ROZDZIAŁ PIERWSZY
– Spo´z´nimy sie˛, tato.
Matt Seton był sfrustrowany. Zaspał. Potrza˛sna˛ł
głowa˛, z˙eby oprzytomniec´. Zaspał akurat w dniu
nieobecnos´ci pani Webb!
– Pani Sanders mo´wi, z˙e to niedopuszczalne,
z˙eby sie˛ spo´z´niac´, poniewaz˙ sie˛ zaspało – cia˛gne˛ła
siedmioletnia co´reczka Matta, Rosie.
Mo´wi zupełnie takim tonem jak Carol – pomys´-
lał, wspominaja˛c była˛ z˙one˛.
– Wiem, przepraszam – mrukna˛ł, zaciskaja˛c
dłonie na kierownicy.
Range rover miał mocny silnik i mo´głby jechac´
znacznie szybciej, ale Matt nie chciał kolejnego
mandatu za przekroczenie dozwolonej pre˛dkos´ci.
Nie zyskałby dzie˛ki niemu na reputacji u pani
Sanders.
– Kto mnie odbierze? – spytała Rosie.
– Ja.Agdybymniemo´gł,poprosze˛ ciocie˛ Emme˛.
– Nie zapomnisz, tatusiu? Nie chce˛, z˙eby pani
Sanders znowu musiała do ciebie dzwonic´.
– To zdarzyło sie˛ tylko raz – przypomniał z wes-
tchnieniem Matt. – Be˛de˛ na czas. Nie pozwole˛, z˙eby
moja ukochana co´reczka stała przed szkoła˛ i cze-
kała – dodał z us´miechem.
– Pani Sanders nie pozwala nam czekac´ przed
szkoła˛. Musimy siedziec´ w s´rodku.
– Oczywis´cie. W kaz˙dym razie przyjade˛ po
ciebie. Dobrze?
– Dobrze!
Jak mogłem pomys´lec´, z˙e jest ro´wnie okropna
jak jej matka? – skarcił sie˛ w duchu Matt. Jest
cudowna. Przeciez˙ to nie jej wina, z˙e zaspałem albo
nie zdołałem w pore˛ odebrac´ jej ze szkoły.
A przeciez˙ bardzo sie˛ starał. Dotychczasowa
opiekunka Rosie była starsza˛ osoba˛. Stan zdrowia
zmusił ja˛ do przejs´cia na emeryture˛. Matt chciał
zatrudnic´ inna˛ opiekunke˛, ale nie mo´gł znalez´c´
odpowiedniej. Młode kobiety nie chciały mieszkac´
tak daleko od miasta. A starsze opiekunki, kto´re
odpowiedziały na ogłoszenie, wydawały sie˛ Mat-
towi zbyt surowe. Nie chciał, z˙eby opiekunka ter-
roryzowała jego dziecko.
I tak Rosie była zbyt le˛kliwa po tym, jak opus´ciła
ja˛matka. Matt zas´ był bardzo zaje˛tym człowiekiem
o nietypowym trybie z˙ycia.
Rozwaz˙ał zwro´cenie sie˛ do jednej z londyn´skich
agencji pos´rednictwa pracy w nadziei, z˙e znajdzie
mu odpowiednia˛ osobe˛. W kon´cu Saviour’s Bay
nie jest az˙ tak oddalone od cywilizacji. Poza tym
słabe zaludnienie okolicy rekompensowały walory
przyrodnicze. Matt i Rosie mieszkali na wybrzez˙u,
gdzie morze rozbijało sie˛ o skały u sto´p wysokich
klifo´w, a pos´ro´d wrzosowisk lez˙ały malownicze
osady.
6 ANNE MATHER
Matt był uznanym pisarzem i uciekł do Sa-
viour’s Bay od ludzi, kto´rzy nie pozwalali mu
spokojnie z˙yc´. Niewielu wiedziało, gdzie on obec-
nie mieszka. Odpowiadało mu to.
Rosie zacze˛ła chodzic´ do szkoły i Matt musiał
ja˛ dwa razy dziennie wozic´, poniewaz˙ szkoła nie
znajdowała sie˛ blisko. Nie było to wygodne. Po-
trzebna była nowa opiekunka dla Rosie, inaczej
Matt be˛dzie zmuszony odesłac´ ja˛ do szkoły z in-
ternatem. Rosie przyzwyczaiła sie˛ do Hester, kto´ra
zajmowała sie˛ nia˛ niemal od lat. Włas´ciwie to
ona wychowywała Rosie.
Carol nie odpowiadało z˙ycie na prowincji. Prze-
de wszystkim juz˙ dawno przestała kochac´ nie tylko
Matta, ale nawet własne dziecko. Tak dawno, z˙e
Matta juz˙ to nie bolało. Czasem tylko zastanawiał
sie˛, dlaczego oz˙enił sie˛ z kobieta˛ o tak okropnym
charakterze. Carol dała mu Rosie, i to było wspa-
niałe. Uwielbiał co´reczke˛, walczył o nia˛ przed
sa˛dem. Na szcze˛s´cie udało mu sie˛ zatrzymac´ Rosie
przy sobie.
Carol porzuciła ich, odchodza˛c do innego me˛z˙-
czyzny, kiedy Matt był jednym z dobrze zapo-
wiadaja˛cych sie˛ autoro´w. Wydał do tego czasu
dwie całkiem udane ksia˛z˙ki. Potem, wraz z trzecia˛
powies´cia˛, przyszedł wielki sukces. A czwarta
i pia˛ta sprzedały sie˛ w milionach egzemplarzy.
Teraz był znanym i zamoz˙nym człowiekiem. Jego
maja˛tek dodatkowo pomnoz˙yła sprzedaz˙ praw do
ekranizacji ksia˛z˙ki jednemu z hollywoodzkich
7TAJEMNICA SARY
producento´w filmowych, kto´ry zaangaz˙ował popu-
larnego rez˙ysera.
Sukces miał swoja˛ cene˛. Gdziekolwiek Matt sie˛
udał, był nieustannie fotografowany. Odnajdywał
potem własna˛ podobizne˛ w kolorowych magazy-
nach. Wyste˛pował w telewizji, zapraszany przez
two´rco´w najrozmaitszych programo´w. Nie o tym
marzył, pisza˛c pierwsza˛ ksia˛z˙ke˛. Nigdy nie inte-
resowała go popularnos´c´. Po pewnym czasie za-
pragna˛ł powro´cic´ do spokojnego z˙ycia i przepro-
wadził sie˛ z Londynu na odległe, po´łnocnoangiel-
skie wybrzez˙e. Kupił ogromny dom nad zatoka˛,
nad samym jej brzegiem. Mo´gł podziwiac´ z okien
morze i skały, i spokojnie pracowac´ nad kolejna˛
powies´cia˛.
Udało mu sie˛. Londyn´skim dziennikarzom nie
chciało sie˛ jez´dzic´ do niego setki kilometro´w, a za-
toka była bardzo pie˛kna i pomagała Mattowi od-
nalez´c´ spoko´j potrzebny w pracy.
Matt zajechał przed szkołe˛ minute˛ czy dwie
przed dziewia˛ta˛. Jes´li Rosie pobiegnie, powinna
zda˛z˙yc´ na sprawdzanie listy.
– Miłego dnia, aniołku – poz˙egnał Rosie, cału-
ja˛c ja˛ w czo´łko.
– Pa, tatusiu – odparła. Pomachała mu i pobieg-
ła do drzwi szkoły.
Matt popatrzył za Rosie, a kiedy znikła w budyn-
ku, ruszył z powrotem do domu.
Odetchna˛ł z ulga˛, wiedza˛c, z˙e jego co´reczka
przynajmniej przez kilka godzin be˛dzie pod nad-
8 ANNE MATHER
zorem kogos´ innego. Kiedy był skupiony na pracy,
tracił poczucie czasu. Dlatego potrzebował opie-
kunki, kto´ra zajmowałaby sie˛ Rosie.
Zatrudniał teraz tylko gosposie˛, pania˛ Webb.
Przychodziła prawie codziennie, gotowała, sprza˛ta-
ła i prasowała. Nie zdawał sobie sprawy,jak wielkie
usługi oddawała Rosie i jemu Hester Gibson. Od-
ka˛d Carol przeprowadziła sie˛ do kochanka, Hester
do pewnego stopnia opiekowała sie˛ i Mattem.
Sama pochodziła z po´łnocno-wschodniej Ang-
lii, podobnie jak Matt. Urodziła sie˛ w Newcastle
i przeniosła do Londynu tylko dlatego, z˙e nie mog-
ła znalez´c´ w rodzinnym mies´cie odpowiadaja˛cej
jej pracy. Powro´cili wie˛c teraz oboje niemal w ro-
dzinne strony.
Matt zaspał, poniewaz˙ przepracował po´ł minio-
nej nocy. Po powrocie do domu miał zamiar ogolic´
sie˛, zjes´c´ spo´z´nione s´niadanie i troche˛ odpocza˛c´,
zanim znowu zabierze sie˛ do pisania. Zda˛z˙ył tylko
podac´ Rosie płatki kukurydziane z mlekiem i wycis-
na˛c´ dla niej sok z pomaran´czy.
Saviour’s Bay było mała˛ wioska˛, dlatego Rosie
trzeba było wozic´ do szkoły do innej, nieco wie˛k-
szej miejscowos´ci. Od kilku tygodni Matt rozwaz˙ał
kupno mieszkania w Newcastle, w kto´rym mogliby
z Rosie mieszkac´ w dni zaje˛c´ szkolnych. W New-
castle z pewnos´cia˛ łatwiej znalazłby opiekunke˛.
Jednak nie chciał wracac´ do duz˙ego miasta. Zreszta˛
Rosie tez˙ ogromnie podobało sie˛ nad zatoka˛. Nie
lubiła powracac´ wspomnieniami do Londynu.
9TAJEMNICA SARY
Koło podjazdu do swojego domu Matt zobaczył
krzywo zaparkowany na poboczu samocho´d. Pus-
ty samocho´d. Kierowca musiał ruszyc´ piechota˛
do wioski – albo podejs´c´ do domu Matta. Stał on
samotnie na klifach i włas´nie dlatego Matt go
kupił.
Rozejrzał sie˛. Woko´ł nie było nikogo. Pewnie
jakis´ samotny reporter zapus´cił sie˛ az˙ tutaj, aby
spytac´ Matta o kolejna˛ ksia˛z˙ke˛. Miejscowa prasa
wolała na szcze˛s´cie zajmowac´ sie˛ lokalnymi prob-
lemami.
Kto mo´gł tu przyjechac´? Ktokolwiek to był,
zepsuł Mattowi humor. Planował przeciez˙ odpo-
czynek.
Matt przejechał przez stale otwarta˛ brame˛ i po-
patrzył na swo´j poros´nie˛ty wistaria˛parterowy, roz-
legły dom o wysokich oknach, stoja˛cy nad urwis-
kiem, pod niebem zachmurzonym tego czerwco-
wego dnia. Zatrzymał samocho´d naprzeciw drzwi
i znowu sie˛ rozejrzał.
