejskiego brudu, patrzyła na gromadki dzieci bawia˛ce sie˛ beztrosko obok swoich do- mko´w, tak jak zawsze marzyła o tym dla Lucy.
Wybo´r, co be˛dzie sie˛ znajdowało w odziedzi- czonym po ciotce Sybil sklepie, był dosyc´ oczywi- sty, jako z˙e włas´nie praca w sklepie obuwniczym stanowiła jedyne zawodowe dos´wiadczenie Tani. Choc´ sama decyzja przyszła Tani łatwo, jej wykonanie wymagało wiele trudu i energii. Wie- działa jednak, z˙e moz˙na przezwycie˛z˙yc´ kaz˙da˛ przeszkode˛, byle w swoje dzieło włoz˙yc´ maksi- mum serca i pracy. Tak tez˙ zrobiła. W cia˛gu po´ł roku, jaki ja˛dzielił od zdumiewaja˛- cej wies´ci o spadku do uruchomienia sklepu, ukon´- czyła kurs zarza˛dzania, na kto´rym nauczyła sie˛ podstawowych tajniko´w administracji. Dowie- działa sie˛ takz˙e, jak sobie radzic´ z ro´z˙nej mas´ci fachowcami, kto´rzy mieli jej pomagac´ w odremon- towaniu mocno nadgryzionego ze˛bem czasu bu- dynku, aby go przemienic´ w przepie˛kna˛ zabyt- kowa˛ kamienice˛ ze staros´wieckim frontonem. Tu włas´nie mies´cił sie˛ jej wymarzony sklep, nowoczesny, ale zachowuja˛cy szlachetnos´c´ i du- cha zabytku. Poradziła sobie nawet z bankiem ciotki, kto´ry – wszak nie bez trudu – przyznał jej kredyt hipotecz- ny na remont. W kon´cu z najwie˛ksza˛ starannos´cia˛ dobrała marki i fasony buto´w na sprzedaz˙ i pozo- stawało tylko sie˛ modlic´, aby jej wszystkie wysiłki nie poszły na marne. Tym bardziej z˙e juz˙ zauwaz˙ała chwalebne sku- tki decyzji o przeniesieniu sie˛ do miasteczka,
chociaz˙by na podstawie obserwacji co´rki. W poro´- wnaniu z wymizerowanym, bladym dziewcza˛t- kiem, kto´rym jeszcze niedawno była, Lucy z dnia na dzien´ nabierała rumien´co´w na s´wiez˙ym, czys- tym powietrzu prowincji. Rzecza˛ jednak ro´wnie istotna˛ co zdrowie co´rki była zmiana otoczenia, w kto´rym dorastała – uboga wielkomiejska dziel- nica, w kto´rej dotychczas mieszkały, niosła dla przeistaczaja˛cej sie˛ w nastolatke˛ dziewczynki sa- me zagroz˙enia. Z kolei dla Tani przeprowadzka do Aplleford stanowiła pro´be˛ znalezienia spokoju, niemal sie- lankowego miejsca, w kto´rym wszystko, nawet stres, ma mniejszy wymiar. Moz˙liwe, z˙e cia˛gna˛ł ja˛ tutaj jakis´ rodzaj atawizmu, poniewaz˙ sama wychowała sie˛ w małym miasteczku. Pewna˛zadre˛ w sercu stanowił fakt, z˙e nigdy nie miała sposobnos´ci poznac´ swojej hojnej krewnej, ale widac´ ciotka miała jakies´ waz˙ne powody, by nie kontaktowac´ sie˛ z rodzina˛. Choc´ bardziej było prawdopodobne, co sugerowano w miasteczku, z˙e po prostu nic nie wiedziała o swoich krewnych i dopiero przed s´miercia˛ zacze˛ła poszukiwania. Było to o tyle smutne, z˙e gdyby ciotka ja˛ odna- lazła, Tania nie dorastałaby w przekonaniu, z˙e jest na s´wiecie sama. Nie musiałaby wychowywac´ sie˛ w zaste˛pczej rodzinie, do kto´rej trafiła, gdy oboje rodzice zgine˛li w wypadku samochodowym. Ta tragiczna zmiana, kto´ra uczyniła z niej,
jedynaczki i oczka w głowie rodzico´w, jedno z gro- mady anonimowych dzieci w pozbawionej ciepła rodzinie zaste˛pczej, zacze˛ła szybko zbierac´ swoje pokłosie. Niedługo trwało, by z ufnego, pełnego rados´ci dziecka Tania zmieniła sie˛ w zamknie˛tego w sobie odludka. Przez całe dorosłe z˙ycie starała sie˛ tamte dni wy- rzucic´ z pamie˛ci. A jeszcze bardziej chciała zapo- mniec´ o pierwszych dniach samodzielnos´ci, gdy juz˙ jako osiemnastolatka została postawiona przed wyborem, czy urodzic´ dziecko, czy usuna˛c´ cia˛z˙e˛. Ojcem był włas´ciwie zupełnie