Zza we˛gła wyszła mniej wie˛cej dwudziestopie˛-
cioletnia kobieta z przewieszonym przez ramie˛
miniaturowym plecaczkiem. Była wysoka˛, smukła˛
blondynka˛o długich włosach, splecionych w gruby
warkocz. Zawahała sie˛ i ruszyła ku Mattowi. Czy
nie bała sie˛ samodzielnie zapuszczac´ w tak od-
dalone miejsce?
A moz˙e była to przysłana przez agencje˛ po-
s´rednictwa pracy kandydatka na opiekunke˛ Rosie?
Matt wysiadł z samochodu i us´miechna˛ł sie˛.
10 ANNE MATHER
– Zapewne szuka pani mnie? – upewnił sie˛.
Kobieta miała na sobie cienka˛, kremowa˛sko´rza-
na˛ kurtke˛, najwyraz´niej pochodza˛ca˛ z ekskluzyw-
nego domu mody. Narzuciła ja˛na kolorowa˛sukien-
ke˛. Co´z˙, raczej nie była to opiekunka do dziecka.
– Tak – odparła, uznawszy, z˙e Matt wydaje sie˛
niegroz´ny. – Jes´li to pan´ski dom.
– Mo´j – potwierdził i wycia˛gna˛ł re˛ke˛. – Nazy-
wam sie˛ Matt Seton.
Kobieta wydawała sie˛ zmieszana. Byc´ moz˙e
zastanawiała sie˛, czy przypadkiem natrafiła na dom
znanego pisarza. W kaz˙dym razie ostroz˙nie podała
mu drobna˛ dłon´.
– Sara Victor – przedstawiła sie˛, s´ciszaja˛c głos
przy wymawianiu nazwiska.
– Z daleka pani przyjechała?
Wydawała sie˛ zaskoczona pytaniem. Dziwne.
Nie wygla˛dała na nies´miała˛.
– Nie – mrukne˛ła w kon´cu. – Z Morpeth. Noco-
wałam tam w pensjonacie.
– Naprawde˛? – Matt był zdziwiony. Nie mogła
wie˛c pochodzic´ z Newcastle, bo Morpeth znaj-
dowało sie˛ bardzo blisko tego miasta. – Czy to pani
samocho´d stoi na poboczu drogi? – spytał.
Skine˛ła głowa˛.
– Wypoz˙yczony – powiedziała. – Zepsuł sie˛.
– Dobrze, z˙e nie pos´ro´d wrzosowisk – skomen-
tował Matt. – Zadzwonie˛ do warsztatu w Saviour’s
Bay. S´cia˛gna˛ samocho´d do siebie, naprawia˛, a po-
tem zwro´ca˛ wypoz˙yczalni.
11TAJEMNICA SARY
– Ale ja nie... Nie trzeba – pla˛tała sie˛. – Gdybym
mogła skorzystac´ z telefonu... – Znowu urwała.
Matt zmarszczył brwi.
– Nie przysłała pani agencja pos´rednictwa pra-
cy, prawda? – upewnił sie˛. – Powinienem był
sie˛ domys´lic´. Z pewnos´cia˛ jest pani reporterka˛.
Zgadłem? – Spojrzał jej groz´nie w oczy. – Prze-
kle˛ci dziennikarze! Pani szef postanowił uciec sie˛
do odraz˙aja˛cego podste˛pu – wysłał tu wystrojona˛
lalunie˛!
– Wypraszam sobie! – odparła ze złos´cia˛ Sara.
– Nie jestem z z˙adnej agencji. Ani tez˙ nie jestem
reporterka˛. – Zastanowiła sie˛ chwile˛. – Czy spo-
dziewa sie˛ pan reporterki? – spytała, jakby nagle
wystraszona. – Kim pan jest?
– Nie wie pani? Obawiam sie˛, z˙e pani udaje.
– Naprawde˛ nie wiem – potwierdziła. Zmarsz-
czyła brwi. – Nazywa sie˛ pan Seton...
– Matt Seton. Nie słyszała pani o mnie?
– Nie. A powinnam? – Była zdumiona.
Czy ta elegancka młoda kobieta mogła mo´wic´
powaz˙nie? Na jej twarzy malowało sie˛ zdziwienie.
Chyba nie mogła byc´ az˙ tak znakomita˛ aktorka˛.
– Nie bywa pani w ksie˛garniach? – spytał Matt.
– Nie słyszała pani o moich ksia˛z˙kach? – Nagle
poczuł sie˛ dotknie˛ty.
– Obawiam sie˛, z˙e nie – odpowiedziała szcze-
rze. – A wie˛c jest pan znanym pisarzem – stwier-
dziła raczej oboje˛tnym tonem.
Matt wybuchna˛ł nerwowym s´miechem.
12 ANNE MATHER
– Raczej tak. – Us´miechna˛ł sie˛. – Umiarkowa-
nie. A zatem czym moge˛ słuz˙yc´?
– Juz˙ mo´wiłam, zepsuł mi sie˛ samocho´d. Mia-
łam nadzieje˛, z˙e pozwoli mi pan skorzystac´ z tele-
fonu.
– Naprawde˛ o to pani chodzi?
– Tak. Czy mogłabym...?
Zawahał sie˛. Jes´li rozmawiał z reporterka˛ o wy-
ja˛tkowych zdolnos´ciach aktorskich, mogła zacza˛c´
robic´ zdje˛cia w jego domu, pro´bowac´ nagrywac´
awanture˛ z udziałem Matta lub cos´ podobnego.
– Nie ma pani telefonu komo´rkowego? – spytał.
– Nie wzie˛łam – odpowiedziała zme˛czonym
głosem. – Jes´li sprawiłam panu kłopot, prosze˛ mi
powiedziec´, gdzie jest warsztat, o kto´rym pan
wspominał. Mam nadzieje˛, z˙e nie bardzo daleko.
– Dosyc´ daleko – mrukna˛ł z niezadowoleniem.
– Cztery, pie˛c´ kilometro´w sta˛d. Dojdzie pani?
– Jes´li be˛de˛ musiała... – Uniosła głowe˛. – Prosze˛
mi tylko wytłumaczyc´, kto´re˛dy mam is´c´.
Matt doszedł do wniosku, z˙e zachowuje sie˛
okropnie. Nie mo´gł przeciez˙ pozwolic´, z˙eby ta
kobieta szła sama do wioski.
– Prosze˛, niech pani zadzwoni – powiedział,
ruszaja˛c do drzwi domu. Miał nadzieje˛, z˙e nie dał
sie˛ oszukac´. Byłby to bła˛d o potencjalnie powaz˙-
nych skutkach.
Dwa retrievery zacze˛ły donos´nie szczekac´. Psy
były łagodne, ale ich szczekanie z reguły odstrasza-
ło przypadkowych gos´ci.
13TAJEMNICA SARY
– Lubi pani psy? – zapytał.
– Sama nie wiem. – Sara wzruszyła ramionami.
– Czy pan´skie psy sa˛ niebezpieczne?
– Ani troche˛, tylko w bardzo bezpos´redni spo-
so´b okazuja˛ przyjaz´n´. Trzeba uwaz˙ac´, bo inaczej
moga˛ długo lizac´ pania˛ po twarzy. – Us´miechna˛ł
sie˛.
Teraz i Sara sie˛ us´miechne˛ła. Matt zdziwił sie˛,
jak bardzo us´miech zmieniał jej wygla˛d. Przez
chwile˛ była naprawde˛ pie˛kna, ale potem us´miech
znikna˛ł i twarz Sary znowu przybrała wyraz bardzo
zme˛czonej.
Matt otworzył drzwi i psy rados´nie skoczyły ku
niemu. W pore˛ złapał je za sko´re˛ na karku, zanim
zda˛z˙yły przewro´cic´ Sare˛. Prawie im sie˛ udało. Matt
musiał zamkna˛c´ psy. W kon´cu wpus´cił Sare˛ do
kuchni.
– Przepraszam za bałagan – powiedział, wska-
zuja˛c głowa˛ brudne talerze.
Gdyby tego dnia pracowała pani Webb, kuchnia
byłaby czysta. Ale co´z˙, widocznie niespodziewani
gos´cie przychodza˛ tylko w najmniej odpowiednie
dni.
– Pan´skie psy chyba rzeczywis´cie lubia˛ ludzi
– odezwała sie˛ Sara, zmieniaja˛c temat. – Pan´skie
czy pan´skiej z˙ony?
– To psy mojej co´rki. – Spojrzał na Sare˛. Wyda-
wała sie˛ naprawde˛ wyczerpana. – Włas´nie miałem
zrobic´ sobie kawy – powiedział. – Moz˙e pani takz˙e
sie˛ napije?
14 ANNE MATHER
– Z wielka˛ rados´cia˛.
Mattowi przyszło nagle do głowy, z˙e Sara długo
nic nie jadła ani nie piła. Z takim oz˙ywieniem
zareagowała na jego propozycje˛, wydawała sie˛
osłabiona... Kim była? Doka˛d jechała? Nie była
przeciez˙ ani mieszkanka˛ tej okolicy, ani turystka˛.
– Zaraz znajde˛ numer warsztatu w Saviour’s
Bay – odezwał sie˛, wsypuja˛c kawe˛ do ekspresu
– tylko nastawie˛ ekspres.
– Dzie˛kuje˛.
Wcia˛z˙ stała przy drzwiach, machinalnie s´cis-
kaja˛c futryne˛. Chyba drz˙ała. Przeciez˙ nie mogło jej
byc´ zimno. Dzien´ był ciepły, w mieszkaniu było
jeszcze cieplej.
Matt domys´lił sie˛, z˙e jest nieufna. Nie zdarzało
mu sie˛, z˙eby ktos´ sie˛ go obawiał. Zapewne dlatego
spytała o to, czyje sa˛psy, z˙eby dowiedziec´ sie˛, czy
jest z˙onaty. Moz˙e chciała sie˛ szybko upewnic´, czy
jego z˙ona jest w domu? Tak, była wystraszona.
– Prosze˛ usia˛s´c´ – powiedział. – To moz˙e po-
trwac´ kilka minut.
– Dobrze – szepne˛ła niepewnie.
Z wahaniem przeszła przez kuchnie˛, s´cia˛gne˛ła
plecaczek z ramienia i usiadła na wysokim stołku
przy barze. Wolała pozostac´ po przeciwnej stronie
baru niz˙ Matt. Us´miechne˛ła sie˛ grzecznie.
Matt zmarszczył brwi. Jes´li po powrocie do
domu Sara zechce sprawdzic´ doste˛pne informacje
o nim, dowie sie˛, z˙e mimo sławy i sukcesu finan-
sowego Matt z˙yje samotnie.
15TAJEMNICA SARY
Me˛z˙czyzna o jego statusie społecznym zawsze
przycia˛ga pewien typ kobiet, choc´by wygla˛dał ok-
ropnie. A Matt nie wygla˛dał z´le. Moz˙e miał troche˛
za surowe rysy, ale nie był brzydki. Miał głe˛boko
osadzone oczy, s´niada˛ cere˛, odrobine˛ zniekształ-
cony nos, kto´ry niegdys´ złamał, graja˛c w rugby.
Kiedy był młodszy i nie był jeszcze cynikiem,
kobiety przekonywały go, z˙e jego wygla˛d jest
znacznie bardziej interesuja˛cy niz˙ lalkowata uroda
tak zwanych s´licznych chłopco´w.
Matt nie wiedział, jaka jest prawda, ale obecnie
jego wygla˛d nie miał dla niego znaczenia. Wystar-
czało mu, z˙e Rosie go kocha, tylko to było dla niego
waz˙ne.
Spojrzał znowu na niespodziewanego gos´cia
i zdumiał sie˛. Sa˛dził, z˙e Sara obawia sie˛ z jego
strony nieprzyjemnego zachowania, tymczasem
ona oparła głowe˛ i ramiona na barze i chyba
zasne˛ła. Musiała byc´ wyczerpana. Dlaczego?
Nagle zadzwonił telefon. Zdenerwowało to Mat-
ta. Złapał słuchawke˛.
– Kto tam?
– Emma.
Odetchna˛ł.
– Czes´c´! Co słychac´?
– Przeszkadzam ci?
Włas´ciwie przeszkadzała, ale zbyt wiele jej za-
wdzie˛czał, z˙eby mo´wic´, z˙e zadzwoni po´z´niej. Sara
uniosła głowe˛ i przygla˛dała mu sie˛. Miała szaro-
zielone oczy.
16 ANNE MATHER
– Nie – odparł. – Włas´nie wro´ciłem, odwiozłem
Rosie. Robie˛ sobie kawe˛. Zaspałem do szkoły.
– Biedactwa. Na pewno pani Webb dzisiaj nie
pracuje, prawda? Jak sie˛ domys´lam, nie udało ci sie˛
jeszcze znalez´c´ opiekunki?
– Nie.
– Moz˙e zwro´c´ sie˛ do kilku agencji pos´rednictwa
pracy? – zasugerowała Emma. – Czasem maja˛
oferty opiekunek.
– Musiałbym znalez´c´ kogos´, kto siedziałby
z Rosie takz˙e wieczorami, kiedy pracuje˛. Nie chce˛
pierwszej lepszej dziewczyny. Przyjme˛ tylko od-
powiednio dos´wiadczona˛osobe˛, o stosownym wy-
kształceniu.
– Tak naprawde˛ potrzebna ci dla Rosie zaste˛p-
cza matka. Ale wa˛tpie˛, z˙ebys´ znalazł kogos´ z od-
powiednimi kwalifikacjami, kto zechciałby prze-
nies´c´ sie˛ tam, gdzie mieszkasz.
– Wiem, wiem. – Matt zbyt wiele razy roz-
mawiał juz˙ o tym z Emma˛. – Dzie˛ki za troske˛. Jakos´
musze˛ rozwia˛zac´ ten problem.
– Nie wiem, czy go rozwia˛z˙esz. – Emma była
odrobine˛ uraz˙ona. – Ale nie dlatego dzwonie˛. Jes-
tem ciekawa, czy chciałbys´, z˙ebym dzisiaj odebrała
Rosie ze szkoły. Musze˛ pojechac´ do Berwick, ale
jade˛ zaraz i powinnam wro´cic´ mniej wie˛cej o...
– Dzie˛kuje˛ – przerwał jej. – Obiecałem Rosie, z˙e
dzisiaj sam ja˛odbiore˛. – Był ciekaw, co wywnioskuje
z jego sło´w Sara. – Dzie˛kuje˛ ci za gotowos´c´ pomocy
– zakon´czył po chwili wahania. – Naprawde˛.
17TAJEMNICA SARY
– Czy kupic´ ci cos´ w Berwick? – spytała
Emma.
– Dzie˛kuje˛, nic nie przychodzi mi do głowy.
Odezwe˛ sie˛ wkro´tce. Do usłyszenia, Em. Miłego
dnia.
Odwiesił słuchawke˛. Sara spus´ciła wzrok, wsty-
dza˛c sie˛, z˙e mu sie˛ przygla˛dała. Matt zmarszczył
brwi. Kawa była gotowa. Sie˛gna˛ł po dwa kubki
i spytał:
– Czarnej? Z mlekiem? Posłodzic´?
– Z mlekiem, bez cukru.
Nalał kawy i postawił kubek przed Sara˛.
– Dzie˛kuje˛ – powiedziała.
Matt wzia˛ł głe˛boki oddech i spytał:
– Czy jest pani głodna?
– Głodna? – Zareagowała z oz˙ywieniem, ale
zaraz zmitygowała sie˛, znowu spuszczaja˛c oczy.
– Nie – odpowiedziała. – Dzie˛kuje˛.
Matt wycia˛gna˛ł duz˙a˛puszke˛ po herbatnikach, do
kto´rej pani Webb wkładała angielskie bułeczki,
jakie robiła mu na s´niadanie. Te były wczorajsze,
ale pachniały s´wiez˙o i apetycznie. Jadło sie˛ je na
ciepło. Matt nieraz odgrzewał bułeczki w kuchence
mikrofalowej. S´cia˛gna˛ł pokrywke˛ i pokazał Sarze
zawartos´c´ puszki.
– Zwykle grzeje˛ sobie takie bułeczki na s´niada-
nie – powiedział. – Bardzo smaczne.
Widac´ było, z˙e Sara ma ochote˛ na bułeczki, ale
po dłuz˙szej chwili wahania pokre˛ciła głowa˛.
– Dzie˛kuje˛. Napije˛ sie˛ tylko kawy. Szuka pan
18 ANNE MATHER
opiekunki dla co´rki? – Chyba specjalnie zmieniła
temat. – Ile lat ma co´reczka?
Matt zamkna˛ł puszke˛. Zastanowił sie˛, czy po-
danie wieku Rosie moz˙e byc´ niebezpieczne. Raczej
nie.
– Siedem – powiedział. – Ma na imie˛ Rosie.
– Pokre˛cił głowa˛. – Nie do wiary. Czas tak szybko
płynie.
Sara zacisne˛ła usta, a potem zapytała:
– Czy pan´ska z˙ona nie z˙yje? Przepraszam...
prosze˛ nie odpowiadac´. To pan´skie prywatne spra-
wy.
– Rzeczywis´cie – przyznał, ale zaraz potem
dodał: – Z˙ona porzuciła nas, kiedy Rosie była
jeszcze niemowle˛ciem. Prosze˛ sie˛ nie obawiac´, to
nie jest tajemnica.
– Rozumiem. Wspo´łczuje˛.
– To było okropne. Ale zdarzyło sie˛ dawno
temu i prosze˛ mi wierzyc´, tak jest o wiele lepiej dla
Rosie i dla mnie. – Usiadł naprzeciwko Sary. – Czy
kawa jest dobra? – zagadna˛ł.
Sara cofne˛ła sie˛ odruchowo, wola˛c znalez´c´ sie˛
nieco dalej od niego. Czyz˙by ktos´ ja˛ kiedys´ napas-
tował? – przyszło mu do głowy.
Był krzepkim me˛z˙czyzna˛ i Sara mogła sie˛ go
bac´. Nie zadawał jednak osobistych pytan´. Wie-
dział z dos´wiadczenia, z˙e tak be˛dzie lepiej dla
nich obojga.
– Mieszka pan tu sam? – upewniła sie˛. Naj-
widoczniej zamierzała go wypytywac´.
19TAJEMNICA SARY
– Mieszkamy we dwoje z Rosie – us´cis´lił, kolej-
ny raz marszcza˛c brwi. – Czy aby na pewno nie jest
pani dziennikarka˛? Bo pyta mnie pani o rzeczy,
kto´re najcze˛s´ciej interesuja˛ dziennikarzy.
– Nie! – odparła zniecierpliwiona. Spus´ciła gło-
we˛. Po chwili podniosła wzrok i wyjas´niła: – Za-
stanawiam sie˛ nad podje˛ciem u pana pracy...
– Słucham? – Matt był zaskoczony.
– Moz˙e zostałabym opiekunka˛ Rosie? Jes´li
mnie pan przyjmie...
20 ANNE MATHER
ROZDZIAŁ DRUGI
Matt wydawał sie˛ oszołomiony. Sara pomys´lała,
z˙e jego wyraz twarzy nie pasuje do me˛skiej, suro-
wej urody. Wygla˛dał na zdecydowanego me˛z˙czyz-
ne˛, człowieka z charakterem. Miał pocia˛gła˛ twarz,
był nieogolony, co dodatkowo podkres´lało mocny
zarys jego szcze˛ki.
Ale przeciez˙ moja propozycja jest naprawde˛
zaskakuja˛ca – mys´lała Sara. Niecodziennie przyje-
z˙dz˙a do domu samotnego me˛z˙czyzny nieznana, byc´
moz˙e podejrzana kobieta, i prosi o prace˛. Matt
mo´gł sie˛ jej obawiac´. Nie podała nazwy z˙adnej
agencji pos´rednictwa, nie pokazała z˙adnego doku-
mentu. Mogła byc´ oszustka˛, złodziejka˛. Choc´ oszust-
ka z pewnos´cia˛ nie pro´bowałaby oszukac´ czy tez˙
okras´c´ znanego człowieka.
A moz˙e to głupi pomysł? – zastanawiała sie˛,
mys´la˛c o własnej propozycji. W kon´cu ona takz˙e
nie znała Matta Setona, nie wiedziała, jaki ma
charakter. Poza tym nigdy nie była opiekunka˛. Była
wprawdzie nauczycielka˛ w szkole podstawowej,
ale wydawało jej sie˛, z˙e to było bardzo dawno
temu, w poprzednim z˙yciu. Była wo´wczas bardzo
młoda i naiwna.
– Naprawde˛ chciałaby pani zostac´ opiekunka˛
Rosie? – upewnił sie˛ Matt, przygla˛daja˛c sie˛ jej
podejrzliwie. – Wczes´niej nie mo´wiła pani, z˙e
szuka pracy.
Szukam schronienia, nie pracy – pomys´lała.
Nie mogła tego głos´no powiedziec´. Poprzedniego
popołudnia wyjechała z Londynu, nie maja˛c z˙ad-
nych zamysło´w poza jednym: uciekac´. Chciała
jak najszybciej znalez´c´ sie˛ moz˙liwie najdalej od
Maksa.
Nie była w stanie teraz o tym mys´lec´. Potrzebo-
wała czasu na uspokojenie sie˛, na to, aby rozwaz˙yc´
krok, na jaki sie˛ zdobyła.
– Nie dlatego tu sie˛ znalazłam, ale praca by mi
sie˛ przydała – odpowiedziała. – Czy byłby pan
zainteresowany?
– Byc´ moz˙e. Czy ma pani dos´wiadczenie w pra-
cy z dziec´mi? – spytał.
– Mam. – Nie chciała kłamac´, ale obawiała sie˛,
z˙e be˛dzie musiała. Im dłuz˙ej wyobraz˙ała sobie
siebie w roli opiekunki dziecka Matta, tym bardziej
podobał jej sie˛ ten obraz. Byc´ moz˙e włas´nie tego
potrzebowała – miałaby gdzie mieszkac´, zarabiała-
by na utrzymanie i znikne˛łaby na dłuz˙ej. Było mało
prawdopodobne, z˙eby ktokolwiek ja˛ tu znalazł. –
Uczyłam w szkole podstawowej – oznajmiła.