obcy jej chłopak o imieniu Tommy, poznany kto´regos´ wieczoru na potan´co´wce. Ten chłopak włas´ciwie ja˛ zgwałcił, wykorzystuja˛c jej łatwowiernos´c´ i zaufanie do lu- dzi, kto´re, choc´ przytłumione z˙yciowym dos´wiad- czeniem, cia˛gle szukało ujs´cia. Jednakz˙e z ogromu barbarzyn´stwa jego poste˛p- ku zdała sobie sprawe˛ duz˙o po´z´niej. Pocza˛tkowo była zbyt zale˛kniona całym wydarzeniem, wal- czyła z poczuciem winy i przekonaniem, z˙e to ona jest wszystkiemu winna, wie˛c nikomu nie pisne˛ła ani sło´wka. Tym bardziej z˙e choc´ mieszkała z trze- ma innymi dziewczynami w mieszkaniu komunal- nym, wszystkie miały na swoim koncie jakies´ dramatyczne, jes´li nie tragiczne dos´wiadczenia, i nieskore były do zwierzen´ czy tez˙ ich wysłuchi- wania. Nie było tez˙ mowy, by Tania mogła szukac´
pomocy u sprawcy swojego nieszcze˛s´cia, bo jego poste˛pek, zwierze˛ce wdarcie sie˛ siła˛ w jej dziew- cze˛ca˛ intymnos´c´, na długo zostawiło w jej psychi- ce niezasklepiona˛ rane˛. Sam pomysł, z˙e miałaby go prosic´ o pomoc, czy choc´by z nim tylko porozmawiac´, był dla niej nie do przyje˛cia. A tym bardziej nie chciała zwia˛zywac´ sie˛ z nim na całe z˙ycie. Gdy w kon´cu pozbierała sie˛ na tyle, by odwaz˙yc´ sie˛ na wizyte˛ u lekarza, dowiedziała sie˛, z˙e moz˙e jeszcze dokonac´ aborcji, ale decyzja musi zapas´c´ niemal natychmiast. Choc´ była przybita perspektywa˛ samotnego zmagania sie˛ z z˙yciem, choc´ targał nia˛ le˛k o przy- szłos´c´, zdecydowała sie˛ utrzymac´ cia˛z˙e˛. A potem powoli, jakby z ocia˛ganiem, narastało w niej zupeł- nie inne uczucie, kto´re znalazło apogeum w chwili, gdy us´miechnie˛ta połoz˙na podała jej do ra˛k zaro´- z˙owiona˛ od gniewnego płaczu malen´ka˛ Lucy. Od tego momentu wiedziała, z˙e jedno w jej z˙yciu jest pewne – za nic na s´wiecie nie da sobie wydrzec´ tej drobnej istotki, z˙e pos´wie˛ci wszystkie siły, aby uczynic´ jej z˙ycie najszcze˛s´liwszym jak to moz˙liwe. Postanowienie, choc´ szczytne, oznaczało dla młodziutkiej matki wiele wyrzeczen´ i trosk, wiele cie˛z˙aro´w i upokorzen´. Jak na przykład wtedy, gdy nie be˛da˛c w stanie zwia˛zac´ kon´ca z kon´cem, musiała przyja˛c´ pomoc opieki społecznej, czy
potem, gdy szukała pracy i okazywało sie˛, z˙e bez wykształcenia ma marne szanse na cos´ ciekawego. Potem, gdy Lucy poszła do przedszkola, zacze˛ło byc´ nieco lepiej, zwłaszcza z˙e Tania znalazła prace˛ na po´ł etatu w sklepie obuwniczym. Pozwoliło jej to nie tylko na niezalez˙nos´c´ finansowa˛, ale takz˙e na ponowny kontakt z ludz´mi. A wkro´tce takz˙e po- jawiło sie˛ rosna˛ce poczucie zaufania we własne siły, gdy sie˛ okazało, z˙e doskonale sobie radzi i sta- je sie˛ fachowcem w swej dziedzinie. Co nie zmieniało faktu, z˙e wynagrodzenie z tru- dem starczało im na z˙ycie, wie˛c nawet nie było mo- wy, by kupowac´ co´rce wymys´lne fatałaszki czy rozpieszczac´ ja˛ prezentami. Z bo´lem serca odziewała ja˛ w ubrania z drugiej re˛ki, kto´re, choc´ zawsze idealnie czyste i wy- prasowane, nie mogły udawac´ nowych, totez˙ Tania marzyła o chwili, gdy be˛dzie mogła najzwyczaj- niej w s´wiecie po´js´c´ z Lucy do sklepu i kupic´ jej co dusza zapragnie. Na razie nie było co o tym marzyc´ i wielekroc´ cierpiała, widza˛c te˛skne spojrzenie dziewczynki, jakim obrzucała lepiej ubrane kole- z˙anki. Wiedziała, z˙e jes´li nie zdarzy sie˛ cud, upłynie wiele czasu, zanim be˛dzie mogła spełnic´ skromne przeciez˙ marzenia co´rki. Smutne pocieszenie stanowiła s´wiadomos´c´, z˙e w ponurym gmaszysku z komunalnymi mieszka- niami Tania nie była jedyna˛samotna˛matka˛. A na-