– To znaczy, z˙e ostatnio pani nie uczy? – upew-
nił sie˛.
– Nie, ostatnio nie.
– Dlaczego?
– Przestałam uczyc´ jakis´ czas temu. Ale to nie
22 ANNE MATHER
jest cos´, co sie˛ szybko zapomina – odpowiedziała
wymijaja˛co.
– Czym sie˛ pani zatem zajmowała? – wypy-
tywał.
Walka˛ o własne ja! – pomys´lała.
– Wyszłam za ma˛z˙ – odparła, zachowuja˛c spo-
kojny ton. – Mo´j ma˛z˙, to znaczy mo´j były ma˛z˙, nie
zgadzał sie˛, z˙ebym pracowała.
Była to prawda.
– Rozumiem. – Wzrok Matta był tak przenik-
liwy, z˙e Sarze wydawało sie˛, iz˙ ten człowiek potrafi
czytac´ w mys´lach. Jes´li był az˙ takim znawca˛ ludz-
kiej duszy, wiedział, z˙e Sara mo´wi mu tylko tyle
prawdy, ile było konieczne, z˙eby robiła wraz˙enie
osoby wiarygodnej.
– Czy mieszka pani w tej okolicy? – zapytał.
– Ska˛d pani pochodzi?
Zadawał mno´stwo pytan´. Sara miała ochote˛
skłamac´, ale wiedziała, z˙e jej nie uwierzy. Miejs-
cowi mieszkan´cy mo´wili innym dialektem.
– Pochodze˛ z południowej Anglii, gdzie do nie-
dawna mieszkałam – powiedziała.
– Az˙ do czasu kiedy wypoz˙yczyła pani samo-
cho´d, z˙eby pojechac´ jak najdalej na po´łnoc, praw-
da? Co sie˛ stało? Czy ma˛z˙ porzucił pania˛ dla innej
kobiety, wie˛c postanowiła pani znikna˛c´, z˙eby sie˛
denerwował?
– Nie! – Dlaczego natrafiła na tak przenikliwe-
go człowieka, dlaczego doprowadziła do tego, z˙e
włas´nie ja˛ przesłuchiwał? – Po... – zaja˛kne˛ła sie˛
23TAJEMNICA SARY
– powiedziałam panu, rozwiodłam sie˛. Chciałam
zmienic´ otoczenie, to wszystko. Przypadkiem trafi-
łam do pan´skiego domu i pomys´lałam, z˙e okolica
mi odpowiada.
– I zdecydowała sie˛ pani zostac´ opiekunka˛moje-
go dziecka, skoro tylko pani usłyszała, z˙e kogos´
takiego potrzebuje˛ – dokon´czył. – Prosze˛ wybaczyc´,
ale w z˙yciu nie słyszałem podobnego steku bzdur.
– Alez˙ to wszystko prawda! – zapewniła. Wie-
działa, z˙e jej słowa brzmia˛ jak mało udatna pro´ba
ratowania sie˛ przed demaskacja˛. A przeciez˙ na-
prawde˛ chciała zostac´ opiekunka˛ u Matta. Potrze-
bowała tej pracy. – Czy rzeczywis´cie szuka pan
opiekunki, czy tez˙ nie? – spytała.
– Szukam, jednak nie wiem, czy ma pani od-
powiednie kwalifikacje.
Sara westchne˛ła.
– Dwa lata uczyłam w szkole podstawowej.
W Londynie – dodała. Chciała wymienic´ nazwe˛
szkoły, ale uznała, z˙e byłoby to ryzykowne. – Jak
powiedziałam, przestałam tam pracowac´, kiedy
wyszłam za ma˛z˙.
– Czy ma pani jakis´ dowo´d na to? S´wiadectwo
pracy, referencje?
Sara zwiesiła głowe˛.
– Nie przy sobie.
– Ale moz˙e pani zdobyc´ te dokumenty?
– Nie tak łatwo...
– I co ja mam z pania˛zrobic´? – Matt us´miechna˛ł
sie˛ kwas´no.
24 ANNE MATHER
Sara powoli podniosła wzrok. Podje˛ła jeszcze
jedna˛ pro´be˛ przekonania Matta do swojej propo-
zycji.
– Praca u pana naprawde˛ by mi odpowiadała
– powiedziała. – Nie be˛de˛ udawac´, z˙e nie jest mi
potrzebna. Naprawde˛ byłam nauczycielka˛, i to bar-
dzo wysoko oceniana˛, choc´ nie jestem w stanie tego
teraz udowodnic´. Moz˙e przyja˛łby mnie pan na
tygodniowy okres pro´bny? W kon´cu zawsze moz˙e
mnie pan zwolnic´.
– Zbyt wiele mam do stracenia – mrukna˛ł. – Nie
zostawie˛ mojej co´reczki z byle kim. Jest dla mnie
zbyt waz˙na. Przykro mi.
Sara wstała.
– Mnie ro´wniez˙ – szepne˛ła, schylaja˛c sie˛ po
plecaczek. – Gdybym mogła jednak skorzystac´
z telefonu...
– Chwileczke˛... – Matt takz˙e wstał i zasta˛pił jej
droge˛. – Prosze˛ mi powiedziec´, czy naprawde˛ no-
cowała pani w Morpeth, czy było to jedno z pani
kłamstw?
– Czy to ma jakies´ znaczenie?
Sara bardzo sie˛ starała zachowac´ spoko´j, lecz
wcia˛z˙ miała s´wiadomos´c´, z˙e jest zupełnie bezbron-
na. Kiedy rozmawiała z Mattem o pracy, czuła sie˛
wzgle˛dnie bezpieczna. Ale teraz stał naprzeciwko
i blokował jej wyjs´cie. Nie wierzył jej. Czy zamie-
rzał zgłosic´ jej przybycie policji? Jes´li to zrobi, jes´li
poda jej rysopis, jak szybko policja ja˛odnajdzie? Ile
jeszcze czasu be˛dzie mogła cieszyc´ sie˛ wolnos´cia˛?
25TAJEMNICA SARY
– Prosze˛ mi odpowiedziec´. – Matt włoz˙ył re˛ce
do kieszeni wytartych, dopasowanych dz˙inso´w.
– Nie, nie nocowałam w Morpeth – wyznała
nieche˛tnie. – Czy moge˛ juz˙ skorzystac´ z telefonu?
– Jechała pani cała˛ noc z Londynu, prawda?
Cała˛ albo prawie cała˛, pewnie wyruszyła pani
w nocy.
– Tak.
– Musi byc´ pani wyczerpana.
– Jakie to moz˙e miec´ dla pana znaczenie? – Sara
rozes´miała sie˛ nerwowo.
Matt milczał dłuz˙sza˛ chwile˛.
– Nie jestem całkiem bez serca – odpowiedział
w kon´cu. – Potrafie˛ rozpoznac´ uciekiniera, to
wszystko. Moz˙e usia˛dzie pani z powrotem, zrobie˛
pani s´niadanie. Potem zatelefonuje˛ do warsztatu
samochodowego, a pani byc´ moz˙e be˛dzie mogła
w tym czasie troche˛ odpocza˛c´.
Sara z niepokojem patrzyła Mattowi w oczy.
– Ja tez˙ nie jestem całkiem głupia – rzuciła
szybko. – Co pan sobie wyobraz˙a? Jak pan moz˙e
nazywac´ mnie uciekinierka˛? Powiedziałam, z˙e
chciałam zmienic´ otoczenie, doszłam do wniosku,
z˙e tego potrzebuje˛...
– Pamie˛tam, co pani powiedziała – przerwał jej.
– Ale chyba nie spodziewa sie˛ pani, z˙e uwierze˛
w pani słowa?
– Nie obchodzi mnie, co pan sobie pomys´li!
– Och, mam wraz˙enie, z˙e bardzo pania˛ ob-
chodzi.
26 ANNE MATHER
– Dlaczego?
– Dlatego z˙e przyszło pani do głowy, z˙e moge˛
zechciec´ sprawdzic´ to, co mi pani powiedziała.
– Nie zrobi pan tego!
– Mys´le˛, z˙e powinienem.
– Nie ma pan prawa! Nie jestem dzieckiem ani
nawet nastolatka˛. Moge˛ jez´dzic´, doka˛d chce˛.
– To prawda – zgodził sie˛. – Jednak osoby, kto´re
po prostu dochodza˛ do wniosku, z˙e przydałaby im
sie˛ zmiana otoczenia, nie wyjez˙dz˙aja˛nagle w s´rod-
ku nocy wypoz˙yczonym samochodem, bez doku-
mento´w.
– Prosze˛ mnie po prostu wypus´cic´ – powiedzia-
ła zme˛czonym głosem. – Juz˙ nie chce˛ dzwonic´.
Jes´li auto nie da sie˛ uruchomic´, poszukam pomocy
gdzie indziej. Prosze˛ zapomniec´, z˙e mnie pan wi-
dział.
– Nie moge˛ tego zrobic´. – Matt westchna˛ł.
– Dlaczego?
– Poniewaz˙ mys´le˛, z˙e potrzebuje pani pomocy.
Moz˙e zechce mi pani opowiedziec´, co sie˛ naprawde˛
stało.Przypuszczam, z˙e miała pani bardzo powaz˙na˛
kło´tnie˛ z me˛z˙em i pod wpływem impulsu postano-
wiła od niego uciec. Czy mniej wie˛cej odgadłem?
– Juz˙ panu mo´wiłam. Nie mam me˛z˙a – od-
powiedziała zme˛czonym głosem.
– Nie ma pani – powto´rzył z ironia˛ w głosie.
– Rozwiodła sie˛ pani i wcia˛z˙ nosi obra˛czke˛ oraz
piers´cionek zare˛czynowy, z˙eby cze˛s´ciej mys´lec´
o byłym me˛z˙u.
27TAJEMNICA SARY
Sara zapomniała o obra˛czce i piers´cionku. Tak
sie˛ do nich przyzwyczaiła... Maks ws´ciekał sie˛
zreszta˛, kiedy tylko pro´bowała je czasem zdejmo-
wac´. Juz˙ nie zdawała sobie sprawy ze znaczenia
noszonej obra˛czki.
Nagle zakre˛ciło jej sie˛ w głowie. Kiedy ja ostat-
nio jadłam? – pomys´lała. Wczoraj, ale mało, chyba
tylko s´niadanie. Nawet nie pamie˛tała, czy jadła
lunch. W ogo´le niewiele pamie˛tała z tego, co sie˛
wydarzyło przed wieczornym powrotem Maksa.
Nie mogła za to zapomniec´ widoku Maksa lez˙a˛-
cego u sto´p schodo´w. Zbiegła za nim, przykle˛kła
i desperacko pro´bowała wyczuc´ puls. Nie była
w stanie, za mocno drz˙ały jej re˛ce. Była pewna, z˙e
on nie oddycha.
Nie z˙yje! – pomys´lała wtedy.
Zachwiała sie˛ ze zme˛czenia. Matt wycia˛gna˛ł ku
niej re˛ke˛. Cofne˛ła sie˛ z przeraz˙eniem, boja˛c sie˛ jego
dotyku. Co sie˛ ze mna˛ dzieje? – mys´lała. Przeciez˙
nie moge˛ tu zemdlec´. Ten człowiek mnie zdemas-
kuje. Nie powinnam była tu wchodzic´ ani prosic´ go
o pomoc. Przeciez˙ chciałam wolnos´ci, niezalez˙no-
s´ci...
Otworzyła oczy i zobaczyła poruszaja˛ca˛ sie˛ za-
słone˛. Słon´ce os´wietlało brzoskwiniowe s´ciany,
stare, eleganckie meble, bladozielona˛ kołdre˛.
Gdzie ja jestem? – pomys´lała.
Uniosła sie˛ na łokciu i rozejrzała po nieznanej
sypialni. Rozpoznała tylko swoja˛kurtke˛ narzucona˛
28 ANNE MATHER
Anne Mather Tajemnica Sary
ROZDZIAŁ PIERWSZY – Spo´z´nimy sie˛, tato. Matt Seton był sfrustrowany. Zaspał. Potrza˛sna˛ł głowa˛, z˙eby oprzytomniec´. Zaspał akurat w dniu nieobecnos´ci pani Webb! – Pani Sanders mo´wi, z˙e to niedopuszczalne, z˙eby sie˛ spo´z´niac´, poniewaz˙ sie˛ zaspało – cia˛gne˛ła siedmioletnia co´reczka Matta, Rosie. Mo´wi zupełnie takim tonem jak Carol – pomys´- lał, wspominaja˛c była˛ z˙one˛. – Wiem, przepraszam – mrukna˛ł, zaciskaja˛c dłonie na kierownicy. Range rover miał mocny silnik i mo´głby jechac´ znacznie szybciej, ale Matt nie chciał kolejnego mandatu za przekroczenie dozwolonej pre˛dkos´ci. Nie zyskałby dzie˛ki niemu na reputacji u pani Sanders. – Kto mnie odbierze? – spytała Rosie. – Ja.Agdybymniemo´gł,poprosze˛ ciocie˛ Emme˛. – Nie zapomnisz, tatusiu? Nie chce˛, z˙eby pani Sanders znowu musiała do ciebie dzwonic´. – To zdarzyło sie˛ tylko raz – przypomniał z wes- tchnieniem Matt. – Be˛de˛ na czas. Nie pozwole˛, z˙eby moja ukochana co´reczka stała przed szkoła˛ i cze- kała – dodał z us´miechem.
– Pani Sanders nie pozwala nam czekac´ przed szkoła˛. Musimy siedziec´ w s´rodku. – Oczywis´cie. W kaz˙dym razie przyjade˛ po ciebie. Dobrze? – Dobrze! Jak mogłem pomys´lec´, z˙e jest ro´wnie okropna jak jej matka? – skarcił sie˛ w duchu Matt. Jest cudowna. Przeciez˙ to nie jej wina, z˙e zaspałem albo nie zdołałem w pore˛ odebrac´ jej ze szkoły. A przeciez˙ bardzo sie˛ starał. Dotychczasowa opiekunka Rosie była starsza˛ osoba˛. Stan zdrowia zmusił ja˛ do przejs´cia na emeryture˛. Matt chciał zatrudnic´ inna˛ opiekunke˛, ale nie mo´gł znalez´c´ odpowiedniej. Młode kobiety nie chciały mieszkac´ tak daleko od miasta. A starsze opiekunki, kto´re odpowiedziały na ogłoszenie, wydawały sie˛ Mat- towi zbyt surowe. Nie chciał, z˙eby opiekunka ter- roryzowała jego dziecko. I tak Rosie była zbyt le˛kliwa po tym, jak opus´ciła ja˛matka. Matt zas´ był bardzo zaje˛tym człowiekiem o nietypowym trybie z˙ycia. Rozwaz˙ał zwro´cenie sie˛ do jednej z londyn´skich agencji pos´rednictwa pracy w nadziei, z˙e znajdzie mu odpowiednia˛ osobe˛. W kon´cu Saviour’s Bay nie jest az˙ tak oddalone od cywilizacji. Poza tym słabe zaludnienie okolicy rekompensowały walory przyrodnicze. Matt i Rosie mieszkali na wybrzez˙u, gdzie morze rozbijało sie˛ o skały u sto´p wysokich klifo´w, a pos´ro´d wrzosowisk lez˙ały malownicze osady. 6 ANNE MATHER
Matt był uznanym pisarzem i uciekł do Sa- viour’s Bay od ludzi, kto´rzy nie pozwalali mu spokojnie z˙yc´. Niewielu wiedziało, gdzie on obec- nie mieszka. Odpowiadało mu to. Rosie zacze˛ła chodzic´ do szkoły i Matt musiał ja˛ dwa razy dziennie wozic´, poniewaz˙ szkoła nie znajdowała sie˛ blisko. Nie było to wygodne. Po- trzebna była nowa opiekunka dla Rosie, inaczej Matt be˛dzie zmuszony odesłac´ ja˛ do szkoły z in- ternatem. Rosie przyzwyczaiła sie˛ do Hester, kto´ra zajmowała sie˛ nia˛ niemal od lat. Włas´ciwie to ona wychowywała Rosie. Carol nie odpowiadało z˙ycie na prowincji. Prze- de wszystkim juz˙ dawno przestała kochac´ nie tylko Matta, ale nawet własne dziecko. Tak dawno, z˙e Matta juz˙ to nie bolało. Czasem tylko zastanawiał sie˛, dlaczego oz˙enił sie˛ z kobieta˛ o tak okropnym charakterze. Carol dała mu Rosie, i to było wspa- niałe. Uwielbiał co´reczke˛, walczył o nia˛ przed sa˛dem. Na szcze˛s´cie udało mu sie˛ zatrzymac´ Rosie przy sobie. Carol porzuciła ich, odchodza˛c do innego me˛z˙- czyzny, kiedy Matt był jednym z dobrze zapo- wiadaja˛cych sie˛ autoro´w. Wydał do tego czasu dwie całkiem udane ksia˛z˙ki. Potem, wraz z trzecia˛ powies´cia˛, przyszedł wielki sukces. A czwarta i pia˛ta sprzedały sie˛ w milionach egzemplarzy. Teraz był znanym i zamoz˙nym człowiekiem. Jego maja˛tek dodatkowo pomnoz˙yła sprzedaz˙ praw do ekranizacji ksia˛z˙ki jednemu z hollywoodzkich 7TAJEMNICA SARY
producento´w filmowych, kto´ry zaangaz˙ował popu- larnego rez˙ysera. Sukces miał swoja˛ cene˛. Gdziekolwiek Matt sie˛ udał, był nieustannie fotografowany. Odnajdywał potem własna˛ podobizne˛ w kolorowych magazy- nach. Wyste˛pował w telewizji, zapraszany przez two´rco´w najrozmaitszych programo´w. Nie o tym marzył, pisza˛c pierwsza˛ ksia˛z˙ke˛. Nigdy nie inte- resowała go popularnos´c´. Po pewnym czasie za- pragna˛ł powro´cic´ do spokojnego z˙ycia i przepro- wadził sie˛ z Londynu na odległe, po´łnocnoangiel- skie wybrzez˙e. Kupił ogromny dom nad zatoka˛, nad samym jej brzegiem. Mo´gł podziwiac´ z okien morze i skały, i spokojnie pracowac´ nad kolejna˛ powies´cia˛. Udało mu sie˛. Londyn´skim dziennikarzom nie chciało sie˛ jez´dzic´ do niego setki kilometro´w, a za- toka była bardzo pie˛kna i pomagała Mattowi od- nalez´c´ spoko´j potrzebny w pracy. Matt zajechał przed szkołe˛ minute˛ czy dwie przed dziewia˛ta˛. Jes´li Rosie pobiegnie, powinna zda˛z˙yc´ na sprawdzanie listy. – Miłego dnia, aniołku – poz˙egnał Rosie, cału- ja˛c ja˛ w czo´łko. – Pa, tatusiu – odparła. Pomachała mu i pobieg- ła do drzwi szkoły. Matt popatrzył za Rosie, a kiedy znikła w budyn- ku, ruszył z powrotem do domu. Odetchna˛ł z ulga˛, wiedza˛c, z˙e jego co´reczka przynajmniej przez kilka godzin be˛dzie pod nad- 8 ANNE MATHER
zorem kogos´ innego. Kiedy był skupiony na pracy, tracił poczucie czasu. Dlatego potrzebował opie- kunki, kto´ra zajmowałaby sie˛ Rosie. Zatrudniał teraz tylko gosposie˛, pania˛ Webb. Przychodziła prawie codziennie, gotowała, sprza˛ta- ła i prasowała. Nie zdawał sobie sprawy,jak wielkie usługi oddawała Rosie i jemu Hester Gibson. Od- ka˛d Carol przeprowadziła sie˛ do kochanka, Hester do pewnego stopnia opiekowała sie˛ i Mattem. Sama pochodziła z po´łnocno-wschodniej Ang- lii, podobnie jak Matt. Urodziła sie˛ w Newcastle i przeniosła do Londynu tylko dlatego, z˙e nie mog- ła znalez´c´ w rodzinnym mies´cie odpowiadaja˛cej jej pracy. Powro´cili wie˛c teraz oboje niemal w ro- dzinne strony. Matt zaspał, poniewaz˙ przepracował po´ł minio- nej nocy. Po powrocie do domu miał zamiar ogolic´ sie˛, zjes´c´ spo´z´nione s´niadanie i troche˛ odpocza˛c´, zanim znowu zabierze sie˛ do pisania. Zda˛z˙ył tylko podac´ Rosie płatki kukurydziane z mlekiem i wycis- na˛c´ dla niej sok z pomaran´czy. Saviour’s Bay było mała˛ wioska˛, dlatego Rosie trzeba było wozic´ do szkoły do innej, nieco wie˛k- szej miejscowos´ci. Od kilku tygodni Matt rozwaz˙ał kupno mieszkania w Newcastle, w kto´rym mogliby z Rosie mieszkac´ w dni zaje˛c´ szkolnych. W New- castle z pewnos´cia˛ łatwiej znalazłby opiekunke˛. Jednak nie chciał wracac´ do duz˙ego miasta. Zreszta˛ Rosie tez˙ ogromnie podobało sie˛ nad zatoka˛. Nie lubiła powracac´ wspomnieniami do Londynu. 9TAJEMNICA SARY