wet to, z˙e w przeciwien´stwie do wielu z nich przynajmniej miała prace˛. Wspo´lny los pomo´gł w zadzierzgnie˛ciu sie˛ przyjaz´ni z wieloma wspo´łlokatorkami i gdy do Tani us´miechne˛ło sie˛ szcze˛s´cie, te szczere kontak- ty z przyjacio´łkami, podobnie cie˛z˙ko dos´wiad- czonymi przez z˙ycie, były włas´ciwie jedyna˛ rze- cza˛, kto´ra˛ pozostawiała za soba˛ z z˙alem. Ich opowies´ci były włas´ciwie takie same – tuła- ły sie˛ z dziec´mi z ka˛ta w ka˛t, szukaja˛c lepszego z˙y- cia i odrobiny ciepła. Wszystkie tez˙ ła˛czyła po- dobna che˛c´, by ich dzieci miały lepsze z˙ycie niz˙ one same. Nie wszystkim jednak przydarzyło sie˛ tak oszałamiaja˛ce szcze˛s´cie jak Tani. Wiedziała o tym i tym bardziej postanowiła, z˙e ten us´miech losu wykorzysta do maksimum. Co wcale nie znaczy, z˙e decyzja zerwania z do- tychczasowym z˙yciem, nawet tak mizernym, przy- szła jej łatwo. Tania wiedziała, z˙e od tej chwili be˛- dzie zdana tyko na sama˛siebie. Z˙e w nowym miej- scu nie be˛dzie absolutnie nikogo, kto mo´głby dac´ jej oparcie. Ale ta obawa była niczym w poro´wnaniu ze s´wiadomos´cia˛, ile ten krok w nowy niepewny s´wiat moz˙e przynies´c´ dobrego małej Lucy. Niekoniecznie w sensie materialnym – bo prze- ciez˙ Tania nie miała pewnos´ci, czy jej pomysł ze sklepem wypali – ile w sensie uchronienia co´rki przed potencjalnymi zagroz˙eniami, jakie niosło ze
soba˛ mieszkanie w ubogiej dzielnicy wielkiego miasta. Juz˙ wkro´tce ten ryzykowny krok zacza˛ł przy- nosic´ efekty nie tylko w odniesieniu do zdrowia dziewczynki. Lucy wracała ze szkoły rozpromie- niona, szczebiocza˛c ze zdziwieniem, z˙e w jej kla- sie jest zaledwie dwudziestu ucznio´w, a nie omal szes´c´dziesie˛ciu, jak w mies´cie. Co wie˛cej, tutaj dzieci miały do dyspozycji boisko z całym moz˙- liwym sprze˛tem sportowym. Podobało jej sie˛ tez˙, z˙e nie musi sie˛ tłuc smrodliwymi ulicami rozkle- kotanym szkolnym autobusem, poniewaz˙ szkołe˛ ma niemal pod nosem. Tak, Tania była przekonana, z˙e podje˛ła słuszna˛ decyzje˛, mimo z˙e wielu osobom wydawała sie˛ ona dos´c´ ryzykowna i niekto´rzy przepowiadali jej poraz˙ke˛. Moz˙e Tania nie była w stanie zapewnic´ Lucy emocjonalnego bezpieczen´stwa, jakie daje pełny dom, z dwojgiem rodzico´w, ale miała zamiar zrobic´ wszystko, z˙eby dac´ jej choc´by tego na- miastke˛. Zreszta˛ mimo swojego młodego wieku zda˛z˙yła zauwaz˙yc´, z˙e samo małz˙en´stwo nie gwarantuje automatycznie szcze˛s´cia, jes´li w domu brak poro- zumienia i ciepła. Miała tego s´wiez˙y przykład w osobie Nicholasa Forbesa, prawnika jej zmarłej ciotki, a teraz jej własnego. Miał pie˛kna˛ z˙one˛, kto´ra była przyrodnia˛ siostra˛
bardzo zamoz˙nego i wpływowego lokalnego biz- nesmena, dwo´jke˛ wspaniałych syno´w, kwitna˛ca˛ praktyke˛ i dom na przedmies´ciach. Jednakz˙e z tych samych nieomylnych jak zwykle z´ro´deł szybkiej i skutecznej informacji, jakim jest sa˛siedzka plot- ka, Tania dowiedziała sie˛ ro´wniez˙, z˙e jego małz˙en´- stwo nie uchodzi za szcze˛s´liwe. Zreszta˛ sam Nicholas dos´c´ szybko jej to wyja- wił, zanim zda˛z˙yła zaoponowac´. Trzymała sie˛ za- sady, by nie wchodzic´ w niczyje prywatne sprawy, a poza tym uwaz˙ała, z˙e wtajemniczanie w swoje relacje z partnerem oso´b trzecich jest szczytem nielojalnos´ci. Chyba z˙e te osoby sa˛terapeutami ro- dzinnymi, co w przypadku Tani z