Koło podjazdu do swojego domu Matt zobaczył krzywo zaparkowany na poboczu samocho´d. Pus- ty samocho´d. Kierowca musiał ruszyc´ piechota˛ do wioski – albo podejs´c´ do domu Matta. Stał on samotnie na klifach i włas´nie dlatego Matt go kupił. Rozejrzał sie˛. Woko´ł nie było nikogo. Pewnie jakis´ samotny reporter zapus´cił sie˛ az˙ tutaj, aby spytac´ Matta o kolejna˛ ksia˛z˙ke˛. Miejscowa prasa wolała na szcze˛s´cie zajmowac´ sie˛ lokalnymi prob- lemami. Kto mo´gł tu przyjechac´? Ktokolwiek to był, zepsuł Mattowi humor. Planował przeciez˙ odpo- czynek. Matt przejechał przez stale otwarta˛ brame˛ i po- patrzył na swo´j poros´nie˛ty wistaria˛parterowy, roz- legły dom o wysokich oknach, stoja˛cy nad urwis- kiem, pod niebem zachmurzonym tego czerwco- wego dnia. Zatrzymał samocho´d naprzeciw drzwi i znowu sie˛ rozejrzał. Zza we˛gła wyszła mniej wie˛cej dwudziestopie˛- cioletnia kobieta z przewieszonym przez ramie˛ miniaturowym plecaczkiem. Była wysoka˛, smukła˛ blondynka˛o długich włosach, splecionych w gruby warkocz. Zawahała sie˛ i ruszyła ku Mattowi. Czy nie bała sie˛ samodzielnie zapuszczac´ w tak od- dalone miejsce? A moz˙e była to przysłana przez agencje˛ po- s´rednictwa pracy kandydatka na opiekunke˛ Rosie? Matt wysiadł z samochodu i us´miechna˛ł sie˛. 10 ANNE MATHER
– Zapewne szuka pani mnie? – upewnił sie˛. Kobieta miała na sobie cienka˛, kremowa˛sko´rza- na˛ kurtke˛, najwyraz´niej pochodza˛ca˛ z ekskluzyw- nego domu mody. Narzuciła ja˛na kolorowa˛sukien- ke˛. Co´z˙, raczej nie była to opiekunka do dziecka. – Tak – odparła, uznawszy, z˙e Matt wydaje sie˛ niegroz´ny. – Jes´li to pan´ski dom. – Mo´j – potwierdził i wycia˛gna˛ł re˛ke˛. – Nazy- wam sie˛ Matt Seton. Kobieta wydawała sie˛ zmieszana. Byc´ moz˙e zastanawiała sie˛, czy przypadkiem natrafiła na dom znanego pisarza. W kaz˙dym razie ostroz˙nie podała mu drobna˛ dłon´. – Sara Victor – przedstawiła sie˛, s´ciszaja˛c głos przy wymawianiu nazwiska. – Z daleka pani przyjechała? Wydawała sie˛ zaskoczona pytaniem. Dziwne. Nie wygla˛dała na nies´miała˛. – Nie – mrukne˛ła w kon´cu. – Z Morpeth. Noco- wałam tam w pensjonacie. – Naprawde˛? – Matt był zdziwiony. Nie mogła wie˛c pochodzic´ z Newcastle, bo Morpeth znaj- dowało sie˛ bardzo blisko tego miasta. – Czy to pani samocho´d stoi na poboczu drogi? – spytał. Skine˛ła głowa˛. – Wypoz˙yczony – powiedziała. – Zepsuł sie˛. – Dobrze, z˙e nie pos´ro´d wrzosowisk – skomen- tował Matt. – Zadzwonie˛ do warsztatu w Saviour’s Bay. S´cia˛gna˛ samocho´d do siebie, naprawia˛, a po- tem zwro´ca˛ wypoz˙yczalni. 11TAJEMNICA SARY
– Ale ja nie... Nie trzeba – pla˛tała sie˛. – Gdybym mogła skorzystac´ z telefonu... – Znowu urwała. Matt zmarszczył brwi. – Nie przysłała pani agencja pos´rednictwa pra- cy, prawda? – upewnił sie˛. – Powinienem był sie˛ domys´lic´. Z pewnos´cia˛ jest pani reporterka˛. Zgadłem? – Spojrzał jej groz´nie w oczy. – Prze- kle˛ci dziennikarze! Pani szef postanowił uciec sie˛ do odraz˙aja˛cego podste˛pu – wysłał tu wystrojona˛ lalunie˛! – Wypraszam sobie! – odparła ze złos´cia˛ Sara. – Nie jestem z z˙adnej agencji. Ani tez˙ nie jestem reporterka˛. – Zastanowiła sie˛ chwile˛. – Czy spo- dziewa sie˛ pan reporterki? – spytała, jakby nagle wystraszona. – Kim pan jest? – Nie wie pani? Obawiam sie˛, z˙e pani udaje. – Naprawde˛ nie wiem – potwierdziła. Zmarsz- czyła brwi. – Nazywa sie˛ pan Seton... – Matt Seton. Nie słyszała pani o mnie? – Nie. A powinnam? – Była zdumiona. Czy ta elegancka młoda kobieta mogła mo´wic´ powaz˙nie? Na jej twarzy malowało sie˛ zdziwienie. Chyba nie mogła byc´ az˙ tak znakomita˛ aktorka˛. – Nie bywa pani w ksie˛garniach? – spytał Matt. – Nie słyszała pani o moich ksia˛z˙kach? – Nagle poczuł sie˛ dotknie˛ty. – Obawiam sie˛, z˙e nie – odpowiedziała szcze- rze. – A wie˛c jest pan znanym pisarzem – stwier- dziła raczej oboje˛tnym tonem. Matt wybuchna˛ł nerwowym s´miechem. 12 ANNE MATHER
– Raczej tak. – Us´miechna˛ł sie˛. – Umiarkowa- nie. A zatem czym moge˛ słuz˙yc´? – Juz˙ mo´wiłam, zepsuł mi sie˛ samocho´d. Mia- łam nadzieje˛, z˙e pozwoli mi pan skorzystac´ z tele- fonu. – Naprawde˛ o to pani chodzi? – Tak. Czy mogłabym...? Zawahał sie˛. Jes´li rozmawiał z reporterka˛ o wy- ja˛tkowych zdolnos´ciach aktorskich, mogła zacza˛c´ robic´ zdje˛cia w jego domu, pro´bowac´ nagrywac´ awanture˛ z udziałem Matta lub cos´ podobnego. – Nie ma pani telefonu komo´rkowego? – spytał. – Nie wzie˛łam – odpowiedziała zme˛czonym głosem. – Jes´li sprawiłam panu kłopot, prosze˛ mi powiedziec´, gdzie jest warsztat, o kto´rym pan wspominał. Mam nadzieje˛, z˙e nie bardzo daleko. – Dosyc´ daleko – mrukna˛ł z niezadowoleniem. – Cztery, pie˛c´ kilometro´w sta˛d. Dojdzie pani? – Jes´li be˛de˛ musiała... – Uniosła głowe˛. – Prosze˛ mi tylko wytłumaczyc´, kto´re˛dy mam is´c´. Matt doszedł do wniosku, z˙e zachowuje sie˛ okropnie. Nie mo´gł przeciez˙ pozwolic´, z˙eby ta kobieta szła sama do wioski. – Prosze˛, niech pani zadzwoni – powiedział, ruszaja˛c do drzwi domu. Miał nadzieje˛, z˙e nie dał sie˛ oszukac´. Byłby to bła˛d o potencjalnie powaz˙- nych skutkach. Dwa retrievery zacze˛ły donos´nie szczekac´. Psy były łagodne, ale ich szczekanie z reguły odstrasza- ło przypadkowych gos´ci. 13TAJEMNICA SARY
– Lubi pani psy? – zapytał. – Sama nie wiem. – Sara wzruszyła ramionami. – Czy pan´skie psy sa˛ niebezpieczne? – Ani troche˛, tylko w bardzo bezpos´redni spo- so´b okazuja˛ przyjaz´n´. Trzeba uwaz˙ac´, bo inaczej moga˛ długo lizac´ pania˛ po twarzy. – Us´miechna˛ł sie˛. Teraz i Sara sie˛ us´miechne˛ła. Matt zdziwił sie˛, jak bardzo us´miech zmieniał jej wygla˛d. Przez chwile˛ była naprawde˛ pie˛kna, ale potem us´miech znikna˛ł i twarz Sary znowu przybrała wyraz bardzo zme˛czonej. Matt otworzył drzwi i psy rados´nie skoczyły ku niemu. W pore˛ złapał je za sko´re˛ na karku, zanim zda˛z˙yły przewro´cic´ Sare˛. Prawie im sie˛ udało. Matt musiał zamkna˛c´ psy. W kon´cu wpus´cił Sare˛ do kuchni. – Przepraszam za bałagan – powiedział, wska- zuja˛c głowa˛ brudne talerze. Gdyby tego dnia pracowała pani Webb, kuchnia byłaby czysta. Ale co´z˙, widocznie niespodziewani gos´cie przychodza˛ tylko w najmniej odpowiednie dni. – Pan´skie psy chyba rzeczywis´cie lubia˛ ludzi – odezwała sie˛ Sara, zmieniaja˛c temat. – Pan´skie czy pan´skiej z˙ony? – To psy mojej co´rki. – Spojrzał na Sare˛. Wyda- wała sie˛ naprawde˛ wyczerpana. – Włas´nie miałem zrobic´ sobie kawy – powiedział. – Moz˙e pani takz˙e sie˛ napije? 14 ANNE MATHER
– Z wielka˛ rados´cia˛. Mattowi przyszło nagle do głowy, z˙e Sara długo nic nie jadła ani nie piła. Z takim oz˙ywieniem zareagowała na jego propozycje˛, wydawała sie˛ osłabiona... Kim była? Doka˛d jechała? Nie była przeciez˙ ani mieszkanka˛ tej okolicy, ani turystka˛. – Zaraz znajde˛ numer warsztatu w Saviour’s Bay – odezwał sie˛, wsypuja˛c kawe˛ do ekspresu – tylko nastawie˛ ekspres. – Dzie˛kuje˛. Wcia˛z˙ stała przy drzwiach, machinalnie s´cis- kaja˛c futryne˛. Chyba drz˙ała. Przeciez˙ nie mogło jej byc´ zimno. Dzien´ był ciepły, w mieszkaniu było jeszcze cieplej. Matt domys´lił sie˛, z˙e jest nieufna. Nie zdarzało mu sie˛, z˙eby ktos´ sie˛ go obawiał. Zapewne dlatego spytała o to, czyje sa˛psy, z˙eby dowiedziec´ sie˛, czy jest z˙onaty. Moz˙e chciała sie˛ szybko upewnic´, czy jego z˙ona jest w domu? Tak, była wystraszona. – Prosze˛ usia˛s´c´ – powiedział. – To moz˙e po- trwac´ kilka minut. – Dobrze – szepne˛ła niepewnie. Z wahaniem przeszła przez kuchnie˛, s´cia˛gne˛ła plecaczek z ramienia i usiadła na wysokim stołku przy barze. Wolała pozostac´ po przeciwnej stronie baru niz˙ Matt. Us´miechne˛ła sie˛ grzecznie. Matt zmarszczył brwi. Jes´li po powrocie do domu Sara zechce sprawdzic´ doste˛pne informacje o nim, dowie sie˛, z˙e mimo sławy i sukcesu finan- sowego Matt z˙yje samotnie. 15TAJEMNICA SARY