pewnos´cia˛ nie wchodziło w gre˛. Była ostroz˙na takz˙e z innych wzgle˛do´w. Ledwie znała Nicholasa i nie chciała sie˛ dac´ wcia˛gna˛c´ w jego problemy. Owszem, jako prawnik wykazał sie˛ sumiennos´cia˛ i wiedza˛, co wie˛cej – doradzał jej w wielu drobnych sprawach niekoniecznie zwia˛- zanych ze swoja˛ profesja˛. Przyjmowała to z wdzie˛cznos´cia˛, bo przy tak zupełnie dla niej nowym wyzwaniu, jakim było organizowanie własnej firmy, liczyła sie˛ kaz˙da cenna rada. Poza tym wspierał ja˛ duchowo, doda- wał otuchy i sił, co w sytuacji, gdy nie znała w miasteczku z˙ywej duszy, było bardzo cenne. Pomys´lała nawet, z˙e mimo swojej niepotrzebnej paplaniny na temat własnego małz˙en´stwa Nicholas
burzy jej dotychczasowy, niezbyt sympatyczny wi- zerunek me˛z˙czyzn. Z jednym zastrzez˙eniem – mi- mo wad lubiła Nicholasa, ale jako człowieka. Jako me˛z˙czyzna w z˙aden sposo´b jej nie pocia˛gał. Zreszta˛ nie ma sie˛ co oszukiwac´ – nie znała z˙adnego me˛z˙czyzny, kto´ry by ja˛przyprawił o szyb- sze bicie serca. Pocia˛g do przeciwnej płci został jej w sposo´b brutalny wybity z głowy przed dziesie˛- cioma laty przez nieokrzesanego adoratora, niemal gwałciciela, i na razie nie miała ochoty nic w tej materii zmieniac´. Choc´, jak na inteligentna˛kobiete˛ przystało, wiedziała, z˙e nie wszyscy me˛z˙czyz´ni sa˛ podobni do ojca Lucy. Moz˙liwe, z˙e nawet ktos´ taki jak on z biegiem czasu wydoros´lał i zma˛drzał na tyle, by zdac´ sobie sprawe˛ ze swego niecnego u- czynku. Na razie jednak jej ciało pozostawało cał- kowicie oboje˛tne na me˛ski powab. Starała sie˛ jednak, by jej uprzedzenia w z˙aden sposo´b nie wpłyne˛ły na rozwo´j emocjonalny co´rki i jej stosunek do me˛z˙czyzn, bo nie chciała zasiac´ w Lucy z˙adnych szkodliwych uprzedzen´. Instynkt i miłos´c´ macierzyn´ska nakazywały jej chronic´ co´rke˛ przed wszystkimi niegodziwos´cia- mi, kto´rych sama dos´wiadczyła, a jednoczes´nie zaszczepiac´ jej pewnos´c´ siebie, zaufanie we włas- ne siły i wolnos´c´ wyboru. Takz˙e wtedy, gdy w odpowiednim czasie zechce stworzyc´ zdrowy emocjonalnie i fizycznie zwia˛zek z wybranym me˛z˙czyzna˛.
To, o czym zawsze marzyła dla Lucy, zawierało sie˛ w kilku prostych słowach: szcze˛s´cie w z˙yciu prywatnym i zawodowym oraz poczucie bezpie- czen´stwa. Walczyła o to, by dziewczynka w z˙aden sposo´b nie czuła sie˛ gorsza tylko ze wzgle˛du na swoja˛ płec´. Wychowywała ja˛ w poczuciu szacunku do własnych zalet, a przede wszystkim chciała jej wpoic´ poczucie pewnos´ci siebie płyna˛ce z przeko- nania, z˙e nigdy od nikogo nie musi byc´ zalez˙na – ani materialnie, ani uczuciowo. Lucy z pewnos´cia˛chłone˛ła taki model od matki, ale takz˙e w szkole. Była dzieckiem bystrym, kto´re o wiele lepiej sobie radziło w mniejszej grupie ucznio´w, gdzie siła˛ rzeczy mogła liczyc´ na wie˛k- sza˛uwage˛ nauczycieli i dostrzez˙enie jej indywidu- alnych potrzeb. W odro´z˙nieniu do matki, kto´ra relacje z ludz´mi nawia˛zywała niełatwo, Lucy szybko sie˛ zaprzyjaz´- niała. Tania nie miała zatem obaw, z˙e w nowym s´rodowisku Lucy poczuje sie˛ osamotniona, i jej przypuszczenia sie˛ sprawdziły. Juz˙ wkro´tce Lucy zaprzyjaz´niła sie˛ z dziew- czynka˛ w swoim wieku, Susan Fielding, kto´rej rodzice prowadzili w pobliz˙u sklep z artykułami domowymi i warsztat usług dekoratorskich. To włas´nie ojciec Susan poradził sobie w kon´cu z ta- petowaniem pochyłych sufito´w w mieszkaniu Ta- ni, kto´rych nikt inny nawet nie chciał tkna˛c´.