Me˛z˙czyzna o jego statusie społecznym zawsze przycia˛ga pewien typ kobiet, choc´by wygla˛dał ok- ropnie. A Matt nie wygla˛dał z´le. Moz˙e miał troche˛ za surowe rysy, ale nie był brzydki. Miał głe˛boko osadzone oczy, s´niada˛ cere˛, odrobine˛ zniekształ- cony nos, kto´ry niegdys´ złamał, graja˛c w rugby. Kiedy był młodszy i nie był jeszcze cynikiem, kobiety przekonywały go, z˙e jego wygla˛d jest znacznie bardziej interesuja˛cy niz˙ lalkowata uroda tak zwanych s´licznych chłopco´w. Matt nie wiedział, jaka jest prawda, ale obecnie jego wygla˛d nie miał dla niego znaczenia. Wystar- czało mu, z˙e Rosie go kocha, tylko to było dla niego waz˙ne. Spojrzał znowu na niespodziewanego gos´cia i zdumiał sie˛. Sa˛dził, z˙e Sara obawia sie˛ z jego strony nieprzyjemnego zachowania, tymczasem ona oparła głowe˛ i ramiona na barze i chyba zasne˛ła. Musiała byc´ wyczerpana. Dlaczego? Nagle zadzwonił telefon. Zdenerwowało to Mat- ta. Złapał słuchawke˛. – Kto tam? – Emma. Odetchna˛ł. – Czes´c´! Co słychac´? – Przeszkadzam ci? Włas´ciwie przeszkadzała, ale zbyt wiele jej za- wdzie˛czał, z˙eby mo´wic´, z˙e zadzwoni po´z´niej. Sara uniosła głowe˛ i przygla˛dała mu sie˛. Miała szaro- zielone oczy. 16 ANNE MATHER
– Nie – odparł. – Włas´nie wro´ciłem, odwiozłem Rosie. Robie˛ sobie kawe˛. Zaspałem do szkoły. – Biedactwa. Na pewno pani Webb dzisiaj nie pracuje, prawda? Jak sie˛ domys´lam, nie udało ci sie˛ jeszcze znalez´c´ opiekunki? – Nie. – Moz˙e zwro´c´ sie˛ do kilku agencji pos´rednictwa pracy? – zasugerowała Emma. – Czasem maja˛ oferty opiekunek. – Musiałbym znalez´c´ kogos´, kto siedziałby z Rosie takz˙e wieczorami, kiedy pracuje˛. Nie chce˛ pierwszej lepszej dziewczyny. Przyjme˛ tylko od- powiednio dos´wiadczona˛osobe˛, o stosownym wy- kształceniu. – Tak naprawde˛ potrzebna ci dla Rosie zaste˛p- cza matka. Ale wa˛tpie˛, z˙ebys´ znalazł kogos´ z od- powiednimi kwalifikacjami, kto zechciałby prze- nies´c´ sie˛ tam, gdzie mieszkasz. – Wiem, wiem. – Matt zbyt wiele razy roz- mawiał juz˙ o tym z Emma˛. – Dzie˛ki za troske˛. Jakos´ musze˛ rozwia˛zac´ ten problem. – Nie wiem, czy go rozwia˛z˙esz. – Emma była odrobine˛ uraz˙ona. – Ale nie dlatego dzwonie˛. Jes- tem ciekawa, czy chciałbys´, z˙ebym dzisiaj odebrała Rosie ze szkoły. Musze˛ pojechac´ do Berwick, ale jade˛ zaraz i powinnam wro´cic´ mniej wie˛cej o... – Dzie˛kuje˛ – przerwał jej. – Obiecałem Rosie, z˙e dzisiaj sam ja˛odbiore˛. – Był ciekaw, co wywnioskuje z jego sło´w Sara. – Dzie˛kuje˛ ci za gotowos´c´ pomocy – zakon´czył po chwili wahania. – Naprawde˛. 17TAJEMNICA SARY
– Czy kupic´ ci cos´ w Berwick? – spytała Emma. – Dzie˛kuje˛, nic nie przychodzi mi do głowy. Odezwe˛ sie˛ wkro´tce. Do usłyszenia, Em. Miłego dnia. Odwiesił słuchawke˛. Sara spus´ciła wzrok, wsty- dza˛c sie˛, z˙e mu sie˛ przygla˛dała. Matt zmarszczył brwi. Kawa była gotowa. Sie˛gna˛ł po dwa kubki i spytał: – Czarnej? Z mlekiem? Posłodzic´? – Z mlekiem, bez cukru. Nalał kawy i postawił kubek przed Sara˛. – Dzie˛kuje˛ – powiedziała. Matt wzia˛ł głe˛boki oddech i spytał: – Czy jest pani głodna? – Głodna? – Zareagowała z oz˙ywieniem, ale zaraz zmitygowała sie˛, znowu spuszczaja˛c oczy. – Nie – odpowiedziała. – Dzie˛kuje˛. Matt wycia˛gna˛ł duz˙a˛puszke˛ po herbatnikach, do kto´rej pani Webb wkładała angielskie bułeczki, jakie robiła mu na s´niadanie. Te były wczorajsze, ale pachniały s´wiez˙o i apetycznie. Jadło sie˛ je na ciepło. Matt nieraz odgrzewał bułeczki w kuchence mikrofalowej. S´cia˛gna˛ł pokrywke˛ i pokazał Sarze zawartos´c´ puszki. – Zwykle grzeje˛ sobie takie bułeczki na s´niada- nie – powiedział. – Bardzo smaczne. Widac´ było, z˙e Sara ma ochote˛ na bułeczki, ale po dłuz˙szej chwili wahania pokre˛ciła głowa˛. – Dzie˛kuje˛. Napije˛ sie˛ tylko kawy. Szuka pan 18 ANNE MATHER
opiekunki dla co´rki? – Chyba specjalnie zmieniła temat. – Ile lat ma co´reczka? Matt zamkna˛ł puszke˛. Zastanowił sie˛, czy po- danie wieku Rosie moz˙e byc´ niebezpieczne. Raczej nie. – Siedem – powiedział. – Ma na imie˛ Rosie. – Pokre˛cił głowa˛. – Nie do wiary. Czas tak szybko płynie. Sara zacisne˛ła usta, a potem zapytała: – Czy pan´ska z˙ona nie z˙yje? Przepraszam... prosze˛ nie odpowiadac´. To pan´skie prywatne spra- wy. – Rzeczywis´cie – przyznał, ale zaraz potem dodał: – Z˙ona porzuciła nas, kiedy Rosie była jeszcze niemowle˛ciem. Prosze˛ sie˛ nie obawiac´, to nie jest tajemnica. – Rozumiem. Wspo´łczuje˛. – To było okropne. Ale zdarzyło sie˛ dawno temu i prosze˛ mi wierzyc´, tak jest o wiele lepiej dla Rosie i dla mnie. – Usiadł naprzeciwko Sary. – Czy kawa jest dobra? – zagadna˛ł. Sara cofne˛ła sie˛ odruchowo, wola˛c znalez´c´ sie˛ nieco dalej od niego. Czyz˙by ktos´ ja˛ kiedys´ napas- tował? – przyszło mu do głowy. Był krzepkim me˛z˙czyzna˛ i Sara mogła sie˛ go bac´. Nie zadawał jednak osobistych pytan´. Wie- dział z dos´wiadczenia, z˙e tak be˛dzie lepiej dla nich obojga. – Mieszka pan tu sam? – upewniła sie˛. Naj- widoczniej zamierzała go wypytywac´. 19TAJEMNICA SARY
– Mieszkamy we dwoje z Rosie – us´cis´lił, kolej- ny raz marszcza˛c brwi. – Czy aby na pewno nie jest pani dziennikarka˛? Bo pyta mnie pani o rzeczy, kto´re najcze˛s´ciej interesuja˛ dziennikarzy. – Nie! – odparła zniecierpliwiona. Spus´ciła gło- we˛. Po chwili podniosła wzrok i wyjas´niła: – Za- stanawiam sie˛ nad podje˛ciem u pana pracy... – Słucham? – Matt był zaskoczony. – Moz˙e zostałabym opiekunka˛ Rosie? Jes´li mnie pan przyjmie... 20 ANNE MATHER
ROZDZIAŁ DRUGI Matt wydawał sie˛ oszołomiony. Sara pomys´lała, z˙e jego wyraz twarzy nie pasuje do me˛skiej, suro- wej urody. Wygla˛dał na zdecydowanego me˛z˙czyz- ne˛, człowieka z charakterem. Miał pocia˛gła˛ twarz, był nieogolony, co dodatkowo podkres´lało mocny zarys jego szcze˛ki. Ale przeciez˙ moja propozycja jest naprawde˛ zaskakuja˛ca – mys´lała Sara. Niecodziennie przyje- z˙dz˙a do domu samotnego me˛z˙czyzny nieznana, byc´ moz˙e podejrzana kobieta, i prosi o prace˛. Matt mo´gł sie˛ jej obawiac´. Nie podała nazwy z˙adnej agencji pos´rednictwa, nie pokazała z˙adnego doku- mentu. Mogła byc´ oszustka˛, złodziejka˛. Choc´ oszust- ka z pewnos´cia˛ nie pro´bowałaby oszukac´ czy tez˙ okras´c´ znanego człowieka. A moz˙e to głupi pomysł? – zastanawiała sie˛, mys´la˛c o własnej propozycji. W kon´cu ona takz˙e nie znała Matta Setona, nie wiedziała, jaki ma charakter. Poza tym nigdy nie była opiekunka˛. Była wprawdzie nauczycielka˛ w szkole podstawowej, ale wydawało jej sie˛, z˙e to było bardzo dawno temu, w poprzednim z˙yciu. Była wo´wczas bardzo młoda i naiwna. – Naprawde˛ chciałaby pani zostac´ opiekunka˛
Rosie? – upewnił sie˛ Matt, przygla˛daja˛c sie˛ jej podejrzliwie. – Wczes´niej nie mo´wiła pani, z˙e szuka pracy. Szukam schronienia, nie pracy – pomys´lała. Nie mogła tego głos´no powiedziec´. Poprzedniego popołudnia wyjechała z Londynu, nie maja˛c z˙ad- nych zamysło´w poza jednym: uciekac´. Chciała jak najszybciej znalez´c´ sie˛ moz˙liwie najdalej od Maksa. Nie była w stanie teraz o tym mys´lec´. Potrzebo- wała czasu na uspokojenie sie˛, na to, aby rozwaz˙yc´ krok, na jaki sie˛ zdobyła. – Nie dlatego tu sie˛ znalazłam, ale praca by mi sie˛ przydała – odpowiedziała. – Czy byłby pan zainteresowany? – Byc´ moz˙e. Czy ma pani dos´wiadczenie w pra- cy z dziec´mi? – spytał. – Mam. – Nie chciała kłamac´, ale obawiała sie˛, z˙e be˛dzie musiała. Im dłuz˙ej wyobraz˙ała sobie siebie w roli opiekunki dziecka Matta, tym bardziej podobał jej sie˛ ten obraz. Byc´ moz˙e włas´nie tego potrzebowała – miałaby gdzie mieszkac´, zarabiała- by na utrzymanie i znikne˛łaby na dłuz˙ej. Było mało prawdopodobne, z˙eby ktokolwiek ja˛ tu znalazł. – Uczyłam w szkole podstawowej – oznajmiła. – To znaczy, z˙e ostatnio pani nie uczy? – upew- nił sie˛. – Nie, ostatnio nie. – Dlaczego? – Przestałam uczyc´ jakis´ czas temu. Ale to nie 22 ANNE MATHER