Ann i Tom Fieldingowie byli wyja˛tkowo sym- patycznym małz˙en´stwem pod czterdziestke˛. Susan była najmłodsza z rodzen´stwa, a rodziny dopełnia- ło jej dwo´ch starszych braci. Choc´ Tania ze zwykła˛ sobie rezerwa˛odnosiła sie˛ do Toma, z Ann bardzo szybko sie˛ zaprzyjaz´niła. Oboje Fieldingowie wychodzili z siebie, z˙eby Tania jak najszybciej poczuła sie˛ cze˛s´cia˛ lokalnej społecznos´ci, nie szcze˛dza˛c jej jednoczes´nie ma˛d- rych rad dotycza˛cych firmy. Słowem, starali sie˛, jak mogli, aby Lucy i Tania czuły sie˛ w nowym miejscu jak w domu. Dom Fieldingo´w miał wejs´cia z dwo´ch przeciw- nych stron. Na dole mies´cił sie˛ sklep i pracownia, a na go´rze znajdowało sie˛ obszerne mieszkanie, w kto´rym doszedł do głosu artystyczny talent Ann. Tania z zachwytem ogla˛dała łazienke˛, kto´rej s´cia- ny wygla˛dały jak wyłoz˙one marmurem. Ann wzru- szyła ramionami, tłumacza˛c, z˙e kaz˙dy by tak po- trafił, ale pokras´niała z zadowolenia. Posesja Fieldingo´w, podobnie jak kamienica Tani, miała na tyłach spory ogro´d, ale w przeci- wien´stwie do ge˛stego dzikiego ga˛szczu, kto´ry na razie u Tani panoszył sie˛ w najlepsze, ich ogro´d był prawdziwym okazem kunsztu ogrodniczego pani domu. Starannie wypiele˛gnowany i podzielony na foremne fragmenty ro´z˙nia˛ce sie˛ od siebie układem ros´linnos´ci i charakterem, przypominał miniaturo- wy ogro´d botaniczny. Ale było w nim miejsce
takz˙e dla pospolitego warzywniaka, na widok kto´rego Tanie˛ az˙ s´wierzbiły re˛ce. Teraz Lucy siedziała włas´nie u Fieldingo´w, a Tania starała sie˛ wykorzystac´ jak najlepiej czas. Zakon´czyła dekoracje˛ wystawy, poprawiaja˛c w o- statniej chwili sztuczna˛ gała˛z´ z udrapowanego materiału i spadaja˛ca˛ z niej chmare˛ złotych i rdza- wych lis´ci, niechybny znak nadchodza˛cej jesieni i subtelne przypomnienie, z˙e czas na nowe ciepłe buty. Spojrzała na zegarek. O rety! Juz˙ tak po´z´no? Lucy pomys´li, z˙e ma wyrodna˛ matke˛. Poza tym Ann zaprosiła je na podwieczorek. Tania pewnie nie przyje˛łaby zaproszenia ze wzgle˛du na mase˛ pracy, ale nie chciała po raz kolejny ryzykowac´, z˙e po południu odwiedzi ja˛Nicholas Forbes, tak jak to zrobił poprzedniego dnia. Ni sta˛d, ni zowa˛d wpadł z niezapowiedziana˛ wizyta˛pod pozorem omo´wie- nia jakichs´ waz˙nych spraw formalnych, kto´rych jednakz˙e nie mo´gł sobie przypomniec´. Znajomos´c´ z nim zaczynała nieco Tani cia˛z˙yc´. Moz˙e od momentu, gdy kiedys´ zauwaz˙yła, jak nieco zbyt długo i nieco zbyt uporczywie taksuje jej figure˛. W wieku dwudziestu dziewie˛ciu lat juz˙ dawno nie przypominała niedos´wiadczonej dzieweczki z czaso´w, gdy zaznała pierwszego, jakz˙e gorz- kiego i brutalnego kontaktu seksualnego. Pierw- szego i jak dota˛d jedynego – włas´nie z powodu
tamtego bo´lu i poniz˙enia, kto´rego w z˙aden sposo´b nie mogła przez tyle lat wyrzucic´ z pamie˛ci. Od tego czasu seks przestał dla niej dosłownie istniec´, stał sie˛ pustym słowem, za kto´rym nie kryły sie˛ z˙adne doznania, a juz˙ na pewno nie te przyjem- ne. Me˛z˙czyz´ni w ogo´le na nia˛nie działali i nie miała ochoty ani zamiaru tego zmieniac´, a tym, kto´rzy jednak pro´bowali, szybko i ostro wybijała ten po- mysł z głowy. Tym bardziej denerwowało ja˛ zachowanie Ni- cholasa Forbesa, bo przeciez˙ był z˙onaty. W dodat- ku miał za z˙one˛ tak elegancka˛ i wypiele˛gnowana˛ dame˛ jak Clarissa, przy kto´rej Tania, w swoich dz˙insach i T-shircie, z nieumalowanymi paznok- ciami, wygla˛dała jak Kopciuszek. Tania nie potrafiła inaczej wytłumaczyc´ jego zainteresowania swoja˛ osoba˛ jak jedynie faktem, z˙e jako samotna kobieta stanowi potencjalnie łat- wy ka˛sek dla spragnionych wraz˙en´ me˛z˙czyzn. Podobnych sytuacji, gdy me˛z˙czyz´ni starali sie˛ wykorzystac´ fakt, z˙e jest niezame˛z˙na, mogłaby wyliczyc´ wiele: namolny nauczyciel, kto´ry wpro- sił sie˛ do niej pod pozorem pomocy w nauce; szef w pracy, kto´ry pokazuja˛c jej, jak mierzyc´ buty, przesuwał dłonie wzdłuz˙ jej łydek. Tabuny innych, tak zwanych szanowanych obywateli, pozornie oddanych swoim z˙onom i rodzinom, kto´rzy jedy- nie szukali okazji, by znalez´c´ sobie na boku nie- ucia˛z˙liwa˛ kochanke˛.