jest cos´, co sie˛ szybko zapomina – odpowiedziała wymijaja˛co. – Czym sie˛ pani zatem zajmowała? – wypy- tywał. Walka˛ o własne ja! – pomys´lała. – Wyszłam za ma˛z˙ – odparła, zachowuja˛c spo- kojny ton. – Mo´j ma˛z˙, to znaczy mo´j były ma˛z˙, nie zgadzał sie˛, z˙ebym pracowała. Była to prawda. – Rozumiem. – Wzrok Matta był tak przenik- liwy, z˙e Sarze wydawało sie˛, iz˙ ten człowiek potrafi czytac´ w mys´lach. Jes´li był az˙ takim znawca˛ ludz- kiej duszy, wiedział, z˙e Sara mo´wi mu tylko tyle prawdy, ile było konieczne, z˙eby robiła wraz˙enie osoby wiarygodnej. – Czy mieszka pani w tej okolicy? – zapytał. – Ska˛d pani pochodzi? Zadawał mno´stwo pytan´. Sara miała ochote˛ skłamac´, ale wiedziała, z˙e jej nie uwierzy. Miejs- cowi mieszkan´cy mo´wili innym dialektem. – Pochodze˛ z południowej Anglii, gdzie do nie- dawna mieszkałam – powiedziała. – Az˙ do czasu kiedy wypoz˙yczyła pani samo- cho´d, z˙eby pojechac´ jak najdalej na po´łnoc, praw- da? Co sie˛ stało? Czy ma˛z˙ porzucił pania˛ dla innej kobiety, wie˛c postanowiła pani znikna˛c´, z˙eby sie˛ denerwował? – Nie! – Dlaczego natrafiła na tak przenikliwe- go człowieka, dlaczego doprowadziła do tego, z˙e włas´nie ja˛ przesłuchiwał? – Po... – zaja˛kne˛ła sie˛ 23TAJEMNICA SARY
– powiedziałam panu, rozwiodłam sie˛. Chciałam zmienic´ otoczenie, to wszystko. Przypadkiem trafi- łam do pan´skiego domu i pomys´lałam, z˙e okolica mi odpowiada. – I zdecydowała sie˛ pani zostac´ opiekunka˛moje- go dziecka, skoro tylko pani usłyszała, z˙e kogos´ takiego potrzebuje˛ – dokon´czył. – Prosze˛ wybaczyc´, ale w z˙yciu nie słyszałem podobnego steku bzdur. – Alez˙ to wszystko prawda! – zapewniła. Wie- działa, z˙e jej słowa brzmia˛ jak mało udatna pro´ba ratowania sie˛ przed demaskacja˛. A przeciez˙ na- prawde˛ chciała zostac´ opiekunka˛ u Matta. Potrze- bowała tej pracy. – Czy rzeczywis´cie szuka pan opiekunki, czy tez˙ nie? – spytała. – Szukam, jednak nie wiem, czy ma pani od- powiednie kwalifikacje. Sara westchne˛ła. – Dwa lata uczyłam w szkole podstawowej. W Londynie – dodała. Chciała wymienic´ nazwe˛ szkoły, ale uznała, z˙e byłoby to ryzykowne. – Jak powiedziałam, przestałam tam pracowac´, kiedy wyszłam za ma˛z˙. – Czy ma pani jakis´ dowo´d na to? S´wiadectwo pracy, referencje? Sara zwiesiła głowe˛. – Nie przy sobie. – Ale moz˙e pani zdobyc´ te dokumenty? – Nie tak łatwo... – I co ja mam z pania˛zrobic´? – Matt us´miechna˛ł sie˛ kwas´no. 24 ANNE MATHER
Sara powoli podniosła wzrok. Podje˛ła jeszcze jedna˛ pro´be˛ przekonania Matta do swojej propo- zycji. – Praca u pana naprawde˛ by mi odpowiadała – powiedziała. – Nie be˛de˛ udawac´, z˙e nie jest mi potrzebna. Naprawde˛ byłam nauczycielka˛, i to bar- dzo wysoko oceniana˛, choc´ nie jestem w stanie tego teraz udowodnic´. Moz˙e przyja˛łby mnie pan na tygodniowy okres pro´bny? W kon´cu zawsze moz˙e mnie pan zwolnic´. – Zbyt wiele mam do stracenia – mrukna˛ł. – Nie zostawie˛ mojej co´reczki z byle kim. Jest dla mnie zbyt waz˙na. Przykro mi. Sara wstała. – Mnie ro´wniez˙ – szepne˛ła, schylaja˛c sie˛ po plecaczek. – Gdybym mogła jednak skorzystac´ z telefonu... – Chwileczke˛... – Matt takz˙e wstał i zasta˛pił jej droge˛. – Prosze˛ mi powiedziec´, czy naprawde˛ no- cowała pani w Morpeth, czy było to jedno z pani kłamstw? – Czy to ma jakies´ znaczenie? Sara bardzo sie˛ starała zachowac´ spoko´j, lecz wcia˛z˙ miała s´wiadomos´c´, z˙e jest zupełnie bezbron- na. Kiedy rozmawiała z Mattem o pracy, czuła sie˛ wzgle˛dnie bezpieczna. Ale teraz stał naprzeciwko i blokował jej wyjs´cie. Nie wierzył jej. Czy zamie- rzał zgłosic´ jej przybycie policji? Jes´li to zrobi, jes´li poda jej rysopis, jak szybko policja ja˛odnajdzie? Ile jeszcze czasu be˛dzie mogła cieszyc´ sie˛ wolnos´cia˛? 25TAJEMNICA SARY
– Prosze˛ mi odpowiedziec´. – Matt włoz˙ył re˛ce do kieszeni wytartych, dopasowanych dz˙inso´w. – Nie, nie nocowałam w Morpeth – wyznała nieche˛tnie. – Czy moge˛ juz˙ skorzystac´ z telefonu? – Jechała pani cała˛ noc z Londynu, prawda? Cała˛ albo prawie cała˛, pewnie wyruszyła pani w nocy. – Tak. – Musi byc´ pani wyczerpana. – Jakie to moz˙e miec´ dla pana znaczenie? – Sara rozes´miała sie˛ nerwowo. Matt milczał dłuz˙sza˛ chwile˛. – Nie jestem całkiem bez serca – odpowiedział w kon´cu. – Potrafie˛ rozpoznac´ uciekiniera, to wszystko. Moz˙e usia˛dzie pani z powrotem, zrobie˛ pani s´niadanie. Potem zatelefonuje˛ do warsztatu samochodowego, a pani byc´ moz˙e be˛dzie mogła w tym czasie troche˛ odpocza˛c´. Sara z niepokojem patrzyła Mattowi w oczy. – Ja tez˙ nie jestem całkiem głupia – rzuciła szybko. – Co pan sobie wyobraz˙a? Jak pan moz˙e nazywac´ mnie uciekinierka˛? Powiedziałam, z˙e chciałam zmienic´ otoczenie, doszłam do wniosku, z˙e tego potrzebuje˛... – Pamie˛tam, co pani powiedziała – przerwał jej. – Ale chyba nie spodziewa sie˛ pani, z˙e uwierze˛ w pani słowa? – Nie obchodzi mnie, co pan sobie pomys´li! – Och, mam wraz˙enie, z˙e bardzo pania˛ ob- chodzi. 26 ANNE MATHER
– Dlaczego? – Dlatego z˙e przyszło pani do głowy, z˙e moge˛ zechciec´ sprawdzic´ to, co mi pani powiedziała. – Nie zrobi pan tego! – Mys´le˛, z˙e powinienem. – Nie ma pan prawa! Nie jestem dzieckiem ani nawet nastolatka˛. Moge˛ jez´dzic´, doka˛d chce˛. – To prawda – zgodził sie˛. – Jednak osoby, kto´re po prostu dochodza˛ do wniosku, z˙e przydałaby im sie˛ zmiana otoczenia, nie wyjez˙dz˙aja˛nagle w s´rod- ku nocy wypoz˙yczonym samochodem, bez doku- mento´w. – Prosze˛ mnie po prostu wypus´cic´ – powiedzia- ła zme˛czonym głosem. – Juz˙ nie chce˛ dzwonic´. Jes´li auto nie da sie˛ uruchomic´, poszukam pomocy gdzie indziej. Prosze˛ zapomniec´, z˙e mnie pan wi- dział. – Nie moge˛ tego zrobic´. – Matt westchna˛ł. – Dlaczego? – Poniewaz˙ mys´le˛, z˙e potrzebuje pani pomocy. Moz˙e zechce mi pani opowiedziec´, co sie˛ naprawde˛ stało.Przypuszczam, z˙e miała pani bardzo powaz˙na˛ kło´tnie˛ z me˛z˙em i pod wpływem impulsu postano- wiła od niego uciec. Czy mniej wie˛cej odgadłem? – Juz˙ panu mo´wiłam. Nie mam me˛z˙a – od- powiedziała zme˛czonym głosem. – Nie ma pani – powto´rzył z ironia˛ w głosie. – Rozwiodła sie˛ pani i wcia˛z˙ nosi obra˛czke˛ oraz piers´cionek zare˛czynowy, z˙eby cze˛s´ciej mys´lec´ o byłym me˛z˙u. 27TAJEMNICA SARY
Sara zapomniała o obra˛czce i piers´cionku. Tak sie˛ do nich przyzwyczaiła... Maks ws´ciekał sie˛ zreszta˛, kiedy tylko pro´bowała je czasem zdejmo- wac´. Juz˙ nie zdawała sobie sprawy ze znaczenia noszonej obra˛czki. Nagle zakre˛ciło jej sie˛ w głowie. Kiedy ja ostat- nio jadłam? – pomys´lała. Wczoraj, ale mało, chyba tylko s´niadanie. Nawet nie pamie˛tała, czy jadła lunch. W ogo´le niewiele pamie˛tała z tego, co sie˛ wydarzyło przed wieczornym powrotem Maksa. Nie mogła za to zapomniec´ widoku Maksa lez˙a˛- cego u sto´p schodo´w. Zbiegła za nim, przykle˛kła i desperacko pro´bowała wyczuc´ puls. Nie była w stanie, za mocno drz˙ały jej re˛ce. Była pewna, z˙e on nie oddycha. Nie z˙yje! – pomys´lała wtedy. Zachwiała sie˛ ze zme˛czenia. Matt wycia˛gna˛ł ku niej re˛ke˛. Cofne˛ła sie˛ z przeraz˙eniem, boja˛c sie˛ jego dotyku. Co sie˛ ze mna˛ dzieje? – mys´lała. Przeciez˙ nie moge˛ tu zemdlec´. Ten człowiek mnie zdemas- kuje. Nie powinnam była tu wchodzic´ ani prosic´ go o pomoc. Przeciez˙ chciałam wolnos´ci, niezalez˙no- s´ci... Otworzyła oczy i zobaczyła poruszaja˛ca˛ sie˛ za- słone˛. Słon´ce os´wietlało brzoskwiniowe s´ciany, stare, eleganckie meble, bladozielona˛ kołdre˛. Gdzie ja jestem? – pomys´lała. Uniosła sie˛ na łokciu i rozejrzała po nieznanej sypialni. Rozpoznała tylko swoja˛kurtke˛ narzucona˛ 28 ANNE MATHER