Moz˙liwe, z˙e w przypadku Forbesa nie chodziło tylko o to. Tania widziała kiedys´ Clarisse˛, powab- na˛ blondynke˛ w typie amerykan´skiej seksbomby, kto´rej pie˛kno szpecił jednakz˙e jakis´ rys infantyliz- mu i manieryzm w zachowaniu, jak u rozpieszczo- nego dziecka. Trudno powiedziec´, by uje˛ła Tanie˛ takz˙e swoim zachowaniem – po raz pierwszy spotkały sie˛ w sy- tuacji, gdy pani Forbes wpadła do sklepu Tani po me˛z˙a, omawiaja˛cego ze swoja˛nowa˛klientka˛spra- wy firmy, i zupełnie ignoruja˛c Tanie˛, nada˛sanym głosem małej dziewczynki zaz˙a˛dała, z˙eby natych- miast z nia˛ wyszedł. Tania zastanawiała sie˛, czy Clarissie kiedykol- wiek czegos´ w z˙yciu brakowało. Cały jej wygla˛d, ubranie od najdroz˙szych projektanto´w mody, kos- metyki, cera, całe jej zachowanie mo´wiło, z˙e od zawsze przyzwyczajona jest do hołdo´w, do otrzy- mywania wszystkiego, czego zapragnie. Jej jedy- nym zaje˛ciem zas´ jest dbałos´c´ o siebie i swoje potrzeby. Jak ona, Tania, samotna matka z dzieckiem, urabiaja˛ca sobie re˛ce po łokcie, by zarobic´ na podstawowe potrzeby, miała sie˛ ro´wnac´ z kims´ takim? Mys´la˛c w ten sposo´b, Tania nie zdawała sobie sprawy, jak bardzo sie˛ krzywdzi. A poniewaz˙ a- wanse me˛z˙czyzn brała jedynie za pro´by wykorzys- tania jej samotnos´ci, nie us´wiadamiała sobie, z˙e
były one w istocie pokornym hołdem składanym jej niemal klasycznej urodzie. Miała regularna˛ owalna˛ twarz o wysokich kos´- ciach policzkowych, smukła˛ szyje˛ i pełne zmys- łowe usta, kto´re wywoływały w me˛z˙czyznach piorunuja˛cy efekt. Ro´wnie jak uroda, o jej atrak- cyjnos´ci stanowił zupełny brak sztucznos´ci. Była wre˛cz dziewcze˛co naturalna, co w kontras´cie z ko- kieteria˛ wielu kobiet działało jak łyk s´wiez˙ej wody. A unikaja˛c zaloto´w me˛z˙czyzn, Tania jedy- nie podnosiła swa˛ atrakcyjnos´c´ i wzbudzała ich fascynacje˛. Nicholas Forbes jeszcze kilka razy starał sie˛ z nia˛ spotkac´ na bardziej przyjacielskiej stopie, Tania jednak broniła sie˛ przed tym re˛kami i noga- mi. Nie tylko dlatego z˙e teraz, gdy miała na głowie otwarcie sklepu, liczyła kaz˙da˛ sekunde˛, ale takz˙e dlatego, z˙e na tym etapie, gdy dopiero wszystkich poznawała, nie miała zamiaru wzbudzac´ bezpod- stawnych podejrzen´ czy plotek. Poza tym wynurzenia Nicholasa na temat jego z˙ycia małz˙en´skiego były dla niej mało interesuja˛ce i po prostu kre˛puja˛ce, wie˛c dała mu wyraz´nie do zrozumienia, z˙e dopuszcza z nim kontakt tylko na zawodowej stopie. Nie sa˛dziła tez˙, z˙e moz˙e kiedykolwiek zechciec´ zaprzyjaz´nic´ sie˛ z cała˛ rodzina˛ Nicholasa. Czuła, z˙e Clarissa daleka jest od szukania z nia˛zaz˙yłos´ci, podobnie jak jej, Tani, nie cia˛gne˛ło ani do Clarissy,
ani do Nicholasa. Odnosiła wraz˙enie, z˙e ich s´wiaty zupełnie sie˛ rozmijaja˛. W tej opinii utwierdziła ja˛ rozmowa z Ann Fielding. – Chodziłam z Nicholasem do szkoły – mo´wiła Ann – i wiem, z˙e sie˛ mocno zmienił. Pewnie od- krywa, z˙e s´lub z bogata˛ panna˛ to znowu nie taki mio´d. Podejrzewam tez˙, z˙e nie wychodzi mu na zdrowie s´wiadomos´c´, z˙e włas´ciwie cały jego inte- res jest nakre˛cany znajomos´ciami szwagra, Jamesa Warrena, kto´ry w dodatku nadal obsypuje Clarisse˛ go´rami złota, jakby cia˛gle chciał jej wynagrodzic´ to, co przeszła w dziecin´stwie. – Co takiego jej sie˛ przytrafiło? – spytała z cie- kawos´cia˛ Tania. – Nie słyszałas´ jeszcze? – Ann rozsiadła sie˛ wygodniej. – Ojciec Jamesa i matka Clarissy po- znali sie˛ jako wdowcy i wkro´tce zostali małz˙en´st- wem. Z chwila˛ jednak, gdy na nowo poła˛czone rodziny zacze˛ły sie˛ cieszyc´ z˙yciem, oboje zgine˛li w wypadku w go´rach. Ponowna tragedia zupełnie zdruzgotała Clarisse˛ i choc´ miała juz˙ wtedy dwa- dzies´cia lat, bez pomocy przyrodniego brata pew- nie nie umiałaby sie˛ podnies´c´. – Mo´wisz o Warrenie? – upewniła sie˛ Tania. – Włas´nie. James dosłownie zasta˛pił Clarissie rodzico´w, opiekował sie˛ nia˛i spełniał wszystkie jej zachcianki. I od tego czasu włas´ciwie nic sie˛ nie zmieniło, mimo z˙e Clarissa ma własna˛ rodzine˛ i sama musi sie˛ opiekowac´ synami. James nie zda-
wał sobie sprawy, z˙e kre˛ci bicz na siebie. Clarissa stała sie˛ w stosunku do niego zaborcza, ze wszyst- kim i we wszystkim szuka jego rady i pomocy, jak gdyby bez niego zawalił sie˛ jej s´wiat. Ze wspo´ł- czuciem mys´le˛ o kobiecie, kto´ra˛ zainteresuje sie˛ James, bo Clarissa nie pozwoli, z˙eby stac´ sie˛ w z˙yciu brata postacia˛ numer dwa. – Moz˙e taki układ mu odpowiada? – zastana- wiała sie˛ Tania. – Wielu me˛z˙czyzn czuje sie˛ mile połechtanych, kiedy uzalez˙niaja˛ od siebie kobiety emocjonalnie czy finansowo. – Owszem, bywaja˛tacy, ale James na pewno do nich nie nalez˙y. Jest na to za inteligentny i zbyt zro´wnowaz˙ony. – Ann pokre˛ciła głowa˛. – Mys´le˛, z˙e po prostu zro´sł sie˛ juz˙ ze swoja˛ rola˛ opiekuna, a moz˙e boi sie˛, z˙e gdyby sie˛ wycofał, to cały s´wiat Clarissy zawaliłby sie˛ w gruzy. Moz˙e istnieje takie niebezpieczen´stwo, ale powszechna jest tez˙ opinia, z˙e Clarissa z rozmysłem wykorzystuje brata. A juz˙ na pewno wszyscy uz˙alaja˛ sie˛ nad Nicholasem, bo ten nie ma łatwego z˙ycia. Włas´ciwie cia˛gle z˙yje w cieniu wszechpote˛z˙nego szwagra i to na pewno nie przysparza mu szacunku ani z˙ony, ani samego siebie. Poza tym nie za bardzo moz˙e sie˛ buntowac´, bo wie˛kszos´c´ kliento´w trafia do niego za pos´red- nictwem Jamesa. Biedna chłopina. Po tej rozmowie Tania nieco lepiej rozumiała zachowanie prawnika. Co nie zmienia faktu, z˙e nie mogła dopus´cic´ do wie˛kszej zaz˙yłos´ci mie˛dzy
nimi. Korciło ja˛, by zwierzyc´ sie˛ ze swych kłopo- to´w Ann, ale mimo coraz wie˛kszego zaufania, jakim darzyła nowa˛ przyjacio´łke˛, wolała na razie nie poruszac´ zbyt osobistych wa˛tko´w. Przyzwyczajenie, z˙e we wszystkich okolicznos´- ciach i ze wszystkimi decyzjami jest zdana na siebie, nadal było dominuja˛ce. Wiedziała, z˙e musi nadal zachowywac´ dystans, z nadzieja˛, z˙e sprawy z Nicholasem jakos´ naturalnie sie˛ ułoz˙a˛. A poza tym sprawa˛ priorytetowa˛ jest nie pocieszanie cu- dzego me˛z˙a, ale otwarcie sklepu, i na tym musi sie˛ skupic´. Po poz˙egnaniu z Ann Tania przebiegła mys´- lami, co juz˙ zostało zrobione i co jeszcze czeka na swoja˛ kolej. Wne˛trze sklepu zostało niemal skon´- czone, wystawa takz˙e. Dała ogłoszenie do lokalnej prasy i pozostało tylko zadbac´ o jak najlepszy asortyment, maja˛c na uwadze gusta zaro´wno bar- dziej tradycyjne, jak i bardziej nowoczesne. A po- tem powierzyc´ sie˛ opiece bogo´w. Ostatnim taksuja˛cym spojrzeniem ogarne˛ła swoja˛ dzisiejsza˛ prace˛ i włas´nie miała zamkna˛c´ sklep, gdy zauwaz˙yła, z˙e w jej strone˛ zmierza jakis´ me˛z˙czyzna. Widza˛c jego twarz przecie˛ta˛ gniewnym gryma- sem, Tania poczuła strach i w pierwszym odruchu miała ochote˛ zatrzasna˛c´ mu drzwi przed nosem. Ale przemogła sie˛ i spojrzała na niego uwaz˙nie. Nigdy dota˛d nie widziała go na oczy. Był wy-
soki i postawny, ubrany niedbale, w wytarte dz˙insy i bawełniana˛ koszulke˛. Włosy miał ciemne, potar- gane, a na policzku brudny s´lad, chyba smaru, jak gdyby dopiero co oderwał sie˛ od pracy w warsz- tacie. Mimo jednak niedbałego wygla˛du było w nim cos´, dzie˛ki czemu nie robił wraz˙enia roztar- gnionego mechanika. Biła od niego spokojna pew- nos´c´ siebie, co sprawiało, z˙e mimo złos´ci zacho- wywał opanowanie. – Przepraszam, ale sklep jest jeszcze zamknie˛ty – oznajmiła Tania, staraja˛c sie˛, z˙eby głos jej nie drz˙ał. Z bliska potwierdziło sie˛ jej wraz˙enie, z˙e me˛z˙- czyzna jest z jakiegos´ powodu zły. Gdy wbił w nia˛ wzrok, w jego chłodnych zielonych oczach pojawił sie˛ zagadkowy błysk, natychmiast jednak przy- oblekł twarz w ten sam grymas ws´ciekłos´ci, a na- wet lekkiej pogardy. Tania nie na z˙arty poczuła sie˛ zdezorientowana i przestraszona. Kto to jest i czego u licha chce? – Widze˛ – odparł szorstkim i zduszonym gło- sem, jakby z trudem hamuja˛c wybuch. – Ale nie przyszedłem na zakupy, tylko z˙eby z pania˛ pomo´- wic´. – Dobrze... – odparła ostroz˙nie, staraja˛c sie˛ zyskac´ na czasie. – Ale moz˙e nie w tej chwili, bo musze˛ odebrac´ co´rke˛ ze szkoły. Moz˙e sie˛ umo´wi- my... – No oczywis´cie! – przerwał jej sarkastyczny
okrzyk. – Wierze˛, z˙e taka forma spotkan´ z me˛z˙- czyznami najbardziej by pani odpowiadała, pani Carter. – Nie rozumiem... – ba˛kne˛ła, zupełnie juz˙ zbita z tropu. – Po prosu widze˛, z˙e lubi sie˛ pani umawiac´ ze wszystkimi – rzucił me˛z˙czyzna, ale natychmiast dodał z jadem w głosie: – Sprawa jest prosta. Od dzis´ ma pani zaprzestac´ wszelkich schadzek z mo- im szwagrem. – Co takiego?! – Tania miała nadzieje˛, z˙e sie˛ przesłyszała. Facet albo ja˛bierze za kogos´ innego, albo oszalał. – Jakich schadzek?! O czym pan mo´wi? Przykro mi, ale to z˙yczenia pod złym adresem i... Urwała nagle, widza˛c, jak me˛z˙czyzna sie˛ga do kieszeni i wyjmuje z niej ksia˛z˙eczke˛ czekowa˛. – Dobrze, dobrze. Ile? – spytał, a na jego twarzy pokazał sie˛ wyraz skrajnej pogardy i obrzydzenia. – Wystarczy dziesie˛c´ tysie˛cy funto´w? – Dziesie˛c´ tysie˛cy... – powto´rzyła bezwiednie. – Prosze˛ nie przecia˛gac´ struny. Wie˛cej i tak pani nie zaoferuje˛. – Nie wiem, o co panu chodzi, i nie chce˛ wiedziec´! – wybuchne˛ła w kon´cu, nie bacza˛c na konsekwencje, gdyby jednak miała do czynienia z szalen´cem. – Prosze˛ sie˛ sta˛d wynosic´, bo wezwe˛ policje˛! – I co im pani powie? – Me˛z˙czyzna sprawiał
wraz˙enie nieporuszonego jej wybuchem. – Z˙e zaofiarowałem pani dziesie˛c´ tysie˛cy funto´w za przyrzeczenie, z˙e nie be˛dzie pani niszczyła mał- z˙en´stwa mojej siostry? Jeszcze pani usłyszy, z˙e traktuje˛ pania˛ zbyt wspaniałomys´lnie. W naszym mies´cie nie jest oboje˛tne, co robi sa˛siad, jakich dopuszcza sie˛ nieprawos´ci! Dlatego nie ma co pani liczyc´ na pobłaz˙anie, nawet policji. Daje˛ pani dobe˛ na przemys´lenie mojej propozycji. Z˙egnam. Tania stała nieruchomo na progu sklepu, od- prowadzaja˛c wzrokiem znikaja˛ca˛sylwetke˛. Z szo- ku wyrwał ja˛ dopiero głos Ann Fielding, kto´ra wpadła ze wzorem na zasłony. – A czego´z˙ u ciebie szukał James Warren? – spytała ze zdziwieniem. – Znany jest z tego, z˙e interesuje sie˛ wszystkimi lokalnymi sprawami, pewnie dlatego, z˙e pochodzi z rodziny załoz˙ycieli miasteczka, ale... – Ann przerwała raptownie. – Cos´ ty taka blada? Co sie˛ stało? – Kto to był? Moz˙esz powto´rzyc´? – wykrztusiła Tania. – James Warren – odparła zdziwiona Ann. – Szwagier Nicholasa Forbesa. No tak, to wyjas´nia wszystko. Tania z niedowie- rzaniem pokre˛ciła głowa˛. Jak on s´mie! Jak mu mogło przyjs´c´ do głowy, z˙e z Nicholasem ła˛czy ja˛ cos´ wie˛cej niz˙ sprawy zawodowe. Jak mo´gł jej imputowac´, z˙e ma romans z jego szwagrem i chce rujnowac´ przyrodniej siostrze małz˙en´stwo!